Ranking użytkowników
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 16.04.2024 uwzględniając wszystkie miejsca
-
Wczoraj Księżyc wisiał na tyle wysoko, że około 18:00 był wciąż doskonale dostępny z mojego balkonu (ekspozycja wschodnia), i to mimo młodej fazy. Odkurzyłem czarny kufer, by przeprosić się z Kątunią (APM 82 mm), wstawiłem okulary 16 mm dające powiększenie 30x (największe dostępne, które jeszcze nie zdradza utraty kolimacji). Mimo nie najlepszego kontrastu na wciąż błękitnym niebie, pięknie było widać wszystkie ważniejsze struktury Srebrnego Globu. Oczywiście najdoskonalej widoczne było centralne trio Cyryl-Teofil-Katarzyna i Herkules z Atlasem powyżej, ale moją uwagę przyciągnęło Morze Przesileń, na którym po chwili wpatrywania się pojawił się czarny pieprzyk Picarda. Tuż na lewo świeciły zachodnie stoki Proclusa, mocno wyróżniające się swoim albedo. Najpiękniejsze jednak okazały się zapalające się lampy wierzchołków koron karaterów po ciemnej stronie terminatora, szczególnie ta w okolicach bieguna południowego, wyraźnie bardziej niż inne oddalona od linii terminatora. Jeszcze lepszy widok czekał na mnie godzinę później. Pełniejący złoty sierp był już nad dachem bloku, ale turbulencje pochodzące od ciepła budynku były zaskakująco pomijalne, zaś kontrast zauważalnie wzrósł. Morze Przesileń pokazało kolejne dwa cienie kraterów (Peirce i Oppel), bliźniaczo podobne do Picarda, również odarte z jakiegokolwiek lśnienia, tak jakby oświetlenie potrafiło im nadać wyłącznie cień. Za to ściana Proclusa świeciła chyba jeszcze wyraźniej, zaś wybitna wcześniej Rupes Altai rozpadła się w swojej jasności na kilka mniejszych i nieco słabszych wygięć. Po zachodniej stronie terminatora, w południowej części pozapalało się jeszcze więcej wierzchołków, zaś te które były widoczne wcześniej zyskiwały na długości i łukowatości, a Maurolycus domknął krąg świateł w swojej koronie. Ciekawie układał się cień na Morzu Jasności - w jego centralnej części załamywała się kształtna krzywizna terminatora, zdradzając delikatną depresję terenu względem okolicznych łańcuchów. Chwilę jeszcze powodziłem wzrokiem po siostrzanych wklęśnięciach pomniejszych karaterów w północnej części tarczy (żadne z nich nie było tak jasne jak Proclus), próbowałem też wypatrzyć północną część Doliny Alpejskiej (o dobę za wcześniem, zdaje się) ale trzeba było w końcu uciekać przed coraz bardziej przeszywającym zimnem. I szkoda tylko, że nie mam balkonowych widoków na zachód. ... PS nie wiem, czy nie dubluję tematu - dałbym sobie przyciąć paznokieć, że gdzieś tu był temat "Księżyc przez lornetkę" - ale nie znajduję. Ktoś pomoże?4 punkty
-
Dawno niczego nie publikowałem bo dawno też nie fociłem, ale w końcu po ponad roku udało się trafić w Bieszczadach na w miarę dobre warunki. Łącznie około 16h materiału z czego 5 to kolor reszta luminacja, suby po 60s, materiał zbierany w ubiegły weekend i w marcu rok temu w Dwerniku. Niestety przez tak długi czas umiejętności obróbki też się lekko zdezaktualizowały 😉3 punkty
-
Kluczyk sobie Panie dorób i kolimuj. Nie koniecznie taki fikuśny jak APMa, ale taka tuleja prowadząca, żeby bagnety się nie omsknęły to fajny pomysł. Szkoda żeby się krótsze okulary kurzyły 🙂 APM Telescopes. APM Apo Bino 82ED Adjustment Tool (apm-telescopes.net) Ja ostatnio wyciągnąłem lornety pod miasto, bo takie zbiorowisko się zdarzyło:2 punkty
-
Nie widzieliśmy wtedy jeszcze eksplozji, ale wyczuwaliśmy jej nadejście w z wolna kwietniejącym powietrzu. Zapowiadana fala ciepła początkowo dawała o sobie znać tylko w postaci wiatru przewalającego gęstawe chmury, sporadycznie rozrywające się na tyle, by ukazać namiastkę nieba. Jednak już pierwszego wieczora delikatnie się przetarło, niezbyt śmiało, lecz na tyle skutecznie, żeby pozwolić introwertykom na ucieczkę od rozmów pod pretekstem zajęcia się niebem. Podobno padły wtedy pierwsze strzały, ktoś rzekomo widział wieloryba, ktoś inny igłę w warkoczu, a komuś zawirowało pod niedźwiedzim ogonem. Ale taki już jest ten chaos początkowych doniesień, krzykliwych lecz zbyt mało kuszących, by oderwać się od lampki zupełnie przyzwoitego Château Latour Camblanes, kończyliśmy więc z Pablitem swoje rozmowy o życiu, Wszechświecie i całej reszcie. Wieczór zamienił się w noc, rozmowy cichły z każdym kwadransem, w końcu zrobiło się cicho. Koło trzeciej, po kolejnej nieudanej próbie zaśnięcia, wstałem z powodu duchoty. Otworzyłem okno i dostałem Drogą Mleczną w niedospany łeb - Wega nad czworobokiem Lutni krzyczała świetlistym błękitem, szyja Łabędzia kipiała jasnymi obłokami, inne gwiazdy lśniły jak w najlepsze bieszczadzkie noce, gdzienieniegdzie tylko było widać czarne placki poszarpanych chmur. Wpatrywałem się w ten widok jak oniemiały. Po dwóch-trzech minutach w końcu podjąłem decyzję - zbiegłem na dół po Fujinona, zdjąłem w pośpiechu zaślepki, wyszedłem przed domek - i zobaczyłem tylko błyskawicznie przywiane chmury, spod których już tylko najjaśniejsze słońca mogły się przebić. Po kolejnej chwili jedynymi światłami nad Zatomiem były już tylko sodówki. Ten pozornie nieistotny przypadek rozbudził jednak apetyt. Wiadomo już było, że mimo nie najlepszych prognoz na kolejną noc, lepiej będzie widzieć szklankę do połowy pełną. Następnego wieczoru wystarczyło być w gotowości do okolic 23:00. Gwiazdy zabłysły zupełnie wyraźnie, choć przejrzystości było daleko do tej sprzed dwudziestu godzin. Ale przeciętna noc w Zatomiu i tak przecież oznacza obiektywnie świetne warunki. Miałem do dyspozycji Fujinona 10x50 i nie potrzebowałem wiele więcej (poza statywem, którego akurat nie wziąłem, bo prognozy parę dni wcześniej były przecież beznadziejne). Szybko zacząłem nadrabiać zaległości, nieco w pośpiechu goniąc od Woźnicy po Bliźnięta, przeskakując z jednej emki na drugą, od Kota z Cheshire po Żłóbek. Dalej i wyżej, złapałem śliczne drzazgi M 81-82, następnie Wir i Wiatraczek w ogonie Wielkiej Niedźwiedzicy, Słonecznik i M 94 w Psach Gończych - każda mgiełka tycia, ulotna i jednocześnie w tej tyciości i ulotności przepiękna. Rzuciłem okiem na Chichoty, a potem zatrzymałem się na dłużej przy Róży Karoliny. Ta oczywiście nie była niczym więcej niż jednorodną plamką, ale w małych lornetkach jakoś nigdy nie potrafi mi to przeszkadzać. Więcej, te niedopowiedzenia wynikające z pozornego braku apertury i powiększenia zawsze stanowiły o uroku małych lornetek. Być może na dłuższą metę takie widoki byłyby nudnawe, ale wobec wielomiesięcznego wyposzczenia, cieszyłem się z każdego bladego pojaśnienia wypatrzonego na niebie, choćby z takiej M 48 która wisiała na tyle nisko, żeby nie przypominać nawet samej siebie z zaświetlonych Blizin. Dalej wciąż było skromnie, lecz nie mniej pięknie. Łapałem małe puchate gromady kuliste - M 13, M 92, M 3 i M 5, jedną podobną do drugiej, ale jednak odróżnialne mocniej niż tylko przez swoje kadry. I w momencie, kiedy już miałem zacząć narzekać na przeciągające się obserwacje z ręki, z pomocą przyszła zaparowana lornetka Moonisha, która zwolniła statyw. Zaraz można było iść dalej, by złapać Hantle i M 71 w Strzale, jeszcze mniejszą M 56 w obłędnie bogatym polu gwiazdowym i gwiazdopodobną Pierścieniową w Lutni. Odwiedziłem barwne omikrony Łabędzia, przeskoczyłem do M 39 z nieodłącznym cieniem Barnarda 168. Najpiękniej jednak wyglądała parka drobnych gromad w zachodnim skrzydle, NGC 6866 i 6819. Dwie drobne mleczne plamki zawieszone gdzieś między dziesiątkami gwiazd - i tylko szkoda, że nie mieściły się w jednym kadrze. I nawet większa, wyraźniejsza NGC 6811 nie była z nimi w stanie konkurować. Niewiele później niebo zaszło cirrusem i przestało być obserwowalne. Reszta szklanki była tylko pozornie do połowy pusta. Choć ostatnia noc upłynęła raczej towarzysko, można było jednak zrobić kilka (raczej pamiątkowych) zdjęć, sprawdzić kolimację teleskopu i zerknąć na co jaśniejsze obiekty. Lecz czy to nie do takich nocy się potem najmocniej tęskni, kiedy ziemia pachnie już wyraziście, oddech się pogłębia, a ciemność otula przyjmnym, rześkim ciepłem? Zaś eksplozja w końcu nadeszła, zieleń buchnęła w dzień wyjazdu. Zalała nas fala ciepła, wraz z oślepiającą bielą kwiatów na drzewach owocowych. Wiosno, witaj!2 punkty
-
Z braku laku czasem robię krótkie wyskoki na Księżyc kiedy Jurek Łągiewka wrzuca foto na grupę. Zawsze można liczyć na zacny kadr i jak czytasz "Łągiewka" to już wiesz, że dzisiaj podano wykwintne krajobrazy w menu1 punkt
-
1 punkt
-
Marasku, może tu? https://www.forumastronomiczne.pl/index.php?/topic/2050-księżyc-nad-warszawą/ Edycja: A może to było jeszcze wcześniej? https://astropolis.pl/topic/26871-księżyc-przed-zmierzchem-przez-lornetkę/page/2/1 punkt
-
Trzeba w czerwcu wbić na południe (co najmniej pod Tatry), tam wtedy wciąż dają i wiosenne galaktyki, i piękne mgławicowe lato.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Po subtelnym, poetyckim tekście Janka, który jest wielce uduchowiony nastąpi zmiana nastroju. A co. Niech wątek żyje Trochę inaczej... Księżyc nad Parczewem spoczął pod Kasztanem. Nikt się nie uśmiecha do Niego nad ranem. -"Czyżbym powab tracił, kurcząc się zuchwale? Lico me wybladłe nie podnieca wcale? Kasztanie mój miły, sąsiedzie chwilowy. Odpowiedz mi proszę, doradź staruchowi." Kasztan zaszeleścił, liście zbędne strącił. Syknął do wędrowca -"Czas nie zna litości".1 punkt
-
Tu jest problem, bo po upadku na wcale nie tak twarde gruntowe podłoże, obudowa się nieco zdeformowała, blokując odkręcenie pierścienia mocującego celę (i możliwość kolimacji). Ale spokojnie, ogarnę jakoś w tym roku (pewnie odsyłając do Marcusa na remont).0 punktów