Skocz do zawartości

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'lornetki' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Obserwujemy Wszechświat
    • Astronomia dla początkujących
    • Co obserwujemy?
    • Czym obserwujemy?
  • Utrwalamy Wszechświat
    • Astrofotografia
    • Astroszkice
  • Zaplecze sprzętowe
    • ATM
    • Sprzęt do foto
    • Testy i recenzje
    • Moje domowe obserwatorium
  • Astronomia teoretyczna i badanie kosmosu
    • Astronomia ogólna
    • Astriculus
    • Astronautyka
  • Astrospołeczność
    • Zloty astromiłośnicze
    • Konkursy FA
    • Sprawy techniczne F.A.
    • Astro-giełda
    • Serwisy i media partnerskie

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


MSN


Website URL


ICQ


Yahoo


Jabber


Skype


Zamieszkały


Interests


Miejsce zamieszkania

  1. 15.02.2024 Wychodząc wieczorem do Żabki, na południowo-zachodnim niebie dostrzegłam kilka najjaśniejszych gwiazd i Księżyc wiszący kilka stopni od Jowisza. Widok ten przypomniał mi o zasłyszanej gdzieś ostatnio informacji o zbliżeniu naszego naturalnego satelity z Uranem. W zasadzie od razu po powrocie z Żabki zgarnęłam lornetę i wyszłam na balkon, gdzie, standardowo, temu co na niebie towarzyszyły moje dwie ulubione latarnie, pomiędzy którymi akurat wisiał Jowisz. To właśnie ku niemu wpierw skierowałam swój wzrok. Mym oczom ukazała się kremowa perła przyodziana trzema drobnymi diamentami, dwoma z lewej i jednym z prawej strony, zaś na jej powierzchni subtelnie rysowały się dwa pasy i… jakaś skaza? Na niemalże środku jowiszowej tarczy znajdowała się malutka, ciemna kropka, której nie widziałam bardzo wyraźnie, ale jednocześnie byłam stuprocentowo pewna, że ona tam jest. Nie może być! Serce zabiło mi mocnej, a ręka niemal natychmiast sięgnęła po telefon by sprawdzić aktualne ułożenie księżyców galileuszowych. Odpowiedź nadeszła szybko - oto centrum tarczy Jowisza zdobił cień najbardziej aktywnego geologicznie obiektu naszego Układu Słonecznego - Io. Sam księżyc niemalże kończył już swój tranzyt, jednak w zasadzie wciąż był wizualnie przyklejony do macierzystej planety, przez co w moim 25-krotnym powiększeniu był od niej nieoddzielalny. Właśnie pierwszy raz w życiu zobaczyłam tranzyt cienia księżyca Jowisza na jego tarczy. W sposób niezaplanowany, z zaskoczenia, a do tego nie w teleskopie, tylko w lornetce 25x100. Ja nawet nie spodziewałam się, że to zjawisko jest możliwe do dostrzeżenia w takim instrumencie! Naprawdę, czekałam na ten moment bardzo długo. Nie zliczę ile razy probowałam trafić na taki tranzyt w zamierzchłych już trochę czasach, gdy miałam jeszcze GSO. Zawsze coś stawało na przeszkodzie, a tu? Proszę. W lornecie, z Jowiszem wiszącym centralnie między dwoma świecącymi w moją stronę latarniami. Ironiczne. Naprawdę dawno nic mnie tak nie ucieszyło. Na oglądaniu tego widoku spędziłam kilkanaście minut. Gdy trochę ochłonęłam, przesunęłam lornetę wyżej - ku Księżycowi. Poświęciłam mu chwilę, po czym w SkySafari sprawdziłam dokładną lokalizację Urana. Wykonałam do niego prosty star hopping i zobaczyłam, dokładnie tak jak się spodziewałam, gwiazdkę. Próbowałam dopatrzeć się w niej jakiegoś zielonkawo-niebieskawego odcienia, lecz nic z tego. Uran wyglądał po prostu jak zwykła gwiazdka. Ale za to w sposób świadomy zobaczyłam go po raz drugi w życiu, po naprawdę wielu latach. Tyle było z obiektów Układu Słonecznego, które mogłam zobaczyć ze swojej miejscówki, jednak postanowiłam rozejrzeć się po niebie trochę dłużej i mimo ogromnego poziomu zanieczyszczenia światłem, ujarzmić kilka DSów. Wbrew temu, czego można by się spodziewać po widoku gołym okiem, lorneta była nawet w stanie ukazać jakieś gwiazdy. Chwilę pokrążyłam z jej pomocą po zubożałej Kasjopei, a w drodze do Perseusza odwiedziłam Chichoty. Nie były tak liczne i bogate jak spod ciemniejszego nieba, nie lśniły tak hipnotyzująco jak zwykle, ale i tak były piękne, i w sumie nawet nie było ich tak mało, jak się spodziewałam. Nawet pozbawione tego błysku w oku i lekko jakby zmatowiałe - zachwycały. Przesnułam się przez Perseusza i okolice Woźnicy, po czym przeniosłam się nieco w bok balkonu z lornetą, by spomiędzy gałęzi pobliskiej robinii akacjowej wypatrzeć M41. Wisząca poniżej Syriusza gromada wyglądała biednie, bardzo subtelnie prześwitując przez krakowską łunę, lecz jej dostrzeżenie i tak mnie ucieszyło. Mam bardzo ciepłe wspomnienia sprzed lat zawiązane z tym obiektem. Znowu zmieniłam nieco miejsce, tym razem przesuwając się na przeciwny koniec balkonu, by pośród gałęzi tego samego drzewa odnaleźć M42. Na krakowskim niebie widziałam ją już kilka razy, jednak wciąż nie mogę przyzwyczaić się do jej widoku w tych warunkach - wszystko poza centralną częścią ginie w jasnym tle nieba, pozbawiając obiekt jego subtelności. Tak zanieczyszczenie światłem obdziera z pełni piękna najjaśniejszą mgławicę polskiego nieba. Po tym widoku zwinęłam się do środka. Przyznam, że te obserwacje mnie usatysfakcjonowały, mimo że były krótkie, niezbyt ambitne, no i w zdecydowanie niewymarzonych warunkach. Co ten brak normalnych obserwacji ze mną robi. No ale cóż, trzeba doceniać to, co się ma, a ja doceniam zwłaszcza ten tranzyt. 🙂 Pośród tej drobnej relacji widzicie parę zdjęć z telefonu przyłożonego do lornety cykniętych w ramach pamiątki. No i pierwsze z nich pokazuje w jak świetnych warunkach obserwowałam.
  2. Chociaż lornetki cieszą się całkiem sporą popularnością - z pewnością większą niż możnaby sądzić po sprzęcie tak niewielkiego kalibru - mam wrażenie, że gdzieś w tyłach głów obserwatorów siedzi myśl, że bez teleskopu wiele się traci. Uporczywie utrzymujące się święte przekonanie, że lornetka pozwoli zaledwie na rekonesans, na przegląd, ale w zasadzie wartości obserwacyjnych nie wniesie wcale lub w najlepszym razie - niewiele. Źródeł takiego myślenia nie musimy szukać daleko. Po prostu - obserwator sięgający po lornetkę czuje na samym starcie kilka ograniczeń. Pierwszym jest apertura, choć w tej kwestii można liczyć na pewną wyrozumiałość - bo raczej nie winimy małego sprzętu za to, że jest mały. W końcu chodzi o mobilność, lekkość, kompaktowość. Z premedytacją utnę w tym miejscu aspekt powierzchni zbiorczej i zasięgu, który za nią idzie - szczególnie, że dylemat ten jest aktualny również dla kogoś, kto wybiera między jednym teleskopem a drugim. Skupię się za to na innym ważnym parametrze, który często nie daje spokoju sięgającym po lornetkę - na jednym, stałym, małym powiększeniu. Z czego się bierze ten niedosyt, wręcz - głód wyższych powiększeń? Z chęci przyjrzenia się czemuś z bliska? Doszukania się detalu? Bez wątpienia. Ale w wielu przypadkach - szczególnie gdy dobsoniarza niechcący uszczęśliwimy lornetą - niedosyt wyniknie prawdopodobnie z najzwyklejszego przyzwyczajenia do oglądania kosmosu w większej skali. Sam pamiętam swoje rozczarowanie, kiedy po raz pierwszy, w podwarszawskich Sikorach, Janko pokazał mi duet M81-M82 w swoim Oberwerku Ultra 15x70. Cóż - skłamałbym, gdybym powiedział, że te maleństwa zrobiły na mnie jakieś większe wrażenie. Po jaką cholerę miałem je oglądać w powiększeniu 15-krotnym, skoro tuż obok stały teleskopy 8- i 10-calowe, w których można było spróbować powiększeń kilka-kilkanaście razy wyższych? Podczas tamtej sesji Janko był osamotniony w swoim lornetkowym zachwycie, a my - z Sawesem i Perkułą - cieszyliśmy się widokami dawanymi przez nasze newtony. Ale o tym, że mała skala ma równie dużo do zaoferowania miałem się przekonać już w przeciągu kolejnych kilkunastu godzin. Zanim się rozstaliśmy w środku nocy, Janko dał mi zapowiedziany wcześniej prezent - a była nim lornetka Delta Optical Everest 12x60. Skąd taki upominek? Pewnego razu wygadałem się, że moja lidletka zaliczyła fatalny dla niej upadek i - chociaż głównie obserwowałem wtedy swoją Syntą 8? - od tego czasu na obserwacjach trochę brakowało mi lornetki. Janko nie wahał się ani chwili i od razu zapowiedział, że jeśli tylko się zjawię, będzie miał dla mnie lornetkę. Piękny gest! Tak jak pamiętam sesję w Sikorach, tak pamiętam też kolejny wieczór, kiedy nastąpił zwrot w tę drugą stronę. Wracając z Warszawy, miałem zahaczyć o rodzinną Bydgoszcz. W samym środku Puszczy Bydgoskiej, całkiem skutecznie wycinającej światła Bydgoszczy i Torunia (przynajmniej w zenicie) zatrzymałem się, by zerknąć na niebo przez swój nowy sprzęt. Kipiąca Droga Mleczna oszołomiła mnie całkowicie! Kłęby gwiezdnych obłoków, setki jaśniejszych i słabszych słońc, gromady otwarte wręcz bijące po oczach - tak, dokładnie tego mi brakowało w okresie, kiedy miałem do dyspozycji jedynie teleskop. Wtedy dostałem przez łeb jednym, oczywistym stwierdzeniem - Droga Mleczna nie jest przecież zbiorem obiektów, które oglądamy jeden po drugim jak slajdy. Droga Mleczna jest kipiącą rzeką światła, w której znajdziemy gromady, asocjacje, gwiezdne żłobki, ciemne pasma i globule skrywające protogwiazdy, a także rozrzucone tu i ówdzie pozostałości gwiazd, które zakończyły swój żywot tysiące lat temu. Galaktyka jest jak plecionka, gdzie każdy jej element pięknie się komponuje z innym, gdzie zachodzą na siebie plany, gdzie możemy doświadczyć widoków dających pojęcie o jej strukturze! O strukturze, której nie mamy szans zobaczyć, ?teleportując? się między obiektami - bo przecież w teleskopie najazd na obiekt najczęściej jest niezależny od tego, co wyszukiwało się chwilę wcześniej. Na domiar tego wszystkiego, obiekty te są oglądane w powiększeniach skutecznie izolujących je z ich kontekstu przestrzennego. To była bardzo ważna lekcja - że małe powiększenie pokazuje coś, czego nie zobaczysz, stosując wyższe. Postaram się to pokazać w dalszej części na konkretnych przykładach. Małe powiększenia pozwalają też docenić piękno - bo tego przecież często szukamy - obiektów bliskich. Tak bliskich, że dla teleskopów zwyczajnie niewidzialnych. Pierwszymi, które mam na myśli, są stosunkowo nieodległe i - co za tym często idzie - rozległe kątowo gromady otwarte. Czy Hiady są gromadą dla obserwatora? Teoretycznie - tak. W praktyce - raczej nie. Wiemy, że są związane grawitacyjnie, ale rzadko kierujemy na nie swoje instrumenty optyczne, bo zwykle nie widzimy nic ponad kilka jasnych składników na tle czarnej pustki kosmosu. Jedynie małe powiększenia - 7-10-krotne - pozwalają cieszyć się ich widokiem w nie mniejszym stopniu, w jakim zwykle cieszymy się widząc Plejady czy inną jasną gromadę. Ale o ile Hiady są znane, o tyle duża część rozległych gromad w ogóle nie figuruje w niektórych atlasach nieba. Na próżno będziesz szukał w popularnym Pocket Sky Atlas klastrów takich jak Collindery 65 i 464 (odpowiednio - na pograniczu Byka i Oriona oraz w Żyrafie), Roslund 5 czy Ruprecht 173 w Łabędziu. Ba, nawet Melotte 111 w Warkoczu Bereniki jest pominięta. A jeśli macie na końcu języka kąśliwą uwagę o zbyt egzotycznych katalogach, to zapytam - kto z Was obcował z dyskretnym urokiem NGC 2184, tak łatwej w lornetce 10x50? Jeśli ktoś powie: ?takich obiektów nie żal pomijać, w końcu zbyt wiele to one nie pokazują? - odpowiem: Racja - nie pokazują. Przynajmniej do czasu, kiedy przesiadasz się na powiększenia rzędu 7-10x. Wtedy okazuje się, że spoglądamy na naprawdę piękny i efektowny obiekt. Drugą grupą obiektów wymagających niskich powiększeń są asocjacje gwiazdowe - rejony, w których można znaleźć młode gwiazdy powstałe z tego samego obłoku molekularnego i z grubsza - w tym samym czasie. Te skupiska słońc nie są jednak związane ze sobą grawitacyjnie na tyle mocno, żebyśmy mówili o gromadzie gwiazd. Ich wzajemne przyciąganie nieustannie słabnie i w niedługim czasie (w skali kosmicznej) o ich wspólnym pochodzeniu nie będzie już mówić bliskie wzajemne położenie na nieboskłonie, a jedynie ich skład chemiczny i ruch względem innych gwiazd. Ponadto nie będą wtedy już tak efektownymi rejonami, gdyż najmasywniejsze, najjaśniejsze składniki zdążą wybuchnąć jako supernowe lub zakończą żywot w mniej spektakularny sposób. Niektóre asocjacje są równie efektowne jak najpiękniejsze gromady otwarte. Zwykle obserwujemy je jako regiony na niebie pełne niebieskich olbrzymów, skupionych na stosunkowo niewielkiej przestrzeni. Część z nich zmieści się w 6- czy 7-stopniowym polu widzenia lornetki, część będzie wymagała przeskanowania większego obszaru. I choć nie wszystkie asocjacje mają w sobie tyle uroku co perełki w rodzaju Melotte 20 czy Collinder 70, warto je obserwować i zwyczajnie uświadomić sobie ich mnogość na nocnym niebie. W ten sposób łatwo utrwalimy sobie, że nie tylko mgławice emisyjne i młode gromady oznaczają nowe gwiazdy w naszej Galaktyce. Co więcej, to idealne rejony dla bardzo niedocenianych lornetek 7x50 - a to właśnie dzięki takim skromnym parametrom można odkryć bardzo pouczające widoki o sporej wartości estetycznej. Trzecią grupą obiektów oczywistych w małych powiększeniach, a pomijanych w większych, są ciemne mgławice. Chociaż wiele z nich jest również w zasięgu węższego pola teleskopów, to jednak dopiero w szerokich kadrach lornetek tak mocno dają znać o swojej obecności, wręcz - wszędobylskości. Ze względu na swoje potężne rozmiary, sięgające czasem kilkudziesięciu czy nawet kilkuset lat świetlnych, a także relatywnie małej do nich odległości, najbardziej efektowne pasma pyłowe naszej Galaktyki mogą rozciągać się na niebie nawet na kilka stopni! Dodatkowo, są to obiekty ?lubiące? duży margines pola wokół siebie - bo dopiero na jasnym, dominującym w kadrze tle, stają się oczywiste - i bardzo często hipnotyzująco piękne. Podobnie też jak asocjacje, wnoszą bardzo dużo do świadomości obserwatora z zakresu składu, wyglądu i ewolucji Drogi Mlecznej. A od strony już czysto estetycznej - biorąc pod uwagę bogactwo tła, z którego można te obiekty wyłuskać, ciemne mgławice często łapią się do najpiękniejszych i najbogatszych kadrów, jakie tylko są do znalezienia na nieboskłonie. ... Tymczasem przejdźmy do kolejnej rzeczy, która uwiera obserwatora - do stałego powiększenia. Ale? czy to musi uwierać? Moim zdaniem - nie. Pamiętajcie, że to, czy brak możliwości zmiany powiększenia jest wadą czy atutem, zależy od tego, co macie w głowach. Moim zdaniem, to może być realna zaleta. Jakim cudem? Oglądając kosmos w jednym powiększeniu można w prosty sposób doświadczyć jego skali. Mam tu zarówno na myśli całość, jak i wielkość poszczególnych elementów. Obserwując niebo przez dłuższy czas w powiększeniu 10x można realnie doświadczyć, co to znaczy bliska gromada/galaktyka, a co oznacza odległa. Widząc kilka drobnych węzłów gwiazd łatwo uzmysłowić sobie, że faktycznie zaglądamy głęboko w inne ramię Galaktyki, że oglądamy to samo, co na przykład w regionie Woźnicy-Bliźniąt, ale ze znacznie większego dystansu. To daje dodatkowe odczucie zarówno przestrzeni, jak i struktury. Podobnie sprawa się ma z galaktykami - te bliższe są znacząco większe kątowo, dalsze są czasem niczym więcej, jak tylko bladymi przecinkami na niebie. Owszem, obserwator dysponujący teleskopem również to widzi, ale czy zmienność powiększenia nie wpływa czasem na zatarcie się pewnego subiektywnego odczucia skali? Na rozmycie naszego osobistego wzorca z S?vres? Uważam, że w sporej części tak. Na przykładzie swojego doświadczenia i tego, co widzę u kolegów obserwatorów, skłaniam się ku twierdzeniu, że niewielu szuka tej skali globalnie, niewielu umiejscawia widoki z okularu w konkretnej przestrzeni, na mapie Galaktyki w swojej głowie. Tymczasem jestem przekonany, że taka mapa tworzy się w zasadzie sama u bardziej świadomego lornetkowca, jako naturalna pochodna tego, że obserwujemy wszystko w jednym powiększeniu. Być może ktoś z Was powie, że teleskopem również można podobnie poczuć przestrzeń. Można, ale odczucia będą inne, moim zdaniem płytsze z prostego powodu - naturalność ruchu głową z lornetką przed oczami, połączona z obuocznym patrzeniem, daje identyczne czucie przestrzeni, jakiego doświadczamy na co dzień. Nic się nie zmienia poza zasięgiem i powiększeniem. Teleskop, szczególnie ten z kątówką czy ukośnie ustawionym lustrem wtórnym, najzwyczajniej nie zadziała tak mocno. W pewnej ilości przypadków pokaże wzajemną skalę czy przestrzeń, ale nie zadziała w naszej głowie na relacje między obiektami na tyle mocno, by utworzyć mapę. Gdzieś z tyłu głowy kołacze mi pewien dość specyficzny i może nieco przerysowany przypadek. Jeden z moich przyjaciół jest amatorem gromad otwartych. Czasem odnosiłem wrażenie, że tak dobiera do nich takie powiększenie, żeby wypełniały podobne pole widzenia okularu. Zwykł w klastrach dopatrywać się wzorów, mini-asteryzmów, zarysów ludzi, zwierząt czy przedmiotów. Mówił do mnie wiele razy: - A co ty tam widzisz w tych lornetkach? Przecież wszystkie gromady wyglądają w nich tak samo! Tak samo, czyli - jeśli dobrze interpretuję - w żadnej z nich nie doszukam się ani cech szczególnych, ani jakichkolwiek asteryzmów czy zarysów. Tymczasem za sprawą tej przyjemnej zabawy w szukanie skojarzeń we wzorach tworzonych przez słońca w klastrach, mam wrażenie, że ów przyjaciel pozbawiał się odczucia skali i dystansu. Koniec końców, oglądał przecież te gromady najczęściej w tych samych dla swego oka rozmiarach kątowych! Jak więc odczuć dystans do obiektów, skoro oko wszystkie widzi takimi samymi? Swoją drogą, czy nie macie podobnie podczas obserwacji gromad kulistych? Tak dobrać powiększenie, żeby zajmowała odpowiedni procent pola widzenia? Powiększać aż do rozbicia? Czy przez to jesteście w stanie z pamięci rzucić nazwami, które z gromad są większe, a które z tych mniejszych? Czy przypadkiem trochę się to Wam nie zlewa? Podobnie - jak odczuć kontekst gromady, skoro dobieramy powiększenie na sam obiekt? Czy naprawdę wystarcza nam, wizualowcom, sama wiedza o tym, czy obiekt leży w gęstym ramieniu galaktycznym czy też gdzieś na uboczu? Czy nie warto tego doświadczyć? Po prostu zobaczyć? Spróbujcie! ... Ćwiczenia praktyczne Jeśli macie lornetkę powiększającą 7-15-krotnie, spróbujcie wykonać parę ćwiczeń praktycznych - a nuż odkryjecie w widokach lornetkowych coś więcej niż tylko możliwość zrobienia rekonesansu przed skierowaniem w cel ?prawdziwego? teleskopu. 1. Spójrzcie na Chichotki, czyli Gromadę Podwójną w Perseuszu. Spróbujcie sobie wyobrazić ich rozmiary i odległość do nich. Skonfrontujcie ich wygląd z wiedzą, że te spore klastry, każdy o średnicy około 60-70 lś, są oddalone od nas o ponad 7,5 tys. lś. Spójrzcie teraz kawałek na północ, na gromadę Stock 2. Jest ona dużo większa kątowo, choć jej rzeczywiste rozmiary są o połowę mniejsze od każdej z Chichotek. Widzimy ją tak dużą, gdyż leży niemal ośmiokrotnie bliżej Słońca. Spójrzcie, jaką ogromną moc promieniowania muszą mieć bliźniaczki z Ramienia Perseusza, skoro świecą dużo mocniej niż obiekt położony o marne 300 parseków od nas. Ale to nie wszystko. Spójrzcie, jak za tą dość bliską nam gromadą (St2) odcinają się pasma pyłowe z naszego ramienia - zobaczycie je jako znacznie ciemniejsze tło, jakby coś wypruło z Drogi Mlecznej słabsze gwiazdy i poświatę tła, którą tworzą odległe słońca. Jakie widoki skrywają te ciemne obłoki? Czy za nimi jest jeszcze jakaś gromada, leżąca nieopodal NGC 869/884 w Ramieniu Perseusza? A może pył przesłania perełkę w rodzaju NGC 2158, leżącą jeszcze dalej, w Ramieniu Zewnętrznym? Widząc takie cuda niebieskie, warto uruchomić wyobraźnię. Wszystkie mapki pochodzą z Toshimi Taki's Star Atlas ... 2. Spójrzcie na gromadę M52. Pewnie znajdziecie ją z łatwością, ale stwierdzicie, że widać niewiele. Ot, jasna plamka światła, ale gdzie jej rozbicie? W zasadzie brak ziarnistości nie pozwala nawet odczuć, że to gromada gwiazd. Ale nie przejmujcie się. Choć to tak jasny klejnot, leży po prostu daleko, kilka* tysięcy lat świetlnych dalej. Teraz przeskanujcie uważnie i powoli niebo w kierunku gwiazdy Caph, ? Kasjopei. Widzicie kilka drobnych węzłów gwiazd? Ta okolica roi się od maleństw w rodzaju NGC 7788 czy drobnicy z katalogów King czy Berkeley. To jeszcze bardziej odległe obiekty. Czy to nie dzięki byciu skazanym na jedno, niewielkie powiększenie, nie odkrywamy tej pięknej, galaktycznej perspektywy? Przejedźmy teraz jeszcze odrobinę na południe, zbaczając nieco na zachód. Doszliśmy do NGC 7789 - w porównaniu do poprzedniczek, ta jest spora! Uważny obserwator pod dobrym niebem zauważy ziarnistość tej gromady, chociaż jej najmasywniejsze gwiazdy dawno już zgasły. Wielkość gromady na niebie jest tak znaczna właśnie dzięki temu, że obiekt jest stosunkowo nieodległy. NGC 7789 nie należy co prawda do Ramienia Oriona, ale również nie leży w Ramieniu Perseusza. Leży gdzieś pomiędzy wspomnianymi ramionami, nie narażona na bliższe spotkania z masywnymi gwiazdami, których grawitacja mogłaby znacząco przyczynić się do rozdarcia gromady i rozpierzchnięcia jej słońc. Jest to jedna z odpowiedzi na pytanie, dlaczego najstarsze klastry zwykle znajdujemy na uboczu. Spójrzcie - rozmiar i ziarnistość okazała się być pochodną dystansu. Wróćcie jeszcze raz nieco na północ od gwiazdy Caph, wróćcie powoli poprzez całą drobnicę kingów i berkeleyów? do Messiera 52. Jakby tego było mało, czyż nie oczywiste są różnice w jasności tła? Czyż nie widać wyraźnie, gdzie znajdują się skupiska międzygwiezdnych pyłów, a gdzie patrzymy przez czyste ?okienka?? Na sam ten rejon można patrzeć długo, bez śladu znudzenia - jaka piękna galaktyczna perspektywa! *szacunki wahają się między 3 a 7 tys. lś. ... 3. Skierujcie lornetkę ku kwartetowi zimowych gromad w Woźnicy - M37, M36, M38 i NGC 1907. Wszystkie oglądamy z mniej więcej tej samej odległości, z jednym wyjątkiem - M38 leży bliżej nas o jakiś tysiąc lat świetlnych. Porównajmy więc trójcę będącą nieco w tle. M37 jest najstarszą z gromad. Wyłuskanie lornetką poszczególnych składników wymaga albo co najmniej średniej dwururki albo bardzo dobrego nieba. Mrowie gwiazd, które wyjdzie z mgiełki, będzie dość jednorodne (za wyjątkiem najjaśniejszego składnika gromady, gwiazdy typu B9 o jasności 9,2 magnitudo). Oglądamy gromadę, w której niemal wszystkie najjaśniejsze gwiazdy zdążyły już zakończyć swój żywot. Przejdź teraz do M36 i zauważ, jak łatwo wyskakują z tła jej poszczególne składniki (w zależności od sprzętu i nieba, powinieneś ich widzieć kilka bądź kilkanaście). Ta gromada jest znacznie młodsza, liczy sobie około 20 mln lat (wobec 300 mln lat poprzedniczki!) więc jej latarnie typu O i B będą świecić bardzo wyraźnie. To dlatego - mimo podobnego dystansu - nie masz zapewne trudności z dostrzeżeniem poszczególnych składników M36. Zobacz, jak łatwo można porównać oba klastry, zaledwie jednym, szybkim, intuicyjnym skokiem. I sprawdź też, jak niewielki ruch lornetką wystarcza, aby porównać oba te obiekty z NGC 1907 i M38. Możliwość takiego bezpośredniego porównania, czasem nawet dwóch obiektów w jednym polu widzenia, jest naprawdę nie do przecenienia! ... 4. Spójrzcie na gromadę otwartą Collinder 463 w Kasjopei. Ten niezwykle atrakcyjny obiekt jest jednocześnie jednym z remediów na chęć zobaczenia ?więcej i bliżej?. Czyli...? Czyli - jeśli nie możecie zmienić powiększenia, znajdźcie większy obiekt! Dotrzeć do Cr 463 nie jest łatwo, ale to właśnie dzięki niewielkiemu powiększeniu lornetki, nawigacja w to egzotyczne miejsce wcale nie jest taka trudna! Jeśli tam trafiliście - przypatrzcie się temu klejnotowi. Spodziewaliście się znaleźć taką perełkę tak daleko poza obserwacyjnym mainstreamem? To jest jeden z tych obiektów, gdzie zmiana sprzętu na teleskop naprawdę nie da nic - bo uzyskane minimalne powiększenie będzie wciąż zbyt wysokie, aby dać zapas na odrobinę tła wokół gromady. Zresztą, czy w tym przypadku naprawdę byłoby widać o tyle więcej? Chyba jednak nie. ... 5. Spójrzcie na Melotte 20 w Perseuszu. Tak, złośliwy jestem - oto kolejny obiekt o sporych rozmiarach kątowych. Ale tutaj chodzi o jeszcze inną grupę wspaniałości nocnego nieba - o asocjacje, o których pisałem wcześniej. Potrzebujemy tutaj szerokiego pola, użyjmy więc lornetki o powiększeniu 7-10-krotnym. Już taki niewielki sprzęt pozwoli na spokojne studiowanie kolorów gwiazd (osobiście uwielbiam wyłapywać gwiazdy o barwach pomarańczowej i czerwonej, które pięknie kontrastują z niebieskimi latarniami). Jeśli mimo wszystko brakuje Wam zasięgu, spróbujcie swych sił używając lornetki 10x70 - uzyskacie maksymalny zasięg dla tego obiektu przy jednoczesnym zadbaniu o szerokie pole widzenia. I, podobnie jak w przypadku Cr 463, wzmacnianie powiększenia nic nie da - poza oglądaniem pustych przestrzeni między jasnymi gwiazdami. A jeśli uważacie, że takich perełek, jak Mel 20 jest niewiele, to zerknijcie chociażby na asocjację Lac OB1. ? Podsumowanie Mam cichą nadzieję, że ta skromna próba unaocznienia korzyści z oglądania kosmosu w małej skali i jednym powiększeniu, odczaruje nieco lornetki z ich rzekomych ułomności. Jeśli udało mi się to chociaż w niewielkim stopniu, bardzo się ucieszę. Oczywiście nie nakłaniam nikogo z Was do porzucenia większych luster czy ulubionych teleskopów. Mam przecież świadomość tego, że osobiste preferencje mają kolosalne znaczenie. Za to gorąco zachęcam, byście czasem spojrzeli na kosmos z innej perspektywy. Nie musicie układać sobie na papierowych mapach obrazu Drogi Mlecznej - warto się podeprzeć tym, co można zobaczyć. W końcu wizualowcy lubią nie tylko wiedzieć, ale i widzieć - na tym w końcu polega przyjemność obserwacji wizualnych. Nie musicie więc wyobrażać sobie, że gdzieś w kosmosie, parę tysięcy lat świetlnych dalej od jądra Galaktyki, biegnie zakrzywiona ścieżka Ramienia Perseusza - przecież tak pięknie widać je w małym powiększeniu! Nie musicie zawsze doczytywać wielu informacji o obiekcie - czasem jego cechy wraz z możliwością szybkiego i bezpośredniego porównania potrafią powiedzieć zadziwiająco dużo. Pamiętajcie, że dzięki temu możecie się sprawdzić nie tylko jako podglądacze-stargazers, ale jako obserwatorzy-observers! I choć nie odkrywacie żadnej nowej karty nauk astronomicznych, możecie w wymiarze jednostkowym poczuć się jak najprawdziwsi okrywcy, możecie posmakować tego dreszczyku, który towarzyszył astronomom-obserwatorom wizualnym dziesiątki lat temu. Czasem zgadniecie, czasem się pomylicie. Ostatecznie wszystko jest do sprawdzenia przy komputerze lub w książce, kiedy z powrotem zamienicie się z dziewiętnastowiecznych obserwatorów w wizualowców XXI wieku. Ale bez wątpienia wyrobicie u siebie większą wrażliwość na detal, i to taki, który może coś mówić o obiekcie. I staniecie się lepszymi obserwatorami. To jak będzie z tymi lornetkami i ich niewielkim, stałym powiększeniem? Spróbujecie?
  3. Cześć! Często korzystam z zapisów obserwacji umieszczanych na Forum przez Was - są dla mnie inspiracją, a w pochmurne dni motywują do cierpliwego czekania na kolejną szansę pod ciemnym niebem 🙂 Myślę także, że to dobry sposób na utrwalenie własnej wiedzy i ułatwienie planowania kolejnych obserwacji. Dlatego też zamieszczam moją krótką relację z sobotniego wypadu na podpoznański Folwark. Choć tej nocy w dużych teleskopach królował Saturn, to obiektów lornetkowych na pewno nie zabrakło 😉 W sobotę nie robiłem żadnych większych notatek - zapisałem jedynie w aplikacji SkySafari wszystkie cuda, które odwiedziłem i wykonałem kilka mniej lub bardziej udanych zdjęć smartfonem, które zamieściłem w dalszych częściach tego wpisu. | 19/08/2023 || Folwark Sulejewo || DO Extreme 15x70 + Nikon Action 10x50 | Na Folwark dotarliśmy z @Thomas kilka minut po 21:30, na miejscu czekał już @taffik. Chwilę później przyjechał @polaris, a na końcu @Black Star z dziewczyną. Było ciepło, ok. 20* C i praktycznie bezwietrznie, jednocześnie czuć było już sporą wilgoć. Po dwóch tygodniach wakacji spędzonych pod czarnym, adriatyckim niebem, nie miałem wygórowanych oczekiwań co do tej sesji obserwacyjnej. Rozstawiłem więc lornetę DO Extreme i szybko zauważyłem, że Antares wisi już bardzo nisko nad horyzontem - no tak, teraz jestem prawie 1000 km dalej na północ. W takich warunkach leżąca obok gromada kulista M4 nie była widoczna. Trudno, trzeba celować trochę wyżej i metodycznie wyłapywać klasyki oraz mniej oczywiste obiekty. Zacząłem od okolic Strzelca: M22 - gromada kulista widoczna w jednym polu z dużo mniejszą i słabszą M28. M8 - widoczna w jednym polu z pobliską M20 i M21. Mgławicę Laguna obserwowaliśmy również w 10" Dobsonie Thomasa z filtrem OIII - ten widok przypominał mi to, co widziałem nad Adriatykiem pod czarnym niebem: struktura mgławicy wyraźna, choć z bardziej przygaszonymi gwiazdami (filtr) i w znacznie większej skali ze względu na powiększenie (niestety nie pamiętam, jaki okular był wtedy w wyciągu). Cr 367 - pobliska gromada otwarta, widoczne najjaśniejsze luźno rozsiane gwiazdy. M24 - obłok gwiezdny w Strzelcu, widoczna grupa gwiazd na pojaśnieniu wyraźnie odcinającym się od otoczenia. M18, M17, M16, NGC 6605 - 4 obiekty mieszczące się w polu lornety, piękny letni klasyk. Przesuwając się nieco wyżej dostrzegłem także gromadę otwartą NGC 6604. Słabsza sąsiadka NGC 6625 nie była w tych warunkach osiągalna. M23, M25 - obie gromady otwarte łatwo dostrzegalne w lornecie. Następnie skierowałem się bardziej na zachód, w kierunku gwiazdozbioru Wężownika: M10, M12 - obie gromady kuliste widoczne w jednym polu, jako dwie puchate kulki. Odebrałem M10 jako nieco większą i jaśniejszą z pary. M14 - odnalezienie tej gromady zajęło mi trochę więcej czasu - z tej trójki jest zdecydowanie najsłabsza. IC 4665 - piękna gromada otwarta w północnej części gwiazdozbioru. Cr 350 - widoczne kilka słabych gwiazd tej gromady otwartej, które układają się w dwie linie po 3 gwiazdy. NGC 6633, IC 4756 - dwie piękne gromady otwarte, widoczne razem w polu lornety. Chciałem zostać dłużej w tym rejonie nieba i wyłuskać kilka innych obiektów, ale wszechobecna wilgoć zwiastowała to co nieuniknione. Statyw i rączka prowadząca głowicę były już zupełnie mokre... Nie tracąc czasu szybko odszukałem gromadę Dzika Kaczka (M11) oraz sąsiednią, dużo mniejszą M26 w Tarczy. W pobliżu charakterystyczny układ gwiazd "haczyk". To piękny, bogaty w gwiazdy region do którego koniecznie wrócę przy kolejnej sesji. Kto wie, może uda się także zmierzyć z ciemnymi mgławicami w okolicy? Następne obiekty, które odwiedziłem to gromady kuliste M2 w Wodniku, M15 w Pegazie oraz M71 w Strzale. Krok dalej odnalazłem Hantle (M27) w Lisku - szarą tarczę mgławicy planetarnej zawieszoną w polu dziesiątek gwiazd. To było najbardziej pozytywne zaskoczenie tej sesji. Nie spodziewałem się, że ten obiekt może wyglądać tak pięknie w lornecie 15x70! Skuszony tym widokiem przeniosłem się do Łabędzia, szybko namierzając gwiazdę 52 Cyg. Wschodni Veil był na granicy widoczności, w formie łukowatego pojaśnienia. Na więcej składników Veila nie pozwoliły sobotnie warunki - spróbuję następnym razem. Ostatnim obiektem obserwowanym w lornecie 15x70 był Wieszak (Cr 399) znany i lubiany asteryzm w Lisku. Kilka minut później wilgoć na dobre zadomowiła się na kornetowych obiektywach... Na szczęście w aucie czekał stary dobry Nikon 10x50, który zastąpił DO Extreme na statywie 🙂 Powtórzyłem obserwację Veila, M27, M71 i Wieszaka - teraz w dużo szerszym, ponad 6 stopniowym polu. Następnie skierowałem się do Andromedy. M31 wraz z towarzyszącymi M32 i M110 były już dobrze widoczne. Nieco niżej, w Trójkącie, dostrzegłem M33 jako duże, lekko eliptyczne pojaśnienie. Kilka stopni na lewo od M33 złapałem gromadę otwartą NGC 752 obok asteryzmu przypominającego według niektórych kij golfowy. Nad północno-wschodnim horyzontem wisiały już Plejady (M45), które są oczywistym wyborem dla lornetki 10x50 - jak zawsze wyglądały przepięknie. Na koniec przeniosłem się w okolice Perseusza i jego najjaśniejszej gwizady - Mirfak, która wchodzi w skład Gromady Alfa Persei (Mel 20/ Cr 39). To jeden z moich ulubionych regionów nieba, świetnie prezentujący się w małym powiększeniu. Podobnie jak położona nieco wyżej Gromada Podwójna (NGC 884 i NGC 869) - lornetkowy klasyk. Tuż obok, widoczna w jednym polu, a często pomijana gromada otwarta Stock 2. Sesja powoli dobiegała końca, wilgoć dosłownie wylewała się z tubusów pozostałych na polu teleskopów. Spojrzałem na mapę w SkySafari i na koniec spróbowałem jeszcze odszukać kilka obiektów w tej części nieba. Bez większego problemu dostrzegłem gromadę otwartą Trumpler 2, która znajduje się kilka stopni poniżej Gromady Podwójnej, a także zauważalnie słabszą NGC 957. Dalej skierowałem się do Kasjopei - w jednym polu wyraźnie widoczne gromady otwarte NGC 663, NGC 457 (E.T.) oraz M103. Do pozostałych skarbów tego gwiazdozbioru muszę koniecznie wrócić przy następnej okazji. Dodam, że kilka razy przerywałem obserwacje przez lornetę i podchodziłem do rozstawionych na polu teleskopów, by podziwiać spektakularnego tej nocy Saturna. Muszę przyznać, że były to jedne z najlepszych widoków tej planety jakie widziałem. Duże powiększenie, pierścienie, księżyce - to trzeba zobaczyć na własne oczy 🙂 🔭 Nie mogę również nie wspomnieć o pięknych meteorach, które kilkukrotnie przecięły niebo wzbudzając powszechny zachwyt (choć nie wszystkich 😉). Obserwacje zakończyliśmy około 00:30, chowając do bagażnika praktycznie mokry sprzęt. Mimo dokuczliwej wilgoci spotkanie na Folwarku było jak zawsze bardzo udane! Frekwencja dopisała, a humor i ciekawe rozmowy towarzyszyły nam do końca 😉 Dzięki i do następnego razu!
  4. Wschodniomazowiecka wieś, moja główna miejscówka oraz baza wypadowa. W dzień żar i burze, wieczorem mgły nad łąkami. Wiele się tu zmieniło od moich ostatnich obserwacji. Łatwo dostępne lampy solarne, źródło taniego światła, kuszą mieszkańców. Obok lampek na "własnym" podwórku, które łatwo wyłączyć, mam jeszcze solidny reflektor u sąsiadów, nie licząc starszych lamp sodowych przy ulicy. Jednak przecież i tak na nic nie liczę przy takiej aurze. Wprawdzie dyżurne lornetki 56 mm (12 i 15×) mam ze sobą, lecz to raczej z przyzwyczajenia, niż z nadziei na obserwacje. Jednakże tuż po zmierzchu Arktur przebił się pomarańczowym blaskiem przez chmury. Jedna gwiazdka nie czyni obserwacji, poza tym znów zanosi się na burzę. Nawet widać odległe pobłyski na niebie. Wkrótce dostrzegam też niezawodną kremowożółtą Kapellę w wyłaniającym się od północy gwiazdozbiorze Woźnicy. Cuda się, jak widać, zdarzają. Ukazuje się Kasjopeja, Andromeda, Perseusz. Tylko te lampy! Z lornetką w garści wychwytuję nikłe plamy ciemności na podwórzu. Uda się zobaczyć Gromadę Podwójną (popularne Chichoty)? Jest, całkiem ładnie wygląda. Zaś powyżej Chichot duży asteryzm czy też gromada Muscleman w kształcie sylwetki siłacza. Blisko po lewo - jasna gromada Pazmino z wyraźnymi kilkoma gwiazdkami. Obok, w Żyrafie trafiam też na piękną Kaskadę Kembleya - prostą linię gwiazd zakończoną poprzeczką, z maleńką w lornetce gromadą NGC 1502 na szczycie. Powrót do Kasjopei zaowocował dostrzeżeniem szeregu gromad otwartych, w tym M 103 obok delta Cas, NGC 663 i prawdopodobnie NGC 654. Andromedę też widać. Wielka Galaktyka, M 31 wyłoniła się majestatycznie z obłoków, szybko nabierając jasności. Nawet sąsiednią galaktyczkę satelitarną M 110 daje się dostrzec. Wracam do nich wielokrotnie. W obu powiększeniach (12× i 15×) widok zapiera dech. Od wschodu błyska się coraz wyraźniej, lecz Herkules na zachodnim niebie jeszcze jest widoczny. Rzutem na taśmę wybieram wielką gromadę kulistą M 13 w prawym, zachodnim boku torsu herosa oraz mniejszą, lecz jasną M 92 ponad lewym ramieniem. Więcej już nie ugram. Za chwilę burza przetoczy się nad okolicą. Jadnak wbrew wszystkiemu Niebiosa były łaskawe dla mnie grzesznego w ten dziwny wieczór.
  5. Sierpień to piękny miesiąc. Zapewne najpiękniejszy dla astroamatora. Wieczorem można jeszcze cieszyć się bogactwem Strzelca i gromadami kulistymi Wężownika zmierzającego ku zachodowi. Pomarańczowy Arktur wraz z gwiazdozbiorem Wolarza wkrótce schowa się pod horyzont, jeśli jednak rozpoczniemy obserwacje nie czekając na zmierzch astronomiczny, z pewnością zdążymy ujrzeć jego ciepły blask. Wysoko na nieboskłonie widać Trójkąt Letni z jasnych gwiazd Wega, Deneb i Altair wraz z towarzyszącymi gwiazdozbiorami pełnymi gromad i mgławic. Dzisiaj skupimy się jednak na rozległych asteryzmach w potężnych postaciach Herkulesa i Smoka, nie zapominając o królewskim Wężu oraz Małej Niedźwiedzicy. Nisko na niebie, 20° od chylącego się ku zachodowi Arktura powinniśmy jeszcze zdążyć dostrzec pierwszą ciekawą grupę gwiazd. To głowa Węża, widoczna gołym okiem jako prostokąt wielkości 3°x5° złożony z pięciu gwiazd ok. 4mag-5mag, w tym β, γ, κ, ι oraz ρ Ser. Twórcy map nieba kreśląc gwiazdozbiór chętnie pomijają ρ Ser, pozostawiając trójkąt czy też klin bardziej przypominający głowę żmii. Zarys klina celującego na północny zachód dopełniają τ7 i τ8 Ser (ok. 6mag-7mag). Właśnie takie postrzeganie głowy Węża sugerują najczęściej atlasy. My jednak, dysponując lornetką o polu widzenia ponad 6° zobaczymy, że jasne gwiazdy trójkąta uzupełnione o pomarańczową ρ Ser (4,74mag, typ widmowy K4.5 III) tworzą niemal symetryczną kopertę. Jeszcze jaśniejszy i jeszcze czerwieńszy olbrzym κ Ser (4,08mag, typ widmowy M0.5 IIIab) stanowi wtedy pieczęć lakową na środku koperty, nie zaś oko Węża na trójkątnej głowie. Pozostałe gwiazdy oznakowane zbiorczo przez Bayera* jako τ (τ 1 do τ6, ok. 6mag-7mag) znajdują się wraz z chmurą słabszych po prawej, zachodniej stronie groźnie wyglądającej głowy czy też niewinnej koperty, powiększając asteryzm do rozmiarów 5°x5°. Też ułożone są w trójkąt. Czyżby to była rozwarta paszcza Węża? Nie bez powodu nazwałem Węża królewskim. Nad jego głową wisi przecież Korona Północna. Wprawdzie obecnie gwiazdozbiór ten rozciąga się na kilkanaście stopni w kierunku północnym i wschodnim od wężowej głowy, lecz jego nazwa pochodzi od asteryzmu złożonego z siedmiu gwiazd, o kształcie królewskiego nakrycia głowy. Wprawdzie gwiazdy różnią się znacznie jasnością – od 2,2mag do ok. 5mag, jednak wzór korony czy też głębokiego sierpa jest oczywisty. Najjaśniejsza w koronie jest α CrB - Gemma, czyli Klejnot. Ta biała gwiazda typu widmowego A0 V nazywana bywa także z arabska Alphecca, co ze wschodnią kwiecistością tłumaczy się jako „jasna gwiazda z przełamanego pierścienia”. Korona zawiera jeszcze dwa inne klejnoty, może nie tak okazałe, jednak cenne i ciekawe. Wewnątrz asteryzmu znaleźć można zazwyczaj gwiazdę o jasności ok. 6mag, tworzącą trójkąt równoboczny z gwiazdami ε i δ CrB. Jest to R CrB, której nazwę wymawiamy często jako Ar Kor Bor, zmienna, która dała nazwę całej klasie podobnych gwiazd zmiennych. W nieregularnych odstępach czasu – od kilku miesięcy do wielu lat, przygasa ona znienacka w ciągu paru tygodni do jasności tylko 14mag, po czym przez kilka do kilkunastu miesięcy powoli wraca do wyjściowych 6mag. Dzieje się tak dlatego, że R CrB emituje wielkie ilości węgla, który po nagłym zestaleniu się przesłania gwiazdę obłokami sadzy, rozwiewanymi potem wiatrem gwiazdowym. T CrB (Ti Kor Bor), gwiazda leżąca niemal 1° pod ε CrB to także zmienna, lecz całkowicie inna. Mówimy o niej nowa powrotna, bo już dwukrotnie (w 1866 r. i 1946 r.) obserwowano jak ta z trudem zauważalna gwiazda 10mag pojaśniała do 2-3mag, więc przynajmniej 1000 razy. Kiedy wybuchnie znowu – nie wiadomo. Na wszelki wypadek zawsze sprawdzajmy, czy pod ε CrB nie rozbłysła jasna gwiazda. Ktoś ją na pewno zobaczy. Z Koroną Północną i głową Węża graniczy od wschodu Herkules. Ten grecko-rzymski heros jest wzorcem, wręcz archetypem** siłacza-sportowca. Jego imię noszą niezliczone kluby i organizacje, sprzęt sportowy i potężne maszyny. Herkules jest także najbardziej ludzkim z mitycznych bohaterów. Pracował, walczył i popełniał błędy, za które potem pokutował cierpiąc. W końcu trafił na nieboskłon. Zwężony ku dołowi trapez złożony z 4 niezbyt jasnych gwiazd od dawien dawna kojarzono z atletycznym męskim torsem, do którego dopasowywano układy gwiazd tworzące ręce i nogi. Z naszej perspektywy, oczywistym kandydatem na prawą, zachodnią stopę jest żółty Kornephoros, najjaśniejsza gwiazda Herkulesa (β Her, 2,78mag, typ widmowy G7 IIIa). Jego grecka nazwa – Niosący Maczugę, była kiedyś nazwą całego gwiazdozbioru. Drugą nogę herosa można wyobrazić sobie różnie. Jeśli grafik nie każe mu klęczeć na zgiętym kolanie, które stanowi biały podolbrzym Sarin (δ Her, 3,12mag, typ widmowy A1 IVn), wówczas lewą stopą może być czerwona zmienna półregularna Rasalgethi (α Her, nadolbrzym typu widmowego M5 I-II). Tak przynajmniej gwiazdozbiór rysowany bywa współcześnie. Dawne mapy umieszczały głowę (arabskie słowo Ras) właśnie wokół α Her. Tylko, że Herkules stał wtedy na głowie! Najbardziej charakterystyczny w gwiazdozbiorze jest wspomniany wysmukły trapez – ζ, ε, π oraz η Her. Pomimo, że tworzące go gwiazdy nie są zbyt jasne (ok. 3mag-4mag), jednak aż trzy z nich są barwne (ζ i η żółte zaś π pomarańczowa) a sam trapez łatwo rozpoznawalny. Charakterystyczna jest też najbliższa okolica gwiazdy π Her – lewego, wschodniego ramienia sylwetki. W odległości 0,5° na północny wschód od π Her znajduje się gwiazda wielokrotna 69 Her a dalsze 1° na wschód - także wielokrotna ρ Her. Tego, że są to gwiazdy wielokrotne nie rozpoznamy, jednak ρ Her znajduje się w towarzystwie pięciu słabszych gwiazdek (6mag-9mag), z którymi tworzy sympatyczny pierścionek o średnicy poniżej 0,5°. Zapewne z powodu kształtu, anglosasi nazywają trapez Herkulesa „keystone” – kamień zwornikowy lub zwornik, czyli klin, który zwiera od góry łuk architektoniczny. Dlaczego asteryzm ten jest ważny? Dlatego, że dzięki niemu łatwo odnaleźć „kulki Herkulesa” – duże, jasne gromady kuliste oznakowane przez Messiera jako M13 i M92. Wielką Gromadę w Herkulesie, czyli M13 znajdziemy z prawej, zachodniej strony „kamienia zwornikowego”, w 1/3 odległości między η i ζ Her. Jest widoczna i łatwo rozpoznawalna przez każdy sprzęt obserwacyjny a pod wiejskim niebem także gołym okiem. Nic dziwnego, ma przecież jasność 5,8mag i średnicę ponad 20’. Zawiera setki tysięcy gwiazd a oddalona jest od Ziemi o ponad 25 tysięcy lat świetlnych. W jej stronę wędruje sygnał nadany w 1974 r. z wielkiego radioteleskopu w Arecibo niosący informację o istnieniu ludzkości. Trudno jednak liczyć na szybką odpowiedź. M13 jest czwartą co do jasności gromadą kulistą. Jaśniejsze są tylko gigantyczne i bliskie gromady nieba południowego - ω Cen i 47 Tuc (NGC 104), oraz widoczna także z Polski, mniej liczna lecz bliska gromada M22 w Strzelcu. Większa wysokość nad horyzontem sprawia jednak, że gromadę w Herkulesie obserwuje się łatwiej i częściej. W lornetkach 7-10x50 widoczna jest nawet z przedmieść dużych miast. Jasna, rozległa plama światła niewiele mniejsza od tarczy Księżyca widziana przez lornetę o powiększeniu 15-20 razy pod niebem wiejskim nie pozwala oderwać od siebie wzroku przez długie minuty. Obserwacje M13 warto uzupełnić rzutem oka na spektakularną parę gwiazd w odległości tylko 4° na południowy zachód. Minimalny ruch lornetką w prawo pozwoli dostrzec czerwono-pomarańczową parę gwiazd (typ widmowy M i K) o bardzo zbliżonej jasności (5,3mag i 5,4mag) w odległości ok. 5’ jedna pod drugą. To ν1 i ν2 CrB, zaawansowane ewolucyjnie olbrzymy „spalające” w swych rdzeniach tlen do węgla. Mają nie tylko podobną barwę, jasność i masę lecz także bardzo zbliżoną odległość od nas – ok. 550 lat świetlnych. Chciałoby się wykrzyknąć – jaki piękny układ podwójny. Tymczasem jest to tylko zbieg okoliczności. Gwiazdy zbliżają się do siebie, lecz fizycznie powiązane nie są – po prostu mijają się w swej wędrówce po galaktyce. Gromadę kulistą M92 także da się wypatrzyć gołym okiem w bardzo dobrych warunkach obserwacyjnych. Szukajmy jej 7° na północ od lewego ramienia sylwetki, które stanowi wspomniany asteryzm π/69/ρ Her. M92 ma wprawdzie mniejszą zarówno jasność jak i wielkość kątową (6,3mag, 14’ średnicy), lecz jej jasność powierzchniowa jest znaczna, co ułatwia dostrzeżenie. Też można ją wypatrzyć z przedmieść przez średnią lornetkę a pod wiejskim niebem jej plamka robi w dużej lornetce wrażenie bardzo jasnej. M92 jest uboga w metale i niezwykle „wiekowa” – uważa się, że jest niewiele młodsza od samego wszechświata. Posiadacze średnich a najlepiej większych lornetek mogą spróbować wypatrzyć trzecią kulkę w Herkulesie – gromadę NGC 6229. Leży ona sporo wyżej, 10° ponad trapezem-zwornikiem. Szukać jej można przedłużając o drugie tyle na północ linię łączącą gwiazdy ζ i η Her, czyli bok trapezu zawierający M13. Około 8° nad η Her natkniemy się na stosunkowo jasną gwiazdę 52 Her (4,8mag) a 1,5° ponad nią, zaś 1° na prawo od krótkiej prostej linii 4 słabszych gwiazd wypatrzymy trójkącik o bokach ok. 10’ złożony ze słabych „gwiazdek”. Jego nieco rozmyty wschodni wierzchołek, ten od strony wspomnianej linii, nie jest jednak gwiazdą – to gromada kulista o jasności 9,4mag i kątowej średnicy 4,5’. Ostrzegam jednak, że jej odnalezienie i rozpoznanie nie zawsze jest sprawą banalną. Za to banalne będzie dostrzeżenie charakterystycznego układu gwiazd ponad Herkulesem. Jasną, pomarańczową gwiazdę γ Dra (Etamin lub Eltanin, 2,24mag, typ widmowy K5 III) leżącą 15° ponad torsem herosa (niemal dokładnie na północ) i tyleż samo od Wegi (na północny zachód) chyba każdy rozpozna natychmiast. Niewiele ciemniejsza jest żółtawa β Dra (Rastaban, 2,79mag, typ widmowy G2 Ib-IIa) odległa o 4° na zachód. Na północ od tej pary gołym okiem widać jeszcze dwie gwiazdy ok. 4mag. Na powierzchni 4°x5° mamy więc zbliżony do trapezu nieregularny czworokąt o dłuższym, lewym, czyli wschodnim boku złożonym z pomarańczowych gwiazd γ Dra (Etamin) i ξ Dra (Grumium). Krótszy (tylko 3°) bok zachodni zawiera β Dra (Rastaban) i najsłabszą z asteryzmu gwiazdę podwójną ν Dra. Jej dwie białe, niemal identyczne składowe (typ widmowy A, jasność 4,9mag) odległe są na nieboskłonie o 62” a w rzeczywistości aż o 0,7 roku świetlnego. Widok jest wspaniały – „grand”, jak to określił już w XIX w. wielebny Thomas William Webb, wikary w Hardwick a zarazem zapalony astroamator i autor jednego z pierwszych przewodników obserwacyjnych***. Smocze cielsko ma zawikłaną anatomię i częściowo owija korpus Małej Niedźwiedzicy ponad sylwetkami Herkulesa i Wielkiej Niedźwiedzicy. W jego zwoju, gdzieś w połowie odległości między smoczą głową a Gwiazdą Polarną (α CMi, Polaris) można próbować znaleźć dostępną dla lornetek mgławicę planetarną Kocie Oko (NGC 6543). W tym celu najpierw odnajdźmy parę pomarańczowych gwiazd ok. 5mag – 36 Dra i 42 Dra, odległych od siebie o 2°, zaś od skraju głowy Smoka (ξ Dra) - o 7°-9°, w kierunku Gwiazdy Polarnej. Jeśli teraz, w tym samym polu widzenia, 5° na zachód od nich (w stronę „tyłu” Małego Wozu) znajdziemy parę gwiazd 5mag - ω i 27 Dra, odległych o 1° od siebie - jesteśmy w domu. Przekątne linie poprowadzone między gwiazdami obu par przetną się dokładnie w miejscu mgławicy. Wypatrujmy niebieskawej kropki czy też tarczki (tylko 18” średnicy), o jasności 8,8mag. Jeśli prawidłowo rozpoznaliśmy pary gwiazd tworzące nasz „drogowskaz”, nie powinno być trudności z jej dostrzeżeniem przez średnią lub większą lornetkę. Od Smoka już całkiem blisko do Małej Niedźwiedzicy, powszechnie nazywanej Małym Wozem. Nazwę tę nadano znanemu asteryzmowi zapewne tylko przez analogię, dzięki bliskości z Wielkim Wozem. Podobieństwo do wozu jest dość umowne, łatwiej tam zobaczyć dwukołowy wózek do przewożenia bagażu. W marnych warunkach obserwacyjnych a takie niestety mamy najczęściej, widać przede wszystkim „strażniczki bieguna” – pomarańczową gwiazdę β UMi (Kochab lub Kocab, 2,05mag, typ widmowy K4 III) z nieodległą γ UMi (Pherkad, 3mag, A3 II-III), no i oczywiście Polaris – Gwiazdę Polarną czyli biegunową (α UMi). Gwiazdy tworzące przednią ściankę wozu i jego dyszel są znacznie słabsze, w zakresie 4,2mag-6,5mag. Jednak dzięki temu mogą służyć do orientacyjnej oceny jakości nieba i warunków obserwacyjnych. Dokonamy tego szacując zasięg gwiazdowy gołym okiem (NELM)****, czyli oceniając jasność najsłabszej gwiazdy dostrzegalnej bez jakiegokolwiek sprzętu optycznego. Jeśli widać tylko α, β i γ UMi (koniec dyszla i tył Małego Wozu), to tragedia – NELM co najwyżej 4mag. Gdy udaje się dostrzec gwiazdy „dyszla” – δ i ε UMi, wraz z „ przednią ścianką” – ζ i η UMi, NELM wynosi ok. 5mag, co większość laików oceni jako niebo „niezłe”. Jednak warunki dobre i bardzo dobre będziemy mieć dopiero wtedy, gdy tuż obok η UMi ujrzymy jej dwie sąsiadki - 19 UMi (ok. 5,5mag), oraz 20 UMi (6,5mag). Źródła zgodnie twierdzą, że Mała Niedźwiedzica jest uboga w obiekty głębokiego nieba. Jednak patrząc przez lornetkę na obszar nieba obok ζ UMi, 2° do 6° na północ od tej gwiazdy zobaczymy dwie sąsiadujące grupy gwiazd wyraźnie wyodrębnione z tła, całkiem liczne i rozległe, każda na ponad 1° kwadratowy. Zawierają odpowiednio kilkanaście i dwadzieścia kilka gwiazd o jasności 6,5mag-9,5mag. Grupa bliższa, odległa o 2°-3° od ζ UMi zawiera mniejszą liczbę nieco jaśniejszych gwiazd, grupa dalsza (4°-6°) zawiera gwiazdy słabsze lecz liczniejsze. Zerkaniem da się ich dostrzec bardzo wiele. Zapewne gwiazdy te nie są związane fizycznie i nie stanowią gromad, lecz robią wrażenie jakby nimi były, przynajmniej w małych powiększeniach. Wydają się nawet nieco podobne do sławnej Gromady Podwójnej w Perseuszu (h i χ Per), choć oczywiście nie są aż tak liczne ani zagęszczone. Jeszcze ciekawszy jest asteryzm tworzony przez Polaris z grupą dziewięciu gwiazd o jasności 6,5mag-9mag. Nazwano go Pierścionkiem Zaręczynowym. Oczkiem pierścionka jest oczywiście Polaris – α CMi, cefeida***** o niewielkich zmianach jasności (1,86mag-2,13mag) i okresie zmienności prawie 4 doby. Ma barwę kremową, więc można porównać ją do perły (typ widmowy F7 Ib-IIv). Średnica asteryzmu jest zbliżona do średnicy tarczy księżycowej. Phil Harrington w zaproponowanym przez siebie zestawie asteryzmów oznaczył Pierścionek Zaręczynowy numerem 1 (Hrr 1). Obserwując niebo wraz z kochaną osobą obdarujmy ją chociaż symbolicznie tym niebiańskim klejnotem. Na pewno będzie zachwycona. *Johann Bayer – autor pierwszego obejmującego cały nieboskłon atlasu Uranometria. Atlas wydany w 1603 r. w Augsburgu składał się z 51 map drukowanych techniką miedziorytu i wprowadzał używane do dziś oznakowanie gwiazd literami greckimi. **Archetyp – pojęcie z dziedziny psychologii i filologii: pra - wzór, symbol lub wzorzec postaci czy też motywu w sztuce lub ludzkiej świadomości. ** *T. W. Webb: Celestial Objects for Common Telescopes, 1917, Longmans, Green and Co., London ****NELM - ang. naked eye limiting magnitude *****Cefeidy – gwiazdy zmienne typu δ Cep, o krótkim okresie zmienności i bardzo regularnych zmianach. Ponieważ istnieje związek między ich okresem zmienności a jasnością bezwzględną, są używane jako „świece standardowe” do wyznaczania odległości kosmicznych. Słowniczek nazw gwiazdozbiorów Cen – Centaurus; Centauri (Centaur; Centaura) Cep – Cepheus; Cephei (Cefeusz; Cefeusza) CrB – Corona Borealis; Coronae Borealis (Korona Północna; Korony Północnej) Dra – Draco; Draconis (Smok; Smoka) Her – Hercules; Herculis (Herkules; Herkulesa) Ser – Serpens; Serpentis (Wąż; Węża) Tuc – Tucana; Tucanae (Tukan; Tukana) UMi – Ursa Minor; Ursae Minoris (Mała Niedźwiedzica; Małej Niedźwiedzicy)
  6. Wysiadałem z auta w Blizinach, spojrzałem na niebo i nic nie powiedziałem. Bo i cóż powiedzieć sensownego na widok tak niezwykły jak rozchmurzone niebo na Pomorzu? Przejrzystość co prawda zostawiała nieco do życzenia, ale po kilkumiesięcznej posusze nie mogłem wybrzydzać. Było sucho i niemal bezwietrznie, ziemia uwodziła zapachami przedwiośnia, a cisza biła w uszach. Gdzieś na południu wisiał złowrogi, sodówkowy ślad niskiej chmury, ale łaskawie dla nas, front niosący zachmurzenie zatrzymał się nieco dalej, niż mówiły prognozy. Wyładowałem szpej i szybko zawiesiłem Fujinona na żurawiu. Marek dopiero zaczął rozstawiać swoją Syntę 10”, ja zaś zdążyłem już wycelować w pierwszy obiekt - NGC 1245 w Perseuszu. Dość nietypowy wybór, ale i zrozumiały w kontekście ostatnich dyskusji forumowych (w międzyczasie zdążyłem zwątpić w to, czy faktycznie widziałem tę gromadę w 10x50 - bo może to była w 15x70?). Na szczęście dla mnie, po chwili konsultacji z atlasem (czytaj: psucia świeżo budowanej adaptacji do ciemności) wyłapałem bladą poświatę przy parce 8-9-magowych gwiazd. Widok w 6,5-stopniowym polu, okraszony poświatą od pobliskiej Melotte 20 widok znów uswiadomił mi, jak pozorne przeszkadzajki potrafią okrasić kadr. Chwilę później, już nieco uspokojony, zawiesiłem lornetę kątową 82 mm na widłach i wycelowałem w ten sam obiekt. Tu już poświaty nie było, a gromada pozwoliła wyzerkać kilka najjaśniejszych składników (dokładniejszy opis TU). NGC 1245, żródło: Aladin Po odrobieniu zadania domowego, cała reszta była programem dowolnym. Bez pewności, kiedy będzie kolejna okazja na obserwy, postanowiłem w pierwszej kolejności zaspokoić swój zimowy głód. Wycelowałem obie dwururki w M 42. W lornecie kątowej zamocowane były ES-y 16 mm, dające 30-krotne powiększenie, chyba optymalne spośród moich wariacji sprzętowych. Mgławica w Orionie jest wtedy wyrazista, łapie powoli grubość swoich impastów i pozwala posmakować trochę detalu. Zupełnie inne oblicze pokazuje w fujinonowej interpretacji powiększenia dziesięciokrotnego - tutaj jest zwiewną akwarelową plamą, która z najjaśniejszymi gwiazdami Trapezu przywodzi skojarzenie z jakimś rozczapierzonym stworkiem, patrzącym strachliwymi, świecącymi oczyma. W międzyczasie Marek w końcu rozstawił dziesięciocalówkę i również wycelował w M 42. Dosiadłem się do bino w Syncie i rozpłynąłem się w ciemniejszym ale znacznie bardziej mięsistym obrazie - teraz mgławica była niemal rzeźbą zawieszoną w przestrzeni, można było podziwiać ciężar jej ramion, śledzić włókna schodzące ku nicości czy poczuć gęstość nieprzeniknionego Rybiego Pyska. Powyżej, jak flara wisiała Mgławica de Mairana. Szumiące trawy z Blizinach, fota własna. Wróciłem do ogólnego przeglądu nieba. Zmieniłem powiększenie na 20-krotne (ES-y 24 są naprawdę cudowne!). Nacieszyłem się Messierem 35 w szerokim polu, wraz z nieodłącznymi towarzyszkami NGC 2158 i Cr 89. Prześledziłem linię woźnicowych gromad, po raz setny zachwyciłem się Chichotami, zerknąłem na okruchy Kasjopeji, która w trójmiejskiej łunie ledwo przypominała samą siebie. Tu musiałem zadowolić się przytłumionym widokiem tria NGC 663, 654 i 659 oraz Róży Karoliny (NGC 7789). Stamtąd jednak był już tylko ćwierćobrót do kolejnych klasyków, już przy Dubhe. Zmieniłem powiększenie na 30x, ale szybko wróciłem do 20-krotnego. Trzy odległe wyspy (Galaktyka Bodego, Cygaro i NGC 3077) wisiały na dość ciemnym tle i mimo pozornego braku detalu, każda miała swój charakter. Wszystkie były dziwnie wyraziste. Nie sądzę, żeby zmieniły się znacząco przez ostatnie setki lat, to raczej wyblakło moje ich wspomnienie w głowie. Przy delikatnym kopnięciu kadru bez problemu znalazła się i “czwarta z tria”, łatwa, cboć nieco mniej wyraźna, bladomleczna NGC 2976. Chwilę później uznałem, że należy skompletować kwintet Grupy M81, łapiąc NGC 2403 w Żyrafie. Jej namierzenie przysporzyło mi nieco kłopotu - otóż okazuje się, że termin “dziura Dobsona” dotyczy również lornet kątowych. Obserwowanie w okolicy zenitu to poezja, ale nawigacja jest przekleństwem - bo czymże ma być jeśli odbicie w prawo staje się półobrotem w lewo, a dół jest ćwierćskosem jakby w górę ale nie do końca? Tak czy siak, Żyrafa dała się oswoić, a najjaśniejsza z jej galaktyk w końcu pojawiła się w polu widzenia. Potem było już tylko łatwiej - wpadł Messier 51 z wiernym psiakiem 5195, Słonecznik czy Triplet Lwa. Dorzuciłem do tego NGC 3184 (spora, ale niewybitna), zanurzoną w niedźwiedziej łapie. Powstrzymując coraz bardziej wiosenny nastrój, przekierowałem wzrok ku południu, by jeszcze chwilę pozimować. Złapałem blade wspomnienie M 41, niknącej cicho pod Kanikułą, przebiegłem przez NGC 2360 w drodze do pary M 46 - M 47, zatrzymując się tu na dłuższą chwilę. W międzyczasie i Marek wycelował swój teleskop w to samo miejsce, ale zapomnij wtedy człowieku o widoku obu gromad w jednym kadrze. Widok lornetkowy był zwyczajnie niezrównany - trzy gromady (nie potrafię w tym kadrze nie widzieć NGC 2423), każda inna, każda piękna w inny sposób. Na sam koniec odbiłem kawałek w górę do najpiękniejszej z nich wszystkich, Melotte 71, przesłoniętej pyłami Ramienia Perseusza. Zza południowowschodniej ściany lasu wychynął pomarańczowy Arktur, dając sygnał na poszukiwanie pierwszych skarbów wiosny. Warkocz Bereniki wisiał przyzwoicie wysoko nad rozjaśnionym od łun horyzontem, można więc było odświeżyć sobie parę obiektów. Pierwszym była gromada kulista M 53, łatwa, jasna i puchata. Dłuższą chwilę wałczyłem z jej sąsiadką, NGC 5053, ale w końcu musiałem się poddać (choć kilka razy próbowałem sobie wmówić, że jednak ją widzę). Drobne potknięcie zrekompensowałem sobie widokiem wyrazistej Czarnookiej (M 64). Podobnie nietrudne były w tych warunkach Igła (NGC 4565) i NGC 4494, ale też niczego nie urywały. Skan wschodniej części nieba zakończyłem Messierem 3, który w powiększeniu 30-krotnym momentami zdawał się być ziarnisty na obrzeżach. M 94 i okolice, żródło: Aladin Marek powoli sygnalizował, że za dwa kwadranse chciałby się zwijać (jego auto, jego wybór). Końcówka miała być łatwa i przyjemna, więc skierowałem lornetę wyżej, w okolice Cor Caroli. Alfa Canum Venaticorum pięknie świeciła podwójnym blaskiem, niejako zapowiadając mające zaraz nadejść przyjemne widoki. Pierwszym, przełatwym celem była jasna i owalna M 94. Nietrudna również okazała się NGC 4490, wyraźnie podłużna, zaś jej znacznie słabsza sąsiadka, NGC 4485 siedziała cicho (może dałaby się dostrzec, gdybym próbował). Nieco trudniejsza była NGC 4618, leżąca między Betą CVn a M 94. Znacznie mniejsza niż dwie poprzednie galaktyki, słaba, ale jednoznacznie widoczna zerkaniem, prawie przyklejona do pobliskiej 11-magowej gwiazdki. ... Poskakałem jeszcze trochę - odwiedziłem Sowę z M 108, zerknąłem na M 109 i - jak zawsze - zapomniałem o M 106. Jak na złość, im byliśmy bliżej końca sesji, tym lepsze robiło się niebo a chłód, choć postępujący, wciąż był niespecjalnie dokuczliwy. Gdzieś zakrzyknęły żurawie. Jednak w pewnym momencie trzeba było się zwijać, bo co jak co, ale ostatnio jedna nieznośna rzecz stale przerywa obserwacje i każe zwiewać do domu, pod kołdrę - własny pesel.
  7. 27/28.12.2022 Wieczorem pierwszy raz od dawna zobaczyłam gwiazdy na niebie. Lśniące zimowe klejnoty połyskiwały pośród przesuwających się kłaków nocnego stratocumulusa. Orion, Byk, oba Psy, Jednorożec, Bliźnięta. Pośród chmur i gwiazd, z pomocą starego, poczciwego Nikona 10x50, wyłapałam M42 i M78, ale na coś więcej musiałam jeszcze poczekać. Około 3 spojrzałam przez kuchenne okno i zobaczyłam, że nad górami majaczą jakieś punkty, których lepsze przystosowanie wzroku do ciemności chwilę później ujawniło mi jeszcze więcej. Usprzątnęłam trochę rozłożone rzeczy do malowania i poszłam po lornetę. Rozstawiłam się w swoim standardowym miejscu w kuchni, jako że okołoświąteczne przeziębienie i wiejący halny nie zachęcały do wyjścia, i zaczęłam snuć się po wczesnowiosennych już o tej godzinie gwiazdozbiorach. Zimowe gwiazdy ledwo wychylały się zza ściany, więc w pełni zajęłam się wiosną. Przesuwałam pole widzenia APM pośród gwiazd, wychwytując co jakiś czas kłębki galaktyk, ale tylko tych jaśniejszych – nie miałam szczególnej ochoty poświęcać się ledwo wyskakującym z tła pojaśnieniom, wolałam raczej tak o popłynąć wraz z tymi odległymi kropkami i lornetką. W swojej podróży przez nieboskłon trafiłam na na cały Triplet Lwa, pozachwycałam się gwiazdami z pogranicza Lwa i Panny ze szczególnym uwzględnieniem żółto-niebieskiej Σ1540, popodziwiałam NGC 3521 rzucającą się łatwo w pole widzenia. Dla porównania przefrunęłam ku Sombrero, dumnie i spokojnie zawieszonej pośrodku asteryzmu Szczęki, uroczo prezentującej się jako niemal pozioma igiełka okryta owalnym halo. Uwielbiam tę galaktykę odkąd w wieku 9 lat zobaczyłam jej zdjęcie z Teleskopu Hubble’a, była też jednym z pierwszych obiektów, na które skierowałam świeżo zakupiony GSO 10” w 2015 roku. Gdy ją obserwuję, zawsze przypomina mi się tamten majowy wieczór, kiedy babcia pomogła mi wynieść nowy nabytek w postaci wspomnianego teleskopu na balkon, a potem pokazałam jej m.in. Saturna i właśnie M104. Szkoda, że nie mogę już tego babci przypomnieć… W osnowie sentymentów pomknęłam dalej przez niebo. Zahaczyłam o pobliskie Gwiezdne Wrota, obkrążyłam całego Kruka, w jego wnętrzu wyzerkałam planetarkę NGC 4361, a następnie ustawiłam się w południowo-zachodniej części tegoż gwiazdozbioru. Po chwili ruszam w dół. Czyniąc star hopping od ε Crv ku Alchibie (α Crv), przechodzę w Interstellarum z karty nr 69 do 81, a potem 82. Obkrążam południowe rejony Hydry tuż nad Beskidem Małym, zachwycając się intensywnością gwiazd nisko nad lasem – jak na tę porę roku w tej części Polski taka przejrzystość nieba jest rzadkością, ale najwyraźniej halny przewiał wszystkie zanieczyszczenia. W zachwycie nad kolejnymi układami słońc, których chyba jeszcze nigdy nie odwiedzałam, spoglądam w okolice NGC 3621, choć jej samej nie wyłapuję na granicy drzew. Mijam β Hya, zawijam w górę do 6 Crv i odbijam w okolice M68, która wyraźnie pokazuje się pośród dosyć jasnych gwiazd. Idę dalej w dół i ku wschodowi, ku gwiazdrom, które w Interstellarum nie mają oznaczenia, a które rozsypane zostały na granicy Hydry i… Centaura. Tak, uwielbiam to – snucie się tuż nad lasem i wyłapywanie odległych słońc wyłaniających się spośród drzew, szczególnie gdy należą do tak południowego gwiazdozbioru i wywołują tyle marzeń! Obym kiedyś zobaczyła tego Centaura w całości! Sunąc dalej na wschód, trafiam wreszcie na bardzo charakterystyczny układ gwiazd zwiastujący najbardziej na południe wysuniętą galaktykę katalogu Messiera. Ale jeszcze jej nie widzę, jeszcze jest za drzewami. Ziemia obraca się powoli, a wraz z nią widoczne na niebie obiekty - ja w tym czasie zaliczam przerwę z zakrytymi oczami na wstawanie mamy do pracy. Po kilkunastu minutach wracam do obserwacji i od razu wyłapuję wyraźne pojaśnienie znane jako M83, i to w jednym polu widzenia z granicą lasu! Może nawet trochę nieregularne jest to pojaśnienie? Wraz z M83 nad górami pojawia się więcej gwiazd Centaura. Poruszam się ze spokojem pomiędzy nimi. Krążę wokół deklinacji -34° tuż nad Przełęczą Biadasowską, kiedy niebo nagle przestaje być czarne i szybko staje się coraz bardziej granatowe. Ustawiam telefon do pamiątkowego zdjęcia nieba i zerkam ostatni raz na te nisko położone gwiazdy. Cudowne! 28/29.12.2022 Tym razem za obserwacje wzięłam się około 23, choć już wcześniej wieczorem zerkałam trochę na Księżyc, Jowisza czy Plejady i Hiady. Swoją drogą – wiecie, że firanka przed obiektywami lornetki działa trochę jak siatka dyfrakcyjna? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, a tego „odkrycia” dokonałam przypadkiem, spójrzcie zresztą sami! W każdym razie, na początek przejrzałam szybko zimowe klasyki Oriona i dwóch Psów, a potem otwarłam atlas i powtórzyłam całą trasę zwracając większą uwagę na detale. Zaczęłam od okolic M42, wyłapując pobliskie NGC 1973, 1975 i 1977 (Mgławica Biegnący Człowiek) oraz gromady NGC 1980 i 1981. Płomienia okupującego niebo nieopodal nie wyłapałam – odblask na szybie od Alnitaka wypadał akurat w miejscu, gdzie powinna być mgławica – udałam się więc wyżej, ku M78 i pobliskiej NGC 2071. Przez niebo zaczęły przewijać się pojedyncze ale spore chmury, więc przesunęłam się bliżej horyzontu, schodząc w dół od M41 ku Cr 121. Złapałam też coś, co Interstellarum określa jako AIJ0700.4-2746 – to oznaczenie sprawiło, że zaczęłam wątpić w to, co ujrzałam. 😄 Dalej, tuż nad lasem, wychwyciłam Cr 140 i Cr 135, i już chciałam udać się ku kolejnym gromadom, ale nagle zaczęło robić się coraz ciemniej i bardziej mętnie. To chmury zdominowały niebo, nadszedł czas kończyć, niestety wcześniej, niż się spodziewałam. Ustawiłam jeszcze telefon, by udokumentować zajmujące niebo chmurwie, które okazało się być całkiem efektowne, szczególnie w formie wideo – mój telefon oprócz zdjęć z czasem naświetlania 4 minuty, składa też króciutkie timelapsy. Złożyłam je w jeden filmik, spójrzcie jak ciekawie zachowywały się te chmury! YouCut_20221229_220402770.mp4 (nie wstawiło się to może najpiękniej, chyba lepiej będzie wyglądać na telefonie albo w zwężonym oknie przeglądarki, też sam filmik nie jest za dobry jakościowo, to w końcu telefon, niemniej chciałam Wam te chmury pokazać 😄)
  8. Trzecie obserwacje w tym roku, w końcu. Szaleństwo, nie ma co. Akurat tak się trafiło, że pierwszy raz od kilku miesięcy wróciłam do domu na dłużej i od razu trafiła się pogodna noc, i to pogodna nie byle jak, bo dawno nie widziałam w Inwałdzie takiego nieba. A może po prostu tak dawno mnie tu nie było, że zapomniałam jak normalnie ono wygląda? W każdym razie mimo przeziębienia, które męczyło mnie od kilku dni ciągłym kaszlem i bólem gardła, nie zastanawiałam się czy iść i po prostu to zrobiłam. Jakoś koło północy wyszłam przed dom i już po pierwszym zadarciu głowy ku górze ugięłam się przytłoczona ilością gwiazd. Ostatni raz niebo inne niż z okolic Krakowa/Kalisza widziałam jakoś we wrześniu zeszłego roku i naprawdę zdążyłam zapomnieć jak ładne potrafi być to inwałdzkie. A dziś było ładne wybitnie ? nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałam tyle gwiazd migoczących tuż nad górami. Droga Mleczna jaśniejąca w zenicie ciągnęła się aż do Przełęczy Biadasowskiej pomiędzy Wapiennicą a Czubami, gdzie nisko wisiał Strzelec buchający ze swojego czajniczka parą złożoną z blasku tysięcy odległych słońc. Wyglądało to niesamowicie, a jednocześnie trochę abstrakcyjnie ? naprawdę nie spodziewałam się takiego widoku nad moim domem, praktycznie na skraju Śląska i jakieś 50 m od rozświetlonej latarniami drogi krajowej nr 52. Złapałam APM, wcelowałam w niebo tuż nad wspomnianą przełęczą i zaczęłam przesuwać się między gwiazdami, aż trafiłam do M8 jaśniejącej tuż nad krzewem białego jaśminu. Pobliska M22 wisiała nieco wyżej, bardziej spuchnięta i masywniejsza od kulek nieba północnego. Przesuwałam się powoli (no, tak naprawdę to nie, za bardzo chciałam zobaczyć wszystko na raz) wzdłuż smugi Galaktyki, a pośród rozległych, rozgwieżdżonych pól coraz wyraźniej zaczęły zaznaczać się smoliste kłęby ciemnych mgławic. W niektórych z nich rozpoznałam nawet kształty znane z obserwacji pod mniej zaświetlonym niebem, szczególnie pyły zlokalizowane w okolicy M11. W miarę jak pięłam się po siatce współrzędnych, zmieniał się mój odbiór tego co widzę. Bliżej horyzontu mniej gwiazd wybijało się w jakiś szczególny sposób, zaś zdecydowaną większość pola widzenia wypełniało delikatne mrowienie gwiazdek budujących naszą Galaktykę. Im wyżej jednak spoglądałam, tym więcej słońc wyskakiwało z tła, by w rejonie rządzonym przez Łabędzia całkiem przyćmić ten drobny maczek. Tam to się po prostu gotowało od srebrzystych diamentów upakowanych ciasno koło siebie, a czasem pojawiała się też jakaś gratka w postaci przykładowo M27, która wydawała się wręcz wypalać oczy swym blaskiem. Krążyłam tak po całym niebie, trafiając po drodze na różne obiekty głębokiego nieba, między innymi na poczciwą M57. I w tym miejscu chciałabym się podzielić jedną obserwacją, czy może raczej wrażeniem, a mianowicie wspomniany Pierścionek w lornecie wydawał się wyskakiwać spomiędzy gwiazd, wisieć zdecydowanie bliżej niż one, zaś taka M13 wywoływała całkiem przeciwne odczucie, wyglądała jakby stanowiła tło dla położonych bliżej słońc, rozmywając się przy tym w przestrzeni kosmicznej. Ciekawe. Z innych obiektów ? popodziwiałam Chichoty obsypujące mieniącym się makiem nieboskłon, zawiesiłam oko na E.T., który zwrócił moją uwagę, gdy przebywałam w Kasjopei, odnalazłam Ducha skrywającego się w blasku Miracha, odwiedziłam soczystą Andromedę i wpadłam do pobliskiej M33 pokazującej sporo nieregularności, a także zabawiłam się z oboma Veilami ? spodziewałam się dostrzec tylko część wschodnią, ale i Miotła Wiedźmy zamigotała kilkukrotnie w blasku 52 Cyg. Trochę czasu poświęciłam też na Helixa, nie wiem dlaczego, ale coś mnie tknęło, by pośród jesiennych gwiazdozbiorów poszukać akurat jego ? poszło bardzo łatwo, ale pomogło delikatne trząchanie lornetką. Były też lodowe Plejady na sam koniec nocy astronomicznej. I planety! I Kiwi ocierający się o nogi, kilka meteorów, mnóstwo przelatujących satek i samolot, który wyłonił się znad lasu porastającego Przykaźń i zmylił mnie przez chwilę swoją jasnością. I muzyka w słuchawkach, i tańczenie pod tym rozgwieżdżonym niebem z czerwoną latarką w ręce! PXL_20220725_235439883.NIGHT.mp4 Bardzo dużą część tej nocy poświęciłam na po prostu spoglądanie w niebo tak o, gołym okiem. Było piękne. I piękne było patrzenie na nie w ten sposób, bez pędu za jego konkretnymi obiektami, dostrzeżenie go jako całość. Jeszcze na sam koniec przypomniało mi się o Księżycu. Pobiegłam więc w górę ogrodu, tam gdzie powinien być widoczny między drzewami, i oto ujrzałam. Cieniutki sierp, który dopiero co musiał wzejść nad horyzont, wisiał tuż nad domami, przyozdobiony bardzo subtelnym światłem popielatym i obtulony delikatną warstwą chmur. Wróciłam po lornetkę i poświęciłam mu kilkanaście minut. Mleczna smuga gwiazd nade mną wyraźnie zbladła ? świt żeglarski stawał się coraz jaśniejszy. Zwinęłam się do domu. Ps W czasie tej nocy zdążyły przewalić się przez niebo cienkie chmury, miałam też okazję poprosić sąsiada o zgaszenie światła, które nieopatrznie pozostawił skierowane w moją stronę. Do pełni doświadczeń obserwacyjnych brakowało jedynie postraszenia przez dziki? Choć kot szeleszczący w liściach wziął mnie z zaskoczenia w pewnym momencie ?
  9. Powietrze było wczoraj tak przejrzyste, że z ursynowskiego balkonu widziałem kulki Herkulesa (M13 i M92), kulkę w nozdrzach Pegaza (M15) i niżej w Wodniku (M2). Puchatki całkiem dobrze się prezentowały w lornecie 20x77 ale i nieźle w 15x56. Była jeszcze Dzika Kaczka (M11) i gromada IC 4665 w Wężowniku., filigranowy Saturnik w pow. 20x i nasycona czerwień Marsa, Enifa, Tarazeda, Rasalgethi. No i jeszcze ISS przemknęła przez nieboskłon aż rażąc w oczy. Tylko tyle i aż tyle.
  10. Wszystko zaczęło się od tego, że na początku sierpnia Astrolife poprosił mnie o zrobienie szkicu M31, który mógłby dorzucić do swojego filmu o tym obiekcie, czego efektem były dwie rzeczy. Po pierwsze, zmotywowało mnie to do ruszenia się i wyjścia w końcu na pole, bo zamiast jak normalny człowiek obserwować kiedy jest pogoda, wolałam ostatnio siedzieć w domu i malować obrazy. Po drugie, nie mam żadnego teleskopu, a moim głównym instrumentem jest nie aż tak popularna APM 25x100, więc zobligowałam się do odkurzenia starej, poczciwej i lekko rozkolimowanej dwururki Nikon Action 10x50 EX. Ah, oczywiście po tym jak pojawiła się u mnie motywacja do obserwacji, na kilka dób niebo zasnuło się chmurami? aż do nocy poprzedzającej maksimum Perseidów? Z zachodu szły chmury i musiałam się sprężać. Przed garażem rozstawiłam krzesła z osprzętem i APM na statywie, ale nie zaczęłam od niej. Sięgnęłam po Nikonka i wcelowałam w Andromedę. Ooo, nie jest aż tak rozkolimowany, jak mi się wydawało! Może jedno oko otrzymuje trochę rozmyty obraz względem drugiego, ale da się przeżyć, zwłaszcza na DSach. No dobra, czyli da się z niego szkicować, uff. Ustawiłam APM tak, by patrzyła lekko poniżej M31 i spróbowałam położyć na niej Nikona. Eh, nic z tego ? galaktyka wspięła się już zbyt wysoko ponad horyzont, by taki układ był stabilny. Mój genialny plan na umocowanie mniejszej lornetki poszedł w pizdu, cytując klasyka. No nic, naszkicować jakoś to muszę, ale w sumie skoro kiedyś przez tyle lat obserwowałam nią z ręki, to szkicować pewnie też się da. Tak więc od obiektywu odrysowałam na kartce okrąg, chwyciłam znowu dwururkę, powpatrywałam się chwilę w Andromedę i trzymając czerwoną latarkę w zębach, zaczęłam nanosić szczegóły na papier. Trochę to trwało i kosztowało sporo cierpliwości oraz stabilności dłoni i zębów, ale się udało. Potem było już z górki, bo okazało się, ze chmury się ślamazarzą, więc mogłam zając się szkicem z APM, której w rękach na szczęście trzymać nie musiałam? Efekt tego dziwnego procesu możecie zobaczyć poniżej. Jeszcze nim skończyłam szkicować dołączyła do mnie siostra, którą wcześniej zachęcałam, żeby wpadła trochę poobserwować. Najpierw musiała zadowolić się samodzielnym przeczesywaniem nieba z pomocą Nikona, ale potem pokazałam jej kilka obiektów przez stabilniejszą i większą dwururkę ? zaczęłyśmy oczywiście od M31, a potem powędrowałyśmy do Chichot, które sprawiły duże wrażenie przy jedoczesnym bólu szyi i który uśmierzyły niżej wiszące Plejady. M71 nie udało się jej niestety dostrzec, ale wynagrodziły to M27, M29, M2 i Wieszak, zaś na sam deser zostały planety jako obowiązkowy cel na liście, choć z tego wszystkiego siostrę chyba najbardziej zadowoliły ?spadające gwiazdy?, których kilka mignęło przed jej oczami. Ja sama przeprosiłam się tej nocy z moją mniejszą dwururką, która od co najmniej 2019 roku głownie leżała w szafie, bo myślałam, że nie da się przez nią nic oglądać. Na szczęście myliłam się w tym aspekcie i na pewno zacznę ją znów wykorzystywać w obserwacjach, zwłaszcza do przeglądu nieba. ____________________________________________________ Kolejnej nocy na wyjście zmotywowałam się dopiero koło 2. Pierwotnie miałam tylko zerknąć na Perseidy, ale coś kazało mi wziąć ze sobą dwururki i jak się potem okazało, to coś miało rację. Zaczęłam od przeczesywania nieba mniejszymi lornetkami, po czym skierowałam APM w kierunku Veila. Wschodnia część od razu rzuciła się w oczy bardzo wyraźnie, ale dla odmiany Miotła Wiedźmy tylko mignęła. Ruszyłam w drugą stronę firmamentu i zahaczyłam o Andromedę, ale tylko na chwilę, po drodze do mojego głównego celu. M33. Jak ja dawno do niej nie wracałam! Zawsze uważałam, że jest kiepskim obiektem na moje niebo i to w każdym sprzęcie, ale albo byłam głupia, albo mało doświadczona. Zachęcona przez @Mareg w rozmowie przy okazji pożyczania SQMa postanowiłam spróbować. Musiałam użyć Interstellarum, żeby skierować się w odpowiedni rejon Trójkąta, tyle czasu jej nie obserwowałam, naprawdę! Ale było warto, zdecydowanie. Całkowicie. Absolutnie! Aaaaa! Jeju! Ale wyraźna, znalazła się od razu! I zaraz? Czy ja widzę? Tak! Są w niej jakieś ciapki! Pojaśnienia! Całe jej wnętrze mieni się jaśniejszymi cętkami! Oczy szeroko otwarte, jednoczesne zerkanie w okulary i zapisywanie. Kiwi ocierający się o nogi i proszący o wpuszczenie do domu, i muzyka1 w słuchawkach. I łzy w oczach. Czuję się jak wtedy, gdy pierwszy raz oglądałam niebo przez tę lornetę. I nie dość, że jeszcze ta muzyka tak kojarzy się z tamtą jesienią, to mam dziwne takie poczucie w środku względem nieba. Oh, i minimalnie jednocześnie jakbym obserwowała przez GSO 10? końcem lata 2016. I wcześniej, i zawsze. I wszystko na raz. I teraz też siedzę, patrzę w górę i płaczę. Jedyna różnica jest taka, że w okularach, bo oczy nie tak dobre jak dawniej, zepsute godzinami wpatrywania się w zeszyty, haha! Otumaniona emocjami ładuję się w omikron i omegę Cygni, gdy nagle meteory, jeden po drugim, rozbłyskują w zachodniej części Pegaza i gasną na wieki w okolicach Jowisza. 2:39. A potem 2:44 i kolejny, jeszcze jaśniejszy, niemal w tym samym miejscu! Kręcę się z głową zadartą do góry. Od zachodu powoli idą chmury. Kiwi wciąż krąży przy moich nogach. Widzę kolejne meteory, krótkie i jasne, nisko nad południowo-wschodnim horyzontem, ale to chyba nie Perseidy. Kręcę się dalej, a Kiwi ze mną. Nie mogę wpuścić go do domu, bo zostawiony sam z Figą2 rozniósłby cały pokój. 2:55, chyba najjaśniejszy tej nocy meteor przecina szlak swoich poprzedników w kierunku Jowisza, zostawiając na chwilę świecący ślad. Biorę znów mniejsze lornetki i przeczesuję stopniowo jaśniejące niebo, na które od zachodu zaczynają wdzierać się powoli chmury. Wpół do czwartej zabieram się do domu, Kiwi też. ________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 1 Ta konkretnie, w ogóle polecam z całego serca całą twórczość Sleeping At Last. 2 Figa to niespełna 4-miesięczna kotka, która od lipca towarzyszy Kiwiemu (nasze staruszki Rudzia i Kudła odeszły w przeciągu ostatniego roku). Kiwi ma 3 lata, więc wciąż lubi pobroić i z Figą gonią się po całym domu. ?
  11. 8/9.09.2021 - Noc Zimowego Nieba Jest około 1:30. Na polu zimno i wilgotno, więc zostaję w domu, ale ponieważ nie mam ochoty na jesienne niebo zza kuchennego okna, przenoszę się pod okno w izbie z widokiem na wschód. Wprawdzie jest tam jakaś łuna od kościoła i tych wszystkich inwałdzkich parków miniatur, ale są też piękne i jasne zimowe gwiazdozbiory, które później wznoszą się już zbyt wysoko, by dostrzec je z kuchni. Rozstawiam APM 25x100 i zaczynam od pięknych i jasnych Plejad, ale zaraz otwieram Interstellarum, żeby rozejrzeć się za czymś konkretnym. Kryształowa Kula brzmi dobrze. Celuję w Do 14, kieruję się po paru gwiazdach na północ i do trafiam do celu ? NGC 1514 od razu widać, jest jaśniejsza od części okolicznych słońc i zachowuje się trochę jak Mgławica Mrugająca, mam też wrażenie niebieskawego odcienia. Przemieszczam się do kolejnego obiektu? i dobra. Możecie mi głowę ukręcić, ale jestem pewna, że widziałam NGC 1579. Nie udało mi się znaleźć jaką ma jasność, ale zerkaniem na pewno wyskoczyła! Jak są te trzy gwiazdy w Perseuszu, 56, 55 Per i ?533, a potem na północny wschód idą w podobnych odstępach podobnej jasności inne gwiazdy, to miedzy trzecią a czwartą z nich, bliżej tej trzeciej i lekko na południe od linii je łączącej widziałam rozmyte pojaśnienie. Upewniałam się kilka razy i za każdym razem ona tam była! Schodzę na chwilę w okolice Hiad nim zdążą schować się za świerk i na wschód od nich napotykam sporą i ładną gromadę NGC 1647. Niżej, przy tarczy Oriona, odnajduję zabawnie wyglądającą, jakby przedzieloną na pół NGC 1662. Z pobliską eNGieeCką o numerze o jeden wyższym jest już trochę gorzej, ale nic dziwnego ? po sprawdzeniu okazało się, że ma ponad 14 mag... Dalej zaliczam przepiękną wielokrotną Sh 49, w której wyłapuję 3 składniki ? pierwszy jest biały, ale z nutką żółci, chociaż może być ona złudzeniem z uwagi na niebieskiego towarzysza. Do tego trzeci składnik ? bladziutki, nieśmiały i delikatny, niestety nie zapisałam jaki dostrzegłam w nim odcień. Niemniej, bardzo piękna gromadka. A propos gromad, zahaczam jeszcze o NGC 1817 i 1807. Przy ? Tau Krab od razu wpada w oko. Z NGC 2026 jest trochę gorzej w obfitym roju gwiazd, ale w końcu identyfikuję, które należą do gromady. Wyżej znajduję nałożone na siebie NGC 1746 i 1750, i chyba także 1758. Przenoszę się do Woźnicy, bo zaraz ucieknie nad okno. Och, ile tam jest gwiazd! Wpierw podziwiam okolice Kapelli, po czym przechodzę ku ? Aur i pobliskiej NGC 1664. Krążę po całym gwiazdozbiorze. Jest cudowny! Przesuwam pole widzenia od ? Aur do ? i ? Aur, między dwoma ostatnimi zauważam strzałkę ułożoną z gwiazd, o, Cr 62 jest jej fragmentem. Niedaleko łapię zagubioną pośród gwiazd i drobną NGC 1857, a kawałek dalej, blisko układu słońc przypominającego ?L?, sięgam po NGC 1778. Niżej wiszą ASCC 15 i wychylająca się zza diafragmy potężna M38! W pobliżu przytula się NGC 1907. Ale tu jest tłoczno! Nieopodal skrzy się mniejsza, ale za to bardziej skondensowana M36. O, chyba mam NGC 1931 (albo St 9), coś tam definitywnie jest, ale nie wiem co. Och, pole widzenia przecina meteor! Potężna Mel 31, to jest coś! Obok kotłują się Teu 89, Do. 18 i NGC 1893. Liczyłam trochę na IC 410, ale nic tam nie wypatrzyłam. Na Płonącą Gwiazdę (IC 405) też chyba nie ma co liczyć, jedyne co tam widzę to zmniejszona liczba gwiazd. Do IC 417 zapewne też trzeba filtra i ciemniejszego nieba, ale przynajmniej na gromadę St 8 wystarczy to co mam. Zsuwam się jeszcze w rejon Oriona i Bliźniąt. Piękna NGC 2169 i okolice 69 Ori, Głowy Małpy niestety nie dostrzegam. Oj czuję się już zmęczona i oczy mi się kleją, ale łapię jeszcze NGC 2281. W kwestii galaktyk NGC 2344 i 2537 nie mam pewności, coś mi mignęło w obu przypadkach, ale podchodzę do tego sceptycznie. Jest po 4, kończę. 9/10.09.2021 Północ, miejscówka jak ostatniej nocy, zaczynam obserwacje. Startuję przy ? Per i pobliskiej gromadce St 23. Niestety w kierunku Mgławicy Serce widzę już tylko górną ramę okna, zmierzam więc w inną stronę ? piękna kaskada Kemble?a nie mieści się w polu widzenia. A na jej terenie ? NGC 1502. O, i chyba wyzerkuję NGC 1501, ledwo, ale coś tam było! Wędruję w dół. Okolice serca Perseusza są takie cudowne i bogate! Krążę po okolicy. Hm, jeśli ?446 należy do gromady NGC 1444, to mogę uznać, że ją widziałam. Zdaje się, że widzę też drobną mgiełkę gromady NGC 1496, zaś za rogiem (diafragmą) czai się potężne cielsko Barnarda 9! Wracam do poprzednich rejonów. Mieszczące się razem w polu widzenia gromady NGC 1528 i 1545 dobitnie ukazują różnice między sobą ? ta druga wydaje się być mniej liczba od pierwszej, ale jednocześnie jej gwiazdy świecą jaśniej i wyraźniej. Przywodzi to na myśl parę M46 i 47. W pobliżu z ciekawości zerkam na okolice mgławicy NGC 1491 i przyznam, że nie wiem co myśleć ? niby widziałam zerkaniem jakieś rozmydlenie tworzące kąt prosty z gwiazdami ? i 43 Per, ale może po prostu jakaś gwiazdka mnie zmyliła? Nieco poniżej wyłapuję jeszcze lekko mrowiącą NGC 1513 i wracam do świecącego i kipiącego serca Perseusza, czyli Mel 20. W pobliżu łapię pięknie ulokowaną przy jaśniejszych gwiazdach i delikatną NGC 1245, a potem niepozorną ASCC 11. Tam, gdzie chciałam się skierować w następnym kroku, była już ściana, więc musiałam zawrócić. W ten sposób spotkałam się z NCG 1342 i, o matko! Ale ona jest piękna! Stingray Cluster! Totalnie wygląda jak płaszczka! Jestem zakochana! Po wielu minutach odsuwam wreszcie oczy od okularów i widoku Płaszczki, i spoglądam w stronę Woźnicy. O, a co to za jasna gwiazda? Ta która się porusza i właśnie zaczęła przygasać? 1:05, zapamiętuję i dzwonię do Filipa. Myślałam, że to może któryś z pozostałych Iridium, ale sprawdził i w sumie nie wiadomo co to było. Po tym wydarzeniu zrobiłam sobie krótką przerwę na przenosiny do kuchni ? za oknem w pokoju zaczęły mi się już przewijać obiekty przerabiane poprzedniej nocy... Krążę po niebie z BGSz i Nikonem, po czym celuję APM we wpadającą od razu w oczy M77. Bez problemu wyzerkuję też sąsiednią NGC 1055. Nie udaje się z NGC 1073 i chyba też 1016, ale za to dość łatwo pojawia się NGC 1052, podobnie NGC 1084 (pominę kilka porażek po drodze). Nie wiem, czy przez chwilę nie mignęła mi NGC 945, zaś jeśli chodzi o kupkę galaktyk zwaną HCG 16 czy też Arp 318, to coś mi tam wyskoczyło, ale nie wiem co konkretnie. ? Zaliczam kilka nieudanych prób w okolicy Rigela, po czym udaje mi się z NGC 1788, nie spodziewałam się, że będzie tak jasna! Kręcę się jeszcze po orionowych klasykach, i wracam jeszcze na chwilę do izby, do UMy. Jest po 3:00. Widzę piękne M81 i 82, dalej NGC 2787 ukazuje się dość szybko i pewnie. Wow! NGC 2403 sama wpada w pole widzenia! Wydaje się też trochę nieregularna, ale może to być wina gwiazdki, która na jej tle widnieje w Interstellarum. Łapię jeszcze NGC 2959 i nie tak małą NGC 2976, którą akurat centralnie przecina meteor. Jest 4:18, powoli robi się jasno. Zmykam do spania. 10/11.09.2021 - Noc Wątpliwości Kolejna noc obserwacji z izby, tym razem zabieram się do tego jeszcze wcześniej niż poprzednio ? przed północą. Zaczynam od ostatnio na nowo ukochanej przeze mnie M33. Znowu tyle nieregularności i pojaśnień widocznych w jej wnętrzu, i to mimo kiepskiego wciąż przystosowania wzroku do ciemności. Okolice Serca i Duszy są już nad sufitem, więc kieruję się trochę niżej, wciąż zostając jednak w okolicy Chichot. Zgarniam St 2 i ASCC 8, NGC 957, ASCC 9 i Tr 2, i w końcu same Chichoty. Meteor przelatuje w polu widzenia. Niżej, do serca Perseusza. Chyba mam NGC 1161, z 1169 się nie udaje. M34. Wygląda jakby jej bardziej skondensowany środek był otoczony kółeczkiem z gwiazd. NGC 891. Oj długo nie mogłam wypatrzeć tej igły, ale w końcu coś mi tam zerkaniem wyskoczyło. Nie wiem czemu sprawiła mi tyle trudności. Na szczęście NGC 1023 dla odmiany jest widoczna od razu, urocza, podłużna i przytulona do gwiazdek. Hm, czy to możliwe, że wymęczyłam IC 239? Eee, chyba nie? A NGC 1058, to ona czy jakaś gwiazdka? NGC 925 coś mi nie chce się pokazać, za to NGC 890 jest mniej uparta. Ale zaraz, przecież NGC 925 jest spora i chyba po prostu jawi się jako takie lekkie pojaśnienie, o teraz chyba jednak ją widzę! NGC 978 i NGC 1060 znowu sprawiają, że zastanawiam się czy to ta galaktyka, czy gwiazdka? Oj chyba zbyt nieufnie podchodzę do galaktyk z lornety. Oj czuć kiedy wchodzi się w rewiry Barnarda 4, oj mglisto jest w tej okolicy. Chwila, Interstellarum tę samą ciemną chmurę oznacza numerem 4 z jednej strony, a 1 z drugiej, o co chodzi? No w każdym razie jakieś czarno cielsko tam zalega. Hm, NGC 1333 serio jest taka łatwa? Jakaś gwiazdka, jakaś taka mglista. Ah, pamiętam, jak wszyscy focili ją na zlocie rok temu? Ale bym sobie pojechała na taki zlot! Ale wracając? Łapię słońca należące do niejakiej Al-Teu 9. O, i chyba także coś z IC 348. Za to Al-Teu 10 zachowuje się jak normalna gromada, jest z nią o wiele łatwiej i pokazuje więcej gwiazdek. Przenoszę się w okolice Umy i od razu celuję w NGC 2403. Oczarowała mnie wczoraj ta galaktyka. Znowu się przenoszę, tym razem do kuchni, i zasadzam się na NGC 63 w Rybach. Długo nic nie widzę i nie widzę, i nie widzę, ale zamykam oczy, rozciągam szyję i oddycham. Otwieram nagle oczy i coś miga. Powtarzam procedurę i znów coś miga. Czy to znaczy, że ją widziałam? Tę samą metodę powtarzam przy NGC 95, tutaj jestem jeszcze pewniejsza, że coś tam kryje się za zasłoną ciemności. O! Tyle wypatrywania i chyba jest NGC 200, możliwe, że też NGC 198. NGC 194! Ta to na pewno mignęła mi 2 czy 3 razy, gdy intensywnie pochłaniałam wzrokiem pobliską gwiazdkę! Z IC 1613 próbuję dla zabawy, ale nie łudzę się, że coś zobaczę, sądząc po rozmiarze to nie ta jasność powierzchniowa, nie ten kaliber. Za to czy istnieje szansa, że mignęła mi NGC 428? Albo 547? Skaczę na chwilę w górę, by złapać NGC 524, nim ta schowa się za ścianą. Udaje mi się też wyzerkać pobliską NGC 502. Po powrocie NGC 488 wyskakuje bardzo szybko i pewnie, piękniutka! Kilka pobliskich galaktyczek nie chce mi się pokazać, dopiero NGC 520 idzie dosyć szybko. Na koniec biorę się jeszcze za NGC 936, jest widoczna od razu! Potem bawię się jeszcze chwilę telefonem i próbuję porobić jakieś ?zdjęcia?. Trochę z głupoty a trochę z ciekawości przykładam mojego Piksela do okularu lornety wcelowanej w M42. Kurde, nie spodziewałam się, że wyjdzie z kolorkami! ?
  12. Trzynaście lat obserwuję niebo i - przynajmniej przez większość tego czasu - to była moja love story. Trzynaście lat obserwuję niebo, z czego dziesięć krzywiąc się i wyginając we wszelkie strony pod statywem lornetkowym, wskutek czego nabawiłem się zniecierpliwienia każącego skakać od obiektu do obiektu, zaliczać coraz więcej, byle nie zastygać w żadnej pozycji, bo i żadna nie była na tyle wygodna, by chcieć w niej zastygnąć, by podziwiać to, co na niebie, wskutek czego jestem wbrew własnej woli nieopatrzony z obiektami, które niby wszystkie znam, ale których zdaję się nie znać niemal wcale. Trzynaście lat obserwuję niebo, zapominając powoli, co tam jest do zobaczenia. W czwartek miało się wyklarować i się wyklarowało, a ja, ku zdumieniu wszystkich domowników z samym sobą na czele, pojechałem do Blizin. Tak naprawdę miałem wpaść na działkę do Krzyśka dwie wioski obok, ale cóż, sentyment zwyciężył. Na miejscu z ulgą, ale i zadowoleniem stwierdziłem, że niebo jest tu wciąż zupełnie użyteczne, a kiepścizna okołohoryzontalna wynikała może nie tyle z zaśmietlenia, ile z unoszącej się mroźnej wilgoci duszącej wszystko, co nie wychynęło powyżej dwudziestu stopni na sferze niebieskiej. Tego wieczoru miałem przy sobie swój świeży nienabytek, lornetę kątową APM, czyhającą tylko by łapać fotony swymi osiemdziesięciodwumilimetrowymi obiektywami i wypluwać je z drugiej strony przez jedną z pięciu par okularów, jakie miałem do dyspozycji (Plössle 26 mm, Hyperiony 24, APM Ultra Flat Field 18 mm i 15 mm oraz Morfeusze 9 mm). Zaczęło się od M 42, bo tak, jak kawiarnię najlepiej mi oceniać po espresso a pizzerię - po marghericie, tak nową dwururkę najlepiej sprawdzić na czymś znanym i prostym jednocześnie. Bogaty zestaw szkiełek podał na talerzu cały wachlarz tego, czym Wielka Mgławica Oriona uraczyć może lornecistę - od jasnej, ale zwiewnej, rozlanej plamki w Hyperionach (powiększenie 20x) po ciut ciemnawe impasty w powiększeniach 32 i 53x. Najprzyjemniej chyba jednak prezentowała się w APM-ach 18 mm (26x), dając lornetkową, akwarelową lekkość rysunku, ale z dobrym detalem i przede wszystkim - wyraziście świecącą Mgławicą de Mairana tuż powyżej. Leżącym nieco na północ gromadkom zbyt wiele czasu nie poświęciłem, w zasadzie wcale, odnotowując tylko, że pojaśnienie NGC 1977 jest widoczne, a potem z lenistwa zwykłego, bo tak wygodnie sobie już siedziałem naprzeciwko M42, skierowałem lornetę ciut niżej, łapiąc Dziurkę od Klucza (NGC 1999), która łatwa była we wszystkich powiększeniach, najpiękniej zaś prezentowała się w powiększeniu 32x, będąc już czymś więcej niż tylko lekko rozmytą gwiazdką, bo lekko rozciągniętą, rozmytą gwiazdką. Dalej wpadły gromady wielkopsiańskie, wpierw Messier 41 ze swoim esowatym łańcuszkiem, potem dwa Collindery (132 i 140), choć to raczej taka nieudolna próba ich złapania była, próba zakończona wyłowieniem pojedynczych jasnych słońc na wypranym z wszystkiego tle, słońc, które swym wzajemnym położeniem ledwo sugerowały jakąś klastrowatość, ale równie dobrze sugerować jej nie musiały. Teraz sobie myślę, że szkoda, że nie poświęciłem temu regionowi więcej czasu, a najlepiej i całej czasoprzestrzeni, bo tak najbardziej to właściwie szkoda mi tego, że nie mieszkam nieco bardziej na południe, w okolicach zwrotnika najlepiej, bo tam, pod psią piętą kipi całkiem ładne gwiezdne poletko i chyba nawet jakieś ciemnoty dałoby się na jego tle wyłowić, nie wspominając o owych collinderach, które pewnie swoją klastrowatość musiałyby z tych szerokości wykrzykiwać na całe gardło. źródło tego zdjęcia i każdego kolejnego: Aladin Wróciłem do Kanikuły, a od niej odbiłem w lewo natrafiając na wyraźną tym razem gromadę gwiazd, zbyt wyraźną wręcz by jej nie kojarzyć, ale i zbyt rzadko chyba odwiedzaną, by jednak od razu skojarzyć, szczególnie jeśli wraca się pod niebo po wielomiesięcznej przerwie; zostawiłem chwilowo identyfikację na bok, pokręciłem się niecierpliwie szukając pary messierów 46-47, co w kątowej lornecie przychodzi znacznie trudniej niż w lornecie prostej, bo na tę wyraźnie złośliwą geometrię nakłada się przecież jeszcze demencja, skleroza i zwykła, pielęgnowana przez lata niecierpliwość. Ta ostatnia kazała mi szybko przeskoczyć zupełnie gdzie indziej, do Chichotek, które najciekawiej prezentowały się w źrenicach 3-4 mm i powiększeniach 20 i 26x, a gdzie para piętnastek (32x) zbytnio przygaszała tło i pobliskiego Barnarda 201. Za to przyciemnione tło było zupełnie w porządku przy misiowych messierach, pięknie wyodrębniając jądro i halo ramion M 81 i wyciągając bardziej niż zwykle Jej Cygarowatość M 82, nie okraszoną, niestety, pasmem pyłowym, które wychodzi przy większych aperturach, a może i przy tej samej aperturze, ale większej cierpliwości i/lub wyobraźni. Równie przyjemny widok ukazała nie-tak-zaraz-odległa para messierów 97-108, jeszcze wyraźniej kontrastując puchatość Sowy z drzazgowatością stoósemki, choć niestety, najwyraźniejsza w tym wszystkim znów okazała się moja niecierpliwość widzenia kolejnych i kolejnych obiektów; przeskoczyłem więc dalej, zupełnie dalej, do prawej ręki Oriona i mojej ulubionej NGC 2194, którą zawsze łapię namierzając wpierw moją zupełnie nieulubioną NGC 2169, od której idę po łańcuszku gwiazd w lewo w dół, dopóki miękka plamka światła nie zaświeci tam, gdzie powinna. Engiecka bardzo żywo zdawała się reagować na zmianę powiększeń, ukazując swe oblicze od miękkiego w okolicach 20x po ziarniste przy 32x. Najciekawiej jednak działo się pomiędzy, przy 26x, kiedy ziarnistość się zlewała tylko po to, by zaraz znów się rozziarnić w zależności od kąta zerkania, a cała gromada zdawała się przelewać z boku na bok, na przemian pokazując i ukrywając któreś ze swych rubieży. Znów z lenistwa i znów nie idąc bardzo daleko, przeskoczyłem na Lambdę Orionis, od niej zaś w lewo ku parce 7-8-magowych gwiazd, które wskazywały położenie mgławicy planetarnej NGC 2022. Ta, choć ciemna i kapryśnie mrugająca, dała się zobaczyć dość wyraźnie w objęciach Morfeuszy (53x), nieco bardziej zwiewnie zerkaniem w powiększeniach 26 i 32x, przy czym zauważalnie łatwiejsza była w mocniejszym z powiększeń; na koniec zaś załadowałem do wyciągów Hyperiony, ale przy dwudziestu razach sam już nie wiedziałem czy mgławica bardziej wyskakuje zerkaniem czy może jednak raczej zmyślaniem. Nacieszywszy oczy (i wyobraźnię), powędrowałem na wschód do pięknej w każdym powiększeniu Choinki (NGC 2264), a dalej w dół, znów chcąc złapać messiery 46 i 47, a łapiąc w zamian tę znaną-nieznaną gromadę co wcześniej, potem spróbowałem raz jeszcze z Collinderami 132 i 140, i dałem sobie spokój z nimi raz jeszcze; następnie, wspinając się ku Bliźniętom, znów natrafiłem na tę gromadę znaną-nieznaną, którą przechrzciłem na Irytującą i Wszędobylską, i którą zaczynałem brzydko podejrzewać o bycie Messierem Pięćdziesiąt, choć jej położenie na niebie nie do końca mi pasowało. Po krótkim zlustrowaniu Messierów 35-38, wróciłem do Irytującej i Wszędobylskiej, oczywiście wróciłem nie tak gładko, jak bym tego chciał, co wynikało z tej prostej przyczyny, że tym razem jej szukałem. Zapamiętałem okolicę i skorzystałem w końcu z atlasu, potwierdzając swoje wcześniejsze, brzydkie przypuszczenie, dziwiąc się tylko, że albo owa M 50 wygląda inaczej w powiększeniu 26x niż na mojej przetartej kliszy w głowie, albo po prostu w ogóle wygląda, bo przecież zamiast łamać sobie szyję i plecy mocując się z lornetą prostą, siedziałem sobie wygodnie, lekko pochylony nad lornetą kątową i w końcu przyglądałem się gromadzie na spokojnie, do znudzenia, które nie chciało przyjść, więc musiałem się jej przyglądać do upicia błogością i dopiero podpity mogłem pójść dalej, choć dużo dalej iść mi się nie chciało. Rozprostowałem kości, i pomyślałem, że skoro już wyjąłem atlas i zaświeciłem latarką, mogę poszukać czegoś pobliskiego, takiej NGC 2306 na przykład i tych dwóch pobliskich, 2302 i 2309. Po uzgodnieniu pozycji w atlasie z pozycją lornety nieco się zdziwiłem, bo o ile dwie mniejsze gromady pokazały się zerkaniem, a ta po prawej, czyli na zachodzie, czyli NGC 2302, w powiększeniu 32x pokazała nawet parkę najjaśniejszych swoich słońc na tle lekko ziarnistego pojaśnienia, tak niezmiennie NGC 2306 była dziurą pomiędzy dwiema gwiazdami, które miały ją flankować od północy i południa, flankowały zaś tylko puste nic, niezależnie od intensywności i kierunku zerkania. Niemal zupełnie nie pamiętam, co działo się dalej, ale musiały wpadać jeszcze jakieś obiekty, choć to wcale nie o obiekty już chodziło, a raczej o ponowne odkrycie radości z siedzenia w zimnie i ciemnicy, radości z tego, że gwiazdy są na wyciągnięcie ręki a nie na złamanie karku i przykurcz łopatek, radości ze spokojnego wpatrywania się i spokojnego oddychania, z tego, że znów się bawię obserwacjami zmieniając okulary i żonglując powiększeniami, radości, że w pewnym sensie wracam do tego, co było naście lat temu, choć z zupełnie innej odsłonie. W którymś momencie coś blisko zaszurało w krzakach, zaskrzypiało na śniegu, zasapało w mroźnym powietrzu, lecz po chwili nastąpiła taka cisza, jak tylko pod gwiazdami wyciszyć się świat potrafi; nie wiedziałem więc, czy coś faktycznie przemknęło czy może to były tylko omamy słuchowe. Zrobiła się z tego taka trochę zbyt głośna blizińska samotność, samotność nieco nieprzyjemna i każąca zwijać się do domu, choć tak po prawdzie, to mróz zaczął mnie szczypać jeszcze wcześniej a teraz już nie szczypał, a całego przenikał i wprost wyganiał do auta, kończąc przed czasem mój wytęskniony trochę progressus ad originem i regressus ad futurum, które tak pięknie się przez te dwie godziny mieszały. Zacząłem zwijać sprzęt, początkowo w taki sposób, by móc jeszcze zerknąć ostatni raz na ten czy inny obiekt, a potem już zwijając w mroźnym pośpiechu, bo to zerkanie i tak raczej przypominało wyjadanie resztek, w dodatku wyjadanie spomiędzy nadciągających chmur koloru szaropomarańczowego, barwy niezawodnie przypominającej, że wcale daleko od domu i cywilizacji nie ujechałem i nigdzie nie wyrwałem się na dobre - nie licząc głowy. Trzynaście lat obserwuję niebo i - być może wciąż - to jest moja love story.
  13. Czy przez lornetę 100 mm zobaczę tyle samo co przez teleskop o aperturze 100 mm, czy więcej? Jeśli więcej, to o ile, i czy ta zależność jest taka sama dla obiektów punktowych (gwiazd) i bardziej rozległych (jak np. galaktyki)? Moją pierwszą myślą było to, że po prostu sumuję powierzchnie obu obiektywów i wtedy dla lornety 100 mm dostanę odpowiednik w postaci 141.42 mm teleskopu, ale jeśli to światło jest rozdzielone między dwoje oczu to może mózg jakoś to tak interpretuje, że wychodzi inaczej? Niedawno podczas poobserwacyjnego sprawdzania obiektów, które widziałam, zaczęłam zadawać sobie te pytania. Bo weźmy np. taką NGC 520 - podczas obserwacji zapisałam, że poszła bardzo szybko - wyzerkałam ją niemal od razu i nie miałam z nią żadnego problemu, tymczasem w Internecie można przeczytać, że z jasnością 12.4 mag widać ją w 8 calach albo więcej, tyle że APM 25x100 nie ma ośmiu cali, a przeliczone wcześniej 141.42 mm to też nie jest 8 cali. A może tylko mi się wydawało, że ją widziałam? Ale jeśli mi się wydawało, to jak mam ufać swoim oczom, skoro zdarzają mi się takie sytuacje?
  14. Cześć cześć, ostatnio kupilem lornetke i logicznie potrzebuję do niej statywu aby obraz był stabilny. Na sam statyw nie chce wydawac duzo pieniedzy. Macie jakiś fajny, godny polecenia statyw? Stabilny, nie plastikowy. Budżet to 300zl.
  15. Moje niewyspanie nawarstwiało się już od kilku dni. W prawdzie to studenckie odespałam jeszcze w czwartek, ale potem przyszło drapanie pisanek w piątek do późna i w sobotę z rana święconka, co poskutkowało parugodzinną drzemką wieczorem, po której nie chciało mi się spać, więc dotrzymałam już do tej 6 rano, żeby obejrzeć rezurekcję. Następnie jeszcze atak alergii i wiercąca się na łóżku piętrowym siostra zadbały by sen z soboty na niedzielę trwał od godziny 9 do 12:50. Potem odwiedziny u rodziny, powrót koło 21 i pogodne niebo. Cóż mogłam zrobić? Przed północą wyszłam przed dom. Zerknęłam trochę gołym okiem, posnułam się odrobinę z APM 25x100 po Lwie, Pannie i okolicach, natrafiłam na kilka galaktycznych mgiełek, zahaczyłam o kilka klasyków jak Sombrero, M13, gromady Raka czy Hiady z pobliskim Marsem. Widok niektórych wywołał potrzebę odnotowania w notatniku paru więcej słów opisu ? o M13 wspomniałam, że wygląda jak ciapka postawiona miękkim pędzlem w jakimś programie graficznym, a o M44 i M67 zbiorczo i prosto: ?zachwycające?. Zaraz potem jednak rozbudowałam lekko ten przymiotnik dodając, że ta pierwsza nie mieściła się w polu widzenia i jej gwiazdy cechowało niezwykle wręcz trójwymiarowe rozmieszczenie, zaś drugą chwaląc za piękny kształt ? prezentowała się jako trójkątnawa drobnica usypana z gwiezdnego pyłu, okraszona ?wisienkami na torcie? w postaci jaśniejszych słońc. To chyba pierwszy raz, gdy uważniej przyjrzałam się tym dwóm obiektom w dużej lornetce. Nie zapomniałam także i o BGSZ 2.3x40 połykającej w pole widzenia całe gwiazdozbiory ? tu zwłaszcza Melotte 111 przypadła mi do gustu. Wiatr przybierał na sile obniżając temperaturę odczuwalną, w dodatku nieswojo wył pośród zabudowy wsi leżącej u podnóży najniższego pasma Beskidów. Jako człowiek obdarzony zerową zdolnością znoszenia temperatur poniżej 20*C (niegodną wręcz wnuczki Sybiraczki) zdecydowałam się zająć stanowisko w moim standardowym obserwacyjnym centrum dowodzenia ? kuchni. Na miejscu musiałam jeszcze odczekać ze zgaszeniem wszystkich świateł aż mama pójdzie spać i punktualnie o 1:00 rozsiadłam się wygodnie przy lornecie pod oknem. Arktur, Kapelusz Napoleona. NGC 5490A. Czy to możliwe, ze ją wypatrzyłam? Tak. Czy ją wypatrzyłam? Wydaje mi się że tak, ale pozostawię to do powtórzenia. Niewyspanie i jeszcze niepełne przystosowanie wzroku do ciemności sprawiły, że identyczne pytania zadałam sobie jeszcze przy kilku galaktykach Wolarza. Wyłamała się dopiero NGC 5701 leżąca już w granicach Panny? Moje zmęczenie ożywiły zaś NGC 5566 i 5560. Pojawiły się w zasadzie od niechcenia na peryferiach pola widzenia mych oczu i to w momencie, gdy akurat patrzyłam na coś innego ? dwie rozmyte, maleńkie plamki światła blisko siebie. O! A to ciekawe! Zaskoczyło mnie! Super! Jestem mega zachwycona! Takie słowa moglibyście usłyszeć, gdybyście byli Kiwim, który akurat wtedy drzemał na mojej walizce w salonie obok. NGC 5576 i 5574 podobnie wyskoczyły łatwo, i choć minimalnie mniej ochoczo od poprzedniczek, zarejestrowałam je na pewno. Zeskoczyłam troszkę niżej do Mini Sombrero. Uh, czuję, że jestem zmęczona. Okolice 110 Vir i M5, NGC 5846 - bardzo cacy ? ładna, wyraźna, zerkaniem wyskakuje obok chyba też NGC 5850. NGC 5831 chyba jednak nie, za to NGC 5838 momentami tak. I plamka w postaci NGC 5813. O, rozdzieliłam błękitną ?1904. I zaliczyłam porażkę w postaci NGC 5921 ? dostrzegłam niewielką gwiazdkę w miejscu gdzie powinna być, lub też tuż obok, ale to tylko gwiazdka. Zaraz jednak przesunęłam się odrobinę w dół, do majestatycznej M5. Tu nie trzeba było się niczego dopatrywać. A potem wykonałam skok do cudownej M4! Uwielbiam! Ognisty Antares tuż obok. Przypomina mi się odwzorowanie tego rejonu na jednym z moich obrazów ? oddaje dokładnie co czuję i widzę, gdy zaglądam lornetą w tę okolicę. Zaczynam sunąć przez wznoszącą się coraz wyżej Drogę Mleczną. M8 zachwyca, mimo że jest tuż nad górami ? migocące od seeingu gwiazdki dodają jej niesamowicie dużo uroku, zaś sama mgiełka mgławicy jest podzielona na części jak w widoku z Chorwacji, z tym że całość jest delikatniejsza. Laguna jest dla mnie czymś w rodzaju letniego odpowiednika M42 ? często wracam do niej w trakcie sesji obserwacyjnej, za każdym razem dumając z podziwem nad jej wyglądem. Niezależnie od instrumentów. Powtórzę się ? uwielbiam. Ohoho! Pomyślałam o M22 i udałam się z polem widzenia w miejsce gdzie powinna być, ale zobaczyłam tylko kilka gwiazdek w okolicy 24 i 25 Sgr, które właśnie zaczęły prześwitywać między drzewami porastającymi Ostry Wierch. Szybko zerknęłam do Interstellarum czy to na pewno ten rejon Strzelca, wróciłam do lornety, a tu M22 właśnie zaczęła wyłaniać się zza lasu! Piękna kulka prześwituje pomiędzy roślinnością, sunie majestatycznie, wznosząc się coraz wyżej. Wow! Kiedyś już wspominałam, że lubię oglądać gwiazdy szorujące tuż nad górami ? czy to w APM, czy w BGSZ, jest w tym coś magicznego, spotkanie dwóch światów, Ziemi z Niebem, bliskiego z dalekim. Kontrast. Kontekst. Kwintesencja lornetki. Piękna Droga Mleczna. Zwykle bardzo lubię wracać do M17, a przynajmniej odkąd mam APM, ale tym razem więcej mojej uwagi przykuły Obłok Gwiazd Strzelca i M11, a raczej ich otoczenie. Zwykle nie poświęcałam zbyt dużo uwagi ciemnym mgławicom ze swojego domu ? to niebo nie jest takie dobre ? ale tym razem jakoś tak mimowolnie te mroczne sylwetki gdzieś mi tam zamigotały i udało mi się dostrzec kilka ?znajomych twarzy?, z którymi mogłam zapoznać się w lepszych warunkach świetlnych. Wróciłam tuż nad horyzont zarysowany falistą linią przez Ostry Wierch, Przykraźń, Wapiennicę i Czuby, by znów spotkać odległe słońca wynurzające się zza ich wierzchołków, tym razem jednak z celem konkretniejszym, niż tylko podziwianie tego przedziwnego zestawienia. Otóż jeszcze zanim obejrzałam wschód M22 pomyślałam, ze chciałabym zobaczyć M6 nad górami. Wtedy była jeszcze pod horyzontem, ale teraz oto nastąpił moment chwały, bo właśnie nad lasem porastającym Przykraźń dostrzegłam kilka gwiazdek układających się w niezwykle charakterystyczny kształt. M6 rozpoznam wszędzie ? zaczytując się za młodu w jednej z książek niesamowicie zachwyciłam się tą gromadą, pięknym motylem. Jej zdjęcie tam zamieszczone mam wryte bardzo głęboko w świadomości, a wiążą się z nim piękne skojarzenia i wspomnienia z początków odkrywania tej pasji. Rozgadałam się, a tymczasem M6 delikatnie wyłaniała się zza odległych drzew. I co z tego, że na pierwszym planie przeszkadzały kable biegnące do pobliskiej latarni, one mnie w ogóle nie interesowały. Liczyłam się tylko ja, góry i motyl. Niebo na południowym wschodzie stawało się coraz bardziej rozświetlone przez czający się za pasmem Beskidów Księżyc, zaś to w kierunku wschodnim zmieniało barwę na coraz bardziej granatową na znak wznoszącego się ku początku dnia słońca. Już w zasadzie miałam iść spać, gdy coś mnie podkusiło, by jeszcze raz spojrzeć przez kuchenne okno. Pobiegłam ponownie po lornetę. Księżyc, jako największy z obserwacyjnych klasyków, postanowił właśnie wyłonić się zza gór. Majestatycznie piękny, srebrzysty rogal. ______________________________________________________________________ Po tych obserwacjach znowu nie odespałam, i jeszcze zamiast iść spać normalnie, stwierdziłam, że napiszę tę relację. I napisałam. I skończyłam o 4 nad ranem, więc wybaczcie, jeśli jest trochę mniej składna czy zjadliwa niż zwykle. ? Uh, teraz będę mogła nareszcie udać się w objęcia Morfeusza. Dobranoc.
  16. Przeczytałam przed chwilą wątek lukosta odnośnie zwijania się Forum i przypomniałam sobie, że mam taki nie do końca astronomiczny szkic z końca lutego - szkic przedstawia oczywiście Księżyc, ale powstał nie do końca wg sztuki - zaczęłam go przy lornecie na polu, ale dopieszczony został w domu na podstawie zrobionej telefonem fotki - wyjaśnienie tego jest takie, że zbierała mnie "grypa", a na zewnątrz najcieplej nie było. Miałam go zaprezentować jeszcze na początku marca razem z krótkim opisem drobnych obserwacji prowadzonych z mojego standardowego zimowego obserwacyjnego centrum dowodzenia (kuchni), ale potem okazało się, że grypowe objawy większości domowników to tak naprawdę covid, a babcia trafiła do szpitala i zmarła 2 dni później... I jakoś tak o tym wszystkim zapomniałam, aż do teraz. Szkic może nie jest jakiś wybitny, ale miałam wtedy ochotę go narysować, a to gwoli ścisłości i dokumentacji na Forum trzeba pokazać. Jeszcze co do tych wspomnianych drobnych obserwacji, poniżej dorzucam to, co mniej więcej co zapisałam w notatniku (bez jakiejś większej korekty, brak mi niestety na to obecnie czasu i weny): 21/22.02.2021 Smog, mgła, kuchenna szyba, Księżyc świecił większość nocy. O 4 rano zaczęłam obserwacje. Na południu nad Beskidem królują Skorpion i Wężownik. Już poomiatałam wstępnie ten region z pomocą APM, a z ??? nawet więcej, na chwilę jeszcze wyskoczyłam z nią na pole. Zachwyt, cudowności! A z większych konkretów z większej dwururki: Przy Antaresie - piękniutka M 4, mój pierwszy DS tego roku. Łapnęła się też M 80, choć tu w okolicy wszystko dosyć blade, ale raz, że nisko, a dwa - no mgła. M 9 i NGC 6356 poniżej Sabika w Wężowniku bardzo ładnie wyglądają razem w polu widzenia - takie dwie delikatnie puchate kulki. [krucafuks, przyszła mama i zaświeciła światło w niedalekim pokoju] Nad Sabikiem - planetarka NGC 6309 - widoczna od razu, zachowuje się trochę (bardzo) jak Mgławica Mrugająca, mam wrażenie lekko zielonawoniebieskiego zabarwienia. Starhopping bardzo łatwy, a może raczej banalny. Ogółem - naprawdę przyjemny obiekt, zwłaszcza na rozładowanie frustracji, bo ktoś przed chwilą światło oświecił. Swoją drogą blisko jest ładniutka gwiazda podwójna, drugi składnik barszo delikatny, drobny i maleńki, zwłaszcza w porównaniu z większą siostrą, która zdecydowanie mocniej rozlewa swój blask wkoło. ? Ser i jej okolica są przepiękne, kolorowe i sprawiają trójwymiarowe wrażenie o intensywności podobnej, jaką odczuwam przy obserwacjach ? i ? Cyg. Nawiasem mówiąc ciekawe i ładne są też ? Oph i ? Ser. Powędrowałam jeszcze trochę po rejonie Tarczy i Strzelca, ledwo dostrzegłam szurające jeszcze po wierzchołkach gór M 8 i M 22, ale za to ładnie prezentowały się chociażby M 16, 17 i 11. Zaczęło robić się coraz jaśniej, cóż, uroki zbliżającej się powoli równonocy. Zwinęłam się do spania.
  17. Ostatnio na forum pojawiło się kilka interesujących relacji z obserwacji. Natchniony, postanowiłem również dodać coś od siebie ? Jak pozwoli czas i pogoda postaram się wrzucić kolejne relacje, opisujące moje zmagania lornetkami na podmiejskim niebie. Chciałbym tutaj pokazać, jakie skarby można dostrzec w małej aperturze i niekoniecznie idealnych warunkach. W styczniu pogodnych nocy miałem jak na lekarstwo. Na przyzwoite warunki trafiłem raz 12.01 i skierowałem lornetkę w stronę Panny, aby spróbować swych sił z najjaśniejszymi galaktykami. Od tego czasu z pogodą bywało słabo. Zapowiadana na połowę stycznia ?bestia ze wschodu? przyniosła mi głównie zachmurzenie, mróz i śnieg. Niewielkim przełomem, a raczej wyłomem w chmurach była koniunkcja Księżyca, Marsa i Urana z 21.01. Od tego dnia aura nieco się poprawiła i częściej wyciągałem lornetkę z pokrowca. Ostatni tydzień lutego to prawdziwa wiosna, ale bezchmurne niebo zmasakrował pył znad Sahary, a dzieła dokończyła wilgoć niczym z amazońskiej dżungli. Dodatkową "atrakcję" stanowił Księżyc, którego mimo wszystko bardzo lubię. Zerkając w dziennik od stycznia do końca lutego zaliczyłem 13 krótkich sesji, głównie balkonowych. Pod tak średnie warunki wybrałem obiekty wcześniej przeze mnie pomijane ? gwiazdy podwójne/wielokrotne. W niniejszej relacji zebrałem tylko najciekawsze obiekty, które aż wstyd przyznać, zaobserwowałem świadomie po raz pierwszy. 21.01.2021 W poszukiwaniu inspiracji na nadchodzącą noc, natrafiłem w Binoculars Highlights na opis trzech gwiazd podwójnych znajdujących się w Wolarzu. Mowa tutaj o ? Boo, ? Boo oraz parce ?? Boo ?? Boo. Uzbrojony w 15x70 na statywie skierowałem lornetkę w kierunku Arktura. Następnie odbiłem w kierunku północno-zachodnim, aby znaleźć pierwszy cel ? Boo. Wspomniana gwiazda jest układem podwójnym powiązanym z sobą grawitacyjnie. Dzięki sporej separacji wynoszącej około 104 sekundy kątowe, układ ten rozbijemy już w niewielkiej lornetce. Jeśli chodzi o kolory to zaobserwowałem dwie barwy: żółtą/pomarańczową (składnik A) oraz białą (składnik B). Dalej ruszyłem w kierunku ? Boo nazywanej inaczej Alkalurops, co z greki oznacza laskę pasterza. Wspomniana gwiazda w rzeczywistości jest układem poczwórnym, ale lornetką jesteśmy w stanie wyłowić jednego towarzysza oddalonego od głównego składnika o 108?. Nieopodal ? Boo znajduje się prawdziwa petarda, a właściwie dwie ?? Boo ?? Boo. Wspomniany układ to parka gwiazd o różnych kolorach, oddalona od siebie o 628?. ?? mieni się na pomarańczowo z kolei ?? przykuwa uwagę chłodną, niebieską tonią. Pierwsze skojarzenie ? Albireo! Dzięki sporej separacji parka ta jest idealną propozycją dla małych lornetek. Moim zdaniem duet ten o wiele lepiej prezentował się w powiększeniu 8x, ponieważ łapiemy sporo gwiezdnego tła, a nawet wspomnianą ? Boo. 31.01.2021 Tej nocy zimowy firmament rozświetlał jasny Księżyc, a na niebie zalegały chmury piętra wysokiego. Obiekty DS z marszu odpadają, musiałem poszukać czegoś innego. Tym razem wybór padł na gwiazdozbiór Lwa oraz dwie gwiazdy podwójne - ? Leo oraz 83 Leo. Zacznijmy od łatwej do rozbicia na dwa składniki ? Leo. Gwiazda ta jest układem podwójnym, widocznym gołym okiem (5 mag). Dzięki separacji wynoszącej 89? układ ten rozbijemy już w małych aperturach. W 15x70 dostrzeżenie mniejszej towarzyszki o jasności 7,5 mag. nie jest żadnym wyzwaniem. Powyżej ? Leo uwagę przykuwa druga gwiazda podwójna 83 Leo. Układ ten tworzą gwiazdy: 83 Leo A (HD 99491) oraz 83 Leo B (HD 99492). Składniki mają zbliżoną jasność, a ich kolor określiłbym, jako mocny, ciemny pomarańcz. Położenie ? Leo oraz 83 Leo dodatkowo wzbogacają liczne gwiazdy o wielkości rzędu 6-7 magnitudo, tworząc razem malowniczą kompozycję. 01.02.2021 Pierwsza noc lutego przywitała mnie nieco mętnym niebem i lekkim mrozem wynoszącym 6 kresek poniżej zera. Około 22:00 postanowiłem odwiedzić ponownie Wolarza a dokładniej trójkę jego osiołków: Asellus Primus (? Boo), Asellus Secundus (? Boo) oraz Asellus Tertius (? Boo). O tym urokliwym trio dowiedziałem się przeglądając jeden z wątków z serii Obiekt Tygodnia na naszym forum (dziękuję!). Asellus Secundus nie stanowił dla powiększenia 15x zbyt dużego wyzwania, mniejsza towarzyszka (7,4 magnitudo) od razu zaznaczyła swoją obecność. Kolorystycznie parka wydawała mi się delikatnie żółta (słabo/ lekko pomarańczowa?). Z kolei drugi składnik określiłbym mianem koloru białego. Zupełnie inaczej wyglądała sprawa z rozbiciem trzeciego osiołka (Asellus Tertius). Pomimo separacji wynoszącej 13,1? (wg. Stellarium) miałem problem z dostrzeżeniem mniejszej sąsiadki. Być może to kwestia warunków, a może wina sprzętu? Niemniej jednak miałem wrażenie jakbym przez chwilę widział drugi składnik. Zanotowałem w dzienniku, aby spróbować następnym razem. Dwa osiołki już opisałem, a gdzie zgubił się pierwszy osiołek? Tego układu lornetką 15x70 już nie ruszymy, ale mimo wszystko warto na ? Boo zerknąć i docenić piękno całej trójki. 11.02.2021 Tym razem na celownik wziąłem jeden z moich ulubionych obiektów lornetkowych ? Melotte 111. O obecności gwiazd podwójnych w omawianej gromadzie dowiedziałem się ponownie z serii Obiekt Tygodnia edycja z 2015 roku. Do gromady tej wracam dość często jednak nigdy wcześniej nie szukałem w niej stricte gwiazd podwójnych. Jedynie przypadkiem natrafiłem niegdyś na leżącą nieopodal 23 Com, która od razu mnie zaintrygowała. Obserwacje rozpocząłem od gwiazdy wielokrotnej 12 Com, posiadającej dwie towarzyszki, jedną w odległości 36,7? i jasności 11,8 magnitudo oraz drugą, znacznie łatwiejszą w zlokalizowaniu o jasności 8,9 magnitudo i separacji 58,97?. W lornetce odnalazłem jaśniejszą towarzyszkę, której poświęciłem chwilę, po czym ruszyłem dalej do moim zdaniem najciekawszego obiektu tej nocy. Aby nie było zbyt nudno pora na mały asteryzm, czyli gwiazdę 16 Com (5 magnitudo). Wokół gwiazdy znajdują się 3 gwiazdy o jasności wynoszącej ~8,7-10 magnitudo, tworząc interesujący asteryzm znaku radioaktywności. W 15x70 miałem trudność dostrzec najsłabszą gwiazdę, ale po dłuższej chwili zaobserwowałem brakujący składnik. Ostatnim przystankiem była cefeida karłowata 17 Com. Zmienność gwiazdy waha się pomiędzy 5,2 a 5,4 magnitudo. Grawitacyjnie połączone z sobą składniki A i B oddalone są o komfortową dla lornetki odległość 144?. Łatwy cel dla małych sprzętów i bez konieczności rozstawiania statywu. 14.02.2021 Około godziny 18:30 wystawiłem na balkon 15x70 oraz usadowiłem się wygodnie na krzesełku. Mróz aż tak bardzo nie doskwierał, a wilgoć nie atakowała soczewek lornetki. Do obserwacji zachęciły mnie całkiem przyzwoite warunki, zwłaszcza w południowej części nieboskłonu, gdzie zimą z reguły króluje u mnie smog i spora łuna. Wędrując po Wielkim Psie oraz Rufie dotarłem w okolice wyjątkowej, wizualnie podwójnej parki gwiazd ? 145 Cma, noszącej miano zimowego Albireo. Tak, kolejne nawiązanie do wiosennego klasyka. Informację o tym układzie znalazłem w Internecie na krótko przed obserwacjami. Pod względem kolorów parka ta oczarowała mnie podobnie jak oryginał. Kolory gwiazd są wręcz nieziemskie - HD 56578 o mocnym, niebieskim odcieniu oraz HD 56577 o pomarańczowej barwie. Co ciekawe niskie położenie nad horyzontem urozmaica obserwację, gdyż obraz drugiej gwiazdy degradowany przez atmosferę nabierał wręcz czerwonego zabarwienia. Wymienione tutaj obiekty dały mi sporo frajdy. Również po raz kolejny doceniłem lornetki, jako idealny sprzęt na krótkie, nawet na 30 minutowe sesje. Mam nadzieję, że nie zrobiłem żadnej gafy w podawanych liczbach czy oznaczeniach, dopiero odkrywam te interesujące obiekty jakimi są gwiazdy podwójne ?
  18. Gdy w końcu przebrnęłam przez kolejną sesję egzaminacyjną na studiach (co trochę trwało z uwagi na dużą liczbę egzaminów), w końcu z czystym sumieniem mogłam zasiąść do czegoś, co powinnam była zrobić jeszcze latem zeszłego roku. Ale zaraz, z czystym sumieniem? Pisanie relacji pół roku po obserwacjach i publikacja jej na Forum po tym czasie nie świadczy zbytnio o jego nieskazitelności? Teraz więc, przy temperaturze na polu spadającej poniżej 10 stopni Celsjusza, przenieśmy się o 6 miesięcy w przeszłość i o kilka stopni szerokości geograficznej na południe ? do sierpniowych, chorwackich nocy. 10/11.08.2020 W ramach pierwszej nocki zaczęło się delikatnie. Pokazałam tacie Jowisza, Saturna, M 8, M 6 i M 22. Tata oczywiście zachwycony (w dodatku oglądał przepływające statki w powiększeniu 25-krotnym ? rewelacja), a tak narzekał, że biorę lornetę, bo gdzie ona się zmieści w samochodzie! A ja jak zwykle mówiłam, że choćbym miała ją całą drogę wieźć na głowie, to pojedzie z nami. I pojechała, i tata jak zwykle nie narzekał na widoki, które dawała. Ja sama bez łapania konkretnych celów pobuszowałam po niebie, które swoją drogą zapowiedziało się lepiej, niż to zeszłoroczne w Marušići. 12/13.08.2020 Noc Perseidów. Rodzice oglądają ?spadające gwiazdy? popijając drinki, siostra przez chwilę im potowarzyszyła, by następnie wrócić do oglądania czegoś na telefonie. Ja mniej przejmuję się meteorami. Zaczynam od błądzenia ??? po niebie, potem przesiadam się na APM ? tu upolowałam już kilka konkretniejszych i zarazem niezwykle klasycznych obiektów ? m.in. wyłapałam wschodnią część Veila, Hantelki i Messier 17. Przy tej ostatniej spędziłam mnóstwo czasu, zachwycając się jej widokiem w pełnym gwiazd polu dwururki. W dalszym ciągu delikatnie. 15/16.08.2020 Petarda! Dziś atmosfera przeszła samą siebie. Jaka przejrzysta! Droga Mleczna powala, gołym okiem widoczne takie struktury! Ale zachwyty na potem, teraz szybko! Ciemne mgławice to chyba największe rewelacja ? w szerokim polu ??? prezentują się wprost fantastycznie. Błądzę po niebie tam i na zad chłonąc sypiące się na mnie gwiazdy wystające spomiędzy czarnych obłoków. Biorę APM, znów omiatam firmament od dołu do góry. Przy Lagunie w oczy sama rzuca mi się kulka NGC 6544, łapię gromady NGC 6546 i Ru 139. W samej Lagunie rozróżniam Barnardy o numerach 296, 88 oraz 89. Mijam M 20 podzieloną na dwie części. Nad Jowiszem mam NGC 6774 w prześlicznym otoczeniu gwiazdowym i uroczą podwójną S715 ? ledwo, ale udało mi się ją rozdzielić. Wyżej migoce Mały Klejnot (NGC 6818), ponownie jednak pokonuje mnie Galaktyka Barnarda, z kolei ledwo, ale chyba jednak, miga mi NGC 6814, i to trzykrotnie. Wracam do pasma Drogi Mlecznej, trafiając znów na ogrom mrocznych sylwetek, ale i nie tylko. Wodzenie lornetą po niebie, to jest cudowne. I ciemne mgławice, takie puchate i przestrzenne, poprzecinane ogromem gwiazd. I wyraźnie mrowiąca M 22, nawet bez przystosowania wzroku do ciemności! (Ach ci ludzie na sąsiednim balkonie włączający na chwilę lampę w losowym momencie?) I porównanie jej z M 13, która na polskim niebie jawi się jako taka potężna, tu zaś, w zestawieniu z koleżanką ze Strzelca wygląda tak chudziutko i delikatnie. I przeczesywanie sklepienia ???, znowu. Och, widoki jasnych gromad i mgławic zawieszonych w Drodze Mlecznej, które ukazuje ta malutka i niepozorna lorneteczka, wygrywa wszystko! Nie mogę się oderwać? 16/17.08.2020 Tej nocy niebo było niemal tak dobre jak poprzedniej doby ? miałam w planach poobserwować trochę konkretniej niż poprzednio, jednak po całym dniu zwiedzania Splitu (z czego większość obejmowała chodzenie po Marjan Parku, swoją drogą przepięknym!) sen pokonał mnie dość szybko. Mimo tej kapitulacji udało mi się dostrzec kilka ciekawych obiektów ? przede wszystkim NGC 6453, gromadę kulistą okupującą niebo w tle rozłożystej Gromady Ptolemeusza (M 7), a także pobliskie gromady otwarte Al 75 i NGC 6437. Nie mogłam także pominąć mój zeszłoroczny obiekt tygodnia, czyli cudowną NGC 6441 wiszącą tuż obok mieniącej się pomarańczem G Scorpii. Kolejna kulka ? NGC 6723 przynależąca do Korony Południowej, sama wpadła mi w pole widzenia! Piękna, położona blisko stosunkowo jasnych gwiazd swojego gwiazdozbioru. I może to tylko wrażenie, ale wydaje mi się, że widziałam poświatę wokół jednej z gwiazd co dopiero wspomnianego gwiazdozbioru ? czy to mogła być NGC 6726/27? Znowu zerknęłam na NGC 6818, jednak ona była tylko pretekstem do ponownego zasadzenia się na Galaktykę Barnarda! I jak możecie się spodziewać, tej nocy pokonał mnie nie tylko sen, ale i znowu ona? Poniżej kilka ujęć z Marjan Parku. Jeśli chodzi o motyle ? pierwszy zagościł się na kapeluszu mojej siostry i zwie się paź żeglarz (w Polsce też występuje, choć rzadko), drugi zaś nosi przegenialne imię ? piękniś sułtanek (występuje w głównej mierze na sawannach afrykańskich, a basen Morza Śródziemnego to północny skraj jego bytowania). 18/19.08.2020 Kolejna piękna noc spędzona na przeczesywaniu nieba lornetkami, bez konkretnego celu, na spokojnie? tylko by zatopić się bardziej w zachwycające widoki Galaktyki? Z jednym jedynym wyjątkiem, jednym jedynym konkretnym celem, pośród zachwytu! Galaktyka Barnarda! Ale znów mnie pokonała? 19/20.08.2020 Nie potrzeba żadnych słów? 20/21.08.2020 Ostatnie obserwacje nie zapowiadały się zbyt optymistycznie ? na sąsiednim balkonie świeciła się lampa i nic nie zapowiadało, by obecne tam dwie dziewczyny zdecydowały się ją wyłączyć. Po ponad pół godziny walki ze swoimi lękami przed kontaktami z obcymi ludźmi, zdecydowałam się zagadać i wychyliłam się do nich zza wysokiego murku oddzielającego nasze balkony. Na szczęście dziewczyny też były z Polski, nie musiałam więc walczyć z drugim lękiem, dotyczącym rozmawiania po angielsku. ? Okazały się niesamowicie sympatyczne, przegadałyśmy ze 2 godziny, zainteresowały się też moją niechęcią do lampy ? skończyło się na rozmowach o astronomii, szczęśliwie miałam ze sobą wskaźnik laserowy, zatem pokazałam im różne gwiazdozbiory i widoczne obecnie planety, ale też opowiedziałam o precesji, na przykładzie szkiców zaprezentowałam jak wyglądają obiekty w teleskopie czy lornetce, a także zeszłam trochę na temat chmur, zwłaszcza tych niecodziennych jak mammatusy czy fale K-H. Kiedy dziewczyny zebrały się do spania, przyszedł czas na obserwacje. Lutnia już chyli się ku zachodowi, więc zerkam na Pierścionek ? uwielbiam jego zdecydowanie określony kształt i jednocześnie ulotny charakter przy spojrzeniu na wprost, no i fakt, że widać go w APM jako tarczkę! Mam ochotę na tę okolicę. Zazwyczaj zapuszczenie się w te rejony szybko kończyło się bólem szyi i dziwacznymi wygibasami przy lornecie, toteż nie obadałam tu jeszcze zbyt dużo moją większą dwururką, mimo że towarzyszy mi od jesieni 2018 roku ? u mnie wschodni i zachodni horyzont zaśmiecają spore łuny, tutaj jednak mogę pozwolić sobie na taki manewr i nadgonienie zaległości. A więc Delfin, jasne gwiazdy na mieniącym się delikatnie tle i gromada otwarta NGC 6950. Piękności. W stronę Liska i Strzały ? planetarka NGC 6905, Błękitny Błysk. Spostrzegłam ją od razu, lecz nie zorientowałam się, że to ona, dopiero Interstellarum upewniło mnie w tym fakcie. Zachciało mi się okolic Crescenta, być może dlatego, że malowałam go ostatnio przez cały tydzień. Ale po kolei. Mam Sadra i przypadkowo obok NGC 6910, i przepiękne, rozległe i ciemne cielsko LDN 889. Blisko ? podwójna O??205, otwarta Do 6 i kolejna podwójna ?2666, która jest chyba częścią Cr 419 albo chociaż zrzutowała się przy niej na sferze nieba. Następnie Barnardy 343, 344, Messier 29 i Be 86, Crescenta nie widzę bez OIII, kto by się spodziewał. Ale chodźmy dalej. NGC 6874 uroczo zerka na mnie jako zagęszczenie i pojaśnienie gwiezdnego pyłu biegnącej tędy Drogi Mlecznej, wręcz przeciwnie jawi się potężny i ciemny B 145, a akompaniuje mu większy LDN 862, nieregularny w swojej strukturze, znaczy się w nieprzezroczystości. Jego południowy kraniec zdobi przepiękna gromada otwarta NGC 6871 ? nie dość, że jedna z jej gwiazd płonie przyjemnym, żółciusieńkim światłem, to sam klaster bogaty jest w duże ilości par gwiazd ? nie wiem czy to faktycznie związane ze sobą układy, czy tylko optyczne towarzyszki, ale prezentują się niezwykle efektownie! Obok wiszą skupiska gwiazd oznaczone jako Bi 1, Bi 2 oraz NGC 6993. A, bliżej Crescenta leży jeszcze bardzo ładna podwójna ?442 przytulona do klastra o mianie IC 4996. Oooooo! Ameryka Północna w 25x100! Zachwycające! I asteryzm Mały Orion, i gromada NGC 6997. Piękne! Pelikan! I kolejna gromada, Cr 428?! Planetarka NGC 7027 (Magiczny Dywan) widoczna od razu, mrugająca, choć nie znikająca całkiem. Jeszcze poniżej klaster NGC 7024, powyżej ? NGC 7039. Nie jestem pewna położenia planetarki NGC 7048, ale dla równowagi inna, o numerze 7026 w tym samym katalogu, jest tak jasna i widoczna, że aż nie chce mi się wierzyć. Z marszu dostrzegam wschodnią część Veila, kawałek dalej zauważam też i zachodnią. Och, jednak dopiero lornetka daje wyobrażenie o rozłożystości tego kompleksu, zdecydowanie! Jest po prostu ogromny! Uwielbiam! Nie tak daleko jest gromada NGC 6940 zawierająca całe mnóstwo drobnych gwiazdek, jakby ktoś obsypał ją lśniącym pyłem. Po odnotowaniu jej widoku w zeszycie przykładam znów oczy do okularów i ledwo zdążyłam tylko zerknąć? O! Przez samiutki środek gromady przeleciał meteor! Kawałek dalej sięgam jeszcze do NGC 6885. Właśnie zmieniałam rejon swoich działań, gdy przez rejon, do którego zmierzałam mignął drobny meteor. ? i ? Cygni. Uwielbiam je. To one wycisnęły ze mnie łzy przy pierwszych obserwacjach tą lornetką. Trójwymiarowe tak, jak żadna inna gwiezdna okolica. I kolorowsze od każdej innej. I cudowniejsze. Piękniejsze. Wyskakują. Ku mnie. Cudeńka. Pomiędzy nimi przemknęła satka. Ojej. Dostrzegam, że powoli robi się jaśniej. Jeszcze wyłapuję NGC 6884 i drobniutką NGC 6866. I prześwietną, ledwo mrowiącą i rozmytą pośród odległych słońc NGC 6819. I Dziurę w Gromadzie, nie widziałam jej tak dawno. Wstaję i się zachwycam. Biorę okulary. Wenus, Orion, Byk, Plejady, to wschód. W zenicie Kasjopea, na zachodzie nisko Wega. Zima spotyka się z Latem. Niezwykle lśniące, lodowate kryształy śniegu i równie jasne, gorące słońca upalnej nocy. Rozdzielone słabszymi gwiazdami Jesieni, z wyraźnym tylko pomostem pod postacią wnoszącej się wysoko Kasjopei. Mars z jasną Wenus zastąpiły Jowisza i Saturna, które uciekły pod horyzont. Biorę lornetę i znów zaczynam przeczesywać firmament, lecz w przeciwieństwie do poprzednich nocy sunę przez niebo zimowe. Mijam znane obiekty, zatrzymuję się na M 42. Odrywam wzrok od dwururki, południowe, jesienne sklepienie przecina jasny meteor, od Lata do Zimy. Nucę coś. Wenus ? kwadra. Mars. Ustawiam telefon na kilka zdjęć, a sama biorę ???. Wpierw przemierzam nią pasmo Galaktyki, by następnie odbić ku Jesieni. Spoglądam teraz na wiszące nisko nad południowym horyzontem słońca, te tuż nad nim, i uświadamiam sobie, że nie zobaczę ich przez następne kilka lat, co najmniej. Wzruszam się, aż łzy napływają mi do oczu. Wspomniany obraz okolic Crescenta (inspirowany zdjęciem Grzegorza Gurdaka). ____________________ Ten semestr był dość wymagający ? nie miałam zbytnio czasu na naszą piękną pasję, a moje ostatnie obserwacje nieba miały miejsce w połowie września w Zatomiu (chyba żeby liczyć kilkunastominutowe spojrzenie przez chmury na koniunkcję Jowisza i Saturna przez teleskop Filipa z balkonu w akademiku) - potem z uwagi na kwestie pandemiczne prawie nie wracałam do domu (mieszkam z dziadkami, zaś na uczelni miałam zajęcia laboratoryjne, więc musiałam być na miejscu), a i z pogodą i Księżycem też było nie za ciekawie ? przez święta była pełnia, a teraz przerwa między semestrami nie zapowiada się kolorowo pod względem chmur. Zasadniczo moją jedyną stycznością z astronomią, choć bardzo subtelną, było malowanie astro-obrazów podczas słuchania wykładów, no i ewentualnie przedmiot obieralny ?Wprowadzenie do astrofizyki i kosmologii?? Ale żeby nie było, żyję, sprzętu nie sprzedałam i nie zamierzam tego robić, a następną relację obiecuję napisać wcześniej, niż pół roku po obserwacjach. ?
  19. Witam, Obserwuję to forum przez dłuższy czas, wyszukując przeróżne tematy dotyczącej samej astronomii oraz - a jakże inaczej - wyboru pierwszej lornetki. Trochę sporo ich przeczytałem, lecz muszę przyznać, że po tygodniach czytania przeróżnych wątków na ten temat wypadałoby w końcu coś wybrać. A może lepiej poczekać? No właśnie, i tutaj moje pytanie. Przeczytałem recenzję lornetki Ecotone Kamakura 10x50 - trzeba przyznać, że zachęciła mnie do niej. Niestety, zauważyłem, że jej nie ma, a dostawa tejże lornetki ma przypadać na wrzesień 2020. Czy jest sens czekać na nią? Macie może jakieś lepsze alternatywy dla niej? Od razu powiem, że mój budżet jest ograniczony - nie bez powodu wskazuję na Kamakure 10x50. Przepraszam za mielenie tego samego tematu po raz setny, mam trochę mętlik w głowie z tego wszystkiego. Pozdrawiam
  20. Dzień dobry. Zdaję sobie sprawę, że będę 1001 osobą na forum zadającą te pytanie, ale po przeczytaniu chyba całego polskojęzycznego internetu mam wrażenie, że wiem mniej niż przed rozpoczęciem poszukiwań. Moja przygoda z astronomią rozpoczęła się od wypadów z wygrzebaną ze strychu lornetką ???5 8x30? produkcji radzieckiej. Z przykrością jednak stwierdzam, że jej możliwości są dość rozczarowujące, więc postanowiłem zainwestować w lepszy sprzęt. Wytypowałem więc kilku faworytów w kategorii cenowej około 1000zł, zostawiając sobie margines na zakup statywu i zapasu kabanosów (bo jak wiadomo bez kabanosów obserwacje astronomiczne tracą część swojego uroku), aczkolwiek jestem skłonny dołożyć te 100-150 zł jeżeli zajdzie taka potrzeba. Są to Nikon Action EX 10x50/12x50 CF, Celestron Skymaster PRO 15x70, Delta Optical StarLight 15x70 (z zapasem kabanosów) i Levenhuk Bruno Plus 15x70. Oczywiście jestem otwarty na propozycje, jeśli za te pieniądze da się znaleźć lepszy sprzęt. Z góry dziękuję za pomoc i pozdrawiam.
  21. Witam wszystkich użytkowników forum! Czytałam sporo i wiem, że tego typu wpisów jest w Internecie mnóstwo, ale myślę, że jest to raczej zrozumiałe przy początkach. Więc tak, posiadam lornetkę raczej kiepskiej jakości, ma też swoje latka, a marka jest już niewidoczna starła się. Jedyne co wiem o niej: 6x-24x50 Zoom. Mimo tego, że nie była najdroższa to wczoraj zaobserwowałam nią galaktykę Andromedy i jestem w totalnym szoku, była piękna, choć mieszkam w dość jasnym miejscu. Od jakiegoś czasu myślę nad poważniejszym sprzętem i tu mam wątpliwości. I mam też do was, drodzy astromaniacy, jedno zasadnicze pytanie. Budżet to 800-900 zł. 1. Dobra lornetka ze statywem czy teleskop? Jeśli chodzi o lornetkę mam na oku tą z Delta Optical Starlight 15x70. Teleskopy znalazłam takie (wszystkie to Sky-Watchery): N-150/750 EQ3-2; SK1309EQ2; BK1149EQ2. Prosiłabym was o doradzenie. Jeśli te sprzęty to średni wybór i znacie coś lepszego w tej cenie, co może wy używacie, będę wdzięczna za odpowiedź. Przypominam, że budżet mam ograniczony do jakiś 800-900 zł. Warunki do obserwacji mam naprawdę bardzo dobre, mimo tego, że mieszkam w małym miasteczku, latarnie gasną o 23 w nocy, a wtedy zostaje nam rozkoszowanie się ciągnącą się przez nieboskłon wstęgą drogi mlecznej, noce są przepiękne. Proszę o wyrozumiałość, cały czas się uczę. Chcę jeszcze dodać, że rozpoznaję większość gwiazdozbiorów (niektóre jeszcze sprawiają mi problem). Pozdrawiam!
  22. Jeszcze w marcu przeszła mi przez głowę myśl, że kurczę, dawno żadnej relacji nie pisałam. Może i ostatnia miała 17 stron, ale to było w sierpniu? A nawet wrześniu. A teraz siedzę w domu, więc niebo o jakości 4 w skali Bortle?a mam każdej nocy ? not great, not terrible. I niby trzeba się uczyć, ale wstawać za wcześnie nie muszę, bo tak szczęśliwie się złożyło, że większość zajęć wypada w godzinach późniejszych niż 12 w południe. No i nawet już trochę obserwowałam, więc jest co opisywać. Nooo, tyle, że trzeba jeszcze to ubrać w słowa, a ponieważ nie wiadomo ile będziemy wszyscy siedzieć w zamknięciu, na końcu może się okazać, że pobiję swój poprzedni rekord długości teksu. A potem przypomniał mi się świetny opis Damiana P. Po północy i jego genialna formuła. Nie no, aż tak streścić się chyba nie potrafię, za bardzo lubię gadanie i zdania po kilka linijek, ale to jest jakaś myśl, żeby nie upychać na siłę wszystkich obiektów. Może coś z tego będzie. A potem przyszedł maj, a ja po namalowaniu kolejnego obrazu, zrobieniu jakiegoś zadania i braku chęci na kolejne, przypomniałam sobie, że chyba nie wpisałam wszystkiego w notatki obserwacyjne. I tak mi się jakoś przypomniało? *W tym miejscu możecie podziękować Orange i beznadziejnemu internetowi u Filipa w domu, gdyż gdyby ten jakkolwiek działał, grałabym właśnie z nim w Minecrafta, a nie pisała wstęp do relacji.* (audycja zawierała lokowanie produktu) (Drobna uwaga co do numeracji ? 11/12 marca 2020 r. była pierwszą nocą po zamknięciu AGH i jednocześnie moją pierwszą spędzoną w domu) 13/14 marca 2020 r. ? noc trzecia Lorneta została zniesiona z mojej szafy do pokoju gościnnego. Wieczorem chwilę zerknęłam z kuchni przez okno, widziałam Duch Jowisz, nie jestem pewna czy wyzerkałam NGC 3115. Pokazałam trochę gwiazd siostrze, podobały jej się, mimo że nie oglądała żadnego konkretnego obiektu. 14/15 marca 2020 r. ? noc czwarta Odsłaniając okno, w pierwszej chwili ujrzałam błysk. To chyba nie Iridium, może jakiś meteor stacjonarny. Jest około godziny dwudziestej pierwszej. Od alergii spuchły mi oczy, a mama przyszła właśnie do mojego ciepłego, domowego stanowiska obserwacyjnego, czyli kuchni, i zaświeciła światło. Super. Trochę jej pojęczałam. Poszła. Nie zdążyłam jeszcze całkiem przystosować wzroku do ciemności po tym niespodziewanym incydencie, gdy przyszła znowu. A potem jeszcze tata. Idę na pole. Swoją drogą to pierwsze konkretniejsze obserwacje w tym roku kalendarzowym (sic!). Pierwsze jakiekolwiek były wczoraj? Wybornie. Te dzisiejsze, nie licząc zaokiennej rozgrzewki w postaci Tripletu Lwa, rozpoczęły się od porażki w postaci NGC 3596, na szczęście jednak kolejne galaktyki - NGC 3593, 3640 i 3521 okazały się łatwiejsze do odnalezienia. Szczególnie ta ostatnia raczej sama zdążyła mnie znaleźć i wskoczyła w pole widzenia nieźle mnie zaskakując. Piękna, jasna, wyraźna. Owalna mniej więcej w osi N-S, z zaznaczonym jądrem. W ładnym otoczeniu gwiazdowym, starhopping banalny. Normalnie obiekt tygodnia jak się patrzy, szkoda tylko, ze Panasmaras ubiegł mnie z tym o jakieś trzy lata. Cel naprawdę przepiękny, obiekt sesji! Spojrzałam jeszcze na kilka galaktyk jak NGC 3115 czy Sombrero, przegrałam z IC 651 o ciekawym otoczeniu przywodzącym na myśl miniaturkę gwiazdozbioru Skorpiona. A potem musiałam przerwać, bo okulary lornety za każdym przyłożeniem oczu parowały, a w dodatku chyba odmroziłam sobie palce. 15/16 marca 2020 r. ? noc piąta Kolejna noc, kolejne obserwacje. Dziś wkraczam w prawdziwy świat galaktyk. Zaczynam delikatnie ? NGC 3810 we Lwie poddaje się dość łatwo, co do NGC 3872 mam 70% pewności. NGC 4168 pozostaje schowana wobec APM 25x100, co jednak wynagradza mi rzucająca się w oczy, jasna i długa NGC 4216 (the Silver Streak Galaxy). Kilka następnych kosmicznych wysp znów mi umyka, dostrzegłam za to trzy eMki (98, 99 i 100) oraz dwie eNGieeCki ? 4379 i delikatną 4262. Czas na Łańcuch Markariana. Witają mnie M 88 i 91 wiszące u jego bram, wyzerkuję NGC 4474, choć nie NGC 4459. Numery 4477 i 4473 same wpadają mi oczy, podobnie, nomen omen, Galaktyki Oczy (NGC 4458 i 4461). Są też 4458 i 4461, potężne M 86 i 84 oraz podłużna, okupująca pod nimi niebo NGC 4388. Odbijam chwilę po NGC 4267 i już mam rezygnować, ale wyskakuje! Jest! Wracam. M 87 sama wpada w pole widzenia, a wcześniej? NGC 4371 też wyskakuje sama, tak o, od niechcenia. Rewelacja! Przy wspomnianej M 87 łapię NGC 4478 ? po chwili czekania, ale dość wyraźna, lepiej widoczna przy wodzeniu wzrokiem po polu widzenia. Idę dalej? No i ściana. Ale za to jakie mam przystosowanie wzroku do ciemności. ? szybka, losowa myśl w głowie. Więc w lewo. Prócz oczywistej M 58 prędko znajduję NGC 4564 i Bliźnięta Syjamskie (NGC 4567 i 4568). Mam eMki o kolejnych dwóch numerach. Niżej. W mapkach szczegółowych w Interstellarum przechodzę z D2 na D3. Mam NGC 4608 i 4596 ? ta druga jest trochę wyraźniejsza. Jest NGC 4578. Uhu! Piękna M 49, jakie z niej jest bydle! Dalej szybko wpadające w oczy moje przyszłe Obiekty Tygodnia. Ała. Kręgosłup coraz bardziej boli od tego wyginania się (klęczę w kuchni przy lornetce i wyginam się z tych kolan na ile okno pozwoli wypatrzeć). Jestem już na dość wysokiej deklinacji i rezygnuję z dalszego wspinania się po siatce współrzędnych ?zamiast tego zdobywam NGC 4365. I NGC 4339. W prawo. Ściana. W lewo. Jest NGC 4570. No dobra, to było minimalnie wyżej, ale teraz już w dół. Charakterystyczny heksagon z gwiazd? I NGC 4580 zaskakująco szybko wyskakuje z tła nieba. I niżej. Jeden trójkąt z gwiazd, dwie gwiazdki blisko siebie. Nad nimi ? NGC 4527. Pod nimi ? NGC 4536. Plecy dalej bolą. Pomijam znów tę samą deklinację. W dół. Teraz zaczynam od Spiki ? ale daje po oczach. Mam NGC 4856, 4727, ale nie 4902 i 4728. Już prawie nic nie dostrzegam, a tu się okazuje, że Księżyc właśnie wschodzi? Ale i tak było pięknie, jak to ktoś kiedyś ujął, pogalaktyczyłam! 18/19 marca 2020 r. ? noc ósma Jakoś tak już po pierwszej naszło mnie, by sprawdzić jak z pogodą ? wcześniej niebo było dosyć mętne, ale okazało się, że teraz jest już cacy, więc rozsiadłam się wygodnie w swoim miejscu w kuchni. Za oknem królowały już okolice Wagi i nawet Antares zaczął wychylać się akurat zza Ostrego Wierchu. Na początek, żeby stopniowo przystosować się do ciemności, wcelowałam lornetą losowo w niebo, jak się okazało w okolice pięknie lśniącej Zubenelgenubi (?1 i ?2 Lib). Pokrążyłam trochę po okolicy i już zaczęłam buszować w dół, kiedy przypomniałam sobie o Galaktyce Południowy Wiatraczek ? Messier 83 ? jednej z kilku eMek, których po 7 latach obserwacji wciąż mi jakimś cudem brakuje. Szybko udałam się w jej kierunku, aż trafiam na jakąś ciemną sylwetkę. Cyprys. Samiutki jego czubek, a za nim ? mój cel. Uparłam się. Podniosłam lornetę do pozycji stojącej ? hmm, wciąż trochę brakuje. Dobra, to inaczej. Przesunęłam statyw w lewo, najbardziej jak się da, aż do stojącej w tym miejscu rogówki. Sama wtuliłam się tuż obok. Patrzę - jest! Widzę rejon galaktyki. Chwila zerkania i mam ją! Ginąca w ekstynkcji atmosferycznej i łunie od latarni ulicznej przy drodze krajowej, ale jest! Mgiełka, widzę ją! Dobra, ale wróćmy do czegoś normalnego, tzn. do czegoś w dogodniejszym miejscu niż ekstynkcja, łuna i krzaki. Już zaczęłam kierować się z powrotem do Wagi, ale jakoś tak w ostatnim momencie zmieniłam zdanie względem napisanego wyżej stwierdzenia i pomyślałam, że zahaczę o Centaura. Trochę pooglądałam szorującego tuż nad pasmem Beskidu Małego gwiazdowia i w końcu udałam się na spotkanie wyżej położonym regionom nieboskłonu. Mini Sombrero już ostatnio wpadło mi w oko na kartach Interstellarum, a teraz stało się to też w rzeczywistości. Urocza galaktyczka przytulała się do jednej z gwiazdek w sąsiedztwie 108 Vir ? ta druga troszkę przeszkadzała swym blaskiem, ale nie obdzierała z uroku jawiącego się jako skoncentrowana pionowa kreseczka obiektu. Godzina 3:32! Właśnie próbowałam wypatrzeć NGC 5713 i 5691, kiedy w pole widzenia lornety wpadł meteor ? powolny, z kierunku NE na SW, skrzył lekko zielonym odcieniem, zostawiając za sobą lśniącą niczym brokat smużkę, po czym zgasł. Całość trwała ok. 1 sekundy. Cudeńko! Hmm, ale eNGieeCek chyba nie wypatrzyłam? Upolowałam jeszcze kilka galaktyk kierując się w prawo, aż natrafiłam na ścianę. Zawróciłam w przeciwnym kierunku i nagle ? FRU! Znowu jasny meteor w polu widzenia, ze wschodu na zachód. Po obejrzeniu jeszcze kilku kosmicznych wysp posnułam się po okolicy Węża, zachwycając się pięknie skrzącymi słońcami. Szczególnie urzekł mnie sznureczek gwiazd między ? Ser a NGC 6017, nadawałby się na obiekt tygodnia? Może kiedyś. Wyżej trafiłam na IC 4593 (Białooki Groszek, nawiasem mówiąc, przeurocza nazwa) ? mimo braku charakterystycznego dla planetarek zabarwienia, łatwo rozpoznać naturę tego obiektu ? zachowuje się trochę jak Mgławica Mrugająca. Nieopodal znajduje się równie urocza gromada otwarta Hrr 7, w dodatku całkiem spora ? zajmuje większość pola widzenia APM 25x100, a wygląda niczym powyginany łańcuszek z gwiazd. Spojrzałam jeszcze na M 107 i zaczęłam zbierać się do spania ? wszakże była prawie 4, a i niebo wydawało się już jakieś takie nijakie. 27/28 marca 2020 r. ? noc szesnasta Wieczorem ładnie był widoczny Księżyc ze światłem popielatym, a niedaleko także Wenus, Plejady, do tego leciała ISS. Jakiś czas później obejrzałam też przelot starlinków, pierwszy raz od maja zeszłego roku. Po całkowitym zapadnięciu zmroku zdecydowałam się na obserwacje pozakuchenne ? przed domem. Moim głównym celem było dalsze nadrabianie zaległości ? tym razem padło na M 52. Tak wiem. W.S.T.Y.D. Znaczy, ja ją pewnie widziałam, problem polega na tym, że nie mam tego nigdzie zanotowanego w swoim obserwacyjnym notesie, więc nie mogę oficjalnie uznać, że ją zobaczyłam. Dlatego właśnie skierowałam dwururkę do przyczajonej nisko nad północnym horyzontem Kasjopei. I pyk. Oficjalnie zaliczona. Piękny maczek o wyraźnych granicach z jedną szczególnie wybijającą się gwiazdką. Kolejne kilka eMek miałam do zaliczenia w Wielkiej Niedźwiedzicy, ale ta obecnie okupowała zenit ? dziękuję takie akrobacje przy lornetce, zaczekam na okazję, gdy ta będzie niżej. Podregulowałam statyw, wzięłam krzesło z garażu i rozsiadając się wygodnie najpierw zaliczyłam kilka klasyków pokroju Tripletu Lwa, zatrzymałam się na Vindemiatrix i odbiłam w prawo do naszyjnika z gwiazd, pod którym skryła się NGC 4698. Powyżej mimowolnie z tła wyskoczyły M 60 i NGC 4638, trochę bardziej pomęczyłam się z NGC 4660, ale w końcu i ona wylazła. Zdawało mi się też, że obok eMki wylazła NGC 4647. Wyżej zachwyciła mnie podwójna ?1678 ? łatwa do rozdzielenia z wrażeniem zielonkawości, zwłaszcza jaśniejszego składnika. W jednym polu widzenia zmieściła się jeszcze NGC 4689, którą wreszcie wyzerkałam. Akompaniują jej stosunkowo jasne gwiazdy swoją drogą, bardzo ładna okolica. Niedaleko jest jeszcze kilka galaktyk, w tym wąska NGC 4710, która mignęła mi tylko przez chwilę, ale jestem tego pewna na 100 procent! Udałam się ku Wolarzowi, jednak z trudem cokolwiek wyzerkiwałam. Po odsunięciu się od okularów zreflektowałam się, że to na południową część nieba coraz odważniej zaczęły wkraczać cirrusy. Było kilkanaście minut po północy. Potem jeszcze telefonem zrobiłam kilka zdjęć malowanych światłem, które mogliście zobaczyć tutaj. _____________________ W dzień naszło mnie jeszcze na dzienne obserwacje Wenus z tatą, o czym pisałam tutaj. 3/4 kwietnia 2020 r. ? noc dwudziesta trzecia Przejście Wenus na tle Plejad ? piękna sprawa, którą postanowiłam utrwalić na szkicu, o czym też pisałam już na forum. 11/12 kwietnia 2020 r. ? noc trzydziesta pierwsza Miałam troszkę poobserwować, ale skończyło się na tym, że wyszłam na pole i gołym okiem podziwiałam niebo, wspomagając się czasem maleńką BGSZ 2.3x40. Uspokajające. Moją obecność na zewnątrz domu szybko wyczuł krążący w okolicy Kiwi, który postanowił mi towarzyszyć, goniąc po pobliskiej tui. Około pierwszej, już z domu, zerkając przez okno trafiłam akurat na wschód Księżyca. Wzięłam szybko lornetkę, by spojrzeć, jak jego tarcza wysuwa się powoli spomiędzy drzew porastających Beskidy. Jeszcze bardziej uspokajający widok. 9/10 maja 2020 r. ? noc pięćdziesiąta dziewiąta Tym razem jestem jakieś 2 stopnie bardziej na północ. Kalisz. Tata zlitował się i w dobie pandemii i siedzenia w domach zawiózł mnie i doręczył do rąk własnych Filipa. Już pierwszego wieczoru udało się trochę razem poobserwować Wenus ? rozstawiliśmy moją APM 25x100 i filipową Syntę 6? (konkretnie SW 150/750) z kitowymi okularami 10 mm i 25 mm. Bardzo ładny sierpik, wciąż jeszcze widoczny niedługo po zachodzie Słońca, nawet bez filtra polaryzacyjnego i nawet w lornecie. Podzieliliśmy się tym widokiem z rodzicami i siostrą Filipa. 12/13 maja 2020 r. ? noc sześćdziesiąta druga W nocy na chwilę wyszliśmy na obserwacje ? na chwilę, ponieważ szybko naprostowało nas lecące z północnego zachodu mleko. Chyba jedynie M 101 udało się nam zobaczyć, swoją drogą ? kolejny obiekt z serii W.S.T.Y.D. w moim wydaniu. Nie wiem jak mogłam jej wcześniej nie upolować. W 6 calach i w tych warunkach pogodowych (+na obrzeżach Kalisza, więc mimo wszystko z większym zaświetleniem niż u mnie) jawiła się jako rozległa, blada paćka. Oprócz tego widzieliśmy kilka ładnych satek lecących po niebie, bardzo ładne (!) chmury ? zacnie wyglądały te sunące cirrusy w łunie od miasta, trochę taka zorza dla ubogich (a może syndrom sztokholmski). No i spojrzeliśmy też na Jowisza i Saturna, seeing zabijał, ale momentami na tym pierwszym nawet dwa pasy szło wypatrzeć. A, może jeszcze dodam, że to wszystko na oko, bo Filip nie ma szukacza w teleskopie. 17/18 maja 2020 r. ? noc sześćdziesiąta siódma Tym razem wyposażyliśmy się w szukacz, a konkretniej szukacz laserowy, a konkretniej ? Filip wydrukował na Prusie uchwyt, do którego przytwierdziliśmy mój zielony laser. Na polu (albo raczej na dworze, to już nie Małopolska) zainicjowałam protokół W.S.T.Y.D. Pora to wreszcie zakończyć. Na rozgrzewkę - powtórka z wczoraj - M 101. Muszę przyznać, że mimo posiadania szukacza, dziś miałam z nią o wiele większy problem niż ostatnim razem. W ogóle wyszłam chyba z wprawy operowania teleskopem - 1.5 roku lornetkowania robi swoje? A pomyśleć, że kiedyś umiałam śledzić Dobsonem 10? Międzynarodową Stację Kosmiczną, i to nawet gnającą w okolicach zenitu? I jeszcze rok temu nazywali mnie na zlocie ?żywe go to?... W każdym razie kolejnym obiektem na liście wstydu była M 40. Przy niej także początkowo nie mogłam się zorientować, ale w końcu ją znaleźliśmy, nawiasem mówiąc, Filip oficjalnie został moim stojaczkiem na Interstellarum. Dobra, został jeszcze jeden, a może raczej jedna, M 102. Powolutku, gwiazdka po gwiazdce, ale w końcu dotarliśmy do igłowatej i bardzo wyraźnej galaktyki - z racji na ten drugi epitet bardzo spodobała się Filipowi. A ja? Właśnie oficjalnie, z dokumentacją, dobiłam wszystkich eMek, po prawie 7 latach od rozpoczęcia regularnych obserwacji i od założenia notatnika na zapiski z tychże (w którym swoją drogą już się kończy miejsce). Stojaczkowi na atlas pokazałam jeszcze M 81 i M 82, M 51, M 57, M 27, no i M 13, ta ostatnia to dopiero się mu spodobała. Ale najlepsza i tak była ISS, którą oglądaliśmy w teleskopie zmieniając się co chwilę i pomagając sobie w celowaniem w jej kierunku. Piękna! Ładnie widoczne panele, obrót, zmiana odległości. Cudeńko! O, i jeszcze Filip zobaczyć przypadkiem jedno z ostatnich Iridium z piękną flarą, co mi nie było dane od dobrych paru lat. Ale było fajnie! 21/22 maja 2020 r. ? noc siedemdziesiąta pierwsza Nie ma to jak romantyczne kolimowanie razem teleskopu i wymienianie silnika w Prusie (drukarka 3D) - pierwsze robiłam ja, drugie Filip, tuż obok. A potem oglądanie koniunkcji Wenus i Merkurego - o obu planet udało się dostrzec fazę, choć w przypadku tej najbliższej Słońcu potrzebny był okular 10 mm. Mieliśmy jeszcze trochę poobserwować w nocy, ale niebo zasnuło się cienką kurtyną, a my? otworzyliśmy wino.
  23. W związku z ciągłym brakiem czasu szukałem małego instrumentu obserwacyjnego ale wygodniejszego od lornetki. Tym sposobem narodziła się idea małego ATM na bazie obiektywu z szukacza GSO 8x50 i kątówki 90*. Każdy powie, że przecież jest lornetka. Ale mnie denerwuje podnoszenie rąk i wyginanie pleców. A dodatkowo w mojej lunetce mam możliwość tasowania okularami. Przedstawiam tutaj pierwszy prototyp gdzie tubus wykonany jest z rury pcv. Docelowo będzie to przycięta oryginalna rura szukacza. Jako montaż kątówki użyłem redukcji okularowej 2" - 1,25". Z resztą wszystko widać na zdjęciach. I czas na relacje z obserwacji. Do obserwacji używam okularów Plossla: Bresser 26mm, GSO 20 i 15mm oraz WA 9mm 66*. Jestem pod wielkim wrażeniem jakości otrzymywanych obrazów i wygody prowadzenia obserwacji. Z okularem 26mm otrzymujemy pole rzędu 7,5*. W polu widzenia mieści się cała Strzała. Jednak w moich warunkach dużego LP najlepiej sprawuje się Plossl 20mm. Gwiazdki ostre prawie po samą diafragmę. No i daje ciemniejsze tło. M13, M92, M5 i M3 pięknie się prezentują w szerokim kadrze. Mam wrażenie centrycznego gradientu jasności na tych gromadach. Tak jakbym patrzył na zdjęcie w szerokim kadrze. Dzisiaj warunki były wyśmienite. Dech zapiera widok maleńkiej M27 w mrowiu gwiazd. Pięknie prezentują się też gromady otwarte Orła i Wężownika. Niebo jest dzisiaj krystalicznie czyste aż po horyzont więc wziąłem się za Tarczę i Strzelca. M16 i M17 w jednym kadrze, super widok. M8 Laguna i M20 pomimo miasta bardzo wyraźne. Pełno gwiazd i gromad. Gdyby tak mieć więcej czasu... W piątek nad ranem obserwowałem kometę Neowise, wspaniała. Teraz czas na przemyślenie zakupu okularu. ES 20mm 68* chyba będzie najodpowiednieszy. Dla jeszcze szerszych pól byłby chyba najlepszy ES 24mm 68*. Dałby pole ok 9*. Proszę o Wasze zdanie w tej sprawie. Jak takie ES-y pracują z aż tak szybkim obiektywem. No ale zakupy zostawiam na później.
  24. Na stronie Astroshop.pl pojawiła się nowa seria lornetek - Omegon Argus, choć można ją znaleźć w sklepie pod hasłem "MS" (co może być skrótem od "magnesium series"). Brzmi znajomo, brzmi lunciarsko, ale ta seria zdaje się bazować bardzo mocno na serii BA8 (i najprawdopodobniej jest jej rozszerzeniem), którą Omegon również oferuje pod nazwą Brightsky. Zalety wymieniane przez producenta w pierwszej kolejności to: - lekka konstrukcja lornetki (magnez zamiast aluminium) - wstrząsoodporna - pryzmaty BAK-4 - ośmiosoczewkowe okulary dla osiągnięcia wysokiej korekcji obrazu - FMC. Jak widać z powyższego zestawienia, wymienione są tu cechy pancernej serii BA8 plus obudowa z magnezu i lepsze okulary. Nie wiem, jakie były stosowane w BA8, ale wiele wskazuje na to, że mogły to być zwykłe pięcioelementowe erfle. Omegon chwali swoje najnowsze dzieci za świetny kontrast (osiągnięty dzięki powłokom), ostrość, lekkość i ER wygodny również dla noszących okulary. Cena również pokazuje, że możemy spodziewać się pewnego kroku naprzód w porównaniu do BA8. Nazwa sugeruje wypełnienie argonem, ale być może dopowiadam sobie tutaj zbyt wiele. Co ciekawe, seria Argus nie wypiera serii Brighsky, a raczej ją uzupełnia. Do wyboru są modele: 12x50 11x70 i 16x70 20x80 25x100 Pierwszym, co się rzuca w oczy to podobieństwo (szczególnie obudowy pryzmatów) do serii BA8. Kolorystyka nawiązuje za to do serii Lunt Magnesium. Ciekawym zabiegiem jest też pozbycie się pręta centralnego w modelu 20x80, co z jednej strony może odchudzić lornetkę, ale z drugiej - może negatywnie wpłynąć na sztywność konstrukcji. Jednak z lekkimi tubusami i znanym z BA8, mocnym mostkiem - mimo wszystko nie spodziewam się problemów z sztywnością konstrukcji. Bardzo pozytywnie zaskakuje natomiast 25x100, gdzie podpora lornety zyskała stabilniejsze mocowanie bazujące na dwóch śrubach dociskowych: Kto zna modele 22x85 i 28x110 wie, że ten element był piętą achillesową modelu. Jedna słaba śruba dociskała tanią plastikową podkładkę - niestety powodowało to gibanie się lornety na pręcie centralnym. Mam nadzieję, że w 25x100 ten problem nie będzie się pojawiał. Cenowo Omegon Argus nie wygląda to zbyt różowo - modele są droższe o kilkaset złotych od ich najbliższych odpowiedników z serii Brightsky. 12x50 - 1534 zł (1270 zł za 10x50) 11x70 - 1974 zł (1930 zł za 10.5x70) 16x70 - 2414 zł (1930 zł za 15x70) 20x80 - 2854 zł (2634 zł za 22x85) 25x100 - 3293 zł (3073 zł za 28x110) Jednak tym, co mnie cieszy jest uzupełnienie o modele 20x80 i 25x100 - bo brakowało lornet o tych parametrach w tej klasie. 22x85 i 28x110 są kolosami i nie każdy, kto miał ochotę na coś większego niż 15x70, miał od razu chęć wchodzenia w lornety 5- i 7-kilogramowe. Modele 20x80 i 25x100 ważą odpowienio 2,55 i 3,85 kg, więc tutaj chyba najbardziej odczujemy zalety magnezowych korpusów (mniejsze modele mają zysk wagi rzędu 100-150 g). Pewien niepokój dają dość krótkie tubusy osiemdziesiątki i setki mogące świadczyć o dużej światłosile obiektywów, ale mam nadzieję, że chwalone przez producenta 8-elementowe okulary staną na wysokości zadania. Czas pokaże, czy nowa seria warta jest swojej ceny
  25. Zamarzyło mi się zamontowanie jakiegoś szukacza do lornetki (APM 20x70 Magnesium ED APO). Mały research i wyszło na to, że sobie sprawię red dot finder. I tu się pojawił zgrzyt. Na rynku mało rozwiązań, które pozwolą to sensownie podczepić pod sprzęt. Ale od czego są drukarki 3D! Znalazłem w internecie taki oto model. Trochę go przerobiłem* do własnych potrzeb. * tj. wymyśliłem, jak to przerobić, bo faktyczne zmiany na model naniosła mi osoba wykonująca druk 3D, bo ja to mam zero umiejętności w tym zakresie. Wyszło z tego coś takiego A poniżej kilka zdjęć całego zestawu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)