Skocz do zawartości

Paweł Baran

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    32 408
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    64

Zawartość dodana przez Paweł Baran

  1. Spadające Lirydy. Gdzie szukać roju meteorów na niebie? 2024-04-15. Oprac.: Karolina Słodkiewicz Choć ostatnio Polskę ominęło wyjątkowe zjawisko astronomiczne, jakim było całkowite zaćmienie Słońca, to zbliża się kolejne, równie ciekawe. Od połowy do końca kwietnia w nocy na niebie widoczny będzie deszcz meteorytów. Czym są Lirydy, gdzie i kiedy je obserwować? Jednej nocy będą spadać nawet co 3 minuty. Lirydy – co to? Lirydy to deszcz meteorytów, który co roku możemy podziwiać na wiosnę. Jest to jedno z najstarszych tego typu zjawisk, a zapiski na jego temat znalazły się już w chińskich kronikach z około 2000 roku p.n.e. Powiązane jest ono bezpośrednio z kometą Thatchera (C/1861 G1). To drobne elementy materiału skalnego, które odłączyły się od niej, tworzą rój Lirydów. Droga obiegu Słońca Lirydów raz do roku przecina się z ziemską atmosferą, dzięki czemu możemy je obserwować. Przemieszczają się z prędkością nawet 49 km/s, czyli aż 176 tys. km/h. Ten rój meteorytów należy więc do bardzo szybkich zjawisk. Lirydy 2024 – gdzie? Lirydy w 2024 roku będzie można obserwować w Polsce. Na niebie radiant roju Lirydów znajduje się na granicy gwiazdozbiorów Lutni i Herkulesa. Należy więc go szukać w pobliżu Wegi, czyli piątej najjaśniejszej gwiazdy na nocnym niebie. Zarówno Wega, jak i Lirydy pokażą się nisko nad horyzontem. Należy ich wypatrywać na północnym wschodzie. Lirydy 2024 – kiedy i o której godzinie obserwować? Lirydy będzie można obserwować od 14 kwietnia do końca miesiąca. Jednakże maksymalną aktywność wykażą w poniedziałek 22 kwietnia 2024 roku, a konkretnie o godzinie 8:00 czasu polskiego. Dużej ilości meteorytów należy się też spodziewać w nocy z 22 na 23 kwietnia. W czasie maksymalnej aktywności lirydów w ciągu jednej godziny można zobaczyć średnio około 18 meteorytów. Daje to jedną spadającą gwiazdę co 3 minuty. Choć może się wydawać, że to często, ze względu na szybkość zjawiska należy być wyjątkowo uważnym podczas obserwacji, aby niczego nie przegapić. W pozostałych dniach meteoryty również będą widoczne na niebie. Będą one natomiast występować pojedynczo i o wiele rzadziej niż w przypadku czasu maksymalnej aktywności roju Lirydów. Jak oglądać Lirydy? Do oglądania roju Lirydów nie potrzebujemy żadnego specjalnego sprzętu. Spadające gwiazdy będą widoczne gołym okiem. W ten sposób będziemy mieć najszersze pole widzenia, co pozwoli na efektywniejszą obserwację. Dla jeszcze lepszych wrażeń podczas zjawiska można wykorzystać teleskop lub kompaktową lornetkę z szerokim polem widzenia. Przy oglądaniu Lirydów niesamowicie istotny jest wybór miejsca obserwacji. Powinna być to lokalizacja z dala od świateł miasta. Poza tym nic nie powinno zasłaniać horyzontu, gdyż meteoryty będą widoczne zaledwie od 10 do 30 stopni ponad nim. Lirydy w 2024 roku najlepiej oglądać w noc z 22 na 23 kwietnia. //123RF/PICSEL /123RF/PICSEL Do obserwacji Lirydów najlepiej wybrać miejsce z dala od świateł miasta. /123RF/PICSEL https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-spadajace-lirydy-gdzie-szukac-roju-meteorow-na-niebie,nId,7452384
  2. Astronomowie wykrywają bezprecedensowe zachowanie pobliskiego magnetara 2024-04-15. Przypadkowa reaktywacja magnetara, uchwycona przez najnowocześniejszą technologię radioteleskopu, nieoczekiwanie ujawniła złożone środowisko. Naukowcy korzystający z Murriyamg, radioteleskopu CSIRO w Parkes, wykryli niezwykłe impulsy radiowe pochodzące od wcześniej uśpionej gwiazdy o silnym polu magnetycznym, zwanej magnetarem. Nowe wyniki opublikowane w Nature Astronomy opisują sygnały radiowe z magnetara XTE J1810-197 zachowujące się w złożony sposób. Magnetary są rodzajem gwiazd neutronowych i najsilniejszymi magnesami we Wszechświecie. Odległy o około 8000 lat świetlnych magnetar XTE J1810-197 znajduje się najbliżej Ziemi. Większość z nich emituje światło spolaryzowane, chociaż światło emitowane przez ten magnetar jest spolaryzowane kołowo, gdzie światło wydaje się spiralne, gdy porusza się w przestrzeni. Dr Marcus Lower, dr hab. w australijskiej agencji CSIRO, kierował najnowszymi badaniami i powiedział, że wyniki są nieoczekiwane i całkowicie bezprecedensowe. W przeciwieństwie do sygnałów radiowych, które obserwowaliśmy z innych magnetarów, ten emituje ogromne ilości szybko zmieniającej się polaryzacji kołowej. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy czegoś takiego – powiedział dr Lower. Dr Manisha Caleb z Uniwersytetu w Sydney i współautorka badania powiedziała, że badanie magnetarów oferuje wgląd w fizykę intensywnych pól magnetycznych i środowisk, które one tworzą. Sygnały emitowane przez ten magnetar sugerują, że interakcje na powierzchni gwiazdy są bardziej złożone niż wcześniejsze wyjaśnienia teoretyczne. Chociaż nie jest pewne, dlaczego ten magnetar zachowuje się tak odmiennie, zespół ma pewien pomysł. Nasze wyniki sugerują, że nad biegunem magnetycznym magnetara znajduje się przegrzana plazma, która działa jak filtr polaryzacyjny – powiedział dr Lower. W 2003 roku zaobserwowano po raz pierwszy sygnały radiowe emitowane z XTE J1810-197, które następnie na ponad dekadę ucichły. W 2018 roku sygnały zostały ponownie wykryte przez 76-metrowy Teleskop Lovell na Uniwersytecie w Manchesterze w Obserwatorium Jodrell Bank. Szybko namierzono je za pomocą Murriyang, który od tego czasu odgrywał kluczową rolę w obserwacji emisji radiowych magnetarów. Teleskop o średnicy 64 metrów w Wiradjuri Country jest wyposażony w najnowocześniejszy odbiornik o ultra szerokim paśmie. Odbiornik został zaprojektowany przez inżynierów CSIRO, którzy są światowymi liderami w opracowywaniu technologii do zastosowań radioastronomicznych. Odbiornik pozwala na bardziej precyzyjne pomiary ciał niebieskich, zwłaszcza magnetarów, ponieważ jest bardzo czuły na zmiany jasności i polaryzacji w szerokim zakresie częstotliwości radiowych. Badania magnetarów takie jak te zapewniają wgląd w szereg ekstremalnych i niezwykłych zjawisk, takich jak dynamika plazmy, rozbłyski gamma, wybuchy promieniowania rentgenowskiego oraz potencjalnie szybkie błyski radiowe. Opracowanie: Agnieszka Nowak Źródło: • CSIRO • Urania Wizja artystyczna magnetara z polem magnetycznym i potężnymi strumieniami. Źródło: CSIRO https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2024/04/astronomowie-wykrywaja-bezprecedensowe.html
  3. Mars Sample Return. NASA nie ma pieniędzy na przywiezienie próbek z powierzchni Marsa na Ziemię 2024-04-15. Radek Kosarzycki Łazik Perseverance od dwóch lat sumiennie przemierza dno krateru Jezero na Marsie, zbierając z powierzchni próbki regolitu, skał oraz atmosfery. Każda z tych próbek jest następnie w warunkach marsjańskiej atmosfery szczelnie pakowana do tytanowych fiolek, które w przyszłości mają zostać wysłane na powierzchnię Ziemi. Program misji powrotnej jednak mierzy się z wyzwaniami budżetowymi oraz licznymi opóźnieniami. NASA właśnie poinformowała o tym, kiedy misja zostanie w końcu zrealizowana. Podczas konferencji prasowej zrealizowanej w poniedziałek o godzinie 19:00 polskiego czasu, Bill Nelson wraz z panelem specjalistów poinformował o planach agencji w zakresie dostarczenia na Ziemię pierwszych w historii próbek skał z powierzchni Marsa. Sytuacja przedstawia się nieciekawie. Bill Nelson, administrator NASA poinformował o tym, że 11 miliardów dolarów – tak szacuje się prognozowany koszt całej misji — to zdecydowanie za dużo. Tak samo oczekiwanie na próbki do lat czterdziestych XX wieku także wydaje się niedopuszczalne. Agencja zatem została postawiona przed zadaniem zaktualizowania planu na przywiezienie próbek na Ziemię. Podjęto decyzję, że misja powinna zamknąć się w budżecie 5-7 miliardów dolarów. Gdyby NASA musiała za tą misję zapłacić 11 miliardów dolarów, wiązałoby się to z anulowaniem misji takich jak chociażby Dragonfly, DAVINCI, Veritas, czy NEO Surveyor. Czy jest zatem jakieś rozwiązanie? Zapewne jakaś możliwość istnieje. Agencja zobligowała Laboratorium Napędu Odrzutowego (JPL) do przygotowania planu, według którego będzie możliwe przywiezienie próbek z Marsa na Ziemię na początku lat trzydziestych i w ramach znacząco ograniczonego budżetu. Dopiero wtedy zostanie podjęta decyzja o realizacji faktycznej misji. Jedno jest pewne. Dotychczas planowana architektura misji jest za droga i w obecnej sytuacji nierealistyczna. Możliwe jednak, że wszystko skończy się dobrze. Dotychczasowy plan był niezwykle skomplikowany i obejmował wiele komponentów, które nie były ani łatwe, ani tanie w realizacji. Być może zatem inżynierom uda się stworzyć misję o prostej, ale skutecznej architekturze. Nie potrafię nie odnieść wrażenia, że tak naprawdę to samo dotyczy programu Artemis, który w stosunku do programu Apollo jest przesadnie skomplikowany i wymaga opracowania znacznie bardziej skomplikowanych technologii, niż miało to miejsce pół wieku temu. Możliwe, że chiński program kosmiczny, znacznie bardziej przypominający program Apollo, dzięki prostszej architekturze będzie w stanie szybciej zrealizować główny cel misji i dostarczyć ludzi na powierzchnię Księżyca. Tak miała wyglądać misja Mars Sample Return: W sesji pytań i odpowiedzi specjaliści z NASA powiedzieli, że szukają możliwości przywiezienia próbek z Marsa w latach trzydziestych XXI wieku, podkreślając jednocześnie, że nie wskazują czy będzie to początek, czy koniec lat trzydziestych. Powstaje także pytanie o dalszą współpracę z innymi krajami w ramach realizacji misji Mars Sample Return. Jakby nie patrzeć dotychczas zakładano, że Europejska Agencja Kosmiczna miała zaprojektować i stworzyć orbiter, który na orbicie wokół Marsa przechwyci próbki wystrzelone z powierzchni Czerwonej Planety, a następnie przywiezie je na powierzchni Ziemi. Uczestnicy panelu przyznali, że może nie dojść do udziału ESA w misji. Mars Sample Return Program Update (April 15, 2024) https://www.youtube.com/watch?v=5PA1qhzkSlA Mars Sample Return: Bringing Mars Rock Samples Back to Earth https://www.youtube.com/watch?v=t9G36CDLzIg https://www.pulskosmosu.pl/2024/04/mars-sample-return-aktualizacja/
  4. Sektor kosmiczny 15-30 kwietnia 2024 2024-04-15. Redakcja Zapraszam tu taj: https://kosmonauta.net/2024/04/sektor-kosmiczny-15-30-kwietnia-2024/
  5. Europejska misja na Marsa. Podjęto kluczową decyzję 2024-04-15Wojciech Kaczanowski Europejskie konsorcjum z Thales Alenia Space na czele otrzymało kontrakt do kontynuowania prac nad bezzałogową misją na Marsa - ExoMars 2028. Program, pierwotnie realizowany we współpracy z Rosją, został zawieszony w 2022 r., po wybuchu wojny na Ukrainie oraz nałożeniu sankcji na agresora. W lipcu 2022 r., a zatem dwa miesiące przed planowanym startem misji, dyrektor ESA, Josef Aschbacher, poinformował o zakończeniu współpracy z Rosją w projekcie ExoMars i tym samym o zawieszeniu programu. Decyzja była spowodowana inwazją Rosji na Ukrainę i nałożeniu sankcji. Sytuacja zmieniła się w kwietniu 2024 r., kiedy kontrakt na kontynuowanie misji został przydzielony europejskiemu konsorcjum obejmującego Thales Alenia Space (67% udziału) oraz Leonardo (33% udziału). Umowa o wartości 522 mln EUR zobowiązuje konsorcjum do opracowania platformy EDLM, która wejdzie w atmosferę Marsa, obniży wysokość, aby finalnie wylądować na powierzchni Czerwonej Planety. Pierwotnie za opracowanie platformy lądowania odpowiedzialna była rosyjska agencja Roskosmos. Nowi partnerzy przeprowadzą również prace konserwacyjne technologii, która została dotychczas opracowana. Roskosmos był również odpowiedzialny za wyniesienie ładunku przy pomocy rakiety Proton-M. Z dostępnych informacji wynika, że zadanie to zostanie zrealizowane przez NASA, które obecnie poszukuje odpowiedniego operatora. Szacuje się, że start nastąpi między październikiem a grudniem 2028 r. z Centrum Kosmicznego Johna F. Kennedy’ego w Stanach Zjednoczonych. Kontrakt dla europejskiego konsorcjum jest kluczowy dla kontynuacji programu, którego celem jest poszukiwanie śladów życia na powierzchni Czerwonej Planety. W 2023 r. informowaliśmy natomiast o postępach w poszukiwaniu nowego partnera, który opracuje zamienniki dla rosyjskiej technologii przy łaziku Rosalind Franklin. Zadanie zostało przydzielone inżynierom z Wielkiej Brytanii. Program ExoMars Wysłanie łazika na powierzchnię Marsa to jedynie kolejny krok w całym projekcie Europejskiej Agencji Kosmicznej. W 2016 r. w stronę Czerwonej Planety wystrzelono sprzęt pierwszej fazy wyprawy - sondę Trace Gas Orbiter (TGO) oraz lądownik Schiaparelli, który jednak uległ zniszczeniu podczas próby lądowania w wyniku usterki systemu nawigacyjnego oraz błędnego odczytu wysokości. Zadaniem TGO jest w głównej mierze poszukiwanie gazów śladowych, w tym głównie metanu, w atmosferze Marsa. W komunikacie Thales Alenia Space czytamy, że sonda wciąż posiada duży zapas paliwa, dzięki czemu jej żywotność zostanie wydłużona na potrzeby misji ExoMars 2028. Zadaniem Rosalind Franklin będzie natomiast przemierzanie Czerwonej Planety, aby przy pomocy wiertła pobierać próbki powierzchni do analizy, pochodzące z głębokości do 2 metrów. Źródło: Thales Alenia Space / Space24.pl Wizualizacja łazika Rosalind Franklin. Autor. ESA SPACE24 https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/sondy/europejska-misja-na-marsa-podjeto-kluczowa-decyzje
  6. Spektakularne zaćmienie Słońca z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej Autor: admin (2024-04-15) Spojrzenie na Ziemię z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) to niezwykłe doświadczenie, a gdy dochodzi do zaćmienia Słońca, widok staje się jeszcze bardziej zapierający dech w piersiach. Właśnie taki spektakl miało okazję obserwować 8 kwietnia załogowe załogi stacji, gdy Księżyc przesłonił tarczę Słońca. Materiał filmowy opublikowany przez NASA pokazuje gigantyczny cień Księżyca przesuwający się powoli po powierzchni naszej planety. Dla astronautów na pokładzie ISS widok ten jawi się w zupełnie innej perspektywie niż dla obserwatorów na Ziemi. Podczas gdy na powierzchni Ziemi całkowite zaćmienie trwało około trzech minut, dla ekipy stacji kosmicznej był to o wiele dłuższy spektakl. To niesamowite móc obserwować zaćmienie Słońca z tej perspektywy. Widzimy, jak cień Księżyca powoli przesuwa się po Ziemi, co jest zupełnie innym doświadczeniem niż obserwacja z powierzchni. Aby umożliwić załodze ISS obserwację tego wyjątkowego zjawiska, inżynierowie NASA musieli wielokrotnie dostosowywać orbitę stacji. Ostatecznie udało im się umieścić ją w pobliżu Ameryki Północnej w momencie, gdy Księżyc przechodził między Ziemią a Słońcem. Materiał opublikowany przez ABC News pokazuje, jak gigantyczny cień Księżyca powoli przesuwa się po powierzchni Ziemi, stopniowo zasłaniając tarczę Słońca. Dla obserwatorów na Ziemi całkowite zaćmienie trwało około trzech minut, ale dla załogi ISS było to znacznie dłuższe i niezwykłe doświadczenie. Następne całkowite zaćmienie Słońca nad Stanami Zjednoczonymi będzie miało miejsce dopiero w 2044 roku. Z kolei w Europie kolejne podobne wydarzenie będzie można zaobserwować w 2026 roku z takich miejsc, jak Grenlandia, Islandia, Hiszpania, Rosja i Portugalia. Dzięki materiałom filmowym opublikowanym przez NASA, wszyscy mogą poczuć się choć na chwilę uczestnikami tego niezwykłego wydarzenia. Obserwacja zaćmienia Słońca z perspektywy orbitalnej stacji kosmicznej to doświadczenie, które z pewnością na długo pozostanie w pamięci załogi ISS. Źródło: ZmianynaZiemi How the International Space Station viewed the 2024 total eclipse https://www.youtube.com/watch?v=oi4VMeVkGZk https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/spektakularne-zacmienie-slonca-z-pokladu-miedzynarodowej-stacji-kosmicznej
  7. Chińska sonda Queqiao-2 już za Księżycem. Gotowa do obserwowania historycznej misji Chang’e-6 2024-04-15. Radek Kosarzycki 24 marca 2024 roku na orbitę wokół Księżyca wprowadzony został chiński satelita Queqiao-2. Przeprowadzone od tego czasu testy potwierdziły, że jest on już gotowy do wykonania swojego podstawowego zadania, tj. zapewnienia komunikacji między centrum kontroli lotu na powierzchni Ziemi a sondą Chang’e-6, która wyląduje w maju na niewidocznej z Ziemi stronie Księżyca. W piątek, 12 kwietnia przedstawiciele chińskiej agencji kosmicznej CNSA potwierdzili, że satelita z powodzeniem nawiązał kontakt z lądownikiem Chang’e-4 znajdującym się na niewidocznej stronie Księżyca, a także z lądownikiem Chang’e-6, który jeszcze znajduje się na powierzchni Ziemi. To właśnie kwintesencja działania satelitów z rodziny Queqiao: zapewniają one komunikację między dwoma miejscami, które nie mają możliwości bezpośredniego kontaktu ze sobą. Jakby nie patrzeć żadne sygnały wysłane z Ziemi nie dotrą na niewidoczną z Ziemi stronę Księżyce, bowiem między tymi dwoma miejscami na drodze stoi… sam Księżyc. Stąd i komunikacja z urządzeniami znajdującymi się „po drugiej stronie Księżyca” możliwa jest tylko przez pośredników znajdujących się za Księżycem, którzy w polu widzenia mają jednocześnie Ziemię oraz niewidoczną stronę naszego naturalnego satelitę. Zakończenie testów Queqiao-2 otwiera drogę do startu historycznej misji Chang’e-6. Wszystko wskazuje, że sonda wystartuje w podróż na Księżyc już 3 maja. Po dotarciu do Księżyca lądownik osiądzie na dnie krateru Apollo na niewidocznej stronie naszego naturalnego satelity, pobierze stamtąd do 2000 g próbek księżycowych, wystartuje i dostarczy je na Ziemię. Jeżeli misja się powiedzie, będą to pierwsze w historii próbki z niewidocznej strony Księżyca, które pozwolą naukowcom ustalić różnice pomiędzy dwiema skrajnie różnymi częściami tego globu. Warto tutaj zwrócić uwagę na fakt, że na pokładzie sondy Queqiao-2 znajdowały się także mniejsze satelity Tiandu-1 oraz Tiandu-2, które 3 kwietnia oddzieliły się od głównego statku, oddaliły się od niego, a teraz w formacji będą okrążać razem z nim Księżyc, testując systemy komunikacji i nawigacji. Jak zauważają eksperci z portalu spacenews, satelity Tiandu mogą stanowić wstęp do budowy całej konstelacji Queqiao na orbicie wokół Księżyca. Według planów miałaby to być konstelacja zapewniająca podstawowy system komunikacji i nawigacji satelitarnej dla astronautów, którzy będą w przyszłości realizować długotrwałe misje na powierzchni Srebrnego Globu. https://www.pulskosmosu.pl/2024/04/chinska-sonda-queqiao-2-juz-za-ksiezycem-gotowa-do-obserwowania-historycznej-misji-change-6/
  8. Sonda JUICE zaliczyła bardzo ważny test. Gotowa do przelotu w pobliżu Kallisto 2024-04-15. Radek Kosarzycki Już za siedem lat, dokładnie w kwietniu 2031 roku sonda JUICE przeleci w pobliżu Kallisto, jednego z czterech galileuszowych księżyców Jowisza. Choć siedem lat to sporo, szczególnie w życiu człowieka, to w rzeczywistości czas ten zleci błyskawicznie. Dlatego też już teraz w centrum operacyjnym misji w Niemczech rozpoczęto przygotowania do tego przelotu. Zespół inżynierów oszukał ostatnio instrumenty zainstalowane na egzemplarzu inżynieryjnym sondy, wmawiając jej, że już teraz znajduje się ona w otoczeniu Kallisto. Dzięki temu można było przetestować zachowanie autonomicznego oprogramowania odpowiedzialnego za nawigowanie sondą. Komponent autonomii jest tutaj niezbędny, bowiem gdy sonda faktycznie znajdzie się w otoczeniu Jowisza, opóźnienie w komunikacji sondy z kontrolą misji na powierzchni Ziemi będzie na tyle duże, że inżynierowie nie będą mieli możliwości kontrolować lotu w czasie rzeczywistym. Sonda JUICE będzie skazana na samą siebie. Owszem, naukowcy wiedzą, gdzie mniej więcej będzie znajdował się księżyc w trakcie przelotu sondy w kwietniu 2031 roku. Jednak dane te nie są na tyle precyzyjne, aby z góry zaplanować przelot w odpowiedniej odległości od powierzchni Kallisto i zapewnić precyzyjne pomiary. W tym konkretnym przypadku nawet niewielka rozbieżność może być dla misji katastrofą, ponieważ niektóre instrumenty Juice’a muszą być skierowane na określone regiony Callisto z dokładnością do ułamka stopnia, aby dokonać pomiarów. Wychodzi zatem na to, że JUICE musi sam korzystać ze swoich oczu i mózgu zainstalowanego na pokładzie sondy, bez konieczności sterowania z powierzchni Ziemi. Kiedy zatem księżyc pojawi się w polu widzenia kamery zainstalowanej na pokładzie sondy, to komputer pokładowy będzie musiał prawidłowo zidentyfikować istotne elementy na powierzchni Kallisto, obrócić się w ich stronę, a następnie obracać się tak, aby utrzymywać je cały czas w polu widzenia. Zespół inżynierów odpowiedzialnych za przygotowanie sondy JUICE wykorzystał ostatnio model inżynieryjny sondy do przetestowania oprogramowania nawigacyjnego, które będzie kontrolować trajektorię lotu sondy w pobliżu jowiszowych księżyców. Chcąc oszukać systemy, przed kamery podstawiono serię zdjęć księżyca, aby zobaczyć, czy sonda zareaguje w odpowiedni sposób. Warto tutaj podkreślić, że zdjęcia wysokiej rozdzielczości zostały wygenerowane przez model komputerowy tak, aby przedstawiać Kallisto dokładnie w takiej orientacji i fazie, w jakiej JUICE dostrzeże go za siedem lat. Napięcie podczas testu było duże. Jakby nie patrzeć, naukowcy jedynie podsunęli zdjęcia, a oprogramowanie samo musiało zareagować na to, co widzi. Co więcej, w przypadku, w którym sonda zobaczyłaby księżyc pod złym kątem, musiała natychmiast podjąć próbę skorygowania błędów bez pomocy człowieka. Test przelotu w pobliżu Kallisto zrealizowany przez zespoły inżynierów ESA oraz Airbusa trwał trzy dni. Badacze zakładali, że będą to trzy dni testów i rozwiązywania kolejnych problemów, które w końcu po wielu poprawkach sprawią, że sonda będzie w stanie bez problemu wykonać czysty przelot. Jednak pomimo oczekiwań zespołowi wszystko udało się już pierwszego dnia. Oprogramowanie nawigacyjne Juice namierzało właściwe regiony Callisto, kierowało swoje instrumenty bezpośrednio na nie i bezpiecznie utrzymywało prawidłową trajektorię podczas wykonywania przelotu. Przelot obok Callisto to jeden z najbardziej wymagających scenariuszy, przed którymi stanie sonda JUICE, a także jeden z najtrudniejszych do skonfigurowania i przeprowadzenia na modelu inżynieryjnym. Model został przetransportowany w lutym z Airbusa we Francji do ESOC w Niemczech. Po pomyślnym ukończeniu ostatniego testu urządzenie jest już w pełni skonfigurowane, a zespoły ESA zostały w pełni przeszkolone w zakresie jego obsługi. Zespół Juice musi teraz jedynie potwierdzić, że właściwa sonda zachowuje się dokładnie tak samo jak model inżynieryjny, przeprowadzając podobny test w przestrzeni kosmicznej. Jednak jedyna szansa na wyśledzenie dużego obiektu za pomocą kamery nawigacyjnej JUICE pojawi się podczas przelotów obok planet. Nadchodząca asysta grawitacyjna Księżyca-Ziemia w sierpniu tego roku niestety nie pozwoli na przeprowadzenie akurat tego testu. Podczas tego podwójnego przelotu JUICE przeleci obok Księżyca, a następnie Ziemi niecałe 24 godziny później, aby w krótkim odstępie czasu ukraść odrobinę energii obu tych ciał niebieskich. Jest to bardzo delikatny manewr, którego nigdy wcześniej nie próbowano i wszystkie ręce będą musiały być gotowe do natychmiastowej reakcji na każdą anomalię. Źródło: 1 Juice’s Flyby of Callisto https://www.youtube.com/watch?v=xqd1a6IeCZI Juice’s flyby of Earth-Moon system https://www.youtube.com/watch?v=CpmkMSAmwbs https://www.pulskosmosu.pl/2024/04/juice-kallisto-test-przelotu/
  9. Takie roboty jako pierwsze będą zwiedzały powierzchnię planetoid. Nie mają kół 2024-04-15. Radek Kosarzycki Od lat naukowcy łakomie zwracają swój wzrok w kierunku planetoid, zarówno tych krążących wokół Słońca w Pasie Planetoid, jak i tych, które zbliżają się do Ziemi. Na swojej powierzchni w swoim wnętrzu posiadają one ogrom cennych metali, które teoretycznie można by było wydobywać i dostarczać na powierzchnię Ziemi. Do tego potrzeba jednak specjalnych urządzeń. Załóżmy, że wysyłamy specjalną sondę wyposażoną w lądownik, który miałby wylądować na powierzchni planetoidy i zwiedzać jej powierzchnię. To zadanie zupełnie inne od lądowania i zwiedzania powierzchni Marsa i Księżyca. Planetoida ma od nich nieporównanie niższą masę, a zatem jej przyciąganie grawitacyjne praktycznie nie istnieje. Jakikolwiek łazik na powierzchni planetoidy miałby problem z utrzymaniem wystarczająco trwałego kontaktu między kołami a powierzchnią planetoidy. Dobrze by było wymyślić zatem bardziej wydajny sposób poruszania się po powierzchni takiego obiektu. Według inżynierów z ETH Zurich w Szwajcarii rozwiązaniem może być niewielki, trójnożny robot, który zamiast jeździć, po prostu podskakiwałby lekko i opadał z powrotem w innym miejscu powierzchni. Projekt takiego nietypowego kosmicznego skoczka już testowany jest przez badaczy. Ostatnio jego zdolności do skakania na powierzchni planetoidy zostały przetestowane w warunkach symulowanej mikrograwitacji podczas realizowanego przez Europejską Agencję Kosmiczną lotu parabolicznego. W każdym z rogów trójkątnego urządzenia znajduje się specjalnie zaprojektowana noga ze stawem kolanowym i stawem biodrowym. Za ich pomocą SpaceHopper — bo taką nazwę nosi prototyp — może odbić się od powierzchni, wierzgać nogami, aby przemieszczać się w przestrzeni, a następnie miękko wylądować w innym miejscu na powierzchni planetoidy. O ile taki sposób poruszania się nie miałby żadnego sensu na Marsie, to na planetoidzie może być najbardziej skuteczny. Podczas lotów parabolicznych naukowcy wykonywali różnego rodzaju skoki SpaceHopperem. Każdy ze skoków w warunkach symulowanej mikrograwitacji trwał około 20-25 sekund. Podczas każdego lotu wykonywano ich blisko trzydzieści. Ostatecznie projektantom urządzenia, które wywodzi się z projektu studenckiego, udało się dowieść, że robot za pomocą swoich trzech nóg jest w stanie przemieszczać się po powierzchni planetoidy i wykonywać skoki w wybranym wcześniej kierunku. Using a hopping robot for asteroid exploration https://www.youtube.com/watch?v=8I4fe9VaQQg https://www.pulskosmosu.pl/2024/04/spacehopper-eksplorator-planetoid/
  10. W kierunku Ziemi lecą dwie asteroidy. Jedna może mieć kilometr długości 2024-04-15. Dawid Długosz Ziemia zostanie dziś minięta przez dwie spore asteroidy. Są to obiekty sklasyfikowane pod nazwami 517681 (2015 DE198) oraz 439437 (2013 NK4). Do zbliżenia z naszą planetą dojdzie w godzinach popołudniowych czasu w Polsce. Są to duże asteroidy i wielkość drugiej z nich może wynosić nawet kilometr. Asteroidy mijające Ziemię nie są niczym nowym. Do podobnych przelotów dochodzi niemal każdego dnia. Ostatnio wspominaliśmy wam o obiekcie wielkości samochodu, który minął naszą planetę w bardzo bliskiej odległości. W naszym kierunku lecą kolejne kosmiczne skały, ale tym razem są to naprawdę duże planetoidy. Asteroidy lecące w kierunku Ziemi są wielkie Planetoidy zbliżające się w naszym kierunku nie są małe. Obiekty sklasyfikowane pod nazwami 517681 (2015 DE198) oraz 439437 (2013 NK4) mają średnice w postaci kilkuset metrów. Wielkość pierwszej szacuje się od 440 do 990 m, a drugiej od 460 m do 1 km! Wymienione asteroidy zostały odkryte w zeszłej dekadzie (w 2013 oraz 2015 r.) i zaliczają się do obiektów PHA, czyli potencjalnie niebezpiecznych. Dlaczego? Gdyby asteroidy takiej wielkości znalazły się na kursie kolizyjnym z Ziemią, to wywołałyby lokalne katastrofy. Dotyczy to kosmicznych skał o wielkości 140 m lub większych. Ponadto zalicza się tu takie planetoidy, które przelatują w odległości mniejszej od 0,05 jednostki astronomicznej. Jedna określa średnią odległość Ziemi od Słońca i w tym przypadku jest to około 19,5 razy więcej niż dzieli od nas Księżyc (znajdujący się średnio 384,4 tys. km od planety). Obie planetoidy miną nas w bezpiecznej odległości Na szczęście nie grozi nam katastrofa i obie asteroidy przelecą w pobliżu Ziemi dalej od Księżyca. Najpierw Ziemię minie obiekt 517681 (2015 DE198) i nastąpi to o godzinie 16:08 naszego czasu. Skała rozpędzona do prędkości 14 km/s przeleci w odległości około 18 razy większej w porównaniu do Srebrnego Globu. Druga minie nas niedługo później, bo o 16:49 polskiego czasu. 439437 (2013 NK4) leci szybciej, bo ma prędkość 16,5 km/s i ponadto znajdzie się bliżej — około 9 razy dalej niż Księżyc. Potem oba obiekty odlecą, ale na tym nie koniec dzisiejszych przelotów asteroid. Jeszcze dziś trzy inne asteroidy 15 kwietnia jest dniem, w którym Ziemię miną nie dwie, a pięć asteroid. Pozostałe trzy są jednak znacznie mniejsze. Ich wielkość szacuje się od kilku do kilkudziesięciu metrów. Takie obiekty w momencie wpadnięcia w atmosferę nie stanowiłyby większego zagrożenia, bo uległyby spaleniu. Co przyniesie jutro? Jutro, czyli 16 kwietnia, Ziemia zostanie minięta przez trzy asteroidy, których wielkość oszacowano od kilkunastu do kilkudziesięciu metrów. Dwa obiekty znajdą się jeszcze dalej od naszej planety, a jeden z nich zbliży się na odległość około 0,035 jednostki astronomicznej. Podobne przeloty asteroid są monitorowane i informacje na ten temat udostępniane są na stronie internetowej CNEOS (Centrum ds. Badań Obiektów Bliskich Ziemi). W kierunku Ziemi lecą dwie asteroidy. Jedna może mieć kilometr długości. /marcelo6366 /Pixabay.com https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-w-kierunku-ziemi-leca-dwie-asteroidy-jedna-moze-miec-kilomet,nId,7452318
  11. Planetoidy NEO w 2024 roku 2024-04-15. Krzysztof Kanawka Zbiorczy artykuł na temat odkryć i obserwacji planetoid NEO w 2024 roku. Zapraszamy do podsumowania odkryć i ciekawych badań planetoid bliskich Ziemi (NEO) w 2024 roku. Ten artykuł będzie aktualizowany w miarę pojawiania się nowych informacji oraz nowych odkryć. Bliskie przeloty w 2024 roku Poszukiwanie małych i słabych obiektów, których orbita przecina orbitę Ziemi to bardzo ważne zadanie. Najlepszym dowodem na to jest bolid czelabiński – obiekt o średnicy około 18-20 metrów, który 15 lutego 2013 roku wyrządził spore zniszczenia w regionie Czelabińska w Rosji. Poniższa tabela opisuje bliskie przeloty planetoid i meteoroidów w 2024 roku (stan na 15 kwietnia 2024). Jak na razie, w 2024 roku największym obiektem, który zbliżył się do Ziemi, jest planetoida o oznaczeniu 2024 GD, o szacowanej średnicy około 35 metrów. W ciągu dekady ilość odkryć obiektów przelatujących w pobliżu Ziemi wyraźnie wzrosła: • w 2023 roku odkryć było 113, • w 2022 roku – 135, • w 2021 roku – 149, • w 2020 roku – 108, • w 2019 roku – 80, • w 2018 roku – 73, • w 2017 roku – 53, • w 2016 roku – 45, • w 2015 roku – 24, • w 2014 roku – 31. W ostatnich latach coraz częściej następuje wykrywanie bardzo małych obiektów, o średnicy zaledwie kilku metrów – co na początku poprzedniej dekady było bardzo rzadkie. Ilość odkryć jest ma także związek z rosnącą ilością programów poszukiwawczych, które niezależnie od siebie każdej pogodnej nocy “przeczesują” niebo. Pracy jest dużo, gdyż prawdopodobnie planetoid o średnicy mniejszej od 20 metrów może krążyć w pobliżu Ziemi nawet kilkanaście milionów. Inne ciekawe badania i odkrycia planetoid w 2024 roku 2024 AA, 2024 AB i 2024 AC – trzy pierwsze planetoidy odkryte w 2024 roku to obiekty NEO. 2024 BX1: mały meteoroid o średnicy około jednego metra, wykryty na kilka godzin przed wejściem w atmosferę Ziemi. Odkrycie nastąpiło w dniu 20 stycznia za pomocą węgierskiego Konkoly Observatory przez Krisztián Sárneczky. Wejście w atmosferę Ziemi nastąpiło 21 stycznia około 01:30 CET nad Niemcami. Poniższa animacja prezentuje trajektorię podejścia 2024 BX1 do Ziemi. Poniższe nagranie prezentuje wejście 2024 BX1 w atmosferę (kamera z Lipska). Jest to dopiero ósme takie odkrycie. Oto lista odkryć, które nastąpiły, zanim jeszcze mały obiekt wszedł w atmosferę Ziemi: • 2008 TC3 (nad Sudanem) • 2014 AA (nad Atlantykiem) • 2018 LA (nad Botswaną) • 2019 MO (okolice Puerto Rico) • 2022 EB5 (okolice Islandii) • 2022 WJ1 (w pobliżu granicy USA/Kanada) • 2023 CX1 (spadek i odzyskane meteoryty, Francja) • 2024 BX1 (nad Niemcami) 2024 GJ2: mały obiekt odkryty na 2 dni przed przelotem. Pole grawitacyjne Ziemi mocno zmieniło trajektorię tego meteoroidu. Zapraszamy do działu małych obiektów w Układzie Słonecznym na Polskim Forum Astronautycznym. Zapraszamy do podsumowania odkryć w 2023 roku. Zapraszamy do podsumowania odkryć w 2022 roku. Zapraszamy także do podsumowania odkryć obiektów NEO i bliskich przelotów w 2021 roku. (PFA) Bliskie przeloty w 2024 roku, LD oznacza średnią odległość do Księżyca / Credits – K. Kanawka, kosmonauta.net Poniższe nagranie prezentuje wejście 2024 BX1 w atmosferę (kamera z Lipska). https://kosmonauta.net/2024/04/planetoidy-neo-w-2024-roku/
  12. Tajemnicze kule z Antarktydy - ślady katastrofalnego zderzenia sprzed 430 tysięcy lat Autor: admin (2024-04-14) Zespół naukowców z 15 różnych krajów dokonał niezwykłego odkrycia w ziemi Królowej Maud Land na Antarktyce. Zbadane przez nich sfery kondensacyjne wskazują na to, że około 430 tysięcy lat temu w tym regionie doszło do ogromnego impaktu powietrznego. Jak wyjaśniają autorzy badania opublikowanego w czasopiśmie "Science Advances", tego typu zdarzenia, choć nie pozostawiają kraterów, są dużo częstsze niż uderzenia meteorytów, które tworzą widoczne ślady na powierzchni Ziemi. Naukowcy twierdzą, że odkrycie to ma kluczowe znaczenie dla zrozumienia historii oddziaływań kosmicznych na naszą planetę. Znalezione na Antarktyce cząstki powstały w wyniku zdarzenia, w którym strumień pary z rozbitego asteroidu zetknął się z lądolodem. Analiza ich cech charakterystycznych wskazuje, że był to niezwykle potężny impakt pośredni między eksplozją w atmosferze a uderzeniem w ziemię. Naukowcy szacują, że miało to miejsce około 430 tysięcy lat temu. Tego typu zdarzenia, choć nie powodują tak rozległych zniszczeń jak klasyczne uderzenia meteorytów, wciąż stanowią poważne zagrożenie. Jak podkreślają autorzy, impakt nad gęsto zaludnionymi obszarami mógłby spowodować miliony ofiar i poważne szkody na obszarach sięgających setek kilometrów. Na szczęście w przypadku Antarktydy konsekwencje ograniczały się do wprowadzenia do atmosfery kryształków lodu i pyłu. Odkrycie to jest o tyle istotne, że naukowcom udało się zidentyfikować ślady kolejnego, jeszcze starszego impaktu powietrznego sprzed 2,3-2,7 miliona lat. Analiza sfer znalezionych w próbce BIT-58 z Gór Allana Hills wykazała, że powstały one w wyniku podobnego zdarzenia. Badacze podkreślają, że identyfikacja śladów takich kataklizmów w zapisie geologicznym ma kluczowe znaczenie dla zrozumienia zagrożeń, jakie niesie ze sobą kosmiczne bombardowanie Ziemi. Wezwali oni do wzmożenia wysiłków na rzecz monitorowania i obrony przed tego typu zdarzeniami, które mogą stanowić poważne zagrożenie dla stabilności naszej cywilizacji. Źródło: zmianynaziemi https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/tajemnicze-kule-z-antarktydy-slady-katastrofalnego-zderzenia-sprzed-430-tysiecy-lat
  13. Japoński astronauta stanie na powierzchni Księżyca. Strategiczna umowa z NASA 2024-04-14. Radek Kosarzycki W latach 1969-1972 garstka dwunastu ludzi wylądowała na powierzchni Księżyca. Zapewne nikt wtedy nie przypuszczał, że tak długo trzeba będzie czekać na kolejną załogową misję Księżycową. Pięćdziesiąt lat minęło, a żaden człowiek wciąż nie powtórzył tego wyczynu. Wkrótce jednak wszystko może się zmienić. Dokładnie tak jak w latach sześćdziesiątych cała nasza nadzieja w kolejnym wyścigu kosmicznym. Realizacja programu Artemis, w ramach którego NASA ponownie chce wrócić na powierzchnię Srebrnego Globu, okazuje się znacznie trudniejsza i kosztowniejsza, niż jeszcze kilka lat temu. O ile rakieta Space Launch System mimo przeciwności losu wystartowała i nawet zrealizowała wzorowo swoją pierwszą misję do Księżyca, o tyle lądownika księżycowego wciąż nie ma i jeszcze dużo pracy trzeba, aby w końcu powstał. Do niedawna NASA była przekonana, że program Artemis może realizować w swoim tempie. Ostatnie lata wykazały jednak, że tak nie jest, bowiem Chiny inwestują ogromne pieniądze w gwałtowny rozwój swojego sektora kosmicznego. Od kilku miesięcy przedstawiciele chińskiego sektora kosmicznego przekonują, że uda im się dostarczyć chińskich astronautów na powierzchnię Księżyca jeszcze przed końcem dekady. To niebezpiecznie blisko planowanej daty pierwszego załogowego lądowania amerykańskiego. Jedno przesunięcie daty, jedno opóźnienie lub potknięcie może zatem zdecydować o tym, który kraj jako pierwszy w XXI wieku załogowo wyląduje na powierzchni innego globu niż Ziemia. Stawka jest zatem wysoka. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że program Artemis to nie tylko NASA. Jest to ogromne przedsięwzięcie międzynarodowe. Z tym z kolei wiąże się fakt, że także na pokładzie statków Orion lecących w kierunku Księżyca znajdą się astronauci z krajów innych, niż Stany Zjednoczone. W środę prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden podczas konferencji prasowej z wizytującym Waszyngton premierem Japonii Fumio Kishidą poinformował, że pierwszym astronautą z kraju innego niż USA, będzie właśnie astronauta z Japonii. Kishida natomiast poinformował, że Japonia dostarczy w zamian za to wyróżnienie łazik, którym astronauci będą poruszać się po powierzchni Księżyca. Jak na razie jednak nie wiadomo kiedy do tego dojdzie. Aktualnie pierwsza misja załogowa, czyli Artemis 3 planowana jest na 2026 rok. Można jednak śmiało zakładać, że termin ten ulegnie jeszcze przesunięciu. Mamy wszak połowę 2024 roku, a więc pozostały jedynie dwa lata, w których SpaceX miałoby opanować starty rakiety Starship na orbitę, przetestować tankowanie Starshipów na orbicie, stworzyć specjalny lądownik przystosowany do lądowania i startowania z powierzchni księżyca oraz wykonać pierwszy bezzałogowy lot na Księżyc z udanym lądowaniem. Nawet SpaceX nie jest w stanie tego dokonać w ciągu dwóch lat. Warto tutaj także zauważyć, że przygotowywany przez japońskich inżynierów łazik księżycowy będzie pierwszym łazikiem z kabiną ciśnieniową. Dzięki temu astronauci będą mogli wypuszczać się na jego pokładzie na znacznie dłuższe eskapady i zwiedzać znacznie większy obszar Księżyca niż w trakcie wszystkich wcześniejszych misji. Mówi się nawet o tym, że wewnątrz łazika znajdzie się miejsce dla dwóch osób, które będą mogły spędzić poza bazą do trzydziestu dni. Na zdjęcia z wycieczki po powierzchni Księżyca będziemy musieli jeszcze poczekać, bowiem pierwszy egzemplarz księżycowego samochodu poleci na Księżyc dopiero w ramach misji Artemis 7. Póki co przed nami jeszcze misja Artemis 2, w ramach której czworo astronautów wystartuje z Ziemi, okrąży Księżyc i powróci na Ziemię. Ta misja zaplanowana jest już na przyszły rok. https://www.pulskosmosu.pl/2024/04/artemis-japonski-astronauta/
  14. Mitsubishi pomoże zbudować nową stację kosmiczną 2024-04-14. Mateusz Mitkow Japońska firma Mitsubishi Corp. dołączyła do projektu Starlab, mającego na celu stworzenie komercyjnej stacji kosmicznej. Przedsięwzięcie jest realizowane przez Voyager Space oraz Airbus Defence and Space. Nowy partner ma znacznie zwiększyć wartość projektu, a także zapewni japońskiemu przemysłowi korzystanie z placówki. W sierpniu 2023 r. firma Airbus ogłosiła współpracę z amerykańskim przedsiębiorstwem Voyager Space, której celem jest budowa komercyjnej stacji kosmicznej na orbicie okołoziemskiej. W komunikacie dodano, że placówka o nazwie Starlab zostanie stworzona w przeciągu najbliższych pięciu lat. Częściowo ma ona zastąpić Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS), która skończy swój żywot wraz z końcem obecnej dekady. W ostatnich dniach dowiedzieliśmy się o nowym partnerze tego projektu. Od 4 kwietnia br. nowym partnerem strategicznym, który pomoże w budowie stacji Starlab została japońska firma Mitsubishi Corp., która tym samym obejmie udziały w kapitale transatlantyckiej spółki joint venture (Starlab Space). Na ten moment rzecznik spółki odmówił podania konkretnych szczegółów umowy, w tym jej wartości finansowej czy wielkości pozyskanych udziałów. W oficjalnym komunikacie podkreślono, że będzie to „znaczne zwiększenie wartości projektu”. Doświadczenie w projektach kosmicznych Mitsubishi Corp. oraz zasoby firmy będą z pewnością niezwykle przydatne dla projektu. „Mitsubishi Corp. to pionier biznesu kosmicznego w Japonii od lat 60. XX w. […] jest idealnym uzupełnieniem naszego zespołu” - stwierdził w oświadczeniu Mike Schoellhorn, dyrektor generalny Airbus Defence and Space. Dodatkowo otwierają się dzięki temu większe możliwości dla japońskiego przemysłu w zakresie korzystania ze stacji. Niektóre źródła twierdzą, że może to również pomóc w uzyskaniu cennego finansowania od rządu Kraju Kwitnącej Wiśni. Dzięki firmie Airbus projekt jest także otwarty na rynek europejski. Pod koniec ubiegłego roku Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) poinformowała o rozpoczęciu negocjacji, które mają na celu użytkowania przez Europejczyków przyszłej stacji kosmicznej Starlab. Wspomniana Międzynarodowa Stacja Kosmiczna zakończy swoje działanie już za kilka lat, a zatem poszukiwane są alternatywne rozwiązania, które zapewnią dostęp do niskiej orbity okołoziemskiej. W przypadku umieszczenia opisywanej stacji Starlabna orbicie, również w ostatnich miesiącach dowiedzieliśmy się, że placówka zostanie wyniesiona w ramach jednego lotu systemu nośnego Starship/Super Heavy, który jest opracowywana przez firmę SpaceX. Wynika z tego, że termin wyniesienia stacji na orbitę jest zależny od prac rozwojowych obecnie największej rakiety na świecie, która do tej pory odbyła trzy loty testowe. W tym roku powinniśmy być świadkami co najmniej dwóch prób. W przypadku parametrów technicznych stacji, wiemy na ten moment, że Starlab będzie składać się z dwóch modułów (mieszkalno-laboratoryjnego i serwisowego). Placówka będzie oferować kilka laboratoriów, w tym do eksperymentów biologicznych i fizycznych, hodowli roślin, itp. Całość stacji to mniej więcej połowa objętości ISS, czyli około 450 m³. Pomieści ona czteroosobową załogę. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) Autor. NASA/Flickr Autor. Voyager Space SPACE24 https://space24.pl/przemysl/rynek-globalny/mitsubishi-pomoze-zbudowac-nowa-stacje-kosmiczna
  15. Spójrz w niebo! Można sporo zobaczyć 2024-04-14.MK. 14 kwietnia przypada Międzynarodowy Dzień Patrzenia w Niebo. Jak się okazuje właśnie od połowy bieżącego miesiąca można zobaczyć sporo ciekawych zjawisk. W kwietniu możemy gołym okiem zobaczyć na niebie nad Polską kilka rojów meteorów. Wśród nich są m.in. Lirydy i mniej znane pi Puppidy, których okres aktywności rozpocznie się w połowie miesiąca. Spadające gwiazdy, czyli meteory, kojarzone są z okresem letnim. Jednak roje meteorów, jak i sporadyczne zjawiska tego rodzaju, zdarzają się przez cały rok. W kwietniu aktywne są m.in. meteory z roju Lirydów. Okres ich aktywności rozpocznie się 14 kwietnia i potrwa do 30 kwietnia. Maksimum można spodziewać się 22 kwietnia o godzinie 8.00 polskiego czasu. Maksymalna liczba meteorów, jaką można zobaczyć w ciągu godziny to 18 (w idealnych warunkach, przy bezchmurnym niebie, gdy radiant roju jest w zenicie), chociaż bywały lata, w których odnotowywano po kilkaset meteorów na godzinę, a nawet deszcze meteorów w latach 1803 i 1922. Lirydy są jednym z najstarszych znanych ludzkości rojów meteorów. Wspominane są już w starożytnych źródłach chińskich. Obecnie naukowcy wiedzą już, że ciałem macierzystym Lirydów jest kometa C/1861 G1 (Thatcher), która ma okres 415 lat. Meteory z roju Lirydów są szybkimi zjawiskami. Ich prędkość wynosi 49 km/s. Wieczorem radiant Lirydów jest dość nisko nad horyzontem, później wnosi się coraz wyżej. W obserwacjach przeszkadzać będzie Księżyc, którego pełnia przypadnie 24 kwietnia. Pi Puppidy Drugim kwietniowym rojem meteorów, który jest widocznym gołym okiem są pi Puppidy, aktywne od 15 do 28 kwietnia, z maksimum 23 kwietnia i zmienną liczbą meteorów (do 40). Meteory z tego roju związane są z kometą 26P/Grigg-Skjellerup. Są one dużo wolniejsze od Lirydów, mają prędkość 18 km/s. Po raz pierwszy pi Puppidy zaobserwowano w 1972 roku. Nieco później – 19 kwietnia, swoją aktywność rozpoczynają eta Akwarydy; można je obserwować do 28 maja. Swoje maksimum osiągną 5 maja. Znane są od średniowiecza. Poruszają się bardzo szybko (66 km/s) i w maksimum mogą osiągnąć liczbę 50 zjawisk na godzinę. Związane są ze słynną kometa Halleya. Meteory można obserwować gołym okiem. Jeśli przedłużylibyśmy ich ślady na niebie, to wydawałoby się, że wybiegają z jednego punktu, zwanego radiantem. Astronomowie radzą jednak, by w trakcie obserwacji patrzeć na obszary kilkadziesiąt stopni od radiantu, a nie na sam radiant. Położenie radiantu na niebie możemy wywnioskować z nazwy roju, pochodzącej od łacińskiej nazwy gwiazdozbioru, w którym znajduje się radiant. Warto w najbliższych dniach spojrzeć w niebo (fot. Simon Robling/Getty Images) źródło: PAP TVP INFO https://www.tvp.info/76983593/spojrz-w-niebo-mozna-sporo-zobaczyc
  16. Wiatry gwiazdowe trzech gwiazd podobnych do Słońca wykryte po raz pierwszy 2024-04-14. Astrofizycy byli w stanie określić ilościowo utratę masy gwiazd na skutek wiatrów gwiazdowych. Międzynarodowy zespół badawczy po raz pierwszy bezpośrednio wykrył wiatry gwiazdowe trzech gwiazd podobnych do Słońca, rejestrując emisję promieniowania rentgenowskiego z ich atmosfer, a także określił tempo utraty masy przez gwiazdy za pośrednictwem ich wiatrów gwiazdowych. Astrosfery, gwiezdne odpowiedniki heliosfery otaczającej nasz Układ Słoneczny, to bardzo gorące pęcherzyki plazmy wydmuchiwane przez wiatry gwiazdowe do ośrodka międzygwiazdowego, przestrzeni wypełnionej gazem i pyłem. Badanie wiatrów gwiazdowych gwiazd o niskiej masie podobnych do Słońca pozwala nam zrozumieć ewolucję gwiazd i planet, a ostatecznie historię i przyszłość naszej własnej gwiazdy i Układu Słonecznego. Wiatry gwiazdowe napędzają wiele procesów, które powodują wyparowanie atmosfer planetarnych w przestrzeń kosmiczną, a tym samym prowadzą do utraty masy atmosferycznej. Chociaż współczynniki ucieczki z planet w ciągu godziny lub nawet roku są niewielkie, działają one w długich okresach geologicznych. Straty kumulują się i mogą być czynnikiem decydującym o tym, czy planeta przekształci się w nadający się do zamieszkania świat, czy w pozbawioną powietrza skałę. Pomimo ich znaczenia dla ewolucji zarówno gwiazd, jak i planet, wiatry gwiazd podobnych do Słońca są niezwykle trudne do powstrzymania. Składają się one głównie z protonów i elektronów, ale zawierają również niewielką ilość cięższych, silnie naładowanych jonów (np. tlenu, węgla). To właśnie te jony, wychwytując elektrony z neutralnego ośrodka międzygwiazdowego wokół gwiazdy, emitują promieniowanie rentgenowskie. Wykryto emisję promieniowania rentgenowskiego z astrosfer Międzynarodowy zespół kierowany przez Kristinę Kislyakovą, starszego pracownika naukowego na Wydziale Astrofizyki Uniwersytetu Wiedeńskiego, po raz pierwszy wykrył emisję promieniowania X z astrosfer wokół trzech gwiazd podobnych do Słońca, tak zwanych gwiazd ciągu głównego, które są gwiazdami w początkowym okresie swojego życia, a tym samym po raz pierwszy bezpośrednio zarejestrował takie wiatry. co pozwoliło im na określenie tempa utraty masy gwiazd poprzez ich wiatry gwiazdowe. Wyniki te, oparte na obserwacjach za pomocą teleskopu XMM-Newton, zostały opublikowane w Nature Astronomy. Naukowcy zaobserwowali spektralne odciski palców (tzw. linie widmowe) jonów tlenu i byli w stanie określić ilość tlenu, a ostatecznie całkowitą masę wiatru gwiazdowego emitowanego przez gwiazdy. W przypadku trzech gwiazd z wykrytymi astrosferami, nazwanych 70 Ophiuchi, epsilon Eridani i 61 Cygni, naukowcy oszacowali, że ich tempo utraty masy wynosi odpowiednio 66,5 +/- 11,1, 15,6 +/- 4,4 i 9,6 +/- 4,1 razy więcej niż tempo utraty masy przez Słońce. Oznacza to, że wiatry pochodzące z tych gwiazd są znacznie silniejsze niż wiatr słoneczny, co można wyjaśnić silniejszą aktywnością magnetyczną tych gwiazd. W Układzie Słonecznym emisja wymiany ładunku wiatru słonecznego została zaobserwowana z planet, komet i heliosfery i stanowi naturalne laboratorium do badania składu wiatru słonecznego, wyjaśniła Kristina Kislyakova, główna autorka badania. Obserwacje tej emisji z odległych gwiazd jest znacznie trudniejsze ze względu na słaby sygnał. Ponadto odległość do gwiazd sprawia, że bardzo trudno jest oddzielić sygnał emitowany przez astrosferę od rzeczywistej emisji rentgenowskiej samej gwiazdy, której część jest „rozproszona” w polu widzenia teleskopu z powodu efektów instrumentalnych. Opracowaliśmy nowy algorytm, aby oddzielić gwiezdny i astrosferyczny wkład do emisji i wykryliśmy sygnały wymiany ładunku pochodzące z jonów tlenu wiatru gwiazdowego i otaczającego neutralnego ośrodka międzygwiazdowego trzech gwiazd ciągu głównego. Jest to pierwszy przypadek wykrycia rentgenowskiej emisji wymiany ładunku z astrosfer takich gwiazd. Oszacowane przez nas tempo utraty masy może być wykorzystane jako punkt odniesienia dla modeli wiatrów gwiazdowych i poszerzyć nasze ograniczone dowody obserwacyjne dla wiatrów gwiazd podobnych do Słońca. Współautor publikacji, Manuel Güdel, również z Uniwersytetu Wiedeńskiego, dodał: Przez trzy dekady na całym świecie podejmowano wysiłki, aby potwierdzić obecność wiatrów wokół gwiazd podobnych do Słońca i zmierzyć ich siłę, ale jak dotąd tylko pośrednie dowody oparte na ich wtórnym wpływie na gwiazdę lub jej otoczenie wskazywały na istnienie takich wiatrów; nasza grupa wcześniej próbowała wykryć emisję radiową z wiatrów, ale mogła jedynie określić górne limity siły wiatrów, nie wykrywając samych wiatrów. Nasze nowe wyniki oparte na promieniowaniu rentgenowskim torują drogę do znalezienia, a nawet bezpośredniego obrazowania tych wiatrów i badania ich interakcji z otaczającymi planetami. W przyszłości ta metoda bezpośredniego wykrywania wiatrów gwiazdowych w promieniowaniu X będzie łatwiejsza dzięki przyszłym instrumentom o wysokiej rozdzielczości, takim jak spektrometr X-IFU europejskiej misji Athena. Wysoka rozdzielczość spektralna spektrometru X-IFU pozwoli uchwycić dokładniejszą strukturę i stosunek emisji linii tlenu (a także innych słabszych linii), które są trudne do rozróżnienia przy rozdzielczości CCD XMM, i zapewni dodatkowe ograniczenia dotyczące mechanizmu emisji; emisja termiczna z gwiazd lub nietermiczna wymiana ładunków z astrosfer – wyjaśniła Dimitra Koutroumpa, badaczka z CNRS, współautorka badania. Opracowanie: Agnieszka Nowak Źródło: • Uniwersytet Wiedeński • Urania Zdjęcie w podczerwieni fali uderzeniowej (czerwony łuk) utworzonej przez masywnego olbrzyma Zeta Ophiuchi w międzygwiezdnym obłoku pyłu. Wątłe wiatry gwiazd ciągu głównego podobnych do Słońca są znacznie trudniejsze do zaobserwowania. Źródło: NASA/JPL-Caltech; NASA oraz zespół Hubble Heritage (STScI/AURA); C. R. O'Dell, Vanderbilt University https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2024/04/wiatry-gwiazdowe-trzech-gwiazd.html
  17. Tajemnicza eksplozja w przestrzeni kosmicznej. Nie znamy takiego obiektu 2024-04-14. Radek Kosarzycki Odkrycie pierwszych fal grawitacyjnych za pomocą detektora LIGO otworzyło nam zupełnie nowe okno na przestrzeń kosmiczną. Po raz pierwszy naukowcy mogli zobaczyć w danych obserwacyjnych zderzenia obiektów takich jak czarne dziury, czy gwiazdy neutronowe. W maju ubiegłego roku w falach grawitacyjnych wykryto zderzenie, którego do teraz nie udało się wyjaśnić. Sytuacja wygląda tak, że wiemy, iż doszło do potężnego zderzenia, w którym w przestrzeń kosmiczną wyemitowane zostały fale grawitacyjne. Więcej, wiemy, że jednym z „uczestników” zderzenia była gwiazda neutronowa. Problem stanowi jednak ustalenie tego, z czym ta gwiazda neutronowa się zderzyła. Wszystko bowiem wskazuje na to, że jest to obiekt, którego masa znajduje się gdzieś między masą najmasywniejszej znanej gwiazdy neutronowej a najlżejszej znanej czarnej dziury. Mamy zatem do czynienia ze zderzeniem, którego uczestnikiem był obiekt z tzw. luki masowej. Nigdy wcześniej takiego obiektu w zderzeniu jeszcze nie obserwowano. Jedno jest pewne: choć nie wiemy, czym jest ten obiekt, to teraz wiemy, że one faktycznie istnieją. Więcej, sam fakt, że udało nam się taki obiekt wykryć, wskazuje na to, że muszą one powszechnie występować we wszechświecie. Warto tutaj zwrócić uwagę, że tak naprawdę mówimy o tej samej klasie obiektów kosmicznych. Zarówno gwiazdy neutronowe, jak i czarne dziury o masie gwiazdowej powstają w ten sam sposób, tj. w eksplozji masywnej gwiazdy pod koniec jej życia. Zewnętrzne warstwy gwiazdy wyrzucane są gwałtownie w przestrzeń międzygwiezdną, a po rozszarpanej gwieździe pozostaje jedynie albo czarna dziura, albo gwiazda neutronowa. O tym, czym ta pozostałość będzie, decyduje pierwotna masa gwiazdy, która uległa eksplozji. Gwiazdy o masie do 30 mas Słońca produkują gwiazdy neutronowe, których masy nie przekraczają 2,3 masy Słońca. Jeżeli gwiazda jest znacznie masywniejsza, to i pozostałość po niej jest dużo masywniejsza i wtedy jest już czarną dziurą. Najlżejsze znane czarne dziury o masie gwiazdowej mają masę rzędu 5 mas Słońca. Jak dotąd naukowcom udało się odkryć zaledwie kilka obiektów o masie między 2,3 a 5 mas Słońca i jak dotąd nie wiadomo, czy są to gwiazdy neutronowe, czy czarne dziury. W opisywanym przypadku, w falach grawitacyjnych skatalogowanych pod numerem GW230529 udział z pewnością wzięła udział gwiazda neutronowa o masie między 1,2 a 2 masami Słońca. Drugi jednak obiekt miał masę między 2,5 a 4,5 masy Słońca. Możliwe zatem, że jest to najmniejsza znana czarna dziura. Nie ma co do tego pewności, ale gdyby to była gwiazda neutronowa, znacząco przekraczałaby ograniczenia teoretyczne. Fakt odkrycia zderzenia takiego obiektu z gwiazdą neutronową jest iście fascynujący. https://www.pulskosmosu.pl/2024/04/gw230529-zderzenie-gwiazdy-neutronowej/
  18. Ten wspaniały obiekt to skutek potężnego kosmicznego zderzenia 2024-04-14. Radek Kosarzycki To zdjęcie tylko z pozoru przedstawia zwykłą mgławicę. Astronomowie, którzy postanowili przyjrzeć się parze gwiazd znajdującej się w jej centrum, mocno się zdziwili, gdy okazało się, że jedna z gwiazd jest wyraźnie młodsza od drugiej i na dodatek jest gwiazdą silnie magnetyczną. Nowe dane z Europejskiego Obserwatorium Południowego (ESO) sugerują, że w tym nietypowym układzie początkowo znajdowały się trzy gwiazdy. Tak się jednak złożyło, że na pewnym etapie ewolucji tego układu podwójnego doszło do zderzenia dwóch gwiazd. W taki właśnie sposób powstał ten bardzo nietypowy układ podwójny. Opisany w najnowszym artykule naukowym w periodyku Science układ gwiazd to oddalony od nas o około 3800 lat świetlnych układ HD 148937. Jak już wyżej wspomniałem, mamy tutaj do czynienia z dwiema gwiazdami otoczonymi przez rozległą mgławicę gazu i pyłu. Obiekt ten przyciągał uwagę naukowców od dawna, bowiem praktycznie nie zdarza się, że dwie masywne gwiazdy otoczone są tak rozległą mgławicą, a więc historia tego układu musiała być interesująca. Z układami podwójnymi jest tak, że zazwyczaj składają się one z dwóch gwiazd, które powstały w tym samym czasie i z tego samego obłoku materii. Fakt, że tutaj mamy do czynienia z dwoma gwiazdami, z których jedna wydaje się znacznie młodsza od drugiej, sprawiał, że zrozumienie ich historii nie było takie proste. Oszacowana przez naukowców różnica wieku wynosi aż 1,5 miliona lat. Powstało zatem pytanie, czy gwiazdy te powstały w różnych miejscach, czy też jedna z nich została w jakiś sposób odmłodzona. Co ciekawsze, mgławica otaczająca obie gwiazdy (NGC 6164) ma zaledwie 7500 lat i bogata jest w ogromne ilości azotu, węgla i tlenu. Problem w tym, że w takim układzie pierwiastki te powinny wciąż znajdować się głęboko we wnętrzu obu gwiazd, a nie w ich otoczeniu. Ten fakt jednak wskazał naukowcom kierunek. Skoro pierwiastki te wydostały się na zewnątrz, to musiało tu dojść do jakiegoś poważnego kataklizmu. W celu rozwiązania zagadki naukowcy postanowili przeanalizować dane zbierane niemal przez dekadę za pomocą instrumentów zarejestrowanych na interferometrze VLTI na pustyni Atakama. Użyto także archiwalnych danych z instrumentu FEROS z Obserwatorium La Silla. Naukowcy zakładają, że w układzie pierwotnie znajdowały się trzy gwiazdy. Dwie z nich znajdujące się wewnątrz układu musiały się ze sobą zderzyć i stworzyć nową gwiazdę magnetyczną, wyrzucając przy tym część materii, z której czasem uformowała się mgławica. W ten sposób powstał układ podwójny złożony z gwiazdy magnetycznej i gwiazdy, która pierwotnie była bardziej oddalona od dwóch pozostałych. Scenariusz ten wyjaśnia także, dlaczego jedna z gwiazd układu jest magnetyczna, a druga nie. Co ważne, układ ten może stanowić wskazówkę do wyjaśnienia zagadki pola magnetycznego masywnych gwiazd we wszechświecie. O ile pola magnetyczne powszechnie występują w otoczeniu małych gwiazd, takich jak np. Słońce, to już gwiazdy masywne nie powinny być w stanie podtrzymać tak silnych pól magnetycznych w ten sam sposób. Być może właśnie są to gwiazdy powstałe z dwóch różnych gwiazd. HD 148937 wskazuje, że takie gwiazdy istnieją. Ekstremalnie Wielki Teleskop (ELT), należący do ESO i budowany obecnie na chilijskiej pustyni Atakama, umożliwi badaczom dokładniejsze ustalenie, co zaszło w systemie, a być może nawet pokaże więcej niespodzianek. Artist's animation: the violent history of stellar pair HD 148937 https://www.youtube.com/watch?v=cIlmZLMfa3s Clash of stars solves stellar mystery | ESO News https://www.youtube.com/watch?v=1pPnHX4YukE Zooming in on the NGC 6164/6165 nebula surrounding the HD 148937 stellar pair https://www.youtube.com/watch?v=DfYV0cZ9Ym0 https://www.pulskosmosu.pl/2024/04/mglawica-zderzenie-dwoch-gwiazd/
  19. Fale grawitacyjne skrywały coś niesamowitego. To obiekt, którego szukano od dawna 2024-04-14. Aleksander Kowal Już samo wykrycie fal grawitacyjnych stanowiło okazję do świętowania, ale na przestrzeni lat fizycy zaczęli wykorzystywać je na coraz więcej sposobów. W ostatnich miesiącach takie badania doprowadziły do wykrycia praktycznie niespotykanego obiektu. Do powstawania fal grawitacyjnych mogą przyczyniać się potężne kolizje zachodzące we wszechświecie. Biorą w nich udział na przykład gwiazdy neutronowe, ale sygnał odebrany w maju ubiegłego roku nie powstał wyłącznie z udziałem takiej gwiazdy. Drugim uczestnikiem okazał się obiekt, który zdaniem astronomów zalicza się do grona rzadko spotykanych ciał o masach pomiędzy najcięższymi gwiazdami neutronowymi a najmniejszymi czarnymi dziurami. Sprawa wzbudziła szczególne zainteresowanie badaczy ze względu na to, że badany przez nich układ był źródłem pierwszej w historii detekcji za pomocą fali grawitacyjnej dotyczącej takiego obiektu w parze z gwiazdą neutronową. Wnioski wyciągnięte w tej sprawie będą więc rzutowały na to, jak naukowcy rozumieją ewolucję układów podwójnych i zachodzących w przestrzeni kosmicznej fuzji. Gwiazdy neutronowe i czarne dziury mają ze sobą sporo wspólnego, lecz różni je masa pierwotnych obiektów, z których powstały. W myśl obecnie uznawanych teorii gwiazdy neutronowe powstają z gwiazd o masach wynoszących od 8 do 30 mas Słońca. Po zrzuceniu wierzchnich warstw i zapadnięciu jądra takiego obiektu będzie on miał masę wynoszącą maksymalnie 2,3 Słońc oraz średnicę wynoszącą nie więcej niż 20 kilometrów. Obiekt, o którego istnieniu świadczą fale grawitacyjne odebrane w maju ubiegłego roku, zalicza się do kategorii, która od lat zastanawia astronomów W przypadku czarnych dziur potrzeba już znacznie masywniejszych ciał. Naprawdę interesująco robi się, gdy weźmiemy pod uwagę obiekty o relatywnie niskich masach: od 2,3 do 5 mas Słońca. Jest ich zaskakująco mało, a jeśli już zostaną wykryte, to naukowcy mają problem z określeniem, czy chodzi o gwiazdę neutronową czy może czarną dziurę. Ta pierwsza, jak na swój rodzaj, byłaby bardzo duża, natomiast druga – wyjątkowo mała. Detekcja wprowadzająca dodatkową porcję zamieszania w całej sprawie dotyczyła obiekty nazwanego GW230529. Odebrane fale grawitacyjne sugerowały, że jeden z obiektów biorących udział w kolizji miał masę od 1,2 do 2 mas Słońca. Mógł więc być gwiazdą neutronową, podczas gdy drugi – mający szacowaną masę od 2,5 do 4,5 masy Słońca – wykraczał poza uznawane granice. Członkowie zespołu badawczego skłaniają się ku wyjaśnieniu, jakoby chodziło o czarną dziurę o zaskakująco niskiej masie. Dalsze badania, które wykorzystają detektory fal grawitacyjnych LIGO, Virgo oraz KAGRA, powinny dostarczyć jeszcze więcej informacji. Być może dzięki temu uda się wyjaśnić, jakie są faktyczne limity mas obiektów występujących we wszechświecie, takich jak czarne dziury i gwiazdy neutronowe. https://www.chip.pl/2024/04/darpa-defiant-marynarka-wojenna-usa
  20. Księżycowe ambicje Turcji. Dołączy do Chin i Rosji? 2024-04-13. Wojciech Kaczanowski Turcja złożyła wniosek o dołączenie do chińsko-rosyjskiej inicjatywy Międzynarodowej Stacji Badań Księżycowych (ILRS), która ma stanowić konkurencję dla amerykańskiego programu Artemis. Turcja może być pierwszym, tak wyraźnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, zaangażowanym w tego typu projekt. W międzynarodowym wyścigu o Księżyc świat zaczyna dzielić się na dwa obozy. Z jednej strony mamy do czynienia z amerykańskim programem Artemis, którego celem jest przywrócenie obecności człowieka na Srebrnym Globie i utworzenie tam stałej placówki naukowej. Drugą opcją są Chiny i Rosja wraz z planowaną Międzynarodową Stacją Badań Księżycowych (ILRS). To właśnie o dołączenie do tej ostatniej wniosek złożyła Turcja, o czym donoszą media państwowe i chińskie. Czym jest Międzynarodowa Stacja Badań Księżycowych? Według informacji podanych na stronie China National Space Administration, celem projektu jest ustanowienie stałej bazy na naturalnym satelicie Ziemie we współpracy z Rosją, która zapewni elementy, tj. rakieta nośna Sojuz-2 lub misje eksploracyjne z serii Łuna. Ponadto rozważane są misje we współpracy z innymi partnerami. Chińsko-rosyjskie porozumienie w zakresie projektu Międzynarodowej Stacji Badań Księżycowych zostało podpisane w 2021 r. i to właśnie od tego momentu rozpoczęła się faza rozpoznawcza, która uwzględnia wykorzystanie wniosków naukowych z misji, tj. Chang’e 4 lub przeprowadzenie kolejnych - Chang’e 6 oraz 7. Zadaniem Rosji jest natomiast realizacji misji Łuna 25-27. Faza rozpoznawcza powinna zakończyć się w 2025 r., ale już teraz pojawiają się opóźnienia wynikające z nieudanej misji Łuna 25 w sierpniu 2023 r. lub szacowanych datach startu kolejnych z nich. Faza konstrukcyjna, według ówczesnych założeń, powinna rozpocząć się w 2030 r. Oprócz kolejnych misji naukowych, planowane jest dostarczenie dużej ilości cargo na powierzchnię Księżyca, a następnie budowa obiektów, w ramach pięciu misji z serii ILRS, w tym centrum dowodzenia, stacje badawcze lub instalacje energetyczne. Całość powinna powstać do 2035 r., a w dalszej kolejności nastąpi rozwój istniejącej placówki. Turcja w globalnej rywalizacji o Księżyc Według zagranicznych serwisów internetowych, informację o złożeniu wniosku przez Turcję potwierdził Anatolij Petrukowicz, dyrektor Instytutu Badań Kosmicznych Rosyjskiej Akademii Nauk. Sektor kosmiczny Ankary nie jest obecnie na poziomie Stanów Zjednoczonych, Chin, Rosji lub Europy. W ostatnich miesiącach widoczne są jednak niemałe postępy. Doskonałym przykładem jest misja Ax-3 na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS), w załogę której wszedł Turek Alper Gezeravcı. W jednym z wywiadów na Międzynarodowym Kongresie Astronautycznym w 2023 r. prezes agencji kosmicznej Turcji powiedział o programie księżycowym, w ramach którego do 2026 r. na Srebrny Glob powinna trafić krajowa technologia do przeprowadzania badań naukowych. Podczas Kongresu, strona turecka odbyła również spotkanie z reprezentacją Chińskiej Narodowej Agencji Kosmicznej, a rozmowa została określona jako „owocna”. „Jak wiemy, ILRS jest jednym z największych projektów Chin, a także projektem międzynarodowy. Dlatego jesteśmy zaproszeni do przyłączenia się do tego projektu, oceniamy go.” - powiedział w wywiadzie w 2023 r. prezes tureckiej agencji kosmicznej. Kadr z animacji prezentującej zamysł wspólnej budowy chińsko-rosyjskiej bazy księzycowej. Ilustracja: CNSA [cnsa.gov.cn] Autor. South African National Space Agency (SANSA)/CNSA SPACE24 https://space24.pl/polityka-kosmiczna/swiat/ksiezycowe-ambicje-turcji-dolaczy-do-chin-i-rosji
  21. Wystarczy nadmuchać jak materac. Innowacyjna stacja kosmiczna Max Space 2024-04-13. Daniel Górecki Startup Max Space ogłosił ambitne plany opracowania nadmuchiwanych modułów przypominających balony, które można przekształcić w stacje kosmiczne "wielkości stadionu". Czy tak będzie wyglądać przyszłe ISS? Czy to możliwe, że nadmuchiwana architektura zrewolucjonizuje kolonizację kosmosu? Tak przekonuje startup Max Space, wskazując na fakt, że rozszerzalny materiał można łatwo schować we wnętrzu statku kosmicznego, bezpiecznie zapakować tak, aby zajmował mniej miejsca, jest niedrogi oraz prosty w rozmieszczeniu, zarówno na powierzchni Księżyca, jak i na orbicie. Aby udowodnić swoje racje, firma ogłosiła ambitne plany opracowania nadmuchiwanych modułów przypominających balony, które można przekształcić w stacje kosmiczne "wielkości stadionu". Celem Max Space jest stworzenie w ten sposób "możliwych do rozbudowywania siedlisk kosmicznych dla ludzi i magazynów, które będą wysokiej jakości, dużej objętości i znacznie tańsze w utrzymaniu i wynoszeniu w przestrzeń kosmiczną". Max Space chce uruchomić pierwszy taki moduł już w 2026 r., pokazując, że stacja kosmiczna może zostać rozmieszczona podczas jednego lotu, co jest ogromną oszczędnością pieniędzy i nie wymaga takich nakładów pracy jak dotychczas stosowane rozwiązania. Zastępstwo dla ISS poszukiwane Na przykład do wybudowania Międzynarodowej Stacji Kosmicznej potrzeba było wielu lat i ponad 40 lotów kosmicznych, więc całkowity koszt tej inwestycji przekroczył 100 miliardów dolarów. I agencje kosmiczne już od dłuższego czasu myślą nad jej zastępstwem, bo ISS ma wyjść z użycia jeszcze pod koniec dekady. Oznacza to, że wyścig nowych technologii nabiera tempa i jeśli szacunki Max Space mówiące o objętości ISS w cenie 200 mln dolarów (i to już z lotem) okażą się możliwe do wykonania, firma może wyjść na prowadzenie. A jak to w ogóle ma działać? Nadmuchiwane elementy zmieniać mają się na orbicie w "sztywne struktury o wysokiej wytrzymałości", co wynika z zastosowania tzw. architektury izotensoidalnej. Metoda ta pozwala, aby część włókien konstrukcyjnych pozostała nieskrępowana, co oznacza, że nie jest ograniczona ani utwierdzona przez otaczające elementy. Ta swoboda umożliwia włóknom przyjęcie idealnej geometrii lub kształtu, który maksymalizuje ich zdolność do przenoszenia obciążeń. Balony bezpieczniejsze niż metal Ponadto firma przekonuje, że stosuje nowatorskie podejście, dzięki któremu elementy rozszerzalne są bezpieczniejsze i mocniejsze w użyciu przez ludzi niż typowe moduły sztywne. Mowa o "wielowarstwowym systemie opartym na włóknach ekranowania balistycznego o znacznie większej odporności niż aluminium i tytan". Rozwiązanie to ma być tak bezpieczne i wytrzymałe, że Max Space widzi je nie tylko w formie orbitującej stacji kosmicznej, ale i habitatów na Księżycu i ostatecznie również Marsie. Firma ma nadzieję, że do roku 2030 będzie produkować skalowalne siedliska w przestrzeniach o powierzchni od 20 m3 do 1000 m3, ale wiele zależeć będzie od sukcesu modułu testowego. Warto też wspomnieć, że Max Space nie jest jedyną firmą opracowującą nadmuchiwaną stację kosmiczną, bo podobny pomysł ma Sierra Space. Ta planuje do 2030 roku działającą trzypiętrową nadmuchiwaną stację kosmiczną znaną jako Duże Zintegrowane Elastyczne Środowisko (LIFE - Large Integrated Flexible Environment). Prototyp przeszedł niedawno pełnowymiarowy test ciśnienia rozrywającego, tzn. celowo doprowadzono do jego eksplozji, aby sprawdzić środki bezpieczeństwa. Czy tak będzie wyglądać nowa ISS? Max Space twierdzi, że tak /Max Space /materiały prasowe Członkowie startupu Max Space przy prototypie swojego dmuchanego rozwiązania /Max Space /materiały prasowe https://geekweek.interia.pl/technologia/news-wystarczy-nadmuchac-jak-materac-innowacyjna-stacja-kosmiczna,nId,7443253
  22. Robot-pies uczy się chodzić po terenie przypominającym powierzchnię Marsa 2024-04-13. Źródło: BBC, Reuters Naukowcy uczą czworonożnego robota-psa poruszania się po górzystym terenie. Ćwiczenia odbywają się na terenie Mount Hood w amerykańskim stanie Oregon. Teren ten ma symulować ekstremalne warunki panujące na Księżycu i Marsie. Robot-pies o nazwie Spirit powstał w ramach projektu LASSIE (Legged Autonomous Surface Science in Analog Environments), który tworzą specjaliści z NASA, Texas A&M University, Georgia Institute of Technology, Oregon State University, Temple University i University of Pennsylvania. Uczą robota-psa poruszania się po górzystym terenie Na terenie stratowulkanu Mount Hood w stanie Oregon naukowcy uczą czworonożnego robota poruszania się po trudnym i zmiennym podłożu. Kiedy my chodzimy po nierównych powierzchniach, to po pewnym czasie możemy wyczuć, czy podłoże pod naszymi stopami się osunie czy nie. Czworonożny robot robi dokładnie to samo - powiedziała doktor Cristina Wilson z Oregon State University. Nogi robota zostały przystosowane do chodzenia po kilku różnych terenach, zwłaszcza takich, które do tej pory pozostawały poza zasięgiem robotów na kółkach. Twórcy projektu LASSIE uważają, że Spirit będzie mógł przemieszczać się z powodzeniem nawet po małych i trudnodostępnych jaskiniach. Robot-pies ma bardzo zaawansowany system przesyłania danych. Każdy krok, każde dotknięcie łapy analizuje powierzchnię, po której porusza się robot. Te dane są na tyle ważne, że będą analizowane przez naukowców - mówiła Wilson. Autorka/Autor:anw Źródło: BBC, Reuters Źródło zdjęcia głównego: Reuters https://tvn24.pl/tvnmeteo/nauka/robot-pies-uczy-sie-chodzic-po-terenie-przypominajacym-powierzchnie-marsa-st7868476
  23. Dziwny obiekt wytworzył fale grawitacyjne. Pojawił się tajemniczy trop 2024-04-13. Wiktor Piech W poprzednim roku wykryto fale grawitacyjne, które wędrowały przez Wszechświat. Ich powstanie było skutkiem oddziaływania dwóch masywnych obiektów. Jednym z nich była gwiazda neutronowa, jednakże określenie drugiego obiektu wciąż umykało naukowcom. Nowe wyniki badań wskazują, że jest on jeszcze dziwniejszy, niż się początkowo wydawało. Fale grawitacyjne to swoiste odkształcenie w czasoprzestrzeni przemieszczające się z prędkością światła - są to w zasadzie rozchodzące się drgania pola grawitacyjnego. Ich istnienie zostało potwierdzone w 2015 roku. Dwa lata później odkrywcy otrzymali Nagrodę Nobla z dziedziny fizyki "za decydujący wkład w stworzenie detektora LIGO i obserwację fal grawitacyjnych". Źródłami fal grawitacyjnych mogą być układy podwójne obiektów o gigantycznych masach, które poruszają się wokół siebie z ogromnymi prędkościami, może to być m.in. układ dwóch czarnych dziur. Ponadto fale tego typu mogą powstać w przypadku zderzenia się obiektów o niezwykle dużych masach. Obiekt istnieje tam, gdzie nie powinien? Jak już wcześniej wspomniano, naukowcy w swoich nowych badaniach określili źródło powstania fali grawitacyjnej z 2023 roku - było to wzajemne oddziaływanie dwóch kosmicznych obiektów. Jednym była gwiazda neutronowa, z kolei określenie charakteru drugiego obiektu spowodowało wiele komplikacji. Ciało to pod względem swojej masy znajdowało się w tzw. dolnej luce masowej - jest to brak obiektów w zakresie mas od około 2,3 do 5 mas Słońca, czyli między najbardziej masywnymi gwiazdami neutronowymi a najmniej masywnymi czarnymi dziurami. Gwiazdy neutronowe są tym, co pozostało po śmierci gwiazdy. Gwiazdy o masie wyjściowej od 8 do 30 mas Słońca u kresu swego życia wyrzucają w przestrzeń kosmiczną materię zewnętrzną, zaś pozostałe jądro zapada się w ultragęsty obiekt o średnicy zaledwie 20 km. Gwiazdy neutronowe mają masę do 2,3 masy Słońca. Natomiast czarne dziury powstają wskutek zapadania się gwiazd o znacznie większej masie wyjściowej. Powstaje wówczas obszar w czasoprzestrzeni o ekstremalnie silnej grawitacji i masie. Masy czarnych dziur wynoszą od 5 do kilkunastu mas Słońca, chociaż istnieją takie obiekty, których masa przekracza miliony mas Słońc. Zastanawiający jest w zasadzie brak obiektów, których masa wynosi od 2,3 do 5 mas Słońca. Kosmiczny dziwak wykryty za pomocą fal grawitacyjnych Badacze z zespołu LIGO, Virgo i KAGRA donoszą, że po raz pierwszy zaobserwowali falę grawitacyjną powstałą wskutek oddziaływania gwiazdy neutronowej i obiektu z luki masowej. Wydarzenie to zostało nazwane GW230529. Chociaż poprzednie dowody na istnienie obiektów z luki masowej opisywano zarówno w falach grawitacyjnych, jak i elektromagnetycznych, ten układ jest szczególnie ekscytujący, ponieważ jest to pierwsza detekcja za pomocą fali grawitacyjnej obiektu z luki masowej w połączeniu z gwiazdą neutronową - mówi astrofizyk Sylvia Biscoveanu z Northwestern University w USA. Dodała również: - Obserwacja tego układu ma ważne implikacje zarówno dla teorii ewolucji układu podwójnego, jak i elektromagnetycznych odpowiedników łączenia się obiektów zwartych. Odnaleziona gwiazda neutronowa miała masę od 1,2 do 2 mas Słońca. Z kolei tajemniczy obiekt miał masę od 2,5 do 4,5 masy Słońca. Badacze sugerują, że może być to maleńka czarna dziura, chociaż jak sami stwierdzają, obecnie nie ma sposobu, aby się tego dowiedzieć. - Zanim zaczęliśmy obserwować Wszechświat za pomocą fal grawitacyjnych, o właściwościach zwartych obiektów, takich jak czarne dziury i gwiazdy neutronowe, można było pośrednio wywnioskować z obserwacji elektromagnetycznych układów w naszej Drodze Mlecznej - mówi astrofizyk Michael Zevin z Adler Planetarium w USA. Stwierdza także: - Idea luki pomiędzy masami gwiazdy neutronowej i czarnej dziury, koncepcja istniejąca już od ćwierć wieku, zrodziła się na podstawie obserwacji elektromagnetycznych. GW230529 jest ekscytującym odkryciem, ponieważ wskazuje na to, że "przerwa masowa" jest mniej pusta, niż wcześniej sądzili astronomowie. Ma to konsekwencje dla eksplozji supernowych, w wyniku których powstają zwarte obiekty, a także dla potencjalnego światła, które pojawia się, gdy czarna dziura rozrywa gwiazdę neutronową. Wyniki badań zostały opublikowane na stronie internetowej projektu LIGO. *** Po raz pierwszy wykryto tak dziwny obiekt. W tle zaburzenia fal grawitacyjnych /marhandamp /123RF/PICSEL https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-dziwny-obiekt-wytworzyl-fale-grawitacyjne-pojawil-sie-tajemn,nId,7447171
  24. Dwie asteroidy mkną w kierunku Ziemi. Jedna z nich ma średnicę kilometra 2024-04-13.BM. W poniedziałek 15 kwietnia w pobliżu Ziemi przelecą dwie całkiem spore asteroidy – wynika z danych udostępnionych przez Centrum ds. Badań Obiektów Bliskich Ziemi (CNEOS). Oba obiekty – wyjaśniają astronomowie – ominą naszą planetę w bezpiecznej odległości. Pierwsza z planetoid nosi oznaczenie 517681 (2015 DE198), a druga 439437 (2013 NK4). Oba przeloty nastąpią w odstępie jednej godziny. W pierwszym przypadku o godzinie 15.08, a w drugim o godz. 15.50 polskiego czasu. Większa niż Burdż Chalifa Rozmiary pierwszej z planetoid szacowane są na od 440 do 990 metrów, a druga ma średnicę od 460 metrów do być może nawet 1 kilometra. Tej wielkości ciała to zdecydowanie rzadsze przypadki niż występujące prawie codziennie przeloty obiektów o rozmiarach, kilku, kilkunastu lub kilkudziesięciu metrów. Tego samego dnia, 15 kwietnia, naszą planetę miną jeszcze trzy inne planetoidy, ale dużo mniejsze – o wielkościach kilku i kilkudziesięciu metrów. Jak wyliczyli astronomowie, obie większe planetoidy miną Ziemię w bezpiecznej odległości i nie grozi nam zderzenie. Asteroida 517681 (2015 DE198) minie nas, będąc w odległości 18 razy większej niż Księżyc (0,05 au), z prędkością 14 km względem naszej planety. Z kolei 439437 (2013 NK4) przeleci trochę ponad 8 razy dalej niż Księżyc (0,02 au), a szacowana prędkość wyniesie około 16,5 km/s. O istnieniu pierwszego z obiektów astronomowie wiedzą od 2015 roku, został odkryty w ramach amerykańskiego programu obserwacyjnego Pan-STARRS. Drugi odkryto w 2013 roku dzięki projektowi Siding Spring Survey realizowanemu w obserwatorium Siding Spring w Australii. Klasyfikacja: potencjalnie niebezpieczne Oba ciała należą do kategorii planetoid zwanych potencjalnie niebezpiecznymi (ang. potentially hazardous asteroids, w skrócie PHA). Do tej grupy trafiają te ciała, które zbliżają się do Ziemi na 0,05 jednostki astronomicznej (19,5 odległości do Księżyca) lub mniej i mają takie rozmiary, że w razie zderzenia wywołałyby katastrofę o skali regionalnej (średnice większe niż 140 metrów). Informacje o przewidywanych bliskich przelotach planetoid są publicznie dostępne w internecie. Można je śledzić m.in. na stronie internetowej Centrum ds. Badań Obiektów Bliskich Ziemi (ang. Center for Near Earth Object Studies, w skrócie CNEOS). Obie planetoidy sklasyfikowano jako „potencjalnie niebezpieczne” (fot. Nicolas Economou/NurPhoto via Getty Images) Trajektoria lotu asteroidy 2015 DE198 TVP INFO https://www.tvp.info/76967686/dwie-duze-asteroidy-przeleca-obok-ziemi-w-poniedzialek-15-kwietnia-astronomowie-uspokajaja
  25. Dwie spore i potencjalnie niebezpieczne asteroidy przelecą blisko Ziemi 2024-04-13. Opracowanie: Cezary Faber Centrum ds. Badań Obiektów Bliskich Ziemi poinformowało, że w poniedziałek w pobliżu Ziemi przelecą dwie całkiem spore planetoidy (asteroidy). Astronomowie zapewniają jednak, że miną one naszą planetę w bezpiecznej odległości. Pierwsza z planetoid nosi oznaczenie 517681 (2015 DE198), a druga 439437 (2013 NK4). Oba przeloty nastąpią w odstępie jednej godziny; w pierwszym przypadku o godzinie 15:08, a w drugim - o godz. 15:50 (obie godziny według czasu polskiego). Rozmiary pierwszej z planetoid szacowane są na od 440 do 990 metrów, a druga ma średnicę od 460 metrów do być może nawet 1 kilometra. Tej wielkości ciała to zdecydowanie rzadsze przypadki niż występujące prawie codziennie przeloty obiektów o rozmiarach, kilku, kilkunastu lub kilkudziesięciu metrów. Tego samego dnia, 15 kwietnia, naszą planetę miną jeszcze trzy inne planetoidy, ale dużo mniejsze - o wielkościach kilku i kilkudziesięciu metrów. Nie grozi nam zderzenie z asteroidami Jak wyliczyli astronomowie, obie większe planetoidy miną Ziemię w bezpiecznej odległości i nie grozi nam zderzenie. Asteroida 517681 (2015 DE198) minie nas, będąc w odległości 18 razy większej niż Księżyc (0,05 au), z prędkością 14 km względem naszej planety. Z kolei 439437 (2013 NK4) przeleci trochę ponad 8 razy dalej niż Księżyc (0,02 au), a szacowana prędkość wyniesie około 16,5 km/s. O istnieniu pierwszego z obiektów astronomowie wiedzą od 2015 roku, został odkryty w ramach amerykańskiego programu obserwacyjnego Pan-STARRS. Drugi odkryto w 2013 roku dzięki projektowi Siding Spring Survey realizowanemu w obserwatorium Siding Spring w Australii. Oba ciała należą do kategorii planetoid zwanych potencjalnie niebezpiecznymi (ang. potentially hazardous asteroids, w skrócie PHA). Do tej grupy trafiają te ciała, które zbliżają się do Ziemi na 0,05 jednostki astronomicznej (19,5 odległości do Księżyca) lub mniej i mają takie rozmiary, że w razie zderzenia wywołałyby katastrofę o skali regionalnej (średnice większe niż 140 metrów). Informacje o przewidywanych bliskich przelotach planetoid są publicznie dostępne w internecie. Można je śledzić m.in. na stronie internetowej Centrum ds. Badań Obiektów Bliskich Ziemi (ang. Center for Near Earth Object Studies, w skrócie CNEOS). Źródło: PAP Zdjęcie ilustracyjne /Shutterstock https://www.rmf24.pl/nauka/news-dwie-spore-i-potencjalnie-niebezpieczne-asteroidy-przeleca-b,nId,7449130#crp_state=1
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)