Skocz do zawartości

Paweł Baran

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    32 408
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    64

Zawartość dodana przez Paweł Baran

  1. Elon Musk liczy kasę, a nam grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Naukowiec bije na alarm 2024-04-18. Bogdan Stech Nocne niebo rozświetlone tysiącami gwiazd- niestety, ten piękny obraz coraz częściej zakłócają sztuczne obiekty. Martwe satelity i inne kosmiczne śmieci. Choć wydają się odległe i nieszkodliwe, ich nagromadzenie na orbicie Ziemi może mieć katastrofalne skutki. Jedną z nich jest potencjalne zaburzenie ziemskiego pola magnetycznego, chroniącego nas przed szkodliwym promieniowaniem kosmicznym. Pole magnetyczne to niczym niewidzialna tarcza, która od miliardów lat otacza naszą planetę. Składa się z naładowanych cząstek poruszających się wokół Ziemi, tworząc pole siłowe. Ta tarcza chroni nas przed szkodliwym promieniowaniem kosmicznym, emitowanym przez Słońce i inne gwiazdy. Promieniowanie to może uszkadzać komórki DNA, powodując choroby nowotworowe i inne problemy zdrowotne. Niestety, martwe satelity i inne kosmiczne śmieci mogą zakłócać działanie ziemskiego pola magnetycznego. Megakonsetalcje wokół Ziemi Jednorazowe satelity telekomunikacyjne będą dla koncernów kluczem do nowego źródła bogactwa. Obecnie na orbicie jest 10 000 aktywnych satelitów, ale firmy pracują tak szybko, jak to możliwe, aby wynieść na orbitę dziesiątki tysięcy kolejnych. W ciągu trzech najbliższych dekad będzie ich krążyć wokół Ziemi ponad milion, zgrupowanych w megakonstelacje. Oznacza to naturalnie, że część tych satelitów będzie się psuła, co będzie wymagać ich wymiany i spalenia tych niedziałających w atmosferze naszej planety. To już się dzieje. SpaceX spala w ten sposób setki urządzeń Starlink. Wkrótce jeden satelita telekomunikacyjny, każdy wielkości samochodu, będzie tak niszczony co godzinę. Przez całą dobę i siedem dni w tygodniu. Problem w tym, że przestrzeń, wbrew powszechnemu przekonaniu, nie jest tak naprawdę gigantyczną, samooczyszczającą się pustką. W przestrzeni kosmicznej znajdują się systemy takie jak magnetosfera, które utrzymują nas przy życiu i zaopatrują w tlen, chroniąc naszą atmosferę. Przestrzeń wokół naszej planety to kokon, w którym istnieje życie - pisze na łamach The Guardian, Sierra Solter, fizyczka. W ten sposób możemy zniszczyć Ziemię Sierra Solter jest autorem niedawnych badań, które wykazały, że śmieci kosmiczne generowane przez martwe satelity komercyjne mogą zagrozić naszej jonosferze i magnetosferze. Łatwo założyć, że magnetosfera jest zbyt rozległa i solidna, aby ludzkość mogła kiedykolwiek mieć na nią jakikolwiek wpływ, ale nie sądzę, że to prawda. Sam ogrom tego zanieczyszczenia w taki czy inny sposób zakłóci nasze delikatne środowisko - dodaje fizyczka. Podkreśla ona, że satelity wielkości SUV-a wkrótce będą płonąć w atmosferze z częstotliwością co godzinę. W przeciwieństwie do meteorytów, które są małe i zawierają jedynie śladowe ilości aluminium, wraki statków kosmicznych są duże i składają się wyłącznie z aluminium i innych egzotycznych, wysoce przewodzących materiałów. Materiały te mogą działać jak tarcza magnetyczna. Jeśli wszystkie te materiały przewodzące zgromadzą się w ogromnej warstwie śmieci, może to odchylić całość, lub część naszego pola magnetycznego. Ziemia to magnes w kształcie kuli, który otaczają szybko poruszające się metalowe śmieci. Sierra Solter obawia się, że nawet jeśli wywołamy zaburzenia jonosfery jedynie regionalnie – powiedzmy w regionach lotów kosmicznych – może to spowodować powstanie dziur ozonowych. To z kolei może z czasem spowodować erozję naszej atmosfery i sprawić, że nasza planeta nie będzie nadawać się do zamieszkania. Skutki takiego zjawiska byłyby katastrofalne. Bez ochrony pola magnetycznego, promieniowanie kosmiczne docierałoby do powierzchni Ziemi w znacznie większych ilościach. Oznaczałoby to wzrost zachorowań na nowotwory, uszkodzenia układu odpornościowego, a nawet problemy z elektroniką i satelitami. Kosmiczne śmieci coraz groźniejsze Aby chronić Ziemię przed zagrożeniem ze strony kosmicznych śmieci, konieczne są działania na arenie międzynarodowej. Potrzebne są nowe technologie umożliwiające usuwanie martwych satelitów z orbity oraz zapobieganie powstawaniu nowych śmieci. Ważne jest również podnoszenie świadomości społecznej na temat tego problemu i edukowanie ludzi o jego potencjalnych skutkach. Przyszłość Ziemi zależy od tego, czy uda nam się opanować problem kosmicznych śmieci. Musimy działać teraz, aby chronić naszą planetę i zapewnić bezpieczeństwo przyszłym pokoleniom. https://spidersweb.pl/2024/04/satelity-wplyw-na-pole-magnetyczne-ziemi.html
  2. Flagowe misje ESA z polskim oprogramowaniem na pokładzie 2024-04-18. W tym roku planowany jest finał dwóch ważnych misji Europejskiej Agencji Kosmicznej z polskim udziałem. Jesienią wystrzelona ma zostać sonda HERA, która rozpocznie swoją kilkuletnią podróż w celu zbadania skutków kontrolowanego zderzenia amerykańskiej sondy DART z księżycem asteroidy Didymos, w drugiej połowie roku przewidziane jest również wyniesienie w przestrzeń kosmiczną misji Proba-3, której celem jest badanie aktywności Słońca oraz demonstracja lotu w precyzyjnej formacji. W obu tych misjach oprogramowanie pokładowe powstało przy udziale spółki N7 Space. W tym roku upływa 10 lat od momentu utworzenia Polskiej Agencji Kosmicznej. Rok 2024 jest także pierwszym rokiem funkcjonowania polskiego przemysłu kosmicznego w realiach nowej, kilkukrotnie zwiększonej składki do ESA, z której znaczna część (100 mln euro) przeznaczona jest na program eksploracyjny i udział polskich podmiotów w misjach ESA. Ale bieżący rok jest ważny dla polskiego sektora kosmicznego z jeszcze jednego powodu. Do końca roku planowane jest wyniesienie kilku flagowych misji ESA, jak Arctic Weather, Biomass, HERA czy Proba-3, z których część powstawała przy współudziale firm i jednostek naukowych z Polski. Jednym z podmiotów zaangażowanych w prace nad dwoma ostatnimi misjami jest spółka N7 Space, specjalizująca się w dostarczaniu usług i komponentów programowych związanych z wytwarzaniem i kwalifikacją krytycznego oprogramowania pokładowego do misji kosmicznych. Celem misji Proba-3, której start zgodnie z aktualnym harmonogramem planowany jest na wrzesień tego roku, będzie obserwacja korony słonecznej z użyciem ogromnego koronografu utworzonego w przestrzeni kosmicznej dzięki precyzyjnej formacji dwóch satelitów oddalonych od siebie o ok. 150 metrów, z których jeden, o masie 300 kg, jest nośnikiem instrumentu (Coronagraph Spacecraft, CSC), drugi zaś, nieco mniejszy (250 kg) pełnić będzie funkcję przesłony tarczy słonecznej (Occulter Spacecraft, OSC). Obie sondy poruszały się będą po silnie ekscentrycznej i eliptycznej orbicie Ziemi, z apogeum wynoszącym ok. 60 500 km. Udział N7 Space w misji Proba-3 polegał na wytworzeniu i walidacji kompletnego oprogramowania (zarówno niskopoziomowego, jak i aplikacyjnego) do komputera sterującego głównym instrumentem misji, czyli koronografem ASPIICS. Projekt był realizowany we współpracy z Centrum Badań Kosmicznych PAN, które jest dostawcą komputera koronografu ASPIICS. Misja HERA jest z kolei częścią międzynarodowego projektu AIDA (Asteroid Impact & Deflection Assessment) – inicjatywy z obszaru bezpieczeństwa kosmicznego i obrony planetarnej mającej na celu demonstrację sztucznego odchylenia toru lotu asteroidy. Projekt składa się z misji z impaktora kinetycznego DART (Double Asteroid Redirection Test) realizowanej przez NASA, oraz misji HERA prowadzonej przez ESA, której zadaniem jest zbadanie skutków zderzenia sondy DART z księżycem asteroidy Didymos, Dimorfosem. Sonda DART wystartowała w 2021 roku i osiągnęła swój cel we wrześniu 2022 roku, natomiast wyniesienie misji HERA planowane jest w październiku br., z przewidywanym dotarciem do Didymosa pod koniec 2026 roku. Pierwsza faza badania przez sondę HERA skutków misji DART rozpocznie się z odległości od 20 do 30 km od powierzchni asteroidy w celu określenia kształtu i pola grawitacyjnego. Faza szczegółowej charakterystyki skutków uderzenia zostanie przeprowadzona z odległości około 10-20 km od asteroidy, podczas tej fazy zostaną też wypuszczone nanosatelity Milani i Juventas wspomagające wykonywanie badań i pomiarów. Pod koniec misji przewidywane są przeloty bardzo blisko powierzchni Didymosa zakończone próbą lądowania cubesatów oraz samej sondy na jego powierzchni. W ramach misji HERA udział N7 Space dotyczy wsparcia rozwoju głównego oprogramowania platformy satelitarnej sondy HERA (Central Software – CSW) i skupia się na dwóch obszarach – realizacji części oprogramowania sterującego dla instrumentów naukowych na pokładzie misji głównego satelity misji HERA oraz walidacji modułów CSW przy wykorzystaniu dedykowanego środowiska Software Validation Facility (SVF). Udział w misji HERA jest jednym z większych projektów związanym z kwalifikacją i walidacją oprogramowania pokładowego w portfolio spółki. ”Obie misje z udziałem N7 Space startujące w 2024 roku odegrały znaczącą rolę w historii spółki” – mówi Michał Mosdorf, prezes N7 Space. – „Wsparcie w zakresie rozwoju i walidacji oprogramowania pokładowego sondy HERA w kulminacyjnych momentach angażowało nawet połowę zespołu technicznego spółki, co ze względu na wysoki priorytet misji z jednej strony, a realizowane równolegle inne projekty z drugiej oznaczało duże wyzwanie organizacyjno-logistyczne.” ”Z kolei początki działalności firmy w sektorze kosmicznym, wówczas realizowane jeszcze w spółce N7 Mobile (dzisiaj będącej współwłaścicielem N7 Space), sięgają 2014 roku i związane są właśnie z projektem rozwoju oprogramowania dla głównego instrumentu misji Proba-3. Start tej misji nie tylko zatem kończy pewien etap najstarszego projektu w historii firmy, ale zarazem wieńczy dekadę doświadczeń zespołu N7 Space w zakresie wytwarzania oprogramowania pokładowego” – dodaje. Przechodząc od przeszłości do teraźniejszości, warto wspomnieć także o przyszłych misjach z udziałem N7 Space, nad którymi już teraz pracuje spółka. Celem planowanej na przełom lat 20. i 30. misji Comet Interceptor, złożonej ze statku-matki (Spacecraft A) oraz dwóch sond (Probe 1, Probe 2), będzie „zaparkowanie” w punkcie L2 w oczekiwaniu na jedną z nieznanych lub rzadkich komet przelatujących przez Układ Słoneczny, a następnie dokonanie obserwacji i pomiarów tej komety z użyciem instrumentów znajdujących się na pokładzie obu sond. Wkładem N7 Space w misję Comet Interceptor jest rozwój i kwalifikacja krytycznego oprogramowania niskiego poziomu dla instrumentów MIRMIS (Modular Infrared Molecules and Ices Sensor) oraz EnVisS (Entire Visible Sky Camera). ARIEL to z kolei misja ESA ukierunkowana na obserwację egzoplanet, rozwijana równolegle do misji Comet Interceptor – wyniesienie obu misji planowane jest w ramach tego samego startu Ariane 6-2, do tej samej lokalizacji (punkt Lagrange’a L2). W misji ARIEL spółka N7 Space dostarcza oprogramowanie rozruchowe do instrumentu FGS (Fine Guidance System) rozwijanego przez Centrum Badań Kosmicznych PAN. EnVision jest najbardziej odległą w czasie spośród wymienionych misji ESA, a także największą – masa startowa satelity wynieść ma ok. 2,5 tony. Celem misji – rozwijanej we współpracy z NASA – będzie Wenus i całościowe badanie tej planety, w tym analiza jej atmosfery i zachodzących w niej zjawisk, dokładne mapowanie jej powierzchni (z użyciem sensorów optycznych i radarowych) oraz badania geologiczne z użyciem podpowierzchniowych radarów sondujących. Aktualnie N7 Space jest dostawcą niskopoziomowego oprogramowania komputera sterującego optycznym spektrometrem wysokiej rozdzielczości (VenSpec-H), którego głównym zadaniem będzie obserwacja w paśmie podczerwieni skutków erupcji wulkanicznych na Wenus dla atmosfery tej planety. Uzyskanie przez firmę doświadczenia lotnego w zakresie rozwijanych przez nią technologii jest niewątpliwie przełomowym momentem jej rozwoju, a waga tego wydarzenia z punktu widzenia pozyskanych kompetencji jest nie do przecenienia, zwłaszcza jeżeli udział w projekcie dotyczy komponentów krytycznych misji. Ale start samej misji nie zawsze oznacza zakończenie prac nad projektem. O ile bowiem zmiana na orbicie konfiguracji sprzętowej statku kosmicznego w fazie operacyjnej jest zasadniczo niewykonalna, o tyle rekonfiguracja czy aktualizacja oprogramowania umożliwiająca zmianę konfiguracji systemu lub celów misji są często stosowanym rozwiązaniem. Dlatego wyniesienie misji w przestrzeń kosmiczną i rozpoczęcie jej fazy operacyjnej (czyli w nomenklaturze inżynierii kosmicznej przejście z fazy D do fazy E), choć są jednymi z najważniejszych i najbardziej spektakularnych kamieni milowych każdego projektu lotnego, z punktu widzenia firmy dostarczającej oprogramowanie pokładowe często oznaczają zamknięcie dużego rozdziału pewnej historii, która jest dopiero początkiem fascynującego etapu naukowego misji. N7 Space specjalizuje się w wytwarzaniu niskopoziomowego oprogramowania pokładowego (embedded on-board software) do zastosowań kosmicznych, w szczególności w rozwoju oprogramowania krytycznego kwalifikowanego zgodnie z normami ECSS. Więcej informacji na temat firmy znajdą Państwo na stronie internetowej. Źródło: N7 Space Wizja artystyczna europejskiej misji Comet Interceptor. Autor. ESA Sondy badawcze w ramach misji Proba-3 Autor. ESA Sonda badawcza w ramach misji Hera. Autor. ESA Wizja artystyczna misji Envision. Autor. ESA SPACE24 https://space24.pl/przemysl/sektor-krajowy/flagowe-misje-esa-z-polskim-oprogramowaniem-na-pokladzie
  3. Największy polski satelita gotowy do misji. Start w połowie roku 2024-04-18. Firma Creotech Instruments poinformowała o zakończonych z sukcesem testach kwalifikacyjnych największego i najbardziej zaawansowanego satelity obserwacyjnego w historii Polski – EagleEye. Dzięki temu już w połowie tego roku możliwe będzie rozpoczęcie przełomowej dla polskiego sektora kosmicznego misji obserwacji Ziemi. W ostatnich tygodniach satelita przeszedł rygorystyczne testy w warunkach symulujących przestrzeń kosmiczną. W ciągu najbliższych sześciu tygodni EagleEye zostanie przekazany do integracji z rakietą Falcon-9, firmy Elona Muska. Misja rozpocznie się od umieszczenia EagleEye na orbicie ok. 510 km, skąd nastąpi manewr zejścia satelity na bardzo niską orbitę (VLEO – ang. Very Low Earth Orbit) o wysokości ok. 350 km. To tam ostatecznie nastąpi sprawdzenie możliwości jego operowania i obrazowania Ziemi. W skład konsorcjum odpowiedzialnego za realizację misji wchodzi Creotech Instruments S.A. (lider projektu), Scanway S.A. oraz Centrum Badań Kosmicznych PAN. EagleEye został zbudowany na autorskiej platformie HyperSat firmy Creotech Instruments, która już teraz stanowi kluczowy element szeregu projektów cywilnych i obronnych na szczeblu krajowym i europejskim. Rygorystyczne testy kwalifikacyjne satelity EagleEye przebiegały przy udziale przedstawicieli SpaceX w Berlinie. Na początku zostały zweryfikowane systemy pod kątem sprawności i gotowości do współdziałania. W kolejnym etapie odbyły się najbardziej wymagające testy wibracyjne, podczas których satelita wykazał się odpornością na wymagające warunki, przewyższające tym, które są przewidziane podczas startu misji. EagleEye został również poddany testom obciążeniowym w jeszcze bardziej restrykcyjnym środowisku, niż podczas lotu. Wszystkie próby zakończyły się pomyślnie. Po przeprowadzonych testach w Niemczech, odbyły się również testy termiczno-próżniowe w Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk, podczas których sprawdzone zostało funkcjonowanie satelity w warunkach środowiskowych próżni kosmicznej. Również tutaj wszystkie próby zostały zakończone z sukcesem, tym samym satelita udowodnił gotowość do podróży na orbitę. Sukces tak złożonego inżynieryjnego projektu był możliwy dzięki połączeniu potencjału partnerów konsorcjum, nowatorskiej platformy satelitarnej HyperSat i zachowaniu zgodności z wysokimi standardami jakości ECSS, stosowanymi przez Europejską Agencję Kosmiczną. Wystrzelenie satelity w kosmos, na rakiecie Falcon 9 przewidziane jest z Kalifornii w połowie tego roku. Dokładna data zostanie podana w późniejszym terminie przez dostawcę usługi wystrzelenia, czyli firmę SpaceX. ”To ogromna duma móc już oficjalnie zakomunikować, że nasz satelita EagleEye z sukcesem przeszedł wszystkie wymagane testy, udowadniając działanie zastosowanej technologii w przewidywanych, symulowanych warunkach misji kosmicznej. Dzięki temu nasz projekt osiągnął kluczowy poziom gotowości technologicznej TRL8” - powiedział dr hab. Grzegorz Brona, Prezes Zarządu Creotech Instruments S.A. ”Obecnie rozpoczynamy przygotowania satelity do wysyłki do USA, do bazy Vandenberg, gdzie odbędzie się ostatnie ładowanie baterii pokładowych oraz integracja z rakietą Falcon-9. Kolejnym, końcowym już etapem będzie przygotowanie satelity do startu, za co jest odpowiedzialny nasz partner, firma SpaceX” - dodał dr hab. Grzegorz Brona. EagleEye stanowi przełom dla polskiego sektora kosmicznego! Satelita EagleEye powstał przy zaangażowaniu polskich firm, budując tym samym narodowe kompetencje w zakresie tworzenia małych satelitów i stanowiąc kamień milowy dla rozwoju rodzimego sektora kosmicznego. Jego masa wynosi ok. 55 kg, co odpowiada łącznej masie wszystkich polskich satelitów zbudowanych od początku naszego udziału w eksploracji kosmosu. Wymiary satelity wynoszą odpowiednio 55 cm x 150 cm x 90 cm po rozłożeniu paneli słonecznych. ”Zaprojektowanie i zbudowanie w Polsce satelity tej wielkości wymagało unikalnych zdolności i doświadczenia” - zaznacza Prezes Zarządu Creotech Instruments S.A. Należy podkreślić, że EagleEye to jednocześnie najbardziej zaawansowany w historii kraju mikrosatelita, który ma szansę wprowadzić Polskę do elitarnego grona państw posiadających zdolności tworzenia tak zaawansowanych systemów kosmicznych na potrzeby krajowe, Europejskiej Agencji Kosmicznej, czy też komercyjnych klientów z całego świata. Do tej pory tylko osiem podmiotów w Europie udowodniło swoją zdolność do zbudowania i przetestowania w przestrzeni kosmicznej satelity ważącego przynajmniej 50 kg. Zarządzamy misją, która ma ogromne znaczenie dla całego rodzimego sektora kosmicznego. Otwieramy krajowym podmiotom drzwi na szybko rosnący i dochodowy rynek projektowania, budowy, integracji oraz wynoszenia małych satelitów na orbitę okołoziemską. To wielki zaszczyt i jednocześnie odpowiedzialność” – konkluduje dr hab. Grzegorz Brona. Wyróżnikiem misji jest zdolność do operowania na bardzo niskiej orbicie (VLEO – ang. Very Low Earth Orbit). Satelita, schodzący na wysokość ok 350 km, zapewni lepszą jakość obrazowania Ziemi, co ma ogromne znaczenie między innymi w zastosowaniach cywilnych, jak i obronnych. ”Margines błędu w kosmosie jest niezwykle mały. Dotarcie na orbitę i operowanie tam z sukcesem wymaga wykorzystania najbardziej zaawansowanych zdobyczy inżynierii. Podczas startu satelita narażony jest na wibracje spowodowane gwałtownym przyspieszeniem i przebijaniem się rakiety przez warstwy atmosfery. Do tego wystawiony będzie na wahania temperatury +/- 80 stopni Celsjusza, a także promieniowanie kosmiczne” – mówi dr inż. Marcin Bieda, Główny Architekt Systemów w Creotech Instruments SA. Firma Creotech, jako lider konsorcjum, odpowiada w projekcie EagleEye za przeprowadzenie całej misji, tj. przygotowanie platformy satelitarnej HyperSat oraz jej elementów składowych, integrację satelity, jak również wyniesienie na orbitę okołoziemską we współpracy z firmą ExoLaunch, która jest partnerem obsługującym dla SpaceX. ”Budowa zaawansowanego urządzenia jakim jest satelita wymagało zaangażowania setek ludzi, zarówno po stronie naszej firmy, jak i konsorcjantów zaangażowanych w to przedsięwzięcie. W ten sposób budujemy kompetencje nie tylko Creotech, ale całego sektora kosmicznego w Polsce”- dodaje Marcin Mazur, Kierownik Projektu EagleEye. Satelita EagleEye wyposażony jest w teleskop optyczny zaprojektowany i wykonany przez polską firmę Scanway oraz komputer instrumentu opracowany przez Centrum Badań Kosmicznych PAN. Obecnie platforma satelitarna HyperSat firmy Creotech, na której został zbudowany EagleEye cieszy się dużym zainteresowaniem. Została wybrana przez niemiecką firmę OHB w misji pierwszego testowego tankowania satelity na orbicie okołoziemskiej. Z kolei ESA powierzyła spółce fazę 0-A misji Twardowski, której celem jest mapowanie zasobów naturalnych Księżyca i będzie oparta na autorskiej platformie. HyperSat ma także stać się jednym ze standardów w projekcie Europejskiego Funduszu Obronności REACTS, związanego z budową europejskich zdolności szybkiego reagowania na wypadek zaistnienia sytuacji kryzysowej. Jest również podstawą dla krajowych misji, m.in. PIAST, czy potencjalnej przyszłej konstelacji satelitów obserwacyjnych dla polskiego wojska. Źródło: Komunikat prasowy Creotech Instruments S.A. Polski satelita EagleEye. Autor. Creotech Instruments S.A. Polski satelita EagleEye. Autor. W. Kaczanowski/Space24.pl Polski satelita EagleEye. Autor. Creotech Instruments S.A. SPACE24 https://space24.pl/satelity/obserwacja-ziemi/najwiekszy-polski-satelita-gotowy-do-misji-start-w-polowie-roku
  4. Kapsuły SpaceX stały się kluczowe dla przyszłości lotów załogowych USA Autor: admin (2024-04-18) SpaceX dokonało prawdziwego przełomu w branży lotów kosmicznych, wprowadzając na rynek swoje wielokrotnie użytkowane kapsuły Dragon. W przeciwieństwie do jednorazowych radzieckiej rakiety Sojuz czy amerykańskich wahadłowców, elementy systemu SpaceX mogą być odzyskiwane i ponownie wykorzystywane, znacząco obniżając koszty lotów załogowych. Obecnie SpaceX dysponuje czterema kapsułami Dragon zdolnymi do lotów w kosmos - Endeavour, Resilience, Endurance i Freedom. Te pojazdy wielokrotnego użytku, choć bardzo wytrzymałe, nie mogą latać w przestrzeń kosmiczną w nieskończoność. Ich elementy ulegają stopniowemu zużyciu pod wpływem ekstremalnych warunków panujących na orbicie. Każda z kapsuł Dragon jest przygotowana do około siedmiomiesięcznego pobytu na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Po tym czasie ich niezawodność może okazać się niewystarczająca dla bezpieczeństwa załogi. Szczególnie narażone na zniszczenie są panele słoneczne znajdujące się w module techniczno-towarowym, który oddzielany jest podczas lądowania. Dotychczas kapsuły SpaceX odbyły łącznie 13 lotów orbitalnych, wynosząc na orbitę 49 astronautów. Większość misji była realizowana na zamówienie NASA, ale były też loty prywatne, jak Inspiration4. Początkowo Dragon miał lądować z wykorzystaniem silników, ale ostatecznie powrót na Ziemię odbywa się w tradycyjny sposób - w oceanie. Choć część elementów kapsuły musi być wymieniana po każdym locie, to większość pojazdu może być poddana renowacji i ponownie użyta. NASA zgodziła się na wielokrotne loty Dragonami, ustalając jednak limit pięciu lotów dla każdej kapsuły. Po przekroczeniu tej liczby nie będą one już spełniały wymagań agencji dotyczących bezpieczeństwa. Endeavour, który właśnie wrócił z misji, osiągnął ten limit, a kolejne kapsuły zbliżają się do granicy. Zamiast budować zupełnie nowe jednostki, SpaceX i NASA postanowiły zbadać możliwość przedłużenia przydatności istniejących pojazdów. Być może uda się uzyskać certyfikację na kolejne pięć lotów dla każdej kapsuły, po czym proces ten będzie powtarzany. Choć SpaceX deklaruje, że Dragony są zdolne do nawet 15 lotów, realnie liczba ta będzie prawdopodobnie niższa. Niemniej jednak wielokrotne wykorzystywanie tych samych pojazdów kosmicznych to prawdziwa rewolucja, która znacząco obniża koszty lotów załogowych. To właśnie SpaceX będziemy pamiętać jako firmę, która otworzyła nowy rozdział w kosmicznej eksploracji. Źródło: ZmianynaZiemi https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/kapsuly-spacex-staly-sie-kluczowe-dla-przyszlosci-lotow-zalogowych-usa
  5. Zwycięzcy konkursu Direction: Space odwiedzają najlepsze ośrodki kosmiczne w Europie 2024-04-18. Urszula Kaczorowska Zwycięskie zespoły konkursu Direction: Space rozpoczęły wyjazd studyjny do najlepszych ośrodków kosmicznych w Europie. W czasie tygodniowej podróży zaprezentują i skonsultują swoje projekty z ekspertami Europejskiej Agencji Kosmicznej i CERN. Wyjazd studyjny jest nagrodą w konkursie dla studentów i doktorantów polskich uczelni Direction: Space, którego pomysłodawcą był Sławosz Uznański, astronauta projektowy Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA). Ideą konkursu było zachęcenie młodych ludzi do zaprojektowania eksperymentu, który w przyszłości mógłby zostać́ przeprowadzony na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Chodziło o pokazanie, że wyzwania kosmiczne potrzebują różnorodnych kompetencji, i że dzięki osiągnięciom w kosmosie można skuteczniej rozwiązywać́ problemy na Ziemi. „Organizując konkurs, zależało nam na zaangażowaniu studentów i doktorantów, którzy nie mają jeszcze możliwości brania udziału w innych projektach umożliwiających dostęp do ISS” – powiedziała PAP dr Milena Ratajczak z Fundacji New Space, współorganizującej konkurs Direction: Space. „Wyjazd studyjny, podczas którego laureaci konkursu mają okazję skonsultować swoje projekty z ekspertami ESA i CERN potwierdza dojrzałość ich koncepcji zarówno od strony naukowej, jak i inżynieryjnej. Ci młodzi naukowcy bez wątpienia w najbliższych latach będą w stanie tworzyć silne synergie z polskim i europejskim sektorem kosmicznym” - dodała. Wszystkie zwycięskie zespoły składają się ze studentów i doktorantów, którzy są również członkami kół naukowych na swoich uczelniach. Na trasie wyjazdu studyjnego znalazły się trzy ośrodki: Europejskie Centrum Technologii Kosmicznych i Badań Inżynieryjnych (ESTEC) w Noordwijk (Holandia), Europejskie Centrum Astronautów (EAC) w Kolonii (Niemcy) oraz ośrodek naukowo-badawczy CERN w Szwajcarii. „Poszerza mi się horyzont myślenia na temat tego, jak mogą wyglądać nauki biologiczne w przyszłości. Bardzo korzystam z rozmów ze specjalistami na miejscu. Widać, że to są ludzie z ogromną wiedzą, doświadczeniem i w związku z tym są też inspiracją dla mnie. A najbardziej wartościowe jest to, że ktoś słucha o naszym pomyśle i przyznaje, że to co wymyśliliśmy ma sens. Głosów wsparcia pojawiło się naprawdę dużo, co utwierdza nas jeszcze bardziej w tym, że idziemy w dobrym kierunku” – powiedziała PAP Emilia Malik, studentka IV roku medycyny na Śląskim Uniwersytecie Medycznym w Katowicach. Jej zespół, w skład którego wchodzą: Julia Karpierz, Anna Zielazek, Miłosz Knura, Michał Piotrowski, Ewa Krężel, Jędrzej Sztajura - w ramach przygotowań do konkursu Direction: Space natrafił na rosyjskie badania z lat 80. nad komórkami hematopoetycznymi i postanowił wykorzystać udokumentowane już w literaturze zjawiska naukowe. Swój projekt nazwali HematopoiesISS. „Komórki hematopoetyczne macierzyste szpiku są wyjątkowe, bo to są komórki, z których powstają wszystkie składniki krwi. Te komórki dawno temu ktoś wsadził do maszyny symulującej mikrograwitację i okazało się, że zaczynają się z nimi dziać różne ciekawe rzeczy. Na przykład przestają się mnożyć” – powiedziała Malik. Dodała, że komórki wyhodowane w przestrzeni mikrograwitacji (nie symulowanej mikrograwitacji) nie powinny utracić swoich właściwości. "Podejrzewamy, że po powrocie na Ziemię uzyskałyby zdolność do szybszego podziału i mogłyby poprawić jakość przeszczepu komórek krwiotwórczych u pacjentów chorujących na nowotwory. Uważamy, że lepiej by się przyjmowały i miałyby wpływ na obniżenie ryzyka choroby ‘przeczep przeciwko biorcy’” – stwierdziła. Zdaniem Malik wyniki prac zespołu powinny też w znaczący sposób wpłynąć na stworzenie nowych sposobów leczenia astronautów, którzy często cierpią na anemię po powrocie z misji. Drugi zwycięski zespół tworzą członkowie koła naukowego AGH Space Systems: Barbara Szaflarska, Magdalena Król, Karolina Gocyk, Kamil Puchalski, Przemysław Kaczorowski, Piotr Słonka, Jakub Lasak, Kajetan Gudowski. „Robiliśmy już eksperymenty, które latały w rakietach kosmicznych i balonach stratosferycznych, więc udział w konkursie był naturalnym, następnym krokiem” – powiedziała w rozmowie z PAP Barbara Szaflarska. Przyznała, że choć technologie kosmiczne rozwijają się bardzo szybko, to nie nadąża za nimi medycyna, badająca wpływ pobytu w kosmosie na zdrowie człowieka. „Chcemy zbadać komórki kostne albo macierzyste, co jest zaliczane do techniki inżynierii tkankowej. Chcemy stworzyć model in vitro, który mógłby służyć za model kości, na którym można by badać wpływ leków na kości – czyli badać, jak się zmienia kość. Do tej pory większość badań w kosmosie była na komórkach wyizolowanych. My chcemy stworzyć model bliższy ludzkiemu organizmowi” – tłumaczyła Szaflarska. Zespół dołożył starań, by ich eksperyment realizowany w kosmosie był w pełni autonomiczny. „Żeby utrzymać komórki przy życiu w kosmosie, chcemy stworzyć bioreaktor, który będzie w pełni autonomiczny. Umożliwi on utrzymanie odpowiedniej temperatury i automatyczną wymianę płynów ze składnikami odżywczymi, tak by nie musiał tego robić astronauta” – wyjaśniła Szaflarska. Przypomniała również, że astronauci mają podobne problemy zdrowotne, jak ludzie chorujący na osteoporozę, więc wszystko, co zostanie przetestowane na astronautach, będzie można zastosować u ludzi na Ziemi. Wyjazd studyjny jest dla Szaflarskiej okazją do „zdobycia informacji, których nie da się znaleźć w internecie”. „Mamy spotkania z ekspertami, ludźmi którzy na co dzień zajmują się przygotowywaniem i wysyłaniem eksperymentów na stację kosmiczną. Dzielą się z nami swoim doświadczeniem i to jest dla mnie największa wartość. Oni nam doradzają jakie rozwiązania możemy zastosować w swoich eksperymentach. Jest też okazja usłyszeć o rozwiązaniach pochodzących z innych dziedzin nauki - biologia, elektronika i mechanika mieszają się ze sobą” – podkreśliła laureatka konkursu. Projekt o nazwie Grow Light stworzyli studenci z Politechniki Warszawskiej i Uniwersytetu Warszawskiego. W jego skład wchodzą: Yelyzaveta Leshchenko, Paweł Rukat, Karolina Joachimczyk, Filip Łabaj, Katharina Hanke. Wpadli oni na pomysł wykorzystania laserów do hodowli roślin jadalnych na stacji kosmicznej. „Chcemy za pomocą laserów stymulować wzrost nasion roślin, który normalnie w warunkach mikrograwitacji jest zaburzony. Dieta astronautów jest bardzo ważna, a ciągle brakuje pomysłów na to, żeby była bardziej urozmaicona” – powiedziała PAP Yelyzaveta Leshchenko. (PAP) Nauka w Polsce, Urszula Kaczorowska uka/ agt/ Fot. PAP/ Urszula Kaczorowska Fot. PAP/ Urszula Kaczorowska Fot. PAP/ Urszula Kaczorowska Fot. PAP/ Urszula Kaczorowska https://naukawpolsce.pl/aktualnosci/news%2C101659%2Czwyciezcy-konkursu-direction-space-odwiedzaja-najlepsze-osrodki-kosmiczne-w
  6. Wyrzuty strumieni magnetycznych mogą nam powiedzieć o formowaniu się gwiazd 2024-04-17. Zespół naukowców odkrył, że dysk wokół młodej gwiazdy wyrzuca pióropusze energii i materii, co uwalnia strumień magnetyczny w dysku i może być kluczowe dla formowania się gwiazd. Naukowcy z Uniwersytetu Kyushu odkryli, że dysk wokół młodej gwiazdy wyrzuca pióropusze materii i energii. Te „kichnięcia” uwalniają strumień magnetyczny w dysku i mogą być kluczowe dla formowania się gwiazd. Wyniki badań zostały opublikowane w czasopiśmie The Astrophysical Journal. Gwiazdy, w tym nasze Słońce, rozwijają się z tak zwanych gwiezdnych żłobków, dużych koncentracji gazu i pyłu, które ostatecznie kondensują się, tworząc gwiezdne jądro, małą gwiazdę. Podczas tego procesu gaz i pył tworzą wokół gwiazdy pierścień zwany dyskiem protogwiazdowym. Struktury te są stale penetrowane przez pola magnetyczne, co niesie ze sobą strumień magnetyczny. Gdyby jednak cały ten strumień magnetyczny został zatrzymany w trakcie rozwoju gwiazdy, wygenerowałby pole magnetyczne o wiele rzędów wielkości silniejsze niż te obserwowane w jakiejkolwiek znanej protogwieździe – powiedział Kazuki Tokuda z Wydziału Nauk Uniwersytetu Kyushu i pierwszy autor badania. Naukowcy uważają, że podczas formowania się gwiazdy musi istnieć mechanizm, który usuwa strumień magnetyczny. Wcześniej sądzono, że pole magnetyczne stopniowo słabnie w miarę wciągania materii do jądra gwiazdy. Aby dotrzeć do sedna tego tajemniczego zjawiska, zespół skupił się na MC 27, gwiezdnym żłobku znajdującym się około 450 lat świetlnych od Ziemi. Obserwacje zostały zebrane za pomocą macierzy ALMA w Chile. Analizując nasze dane, odkryliśmy coś zupełnie nieoczekiwanego. Były to struktury przypominające kolce, rozciągające się na kilka jednostek astronomicznych od dysku protogwiazdowego. Gdy wniknęliśmy głębiej, odkryliśmy, że były to kolce wyrzuconego strumienia magnetycznego, pyłu i gazu – powiedział Tokuda. Jest to zjawisko zwane „niestabilnością wymiany”, w którym niestabilności w polu magnetycznym reagują z różnymi gęstościami gazów w dysku protogwiazdowym, powodując wyrzucenie strumienia magnetycznego na zewnątrz. Nazwaliśmy to „kichnięciem” młodej gwiazdy, ponieważ przypominało nam to wyrzucanie pyłu i powietrza przy dużych prędkościach. Dodatkowo zaobserwowano inne kolce w odległości kilku tysięcy jednostek astronomicznych od tego dysku protogwiazdowego. Zespół postawił hipotezę, że były to oznaki innych „kichnięć” w przeszłości. Zespół oczekuje, że ich odkrycia poprawią nasze zrozumienie skomplikowanych procesów kształtujących Wszechświat, które nadal przyciągają zainteresowanie zarówno społeczności astronomicznej, jak i opinii publicznej. Podobne struktury przypominające kolce zaobserwowano w innych młodych gwiazdach i staje się to coraz częstszym odkryciem astronomicznym – podsumował Tokuda. Badając warunki, które prowadzą do tych „kichnięć”, mamy nadzieję poszerzyć naszą wiedzę na temat tego, jak powstają gwiazdy i planety. Opracowanie: Agnieszka Nowak Więcej informacji: • Twinkle twinkle baby star, 'sneezes' tell us how you are • Discovery of Asymmetric Spike-like Structures of the 10 au Disk around the Very Low-luminosity Protostar Embedded in the Taurus Dense Core MC 27/L1521F with ALMA Źródło: Kyushu University Na ilustracji: Ilustracja przedstawiająca „kichnięcie” strumienia magnetycznego młodej gwiazdy. Źródło: ALMA (ESO/NAOJ/NRAO) URANIA https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/wyrzuty-strumieni-magnetycznych-moga-nam-powiedziec-o-formowaniu-sie-gwiazd
  7. Starliner zintegrowany z rakietą. Przed nami pierwszy lot załogowy 2024-04-17. Mateusz Mitkow NASA oraz firma Boeing są coraz bliżej historycznego momentu w kwestii współpracy przy projekcie kapsuły Starliner. Już za kilka tygodni statek zabierze dwójkę amerykańskich astronautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS) w ramach pierwszej misji załogowej. Z najnowszych informacji wynika, że najprawdopodobniej już w najbliższych tygodniach doczekamy się pierwszego lotu załogowego kapsuły CST-100 Starliner. Będzie to misja testowa - Crew Flight Test (CFT) - mająca na celu przetestowanie wszystkich głównych systemów z astronautami na pokładzie. Udział w niej wezmą amerykańscy astronauci Barry„Butch” Wilmore i Suni Williams. W ostatnich dniach przygotowania do misji wkroczyły w decydującą fazę. Boeing oraz NASA poinformowały, że kapsuła została przetransportowana do obiektu, gdzie znajduje się system nośny Atlas V firmy United Launch Alliance (ULA), a następnie pomyślnie zintegrowany z ową rakietą. To właśnie za jej pomocą Starliner z załogą wyruszy w kierunku ISS. Po zakończeniu niezbędnych przeglądów, w tym zweryfikowania komunikacji między systemami, zostaną one przetransportowane na platformę startową LC-41 w Centrum Kosmicznym im. Johna F. Kennedy’ego. Obecny harmonogram przewiduje, że start załogowej misji testowej kapsuły Starliner odbędzie się 6 maja br. CFT miał odbyć się wcześniej, ale projekt napotkał na swojej drodze wiele problemów, głównie technicznych, o czym nieraz informowaliśmy na naszym serwisie. Na stacji kosmicznej astronauci spędzą ok. dziesięć dni, po czym wrócą na Ziemię. Z kolei pierwsza, w pełni operacyjna misja, podczas której załoga zostanie przetransportowana do ISS na sześciomiesięczny pobyt odbędzie się w 2025 r. Do tej pory odbyły się dwie misje testowe kapsuły Boeinga kolejno w 2019 i 2022 r., ale żadna z nich nie była w formie załogowej. Pierwsza z nich nie została zaliczona do udanych, gdyż mimo udanego wyniesienia kapsuły na orbitę nie zdołała ona jednak dotrzeć do ISS na skutek komplikacji przy wykonywaniu manewru podwyższania orbity. Kapsuła zdołała jednak bezpiecznie wylądować z powrotem na Ziemi. W przypadku drugiej próby poszło już znacznie lepiej, gdyż pojazd zacumował do jednego z modułów ISS i mimo małych opóźnień proces zakończył się powodzeniem. Firma Boeing opracowuje Statek kosmiczny CST-100 Starliner w ramach kontraktu z NASA. Pojazd przeszedł przez burzliwy proces rozwoju i testów, ale mimo to, po ostatecznej certyfikacji będzie drugim amerykańskim pojazdem do transportu załóg na ISS, obok pojazdu Crew Dragon od SpaceX. Prace nad powstawaniem statku CST-100 Starliner trwają co najmniej od 2010 r. Autor. Boeing/X Autor. Boeing SPACE24 https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/statki-kosmiczne/starliner-zintegrowany-z-rakieta-przed-nami-pierwszy-lot-zalogowy
  8. Prezes Thorium Space: to kluczowy moment dla naszej firmy [WIDEO] 2024-04-17. Mateusz Mitkow „Polski satelita telekomunikacyjny to korowy projekt naszej firmy, na który czekaliśmy od początku działalności. Jesteśmy na etapie finalizacji uzgodnień technicznych i dokumentacji z Europejską Agencją Kosmiczną […] Chcemy wyrobić się z tym projektem w przeciągu najbliższych czterech, pięciu lat. Przed nami ciężka praca, pojawili się nowi klienci, dlatego jest to bardzo intensywny czas dla Thorium […] ” - mówił wywiadzie dla Space24.pl Paweł Rymaszewski, prezes polskiej spółki kosmicznej Thorium Space. Polska firma Thorium Space pracuje nad stworzeniem satelity telekomunikacyjnego w ramach umowy z Europejską Agencją Kosmiczną (ESA). Jest to obecnie najważniejszy z projektów spółki, natomiast nie jedyny. Zaangażowanie firmy Thorium Space możemy dostrzec także w innych działaniach, które zyskują zainteresowanie klientów z całego świata. O postępach w głównym projekcie polskiej spółki Thorium Space, planach dalszego rozwoju oraz łączności, jako kluczowej zdolności dla bezpieczeństwa kraju opowiedział dla Space24.pl Paweł Rymaszewski, CEO Thorium Space. MATERIAŁ SPONSOROWANY Autor. Defence24.pl SPACE24 https://space24.pl/przemysl/sektor-krajowy/prezes-thorium-space-to-kluczowy-moment-dla-naszej-firmy-wideo
  9. Naukowcy mają już dosyć. „Przestańcie bredzić o UFO” 2024-04-17. Radek Kosarzycki UFO, czyli niezidentyfikowane obiekty latające stanowią istotny element popkultury już niemal od stu lat. Nie ma roku, aby przez media nie przewinął się temat statków kosmicznych, którymi przedstawiciele obcych cywilizacji mieliby przemierzać całe lata świetlne, aby po dotarciu na Ziemię bezustannie chować się przed nami i tylko od czasu — zapewne przez nieostrożność — dać się fotografować przypadkowym osobom. W XXI wieku wiemy, jak ogromną przeszkodę w podróżach międzygwiezdnych stanowią odległości między poszczególnymi gwiazdami. Najbliższa nam gwiazda Proxima Centauri znajduje się nieco ponad cztery lata świetlne od Ziemi. Oznacza to, że nawet światło, które porusza się z prędkością nieosiągalną dla żadnego obiektu posiadającego masę, potrzebuje ponad czterech lat, aby do nas dotrzeć. Najszybsze sondy kosmiczne (bezzałogowe) kiedykolwiek wysłane z powierzchni Ziemi w przestrzeń kosmiczną do tejże najbliższej nam gwiazdy leciałyby kilkadziesiąt tysięcy lat. Oczywiście, można założyć, że rozwój technologii i nowatorskie napędy w przyszłości skrócą ten czas w przyszłości, ale jednak raczej nie skrócą go w jakiś sposób znaczący. Warto przy tym pamiętać, że wciąż mówimy o najbliższej nam gwieździe. Średnica naszej galaktyki to jednak 100 000 lat świetlnych, więc nawet jeżeli gdzieś istnieje cywilizacja bardziej zaawansowana od naszej, której udało się wyjrzeć poza swój układ planetarny i dotrzeć do sąsiednich gwiazd, to musielibyśmy mieć dużo szczęścia, aby ta cywilizacja nie tylko istniała w naszej galaktyce, ale na dodatek w naszej części galaktyki, skąd można by było dolecieć do nas. Tymczasem pojawiające się informacje o zaobserwowaniu i sfotografowaniu tajemniczych statków kosmicznych pojawiają się w mediach tak często, że już nawet media o tym nie piszą, bo nikogo to nie interesuje. Temat UFO został wywołany w rozmowie z Billem Diamondem, prezesem i dyrektorem Instytutu SETI w Mountain View w Kalifornii. SETI to skrót od Search for Extraterrestrial Intelligence, czyli programu poszukiwań kontaktu z pozaziemskimi cywilizacjami. Mamy tutaj zatem do czynienia z ludźmi, którzy na co dzień zajmują się tematyką poszukiwania zaawansowanych cywilizacji w odległej przestrzeni kosmicznej. Diamond przekonuje, że powinniśmy nieco ochłonąć i spojrzeć trzeźwo na obecny stan rzeczy. Według naukowca nie ma aktualnie żadnych dowodów, ani nawet wiarygodnych informacji, które wskazywałyby na obecność jakichkolwiek „obcych technologii” na ziemskim niebie. Co więcej, nigdy takich dowodów czy informacji nie było. Równie krytycznie Diamond odnosi się do teorii spiskowych, według których amerykański rząd w jakichś tajnych ośrodkach przetrzymuje rozbite statki kosmiczne, czy jakiekolwiek komponenty zaawansowanych obcych technologii. Badacz przekonuje, że takie działanie nie miałoby żadnego sensownego uzasadnienia. Można zatem powiedzieć, że takie słowa wypowiedziane przez osobę na co dzień poszukującą obcych cywilizacji są dużym kubłem zimnej wody wylanej na gorące głowy miłośników teorii spiskowych. Warto tutaj zrobić pewne zastrzeżenie. Diamond dopuszcza możliwość, że w przyszłości uda nam się odkryć dowody na obecność obcej technologii na naszym niebie. Dopóki jednak nie zostaną przedstawione twarde dowody, nie ma sensu się tymi tematami zajmować. Badacz wskazuje także w rozmowie z portalem Space, że cywilizacja, która posiada technologię pozwalającą jej na podróże międzygwiezdne, wyprzedzałaby nas pod kątem technologii na tyle, że jej technologia dla nas byłaby nie do pojęcia. Przepaść między nami byłaby porównywalna do tej, która dzieli współczesnego człowieka od neandertalczyka. Jeżeli zatem widzimy coś nietypowego na niebie, to prawdopodobieństwo tego, że obiekt ten został stworzony na Ziemi, jest nieporównywalnie większe od tego, że mamy do czynienia ze statkiem obcych. Nie zmienia to jednak faktu, że Diamond jest przekonany, że życie we wszechświecie, poza Ziemią istnieje. Problem w tym, że aby dotarło ono na Ziemię, to musi istnieć w tym samym punkcie historii wszechświata co my oraz stosunkowo blisko nas, aby móc tu dotrzeć, a to już znaczące ograniczenia. Możemy zatem odetchnąć, żaden statek z przedstawicielami obcych cywilizacji raczej nas nie porwie podczas wieczornego spaceru pod rozgwieżdżonym niebem (podobno wtedy, podczas spoglądania w otchłań kosmiczną takie myśli pojawiają się najczęściej). Z drugiej strony, spoglądając już w to rozgwieżdżone niebo, warto mieć gdzieś z tyłu głowy informację o tym, że wokół niemal każdej widocznej na niebie gwiazdy krąży jedna lub kilka planet. Więcej, całkiem duża część z tych gwiazd ma także planety skaliste, na których w odpowiednich warunkach mogłoby rozwinąć się życie. Możliwe zatem, że patrząc na ładne gwiazdki, nieświadomie spoglądamy w kierunku jakiejś gwiazdy, wokół której krąży planeta, na której istnieje jakaś forma życia. https://www.chip.pl/2024/04/nie-ma-zadnego-ufo
  10. Sławosz Uznański uczestniczy w locie parabolicznym 2024-04-17. Krzysztof Kanawka Część treningu astronautycznego Sławosza (i nie tylko!). Szesnastego kwietnia ESA wykonała lot paraboliczny z udziałem europejskich astronautów oraz kandydatów na astronautów. Od 1 września 2023 Sławosz Uznański trenuje w ośrodku o nazwie European Astronaut Corps na zasadzie “project astronaut”. W tym ośrodku trenują zawodowi europejscy astronauci przed misjami. Określenie “project astronaut” pojawia się dopiero teraz i prawdopodobnie ma związek z astronautami-rezerwistami, których lot będzie efektem dodatkowych umów pomiędzy poszczególnymi państwami, ESA a Axiom Space. Podobny status ma prawdopodobnie Szwed Marcus Wandt. Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) opublikowała 16 kwietnia 2024 informacje o wykonaniu lotu parabolicznego z udziałem astronautów oraz kandydatów na astronautów. Wśród uczestników tego lotu znalazł się także Sławosz Uznański. W locie wziął udział m.in. doświadczony francuski astronauta Thomas Pesquet oraz równie doświadczony niemiecki astronauta Matthias Maurer. Ponadto, uczestniczyli także Brytyjczycy, którzy prawdopodobnie wykonają misję Axiom-5. W locie uczestniczyła także Japonka. Loty paraboliczne pozwalają na krótki “skok” w mikrograwitację (“nieważkosć”). Europejskie loty są wykonywane na pokładzie zmodyfikowanego samolotu Airbus A310. Typowe momenty mikrograwitacji trwają do 20 sekund, a łączny czas “nieważkosci” to około 10 minut na jeden lot. Taki czas wystarcza na przeprowadzenie niektórych eksperymentów, które wymagają warunków mikrograwitacji, a także przygotowanie kandydata na astronautę do nadchodzącej misji. Aktualne (nieoficjalne) rozpiski lotów sugerują, że start misji AX-4 powinien nastąpić najwcześniej w listopadzie 2024. Ta data może ulec zmianie, m.in. z uwagi na czas realizacji innych misji załogowych oraz logistycznych na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS). (ESA) https://kosmonauta.net/2024/04/slawosz-uznanski-uczestniczy-w-locie-parabolicznym/
  11. Kolejne badania Stonehenge. Sprawdzają powiązania z Księżycem 2024-04-16. Daniel Górecki Naukowcy ponownie biorą Stonehenge na celownik, bo zbliża się idealna okazja, żeby sprawdzić jego związki z naszym naturalnym satelitą. A konkretniej "przesileniem księżycowym", które zdarza się raz na 18,6 roku. English Heritage i eksperci z innych organizacji badają związek między Stonehenge a "przesileniem księżycowym" (ang. lunar standstill - zjawisko nie ma polskiej nazwy, ale najbliższe wydaje się właśnie "przesilenie księżycowe", bo rządzą nim takie same reguły jak solstycjum), które zdarza się raz na kilkanaście lat. Termin ten odnosi się do sytuacji, gdy nasz naturalny satelita osiąga swój najdalej na północ lub najdalej na południe punkt w ciągu miesiąca. Deklinacja w czasie przesilenia zmienia się w cyklu trwającym 18,6 roku między 18,134° (północ lub południe) a 28,725° (północ lub południe) w wyniku precesji Księżyca, te skrajności nazywane są mniejszymi i większymi przesileniami księżycowymi. Większe przesilenie ma miejsce, gdy deklinacja Księżyca osiąga maksymalną miesięczną granicę, około 28,72° na północ lub południe, podczas gdy mniejsze ma miejsce, gdy deklinacja osiąga minimalną miesięczną granicę, około 18,13° na północ lub południe. Ostatnie mniejsze przesilenie miało miejsce w październiku 2015 r., a następne będzie w 2034 r., ostatnie większe przesilenie księżycowe miało z kolei miejsce w 2006 r., a następne będzie w 2025 r. Starożytni znali się na Księżycu? Teoria jest taka, że te ruchy Księżyca mogły zostać zauważone już we wczesnej fazie Stonehenge i mieć wpływ na późniejszy projekt. Dr Fabio Silva z Uniwersytetu w Bournemouth twierdzi, że mniej więcej w czasie budowy Stonehenge ludzie mogli się tu gromadzić, aby podziwiać Księżyc. Jego zdaniem mogło chodzić o "wydarzenie pokoleniowe", dla którego ludzie mogli przyjeżdżać na miejsce. Nigdy nie będziemy w stanie tego udowodnić, ale im lepiej zrozumiemy te pomniki i Księżyc, tym silniejszy będzie argument twierdzi. Ze względu na stosunkowo rzadkie występowanie przesileń księżycowych, naukowcy chętnie skorzystają więc z okazji, aby zbadać swoje ustalenia. Wykładowcy i studenci z Uniwersytetu w Bournemouth udokumentują ruchy Księżyca i jego związek ze Stonehenge, bo ich zdaniem mają w ten sposób szansę "dodać znacznie bardziej zróżnicowane niuanse do odpowiedzi, które już mamy". Związek ze Słońcem i Księżycem Stonehenge jest powszechnie znane ze swojego związku z ruchami Słońca, zwłaszcza podczas przesilenia letniego, kiedy tysiące ludzi gromadzą się pod pomnikiem we wczesnych godzinach porannych, aby być świadkami wschodu słońca. Jednak jak wyjaśnia prof. Clive Ruggles, archeoastronom z Uniwersytetu w Leicester, architektoniczne powiązanie Stonehenge z Księżycem jest mniej poznane. Cztery kamienie pokrywają się z skrajnymi pozycjami Księżyca, a badacze od lat debatują, czy było to zamierzone, a jeśli tak, to w jaki sposób to osiągnięto i jaki mógł być tego cel wyjaśnia. Czy nowe badanie przyniesie odpowiedź? Czas pokaże, a English Heritage zaprasza przy okazji publiczność do wzięcia udziału w szeregu wydarzeń, w tym pogadankach, planetarium, obserwacji gwiazd i nowej ekspozycji w przestrzeni wystawienniczej związanych z wydarzeniem, a będzie także transmitować na żywo najbardziej wysunięty na południe wschód księżyca w Stonehenge. Co skłoniło dawnych ludzi do wzniesienia Stonehenge i innych niezwykłych konstrukcji? /123RF/PICSEL https://geekweek.interia.pl/nauka/news-kolejne-badania-stonehenge-sprawdzaja-powiazania-z-ksiezycem,nId,7454685
  12. Znaleziono najbardziej masywną gwiezdną czarną dziurę w naszej galaktyce 2024-04-16. Szymon Ryszkowski 145 odsłon Astronomowie zidentyfikowali najbardziej masywną gwiezdną czarną dziurę odkrytą do tej pory w Drogi Mlecznej. Czarna dziura została dostrzeżona, ponieważ narzuca dziwny ruch gwieździe krążącej wokół niej. Dane z Very Large Telescope Europejskiego Obserwatorium Południowego i innych naziemnych obserwatoriów zostały wykorzystane do weryfikacji masy czarnej dziury, która wynosi 33 razy więcej niż masa Słońca. Gwiezdne czarne dziury powstają w wyniku zapadania się masywnych gwiazd, a te wcześniej zidentyfikowane w Drodze Mlecznej są średnio około 10 razy masywniejsze od Słońca. Nawet kolejna najbardziej masywna gwiezdna czarna dziura znana w naszej galaktyce, Cygnus X-1, osiąga jedynie 21 mas Słońca. Co ciekawe, ta czarna dziura znajduje się niezwykle blisko nas – w odległości zaledwie 2000 lat świetlnych w gwiazdozbiorze Orła, jest drugą najbliżej Ziemi znaną czarną dziurą. Nazwana została Gaia BH3 lub w skrócie BH3 i została znaleziona, gdy zespół przeglądał obserwacje Gaia w ramach przygotowań do nadchodzącej publikacji danych. Aby potwierdzić swoje odkrycie, współpraca Gaia wykorzystała dane z naziemnych obserwatoriów, w tym z instrumentu Ultraviolet and Visual Echelle Spectrograph (UVES) na ESO VLT, znajdującego się na pustyni Atacama w Chile. Obserwacje te ujawniły kluczowe właściwości gwiazdy towarzyszącej, co w połączeniu z danymi z programu Gaia pozwoliło astronomom precyzyjnie zmierzyć masę BH3. Astronomowie znaleźli podobnie masywne czarne dziury poza naszą galaktyką (przy użyciu innej metody detekcji) i wysnuli teorię, że mogą one powstawać w wyniku zapadania się gwiazd zawierających w swoim składzie bardzo niewiele pierwiastków cięższych niż wodór i hel. Uważa się, że te tak zwane gwiazdy ubogie w metale tracą mniej masy w ciągu swojego życia, a zatem po ich śmierci pozostaje więcej materiału do wytworzenia czarnych dziur o dużej masie. Do tej pory brakowało jednak dowodów bezpośrednio łączących gwiazdy ubogie w metale z czarnymi dziurami o dużej masie. Gwiazdy w parach mają zwykle podobny skład, co oznacza, że towarzysz BH3 zawiera ważne wskazówki na temat gwiazdy, która zapadła się, tworząc tę wyjątkową czarną dziurę. Dane UVES wykazały, że towarzysz był gwiazdą bardzo ubogą w metale, co wskazuje, że gwiazda, która zapadła się, tworząc BH3, również była w nie uboga – tak jak przewidywano. Badanie prowadzone przez Pasquale Panuzzo zostało dziś opublikowane w Astronomy & Astrophysics. Źródła: • Nota prasowa eso2408 16 kwietnia 2024 Zdjęcie w tle: ESO/M. Kornmesser Grafika porównuje obok siebie trzy gwiezdne czarne dziury w naszej galaktyce: Gaia BH1, Cygnus X-1 i Gaia BH3, których masy są odpowiednio 10, 21 i 33 razy większe od masy Słońca. Promienie czarnych dziur są wprost proporcjonalne do ich mas, ale należy pamiętać, że same czarne dziury nie zostały bezpośrednio zobrazowane. Źródło: ESO/M. Kornmesser https://astronet.pl/wszechswiat/znaleziono-najbardziej-masywna-gwiezdna-czarna-dziure-w-naszej-galaktyce/
  13. Odkrycie rozproszonego radioźródła w gromadzie w Hydrze 2024-04-16. Wysokoczułe obserwacje radiowe ujawniły obłok zjonizowanej plazmy w gromadzie galaktyk w Hydrze. Nietypowe położenie i kształt tej plazmy nie pasują do żadnych znanych modeli. Obiekt nazwano Latającym Lisem ze względu na jego sylwetkę. Pozostanie on zagadką, dopóki dalsze badania nie dostarczą więcej informacji. Zespół kierowany przez Kohei Kurahara z National Astronomical Observatory of Japan przeanalizował obserwacje z radioteleskopu Giant Metrewave Radio Telescope (GMRT) dotyczące gromady w Hydrze, znajdujące się ponad 100 milionów lat świetlnych od nas w kierunku konstelacji Hydra. Dzięki zastosowaniu najnowszych technik analizy do archiwum GMRT, zespół był w stanie odkryć obłok namagnesowanej plazmy w kształcie latającego lisa, o którym nigdy wcześniej nie mówiono. Zdjęcia radiowe/optyczne/podczerwone/rentgenowskie nie ujawniły galaktyki macierzystej w centrum Latającego Lisa. W połączeniu z jego wydłużonym kształtem, pozostawiło to astronomów w kropce, ponieważ Latający Lis nie pasuje do żadnej znanej klasy obiektów. Oczekuje się, że nowe obserwatoria, takie jak powstający Square Kilometre Array, pozwolą zbadać Latającego Lisa i dostarczą nowych informacji o naturze i historii tego niezwykłego obiektu. Wyniki badań zostały opublikowane w Publications of the Astronomical Society of Japan. Opracowanie: Agnieszka Nowak Więcej informacji: • Inexplicable Flying Fox found in Hydra Galaxy Cluster • Discovery of diffuse radio source in Abell 1060 Źródło: NAOJ Na ilustracji: Obraz radiowy GMRT centralnego obszaru Gromady w Hydrze. Odkryta tym razem „głowa” Latającego Lisa wskazuje na południowy zachód (prawy dolny róg). Źródło: Kohei Kurahara URANIA https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/odkrycie-rozproszonego-radiozrodla-w-gromadzie-w-hydrze
  14. Kłopoty z transportem próbek z Marsa. NASA szuka rozwiązania 2024-04-16. Amerykańska agencja kosmiczna NASA poszukuje prostszego i tańszego sposobu, by sprowadzić na Ziemię próbki z Czerwonej Planety w ramach programu Mars Sample Return. Pierwotny plan uznano za zbyt kosztowny i czasochłonny. W międzynarodowym wyścigu o pobranie próbek badawczych z Marsa liderem są Stany Zjednoczone, realizujące program Mars Sample Return. Ostatnie miesiące uwidoczniły jednak duże problemy finansowe, które wymuszają opracowanie prostszego i tańszego sposobu. Założenia programu Mars Sample Return Łazik Perseverance przemierza obecnie pozostałości delty rzeki, która niegdyś wpadała do krateru Jezero. Dane znajdujące się przy Perseverance mają zostać zabrane przez specjalnie opracowany lądownik, który wyląduje w pobliżu lokalizacji sondy. Lądownik będzie wyposażonym w rakietę Mars Ascent Vehicle (MAV), oraz dwa drony, w dużym stopniu przypominające legendarny wiropłat Ingenuity, które zastąpiłyby łazika, gdyby ten nie był w stanie dostarczyć materiałów badawczych. Po przekazaniu przez Perseverance próbek do lądownika, mała rakieta MAV wystartuje w kierunku orbity Marsa, aby spotkać się z Earth Return Orbiter dostarczonym przez Europejską Agencję Kosmiczną (ESA). Statek kosmiczny następnie zabrałby próbki w dalszą drogę na naszą planetę. Według pierwotnych założeń próbki miały trafić na Ziemię około 2033 r. Zmiana planów? Niezależny audyt zlecony przez NASA wykazał tymczasem we wrześniu, że przy zastosowaniu najnowszych rozwiązań plan ten byłby zbyt kosztowny i czasochłonny. Oceniono, że misję od początku hamowały „n_ierealistyczne oczekiwania dotyczące budżetu i harmonogramu_”. Dlatego NASA poszukuje alternatywnych rozwiązań. We wtorek do ośrodków naukowych i laboratoriów NASA oraz firm działających w branży kosmicznej rozesłane zostanie formalna prośba o opinie, jak zmodyfikować program. Propozycje mają spłynąć do NASA jesienią lub na początku zimy – przekazali przedstawiciele agencji. Pierwotny plan przewidywał wysłanie lądownika i orbitera w latach 2027-28 i przywiezienie próbek na Ziemię na początku lat 30. Całkowity koszt miał wynieść od 5 do 7 miliardów USD. Audyt wykazał jednak, że rzeczywisty koszt mógłby osiągnąć nawet 11 mld USD, a próbki nie trafiłyby na Ziemię przed 2040 rokiem. „Konkluzja jest taka, że 11 miliardów dolarów to za drogo, a data powrotu w 2040 roku jest zbyt odległa” – ocenił szef NASA Bill Nelson. Zastępczyni administratora NASA Nicky Fox oświadczyła, że nowy plan ma się opierać na „innowacji i sprawdzonej technologii”, a nie gwałtownym skoku technologicznym. Misja wymagać będzie rzeczy, których nigdy wcześniej nie dokonano, w tym wystrzelenia rakiety z powierzchni innej planety. Nelson wyraził nadzieję, że najtęższe umysły pracujące w NASA oraz współpracujących z nią firmach branży kosmicznej znajdą rozwiązanie. „To ludzie, którzy potrafią rozwiązywać dość skomplikowane problemy” – powiedział. Źródło: PAP / Space24.pl Wizualizacja technologii na Marsie w ramach programu Mars Sample Return. Autor. NASA SPACE24 https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/sondy/klopoty-z-transportem-probek-z-marsa-nasa-szuka-rozwiazania
  15. ICEYE z ważnym kontraktem. Wesprze bezpieczeństwo USA 2024-04-16.. 3 kwietnia br. firma ICEYE zawarła umowę z agencją rządową USA, której celem jest wsparcie w zakresie zarządzania katastrofami naturalnymi. Fińsko-polska firma będzie dostarczać dane radarowe wszystkich istotnych zdarzeń powodziowych. Wraz z początkiem kwietnia br. fińsko-polskie przedsiębiorstwo ICEYE, specjalizujące się w radarowej obserwacji Ziemi, podpisało umowę z amerykańską agencją Centers for Disease Control and Prevention (CDC), na podstawie której spółka zobowiązała się do dostarczania danych radarowych i analiz z zakresu skutków powodzi. Porozumienie umożliwia amerykańskiej agencji federalnej dostęp do produktu ICEYE Flood Insights, który został przeznaczony dla sektora publicznego. W komunikacie firmy ICEYE czytamy, że dane pozyskiwane z konstelacji satelitów radarowych będą przekazywane do zespołów w ramach programu badań, analiz i usług geoprzestrzennych (GRASP). Łącząc zdjęcia satelitarne z informacjami z innych źródeł naziemnych, fińsko-polska spółka zapewni badaczom dane geoprzestrzenne w czasie zbliżonym do rzeczywistego dotyczące wszystkich znaczących powodzi w USA. Zwiększy to możliwości w zakresie reagowania na katastrofy, a także badania i inicjatywy w zakresie zdrowia publicznego w USA. Powodzie stają się coraz częstsze, dotkliwsze, a ich skutki coraz bardziej kosztowne. Obywatele nie tylko USA, ale również innych krajów, jak np. Polska są coraz bardziej narażeni na skutki tych zdarzeń. Warto zatem posiadać odpowiednie zdolności, aby przewidywać takie zagrożenia, wspierać służby w akcjach ratunkowych oraz zabezpieczać wspólne bezpieczeństwo na przyszłość. Wystarczy przypomnieć sobie gigantyczną powódź na Ukrainie w 2023 r., która wystąpiła po zniszczeniu przez Rosjan tamy w Kachowce. Podczas tej katastrofy naturalnej to również oferowane usługi firmy ICEYE okazały się być kluczowe dla agencji rządowych i innych organizacji wspierających działania pomocowe. Raporty opracowane przez specjalistów spółki zawierały wiele szczegółowych danych powodziowych pokazujących zasięg i głębokość powodzi wzdłuż Dniepru i w całym regionie obwodu chersońskiego. Zaangażowanie w tej kwestii zostało docenione przez Ukrainę oraz międzynarodową społeczność, a także zainteresowało nowych klientów. ICEYE to właściciel i operator największej na świecie konstelacji satelitów wyposażonych w radar z syntetyczną aperturą radarową (SAR). Firma posiada obecnie flotę 34 satelitów radarowych, które zostały wyniesione na orbitę okołoziemską w przeciągu ostatnich 6 lat. Co więcej, na obecny rok zaplanowano wystrzelenie do 15 kolejnych satelitów. Przypomnijmy, że radar z syntetyczną aperturą, w skrócie SAR, służy do tworzenia obrazów obiektów o znacznym stopniu szczegółowości. Należy przy tym również zaznaczyć, że satelity radarowe mogą prowadzić swoje obserwacje w każdych warunkach pogodowych bez względu na cykl dobowy. Źródło: ICEYE/Space24.pl Autor. ICEYE Obwód chersoński podczas powodzi, na podstawie analizy przeprowadzonej przez ICEYE. Autor. ICEYE SPACE24 https://space24.pl/przemysl/sektor-krajowy/iceye-z-waznym-kontraktem-wesprze-bezpieczenstwo-usa
  16. Intuition–1 zrobił pierwsze zdjęcia Ziemi. Polski satelita w akcji 2024-04-16. Dawid Długosz Intuition–1 to polski satelita, który jakiś czas temu został wystrzelony w kosmos rakietą SpaceX. Kilka dni temu udostępniono pierwsze zdjęcia Ziemi, które uchwycono tym statkiem. Opublikowane obrazy naszej planety są bardzo szczegółowe. KP Labs udostępniło zdjęcia prezentujące trzy obszary. KP Labs udostępniło pierwsze zdjęcia Ziemi, które wykonał polski satelita Intuition-1 z systemem obrazowania hiperspektralnego. Przechwycone obrazy są bardzo spektakularne i z pewnością przejdą do historii rodzimej nauki. KP Labs udostępniło trzy zdjęcia Ziemi Polski satelita Intuition-1 przechwycił z orbity trzy zdjęcia, na których uchwycono różne obszary Ziemi. Są to saudyjski rezerwat przyrody Nafud al-ʽUrayq, Las Kalio w Burkina Faso oraz algierski park narodowy Ahaggar. Przechwycone obrazy są bardzo szczegółowe i stało się to możliwe m.in. za sprawą wykorzystania sztucznej inteligencji. Intuition-1 jest jednym z nielicznych satelitów na orbicie, które dysponują systemem obrazowania hiperspektralnego w połączeniu z algorytmami bazujące na uczeniu maszynowym. Dzięki temu daje się uzyskać bardzo precyzyjne obrazy powierzchni Ziemi. Korzystając z jednostki przetwarzania danych Leopard (DPU) i wykorzystując algorytmy uczenia maszynowego, Intuition-1 może autonomicznie wykrywać, klasyfikować i analizować różne zjawiska powierzchniowe, poprawiając dokładność i trafność dostarczanych danych. System ten, zaprojektowany w celu zwiększenia precyzji i trafności zebranych danych, oznacza znaczny postęp w technologii kosmicznej opartej na sztucznej inteligencji. Zdolność Leoparda do niezależnego przesiewania ogromnych ilości danych i identyfikowania kluczowych informacji może zrewolucjonizować zarządzanie zasobami, badania klimatyczne i wysiłki na rzecz zrównoważonego rozwoju. Michał Zachara, wiceprezes zarządu KP Labs Polski satelita Intuition-1 poleciał w kosmos w listopadzie Intuition-1 został wystrzelony w kosmos w listopadzie zeszłego roku. Nastąpiło to w trakcie zbiorowej misji Transporter-9, którą przeprowadziła firma SpaceX. Wykorzystano rakietę wielokrotnego użytku Falcon 9, która wyniosła na orbitę statek należący do KP Labs z Gliwic. Z polski satelitą Intuition-1 w kosmos wysłano także zaawansowany komputer pokładowy Antelope. Korzysta on z narzędzi opartych na sztucznej inteligencji do monitorowania danych telemetrycznych przechwytywanych przez statek. Satelita Intuition-1 jest na razie największym osiągnięciem śląskiego KP Labs. Projekt jest przełomowym dla historii polskiego sektora kosmicznego i ma duże znaczenie dla całej branży obrazowania satelitarnego. Statek będzie w stanie dostarczać bardzo cenne dane dla naukowców z dziedzin monitorowania zasobów naturalnych czy klimatu na Ziemi. Intuition–1 zrobił pierwsze zdjęcia Ziemi. Polski satelita w akcji. /KP LABS /materiały prasowe https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-intuition1-zrobil-pierwsze-zdjecia-ziemi-polski-satelita-w-a,nId,7454635
  17. Elon Musk: tysiące Starshipów co 26 miesięcy będzie leciało na Marsa 2024-04-16. Radek Kosarzycki Od czasu kiedy Elon Musk przedstawił wizję rozwoju swojej firmy oraz związanej z nią próby stworzenia samowystarczalnej kolonii na powierzchni Marsa minęło już kilka dobrych lat. Wraz z rozwojem technologii i pojawieniem się kolejnych wyzwań technologicznych wizja ta musiała jednak ewoluować. Wielu miłośników eksploracji przestrzeni kosmicznej zapewne zastanawiało się w ostatnim czasie nad tym, jak obecnie wizję podboju Marsa widzi Elon Musk. Kilka dni temu, właściciel SpaceX, Tesli czy X przedstawił swoją „aktualną wizję” swoim pracownikom podczas zebrania w siedzibie firmy w Starbase w Teksasie. Jak przyznał Elon, obecnie testowany Starship jest tylko jednym z etapów rozwoju rakiety, która ostatecznie będzie w stanie polecieć w kierunku Czerwonej Planety. Docelowa rakieta będzie jeszcze 30 metrów wyższa od obecnej, a więc będzie miała aż 150 metrów wysokości. Choć do tego czasu jeszcze długa droga, to SpaceX chce licznymi optymalizacjami doprowadzić do sytuacji, w której wyniesienie Starshipa na orbitę będzie kosztowało nie więcej niż 3 miliony dolarów, czyli trzy razy mniej niż dwie dekady temu kosztowało wyniesienie Falcona 1 (po uwzględnieniu inflacji). Zanim jednak do tego dojdzie, firma ma przed sobą jeszcze wiele wyzwań. Jakby nie patrzeć, jedna z wersji Starshipa będzie odpowiedzialna za dostarczenie — po raz pierwszy od ponad pięćdziesięciu lat — astronautów na powierzchnię Księżyca. Pierwotnie misja Artemis 3 miała wylądować na powierzchni Srebrnego Globu w 2024 roku. Teraz jednak, ze względu m.in. na opóźnienia w rozwoju Starshipa oraz skafandrów księżycowych termin ten przesunięto oficjalnie na 2026 rok. Przy czym trzeba zauważyć, że i ten termin wydaje się obecnie mało realistyczny. Jakby nie patrzeć firma najpierw musi opanować loty Starshipem na orbitę, odzyskiwanie pierwszego i drugiego stopnia rakiety (co umożliwi znaczące obniżenie kosztów) oraz przepompowywanie na orbicie paliwa z jednej rakiety do drugiej. Bez tego bowiem żaden Starship do Księżyca (nie mówiąc o Marsie) nie dotrze. Dopiero wtedy firma będzie mogła wziąć się za przygotowanie i testowanie Starshipa-lądownika księżycowego, który będzie przystosowany do lotów między Księżycem a orbitą księżycową. Statek ten nie będzie wyposażony w żadną osłonę termiczną, czy też klapy, które w warunkach braku atmosfery na Księżycu byłyby całkowicie zbędne. A co z kolonią na Marsie? Powiedzieć, że proponowana przez Elona Muska wizja jest futurystyczna, to jak nic nie powiedzieć. W trakcie swojego 45-minutowego przemówienia przekonywał on bowiem, że aby stworzyć samowystarczalną kolonię na Marsie, trzeba wysłać tam naprawdę ogromną liczbę ludzi i ładunków. Realizacja tego planu wymagałaby startu tysięcy Starshipów co 26 miesięcy. Aby umieścić tę liczbę w jakiejś perspektywie, Elon dodał, że jak dotąd wszystkich startów rakiety Falcon było 327. Tutaj mówimy o ponad tysiącu startów co dwa lata. Z drugiej strony Musk przekonuje, że w tym roku SpaceX będzie odpowiadał za wyniesienie na orbitę 90 proc. wszystkich ładunków. Chiny znajdujące się na drugim miejscu będą odpowiedzialne za wyniesienie 6 proc. łącznego tonażu. Co się wydarzy w najbliższym czasie? SpaceX przygotowuje się przede wszystkim do czwartego lotu testowego Starshipa, który zaplanowany jest już na maj br. Tym razem podczas lotu firma spróbuje wylądować pierwszym członem rakiety (Super Heavy) na „wirtualnej wieży startowej” w Zatoce Meksykańskiej. Jeżeli ten manewr się powiedzie, firma spróbuje dokonać tego samego w bazie Starbase w Teksasie już podczas piątego lotu testowego. Odzyskiwanie górnego członu rakiety (Starship) to zadanie na dalsze loty. Zanim do tego dojdzie, Musk planuje co najmniej dwa loty, które zakończą się dla górnego stopnia rakiety wodowaniem. Pierwszy odzyskany Starship powinien wylądować w Starbase dopiero w przyszłym roku. W miedzyczasie, jeszcze do końca 2024 roku firma planuje zbudować sześć kolejnych Starshipów i Super Heavy. To dopiero początek, bowiem w przyszłym roku powinna ruszyć nowa fabryka rakiet, w której Starshipy będą powstawać znacznie szybciej i wydajniej. W najbliższych latach, już po opanowaniu startów i lądowań, SpaceX planuje produkcję Starshipa 2, który będzie w stanie wynosić 100 ton ładunku na orbitę, a z czasem także Starshipa 3 o wysokości 150 metrów, który będzie w stanie wynieść na orbitę za jednym razem ponad 200 ton ładunku. Wszystko to ma prowadzić do punktu, w którym firma będzie w stanie wysyłać nawet 10 Starshipów dziennie w kierunku Marsa w specjalnym oknie transferowym, które powtarza się co 26 miesięcy. Według Elona pierwsza kolonia na Marsie powinna powstać mniej więcej za 20 lat. Jak dodają jednak komentatorzy, dokładnie taki sam termin Elon podawał w 2011 roku. https://www.pulskosmosu.pl/2024/04/elon-musk-starship-kolonizacja-marsa-aktualizacja/
  18. Sonda Europa Clipper sprawdzi, czy w otoczeniu Jowisza istnieje życie. 2024-04-16. Radek Kosarzycki Już w październiku 2024 roku w przestrzeń kosmiczną wystrzelona zostanie sonda kosmiczna, która w okolicach 2030 roku może odkryć dowody na istnienie życia poza Ziemią. Sonda Europa Clipper zajrzy wtedy bowiem pod powierzchnię jednego z najciekawszych księżyców w Układzie Słonecznym. Europa, jeden z czterech największych księżyców Jowisza, na pierwszy rzut oka nie wygląda przesadnie interesująco. Mamy tutaj bowiem jedynie popękaną lodową skorupę. Wszystkie obserwacje wskazują jednak, że pod powierzchnią tego globu znajduje się globalny ocean ciekłej wody zawierający dwa razy więcej wody niż wszystkie oceany na Ziemi. Od wielu lat naukowcy wskazują, że w tym odległym od Słońca rejonie naszego układu planetarnego, wnętrze tego księżyca może stanowić wprost idealne miejsce na powstanie życia. Możliwe nawet, że ów podpowierzchniowy ocean jest bardziej przyjazny życiu niż powierzchnia Marsa, na której szukamy śladów obecnego lub przeszłego życia od kilkudziesięciu już lat. Zadaniem sondy Europa Clipper będzie przede wszystkim zbadanie otoczenia Europy oraz przyjrzenie się jego oceanowi pod kątem ich faktycznej „przyjazności dla życia”. Na pokładzie sondy znajdzie się zatem dziewięć instrumentów naukowych, które będą przyglądały się uważnie każdemu aspektowi tego globu. Jak jednak donoszą badacze, może się okazać, że jeden z instrumentów znajdujących się na pokładzie testowanej obecnie sondy będzie w stanie nie tylko zbadać ocean, ale także dosłownie potwierdzić istnienie życia we wnętrzu Europy. Skąd taki pomysł? Instrument SUDA (Surface Dust Mass Analyser) zainstalowany na pokładzie Clippera będzie miał za zadanie zbierać drobne ziarna lodu i pyłu podczas bliskich przelotów sondy tuż nad powierzchnią księżyca. Podstawowym zadaniem instrumentu jest zbadanie składu chemicznego takich ziaren i przeanalizowanie trajektorii lotu przechwytywanych ziaren, tak aby udało się ustalić, z którego miejsca na powierzchni one pochodzą. Jakby nie patrzeć, część lodu nad powierzchnią Europy może pochodzić z erupcji gejzerów, które mogą wyrzucać w przestrzeń kosmiczną wodę wydostającą się szczelinami w skorupie z wewnętrznego oceanu. Jeżeli faktycznie tak jest, to szczegółowe zbadanie ziaren lodu pozwoli nam szczegółowo poznać skład oceanu znajdującego się we wnętrzu księżyca, a tym samym potwierdzić, czy sprzyja on powstaniu życia takiego, jakie znamy z powierzchni Ziemi. W najnowszym artykule opublikowanym w Science Advances naukowcy wykazali jednak coś jeszcze. W trakcie testów instrumentu okazało się, że jeżeli do testowych ziaren wystrzeliwanych w kierunku instrumentu dodano materię pochodzącą z bakterii, to nawet jeżeli tej materii było około 1 procenta, SUDA był w stanie wykryć obecnosć tej materii. Jeżeli założymy zatem, że życie we wnętrzu Europy jest podobne do życia z powierzchni Ziemi, to SUDA teoretycznie mógłby wykryć i potwierdzić istnienie procesów biologicznych we wnętrzu księżyca Jowisza, co byłoby monumentalnym odkryciem. Czy tak się faktycznie stanie? O tym przekonamy się, gdy sonda doleci do Europy na początku lat trzydziestych i przeleci już kilka razy w pobliżu tego „zakazanego globu” zbierając cenny materiał do analizy. What You Need to Know About Europa https://www.youtube.com/watch?v=GS6feMWzwIY https://www.pulskosmosu.pl/2024/04/sonda-europa-clipper-poszukiwanie-zycia/
  19. Najpotężniejsza znana nauce eksplozja znowu zaskoczyła. Astronomowie w kropce 2024-04-16. Aleksander Kowal W październiku 2022 roku doszło do bardzo istotnych z punktu widzenia astronomii wydarzeń. Naukowcy odebrali wtedy sygnał będący pokłosiem eksplozji, jakiej jeszcze nie widziano. Co więcej, okazało się, że jej źródło znajdowało się około 2,4 miliarda lat świetlnych od Ziemi. Wydarzenie nazwano GRB 221009A, a rozbłysk miał 18 teraelektronowoltów, przez co miał dość istotny wpływ na funkcjonowanie zewnętrznych warstw atmosfery naszej planety. Szybko pojawiły się sugestie co do zjawisk stojących za wydarzeniem, które zyskało przydomek BOAT (Brightest of All Time). W myśl jednego ze scenariuszy uznano, że sprawcą całego zamieszania były narodziny czarnej dziury na skutek gwałtownej śmierci masywnej gwiazdy. Minęły miesiące i lata, a badacze wciąż interesują się tą sprawą. Ich najnowsze ustalenia zostały zaprezentowane w Nature Astronomy. Autorzy przytoczonej publikacji stwierdzili, że… GRB 221009A wcale nie był tak niezwykły, jak się pierwotnie wydawało. Peter Blanchard z Northwestern University podkreśla, że rozbłysk ten nie jest jaśniejszy niż poprzednie supernowe. Jest to o tyle zaskakujące, że można się było spodziewać, iż wysokoenergetyczna eksplozja doprowadzi do powstania bardzo jasnej supernowej. Tak się jednak nie stało. Eksplozja związana z rozbłyskiem GRB 221009A mogła doprowadzić do powstania ciężkich pierwiastków Innymi słowy, odebrany rozbłysk gamma był wyjątkowo jasny, ale już sama supernowa nie wyróżniałaby się z tłumu. Do powstawania rozbłysków gamma mogą przyczyniać się zjawiska takie jak eksplozja gwiazdy w formie supernowej czy też hipernowa będąca pokłosiem fuzji gwiazd neutronowych. Dość powiedzieć, iż w ramach rozbłysku gamma w ciągu dziesięciu sekund może zostać wyemitowane tyle samo energii, ile Słońce wytworzy przez dziesięć miliardów lat. Dlaczego naukowcy interesują się tym tematem? Choćby w związku z poznawaniem tajemnic wszechświata. Jedna z teorii zakłada, iż ciężkie pierwiastki powstają za sprawą zjawisk, którym towarzyszą rozbłyski gamma, dlatego nie powinno dziwić szukanie powiązań GRB 221009A z tym tematem. Gdyby udało się jak najlepiej zrozumieć ten wybuch, to badacze mieliby solidne podstawy do wyjaśnienia jednej z największych kosmicznych zagadek, dotyczącej pochodzenia ciężkich pierwiastków. Próbując tego dokonać, autorzy skorzystali z możliwości Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba. Z jego udziałem spojrzeli na światło w podczerwieni towarzyszące eksplozji oddalonej o 2,4 miliarda lat świetlnych. I to właśnie wtedy pojawiła się niespodzianka: supernowa niespecjalnie wyróżniała się wśród innych. Skąd więc gigantyczna jasność, którą początkowo zaobserwowano? Ta najwyraźniej stanowiła pokłosie ustawienia strumienia rozbłysku gamma bezpośrednio w stronę Ziemi. Nie udało się też wykryć poszlak wskazujących na obecność ciężkich pierwiastków. Mało prawdopodobny wydaje się też udział fuzji gwiazd neutronowych, dlatego astronomowie są w kropce. Skąd wzięły się ciężkie pierwiastki we wszechświecie? https://www.chip.pl/2024/04/armia-usa-rozmieszczenie-systemu-typhoon
  20. Chcą wywołać sztuczne zaćmienie. Słońce zniknie z nieba na 6 godzin. Zapadną ciemności? 2024-04-16. Naukowcy z Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) zrobią coś, czego jeszcze nikt nie dokonał. Wywołają sztuczne zaćmienie Słońca na 6 godzin. Jaka jest przyczyna tej karkołomnej operacji? Zaćmienia Słońca to jedyna okazja do obserwacji korony słonecznej, czyli najbardziej zewnętrznej warstwy atmosfery najbliższej nam gwiazdy. Jest ona niewidoczna dla instrumentów, do czasu, gdy tarczę słoneczną przysłania Księżyc w nowiu. Wówczas oślepiający blask Słońca znika, ujawniając jego obwódkę. Jest ona niezwykle cenna, ponieważ właśnie w niej powstają zjawiska spływające na kosmiczną pogodę, oddziałującą między innymi na sondy kosmiczne, astronautów, a także na samą Ziemię. W koronie słonecznej powstają przecież potężne wyrzuty materii, które w postaci wiatru słonecznego docierają do ziemskich biegunów magnetycznych wywołując w wysokich warstwach atmosfery burze geomagnetyczne i wspaniałe zorze polarne. Aby dokładniej przebadać tę warstwę słonecznej atmosfery naukowcy z Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) chcą wywołać sztuczne zaćmienie Słońca. W tym celu za kilka miesięcy wyślą misję PROBA-3, w której wykorzystane zostaną dwa satelity, poruszające się w precyzyjnej formacji. W sierpniu dojdzie do wyniesienia obu satelitów w przestrzeń kosmiczną, a we wrześniu do ich umieszczenia na orbicie. Satelity stworzą wspólnie 144-metrowy koronograf słoneczny. Coronograph ważący 340 kilogramów będzie mieć zadanie obserwować i fotografować koronę Słońca. Z kolei Occulter o masie 200 kg ma zamontowany dysk, którym będzie przysłaniał Słońce w momencie wykonywania zdjęć. PROBA-3 będzie krążyć po eliptycznej orbicie, osiągając w najdalszym punkcie około 60 tysięcy kilometrów od Ziemi. Naturalne całkowite zaćmienia Słońca trwają najwyżej 7 minut i nie pozwalają w pełni zbadać korony słonecznej. Dlatego też sztuczne zaćmienie pozwoli ją badać nieustannie przez 6 godzin. Jako, że do zaćmienia dojdzie w kosmosie, na Ziemi tego nie zauważymy, a egipskie ciemności nie zapadną. Źródło: TwojaPogoda.pl / ESA. Naturalne zaćmienie Słońca. Fot. Tyler van der Hoeven https://www.twojapogoda.pl/wiadomosc/2024-04-16/chca-wywolac-sztuczne-zacmienie-slonce-zniknie-z-nieba-na-6-godzin-zapadna-ciemnosci/
  21. Naukowcy rozwiązali tajemnicę serca na Plutonie 2024-04-15. Źródło: The University of Arizona Charakterystyczny ślad na powierzchni Plutona przypominający serce najprawdopodobniej powstał w wyniku zderzenia z innym ciałem niebieskim. Doszło do niego, gdy karłowata planeta była jeszcze młoda. Nietypowy sposób kolizji wyjaśnia zarówno kształt, jak i na pozór niemożliwe położenie struktury. Pluton, planeta karłowata na krańcach Układu Słonecznego, kryje w sobie wiele tajemnic. Jedna z najciekawszych związana jest z obecnym na jego powierzchni charakterystycznym wzorem w kształcie serca. Naukowcy z Uniwersytetu Berneńskiego i Uniwersytetu w Arizonie postanowili przyjrzeć się tej strukturze, naukowo nazywanej Tombaugh Regio, oraz sposobowi, w jaki mogła powstać. Powolne zderzenie Autorzy artykułu, który ukazał się na łamach "Nature Astronomy", zauważyli, że kształt zachodniej części serca, zwanej także Sputnik Planitia, przypomina nietypowy krater uderzeniowy. Obszar ten jest bowiem lekko obniżony w stosunku do reszty powierzchni Plutona. Badacze przeprowadzili modelowanie zderzeń pomiędzy Plutonem a hipotetycznym impaktorem, aż udało im się uzyskać krater o paramentach odpowiadających temu obiektowi. Z symulacji wynikało, że Pluton mógł zderzyć się z ciałem niebieskim o średnicy ponad 640 kilometrów. Do uderzenia doszło pod płytkim kątem i ze stosunkowo niewielką prędkością, co tłumaczyłoby nietypowo wydłużony kształt Sputnik Planitia. Jak wyjaśnili naukowcy, tak gigantyczne uderzenie prawdopodobnie pojawiło się bardzo wcześnie w dziejach planety karłowatej. - Jądro Plutona jest tak zimne, że jego skały nie stopiły się pomimo ciepła uwolnionego podczas kolizji, a rdzeń impaktora nie zagłębił się w jądro planety, ale pozostał na nim jako plama - tłumaczył Harry Ballantyne z Uniwersytetu Berneńskiego, główny autor badania. Niepotrzebny ocean Badanie rzuca również nowe światło na wewnętrzną strukturę Plutona. Zgodnie z prawami fizyki gigantyczna depresja, taka jak Sputnik Planitia, powinna z czasem przemieszczać się w kierunku bieguna planety karłowatej, a nie pozostawać blisko równika - wynika to z jej cienkiej budowy, a co za tym idzie niskiej masy, w porównaniu z otoczeniem. Naukowcy próbowali wytłumaczyć tę nieprawidłowość obecnością podpowierzchniowego oceanu ciekłej wody, który wypychałby "serce" do góry, uniemożliwiając jego przemieszczanie. Nowe badanie oferuje alternatywne wyjaśnienie - dodatkowa masa, blokująca migrację, może pochodzić właśnie z rozpłaszczonego na jądrze Plutona impaktora. - Poznaliśmy zupełnie nowe możliwości ewolucji Plutona, które mogą mieć zastosowanie również do innych obiektów Pasa Kuipera - powiedziała Adeene Denton z Uniwersytetu w Arizonie, która jest współautorką artykułu. Autorka/Autor:as/dd Źródło: The University of Arizona Źródło zdjęcia głównego: NASA/Johns Hopkins University Applied Physics Laboratory/Southwest Research Institute Pluton. Z prawej strony widoczny jest Tombaugh Regio. Sputnik Planitia to jego lewa połowaNASA/Johns Hopkins University Applied Physics Laboratory/Southwest Research Institute https://tvn24.pl/tvnmeteo/nauka/serce-na-plutonie-naukowcy-rozwiazali-jego-tajemnice-st7871158
  22. Zmierzyli wiatr gwiazdowy w historycznym wyczynie. Czegoś takiego jeszcze nie było 2024-04-15 Aleksander Kowal Pojęcie wiatru gwiazdowego jest znane od dawna, ale do tej pory miało ono zastosowanie wyłącznie względem Słońca. Sytuacja całkowicie się zmieniła dzięki dokonaniom zespołu kierowanego przez przedstawicieli Uniwersytetu Wiedeńskiego. Astronomowie dokonali historycznych pomiarów wiatru gwiazdowego w trzech układach gwiazd podobnych do naszego własnego. Kluczem okazały się dane dostarczone przez obserwatorium rentgenowskie XMM-Newton (Multi-Mirror-Newton) należące do Europejskiej Agencji Kosmicznej. Wiatr gwiazdowy to zjawisko polegające na wyrzucaniu strumienia cząstek z zewnętrznych warstw atmosfery gwiazdy. Tego typu emisje mogą być na tyle rozległe, że prowadzą do zauważalnych spadków masy gwiazd. W przypadku obiektów znajdujących się w centrum zainteresowania członków zespołu badawczego w grę wchodził pomiar tempa utraty masy wynikającej właśnie z występowania wiatru gwiazdowego. O kulisach przeprowadzonych ekspertyz możemy przeczytać w publikacji zamieszczonej na łamach Nature Astronomy. W celu lepszego zrozumienia poruszanej kwestii warto wyjaśnić, czym jest tzw. astrosfera. Takim mianem określa się odpowiedniki tego, co w Układzie Słonecznym nazywamy heliosferą. Są to więc najbardziej zewnętrzne warstwy atmosfer gwiazd innych niż Słońce. Wiatr gwiazdowy to strumień cząstek emitowany przez obiekty takie jak Słońce. Może on prowadzić do znacznej utraty masy gwiazd Wiatry gwiazdowe składają się przede wszystkim z protonów, elektronów i cząstek alfa, ale w ich skład wchodzą także śladowe ilości ciężkich jonów i jąder atomowych, na przykład węgla, azotu, tlenu, krzemu czy żelaza. Cięższe jony wychwytują elektrony z obojętnego wodoru, co prowadzi do występowania emisji promieniowania rentgenowskiego. I to właśnie one padły łupem astronomów stojących za najnowszymi badaniami. Wśród gwiazd objętych analizami znalazły się 70 Ophiuchi, Epsilon Eridani i 61 Cygni. Są one oddalone o kolejno 16,6, 10,5 i 11,4 lat świetlnych od Ziemi. Co ważne, każda z nich jest dość podobna do Słońca, przy czym 70 Ophiuchi i 61 Cygni są układami podwójnymi, a Epsilon Eridani pozostaje samotna. Biorąc pod uwagę linie widmowe jonów tlenu, członkowie zespołu badawczego byli w stanie dokonać bezpośredniego określenia całkowitej masy wiatru gwiazdowego emitowanego przez wszystkie trzy gwiazdy. Jakie były ostateczne wyniki? Kolejno 66,5 ± 11,1, 15,6 ± 4,4 i 9,6 ± 4,1 razy szybsze tempo utraty masy niż ma to miejsce w przypadku Słońca. W praktyce oznacza to, iż tamtejsze wiatry gwiazdowe są zdecydowanie silniejszych od spotykanych w Układzie Słonecznym. Istotnym aspektem zrealizowanego przedsięwzięcia jest opracowany na jego potrzeby algorytm. Służy on do wykrywania gwiazd i ich astrosfer w widmach emisyjnych, co w praktyce pozwoliło na identyfikację ładunku z jonów tlenu z wiatru gwiazdowego i obojętnego wodoru. Nigdy przedtem nie udało się dokonać bezpośredniego wykrycia emisji promieniowania rentgenowskiego z układów innych niż nasz własny. https://www.chip.pl/2024/04/wiatr-gwiazdowy-pomiary-poza-ukladem-slonecznym
  23. Kosmiczny Teleskop Hubble’a fotografuje serce galaktyki IC 4633. Spektakularna struktura spiralna 2024-04-15. Radek Kosarzycki Kosmiczny Teleskop Hubble’a może mieć już swoje lata. Więcej, Kosmiczny Teleskop Hubble’a może mieć już nawet swojego następcę. Nie zmienia to jednak faktu, że wykonywane przez niego zdjęcia odległych galaktyk wciąż powodują prawdziwy opad szczęki. Teoretycznie można się do nich przyzwyczaić, a nawet można się nimi znudzić. Wszystko to jednak mija, kiedy po raz kolejny uświadomimy sobie, na co tak naprawdę patrzymy. Opublikowane kilka dni temu przez NASA zdjęcie wykonane za pomocą Hubble’a przedstawia galaktykę spiralną IC 4633. Jest to obiekt oddalony od nas o całe 100 milionów lat świetlnych w kierunku gwiazdozbioru Ptaka Rajskiego. W zależnosci od tego, jak na to spojrzymy, jest to i blisko i daleko. Z pewnością jest to wciąż nasze bezpośrednie otoczenie galaktyczne. Z drugiej jednak strony gigantyczna Galaktyka Andromedy (M31) znajduje się zaledwie nieco ponad 2 miliony lat świetlnych od nas, a więc znacznie bliżej. Wszystko jest zatem względne. Niezależnie jednak od tego, IC 4633 przyciąga uwagę swoim blaskiem, którego źródłem jest intensywna aktywność gwiazdotwórcza oraz aktywne jądro galaktyczne. Dzięki temu, że galaktyka jest do nas nachylona pod dużym kątem, możemy przyglądać się jej z góry, analizując położenie i ruch miliardów tworzących ją gwiazd. Z drugiej strony… Nie wszystko widzimy tutaj równie dobrze, przynajmniej nie w pasmie widzialnym. Wynika to z tego, że w dolnej części kadru część galaktyk jest częściowo przesłonięta przez pas ciemnego pyłu. Ten pył wbrew pozorom nie należy jednak do tej galaktyki. To jedynie obłok gwiazdotwórczy położony zaledwie 500 lat świetlnych od Ziemi wewnątrz naszej galaktyki. Jak podaje NASA, chmura nakładająca się na IC 4633 leży na wschód od dobrze znanych obszarów gwiazdotwórczych Cha I, II i III i jest również znana jako MW9 i Południowy Niebiański Wąż. Sklasyfikowany jako zintegrowana mgławica strumieniowa (IFN) — obłok gazu i pyłu w galaktyce Drogi Mlecznej, który nie znajduje się w pobliżu żadnej pojedynczej gwiazdy i jest jedynie słabo oświetlony całkowitym światłem wszystkich gwiazd galaktyki — ten rozległy, wąski szlak słabych gaz wijący się nad południowym biegunem niebieskim wygląda na znacznie bardziej przyćmiony niż jego sąsiedzi. Hubble bez problemu rozpoznaje Południowego Niebiańskiego Węża, chociaż to zdjęcie uchwyciło tylko jego niewielką część. https://www.pulskosmosu.pl/2024/04/ic-4633-galaktyka-okiem-hubble/
  24. Naukowcy zabierają się za badanie natury szybkich błysków radiowych. Jest co badać 2024-04-15. Radek Kosarzycki Szybkie rozbłyski radiowe to najsilniejsze jak dotąd poznane rozbłyski promieniowania radiowego we wszechświecie. Mimo tego po raz pierwszy zostały zauważone dopiero w 2007 roku. Od tego czasu przykuwają uwagę astronomów na całym świecie. Nie zmienia to faktu, że wciąż niewiele wiemy o ich pochodzeniu i mechanizmie powstawania, przez co stanowią jedną z największych zagadek współczesnej astrofizyki. Jedna z niewielu rzeczy, od których można wyjść przy badaniu źródeł szybkich błysków radiowych, jest zasada przyczynowości. Rozmiary obiektu emitującego błysk nie mogą być większe od odległości, jaką światło jest w stanie przebyć w trakcie trwania rozbłysku. Inaczej mówiąc, jeżeli błysk trwa zaledwie 1 milisekundę, to obszar, który go wyemitował, nie może mieć więcej niż 300 kilometrów średnicy. To znacząco zawęża nam pole poszukiwań. Mówimy bowiem o obiektach kompaktowych, takich jak gwiazdy neutronowe oraz czarne dziury. Problem z takimi obiektami polega jednak na tym, że większość z nich szybko wiruje. To z kolei oznacza, że emitowane przez nie potencjalne błyski radiowe powinny się powtarzać okresowo. Niestety nic takiego nie zaobserwowano. Zespół naukowców kierowany przez badaczy z Narodowych Obserwatoriów Astronomicznych Chińskiej Akademii Nauk postanowił w zupełnie nowy scharakteryzować zachowanie szybkich błysków radiowych. Szczegółowa analiza losowości tych zdarzeń pozwoliła umieścić je w kontekście innych obiektów i zdarzeń tego typu, takich jak chociażby błyski pochodzące z pulsarów czy też rozbłyski słoneczne. Zarówno losowość, jak i chaos powodują nieprzewidywalność, jednak każde z nich na swój sposób. Nieprzewidywalność losowej sekwencji pozostaje niezmienna w czasie – według przewijania obrazków wynik każdego rzutu nie ma związku z poprzednim. W układach chaotycznych nieprzewidywalność rośnie wykładniczo w czasie. Na przykład każdy może przewidzieć pogodę na nadchodzące sekundy, patrząc w górę i dookoła, ale dokładne przewidywanie pogody w dłuższej perspektywie nadal stanowi dla ludzkości ogromne wyzwanie (szczególnie w erze chaosu wprowadzonego przez zmiany klimatyczne). W ramach swoich prac naukowcy ustalili, że szybkie błyski radiowe wędrują po przestrzeni fazowej energia-czas, charakteryzując się niższym poziomem chaosu, ale wyższym stopniem losowości niż w przypadku trzęsień ziemi i rozbłysków słonecznych. Wyraźna losowość emisji FRB sugeruje kombinację wielu mechanizmów lub lokalizacji emisji. Oznacza to zupełnie nowe spojrzenie na metody określania ilościowego szybkich błysków radiowych. Być może właśnie w tej sposób uda się rozwiązać zagadkę ich pochodzenia. Głupio wszak nie wiedzieć, co odpowiada za tak spektakularne emisje promieniowania radiowego. Źródło: 1 https://www.pulskosmosu.pl/2024/04/natura-szybkich-blyskow-radiowych-frb/
  25. Gwiazdy w centrum galaktyki udają młode. W rzeczywistości to prawdziwe gwiezdne zombie 2024-04-15. Radek Kosarzycki Kiedy przyjrzymy się uważnie gwiazdom znajdującym się w samym centrum naszej galaktyki, odkryjemy, że wiele z nich jest zaskakująco młodych, a na dodatek brakuje wśród nich czerwonych olbrzymów. Naukowcy postanowili sprawdzić, z czego wynika taka aberracja. Wyniki ich badań są zaskakujące. Bezpośrednie otoczenie supermasywnej czarnej dziury to środowisko niezwykle gęste. Mamy tam zarówno mnóstwo obłoków gazowo-pyłowych, ale także mnóstwo gwiazd, które z ogromnymi prędkościami przemykają po swoich wydłużonych orbitach w pobliżu supermasywnej czarnej dziury. W tak tłocznym środowisku jednak gwiazdy bezustannie ze sobą oddziałują. Nawet jeżeli się ze sobą nie zderzają, to oddziałują na siebie grawitacyjnie. Gdy w takim środowisku dochodzi do zderzenia i połączenia dwóch gwiazd, powstały w takim zderzeniu obiekt zyskuje nowe zapasy wodoru, które teoretycznie go odmładzają, oddalając w czasie moment, w którym zapasy wodoru się wyczerpią i gwiazda będzie musiała przejść w stadium czerwonego olbrzyma. Jak wskazują badacze, jeżeli wokół supermasywnej czarnej dziury krąży mnóstwo gwiazd, to bezustannie się one o siebie obijają niczym ludzie na stacji metra w Nowym Jorku w godzinach szczytu. To w sumie dobre porównanie, bo nawet jeżeli nie dochodzi do zderzenia, to bezustannie w takim miejscu obijamy się o ludzi przechodzących w naszym bezpośrednim otoczeniu. W celu zbadania interakcji zachodzących między gwiazdami naukowcy stworzyli model centrum galaktyki zawierający wszystko to, co się tam znajduje, a następnie wprawili gwiazdy w ruch i zaczęli obserwować ich wzajemne interakcje Okazało się, że interakcje zależą w dużym stopniu od odległości od czarnej dziury. W odległości mniejszej niż 1/30 roku świetlnego gwiazdy mkną tak szybko, że nie zwracają przesadnej uwagi na gwiazdy w ich otoczeniu. Nawet jeżeli dwie gwiazdy przelecą obok siebie, w dużej mierze pozostają nienaruszone i na swojej orbicie. W najgorszym stopniu stracą część materii tworzącej ich zewnętrzne warstwy. Sytuacja zmienia się jednak w większych odległościach od czarnej dziury. Tam już gwiazdy poruszają się znacznie wolniej, moment pędu jest także znacznie mniejszy, a tym samym gwiazda przelatująca w pobliżu innej gwiazdy może nie mieć już na tyle impetu, aby niewzruszenie kontynuować lot po wcześniejszej trajektorii. W takiej sytuacji oddziaływania gwiazd mogą prowadzić do powstania układów podwójnych, które z czasem prowadzą do zderzenia obu składników i połączenia w jedną masywniejszą gwiazdę. Tutaj właśnie mamy do czynienia z procesem odmładzania gwiazdy, która w wyniku takiego zderzenia otrzymuje nowe zapasy wodoru. We wszechświecie nie ma jednak nic za darmo. Owszem, gwiazda otrzymuje więcej wodoru, który sprawia, że wygląda ona młodziej, ale jednocześnie zwiększa się jej masa, a jak powszechnie wiadomo: im wyższa masa, tym krótszy czas życia gwiazdy. Powyższy proces może tłumaczyć właśnie brak starych czerwonych olbrzymów w centrum naszej galaktyki. Utrata masy w wyniku kolizji, powstawanie masywnych, krótkotrwałych gwiazd to procesy, które skutecznie zmniejszają liczbę czerwonych olbrzymów w tej populacji. Wyniki obserwacji zostały opublikowane na serwerze preprintów naukowych arXiv. Źródło: 1, 2 https://www.pulskosmosu.pl/2024/04/gwiazdy-w-centrum-galaktyki/
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)