Skocz do zawartości

Cała aktywność

Kanał aktualizowany automatycznie

  1. Z ostatniej godziny
  2. Niestety ,jedynym wyjściem,jest podniesienie lustra, o ile puszcza wielkość LW,żeby nie było winiety.Ja w 14" miałem większe LW i ognisko wysunięte.Wyciag miał przedłużkę.Taki sam numer zastosowałem w 20" ATM.Sklepowce ,niestety cierpią na ten defekt,brak możliwości zastosowania koła filtrowego .
  3. Dzisiaj
  4. Raczej nie zabangla. Ja 2 lata temu kupiłem koło filtrowe ZWO 1,25". W specyfikacji było, że dodaje ok. 20mm do toru optycznego, a okazało się, że razem z noskiem 1,25" od strony obserwatora dodaje ponad 40mm. Jaki Newton ma taki backfokus? To zabawka dla MCT/SCT i pewnie niektórych refraktorów.
  5. Elon Musk liczy kasę, a nam grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Naukowiec bije na alarm 2024-04-18. Bogdan Stech Nocne niebo rozświetlone tysiącami gwiazd- niestety, ten piękny obraz coraz częściej zakłócają sztuczne obiekty. Martwe satelity i inne kosmiczne śmieci. Choć wydają się odległe i nieszkodliwe, ich nagromadzenie na orbicie Ziemi może mieć katastrofalne skutki. Jedną z nich jest potencjalne zaburzenie ziemskiego pola magnetycznego, chroniącego nas przed szkodliwym promieniowaniem kosmicznym. Pole magnetyczne to niczym niewidzialna tarcza, która od miliardów lat otacza naszą planetę. Składa się z naładowanych cząstek poruszających się wokół Ziemi, tworząc pole siłowe. Ta tarcza chroni nas przed szkodliwym promieniowaniem kosmicznym, emitowanym przez Słońce i inne gwiazdy. Promieniowanie to może uszkadzać komórki DNA, powodując choroby nowotworowe i inne problemy zdrowotne. Niestety, martwe satelity i inne kosmiczne śmieci mogą zakłócać działanie ziemskiego pola magnetycznego. Megakonsetalcje wokół Ziemi Jednorazowe satelity telekomunikacyjne będą dla koncernów kluczem do nowego źródła bogactwa. Obecnie na orbicie jest 10 000 aktywnych satelitów, ale firmy pracują tak szybko, jak to możliwe, aby wynieść na orbitę dziesiątki tysięcy kolejnych. W ciągu trzech najbliższych dekad będzie ich krążyć wokół Ziemi ponad milion, zgrupowanych w megakonstelacje. Oznacza to naturalnie, że część tych satelitów będzie się psuła, co będzie wymagać ich wymiany i spalenia tych niedziałających w atmosferze naszej planety. To już się dzieje. SpaceX spala w ten sposób setki urządzeń Starlink. Wkrótce jeden satelita telekomunikacyjny, każdy wielkości samochodu, będzie tak niszczony co godzinę. Przez całą dobę i siedem dni w tygodniu. Problem w tym, że przestrzeń, wbrew powszechnemu przekonaniu, nie jest tak naprawdę gigantyczną, samooczyszczającą się pustką. W przestrzeni kosmicznej znajdują się systemy takie jak magnetosfera, które utrzymują nas przy życiu i zaopatrują w tlen, chroniąc naszą atmosferę. Przestrzeń wokół naszej planety to kokon, w którym istnieje życie - pisze na łamach The Guardian, Sierra Solter, fizyczka. W ten sposób możemy zniszczyć Ziemię Sierra Solter jest autorem niedawnych badań, które wykazały, że śmieci kosmiczne generowane przez martwe satelity komercyjne mogą zagrozić naszej jonosferze i magnetosferze. Łatwo założyć, że magnetosfera jest zbyt rozległa i solidna, aby ludzkość mogła kiedykolwiek mieć na nią jakikolwiek wpływ, ale nie sądzę, że to prawda. Sam ogrom tego zanieczyszczenia w taki czy inny sposób zakłóci nasze delikatne środowisko - dodaje fizyczka. Podkreśla ona, że satelity wielkości SUV-a wkrótce będą płonąć w atmosferze z częstotliwością co godzinę. W przeciwieństwie do meteorytów, które są małe i zawierają jedynie śladowe ilości aluminium, wraki statków kosmicznych są duże i składają się wyłącznie z aluminium i innych egzotycznych, wysoce przewodzących materiałów. Materiały te mogą działać jak tarcza magnetyczna. Jeśli wszystkie te materiały przewodzące zgromadzą się w ogromnej warstwie śmieci, może to odchylić całość, lub część naszego pola magnetycznego. Ziemia to magnes w kształcie kuli, który otaczają szybko poruszające się metalowe śmieci. Sierra Solter obawia się, że nawet jeśli wywołamy zaburzenia jonosfery jedynie regionalnie – powiedzmy w regionach lotów kosmicznych – może to spowodować powstanie dziur ozonowych. To z kolei może z czasem spowodować erozję naszej atmosfery i sprawić, że nasza planeta nie będzie nadawać się do zamieszkania. Skutki takiego zjawiska byłyby katastrofalne. Bez ochrony pola magnetycznego, promieniowanie kosmiczne docierałoby do powierzchni Ziemi w znacznie większych ilościach. Oznaczałoby to wzrost zachorowań na nowotwory, uszkodzenia układu odpornościowego, a nawet problemy z elektroniką i satelitami. Kosmiczne śmieci coraz groźniejsze Aby chronić Ziemię przed zagrożeniem ze strony kosmicznych śmieci, konieczne są działania na arenie międzynarodowej. Potrzebne są nowe technologie umożliwiające usuwanie martwych satelitów z orbity oraz zapobieganie powstawaniu nowych śmieci. Ważne jest również podnoszenie świadomości społecznej na temat tego problemu i edukowanie ludzi o jego potencjalnych skutkach. Przyszłość Ziemi zależy od tego, czy uda nam się opanować problem kosmicznych śmieci. Musimy działać teraz, aby chronić naszą planetę i zapewnić bezpieczeństwo przyszłym pokoleniom. https://spidersweb.pl/2024/04/satelity-wplyw-na-pole-magnetyczne-ziemi.html
  6. Flagowe misje ESA z polskim oprogramowaniem na pokładzie 2024-04-18. W tym roku planowany jest finał dwóch ważnych misji Europejskiej Agencji Kosmicznej z polskim udziałem. Jesienią wystrzelona ma zostać sonda HERA, która rozpocznie swoją kilkuletnią podróż w celu zbadania skutków kontrolowanego zderzenia amerykańskiej sondy DART z księżycem asteroidy Didymos, w drugiej połowie roku przewidziane jest również wyniesienie w przestrzeń kosmiczną misji Proba-3, której celem jest badanie aktywności Słońca oraz demonstracja lotu w precyzyjnej formacji. W obu tych misjach oprogramowanie pokładowe powstało przy udziale spółki N7 Space. W tym roku upływa 10 lat od momentu utworzenia Polskiej Agencji Kosmicznej. Rok 2024 jest także pierwszym rokiem funkcjonowania polskiego przemysłu kosmicznego w realiach nowej, kilkukrotnie zwiększonej składki do ESA, z której znaczna część (100 mln euro) przeznaczona jest na program eksploracyjny i udział polskich podmiotów w misjach ESA. Ale bieżący rok jest ważny dla polskiego sektora kosmicznego z jeszcze jednego powodu. Do końca roku planowane jest wyniesienie kilku flagowych misji ESA, jak Arctic Weather, Biomass, HERA czy Proba-3, z których część powstawała przy współudziale firm i jednostek naukowych z Polski. Jednym z podmiotów zaangażowanych w prace nad dwoma ostatnimi misjami jest spółka N7 Space, specjalizująca się w dostarczaniu usług i komponentów programowych związanych z wytwarzaniem i kwalifikacją krytycznego oprogramowania pokładowego do misji kosmicznych. Celem misji Proba-3, której start zgodnie z aktualnym harmonogramem planowany jest na wrzesień tego roku, będzie obserwacja korony słonecznej z użyciem ogromnego koronografu utworzonego w przestrzeni kosmicznej dzięki precyzyjnej formacji dwóch satelitów oddalonych od siebie o ok. 150 metrów, z których jeden, o masie 300 kg, jest nośnikiem instrumentu (Coronagraph Spacecraft, CSC), drugi zaś, nieco mniejszy (250 kg) pełnić będzie funkcję przesłony tarczy słonecznej (Occulter Spacecraft, OSC). Obie sondy poruszały się będą po silnie ekscentrycznej i eliptycznej orbicie Ziemi, z apogeum wynoszącym ok. 60 500 km. Udział N7 Space w misji Proba-3 polegał na wytworzeniu i walidacji kompletnego oprogramowania (zarówno niskopoziomowego, jak i aplikacyjnego) do komputera sterującego głównym instrumentem misji, czyli koronografem ASPIICS. Projekt był realizowany we współpracy z Centrum Badań Kosmicznych PAN, które jest dostawcą komputera koronografu ASPIICS. Misja HERA jest z kolei częścią międzynarodowego projektu AIDA (Asteroid Impact & Deflection Assessment) – inicjatywy z obszaru bezpieczeństwa kosmicznego i obrony planetarnej mającej na celu demonstrację sztucznego odchylenia toru lotu asteroidy. Projekt składa się z misji z impaktora kinetycznego DART (Double Asteroid Redirection Test) realizowanej przez NASA, oraz misji HERA prowadzonej przez ESA, której zadaniem jest zbadanie skutków zderzenia sondy DART z księżycem asteroidy Didymos, Dimorfosem. Sonda DART wystartowała w 2021 roku i osiągnęła swój cel we wrześniu 2022 roku, natomiast wyniesienie misji HERA planowane jest w październiku br., z przewidywanym dotarciem do Didymosa pod koniec 2026 roku. Pierwsza faza badania przez sondę HERA skutków misji DART rozpocznie się z odległości od 20 do 30 km od powierzchni asteroidy w celu określenia kształtu i pola grawitacyjnego. Faza szczegółowej charakterystyki skutków uderzenia zostanie przeprowadzona z odległości około 10-20 km od asteroidy, podczas tej fazy zostaną też wypuszczone nanosatelity Milani i Juventas wspomagające wykonywanie badań i pomiarów. Pod koniec misji przewidywane są przeloty bardzo blisko powierzchni Didymosa zakończone próbą lądowania cubesatów oraz samej sondy na jego powierzchni. W ramach misji HERA udział N7 Space dotyczy wsparcia rozwoju głównego oprogramowania platformy satelitarnej sondy HERA (Central Software – CSW) i skupia się na dwóch obszarach – realizacji części oprogramowania sterującego dla instrumentów naukowych na pokładzie misji głównego satelity misji HERA oraz walidacji modułów CSW przy wykorzystaniu dedykowanego środowiska Software Validation Facility (SVF). Udział w misji HERA jest jednym z większych projektów związanym z kwalifikacją i walidacją oprogramowania pokładowego w portfolio spółki. ”Obie misje z udziałem N7 Space startujące w 2024 roku odegrały znaczącą rolę w historii spółki” – mówi Michał Mosdorf, prezes N7 Space. – „Wsparcie w zakresie rozwoju i walidacji oprogramowania pokładowego sondy HERA w kulminacyjnych momentach angażowało nawet połowę zespołu technicznego spółki, co ze względu na wysoki priorytet misji z jednej strony, a realizowane równolegle inne projekty z drugiej oznaczało duże wyzwanie organizacyjno-logistyczne.” ”Z kolei początki działalności firmy w sektorze kosmicznym, wówczas realizowane jeszcze w spółce N7 Mobile (dzisiaj będącej współwłaścicielem N7 Space), sięgają 2014 roku i związane są właśnie z projektem rozwoju oprogramowania dla głównego instrumentu misji Proba-3. Start tej misji nie tylko zatem kończy pewien etap najstarszego projektu w historii firmy, ale zarazem wieńczy dekadę doświadczeń zespołu N7 Space w zakresie wytwarzania oprogramowania pokładowego” – dodaje. Przechodząc od przeszłości do teraźniejszości, warto wspomnieć także o przyszłych misjach z udziałem N7 Space, nad którymi już teraz pracuje spółka. Celem planowanej na przełom lat 20. i 30. misji Comet Interceptor, złożonej ze statku-matki (Spacecraft A) oraz dwóch sond (Probe 1, Probe 2), będzie „zaparkowanie” w punkcie L2 w oczekiwaniu na jedną z nieznanych lub rzadkich komet przelatujących przez Układ Słoneczny, a następnie dokonanie obserwacji i pomiarów tej komety z użyciem instrumentów znajdujących się na pokładzie obu sond. Wkładem N7 Space w misję Comet Interceptor jest rozwój i kwalifikacja krytycznego oprogramowania niskiego poziomu dla instrumentów MIRMIS (Modular Infrared Molecules and Ices Sensor) oraz EnVisS (Entire Visible Sky Camera). ARIEL to z kolei misja ESA ukierunkowana na obserwację egzoplanet, rozwijana równolegle do misji Comet Interceptor – wyniesienie obu misji planowane jest w ramach tego samego startu Ariane 6-2, do tej samej lokalizacji (punkt Lagrange’a L2). W misji ARIEL spółka N7 Space dostarcza oprogramowanie rozruchowe do instrumentu FGS (Fine Guidance System) rozwijanego przez Centrum Badań Kosmicznych PAN. EnVision jest najbardziej odległą w czasie spośród wymienionych misji ESA, a także największą – masa startowa satelity wynieść ma ok. 2,5 tony. Celem misji – rozwijanej we współpracy z NASA – będzie Wenus i całościowe badanie tej planety, w tym analiza jej atmosfery i zachodzących w niej zjawisk, dokładne mapowanie jej powierzchni (z użyciem sensorów optycznych i radarowych) oraz badania geologiczne z użyciem podpowierzchniowych radarów sondujących. Aktualnie N7 Space jest dostawcą niskopoziomowego oprogramowania komputera sterującego optycznym spektrometrem wysokiej rozdzielczości (VenSpec-H), którego głównym zadaniem będzie obserwacja w paśmie podczerwieni skutków erupcji wulkanicznych na Wenus dla atmosfery tej planety. Uzyskanie przez firmę doświadczenia lotnego w zakresie rozwijanych przez nią technologii jest niewątpliwie przełomowym momentem jej rozwoju, a waga tego wydarzenia z punktu widzenia pozyskanych kompetencji jest nie do przecenienia, zwłaszcza jeżeli udział w projekcie dotyczy komponentów krytycznych misji. Ale start samej misji nie zawsze oznacza zakończenie prac nad projektem. O ile bowiem zmiana na orbicie konfiguracji sprzętowej statku kosmicznego w fazie operacyjnej jest zasadniczo niewykonalna, o tyle rekonfiguracja czy aktualizacja oprogramowania umożliwiająca zmianę konfiguracji systemu lub celów misji są często stosowanym rozwiązaniem. Dlatego wyniesienie misji w przestrzeń kosmiczną i rozpoczęcie jej fazy operacyjnej (czyli w nomenklaturze inżynierii kosmicznej przejście z fazy D do fazy E), choć są jednymi z najważniejszych i najbardziej spektakularnych kamieni milowych każdego projektu lotnego, z punktu widzenia firmy dostarczającej oprogramowanie pokładowe często oznaczają zamknięcie dużego rozdziału pewnej historii, która jest dopiero początkiem fascynującego etapu naukowego misji. N7 Space specjalizuje się w wytwarzaniu niskopoziomowego oprogramowania pokładowego (embedded on-board software) do zastosowań kosmicznych, w szczególności w rozwoju oprogramowania krytycznego kwalifikowanego zgodnie z normami ECSS. Więcej informacji na temat firmy znajdą Państwo na stronie internetowej. Źródło: N7 Space Wizja artystyczna europejskiej misji Comet Interceptor. Autor. ESA Sondy badawcze w ramach misji Proba-3 Autor. ESA Sonda badawcza w ramach misji Hera. Autor. ESA Wizja artystyczna misji Envision. Autor. ESA SPACE24 https://space24.pl/przemysl/sektor-krajowy/flagowe-misje-esa-z-polskim-oprogramowaniem-na-pokladzie
  7. Największy polski satelita gotowy do misji. Start w połowie roku 2024-04-18. Firma Creotech Instruments poinformowała o zakończonych z sukcesem testach kwalifikacyjnych największego i najbardziej zaawansowanego satelity obserwacyjnego w historii Polski – EagleEye. Dzięki temu już w połowie tego roku możliwe będzie rozpoczęcie przełomowej dla polskiego sektora kosmicznego misji obserwacji Ziemi. W ostatnich tygodniach satelita przeszedł rygorystyczne testy w warunkach symulujących przestrzeń kosmiczną. W ciągu najbliższych sześciu tygodni EagleEye zostanie przekazany do integracji z rakietą Falcon-9, firmy Elona Muska. Misja rozpocznie się od umieszczenia EagleEye na orbicie ok. 510 km, skąd nastąpi manewr zejścia satelity na bardzo niską orbitę (VLEO – ang. Very Low Earth Orbit) o wysokości ok. 350 km. To tam ostatecznie nastąpi sprawdzenie możliwości jego operowania i obrazowania Ziemi. W skład konsorcjum odpowiedzialnego za realizację misji wchodzi Creotech Instruments S.A. (lider projektu), Scanway S.A. oraz Centrum Badań Kosmicznych PAN. EagleEye został zbudowany na autorskiej platformie HyperSat firmy Creotech Instruments, która już teraz stanowi kluczowy element szeregu projektów cywilnych i obronnych na szczeblu krajowym i europejskim. Rygorystyczne testy kwalifikacyjne satelity EagleEye przebiegały przy udziale przedstawicieli SpaceX w Berlinie. Na początku zostały zweryfikowane systemy pod kątem sprawności i gotowości do współdziałania. W kolejnym etapie odbyły się najbardziej wymagające testy wibracyjne, podczas których satelita wykazał się odpornością na wymagające warunki, przewyższające tym, które są przewidziane podczas startu misji. EagleEye został również poddany testom obciążeniowym w jeszcze bardziej restrykcyjnym środowisku, niż podczas lotu. Wszystkie próby zakończyły się pomyślnie. Po przeprowadzonych testach w Niemczech, odbyły się również testy termiczno-próżniowe w Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk, podczas których sprawdzone zostało funkcjonowanie satelity w warunkach środowiskowych próżni kosmicznej. Również tutaj wszystkie próby zostały zakończone z sukcesem, tym samym satelita udowodnił gotowość do podróży na orbitę. Sukces tak złożonego inżynieryjnego projektu był możliwy dzięki połączeniu potencjału partnerów konsorcjum, nowatorskiej platformy satelitarnej HyperSat i zachowaniu zgodności z wysokimi standardami jakości ECSS, stosowanymi przez Europejską Agencję Kosmiczną. Wystrzelenie satelity w kosmos, na rakiecie Falcon 9 przewidziane jest z Kalifornii w połowie tego roku. Dokładna data zostanie podana w późniejszym terminie przez dostawcę usługi wystrzelenia, czyli firmę SpaceX. ”To ogromna duma móc już oficjalnie zakomunikować, że nasz satelita EagleEye z sukcesem przeszedł wszystkie wymagane testy, udowadniając działanie zastosowanej technologii w przewidywanych, symulowanych warunkach misji kosmicznej. Dzięki temu nasz projekt osiągnął kluczowy poziom gotowości technologicznej TRL8” - powiedział dr hab. Grzegorz Brona, Prezes Zarządu Creotech Instruments S.A. ”Obecnie rozpoczynamy przygotowania satelity do wysyłki do USA, do bazy Vandenberg, gdzie odbędzie się ostatnie ładowanie baterii pokładowych oraz integracja z rakietą Falcon-9. Kolejnym, końcowym już etapem będzie przygotowanie satelity do startu, za co jest odpowiedzialny nasz partner, firma SpaceX” - dodał dr hab. Grzegorz Brona. EagleEye stanowi przełom dla polskiego sektora kosmicznego! Satelita EagleEye powstał przy zaangażowaniu polskich firm, budując tym samym narodowe kompetencje w zakresie tworzenia małych satelitów i stanowiąc kamień milowy dla rozwoju rodzimego sektora kosmicznego. Jego masa wynosi ok. 55 kg, co odpowiada łącznej masie wszystkich polskich satelitów zbudowanych od początku naszego udziału w eksploracji kosmosu. Wymiary satelity wynoszą odpowiednio 55 cm x 150 cm x 90 cm po rozłożeniu paneli słonecznych. ”Zaprojektowanie i zbudowanie w Polsce satelity tej wielkości wymagało unikalnych zdolności i doświadczenia” - zaznacza Prezes Zarządu Creotech Instruments S.A. Należy podkreślić, że EagleEye to jednocześnie najbardziej zaawansowany w historii kraju mikrosatelita, który ma szansę wprowadzić Polskę do elitarnego grona państw posiadających zdolności tworzenia tak zaawansowanych systemów kosmicznych na potrzeby krajowe, Europejskiej Agencji Kosmicznej, czy też komercyjnych klientów z całego świata. Do tej pory tylko osiem podmiotów w Europie udowodniło swoją zdolność do zbudowania i przetestowania w przestrzeni kosmicznej satelity ważącego przynajmniej 50 kg. Zarządzamy misją, która ma ogromne znaczenie dla całego rodzimego sektora kosmicznego. Otwieramy krajowym podmiotom drzwi na szybko rosnący i dochodowy rynek projektowania, budowy, integracji oraz wynoszenia małych satelitów na orbitę okołoziemską. To wielki zaszczyt i jednocześnie odpowiedzialność” – konkluduje dr hab. Grzegorz Brona. Wyróżnikiem misji jest zdolność do operowania na bardzo niskiej orbicie (VLEO – ang. Very Low Earth Orbit). Satelita, schodzący na wysokość ok 350 km, zapewni lepszą jakość obrazowania Ziemi, co ma ogromne znaczenie między innymi w zastosowaniach cywilnych, jak i obronnych. ”Margines błędu w kosmosie jest niezwykle mały. Dotarcie na orbitę i operowanie tam z sukcesem wymaga wykorzystania najbardziej zaawansowanych zdobyczy inżynierii. Podczas startu satelita narażony jest na wibracje spowodowane gwałtownym przyspieszeniem i przebijaniem się rakiety przez warstwy atmosfery. Do tego wystawiony będzie na wahania temperatury +/- 80 stopni Celsjusza, a także promieniowanie kosmiczne” – mówi dr inż. Marcin Bieda, Główny Architekt Systemów w Creotech Instruments SA. Firma Creotech, jako lider konsorcjum, odpowiada w projekcie EagleEye za przeprowadzenie całej misji, tj. przygotowanie platformy satelitarnej HyperSat oraz jej elementów składowych, integrację satelity, jak również wyniesienie na orbitę okołoziemską we współpracy z firmą ExoLaunch, która jest partnerem obsługującym dla SpaceX. ”Budowa zaawansowanego urządzenia jakim jest satelita wymagało zaangażowania setek ludzi, zarówno po stronie naszej firmy, jak i konsorcjantów zaangażowanych w to przedsięwzięcie. W ten sposób budujemy kompetencje nie tylko Creotech, ale całego sektora kosmicznego w Polsce”- dodaje Marcin Mazur, Kierownik Projektu EagleEye. Satelita EagleEye wyposażony jest w teleskop optyczny zaprojektowany i wykonany przez polską firmę Scanway oraz komputer instrumentu opracowany przez Centrum Badań Kosmicznych PAN. Obecnie platforma satelitarna HyperSat firmy Creotech, na której został zbudowany EagleEye cieszy się dużym zainteresowaniem. Została wybrana przez niemiecką firmę OHB w misji pierwszego testowego tankowania satelity na orbicie okołoziemskiej. Z kolei ESA powierzyła spółce fazę 0-A misji Twardowski, której celem jest mapowanie zasobów naturalnych Księżyca i będzie oparta na autorskiej platformie. HyperSat ma także stać się jednym ze standardów w projekcie Europejskiego Funduszu Obronności REACTS, związanego z budową europejskich zdolności szybkiego reagowania na wypadek zaistnienia sytuacji kryzysowej. Jest również podstawą dla krajowych misji, m.in. PIAST, czy potencjalnej przyszłej konstelacji satelitów obserwacyjnych dla polskiego wojska. Źródło: Komunikat prasowy Creotech Instruments S.A. Polski satelita EagleEye. Autor. Creotech Instruments S.A. Polski satelita EagleEye. Autor. W. Kaczanowski/Space24.pl Polski satelita EagleEye. Autor. Creotech Instruments S.A. SPACE24 https://space24.pl/satelity/obserwacja-ziemi/najwiekszy-polski-satelita-gotowy-do-misji-start-w-polowie-roku
  8. Kapsuły SpaceX stały się kluczowe dla przyszłości lotów załogowych USA Autor: admin (2024-04-18) SpaceX dokonało prawdziwego przełomu w branży lotów kosmicznych, wprowadzając na rynek swoje wielokrotnie użytkowane kapsuły Dragon. W przeciwieństwie do jednorazowych radzieckiej rakiety Sojuz czy amerykańskich wahadłowców, elementy systemu SpaceX mogą być odzyskiwane i ponownie wykorzystywane, znacząco obniżając koszty lotów załogowych. Obecnie SpaceX dysponuje czterema kapsułami Dragon zdolnymi do lotów w kosmos - Endeavour, Resilience, Endurance i Freedom. Te pojazdy wielokrotnego użytku, choć bardzo wytrzymałe, nie mogą latać w przestrzeń kosmiczną w nieskończoność. Ich elementy ulegają stopniowemu zużyciu pod wpływem ekstremalnych warunków panujących na orbicie. Każda z kapsuł Dragon jest przygotowana do około siedmiomiesięcznego pobytu na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Po tym czasie ich niezawodność może okazać się niewystarczająca dla bezpieczeństwa załogi. Szczególnie narażone na zniszczenie są panele słoneczne znajdujące się w module techniczno-towarowym, który oddzielany jest podczas lądowania. Dotychczas kapsuły SpaceX odbyły łącznie 13 lotów orbitalnych, wynosząc na orbitę 49 astronautów. Większość misji była realizowana na zamówienie NASA, ale były też loty prywatne, jak Inspiration4. Początkowo Dragon miał lądować z wykorzystaniem silników, ale ostatecznie powrót na Ziemię odbywa się w tradycyjny sposób - w oceanie. Choć część elementów kapsuły musi być wymieniana po każdym locie, to większość pojazdu może być poddana renowacji i ponownie użyta. NASA zgodziła się na wielokrotne loty Dragonami, ustalając jednak limit pięciu lotów dla każdej kapsuły. Po przekroczeniu tej liczby nie będą one już spełniały wymagań agencji dotyczących bezpieczeństwa. Endeavour, który właśnie wrócił z misji, osiągnął ten limit, a kolejne kapsuły zbliżają się do granicy. Zamiast budować zupełnie nowe jednostki, SpaceX i NASA postanowiły zbadać możliwość przedłużenia przydatności istniejących pojazdów. Być może uda się uzyskać certyfikację na kolejne pięć lotów dla każdej kapsuły, po czym proces ten będzie powtarzany. Choć SpaceX deklaruje, że Dragony są zdolne do nawet 15 lotów, realnie liczba ta będzie prawdopodobnie niższa. Niemniej jednak wielokrotne wykorzystywanie tych samych pojazdów kosmicznych to prawdziwa rewolucja, która znacząco obniża koszty lotów załogowych. To właśnie SpaceX będziemy pamiętać jako firmę, która otworzyła nowy rozdział w kosmicznej eksploracji. Źródło: ZmianynaZiemi https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/kapsuly-spacex-staly-sie-kluczowe-dla-przyszlosci-lotow-zalogowych-usa
  9. Zwycięzcy konkursu Direction: Space odwiedzają najlepsze ośrodki kosmiczne w Europie 2024-04-18. Urszula Kaczorowska Zwycięskie zespoły konkursu Direction: Space rozpoczęły wyjazd studyjny do najlepszych ośrodków kosmicznych w Europie. W czasie tygodniowej podróży zaprezentują i skonsultują swoje projekty z ekspertami Europejskiej Agencji Kosmicznej i CERN. Wyjazd studyjny jest nagrodą w konkursie dla studentów i doktorantów polskich uczelni Direction: Space, którego pomysłodawcą był Sławosz Uznański, astronauta projektowy Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA). Ideą konkursu było zachęcenie młodych ludzi do zaprojektowania eksperymentu, który w przyszłości mógłby zostać́ przeprowadzony na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Chodziło o pokazanie, że wyzwania kosmiczne potrzebują różnorodnych kompetencji, i że dzięki osiągnięciom w kosmosie można skuteczniej rozwiązywać́ problemy na Ziemi. „Organizując konkurs, zależało nam na zaangażowaniu studentów i doktorantów, którzy nie mają jeszcze możliwości brania udziału w innych projektach umożliwiających dostęp do ISS” – powiedziała PAP dr Milena Ratajczak z Fundacji New Space, współorganizującej konkurs Direction: Space. „Wyjazd studyjny, podczas którego laureaci konkursu mają okazję skonsultować swoje projekty z ekspertami ESA i CERN potwierdza dojrzałość ich koncepcji zarówno od strony naukowej, jak i inżynieryjnej. Ci młodzi naukowcy bez wątpienia w najbliższych latach będą w stanie tworzyć silne synergie z polskim i europejskim sektorem kosmicznym” - dodała. Wszystkie zwycięskie zespoły składają się ze studentów i doktorantów, którzy są również członkami kół naukowych na swoich uczelniach. Na trasie wyjazdu studyjnego znalazły się trzy ośrodki: Europejskie Centrum Technologii Kosmicznych i Badań Inżynieryjnych (ESTEC) w Noordwijk (Holandia), Europejskie Centrum Astronautów (EAC) w Kolonii (Niemcy) oraz ośrodek naukowo-badawczy CERN w Szwajcarii. „Poszerza mi się horyzont myślenia na temat tego, jak mogą wyglądać nauki biologiczne w przyszłości. Bardzo korzystam z rozmów ze specjalistami na miejscu. Widać, że to są ludzie z ogromną wiedzą, doświadczeniem i w związku z tym są też inspiracją dla mnie. A najbardziej wartościowe jest to, że ktoś słucha o naszym pomyśle i przyznaje, że to co wymyśliliśmy ma sens. Głosów wsparcia pojawiło się naprawdę dużo, co utwierdza nas jeszcze bardziej w tym, że idziemy w dobrym kierunku” – powiedziała PAP Emilia Malik, studentka IV roku medycyny na Śląskim Uniwersytecie Medycznym w Katowicach. Jej zespół, w skład którego wchodzą: Julia Karpierz, Anna Zielazek, Miłosz Knura, Michał Piotrowski, Ewa Krężel, Jędrzej Sztajura - w ramach przygotowań do konkursu Direction: Space natrafił na rosyjskie badania z lat 80. nad komórkami hematopoetycznymi i postanowił wykorzystać udokumentowane już w literaturze zjawiska naukowe. Swój projekt nazwali HematopoiesISS. „Komórki hematopoetyczne macierzyste szpiku są wyjątkowe, bo to są komórki, z których powstają wszystkie składniki krwi. Te komórki dawno temu ktoś wsadził do maszyny symulującej mikrograwitację i okazało się, że zaczynają się z nimi dziać różne ciekawe rzeczy. Na przykład przestają się mnożyć” – powiedziała Malik. Dodała, że komórki wyhodowane w przestrzeni mikrograwitacji (nie symulowanej mikrograwitacji) nie powinny utracić swoich właściwości. "Podejrzewamy, że po powrocie na Ziemię uzyskałyby zdolność do szybszego podziału i mogłyby poprawić jakość przeszczepu komórek krwiotwórczych u pacjentów chorujących na nowotwory. Uważamy, że lepiej by się przyjmowały i miałyby wpływ na obniżenie ryzyka choroby ‘przeczep przeciwko biorcy’” – stwierdziła. Zdaniem Malik wyniki prac zespołu powinny też w znaczący sposób wpłynąć na stworzenie nowych sposobów leczenia astronautów, którzy często cierpią na anemię po powrocie z misji. Drugi zwycięski zespół tworzą członkowie koła naukowego AGH Space Systems: Barbara Szaflarska, Magdalena Król, Karolina Gocyk, Kamil Puchalski, Przemysław Kaczorowski, Piotr Słonka, Jakub Lasak, Kajetan Gudowski. „Robiliśmy już eksperymenty, które latały w rakietach kosmicznych i balonach stratosferycznych, więc udział w konkursie był naturalnym, następnym krokiem” – powiedziała w rozmowie z PAP Barbara Szaflarska. Przyznała, że choć technologie kosmiczne rozwijają się bardzo szybko, to nie nadąża za nimi medycyna, badająca wpływ pobytu w kosmosie na zdrowie człowieka. „Chcemy zbadać komórki kostne albo macierzyste, co jest zaliczane do techniki inżynierii tkankowej. Chcemy stworzyć model in vitro, który mógłby służyć za model kości, na którym można by badać wpływ leków na kości – czyli badać, jak się zmienia kość. Do tej pory większość badań w kosmosie była na komórkach wyizolowanych. My chcemy stworzyć model bliższy ludzkiemu organizmowi” – tłumaczyła Szaflarska. Zespół dołożył starań, by ich eksperyment realizowany w kosmosie był w pełni autonomiczny. „Żeby utrzymać komórki przy życiu w kosmosie, chcemy stworzyć bioreaktor, który będzie w pełni autonomiczny. Umożliwi on utrzymanie odpowiedniej temperatury i automatyczną wymianę płynów ze składnikami odżywczymi, tak by nie musiał tego robić astronauta” – wyjaśniła Szaflarska. Przypomniała również, że astronauci mają podobne problemy zdrowotne, jak ludzie chorujący na osteoporozę, więc wszystko, co zostanie przetestowane na astronautach, będzie można zastosować u ludzi na Ziemi. Wyjazd studyjny jest dla Szaflarskiej okazją do „zdobycia informacji, których nie da się znaleźć w internecie”. „Mamy spotkania z ekspertami, ludźmi którzy na co dzień zajmują się przygotowywaniem i wysyłaniem eksperymentów na stację kosmiczną. Dzielą się z nami swoim doświadczeniem i to jest dla mnie największa wartość. Oni nam doradzają jakie rozwiązania możemy zastosować w swoich eksperymentach. Jest też okazja usłyszeć o rozwiązaniach pochodzących z innych dziedzin nauki - biologia, elektronika i mechanika mieszają się ze sobą” – podkreśliła laureatka konkursu. Projekt o nazwie Grow Light stworzyli studenci z Politechniki Warszawskiej i Uniwersytetu Warszawskiego. W jego skład wchodzą: Yelyzaveta Leshchenko, Paweł Rukat, Karolina Joachimczyk, Filip Łabaj, Katharina Hanke. Wpadli oni na pomysł wykorzystania laserów do hodowli roślin jadalnych na stacji kosmicznej. „Chcemy za pomocą laserów stymulować wzrost nasion roślin, który normalnie w warunkach mikrograwitacji jest zaburzony. Dieta astronautów jest bardzo ważna, a ciągle brakuje pomysłów na to, żeby była bardziej urozmaicona” – powiedziała PAP Yelyzaveta Leshchenko. (PAP) Nauka w Polsce, Urszula Kaczorowska uka/ agt/ Fot. PAP/ Urszula Kaczorowska Fot. PAP/ Urszula Kaczorowska Fot. PAP/ Urszula Kaczorowska Fot. PAP/ Urszula Kaczorowska https://naukawpolsce.pl/aktualnosci/news%2C101659%2Czwyciezcy-konkursu-direction-space-odwiedzaja-najlepsze-osrodki-kosmiczne-w
  10. Z tego co pamiętam to w niektórych aparatach są dwa filtry oddzielnie , a jak było napisane że wycięty był jeden to może ochrona matrycy została, u mnie w Nikonie np jest to zintegrowane ... Może jest wszystko ok i tylko się paproch dostał i nie będzie problemu, zaświeć sobie latarką lub sprawdź pod Słońce jak to wygląda. Tylko jak zobaczysz jakiś pyłek to jak by cię nie korciło to nie dmuchaj do środka ustami, a już na pewno nie podczas jedzenia kanapki 😀. Tylko gruszka, fotograficzna, nie z apteki 🙂
  11. Wczoraj
  12. Oki dzięki, przyznam że kupiłem to trochę na spontanie, cena wydała się dość atrakcyjna, teraz chyba wiem dlaczego :P, muszę się w takim razie wyposarzyć w ową gruszkę, z fotografią nie miałem nic wspólnego w zyciu więc to dla mnie zupełne novum 🙂
  13. Szukam, patrzę i nadal nie bardzo rozumiem, dlaczego wizualowcy mają taki kłopot z kołem filtrowym. Znaczy się wiem dlaczego, wiem, że dochodzi tor optyczny i aby cofnąć się do ogniska, nie ma już gdzie, ale nie rozumiem, czemu w sprzedaży nie ma jakichś kół, które normalnie sobie z tym radzą, albo raczej, dlaczego teleskopy wciąż wyposaża się w wyciągi, które na to nie pozwalają (no dobra, mój teleskop ma już trochę lat, ale czy w tej kwestii coś się zmieniło?). Chciałbym się upewnić kilku rzeczy: Czy ten dodatkowy tor, to sama grubość koła (powiedzmy 2cm)? Czy da się do koła wkręcić samą dwucalową przedłużkę, żeby wkładać okular 2"? I czy takie koło od strony wyciągu wkładamy w tuleję aż do samej obudowy filtrów? Właściwie to pytanie drugie i trzecie jest poniekąd rozbiciem pierwszego, ale wolę się upewnić. Wystawiłem dziś teleskop, żeby sprawdzić na gwiazdach, jak wygląda sprawa w moim przypadku. Kilka gwiazd pokazało się między chmurami i pozwoliły zrobić z grubsza pomiary z moimi okularami. Fotka poglądowa ze złapaną ostrością kitowca 25mm (przedłużka 2" i redukcja 1,25"). W przypadku ESa 30mm była to sama przedłużka 2". Dla pewności zrobiłem dwa pomiary; pierwszy tej jasnej, szarej części wyciągu, która się chowa, a drugi do samego końca, razem z tą czarną końcówką, która blokuje wyciąg. Pierwszy pomiar to część szara (krótsza), a drugi (w nawiasie) ta dłuższa. Mniej więcej wyszło jak poniżej: ES 30mm: 3cm (4,2cm). Kit 25mm: 1,7cm (2,9cm). ES 14mm: 2,1cm (3,3cm). Pentax 7mm 1,7cm (2,9cm). ES 4,7mm: 2,2cm (3,4cm). W przyszłości dojdzie jeszcze kilka innych okularów, ale może ktoś potrafiłby już teraz ocenić, ile mi brakuje i co należałoby zrobić, aby wpakować jeszcze koło filtrowe? Przedłużka 2" to ta zwykła, chyba zestawowa, i wydaje mi się, że można by było zastosować jeszcze ciut krótszą, co dodałoby kilka mm. Widziałem też w necie kilka wyciągów niskoprofilowych, które mogą pomóc. Co prawda jestem fanem oryginału i chciałbym pozostawić moją Syntę nietkniętą, ale raz, że oryginalny wyciąg zawsze mógłby leżeć grzecznie na półce, a dwa, że natychmiastowe porównanie widoków przez różne filtry, wydaje się być warta zachodu.
  14. Seestar S50 - pojedyncza klatka 2024-04-18 godz 21:55
  15. Stack filmiku ok 5Gb, Obróbka Nebulosity, Refraktor 150/1200, Kamerka ASI pełna klatka bez resizu.
  16. Masz coś na matrycy , jakiś paproch, jeżeli stary filtr nie był zastąpiony innym np Baadera to może być problematyczne, każdy najmniejszy pyłek będzie widoczny i ciężko będzie go usunąć . Tylko gruszka wchodzi w grę bo do gołej matrycy się absolutnie nie dotykaj
  17. Dzień dobry parę dni temu kupiłem swój pierwszy aparat canona 1100d. Jak głosiła oferta ,,Modyfikacja aparatu polegała na wycięciu jednego filtra sprzed matrycy i odblokowała możliwość robienia zdjęć w bliskiej podczerwieni ( mgławice emisyjne H alfa)" Teraz moje pytanie czy te cuda to efekt owej modyfikacji czy może o prostu wystarczy coś wytrzeć bez rozkręcania aparatu (glizdy widoczne na dole słońca)
  18. 130mm dla Newtona to minimum, ale najlepiej 150mm w górę. Jak chcesz coś małego i taniego, kup refraktor - i tu musisz wybrać, co chcesz oglądać. Jak planety i księżyc to z długą ogniskową, jak rozległe obiekty pod ciemnym niebem to krótka ogniskowa.
  19. Witam, znalazłem dwa teleskopy za małe pieniądze, podam specyfikację i nazwy: 1. Edu Science telescope. 35£ Reflector type. 2 soczewki w zestawie PL 9.7mm i PL 27mm. Długość ogniskowej =500, Srednica=114mm. 2.Omegon 76700 . 35£ SPECIFICATIONS Optics Type Reflector Type of build Newton Aperture (mm)76 Focal length (mm)700 Aperture ratio (f/)9,2 Resolving capacity1,51 Limit value (mag)11,2 Light gathering capacity120 Max. useful magnification150 Tube constructionFull tube Który wybrać ?
  20. Aktualne. Jeśli znajdzie się chętny na sam teleskop, to rozważę osobną sprzedaż okularów.
  21. Wyrzuty strumieni magnetycznych mogą nam powiedzieć o formowaniu się gwiazd 2024-04-17. Zespół naukowców odkrył, że dysk wokół młodej gwiazdy wyrzuca pióropusze energii i materii, co uwalnia strumień magnetyczny w dysku i może być kluczowe dla formowania się gwiazd. Naukowcy z Uniwersytetu Kyushu odkryli, że dysk wokół młodej gwiazdy wyrzuca pióropusze materii i energii. Te „kichnięcia” uwalniają strumień magnetyczny w dysku i mogą być kluczowe dla formowania się gwiazd. Wyniki badań zostały opublikowane w czasopiśmie The Astrophysical Journal. Gwiazdy, w tym nasze Słońce, rozwijają się z tak zwanych gwiezdnych żłobków, dużych koncentracji gazu i pyłu, które ostatecznie kondensują się, tworząc gwiezdne jądro, małą gwiazdę. Podczas tego procesu gaz i pył tworzą wokół gwiazdy pierścień zwany dyskiem protogwiazdowym. Struktury te są stale penetrowane przez pola magnetyczne, co niesie ze sobą strumień magnetyczny. Gdyby jednak cały ten strumień magnetyczny został zatrzymany w trakcie rozwoju gwiazdy, wygenerowałby pole magnetyczne o wiele rzędów wielkości silniejsze niż te obserwowane w jakiejkolwiek znanej protogwieździe – powiedział Kazuki Tokuda z Wydziału Nauk Uniwersytetu Kyushu i pierwszy autor badania. Naukowcy uważają, że podczas formowania się gwiazdy musi istnieć mechanizm, który usuwa strumień magnetyczny. Wcześniej sądzono, że pole magnetyczne stopniowo słabnie w miarę wciągania materii do jądra gwiazdy. Aby dotrzeć do sedna tego tajemniczego zjawiska, zespół skupił się na MC 27, gwiezdnym żłobku znajdującym się około 450 lat świetlnych od Ziemi. Obserwacje zostały zebrane za pomocą macierzy ALMA w Chile. Analizując nasze dane, odkryliśmy coś zupełnie nieoczekiwanego. Były to struktury przypominające kolce, rozciągające się na kilka jednostek astronomicznych od dysku protogwiazdowego. Gdy wniknęliśmy głębiej, odkryliśmy, że były to kolce wyrzuconego strumienia magnetycznego, pyłu i gazu – powiedział Tokuda. Jest to zjawisko zwane „niestabilnością wymiany”, w którym niestabilności w polu magnetycznym reagują z różnymi gęstościami gazów w dysku protogwiazdowym, powodując wyrzucenie strumienia magnetycznego na zewnątrz. Nazwaliśmy to „kichnięciem” młodej gwiazdy, ponieważ przypominało nam to wyrzucanie pyłu i powietrza przy dużych prędkościach. Dodatkowo zaobserwowano inne kolce w odległości kilku tysięcy jednostek astronomicznych od tego dysku protogwiazdowego. Zespół postawił hipotezę, że były to oznaki innych „kichnięć” w przeszłości. Zespół oczekuje, że ich odkrycia poprawią nasze zrozumienie skomplikowanych procesów kształtujących Wszechświat, które nadal przyciągają zainteresowanie zarówno społeczności astronomicznej, jak i opinii publicznej. Podobne struktury przypominające kolce zaobserwowano w innych młodych gwiazdach i staje się to coraz częstszym odkryciem astronomicznym – podsumował Tokuda. Badając warunki, które prowadzą do tych „kichnięć”, mamy nadzieję poszerzyć naszą wiedzę na temat tego, jak powstają gwiazdy i planety. Opracowanie: Agnieszka Nowak Więcej informacji: • Twinkle twinkle baby star, 'sneezes' tell us how you are • Discovery of Asymmetric Spike-like Structures of the 10 au Disk around the Very Low-luminosity Protostar Embedded in the Taurus Dense Core MC 27/L1521F with ALMA Źródło: Kyushu University Na ilustracji: Ilustracja przedstawiająca „kichnięcie” strumienia magnetycznego młodej gwiazdy. Źródło: ALMA (ESO/NAOJ/NRAO) URANIA https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/wyrzuty-strumieni-magnetycznych-moga-nam-powiedziec-o-formowaniu-sie-gwiazd
  22. Starliner zintegrowany z rakietą. Przed nami pierwszy lot załogowy 2024-04-17. Mateusz Mitkow NASA oraz firma Boeing są coraz bliżej historycznego momentu w kwestii współpracy przy projekcie kapsuły Starliner. Już za kilka tygodni statek zabierze dwójkę amerykańskich astronautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS) w ramach pierwszej misji załogowej. Z najnowszych informacji wynika, że najprawdopodobniej już w najbliższych tygodniach doczekamy się pierwszego lotu załogowego kapsuły CST-100 Starliner. Będzie to misja testowa - Crew Flight Test (CFT) - mająca na celu przetestowanie wszystkich głównych systemów z astronautami na pokładzie. Udział w niej wezmą amerykańscy astronauci Barry„Butch” Wilmore i Suni Williams. W ostatnich dniach przygotowania do misji wkroczyły w decydującą fazę. Boeing oraz NASA poinformowały, że kapsuła została przetransportowana do obiektu, gdzie znajduje się system nośny Atlas V firmy United Launch Alliance (ULA), a następnie pomyślnie zintegrowany z ową rakietą. To właśnie za jej pomocą Starliner z załogą wyruszy w kierunku ISS. Po zakończeniu niezbędnych przeglądów, w tym zweryfikowania komunikacji między systemami, zostaną one przetransportowane na platformę startową LC-41 w Centrum Kosmicznym im. Johna F. Kennedy’ego. Obecny harmonogram przewiduje, że start załogowej misji testowej kapsuły Starliner odbędzie się 6 maja br. CFT miał odbyć się wcześniej, ale projekt napotkał na swojej drodze wiele problemów, głównie technicznych, o czym nieraz informowaliśmy na naszym serwisie. Na stacji kosmicznej astronauci spędzą ok. dziesięć dni, po czym wrócą na Ziemię. Z kolei pierwsza, w pełni operacyjna misja, podczas której załoga zostanie przetransportowana do ISS na sześciomiesięczny pobyt odbędzie się w 2025 r. Do tej pory odbyły się dwie misje testowe kapsuły Boeinga kolejno w 2019 i 2022 r., ale żadna z nich nie była w formie załogowej. Pierwsza z nich nie została zaliczona do udanych, gdyż mimo udanego wyniesienia kapsuły na orbitę nie zdołała ona jednak dotrzeć do ISS na skutek komplikacji przy wykonywaniu manewru podwyższania orbity. Kapsuła zdołała jednak bezpiecznie wylądować z powrotem na Ziemi. W przypadku drugiej próby poszło już znacznie lepiej, gdyż pojazd zacumował do jednego z modułów ISS i mimo małych opóźnień proces zakończył się powodzeniem. Firma Boeing opracowuje Statek kosmiczny CST-100 Starliner w ramach kontraktu z NASA. Pojazd przeszedł przez burzliwy proces rozwoju i testów, ale mimo to, po ostatecznej certyfikacji będzie drugim amerykańskim pojazdem do transportu załóg na ISS, obok pojazdu Crew Dragon od SpaceX. Prace nad powstawaniem statku CST-100 Starliner trwają co najmniej od 2010 r. Autor. Boeing/X Autor. Boeing SPACE24 https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/statki-kosmiczne/starliner-zintegrowany-z-rakieta-przed-nami-pierwszy-lot-zalogowy
  23. Prezes Thorium Space: to kluczowy moment dla naszej firmy [WIDEO] 2024-04-17. Mateusz Mitkow „Polski satelita telekomunikacyjny to korowy projekt naszej firmy, na który czekaliśmy od początku działalności. Jesteśmy na etapie finalizacji uzgodnień technicznych i dokumentacji z Europejską Agencją Kosmiczną […] Chcemy wyrobić się z tym projektem w przeciągu najbliższych czterech, pięciu lat. Przed nami ciężka praca, pojawili się nowi klienci, dlatego jest to bardzo intensywny czas dla Thorium […] ” - mówił wywiadzie dla Space24.pl Paweł Rymaszewski, prezes polskiej spółki kosmicznej Thorium Space. Polska firma Thorium Space pracuje nad stworzeniem satelity telekomunikacyjnego w ramach umowy z Europejską Agencją Kosmiczną (ESA). Jest to obecnie najważniejszy z projektów spółki, natomiast nie jedyny. Zaangażowanie firmy Thorium Space możemy dostrzec także w innych działaniach, które zyskują zainteresowanie klientów z całego świata. O postępach w głównym projekcie polskiej spółki Thorium Space, planach dalszego rozwoju oraz łączności, jako kluczowej zdolności dla bezpieczeństwa kraju opowiedział dla Space24.pl Paweł Rymaszewski, CEO Thorium Space. MATERIAŁ SPONSOROWANY Autor. Defence24.pl SPACE24 https://space24.pl/przemysl/sektor-krajowy/prezes-thorium-space-to-kluczowy-moment-dla-naszej-firmy-wideo
  24. Naukowcy mają już dosyć. „Przestańcie bredzić o UFO” 2024-04-17. Radek Kosarzycki UFO, czyli niezidentyfikowane obiekty latające stanowią istotny element popkultury już niemal od stu lat. Nie ma roku, aby przez media nie przewinął się temat statków kosmicznych, którymi przedstawiciele obcych cywilizacji mieliby przemierzać całe lata świetlne, aby po dotarciu na Ziemię bezustannie chować się przed nami i tylko od czasu — zapewne przez nieostrożność — dać się fotografować przypadkowym osobom. W XXI wieku wiemy, jak ogromną przeszkodę w podróżach międzygwiezdnych stanowią odległości między poszczególnymi gwiazdami. Najbliższa nam gwiazda Proxima Centauri znajduje się nieco ponad cztery lata świetlne od Ziemi. Oznacza to, że nawet światło, które porusza się z prędkością nieosiągalną dla żadnego obiektu posiadającego masę, potrzebuje ponad czterech lat, aby do nas dotrzeć. Najszybsze sondy kosmiczne (bezzałogowe) kiedykolwiek wysłane z powierzchni Ziemi w przestrzeń kosmiczną do tejże najbliższej nam gwiazdy leciałyby kilkadziesiąt tysięcy lat. Oczywiście, można założyć, że rozwój technologii i nowatorskie napędy w przyszłości skrócą ten czas w przyszłości, ale jednak raczej nie skrócą go w jakiś sposób znaczący. Warto przy tym pamiętać, że wciąż mówimy o najbliższej nam gwieździe. Średnica naszej galaktyki to jednak 100 000 lat świetlnych, więc nawet jeżeli gdzieś istnieje cywilizacja bardziej zaawansowana od naszej, której udało się wyjrzeć poza swój układ planetarny i dotrzeć do sąsiednich gwiazd, to musielibyśmy mieć dużo szczęścia, aby ta cywilizacja nie tylko istniała w naszej galaktyce, ale na dodatek w naszej części galaktyki, skąd można by było dolecieć do nas. Tymczasem pojawiające się informacje o zaobserwowaniu i sfotografowaniu tajemniczych statków kosmicznych pojawiają się w mediach tak często, że już nawet media o tym nie piszą, bo nikogo to nie interesuje. Temat UFO został wywołany w rozmowie z Billem Diamondem, prezesem i dyrektorem Instytutu SETI w Mountain View w Kalifornii. SETI to skrót od Search for Extraterrestrial Intelligence, czyli programu poszukiwań kontaktu z pozaziemskimi cywilizacjami. Mamy tutaj zatem do czynienia z ludźmi, którzy na co dzień zajmują się tematyką poszukiwania zaawansowanych cywilizacji w odległej przestrzeni kosmicznej. Diamond przekonuje, że powinniśmy nieco ochłonąć i spojrzeć trzeźwo na obecny stan rzeczy. Według naukowca nie ma aktualnie żadnych dowodów, ani nawet wiarygodnych informacji, które wskazywałyby na obecność jakichkolwiek „obcych technologii” na ziemskim niebie. Co więcej, nigdy takich dowodów czy informacji nie było. Równie krytycznie Diamond odnosi się do teorii spiskowych, według których amerykański rząd w jakichś tajnych ośrodkach przetrzymuje rozbite statki kosmiczne, czy jakiekolwiek komponenty zaawansowanych obcych technologii. Badacz przekonuje, że takie działanie nie miałoby żadnego sensownego uzasadnienia. Można zatem powiedzieć, że takie słowa wypowiedziane przez osobę na co dzień poszukującą obcych cywilizacji są dużym kubłem zimnej wody wylanej na gorące głowy miłośników teorii spiskowych. Warto tutaj zrobić pewne zastrzeżenie. Diamond dopuszcza możliwość, że w przyszłości uda nam się odkryć dowody na obecność obcej technologii na naszym niebie. Dopóki jednak nie zostaną przedstawione twarde dowody, nie ma sensu się tymi tematami zajmować. Badacz wskazuje także w rozmowie z portalem Space, że cywilizacja, która posiada technologię pozwalającą jej na podróże międzygwiezdne, wyprzedzałaby nas pod kątem technologii na tyle, że jej technologia dla nas byłaby nie do pojęcia. Przepaść między nami byłaby porównywalna do tej, która dzieli współczesnego człowieka od neandertalczyka. Jeżeli zatem widzimy coś nietypowego na niebie, to prawdopodobieństwo tego, że obiekt ten został stworzony na Ziemi, jest nieporównywalnie większe od tego, że mamy do czynienia ze statkiem obcych. Nie zmienia to jednak faktu, że Diamond jest przekonany, że życie we wszechświecie, poza Ziemią istnieje. Problem w tym, że aby dotarło ono na Ziemię, to musi istnieć w tym samym punkcie historii wszechświata co my oraz stosunkowo blisko nas, aby móc tu dotrzeć, a to już znaczące ograniczenia. Możemy zatem odetchnąć, żaden statek z przedstawicielami obcych cywilizacji raczej nas nie porwie podczas wieczornego spaceru pod rozgwieżdżonym niebem (podobno wtedy, podczas spoglądania w otchłań kosmiczną takie myśli pojawiają się najczęściej). Z drugiej strony, spoglądając już w to rozgwieżdżone niebo, warto mieć gdzieś z tyłu głowy informację o tym, że wokół niemal każdej widocznej na niebie gwiazdy krąży jedna lub kilka planet. Więcej, całkiem duża część z tych gwiazd ma także planety skaliste, na których w odpowiednich warunkach mogłoby rozwinąć się życie. Możliwe zatem, że patrząc na ładne gwiazdki, nieświadomie spoglądamy w kierunku jakiejś gwiazdy, wokół której krąży planeta, na której istnieje jakaś forma życia. https://www.chip.pl/2024/04/nie-ma-zadnego-ufo
  25. Ostatni tydzień
  26. A z mojej strony - kupuj Morpheusy. Są warte swojej ceny. Niestety masz telepa który wymaga dobrych okularów. Seria ES82 jest ok, ale ma niewygodny ER. Z ESów to do tego teleskopu kup 24mm 68 deg. Zgrywa się rewelacyjnie i ma całkiem dobry er. Potem jedziesz w dół z ogniskową według potrzeb Morpheusami np 12,5 plus 6,5/4,5 w zależności od preferencji co do małej źrenicy i tego, co chcesz oglądać. Płać raz i kup raz. A dobrze.
  27. Jak tam zakupy po tych kilku miesiacach? Seria Sv bony 68 z czerwonym paskiem jest przyzwojta a najlepszy z tej serii jest okular 15mm rzeklbym rewelacyjny stosunek ceny do jakosci. Natomiast wyzbądz sie myslenia ze okular nie moze kosztowac ceny teleskopu...moze byc nawet 5x drozszy niz teleskop. .Placi sie za pole i za dobry Er... To czesty blad poczatkujacych ze szkoda im na dobry okular i kupuja mase dziadostwa bo skoro duzy teleskop kosztowal 1000zl to za maly okular jak mozna dac 500 czy 1000zl... Potem bedziesz mial kilka tych okularow za 200 i szkoda bedzie wyzucic a uzywac sie nie da. Lepiej od razu kupic jeden dobry przegladowy z zrenica ok ,4,7 a potem dozbierac na kolejnego z zrenica ok 2,2 -2.4, do wiekszosci Ds. W twoim przypadku to bylby ES 24/82 i 11/82 lepiej miec te dwa okulary niz iles szmelcu.Zreszta F5 wymaga dobrych i drogich okularów i tego nie zmienisz. To wlasnie okular jest najwazniejsza czescia zestawu i nawet slby teleskop za 400zl po zalozeniu okularu za 1-2 tys pokaze wiele pod dobrym niebem. A jeszcze wazneijsza jest kontowka ,bo kiepska b degraduje obraz .Samemu robilem takie testy i bylem zdumiony jak jest to wazne . Ale ty kupiles newtona jak rozumiem?
  1. Pokaż więcej elementów aktywności
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)