Skocz do zawartości

Simon

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    108
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Simon

  1. Słuchając nałogowo Czwórki Polskiego Radia postanowiłem zobaczyć, jakie kanały radiowe oferuje Polskie Radio.I tym oto sposobem trafiłem na kanał KOSMOS, który włączam sobie siedząc przy komputerze. Może Komuś się spodoba i również będzie słuchać audycji: http://www.polskieradio.pl/Player/5 http://moje.polskieradio.pl/station/3/Kosmos
  2. Cykl całkowitych zaćmień Księżyca już niedługo. Kolejny dopiero w 2032 r. ZJAWISKO BĘDZIE MOŻNA OBEJRZEĆ ONLINE Niedługo zaćmienie Księżyca, Fot: NASA Mieszkańcy zachodniej półkuli będą mogli obejrzeć "na żywo" całkowite zaćmienie Księżyca 15 kwietnia. Będzie to pierwsze z czterech zaćmień, występujących po sobie w półrocznych odstępach. Kolejny taki cykl będzie można zobaczyć dopiero w 2032 roku. Jak podaje NASA, 15 kwietnia 2014 roku Księżyc wejdzie w cień Ziemi. Zjawisko rozpocznie cykl czterech następujących po sobie co pół roku zaćmień. Mieszkańcy Starego Kontynentu nie zobaczą "na żywo" zjawiska. Będzie ono widoczne w Ameryce Północnej i większej części Ameryki Południowej, a także na szczycie wulkanu Teide na Wyspach Kanaryjskich. Zaćmienie online Naukowcy z projektu GLORIA zamierzają relacjonować zaćmienie w Świętej Dolnie Inków udostępniając materiały w sieci. Tak więc mieszkańcy całej Ziemi, będą mogli obejrzeć zjawisko online. Również na szycie wulkanu Teide mierzącego 3750 m n.p.p. zespół astronomów będzie prowadzić obserwacje. Faza całkowitego zaćmienia wystąpi tam podczas wschodu Słońca. Rudy Księżyc Internauci zobaczą, jak Księżyc wchodzi w cień Ziemi. W trakcie zaćmienia barwa naszego satelity będzie zmieniała odcień na ciemniejszy i bardziej czerwony. Ziemska atmosfera zachowuje się jak soczewka podczas przejścia światła słonecznego przez atmosferę naszej planety. Dodatkowo przepuszcza najlepiej kolor czerwony, stąd zobaczymy rudawe ubarwienie Księżyca. Kolor ten jest spowodowany przejściem światła słonecznego przez ziemską atmosferę, która zachowuje się jak soczewka, zakrzywiająca bieg światła. Działa również jak filtr, przepuszczając więcej światła czerwonego niż niebieskiego, co sprawia, że Księżyc podczas zaćmienia przybiera rudą barwę. Rzadkie zjawisko Ostatnim razem można było zobaczyć cykl zaćmień dekadę temu. Kolejny ciąg ma mieć miejsce w dopiero w 2032 roku. Zaćmienie Księżyca następuje w momencie, kiedy satelita wchodzi w cień rzucany przez Ziemię oświetlaną światłem słonecznym. Dochodzi do tego kiedy trzy obiekty, czyli Słońce, Ziemia i Księżyc znajdują się w linii. Źródło: NASA, Autor: PW/rp http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/swiat,27/cykl-calkowitych-zacmien-ksiezyca-juz-niedlugo-kolejny-dopiero-w-2032-r,119115,1,0.html
  3. Gromada galaktyk El Gordo okazała się jeszcze większa niż sądzono Gromada galaktyk El Gordo widziana za pomocą teleskopu Hubble - Źródło: NASA, ESA Kosmiczny teleskop Hubble'a zdołał dokonać obserwacji, które posłużyły za podstawę dla nowej kalkulacji wielkości gromady galaktyk El Gordo. Okazało się, że ma ona 3 miliony miliardów mas naszego Słońca. Wynik ten jest o 43% większy od wcześniejszych szacunków, które dokonywano po obserwacjach w paśmie rentgenowskim. Mniejsza część tej masy to kilkaset zgrupowanych galaktyk a zdecydowana większość to gorący gaz. Według astronomów reszta pełna jest ciemnej materii, niewidzialnej formy materii, która jest potrzebna do domknięcia wiecznie tego samego fizycznego problemu - masy. Gromady galaktyk powinny być powszechne według obowiązujących modeli kosmologicznych, ale badanie dokonane za pomocą satelity Planck wskazało, że takie formacje nie występują tak często jak wynikałoby to z obliczeń naszych naukowców. Jest to tylko kolejny dowód na to, że przybliżenie, które nazywamy stanem naszej wiedzy jest jeszcze dalekie od rzeczywistości. admin http://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/gromada-galaktyk-el-gordo-okazala-sie-jeszcze-wieksza-niz-sadzono
  4. Nadchodzi sekwencja spektakularnych zaćmień Księżyca Źródło: Internet Każdy badacz Pisma Świętego z pewnością spotkał się z opisem krwawego Księżyca, który towarzyszył ukrzyżowaniu Jezusa Chrystusa. Tak się składa, że wkrótce będzie Wielkanoc i czeka nas przedtem podobne "krwawe" zaćmienie Księżyca. To co nas teraz czeka nazywa się tetradą. Jest to cykl zaćmień, które wystąpią w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy. W całym XXI wieku będzie 8 takich tetrad. Jedną obserwowaliśmy już w latach 2003 i 2004. Ta tetrada zacznie się w nocy z 14 na 15 kwietnia. Co ciekawe zaćmienie będzie miało miejsce podczas pełni. Zresztą o tej porze roku zaćmienia zawsze zbiegają się z pełnią. Zaćmienie w kalendarzu żydowskim czy muzułmańskim oznacza święto Paschy. Pogłoski o końcu świata powoduje koincydencja zdarzeń astronomicznych i pewnego wersetu w Biblii. Konkretnie z Apokalipsy św. Jana 6:12 "I zobaczyłem, gdy otworzył szóstą pieczęć, a oto nastąpiło wielkie trzęsienie ziemi i słońce stało się czarne jak włosiany wór, a księżyc stał się jak krew." Dla niektórych osób ta tetrada oznacza wypełnienie proroctwa. Kluczowe wydaje się zrozumienie zjawiska "krwawego" Księżyca. Wszyscy zobaczą to w przyszłym tygodniu dlatego warto dowiedzieć się skąd bierze się ten niezwykły kolor. Takie zabarwienie zdarza się podczas każdego całkowitego zaćmienia, Kolor pojawia się podczas wejścia Księżyca w cień Ziemi. Czerwień pojawia się ze względu na rozpraszanie światła słonecznego w atmosferze Ziemi. Intensywność czerwieni zależy od wielu czynników takich jak ilość pyłów atmosferycznych. Naukowcy twierdzą, że jest to zupełnie normalne zjawisko i nie ma w nim nic nadprzyrodzonego. Bez względu na to, czy wierzysz w to, że nadciągają czasy ostateczne przepowiedziane w Apokalipsie, czy też traktujesz to jako dziwaczną historyjkę, warto poświęcić trochę czasu i pooglądać nadchodzące zaćmienie Księżyca. admin http://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/nadchodzi-sekwencja-spektakularnych-zacmien-ksiezyca
  5. Merkury jest planetą z obcego układu? NAUKOWCY PODEJRZEWAJĄ, ŻE PLANETA MOGŁA MIGROWAĆ Merkury pochodzi z innego układu planetarnego? NASA Naukowcy podejrzewają, że Merkury nie utworzył się w Układzie Słonecznym. Najprawdopodobniej planeta "przywędrowała" do nas z obcego układu. Dowodem na taką teorię jest odkrycie substancji powstałych w wyniku erupcji wulkanów, które na najbliższej Słońcu planecie powinny wyparować. Aż do 2008 roku astronomowie uważali, że Merkury powstał wraz z innymi planetami naszego układu cztery i pół miliarda lat temu. Jednak sześć lat temu sonda NASA znalazła ślady popiołu wulkanicznego i otwory w skorupie planety. Otwory wulkaniczne Te odkryte otwory są otoczone materiałem czerwonym (piroklastycznym), wyrzuconym z wnętrza planety w wyniku wybuchu wulkanicznego i wypłynięciu lawy na powierzchnię. Tego typu wulkaniczne wybuchy zdarzają się również na Ziemi. Lawa doprowadza do wrzenia wodę oraz inne składniki lotne, które przebijają się przez powierzchnię planety. Merkury leży bliżej Słońca, więc wszystkie substancje lotne powinny wyparować. Tak się jednak nie stało. Naukowcy podejrzewają, że skoro substancje lotne znajdują się na Merkurym, to znaczy że planeta mogła powstać w innym układzie planetarnym i po jakiś czasie "przywędrować" do naszego układu. Timothe Goudge z Brown University w Rhode Island zamierza przyjrzeć się bliżej przechwyconym obrazom w wysokiej rozdzielczości, które zrobiła sonda w 2011 r. Jego zespół odnalazł 51 otworów. Jak podaje raport Jakuba Arona z New Scientist, niektóre z kraterów uległy większej erozji niż pozostałe. Oznacza to, że nie mogły być formowane jednocześnie. Zespół odkrył również że większość otworów we wnętrzu kraterów można datować od 3,5 do 1 mld lat temu czyli wcześniej niż miał się formować Merkury. David Rothery z Open University, który nie brał udziału w badaniu , powiedział New Scientist , że Merkury mógł zostać utworzony w innym Układzie Słonecznym i przemieścił się do naszego. Wspólna misja agencji kosmicznych BepiColombo, czyli planowana wspólna misja między Europą i Japonią (ESA i JAXA) ma pomóc w poznaniu większej ilości faktów na temat Merkurego. Wysłanie sondy datowane jest na 2016 rok, jednak na planetę powinna dotrzeć dopiero w 2024 roku. Naukowcy mają nadzieję, że misja pomoże rzucić więcej światła na tajemnicze pochodzenie i ewolucję planety blisko gwiazdy macierzystej . Nietuzinkowa planeta Merkury jest planetą, która krąży najbliżej Słońca. Znajduje się w odległości 58 mln kilometrów od gwiazdy. Tę najmniejszą planetę Układu Słonecznego można dojrzeć z Ziemi przed wschodem i tuż po zachodzie Słońca. Temperatury na powierzchni Merkurego wahają się od 510 st. C. po stronie oświetlonej, do - 210 st. C. po stronie nieoświetlonej. Dzień na tej planecie trwa, aż 59 dni ziemskich. Przyczyną tak powolnego ruchu obrotowego jest silne oddziaływania grawitacyjnego Słońca. Natomiast rok trwa tylko 88 dni. Źródło: Daily News, New Scientist, Autor: PW/rp http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/nauka,2191/merkury-jest-planeta-z-obcego-ukladu,119034,1,0.html
  6. Poszerzyły się granice Układu Słonecznego. Dzięki Bidenowi JESZCZE NIGDY NIE ZAOBSERWOWANO TAK ODLEGŁEGO OBIEKTU W NASZYM UKŁADZIE SŁONECZNYM Oto Biden, Carnegie Institute/Scott Sheppard Aż 12 mld kilometrów od Słońca orbituje obiekt o średnicy 450 km, nazywany przez odkrywców Bidenem (na cześć wiceprezydenta USA). To najdalsze ciało niebieskie, jakie zauważono w Układzie Słonecznym. O odkryciu poinformowano w magazynie "Nature". Składająca się z lodu oraz skał bryła, mająca średnicę około 450 km, to najdalszy znany nam obiekt krążący wokół Słońca. Od naszej dziennej gwiazdy dzieli go aż 12 miliardów kilometrów, a to 80 razy więcej niż wynosi dystans Ziemia-Słońce. - To obiekt o najdalszej znanej nam orbicie - powiedział Scott Sheppard z waszyngtońskiego Carnegie Institution. - Rozszerza on granicę obserwowalnego Układu Słonecznego - zaznaczył. Nazywają go... Biden Zanim otrzyma odpowiednią nazwę, obiekt będzie nazywał się 2012 VP113. Jak podaje "Nature", zespół, który odkrył ciało niebieskie, nazywa je VP lub Biden - na cześć wiceprezydenta USA. Gdy potwierdzą się jego rozmiary, 2012 VP113 otrzyma status planety karłowatej. Zdjęcia Bidena z 5 listopada 2012 roku Dołączył do pewnej samotniczki Układ Słoneczny ma trzy odrębne regiony. Najbliżej Słońca są planety skaliste, takie jak np. Ziemia. Nieco dalej znajdują się gazowe giganty, np. Saturn i Jowisz. Najdalej - granicę wyznacza tu Neptun - znajduje się grupa lodowych obiektów, które leżą w pasie Kuipera. W 2003 roku astronomowie odnaleźli jednak obiekt, który znajduje się poza pasem Kuipera. Nazwano go Sedną. Przez ponad dekadę Sedna była osamotniona, stanowiła anomalię w Układzie Słonecznym. Jednak 2012 VP113 porusza się po tej samej "ziemi niczyjej", sprawiając, ze astronomowie mają prawo podejrzewać, iż tysiące podobnych obiektów tylko czekają na odkrycie. Kolorowe kropki to Biden, któremu robiono zdjęcia co dwie godziny "Wewnętrzny obłok Oorta istnieje" Region, po którym krążą nasi samotnicy, nazywa się wewnętrznym obłokiem Oorta. To miejsce, po którym krążą lodowe obiekty leżące daleko poza orbita Neptuna, który znajdując się 4,5 mld km od Słońca, jest najbardziej odległą planetą Układu Słonecznego. Dotąd nie było wiadomo jednak, czy istnieje on naprawdę. - To, co ekscytuje nas w tym odkryciu, to fakt, że wiemy, iż wewnętrzny obłok Oorta istnieje - powiedziała Meg Schwamb, pracująca w Instytucie Astronomii i Astrofizyki na tajwańskiej Academia Sinica. Nie ma pewności co do tego, jak obłok Oorta się uformował, istnieją jednak trzy teorie na ten temat. Pierwsza jest taka, że samotna planeta wyfrunęła z wczesnego Układu Słonecznego i pociągnęła za sobą obłok Oorta. Druga brzmi następująco: materiał został wypchnięty z wewnętrznego Układu Słonecznego przez przesuwającą się w pobliżu gwiazdę. Trzecia natomiast zakłada, że tego samego, co przechodząca gwiazda, dokonały planety orbitujące wokół gwiazd, które narodziły się w tej samej gromadzie, co Słońce. Daleko, daleko stąd jest planeta podobna do Ziemi? Kąty, pod jakimi orbitują nowo odkryte ciało oraz Sedna, są zaskakująco podobne. Prawdopodobnie stoi za tym oddziaływanie grawitacyjne innego, niezauważonego dotąd ciała. Być może jest to planeta podobna do Ziemi, tylko znacznie od niej większa. - Jeśli weźmiesz taką "superziemię", a potem umieścisz ją kilkaset jednostek astronomicznych dalej, grawitacja może poprowadzić Sednę, a także 012 VP113 na orbity, które posiadają - mówi Sheppard. Zmontowano film, który zaskoczył zwrotem akcji 2012 VP113 odnaleziono, montując zdjęcia nieba wykonane za pomocą Dark Energy Camera (instrumentu należącego do amerykańskiego Narodowego Obserwatorium Astronomii Optycznej) w film poklatkowy. Orbity Sedny i Bidena Źródło: Guradian, carnegie Institute, Autor: map http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/poszerzyly-sie-granice-ukladu-slonecznego-dzieki-bidenowi,117674,1,0.html
  7. NASA odkryła planetę podobną do Ziemi, na której może znajdować się życie Źródło: NASA Odkrycie zostało dokonane przez astronoma Thomasa Barclay'a. Planeta jest jedynie 10% większa od Ziemi i orbituje wokół Czerwonego Karła, natomiast na jej powierzchni może znajdować się woda w stanie ciekłym. Astronom dokonał odkrycia poprzez analizę zdjęć, wykonanych przez Teleskop Kosmiczny Kepler. Egzoplaneta znajduje się w niezidentyfikowanym dotychczas systemie gwiezdnym, który składa się w sumie z co najmniej pięciu planet. Obiekt posiadający rozmiary zbliżone do Ziemi jest najbardziej zewnętrzną planetą w tym systemie, a według Barclay'a, znajduje się w tzw. strefie złotowłosej. Oznacza to, że orbituje w odpowiednim dystansie od swojej gwiazdy macierzystej, przez co planeta ta nie jest ani za gorąca, ani za zimna, a co za tym idzie, istnieje możliwość, że na jej powierzchni znajduje się woda w stanie ciekłym. Uczeni nie wykluczają, że planeta ta, która nie otrzymała jeszcze żadnej nazwy, oprócz samej wody może zawierać również życie. Są to oczywiście jedynie domysły, które wynikają ze sprzyjających warunków, jakie tam panują. Warto dodać jako ciekawostkę, że egzoplaneta Kepler-62f była dotychczas najbardziej podobna do Ziemi pod względem wielkości. Szacuje się, że jest ona o około 40% większa od naszej planety. Dominik Źródło: http://www.dailymail.co.uk/sciencetech/article-2588005/Has-Nasa-new-Earth-Astronomer-discovers-sized-planet-Goldlocks-zone-host-alien-life.html http://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/nasa-odkryla-planete-podobna-ziemi-ktorej-moze-znajdowac-sie-zycie
  8. Planetoida z pierścieniami jak u Saturna. "Odkrycie jest zupełną niespodzianką" DOTĄD NIE WYKRYWANO TEGO TYPU STRUKTUR PRZY PLANETOIDACH Artystyczne wyobrażenie Chariklo i jej pierścieni, ESO (European Southern Observatory) Obserwacje astronomiczne przeprowadzone z wielu miejsc w Ameryce Południowej doprowadziły do odkrycia systemu pierścieni wokół planetoidy Chariklo. To pierwszy przypadek planetoidy posiadającej pierścienie. Wyniki obserwacji opublikowano w tygodniku "Nature". Prawie wszyscy znają spektakularne pierścienie Saturna, chociażby ze zdjęć z teleskopów naziemnych i sond kosmicznych. Pierścienie posiadają także inne planety: Jowisz, Uran i Neptun, aczkolwiek zdecydowanie mniej spektakularne. Do tej pory nie wykryto natomiast żadnych tego typu struktur wokół planetoid ? aż do środy. W środę w internetowej wersji czasopisma "Nature" ukazał się artykuł przedstawiający najnowsze odkrycie: pierścienie wokół odległej planetoidy (10199) Chariklo. Nikt się tego nie spodziewał, nawet członkowie międzynarodowej grupy badawczej prowadzącej obserwacje. Niespodzianka "Nie szukaliśmy pierścieni i nawet nie myśleliśmy, że małe ciała, takie jak Chariklo, w ogóle mogą je posiadać, więc samo odkrycie oraz niesamowita liczba szczegółów dostrzeżonych w tym systemie, jest zupełną niespodzianką!" - powiedział Felipe Braga-Ribas (Observatorio Nacional/MCTI w Rio de Janeiro w Brazylii), który zaplanował kampanię obserwacyjną i był głównym autorem publikacji. Planetoida była na celowniku Naukowcy obserwowali Chariklo, ponieważ przewidywali, że 3 czerwca 2013 r. nastąpi przejście tej planetoidy na tle gwiazdy UCAC4 248-108672, oraz że z terenu Ameryki Południowej będą dogodne warunki do obserwacji tego zjawiska. Takie przejście planetoidy na tle gwiazdy astronomowie nazywają zakryciem. Najczęściej mamy do czynienia z zakryciami gwiazd przez planetoidy albo przez Księżyc. Zakrycia są okazją do dokładniejszego zbadania planetoid. Przy obserwacjach bardzo istotne jest, aby prowadzić je z wielu różnych miejsc, a później odpowiednio przeanalizować uzyskane dane, stąd nie dziwi wielka liczba autorów publikacji w "Nature" obejmująca aż 64 nazwiska. Wiadomo, co blokowało światło Naukowcy użyli teleskopów w siedmiu różnych miejscach, w tym dwóch teleskopów w Obserwatorium ESO La Silla w Chile (duński 1,54-metrowy teleskop oraz teleskop TRAPPIST). W wyniku obserwacji badacze dowiedzieli się o Chariklo dużo więcej niż spodziewali się odkryć. Wcześniej astronomowie wiedzieli, że Chariklo jest największym członkiem grupy obiektów zwanej centaurami. Krążą one pomiędzy orbitami Saturna a Urana i wykazują cechy zarówno planetoid, jak i komet. Chariklo ma średnicę około 250 km i do tej pory nie wykazywało aktywności kometarnej, więc raczej jest bardziej planetoidą. W wyniku przeprowadzonych obserwacji udało się ustalić kształt i uściślić rozmiary obiektu. Ponadto okazało się, że kilka sekund przed i kilka sekund po głównym zakryciu blask zakrywanej gwiazdy odnotował bardzo krótkie osłabienia jasności. Oznacza to, że coś w pobliżu Chariklo blokowało światło gwiazdy. Dzięki obserwacjom z różnych punktów udało się ustalić, że mamy do czynienia z pierścieniami, a nawet określić ich rozmiary. Nowo odkryty system pierścieni wokół Chariklo składa się z dwóch wyraźnie rozdzielonych pierścieni. Pierścienie mają grubość odpowiednio: 7 km i 3 km, a przerwa pomiędzy nimi - 9 km. Pozostałość po kolizji? Nie wiadomo, jak pierścienie powstały. Naukowcy przypuszczają, że mogły uformować się z materiału pozostałego po jakiejś kolizji. Ukształtowanie się dwóch osobnych pierścieni to prawdopodobnie efekt istnienia małych księżyców planetoidy, które w takiej sytuacji czekają na odkrycie. Pierścienie otrzymały nieoficjalne nazwy Oiapoque oraz Chuí od dwóch rzek płynących na północnym i południowym skraju Brazylii. Oficjalne nazwy zostaną nadane później przez Międzynarodową Unię Astronomiczną (IAU), zgodnie z przyjętymi regułami nazewnictwa obiektów niebieskich. Jedynie IAU ma prawo nadawać obiektom astronomicznym uznawane oficjalnie na całym świecie nazwy. (PAP) Źródło: PAP, Autor: map http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/planetoida-z-pierscieniami-jak-u-saturna-odkrycie-jest-zupelna-niespodzianka,117646,1,0.html
  9. Plejady - gromada gwiazd widoczna gołym okiem Plejady - źródło: Internet Do astronomii wcale nie potrzeba teleskopu. Wiedział o tym dobrze Mikołaj Kopernik, który przecież takim akcesorium nie dysponował. Są na niebie obiekty, które można zobaczyć gołym okiem. Należy do nich między innymi Wielka Mgławica w Orionie oraz Plejady - najlepiej widoczna z Ziemi gromada gwiazd. Plejady według katalogu Messiera to M45. Nawet gołym okiem widać, że jest to gromada gwiazd, ale po użyciu lornetki czy teleskopu, naszym oczom ukazuje się niezwykły obraz. Na pierwszy rzut oka widać, że gwiazd tych jest ogromnie dużo, znacznie więcej bez optyki. Gwiazdy te znajdują się 440 lat świetlnych od nas w gwiazdozbiorze Byka. Świecą one na niebiesko, ponieważ jest to relatywnie młoda grupa gwiazd. Ich wiek jest szacowany na 100 milionów lat. admin http://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/plejady-gromada-gwiazd-widoczna-golym-okiem
  10. Galaktyka Parasol w naturalnych kolorach Źródło: Teleskop Subaru Galaktyka NGC 4651 to obiekt astronomiczny, który został odkryty w 1783 roku przez słynnego astronoma, Williama Herschela. Znajduje się ona w gwiazdozbiorze Warkocza Bereniki. Średnica tej galaktyki to około 50 tysięcy lat świetlnych. Jej potoczna nazwa powstała ze względu na fakt występowania tam słabej otoczki gazowej, która w kształcie przypomina rozłożony parasol. Powyższe zdjęcia powstały w naturalnych kolorach światła widzialnego. Otrzymano je dzięki wykorzystaniu 8,2 metrowego teleskopu Subaru. Cel jego obserwacji, czyli wspomniana Galaktyka Parasol, jest oddalony od Ziemi o 35 milionów lat świetlnych. admin http://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/galaktyka-parasol-w-naturalnych-kolorach
  11. Zaobserwowano pierwsze fale na pozaziemskim morzu Mare Punga w obrazie radarowym - źródło: NASA/ESA Tytan to jedyny oprócz Ziemi glob w Układzie Słonecznym, na którym jest cyrkulacja atmosferyczna podobna do tej jaką znamy z naszej planety. Oznacza to, że są tam chmury, deszcze i morza. Różnica polega na tym, że rolę jaką na Ziemi odgrywa woda tam pełnią węglowodory. Właśnie odkryto pierwsze dowody na to, że na tytanowych akwenach wypełnionych płynnym metanem powstają fale. Dotychczasowe obserwacje nie potwierdzały falowania powierzchni, ale naukowcy zdawali sobie sprawę, że w ograniczonym zakresie takie zjawisko musi tam zachodzić. Misja zbadania tego zagadnienia została przydzielona znajdującej się tam sondzie kosmicznej Cassini. Obserwacje z przerwami trwały w latach 2012 i 2013, a potem przyszedł czas na przetworzenie zgromadzonych danych. Jego rezultatem jest odkrycie, że fale na tamtejszych akwenach rzeczywiście występują. Mare Ligeia- źródło: NASA Nie zaobserwowano ich jednak na największym Mare Ligeia tylko na dużo mniejszym Mare Punga, znajdującym się w okolicy północnego bieguna tego księżyca Saturna. Na jednym ze zdjęć przesłanych przez sondę Cassini zauważono coś, co wyglądało na błysk odbitego światła słonecznego. Przegląd mórz na Tytanie - źródło: NASA/BBC Gdy zobaczyli to astronomowie wiedzieli, że to pierwsza fala zaobserwowana przez ludzkość na powierzchni pozaziemskiego morza. Mare Punga jest trzecim co do wielkości akwenem z metanu na tym globie. Morze to ma około 380 km długości. Tytan - źródło: Sonda Cassini/NASA Wysokość zidentyfikowanych fal nie jest imponująca, bo osiągają one jedynie 2 cm wysokości, ale też nie wywołuje ich z raczej nieznaczny wiatr, który wykrył lądownik Huygens, a jakieś inne oddziaływania, na przykład grawitacyjne. Metan jest poza tym dużo bardziej lepki niż woda, zwłaszcza, że występuje w temperaturze -200C. admin http://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/zaobserwowano-pierwsze-fale-pozaziemskim-morzu
  12. Węglarczyk z Hadfieldem. Jak się mieszka w kosmosie? CAŁA ROZMOWA Z ASTRONAUTĄ W NIEDZIELĘ W PROGRAMIE DZIEŃ DOBRY TVN Chris Hadfield podczas pobytu na ISS zrealizował teledysk do piosenki Dawida Bowie, Fot. NASA/CSE Bartosz Węglarczyk rozmawiał z Chrisem Hadfieldem - astronautą, który jako pierwszy Kanadyjczyk odbył spacer w przestrzeni kosmicznej. Hadfield podczas pobytu na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej zrealizował kilka teledysków, w tym ten do piosenki Space Oddity Davida Bowie. Całą rozmowę zobaczyć można będzie w niedzielę w programie Dzień Dobry TVN. W środę Bartosz Węglarczyk, prezenter Dzień Dobry TVN poinformował na Twitterze, że udało mu się przeprowadzić wywiad z astronautą Chrisem Hadfieldem. "Super facet" - napisał i zaprosił na weekend do programu Dzień Dobry TVN. Do zaproszenia przyłącza się tvnmeteo.pl. Zachęcamy do włączenia telewizorów w niedzielę i śledzenia programu od godz. 8.30. Tymczasem prezentujemy fragment tej niezwykle intrygującej rozmowy. "Umierasz powolną śmiercią, a jakąś szkołę nazywają twoim imieniem" - Najbardziej bym się bał tego, że odlecę podczas spaceru, jak w filmie Grawitacja - powiedział Bartosz Węglarczyk, prezenter Dzień Dobry TVN. - Też bym się tego bał. Wtedy umierasz powolną śmiercią, a jakąś szkołę nazywają twoim imieniem - zażartował astronauta. - Ale podczas spacerów masz przy sobie linę albo dwie, którymi jesteś przywiązany do statku kosmicznego, będą cię trzymały, gdy zaczniesz odlatywać w przestrzeń. Jeśli jednak i one zawiodą pomoże ci twój jet pack, gdy zaczynasz spadać wciskasz przycisk na dżojstik i możesz spokojnie dolecieć do statku - dodał. Cała rozmowa wkrótce na antenie TVN. Źródło: TVN Meteo, Autor: kt/aw http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/weglarczyk-z-hadfieldem-jak-sie-mieszka-w-kosmosie,117129,1,0.html
  13. Nowy satelita ESA wkrótce ruszy w Kosmos. Ma poprawić nasze bezpieczeństwo SENTINEL-1A POTRAFI SKANOWAĆ POWIERZCHNIĘ ZIEMI NAWET W NOCY Sentinel-1A to pierwszy satelita w projekcie Copernicus Satelita Sentinel-1A jest już gotowy do startu, a ESA chwali się możliwościami swojego wynalazku. Według ekspertów, satelita jest w stanie monitorować powierzchnię Ziemi nawet w nocy, a to znacząco poprawi bezpieczeństwo na całym świecie. Start Sentinel-1A pierwszego satelity europejskiego programu obserwacji środowiska Copernicus zaplanowany jest na 3 kwietnia. W lutym został on przetransportowany do kosmodromu w Gujanie Francuskiej, gdzie przechodzi niezbędne testy. Już niedługo zostanie połączony z rakietą Sojuz, która wyniesie go w przestrzeń kosmiczną. W czym tkwi wyjątkowość? Co takiego niezwykłego kryje w sobie Sentinel-1A? Eksperci z ESA wyjaśniają, że na pokładzie satelity znajduje się radar, który dokładnie skanuje powierzchnię Ziemi, bez względu na to jaka jest pogoda i - co ważniejsze - bez względu na porę dnia. Poprawi bezpieczeństwo ludności Dzięki temu, Sentinel-1A doskonale sprawdzi się w sytuacjach kryzysowych do szybkiego reagowania na katastrofy - w przypadku np. trzęsień ziemi czy powodziach. Jego radar będzie na bieżąco monitorować strefy żeglugowe, przesyłać obrazy pokrywy lodowej i dostarczać informacji na temat wiatrów i falowania. Pomoże także wykrywać i monitorować statki czy platformy wiertnicze. Naukowcy pokładają ogromne nadzieje w swoim nowym projekcie i mają nadzieję, że dzięki niemu nie tylko rozwinie się nauka, ale również zwiększy się bezpieczeństwo ludności. Źródło: ESA, Autor: kt/aw http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/nowy-satelita-esa-wkrotce-ruszy-w-kosmos-ma-poprawic-nasze-bezpieczenstwo,117122,1,0.html
  14. W jaki sposób zrobić takie fotografie? Fotograficzne triki sprawiają, że to, co jest nierealne, staje się rzeczywistością. Toczenie Księżyca czy obejmowanie Słońca to fajna zabawa, którą sprawić może sobie każdy z nas. Ale jak się za to zabrać? Takie zdjęcia, jakie możecie zobaczyć poniżej, może wykonać każdy, wystarczy tylko aparat fotograficzny, model, Księżyc i Słońce, no i oczywiście nasza pomysłowość. Najbardziej wdzięcznym obiektem jest Księżyc, zwłaszcza w pełni. Wystarczy tylko krótko przed wschodem Słońca lub chwilę po zachodzie Słońca wybrać się w plener z aparatem fotograficznym. Osoba będąca modelem powinna się wyposażyć w niezbędne eksponaty, jakie tylko przyjdą nam do głowy. Fotograf powinien znajdować w większej odległości od modela tak, aby Księżyc miał odpowiednią wielkość, w zależności od tego, co chcemy uwiecznić. Możemy obejmować Księżyc, ubrać go w ramkę, złapać na lasso, zmienić go w lampę lub udawać, że go toczymy lub nim podrzucamy. Warto zastosować dłuższy czas naświetlania, wówczas kolory będą pełniejsze, ale pamiętajmy, że model musi pozostać przez ten czas w całkowitym bezruchu, chyba, że naszym założeniem jest rozmycie postaci. Warto spróbować, a jeśli już coś z tego ciekawego wyjdzie, to wysyłajcie swoje fotki na: [email protected] i podzielcie się nimi z innymi czytelnikami, może to ich zainspiruje. Źródło: TwojaPogoda.pl http://www.twojapogoda.pl/wiadomosci/111589,w-jaki-sposob-zrobic-takie-fotografie
  15. Czy NASA ukrywa, że niebo na Marsie jest błękitne? Czy NASA ukrywa przed nami prawdziwy, błękitny kolor marsjańskiego nieba? Dlaczego kolejne łaziki pokazują nam jego pomarańczową barwę? Czy tylko zdjęcie pochodzące z sondy Viking-1 z 1976 roku jest prawdziwe? Jedna z głośnych teorii spiskowych krążących po internecie dotyczy koloru nieba na Marsie. Wszystko zaczęło się w 1976 roku, kiedy na Czerwonej Planecie wylądowała sonda o nazwie Viking-1. Ludzkość po raz pierwszy mogła ujrzeć krajobraz innej planety. Już pierwsze zdjęcie, dużego kamienia, zaciekawiło społeczność międzynarodową. Jednak uwagę wcale nie skupiła powierzchnia ziemi, lecz niebo, a dokładniej jego barwa. W zależności od zastosowanych filtrów niebo było ciemnoniebieskie lub też ciemnozielone. Na żadnej fotografii nie pojawiła się barwa z którą mamy do czynienia od czasu kolejnych marsjańskich sond. Najpierw lądownik Pathfinder, potem łaziki Spirit i Opportunity i wreszcie Phoenix zawsze pokazywały nam pomarańczowe niebo. Naukowcy z NASA zawsze tłumaczyli, że to skutek panowania na Marsie ciągłych burz piaskowych. Efekt ma być taki sam, jak na Ziemi podczas tego zjawiska, a więc pomarańczowo-czerwony odcień. Jednak internautów tłumaczenia ze strony NASA w żadnym razie nie przekonywały. Sądzi się, że również zdjęcia pochodzące z łazika Curiosity są fałszowane, a dokładniej barwione tak, aby pokazywać, że niebo na Marsie jest pomarańczowe. Co według teorii spiskowych miała być ukrywać NASA? Błękit, taki sam jak na Ziemi, abyśmy nie pomyśleli, że warunki panujące na Marsie są znacznie bardziej sprzyjające życiu niż może się nam to wydawać. Aby rozwiać wszelkie wątpliwości na temat tej teorii, postanowiliśmy zapytać eksperta, dr Jacka Szubiakowskiego, fizyka i dyrektora Olsztyńskiego Planetarium i Obserwatorium Astronomicznego. Oto co nam powiedział: Smoluchowski i niezależnie Einstein wyjaśnili, że błękit nieba zawdzięczamy zjawisku rozpraszania światła na fluktuacjach molekuł tworzących nasza atmosferę, głownie O2 i N2. Jest to tzw. rozpraszanie Rayleigha. Dotyczy ono bardzo małych centrów rozpraszających i prawdopodobieństwo rozpraszania światła jest odwrotnie proporcjonalne do 4 potęgi długości fali. Czyli światło niebieskie rozprasza się bardziej niż czerwone. Dlatego też Słońce wydane się nam żółtawe, a o wschodzie i zachodzie wręcz czerwone, gdyż jego promienie przechodzą przez grubszą warstwę atmosfery. Jeżeli popatrzymy na chmury, to są one białe, ponieważ drobne kropelki wody, które je tworzą, są znacznie większe niż wspomniane wcześniej molekuły. Mechanizm tego typu rozpraszania światła jest inny i nosi on też odmienna nazwę. Jest to rozpraszanie Miego. Natężenie światła rozproszonego nie zależy w tym przypadku od długości fali, i chmury wydają się białe. Na Marsie powinny występować również te dwa zjawiska. Ponieważ atmosfera jest bardziej rzadka błękit nieba powinien być ciemniejszy, taki jak jest widoczny z pokładu wysoko lecącego samolotu. Rozpraszanie Miego następuje tam raczej nie na drobinach wody, bo atmosfera jest wybitnie sucha, ale na drobinach pyłu. Brunatna barwa pyłu powoduje, że rozproszone światło jest czerwonawe. Ten ostatni efekt dominuje zwłaszcza w okresie burz pyłowych. Przy długotrwałej bezwietrznej pogodzie niebo powinno być bardziej niebieskie - powiedział nam dr Jacek Szubiakowski z OPiOA. Tymczasem zdjęcia z łazików Spirit i Opportunity wyjaśniły nam, że najczęściej niebieską barwę marsjańskie niebo przyjmuje o wschodzie i zachodzie słońca. Na Ziemi jest dokładnie przeciwnie, bo za dnia mamy błękit, a gdy słońce chowa się za horyzont niebo mieni się intensywną czerwienią. Dzięki temu niemal codziennie przez kilka chwil możemy się poczuć tak, jakbyśmy podziwiali marsjańskie niebo. Poniżej zdjęcia z Marsa wykonane przez różne sondy na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Zdjęcie Marsa z sondy Viking-1. Zdjęcie Marsa z sondy Pathfinder. Zdjęcie Marsa z sondy Pathfinder. Zdjęcie Marsa z sondy Spirit. Zdjęcie Marsa z sondy Spirit. Zdjęcie Marsa z sondy Phoenix. Zdjęcie Marsa z sondy Curiosity. Źródło: TwojaPogoda.pl http://www.twojapogoda.pl/wiadomosci/113377,czy-nasa-ukrywa-ze-niebo-na-marsie-jest-blekitne
  16. Asteroida zaskoczyła astronomów. Rozpadła się jak kometa NIE ZNISZCZYŁA JEJ KOSMICZNA KOLIZJA Astronomowie nie raz obserwowali, jak kruche, zbudowane z lodu i pyłu komety ginęły po przelocie zbyt blisko Słońca. Niedawno odkryli, że wpływ promieniowania słonecznego prawdopodobnie może spowodować dezintegrację również innych obiektów. Właśnie oddziaływanie naszej gwiazdy wydaje się najbardziej prawdopodobną przyczyną trwającego od kilku miesięcy rozpadu jednej z asteroid na mniejsze fragmenty. Niczego podobnego nie odnotowano do tej pory w pasie asteroid. Kilka obserwacji przeprowadzonych za pomocą różnych instrumentów, w tym superdokładnego Teleskopu Hubble'a, wykazało, że jeden z tamtejszych obiektów rozpadł się na mniejsze części. - To jest skała, oglądanie, jak się rozpada na naszych oczach jest dość niesamowite - powiedział prowadzący obserwacje David Jewitt z Uniwersytetu Kalifornijskiego. Do tej pory astronomowie widzieli tylko ginące w ten sposób komety. 10 obiektów, każdy z ogonem Asteroidę oznaczona symbolem P/2013 R3 po raz pierwszy wychwycono jako rozmyty obiekt 15 września 2013 roku podczas obserwacji nieba prowadzonych w ramach projektów badawczych Catalina Sky Survey. Kolejne obserwacje przeprowadzone dwa tygodnie później przy użyciu Teleskopów Kecka zlokalizowanych na szczycie uśpionego wulkanu na Hawajach wykazały obecność trzech obiektów poruszających się razem w otoczce pyłu o średnicy bliskiej średnicy Ziemi. - Teleskopy Kecka pokazały nam, że warto się temu przyjrzeć za pomocą Hubble'a. Dzięki jego doskonałej rozdzielczości przekonaliśmy się, że tak naprawdę było tam 10 obiektów, każdy z pylistym ogonem jak u komety. Cztery większe skaliste obiekty o średnicach liczących do około 366 m - opowiadał Jewitt. Rozpada się nadal Dane z Hubble'a wykazały, że te odłamki oddalają się od siebie nawzajem z niewielką prędkością ok 1,6 km/h. Ten rozpad asteroidy rozpoczął się w zeszłym roku i trwa nadal - z najnowszych obserwacji wynika, że pojawiły się nowe odłamki. Według naukowców jest mało prawdopodobne, żeby P/2013 R3 rozpadła się na skutek zderzenia z inną asteroidą. Musiałoby to być zdarzenie gwałtowne i natychmiastowe, a powstałe w ten sposób odłamki przemieszczałyby się dość szybko. W tym przypadku natomiast mamy do czynienia z powolnym, stopniowym procesem. Nic nie świadczy też o tym, że do rozsadzenia P/2013 R3 mogły doprowadzić wewnętrzne procesy wzrostu temperatury i parowania. Przyspieszenie albo za luźna struktura Wygląda zatem na to, że do dezintegracji asteroidy doprowadziło subtelne oddziaływanie promieniowania słonecznego, które powodowało stopniowy wzrost prędkości jej obrotu. Możliwe jest też, ze struktura tego ciała przypominała nieco winogrono - i jej części składowe pod wpływem działania siły odśrodkowej oddzieliły się stopniowo jak pojedyncze grona od kiści. Nad możliwością takiego przebiegu rozpadu ciała niebieskiego naukowcy dyskutowali od lat, ale dotąd nie potwierdziły go żądne wiarygodne obserwacje. Jeżeli tak właśnie stało się w przypadku P/2013 R3, oznaczałoby, że jej wnętrze zostało poważnie osłabione - np. w wyniku licznych kolizji z innymi obiektami, które jednak nie były na tyle mocne, by doprowadzić do jej zniszczenia. Uważa się, że takie właśnie wydarzenia "wykańczają" wiele niedużych asteroid. Sama P/2013 R3 mogła być właśnie produktem ubocznym podobnego procesu. Powstaną nowe meteoroidy Odkrycie tego nietypowego przypadku dostarczyło astronomom dowodów na to, że oddziaływanie promieniowania słonecznego może być główną siłą sprawczą rozpadu niewielkich asteroid - takich o średnicy mniejszej niż 1,6 km. Fragmenty ważącej około 200 tys. ton P/2013 R3 w przyszłości mogą stanowić bogate źródło meteoroidów. Większość z nich podąży pewnie w kierunku słońca, ale część może przeciąć nasze niebo jako meteory. Tak rozpadała się asteroida P/2013 R3: Rozpad asteroidy P/2013 R3 w serii obserwacji Teleskopu Hubble'a Źródło: NASA, Autor: js/aw http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/asteroida-zaskoczyla-astronomow-rozpadla-sie-jak-kometa,115690,1,0.html
  17. Jadeitowy Królik powraca do życia Pogłoski o mojej śmierci były mocno przesadzone - mógłby rzec chiński księżycowy łazik Yutu (Jadeitowy Królik) parafrazując Marka Twaina. Mimo, że wcześniej podano dramatyczne komunikaty o jego zamarznięciu to okazuje się, że jednak udało się włączyć tryb hibernacji i jest szansa na jego uratowanie. Chińskie władze poinformowały, że Jadeitowy Królik "zmartwychwstał" i odbiera oraz nadaje sygnały jednak nadal występują problemy z układem mechanicznym łazika. W takim anormalnym w stanie udało mu się jednak wejść w uśpienie i być może uda się mu przetrwać księżycową, trwającą 14 ziemskich dni, noc gdy temperatura na powierzchni naszego naturalnego satelity spada nawet do -180 stopni Celsjusza. Jednak nawet jeśli tak się stanie to nie wiadomo czy będzie on w stanie kontynuować swoją misję. Kciuki trzyma za niego przynajmniej 300 tysięcy Chińczyków - tylu właśnie fanów udało mu się zgromadzić w serwisie Sina Weibo. Choć Chiny nie podają przyczyn awarii łazika to uważa się, że odpowiada za nią księżycowy pył, który mocno dawał się we znaki także astronautom z misji Apollo. Jest to drobny, lecz bardzo ostry proszek, który powstaje gdy małe meteoryty uderzają w powierzchnię Księżyca, a następnie wystawiany przez wiele lat na działanie promieniowania słonecznego. Tym razem oficjalny komunikat był bardzo lakoniczny i zwięzły. Krzysiek Dzieliński Źródło: New Scientist http://www.geekweek.pl/aktualnosci/18520/jadeitowy-krolik-powraca-do-zycia
  18. Radziecki satelita z reaktorem spada na Ziemię Satelita ma spaść na Ziemię po trzech dekadach. Foto: NASA Stary radziecki satelita Kosmos-1220 w sposób niekontrolowany opada na Ziemię. Urządzenie zawierające małą ilość substancji radioaktywnych ma wejść w atmosferę w niedzielę. Rosyjskie wojsko przypuszcza, ale nie ma pewności, że większość satelity spłonie zanim dotrze do powierzchni Ziemi. Jak powiedział pułkownik Aleksiej Zołotuchin z Wojsk Kosmicznych, resztki Kosmos-1220 najprawdopodobniej wpadną do Pacyfiku. - Spodziewamy się spadnięcia szczątków w niedzielę 16 lutego. Dokładne miejsce uderzenia może się zmienić pod wpływem czynników zewnętrznych - stwierdził enigmatycznie wojskowy. Promieniujące symbole radzieckiej techniki Kosmos-1220 został umieszczony na orbicie w 1980 roku. To duży satelita typu US-P, który był częścią rozległego systemu nadzorowania ruchu na oceanach i śledzenia okrętów NATO, nazywanego na zachodzie RORSAT. Większość detali na temat jego konstrukcji do dzisiaj pozostaje tajna. Wiadomo, że głównym źródłem energii satelitów US-P jest generator termoelektryczny BES-5. Jego serce to miniaturowy reaktor z około 2,5 kilograma wzbogaconego uranu, który generuje małą ilość ciepła, przeważanego następnie na energię elektryczną. Nie jest to standardowy reaktor, ale urządzenie prostsze. Wykorzystuje się je głównie na satelitach i sondach badawczych. W ZSRR montowano je też na automatycznych latarniach za kręgiem polarnym. Zgodnie z założeniami przed wejściem w atmosferę i spadnięciem na Ziemię satelita powinien wyrzucić radioaktywną substancję w przestrzeń. Dzięki temu uran nie powinien skazić powierzchni planety, ale pozostać na orbicie na wiele dekad. Radioaktywny opad z orbity W przeszłości zdarzyły się jednak problemy z satelitami systemu RORSAT. Jeden wpadł w latach 70-tych do Pacyfiku opodal Japonii po awarii rakiety podczas startu. Sprawcą najgłośniejszej awarii był Kosmos-954. Rosjanie w wyniku awarii stracili nad nim kontrolę, a system wyrzucający substancje radioaktywne nie zadziałał jak powinien. W 1978 roku urządzenie weszło w atmosferę nad Kanadą i zostawiło długi na 600 kilometrów pas szczątek, z których cześć była napromieniowana. Niektóre bardzo silnie. Pięć lat później do podobnej awarii doszło w satelicie Kosmos-1402, który wpadł wraz z niewyrzuconym uranem do Atlantyku. Autor: mk/jk / Źródło: RIA Novosti, tvn24.pl http://www.tvn24.pl/radziecki-satelita-z-reaktorem-spada-na-ziemie,398319,s.html
  19. Miłosne sygnały z dalekiego Kosmosu: serce rozgrzane do 8 mln st. C i 10 walentynek z Marsa KOSMICZNE WALENTYNKI OD NASA NASA pokazała kosmiczne Walentynki NASA/CXC/U.Liege/Y.Nazé et al./twitter.com/NASAJPL Chociaż nie wszystkich zachwyca anglosaska tradycja obchodzenia Walentynek, sympatycy tego święta przekonują, że warto je docenić ze względu na pozytywne przesłanie. Należą do nich również pracownicy NASA, którzy pokazują, że miłosne sygnały płyną do nas nawet z dalekiego kosmosu. "Mars przesyła nam wszystkim miłość w Walentynki" - napisali pracownicy Laboratorium Napędu Odrzutowego NASA na Twitterze, załączając wyjątkową walentynkę. To zdjęcie marsjańskich formacji, o bardzo romantycznych kształtach. Specjalistom przeglądającym zdjęcia dokumentujące różne obszary Czerwonej Planety znaleźli dziesięć serc. "Miłość z Marsa" w obserwacjach NASA Gorące serce w Obłoku Magellana To nie wszystko. Zespół pracujący z przy teleskopie kosmicznym Chandra zwrócił uwagę na kształt serca, jaki przyjęła chmura rozgrzanego do 8 mln st. C gazu, zlokalizowana w gromadzie gwiazd NGC 346 należącej do Małego Obłoku Magellana. Badania przeprowadzone za pomocą instrumentów radiowych, optycznych i w ultrafiolecie sugerują, że to znajdujące się 210 tys. od Ziemi kosmiczne serce to pozostałość po wybuchu supernowej, który miał miejsce tysiące lat temu. Kosmiczne serce to chmura gazu w gromadzie gwiazd NGC 346 Źródło: NASA, Autor: js http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/milosne-sygnaly-z-dalekiego-kosmosu-serce-rozgrzane-do-8-mln-st-c-i-10-walentynek-z-marsa,113900,1,0.html
  20. Cieki na Marsie dowodem na obecność wody. Ale nie wiadomo, w jakiej postaci NAUKOWCY NASA OGŁOSILI, ŻE ICH POWSTAWANIE MOŻE, ALE NIE MUSI BYĆ DZIAŁANIEM WODY Tajemnicze cieki na skałach Czerwonej Planety mogą być wywołane przez wodę w postaci ciekłej - ogłosili naukowcy. Jednoznacznie potwierdzona obecność jej cząsteczek w glebie pozwala przypuszczać, że tajemnicze smugi są jej zasługą. Zarejestrowane przez spektrometr nietypowe zacieki na marsjańskich wzniesieniach do złudzenia bowiem przypominają te tworzące się na ziemskich skałach. Charakterystyczne cieki naukowców ciekawią od kilku lat, a niektórzy ich powstawanie tłumaczą obecnością ciekłej wody na powierzchni Marsa. Smugi na wzgórzach zainteresowały także Lujendra Ojha z Instytutu Technologii w Atlancie, który postanowił zbadać dostępne dane. Sugestywna obecność Ojha współpracując z Jamesem Wray'em, pracownikiem Instytutu, przeanalizował 13 fotografii wykonanych przez kamerę HiRISE, zestawiając je z dostarczanymi przez CRISM danymi na temat obecnych w regionie pierwiastków. Dzięki nim odkryli, że w zagadkowych formacjach są obecne cząsteczki tlenku żelaza i minerałów zawierających żelazo. Swoje odkrycia opublikowali w magazynie Geophysical Research Letters. - Obecność takich pierwiastków na powierzchni planety nie stanowi potwierdzenia istnienia wody w ciekłej postaci - przyznaje Lujendra Ojha - Ale wiedza o tym, w jaki sposób (odkryte pierwiastki - red.) powstają sugeruje nam jednoznacznie jej obecność, choć już nie jej formę - zaznaczył. Sezonowo ruchliwe smugi Badacz podczas analizy fotografii zauważył także, że osobliwe ciemne kształty przemieszczają się. Proces jest regulowany przez marsjańskie lato i zimę, a dane wykazują różnice w odczytach. - Analiza obrazu i zestawienie jej z danymi dostarczonymi przez pozostałe urządzenia wykazała, że wywołują je zmiany temperatury - przyznał Ojha. Jak tłumaczy - podczas marsjańskiego lata cieki zdają się zsuwać ze zboczy, cofając się w trakcie trwania zimy. Zagadkowa geneza Geneza zagadkowych cieków wciąż nie jest jednoznaczna. Niektórzy naukowcy twierdzą, że stanowią one dowód na obecność wody w ciekłej postaci. Inni natomiast ich obecność tłumaczą zróżnicowaną gradacją pyłu pokrywającego powierzchnię planety, przenoszonego przez marsjański wiatr. Dwie alternatywne wersje ich powstawania proponowane przez niektórych badaczy także dotyczą wpływu wody. Jedna z nich sugeruje, że ciemne smugi powstają dzięki wyższej zawartości cząsteczek różnych postaci żelaza, druga zaś opiera się na zaciemnieniu terenu na wskutek wyższego poziomu wilgoci w glebie. Znany obraz nieznanego zjawiska Opublikowane zdjęcie wykonał spektrometr CRISM - Compact Reconnaissance Imaging Spectrometer for Mars, zamontowany na amerykańskiej sondzie kosmicznej Mars Reconnaissance Orbiter. Jego misja polega na poszukiwaniu na powierzchni planety minerałów, które tworzą się dzięki reakcji z ciekłą wodą. Naukowcy patrzą na nietypowe skały nie po raz pierwszy. Trzy lata temu znalazły się w oku innego urządzenia zamontowanego na sondzie - kamerze HiRISE, tworzącej obrazy o wysokiej rozdzielczości. Smugi na zdjęciu dowodzą, że na Marsie może znajdować się woda Źródło: NASA, Autor: mb/mj http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/cieki-na-marsie-dowodem-na-obecnosc-wody-ale-nie-wiadomo-w-jakiej-postaci,113522,1,0.html
  21. Obcy pojawili się we Wszechświecie jeszcze przed nami? TAKĄ HIPOTEZĘ WYSNUŁ JEDEN Z NAUKOWCÓW Z UNIWERSYTETU HARVARDA Artystyczna wizja układu planetarnego Kepler-62f. Fot. NASA/Ames/JPL-Caltech Pewien naukowiec z Uniwersytetu Harvarda zauważył, że kilkanaście milionów lat po Wielkim Wybuchu temperatura we Wszechświecie sięgała 0-100 st. C. Założył więc, że bardzo możliwe jest, że we Wszechświecie pojawiło się wtedy życie. To znacznie wcześniej niż dotąd zakładano. Astrobiolodzy od dawna starają się rozwiązać zagadkę pochodzenia życia we Wszechświecie. Dlatego też często przyglądają się planetom występującym w ekosferze - strefie znajdującej się wokół gwiazdy, w której panują warunki sprzyjające życiu. Życie mogło pojawić się znacznie wcześniej - Ale w dalekiej przeszłości na planetach pozasłonecznych, znajdujących się poza ekosferą, mogły występować warunki sprzyjające życiu - informuje astrofizyk Abraham Loeb z Uniwersytetu Harvarda. - Wszystko dlatego, że były one ogrzewane "resztkami" promieniowania pochodzącego z Wielkiego Wybuchu (tzw. CMB) do którego doszło 13,8 mld lat temu - dodał naukowiec. Temperatura Wszechświata zaczęła gwałtownie spadać Skąd taki wniosek? Loeb tłumaczy, że chwilę po Wielkim Wybuchu, Wszechświat był znacznie cieplejszym miejscem. Wypełniała go rozgrzana plazma, która emitowała mikrofalowe promieniowanie tła (CMB). I to właśnie dzięki niemu zaczęła zmieniać się temperatura we Wszechświecie. Obecnie wynosi ona około -270 st. C. Woda w stanie ciekłym występowała przez 7 mln lat? Zmiany temperatury są więc dla naukowców dowodem na to, że w pewnym momencie w danym miejscu we Wszechświecie występowała taka temperatura, która sprzyjała rozwojowi życia. Według najnowszych doniesień ze świata nauki, był to "krótki" okres siedmiu milionów lat. Wówczas temperatura wynosiła ok. 0-100 st. C. - Kiedy Wszechświat miał 15 mln lat, mikrofalowe promieniowanie tła (jednorodnie wypełniające całą przestrzeń kosmiczną) miało temperaturę porównywalną do temperatury ciepłego letniego dnia na Ziemi - wyjaśnił Abraham Loeb. - Jeśli występowały wtedy planety skaliste, CMB zatrzymywało ciepło na ich powierzchni, nawet jeśli znajdowały się poza ekosferą - dodał naukowiec. Jak powstały planety Jednak naukowców nurtuje pytanie, czy wówczas istniały już planety, a zwłaszcza planety skaliste. Według obowiązującego modelu kosmicznego pierwsze gwiazdy zaczęły tworzyć się z wodoru i helu dziesiątki milionów lat po Wielkim Wybuchu. Nie występowały wtedy jednak w dużej ilości pierwiastki ciężkie, które są niezbędne do formowania się planet. Loeb zaznacza natomiast, że we wczesnym Wszechświecie mogły pojawiać się "wyspy" gęstej materii, z których formowały się potężne gwiazdy o krótkiej żywotności. Eksplozje tych gwiazd wprowadziły w przestrzeń kosmiczną pierwiastki z grupy metali ciężkich i w efekcie tego mogło dojść do powstania pierwszych planet. Potrzeba więcej badań I to właśnie te pierwsze planety były "skąpane" w ciepłym CMB, a co się z tym łączy, mogła istnieć na nich woda w stanie ciekłym przez kilka milionów lat. Loeb zaznacza jednak, że aby udało się potwierdzić jego teorię potrzebnych jest jeszcze wiele badań. Źródło: space.com, Autor: kt//tka http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/obcy-pojawili-sie-we-wszechswiecie-jeszcze-przed-nami,112668,1,0.html
  22. Gwiazda Polarna coraz jaśniejsza. Superczułe instrumenty przegrywają z jej blaskiem POLARIS NIE JEST TAK NIEZMIENNA, JAK SIĘ POWSZECHNIE UWAŻA Nieruchoma Gwiazda Polarna otoczona przez smugi ruchu innych gwiazd uchwycone w długim czasie ekspozycji Fot.Wikipedia/CC-BY/Steve Ryan, film: Wikipedia/CC-BY-SA 2.5/Mjchael - Musimy żebrać, pożyczać i kraść - żartuje astronom Scott Engle na temat starań, jakie wraz z kolegami prowadzi, żeby zdobyć nowe obserwacje i zdjęcia Gwiazdy Polarnej. Badacze są zmuszeni pozyskiwać je od amatorów, którzy posługują się odrobinę przestarzałym sprzętem. Wszystko przez to, że rosnąca od okołu dwustu lat jasność Polaris stała się zbyt silna dla superczułych nowoczesnych instrumentów. Już w dawnych wiekach ludzie zauważyli, że Gwiazda Polarna stanowi stały punkt wśród zmieniających się w ciągu nocy układów ciał niebieskich na niebie. Znajduje się prawie idealnie na przecinającym nieboskłon przedłużeniu osi ziemskiej i jest widoczną gołym okiem gwiazdą położoną najbliżej bieguna północnego nieba. Gdybyśmy stanęli na ziemskim Biegunie Północnym, mielibyśmy ją dokładnie nad głową. W ciągu nocnych godzin Polaris nie wschodzi, nie zachodzi ani nie wędruje po niebie, przez cały rok pozostając niemal w tym samym punkcie, podczas gdy położenie innych ciał niebieskich dookoła się zmienia. To znaczy, że o każdej porze nocy i w dowolnej porze roku można ją łatwo znaleźć i zawsze będzie ona wskazywać kierunek północny. Dlatego przez cale stulecia jej widok był pokrzepieniem i pewną wskazówką dla podróżujących. Rozjaśnia się coraz mocniej Z badań astronomów wynika jednak, że Gwiazda Polarna nie jest wcale tak niezmienna, jak przywykliśmy uważać. Przez ostatnich kilka dziesięcioleci jej blask był trochę przyciemniony. Teraz znowu zaczął się rozjaśniać. A w ciągu ostatnich dwustu lat te okresy rozjaśnienia stawały się coraz bardziej wyraziste. - To było dość nieoczekiwane odkrycie - powiedział Scott Engle z Villanova University w Pensylwanii. Naukowiec przez ostatnich kilka lat badał wahania Gwiazdy Polarnej, m.in. kierując na nią "spojrzenie" Teleskopu Hubble'a, a także przewertował wiele dotyczących jej historycznych zapisów. Cefeida o słabych impulsach Od początków XX wieku naukowcy wiedzą, że to wyjątkowe dla nas ciało niebieskie należy do pulsujących obiektów nazywanych cefeidami. To gwiazdy zmienne pulsujące, czyli takie, których jasność zmienia się okresowo, a także nadolbrzymy, czyli obiekty o masie liczącej ok. 10-50 mas Słońca i promieniu większym nawet o 1500 od promienia Słońca. Podejrzenia co do zmienności Polaris pojawiły się już w połowie XIX wieku. Jednak w przeciwieństwie do większości cefeid jej impulsy są bardzo małe. - Gdyby nie była tak popularna, aż do czasów współczesnych prawdopodobnie nie wiedzielibyśmy, że to cefeida - powiedział Engle. Na początku lat 90. ubiegłego wieku naukowcy zauważyli, że znana z dużej jasności Gwiazda Polarna zaczęła blednąć. Na początku 2000 roku jednak jej blask znów się nasilił. Wtedy Engle i jego zespół postanowili dokładnie zbadać tę kwestię. Przeczesali historyczne archiwa Przede wszystkim zaczęli szukać innych pomiarów w dawniejszych zapisach. Porównywali znalezione informacje o Polaris z danymi o innych ciałach niebieskich pochodzącymi z tych samych teleskopów i instrumentów astronomicznych. W ten sposób prześledzili zmiany blasku badanej gwiazdy zachodzące przez lata. Ustalili, że w ciągu ostatnich stu lat jej jasność się zwiększała. Kolejnym krokiem było określenie, jak daleko w przeszłość sięgał ten proces. Engle szukał wiedzy na ten temat w źródłach historycznych: obserwacjach duńskiego astronoma Tycho Brahego z XVI wieku oraz perskiego astronoma z X wieku Abd al-Rahaman al-Sufiego (Azofiego). Według Englego, jeśli weźmiemy te informacje z przeszłości za dobrą monetę, w ciągu ostatnich dwóch stuleci Gwiazda Polarna pojaśniała około 2,5-krotnie. Nowoczesne interpretacje danych historycznych wskazują, że może być nawet 4,6 razy jaśniejsza niż w czasach starożytnych. Najnowszy sprzęt się nie przydał Po badaniu archiwaliów Engle ze współpracownikami nadal monitorowali rosnącą jasność Polaris. Okazało się nawet, że nowoczesny, bardzo czuły aparat cyfrowy CCD, którym chcieli zastąpić starsze urządzenie do utrwalania obrazów w teleskopie, jest zbyt "wrażliwy" na silny blask gwiazdy. Sytuacja zrobiła się nieco kłopotliwa, bo naukowcy byli zmuszeni pozyskiwać obserwacje od astronomów amatorów, którzy wciąż używali starszego sprzętu. - Musimy żebrać, pożyczać i kraść, żeby znaleźć ludzi, którzy używają starszego sprzętu fotoelektrycznego - posumował ironicznie Engle dość nietypowe pragnienie wykorzystania narzędzi starszej generacji, które wymusiła w jego zespole sytuacja. Podobne problemy pojawiły się, kiedy chcieli przeprowadzić obserwacje Gwiazdy Polarnej za pomocą Teleskopu Hubble'a. Nawet kiedy uzyskali na to zgodę, badacze ze stałego zespołu pracującego przy tym instrumencie nie byli do końca przekonani do tego pomysłu. Obawiali się, że silny blask gwiazdy może zaszkodzić wrażliwemu spektrografowi w teleskopie. Stała, ale nie zawsze ta sama W badaniach Englego i jego współpracowników pomocne okazały się historyczne zapisy obserwacji astronomicznych. Sięgnęli nawet do tych sprzed tysiąca lat. Czy wykorzystanie relacji jeszcze dawniejszych sprawiłoby, że ich analizy byłyby dokładniejsze? Raczej nie. Obserwacje sprzed naszej ery w ogóle by się przy tej pracy nie przydały, bo dotyczyły innej gwiazdy. To, co określamy Gwiazdą Polarną, to w rzeczywistości kilka różnych obiektów. Przypomnijmy, że określa się tak widoczną gołym okiem gwiazdę położoną najbliżej bieguna północnego nieba, a na przestrzeni tysiącleci to się zmieniało. Wszystko przez ruch bączka Za to zamieszanie odpowiada zjawisko zwane precesją. Polega ono na zmianie kierunku osi obrotu obracającego się ciała. Wirując wokół pewnego kierunku w przestrzeni, zakreśla ono powierzchnię boczną stożka. Skomplikowane? Niekoniecznie, wystarczy przypomnieć sobie ruch dziecięcej zabawki nazywanej bączkiem. Dokładnie tak samo porusza się Ziemia - jej oś "rysuje" wtedy na tle nieba okrąg. Trwa to około 26 tys. lat, a okres nazwa się rokiem platońskim. Precesji podlegają osie obrotu większości ciał niebieskich, w tym tym innych planet Układu Słonecznego. Nad piramidami Polaris był Thuban Za sprawą precesji co jakiś czas zachodzi zmiana na "stanowisku" Gwiazdy Polarnej, bo zmienia się obiekt najbliższy biegunowi północnemu nieba. Obecnie jest nią najjaśniejsza gwiazda konstelacji Małej Niedźwiedzicy (Małego Wozu). I to właśnie zmiany jasności tego obiektu prześledził zespół Englego. Około 2700-2600 roku p.n.e., czyli w czasach powstawania piramid egipskich, Polaris był Thuban (alfa Draconis), gwiazda konstelacji Smoka. Z kolei w czasach platońskich, około 400 roku p.n.e., określenie Gwiazda Polarna należało do Kochaba, drugiej co do jasności gwiazdy Wielkiej Niedźwiedzicy. Najbliższa zmiana w tej kwestii nastąpi około roku 2600, kiedy Polaris zostanie Alrai (gamma Cephei) z konstelacji Cefeusza. Około roku 7000 zmieni ją Alderamin (również z Cefeusza), a jego z kolei około roku 14000 Wega (z gwiazdozbioru Lutni), jedna z najjaśniejszych gwiazd na niebie. Jeśli nasza planeta doczeka roku 24000, Gwiazdą Polarną znów zostanie Thuban. Źródło: space.com, Autor: js/map http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/gwiazda-polarna-coraz-jasniejsza-superczule-instrumenty-przegrywaja-z-jej-blaskiem,112405,1,0.html
  23. Fatalna pogoda na brązowym karle: żelazny deszcz spada tam z nieba POWIERZCHNIA LUHMANA 16B JEST TAK ROZGRZANA, ŻE METAL PARUJE I TWORZY CHMURY Pierwsza w historii informacja o pogodzie w obcym układzie gwiezdnym została zaprezentowana przez amerykańskich astronomów. Twierdzą oni, że na hybrydowej planeto-gwieździe Luhman 16B pada deszcz stopionego żelaza. W atmosferze brązowego karła WISE J104915.57-531906.1B, który jest nieformalnie znany także jako Luhman 16B, jest tak gorąco, że z parującego żelaza powstają chmury. Ich temperatura wynosi ok. 1 700 stopni Fahrenheita, czyli 927 stopni Celsjusza. Wznosząc się na duże wysokości żelazo krzepnie i spada na powierzchnię w postaci drobnych, ciężkich i rozgrzanych kropelek. Przyciąganie grawitacyjne jest 300 razy większe niż na Ziemi, dlatego krople żelaza spadają z prędkością 150 km/h. Na naszej planecie deszcz spada z prędkością pięciokrotnie niższą. Pogoda poza Układem Słonecznym W najnowszych badaniach astronomowie wykorzystali moc bardzo dużego teleskopu (VLT) nie tylko do wykonania zdjęć brązowych karłów, ale także do opracowania mapy ciemnych i jasnych struktur na powierzchni Luhmana 16B. Teleskop pozwolił dostrzec zmiany jasności na skutek obrotu Luhmana 16B dookoła swojej osi oraz sprawdzić czy ciemne i jasne struktury poruszają się w kierunku do lub od obserwatora. Łącząc wszystkie te informacje byli w stanie stworzyć mapę ciemnych i jasnych obszarów na powierzchni. - Nasza mapa brązowego karła pomaga nam wykonać kolejny krok w stronę zrozumienia zmian pogody w innych układach słonecznych. Od wczesnego wieku wychowywałem się w uznaniu piękna i użyteczności map. To pasjonujące, że zaczynamy wykonywać mapy obiektów położonych poza Układem Słonecznym! - powiedział Ian Crossfield, główny autor prognozy pogody. Nieudane gwiazdy Oddalonego o 6,7 roku świetlnego od Ziemi Luhmana 16B odkryto w 2013 roku i jest to najbliższy obiekt tego typu. Brązowe karły zajmują w klasyfikacji ciał niebieskich miejsce pomiędzy olbrzymimi planetami gazowymi, takimi jak Jowisz i Saturn, a słabymi, chłodnymi gwiazdami. Są nazywane nieudanymi gwiazdami, gdyż nie mają wystarczająco dużej masy, aby zainicjować syntezę jądrową w swoich wnętrzach i mogą jedynie słabo świecić w zakresie fal podczerwonych. Pierwsze potwierdzone brązowe karły znaleziono około 20 lat temu, a obecnie znanych jest kilkaset takich obiektów. Prawdopodobny wygląd brązowego karła Luhman 16B i zachodzących na nim zjawisk: Źródło: Reuters, Autor: nb/mj http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/fatalna-pogoda-na-brazowym-karle-zelazny-deszcz-spada-tam-z-nieba,112448,1,0.html
  24. Nowa klasa gwiazd hiperprędkościowych. Żadna siła nie wyrzuci ich poza galaktykę NAUKOWCY ODKRYLI 20 TAKICH OBIEKTÓW. WSZYSTKIE BARDZO PRZYPOMINAJĄ NASZE SŁOŃCE Dotychczas naukowcy sądzili, że wszystkie gwiazdy hiperprędkościowe to potężne kule gazowe, które po zbliżeniu do czarnej dziury są wyrzucane poza galaktykę. Jak się jednak okazuje, nie wszystkie gwiazdy muszą zachowywać się w ten sposób. Niedawno zespół badaczy z Uniwersytetu Vanderbilta odkrył 20 tego typu obiektów, które po zderzeniu z rdzeniem galaktyki (czarną dziurą) pozostają w galaktyce. Gwiazdy hiperprędkościowe to gwiazdy, które poruszają się ze znacznie większą prędkością od pozostałych kul gazowych danej galaktyki. Dzięki temu są one w stanie wyrwać się z jej pola grawitacyjnego. Niedawno odkryto nowy typ tych gwiazd. - W przeciwieństwie do wielu znanych już gwiazd hiperprędkościowych (ang. hypervelocity stars), istnieje 20 takich gwiazd o wielkości zbliżonej do Słońca, które po spotkaniu z czarną dziurą nie wylatują poza galaktykę - donoszą naukowcy z Uniwersytetu Vanderbilt. To przełomowe odkrycie, bowiem dotąd eksperci zakładali, że gwiazdy hiperprędkościowe zawsze "wypychane" są przez rdzeń naszej galaktyki. Nie pochodzą z rdzenia galaktyki - Nowe gwiazdy hiperprędkościowe znacznie różnią się od tych, które zostały dotychczas odkryte - poinformowała Lauren Palladino z Uniwersytetu Vanderbilta, która prowadziła badania. - Gwiazdy hiperprędkościowe, które znaliśmy dotychczas, to ogromne, niebieskie gwiazdy, które najprawdopodobniej pochodzą z centrum galaktyki - dodała Palladino. - Nasze nowo odkryte gwiazdy są stosunkowo niewielkie - mają rozmiary zbliżone do Słońca. I co jest zaskakujące, wydaje nam się, że żadna z nich nie pochodzi z rdzenia galaktyki - wyjaśnił ekspert. W jaki sposób udało się dokonać tego odkrycia? Palladino tłumaczy, że znalazł 20 potencjalnych gwiazd hiperprędkościowych dzięki projektowi Sloan Digital Sky Survey (SDSS). SDSS umożliwia m.in. śledzenie tras, jakie pokonują gwiazdy o rozmiarach Słońca w naszej galaktyce. Właśnie dzięki tej funkcji naukowiec "wyśledził" te ciała niebieskie. Szybsze o 1,6 mln km/h Uciekanie gwiazd z galaktyki wymaga niewyobrażalnie dużych nakładów energii. Gwiazdy muszą przekroczyć prędkość, z którą dotychczas się poruszały (czyli 970 tys. km/h) o 1,6 mln km/h. Eksperci zaznaczają również, że "większość gwiazd hiperprędkościowych była kiedyś częścią układu podwójnego, która zbłądziła zbyt blisko czarnej dziury (w centrum galaktyki). Wówczas ogromne oddziaływanie grawitacyjne rozerwało ten układ, zatrzymując jeden obiekt w pobliżu czarnej dziury, a drugi wysyłając poza galaktykę. Jak dotąd naukowcom udało się odkryć 18 takich gwiazd. - Bardzo trudno jest "wykopać" gwiazdę z galaktyki - zażartowała Kelly Holley-Bockelman z Uniwersytetu Vanderbilta, która również brała udział w badaniach. Nie są związane z "egzotycznymi miejscami" Specjaliści zauważyli również, że nowo odkryte gwiazdy nieco różnią się składem od tych, które zostały wyrzucone przez czarną dziurę. 20 nowo odkrytych gwiazd przypomina gwiazdy znajdujące się w galaktykach o kształcie zbliżonym do dysku (takie gwiazdy to np. Słońce czy Alfa Centauri). To dlatego zespół sądzi, że pochodzenie nowo odkrytych gwiazd nie jest związanych z czarnymi dziurami, galaktycznym halo czy - jak dodali naukowcy - z innymi "egzotycznymi miejscami". - Żadna z tych gwiazd nie pochodzi z centrum galaktyki, co oznacza, że mamy nową klasę gwiazd hiperprędkościowych - dodała Palladino. Na początku miesiąca zespół naukowców zaprezentował swoje odkrycie na spotkaniu Amerykańskiego Towarzystwa Astronomicznego. Z kolei wyniki zostały opublikowane w najnowszym wydaniu czasopisma "The Astrophysical Journal". Widok z góry i z boku na nowe klasy gwiazd hiperprędkościowych, które mogłyby opuścić naszą galaktykę Źródło: space.com, Autor: kt/map,mj http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/nowa-klasa-gwiazd-hiperpredkosciowych-zadna-sila-nie-wyrzuci-ich-poza-galaktyke,112230,1,0.html
  25. Woda na Ceres (1) Ceres jest karłowatą planetą o średnicy 950 kilometrów, a tym samym jest ona największym obiektem pasa planetoid między Marsem, a Jowiszem. Od dawna naukowcy mieli nadzieję, znajdzie się na niej woda, a teraz mamy w końcu potwierdzenie - jest ona wyrzucana w przestrzeń przez wulkany na jej powierzchni. Korzystając z należącego do ESA Kosmicznego Obserwatorium Herschela astronomowie dostrzegli ślady pary w dwóch regionach tej planety karłowatej, która najprawdopodobniej wyrzucana jest przez lodowe wulkany, lecz istnieje także możliwość, że bezpośrednio w procesie sublimacji przekształca się w nią powierzchniowy lód (taki proces zachodzi zazwyczaj na kometach). Wyrzucona z powierzchni dużej planetoidy para wodna została pogrzana nieco przez emitowane przez powierzchnię Ceres ciepło co wykryły spektrometry na teleskopie kosmicznym. A ilość tej wody nie jest wcale mała - obliczenia wskazują, że Ceres wyrzuca z siebie około 6 kilogramów pary na sekundę. Jest to pierwszy bezpośredni dowód na istnienie wody w pasie planetoid (ponad 20 lat temu wykryto ją pośrednio w formie wodorotlenków, jednak nie udało się tego potwierdzić), a odkrycie to stawia w nowym świetle hipotezy dotyczące tego jak Ceres powstała. Wspiera to bowiem teorie, według których ta planeta karłowata sporo podróżowała po młodym Układzie Słonecznym zanim jej orbita się ustabilizowała. Lepiej poznać Ceres pozwoli nam sonda Dawn, która ma wejść na orbitę tej karłowatej planety na początku przyszłego roku. Niedawno przeleciała ona obok innego dużego obiektu z pasa planetoidy - (4) Westa - który jest bardzo odmienny od Ceres. Jego powierzchnia jest bardzo gorąca, a odkryty właśnie proces "parowania" Ceres może wyjaśniać tę różnicę - jest to bowiem bardzo wydajna metoda na utratę ciepła. Krzysiek Dzieliński Źródło: NASA http://www.geekweek.pl/aktualnosci/18362/woda-na-ceres
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)