Skocz do zawartości

Ranking użytkowników

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 07.04.2021 uwzględniając wszystkie miejsca

  1. Virus w Zatomiu ? Rozpoczynam spotkanie. Na razie zanosi się na indywidualną obserwację - jeśli pogoda pozwoli, może jakieś okienko się otworzy do obserwacji?
    21 punktów
  2. My będziemy bezpieczni. Załatwiłem szczepionki ?
    14 punktów
  3. Mamy niezły wysyp fantastycznych relacji z obserwacji w marcu więc i ja dołożę swoją skromną cegiełkę... Nareszcie przed wczoraj poczuliśmy powiew wiosny, chociaż temperatura oscylująca w okolicach -5 i leżący miejscami śnieg nie sugerowały tego faktu, jednak pomiary nieba za pomocą SQM-L pokazały, że kolejny rok z rzędu na wiosnę wszystko wraca do normy ponieważ w najlepszym momencie miernik wskazał 21,60 mag/arcsecond? co w połączeniu z wysokością ponad 900 m.n.p.m. daje naprawdę zadowalające rezultaty. Umówiliśmy się w Złatnej o godzinie 18.00 i mniej więcej wtedy dotarliśmy. Tej nocy było 6 osób i niestety tylko jeden teleskop, który przywiózł Marcin. Pomyślicie niezły niewypał i banda sępów, ale T600 z kompletem Ethosów nie wymaga wsparcia w postaci mini tubek Plany były dość ambitne, ponieważ przygotowałem początkowo po pierwszej segregacji mojego przewodnika 56 najjaśniejszych/najciekawszych obiektów, ale podchodząc realnie do tematu związanego z czasem jaki pochłonie szukanie obiektów przy ogniskowej 3000 i przekładaniu drabiny składającej się z 8 szczebli, zmian osób przy okularze połączone ze wspinaniem się po drabinie, ustawieniach ostrości pod każde oko, przypadkowych potrąceniach teleskopu i ponownym ustawianiu, ochy-achy itd. to na każdy obiekt mamy około 6 minut, a to zdecydowanie za mało. Zatem zostały 33 obiekty, które jak to w praktyce bywa uległy dalszym zmianom ponieważ planowałem mniej M-ek, a więcej jasnych NGC niestety poszło w drugą stronę, ale co się odwlecze? O godzinie 18.20 rozpoczęliśmy rozkładanie sprzętu, które zajęło około godzinę. Sądzę, że po dobrym oznaczeniu na kratownicy stałych punktów i odrobinie doświadczenia, będzie można rozłożyć takiego kolosa w mniej niż 20 minut z zachowaniem odpowiedniej ostrożności. Najważniejsza informacja to taka, że konstrukcja jest wyjątkowo dobrze wykonana ponieważ pomimo przypadkowego złożenia w stosunku do tego jak był ostatnio zmontowany, to kolimacja niemal nie wymagała poprawek. Zrobiliśmy tylko lekką korektę na LG, ale dla idealnego dopieszczenia ponieważ bez tego można było spokojnie obserwować, a podczas poruszania teleskopem i wyciągiem z włożonym kolimatorem ciężko się było dopatrzeć jakiegokolwiek przemieszczania się lasera. Następnie poszliśmy się ogrzać w domku i około 21-wszej wyruszyliśmy na front? Na początku zeszło nam trochę na ustawieniu 80mm szukacza, ale wkrótce teleskop był gotowy do boju. Generalnie obserwacje z 24-cali są trochę nudne ?bo obiekty wyglądają jak ze zdjęć tylko czarno-białych więc jak ktoś chce sobie wyobrazić co widzieliśmy to niech poszuka czarno-białych zdjęć w sieci lub kolorowe przekonwertuje w czarno-biało i już po wszystkim, teraz każdy może mieć 24- calowy widok ?koniec relacji Żeby nie było tak kolorowo (czarno-biało ) to dotyczy oczywiście najjaśniejszych i największych obiektów. Nie myślcie, że mniejsze obiekty prezentują się jak w 8-calach, co to, to nie. Nabierają nowych szczegółów, można je bardziej powiększyć i odkryć bardziej szczegółowe struktury. Jako, że wiele razy miałem okazję patrzeć przez 20 cali, a dopiero drugi raz przez 24 cale to z całą pewnością mogę stwierdzić, że 4 cale robią różnicę również w tym przypadku. Obiekty odkrywa się na nowo, ale przechodząc do relacji to nie będzie tutaj łapania słabizn ponieważ dopiero cieszę się nowym, nie moim sprzętem ? 1. Znany wszystkim Messier 51, jedna z najpiękniejszych galaktyk do obserwacji. Na początku uderzyliśmy w nią jak była jeszcze nisko i już wtedy było widać, że będzie bardzo dobrze, jednak spojrzenie, gdy była wyżej chociaż wciąż jeszcze miała trochę do pokonania zwaliło z nóg. Dlaczego nie czekaliśmy, aż się jeszcze podniesie?bo to zła drabina była , a konkretnie za niska. Potrzeba więcej niż 8 szczeblowej drabiny do tego kolosa. Wracając do obserwacji to w Ethosie 13mm i powiększeniu 230 ujrzeliśmy niesamowitą plastyczność i szczegółowość oraz przede wszystkim pierwszy raz widziałem budujące się przejrzyście struktury pomiędzy ramionami nie wspominając o obszarach wodorowych. Coś wspaniałego! 2. Przepiękne M92, M3, M5 i M13, które można było powiększać i powiększać, a one odkrywały nowe pokłady gwiazd. Maksymalnie użyliśmy x500 wykorzystując Ethosa 6mm chociaż w walizce czekał jeszcze SX 3,7mm i się jeszcze kiedyś doczeka? Przy takim lustrze i powiększeniach każda z nich powalała ilością gwiazd. Pease 1 szykuj się na mój powrót jesienią bo zamierzam Cię dorwać ponownie . 3. Pierścionek czyli M57 nie bał się żadnych powiększeń pokazując niesamowity kontrast i stopniowanie pomiędzy poszczególnymi obszarami. Niestety wciąż był nisko jak na niego patrzyliśmy, jednak pomimo tego to najpiękniejszy jego widok jaki kiedykolwiek był moim udziałem. Bez problemu widzialne zewnętrzne oderwane (postrzępione) struktury jak też rysujące się delikatnie do wewnątrz. Taka nowa głębia! 4. NGC 4565 czyli Igła ukazała nam wspaniały środkowy pas pyłowy, ale nie taki po prostu lecz z efektem poszarpania. Całość dodatkowo wspierana wrażeniem, że przecinała niemal cały okular. Piękny widok, a dodając do tego fakt, że uwielbiam galaktyki ustawione pod takim kątem do obserwatora za ich ?mięso? to dla mnie była prawdziwą ucztą. 5. Sombrero jak to Sombrero ładne jak Igła tylko jak zwykle w dużym teleskopie rozpadło się na dwie części przez mocny pas pyłowy, a całość uzupełniało gwiazdowe jądro i wszechobecne halo z pięknie stopniowaną jasnością. 6. Triplet Wielkiej Niedźwiedzicy czyli M81, M82, NGC 3077 (Body, Cygaro, Wianek). Proszę się nie śmiać, ale zawsze się namęczę z szukaniem tego zestawu. Zazwyczaj najpierw trafiam od razu, w Coddington Nebula i potem latam teleskopem patrząc w okular. Łatwiej mi ustrzelić gdziekolwiek małą planetarkę niż to trio, jest jakieś pechowe dla mnie bo zawiera moja ulubioną M82. Tym razem tak nie było, to znaczy było i też się umęczyłem , ale trafiłem kilka razy w NGC 3077 do strzału i potem?nie mogłem znaleźć M81 i M82. Już się obawiałem, że w ramach porozumienia z płaskoziemcami USA wyłączyło Ledy na sferze odpowiadające za podświetlenie tej pary, lub nie zdążyli wymienić przepalonych przed zapadnięciem zmroku i nici z mojego oglądania, ale na szczęście w końcu je znalazłem . Potem zauważyłem co było przyczyną czyli w wyciągu był Ethos 13mm dający mi około 0,43 stopnia oraz x230 co trochę utrudniało tą operację. Wiem, wiem to mnie nie tłumaczy, ale uwierzcie mi NGC 3077 nie wygląda jak NGC 3077 tylko jak M81 w 8-10 calowym teleskopie i to potrafi zmylić. Dobra, dość wymówek i krótko, M81 wygląda jak Andromeda, M82 jest przecięta pionowo z delikatnie budującymi się strukturami w tamtych miejscach powyżej i poniżej galaktyki oraz strukturami wzdłuż, NGC 3077 jest w końcu duża i wyraźna z nieregularnościami. 7. Triplet Lwa czyli M65, M66 NGC 3628 prezentował się super, niestety nie mieścił się w Ethosie 21. Być może Nagler 31 załatwiłby sprawę, ale ja jakoś za nim nie przepadam za co pewnie byłbym nie raz zlinczowany . Wracając do obserwacji to ładnie widoczne struktury i pasma pyłowe. Co mnie szczególnie zaskoczyło to lepiej prezentowały się M-ki niż Hamburger. Zawsze wolałem jego, ale tutaj nowe szczegóły w M-kach urzekały! 8. Triplet M105 (NGC 3379), NGC 3384=NGC 3371, NGC 3389=NGC 3373 czyli ładna grupa, która miała być przystankiem po drodze do M95 i M96, do których nie dotarliśmy, gdyż najwyraźniej coś nas rozproszyło. Wracając do obserwacji to najładniej prezentowała się NGC 3389 z majaczeniem ramion. 9. Łańcuch Markariana to nie jest obiekt (grupa obiektów) na taki teleskop, podobnie jak reszta tamtych okolic Panny i pobliskiego Warkocza Bereniki. Znaczy oczywiście są i to jak najbardziej, a nawet jeszcze bardziej, ale ilość galaktyk która pojawia się w takim lustrze sprawia, że człowiek się gubi nie na gwiazdach jak w przypadku mniejszych teleskopów w niektórych częściach nieba, ale na galaktykach. Gdzie się nie udać teleskopem, to tam wyskakują jedna za drugą, a potem jeszcze kolejne?niesamowite doświadcznie, tego się nie da opisać, ale trzeba doświadczyć! 10. Po nie małych bojach z nadmiarem galaktyk trafiłem do niby zaplanowanej, ale bez przygotowania M87, a dokładnie jej dżeta, którego?nie zobaczyłem . Trzeba mu będzie poświęcić chwilę, w kwestii planowania przed kolejnym przymierzeniem się, bo jest podobno dostępny już w mniejszych lustrach. 11. Hej bystra Sowa, bystra Sowiczka, mruga oczkami do?nas , czyli M97. Piękna, z dwoma nieregularnie budującymi się oczkami, a dodatkowo składająca się trochę jakby z jaśniejszego obszaru zewnętrznego i ciemniejszego wewnętrznego. 12. M108 czyli Deska Surfingowa z pięknym zarysem ramion i efektem nieregularności. Kolejny z obiektów, który został odkryty na nowo. Jednak 24 cale robią robotę. 13. Wiatraczek, a raczej Wiatraczysko czyli M101. Ciężki obiekt do opisania, niesamowicie piękne i wyraźne ramiona, zaginające się i tańczące, wirujące niczym hmmm? baletnica z szarfami obserwowana z lotu ptaka. Tego na szczęście się nie da odzobaczyć . Te fotony wyryły się w moim mózgu trwałym wzorem. Szkoda, że nie miałem ze sobą jej mapy ponieważ ilość obiektów NGC w jej strukturze była naprawdę duża. Takiej M101 jeszcze nie widziałem! 14. Veil i Crescent. Z Veila widzieliśmy tylko Miotłę przysłoniętą częściowo przez drzewa, a Crescent w sumie jest nie wiele wyżej. To jeszcze nie był czas na te obiekty, ale pomimo tego porażały ilością szczegółów, a zwłaszcza Miotła która nie szczędziła nam postrzępionych struktur! Podsumowanie. Obserwacje w 24-calach wnoszą jakość obiektów na zupełnie nowy poziom. Czy warto mieć jak największe lustro?tak o ile Was to nie przytłoczy i będziecie mieć pomoc do obsługi. W praktyce 16 cali jest dla osoby mojego wzrostu optymalne. Marcin spokojnie obsługuje 20 cali, ale jest zdecydowanie wyższy. Natomiast 24 cale to już ryzyko, żeby samemu składać i duże wyzwanie. Na koniec jeszcze jedna rzecz, którą zauważyłem, a na co wcześniej nie zwracałem uwagi. Wydaje mi się, że wraz ze wzrostem apertury, w zdecydowanie większy sposób widać różnicę kiedy się patrzy na obiekt będący nisko, w stosunku do sytuacji gdy jest w okolicach zenitu. Wiadomo, że dochodzą tutaj kwestie późniejszych godzin itd? jednak może coś w tym jest, a może się mylę?nigdy nie interesowałem się tym zagadnieniem i nie wiem czy ktokolwiek to analizował? Obiektem nocy była dla mnie M51! Czystego nieba i niech w końcu zrobi się cieplej?
    11 punktów
  4. Ja też mam szczepionkę - ? ???? ???? ???? ????????
    8 punktów
  5. 04.04.2021 21:50 ? 00:00 zasięg +5 mag. To dziś jest ten dzień Zmartwychwstania Pańskiego. Dla mnie ? organisty oznacza to mnóstwo pracy. Najpierw prowadzenie śpiewu w Wielki Tydzień, a w niedzielę pobudka o 7:00 i granie na Mszach świątecznych. Tydzień przed świętem zrobiliśmy i zamontowaliśmy z kolegą nowe organy. Więc w niedzielę pomimo ładnej pogodny nie chciało mi się zbierać na obserwacje. Cały dzień spędziliśmy z rodziną u teściów. Na stole gościły wielkanocne potrawy: żurek, półmisek z połówkami ugotowanych jajek, drugi z plastrami wędlin ? karkówka, schab, boczek, do tego ćwikła, a na dworze dominowała piękna wiosenna bezchmurna pogoda. Jak pisałem wcześniej , nie planowałem, dziś obserwacji, ale jeden rzut oka o godz 21:00 wystarczył, żeby zebrać się i poobserwować niebo. Szybko wskoczyłem w zimowe ciuchy, latarka czołówka na głowę, Synta 12? na ogródek o już o 21:50 byłem gotowy. Ale co dziś obserwować? Ano nie wiem. Nie miałem kompletnie żadnego planu, żadnych zaplanowanych celów, listy obserwacyjnej. Kompletnie nic. No i bardzo dobrze. Gdzie nakieruje się teleskop ? tam będę patrzył. Bez celu. Tylko relaks i delektowanie się niebem. Bez stresu zobaczenia konkretnych obiektów z listy, bez stresu nadciągającymi chmurami ? bo żadnych dzisiaj nie było. Pogoda idealne ? bezwietrzna i bezchmurna. Trochę zimno, bo u mnie było +4 stopnie. Ale ja dzisiaj nic nie muszę. Tylko chcę zrelaksować się pięknem nieba, pięknem głębokiego kosmosu. Należy mi się nagroda za miniony tydzień. Czas na relaks? Sprzęt: Dobson 12?, ES 14mm, ES 4.7mm, noktowizor P8079HP, filtr H-Alfa 10um, reduktor ogniskowej 0.5X, barlowy 2X, 3X, 5X obserwacje NGC 2392 mgławica Eskimos obserwacje zacząłem od nakierowania Synty 12? na znaną planetarkę. Bardzo ładnie widoczna w ES 14mm. Super widoczna w ES 4.7mm w powiększeniu 320X jako duże niesymetryczne koło. Środek wyraźnie jaśniejszy. ?Czapa? Eskimosa bardzo ładnie widoczna, słabsza od ?głowy? i ładnie z nim kontrastuje. Potem włożyłem ES 14 do barlowa 2X, uzyskując okular 7mm i powiększenie 214X. Także mgławica była bardzo ładnie widoczna. Od jakiegoś czasu używam barlowa i wbrew obiegowej opinii nie uważam, żeby jego zastosowanie degradowało i psuło obraz. Tandem z barlowami GSO bardzo dobrze się spisuje. NGC 2244 Gromada Choinka Bardzo ładna i duża. Nie mieści się w polu widzenia ES 14mm. Najlepiej widoczna w szukaczu 8X50. Takie odwrócone drzewko. Nie dostrzegłem mgławicy. O tej porze roku gwiazdozbiory zimowe są już nisko i ciężko o dobry obraz. IC 443 Mgławica Meduza Zupełnie przypadkiem natknąłem się na tą mgławicę. To pozostałość po supernowej sprzed kilku tysięcy lat. ES 14mm ? nic nie widać. Noktowizor p8079HP + filtr H-Alfa + reduktor 0.5X Bardzo ładnie widoczna w postaci wydłużonego łuku postrzępionego w wewnętrznej części i ostro zarysowanej po zewnętrznej. Podobna trochę do mgławicy ?Crescent? lub ?półksiężyc?. Pierwszy raz w życiu ją widziałem. Jest to absolutnie obiekt tego wieczoru. Jeszcze zrobiłem szkic. Niestety nie znalazłem żadnych informacji o wizualnych obserwacja w internecie. IC 405 mgławica Płonąca Gwiazda Wiem, że to obiekt zimowy, a jest Kwiecień, ale co mi tam. W P8079HP + filtr H-Alfa ? dobrze widoczna. Taka rozmyta plama wokół dwóch gwiazd. Nie da się określić jej granic, są rozmazane. NGC 2244 Rozeta W NT widoczna jako kołowata poświata wokół gromady otwartej. Był już bardzo nisko. Dużo lepiej była widoczna miesiąc wcześniej. Wtedy aż raziła po oczach. M 35 Zarówna w ES 14mm, jak i P8079HP bardzo ładnie widoczna. Duża, rozległa i jasna. Obok niej znajduje się NGC 2158. NGC 2158 8.6mag. W ES 14mm myślałem, że to mgławica. Takie mleczne kółko. Po sprawdzeniu okazało się, że to gromada otwarta, tylko nierozdzielona. Dość ciekawa. Nie sprawdzałem widoku w NT. Potem poszły w ruch klasyki: M36, M37, M38 i jeszcze raz spojrzałem na IC 405. Tylko przez sam okular ES, mgławica jest niewidoczna. To czas na inne klasyki: M48, piękna M67, mega rozległa M44 ? w całości mieści się dopiero w szukaczu. Czas na galaktyki! Teraz pora była zabrać się za wiosenne galaktyki. M 65, M 66 NGC 3628 Zacząłem standardowo od wielkiej trójki Lwa. Wszystkie mieszczą się ledwo w polu widzenia ES 14mm. Bardzo ładne trio. Są dość jasne i wyraźne. Inne trio M 105 9.2 mag. NGC 3384 9.9 mag. NGC 3389 11.9 mag. Też ładne i ciekawe. Pierwsze dwie są jasne i oczywiste, a NGC 3389 dużo słabsze, ale widoczne na wprost. Po prawej stronie widać taki sierp z gwiazd. Nagle zaczęły docierać do mnie dziwne hałasy? jakby ktoś chodził po dachu. Po dłuższym wsłuchiwaniu się okazało się, że to kuna próbuje dostać się do kurnika? Ale nic jej z tego nie wyszło, tylko mnie nastraszyła. Z drugiej strony ogródka biegały i miauczały koty. W końcu to wiosna więc musiały trochę poharcować. Dobra skoro już jesteśmy w temacie zwierząt to pora wrócić do Lwa. M 96 i M 95 Nie tak jasne, jak M65 i M 66. Ledwo zmieściły się na styku pola widzenia ES 14mm. NGC 3607 i NGC 3608 Obie dobrze widoczne, choć NGC 3607 jest jaśniejsza, z jaśniejszym jądrem i okrągła, a 3608 słabsza i wydłużona. Porównanie obrazów do noktowizora. Teraz wpadłem na pomysł, żeby po grasować po galaktykach NT. Użyłem P8079HP + dobson 12? + barlow X2, bez filtra. Dało to odpowiednik okulara o ogniskowej 13mm. M 65, M66 i NGC 3628 Cała trójka bardzo dobrze widoczna. Trochę jaśniejsza niż w ES 14. M 105, NGC 3384, NGC 3389 Dobrze widoczne, widok podobny jak w ES 14mm. M 96, M 95 ? też dobrze widoczne. NGC 3607 i NGC 3608 tutaj lepiej widoczne są niż w ES 14mm. NGC 3605 o jasności 12.3 mag. Też jest dobrze widoczna, ale mała. Nie widziałem jej w ES 14mm albo nie zwróciłem na nie uwagi. Galaktyka UGC 6296 14.5 mag. ? nie widziałem. Najsłabsza gwiazda, jaką zlokalizowałem miała jasność 14.5 mag. Przy niebie +5 mag. To zysk 9.5 mag. To już sporo. Użycie barlowa X3 bardzo pogorszyło widok galaktyk. Barlow X5 zabił je. Barlow X2 jest najlepszy na galaktyki. Na koniec gromada kulista M 3 Bardzo ładnie rozbita w P8079HP i barlowem X3 z barlowem X 5 jest większa i widać więcej gwiazd, ale obraz jest dużo ciemniejszy i zniknął zielony szum tła. Chyba najlepiej była widoczna z barlowem X2. Tutaj gwiazdy, aż kuły po oczach. Obraz był żywy i bardzo ładny. Podsumowanie Noktowizor ogólnie pozwala lepiej widzieć galaktyki, niż są one widoczne w tradycyjnym okularze. Są dużo jaśniejsze i bardziej oczywiste. Nie widać tutaj skrajnych ramion galaktyk tak dobrze, jak w ES 14mm. Przez okular galaktyki są rozmiarowo większe. Będę chciał jeszcze porównać obraz na słabych galaktykach 12 ? 14 mag. W tych średnich do 12 mag. Lepiej widoczne są w noktowizorze. Muszę zmienić swój pogląd odnośnie do bezużyteczności NT na galaktykach. Widać podobnie, ale i lepiej niż tradycyjnie w okularze. Jest już północ. Nogi tak mi zmarzły, że nie jestem w stanie zaobserwować choćby jeszcze jednego obiektu. Czas pójść, się zagrzać do domu. A rano znowu pobudka o 7:00 na Mszę Poniedziałku Wielkanocnego. Tylko żebym nie usnął na Mszy?. Dodatek. Skoro jesteśmy w temacie noktowizorów, to dodam jeszcze ciekawostkę. Dwa dniu temu zgłosił się do mnie znajomy, który ma dużą kolekcję noktowizorów. To prawdziwy pasjonat i o noktowizorach wie chyba wszystko. Wśród nich ma noktowizor trójkaskadowy oraz noktowizor lornetkowy o średnicy obiektywy 80mm, który jest mega przyjemny. Zakłada się taki hełm na głowę i można spokojnie oglądać się wkoło jak w okularach 3D. A jakbym, taki włożył do Newtona 12? ? Widoki mgławic w 3D! Jest też wiele innych egzemplarzy różnych generacji. Zaproponował mi, że może mi odsprzedać któryś ze swojej kolekcji i to za niewielkie pieniądze. Czytał mój blog i bardzo mu się spodobał. Jeszcze nie zdecydowałem, bo mam jeden NT, ale propozycja zwłaszcza tego lornetkowego jest bardzo kusząca. Wrzucam kilka zdjęć tych noktowizorów.
    6 punktów
  6. 05.04.2021 (godz. 22:20), Mosina (średni czas czytania relacji: 4~5 min) Rzadko kiedy udaje się odbyć dwie sesje obserwacyjne dzień po dniu, tym bardziej w momencie gdy nie przeszkadza Księżyc, a do tego przypada dzień wolny od obowiązków zawodowych. W zasadzie nawet nie przypuszczałem, że tego dnia wieczorem cokolwiek zobaczę - w ciągu dnia co chwilę jedna śnieżna zamieć goniła kolejną, do tego temperatura oscylowała w okolicach zera. Jednak tuż po zachodzie Słońca deszczowy front zaczął odpuszczać co potwierdzały dane z satelity. Z minuty na minutę było widać na niebie coraz więcej gwiazd, a jedynym minusem była arktyczna temperatura i silny wiatr, który stanowczo potęgował uczucie zimna. To jednak mnie nie zniechęciło. Doświadczenie podpowiadało, że po przejściu takiego frontu niebo może być krystaliczne czyste, a lekki przymrozek i wiatr mogły tu bardzo pomóc. Po kilku minutach byłem już na pobliskim stanowisku z lornetką 15x70. Dla przypomnienia - zazwyczaj obserwuję jakieś 200m od własnego ?podwórka?. Za plecami od strony północno-wschodniej znajduje się dość spore osiedle wraz z latarniami, jednak od strony południowo-zachodniej rozciągają się jedynie (jeszcze) pola uprawne. Według mapy SQM w tym miejscu to 20.50 mag./arc sec2. Tej nocy nieuzbrojonym okiem widziałem gwiazdy o jasności w okolicy 5 mag, także biorąc pod uwagę miasteczko zlokalizowane jakieś 20 km od Poznania to wynik naprawdę przyzwoity. Dane danymi, ale wieczorne niebo tego dnia było faktycznie nieskazitelnie czyste, a gwiazdy iskrzyły jedna obok drugiej niczym latarnie. Można było się poczuć przez chwilę jak w scenie z filmu science-fiction. Lista obserwacyjna była bardzo krótka - odwiedzić wiosenne konstelacje, maksymalnie kilka obiektów. Tak też zrobiłem, gdyż uczucie zimna doskwierało od samego początku - cała sesja trwała zaledwie godzinę. Zacząłem od M64 w Warkoczu Bereniki - galaktyka wyraźnie widoczna, podłużne delikatnie pojaśnienie. Potem odbiłem w prawo do M85 - tutaj również dostrzegalna jasna plamka, oczywiście o pobliskiej NGC 4394 mogłem tylko pomarzyć. Rys. 1. M64 widoczna w polu widzenia 4,4° - lornetka 15x70 - wizualizacja. Źródło: Opracowanie własne na podstawie aplikacji Stellarium. Potem skierowałem się do gwiazdozbioru Panny, aby zapolować na galaktykę M60. Zaliczona, pojaśnienie odcinające się od tła, chociaż już nie tak wyraźne. Obszar ten to wręcz skupisko ?emek?. Wędrowałem od jednego obiektu do drugiego, ale na dłużej zatrzymałem się przy M49 - światło tej galaktyki po prostu samo wpadało w pole widzenia lornetki. Z tego co można wyczytać jest to druga odkryta galaktyka spoza Grupy Lokalnej. Rys. 2. M49 widoczna w polu widzenia 4,4° - lornetka 15x70 - wizualizacja. Źródło: Opracowanie własne na podstawie aplikacji Stellarium. Na zakończenie zawitałem kolejny dzień z rzędu do M65 i M66 w konstelacji Lwa, a na dopełnienie całej sesji obserwacyjnej potwierdziłem widoczność (z dnia wcześniejszego) obiektu NGC 2903 - tym razem był jeszcze bardziej wyraźny co mnie ucieszyło. Rys. 3. NGC 2903 widoczna w polu widzenia 4,4° - lornetka 15x70 - wizualizacja. Źródło: Opracowanie własne na podstawie aplikacji Stellarium. Jak widać dobra lornetka 15x70 to znakomity sprzęt nie tylko do obserwacji wyraźnych i rozległych gromad otwartych, ale także przyzwoite narzędzie do delikatnych galaktyk w postaci mgiełek. Trzeba tutaj jednak pamiętać, że przy obserwacjach tego typu obiektów przez lornetkę nie chodzi o studiowanie struktury i detali, a jedynie o możliwość dostrzeżenia ich w szerokim, bogatym w gwiazdy polu widzenia. Na zakończenie pamiątkowa fotka wykonana telefonem z miejsca obserwacji z zachodzącym w tle Orionem : ) Do następnego razu! Pozdrawiam, Paweł : - )
    6 punktów
  7. Kolejny efekt uboczny łapania "czegoś innego", zalew Stradomia Wierzchnia, 30. marca
    6 punktów
  8. Moje niewyspanie nawarstwiało się już od kilku dni. W prawdzie to studenckie odespałam jeszcze w czwartek, ale potem przyszło drapanie pisanek w piątek do późna i w sobotę z rana święconka, co poskutkowało parugodzinną drzemką wieczorem, po której nie chciało mi się spać, więc dotrzymałam już do tej 6 rano, żeby obejrzeć rezurekcję. Następnie jeszcze atak alergii i wiercąca się na łóżku piętrowym siostra zadbały by sen z soboty na niedzielę trwał od godziny 9 do 12:50. Potem odwiedziny u rodziny, powrót koło 21 i pogodne niebo. Cóż mogłam zrobić? Przed północą wyszłam przed dom. Zerknęłam trochę gołym okiem, posnułam się odrobinę z APM 25x100 po Lwie, Pannie i okolicach, natrafiłam na kilka galaktycznych mgiełek, zahaczyłam o kilka klasyków jak Sombrero, M13, gromady Raka czy Hiady z pobliskim Marsem. Widok niektórych wywołał potrzebę odnotowania w notatniku paru więcej słów opisu ? o M13 wspomniałam, że wygląda jak ciapka postawiona miękkim pędzlem w jakimś programie graficznym, a o M44 i M67 zbiorczo i prosto: ?zachwycające?. Zaraz potem jednak rozbudowałam lekko ten przymiotnik dodając, że ta pierwsza nie mieściła się w polu widzenia i jej gwiazdy cechowało niezwykle wręcz trójwymiarowe rozmieszczenie, zaś drugą chwaląc za piękny kształt ? prezentowała się jako trójkątnawa drobnica usypana z gwiezdnego pyłu, okraszona ?wisienkami na torcie? w postaci jaśniejszych słońc. To chyba pierwszy raz, gdy uważniej przyjrzałam się tym dwóm obiektom w dużej lornetce. Nie zapomniałam także i o BGSZ 2.3x40 połykającej w pole widzenia całe gwiazdozbiory ? tu zwłaszcza Melotte 111 przypadła mi do gustu. Wiatr przybierał na sile obniżając temperaturę odczuwalną, w dodatku nieswojo wył pośród zabudowy wsi leżącej u podnóży najniższego pasma Beskidów. Jako człowiek obdarzony zerową zdolnością znoszenia temperatur poniżej 20*C (niegodną wręcz wnuczki Sybiraczki) zdecydowałam się zająć stanowisko w moim standardowym obserwacyjnym centrum dowodzenia ? kuchni. Na miejscu musiałam jeszcze odczekać ze zgaszeniem wszystkich świateł aż mama pójdzie spać i punktualnie o 1:00 rozsiadłam się wygodnie przy lornecie pod oknem. Arktur, Kapelusz Napoleona. NGC 5490A. Czy to możliwe, ze ją wypatrzyłam? Tak. Czy ją wypatrzyłam? Wydaje mi się że tak, ale pozostawię to do powtórzenia. Niewyspanie i jeszcze niepełne przystosowanie wzroku do ciemności sprawiły, że identyczne pytania zadałam sobie jeszcze przy kilku galaktykach Wolarza. Wyłamała się dopiero NGC 5701 leżąca już w granicach Panny? Moje zmęczenie ożywiły zaś NGC 5566 i 5560. Pojawiły się w zasadzie od niechcenia na peryferiach pola widzenia mych oczu i to w momencie, gdy akurat patrzyłam na coś innego ? dwie rozmyte, maleńkie plamki światła blisko siebie. O! A to ciekawe! Zaskoczyło mnie! Super! Jestem mega zachwycona! Takie słowa moglibyście usłyszeć, gdybyście byli Kiwim, który akurat wtedy drzemał na mojej walizce w salonie obok. NGC 5576 i 5574 podobnie wyskoczyły łatwo, i choć minimalnie mniej ochoczo od poprzedniczek, zarejestrowałam je na pewno. Zeskoczyłam troszkę niżej do Mini Sombrero. Uh, czuję, że jestem zmęczona. Okolice 110 Vir i M5, NGC 5846 - bardzo cacy ? ładna, wyraźna, zerkaniem wyskakuje obok chyba też NGC 5850. NGC 5831 chyba jednak nie, za to NGC 5838 momentami tak. I plamka w postaci NGC 5813. O, rozdzieliłam błękitną ?1904. I zaliczyłam porażkę w postaci NGC 5921 ? dostrzegłam niewielką gwiazdkę w miejscu gdzie powinna być, lub też tuż obok, ale to tylko gwiazdka. Zaraz jednak przesunęłam się odrobinę w dół, do majestatycznej M5. Tu nie trzeba było się niczego dopatrywać. A potem wykonałam skok do cudownej M4! Uwielbiam! Ognisty Antares tuż obok. Przypomina mi się odwzorowanie tego rejonu na jednym z moich obrazów ? oddaje dokładnie co czuję i widzę, gdy zaglądam lornetą w tę okolicę. Zaczynam sunąć przez wznoszącą się coraz wyżej Drogę Mleczną. M8 zachwyca, mimo że jest tuż nad górami ? migocące od seeingu gwiazdki dodają jej niesamowicie dużo uroku, zaś sama mgiełka mgławicy jest podzielona na części jak w widoku z Chorwacji, z tym że całość jest delikatniejsza. Laguna jest dla mnie czymś w rodzaju letniego odpowiednika M42 ? często wracam do niej w trakcie sesji obserwacyjnej, za każdym razem dumając z podziwem nad jej wyglądem. Niezależnie od instrumentów. Powtórzę się ? uwielbiam. Ohoho! Pomyślałam o M22 i udałam się z polem widzenia w miejsce gdzie powinna być, ale zobaczyłam tylko kilka gwiazdek w okolicy 24 i 25 Sgr, które właśnie zaczęły prześwitywać między drzewami porastającymi Ostry Wierch. Szybko zerknęłam do Interstellarum czy to na pewno ten rejon Strzelca, wróciłam do lornety, a tu M22 właśnie zaczęła wyłaniać się zza lasu! Piękna kulka prześwituje pomiędzy roślinnością, sunie majestatycznie, wznosząc się coraz wyżej. Wow! Kiedyś już wspominałam, że lubię oglądać gwiazdy szorujące tuż nad górami ? czy to w APM, czy w BGSZ, jest w tym coś magicznego, spotkanie dwóch światów, Ziemi z Niebem, bliskiego z dalekim. Kontrast. Kontekst. Kwintesencja lornetki. Piękna Droga Mleczna. Zwykle bardzo lubię wracać do M17, a przynajmniej odkąd mam APM, ale tym razem więcej mojej uwagi przykuły Obłok Gwiazd Strzelca i M11, a raczej ich otoczenie. Zwykle nie poświęcałam zbyt dużo uwagi ciemnym mgławicom ze swojego domu ? to niebo nie jest takie dobre ? ale tym razem jakoś tak mimowolnie te mroczne sylwetki gdzieś mi tam zamigotały i udało mi się dostrzec kilka ?znajomych twarzy?, z którymi mogłam zapoznać się w lepszych warunkach świetlnych. Wróciłam tuż nad horyzont zarysowany falistą linią przez Ostry Wierch, Przykraźń, Wapiennicę i Czuby, by znów spotkać odległe słońca wynurzające się zza ich wierzchołków, tym razem jednak z celem konkretniejszym, niż tylko podziwianie tego przedziwnego zestawienia. Otóż jeszcze zanim obejrzałam wschód M22 pomyślałam, ze chciałabym zobaczyć M6 nad górami. Wtedy była jeszcze pod horyzontem, ale teraz oto nastąpił moment chwały, bo właśnie nad lasem porastającym Przykraźń dostrzegłam kilka gwiazdek układających się w niezwykle charakterystyczny kształt. M6 rozpoznam wszędzie ? zaczytując się za młodu w jednej z książek niesamowicie zachwyciłam się tą gromadą, pięknym motylem. Jej zdjęcie tam zamieszczone mam wryte bardzo głęboko w świadomości, a wiążą się z nim piękne skojarzenia i wspomnienia z początków odkrywania tej pasji. Rozgadałam się, a tymczasem M6 delikatnie wyłaniała się zza odległych drzew. I co z tego, że na pierwszym planie przeszkadzały kable biegnące do pobliskiej latarni, one mnie w ogóle nie interesowały. Liczyłam się tylko ja, góry i motyl. Niebo na południowym wschodzie stawało się coraz bardziej rozświetlone przez czający się za pasmem Beskidów Księżyc, zaś to w kierunku wschodnim zmieniało barwę na coraz bardziej granatową na znak wznoszącego się ku początku dnia słońca. Już w zasadzie miałam iść spać, gdy coś mnie podkusiło, by jeszcze raz spojrzeć przez kuchenne okno. Pobiegłam ponownie po lornetę. Księżyc, jako największy z obserwacyjnych klasyków, postanowił właśnie wyłonić się zza gór. Majestatycznie piękny, srebrzysty rogal. ______________________________________________________________________ Po tych obserwacjach znowu nie odespałam, i jeszcze zamiast iść spać normalnie, stwierdziłam, że napiszę tę relację. I napisałam. I skończyłam o 4 nad ranem, więc wybaczcie, jeśli jest trochę mniej składna czy zjadliwa niż zwykle. ? Uh, teraz będę mogła nareszcie udać się w objęcia Morfeusza. Dobranoc.
    5 punktów
  9. Idealny sposób na zlot w Zatomiu - rano integracja, po południu sen i pobudka już po zmroku z idealnym przystosowaniem wzroku do ciemności. ? Pozwól Darek, że się odrobinę przyczepię od strony nazewnictwa, ale to dość częsty błąd - akomodacja oznacza dostosowanie wzroku do patrzenia na przedmioty położone w różnych odległościach, zaś adaptacja wzroku pozwala widzieć przy różnych poziomach oświetlenia i tutaj o niej właśnie rozmawiamy. ?
    3 punkty
  10. ? Wypoczynek będzie a pogoda to się zobaczy (ale pogoda ducha już jest ?).
    3 punkty
  11. Możesz jeszcze zrobić inny test. Powieś lornetkę na statywie, skieruj na jakąś gwiazdę, nie za jasną nie za ciemną. Ustaw ostrość, a następnie powoli odsuwaj oczy od okularów ale patrząc na gwiazdę. W pewnej odległości pomrugaj oczami, jeśli gwiazda się rozejdzie na dwie w poziomie to masz brak kolimacji poziomej, jeśli w pionie to pionowej, a jeśli się nie rozejdzie to jest skolimowana poprawnie. Od pionowej może boleć głowa. Mam jedną tak rozkolimowaną i jest bardzo duży dyskomfort patrzenia. A koledze sprawdzałem już prawie rok temu jego DO Skyguide 15x70 i była lekko rozkolimowana w poziomie, ale to mi zupełnie nie psuło obrazu ani komfortu obserwacji, wręcz byłem zachwycony piękną M27.
    2 punkty
  12. 1. No cóż Twoja strata ? 2. Tak, to jest fantastyczne wrażenie, gdy w innych częściach nieba męczysz się żeby znaleźć jakiś kłaczek, a tutaj, męczysz się, żeby nie znaleźć ?
    2 punkty
  13. To zależy. Trochę mnie zbiła z tropu ? Kilka dni temu, w pierwszej chwili, byłem przekonany, że to jeden z kilku znanych i jasnych obiektów, i niemal w pierwszej kolejności spojrzałem na zdjęcie tej mgławicy. Jednak przy pobieżnym przeglądzie minąłem się o mały włos z tym fragmentem. Przegląd kilku kolejnych mgławic oczywiście nic mi nie dał. Dziś znów na chwile przysiadłem do zagadki. Przejrzałem kilka obiektów i myślę: kurde, przecież to musi być coś w rodzaju Serca i Duszy. No więc wróciłem do mgławicy Duszy i tym razem bingo! Więc odpowiadam: IC 1848.
    2 punkty
  14. Najwyższy w grupie ,bierze mniejszego na barana i ogień ????.... Świetna relacja ,a jeta ,w M 87 to w takim kolosie,to na lajcie ,tylko nie bójcie się powiększeń,bo tam min trzeba od 500x zacząć. Zresztą to tak jak 300x w mojej 14" , czyli standard do obserwacji 95% wszystkich galaktyk.
    2 punkty
  15. Podepnę się pod pytanie midimariusza - tylko ja bym reflektował kamizelkę z kieszeniami na pierdoły i kapturem. Coś w stylu tych robionych kiedyś przez dark sky apparel: https://astromart.com/classifieds/astromart-classifieds/misc-other-astronomy/show/pendingdark-skies-apparel-hooded-observing-vest Pewnie zebrałoby się parę osób chętnych.
    2 punkty
  16. Ostatnio myślę o powrocie do wizuala...
    2 punkty
  17. Jeszcze trochę pamiątek z wieczoru do kompletu. Pierwsze dwa Canon 6D robione przez kolegę. Kolejne komórka z rąsi ?
    2 punkty
  18. Dobrze opakowany i zabezpieczony sprzęt astronomiczny to podstawa , więc kiedyś na własne potrzeby zrobiłem pokrowiec i torbę na teleskop oraz torbę wyjazdową na mobilny sprzęt astrofoto. Dziś tak sobie wymyśliłem ,że byłbym w stanie takie różne indywidualne projekty wykonać. Na razie to takie trochę badanie czy byłoby zainteresowanie takimi różnymi indywidualnymi zamówieniami. W zasadzie w kwestii kształtów i rozmiarów i nie ma większych problemów. Przykładowo to co dla siebie wykonywałem wygląda tak np torba na mobilny sprzęt astrofoto Star Aventurer, statyw , aparat , akumulator w jednej torbie którą można nawet założyć jak plecak torby na newtona 12", konkretnie Pablitusa pokrowiec na Syntę 12
    1 punkt
  19. Najwyższy czas ,przekuć słowa w czyn. NGC 4051, to galaktyka spiralna z poprzeczką i aktywnym jądrem, sklasyfikowana jako galaktyka Seyferta typ I .Należy do najczęściej badanych galaktyk. Dlaczego akurat ten obiekt ? Ano dlatego że jest jasny ,i ma dosyć wyraźną strukturę spiralną. Galaktyka znajduje się w gwiazdozbiorze Wielkiej Niedźwiedzicy, ma jasność wizualną 10.0mag. i rozmiary kątowe-5,2' × 3,9' Star hopping ,zaczynamy od jasnej gwiazdy 63 Ursae i kierujemy się w stronę 65 Ursae. Prawie na linii tych gwiazd, pokonując taki sam dystans od 65 Ursae, znajdziemy NGC 4051 Galaktyka jest na tyle jasna że powinna być widoczna w średniej lornetce, może nawet w 20x60,warunkiem jest dobre niebo (SQM przynajmniej 21mag/arc2), problemem może być nieduża wielkość obiektu. 6" teleskop pokaże już wyraźne punktowe jądro, otoczone delikatną mgiełką. Dużym plusem jest gwiazda 11mag."przylepiona" do dysku, na której ustawimy dokładnie ostrość. Prawdopodobnie ślady struktury spiralnej, wy zerkamy 8" zwierciadłem, raczej samych ramion nie zobaczymy(chociaż??)ale charakterystyczne S-owate" zwichrowanie" .Galaktykę obserwowałem w kwietniu 2000r.(szkic) newtonem UHC 235mm f/4.9 .Niestety, nie robiłem wtedy notatek przy szkicu. W 14" ,widać charakterystyczne punktowe ,gwiazdopodobne jądro, dominujące w dysku . układającym się w literę "S". Poprzeczki nie widać(nawet na zdjęciach ciężko ją wypatrzeć) Nikon NAW 5mm(300x) pokazał zerkaniem, zarys ramion, zwłaszcza ,jedno obok jądra i drugie skierowane w stronę jasnej gwiazdy. Ale dopiero ,zastosowanie okularu" chirurgicznego"(Fujiyama HD ortho 5mm),wyciągnęło piękny detal(szkic),w postaci ramion i pojaśnień w nich. Noc była kryształ(arktyczne powietrze) gwiazdy do 6.5mag w zenicie. Pamiętaj żeby, przed obserwacją poświęcić 90minut( ok 45 min rozszerza się źrenica, drugie tyle trwają procesy chemiczne ,zapewniające max. czułość ) na całkowitą adaptacje oka . Ze względu na rozmiary obiektu ,zalecam zastosowanie okularów o min.śr.wyjściowej 1,7mm -1,2mm. Spróbuj i daj znać ,jak poszło!
    1 punkt
  20. Od wczoraj chodzi mi po głowie jak to właściwie jest. Załóżmy, że idę spać. W środku nocy budzę się bez zapalania światła. Mam wtedy od razu pełną adaptację wzroku do ciemności, czy proces przystosowania dopiero się rozpoczyna ?
    1 punkt
  21. Cześć, dopiero zaczynam zabawę oraz przygodę z astronomią. Z opinii innych, wynika, że na początek lepiej sprawić sobie lornete niż teleskop. Mniej, więcej wiem co widzę niebie oraz potrafię wyjaśnić sporo zjawisk, nie mniej jednak mam problem z doborem odpowiedniego sprzętu na początek, Jakie "wymiary" lornetki polecacie na start? Może macie jakieś propozycje odnośnie konkretnej lornety? Dodam, że byłbym miło zaskoczony jak lornetka umożliwiła by mi głębsze spojrzenie niż tylko na obiekty "powierzchowne". Z góry dzięki za odpowiedź ?
    1 punkt
  22. Otóż to! tak czułem, że to nie to słowo. Nawet sprawdzałem w "guglu" przed napisaniem, ale musiałem trafić na błędny opis bo tam też było o akomodacji ? U mnie trochę ciężko z tym, od kiedy są dzieci to zawsze na korytarzu pali się jowiszowa lampka. Żaróweczka tylko 1,5W , ale wystarczy by mroku nie było w żadnym pokoju (poza astropokojem :) ).
    1 punkt
  23. Czyli najlepiej to jechać na miejscówkę, rozstawić sprzęt i się zdrzemnąć przynajmniej godzinkę i w ten sposób wypoczętym przystąpić do obserwacji...
    1 punkt
  24. Udanego wypoczynku i dobrej pogody! ?
    1 punkt
  25. Virus jak zwykle pierwszy w Zatomiu.?? Szkoda chłopaki, że tym razem nie dojadę ale sercem jestem z Wami. Życzę udanej zabawy i pogodnego nieba.
    1 punkt
  26. Dzięki. No więc to jest tak, że na razie nie, Marcin rozważa taką możliwość. Przywiózł nawet telrada, ale nie montowaliśmy. Jest koncepcja umieszczenia czegoś na środku kratownicy. Na razie u góry jest szukacz 80mm, ale wspierany czerwonym laserem. Świetny patent z tym czerwonym. Nie psuje adaptacji jak zielony, a patrząc w linii światła widzisz miejsce gdzie celuje teleskop.
    1 punkt
  27. Dzięki! Ja za to czasami mam chęć na APM 25x100. Chodzi mi po głowie od 2 lat, ale zawsze jakoś rezygnuję z zakupu - boję się, że po kupnie pozbędę się 15x70 (bo 3 lornetki to już za dużo o czym się przekonałem) ? Dorzucam jeszcze wizualizacje opisanych wyżej obiektów w wersji białej. Forum przeglądam w wersji "dark mode", ale może komuś bardziej podpasuje wersja "szkicy" w odwróconych kolorach. W końcu co monitor/urządzenie to inne odwzorowanie skali szarości, a z białym nie ma takiego problem. ps. po kliknięciu w grafikę widać więcej detalu.
    1 punkt
  28. O, to pewnie te obserwacje, o których mi SMSa wysłałeś, a na którego zapomniałam odpisać, bo dotarł w trakcie mojej sobotniej drzemki. ? No ale i tak bym nie mogła się wybrać, bo byłam odwiedzić dziadków - czyli standard moje zgranie z Waszym. Ale dalej mam nadzieję, że kiedyś się uda. ? A co do samej relacji, ciekawie tak poczytać wrażenie z 24-calowego kolosa! Najbardziej zachwycił mnie chyba fragment o Łańcuchu Markariana, i aż przypomniał mi, jak na wiosennym zlocie w Zatomiu w 2019 r. obserwowaliśmy przez 20" kobyłę i w pewnym momencie po wycelowaniu nią w losową część nieba w okularze pokazało się kilka niewielkich galaktyczek, tak o, po prostu. ?
    1 punkt
  29. Bardzo śmieszne... Gdyby nie liczyć Marsa, którego widziałem 23 września, ostatni raz obserwowałem DS-y przez teleskop rok temu ? w marcu. I oto dziś wreszcie się zdecydowałem, wreszcie ta noc czy też może wieczór, kiedy wynoszę w końcu teleskop, uczę się na pamięć położenia nowych galaktyk, adaptuję wzrok jakieś pół godziny; to w sieni, to błądząc po podwórku, to w starej oborze, to znów w sieni i właściwie to jestem trochę podjarany. W końcu podchodzę do teleskopu i łapię pierwszy cel - galaktykę Holmberg II. No jest. Od razu. Widać jakieś mgliste coś. Po kilku minutach jakby trochę lepiej, ale w końcu odrywam głowę od teleskopu i patrzę w to miejsce na niebie. I nie wierzę. Chmury. Chmury tylko tam. No to czekam, bo przecież miało być czysto całą noc, zaraz przejdzie, widzę jak kłąb przesuwa się leniwie w prawo, na wschód. Obserwuję go przez chwilę, a potem patrzę w okular, koryguję - jest Holmberg. Patrzę na niebo i nie wierzę. Idzie jakaś smuga. Od zachodu nadciąga całun chmur i przesuwa się, i już po chwili zasnuwa niemal całe niebo. Tylko kilkanaście gwiazd się ostaje. Dziękuje bardzo, mówię. Dziękuję bardzo. Do widzenia. Teleskop jeszcze tam stoi, na podwórku. Ale jak go schowam, chyba znów nie wyniosę go przez kolejny rok. Notatka z dnia 04/04/21 około godziny 23 napisana na forumastronomicznym.pl i skasowana tuż przed wysłaniem z powodu przypływu nadziei. * * * No bo jak to? Przecież sat24 pokazuje czyste niebo w całej Polsce. Przecież kłąb chmur wiszący nad Lubelszczyzną musi w końcu sobie pójść. O, widzę jak przechodzi, przesuwa się w prawo, więc na dworze pewnie zaraz się odsłoni. Ale coś każe mi schować teleskop. Sfrustrowane ego? Mówię: nie. Nie po to w końcu go wyniosłem, aby go schować, aby zastraszyła mnie byle chmurka. Wychodzę na dwór. Pół nieba czyste. Dobra, toż nie schowam. Ego, czy cokolwiek tam, pocałuj się tam, gdzie sobie chcesz. Wracam, przelatuję jeszcze raz na szybko miejsca w stellarium, gdzie są moje cele i idę do sieni. Przykucam. Jest ciemno. Tylko z głębi domu sączy się słabe światło przez pasy w drzwiach i z zewnątrz, od podwórka, przez małą szybkę. Nasuwam czapkę na oczy i oddaję się rozmyślaniom. Tym razem tylko jakieś 15 minut i wychodzę. Holmberg II jest lepszy. Widać więcej światła galaktyki, które rozlewa się teraz nieco dalej na zachód od miejsca, w którym świeci najmocniej, czyli w pobliżu trójkącika z gwiazd, gdzie jest słońce 11,85mag. Odrobinę światła pochodzenia galaktycznego zdaje się być także przy innej gwiazdce 11.75 wielkości. Przemieszczam się do NGC 2366. Jest, ale niemal od razu zmieniam z 25mm na 14mm. Dość słaba, chyba podłużna. Na tle smugi widzę jakiś gwiazdopodobny punkt, ale nie wiem czy to gwiazda, więc zapamiętuję lokalizację. Potem dowiem się, że to region HII, swoją drogą bardzo jasny. Leżącej tuż obok NGC 2363 nie widzę. Następnie namierzam NGC 2403. Jest bardzo jasna. Galaktykę okupują dwie jaśniejsze gwiazdy po przeciwnych stronach. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że widzę jakieś nieregularności. Zmieniam na 107 razy. Bliżej centrum świeci kolejna, słabsza gwiazda, a obok niej widać kłąb światła ? później sprawdzę, że to centrum galaktyki. Przy dolnej gwiazdce kolejna odrobinę po prawej. Jest tu na tyle jasno, że wkładam okular Es 4,7mm. Niby wszystko mocno przygasa, jednak słabe gwiazdy i samo centrum wyróżniają się jeszcze mocniej na tle reszty. Potem dostrzegam jeszcze jedno miejsce, które okazało się być obszarem HII. Znajduje się na lewo od dolnej z gwiazd. Przesuwam lekko w bok chcąc namierzyć trzy jasne gwiazdy w linii, moją drogę do galaktyk PGC 21258 oraz PGC 21257*. Poniżej, dla urozmaicenia, wrzucam oryginalny, nieprzerabiany zapis z dyktafonu. Dobra, lecimy (pociągnięcie nosem) do tych PG-ców, gdzie one są...kurde, to od tej galaktyki miało odchodzić? Czy nie od tej? No od tej. No to gdzie to miało odchodzić? To chyba te trzy gwiazdy. No, nie wiem czy to będzie takie łatwe...Ha! Galaktyka PGC ta co jest gwiazda i skręca, świeci z palcem w d...e! No a co to jest? No to musi być to. Zaraz ustalimy jeszcze. Przy tej PGC przytulona jest gwiazdka, nieco dalej, w stronę tych trzech jasnych jest jeszcze jedna gwiazda. Słaba. Natomiast jeśli chodzi o drugą PGC, co naprzeciwko po prostej leci, no... to...nie widzę nic tu... chyba. No jeśli to jest ten...No mamy tak: trzy jasne gwiazdy, ostatnia trochę bardziej dalej. Potem skręcamy. Jest jedna ? a tu się rozchodzą na boki tutaj, po dwie ? potem jest druga, której towarzyszy wcześniej gwiazdka, tak, parka to jest właściwie, ale...no druga jest. No i skręcamy, w lewo, no i mamy galak...galaktykę. Przylega do niej gwiazdka. Tu trochę wcześniej jest też jakaś gwiazda, między (pociągnięcie nosem) tą drugą ostatnią a galaktyką, troszkę bliżej galaktyki. Natomiast po prostej...ja tam nic nie widzę, widzę gwiazdę jakąś, ale to chyba gwiazdka. No wydaje mi się, że...no jest coś tam. Po prostej. Ale... mi się wydaje, że to gwiazda (odległe szczekanie psa). Chociaż tej gwiazdce coś tam towarzyszy. Jest tak: jest PGC, której, do której przytulona jest gwiazdka, idziemy teraz...i tak, i potem jest...te dwa miejsca. Po lewej mamy gwiazdkę, po prawej mamy...tą gwiazdę, która jest w miejscu drugiej PGC tak jakby. I to jest taki trójkąt. Ale, do tego trójkąta, zaraz tu w miejsce, gdzie PGC miało być drugie...coś tam...świeci. W kierunku... parki takiej tam dalej. Tak. Czyli w miejscu tej drugiej PGC, tej słabszej, jest dwa punkty. Pomiędzy gwiazdką a parką. Wzdłuż... tej linii całej. No, znaczy wzdłuż, no tak, niekoniecznie idealnie. Powiedziałbym, że...ten drugi punkt, bliżej parki, to jest jakiś...jakiś podejrzany, nie do końca osamotniony, nie do końca pojedynczy. Albo jest mgiełka...albo jakieś dwie gwiazdki. No...to chyba będzie to, k...a. Dobra (westchnąłem). Wracamy. Teraz jedziemy gdzie? (szamotanina, zmieniam okulary) Teraz jedziemy...do...Polarnej, tak? Mieliśmy Holmberg, mieliśmy podłużną, NGC 2366 czy coś takiego, mieliśmy...jasną i dwa PG-ce i teraz jedziemy...do Polarnej...Polarna, potem...(trzeszczenie teleskopu) jedna z tych trzech jasnych...(celuję cały czas szukaczem), potem... jedziemy do pary...i tu powinniśmy...powinniśmy mieć tutaj galaktykę. No i jest. Mamy galaktykę. Mam galaktykę NGC 2655. Okrągła, jasne, niemal gwiazdowe jądro. Otacza je słabsza otoczka, napuszone jak dmuchawiec halo. Obok łapię NGC 2715. Jest wyraźna, jakby lekko podłużna, zgrubiona, może nieco jaśniejsza w centrum. Wracam poprzez NGC 2655, mijam ją i po przeciwnej stronie, za dwoma gwiazdkami, odnajduję NGC 2591. Galaktyka jest cienka, bardziej z rodziny igieł. Potem namierzam miejsce, gdzie ma być PGC 25371, ale niczego tam nie ma. Tymczasem dostrzegam drugą, którą także zaplanowałem, to jest PGC 25427, i która okazuje się być całkiem oczywista. Towarzyszy jej gwiazda. PGC jest małym kłębkiem światła niemal przyklejonym do gwiazdki. Widać ją nawet w 60-krotnym powiększeniu. Wracam do PGC 25371 i coś mi się pojawia, chyba kawałek dalej niż sądziłem, ale może mi się wydawało, że ma być bliżej trzech gwiazd. Biorę kilka głębokich wdechów. Może ja w złe miejsce patrzę - mówię - chyba nie. Usłyszałem kota. - Ci, ci, ci ? wołam ? ci, ci, ci, ci. Coś ciemnego biegnie w mroku. Tymczasem namierzam NGC 2985. Świeci jasno. Towarzyszy jej gwiazda. Następnie przesuwam dalej i łapię NGC 3027. Jest dość słaba, lecz widoczna pewnie. Przesuwam jeszcze dalej i odnajduję parkę galaktyk NGC 3065 i NGC 3066. Są widoczne bardzo łatwo i wyraźnie. Wkładam Es 14mm. Uznaję, że NGC 3065 wydaje się być ciut jaśniejsza. Zamiauczał kot. Mam kilka kotów, ale poznaje charakterystyczny piszczący głos Wiewiórki, długowłosej kocicy. Wracam w większej skali do NGC 3027. Słaba chmura, jak opar. - No dobra ? mówię ? To mamy wszystkie cele. Oprócz tego niepewnego, tak? No dobra. Co proponujem? Relaks? Kot. - Ci ci ci ci ci ci ci ci ci ci ci ci ci ci ci ci ci ci ci ci ci ci ci! Celuję w końcu w galaktykę M81. Jest potężna. Mam wrażenie, że nie jest to jedynie owalna plama jasnego światła, ale ma pewien gradient. Wydaje mi się, że naprzeciwko ciasnej parki gwiazd widzę leciutki zarys ramienia. Obok piękna M82. Spoglądam na Herkulesa. M13 świeci bardzo jasno gołym okiem. Odnajduję w zenicie M51. Ramiona cudnie świecą zawinięte jak wąż ogrodowy. Potem celuję w M13. Tym razem jest to najbardziej widowiskowy obiekt tych obserwacji. Gapię się chwilę na ten obraz i kończę z uczuciem, że mróz, wgryzający się w moje dłonie i tak nie pozwoliłby na zobaczenie ani jednego obiektu więcej. * W nagraniu najpierw wspominam o łatwej PGC 21258, natomiast później pojawia się znacznie trudniejsza PGC 21257.
    1 punkt
  30. Myślę, że wiele osób na Forum miewa podobnie, w moim przypadku to jeszcze zwykle te relacje, których nie chciałam wstawiać, zdobywały największe uznanie. ? Myślę, że mimo wszystko zawsze warto podzielić się swoimi opisami, bo jest to wkład w rozwój Forum i wizuala, a nie zawsze musi być to wylistowanie obiektów - emocje też są ważne, gdyby ich nie było, cóż by to była za pasja? Samo wyzerkanie słabej galaktyki to nie wszystko, ważny jest sposób, w jaki to przeżywamy, nasza osobista relacja z kosmosem w tamtym momencie. Po latach chyba bardziej niż sam widok w okularze (okularach) pamięta się raczej otoczkę emocjonalną towarzyszącą widokowi konkretnego obiektu. Uważam, że nie powinniśmy wyzbywać się tych emocji, bo jak ktoś to kiedyś powiedział, to one czynią nas ludźmi. ? Ps Relacja, w której płakałam ze wzruszenia na widok omikron i omega Cygni, była moją najbardziej poczytną. Miałam pisać, że dopóki długością swojego teksu nie pobijesz mojego "O tym co zobaczyłam w Chorwacji", to będą to dla mnie krótkie relacje, ale sprawdziłam i jednak "Po północy" jest trochę dłuższe. ? I proszę mi tu nie obrażać "Po północy" - razem ze Stężnicką nocą cudów Marka to chyba najpiękniejsze relacje, jakie kiedykolwiek czytałam i piszę to bez cienia przesady. Jeśli ktoś z czytających te słowa jeszcze nie widział tej relacji, proszę kliknąć TUTAJ i przeczytać - WARTO!
    1 punkt
  31. Fajny opis, fajne szkice-nieszkice, dobrze oddają to, co udaje się wyłapać. Zdecydowanie tak. Ostatnio zaczynam tęsknić za dobrą, poczciwą 15x70 z jej sporymi możliwościami i sporym, ponadczterostopniowym polem. Kto wie, może mi jeszcze odbije i sobie ją znów kupię...
    1 punkt
  32. Poprawka w kodzie. Dodanie linijki GPIO.wait_for_edge(reset_shutdown_pin, GPIO.FALLING). Bez tego główna pętla wykonuje się cały czas i obciąża niepotrzebnie procesor. Po dodaniu linijki wykonanie programu jest zawieszane do czasu naciśnięcia przycisku. Nie mogę zmienić pliku w pierwszym poście, więc wrzucam do tej odpowiedzi shutdown_Pi_led.py Setup rozkładam i składam za każdym razem. Są różne sytuacje np. Jak późno w nocy zbieram "graty", aby jechać z działki do domu zdarza się, że z rozpędu wyłączę laptopa i znowu muszę go uruchamiać, podłączać wifi itd. Jestem już przy teleskopie, aby go zdjąć z montażu, a okazuje się że Rpi jest nie zamknięte, więc musiałem lecieć do domku do laptopa itp. itd. Poza tym wyłącznik przydaje mi się jak coś testuję w domu. Też mam podobną apkę na telefon, ale jak zmarzną mi palce to prościej nacisnąć przycisk niż pisać na ekranie dotykowym telefonu.
    1 punkt
  33. O to to. Byłbym chętny na taką kamizelkę. Tu też widziałem taką: http://www.faintfuzzies.com/ObservingAids.html Fajnie jakby była odpowiednio większa, żeby można ją było założyć na kurtkę.
    1 punkt
  34. Dobrze też jest popatrzeć,przez moskitierę, działa jak maska bathinova, ładnie się spajki w krzyż układają ?
    1 punkt
  35. Też mi się zdarza obserwować przez okno - szczególnie zimą ? Akurat mam widoczny dość spory fragment południowego nieba, także kiedy późnym wieczorem przed spaniem zauważę czyste niebo wyciągam na chwilę lornetkę i spoglądam na M42 ?
    1 punkt
  36. Jakimś wyjściem jest też wstawienie szkła ED w ramy okna kuchennego ?
    1 punkt
  37. Bardzo fajna relacja. Bardzo dobrze się czyta i świetnie zobrazowana.
    1 punkt
  38. Takich "profanów" obserwujących przez zamknięte okno jest na pewno więcej... W związku z robotą bywam w kraju, w którym od miesięcy jest "pandemiczna" godzina policyjna pomiędzy 19-tą a 6-tą rano, więc nie ma mowy, żeby gdzieś podjechać na obserwacje. Zostaje tylko lornetka przez okno, choć niebo słabiutkie, więc najlepiej wychodzi Księżyc. Paradoksalnie obrazy są gorsze przy otwartym oknie przez prądy cieplne napędzane różnicą temperatur.
    1 punkt
  39. 1 punkt
  40. Relacja super, fajny styl i lekko się czytało ? W ogóle to jakiś wysyp relacji w ciągu ostatnich kilku dni - bardzo fajnie! Z tego co widzę to tylko na FA jest taka jakość "notatek". Pozostałe fora kwiczą w tej materii ?
    1 punkt
  41. Na początku Marca miałem trzy obserwacje. Trochę spóźnione, ale napiszę kilka zdań o moich marcowych celach. Warunki były takie sobie, powiedzmy średnie. Zasięg +5 mag. Wokoło lampy sodowe. Niebo pojaśnione. Mój sprzęt: kamera Samsung SCB-2000, noktowizor P8079HP, dobson 12?, ES 14mm, ES 30mm, filtr H-Alfa 10um, filtry 2 X UHC Svbony 1.25?, filtr Orion UB 2?, filtr Lumicon OIII, lorneta TS 25X100, luneta SW 80/400, obiektyw 50mm/F1.7, obiektyw 135mm/F3.5. M42 Głównym celem moich obserwacji była znana mgławica M42. Tylko na jednej z sesji poświęciłem godzinę czasu, aby obserwować ją przez różne sprzęty. Nie będę tutaj zbytnio się rozpisywał, co to jest, bo zapewne każdy ją widział. Spróbuję uporządkować wnioski. Każdy ze sprzętów zaprezentował mój główny cel w trochę inny sposób. Lorneta 25×100 zaprezentowała najbardziej przestrzenny obraz M42. Wygląda iście trójwymiarowo. Efektu jeszcze większej mgławicy dodały dwa filtry UHC Svbony. Pozwoliły one jeszcze lepiej podziwiać obszary, które bez filtrów nie były widoczne, lub tak oczywiste. Widok, jeśli chodzi o estetykę jest mega przyjemny. Sky Watcher 12? z ES 30mm i filtrem O UB 2? zapewnił największy widok mgławicy, jest ona rozmiarowo najlepiej widoczna, a bez filtra widok wprost fotograficzny. Można tutaj podziwiać różne jej fragmenty. Noktowizor P8079HP wyposażony w filtr H-Alfa 10um pozwala najlepiej dostrzec różne struktury M42. Widać wyraźnie zróżnicowanie między jaśniejszymi, a ciemniejszymi fragmentami. Widać jak przebiegają poszczególne struktury, jak wiją się ?nitki? mgławicy. Nie da się tego zaobserwować jej tak w tradycyjny sposób wizualny. Bez filtra H-Alfa już nie widać tak dobrze struktury. Rozmiarowo w noktowizorze wydaje się dwa razy mniejsza niż optycznie. Jednak wymaga, ona jeszcze więcej czasu na dogłębniejsze przestudiowanie. Pozostałe obiekty M 78 Był kolejnym obiektem, nad którym spędziłem pół godziny. Bardzo ładnie widoczna w dobsonie 12? + ES 14mm, ale spróbowałem ją wyłapać w noktowizorze. Tu też widać ją jako słabą owalną poświatę, z nieostrymi granicami. W sumie NT niewiele tutaj wniósł. Nie widać żadnych szczegółów żadnych sprzętem. Ot taka szara plama. Mgławica Płomień NGC 2024 Bardzo ładnie widoczna w 12? + ES 30mm z filtrem mgławicowym. Jeszcze lepiej widoczna w noktowizorze P8079HP z filtrem H-Alfa. Jest ona dość jasna i bardzo wyraźna z charakterystycznym wcięciem przez środek. Widoczna także z obiektywem 135mm. IC 434 Bardzo dobrze widoczna w P8079HP + H-Alfa. W zasadzie widoczna w całości jak na zdjęciach, łącznie z ciemną mgławicą B33 zarówno z dobsonem 12?, jak i obiektywem 135mm. NGC 1981 To dość luźna gromada otwarta. Łatwy obiekt zarówno dla 12? + ES 30mm, jak i lornety 25×100. IC 2118 mgławica Głowa Wiedźmy Wiele razy pochodziłem do niej Niestety niewidoczna żadnym sprzętem. Potem poszły dość łatwe klasyki jak M 41, M46 łącznie z NGC 2439, M 47, M 48. IC 2177 Mewa. Potem przejechał się luźno po niebie noktowizorem z obiektywem P8079HP. Dostrzegłem słabą poświatę nad Syriuszem. Zaintrygowało mnie to, bo nic wcześniej nie widziałem w tym miejscu. Po sprawdzeniu na mapie okazało się, że to mgławica IC 2177 mewa. Dla pewności wsadziłem NT do 12? i okazała się w pełnej okazałości! Wyraźnie widoczny kształt mewy, tak jak na zdjęciach. To moja pierwsza obserwacje tego obiektu. Jestem bardzo z niej zadowolony. Była to dla mnie niespodzianka. NGC 2244 i NGC 2238 Skoro miałem już zamocowany w wyciągu noktowizor to pojechałem z nim dalej. Mgławica Róża NGC 2238 okazała się idealnym obiektem pod filtr H-Alfa. Bardzo ładnie widoczna i w całości zarówno w teleskopów 12?, jak i obiektywie 135mm. Często lubię do niej wracać. Charakterystyczna gromada otwarta zatopiona w kolistej chmurze gazów. Wyglądała także dobrze z 12? +ES 30mm + filtr Orion UB. W P8079HP lepiej widoczna struktura mgławicy. NGC 1499 Kalifornia Bardzo ładnie widoczna w NT + 135mm + H-Alfa. Jak na zdjęciach. Dobson 12? okazał się za duży i nie mieści się w całości. IC 1805 IC 1848 Przy okazji zajrzałem do obu mgławic ?Serca i Dusza?. Obie ładnie widoczne w szerokim polu NT + 135mm. Lubię do nich wracać. Nie mogłem się oprzeć, alby zajrzeć jeszcze do Plejad M 45 i gromady podwójnej h i chi Per. Bardzo ładnie widoczne we wszystkim, a zwłaszcza lornecie 25X100. Nic nie pobije widoku tych gromad z lornety. M 1 Krab Widoczna we wszystkich sprzętach, Ale w żadnym nie widać tak dobrze, jak na fotografiach. Nie widać charakterystycznych ?frędzli?. Sam kształt mgławicy jest dość dobrze zaznaczony. Vesta Oczywiście nie mogło zabraknąć słynnej planetoidy, Akurat była w opozycji. Bardzo jasna i dobrze widoczna. Sesja była jak najbardziej udana. Tylko niebo miałem kiepskie.
    1 punkt
  42. Irku, deprecjonujesz liczby, ale tylko niektóre. Popatrz na swoją stopkę. Teleskop opisałeś dwiema liczbami. Czemu? Bo je dobrze rozumiesz i nie doszukujesz się tu magii. Nie uznałeś za stosowne zamieszczać długiego opisu walorów swojego Newtona, bo w liczbach jest zakodowanych bardzo dużo informacji. A przecież każdy człowiek patrząc przez tą tubę zobaczy odrobinę coś innego. Dlaczego do filtrów podchodzisz inaczej i "filtrowym cyferkom" tak nie ufasz? Może to efekt braku oswojenia się z nimi?
    1 punkt
  43. Jeśli z pomiaru wychodzi, że jeden filtr puszcza 95% OIII, a drugi 85%, to co tu jest do interpretowania? Albo też jeden ma szerokość pasma 50 nm, a drugi 25 nm. Każdy powinien sobie z takimi danymi poradzić i moim zdanie są one nie mniej wartościowe niż subiektywne opisy własnych odczuć. Myślę, że powodem do nieufności wobec wyników pomiarów jest głównie niemożność osobistego ich powtórzenia przez większość astrospołeczności, podczas gdy wrażenia i odczucia każdy może sobie samodzielnie generować.
    1 punkt
  44. 90% galaktyk ma indeks , barwy żółty powyżej 0,5, ale z doświadczenia ,wiem że filtr żółty to realnie jak indeks jest powyżej 0,9, czyli E i SO, w spiralnych ,zwłaszcza w aperturze poniżej 12" filtr żółty gubi szczegół,( ramiona itp) Odnośnie jasność powierzchniowej ,coś skrobne , wieczorem, jak to działa w wizualu...
    1 punkt
  45. Dawno już nie wrzucałem tutaj swoich relacji. No i przyszła w końcu pora. Oto kilka zdjęć z dwóch obserwacji 11 i 13 Marca 2021. Wszystkie zdjęcia były wykonane smartphone Samsung J5 2017 o dość kiepskim aparacie. Komórka była trzymana ręcznie przy okularze bez żadnego uchwytu stąd możliwe poruszenia gwiazd. Postanowiłem dwie nocki poświecić na całkowite obserwacje noktowizorem P8079HP. Pogoda była znośna, ale trochę mroźno bo -5 stopni i tradycyjnie już lampy sodowe. Tubka NT pracowała ze wszystkim co miałem: dobson 12", to z 50mm F1.6 albo z 135mm F3.5 zaopatrzona w filtr H-Alfa 10um. Każdy z nich pokazał mi coś ciekawego w innym polu widzenia. Tej nocy wyłapałem wiele ciekawych mgławic, z których najlepsza była M42, mgławica Mewa (nie pamiętam numeru), przepiękna Kalifornia, oraz B33 koński Łeb widoczna bez problemowo. Bezpośrednio okiem widać dużo lepiej niż na zdjęciach poniżej, lepsza rozdzielczość obrazu, większe pole widzenia i obraz jakościowo lepszy. Nawet tak kiepska próbka daje wgląd nad potężną mocą noktowizora. Idealny do mgławic wodorowych, rozbija też gromady gwiazd (zwłaszcza kuliste) i kompletnie nie radzi sobie z galaktykami. Przy okazji wrzucam zdjęcie, jak kiepskie mam u siebie warunki. Zasięg +5 mag Użyty sprzęt: Noktowizor P8079HP Dobson 12? Sky Watcher 305/1500 Obiektyw 135mm F 3.5 gwint M42 Filtr h-Alfa 10um Lorneta TS 25X100 Prezentowane zdjęcia nie są astro-fotografią. Ogólnie zabawa z noktowizorem daje mi bardzo dużo frajdy i przyjemności.
    1 punkt
  46. Czasem otwieram okno, ale przeważnie ograniczam się do nosa przytkniętego do szyby. Czasem tylko zerkam, czasem chwytam lornetkę z półki i lustruję Miecz i Pas, niekiedy unosząc głowę na wciśnięte pod dach Hiady i Plejady. Niebo powoli zatacza koło i co noc, nad ranem, widuję już Oriona, gdy o czwartej wędruje ponad starą oborą i świerkami. Poniższy opis to zlepek spojrzeń w niebo w końcówce września i w październiku. Notatki powinny być mniej więcej ułożone chronologicznie i obejmują przeciąg ponad czterech tygodni. Nie zamieściłem wszystkich opisów, niestety i tak wyszedł dość długi tekst. Co więcej, nie ma tu nowości, typowych wyliczanek i nie ma świeżego ?deesowego? powiewu, lecz udeptywanie utartych ścieżek, tych najbardziej ruchliwych, zatłoczonych i jasno oświetlonych miejsc, a większość z obiektów to rzeczy przejedzone, nudne i znane, które łapałem będąc pod wpływem obserwacyjnego głodu. * * * 25 Września. Obudziłem się o pierwszej i poczłapałem do łazienki, a kiedy wróciłem do pokoju, odsłoniłem oświetlone firanki i ujrzałem pędzący po niebie Księżyc. Chmury mijały go, wielkie oko kanibala, spoglądającego na ofiarę przez dziurkę od klucza. * * * Na niebie nie ma dziś Księżyca. Skryty za chmurami ma swoje sprawy, jak dobry znajomy, który pracował z nami przez kilka dni i w końcu zabrano go w inne miejsce, niemniej bliskie. Jeśli poczekam trochę, z pewnością którejś nocy ujrzę gwiazdy za oknem, Orion zdobić będzie poranne jesienne niebo, jak co roku, by co noc zjawiać się coraz wcześniej, aż w końcu wisiał będzie nad oborą i świerkami w zimowy wieczór, i dalej, ponad południowymi polami. * * * Kolejna noc i kolejne spotkanie z Księżycem. Tym razem jednak coś mnie zaniepokoiło, bowiem wydaje się on wisieć nadzwyczaj wysoko. Ale może to złudzenie, albo pewnego rodzaju zmyłka powstała na wskutek jeszcze zaspanego umysłu. Po lewej, do południka zbliża się Orion. Gdyby ktoś zechciał, mógłby poczynić już obserwacje tego myśliwego. Oczywiście wtedy, gdy to jaskrawe niczym wypolerowana kość oko zniknęłoby z nieboskłonu, bowiem łysol zakłóca widoki gwiezdne od zarania dziejów. Nie robi tego nawet z żadną krępacją, czy wstydem, ale zdaje się tłumić gwiazdy swym blaskiem, jak pracownik z bardzo długim stażem, który wykonuję swoje sprawy już automatycznie. Ale dziś świeci tak, iż jestem niemal przekonany, że gdybym wpatrywał się weń bardzo długi czas, wystarczający czas, ujrzałbym przemykającą przed jego tarczą ciemną sylwetkę. To ten Księżyc, który widział wiedźmę na miotle. * * * Lato ustąpiło jesieni, liście spadać poczęły i wirować w tańcu na skinienie każdego podmuchu wiatru. Wyjrzałem tylko na chwilę odsłoniwszy firankę, podobnie jak Księżyc wyjrzał w tym samym momencie poprzez chmury, które przetaczały się z zachodu na wschód, chmury, jakie spodziewałbym się ujrzeć nad jakim zamczyskiem albo starą chatą w lesie. Narzuciwszy na siebie kołdrę opatuliłem się szczelnie i zasiadłem do biurka. * * * Znów mam to uczucie. To, że Księżyc jest zbyt wysoko. Ale być może wynika to z faktu, że od jakiegoś czasu po prostu nie obserwuję zbyt często. Ale ten Orion. To znów próbuję powrócić. * * * Ruszyłem poprzez ciemność, która wchłaniała mnie z każdym krokiem, noc obejmowała mnie lodowatymi dłońmi. Właściwie to nie wiedziałem dokąd idę, szedłem na przód, jak mi się zdawało ku zachodniemu południu. Prowadził mnie Orion, więc kierunek musiał być względnie dobry. * * * Księżyc jest już za Orionem. Połyskujące oko w ciemności. Przywitałem się z nim mimochodem, lecz tak naprawdę chodziło mi o Oriona. Jeżeli pogoda się utrzyma, za kilka dni będę oglądał go w bezksiężycową noc. * * * Szedłem drogą na południowy zachód. Dwa ujeżdżone ślady wspinały się ku górze. Po mojej lewej wisiał Mars, teraz najjaśniejszy punkt na niebie, po prawej, w miejscu, gdzie nie tak dawno zaszło Słońce, rozciągała się wielka pomarańczowa kopuła, wtłaczana przez szafirowy ocean. * * * Nie dostrzegłem dziś Księżyca na niebie. Niebo zasłonięte jest szczelnie szaro stalową powłoką chmur i nawet gdybym wiedział, gdzie się wówczas znajduję srebrny glob, pewno nie ujrzałbym jego śladu, ni żadnego rozjaśnienia w miejscu, gdzie mógł teraz być. Przypuszczam jednak ? biorąc pod uwagę dwa dni wstecz, kiedy to wisiał nad Orionem i trochę w lewo ? że byłby teraz poza zasięgiem okna, nie zakładając jego otwierania. Może był w Jednorożcu. Może to były Bliźnięta. Ale on gdzieś tam jest i mimo ukrycia, wciąż się kurczy. Teraz, kiedy nadejdzie bardzo przejrzyste niebo, postaram się dołożyć wszelkich starań, aby wyruszyć na obserwacje. * * * Droga znikała w ciemności i pięła się lekko pod górę, na południowy zachód. Zostawiwszy za sobą dolinę i światła domu, szedłem dwoma śladami, które wyrastały z mroku. Po lewej miasto, wysoka na wiele stopni poświata, jednakże samych źródeł niewiele, bo większą część zasłaniały drzewa. W oddali, po prawej, latarnie innej wioski. Miałem ze sobą lornetkę, toteż kiedy dotarłem do osamotnionych krzyżówek polnych, przywołując, jak zawsze w tym miejscu, wspomnienie z dzieciństwa, przyłożyłem ją do oczu i skierowałem na gwiazdę Altair. Miałem wówczas cztery, może pięć lat; kręcę się gdzieś w sieni, a mama stoi na drabinie, u wejścia na strych, gdzie z otworu zionie ciemność przechowująca piętrzące się, niebotyczne stosy i wzgórza łachmanów, niczym złoża ludzkich skór przesiąkniętych wspomnieniami pokoleń i mówi: Nie waż się iść na krzyżówki! Tam jest czarownica i zobaczysz, porwie cię... Obok Alfy Orła, po prawo, była inna gwiazda, słabsza, dalej natknąłem się na ciemne plamy. Tło gwiezdne było aż nadto wyraźne, by dostrzec czające się tam mgławice, czarne, przysłaniające gwiazdy. Opuściłem lornetkę i zobaczyłem wysoko w górze Wieszak. Obok była Strzała. Podniosłem Nikona i powiększyłem Wieszak dziesięć razy; tańcował w takt drżenia rąk. Skręciłem na wschód w kierunku Liska i trzymając się jasnych boi nawigacyjnych Strzały natknąłem się na M71. Słaby ślad, mętny i szary, lecz wyraźny. Messier 27 była tym razem bezkształtną plamą i tylko chwilami wizualizowałem sobie jej prostokątne kontury, które jeśli były, zamazywały się teraz od drgań. Skierowałem lornetkę na jasną chmurę na niebie i zobaczyłem gromadę M11, będącą wciąż na swoim miejscu, odkąd widziałem ją tysiąc lat temu. Chcąc sprawdzić, czy widać jakieś obiekty w Strzelcu, odnalazłem Saturna. Maleńki, żółty, lecz owalny. Latający spodek, unoszący się daleko stąd nad ziemią. Natknąłem się nisko na wielką chmurę gwiezdną M24. Było tam coś jeszcze, coś co mogło być duchami poległych Barnardów. Wyżej, niewielka świetlista mgławica, może M17. Ponad nią i po prawo ? M16. Subtelna polana słabego światła, nieco dalej na północny zachód, będąca prawdopodobnie śladem mgławicy NGC 6604, zdawała się to niejako potwierdzać. Saturn. Odnalazłem M22, jasną, okazałą, lekceważącą mętny szlam nad horyzontem. W jednym polu widzenia, ustawione na przeciwległych krawędziach, były M22 i Saturn. Próbowałem odnaleźć M80, lecz moje wysiłki spełzły na niczym, niemniej odniosłem chwilami wrażenie, jakby jakiś cień ukazał się na dłuższą chwilę, zaczekał odrobinę czasu bym się upewnił i znikł, by już się więcej nie pojawić. Nie upewniłem się. Odległa latarnia, której blask od czasu do czasu podświetlał kadr od dołu, nie pomagała. Teraz zobaczyłem jeszcze niżej, po prawo od Saturna, wypraną mgławicę Laguna, a tuż obok subtelne ślady mgławicy Koniczyna i gromady M21. Kilka stopni pod Laguną rosły drzewa. Odnalazłszy jeszcze mimochodem gromadę M25, porzuciłem znikającego w mętnej toni sennego Strzelca. Ramię Drogi Mlecznej wysoko w górze obwieszało się coraz ciężej, nabierając z każdą minutą kształtów i wrażenia pojawiającej się coraz wyraźniej fotografii, wywoływanej starą metodą w ciemni. Ruszyłem w drogę powrotną, zostawiając za sobą krzyżówki polne, tyleż mroczne, co osobliwie kojące, jak cztery ściany wychodka, dzięki którym jest możliwe osiągnięcie całkowitego rozluźnienia i spokoju. Zostawiłem też czającą się gdzieś tam, w najgłębszych zakamarkach mego umysłu, wiedźmę. Przede mną wisiały pionowo Melotte 20, wyżej Gromada Podwójna i nad nią wielkie W Kasjopei. Niezbyt wysoko i trochę po prawo tłoczyły się Plejady, niewyraźne i przyćmione. Nisko i po lewo Woźnica, w której przebijał się słabo Harrington 4. Szedłem teraz z górki nasłuchując poszczekiwania psa, od czasu do czasu szumu pędzących daleko po szosie samochodów i ocierania się o siebie nogawek moich amerykańskich spodni wojskowych, które podarował mi brat, sprawiających wrażenie zbyt szerokich, ale podobno takie mają być ? jak mnie zapewniał. W dolinie widać było światła sąsiednich domów. Małe żółte kwadraciki tu i ówdzie, przedzielone czasem na pół. Światło nad nimi wydawało się jakby rozproszone, podobnie jak oświetlony czasem bywa pył. Zastanawiałem się, czy może jest lekka mgła. Docierałem prawie do miejsca, gdzie była dróżka w lewo, na łąkę obok mojego podwórka, kiedy po plecach i karku przebiegło mi stado mrówek, a serce zabiło żywiej. Zobaczyłem po prawej stronie drogi ciemną plamę, ledwie ciemniejszą na tle ciemności, zupełnie jak jeden z tych Barnardów. Przez ułamek sekundy myślałem, że to pies, potem, że może kot, a potem, że to nie kot, ale może jednak pies. Ale nie było to nic. Po prostu ciemna plama. Minąłem ją niepewnie, przyczajoną na poboczu i milczącą, ukradkiem zerkając, czy aby nie zechce mnie zaatakować, skręciłem na dróżkę, która była dwoma ujeżdżonymi śladami w trawie, a mrówki opuściły mój garb i pierzchły w mrok. Na jednym z sąsiednich podwórek zapaliło się potwornie jasne światło. Szedłem łąką spoglądając na niebo. Gromada w Perseuszu zbladła, spłoszona owym światłem, jak ślimak, który po cierpliwym oczekiwaniu ukazał się w pełnej krasie i nagle przestraszony chowa rogi i zbiera manatki w głąb swej złotej spirali. Wszelkie światło dla gwiazd, co niesie niepokój, jak człowiek wśród dzikich zwierząt. Skręciłem w lewo na kolejną drogę i chwilę późnej na moje podwórko. Przed wejściem do domu rzuciłem krótkie spojrzenie na Wegę. * * * Byłem niemal pewny, że tym razem go nie będzie, że będą chmury i zobaczę tylko matową pomrokę bez jako takiego koloru. Ale on tam był. Wisiał w tym samym niemal miejscu, na południu. Patrzyłem o tej samej porze, jak co rano, więc musiał przesunąć się nieznacznie na zachód. Od kilku dni mam tę przyjemność go widzieć rankiem wiszącego nad oborą, dostojnego i milczącego. Jednak nie wiem, czy to milczy jego duma, czy może niesie on jakieś potworne wieści. Aby się tego dowiedzieć, lub chociażby spróbować to dojrzeć, musiałbym zobaczyć z bliska jego twarz. Ale on nie ma twarzy. Nie ma nawet czaszki. Jest jak uformowany z drutu pies, bez duszy, krwi i fizycznej tkanki. Trochę jak dzieło programisty. Wytyczony i pozostawiony na miliony lat, ku ludzkiej zadumie. Oto znów zaszczyca swą obecnością tło nad moim podwórkiem, bym ponownie mógł go obserwować z uroczystym ceremoniałem. * * * Byłem przekonany o tym, że znów zastanę go za oknem, jak to miało miejsce codziennie od dobrych kilku dni, może tygodnia, a może nawet dłużej. Ale ku mojemu zaskoczeniu, gdy uchyliłem firanki kilka minut przed czwartą, nie zobaczyłem na niebie gwiazd, ino mętną, szarawą powłokę posępnych chmur. Byłem zdziwiony, bo w przeddzień sprawdzałem pogodę i miało być czysto. * * * Znów jest na moim podwórku. Mgławica M42, którą znam dopiero od kilku lat, prezentuje się okazale w zwykłej, małej lornetce. Bo przecież w Astronomii lornetka 10/50 jest mała, choć obrazy przez nią dawane, wcale już nie są ani małe, ani też nic im nie brak. Niektórzy mogą sądzić, że taka lornetka wcale nie jest mała, że jest średnia, i każdy ma swoje zdanie, choć ja osobiście uważam, że bardziej pasowałoby to do ludzi nieobserwujących. Ale wtedy można by uznać, że dla nich lornetka taka nie jest ani mała, ani średnia, a po prostu normalna lornetka; standardowa, choć zdarzałyby się osoby, które mówiłyby ? duża. * * * 17.27. Rozpalona, pomarańczowożółta kula ognia niemal dotyka krawędzi pola na wzgórku, tuż obok małego lasku. Świerki i brzozy kołyszą się jakby do snu, w te i wewte. Później zapewne zatrzymają się w bezruchu, jak cywające na płocie koguty, które przegapiły porę powrotu do kurnika. 17.28. Słońce rozsiadło się na polu. Kątem oka przypomina to trochę ognisko na skraju lasu o bardzo dziwnym i gęstym blasku, ale patrzę po chwili na wprost. Tarcza jest niemal biała, zaczyna pulsować i drżeć, jak serce na talerzu. Widzę to po raz pierwszy i zjawisko jest na tyle ciekawe, że mimo potwornego blasku patrzę wprost na kulę przez kilka sekund. Potem będę widział przez pewien czas ? szczególnie przy zamkniętych oczach ? karykaturę Słońca, podobną do zielono białej plamy farby, jaką mogłoby zrobić małe dziecko na białej kartce. 17.39. Podchodzę do okna jeszcze raz. Kula ognia zniknęła. Nad polem unosi się łuna różu. * * * Za oknem jest myśliwy. Co noc przechodzi tędy koło czwartej, jeśli tylko jest dobra pogoda. * * * Stał na czubku dwóch świerków, jakby jeden nie był w stanie utrzymać jego ciężaru. A gdyby tak świerki nagle runęły? Rozległby się potężny dźwięk pękania, rozłupywania i szamotaniny wśród igieł. Młody mężczyzna ? to byłbym ja ? ocknąłby się nagle ze snów. Otworzyłby powieki i próbowałby zrozumieć co się dzieje, choć w pierwszej chwili, jeśli wydostałby się z jakiegoś snu, mógłby próbować oszacować, gdzie się znajduję. Jednak dźwięk miotania się przywiódłby go na kwadrat okna. Zrzuca kołdrę. Podchodzi. Uchyla firanki i widzi coś niebywałego. Znajomy mu kształt i tańczące w pomroce świerki. Myśliwy potknął się i mocuje się z dwoma Entami. Zniekształcony, powichrowany, groteskowo próbuje się poskładać i wyprostować swoje kształty, jakby obawiał się, że ktoś może go zobaczyć. Hej, ludzie! Widzieliście? Toż to wielki Orion! Na Boga! Wygląda teraz jak babka, która wywróciła się wychodząc ze sklepu z torbami zakupów. Orion wypierdzielił Orła, pomyślał, próbując stłumić chichot. Próbuję się podeprzeć drucianymi rękoma, które tylko rysują w pomroce kształt świetlistymi, migoczącymi punktami. Podnosi się, otrzepuję z igieł i wraca na miejsce obok Jednorożca, Bliźniąt i Zająca, który udaje, że nie widzi tego co się stało, w przeciwnym razie mógłby spaść nań zbyt ciężki cios maczugi. Oko Zająca łypie, ale czy widzi maleńkiego człowieka, ukrytego za skrawkiem firanki? Lustruję podwórko, ale czy zauważa to okno? * * * 17.25. Ostatni skrawek złocistej tarczy chowa się za linią pagórka. Biegnę przez podwórko po rower i mknę drogą na południowy zachód, wspinając się pod górę, by dogonić Słońce. By zaszło jeszcze raz. Pies biegnie gdzieś za mną, ale nie odwracam się. Docieram wyżej, mijam krzyżówki polne, chwilę później osamotniony krzyż, ale Słońca już nie ma, tylko czerwonawa opuchlizna nad odległym lasem, jakby gdzieś za nim dogasał pożar. W górze cztery białe drzazgi na niebieskim sklepieniu. Jadę naokoło pola i wracam nawołując psa. Pędzę z górki piaszczystą drogą. Odwracam się przez ramię. Biegnie polem, w niedalekiej odległości za mną. Północno-wschodni horyzont jest niebieski i ponury, przytłoczony woalem bladego różu. Półksiężyc, jeszcze przed dziesięcioma minutami kredowobiały, teraz żółcieje. Wjeżdżam na podwórko, mijam z pędem studnię, dom, kupę piachu i hamując wpadam do pomieszczenia, gdzie stoją inne rowery i różne graty. Nalewam psu wody i wchodzę do domu. * * * Kolejna noc, kiedy Myśliwy pilnuję mego podwórka. Czy to miesiąc warowania? Chmury stają się rzadkością i choć nie obserwuję nieba zbyt często ? a nawet bardzo rzadko ? rad jestem, że tak wiele razy mam okazję widzieć gwiazdy i ten osobliwy kształt na niebie. * * * Nie liczę już dni, ale niebo wciąż nie ustępuje i po raz kolejny pokazuje się nagie, nie ubrane w żadne chmury. Orion wspina się po drzewach świerkowych, nanizany na południk, jakby zaklęty po wieczność w tułaczce razem z osiemdziesięcioma siedmioma osadzonymi na firmamencie. Kim byli i co uczynili, Bóg jeden wie. Co noc wracają, niosąc na sobie spojrzenia ludzkości, wyłaniają się zza krzywizny ziemi i za krzywizną odchodzą, a gdy chciałby kto ich dogonić, zawsze pozostaną niedoścignione, w wędrówce po wsze czasy zamknięte. * * * Zdążyłem zobaczyć tylko galaktykę Andromedy, duży owalny dysk z obiema satelitami na ciemnym niebie, gdy zjawił się samochód. Siedziałem na drodze polnej w domowym fotelu, od strony bagażnika, a wóz nadjechał od przodu, gdzie dalej była szosa. Liczyłem, że wyminie, miał miejsce, ale samochód zatrzymał się, a gdy wstałem, dostrzegłem znaki i koguty. Straż. Ruszyłem więc, godząc się na wypięcie czterech liter przez tych ludzi w kierunku mojej adaptacji wzroku i podszedłem do kierowcy, który zdążył już wysiąść. Pierwszy wyciągnął dłoń w moją stronę, co natychmiast odebrałem za znak przyjaźni i miłego nastawienia do mojej osoby, wszak mogłem być przecież chuliganem albo czymś w tym rodzaju. - Dzień dobry, panu. - Dzień dobry ? odparłem. - Coś się stało? Co pan tu tak... - A, gwiazdy oglądam. Takie hobby ? liczyłem, że uwieszony na mojej szyi Nikon pomoże mu bardziej zrozumieć o co mi chodzi, ale dla pewności, nie słuchając zbytnio co tam odpowiadali (teraz dołączył do niego jego towarzysz), dorzuciłem pospiesznie ? miałem wziąć teleskop, ale trochę już mi się nie chciało. ? Nie zastanawiałem się też nad tym, jak właściwie to wszystko wygląda o trzeciej nad ranem. Ratowało mnie jedynie niebo pełne gwiazd i znajomych mi kształtów i gromad, których oni nie widzieli. - A to dzisiaj widać jakieś szczególne gwiazdozbiory? Konstelacje? ? Zapytał ten drugi, odchylając głowę i wodząc wzrokiem gdzieś po północno-zachodnim niebie. Szczególne gwiazdozbiory? Konstelacje? No tak, muszę być niezłym dziwakiem, stercząc tu o trzeciej nad ranem, w tę wyjątkową noc w roku, w którą widać szczególne, niewidoczne przez resztę dni w roku gwiazdozbiory. - Nie, po prostu jest dobre niebo. Przejrzyste ? chciałem dodać krystaliczne, ale uznałem, że to niepotrzebne. - Ach ? odparł strażnik kierowca, spoglądając gdzieś na wschód ? no rzeczywiście ładne. - U nas jest dobre niebo ? dodałem. Zbliżaliśmy się do mojego samochodu, potem poprosili o jakiś dokument i odeszli z nim do swojego samochodu, mówiąc, że tylko kontrolnie sprawdzą, a ja sobie tutaj...no właśnie, tego nie wiedziałem, co ja sobie tutaj, bo urwał zdanie; pan sobie tutaj. Może chciał powiedzieć, że mogę kontynuować. Ale nie mogłem. Reflektory ich samochodu świeciły prosto w moją twarz. Jednakże nie byłem zły ani trochę. Byłem w zasadzie zadowolony. Poza tym byli bardzo mili i uprzejmi. Czekałem długo. Nie wiem czy wertowali mój profil na Facebooku, czy co, ale czekałem dość, by zrozumieć, że już nie zdołam zaadaptować wzroku w czasie, który mi pozostał. W końcu przyszli i zagadali, a ja wysiadłem. - Często pan tak tu... - Nie, ostatnio bardzo rzadko. - Aha. - Nie ma na nic czasu ? mówię. ? Miałem przyjechać z teleskopem, ale nie chciało mi się go targać, jest trochę duży ? znów użyłem tego słowa, mając wrażenie, że lornetka nie wiąże się dla nich ani trochę z Astronomią, a być może budzi nawet jakieś podejrzenia. Ciekawe jakie oni mieli lornetki, pomyślałem później, gdy odjechali. Wcześniej nawet myślałem o tym, aby w jakiś dyskretny sposób zobaczyli mojego Celestrona 15/70, spoczywającego na przednim siedzeniu pasażera. Był duży, co mogłoby poniekąd bardziej uwiarygodnić to, po co tu jestem i bądź co bądź, był bliższy teleskopom niż Nikon, który wciąż zwisał na mojej piersi. Ale oni i tak chyba mi wierzyli. - Rozumiem. A co teraz takiego widać? Jakie gwiazdozbiory? W ułamku sekundy przeanalizowałem co im powiedzieć. Uznałem, że ja także ograniczę się do gwiazdozbiorów. I konstelacji, rzecz jasna. - No, tam na przykład, jest Orion ? wskazałem ręką, ale oni zdawali się go nie dostrzegać, nawet pod tak dobrym niebem, pod jakim wówczas mieliśmy sposobność stać we trójkę, w tę ciepłą, październikową noc. Powiodłem ich ruchem mojej głowy i chyba za nim podążyli ? tam, wysoko, Perseusz... Kasjopeja... ? ciągnąłem ? Łabędź to już nisko. Już zachodzi. ? wskazałem ręką na zanurzone w mętnej toni atmosfery i przygaszonych obłoków Ramienia Drogi Mlecznej gwiazdy, układające się w krzyż. Szyja ptaka była już pod horyzontem. - No, my się tak nie znamy ? odparł jeden z nich, przyznając, że kompletnie nie mają pojęcia o czym mówię, a tym bardziej nie widzą żadnego cholernego Łabędzia. Ale to było zrozumiałe. Moja wiarygodność natomiast, jakby nagle zaczęła rosnąć w ich oczach. - A korzysta pan z telefonu? Podobno są jakieś specjalne aplikacje ? zapytał kierowca. Był grubszy i chyba starszy od tamtego, choć pod ich czapkami, w mroku, nie mogłem być tego pewien. Zauważyłem jednak, że wykazuję zainteresowanie tym, co tu robię i byłem kontent. - Nie. Nie korzystam. Lepiej nie używać telefonu podczas obserwacji, bo psuje adaptację wzroku. Jak się obserwuję, trzeba dobrze zaadaptować wzrok, wtedy wszystko lepiej widać. - Rozumiem ? zgodził się. - Długo pan tu jeszcze zamierza być? ? zapytał młodszy z mężczyzn. Spojrzałem na niego. Owal jego twarzy w ciemności sprawiał teraz wrażenie rzeczywiście bardzo młodego i ? kto wie ? być może jakiegoś dawnego znajomego z dawnej szkoły, sprzed wieków, ale ostatecznie nikogo w nim nie rozpoznałem. Pomyślałem w sekundzie o tym, że jest po trzeciej, że muszę wracać najpóźniej za dwadzieścia czwarta i czy mogę cokolwiek jeszcze przez ten czas ugrać. - Jakieś dwadzieścia minut ? odparłem. - W porządku. Pożegnali się uprzejmie i odeszli. Ruszyli na wstecznym, a ja obszedłem samochód i usadowiłem się ponownie w fotelu. Zawracali w poprzek drogi i w nocnej ciszy słyszałem bardzo głośno i czysto, jakby z głośników tuż obok, chrobot żwiru, jaki miętosił się pod kołami. Odjechali i wkrótce światła zniknęły, pozostawiając mnie w swojej mrocznej części świata. Dźwięk oddalającego się silnika słabł i chwilę później już go nie słyszałem. Na nic wielkiego już nie liczyłem, więc pobieżnie spojrzałem na trochę rzeczy, wszak wszystko widuję ostatnio bardzo rzadko, toteż stare obiekty wydawały się być, jak przeczytane po raz drugi dawne opowieści. Czasem potrafią wyciskać więcej łez niż za pierwszym razem. Zacząłem tam, gdzie mi przerwano. Widok M31 był o wiele słabszy od tego, który widziałem nim się zjawili, ale i tak był niezły. Dysk był duży i widać było wyraźnie galaktyki satelitarne ? miękką, słabą plamę M110 i zwartą rozmytą, gwiazdopodobną M32. Gromada podwójna i Stock 2 świeciły zadowalająco. M103 z kilkoma gromadami sąsiednimi. Melotte 20 i przypadkowo trafiona M34, która wydała mi się obca. M35 w Bliźniętach, poniżej Głowa Małpy oznaką tego, że wzrok już powoli odzyskuje straty, choć nie minęło jakoś specjalnie dużo czasu. Świeciła bardzo wyraźnie, owalna i jasna. Mgławica Krab w Byku właściwie sama przypomniała mi o tym, gdzie dokładnie się znajduje i po chwili czasu, który jej poświęciłem, stała się obiektem bardzo łatwym. To jeden z tych obiektów, który szczególnie sobie cenie w obserwacjach. Nie dlatego jak go widać, ale dlatego, że w ogóle go widać i czym jest. Pod względem jasności nie jest wcale dziwne dla obserwatorów, że ją widać ? to jedna z jaśniejszych mgławic ? ale ja wciąż często patrzę na niebo okiem zwykłego człowieka, który nie zna tych wszystkich praw jasności i magnitudo, ale dziwuję się, że coś tak sławnego i wspaniałego można zobaczyć na własne oczy w standardowej wielkości dwururce, jaką mają czasami w domach ludzie, którzy nigdy nie skierowali choć raz tego sprzętu w niebo, a jedynie ograniczali się do poziomego lustrowania krajobrazów, zwierząt i innych ludzi. Potem był Orion. M42 ukazała dość wyraźnie woal po wschodniej i gęsty snop światła po zachodniej stronie. Mgławica Płomień była tylko potwierdzeniem, że pod ciemnym niebem, o zasięgu w okolicach 7mag dla danego obserwatora i przy czystym przejrzystym niebie, adaptacja wzroku pozwala już po zaledwie kilku minutach względnej ciemności, z powodzeniem obserwować niebo i cieszyć się dobrymi widokami. Ciemne pasmo, jakie widać na tle tej mgławicy, co przypomina czasem kikut powalonego przez piorun drzewa, było teraz czymś zwyczajnym, widocznym przy poruszaniu oczami, jak i przy ustabilizowanym na chwilę wzroku. Patrzyłem długo i zerkałem wystarczająco wiele razy, by nabrać przekonania, że takie rzeczy w standardowej wielkości lornetce są niezwykłe i biorąc pod uwagę, jak niewiele ludzi o tym wie, niezwykle intymne. Ot, cała magia, bez odrobiny czarów. Wielki Pies wlókł się za Orionem, a grupka gwiazd pod Syriuszem przypomniała mi ostatnie obserwacje w tym gwiazdozbiorze. Syriusz pulsował na biało i czerwonawo. A może na jakiś jeszcze kolor, mający coś z niebieskiego. Spojrzałem na południowy zachód, gdzie droga po kilkudziesięciu metrach znikała w czerni. Patrzyłem przez chwilę i pragnąłem tego widoku, jak pragnę zawsze łuny po zachodzie Słońca. Obserwowałem, jak ciemność wylewa się na drogę i widziałem w tej pomroce, jakby zapowiedź obserwacji, których wciąż było mi brak. * * * 18.15, następnego dnia. Karmazynowa łuna na zachodzie. Na samym dnie zalega mętny osad gęstego szkarłatu, przechodzi w pomarańcz i odrobinę żółtego, i ciut białawego, wyżej rozpływa się w granatowym morzu. Arktur migocze niezwykle czysto. Niebo przypomina umyte lustro teleskopu. Księżycowe oko z otwartą niemal na wpół powieką. Ciemna strona odsłania zarysy bezwodnych mórz. Łuna po zachodzie Słońca jest cudowna ? taka, jak lubię. Bijący żar, przefiltrowany przed atmosferę, przytłoczony krystalicznie ostrym, jak niebieska porcelana niebem. Zapalają się gwiazdy. * * * Czy te stwory były wytworem mojej wyobraźni, czy może naprawdę tam są, żyjąc gdzieś w tej chwili, w swojej osobistej bańce świadomości Wszechświata? Obudziłem się po północy, ale zaraz poszedłem spać dalej. Do budzika było jeszcze odrobinę snu. Zadzwonił, tak jak miał zadzwonić ? o pierwszej. Już miałem wstawać, gdy ponownie zapadłem w sen i przeniosłem się do krainy, która bywa często bardziej bolesna niż rzeczywistość. Ale nie trwało to długo, bowiem ocknąłem się dziesięć po pierwszej. Umysł przez chwilę próbował walczyć i postawić możliwość wyboru, ale przypomniałem sobie, że w samochodzie jest teleskop, który naszykowałem kilka godzin wcześniej i to zadecydowało. Zwlokłem się z łóżka, naciągnąłem kalesony i amerykańskie spodnie wojskowe ? te same, które dostałem od brata ? i niemal po ciemku poszedłem do łazienki, by opróżnić pęcherz i zmyć resztki snu. Chcąc umyć ręce w ciemności słuchawką leżącą w brodziku, otworzyłem wodę i poczułem jak oblewa mi nogę. Mokre spodnie. Nogawka zimna i wilgotna, kalesony też. Wieczorem słuchawka już mnie opluła wodą jak kobra i nie chciało mi się jej poprawić. To czekało na mnie aż do tej chwili i doczekało się. Wszystkie graty były przygotowane wcześniej, toteż ubrałem się i rozważając kwestię paliwa i macając mokre spodnie, kręciłem się jeszcze chwilę po domu. Ostatecznie zmieniłem kalesony, które też oberwały, ale spodnie zostawiłem. Po wyjściu na schody, oszołomił mnie widok nieba. Było tak czyste, jakby gwiazdy miały za moment wyżłobić dziury w nieboskłonie. Znane mi figury i skupiska wyglądały jak nawoskowane i nie było szumu, migotania, czy połysku, jakim skrzy zwykle niebo, ale osobliwa, gładka, jak nowy mebel w salonie politura. Gwiazdozbiory pozamiatano i uprzątnięto kurz, zmieciono złoty pył wokół gwiazd i umyto całą powierzchnie sklepienia. Nie chciałem tankować, miałem szerokie spodnie i byłem grubo ubrany, co mogło wyglądać dziwnie, ale tam gdzie miałem się wkrótce udać, mogło mi nie starczyć paliwa. Wszak zmierzałem pomknąć do gwiazd. Jeszcze na polnej zatrzymałem się, wysiadłem, zdjąłem kurtkę i jedną bluzę. Nie czując się już jak w skafandrze, ruszyłem w stronę miasta. Podjechałem pod dystrybutor. Nie mogłem nalać paliwa. Nie leciało. Człowiek, który siedział w środku nie reagował, więc podszedłem. Szyba uchyliła się. Miał kamienną twarz, trochę jak wystruganą z drewna. - Można zatankować? Początkowo nie odpowiedział, ale dostrzegłem nieznaczny ruch głowy, gdy wstawał. - Za ile? - Za pięćdziesiąt. Dałem mu sto złotych, po czym wydał mi połowę. Gdy wróciłem do dystrybutora, licznik wyzerował się i paliwo tym razem poleciało. Czarna wstęga asfaltu zwijała się pod maską, a drzewa mknęły obok szosy, spiesząc w przeciwną stronę, jakby cały świat uciekał w popłochu od jakiegoś kataklizmu, w kierunku którego na przekór zmierzałem. Jeden zakręt ponaglał następny, a gdy szosa otwierała się na każdym z nich, nie miałem pojęcia co tam zastanę, bowiem droga wyłaniała się niemal w tej samej chwili, w której do niej docierałem. Zawsze powinna być tam dalej szosa, myślałem, ale czasem mogło być zwierzę. Minąłem skręt i musiałem wrócić. W końcu wjechałem na właściwą drogę i mknąłem na zachód, ciesząc się jej równością i wsłuchując się w głuche dudnienie oraz stukot drobnych kamyków. To chyba najlepsza droga, jaką kiedykolwiek jeździłem, pomyślałem. Minąłem odnogę w lewo, przypominającą, że znalazłem się gdzieś za połową tej kamiennej, martwej wstęgi, przecinającej największy bezludny teren w okolicy. Nie jechałem szybko, kiedy wybiegła sarna. Pojawiła się nagle, jakby ktoś ją wypchnął z gęstych krzaków po prawej stronie drogi. Zaskoczony odbiłem nieznacznie w lewo, gdy wypadła na drogę i dziwnym susem, jakby piach był tutaj gorący, zawróciła, niby oślepiona blaskiem reflektorów. Zatrzymałem wóz. Była tuż przy błotniku, być może nawet musnęła go swoim rdzawym futrem. Mignęło oko ciemniejsze niż ciemność. A potem przestałem zwracać już uwagę na sarnę, która miotała się gdzieś z prawej strony, po czym znikła w ścianie przestraszonych liści, bo oto przede mną, w świetle reflektorów, jakieś pięćdziesiąt metrów dalej stał potwór, wielki jak furgonetka. Serce zabiło mi żywiej, a oddech stał się głęboki. Zakląłem kilka razy z zachwytu. Stał na środku, jakże wątłej teraz drogi, majestatyczny, pewny siebie, obserwując całe zdarzenie chłodnym, opanowanym okiem. Na pęcinach białe skarpety. Patrzyłem jak zahipnotyzowany na tego stwora. Mimo odległości, jaka dzieliła mnie od niego, widziałem jaki jest ogromny, widziałem jego futro. Czysta natura. Był lasem, a las był nim. Stał tam przez chwilę i obserwował mnie, po czym zagłębił się w mroku i znikł. Był to, jak sądziłem, łoś, ale nie miałem co do tego pewności. Tu, w mroku pustkowi, wszak mogło to być wszystko. Może było tylko podobne do łosia, ale nim nie było. Pomyślałem o Wendigo. Ruszyłem powoli i zbliżyłem się do miejsca, gdzie przed chwilą stał, po czym zacząłem cofać. Z przodu wyłoniły się kłęby kurzu i otoczyły samochód, jak gęsta mgła. Zawróciłem i rozstawiłem się kilkaset metrów wcześniej. Wolałem oddalić się od tego olbrzyma. Ustawiłem na drodze krzesło, podstawę, wyjąłem styropianowe klocki i wyjąwszy tubę osadziłem ją na dobsonie. Wszystko jak należy. Wróciłem po okulary i przewiesiłem u szyi Nikona. Było trochę łun, ale nic poważnego. Najsilniej świeciła Włodawa, oddalona o jakieś szesnaście kilometrów w linii prostej, ale był to niewielki grzyb światła. Współczynnik Ratio, według mapy zaświetlenia nieba, wynosi w tym miejscu 0.11 i jest to w zasadzie niemal najlepsza wartość w całej Lubelszczyźnie. Nieznacznie lepiej jest tylko w Zbereżu, przy granicy z Ukrainą, gdzie ?Ratio? wynosi jakieś 0.09 (niecałe 0.10). Tutejsze równiny nieczęsto pozwalają na ?superprzejrzystość? nieba, ale kogo to obchodzi. Wega wisi nisko i mruga. Oprócz kilku nieszkodliwych słabych łun, dostrzegłem na wchodzie słabą poświatę, której nie powinno tam być, ale czy o tej porze byłby to szczyt światła zodiakalnego? Wyjąłem po omacku nakrętki, przykręciłem teleskop do podstawy i spojrzawszy w górę uprzedziłem zimę. Wysoko były Plejady i Hiady. U szczytu firmamentu połyskiwała Gromada Podwójna. W jednej z mglistych grup przebijała się z trudem pojedyncza gwiazda. Spojrzałem na południe i skierowałem lornetkę na gwiazdę Dipha. Odbiłem nieco na południowy wschód, do trójkąta gwiazd i dalej, gdzie był przekrzywiony równoległobok. Tuż poniżej, z tła ciemnego mętnego nieba wyrosła pionowa duża szrama, jak stara blizna. Początkowo słaba, po chwili całkiem wyraźna. Gdy ustawiłem galaktykę w górnej krawędzi pola lornetkowego, na dole wyrosły drzewa, ciemne, jak cała reszta horyzontu na tle nieba. Silver Dolar świeciła coraz jaśniej. Oparłszy lornetkę o dach samochodu, zobaczyłem, że jest przechylona pod kątem ? góra na północny wschód, dół na południowy zachód. Było po pierwszej w nocy i NGC 253 opuściwszy jakiś czas temu południk opuszczała się coraz niżej. O ile lornetka nieźle znosi takie rzeczy, o tyle po teleskopie, który skierowałem tam trochę później, spodziewałem się czegoś więcej, niż szarego otarcia na tle ciemnej skóry nieba. Gdzieś niżej i na wschód powinna być gromada kulista, ale nie było nic. M42, Płomień, M78, subtelny ślad NGC 2112, drogowskaz w kształcie trójkąta. Pętli nie widać. Hiady, jak krople deszczu. Krystaliczne, lśniące Plejady. Zlustrowałem Gromadę Podwójną i pobliską polanę świetlistych punkcików Stock 2. Gdzieś obok grupka połyskujących gwiazd, która mogła być Trumplerem 2. W lornetkowym polu pojawiły się NGC 663, M103, NGC 457, NGC 225, gromada Karoliny, Pacman. Niebo przeciął wspaniały meteor. Obniżyłem teleskop kierując wylot tuby ku galaktyce NGC 253. Blada, słaba, ale duża szrama. Widok był na tyle słaby, że postanowiłem nie zawracać sobie głowy obiektami leżącymi nisko nad horyzontem, zwłaszcza, że miałem godzinę, najwyżej półtorej. Nim jednak dotarłem do Oriona, zatrzymałem się nieopodal gwiazdy Rigel. Szukałem śladu Czarownicy, ale nic nie znalazłem. Mgławica Płomień świeciła bardzo wyraźnie i odniosłem wrażenie, że widzę ją pierwszy raz tak dobrze. Ciemna wyrwa wydała się być mocno ?rozgałęziona i nadszarpana?. Nie wiem na ile to wyobraźnia, a na ile prawdziwy widok, ale z ciemnego korzenia zdawały się wystawać liczne, małe korzonki. Zmieniłem z 25mm na 14mm. Płomień wypełnił połowę pola widzenia, widoczny na wprost. Usłyszałem jakiś dźwięk, myślałem, że to samochód, ale nie było nic. Spojrzałem na odległe światło osamotnionego podwórka nisko pod Syriuszem. Była to prostokątna, podświetlona, maleńka ściana, jakiś kilometr dalej i jedyny ślad cywilizacji, nie licząc słabych łun. Nie pamiętałem, gdzie jest Koń. Nie znalazłem go, ale czułem jego obecność, podobnie jak czułem obecność stwora czającego się gdzieś w mroku. Próbowałem odtwarzać zdjęcia w głowie i układy gwiazd, ale niczego nie ustaliłem. W końcu najechałem na M42 i wciągnąłem raptownie zimny haust powietrza w płuca. Wielka wypchana pajęczynami jaskinia. Osobliwe łuki i pętle. M43 ukazuje wyraźne struktury, ciemne wyrwy i jaśniejsze miejsca, a także odcięcie od wschodu. Kręcę się po M42 badając każde włókno i sprawdzając dokąd sięga, wędruję woalem od południa i wygiętym dziwnie łukiem, ostro odcinającym się od wschodu, szukam nowych dziur w centrum, następnie wkładam 319 razy. M42 zalała całe pole widzenia. Przesuwa się w lewo, jak płynąca w oddali, zwyczajna ziemska chmura, porozrywana przez wiatr. M43 wypełnia połowę kadru. Struktura jest ciągle wyraźna. Okular 25mm. Nieziemski obraz M42. Być może subtelne ślady barw w centrum. Zapragnąłem uwiecznić ją na szkicu, dokładnie taką samą, jaką widzę ją teraz i powiesić na ścianie. Podobne uczucie mam przy Plejadach w lornetce, ale bez odrobiny symulacji w programie chyba nie jest to możliwe. Może kiedyś spróbuję, myślę. Wyżej otulone wyraźną kołdrą mgławic NGC 1973-1975-1977 gwiazdy. Nie mam ochoty opuszczać Mgławicy Oriona, ale w końcu odchodzę i łapię co się da. Patrzę na rozgromioną w mak M38. Obok NGC 1907, która po raz pierwszy wygląda tak dobrze i jest tak bogata w słońca, a przecież tuż obok, zza krawędzi, filuje horda świecących oczu gigantycznej gromady Messiera. Mnóstwo słońc w tej małej. Nie powiększam jej, ale 60 razy wystarcza, by cieszyć oczy dobrą garścią gwiazd. Nieopodal świeci blask mgławicy IC 417 i gromady Stock 8, ale nie wiem ile w tym jednej, a ile drugiej. Dalej, łapię M36 i M37, w której centrum świeci lekko pomarańczowa gwiazda, strzeżona przez grupkę słabych słońc, niczym drobne szpileczki, a naokoło stado bladych, jasnych i białawych. Jestem przy IC 410. Nie szukam Kijanek. Nagle łapię się na tym, jak jest cicho, jak wszechobecna cisza dźwięczy w uszach, a zaraz potem dobiega mnie ledwie słyszalny szum samochodu, bardzo odległy. Niedaleko na północy kępa drzew. Kieruję teleskop na Gromadę Podwójną. Dwa ogromne skupiska świateł niczym połyskujące w świetle latarni kupy szkła na czarnym asfalcie. Szukam galaktyki Andromedy. Jest. Chwilę późnej dostrzegam bez kłopotu gołym okiem M33. Patrzę na M31 przez teleskop. Dwa pasy widoczne jak trzeba. M32 i M110 bardzo dobre. Chmura gwiazd NGC 206 wyraźna jak nigdy. Skrzypienie teleskopu, jak drzwiczek starej szafki, chwilę potem w okularze M33. Nie mam czasu identyfikować poszczególnych mgławic w jej wnętrzu, toteż zadowalam się chwilowym widokiem ogólnego zarysu struktury ramion i jednym kłębkiem jakiejś przypadkowej mgławicy czy chmury gwiazd. Postanawiam, że będę popychał teleskop, nie używając szukacza i brnął wzdłuż Drogi Mlecznej. Pochylam głowę do okularu, gdy kątem oka widzę jasny błysk na niebie, w okolicy gwiazdy polarnej. Unoszę wzrok i w ostatniej chwili widzę dogasający meteor, ale ku mojemu zaskoczeniu wcale nie znika, lecz zostawia niesamowicie wyraźny ślad. Natychmiast przykładam lornetkę i widzę wątłą smugę dymu z przyklejonym pośrodku kłębkiem. Rozpływa się jak dym z papierosa. Początkowo podobna jest bardzo do tych galaktyk ?Myszy? ze zdjęć, tylko że tu jest jedno centrum, nie dwa. Zmienia kształt. Zawija się. Wielka szara kijanka. Skręca się i jest teraz nową galaktyką o jasności M33, ciągle się przeistacza. Rozmyte skrzydła mewy. Mija prawie dwie minuty. Gdzieś na polu, w oddali, słyszę ryk zwierza. Tuż nad śladem po meteorze jest jakaś gwiazda podwójna i trójkąt z gwiazd. Jeszcze jedna w kierunku chmury. Mija już prawie trzy minuty, ale ślad ciągle jest dobrze widoczny, rozciągnięty, ciągle się rozpływa, owalna chmura, z wyciągniętą boczną smugą. Boli mnie kręgosłup, ale nie chcę tego zgubić i godzę się na wszelkie cierpienia, wszak nie jest aż tak źle. Jest nad czubkiem Cefeusza. W końcu odrywam oczy ? mija prawie cztery i pół minuty ? i idę oprzeć się o samochód. Ślad chyba jeszcze tam jest, bardzo subtelny ? popłynął w górę nad trójkąt z gwiazd. Kard przeciął inny meteor. Jeśli widzę jeszcze pozostałość po spalonym kamieniu, jest już tylko rozmytą poświatą nad trójkątem gwiazd. Mija pięć i pół minuty. Ślad się zaciera. Trójkąt i podwójna jest w jednym kadrze z gwiazdą Errai ? szczytem ?domku? Cefeusza. Po wszystkim z żalem patrzę na stojący obok teleskop i jestem zawiedziony, że nie przyszło mi do głowy, aby go tam skierować. Próbuję kontynuować podróż teleskopem wzdłuż Ramienia Drogi Mlecznej, ale po chwili rezygnuję. Nie podoba mi się to uczucie przesuwania gwiazd, płynięcia setek świateł i świadomość ogromu i wielkości, a także odległości. Wega. Zmienia kolory z białego na żółty, pojawia się także czerwonawy i czasem chyba niebieski. Kieruję lornetkę na M42. Jest niesamowita. Wyraźnie widać mgiełkę mgławic NGC 1973-75-77, otulającą gwiazdy powyżej niczym delikatny nalot pleśni, srebrzysty i puchowy. Przesuwam się za Pas Oriona i dalej, na północny wschód w stronę M78. W miejscu Pętli Barnarda niebo zdaje się być bardziej mętne niż obok, jakby nie tak ciemne i trochę zakurzone. W lornetce M41. Odwracam się i łapię nisko Wegę i Epsilony. Potem przejeżdżam powoli, nie spiesząc się, przez całą długość wstęgi Drogi Mlecznej. Mijam Amerykę, przepływa obok jak oderwany kawałek lądu na rzece. Pojawia się polana gwiazd M39 i odpływa poza kadr. Mnóstwo ciemniejszych i jaśniejszych miejsc. Pełno tu ciemnych mgławic, których nazw nie kojarzę. Jakaś gromada otwarta. Wyłaniają się Chichoty, chwilę później Melotte 20. Dobiega mnie najdziwniejszy na świecie zew psa lub łosia albo tego, co może być jednym i drugim jednocześnie. Odgłosy czasem słychać od południa, a czasem od zachodu, jakby to coś ciągle się przemieszczało. Wpadam w skarbiec Plejad, ale szybko uwalniam się od ich piękna, łapię chaotycznie Cr 69, Pas Oriona i znów magnetyczną M42. Patrzę na gwiazdę, która może być mgławicą Eskimos, a potem patrzę w teleskopie, a gdy wracam do lornetki, odnajduję prawdziwego Eskimosa, bo tamten wcale nim nie był. Wspominam jak wiele miesięcy temu, w Lutym, widziałem go już w lornetce 10/50 a także w 7/35, w noc, w której widziałem także mgławicę Sowę M97 w lornetce 7/35 i galaktyki M101, i M51, i lwią NGC 2903, ale nie udało się zobaczyć wówczas M108 w 7/35, a jedynie w 10/50. Teraz wkładam 319 razy. Eskimos wydaje się mieć dwie powłoki. Wkładam z powrotem 60 razy, ale unoszę lornetkę na gromady Woźnicy. Cudowne kadry uśmiechniętych kocich twarzy. To powinno się oglądać ze statywu. Dobre niebo, ale ja łapię garściami cokolwiek, nie wychodząc poza schemat najbardziej uczęszczanych dróg i tkwiąc w zamkniętym kole klasyków, jak ktoś w obawie, że jeszcze nie jest gotów na powrót i bada ostrożnie to, co dobrze znane i wielokrotnie sprawdzone. Patrzę lornetką na odległy dom. Oświetlona ściana. Podwórko. Wygląda jak podświetlone ruiny zamku. Lustruję zarys budynku, następnie kieruję tam teleskop. Wylot tuby wisi nisko. W tej samej chwili, gdy patrzę w okular, dostrzegam poruszające się tam światło. Obraz jest odwrócony, ale nie przeszkadza mi to ani trochę. Światło chybocze się i pojawia się rozmyta postać. Duch błądzi po werandzie niosąc pęk światła. Jest niewyraźny, niczym za rozmytą od deszczu szybą. Coś przestawia. Unosi światło. Kula światła się przesuwa. Coś robi, ale za cholerę nie mam pojęcia co. Przypomina zmaterializowaną osobliwą postać, która zakrzywia obraz, lecz nie zakrywa całkowicie. Może duch nawiedził tej nocy ów samotny dom, może to tylko gospodarz wstał w środku nocy, chcąc rozpalić w piecu. Może tam, w niemym obrazie, trzeszczą kawałki szczypy, może już drwa w starej kuchni wydają osobliwy przeciągły jęk, niczym potępione dusze w piekle. Rozmyta ciemna postać przesuwa się dziwnym torem, niby zbyt krótkim, niby nie pokonując odległości, jaką wydawałoby się powinna pokonać i w końcu niknie, lecz cisza wciąż pozostaje ta sama. Pusty, milczący zarys podwórka, wchłonięty przez tunel, odbity od zwierciadeł, odwrócony świat, zogniskowany na siatkówce ludzkiego oka, które obserwuje z mroku, na samotnej drodze pod milionem gwiazd. Cokolwiek robił ten człowiek, wówczas nie miał pojęcia, że równiny go obserwują. Oko z pustkowi. Na tle podświetlonej ściany domu widzę wielki świerkowy liść i jakby lewitujący pantofel. Wielka ćma na tle kwadratu światła. Podświetlona siatka z drugiej strony, na której wisi but zgubiony przez uciekiniera. Nagle wszystko przybrało nowy kształt. Noc powiedziała, że nie śpi. Adaptacja wzroku jest gorsza, niż przed tym incydentem, ale jeszcze unoszę lornetkę i chwytam kadry Drogi Mlecznej. Wchodzę do samochodu myśląc, że zaraz będzie czwarta, niszczę adaptację i z bólem stwierdzam, że jest trzecia dwanaście. Chowam teleskop i postanawiam dostrzelać lornetką. Gromada Podwójna, M42, M46 i M47 ? zbyt wczesne, naciągane. Na zachodzie, tam gdzie droga znika po kilkudziesięciu metrach, ciemność rozdziera potężny, ochrypły ryk, dobywający się z osobliwej krtani czegoś, co dzieli ze mną tej nocy owe bezludne miejsce. Na wschodzie Lew wspina się po świetle zodiakalnym, jak po wielkiej górze sięgającej do Raka, choć wyraźnie widać, że szczyt zdaje się nie mieć końca, że wznosi się wyżej, ino zespolony z nocą i światłem gwiazd, że sięga jeszcze dalej. Patrzyłem na gwiazdę Rigel, i dalej, na północny zachód, ale i tym razem nic. Czy dostrzeżenie Czarownicy to coś naprawdę nieosiągalnego? Czy wszystkie raporty i wzmianki w internecie kłamią, czy też po prostu nie umiem jej widzieć? Może to sprawka Airglow. Może trzeba by skryć się pod kapturem na dłuższy czas niczym najsamotniejszy kat na świecie. A może potrzeba lasu, bo wiedźmy mieszkają w lasach. Byłem na otwartym terenie, pamiętałem jednak, że obserwując w lesie, odnosiłem zawsze wrażenie, iż jest tam ciemniej, pomimo tego, że miejscówka, według map, bywała czasem nieznacznie gorsza. Bądź co bądź, drzewa zasłaniają najjaśniejszą część nieba. Zwierz. Odgłosy nasilają się. Jest pewnie ze dwadzieścia po trzeciej. Muszę jechać. Mgławica Merope w Plejadach. Światło zodiakalne wysuwa swą mackę ku Drodze Mlecznej, jakby chciało schwycić ją za ramię. Nie jestem pewien dokąd sięga i pozostaję przy Bliźniętach. Galaktyka Andromedy zbliża się, ale nie zamierzam się tym martwić. Zapuszczam silnik i jadę. * * * Za oknem chmury. Szara poświata, lekko piaskowa. Żadnej gwiazdy. * * * Słońce opuszczało się nisko nad polami, zacierając blask coraz to ostrzejszą okrągłą krawędzią. Po kilkunastu minutach, nisko na wzgórku, przybrało czerwonawy kolor. Cienkie wąsy odległych chmur przyklejały się i odklejały od nagrzanej tarczy. W końcu osiadło na ziemi i poczęło się zapadać. Daleko za wzgórzem, na skraju odległych lasów, półokrąg zapłonął szkarłatem, jak dziwny meczet. Rozgrzany do czerwoności, niby kuty pod gigantycznym kowadłem, teraz przygasał i bladł, w końcu pochłonęły go trawy i roślinność na szczycie pola, wzdłuż rowu po skibie wyznaczającego miedzę, jakby Słońce okazało się ostatecznie kulą wielkości piłki plażowej. * * * Dwudziestego października, po godzinie dziewiętnastej, z szarego posępnego nieba spadł drobny deszcz. Opadając delikatnie na ziemię, przybyły z pustki, niewidoczny, szeleścił cicho w trawie i na liściach, jakby świat przemierzał pod nogami legion maleńkich stworzonek. * * * 21 październik, 3.55. Miał być deszcz, ale gdy tchnięty przeczuciem wyjrzałem za okno, zobaczyłem rozpiętego na świerkach Oriona. Chwyciłem lornetkę z półki i otworzyłem okno. Do środka natychmiast wpełzło zimne powietrze i przykryło mnie lodowym kocem. Ani chybi, nadciąga zima. Przyłożyłem lornetkę do oczu. Mimo światła, jakie sączyło się zza załomu domu, od lampy wiszącej nad drzwiami, Miecz Oriona był niezły. Niebo pachniało świeżością. Na gwiazdach przycupnął siwy ptak. Powyżej delikatny blask mgławic NGC 1973-75-77. Świetliste ucho Alnitaka od północnego wschodu. Nie było ciemnej wyrwy, ale sam blask. Przesunąłem po niebie. Znalazłem małą drabinkę, spowitą delikatną, połyskującą mgiełką. Mgławica Rozeta, myślę. * * * 23 październik, 19.17. Od kilku godzin leje deszcz, a teraz jeszcze zerwał się okropny wiatr. Od strony świerków dochodzi przeraźliwe silny szum, niekiedy wzmaga się i opada. Gdzieś za ścianą tłucze się drewniana tyczka z anteną, która nie odbiera już żadnego obrazu, ani dźwięku od wielu lat, a gałęzie ocierają się o dach, jakby wielki stwór drapał pazurami, chcąc dostać się do środka. Meteo wskazuje, że będzie padało przez wiele dni. * * * Miałem przeczucie, że Orion znów będzie za oknem i nie myliłem się. Księżyc prawie zaszedł. Nie widziałem jego samego, ale podświetlone chmury, a wysoko były Plejady. * * * Leżałem chwilowo w moim pokoju, a potem znów byłem gdzie indziej. To była zaledwie chwila, usłyszałem wiatr i znów zapadłem się w objęciach snu. Moment, w którym się obudziłem był bardzo trafny, bowiem słyszałem przeraźliwie głośny szum wiatru, który gnał po świecie na zewnątrz. Teraz już nie dam temu wiary, ale chyba stanąłem na chwilę przy oknie, by sprawdzić, czy nie jest otwarte i odkryłem, że nie, że to wiatr musi być tak bardzo silny i pędzić z zawrotną prędkością, skoro słyszę go tak głośno. Chwilę potem, gdy byłem w łóżku i miałem już zasnąć ? o ile w ogóle wstałem ? wiatr nagle przestał wiać. To było tak, jakby to był jego kraniec, jak wielki organizm, który przechodzi obok domu i nagle go mija i widać jego tył, i odchodzi. Wiatr ucichł, jak ucięty nożem, szum opadł i w jednej chwili prawie go nie było. Leżąc, wyobraziłem sobie niewidzialny kraniec wiatru, który mknie za oknem, jak wielka ściana o nieregularnej krawędzi niczym wielkie urwisko. Zaraz potem, gdy usłyszałem nagły koniec wichury, zasnąłem, a wiatr prawie nie wydawał dźwięku.
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)