Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'Obserwacje' .
Znaleziono 75 wyników
-
W tym miejscu piszemy o najbliższych spotkaniach w lokalizacji Folwark Sulejewo Spotykamy się zawsze naprzeciwko "kapliczki" (punkt oznaczony numerem 2 na mapie poglądowej na samym dole) Zapraszamy wszystkich chętnych Lokalizacja: 52°09'42.5"N 16°52'21.2"E 52.161800, 16.872541 Google Maps: https://goo.gl/maps/61sNUjAhucgJ9jmb8 Prognozy:https://pl.sat24.com/pl/pl/visualhttp://www.meteo.pl/um/php/meteorogram_id_um.php?ntype=0u&id=2675http://clearoutside.com/forecast/52.14/16.89 Kilka zdjęć miejscówki: Do zobaczenia! ps. znalazłem też takie info odnośnie "kapliczki", jako ciekawostka "Figura Krzyża Świętego mieści się w Sulejewie, w części zwanej Sulejewo Folwark, która znajduje się po lewej stronie drogi głównej Brodnica?Żabno. Pierwszym elementem obiektu jest dość wysoka kwadratowa baza z zamieszczoną w jej górnej części blendą przedstawiającą datę: ?1945?. Na bazie tej oparty jest średniej wysokości filar zakończony gzymsem i połączoną z nim dwuschodkową głowicą. Całość wieńczy duży metalowy krucyfiks z ozdobnie zakończonymi ramionami. Data widniejącą na figurze prawdopodobnie wskazuje na rok jej powstania. Nie ustalono czy figura stała przed wojną. Pewne jest jednak, że w latach przedwojennych stał we wsi krzyż, który w czasie okupacji został zniszczony i nigdy nie postawiono go ponownie. Być może właśnie ta figura zastąpiła poprzednią Bożą Mękę."
- 3 718 odpowiedzi
-
- folwark sulejowo
- obserwacje
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nie widzieliśmy wtedy jeszcze eksplozji, ale wyczuwaliśmy jej nadejście w z wolna kwietniejącym powietrzu. Zapowiadana fala ciepła początkowo dawała o sobie znać tylko w postaci wiatru przewalającego gęstawe chmury, sporadycznie rozrywające się na tyle, by ukazać namiastkę nieba. Jednak już pierwszego wieczora delikatnie się przetarło, niezbyt śmiało, lecz na tyle skutecznie, żeby pozwolić introwertykom na ucieczkę od rozmów pod pretekstem zajęcia się niebem. Podobno padły wtedy pierwsze strzały, ktoś rzekomo widział wieloryba, ktoś inny igłę w warkoczu, a komuś zawirowało pod niedźwiedzim ogonem. Ale taki już jest ten chaos początkowych doniesień, krzykliwych lecz zbyt mało kuszących, by oderwać się od lampki zupełnie przyzwoitego Château Latour Camblanes, kończyliśmy więc z Pablitem swoje rozmowy o życiu, Wszechświecie i całej reszcie. Wieczór zamienił się w noc, rozmowy cichły z każdym kwadransem, w końcu zrobiło się cicho. Koło trzeciej, po kolejnej nieudanej próbie zaśnięcia, wstałem z powodu duchoty. Otworzyłem okno i dostałem Drogą Mleczną w niedospany łeb - Wega nad czworobokiem Lutni krzyczała świetlistym błękitem, szyja Łabędzia kipiała jasnymi obłokami, inne gwiazdy lśniły jak w najlepsze bieszczadzkie noce, gdzienieniegdzie tylko było widać czarne placki poszarpanych chmur. Wpatrywałem się w ten widok jak oniemiały. Po dwóch-trzech minutach w końcu podjąłem decyzję - zbiegłem na dół po Fujinona, zdjąłem w pośpiechu zaślepki, wyszedłem przed domek - i zobaczyłem tylko błyskawicznie przywiane chmury, spod których już tylko najjaśniejsze słońca mogły się przebić. Po kolejnej chwili jedynymi światłami nad Zatomiem były już tylko sodówki. Ten pozornie nieistotny przypadek rozbudził jednak apetyt. Wiadomo już było, że mimo nie najlepszych prognoz na kolejną noc, lepiej będzie widzieć szklankę do połowy pełną. Następnego wieczoru wystarczyło być w gotowości do okolic 23:00. Gwiazdy zabłysły zupełnie wyraźnie, choć przejrzystości było daleko do tej sprzed dwudziestu godzin. Ale przeciętna noc w Zatomiu i tak przecież oznacza obiektywnie świetne warunki. Miałem do dyspozycji Fujinona 10x50 i nie potrzebowałem wiele więcej (poza statywem, którego akurat nie wziąłem, bo prognozy parę dni wcześniej były przecież beznadziejne). Szybko zacząłem nadrabiać zaległości, nieco w pośpiechu goniąc od Woźnicy po Bliźnięta, przeskakując z jednej emki na drugą, od Kota z Cheshire po Żłóbek. Dalej i wyżej, złapałem śliczne drzazgi M 81-82, następnie Wir i Wiatraczek w ogonie Wielkiej Niedźwiedzicy, Słonecznik i M 94 w Psach Gończych - każda mgiełka tycia, ulotna i jednocześnie w tej tyciości i ulotności przepiękna. Rzuciłem okiem na Chichoty, a potem zatrzymałem się na dłużej przy Róży Karoliny. Ta oczywiście nie była niczym więcej niż jednorodną plamką, ale w małych lornetkach jakoś nigdy nie potrafi mi to przeszkadzać. Więcej, te niedopowiedzenia wynikające z pozornego braku apertury i powiększenia zawsze stanowiły o uroku małych lornetek. Być może na dłuższą metę takie widoki byłyby nudnawe, ale wobec wielomiesięcznego wyposzczenia, cieszyłem się z każdego bladego pojaśnienia wypatrzonego na niebie, choćby z takiej M 48 która wisiała na tyle nisko, żeby nie przypominać nawet samej siebie z zaświetlonych Blizin. Dalej wciąż było skromnie, lecz nie mniej pięknie. Łapałem małe puchate gromady kuliste - M 13, M 92, M 3 i M 5, jedną podobną do drugiej, ale jednak odróżnialne mocniej niż tylko przez swoje kadry. I w momencie, kiedy już miałem zacząć narzekać na przeciągające się obserwacje z ręki, z pomocą przyszła zaparowana lornetka Moonisha, która zwolniła statyw. Zaraz można było iść dalej, by złapać Hantle i M 71 w Strzale, jeszcze mniejszą M 56 w obłędnie bogatym polu gwiazdowym i gwiazdopodobną Pierścieniową w Lutni. Odwiedziłem barwne omikrony Łabędzia, przeskoczyłem do M 39 z nieodłącznym cieniem Barnarda 168. Najpiękniej jednak wyglądała parka drobnych gromad w zachodnim skrzydle, NGC 6866 i 6819. Dwie drobne mleczne plamki zawieszone gdzieś między dziesiątkami gwiazd - i tylko szkoda, że nie mieściły się w jednym kadrze. I nawet większa, wyraźniejsza NGC 6811 nie była z nimi w stanie konkurować. Niewiele później niebo zaszło cirrusem i przestało być obserwowalne. Reszta szklanki była tylko pozornie do połowy pusta. Choć ostatnia noc upłynęła raczej towarzysko, można było jednak zrobić kilka (raczej pamiątkowych) zdjęć, sprawdzić kolimację teleskopu i zerknąć na co jaśniejsze obiekty. Lecz czy to nie do takich nocy się potem najmocniej tęskni, kiedy ziemia pachnie już wyraziście, oddech się pogłębia, a ciemność otula przyjmnym, rześkim ciepłem? Zaś eksplozja w końcu nadeszła, zieleń buchnęła w dzień wyjazdu. Zalała nas fala ciepła, wraz z oślepiającą bielą kwiatów na drzewach owocowych. Wiosno, witaj!
- 2 odpowiedzi
-
- 18
-
15.02.2024 Wychodząc wieczorem do Żabki, na południowo-zachodnim niebie dostrzegłam kilka najjaśniejszych gwiazd i Księżyc wiszący kilka stopni od Jowisza. Widok ten przypomniał mi o zasłyszanej gdzieś ostatnio informacji o zbliżeniu naszego naturalnego satelity z Uranem. W zasadzie od razu po powrocie z Żabki zgarnęłam lornetę i wyszłam na balkon, gdzie, standardowo, temu co na niebie towarzyszyły moje dwie ulubione latarnie, pomiędzy którymi akurat wisiał Jowisz. To właśnie ku niemu wpierw skierowałam swój wzrok. Mym oczom ukazała się kremowa perła przyodziana trzema drobnymi diamentami, dwoma z lewej i jednym z prawej strony, zaś na jej powierzchni subtelnie rysowały się dwa pasy i… jakaś skaza? Na niemalże środku jowiszowej tarczy znajdowała się malutka, ciemna kropka, której nie widziałam bardzo wyraźnie, ale jednocześnie byłam stuprocentowo pewna, że ona tam jest. Nie może być! Serce zabiło mi mocnej, a ręka niemal natychmiast sięgnęła po telefon by sprawdzić aktualne ułożenie księżyców galileuszowych. Odpowiedź nadeszła szybko - oto centrum tarczy Jowisza zdobił cień najbardziej aktywnego geologicznie obiektu naszego Układu Słonecznego - Io. Sam księżyc niemalże kończył już swój tranzyt, jednak w zasadzie wciąż był wizualnie przyklejony do macierzystej planety, przez co w moim 25-krotnym powiększeniu był od niej nieoddzielalny. Właśnie pierwszy raz w życiu zobaczyłam tranzyt cienia księżyca Jowisza na jego tarczy. W sposób niezaplanowany, z zaskoczenia, a do tego nie w teleskopie, tylko w lornetce 25x100. Ja nawet nie spodziewałam się, że to zjawisko jest możliwe do dostrzeżenia w takim instrumencie! Naprawdę, czekałam na ten moment bardzo długo. Nie zliczę ile razy probowałam trafić na taki tranzyt w zamierzchłych już trochę czasach, gdy miałam jeszcze GSO. Zawsze coś stawało na przeszkodzie, a tu? Proszę. W lornecie, z Jowiszem wiszącym centralnie między dwoma świecącymi w moją stronę latarniami. Ironiczne. Naprawdę dawno nic mnie tak nie ucieszyło. Na oglądaniu tego widoku spędziłam kilkanaście minut. Gdy trochę ochłonęłam, przesunęłam lornetę wyżej - ku Księżycowi. Poświęciłam mu chwilę, po czym w SkySafari sprawdziłam dokładną lokalizację Urana. Wykonałam do niego prosty star hopping i zobaczyłam, dokładnie tak jak się spodziewałam, gwiazdkę. Próbowałam dopatrzeć się w niej jakiegoś zielonkawo-niebieskawego odcienia, lecz nic z tego. Uran wyglądał po prostu jak zwykła gwiazdka. Ale za to w sposób świadomy zobaczyłam go po raz drugi w życiu, po naprawdę wielu latach. Tyle było z obiektów Układu Słonecznego, które mogłam zobaczyć ze swojej miejscówki, jednak postanowiłam rozejrzeć się po niebie trochę dłużej i mimo ogromnego poziomu zanieczyszczenia światłem, ujarzmić kilka DSów. Wbrew temu, czego można by się spodziewać po widoku gołym okiem, lorneta była nawet w stanie ukazać jakieś gwiazdy. Chwilę pokrążyłam z jej pomocą po zubożałej Kasjopei, a w drodze do Perseusza odwiedziłam Chichoty. Nie były tak liczne i bogate jak spod ciemniejszego nieba, nie lśniły tak hipnotyzująco jak zwykle, ale i tak były piękne, i w sumie nawet nie było ich tak mało, jak się spodziewałam. Nawet pozbawione tego błysku w oku i lekko jakby zmatowiałe - zachwycały. Przesnułam się przez Perseusza i okolice Woźnicy, po czym przeniosłam się nieco w bok balkonu z lornetą, by spomiędzy gałęzi pobliskiej robinii akacjowej wypatrzeć M41. Wisząca poniżej Syriusza gromada wyglądała biednie, bardzo subtelnie prześwitując przez krakowską łunę, lecz jej dostrzeżenie i tak mnie ucieszyło. Mam bardzo ciepłe wspomnienia sprzed lat zawiązane z tym obiektem. Znowu zmieniłam nieco miejsce, tym razem przesuwając się na przeciwny koniec balkonu, by pośród gałęzi tego samego drzewa odnaleźć M42. Na krakowskim niebie widziałam ją już kilka razy, jednak wciąż nie mogę przyzwyczaić się do jej widoku w tych warunkach - wszystko poza centralną częścią ginie w jasnym tle nieba, pozbawiając obiekt jego subtelności. Tak zanieczyszczenie światłem obdziera z pełni piękna najjaśniejszą mgławicę polskiego nieba. Po tym widoku zwinęłam się do środka. Przyznam, że te obserwacje mnie usatysfakcjonowały, mimo że były krótkie, niezbyt ambitne, no i w zdecydowanie niewymarzonych warunkach. Co ten brak normalnych obserwacji ze mną robi. No ale cóż, trzeba doceniać to, co się ma, a ja doceniam zwłaszcza ten tranzyt. 🙂 Pośród tej drobnej relacji widzicie parę zdjęć z telefonu przyłożonego do lornety cykniętych w ramach pamiątki. No i pierwsze z nich pokazuje w jak świetnych warunkach obserwowałam.
- 4 odpowiedzi
-
- 11
-
- lornetki
- miejskie niebo
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jak w tytule - czy macie jakieś obiekty, które przez długi czas były dla Was (lub nadal są) problematyczne, tzn. co byście nie robili, za nic nie mogliście ich dostrzec? Do których zasadzaliście się niewiadomo ile razy i w jak najlepszych warunkach, na jakie mogliście sobie pozwolić, a one i tak nie chciały wyleźć? Zachęcam Was do podzielenia się swoimi doświadczeniami w tej tematyce, myślę, że mile widziane będą również różne wzajemne rady co do obserwacji obiektów, które (mam nadzieję) w tym wątku się pojawią. Zaczęłam się nad tym dziś zastanawiać dzięki poruszonemu przy okazji relacji @Damian P. wątkowi Galaktyki Barnarda, która jest takim obiektem właśnie dla mnie. Jak już napisałam w tamtym wątku, podchodziłam do niej z lornetą 25x100 po kilka razy w sierpniu 2019 i sierpniu 2020 roku, w obu przypadkach w Chorwacji, a więc była nad horyzontem trochę wyżej niż w Polsce. Niebo tam może nie było najidealniejsze, ale taka solidna 4 w skali Bortle'a z niezaświetlonym południowym horyzontem nie wystarczyła, i chyba tylko jeden raz miałam wrażenie, że coś mi mignęło, ale to zdecydowanie za mało żeby obiekt uznać za zaliczony. Nie daje mi ten obiekt spokoju powiem Wam, chociaż nie wiem, może moja lorneta to za mało, a może niebo musi być idealnie smoliste, a rzeczona galaktyka w zenicie, żeby ją zobaczyć. 🙂
-
W celu uporządkowania moich relacji obserwacyjnych otwieram temat , do którego będą trafiały wszystkie "lornetkowe poczynania". Lornetki do obserwacji używam zdecydowanie rzadziej niż teleskopu, ale od kiedy mam sprzęt , który mogę wyostrzyć na gwiazdach poznałem zupełnie inny sposób zachwycania się pięknem wszechświata. 11.05.2021 - N Cas 2021 ( nowa w Kasjopei ) Dla kogoś kto nie interesuje się astronomią byłaby to zwykła gwiazda jakich wiele. Ja siedząc sobie przy otwartych drzwiach balkonowych podziwiałem efekt niewyobrażalnej eksplozji. Wciągającym zajęciem jest próba oceny jasności nowej. Analiza otaczających ją gwiazd w programie Stellarium to lepsze niż jakiś serial w Netflix ?
- 52 odpowiedzi
-
- 17
-
Ostatecznie byliśmy we dwójkę z @piotrfie i obaj pożegnaliśmy przedostatnią nockę tegorocznej zimy. Do ostatniej chwili nie byłem pewien czy pojadę. Impuls do wyjazdu nadał @polaris, który ostatecznie nie stawił się na Folwarku. Kiedy dojechałem ok 21.30 na polu był już Piotr. Niebo wyczyscilo się na tyle, że dawało nadzieję na udana sesję obserwacyjną. Orion już chylił się ku zachodowi a Lew zaczynał górować - to znak, że żegnamy zimę a witamy wiosnę. Tym razem zabralem ze sobą Edka 80mm a Piotr swoją lornetę TS100. Warunki pogodowe były zdecydowanie bardziej przyjazdne niż tydzień wcześniej kiedy to przejmujący wiatr dawał się mocno we znaki. Było bezwietrznie i sucho z temperaturą w okolicach 4-5°C. Rozstawilsmy sprzęty i oddaliśmy się bez reszty obserwacjom. Piotr przeczesywał niebo w poszukiwaniu galaktyk, ja po przeglądzie kilkunastu klasyków postanowiłem więcej uwagi poświęcić układom gwiazd podwójnych w konstelacji Smoka. Na pierwszy ogień poszła para gwiazd 40 i 41Draconis Tworzą one układ podwójny dwóch kremowych gwiazd o jasnosi 5,7 i 6,1 mag oddzielonych 19'. Ta blado żółta para podobnych do Słońca gwiazd znajduje się 170lat świetlnych od nas.Poniżej tego układ znajduje się niespokrewniona gwiazda o jasności 8mg w odległości 222" System znajduje się w dalekich północnych regionach Smoka zaledwie 10° od bieguna północnego. Najłatwiej go znaleźć zaczynając od Gwiazdy Polarnej ,następnie przesuwając się w dół Małego Wozu do E UMI (druga gwiazda na rączce). W tym samym polu widzenia znajduje się 40 i 41 Draconis. Nieco poniżej i w lewo znajduje się kolejna ciekawa para gwiazd zwana Psi Draconis. Ma tradycyjną nazwę Dziban, od arabskiego "Adh-Dhi'ban", co oznacza "dwa wilki" lub "dwa szakale". Jest to zgrabna podwójna składająca się z dwóch żółtych gwiazd o wielkości 4,6 i 5,8 mag oddalonych od siebie o 30" I odległych od nas 72lata świetle. Podejrzewa się, że główny składnik Gwiazdy Psi posiada podgwiazdowego towarzysza - prawdopodobnie jest to brązowy karzeł niestety jak dotąd nie potwierdzony. Następnie skierowałem teleskop w rejon głowy Smoka a właściwie w środek jego paszczy. Znajduje się tam kolejny układ gwiazd podwójnych zwany Kuma. Oba składniki to prawie identyczne białe Gwiazdy odzielone od siebie 62" odległe od nas prawie 100lat świetlnych. Nieco ponad 4' w górę od poprzedniego układu mamy kolejny zwany Mu Dra Arrakis. Nazwa ta pochodzi od arabskiego Al Rakis co oznacza "tancerza". Ciekawostką jest to, że pisarz science fiction Frank Hernert wybrał Arrakis jako nazwę głównej planety w swojej słynnej serii powieści "Diuna". Układ tych dwóch gwiazd o jasności odpowiednio 5,66 i 5,69 mag odzielone kilkoma sekundami łuku. Jednym z ostatnich układów podwójnych, który zrobił na mnie największe wrażenie to 16 i 17 Draconis znajdujące się w grzywie Smoka. Kiedy próbujemy rozdzielić ten układ początkowo widzimy jedynie dwie. Jednak kiedy przyjrzymy się bliżej zauważymy, że składnik Gwiazdy 17 tworzy również układ podwójny odzielony o zaledwie 3,4'. Zatrzymałem się na dłużej i wpatrywałem się przez dłuższą chwilę delektujac się ich widokiem. Wszystkie trzy gwiazdy są białe i oddalone od Ziemi około 4 lata świetle. Prawdopodobnie tworza one związany grawitacyjnie układ. Wszystkie te układy podwoje udało mi się rozdzielić w ED80 z okularam ES 8,5mm + soczewka barlowa Vixen x2. Ostatecznie daje to powiększenie 141x. Na zakończenie postanowiłem jeszcze spojrzeć na NGC 6543 planetarke znaną jako Kocie Oko, która znajduje w samym centrum konstelacji Smoka. Ma ona jasny niebieskawy dysk i słaba gwiazdę centralną. Niestety gwiazdy nie udało mi się wypatrzeć. Sesję zakończyliśmy ok 23.45. Szkoda, że nikt więcej nie dołączył tym bardziej, że to sobota i warunki całkiem przyzwoite. Miejmy nadzieję, że te zimne noce odchodzą w niepamięć i teraz już będą tylko wartości dodatnie. Oby było jak najwięcej takich okazji. Do następnego razu... * materiał źródłowy i zdjęcia zaczerpnięte z Sky Safari.
-
Wysiadałem z auta w Blizinach, spojrzałem na niebo i nic nie powiedziałem. Bo i cóż powiedzieć sensownego na widok tak niezwykły jak rozchmurzone niebo na Pomorzu? Przejrzystość co prawda zostawiała nieco do życzenia, ale po kilkumiesięcznej posusze nie mogłem wybrzydzać. Było sucho i niemal bezwietrznie, ziemia uwodziła zapachami przedwiośnia, a cisza biła w uszach. Gdzieś na południu wisiał złowrogi, sodówkowy ślad niskiej chmury, ale łaskawie dla nas, front niosący zachmurzenie zatrzymał się nieco dalej, niż mówiły prognozy. Wyładowałem szpej i szybko zawiesiłem Fujinona na żurawiu. Marek dopiero zaczął rozstawiać swoją Syntę 10”, ja zaś zdążyłem już wycelować w pierwszy obiekt - NGC 1245 w Perseuszu. Dość nietypowy wybór, ale i zrozumiały w kontekście ostatnich dyskusji forumowych (w międzyczasie zdążyłem zwątpić w to, czy faktycznie widziałem tę gromadę w 10x50 - bo może to była w 15x70?). Na szczęście dla mnie, po chwili konsultacji z atlasem (czytaj: psucia świeżo budowanej adaptacji do ciemności) wyłapałem bladą poświatę przy parce 8-9-magowych gwiazd. Widok w 6,5-stopniowym polu, okraszony poświatą od pobliskiej Melotte 20 widok znów uswiadomił mi, jak pozorne przeszkadzajki potrafią okrasić kadr. Chwilę później, już nieco uspokojony, zawiesiłem lornetę kątową 82 mm na widłach i wycelowałem w ten sam obiekt. Tu już poświaty nie było, a gromada pozwoliła wyzerkać kilka najjaśniejszych składników (dokładniejszy opis TU). NGC 1245, żródło: Aladin Po odrobieniu zadania domowego, cała reszta była programem dowolnym. Bez pewności, kiedy będzie kolejna okazja na obserwy, postanowiłem w pierwszej kolejności zaspokoić swój zimowy głód. Wycelowałem obie dwururki w M 42. W lornecie kątowej zamocowane były ES-y 16 mm, dające 30-krotne powiększenie, chyba optymalne spośród moich wariacji sprzętowych. Mgławica w Orionie jest wtedy wyrazista, łapie powoli grubość swoich impastów i pozwala posmakować trochę detalu. Zupełnie inne oblicze pokazuje w fujinonowej interpretacji powiększenia dziesięciokrotnego - tutaj jest zwiewną akwarelową plamą, która z najjaśniejszymi gwiazdami Trapezu przywodzi skojarzenie z jakimś rozczapierzonym stworkiem, patrzącym strachliwymi, świecącymi oczyma. W międzyczasie Marek w końcu rozstawił dziesięciocalówkę i również wycelował w M 42. Dosiadłem się do bino w Syncie i rozpłynąłem się w ciemniejszym ale znacznie bardziej mięsistym obrazie - teraz mgławica była niemal rzeźbą zawieszoną w przestrzeni, można było podziwiać ciężar jej ramion, śledzić włókna schodzące ku nicości czy poczuć gęstość nieprzeniknionego Rybiego Pyska. Powyżej, jak flara wisiała Mgławica de Mairana. Szumiące trawy z Blizinach, fota własna. Wróciłem do ogólnego przeglądu nieba. Zmieniłem powiększenie na 20-krotne (ES-y 24 są naprawdę cudowne!). Nacieszyłem się Messierem 35 w szerokim polu, wraz z nieodłącznymi towarzyszkami NGC 2158 i Cr 89. Prześledziłem linię woźnicowych gromad, po raz setny zachwyciłem się Chichotami, zerknąłem na okruchy Kasjopeji, która w trójmiejskiej łunie ledwo przypominała samą siebie. Tu musiałem zadowolić się przytłumionym widokiem tria NGC 663, 654 i 659 oraz Róży Karoliny (NGC 7789). Stamtąd jednak był już tylko ćwierćobrót do kolejnych klasyków, już przy Dubhe. Zmieniłem powiększenie na 30x, ale szybko wróciłem do 20-krotnego. Trzy odległe wyspy (Galaktyka Bodego, Cygaro i NGC 3077) wisiały na dość ciemnym tle i mimo pozornego braku detalu, każda miała swój charakter. Wszystkie były dziwnie wyraziste. Nie sądzę, żeby zmieniły się znacząco przez ostatnie setki lat, to raczej wyblakło moje ich wspomnienie w głowie. Przy delikatnym kopnięciu kadru bez problemu znalazła się i “czwarta z tria”, łatwa, cboć nieco mniej wyraźna, bladomleczna NGC 2976. Chwilę później uznałem, że należy skompletować kwintet Grupy M81, łapiąc NGC 2403 w Żyrafie. Jej namierzenie przysporzyło mi nieco kłopotu - otóż okazuje się, że termin “dziura Dobsona” dotyczy również lornet kątowych. Obserwowanie w okolicy zenitu to poezja, ale nawigacja jest przekleństwem - bo czymże ma być jeśli odbicie w prawo staje się półobrotem w lewo, a dół jest ćwierćskosem jakby w górę ale nie do końca? Tak czy siak, Żyrafa dała się oswoić, a najjaśniejsza z jej galaktyk w końcu pojawiła się w polu widzenia. Potem było już tylko łatwiej - wpadł Messier 51 z wiernym psiakiem 5195, Słonecznik czy Triplet Lwa. Dorzuciłem do tego NGC 3184 (spora, ale niewybitna), zanurzoną w niedźwiedziej łapie. Powstrzymując coraz bardziej wiosenny nastrój, przekierowałem wzrok ku południu, by jeszcze chwilę pozimować. Złapałem blade wspomnienie M 41, niknącej cicho pod Kanikułą, przebiegłem przez NGC 2360 w drodze do pary M 46 - M 47, zatrzymując się tu na dłuższą chwilę. W międzyczasie i Marek wycelował swój teleskop w to samo miejsce, ale zapomnij wtedy człowieku o widoku obu gromad w jednym kadrze. Widok lornetkowy był zwyczajnie niezrównany - trzy gromady (nie potrafię w tym kadrze nie widzieć NGC 2423), każda inna, każda piękna w inny sposób. Na sam koniec odbiłem kawałek w górę do najpiękniejszej z nich wszystkich, Melotte 71, przesłoniętej pyłami Ramienia Perseusza. Zza południowowschodniej ściany lasu wychynął pomarańczowy Arktur, dając sygnał na poszukiwanie pierwszych skarbów wiosny. Warkocz Bereniki wisiał przyzwoicie wysoko nad rozjaśnionym od łun horyzontem, można więc było odświeżyć sobie parę obiektów. Pierwszym była gromada kulista M 53, łatwa, jasna i puchata. Dłuższą chwilę wałczyłem z jej sąsiadką, NGC 5053, ale w końcu musiałem się poddać (choć kilka razy próbowałem sobie wmówić, że jednak ją widzę). Drobne potknięcie zrekompensowałem sobie widokiem wyrazistej Czarnookiej (M 64). Podobnie nietrudne były w tych warunkach Igła (NGC 4565) i NGC 4494, ale też niczego nie urywały. Skan wschodniej części nieba zakończyłem Messierem 3, który w powiększeniu 30-krotnym momentami zdawał się być ziarnisty na obrzeżach. M 94 i okolice, żródło: Aladin Marek powoli sygnalizował, że za dwa kwadranse chciałby się zwijać (jego auto, jego wybór). Końcówka miała być łatwa i przyjemna, więc skierowałem lornetę wyżej, w okolice Cor Caroli. Alfa Canum Venaticorum pięknie świeciła podwójnym blaskiem, niejako zapowiadając mające zaraz nadejść przyjemne widoki. Pierwszym, przełatwym celem była jasna i owalna M 94. Nietrudna również okazała się NGC 4490, wyraźnie podłużna, zaś jej znacznie słabsza sąsiadka, NGC 4485 siedziała cicho (może dałaby się dostrzec, gdybym próbował). Nieco trudniejsza była NGC 4618, leżąca między Betą CVn a M 94. Znacznie mniejsza niż dwie poprzednie galaktyki, słaba, ale jednoznacznie widoczna zerkaniem, prawie przyklejona do pobliskiej 11-magowej gwiazdki. ... Poskakałem jeszcze trochę - odwiedziłem Sowę z M 108, zerknąłem na M 109 i - jak zawsze - zapomniałem o M 106. Jak na złość, im byliśmy bliżej końca sesji, tym lepsze robiło się niebo a chłód, choć postępujący, wciąż był niespecjalnie dokuczliwy. Gdzieś zakrzyknęły żurawie. Jednak w pewnym momencie trzeba było się zwijać, bo co jak co, ale ostatnio jedna nieznośna rzecz stale przerywa obserwacje i każe zwiewać do domu, pod kołdrę - własny pesel.
- 2 odpowiedzi
-
- 16
-
- lornetki
- obserwacje
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wtedy nie przyszło mi to do głowy żeby wspomnieć, że obok przecież stoi mój samochód :D Ufam, że chcieli dobrze. A wypadki przy polowaniach to osobny, obszerny temat. :)
- 43 odpowiedzi
-
- łowieckie
- miejscówki
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
27/28.12.2022 Wieczorem pierwszy raz od dawna zobaczyłam gwiazdy na niebie. Lśniące zimowe klejnoty połyskiwały pośród przesuwających się kłaków nocnego stratocumulusa. Orion, Byk, oba Psy, Jednorożec, Bliźnięta. Pośród chmur i gwiazd, z pomocą starego, poczciwego Nikona 10x50, wyłapałam M42 i M78, ale na coś więcej musiałam jeszcze poczekać. Około 3 spojrzałam przez kuchenne okno i zobaczyłam, że nad górami majaczą jakieś punkty, których lepsze przystosowanie wzroku do ciemności chwilę później ujawniło mi jeszcze więcej. Usprzątnęłam trochę rozłożone rzeczy do malowania i poszłam po lornetę. Rozstawiłam się w swoim standardowym miejscu w kuchni, jako że okołoświąteczne przeziębienie i wiejący halny nie zachęcały do wyjścia, i zaczęłam snuć się po wczesnowiosennych już o tej godzinie gwiazdozbiorach. Zimowe gwiazdy ledwo wychylały się zza ściany, więc w pełni zajęłam się wiosną. Przesuwałam pole widzenia APM pośród gwiazd, wychwytując co jakiś czas kłębki galaktyk, ale tylko tych jaśniejszych – nie miałam szczególnej ochoty poświęcać się ledwo wyskakującym z tła pojaśnieniom, wolałam raczej tak o popłynąć wraz z tymi odległymi kropkami i lornetką. W swojej podróży przez nieboskłon trafiłam na na cały Triplet Lwa, pozachwycałam się gwiazdami z pogranicza Lwa i Panny ze szczególnym uwzględnieniem żółto-niebieskiej Σ1540, popodziwiałam NGC 3521 rzucającą się łatwo w pole widzenia. Dla porównania przefrunęłam ku Sombrero, dumnie i spokojnie zawieszonej pośrodku asteryzmu Szczęki, uroczo prezentującej się jako niemal pozioma igiełka okryta owalnym halo. Uwielbiam tę galaktykę odkąd w wieku 9 lat zobaczyłam jej zdjęcie z Teleskopu Hubble’a, była też jednym z pierwszych obiektów, na które skierowałam świeżo zakupiony GSO 10” w 2015 roku. Gdy ją obserwuję, zawsze przypomina mi się tamten majowy wieczór, kiedy babcia pomogła mi wynieść nowy nabytek w postaci wspomnianego teleskopu na balkon, a potem pokazałam jej m.in. Saturna i właśnie M104. Szkoda, że nie mogę już tego babci przypomnieć… W osnowie sentymentów pomknęłam dalej przez niebo. Zahaczyłam o pobliskie Gwiezdne Wrota, obkrążyłam całego Kruka, w jego wnętrzu wyzerkałam planetarkę NGC 4361, a następnie ustawiłam się w południowo-zachodniej części tegoż gwiazdozbioru. Po chwili ruszam w dół. Czyniąc star hopping od ε Crv ku Alchibie (α Crv), przechodzę w Interstellarum z karty nr 69 do 81, a potem 82. Obkrążam południowe rejony Hydry tuż nad Beskidem Małym, zachwycając się intensywnością gwiazd nisko nad lasem – jak na tę porę roku w tej części Polski taka przejrzystość nieba jest rzadkością, ale najwyraźniej halny przewiał wszystkie zanieczyszczenia. W zachwycie nad kolejnymi układami słońc, których chyba jeszcze nigdy nie odwiedzałam, spoglądam w okolice NGC 3621, choć jej samej nie wyłapuję na granicy drzew. Mijam β Hya, zawijam w górę do 6 Crv i odbijam w okolice M68, która wyraźnie pokazuje się pośród dosyć jasnych gwiazd. Idę dalej w dół i ku wschodowi, ku gwiazdrom, które w Interstellarum nie mają oznaczenia, a które rozsypane zostały na granicy Hydry i… Centaura. Tak, uwielbiam to – snucie się tuż nad lasem i wyłapywanie odległych słońc wyłaniających się spośród drzew, szczególnie gdy należą do tak południowego gwiazdozbioru i wywołują tyle marzeń! Obym kiedyś zobaczyła tego Centaura w całości! Sunąc dalej na wschód, trafiam wreszcie na bardzo charakterystyczny układ gwiazd zwiastujący najbardziej na południe wysuniętą galaktykę katalogu Messiera. Ale jeszcze jej nie widzę, jeszcze jest za drzewami. Ziemia obraca się powoli, a wraz z nią widoczne na niebie obiekty - ja w tym czasie zaliczam przerwę z zakrytymi oczami na wstawanie mamy do pracy. Po kilkunastu minutach wracam do obserwacji i od razu wyłapuję wyraźne pojaśnienie znane jako M83, i to w jednym polu widzenia z granicą lasu! Może nawet trochę nieregularne jest to pojaśnienie? Wraz z M83 nad górami pojawia się więcej gwiazd Centaura. Poruszam się ze spokojem pomiędzy nimi. Krążę wokół deklinacji -34° tuż nad Przełęczą Biadasowską, kiedy niebo nagle przestaje być czarne i szybko staje się coraz bardziej granatowe. Ustawiam telefon do pamiątkowego zdjęcia nieba i zerkam ostatni raz na te nisko położone gwiazdy. Cudowne! 28/29.12.2022 Tym razem za obserwacje wzięłam się około 23, choć już wcześniej wieczorem zerkałam trochę na Księżyc, Jowisza czy Plejady i Hiady. Swoją drogą – wiecie, że firanka przed obiektywami lornetki działa trochę jak siatka dyfrakcyjna? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, a tego „odkrycia” dokonałam przypadkiem, spójrzcie zresztą sami! W każdym razie, na początek przejrzałam szybko zimowe klasyki Oriona i dwóch Psów, a potem otwarłam atlas i powtórzyłam całą trasę zwracając większą uwagę na detale. Zaczęłam od okolic M42, wyłapując pobliskie NGC 1973, 1975 i 1977 (Mgławica Biegnący Człowiek) oraz gromady NGC 1980 i 1981. Płomienia okupującego niebo nieopodal nie wyłapałam – odblask na szybie od Alnitaka wypadał akurat w miejscu, gdzie powinna być mgławica – udałam się więc wyżej, ku M78 i pobliskiej NGC 2071. Przez niebo zaczęły przewijać się pojedyncze ale spore chmury, więc przesunęłam się bliżej horyzontu, schodząc w dół od M41 ku Cr 121. Złapałam też coś, co Interstellarum określa jako AIJ0700.4-2746 – to oznaczenie sprawiło, że zaczęłam wątpić w to, co ujrzałam. 😄 Dalej, tuż nad lasem, wychwyciłam Cr 140 i Cr 135, i już chciałam udać się ku kolejnym gromadom, ale nagle zaczęło robić się coraz ciemniej i bardziej mętnie. To chmury zdominowały niebo, nadszedł czas kończyć, niestety wcześniej, niż się spodziewałam. Ustawiłam jeszcze telefon, by udokumentować zajmujące niebo chmurwie, które okazało się być całkiem efektowne, szczególnie w formie wideo – mój telefon oprócz zdjęć z czasem naświetlania 4 minuty, składa też króciutkie timelapsy. Złożyłam je w jeden filmik, spójrzcie jak ciekawie zachowywały się te chmury! YouCut_20221229_220402770.mp4 (nie wstawiło się to może najpiękniej, chyba lepiej będzie wyglądać na telefonie albo w zwężonym oknie przeglądarki, też sam filmik nie jest za dobry jakościowo, to w końcu telefon, niemniej chciałam Wam te chmury pokazać 😄)
- 5 odpowiedzi
-
- 16
-
- apm 25x100
- lornetki
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
@polaris już się z Wami podzielił swoją opowieścią z jedynej pogodnej nocy XXIV zatomskiego zlotu, teraz kolej na historię z mojej perspektywy. 🙂 Dla mnie obserwacje zaczęły się od przelotu ISS tuż przed 20, choć po tym zdarzeniu jeszcze przez jakiś czas przeglądałam Interstellarum w poszukiwaniu ciekawych obiektów do obserwacji i gromadziłam ostatnie pokłady ciepła przed wyjściem na zewnątrz, które nastąpiło ok. 20:30. W pierwszej chwili zobaczyłam ciemność. Stojąc przed drzwiami Pyry 2, dostrzegałam jedynie majaczenie najjaśniejszych obiektów obecnych w tamtym momencie na niebie. Wega, Deneb, Altair. Saturn. Jowisz po spojrzeniu w lewo. Jedno mrugnięcie, drugie i trzecie. Źrenice rozszerzają się, rodopsyna w światłoczułych komórkach moich oczu zaczyna się regenerować. Kolejne mrugnięcie i nagle wszystko staje się jaśniejsze. Pojedyncze wcześniej punkty światła mnożą się i zwielokrotniają swój blask, a niebo zostaje przedzielone mleczną smugą, która z każdym kolejnym mrugnięciem staje się bardziej postrzępiona, niczym fraktal w coraz to kolejnych iteracjach. Z Filipem bierzemy lornetę i udajemy się na pole obserwacyjne. Idziemy przez nową furtkę, mijamy nowy płot i ustawiamy się w nowym dla nas miejscu, bo nie jak zwykle koło Virusa, ale tam, gdzie urzędują inni wizualowcy – przy GSO 8” Polarisa. Chwytam dwururkę, żeby wycelować w jakiś obiekt, i w tym momencie już wiem, że nici z planowania, nici z jakiejkolwiek listy obserwacyjnej – APM 25x100 mam od 4 lat, ale pierwszy raz jestem z nią pod tak ciemnym niebem, które przyprawia o szaleństwo i żądzę zobaczenia wszystkiego naraz. Z trudem powstrzymuję się od bezładnego przeczesywania firmamentu. Zamiast tego zaczynam od okolic Strzelca i powoli wspinam się wzdłuż Galaktyki, zatrzymując się na co ciekawszych celach, by pokazać je Filipowi. Mijamy wyraźnie zarysowaną M17, trochę mniej kształtną M16, podziwiamy wachlarzowatą M11 otoczoną świtą Barnardów, a ja stwierdzam, że w tej okolicy przydałaby się lornetka o trochę szerszym polu widzenia. Przesuwam się do Altaira, od którego odbijam do chyba najklasyczniejszej ciemnotki – „E” Barnarda kłębiącego się atramentową czernią. Filip przyzwyczajony do wypatrywania pojaśnień wśród gwiazd, a nie ich przeciwieństw, nie od razu dostrzega o co chodzi z tymi obiektami, ale charakterystyczne „E” dostrzega dosyć szybko. Potem wszystko jest już bardziej chaotyczne. Filip co jakiś czas zagląda do Virusa zobaczyć jak mu idzie focenie, ja czasem zerkam co tam namierzył Polaris. Marcin pokazuje mi chociażby bardzo stare gromady otwarte pokroju NGC 188 czy NGC 6791, na które w zasadzie do tej pory nie zwracałam uwagi w atlasach i których nigdy wcześniej nie próbowałam nawet wyzerkać! W jego teleskopie oglądamy też Amerykę Północną i Pelikana – to chyba moje pierwsze obserwacje tych obiektów z filtrem UHC. Szare amerykańskie cielsko wyraźnie odcina się od otoczenia, szczególnie w rejonie Zatoki Meksykańskiej, a przesuwanie pola widzenia uświadamia jak rozległy jest to obiekt. Do tego samego rejonu podchodzę zaraz też z lornetą, choć w zenicie nie jest łatwo – przerazilibyście się, widząc w jakiej pozycji go obserwuję. Zdecydowanie mniej akrobatyki wymaga za to chociażby Veil, którego części wschodnią i zachodnią bez problemu rejestruję w dwururce. Więcej szczegółów tego kompleksu dostarcza zestaw Polarisa ukazujący też oczywiście Trójkąt Pickeringa. Lornetą kontynuuję wędrówkę wzdłuż Mlecznej Drogi. Niesamowicie urzekają mnie M71 i M27, zwłaszcza ta druga pięknie ukazuje klepsydrowaty kształt skąpany w delikatnym halo i zanurzony w mrowiu gwiazd, do tego krawędzie samego ogryzka wydają się być odrobinę jaśniejsze, co nadaje połysku całemu obiektowi, sprawia, że zyskuje więcej głębi, staje się bardziej świetlisty. Nie jestem pewna czy wiecie co mam na myśli, ale wrażenie podobnego efektu mam często w przypadku M57 oglądanej w niedużych teleskopowych powiększeniach. Dla porównania zaraz zerkamy też na Hantle w 8” i Filip stwierdza, że zdecydowanie woli ten widok, z czym absolutnie się nie zgadzam i wracam do podziwiania ogryzka zawieszonego pośród gwiazd Liska w mojej APM. Kierując się dalej ku bardziej jesiennym częściom Galaktyki mijam Chichoty, których lornetowy urok wszyscy po kolei podziwiamy, wędruję po gromadach Kasjopei, odbijam ku galaktykom Andromedy i Trójkąta. Ktoś mnie woła. To Polaris i Acidtea zasadzili się na planety i zachwycają się ich obrazami. Na polu obserwacyjnym zrobiło się trochę mglisto, ale seeing jest świetny. Uran jawi się jako maleńka tarczka o turkusowym zabarwieniu. Saturn jest tak ostry, że nie potrafię tego chyba dobrze ubrać w słowa. Pociemnienia na tarczy, przerwa Cassiniego, w dodatku jestem przekonana, że widzę nie tylko cień planety na pierścieniach, ale też cień pierścieni na planecie. Spokój bijący od tego widoku rozbraja, to coś niezapomnianego. Najlepszy Saturn w moim życiu, serio! A to jeszcze nie koniec, bo przecież na niebie jest jeszcze Jowisz. W swojej relacji Polaris wspomina o moich opisach barw tej planety, oto i one: Nawiasem mówiąc, w notatniku obok opisu zrobiłam jeszcze taki minirysunek ukazujący rozłożenie tego wszystkiego na tarczy, dodam jeszcze, że księżyce Galileuszowe bardzo ciekawie ułożyły się po jednej stronie planety na kształt takiej jakby fali. W tym momencie zrobiliśmy sobie z Filipem krótką przerwę na dogrzanie się w Pyrlandii, podczas której nie tylko zjedliśmy po rozgrzewającej zupce chińskiej, ale też przede wszystkim byliśmy świadkami droczących i przegadujących się ze sobą w przezabawny sposób @qbanosa, @kenny'ego i @dariusa. 😄 W tym czasie udało mi się też spisać w notesie to, co do tej pory się wydarzyło. Ok. 1:00 wracamy na pole obserwacyjne i od razu wita nas Polaris zachwycający się Marsem. Widok planety jest faktycznie nieziemski, ale nie tylko on, bo oto seeing, który wcześniej określiłam mianem świetnego, teraz stał się po prostu rewelacyjny, choć mam wrażenie, że to określenie i tak za słabo opisuje to, czego doświadczyliśmy. No bo czy to Mars, czy to Jowisz, planeta wyglądała jak z obrazka, nieruchoma, spokojna. Absolutny brak drgań. Jak gdyby ktoś wyświetlił szkic (w przypadku Jowisza) lub zdjęcie (w przypadku Marsa). Czerwona Planeta w 200x była bardzo duża w moim odczuciu, pięknie ukazywała fazę i różnice w albedo różnych fragmentów swojej powierzchni. To chyba najlepszy Mars jakiego widziałam. Jakieś dwie godziny po najlepszym Saturnie w moim życiu. No nieźle! Co do Jowisza, to może i WCP zakończyła już swój tranzyt po jego tarczy, ale widok wciąż był urzekający. Moją uwagę znowu szczególnie zwróciły kolory: Po tym widoku Filip stwierdził, ze zwija się do spania i ciepła, a my z Polarisem niemal równocześnie pomyśleliśmy o Helixie. O ile Marcin stwierdził, że nic nie widzi ani u siebie, ani u mnie, o tyle mi wydawało się, że przy ruszaniu lornetą jest tam jakieś słabe pojaśnienie. Na tym etapie nocy wilgoć była już wszędzie, zamglenie się zagęściło, ale seeing nie odpuszczał, więc Polaris wziął się za gwiazdy podwójne, o których możecie przeczytać w tego relacji. Ja dodam tylko, że wszystkie były idealnie rozdzielone. Potem przewinęło się trochę zimowych gromad pokroju NGC 1664 i NGC 1582, ja zaś zobaczyłam Mgławicę Merope chyba wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej – w oczywisty sposób rozwijała swój wachlarzykowaty kształt od gwiazdy-imienniczki ku ciemnemu otoczeniu. Zahaczyłam jeszcze o M81 i M82, a na koniec skierowałam się ku zimowemu myśliwemu i uchwyciłam koniunkcję M42 z gałęziami świerku i szyszkami – to był naprawdę ciekawy kadr. Po przywitaniu się z Orionem przystąpiliśmy do zwijania sprzętu – wilgoć nie tylko była coraz bardziej uciążliwa, ale zaczęła wręcz powoli zamarzać, do tego niebo coraz bardziej zasnuwało się cienką chmurną kurtyną psującą widoczność. Pokontemplowaliśmy jeszcze tylko dźwięki windowsowych errorów dochodzących z jednego z pobliskich setupów fociarzy i zgarnęliśmy się do Pyrlandii. Było ok. 3:00. Spisałam w notatniku drugą część obserwacji, pogadałam z Dariusem i wyskoczyłam jeszcze na chwilę na pole obserwacyjne zerknąć co tam u @Virusa, ale było już tak zimno, że szybko wróciłam do pokoju. Na odchodne zrobiłam jeszcze tylko zdjęcie telefonem sprzed Pyrlandii. Ah, dobrze było zobaczyć takie niebo pierwszy raz od dwóch lat. I aż tak dobry seeing pierwszy raz w życiu.
- 11 odpowiedzi
-
- 23
-
- obserwacje
- wizual
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nocą 28/29 marca miały miejsce moje pierwsze obserwacje w roku 2022. Tym razem pozwolę sobie na trochę luźniejszą formę relacji, bardzo zbliżoną do tego, co zanotowałam w swoim obserwacyjnym zeszycie. Uh, w końcu obserwacje, pierwsze od trzech miesięcy, i to licząc grudniowe zerkanie przez okno na nieboskłon rozjaśniony światłem odbitym od śniegu i rozproszonym na smogu. Tak w ogóle to jest noc z poniedziałku na wtorek w środku semestru, a ja właśnie siedzę u @Mareg i patrzymy! Pierwotnie planowaliśmy obserwacje w sobotę, ale prognozy nie zapowiadały zbyt dobrych warunków (co zresztą się sprawdziło), a ja i tak walczyłam z przygotowywaniem seminarium na jeden przedmiot, co w sumie wiązało się z tym, że ostatniej nocy spałam jakieś 3.5 h, i w ogóle cały późniejszy dzień był ciekawy - od 8:50 czterogodzinne laby, chwila przerwy, seminarium do 16:55, powrót do akademika, jakaś pizza z Biedronki odgrzana na szybko na obiad. Byłam wykończona, ale początkowo kiepskie prognozy poprawiały się z godziny na godzinę, kimnęłam się więc chwilę z równie zmęczonym Filipem, który potem prawie spóźniony pobiegł na zajęcia, ja zaś ? na autobus. Przed 21 byłam w Mogilanach. Marek z żoną ugościli mnie piękną kolacją, jakiej student na co dzień nie widuje, po czym wyszliśmy na pole. Nawiasem mówiąc, tym razem obserwowaliśmy wyłącznie Taurusem, ponieważ samej trudno byłoby mi się zabrać z lornetą i statywem do autobusu. Na początku postanowiliśmy rozliczyć się z dwoma zimowymi jeszcze obiektami, które wisiały już nie tak wysoko na zachodnim niebie. Pierwszym z nich była Głowa Małpy (NGC 2174), która nie dawała mi spokoju od pewnego czasu i która okazała się nie być tak jasna i łatwa, jak się spodziewałam. Bez filtra nie za bardzo było cokolwiek widać, z UHC coś zaczynało majaczyć wokół jednej z gwiazdek, zaś O-III Lumicona 3 gen. dał najlepszy rezultat ? wokół wspomnianego słońca, szczególnie zerkaniem, widoczne było dość gęste pojaśnienie o skondensowanym kształcie wzbogacone o pewną nieregularność w jasności powierzchniowej z jednej strony gwiazdki. Naprawdę spodziewałam się, że ta Małpa będzie wyraźniejsza. Niedaleko, bo w Bliźniętach, znajduje się inny tlenowy obiekt, tym razem planetarka, która zamarzyła się dla odmiany Markowi. Meduza (Abell 21), bo o niej mowa, okupuje nieboskłon w sąsiedztwie takiego dość charakterystycznego układu gwiazd ? z jednej strony dwa słońca ułożone są tak, że linia poprowadzona przez nie celuje w naszą mgławicę, zaś po przeciwnej stronie 3 inne diamenty tworzą łuk wokół obiektu. Tak więc pośród tych pięciu gwiazd znajdowała się mgławica, która jakkolwiek pokazała nam się w 20 mm okularze z UHC ? jawiła się jako słaby i spory łuk w prawej części pola widzenia, który zajmował mniej więcej 1/3 odległości między wspomnianymi układami dwóch i trzech gwiazdek. Nie mieliśmy okazji spróbować na niej O-III, ponieważ o tym, że spoglądaliśmy na nią przez UHC (zamiast właśnie O-III), Marek zreflektował się dopiero przy kolejnym obiekcie, a do tego czasu Meduza zdążyła już schować się za dach. Wspomnianym już kolejnym obiektem była zaś Sowa M97. Oglądaliśmy ją w różnych konfiguracjach osprzętu, mnie najbardziej podeszła w dłuższym okularze, ale z drugiej strony silniejsze powiększenie oferowało też więcej szczegółów ? przede wszystkim mrugające delikatnie sowie oczy i ogólną jakąś taką nieregularność jej jasności i struktury. Potem zrobiliśmy nie tak duży sus do M81, M82 i NGC 3077. Najpierw oglądaliśmy je w mniejszym powerze (to chyba było 20 mm) ? M82 ładnie pokazała nieregularny zarys z jaśniejszymi skupiskami zgromadzonymi w jego obrębie, a także wcinające się w jej cygaro cienie. Naprawdę przepiękny widok! Sąsiednia M81 dla odmiany prezentowała się dość zwyczajnie, po prostu jak ona, ale za to wisząca troszkę niżej NGC 3077 zaskoczyła mnie swoim rozmiarem, bo dotąd widywałam ją jedynie w APM 25x100 jako świetlną plameczkę wyskakującą tuż przy niewielkiej gwiazdce, tutaj zaś jawiła się jako ?normalna? galaktyka i to nawet o nieregularnej jasności powierzchniowej! Następnie na te same obiekty (no może z wyjątkiem ostatniej NGCki ? była albo za ciemna, albo w nią nie trafiłam) zasadziliśmy się z 300x i nie zaskoczę Was pewnie mówiąc, że M82 wyglądała po prostu niesamowicie! Jak czarnobiałe zdjęcie Łukasza Sujki, tylko bez tych pióropuszy przeciwległych do cygara! A samo cygaro wyraźne, poprzecinane i ponadgryzane mackami tła (tutaj szczególnie jedno wcięcie mniej więcej po środku galaktyki było niezwykle charakterystyczne), a pomiędzy tymi wżerami i pociemnieniami ? pojaśnienia kojarzące się z bardzo gęstymi skupiskami gwiazd. Dosłownie i w przenośni nieziemski widok, coś absolutnie fascynującego! Jeden z lepszych, jeśli nie najlepszy, widok obiektu głębokiego nieba w moim życiu, obok M13 z 20? w 600x i M42 z 12? w 430x. Oj pozostanie to ze mną na długo! Och, gdybym miała czas i przybory, z pewnością naszkicowałabym ten widok! Ach, teraz tak dziwnie z tych zachwytów przechodzić dalej, ale naturalnie kolejna w okularze wylądowała M81, niemogąca się równać sąsiadce, ale wciąż mająca coś ciekawego do zaoferowania, bowiem pojawił się u niej pewien zarys struktury spiralnej ? ot w niektórych miejscach jej jasny owal odcinał się od tła mocniej, podczas gdy w innych rozpływał się delikatnie? Po tych widokach udaliśmy się na chwilę do M51 i NGC 5195, i to chyba nawet bez zmieniania okularu z tych 300 razy po drodze. Dwie jasne plamy, a wokół jednej z nich jakby opary tworzące zerkaniem ramiona spiralne. I pomost. Wow, to wyglądało naprawdę dziko! M51 całkiem inaczej zapamiętałam z GSO 10? w mniejszym powerze ? granica między jądrem i ramionami nie była aż tak porażająca, różnica ich jasności była mniejsza, był jakiś gradient. A tutaj? Porównałabym ten widok do jajka sadzonego! Tak, to chyba najlepsze porównanie, jakie mi przyszło do głowy. Jadro M51 było żółtkiem, a wokół gęstsze rejony ramion były rozlokowane jak ścinające się fragmenty białka. Zerkaniem łączyły się ze sobą w spiralę, uściślały się. Dzikie! Widziałam chyba kiedyś szkic, który przedstawiał tę galaktykę dokładnie w taki sposób, w jaki go widziałam, ale niestety nie udało mi się go potem odnaleźć. Jako kolejny cel zaproponowałam NGC 2403, z którą mierzyłam się jesienią przy pomocy mojej lornety i którą, nawiasem mówiąc, wspominam bardzo miło! W Taurusie z 20 mm zaprezentowała się moim zdaniem cudnie! Delikatna mgiełka, dość nieregularna w jasności, stanowiąca tło dla kilku lśniących gwiazdek. Tworzyło to przepiękny kontrast między subtelną galaktyką i ostrymi diamentami. Swoją droga jakiś czas później wyczytałam, że niektóre z tych jej nieregularności skatalogowano podobnie jak się to ma w przypadku M33 - @Mareg, myślę, że jest to temat do obadania kolejnej wiosny własnoocznie. ? Następnie spróbowaliśmy z niedaleką i sporą (wg Interstellarum) NGC 4236, ale nic z tego nie wyszło, więc przenieśliśmy się do Lwa, a konkretnie do NGC 2903 ? ładnego owalu z jaśniejszym środkiem. Nie pamiętam, czy jakieś zarysy struktury spiralnej były tu widoczne, ale chyba nie. Dalej był Triplet Lwa ? dawno nie widziałam go w czymś innym niż w lornecie. Tutaj zaskoczyło mnie to, jak dużo pokazały obie eMki, szczególnie M66. Ta miała tak niezwykły kształt, coś się z niej wywijało od strony M65, zawijało się ze strony przeciwnej do Hamburgera i kończyło się z drugiej, nie łącząc się jednak z samą M66. Nie wiem co tam się działo, to był jakiś przedziwny widok, nie wiem czy mi się zdawało czy co, wydaje mi się, że Marek nie podzielał tego, co widzę. ? W dalszej kolejności zażyczyłam sobie Sombrero i sama w nie wcelowałam Taurusem z pamięci ? po przekątnej przez Kruka do Gwiezdnych Wrót, a potem dalej ku Szczękom. A przy nich mój cel, przepiękna M104. Minęło wiele lat odkąd ostatni raz widziałam ją w teleskopie. Teraz najpierw w 20 mm ładnie pokazała swoje ciemne pasmo przecinające rozświetlone centrum, potem w większym powerze (chyba 300x) stała się jakby bliższa, choć muszę przyznać, że chyba jednak wolę widok w mniejszym powiększeniu ? ach co te lornetki ze mną zrobiły! A propos, moją kolejną czynnością było błądzenie Taurusem po Łańcuchu Markariana w iście lornetkowym stylu. Ile tam jest galaktyczek! Tyle puszków, dmuchawców i ich nasion pośród gwiazd! A potem skierowałam się do M64 i z asystą Marka w postaci mapek ze Sky Safari wcelowałam w nią teleskopem. W niedużym powiększeniu jawiła się jako jasny krążek z czarną otoczką z jednej strony, zanurzony w niezwykle rozległym halo. Przecudnie! Zawsze urzekało mnie to, jak jej halo jest duże względem samej galaktyczki, uwielbiam ten widok! Nie pamiętam niestety już, czy w Czarne Oko celowaliśmy też z powiększeniem 300 razy, ale chyba nie, zresztą sam Marek na galaktykę z czarnym detalem za dużo nie popatrzył, bo chmury z zachodu przeprowadziły nagły szturm. Niemniej w tej części nieba udało mi się jeszcze wcelować w M53 i oboje na nią zerknęliśmy, potem chciałam przesunąć się jeszcze do jej słabszej sąsiadki NGC 5053, ale ledwo dostrzegłam ją przez krótką chwilę, a potem ? ciemność. Chmury. Jej Marek nie zdążył zobaczyć. Skondensowanych kropelek wody było coraz więcej w atmosferze nad nami, więc udaliśmy się do M13, która klucząc nad wschodnim horyzontem miała chwilę przed ich przybyciem. Przy okazji zahaczyliśmy o M57, a potem wróciliśmy do domu na herbatę. Pogadaliśmy przy czerwonych latarkach i nabraliśmy trochę ciepła, ale chmury trzymały nieźle i już zaczęliśmy powoli tracić nadzieję, ale ok. 2:00, po ponad godzinie, dziury w burej pokrywie złożonej z kropelek wody zrobiły się na tyle spore, by umożliwić sensowne obserwacje, a do tego seeing niesamowicie się poprawił! Wzięliśmy się za planetarki! Oglądaliśmy wznoszącą się powoli Mrugającą, a potem Marek wcelował trzystukrotnym powiększeniem w NGC 6572 o mianie Emerald, o której obserwacjach wcześniej mi opowiadał i faktycznie to co ujrzałam w okularze zgadzało się z tym, co mówił ? szmaragd składał się z dwóch ciapek stykających się ze sobą, które tworzyły niemal prostokątny kształt. Potem zażyczyłam sobie Białooki Groszek, czyli IC 4593 o rozbrajająco uroczej nazwie, zgodnie z którą mgławiczka była biaława, ale też bardzo mała ? o ile w lornecie była urokliwa tak jak jej imię, o tyle w teleskopie po prostu niczym się nie wyróżniała. Tego ostatniego nie można było za to powiedzieć o naszym kolejnym celu ? NGC 6210. Marek zachwalał tę herkulesową planetarkę niesamowicie i zdecydowanie miał rację! Według Interstellarum zowie się Mgławicą Żółw, ale moimi pierwszymi słowami po spojrzeniu w okular było ?Wygląda jak Kocie Oko!? i naprawdę moim zdaniem tak było! Rozwijała się niczym maleńki, śliczny kwiat, jak bratek lub orchidea rozciągnięta w jednej osi i o, uwaga, bladym fiołkowym zabarwieniu! Nie żartuję! O ile dobrze pamiętam, Marek potwierdził to wrażenie! Przecudna mgławica! Z kształtu, koloru, wszystkiego! Naprawdę, nie mogłam się napatrzyć na tę strukturę, a ten fiołkowy, no to mnie po prostu rozwaliło. Kolejny niezapomniany widok ten nocy. Ach i zapomniałabym, oglądaliśmy ją w 430x. Gdzieś między tymi planetarkami zerknęliśmy jeszcze na epsilony Lutni w ramach sprawdzenia seeingu, było pięknie. Pamiętam też, że w sąsiedztwie którejś z opisanych mgławic w tych 430 razach wciąż widoczne były jakieś pojedyncze, drobne gwiazdki! Ostatnią rzeczą, którą zrobiliśmy, nim chmury rozpoczęły kolejny desant, był konkurs piękności kulek zaproponowany przez Marka. Kandydatkami były Messiery nr 3, 5 oraz oczywiście 13. Jako pierwsza zaprezentowała się herkulesowa dama, klasyczna i ze znaczkiem Mercedesa. Kolejna, uczepiona Psów Gończych M3, bardziej mi się spodobała już na pierwszy rzut oka, wydawała się jakaś taka gęstsza. Najbardziej jednak przypadła mi do gustu ostatnia kandydatka, pochodząca z krainy Węża M5. Nie wyciągała aż tak ramion na boki w czerń jak poprzedniczki, ale raczej wydawała się bardziej koncentryczna, a gwiazdy wokół niej zamiast tworzyć wspomniane ramiona czy też macki, formowały się w okalający ją, szczególnie z jednej strony, okrąg. Urzekło mnie to niesamowicie! Nie pamiętam niestety jaki był typ Marka, ale wydaje mi się, że nie była to M13. ? Obserwacje zakończyliśmy około 3:00. W ramach ciekawostki chciałabym jeszcze dodać, że wrażenia z tej nocy wyjątkowo nie były notowane na bieżąco, no może poza samym początkiem ? reszta była spisywana w przeciągu kolejnego tygodnia. Z tego powodu w notatkach często pojawia się słowo ?chyba?, a ponadto w oryginale jest w nich trochę większy chaos, np. wzmianka o M51 pojawia się po M104 wraz z wytłumaczeniem, że to chyba było przed NGC 2403, a opis M81 z 300x najpierw pojawia się jako widok z 20 mm, ale z adnotacją, że to błąd ? dopiero przy opisywaniu M82 z 300x przypomniałam sobie, jak to po kolei z tym było. ? W przypadku moich drugich tegorocznych obserwacji, a miały one miejsce nocą 28 na 29 maja, byłam już bardziej skrupulatna jeśli chodzi o bieżące notowanie. Wręcz praktycznie całe zapiski z tej sesji to wymienione od punktów nazwy obiektów wraz z opisami, pozwolę sobie więc podobne formatowanie zastosować tutaj. Nie jest ono szczególnie artystyczne, ale dobrze oddaje to, jak szybko chciałam przekazać jak najwięcej informacji, notując naprędce między kolejnymi widokami, z którymi zresztą też trochę się spieszyliśmy z racji na krótką noc. Tym razem znowu przyjechałam do Marka bez Filipa, a więc i bez APM. Obserwacje rozpoczęliśmy koło północy, po dość długim czekaniu na rozejście się chmur. Latarnie uliczne w Mogilanach, podobnie jak podczas obserwacji październikowych, nie działały. O osprzęcie do Taurusa w pierwszej części obserwacji mam tylko krótką notkę ?okular APM 13 mm?. To po kolei: Zaczynamy od M51 z towarzyszką ? bardzo ładne ramiona z jakimiś pojaśnieniami po przeciwnej stronie co NGC 5195. Naprawdę piękny obrazek, ładniejszy niż ostatnim razem, całość wydaje się zdecydowanie bardziej plastyczna. Słonecznik M63 ? widoczne jasne jądro z delikatnym halo, które zerkaniem rozrasta się wielokrotnie. Dodatkowo oboje mamy wrażenie jakiegoś pociemnienia z jednej strony, trochę jakby halo było tam mocniej obcięte, a trochę jakby to było pociemnienie wewnątrz niego. Marek zwrócił uwagę jeszcze na to, że w rzeczywistości galaktyka jest większa niż to, co mogliśmy dostrzec własnoocznie ? na zdjęciach sięga jednej charakterystycznej gwiazdki, podczas gdy w okularze przy patrzeniu zerkaniem wspomniane halo ledwo rozrasta się w te okolice. W każdym razie, całość jest naprawdę bardzo urokliwa! Cor Caroli ? jaśniejszy składnik białofioletowy, drugi żółtozielony ? z tym stwierdzeniem zgodziliśmy się oboje. M94 ? eliptyczna, ot jasny środek i halo wokół. Wygląda trochę jak gromada kulista, ale bez rozbicia na poszczególne gwiazdki. Przy patrzeniu na wprost bardzo przygasa, trochę taka ?galaktyka mrugająca?. NGC 4490 (Cocoon Galaxy) i NGC 4485 ? bardzo urocze dwie galaktyki, z czego pierwsza trochę większa i wyraźniejsza z nieregularnym pojaśnieniem wewnątrz, szerszym z jednej strony. Bardzo ładnie razem wyglądają w okularze. NGC 4244 ? co tu dużo mówić. Igła ? długa, spora i blada kreska bez jakichś nieregularności. M109 ? słabe pojaśnienie ze zwracającym uwagę jądrem, obok jądra zerkaniem widoczna drobna gwiazdka o jasności ponad 10 mag. M106 ? spora, podłużna, w centrum wyraźne pojaśnienie. W ogóle cała galaktyka razem z halo wydaje mi się jaśniejsza z jednej strony, podczas gdy reszta pozostaje słabsza. NGC 4449 Rectangular Galaxy ? bardzo ciekawa, pamiętałam ją jeszcze ze swoich 10? i nie mogłam doczekać się aż Marek ją zobaczy. Wyraźna, o nieregularnej jasności powierzchniowej i, jak nazwa wskazuje, nie owalna, lecz jakby o obciętych końcach, co faktycznie nadaje jej kształtu lekko prostokątnego. Niedaleko Marek trafił jeszcze na jakąś węglówkę o indeksie barwowym ok. +3, baaardzo ładna i baaardzo pomarańczowa! (To chyba Y CVn nazywana też La Superba.) M101 ? potężne, rozległe i bardzo blade cielsko. W pierwszym momencie widać tylko jaśniejsze jądro i gwiazdy obok, ale po chwili zerkania wyłazi to co jest wokół i to nawet z jakimiś pojaśnieniami, których lokalizacja zgadza się z tym, jak przebiegają jej ramiona. Mimo wszystko raz jeszcze ? strasznie blada. M4 ? jak ja dawno jej nie widziałam w teleskopie, a w dwunastocalowym to chyba jeszcze nigdy. Przepiękna, bardzo nieregularna i kształtem zbliżona odrobinę do trójkąta, a przez jej środek ciągnie się łańcuszek jaśniejszych gwiazd, przypomina mi to poprzeczkę galaktyki. Do tego całość jest bardzo dobrze rozbita. Naprawdę niezwykle urokliwy obiekt, moim zdaniem to chyba najładniejsza kulka na naszym (polskim) niebie. NGC 6144 ? słaba gromada kulista między M4 a Antaresem, ledwo gdzieś tam zerkaniem ją wypatrzyliśmy, ale jest! I chyba w zasadzie tyle mogę o niej powiedzieć. Sam Antares wali zaś po oczach potężnie pomarańczem, bardzo ładnie widać też spajki. Patrzyłam na niego lewym okiem, żeby nie naświetlić tak tego prawego. No i M8, Laguna. W APM 20 mm 100° jakoś tak za ciasno mi się wydaje, ale po dołożeniu O-III Lumicona 3 gen. mgławica przynajmniej porządnie wypala oczy! Co tam się dzieje, ile struktur, ile zafalowań! W UHC też wygląda to niesamowicie, a pobliska M20 po prostu rozbraja! Pierwszy raz widzę w Koniczynie tyle szczegółów ? podzielona na trzy części, a te ciemne przedziałki takie ostre! I tyle struktur wewnątrz! Jest naprawdę przepiękna! W O-III z Pentaxem 30 mm Koniczyna wygląda już trochę słabiej, ale za to Laguna zachwyca jeszcze bardziej ? pojawiają się kolejne zafalowania, zauważam kolejną pętelkę sięgającą jakiejś pobliskiej gwiazdki. Niesamowite! Bezpośrednie przejście do M17. Wow! Pierwszy raz widzę łabądka domykającego się do kształtu omegi. Naprawdę! Wow! Ależ to jest jasne! Orzeł dla odmiany jest już słabszy, ale też ładnie widać jego kształt. Zmiana na APM 20 mm z UHC. M16 wygląda bardzo podobnie, ale jednocześnie całość jest przyjemniejsza w odbiorze, nie trzeba też zerkać, bowiem i na wprost, i zerkaniem, Orzeł prezentuje się niemal tak samo. Co do zerkania Omega prezentuje podobną przypadłość, ale w ogólności prezentuje się znacznie lepiej! Dopełnienie łabędzia do omegi staje się jeszcze wyraźniejsze, wręcz rewelacyjnie widoczne, a sam łabądek zyskuje na puchatości ? zdecydowanie więcej struktur kłębi się w jego wnętrzu, również więcej wżerów pojawia się na krawędziach. Marek aż jęknął z zachwytu na ten widok! Veil ? no, tutaj nie będę się zbytnio rozpisywać, dam po prostu odnośnik do październikowych obserwacji. ? Jedyną różnicą jest chyba tylko czas poświęcony temu kompleksowi mgławic ? została nam niecała godzina do świtu żeglarskiego, więc woleliśmy pożegnać się z Veilem trochę szybciej i odwiedzić jeszcze kilka obiektów. Szybkie sprawdzenie seeingu w okularze 5 mm na Wedze i Epsilonach Lutni ? nie ma tragedii, ale też bez specjalnego szału. Zobaczymy. M57 ? bardzo ładna, świeci naprawdę jasno w tych 5 mm, widoczne są nawet charakterystyczne pojaśnienia na jej krawędziach, które nadają jej bardziej trójwymiarowego charakteru i sprawiają, że wydaje się świecić. Próba namierzenia NGC 6537 (Red Spider Nebula) i to bez zmieniania okularu ? zaczynamy od Laguny (a tak naprawdę to od M22, bo przypadkiem w nią wcelowałam na początku, ale było ją widać!), która w 5 mm to po prostu jakiś żart (tu pasuje młodzieżowe określenie ?XD?), aczkolwiek nawet jakieś pojaśnienie pośród ciemnego pola widzenia tam jest! Niemniej gwiazdki na tej elewacji wyglądają bardziej jak placki niż punkty , a i sam Pająk też za bardzo nie chce wyjść z tła. Próbujemy więc znacznie wyżej z NGC 6751 w Orle, no i faktycznie, widać okrągłą plamkę pośród gwiazd, ale sam obraz jest bez szału, tak jak i seeing ? to jednak nie zenit jak w przypadku M57. Poza tym robi się coraz jaśniej ? Słońce jest już tylko 13.8° pod horyzontem. Pora na zagrzanie się i czekanie na planety? Co ciekawe na tym kończą się moje zapiski z tej nocy, co mnie szczerze zdziwiło, bo pamiętam, że czekaliśmy aż Saturn wylezie wyżej, a Jowisz z Marsem w ogóle raczą pojawić się nad horyzontem, mam nawet jakieś zdjęcie Saturna z telefonu przyłożonego do teleskopu, pamiętam też Marsa wyglądającego po prostu jak czerwona gwiazdka położona dość blisko Jowisza. @Mareg, może pamiętasz coś więcej z tego planetarnego poranka? ?
- 1 odpowiedź
-
- 10
-
- obserwacje
- taurus
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Trzecie obserwacje w tym roku, w końcu. Szaleństwo, nie ma co. Akurat tak się trafiło, że pierwszy raz od kilku miesięcy wróciłam do domu na dłużej i od razu trafiła się pogodna noc, i to pogodna nie byle jak, bo dawno nie widziałam w Inwałdzie takiego nieba. A może po prostu tak dawno mnie tu nie było, że zapomniałam jak normalnie ono wygląda? W każdym razie mimo przeziębienia, które męczyło mnie od kilku dni ciągłym kaszlem i bólem gardła, nie zastanawiałam się czy iść i po prostu to zrobiłam. Jakoś koło północy wyszłam przed dom i już po pierwszym zadarciu głowy ku górze ugięłam się przytłoczona ilością gwiazd. Ostatni raz niebo inne niż z okolic Krakowa/Kalisza widziałam jakoś we wrześniu zeszłego roku i naprawdę zdążyłam zapomnieć jak ładne potrafi być to inwałdzkie. A dziś było ładne wybitnie ? nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałam tyle gwiazd migoczących tuż nad górami. Droga Mleczna jaśniejąca w zenicie ciągnęła się aż do Przełęczy Biadasowskiej pomiędzy Wapiennicą a Czubami, gdzie nisko wisiał Strzelec buchający ze swojego czajniczka parą złożoną z blasku tysięcy odległych słońc. Wyglądało to niesamowicie, a jednocześnie trochę abstrakcyjnie ? naprawdę nie spodziewałam się takiego widoku nad moim domem, praktycznie na skraju Śląska i jakieś 50 m od rozświetlonej latarniami drogi krajowej nr 52. Złapałam APM, wcelowałam w niebo tuż nad wspomnianą przełęczą i zaczęłam przesuwać się między gwiazdami, aż trafiłam do M8 jaśniejącej tuż nad krzewem białego jaśminu. Pobliska M22 wisiała nieco wyżej, bardziej spuchnięta i masywniejsza od kulek nieba północnego. Przesuwałam się powoli (no, tak naprawdę to nie, za bardzo chciałam zobaczyć wszystko na raz) wzdłuż smugi Galaktyki, a pośród rozległych, rozgwieżdżonych pól coraz wyraźniej zaczęły zaznaczać się smoliste kłęby ciemnych mgławic. W niektórych z nich rozpoznałam nawet kształty znane z obserwacji pod mniej zaświetlonym niebem, szczególnie pyły zlokalizowane w okolicy M11. W miarę jak pięłam się po siatce współrzędnych, zmieniał się mój odbiór tego co widzę. Bliżej horyzontu mniej gwiazd wybijało się w jakiś szczególny sposób, zaś zdecydowaną większość pola widzenia wypełniało delikatne mrowienie gwiazdek budujących naszą Galaktykę. Im wyżej jednak spoglądałam, tym więcej słońc wyskakiwało z tła, by w rejonie rządzonym przez Łabędzia całkiem przyćmić ten drobny maczek. Tam to się po prostu gotowało od srebrzystych diamentów upakowanych ciasno koło siebie, a czasem pojawiała się też jakaś gratka w postaci przykładowo M27, która wydawała się wręcz wypalać oczy swym blaskiem. Krążyłam tak po całym niebie, trafiając po drodze na różne obiekty głębokiego nieba, między innymi na poczciwą M57. I w tym miejscu chciałabym się podzielić jedną obserwacją, czy może raczej wrażeniem, a mianowicie wspomniany Pierścionek w lornecie wydawał się wyskakiwać spomiędzy gwiazd, wisieć zdecydowanie bliżej niż one, zaś taka M13 wywoływała całkiem przeciwne odczucie, wyglądała jakby stanowiła tło dla położonych bliżej słońc, rozmywając się przy tym w przestrzeni kosmicznej. Ciekawe. Z innych obiektów ? popodziwiałam Chichoty obsypujące mieniącym się makiem nieboskłon, zawiesiłam oko na E.T., który zwrócił moją uwagę, gdy przebywałam w Kasjopei, odnalazłam Ducha skrywającego się w blasku Miracha, odwiedziłam soczystą Andromedę i wpadłam do pobliskiej M33 pokazującej sporo nieregularności, a także zabawiłam się z oboma Veilami ? spodziewałam się dostrzec tylko część wschodnią, ale i Miotła Wiedźmy zamigotała kilkukrotnie w blasku 52 Cyg. Trochę czasu poświęciłam też na Helixa, nie wiem dlaczego, ale coś mnie tknęło, by pośród jesiennych gwiazdozbiorów poszukać akurat jego ? poszło bardzo łatwo, ale pomogło delikatne trząchanie lornetką. Były też lodowe Plejady na sam koniec nocy astronomicznej. I planety! I Kiwi ocierający się o nogi, kilka meteorów, mnóstwo przelatujących satek i samolot, który wyłonił się znad lasu porastającego Przykaźń i zmylił mnie przez chwilę swoją jasnością. I muzyka w słuchawkach, i tańczenie pod tym rozgwieżdżonym niebem z czerwoną latarką w ręce! PXL_20220725_235439883.NIGHT.mp4 Bardzo dużą część tej nocy poświęciłam na po prostu spoglądanie w niebo tak o, gołym okiem. Było piękne. I piękne było patrzenie na nie w ten sposób, bez pędu za jego konkretnymi obiektami, dostrzeżenie go jako całość. Jeszcze na sam koniec przypomniało mi się o Księżycu. Pobiegłam więc w górę ogrodu, tam gdzie powinien być widoczny między drzewami, i oto ujrzałam. Cieniutki sierp, który dopiero co musiał wzejść nad horyzont, wisiał tuż nad domami, przyozdobiony bardzo subtelnym światłem popielatym i obtulony delikatną warstwą chmur. Wróciłam po lornetkę i poświęciłam mu kilkanaście minut. Mleczna smuga gwiazd nade mną wyraźnie zbladła ? świt żeglarski stawał się coraz jaśniejszy. Zwinęłam się do domu. Ps W czasie tej nocy zdążyły przewalić się przez niebo cienkie chmury, miałam też okazję poprosić sąsiada o zgaszenie światła, które nieopatrznie pozostawił skierowane w moją stronę. Do pełni doświadczeń obserwacyjnych brakowało jedynie postraszenia przez dziki? Choć kot szeleszczący w liściach wziął mnie z zaskoczenia w pewnym momencie ?
- 12 odpowiedzi
-
- 21
-
- apm 25x100
- lornetki
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
22.07.2022, Folwark Sulejewo Minęły zaledwie trzy dni od ostatnich obserwacji i znów odwiedziłem Folwark, gdzie potwierdziła się po raz kolejny zasada, że im gorsze prognozy tym lepsze warunki. Lipiec, ciepły bezchmurny wieczór, do tego piątek i to bez Księżyca. Burzliwa dyskusja kilka godzin wcześniej na "chat" o nadciągającym zachmurzeniu przerodziła się w ?trudne sprawy?, przez co kilka osób zrezygnowało z przyjazdu i finalnie na polu zjawiliśmy się tylko w trzy osoby - Michał, Thomas i ja. Efekt był taki, że mieliśmy chyba jedne z najlepszych warunków od kilku miesięcy. Kto nie był, może tylko żałować. Tym razem tak jak poprzednio rozstawiliśmy się w dolnej części pola, gdzie jest jeszcze więcej miejsca, a do tego o wiele ciemniej. Nie widać świateł pobliskich wiosek, dzięki czemu nad głowami jeszcze wyraźniej rozciąga się Droga Mleczna. Melodią tej nocy były rytmy z pobliskich Manieczek, gdzie ze słynnego (chyba tymczasowo reaktywowanego) klubu Ekwador mogliśmy usłyszeć znany okrzyk ?Jaaazdaaa!?. Nie powiem sam się zdziwiłem, gdyż był to debiut takich klimatów na Folwarku. W rytmie bitów czym prędzej rozstawiłem APM 25x100 ED i od razu wycelowałem w Strzelca, który tej nocy był dobrze widoczny gołym okiem. Gromada M22 wleciała idealnie w pole widzenia. Ogromna, rozbita na obrzeżach. Po takim rozpoczęciu już wiedziałem, że zapowiadają się dobre obserwacje. Przeskok do Mgławicy Laguna M8 i kolejne pozytywne zaskoczenie. Widoczny zarys mgławicy o sporych rozmiarach. Widok, o którym podczas ostatniej sesji mogłem tylko pomarzyć. Wyżej M20, potem M24, M18 i M17, czyli Mgławica Omega, czy też Swan, gdzie charakterystyczny ?łabędź? wybijał się z tła. Wyraźny kształt, widoczny na wprost. Wyżej Mgławica Orzeł M16. Tutaj ku mojemu zdziwieniu również widoczny delikatny zarys mgławicy w lornecie APM 25x100 ED. Zazwyczaj widać same gwiazdki bez otoczki, tym razem przejrzystość znakomita, dzięki czemu efekt gwarantowany. Następnie chwilowy powrót do M25 i przeskok do kilku słabizn - NGC 6604 i NGC 6625. Obiekty niewielkie, raczej potraktowane jako ciekawostka. Przyszedł czas na jaśniejsze obiekty w konstelacji Tarczy. Na start gromada M26, potem NGC 6712 i M11 Dzika Kaczka. Jak zawsze rozbita w delikatne malutkie składniki w APM 25x100 ED pod warunkiem, że mamy do dyspozycji ciemne niebo. Po klasykach razem z Michałem cofnęliśmy się do Strzelca w dolne regiony konstelacji. Najpierw M54 - widoczna bardzo delikatne, potem M70 - tutaj już o wiele gorzej, majaczące ?coś? na skraju możliwości jeśli chodzi o obserwacje. M69 niestety nie udało się zobaczyć. Była zdecydowanie za nisko i wszystko zlewało się z niebem. Lecimy do Wężownika i kolejno M107, M10, M12, a przy okazji wyłapujemy kometę. Dziś widoczna jako niewielka plamka, warunki zdecydowanie lepsze niż ostatnio. Potem jeszcze rajd przez IC 4665, urokliwą planetarkę NGC 6572 i moje dwie ulubione gromady otwarte w tym regionie nieba - NGC 6633 i IC 4756. Szybki przeskok do konstelacji Strzały, gdzie w centrum czekała już M71. Tej nocy prezentowała się wyraźnie, można było dostrzec pojedyncze maleńkie gwiazdki, niczym rozsypane ziarenka piasku. Wyżej rozległa Mgławica Hantle M27 w Lisku. Tradycyjnie w 25x100 widok jak z niewielkiego teleskopu. Ta mgławica planetarna jest jednym z piękniejszych obiektów tego typu dla dużych lornet. Spojrzenie na gwiazdozbiór Lutni i Mgławica Pierścień M57. Zawieszona malutka kulka z ciemniejszym środkiem pośród gwiazd. Widok jak zawsze urzekający. Wycelowałem jeszcze w Veila, a w zasadzie w jego wschodnią część. Już bez filtrów mgławica była widoczna dość wyraźnie, charakterystyczny kształt rozciągał się przez spory obszar pola widzenia. Przyszła pora na APM 10x50 ED z filtrami. O ile ostatnia sesja dała średnie rezultaty, tak tej nocy można było poczuć satysfakcję. Ameryka Północna w Łabędziu kipiała ciemniejszymi i jaśniejszymi obszarami. Widok, o jakim bez filtrów można zapomnieć. Veil wschodni bardzo dobrze widoczny, wyraźny, mgławica lekko poszarpana, a zaraz obok widoczne pojaśnienie będące Trójkątem Pickeringa. Niestety Veila zachodniego nie udało mi się zobaczyć. ?Miotła wiedźmy? musi poczekać na sierpniowe ciemniejsze noce. Obserwacje obserwacjami, ale nagle Thomas z bagażnika wyciągnął blachę sernika i tak oto mieliśmy pauzę operacyjną. Zajadając się słodkościami czekaliśmy nadal na chmury, które ?podobno? nadciągały z zachodu. Nic z tych rzeczy. W międzyczasie ustrzeliłem z telefonu Drogę Mleczną, padło kilka żartów i chyba przez przypadek wypłoszyliśmy jakiegoś dzika, który najwyraźniej chciał nam zawinąć kawałek ciasta domowej roboty. Po krótkim nocnym deserze wróciliśmy do obserwacji nieba, gdzie przywitał nas wschód Księżyca. Co to był za widok. Wznoszący się rogal pośród drzew dał nam wrażenie, jakbyśmy byli co najmniej na jakiejś sawannie w Afryce, brakowało tylko lamparta na drzewie. Widok w EDku 80 z nasadką bino po prostu wgniatał w ziemię. Thomas do końca sesji męczył jeszcze Jowisza i Saturna, które miały co pokazać. Atmosfera nawet nie drgnęła. Obraz stabilny, po prostu żyleta. Można było zachwycać się godzinami, taki seeing to jak wygrana w loterii. Na koniec przez dłuższy czas obserwowałem lornetką APM 10x50 ED, ale już bez filtrów. Skakałem po klasykach, ale jednocześnie urozmaiciłem sobie obserwacje, porównując te same obiekty w lornetce Nikon Action VII CF 10x50 (która jest w zasadzie tym samym co Nikon Aculon 10x50). Widok w APM był bardziej ?czysty?, kontrastowy. Dla przykładu w Chichotkach można było zauważyć więcej gwiazd, które nie dość, że były bardziej ostre, to po prostu miały wyraźną kolorystykę. Widok w Nikonie był tak jakby matowy, brakowało kontrastu, ostrości i ogólnej estetyki. Patrząc jednak na ceny obydwu lornetek nie ma się co dziwić - każda oferuje zupełnie inną jakość. Noc trwała w najlepsze, ale zmęczenie zaczynało wygrywać. Jedno oko odmawiało posłuszeństwa zamykając się samoistnie, co było wystarczającym znakiem, że trzeba kończyć. I tak oto zaliczyliśmy jedną z najcieplejszych wakacyjnych nocy w absolutnie rewelacyjnych warunkach na Folwarku. Wybiła godzina 3, czas spać. Do następnego razu! Pozdrawiam, Paweł : - ) ps. jeśli przeczytałeś wpis zostaw jakąś reakcję lub komentarz - to naprawdę motywuje do pisania kolejnych relacji ?
- 11 odpowiedzi
-
- 15
-
- apm 10x50
- apm 25x100
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wieczorem 2 października przez niebo przewalało się trochę chmur, ale prognozy wskazywały na możliwość obserwacji. @Mareg odebrał mnie, Filipa i lornetę z Borku Fałęckiego w Krakowie, a po drodze okazało się, że od kilku dni nie działają latarnie uliczne w Mogilanach, co było kolejną wskazówką, że ta noc może być naprawdę ciekawa. Po przyjeździe zaczęliśmy od planet i lornetek (Nikon EX 7x35, Vortex Viper 8x42, BGSz 2.3x40). Wenus wisiała już za nisko, ale Jowisz i Saturn dopiero zaczynały być widoczne, wznosząc się na południowo wschodnim niebie. Po zaprzęgnięciu do pracy Taurusa 12? i ED 80 mm okazało się, że seeing jest paskudny, ale im wyżej wspinały się gazowe giganty, tym stawał się on coraz bardziej stabilny. Zwłaszcza po kolacji, którą ugościła nas żona Marka, zauważalna była spora zmiana wspomnianego parametru ? Saturn prezentował pas równikowy i przerwę Cassiniego przez jakieś 50% czasu, zaś cień rzucany przez planetę na jej pasy nadawał całemu widokowi trójwymiarowości, której nie powstydziłaby się lornetka. Złapało się też sporo księżyców ?Władcy Pierścieni?. Jowisz pokazał kilka pasów i trochę nieregularności. A potem były już DSy. Veil w zestawie Taurus + platforma paralaktyczna + Pentax XW 30 mm + Lumicon O-III 3 gen. prezentował się rewelacyjnie. Już pomijając niezwykle skomplikowane i rozgałęziające się fraktalnie części zachodnią i wschodnią, wylazło całkiem sporo kłaków pomiędzy nimi a Trójkątem Pickeringa. Aaale, z okularem APM XWA 20 mm 100° było jeszcze lepiej! Ciemniejsze tło lepiej uwydatniło struktury tej pozostałości po supernowej, a kłaków wylazło jeszcze więcej ? posiłkując się poniższą mapką, którą zapisałam kiedyś z wątku Pawła ustaliliśmy, że na pewno mamy NGC 6979 i 6974, E, A, J, I, D. Być może było tego więcej, jednak widok był tak absorbujący, że nie zapisywałam tego na bieżąco. Nawiasem mówiąc, wszystkie notatki z tej nocy sporządziłam między kolejnymi obiektami albo w przerwach na dogrzanie się. Na Kompleks Veila spojrzałam też swoją wierną APM 25x100 ? jak zwykle pokazała mi część wschodnią mieniącą się niczym delikatny łańcuszek zawieszony na szyi. Zachodnia część mignęła mi chyba tylko przez chwilę. W Taurusie kolejnym celem był Crescent. Marek trochę musiał się posiłować z odpowiednią konfiguracją osprzętu, ale ostatecznie O-III z okularem APM 20 mm pokazały nam ładne i nieregularne ? z jaśniejszą dolną częścią. Ciekawie było zobaczyć ten obiekt po raz pierwszy od wielu lat. M57 w 25x100 jawiła się jako maleńkie, zielonkawe kółeczko unoszące się między gwiazdami, za to w 12? była potężna i warstwowa. M27 w lornecie była mglistym ogryzkiem pośród wielu diamentów, zaś w Newtonie ukazywała swój centralny brylant. Helix w Taurusie prezentował się niczym czarnobiałe i nieco rozmyte zdjęcie. W mojej APM dostrzegłam go ledwo, ale ruszając lornetą byłam w stanie stwierdzić ten fakt na pewno. Oj warunki w rejonie Ślimaka nie powalały, zresztą większość czasu po firmamencie przewalały się cienkie chmury, a my tylko celowaliśmy w dziury pomiędzy nimi. Taurusowi Mgławica Mrugająca pokazała na wprost obtulony dwoma warstwami gazu żarzący się rdzeń dawnego słońca, pozbywając się przy tym cechy, od której wzięła się jej nazwa ? w tym powiększeniu (kilkaset razy) nie potrafiła już zamrugać. Największa sąsiadka naszej galaktyki, M31, pochwaliła się dwoma ciemnymi pasmami i parą towarzyszek, jednak to mniejsza M33 wywarła na nas potężniejsze wrażenie ? wielka, i choć początkowo bardzo słaba z uwagi na sunące cirrusy, potem pokazała swój urok i jeden z obłoków wodoru ? prawdopodobnie NGC 604, choć początkowo myśleliśmy, że to NGC 592. A obłok ten przepiękny i rozmyty jaśniał w kilkusetkrotnym powiększeniu w pobliżu drobnej gwiazdki lśniącej na tle galaktyki. O ile sama M33 w tym powiększeniu była już niezbyt widoczna, to jej centrum wciąż świeciło. Po wymienieniu okularu na dłuższy i zastosowaniu Oriona Ultrablock, mieliśmy wrażenie spiralnej struktury, galaktyka była zakręcona w dobrą stronę, więc to chyba to. W czasie, gdy ja i Marek dywagowaliśmy nad opisanymi wyżej celami i ich subtelnymi detalami, Filip zajął się ED 80 i ćwiczył metodę star hoppingu ? podawałam mu nazwę jakiegoś obiektu, a on próbował ustawić na niego teleskop. Dzięki temu uraczyliśmy nasze oczy pięknymi kolorami soczystej żółci i głębokiego błękitu Albireo, a także widokami Epsilonów Lutni, ? Cygni oraz M15. Z Filipem znaleźliśmy też chwilę, by nasycić się szerokimi polami markowych lornetek ? szczególne wrażenie zrobił na nas wspomniany Vortex Viper, a jeszcze większe ? jego cena ? ponad 2000 zł za taką lornetkę to trochę za dużo na studencką kieszeń, ale trzeba mu oddać ? lekki jest i daje piękne widoki. Zrobiło się nam zimno, jednak przed przerwą na ciepłą herbatę wypaliliśmy jeszcze nasze siatkówki Jowiszem. O Bohrze! Wielka Czerwona Plama była cudowna, brzoskwiniowa, odcięta jaśniejszą obwódką od pasa w ciemniejszym, bardziej czerwonobrązowym kolorze, który nawiasem mówiąc sam w sobie miał nieregularną strukturę. Drugi pas równikowy równie piękny, w trochę jaśniejszym odcieniu rdzawego brązu, także przyozdobiony niewielką burzą. Między nimi ? mnóstwo jasnych barw budujących skomplikowaną strukturę wokół równika największej planety. Bliżej biegunów ? ogrom warstw poskładanych z cieniutkich paseczków ułożonych jeden przy drugim. Cudowności! I tutaj może pozachwycam się jeszcze przez chwilę barwami obrazów ukazywanych przez EDka ? wielokrotnie słyszałam ochy i achy na ten temat, ale dopiero tej nocy zobaczyłam i uwierzyłam. Albireo było przepiękne, jednak to, jak pokazał planety, to po prostu mistrzostwo. Podczas gdy odcienie w Newtonie wydawały się wyblakłe i prześwietlone, w ED ociekały wręcz soczystością. Były tak wyraźne! Po powrocie zaczęliśmy od NGC 7331, zarówno w APM, jak i w Taurusie, jednak w obu zaprezentowała się dość podobnie ? ot długa i cienka mgiełka. Marek spróbował zasadzić się na Kwintet Stephana w 12?, ale zakończyło się to klęską ? na pocieszenie była NGC 7217, która sama wpadła mi w oczy w dużej dwururce. Gdzieś po drodze Filip wymiękł i wrócił do grzania się w domu, biedny, zaś ja wyczaiłam jeszcze Gwiazdę Granat. Zasadniczo chyba pierwszy raz ją widziałam, w sumie trochę wstyd, ale jakoś nigdy nie było mi po drodze z Cefeuszem ? zawsze kiedy raczyłam się nim zainteresować, wisiał na niebie za wysoko, by obyło się bez bólu szyi. Wracając jednak do samej gwiazdy ? była piękna i intensywnie pomarańczowa. A potem miała miejsce chyba najlepsza część całej nocy! Snowball Nebula w 430x! Tyle struktur kotłowało się w jej wnętrzu. Jaśniejsze niteczki przecinały ciemniejsze komory, a wszystko było skąpane w niebieskawym odcieniu. NGC 7027! Lekko prostokątna i o nieregularnej jasności. Z wcięciem w jednej z krótszych krawędzi i prostopadle do niego w dwóch trzecich dłuższego boku przecięta całkowicie. Bardzo ciekawa. A potem numerek niżej - NGC 7026 położona bardzo blisko gwiazdki, maleńka, na wprost jednolita, zaś zerkaniem jakby złożona z dwóch części oddzielonych przerwą, część położona bliżej gwiazdki wydawała się jaśniejsza. Dalej NGC 7008, bardzo urocza bladzizna ulokowana w sąsiedztwie dwóch słońc. Byłam przekonana, że ma jakąś strukturę w swoim wnętrzu, jednak nie potrafiłam określić co konkretnie tam widzę. Marek spróbował dołożyć do niej O-III, ale poskutkowało to jedynie obrazem cyt. ?ciemnym jak w dupie/jak z zaślepką?, więc skończyło się na wymianie okularu na dłuższy, dzięki czemu wyraźniej widoczny stał się kształt mgławicy ? jaśniejszy ?pół-owal? od strony gwiazdek, reszta obiektu słabsza, bardzo delikatna. Dla odmiany od planetarek wzięliśmy się za Kraba ? z O-III pokazał w swoim wnętrzu sporo farfocli, zwłaszcza w dłuższym okularze zerkaniem można było dopatrzeć się włóknistych pojaśnień i ciemniejszych komórek pomiędzy nimi. Jasne Plejady otoczone były poświatą, która przy Merope wyglądała na obciętą z jednej strony i jednocześnie rozmywającą się dalej z drugiej. M42. O ja pierdziele. Powiększenia 300x i 430x. Ależ skomplikowane rzeczy dzieją się w jej centrum ? siateczka jaśniejszych struktur przeplata się z ciemnymi mgławicami. Ależ trudno to opisać! W trochę mniejszym powiększeniu jej dwa ramiona oplatają się wokół, tworząc zamkniętą strukturę! Niesamowite! Do tego widoku trzeba było aż zawołać Filipa wegetującego w cieple domu, jego też to kupiło. To naprawdę najlepsza M42 w moim życiu, po 5 latach od tamtego szkicu z GSO 10? i dotychczasowej najlepszej wersji tego obiektu w mojej głowie. Nieziemska. Z ciekawości przyłożyłam swojego Piksela do wyciągu Taurusa, "coś" się nawet złapało. Trudno było pozbierać się po tym widoku, ale w końcu zdołaliśmy oderwać teleskop od drugiej najjaśniejszej mgławicy ziemskiego nieba, by następnie skierować go dalej na wschód, do NGC 2392, która w dużym powiększeniu wykazywała wyraźnie warstwową budowę ? najjaśniejszy obszar znajdował się w środku, zaś wokół niego rozciągała się podwójna otoczka, słabsza w zewnętrznej części. Przy zerkaniu wydawało mi się, że wewnątrz wspomnianego środka wichrowały się jakieś kolejne pojaśnienia. A dalej ? Kocie Oko, ależ z niej jasna franca, i to mimo zalegania nisko w krakowskiej łunie. Zerkaniem wyraźnie ukazała pojaśnienia w swojej strukturze, wyglądała jak kwiatuszek z duża liczbą płatków, widoczne były też te ?dzyndzelki? na obu jej końcach. Wsadziliśmy jeszcze w wyciąg dłuższy okular, żeby spróbować złapać jej halo (btw dzięki za tamten szkic @Erik68). W tych warunkach nieszczególnie spodziewaliśmy się sukcesu, ale kurczę! Zerkaniem ukazało się pojaśnienie wokół oka, i to bardziej podobne do okręgu niż koła ? jego zewnętrzna część była najjaśniejsza. Oboje potwierdziliśmy ten sam widok, więc chyba się udało! Należy oczywiście oddać, że zastosowaliśmy tutaj filtr O-III. Tym niespodziewanym sukcesem zakończyliśmy DSową przygodę tamtej nocy. Na koniec oglądaliśmy jeszcze wąski sierp Księżyca, który wzniósł się ponad horyzont już jakiś czas wcześniej. Po 4 wróciliśmy z Filipem do akademika. I pomijając krótki okienny epizod z końca grudnia to były jak na razie moje ostatnie obserwacje. Trzymajcie kciuki, żeby się to prędko zmieniło! Ps W tytule przezornie pojawia się "część I", bo choć drugich obserwacji jeszcze nie było, to jest jakaś szansa na powtórkę. ?
- 4 odpowiedzi
-
- 19
-
- apm 25x100
- obserwacje
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wszystko zaczęło się od tego, że na początku sierpnia Astrolife poprosił mnie o zrobienie szkicu M31, który mógłby dorzucić do swojego filmu o tym obiekcie, czego efektem były dwie rzeczy. Po pierwsze, zmotywowało mnie to do ruszenia się i wyjścia w końcu na pole, bo zamiast jak normalny człowiek obserwować kiedy jest pogoda, wolałam ostatnio siedzieć w domu i malować obrazy. Po drugie, nie mam żadnego teleskopu, a moim głównym instrumentem jest nie aż tak popularna APM 25x100, więc zobligowałam się do odkurzenia starej, poczciwej i lekko rozkolimowanej dwururki Nikon Action 10x50 EX. Ah, oczywiście po tym jak pojawiła się u mnie motywacja do obserwacji, na kilka dób niebo zasnuło się chmurami? aż do nocy poprzedzającej maksimum Perseidów? Z zachodu szły chmury i musiałam się sprężać. Przed garażem rozstawiłam krzesła z osprzętem i APM na statywie, ale nie zaczęłam od niej. Sięgnęłam po Nikonka i wcelowałam w Andromedę. Ooo, nie jest aż tak rozkolimowany, jak mi się wydawało! Może jedno oko otrzymuje trochę rozmyty obraz względem drugiego, ale da się przeżyć, zwłaszcza na DSach. No dobra, czyli da się z niego szkicować, uff. Ustawiłam APM tak, by patrzyła lekko poniżej M31 i spróbowałam położyć na niej Nikona. Eh, nic z tego ? galaktyka wspięła się już zbyt wysoko ponad horyzont, by taki układ był stabilny. Mój genialny plan na umocowanie mniejszej lornetki poszedł w pizdu, cytując klasyka. No nic, naszkicować jakoś to muszę, ale w sumie skoro kiedyś przez tyle lat obserwowałam nią z ręki, to szkicować pewnie też się da. Tak więc od obiektywu odrysowałam na kartce okrąg, chwyciłam znowu dwururkę, powpatrywałam się chwilę w Andromedę i trzymając czerwoną latarkę w zębach, zaczęłam nanosić szczegóły na papier. Trochę to trwało i kosztowało sporo cierpliwości oraz stabilności dłoni i zębów, ale się udało. Potem było już z górki, bo okazało się, ze chmury się ślamazarzą, więc mogłam zając się szkicem z APM, której w rękach na szczęście trzymać nie musiałam? Efekt tego dziwnego procesu możecie zobaczyć poniżej. Jeszcze nim skończyłam szkicować dołączyła do mnie siostra, którą wcześniej zachęcałam, żeby wpadła trochę poobserwować. Najpierw musiała zadowolić się samodzielnym przeczesywaniem nieba z pomocą Nikona, ale potem pokazałam jej kilka obiektów przez stabilniejszą i większą dwururkę ? zaczęłyśmy oczywiście od M31, a potem powędrowałyśmy do Chichot, które sprawiły duże wrażenie przy jedoczesnym bólu szyi i który uśmierzyły niżej wiszące Plejady. M71 nie udało się jej niestety dostrzec, ale wynagrodziły to M27, M29, M2 i Wieszak, zaś na sam deser zostały planety jako obowiązkowy cel na liście, choć z tego wszystkiego siostrę chyba najbardziej zadowoliły ?spadające gwiazdy?, których kilka mignęło przed jej oczami. Ja sama przeprosiłam się tej nocy z moją mniejszą dwururką, która od co najmniej 2019 roku głownie leżała w szafie, bo myślałam, że nie da się przez nią nic oglądać. Na szczęście myliłam się w tym aspekcie i na pewno zacznę ją znów wykorzystywać w obserwacjach, zwłaszcza do przeglądu nieba. ____________________________________________________ Kolejnej nocy na wyjście zmotywowałam się dopiero koło 2. Pierwotnie miałam tylko zerknąć na Perseidy, ale coś kazało mi wziąć ze sobą dwururki i jak się potem okazało, to coś miało rację. Zaczęłam od przeczesywania nieba mniejszymi lornetkami, po czym skierowałam APM w kierunku Veila. Wschodnia część od razu rzuciła się w oczy bardzo wyraźnie, ale dla odmiany Miotła Wiedźmy tylko mignęła. Ruszyłam w drugą stronę firmamentu i zahaczyłam o Andromedę, ale tylko na chwilę, po drodze do mojego głównego celu. M33. Jak ja dawno do niej nie wracałam! Zawsze uważałam, że jest kiepskim obiektem na moje niebo i to w każdym sprzęcie, ale albo byłam głupia, albo mało doświadczona. Zachęcona przez @Mareg w rozmowie przy okazji pożyczania SQMa postanowiłam spróbować. Musiałam użyć Interstellarum, żeby skierować się w odpowiedni rejon Trójkąta, tyle czasu jej nie obserwowałam, naprawdę! Ale było warto, zdecydowanie. Całkowicie. Absolutnie! Aaaaa! Jeju! Ale wyraźna, znalazła się od razu! I zaraz? Czy ja widzę? Tak! Są w niej jakieś ciapki! Pojaśnienia! Całe jej wnętrze mieni się jaśniejszymi cętkami! Oczy szeroko otwarte, jednoczesne zerkanie w okulary i zapisywanie. Kiwi ocierający się o nogi i proszący o wpuszczenie do domu, i muzyka1 w słuchawkach. I łzy w oczach. Czuję się jak wtedy, gdy pierwszy raz oglądałam niebo przez tę lornetę. I nie dość, że jeszcze ta muzyka tak kojarzy się z tamtą jesienią, to mam dziwne takie poczucie w środku względem nieba. Oh, i minimalnie jednocześnie jakbym obserwowała przez GSO 10? końcem lata 2016. I wcześniej, i zawsze. I wszystko na raz. I teraz też siedzę, patrzę w górę i płaczę. Jedyna różnica jest taka, że w okularach, bo oczy nie tak dobre jak dawniej, zepsute godzinami wpatrywania się w zeszyty, haha! Otumaniona emocjami ładuję się w omikron i omegę Cygni, gdy nagle meteory, jeden po drugim, rozbłyskują w zachodniej części Pegaza i gasną na wieki w okolicach Jowisza. 2:39. A potem 2:44 i kolejny, jeszcze jaśniejszy, niemal w tym samym miejscu! Kręcę się z głową zadartą do góry. Od zachodu powoli idą chmury. Kiwi wciąż krąży przy moich nogach. Widzę kolejne meteory, krótkie i jasne, nisko nad południowo-wschodnim horyzontem, ale to chyba nie Perseidy. Kręcę się dalej, a Kiwi ze mną. Nie mogę wpuścić go do domu, bo zostawiony sam z Figą2 rozniósłby cały pokój. 2:55, chyba najjaśniejszy tej nocy meteor przecina szlak swoich poprzedników w kierunku Jowisza, zostawiając na chwilę świecący ślad. Biorę znów mniejsze lornetki i przeczesuję stopniowo jaśniejące niebo, na które od zachodu zaczynają wdzierać się powoli chmury. Wpół do czwartej zabieram się do domu, Kiwi też. ________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 1 Ta konkretnie, w ogóle polecam z całego serca całą twórczość Sleeping At Last. 2 Figa to niespełna 4-miesięczna kotka, która od lipca towarzyszy Kiwiemu (nasze staruszki Rudzia i Kudła odeszły w przeciągu ostatniego roku). Kiwi ma 3 lata, więc wciąż lubi pobroić i z Figą gonią się po całym domu. ?
- 9 odpowiedzi
-
- 13
-
8/9.09.2021 - Noc Zimowego Nieba Jest około 1:30. Na polu zimno i wilgotno, więc zostaję w domu, ale ponieważ nie mam ochoty na jesienne niebo zza kuchennego okna, przenoszę się pod okno w izbie z widokiem na wschód. Wprawdzie jest tam jakaś łuna od kościoła i tych wszystkich inwałdzkich parków miniatur, ale są też piękne i jasne zimowe gwiazdozbiory, które później wznoszą się już zbyt wysoko, by dostrzec je z kuchni. Rozstawiam APM 25x100 i zaczynam od pięknych i jasnych Plejad, ale zaraz otwieram Interstellarum, żeby rozejrzeć się za czymś konkretnym. Kryształowa Kula brzmi dobrze. Celuję w Do 14, kieruję się po paru gwiazdach na północ i do trafiam do celu ? NGC 1514 od razu widać, jest jaśniejsza od części okolicznych słońc i zachowuje się trochę jak Mgławica Mrugająca, mam też wrażenie niebieskawego odcienia. Przemieszczam się do kolejnego obiektu? i dobra. Możecie mi głowę ukręcić, ale jestem pewna, że widziałam NGC 1579. Nie udało mi się znaleźć jaką ma jasność, ale zerkaniem na pewno wyskoczyła! Jak są te trzy gwiazdy w Perseuszu, 56, 55 Per i ?533, a potem na północny wschód idą w podobnych odstępach podobnej jasności inne gwiazdy, to miedzy trzecią a czwartą z nich, bliżej tej trzeciej i lekko na południe od linii je łączącej widziałam rozmyte pojaśnienie. Upewniałam się kilka razy i za każdym razem ona tam była! Schodzę na chwilę w okolice Hiad nim zdążą schować się za świerk i na wschód od nich napotykam sporą i ładną gromadę NGC 1647. Niżej, przy tarczy Oriona, odnajduję zabawnie wyglądającą, jakby przedzieloną na pół NGC 1662. Z pobliską eNGieeCką o numerze o jeden wyższym jest już trochę gorzej, ale nic dziwnego ? po sprawdzeniu okazało się, że ma ponad 14 mag... Dalej zaliczam przepiękną wielokrotną Sh 49, w której wyłapuję 3 składniki ? pierwszy jest biały, ale z nutką żółci, chociaż może być ona złudzeniem z uwagi na niebieskiego towarzysza. Do tego trzeci składnik ? bladziutki, nieśmiały i delikatny, niestety nie zapisałam jaki dostrzegłam w nim odcień. Niemniej, bardzo piękna gromadka. A propos gromad, zahaczam jeszcze o NGC 1817 i 1807. Przy ? Tau Krab od razu wpada w oko. Z NGC 2026 jest trochę gorzej w obfitym roju gwiazd, ale w końcu identyfikuję, które należą do gromady. Wyżej znajduję nałożone na siebie NGC 1746 i 1750, i chyba także 1758. Przenoszę się do Woźnicy, bo zaraz ucieknie nad okno. Och, ile tam jest gwiazd! Wpierw podziwiam okolice Kapelli, po czym przechodzę ku ? Aur i pobliskiej NGC 1664. Krążę po całym gwiazdozbiorze. Jest cudowny! Przesuwam pole widzenia od ? Aur do ? i ? Aur, między dwoma ostatnimi zauważam strzałkę ułożoną z gwiazd, o, Cr 62 jest jej fragmentem. Niedaleko łapię zagubioną pośród gwiazd i drobną NGC 1857, a kawałek dalej, blisko układu słońc przypominającego ?L?, sięgam po NGC 1778. Niżej wiszą ASCC 15 i wychylająca się zza diafragmy potężna M38! W pobliżu przytula się NGC 1907. Ale tu jest tłoczno! Nieopodal skrzy się mniejsza, ale za to bardziej skondensowana M36. O, chyba mam NGC 1931 (albo St 9), coś tam definitywnie jest, ale nie wiem co. Och, pole widzenia przecina meteor! Potężna Mel 31, to jest coś! Obok kotłują się Teu 89, Do. 18 i NGC 1893. Liczyłam trochę na IC 410, ale nic tam nie wypatrzyłam. Na Płonącą Gwiazdę (IC 405) też chyba nie ma co liczyć, jedyne co tam widzę to zmniejszona liczba gwiazd. Do IC 417 zapewne też trzeba filtra i ciemniejszego nieba, ale przynajmniej na gromadę St 8 wystarczy to co mam. Zsuwam się jeszcze w rejon Oriona i Bliźniąt. Piękna NGC 2169 i okolice 69 Ori, Głowy Małpy niestety nie dostrzegam. Oj czuję się już zmęczona i oczy mi się kleją, ale łapię jeszcze NGC 2281. W kwestii galaktyk NGC 2344 i 2537 nie mam pewności, coś mi mignęło w obu przypadkach, ale podchodzę do tego sceptycznie. Jest po 4, kończę. 9/10.09.2021 Północ, miejscówka jak ostatniej nocy, zaczynam obserwacje. Startuję przy ? Per i pobliskiej gromadce St 23. Niestety w kierunku Mgławicy Serce widzę już tylko górną ramę okna, zmierzam więc w inną stronę ? piękna kaskada Kemble?a nie mieści się w polu widzenia. A na jej terenie ? NGC 1502. O, i chyba wyzerkuję NGC 1501, ledwo, ale coś tam było! Wędruję w dół. Okolice serca Perseusza są takie cudowne i bogate! Krążę po okolicy. Hm, jeśli ?446 należy do gromady NGC 1444, to mogę uznać, że ją widziałam. Zdaje się, że widzę też drobną mgiełkę gromady NGC 1496, zaś za rogiem (diafragmą) czai się potężne cielsko Barnarda 9! Wracam do poprzednich rejonów. Mieszczące się razem w polu widzenia gromady NGC 1528 i 1545 dobitnie ukazują różnice między sobą ? ta druga wydaje się być mniej liczba od pierwszej, ale jednocześnie jej gwiazdy świecą jaśniej i wyraźniej. Przywodzi to na myśl parę M46 i 47. W pobliżu z ciekawości zerkam na okolice mgławicy NGC 1491 i przyznam, że nie wiem co myśleć ? niby widziałam zerkaniem jakieś rozmydlenie tworzące kąt prosty z gwiazdami ? i 43 Per, ale może po prostu jakaś gwiazdka mnie zmyliła? Nieco poniżej wyłapuję jeszcze lekko mrowiącą NGC 1513 i wracam do świecącego i kipiącego serca Perseusza, czyli Mel 20. W pobliżu łapię pięknie ulokowaną przy jaśniejszych gwiazdach i delikatną NGC 1245, a potem niepozorną ASCC 11. Tam, gdzie chciałam się skierować w następnym kroku, była już ściana, więc musiałam zawrócić. W ten sposób spotkałam się z NCG 1342 i, o matko! Ale ona jest piękna! Stingray Cluster! Totalnie wygląda jak płaszczka! Jestem zakochana! Po wielu minutach odsuwam wreszcie oczy od okularów i widoku Płaszczki, i spoglądam w stronę Woźnicy. O, a co to za jasna gwiazda? Ta która się porusza i właśnie zaczęła przygasać? 1:05, zapamiętuję i dzwonię do Filipa. Myślałam, że to może któryś z pozostałych Iridium, ale sprawdził i w sumie nie wiadomo co to było. Po tym wydarzeniu zrobiłam sobie krótką przerwę na przenosiny do kuchni ? za oknem w pokoju zaczęły mi się już przewijać obiekty przerabiane poprzedniej nocy... Krążę po niebie z BGSz i Nikonem, po czym celuję APM we wpadającą od razu w oczy M77. Bez problemu wyzerkuję też sąsiednią NGC 1055. Nie udaje się z NGC 1073 i chyba też 1016, ale za to dość łatwo pojawia się NGC 1052, podobnie NGC 1084 (pominę kilka porażek po drodze). Nie wiem, czy przez chwilę nie mignęła mi NGC 945, zaś jeśli chodzi o kupkę galaktyk zwaną HCG 16 czy też Arp 318, to coś mi tam wyskoczyło, ale nie wiem co konkretnie. ? Zaliczam kilka nieudanych prób w okolicy Rigela, po czym udaje mi się z NGC 1788, nie spodziewałam się, że będzie tak jasna! Kręcę się jeszcze po orionowych klasykach, i wracam jeszcze na chwilę do izby, do UMy. Jest po 3:00. Widzę piękne M81 i 82, dalej NGC 2787 ukazuje się dość szybko i pewnie. Wow! NGC 2403 sama wpada w pole widzenia! Wydaje się też trochę nieregularna, ale może to być wina gwiazdki, która na jej tle widnieje w Interstellarum. Łapię jeszcze NGC 2959 i nie tak małą NGC 2976, którą akurat centralnie przecina meteor. Jest 4:18, powoli robi się jasno. Zmykam do spania. 10/11.09.2021 - Noc Wątpliwości Kolejna noc obserwacji z izby, tym razem zabieram się do tego jeszcze wcześniej niż poprzednio ? przed północą. Zaczynam od ostatnio na nowo ukochanej przeze mnie M33. Znowu tyle nieregularności i pojaśnień widocznych w jej wnętrzu, i to mimo kiepskiego wciąż przystosowania wzroku do ciemności. Okolice Serca i Duszy są już nad sufitem, więc kieruję się trochę niżej, wciąż zostając jednak w okolicy Chichot. Zgarniam St 2 i ASCC 8, NGC 957, ASCC 9 i Tr 2, i w końcu same Chichoty. Meteor przelatuje w polu widzenia. Niżej, do serca Perseusza. Chyba mam NGC 1161, z 1169 się nie udaje. M34. Wygląda jakby jej bardziej skondensowany środek był otoczony kółeczkiem z gwiazd. NGC 891. Oj długo nie mogłam wypatrzeć tej igły, ale w końcu coś mi tam zerkaniem wyskoczyło. Nie wiem czemu sprawiła mi tyle trudności. Na szczęście NGC 1023 dla odmiany jest widoczna od razu, urocza, podłużna i przytulona do gwiazdek. Hm, czy to możliwe, że wymęczyłam IC 239? Eee, chyba nie? A NGC 1058, to ona czy jakaś gwiazdka? NGC 925 coś mi nie chce się pokazać, za to NGC 890 jest mniej uparta. Ale zaraz, przecież NGC 925 jest spora i chyba po prostu jawi się jako takie lekkie pojaśnienie, o teraz chyba jednak ją widzę! NGC 978 i NGC 1060 znowu sprawiają, że zastanawiam się czy to ta galaktyka, czy gwiazdka? Oj chyba zbyt nieufnie podchodzę do galaktyk z lornety. Oj czuć kiedy wchodzi się w rewiry Barnarda 4, oj mglisto jest w tej okolicy. Chwila, Interstellarum tę samą ciemną chmurę oznacza numerem 4 z jednej strony, a 1 z drugiej, o co chodzi? No w każdym razie jakieś czarno cielsko tam zalega. Hm, NGC 1333 serio jest taka łatwa? Jakaś gwiazdka, jakaś taka mglista. Ah, pamiętam, jak wszyscy focili ją na zlocie rok temu? Ale bym sobie pojechała na taki zlot! Ale wracając? Łapię słońca należące do niejakiej Al-Teu 9. O, i chyba także coś z IC 348. Za to Al-Teu 10 zachowuje się jak normalna gromada, jest z nią o wiele łatwiej i pokazuje więcej gwiazdek. Przenoszę się w okolice Umy i od razu celuję w NGC 2403. Oczarowała mnie wczoraj ta galaktyka. Znowu się przenoszę, tym razem do kuchni, i zasadzam się na NGC 63 w Rybach. Długo nic nie widzę i nie widzę, i nie widzę, ale zamykam oczy, rozciągam szyję i oddycham. Otwieram nagle oczy i coś miga. Powtarzam procedurę i znów coś miga. Czy to znaczy, że ją widziałam? Tę samą metodę powtarzam przy NGC 95, tutaj jestem jeszcze pewniejsza, że coś tam kryje się za zasłoną ciemności. O! Tyle wypatrywania i chyba jest NGC 200, możliwe, że też NGC 198. NGC 194! Ta to na pewno mignęła mi 2 czy 3 razy, gdy intensywnie pochłaniałam wzrokiem pobliską gwiazdkę! Z IC 1613 próbuję dla zabawy, ale nie łudzę się, że coś zobaczę, sądząc po rozmiarze to nie ta jasność powierzchniowa, nie ten kaliber. Za to czy istnieje szansa, że mignęła mi NGC 428? Albo 547? Skaczę na chwilę w górę, by złapać NGC 524, nim ta schowa się za ścianą. Udaje mi się też wyzerkać pobliską NGC 502. Po powrocie NGC 488 wyskakuje bardzo szybko i pewnie, piękniutka! Kilka pobliskich galaktyczek nie chce mi się pokazać, dopiero NGC 520 idzie dosyć szybko. Na koniec biorę się jeszcze za NGC 936, jest widoczna od razu! Potem bawię się jeszcze chwilę telefonem i próbuję porobić jakieś ?zdjęcia?. Trochę z głupoty a trochę z ciekawości przykładam mojego Piksela do okularu lornety wcelowanej w M42. Kurde, nie spodziewałam się, że wyjdzie z kolorkami! ?
- 5 odpowiedzi
-
- 22
-
- apm 25x100
- lornetki
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wątek ten poruszyć chciałam już ponad miesiąc temu, ale z braku czasu musiał zaczekać na koniec sesji... Otóż widuję zdjęcia obiektów nieba południowego, czasem przeglądam atlas i żałuję, że tego a owego od nas nie widać, zdarza się nawet, że którąś z takich perełek maluję, i to zwłaszcza w tym ostatnim przypadku, gdy z jakimś obiektem spędzam nawet kilkadziesiąt godzin wpatrując się w jego szczegóły, nachodzą mnie myśli, że no dobra, tak to wygląda na zdjęciu, ale czy da się to cudeńko w ogóle wyłapać w wizualu? Wiem, że na Forum mamy genialne relacje z półkuli południowej, przykładowo bogate lukostowe opisy spod afrykańskiego nieba czy fascynującą opowieść Panasa z Teneryfy, ale mimo wszystko temat nie daje mi spokoju. Weźmy taką NGC 6188 - mgławica bez wątpienia przepiękna, ale tutaj dokopałam się jedynie do fotografii, w żadnej relacji nie została chyba wspomniana. Albo taki Biegnący Kurczak (IC 2994) czy Statua Wolności (NGC 3576). Pojawiły się opisy Cariny, ale nie trafiłam na wzmiankę choćby o leżącej na jej obrzeżach NGC 3324. Niby mogłabym to wszystko doczytać na zagranicznych forach, ale bardzo jestem ciekawa Waszych wrażeń z obserwacji tych obiektów. ? Potraktujcie ten wątek jako zachętę do posnucia wspomnień z zachwytów nad niebem półkuli południowej, nawet jeśli dotyczą obiektów, których opisy już się pojawiały, jak wspomniana Carina. A może ktoś z Was widział jakieś skarby południa, ale na Forum jeszcze nie miał okazji podzielić się wrażeniami? ? Na zachętę dorzucam szkic NGC 6188 autorstwa Jaakka Saloranty (nie wiem czy dobrze odmieniłam nazwisko ?) z 4.7-calowego teleskopu. Ps Mam nadzieję, że wątek jako tako się przyjmie, zwłaszcza, że Forum podobno powoli umiera...
- 9 odpowiedzi
-
- 11
-
- niebo południowe
- obserwacje
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Chciałabym się z Wami podzielić miłą rocznicą i przy okazji trochę się pochwalić - otóż dziś wieczorem mija dokładnie 8 lat odkąd zdecydowałam się notować swoje obserwacje astronomiczne. 22 lipca 2013 roku, 14-letnia wówczas Ola stwierdziła, że Księżyc, na który patrzy już kolejną noc, jest taki ładny, i że może spróbowałaby go narysować i dopisać o tym kilka zdań. Kolejnego dnia uznała, że ma ładny, niezapisany jeszcze zeszyt, który na pewno nada się do notowania okołoobserwacyjnych spraw. Jakiś czas później przednia okładka zostanie ozdobiona naklejką naszego Forum. Na początku zapisywałam nie tylko swoje spostrzeżenia z obserwacji, ale także prognozy widoczności różnych obiektów i zjawisk. Trafiły tu moje pierwsze, i każde kolejne, podejścia do obserwacji poszczególnych planet i obiektów głębokiego nieba, zmagania z obłokami srebrzystymi, tak kapryśnymi na południu naszego kraju, nieudane próby ujrzenia zorzy polarnej, wszystkie komety, które kiedykolwiek wypatrzyłam, czy opisy wszystkich zlotów, na których byłam. Część zapisków stanowią wypunktowane cele obserwacyjne wraz z opisami, inne zaś to całe relacje, które znacie z Forum, a które napisałam ot tak, na jednym tchnieniu, w uniesieniu nad jakimś widokiem, gdy słowa płynęły same i tylko należało nadążyć z ich notowaniem. Ten jeden niepozorny zeszyt zawiera znaczną część mojej przygody z astronomią amatorską, a przez to znaczną część mnie. Przez te 8 lat z kompletnego laika stałam się trochę mniejszym laikiem ? i może ta niecała dekada obserwacji nie jest specjalnie imponująca wobec obserwatorów, którzy zaczęli lata przed moimi narodzinami, ale jednocześnie stanowi sporą część mojego dwudziestodwuletniego życia. O, i prawie zapomniałabym wspomnieć, spod mych palców wyszło przez ten czas parę szkiców, choć zdecydowanie mniej, niż niektórzy na tym Forum potrafią stworzyć w ciągu paru miesięcy. ? Decyzja o zanotowaniu tych kilku zdań tamtej odległej nocy była jedną z moich lepszych. W zeszycie już powoli kończy się miejsce, ale to nic, będą kolejne. I może teraz nie mam już tyle czasu, co "za młodu", ale nawet półroczna przerwa nic nie znaczy, bo to zawsze powraca. Wystarczy znaleźć się w pogodną noc pod ciemnym niebem. Ps Przez te 8 lat nie przewinęło mi się przez ręce za dużo sprzętów - były to jedynie: Sky-Watcher BK 1141 EQ-1, Nikon Action EX 10×50, GSO Dobson 10? DeLuxe M-CRF. Obecnie użytkuję lornetę APM MS 25×100 na statywie Slik Pro 700 dx oraz maleńką ??? 2.3×40. I na koniec jeszcze jedna, ważna rzecz - jeśli ktoś uważa, że "wynalazek" typu SW 1141 na EQ-1 może tylko zniechęcić, to niech przeczyta ten fragment z obserwacji tym teleskopem ?
- 5 odpowiedzi
-
- 36
-
- obserwacje
- wizual
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Moje niewyspanie nawarstwiało się już od kilku dni. W prawdzie to studenckie odespałam jeszcze w czwartek, ale potem przyszło drapanie pisanek w piątek do późna i w sobotę z rana święconka, co poskutkowało parugodzinną drzemką wieczorem, po której nie chciało mi się spać, więc dotrzymałam już do tej 6 rano, żeby obejrzeć rezurekcję. Następnie jeszcze atak alergii i wiercąca się na łóżku piętrowym siostra zadbały by sen z soboty na niedzielę trwał od godziny 9 do 12:50. Potem odwiedziny u rodziny, powrót koło 21 i pogodne niebo. Cóż mogłam zrobić? Przed północą wyszłam przed dom. Zerknęłam trochę gołym okiem, posnułam się odrobinę z APM 25x100 po Lwie, Pannie i okolicach, natrafiłam na kilka galaktycznych mgiełek, zahaczyłam o kilka klasyków jak Sombrero, M13, gromady Raka czy Hiady z pobliskim Marsem. Widok niektórych wywołał potrzebę odnotowania w notatniku paru więcej słów opisu ? o M13 wspomniałam, że wygląda jak ciapka postawiona miękkim pędzlem w jakimś programie graficznym, a o M44 i M67 zbiorczo i prosto: ?zachwycające?. Zaraz potem jednak rozbudowałam lekko ten przymiotnik dodając, że ta pierwsza nie mieściła się w polu widzenia i jej gwiazdy cechowało niezwykle wręcz trójwymiarowe rozmieszczenie, zaś drugą chwaląc za piękny kształt ? prezentowała się jako trójkątnawa drobnica usypana z gwiezdnego pyłu, okraszona ?wisienkami na torcie? w postaci jaśniejszych słońc. To chyba pierwszy raz, gdy uważniej przyjrzałam się tym dwóm obiektom w dużej lornetce. Nie zapomniałam także i o BGSZ 2.3x40 połykającej w pole widzenia całe gwiazdozbiory ? tu zwłaszcza Melotte 111 przypadła mi do gustu. Wiatr przybierał na sile obniżając temperaturę odczuwalną, w dodatku nieswojo wył pośród zabudowy wsi leżącej u podnóży najniższego pasma Beskidów. Jako człowiek obdarzony zerową zdolnością znoszenia temperatur poniżej 20*C (niegodną wręcz wnuczki Sybiraczki) zdecydowałam się zająć stanowisko w moim standardowym obserwacyjnym centrum dowodzenia ? kuchni. Na miejscu musiałam jeszcze odczekać ze zgaszeniem wszystkich świateł aż mama pójdzie spać i punktualnie o 1:00 rozsiadłam się wygodnie przy lornecie pod oknem. Arktur, Kapelusz Napoleona. NGC 5490A. Czy to możliwe, ze ją wypatrzyłam? Tak. Czy ją wypatrzyłam? Wydaje mi się że tak, ale pozostawię to do powtórzenia. Niewyspanie i jeszcze niepełne przystosowanie wzroku do ciemności sprawiły, że identyczne pytania zadałam sobie jeszcze przy kilku galaktykach Wolarza. Wyłamała się dopiero NGC 5701 leżąca już w granicach Panny? Moje zmęczenie ożywiły zaś NGC 5566 i 5560. Pojawiły się w zasadzie od niechcenia na peryferiach pola widzenia mych oczu i to w momencie, gdy akurat patrzyłam na coś innego ? dwie rozmyte, maleńkie plamki światła blisko siebie. O! A to ciekawe! Zaskoczyło mnie! Super! Jestem mega zachwycona! Takie słowa moglibyście usłyszeć, gdybyście byli Kiwim, który akurat wtedy drzemał na mojej walizce w salonie obok. NGC 5576 i 5574 podobnie wyskoczyły łatwo, i choć minimalnie mniej ochoczo od poprzedniczek, zarejestrowałam je na pewno. Zeskoczyłam troszkę niżej do Mini Sombrero. Uh, czuję, że jestem zmęczona. Okolice 110 Vir i M5, NGC 5846 - bardzo cacy ? ładna, wyraźna, zerkaniem wyskakuje obok chyba też NGC 5850. NGC 5831 chyba jednak nie, za to NGC 5838 momentami tak. I plamka w postaci NGC 5813. O, rozdzieliłam błękitną ?1904. I zaliczyłam porażkę w postaci NGC 5921 ? dostrzegłam niewielką gwiazdkę w miejscu gdzie powinna być, lub też tuż obok, ale to tylko gwiazdka. Zaraz jednak przesunęłam się odrobinę w dół, do majestatycznej M5. Tu nie trzeba było się niczego dopatrywać. A potem wykonałam skok do cudownej M4! Uwielbiam! Ognisty Antares tuż obok. Przypomina mi się odwzorowanie tego rejonu na jednym z moich obrazów ? oddaje dokładnie co czuję i widzę, gdy zaglądam lornetą w tę okolicę. Zaczynam sunąć przez wznoszącą się coraz wyżej Drogę Mleczną. M8 zachwyca, mimo że jest tuż nad górami ? migocące od seeingu gwiazdki dodają jej niesamowicie dużo uroku, zaś sama mgiełka mgławicy jest podzielona na części jak w widoku z Chorwacji, z tym że całość jest delikatniejsza. Laguna jest dla mnie czymś w rodzaju letniego odpowiednika M42 ? często wracam do niej w trakcie sesji obserwacyjnej, za każdym razem dumając z podziwem nad jej wyglądem. Niezależnie od instrumentów. Powtórzę się ? uwielbiam. Ohoho! Pomyślałam o M22 i udałam się z polem widzenia w miejsce gdzie powinna być, ale zobaczyłam tylko kilka gwiazdek w okolicy 24 i 25 Sgr, które właśnie zaczęły prześwitywać między drzewami porastającymi Ostry Wierch. Szybko zerknęłam do Interstellarum czy to na pewno ten rejon Strzelca, wróciłam do lornety, a tu M22 właśnie zaczęła wyłaniać się zza lasu! Piękna kulka prześwituje pomiędzy roślinnością, sunie majestatycznie, wznosząc się coraz wyżej. Wow! Kiedyś już wspominałam, że lubię oglądać gwiazdy szorujące tuż nad górami ? czy to w APM, czy w BGSZ, jest w tym coś magicznego, spotkanie dwóch światów, Ziemi z Niebem, bliskiego z dalekim. Kontrast. Kontekst. Kwintesencja lornetki. Piękna Droga Mleczna. Zwykle bardzo lubię wracać do M17, a przynajmniej odkąd mam APM, ale tym razem więcej mojej uwagi przykuły Obłok Gwiazd Strzelca i M11, a raczej ich otoczenie. Zwykle nie poświęcałam zbyt dużo uwagi ciemnym mgławicom ze swojego domu ? to niebo nie jest takie dobre ? ale tym razem jakoś tak mimowolnie te mroczne sylwetki gdzieś mi tam zamigotały i udało mi się dostrzec kilka ?znajomych twarzy?, z którymi mogłam zapoznać się w lepszych warunkach świetlnych. Wróciłam tuż nad horyzont zarysowany falistą linią przez Ostry Wierch, Przykraźń, Wapiennicę i Czuby, by znów spotkać odległe słońca wynurzające się zza ich wierzchołków, tym razem jednak z celem konkretniejszym, niż tylko podziwianie tego przedziwnego zestawienia. Otóż jeszcze zanim obejrzałam wschód M22 pomyślałam, ze chciałabym zobaczyć M6 nad górami. Wtedy była jeszcze pod horyzontem, ale teraz oto nastąpił moment chwały, bo właśnie nad lasem porastającym Przykraźń dostrzegłam kilka gwiazdek układających się w niezwykle charakterystyczny kształt. M6 rozpoznam wszędzie ? zaczytując się za młodu w jednej z książek niesamowicie zachwyciłam się tą gromadą, pięknym motylem. Jej zdjęcie tam zamieszczone mam wryte bardzo głęboko w świadomości, a wiążą się z nim piękne skojarzenia i wspomnienia z początków odkrywania tej pasji. Rozgadałam się, a tymczasem M6 delikatnie wyłaniała się zza odległych drzew. I co z tego, że na pierwszym planie przeszkadzały kable biegnące do pobliskiej latarni, one mnie w ogóle nie interesowały. Liczyłam się tylko ja, góry i motyl. Niebo na południowym wschodzie stawało się coraz bardziej rozświetlone przez czający się za pasmem Beskidów Księżyc, zaś to w kierunku wschodnim zmieniało barwę na coraz bardziej granatową na znak wznoszącego się ku początku dnia słońca. Już w zasadzie miałam iść spać, gdy coś mnie podkusiło, by jeszcze raz spojrzeć przez kuchenne okno. Pobiegłam ponownie po lornetę. Księżyc, jako największy z obserwacyjnych klasyków, postanowił właśnie wyłonić się zza gór. Majestatycznie piękny, srebrzysty rogal. ______________________________________________________________________ Po tych obserwacjach znowu nie odespałam, i jeszcze zamiast iść spać normalnie, stwierdziłam, że napiszę tę relację. I napisałam. I skończyłam o 4 nad ranem, więc wybaczcie, jeśli jest trochę mniej składna czy zjadliwa niż zwykle. ? Uh, teraz będę mogła nareszcie udać się w objęcia Morfeusza. Dobranoc.
- 14 odpowiedzi
-
- 36
-
- apm 25x100
- lorneta
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Gdy w końcu przebrnęłam przez kolejną sesję egzaminacyjną na studiach (co trochę trwało z uwagi na dużą liczbę egzaminów), w końcu z czystym sumieniem mogłam zasiąść do czegoś, co powinnam była zrobić jeszcze latem zeszłego roku. Ale zaraz, z czystym sumieniem? Pisanie relacji pół roku po obserwacjach i publikacja jej na Forum po tym czasie nie świadczy zbytnio o jego nieskazitelności? Teraz więc, przy temperaturze na polu spadającej poniżej 10 stopni Celsjusza, przenieśmy się o 6 miesięcy w przeszłość i o kilka stopni szerokości geograficznej na południe ? do sierpniowych, chorwackich nocy. 10/11.08.2020 W ramach pierwszej nocki zaczęło się delikatnie. Pokazałam tacie Jowisza, Saturna, M 8, M 6 i M 22. Tata oczywiście zachwycony (w dodatku oglądał przepływające statki w powiększeniu 25-krotnym ? rewelacja), a tak narzekał, że biorę lornetę, bo gdzie ona się zmieści w samochodzie! A ja jak zwykle mówiłam, że choćbym miała ją całą drogę wieźć na głowie, to pojedzie z nami. I pojechała, i tata jak zwykle nie narzekał na widoki, które dawała. Ja sama bez łapania konkretnych celów pobuszowałam po niebie, które swoją drogą zapowiedziało się lepiej, niż to zeszłoroczne w Marušići. 12/13.08.2020 Noc Perseidów. Rodzice oglądają ?spadające gwiazdy? popijając drinki, siostra przez chwilę im potowarzyszyła, by następnie wrócić do oglądania czegoś na telefonie. Ja mniej przejmuję się meteorami. Zaczynam od błądzenia ??? po niebie, potem przesiadam się na APM ? tu upolowałam już kilka konkretniejszych i zarazem niezwykle klasycznych obiektów ? m.in. wyłapałam wschodnią część Veila, Hantelki i Messier 17. Przy tej ostatniej spędziłam mnóstwo czasu, zachwycając się jej widokiem w pełnym gwiazd polu dwururki. W dalszym ciągu delikatnie. 15/16.08.2020 Petarda! Dziś atmosfera przeszła samą siebie. Jaka przejrzysta! Droga Mleczna powala, gołym okiem widoczne takie struktury! Ale zachwyty na potem, teraz szybko! Ciemne mgławice to chyba największe rewelacja ? w szerokim polu ??? prezentują się wprost fantastycznie. Błądzę po niebie tam i na zad chłonąc sypiące się na mnie gwiazdy wystające spomiędzy czarnych obłoków. Biorę APM, znów omiatam firmament od dołu do góry. Przy Lagunie w oczy sama rzuca mi się kulka NGC 6544, łapię gromady NGC 6546 i Ru 139. W samej Lagunie rozróżniam Barnardy o numerach 296, 88 oraz 89. Mijam M 20 podzieloną na dwie części. Nad Jowiszem mam NGC 6774 w prześlicznym otoczeniu gwiazdowym i uroczą podwójną S715 ? ledwo, ale udało mi się ją rozdzielić. Wyżej migoce Mały Klejnot (NGC 6818), ponownie jednak pokonuje mnie Galaktyka Barnarda, z kolei ledwo, ale chyba jednak, miga mi NGC 6814, i to trzykrotnie. Wracam do pasma Drogi Mlecznej, trafiając znów na ogrom mrocznych sylwetek, ale i nie tylko. Wodzenie lornetą po niebie, to jest cudowne. I ciemne mgławice, takie puchate i przestrzenne, poprzecinane ogromem gwiazd. I wyraźnie mrowiąca M 22, nawet bez przystosowania wzroku do ciemności! (Ach ci ludzie na sąsiednim balkonie włączający na chwilę lampę w losowym momencie?) I porównanie jej z M 13, która na polskim niebie jawi się jako taka potężna, tu zaś, w zestawieniu z koleżanką ze Strzelca wygląda tak chudziutko i delikatnie. I przeczesywanie sklepienia ???, znowu. Och, widoki jasnych gromad i mgławic zawieszonych w Drodze Mlecznej, które ukazuje ta malutka i niepozorna lorneteczka, wygrywa wszystko! Nie mogę się oderwać? 16/17.08.2020 Tej nocy niebo było niemal tak dobre jak poprzedniej doby ? miałam w planach poobserwować trochę konkretniej niż poprzednio, jednak po całym dniu zwiedzania Splitu (z czego większość obejmowała chodzenie po Marjan Parku, swoją drogą przepięknym!) sen pokonał mnie dość szybko. Mimo tej kapitulacji udało mi się dostrzec kilka ciekawych obiektów ? przede wszystkim NGC 6453, gromadę kulistą okupującą niebo w tle rozłożystej Gromady Ptolemeusza (M 7), a także pobliskie gromady otwarte Al 75 i NGC 6437. Nie mogłam także pominąć mój zeszłoroczny obiekt tygodnia, czyli cudowną NGC 6441 wiszącą tuż obok mieniącej się pomarańczem G Scorpii. Kolejna kulka ? NGC 6723 przynależąca do Korony Południowej, sama wpadła mi w pole widzenia! Piękna, położona blisko stosunkowo jasnych gwiazd swojego gwiazdozbioru. I może to tylko wrażenie, ale wydaje mi się, że widziałam poświatę wokół jednej z gwiazd co dopiero wspomnianego gwiazdozbioru ? czy to mogła być NGC 6726/27? Znowu zerknęłam na NGC 6818, jednak ona była tylko pretekstem do ponownego zasadzenia się na Galaktykę Barnarda! I jak możecie się spodziewać, tej nocy pokonał mnie nie tylko sen, ale i znowu ona? Poniżej kilka ujęć z Marjan Parku. Jeśli chodzi o motyle ? pierwszy zagościł się na kapeluszu mojej siostry i zwie się paź żeglarz (w Polsce też występuje, choć rzadko), drugi zaś nosi przegenialne imię ? piękniś sułtanek (występuje w głównej mierze na sawannach afrykańskich, a basen Morza Śródziemnego to północny skraj jego bytowania). 18/19.08.2020 Kolejna piękna noc spędzona na przeczesywaniu nieba lornetkami, bez konkretnego celu, na spokojnie? tylko by zatopić się bardziej w zachwycające widoki Galaktyki? Z jednym jedynym wyjątkiem, jednym jedynym konkretnym celem, pośród zachwytu! Galaktyka Barnarda! Ale znów mnie pokonała? 19/20.08.2020 Nie potrzeba żadnych słów? 20/21.08.2020 Ostatnie obserwacje nie zapowiadały się zbyt optymistycznie ? na sąsiednim balkonie świeciła się lampa i nic nie zapowiadało, by obecne tam dwie dziewczyny zdecydowały się ją wyłączyć. Po ponad pół godziny walki ze swoimi lękami przed kontaktami z obcymi ludźmi, zdecydowałam się zagadać i wychyliłam się do nich zza wysokiego murku oddzielającego nasze balkony. Na szczęście dziewczyny też były z Polski, nie musiałam więc walczyć z drugim lękiem, dotyczącym rozmawiania po angielsku. ? Okazały się niesamowicie sympatyczne, przegadałyśmy ze 2 godziny, zainteresowały się też moją niechęcią do lampy ? skończyło się na rozmowach o astronomii, szczęśliwie miałam ze sobą wskaźnik laserowy, zatem pokazałam im różne gwiazdozbiory i widoczne obecnie planety, ale też opowiedziałam o precesji, na przykładzie szkiców zaprezentowałam jak wyglądają obiekty w teleskopie czy lornetce, a także zeszłam trochę na temat chmur, zwłaszcza tych niecodziennych jak mammatusy czy fale K-H. Kiedy dziewczyny zebrały się do spania, przyszedł czas na obserwacje. Lutnia już chyli się ku zachodowi, więc zerkam na Pierścionek ? uwielbiam jego zdecydowanie określony kształt i jednocześnie ulotny charakter przy spojrzeniu na wprost, no i fakt, że widać go w APM jako tarczkę! Mam ochotę na tę okolicę. Zazwyczaj zapuszczenie się w te rejony szybko kończyło się bólem szyi i dziwacznymi wygibasami przy lornecie, toteż nie obadałam tu jeszcze zbyt dużo moją większą dwururką, mimo że towarzyszy mi od jesieni 2018 roku ? u mnie wschodni i zachodni horyzont zaśmiecają spore łuny, tutaj jednak mogę pozwolić sobie na taki manewr i nadgonienie zaległości. A więc Delfin, jasne gwiazdy na mieniącym się delikatnie tle i gromada otwarta NGC 6950. Piękności. W stronę Liska i Strzały ? planetarka NGC 6905, Błękitny Błysk. Spostrzegłam ją od razu, lecz nie zorientowałam się, że to ona, dopiero Interstellarum upewniło mnie w tym fakcie. Zachciało mi się okolic Crescenta, być może dlatego, że malowałam go ostatnio przez cały tydzień. Ale po kolei. Mam Sadra i przypadkowo obok NGC 6910, i przepiękne, rozległe i ciemne cielsko LDN 889. Blisko ? podwójna O??205, otwarta Do 6 i kolejna podwójna ?2666, która jest chyba częścią Cr 419 albo chociaż zrzutowała się przy niej na sferze nieba. Następnie Barnardy 343, 344, Messier 29 i Be 86, Crescenta nie widzę bez OIII, kto by się spodziewał. Ale chodźmy dalej. NGC 6874 uroczo zerka na mnie jako zagęszczenie i pojaśnienie gwiezdnego pyłu biegnącej tędy Drogi Mlecznej, wręcz przeciwnie jawi się potężny i ciemny B 145, a akompaniuje mu większy LDN 862, nieregularny w swojej strukturze, znaczy się w nieprzezroczystości. Jego południowy kraniec zdobi przepiękna gromada otwarta NGC 6871 ? nie dość, że jedna z jej gwiazd płonie przyjemnym, żółciusieńkim światłem, to sam klaster bogaty jest w duże ilości par gwiazd ? nie wiem czy to faktycznie związane ze sobą układy, czy tylko optyczne towarzyszki, ale prezentują się niezwykle efektownie! Obok wiszą skupiska gwiazd oznaczone jako Bi 1, Bi 2 oraz NGC 6993. A, bliżej Crescenta leży jeszcze bardzo ładna podwójna ?442 przytulona do klastra o mianie IC 4996. Oooooo! Ameryka Północna w 25x100! Zachwycające! I asteryzm Mały Orion, i gromada NGC 6997. Piękne! Pelikan! I kolejna gromada, Cr 428?! Planetarka NGC 7027 (Magiczny Dywan) widoczna od razu, mrugająca, choć nie znikająca całkiem. Jeszcze poniżej klaster NGC 7024, powyżej ? NGC 7039. Nie jestem pewna położenia planetarki NGC 7048, ale dla równowagi inna, o numerze 7026 w tym samym katalogu, jest tak jasna i widoczna, że aż nie chce mi się wierzyć. Z marszu dostrzegam wschodnią część Veila, kawałek dalej zauważam też i zachodnią. Och, jednak dopiero lornetka daje wyobrażenie o rozłożystości tego kompleksu, zdecydowanie! Jest po prostu ogromny! Uwielbiam! Nie tak daleko jest gromada NGC 6940 zawierająca całe mnóstwo drobnych gwiazdek, jakby ktoś obsypał ją lśniącym pyłem. Po odnotowaniu jej widoku w zeszycie przykładam znów oczy do okularów i ledwo zdążyłam tylko zerknąć? O! Przez samiutki środek gromady przeleciał meteor! Kawałek dalej sięgam jeszcze do NGC 6885. Właśnie zmieniałam rejon swoich działań, gdy przez rejon, do którego zmierzałam mignął drobny meteor. ? i ? Cygni. Uwielbiam je. To one wycisnęły ze mnie łzy przy pierwszych obserwacjach tą lornetką. Trójwymiarowe tak, jak żadna inna gwiezdna okolica. I kolorowsze od każdej innej. I cudowniejsze. Piękniejsze. Wyskakują. Ku mnie. Cudeńka. Pomiędzy nimi przemknęła satka. Ojej. Dostrzegam, że powoli robi się jaśniej. Jeszcze wyłapuję NGC 6884 i drobniutką NGC 6866. I prześwietną, ledwo mrowiącą i rozmytą pośród odległych słońc NGC 6819. I Dziurę w Gromadzie, nie widziałam jej tak dawno. Wstaję i się zachwycam. Biorę okulary. Wenus, Orion, Byk, Plejady, to wschód. W zenicie Kasjopea, na zachodzie nisko Wega. Zima spotyka się z Latem. Niezwykle lśniące, lodowate kryształy śniegu i równie jasne, gorące słońca upalnej nocy. Rozdzielone słabszymi gwiazdami Jesieni, z wyraźnym tylko pomostem pod postacią wnoszącej się wysoko Kasjopei. Mars z jasną Wenus zastąpiły Jowisza i Saturna, które uciekły pod horyzont. Biorę lornetę i znów zaczynam przeczesywać firmament, lecz w przeciwieństwie do poprzednich nocy sunę przez niebo zimowe. Mijam znane obiekty, zatrzymuję się na M 42. Odrywam wzrok od dwururki, południowe, jesienne sklepienie przecina jasny meteor, od Lata do Zimy. Nucę coś. Wenus ? kwadra. Mars. Ustawiam telefon na kilka zdjęć, a sama biorę ???. Wpierw przemierzam nią pasmo Galaktyki, by następnie odbić ku Jesieni. Spoglądam teraz na wiszące nisko nad południowym horyzontem słońca, te tuż nad nim, i uświadamiam sobie, że nie zobaczę ich przez następne kilka lat, co najmniej. Wzruszam się, aż łzy napływają mi do oczu. Wspomniany obraz okolic Crescenta (inspirowany zdjęciem Grzegorza Gurdaka). ____________________ Ten semestr był dość wymagający ? nie miałam zbytnio czasu na naszą piękną pasję, a moje ostatnie obserwacje nieba miały miejsce w połowie września w Zatomiu (chyba żeby liczyć kilkunastominutowe spojrzenie przez chmury na koniunkcję Jowisza i Saturna przez teleskop Filipa z balkonu w akademiku) - potem z uwagi na kwestie pandemiczne prawie nie wracałam do domu (mieszkam z dziadkami, zaś na uczelni miałam zajęcia laboratoryjne, więc musiałam być na miejscu), a i z pogodą i Księżycem też było nie za ciekawie ? przez święta była pełnia, a teraz przerwa między semestrami nie zapowiada się kolorowo pod względem chmur. Zasadniczo moją jedyną stycznością z astronomią, choć bardzo subtelną, było malowanie astro-obrazów podczas słuchania wykładów, no i ewentualnie przedmiot obieralny ?Wprowadzenie do astrofizyki i kosmologii?? Ale żeby nie było, żyję, sprzętu nie sprzedałam i nie zamierzam tego robić, a następną relację obiecuję napisać wcześniej, niż pół roku po obserwacjach. ?
- 2 odpowiedzi
-
- 20
-
Witam wszystkich! Jako, że dopiero od niedawna (bardzo niedawna) interesuje się astronomią to pytanie pewnie niektórym wyda się głupie ale zauważyłem podczas swoich amatorskich obserwacji z nieuzbrojonym okiem jak i lornetką, że niektóre gwiazdy które w teorii powinny świecić bardziej są prawie niewidoczne i analogicznie te niektóre o mniejszej wielkości obserwowalnej od razu wyłapuje gołym okiem. Konkretnie mam tu na myśli Boteina (Delta Arietis) z gwiazdozbioru Barana którego bez problemu dostrzegam a Lambdę Tauri z gwiazdozbioru Byka która jest prawie, że niedostrzegalna gołym okiem mimo, że w teorii ma większą widoczność na podstawie wielkości obserwowalnej. Może odpowiedź jest jakaś banalna ale chcę rozwiać swoje rozterki nowicjusza :)
-
- gwiazdy
- obserwacje
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
21.12.2020 (godz. 16:30), Krosinko Na ten dzień czekało wielu miłośników astronomii. Wielka Koniunkcja Jowisza i Saturna nadeszła. Można śmiało przyznać, że spora część województwa wielkopolskiego wygrała dziś na loterii. Trafić warunki pogodowe o tej porze roku to naprawdę wielkie szczęście. O tym, że jest spora szansa na widoczność koniunkcji dowiedziałem się już w ciągu dnia spoglądając co jakiś czas na zapisy zdjęć satelitarnych. Jednak im bliżej wyznaczonej godziny, tym szanse nieco topniały, gdyż na południu zaczęły się gromadzić rozległe cirrusy. Spojrzałem przez okno chwilę przed końcem obowiązków - bez zmian, chociaż widoczne prześwity. Pojawiła się nadzieja, tym bardziej że cały wschód, zachód i północ były wręcz czyste. Przygotowałem nieśmiało lornetkę 10x50. Nagle z pokoju obok słyszę wołanie: "Tato, widać Księżyc!" Skoro widać Księżyc to zapewne Jowisza i Saturna również - pomyślałem. Ruszyłem na polowanie. Nie myliłem się. Nieuzbrojone oko pozwoliło dostrzec wyraźnie Jowisza. Gazowe olbrzymy były tak blisko siebie, że światło tego pierwszego wręcz przygaszało Saturna niczym gwiazda podwójna. Spojrzałem przez okno używając lornetki 10x50 - widok był przepiękny. Cztery księżyce galileuszowe w postaci kropek, kulą będąca Jowiszem, a obok Saturn, który nie był punktem, a wyraźnym obwarzankiem. Chwilę później oglądałem ten sam obrazek w lornetce 15x70 na pobliskiej polanie. Planety były już na tyle nisko, że pływająca atmosfera stworzyła pewnego rodzaju filtr. Światło nie oślepiało, a Saturn ukazał delikatnie widoczność swoich pierścieni, co pozwoliło wyłuskać nawet ich ulotne odseparowanie od samej planety, co zdarzyło mi się po raz pierwszy w lornetce 15x. Planety były bajecznie i blisko ustawione obok siebie. Dzieliła je odległość zaledwie około 6 minut kątowych! To naprawdę robi wrażenie! Spoglądałem na tą parę przez dobrych kilkanaście minut. W końcu warstwa zanieczyszczeń na niebie zrobiła się tak duża, że musiałem zakończyć sesję obserwacyjną. Wizualizacja Jowisza i Saturna w polu widzenia lornetki 15x70 Źródło: Aplikacja Stellarium Co ciekawe jeszcze kilka miesięcy temu kupując teleskop myślałem właśnie o tym dniu. Rzeczywistość dość mocno weryfikuje plany i dziś zamiast teleskopu miałem przy sobie niezawodną i zawsze gotową do użycia lornetkę (teleskop zaś stał w pomieszczeniu gospodarczym). Napiszę więcej - wcale nie żałuję tej decyzji. Ktoś zapyta: "Ale jak to? Planety i lornetka?" Oczywiście, że tak. Trzeba być jednak świadomym, że w tego typu obserwacjach nie chodzi o wyłapywanie detali, lecz o kontekst i perspektywę. Dzięki temu mogłem doświadczyć tego zjawiska w zupełnie odmienny sposób, który z całą pewnością zostanie w pamięci na całe życie. Do następnego razu! Pozdrawiam, Paweł : -) Wielka Koniunkcja Jowisza i Saturna 2020 - obserwacje lornetką 15x70 Źródło: Zdjęcie własne
- 12 odpowiedzi
-
- 12
-
18.12.2020 (godz. 22:00), Mosina Przez ostatnie dni prognozy pogody nie były łaskawe. Przyznaję też, że po prostu przestałem je śledzić. Tymczasem dzisiejsze popołudnie zaczęło się dość obiecująco, chwilę po zachodzie Słońca można było już zauważyć zbliżającą się wielkimi krokami koniunkcję Jowisza i Saturna. Para gigantów wygląda bajecznie już przy obserwacjach nieuzbrojonym okiem, a podręczna lornetka 10x50 tylko podkreśliła ten obrazek ujawniająć dodatkowo zawieszone w przestrzeni księżyce galileuszowe. Wieczorem nieśmiało zerknąłem przez okno. Ku mojemu zaskoczeniu niebo wciąż było pogodne. Jeszcze więcej radości dał mi Orion, który w końcu zaczał być w pełni widoczny z mojego balkonowego tarasu. Kilka minut póżniej stałem już na dworze ze statywem i lornetką 15x70. Temperatura dość niska, odczuwalna jesienna aura, do tego nadchodzącą i odchodzaca naprzemiennie mgła. Jednak mimo to niebo było dość przejrzyste jak na miejskie warunki. Zaczałem od Oriona. M42 klasycznie przepiękna, bez problemu mogłem dostrzec cztery składniki w Trapezie. Poświata mgławicy delikatnie widoczna w polu lornetki, chociaż to nie to samo co pod ciemnym niebem. Następnie przesunąłem się trochę wyżej, a tam Sigma Orionis wyraźnie świeciła ukazując piękno całego układu. Czas na Pas Oriona, który wypełnił całe pole widzenia i pozwolił na płynne przejście do M78 widocznej zerkaniem. Później kolejno trochę przeskakiwanie. Plejady, Hiady, NGC 1647, NGC 1746 i poszukiwania M1 przy Zeta Tauri. Nie jestem pewien, czy widziałem zerkaniem Mgławicę Kraba - może to tylko wyobrażnia, a może faktycznie tam była? Pozostając w tym obszarze zjechałem nieco niżej do rozległego obiektu jakim jest Collinder 65. Obfity w gwiazdy pozwolił nacieszyć oko przez dłuższą chwilę. Czas na Woźnicę. Tutaj znów klasycznie M37, M36 i M38. Szybkie przejście do konstelacji Bliżniąt i M35 już na widelcu - zjawiskowa, wyraźnie rozbita gromada. W tym momencie dostrzegłem już znakomicie widoczny Trójkąt Zimowy. Syriusz wznosi się coraz wyżej, a niedaleko Procjon przypomniał mi, że czas na konstelację Jednorożca. Wystartowałem od gwiazdy Alhena w Bliżniętach i już kilka sekund później dostrzegłem świąteczny klasyk - NGC 2264 w pełnej okazałości. Gromada Choinka niczym ozdobiona światełkami błyszczała z każdej strony. Jeśli jeszcze jej nie widzieliście to naprawdę polecam. W lornetce 15x70 prezentuje się zjawiskowo. Źródło: Sky Safari 6 Kiedy tylko nacieszyłem oko świątecznym drzewkiem skierowałem się nieco niżej do Mgławicy Rozeta. Tutaj widoczna tylko centralna część, czyli gromada NGC 2244. Jednak już teraz nie mogę się doczekać wyjazdu z filtrami pod ciemne niebo. Oby jak najszybciej! Nim się obejrzałem znów nadciągnęła mgła, która tym razem skutecznie pogoniła mnie do domu. Dzisiejsze obserwacje poraz kolejny uświadomiły mi, jak łatwo dostępne, a zarazem ciekawe może być niebo przez lornetkę. Wystarczyło zaledwie kilkadziesiąt minut, aby móc zajrzeć w głąb nocnego nieba podczas zupełnie spontanicznych wieczornych obserwacji. Do następnego razu! Pozdrawiam, Paweł : -)
-
Słowem wstępu - od czasu do czasu zdarza mi się skrobnąć relację z obserwacji. Dotychczas tekst lądował zawsze w wątku, w którym z ekipą umawiamy się na spotkania, przez co po chwili ginie on pośród pozostałych postów. Postanowiłem więc wydzielać relacje z obserwacji do oddzielnych wątków pod szyldem "Szepty kosmosu", może dzięki temu trafią one do szerszego grona. 15.09.2020 (godz. 22:00), Sulejewo Folwark (Poznań) Wczorajsze warunki nie należały do najgorszych. Można było jednak zauważyć wpływ ciepłych mas powietrza na widoczność, więc z planetami dość słabo, ale gromady prezentowały się bardzo przyzwoicie. Jak na środek tygodnia na placu boju liczna ekipa, łącznie 5 osób i do dyspozycji sprzęt: GSO 8", GSO 10", SW Flex 10", Taurus 13", Nikon EX 10x50, Delta Extreme 10x50 i Delta Extreme 15x70. Tym razem wybrałem się wyłącznie z lornetkami Delta 10x50 i 15x70, dawno ich nie używałem, dlatego też sesja obserwacyjna sprawiła mi sporo frajdy i pozwoliła spojrzeć z nieco szerszej perspektywy na wrześniowe niebo. Na pierwszy ogień poszła para Mizar i Alkor w Wielkiej Niedźwiedzicy, w 15x mogłem bez problemu rozdzielić Mizara na dwa składniki A i B. Potem kadr przeniosłem na M81 i M82, po czym przeskoczyłem do M13 w Herkulesie. Obiekty widoczne wyraźne. Jako, że Orzeł jeszcze dość wysoko na niebie, skierowałem się w jego dziób i potem do Tarczy, aby zobaczyć Gromadę Dzika Kaczka. Pozostając w tych rejonach nieba skierowałem lornetkę trochę wyżej w stronę gwiazdy Altair, a następnie do Tarazed. Potem nieco w prawo, aby zapolować na dość ciemny obiekt jakim jest Mgławica E, czyli Barnard 142 i Barnard 143. Wczorajsze warunki nie były spektakularne, ale zerkaniem mogłem dostrzec w lornetce 15x70 delikatne pociemnienie z zamierzonym kształtem, co pozwoliło uznać ten obiekt za zaliczony. Po chwili przerzuciłem się w rejony nieba położone na północy i wschodzie. Klasycznie mogłem bez problemu zobaczyć Galaktykę Trójkąta i NGC 752 znajdującą się obok, Andromedę, Chichoty, Stock 2, Owl Cluster (dla mnie to wciąż lecąca Sowa, a nie stwór E.T.) i M103. Dość sporo czasu spędziłem w okolicach Kasjopei, dawno tam nie zaglądałem z lornetką, mogłem na spokojne delektować się widokiem na dwoje oczu przemierzając bardziej i mniej znane obszary tego rejonu nocnego nieba. Jako, że wczoraj przypadał światowy "dzień kropki" - o czym przypomniał mi syn wracając z przedszkola - postanowiłem zapolować na Urana i Neptuna z lornetką 15x. Wspomagając się aplikacją SkySafari bez problemu szybko je odnalazłem w polu widzenia. Neptun, który kilka dni temu był w opozycji znajduje się obecnie w okolicach Wodnika. Widać było wyraźne błękitne zabarwienie kropki w okolicach innych gwiazd. Dość łatwo można go wyszukać kierując się na lewo od gwiazdy ? Aquarii. Neptun tworzy tam obecnie trójkąt równoboczny z innymi gwiazdami i stanowi jeden z wierzchołków figury. Z Uranem było nieco trudniej, krążyłem chwilę nad ogonem w konstelacji Wieloryba, ale w końcu go upolowałem. Odcień cyjankowy zdradził jego pozycję. Z ciekawości spojrzałem jeszcze na dwie inne kropki - Marsa i Jowisza. Tutaj oczywiście bez żadnego detalu, ale Mars to już widoczna "kula". Jowisz za nisko, natomiast Saturn z wyraźnym kształtem sugerującym obecność pierścieni. Niedługo potem widać było już ładnie Plejady i wznoszącą się Kapellę z Woźnicą. Niestety próby dostrzeżenia gromad bez skutku - przeszkadzało drzewo. Na zakończenie na statyw wrzuciłem 10x50 i spoglądałem w te same okolice. W szerszym kadrze te same obiekty nabierają zupełnie innej perspektywy. Gromada Alpha Persei Cluster (Melotte 20) w Perseuszu jak zawsze spektakularna - wygląda idealnie w przybliżeniu od 7x do 10x. Wschodzące konstelacje jesienno-zimowe przypomniały nam, że za chwilę północ, a rano trzeba wstać, także wszyscy po kolei rozjechaliśmy się we własnym kierunku. Do następnego razu! Pozdrawiam, Paweł : -) ps. kilka pamiątkowych zdjęć z telefonu:
- 4 odpowiedzi
-
- 7
-
Jeszcze w marcu przeszła mi przez głowę myśl, że kurczę, dawno żadnej relacji nie pisałam. Może i ostatnia miała 17 stron, ale to było w sierpniu? A nawet wrześniu. A teraz siedzę w domu, więc niebo o jakości 4 w skali Bortle?a mam każdej nocy ? not great, not terrible. I niby trzeba się uczyć, ale wstawać za wcześnie nie muszę, bo tak szczęśliwie się złożyło, że większość zajęć wypada w godzinach późniejszych niż 12 w południe. No i nawet już trochę obserwowałam, więc jest co opisywać. Nooo, tyle, że trzeba jeszcze to ubrać w słowa, a ponieważ nie wiadomo ile będziemy wszyscy siedzieć w zamknięciu, na końcu może się okazać, że pobiję swój poprzedni rekord długości teksu. A potem przypomniał mi się świetny opis Damiana P. Po północy i jego genialna formuła. Nie no, aż tak streścić się chyba nie potrafię, za bardzo lubię gadanie i zdania po kilka linijek, ale to jest jakaś myśl, żeby nie upychać na siłę wszystkich obiektów. Może coś z tego będzie. A potem przyszedł maj, a ja po namalowaniu kolejnego obrazu, zrobieniu jakiegoś zadania i braku chęci na kolejne, przypomniałam sobie, że chyba nie wpisałam wszystkiego w notatki obserwacyjne. I tak mi się jakoś przypomniało? *W tym miejscu możecie podziękować Orange i beznadziejnemu internetowi u Filipa w domu, gdyż gdyby ten jakkolwiek działał, grałabym właśnie z nim w Minecrafta, a nie pisała wstęp do relacji.* (audycja zawierała lokowanie produktu) (Drobna uwaga co do numeracji ? 11/12 marca 2020 r. była pierwszą nocą po zamknięciu AGH i jednocześnie moją pierwszą spędzoną w domu) 13/14 marca 2020 r. ? noc trzecia Lorneta została zniesiona z mojej szafy do pokoju gościnnego. Wieczorem chwilę zerknęłam z kuchni przez okno, widziałam Duch Jowisz, nie jestem pewna czy wyzerkałam NGC 3115. Pokazałam trochę gwiazd siostrze, podobały jej się, mimo że nie oglądała żadnego konkretnego obiektu. 14/15 marca 2020 r. ? noc czwarta Odsłaniając okno, w pierwszej chwili ujrzałam błysk. To chyba nie Iridium, może jakiś meteor stacjonarny. Jest około godziny dwudziestej pierwszej. Od alergii spuchły mi oczy, a mama przyszła właśnie do mojego ciepłego, domowego stanowiska obserwacyjnego, czyli kuchni, i zaświeciła światło. Super. Trochę jej pojęczałam. Poszła. Nie zdążyłam jeszcze całkiem przystosować wzroku do ciemności po tym niespodziewanym incydencie, gdy przyszła znowu. A potem jeszcze tata. Idę na pole. Swoją drogą to pierwsze konkretniejsze obserwacje w tym roku kalendarzowym (sic!). Pierwsze jakiekolwiek były wczoraj? Wybornie. Te dzisiejsze, nie licząc zaokiennej rozgrzewki w postaci Tripletu Lwa, rozpoczęły się od porażki w postaci NGC 3596, na szczęście jednak kolejne galaktyki - NGC 3593, 3640 i 3521 okazały się łatwiejsze do odnalezienia. Szczególnie ta ostatnia raczej sama zdążyła mnie znaleźć i wskoczyła w pole widzenia nieźle mnie zaskakując. Piękna, jasna, wyraźna. Owalna mniej więcej w osi N-S, z zaznaczonym jądrem. W ładnym otoczeniu gwiazdowym, starhopping banalny. Normalnie obiekt tygodnia jak się patrzy, szkoda tylko, ze Panasmaras ubiegł mnie z tym o jakieś trzy lata. Cel naprawdę przepiękny, obiekt sesji! Spojrzałam jeszcze na kilka galaktyk jak NGC 3115 czy Sombrero, przegrałam z IC 651 o ciekawym otoczeniu przywodzącym na myśl miniaturkę gwiazdozbioru Skorpiona. A potem musiałam przerwać, bo okulary lornety za każdym przyłożeniem oczu parowały, a w dodatku chyba odmroziłam sobie palce. 15/16 marca 2020 r. ? noc piąta Kolejna noc, kolejne obserwacje. Dziś wkraczam w prawdziwy świat galaktyk. Zaczynam delikatnie ? NGC 3810 we Lwie poddaje się dość łatwo, co do NGC 3872 mam 70% pewności. NGC 4168 pozostaje schowana wobec APM 25x100, co jednak wynagradza mi rzucająca się w oczy, jasna i długa NGC 4216 (the Silver Streak Galaxy). Kilka następnych kosmicznych wysp znów mi umyka, dostrzegłam za to trzy eMki (98, 99 i 100) oraz dwie eNGieeCki ? 4379 i delikatną 4262. Czas na Łańcuch Markariana. Witają mnie M 88 i 91 wiszące u jego bram, wyzerkuję NGC 4474, choć nie NGC 4459. Numery 4477 i 4473 same wpadają mi oczy, podobnie, nomen omen, Galaktyki Oczy (NGC 4458 i 4461). Są też 4458 i 4461, potężne M 86 i 84 oraz podłużna, okupująca pod nimi niebo NGC 4388. Odbijam chwilę po NGC 4267 i już mam rezygnować, ale wyskakuje! Jest! Wracam. M 87 sama wpada w pole widzenia, a wcześniej? NGC 4371 też wyskakuje sama, tak o, od niechcenia. Rewelacja! Przy wspomnianej M 87 łapię NGC 4478 ? po chwili czekania, ale dość wyraźna, lepiej widoczna przy wodzeniu wzrokiem po polu widzenia. Idę dalej? No i ściana. Ale za to jakie mam przystosowanie wzroku do ciemności. ? szybka, losowa myśl w głowie. Więc w lewo. Prócz oczywistej M 58 prędko znajduję NGC 4564 i Bliźnięta Syjamskie (NGC 4567 i 4568). Mam eMki o kolejnych dwóch numerach. Niżej. W mapkach szczegółowych w Interstellarum przechodzę z D2 na D3. Mam NGC 4608 i 4596 ? ta druga jest trochę wyraźniejsza. Jest NGC 4578. Uhu! Piękna M 49, jakie z niej jest bydle! Dalej szybko wpadające w oczy moje przyszłe Obiekty Tygodnia. Ała. Kręgosłup coraz bardziej boli od tego wyginania się (klęczę w kuchni przy lornetce i wyginam się z tych kolan na ile okno pozwoli wypatrzeć). Jestem już na dość wysokiej deklinacji i rezygnuję z dalszego wspinania się po siatce współrzędnych ?zamiast tego zdobywam NGC 4365. I NGC 4339. W prawo. Ściana. W lewo. Jest NGC 4570. No dobra, to było minimalnie wyżej, ale teraz już w dół. Charakterystyczny heksagon z gwiazd? I NGC 4580 zaskakująco szybko wyskakuje z tła nieba. I niżej. Jeden trójkąt z gwiazd, dwie gwiazdki blisko siebie. Nad nimi ? NGC 4527. Pod nimi ? NGC 4536. Plecy dalej bolą. Pomijam znów tę samą deklinację. W dół. Teraz zaczynam od Spiki ? ale daje po oczach. Mam NGC 4856, 4727, ale nie 4902 i 4728. Już prawie nic nie dostrzegam, a tu się okazuje, że Księżyc właśnie wschodzi? Ale i tak było pięknie, jak to ktoś kiedyś ujął, pogalaktyczyłam! 18/19 marca 2020 r. ? noc ósma Jakoś tak już po pierwszej naszło mnie, by sprawdzić jak z pogodą ? wcześniej niebo było dosyć mętne, ale okazało się, że teraz jest już cacy, więc rozsiadłam się wygodnie w swoim miejscu w kuchni. Za oknem królowały już okolice Wagi i nawet Antares zaczął wychylać się akurat zza Ostrego Wierchu. Na początek, żeby stopniowo przystosować się do ciemności, wcelowałam lornetą losowo w niebo, jak się okazało w okolice pięknie lśniącej Zubenelgenubi (?1 i ?2 Lib). Pokrążyłam trochę po okolicy i już zaczęłam buszować w dół, kiedy przypomniałam sobie o Galaktyce Południowy Wiatraczek ? Messier 83 ? jednej z kilku eMek, których po 7 latach obserwacji wciąż mi jakimś cudem brakuje. Szybko udałam się w jej kierunku, aż trafiam na jakąś ciemną sylwetkę. Cyprys. Samiutki jego czubek, a za nim ? mój cel. Uparłam się. Podniosłam lornetę do pozycji stojącej ? hmm, wciąż trochę brakuje. Dobra, to inaczej. Przesunęłam statyw w lewo, najbardziej jak się da, aż do stojącej w tym miejscu rogówki. Sama wtuliłam się tuż obok. Patrzę - jest! Widzę rejon galaktyki. Chwila zerkania i mam ją! Ginąca w ekstynkcji atmosferycznej i łunie od latarni ulicznej przy drodze krajowej, ale jest! Mgiełka, widzę ją! Dobra, ale wróćmy do czegoś normalnego, tzn. do czegoś w dogodniejszym miejscu niż ekstynkcja, łuna i krzaki. Już zaczęłam kierować się z powrotem do Wagi, ale jakoś tak w ostatnim momencie zmieniłam zdanie względem napisanego wyżej stwierdzenia i pomyślałam, że zahaczę o Centaura. Trochę pooglądałam szorującego tuż nad pasmem Beskidu Małego gwiazdowia i w końcu udałam się na spotkanie wyżej położonym regionom nieboskłonu. Mini Sombrero już ostatnio wpadło mi w oko na kartach Interstellarum, a teraz stało się to też w rzeczywistości. Urocza galaktyczka przytulała się do jednej z gwiazdek w sąsiedztwie 108 Vir ? ta druga troszkę przeszkadzała swym blaskiem, ale nie obdzierała z uroku jawiącego się jako skoncentrowana pionowa kreseczka obiektu. Godzina 3:32! Właśnie próbowałam wypatrzeć NGC 5713 i 5691, kiedy w pole widzenia lornety wpadł meteor ? powolny, z kierunku NE na SW, skrzył lekko zielonym odcieniem, zostawiając za sobą lśniącą niczym brokat smużkę, po czym zgasł. Całość trwała ok. 1 sekundy. Cudeńko! Hmm, ale eNGieeCek chyba nie wypatrzyłam? Upolowałam jeszcze kilka galaktyk kierując się w prawo, aż natrafiłam na ścianę. Zawróciłam w przeciwnym kierunku i nagle ? FRU! Znowu jasny meteor w polu widzenia, ze wschodu na zachód. Po obejrzeniu jeszcze kilku kosmicznych wysp posnułam się po okolicy Węża, zachwycając się pięknie skrzącymi słońcami. Szczególnie urzekł mnie sznureczek gwiazd między ? Ser a NGC 6017, nadawałby się na obiekt tygodnia? Może kiedyś. Wyżej trafiłam na IC 4593 (Białooki Groszek, nawiasem mówiąc, przeurocza nazwa) ? mimo braku charakterystycznego dla planetarek zabarwienia, łatwo rozpoznać naturę tego obiektu ? zachowuje się trochę jak Mgławica Mrugająca. Nieopodal znajduje się równie urocza gromada otwarta Hrr 7, w dodatku całkiem spora ? zajmuje większość pola widzenia APM 25x100, a wygląda niczym powyginany łańcuszek z gwiazd. Spojrzałam jeszcze na M 107 i zaczęłam zbierać się do spania ? wszakże była prawie 4, a i niebo wydawało się już jakieś takie nijakie. 27/28 marca 2020 r. ? noc szesnasta Wieczorem ładnie był widoczny Księżyc ze światłem popielatym, a niedaleko także Wenus, Plejady, do tego leciała ISS. Jakiś czas później obejrzałam też przelot starlinków, pierwszy raz od maja zeszłego roku. Po całkowitym zapadnięciu zmroku zdecydowałam się na obserwacje pozakuchenne ? przed domem. Moim głównym celem było dalsze nadrabianie zaległości ? tym razem padło na M 52. Tak wiem. W.S.T.Y.D. Znaczy, ja ją pewnie widziałam, problem polega na tym, że nie mam tego nigdzie zanotowanego w swoim obserwacyjnym notesie, więc nie mogę oficjalnie uznać, że ją zobaczyłam. Dlatego właśnie skierowałam dwururkę do przyczajonej nisko nad północnym horyzontem Kasjopei. I pyk. Oficjalnie zaliczona. Piękny maczek o wyraźnych granicach z jedną szczególnie wybijającą się gwiazdką. Kolejne kilka eMek miałam do zaliczenia w Wielkiej Niedźwiedzicy, ale ta obecnie okupowała zenit ? dziękuję takie akrobacje przy lornetce, zaczekam na okazję, gdy ta będzie niżej. Podregulowałam statyw, wzięłam krzesło z garażu i rozsiadając się wygodnie najpierw zaliczyłam kilka klasyków pokroju Tripletu Lwa, zatrzymałam się na Vindemiatrix i odbiłam w prawo do naszyjnika z gwiazd, pod którym skryła się NGC 4698. Powyżej mimowolnie z tła wyskoczyły M 60 i NGC 4638, trochę bardziej pomęczyłam się z NGC 4660, ale w końcu i ona wylazła. Zdawało mi się też, że obok eMki wylazła NGC 4647. Wyżej zachwyciła mnie podwójna ?1678 ? łatwa do rozdzielenia z wrażeniem zielonkawości, zwłaszcza jaśniejszego składnika. W jednym polu widzenia zmieściła się jeszcze NGC 4689, którą wreszcie wyzerkałam. Akompaniują jej stosunkowo jasne gwiazdy swoją drogą, bardzo ładna okolica. Niedaleko jest jeszcze kilka galaktyk, w tym wąska NGC 4710, która mignęła mi tylko przez chwilę, ale jestem tego pewna na 100 procent! Udałam się ku Wolarzowi, jednak z trudem cokolwiek wyzerkiwałam. Po odsunięciu się od okularów zreflektowałam się, że to na południową część nieba coraz odważniej zaczęły wkraczać cirrusy. Było kilkanaście minut po północy. Potem jeszcze telefonem zrobiłam kilka zdjęć malowanych światłem, które mogliście zobaczyć tutaj. _____________________ W dzień naszło mnie jeszcze na dzienne obserwacje Wenus z tatą, o czym pisałam tutaj. 3/4 kwietnia 2020 r. ? noc dwudziesta trzecia Przejście Wenus na tle Plejad ? piękna sprawa, którą postanowiłam utrwalić na szkicu, o czym też pisałam już na forum. 11/12 kwietnia 2020 r. ? noc trzydziesta pierwsza Miałam troszkę poobserwować, ale skończyło się na tym, że wyszłam na pole i gołym okiem podziwiałam niebo, wspomagając się czasem maleńką BGSZ 2.3x40. Uspokajające. Moją obecność na zewnątrz domu szybko wyczuł krążący w okolicy Kiwi, który postanowił mi towarzyszyć, goniąc po pobliskiej tui. Około pierwszej, już z domu, zerkając przez okno trafiłam akurat na wschód Księżyca. Wzięłam szybko lornetkę, by spojrzeć, jak jego tarcza wysuwa się powoli spomiędzy drzew porastających Beskidy. Jeszcze bardziej uspokajający widok. 9/10 maja 2020 r. ? noc pięćdziesiąta dziewiąta Tym razem jestem jakieś 2 stopnie bardziej na północ. Kalisz. Tata zlitował się i w dobie pandemii i siedzenia w domach zawiózł mnie i doręczył do rąk własnych Filipa. Już pierwszego wieczoru udało się trochę razem poobserwować Wenus ? rozstawiliśmy moją APM 25x100 i filipową Syntę 6? (konkretnie SW 150/750) z kitowymi okularami 10 mm i 25 mm. Bardzo ładny sierpik, wciąż jeszcze widoczny niedługo po zachodzie Słońca, nawet bez filtra polaryzacyjnego i nawet w lornecie. Podzieliliśmy się tym widokiem z rodzicami i siostrą Filipa. 12/13 maja 2020 r. ? noc sześćdziesiąta druga W nocy na chwilę wyszliśmy na obserwacje ? na chwilę, ponieważ szybko naprostowało nas lecące z północnego zachodu mleko. Chyba jedynie M 101 udało się nam zobaczyć, swoją drogą ? kolejny obiekt z serii W.S.T.Y.D. w moim wydaniu. Nie wiem jak mogłam jej wcześniej nie upolować. W 6 calach i w tych warunkach pogodowych (+na obrzeżach Kalisza, więc mimo wszystko z większym zaświetleniem niż u mnie) jawiła się jako rozległa, blada paćka. Oprócz tego widzieliśmy kilka ładnych satek lecących po niebie, bardzo ładne (!) chmury ? zacnie wyglądały te sunące cirrusy w łunie od miasta, trochę taka zorza dla ubogich (a może syndrom sztokholmski). No i spojrzeliśmy też na Jowisza i Saturna, seeing zabijał, ale momentami na tym pierwszym nawet dwa pasy szło wypatrzeć. A, może jeszcze dodam, że to wszystko na oko, bo Filip nie ma szukacza w teleskopie. 17/18 maja 2020 r. ? noc sześćdziesiąta siódma Tym razem wyposażyliśmy się w szukacz, a konkretniej szukacz laserowy, a konkretniej ? Filip wydrukował na Prusie uchwyt, do którego przytwierdziliśmy mój zielony laser. Na polu (albo raczej na dworze, to już nie Małopolska) zainicjowałam protokół W.S.T.Y.D. Pora to wreszcie zakończyć. Na rozgrzewkę - powtórka z wczoraj - M 101. Muszę przyznać, że mimo posiadania szukacza, dziś miałam z nią o wiele większy problem niż ostatnim razem. W ogóle wyszłam chyba z wprawy operowania teleskopem - 1.5 roku lornetkowania robi swoje? A pomyśleć, że kiedyś umiałam śledzić Dobsonem 10? Międzynarodową Stację Kosmiczną, i to nawet gnającą w okolicach zenitu? I jeszcze rok temu nazywali mnie na zlocie ?żywe go to?... W każdym razie kolejnym obiektem na liście wstydu była M 40. Przy niej także początkowo nie mogłam się zorientować, ale w końcu ją znaleźliśmy, nawiasem mówiąc, Filip oficjalnie został moim stojaczkiem na Interstellarum. Dobra, został jeszcze jeden, a może raczej jedna, M 102. Powolutku, gwiazdka po gwiazdce, ale w końcu dotarliśmy do igłowatej i bardzo wyraźnej galaktyki - z racji na ten drugi epitet bardzo spodobała się Filipowi. A ja? Właśnie oficjalnie, z dokumentacją, dobiłam wszystkich eMek, po prawie 7 latach od rozpoczęcia regularnych obserwacji i od założenia notatnika na zapiski z tychże (w którym swoją drogą już się kończy miejsce). Stojaczkowi na atlas pokazałam jeszcze M 81 i M 82, M 51, M 57, M 27, no i M 13, ta ostatnia to dopiero się mu spodobała. Ale najlepsza i tak była ISS, którą oglądaliśmy w teleskopie zmieniając się co chwilę i pomagając sobie w celowaniem w jej kierunku. Piękna! Ładnie widoczne panele, obrót, zmiana odległości. Cudeńko! O, i jeszcze Filip zobaczyć przypadkiem jedno z ostatnich Iridium z piękną flarą, co mi nie było dane od dobrych paru lat. Ale było fajnie! 21/22 maja 2020 r. ? noc siedemdziesiąta pierwsza Nie ma to jak romantyczne kolimowanie razem teleskopu i wymienianie silnika w Prusie (drukarka 3D) - pierwsze robiłam ja, drugie Filip, tuż obok. A potem oglądanie koniunkcji Wenus i Merkurego - o obu planet udało się dostrzec fazę, choć w przypadku tej najbliższej Słońcu potrzebny był okular 10 mm. Mieliśmy jeszcze trochę poobserwować w nocy, ale niebo zasnuło się cienką kurtyną, a my? otworzyliśmy wino.
- 6 odpowiedzi
-
- 21
-
- apm 25x100
- lornetki
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami: