Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'ciemności orła' .
-
Niedosyt czasami bywa piękną siłą sprawczą - lub kopniakiem w rzyć, jak kto woli. Po śladowych ilościach siedzenia pod gwiazdami w lipcu i sierpniu, za to wypoczęty po urlopie, obiecywałem sobie dużo po wrześniowym nowiu. Tymczasem upalne lato kiedyś musiało się skończyć, a wilgoć - zacząć kłębić w przestworzach, by potem gwałtownie przemieszczać się pionowo w dół. Do tego stabilne wcześniej fronty zachwiały się na Europą, przeciągając całe masy powietrza z jednego krańca na drugi. W tę przejściową pogodę wpisał się Zatom. W pewnym sensie wizyta na zlocie przypominała wizytę w klubie go-go - zostawiłem tam trochę kasy, niby naładowałem baterie, ale - jako, że do niczego konkretnego nie doszło - wyjeżdżałem bez satysfakcji. Ze wspomnień obserwacyjnych mogę więc przywołać jedynie tępe spojrzenie w czeluść w miarę pogodnego nieba w pierwszy wieczór, kiedy byłem potwornie zmęczony. Niedosytu wywiozłem więc ze zlotu pod dostatkiem. Ale to ów niedosyt miał mnie wypchnąć parę dni później, mimo przeciętnych prognoz. Kiedy powoli zacząłem się już godzić z myślą, że wrześniowy nów mi umknie, kiedy niebo okazało się być niespodziewanie łaskawe w piątkowy wieczór - spakowałem więc manatki (10x50 i gościnnie - 20x80) i tuż po 21:00 byłem gotowy do drogi na miejscówkę. Spoglądając na niebo tuż przed wejściem do auta, zauważyłem przechodzące obłoczki - i mimo, że mogły oznaczać, że obserwacji nie będzie wcale, a w najlepszym razie - że będzie ich niewiele, zaryzykowałem. Bliziny powitały mnie jeszcze całkiem ciepłym powietrzem, niewielką wilgotnością i kapitalną przejrzystością. Obłok Gwiezdny Tarczy, mimo nieznacznej wysokości nad horyzontem, mocno przykuwał wzrok, Droga Mleczna świeciła mocno, jak rzadko kiedy w tej bliskości aglomeracji trójmiejskiej, a wyraźne gwiazdy w Strzelcu muskały nieznacznie zaświetlony południowo-zachodni horyzont. ? Świeć. ? ? Rozkazuję ci, świeć! ? ? Cholerna bateria... Cholerna bateria lub niedbale włożona do torby (czyżby jeszcze w Zatomiu?) włączona latarka i brak zapasowego źródła światła spowodowały, że byłem bliskie zakończenia sesji przed czasem - przynajmniej jeśli chodzi o próbę wyłapania jakiegokolwiek nowego obiektu. Tym razem na szczęście, wujek G. jest wszędzie - naprędce ściągnąłem aplikację Red Telescope Flashlight, która zabarwiła ekran smartfona na czerwono. Rozwiązanie oczywiście nie było idealne, ale na bezlatarczu i smartfon latarka. ? Sesję rozpocząłem od Obłoku Gwiezdnego Tarczy. Dzika Kaczka (M11) już dawno przestała być dla mnie magnesem, padła jednak jako pierwsza, gdyż jej jasność czyni zeń świetną boję nawigacyjną w rejonie. Rzeczywistym celem były wspaniałe międzygwiezdne chmury pyłowe, których w Tarczy jest prawdziwe zatrzęsienie. Wycelowałem 10x50 tuż na zachód od M11, w ścisłe okolice sporego asteryzmu Konik Morski (vel Poznański Haczyk na Poznańskie Ryby z Poznania), tam, gdzie blask gwiezdnego obłoku urywa się nagle za sprawą dryfujących bliżej Słońca ciemnych mgławic, jak skalpel ucinających zachodnią granicę jasnego tła ramienia Galaktyki. Region ten zgrubnie określany jest jako Barnard 103, choć sam Barnard pod tym numerem skatalogował niewielką koncentrację w gęstej międzygwiezdnej pyłowej zupie. Wizualnie wzrok przykuwała wyraźna, wąska smuga wędrująca niemal południkowo, odcinająca jedną z przebitek jasnego tła. Kolejna przebitka odległego Ramienia Tarczy, skatalogowana jako NGC 6682, również świetnie odcinała się od pyłowych wspaniałości pierwszego planu. Największą uwagę poświęciłem jednak samej B103 z przyległościami. Przez pewien czas wodziłem wzrokiem wzdłuż Konika Morskiego, śledząc granicę światła i cienia, wymiennie przez 10x50 i 20x80. Następnie odbiłem od boi nawigacyjnej nieco ku północy, obejmując w szerokim kadrze wielkie półkole Barnarda 111. Przejrzystość nieba pozwoliła całkiem wyraźnie zidentyfikować nie tylko wschodnią granicę obiektu (zwykle dobrze widoczną), ale również i zachodnią. Za to wyodrębnianie mniejszych obiektów wewnątrz samej B111 poszło znacznie gorzej, niż mogłyby wskazywać na to warunki. źródło: A Photographic Atlas of Selected Regions of the Milky Way (E.E. Barnard) Zacząłem od próby wydzielenia B110 i B113. O ile na zdjęciach ich obecność potrafi rzucać się w oczy, o tyle wizualnie ginęły one na dość ciemnym tle B111. Momentami wydawało mi się, że widzę nieznaczne pociemnienie tam, gdzie powina być B110, jednak obecność dwóch gwiazd 8 wielkości mogła sugerować wyobraźni wytyczenie granicy pomniejszej mgławicy właśnie przy nich. Niewiele lepiej poszło mi z B320. Mogę ją teoretycznie zaliczyć jako zaobserwowaną, jeśli (nie bezpodstawnie) uznamy, że numer ten odnosi się do południowo-wschodniego krańca księżycowatej B111. Niemniej, jakikolwiek detal - tak wyraźny na zdjęciach - był poza zasięgiem, po raz kolejny też nie udało mi się oddzielić B320 od B111. Widząc, że również niewiele wskóram próbując rozdzielić drobne pyłowe kłaczki na wschód od wyraźnej B119a,omiotłem tylko wzrokiem plamę B112 i strużki B114-118 (z wszystkimi numerami po kolei) i przeniosłem się jeszcze kawałek dalej w lewo, szukając szczęścia gdzieś przy stopie Antinousa. Po napatrzeniu się na jasną połać Obłoku Gwiezdnego Tarczy, tło gwiezdne parę stopni na wschód nie mogło nie wydać się ubogie. Twardo jednak okryłem się kapturem, by w pełni zaadoptować wzrok i poczekałem na nieznaczne pojaśnienie tła. Z czasem zacząłem widzieć więcej w tym miejscu, lecz leżące tu Barnardy 133 i 134 nie kwapiły się zbytnio z coming-outem. Dodatkowo każde niecierpliwe spojrzenie na mapę było okupione małą utratą adaptacji - lecz w końcu zamajaczyła mi we właściwym miejscu eliptyczna, nieco wydłużona sylweta B133. Z każdą chwilą stawała się coraz wyraźniejsza, choć powiedzieć o niej ?wyraźna? nie mogłem nawet pod koniec naszego t?te-?-t?te. Mimo niewielkich rozmiarów, ciemnotka poddała się nawet w 10x50. Za to B134 pozostała poza zasięgiem obu dwururek. Obiekty w Tarczy i okolicach z wolna zaczęły tracić kontrast. Dobiegało końca okienko między zapadnięciem ciemności nocy astronomicznej a sensowną wysokością rejonu nad horyzontem. Przeniosłem się więc do delikatniejszego, wyżej świecącego Obłoku Gwiezdnego Gammy Orła i kolejnych ciemnych mgławic, które świecą na jego tle bądź go okalają. źródło: http://astropolis.pl/topic/45658-konstelacja-orla/ Na pierwszy ogień poszła oczywiście ?E? Barnarda, czyli duet B142-143. Zazdroszcząc najwyraźniej Lukostowi wyłuskanego pod bieszczadzkim niebem detalu, przykleiłem się do muszli okularowych większej z lornet, by wycisnąć jak najwięcej w dobrych blizińskich warunkach. Wszystkie równoleżnikowe poprzeczki kompleksu pyłowego były świetnie widoczne, zwracał również uwagę gradient powoli ginących ku południowemu zachodowi dość wyraźnych (i najwyraźniej bezimiennych) przepyleń, ograniczających południową część Obłoku Gammy Orła od wschodu. Moją uwagę przykuła mocniej odwiedzana wcześniej mała łukowata smuga oznaczona jako B337 i B334. Obiekt ten wypatrzyłem już w zeszłym roku, jednak teraz postanowiłem wykorzystać większą moc 20x80. Po spokojniejszej adaptacji, pyłowy łuk wyraźnie się przełamał, więc w końcu udało mi się jednocznacznie wyodrębnić obie składowe jako osobne obiekty - większy, północno-wschodni Barnard 337 i tworzący jakby niższy schodek, południowo-zachodni Barnard 334. Na tym duecie lorneta 20x80 spisała się świetnie - zostawiając spory zapas pola dała jednocześnie na tyle mocny zasięg gwiazdowy, żeby wyciągnąć odpowiednio jasne tło i umożliwić wyjście obu Barnardów z tła gwiezdnego obłoku. Małej, zwartej kropy B336 nie dostrzegłem - niejednorodność drugiego planu sugerowała co prawda kilka pociemnień, mogących być Barnardem 336, lecz wobec bliskiego położenia dość jasnej gwiazdy pierwszego planu, odpuściłem. Przeskoczywszy na drugi brzeg Obłoku Gammy Orła, spróbowałem odszukać trzy kolejne Barnardy o kształtach dość fantazyjnie zakreślonych na mapach. Pierwszym z brzegu (północnego) był Barnard 333. Wobec braku wyraźnych boi nawigacyjnych i zatrzęsienia mniejszych asteryzmów, wycelowanie w pożądany rejon zajęło mi dłuższą chwilę. Niebawem jednak wschodnia granica B333 zaczęła się dość sugestywnie odcinać. Nie wyłapałem górnego zawijasa zaznaczonego w atlasie, lecz bez problemu dojrzałem środkową część mgławicy opartą o złamany łańcuszek drobnych gwiazd. Podobnie jak w przypadku B110, gwiazdki mogą sugerować więcej, niż faktycznie widać, lecz porównanie jasności tła po obu stronach łańcuszka pozowoliło na jednoznaczne zaliczenie sobie tego obiektu. Nieco trudniejszy - i do odszukania, i do identyfikacji - okazał się kolejny obiekt, Barnard 332. Lecz i tutaj udało mi się (po nieco dłuższych zmaganiach) odnaleźć fragmenty ciemnego łuku pokrywające się z zaznaczeniem w Uranometrii. Zanotowałem w pamięci widoczność północnej i południowej części obiektu z jednoczesnym rozmyciem czy zamazaniem środkowego wygięcia ku zachodowi. Trzeba przyznać jednak, że sam Barnard sporo namieszał, oznaczając w rejonie parę wątpliwych pasm. Czyżbym więc zaobserwował coś w rodzaju pyłowego asteryzmu? ;) Na sam koniec omiatania Obłoku Gammy Orła, odszukałem B331 - lecz tutaj poza bardzo mało wyraźnym śladem środkowej części smugi pyłowej, nie zaobserwowałem niczego, co by odcinało się od mało kontrastowego tła. Kolejna konsultacja z atlasem pozwoliła mi odszukać kolejne przepylenie - B140. Tutaj, mimo braku wyraźnego pojaśnienia tła, poszło mi całkiem łatwo, do czego przyczyniła się banalnie łatwa nawigacja - wystarczyło odbić nieco ponad stopień na zachód od ?Aql i powędrować w górę trzystopniowego asteryzmu przypominające wenecką drukowaną nutę renesansową (taa, wiem - dowaliłem? ale biorąc pod uwagę, że swego czasu trochę nagapiłem się na faksymile, skojarzenie przyszło automatycznie). Samej ciemnotki należy szukać w romboidalnym zwieńczeniu asteryzmu. I tutaj gwiazdy zdawały się wyznaczać granice, lecz ponownie - porównanie jasności mgławicy i tła jednoznacznie wydzieliły B140. W przeciwieństwie do poprzedniej trójki, ten obiekt okazał się być w miarę łatwy również dla mniejszej lornetki. Bawiąc w okolicy Delty Orła nie mogłem nie zahaczyć o dość wyraźny łuk Barnarda 138 (w którym nie doszukiwałem się detalu ze względu na coraz gorsze warunki poniżej równika niebieskiego), a potem przeskoczyłem w prawo, ku granicy z Ogonem Węża. Celem był sporej wielkości obłok LDN 617. Ciemnotka ta jest o tyle ciekawa, że - po pierwsze - jest zaznaczona w kilku atlasach nieba (w tym w Pocket Sky Atlas), a po drugie - wydaje się być ciężka do wyłapania ze względu na ubogie gwiezdne tło. Za to nalot jest dość prosty - namierzywszy podwójny blask Alyi, trzeba odbić w dół ku dość szerokiej parce gwiazd i przedłużyć ten dystans mniej więcej jeszcze raz ku południu. Mgławica okazała się być całkiem łatwa i dość osobliwa - z jednej strony bardzo okazała, wielka i mięsista, a z drugiej - dość subtelna. Jej równoleżnikowo ułożona wstęga zajmowała około dwóch stopni szerokości i około pół stopnia grubości. Najwyraźniejsza była jej północna krawędź, południowa - nieco mniej wyrazista. Za to na wschodzie i zachodzie po prostu w którymś momencie kompletnie gubiła kontur. Podejrzewam, że gdyby leżała na jaśniejszym tle, byłaby bardzo łakomym kąskiem wizualnym. Zanim przeszedłem do wyżej położonych rejonów, pokręciłem się jeszcze w okolicy Terazeda, próbując szczęścia z Barnardem 340. O dziwo, ten wyskoczył całkiem łatwo, choć ze względu na dość jasną towarzyszkę wizualną - ?Aql o jasności 6,5mag (a także całkiem nieodległy blask ?Aql) - raczej nie mogło być mowy o wyłapaniu jakiegokolwiek detalu zakonturowanego przez Barnarda. W pełni zadowoliłem się jednak owalnym pociemnieniem - może niezbyt rzucającym się w oczy, lecz bez wątpienia ewidentnym podczas poruszania lornetką. Ku memu jeszcze większemu zadowoleniu, B340 również dał się dojrzeć w 10x50. Prawdę mówiąc, chyba po raz pierwszy opuszczałem konstelację Orła naprawdę zadowolony. Wcześniej ta konstelacja zawsze zostawiała jakiś niedosyt, zgrzyt wynikający z proporcji wielkości i położenia gwiazdozbioru, a ilością obiektów głębokiego nieba możliwych do wyłapania. Przecież taki kawał nieba w sercu Drogi Mlecznej nie może mieć bilansu kilku marnych gromad i wątłych mgławic planetarnych! Z czasem okazało się, że choć pojaśnień zbyt wiele wyłuskać się nie da, pociemnień jest pod dostatkiem.