Skocz do zawartości

Hełm Thora


Rekomendowane odpowiedzi

Dla tych co woleliby czytać w pdf - plik do pobrania znajduje się na dole postu.

 

           Kiedy skończyłem odmawiać modlitwę, wróciłem do swojej komnaty i postąpiłem prosto do okna. Udałem się tam w celu pozbycia się nadmiaru śliny, której nie miałem akurat ochoty przełykać. Złapałem za klamkę, pociągnąłem szybkim ruchem okno i splunąłem.
          Widocznie tak miało właśnie być. Najwyraźniej, miałem zebrać w sobie tę ślinę, by w rozwoju wypadków nieuzasadnionych, skończyć na polu wichrowym ? kilkanaście kilometrów od domu mego. Ot wyplułem, podniosłem wzrok ku górze ? jak to zwykłem zawsze robić, wychylając łeb przez okno ? i moje oczy ujrzały, ostro przeszywające gwiazdy. Gdyby kto spojrzał na mą twarz w tym momencie zabawnym, zobaczył by jak nagle moje oczy rozszerzają się, niczym na widok nagości niespodziewanej. Dusza rozpromieniała i uczułem podniecenie, a po chwili przeszył mnie malutki domysł oszustwa. Udałem się bez wyraźniejszej potrzeby do kuchni ? gdzie z radosnym okrzykiem, popatrzyłem w lustro na człowieka w stanie ożywienia i wróciłem szybko do pokoju, by raz jeszcze otworzyć to cudowne okno. Chciałem się upewnić, czy nie wsadziłem czasem głowy, nie do tego dworu, lecz kiedy wychyliłem się ponownie ? znowu ujrzałem gwiazdy. W świerkach płonął Syriusz i był prawdziwy ? jasny i białawy. Orion za południkiem, także nie sprawiał wrażenia ułudy. Z prawej wisiał jasno-żółty rogal, do którego przyklejone było światło popielate. Wyżej były Hiady i Plejady. Wszystko było najprawdziwsze i znajdowało się tam, gdzie znajdować się powinno o tej porze.
          Zamknąłem okno i znalazłem się nagle w innej komnacie. W rogu stał teleskop. Jego rozmiary pomogły mi szybko powziąć decyzję.

          Po kwadransie byłem gotów i jechałem już w swoim wozie, polną w kierunku drogi krajowej numer 816. Dojechałem po kilometrze do ów szosy i zatrzymałem się przed asfaltową nadbużanką. Doły z jakimi zmagałem się przez ten kilometr, nie pozwoliły zbytnio skupić się nad wybraniem miejsca i rozmyślałem jeszcze kilka dobrych chwil, nim ruszyłem w lewo.
          W moim oknie, wraz ze mną płynął Księżyc na którego spoglądałem ze lekkim niesmakiem. Niesmak zamienił się po chwili w odrazę, gdy zrozumiałem, że gna on na miejsce do którego zmierzam. Po około dziewięciu kilometrach, skręciłem przed wieżą obserwacyjną w lewo, na pustą, polną drogę. Księżyc przeskoczył nad prawe zbocze a jakieś sto metrów przede mną, po lewej stronie drogi, dostrzegłem uciekające w pola ? dwie białe, okrągławe dupy, które świeciły w ciemności. Sprawiały wrażenie jakby podskakiwały same na dwóch nogach, ale trwało to ułamki sekund, bo zaraz potem ujrzałem dalsze części ciała i wiedziałem, że to sarny. Biegły tylko ich tułowia ? bez głów. Światła mego samochodu tylko je musnęły a one pierzchły w pola.

          Po pewnym czasie zatrzymałem wóz. Na miejscu dął silny wiatr. Ostatnim razem jak tu byłem, też wiało ? jeno mocniej. Potem uznałem, że do prawdy nie bardzo wiem, po com właściwie tu przyjechał, skoro na niebie wisi jeszcze ten plujący żółcią, gad łysawy. Na szczęście nie był on jeszcze nazbyt spuchnięty i po chwili małego rozeznania, uznałem, że niebo jest nawet dobre a co więcej ? przejrzyste.
          Rozstawiłem fotel z tyłu samochodu ? przy lewym rogu. Przerzuciłem pasek mojej lornetki 10/50 przez szyję i usadowiłem się tak, by poczuć jak najlepszą stabilność. Zasiadłem niczym na kinowy seans. W moją twarz gonił teraz nowy tabun wiatrów, więc musiałem przerwać i wstać. Cofnąłem fotel za prawą lampę wozu i ponownie zasiadłem na tronie. Teraz spostrzegłem, że moją twarz okłada żółtawa smuga od tego samego Księżyca, co to gnał razem ze mną po szosie, więc znów musiałem wstać. Przesunąłem fotel tak, by uciec od strugi światła a jednocześnie nie dać się wywiać w pole hen.

          Orion wyglądał całkiem nieźle. M42 jednak dopiero co zaczynała rosnąć. Po chwili wyłoniła się delikatna poświata w miejscu mgławic NGC 1973, 1975, 1977 a powyżej świeciło, pierwszym rzutem oczu, osiem gwiazd gromady NGC 1981. Pionowa trójka pośrodku, jakaś czwórka po prawej i jedynka po lewej. Zerkaniem wyskakiwało coś nieco więcej. Pod M42 pojawiła się mglista poświata wokół jasnej gwiazdy. Potem zjawiła się M43.
          Przesunąłem lornetkę wyżej ? do Pasa Oriona i zobaczyłem przy Alnitaku poświatę znajomą. Była łatwa, zaś po chwili, jakby w całej swej subtelnej ? od blasku Alnitaka ? mglistości, próbował się ukazać ciemny korzeń. Ten już był trudny i przypominał postać ledwie zarysowaną, niczym duch we dnie. Nie był to ostry, czarny nurt, płynący przez alnitakowe ucho, lecz chwilowe zakłócenie obrazu przez ulotną, nieco chłodniejszą od otoczenia postać. Postać, która jak gdyby przemknęła w ułamku sekundy na ekranie starego, śnieżącego telewizora. Sam Płomień, palił się stosunkowo jasno. Wzrok najwyraźniej począł się coraz lepiej przyzwyczajać do zmąconej ? przez rogal wyłysiały ? ciemności. Chwilę później zobaczyłem wyżej, mgławicę M78 i zaraz nad nią ? mniejszy kłębek NGC 2071. Poprawiłem trochę fotel i znów rzuciłem wzrok na kosiarzy tak zwanych. Było ich trzech. Wokoło otaczało ich mnóstwo słabszych dziwolągów a gdzieś w całym tym tłumie, rysował się pewien ? ni to wąż, ni to inny haczykowaty stwór. Potem przesunąłem się z mym siedziskiem lekko w lewo i machnąłem lornetkę na gwiazdę Rigel. Kojarzy mi się on z wiedźmą ? co to mi spokoju nie daje. Wiedziałem, że czarownicy tam nie ma. Wzrok był słabo przyzwyczajony a na niebie wszak, był jeszcze jako taki Księżyc. A poza tym, nie było Pętli Barnarda, więc i nie mogło być tym bardziej, wiedźmy znad Erydanu. Ta pierwsza jest niejako krokiem do drugiej ? zdawało by się.
          Chwilę później ukoiłem oczy przecudną M41 w Wielkim Psie. Mój fotel był niezły. Ręce oparte o jego poręcze, zdradzały bardzo znikome drgania. Przesunąłem wzrokiem do gromady NGC 2360 a potem do gromady NGC 2345, po czym skręciłem w lewo na wschód. Tam mnie przyszło przykucnąć na dłużej. Próbowałem odnaleźć i zobaczyć pewien twór na który od jakiegoś czasu czekam. Zwie się on: Hełm Thora. Nie poznałem dokładnej lokalizacji na mapach, więc musiałem polegać na przeszukaniu pewnego, niewielkiego skrawku nieba. Wpatrywałem się bardzo skrupulatnie ? o, jakże skrupulatnie! Powziąłem wielką baczność i pozwoliłem sobie zaostrzyć bystrość mego umysłu i wzroku tak, ażeby opuściły mnie w końcu wszelkie odgłosy, jakie otaczały mnie w koło. Oko moje, pewno krzątało się dziwacznie ? jedno z drugim ? ale czułem, że coś się wydarzy. Kręciłem się nad pewnymi gwiazdami, które przypominały mi uszy Zająca. Wielką literą go wziąłem, bo o gwiazdozbiór mnie szło. Począłem zataczać koła, skanować to tu, to tam i jeszcze bardziej zaostrzyłem zmysły wszelakie. Zdawało mi się, że widzę bardzo subtelne pojaśnienie nad zającem ? kopią. Jakby nagle po długim wyczekiwaniu ? coś bardzo nietrwałego jeszcze ? rodzić się poczęło.
          Nagle zszedłem z powrotem na ziemię i ocknąłem się w moim fotelu. Poczułem zimno w rękach i do uszu powróciły znajome dźwięki. Były to głównie, podmuchy wiatru, który pędził z południa i mijał mnie zaraz przy moim fotelu, po czym gnał gdzieś w stronę sowiecką, do której to już nie daleko było za drogą krajową numer 816. Wyciągnąłem zmiętolone rękawice z lewej kieszeni i naciągnąłem je na dłonie. Palce gdzieniegdzie wylazły na wylot. Odczułem ulgę i mogłem teraz jeszcze bardziej skupić się na obrazie w mojej lornetce.
          Ponownie zaraz spojrzałem w miejsce na niebie ? gdzie jak mi się zdawało ? widzę Thora. Ustawiłem w końcu widok tak, by w kadrze mieć trzy obiekty: Gromadę NGC 2360, NGC 2345 oraz tajemniczy obiekt, który z każdą minutą począł nabierać realności i z początkowych domniemań, przekształcił się w prawdziwy twór. Już go teraz widziałem. Tlił się obok gwiazdki jednej. Był tam. Hełm Thora. Ponad zajęcze słuchy fałszywe i obok gwiazdki jednej.?To musi być Hełm Thora!? ? począłem wykrzykiwać na głos. Gdzie jakie sarny pozostały wokół ? pewno znów pierzchły w pola. W kadrze zaświeciły trzy obiekty niebieskie. Najwyraźniejszą była gromada NGC 2360. Tylko odrobinę słabsza od niej, wydawała się być podłużna NGC 2345. Hełm Thora ? skarb mój urokliwy i daleko nieziemski ? był nieporównywalnie słabszy od tych dwóch gromad, co to z nimi trójkąt zarazem robił. Przeobraził się z czasem w nieregularne pojaśnienie a gdym patrzał nań, tak jeszcze długą chwilę ? zechciał ukazać nawet swą pionową naturę bezkształtną. I oto ogarnęła mnie potem promienność i błogość szczęścia. Przyszedł czas, gdym go widział. Przez ułamek sekundy przeszła mnie ulotna myśl, że mogę się mylić, ale zaraz potem zagrzmiały jakby wewnętrzne głosy odwagi. Byłem pewny swego. Zdaje się ? myślałem ? nie było tam żadnej zabłąkanej gromady ni kłębów innych siwawych, co można by je lornetką dojrzeć. Chwilę później, ogarnęło mnie uczucie, które towarzyszy często za pewne początkującym obserwatorom, gdy zobaczą na własne oczy coś, o czym czytali, słyszeli i niejako gdzieś w zakątku głowy ? marzyli. Bo obserwator to w gruncie rzeczy, taki marzyciel.
          Zakrzątnąłem się potem jeszcze wokół mego odkrycia. Musiałem zanotować skrupulatnie z idealną precyzją, położenie wśród gwiazd ? tejże chmury. Formalności dopełniłem w domu, w mej komnacie, gdzie na mapach i fotografiach zobaczyłem Thora w identycznej pozycji jak na niebie. Nie będę przytaczał dokładnej operacji zapisu położenia mgławicy, ale mam ją ugraną i mam też obraz w pamięci.

 

 

       Nawracający feniks

 

          Po tym jak odnalazłem słynny Hełm Thora, mógłbym w zasadzie wsiąść do wozu i odjechać. Czułem się spełniony. Pozostałem jednak odrobinę dłużej, tam ? na wichrowym polu. Siedząc w moim fotelu, począłem skanować jeszcze trochę niebo. Pomknąłem na północny zachód od mgławicy: Thor's Helmet. Chwilę później miałem się przekonać o tym, że ów Thor, nie był jedyną osobliwością, jaką ujrzałem tego wieczora.

          W kadrze miałem teraz gromadę Messier 50. Mniej więcej w połowie drogi pomiędzy nią, a inną gromadą: NGC 2345 ? które to mieściły się przyciasno w polu mej lornetki ? ujrzałem nową gromadę. Wtedy była to dla mnie mała, zlepiona kilkoma słońcami kupka światła, ale potem dowiedziałem się, że to niejaka NGC 2343. Zaraz na prawo od tej gromady wisiała pewna gwiazda, a gdyby skręcić przy niej ostro w dół, można by natrafić na parkę słońc. Owa gwiazda oraz parka, razem w gromadą, ułożyły mi się w głowie na kształt kątownika. Gdzieś tutaj, pochwyciłem oczyma pewne pojaśnienie sporawe. Początkowo było nudno, ale po chwili podjąłem się próby zapamiętania owego pojaśnienia. Teraz winien jestem przytoczyć wam swoje osobiste notatki, nagrane dźwiękowo, ale jako że są one bełkotem zanadto dziwacznym i nie wpadającym lekko w ucho ? nieco je podmalowałem i przelałem na papier ekranowy. To co się nagrało, bardzo dobrze pokrywa się z obrazem map i fotografii, później rozpatrzonych. A było to mniej więcej tak: Punktem odniesienia była NGC 2343. Po jej prawej miałem gwiazdę, zaś poniżej pewną parkę gwiazd ? ów kątownik. Patrzyłem teraz na linię, która tworzyła bok mego winkla ? po prawej od gromady. Linię przeszywało na wylot pojaśnienie, biegnące pewnym mglistym, łagodnym grzbietem, od gromady w prawo i lekko ku dołowi. I gdy grzbiet ? tyleż siwy, co przeźroczysty ? docierał za linię winkla, o taką odległość, jaka dzieliła linię a gromadę, nagle skręcał dość raptownym łukiem w dół i biegł na południe w kierunku gromady NGC 2345, ale nie biegł nań prosto, ino trochę po prawej od klastra. I na tym na razie zakończę wzmiankę o mgławicy: Mewa.

          Ruszyłem kadrem gdzieś ku północy i natrafiłem na pewne skupisko gwiazd o podłużnym trzonie. Patrząc nań wprost, widziałem wężykowaty w pionie klejnot i zacząłem go śledzić od dołu do góry. Najpierw popatrzyłem na dolną gwiazdę a potem już kolejne powyżej. Następna była lekko w lewo, kolejna nad nią do góry, jeszcze jedna lekko w prawo i powiedzmy, że ostatnia na jaką przykułem uwagę, leżała znowu trochę w lewo. Zerknąwszy z boku obiektu, zygzak gwiazd w pewnym miejscu rozmywał się zdradzając naturę gromady. Przemknęło mi w głowię wtedy, że przypadkiem ją kiedyś pewno widziałem. Jak potem sprawdziłem ? była nią NGC 2301.
          Przesunąłem widok na północny zachód i wpadłem zupełnie niechcący na stos gwiazd jasnych, wiszących jak na drabinie. Gromadę rozpoznałem od pierwszej chwili. Była otoczona jakby kłębem okrągławego dymu a że znałem ten twór już wcześniej, wiedziałem, że to słynna piękność, zwana Rozetą. Przejechałem wyżej i natrafiłem na sterczącą korzeniem do góry choinkę. Przez głowę przemknął ? jak zwykle w tym miejscu ? nieuchwytny Stożek, co to go nieliczni, najlepsi obserwatorzy zdołali jedynie schwytać.

          Oderwałem potem oczy od lornetki i opuściłem ją do klatki piersiowej. Przypomniał mi się Thor. Chwilę po tym, znów poczułem powiew spełnienia obserwacyjnego. Widziałem teraz jasną plamę światła w Raku a potem przesunąłem wzrok na Bliźnięta i kolejno na Woźnicę. Do mych uszu dotarł potem odgłos podmuchu wiatru, który gonił gdzieś dotychczas, poza moim jestestwem. Jakbym ulotnił się do innej krainy i nagle wrócił. Począł majtać moimi nogawkami na udach i szarpać, jakby chciał mi zrobić psikusa, który nikogo by nie cieszył poza nim samym. Jak małe dziecko, które uczepi się jednej rzeczy i będzie ją ponaglał dopóty, dopóki osoba dorosła mu jej nie odbierze, tuż przed punktem kulminacyjnym. Siedziałem teraz z lewą nogą założoną na prawą (jak to często panie siadają grzecznie, ale i panom się zdarza ze względu na wygodę), a ten szarpał mnie najmocniej nad prawym udem. Mój niebieski dres materiałowy, wydawał trzepoczący dźwięk, jak wtedy, gdy ptak próbuję wzbić się w powietrze, ale nie może, bo jakiś nieudacznik, przetrącił go i nie zwrócił na to baczniejszej uwagi, pognawszy za zgiełkiem czasów. Wiatr tarmosił me ubranie przez kilka sekund i ustawał, by ponownie zaraz zatrzepotać.

          Przyłożyłem zaraz później lornetkę do oczu i wycelowałem w Zająca. Ponad horyzontem nie było nazbyt czysto i miałem pewne trudności z dostrzeżeniem sławnej gromady kulistej M79, ale po chwili pojawiła się udając bladego ducha. Potem skierowałem się na zajęcze uszy ? te właściwe, które sobie ochrzciłem ? i na lewo od nich zerknąłem na mgławicę Spirograf. Była ona, jak inne otaczające ją gwiazdy. Nie różniła się niczym, ale i nie wpatrywałem się biegle. Tworzyła z innymi trzema sąsiadkami literę Y.
          Przemierzyłem odrobinę niebo w dół i lekko w prawo, do pewnego czworokąta. Trochę powyżej świeciła R Leporis. Była już zmącona nieczystym horyzontem i zeszła dawno z południka. Przez dłuższą chwilę wydawało mi się, że niczego nie ugram tym razem, ale nagle zabłysła. Rozbłysła czerwienią prawie jak krew, po czym wróciła do przeciętnej, ledwie pomarańczowej barwy. Ten widok był teraz rzadkością i zdołałem tylko kilka razy zobaczyć odrobinę jej czerwieni. Widywałem już wcześniej R Leporis i wiem, że ten mistyczny, karmazynowy twór potrzebuję chwilę uwagi i czasu, ale teraz nie było ku temu większej sposobności. Pamiętam jak na mym podwórku zataczałem kręgi wokół niej. Zerkałem i badałem ostrożnie i widziałem jak mrugała niekiedy do mnie swym czerwonym, węglowym okiem. Jeśli wydaje wam się, że nie zobaczycie namiastki jej popisowego numeru ? poczekajcie jeszcze odrobinę. Zabłyśnie prawdopodobnie zerkaniem. Warto przyczaić się chociaż na jedno błyśnięcie.
          Zdradzę wam, że patrząc na R Leporis, korzystam z usług wielkiej Betelgezy. Mogę wyostrzyć giganta tak, by świecił niemal na biało, albo tak, by był intensywną pomarańczą. Kiedy ustawię najmocniejszy kolor, wracam do zajęczej nory i czekam na odległy, karmazynowy błysk od R Leporis.
          Tym razem także wykorzystałem Beletgezę i po drodze do niej, zatrzymałem się na Mieczu Oriona. Och, cóż to był za przecudny widok! Po napojeniu zmysłów, przejechałem po pasie muskając tylko Płomień i czerpałem po chwili moc Betelgezy. Jak młody, naiwny człowiek, co wchodzi do namiotu szamanki. Wszystko dla panny R Leporis ? zającówny.

          Oderwałem lornetkę od oczu i wstałem. Chmury obejmowały całunem Księżyc, który ? co tu jeszcze robił ? tego nie mam u licha pojęcia.
          Po chwili jechałem ku domu, do mej komnaty. Jadąc, rozmyślałem o Thorze. Uczucie pochwycenia Thora w mej lornetce było mocarne ? nieporównywalnie daleko więcej podniecające, od zobaczenia go w teleskopie. Uczucie natrafienia na mgławicę Mewę ? dla mnie kojarzoną bardziej z prehistorycznym gadem latającym ? było mistyczne. Niespodziewane. Urosło do wielkiej rangi dopiero dwa dni po obserwacjach, kiedy przeanalizowałem notatki z nagraniami, nałożywszy je na zdjęcia. Na polu, ot zanotowałem i nie uśmiechnąłem się nawet wewnętrznie. Potem w domu nie było uśmiechu na twarzy, lecz powaga, zaś w środku zarysowała się linią skrzydła ptaka, swoista rozkosz dla duszy. Szukałem Mewy po omacku, bardziej niż Thora. Doprecyzowałem jej położenie niegdyś tylko do tego, że unosi się gdzieś pod M50 i po lewo na Północ od psiej gwiazdy. Schwytanie ptaka w gwiezdnych polach zimowych ulubieńców ? lekko tajemniczych i usnutych aurą wręcz baśniową ? było jakbym ujrzał nawracającego ponad ścianą gwiazd feniksa, pozłacanego pyłem gwiezdnym.
          Były tam osobliwości. Thor był jednym z nich. W mojej lornetce, moim umyśle i moimi oczyma ? niewypowiedziane zaznanie. Niebo chcę pochwycić. Lornetką. Ona mnie uczuciem spełnienia czyniła. Zatem po Hełm Thora! Tam gdzie feniks zawraca, ponad ścianą gwiazd.

Hełm Thora.pdf

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Brawo, Damian. Jestem za a nawet przeciw. Obserwacje z fotela, swobodne błądzenie, bez ograniczeń statywowych - to jest coś, co lubię najbardziej. Też wtedy zbiera mi się na próby literackie. Coś musi tkwić w tych nastrojach lornetkowo - fotelowo - samotnościowych. Pisz tak dalej, dopracowuj i cyzeluj swoje opisy, nie szczędź nam swoich wrażeń. Na pewno nie wszystkim się to spodoba, za to innym bardzo. Nalezę do tych ostatnich :))

  • Like 1

...Podajmy sobie ręce wraz, bo źle stuleciu z oczu patrzy.

Bułat Okudżawa

Lornetki 9×28, 10x32, 12x56, 15x56, 20x77 (i parę innych w najbliższej rodzinie ).

Katalog Caldwella wg gwiazdozbiorów.pdf Katalog Messiera wg gwiazdozbiorów.pdf

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Janko. Miło mi, że należysz do tych, którym się podobał opis :) Trochę mnie powiało, nie tylko na polu, ale i w tekście.

Co do beztroskich obserwacji fotelowych, to także je bardzo lubię. Da się względnie patrzeć, bez większych drgań i nie ciąga się co chwile stojaka. Jedynie im wyżej w niebo, tym mniejsza stabilność, ale też ujdzie. Kiedyś obserwowałem w tym fotelu lornetką 15/70 i też dało się wiele drobnicy wypatrzeć bez statywu.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, lukost napisał:

Ale, ale... Damian, Ty nie zapominaj, że masz też teleskop...Crazy

Tylko jak miał przez ten teleskop z fotela, jeszcze przy wietrze? Czarno to widzę :klapouchy:

...Podajmy sobie ręce wraz, bo źle stuleciu z oczu patrzy.

Bułat Okudżawa

Lornetki 9×28, 10x32, 12x56, 15x56, 20x77 (i parę innych w najbliższej rodzinie ).

Katalog Caldwella wg gwiazdozbiorów.pdf Katalog Messiera wg gwiazdozbiorów.pdf

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, lukost napisał:

Sęk w tym, że ostatnia "teleskopowa" relacja Damiana jakiś rok temu się ukazała... Martwię się, żeby chłop nie zmarniał i nie szczezł przy tych mikrych aperturach...

 

Łukasz, guza szukasz? Crazy

  • Like 2

...Podajmy sobie ręce wraz, bo źle stuleciu z oczu patrzy.

Bułat Okudżawa

Lornetki 9×28, 10x32, 12x56, 15x56, 20x77 (i parę innych w najbliższej rodzinie ).

Katalog Caldwella wg gwiazdozbiorów.pdf Katalog Messiera wg gwiazdozbiorów.pdf

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łukasz, oczywiście pamiętam o teleskopie ;) Obserwacje teleskopowe też bardzo lubię. Niejednokrotnie popadałem w zachwyt przy mojej Syncie:) Wiem co traci (albo raczej, czego nie zobaczy) obserwator, który obserwuję wyłącznie lornetką, choć gdyby tu wtrącić pewne kwestie, można by się rozgadać nieco. Bo znowuż obserwując lornetką, nie tęsknie za teleskopem, ale teleskop sam w sobie, daje mnóstwo frajdy i możliwości. Tylko ostatnio trochę się zastał w kącie. A gdy go w końcu wywiozłem to...

Mam różne myśli ostatnio i sam nie wiem co robić z tym teleskopem. Już prawie byłem zdecydowany nie dawno go wystawić na giełdę. Z drugiej strony mi szkoda.

Ps. Może nie sczeznę Crazy

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, lukost napisał:

Janko, ostatnio mamy nadreprezentację lorneciarzy. Pierwszy z brzegu przykład - sprawdź, kto spośród "czynnej" załogi OT obserwuje przez teleskop. No i? Tylko ja się ostałem. ;)

Pomyśl jednak tylko, dlaczego tak się stało. Czy to lorneciarze nadmiernie się rozplenili, czy powód jest inny? Lorneciarz jak wilk, wymaga stałej ochrony. Wystrzelasz - nie bedzie.

  • Like 1

...Podajmy sobie ręce wraz, bo źle stuleciu z oczu patrzy.

Bułat Okudżawa

Lornetki 9×28, 10x32, 12x56, 15x56, 20x77 (i parę innych w najbliższej rodzinie ).

Katalog Caldwella wg gwiazdozbiorów.pdf Katalog Messiera wg gwiazdozbiorów.pdf

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale się off top zrobił! A tu już Jacek nie nadpłynie swoją korwetą i torpedy nie odpali :O

...Podajmy sobie ręce wraz, bo źle stuleciu z oczu patrzy.

Bułat Okudżawa

Lornetki 9×28, 10x32, 12x56, 15x56, 20x77 (i parę innych w najbliższej rodzinie ).

Katalog Caldwella wg gwiazdozbiorów.pdf Katalog Messiera wg gwiazdozbiorów.pdf

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, lukost napisał:

tylko staram się namówić Damiana, by nie porzucił wizuala "teleskopowego"

Muszę to sobie przemyśleć trochę. Prawdę mówiąc chciałem go wymienić na dobrą lornetkę, bo nie mogę sobie póki co pozwolić na coś większego do pary dla Nikona. Mam też inne wydatki i plany nie związane z astro. Lornetka zawsze mi wystarczała - od samego początku mojej przygody z niebem. Nie zmienia to jednak faktu, że warto mieć i to i to. Warto zobaczyć w bliskiej perspektywy gromady kuliste. Warto podpatrzeć umarłe gwiazdy, zobaczyć ducha gammy w Kasjopei i wiele innych dziwadeł, co świeci grubo poniżej dziesięciu magnitudo. Galaktyki które znam z lornetki, potrafią w teleskopie być wielkie i nieregularne i potrafią na prawdę nieźle zachwycić. Tylko lustro rozłoży M33 na małe kawałki. Kiedyś, pewnej przejrzystej nocy, gapiłem się na Messier 51. Powiedziałem wtedy do siebie, że warto mieć teleskop choćby tylko dla niej.
Mam trochę obiektów, które chciałbym ustrzelić z dużego kalibru. A gdyby nawet teleskop miał stać wiele miesięcy w kącie, to warto go mieć na te kilka nocy w roku. Nigdy mi nie zawadzał. Jedynie, rozmyślałem nad tym czy go nie wymienić, bo nie zawsze chce się go targać. Lornetkę bym zwyczajnie wziął w jedną rękę i wyszedł, pojechał. Synta czasami mówi: Jestem za gruba byś mnie nosił. A ja na to: Chyba masz rację. W głębi wiem, że nie długo mi wynieść ją na podwórko, jednak na te wewnętrzne mowy, przystaje jakby coraz łatwiej. Niech stoi póki co. Jeszcze się raczej nie rozstaniemy. Nie tak łatwo. Jeszcze mi winna dostarczyć końskiej głowy Crazy

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, Damian P. napisał:

Jeszcze mi winna dostarczyć końskiej głowy Crazy

A ja się wyleczyłem chyba kompletnie. Owszem, lubię czasem spojrzeć przez teleskop, jeśli akurat stoi obok i jest w coś wycelowany, ale zawsze jest to tylko opcja. Co do dostarczania głów, wyleczyłem się i z tego. Pewnie powinienem chcieć zobaczyć taką Mgławice Stożek czy w końcu dorwać B33 w lornecie, ale chyba więcej frajdy daje mi dostrzeżenie jakiejś nieznanej mi wcześniej, a wyrazistej ciemnotki.
A może mi po prostu wizualnie nie po drodze z kanonem astrofotograficznym?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja trochę inaczej do tego podchodzę. Mimo, że cenię sobie bardziej lornetki, to nigdy nie patrzyłem na teleskop jak na coś, z czego miałbym się wyleczyć. Zwyczajnie daje sobie wolność obserwacji i nie mam póki co jeszcze ścisłej ścieżki, którą chcę podążać. Mówiąc prościej, mogę obserwować przez kilka miesięcy lornetką, a gdy zechce mi się spędzić całą noc tylko przy teleskopie, to nie odmówię sobie i będę z satysfakcją obserwował przez lustro. Mogę uwielbiać obserwacje lornetkowe, jednocześnie ciesząc się teleskopowymi - kiedy tylko uznam, że chce mi się zobaczyć np. grudki* w Kasjopei, niedostępne lornetce. Nic się u mnie - że tak powiem - nie gryzie. Nie mam ciśnienia, że muszę zobaczyć koński łeb, ale chciałbym kiedyś, czemu nie.

* Niewielkie i dość słabe Trumplery, Berkeleye, Czerniki, Dolidze itp.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żeby tylko akurat każdy się tak "wyżywał" w swojej astro dyscyplinie. Przyznam się szczerze że, ostatnio to specjalnie nie zaliczam sie do tych "wyżywających" się na sprzęcie i niebie, pogoda nie taka, chmury, trochę i lenistwo "pomogło" w tym, ale obiecuję w najbliższym czasie poprawę i moje "wyżycie" opiszę! Pozdrawiam wessela i wszystkich astrozakręconych!!! 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Damian P. napisał:

 Nie mam ciśnienia, że muszę zobaczyć koński łeb, ale chciałbym kiedyś, czemu nie.

Cholera, a ja przed pierwszym podejściem do tego obiektu byłem napalony jak nastolatek. Czytałem relacje z obserwacji, wyczekiwałem na idealne niebo, habetę Lumicona nabyłem, a podczas rozkładania sprzętu to aż łapska mi drżały z niecierpliwości... No, po prostu czułem, że muszę.:))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może i mnie by zadrżały łapy, gdybym wtedy nie ugrzązł Crazy Teraz to się chyba przekonam dopiero za rok. Albo i nie. Ja wierzę, że go dorwę bez filtra, ale możliwe, że to niemożliwe. Jednak wierzę i uważam, że lepiej spróbować, niż się domyślać. Próba dostrzeżenia jakiegoś obiektu, sama w sobie jest częścią tej pasji.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, dziki1 napisał:

Dopieść tylko dziesiąteczkę

Chodzi o Synte? To dwunasteczka :) Lustro myte lekko ponad tydzień temu. Ale muszę kolimację chyba poprawić, bo coś mi nie leży. Mam tylko dziurkę w zatyczce na wyciąg i przez nią patrzę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Złapałem dziś Thora w lornetce 12x56. Bylem nieco zdziwiony, że w tak niewielkiej aperturze mgiełka jest dość oczywista. 

Największym zaskoczeniem była jednak mgławica NGC 2467, położona kilka stopni na południowy wschód od Messiera 93. Najpierw wypatrzyłem ją w lornecie 25x100, a po chwili spróbowałem także w 12x56. Delikatne zamglenie wokół gwiazdki HD 64315 było nie do przeoczenia.  Po powrocie do domu doczytałem, że niejaki pan O'Meara widywał ją w lornetce 7x50 - z tym, że on paczał w niebo na Hawajach, a ja na Podhalu. :)

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, lukost napisał:

Złapałem dziś Thora w lornetce 12x56. Bylem nieco zdziwiony, że w tak niewielkiej aperturze mgiełka jest dość oczywista.

No, to teraz przynajmniej będę spokojnie spał; z czystym sumieniem, że herezji na forach nie głosiłem ;) Swoją drogą ciekawe jaka najmniejsza dwururka, by wystarczyła do wyłapania tej mgławicy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)