Skocz do zawartości

Paweł Sz.

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    1 998
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    43

Zawartość dodana przez Paweł Sz.

  1. Kolega jest akurat na "mini" zlocie w Bieszczadach (też miałem na początku plan, aby pojechać), a to foto z dzisiejszej nocy, tak na zachętę, żeby dodać otuchy 🙂 (na zdjęciu APM 40x110 ED)
  2. Też chciałem iść na to wydarzenie, tylko że jest w całości po angielsku bez tłumaczenia. O ile w angielskim czuję się dobrze i swobodnie na wakacjach, tak słownictwo naukowe to dla mnie za dużo 🙂 Szkoda, bo organizator mógł to lepiej rozegrać patrząc na to jakie są dziś możliwości 😉
  3. I oby więcej spotkań, bo ten rok, a przynajmniej jego druga połowa była bardzo kiepska…
  4. Bez statywu to maksymalnie model 10x50, wszystko większe już statyw konieczny. Jak obserwacje typowo z ręki to najlepiej coś mniejszego w stylu 7x lub 8x.
  5. Czy 15x70 wypadałoby słabo? Chyba nie 🙂 Zupełnie inne kadry daje 15x70, a inne 25x100. Natomiast 10x50 i 10,5x70 są mocno zbliżone - zauważ, że większość osób po pewnym czasie pozbywa się tej drugiej, z czegoś to wynika. Mimo wszystko powodzenia, każdy musi przejść własną drogę i ocenić co dla niego najlepsze 🙂
  6. Pytanie do jakich celów będzie głównie używana, jak do astro to brałbym jednak 15x70, gabaryt ten sam i jednak zobaczysz o wiele więcej. Dla mnie 10,5x70 to taka lornetka na uzupełnienie arsenału i używania od święta (mgławice na szeroko, komety). Finalnie też się jej pozbyłem 🙂
  7. Data obserwacji: 26.11.2023 Miejsce obserwacji: Mosina Lornetki: APM 10x50 ED https://nieboprzezlornetke.pl/przelot-miedzynarodowej-stacji-kosmicznej/ Dobrze pamiętam swoje pierwsze kroki w obserwacjach i odkrywanie nowych satelitów przelatujących nad naszymi głowami. Spędziłem wiele nocy na identyfikacji tych obiektów analizując poszczególne przeloty. Widoczny ISS (International Space Station) na niebie był zawsze wisienką na torcie, którą wręcz celebrowałem. Jeśli dodamy do tego świadomość, że ponad 400 km nad Ziemią leci załoga stacji.. To już inna liga niż satelita meteorologiczny. Widoki przez okno mają tam spektakularne, co zresztą można bez problemu sprawdzić w internecie. Z biegiem czasu i doświadczeniem obserwacyjnym przeloty ISS przechodzą do porządku dziennego i w zasadzie o nich zapominamy. Od świętą przy rodzinnym spotkaniu można jeszcze zabłysnąć wiedzą i wskazać na przelatujący punkt, gdy akurat znajduje się na niebie – to zawsze robi na innych wrażenie. Niedzielny wieczór pod koniec listopada przyniósł w mojej lokalizacji spore rozpogodzenie. Jak przystało na bezchmurne niebo musiał pojawić się Księżyc i to prawie w pełni. Z taką latarnią w zasadzie nie było co obserwować, ale dotarła do mnie informacja, że późnym popołudniem będzie nad naszym krajem widoczny dość długi przelot ISS, który osiągnie wysokość na niebie około 82 stopnie. Sprawdziłem dokładnie godzinę i udałem się na pobliską polanę z lornetką 10×50 w dłoniach. Około godziny 17:30 po zachodniej stronie w okolicy konstelacji Wężownika pojawił się bardzo jasny punkt, który mknął bardzo powoli w górę w stronę Łabędzia. Przelot był bardzo spokojny, czasami miałem wrażenie, że satelita w ogóle się nie porusza jakby zastygł w miejscu. Dwie minuty później znalazł się praktycznie w zenicie. Przez ten czas spoglądałem na niego lornetką 10×50 jednak nie udało mi się wydobyć żadnego detalu, czy też kształtu – kontrast na ciemnym niebie był zbyt duży. Można było co najwyżej zauważyć charakterystyczny owal nie będący zwykłą kropką. Pamiętam inne przeloty, szczególnie te na jaśniejszym niebie tuż po zachodzie Słońca, gdy można było się pokusić o wyłuskanie subtelnych szczegółów przy użyciu różnych lornetek. Około godziny 17:34 Międzynarodowa Stacja Kosmiczna przeleciała wizualnie między Jowiszem, a Księżycem po czym zniknęła w cieniu naszej planety. Widowisko zakończone, ale naprawdę dobrze było wyjść na te 15 minut z lornetką w rękach i zobaczyć co się dzieje na wieczornym niebie. Następny tak wysoki przelot o przyzwoitej porze nie prędko. Dopiero 23 grudnia będziemy mogli lepiej przyjrzeć się stacji, ale niestety w godzinach wczesnoporannych. Swoją drogą, czy ktoś miał okazję obserwować przelot chińskiej stacji Tiangong? Zdaje się, że tego samego dnia nisko nad południowym horyzontem była w zasięgu, przynajmniej w teorii. Mi się jeszcze nie udało, ale czytałem że jest to możliwe z terenu Polski. Do następnego razu! Pozdrawiam!
  8. Z dwa razy też mi się zdarzyło obserwować lornetką 10x50 przez uchylone okno w aucie 😉 Akurat ta miejscówka z relacji jest mi dobrze znana, ale samotnie nigdy tam nie jeździłem. W każdym razie miałem już wypady też w inne miejsca i najgorzej jest jak kompletnie nie znasz okolicy, jesteś tam pierwszy raz, do tego w nocy 🙂 Las? To już chyba poza moim psychicznym komfortem. Otwarty teren jeszcze akceptuję 😉
  9. Pytanie z jakiego powodu ta adrenalina? 😉 Kilka moich ostatnich obserwacji też miałem w samotności, już się przyzwyczaiłem 🙂 Niestety lokalna ekipa już nie taka jak kiedyś, a bywało naprawdę tłoczno 🙂
  10. Pełen wpis pod linkiem: https://nieboprzezlornetke.pl/jesienne-galaktyki-w-lornetce-16x70/ Czy mieliście kiedyś okazje wybrać się samotnie poza miasto na nocne obserwacje? Jeśli nie to szczerze polecam. Niesamowite doświadczenie. I nie chodzi mi tutaj o jakiś pobliski teren. Po prostu spakować sprzęt do auta i jechać na wieś pod ciemne niebo. Jeszcze jakiś czas temu było to dla mnie nie do pomyślenia. Nie ze względów społecznych, po prostu nie miałem odwagi wybrać się zupełnie sam na dzikie pole, gdzie widoczność kończy się zaledwie kilka metrów dalej, a potem tylko ciemność i specyficzne dźwięki leśnych zwierząt w pobliżu. Bezchmurna noc w listopadzie to tak rzadkie zjawisko, że po prostu nie mogłem odpuścić okazji. Zabrałem ze sobą tylko lornetkę 16×70, dzięki czemu rozstawienie całego zestawu zajęło mi zaledwie kilkanaście sekund. Gdy tylko spojrzałem na rozgwieżdżone niebo od razu wiedziałem, że było warto. W mgnieniu oka zatopiłem się w widokach i zapomniałem o otaczającym mnie lokalnym świecie. Najlepsze w samotnych obserwacjach jest to, że w pełni skupiamy się na obiektach, dryfujemy wśród gwiazd i nic nas nie rozprasza. Do tego wybitnie dobra adaptacja wzroku w ciemności, maksymalne powiększenie źrenicy, która wręcz dostaje „kopa” kiedy z żadnej strony nie docierają do nas nieplanowane świetlne bodźce. Wracając do samych obserwacji, na ten wieczór miałem dwa główne lornetkowe wyzwania, reszta to rekreacja. Pierwszym z nich była galaktyka spiralna NGC 7331 w Pegazie o jasności 9.2 mag, która nie jest wcale takim łatwym obiektem do obserwacji dla niewielkich lornetek. Wycelowałem w narożnik konstelacji Pegaza i odbiłem do gwiazdy Matar, która stała się moim drogowskazem. Lokalizację galaktyki dość szybko odnalazłem w polu widzenia dzięki charakterystycznym trzem gwiazdom zaraz obok. Co do samego obiektu to miałem spore wątpliwości, jednak nie zamierzałem dać za wygraną. Wpatrywałem się w miejsce dość długo, aż w pewnym momencie zerkaniem zaczęła wyskakiwać niewielka, nieco podłużna poświata. Żeby nabrać pewności zrobiłem kilka podejść, aż dotarłem do takiego poziomu adaptacji wzroku, że galaktyka w zasadzie majaczyła na wprost. Przy tym obiekcie znajduje się jeszcze kilka innych wyzwań takich jak m.in. „Kwintet Stephana”, ale to już zostawiam dla zdecydowanie większej teleskopowej apertury. Cetus A, czyli galaktyka spiralna oznaczona numerem M77 to kolejne wyzwanie tego wieczoru dla mojej lornetki 16×70. Konstelacja Wieloryba nurkowała już w stronę horyzontu, ale jego ogon nadal znajdował się dość wysoko. Po znalezieniu gwiazdy Delta Cet dość szybko ukazała mi się szukana galaktyka. Tym razem było zdecydowanie łatwiej. Przypominała delikatną, niewielką puchatą kulkę. Wszytko za sprawą swego położenia względem nas, jakieś 33 mln lat świetlnych dalej. Odległość robi wrażenie. Zatapiając się kolejno w jesiennych obiektach w zasadzie zapomniałem o otaczającej mnie ciemności. Skupienie na gwiazdach było tak silne, że nie zauważyłbym nawet przechodzącego „leśnego stwora”, gdyby taki zdecydował się podejść bliżej. Z ciekawości rzuciłem okiem jeszcze na Saturna, który zamierzał lada moment zniknąć za horyzontem. Ku mojemu zdziwieniu seeing był na tyle dobry, że chyba pierwszy raz w życiu widziałem coś więcej niż jajowatą kulkę w niewielkiej lornetce. Były momenty, że wskakująca ostrość nadawała charakterystyczny kształt pierścieniom niemal separując je od samej planety. No może „prawie”. Niewielki, ale jednak – Saturn w całym swoim pięknie przez lornetkę 16×70. Rzadki widok. Mijały kolejne minuty, a ja zaliczałem w zasadzie dowolne obiekty będące w zasięgu lornetki. Jednak to klasyki robiły największe wrażenie. Gromada Podwójna w Perseuszu, która kipiała niezliczoną ilością gwiazd. Galaktyka Andromedy, która rozciągała się przez pole widzenia razem ze swoimi sąsiadkami M110 i M32. Plejady, które ukazały swoją poświatę mgławicy, czy wreszcie gromady otwarte w Woźnicy, które rozlewały się niczym diamenty na niebie. W końcu mogłem też pierwszy raz w tym sezonie dłużej popatrzeć na Oriona i M42, czy też na mgławicą Głowa Małpy NGC 2174 będącą tej nocy łatwym obiektem dla lornetki 16×70 nawet bez filtrów. Przyznam szczerze, że była to chyba jedna z najlepszych jesiennych nocy jakie miałem pod względem obserwacji. Nie pamiętam tak krystalicznie czystego nieba o tej porze roku. W zasadzie po sam horyzont można było przebierać w tych prostych, jak i trudniejszych obiektach. Lekki chłód w niczym nie przeszkadzał, z wilgocią również nie było najgorzej. Dobrze było ruszyć się w środku tygodnia poza miasto i popatrzeć na nocne niebo, nawet jeżeli nikomu innemu wtedy nie pasowało. Samotne obserwacje poza strefą komfortu to zupełnie inne doświadczenie. Z jednej strony niewielka adrenalina, że coś może się wydarzyć, a z drugiej to uczucie poznawania nieznanych rejonów nieba w totalnym skupieniu, dzięki czemu można się poczuć jak kosmiczny odkrywca. Warto było. Do następnego razu! Pozdrawiam!
  11. O ile uśmiech jest oczywisty, tak z rybą mam zawsze wątpliwości (jeśli chodzi o kształt przypominający rybę) ; )
  12. Panowie, jutro też chyba są szanse, może się uda? 🙂
  13. Kolejna pogodna noc dziś, do tego piątek, bez Księżyca, a Folwark znów pusty 🙂
  14. Jakby co na sąsiednim forum koledzy służą pomocą w sprawie kolimacji: https://astropolis.pl/topic/90705-potrzebna-pomoc-kolimacja-lornetki/
  15. W sumie to spontanicznie przed 21 pojechałem na folwark, niestety na forum już nie zaglądałem. Spędziłem w samotności 3h, ale takich warunków to nie pamiętam, po prostu igła.. do tego w listopadzie! Sucho, bez chmur i mgieł, ale bardzo zimno 🙂
  16. Jutro chyba jest szansa na obserwacje, czy ktoś byłby chętny?
  17. Wczoraj i dziś był niezły alert zorzowy, wskaźniki wyskoczyły w kosmos. U nas pogoda była dobra wczoraj, ale kto miał skrawek nieba dzisiaj ten na zdjęciach mógł naprawdę sporo zarejestrować na północnym horyzoncie, tak to wyglądało w Krakowie..
  18. Miałem długo zarówno Nikona Ex jak i Deltę Extreme. Gdybym dziś stał przed tym samym wyborem co Ty wybrałbym Nikona. Delta owszem jest dobra, ale nie jest idealna, szczególnie model 10x50. Ostrość na skraju jest bardzo kiepska i to się rzuca od razu w dzień i w nocy. W Nikonie jest podobnie, ale cena jednak 2x mniejsza. Do tego waga i poręczność, extreme jest już sporym gabarytem. Przeskok jakościowy z Nikona do Extreme nie jest aż tak odczuwalny. Z mojej strony dopiero przejście na APM było mocno zauważalne, tutaj już blisko jej do Fujinona. Tak jak pisałem, kupiłbym Nikona (lekki i poręczny, centralne ustawianie ostrości, w teren bardzo fajna), a z czasem w razie potrzeby zrobić przeskok od razu na APM lub Fujinon. Model Extreme bym chyba pominął 😉 ps. Nie stawiałbym wyboru albo lornetka albo teleskop, bo to zupełnie inne sprzęty, które się nie zastąpią, co najwyżej uzupełnią. Lornetka 15x70 to już mobilny przyrząd do obserwacji nieba, który jest gotowy do działania w kilka sekund i pozwoli dostrzec pewien detal na DSach - takie skanowanie, gdy nie masz czasu na zabawę w teleskopy 😉 Wtedy wjeżdza lornetka, 30 min obserwacji i do domu 🙂 Idealne też podczas wakacyjnych wyjazdów 🙂
  19. Kamakura to w zasadzie ta sama jakość obrazu co Nikon Ex, zapewne czytałeś już porównanie na astornocach. Omegon Brightsky to BA8. WIele lornetek z serii BA8 różni się tylko logo i ceną. Nie sądzę, aby była w nich większa różnica w dawanych obrazach. Swojego czasu miałem TS Marine i Delta Extreme 15x70. Obrazy te same, a różnica w cenie wyraźna 😉 Delta Extreme będzie lepsza niż SkyGuide jeśli chodzi o jakość i estetykę obrazu. Do tego nieco inna budowa, bardziej pancerna i cięższa jest Extreme. W zestawie dostaniesz też adapter na statyw (z tego co pamiętam SkyGuide nie ma). Extreme ma też gwinty na filtry, kiedyś była wypuszczona seria SkyGuide również z gwintami, ale obecna już ich nie posiada. Długo miałem dwie lornetki: 10x50 i 15x70, które służyły mi z powodzeniem, ale do astro. Dobrze się uzupełniały. Jednak na wycieczki lepiej chyba coś mniejszego i lżejszego. Z mojej strony lornetki to 99% astro, więc nawet jeśli raz na rok wezmę na spacer cięższą 10x50 to mi to nie przeszkadza. Jeśli główne zastosowanie to astro to bierz 15x70, z 10x50 będziesz miał niedosyt, szczególnie jeśli zapragniesz zobaczyć coś więcej. Co innego jeśli jesteś świadomy tego co oferuje 10x50, czyli bardzo szerokie pola i skanowanie nieba bez większych detali.
  20. Zdecydowanie Delta Skyguide 15x70, a jeśli się nie śpieszy to Delta Extreme 15x70. Ewentualnie TS Marine 15x70 albo inny klon z serii BA8.
  21. W sumie dobrze powiedziane, to nawet nie były obserwacje, to było po prostu spojrzenie 😄
  22. Data obserwacji: 28.10.2023 Miejsce obserwacji: Mosina Lornetki: APM 10x50 ED https://nieboprzezlornetke.pl/krotkie-spotkanie-z-zacmieniem-ksiezyca/ Na częściowe zaćmienie Księżyca szykowałem się przez dłuższy czas, chociaż już kilka dni przed wydarzeniem wiedziałem, że szanse na obserwacje będą znikome. Ciągłe jesienne zachmurzenie nie dawało szans na szczęśliwy finał. Co więcej, inne regiony kraju nie wyglądały wcale lepiej, a naprawdę byłem skłonny tego dnia się poświęcić i ruszyć autem w bardziej odległe miejsce. Im bliżej soboty tym prognozy zaczęły nieco wariować, niektóre modele pokazywały na wieczór możliwość pojawienia się prześwitów co dało mały promyk nadzieji. Jeszcze lepiej było w sobotni poranek – tutaj prognozy pokazywały większe przejaśnienia w ciągu dnia, co jednak szybko się zweryfikowało – prognoza była nic nie warta. Słońca nie ujrzałem, za to opady deszczu owszem. Pomimo wszystkich przeciwności przygotowałem sobie na wszelki wypadek dwie lornetki na wieczór: APM 25×100 ED na statywie oraz APM 10×50 ED, którą miałem pod ręką. Położenie Księżyca na niebie uniemożliwiało mi niestety zostawienie sprzętu na dworze, tak więc w razie warunków musiałem szybko działać i przejść na otwarty horyzont z innej strony. Chwilę przed godziną 20 udałem się do sklepu, a przy okazji spojrzałem na niebo, na którym gęste chmury rozciągały z każdej strony. Jednak już podczas powrotu z zakupów ujrzałem zupełnie inny widok. Księżyc majaczył wśród chmur umożliwiając chociaż chwilowe obserwacje. Do punktu kulminacyjnego zaćmienia zostało jeszcze blisko 2 godziny, przez ten czas Księżyc raz znikał, raz pojawiał się znowu na kilka sekund. W końcu nadeszła faza maksimum zaćmienia. Zszedłem z lornetką przed budynek, a tam znów przywitały mnie chmury. Wzrokiem szukałem jaśniejszego fragmentu na niebie mając nadzieję, że Łysy w pełni mimo wszystko przebije się przez grubą warstwę zachmurzenia. Nagle, po 2-3 minutach w dziurze pośród chmur wyłoniła się jasna latarnia z lekko przyciemnioną dolną częścią. Autor zdjęcia: Mariusz Henn W ruch poszła od razu lornetka APM 10×50 ED, w której przez dłuższą chwilę mogłem cieszyć oko zaćmieniem. Było widoczne bardzo wyraźnie, południowa część powierzchni Księżyca była pokryta cieniem rzuconym przez naszą planetę, w którym można było dostrzec delikatnie zaokrąglony kształt. Udało się, pomyślałem z radością. Szybko wróciłem po lornetę APM 25×100 ED na statywie, ale gdy zszedłem po Księżycu nie było już śladu. Tak więc moje szczęście szybko się skończyło (to obserwacyjne trwało dosłownie około minutę), a smutek dopełniła ulewa, która pojawiła się nagle tuż po rozstawieniu sprzętu i stanowczo przekreśliła dalsze plany obserwacyjne. Padało tak jeszcze przez ponad godzinę. Mimo wszystko można powiedzieć, że miałem niezłego farta. Obserwacje nie byłyby jednak możliwe gdyby nie mała, poręczna lornetka. Dla mnie to model 10×50, który mogę zawsze zabrać ze sobą, a w razie potrzeby skanować gwiezdne niebo. Tym razem wystarczyło zejść z lornetką w dłoni dosłownie na kilka minut i czekać na moment. Gdy ten nadszedł, wycelować i cieszyć się chwilą. Gdybym posiadał teleskop, tego typu manewr by mi się nie udał. A tak, lornetka znów pokazała swoją siłę dostępności i mobilności, a dzięki niej jesienne częściowe zaćmienie Księżyca 2023 uznaję oficjalnie za zaliczone. Do następnego razu! Pozdrawiam!
  23. Mi się udało zobaczyć maksimum zaćmienia przez jakieś 30 sekund w lornetce 10x50, bardzo dobrze widoczny cień w dolnej części 😉 Gdy wróciłem z lornetą 25x100 było już po wszystkim i zaczęło padać… Ale przynajmniej widziałem 🙂
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)