Skocz do zawartości

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'tenebris' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Obserwujemy Wszechświat
    • Astronomia dla początkujących
    • Co obserwujemy?
    • Czym obserwujemy?
  • Utrwalamy Wszechświat
    • Astrofotografia
    • Astroszkice
  • Zaplecze sprzętowe
    • ATM
    • Sprzęt do foto
    • Testy i recenzje
    • Moje domowe obserwatorium
  • Astronomia teoretyczna i badanie kosmosu
    • Astronomia ogólna
    • Astriculus
    • Astronautyka
  • Astrospołeczność
    • Zloty astromiłośnicze
    • Konkursy FA
    • Sprawy techniczne F.A.
    • Astro-giełda
    • Serwisy i media partnerskie

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


MSN


Website URL


ICQ


Yahoo


Jabber


Skype


Zamieszkały


Interests


Miejsce zamieszkania

Znaleziono 1 wynik

  1. Czwartek 8.10.2015, 19:30 Sobota 10.10.2015, 16:30 Powiadają, że najtrudniejsza do ustania jest pierwsza doba po obserwacjach. A o drugiej - mało kto wspomina. W piątek trzymałem się naprawdę dzielnie, ale w sobotę po 13:00 głowa jakoś tak zupełnie sama z siebie omsknęła się na poduszkę, a Żona musiała jakoś (ale jak?) skojarzyć moje popołudniowe, trzygodzinne odwiedziny u Pana Nosorożca z czwartkowym wypadem do Blizin - no i masz! Co gorsza, prognozy na najbliższą noc zapowiadały się nieźle, a Wojtek (z którym byłem wcześniej umówiony na obserwacje) nie tylko chciał jechać, ale też był skłonny dołożyć 50 kilometrów do standardowej jazdy, by mieć lepsze warunki w Borach Tucholskich. Nie będę ukrywał, że następna rozmowa małżeńska łatwa nie była, ale najważniejsze, że dostałem przepustkę. Co prawda, podczas pakowania zaczęły mnie nachodzić myśli, czy aby na pewno mój klucz będzie wciąż pasował do drzwi za kilka godzin, ale Wy chyba też tak macie, prawda? ...prawda? O 19:00 siedziałem już w aucie Wojtka. Wyjeżdżając z Pruszcza, zastanawialiśmy się, czy chmury biegnące ze wschodu na zachód na wysokości Zatoki Gdańskiej nie skrócą nam sesji (jak dwa dni wcześniej w Blizinach), lecz ich krawędź, w miarę odsunięta na północ, dawała nadzieję na co najmniej dwie godziny dobrego, czystego nieba. Podczas jazdy dumałem, co wciąć na celownik. W zasadzie, wszystkie najważniejsze cele w Orle na ten sezon miałem już odhaczone. Postanowiłem jednak zrobić sobie powtórkę ze znajomości tego fragmentu nieba, ze szczególnym uwzględnieniem trudniejszych obiektów. Dalej na liście celów miałem głębsze rozpoznanie bojem Strzały, Liska i łabędziej szyi. I bynajmniej nie zamierzałem szukać tam żadnych pojaśnień. O 20:20 byliśmy pod agroturystyką. Pierwsze chwile po wyjściu z auta to celebracja małego rytuału powitania z ciemnym niebem. Uwielbiam ten moment, gdy otępiały od wieczornej jazdy umysł dostaje potężną dawkę świeżego powietrza, a oczy wyłapują intensywny blask setek gwiazd nad głową. Sięgnąłem po Fujinona i ignorując nawoływania kolegi*, by iść się zameldować gospodarzowi, głodny ciemnego nieba, zacząłem skanować w locie pola gwiezdne Łabędzia, rozorane włóknami ciemnych mgławic. Po wyrównaniu oddechu, w końcu zameldowałem się i gospodarzowi, i Marcelemu, który był już na miejscu od ładnych paru godzin. Po kilku sesjach blizińskich, wypad pod ciemne niebo Borów Tucholskich zawsze działa jak otwarcie okna w dusznym pokoju. Wszystko staje się bardziej wyraziste, gwiazdy nabierają ostrości, cały Kosmos wydaje się być głębszy. Nie tracąc czasu, rozstawiłem arsenał swój (Fujinon 10x50) i nie swój (RPO Optix 20x80), i zacząłem od najniżej położonych obiektów na liście celów - czyli po raz wtóry zameldowałem się u Sobieskiego i Antinousa. Na pierwszy ogień poszły cztery ciemnotki leżące nie tylko blisko siebie na niebie, ale i w katalogu - kolejno od numeru B133 po B136. Swe boje z tą czwórką opisałem TUTAJ, więc nie bójcie się - nie będę Was zamęczał opisem tych Barnardów. Zamęczę Was LDN-ami. Równik Po pierwsze, miałem niedokończone rachunki z małą, zwartą ciemnotką oznaczoną jako LDN 663. No dobra, nie jestem do końca z Wami szczery - LDN 663 alias Barnard 335. Zmagania z nim również opisywałem, ale nie mogłem do końca odtrąbić sukcesu. Tym razem byłem dość mocno zdeterminowany, by dorwać tę ciemnotkę. Najpierw starannie zlokalizowałem ją na mapie, układając sobie w głowie jak najprecyzyjniejsze proporcje między gwiazdkami lokalnego asteryzmu - położonego igreka. Mała czarna tym razem okazała się nieco śmielsza. Wciąż nie była ewidentna, ale jednak w 20-krotnym powiększeniu majaczyła wystarczająco sugestywnie. Dla pewności, wycelowałem w nią chwilową zachcianką sprzętową Wojtka - stumilimetrowym refraktorem z Hyperionem 36 mm (dającym powiększenie 25x) w wyciągu. Co ciekawe, nie zbliżyłem się do wyłapania obiektu jakoś bardziej. Dokuczała mi bezczynność drugiego oka, a chociaż sam widok był piękny, czułem, że cyklopim sposobem nie zbliżę się do B335. Wróciłem więc do 20x80, próbując czułości różnych obszarów siatkówki, aż w końcu stwierdziłem, że owe momenty, gdy małe owalne pociemnienie zdawało się ?wychylać? zza 7,5-magowej gwiazdy, muszą mi wystarczyć. Nie była to bardzo przekonująca zdobycz, ale mimo wszystko wystarczająco pewna (więc dopisuję do CV). Pokręciłem się jeszcze chwilę w Orle, wracając do obiektów stosunkowo nowych dla mnie i cieszyłem się widokiem ciemnych pasm, owali i smug, o ileż wyraźniejszych niż w Blizinach! Nadszedł jednak czas na poważniejszą przymiarkę do Strzały i Liska. Wstępne rozpoznanie bojem przeprowadzałem już kilka razy, ale teraz - zwyczajnie chciałem konkretnych łupów. Strzała jest bardzo ciekawym miejscem styku ciemnej, niemalże namacalnie gęstej wstęgi Wielkiej Szczeliny i jasnego tła Drogi Mlecznej. Co zabawniejsze, Edward E. Barnard nie znalazł tam nic szczególnego, opisując region jako bogaty obłok gwiezdny sąsiadujący z fragmentem nieba o znacznie mniejszym zagęszczeniu słońc. O, ironio! źródło: http://aladin.u-strasbg.fr/AladinLite/ Zacząłem od LDN 758, całkiem wyraźnego cypla łamiącego dość zgrabną linię graniczną lokalnego chiaro-scuro, przy parze ? i ? Sge. Nie wiem czemu, ta ciemnotka kojarzy mi się z M82 - być może lekko cygarowaty kształt i równie niewielkie rozmiary kątowe sugerują pewne? hmm... podobieństwo (acz dość osobliwie pojmowane). Tak czy inaczej, przy całkiem niezłej adaptacji i ciemnym niebie, pyłowe cygarko prezentowało się naprawdę ładnie, wprowadzając nowy smaczek w dobrze opatrzonym kadrze razem z Messierem 71. Próbowałem też sił z pobliskim maleństwem, LDN 754, ale rozmiary kątowe tego paprocha były najwyraźniej zbyt nikłe dla możliwości mojego sprzętu i oczu. Z drugiej strony, niewykluczone, że to, co wziąłem za wydłużony kształt LDN 758, było w rzeczywistości zlepkiem LDN 758-754 (do powtórzenia, za rok?). Przeskoczyłem następnie do lotek, pary ? i ? Sagittae, które obejmują swoim blaskiem wschodnią krawędź LDN 731. Sama mgławica, choć mało charakterystyczna (po napatrzeniu się na takiego Barnarda 138 można mieć w końcu większe wymagania), jest całkiem nieźle widoczna, a przy tym dość dobrze wyodrębniona z krawędzi Wielkiej Szczeliny. Po nacieszeniu nią oczu, spróbowałem wyzerkać LDN 737, położoną dość ciekawie - centralnie na tle małej zatoczki wyciętej w linii brzegowej Ciemnej Rzeki**. Sama LDN-ka napsuła mi jednak trochę krwi. O ile przy starannym zerkaniu, wyłapanie krawędzi owej zatoczki nie przedstawiło większych trudności, o tyle nie byłem w stanie dostrzec żadnego pociemnienia w jej środku - przynajmniej tej nocy. Tymczasem wróciłem do Zety, Gammy i LDN-ki numer 758. W oczy wyraźnie rzucało się kolejne pociemnienie o szczególnie wyrazistej krawędzi wschodniej. Ciemnotka wachlarzowato rozszerzała się ku północy, a na jej tle dały się dostrzec - o ile dobrze pamiętam - trzy smugi równoległe do siebie, a ustawione prostopadle do osi owej ciemnotki. Katalog Beverly Lynds pomija jednak ów wyraźny obiekt, który miał tego pecha, by z naszej perspektywy znaleźć się zbyt blisko ciemnych połaci Wielkiej Szczeliny. Jedna z koncentracji tego przepylenia pojawia się za to w katalogu Clemensa i Barvainisa - jako CB 203, a tokijski katalog bazujący na DSS wymienia tych zagęszczeń znacznie więcej (TGUH 390, 392, 395, 396, 399, 401). Powiedzmy więc, że dla uproszczenia odhaczę sobie ?kompleks CB 203?. Chociaż niniejszy akapit sugeruje mordowanie się z jakimiś dziwacznymi katalogami, ciemnotka naprawdę należała do dość łatwych i przyjemnych. Przez kolejną chwilę skanowałem pogranicze strzało-liskowe, wyłapując parę bezimiennych (dla mnie) pociemnień, całkiem nieźle widocznych na tle zauważalnie przygaszonej w tym miejscu Drogi Mlecznej. Straciłem też trochę czasu na bezowocne poszukiwanie kolejnej smugi (którą przed sesją błędnie identyfikowałem jako LDN 791), nieco powyżej małej, acz wyraźnej NGC 6830. Nie zatrzymując się jednak na dłużej ani przy niej, ani przy kompleksie NGC 6820-6823, wyruszyłem przywitać się z Kosą i Diplodokiem. źródło: http://aladin.u-strasbg.fr/AladinLite/ Wbrew pozorom, nie jest żadnym wyczynem dostrzec ślad tej pary. Wielokrotnie wcześniej w Blizinach widywałem obie mgławice jako równoległe pociemnienia Drogi Mlecznej, biegnące z grubsza prostopadle do osi równika galaktycznego. Tym razem postanowiłem wyłapać ile się da z ich kształtów, tak dobrze opatrzonych ze zdjęć. Zacząłem od nieco łatwiejszej Kosy, którą Beverly Lynds ?rozbiła? w swoim katalogu na pięć obiektów, nadając im numery 781-782-783-778-779. Trzonek pyłowej kosy (LDN 778-9) prezentował się dość wyraźnie i był jednym z okazalszych fragmentów mgławicy. Był węższy niż zwykle, co należy uznać in plus - zwykle smuga ?trzonka? wtapia się w nieco rozleglejsze, lecz bardziej transparentne obszary pyłowe, których w tej okolicy nie brakuje. Daje to efekt pogrubienia mgławicy, ale jednocześnie pozbawia całość kontrastu i nadaje obiektowi pewną nijakość, czyniąc zeń coś niewiele wyraźniejszego niż niuans tła. Tym razem jednak mogłem się cieszyć wąską, ale i precyzyjną kreseczką obu wspomnianych LDN-ów. Natomiast zachodni kraniec mgławicy (LDN 782-783), który należałoby określić jako ?ostrze?, był wyraźnie szerszy i dobrze pokazał swoją zewnętrzną krawędź, podczas gdy ta wewnętrzna była wtopiona w LDN 781 - czyli widoczne na zdjęciach bardziej transparentne przepylenie, siedzące ?wewnątrz? laguny tworzonej przez LDN-y 782, 783 i 778. Niestety, to zadecydowało, że kształ kosy nie był tak dobrze widoczny. I choć momentami wydawało mi się, że jest inaczej, Kosa w wizualu okazała się nieco maczugowata. Siedem kolejnych obiektów z katalogu LDN: 773-775, 767-769 oraz 772, które na forum przechrzciliśmy na zgrabniejszą nazwę Diplodok, broniło się jeszcze zacieklej. Chociaż cały korpus dinozaura był dobrze widoczny jako spore pociemnienie, bardzo ciężko było mi w nim znaleźć choćby strzępki detalu znane ze zdjęć. Momentami zdawało mi się, że widzę odcinającą się północną krawędź w miejscu, gdzie wyobrażamy sobie szyję i łeb dinozaura (LDN 774-5), ale do całkowitej pewności zabrakło chyba odrobiny kontrastu lub ciut większego blasku tła. Samo cielsko stwora jawiło się jako dość jednolita plama z pojedynczymi gwiazdami na bliższym planie. Kosa i Diplodok bardzo ładnie prezentowały się też w 10x50. Choć detalu było znacznie mniej niż w 20x80, dobre warunki pozwalały na wyłapanie pewnej smukłości trzonka Kosy. Co więcej, dobrze widoczna była też smuga pyłowa idąca ku gromadzie Stock 1, tworząc wspólnie bardzo ciekawy kadr. Po bliższym przyjrzeniu, owo pasemko na wysokości Ansera zdawało się przybierać na ?wadze? i kontraście - pozycję owego zgrubienia zanotowałem jednak tylko w swej nieco zawodnej pamięci, ale najprawdopodobniej był to LDN 786. Nie potrafię sobie przypomnieć, czy widziałem również drugie ze zgrubień (LDN 788), nieco bliżej gromady Stock 1. Jakaś kalka w głowie pokazuje mi smugę z dwoma węzłami, ale ile w tym obrazie wspomnień, a ile widoku, który znam ze zdjęć? Ciężko mi określić. źródło: http://aladin.u-strasbg.fr/AladinLite/ Jednakże zbliżając się do St1, prawdziwym wyzwaniem jest zignorować prawdziwą perełkę tego rejonu - LDN 792. Na zdjęciach charakterystyczna jest jej fikuśna, acz symetryczna sylwetka, która kojarzy mi się z wąsami (tylko czy aby Mgławica Wąs brzmiałaby dobrze? ;-)) Wizualnie zaś obiekt prezentuje się jako spora, mocno nieprzezroczysta mgławica, biegnąca wyraźnym, grubym (10-15?) łukiem na przestrzeni około 40 minut kątowych, o szczególnie ostrej i wyrazistej północno-zachodniej krawędzi, kontrastowo odcinającej się od bogatego pola gwiezdnego. Był to bez wątpienia jeden z piękniejszych widoków tej nocy - wracałem do niego kilkakrotnie, sięgając po cały dostępny na polu obserwacyjny arsenał (z wyjątkiem czyichś chwilowych zachcianek). Spróbowałem też powalczyć z LDN 790 i 793 - mniejszymi sąsiadkami na - odpowiednio - zachodnim i wschodnim krańcu LDN 792. Bez sukcesu. Kolejny przeskok o 2° na północny wschód przyniósł kolejny, piękny łup - LDN 810. To kolejna mała, ale nadzwyczaj dobrze widoczna perełka. źródło: http://aladin.u-strasbg.fr/AladinLite/ Przypomina mi nieco B133 i nie wiem, czemu E.E.Barnard nie umieścił jej w swoim katalogu. LDN 810 leży na południowym skraju Obłoku Gwiezdnego Łabędzia, jednego z najbogatszych w gwiazdy rejonów Drogi Mlecznej. Jasne tło w kombinacji ze zwartością obiektu powoduje, że ciężko jest - mimo naprawdę skromnych rozmiarów - nie zauważyć tego obiektu, szczególnie jeśli ktoś ciemnych mgławic szuka. Być może moje słowa potwierdzi Piotrek Guzik, któremu podczas pewnej sesji pokazałem ową kropę - nie było potrzebne żadne opowiadanie o tym, czego szukać w kadrze, tylko raczej krótki dialog w rodzaju: Na LDN 810 trafiłem pewnego razu przypadkiem i obecnie nie potrafię odmówić sobie spojrzenia na nią podczas każdej sesji, gdy Łabędź jest wysoko. Jest na tyle wyraźna, że nawet w zaledwie niezłych warunkach blizińskich ciężko mi ją przeoczyć. Jednak - jak każdy obiekt zresztą - pod ciemnym niebem ciemnotka pokazała coś więcej - okazała się nie być owalna, a delikatnie wyciągnięta w osi północ-południe, tworząc coś na kształt łezki. Stopień wyżej, jakby na przedłużeniu owego wyciągnięcia mgławicy, dało się też dostrzec LDN 813, pięknie uzupełniającą kadr. Ta ciemnotka była zwyczajnie owalna, choć dzięki położeniu w obfitym w słońca kadrze, prezentowała się niezwyczajnie pięknie. Tej nocy kończyłem walkę z ciemnymi mgławicami tego rejonu. Nie znalazłem już sił, by powalczyć z wielkim kleksem pół stopnia na południe od LDN 810 - a dokładniej z owocem pracy Beverly Lynds, która wzorem Wincentego Pstrowskiego, zrobiła 300% normy, dzieląc kompleks na osiem wpisów katalogowych. Sam kompleks jest oczywiście świetnie widoczny - niemniej, żałuję, że nie spróbowałem zapolować na LDN 807 i 808 - czyli na dwa najwyraźniejsze, północne cyple kompleksu. Ale przyznam na swoją obronę, że byłem wtedy już solidnie zmęczony. Postanowiłem chwilę odpocząć od bogatych pół gwiezdnych i słabo skatalogowanych pociemnień. A najlepiej zrobić to pośród... ubogich w słońca obszarach nieboskłonu i oczywiście - szukając pojaśnień. Biegun Jesień na niebie ma wiele twarzy. Jedną z nich są pustki biegunowe Rzeźbiarza i południowej części Wieloryba. Korzystając ze świeżej inspiracji Obiektów Tygodnia, postanowiłem odświeżyć sobie trzy z nich wraz z sąsiedztwem, ku - mam nadzieję - radości Lukosta. Na pierwszy ogień poszła mgławica Ślimak - i muszę przyznać, że bardzo przyjemnie było spojrzeć na tę znaną planetarkę po dłuższej przerwie. Klarowność powietrza dopisywała - chociaż NGC 7293 wisiała stosunkowo nisko, pokazała sporej wielkości owal, kształtny, lecz bez śladu jakiegokolwiek detalu. Ślimakowi poświęciłem ładnych parę minut, spoglądając raz przez osiemdziesiątkę, a raz przez Fujinona. Biorąc pod uwagę, że co najmniej kilkanaście - jeśli nie kilkadzisiąt - godzin obserwacyjnych poprzedzających tę sesję poświęciłem niemal wyłącznie na ciemne mgławice, w dostrzeżeniu jasnego kółeczka na ciemnym tle było coś odkrywczego i niemal graniczącego z nowym doznaniem. Drugim z Obiektów Tygodnia była galaktyka Srebrna Moneta (NGC 253). Z racji niskiego położenia nad horyzontem, tu również nie było szans na jakikolwiek detal, lecz - podobnie jak w przypadku Ślimaka - miło było spojrzeć na starego znajomego. Byłem zdziwiony sporymi rozmiarami obiektu - najwyraźniej zdążyłem zapomnieć, jak wyglądają niektóre z klasyków. Pamięć nie szwankowała mi jednak na tyle, by nie spróbować odwiedzić dwóch innych obiektów leżących po sąsiedzku, a które z szerokości geograficznych północnej Polski można zaliczyć do małych ekstremów obserwacyjnych - przynajmniej dla niewielkich lornet. Pierwszym z nich jest gromada kulista NGC 288, leżąca na południowy wschód od Galaktyki Rzeźbiarza. Odbiwszy dwa stopnie na południowy wschód, po chwili zerkania, wypatrzyłem jakiś blady, rozmyty blask próbujący przebić się z ciemnego i ubogiego w gwiazdy kadru. W końcu plamka stała się na tyle wyraźna, by odtrąbić sukces. Może ?sukces? to trochę zbyt dumne słowo, niemniej upolowanie tego obiektu nie jest takie oczywiste w 10x50, przynajmniej z pomorskich miejscówek. Dość powiedzieć, że jeszcze ledwie parę lat temu w Blizinach widywałem ją z trudem w 15x70. Natomiast w 20x80 gromada oczywiście nie sprawiła większego kłopotu. Jakby tego mordowania było mi mało, postanowiłem zmierzyć się z NGC 247, dość sporym paskudztwem (tj. galaktyką) o bardzo niskiej jasności powierzchniowej. Ilość razy, kiedy wracałem na konsultacje do Uranometrii z pewnością nie sprzyjała ani skupieniu, ani adaptacji. W końcu jednak namierzyłem grupkę 9,5-magowych gwiazdek tworzących trójkąt, nad którego wschodnim wierzchołkiem miała ?wisieć? NGC-ka. W końcu galaktyka poddała się, lecz w 20x80. A mi było mało. Posadziłem na statyw Fujinona 10x50 i zacząłem cierpliwie zerkać. Nie wiem, ile minut mogło upłynąć, ale niewiele się pomylę, jeśli podam przedział 5-10. W końcu jedna z gwiazdek zaczęła się odróżniać - dostała bardzo wydłużoną poświatę, skierowaną pionowo do góry. Wyglądało to jak jakiś blady, wąski warkocz przylegający do jasnego, gwiazdowego jądra komety. Wpatrywałem się przez dłuższy czas, by mieć pewność, że to nie żadne złudzenie. W końcu napatrzyłem się na tyle, by nabrać przekonania, że i NGC 247, choć naprawdę skrajnie trudna, jest w zasięgu 10x50 z szerokości geograficznych północnej Polski. Po tych zmaganiach, mgławica planetarna NGC 246 nie stanowiła większego wyzwania. Jej widok niczego nie urwał, lecz nie miałem też przy sobie filtrów mgławicowych - a te z pewnością by pomogły. Bez nich udało mi się dostrzec blade, nieco złamane kółko z jaśniejszym środkiem - prawdopodobnie poświatą słaych gwiazd, których obecność ukazują większe instrumenty optyczne. źródło: sky-map.org Niespodziewanie, trzy godziny obserwacji dały nam w koś na tyle, by w okolicach 23:00 myśleć już powoli o powrocie. Sesja była całkiem intensywna, obfita w nowe obiekty i do tego - zróżnicowana. Poskakałem jeszcze chwilę po klasykach jesienno-zimowych, z których na wspomnienie zasługuje Ślimak (tak, ten sam), który pięknie komponował się w kadrze z czubkami drzew. Wisiał wtedy jakieś 5° nad horyzontem i wciąż był świetnie widoczny. Wkrótce potem, zgodnie daliśmy sobie sygnał do odwrotu i ruszyliśmy w kierunku Gdańska. Niedziela 11.10.2015, 21:00 I tak, niespełna godzinę później znów byłem w Borach. Powietrze sprawiało wrażenie nieznacznie bardziej suchego i przejrzystego niż poprzedniej nocy, nie było też śladu chmur, które mogłyby tej sesji zagrozić w jakikolwiek sposób. Antinous szorował już piętami po czubkach nieodległych sosen, ale Strzała, Lisek i Łabądź wciąż wisiały zachęcająco wysoko. Chcąc przyspieszyć adaptację, zafundowałem swoim oczom maksymalne ciemności, jakie tylko mogłem - rozstawiałem sprzęt w okularach przeciwsłonecznych. Gdy miałem już wszystko rozstawione, oczy były całkiem gotowe na spotkanie z Kosmosem. Równik (2) Zacząłem od pociemnień w okolicach Messiera 27, gdzie moją uwagę przykuła szczególnie pewna klinowata smuga i gdzie szukałem też śladów pewnej ćwierćnuty - ale o tym już pisałem. Następnie spróbowałem ponownie zmierzyć się z LDN 737 w Strzale - tą małą na środku ?zatoczki? w Wielkiej Szczelinie - jeśli akurat nie zasnęliście na tym fragmencie relacji, być może pamiętacie. Tym razem zatoczka wyskoczyła niemal natychmiast (o ileż łatwiej wpada się w troszkę choćby poznany kadr niż odkrywa go zupełnie od zera!). Po chwili starannego zerkania, mała czarna (noo, szarawa) kropa pośrodku dała się wyzerkać - była dość mdła, nieznacznie odróżniająca się od tła i sprawiała raczej wrażenie luki w gwiazdach niż obiektu, który je zasłania. Niemniej, była tam! Odświeżyłem sobie jeszcze kilka pobliskich obiektów (LDN 758, LDN 731, kompleks CB 203), a następnie odbiłem kawałek powyżej Albireo na spotkanie z obiektami, które zatruwały mi głowę od ładnych paru miesięcy - jeśli nie od roku. źródło: http://astropolis.pl/topic/41900-vdb-126-wieszak-m27-ngc-6820-i-6823-i-czego-jeszcze-dusza-zapragnie/ Jeśli tutaj spodziewacie się, że podam jakąś nazwę - od razu mówię - nie podam. Pierwszym z nich jest piękna smuga ciągnącą się na przestrzeni około dziewięciu(!) stopni na północny zachód od Wielkiej Szczeliny, gdzieś tam, gdzie Lisek prawie graniczy z Herkulesem. Blisko południowego krańca owego pasma czai się kolejna piękna, biegnąca półkolem ciemnotka. Obie wstęgi pyłu wyglądały na teoretycznie możliwe do wyłapania, chociaż nie miałem w istocie pojęcia, czy na pewno tak jest. Odstawiłem na bok 20x80, nie miała szans się przydać. Przykleiłem oczy do muszli Fujinona, namierzyłem najpierw rejon północnego i południowego krańca wielkiej 9-stopniowej ciemnotki, a następnie zacząłem wodzić wzrokiem w tę i nazad. Ku mojemu zaskoczeniu, północny kraniec wyskoczył stosunkowo szybko. Nie nazwałbym go wyrazistym, ale jednak było w tym kawałku nieba coś, co pasowało swoim wyglądem i osią do szukanej smugi. Parę stopni na południe ślad się urywał, by potem jakaś jego przebitka, już bliższa południowemu krańcowi, zwróciła moją uwagę. Cały ten pas pyłowy był na granicy percepcji, mamił mój wzrok i zwodził, ale jednak od czasu do czasu pojawiał się. Spróbowałem też sił ze wspomnianym półkolistym pasmem, już na pograniczu Strzały i Orła. Ku mojemu zdumieniu, i ono było widoczne (pasmo, nie pogranicze). Podobnie jak większa smuga, jej ślad się urywał, jednak kraniec zachodni i fragment w południowo-wschodniej części wystarczały, by całość w głowie ułożyła się w łuk. Szkoda, że i on nie znajduje się w żadnym znanym mi katalogu (a może po prostu w żadnym?). Na sam koniec przygody z latem na niebie, wziąłem na cel dwa inne wielkie kompleksy mgławicowe, leżące całkowicie w Łabędziu - Wilczą Łapę i Rybę na Talerzu. źródło: http://aladin.u-strasbg.fr/AladinLite/ Wilcza Łapa jest w zasadzie pyłowym asteryzmem - wizualnym zlepkiem czterech obłoków pyłowych które na niebie znajdują się w okolicy gromady otwartej NGC 6834. Pozornym problemem w ich wyłapaniu mogą być spore rozmiary kątowe, ale dzięki dobremu kontrastowi z bogatym tłem gwiezdnym, Wilcza Łapa jest w zasięgu nawet takich skromnych instrumentów jak 8x30. Numerów katalogowych któregokolwiek z obiektów nie znalazłem - w okolicach jest spisanych (jako LDN czy TGU) parę koncentracji międzygwiezdnego pyłu, ale o tych wielkich obszarach nie wspomina żaden znany mi katalog. Tymczasem obiekt prezentuje się naprawdę pięknie w małych lornetkach z szerokim polem widzenia. Trzy zorientowane promieniście ?pazury? są na tyle wyraźne, by przykuwać uwagę już podczas przypadkowych, ale uważnych oględzin tego fragmentu nieba. Rzuca się w oczy wzajemne podobieństwo ciemnotek i orientacja ich dłuższych osi. Sama podstawa łapy jest znacznie mniej wyraźna i zlewa się z głównym nurtem Ciemnej Rzeki. Ostatnim większym celem, któremu poświęciłem odrobinę więcej czasu, była para Barnard 144-145. Ten pierwszy został ochrzczony dość osobliwym mianem ?Ryby na Talerzu?. Gdzie ryba i talerz? Nie mam zielonego pojęcia. Jeśli miałbym na siłę doszukać się jakiegokolwiek podobieństwa do ryby, byłby nią Barnard 145. A talerza dalej nigdzie nie widzę. źródło: http://aladin.u-strasbg.fr/AladinLite/ Barnard 144 jest ogromny - na niebie mierzy 6°x3°. Zdjęcia zdają się poddawać w wątpliwość, czy to jest jeden obiekt, co więcej - nawet w lornetkach zdaje się on być nieco rozczłonkowany. Najwyraźniejszy jest jego północny cypel - naprawdę spora plama, której dość regularny owal złamany jest przez małą grupkę ułożonych równoleżnikowo gwiazd i - jak się zdaje - nieco bardziej transparentą masą pyłu w środkowej części. Ta część B144 jest (całkiem chyba słusznie) skatalogowana pod osobnym numerem, jako LDN 862. Poniżej tego sporego kawałka pociemnienia, Barnard 144 zdawał się rozjaśniać, by jakieś pół stopnia niżej znów zaznaczyć swoją obecność ciut wyraźniejszą krawędzią kolejnego pod-składnika, równoleżnikowo ułożonej smugi LDN 857. Ta z kolei zdawała się płynnie przelewać się w ?ciemną masę? w bezpośredniej bliskości ? Cygni. Spora, południowa część Ryby na Talerzu, leżąca dalej na południe, zaznaczała swą obecność w miarę wyraźną krawędzią wschodnią, podczas gdy zachodnia z wolna rozpływała się w mało wybitnym zakątku Drogi Mlecznej. Chwilkę też powpatrywałem się w Barnarda 145, który ukazał swoją regularną sylwetę trójkąta rozwartokątnego o rozpiętości około połowy stopnia i szerokości 10?. Wschodnia jego część, o nieznacznie lepiej odciętych krawędziach, zdawała się być smuklejsza niż zachodnia i wyglądała na nieznacznie wyciągniętą, w porównaniu do nieco szerszej zachodniej części mgławicy. Próbowałem powalczyć też z B147, ale po raz kolejny poniosłem porażkę. Na zdjęciach jednak obiekt wygląda bardziej niż pięknie, i pewnie będę jeszcze próbował go dorwać. Nie udało mi się też dorwać mgławicy Tulipan, przy czym nie mam pojęcia czy ten obiekt jest w zasiegu obiektywów 80 mm. Na sam koniec zabawy z Łabędziem, zerknąłem szybko na LDN 864, wielką i szeroką smugę leżącą blisko znanego kompleksu NGC 6960-6992/5. Mimo niezbyt jasnego tła Drogi Mlecznej, LDN-ka jest całkiem dobrze widoczna - ważne jest w zasadzie tylko to, żeby zapewnić sobie szerokie pole widzenia. Przy okazji - ręka w górę, kto łapiąc Włóknistą w lornetce, zwrócił uwagę na tę ciemnotkę? źródło: Photopic Sky Survey Odwiedzałem też inne klasyki (w moim rozumieniu, niestety) jak B361 czy B168, m.in. wypatrując bez problemu Południową Wstęgę w 10x50. Ponadto, szczególną radość przyniósł mi widok dwóch równoległych, esowato wygiętych smug, z których jedna w swym ?dolnym? odcinku przyjmuje miano B155-6, a druga - B159. Nie omieszkałem też dopisać do rejestru obiektów upolowanych Barnardów 362 i 363. Skończywszy z Łabędziem, dotarło do mnie, że na niebie króluje już jesień. Mimo dość wczesnej pory (około 1:30 w nocy), nie miałem sił na walkę z drobnicą Kasjopei - zerknąłem tylko na Różę Karoliny, M52 i NGC 663. Za to dość mocno wołała do mnie Galaktyka Andromedy. Ta prezentowała się nieprzeciętnie pięknie. Chociaż nie udało mi się dostrzec jej pasa pyłowego (ech, to zboczenie!), nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jej dysk nie jest regularną elipsą, a zawija się na końcach niczym symbol całki. Spoglądałem naprzemiennie przez obie lornetki i wrażenie, które początkowo uznałem za psikus percepcji, tylko się umacniało. Wygięcia dysku na skrajach galaktyki dobitnie sugerowało kierunek wirowania M31 - chyba po raz pierwszy tak wyraźnie to zobaczyłem. Oczywiście nie wierząc do końca samemu sobie, sprawdziłem w domu na zdjęciach - i wychodzi na to, że tym, co widziałem była faktycznie wielka wirówka. Sam koniec sesji poświęciłem na obiekty powoli psujące adaptację wzroku - a więc jasne gromady w Woźnicy, Plejady czy Wielką Mgławicę w Orionie. Próbowałem swoich sił z ciemnotkami w Byku, ale ta konstelacja była w nie najkorzystniejszym położeniu, więc szybko odpuściłem. ... Niełatwo było dać samemu sobie sygnał do odwrotu. Już prawie całkiem spakowany, spędziłem kolejne dwa kwadranse oparty od auto, skacząc od jednej konstelacji do drugiej. Zwykły gabarytowo, lecz niezwykły optycznie Fujinon narkotyzował mnie, przybliżając dziesiątki gromad, wszelkich pojaśnień i pociemnień nieba. W końcu wybiła trzecia i ten piękny sen - cztery noce obserwacyjne w ciągu tygodnia - musiał się zakończyć. Ostatecznie schowałem Fujinona do futerału, wsiadłem do auta i powoli ruszyłem do królestwa szarości, rutyny i pomarańczowych sodówek. Godzinę później, klucz do drzwi wejściowych wciąż pasował. _________________________________ * ignorowanie nie jest nieodzowną częścią rytuału, co nie znaczy że nie zdarza się dość regularnie (zbyt regularnie?) **inne określenie na Wielką Szczelinę
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)