Skocz do zawartości

Ranking użytkowników

Popularna zawartość

Zawartość, która uzyskała najwyższe oceny od 22.05.2023 uwzględniając wszystkie miejsca

  1. Część I: Przybycie W czwartek o 14:15 wyruszyliśmy z @SQ3TLE pociągiem z Krakowa, o 15:30 obejrzeliśmy lot Starshipa okraszony pokazem fajerwerków, a po 8 godzinach jazdy urozmaiconej przygotowywaniem listy obiektów i obserwacją chmur dotarliśmy do Choszczna, skąd odebrał nas @TheJohnny22. Już w drodze do Zatomia niebo wyglądało niesamowicie. Gwiazdy lśniły ostro nad drzewami i nawet przez szybę samochodu widać było cały ich ogrom, który pół godziny później pod drzwiami Pyrlandii powiększył swoją liczebność kilkukrotnie. Wrzuciliśmy rzeczy do pokoju i wróciliśmy na zewnątrz, by przywitać się z towarzystwem urzędującym zarówno przed Pyrlandią, jak i na polu obserwacyjnym. Przy okazji, w tym pierwszym miejscu zerknęliśmy przez 12” @dariusa na jakąś galaktykę z wiosennych zbiorów Lwa i Panny, zaś w tym drugim @krzysztof G. w 16” pokazał nam kilka galaktyk w Sekstancie oraz Raku. Ten krótki wstęp do obserwacji sprawił, że trochę zmarzliśmy, dlatego ponownie udaliśmy się do Pyry, by przyszykować swój arsenał przeciwko zimnu. Wyposażeni w mnóstwo warstw ubrań i grzałki w butach zgarnęliśmy APM 25x100 z atlasem i ponownie wyszliśmy na pole obserwacyjne. Część II: Dmuchawce na niebie Kto by się spodziewał. Mimo przygotowanej w pociągu listy obserwacyjnej nie mogłam powstrzymać się od krążenia lornetą pośród ogromu gwiazd, szczególnie tych okupujących wiosenną, można by powiedzieć bardziej ubogą część nieboskłonu. Ta ubogość jednak tutaj przerodziła się dla mnie w bogactwo, zatomska noc pokazała bowiem ten rejon firmamentu w sposób niespotykany dla kogoś pochodzącego spod nieba podmiejskiego, a od lat mieszkającego w centrum Krakowa. W lornecie pośród tej wielkiej liczby gwiazd co jakiś czas ukazywały się bardzo delikatne mgiełki, rozwiane nasiona dmuchawca – galaktyki znajdujące się tak daleko, że w zasadzie stanowiące tło dla gwiazd naszego kosmicznego podwórka. Śledząc je, przemknęłam wzdłuż Łańcucha Markariana, przeczesałam Warkocz Bereniki, po czym zatrzymałam się na M53 i słabszej NGC 5053. Zdążyłam skierować się w okolice Lwa, gdy podszedł do mnie @Piotr K. z maleńką lornetką w stylu oczu wyraka wykonaną z telekonwerterów Nikona, którą tuż przed zlotem zarezerwowałam u niego na Forum. Ledwie przez nią spojrzałam i już wiedziałam, że ją biorę! Moim oczom ukazała się jeszcze większa ilość gwiazd wypełniająca szerokie pole widzenia. Natychmiast przypomniały mi się opisy obserwacji takimi dwururkami, w których zaczytywałam się lata temu, i dokładnie to co opisywały, przeżywałam w tamtym momencie. Czułam się, jakby moje oczy stały się nagle znacznie bardziej wrażliwe na światło i w efekcie zasięg gwiazdowy gołym okiem się powiększył. Gołym okiem, bo właśnie takie wrażenie naturalności i swobody jak przy patrzeniu gołym okiem towarzyszyło obserwacjom przez ten instrument. A to wszystko trwało tylko chwilę, bo po moich okrzykach zachwytu wszyscy zgromadzeni wokół też chcieli spróbować. Podczas gdy inni zajmowali się maleńką lornetką, ja przez swoją APM spojrzałam na wyraźniejszy niż zwykle Triplet Lwa oraz pobliską NGC 3596, z którą walczyłam wielokrotnie pod swoim przydomowym niebem, na którym zawsze mi umykała. Tym razem się udało. Filip i Janek również zaaprobowali widok pierwszych trzech nasionek dmuchawca, czego niestety, z uwagi na różnicę wzrostu, nie mógł zrobić @Virus. W międzyczasie zawołali nas do 16-calowego teleskopu na oglądanie ukazującej nieregularności galaktyki NGC 4559, a chwilę później w tej części pola obserwacyjnego pojawił się wątek gwiazdozbioru Żyrafy i odnajdywania go na niebie okraszony machaniem zielonym laserem (ku nie uciesze fociarzy). Zainspirowało mnie to do odnalezienia Kaskady Kemble’a, której lornetowy widok urzekł wszystkich zebranych, z kolei 16” zostało za moją sugestią skierowane na IC 342, o której zobaczeniu marzyło mi się już od dawna. W pierwszej chwili w polu widzenia zobaczyłam tylko gwiazdy, ale zaraz zostałam poinstruowana czego mogę się spodziewać. Po chwili zerkania faktycznie mojej źrenicy ukazało się gwiazdopodobne, rozmywające się na zewnątrz centrum obiektu, a im dłużej patrzyłam, tym większy obszar pokrywało. Kolejnymi celami teleskopu były galaktyki NGC 1961 i 1569 oraz planetarka NGC 1501, zaś lornety – M81 z M82 i NGC 3077 oraz NGC 2403. Po nich Filip oraz ekipa od 16-calowego Newtona zwinęli się do spania, a ja z Jankiem obserwowaliśmy dalej. Wycelowałam APM na Arp 85 i zachwyciłam się. Widywałam ją w różnych teleskopach, ale nie spodziewałam się takiego widoku tych obiektów w tej lornetce – obie galaktyki były wyraźnie widoczne, przy czym centrum M51 otaczała mgiełka o nieregularnej jasności – nie odważyłabym się chyba powiedzieć, że widziałam tam jakieś spiralne struktury, ale widok naprawdę był niesamowity. Przeniosłam pole widzenia dwururki ku wspinającemu się Łabędziu, po którym posnułam się też oczami wyraka, pokazałam Jankowi i @Charon_Xowi Albireo, zerknęłam na Wschodniego Veila i pokrążyłam nisko po Orle, gdzie coś już wisiało na niebie. Lorneta też zaczęła parować, a ponieważ noc astronomiczna kończyła się za niecałe pół godziny, nie było zbyt dużego sensu iść po grzałki. Zrobiliśmy z Jankiem jeszcze krótki obchód pośród fociarzy, którzy gdzieniegdzie wciąż trwali na polu obserwacyjnym, i zwinęliśmy się do ciepłej Pyrlandii. Część III: Słońce i Księżyc Główną atrakcją dziennego nieba było oczywiście Słońce, do którego obserwacji przed Pyrlandią podeszło kilka różnych instrumentów jak dariusowe 12” na Dobsonie, lorneta kątowa @Panasmarasa czy Lunt i Coronado. Nie wiem niestety czyje było Coronado, ale charonowy Lunt zdobył chyba najwięcej uwagi – co prawda ominęły mnie czwartkowe widoki ogromnej protuberancji, ale i bez niej piątkowy widok Słońca powodował opad szczęki. Niedługo po 19 panasmarasowa lornetka pokazała nam Słońce kryjące się między gałęziami drzew, a półtorej godziny później – ekstremalnie wąski sierp młodego Księżyca wiszący tuż nad tymi samymi gałęziami. Po jego zachodzie tę część nieba zdominowały Wenus i Mars, które zbliżając się powoli do horyzontu wraz z pokrywającymi nieboskłon cirrusami, zapowiadały nadchodzące obserwacje. Część IV: Cudowny instrument Tej nocy zaczęło się, że tak powiem, delikatnie. Ot w polu widzenia APM lądowały przeróżne klasyki, od M44 i M67, przez M81 z sąsiadkami, po M13, które pokazywałam Filipowi i @Zieluowi. Po około godzinie poszliśmy się zagrzać przy ognisku, potem Filip udał się spać, a ja wróciłam na pole obserwacyjne, by zapolować na nasionka dmuchawca rozwiane między gwiazdami. Akurat potwierdzałam widoczność NGC 3596, której widoku pierwszy raz uświadczyłam noc wcześniej, gdy akurat podszedł do mnie @Paweł Sz. z lornetą analogiczną do mojej, za to ze szkłami ED. Porównaliśmy obie dwururki na tych samych obiektach i zgodnie stwierdziliśmy, że nocą w zasadzie nie widać między nimi różnicy. Po tym Paweł upolował Igłę NGC 4565, a ja wycelowałam pole widzenia kolejno w NGC 3655 i NGC 3646. Ta ostatnia okazała się być dość trudnym obiektem, zarówno dla mnie, jak i dla Pawła. Przez M64 udałam się do bardzo ładnej NGC 4725, następnie do upolowanej wcześniej przez Pawła Igły oraz wyżej do NGC 4559, a potem znów niżej do NGC 4494 i jeszcze wyżej do skupiska kilku nasionek widocznych w jednym polu widzenia: NGC 4283 i 4278 (sklejonych w jeden świetlisty punkt) wraz z NGC 4274 oraz NGC 4314, a także do pobliskiej NGC 4150, która okazała się być znacznie trudniejsza od poprzedniczek. Jakoś wtedy Paweł przyniósł swoją APM 10X50 ED uzbrojoną w, jeśli dobrze zanotowałam, filtry Orion UltraBlock. Na pierwszy ogień poszła Ameryka Północna (jeszcze nigdy nie widziałam jej tak wyraźnie), a następne były Serce i Dusza – kolejne obiekty, o których obserwacji marzyłam od dawna. I oto stanęłam przy lornetce z filtrami i zobaczyłam – podłużną i wyraźniejszą Duszę oraz wnętrze Serca owinięte wokół gromady Melotte 15, wspaniałe! Wraz z Jankiem i Zielem obejrzeliśmy też wyraźnie zarysowanego Pacmana, a ja posnułam się jeszcze wzdłuż Łabędzia. Po pięknych widokach, które rozgrzały moje serce i duszę, sama poszłam ogrzać ręce i nogi do Pyrlandii. Z trudem wyrwałam się z tego ciepła jakiś czas później, ale zdecydowanie było warto. Wkraczając na pole obserwacyjne po tej przerwie, usłyszałam słowa „bino Stana”, które ujęły mnie całkowicie i sprawiły, że zostałam w tym miejscu do końca nocy astronomicznej. Lorneta ta, którą opiewał już zarówno @polaris w swojej relacji, jak i Paweł i inni w wątku zlotowym, powaliła swoimi widokami wszystkich i myślę, że nie tylko w mojej głowie stała się wymarzonym instrumentem docelowym. Pole widzenia tak głębokie i szerokie, że można by się w nim utopić, gwiazdy tak ostre, że można by się o nie zranić, widoki tak zapierające, że można by zapomnieć, by wziąć kolejny oddech. Każdy obiekt, który pojawiał się w polu tej lornety, onieśmielał, stawiał w cieniu jakikolwiek inny obraz z jakiegokolwiek innego instrumentu, który pamiętało się jako „najlepszy”. Chichoty przytłaczające bogactwem i przestrzennością, Veil Wschodni w postaci wysadzanej diamentami wstęgi, niesamowicie puchate E Barnarda. Iskrząca się delikatnie Róża Karoliny pośród gwiazd Kasjopei, skondensowana, ale zarazem niezwykle subtelna. Rozpływająca się w przestrzeni M27 kontrastująca z ostrymi słońcami wokół i niedaleka M71 stanowiąca skupisko takich słońc migoczące przy jaśniejszych i jakby położonych bliżej gwiazdach Strzały. I wszystko to, co było pomiędzy. Każdy fragment firmamentu w tym instrumencie niezmiennie zachwycał. @stan67 zaczął zwijać swoje cudo, gdy wschodnie niebo przestało być całkiem ciemne. Część V: Gubię się Około 20 sobotniego wieczoru oczy i instrumenty wielu zlotowiczów skierowały się na sierp Księżyca przyozdobiony w światło popielate oraz Wenus w kwadrze. SCT 8” @jolo pokazał nam cienki sierp Merkurego, zaś ja i Polaris uświadczyliśmy dodatkowo dość jasnego i długiego Liryda o pomarańczowym zabarwieniu mknącego przez Bliźnięta. Kiedy zrobiło się już znacznie ciemniej, rozstawiłam lornetę koło wspomnianego SCT Łukasza i wspólnie z Jankiem zaczęliśmy oglądanie. U Jolo najpierw zagościły podwójne Kastor i 19 Lyn, a następnie Eskimos, który w zasadzie został mi przedstawiony jako zagadka – miałam spojrzeć w okular i powiedzieć co to za obiekt (zgadłam). 😄 Na moją prośbę SCT zostało skierowane na wiszące już ekstremalnie nisko M46 i M47 i możecie wierzyć lub nie, ale w takich warunkach udało nam się wyłapać NGC 2438 – planetarkę w tej pierwszej gromadzie! W międzyczasie w mojej lornecie przewinęły się po kolei gromady Woźnicy i Bliźniąt, a chwilę później u Jolo – Duch Jowisza i mnóstwo galaktyk we Lwie. Do oglądania dołączyli Filip i Zielu. W SCT wylądował kolejny ogrom nasion dmuchawca. Żeby nie zasypywać Was numerami wspomnę tylko o widoku, który najbardziej zapadł mi w pamięć – galaktykach z wnętrza Łańcucha Markariana zebranych w jednym polu widzenia: M84, M86, NGC 4388 oraz NGC 4387. Piękne! Swoje galaktyki w lornecie wyłapuję też ja, m.in. wyraźne NGC 2683, NGC 3607 i 3608 czy wyskakujące zerkaniem NGC 3681, 3684 i 3686. Po północy robimy półtoragodzinną przerwę na grzanie się w Pyrze – Filip i Janek idą spać, ja i Zielu wracamy na pole. Jest bardzo zimno, ale niebo zachwyca. Biorę się za wiosenne jeszcze obiekty – wyłapuję NGC 5600 w Wolarzu i upewniam się kilka razy, że na pewno ją widzę. Zachwycam się Mini Sombrero (NGC 5746) i M5, wyzerkuję niewielką NGC 5921 i trochę upartą NGC 5962. Ups, to już chyba lato. Przenoszę się ku M27 i M71 i analizuję piękne ciemnotki wokół. W polu widzenia usianym mrocznymi sylwetkami zauważam skrzącą się delikatnie, ale też nie tak nieśmiało NGC 6830. Przepiękna, ale pobliska NGC 6823 okazuje się być jeszcze ładniejsza – sznureczek diamentów, na końcu którego jest zawieszona, tworzy przepiękny detal w tym gwieździsto-pyłowym rejonie nieba. Cudowna. Wyżej zahaczam o większą i luźniejszą gromadę Ro 2, zaraz potem jest Stock 1 i bardzo delikatna NGC 6800. Gubię się wśród cudów Łabędzia, a w swojej zgubie przypadkiem trafiam na NGC 7063. Tu wszędzie lecą zachwyty. Natrafiam na cielsko Ameryki Północnej i zaraz gubię się znowu. Zauważam kolejny punkt orientacyjny – M39, a niedaleko odkrywam NGC 7082, która bardzo przypomina mi woźnicowego Kota z Cheshire. Zagłębiam się w okolice Kokonu obfite w przepiękne ciemne mgławice i gubię się po raz kolejny. Na chwilę odnajduję się przy NGC 7243. Lacerta, Cefeusz. Trafiam na Gwiazdę Granat o przepięknej, ciepłej barwie i trzęsę się z zimna. Identyfikuję Barnardy 169, 170, 171 i gubię się raz jeszcze. Krążę po Cefeuszu z zachwytem nad tym pylistym regionem nieba. Przemieszczam się ku Kasjopei i z powrotem do Cefeusza, i jeszcze dalej na południe. Docieram do horyzontu. Biorę oczy wyraka i powtarzam tę podróż wzdłuż naszego nasionka dmuchawca. Trzęsę się z zimna. Przychodzi Jolo zwinąć swój setup, przez chwilę grzeje mi ręce suszarką. Zerkam znów przez oczy. Wschodni horyzont zaczyna jaśnieć. Mam nadzieję, że wybaczycie mi, że ta relacja pojawia się tak późno, to przez pisanie magisterki, niemniej mam nadzieję, że tekst Wam się spodoba, zwłaszcza, że dawno nie pisałam relacji i chyba trochę wyszłam z wprawy. 😁 Dziękuję Wam raz jeszcze za zlot i do zobaczenia (mam nadzieję) jesienią, a jeśli się nie uda, to kolejnej wiosny!
    28 punktów
  2. Na początku miesiąca miałem ogromną przyjemność uczestniczyć w wyjeździe astrofotograficznym do Namibii. Będę wrzucał tutaj zdjęcia jak tylko uporam się z obróbką. Jeśli chcecie mogę tez dodać relację z wyjazdu z fotkami dziennymi. Na pierwszy rzut idzie kompozycja drogi mlecznej. 50x120s na górę i 1x60s na dół. Nikon Z6II+Sigma Art28mm, SWSA "Breakdown on the Milky Way"
    26 punktów
  3. W końcu znalazłem troszkę czasu to zacznę relację z wyjazdu. Na początek słów kilka dlaczego Namibia. Namibia leży w południowo-zachodniej Afryce pomiędzy RPA a Angolą. Ma powierzchnię 2,5 raza większą od Polski przy zaludnieniu 2,5 miliona mieszkańców co daje gęstość zaludnienia około 3 osób na kilometr kwadratowy. Większość powierzchni zajmuje płaskowyż położony na wysokości od 700 do 1500 m.n.p.m a średnie opady w zależności od miejsca wynoszą od 50mm na wybrzeżu do 500mm na wschodzie kraju. W Namibii panuje klimat zwrotnikowy i deszcze padają tam głównie od października do kwietnia. Podsumowując: duża powierzchnia + mało ludzi + duża wysokość + mało opadów + centrum Drogi Mlecznej w zenicie otrzymujemy raj dla astrofotografów. A tak to wygląda na mapie light pollution. A jak się ma sprawa bezpieczeństwa? Namibia jest jednym z najbezpieczniejszych państw w Afryce. Jako była niemiecka kolonia długo pozostawała pod rządami RPA by w końcu w 1990 roku wywalczyć niepodległość. W ogóle bardzo polecam poczytać o historii Namibii bo to właśnie tutaj Niemcy na początku XX wieku zakładali pierwsze obozy koncentracyjne i przeprowadzali zbrodnie ludobójstwa walcząc przeciwko plemionom Nama i Herrero. Dopiero w obecnych czasach głośno zaczyna się mówić o tamtych zbrodniach i wysuwać żądania reparacji. Także jak to u niemców "Ordnung muss sein" tak częściowo pozostało to w spadku i w Namibii panuje raczej spokój i porządek. Myślę, że na bezpieczeństwo wpływają dwa dodatkowe fakty. Pierwszy - dominującą religią jest chrześcijaństwo (około 91%) i drugi - jest to kraj dość bogaty z dużą ilością surowców naturalnych z diamentami i uranem na czele. Można z tym dyskutować co nie zmienia faktu, że w Namibii szybciej krzywdę zrobią ci dzikie zwierzęta niż ludzie. O tym bogactwie (tylko dla wybranych) będzie też fragment pod koniec relacji w części o odwiedzinach w slumsach Windhuk. No właśnie Windhuk czyli stolica Namibii to największe miasto z ludnością na poziomie około pół miliona. Właśnie to miasto było pierwszym celem wyjazdu z bardzo prostego powodu - tutaj jest międzynarodowy port lotniczy Hosea Kutako. Międzynarodowy? Tak. Port lotniczy? Raczej mniejsze lotnisko. Jak ktoś pamięta czasy Etiudy w Warszawie to mniej więcej tak to wygląda. Na tablicy przylotów / odlotów widnieje po 13 lotów (na 24 godziny). Jest kilka możliwości połączeń z Polski. Najszybszy to lot z przesiadką we Frankfurcie. Ja lecąc z Warszawy miałem połączenie z godziną na przesiadkę. Trochę mało i obawiałem się, że przy opóźnieniu lotu nie zdążę na lot docelowy. Na szczęście byliśmy nawet szybciej i spokojnie czasu wystarczyło. Wylot z Wawy miałem o 18.50, do Windhuk przylot był o 8.50. Cały lot trwał około 14 godzin i spokojnie można było się wyspać w nocy. Innym wariantem jest tańsze połączenie z dwiema przesiadkami. Czas trwania tańszej opcji to blisko 24 godziny i chyba tylko jedna osoba zdecydoała się na tą opcję. Namibia leży w tej samej strefie czasowej, więc nie było problemu z jetlagiem. Po wylądowaniu pewnym zaskoczeniem była temperatura na poziomie 5 stopni. Niby wszyscy wiedzieli, że w czerwcu w Namibii jest zima, ale przecież Afryka to Afryka a w Afryce jest ciepło 🙂 Ubrani w grube kurtki i czapki pracownicy lotniska mieli z nas w spodenkach i koszulkach niezły ubaw. Na szczęście droga z samolotu do hangaru, którą przechodzi się pieszo nie trwa długo. Na lotnisku po założeniu cieplejszych ciuchów, załatwieniu wizy i kupieniu karty telefonicznej, czekali już nasi przewodnicy. Za wyjazd byli odpowiedzialni: Paweł Gluza (Outway Adventures), Anna Łukawiecka (Fair Nomad), Michał Kałużny (Astrofotografia.pl) oraz Wioleta Gorecka. Z Wiolą i Michałem znamy się między innymi z Islandii. Ania mieszka w Namibii od kilku lat i wspólnie z Pawłem organizują wyprawy do Namibii. Ogólnie organizują wiele fajnych wypraw nie tylko do Afryki, więc warto zerknąć w ofertę. Wracając do tematu - po transferze do Windhuk i zakwaterowaniu przewidziany był spacer po mieście i wspólna kolacja w restauracji. Windhuk jako miasto powstałe około roku 1890 nie może się pochwalić specjalną architekturą czy starym miastem. Jednym z symboli jest poświęcony w 1910 roku neoromański kościół Christuskirche. Podczas spaceru po centrum nie można zapomnieć o fontannie z meteorytami z Gibeon. Fontanna nie działała a dwa fragmenty zmieniły właścicieli. Mimo to widok 29 meteorytów z których waga wacha się od 150 do 500kg robił wrażenie. Po spacerze cała nasza grupa udała się do dziwnie wyglądającego budynku, którego miejscowi nazywają "ekspresem do kawy". W budynku mieści się muzeum niepodległości oraz restauracja z punktami widokowymi. W oczekiwaniu na kolację podziwiać można było jeden z pierwszych niesamowitych zachodów słońca oraz pojawiające się pierwsze gwiazdozbiory nieba południowego z Krzyżem Południa na czele. Ze względu na blask miasta na pełen zachwyt niebem trzeba było poczekać do następnej nocy. Następnego dnia planowany był odbiór aut terenowych i przejazd na astrofarmę Rooisand Desert Ranch gdzie spędzić mieliśmy trzy kolejne noce. Jako jeden z dwóch kierowców naszego auta musiałem bardzo szybko przełączyć się na ruch lewostronny. Myślałem, że będzie gorzej. Tylko kierunkowskazy myliłem ciągle z wycieraczkami. Po drodze czekała niespodzianka - wizyta w obserwatorium HESS. Posłużę się tutaj wikipedią: " High Energy Stereoscopic System to Wysokoenergetyczny System Stereoskopowy składający się z czterech teleskopów. Każdy z teleskopów systemu składa się ze sferycznego zwierciadła o powierzchni 107 metrów kwadratowych, złożonego z 382 okrągłych luster. Do rejestracji promieniowania Czerenkowa służy detektor składający się z 960 fotopowielaczy. Dzięki zastosowaniu czterech teleskopów możliwe jest wykorzystanie stereoskopii, co daje zdolność rozdzielczą ok. 3’. Obserwatorium HESS w pełnej konfiguracji działa od roku 2004. Prowadzi obserwacje w zakresie promieniowania gamma i służy między innymi do obserwacji pozostałości po wybuchach supernowych, pulsarów, plerionów, mikrokwazarów i aktywnych jąder galaktyk. Nazwa obserwatorium HESS ma również uhonorować Victora Hessa, który w 1912 roku wysunął jako pierwszy hipotezę istnienia promieniowania kosmicznego.". Normalnie do obserwatorium nie ma wstępu, ale dzięki znajomością Ani mogliśmy wejść do środka gdzie pracownik naukowy opowiedział nam o działaniu placówki. Selfiak w teleskopie musi być 🙂 W czasie przejazdu mogliśmy się cieszyć również dzikimi zwierzętami. Pawiany całymi grupami potrafiły siedzieć przy drodze. Uważać trzeba było również na przebiegające springboki (jedne z antylop). Niestety z uwagi na pracę za kółkiem mam tylko zdjęcia gniazd wikłaczy i tkaczy. Te drugie budują ogromne gniazda w których może mieszkać nawet 500 ptaków. Około dwie godziny przed zachodem słońca dojechaliśmy do naszej astrofarmy. I tutaj zakończę część pierwszą relacji ....
    26 punktów
  4. Wyjątkowo sugestywne zjawisko z poniedziałkowego ranka. Układ obiektów był niezwykły, ale wbrew pozorom nie są to 4 księżyce galileuszowe, co od razu widać po ich jasności. Kallisto jest znacznie ciemniejszy od reszty, a w tamtej chwili znajdował się daleko na wschód od tarczy planety. Ciepły w kolorze Io znajduje się najbliżej tarczy i rzuca na nią cień. Po lewej widoczny jest Ganimedes, a niżej Europa. Ostatni, błękitny obiekt to Sigma Arietis - gorąca gwiazda o typie widmowym B.
    26 punktów
  5. Potrzebowałem kilku dobrych nocy, aby wykonać plan pod nazwą AGC 1656 i choć trudno w to uwierzyć, naprawdę je dostałem. Wciąż jeszcze dochodzę do siebie, im więcej zaś mija czasu, tym bardziej zastanawiam się, czy to wydarzyło się naprawdę, czy to był tylko jakiś długi sen rozbity na wiele nocy. Do sprawy starałem się podejść jak najlepiej. Po pierwsze, nie było mowy o obserwacjach pod domem – tylko i wyłącznie miejsce z dala od cywilizacji. Po drugie, musiałem załatwić sprawę świecenia nieba, żeby wzrok mógł lepiej adaptować się do ciemności (choćby tylko chwilami). Odrzuciłem pomysł z płachtą na głowę, aby zmniejszyć ryzyko parowania okularów i wykonałem coś w rodzaju namiotu obserwacyjnego z otwartym dachem. Muszę przyznać, że niejednokrotnie nabierałem się podczas odrywania oka od okularu, że w moim kierunku zbliża się jakiś samochód. Rozglądałem się ponad ścianami namiotu, ale za każdym razem okazywało się, że to niebo tak mocno świeci, kontrastując jasną linią z górną krawędzią czerni wokół mnie. Zostało mi trochę folii, więc okryłem nią również większość mojego teleskopu, który jest biały i zwykle „świeci” w ciemności. Oprócz tego używałem opaski na oko, zarówno po to, aby nie musieć trzymać ciągle dłoni przy oku i blisko okularu, jak i do zakrywania oka obserwującego podczas używania map i włączania czerwonej latarki. Ponadto, na miejscówce zjawiałem się za każdym razem dużo wcześniej, czasem nawet godzinę przed zapadnięciem ciemności, żeby wzrok jak najwcześniej mógł się zaadaptować, i aby mieć jak najwięcej czasu na efektywne obserwacje. Po trzecie – mapy. Potrzebowałem jak najlepszego zdjęcia gromady Abell 1656. Udało mi się takie znaleźć w sieci, choć, jak się później okazało, był to wciąż mniejszy wycinek centralny całej gromady, niemniej, ze względu na gęstość w pobliżu centrum, stanowił główną część obserwacji. Mapę wydrukowałem na czterech stronach A4 i dokładnie skleiłem. Nie mogła być opisana, ponieważ spowodowałoby to jedynie chaos z powodu natłoku napisów oraz numerów. Taktyka, którą obrałem, to była konfrontacja obserwacji z mapą i oznaczanie dostrzeżonego obiektu kółkiem; szczególnie na początku najpierw obserwowałem, a to, co zobaczyłem, dokładnie porównywałem z mapą. Im bardziej oddalałem się od serca gromady, tym coraz częściej metoda mieszała się, więc zamiennie albo coś wypatrzyłem na niebie i porównywałem z mapą, albo zapamiętywałem obiekt z mapy i szukałem na niebie. Z czasem tworzyć się zaczęły dość trudne kroczki starhoppingu, jednak o ile w pobliżu środka było jeszcze wiele punktów odniesienia i charakterystycznych wzorów tworzonych przez galaktyki i gwiazdy, o tyle później, gdzie gromada traciła na gęstości, paradoksalnie było coraz trudniej. Na takiej nieoznaczonej mapie, przy słabym świetle czerwonym oraz patrząc jednym okiem, nie wszystkie galaktyki da się odróżnić od gwiazd. Podobnie na niebie, w wielu przypadkach trudno odgadnąć od razu, które słabe światełko jest galaktyką, a które gwiazdką, Abell 1656 bowiem składa się głównie z galaktyk eliptycznych, a wiele z nich jest dość mała kątowo. To wszystko musiało poczekać do dokładnej analizy w domu. Oto pobojowisko numer jeden, czyli mapa główna po obserwacjach z udziałem tego zdjęcia. Poniżej również przykład, kiedy zdarzyło mi się wyjechać poza obszar, który przedstawia mapa i kiedy musiałem na szybko coś dorysować. Prostokąt, kreski i trójkąciki, pomogły mi w domu ponownie przyłożyć dokładnie rysunek do mapy. Analizując oznaczone kółkiem dostrzeżone obiekty oraz sporządzając ich listę, jednocześnie otworzyłem w programie zdjęcie i nanosiłem na każde oznaczenie kolor, aby wiedzieć w trakcie, który obiekt jest już oznaczony i zapisany. To, co jest poniżej, to właśnie ten kolorystyczny zapis. Zielone plamki to dostrzeżone galaktyki, a czerwone kropki to obiekty, które okazały się gwiazdami. Pewna rzecz jednak wciąż nie dawała mi spokoju. Obiło mi się, że gromada Abell 1656 rozciąga się na kawałku nieba o średnicy około trzech stopni, podczas gdy moja mapa, którą w większej mierze do tamtej chwili przerobiłem, ukazywała znacznie mniejszy wycinek nieba. Gdy wydawało się, że to niemal koniec przygody z AGC 1656, wróciłem z ciekawości do artykułu Cosmic Challenge na Astronocach i sprawdziłem podaną tam listę zaproponowanych galaktyk. Ciekawiło mnie, które już widziałem i czy coś jeszcze zostało. Szybko okazało się, że nie widziałem jeszcze mnóstwa z tej listy, ponieważ wiele z nich znajduje się daleko od centrum i są poza obszarem mojej mapy. Nów trwał w najlepsze, więc nie mogłem tego tak zostawić. Musiałem sporządzić kolejną mapę, obejmującą również dalsze rejony gromady. Wygląda nieco dziwacznie, bo tak wykadrowały mi się screeny ze Sky-map.org, jednak jest sklejona prawidłowo i zawiera większość interesujących mnie galaktyk. Jako że teraz chodziło o wybrane obiekty rozrzucone tu i ówdzie, oznaczyłem je już w domu kółkiem, żeby wiedzieć czego szukać na obserwacjach, a gdy udało mi się którąś zobaczyć, dostawiałem krzyżyk. Małe kątowniki widoczne na mapie to galaktyki, których nie było na liście Cosmic Challenge, a które znalazłem przy okazji na stronie Sky-map.org. W ich przypadku również dostawiałem krzyżyk, gdy któraś była widoczna na niebie. Na poniższym zdjęciu, przy galaktyce SDSS J125827.84+285826.8, widać zarówno krzyżyk jak i znak zapytania. Galaktyka wymagała powrotu z powodu bardzo bliskiego położenia słabej gwiazdki. Gdy wróciłem do niej, warunki były dosyć dobre, niestety, mimo użycia powiększenia 319x, nie zdołałem wciąż rozstrzygnąć, czy widać galaktykę, gwiazdkę, czy obie, dlatego ostatecznie obiekt nie trafił na listę dostrzeżonych. Taktyka całkowicie zmieniła się już na odczytywanie mapy i namierzanie konkretnego celu. Jednakże rozrzut galaktyk na obrzeżach gromady i brak jaśniejszych gwiazd, wymusiły niekiedy przedzieranie się przez bardzo ubogie pola potwornym starhoppingiem, który trwał od jednej galaktyki do drugiej, posiłkując się nielicznymi słabymi słońcami. Oznacza to, że wciąż nie mogłem używać szukacza, ale musiałem skrupulatnie kroczyć okularem, wstawać, podchodzić do mapy, wracać, i liczyć, że w polu widzenia nadal będzie mniej więcej to samo miejsce. Niejednokrotnie miejsce się gubiło, mimo że czasami zostawiałem teleskop celowo tak, aby dopiero po chwili miejsce pojawiło się w okularze, toteż musiałem wracać do punktu wyjścia, powtarzać starhopping i docierać przez wszystkie poprzednie galaktyki i asteryzmy do tej, gdzie byłem. Tylko niektóre miejsca dało się namierzyć z pomocą szukacza, głównie zaś służył on do namierzania trzech jasnych słońc, przy których znajdują się dwie najjaśniejsze galaktyki w centrum. Gdy odnalazłem większość zaznaczonych obiektów z drugiej mapy, wydawało się, że misja AGC 1656 wkrótce dobiegnie końca. Tak się jednak nie stało. Gromada wymagała jeszcze uwagi, a że zbliżała się chyba ostatnia pogodna noc w tym sezonie dla Warkocza Bereniki i wyglądało na to, że będzie bardziej przejrzysta niż poprzednie, musiałem ponownie rozpatrzeć mapy, dorobić kolejne i dostrzelać co się da, a właściwie to, co zdążę. Oprócz tego, przed ostatnią wyprawą do wnętrza AGC 1656, umyłem także lustro główne i poprawiłem kompletnie rozjechaną kolimację. Mapy dodatkowe, pomocnicze i awaryjne dla Abell 1656. Ostatnia noc z gromadą Coma była bardzo zimna, ale rzeczywiście lepsza od innych. Gdy tylko uporałem się z kilkoma galaktykami, przy których skończyłem ostatnim razem, skierowałem się ku centrum, gdzie natychmiast dostrzegłem różnicę w warunkach i być może w pewnym stopniu – w co chcę wierzyć – w czystszym lustrze. Przede wszystkim udało się zobaczyć nareszcie PGC 44763 i PGC 44771, które próbowałem upolować przez kilka sesji. Tej nocy były widoczne z całkowitą pewnością. Potwierdziłem także kilka innych galaktyk i złowiłem trochę nowych. A co z poprawioną kolimacją? Cóż, nigdy wcześniej nie widziałem w moim Pentaxie 7mm tak punktowych gwiazd, natomiast dość jasna HD 112753 w okolicy NGC 4839, nagle stała się podwójna! Na gromadę Abell 1656 poświęciłem w sumie siedem sesji, a łączny czas całej obserwacji to jakieś 22 godziny. Jednak od tego muszę odjąć trochę czasu na próby dostrzeżenia EGB 6, obserwacje LoTr 5 oraz kilku klasyków. Ponadto, na jednej z sesji było trochę oczekiwania na przerwy i dziury w chmurach, także obserwacje samej gromady zajęły mi prawdopodobnie około 20 godzin. Jednak to nie były tylko obserwacje, ale jak to bywa na odludziu, również obcowanie z przyrodą, z ciemnością nocy, cisza, spokój i oderwanie się od wszystkiego. Spośród różnych zwierząt, jakie widziałem i słyszałem, główną atrakcją był niestrudzony derkacz, który skrzeczał bardzo blisko namiotu prawie przez wszystkie sesje, świdrując nieustannie w mojej głowie swój skrzek. Tylko ostatniej, dość zimnej nocy go nie słyszałem. Na koniec jednej z sesji włączyłem w telefonie dyktafon. 2-maj_-01.32_.mp3 Obserwacje prowadziłem teleskopem 12". Przez wszystkie noce niemal wyłącznie używałem okularu 7mm. Trochę żałuję, że nie zaopatrzyłem się w żadne ortho 6mm, czułem bowiem, że taki okular pomógłby mi przy kilku celach. Kilka razy w wyciągu był ES 4,7mm, który niekiedy pozwolił coś od siebie potwierdzić, odnosiłem jednak wrażenie, że idealną pomocną dłonią byłoby powiększenie pomiędzy tym, jakie dawał Pentax 7mm, a ES 4,7mm. To była również najdłuższa jak dotąd sytuacja, kiedy przez wiele sesji teleskop był skierowany w jedno miejsce na niebie. I chociaż o godzinie 22 celował wysoko na południk, zaś o 1-2 w nocy był przekręcony na zachód i o wiele niżej, ciągle wycelowany był w ten sam rejon. Jedynie musiałem co pewien czas przesuwać odrobinę krzesło, na którym siedziałem oraz pilnować się, aby teleskop nie celował w ścianę namiotu, gdyż pewnej nocy galaktyki niespodziewanie zaczęły słabnąć i właśnie to okazało się przyczyną. Poniżej wycinek nieba, zaznaczony czerwonym prostokącikiem, który odzwierciedla pierwszą i główną mapę. Na tym maleńkim skrawku udało się dostrzec 114 galaktyk. A to porównanie do pobliskich klasyków. Teraz, gdy znów odwiedzę Melotte 111 w lornetce, będę miał w pamięci ten kadr, aby porównać skalę i spojrzeć na odległą o 288 lat świetlnych Mel 111, jak na bliskiego sąsiada w wielkim mieście zwanym Drogą Mleczną. W tle widać kilka innych dalekich miast, lecz Abell 1656 to o wiele dalsza, potężna aglomeracja. Poniżej z kolei zakreślony obszar, na którym dostrzegłem resztę galaktyk, głównie dzięki artykułowi Cosmic Challenge, który przypomniał mi, że nie tak prędko wydostanę się z tego miejsca. Łącznie na tym skrawku nieba udało się zobaczyć 168 galaktyk. Oto ich lista, czyli łup. NGC 4874 NGC 4889 NGC 4873 NGC 4871 NGC 4872 NGC 4886 NGC 4898 NGC 4894 PGC 44771 PGC 44763 IC 4011 NGC 4883 IC 3998 PGC 44656 NGC 4867 NGC 4864 IC 3955 NGC 4869 IC 3973 NGC 4875 NGC 4876 PGC 44649 IC 4021 IC 4026 PGC 44723 PGC 44714 (IC 4012) IC 4042 NGC 4906 IC 4041 PGC 44809 PGC 44849 PGC 44878 PGC 44821 PGC 44699 IC 4040 IC 4051 NGC 4908 IC 4045 NGC 4907 NGC 4911 NGC 4919 NGC 4921 NGC 4923 PGC 44929 NGC 4927 PGC 44928 PGC 44976 PGC 45003 PGC 45002 IC 4106 PGC 44975 PGC 45023 NGC 4929 NGC 4931 IC 4111 NGC 4934 NGC 4943 NGC 4895 NGC 4881 PGC 44848 PGC 44805 NGC 4896 PGC 44537 NGC 4865 PGC 44560 NGC 4860 NGC 4858 PGC 83727 PGC 44511 IC 3943 NGC 4851 PGC 44423 PGC 83716 PGC 44386 NGC 4848 PGC 44367 PGC 44319 PGC 83688 NGC 4841 A NGC 4841 B PGC 44467 NGC 4850 PGC 44364 PGC 83702 PGC 83695 PGC 83686 PGC 83682 PGC 83670 PGC 83663 (CGCG 160-27) NGC 4828 PGC 44151 NGC 4816 PGC 44137 IC 3976 PGC 44585 PGC 44581 IC 3960 IC 3949 IC 3946 IC 3947 IC 3959 IC 3957 NGC 4854 NGC 4853 PGC 44541 PGC 44667 NGC 4840 NGC 4839 NGC 4842 A NGC 4842 B PGC 44563 PGC 1819517 PGC 44304 PGC 44268 NGC 4715 NGC 4728 NGC 4789 NGC 4789 A PGC 43773 (CGCG 159-104) NGC 4787 NGC 4788 NGC 4798 NGC 4807 IC 3900 NGC 4827 NGC 4819 PGC 44394 NGC 4859 NGC 4849 NGC 4892 PGC 44822 NGC 4926 NGC 4926 A PGC 45162 NGC 4944 NGC 4961 NGC 4957 PGC 45580 NGC 4983 NGC 4966 NGC 4952 PGC 45318 (CGCG 160-136) PGC 45388 NGC 4971 IC 4088 IC 843 NGC 4922 PGC 86794 PGC 44973 IC 842 IC 4032 PGC 44722 IC 3991 IC 3990 PGC 44422 PGC 44438 (CGCG 160-62) PGC 1849786 PGC 44263 PGC 44229 PGC 44193 NGC 4793 PGC 43863 NGC 4738 PGC 43726 PGC 43930 PGC 44043 PGC 44044 PGC 1820103 Z pewnością nie są to wszystkie galaktyki, które można dostrzec w gromadzie Abell 1656 za pomocą lustra 12", ponieważ idealna przejrzystość powietrza, która jest darem niebios, lecz która zdarza się niezwykle rzadko, pewnej nocy może nadejść i spowodować, że rój się powiększy. Z drugiej strony nie mam pewności, czy każda, którą widziałem, jest członkiem tego wielkiego, kosmicznego lasu, choć chciałbym mieć źródło, które by to potwierdzało. Wiem natomiast jedno; odszukiwanie oraz identyfikacja galaktyk w gromadzie jest wspaniałym wyzwaniem i niesamowitą przygodą. Co prawda nie sądzę, abym kiedykolwiek ustalił swój ulubiony rodzaj obiektów do obserwacji, ale taka różnorodność na tę chwilę bardzo mnie cieszy. Źródło mapy głównej: https://www.sternwarte-baerenstein.de/abell-1656-en.html Mapa druga: Sky-map.org Screeny: Stellarium
    25 punktów
  6. Końcem lipca uznałam, że skoro i tak mam pracę zdalną, to nic nie szkodzi na przeszkodzie, bym w okolicach nowiu przyjechała do rodzinnego Inwałdu i popracowała stamtąd, a w nocy popatrzyła w niebo jak za dawnych lat. W tym celu już 2 tygodnie wcześniej przetransportowałam lornetę i statyw z Krakowa, a na samym początku sierpnia wybrałam się do domu, licząc na pomyślną pogodę. 3/4.08.2024 Siostrzane obserwacje Gdy o 23 skończyłam pracę i przyszło co do czego, wcale nie tak łatwo było wziąć się za obserwacje. Bardzo chciałam i bardzo mi tego brakowało, ale musiałam zebrać się w sobie, żeby zaczął pakować rzeczy do zniesienia na pole. Potem było już łatwiej - wynosząc po trochu sprzęt, poczułam ten nastrój obserwacji, który zawsze im towarzyszył, gdy tu jeszcze mieszkałam. Niedługo po północy byłam gotowa. Rozstawiłam lornetę, krzesełko na mapy nieba i różne inne cary, wcześniej jeszcze wyłączyłam przydomowe światła na czujkę, by pomimo ruchu pozostać we względnej jak na te rejony ciemności. Po spojrzeniu w górę, ciemność ta rozjaśniła się wielką liczbą gwiazd, jakiej nie widziałam chyba od kwietnia. Nade mną i przede mną rozpościerała się letnia Droga Mleczna, chyląca się już jednak coraz bardziej ku zachodowi. Zaczęłam przeczesywać ją z pomocą Oczu Wyraka, zaczynając od chowającego się powoli za jaśminami Strzelca, i pnąc się powoli w górę. Niebo było niezłe, pomimo niewielkiego zamglenia od wilgoci przy horyzoncie - w dzień przeszły silne deszcze, które oczyściły nieco atmosferę z wszelakich pyłów. Dostrzegłam na nim ciemne kształty przeplatające się przez subtelny pas gwiazd i dzielące go na fragmenty, które szczególnie wyróżniały się w okupującym zenit Łabędziu. Na zachodzie Wężownik zmierzał za dom sąsiadów, a Korona Północna wisiała już nieco w łunie sztucznych świateł. Na wschodzie Perseusz w obstawie jasnych gwiazd wkraczał ponad horyzont. A ta Droga Mleczna! Mimo że to niebo ledwie klasy 4 (lub już nawet 5), brakowało mi tego bardzo, i przez moment poczułam, jakbym cofnęła się o te 10 lat wstecz, kiedy to mogłam tu obserwować w zasadzie każdej pogodnej nocy, zawsze zachwycając się niebem tak samo, zwłaszcza letnią smugą Galaktyki. Teraz też się zachwycałam! Wzięłam lornetę i skierowałam ją tam, gdzie nie byłam już bardzo dawno, ku Obłokowi Gwiezdnemu Strzelca, od którego schodząc nieco w dół napotkałam Lagunę próbującą skryć się w gałęziach wspomnianego już jaśminu. Przesunęłam się z lornetą nieco w bok, by mgławica znalazła się między jednym krzewem jaśminu a drugim. Jest! Tuż nad listkami dostrzegłam charakterystyczny kształt Laguny. Swoją drogą M8 to obiekt, który kiedyś nieszczególnie przekonywał mnie swoim wyglądem na wszelakich astrofotografiach, ale potem zobaczyłam go w teleskopie jednym i drugim, z filtrem i bez, w lornetce dużej i małej, gołym okiem w Bieszczadach, i się w nim zakochałam. I tak jak zdjęcia tego obiektu wciąż nie należą do moich ulubionych, tak uwielbiam jego widok na żywo. Stanowi dla mnie coś w rodzaju letniej wersji Mgławicy Oriona, mimo że ponad horyzont wznosi się znacznie niżej. Nacieszywszy oczy Laguną, przesunęłam się nieco na wschód, ku przepięknej, choć nieco zmarnionej ekstynkcją M22, zawitałam w okolice Koniczyny, ponownie zachwyciłam się mnogością gwiazd wysypujących się z M24. Zatrzymałam się przy Omedze, która wywołała u mnie podobną refleksję co Laguna - nigdy szczególnie nie czarowała mnie przedstawiona na zdjęciach, zaś w wizualu zachwyca mnie w każdym instrumencie. Niektóre obiekty chyba po prostu lepiej wyglądają na żywo. 😉 Spojrzałam jeszcze na subtelną M16 i właśnie cieszyłam oczy mieniącą się M25, kiedy dołączyła do mnie siostra, a niedługo później Fufa i Kiwi. Jako że Magda nie miała jeszcze żadnego przystosowania wzroku do ciemności, najpierw powiedziałam jej, by rozejrzała się po niebie i spróbowała odnaleźć Drogę Mleczną. Na tym etapie oczywiście się to nie udało, ale zapewniłam ją, że do tematu wrócimy za jakiś czas. Ja sama zaś wróciłam w zasadzie do samego początku tych obserwacji, przechodząc ze Schwester* przez wspomniane już wcześniej obiekty, zaczynając od nurkującej w gałęziach Laguny. Przez te utrudnienia (i niską elewację) Madzia dostrzegła w niej tylko gwiazdki, więc uznałam, że pokażę jej więcej gwiazdek w postaci M22. Kiedy patrzyła, opowiedziałam jej co nieco o tym co właśnie widzi i co to w ogóle jest gromada kulista; bardzo zadziwił ją fakt, że wciąż nie do końca wiemy jak ten rodzaj obiektów się formuje. Dalej odwiedziłyśmy przedstawicielkę gromad otwartych, M25, i tutaj znowu przybliżyłam siostrze genezę i ewolucję tego typu obiektów. Potem w M17 Madzia zobaczyła odwróconego do góry nogami łabądka, a M16 skojarzyła się jej z literą "S". Kiwi i Figa (Fufa) pilnujące nas w ciemności. Postanowiłam sprawdzić, czy teraz Schwester będzie w stanie zidentyfikować zarys Drogi Mlecznej. Początkowo nie do końca wiedziała o co chodzi, ale po nakierowaniu jej nieco czego szukać, była w stanie dopatrzeć się na niebie niektórych pojaśnień i rozdzielających je pociemnień. Wtedy przypomniałam sobie o Oczach Wyraka od razu dałam je Magdzie zadziwionej zarówno samą lorneteczką, jak i jej nazwą. Przyłożyła ją do oczu. -Czemu to oddala. -Jak oddala? -To ja to jakoś chyba źle trzymam… -No nieee, Madzia, taaak to trzymaj, w tamtą stronę faktycznie oddala! 😄 -No coś mi właśnie nie pasowało. 😄 Po spojrzeniu przez nią z dobrej strony od razu wykrzyknęła: Ale dużo gwiazdek! Zachwycona patrzyła przez nią, podczas gdy ja szykowałam kolejne obiekty w dużej lornecie. Wpierw była to M11 - siostra dostrzegła, że z jednej strony, tam gdzie kłębią się Barnardy, tło wokół gromady jest uboższe w gwiazdy. Jako że fakt istnienia ciemnych mgławic bardzo ją zaciekawił, opowiadając o nich skierowałam APM ku "E" Barnarda. Magda uznała, że przypominają cętki i obie zgodziłyśmy się, że wyglądają na bardzo mięciutkie i puszyste. Gdy przesunęłyśmy się do wiszącego wyżej Wieszaka, lorneta celowała tak wysoko, że gdy zapytałam siostrę czy go pamięta (już jej go kiedyś pokazywałam), skomentowała: Wieszak też z siebie robimy, patrząc na to. Kiedy na niego spoglądała, akurat przez pole widzenia lornety przeleciał samolot. Żeby pooglądać rejony Łabędzia bez łamania karku, musiałyśmy trochę zaczekać. Kolejnym celem została zatem M2, kulka znacznie jaśniejsza na naszym niebie i bardziej skupiona w centrum w porównaniu z M22, co Schwester od razu zauważyła, dodając że wygląda jakby była milutka w dotyku niczym plamka zrobiona airbrushem w programie graficznym. Dalej na wschodzie wisiał Saturn z towarzyszącym mu Tytanem, a ponieważ lata temu siostra widziała już tę planetę w teleskopie, zwróciłam jej uwagę na wygląd pierścieni, które wtedy były wyraźnie owalne, a teraz wyglądały niemal jak kreska. Niebo przeciął Perseid, a my udałyśmy się ku wschodowi i chłodnym rewirom nieba prawie zimowego - do serca gwiazdozbioru Perseusza. Madzia nie spodziewała się takiego ogromu bardzo jasnych gwiazd, a jeszcze bardziej nie spodziewała się poruszających się co jakiś czas między nimi punktów - satelitów. Dostrzegła je też spoglądając na Chichoty, przy których musiałam wyjaśnić genezę tak dziwnej nazwy. Zahaczyłyśmy o kilka innych pobliskich gromad, a potem na moment wróciłyśmy na przeciwną stronę nieboskłonu, do położonych już nieco niżej i dostępnych w lornetce obiektów pobliskołabędziowych: kolejnej, tym razem znacznie rzadszej kulki M71, do jasnej M27, w której Magda zobaczyła charakterystyczny kształt ogryzka, do Albireo, które zachwyciło ją kontrastującymi kolorami, i trochę dalej, do ledwo odróżnialnej od gwiazdki M57. Ponowne skierowanie się do jesienno-zimowych obiektów, które skomentowałam na głos, wywołało spore zaskoczenie, bo jak to zimowe w sierpniu? Na tym etapie, kiedy ustawiałam w polu widzenia lornety kolejny cel naszych obserwacji, zauważyłam, że ta zaczęła powoli zaparowywać, a ja ciutrok zapomniałam grzałek z Krakowa. W ruch poszła szmatka do okularów, a Magda zobaczyła najpierw M33, a później M31, która jako jaśniejsza z tych galaktyk wywołała więcej emocji, podobnie jak fakt, że obok są widoczne jej galaktyki satelitarne (i że jedne galaktyki w ogóle mogą krążyć wokół innych). Kolejne zaskoczenie sprawiły Plejady, gdy kilka minut po tym, jak z zachwytem obejrzała je w APM, siostra patrząc gołym okiem na tę samą część nieba zapytała: A co to za mgiełka tam?, a ja w odpowiedzi podałam jej Oczy Wyraka, by sama przekonała się, że ta mgiełka to tak naprawdę gwiazdki, które przed chwilą oglądała w dużej lornetce. Skoro już zobaczyła gołym okiem Plejady, to pomyślałam, że może spróbować z Galaktyką Andromedy. Okazało się to nie być takie proste, bo nie tak łatwo było wskazać jej położenie bez wskaźnika laserowego, ale po kilku próbach poprzedzonych wypatrzeniem rzeczonej galaktyki z pomocą Oczu Wyraka, udało się. Powtórzyłyśmy to jeszcze z Chichotami, po czym zreflektowałam się, że tuż nad wschodnim horyzontem powoli wznoszą się dwie planety. Jowisz jak zawsze wzbudził sporo zachwytu, zwłaszcza w obstawie swoich księżyców, w przypadku Marsa zaś widoki skończyły się na intensywnie zabarwionej rdzawej gwiazdce. Pooglądałyśmy jeszcze trochę niebo oczami nieuzbrojonymi i Oczami Wyraka, ale jako że w zasadzie wszystko już zaczęło parować, po godzinie 2 zabrałyśmy się do domu rzeczami i kotami, które cały czas nam towarzyszyły. Same obserwacje nie były najbardziej ambitne, ale miło było pokazać i opowiedzieć to wszystko młodszej siostrze. 🙂 *często z siostrą zwracamy się do siebie Schwester, wzięło się to z tego, że jako dziecko uczyłam się w szkole niemieckiego i miałam tendencję wplatać niemieckie słowa do mowy codziennej, i jakoś tak zostało, że tak do siebie mówimy 6/7.08.2024 Kuchenne niebo Nieco po północy, gdy na dole została już tylko Madzia oglądająca coś na telefonie, a ja po leżeniu przez ponad godzinę na podłodze uśmierzyłam nieco ból pleców, podniosłam się w końcu z zamiarem rozpoczęcia obserwacji. Tym razem postanowiłam pozostać w domu - na polu było raptem 13℃, a więc jak na moje standardy bardzo zimno, do tego pewnie i tak wszystko by szybko zaparowało. Rozstawiłam wszystkie rzeczy w kuchni, choć w odrobinę innej konfiguracji niż zwykle, bo oto w jednej części okna pojawiła się moskitiera, która przy obserwacjach zadziałałaby pewnie jak siatka dyfrakcyjna. Na początek posnułam się po niebie bezładnie lornetą, zachwycając się blaskiem już bardziej jesiennych niż letnich gwiazd. Moją uwagę szczególnie przykuł Fomalhaut wyłaniający się akurat znad Przykraźni. Dobra, chyba pora otworzyć Interstellarum i pogrzebać trochę w czymś konkretnym, tak jak lubię! Zahaczam jeszcze tylko o Saturna, po czym otwieram atlas. Strona 77, południowe rewiry Koziorożca, północna część Mikroskopu. Zaczynam od Deneb Algedi (δ Cap) jeszcze na stronie 53 i po skosie zjeżdżam w dół, mijając κ Cap, 36 Cap i ζ Cap, tam odbijam na południe po sznureczku drobnych gwiazd, zerkam na β271 (której nie rozdzielam) i sunę dalej do… 3 Mic! Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej świadomie zapuszczałam się w obszar Mikroskopu. Przesuwam się dalej ku ε Mic, poniżej namierzam drobny układzik niewielkich gwiazdek przypominający bardzo wąski i wysoki trójkąt. Chcę lecieć bardziej w dół, ale nieco się zapominam - zobaczywszy “Gru” w Interstellarum myślę o dotarciu do należących do Żurawia gwiazd, ale zamiast na nie - trafiam na granicę lasu porastającego Wapiennicę. Tyle było z marzeń o podboju południa. W ramach rekompensaty odwiedzam Ślimaka, po raz pierwszy wykonując star hopping od Ryby Południowej. Startuję od jasnego Fomalhauta, przesuwam się do góry i w prawo do ε PsA, mijając przy tym przepiękny układ 2 gwiazdek - ta położona wyżej ma chłodny odcień bieli, zaś ta niżej ma kolor znacznie cieplejszy (i oznaczenie HN117, wg atlasu sama jest podwójną, ale jej nie rozdzielam). Jeszcze nieco wyżej próbuję sił z NGC 7314, ale nie mam pewności czy dostrzegłam słabiutką gwiazdkę, czy galaktyczkę. Odbijam do ζ PsA, po łańcuszku drobnych słońc trafiam do 49 Aqr, przy której chyba też nie wyzerkuję NGC 7257. Przesuwam się do 47 Aqr i jeszcze kawałek dalej, ku υ Aqr. Jestem na miejscu. Po chwili moim oczom ukazuje się blady, szary placek, który momentami zerkaniem i przy ruszaniu lornetą wydaje się bardziej przypominać oponkę nieco pogrubioną w lewej dolnej części. Wracam w dół. Objeżdżam lornetą dolną krawędź Ryby Południowej, próbuję zawalczyć z NGC 7173/7176, gnam znowu do góry na spotkanie z M30. Kulka już powoli chowa się za ramę okna, ale jeszcze udaje mi się zachwycić widokiem gromady udekorowanej pobliskimi dość jasnymi słońcami. Przenoszę się na drugą stronę Ryby Południowej i już w Rzeźbiarzu wyzerkuję NGC 7507, z pobliską 7513 się nie udaje, jest za blisko gwiazdki. Dalej δ Scl, gromada Blanco 1, granica lasu i α Scl właśnie się zza niej wynurzająca. Nieco powyżej wyłapuję blady, jednorodny placek szarego światła - to kulka NGC 288, a jeszcze dalej odwiedzam znaną i lubianą Srebrną Monetę. Jest godzina 2:30, kiedy pole widzenia przecina mi szybki meteor o silnie zielonej barwie, skrzący się i mieniący. Piękna dekoracja dla eleganckiej galaktyki. Około 10 minut później w polu lornety przelatuje kolejny, tym razem słabszy meteor. Ale jestem śpiąca i zmęczona. 4 godziny snu poprzedniej nocy, praca od 7:00, krótka drzemka po południu. Być może dlatego nie dostrzegam Dusty Spiral Galaxy. Na pocieszenie niemal od razu namierzam Skull Nebula. Planetarka jawi się zerkaniem w postaci delikatnego i dość nieregularnego pojaśnienia, nie jest też specjalnie mała. Podoba mi się. Niebo na wschodzie zaczyna robić się granatowe. Przechodzę do izby i zerkam przez wschodnie okno na Perseusza, Woźnicę i Byka, pośród którego lśnią Mars i Jowisz. Przepiękne jest to ułożenie planet pośród jasnych zimowych gwiazd. Przyglądam się przez jakiś czas temu widokowi. Ach, trzeba zbierać się do spania, żeby wstać na pociąg do Krakowa. Obserwacje kończę niedługo po 3:00.
    24 punktów
  7. "Tęsknota" Brakowało mi tego. Rok przerwy w obcowaniu z tą "nieskończoną przestrzenią" sprawił że czułem głód. Głód ,który zagłuszyłem nieco spotkaniem z C/2023 A3 (Tsuchinshan-ATLAS) . Potem okazało się że to zagłuszenie było chwilowe a potrzeba obcowania z kosmosem rosła w siłę. To trochę jak z mcdonaldem na obiad. Niby coś zjadłeś ale za godzinę jesteś głodny razy dwa. Kiedy w 2023 r. w listopadzie oddałem swój ostatni teleskop ( TS 102/714 ) nie czułem że coś tracę. Jednak po roku zauważyłem brak jakiejś optyki pod ręką ( tak na wszelki wypadek - jak mi się zachce ). "Dylematy sprzętowe" Przeszło trochę tego przez moje ręce : - SW 90/900 na AZ 3 ( Świetny wybór na początek , zawsze będę go polecał ) - achromat - SW 130/650 na EQ 2 ( Piękna galaktyka Andromedy, którą zapamiętam na zawsze i okropny montaż , który też zapamiętam 🙂 ) - newton - SW Dobson 8' ( Cena i zasięg na plus, wygoda użytkowania zniechęciła mnie do tego teleskopu i obserwacji ) - newton - Bresser MESSIER 102/600 na AZ 4 ( Cudowny czas spędzony na łapaniu obiektów katalogu Messiera ) - achromat - Levenhuk 70/900 ( Można kupić za grosze, świetne uzupełnienie do jakiegoś krótkiego achro ) - achromat - GSO 12' ( Niesamowity zasięg, okropna i uciążliwa logistyka ) - newto - TS 102/714 ED na AZ 4 ( Świetny wszechstronny sprzęt , lekki i przyjazny ) - achromat ED - Lornetka 100mm Semi-Apo 90° ( Hipnotyzująca dwuoczność, niedobory w jakości obrazu w porównaniu do szkieł ED albo konstrukcji Newtona ) - lornetka - Nikon Aculon 10x50 ( Przydatny dodatek , zawsze pod ręką ) - lornetka - Celestron StarSense Explorer DX 5" SCT ( Mega okazjonalny zakup. Był ze mną przez chwilę ponieważ zakupiłem go pod kogoś z moich znajomych. Montaż trochę słaby, aplikacja dla mnie nie przydatna, fajny zasięg i niesamowita mobilność ) - SCT Nawet po kilku latach obserwacji różnymi sprzętami "powrót" okazał się nie taki oczywisty. Miotałem się miedzy teleskopami, jakbym kupował ten pierwszy. Miałem kilka wytycznych : - lekkość, mobilność - trochę do planet, trochę do DS-ów, trochę do obserwacji dziennych - przyzwoity zasięg Byłem już myślami przy powrocie do TS 102/714 ED ale nie byłem pewny. Przez chwilę rozważałem Mak-a 127. A może jakiś Newton 150/750 ? Im dłużej trwały rozważania tym głupsze rzeczy wymyślałem. Nie chciałem pchać się w koszty. Patrząc jednak przez pryzmat sprzętu jaki miałem nie mógł być to Sklyux 70/700 (nie ujmując nic temu przyjaznemu achromacikowi ). Wszystko prowadziło mnie do SCT. I tak się skończyło. Celestron SCT 6' na AZ 4 a do tego okular zoom 8-24 stał się oknem (albo dziurką od klucza 😁 ) przez które będę mógł podglądać pewne zjawiska i cieszyć oko pięknem kosmosu. Wszystko z giełdy ( no prawie wszystko ). Gdybym zamiast baddera wybrał SW, celestrona albo innego budżetowego zooma 8-24 wszystko zamknęło by się w 3000 zł. "Pierwsze światło" 16.11.2024 Miała być Wenus, miał być Saturn i miał być Księżyc, więc ciemna miejscówka nie była wymagana. Jednak spakowałem mój lekki zestaw do auta i jechałem. Nie wiem dla czego ale po 15 minutach znalazłem się na mojej ulubionej " Ciemnej " lokalizacji. Ciemno nie było bo Księżyc rozjaśniał wszystko dookoła ale czułem się dobrze, nawet bardzo dobrze. I chyba bardziej chodziło o to żeby tam być i chwilę postać, ale skoro miałem w bagażniku SCT 6' to rozstawiłem AZ4 i powiesiłem na nim Celestrona. Wenus Wysokość planety nad horyzontem sprawiała że można było się tylko domyślać fazy w jakiej obecnie się znajduje. Wyglądała jak kolorowa kulka gotująca się w garnku. Saturn Tu było już dość ciekawie. Ostatni raz patrzyłem na tego gazowego olbrzyma chyba rok temu. W małych powiększeniach ( x60 ) wyglądał jak jasna gwiazda z dwoma uchwytami po bokach. Przy maksymalnym powiększeniu jakie obecnie mogę uzyskać ( x 190 ) cieszyłem się widokiem planety. Doskonale był widoczny cień na pierścieniach za ciałem niebieskim. Tytan z jasnością 8,5 mag od razu rzucał się w oczy. Rea i Dione były tak blisko siebie że zlewały się w jeden księżyc. Poniżej symulacja widoku w okularze M 31, M13 , M92 Tutaj bardziej chodziło o sprawdzenie " uniwersalności " zastawu. Efekty były bardziej niż zadowalające. Mimo Księżyca tuż po pełni, dwie kuliste w Herkulesie pięknie się rozbiły. Pobawiłem się chwilę zoomem od Baadera i stwierdziłem że 12 mm przy ogniskowej 1500 mm daje doskonałą źrenicę (1,2 mm) do jasnych planetarek czy gromad kulistych. Księżyc, Jowisz Tylko rzut oka na na planetę, która dopiero co podnosiła się nad horyzont. Terminator na Księżycu był jeszcze bardzo subtelny więc zrobiłem parę zdjęć i spakowałem sprzęt. Na razie to tyle 🙂 . Mam nadzieję że znajdę czasem chwilkę na obserwacje a potem motywację żeby coś skrobnąć , ale nie obiecuję ...
    23 punktów
  8. Rok 2024 zamykam sumą 22 wykonanych prac w czasie rejestracji netto 327 godzin. Zdobyły jeden Astrobin Top Pick i 9 nominacji Top Pick Astrobin.
    23 punktów
  9. Hej, Na zakończenie jesieni postanowiłem wycelować teleskop w dość nietypowy dla mnie obiekt. Chciałem ogólnie fotografować te "standardowe", ale ciekawość była większa 🙂 Naświetlałem go 42 godziny w kolorystyce HSO + gwiazdy RGB. Mgławica została odkryta w 1959 roku przez Stewarta Sharplessa (sh2-200), a w 1983 roku została dołączona do katalogu HDW z oznaczeniem 2. Na zdjęciu są również mniejsze mgławice planetarne wśród nich PN LDu 14 (lewa strona kadru) oraz PN Cam C na godzinie 16 od głównego bohatera 🙂 resize 75% Pogodnych nocy 🙂 Astrocherryff
    23 punktów
  10. Cześć. Przeglądając fora astronomiczne widać mnóstwo pięknych zdjęć obiektów oraz ofert sprzedaży różnego rodzaju astro sprzętu. Niestety coraz rzadziej pojawiają się opisy wrażeń z obserwacji wizualnych. Od ponad roku śledzę większość wpisów na różnych forach i jak do tej pory materiału archiwalnego było na tyle dużo że jakoś tego nie zauważałem. Teraz po przeczytaniu "wszystkiego" zauważyłem że nowych wpisów w tej tematyce jest jak na lekarstwo. Mimo iż nie mam wielkiego doświadczenia a i pisarz że mnie żaden postanowiłem że będę skrobał chociażby dwa zdania z każdej obserwacji jaką przeprowadzę . Z pewnością dla wyjadaczy nie będą to żadne nowe obiekty (póki co gustuję raczej w klasykach DSO) , jednak chcę tym wątkiem zawalczyć o wizualna , tak by nie odszedł tak szybko w zapomnienie i nie przegrał rywalizacji z foto 😉 Drugi cel to zachęcić tych którzy mają dużo więcej do opowiedzenia o napisania żeby również podzielili się tutaj i w ten sposób podtrzymali "ledwie tlący się płomyczek wizualowych relacji". Niby czas nie najlepszy na taki start wszak nocy astronomicznej już nie ma , jednak wczoraj postanowiłem wykorzystać tę kilkadziesiąt minut w miarę ciemnego nieba aby wypróbować nowo zakupiony okular 8.8 mm. Ponieważ czasu mało nie chciało mi się ruszać z dala od domu i rozłożyłem 13 calowego ATM-owego Newtona na podjeździe przed domem. Niebo dodatkowo rozjaśnione łuną z nad Wrocławia więc o "fajerwerkach" nie mogło być mowy. Wg. Lightpolutionmap niebo to około 20.3 mag./arc sec a wg mnie jeszcze słabiej bo ostatnio sporo się zmieniło w okolicy. Na początek kalibracja szukacza na m57 i pierwsze wrażenie w 8.8. efekt fajny i to co zobaczyłem zwiastowało że wieczór a w zasadzie noc może być udana ( zacząłem obserwacje tuż przed północą ). Przeskoczyłem więc na Cygarko oraz Bodego ( która to parka były pierwszymi galaktykami jakie widziałem kiedykolwiek prze teleskop) i tutaj doznałem całkiem przyjemnych odczuć oglądając je w powiększeniu blisko x187. Poprzyglądałem się im w 6.7 mm oraz 14 mm i muszę przyznać że nigdy nie wyglądały tak ładnie tuż przed moim domem. Rozochocony przeskoczyłem na parkę NGC4490 i jej towarzyszkę NGC4485 (jakoś tak na tym etapie najbardziej upodobałem sobie parki oraz galaktyki oglądane od strony krawędzi). Tutaj również bardzo przyjemne wrażenia i nawet doszukać się można było lekkich struktur w tej większej. Poleciałem na chwilkę do M94 zahaczając po drodze NGC4625 i NGC4618 tylko po to by wycelować w kolejną klasyczną parkę... M51 z sąsiadką nie zrobiły większego wrażenia ( te galaktyki oglądałem wielokrotnie pod naprawdę ciemnym niebem) , jednak jak na to miejsce byłem zadowolony faktem iż dostrzegłem zarysy ramion. Jeszcze w pobliżu jest wydarzenie ostatnich tygodni czyli supernowa w M101, postanowiłem więc tam wycelować. M101 owszem była , coś tam w niej jasniało w dwóch miejscach (jedno to z pewnością gwiazda naszej galaktyki a drugie...pewności nie mam). Na koniec poszukiwania galaktyk skierowałem się w stronę smoka po to by zobaczyć "drzazgę" (wspominałem że lubię krawędziaki ?) - udało się. To jedyna tej nocy "nowa galaktyka". Niebo zaczęło jasnieć więc na koniec dawno nie widziany "ogryzek" (ależ był olbrzymi) i królowa gromad kulistych M13. Ależ to było zaskoczenie !!! Nie skłamię jak powiem że gromada którą widziałem ze sto razy wcześniej, wczoraj prezentowała się najpiękniej.... CDN p.s. Przepraszam za wszystkie błędy.Piszę na telefonie a to sztuka nie łatwa. Kolejna obserwacją pewnie już w sierpniu mam nadzieję już pod ciemnym lubuskim niebem
    23 punktów
  11. dało się uchwyć dzisiejsze zbliżenie zanim nadeszły chmury Oczywiście wizualnie przepiękne zjawisko. CC8" + ASI 462MC + UVIR Cut + Reduktor ogniskowej PiPP → AS3! → AstroSurface Stack 880 klatek Druga sekwencja z 2500 klatek
    22 punktów
  12. Mam i ja! 🙂 15.10.2024 r. Jezioro Rychnowskie w Człuchowie. Sony A6400+Sigma 56 F1.4. parametry: ISO 640, F3.2, 6 sekund.
    22 punktów
  13. Boszkowo (Wiekopolska), Nikon Z8, Sigma Art 40mm f2.5, iso500, 8s
    22 punktów
  14. Naprawdę nie spodziewałam się, że zobaczę czerwoną zorzę z centrum Krakowa, pod niebem 8 klasy Bortle’a, ale to się stało. Chociaż później tej nocy zobaczyłam też subtelne zielenie akompaniujące wspomnianej czerwieni, a jeszcze później nawet róże i fiolety jaśniejące zza stratocumulusów, moment, kiedy wysiadłam z tramwaju na Biprostalu i zobaczyłam niebo płonące czerwienią, wywarł na mnie największe wrażenie. To wzięło mnie z zaskoczenia, dogłębnie poruszyło i powaliło. Moje największe marzenie, które wymykało mi się z rąk tyle razy w przeciągu ostatnich kilkunastu lat, w końcu się spełniło, niespodziewanie, w centrum drugiego największego miasta w tym kraju. Budząc się po 21 po wieczornej drzemce, pierwsze co zobaczyłam, to telefon zalany alertami zorzowymi. Od jakiegoś czasu wiedziałam, że coś się będzie szykowało, ale nie wiązałam z tym wielkich nadziei - ta historia powtarzała się już tyle razy, tyle razy szykowałam się niesamowicie i za każdym razem dostrzeżenie zorzy choćby fotograficznie paliło na panewce, że od kilku lat obrosłam jakimś rodzajem skorupy, która nakazywała mi ignorować nadzieję wszystkich wokół na zobaczenie zorzy w Polsce - im się zawsze udawało, mi nigdy. Zawsze coś stawało na przeszkodzie. Tym razem jednak było inaczej - obudziłam się akurat na zapadnięcie zmroku, a pogoda ziemska nie wydawała się najgorsza - altocumulus stratiformis translucidus perlucidus, który w połowie składał się z dziur ukazujących pogodne niebo, powoli ustępował niebu całkiem bezchmurnemu, gęstsze chmury zaś miały dotrzeć dopiero bliżej północy. Jedynie rano na 7 będę musiała wstać do pracy, ale co tam, wyspałam się teraz, najwyżej kupię sobie jakiegoś Monstera na wtedy. Przebudziłam Filipa, mówiąc o sytuacji, i razem zaczęliśmy zgłębiać się w prognozy, tym razem pogody kosmicznej. Z każdą chwilą ekscytacja rosła coraz bardziej, aż do momentu, gdy niebo ściemniało na tyle, by na kamerce all-sky Obserwatorium Astonomicznego UJ zaczęła być widoczna różowo-czerwona kurtyna pokrywająca pół nieba, którą aparat telefonu również zaczął rejestrować z naszego balkonu. Ubraliśmy się ciepło i ustalając po drodze ze znajomymi spotkanie na Błoniach, wylecieliśmy na przystanek tramwajowy. Tuż przed przyjazdem tramwaju zrobiłam jeszcze szybkie zdjęcie telefonem, ukazujące różowo-czerwone światła nad pobliskimi blokami. Gdy kilka minut później wysiadaliśmy na Biprostalu, coś tknęło mnie, by obrócić się i spojrzeć na północne niebo. Wtedy zobaczyłam. Zorza przybrała na sile na tyle, by stać się wizualnie dostrzegalna w samym środku Krakowa. Wstrząśnięta zadzwoniłam do domu, budząc przy tym mamę, by lecieli szybko na pole spojrzeć na północny horyzont. Z siostrą zobaczyły czerwoną kurtynę, wyraźniejszą niż cokolwiek, co ja mogłam dostrzec z Krakowa: Zorza jaśniała. Mimo że zmierzaliśmy z Filipem na południe, na Błonia, co chwilę obracaliśmy głowy, by sprawdzić, czy aby na pewno nam się nie wydawało, czy aby na pewno widzieliśmy to, co widzieliśmy. Nie wydawało nam się. Niebo płonęło coraz bardziej, czerwień stawała się coraz wyraźniejsza. Na mijanym po drodze terenie AGH dołączyło do nas dwóch kolegów, którzy też zaczęli oglądać się za siebie. Po kolejnej chwili dotarliśmy na Błonia, gdzie dołączyło do nas jeszcze kilku znajomych Filipa. Filip rozstawił aparat, my zrobiliśmy trochę zdjęć telefonami, ale głównie patrzyliśmy. Czerwona łuna nad całym północnym horyzontem zmieniała kształty, na chwilę słabła w jednym miejscu, by zaraz w innym wystrzelić do góry jeszcze wyżej. Nisko nad horyzontem zaczęły przesuwać się chmury, chmury, które zwykle w Krakowie jaśnieją intensywnie na tle nieba, odbijając wszechobecne light pollution. Tej nocy jednak, to niebo za nimi było jaśniejsze, sprawiając, że wyglądały jak ciemne sylwetki sunące na lekko zielonkawym tle. Ta część spektaklu trwała może do 23. Na jej zakończenie niebo uraczyło nas innym zjawiskiem - ok. 22:43 jego południową część przeciął meteor. Jego lot trwał około 5 sekund, a pod koniec rozpadł się na kilka kawałków, skrząc się przy tym na pomarańczowo niczym zimny ogień. Był przepiękny! Niedługo później zorza osłabła, chmur na północnym niebie też zaczęło zbierać się trochę więcej. W naszej grupie parunastu osób trwały rozmowy na różne tematy, zaś naszą uwagę na niebie przyciągały przelatujące satelity, samoloty i kolejny meteor, tym razem dość zwyczajny, prawdopodobnie z roju Lirydów. Niedługo przed północą zaczęło się znowu. Nagle zobaczyliśmy słup czerwonego światła wznoszący się ponad chmurami, które w tym czasie zdążyły zając sporą część północnego nieba. Czerwono-różowe światło rozlało się następnie na boki, tworząc kurtynę ponad warstwą strato- i altocumulusów oraz cirrusów, którą mogliśmy oglądać przez kolejne pół godziny. Potem chmury pokryły niebo na dobre. Ze złudną nadzieją na jakąś dziurę w chmurach czekaliśmy tak w zimnie mniej więcej do 1:30. Wtedy ostatecznie podjęliśmy decyzję: jedziemy tam, gdzie mamy największe szanse zobaczyć coś ponad chmurami, a więc na południowy zachód. Naszym celem zostały okolice Jeziora Mucharskiego. Wyruszyliśmy około 2, a niecałą godzinę później byliśmy na miejscu. Po drodze, widząc ciągle chmury, trochę zaczęliśmy tracić nadzieję, ale na samej końcówce trasy przez okna samochodu dostrzegliśmy gwiazdy! Nad jeziorem okazało się, że co prawda połowa nieba wciąż pokryta jest stratocumulusami, ale na szczęście tymi charakteryzującymi się dużą liczbą dziur ukazujących niebo. Szybko okazało się również, że w dziurach tych widoczna jest zorza! Początkowo wyglądała ona jak po prostu pojaśnienie nieba na całej północnej jego części, zaś chmury, mimo podświetlenia przez sztuczne światło pochodzące od pobliskich Wadowic, wydawały się ciemnymi wyspami na tle rozświetlonego tła. Tło to na zdjęciach ujawniało barwę różowo-fioletową. Momentami kolor ten był również dostępny wizualnie - gdy w zorzy pojawiały się jaśniejsze filary, nasze oczy rejestrowały ich barwę pomiędzy chmurami. Nad Jeziorem spędziliśmy kilkadziesiąt minut, czekając na zapowiadane na wtedy najsilniejsze uderzenie CME. Co prawda nie doczekaliśmy go przed początkiem świtania, ale i tak warto było się tam wybrać, by dostrzec fioletową zorzę gołym okiem. Warto było wrócić o 5 do mieszkania i spać tylko 1.5 h. To była jedna z najbardziej wyjątkowych nocy w moim życiu, a chwila, którą opisałam w pierwszym akapicie, jednym z najpiękniejszych jego momentów. Nigdy bym nie podejrzewała, że w takich okoliczności po raz pierwszy wizualnie dostrzegę kolorową zorzę. Czerwoną, w południowej Polsce, w centrum rozświetlonego Krakowa, wybiegając z tramwaju - a nie zieloną, gdzieś na dalekiej północy, w ramach skrupulatnie przygotowanej wyprawy. I wiecie co? Teraz nie wyobrażam sobie, żeby mogło być lepiej! _____________________________________________________________ 2 zdjęcia w tej relacji były wykonane z telefonu kolegi, 2 z aparatu Filipa, a 1 przez moją siostrę, reszta jest z mojego telefonu.
    22 punktów
  15. Cześć, znowu mam przyjemność otwierać kolejny zlot FA w Zatomiu 😁 Przywieźcie ze sobą bezchmurne niebo bo atmosfera na pewno będzie 👍 Aha, uważajcie na poukrywanych w różnych dziwnych miejscach Janosików z suszarkami, bo było ich na prawdę sporo po drodze Także nie popędzajcie zbytnio swoich rydwanów.
    22 punktów
  16. W poniedziałek nad ranem przypadkowo trafiłem na częściowe zakrycie Ganimedesa przez tarczę Jowisza. A że trafiły się wyjątkowe warunki, mogłem obserwować Taurusem 300/1500 z powiększeniami dochodzącymi do 625 (Vixen HR 2.4) i po raz pierwszy spróbowałem skupić się na samym Ganimedesie. No i ku mojemu zaskoczeniu było pięknie widać jego tarczę, nawet jak była sporo zasłonięta przez Jowisza, pewnie w dużej mierze dzięki pociemnieniu brzegowemu dające ciemniejsze tło. Podczas obserwacji zrobiłem zrzutkę ekranu ze SkySafari wtedy, kiedy jeszcze wyraźnie widziałem kawałeczek tarczy Ganimedesa. Po ustawieniu takiego samego czasu, wykadrowaniu i bez czerwonych filtrów (podczas obserwacji na telefonie mam włączony Twilight), Ganimedes wystawał mniej więcej tyle: Także przyglądnąłem się, jaką przerwę pomiędzy tarczami Ganimedesa i Jowisza jestem w stanie wyraźnie zobaczyć i wtedy też zrobiłem zrzut ekranu. Wyglądało to wtedy mniej więcej tak: Tarcza Ganimedesa była okrąglutka, tylko nieznacznie falowała. Nie mogę jednak powiedzieć, że widziałem na niej jakieś szczegóły. Co ciekawe, w źrenicy 0.5 mm Ganimedes wydawał mi się wciąż bardzo jasny, może nawet za jasny na wypatrywanie na nim jakichś szczegółów. Podczas tych obserwacji pole widzenia było 4’, tak że Jowisz (≈ 45”) zajmował prawie 1/5 pola w okularze. Do takich obserwacji musiałem wyregulować napęd platformy dokładniej niż zwykle. Ale największa jazda była z ustawieniem ostrości: wystarczyło jakieś 1/8 obrotu gałki na przekładni 1/10 wyciągu żeby przejechać od - do całkowitego rozogniskowania. Seeing testowałem rozdzielając składniki 36 Andromedae o separacji 1.2”, często ze sporym zapasem. Ganimedes ma średnicę kątową 1.7”. Bardzo ciekawe jest to, że kawałek Ganimedesa wystający z za tarczy Jowisza i przerwa pomiędzy obiema tarczami na powyższych zrzutkach ekranu stanowią pewnie jakieś 1/5 - 1/4 średnicy Ganimedesa, czyli nie więcej niż 0.4”. Dwie noce wcześniej też obserwowałem Tuarusem i seeing przy domu był nawet lepszy. W podobnych powiększeniach mogłem cieszyć się wyjątkowymi obrazami Księżyca, planet i jasnych planetarek.
    22 punktów
  17. Dzisiejszy, godzina 2:00- 2:30. CC 8" + ASI462MC, ogniskowa 3100 mm Filtry: UV/IR cut PiPP => AS3! => AstroSurface => PS 10 x 20% z 5.000 klatek na obrót Jowisza, 20% z 5.000 klatek plus resize 300% na tarczę Ganimedesa 3 x 20% z 5.000 klatek, Jowisz w towarzystwie Europy, Io i Ganimedesa.
    22 punktów
  18. Cześć! Chciałabym się z Wami dzisiaj podzielić ważną dla mnie rocznicą, swego rodzaju osobistym świętem - dziś mija dokładnie 10 lat, odkąd zaczęłam notować swoje obserwacje astronomiczne. Miałam wtedy 14 lat. 🙂 Niebo zdarzało mi się obserwować już trochę wcześniej, ale to 22 lipca 2013 roku, zasiadając kolejną nocą do obserwacji Księżyca, coś mnie tknęło - wzięłam kartkę z drukarki i ołówkiem zanotowałam szybko swoje myśli, a rysując obok Księżyc, wykonałam swoje pierwsze szkice astronomiczne. Kolejnego dnia znalazłam jakiś zeszyt w szafce i postanowiłam, że to będzie notes na moje astronomiczne notatki. Na początku z regularnością notowania obserwacji bywało różnie, zwłaszcza, gdy decydowałam się na obserwacje z pola, a nie z okna. Zawsze jednak zapisywałam te obserwacje, nawet po czasie kilku dni czy tygodnia, aż wreszcie wyrobił mi się nawyk. Teraz nie wyobrażam sobie sesji obserwacyjnej bez zeszytu, w którym staram się na bierząco notować to co widzę. Jedynie na zlotach czy obserwacjach z kimś innym może pojawić się kilkugodzinne opóźnienie w tworzeniu zapisków, choć nie jest to regułą. W tym roku skończyło się miejsce w moim pierwszym zeszycie i tak się złożyło, że w nowym notatniku pierwszymi obserwacjami są te zatomskie - z XXV Zlotu. Muszę przyznać, że te moje notatki, w parze ze szkicami, są najcenniejszą rzeczą, jaką mam. Nie wiem co bym zrobiła w razie ich utraty. W tych niepozornych zapiskach zawarta jest ogromna część mnie, mnóstwo wspomnień i emocji - z odkrywania tej pasji i doskonalenia się w niej, poznawania nowych instrumentów, przeżywania pięknych chwil - pierwszych obserwacji teleskopowych planet, pierwszej zobaczonej komety czy kolejnych obiektów głębokiego nieba, meteorów, obłoków srebrzystych, zarejestrowania się na Forum, udziału w moim pierwszym (i wszystkich kolejnych) zlotach. Decyzja o wzięciu kartki i zanotowaniu tych kilku zdań, którą podjęłam tamtej nocy, była jedną z najlepszych w moim życiu. Ciekawa jestem co przyniesie mi kolejne 10 lat. Do tej pory zobaczyłam kilkaset obiektów głębokiego nieba, w tym oczywiście wszystkie z katalogu Messiera, a także dość sporo różnych zjawisk - m.in. dzięki C/2020 F3 (NEOWISE) w jakiś sposób udało mi się nadrobić to, że urodziłam się już po tych wszystkich wielkich kometach XX stulecia. Co prawda przez moje ręce nie przewinęło się zbyt wiele instrumentów (raptem 2 teleskopy i 5 lornetek), ale dzięki Wam mogłam spojrzeć wgłąb Wszechświata przez znacznie większą ich liczbę, zaczynając na niewielkich lornetkach i kończąc na 20-calowym teleskopie. Może w ciągu następnej dekady zobaczę wreszcie zorzę polarną (na którą nieudane polowania również mam zanotowane), całkowite zaćmienie słońca, a może wreszcie będę miała szansę sięgnąć dalej ku niebu południowemu i odkryć jego skarby. Mam nadzieję, że za te 10 lat będę mogła się z Wami w podobny sposób podzielić swoimi doświadczeniami.
    22 punktów
  19. 22 punktów
  20. u mnie na szeroko, crop na 135 mm, 3 ekspozycje żeby uniknąć prześwietlenia łysego, ale jednocześnie zachować gwiazdy na około 🙂
    21 punktów
  21. Na coś więcej w grudniu raczej brak szans, więc chyba pora wrzucać swoje podsumowania. Dla mnie i pewnie większości z was to był świetny rok - mieliśmy zorze, komety i całkiem niezłą pogodę latem/wczesną jesienią. Oby kolejny nie był gorszy. 🙂
    21 punktów
  22. To i mozaika ode mnie. 2024 upłynął podobnie jak poprzednie lata: trochę roszad sprzętowych, trochę mijania się z pogodą, kilka niespodzianek, nieco nerwów i sporo zabawy - albo odwrotnie 🙂
    21 punktów
  23. 6/7 kwietnia 2024 Ten weekend akurat miałam wolny, a noc z soboty na niedzielę nie zapowiadała się nawet najgorzej i wskazywała na szanse na jakieś przerwy między chmurami. Jako że @Mareg miał wieczorem jakąś uroczystość rodzinną, a moja desperacja w zakresie braku obserwacji była ogromna, uruchomiłam inne, nowsze kontakty i odezwałam się do Pawła @Flaytec1, który akurat dzień wcześniej pisał mi, że zastanawia się nad wyjazdem na kometę. Dość szybko udało nam się zgadać na obserwacje, na które pierwotnie (ze względu na prognozy) planowaliśmy wyjechać trochę później, ale ostatecznie dokonaliśmy rewizji tych ustaleń i pojechaliśmy wcześniej na tyle, aby faktycznie spróbować jeszcze zaczaić się na kometę. Ostatecznie z Krakowa wystartowaliśmy po 18, a na miejscu - tzn. na granicy województw małopolskiego i świętokrzyskiego kawałek za Książem Wielkim - byliśmy nieco ponad godzinę później. Na samym początku niebo wyglądało bardzo obiecująco i jedynie przy horyzoncie, szczególnie w jego zachodniej części, wiły się chmury piętra wysokiego i dogorywające już kłaki przypominające te z gatunku cumulus czy stratocumulus floccus. Rozstawiliśmy się na łące pośród pól na skraju niewielkiego wzgórza i czekaliśmy aż ściemni się tyle, by zobaczyć wspominaną już kometę 12P Pons-Brooks, zerkając w międzyczasie na pojawiające się na ciemniejącym nieboskłonie obiekty pokroju Jowisza, Plejad czy Hiad, a nieco później nawet M42. To właśnie wtedy pojawił się problem z tymi cienkimi chmurami znad zachodniego horyzontu - im niebo ciemniało a kometa schodziła niżej, tym wyżej wznosiły się wspomniane cirrusy. Ostatecznie uniemożliwiły one jakieś sensowne dostrzeżenie tej komety, choć muszę zaznaczyć, że przez moment w lornecie dostrzegłam chyba jakieś blade pojaśnienie mniej więcej tam, gdzie powinna się ona znajdować. No to tyle było z komety. Ale zostały jeszcze DSy. Chmury z zachodu zajmowały coraz większą część nieba, więc najpierw szybko rzuciliśmy okiem na gromady w Woźnicy i okolicach, zarówno przez moją lornetę, jak i Pawłowego Newtona ( @Flaytec1 przypomnisz jaka to konkretnie tuba? 130/650?). Po nich zerknęliśmy na M44 i M67 oraz Triplet Lwa. Pokrążyłam przez chwilę lornetą po niebie, a następnie wcelowałam nią w M51, co chciałam powtórzyć z Newtonem, ale zamiast galaktyki zobaczyłam ciemność. Cirrusy i cirrostratus zajęły całe niebo. W tej przymusowej przerwie od obserwacji Paweł wyciągnął noktowizor, przez który oprócz różnych dzikich zwierzątek chadzających dookoła, pooglądaliśmy też jakiegoś człowieka z motorem strojącego kawałek dalej w polu. 😄 Po jakimś czasie niebo się przetarło na tyle, by znów spróbować na coś popatrzeć. W obu instrumentach obejrzeliśmy Chichoty (u siebie zerknęłam jeszcze na okoliczne gromadki), potem M81 i M82, a następnie znów M51, którą tym razem udało się zobaczyć także w niutku. Lornetą wcelowałam w M101, zaś potem w polach widzenia obu przyrządów znalazła się M53. Na jej słabszą sąsiadkę warunki niestety nie pozwoliły - na niebie wciąż wisiało bardzo cienkie chmurwie. Skierowaliśmy się więc ku M13, M92 i dalej, ku M57. W tych warunkach w teleskopie mniejsza z kulek lekko mrowiła, większa zaś pokazywała delikatne rozbicie. W międzyczasie umyśliło mi się Kocie Oko, do którego starhoppingu nigdy nie lubiłam. Po paru próbach udało mi się znaleźć w lornecie intensywnie niebieską, lekko może puchatą gwiazdkę. Nieco gorzej szło mi w przypadku teleskopu, ale i z jego pomocą w końcu odnalazłam mgławicę, która nie pokazała za bardzo szczegółów, ale była za to bardziej odróżnialna od pobliskich gwiazd niż w dwururce. Na koniec Paweł wyciągnął jeszcze Maka 102 i z ciekawości wcelował nim w M13 i M57. To było ostatnie tchnienie tych obserwacji, bo oto chmury, które już wcześniej stopniowo wznosiły się na zachodnim niebie, znowu pokryły je niemal całkowicie. Zwinęliśmy sprzęt i wróciliśmy do Krakowa. Nie były to może najbardziej odkrywcze i bogate w nowe obiekty obserwacje, ale i tak fajnie było spojrzeć w niebo znacznie ciemniejsze niż to krakowskie po praktycznie roku przerwy!
    21 punktów
  24. Cześć, podczas zlotu w Zatomiu udało mi się zebrać trochę fotonów z Andromedy. ZWO AM5, TecnoSky Quadruplet AG70 F/5 + ZWO ASI 183 MC Pro + ZWO EAF, Orion 30mm Guidescope +ZWO ASI 120MM Mini, AsiAir Plus 140x180s Obróbka PixInsight
    21 punktów
  25. W tym roku ja rozpocznę zabawę w Jowisza 🙂 Pojedyncza klatka między chmurami. Wreszcie z Focuserem na silniku krokowym (Dzięki @jolo za pomoc!). tuż obok Ganimedes i Io. P.S: świeżutkie cieplutkie z przed godziny 🙂
    20 punktów
  26. Pierwszy z tego roku. 2 stycznia, godzina 23:20 - 23:27. CC8" + ASI 462MC + UVIR Cut + Barlow x1.5 PiPP → AS3! → ImPPG → WinJupos → AstroSurface 6 x 10% z 10.000 klatek
    20 punktów
  27. Wyłapany, żeby nie powiedzieć wymęczony materiał z kilku nocy w czasie których pojawiły się dziury w chmurach. Jak w tytule mgławica NGC281 w palecie SHO. Łączny czas integracji ok 16 godzin. Teleskop APO140/910 + QHY268M. Jak zwykle, uwagi i sugestie co do obróbki i balansu koloru mile widziane
    20 punktów
  28. a konkretnie nieco ciemnych mgławic wokół Tulipana. To całkiem sympatyczny rejon dla lornetek - mrowie kolorowych gwiazd poznaczone gdzieniegdzie ciemnymi wyrwami wygląda naprawdę dobrze. Fotka to zlepek dwóch paneli zrobionych Askarem FRA 400 i Canonem 6d, czasy sumaryczne na panel po ok. 2,5 h w klatach trzyminutowych.
    20 punktów
  29. Kometa C/2023 A3 ( Tsuchinshan-ATLAS ) zbliży się końcem września do Słońca na odległość 0.4 j.a. i spodziewany jest wzrost jej jasności do 0 mag. Obecnie ma około 10 mag (choć na moje oko jest jaśniejsza) i przemieszcza się w konstelacji Panny. Dość kompaktowa, ale z ładnie rozwiniętym warkoczykiem. http://www.aerith.net/comet/catalog/2023A3/2023A3.html Zdjęcie poniżej zrobiłem podczas sesji live stackingu. Teleskop SCT8" na montażu AVX, kamerka ASI183 MM Pro, reduktor 0.63x, stack 5 minut w klatkach po 4s, gain 300.
    20 punktów
  30. C/2023 A3 przeciw warkocz Mimo, mgły i wysokiej chmury wczoraj doskonale był widoczny długi warkocz, który nie mieści się na zdjęciu wykonanym z ogniskowej 100mm (kadr 20 x 12 stopni), jak i równie długi, ale widoczny tylko na zdjęciach przeciw warkocz 13x30sek, Nikon Z8.
    20 punktów
  31. Jedno zdjęcie ode mnie. Chowała się za chmurami, ale w końcu się udało 😉
    20 punktów
  32. 20 punktów
  33. Gliwice, namierzona w 10x50 o godz. 18:40 i szybko dostrzeżona gołym okiem. Po godz. 19 widok gołym okiem nawet był chyba ciekawszy niż w lornetce. Warkocz zdawał się być dłuższy. Jeśli będzie jeszcze lepiej niż dzisiaj to może nawet dorównać atrakcyjnością z NEOWISE. Warto było wyskoczyć na polowanko. Niestety w najlepszym momencie pokaz zakończyły u mnie chmurwy... Szybki timelapsik
    20 punktów
  34. M33 - tak na szybko, żeby coś dorzucić. Trochę jeszcze dopalę, potem na spokojnie i posiedzę nad obróbką. Dwie godziny naświetlania - Celestron 9,25, ASI294, ASI220, CEM40, filtr Baader Neodym.
    20 punktów
  35. Po wielu latach udało mi się wreszcie upolować w większej skali ten fascynujący obiekt. To oczywiście fragment Łańcucha Markariana. Materiału przydałoby się dwa razy więcej ( koloru), no ale pogoda nas nie rozpieszcza. Setup: FS 128, Atik One 6.0 na ASA DDM 60. Filtry Baader. Fokuser FLI Atlas. L: 18x600 sekund, RGB : 10x300 na kolor. Fotografowałem na WAP RODOS pod niebem Bortle 3 przy niesamowitym seeingu.
    20 punktów
  36. Widoczna gołym okiem przez około 15-20 minut. Niesamowity spektakl.
    20 punktów
  37. Słońce w h-alpha z pierwszego dnia zlotu w Zatomiu. Zrobiłem osobny wątek, bo to chyba największa protuberancja jaką widziałem ) i chyba też inni zlotowicze 🙂. Nagranie robione trochę na szybko, bo teleskop stał na statywie . Sprzęt Lunt50 + Chameleon 2. BW Kolor Taka dziwna koncepcja kolorów 😉 I same protki
    20 punktów
  38. Końcówka grudnia przyniosła wiele pogodnych nocy, wprawdzie albo mocno wiało, albo był wysoki cirrus, ale i tak grzechem byłoby tego nie wykorzystać. I tak na matryce wpadła piękna galaktyka w Trójkącie. Pamiętam jej widok w 24” kilka lat temu kiedy oglądaliśmy ją w Złatnej, a wyglądała jak na zdjęciu, tyle że bez koloru. Ilość detali jaką można było zobaczyć w ramionach pozostanie w mojej pamięci chyba na zawsze. Esprit 80ED, ASI 533MC-P, L-Pro - 190x180 sek
    19 punktów
  39. Pierwszy z tego roku. 2 stycznia, godzina 22:30 - 23:15. Okultacja Ganimedesa i początek tranzytu Io. CC8" + ASI 462MC + UVIR Cut + Barlow x1.5 PiPP → AS3! → WinJupos → WaveSharp → AstroSurface 30 x 5 x 20% z 10.000 klatek
    19 punktów
  40. Cześć, Na zakończenie roku wykorzystałem pogodę w najdłuższą noc 20.12 i dokończyłem długo wyczekiwany projekt. Nie miałem go do tej pory w swoich zdjęciach, a chciałem go zrobić od zawsze - w zasadzie odkąd udało mi się podłączyć pierwszy raz aparat do teleskopu. Ostatnią próbę (i drugą zarazem) miałem w 2020r, ale pogoda nie dopisała w 100% więc zdjęcia finalnie nie było. Czekałem dość długo... bo to nie ma pogody, bo zacząłem inny projekt i żal przerywać, bo może poczekam zimowy zlot bo u siebie mam słabe niebo, bo "zrobię go jak już nauczę się astrofotografii bo nie chce go wcześniej kaleczyć". No i powalczyłem w tym roku i w końcu mam i ja, ten dość oczywisty obiekt Czas to 4h RGB, Ha 8h = 12h, pod B5/6 Korzystając z okazji chciałem wszystkim Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia, żeby nikomu się sprzęt nie wykrzaczał, żeby w bezchmurne noce nie było mgieł i smogu i żeby klatki się perfekcyjnie kalibrowały. Wesołych Świąt.
    19 punktów
  41. Pierwsze ujęcie w tym sezonie. Godzina druga z dzisiejszej nocy, 11° nad horyzontem. CC8" + ASI 462MC + Barlow x1.5 + ZWO ADC Filtry UV/IR Cut i Fioletowy #47 AS3! → ImPPG → PS 25% z 10.000 klatek
    19 punktów
  42. No i mi się wczoraj udało 🙂 nikon d750+ nikkor 50mm I kometa wraz z gromadą M5, Nikon d750+sigma150-600s(150mm), 2s
    19 punktów
  43. Witam. Tak jak pisałem w jednym z moich poprzednich postów - link : po kilkuletniej przerwie, powróciłem do astrofoto w tandemie z synem (AstroAllano), tak jak rozpoczęliśmy nasze wspólne hobby wiele lat temu, kiedy był jeszcze dzieckiem. Pierwsze obiekty nowej odsłony "naszej działalności" załączyłem w podlinkowanym powyżej poście i są to: NGC 6910 oraz M101. Pod koniec wiosny wytrwale pracowaliśmy jeszcze nad obiektem NGC 6888. W sumie udało się zebrać 22h materiału, co wydaje się dużą ilością. Należy jednak pamiętać, że materiał zbieramy z obrzeża Bydgoszczy i bez filtra L-Extereme lub L-Pro astrofoto w tym miejscu jest całkowicie bezcelowe. Fotka była realizowana setupem bez zmian, tj. teleskop WO 81GT + flattener + ASI 1600MC + L-Extreme + L-Pro (gwiazdy). Publikację tej pracy robię dopiero teraz, gdyż dopiero ostatnio zostały utrwalone gwiazdy i można było dokończyć obróbkę. Mam nadzieję, że podzielicie moją opinię, że fotka wyszła bardzo ładnie 🙂 Pozdrawiam
    19 punktów
  44. Pierwsza obserwacja komety z Krety (30.09), 30x5s, Nikon 810A, Sigma Art 105 f2,5 uwidoczniła piękny blisko 15 stopniowy warkocz.
    19 punktów
  45. Pojawiło się parę ciekawych zdjęć na forach i czasami nachodziło mnie pytanie: czy to da się zobaczyć uzbrojonym okiem? A że trafiły mi się ostatnio dwie przepiękne nocki: jedna z super przejrzystością ,druga z seeingiem, więc postnowiłem powalczyć . Sprzęt to Astrofaktoria 22"f4, okulary :WideScan 30mm, Nagler 26mm, Leica L Plan 25mm i Barlow APM 1.5x. Zasięg w zenicie około 6.5mag (przejrzystość 10/10!) Pierwszy obiekt , a w zasadzie jego część, to pozostałość po wybuchu supernowej G65.2+5.7. Rozciąga się na bagatela 3 stopnie, czyli rozmiarem dorównuje Veilowi, jednak jest znacznie starszą i odleglejszą mgławicą. Czyli nie jest do końca taki "little" . Tutaj pozwoliłem sobie wykorzystać zdjęcie kolegi @Stiopa, żeby opisać co udało mi się zobaczyć (obraz odwrócony kolorami, to co pomarańczowo - czerwone to sygnał OIII): Bez filtrów widać tylko czarną pustkę Kosmosu. Nieco lepiej było po zastosowaniu filtra Svbony OIII 18nm, jednak widać jedynie ulotne pojaśnienia. Natomiast Svbony OIII 7nm odmienił sytuację radykalnie! Okular 26mm (85x)przepięknie pokazał (zerkaniem) filament pod gwiazdą 1 utopiony w mgiełce mgławicowości. Przesuwając się dalej mogłem dostrzec słabą poświatę (2) koło gwiazdy , natomiast a na skraju pola widzenia widać było ,że coś się dalej dzieje. Za gwiazdą znów widoczne delikatne włókna zatopione w dość skomplikowanej strukturze pojaśnień (3). Mega obiekt Najtrudniejszy okazało się pasmo 4: delikatną, rozmytą poświatę tego pasma, ciągnącego się przez pole widzenia, mogłem dostrzec po kilku minutach kombinacji z okularami i uważnym skanowniaem pola widzenia. Dla mnie ten obiekt to obserwacyjne odkrycie roku! Cuda tutaj potrafią zdziałać wąskopasmowe filtry i duża apertura, choć myślę że nie trzeba 22", żeby zobaczyć Pozostaje jeszcze górna (północna?) część tej mgławicy. Mapki były, ale wysiadła mi latarka podczas drugiej sesji i musiałem obejść się smakiem. Na pewno tam wrócę. Tulipan i fala uderzeniowa Cygnus X-1 Zainspirowałem się jednym z tematów na Cloudy Nigts opisujący wizualne zmagania z tymi obiektami teleskopem 14" pod świetnym niebie. Pomyślałem, że zwiększenie apertury w dobrych warunkach pod niebem na granicy B4/B3 może zwiększyć szanse na ich dostrzeżenie. Sam Tulipan, w tych warunkach, jest obiektem dość łatwym, ale tylko w OIII 7nm (choć nie próbowałe np Hb 5.5nm). Z marszu widać rozmytą chmurę o dość niskiej jasności i nierównomiernej jasności, poprzecinaną ciemniejszymi wcięciami. Czasami, zerkaniem, ujawniają się subtelne pojaśnienia i pociemnienia dając wrażenie bardzo skomplikowanej struktury mgławicy. Dość dobrze obrazuje to ten przepiękny szkic znaleziony na CN : Cygnus X-1 Shockwave - Visual Evidence of a Black Hole - Deep Sky Observing - Cloudy Nights Natomiast łuk fali uderzeniowej pochodzącej od mikrokwazaru Cygnus X-1 to już inna para kaloszy. Jak widać na powyższym szkicu Tulipan to przy nim latarenka. Kluczem okazało się zwiększenie powiększenia, znów filtr OIII i dużo cierpliwości. Dokładne skanowanie pola wokół HD226858 ujawniło ekstremalnie słabe, łukowate pojaśnienie, jaśniejsze z prawej strony ciągnące się przy kilku słabych gwiazdach. Czasami także widać mgławicowy obszar wokół samej HD226858 i ultra-słabą mgławicę w kierunku łuku fali uderzeniowej. Są to tylko przebłyski, ale powtarzające się kilka razy, zwłaszcza gdy daję oku odpocząć od ciągłego skupienia. Byłem mega szczęśliwy i podekscytowany, że udało się tyle dostrzec 🙂 CDN
    19 punktów
  46. Cześć. Bardzo się namęczyłem przy tym zdjęciu jeśli chodzi o processing. Próbowałem wyciągnąć więcej z tła, niestety nie mogłem uzyskać zadowalającego efektu. Być może za mało czasu naświetlania. Zostałem przy pierwszej nieco ciemniejszej wersji i chyba najmniej zdegradowanej ,,streczingiem,, Obiekt to Sh2-91 stanowiące południowe włókno pozostałości po supernowej G65.2+5.7. Znajduje się w konstelacji Łabędzia w odległości około 2600 lat świetlnych od Ziemi. Jest to mgławica emisyjna silnie polaryzacyjna. Cała mgławica porównywalna wielkością pozorną jest do Pętli Łabędzia. Z resztą nazywana jest ,Cieniem Veila, Bardzo słaba i trudna w obserwacji oraz fotografii. Technikalia: - Wiliam Optics 81 GT IV -Zwo 294 MC Pro z filtrem l'extreme -iOptron cem 26 -Asi Air Plus, EAF Materiał zbierany na wrześniowym zlocie w Zatomiu, kolor na gwiazdy bez filtra w Barczewie w wietrzną noc. - lighty 209x300sec z l'extreme, 122x30 sec bez filtra na gwiazdy -2 razy po 50 flat Master darks i darkflats do kalibracji. Składane i obróbka w Pixie. Szlif w PS. Ze względu na to, że to trudny obiekt, sugestie mile widziane. Pozdrawiam, Stefan P.S. Dla wtajemniczonych, cały czas na zlocie mówiłem, że to sh-2-96, a to z kolei inna część tej rozległej mgławicy 😉
    19 punktów
  47. Na sam koniec urlopu wakacyjnego postanowiłem wybrać się z rodzinką do Zatomia. Zdecydowaliśmy się jechać z uwagi na zapowiadane dobre warunki obserwacyjne na okres 30 lipca-1 sierpnia. Wyjazd był też trochę na osłodę, ponieważ awaria auta uniemożliwiła mi uczestnictwo w mini-zlocie w Bieszczadach. Zapakowałem rodzinkę, 18" Pablitusa i ruszyliśmy z Poznania do Zatomia. Już na samym początku pozytywne zaskoczenie - droga do Zatomia od strony Głuska ma już nowiutki asfalt! Pozostał tylko krótki, kilkusetmetrowy odcinek podziurawionej "drogi", który ma być wyremontowany w najbliższej lub nieco dalszej przyszłości. Zakwaterowanie oczywiście w Pyrlandii. W środku tygodnia było tam pusto. Jedynymi lokatorami było dwóch robotników, którzy o 22:00 grzecznie gasili swiatło i szli spać 🙂 Na pierwszą nockę rozłożyłem teleskop na boisku tak jak to robię na zlotach. To był błąd. Zapomniałem, że poza czasem złotowym latarnie nie są wyłączane i 6 ledowych lamp przy drodze na cmentarz skutecznie uniemożliwiało odpowiednią adaptację wzroku, wskutek czego obserwacje polegały tylko na niespiesznym przeglądzie nieba w poszukiwaniu letnich klasyków. Na drugą nockę przeniosłem się bliżej kwatery. Było tam zdecydowanie lepiej. Za pomocą koców zawieszonych na drzewach udało mi się odciąć całkowicie światło latarni przy cmentarzu i mogłem spokojnie cieszyć się obserwacjami. Postanowiłem zacząć od małego maratonu obiektów Messiera. Leciałem po kolei, celując w każdy obiekt, który był dostępny na niebie. Sporo czasu spędziłem przy gromadach kulistych. W 18" wiele z nich było rozbitych niemal do samego centrum. Przy planetarkach pazur pokazał filtr SVB OIII 7 nm zakupiony od @dobrychemik. Dzięki niemu mogłem przez długie chwilę wyłuskiwać detale w M27 i M57. Filtr OIII spowodował też mały opad szczęki przy bardzo jasnym veilu gdzie można było spokojnie liczyć pojedyncze włókienka struktury. Nieco mniej okazale prezentował się Crescent ale i tak mogłem dopatrzeć się sporo detalu w tym ulotnym obiekcie. Z galaktyk w pamięci utkwiły mi M51 z wyraźnymi ramionami i M82 z doskonale widocznymi ziarnistościami w centralnej części. Potem przeleciałem jeszcze przez kilka małych ale jasnych planetarek z katalogu Caldwella oraz gwiazd podwójnych. Na koniec, intencjonalnie popsułem sobie akomodację i około 3:00 zwróciłem teleskop na już dość wysoko zawieszonego Saturna. Momentami seeing pozwalał na cieszenie się ostrymi obrazami planety z wyraźnie widocznymi pasami. Szkoda, że nie miałem okularu o krótszej ogniskowej. 9 mm APM XWA dawał powiększenie "tylko" 211x. Po krótkiej obserwacji Saturna z podwórka wygonily mnie wilki, które niebezpiecznie blisko zaczęły wyć i ujadać. Chociaż byłem na ogrodzonym terenie to włos mi się zjeżył na głowie i nie czekając na rozwój sytuacji ulotnilem się do Pyry nr 1. Zamontowany na teleskopie moduł StarSense trafiał w każdy obiekt bezbłędnie dzięki czemu mogłem podczas jednej nocki zaliczyć tak długą listę obiektów. Dzień spędzaliśmy na zbieraniu grzybów, spływie Korytnicą i raczeniu się obiadkami w potrawyznaddrawy. To był bardzo przyjemny prolog dla zbliżającego się wrześniowego zlotu 🙂
    19 punktów
  48. Z 11.V. Normalnie bym się cieszył, ale po turbo zorzy z 10.V wygląda to skromnie. Niemniej też zaliczyłem i się dzielę.
    19 punktów
  49. Fotki ode mnie sprzed ponad dwóch godzin, robione telefonem. Tym razem i mi się poszczęściło. Piękne zwieńczenie nowiu. Co prawda na żywo zorza była bardziej szara, choć momentami miało się wrażenie zaróżowionego nieba, a nisko być może czasem zielonkawego. Zdjęcia robiłem od godziny 22.42 do około pół godziny przed północą. Moi zorzowi towarzysze.
    19 punktów
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.