Po zakończonym zlocie w Krzywem zupełnie nie chciało mi się wyjeżdżać z Bieszczad - tym bardziej, że prognozy na kolejną noc (z niedzieli na poniedziałek) były więcej niż optymistyczne. Przy porannej kawce postanowiłem zatem: chrzanię to, zostaję, jadę do Roztok! Podjęcie właściwej decyzji ułatwił fakt, że w ?Cichej Dolinie? u Emila rezydowali Dominik (Domek) i Jurek (Krater), czyli Mistrz i Padawan trudnej i kompletnie mi obcej sztuki astrofotografii.
Nocleg nie stanowił problemu, bo po weekendzie ośrodek praktycznie się wyludnił. Plany obserwacyjne miałem niezbyt rozbudowane, lecz dość ambitne: ponownie złapać ? tym razem w 12 calach - planetarne Abelle numer 61, 72, 78 i 79, po rocznej przerwie wrócić do Kalifornii i WLM-a, zerknąć na Bańkę i takie tam. Wyprzedzając nieco bieg wydarzeń powiem, że w większości zostały zrealizowane, choć zdecydowanie ciekawsze okazało się to, co planowane nie było.
Całe zamieszanie zaczęło się od otwarcia puszki Pandory, czyli niepozornej walizeczki spoczywającej w czeluściach bagażnika terenowego Nissana Domka. W walizeczce, na gąbeczce krył się prawdziwy skarb ? nasadka bino firmowana przez Hamerykanów z Denkmeiera, z adapterem pozwalającym na stosowanie jej w teleskopach sytemu Newtona, tudzież parka Panopticów o ogniskowej 24 mm. Skarb ów - wedle słów właściciela ? nie był użytkowany od siedmiu długich lat, porastając kurzem i oczekując na swoje 5 minut. No i się doczekał ? nie minut, lecz pięciu godzin genialnej, absolutnie fantastycznej i urywającej dupę sesji obserwacyjnej, podczas której Jurek co rusz wzdychał, ja rzucałem soczystymi wiązankami, a Domek porzucił swój zestaw astrofoto.
Trudno mi ocenić, jakie powiększenie wygenerował ten zestaw w Taurusie 300/1500 ? z pewnością większe niż wynikające z prostego dzielenia ogniskowej teleskopu przez 24 (co daje 62.5x). Wpływ na powerek miało zastosowanie korektora o nieznanej mi krotności; tak na oko widzi mi się, że mogło to być ok. 100x, co przekłada się na źrenicę wyjściową w okolicy 3 mm.
Zaczęliśmy od klasyków ? i przy nich w zasadzie pozostaliśmy aż do końca sesji. Nasadka ? choćby najlepsza ? to jednak dodatkowe szkło i podział światła pomiędzy dwa tory optyczne, co skutkuje zdecydowanym pociemnieniem obrazu (co szczególnie widać na obiektach o niższej jasności powierzchniowej, takich jak Veil, Crescent czy NGC 891) . W nagrodę otrzymuje się jednak efekt trójwymiarowości obrazu, a paczanie dwuoczne pozwala wyłuskać zdecydowanie więcej detalu.
A co tam wyhaczyliśmy? Nie pamiętam wszystkiego, ale na pewno padły:
- kuliste emki numer 2, 13, 15, 22, 71 i 92 (takie, hmm, przestrzenne, a przy tym rozbite w drobny, skrzący się, diamentowy pył),
- podwójne: ładnie rozbite epsilony i cudowne Albireo,
- mgławice emisyjne pod tytułem Laguna, Trójlistna, Omega, Orzeł, Pacman, Hantle (małe i duże), Ślimak (serwowane ze sporą ilością detalu, strukturą, pociemnieniami, postrzępieniami, zatopionymi wewnątrz gwiazdkami i całą resztą bonusów); w ich przypadku świetnie sprawdził się UltraBlock ? na przekór moim obawom o zbytnie ?zgaszenie? obrazu,
- jasne planetarki typu M57, Mrugająca, Blue Snowball czy Kocie Oko (tutaj poszaleliśmy z powiększeniem, bo nasadka miała funkcję jego zwiększenia ? po prostu w tor optyczny wsuwało się ?szufladę? z dodatkową soczewką),
- sporo jesiennych galaktyk, mianowicie M31 wraz z sąsiadkami (świetnie zarysowane oba pasy pyłowe), M33 (z widocznymi na wprost ramionami spiralnymi oraz całkiem sporą, nieregularną plamką w obrębie jednego z ramion, czyli mgławicą NGC 604), Fajerwerk (tu też wyszła spiralna struktura), NGC 891 (ogromna, choć słaba świetlista szrama, zajmując większość pola widzenia, z ciemnym pasem przecinającym ją na pół), nisko zawieszona NGC 253 w Rzeźbiarzu (w jej przypadku wylazło sporo ciemnych cętek i kilka słabych gwiazdek, dla których stanowi tło),
- no i rzecz najwspanialsza ? gromady otwarte; takich Chihotek, Plejad, Dzikiej Kaczki, emek 34, 52 i 103, NGC 457 (zwanej ET) czy NGC 7789 (nazywanej też Różą Karoliny) nie widziałem nigdy wcześniej ? i pewno długo nie zobaczę. Świetnie widoczne barwy gwiazd, no i to wrażenie zawieszenia w przestrzeni ? bezcenne, genialne i niepowtarzalne odczucie?
Wnioski? Wpadajcie w Bieszczady i nie wyjeżdżajcie póki się da, bo zaprawdę nie wiecie, co może się zdarzyć kolejnej nocy.
PS Albo lepiej nie wpadajcie ? po co burzyć sobie spokój ducha nadmiarem wiedzy o magicznych nasadkach?