Skocz do zawartości

Paweł Baran

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    32 403
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    64

Zawartość dodana przez Paweł Baran

  1. Wyrzuty strumieni magnetycznych mogą nam powiedzieć o formowaniu się gwiazd 2024-04-17. Zespół naukowców odkrył, że dysk wokół młodej gwiazdy wyrzuca pióropusze energii i materii, co uwalnia strumień magnetyczny w dysku i może być kluczowe dla formowania się gwiazd. Naukowcy z Uniwersytetu Kyushu odkryli, że dysk wokół młodej gwiazdy wyrzuca pióropusze materii i energii. Te „kichnięcia” uwalniają strumień magnetyczny w dysku i mogą być kluczowe dla formowania się gwiazd. Wyniki badań zostały opublikowane w czasopiśmie The Astrophysical Journal. Gwiazdy, w tym nasze Słońce, rozwijają się z tak zwanych gwiezdnych żłobków, dużych koncentracji gazu i pyłu, które ostatecznie kondensują się, tworząc gwiezdne jądro, małą gwiazdę. Podczas tego procesu gaz i pył tworzą wokół gwiazdy pierścień zwany dyskiem protogwiazdowym. Struktury te są stale penetrowane przez pola magnetyczne, co niesie ze sobą strumień magnetyczny. Gdyby jednak cały ten strumień magnetyczny został zatrzymany w trakcie rozwoju gwiazdy, wygenerowałby pole magnetyczne o wiele rzędów wielkości silniejsze niż te obserwowane w jakiejkolwiek znanej protogwieździe – powiedział Kazuki Tokuda z Wydziału Nauk Uniwersytetu Kyushu i pierwszy autor badania. Naukowcy uważają, że podczas formowania się gwiazdy musi istnieć mechanizm, który usuwa strumień magnetyczny. Wcześniej sądzono, że pole magnetyczne stopniowo słabnie w miarę wciągania materii do jądra gwiazdy. Aby dotrzeć do sedna tego tajemniczego zjawiska, zespół skupił się na MC 27, gwiezdnym żłobku znajdującym się około 450 lat świetlnych od Ziemi. Obserwacje zostały zebrane za pomocą macierzy ALMA w Chile. Analizując nasze dane, odkryliśmy coś zupełnie nieoczekiwanego. Były to struktury przypominające kolce, rozciągające się na kilka jednostek astronomicznych od dysku protogwiazdowego. Gdy wniknęliśmy głębiej, odkryliśmy, że były to kolce wyrzuconego strumienia magnetycznego, pyłu i gazu – powiedział Tokuda. Jest to zjawisko zwane „niestabilnością wymiany”, w którym niestabilności w polu magnetycznym reagują z różnymi gęstościami gazów w dysku protogwiazdowym, powodując wyrzucenie strumienia magnetycznego na zewnątrz. Nazwaliśmy to „kichnięciem” młodej gwiazdy, ponieważ przypominało nam to wyrzucanie pyłu i powietrza przy dużych prędkościach. Dodatkowo zaobserwowano inne kolce w odległości kilku tysięcy jednostek astronomicznych od tego dysku protogwiazdowego. Zespół postawił hipotezę, że były to oznaki innych „kichnięć” w przeszłości. Zespół oczekuje, że ich odkrycia poprawią nasze zrozumienie skomplikowanych procesów kształtujących Wszechświat, które nadal przyciągają zainteresowanie zarówno społeczności astronomicznej, jak i opinii publicznej. Podobne struktury przypominające kolce zaobserwowano w innych młodych gwiazdach i staje się to coraz częstszym odkryciem astronomicznym – podsumował Tokuda. Badając warunki, które prowadzą do tych „kichnięć”, mamy nadzieję poszerzyć naszą wiedzę na temat tego, jak powstają gwiazdy i planety. Opracowanie: Agnieszka Nowak Więcej informacji: • Twinkle twinkle baby star, 'sneezes' tell us how you are • Discovery of Asymmetric Spike-like Structures of the 10 au Disk around the Very Low-luminosity Protostar Embedded in the Taurus Dense Core MC 27/L1521F with ALMA Źródło: Kyushu University Na ilustracji: Ilustracja przedstawiająca „kichnięcie” strumienia magnetycznego młodej gwiazdy. Źródło: ALMA (ESO/NAOJ/NRAO) URANIA https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/wyrzuty-strumieni-magnetycznych-moga-nam-powiedziec-o-formowaniu-sie-gwiazd
  2. Starliner zintegrowany z rakietą. Przed nami pierwszy lot załogowy 2024-04-17. Mateusz Mitkow NASA oraz firma Boeing są coraz bliżej historycznego momentu w kwestii współpracy przy projekcie kapsuły Starliner. Już za kilka tygodni statek zabierze dwójkę amerykańskich astronautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS) w ramach pierwszej misji załogowej. Z najnowszych informacji wynika, że najprawdopodobniej już w najbliższych tygodniach doczekamy się pierwszego lotu załogowego kapsuły CST-100 Starliner. Będzie to misja testowa - Crew Flight Test (CFT) - mająca na celu przetestowanie wszystkich głównych systemów z astronautami na pokładzie. Udział w niej wezmą amerykańscy astronauci Barry„Butch” Wilmore i Suni Williams. W ostatnich dniach przygotowania do misji wkroczyły w decydującą fazę. Boeing oraz NASA poinformowały, że kapsuła została przetransportowana do obiektu, gdzie znajduje się system nośny Atlas V firmy United Launch Alliance (ULA), a następnie pomyślnie zintegrowany z ową rakietą. To właśnie za jej pomocą Starliner z załogą wyruszy w kierunku ISS. Po zakończeniu niezbędnych przeglądów, w tym zweryfikowania komunikacji między systemami, zostaną one przetransportowane na platformę startową LC-41 w Centrum Kosmicznym im. Johna F. Kennedy’ego. Obecny harmonogram przewiduje, że start załogowej misji testowej kapsuły Starliner odbędzie się 6 maja br. CFT miał odbyć się wcześniej, ale projekt napotkał na swojej drodze wiele problemów, głównie technicznych, o czym nieraz informowaliśmy na naszym serwisie. Na stacji kosmicznej astronauci spędzą ok. dziesięć dni, po czym wrócą na Ziemię. Z kolei pierwsza, w pełni operacyjna misja, podczas której załoga zostanie przetransportowana do ISS na sześciomiesięczny pobyt odbędzie się w 2025 r. Do tej pory odbyły się dwie misje testowe kapsuły Boeinga kolejno w 2019 i 2022 r., ale żadna z nich nie była w formie załogowej. Pierwsza z nich nie została zaliczona do udanych, gdyż mimo udanego wyniesienia kapsuły na orbitę nie zdołała ona jednak dotrzeć do ISS na skutek komplikacji przy wykonywaniu manewru podwyższania orbity. Kapsuła zdołała jednak bezpiecznie wylądować z powrotem na Ziemi. W przypadku drugiej próby poszło już znacznie lepiej, gdyż pojazd zacumował do jednego z modułów ISS i mimo małych opóźnień proces zakończył się powodzeniem. Firma Boeing opracowuje Statek kosmiczny CST-100 Starliner w ramach kontraktu z NASA. Pojazd przeszedł przez burzliwy proces rozwoju i testów, ale mimo to, po ostatecznej certyfikacji będzie drugim amerykańskim pojazdem do transportu załóg na ISS, obok pojazdu Crew Dragon od SpaceX. Prace nad powstawaniem statku CST-100 Starliner trwają co najmniej od 2010 r. Autor. Boeing/X Autor. Boeing SPACE24 https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/statki-kosmiczne/starliner-zintegrowany-z-rakieta-przed-nami-pierwszy-lot-zalogowy
  3. Prezes Thorium Space: to kluczowy moment dla naszej firmy [WIDEO] 2024-04-17. Mateusz Mitkow „Polski satelita telekomunikacyjny to korowy projekt naszej firmy, na który czekaliśmy od początku działalności. Jesteśmy na etapie finalizacji uzgodnień technicznych i dokumentacji z Europejską Agencją Kosmiczną […] Chcemy wyrobić się z tym projektem w przeciągu najbliższych czterech, pięciu lat. Przed nami ciężka praca, pojawili się nowi klienci, dlatego jest to bardzo intensywny czas dla Thorium […] ” - mówił wywiadzie dla Space24.pl Paweł Rymaszewski, prezes polskiej spółki kosmicznej Thorium Space. Polska firma Thorium Space pracuje nad stworzeniem satelity telekomunikacyjnego w ramach umowy z Europejską Agencją Kosmiczną (ESA). Jest to obecnie najważniejszy z projektów spółki, natomiast nie jedyny. Zaangażowanie firmy Thorium Space możemy dostrzec także w innych działaniach, które zyskują zainteresowanie klientów z całego świata. O postępach w głównym projekcie polskiej spółki Thorium Space, planach dalszego rozwoju oraz łączności, jako kluczowej zdolności dla bezpieczeństwa kraju opowiedział dla Space24.pl Paweł Rymaszewski, CEO Thorium Space. MATERIAŁ SPONSOROWANY Autor. Defence24.pl SPACE24 https://space24.pl/przemysl/sektor-krajowy/prezes-thorium-space-to-kluczowy-moment-dla-naszej-firmy-wideo
  4. Naukowcy mają już dosyć. „Przestańcie bredzić o UFO” 2024-04-17. Radek Kosarzycki UFO, czyli niezidentyfikowane obiekty latające stanowią istotny element popkultury już niemal od stu lat. Nie ma roku, aby przez media nie przewinął się temat statków kosmicznych, którymi przedstawiciele obcych cywilizacji mieliby przemierzać całe lata świetlne, aby po dotarciu na Ziemię bezustannie chować się przed nami i tylko od czasu — zapewne przez nieostrożność — dać się fotografować przypadkowym osobom. W XXI wieku wiemy, jak ogromną przeszkodę w podróżach międzygwiezdnych stanowią odległości między poszczególnymi gwiazdami. Najbliższa nam gwiazda Proxima Centauri znajduje się nieco ponad cztery lata świetlne od Ziemi. Oznacza to, że nawet światło, które porusza się z prędkością nieosiągalną dla żadnego obiektu posiadającego masę, potrzebuje ponad czterech lat, aby do nas dotrzeć. Najszybsze sondy kosmiczne (bezzałogowe) kiedykolwiek wysłane z powierzchni Ziemi w przestrzeń kosmiczną do tejże najbliższej nam gwiazdy leciałyby kilkadziesiąt tysięcy lat. Oczywiście, można założyć, że rozwój technologii i nowatorskie napędy w przyszłości skrócą ten czas w przyszłości, ale jednak raczej nie skrócą go w jakiś sposób znaczący. Warto przy tym pamiętać, że wciąż mówimy o najbliższej nam gwieździe. Średnica naszej galaktyki to jednak 100 000 lat świetlnych, więc nawet jeżeli gdzieś istnieje cywilizacja bardziej zaawansowana od naszej, której udało się wyjrzeć poza swój układ planetarny i dotrzeć do sąsiednich gwiazd, to musielibyśmy mieć dużo szczęścia, aby ta cywilizacja nie tylko istniała w naszej galaktyce, ale na dodatek w naszej części galaktyki, skąd można by było dolecieć do nas. Tymczasem pojawiające się informacje o zaobserwowaniu i sfotografowaniu tajemniczych statków kosmicznych pojawiają się w mediach tak często, że już nawet media o tym nie piszą, bo nikogo to nie interesuje. Temat UFO został wywołany w rozmowie z Billem Diamondem, prezesem i dyrektorem Instytutu SETI w Mountain View w Kalifornii. SETI to skrót od Search for Extraterrestrial Intelligence, czyli programu poszukiwań kontaktu z pozaziemskimi cywilizacjami. Mamy tutaj zatem do czynienia z ludźmi, którzy na co dzień zajmują się tematyką poszukiwania zaawansowanych cywilizacji w odległej przestrzeni kosmicznej. Diamond przekonuje, że powinniśmy nieco ochłonąć i spojrzeć trzeźwo na obecny stan rzeczy. Według naukowca nie ma aktualnie żadnych dowodów, ani nawet wiarygodnych informacji, które wskazywałyby na obecność jakichkolwiek „obcych technologii” na ziemskim niebie. Co więcej, nigdy takich dowodów czy informacji nie było. Równie krytycznie Diamond odnosi się do teorii spiskowych, według których amerykański rząd w jakichś tajnych ośrodkach przetrzymuje rozbite statki kosmiczne, czy jakiekolwiek komponenty zaawansowanych obcych technologii. Badacz przekonuje, że takie działanie nie miałoby żadnego sensownego uzasadnienia. Można zatem powiedzieć, że takie słowa wypowiedziane przez osobę na co dzień poszukującą obcych cywilizacji są dużym kubłem zimnej wody wylanej na gorące głowy miłośników teorii spiskowych. Warto tutaj zrobić pewne zastrzeżenie. Diamond dopuszcza możliwość, że w przyszłości uda nam się odkryć dowody na obecność obcej technologii na naszym niebie. Dopóki jednak nie zostaną przedstawione twarde dowody, nie ma sensu się tymi tematami zajmować. Badacz wskazuje także w rozmowie z portalem Space, że cywilizacja, która posiada technologię pozwalającą jej na podróże międzygwiezdne, wyprzedzałaby nas pod kątem technologii na tyle, że jej technologia dla nas byłaby nie do pojęcia. Przepaść między nami byłaby porównywalna do tej, która dzieli współczesnego człowieka od neandertalczyka. Jeżeli zatem widzimy coś nietypowego na niebie, to prawdopodobieństwo tego, że obiekt ten został stworzony na Ziemi, jest nieporównywalnie większe od tego, że mamy do czynienia ze statkiem obcych. Nie zmienia to jednak faktu, że Diamond jest przekonany, że życie we wszechświecie, poza Ziemią istnieje. Problem w tym, że aby dotarło ono na Ziemię, to musi istnieć w tym samym punkcie historii wszechświata co my oraz stosunkowo blisko nas, aby móc tu dotrzeć, a to już znaczące ograniczenia. Możemy zatem odetchnąć, żaden statek z przedstawicielami obcych cywilizacji raczej nas nie porwie podczas wieczornego spaceru pod rozgwieżdżonym niebem (podobno wtedy, podczas spoglądania w otchłań kosmiczną takie myśli pojawiają się najczęściej). Z drugiej strony, spoglądając już w to rozgwieżdżone niebo, warto mieć gdzieś z tyłu głowy informację o tym, że wokół niemal każdej widocznej na niebie gwiazdy krąży jedna lub kilka planet. Więcej, całkiem duża część z tych gwiazd ma także planety skaliste, na których w odpowiednich warunkach mogłoby rozwinąć się życie. Możliwe zatem, że patrząc na ładne gwiazdki, nieświadomie spoglądamy w kierunku jakiejś gwiazdy, wokół której krąży planeta, na której istnieje jakaś forma życia. https://www.chip.pl/2024/04/nie-ma-zadnego-ufo
  5. Sławosz Uznański uczestniczy w locie parabolicznym 2024-04-17. Krzysztof Kanawka Część treningu astronautycznego Sławosza (i nie tylko!). Szesnastego kwietnia ESA wykonała lot paraboliczny z udziałem europejskich astronautów oraz kandydatów na astronautów. Od 1 września 2023 Sławosz Uznański trenuje w ośrodku o nazwie European Astronaut Corps na zasadzie “project astronaut”. W tym ośrodku trenują zawodowi europejscy astronauci przed misjami. Określenie “project astronaut” pojawia się dopiero teraz i prawdopodobnie ma związek z astronautami-rezerwistami, których lot będzie efektem dodatkowych umów pomiędzy poszczególnymi państwami, ESA a Axiom Space. Podobny status ma prawdopodobnie Szwed Marcus Wandt. Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) opublikowała 16 kwietnia 2024 informacje o wykonaniu lotu parabolicznego z udziałem astronautów oraz kandydatów na astronautów. Wśród uczestników tego lotu znalazł się także Sławosz Uznański. W locie wziął udział m.in. doświadczony francuski astronauta Thomas Pesquet oraz równie doświadczony niemiecki astronauta Matthias Maurer. Ponadto, uczestniczyli także Brytyjczycy, którzy prawdopodobnie wykonają misję Axiom-5. W locie uczestniczyła także Japonka. Loty paraboliczne pozwalają na krótki “skok” w mikrograwitację (“nieważkosć”). Europejskie loty są wykonywane na pokładzie zmodyfikowanego samolotu Airbus A310. Typowe momenty mikrograwitacji trwają do 20 sekund, a łączny czas “nieważkosci” to około 10 minut na jeden lot. Taki czas wystarcza na przeprowadzenie niektórych eksperymentów, które wymagają warunków mikrograwitacji, a także przygotowanie kandydata na astronautę do nadchodzącej misji. Aktualne (nieoficjalne) rozpiski lotów sugerują, że start misji AX-4 powinien nastąpić najwcześniej w listopadzie 2024. Ta data może ulec zmianie, m.in. z uwagi na czas realizacji innych misji załogowych oraz logistycznych na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS). (ESA) https://kosmonauta.net/2024/04/slawosz-uznanski-uczestniczy-w-locie-parabolicznym/
  6. Kolejne badania Stonehenge. Sprawdzają powiązania z Księżycem 2024-04-16. Daniel Górecki Naukowcy ponownie biorą Stonehenge na celownik, bo zbliża się idealna okazja, żeby sprawdzić jego związki z naszym naturalnym satelitą. A konkretniej "przesileniem księżycowym", które zdarza się raz na 18,6 roku. English Heritage i eksperci z innych organizacji badają związek między Stonehenge a "przesileniem księżycowym" (ang. lunar standstill - zjawisko nie ma polskiej nazwy, ale najbliższe wydaje się właśnie "przesilenie księżycowe", bo rządzą nim takie same reguły jak solstycjum), które zdarza się raz na kilkanaście lat. Termin ten odnosi się do sytuacji, gdy nasz naturalny satelita osiąga swój najdalej na północ lub najdalej na południe punkt w ciągu miesiąca. Deklinacja w czasie przesilenia zmienia się w cyklu trwającym 18,6 roku między 18,134° (północ lub południe) a 28,725° (północ lub południe) w wyniku precesji Księżyca, te skrajności nazywane są mniejszymi i większymi przesileniami księżycowymi. Większe przesilenie ma miejsce, gdy deklinacja Księżyca osiąga maksymalną miesięczną granicę, około 28,72° na północ lub południe, podczas gdy mniejsze ma miejsce, gdy deklinacja osiąga minimalną miesięczną granicę, około 18,13° na północ lub południe. Ostatnie mniejsze przesilenie miało miejsce w październiku 2015 r., a następne będzie w 2034 r., ostatnie większe przesilenie księżycowe miało z kolei miejsce w 2006 r., a następne będzie w 2025 r. Starożytni znali się na Księżycu? Teoria jest taka, że te ruchy Księżyca mogły zostać zauważone już we wczesnej fazie Stonehenge i mieć wpływ na późniejszy projekt. Dr Fabio Silva z Uniwersytetu w Bournemouth twierdzi, że mniej więcej w czasie budowy Stonehenge ludzie mogli się tu gromadzić, aby podziwiać Księżyc. Jego zdaniem mogło chodzić o "wydarzenie pokoleniowe", dla którego ludzie mogli przyjeżdżać na miejsce. Nigdy nie będziemy w stanie tego udowodnić, ale im lepiej zrozumiemy te pomniki i Księżyc, tym silniejszy będzie argument twierdzi. Ze względu na stosunkowo rzadkie występowanie przesileń księżycowych, naukowcy chętnie skorzystają więc z okazji, aby zbadać swoje ustalenia. Wykładowcy i studenci z Uniwersytetu w Bournemouth udokumentują ruchy Księżyca i jego związek ze Stonehenge, bo ich zdaniem mają w ten sposób szansę "dodać znacznie bardziej zróżnicowane niuanse do odpowiedzi, które już mamy". Związek ze Słońcem i Księżycem Stonehenge jest powszechnie znane ze swojego związku z ruchami Słońca, zwłaszcza podczas przesilenia letniego, kiedy tysiące ludzi gromadzą się pod pomnikiem we wczesnych godzinach porannych, aby być świadkami wschodu słońca. Jednak jak wyjaśnia prof. Clive Ruggles, archeoastronom z Uniwersytetu w Leicester, architektoniczne powiązanie Stonehenge z Księżycem jest mniej poznane. Cztery kamienie pokrywają się z skrajnymi pozycjami Księżyca, a badacze od lat debatują, czy było to zamierzone, a jeśli tak, to w jaki sposób to osiągnięto i jaki mógł być tego cel wyjaśnia. Czy nowe badanie przyniesie odpowiedź? Czas pokaże, a English Heritage zaprasza przy okazji publiczność do wzięcia udziału w szeregu wydarzeń, w tym pogadankach, planetarium, obserwacji gwiazd i nowej ekspozycji w przestrzeni wystawienniczej związanych z wydarzeniem, a będzie także transmitować na żywo najbardziej wysunięty na południe wschód księżyca w Stonehenge. Co skłoniło dawnych ludzi do wzniesienia Stonehenge i innych niezwykłych konstrukcji? /123RF/PICSEL https://geekweek.interia.pl/nauka/news-kolejne-badania-stonehenge-sprawdzaja-powiazania-z-ksiezycem,nId,7454685
  7. Znaleziono najbardziej masywną gwiezdną czarną dziurę w naszej galaktyce 2024-04-16. Szymon Ryszkowski 145 odsłon Astronomowie zidentyfikowali najbardziej masywną gwiezdną czarną dziurę odkrytą do tej pory w Drogi Mlecznej. Czarna dziura została dostrzeżona, ponieważ narzuca dziwny ruch gwieździe krążącej wokół niej. Dane z Very Large Telescope Europejskiego Obserwatorium Południowego i innych naziemnych obserwatoriów zostały wykorzystane do weryfikacji masy czarnej dziury, która wynosi 33 razy więcej niż masa Słońca. Gwiezdne czarne dziury powstają w wyniku zapadania się masywnych gwiazd, a te wcześniej zidentyfikowane w Drodze Mlecznej są średnio około 10 razy masywniejsze od Słońca. Nawet kolejna najbardziej masywna gwiezdna czarna dziura znana w naszej galaktyce, Cygnus X-1, osiąga jedynie 21 mas Słońca. Co ciekawe, ta czarna dziura znajduje się niezwykle blisko nas – w odległości zaledwie 2000 lat świetlnych w gwiazdozbiorze Orła, jest drugą najbliżej Ziemi znaną czarną dziurą. Nazwana została Gaia BH3 lub w skrócie BH3 i została znaleziona, gdy zespół przeglądał obserwacje Gaia w ramach przygotowań do nadchodzącej publikacji danych. Aby potwierdzić swoje odkrycie, współpraca Gaia wykorzystała dane z naziemnych obserwatoriów, w tym z instrumentu Ultraviolet and Visual Echelle Spectrograph (UVES) na ESO VLT, znajdującego się na pustyni Atacama w Chile. Obserwacje te ujawniły kluczowe właściwości gwiazdy towarzyszącej, co w połączeniu z danymi z programu Gaia pozwoliło astronomom precyzyjnie zmierzyć masę BH3. Astronomowie znaleźli podobnie masywne czarne dziury poza naszą galaktyką (przy użyciu innej metody detekcji) i wysnuli teorię, że mogą one powstawać w wyniku zapadania się gwiazd zawierających w swoim składzie bardzo niewiele pierwiastków cięższych niż wodór i hel. Uważa się, że te tak zwane gwiazdy ubogie w metale tracą mniej masy w ciągu swojego życia, a zatem po ich śmierci pozostaje więcej materiału do wytworzenia czarnych dziur o dużej masie. Do tej pory brakowało jednak dowodów bezpośrednio łączących gwiazdy ubogie w metale z czarnymi dziurami o dużej masie. Gwiazdy w parach mają zwykle podobny skład, co oznacza, że towarzysz BH3 zawiera ważne wskazówki na temat gwiazdy, która zapadła się, tworząc tę wyjątkową czarną dziurę. Dane UVES wykazały, że towarzysz był gwiazdą bardzo ubogą w metale, co wskazuje, że gwiazda, która zapadła się, tworząc BH3, również była w nie uboga – tak jak przewidywano. Badanie prowadzone przez Pasquale Panuzzo zostało dziś opublikowane w Astronomy & Astrophysics. Źródła: • Nota prasowa eso2408 16 kwietnia 2024 Zdjęcie w tle: ESO/M. Kornmesser Grafika porównuje obok siebie trzy gwiezdne czarne dziury w naszej galaktyce: Gaia BH1, Cygnus X-1 i Gaia BH3, których masy są odpowiednio 10, 21 i 33 razy większe od masy Słońca. Promienie czarnych dziur są wprost proporcjonalne do ich mas, ale należy pamiętać, że same czarne dziury nie zostały bezpośrednio zobrazowane. Źródło: ESO/M. Kornmesser https://astronet.pl/wszechswiat/znaleziono-najbardziej-masywna-gwiezdna-czarna-dziure-w-naszej-galaktyce/
  8. Odkrycie rozproszonego radioźródła w gromadzie w Hydrze 2024-04-16. Wysokoczułe obserwacje radiowe ujawniły obłok zjonizowanej plazmy w gromadzie galaktyk w Hydrze. Nietypowe położenie i kształt tej plazmy nie pasują do żadnych znanych modeli. Obiekt nazwano Latającym Lisem ze względu na jego sylwetkę. Pozostanie on zagadką, dopóki dalsze badania nie dostarczą więcej informacji. Zespół kierowany przez Kohei Kurahara z National Astronomical Observatory of Japan przeanalizował obserwacje z radioteleskopu Giant Metrewave Radio Telescope (GMRT) dotyczące gromady w Hydrze, znajdujące się ponad 100 milionów lat świetlnych od nas w kierunku konstelacji Hydra. Dzięki zastosowaniu najnowszych technik analizy do archiwum GMRT, zespół był w stanie odkryć obłok namagnesowanej plazmy w kształcie latającego lisa, o którym nigdy wcześniej nie mówiono. Zdjęcia radiowe/optyczne/podczerwone/rentgenowskie nie ujawniły galaktyki macierzystej w centrum Latającego Lisa. W połączeniu z jego wydłużonym kształtem, pozostawiło to astronomów w kropce, ponieważ Latający Lis nie pasuje do żadnej znanej klasy obiektów. Oczekuje się, że nowe obserwatoria, takie jak powstający Square Kilometre Array, pozwolą zbadać Latającego Lisa i dostarczą nowych informacji o naturze i historii tego niezwykłego obiektu. Wyniki badań zostały opublikowane w Publications of the Astronomical Society of Japan. Opracowanie: Agnieszka Nowak Więcej informacji: • Inexplicable Flying Fox found in Hydra Galaxy Cluster • Discovery of diffuse radio source in Abell 1060 Źródło: NAOJ Na ilustracji: Obraz radiowy GMRT centralnego obszaru Gromady w Hydrze. Odkryta tym razem „głowa” Latającego Lisa wskazuje na południowy zachód (prawy dolny róg). Źródło: Kohei Kurahara URANIA https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/odkrycie-rozproszonego-radiozrodla-w-gromadzie-w-hydrze
  9. Kłopoty z transportem próbek z Marsa. NASA szuka rozwiązania 2024-04-16. Amerykańska agencja kosmiczna NASA poszukuje prostszego i tańszego sposobu, by sprowadzić na Ziemię próbki z Czerwonej Planety w ramach programu Mars Sample Return. Pierwotny plan uznano za zbyt kosztowny i czasochłonny. W międzynarodowym wyścigu o pobranie próbek badawczych z Marsa liderem są Stany Zjednoczone, realizujące program Mars Sample Return. Ostatnie miesiące uwidoczniły jednak duże problemy finansowe, które wymuszają opracowanie prostszego i tańszego sposobu. Założenia programu Mars Sample Return Łazik Perseverance przemierza obecnie pozostałości delty rzeki, która niegdyś wpadała do krateru Jezero. Dane znajdujące się przy Perseverance mają zostać zabrane przez specjalnie opracowany lądownik, który wyląduje w pobliżu lokalizacji sondy. Lądownik będzie wyposażonym w rakietę Mars Ascent Vehicle (MAV), oraz dwa drony, w dużym stopniu przypominające legendarny wiropłat Ingenuity, które zastąpiłyby łazika, gdyby ten nie był w stanie dostarczyć materiałów badawczych. Po przekazaniu przez Perseverance próbek do lądownika, mała rakieta MAV wystartuje w kierunku orbity Marsa, aby spotkać się z Earth Return Orbiter dostarczonym przez Europejską Agencję Kosmiczną (ESA). Statek kosmiczny następnie zabrałby próbki w dalszą drogę na naszą planetę. Według pierwotnych założeń próbki miały trafić na Ziemię około 2033 r. Zmiana planów? Niezależny audyt zlecony przez NASA wykazał tymczasem we wrześniu, że przy zastosowaniu najnowszych rozwiązań plan ten byłby zbyt kosztowny i czasochłonny. Oceniono, że misję od początku hamowały „n_ierealistyczne oczekiwania dotyczące budżetu i harmonogramu_”. Dlatego NASA poszukuje alternatywnych rozwiązań. We wtorek do ośrodków naukowych i laboratoriów NASA oraz firm działających w branży kosmicznej rozesłane zostanie formalna prośba o opinie, jak zmodyfikować program. Propozycje mają spłynąć do NASA jesienią lub na początku zimy – przekazali przedstawiciele agencji. Pierwotny plan przewidywał wysłanie lądownika i orbitera w latach 2027-28 i przywiezienie próbek na Ziemię na początku lat 30. Całkowity koszt miał wynieść od 5 do 7 miliardów USD. Audyt wykazał jednak, że rzeczywisty koszt mógłby osiągnąć nawet 11 mld USD, a próbki nie trafiłyby na Ziemię przed 2040 rokiem. „Konkluzja jest taka, że 11 miliardów dolarów to za drogo, a data powrotu w 2040 roku jest zbyt odległa” – ocenił szef NASA Bill Nelson. Zastępczyni administratora NASA Nicky Fox oświadczyła, że nowy plan ma się opierać na „innowacji i sprawdzonej technologii”, a nie gwałtownym skoku technologicznym. Misja wymagać będzie rzeczy, których nigdy wcześniej nie dokonano, w tym wystrzelenia rakiety z powierzchni innej planety. Nelson wyraził nadzieję, że najtęższe umysły pracujące w NASA oraz współpracujących z nią firmach branży kosmicznej znajdą rozwiązanie. „To ludzie, którzy potrafią rozwiązywać dość skomplikowane problemy” – powiedział. Źródło: PAP / Space24.pl Wizualizacja technologii na Marsie w ramach programu Mars Sample Return. Autor. NASA SPACE24 https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/sondy/klopoty-z-transportem-probek-z-marsa-nasa-szuka-rozwiazania
  10. ICEYE z ważnym kontraktem. Wesprze bezpieczeństwo USA 2024-04-16.. 3 kwietnia br. firma ICEYE zawarła umowę z agencją rządową USA, której celem jest wsparcie w zakresie zarządzania katastrofami naturalnymi. Fińsko-polska firma będzie dostarczać dane radarowe wszystkich istotnych zdarzeń powodziowych. Wraz z początkiem kwietnia br. fińsko-polskie przedsiębiorstwo ICEYE, specjalizujące się w radarowej obserwacji Ziemi, podpisało umowę z amerykańską agencją Centers for Disease Control and Prevention (CDC), na podstawie której spółka zobowiązała się do dostarczania danych radarowych i analiz z zakresu skutków powodzi. Porozumienie umożliwia amerykańskiej agencji federalnej dostęp do produktu ICEYE Flood Insights, który został przeznaczony dla sektora publicznego. W komunikacie firmy ICEYE czytamy, że dane pozyskiwane z konstelacji satelitów radarowych będą przekazywane do zespołów w ramach programu badań, analiz i usług geoprzestrzennych (GRASP). Łącząc zdjęcia satelitarne z informacjami z innych źródeł naziemnych, fińsko-polska spółka zapewni badaczom dane geoprzestrzenne w czasie zbliżonym do rzeczywistego dotyczące wszystkich znaczących powodzi w USA. Zwiększy to możliwości w zakresie reagowania na katastrofy, a także badania i inicjatywy w zakresie zdrowia publicznego w USA. Powodzie stają się coraz częstsze, dotkliwsze, a ich skutki coraz bardziej kosztowne. Obywatele nie tylko USA, ale również innych krajów, jak np. Polska są coraz bardziej narażeni na skutki tych zdarzeń. Warto zatem posiadać odpowiednie zdolności, aby przewidywać takie zagrożenia, wspierać służby w akcjach ratunkowych oraz zabezpieczać wspólne bezpieczeństwo na przyszłość. Wystarczy przypomnieć sobie gigantyczną powódź na Ukrainie w 2023 r., która wystąpiła po zniszczeniu przez Rosjan tamy w Kachowce. Podczas tej katastrofy naturalnej to również oferowane usługi firmy ICEYE okazały się być kluczowe dla agencji rządowych i innych organizacji wspierających działania pomocowe. Raporty opracowane przez specjalistów spółki zawierały wiele szczegółowych danych powodziowych pokazujących zasięg i głębokość powodzi wzdłuż Dniepru i w całym regionie obwodu chersońskiego. Zaangażowanie w tej kwestii zostało docenione przez Ukrainę oraz międzynarodową społeczność, a także zainteresowało nowych klientów. ICEYE to właściciel i operator największej na świecie konstelacji satelitów wyposażonych w radar z syntetyczną aperturą radarową (SAR). Firma posiada obecnie flotę 34 satelitów radarowych, które zostały wyniesione na orbitę okołoziemską w przeciągu ostatnich 6 lat. Co więcej, na obecny rok zaplanowano wystrzelenie do 15 kolejnych satelitów. Przypomnijmy, że radar z syntetyczną aperturą, w skrócie SAR, służy do tworzenia obrazów obiektów o znacznym stopniu szczegółowości. Należy przy tym również zaznaczyć, że satelity radarowe mogą prowadzić swoje obserwacje w każdych warunkach pogodowych bez względu na cykl dobowy. Źródło: ICEYE/Space24.pl Autor. ICEYE Obwód chersoński podczas powodzi, na podstawie analizy przeprowadzonej przez ICEYE. Autor. ICEYE SPACE24 https://space24.pl/przemysl/sektor-krajowy/iceye-z-waznym-kontraktem-wesprze-bezpieczenstwo-usa
  11. Intuition–1 zrobił pierwsze zdjęcia Ziemi. Polski satelita w akcji 2024-04-16. Dawid Długosz Intuition–1 to polski satelita, który jakiś czas temu został wystrzelony w kosmos rakietą SpaceX. Kilka dni temu udostępniono pierwsze zdjęcia Ziemi, które uchwycono tym statkiem. Opublikowane obrazy naszej planety są bardzo szczegółowe. KP Labs udostępniło zdjęcia prezentujące trzy obszary. KP Labs udostępniło pierwsze zdjęcia Ziemi, które wykonał polski satelita Intuition-1 z systemem obrazowania hiperspektralnego. Przechwycone obrazy są bardzo spektakularne i z pewnością przejdą do historii rodzimej nauki. KP Labs udostępniło trzy zdjęcia Ziemi Polski satelita Intuition-1 przechwycił z orbity trzy zdjęcia, na których uchwycono różne obszary Ziemi. Są to saudyjski rezerwat przyrody Nafud al-ʽUrayq, Las Kalio w Burkina Faso oraz algierski park narodowy Ahaggar. Przechwycone obrazy są bardzo szczegółowe i stało się to możliwe m.in. za sprawą wykorzystania sztucznej inteligencji. Intuition-1 jest jednym z nielicznych satelitów na orbicie, które dysponują systemem obrazowania hiperspektralnego w połączeniu z algorytmami bazujące na uczeniu maszynowym. Dzięki temu daje się uzyskać bardzo precyzyjne obrazy powierzchni Ziemi. Korzystając z jednostki przetwarzania danych Leopard (DPU) i wykorzystując algorytmy uczenia maszynowego, Intuition-1 może autonomicznie wykrywać, klasyfikować i analizować różne zjawiska powierzchniowe, poprawiając dokładność i trafność dostarczanych danych. System ten, zaprojektowany w celu zwiększenia precyzji i trafności zebranych danych, oznacza znaczny postęp w technologii kosmicznej opartej na sztucznej inteligencji. Zdolność Leoparda do niezależnego przesiewania ogromnych ilości danych i identyfikowania kluczowych informacji może zrewolucjonizować zarządzanie zasobami, badania klimatyczne i wysiłki na rzecz zrównoważonego rozwoju. Michał Zachara, wiceprezes zarządu KP Labs Polski satelita Intuition-1 poleciał w kosmos w listopadzie Intuition-1 został wystrzelony w kosmos w listopadzie zeszłego roku. Nastąpiło to w trakcie zbiorowej misji Transporter-9, którą przeprowadziła firma SpaceX. Wykorzystano rakietę wielokrotnego użytku Falcon 9, która wyniosła na orbitę statek należący do KP Labs z Gliwic. Z polski satelitą Intuition-1 w kosmos wysłano także zaawansowany komputer pokładowy Antelope. Korzysta on z narzędzi opartych na sztucznej inteligencji do monitorowania danych telemetrycznych przechwytywanych przez statek. Satelita Intuition-1 jest na razie największym osiągnięciem śląskiego KP Labs. Projekt jest przełomowym dla historii polskiego sektora kosmicznego i ma duże znaczenie dla całej branży obrazowania satelitarnego. Statek będzie w stanie dostarczać bardzo cenne dane dla naukowców z dziedzin monitorowania zasobów naturalnych czy klimatu na Ziemi. Intuition–1 zrobił pierwsze zdjęcia Ziemi. Polski satelita w akcji. /KP LABS /materiały prasowe https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-intuition1-zrobil-pierwsze-zdjecia-ziemi-polski-satelita-w-a,nId,7454635
  12. Elon Musk: tysiące Starshipów co 26 miesięcy będzie leciało na Marsa 2024-04-16. Radek Kosarzycki Od czasu kiedy Elon Musk przedstawił wizję rozwoju swojej firmy oraz związanej z nią próby stworzenia samowystarczalnej kolonii na powierzchni Marsa minęło już kilka dobrych lat. Wraz z rozwojem technologii i pojawieniem się kolejnych wyzwań technologicznych wizja ta musiała jednak ewoluować. Wielu miłośników eksploracji przestrzeni kosmicznej zapewne zastanawiało się w ostatnim czasie nad tym, jak obecnie wizję podboju Marsa widzi Elon Musk. Kilka dni temu, właściciel SpaceX, Tesli czy X przedstawił swoją „aktualną wizję” swoim pracownikom podczas zebrania w siedzibie firmy w Starbase w Teksasie. Jak przyznał Elon, obecnie testowany Starship jest tylko jednym z etapów rozwoju rakiety, która ostatecznie będzie w stanie polecieć w kierunku Czerwonej Planety. Docelowa rakieta będzie jeszcze 30 metrów wyższa od obecnej, a więc będzie miała aż 150 metrów wysokości. Choć do tego czasu jeszcze długa droga, to SpaceX chce licznymi optymalizacjami doprowadzić do sytuacji, w której wyniesienie Starshipa na orbitę będzie kosztowało nie więcej niż 3 miliony dolarów, czyli trzy razy mniej niż dwie dekady temu kosztowało wyniesienie Falcona 1 (po uwzględnieniu inflacji). Zanim jednak do tego dojdzie, firma ma przed sobą jeszcze wiele wyzwań. Jakby nie patrzeć, jedna z wersji Starshipa będzie odpowiedzialna za dostarczenie — po raz pierwszy od ponad pięćdziesięciu lat — astronautów na powierzchnię Księżyca. Pierwotnie misja Artemis 3 miała wylądować na powierzchni Srebrnego Globu w 2024 roku. Teraz jednak, ze względu m.in. na opóźnienia w rozwoju Starshipa oraz skafandrów księżycowych termin ten przesunięto oficjalnie na 2026 rok. Przy czym trzeba zauważyć, że i ten termin wydaje się obecnie mało realistyczny. Jakby nie patrzeć firma najpierw musi opanować loty Starshipem na orbitę, odzyskiwanie pierwszego i drugiego stopnia rakiety (co umożliwi znaczące obniżenie kosztów) oraz przepompowywanie na orbicie paliwa z jednej rakiety do drugiej. Bez tego bowiem żaden Starship do Księżyca (nie mówiąc o Marsie) nie dotrze. Dopiero wtedy firma będzie mogła wziąć się za przygotowanie i testowanie Starshipa-lądownika księżycowego, który będzie przystosowany do lotów między Księżycem a orbitą księżycową. Statek ten nie będzie wyposażony w żadną osłonę termiczną, czy też klapy, które w warunkach braku atmosfery na Księżycu byłyby całkowicie zbędne. A co z kolonią na Marsie? Powiedzieć, że proponowana przez Elona Muska wizja jest futurystyczna, to jak nic nie powiedzieć. W trakcie swojego 45-minutowego przemówienia przekonywał on bowiem, że aby stworzyć samowystarczalną kolonię na Marsie, trzeba wysłać tam naprawdę ogromną liczbę ludzi i ładunków. Realizacja tego planu wymagałaby startu tysięcy Starshipów co 26 miesięcy. Aby umieścić tę liczbę w jakiejś perspektywie, Elon dodał, że jak dotąd wszystkich startów rakiety Falcon było 327. Tutaj mówimy o ponad tysiącu startów co dwa lata. Z drugiej strony Musk przekonuje, że w tym roku SpaceX będzie odpowiadał za wyniesienie na orbitę 90 proc. wszystkich ładunków. Chiny znajdujące się na drugim miejscu będą odpowiedzialne za wyniesienie 6 proc. łącznego tonażu. Co się wydarzy w najbliższym czasie? SpaceX przygotowuje się przede wszystkim do czwartego lotu testowego Starshipa, który zaplanowany jest już na maj br. Tym razem podczas lotu firma spróbuje wylądować pierwszym członem rakiety (Super Heavy) na „wirtualnej wieży startowej” w Zatoce Meksykańskiej. Jeżeli ten manewr się powiedzie, firma spróbuje dokonać tego samego w bazie Starbase w Teksasie już podczas piątego lotu testowego. Odzyskiwanie górnego członu rakiety (Starship) to zadanie na dalsze loty. Zanim do tego dojdzie, Musk planuje co najmniej dwa loty, które zakończą się dla górnego stopnia rakiety wodowaniem. Pierwszy odzyskany Starship powinien wylądować w Starbase dopiero w przyszłym roku. W miedzyczasie, jeszcze do końca 2024 roku firma planuje zbudować sześć kolejnych Starshipów i Super Heavy. To dopiero początek, bowiem w przyszłym roku powinna ruszyć nowa fabryka rakiet, w której Starshipy będą powstawać znacznie szybciej i wydajniej. W najbliższych latach, już po opanowaniu startów i lądowań, SpaceX planuje produkcję Starshipa 2, który będzie w stanie wynosić 100 ton ładunku na orbitę, a z czasem także Starshipa 3 o wysokości 150 metrów, który będzie w stanie wynieść na orbitę za jednym razem ponad 200 ton ładunku. Wszystko to ma prowadzić do punktu, w którym firma będzie w stanie wysyłać nawet 10 Starshipów dziennie w kierunku Marsa w specjalnym oknie transferowym, które powtarza się co 26 miesięcy. Według Elona pierwsza kolonia na Marsie powinna powstać mniej więcej za 20 lat. Jak dodają jednak komentatorzy, dokładnie taki sam termin Elon podawał w 2011 roku. https://www.pulskosmosu.pl/2024/04/elon-musk-starship-kolonizacja-marsa-aktualizacja/
  13. Sonda Europa Clipper sprawdzi, czy w otoczeniu Jowisza istnieje życie. 2024-04-16. Radek Kosarzycki Już w październiku 2024 roku w przestrzeń kosmiczną wystrzelona zostanie sonda kosmiczna, która w okolicach 2030 roku może odkryć dowody na istnienie życia poza Ziemią. Sonda Europa Clipper zajrzy wtedy bowiem pod powierzchnię jednego z najciekawszych księżyców w Układzie Słonecznym. Europa, jeden z czterech największych księżyców Jowisza, na pierwszy rzut oka nie wygląda przesadnie interesująco. Mamy tutaj bowiem jedynie popękaną lodową skorupę. Wszystkie obserwacje wskazują jednak, że pod powierzchnią tego globu znajduje się globalny ocean ciekłej wody zawierający dwa razy więcej wody niż wszystkie oceany na Ziemi. Od wielu lat naukowcy wskazują, że w tym odległym od Słońca rejonie naszego układu planetarnego, wnętrze tego księżyca może stanowić wprost idealne miejsce na powstanie życia. Możliwe nawet, że ów podpowierzchniowy ocean jest bardziej przyjazny życiu niż powierzchnia Marsa, na której szukamy śladów obecnego lub przeszłego życia od kilkudziesięciu już lat. Zadaniem sondy Europa Clipper będzie przede wszystkim zbadanie otoczenia Europy oraz przyjrzenie się jego oceanowi pod kątem ich faktycznej „przyjazności dla życia”. Na pokładzie sondy znajdzie się zatem dziewięć instrumentów naukowych, które będą przyglądały się uważnie każdemu aspektowi tego globu. Jak jednak donoszą badacze, może się okazać, że jeden z instrumentów znajdujących się na pokładzie testowanej obecnie sondy będzie w stanie nie tylko zbadać ocean, ale także dosłownie potwierdzić istnienie życia we wnętrzu Europy. Skąd taki pomysł? Instrument SUDA (Surface Dust Mass Analyser) zainstalowany na pokładzie Clippera będzie miał za zadanie zbierać drobne ziarna lodu i pyłu podczas bliskich przelotów sondy tuż nad powierzchnią księżyca. Podstawowym zadaniem instrumentu jest zbadanie składu chemicznego takich ziaren i przeanalizowanie trajektorii lotu przechwytywanych ziaren, tak aby udało się ustalić, z którego miejsca na powierzchni one pochodzą. Jakby nie patrzeć, część lodu nad powierzchnią Europy może pochodzić z erupcji gejzerów, które mogą wyrzucać w przestrzeń kosmiczną wodę wydostającą się szczelinami w skorupie z wewnętrznego oceanu. Jeżeli faktycznie tak jest, to szczegółowe zbadanie ziaren lodu pozwoli nam szczegółowo poznać skład oceanu znajdującego się we wnętrzu księżyca, a tym samym potwierdzić, czy sprzyja on powstaniu życia takiego, jakie znamy z powierzchni Ziemi. W najnowszym artykule opublikowanym w Science Advances naukowcy wykazali jednak coś jeszcze. W trakcie testów instrumentu okazało się, że jeżeli do testowych ziaren wystrzeliwanych w kierunku instrumentu dodano materię pochodzącą z bakterii, to nawet jeżeli tej materii było około 1 procenta, SUDA był w stanie wykryć obecnosć tej materii. Jeżeli założymy zatem, że życie we wnętrzu Europy jest podobne do życia z powierzchni Ziemi, to SUDA teoretycznie mógłby wykryć i potwierdzić istnienie procesów biologicznych we wnętrzu księżyca Jowisza, co byłoby monumentalnym odkryciem. Czy tak się faktycznie stanie? O tym przekonamy się, gdy sonda doleci do Europy na początku lat trzydziestych i przeleci już kilka razy w pobliżu tego „zakazanego globu” zbierając cenny materiał do analizy. What You Need to Know About Europa https://www.youtube.com/watch?v=GS6feMWzwIY https://www.pulskosmosu.pl/2024/04/sonda-europa-clipper-poszukiwanie-zycia/
  14. Najpotężniejsza znana nauce eksplozja znowu zaskoczyła. Astronomowie w kropce 2024-04-16. Aleksander Kowal W październiku 2022 roku doszło do bardzo istotnych z punktu widzenia astronomii wydarzeń. Naukowcy odebrali wtedy sygnał będący pokłosiem eksplozji, jakiej jeszcze nie widziano. Co więcej, okazało się, że jej źródło znajdowało się około 2,4 miliarda lat świetlnych od Ziemi. Wydarzenie nazwano GRB 221009A, a rozbłysk miał 18 teraelektronowoltów, przez co miał dość istotny wpływ na funkcjonowanie zewnętrznych warstw atmosfery naszej planety. Szybko pojawiły się sugestie co do zjawisk stojących za wydarzeniem, które zyskało przydomek BOAT (Brightest of All Time). W myśl jednego ze scenariuszy uznano, że sprawcą całego zamieszania były narodziny czarnej dziury na skutek gwałtownej śmierci masywnej gwiazdy. Minęły miesiące i lata, a badacze wciąż interesują się tą sprawą. Ich najnowsze ustalenia zostały zaprezentowane w Nature Astronomy. Autorzy przytoczonej publikacji stwierdzili, że… GRB 221009A wcale nie był tak niezwykły, jak się pierwotnie wydawało. Peter Blanchard z Northwestern University podkreśla, że rozbłysk ten nie jest jaśniejszy niż poprzednie supernowe. Jest to o tyle zaskakujące, że można się było spodziewać, iż wysokoenergetyczna eksplozja doprowadzi do powstania bardzo jasnej supernowej. Tak się jednak nie stało. Eksplozja związana z rozbłyskiem GRB 221009A mogła doprowadzić do powstania ciężkich pierwiastków Innymi słowy, odebrany rozbłysk gamma był wyjątkowo jasny, ale już sama supernowa nie wyróżniałaby się z tłumu. Do powstawania rozbłysków gamma mogą przyczyniać się zjawiska takie jak eksplozja gwiazdy w formie supernowej czy też hipernowa będąca pokłosiem fuzji gwiazd neutronowych. Dość powiedzieć, iż w ramach rozbłysku gamma w ciągu dziesięciu sekund może zostać wyemitowane tyle samo energii, ile Słońce wytworzy przez dziesięć miliardów lat. Dlaczego naukowcy interesują się tym tematem? Choćby w związku z poznawaniem tajemnic wszechświata. Jedna z teorii zakłada, iż ciężkie pierwiastki powstają za sprawą zjawisk, którym towarzyszą rozbłyski gamma, dlatego nie powinno dziwić szukanie powiązań GRB 221009A z tym tematem. Gdyby udało się jak najlepiej zrozumieć ten wybuch, to badacze mieliby solidne podstawy do wyjaśnienia jednej z największych kosmicznych zagadek, dotyczącej pochodzenia ciężkich pierwiastków. Próbując tego dokonać, autorzy skorzystali z możliwości Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba. Z jego udziałem spojrzeli na światło w podczerwieni towarzyszące eksplozji oddalonej o 2,4 miliarda lat świetlnych. I to właśnie wtedy pojawiła się niespodzianka: supernowa niespecjalnie wyróżniała się wśród innych. Skąd więc gigantyczna jasność, którą początkowo zaobserwowano? Ta najwyraźniej stanowiła pokłosie ustawienia strumienia rozbłysku gamma bezpośrednio w stronę Ziemi. Nie udało się też wykryć poszlak wskazujących na obecność ciężkich pierwiastków. Mało prawdopodobny wydaje się też udział fuzji gwiazd neutronowych, dlatego astronomowie są w kropce. Skąd wzięły się ciężkie pierwiastki we wszechświecie? https://www.chip.pl/2024/04/armia-usa-rozmieszczenie-systemu-typhoon
  15. Chcą wywołać sztuczne zaćmienie. Słońce zniknie z nieba na 6 godzin. Zapadną ciemności? 2024-04-16. Naukowcy z Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) zrobią coś, czego jeszcze nikt nie dokonał. Wywołają sztuczne zaćmienie Słońca na 6 godzin. Jaka jest przyczyna tej karkołomnej operacji? Zaćmienia Słońca to jedyna okazja do obserwacji korony słonecznej, czyli najbardziej zewnętrznej warstwy atmosfery najbliższej nam gwiazdy. Jest ona niewidoczna dla instrumentów, do czasu, gdy tarczę słoneczną przysłania Księżyc w nowiu. Wówczas oślepiający blask Słońca znika, ujawniając jego obwódkę. Jest ona niezwykle cenna, ponieważ właśnie w niej powstają zjawiska spływające na kosmiczną pogodę, oddziałującą między innymi na sondy kosmiczne, astronautów, a także na samą Ziemię. W koronie słonecznej powstają przecież potężne wyrzuty materii, które w postaci wiatru słonecznego docierają do ziemskich biegunów magnetycznych wywołując w wysokich warstwach atmosfery burze geomagnetyczne i wspaniałe zorze polarne. Aby dokładniej przebadać tę warstwę słonecznej atmosfery naukowcy z Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) chcą wywołać sztuczne zaćmienie Słońca. W tym celu za kilka miesięcy wyślą misję PROBA-3, w której wykorzystane zostaną dwa satelity, poruszające się w precyzyjnej formacji. W sierpniu dojdzie do wyniesienia obu satelitów w przestrzeń kosmiczną, a we wrześniu do ich umieszczenia na orbicie. Satelity stworzą wspólnie 144-metrowy koronograf słoneczny. Coronograph ważący 340 kilogramów będzie mieć zadanie obserwować i fotografować koronę Słońca. Z kolei Occulter o masie 200 kg ma zamontowany dysk, którym będzie przysłaniał Słońce w momencie wykonywania zdjęć. PROBA-3 będzie krążyć po eliptycznej orbicie, osiągając w najdalszym punkcie około 60 tysięcy kilometrów od Ziemi. Naturalne całkowite zaćmienia Słońca trwają najwyżej 7 minut i nie pozwalają w pełni zbadać korony słonecznej. Dlatego też sztuczne zaćmienie pozwoli ją badać nieustannie przez 6 godzin. Jako, że do zaćmienia dojdzie w kosmosie, na Ziemi tego nie zauważymy, a egipskie ciemności nie zapadną. Źródło: TwojaPogoda.pl / ESA. Naturalne zaćmienie Słońca. Fot. Tyler van der Hoeven https://www.twojapogoda.pl/wiadomosc/2024-04-16/chca-wywolac-sztuczne-zacmienie-slonce-zniknie-z-nieba-na-6-godzin-zapadna-ciemnosci/
  16. Naukowcy rozwiązali tajemnicę serca na Plutonie 2024-04-15. Źródło: The University of Arizona Charakterystyczny ślad na powierzchni Plutona przypominający serce najprawdopodobniej powstał w wyniku zderzenia z innym ciałem niebieskim. Doszło do niego, gdy karłowata planeta była jeszcze młoda. Nietypowy sposób kolizji wyjaśnia zarówno kształt, jak i na pozór niemożliwe położenie struktury. Pluton, planeta karłowata na krańcach Układu Słonecznego, kryje w sobie wiele tajemnic. Jedna z najciekawszych związana jest z obecnym na jego powierzchni charakterystycznym wzorem w kształcie serca. Naukowcy z Uniwersytetu Berneńskiego i Uniwersytetu w Arizonie postanowili przyjrzeć się tej strukturze, naukowo nazywanej Tombaugh Regio, oraz sposobowi, w jaki mogła powstać. Powolne zderzenie Autorzy artykułu, który ukazał się na łamach "Nature Astronomy", zauważyli, że kształt zachodniej części serca, zwanej także Sputnik Planitia, przypomina nietypowy krater uderzeniowy. Obszar ten jest bowiem lekko obniżony w stosunku do reszty powierzchni Plutona. Badacze przeprowadzili modelowanie zderzeń pomiędzy Plutonem a hipotetycznym impaktorem, aż udało im się uzyskać krater o paramentach odpowiadających temu obiektowi. Z symulacji wynikało, że Pluton mógł zderzyć się z ciałem niebieskim o średnicy ponad 640 kilometrów. Do uderzenia doszło pod płytkim kątem i ze stosunkowo niewielką prędkością, co tłumaczyłoby nietypowo wydłużony kształt Sputnik Planitia. Jak wyjaśnili naukowcy, tak gigantyczne uderzenie prawdopodobnie pojawiło się bardzo wcześnie w dziejach planety karłowatej. - Jądro Plutona jest tak zimne, że jego skały nie stopiły się pomimo ciepła uwolnionego podczas kolizji, a rdzeń impaktora nie zagłębił się w jądro planety, ale pozostał na nim jako plama - tłumaczył Harry Ballantyne z Uniwersytetu Berneńskiego, główny autor badania. Niepotrzebny ocean Badanie rzuca również nowe światło na wewnętrzną strukturę Plutona. Zgodnie z prawami fizyki gigantyczna depresja, taka jak Sputnik Planitia, powinna z czasem przemieszczać się w kierunku bieguna planety karłowatej, a nie pozostawać blisko równika - wynika to z jej cienkiej budowy, a co za tym idzie niskiej masy, w porównaniu z otoczeniem. Naukowcy próbowali wytłumaczyć tę nieprawidłowość obecnością podpowierzchniowego oceanu ciekłej wody, który wypychałby "serce" do góry, uniemożliwiając jego przemieszczanie. Nowe badanie oferuje alternatywne wyjaśnienie - dodatkowa masa, blokująca migrację, może pochodzić właśnie z rozpłaszczonego na jądrze Plutona impaktora. - Poznaliśmy zupełnie nowe możliwości ewolucji Plutona, które mogą mieć zastosowanie również do innych obiektów Pasa Kuipera - powiedziała Adeene Denton z Uniwersytetu w Arizonie, która jest współautorką artykułu. Autorka/Autor:as/dd Źródło: The University of Arizona Źródło zdjęcia głównego: NASA/Johns Hopkins University Applied Physics Laboratory/Southwest Research Institute Pluton. Z prawej strony widoczny jest Tombaugh Regio. Sputnik Planitia to jego lewa połowaNASA/Johns Hopkins University Applied Physics Laboratory/Southwest Research Institute https://tvn24.pl/tvnmeteo/nauka/serce-na-plutonie-naukowcy-rozwiazali-jego-tajemnice-st7871158
  17. Zmierzyli wiatr gwiazdowy w historycznym wyczynie. Czegoś takiego jeszcze nie było 2024-04-15 Aleksander Kowal Pojęcie wiatru gwiazdowego jest znane od dawna, ale do tej pory miało ono zastosowanie wyłącznie względem Słońca. Sytuacja całkowicie się zmieniła dzięki dokonaniom zespołu kierowanego przez przedstawicieli Uniwersytetu Wiedeńskiego. Astronomowie dokonali historycznych pomiarów wiatru gwiazdowego w trzech układach gwiazd podobnych do naszego własnego. Kluczem okazały się dane dostarczone przez obserwatorium rentgenowskie XMM-Newton (Multi-Mirror-Newton) należące do Europejskiej Agencji Kosmicznej. Wiatr gwiazdowy to zjawisko polegające na wyrzucaniu strumienia cząstek z zewnętrznych warstw atmosfery gwiazdy. Tego typu emisje mogą być na tyle rozległe, że prowadzą do zauważalnych spadków masy gwiazd. W przypadku obiektów znajdujących się w centrum zainteresowania członków zespołu badawczego w grę wchodził pomiar tempa utraty masy wynikającej właśnie z występowania wiatru gwiazdowego. O kulisach przeprowadzonych ekspertyz możemy przeczytać w publikacji zamieszczonej na łamach Nature Astronomy. W celu lepszego zrozumienia poruszanej kwestii warto wyjaśnić, czym jest tzw. astrosfera. Takim mianem określa się odpowiedniki tego, co w Układzie Słonecznym nazywamy heliosferą. Są to więc najbardziej zewnętrzne warstwy atmosfer gwiazd innych niż Słońce. Wiatr gwiazdowy to strumień cząstek emitowany przez obiekty takie jak Słońce. Może on prowadzić do znacznej utraty masy gwiazd Wiatry gwiazdowe składają się przede wszystkim z protonów, elektronów i cząstek alfa, ale w ich skład wchodzą także śladowe ilości ciężkich jonów i jąder atomowych, na przykład węgla, azotu, tlenu, krzemu czy żelaza. Cięższe jony wychwytują elektrony z obojętnego wodoru, co prowadzi do występowania emisji promieniowania rentgenowskiego. I to właśnie one padły łupem astronomów stojących za najnowszymi badaniami. Wśród gwiazd objętych analizami znalazły się 70 Ophiuchi, Epsilon Eridani i 61 Cygni. Są one oddalone o kolejno 16,6, 10,5 i 11,4 lat świetlnych od Ziemi. Co ważne, każda z nich jest dość podobna do Słońca, przy czym 70 Ophiuchi i 61 Cygni są układami podwójnymi, a Epsilon Eridani pozostaje samotna. Biorąc pod uwagę linie widmowe jonów tlenu, członkowie zespołu badawczego byli w stanie dokonać bezpośredniego określenia całkowitej masy wiatru gwiazdowego emitowanego przez wszystkie trzy gwiazdy. Jakie były ostateczne wyniki? Kolejno 66,5 ± 11,1, 15,6 ± 4,4 i 9,6 ± 4,1 razy szybsze tempo utraty masy niż ma to miejsce w przypadku Słońca. W praktyce oznacza to, iż tamtejsze wiatry gwiazdowe są zdecydowanie silniejszych od spotykanych w Układzie Słonecznym. Istotnym aspektem zrealizowanego przedsięwzięcia jest opracowany na jego potrzeby algorytm. Służy on do wykrywania gwiazd i ich astrosfer w widmach emisyjnych, co w praktyce pozwoliło na identyfikację ładunku z jonów tlenu z wiatru gwiazdowego i obojętnego wodoru. Nigdy przedtem nie udało się dokonać bezpośredniego wykrycia emisji promieniowania rentgenowskiego z układów innych niż nasz własny. https://www.chip.pl/2024/04/wiatr-gwiazdowy-pomiary-poza-ukladem-slonecznym
  18. Kosmiczny Teleskop Hubble’a fotografuje serce galaktyki IC 4633. Spektakularna struktura spiralna 2024-04-15. Radek Kosarzycki Kosmiczny Teleskop Hubble’a może mieć już swoje lata. Więcej, Kosmiczny Teleskop Hubble’a może mieć już nawet swojego następcę. Nie zmienia to jednak faktu, że wykonywane przez niego zdjęcia odległych galaktyk wciąż powodują prawdziwy opad szczęki. Teoretycznie można się do nich przyzwyczaić, a nawet można się nimi znudzić. Wszystko to jednak mija, kiedy po raz kolejny uświadomimy sobie, na co tak naprawdę patrzymy. Opublikowane kilka dni temu przez NASA zdjęcie wykonane za pomocą Hubble’a przedstawia galaktykę spiralną IC 4633. Jest to obiekt oddalony od nas o całe 100 milionów lat świetlnych w kierunku gwiazdozbioru Ptaka Rajskiego. W zależnosci od tego, jak na to spojrzymy, jest to i blisko i daleko. Z pewnością jest to wciąż nasze bezpośrednie otoczenie galaktyczne. Z drugiej jednak strony gigantyczna Galaktyka Andromedy (M31) znajduje się zaledwie nieco ponad 2 miliony lat świetlnych od nas, a więc znacznie bliżej. Wszystko jest zatem względne. Niezależnie jednak od tego, IC 4633 przyciąga uwagę swoim blaskiem, którego źródłem jest intensywna aktywność gwiazdotwórcza oraz aktywne jądro galaktyczne. Dzięki temu, że galaktyka jest do nas nachylona pod dużym kątem, możemy przyglądać się jej z góry, analizując położenie i ruch miliardów tworzących ją gwiazd. Z drugiej strony… Nie wszystko widzimy tutaj równie dobrze, przynajmniej nie w pasmie widzialnym. Wynika to z tego, że w dolnej części kadru część galaktyk jest częściowo przesłonięta przez pas ciemnego pyłu. Ten pył wbrew pozorom nie należy jednak do tej galaktyki. To jedynie obłok gwiazdotwórczy położony zaledwie 500 lat świetlnych od Ziemi wewnątrz naszej galaktyki. Jak podaje NASA, chmura nakładająca się na IC 4633 leży na wschód od dobrze znanych obszarów gwiazdotwórczych Cha I, II i III i jest również znana jako MW9 i Południowy Niebiański Wąż. Sklasyfikowany jako zintegrowana mgławica strumieniowa (IFN) — obłok gazu i pyłu w galaktyce Drogi Mlecznej, który nie znajduje się w pobliżu żadnej pojedynczej gwiazdy i jest jedynie słabo oświetlony całkowitym światłem wszystkich gwiazd galaktyki — ten rozległy, wąski szlak słabych gaz wijący się nad południowym biegunem niebieskim wygląda na znacznie bardziej przyćmiony niż jego sąsiedzi. Hubble bez problemu rozpoznaje Południowego Niebiańskiego Węża, chociaż to zdjęcie uchwyciło tylko jego niewielką część. https://www.pulskosmosu.pl/2024/04/ic-4633-galaktyka-okiem-hubble/
  19. Naukowcy zabierają się za badanie natury szybkich błysków radiowych. Jest co badać 2024-04-15. Radek Kosarzycki Szybkie rozbłyski radiowe to najsilniejsze jak dotąd poznane rozbłyski promieniowania radiowego we wszechświecie. Mimo tego po raz pierwszy zostały zauważone dopiero w 2007 roku. Od tego czasu przykuwają uwagę astronomów na całym świecie. Nie zmienia to faktu, że wciąż niewiele wiemy o ich pochodzeniu i mechanizmie powstawania, przez co stanowią jedną z największych zagadek współczesnej astrofizyki. Jedna z niewielu rzeczy, od których można wyjść przy badaniu źródeł szybkich błysków radiowych, jest zasada przyczynowości. Rozmiary obiektu emitującego błysk nie mogą być większe od odległości, jaką światło jest w stanie przebyć w trakcie trwania rozbłysku. Inaczej mówiąc, jeżeli błysk trwa zaledwie 1 milisekundę, to obszar, który go wyemitował, nie może mieć więcej niż 300 kilometrów średnicy. To znacząco zawęża nam pole poszukiwań. Mówimy bowiem o obiektach kompaktowych, takich jak gwiazdy neutronowe oraz czarne dziury. Problem z takimi obiektami polega jednak na tym, że większość z nich szybko wiruje. To z kolei oznacza, że emitowane przez nie potencjalne błyski radiowe powinny się powtarzać okresowo. Niestety nic takiego nie zaobserwowano. Zespół naukowców kierowany przez badaczy z Narodowych Obserwatoriów Astronomicznych Chińskiej Akademii Nauk postanowił w zupełnie nowy scharakteryzować zachowanie szybkich błysków radiowych. Szczegółowa analiza losowości tych zdarzeń pozwoliła umieścić je w kontekście innych obiektów i zdarzeń tego typu, takich jak chociażby błyski pochodzące z pulsarów czy też rozbłyski słoneczne. Zarówno losowość, jak i chaos powodują nieprzewidywalność, jednak każde z nich na swój sposób. Nieprzewidywalność losowej sekwencji pozostaje niezmienna w czasie – według przewijania obrazków wynik każdego rzutu nie ma związku z poprzednim. W układach chaotycznych nieprzewidywalność rośnie wykładniczo w czasie. Na przykład każdy może przewidzieć pogodę na nadchodzące sekundy, patrząc w górę i dookoła, ale dokładne przewidywanie pogody w dłuższej perspektywie nadal stanowi dla ludzkości ogromne wyzwanie (szczególnie w erze chaosu wprowadzonego przez zmiany klimatyczne). W ramach swoich prac naukowcy ustalili, że szybkie błyski radiowe wędrują po przestrzeni fazowej energia-czas, charakteryzując się niższym poziomem chaosu, ale wyższym stopniem losowości niż w przypadku trzęsień ziemi i rozbłysków słonecznych. Wyraźna losowość emisji FRB sugeruje kombinację wielu mechanizmów lub lokalizacji emisji. Oznacza to zupełnie nowe spojrzenie na metody określania ilościowego szybkich błysków radiowych. Być może właśnie w tej sposób uda się rozwiązać zagadkę ich pochodzenia. Głupio wszak nie wiedzieć, co odpowiada za tak spektakularne emisje promieniowania radiowego. Źródło: 1 https://www.pulskosmosu.pl/2024/04/natura-szybkich-blyskow-radiowych-frb/
  20. Gwiazdy w centrum galaktyki udają młode. W rzeczywistości to prawdziwe gwiezdne zombie 2024-04-15. Radek Kosarzycki Kiedy przyjrzymy się uważnie gwiazdom znajdującym się w samym centrum naszej galaktyki, odkryjemy, że wiele z nich jest zaskakująco młodych, a na dodatek brakuje wśród nich czerwonych olbrzymów. Naukowcy postanowili sprawdzić, z czego wynika taka aberracja. Wyniki ich badań są zaskakujące. Bezpośrednie otoczenie supermasywnej czarnej dziury to środowisko niezwykle gęste. Mamy tam zarówno mnóstwo obłoków gazowo-pyłowych, ale także mnóstwo gwiazd, które z ogromnymi prędkościami przemykają po swoich wydłużonych orbitach w pobliżu supermasywnej czarnej dziury. W tak tłocznym środowisku jednak gwiazdy bezustannie ze sobą oddziałują. Nawet jeżeli się ze sobą nie zderzają, to oddziałują na siebie grawitacyjnie. Gdy w takim środowisku dochodzi do zderzenia i połączenia dwóch gwiazd, powstały w takim zderzeniu obiekt zyskuje nowe zapasy wodoru, które teoretycznie go odmładzają, oddalając w czasie moment, w którym zapasy wodoru się wyczerpią i gwiazda będzie musiała przejść w stadium czerwonego olbrzyma. Jak wskazują badacze, jeżeli wokół supermasywnej czarnej dziury krąży mnóstwo gwiazd, to bezustannie się one o siebie obijają niczym ludzie na stacji metra w Nowym Jorku w godzinach szczytu. To w sumie dobre porównanie, bo nawet jeżeli nie dochodzi do zderzenia, to bezustannie w takim miejscu obijamy się o ludzi przechodzących w naszym bezpośrednim otoczeniu. W celu zbadania interakcji zachodzących między gwiazdami naukowcy stworzyli model centrum galaktyki zawierający wszystko to, co się tam znajduje, a następnie wprawili gwiazdy w ruch i zaczęli obserwować ich wzajemne interakcje Okazało się, że interakcje zależą w dużym stopniu od odległości od czarnej dziury. W odległości mniejszej niż 1/30 roku świetlnego gwiazdy mkną tak szybko, że nie zwracają przesadnej uwagi na gwiazdy w ich otoczeniu. Nawet jeżeli dwie gwiazdy przelecą obok siebie, w dużej mierze pozostają nienaruszone i na swojej orbicie. W najgorszym stopniu stracą część materii tworzącej ich zewnętrzne warstwy. Sytuacja zmienia się jednak w większych odległościach od czarnej dziury. Tam już gwiazdy poruszają się znacznie wolniej, moment pędu jest także znacznie mniejszy, a tym samym gwiazda przelatująca w pobliżu innej gwiazdy może nie mieć już na tyle impetu, aby niewzruszenie kontynuować lot po wcześniejszej trajektorii. W takiej sytuacji oddziaływania gwiazd mogą prowadzić do powstania układów podwójnych, które z czasem prowadzą do zderzenia obu składników i połączenia w jedną masywniejszą gwiazdę. Tutaj właśnie mamy do czynienia z procesem odmładzania gwiazdy, która w wyniku takiego zderzenia otrzymuje nowe zapasy wodoru. We wszechświecie nie ma jednak nic za darmo. Owszem, gwiazda otrzymuje więcej wodoru, który sprawia, że wygląda ona młodziej, ale jednocześnie zwiększa się jej masa, a jak powszechnie wiadomo: im wyższa masa, tym krótszy czas życia gwiazdy. Powyższy proces może tłumaczyć właśnie brak starych czerwonych olbrzymów w centrum naszej galaktyki. Utrata masy w wyniku kolizji, powstawanie masywnych, krótkotrwałych gwiazd to procesy, które skutecznie zmniejszają liczbę czerwonych olbrzymów w tej populacji. Wyniki obserwacji zostały opublikowane na serwerze preprintów naukowych arXiv. Źródło: 1, 2 https://www.pulskosmosu.pl/2024/04/gwiazdy-w-centrum-galaktyki/
  21. Spadające Lirydy. Gdzie szukać roju meteorów na niebie? 2024-04-15. Oprac.: Karolina Słodkiewicz Choć ostatnio Polskę ominęło wyjątkowe zjawisko astronomiczne, jakim było całkowite zaćmienie Słońca, to zbliża się kolejne, równie ciekawe. Od połowy do końca kwietnia w nocy na niebie widoczny będzie deszcz meteorytów. Czym są Lirydy, gdzie i kiedy je obserwować? Jednej nocy będą spadać nawet co 3 minuty. Lirydy – co to? Lirydy to deszcz meteorytów, który co roku możemy podziwiać na wiosnę. Jest to jedno z najstarszych tego typu zjawisk, a zapiski na jego temat znalazły się już w chińskich kronikach z około 2000 roku p.n.e. Powiązane jest ono bezpośrednio z kometą Thatchera (C/1861 G1). To drobne elementy materiału skalnego, które odłączyły się od niej, tworzą rój Lirydów. Droga obiegu Słońca Lirydów raz do roku przecina się z ziemską atmosferą, dzięki czemu możemy je obserwować. Przemieszczają się z prędkością nawet 49 km/s, czyli aż 176 tys. km/h. Ten rój meteorytów należy więc do bardzo szybkich zjawisk. Lirydy 2024 – gdzie? Lirydy w 2024 roku będzie można obserwować w Polsce. Na niebie radiant roju Lirydów znajduje się na granicy gwiazdozbiorów Lutni i Herkulesa. Należy więc go szukać w pobliżu Wegi, czyli piątej najjaśniejszej gwiazdy na nocnym niebie. Zarówno Wega, jak i Lirydy pokażą się nisko nad horyzontem. Należy ich wypatrywać na północnym wschodzie. Lirydy 2024 – kiedy i o której godzinie obserwować? Lirydy będzie można obserwować od 14 kwietnia do końca miesiąca. Jednakże maksymalną aktywność wykażą w poniedziałek 22 kwietnia 2024 roku, a konkretnie o godzinie 8:00 czasu polskiego. Dużej ilości meteorytów należy się też spodziewać w nocy z 22 na 23 kwietnia. W czasie maksymalnej aktywności lirydów w ciągu jednej godziny można zobaczyć średnio około 18 meteorytów. Daje to jedną spadającą gwiazdę co 3 minuty. Choć może się wydawać, że to często, ze względu na szybkość zjawiska należy być wyjątkowo uważnym podczas obserwacji, aby niczego nie przegapić. W pozostałych dniach meteoryty również będą widoczne na niebie. Będą one natomiast występować pojedynczo i o wiele rzadziej niż w przypadku czasu maksymalnej aktywności roju Lirydów. Jak oglądać Lirydy? Do oglądania roju Lirydów nie potrzebujemy żadnego specjalnego sprzętu. Spadające gwiazdy będą widoczne gołym okiem. W ten sposób będziemy mieć najszersze pole widzenia, co pozwoli na efektywniejszą obserwację. Dla jeszcze lepszych wrażeń podczas zjawiska można wykorzystać teleskop lub kompaktową lornetkę z szerokim polem widzenia. Przy oglądaniu Lirydów niesamowicie istotny jest wybór miejsca obserwacji. Powinna być to lokalizacja z dala od świateł miasta. Poza tym nic nie powinno zasłaniać horyzontu, gdyż meteoryty będą widoczne zaledwie od 10 do 30 stopni ponad nim. Lirydy w 2024 roku najlepiej oglądać w noc z 22 na 23 kwietnia. //123RF/PICSEL /123RF/PICSEL Do obserwacji Lirydów najlepiej wybrać miejsce z dala od świateł miasta. /123RF/PICSEL https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-spadajace-lirydy-gdzie-szukac-roju-meteorow-na-niebie,nId,7452384
  22. Astronomowie wykrywają bezprecedensowe zachowanie pobliskiego magnetara 2024-04-15. Przypadkowa reaktywacja magnetara, uchwycona przez najnowocześniejszą technologię radioteleskopu, nieoczekiwanie ujawniła złożone środowisko. Naukowcy korzystający z Murriyamg, radioteleskopu CSIRO w Parkes, wykryli niezwykłe impulsy radiowe pochodzące od wcześniej uśpionej gwiazdy o silnym polu magnetycznym, zwanej magnetarem. Nowe wyniki opublikowane w Nature Astronomy opisują sygnały radiowe z magnetara XTE J1810-197 zachowujące się w złożony sposób. Magnetary są rodzajem gwiazd neutronowych i najsilniejszymi magnesami we Wszechświecie. Odległy o około 8000 lat świetlnych magnetar XTE J1810-197 znajduje się najbliżej Ziemi. Większość z nich emituje światło spolaryzowane, chociaż światło emitowane przez ten magnetar jest spolaryzowane kołowo, gdzie światło wydaje się spiralne, gdy porusza się w przestrzeni. Dr Marcus Lower, dr hab. w australijskiej agencji CSIRO, kierował najnowszymi badaniami i powiedział, że wyniki są nieoczekiwane i całkowicie bezprecedensowe. W przeciwieństwie do sygnałów radiowych, które obserwowaliśmy z innych magnetarów, ten emituje ogromne ilości szybko zmieniającej się polaryzacji kołowej. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy czegoś takiego – powiedział dr Lower. Dr Manisha Caleb z Uniwersytetu w Sydney i współautorka badania powiedziała, że badanie magnetarów oferuje wgląd w fizykę intensywnych pól magnetycznych i środowisk, które one tworzą. Sygnały emitowane przez ten magnetar sugerują, że interakcje na powierzchni gwiazdy są bardziej złożone niż wcześniejsze wyjaśnienia teoretyczne. Chociaż nie jest pewne, dlaczego ten magnetar zachowuje się tak odmiennie, zespół ma pewien pomysł. Nasze wyniki sugerują, że nad biegunem magnetycznym magnetara znajduje się przegrzana plazma, która działa jak filtr polaryzacyjny – powiedział dr Lower. W 2003 roku zaobserwowano po raz pierwszy sygnały radiowe emitowane z XTE J1810-197, które następnie na ponad dekadę ucichły. W 2018 roku sygnały zostały ponownie wykryte przez 76-metrowy Teleskop Lovell na Uniwersytecie w Manchesterze w Obserwatorium Jodrell Bank. Szybko namierzono je za pomocą Murriyang, który od tego czasu odgrywał kluczową rolę w obserwacji emisji radiowych magnetarów. Teleskop o średnicy 64 metrów w Wiradjuri Country jest wyposażony w najnowocześniejszy odbiornik o ultra szerokim paśmie. Odbiornik został zaprojektowany przez inżynierów CSIRO, którzy są światowymi liderami w opracowywaniu technologii do zastosowań radioastronomicznych. Odbiornik pozwala na bardziej precyzyjne pomiary ciał niebieskich, zwłaszcza magnetarów, ponieważ jest bardzo czuły na zmiany jasności i polaryzacji w szerokim zakresie częstotliwości radiowych. Badania magnetarów takie jak te zapewniają wgląd w szereg ekstremalnych i niezwykłych zjawisk, takich jak dynamika plazmy, rozbłyski gamma, wybuchy promieniowania rentgenowskiego oraz potencjalnie szybkie błyski radiowe. Opracowanie: Agnieszka Nowak Źródło: • CSIRO • Urania Wizja artystyczna magnetara z polem magnetycznym i potężnymi strumieniami. Źródło: CSIRO https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2024/04/astronomowie-wykrywaja-bezprecedensowe.html
  23. Mars Sample Return. NASA nie ma pieniędzy na przywiezienie próbek z powierzchni Marsa na Ziemię 2024-04-15. Radek Kosarzycki Łazik Perseverance od dwóch lat sumiennie przemierza dno krateru Jezero na Marsie, zbierając z powierzchni próbki regolitu, skał oraz atmosfery. Każda z tych próbek jest następnie w warunkach marsjańskiej atmosfery szczelnie pakowana do tytanowych fiolek, które w przyszłości mają zostać wysłane na powierzchnię Ziemi. Program misji powrotnej jednak mierzy się z wyzwaniami budżetowymi oraz licznymi opóźnieniami. NASA właśnie poinformowała o tym, kiedy misja zostanie w końcu zrealizowana. Podczas konferencji prasowej zrealizowanej w poniedziałek o godzinie 19:00 polskiego czasu, Bill Nelson wraz z panelem specjalistów poinformował o planach agencji w zakresie dostarczenia na Ziemię pierwszych w historii próbek skał z powierzchni Marsa. Sytuacja przedstawia się nieciekawie. Bill Nelson, administrator NASA poinformował o tym, że 11 miliardów dolarów – tak szacuje się prognozowany koszt całej misji — to zdecydowanie za dużo. Tak samo oczekiwanie na próbki do lat czterdziestych XX wieku także wydaje się niedopuszczalne. Agencja zatem została postawiona przed zadaniem zaktualizowania planu na przywiezienie próbek na Ziemię. Podjęto decyzję, że misja powinna zamknąć się w budżecie 5-7 miliardów dolarów. Gdyby NASA musiała za tą misję zapłacić 11 miliardów dolarów, wiązałoby się to z anulowaniem misji takich jak chociażby Dragonfly, DAVINCI, Veritas, czy NEO Surveyor. Czy jest zatem jakieś rozwiązanie? Zapewne jakaś możliwość istnieje. Agencja zobligowała Laboratorium Napędu Odrzutowego (JPL) do przygotowania planu, według którego będzie możliwe przywiezienie próbek z Marsa na Ziemię na początku lat trzydziestych i w ramach znacząco ograniczonego budżetu. Dopiero wtedy zostanie podjęta decyzja o realizacji faktycznej misji. Jedno jest pewne. Dotychczas planowana architektura misji jest za droga i w obecnej sytuacji nierealistyczna. Możliwe jednak, że wszystko skończy się dobrze. Dotychczasowy plan był niezwykle skomplikowany i obejmował wiele komponentów, które nie były ani łatwe, ani tanie w realizacji. Być może zatem inżynierom uda się stworzyć misję o prostej, ale skutecznej architekturze. Nie potrafię nie odnieść wrażenia, że tak naprawdę to samo dotyczy programu Artemis, który w stosunku do programu Apollo jest przesadnie skomplikowany i wymaga opracowania znacznie bardziej skomplikowanych technologii, niż miało to miejsce pół wieku temu. Możliwe, że chiński program kosmiczny, znacznie bardziej przypominający program Apollo, dzięki prostszej architekturze będzie w stanie szybciej zrealizować główny cel misji i dostarczyć ludzi na powierzchnię Księżyca. Tak miała wyglądać misja Mars Sample Return: W sesji pytań i odpowiedzi specjaliści z NASA powiedzieli, że szukają możliwości przywiezienia próbek z Marsa w latach trzydziestych XXI wieku, podkreślając jednocześnie, że nie wskazują czy będzie to początek, czy koniec lat trzydziestych. Powstaje także pytanie o dalszą współpracę z innymi krajami w ramach realizacji misji Mars Sample Return. Jakby nie patrzeć dotychczas zakładano, że Europejska Agencja Kosmiczna miała zaprojektować i stworzyć orbiter, który na orbicie wokół Marsa przechwyci próbki wystrzelone z powierzchni Czerwonej Planety, a następnie przywiezie je na powierzchni Ziemi. Uczestnicy panelu przyznali, że może nie dojść do udziału ESA w misji. Mars Sample Return Program Update (April 15, 2024) https://www.youtube.com/watch?v=5PA1qhzkSlA Mars Sample Return: Bringing Mars Rock Samples Back to Earth https://www.youtube.com/watch?v=t9G36CDLzIg https://www.pulskosmosu.pl/2024/04/mars-sample-return-aktualizacja/
  24. Sektor kosmiczny 15-30 kwietnia 2024 2024-04-15. Redakcja Zapraszam tu taj: https://kosmonauta.net/2024/04/sektor-kosmiczny-15-30-kwietnia-2024/
  25. Europejska misja na Marsa. Podjęto kluczową decyzję 2024-04-15Wojciech Kaczanowski Europejskie konsorcjum z Thales Alenia Space na czele otrzymało kontrakt do kontynuowania prac nad bezzałogową misją na Marsa - ExoMars 2028. Program, pierwotnie realizowany we współpracy z Rosją, został zawieszony w 2022 r., po wybuchu wojny na Ukrainie oraz nałożeniu sankcji na agresora. W lipcu 2022 r., a zatem dwa miesiące przed planowanym startem misji, dyrektor ESA, Josef Aschbacher, poinformował o zakończeniu współpracy z Rosją w projekcie ExoMars i tym samym o zawieszeniu programu. Decyzja była spowodowana inwazją Rosji na Ukrainę i nałożeniu sankcji. Sytuacja zmieniła się w kwietniu 2024 r., kiedy kontrakt na kontynuowanie misji został przydzielony europejskiemu konsorcjum obejmującego Thales Alenia Space (67% udziału) oraz Leonardo (33% udziału). Umowa o wartości 522 mln EUR zobowiązuje konsorcjum do opracowania platformy EDLM, która wejdzie w atmosferę Marsa, obniży wysokość, aby finalnie wylądować na powierzchni Czerwonej Planety. Pierwotnie za opracowanie platformy lądowania odpowiedzialna była rosyjska agencja Roskosmos. Nowi partnerzy przeprowadzą również prace konserwacyjne technologii, która została dotychczas opracowana. Roskosmos był również odpowiedzialny za wyniesienie ładunku przy pomocy rakiety Proton-M. Z dostępnych informacji wynika, że zadanie to zostanie zrealizowane przez NASA, które obecnie poszukuje odpowiedniego operatora. Szacuje się, że start nastąpi między październikiem a grudniem 2028 r. z Centrum Kosmicznego Johna F. Kennedy’ego w Stanach Zjednoczonych. Kontrakt dla europejskiego konsorcjum jest kluczowy dla kontynuacji programu, którego celem jest poszukiwanie śladów życia na powierzchni Czerwonej Planety. W 2023 r. informowaliśmy natomiast o postępach w poszukiwaniu nowego partnera, który opracuje zamienniki dla rosyjskiej technologii przy łaziku Rosalind Franklin. Zadanie zostało przydzielone inżynierom z Wielkiej Brytanii. Program ExoMars Wysłanie łazika na powierzchnię Marsa to jedynie kolejny krok w całym projekcie Europejskiej Agencji Kosmicznej. W 2016 r. w stronę Czerwonej Planety wystrzelono sprzęt pierwszej fazy wyprawy - sondę Trace Gas Orbiter (TGO) oraz lądownik Schiaparelli, który jednak uległ zniszczeniu podczas próby lądowania w wyniku usterki systemu nawigacyjnego oraz błędnego odczytu wysokości. Zadaniem TGO jest w głównej mierze poszukiwanie gazów śladowych, w tym głównie metanu, w atmosferze Marsa. W komunikacie Thales Alenia Space czytamy, że sonda wciąż posiada duży zapas paliwa, dzięki czemu jej żywotność zostanie wydłużona na potrzeby misji ExoMars 2028. Zadaniem Rosalind Franklin będzie natomiast przemierzanie Czerwonej Planety, aby przy pomocy wiertła pobierać próbki powierzchni do analizy, pochodzące z głębokości do 2 metrów. Źródło: Thales Alenia Space / Space24.pl Wizualizacja łazika Rosalind Franklin. Autor. ESA SPACE24 https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/sondy/europejska-misja-na-marsa-podjeto-kluczowa-decyzje
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)