Skocz do zawartości

Ranking użytkowników

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 10.07.2017 uwzględniając wszystkie miejsca

  1. I moje dzisiejsze plamki... 10.07.2017 godz. 11:29 CEST SW ED 80/600 + barlow Hyperion zoom 2.25x , Nikon D 3200, ND 3,8 + Baader O III ISO 200, czas 1/2500 s. 20 klatek, PIPP, AS 2, FastStone Image Viewer 5.5 i sama grupa w rozmiarze jak schodzi z matrycy: I jeszcze próba z barlowem z przedłużką 10 klatek , czas 1/800 sek. ISO 200 11:42 CEST
    8 punktów
  2. Dzisiejsza 2665 N 200/1000,ND 3.8,made telextender 5x,imx249,uv/ir-cut,red gso AS!2(20%z 1000kl)Obróbka imppg. Ciężkie warunki Dla porównania jeszcze wczorajsza.
    6 punktów
  3. Księżyc nad lasem ? 09.07.2017 Wczorajszy zachód Słońca nad Szczecinem był bardzo ładny a na niebie wisiało tylko kilka cienkich chmurek. Rzuciłem okiem na widok z satelity w internecie, z zachodu już płynęły większe chmury ale jeszcze przez dobre pół godziny powinno być czysto. Na wschodzie było czyściutkie niebo nad fragmentem lasu który widać z mojego okna. Zanim jeszcze zaszło Słońce rozstawiłem w oknie sprzęty: statyw z aparatem SL1000 a obok na EQ3-2 powiesiłem poczciwego SW80/400, włożyłem w kątówkę okular GSO 15mm SV z wkręconym filtrem szarym ND 0.9 ? byłem gotowy na powitanie wschodzącego Księżyca który powinien się pojawić gdzieś tam nad tym kawałkiem lasu. Pozostało tylko czekać... Stellarium pokazywało, że Księżyc wyjdzie gdzieś ok. 21:40, liczyłem na kilka minut później ze względu na pokaźnie drzewa w lesie. Czas jakby się dłużył i minuty płynęły wolno co jest jakoś nie do pomyślenia w dzisiejszych czasach ale jednak. ?No i gdzie ten Łysy?? - pomyślałem sobie, chowa się za lasem i nie chce się pokazać, nieśmiały jakiś czy co? W końcu... jest! Wyłonił się, natychmiast dopadłem aparat i pstryknąłem kilka zdjęć na różnych ustawieniach w trybie manualnym operując zoomem i czasem migawki. Tak ładnie mi się pokazał za drzewami: Teraz co jakiś czas robiłem kolejne zdjęcia i zerkałem przez ustawionego SW80/400. Bardzo lubię widok Księżyca w tym sprzęcie ze wspomnianym okularem i filtrem. Najpierw pomarańczowa a z czasem złota piękna kulka, ostry czyściutki obraz, minimalnie widoczne falowanie ciepłego powietrza na krawędziach tarczy. W powietrzu śmigały jerzyki śmiało popiskując, co jakiś czas przecinały tarczę Księżyca, to bliżej, to dalej. Ale najpiękniejszy moment był jak Księżyc zawisł nad szczeliną drzew i kiedy spojrzałem przez okular w refraktorze zobaczyłem jak w oddali leci na tle tarczy Księżyca grupa ptaków, nieco na ukos w jego kierunku bo robiły się coraz mniejsze by w końcu zniknąć gdzieś w ciemnościach kiedy już przeleciały przez całą widoczną tarczę. Bardzo klimatyczny widok, nie chciałem odrywać oka od okularu więc niestety nie uwieczniłem tego na zdjęciu ale było to mniej więcej w tym momencie: W końcu Księżyc wzbił się ponad drzewa i ?wystrzelił? w przestworza. Kilkanaście minut samej przyjemności, niby nic wielkiego ale jednak. Została pamiątka w postaci zdjęć i niezapomniany widok lecących w stronę Księżyca ptaków. Krótka i bardzo udana sesja, na koniec wklejam zmontowane w jeden obraz zdjęcia
    5 punktów
  4. To teraz ja chociaż jak patrzę na te ostre, wypieszczone zdjęcia to strach Więc tak: Montaż dobsona z prowadzeniem białkowym , z Synty 8'' Zdjęcia z niedzieli kiedy to wystawiłem majdan na parking wywołując małe zamieszanie wśród sąsiadów (dlaczego widok z teleskopu z aparatem wywołuje takie zamieszanie?) EOS 760D i ZWO ASI 120MM. Zestackowane programem Autostakkert 3, wyostrzone w Registax, kolor uzyskany przez manipulacje krzywymi w Faststone Image Viewer.
    5 punktów
  5. Udało mi się zrobić grupę dziś tj. 09.07.2017 o godz.17.20
    5 punktów
  6. NGC 6888 - Crescent. Kadr znany chyba wszystkim miłośnikom nieba. Zbieranie materiału 3,4,5-07-2017 a więc przy Księżycu 69-85% Moim zdaniem nie jest źle ale wiadomo - doświadczone oczy widzą więcej. Zapraszam zatem do opiniowania fotografii. Zdjęcie dedykuję wszystkim, którzy ze względu na pogodę nie mogą spojrzeć w niebo. Dane. Data: 3,4,5-07-2017 Obiekt: NGC 6888 Teleskop: SW 150/750 Detektor: Atik 383L+Mono Czas: 34x600s Ha
    4 punkty
  7. Łabędź wylazł i kusi jak nie wiem, nawet prawie pełnia mnie nie zniechęciła dwa dni temu do szybkiego wglądu, tym razem w łabędzi kuper. 24 klatki po 5 minut, Samyang 135/2, QHY163M + Baader Ha, Smart EQ.
    4 punkty
  8. 5. 09.07.2017, 21:50 ? 22:25 Warunki: bezchmurne niebo, seeing 8/10, Sprzęt: Celestron 127 SLT, okulary Vixen ortho 12,5mm Obserwowane obiekty: Księżyc (100%), Jowisz, Saturn Wczoraj miałem okazję zobaczyć najładniejszego Saturna w moim życiu. Ale od początku. Nie nastawiałem się wczoraj na obserwacje tylko na szybkie sprawdzenie czy nikt nie ukradł Księżyca i planet. Teleskop na balkonie od 20:00 czekał na mnie wyrównując temperaturę. Przed 22:00 byłem wolny i szybko wyskoczyłem zobaczyć co tam ciekawego na niebie. Jowisz chwilami prezentował się zacnie, widoczne dwa główne pasy, pociemnienia biegunowe tym razem były bardzo dobrze widoczne, pięknie odcięte od reszty, zauważyłem jakiś pomarańczowy pas obok jednego z pasów równikowych. Ponadto na pasach majaczyły mi takie "pojaśnienia" bądź poszarzenia. Myślę, że to mogły być majaki mniejszych zawirowań w atmosferze. WCP bardzo dobrze widoczna. Na początku Trójka Księżyców towarzyszyła Jowiszowi by później czwarty wyłonił się z tarczy planety. Prawie najlepsze kolory Jowisza w tym sezonie właśnie były wczoraj, szkoda, że z atmosferą było inaczej. Przez widok w okularze ciągle przesuwały się fale powietrze zacierając widok, musiałem naprawdę wytężyć wzrok żeby dojrzeć te pojaśnienia w pasach, a dokładniej w pasie na którym jest WCP. Po jakimś czasie zwróciłem się ku Saturnowi. Świetny kolor planety, na równiku jasny, wyżej ciemniejszy pas, dalej znowu jaśniejszy i na czubku znowu ciemniejszy. Pierścienie świetnie odcięte od planety, doskonale równe, Cassini widoczny po bokach planety. Pokazałem żonie i również była zachwycona. Pod koniec obserwacji, kiedy miałem się zbierać do środka zobaczyłem najpiękniejszego Saturna w moim życiu. Było to może 10 sekund idealnej atmosfery (idealnej przynajmniej do mojego powiększenia około 120x). Cassini widoczny po całej linii, nawet w takim małym powiększeniu widziałem go z pewnością jako cieniutką aczkolwiek bardzo wyraźną linię, plus dodatkowo świetne odwzorowanie kolorów tego dnia złożyły się na ten bajeczny widok. Po chwili było po wszystkim i Saturn wrócił do swojego "gorącego tańca" zamazując skutecznie Cassiniego na środku planety i utrudniając dojrzenie kolorów planety. Na koniec zerknąłem przez lornetkę na Łysego ale nie lubię na niego patrzeć w pełni. Jednak nie było to bezowocne zerknięcie na Łyska, nareszcie "zobaczyłem" na Księżycu tą jego "uśmiechnięta twarz":) Zawsze mi żona mówiła, że się Księżyc śmieje a nigdy tego nie mogłem zobaczyć.
    4 punkty
  9. Wylazł sobie taki dzisiaj nad lasem
    3 punkty
  10. Dzisiejsze z godz 13.45 N 200/1000,imx249,uv-ir/cut,red gso Grupa 2665-barlow x2,telextender x5
    3 punkty
  11. Deszcz mnie wygonił do szwagra garażu ... więc zabrałem się za wrota - 120cm szerokości powinno wystarczyć. Widać również, że oryginalne akumulatorki od wkrętarki nie dają rady więc działam z troszkę większym akumulatorkiem
    2 punkty
  12. Ja dzisiaj przyłapałem tą protkę w towarzystwie zacnego obszaru AR2665 Sprzęt: TS102/1100 + etalon od Lunt50THa + BelOptik ERF + barlow TV x2 + ASI 178MM na EQ6
    2 punkty
  13. Żeby było widać tak jak u każdego - bieżąca fotografia i dane, coby nie szukać parę postów czy stron wcześniej. To naprawdę nic nie kosztuje a jak pomaga podziwiać.
    2 punkty
  14. Pora na weekendowe wietrzenie sprzętu . 09.07.2017 godz. 11:41 CEST SW ED 80/600 + barlow Hyperion zoom 2.25x , Nikon D 3200, ND 3,8 + Baader O III ISO 200, czas 1/1600 s. 15 klatek, PIPP, AS 2, FastStone Image Viewer 5.5
    2 punkty
  15. Od zarania dziejów ludzkość polowała. Z konieczności - by przeżyć czy to z przyjemności - wypełniając wolny czas, realizując siebie w jakiejś dziedzinie. Poluję i ja. Między innymi na Międzynarodową Stację Kosmiczną czyli nieco ponad 400 ton krążące po orbicie okołoziemskiej na wysokości ok. 400km. Dokładnie jutro mijają dwa lata kiedy po raz pierwszy ISS przeciął tarczę Słońca a ja w końcu po niemal dwuletnich próbach torpedowanych pogodą zrobiłem w końcu zdjęcie tego zjawiska. 30 czerwca 2015 roku debiutancki i chyba najlepszy jak do tej pory tranzyt tak bardzo mnie ucieszył, że dzień później zarejestrowałem się na FA by się tym faktem z Wami podzielić W ciągu ostatnich dwóch lat kilka razy polowanie zakończyło się sukcesem, prawdopodobnie podobna ilość prób spaliła na panewce przez pogodę. Przez ostatnie 3 miesiące moim celem było złapanie stacji w każdej możliwej konfiguracji: tranzyt słoneczny i księżycowy oraz przelot solo. 16 KWIETNIA 2017 Efemeryda w dniu 16 kwietnia była dość obiecująca. Było wszystko, Słońce, deszcz, śnieg z deszczem i mocny wiatr. Jak to przeważnie bywa musiałem udać się na miejscówkę, która była oddalona od Bochni o około 30km. Pod Proszowicami pojawiłem się 45 minut przed tranzytem. Zastała mnie piękna pogoda, ale porywisty wiatr nie wróżył niczego dobrego. Kilka testowych klatek i czekam. Chmury z zachodu nadciągały błyskawicznie więc ustawiłem jeszcze raz ostrość, zablokowałem wyciąg i pozostało mi tylko czekać. Stałem na uboczu dość ruchliwej drogi, ale w niedzielę wielkanocną ruch był niezbyt duży jednak wzbudzałem spore zainteresowanie podróżnych. Kwadrans do tranzytu - chmury, 10 minut przed - to samo, 5 minut - wciąż chmury. Czekam twardo bo skoro już przyjechałem to odczekam aż stoper oznajmi mi, że już nie mam po co czekać Minuta do tranzytu - jakieś niewielkie przejaśnienia przez które widać zamglone Słońce. 16 sekund przed tranzytem Słońce było jeszcze schowane za chmurami, wtedy mała dziura odkryła naszą gwiazdę, zwolniłem blokadę wyciągu, szybkie ostrzenie i ostatnie 5 sekund odliczania już w pełnej gotowości. Na matrycy załapało się 5 klatek ze stacją na tarczy razem z przesuwającymi się chmurami. Seeing niestety słaby, wiatr zrobił swoje. Ale warto było czekać! W wyciąg wkręciłem filtr Ha 35nm wobec czego nasza gwiazda jest krwiście czerwona. 10"/1200mm, Pentax K-5 w ognisku głównym, folia Baader ND3.8, wkręcony Baader Ha 35nm, ISO200, 1/2000 godzina 14.08'44,4" rozmiar kątowy ISS: 50,37" odległość 536,4km czas tranzytu 0,82s Jak dynamiczna była pogoda w czasie tranzytu pokazuje gif (9 klatek w tym 5 ze stacją na tarczy): 25 MAJA 2017 Pod koniec maja był okres pojawiania się ISSa na wieczornym niebie w jasnych przelotach. Jako, że Słońce już dość płytko chowa się o tej porze pod horyzont jednej nocy można obserwować nawet trzy jasne przeloty. Pogoda z końcówki maja nie rozpieszczała i w końcu 6 dni przed końcem miesiąca sprzęt po polowaniu na samoloty został w ogrodzie z zamiarem sfotografowania Międzynarodowej Stacji Kosmicznej w przelocie solo. Gdy wyszedłem za dom 20 minut przed przelotem rzuciłem okiem na kilka gwiazd i wiedziałem, że warunki są dość średnie ponieważ nie dało się fajnie wyostrzyć żadnej z nich. Sporo wilgoci w powietrzu, ale co tam, spróbować trzeba. Przeloty na nocnym niebie nieco różnią się od tranzytów, przy których jedynie celuję w Słońce lub Księżyc i czekam na odpowiedni moment. Stacja porusza się bardzo szybko (27600km/h) i wycelowanie szukaczem (tu nie ma problemu) a następnie umiejscownie jej w wizjerze (tu jest problem) nie jest łatwe. Zwłaszcza jak ma się nieco rozregulowany szukacz Nerwowych kilka namierzań i w końcu jest! W wizjerze to już jest walka. ISS zasuwa na tle gwiazd, ja staram się ustabilizować śledzenie i jednocześnie ostrzę. Seria kilkunastu zdjęć, znowu ostrzę i tak kilka razy. Gdy tubus jest już blisko mnie muszę zrobić krok w tył. Oczywiście Stacja na chwilę ucieka z wizjera, ale jej blask jest tak duży, że szybko ją namierzam! Kolejne serie i po około minucie walki obserwuję jak powoli zmierza ku wschodniemu horyzontowi. W 95% przypadków kiedy robię fotografię Stacji solo pot na czole jest obecny, nie inaczej jest i tym razem. Ale walka wygrana! 25 maja 2017, godz. 22.42, odległość 425km, -4.0mag 10"/1200mm, Pentax K-5, barlow TVP 2x, ISO400, 1/500, pojedyncza klatka. 03 CZERWCA 2017 Kolejna okazja do wypełnienia zadania nadarzyła się 3 czerwca kiedy to w nieodległej ode mnie lokalizacji ISS przecinał Księżyc oświetlony prawie w 3/4. Dodatkowym smaczkiem jest fakt, że tranzyt jest tuż po 18. Moja pierwsza okazja złapania Stacji za dnia na Księżycu. Gdy już miałem się pakować nieoczekiwanie żona wkroczyła do akcji i pojechała na spotkanie z koleżanką, o którym przecież "wcześniej mi mówiła" No cóż, zostałem z dwoma córkami. Co zrobić, trzeba fotografować z domu. Wiedziałem, że pas tranzytu nieznacznie mija mój dom, ale bardzo niewiele. Po sprawdzeniu okazało się, że Księżyc i ISS zmieszczą się w jednym kadrze. Pogoda w miarę pewna, w ogrodzie rozłożyłem sprzęt i zrobiłem kilka testowych klatek. Pamiętając, że muszę mieć czas w okolicach co najmniej 1/1600 lub 1/2000 by ISS złapać ostro dostosowałem ISO w aparacie. Na kilka minut przed tranzytem córka koniecznie chciała mi pomóc a jedyną czynność jaką mogła wykonać to trzymanie stopera, który odliczał czas do tranzytu. Z kamieniem na sercu dałem go jej, ale spisała się wzorowo Tradycyjnie 5 ostatnich sekund zostało "wypikane" a ja potraktowałem Ksieżyc serią. Stacji nie zauważyłem w czasie przelotu, ale po sprawdzeniu klatek oczywiście była obecna. Pierwszy dzienny przelot ISS zaliczony! Tym bardziej cieszy, że w doborowym towarzystwie Księżyca. 3 czerwca 2017, G1807 10"/1200mm, Pentax K-5, ISO250, 1/2000 Księżyc: 72,4% ISS: 36,96"; 747,63km 20 CZERWCA 2017 Na tranzyt 20 czerwca nie nastawiałem się za bardzo ponieważ 2 dni wcześniej miałem jeden z najlepszych w tym roku, ale jak to często bywa pogoda storpedowała polowanie. Może to i dobrze bo w niedzielę 18-go żona miała bieg w Niepołomicach i byłem kierowcą gdyby była pogoda ja byłbym pochmurny widząc Słońce i wiedząc, że ISS zaraz przetnie tarczę. Zatem 20-go zaraz po pracy podjechałem 5 km na południe od Bochni i bez jakiejś większej historii tranzyt zaliczyłem. Żałuję, że nie zabrałem żadnego filtra poza folią Baadera. Jedyną "atrakcją" było to, że podczas 30-minutowego oczekiwania nie było kierowcy, który by nie zwolnił na widok betoniarki Stałem przy dość ruchliwej drodze Bochnia-Limanowa i nawet dwóch zatrzymało się zaciekawionych co robię. Kilka minut przed tranzytem spotkałem Kolegę, który mieszka nieopodal a z którym fotografujemy samoloty. Towarzyszył mi do końca, był ciekawy jak to robię. Jak stwierdził "żadnej magii w tym nie ma, ale trzeba być precyzyjnie przygotowanym" Jak zwykle 10"/1200mm, Pentax K-5, ISO100, 1/8000, filtr Baader ND3.8, pojedyncze klatki 20 czerwca 2017 / G16h11m54,08" Rozmiar ISS 45,79" Odległość do stacji 606, 28km, czas tranzytu: 0,89s 27 CZERWCA 2017 Końcówka czerwca to czas kiedy tranzyty ISS na tarczy słonecznej są najbardziej efektowne przez potencjalnie największy rozmiar kątowy stacji sięgający a czasem nieznacznie przekraczający 60". 18.VI w chmurach mi zwiał tranzyt z rozmiarem stacji 59,54" a 27.VI miałem najlepszy tegoroczny pod tym względem: 59,84" Wyjechałem z Bochni o 12.20, godzinę przed zdarzeniem. Linia centralna przebiegała niecałe 8km ode mnie, ale w centrum było kiepsko z parkingiem więc zatrzymałem się ok. 500m na północ od centrum. Niestety z zachodu nadciągał front a z nim sporo chmur. Po niecałych 20 minutach byłem na miejscu, rozłożyłem sprzęt, testowo parę zdjęć Słońca - ostrość ok. Na szczęście na powierzchni naszej gwiazdy jest rejon aktywny AR2664, który znacznie ułatwił ustawienie fokusa. Z minuty na minutę coraz większe mleko nadciągało i były chwile kiedy Słońce na chwilę znikało pod grubą pierzyną chmur. 2-3 minuty przed byłem pewien, że tranzyt sfotografuję, ale przez cienką warstwę chmur. Jak zwykle stoper odliczył mi ostatnie 5 sekund, migawka wciśnięta. ISS na tarczy, ja zaś kolejny raz z tarczą 27 czerwca 2017 / G13h20m26,42" 10"/1200mm, Pentax K-5, ISO100, 1/6400, filtr Baader ND3.8, pojedyncze klatki Rozmiar ISS 59,84" Odległość do stacji 465,11km, czas tranzytu: 0,57s Plany na drugą połowę roku to sfilmowanie tranzytu kamerką, która robi 240 klatek na sekundę (chyba, że znajdę jeszcze lepszą). Zawsze o tym myślałem... No i wciąż niespełnione marzenie, podwójny tranzyt: ISS + samolot. Tak, to marzenie przez wielkie M, chyba największe.
    1 punkt
  16. AAA - znaczy Africa Astronomy Adventure, a mówiąc po ludzku - nasz tegoroczny wypad do RPA. Na dobry początek - foty. Dojechaliśmy, 10000 km to jednak kawałek drogi. Jest pogoda (i będzie przez wszystkie kolejne osiem nocy), no to z marszu rozkładamy klamoty; na zdjęciach poniżej chałupka MaPy i Domka (będąca jednocześnie sztabem operacji AAA ). Tu z kolei mieszkam ja i Jurek (Krater). " Wizualne" stanowisko dowodzenia Plac obserwacyjny za dnia (nie wszytko jest nasze - widoczne na pierwszym planie SCT na widłach i genialny do skanowania Drogi Mlecznej Nikon 10x70 na żurawiu są własnością dwóch przesympatycznych lokalnych miłośników astronomii - Pietera i Dennisa, którzy nawiedzili nasz minizlocik). Czas objechać włości w poszukiwaniu dzikiej fauny. Coś tam widzimy, choć nie zawsze jest to dziczyzna. Planowanie obserwacji to czysta przyjemność, z kolei zespołowe grillowanie mięsa ze strusia to już poważniejsze przedsięwzięcie. Nasza sąsiadka Tego typu widoki z tarasu farmy Woutera to nic nadzwyczajnego. Przyspieszony kurs samoobrony przed dzikim zwierzem. Nie wszystkie wieczory były pogodne, ale noce - owszem. Krzyż Południa z Workiem Węgla, Kil i Centaur zachodzą nad naszą chatką. Sprzętu Ci u nas dostatek, ale najsensowniej do tematu podszedł Jurek. Nadzwyczaj sympatyczni uczestnicy AAA 2016 grupowo i w komplecie. Piesze wycieczki po okolicy są jak najbardziej wskazane, bo można przykładowo spotkać tam takie dziwne konie, a i panoramy są całkiem, całkiem. O reszcie, czyli jakości nieba, warunkach i samych obserwacjach napisze, gdy już się wyśpię.
    1 punkt
  17. Razem z kolegą zastanawialiśmy się nad nazwą obserwatorium ,jedni mają RODOS ja mam ATACAMĘ :-) Nazwa może jest bez sensu , ale jest wesoło :-) Atrakcyjna Tymczasowa Agroturystyczna Całoroczna Amatorska Miejscówka Astronomiczna Budowę zacząłem od postawienia piera. Na początku wykopałem dół 1x1x1m i zalałem go betonem ,a jako formy piera i podstaw pod filary użyłem rury kanalizacyjnej o przekroju 15cm. W sumie zeszło mi 27 worków betonu. Budka jest dość mała , tylko 2x2m więc wystarczyły mi kątówki 8x8cm. Budowę szkieletu zacząłem od skręcenia dolnej ramy i zakotwienia jej do wcześniej zalanych betonem podstaw. Potem dokładałem ścianę tylną i przednią ponieważ jako prowadnic dachu wykorzystałem krokwie dachowe o długości 5m. Długo zastanawiałem się z czego zrobić elewację, czy płyta OSB, czy deski elewacyjne. Wybrałem się do pobliskiego tartaku i zakupiłem zwykłe deski 25cmx2,3cm . Za przysłowiową flaszkę dałem je do oszlifowania. Takie rozwiązanie wyszło najtaniej. Deski elewacyjne kosztują 32zł za m2 , deski surowe 20zł/m2. Do tego oczywiście trzeba doliczyć koszt zakupu farby. Do pokrycia dachu użyłem papy i gontu. Przy takim rozwiązaniu mam pewność że podczas deszczu nie będę miał zalanego sprzętu. Na razie dach jest odsuwany ręcznie. Jeżeli chodzi o zdalne sterowanie sprzętem to używam minikomputera RaspberryPi3 który obsługuje mi cały setup. Z RPi łączę się przez Przeglądarkę Chrome. W planie mam zainstalować kamerki i zdalne odsuwanie dachu, i tutaj prosiłbym o wasze podpowiedzi ,jakie rozwiązanie odsuwania dachu się sprawdza najlepiej.
    1 punkt
  18. Cześć Chciałbym zaprezentować swoje elektroniczne koło filtrowe 7x1.25". gdyż to właśnie elektronicznego koła filtrowego brakowało do pełnej automatyzacji pracy zestawu. Zaczynając od części mechanicznej - obudowa koła wykonana została w technologii CNC z aluminium, posiada ona wyprowadzone gwinty M42x0.75 (u mnie jeden trafia do SBIGa, w drugi wkręcam MPCC). Wnętrze koła, karuzela mieszcząca 7 filtrów 1.25", jest podwójnie łożyskowana, opiera się na łożysku igiełkowym, co zapewnia równoległe ułożenie filtrów do obudowy (w manualnym kole karuzela mi się chwiała :/). Jeśli chodzi o część elektroniczną, koło napędzane jest miniaturowym silnikiem krokowym, z kontrolą pozycji dodatkowymi liniowymi czujnikami halla. Całość zasilana jest z portu USB co minimalizuje okablowanie zestawu. Aktualna pozycja koła, oraz tryb pracy (o tym za chwilę) wyświetlane są na czerwonym, ledowym wyświetlaczu. Koło posiada 3 tryby pracy, może być sterowane z poziomu komputera i sterownika ASCOM, może być sterowane manualnie za pomocą przycisku na obudowie (przy zasilaniu np z powerbanka), a także może być sterowane przez kamery SBIG jako CFW przy bezpośrednim połączeniu z kamerą, co znacznie zmniejsza plątaninę przewodów. Złącze i przewody widoczne przy gnieździe USB służą do programowania i występują tylko w prototypie Zamawiając usługę CNC zmuszony byłem zamówić kilka sztuk obudowy, w związku z tym jeśli ktoś jest zainteresowany kołem proszę o kontakt na forum, przy kilku zamówieniach z ceną da się zejść do poziomu firmowych manualnych kół Poniżej film z działania koła:
    1 punkt
  19. Kolejny piękny dzień letniej pogody, aż miło było pospacerować z rodziną. Wieczorem zapowiadały się gwiazdy. Ostatnimi czasy zauważyłem, że bardzo spadła trafność prognoz pogody, więc żartobliwie zacząłem nazywać portale z prognozami, wróżbitami. A więc tego pięknego dnia wróżbita icm przewidywał wieczór w domu przy piwku, natomiast wróżbita sat24 zapowiadał brak chmur na tą noc. Zaufałem temu drugiemu, mimo ławic cirrusów przesuwających się nad moją głową. Dość późnym wieczorem spakowałem się i już przed 23 byłem na tym samym miejscu co ostatnio, niedaleko wsi Sulisław. Było jeszcze bardzo widno. Ze spokojem rozpakowałem sprzęt i uraczyłem się kawą z guaraną. Z każdą chwilą ściemniało się co raz bardziej. Nisko nad zachodnim horyzontem co raz bardziej wyłaniał się z blasku wieczornego nieba Lew, a we Lwie jedna z najpopularniejszym mir na niebie, R Leo. Szybko, by nie tracić cennych minut skierowałem na nią swojego Celestrona 15x70. Była to dość trudna obserwacja, gdyż R Leo świeciła zaledwie 6° nad horyzontem. Dobrą chwilę trwało nim wypatrzyłem charakterystyczną pobliską parę gwiazd, które za razem są gwiazdami porównania R Leo. Niestety zmienna zdawał się być słabsza od gwiazdy 6.4 mag. Na szczęście po chwili udało się mi dojrzeć jeszcze jedną, ciut słabszą gwiazdę porównania i ostatecznie ocenić R Leo na 6.5 mag. Wiadomo, że ze względu na niskie położenie nad horyzontem i blask wieczoru ocena ta nie była zbyt dokładna, ale na wykresie ze strony AAVSO można zauważyć, że moja ocena dość dobrze pasuje do pozostałych obserwatorów. Obserwacja dla mnie tym bardziej cenna i satysfakcjonująca , bo udało mi się pobić mój rekord w takiej mojej własnej konkurencji. Polega ona na tym by, w sezonie widoczności gwiazdy wyznaczyć dni, w których najpóźniej i najwcześniej widać daną gwiazdę. Poniżej wykres R Leo z AAVSO z zaznaczonymi moimi obserwacjami. Po udanych zmaganiach z R Leo, ze spokojem dopiłem kawę i dalej zachwycałem się widokiem późno wieczornego nieba. Już około 23:20 szło na niebie dostrzec Drogę Mleczną. Zabrałem się za dalsze ocenianie zmiennych. Na pierwszy ogień poszła Delta Sco, świecąca nieco jaśniej od 2 mag, a następnie szybkie oceny Bety Lyr i Alfy Her. Przez lornetkę oceniłem zbliżającą się do maksimum R Boo, której jasność oszacowałem na 8.5 mag, a po sąsiedzku, tak za jednym machem R CrB, która wreszcie wydaje się być nieco jaśniejsza od pobliskiej gwiazdy porównania 7.4 mag. Po za nimi, za tym podejściem oceniłem jeszcze T UMa, która była w wyjątkowo jasnym maksimum (6.7 mag!! co jest jedną z wyższych wartości jakie widziałem dla tej gwiazdy) i już słabnącą po maksimum mirydę X Oph. Po małym przywitaniu ze zmiennymi przeszedłem do meritum mojej wyprawy, czyli listy H 400. Sprzęt ten sam co ostatnio, czyli Synta 8 i do tego okulary ES 14 mm i ES 8.8mm oraz Scopos 30 mm. Najpierw Wolarz. Czaiły się w nim 4 galaktyczki do zaliczenia. NGC 5248 galaktyka spiralna z poprzeczką. Bliżej jej do gwiazdozbioru Panny niż Wolarza. Jako drogowskazu do niej skorzystałem z gwiazdy Epsilon Vir, następnie parę skoków i już byłem w jej okolicy. Jawiła się jako mgiełka nieco jaśniejsza w centrum. NGC 5676 kolejna galaktyka spiralna, znacznie wyżej, w pobliżu Wielkiej Niedźwiedzicy. Była to dość jednolita mgiełka, delikatnie podłużna. Co ciekawe przez Scoposa 30 mm nie widoczna NGC 5689 następna spiralna galaktyka, praktycznie leżąca po sąsiedzku. Widoczna jako mała, słaba mgiełka, lekko podłużna i jednolita. NGC 5557 nie co dalej na południe, dla odmiany galaktyka eliptyczna. Przez Syntę 8 widoczna jako mała mgiełka, leżąca w pobliżu jaśniejsze od niej gwiazdy. Po skompletowaniu obiektów z Wolarza, nadszedł czas na kolejne podejście do Wielkiej Niedźwiedzicy. Tym razem odwiedzałem rejony gwiazdy Beta UMa. Padły tutaj NGC: 4102, 4026, 4085, 4088, 3913, 3919,3610 i 3310. Praktycznie wszystkie widoczne jako większa lub mniejsze mgiełki. Padały praktycznie jedna po drugiej, bez większych oporów. NGC 4088 w ES 14 mm praktycznie zlewała się z tłem ale bez wątpienia była widoczna Obserwacja przebiegała gładko. Nagle obserwując NGC 3310 tuż za moimi plecami, może w odległości kilkunastu metrów niespodziewanie i donośnie zaczekał sarnik. Z wrażenia aż gorąco mi się zrobiło. W kilku nie cenzuralnych słowach wytłumaczyłem zwierzakowi co myślę o takich wygłupach. Cały ten zestaw galaktyk z Wielkiej Niedźwiedzicy zajął mi zaledwie pół godziny. Przed godziną 1 dumnie nad horyzontem prezentował się Skorpion i Strzelec. Przyszła więc pora na dwa ostatnie obiekty o ujemnej deklinacji z listy H400. Najpierw NGC 6401, jakoś niefortunnie przeoczona przeze mnie w ubiegłym roku gromada kulista z Wężownika. W Scoposie widoczna jako niewielkie słabe pojaśnienie nad dwoma gwiazdami. W ES 14 mm nieco lepiej widoczna ale mimo wszystko była obiektem trudnym i słabym, w centrum wydawała się delikatnie jaśniejsza. Po jej zaliczeniu przyszedł czas na ostatni obiekt z gwiazdozbioru Strzelca, a mianowicie NGC 6624, którego obserwacje w ubiegłym roku uniemożliwiła mi pogoda. Trochę się namęczyłem próbując ją odnaleźć. Najpierw przez pomyłkę skierowałem teleskop na gwiazdę lambda Sgr, gromada kulista w jej pobliżu wydawała się moim celem, ale żadna z pobliskich gwiazd poza ową lambdą nie pasowała do gwiazd zaznaczonych na mapie, mówię na pewno coś jest nie tak (jak się okazało była to NGC 6638). A więc raz jeszcze odszukuje właściwą gwiazdę, którą była delta Sgr. Tutaj pobliskie gwiazdy pasowały idealnie. Już po chwili podziwiałem NGC 6624, która była łatwym obiektem już w Scoposie 30. Dużo lepiej się za to prezentowała w ES 14 mm. Piękna kulka, jaśniejąca ku centrum, a na jej obrzeżach zdawały się wyskakiwać pojedyncze gwiazdy. Była to godzina 1 w nocy, bardzo zadowolony z siebie pomyślałem FAJRAM, norma zrobiona w 100 % można po rozkoszować się letnim niebem. A więc najpierw lornetką odwiedziłem letnie klasyki, a następnie przez Syntę 8. Rozpoczynałem od ślizgających się nad horyzontem M6 i M7, wędrowałem ku północy, sycąc się widokami M8 i innych skarbów Strzelca, a kończąc na M 16 w Wężu. Po prostu rozkosz. Po 15 minutach takiej zabawy ponownie wróciłem do zmiennych. Spojrzałem przez Celestrona na R And, pięknie i jasno świeciła, nieco słabiej od 6.2 mag. Nisko nad północno wschodnim horyzontem ślizgała się R Tri, zbliżająca się bardzo pomału do maksimum, świeciła z jasnością nieco poniżej 8 mag. Z drugiej strony nieba, w Wodniku oceniłem T Aqr, rzadko ocenianą u nas gwiazdę na około 8 mag. Łącznie tej nocy oceniłem 22 zmienne. Tak rozkoszując się pomału jaśniejącym niebem dotrwałem do godziny 2 i postanowiłem wrócić do Ostrowa. Mgły pięknie rysowały się nad okolicą, tworząc po kilka warstw, dodając tym samym tajemniczości do obserwacji. Nadmienię jeszcze, że przez całą noc z okolicznych lasów było słychać polowanie. Pamiętacie fragment wierszu A. Mickiewicza ?Już był w ogródku, już witał się z gąską?. Miałem podobnie. Ogłosiłem, że ujemne deklinacje padły już wszystkie. Ale? Po powrocie do domu i spokojnym przygotowaniu planu na kolejną sesję, okazało się, że pominąłem NGC 5897, nie pozorną gromadę kulistą z gwiazdozbioru Wagi. Nic, pozostało mi czekanie na lipcowy nów, wtedy rzeczona gromada będzie nisko się nad południowo zachodnim horyzontem. Ewentualnie poczekać do początku następnego roku, gdy odnajdę gromadę na porannym niebie. Tak czy siak, będzie to całkiem ciekawe wyzwanie. Mój bilans z H 400 po tej sesji wynosi 366 obiektów. A była to moja 830 sesja obserwacyjna.
    1 punkt
  20. Uh, zapomniałem napisać - to oczywiście przez filterek Ha Baadera Luminancji by tak przy prawie pełni w dwie godzinki nie nazbierało. Już dopisałem.
    1 punkt
  21. Pełne 4 godziny Ha i 4 godziny OIII - wszystko w bin 1- 16x900 sekund każdy składnik. Obróbka troszkę do poprawki, no ale nie bikolor jest moim celem.
    1 punkt
  22. Dzisiejsza burza nad Lesznem. Pierwsza w tym roku jaką miałem możliwość fotografować
    1 punkt
  23. W basenie impregnujesz zanurzeniowo ?
    1 punkt
  24. No i Janka teraz poleciałeś po bandzie, to chyba to czego szukam - Szkoda, że nie ma wersji 8x28. Za 100pln więcej jest Bushnell Trophy 8x32 ale ciut cięższa = 439g. W Krakowie dostępna ta mniejsza, więc się przejadę do sklepu w wolnej chwili.
    1 punkt
  25. Lornetka Bushnell Trophy 10x28 Przechodząc kolejny rzut gorączki lornetkowej nabyłem pierwszą w tym sezonie lornetkę. Udało mi się nadzwyczajnie, bo zagrażały mi sprzęty o cenie, którą wielu z uzerów (łącznie ze mną) uznałoby za astronomiczną. Jednak skanalizowałem swoje dewiacje i kupiłem coć, co o dziwo może się nawet przydać a kosztowało całkiem niedrogo. Ponieważ wybieram się na wakacje w góry (nikt by nie zgadł), chciałem mieć sprzęt naprawdę odpowiedni do noszenia - i mały, i solidny. Żoniny Vxen New Foresta 10x32 jest ciut przyduży i jednocześnie zbyt delikatny, by się z nim szlajać w upale lub deszczu między skałami. Gapiąc się w internet namierzyłem taką ofertę. Nie miałem żadnych doświadczeń z firmą Bushnell ani też pozytywnych recenzji, więc pewnie bym nie uwierzył w firmowe ple-ple towarzyszące jak zawsze sprzedawanemu produktowi. Jednak traf chciał, że sklep firmy Militaria znajduje się tuż przy moim miejscu pracy. Oczywiście nie wytrzymałem i poleciałem do niego, na swoje nieszcęście a może szczęście. No i pełne zaskoczenie. Sklepowy ogląd dał wrażenia niemal idealne - poza dość wyraźną dystorsją poduszkową (nigdy mi nie przeszkadzała), nie wykryłem żadnej wady. Oczywiście wyszedłem z lornetką w garści, a w zasadzie w torbie. W domu dalszyh ciąg zaskoczenia. Chromatyzm całkiem mały, jakość obrazu na skrajach pola widzenia bardzo przyzwoita. Noc prawdę mówi o lornetce, więc popatrzyłem także na obiekty astronomiczne (nie dlatego, by to miał być sprzęt astro - o nie ). Zaskoczenia ciąg dalszy - Księżyc o wczesnym zmierzhu całkiem dobry, chromatyzm nadal minimalny. Wielkie kratery całkiem wyraźne. Jak się ściemniło, pojawiły się jednakże "blicki" - dodatkowe mini-obrazy odbite gdzieś na wewnętrznych powierzchniach optyki. Jednak nadal bez tragedii. Latarnie z mojego balkonu dawały odblaski tylko w przypadku tych najjaśniejszych, oświetlających niedalekie boisko. Zwykłe sodówki nic nie dawały. Jowisz także przyzwoity a wiemy, jak może wyglądać w kiepskiej optyce. Wreszcie pojedyncze gwiazdy. Nadal jak w dobrym sprzęcie, bez iskrzenia ani specjalnej komy, i to nawet blisko skraju pola widzenia. Teraz wygląd i mechanika. Lornetka pomimo małych rozmiarów jest pancerna. Gruba guma, głęboko wpuszczone w obudowę obiektywy, porządne, ciasne zatyczkim na nich. Nie ma zatyczek okularowych, co częste w małym sprzęcie (choć obiektywowe dali, i to dobre). Mam nadzieję, że coś dobiorę na okulary. Wszystkie osie obrotu pracują ze znacznym oporem, w tym, co rzadko, dwustopniowo wysuwane muszle okularowe. Jestem zbudowany. Wyposażenie też znośne. Pasek dość wąski, ale wystarczy, pokrowiec tekstylny lecz w miarę porządny, ze szlufką do noszenia na pasie, i jeszcze dodatkowo woreczek ochronny z gładkiej tkaniny. Reasumując: jeśli potrzebujesz lornetki turystycznej, możesz się nie wahać. Janko rekomenduje .
    1 punkt
  26. Aktywność Słońca cały czas spada co przenosi się na brak zjawisk w postaci plam, ale od czasu do czasu coś tam nam pokaże. Przedstawiam grupę plam wykonaną 07 i 08 lipca 2017 r w godzinach porannych. Wszystkie fotki wykonane w obserwatorium w Nehrybce przez refraktor TSAPO 130 w jego ognisku tj 910 mm i 2275 mm za pomocą ASI 290.
    1 punkt
  27. Dzisiejszy Księżyc 99,9 % P900, PIPP, RegiStax6
    1 punkt
  28. Okolice gwiazdy Sadr w kierunku mgławicy Crescent przez obiektyw 135mm. To owoc moich testów montażu Smart EQ. Niestety tak bardzo się skupiłem na montażu, że nie zauważyłem krzywo skręconego zestawu do wąskich pasm, dlatego w dole klatki wodorowej wyszły mi kalafiory, na szczęście niewielkie Obiektów na zdjęciu załapało się całkiem sporo - kilka Barnardów, kilka mgławic emisyjnych, kilka albo kilkanaście gromad otwartych, a nawet mgławice refleksyjne u góry w okolicy NGC6914. Do tego pewnie z kilkanaście tysięcy gwiazd zmiennych, z których oznaczyłem tylko jedną - KY Cygni (na dole po lewej, pomiędzy 40 Cyg i M29). Ten czerwony nadolbrzym klasy widmowej M3.5Ia jest jedną z największych znanych gwiazd. Jego średnica wg różnych źródeł podawana jest od 6.6 do 13.3 jednostki astronomicznej. Umieszczony w środku Układu Słonecznego sięgałby poza orbitę Jowisza, a nawet Saturna. Jest też jednocześnie jedną z najjaśniejszych gwiazd - promieniuje 300 tysięcy razy więcej energii, niż Słońce. Położony jest około 5000 lat świetlnych od nas, a obserwowana jasność tego potwora waha się pomiędzy 10.6 i 11.7 mag. Obserwowana jasność jest tak niska, ponieważ ogromną część promieniowania pochłania materia międzygwiazdowa. Gdyby pomiędzy KY Cygni i nami jej nie było, jego jasność byłaby o 7.75 mag większa (!). Zdjęcie wykonane z podwórka obiektywem Samyang 135/2 @ f/2.8 na montażu iOptron Smart EQ. RGB to 40x3 minuty kamerką QHY163C. Wodór to 24x5 minut kamerką QHY163M.
    1 punkt
  29. Pokolenie memów, lajków, fitnessu i życia korporacyjnego. Szybciej, więcej, dalej byle bez wysiłku szczególnie intelektualnego.
    1 punkt
  30. 03.06.2017 - Długie cięcie Widząc ISS ciężko uznać że jest ostra czy choćby smukła, jednak w czerwcu pokazała mi że całkiem nieźle potrafi ?przecinać?;) Już od jakiegoś czasu chciałem zrobić szeroki kadr z jakimś spotkaniem ciał niebieskich i przelotem ISS. Kilka razy wstawałem nad ranem, jednak zawsze coś przeszkadzało ? zwykle chmurwy. Gdy mamy widoczną Stację Kosmiczną na naszym niebie staram się sprawdzać wszystkie przeloty, nie tylko te wysokie gdy ?orbitalny domek? uzyskuje największe rozmiary kątowe. Sprawdzam wszystkie w poszukiwaniu ciekawych spotkań do szerokiego kadru. I tak końcówka maja przyniosła mi nadzieję na złapanie upragnionego zdjęcia. Podczas przeglądu przelotów na heavens-above.com jeden bardzo mnie zaciekawił. Trzeciego czerwca wieczorem mam przelot ISS na wysokości 39 stopni, a nie wiele pod trajektorią lotu, bliskie spotkanie Księżyca z Jowiszem. W wyobraźni od razu zacząłem układać kadr i planować co jak i czym robić by wykorzystać tą okazję. Na ringu była jednak jeszcze prócz mnie pogoda która w każdej chwili mogła dać mi w pysk serią chmurw. Kolejne dni minęły na obserwacji prognoz pogody które z dnia na dzień napawały mnie optymizmem. Gdy wreszcie nadszedł dzień przelotu ( 3 czerwca), prognozy zaczęły się ?kiełbasić?. Czy to miała by być zapowiedź kolejnej przegranej walki? Od zachodu nadciągały chmury, w ciągu dnia kilka razy sprawdzałem mapy satelitarne jak daleko są i w jakim tempie się przesuwają. Pozostawałem ostrożnym optymistą. Nadchodził wieczór i godzina ?0? czyli 22:50. Niestety musiałem zrewidować swoje zamiary co do kadru w plenerze. Obowiązki w domu nie pozwoliły mi zniknąć na wystarczająco długi czas, więc w życie został wdrożony plan awaryjny ? lokalizacja tarasowa. Jako urozmaicenie kadru i modela wykorzystałem setup DS-owy który stał od kilku dni na tarasie. Po 21 wstępnie ustawiłem kadr i dobrałem parametry naświetlania. Koniecznie chciałem złapać końcową fazę przelotu gdy stacja traci blask i znika, jednak mimo użycia obiektywu 14mm to pole widzenia było i tak zbyt małe by złapać całość w jednym kadrze. Stało się jasne że do tak szerokiego ujęcie trzeba będzie złożyć mozaikę. Jednak jak przestawić kadr tak by nie stracić nic z lotu stacji. Uznałem że spróbuję przekręcić głowicę statywu w trakcie klapnięcia lustra między kolejnymi klatkami. Ustawiłem kadr na Księżyc i Jowisza jako cel który musi się udać. A przesunięcie kadru i złapanie końcówki przelotu uznałem za cel dodatkowy, bez pewności wykonalności tego zadania. Wróciłem do domu zająć się obowiązkami, by 10 min przed cięciem nieba przez ISS ponownie wyjść na taras. Chwilę zajęło mi poprawienie kadru oraz sprawdzenie ustawień. Reszta czasu to podekscytowanie i wgapianie się w zachodni horyzont kiedy pojawi się sunący punkt. Jest! Pojawiła się, dość wysoko bo niżej przeszkadzały już chmury. Uruchomiłem pilot od Canona i zdjęcia zaczęły lecieć jedno za drugim. Spokojnie obserwowałem i podziwiałem przelot. Jak tylko stacja minęła lunarno-planetarną parkę, zacząłem przygotowanie do przesunięcia kadru, delikatnie ręka na uchwycie statywu i klika klatek by wczuć się w rytm? raz?..raz?.raz (dźwięk opuszczania lustra) i szybko ręką w bok (dźwięk podnoszenia ) wtedy stało się jasne że nie udało mi się odpowiednio daleko przesunąć, czynność powtórzyłem po paru klatkach. Pozostało obserwować dalej mknącą stację która straciła blask i zniknęła z widoku nad Saturnem. Szczęśliwy wykonaną próbą, zebrałem wszystkie graty i wróciłem do domu zerknąć jak to wygląda. Stwierdziłem że jest dobrze i poszedłem spać by w następne dni w wolnym czasie zająć się składaniem panoramy. Trochę gimnastyki podczas składania było, ale efekt mnie zadowala i czekam na kolejną okazję na szeroki kadr z tą ?kupą złomu? może tym razem w plenerze Canon 50d, Samyang 14mm f/5.6 iso500, łącznie jest 44 klatki po 4s. Obróbka: Startrails, PS CS5 15.06.2017 ? Zbrukane Słońce Kolejna dawka emocji miała nadejść 15 czerwca kiedy to CalSky wyświetliło że będę miał tranzyt ISS na tle Słońca bez ruszania się z placu. Wiedziałem o tym 2 tyg. przed samym zdarzeniem, pozostało obserwowanie czy w tym czasie trajektoria nie zmieni się, a stacja nie ucieknie gdzieś poza tarczę Słońca. Trasa zmieniła się nieznacznie i to na korzyść zbliżając się do środka tarczy. Linia tranzytu.(CalSky.com) Symulacja tranzytu CalSky.com Rozmiar stacji nie był oszałamiający, po godzinie 17 Słońce było już nisko więc i ISS daleko (754km), rozmiar kątowy wynosił 36,7?. Z wyborem setupu czekałem do ostatniego dnia przed przelotem. Wtedy też ku mojej radości zobaczyłem że trasa lotu wiedzie w pobliżu plam słonecznych (jedynych jakie były wtedy widoczne). To ułatwi celowanie i urozmaici kadr dlatego zdecydowałem się łapać fragment Słońca, a nie całą tarczę. Nie chcąc przedobrzyć, nie wybrałem największego kalibru, tylko DSowy setup (newtona SW 150/750). Głównym problemem było dostosowanie filtra ND5 z 10? do zamocowania na 6?. Trzeba było coś prostego wymyślić, ale też na tyle solidnego bym za chwilę nie musiał ścierać z płytek stopionej matrycy kamerki. Przewierciłem boki oprawy i na druciki przykręciłem do teleskopu. Zabieg prosty ale gwarantujący bezpieczeństwo. Niebo niestety nie było wolne od obłoczków więc zapowiadała się loteria. Tranzyt trafił się w dniu wolnym od pracy, więc mogłem wcześnie zacząć przygotowania. Graty już ok 13 wyniosłem na taras wszystko podpiąłem, wycelowałem i przyszła kolej na ustawienie ostrości. Niestety w tym teleskopie nie dorobiłem się jeszcze silniczka do focusera więc trzeba działać ręcznie. Patrzę w ekran laptopa i widzę siebie i wszystko co za mną, a nie to co jest wyświetlane? jak ja kocham błyszczące matryce w słonecznych warunkach. Zaraz przy drzwiach na wieszaku była bluza polarowa więc na szybko złapałem, laptop w jednym ręku, bluza na głowę tak by zakrywała laptop i na ślepo obmacywanie montażu by trafić do interesującego mnie pokrętła. Trwało to tylko chwilę a i tak po skończeniu byłem cały zlany potem. Na koniec przed przerwą puściłem testowe dwa aviki, prędkość nagrywania maksymalna 60kl/s. Zostawiłem wszystko na chodzie i zrobiłem sobie 3 godzinną przerwę. Na stanowisko wróciłem chwilę po 17 ( tranzyt o 17:18:58). Poprawiłem kadr i zacząłem nagranie którego użyję to stacku Słońca, ale zaraz zaraz prędkość nagrywania zaczęła skakać między 20-40 kl/s, wcześniej było przecież 60kl/s. 10 min przed tranzytem zdecydowałem zrobić restart lapka, serce przyśpieszyło rytm. Jest tak wiele rzeczy które mogą zniweczyć wysiłek, np. ta chmurka które właśnie zasłoniła Słońce dobrze że tylko na minutę. Łapaniu tranzytu zawsze towarzyszą mi duże emocje. Wszystko się uruchomiło, krótki avik testowy i było jasne że restart w niczym nie pomógł, a jedynie zabrał czas którego mi zabrakło na sprawdzenie ostrości ustawionej w południe. Nerwowo spoglądam na zegarek by 15s przed tranzytem włączyć nagrywanie. Zrobiłem co mogłem, reszta w rękach ASI. Czas zwolnił, te piętnaście sekund ciągnęło się i ciągnęło a ja wgapiałem się w ekran. I jest! Ciemny punkcik mignął centralnie między grupami plam! Widziałem jak stacja bezwstydnie przeleciała Słońce, niewątpliwe był to bardzo szybki "numerek" Wiedziałem że coś się złapało, ale z jakim efektem to ujawnił dopiero etap obróbki. No to jest 2:1 dla mnie w moich tarasowych tranzytach. Dwa złapane, jeden nie-gdy chmurka chwilę przed lotem zasłoniła Słońce, by kolejną chwilę później lunąć na mnie deszczem dając do zrozumienia że tym razem to nie mój dzień. Oto efekt polowania 15 czerwca:) SW150/750 na NEQ6 +ASI224 z filtrem GSO red. Na zdjęcie składa się stack Słońca z 30 klatek oraz 9 klatek z ISS. Kolor dorzucony w PS.
    1 punkt
  31. USS MAK 26.06.2017, 22:15 ? 0:40 Warunki: bezchmurne niebo, spory wiatr, seeing 3/10, około 24:00 bardzo się poprawił 9/10. Sprzęt: Celestron 127 SLT, okulary Vixen ortho 12,5mm i 25mm, Bresser 10x50. Obserwowane obiekty: Księżyc, Jowisz, Saturn, NGC6709, M11 Po powrocie z pracy wiedziałem, że wszystkie inne obowiązki zostaną zepchnięte na dalszy plan. Prognozy zapowiadały bezchmurne niebo. Myśląc o wieczornych obserwacjach postanowiłem zmierzyć się z kolimacją mojej starej lornetki Bressera 10x50. Po okaleczeniu ogumowania lornetki i wielu próbach kolimacji w warunkach polowych udało się. Dwururka pokazuje jeden obraz. Dumny z siebie chodzę z nią w kółko i patrzę to tu to tam, męczę żonę ?no chodź popatrz, już się oczy nie męczą, patrz jak zrobiłem?:). Co jej pozostało widząc moją rozradowaną buźkę jak przytakiwać i uśmiechać?;). Wieczór chyli się ku zachodowi, chmury uciekają, wychodzę na balkon i celuję w Księżyc, cieniutki jak rogalik. Zdziwiłem się bo obraz był świetny, nigdy nie patrzyłem przez sprawną lornetkę w niebo albo było to dekadę temu. Księżyc, którego osobiście uwielbiam, w lornetce to obiekt który chyba nigdy się nie znudzi. Szkoda, że makóweczka nie była jeszcze wychłodzona. Jest coraz ciemniej, Księżyc utonął w zbożowym polu znikając za horyzontem. Na kolejny ogień idzie Jowisz. Król planet zawsze zachwyca, teraz nie może być inaczej. Jest to mój ulubiony obiekt na niebie dlatego wybrałem go jako ofiarę mojego pierwszego w życiu szkicu astronomicznego. Celuje w Jowisza z okularem 12,5 mm, niestety nie chce dziś współpracować, pływa w ziemskiej atmosferze pozwalając podziwiać się i pozować do szkicu jedynie w kilkusekundowych momentach względnie stałej atmosfery. Tymczasowo rezygnuję, czekając na lepsze warunki wziąłem lornetkę do ręki, położyłem się na balkonie i przeczesywałem niebo. Jak przyjemnie, coraz bardziej zaczęły mi się podobać obserwację lornetkowe, odpoczywając na plecach znalazłem nawet przypadkową gromadę kulistą, nie bardzo wiem która to była ale podejrzewam, że o tej godzinie i bezpośrednio w zenicie to była M11 dzika kaczka, nie zastanawiałem się jaki to obiekt specjalnie,nie jest to dla mnie ważne . Rozkoszowanie się ciepłem kurtki i masą gwiazd nastawiło mnie mega pozytywnie na dalsze obserwacje. Wracam do Jowisza, szkicownik czeka. Pociemnienie biegunowe południowe zlało się z charakterystycznym pasem w atmosferze planety tak, że ów pas odznaczały się tylko nieznacznie kolorem. Północna część planety była bardziej kontrastowa jednak największym zaskoczeniem okazały się dwa księżyce które zbliżyły się do siebie na tyle, że zacząłem się bać o moją optykę myśląc, że to brak kolimacji bądź inny powód:) Na szczęście skończyło się tylko na strachu. Szkic skończony, czas na herbatkę. Wkładam w wyciąg 25 mm orciaka i celuje w Saturna. Moim oczom ukazuje się piękny widok, wcześniejsze falowania ustały a ja napawam się się widokiem pierścieni z wyraźnym Cassinim po bokach planety. Oszałamiający widok, ostatnio coraz częściej zakochuje się w widokach planet w małym powiększeniu. Saturn wygląda obłędnie, wyraźny, piękny, majestatyczny. To on jest dziś Królem, Jowisz obrażony schował się za korony drzew. Biorę się za szkicowanie który kończę po kilkunastu minutach. Wkładam 12,5 mm co daje mi około 125x. Przykładam oko do okularu, wyostrzam po czym serce zaczyna mi bić dwa razy szybciej. Niezaprzeczalny Król i Władca dzisiejszego wieczoru, niesamowicie ostry, na równiku jaśniejszy niż na biegunie, pierścienie odcięte z chirurgiczną precyzją, Cassini po bokach jak ze zdjęć, czarny i wyraźny. W głowie kłębią się myśli, niektóre bezładne, inne mają logiczną całość. Tak, to ta chwila kiedy mózg odpływa w niebyt, tak jakby śniło się na jawie. Nie wiem co robić dalej, oglądać, brać lornetkę, Saturn hipnotyzuje, przyssałem się do niego a miałem plany na wieczór. Zapadła decyzja, koło północy biorę szkicownik i rysuję drugiego dziś Saturna, dzięki temu zostanę z nim na dłużej. Staram się jak mogę, ma być najpiękniejszy. Szkic gotowy. Podnoszę głowę i widzę Drogę Mleczną, wyraźnie odcinająca się gwiezdna mgła, nierówna jak namalowana pędzlem przez dziecko na ścianie. Pewnie czas zmierzyć się z DS moją podniszczoną lornetką. Taaak, tylko ostatnie spojrzenie i zarazem pożegnanie z Panem i Władcą. Kładę się znowu na plecach, odpoczywam z lornetką. Celuje w zenit, korzystając ze stellarium szukam NGC6709, jest:) Ciekawe z racji jasnych gwiazd, które dają piękny widok. Oczywiście nie zapomniałem o M11, przypatrywałem się jej długi czas, uspokajający widok. Pomyślałem, że spróbuję znaleźć dzisiaj jak najwięcej obiektów lornetką. Jak bardzo się oszukałem nie mogąc dojrzeć M71 w Strzale:) nie wiem, może źle patrzyłem ale nie mogłem jej dojrzeć. I w tym momencie obraz zgasł, zaskoczony odkładam lornetkę a nade mną kłęby chmur. Koniec obserwacji, na lornetkę przyjdzie jeszcze czas. Pobawiłem się na koniec w snajpera przy pomocy lasera. Świetny, wieczór, świetne widoki Saturna. Pomimo, że jestem fanem US obserwowanie przez lornetkę sprawiło mi masę radości, prawdopodobnie dlatego, że było to leniuchowanie na plechach z fajnymi widokami:) Następnym razem spróbuję przeznaczyć na nią więcej czasu.
    1 punkt
  32. 27 maja był wyjątkowo pięknym dniem. Od samego rana błękit nieba, aż raził po oczach, raz po raz tylko pojedyncze cirrusy płynęły niewinnie przez niebo. Wieczór umilił widok wąskiego sierpu zachodzącego, młodego Księżyca. Około 22:30 wyruszyłem wraz z moją Syntą 8 w plener. Tym razem pojechałem około 15 km na zachód od Ostrowa Wlkp., w pobliże wsi Sulisław. Na polnej drodze siedziały sobie 2 zające, tym razem bardzo grzeczne i wychowane, bo kulturalnie zeszły mi z drogi. Po chwili tuż obok auta, w świetle reflektorów przeleciał sobie mały nietoperz. Kiedy w końcu dotarłem na miejsce przywitało mnie szczekanie sarnika. Tu trzeba zauważyć, że była to wyjątkowo piękna noc. Najlepsza jaka mi się trafiła od co najmniej pół roku, jeśli nie nawet od roku. Było dość ciepło, termometr w aucie pokazywał 14°C. Wiał delikatny wiaterek, który delikatnie muskał liście pobliskich drzew. Sprzęt rozłożyłem na polnej drużce, tuż przy świeża skoszonej łączce, która rozsiewała charakterystyczny zapach świeżego siana. Do tego zapachu doszedł jeszcze inny, bardziej delikatny i aromatyczny, którego źródłem był pobliski krzew, pięknie rozkwitający na biało. Śpiew nocnych ptaków, pięknie rozgwieżdżone po horyzont niebo, sprawiało, że było po prostu cudownie. Miałem przed sobą niemal czysty południowy horyzont, na którym miałem nadzieje zmierzyć się ze Strzelcem, jak tylko znajdzie się wystarczająco wysoko. Dużo wyżej, na zachodniej stronie nieba wędrowała na północ Wielka Niedźwiedzica, w której znajdowały się moje główne cele, na dzisiejszą sesje obserwacyjną. Najpierw jednak wyciągnąłem mojego Celestrona 15x70 i spojrzałem w kierunku zmierzającego na zachód Lwa. Właśnie tam, nie opodal Regulusa świeciła R Leo. Zaskoczyła mnie swoją jasnością, myślałem, że jest znacznie słabsza, podczas gdy oceniłem ją na 6 mag. Pięknie lśniła czerwonym blaskiem, na tle jeszcze nie zbyt ciemnego nieba. Następnie spojrzałem na R CrB, świecącą nieco słabiej niż 7.4 mag. W dalszym ciągu jej jasność nie wróciła do jasności sprzed początku minimum. Nieco dalej na zachód w Wolarzu wędrowała kometa C/2015 V2 (Johnson), bez problemu widoczna przez lornetkę. Tylko chwilę ją podziwiałem i przeszedłem od obserwacji przez moją Syntę 8. Jak już pisałem Wielka Niedźwiedzica była moim głównym celem. Pierwszym obiektem była galaktyka NGC 2841, która bardzo dobrze prezentowała się za równo w Scoposie 30 mm jak i w ESie 14 mm. Miała dość duże halo i wyraźne jasne centrum. Za jednym zamachem udało mi się też zaliczyć parkę galaktyk NGC 4036 i 4041, obie widoczne jako niewielkie mgiełki. Przy obserwacji NGC 2681, która przypominała nieco rozogniskowaną gwiazdę, delikatnie jaśniejszą ku centrum, obok niej dojrzałem nie należącą do listy H400 NGC 2693, która ledwo co odcinała się od tła. Kolejnym polem moich zmagań były rejony gwiazdy chi UMa , w której okolicy dostrzegłem łącznie 7 galaktyk. W między czasie nad głową przeleciała mi jasna ISS. Nieco wyżej w pobliżu gwiazdy gamma UMa, świeciła M 109, która w porównaniu z innymi obserwowanymi dziś galaktykami świeciła niczym latarnia. W jej rejonie padło kolejne 9 słabych galaktyk z listy H400. Na zegarze zrobiło się już po godzinie 1, trzeba było więc nieco zagęścić ruchy, bo ?noc? miała się ku końcowi. Skierowałem więc teleskop na kometę Johnson. W Scoposie 30 mm była wyraźna, jasna i duża, jaśniejąca ku centrum. W ES 14 mm jej widok zachwycał. Jądro otoczone delikatną mgiełką, a na lewo od niego zdawało mi się, że dostrzegam niewielki delikatny warkocz. Będąc w tym rejonie odwiedziłem jeszcze świecącą z jasnością 9.6 mag R Boo. Po porozkoszowaniu się widokiem komety, skierowałem swoją uwagę na Strzelca, który dumnie prezentował się nad południowo-wschodnim horyzontem. Łącznie padło w nim 8 obiektów. 5 małych i słabych gromad kulistych, 2 niewielkie gromady otwarte i 1 mgławica planetarna, NGC 6629, która swoje wdzięki nieśmiało pokazała dopiero w ES 8.8 mm. Na jasnym niebie bladła już Droga Mleczna, a w okolicach południka , nad południowym horyzontem świecił Saturn. Zachwyciłem się dłuższą chwilę jego widokiem. Na tarczy planety szło dostrzec pasmo chmur, a wśród pierścieni po raz pierwszy w pełni świadomie dostrzegłem Przerwę Cassiniego. Saturn otoczony był gromadą księżyców, spośród których najjaśniej świecił Tytan, na prawo od tarczy planety. Dzięki zrobionemu rysunkowi, w domu zidentyfikowałem kolejne 4 księżyce, a były to: Japet, Rea, Dione i Tetyda. Zrobiło się już całkiem widno, a na zegarze dochodziła 3. W pobliżu, jakby na pożegnanie znowu zaczął poszczekiwać sarnik, a ptasie trele przybrały na sile. Temperatura spadła do 6°C , także zimowa kurtka jak najbardziej się przydała. Wracając do domu nagle na polnej drodze wyrosła przedemną ściana mgły, która ciągła się może przez 10-20 metrów, ograniczając widoczność maksymalnie do 2-3 m przed samochodem. Kawałek dalej nie było już po niej śladu. Była to moja 826 sesja obserwacyjna. Tej nocy łącznie zaobserwowałem 29 DSów, a mój bilans H 400 na dzień dzisiejszy wynosi 352 obiekty. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że z tej listy zostały mi tylko 2 obiekty o ujemnej deklinacji. Są to dwie gromady kuliste, jedna w Strzelcu i jedna w Wężowniku. Może uda się w tym sezonie je odhaczyć.
    1 punkt
  33. Jest 22.45 sobota jadę z moją nikonką na wcześniej już odwiedzaną, pieczołowicie wybraną pozycję oddaloną 3 kilometry od domu. Kierując wzrok na zachód widać diabelnie mocną łunę światła bijącego od schowanego za horyzont słońca. Mimo, że zaszło ono coś koło 21 to skutecznie zaświetla mi w tej chwili 40 procent nieboskłonu. Faktem tym się jakoś nie przejąłem, w końcu to od ponad roku (odkąd jestem szczęśliwym posiadaczem lornetki) pierwszy taki, starannie zaplanowany wypad. Czasu co niemiara - cała, choć krótka noc. Rzadko mi się zdarza dzień gdy nie trzeba rano zrywać się na nogi by brnąć przez życie a jeżeli już się zdarzy to pogoda niełaskawa jest dla obserwacji. Dziś wszystko zdaje się dopisywać, niebo bez chmurki, patrząc na wschód widać mrowie gwiazd, odpalając samochód termometr pokazał zacne 17 stopni, jak to się mówi - "bedzie baja". Słów jeszcze kilka o mych planach obserwacyjnych na nadchodzącą noc, a te są dość przepastne. Wyszedłem z założenia, że lepiej obrać więcej celów i dobrnąć tylko do części, niźli być słabiej przygotowanym i zmarnować czas na oglądanie tego co już się zna skoro tyle nieznanego czeka na odkrycie Tak więc w obserwacjach za towarzysza obrałem Pana Harringtona i kilka z jego wspaniałych artykułów z serii Binocular Universe. Gwiazdozbiory, które chcałbym dziś odwiedzić to kolejno: Panna, Warkocz Bereniki, Wolarz, Korona Północy oraz Herkules. Kierunek, skręt w lewo i hop w polną dróżkę... stop, biorę leżak i plecak z zawieszonym nań statywem. Z głową skierowaną w stronę tego co tygryski lubią najbardziej wyruszyłem w górę wzgórza, po około 100 metrach dotarłem na miejsce, rozstawiłem statyw, usadowiłem lornetkę, rozłożyłem leżak. Jedziemy... Zacząłem w Pannie i Warkoczu Bereniki, zanim jednak otworzyłem Harringtona ustawiłem sobie ostrość korzystając z pomocy kilku obecnych w pobliżu gwiazd po czym spojrzałem w stronę króla planet Jowisza. Ten biednie mi jakoś wygląda a przyczyną tego jest to, że zanadto przytulił dziś do siebie Ganimedesa, Io i Europę. Dla mnie do wyłuskania pozostawił jedynie Kalisto płynącą samotnie po zachodniej stronie króla. Piękny jednak to widok i jak zawsze tak i teraz będąc w królewskim towarzystwie drgnęło coś we mnie i przepełniła mnie ta mieszanina uczuć nienazwana przez którą większość z nas tak bardzo kocha nocne niebo. No nic, dosyć ckliwości obecnych, lecę szukać tych przyszłych. Zjeżdżam w dół do M104 i asteryzmu szczęki rekina, który jak gdzieś wyczytałem zdaje się chce pożreć sąsiadkę. Niestety mimo usilnych starań nie udało mi się wypatrzyć choćby mgiełkopodobnej gwiazdki oznaczającej obecność Sombrera. Spojrzałem w okolice zenitu i przebiegłem wzrokiem przez nieboskłon kierując się ku zachodowi. Niebo jest tu strasznie jasne, po zachodniej stronie praktycznie nie widać gwiazd, tylko kilka najjaśniejszych. Myślę, że powodem mojego niepowodzenia przy M104 jest właśnie to zaświetlenie, choć kwestii niedoświadczenia też nie wykluczam. Jeszcze raz spojrzałem na segregator z atlasem Johnsona, Spika, Porrima a M104 powinna być w pobliżu wyimaginowanego punktu określającego trzeci wierzchołek trójkąta prostokątnego ułożonego z tychże składników. Spróbowałem jeszcze raz i nic. Trudno się mówi, jak starczy czasu to wrócę tu troszkę później gdy choć troszkę zgaśnie ta łuna od Słońca. Dalej już z pomocą Harringtona zacząłem polować na emki z "Królestwa Galaktyk" i tu czekała na mnie seria niepowodzeń. Tak jak kazał mój przewodnik odtwarzałem jego ścieżkę biegnącą od Deneboli poprzez te wszystkie cuda tylko tych cudów jakoś się wypatrzyć nie mogłem. Ciężko jest nawet coś konkretniejszego o tej według mnie zmarnowanej godzinie napisać bo... co tu pisać. Bitą godzinę od około 23 do północy śmigałem z nikonką w pobliżu granicy Panny i Warkocza i nic. Ale jak? Co? Dlaczego? Czy to ja robię coś żle? Możliwe. Może to przez tą łunę? Bardzo prawdopodobne. A może lornetka 10x50 to jednak za mało na te rewiry? Pewnie po części też, nawet Harrington przy niektórych obiektach pisze, że dla potwierdzenia ich wyłapania potrzebuje apertury rzędu 15x70. No ale tak będąc całkiem szczerym to nie mogę jednak tak stękać i biadolić gdyż coś tam jednak widziałem. Znalazłem w lornetce drogowskaz dany przez Harringtona, wzór z gwiazd układający się w kształt latawca a na północy wschód od niego zamajaczył mi jakiś duszek. Tak to nie było złudzenie, spojrzałem z ukosa, nie na wprost i jestem pewny, że ujrzałem M85... i znów, no nareszcie wróciło to uczucie... Dalej popłynąłem w kierunku gammy Warkocza Bereniki i znajdującej się tam gromady Melotte 111 znanej także jako Gromada Warkocza. Ta jawiła mi się wyraźnie i mocno biła po oczach bielą większości swoich składników. Z powodzeniem rozdzieliłem na dwie gwiazdę 17 Comae, po czym czując już lekkie wyziębienie wstałem z leżaka w celu rozprostowania kości. W połowie polowania w Pannie zdjąłem lornetkę ze statywu i wygodnie usadowiłem się w do połowy położonym leżaku co jednak dało się teraz odczuć jako drętwienie nóg. Niepokoiła mnie też temperatura, to zdecydowanie nie było żadne 17 stopni ani nawet nie 15, odczuwałem już chłód bijący od jeziora umiejscowionego jakieś 500 metrów od mojej pozycji. Tak sobie teraz myślę, że będzie trzeba poszukać czegoś lepszego. Tu na tym wzgórzu, tak blisko jeziora jest chłodniej no i wilgotność wyższa co może przy obserwacjach lornetkowych nie powinno być jakąś straszną zaporą, ale gdy dołączy do mnie moja wymarzona synta 8 to wilgoć może ciut przeszkadzać. Koniec rozmyślań, lecimy dalej do Herkulesa... Tak, to nie błąd do niego właśnie odpuszczając sobie zaplanowaną wizytę w Wolarzu i Koronie Północy, te dwa odwiedzę w innym terminie gdyż czas mnie już troszkę goni (jest 30 minut po północy) a dające się już odczuć zmęczenie i ogólne schłodzenie organizmu nie są pomocne w lornetkowaniu. Herkulesa jednak nie śmiem odpuścić. Jakoś nie miałem z nim jeszcze okazji obcować a koniecznie chciałem się z nim zmierzyć, tak więc skierowałem gołe oczy w odpowiednią stronę dokładnie pomiędzy Alphekką a Wegą i zlokalizowałem czworobok gwiazd zwany zwornikiem. Uzbrajając oczy w nikonkę spojrzałem na gwiazdę eta Her i ciut niżej i... tak jest!!! Euforia! Najlepiej napisze wam słowo w słowo to co wtedy zapisałem w swoim podręcznym notatniku: "Dotarłem do Herkulesa. Tyle się naczytałem, że bez pomocy żadnej mapki rozłożywszy leżak i wklęśniwszy w oparcie z paskiem na szyi i lornetką na pasku ostrożnie wycelowałem i ujrzałem... Boże jedyny cudo nad cuda - GROMADA HERKULESA... jak piękny to widok". Zrobiłem także szkic, którym poniżej oficjalnie się chwalę. To mój szkic nr 3 licząc poprzedni niechlujny szkic pasa Oriona (tego nie widzieliście i mam nadzieje nie zobaczycie bo bym się ze wstydu spalił ) oraz szkic Słońca, który już gdzieś tam dałem. M13 w centrum, na lewo tuż przy niej gwiazda zmienna HIP 81848, jasna gwiazda przy granicy pola widzenia na północ od M13 to Eta Herkulesa Strasznie mi się spodobało to co tam ujrzałem. Już wiem, że jeszcze nieraz tu wrócę by napawać oczy tym widokiem, nie chodzi tu tylko o samą gromadę ale o okolicę bogatą w gwiazdy dostępne mojej nikonce. Wiele z nich niechcący lub trochę chcący musiałem odpuścić przy szkicowaniu by mnie świt nie zastał. Długo wpatrywałem się jeszcze po ukończeniu szkicu po czym ruszyłem na dalsze poszukiwania, wszak jeszcze jeden klejnot mnie ciągnął w Herkulesie. Ten jednak jest już poza zwornikiem i znajduję się na północ od gwiazd Eta i Pi Herkulesa. I znów wycelowałem i po krótkiej chwili upolowałem mniejszą siostrę M13 a mianowicie M92. Też pięknie jawiła się moim oczom, jest o około dwa razy mniejszym promieniu niźli większa siostrzyczka ale jasnością wiele nie odbiega. Nie sposób pomylić jej z czymkolwiek innym. To co ją od M13 odróżnia to fakt, że posiada pewne zimne pojaśnienie we wnętrzu tak jakby była bardziej skoncentrowana. Oczywiście ją także ująłem w szkicu tym razem nr 4. M92 w centrum z widocznym pojaśnieniem centralnym Szkicowanie M92 zajęło mi dużo czasu i na tym chciałem już zakończyć obserwacje lecz nie mogłem się powstrzymać i spróbowałem powrócić do moich ulubieńców do których mam duży sentyment z racji na to, że są to jedne z pierwszych zaobserwowanych przeze mnie obiektów. Są to Chichotki, Pierścionek z diamentem oraz M31. Oczywiście M31 widać było wyraźnie mimo, że była nisko i po tej jaśniejszej części nieboskłonu. Chichotek niestety nie upolowałem z powodu zaświetlenia właśnie a pierścionek jak zawsze śliczny z Polaris bijącą po oczach swym diamentowym blaskiem. Koniec sesji obserwacyjnej wspominam dosyć zabawnie. Po spakowaniu sprzętu i sturlaniu się ze wzgórza do samochodu wszystko wsadziłem do bagażnika, wsiadłem do auta, zapaliłem silnik i już miałem odjeżdżać gdy wyjazd na drogę zastawił mi jakiś samochód, patrze w lusterko wsteczne i w blasku od białego światła cofania widzę bok srebrnego samochodu z niebieskim paskiem i napisem Policja. Wysiadam, podszedł do mnie znany mi z widzenia policjant i pyta czy coś się stało. Chwilę się we mnie wpatrywał jak mu powiedziałem czym się zajmuje, chyba nie wiedział co powiedzieć, sprawdził dokumenty i pojechał. I tym oto policyjnym akcentem zakończę swoją relację z nadzieją, że dalej będzie tylko lepiej. Dziękuję i pozdrawiam wszystkich astrozakręconych.
    1 punkt
  34. Rzecz miała miejsce w nocy z 1 na 2 kwietnia (sobota/niedziela). Pierwszego kwietniowego wieczora A.D. 2017, mieliśmy się spotkać z Mateuszem za dwadzieścia dziesiąta w miejscowości Łopuszno. Obaj byliśmy na czas, a stamtąd mamy jakieś 20 minut do naszej miejscówki. Nieco później, kompanię miał dopełnić również Jacek. Po tej nocy, nasza obserwacyjna polana na granicy woj. świętokrzyskiego i łódzkiego, pomiędzy Lasocinem i Wolą, podoba mi się coraz bardziej; to jedno z naprawdę ciemniejszych miejsc w okolicy, cały południowy i południowo-wschodni horyzont jest pięknie odsłonięty, a jego linia prawie niewidoczna nocą (czyt. z minimalnym śladem łuny w dwóch miejscach), ponadto mam czasami wrażenie, że jest to miejsce gdzie już zawracają bociany. Nie lubię tam tylko samej drogi. Miejscami asfalt się po prostu kończy i na dwójce można pogubić koła. Kilka minut po godzinie 22, w blasku zachodzącego księżycowego sierpa rozstawialiśmy już graty; Mateusz używał 14 cali lustra i lornetkę, a ja miałem sześciocalowy achromat i też niewielką Vortex Viper HD 10x42. W czasie naszej krzątaniny z Kielc dotarł również Jacek ze swoim SCT 8?. Trochę z żalem patrzyłem jak za lasem znikają resztki zimowego nieba ? nie skorzystałem z niego prawie wcale. Ech! A tu już Lew góruje nad naszymi głowami! Jeszcze przy Księżycu wiszącym nisko nad lasem, zacząłem szukać komety 41P/Tuttle?Giacobini?Kresák, przemierzającej gwiazdozbiór Smoka. Nie było to trudne zadanie, bo kometa pokazała się w lornetce 10x42. Po zajrzeniu do atlasu i upewnieniu się, że widzę kometę, a nie żadną z wielu galaktyk w tym regionie nieba, Mateusz wycelował tam również swój teleskop. Byliśmy zaskoczeni wielkością 41P, widoczną jako spory obiekt z małym jasnym środkiem i dużą, mglistą poświatą dokoła. Księżyc jeszcze nie zakończył wędrówki przez tę noc, ale był już nisko i schowany za lasem, tymczasem ja wziąłem na cel 2 mgławice planetarne. Pierwsza to NGC 3242, czyli Duch Jowisza w Hydrze. Widziałem ją już kilka razy, między innymi w lornetkach 15x70 i 20x80, w których ten obiekt już zdradza swoją ?niegwiazdową? naturę. Przez sześciocalową soczewkę w powiększeniach 30 i 70x, wyraźny, okrągły kształt mgławicy jak i jej kolor były oczywiste a duże lustro pozwoliło nam też dostrzec ciemniejszy obszar mgławicy w jej środku i pewną niejednorodność samej otoczki. NGC 3242 [http://www.capella-observatory.com/ImageHTMLs/PNs/NGC3242.htm] Mgławica planetarna NGC 4361 w Kruku, w porównaniu z poprzednią, jest już obiektem nieco bardziej wymagającym. Ale nie miałem z nią żadnych problemów w moim achromacie, zwłaszcza po wkręceniu filtra OIII. Oczywiście ponad 2 razy większy teleskop pokazał już więcej, na przykład piękne ?ramiona? mgławicy. NGC 4361 [https://en.wikipedia.org/wiki/NGC_4361#/media/File:N4361s.jpg] Było już po północy, kiedy Księżyc całkowicie zszedł ze sceny wydarzeń i zrobiło się ciemno, naprawdę ciemno? Noc była idealna. Siedem stopni Celsjusza powyżej zera, z ledwo wyczuwalnymi ruchami powietrza i zupełnie bez problemu wilgoci na szkle. Jakość nieba w połączeniu z ogólnymi warunkami dawała możliwości, których nie pamiętam od dawna. Galaktyczne eMki w Lwie padały od razu po przyłożeniu Vortexa do oczu. M13 miała jeszcze kawałek do swojego najwyższego położenia, ale jej widoczność dla nieuzbrojonych oczu nie była żadnym problemem. Było spokojnie, cicho i tylko czasem odgłosy łamanych gałęzi lub zwierząt dochodzące z pobliskiej ściany lasu przypominały, że oprócz otchłani ponad naszymi głowami istnieje coś jeszcze. To była noc cudów i noc galaktyk. Nie wiem na jakiej zasadzie Mateusz komponował listę swoich celów, ale było jak w zoo: olbrzymi przekrój gatunkowy, klasyki, ale też sporo osobliwości. Chłopaki doposażeni w Go-To byli pozbawieni wątpliwej czasami przyjemności szukania obiektów blisko zenitu, która jest specyficzna dla refraktorów. W przypadku niektórych obiektów, moja soczewa dotrzymywała im nawet kroku, zwłaszcza, gdy podążałem za zieloną krechą lasera strzelającego z szukacza teleskopu kolegi, co z kolei mnie naprowadzało na cel w oka mgnieniu. NGC 2903 w Lwie wyłapałem w lornetce 10x42. Jej owalny kształt i duże jasne jądro pięknie prezentowały się w moim refraktorze, a Newton oprócz zarysu ramion pokazał nam w niej jeszcze gromadkę NGC 2905. Ta galaktyka oferuje zdecydowanie więcej niż M 95 i M 96. NGC 2903 [www.ngcicproject.org] Jeśli jeszcze parę dni temu, ktoś poprosiłby mnie o wymienienie choćby jednego obiektu z Sekstansu, nie usłyszałby nic oprócz tego iż wiem, że taka figura istnieje gdzieś na wiosennym niebie. Teraz, bogatszy o nowe doświadczenie mogę polecić co najmniej 3 galaktyki. Po pierwsze NGC 3115, której wrzecionowaty kształt nie przysporzył żadnych problemów w moim, bądź co bądź, niewielkim teleskopie, a której bardzo jasne jądro w 14? od razu rzuca się w oczy. NGC 3115 [https://cgs.obs.carnegiescience.edu/CGS/object_html_pages/NGC3115.html] W Lwie, oprócz wspomnianych już galaktyk, moim teleskopem obserwowałem także grupę Hickson 44, gdzie od razu zidentyfikowałem jej 2 składniki: NGC 3193 i NGC 3190, następnie jeszcze jeden, już ze sporo większym wysiłkiem (to musiała być NGC 3185), a szukanie czwartej odpuściłem po paru minutach. Następne 2 galaktyki należy traktować jako jeden cel. NGC 3166 oraz NGC 3169 są widoczne w jednym polu i silnie ze sobą oddziałują grawitacyjnie ? co jest widoczne na zdjęciu poniżej. Pięknie prezentowały się w pow. 70x w moim teleskopie a widok z dużego Newtona zapiera dech w piersi. NGC 3166, NGC 3169 i NGC 3165 [https://www.eso.org/public/images/eso1114a/] W Psach Gończych widzieliśmy parę NGC 4490 / NGC 4485. To była chyba ostatni obiekt, który oglądałem w achromacie. Później stałem już tylko przy Newtonie Mateusza. A ta parka, to widok wprost wstrząsający! Zapamiętałem go jako podobny do tego ze szkicu poniżej, chociaż my mieliśmy to chyba w większym powiększeniu. NGC 4490 i NGC 4485 [https://www.eastmidlandsstargazers.org.uk/gallery/image/53-ngc-4490-ngc-4485/] No to osobliwości ciąg dalszy. Widzieliście kiedyś parę NGC 4567 / NGC 4568 ? To dopiero jest Kosmos! NGC 4567 / NGC 4568 [http://www.dibden-observatory.net/galaxies/ngc-4567/] W Kruku jest też do zobaczenia przepiękna katastrofa w postaci NGC 4038 / NGC 4039. Choć ten obiekt był już dość nisko. Same galaktyki nie stanowiły problemu, ale detal już tak. NGC 4038 / NGC 4039 [https://apod.nasa.gov/apod/ap110429.html] Widzieliśmy też Kij Hokejowy ? NGC 4656 ale (a jakże!) w parze z NGC 4631. W tym wypadku pojaśnienia, pociemnienia, wcięcia i inne smaczki same rzucały się w oczy. Tylko na te obiekt wypadałoby poświęcić z 10 minut. Ale robiło się już naprawdę późno do tego całe niebo stało otworem. Ja i tak już przeholowałem z czasem i powinienem się zbierać. NGC 4631, NGC 4656 [http://starimager.com/Image%20Gallery%20Pages/Galaxies/ngc%204631_4656.htm] Dochodziła 2:30 nad ranem. Wiem, że tego dnia mogłem pospać maksymalnie do 7.00. Podejmowanie wielokrotnie przekładanej decyzji o powrocie było istną katorgą. Dobra, jeszcze tylko jakieś klasyki. M 82 prawie w zenicie, seeing według mnie 9/10, i Nagler w wyciągu. Ilość detalu powalała? osiemdziesiątkadwójka rozpadała się od tych czarnych farfocli na moich oczach! M 51: jak patrzenie na starsze, czarno-białe zdjęcie. Było wszystko: ramiona ze świecącymi w nich punktami, mostek do NGC 5195 i jej zniekształcone centrum. To wszystko widoczne w momencie przyłożenia oka do okularu? Widok z 22? jakieś niecałe 2 lata temu był tylko uproszczeniem tego z tamtej nocy. W sumie widzieliśmy jeszcze wiele innych galaktyk, ale w moim opisie ograniczyłem się do ? moim zdaniem ? najciekawszych. Do domu dotarłem wpół do czwartej. I nie mogłem zasnąć.
    1 punkt
  35. Stety albo w moim wypadku raczej niestety w całej rozciągłości potwierdzam, że to doskonale słuszny wniosek. Dlatego doradzam wielką ostrożność i rozwagę tym wszystkim, którzy tam jeszcze nie zawitali. Zdeklarowanych astroamatorów zmieni to zdecydowanie i bezpowrotnie i nic już nie będzie takim jakim było. Toteż, jeżeli ktoś nie był, wycieczkę odradzam . Dość powiedzieć, że od powrotu mój sezon obserwacyjny przypominający z grubsza (jeżeli chodzi o zdobycze, naukę i chwilowe wrażenia) te z poprzednich lat, aktualnie wydaje mi się (prawie) niczym. Z minionych sezonów miałem dużą frajdę, teraz wszystko po RPA już takiej radochy nie daje. Widzę, że jest to ewidentnie przywleczona zaraza. W moim wypadku choroba (Afrykański wirus powiedzmy) ma jeszcze jedną wielką dolegliwość (o której Łukasz nie wspomniał). Nazywa się to seeing. W RPA bez wielkich problemów rozdzielaliśmy podwójne o separacji 0,8" (przy rozdzielczości granicznej teleskopu 0,7"). Już po powrocie porażki doznałem nie rozdzielając tym samym teleskopem składników o separacji 3". Oczywiście w półroczu od powrotu bywało też troszkę lepiej ale ogólnie jest u nas (w porównaniu do naszej miejscówki w RPA) seeingowy dramat. Niestety, muszę się też przyznać, że sam okazałem się bardzo odporny na naukę. (ale też nikt mnie nie ostrzegł...) W dawnych czasach przez około 25 lat z dużą satysfakcją, jeżdżąc tu i tam uprawiałem płetwonurkowanie. Aż dotarłem do Wielkiej Rafy Koralowej, na której wraz z ekipą nurkowaliśmy blisko miesiąc. W skrócie mówiąc wszystko jest tam naj naj - większe, bardziej kolorowe etc. Po powrocie z Australii jeszcze parę razy dałem okazjonalnie nura po czym definitywnie skończyłem z nurkowaniem. Moje oczekiwania tak wzrosły, że nic już nie mogło tego zaspokoić . Dlatego chociaż powtórzyłem raz już w życiu popełniony ciężki błąd to teraz OSTRZEGAM innych, lepiej nigdzie nie jedźcie aby cieszyć się tym co mamy tutaj .
    1 punkt
  36. Jak już była mowa, do RPA zabralim lornetki; dwururki owe ? w liczbie dwóch naszych (Nikon Marine 7x50 i DO SkyGuide 15x70) i trzeciej, należącej do lokalnych astromaniaków (kapitalny Nikon 10x70) - okazały się być samodzielnymi i pełnoprawnymi instrumentami obserwacyjnymi, nadto dzielnie służyły nam do wstępnego namierzania obiektów. Postanowiłem zatem uzupełnić relację o kilka zdań na temat wygenerowanych przez nie kadrów, zanim ulecą mi one z pamięci; ma to sens o tyle, że dla pewnych obszarów południowego nieba lornetki były jedynie słusznym wyborem (o czym wspominał już Jurek). Niestety, poza dwoma nocami nie mieliśmy do dyspozycji żurawia czy statywu, niemniej obserwacje z ręki, z łokciami wygodnie podpartymi o rozkładane, polowe łóżko również dały mi wiele satysfakcji. Kurczę, że też nie zapakowałem do walizy Delty Extreme? Skajgajd jest fajny, ale optyka serii BA8 to jednak inna liga? Co było najlepsze? Trudny wybór, bo genialne są zarówno kipiące gwiezdnym bogactwem, pocięte pyłowymi, rozbudowanymi strukturami pola w okolicy centrum Drogi Mlecznej, jak i bogaty w gwiazdy obszar pomiędzy mgławicą Eta Carinae a Krzyżem Południa, poznaczony ? niby wyrwami w niebie ? licznymi ciemnymi plamami z katalogu Sandquist. Przez długie minuty można pławić się w gwiezdnych obłokach Tarczy i Strzelca, by po chwili podziwiać fascynujące kolory gwiazd wokół Fałszywej Komety (złożonej z gromad otwartych: NGC 6231 i Trumpler 24). Magiczna była zawieszona w przestrzeni, świetlista krecha (dla niepoznaki ukryta pod suchym oznaczeniem NGC 55), jak i kuliste, puchate cielsko Omegi Centauri? Ale dobra, gdyby ktoś limitował mi czas, proponując godzinny wypad z lornetą na południe od równika, to na pewno: - wróciłbym do Worka Węgla ? fantastycznego kłębowiska ciemnych pasm, kłębków i obłoków; Coalsack tylko na pierwszy rzut oka wydaje się jednolitym tworem ? bliższe oględziny pozwalają dostrzec masę niuansów; na tym obiekcie można uczyć się, na czym polega zróżnicowanie stopnia nieprzezroczystości ciemnych mgławic ? są tam rejony czarne jak smoła, całkowicie wyprane z gwiazd, jak i subtelne przepylenia, delikatnie filtrujące światło położonych za nimi słońc; - w dalszej kolejności, używając szerokokątnego Nikonka (pole 7,5 stopnia) płynnie nawigowałbym do położonej nieco na południe (w konstelacji Muchy), łukowato wygiętej smugi, zwanej Dark Doodad (lub ? bardziej adekwatnie ? Black Python). W zasadzie oba obiekty wydawały mi się częścią tego samego kompleksu, a pytonik wyglądał jak długa, wąska wypustka odchodząca od Worka. Obiekt jest kapitalny ? ciągnie się na ok. 3 stopnie na linii północ- południe, okalając zlokalizowaną przy jej południowym krańcu, po wschodniej stronie (z perspektywy naszej miejscówki ? na dole i po lewej) gromadę NGC 4372 ? czyli jasną, sporą i wyraźną kulkę; - na deser wyłuskałbym inny z ciemnotkowych skarbów, czyli nieregularną plamę skatalogowaną jako Bernes 145, położoną tuż obok alfy Cyrkla; jak na ironię polskojęzyczna Wiki podpowiada czytelnikowi, że ?Cyrkiel jest głęboko zanurzony w Drodze Mlecznej, ale mimo to ma niewiele dobrych obiektów do obserwacji przez teleskop. Wynika to z faktu, że grube chmury gazu i pyłu zasłaniają to, co można by zobaczyć.? - zahaczyłbym też o szeroko pojęte okolice mgławicy Eta Carinae; w jej przypadku wyraziście zarysowany, jasny obszar mgławicowy jest obramowany z trzech stron efektownymi gromadami otwartymi: od południa fantastycznymi Południowymi Plejadami (IC 2602, znanymi też jako Theta Carinae Cluster, czyli widoczną doskonale gołym okiem grupą skrzących się, białoniebieskich gwiazd, rozrzuconych na obszarze ok. 50 minut kątowych), od wschodu zasobną w gwiazdy, sporą, wyglądającą jak stosik diamentów NGC 3532 oraz ? od zachodu - nieco luźniejszą, lecz wciąż mogącą uchodzić za bogatą, zajmującą obszar porównywalny z tarczą Księżyca w pełni NGC 3114; - na koniec wstrzeliłbym się lornetą 15x70 w pyłowy kompleks w Koronie Południowej, skatalogowany jako NGC 6726-27/29 (cholernie jasna mgławica refleksyjna), z rozciągniętą na przestrzeni ok. 1 stopnia (na zdjęciach znacznie dalej) wyraźną, ciemną smugą mgławicy Bernes 157 i ładnie widoczną wisienką na torcie - kulistą NGC 6723. Do tego rzut okiem na majestatyczne obłoki Magellana, łatwą do wyłapania nieuzbrojonym okiem gromadę Omicron Velorum Cluster (IC 2391) czy kapitalne emki numer 6 i 7... Ciekawych z punktu widzenia lorneciarza miejsc jest oczywiście znacznie więcej, ale powoli zawodzi mnie pamięć, a notatki gdzieś mi, kurna, wcięło. Wniosek? No, prosty - trza wrócić pod tamto niebo...
    1 punkt
  37. Do świetnej relacji Łukasza dorzucę kilka zdań o swoich poczynaniach w trakcie AAA 2016. Otóż muszę zdradzić, że wiozłem do RPA lornetkę DO SkyGuide 15x70 z nastawieniem aby pewną część czasu pod niebem przeznaczyć na obserwacje lornetkowe. A, że lubię ATMowanie więc na wyjazd przygotowałem nowy żuraw lornetkowy w wersji ultra lekkiej. Wszystkie jego części w tym elementy ramion i statyw zmieścić się musiały w gabarytach bagażu lotniczego a każdy gram wagi był wrogiem. Tak powstała i z braku czasu na testy poleciała do Afryki konstrukcja zupełnie nieudana, ramię lornetkowe było zbyt krótkie a niewłaściwa głowica kulowa nie dawała należytej swobody ruchów. Ratunkiem dla lornetkowania okazał się więc interwencyjny zakup na miejscu leżaka/łóżka polowego z regulowanym oparciem.(to ten zielony na zdjęciach) Ale i tak obserwacje z leżaka nie są równie satysfakcjonujące jak z leżaka i żurawia. To wpłynęło pośrednio na wybór celów. Bez żurawia nie potrafiłem osiągnąć pełnej stabilności, która jest konieczna do najtrudniejszych obserwacji. Odpowiednim celem (trochę niespodziewanie) stały się więc ciemne mgławice ! Wyznam szczerze, że wcześniej się nimi jakoś szczególnie nie zachwycałem bo aby je zobaczyć w naszych warunkach trzeba : 1/ mieć super lornetkę 2/ być pod super niebem 3/ trafić w super pogodę 4/ mieć super oczy?. Punkty 1 i 4 są zupełnie poza moim zasięgiem a 2 i 3 rzadko się zdarzają stąd takie było moje nastawienie. Tymczasem w RPA to wszystko przestało obowiązywać ! Przyznaję, pierwsze spojrzenie np. w Worek Węgla lekko mnie wstrząsnęło, zrazu pojawił się zachwyt a potem poraziło mnie poczucie bezsilności i niemożności ? bo jak to bogactwo zaabsorbować i strawić ? (Podobnie, tylko bardziej, jak kiedy idąc na grzyby trafiamy na takie zatrzęsienie, że nie sposób ich wyzbierać, pomieścić ani nawet ogarnąć). Ciemne mgławice kopały po oczach a ich oglądanie i wyodrębnianie było tak proste jak liczenie palców własnej dłoni ! Zaistniał jednak przy tym inny nieoczekiwany problem. Do RPA Łukasz zabrał dla nas Interstellarum Deep Sky Atlas oraz Pocket Sky Atlas i to były nasze główne przewodniki nawigacyjne. Niestety w dziedzinie ciemnych mgławic prezentują się one mizernie. Poza tym priorytetowo traktowaliśmy obserwowanie DSów toteż przez większość czasu atlasy pracowały w pobliżu teleskopów i Łukasza. Świetnym rozwiązaniem okazał się program SkySafari Plus w moim tablecie. Jego mapy w dziedzinie ciemnych obiektów są kapitalne i biją na głowę papierowe atlasy, które mieliśmy. Jedynym mankamentem było to, że żaden z nas nie słyszał wcześniej skrótów i nazw którymi operuje ten program. Oprócz znanych oznaczeń ciemnych mgławic jak LDN czy B występują tam jeszcze P, FeSt, HMSTG, BDN, LM, CB, IREC, SCHO, SDN, KM, Tapia, VMF i sporadycznie jeszcze inne egzotyki. (niestety, sam program nie wyjawiał źródeł tych skrótów) Cóż jednak było robić, musiałem ochłonąć, zrobić pierwszy krok a potem systematycznie iść naprzód. Odrzuciłem uprzedzenia, obserwowałem niebo, porównywałem z mapami i notowałem kolejne jednoznacznie zidentyfikowane ciemne obszary. (Łukasz ? wzór spokoju i pozytywnego nastawienia irytował się nieco tą sytuacją ? tak odbiegało to od utartych schematów). Po powrocie okazało się, że mapy SkySafari mają pełne oparcie w katalogach tyle tylko, że są one u nas mało popularne. Kluczowa jest kompilacja ?Catalogue of Dust Clouds in the Galaxy? ? by Dutra C.M. and Bica E 2002. Zawiera on m.in. obiekty oznaczone skrótami FeSt (Feitzinger & Stuwe) i HMSTG (Hartley et al. 1986), których obserwowałem najwięcej. O mnogości tych obiektów pośrednio niech zaświadczy fakt, że skatalogowanych Barnardów jest 349 tymczasem FeSt jest 820 a HMSTG 1101. Sporo jest też LDNów (Lynds) bo aż 1806. Miłym ?odkryciem? okazał się też katalog ?Atlas and Catalog of Dark Clouds Tokyo Gakegui Uniwersity z naniesionymi Parkerami (ozn. P) i sporą ilością LDNów. W rezultacie leżakowania z lornetką przy oczach w okolicach Węgielnicy, Centaura, Wilka, Rajskiego Ptaka, Muchy, Kameleona, Kila oraz w Orle i Wężowniku (i między nimi) wyłuskałem i zidentyfikowałem kilkadziesiąt ciemnych obiektów. Brałem przy tym pod uwagę tylko obiekty łatwe to znaczy mocno skontrastowane z tłem i proste do wyodrębnienia. Mapy SkySafari zawierają również obiekty trudniejsze ale biorąc pod uwagę ilość tych łatwiejszych, na problematyczne szkoda mi było czasu. W warunkach jakie mieliśmy obserwacje te były dziecinnie łatwe. Widoki w lornetce przyrównać mogę jedynie do dobrych zdjęć obrobionych na wyeksponowanie ciemnych obiektów z tym, że te lornetkowe miały dużo większą dynamikę. Pewne wyobrażenie dają zdjęcia umieszczone w wątku ?Skorpion w towarzystwie dwóch planet? autorstwa MaPy albo ?Skorpion z Teneryfy? #8 autorstwa Napoleona na Astropolis. W dziedzinie ciemnotek czas pobytu nie pozwolił na eksplorację reszty nieba, chociaż rejony, które przepatrywałem były wyjątkowo obfite. Spodziewałem się wiele ale i tak nie byłem przygotowany na to co sprezentowało tamtejsze niebo. Zdecydowanie chciałbym tam jeszcze kiedyś wrócić i kontynuować te obserwacje. Innym, pomniejszym afrykańskim epizodem były obserwacje gwiazd podwójnych. To w zasadzie mój konik ale z powodu braku czasu przed wyjazdem i określeniem DSów jako celu głównego nie miałem planu ich obserwacji. Tymczasem przez dwie noce zaistniała okazja aby poujeżdżać sprzęt naszych gości tzn. teleskop SCT 8? na montażu widłowym z GoTo. Więc korzystając z tego udogodnienia obserwowaliśmy wytypowane na szybko w ?The Night Sky Observers Guide? różne efektowne obiekty w tym układy podwójne. Nasi goście opuszczali nas około północy więc później już samodzielnie oglądałem układy wielokrotne aż do wyczerpania krótkiej, naprędce przygotowanej listy. W rezultacie w moim logu wylądowało około 40 układów podwójnych południowego nieba. Także tutaj odczuwam ciężki niedosyt i wiem, że jest to drobny ułamek tego co ma do zaoferowania tamtejsze niebo. (Fajnie byłoby się czasem rozdwoić...) O klasycznych DSach i wszystkich innych obserwacjach nawet nie wspominam, Łukasz już to poruszał. Nie napisał tylko tego, że przygotowany przez niego program obserwacyjny miał wystarczyć na dwa miesiące . Tymczasem warunki były takie, że w dwie noce plan został wykonany ! Byliśmy oszołomieni, żartowaliśmy, że ?i tak nikt nam nie uwierzy? i stało się to naszym częstym powiedzeniem. Ogólnie cały wyjazd był rewelacyjnie udany jednak nie udało mi się zrealizować jednego z głównych celów jaki sobie postawiłem ? nie przyswoiłem topografii południowego nieba, totalnie zabrakło czasu.
    1 punkt
  38. Jeśli ktoś z Was ma jeszcze ochotę (i cierpliwość), by brnąć przez ciąg dalszy, to zapraszam na galaktyczne łowy na porannym niebie. Część III Wspominałem wcześniej o łunie od miejscowości Modimolle, paskudzącej nieco wschodni horyzont? Otóż łuna to nic, najgorsze było światło zodiakalne. Pojawiało się już ok. 3 nad ranem, by przed piątą sięgnąć na wysokość ok. 50-60 stopni. Ohyda... Na szczęście w Polsce jest niewiele miejsc, gdzie przeszkadza ono aż tak bardzo. O tym, że Rzeźbiarz jest zasobny w atrakcyjne wizualnie (i fotograficznie) galaktyki ? wiedziałem, ale moje pojęcie co do ilości dobra ukrytego w jasnej i wyraźnej konstelacji Żurawia (łac. Grus) było już dość mgliste, by nie rzec ? żadne. Na szczęście Dominik zabrał z Polski trzeci tom NSOG-a, który bezczelnie przywłaszczyłem i zwróciłem mu dopiero w dniu wyjazdu... Na pierwszy strzał pójdzie jednak planetarka, podpisana w atlasie "Interstellarum" jako Ghost Ring Nebula. Czy mogłem oprzeć się pokusie sprawdzenia, co kryje się pod tą tajemniczą nazwą? Oczywiście, że nie mogłem. IC 5148 ? bo o niej mowa ? to przepiękny, ulotny obwarzanek, zlokalizowany niedaleko gwiazdy ? Gru, spory, bo mający średnicę ok. 2'. Anglojęzyczna Wiki podpowiada mi, że mgławica znajduje się w odległości 3000 lat świetlnych od farmy Woutera i jest jedną z najszybciej rozszerzających się mgławic planetarnych (czyni to w tempie 50 km na sekundę). W te informacje wierzę, natomiast serwowana przez Wiki jasność obiektu, czyli 16.5 mag, jest wzięta z... - nieważne skąd, ale na pewno nie odpowiada prawdzie. Osiem cali lustra to aż nadto, by ją dostrzec; co więcej, filtr OIII - choć pomocny ? wcale nie jest nieodzowny. Dla mnie był to jeden z najpiękniejszych widoków, z jakimi zetknąłem się w trakcie trwania AAA 2016. Zresztą, zerknijcie sami: źródło: Wikipedia Kolejny mało znany (przynajmniej u nas) skarb Żurawia to przepiękny galaktyczny triplet, złożony z NGC 7582 (10.5mag, 5.0'x2.3), NGC 7590 (11.3mag, 2.6'x1.0') oraz NGC 7599 (11.5mag, 4.4'x1.4'). No dobra, w zasadzie jest to kwartet, bo wypada uwzględnić jeszcze pobliską NGC 7552 (10.6mag, 3.4'x2.7'). Ta ostatnia jest też najbardziej efektowna, bo przy dużym powiększeniu (w okolicy 200x) już w ośmiocalowcu można zacząć się domyślać, że to galaktyka spiralna z poprzeczką. Podjudzaliśmy naszych fociarzy - którym ten galaktyczny zestawik również przypadł do gustu - by strzelili kilka klatek i wrzucili do konkursu Master of Processing (tam, zdaje się, właśnie jakiś Triplet oceniano). źródło: www.sky-map.org W Żurawiu padło w sumie kilkanaście galaktyk (w większości niewielkich i nieurywających pupy), ale prawdziwy hit krył się gdzie indziej. Na pograniczu konstelacji Feniksa i Rzeźbiarza, niedaleko jasnej gwiazdy Ankaa (? Phe, którą warto wykorzystać do starhoppingu) przyczaiła się przepiękna NGC 55 (7.87mag 32.4x5.6). Napisałem "przyczaiła"? Nieee... ona wyłazi już w szukaczu, jako podłużne, świetliste pasmo. Zerknięcie okiem w okular (najlepiej wypadł tu Nagler 12 mm, pow. 166x) to kompletny odjazd; galaktyka nie mieściła się w polu widzenia, więc pozwoliłem jej powoli przepływać od diafragmy do diafragmy, podziwiając jaśniejsze centrum i masę niejednorodności w strukturze wewnętrznej, widocznych jako pojaśnienia i ciemne cętki. To galaktyczne wrzeciono składa się jakby z dwóch segmentów: jaśniejszego, z zatopionym weń jądrem i słabszego, które wygląda jak "doklejone" do pierwszej części. Engiec jest najbliższym względem Ziemi członkiem grupy galaktyk w Rzeźbiarzu, a odległość 6 i pół miliona lat świetlnych to w kosmicznej skali faktycznie niewiele. Hmm, gdybym miał jeszcze do dyspozycji dużego newtona.... źródło: http://astrofotografia.eu/ngc55/ Po obserwacyjnej nirvanie zafundowanej nam przez engieca 55, widok NGC 253 - choć równie jasnej, sporej i pełnej niejednorodności - nie wywoływał już aż takiego efektu "WOW!" jak w Polsce... Co tam jeszcze fajnego Rzeźbiarz trzyma w zanadrzu? O właśnie, warto zerknąć na NGC 134, czyli kolejną świetlistą krechę na niebie oraz NGC 300; w jej przypadku widoczne jest bardzo jasne jądro, zanurzone w rozległej, mlecznej otoczce. Zarysu struktury spiralnej niestety nie wyzerkałem. Podobnie sprawy miały się ze spiralną NGC 6744 w Pawiu (rozmiar 9', 10.6mag). Ona również pokazała gwiazdopodobne, jasne i zwarte jądro, okolone rozległym halo. Te galaktyki aż proszą się o potraktowanie ich większą aperturą... Ciekawie prezentowała się Galaktyka Barnarda (NGC 6822 w Strzelcu), którą dane nam było podziwiać w drugiej części nocy praktycznie w zenicie. Już w polu widzenia lornety 15x70 wyskakiwała od razu - jako spory, choć ulotny, blady owal. Próbowałem ją wyłuskać także moim Nikonem 7x50, lecz tu już pewności nie mam. Niby coś tam majaczyło, ale... Interesujące rzeczy działy się natomiast w polu widzenia super plossla 26 mm, umieszczonego w wyciągu SCT 8 - mianowicie plama robiła się jakaś taka kaszkowata i ziarnista... Nie ma mowy o złudzeniu ? podobny obraz widywałem podczas kilku kolejnych obserwacji. Źródło: Wikipedia Kończąc to krótkie, galaktyczne randez ? vous wspomnę jeszcze o M31, wiszącej nisko (ok. 10 stopni) nad północno ? wschodnim horyzontem. Mimo tak niewielkiej wysokości nie było wątpliwości, kto rządzi w widocznym z Ziemi galaktycznym światku... To chyba tyle... Zastanawiałem się, czy opisywać obszary, które wywarły na nas ogromne wrażenie w lornetkach, czyli zasobne w gromady otwarte okolice mgławicy Carina, rozbudowane, ciemne pasma przesłaniające centrum Galaktyki, zapylone pogranicze Strzelca i Korony Południowej (z gromadą kulistą i mgławicą refleksyjną gratis), gwiezdne chmury Strzelca i Tarczy, długie cielsko Barnarda 228 w Wilku czy Fałszywą Kometę w Skorpionie, ale uznałem, że znacznie lepiej zrobi to Panas. PS Na koniec widoczek z drogi powrotnej, z lotniska w Doha. Podoba się Wam to coś - miś chyba? Mnie osłabiło...
    1 punkt
  39. No to lecimy dalej, w kierunku centrum Galaktyki. Będzie sporo planetarek, nieco kulek i... ciemnotek. Tak, tak, kilka z nich spodobało mi się na tyle, że postanowiłem dołączyć je to tego (wysoce) subiektywnego zestawienia najlepszych obiektów nieba południowego. Część II Na pograniczu konstelacji Muchy, Centaura i Cyrkla przyczaiła się jedna z najpiękniejszych mgławic planetarnych, jakie miałem okazję oglądać (a trochę tego było). Suche, katalogowe oznaczenie NGC 5189 nic nie mówi o uroku obiektu, ale potoczna nazwa ? Spiral Planetary ? powolutku naprowadza nas na właściwe tory, podpowiadając, czego się spodziewać. Co zatem zobaczymy? Ano, na pierwszy rzut oka... galaktykę spiralną z poprzeczką - jasną (10mag) i dużą (2.33'x2.33'). Spora jasność powierzchniowa mgławiczki pozwala na stosowanie dużych powiększeń ? rzędu 200x i więcej; filtr mgławicowy jest przydatny, ale bez niego także jest ciekawie ? w okularze wyraźnie widać literę "S". Rewelacja, nawet astrofociarze przyssali się na dłużej do okularu! źródło: www.sky-map.org Skoro jesteśmy już przy "esowatych" kształtach, to zaburzę nieco porządek relacji i przeskoczę wprost do ciemnego Barnarda 72, znanego szerszej publiczności jako Wąż. To ciemne pasmo pyłu, odległe o ok. 650 lat świetlnych, mieliśmy dokładnie w zenicie ? i to był w zasadzie jedyny problem z tym obiektem. Starhopping to banał, bo charakterystyczny kształt Fajki czy raczej Brykającego Kucyka (do którego B72 przylega) przyciągał oczy jak ? nie przymierzając ? Worek Węgla. Węża widywałem już wcześniej z Polski, przy czym nawet lorneta 28x110 i duży newton nie były w stanie pokazać nic innego jak małe, nieokreślonego kształtu pociemnienie. Tym razem było inaczej. W kierunku gadziny wycelowałem sprzęt wydawałoby się kompletnie niepredestynowany do tego typu obserwacji, czyli SCT 200/2000 (z okularem 26 mm, 60 stopni FOV). Kształt "S" zajmował prawie całe pole widzenia i choć nie był tak oczywisty jak na fotografiach, to po chwili wpatrywania się ciemne zawijasy zaczęły bardzo wyraźnie odcinać się na szarawym tle Drogi Mlecznej. Bez dwóch zdań ? to prawdziwy hit obserwacyjny, do którego wracaliśmy kilkakrotnie. źródło: www.sky-map.org Kolejną ciemnotką, które wspaniale pokazał SCT, był Ink Spot (Barnard 86) w Strzelcu, w duecie z pobliską gromadką otwartą NGC 6520. Nie będę ich w tym momencie szerzej opisywał, bo zamierzam to uczynić w ramach Obiektu Tygodnia (cel można spokojnie namierzyć z Polski). Wspomnę tylko, że Kleks wygląda faktycznie jak atramentowa plama ? całkowicie czarna, z nieregularnymi krawędziami. Druga z dziur w niebie - położony po sąsiedzku, także niewielki (średnica ok. 3') - Barnard 90 nic a nic nie ustępuje Kleksowi, no może poza brakiem towarzystwa w postaci gromady gwiazd. Oba Barnardy w skali "nieprzezroczystości" zostały oznaczone cyfrą 5, czyli w praktyce prawie całkowicie blokują światło położonych w tle gwiazd. W przypadku B90 do poszukiwań zainspirował nas szeroki kadr autorstwa Dominika Wosia (mgławice B 90 i B86 są widoczne na lewo i poniżej centrum, B72 - na prawo i powyżej): źródlo: www.astrofotografia.eu Tutaj zbliżenie: źródło: www.sky-map.org Z kronikarskiego obowiązku dodam, że w pobliżu ukrywa się planetarna NGC 6565 ? malutka, dość słaba i niepozorna, wymagająca zastosowania wyższych powiększeń. Następny genialny kadr to ciemna mgławica i dwie gromady kuliste w jednym polu widzenia, czyli Barnard 298 plus przylegające do niego NGC 6528 (mniejsza, bardziej skondensowana - rozmiar to jakieś 5') oraz NGC 6522 (większa ? ma ok. 9'). B298 nie jest co prawda nieprzezroczysta w takim stopniu jak B 86 czy 90, niemniej widok przykuł nas do okularu na ładnych kilka minut. źródło: www.sky-map.org Dużą porcję świetnej zabawy zapewniła nam kulka skatalogowana jako NGC 6453, ukryta wśród mrowia gwiazd na obrzeżach gromady otwartej M 7 (znanej też jako Gromada Ptolemeusza). Ten Messier to zresztą materiał na odrębny wpis ? w Polsce ledwie muskający horyzont, tutaj doskonale widoczny gołym okiem, jako jasna plama na tle Drogi Mlecznej. Na engieca 6453 polowaliśmy prawie dokładnie rok temu podczas sesji na górze Ćwilin w Beskidzie Wyspowym. Obiekt, choć padł, nie był bynajmniej łatwym łupem ani dla lornety Miyauchi 141 mm Pawła Trybusa, ani dla mojego dwunastocalowego Taurusa. W Afryce ? po prostu był, nawet refraktor 120 mm nie miał z nim żadnych problemów. Tak coś mi się kojarzy, że w "Cosmic Challenge" Harringtona został wymieniony jako wyzwanie dla średniej wielkości teleskopów; hmm, wygląda na to, że Phil nie odwiedził farmy Bateleur. Wypatrujcie pojaśnienia na prawo od centrum kadru - to właśnie nasza kuleczka. źródło: www.astrofotografia.eu Oki, wracamy do planetarek. Wśród mgławic skatalogowanych przez Rudolpha Minkowskiego znalazła się jedna o wyjątkowej wręcz urodzie; mowa oczywiście o bipolarnej M 2-9, zwanej Motylem Minkowskiego. Widywaliśmy ją z Polski (ostatnio bodajże w maju, podczas wspólnej sesji w Wilczycach, w trzynastocalowcu Piotrka Guzika), Hmm, trzynaście cali ? w Afryce mamy zaledwie osiem... Warto próbować? Jurek twierdzi, że tak. No to ładuję do wyciągu Naglera 12 mm i lecimy w kierunku Wężownika, a konkretnie gwiazdy Sabik (cholera, znów zenit, kark będzie bolał ), po drodze namierzając jasny wykrzyknik (planetarną NGC 6309, która wraz z pobliską gwiazdką o jasności ok 12mag wygląda jak !). W pierwszym momencie, w miejscu gdzie powinien znajdować się Minkowski, nic nie widzę. No tak, przecież to cholerna słabizna... Ale zaraz, czym jest ten wyskakujący zerkaniem, z biegiem czasu coraz śmielej, przecinek z nieco jaśniejszym środkiem? No nieźle ? jeeest! Trafienie potwierdził Jurek, a ja utwierdzam się w przekonaniu, że podawana przez Wiki jasność obiektu (14.7mag) jest zdecydowanie zaniżona, zaś mgławica jest o co najmniej 1 magnitudo jaśniejsza. Użycie filtra OIII paradoksalnie pogorszyło jej widoczność ? mgiełka stała się prawie niewidoczna. źródło: Wikipedia Generalnie, w drugiej części pobytu, gdy już nasyciliśmy oczy klasykami, postanowiliśmy zabawić się w łuskanie "wynalazków". Bodajże szóstej nocy przypomniałem sobie o katalogu A. Terzana, zawierającym 11 gromad kulistych skrytych za centrum Drogi Mlecznej, rozrzuconych w Strzelcu i Skorpionie. Nie wyczerpaliśmy jeszcze limitu transferu danych, więc szybki rzut oka do tabelki zamieszczonej na stronie Wikipedii pozwolił mi na wytypowanie numerów 7 i 8 jako znajdujących się w zasięgu ośmiocalowca. Nie pomyliłem się ? obie wyskoczyły niemal z marszu, będąc widoczne jako subtelne pojaśnienia tła, wśród mrowia gwiazd Drogi Mlecznej. Terzan 7 okazał się łatwiejszy (bardziej zwarty), a pow. 166x, wygenerowane przez Naglera 12 pozwoliło stwierdzić, że ma wyraźnie "ziarnistą" strukturę. A z jakiego powodu Harrington umieścił gromadę w rozdziale opisującym wyzwania dla "monstrualnych" teleskopów? Naprawdę nie mam pojęcia... Numer 8 z kolei to blady, choć dość spory kleks na zasobnym w gwiazdki tle. Co ciekawe, kulki te (oraz Messier 54) mogą należeć do karłowatej, satelickiej względem Drogi Mlecznej galaktyki SagDEG, odkrytej dopiero w 1994 roku. Jeśli chodzi o próby zaobserwowania obu gromad z terenu Polski, to deklinacja -34° raczej nie pozostawia złudzeń... Z ciekawszych rzeczy padły jeszcze cztery kulki "palomarskie": numery 7 ? alias IC 1276 w Wężu, 8 i 9 ? alias 6717 w Strzelcu oraz 11 w Orle, a nadto dwie planetarki od George'a Abella: 55 w Orle i zaskakująco bezproblemowa 65 w Strzelcu. W przypadku tej ostatniej nawet Jurek stwierdził, że jest oczywista, choć to nadal "paskudztwo". Jasny i efektowny był za to bipolarny, planetarny "Robal" w Skorpionie, znany też pod nickiem NGC 6302. To prawdziwy mgławicowy celebryta, którego wizerunek zdobi okładki szeregu popularnonaukowych publikacji. Poznajecie? źródło: www.sky-map.org Potraktowany Naglerem 7 mm (pow. 285x) Robal ujawnił jasny obszar centralny, z którego "wyrastały" dwa podłużne, niesymetryczne płaty materii ? coś jak skrzydła (przy czym jedno z nich wydało mi się nieco większe i nieregularne). Sir Patrick Moore również stwierdził, że obiekt jest fajny, po czym umieścił go pod poz. 69 listy Caldwell. Co by tu jeszcze...? No tak, genialna galaktyka M83 w Hydrze, świecąca wieczorem w zenicie ? ogromna i ujawniająca spiralną strukturę; długa, świetlista szrama, czyli NGC 4945 w Centaurze; niejednorodna, pełna pociemnień i o postrzępionych krawędziach M17; lekko pomarańczowa G Scorpii i "doklejona" do niej kulista NGC 6441; fantastyczna Laguna i przede wszystkim Trójlistna, która prezentowała się jak na kiepściejszej astrofotce, no mniej więcej tak (oczywiście bez kolorów): ... i można by tak jeszcze dłuuugo... CDN
    1 punkt
  40. Dobra, przechodzimy do sedna, czyli moich wrażeń z obserwacji wizualnych. Ogromna liczba zaliczonych obiektów nie pozwala na napisanie "klasycznej" relacji, bo miałaby ona objętość sporej broszurki ? a na coś takiego nie jestem przygotowany czasowo; czytelnicy pewnie też poczuliby się znużeni lekturą podobnej kobylki... Długo zastanawiałem się, jak ugryźć temat, by było w miarę strawnie? Opisywać klasyki? Owszem, można: majestatyczne Obłoki Magellana, rozbite w diamentowy pył Omega Centauri i 47 Tuc, skomplikowana, faktycznie przypominająca pająka struktura Tarantuli, różnokolorowe gwiazdki w gromadzie otwartej Jewel Box, ciemne pasmo pyłowe w Centaurusie A, malutka, jasnoniebieska Blue Planetary, że o nieprzebranym bogactwie Skorpiona i Strzelca nie wspomnę ? to wszytko jest wspaniałe, wgniata w krzesełko obserwacyjne, powoduje opad szczęki i pilne zapotrzebowanie na kolejnego pampersa... Z drugiej strony, jeśli ktoś już zdecyduje się na wypad pod południowe niebo, to obiekty te z pewnością zostaną uwzględnione w jego planach. Może więc warto opisać cele nieco mniej znane, a mimo to piękne, niebanalne, warte uwagi? Dorzucić to tego kilka słabizn, których wyłuskanie było dla nas źródłem sporej satysfakcji, plus garść impresji obserwacyjnych z lornetek? Chyba pójdę tą drogą.... Część I Zacznijmy od obiektów zawieszonych nad zachodnim horyzontem (gdzie jeszcze przez prawie dwie godziny po zachodzie Słońca błyszczały oślepiająco Syriusz i Canopus), macając następnie łajbę Argonautów i dochodząc powoli do Krzyża Południa. Już pierwszego wieczoru, na jeszcze dość jasnym niebie, niejako rzutem na taśmę, udało mi się złapać Caldwella 73, czyli gromadę kulistą NGC 1851, zlokalizowaną na pograniczu konstelacji Gołębia i Rylca. Obiekt ma deklinację -40° i z Polski za cholerę nie da się go wypatrzeć. Jako, że upolowanie jak największej liczby brakujących Caldwelli było jednym z priorytetów, wycelowałem SCT 8" nisko (ok. 10 stopni) nad południowo - zachodnim horyzontem, w kierunku charakterystycznego trójkąta złożonego z gwiazd Wazn, Phact i ? Col, widocznych w dobrych warunkach z południowych rubieży Rzeczypospolitej. Krótki starhopping w kierunku horyzontu (cholera, w szukaczu widać już wierzchołki drzew!), rzut okiem w okular i... jest! Dość mała i zwarta, jasna (nieco powyżej 7mag), z delikatnie rozbitymi (przy pow. 76x) partiami zewnętrznymi. Pobliskich galaktyk NGC 1792 i NGC 1808 niestety nie udało się wyłuskać ? tło okazało się zbyt jasne. Skoro jesteśmy już przy konstelacjach zimowych to wspomnę, że ostatniej nocy, około 5 nad ranem, wyłapałem mgławicę planetarną NGC 1360 w Piecu, zawieszoną jakieś 10 stopni nad południowo ? wschodnim widnokręgiem. Użyłem lornety 15x70 Jurka, która ukazała spory, blady owal. Nie wspominałbym o niej (bo wielokrotnie wcześniej widywałem ją z Polski, górującą zimą kilkanaście stopni nad horyzontem), gdyby nie data obserwacji ? 10 czerwca. A, jeszcze jedno ? engiece 1360 i 1851 dzielą niecałe 2h w rektascencji. Ten przykład dobitnie pokazuje, jaki szmat nieba mieliśmy do dyspozycji w ciągu jednej nocy. Gdyby przyjechać tu dwa miesiące póżniej, całkiem wysoko wznosiłby się Orion... Zahaczając o gromady otwarte Collinder 121, 132, 140 (fajna, w kształcie haczyka), NGC 2662, M41 oraz M93 (a co, kto powiedział, że nie wolno ich obserwować latem!), mgławice Sh 2-308 i NGC 2467, tudzież uroczą parkę NGC 2452/53 (gromadka otwarta i planetarka w Rufie, opisywane w innym wątku), dotarliśmy do engieców 2818/2818a w Kompasie. To kolejna świetna para, złożona z bladej, choć stosunkowo rozległej gromady otwartej i owalnej, nieco rozciągniętej (bo bipolarnej) mgławicy planetarnej, widocznej na jej tle. Widok kapitalny, coś a la M46 i NGC 2438; podobnie jak w przypadku bardziej znanego pierwowzoru, ułożenie obiektów jest przypadkowe i nie są one fizycznie powiązane. Teoretycznie można je łapać z Polski (deklinacja ?36° 37?), ale tylko teoretycznie... źródło: www.sky-map.org Była Rufa, był Kompas, pora zatem na kolejną część dawnego Okrętu Argonautów, czyli Żagiel (Vela). Mówisz Żagiel, myślisz ? Vela SNR (supernova remnant); najbardziej znaną częścią tego rozległego kompleksu słabych włókien jest Pencil Nebula, czyli po naszemu Ołówek (NGC 2736). Wyłuskanie kłaczka postawiliśmy sobie za punkt honoru, spodziewając się jednakowoż krwi, potu i łez... W przekonaniu tym utwierdziła mnie lektura III tomu The Night Sky Observer's Guide, gdzie obiekt został opisany jako stosunkowo trudny w aperturach 8/10 cali. Tymczasem z rzekomym wyzwaniem poradził sobie już refraktor 120/600 (z Maxvisionem 24 mm i filtrem OIII Astronomika), zaś SCT, uzbrojony w okular 26 mm i świetny filtr Nebustar od Telewujka ukazał nam długie, niejednorodne, ukośnie ułożone pasemko, nie mieszczące się w prawie jednostopniowym polu widzenia. Z czym by je tu porównać? Hmm, już wiem ? widok bardzo zbliżony do włókienek w Miotle Wiedźmy. Polecam ? satysfakcja gwarantowana! W sumie teraz żałuję trochę, że nie zawalczyliśmy z innymi partiami kompleksu Vela SNR... Kto wie, co by tam jeszcze wylazło? źródło: www.sky-map.org Czas na Kil. Myślicie, że będę opisywał mgławicę Carina, tudzież jedną z licznych, efektownych gromad otwartych? Nie będę, choć jest tego warta: ogromna, jasna (widać ją gołym okiem), pocięta licznymi, szerokimi, ciemnymi pasmami...W zamian zaproponuję dwie mgławicę: refleksyjną IC 2220 oraz planetarną NGC 3132. Dlaczego akurat IC-ek? (bo planetarka, wiadomo, ma u mnie fory na samym wstępie ). Wyjaśnienie jest proste ? ponieważ jest dość nietypowa. Zdecydowana większość mgławic refleksyjnych, jakie dane było mi obserwować, jest oświetlana przez młode, gorące (białe lub niebieskawe) gwiazdy. Tymczasem IC 2220, odległą o 1200 lat świetlnych, oświetla czerwony olbrzym, skatalogowany jako HD 65757, pięciokrotnie masywniejszy od Słońca i znajdujący się w zaawansowanym stadium swej ewolucji. W ośmiocalowym SCT, z Naglerem 12 mm na pokładzie (pow. 166x), czerwonawy kolor gwiazdy jest oczywisty i pięknie kontrastuje z jasną mgławicą, otulającą ją ze wszystkich stron. Wikipedia podpowiada mi, że materia odbijająca światło składa się między innymi z dwutlenku tytanu i tlenku wapnia. źródlo: Wikipedia Co do NGC 3132 (zwanej przez Angoli Eight Burst Nebula), to jest ona po prostu efektowna ? jasna (9.87mag), zwarta, całkiem spora (1.4'x0.9'), o pierścieniowatej strukturze i z pociemnieniem wewnątrz; świetnie znosi duże powiększenia ? przyładowanie jej Naglerem 7 mm (pow. prawie 300x) nie zrobiło na niej większego wrażenia. Stosunkowa jasna gwiazdka zatopiona wewnątrz mgławicy, którą w trakcie obserwacji braliśmy za gwiazdę centralną, wcale nią nie jest. Co ciekawe, sposób powstania widocznej na zdjęciach, skomplikowanej struktury nie jest do końca zrozumiały. A, zapomniałbym ? to Caldwell 74. źródło: www.sky-map.org Tą część relacji zakończę na mgławicy RCW 71, zanurzonej w czeluściach Worka Węgla, gdzieś pomiędzy Szkatułką Klejnotów (NGC 4755) a niepozorną NGC 4609 - kolejną z licznych gromad otwartych w Krzyżu Południa, nie wiedzieć czemu umieszczoną w katalogu Caldwella pod poz. 98. Oki, RCW ? WTF? I skąd ją wytrzasnęliśmy? Pomysł, by zaobserwować ten wynalazek, narodził się w środku nocy, gdy rozgrzewaliśmy się szklaneczką whisky przezd dalszą częścią obserwacji i oglądaliśmy astrofoty autorstwa Dominika Wosia. Zaintrygowało nas małe, czerwone cholerstwo widoczne na tym zdjęciu: źródło: http://astrofotografia.eu/from-alpha-centauri-to-southern-cross/ Widzicie je? Jeśli nie, to służę fotą w większej rozdzielczości: źródło: http://galaxymap.org Okazuje się, ze skrót RCW oznacza katalog stworzony przez panów Rodgersa, Campbella i Whiteoak'a, obejmujący obszary emisji H? w południowych rejonach Drogi Mlecznej. Numer 71 (o dziwo, uwzględniony w altasie "Interstellarum") jest bezproblemowo widoczny w ośmiocalowym lustrze ? jako dość ulotna mgiełka wokół gwiazdki HD 311999; wewnątrz mgławicy zatopiona jest widoczna w podczerwieni, odkryta całkiem niedawno gromada otwarta. CDN
    1 punkt
  41. Czas na kilka słów odnośnie logistyki, warunków i tzw. zagadnień ogólnych. Wylecieliśmy z Warszawy 1 czerwca o godz. 18, ok. 1 w nocy byliśmy w Doha (Katar); stamtąd o 2.30 mieliśmy lot do Johannesburga. Na miejsce dotarliśmy ok. godz 10. Skorzystaliśmy z oferty linii Qatar Airways ? i był to właściwy wybór. Punktualnie, relatywnie niedrogo, z przyzwoitym cateringiem na pokładzie, no i te stewardessy o egzotycznej urodzie. Powrót miał miejsce tą samą trasą (i liniami) w dniach 10-11 czerwca. W RPA strefa czasowa jest ta sama, co w Polsce, a i tamtejsza "zima" to czysta przyjemność dla "północników" ? w dzień było ok. 20 stopni, w nocy temperatura wahała się od plus 5 do kilkunastu. Problem z wilgocią wystąpił tylko podczas dwóch nocek; przydał się wówczas odrośnik (choć koledzy radzili mi, by go w ogóle nie brać) oraz prowizoryczne opaski grzejne wykonane z chemicznych ogrzewaczy do rąk, folii aluminiowej i taśmy samoprzylepnej. Wszystkie osiem nocy było zdatnych do obserwacji, choć dwie z nich w niepełnym zakresie ? jakieś chmurwy zabrały nam kilka godzin. Naszym miejscem docelowym była farma Bateleur Nature Reserve, której właścicielem jest przesympatyczny Holender ? Wouter. Farma jest położona w najbardziej na północ wysuniętej prowincji RPA ? Limpopo, wciśniętej pomiędzy Zimbabwe, Botswanę i Mozambik. Szerokość geograficzna to 24 stopnie na południe od równika, czyli z grubsza tyle, co Namibia i Australia. Posiadłość jest ogrodzona (jak zresztą wszystkie inne w okolicy) i ma powierzchnię ok. 3000 hektarów, przy czym, jak na tamtejsze standardy, nie jest to specjalnie dużo. Generalnie miejsce to odwiedzają miłośnicy obserwacji motyli i ptaków. Bogactwo flory i fauny można podziwiać w porze deszczowej, która trwa tu od listopada do kwietnia/maja. W okresie zimowym teren jest wolny od malarii, insektów i innego tropikalnego paskudztwa, a jakiekolwiek szczepienia nie są wymagane. W oddalonych od innych zabudowań domkach mieliśmy prąd, gaz z butli, ciepłą wodę i... Internet. Nieźle jak na Afrykę, prawda? W porze suchej opady to rzadkość (choć oczywiście mogą wystąpić, co zdarzyło się wczoraj i dziś), a prawdziwą plagą są pożary sawanny i buszu, obejmujące tysiące hektarów. Nikt ich tu nie gasi (chyba, że zagrażają zabudowaniom) - po prostu czeka się, aż ogień sam zgaśnie. Niestety, zdarzają się ofiary... Podczas objazdu po farmie widzieliśmy zresztą sporo drzew osmalonych w wyniku działania ognia. W trakcie pobytu natknęliśmy się na parkę żyraf (matkę z młodym, niestety były dość daleko ? co najmniej 1 km), sporo antylop (impale, kudu), zebry i pawiany; podobno grasuje tu leopard (nie było nam dane go zobaczyć ? może to i dobrze? ) plus całkiem sporo hien, których charakterystyczny chichot słyszeliśmy nocami. Pora wyjazdu, czyli pierwsza dekada czerwca, nie była przypadkowa ? podstawa to oczywiście nów Księżyca i początek pory suchej. Do tego dochodzą długie noce - sensowne obserwacje/astrofoto można było zacząć już o 18.30, by zakończyć je ok. 5 rano. Na pierwszy strzał szły gwiazdozbiory późnozimowe ? Wielki Pies, Rufa, Kompas, Żagiel i Kil, później ? poprzez Krzyż Południa, Centaura i Wilka - płynnie przechodziliśmy do górujących około północy, w zenicie Skorpiona i Strzelca, zaś końcówka to galaktyczne bogactwo Pawia, Żurawia i Rzeźbiarza. Oba Magellany nie były w najkorzystniejszym położeniu, ale dało się je obserwować ? wieczorem całkiem wysoko na południowo ? zachodnim horyzontem wisiał Wielki Obłok, zaś w drugiej połowie nocy na wysokość 30-40 stopni wzbijał się Mały. Te karłowate galaktyki świetnie wyglądały w lornetce 7x50 (która pod ciemnym niebem pokazała, na co ją stać i była bardzo często wykorzystywana tak przeze mnie, jak i Marcina ? MaPę), ale i większe apertury były przydatne ? mgławica Tarantula czy sąsiadująca z SMC gromada kulista 47 Tuc w SCT 8 i Naglerze 12mm okazały się po prostu wspaniałe. A propos sprzętu ? Jurek i ja, czyli wizualna część teamu, korzystaliśmy ze wspomnianego ośmiocalowego SCT Meade ACF (tu najczęściej w wyciągu lądował okular Meade 26 mm serii 5000 i wspomniany Nagler T4 12 mm) oraz achromatu 120/600 (wyposażonego obowiązkowo w Maxvisiona 24mm), zawieszonych w zgodnym duecie na montażu SW HDAZ z podwójnym mocowaniem. Taka konfiguracja sprzętowa była strzałem w dziesiątkę, bo mogliśmy podziwiać obiekty zarówno w dużym powerku generowanym przez SCT (łuskając detal małych planetarek czy rozbijając dziesiątki kulek), jak i w szerokim polu. Kto nie widział Koniczynki, Laguny i NGC 6526 czy mgławic Omega (która nie jest żadnym tam Łabędziem, tylko oczywistą ?) oraz Orzeł w jednym polu widzenia, w zenicie, z wykorzystaniem Lumicona UHC ? niech żałuje... Rzeczony Lumicon (wypożyczony nam przez Piotrka Guzika ? dzięki, chłopie!) powodował opad szczęki także u astrofociarzy. Komentarz MaPy po zerknięciu na mgławicę Helix ? " jak ona świeci, nie przypuszczałem nawet, że jest tak jasna". O właśnie ? podczas obserwacji NGC 7293 całkiem przypadkowo "odkryliśmy" jasną kometę C/2013 X1 PANSTARSS, która w dniach 4-5 czerwca mijała mgławicę w odległości ok. 1 stopnia. Widok ? nie do opisania... W jaki sposób zmieściliśmy się z tym całym majdanem w wagowym limicie bagażu - nie mam pojęcia... Fociarze, czyli MaPa i Dominik, korzystali z Takahashi Sky90 mm na HEQ5, niutka 130 mm (a jakże, Takahashi Epsilon 130D, na moncie EM-10), zwanym przez Woutera "Yellow Submarine" i Canonów do szerokich kadrów. Warunki obserwacyjne na miejscówce można spokojnie określić jako bardzo dobre. Oczywiście, do ideału nieco brakowało, bo południowy horyzont był lekko zaświetlony sięgającą na ok. 10 stopni łuną (niezbyt dokuczliwą) od oddalonej o 160 km Pretorii; z kolei wchód został spaskudzony przez pobliską (20-30 km) miejscowość Modimolle. Ta łuna "bolała" mnie już bardziej, bo zakłócała mi poranne, galaktyczne łowy w dopiero wznoszących się nad horyzont, jesiennych konstelacjach. Generalnie, niebo spokojnie oscylowało gdzieś pomiędzy "dwójką" a "trójką" w skali Bortle'a, przy czym bardzo pozytywny wpływ na warunki obserwacyjne miała suchość mas powietrza oraz wysokość (płaskowyż, ok. 1700 m npm). Zenit to bajka ? Droga Mleczna zwyczajnie świeciła, a widoczne na jej tle ciemne mgławice prezentowały się jak na fotografiach ? zawiesiste, przestrzenne, z detalem i strukturą, w różnych odcieniach czerni i szarości... Prym wiódł oczywiście Coalsack, czyli ogromny Worek Węgla, ale Fajka (a w zasadzie Brykający Kucyk) na pograniczu Skorpiona i Wężownika czy długie, ciemne pasmo Dark Doodad w konstelacji Muchy niewiele im ustępowały. Naprawdę mało jest przesady w stwierdzeniu, że kulista Omega Centauri czy mgławica Eta Carinae psuły nam adaptację oczu do ciemności... Przed świtem, na wschodzie pojawiało się światło zodiakalne, sięgające na wysokość co najmniej 50 stopni. Zachód z kolei to Droga Mleczna w konfiguracji niemożliwej do zobaczenia z naszych szerokości, czyli majestatyczny łuk rozpięty od zachodzącego Centaura do szorującego po północnym horyzoncie Łabędzia, plus nurkujący głową w dół Skorpion. Mars i Saturn, w Polsce przemierzające niziny ekliptyki, tutaj wisiały w zenicie. W chwilach lepszego seeingu detal wydobywany przez orciaka (Pentax SMC, własności Dominika) zwyczajnie powalał... Przez półtorej nocy towarzyszyli nam lokalni pasjonaci astronomii, czyli przesympatyczni Dennis i Pieter, którzy przywieźli na miejsce SCT 8 na widłach i fantastycznego Nikona 10x70, powieszonego na żurawiu Oriona. SCT wymagał pilnej kolimacji (z czego wzorowo wywiązał się Dominik), zaś lorneta - no cóż, nie mogłem się od niej oderwać przez kilka godzin: widok False Comet, M6, M 7, Eta Car i okolic czy rozległych ciemnych mgławic zwalał z nóg... Co by tu jeszcze? Acha, na naszym poletku obserwacyjnym mieliśmy postawione piery, dzięki czemu nie musiałem targać z Polski statywu do montażu, tylko samą głowicę (plus dorobioną przez Jurka przejściówkę). Z innych niezbędnych do życia rzeczy bardzo dobre okazało się winko marki Spier (można je kupić w Polsce!) oraz piwo Black Label. Ogólnie, to była dla mnie astronomiczna przygoda życia. Korzystając z okazji, jeszcze raz dziękuję Domkowi za zaproszenie do teamu AAA 2016 oraz Marcinowi za organizacyjne "ogarnięcie" całości. Bardzo prawdopodobne, że będę planował powrót pod afrykańskie niebo - za rok czy dwa, być może z większym teleskopem. Na samą myśl o tym, co mogłoby pokazać tam dwunastocalowe lustro, dostaję gęsiej skórki... PS Ostatniej nocy odwiedziliśmy starych znajomych, czyli Amerykę/Pelikana, kompleks Veila i Crescenta w zawieszonym nisko nad północnym horyzontem Łabędziu. To był chyba przejaw tęsknoty za ojczyzną i wyraźny sygnał, że pora wracać...
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)