Kiedy wczoraj wieczorem zakomunikowałem, że nie kładę się spać przed trzecią nad ranem gdyż chcę zerknąć na Catalinę, moja trzynastoletnia córka rozłożyła scrable na stole i powiedziała:
- W takim razie czekam z tobą na kometę.
Sprzeciwiłem się, ale mój opór szybko zdetronizowała czterema słowami:
- Też chcę zobaczyć kometę.
I miała rację, jak można pozbawić córkę, syna tak fajnego wspomnienia jakim jest wspólne oglądanie komety o trzeciej nad ranem przy kilkunastostopniowym mrozie. Takie wspomnienia są lepsze od widoku samej komety chyba, że to kometa Halleya...
Gdy już nadeszła trzecia, ja, Laura oraz statyw z lornetką wyszliśmy na ogródek, niestety sąsiad dorzucił porządnie do pieca i zamiast komety ujrzeliśmy słup dymu unoszący się wysoko ku niebu przez który od czasu do czasu mrugał Arktus i nic więcej. Nie żałowaliśmy jednak tej nocy, spojrzeliśmy na gromadę Żłobek w gwiazdozbiorze Raka, na Lwa itd..
Zasypiając przypomniałem sobie o komecie Halleya i o tym, że w tym roku będzie już trzydzieści lat kiedy nas odwiedziła. Czy to takie ważne? Chyba tak skoro w tedy miałem 8 lat i pamiętam, że dorośli o tym mówili, ale nie pamiętam żebym ją widział, nie pamiętam taty, mamy, dziadków pokazujących mi tego wyjątkowego gościa na naszym niebie.
A jak Wy wspominacie Luty 1986? Może z tatą, mamą oglądaliście? A może z własnymi dziećmi? Może Was rozkochała w astronomii? W necie zapewne znajdę sporo relacji z obserwacji Halleya, ale tu chodzi o kilka zdań od osób, które powiedzmy znam:)
Pozdrawiam