Skocz do zawartości

Elentirmo

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    23
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Zawartość dodana przez Elentirmo

  1. Po przeczytaniu miałem wrażenie, jakbym właśnie wrócił z nocnych, zimowych łowów. Kubek ciepłej herbaty w rękach, ale w głowie nadal Orion... Uchwyciłeś ten klimat, który zawsze czuć, kiedy na niebo wraca zima.
  2. Minął prawie tydzień i brak odzewu. W tym roku łapałem NGC 404 przy dobrej widoczności podczas jednej z wrześniowych nocy: "Wyraźny, owalny kształt, sprawiający wrażenie "wypukłego", z delikatnie zarysowanym jądrem; niewielki, z brzegami widocznie odróżniającymi się od tła. Poprawę widoczności przynosi wygaszenie blasku Mirach" (Newton 8 cali) Niemniej moim zdaniem warto czasem spojrzeć szerzej i uchwycić w jednym kadrze galaktykę wraz z Mirachem. Ładny duet, biorąc pod uwagę bursztynową barwę gwiazdy. Zaglądnę tam niedługo ponownie, jeśli pogoda dopisze.
  3. Takich cudów nie widziałem (zazdroszczę warunków) Niemniej w 15x70 odcinek między M78 a okoliczną gromadą widać jako słabe, jaśniejsze rozmycie tła, o ile spojrzy się umiejętnie, tzn. wyodrębni z czarnego nieba przeskok w szarości, czego łatwo nie zauważyć (szczególnie bez dokładnej znajomości lokalizacji). W tamtym roku - kiedy oglądałem ją chyba drugi raz w życiu - przypominała mi przygaszoną Kalifornię (o ile taki duszek można nazwać przygaszonym, w porównaniu do miękkiej, ale i tak nieoczywistej Kalifornii).
  4. Ameryka to jeden z tych obiektów, które lepiej widać przy użyciu mniejszych powiększeń. Najlepiej użyć lotnetki, która pokaże ją w całości w jednym kadrze z okolicznymi ciemnymi mgławicami, które pomagają zobaczyć obiekt. "Wschodnie wybrzeże" jest całkiem dobrze widoczne, ze względu na bliskie sąsiedztwo bardzo ciemnej LDN 935 na całej długości. Od północy widać mniejszą, ale wyraźną B 352. Gorsza sytuacja jest na zachodzie, bo tam mgławica zlewa się ze światłem wielu okolicznych gwiazd. Mimo wszystko ostatecznie to wystarczy, żeby np. dostrzec "Zatokę Meksykańską", czy jej ogólny kształt. Ciemne mgławice nadrabiają kontrast, więc wąskie pole widzenia marnuje jej potencjał.
  5. Spróbowałem ostatnio jeszcze raz i bez powodzenia. Warunki były całkiem dobre, a nic się nie udało wyłapać, więc stwierdziłem, że to raczej niewykonalne, przy moich możliwościach sprzętowych.
  6. Oj, ja też tam codziennie zaglądam. Usilnie staram się łowić Crescenta w 15x70, ale to ciężki orzech do zgryzienia.... Ale za to trójramienna NGC 6910 czy pięknie wrzynający się aż pod samego Sadra, ciemny obłok B 347 to już co innego, wspaniałe widoki...
  7. Zaryzykuję swierdzenie, że niebieskawo-zielone zabarwienie M27 jest chyba najwspanialszym widokiem, który widziałem przez teleskop. Podłączam się pod prośbę o zimową listę planetarek, bo letnia wyszła Ci świetnie. Gdyby nie ten księżyc, to sprzęt już by czekał, żebym mógł uzupełnić własne braki z planetarkami.
  8. A ja całkiem niedawno widziałem 7008 pierwszy raz w życiu i sam się dziwiłem, że dopiero teraz. W 8" bardzo wyraźna z przyzwoitym detalem, dlatego pewnie w 6" i mniej dostępna. A zdjęcie świetne!
  9. Jej wczorajsze lornetkowe obserwacje wzbudziły we mnie dochodzące gdzieś z głębi żołądka poczucie, że idzie lato. Księżyc rozpływał się w parnym powietrzu tuż nad horyzontem... Ale ISS świetnie wygląda, szczególnie, że ostatnio takie wyżowe wieczory - nic, tylko polować dziś przed 21.
  10. Wyłuskałem ją w 15x70. Nie wyszła od razu, dopiero po chwili wyłoniła się z mętnego tła. Mocny już blask księżyca skutecznie uniemożliwiał jej jakikolwiek kontrastowy obraz, więc oprócz kształtu, który sprawiał okrągłe wrażenie, to nic więcej o niej nie mogę powiedzieć. A poza tym to małe to i ciemne - fajny obiekt. Zdawało mi się, że widzę pierwszy raz, ale potem sprawdziłem i jednak rok temu chyba błądziłem w tamtej okolicy. Aha, no i warto dodać, że gromadka należy do listy Herschel 400, jako jedyny obiekt w konstelacji Wagi.
  11. Świetna, oryginalna relacja! Powroty pod nocne niebo po długiej przerwie od obserwacji smakują zawsze najlepiej.
  12. Nie wykorzystasz w pełni możliwości lornetki (nawet niewielkiej), jeśli nie położysz jej na stabilnym statywie. Czego byś nie robił, trzymając ją w rękach, w szerszej perspektywie nie dasz rady zapewnić wystarczającej stabilizacji, gdy będziesz chciał wydusić maksimum możliwości ze sprzętu i obserwować coraz to mniejsze i ciemniejsze obiekty. Bez względu na to, którą z tych lornetek wybierzesz, nie będzie ona jedynie "zabawką na początek" i zapewne będziesz jej używał, nawet jeśli kiedyś kupisz sobie teleskop (chyba, że kupisz lepszą lornetę ). Nikona 10 czy 12x50 nigdy w ręku nie miałem, dlatego nie mogę wypowiedzieć się na temat tego sprzętu, jednak w wielu porównaniach wypada lepiej od Sky Mastera pod względem jakości optyki. SM 15x70 jednak posiadam i rzeczywiście nie jest on pozbawiony wielu wad - tak optycznych, jak i dotyczących budowy i często rzeczywiście widać, że to lorneta budżetowa, ale czego można spodziewać się w tej cenie? Więcej, uważam, że jak za te pieniądze, to jest to przyzwoity sprzęt, dający możliwość obserwacji wielu setek obiektów.
  13. Galaktyczki IC 467 i NGC 2336 :)
  14. Myślę, że właśnie dlatego szkice są tak cenne, wyjątkowe. Wbrew pozorom wygląd tych niezmiennych w skali ludzkiego życia, kosmicznych kolosów zależy od subiektywnego spojrzenia i odmienny jest w oku każdego kolejnego obserwatora. Postrzegamy gwiazdy w różny sposób, łączymy je w kształty, asteryzmy, wedle koncepcji naszego mózgu, więc spojrzenie na ich układ na niebie często można nazwać wręcz interpretacją. Szkic idealnie odzwierciedla sposób patrzenia obserwatora, który, tak jak przytoczyłeś, zwraca uwagę na różne detale, uwypuklając inne aspekty, a inne pomijając - szczególnie, gdy mamy do czynienia z obiektami stojącymi na granicy świata percepcji i fantazji: obserwując, musimy trzymać wyobraźnię na wodzy i nie pozwolić wkraść się niepewności w to, co widzimy oraz odrzucić wszelkie wytwory własnego mózgu (przykładowo, moja wyobraźnia ma przykrą tendencję do kreowania ciemnych mgławic, gdy tylko zbyt długo wpatruję się w miejsce występowania potencjalnej zdobyczy mgławicowej lub galaktycznej ). Pomijając fakt odzwierciedlenia faktycznych możliwości sprzętowych, planując obserwację często przeglądam szkice, by znaleźć w nich właśnie te struktury czy fragmenty obiektów astronomicznych, które przykuły uwagę innych obserwatorów.
  15. Ciekawe, realistyczne szkice. Galaktyki nieźle wyglądają w towarzystwie gwiazd podwójnych - dobrze się to ogląda. Na ostatnim szkicu, na którym przedstawiłeś HO 54 BC wyłapałem jeszcze jedną podwójną. Parka 27 Vir wraz z towarzyszką, posiadająca oznaczenie H VI 81, została odkryta przez Williama Herschela 02.09.1782 r.
  16. Dobra relacja, fajnie, że podjąłeś się opisania tak wielu gromad otwartych, których prawdziwą skarbnicą jest Pies. Tegorocznej zimy pogoda nie dopisywała prawie do marca (przynajmniej w mojej okolicy) i nie miałem wielu okazji, żeby głęboko i dokładnie eksplorować ten gwiazdozbiór, więc przynajmniej mogę poczytać. Sh2-301 widziałem w 8 calach - całkiem wyraźna mgiełka.
  17. Dla jednych lornetka, dla innych teleskop, a ja je najbardziej lubię gołym okiem obserwować. Często właśnie one otwierają moją sesję obserwacyjną: rozsiadam się na swojej miejscówce i kieruję wzrok w ich kierunku. Najczęściej widać je zerkaniem już od razu, jako rozjaśnienie tła, które z biegiem czasu zaczyna przybierać kontrastu. Później (o ile warunki dopisują) obie gromadki zaczynają się separować, ich centra przybierają lekkiego blasku, okoliczne gwiazdy lekko jędrnieją, błyszczą niczym małe perełki. Z wolna obracam wzrok, jeszcze trochę akomodacji i już widać chichoty niemal na wprost. Po plecach przebiega lekki dreszczyk: idealnie obrazując ogrom wszechświata, Chichotki oglądane gołym okiem zdają się być jego centrum.
  18. Obserwowałem HCG 44 dosłownie przed chwilą: Osiem cali pokazało 3/4 galaktyki, oczywiście 3190 najjaśniejsza, lekko podłużna, symetryczna względem rozjaśnionego jądra - ogólnie całkiem fajnie kontrastowała z tłem. Dwie pozostałe mdławe, ledwo widoczne, nie pokazały praktycznie żadnych szczegółów - jedynie podobała mi się 3193 wraz z okoliczną gwiazdą - jakby się chciała do niej upodobnić, ale dalej widać było, że to galaktyczka. Czwarta, niedostrzeżona to oczywiście 3187 - ciekawe, czy jest dostępna dla tak małego teleskopu (może spróbuję w lepszych warunkach?). Jutro, jeśli pogoda pozwoli, spojrzę tam jeszcze raz.
  19. Niee, nie, nie - nie Bieszczady, nic podobnego - moja miejscówka to nic lepszego, niż dobre, wiejskie niebo - na tamtych obserwacjach jednak miałem warunki pierwsza klasa. Najlepsze od dawna. Oczywiście to, co widziałem, to w większości naprawdę delikatne pojaśnienia na skraju postrzegania - a że mój opis Głowy Wiedźmy przypomina raczej relację z obserwacji M42, wynika chyba z całej tej potyczki i ostatecznie radości z zaliczenia obiektu, no ale jedno jest pewne - niczego nie przekłamuję. No i pewna jest też druga rzecz, że na pewno IC 2118 widziałem i to w co najmniej dwóch fragmentach. Ciekawe jest też to, że skierowałem tam potem Newtona 8" i w sumie było gorzej - nie dostrzegłem prawie nic, albo może jakieś szczątki - może jestem zbyt mało doświadczony, bo nie wiem czy to możliwe, żeby wypadał o tyle gorzej w porównaniu do lornetki (dla porównania Kalifornia, czy Dusza były lepsze w lustrze niż w lornecie).
  20. Zdecydowałem się poczynić uzupełnienie do mojej relacji sprzed dwóch miesięcy, a raczej jej drugiej, lornetkowej części. Co mnie do tego nakłoniło? Nieskromnie rzecz ujmując - sukces z Głową Wiedźmy (nareszcie), który miał miejsce na obserwacjach 07.03, po wielu wcześniejszych porażkach. Mała rzecz, a cieszy - na tyle, że postanowiłem napisać także troszkę o innych zimowych mgławicach, które złapałem w SM 15x70. Całość (czyli wraz z pierwszym wpisem w temacie) można traktować jako porównanie możliwości Sky Mastera w różnych warunkach - przeciętnych z początku lutego i całkiem niezłych z 07.03, więc... może komuś się to przydać. Zaczynę może od tytułowej Wiedźmy. Tak jak mówiłem, zmagam się z nią od jakiegoś czasu i chyba wygląda na to, że jej "zdobycie" stało się dla mnie niezłym wyzwaniem. Była czymś w rodzaju wyznacznika umiejętności, jak i możliwości sprzętowych. Tamtego wieczoru, spojrzawszy na czyste, popołudniowe niebo, pomyślałem "teraz, albo nigdy" i zabrałem się za przygotowywanie sprzętu. Wygodnie umiejscowiony pod ciemnym już niebem, nie zdziwiłem się bardzo, gdy namierzywszy docelowy obszar, powitała mnie jedynie czerń kosmosu i silny, biało-niebieski blask Rigela. Oczywiście zaraz wyrównałem kadr, poszukując optymalnego kompromisu, pomiędzy zniwelowaniem światła pochodzącego z beta Orionis, a wyśrodkowaniem pola widzenia na najjaśniejszych obszarach mgławicy. Obejmowały one rejon pomiędzy gwiazdami HD 33158 i HD 32925, gdzie miały rozlewać się niejednorodym szarawym jeziorem, a następnie spływając strumykiem w kierunku południowym, wypełniać kałużę na wschód od żółto-pomarańczowej HD 32841, skąd dalej na południe, wykrzywiając się w pyłowym łuku, miały stworzyć wydłużony (chyba) nos naszej Wiedźmy. Tyle w kwestii teoretycznej, w praktyce na opisanym przeze mnie obszarze, oprócz wymienionych gwiazd, na pierwszy rzut oka nic nie widać. Oczywiście, za bardzo mnie to nie zdziwiło, skupiłem się za to na lepszej akomodacji źrenic, na którą poświęciłem następne kilkanaście minut, nie odrywając wzroku od lornetki. Długo, długo nic (no może poza kilkoma wymyślnymi kształtami, które szybko zaklasyfikowałem jako wytwory własnej wyobraźni, za pomocą kilku sprawdzonych metod), a potem zaczęło się dziać. Najpierw bardzo nikłe pojaśnienie (byłem prawie pewny, że mi się wydaje) na północnych peryferiach jasnych części mgławicy, pomiędzy wymienionymi gwiazdami, które wraz z upływem czasu jakby urosło. Łapiąc je kątem oka, zakręciłem delikatnie lornetką, sprawdzając, czy mgiełka pozostaje na swoim miejscu. Test wypadł pozytywnie, a dodatkowo zmiana pozycji mgławicy względem mojego oka ukazała jeszcze trochę więcej jasnego. Może nic imponującego, ale pojaśnienie o średnicy pół stopnia to już jest coś. Przez krótki moment cieszyłem się z osiągnięcia, a potem mój wzrok przykuł rejon obok HD 32841. Zdawało mi się bowiem, że coś tam dojrzałem. Nie przedłużając: podobnymi metodami jak powyżej wymienione i przy odpowiednim nakładzie czasu zdołałem wyłuskać nikłą smugę, chyba lekko zagiętą na wschód (a może mi się zdawało?), spływającą swoim światłem na południe. Wpatrywałem się przez chwię w wypracowane kształty, starając się dojrzeć jakieś zarysy czarownicy, ale przecież przy użyciu wyobraźni to nic trudnego. Zrobiłem jeszcze ostatni najazd, który miał ostatecznie zweryfikować to, co widziałem. W tym celu przesunąłem się trochę na zachód i zaraz w miarę szybko przeciąłem obszar mgławicy. Oczywiście dalej tam była, a ja po jeszcze jednej, wcale nie krótkiej chwili podziwiania zdobyczy, przeniosłem się w inny obszar nieba. Lekkie zdziwienie, jakie wywołały u mnie te obfite zbiory i zdobycie celu w takim stylu, już po krótkiej chwili zostało zweryfikowane przez następny obiekt. Wygląd Rozety nie pozostawiał złudzeń, że jakość nieba jest naprawdę dobra, chyba wręcz najlepsza tej pochmurnej zimy, i to jej zawdzięczam to co widziałem. Wracając do kolejnej mgławicy - pierwszy najazd ukazał tylko szarawe pojaśnienie w bezpośrednich okolicach centralnej gromady gwiazd, jednak kolejne minuty szybko przynosiły rezultaty. Szarawy kształt, przypominający wciąż rosnący okrąg malował się w polu widzenia jasną farbą. Po chwili Rozeta dość wyraźnie odcinała się od tła, a ja zauważyłem, że najlepszy widok mam na jej zachodni "półokrąg", to znaczy na łuk obejmujący peryferia od północy, do południa, jednak wliczając zachodnią część mgławicy. Był on jakby bardziej kontrastujący i może trochę (ale niewiele) jaśniejszy. Poprawiłem ostrość, ciesząc się widokiem jeszcze przez kilka chwil. Ruszyłem dalej, gdy przypomniałem sobie, że goni mnie czas i lada moment wschodni horyzont rozjaśni księżycowa łuna. Ruszyłem dalej na północ, w poszukiwaniu świątecznego drzewka. Choinka przecięła pole widzenia już po chwili, zdawało się, że lornetka sama ją odnalazła. Wywrócona do góry nogami, w przyzwoitym, wyśrodkowanym kadrze, zdawała się lekko pogrążona we mgle. Tak, już od razu widać było pyły w jej północnej części i zaraz ukazały się także te na południu, czyli w sąsiedztwie gwiazdy HD 47887. Ta część mgławicy zainteresowała mnie bardziej, ponieważ miałem do czynienia z nikłym rogalikiem, lub cienką smugą wyrastając z blasku gwiazdy. Widoczna zerkaniem, jednak bez większego trudu przez chwile przykuwała moją uwagę, a potem znów spojrzałem na północną część mgławicy. Tutaj pyłu było więcej, ale był też rzadszy, mniej skondensowany i ledwo odzielający się od tła. Od południowo-wschodniego jej krańca, do środka mgławicy, skosem ciągnął się także ciemny jęzor, jakby starając się wgryźć jak najdalej do jej wnętrza. Kilka stopni na południe od Choinki zlokalizowałem także małą mgławicę NGC 2261. Niewyraźna, niewielka i całkiem ciemna - ale wciąż dostępna dla mojego SM. Powędrowałem dalej - na zachód i trochę na północ - by zlokalizować kolejny cel, czyli mgławicę Głowę Małpy. Chyba łatwiej znaleźć ją, zaczynając poszukiwania od Propusa w Bliźniakach, z którym mieściła mi się w jednym kadrze, ale tym razem wystarczył tylko podłużny ruch w oszacowanym kierunku, by już przy pierwszym najeździe zatrzymać się na rozjaśnionym obszarze nieba. Ładna i kształtna - tak bym ją określił. Ponadto przypominała koło o nieoznaczonych granicach. Była dosyć jasna i już po krótkiej chwili wpatrywania się, dostrzegłem przy pomocy techniki zerkania nieregularności jej struktury. Jej północno wschodnia część wydawała się jakby trochę jaśniejsza i grubsza, z małą czarną kropką na peryferiach. Kolejne minuty coraz bardziej wykrzywiały jej pozornie symetryczny kształt i uwypuklały wskazany obszar. Zostawiłem ją, po czym przemieściłem się w kierunku wspomnianego Propusa. Stopień od niego na połnocny wschód znajdował się najjaśniejszy rejon Galarety. Wydawało się, że będzie łatwiejsza, ale okazała się obiektem dość nieoczywistym. Pierwsze spojrzenie nie przyniosło oczekiwanego rezultatu, ale pod naporem powoli zaczęła się poddawać mojej woli. Najpierw ukazała szarawy opar we wskazanym miejscu, który następnie przybrał łukowatą postać. Rósł, lekko jaśniał i zastygł w pozycji, w jakiej go zapamiętałem. Jasno-szary, wygięty i lekko kontrastujący. Skończywszy z Galaretą przeczesałem mrowie gwiazd jednym, szybkim ruchem, zatrzymując się w samym środku perseuszowego ramienia. Tutaj czekał na mnie kolejny smaczek nocy, Kalifornia. Nie ukazała nic spektakularnego podczas powyżej opisanej, lutowej sesji obserwacyjnej - później bywało lepiej, ale nadal nic wyjątkowego. Tym razem mnie zaskoczyła... Już pierwsze spojrzenie na obszar na północ od ksi Persei ukazało jakby lekkie pojaśnienie tła. Jednak sama mgławica zaczęła wychodzić z ukrycia po kilku minutach intensywnego wpatrywania się w okular lornetki. Jej pierwszy fragment wyłonił się wyraźnie z rejonu oddalonego o około stopień na południowy wschód od gwiazdy HD 25152. Wypłynął, niczym wątły strumyk, miarowo zalewając symetryczną elipsą terytorium o średnicy może dwóch stopni. Dotarł aż po zachodnie peryferia obiektu, znajdujące się ponad wspomnianą ksi Persei. Myślałem, że to koniec, jednak po kilku minutach dostrzegłem jakby ogonek - małą smugę delikatnego blasku łączącą słabe gwiazdki na zachodniej stronie mgławicy. Całość, oglądana kątem oka, przypominała mi kosmiczną gruszkę, a puściwszy wodze fantazji doszukiwałem się w niej kształtu amerykańskiego stanu. Mgławica bynajmniej nie była jasna - popielata i mdła, jednak wystarczająco kontrastująca z tłem, by wyznaczyć jej granice. Muszę przyznać, że taki widok, w świetle wcześniej uzyskiwanych obrazów, bardzo mnie zaskoczył i przywołał szeroki uśmiech na twarzy, dlatego spędziłem tam jeszcze kilka chwil. Następnie przeskoczyłem na drugą stronę gwiazdozbioru, to jest w okolicę jego granicy z Kasiopeją. Podobny opis od razu nasuwa na myśl położenie dwóch, chyba najpopularniejszych gromad gwiazd, jednak nie ich docelowo poszukiwałem. Przedmiotami mojego zainteresowania były dwie mgławice: Serce i Dusza. Obie rozległe, praktycznie nie mieszczące się na raz w jednym kadrze mojej lornetki, stanowiły jeden z moich ulubionych celów na niebie, całe szczęście widoczny przez cały rok. Najazd - jak zawsze - rozpocząłem od skierowania lornetki na wspomniane gromady (tu zatrzymałem się na małą chwilkę), a potem poruszając się wzdłuż łuku warkocza z gwiazd, który zakręcał w kierunku północno-wschodnim. Jego kraniec, mimo że lekko przesunięta ku północy, wieńczyła kolejna gromada - Stock 2, od której sunąc na północny zachód, szybko natrafiłem na obszar pierwszej z mgawic - Serca. Pierwszą rzeczą, którą ujrzałem było samo jej centrum: lekka, ale wyraźna mgiełka otaczająca gromadę Melotte 15. Popielata jasność rosła w moich oczach, lekko odbijając i po łuku zmierzając do kolejnej gromady NGC 1027. Nie dotarłszy bezpośrednio do niej, zatrzymała i jakby lekko przytyła w moich oczach. Wyrosło jej jeszcze małe pogrubienie około pół stopnia na zachód od Melotte 15 i tyle - super widok. Z kolei na wschód od gromady uwidocznił się kolejny fragment, oddzielony od reszty - IC 1795, przypominający mgiełkę o nieregularnym kształcie, jednak o całkiem przyzwoitej jasności. Zacząłem wypatrywać południowego łuku mgławicy, który mógłby teoretycznie stworzyć ładną pętelkę z wcześniej wypatrzonym fragmentem, jednak złudna struktura, którą "dostrzegłem" nie w pełni spełniała wymagania (swoją drogą, ową pętlę widziałem później w ośmiocalowym Newtonie, wyraźną i oczywistą, otaczającą Mel 15). Wydawało mi się za to, że patrząc szerzej, czyli na cały obszar obiektu widzę lekkie pojaśnienie tła - jakby mgławica chciała dać znać o swojej pozycji. Ładnie się to prezentowało i po krótkiej obserwacji przeniosłem się na terytorium Duszy. Tutaj już nie było tak kolorowo, choć nie narzekam. Ukazała się jako pogrubiona, ukośna linia szarości, łącząca szereg gwiazd. Jej popielaty blask nie był tak intensywny, jak w przypadku Serca, ale nie sprawiało to szczególnych problemów. Jej kształt zapamiętałem jako rozciągnięty i dość łagodny. Przez dłuższą chwilę krążyłem po okolicy, zachaczając o obie mgławice, ale także spoglądając na piękne gromady gwiazd. Następnie przeniosłem się do sąsiadującego z mitycznym herosem, gwiazdozbioru Woźnicy. Tutaj, oczywiście oprócz wspaniałych gromad otwartych i jednego z moich ulubionych asteryzmów, moim celem były kolejne dwie mgławice - IC 410 i Mgławica Płonąca Gwiazda. Obie znajdują się całkiem blisko siebie, a ich znalezienie jest dziecinnie proste, ponieważ sąsiadują po dwóch stronach z jasnym łukowatym asteryzmem utworzonym z gwiazd widocznych gołym okiem. Po jego wschodniej stronie doświadczymy widoku pierwszej z wymienionych mgławic. W mojej lornetce jawiła się jako jasna kałuża, o poszarpanym, jednak wciąż okrągłym kształcie, będąca w istocie tłem gromady gwiazd. Tutaj czas poświęcony na wpatrywanie się w cel niewiele dał - względnie szybko ukazała, to co miała ukazać i na tym koniec. Napisałem w relacji z lutego, że wtedy wogóle jej nie dostrzegłem - sam się teraz dziwię. Jak wiadomo, na jej terytorium znajdują się tak zwane Kijanki, czyli formacje gazów, z perspektywy ziemskiego obserwatora rzeczywiście przypominające te małe stworzonka. I tu rodzi się moje pytanie: jakiej apertury potrzeba, żeby je dostrzec? Widział je ktoś w wizualu? Wracając do moich lornetkowych zmagań - towarzyszka opisanej mgławicy znajdowała się po zachodniej stronie łuku. Płonąca Gwiazda za bardzo się nie zmieniła od ostatnich obserwacji, za to nie przestała zachwycać. Jęzorek wodorowych pyłów rozciągał się od zmiennej AE Aurigae, aż po rejon oddalony od gwiazdy o około pół stopnia w kierunku zachodnim. Nie duża i jasna, zdawała się być przestrzenna - jakby lekko wypukła, lub czymś wypełniona. Była widoczna już przy pierwszym rzucie oka, oczywiście jako lekkie pojaśnienie, które po kilku minutach urosło. Obie mgławice, wraz z okolicznymi gromadami gwiazd, powodowały, że Woźnica była iście krainą pyłowych jezior. Wróciłem do Oriona, ponieważ przypomniałem sobie o pominiętym wcześniej Płomyku i Końskim Łbie. Na dostrzeżenie tego drugiego nie miałem większych nadziei, ale za to jego okolice, przy podobnych warunkach powinny się pokazać. Tak jak podejrzewałem, po chwili od usunięcia większości blasku Alnitaka z kadru (co niestety spowodowało, że sama mgławica nie była na samym środku pola widzenia), dostrzegłem pionową granicę pomiędzy jaśniejszym, niewiele różniącym się od tła zachodem i jakby nienaturalnie ciemnym wschodem. Wiodącą gwiazdą jasnego obszaru była sigma Orionis, a na powierzchni ciemnego górowały HD 37903 i HD 38087. Końskiego Łba nie widziałem (ktoś go widział w podobnej aperturze?) i raczej nawet nie byłem tego bliski - wszelkie różnice struktur tego obszaru były raczej poza moim zasięgiem. Niemniej cieszę się z osiągniętego rezultatu. Za to Płomień widziałem bez większego problemu - w sumie jak zawsze. Przy pierwszym najeździe wydał się niesymetrycznym wybrzuszeniem blasku Alnitaka. Z każdą chwilą obserwacji rósł i powoli odcinął się od gwiazdy, stając się zauważalnie odrębnym obiektem. Po pewnym czasie kątem oka dostrzegłem jakby różnicę w fakturze obu obiektów, tj. blasku gwiazdy i powierzchni mgławicy, która była bardziej miękka w odczuciu. Ostatecznie zauważyłem pociemnienie w centrum obiektu, w postaci małej plamki. Przeniosłem się wyżej, znajdując, widoczną na pierwszy rzut oka i bez specjalnego określania pozycji, mgławicę M78, wraz z towarzyszką NGC 2071. Obie podobne - rozmazane, zaokrąglone mgiełki szaro-białego mleka, przedzielone czarnym pasem. Różniły się zasadniczo tylko rozmiarem, którym M78 przewyższała sąsiadkę. Obszar wokół nich wydawał się jakby ciemniejszy od okolicznego nieba, co przywodziło na myśl czarne struktury M42 - oczywiście w mniejszym stopniu. Jako ostatni, opiszę obiekt, który mnie osobiście zaskoczył. Mgławica Mewa była moim ostatnim celem na tę noc, lecz nie pokładałem w niej zbyt dużych nadziei, a tu proszę - niespodzianka. By ją odnaleźć przeniosłem się na północne pogranicze konstelacji Wielkiego Psa. Odnalazłem gwiazdę 14 CMa. Od niej przesunąłem się 2 stopnie na wschód i miałem w planach, nieopodal łuku z gwiazd zaczynającego się na FN CMa, a kończącego noa HIP 34297, wypatrywanie mgławicy. Ta jednak ukazała się prawie od razu. Już przy pierwszym najeździe widziałem zakrzywiony, słabiutki, pyłowy łuk, jakby dopełniający ten utworzony z gwiazd. Rósł i pęczniał na północ, aż do dwóch gromad - NGC 2343 i 2335. Domyśliłem się, że jest to skrzydło wyobrażonego ptaka - wspaniały widok. Dałem jej jeszcze nabrać trochę kontrastu, a później poszperałem jeszcze na południu, odnajdując gromadę NGC 2345 i wyruszyłem na wschód. Tam szybko natrafiłem na mgławicę Hełm Thora. Śliczna, niewielka, bezkształtna, szara masa, o ile można tak powiedzieć. Na tym zakończyłem obserwacje. Spakowałem lornetę i wróciłem do domu. Mam świadomość, że publikuję tekst, który powinien tu być od niemal miesiąca, szczególnie, że od prawie miesiąca był gotowy - jakoś zabrakło czasu i chęci, żeby go sprawdzić i dopracować.
  21. Fantastyczny szkic Szczególnie podoba mi się terminator - bardzo naturalny, gładko rozdziela jasną i ciemną stronę.
  22. Dzięki i cieszę się, że relacja została dobrze odebrana Bezimienny i nieskatalogowany, ale wbrew pozorom dość dobrze znany - już dobrych kilka razy natknąłem się na informacje, że ktoś to obserwuje. Może kiedyś trafi do grona oficjalnych asteryzmów?
  23. Witam wszystkich. Postanowiłem, że moim pierwszym wpisem na forum będzie relacja z ostatnich obserwacji, a właściwie dwie relacje. Zasadniczo, po pochmurnym grudniu i jeszcze gorszym styczniu, trzy pogodne noce na początku lutego (3 na 4, 4 na 5 oraz 6 na 7 lutego) były dla mnie czymś wyjątkowym... na tyle wyjątkowym, że postanowiłem opisać, co widziałem. Sprzęt, którym obserwowałem to teleskop GSO 8" oraz lornetka Celestron Sky Master 15/70. Pierwsza część opisuje noc z 6 na 7 lutego, a druga czerpie ze wszystkich trzech nocy, jednak stanowi tylko moje zmagania lornetką z mgławicami. Skarby zimowych konstelacji: Zacząłem od M42 - jak zawsze niezawodnej. W ósemce prezentowała się wspaniale: ciemny Rybi Pysk, kontrastował z jasną, południową częścią mgławicy, której nieregularna struktura była doskonale widoczna. Zachodnia część wyraźnie szersza i głębiej wcinająca się w czerń nieba. Trapez w środku mgławicy przypominał diamentowe szpileczki i magicznie przyciągał wzrok. Wielka Mgławica, jak zresztą zawsze, jawiła mi się niczym olbrzymi ptak, wyciągający skrzydła do lotu. Objąłem wzrokiem także Mgławicę de Mariana - wyraźną, jakby o trochę innej strukturze niż okolica. Spojrzałem na obszary południe od Wielkiej Mgławicy ? tutaj znajdowała się NGC 1980 ? gromada całkiem jasnych gwiazd na tle szarej mgiełki. Powędrowałem trochę na północ, mijając M42, by trafić wprost na mgławicę NGC 1977, tzw. Running Man Nebula, prezentującą się jako wyraźne pojaśnienie na tle okolicznych, młodych gwiazd. Ponad nią wznosiła się gromada gwiazd NGC 1981 ? spojrzałem na nią tylko przelotnie. Pozostawiając Miecz Oriona, skierowałem lustro teleskopu dalej na północ, w kierunku Pasa. Już przy pierwszym najeździe dojrzałem pojaśnienie na wschód od Alnitaka będące w istocie mgławicą NGC 2024, szerzej znaną jako Mgławica Płomień. W pierwszej chwili wydał mi się jakby niesymetrycznym rozciągnięciem blasku Alnitaka, jednak w miarę upływu czasu, dostrzegłem jej wyraźną odrębność, a nawet słabe, prawie niewidoczne pociemnienia wewnętrznych struktur. Gorzej poszło z IC 434, w której lokalizację musiałem się całkiem długo wpatrywać, zanim zobaczyłem coś na kształt linii rozdzielającej swoją ciemniejszą wschodnią i jaśniejszą zachodnią stronę. Końskiego Łba, czyli Barnard 33 w ogóle nie dostrzegłem ? skierowałem wzrok lekko na wschód. Szukając wzrokiem NGC 2026 widniejącej w katalogu Van den Bergha pod numerem 52, wyśrodkowałem obraz na niespełna ośmio-magnitudowej gwieździe HIP 26816. Wydawała się posiadać troszeczkę zbyt dużą poświatę, jak na swoją jasność, dlatego uznałem, że chyba dostrzegłem mgławicę. Znów przeniosłem się około stopień na północ w poszukiwaniu M78. Pokazała się od razu, bez żadnego problemu, razem z okoliczną NGC 2071 ? obie wydawały się być wlotem i wylotem rozświetlonego wewnątrz tunelu. Obok (lekko na wschód) dojrzałem jeszcze słabiutką gromadę otwartą NGC 2112, a następnie wróciłem na południe, do wspaniałego Alnitaka, by spojrzeć na Pas Oriona w jego pełnej krasie. Przesuwając się stopniowo na zachód, poprzez Alnilama, aż do Mintaki, eksplorowałem także słabsze gwiazdy gromady otwartej Collinder 70. Opuszczając asteryzm, nie zaprzestałem ruchu w kierunku zachodnim, docierając do pomarańczowej gwiazdy pi6 Orionis. Zatrzymałem się w tym miejscu i skierowałem się bardziej na północ. Stanąłem tylko na chwilę, by podziwiać piękno jasnej, czerwonawej 5 Orionis w sąsiedztwie Al Taj III czyli pi5 Orionis, mającej z kolei wyraźnie niebieską barwę, doskonale kontrastującą z czerwonym sąsiadem. Następnie, poruszając się po łuku oglądałem w kolejności pozostałe cztery pi Orionis, tworzące (razem z dwoma wcześniej widzianymi) asteryzm Tarczy Oriona. Będąc na jej szczycie przesunąłem się stopień na zachód, znajdując niemal od razu niewielką gromadę otwartą NGC 1662, która mimo to wydała mi się całkiem jasna i kontrastująca. Około pięć stopni dalej na zachód, już w Byku, znajduje się serce gromady Hiady, w której znalazłem się po chwili. Eksplorowałem ją przez kilka dłuższych chwil, podziwiając piękną barwę Aldebarana oraz ciekawy, symetryczny sześciobok utworzony przez Hyadum III i IV, 80 i 81 Tau oraz HIP 21053 i 21029, będący chyba nieskatalogowanym nigdzie asteryzmem, pozostającym jednak moim stałym punktem w programie obserwacji Hiad. Oderwałem się od teleskopu, ponieważ chciałem zobaczyć Dżdżownice w nieco szerszym, 4,4 stopniowym polu widzenia lornetki. Dwururka ukazała piękny, wręcz kolorowy spektakl rozgrywający się wewnątrz gromady. Zdawało się, że najjaśniejszy, czerwonawy Aldebaran przyćmiewał towarzyszy swym blaskiem, podczas gdy każdy z nich, starając się wybić, prezentował własną wyjątkowość. Razem, niczym perełki, zachwycały na każdym z siedemdziesięciu milimetrów szkła mojej lornetki. Wpatrywałem się w gromadę jeszcze przez dłuższy moment, po czym przeskoczyłem w kierunku zachodnim, zatrzymując się na znajdujących się sześć stopni dalej gromadzie Plejad. Jak zawsze, zachwycające, w szerokim polu, zdawały się być skarbem, zatopionym na dnie czarnego morza. Ich błękit przywodził na myśl lazurową barwę wody lub błękitną głębię bezchmurnego nieba. Najpierw podziwiałem wspaniałą Merope, wraz z jej jasnym i wyraźnym jęzorem mgławicy NGC 1435, skierowanym na południe. Jak po stopniach schodów, po dwóch gwiazdach zszedłem nieco niżej do Elektry i jej towarzyski Caleano; następne były Maja, Tajgeta oraz powyżej Sterope i Asterope: wszystkie cztery, niczym płaszczem, okryte były delikatną mgiełką mgławicy NGC 1432. Później, jakby przez bramę, przeszedłem pomiędzy dwiema gwiazdami w kierunku Alkione. Tutaj było nieco gęściej ze względu na trzech okolicznych sąsiadów gwiazdy. Podziwiałem ją przez chwilę, a potem także Plejone i Atlas, a następnie opuściłem gromadę. W tym momencie znów przesiadłem się na teleskop, który niemal natychmiast skierowałem na następny punkt mojego programu, a mianowicie gromadę otwartą NGC 1647 w centrum Byka. Rozróżniłem poszczególne gwiazdy topiące się w szarawym, mdłym świetle, będącym skumulowanym blaskiem gromady, a następnie przesunąłem się dalej na północ w kierunku gromady NGC 1746 ? większej i troszkę jaśniejszej od poprzedniczki. Kierując się pięć stopni na południowy wschód, znalazłem dwie gromady NGC 1807 oraz 1817. Obie miały kształt malutkiego łuku i wydawały się jakby okalać z dwóch stron niewidoczną, czarną sferę. Teraz zdecydowałem się na dobrze znany obiekt otwierający Katalog Messiera. Przemieszczając się pół stopnie na zachód od zeta Tauris, ujrzałem Mgławicę Krab, tak jak zawsze ? jako rozciągniętą, szarą mgiełkę, z nieregularną strukturą. Jej charakterystyczny kształt, niemożliwy do pomylenia z niczym innym, przyciągał mój wzrok podczas każdych zimowych obserwacji. Przeszedłem do Woźnicy. Na pierwszy ogień w tym gwiazdozbiorze obrałem M37, M36 oraz M38 (w tej kolejności). Wszystkie trzy prezentowały się wspaniale. Ich gwiazdy jaśniały na tle jasnoszarych sfer, tworząc wrażenie gromady kulistej. Nie liczyłem gwiazd, które byłem w stanie odróżnić, jednak uważam, że we wszystkich trzech przypadkach otrzymałbym liczby rzędu kilkudziesięciu. Czy coś więcej można powiedzieć o tych gromadach? Czy słowa są dobrym nośnikiem, by zobrazować ich piękno? Zlokalizowałem kolejną gromadę na terenie gwiazdozbioru, a mianowicie NGC 1857 ? nie była trudnym do znalezienia celem, prezentowała się dosyć wyraźnie ? a następnie powędrowałem dalej na południe, by odnaleźć charakterystyczne gwiazdy ułożone w kąt prosty, którego dłuższe ramię pokierowało mnie w stronę kolejnego obiektu ? NGC 1778. Gromada kontrastowała szarą mgiełką z ciemnością nieba. Rozróżniłem kilka gwiazd. W tym momencie znów przyłożyłem do oczu lornetkę, by podziwiać skarby Woźnicy. Widok autentycznie zapierał dech w piersiach. Zacząłem od M37 i wędrowałem na zachód dostrzegając kolejne gromady otwarte. Całość wydawała mi się ogromną siecią aglomeracji miejskich, a gromady, niczym olbrzymie miasta, swym blaskiem przyćmiewały okolicę. Na skraju rozlewało się jezioro Mgławicy Płonąca Gwiazda, która w 70 milimetrach szkła mojej lornetki jawiła się jako zakrzywiony jęzor wodorowego pyłu, którego największe zagęszczenie obejmowało obszary wokół tytułowej bohaterki obiektu ? gwiazdy zmiennej AE Aurigae. Całość prezentowała się naprawdę świetnie, a odchodząc od lekko poetyckiego tonu, warto zaznaczyć, że w dwururce dostrzegłem także perłowe gromady NGC 1907 oraz 1893, przy czym nie dostrzegłem mgławicowego obszaru otaczającego tę drugą. Pozostawiłem Woźnicę samą sobie i przesiadając się z powrotem na teleskop znów wstąpiłem w granice Oriona. Skierowałem lustro teleskopu na gromadę Collinder 69, tworzącą Głowę Oriona. Jej ułożenie gwiazd, wraz z jasną Meisą i Heką tworzyło ciekawą figurę, której poświęciłem kilkadziesiąt sekund, kierując się następnie do samego centrum maczugi mitycznego bohatera. Zatrzymałem się na gromadzie NGC 2169 ? jasnej, pięknie kontrastującej z tłem grupie gwiazd, układających się w asteryzm, przypominający liczbę 37. Przeniosłem się wyżej w poszukiwaniu mgławicy Głowa Małpy, którą, wydaje się dostrzegłem jako leciutkie pojaśnienie tła, ale nie jestem pewien. Dwa stopnie dalej, w kierunku północno-zachodnim, znalazłem całkiem jasną gromadę otwartą NGC 2129, od której, mijając 1 Geminorum, przeszedłem wprost do gromady M35 ? pięknej, jasnej, rozległej grupy wielu gwiazd. Według Wikipedii zawiera ona 120 gwiazd jaśniejszych od 13m ? i to naprawdę rzuca się w oczy. Powędrowałem do okolicznej jasnej gwiazdy zwanej Propus i szukałem w jej sąsiedztwie mgławicy IC 443 ? niestety bez powodzenia. Muszę się zająć nią przy następnych obserwacjach, ponieważ zaliczyłem wpadkę, gdyż obszar w którym jej szukałem prawdopodobnie nie obejmował najjaśniejszych fragmentów mgławicy. Trochę zrezygnowany wróciłem na południe i wtargnąwszy do gwiazdozbioru Jednorożca, szukając chyba pocieszenia, skierowałem teleskop od razu na NGC 2237, czyli popularną Rozetę. Obiekt dostrzegalny gołym okiem, jako nikła mgiełka na pograniczu, pomiędzy postrzeganiem, a sugestią, która w miarę upływu czasu stała się coraz bardziej oczywista, jednak wciąż lepiej widoczna metodą zerkania. W okularze teleskopu obiekt wyglądał naprawdę dobrze. Piękna, jasna gromada NGC 2244 w jej środku rozświetlała wyraźne, jasnoszare pyły na obrzeżach, przypominające płatki kwiatu. Oczywiście, nie było to tak dostrzegalne, jak w przypadku np. M42, ale można było zauważyć niejednorodne struktury Rozety. Przeniosłem się na południowy wschód, mknąc jak burza, z chwilą tylko przerwy przy gromadzie NGC 2301 oraz przy dość nieoczywistej NGC 2268, by wreszcie dotrzeć do jasnej NGC 2232, której gwiazdy ustawione w dwa rzędy, niczym ramiona, wskazują kierunki północny oraz południowy. Następnym, zaplanowanym etapem obserwacji podczas tamtej nocy był kompleks gromad znajdujących się na wschodnich i północnych peryferiach Wielkiego Psa oraz także kilka obiektów w północnej części wyłaniającej się zza horyzontu Rufy. Chciałem zatoczyć koło, by ostatecznie znów znaleźć się w okolicach oglądanych chwilę wcześniej gromad w Jednorożcu, dlatego rozpocząłem od skierowania lustra teleskopu na najjaśniejszą gwiazdę nieba północnego. Mocny, zimny i ostry niczym sople lodu blask Syriusza wbijał się w siatkówkę, powodując lekkie zmrużenie oka. Przez chwilę jeszcze pochłaniałem czyste -1,45 magnitudo blasku, po czym udałem się na poszukiwania psiego serca. Jakieś cztery stopnie na południe ukazało się moim oczom pod postacią M41. Może nie tak duża i posiadająca mniejszą ilość gwiazd niż M35, jednak dalej wspaniała. Całkiem rozległa i jasna, zasługująca na nadane jej przeze mnie miano serca Canis Majoris. Wyodrębniłem także jej najjaśniejszy składnik ? niespełna siedmio-magnitudową HIP 32406 o barwie Aldebarana czy Betelgezy. Następnie przeniosłem się około siedmiu stopni w kierunku południowo-wschodnim, mijając gromadę Collinder 121, przy której zatrzymałem się tylko na krótką chwilę, by znaleźć się na linii łączącej omegę Canis Majoris z jaśniejszym od niej Wezenem. Jeden stopień na północ i już byłem w centrum NGC 2354 ? rozległej gromady gwiazd. Powyżej i trochę na wschód od razu trafiłem na kolejny cel ? gromadę NGC 2362 czyli Caldwell 64. Oczarowała mnie od pierwszego spojrzenia ? w całości skupiała się wokół znajdującego się w jej środku błękitnego nadolbrzyma tau Canis Majoris, a inne przynależące do niej gwiazdy wydawały się do niego lgnąć; były mniejsze, niczym szpilki wyłaniające się z jasnoszarego tła. Dalej pokonałem półtora stopnia, przemieszczając się na północ, znajdując kolejną nieoczywistą gromadę NGC 2367. Klucząc wśród gwiazd odnalazłem dwie następne, sąsiadujące ze sobą gromady: NGC 2384 oraz 2383, które przypominały mi pewne dwie gromady zlokalizowane w Byku, powyżej wymienione. Następnie znalazłem, nie bez problemów NGC 2421, jednak prawie natychmiast przeszedłem do następnego obiektu, widząc niebezpiecznie zbliżające się zachmurzenie. Oderwałem wzrok od teleskopu, lekko zaalarmowany jakimś odgłosem w pobliżu mnie, spojrzałem na niebo ? było w ponad połowie zachmurzone, a chmury szybko przemieszczały się z północy na południe. Wiedziałem, że moje obserwacje z tego powodu zbliżają się do końca, jednak postanowiłem dojść jak najdalej, na liście obiektów, które sobie zaplanowałem. Kolejnym celem była gromady NGC 2409 oraz Bochum 5 leżące w swoim bliskim sąsiedztwie. Dostrzegłem je, choć druga z nich nie była taka łatwa. Później Czernik 29, którego znalezienie było niemałym wyzwaniem, jednak ostatecznie zobrazował się na okularze teleskopu, ledwo widoczny (być może z sąsiedzką gromadą Hafner 10, jednak co do tego nie jestem pewien, czy rzeczywiście ją widziałem, czy tylko mi się wydawało). Idąc na wschód bez problemu znalazłem NGC 2414 ? jasną i wyraźną. Ostatecznie dotarłem do celu tego rajdu wśród gromad, osiągając M46 oraz M47. Obie piękne, na tle jasnoszarych pojaśnień tła. Wodziłem teleskopem od jednej do drugiej, podziwiając je w całej ich krasie ? następnie zlokalizowałem okoliczne NGC 2425 i 2423. Kiedy jednak kierowałem teleskop ponownie na M46, by spróbować zlokalizować mgławicę planetarną w jej wnętrzu, widniejącą pod numerem 2438 w New General Catalogue, zauważyłem wyraźne pogorszenie widoczności. Oderwałem wzrok od okularu teleskopu, by stwierdzić, że niebo w większości okryte jest płaszczem chmur, a okolice obserwowanych przed momentem gromad spowija szarawa snuja. Moje plany obserwacji kompleksu gromad na zachód i północ od M47, a także widocznej części Rufy, zostały skutecznie pokrzyżowane przez warunki atmosferyczne. Postanowiłem wrócić w te rejony podczas następnej, pogodnej nocy. Lornetkowe batalie mgławicowe: Wielka Mgławica Oriona M42 i okolice ? W szerokim polu lornetki widoczne wraz z północnymi NGC 1977 oraz 1981 i z położoną ponad mgławicą, otaczającą gromadę młodych gwiazd NGC 1980. Sama Wielka Mgławica wraz z M43 widoczna wspaniale ? trapezowaty, szerszy po zachodniej stronie jasny jej kształt kontrastuje z powyższymi ciemnymi chmurami tak zwanego Rybiego Pyska z wieńczącą go, diamentową gromadą Trapez. Mgławica Płomień (NGC 2024) i IC 434 wraz z Końskim Łbem B33 ? Podczas każdej z trzech nocy obserwacyjnych, wynik pozostawał taki sam: płomień na początku nieoczywisty, ale widoczny jako niesymetryczne zgrubienie blasku bijącego od Alnitaka, po pewnym czasie trochę bardziej odrębny. IC 434 niewidoczna za każdym razem, nie mówiąc już o B33... Rozeta czyli NGC 2337 ? Rozeta zauważona już za pierwszym razem. W szerokim polu lornetki widoczna jako wyraźne, szarawe pojaśnienie otaczające gromadę otwartą gwiazd o charakterystycznym, podłużnym kształcie: NGC 2244. Naprawdę fajnie prezentuje się w szerokim polu lornetki. Mgławica Płonąca Gwiazda czyli Caldwell 31 ? jasna, wyraźna i oczywista. Szaro biała, łukowata smuga z jasną AE Aurigae na skraju. Pięknie prezentowała się w towarzystwie znanych powszechnie gromad otwartych Woźnicy. Widoczna oczywiście za pierwszym razem, co nie przeszkadzało do niej wracać podczas każdej z trzech nocy. Mgławica Merope (NGC 1435) oraz Mgławica Maja (NGC 1432) w Plejadach ? Mgiełka wokół Merope wyraźna, jasna i oczywista, dostrzegalna na wprost, o kształcie, zakrzywionego jęzorka. Z Mgławicą Mają było nieco gorzej, jednak po krótkiej chwili także się ujawniła łącząc Plejady: Tajgetę, Maję, Steropę i Asterope. Dostrzeżone pierwszej nocy. Serce i Dusza czyli IC 1805 i 1848 ? W lornetce obie mgławice nie były tak oczywiste jak w teleskopie. Jeśli chodzi o pierwszą z nich, to na pierwszy rzut oka widać było tylko gromady gwiazd Melotte 15 znajdującą się w centrum IC 1805 oraz gromadę NGC 1027 na jej peryferiach. Samą mgławicę udało mi się jednak przełamać pierwszej nocy po kilku minutach intensywnego wpatrywania. Ukazało się, wbrew pozorom całkiem dużo ? wyraźne pojaśnienie na obszarze pomiędzy obiema gromadami, oraz jakby ciemne plamki gdzieniegdzie. Nie jestem pewien czy z powodu sugestii, czy rzeczywiście widziałem delikatną mgiełkę w rejonach lokalizacji IC 1795 czyli Fish Head Nebula. Z Duszą zaś było trochę trudniej ? musiałem czekać na jakikolwiek sygnał trochę dłużej, jednak ostatecznie dojrzałem lekkie rozjaśnienie na tle ciemnego nieba. Obie mgławice zaliczyłem pierwszej nocy. Mgławica Kalifornia czyli NGC 1499 ? Tutaj tak łatwo nie było i walka trwała dłużej niż w poprzednich przypadkach, jednak na początku powiem: udało się. Pierwsza i druga noc obserwacji nie przyniosły żadnych rezultatów. Jakkolwiek intensywne wpatrywanie się w lokalizację niczym nie skutkowało. Kiedy nadeszła trzecia noc ? wydawało mi się, że warunki nieco się poprawiły, że seeing jest trochę lepszy. Zlokalizowałem miejsce, w którym mgławica jest najjaśniejsza i, tak jak już dwa razy wcześniej, zablokowawszy lornetkę na statywie, zacząłem się wpatrywać w czerń kosmosu. Z każdą sekundą byłem coraz bardziej przekonany, że nie uda mi się jej dostrzec, jednak... po jakimś czasie coś zaczęło świtać ? w pewnym miejscu dostrzegłem jakby lekkie rozjaśnienie. By się upewnić, że to nie wytwór mojej wyobraźni, patrzyłem się jeszcze przez chwilę, by stwierdzić, że tam rzeczywiście coś jest. Delikatne niczym piórko targane wiatrem, na skraju postrzegania, widoczne zerkaniem, ale jednak jest. Kalifornię uznałem za zaliczoną, choć niewątpliwie następnej pogodnej nocy znów tu zajrzę. Mgławica Głowa Wiedźmy czyli NGC 1909 ? Obiekt rozkładał mnie na łopatki za każdym razem, kiedy do niego podszedłem. Trzy próby i trzy porażki, wszystko na marne. Po prostu czarne i tyle, a tam, gdzie powinna byś najjaśniejsza część mgławicy, nie ma nic, jak długo bym się nie wpatrywał... A wy widzieliście Wiedźmę przez lornetkę? Pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)