Skocz do zawartości

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'obserwacje lornetkowe' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Obserwujemy Wszechświat
    • Astronomia dla początkujących
    • Co obserwujemy?
    • Czym obserwujemy?
  • Utrwalamy Wszechświat
    • Astrofotografia
    • Astroszkice
  • Zaplecze sprzętowe
    • ATM
    • Sprzęt do foto
    • Testy i recenzje
    • Moje domowe obserwatorium
  • Astronomia teoretyczna i badanie kosmosu
    • Astronomia ogólna
    • Astriculus
    • Astronautyka
  • Astrospołeczność
    • Zloty astromiłośnicze
    • Konkursy FA
    • Sprawy techniczne F.A.
    • Astro-giełda
    • Serwisy i media partnerskie

Kalendarze

  • Kalendarz

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


MSN


Website URL


ICQ


Yahoo


Jabber


Skype


Zamieszkały


Interests


Miejsce zamieszkania

Znaleziono 21 wyników

  1. Nie widzieliśmy wtedy jeszcze eksplozji, ale wyczuwaliśmy jej nadejście w z wolna kwietniejącym powietrzu. Zapowiadana fala ciepła początkowo dawała o sobie znać tylko w postaci wiatru przewalającego gęstawe chmury, sporadycznie rozrywające się na tyle, by ukazać namiastkę nieba. Jednak już pierwszego wieczora delikatnie się przetarło, niezbyt śmiało, lecz na tyle skutecznie, żeby pozwolić introwertykom na ucieczkę od rozmów pod pretekstem zajęcia się niebem. Podobno padły wtedy pierwsze strzały, ktoś rzekomo widział wieloryba, ktoś inny igłę w warkoczu, a komuś zawirowało pod niedźwiedzim ogonem. Ale taki już jest ten chaos początkowych doniesień, krzykliwych lecz zbyt mało kuszących, by oderwać się od lampki zupełnie przyzwoitego Château Latour Camblanes, kończyliśmy więc z Pablitem swoje rozmowy o życiu, Wszechświecie i całej reszcie. Wieczór zamienił się w noc, rozmowy cichły z każdym kwadransem, w końcu zrobiło się cicho. Koło trzeciej, po kolejnej nieudanej próbie zaśnięcia, wstałem z powodu duchoty. Otworzyłem okno i dostałem Drogą Mleczną w niedospany łeb - Wega nad czworobokiem Lutni krzyczała świetlistym błękitem, szyja Łabędzia kipiała jasnymi obłokami, inne gwiazdy lśniły jak w najlepsze bieszczadzkie noce, gdzienieniegdzie tylko było widać czarne placki poszarpanych chmur. Wpatrywałem się w ten widok jak oniemiały. Po dwóch-trzech minutach w końcu podjąłem decyzję - zbiegłem na dół po Fujinona, zdjąłem w pośpiechu zaślepki, wyszedłem przed domek - i zobaczyłem tylko błyskawicznie przywiane chmury, spod których już tylko najjaśniejsze słońca mogły się przebić. Po kolejnej chwili jedynymi światłami nad Zatomiem były już tylko sodówki. Ten pozornie nieistotny przypadek rozbudził jednak apetyt. Wiadomo już było, że mimo nie najlepszych prognoz na kolejną noc, lepiej będzie widzieć szklankę do połowy pełną. Następnego wieczoru wystarczyło być w gotowości do okolic 23:00. Gwiazdy zabłysły zupełnie wyraźnie, choć przejrzystości było daleko do tej sprzed dwudziestu godzin. Ale przeciętna noc w Zatomiu i tak przecież oznacza obiektywnie świetne warunki. Miałem do dyspozycji Fujinona 10x50 i nie potrzebowałem wiele więcej (poza statywem, którego akurat nie wziąłem, bo prognozy parę dni wcześniej były przecież beznadziejne). Szybko zacząłem nadrabiać zaległości, nieco w pośpiechu goniąc od Woźnicy po Bliźnięta, przeskakując z jednej emki na drugą, od Kota z Cheshire po Żłóbek. Dalej i wyżej, złapałem śliczne drzazgi M 81-82, następnie Wir i Wiatraczek w ogonie Wielkiej Niedźwiedzicy, Słonecznik i M 94 w Psach Gończych - każda mgiełka tycia, ulotna i jednocześnie w tej tyciości i ulotności przepiękna. Rzuciłem okiem na Chichoty, a potem zatrzymałem się na dłużej przy Róży Karoliny. Ta oczywiście nie była niczym więcej niż jednorodną plamką, ale w małych lornetkach jakoś nigdy nie potrafi mi to przeszkadzać. Więcej, te niedopowiedzenia wynikające z pozornego braku apertury i powiększenia zawsze stanowiły o uroku małych lornetek. Być może na dłuższą metę takie widoki byłyby nudnawe, ale wobec wielomiesięcznego wyposzczenia, cieszyłem się z każdego bladego pojaśnienia wypatrzonego na niebie, choćby z takiej M 48 która wisiała na tyle nisko, żeby nie przypominać nawet samej siebie z zaświetlonych Blizin. Dalej wciąż było skromnie, lecz nie mniej pięknie. Łapałem małe puchate gromady kuliste - M 13, M 92, M 3 i M 5, jedną podobną do drugiej, ale jednak odróżnialne mocniej niż tylko przez swoje kadry. I w momencie, kiedy już miałem zacząć narzekać na przeciągające się obserwacje z ręki, z pomocą przyszła zaparowana lornetka Moonisha, która zwolniła statyw. Zaraz można było iść dalej, by złapać Hantle i M 71 w Strzale, jeszcze mniejszą M 56 w obłędnie bogatym polu gwiazdowym i gwiazdopodobną Pierścieniową w Lutni. Odwiedziłem barwne omikrony Łabędzia, przeskoczyłem do M 39 z nieodłącznym cieniem Barnarda 168. Najpiękniej jednak wyglądała parka drobnych gromad w zachodnim skrzydle, NGC 6866 i 6819. Dwie drobne mleczne plamki zawieszone gdzieś między dziesiątkami gwiazd - i tylko szkoda, że nie mieściły się w jednym kadrze. I nawet większa, wyraźniejsza NGC 6811 nie była z nimi w stanie konkurować. Niewiele później niebo zaszło cirrusem i przestało być obserwowalne. Reszta szklanki była tylko pozornie do połowy pusta. Choć ostatnia noc upłynęła raczej towarzysko, można było jednak zrobić kilka (raczej pamiątkowych) zdjęć, sprawdzić kolimację teleskopu i zerknąć na co jaśniejsze obiekty. Lecz czy to nie do takich nocy się potem najmocniej tęskni, kiedy ziemia pachnie już wyraziście, oddech się pogłębia, a ciemność otula przyjmnym, rześkim ciepłem? Zaś eksplozja w końcu nadeszła, zieleń buchnęła w dzień wyjazdu. Zalała nas fala ciepła, wraz z oślepiającą bielą kwiatów na drzewach owocowych. Wiosno, witaj!
  2. Ten temat chodzi mi po głowie od jakiegoś roku, ale widzę, że zdecydowanie nie działam sam. Oczywiście tytuł wątku mówi wszystko lub prawie wszystko - chodzi więc o to, żeby wyłapać w lornetkach jak najwięcej galaktyk wchodzących w skład Grupy Lokalnej. Wobec świetnych prognoz na najbliższy weekend zachęcam do skierowania lornet na następujące obiekty: - M31, M32, M110 w Andromedzie; - M33 w Trójkącie; - NGC 185, NGC 147, IC 10 w Kasjopei - IC 1613 w Wielorybie - NGC 6822 w Strzelcu. (Jeśli przegapiłem jakieś potencjalne cele, koniecznie dajcie znać!) W celu zgrubnego zlokalizowania tych obiektów odsyłam do atlasu Andy'ego Johnsona (plansze 2b, 8b i 12a): http://www.forumastronomiczne.pl/index.php?/topic/2510-atlas-nieba-dla-poczatkujacych/ Do szukania bardziej konkretnego, odsyłam do atlasu Takiego (plansze 37, 60, 84-85 i 90): http://www.geocities.jp/toshimi_taki/atlas_85/atlas_85.htm Galaktyka Barnarda (NGC 6822) nie będzie dostępna najbliższej nocy, ale może za dwa tygodnie komuś uda się ją wyhaczyć jeszcze w tym sezonie obserwacyjnym. Trudność w łowieniu tej galaktyki bierze się głównie z jej niskiego położenia nad horyzontem. Jednak pod dobrym niebem można ją łowić już w 10x50. Czego się spodziewać? Dość sporego eliptycznego, rozmytego pojaśnienia. Jeśli uda się je dorwać, warto się upewnić poprzez trącenie lornetki czy statywu i sprawdzenie, czy złapane pojaśnienie "biega" razem z gwiazdami w kadrze. Tria M31-M32-M110 chyba nie trzeba przedstawiać. To wspaniały cel dla wszelkich apertur i całej rozpiętości doświadczenia obserwacyjnego. Nowicjusz ucieszy się z dostrzeżenia jasnego jądra M31, ciut bardziej opierzony obserwator wyłapie najbliższe sąsiadki - jasną i zwartą M32 oraz nieco większą ale bledszą M110, a w samej M31 także coś więcej - już nie tylko jądro, a wielki dysk galaktyczny, rozciągający się na jakieś 3°. Z kolei zachęcam bardziej doświadczonych obserwatorów do wyłapania w średnich i dużych lornetach dwóch pasów pyłowych. Pierwszy raz wyłapałem je dwa lata temu w 15x70 pod zatomskim niebem, przy dużej klarowności powietrza, z niemałym trudem. Opisałem je mniej więcej tak: Wczytując się w literaturę lornetkową natknąłem się na ciekawą wskazówkę dotyczącą pasów pyłowych w M31 - eliptyczne pojaśnienie dysku tej galaktyki wyraźniej się odcina od strony północno-zachodniej (czyli od strony M110, która na zatomiskim niebie jest łatwym celem w każdej lornetce) niż południowo-wschodniej. Dzieje się tak dlatego, że strona północno-zachodnia jest bliższa nam a jej granicę wyznacza właśnie jeden z pasów pyłowych. Podczas wcześniejszych obserwacji w Blizinach czasem miałem wrażenie, że między tą granicą a jądrem jest jeszcze jeden wyraźny "schodek" jasności - podejrzewałem, że pochodzi on od drugiego, bardziej wewnętrznego pasa pyłowego, choć samej ciemnej smugi nie udawało mi się wyłapać. Przywoławszy do siebie Grubą Tereskę (22x85), próbowałem w różnych konfiguracjach wyzerkać pas, i coś ciemnego zaczęło majaczyć, ale nie byłem pewien czy poprawnie identyfikuję swoją "zgubę". Spodziewałem się mniejszego pociemnienia bliżej jądra, tymczasem znalazłem sporej długości krechę w połowie drogi między jądrem a widoczną granica M31 - przez co nie byłem pewien czy to jakieś zmęczenie nie próbuje spłatać mi psikusa.. Na szczęście obok stał Marek ze swoją Syntą 10" i okazało się, że owa długa krecha była tym, na co polowałem od dłuższego czasu. Postanowiłem podnieść poprzeczkę i wyłapać pas pyłowy w Oberwerku - i tu też się udało (czytasz to, Pepinie? :)). Było oczywiście trochę trudniej, ale bez dwóch zdań wąska, ciemna, łukowata krecha widniała na tle dysku sąsiedniej kosmicznej wyspy. źródło: http://astronoce.pl/obserwacje.php?id=178 http://www.forumastronomiczne.pl/index.php?/topic/1820-zatomska-lupanina-dwururkami-na-statywach/ Nie udało mi się do tej pory wyłapać w lornecie gigantycznego obłoku gwiezdnego skatalogowanego jako NGC 206 i nie wiem, czy w 15x70 jest do wyłapania. Ale może w 28x110? Albo ktoś coś w jakiejś kątowej Miyauchi? ;) Kolejne galaktyki satelickie M31 będą już zauważalnie trudniejsze. źródło: Cartes du Ciel Pierwsza, na którą proponuję zapolować to NGC 185. Żeby ją znaleźć, najłatwiej zlokalizować trzy jasne gwiazdy ułożone w jednej, pionowej (przy górującej Kasjopei) linii: ?Cas, 68Cas i ?Cas (kolor czerwony na mapce). Od nich odchodzimy na zachód (w prawo) pod kątem prostym, wzdłuż sznureczka gwiazd. Druga i trzecia gwiazda ze sznureczka tworzą tu podstawę trójkąta, którego wierzchołek wyznacza 8,4-magowa gwiazda leżąca tuż poniżej. Galaktykę wypatrzymy jako dość zwarte, owalne pojaśnienie leżące w połowie wschodniego (lewego) boku trójkąta (kolor pomarańczowy na mapce). NGC 147 jest znacznie trudniejsza. W jej zlokalizowaniu pomoże nam kolejny trójkąt około 7,5-magowych gwiazd (kolor zielony na mapce). Tutaj warto dać sobie dobrych kilkanaście minut na wyłowienie bardzo słabego duszka. Sprawę dodatkowo utrudnia kilka małych węzłów gwiazd, które w pierwszej chwili można wziąć za pojaśnienie, którego szukamy. W moim przypadku sztuka wyłowienia tej galaktyki udała się za chyba piątym razem, pod świetnym niebem Borów Tucholskich, po wcześniejszym opatrzeniu się zdjęć i po zapamiętaniu kilku ważniejszych 10-magowych mikroasteryzmów wewnątrz jaśniejszego trójkąta z gwiazd. Satysfakcja ze złowienia takiej słabizny jest przeogromna! Kolejnym celem jest M33 - łatwa-niełatwa galaktyka. Pierwsze pięć razy wyłowić ją jest dość ciężko, ale potem większość zgodnie twierdzi, że obiekt wcale taki trudny nie jest. Posiadaczom średnich i dużych lornet polecam zajrzenie głębiej - pod dobrym niebem można łowić i strukturę spiralną i najjaśniejszy w tej galaktyce region H-II. We wspomnianej już relacji ująłem to tak: Kolejne porachunki miałem z M33. Harrington pisze, że znajdujący się na końcu jednego z ramion obszar H II, skatalogowany jako NGC 604 jest łatwym celem w lornetce. Owszem, w tym rejonie widziałem punktowe pojaśnienie, ale nigdy nie miałem pewności, czy nie biorę mgławicy za jedną z słabszych gwiazd Drogi Mlecznej. Ponownie posiłkując się tym, co zobaczyłem w markowej Syncie, udało mi się jednoznacznie zidentyfikować gwiazdową NGC 604. Co ciekawe, sama M33 pokazała coś więcej niż tylko nieco poszarpane pojaśnienie jądra, ale również rozleglejsze, słabsze pojasnienie. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że owo słabsze pojaśnienie skręca na północ od jądra ku wschodowi, a na dole (na południe od jądra) ku zachodowi. Wcześniej, w Blizinach również zdarzało mi się odnieść podobne wrażenie - choć to zabrzmi ryzykownie, powiedziałbym, że to nic innego, jak widok subtelnej struktury spiralnej Galaktyki Trójkąta w lornetce. Największym wyzwaniem w zestawieniu jest IC 1613. Jej nie najmniejsza jasność (9,3mag) zachęca, ale spore rozmiary kątowe czynią z tego obiektu klasyczną psujkę krwi. Do niedawna byłem przekonany, że jest w zasięgu mojej 15x70, ale wobec jednej porażki pod zatomskim niebem (w zeszłym roku) i świeżych niepowodzeniach Łukasza (lukost) operującego gigantem 28x110 zaczynam mieć poważne wątpliwości co do ostatecznego rozrachunku... Niemniej, broni składać nie zamierzam. IC 10 jeszcze nie łapałem, ale wobec jej niewielkich rozmiarów kątowych powinno się udać w 15x70. Trudności jakiej się spodziewam, to bliskość jasnej Caph (?Cas), którą z pewnością będę miał w kadrze i która będzie mi psuła kontrast. Zachęcam do skierowania także mniejszych lornet na podane cele - trio w Andromedzie, Galaktyka Trójkąta czy nawet Galaktyka Barnarda i NGC185 powinny być do złapania w 10x50. SPRÓBUJ I DAJ ZNAĆ JAK POSZŁO!
  3. Wszystko zaczęło się od tego, że na początku sierpnia Astrolife poprosił mnie o zrobienie szkicu M31, który mógłby dorzucić do swojego filmu o tym obiekcie, czego efektem były dwie rzeczy. Po pierwsze, zmotywowało mnie to do ruszenia się i wyjścia w końcu na pole, bo zamiast jak normalny człowiek obserwować kiedy jest pogoda, wolałam ostatnio siedzieć w domu i malować obrazy. Po drugie, nie mam żadnego teleskopu, a moim głównym instrumentem jest nie aż tak popularna APM 25x100, więc zobligowałam się do odkurzenia starej, poczciwej i lekko rozkolimowanej dwururki Nikon Action 10x50 EX. Ah, oczywiście po tym jak pojawiła się u mnie motywacja do obserwacji, na kilka dób niebo zasnuło się chmurami? aż do nocy poprzedzającej maksimum Perseidów? Z zachodu szły chmury i musiałam się sprężać. Przed garażem rozstawiłam krzesła z osprzętem i APM na statywie, ale nie zaczęłam od niej. Sięgnęłam po Nikonka i wcelowałam w Andromedę. Ooo, nie jest aż tak rozkolimowany, jak mi się wydawało! Może jedno oko otrzymuje trochę rozmyty obraz względem drugiego, ale da się przeżyć, zwłaszcza na DSach. No dobra, czyli da się z niego szkicować, uff. Ustawiłam APM tak, by patrzyła lekko poniżej M31 i spróbowałam położyć na niej Nikona. Eh, nic z tego ? galaktyka wspięła się już zbyt wysoko ponad horyzont, by taki układ był stabilny. Mój genialny plan na umocowanie mniejszej lornetki poszedł w pizdu, cytując klasyka. No nic, naszkicować jakoś to muszę, ale w sumie skoro kiedyś przez tyle lat obserwowałam nią z ręki, to szkicować pewnie też się da. Tak więc od obiektywu odrysowałam na kartce okrąg, chwyciłam znowu dwururkę, powpatrywałam się chwilę w Andromedę i trzymając czerwoną latarkę w zębach, zaczęłam nanosić szczegóły na papier. Trochę to trwało i kosztowało sporo cierpliwości oraz stabilności dłoni i zębów, ale się udało. Potem było już z górki, bo okazało się, ze chmury się ślamazarzą, więc mogłam zając się szkicem z APM, której w rękach na szczęście trzymać nie musiałam? Efekt tego dziwnego procesu możecie zobaczyć poniżej. Jeszcze nim skończyłam szkicować dołączyła do mnie siostra, którą wcześniej zachęcałam, żeby wpadła trochę poobserwować. Najpierw musiała zadowolić się samodzielnym przeczesywaniem nieba z pomocą Nikona, ale potem pokazałam jej kilka obiektów przez stabilniejszą i większą dwururkę ? zaczęłyśmy oczywiście od M31, a potem powędrowałyśmy do Chichot, które sprawiły duże wrażenie przy jedoczesnym bólu szyi i który uśmierzyły niżej wiszące Plejady. M71 nie udało się jej niestety dostrzec, ale wynagrodziły to M27, M29, M2 i Wieszak, zaś na sam deser zostały planety jako obowiązkowy cel na liście, choć z tego wszystkiego siostrę chyba najbardziej zadowoliły ?spadające gwiazdy?, których kilka mignęło przed jej oczami. Ja sama przeprosiłam się tej nocy z moją mniejszą dwururką, która od co najmniej 2019 roku głownie leżała w szafie, bo myślałam, że nie da się przez nią nic oglądać. Na szczęście myliłam się w tym aspekcie i na pewno zacznę ją znów wykorzystywać w obserwacjach, zwłaszcza do przeglądu nieba. ____________________________________________________ Kolejnej nocy na wyjście zmotywowałam się dopiero koło 2. Pierwotnie miałam tylko zerknąć na Perseidy, ale coś kazało mi wziąć ze sobą dwururki i jak się potem okazało, to coś miało rację. Zaczęłam od przeczesywania nieba mniejszymi lornetkami, po czym skierowałam APM w kierunku Veila. Wschodnia część od razu rzuciła się w oczy bardzo wyraźnie, ale dla odmiany Miotła Wiedźmy tylko mignęła. Ruszyłam w drugą stronę firmamentu i zahaczyłam o Andromedę, ale tylko na chwilę, po drodze do mojego głównego celu. M33. Jak ja dawno do niej nie wracałam! Zawsze uważałam, że jest kiepskim obiektem na moje niebo i to w każdym sprzęcie, ale albo byłam głupia, albo mało doświadczona. Zachęcona przez @Mareg w rozmowie przy okazji pożyczania SQMa postanowiłam spróbować. Musiałam użyć Interstellarum, żeby skierować się w odpowiedni rejon Trójkąta, tyle czasu jej nie obserwowałam, naprawdę! Ale było warto, zdecydowanie. Całkowicie. Absolutnie! Aaaaa! Jeju! Ale wyraźna, znalazła się od razu! I zaraz? Czy ja widzę? Tak! Są w niej jakieś ciapki! Pojaśnienia! Całe jej wnętrze mieni się jaśniejszymi cętkami! Oczy szeroko otwarte, jednoczesne zerkanie w okulary i zapisywanie. Kiwi ocierający się o nogi i proszący o wpuszczenie do domu, i muzyka1 w słuchawkach. I łzy w oczach. Czuję się jak wtedy, gdy pierwszy raz oglądałam niebo przez tę lornetę. I nie dość, że jeszcze ta muzyka tak kojarzy się z tamtą jesienią, to mam dziwne takie poczucie w środku względem nieba. Oh, i minimalnie jednocześnie jakbym obserwowała przez GSO 10? końcem lata 2016. I wcześniej, i zawsze. I wszystko na raz. I teraz też siedzę, patrzę w górę i płaczę. Jedyna różnica jest taka, że w okularach, bo oczy nie tak dobre jak dawniej, zepsute godzinami wpatrywania się w zeszyty, haha! Otumaniona emocjami ładuję się w omikron i omegę Cygni, gdy nagle meteory, jeden po drugim, rozbłyskują w zachodniej części Pegaza i gasną na wieki w okolicach Jowisza. 2:39. A potem 2:44 i kolejny, jeszcze jaśniejszy, niemal w tym samym miejscu! Kręcę się z głową zadartą do góry. Od zachodu powoli idą chmury. Kiwi wciąż krąży przy moich nogach. Widzę kolejne meteory, krótkie i jasne, nisko nad południowo-wschodnim horyzontem, ale to chyba nie Perseidy. Kręcę się dalej, a Kiwi ze mną. Nie mogę wpuścić go do domu, bo zostawiony sam z Figą2 rozniósłby cały pokój. 2:55, chyba najjaśniejszy tej nocy meteor przecina szlak swoich poprzedników w kierunku Jowisza, zostawiając na chwilę świecący ślad. Biorę znów mniejsze lornetki i przeczesuję stopniowo jaśniejące niebo, na które od zachodu zaczynają wdzierać się powoli chmury. Wpół do czwartej zabieram się do domu, Kiwi też. ________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 1 Ta konkretnie, w ogóle polecam z całego serca całą twórczość Sleeping At Last. 2 Figa to niespełna 4-miesięczna kotka, która od lipca towarzyszy Kiwiemu (nasze staruszki Rudzia i Kudła odeszły w przeciągu ostatniego roku). Kiwi ma 3 lata, więc wciąż lubi pobroić i z Figą gonią się po całym domu. ?
  4. Trzynaście lat obserwuję niebo i - przynajmniej przez większość tego czasu - to była moja love story. Trzynaście lat obserwuję niebo, z czego dziesięć krzywiąc się i wyginając we wszelkie strony pod statywem lornetkowym, wskutek czego nabawiłem się zniecierpliwienia każącego skakać od obiektu do obiektu, zaliczać coraz więcej, byle nie zastygać w żadnej pozycji, bo i żadna nie była na tyle wygodna, by chcieć w niej zastygnąć, by podziwiać to, co na niebie, wskutek czego jestem wbrew własnej woli nieopatrzony z obiektami, które niby wszystkie znam, ale których zdaję się nie znać niemal wcale. Trzynaście lat obserwuję niebo, zapominając powoli, co tam jest do zobaczenia. W czwartek miało się wyklarować i się wyklarowało, a ja, ku zdumieniu wszystkich domowników z samym sobą na czele, pojechałem do Blizin. Tak naprawdę miałem wpaść na działkę do Krzyśka dwie wioski obok, ale cóż, sentyment zwyciężył. Na miejscu z ulgą, ale i zadowoleniem stwierdziłem, że niebo jest tu wciąż zupełnie użyteczne, a kiepścizna okołohoryzontalna wynikała może nie tyle z zaśmietlenia, ile z unoszącej się mroźnej wilgoci duszącej wszystko, co nie wychynęło powyżej dwudziestu stopni na sferze niebieskiej. Tego wieczoru miałem przy sobie swój świeży nienabytek, lornetę kątową APM, czyhającą tylko by łapać fotony swymi osiemdziesięciodwumilimetrowymi obiektywami i wypluwać je z drugiej strony przez jedną z pięciu par okularów, jakie miałem do dyspozycji (Plössle 26 mm, Hyperiony 24, APM Ultra Flat Field 18 mm i 15 mm oraz Morfeusze 9 mm). Zaczęło się od M 42, bo tak, jak kawiarnię najlepiej mi oceniać po espresso a pizzerię - po marghericie, tak nową dwururkę najlepiej sprawdzić na czymś znanym i prostym jednocześnie. Bogaty zestaw szkiełek podał na talerzu cały wachlarz tego, czym Wielka Mgławica Oriona uraczyć może lornecistę - od jasnej, ale zwiewnej, rozlanej plamki w Hyperionach (powiększenie 20x) po ciut ciemnawe impasty w powiększeniach 32 i 53x. Najprzyjemniej chyba jednak prezentowała się w APM-ach 18 mm (26x), dając lornetkową, akwarelową lekkość rysunku, ale z dobrym detalem i przede wszystkim - wyraziście świecącą Mgławicą de Mairana tuż powyżej. Leżącym nieco na północ gromadkom zbyt wiele czasu nie poświęciłem, w zasadzie wcale, odnotowując tylko, że pojaśnienie NGC 1977 jest widoczne, a potem z lenistwa zwykłego, bo tak wygodnie sobie już siedziałem naprzeciwko M42, skierowałem lornetę ciut niżej, łapiąc Dziurkę od Klucza (NGC 1999), która łatwa była we wszystkich powiększeniach, najpiękniej zaś prezentowała się w powiększeniu 32x, będąc już czymś więcej niż tylko lekko rozmytą gwiazdką, bo lekko rozciągniętą, rozmytą gwiazdką. Dalej wpadły gromady wielkopsiańskie, wpierw Messier 41 ze swoim esowatym łańcuszkiem, potem dwa Collindery (132 i 140), choć to raczej taka nieudolna próba ich złapania była, próba zakończona wyłowieniem pojedynczych jasnych słońc na wypranym z wszystkiego tle, słońc, które swym wzajemnym położeniem ledwo sugerowały jakąś klastrowatość, ale równie dobrze sugerować jej nie musiały. Teraz sobie myślę, że szkoda, że nie poświęciłem temu regionowi więcej czasu, a najlepiej i całej czasoprzestrzeni, bo tak najbardziej to właściwie szkoda mi tego, że nie mieszkam nieco bardziej na południe, w okolicach zwrotnika najlepiej, bo tam, pod psią piętą kipi całkiem ładne gwiezdne poletko i chyba nawet jakieś ciemnoty dałoby się na jego tle wyłowić, nie wspominając o owych collinderach, które pewnie swoją klastrowatość musiałyby z tych szerokości wykrzykiwać na całe gardło. źródło tego zdjęcia i każdego kolejnego: Aladin Wróciłem do Kanikuły, a od niej odbiłem w lewo natrafiając na wyraźną tym razem gromadę gwiazd, zbyt wyraźną wręcz by jej nie kojarzyć, ale i zbyt rzadko chyba odwiedzaną, by jednak od razu skojarzyć, szczególnie jeśli wraca się pod niebo po wielomiesięcznej przerwie; zostawiłem chwilowo identyfikację na bok, pokręciłem się niecierpliwie szukając pary messierów 46-47, co w kątowej lornecie przychodzi znacznie trudniej niż w lornecie prostej, bo na tę wyraźnie złośliwą geometrię nakłada się przecież jeszcze demencja, skleroza i zwykła, pielęgnowana przez lata niecierpliwość. Ta ostatnia kazała mi szybko przeskoczyć zupełnie gdzie indziej, do Chichotek, które najciekawiej prezentowały się w źrenicach 3-4 mm i powiększeniach 20 i 26x, a gdzie para piętnastek (32x) zbytnio przygaszała tło i pobliskiego Barnarda 201. Za to przyciemnione tło było zupełnie w porządku przy misiowych messierach, pięknie wyodrębniając jądro i halo ramion M 81 i wyciągając bardziej niż zwykle Jej Cygarowatość M 82, nie okraszoną, niestety, pasmem pyłowym, które wychodzi przy większych aperturach, a może i przy tej samej aperturze, ale większej cierpliwości i/lub wyobraźni. Równie przyjemny widok ukazała nie-tak-zaraz-odległa para messierów 97-108, jeszcze wyraźniej kontrastując puchatość Sowy z drzazgowatością stoósemki, choć niestety, najwyraźniejsza w tym wszystkim znów okazała się moja niecierpliwość widzenia kolejnych i kolejnych obiektów; przeskoczyłem więc dalej, zupełnie dalej, do prawej ręki Oriona i mojej ulubionej NGC 2194, którą zawsze łapię namierzając wpierw moją zupełnie nieulubioną NGC 2169, od której idę po łańcuszku gwiazd w lewo w dół, dopóki miękka plamka światła nie zaświeci tam, gdzie powinna. Engiecka bardzo żywo zdawała się reagować na zmianę powiększeń, ukazując swe oblicze od miękkiego w okolicach 20x po ziarniste przy 32x. Najciekawiej jednak działo się pomiędzy, przy 26x, kiedy ziarnistość się zlewała tylko po to, by zaraz znów się rozziarnić w zależności od kąta zerkania, a cała gromada zdawała się przelewać z boku na bok, na przemian pokazując i ukrywając któreś ze swych rubieży. Znów z lenistwa i znów nie idąc bardzo daleko, przeskoczyłem na Lambdę Orionis, od niej zaś w lewo ku parce 7-8-magowych gwiazd, które wskazywały położenie mgławicy planetarnej NGC 2022. Ta, choć ciemna i kapryśnie mrugająca, dała się zobaczyć dość wyraźnie w objęciach Morfeuszy (53x), nieco bardziej zwiewnie zerkaniem w powiększeniach 26 i 32x, przy czym zauważalnie łatwiejsza była w mocniejszym z powiększeń; na koniec zaś załadowałem do wyciągów Hyperiony, ale przy dwudziestu razach sam już nie wiedziałem czy mgławica bardziej wyskakuje zerkaniem czy może jednak raczej zmyślaniem. Nacieszywszy oczy (i wyobraźnię), powędrowałem na wschód do pięknej w każdym powiększeniu Choinki (NGC 2264), a dalej w dół, znów chcąc złapać messiery 46 i 47, a łapiąc w zamian tę znaną-nieznaną gromadę co wcześniej, potem spróbowałem raz jeszcze z Collinderami 132 i 140, i dałem sobie spokój z nimi raz jeszcze; następnie, wspinając się ku Bliźniętom, znów natrafiłem na tę gromadę znaną-nieznaną, którą przechrzciłem na Irytującą i Wszędobylską, i którą zaczynałem brzydko podejrzewać o bycie Messierem Pięćdziesiąt, choć jej położenie na niebie nie do końca mi pasowało. Po krótkim zlustrowaniu Messierów 35-38, wróciłem do Irytującej i Wszędobylskiej, oczywiście wróciłem nie tak gładko, jak bym tego chciał, co wynikało z tej prostej przyczyny, że tym razem jej szukałem. Zapamiętałem okolicę i skorzystałem w końcu z atlasu, potwierdzając swoje wcześniejsze, brzydkie przypuszczenie, dziwiąc się tylko, że albo owa M 50 wygląda inaczej w powiększeniu 26x niż na mojej przetartej kliszy w głowie, albo po prostu w ogóle wygląda, bo przecież zamiast łamać sobie szyję i plecy mocując się z lornetą prostą, siedziałem sobie wygodnie, lekko pochylony nad lornetą kątową i w końcu przyglądałem się gromadzie na spokojnie, do znudzenia, które nie chciało przyjść, więc musiałem się jej przyglądać do upicia błogością i dopiero podpity mogłem pójść dalej, choć dużo dalej iść mi się nie chciało. Rozprostowałem kości, i pomyślałem, że skoro już wyjąłem atlas i zaświeciłem latarką, mogę poszukać czegoś pobliskiego, takiej NGC 2306 na przykład i tych dwóch pobliskich, 2302 i 2309. Po uzgodnieniu pozycji w atlasie z pozycją lornety nieco się zdziwiłem, bo o ile dwie mniejsze gromady pokazały się zerkaniem, a ta po prawej, czyli na zachodzie, czyli NGC 2302, w powiększeniu 32x pokazała nawet parkę najjaśniejszych swoich słońc na tle lekko ziarnistego pojaśnienia, tak niezmiennie NGC 2306 była dziurą pomiędzy dwiema gwiazdami, które miały ją flankować od północy i południa, flankowały zaś tylko puste nic, niezależnie od intensywności i kierunku zerkania. Niemal zupełnie nie pamiętam, co działo się dalej, ale musiały wpadać jeszcze jakieś obiekty, choć to wcale nie o obiekty już chodziło, a raczej o ponowne odkrycie radości z siedzenia w zimnie i ciemnicy, radości z tego, że gwiazdy są na wyciągnięcie ręki a nie na złamanie karku i przykurcz łopatek, radości ze spokojnego wpatrywania się i spokojnego oddychania, z tego, że znów się bawię obserwacjami zmieniając okulary i żonglując powiększeniami, radości, że w pewnym sensie wracam do tego, co było naście lat temu, choć z zupełnie innej odsłonie. W którymś momencie coś blisko zaszurało w krzakach, zaskrzypiało na śniegu, zasapało w mroźnym powietrzu, lecz po chwili nastąpiła taka cisza, jak tylko pod gwiazdami wyciszyć się świat potrafi; nie wiedziałem więc, czy coś faktycznie przemknęło czy może to były tylko omamy słuchowe. Zrobiła się z tego taka trochę zbyt głośna blizińska samotność, samotność nieco nieprzyjemna i każąca zwijać się do domu, choć tak po prawdzie, to mróz zaczął mnie szczypać jeszcze wcześniej a teraz już nie szczypał, a całego przenikał i wprost wyganiał do auta, kończąc przed czasem mój wytęskniony trochę progressus ad originem i regressus ad futurum, które tak pięknie się przez te dwie godziny mieszały. Zacząłem zwijać sprzęt, początkowo w taki sposób, by móc jeszcze zerknąć ostatni raz na ten czy inny obiekt, a potem już zwijając w mroźnym pośpiechu, bo to zerkanie i tak raczej przypominało wyjadanie resztek, w dodatku wyjadanie spomiędzy nadciągających chmur koloru szaropomarańczowego, barwy niezawodnie przypominającej, że wcale daleko od domu i cywilizacji nie ujechałem i nigdzie nie wyrwałem się na dobre - nie licząc głowy. Trzynaście lat obserwuję niebo i - być może wciąż - to jest moja love story.
  5. Jest 14.10.2018 r., godz. 0:33. Siedzę teraz w kuchni, urządziłam sobie przerwę w obserwacjach, bo zimno się zrobiło bardzo. No więc pomyślałam, że skoro już się tu grzeję, to opiszę co zobaczyłam do tej pory i jakie są moje wrażenia. Ta lornetka jest wspaniała, to wiem na pewno. Ale jakby opisać te obserwacje? Hmm, one takie nietypowe jakieś? Znaczy, zaczęły się normalnie ? wyszłam z garażu z lornetą (zaraz, czyli nie całkiem normalnie, bo zwykle to tata wynosił teleskop przed dom), skierowałam oczy ku niebu i, pomimo mgły, zaczęłam zachwycać się się tym, co widzę. Dobrze było zobaczyć tyle gwiazd po ostatnich kilkunastu dniach spędzonych w rozświetlonym Krakowie. Ustawiłam lornetę tam, gdzie kiedyś urzędował GSO i wycelowałam ją w wiszące na wschodzie Plejady, które pięknie wypełniły mi pole widzenia swym orzeźwiającym błękitnym blaskiem. Potem skierowałam się ku innym klasykom klasyków, to znaczy Chichotom, M57 (prawdę mówiąc nie spodziewałam się, że dostrzegę ją jako tarczkę), M81 i M82, M31 i tak dalej? Ale zaraz, czemu nie napiszę niczego więcej o tych obiektach? Przecież to byłoby wspaniałe porównanie z tym, co widywałam w teleskopie? Tyle że? Patrząc na nie czułam się jakoś nieswojo, nie wiem jak to opisać, miałam wrażenie ogromnego dyskomfortu. Stałam tak pośród ciemności nocy i w którymś momencie dotarła do mnie jedna rzecz. Czemu skaczę po niebie od obiektu od obiektu, co mi z tego? Przecież to lornetka, a nie teleskop, hej! Co ja robię?! Odsunęłam się na chwilę od okularów, rzuciłam spojrzenie w górę, a potem znów podeszłam do lornetki. Jeszcze raz skierowałam dwururkę na jedną z najbardziej znanych perełek. W M27 zawsze zachwycał mnie ten kontrast między delikatną, rozmytą i puszystą mgławicą a otaczającymi ją, ostrymi jak szkliste igiełki, gwiazdami. Tak było i tym razem. Ta napuchnięta mgiełka była niesamowita w tak szerokim kontekście otoczenia. Wokół niej z każdą chwilą pojawiało się coraz więcej gwiazd przyciągających moją uwagę bardziej i bardziej. Zaczęłam przesuwać powoli pole widzenia lornetki. Pośród ciemnego, lecz jednocześnie obficie urozmaiconego skrzącymi drobinkami tła nieba, poczęłam zauważać przeróżne skupiska tych błyskotek. Większe, mniejsze, jedne trochę rozmyte, inne zdecydowane i wyraźniejsze. Co jakiś czas zmieniałam odrobinę swoje położenie pośród gwiazd, odkrywając nowe obszary na nieboskłonie i znajdując w nich kolejne klastry. Obserwowałam je uważnie wyłapując kolejne świecące szpileczki pojawiające się czasem jakby znikąd. Nie mogłam się przy tym nadziwić trójwymiarowości tych wszystkich widoków. Część gwiazd wydawała się być tak bardzo bardzo daleko, jakby znajdowały się na samiutkim krańcu Wszechświata, a tuż obok nich lśniły inne, wyskakujące z przestrzeni, jak gdyby chciały wlecieć prosto do lornetki. To było takie cudowne! Dopatrywałam się w nich różnych kształtów i skojarzeń ? odnalazłam między innymi sarenkę, sowę, okulary oraz literki ?H? i ?W?. Nie mam pojęcia, które z tych skupisk były gromadami gwiazd czy asteryzmami, a które tylko przypadkowo ułożyły się w taki sposób, by tej nocy przyciągnąć uwagę jednej istotki na jakiejś malutkiej planecie. W zasadzie nie obchodziło mnie to. Najważniejsze, że tam były. Tworzyły razem cudownie spójną całość. Dopełniały się wzajemnie, idealnie pasując każda do każdej. W ciągu jakichś dwóch godzin przeczesałam w ten sposób obszar od Liska do Cefeusza, a zakończyłam na Gwieździe Polarnej, kiedy to spostrzegłam jak bardzo zdrętwiały mi z zimna dłonie i postanowiłam o przerwie w kuchni. Jednak zanim przejdę dalej, muszę wspomnieć o jednej jeszcze rzeczy. Wędrując sobie przez niebo, trafiłam na omikron i omegę Łabędzia, i och, po prostu ja pierdziele! Wydawały się być tak blisko, jak gdyby zawisły gdzieś ponad Ziemią! Wokół nich z każdą chwilą wyskakiwały kolejne i kolejne drobniutkie gwiazdeczki. To dziwne, ale w tamtym momencie się wzruszyłam. Ze łzami w oczach stałam wpatrzona w te płonące wspaniałymi kolorami diamenty. W ten sposób upłynęło mi kilkanaście minut. Nie mam pojęcia z czego wynikała tak gwałtowna reakcja na ten widok, ale wiem, że chyba znalazłam jeden ze swoich ulubionych obiektów na niebie? Ale wracając. Opisywana na początku przerwa na ciepłą herbatkę zaskutkowała powyższym opisem, a zakończyła się o 1:06, kiedy to znowu wyszłam na pole. Tym razem swoją podróż rozpoczęłam od imponująco rozwijającej swoje ramiona M42, by potem uczynić podobnie jak w pierwszej części nocy. I tak sunąc między gwiazdami trafiałam czasem na znajome mi obiekty, jak M78, ale moją uwagę przyciągały głównie same otaczające je błyskotki. Analizując je powoli, dotarłam aż do Woźnicy, gdzie czekały na mnie jej jasne gromady. Każdej z nich przyglądałam się uważnie, rozkładając ją na czynniki pierwsze i starając się wyciągnąć z niej jak najwięcej. Przeczesując dalej nieboskłon kawałek po kawałeczku, zatrzymałam się na Kasjopei. To tam, pomimo przecierania co jakiś czas obiektywów szmatką, gwiazdy wciąż na nowo przywdziewały sukienki z rozmytego mgliście światła. Było po 3, kiedy zdecydowałam się wrócić do domu. Byłam przemarznięta i śpiąca, ale jakże szczęśliwa. Dziwne okazały się te obserwacje, jakieś takie inne. Ale cudowne. Dobranoc. [Wiem, że kilka osób bardzo czekało na tę relację, a ja nie wplotłam tu prawie żadnych opisów konkretnych obiektów. Musicie mi to wybaczyć, ale po prostu tym razem tak jakoś czułam to wszystko... inaczej. Myślę, że następnym razem będzie już bardziej szczegółowo. ]
  6. Przed balkonem mam teraz wieczorami białego Altaira (? Aql), najjaśniejszą gwiazdę Orła. Rzuca się w oczy na wieczornym niebie, tym bardziej, że towarzyszy mu czerwony Tarazed (? Aql). Obie gwiazdy widać od razu po wyjściu na balkon, pomimo miejskich świateł. Jeśli jednak wyciągnę lornetkę, jakieś 20° pod nimi zobaczę ułożone ukośnie na jednej linii 4 gwiazdy. Okolice ?1 i ?2 Koziorożca. Źródło: Sky-map.org Obraz ich tchnie harmonią i jest dziwnie kojący. Pośrodku znajduje się pomarańczowożółta para ?1 i ?2 Koziorożca (inaczej Algiedi lub 5 i 6 Cap), po bokach niebieskobiała 3 Cap z prawej strony i jaśniejsza od niej choć podobnej barwy 8 Cap (? Cap) z lewej. Wprawdzie gwiazdy te nie są ułożone symetrycznie, lecz mamy tu zapewne do czynienia ze złotym podziałem, wynalezionym już przez starożytnych. W naszym przypadku odległości kątowe na nieboskłonie między skrajnymi gwiazdami wynoszą około 60? (minut), zaś między środkową parą a skrajnymi odpowiednio 30? i 15?. Środkowa para to gwiazdy o zbliżonej jasności (4,3 mag i 3,6 mag) - ?1 Cap (5 Cap) i ?2 Cap (6 Cap). Mają także podobną barwę, dla mnie wyraźnie żółtopomarańczową, choć według ich typu widmowego (odpowiednio G3 Ib i G 8 IIIb) powinny być raczej żółte. Być może wpływ na postrzeganą barwę ma także dość niskie położenie na nieboskłonie i związane z nim poczerwienienie. Odległość kątowa między nimi także jest niewielka ? niecałe 7?. Pomimo tego para jest wyłącznie optyczna. W rzeczywistości ?1 Cap znajduje się w odległości ponad 5 razy większej niż ?2 Cap ? odpowiednio 570 lat świetlnych i 109 lat świetlnych. ?1 Cap jest przy tym gwiazdą znacznie większą i jaśniejszą (nadolbrzym), choć dla nas wygląda nieznacznie słabiej i mniej pomarańczowo niż ?2 Cap. Skrajne gwiazdy asteryzmu są słabsze i kontrastują niebieskobiałą barwą ze środkowymi. Ta z prawej, zachodniej strony (3 Cap) ma wielkość gwiazdową 6,3 mag, zaś 8 Cap (inaczej ? Cap) po lewo, na wschodzie, ma ok. 4,7 mag. Wszystkie one, poza 3 Cap, są w rzeczywistości układami wielokrotnymi, zawierającymi także bliskie, słabsze składniki. W jednym polu widzenia lornetki mieszczą się także z zapasem jeszcze dwie pary kontrastowo zabarwionych (pomarańczowa + niebieskobiała) gwiazd: 1 Cap + 2 Cap oraz ? czyli 9 Cap (Dabih, ?1 + ?2 Cap). Dabih jest prawdziwą gwiazdą wielokrotną, składniki ?1 oraz ?2 są fizycznie związane. Przy starannym przyjrzeniu się tej parze wypatrzyć można jeszcze jedną, słabszą gwiazdkę po lewo, formującą z nimi wydłużony trójkącik rozwartokątny i równoramienny, coś nieco podobnego z kształtu do bardziej znanego układu ? Oph, choć o bardziej zróżnicowanej jasności. John Chumack ? zdjęcie beta Cap Źródło: https://www.flickr.com/photos/johnchumack/15275085457/in/photostream/ Wszystkie opisane obiekty mieszczą się już w polu widzenia 4° (Vortex Kaibab 15x56), choć najlepiej prezentują się na sześciostopniowym polu Fujinona 10x60 czy nieznacznie mniejszym Kowy 12x56. A teraz, skąd wziął się tytuł tego opowiadanka. Koziorożec, wbrew swej nazwie, niewiele wspólnego ma z wielkorogim mieszkańcem Alp i Pirenejów. Jest raczej stworem wodnym, pół-kozłem a pół-rybą. Koziorożec, gwiazdozbiór wg. Heweliusza Źródło: http://www.astrolabium.pl/czytelnia/galeria Według mitologii greckiej, zmienił się w niego koźlorogi bóg Pan, opiekun pasterzy, nieszczęśliwie zakochany w nimfach, gdy musiał uciekać do morza przed straszliwym potworem Tyfonem. Pan Patrz też: http://pl.mitologia.wikia.com/wiki/Pan Tyfona pokonał dopiero sam Zeus, rażąc piorunem i przywalając Etną. Potwór jednak żyje w głębinie, plując ogniem i lawą. Tak to już jest z potworami, że potrafią obudzić się łaknąc krwi. Odmienny mit głosi, że gwiazdozbiór Koziorożca to przeniesiona na nieboskłon koza Amaltea ? ta, która wykarmiła maleńkiego Zeusa ukrytego przed okrutnym ojcem Kronosem (rzymskim Saturnem) w grocie na Krecie. W takim razie, opisany asteryzm byłby rogiem Amaltei, czyli mitycznym Rogiem Obfitości. Ta wersja bardziej mi przypadła do gustu - przecież opisany tutaj asteryzm kapie obfitością kolorowych, wielokrotnych gwiazd. Więc póki Koziorożec gości na jesiennym nieboskłonie, spróbuj odnaleźć jego róg. Możesz delektować się nim na każdym niebie ? wiejskim a nawet miejskim, byle nie nadmiernie zachmurzonym. Potem zaś, jak zwykle ? daj znać, jak poszło!
  7. (Uprzedzam, że relacja jest długa, dlatego umieszczam ją również w pdfie, jeśli ktoś woli taki format niebo chorwackie.pdf ) Kiedy przychodzi napisać relację, chyba zawsze najtrudniej jest zacząć. Przed takim właśnie problemem stanęłam pewnego wieczoru, kiedy to niebo nad chorwackim wybrzeżem przyodziało się cienkimi chmurkami, a powietrze gwałtownie poruszane wiatrem spływającym znad Gór Dynarskich stało się o wiele bardziej nieprzezroczyste w porównaniu z wcześniejszymi nocami. W prawdzie zamysł na formułę tego opisu pojawił się w mojej głowie niemal od razu po pierwszym zatopieniu się w tutejsze niebo, jednak teraz siedząc na balkonie i patrząc na przebijające się przez mętną atmosferę gwiazdy z trudem próbowałam sklecić jakoś słowa w początek tego mojego zachwytu, który napawa mnie na myśl o tym, co już widziałam i co jeszcze zobaczę. (...) I Dalej niż zawsze. (18)19/20.08.2019 Już w drodze do Chorwacji, gdzieś na terenach Węgier, zaczęłam zwracać uwagę na odrobinę wyższe położenie Strzelca i Skorpiona. Przez lorneteczkę BGSZ namierzyłam M 8, widziałam też słup księżycowy oraz księżyc poboczny, raz ukradkiem mignął mi meteor, a nad ranem ukazały mi się Plejady z Orionem. (?) Siedzę właśnie na balkonie, jest punkt 20:30. Jest jeszcze całkiem jasno, Słońce schowało się dopiero na niecałe 8° poniżej widnokręgu, jednak pierwsze światła już zaczęły uwidaczniać się na ciemniejącym niebie. Przede mną, na wysokość niemal 24°, wznosi się majestatycznie Jowisz, niedaleko pomarańczowym blaskiem zaczyna jaśnieć Antares, jakoś dziwnie daleko od linii widnokręgu. Saturn osiąga właśnie dwudziesty pierwszy stopień elewacji. Wow! W oczekiwaniu na noc astronomiczną kieruję dużą lornetę ku planetom. Jowisz, jako niezwykle wyraźna i ostra kulka w akompaniamencie swoich księżyców prezentuje dwa pasy, które dostrzegam bez problemu. Saturn. O ja cię! Jeszcze nie widziałam, żeby pierścienie z takim zdecydowaniem wyróżniały się od samej planety. Podobnie jak przy poprzedniku urzeka mnie ostrość widzianego obrazu. Na lewo i poniżej zauważam Tytana, a niżej jakąś gwiazdkę, jak się potem okazało, tylko gwiazdkę, a nie kolejny z księżyców gazowego olbrzyma. Nie jest jeszcze zupełnie ciemno, ale coraz to nowsze słońca pojawiające się na niebie sprawiają, że nie mogę dłużej wytrzymać. Najpierw przez BGSZ przeczesuję Strzelca i Skorpiona, zwłaszcza upewniam się, że w przypadku tego drugiego widzę cały odwłok ponad horyzontem. Oooo! Biorę laser i siedzącym obok rodzicom pokazuję kontury gwiazdozbioru objaśniając, których jego części z Polski nie uświadczymy przez najbliższe kilka tysięcy lat. Chwytam APM i na granatowym jeszcze niebie odnajduję piękną parkę ?1 i ?2 Sco, a następnie zjeżdżam do trójki ?1, ?2, ?3 Sco, by powyżej ujrzeć klaster kształtem kojarzący mi się z M 29, a noszący oznaczenie NGC 6231 (?Baby Scorpion?). Wędrując dalej w dół mijam jakieś gwiazdki tuż przy horyzoncie, niektóre z nich chyba nawet należą do Węgielnicy! Nagle zawracam w górę. W pole widzenia, wyraźnie jak chyba nigdy w Polsce, wpada mi M 4. Robi się już niemal całkiem ciemno. Mama rzuca z boku, że chce coś zobaczyć. -Spoko. Odnajduję M 7, by za chwilę jej ją pokazać. Wooooo! Ale wielka! Nie wiem czy kiedykolwiek w ogóle widziałam tę gromadę na żywo, chyba nie i na pewno nie spodziewałam się, że jest taka duża! Wypełnia całe pole widzenia, taaki ogrom gwiazd! Wyżej ? M 6, Gromada Motyl, którą jako słabiznę wyłapałam kiedyś koło domu niemal szorującą po wierzchołkach gór, tutaj w końcu wygląda tak, jak się nazywa! Jej kształt (dokładnie zapamiętany ze zdjęcia z książki ?Astronomia. Przewodnik po Wszechświecie.?, która prowadziła mnie na początku obserwacyjnych przygód dziesięć lat temu) przywołał te wszystkie marzenia małej Oli, która chciała zobaczyć takiego pięknego kosmicznego motyla na własne oczy. A teraz właśnie to wszystko się spełniło. Chcąc pokazać mamie Lagunę udaję się w kierunku Strzelca, a po drodze zahaczam o M 22? a właściwie to ona zahacza o mnie! Bo jak tu nie zwrócić uwagi na duże, jasne, kuliste coś, co przelatuje przez pole widzenia? No nie da się, w takich sytuacjach człowiek zaraz reflektuje się, że coś przegapił i zawraca. I ja też zawróciłam, by zawiesić oko na rozłożystej gromadzie kulistej dumnie rozświetlającej ramię łucznika. Odwiedziłam jeszcze M 28, by po wszystkim zaprezentować mamie Messier 8, który, jako moja ulubiona mgławica dyfuzyjna tego gwiazdozbioru, wywołał u mnie kolejny już dzisiaj okrzyk brzmiący mniej więcej ?OoooooOOOooo!?. Jeszcze nigdy nie ukazała mi się tak pięknie jak dzisiaj, mimo że miałam okazję widzieć ją na ciemniejszym niebie. No właśnie. Jakie tu w ogóle są warunki? Teraz mogę określić, bo oto zrobiło się zupełnie ciemno. Zaczynam dostrzegać zarysy Drogi Mlecznej. Zaraz, zarysy? Ona na pierwszy rzut oka po oderwaniu tegoż od okularu wygląda lepiej niż na moim przydomowym niebie. Jest bardzo wyraźna, jej centrum jawi się niczym rozświetlony obłok, kolejne delikatniejsze rozrastają się wzdłuż dysku naszej Galaktyki. Czuję się przytłoczona ogromem tego wszystkiego, w głowie mam milion myśli na raz. Gdzie skierować wzrok? Gołym okiem czy przez którąś z lornetek? Jak ja się zdecyduję na jakieś obiekty? No przecież tego jest za dużo! Ogarniające mnie uczucie było jakoś dziwnie odmienne od przytłoczenia przez po prostu ciemne niebo, jak w Zatomiu czy w Bieszczadach. Tego przytłoczenia nie wywoływało małe zaświetlenie, lecz fakt, że pierwszy raz w życiu widzę te rejony sfery niebieskiej! Przecież tutaj Skorpion jest CAŁY ponad horyzontem! I Strzelec! Nad horyzont wznosi się część Centaura i gwiazdy należące do Węgielnicy! A w obrębie tego wszystkiego skrywa się mnóstwo obiektów, których jeszcze nigdy nie widziałam, i których, jeśli nie zobaczę tutaj, nie będę miała okazji obserwować przez bardzo długi czas. I faktycznie, tutaj zanieczyszczenie światłem jest większe niż w Bieszczadach czy Zatomiu ? trochę lamp świeci mi za plecami, a jedna upierdliwa od dołu z wschodniego kierunku, ale od tych pierwszych jestem osłonięta budynkiem, a przed drugą mogę skryć się, rozkładając się w odpowiednim miejscu balkonu. A poza tym niebo wciąż jest tu ciemniejsze niż w rodzinnym Inwałdzie, zwłaszcza w kierunku południowym. Tym pełnym ogromu gwiazd, których blask był dla mnie jak dotąd niedostępny. I to jest jednocześnie zachwycające i przytłaczające. Nie tylko ja, ale także rodzice zachwycili się tym niebem do tego stopnia, że komentując jego uroki tata zawołał moją siostrę, która na oświadczenie, że widzi właśnie światło galaktyki, w której się znajduje, wyraziła ogromne zadziwienie. By to zadziwienie jeszcze pobudzić, pokazałam Madzi, a przy okazji tacie też, to, co wcześniej oglądała mama, a potem wcelowałam gdzieś losowo w Drogę Mleczną? Widok zachwycił nie tylko mnie. Całe pole widzenia lornety kipiało obfitością. Światło tysięcy gwiazd zlane ze sobą, tworząc piękne struktury lśniące diamentowym pyłem wylewało się na mnie z okularów. Spomiędzy nich wyzierały ciemne struktury wżerające się w te puchate rozgwieżdżone łąki, przyciskając je swoimi cielskami do nieboskłonu i nadając trójwymiarowości całemu widokowi. Niesamowite! I tak patrząc w ten cudowny obrazek, przeczesując te zdobne kosmiczne mozaiki, doczekałam do wschodu Księżyca, który po godzinie 22 zakończył na tę noc moją ucztę. Próba uchwycenia Canonem tamtejszego nieba. Nic nadzwyczajnego, ale pierwszy raz udało mi się zarejestrować obłoki naszej Galaktyki na zdjęciu. II Centrum. 20/21.08.2019 Jest już niemal całkiem ciemno, właśnie wróciliśmy do domu (?). Z balkonu już na pierwszy rzut oka widać, że przejrzystość powietrza poprawiła się względem poprzedniej nocy, zauważyli to nawet rodzice. Gwiazdy mienią się bardzo intensywnie, o, w Wężowniku właśnie błysnął meteor! Czas zacząć obserwacje. Chcąc zawalczyć z pokusą bezładnego rzucenia się w wir bogactwa Galaktyki otwarłam Interstellarum. Rozpoczęłam od wcelowania lornety w kierunku ? Sco, by od niej wyruszyć na północny wschód. Nie udało mi się wypatrzeć małej kulki NGC 6256, więc udałam się do delikatnie zlewającej się ze sobą pobliskiej grupki gwiazd ? NGC 6281. Spróbowałam dobrać się do planetarki NGC 6302 i podejrzewam, że pewnie ją widziałam, ale nie mam pojęcia pod postacią której gwiazdki się skryła. (?) Leżąca na samiutkim końcu odwłoku Skorpiona Shaula (? Sco) oraz sąsiednia ? Sco wyglądają cudownie w jednym polu widzenia, a w pobliżu znajduje się delikatna Cr 338. Nieco wyżej w oczy rzuca się ? no, może trochę za dużo powiedziane ?rzuca się?, ale idzie ją dostrzec bez problemu ? uroczo lśniąca mgiełeczka zawieszona tuż nad dwoma małymi słońcami. To gromada NGC 6400. Przy kolejnym obiekcie krzyknęłam coś w stylu ?Whoaaaaaa! Aaale zaaacne!?, oto bowiem wcelowałam w niesamowicie piękną parkę, kojarzącą mi się z NGC 404 skrytą w blasku Miracha. W tym przypadku gwiazdą jest pomarańczowy olbrzym G Sco, a zamiast galaktyki mamy jaśniejącą srebrzystym światłem gromadę kulistą, tak kontrastową do ogniście płonącej towarzyszki. Ah, zapomniałabym, ta kulka to NGC 6441 (wg Interstellarum także Silver Nugget Cluster). Jestem zachwycona i swoją drogą chyba właśnie znalazłam kandydata na odcinek OT... Przesuwam pole widzenia ku górze. A co my tu mamy! Poznaną już wczoraj Messier 7, a wokół niej całe mnóstwo rozmaitości w postaci zarówno jasnych, jak i ciemnych struktur. Te drugie atlas określa jako Barnard 283, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że to wszystko? Tymczasem chyba udało mi się wyzerkać kulkę NGC 6453 usytuowaną na nieboskłonie w obrębie Gromady Ptolemeusza. Dalej celuję w M6, zahaczając obok o klastry skatalogowane jako NGC 6383 oraz Tr 28. Z przeciwnej strony Motyla bez problemu dostrzegam skupisko słońc składających się na następną gromadę ? NGC 6416 ładnie prezentującą się w polu widzenia z większą sąsiadką. Jeszcze wyżej, ale wciąż mogąc zmieścić w granicach diafragmy poprzednią dwójkę, zauważam delikatne gwiazdeczki kolejnego klastra ? NGC 6425. Dalej, to już niemal Strzelec, w oczy wpada NGC 6451, tutaj też tło nieba wydaje się bardziej jaśnieć blaskiem Galaktyki. Obok widnieje gromadka Bas 5, wokół dostrzegam trochę ciemnych obszarów. Wyżej ? Ru 134, w prawo ? Ru 131, po obu stronach tej ostatniej ? Cr 347 i Cr 351, a wszystko to skrzące się niczym śnieg filigranowe obłoczki. Przesuwam się jeszcze odrobinę na zachód. Zygzakowato ułożone, niezbyt jasne gwiazdki stają się teraz moim drogowskazem, wystarczy tylko pociągnąć linie między odpowiednimi z nich aż się skrzyżują i oto widzę, mam je w samiutkim środku pola widzenia. Niepozorne, zarówno w potężnej lornecie, jak i w malutkiej BGSZ, a gołym okiem to już w ogóle. Chociaż gołym okiem można dostrzec, że wokół gromadzi się wiele galaktycznych obłoków, pojaśnień, pociemnień. Ale ono samo niepozorne. Centrum Drogi Mlecznej. Nierozróżnialny na niebie umowny punkt, zaznaczony w atlasach gdzieś pośród gwiazd Strzelca, blisko granicy z Wężownikiem i Skorpionem. Niczym niewyróżniający się. Ale pomimo tego wszystkiego świadomość na co właśnie kieruję wzrok nie pozwala mi oderwać się od okularów. Gdzieś tam, za chmurami zimnego wodoru i rojem gorących gwiazd kryje się najpotężniejszy olbrzym w całej galaktyce, Sagittarius A*. Niby nic takiego, patrzenie na kilka niepozornych gwiazdek. A jednak coś niesamowitego. (?) Godzina 22:42, niebo robi się jakieś wyblakłe, pewnie Księżyc już przekroczył linię horyzontu i czai się za górami. Droga Mleczna staje się coraz słabiej dostrzegalna, ale ja próbuję na sam koniec uszczknąć jeszcze choć trochę jej bogactwa. Tak udaje mi się zobaczyć kulkę NGC 6522, z planetarką NGC 6563 nie jest już tak kolorowo? O, właśnie Srebrny Glob wyłonił się zza krawędzi Dynarów. Chyba czas iść spać. III Śladami galaktycznego halo. 22/23.08.2019 Po jednej dobie przerwy, kiedy to niebo było otulone cienką pierzyną, nadeszły kolejne obserwacje. Ostatnim razem skończyłam na NGC 6522 okupującej nieboskłon w pobliżu Alnasi ? ? Sgr, toteż dzisiaj od niej właśnie zaczynam. Po jej namierzeniu zsuwam się polem widzenia w dół, gdzie może nie udaje mi się wyzerkać NGC 6558, ale za to wypatruję inną kulkę ? zanurzoną w cielsku Barnarda 305 NGC 6569. Wracam w okolice Alnasi, w sumie bez żadnego konkretnego powodu, ot tak, trochę z głupoty i nagle dostrzegam nowy, zwarty blask ? to NGC 6528, gromada kulista zlokalizowana bardzo blisko obiektu z otwarcia dzisiejszej sesji. Obracam lornetę w lewo, by poniżej ? Sgr namierzyć jaśniejącą delikatnie w pylistym otoczeniu NGC 6624. Skoro już jakoś tak lecę po kulkach, to może zerknę na te w Skorpionie, póki ten wznosi się wysoko. Jak myślę, tak robię i po wcelowaniu w Antaresa zaczynam od największej kątowo w tej okolicy gromady-matki, czyli M 4, by ? w przeciwieństwie do pierwszej nocy tutaj ? poświęcić jej więcej uwagi. Obiekt, za którym nigdy nie przepadałam ? zawsze ledwo go wyłapywałam mimo ogromnego symbolu na mapach nieba ? teraz jawił mi się jako wyrazisty i zwracający na siebie uwagę. Zerkaniem wydawał się jeszcze rozleglejszy, a kaszka, z której był zbudowany, wykazywała w swojej strukturze pojedyncze gwiazdki. Chyba zacznę lubić się z tą gromadą. Wyżej mam M 80, gromadę-dziecko, lecz jakże urokliwe jest to dziecko, delikatne (?), ulokowane w urozmaiconym kilkudziesięcioma słońcami otoczeniu. Wędruję dalej do Wężownika i jego M 127, pięknej, wręcz uwodzicielskiej. Szybuję jeszcze wyżej, skaczę po kolejnych gwiazdkach do jasno określonego celu, by w pewnej chwili krzyknąć. Ooo! To M 10! Uuu! M 12! Obie prześwietne, duże, bogate, puchate i bardzo podobne. Bliźniaczki, o! Jeszcze następnie namierzam ulotną NGC 6366. I mam M 14! Jakkolwiek trudno w to uwierzyć, według moich notatek właśnie widzę ją świadomie pierwszy raz. Jakoś tak wyszło? Oh! Wracam w dół (i do normalnej pozycji przy lornecie wygodnie siadając na krzesełku) do M 19, gdzie urzeka mnie szczególnie otoczenie eMki ? dostrzegam w nim pięć sznureczków z gwiazd w mniej więcej podobnej odległości od gromady, całkiem regularnie ułożonych. Co ciekawe podobne odbieram rewiry M 62, z tym, że w przypadku tejże gwiazdki te są o wiele słabsze. Niedaleko namierzam trzy eNGieeCe o numerach 6293, 6304 oraz 6316. Czuję, że zaczynam się spieszyć. Tu jest jeszcze tyle do zobaczenia ? Ale coś mnie woła z czeluści gwiazdozbioru Strzelca? Przerzucam kartkę w Interstellarum o jedną do tyłu, na arkusz numer 78 i zaczynam od Messier 22. Cóż to jest za bydle! W moim odczuciu prezentuje się lepiej niż M 13 w GSO 10? wyposażonym w okular 30 mm. Noż kurde! Ona jest cała porozbijana na pojedyncze światełka, widzę jak wyciąga nimi macki w kosmiczną otchłań. A ta otchłań wcale nie jest taka pusta, wręcz przeciwnie, mrowi ogromem maleńkich punkcików, których pojawia się coraz więcej z każdą kolejną chwilą, każdym kolejnym omieceniem wzrokiem pola widzenia. I całe to tło jest nierównomiernie upstrzone gwiazdkami. A sama gromada! To jest dopiero statek-matka, M 4 to przy niej maluszek. Ciekawe jakie odczucia na temat M 22 miałabym po spojrzeniu na 47 Tucanae lub ? Centauri (?). Blisko wypatruję NGC 6642, przy okazji zahaczając o ?gwiazdkę? nie będącą nią w rzeczywistości ? planetarkę NGC 6629. Dalej namierzam M 28 i bezproblemowo zauważam NGC 6638 po przeciwnej stronie ? Sgr. Spoglądam do atlasu, gdzie na mapach widzę jakieś gromady kuliste pozaznaczane pomiędzy mgławicami Strzelca, ale im przyjrzę się przy okazji. W tym momencie woła mnie coś innego. Moimi celami zostają kolejno M 54, M 70 i M 69. Z całej trójki najwyraźniejsza i największa jest ta pierwsza, dwie pozostałe na pierwszy rzut oka sprawiają wręcz gwiazdowe wrażenie i dopiero po chwili ujawniają swoją prawdziwą naturę. W międzyczasie namierzam jeszcze NGC 6652, o wiele bardziej ulotną od poprzedniczek. A dalej, szaleństwo! Proszę państwa, oto NGC 6723, Chandelier Cluster. Jeszcze w Strzelcu, lecz gwiazdy nieśmiało jaśniejące poniżej to już obszar panowania Korony Południowej. I mimo, że w ciągu ostatnich nocy odnotowywałam już niżej położone obiekty, świadomość tego co widzę ? słońca należące do gwiazdozbioru, którego wcześniej nigdy nie obserwowałam ? nadaje jeszcze większej niezwykłości temu widokowi. (?) Na M 55 trafiłam przypadkiem, przeczesując nie najjaśniejsze gwiazdy wschodniej części Sagittariusa. Jest duża i masywna, ale też nieszczególnie jasna, niemniej jednak zerkaniem odnoszę wrażenie niejednolitości jej struktury oraz delikatnego mrowienia. Nieubłaganie zbliża się wschód Księżyca, a ja dopiero teraz zauważam jak bardzo dysk naszej Galaktyki przewędrował na zachodnie niebo podczas moich dotychczasowych obserwacji. Chcąc do końca wykorzystać tę noc, postanawiam odbyć wędrówkę na wschód. Rozpoczynam ją od podwójnej porażki ? nie mogę poradzić sobie z NGC 6818 i NGC 6822 ? by następnie pocieszyć się wspaniałym widokiem dwóch najjaśniejszych gwiazd Koziorożca, Algedi i Dabih. Tej pierwszej towarzyszy niezwiązana z nią fizycznie i nieposiadająca swojego imienia sąsiadka, druga natomiast jest prawdziwą gwiazdą podwójną (a w rzeczywistości nawet wielokrotną) tworzoną przez pięknie kontrastujące składniki ? jaśniejszy żółtopomarańczowy oraz słabszy o niebieskawej barwie. Wszystkie one otoczone są przez kolejne błyskotki o różnych jasnościach i odcieniach. Cóż za piękny widok dla lornetki! Odnajduję jeszcze M 30 i? właśnie dwa budynki dalej ktoś włącza na balkonie lampę walącą żółtym światłem idealnie w moim kierunku i wywiesza sobie pranie. Kruca fuks, ludzie, jest godzina 23! Bez przystosowania wzroku do ciemności, chyba tylko dla samej zasady, namierzam jeszcze M 72 i zieloną NGC 7009. Idę spać. A lampa dalej świeci. IV Między tym, co wszyscy znają. 25/26, 26/27.08.2019 Wkrótce po zachodzie słońca, podobnie w czasie ostatnich nocy, zerwał się silny wiatr (?). Szczęśliwie tym razem odbyło się to bez akompaniamentu nieproszonych gości na niebie, no ? prawie ? trochę tego cienkiego chmurwia zaległo nisko nad horyzontem. Nie przeszkadza to jednak zupełnie moim najbliższym planom, oto bowiem wymyśliłam, że w końcu poświęcę więcej czasu pięknym, jasnym i wszystkim dobrze znanym eMkom, które tutaj przecież zajmują wyższe elewacje, a oprócz tego, przesuwając się wzdłuż płaszczyzny Galaktyki, zwrócę wzrok także na to co mniejsze i skryte w blasku wielkich celebrytek. Moja lorneta chyba wiedziała na co się dziś szykuję ? pierwszy obiekt pojawił się w polu widzenia sam z siebie zaraz po rozstawieniu sprzętu, jeszcze zanim zdążyłam w cokolwiek intencjonalnie wcelować. W ten sposób zaczęłam od Gromady Ptolemeusza, by następnie przejść do Motyla, a potem przeskoczyć obadane już wcześniej klastry zlokalizowane w pobliżu Centrum, trafiając do nieśmiało migoczącej NGC 6565, która bez problemu dała mi się namierzyć i, niby jaśniejąca zerkaniem gwiazdka, znikała po spojrzeniu weń na wprost. (?) Wyżej rozpoznaję NGC 6553 ? delikatną, dość jednolitą kuleczkę wiszącą niczym pomponik wśród tła nierównomiernie rozświetlonego obłokami Drogi Mlecznej. Niecały stopień dalej lokuje się inna gromada kulista ? NGC 6544. Wydaje się odrobinę rozleglejsza i o wiele bardziej rozmyta od poprzedniczki, mniej skupiona, ale podobnie jednolita. Wspaniale prezentują się razem w polu widzenia lornety, dodatkowo urozmaicone wspomnianym mozaikowym blaskiem odległych świateł! Ktoś mógłby rzec ? Niepozorne! ? ale właśnie ta niepozorność składa się w tym przypadku na całe piękno oglądanego widoku ? analizując ten obszar minuta po minucie dostrzega się kolejne diamenty rozproszone wszędzie dookoła, z każdą chwilą jest ich więcej. I wtedy zauważa się, że oprócz dwóch siostrzyczek w pięknym otoczeniu, towarzyszy nam coś jeszcze. Oto bowiem, zza diafragmy wyziera następne cudeńko, chce się nawet powiedzieć ? POTĘŻNE CUDZISKO! Messier 8! I tu mogłabym wiele opisywać? Ale zamiast tego po prostu Wam pokażę. Ostatecznie podjęłam się próby ubrania w słowa obrazu, który dziś rozłożył mnie wielokrotnie mocniej niż pierwszej nocy. W przerwach między poszczególnymi ruchami ołówka w notatniku umieszczałam kolejne epitety. Trójwymiarowa! Jasna! Ogromna! Cała poprzecinana ciemnymi mgławicami! Gromadka w jej sercu ? niesamowita! Bez filtra O-III, a niemal jak z nim! (?) Już chyba niczym dzisiaj nie zachwycę się tak jak nią. W czasie, gdy szkicowałam zadzwonił Filip, który między normalną rozmową co jakiś czas wysłuchiwał moich zachwytów i opisów kolejnych obiektów. M 20 podzielonej na dwa płaty i pięknie komponującej się z powyższą M 21, która jednak po uprzednim obiekcie wydaje się być jakaś taka trochę niemrawa. Gromadek rozrzuconych w okolicy ? Cr 367, delikatnej NGC 6546, większej ASCC 93, drobnej vdB 113 i filigranowej NGC 6583. Ulotnej NGC 6568, która skrzy się, przywodząc na myśl niebiańskie płótno pomarszczone przez kogoś w tym właśnie miejscu tak, by widniejące na niej słońca mieniły się jeszcze intensywniej. Planetarki o wdzięcznym imieniu Czerwony Pająk (NGC 6537), która zaskoczyła mnie swoją wyraźnością. Lśniącej i migocącej M23, pełnej zarówno diamentów wyskakujących na pierwszy plan, jak i tych skrzących się nieśmiało w tle. A potem to, co zalegało tuż przy horyzoncie, postanowiło wznieść się ku górze. Dokończę jutro. (?) Dziś niebo chyba jest trochę lepsze niż wczoraj, lecz wiatr wciąż niemiłosiernie dmie w kierunku morza, tuż przy horyzoncie też coś zalega. (?) Przeczesałam już niebo od Kasjopei do Skorpiona przez BGSZ, a teraz zasiadam do APM. Zaczynam od Laguny, porównuję jeszcze raz dla pewności z wczorajszym szkicem i robię powtórkę z ostatniej nocy, odnajdując dodatkowo Ru 139. I chyba mignęła mi NGC 6506. Z akcentem na chyba. Nie wiem czemu, ale nie mogę sobie z tym obiektem poradzić, ciągle mam wrażenie, że widzę go odrobinę na prawo od miejsca zaznaczonego w atlasie. Mam też dwie inne zagwozdki w postaci mgławic o numerach NGC 6526 oraz 6559. Ta pierwsza, według Interstellarum wznosi się niecałe pół stopnia nad Laguną, druga ? gdzieś w południowej części Cr 367. Do tego co widzę podchodzę sceptycznie, jednak niezmiennie mam wrażenie, że dostrzegam jakieś pojaśnienia, ruszam lornetą, a one fruwają w polu widzenia zgodnie z resztą firmamentu. Odsuwam oczy od okularów, przykładam znów i dalej to samo. W dodatku późniejszy risercz w Internecie, twierdzi, że NGC 6526 to w rzeczywistości fragment M 8 (?). Na chwilę odskakuję w prawo od głównego szlaku, by ustrzelić gromadę kulistą NGC 6469. Jej okolice wyglądają o wiele mroczniej w porównaniu z rozgwieżdżonymi łąkami otaczającymi poprzednie obiekty. Czuję się, jakby niebo zasnuło się czymś ciężkim. Jeszcze ciemniej okazuje się być wokół bardziej na zachód położonej NGC 6369. Ale czemuż tu się dziwić, skoro ta planetarka piastuje swoje miejsce w obrębie potężnej Mgławicy Fajka? Kolosa, który nie zmieści się nawet w polu widzenia lornetki 10x50, a co dopiero takiej 25x100? W tym instrumencie dostrzegam ją jedynie w postaci czarnej wyrwy w niebie, otchłani, w której bardzo mało gwiazd znalazło swą ostoję? Wracam znów tam, gdzie tło jaśnieje mnóstwem srebrzystych punkcików i po przyjrzeniu się Cr 371 przesuwam lornetę delikatnie ku górze, lecz to na co trafiam wcale takie delikatne nie jest. Wręcz przeciwnie! Oto bowiem zanurzam się w obfitości M 24, znanej też jako Mały Obłok Gwiezdny Strzelca, uf! Czy Wam też nie wydaje się, że ta nazwa jest zbyt toporna? Wielokrotnie bardziej trafia do mnie wersja angielska ? Small Sagittarius Star Cloud (?). Po odbiciu w bok bezproblemowo wyzerkuję kulkę NGC 6440, nie mogę jednak poradzić sobie z sąsiednią mgławicą planetarną NGC 6445. Nie wiem co myśleć o NGC 6507, czy mogę uznać ją za zaliczoną, jeśli dojrzałam jedynie dwie najjaśniejsze gwiazdki? A może w ogóle nie trafiłam? Odnajduję za to NGC 6554, 6561, i chyba 6603, a dalej także M 18 i NGC 6596, by wreszcie dotrzeć do Omegi. Ale ta Omega nie jest jeszcze końcem mojej podróży. Przyglądam się uważnie wyraźnemu łabędziowi otulonemu delikatną poświatą, która u jego podstawy zanika, ukazując silny kontrast z otoczeniem. W miejscu tym zauważam małą grupkę gwiazd. Cały Messier 17 mieści się w polu widzenia z dwoma uprzednio wymienionymi gromadami, tworząc bardzo ładny kadr. Zawracam jeszcze na chwilę do przepięknej M 25, ponad nią doświadczam uroków NGC 6645 stanowiącej zachodni koniec sznureczka gwiazd, z którym tworzy niby brelok, spoglądam na łatwo gubiącą się pośród tła NGC 6605. A kolejna jest już M 16. I tutaj muszę przyznać, że jej widok akurat mnie rozczarował. Tak jak zawsze bardzo ją lubiłam, tak tym razem chyba po prostu spodziewałam się czegoś więcej niż tylko gromady gwiazd z rozpościerającą się wokół, niewyraźną mgiełką. A może Orzełek zwyczajnie potrzebuje filtra? Tego nie wiem. Wyżej udaje mi się wypatrzeć NGC 6639 (myślałam, że będzie trudniej) oraz NGC 6625, nie udaje mi się z NGC 6631. Nie zważając na obiekty pomijane po drodze, rzucam się ku zachwycającej M 11 w otoczeniu ciemnych struktur, ale tymi zajmę się dopiero jutro. Na razie podziwiam widok gromady, którą, sama nie wiem dlaczego, zwykle bagatelizowałam jeszcze kilka lat temu. Wracam, by nadrobić to, co mnie ominęło przed chwilą ? NGC 6664, jasną M 26, NGC 6712 i NGC 6628, z której wyłuskaniem z gwiezdnego tła na początku musiałam się trochę namordować, ale po wszystkim okazała się całkiem łatwa. Wyżej zdobywam jeszcze planetarkę o numerze 6751 w katalogu NGC. Odpływam trochę, by zlokalizować NGC 6774, 6737, 6716 oraz Cr 394. Pierwszy raz świadomie oglądam M 75 (sic!). A o tym co było dalej opowiem kiedy indziej. (?) V Szlakami pana Barnarda. 27/28.08.2019 Mimo, że tej nocy miało nastąpić moje spotkanie z panem Edwardem i jego katalogiem, obserwacje zaczęłam od czegoś zupełnie innego. Oto bowiem, uzupełniając wieczorem spis obiektów ?zaliczonych? zreflektowałam się, że nie ma w nim M 9. Przetrzebiłam swój notatnik, nigdzie jednak nie znalazłam zapisków na temat tej gromady kulistej. A więc ustawiam się na gwieździe o intrygującym imieniu Sabik (? Oph) i? Łapię lornetę w locie! Uh, ale zawał! Coś się musiało obluzować, a może niewystarczająco dokręciłam gałkę w statywie? Musiałam dać sobie chwilę, żeby ręce przestały drżeć. Ustawiam się jeszcze raz. Zjeżdżam w dół i odnajduję zagubioną wcześniej kulkę. Przy okazji namierzam dwa sąsiednie obiekty o podobnej naturze, każdy z osobna mieszczący się z eMką w polu widzenia. To NGC 6342 i 6356. Trochę wyżej wyzerkuję niepozorną ?gwiazdkę?, w postaci której skrywa się NGC 6309. Dobra. Czas na ciemne mgławice. I w tym momencie czuję, jak coś na mnie kapie. Fiks Kanada! Klimatyzator, przy którym urządziłam sobie punkt obserwacyjny, postanowił mnie podlać? Odsuwam się trochę tak, by żaden z jego elementów nie znajdował się nade mną. To jeszcze raz. Podróż po ciemnych strukturach zaczynam od okolic M 7, ponad którą ciemnieje poznane mi już wcześniej cielsko B 283, nie prezentujące się jednak szczególnie efektownie ? ot rozlewający się na obszarze zbliżonym do wspomnianej gromady brak gwiazd. Nie zauważam B 278 i 275, a przy Motylu nie mam pewności czy faktycznie dostrzegam B 286 i 287. W rejonie LDN 1758 i B 292 po prostu widzę ciemność. Wyżej jest już lepiej. Odnajduję LDN 1788, który jednak w rzeczywistości wydaje się mieć bardziej rozbudowaną strukturę niż wskazywałyby na to rysunki w atlasie. Podobne odczucia towarzyszą mi przy B 289, pięknej i ciemnej wyrwie rozrywającej blask Galaktyki ponad 2 stopnie na wschód od jej centrum. Wokół budują się kolejne mroczne struktury, niestety Interstellarum milczy na ten temat. Blisko Alnasi lokalizuję rozległego Barnarda 295 chyba najwyraźniej odcinającego się od tła w północnozachodniej części. Nie rozpoznaję B 305 wokół NGC 6569, jedynie mogę stwierdzić zmniejszoną liczność gwiazd w tej okolicy. Gdy zmierzając po Barnarda 86 mijam kolejne czarne wyspy na morzu gwiazd, boli mnie, że w atlasie nie ma o nich ani słowa. (?) B 86, kropla czarnego atramentu, która upadła tuż obok świateł gromadki 6520. Z niemal identycznymi rozmiarami jak ona przywodzi na myśl obrazy rodem z fantasy. Są jak dwie siostry, dobra i zła, królowa światła i pani ciemności, splecione razem w tańcu między gwiazdami Galaktyki. Spośród ogromu bezimiennych mgławic, które zarejestrowałam, Interstellarum podał mi B 90 oraz B 299, jednak moją uwagę najbardziej zwróciła plama usytuowana na prawo od tej ostatniej, a powyżej B 86. Ogromna M 8 pozwala mi zobaczyć, jak B 296, 88 i 89 rozdzierają ją na trzy jasne płaty skąpane w blasku otaczającego ją światła. Zniewolona niezwykłym widokiem muszę dać sobie trochę czasu, by przejść do M 21, która trochę bardziej nieśmiało, ale również dzieli się ze mną swoją ciemną składową w postaci B 85. Znowu tyle mrocznych sylwetek pojawia się wokół. Mam B 91! Okolice M 24. Ale tu dzieją się cuda! Nie mogąc zmieścić tego kolosa w APM po kolei staram się analizować strukturę jego i otaczających go mozaik. Chyba najbardziej rzucają się w oczy dwie czarne chmury gaszące gwiazdy w północnowschodniej krawędzi Obłoku Strzelca ? B 92 i 93. Trochę mniej nieprzezroczyste, ale wciąż dobrze widoczne są B 307 w północnej części M 24 oraz rozłożysty, przypominający szczypce B 304, zaciskający się między słońcami wzdłuż płaszczyzny Drogi Mlecznej. Jego lewy fragment wcinając się od zachodu w Obłok Gwiazd wyraźniej niż reszta mgławicy wybijał się z bogatego otoczenia. Gdy stając oko w oko (a właściwie obiektywy w pył) z ciemnym cielskiem po przeciwnej stronie M 24 zdaję sobie sprawę, że w Interstellarum ktoś zupełnie olał to miejsce, nie wytrzymuję. Chwytam telefon, na którym szczęśliwie wcześniej włączyłam czerwony filtr i zaczynam przeczesywać folder z mapkami nieba. Gdzieś tu musi być. Jest! Mapka, którą Panasmaras zamieścił kiedyś na Forum. Dzięki niej dowiaduję się, iż imię jego LDN 322, a chwilę później mogę określić, że dwa drobniejsze okazy powyżej noszą w katalogu LDN numery 332 oraz 336. W okolicy dopatruję się B 311, B 312 i B 367, w międzyczasie nie radząc sobie z B 301 oraz B 313. (?) Wokół Omegi znowu rozpoczyna się chmara ciemnotek, których brak w atlasie, ale nie mam już siły się na to denerwować. Zamiast tego po prostu podziwiam roztaczające się przede mną struktury utkane z nieprzezroczystego pyłu, który skrywając w sobie młode gwiazdy jest jednocześnie miejscem ich narodzin. Wreszcie natrafiam na znane wyspy pośród bezimiennego oceanu. Barnard 95. Barnard 97. Ogromne cielsko bez wyraźnych krawędzi. Nie odróżniam B 94 ani B 96, podobnie B 100 i 101, mam też problem z B 314, chociaż możliwe, że identyfikuję jego górne granice? A potem wkraczam na tereny niezwykłe. Oto bowiem, po przekroczeniu ? Sct dostrzegam, że królestwo światła skupione wokół M 26 ma tu swoje krańce, za którymi rozpoczyna się panowanie mroku w postaci Barnarda 103. Jak dotąd podchodziłam do niego tylko od strony Dzikiej Kaczki, dlatego dzisiejsza podróż w jego rewiry zaowocowała całkiem innym spojrzeniem na tę mgławicę, która faluje pośród gwiazd niczym czarny, połyskujący materiał, na którym padające nań światło maluje obszary o zróżnicowanej jasności. Widzę jego wschodnią i zachodnią krawędź, z czego za tą drugą roztacza się kolejny, tym razem bezimienny, ciemny płat. Przesuwając się dalej wzdłuż umownej linii wyznaczającej kształt gwiazdozbioru Tarczy docieram do mojego Obiektu Tygodnia. Ponad M 11 rozkładającą się niczym wachlarz wyłaniają się kolejne królestwa cieni. Największe z nich to mroczny półksiężyc znany jako B 111, który wypełnia całe pole widzenia APM. Jego rozbudowana powierzchnia wykazuje zróżnicowanie w jasności czy może raczej ciemności. Kilkukrotnie zdaje mi się, że jedną z tych plam, którymi jest naznaczony, może być B 110, lecz nie umiem stwierdzić tego jednoznacznie. Całkiem pewnie identyfikuję za to dwie gromadki ? NGC 6704 oraz Bas 1. Nie udaje mi się dostrzec B 104, ale po drugiej stronie półksiężyca dostrzegam B 119a ? nie oddzielam od niego B 117a, za to zauważam B 119. Ten ostatni Barnard stanowi preludium do całej chmary niewielkich wysepek, których nie jestem w stanie klarownie pooddzielać od siebie. Pozostaję przy podziwianiu ich marmurkowej struktury. Przy M 11 namierzam jej kosmiczny cień w postaci B 112, obok dostrzegam cały sznureczek złożony z B 115, 116, 114, 117 i 118, momentami zdaje mi się, że widzę B 108. Leżąca ponad tym wszystkim LDN 582 okazuje się nie być tak łatwa do zidentyfikowania jak mogłoby się wydawać po rysunku w atlasie. Przeciwnie sprawa ma się z B 113. Nie wiem co myśleć w przypadku oznaczonej na mapach szarym kwadracikiem B 134 ? w jej miejscu ukazuje mi się dużo ciemności. Wokół 12 Aql kotłują się drobne B 127, 129 i 130. Nie widzę B 327. Uh. Nie widzę B 128-131, 132 i 135. Czyżbym zrobiła się już zbyt śpiąca? Odpowiedź nadchodzi po spojrzeniu w niebo gołym okiem. To rysujący się na firmamencie galaktyczny dysk odpłynął już daleko na zachód, gdzie odległa łuna świateł unosząca się z naprzeciwległej wyspy zaczęła osłabiać jego widoczność. Chyba zrobię sobie przerwę. A potem czas na jesień. (?) VI U wrót jesieni. 26/27, 27/28, 28/29.08.2019 Pierwszy raz do królestwa jesieni zawinęłam na koniec przygody skupionej wokół gromad kulistych, jednak podróż ta okazała się być tak krótka, że zdołałam zawszeć ją w kilku zdaniach w części III. Drugi raz zapuściłam się tutaj 27 sierpnia nad ranem i również nie zabawiłam na długo? Po zabawach z bogactwami jasnych obiektów dysku Drogi Mlecznej coś bardzo nie chciało, by galaktyki skryte pośród gwiazd Koziorożca i Ryby Południowej zbyt łatwo poddały się mojemu wzrokowi. Tej nocy bowiem odnalazłam tylko jedną ? NGC 7507, w dodatku świecącą na tle Rzeźbiarza. Udało mi się za to z kilkoma obiektami o zgoła innej naturze ? za drugim razem ujawniła mi się Perła ? NGC 6818 ? mgławica planetarna leżąca jeszcze w granicach Strzelca. Nie, nie dostrzegłam sąsiedniej Galaktyki Barnarda, niby coś mignęło zerkaniem, ale nawet tego mignięcia nie jestem pewna (?). Namierzyłam też gromady Al 10, Str 40, Blanco 1 oraz asteryzm M 73, a potem jeszcze jedną planetarkę ? Helixa, którego wcześniej jeszcze nigdy nie ustrzeliłam własnoręcznie, a którego znałam jedynie dzięki Alice sprawnie znajdującemu go na zeszłorocznym zlocie w Zatomiu. Cóż to jest za delikatna, lecz jednocześnie łatwa w zidentyfikowaniu mgławica, zadziwiająco ogromna i o zdecydowanie niejednolitej jasności powierzchniowej. Niczym gruby okrąg, z którego próbuje mi umknąć jego prawa część (?). A potem poszłam spać, ale mimo usilnych chęci nie mogę sobie już przypomnieć dlaczego. Ale powiedziałam sobie, że jeszcze tu wrócę i się poprawię. (?) Powróciłam następnej nocy. Gdy pod wpływem ruchu obrotowego naszej planety wydostałam się spod mrocznego panowania Barnardów, postanowiłam ruszyć ku wschodowi, wcześniej jednak pozwalając sobie na krótką przerwę. Gdy wróciłam, niemal od razu udało mi się odnaleźć galaktykę NGC 6903, która nie chciała mi się dać złapać poprzednim razem. Zaczyna się dobrze. A nawet bardzo dobrze! Aaaaaaaaale meteor! I to nie byle jaki meteor! Oooooo! Może nie najjaśniejszy, lecz imponujący długością ? lecąc na południowy wschód przecina kilkadziesiąt stopni nieba, za nic mając sobie granice gwiazdozbiorów Orła, Koziorożca i Ryby Południowej. Sekundę po tym, jak odsunęłam się od okularów i spojrzałam przed siebie. Kurde! No zaczęło się zadziwiająco dobrze! Myśl tę szybko weryfikuje niepowodzenie w przypadku NGC 6907, IC 5193 oraz parki NGC 7173 ? 7176, gdzie w przypadku tych ostatnich coś niby wyzerkałam, ale to chyba prędzej było jakaś słabiutkie słońce ulokowane akurat w zbliżonym miejscu co one. Tak mi się przynajmniej wydaje? Swoją drogą pobliska część Ryby Południowej bardzo mi się podoba! Sąsiedztwo ?, ? oraz ? PsA tworzy coś na kształt greckiej litery ?, która mieni się barwnym światłem budujących ją gwiazd. Jednak nie ma źle ? odnajduję NGC 7793. Hm, spodziewałam się czegoś mniejszego, ale nie narzekam. Obok zdobywam Str 88, a potem sunąc między gwiazdami Rzeźbiarza namierzam coś. Nawet całkiem duże, jednolicie jasne i plackowate coś okazuje się być gromadą kulistą znaną jako NGC 288. (?) Srebrna Moneta mnie zachwyca. Bardzo duża, długa, jaśniejsza w części południowozachodniej i w centrum widocznego owalu, z tym że ten najbardziej świetlisty fragment jej środka jest jakby przesunięty trochę we wspomnianym kierunku, w tym miejscu galaktyka ma też minimalnie większą grubość. Prawdziwe cudeńko, nie mogę się napatrzeć! Nie myślałam, że tak pięknie zaprezentuje się w lornecie, zaskoczył mnie zwłaszcza jej rozmiar, chyba zbyt dawno na nią nie patrzyłam. Gdyby nie to, że chcę jeszcze namierzyć więcej obiektów pewnie już bym ją szkicowała? Muszę przyznać, że gdy po NGC 253 przesunęłam pole widzenia na NGC 247 spodziewałam się większych fajerwerków, a tu klops. Owszem, jest duża, ale bardziej delikatna i mimo wszystko mniej efektowna od poprzedniczki. Chociaż w takim razie co powiedzieć o tej całej drobnicy rozsianej wokół, którą po prostu mogę uznać za zaliczoną bądź też nie? Eh, może po prostu trudno znaleźć w tej okolicy galaktykę dorównującą Monecie. Innym zaskoczeniem, tym razem pozytywnym, okazała się być NGC 246. Nie sądziłam, że ta planetarka okaże się tak zdecydowanie wpadająca w oczy i duża! I ma niejednolitą, jakby grudkowato rozłożoną jasność. Piękna! Pierwszy raz ją widzę i naprawdę bardzo mi się podoba. Krążąc po okolicy trafiam na piękną ? Cet o żółtokremowym blasku, gromadkę NGC 7826 oraz jeszcze inną kosmiczną wyspę ? NGC 720, by zaraz znów pogodzić się z kilkoma kolejnymi galaktycznymi porażkami, głównie w obrębie Wieloryba i Erydanu. Namierzam jeszcze dwie planetarki - NGC 1535 w tym ostatnim gwiazdozbiorze i IC 418 w konstelacji Zająca, kiedy reflektuję się, że po niebie przelatuje coraz więcej stosunkowo jasnych satelitów, a ono samo zaczyna zmieniać barwę z czarnej na granatową. Chwytam BGSZ, by błądząc po niebie uchwycić ostatnie odległe światła dzisiejszej nocy, które należą już bardziej do zimy niż jesieni. Czynność powtarzam z APM, a potem podziwiam piękny wschód cienkiego Księżyca przyozdobionego światłem popielatym, który w akompaniamencie drobnych gwiazdek wokół i niewielkiej chmurki poniżej wychyla się zza Dynarów. Jest magicznie. Kolejna noc nie zaczęła się kolorowo, a pogoda szybko zweryfikowała moje plany. Kilkanaście minut po rozpoczęciu szkicowania M 7 zasłoniły ją chmury, więc udałam się wyżej ? do M 22, gdzie sytuacja za chwilę się powtórzyła z tą jedną różnicą, że teraz niemal cały nieboskłon zasłonił się nieprzezroczystą kurtyną. Sprawdzam prognozy. Za parę godzin ma się poprawić. Dobra, czekam do pierwszej. Jestem zmęczona, spałam niecałe 4 godziny, potem na plaży przedrzemałam jedną, a jeszcze potem parę spędziłam na pływaniu i nurkowaniu, ale wszystko wskazuje na to, że kolejnej nocy pogoda już na nic nie pozwoli. A jeszcze kolejnej będę w drodze do Polski. O 1:24 chmury rozpływają się, przynajmniej częściowo. Przed przystąpieniem do jesiennych galaktyk spędzam trochę czasu w okolicach Orła, w zasadzie namierzając każdy rodzaj obiektu jaki mogę. Z ciemnych mgławic obserwuję oczywiście słynne ?E? Barnarda, LDNy 688 i 673 oraz Barnarda 340. Nieopodal LDN 669 przy ? Aql lokalizuję jakąś ciemną mgławicę, której kontury znajduję w atlasie, ale bez podpisu? W międzyczasie pole widzenia lornety przecinają mi dwa meteory, a ja zachwycam się ogromem gwiazd świecących w tle tego wszystkiego. Łapię trochę pobliskich gromad otwartych i kulistych oraz 3 planetarki (?). Wieloryb! Najpierw bardzo szybko w oczy wpada mi NGC 584, potem obok pojawia się również NGC 596. Łapię NGC 1084 i niedaleką NGC 1052, o dziwo nie wyskakuje mi, mimo że jaśniejsza od tej drugiej, NGC 1022. Łatwo idzie mi z NGC 936, potem w okolicy masywnej i jasnej M 77 odnajduję jeszcze kilka kosmicznych wysp. (?) Między NGC 488 a NGC 1302 nie wychodzi mi z kilkoma galaktykami, jedynie planetarka NGC 1306 poddaje się moim oczom. A później spostrzegam, że na niebo znów wkradła się cienka kurtyna. Udaje mi się jeszcze dotrwać do przelotu ISS, którego fragment rejestruję nawet niewyraźnie telefonem, by potem na kolejne cztery godziny zatopić się w błogim śnie. VII Walka. 29/30.08.2019 Zgodnie z wcześniejszymi prognozami ostatnia noc w Chorwacji nie zapowiada się kolorowo. Większość południowego nieba, zwłaszcza bliżej horyzontu, jest pokryta zlewającą się ze sobą ławicą drobniejszych chmurek, dlatego próbuję zawalczyć z tym, co czai się ponad nimi. W ten sposób trafiam w objęcia Wężownika, który raczy mnie przepięknymi gromadami odległych słońc, a ja w każdej odnajduję coś znajomego. Rozkładająca swoje ramiona IC 4665 nieodparcie kojarzy mi się ze ?zwichniętym H? gwiazdozbioru Herkulesa, delikatna Cr 350 przywodzi mi na myśl Kaskadę Kemble?a, ale najbardziej zachwyca mnie NGC 6633. Bogata, nieco podłużna, kształtem przypomina wysoki kozaczek. Albo Włochy! O tak, to jest dobre porównanie. Jak się potem okazuje, jeszcze większe wrażenie robi na mnie IC 4756. Ile ona zawiera drobniusieńkich gwiazdek jak igiełki powbijanych w płótno nieboskłonu! Większych, mniejszych, wyskakujących spośród reszty i tych bardziej skrytych. Pomyśleć, że dopiero teraz widzę ją pierwszy raz. Zdecydowanie obiekt wieczoru! (?) Między kilkoma innymi klastrami gwiazd moją uwagę przykuwają dwa układy podwójne. 61 Oph stanowi parę słońc o niemal identycznej jasności i białej barwie, podobnie zresztą jak ? Ser, której oba składniki również są białe i świecą z prawie jednakową siłą. Znajdowanie kolejnych obiektów przestaje sprawiać przyjemność, gdy jestem zmuszona zerkać na nie zza cienkiej zasłony kropelek wody zawieszonych kilka kilometrów nade mną. Jakoś 15 minut przed północą odrywam się od walk z użyciem lornety i rozsiadam się na krześle, w międzyczasie ustawiając telefon na zdjęcie nieba, by skontrolować czy jest sens dalszych obserwacji. Sensu nie ma. Gapię się na porozrzucane po niebie gwiazdy, które podobnie jak ja toczą właśnie bitwę z chmurami, ale które w przeciwieństwie do mnie nie muszą jednocześnie przeciwstawiać się coraz większemu zmęczeniu. Patrzę jak trudzą się, by choć odrobina ich blasku przebiła się przez otulającą je coraz bardziej kołderkę. A czy ja przegrałam już swoją walkę? Z pogodą chyba tak. Bo o ile gwiazdy wciąż mogą próbować wysyłać fotony przez tę zasłonę, cóż mi po tym wątłym świetle? Z zachodu nadchodzi kolejna warstwa mglistej peleryny, tym razem o wiele masywniejsza i bardziej nieprzezroczysta. Tylko pojedyncze słońca dostają przywilej pozostania widocznymi. I Saturn. A co z drugim przeciwnikiem? Gdzieś z tyłu mojej głowy dalej trwa starcie z ogromnym zmęczeniem, które z nocy na noc narastało, gdy do kolejnej doby dorzucałam następne godziny z deficytem snu, pływaniem i wspinaniem się po stromych schodach prowadzących z plaży do domu. Z jednej strony prawie zasypiam, ale z drugiej coś nie pozwala mi oderwać się od widoku coraz bardziej zasnutego nieboskłonu. Niech to wszystko się wreszcie zasunie, bym z czystym sumieniem mogła iść spać. Chwytam BGSZ i kieruję ją tuż nad południowy horyzont, ze złudną nadzieją na wyłapanie jeszcze jakiejś pojedynczej gwiazdy. Nic z tego, nie zobaczę tam nic ani tej nocy, ani przez całe mnóstwo kolejnych. Jutro przemieszczę się na północ, by z równoleżnika o szerokości 43°24?41? N znaleźć się na swoich 49°51?45? N, a część sfery niebieskiej, na którą właśnie spoglądam, zostanie zasłonięta przez naszą planetę. Sześć stopni, dwadzieścia siedem minut i trzydzieści sześć sekund różnicy. I tyle więcej nieba wznoszącego się ponad widnokrąg. I tyle więcej gwiazd, tyle więcej obiektów, które chciałoby się zobaczyć. A to jest ostatnia noc tutaj, noc pełna chmur. Nie powinnam narzekać ? wykonałam tyle obserwacji na raz w miejscu, które akurat tata obrał jako cel tegorocznych wakacji bez parcia na aspekt astronomiczny. Ponad setka nowych obiektów i całe mnóstwo znanych już wcześniej, lecz teraz dostrzeżonych w zupełnie innej odsłonie. I tyle zachwytu. I zobaczenie wreszcie całego Skorpiona i Strzelca. I pojedyncze gwiazdy należące do Węgielnicy. Nie mam na co narzekać, ale człowiek jednak z natury jest pazerny. Zawsze chciałby więcej. 34 minuty po północy, 30 sierpnia 2019 r. Chmury wygrały już niemal zupełnie, a ja w końcu idę spać. Dobranoc niebo, dobranoc prawie sześć i pół stopnia więcej sfery niebieskiej. Do zobaczenia kiedyś tam, może nawet jeszcze bliżej równika. Dobranoc. Najniżej położonym obiektem głębokiego nieba, który świadomie obserwowałam, była NGC 6231 o deklinacji -41°49?27? dostrzeżona pierwszej nocy. Wiem, że mogłabym stąd sięgnąć dalej na południe, niestety przejrzystość nisko nad horyzontem pozwalała jedynie na wypatrzenie jaśniejszych gwiazd. Ale dla mnie i to było czymś niezwykłym.
  8. Zapowiedzi pogody jak zwykle były niejednoznaczne. Jednak sobotnie popołudnie z ciężkimi chmurami i mżawką nie pozostawiało złudzeń. Dobrze, że nie ciągnąłem się z moim kompletem lornetek ? dwiema torbami zawierającymi lornetę kątową oraz trzy mniejsze. Ot tak na wszelki wypadek, zabrałem Vortexa 15x56. Statyw i fotelik z oporządzeniem i tak trzymam na wsi. Wkrótce mżawka zelżała na tyle, że mogłem poćwiczyć na świeżym powietrzu moim ulubionym odważnikiem. Strzelnicy łuczniczej nie rozkładam jednak. Szkoda moczyć siatkę chwytającą strzały i słomianą podkładkę pod tarczę. Niebo wciąż ponure. Tak więc program na wieczór to życie rodzinne. Trudno się czegoś więcej spodziewać. Tymczasem wyjście z domu o dziesiątej wywoduje szok. Całe niebo w gwiazdach! No, nie do wiary! Vortex leży jak zawsze w sionce obok drzwi, co ułatwia szybki podgląd. To nie złudzenie, niebo jest czyste, trochę oparów przy gruncie nie przeszkadza. Nawet najbliższa latarnia szczęśliwie zepsuta a i sąsiedzi nie świecą. Na wschodzie Perseusz z Andomedą, na północnym zachodzie Wielki Wóz jeszcze się nie schował za drzewa, wysoko Droga Mleczna w całej okazałości. Gołym okiem prześwitują Chichoty, ponad czerwoną beta And (Mirach) można dopatrzyć się mgiełki Wielkiej Galaktyki. Patrolowy ogląd przez lornetkę w garści i na stojąco wali przez łeb jak obuchem. Więc warto wyciągnąć Goliata z mojej zbrojowni, gdzie oprócz sprzętu łuczniczego trzymam także pomoce do astronomii. A może tym razem inaczej, lepiej? Na foteliku jest wygodniej a przystawka do mocowania lornetki zamontowana. Od wieków jej nie używałem a przecież to zestaw dopasowany do Vortexa. Kładę więc na trawie wielokątną ?podłogę?, wyciągam i rozkładam fotelik. Z podwozia na kółkach rezygnuję. Za dużo komplikacji a fotel daje się suwać i obracać po gładkiej płycie siłą nóg. No i jeszcze delikatna operacja ? odblokowanie gwintu do mocowania na lornetce i przykręcenie jej do głowicy przystawki. Wszystko po ciemku, bo szkoda adaptacji wzroku. Dobrze, że przemyślnie wydłużyłem główkę śruby na adapterze lornetkowym, by łatwiej było przykręcać po ciemku. Wreszcie siadam czy też układam się na fotelu, wślizgując pod wiszącą lornetkę, dopasowując jej odległość od twarzy i ustalając kąt oparcia fotela. Wymaga to trochę kombinacji, jednak wynik rekompensuje wszelkie wysiłki. Mam przed twarzą Galaktykę Andromedy, siedząc wygodnie i skupiając się tylko na patrzeniu. M31 jest tak rozległa, że wydaje się jakby wypełniała podczas zerkania niemal całe czterostopniowe pole widzenia. Oczywiście w poziomie, bo w pionie widać ponad nią także satelitarną galaktykę M110 zaś poniżej także M32, gwiazdopodobną przy powiększeniu 15 razy. Manewrując oparciem fotela i głowicą lornetki schodzę poniżej czerwonego Miracha i szybko namierzam Galaktykę Trójkąta ? M33. Nie jest to może widok taki jak M31, jednak i tak imponuje. Szczególnie, że mogę napawać się nim siedząc sobie i patrząc, bez drgań sprzętu czy ciągłego poprawiania pozycji ścierpniętych nóg czy zadartej głowy. Galaktyka jest duża, bardzo duża, przy tym całkiem jasna i dość równomiernie rozświetlona. Warunki są naprawdę dobre, bo to przecież nie tak wysoko nad horyzontem. Jak galaktyki, to może też Galaktyka Bodego z Cygarem? Obracam moją maszynerię w samą porę by jeszcze uchwycić tył Wielkiego Wozu przed schowaniem się za drzewa. Odnalezienie M81 z M82 przychodzi tym razem dość łatwo. Galaktyki są wyraźne, jednak w powiększeniu 15 razy nie imponują. Więc szaleństw ciąg dalszy. Delikatna tym razem Galaktyka Wir (M51) odnaleziona już wśród gałązek wiśni. Potem gromady kuliste w Herkulesie. Wspaniała, jasna i duża M13, potem mniejsza choć całkiem intensywna M92. Z kulek wyszukuje jeszcze M15 w okolicach pegazowych nozdrzy ? czerwonej gwiazdy Enif (epsilon Peg). To też nie jest najlepszy widok dla piętnastokrotnego powiększenia, choć kuleczka jest jasna i jakby puchata. Wracam do Perseusza. Wpatruję się w otaczające Mirfaka (alfa Per) kłęby jasnych gwiazd ? asocjację Melotte 20. To jest obiekt imponujący nawet w najmniejszej lornetce. Wyżej, ponad głową mitycznego obrońcy królewny Andromedy namierzam jego koronę ? Gromadę Podwójną. I to właśnie jest obiekt idealny dla mojego Vortexa. Gdy patrzę na wprost, gwiazd jest sporo. Jednak gdy zerkam, obie gromady wręcz wybuchają jak fajerwerki, sypiąc wokół iskrami gwiazdek. Krążę wokół Chichot, wyłapując kolejne obiekty, wznoszę się do Kasjopei, namierzając gromady otwarte poniżej lewego ramienia wielkiej litery W. Potem trafiam do Łabędzia, patroluję obszary wokół Sadra (gamma Cyg), podziwiam łabędzie serce, następnie dziób ptaka ? najsławniejszą podwójną gwiazdę Albireo (beta Cyg). Zniżam się do Hantli (M27) ? mgławicy planetarnej w Lisku. Jest imponująca w moim sprzęcie, tak jasna, że doszukuję się w niej znanego kształtu ?ogryzka?. Czy go widzę ? nie wiem, jednak z pewnością próbuję zobaczyć. Przeskakuję do Lutni poszukując drugiej planetarki ? Pierścienia (M57). Tu jestem zaskoczony, bo pomimo niewielkiej jasności wyzerkuję obiekt stosunkowo duży, większy niż go pamiętam. Oj, dobre jest niebo. Było jeszcze wiele, wiele więcej. Szalałem po nieboskłonie w swoim stylu, bez ładu i składu, bez atlasu ani notatnika. Obiektywnie może nie trwało to aż tak długo, jednak głowę mam do dziś przepełnioną widokami. Do zobaczenia, wiejskie niebo! Będę tęsknił. http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/nocne-niebo-w-swietle-galaktyki-andromedy,158072,1,0.html
  9. - A tobie nie jest zimno? Nie jest, przynajmniej nie na tyle, by w tak ciepły wieczór od razu wciskać się w polar. Krótki rękaw i sandały sa może nazbyt optymistyczne, ale skóra kończyn domaga się świeżego powietrza. Czwartkowy wieczór nie powala klarownością, ale urzeka ciepłem i bardzo komfortową temperaturą suchego powietrza. Ma to i swoje wady, gdyż początkowe strzały w leżące wyżej klasyki zimowe nie przynoszą wiele, poza szarymi plamkami na ciemnawogranatowym tle (i mówimy tu o M35!). Ale niespecjalnie mi na nich zależy. Niespiesznie rozstawiam lornety (Fuji 10x50 i TS Marine 22x85), bo i warunki niespiesznie się poprawiają. W międzyczasie bawię się w upierdliwca zasłaniającego rolety w witrynach salonowych Pyrlandii. O tak, rozstawianie się trzy metry od wejścia do własnego salonu nazywa się lenistwem, ale z drugiej strony - komfort bycia osłoniętym od wiatru jest po prostu przyjemny, nie wspominając o dobrodziejstwie szybkiego ogrzania optyki, jeśli ta złapie wilgoć. Kawał wieczoru zwyczajnie ucieka na kręceniu się a to między ludźmi, a to znów między DS-ami z doskoku. Kiedy warunki się poprawiają, pomagam Tomkowi (vel Thomson), jak znaleźć jakieś obiekty głębokiego nieba w jego Canonie IS 10x42. Odwiedzamy więc Żłóbek, Melotte 111 i Messiera 66. Jak na adepta, który próbuje wyłapać swoje pierwsze obiekty, Tomek jest niezwykle nieupierdliwy, więc mam i ja sporo czasu na złapanie czegoś dla siebie. Skierowane do samego siebie pytanie ?na jaki obiekt masz ochotę??, od razu nasuwa odpowiedź inspirowaną niedawnym statusem Lukosta: była tam mowa o ciekawej galaktyce, na północ od Mel 111. Interstellarum pokazuje kilka jasnych obiektów w okolicy, więc na dobry początek wycelowuję Tereskę w ? Canum Venaticorum i przesuwam pole widzenia ku południu. Pierwszym obiektem, na który trafiam jest smukła smuga galaktyki NGC 4244. Chociaż nie widzę krzty detalu, wyciągnięta sylwetka obiektu przykuwa wzrok na długą chwilę. Niemal niewidoczna na wprost, niezawodnie wyskakuje zerkaniem, uparta jak powidok, którego nie można się pozbyć mimo pewności, że przy kolejnym spojrzeniu już go nie będzie. Ma franca urok na modłę tych przygaszonych, starych i bardziej odległych gromad otwartych, które uderzają nie efektownością, a swoistym wyciszeniem. NGC 4244 i 4214. Źródło: Aladin. Kolejną kandydatką na wyłowienie jest NGC 4214 - znajduję ją jedno pole widzenia niżej. Puchata, nieco wydłużona w osi SE-NW, z nieco jaśniejszym centrum, również jest bardzo wdzięcznym obiektem, choć przy NGC 4244 wydaje się aż nazbyt oczywista i dosłowna - na tyle, by być widoczna nawet w Fujinonie 10x50. Wracam do 22x85 i próbuję znaleźć kolejną wyspę Wszechświata, NGC 4395 (to o niej, jako o bardzo ciekawym obiekcie wspominał Łukasz). Jednak mimo intensywnego zerkania i szczerych chęci, łapię tylko ?cień pojaśnienia?. Obiekt do powtórki. Wykorzystuję za to ustawienie lornety, korygując ją tak, by upolowała Wieloryba (NGC 4631). Jego łezkowaty kształt widoczny jest bez problemu, a poniżej nieśmiało pokazuje się kreseczka Kija Hokejowego (NGC 4656). Warunki jednak nie są najlepsze w tym momencie, obie galaktyki zwykle są wyraźniejsze. Odbijam w dół, do trójkąta gwiazd w południowo-wschodnim skraju Melotte 111 i przesuwam pole widzenia ku Igle (NGC 4565). Mimo mętnego tła, da się wyzerkać więcej światła w jej centrum, a to znaczy, że widzę w lornecie jądro galaktyki. Przesuwam pole widzenia na prawo, do niewielkiej, eliptycznej NGC 4494, a potem odbijam parę stopni w górę, gdzie parę chwil wcześniej sama wpadła mi w oczy NGC 4559. Widzę ją jako krągłą, lekko eliptyczną w kształcie plamkę z nieznacznie jaśniejszym jądrem. Jeszcze ciekawsza okazuje się inna optyczna sąsiadka Igły, leżąca parę stopni na wschód - NGC 4725. Ta jest wyraźniejsza, jaśniejsza od poprzedniej i w jakiś sposób bardzo intrygująca, jakby chciała podpowiedzieć coś o swej spiralnej naturze, mimo, że w lornecie nie widzę śladu wiru, a tylko kształtną plamkę z jaśniejszym, gwiazdopodobnym jądrem. Koledzy cyklopi - ktoś, coś? NGC 4725 - prawda, że piękna? Źródło: Aladin. Tomek w międzyczasie pyta, co jeszcze można złowić w jego 10x42. Podaję mu namiary na Galaktykę Bodego i Cygaro, a sam spieszę służyć widokiem referencyjnym w swoim Fujinonie. Nim zawołam Tomka, przez dłuższą chwilę gapię się jak zaczarowany - gwiazdy świecą mocno w całym kadrze, a ja mam wrażenie, jakbym spoglądał raczej w okolice pasa Drogi Mlecznej, niż bieguna galaktycznego. Żuraw oferuje mi cały zenit przy zachowaniu pełnego komfortu, a naturalne, dwuoczne patrzenie przez lornetkę daje niezwykłe poczucie, jakby wiszące nad głową tuziny słońc, z wciśniętymi gdzieś pomiędzy smużkami messierów, były na wyciągnięcie ręki. Wszystko jawi się niezwykle przestrzennie, lecz nie na tyle, bym umiał uzmysłowić sobie niewyobrażalny dystans do trzech widocznych mgiełek - bo i NGC 3077 udaje się wyzerkać - które leżą kilkanaście milionów lat świetlnych dalej... ... Piątkowa burza przychodzi zgodnie z planem. Rozpogodzenie po niej - wcześniej, przez co nie do końca się wysypiam. Miało być pogodnie od pierwszej w nocy, ale jeszcze przed północą spojrzenie przez okno dachowe ujawnia klarowność nieba, która wygania mnie przedwcześnie z łóżka. Półprzytomny ubieram się cieplej i idę szukać Polarisa. Po krótkich oględzinach dachówkowych, rozstawiamy się docelowo na wewnętrznym poletku Pyrlandii. Warunki są genialne - zgodnie stwierdzamy, że nie oglądaliśmy takiego nieba w Zatomiu od ładnych paru lat. - To jest właśnie niebo sześć i pół mag! - rzuca Krzysiek, który akurat nas mija. Mam jednak wrażenie że jest lepiej, choć sam nie wiem czemu. Może przez to, że gwiazdy są doskonale widoczne po sam horyzont? Zjeżdżam od Psów Gończych szlakiem poznanych wczoraj galaktyk do Warkocza. 22x85 pokazuje NGC 4244 znacznie wyraźniej niż dzień wcześniej - jest na tyle dobrze, by spróbować w 10x50. Ku memu zdziwieniu, Fujinon pokazuje mi niezwykle ulotną kreseczkę, którą obłapuję wzrokiem parę razy, by mieć pewność, że to nie złudzenie, a realna drzazga na firmamencie. Podchodzę również do NGC 4395 i tym razem Tereska ją pokazuje. Bardzo słabe, plackowate i nieco bezkształtne pojaśnienie jest na pograniczu percepcji, ale jednak pewne. Odwiedzam również NGC 4559 i 4725, momentami łapiąc kilka innych smużek, których nie identyfikuję. Przez chwilę skaczemy z Polarisem i Mateuszem (Alice) po klasykach wiosennych, z których najbardziej zapamiętamy sobie kamasutrę statywową podczas oglądania M51 w zenicie. Po tychże harcach, Polaris sugeruje złapanie Międzygalaktycznego Wędrowca (NGC 2419) w Rysiu. Kocia kita zanurkowała poniżej 40° nad horyzontem, chowając się przy okazji za pobliskimi drzewami. Przesuwamy więc stanowisko, a ja przez długą chwilę męczę się ze znalezieniem obiektu. Nie potrafiąc poprawnie skonfrontować widoku w lornecie z atlasem, przekazuję stery Polarisowi, który po chwili obwieszcza złowienie kulistej. Faktycznie: bardzo słaby, nieco rozmyty gwiazdopodobny obiekt jest w spodziewanym miejscu. Specjalnego wrażenia nie robi, ale zawsze miło dopisać do portfolio. NGC 2419 w Rysiu. Tak, Aladin. Nie dość, że uparty, to jeszcze oszalał na starość. Przecież NGC 5053 zwykle jest niełatwa w 22x85 i trudna w 15x70. Ale nie mając nic do stracenia, celuję w M53, koryguję ustawienie i ku swemu zaskoczeniu, łapię słabiutką plamkę dokładnie w tym miejscu, gdzie NGC 5053 być powinna. Polaris potwierdza widoczność, przy okazji nie chwaląc się złowieniem kulki w swojej 8x42. Chwilę potem, łapiemy dla kompletu NGC 5466, która zwyczajowo zaskakuje swoją rozległością, choć już nie blaskiem (w porównaniu do pobliskiej M3). Zabawę z mdłymi gromadami kulistymi kończę w Wadze, na NGC 5897. Mimo niewielkiego wzbicia się ponad horyzont, engiecka nie sprawia problemu w 22x85, a i w Fujinonie daje się złowić. Jedynie blask przechodzącego akurat Jowisza jest drobną przeszkodą. Z braku nowych pomysłów, reszta sesji mija nam głównie na gołoocznym gapieniu się w niebo, co przerywamy od czasu do czasu lornetkowym widokiem którejś z jasnych gromad kulistych czy ciemnotek, coraz wyraźniej zaznaczających swoją obecność na niebie. W tych warunkach szczególnie pięknie wygląda Messier 27, który pokazuje nie tylko wyraźne wcięcia ogryzka, ale i pojaśnienia słabszych części mgławicy na tle owych wcięć. Noc potrwa jeszcze przez godzinę, ale jesteśmy na tyle zmęczeni, by zwinąć się przed czasem, koło trzeciej. Było pięknie, treściwie, choć nie obficie. Może nazbyt skromnie, szczególnie w obliczu tak znakomitych warunków. Ale czy zawsze trzeba pędzić za obiektami? Może czasem wystarczy zwyczajnie spojrzeć w górę ku gwiazdom i stwierdzić, że jest pięknie? ...
  10. Kwietniowy wypad do Blizin odkładałem w nieskończoność. A to zmęczenie, a to przejrzystość niezadowalająca. Świetne wymówki, prawda? Jednak pewien niepokojący głos z tyłu głowy mocno zagnieździł myśl, że jeśli nie skorzystam choć raz z dobrej pogody, będę wkrótce żałował. Stanęło na nocy sobotnio-niedzielnej. Mimo znacznej niepełnoletności, Księżyc długo panoszył się na niebie, głaszcząc łydkę Polluksa złotym blaskiem. Srebrny Glob miał zachodzić dopiero koło drugiej, a to oznaczało ledwo godzinę ciemnego nieba, nim Słońce da znać, że jest płycej niż 17° pod horyzontem. Chcąc złapać coś nowego, musiałem zawęzić zarówno obszar, jak i rodzaj obiektów. Miało być wiosennie, więc padło na gromady kuliste z naciskiem na Wężownika. Zupełnie na rozgrzewkę poszła M13 w Herkulesie, ale mimo dobrej przejrzystości i niezłych szans na wyzerkanie rozbicia obrzeży gromady, odezwał się kark i kategorycznie stwierdził, że mierzę zbyt wysoko. Nie, żaden ból mi nie dokuczał - po prostu zrobiłem się wygodny. Opuściłem Tereskę dobrych kilkadziesiąt stopni w kierunku M19, lecz na tyle niespiesznie, by chwilę nacieszyć oko messierami o numerach pięć, dwanaście i dziesięć, z których jeden (M12) pokazał wątły (ale jednak!) ślad ziarnistości swojego halo. M14 z pobliską NGC 6366 odpuściłem kompletnie, bo wiedziałem, że z tą drugą musiałbym się chwilę pobawić, mnie zaś zależało bardziej na południowej części gwiazdozbioru. Idąc dalej w dół pozwoliłem sobie tylko zanotować w pamięci, że M107, którą bardzo lubię, tym razem nie zachwyciła - prawdopodobnie widziałem ją ostatnio w znacznie lepszych warunkach. Teraz wydała mi się mdła, przygaszona i jakby nieco nieregularna. Sprawnie przeszedłem do dania głównego - Messiera 19. Gromada leży w bardzo charakterystycznym miejscu, więc nawet pod niezbyt wybitnym, blizińskim niebem łatwo ją namierzyć i dostrzec, flankowaną od wschodu i północy przez trzy pary gwiazd. Wisząc nisko nad horyzontem, wyglądała dość skromnie. Była umiarkowanie miękko zatopiona w niezbyt bogate w gwiazdy tło, będąc jednak wystarczająco wyraźnym obiektem, by nie sprawić żadnej trudności w 10x50, o 22x85 nie wspominając. Zdawała mi się jednak w jakiś sposób piękniejsza, niż jej rzeczywisty obraz tej nocy, być może przez wspomnienie blasku gromady widzianego z okolic zwrotnika. Zerknąłem do Interstellarum, a ten podpowiedział, że w okolicy kręcą się dwie siostrzyczki - NGC 6293 i 6284. Pierwszą złapałem w Teresce z marszu - wystarczyło przesunąć pole widzenia nieznacznie w lewo, by subtelny, acz wyraźny i puchaty punkt zamajaczył pod trójkątem niewiele jaśniejszych odeń gwiazd. Fuji również nie miał większych problemów z pokazaniem obiektu, który nawet w dziesięciokrotnym powiększeniu był niegwiazdowy. Nieco bardziej wymagająca dla oczu okazała się NGC 6284, choć nawigacyjnie bardzo łatwa - wystarczy odskoczyć od M19 między dwie górne pary flankujących ją gwiazd i iść na północny wschód po lekko połamanym sznureczku słabych słońc do wieńczącej go parki, obok której szukana kulka próbuje zlać się z tłem. O ile gromada nie sprawiła problemów w 22x85, o tyle potrzebowałem kilku minut zerkania, by dostrzec ją w 10x50. Interstellarum i okolice M19. Kolejnym celem był Messier 62, na pograniczu Wężownika ze Skorpionem. Łapię się więc łańcuszka słabych gwiazd i schodzę do kolejnej parki słońc, pod którą powinna być kulka. Tymczasem zamiast niej widzę ciemny grzbiet lasu, leżącego sześć koma osiem kiloparseka bliżej (bez sześciuset metrów). Ale jest i wyrwa między drzewami, która zdaje się przykrywać ciut jaśniejszy kawałek tła. Czyżby sześćdziesiątkadwójka? Przesuwam stanowisko o kilka metrów w bok i łapię małą puchatą plamkę. Kwadrans z okładem później, kiedy Ziemia nieco się obróci, złapię ją i w Fujinonie. Wracam do okolic NGC 6293. Kiedy przesuwam pole widzenia w lewo, natrafiam na równoległobok słońc, który coś mi mówi, lecz nie od razu odgaduję, co. Olśnienie - tak, przecież tu kończy się Mgławica Fajka! Jednak przy tej wysokości nad horyzontem, nie łapię ani skrawka krawędzi jednej z najwyraźniejszych ciemnotek na niebie. Tylko skrajne zubożenie ilości gwiazd w polu widzenia podpowiada, że patrzę na ciemną mgławicę, jednak jej nie widząc. Próbuję złapać leżącą w połowie fajkowej rurki gromadę kulistą NGC 6355, lecz również nie dostrzegam niczego, prócz skąpo rzuconych gwiazd. Przechodzę do Skorpiona. Klasyk, jakim jest M4 przestaje być sztampą, kiedy mam tak niewiele okazji, by go podziwiać. Znów mam pewne rozdwojenie jaźni, patrząc na gromadę, bo warunki pozwalają jedynie na dostrzeżenie krągławego pojaśnienia, ale wspomnienie zdaje się podpowiadać swoje, że pojaśnienie jest ziarniste. Jak by nie było, jest to jeden z niewielu obiektów, który wciąż robił wrażenie po Omedze Centauri. Próbuję też sił z NGC 6144, ale blask Antaresa jest zbyt silny. W końcu i ta kulka prawdopodobnie padnie - tak przynajmniej wynika z konfrontacji tego, co zapamiętałem ze zdjęciami z DSS. Niemniej, w 10x50 jest daleko poza zasięgiem. Wpadam jeszcze na zaskakująco wyrazistą M80 i odbijam ku górze, do pary Messier 9 - NGC 6356. Tako rzecze Aladin: u góry NGC 6356, w środku Messier 9, na prawo od niego - Barnard 64. Na dole niewiele większa od gwiazd NGC 6342. Widok w Teresce przywodzi na myśl dwa słowa: puchate i aksamitne. Obie gromady są jasne (M9 jaśniejsza), obie dość duże (M9 większa), obie wtopione niezwykle miękkim gradientem w tło. Ciężko oderwać wzrok. Dopiero później, już po obserwacjach przypominam sobie nie dostrzeżonym tym razem o Barnardzie 64, wtulonym w zachodni skraj M9. Skupienie na jednym rodzaju obiektów, jak widać, działa w dwie strony. Trochę krwi postanawia mi napsuć NGC 6342, leżąca jakiś stopień na południe od emdziewiątki. Nie przypominam sobie, by była bardzo kłopotliwa, jednak tej nocy wymaga kilku powrotów i usilnych prób przypomnienia sobie, który to fragment siatkówki był najbujniej pokryty pręcikami. Udaje się przy którejś próbie, choć przez kilka godzin będę trwał w małej niepewności, dopóki nie sprawdzę czy liche pojaśnienie, które zdawałem się widzieć, pokrywa się z pozycją gromady kulistej na zdjęciach w Aladinie. W przerwach między łowieniem kulek odwiedzam z Fujinonem starych znajomych: E Barnarda, B138 i B140 w Orle. Na zachód od tej pierwszej zwraca uwagę wyraźnie odcięta krawędź Wielkiej Szczeliny, lecz w katalogach nie znajduję oznaczenia, które mogłoby za owe odcięcie odpowiadać. Dłuższą chwilę zatrzymuję się przy M27 - w końcu to jest jeden z tych widoków, które przekonują cię, że zakup lornety 22x85 był najlepszym możliwym wyborem. Koniec sesji to spacer po obłokach Tarczy i Małym Strzelca - oraz wszystkim pomiędzy, co samo wpadnie oko. Zaczynam więc od ziarnistej Dzikiej Kaczki (M11) z jej lucidą wybijającą się w nieprawdopodobnie ciasnym mrowiu gwiazd, łapię zawsze przepiękną plamę Barnarda 103, ucinającą przebogate pole gwiazdowe leżące na wschód odeń, łapię w tymże polu gwiazdowym niewielką, ale wyraźną gromadę kulistą NGC 6712. Odbijam dalej na południe do M16, która wygląda jak rozświetlony przez garść gwiazd portal, gasnący powoli ku południu. Dalej w dole wisi wyraźna M17 i niezwykle niepozorna M18. W tej drugiej dopatruję się ciasno upakowanej trójki gwiazd w północnej części oraz kilku skromnych punktowych światełek poniżej, co razem tworzy ładny asteryzm łapki. Niecały stopień na zachód zauważam jeszcze Westę, świecącą nieco słabiej niż pobliska gwiazda szóstej wielkości. Daję kolejny jednostopniowy krok w dół do Małego Obłoku Gwiezdnego Strzelca. Z całej ciemnej menażerii przesłaniającej Messiera 24, wyłuskuję parkę Barnardów 92-93 oraz dwoisty ślad Barnarda 304. Widok piękny, ale brakuje kontrastu. Zanim odbiję kilka stopni w prawo, odhaczam jako dostrzeżone dwie gromady na tle M24: NGC 6603 oraz Collindera 469. Wycieczkę kończę widokiem Messiera 23 wraz z ledwie dostrzegalnym czubkiem ciemnej maczugi Barnarda 84a. Kiedy odrywam wzrok od lornet, widzę, że poziomy wał obłoków Drogi Mlecznej, choć wzniósł się wyżej, stracił ten ułamek kontrastu, który decyduje o zamknięciu sesji. Postanawiam więc odpuścić, choć zdaję sobie sprawę, że za dwa miesiące będę marzył i o takich warunkach, i o Słońcu ?aż? 16° pod horyzontem. Chwilę jeszcze skaczę po niebie, uzbrojony w Fujinona, lecz i te harce szybko się kończą. Rzucam jeszcze okiem na trójkę planet i zwijam się dotleniony, ale astronomicznie nienasycony, za to z mocnym postanowieniem jak najszybszego powrotu pod niebo - zaraz, gdy tylko Księżyc przestanie przeszkadzać. Mocne słowa, jak na emeryta.
  11. No to pogalaktyczyłem. A było to tak: Szykował się rodzinny wyjazd na wieś. Więc możliwe będą obserwacje. Ale czy na pewno? Według prognoz pogoda miała być niezła, lecz raczej taka dla wczasowiczów, niekoniecznie dla astroamatorów. Meteo.pl wręcz straszyło pochmurną nocą. Więc pokusa ? wziąć tylko jedną poręczną Kowę Prominar 12x56 na ptaki i ewentualne gwiazdki wśród obłoków. Bagażu jest i tak cała góra do zabrania. Jednak nie ? nie po to kupowałem dopasowane do sprzętu, wygodne torby fotograficzne, bym miał zostawiać je wraz z lornetkami w domu. Więc biorę komplet ? kątową Miyauchi 20x77, Vortexa Kaibab 15x56, jasnego Fujinona HB 10x60 i rzeczoną Kowę. W sumie to i tak niewielki bagaż w porównaniu z całą resztą wyposażenia Babci-Teściowej, jadącej do swojego królestwa. A tam na miejscu klęska żywiołowa. Bobry podeszły rowem melioracyjnym i powaliły na rodzinnym terenie dwie potężne topole. Żeby powaliły! Kilkudziesięciometrowe drzewa wiszą oparte o inne, ponad ogrodzeniem oraz wodą. Zrobienie z tym porządku nie jest na moje siły, ani jak się wydaje kogokolwiek innego bez fachowej wiedzy i sprzętu. Jednak zjechało się nas kilkoro. Szwagier nie rezygnuje. Już szykuje piłę łańcuchową i drabinę. Przecież go nie zostawię samego z tym przedsięwzięciem godnym Wyrwidęba. Tak więc skończyłem dzień po przeciągnięciu, przeniesieniu lub przewiezieniu na taczkach poprzez kretowiska ładnych paru ton pni. Tymczasem wieczór robi się nadzwyczaj pogodny. Ja jednak padam z nóg, droga na miejscówkę nie obadana po zimie a wjazd pod górkę pomiędzy drzewami i krzakami to w najlepszym razie ryzyko podrapania karoserii. W gorszym razie można nie wrócić do domu. Z żalem odmawiam niezawodnemu koledze, który wyczuł moją obecność w okolicy i proponuje wspólny wyjazd. Więc pozostaje podwórko. Okolica nie jest zła, bo to Nadbużański Park Krajobrazowy, jednak we wsi są liczne latarnie a i z sąsiednich domów świecą okna. No ale działka jest spora i można się spróbować ukryć w cieniu budynków. Jak tylko zaczęło się ściemniać, zawiesiłem Miyauchi na statywie i spojrzałem na Żłóbek, gromadę M35 i dostępne jeszcze na zachodzie Plejady. Żłóbek w tych warunkach przecudny ze swoimi trójkami i parami gwiazdek, na M35 trochę jeszcze za wcześnie lecz i tak widać co najmniej tuzin ziarenek, zaś Plejady bladawe nisko na zachodnim niebie. Bliskie gromady otwarte prezentują się pięknie w powiększeniu 20 razy, pomimo, że jeszcze jest półwidno. Cóż jednak znaczy wiejskie niebo! A było ono w dodatku świetnej jakości, bo prognozy szczęśliwie zawiodły. Powietrze jak żyletka. Po przeczekaniu zmierzchu powtórnie ruszam do akcji. Udało się schować przed wszystkimi światłami wraz z lornetą na statywie. Więc adaptacja wzroku do ciemności. Namierzam M51, Galaktykę Wir, obok końcówki dyszla Wielkiego Wozu - eta UMa (Alkaid). To niezawodny cel. Będę do niego dzisiaj wracał wielokrotnie. Jak to M51 ? widoczna jest od razu, jednak z czasem rośnie i pojawia się obok niej satelitarna galaktyka NGC 5195. Widok jest coraz lepszy, widać wyraźnie obok siebie dwa obiekty, nie jakiś tam krążek z wypustką. Poświęcam mu wiele czasu, dawno nic podobnego nie oglądałem. Kolejnym celem jest nieodległa galaktyka M101 (Wiatraczek), z drugiej strony dyszla Wielkiego Wozu. Nie zawsze jest oczywista, lecz tej nocy, w tym miejscu i przez ten sprzęt ? jak najbardziej. Wyraźna, mleczna plama widziana na wprost, bez żadnych kombinacji, tak jak lubię. Też nie żałuję na nią czasu, choć wzywa mnie już Lew. Pamiętajmy, że obszar nieba mam ograniczony przez ten mój ciemny lecz ciasny schowek. Jednak do lwiej słabizny dobrać się mogę. Pod lwim podbrzuszem, gwiazdą theta Leo (Chertan) odnajduję przełamaną linijkę słabszych gwiazd i pod tą narożną od razu zauważam plamkę najjaśniejszej galaktyki ze sławnego Tripletu Lwa ? M66 (9,66 mag). Niemal równocześnie wyskakuje słabsza M65 (10,25 mag). Walczę z najtrudniejszą z Tripletu NGC 3628 lecz do końca nie mam pewności, czy to, co mi momentami majaczy jest rzeczywiście szukanym obiektem a nie iluzją pamięci. Tu niestety potrzebna byłaby prawdziwa miejscówka, dalej od świateł wsi. Jednak z drugiej, zachodniej strony gwiazdozbioru Lwa, pod jego żuchwą (pomarańczowa gwiazda lambda Leo ? Alterf) bez trudu zauważam obiekt pominięty przez Messiera ? galaktykę NGC 2903). Nie jest imponująca, lecz też nie do przeoczenia. Porzucam Lwa lecz błądzę blisko poza nim. Na Łańcuch Markariana nie liczę, choć w Pannie majaczą jakieś plamki na skraju percepcji. Kieruję się do kity na lwim ogonie ? oczywistej gromady Melotte 111 już w Warkoczu Bereniki. Przez parę chwil wpatruję się w miejsce, gdzie musi znajdować się Igła ? subtelna i smukła galaktyka NGC 4565. Nie ma co się jednak łudzić, naprawdę widziałem ją tylko pod bieszczadzkim niebem w Stężnicy. Za to Galaktykę Czarnooką (M64) wyłapuję bez trudu błądząc nieco na oślep po Warkoczu. Jak zawsze niezawodna, choć struktury jakiejkolwiek oczywiście nie widzę. Znów robię przerwę. Powracam za pewien czas odświeżony (ha,ha!) napojem niskoprocentowym, na wszelki wypadek bez dużej lornety ani statywu, za to z fotelikiem postawionym na okrągłej płycie dla ułatwienia manewrowania. Wracam do galaktyk, z których większość wyłapuję w powiększeniach 15x i 12x choć niekoniecznie przy 10x, odnajduję Gromadę Podwójną i Perseusza poniżej niej. Bez tego nie ma obserwacji, Chichoty są tym, na co patrzy się zawsze. Znów oceniam, że jasna lornetka 10x60 już nie jest na moje oczy. Źrenica wyjściowa 6 mm to już nie moja bajka. Szkoda, bo Fujinonek zaczyna się u mnie marnować. Jednak Vortex i superwygodna Kowa pracują dzielnie. Pora kończyć. Czuję w kościach dzień a w głowie wieczór. Może przyśnią mi się gwiazdozbiory i wyspy Wszechświata? Po takim dniu nie mają wyjścia.
  12. Pod koniec zimy pas Drogi Mlecznej odsuwa się na nieboskłonie ku zachodowi i pełną nocą praktycznie przestaje być widoczny. Coraz wcześniej górują gwiazdozbiory Wielkiej Niedźwiedzicy, Lwa i Panny. Ziemia swoją północną półkulą zwraca się ku biegunowi galaktycznemu. Materia międzygwiazdowa - gaz i pył wszechobecny w ramionach spiralnych płaszczyzny dysku przestaje zasłaniać głębię Wszechświata. Znikają z pola widzenia mgławice i gromady otwarte. Pojawia się za to coraz więcej subtelnych mgiełek, okrągłych lub owalnych, spłaszczonych lub zwiniętych spiralnie. Niecałe sto lat temu ich badania gwałtownie rozszerzyły Wszechświat. Ludzkość dowiedziała się wtedy, że nie tylko Ziemia nie stanowi jego centrum, lecz także nie jest nim Słońce ani nawet nie nasza ?wyspa Wszechświata? ? galaktyka zwana Drogą Mleczną. Stopniowo dotarło do nas, że takiego centrum w ogóle nie ma. W wielkich skalach Wszechświat jest jednorodny, brak w nim wyróżnionego punktu. Pogląd ten nazwano zasadą kosmologiczną lub kopernikańską. Źródło: http://cdn.sci-news.com/images/enlarge3/image_4192_2e-Gaia-Map.jpg Mnogość światełek odległych galaktyk w okolicach bieguna Drogi Mlecznej wynika częściowo z lepszej widoczności poprzecznie względem cienkiej warstwy galaktycznego dysku. Patrząc wzdłuż płaszczyzny dysku zobaczyć mogliśmy co najwyżej pobliskie galaktyki z Grupy Lokalnej i sąsiadujących grup, znajdujące się w odległości kilku milionów lat świetlnych. Galaktyki Andromedy i Trójkąta widać niemal na skraju Drogi Mlecznej, potężny blask IC 342 w gwiazdozbiorze Żyrafy przebija się nawet przez bogate w materię międzygwiazdową obszary Ramienia Perseusza. Jednak w gwiazdozbiorze Wielkiej Niedźwiedzicy zaczynają się coraz częściej pojawiać odleglejsze kuzynki naszej Galaktyki. Przy ruchu z północnego zachodu nieboskłonu na południowy wschód ich liczba szybko wzrasta. W gwiazdozbiorze Lwa na mapach nieba widać około dwudziestu obiektów z katalogu Messiera i NGC, w Psach Gończych, Warkoczu Bereniki i w Pannie dobrze ponad setkę. Dalej na południowy wschód, w gwiazdozbiorze Centaura ich liczba stopniowo maleje a w okolicach południowego bieguna niebieskiego nie widać ich wcale. Galaktyki leżą więc na nieboskłonie w pasie podobnym do Drogi Mlecznej, lecz rozciągającym się poprzecznie do niej. Ten pas to Supergromada Lokalna (Supergromada Virgo), widziana z peryferii na których znajduje się nasza Lokalna Grupa Galaktyk. Czy niewielka lornetka ma jakiekolwiek szanse by sięgnąć odleglejszych galaktyk i choć trochę poznać wielkoskalową strukturę Wszechświata? Spróbujmy kolejny raz. Tym razem za drogowskaz posłuży nam ogon Wielkiej Niedźwiedzicy, czy jak kto woli ? dyszel Wielkiego Wozu. Jeśli końcowe gwiazdy dyszla, Alkaid (? UMa) i Mizar (? UMa) potraktujemy jako podstawę trójkąta równobocznego, to jego górnym, północno-wschodnim wierzchołkiem będzie galaktyka spiralna M101. Zaraz, zaraz - ktoś powie, przecież tam nic nie widać. I tak i nie ? nie widać przy pierwszym spojrzeniu, nie widać na zaświetlonym niebie, nie widać, jak kto nie umie patrzeć. Jeśli jednak staranniej wpatrzymy się w ten rejon, rozpoznamy łańcuszek kilku słabych gwiazd na linii południowy zachód ? północny wschód i będziemy poruszać lornetką wzdłuż niego, w polu widzenia pojawi się obiekt zaskakująco duży. Mgliste koło jest niewiele mniejsze od tarczy Księżyca, ma ok. 26 minut kątowych (?) średnicy. Rozległość obiektu paradoksalnie utrudnia dostrzeżenie. Przy sporej jasności całkowitej (7,9 mag) ma on niską jasność powierzchniową. Sytuacja wygląda podobnie jak w przypadku M33 ? galaktyki w Trójkącie, która identycznie jak M101 zwana bywa Wiatraczkiem (Pinwheel). Okazały i w sumie jasny obiekt wcale nie rzuca się w oczy. Jeśli jednak prawidłowo rozpoznamy jego lokalizację, nie oprze się średniej lornetce i raz dostrzeżony będzie stałym celem naszych obserwacji. Galaktyka znajduje się w odległości 21 milionów lat świetlnych (mln ly) a część źródeł mówi nawet o 27 milionach. M101 jest wielką galaktyką, rozleglejszą o 70-90% od Drogi Mlecznej i jaśniejszą od niej 2,5x, czyli o 1 mag (jasność absolutna). Stanowi centrum nielicznej grupy zawierającej dodatkowo 6-8 galaktyk, głównie spiralnych. Przynależność dwóch spośród nich do grupy M101 nie jest jeszcze pewna. Były kłopoty z dostrzeżeniem M101? Nie powinno ich być w przypadku Galaktyki Wirowej (Whirlpool) ? M51. Jest wprawdzie nieco ciemniejsza (8,4 mag), jednak przy średnicy kątowej ok. 8? ma wielokrotnie większą jasność powierzchniową. W zasadzie jest to obiekt podwójny, bo spiralnej galaktyce M51 towarzyszy nieregularna NGC 5195, określana niekiedy jako M51b. Oddziaływania między tak bliskimi galaktykami są bardzo silne, stąd osobliwości w ich strukturze: jasne ramiona spiralne M51 i całkowicie zniekształcona forma NGC 5195. Galaktyki nie tylko nawzajem wpływają na swoją budowę, lecz także ciążą ku sobie. NGC 5195 spadając na znacznie większą M51 przeszyła jej dysk, zawróciła ściągnięta grawitacją i ponownie go przeszyła, oddalając się następnie na 2 miliony ly. Widoczne na fotografiach wydłużone ramię M51 z pasmem pyłowym pozornie łączące galaktyki znajduje się bliżej nas niż NGC 5195. Jaki to wszystko wygląda przez lornetkę? Terytorialnie galaktyki należą do gwiazdozbioru Psów Gończych, jednak znów warto poszukiwać ich rozpoczynając od gwiazdy ? UMa (Alkaid). Półtora stopnia na zachód od niej znajduje się dość jasna (ok. 4,5 mag), biała gwiazda 24 CVn a 0,5° ponad nią słabsza (6,5 mag), pomarańczowa. Na linii tej pary, około 2° na południe, widać trójkącik z gwiazd 7 mag na powierzchni 1°x1°. Przyglądając mu się starannie dostrzeżemy jednak, że nie jest to trójkąt, lecz foremny trapez równoramienny z jednym narożnikiem utworzonym przez całkiem wyraźną plamkę świetlną. Widać ją już w lornetce 8x42. W powiększeniu 10x trudno jeszcze cokolwiek wnioskować o jej kształcie. W większych lornetkach, przy powiększeniach 15-20x, plamka rozciąga się nieco na północ, ukazując rodzaj dziobka na owalu. Nie zawsze można to zauważyć, ponieważ jasność NGC 5195 jest mniejsza o 1 mag od M51, zaś odległość kątowa między ich środkami wynosi zaledwie 5?. Odległość do M51 określa się obecnie na 23 mln ly z dokładnością do 4 mln ly. Starsze źródła mówią o odległości większej, nawet ok. 37-40 mln ly, podobnie jak w przypadku innych galaktyk należących do grupy M51. Grupa M51 składa się z 7-9 galaktyk i zbliżona jest w przestrzeni do grupy M101. Z pewnością będziemy świadkami jeszcze wielu korekt zarówno odległości między galaktykami jak ich przynależności do grup czy gromad. Należącą do tej samej grupy galaktykę M63 znajdziemy 5° dalej na południe, w 2/3 odległości między Alkaid (? UMa) a najjaśniejszą gwiazdą Psów Gończych ? ? CVn (Cor Caroli). Ze względu na charakterystyczne ramiona spiralne zwana jest Słonecznikiem (Sunflower). Dodatkowym drogowskazem do niej jest asteryzm o kształcie fajki, złożony z czterech gwiazd ok. 5 mag. M63 leży 1,5° ponad cybuchem fajki, zaś 5° na północny wschód od Cor Caroli. Zobaczymy ją jako owalną plamkę świetlną bez wyróżniającego się jądra. Ma całkowitą jasność 8,6 mag i wymiary 12?x7?. Znajduje się od nas w podobnej odległości jak M51. Niedaleko na nieboskłonie i w charakterystycznym miejscu poszukajmy także galaktyki M94. Jest jeszcze jaśniejsza (8,2 mag), niemal okrągła (średnica ok. 10?) i znajduje się w połowie odległości między ? i ? CVn, najjaśniejszymi gwiazdami Psów Gończych, 1,5° ponad łączącą je linią. Galaktyka ma jasne jądro przypominające niewielką gromadę kulistą i przy powiększeniu 7x można pomylić ją z gwiazdą. Jest najjaśniejsza w grupie złożonej z kilkudziesięciu galaktyk znajdujących się średnio w odległości 13 mln ly. Gwiazdozbiory Psów Gończych i Wielkiej Niedźwiedzicy zawierają więcej galaktyk dostępnych pod odpowiednio ciemnym niebem dla lornetki min. 70 mm. Obu ?kołom? Wielkiego Wozu towarzyszą obiekty z katalogu Messiera. Obok ? UMa (Merak), 1,5° na południowy wschód znajduje się M108, obiekt trudny dla średniej lornetki, o jasności 10 mag i rozmiarach 8?x2?. Podobnie usytuowana względem ? UMa (Phecda) jest M109. Nieco jaśniejsza i bardziej zwarta od poprzedniej (9,8 mag, 7?x4?), ma jednak mniejszą jasność powierzchniową. Niemal dokładnie w połowie odległości pomiędzy ? UMa i ? CVn znajduje się wyraźnie jaśniejsza (9 mag) i dość rozległa galaktyka M106. Z jej ukośnie usytuowanego dysku o rozmiarach kątowych 19?x8? w lornetce dostrzeżemy najwyżej połowę. M106 znajduje się w odległości 23 mln ly. Dzięki wykryciu w niej źródeł spójnego promieniowania mikrofalowego (maserów) można było stosunkowo dokładnie określić odległość a także badać masywną czarną dziurę w centrum galaktyki. W tej okolicy gwiazdozbioru jest jeszcze kilkadziesiąt galaktyk dostępnych dla większego sprzętu. Jednak na jego południowym skraju, 6° pod Cor Caroli (na południe) a 2° na południowy wschód od pary niemal identycznych pomarańczowych gwiazd (5,5 mag i 6 mag, odstęp ok. 10?) znajdziemy wydłużone pasemko galaktyki NGC 4631, możliwe do wychwycenia także przez lornetkę 10x50 (jasność 9,2 mag). Dzięki charakterystycznemu wydłużonemu kształtowi nazwano ją Wieloryb. Wielorybowi towarzyszy maleńki Wielorybek, dostępny tylko dla dużych teleskopów, a w odległości niecałego stopnia na wschód równie sławna zlewająca się para galaktyk NGC 4656-4657 (Kij Golfowy), na którą zapolować mogą właściciele dużych lornet (jasność 10,5 mag). W gwiazdozbiorze Lwa, podobnie jak w Wielkiej Niedźwiedzicy, liczba galaktyk rośnie podczas wędrówki z zachodu na wschód. Podobnie także, jeden z najłatwiejszych obiektów ? galaktyka NGC 2903 znajduje się w zachodniej części gwiazdozbioru. Dzięki jasności ok. 9 mag i rozmiarom 12?x6? dość łatwo ją odnaleźć 1,5° pod pomarańczową gwiazdą ? Leo (Alterf), stanowiącą dolną szczękę w sylwetce Lwa. Galaktyka jest samotniczką, prawdopodobnie nie należy do żadnej z pobliskich gromad galaktyk. Dalej na wschód, pod lwim brzuchem, znajdziemy dwa skupiska galaktyk. Są to grupy M96 i M66, czasem klasyfikowane wspólnie jako Grupa Galaktyk Leo 1. Cała grupa jest w odległości 35-38 mln ly od Ziemi. Na południe od pomarańczowej gwiazdy 52 Leo (5,49 mag), na owalnym obszarze 3°x 2° znajduje się osiem galaktyk związanych z M96, spośród których trzy, nazywane niekiedy Drugim Trypletem, dostępne są dla lornetek. Dwie z nich - M105 i M96 mają jasność wystarczającą do zauważenia przez średnią lornetkę (9,3 mag i 9,2 mag), zaobserwowanie ciemniejszej M95 może wymagać większej lornety (9,7mag). Najbardziej znane ugrupowanie znajduje się jednak bliżej lwiego zadu, lub - używając słów mistrza Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego - w partiach dolno-tylnych. Źródło: http://www.astronomy.com/observing/observing-podcasts/2016/05/cor-caroli-the-pearl-cluster-and-the-leo-triplet Grupa czy też podgrupa M66 składa się z trzech jasnych galaktyk spiralnych formujących sławny układ ? Tryplet Lwa. Jest możliwe, choć nie do końca pewne, że należą do niej także dwie słabsze leżące w pobliżu. Poszukiwania rozpoczniemy od białej gwiazdy 3,3 mag ? Leo - Chertan. Dwa stopnie pod nią, tuż poniżej białej gwiazdy ok. 7 mag a 1° w lewo od pomarańczowej 73 Leo (5,5 mag), są dwie owalne plamki świetlne. Jaśniejsza i łatwiejsza do zauważenia jest M66 (jasność 9 mag, rozmiary 8,7?x4,4?). Znajdziemy ją ok. 20? na południowy wschód (poniżej i w lewo) od wspomnianej gwiazdy 7 mag. Po prawo od sąsiadki a bezpośrednio pod gwiazdką-drogowskazem jest nieco słabsza i bardziej wydłużona galaktyka M65 (9,3 mag, 10?x3,3?). Większym wyzwaniem jest NGC 3628 znajdująca się 15? powyżej naszego drogowskazu. Jest słabsza i bardzo wydłużona (9,5 mag, 15?x4?), częściowo przysłonięta własnym pasmem pyłowym. Pod wiejskim niebem cały Tryplet Lwa dostępny jest dla lornetki 15x70, choć z NGC 3628 nie każdy obserwator sobie poradzi. Największe zagęszczenie galaktyk napotkamy jednak na wschód od Lwa, zaś poniżej Psów Gończych. Zbliżamy się do wielkiej Gromady w Pannie (Virgo Cluster). W rzeczywistości jest to skraj gwiazdozbiorów Panny i Warkocza Bereniki. Źródło: http://www.nightskyinfo.com/archive/virgo_cluster/ Gromada stanowi centrum Lokalnej Supergromady, środek ciężkości i wybrzuszenie wieloramiennej gwiazdy czy dysku, w jaki układają się galaktyki i ich gromady w naszej części Kosmosu. Dysk ten rzutowany na nieboskłon daje właśnie owo pasmo ? ?drogę galaktyczną? obserwowaną z krańców supergromady, gdzie się znajdujemy. Nie jest to lokalizacja prestiżowa. Siedzimy na małej, skalistej planecie krążącej wokół żółtego karła szumnie nazywanego Słońcem. W dodatku owo Słońce leży gdzieś na skraju galaktycznego ramienia spiralnego (Ramię Oriona), daleko od centrum Galaktyki. Ta zaś znajduje się w małej Lokalnej Grupie Galaktyk na obrzeżach Supergromady Virgo. Krótko mówiąc ? prowincja. Jednak może dlatego omijają nas potężne strumienie materii wysyłane przez jądra aktywnych galaktyk, fajerwerki supernowych i błyski promieniowania gamma generowane w magnetycznym piekle gwiazd neutronowych. Gromada w Pannie zawierać może nawet ponad 2000 galaktyk, w tym gigantyczne elipsy M87, M86 czy M49. Nic dziwnego, że nasza Grupa Lokalna odczuwa ich grawitację. Z czasem zapewne obie gromady zaczną się zbliżać i w końcu połączą. Odchylenia od przepływu Hubble?a, czyli od ruchu galaktyk związanego z rozszerzaniem się Wszechświata, obserwujemy także w większej skali. Cała Supergromada Lokalna ?spada? w kierunku Supergromady w Hydrze i Centaurze. Znajdujące się tam masywne skupisko galaktyk i ciemnej materii nazwano Wielkim Atraktorem. Supergromady galaktyk grupują się w kompleksy, formując włókna i ściany - wielkie atraktory oddzielające puste obszary ? wielkie pustki. Najbliższa z nich znajduje się w kierunku gwiazdozbiorów Oriona i Erydanu. W największej skali Wszechświat ma więc strukturę piany ? baniek o ścianach z galaktyk i ich gromad, poprzedzielanych pustkami. Źródło: http://www.businessinsider.com/r-new-map-shows-milky-way-lives-in-laniakea-galaxy-complex-2014-9?IR=T Czy my, astroamatorzy z małym sprzętem, to widzimy? Oczywiście, że tak - Orion to galaktyczna pustynia, Erydan praktycznie też.* Za to w Warkoczu i w Pannie galaktyk dostępnych dla lornetki jest kilkanaście a dla solidnej lornety czy teleskopu ? dziesiątki a nawet setki. Wymagać będą one lornetek co najmniej średnich, najlepiej ponad 50 mm i świetnych warunków obserwacyjnych (czyste, ciemne niebo wiejskie). Większość dostępnych dla nas galaktyk znajduje się w pasie szerokości 5° rozciągniętym poziomo na linii zachód-wschód między gwiazdami ? Leo (Denebola) i ? Vir (Vindemiatrix). Cztery z nich mają jasność ok. 9 mag lub większą a dziewięć następnych ? w okolicach 10 mag. Największa jest potężna galaktyka eliptyczna M87 o całkowitej masie nawet 200 razy przewyższającej Drogę Mleczną. Poruszając lornetką na wschód od Deneboli, po 6° natrafimy na tzw. asteryzm T, rozciągający się na 1,5° w kierunku północny i południowy wschód, po lewo od białej gwiazdy 6 Com (ok. 5 mag). Nieco koślawa litera T składa się z 6 gwiazd 5mag-7mag. Najbardziej charakterystyczny jest dolny fragment tego asteryzmu - smukły domek o rozmiarach 1,5°x0,5° złożony z 5 gwiazd, ze szpiczastym daszkiem celującym na południowy wschód. Tuż obok podstawy domku, od strony Deneboli, znajduje się galaktyka M98 (ok.10 mag) a wewnątrz domku nieznacznie jaśniejsza M99. Niedaleko ponad asteryzmem, 1° na północny wschód od jego podstawy (powyżej), a więc ciągle w polu widzenia każdej lornetki, jest jaśniejsza od nich i łatwiejsza do zauważenia M100 (9,3 mag). Nauczmy się rozpoznawać asteryzm T nawet jeśli nie dostrzegliśmy w nim galaktyk. Jak strzałka wskazuje on pobliskie jaśniejsze obiekty ? galaktyki M84 (8,9 mag) i M86 (9,1 mag) oddalone o 20? od siebie a 1,5° na południowy wschód od szpica daszku. Pod odpowiednim niebem lornetka 50 mm nie powinna mieć z nimi kłopotu. Galaktyki te leżą na dolnym, południowym skraju Łańcucha Markariana ? rozciągniętego na 2° sierpa złożonego z 7 galaktyk o jasności w pobliżu 10 mag i kilku słabszych. Pół stopnia nad górnym, północnym skrajem Łańcucha jest galaktyka M88 (9,6 mag). Jeśli odnaleźliśmy M84 i M86 ? dolne galaktyki Łańcucha Markariana, koniecznie próbujmy wypatrzyć jego górny skraj ? M88. Gdy i to się uda, być może będziemy w stanie zauważyć pomiędzy nimi delikatne dodatkowe pojaśnienia ? mgliste plamki innych galaktyk tego układu. Spróbujmy, jednak nie róbmy sobie jednak wyrzutów, jeśli ponad M84 i M86 będzie tylko pustka. Łańcuch Markariana jest obiektem niełatwym do obserwacji nawet przez spory teleskop. Źródło: http://www.astro-foto.pl/index.php/galeria/galaktyki/13-lancuch-markariana Średnia lornetka powinna jednak ukazać główną galaktykę Gromady w Pannie, czyli M87 (8,6 mag, ok. 7? średnicy). Odległość do niej ocenia się na 53,5 mln ly Ma ona rzeczywistą jasność 129 miliardów Słońc. Jest silnym radioźródłem określanym jako Virgo A, świeci także w zakresie rentgenowskim. Na zdjęciach z wielkich teleskopów widać dżet, czyli wyrzut materii z centrum galaktyki. Przesuwając wzrok na wschód bez poruszania lornetką, cały czas na linii Denebola - Vindemiatrix, po 2° od M87 mamy szanse dostrzec galaktykę M58 (9,7 mag), ok. 1° dalej M59 (9,6 mag) a po dalszym 0,5° najjaśniejszą w szeregu M60 (8,8 mag). Z kolei nieznacznie na wschód i ponad M87 (ok.1°), możemy znaleźć M89 (9,8 mag), zaś 0,5° nad nią ? M90 (9,5 mag). W rozciągającym się powyżej Warkoczu Bereniki najłatwiejszą do dostrzeżenia galaktyką jest M64 - Czarnooka lub Śpiąca Królewna (Sleeping Beauty). Jest jasna (8,5 mag) i średnio rozległa (9?x5?), co daje sporą jasność powierzchniową. Znaleźć ją można około 10° na północ od pomarańczowej gwiazdy ? Vir (Vindemiatrix), zaś w okolicach 35 Com (ok. 5 mag). Ta ostatnia leży w 1/3 odległości między najjaśniejszymi gwiazdami Warkocza ? ? Com i ? Com, 5° na północny zachód od ? Com. Dysponując większym sprzętem można próbować dostrzec przyczynę nazwy galaktyki ? czarny pas pyłu kontrastujący z jasnym rdzeniem. Na zdjęciach daje on efekt oka, oddzielając centralną ?źrenicę?. M64 nie należy do Gromady Galaktyk w Pannie, znajduje się sporo bliżej. Niektóre źródła umieszczają ją w Grupie M94, razem z częścią galaktyk gwiazdozbioru Psów Gończych. Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Galaktyka_Czarne_Oko W Warkoczu Bereniki można także próbować odnaleźć obiekt trudny dla lornetki lecz bardzo ciekawy ? NGC 4565, inaczej Igła (9,6 mag). Tę gigantyczną galaktykę spiralną obserwujemy dokładnie w płaszczyźnie jej równika. Widzimy więc, jak ?cienki? jest jej dysk w porównaniu ze średnicą. Przez lornetkę o powiększeniu 10x lub większym szukajmy wąziutkiej smużki światła (16?x2?) ułożonej skośnie ok. 3° na wschód od centrum gromady Melotte 111, która jest rdzeniem gwiazdozbioru. Igła jest od nas bardziej oddalona niż Czarnooka, znajduje się w odległości 30-50 mln ly. W południowej, dolnej części messierowskiego ?zagłębia galaktycznego? gwiazdozbioru Panny znajdują się dwie galaktyki dostępne dla niewielkich lornetek. Tylko 5° pod wielką M87 jest jej konkurentka ? także eliptyczna galaktyka M49. Na nieboskłonie jest jaśniejsza i nieco rozleglejsza, ma jasność 8,4 mag i rozmiary 8?x7?. Jej masa jest jednak mniejsza niż M87. Galaktyka jest oddalona po 8° od dwóch pomarańczowych, jasnych gwiazd Panny ? już wspomnianej ? Vir (Vindemiatrix) i leżącej 8° poniżej ? Vir (Minelauva lub Auva), tworząc z nimi trójkąt równoboczny. Znajdziemy ją w prawym, zachodnim wierzchołku trójkąta. Najjaśniejszą galaktyką w gwiazdozbiorze Panny jest jednak galaktyka spiralna M104 czyli Sombrero (8 mag, 9?x4?). Pomimo niskiego położenia na nieboskłonie widać ją już przez niewielką lornetkę jako owalną, jaśniejszą w środku plamkę światła. Znajduje się tuż ponad gwiazdozbiorem Kruka, na linii wskazywanej przez charakterystyczny asteryzm zwany Strzałką, 2° od jego szczytu. Charakterystyczną cechą M104 jest pasmo pyłowe przecinające owal i galaktyki i upodabniające ją do meksykańskiego kapelusza. W rzeczywistości jest to pierścień (torus) zawierający także wielkie ilości wodoru atomowego i molekularnego. Przynależność M104 do gromad galaktyk jest niepewna, być może tworzy własną Grupę M104 na skraju Gromady Virgo. Także dane na temat jej odległości są bardzo rozbieżne ? od 29 do ponad 65 mln ly. Rozbieżnościom w ocenie odległości trudno się dziwić, występują także w piśmiennictwie dotyczącym innych galaktyk. Ostatnio odległości międzygalaktyczne korygowane są raczej w dół dzięki nowym, dokładniejszym pomiarom dystansu do kilku bliskich galaktyk. Czemu jednak ocena jasności wizualnej tego samego obiektu różni się często o ponad 1 mag, trudno dociec. Cytowałem tutaj głównie dość optymistyczne oceny jasności ze znanego amerykańskiego przewodnika The Night Sky Observer?s Guide, lecz wartości magnitudo podawane przez Wikipedię są z reguły wyższe, co oznacza mniejszą jasność. W dodatku, odpowiednie warunki do obserwacji galaktyk spotkamy rzadko a nasz sprzęt to nie teleskop Kecka czy Hubble?a. Nie dziwmy się więc, jeśli zamiast gromad i supergromad odnajdziemy tylko z trudem pojedyncze plamki galaktyk, albo nawet nic nie odnajdziemy. Nie szkodzi, one tam są. Za miesiąc czy za rok, z tego czy z innego miejsca ujrzymy je. W mglistym obrazie galaktyk znajdujemy obietnicę trwania. Gdy nasz gatunek już zniknie, gdy nie będzie Ziemi ani Słońca, one będą nadal istnieć. My zaś jesteśmy ich cząstką, składamy się z ich atomów a na niektórych spośród miliardów ich planet są zapewne istoty podobne do nas. Podobne jeśli nie ciałem, to umysłem, bo przecież widzą ten sam Wszechświat, podlegają tym samym prawom przyrody, poszukują odpowiedzi na te same pytania. Może właśnie dlatego obserwacje galaktyk, tych zwiewnych plamek widzianych w równym stopniu okiem wyobraźni, co przez lornetkę, są dla nas tak cenne, tak bardzo nas wciągają. Tony Hallas: NGC 1903. Źródło: http://apod.pl/apod/ap150410.html Źródło: http://www.dobresobie.pl/sztuka-i-architektura/233/jak-pierwotnie-nazwana-byla-rzezba-mysliciel * Dotyczy to okolic Erydanu na pograniczu z Orionem - patrz dalsza dyskusja.
  13. Właśnie skończyłem obróbkę jeszcze ciepłego szkicu Mgławicy w Orionie oglądanej dziś od 1840 do 1935. Warunki pogodowe raczej dobre: zimno i dość mocny wiatr. Czasem jego podmuchy wyrywały mi podkładkę ze szkicownikiem z ręki ale dało się przeżyć. Widoczność bardzo dobra: po 15 minutowej adaptacji oka do ciemności M31 widziałem gołym okiem patrząc bezpośrednio na nią. Obserwacje prowadzone z pola, poza granicami małej wsi. Najbliższe źródło światła oddalone o jakieś 500 metrów i to za plecami. Co do samej mgławicy to przez lornetkę centrum i ciut poniżej była najjaśniejsza i rozciągała się szczególnie w kierunku północno zachodnim (na szkicu północ na górze, zapomniałem dopisać znacznik północy), z tymże im dalej od centrum tym bledsza mgławica. Zerkaniem zajmuje naprawdę spory obszar ale z racji na niepewność czy aby nadto nie interpretuje tego cudeńka rysowałem tak jak widziałem ją na wprost. W samym centrum mgławicy widoczne trzy gwiazdki z tymże trzecia ledwo dostrzegalna. Obróbka w Gimpie to tylko desaturacja i inwersja plus mała korekta rozjechanych gwiazd i usunięcie tego co zbędne i przypadkowe. M42 w lornetce Nikon Action Ex 10x50 Dziękuję i pozdrawiam wszystkich astrozakręconych
  14. Prawie kwartał minął już odkąd z rodziną pożegnałem wakacyjny domek, pomost, jezioro i to zniewalające mrowie gwiazd dostępnych obserwacjom każdej pogodnej nocy. Nigdzie nie miałem tak nieposkromionego apetytu na obserwacje jak tam... 25 sierpnia wracając z pracy po 22 dobrze wiedziałem gdzie spędzę tę noc. W każdym kierunku niebo rozświetlały setki jasnych kropek. Dojeżdżając na działkę za przednią szybą samochodu dumnie rysowała mi się królowa Kasjopea zapraszając na nocne swawole O 2300 rozstawiałem się już na pomoście. Wpierw zrealizowałem swoją niedawną obietnicę daną w innym wątku tegoż forum tj. naszkicowałem dwie urocze kuleczki skatalogowane przez Pana Messiera pod numerami 10 i 12. Obie mieszcząc się w jednym polu widzenia stanowią jeden z wielu cudów obserwacji lornetkowych. M10 (po lewej) oraz M12 ujęte w jednym polu widzenia lornetki. Na północny zachód od M10 jasno świeci gwiazda 30 Oph, bardzo pomocna w zlokalizowaniu obu eMek. Po wykonaniu szkicu Nikonka zabrała mnie w odwiedziny do ślicznej, niedawno odwiedzanej przeze mnie gromadki IC 4665 oraz Mel 186. Ta druga ledwo się mieści w polu widzenia. Jej gwiazdy składowe prezentują spory rozrzut po jasności lecz wszystkie posiadają podobne, zimne ubarwienie. Dalej przebiegłem wzrokiem przez obłok gwiazdowy w Tarczy i znów zadumałem się przy "Dzikiej Kaczce"... Następnie witając się z 26 sierpnia (wybiła północ) wzniosłem się wyżej ku gwiazdozbiorowi Strzały, by pierwszy raz spojrzeć na M71. Gromada ta jest raczej łatwa w zlokalizowaniu, znajduje się dokładnie pomiędzy gammą (?) oraz deltą (?) Strzały. No i jest, wpadła w pole widzenia jako mała, jednakowoż jasna i skoncentrowana kulka. Tuż obok eMki umiejscowiony jest charakterystyczny łańcuszek z trzech słabych gwiazd układających się w prostej linii w równiutkich odstępach. Opisując wrażenia z wpatrywania się w tę gromadę trzeba wspomnieć o tym jak piękna okolica trafiła się jej na nieboskłonie. Mrowie gwiezdnych punktów ogromnie dodaje jej uroku. Około godziny 130 zmieniłem nieco kierunek obserwacji na bardziej wschodni. Wzrok mój przykuł Aldebaran w otoczeniu pięknych Hiad, gołym okiem dostrzegam także dosyć słabo świecące gwiazdy Barana i Trojkąta. M33 a także Wielka Mgławica w Andromedzie jak zawsze cieszą oczy. Są rozochocone Chichotki, jest Stock 2. Niżej widać Mel 20 - Gromadę Alfa Perseusza z jasną świecącą alfą właśnie czyli Mirfakiem. Piękne dziś to niebo. Zniewala nawet, a może przede wszystkim oglądane nieuzbrojonym okiem. Bez użycia lornetki z łatwością widoczny jest "mały wóz" Plejad, na lewo i wyżej Chochotki wcześniej obserwowane przez Nikonkę teraz dostrzegam także bez pomocy optyki lornetki. Co jakiś czas przelatuje jeszcze jakiś zbłąkany Perseid. Dla takich chwil warto żyć... Dziękuję i pozdrawiam wszystkich astrozakręconych
  15. Zebrałem się wreszcie na opisanie wrażeń z obserwacji poczynionych w nocy z 15 na 16 lipca 2017r. Zwlekałem z tym opisem z racji na wakację spędzane w dziczy nad jeziorkiem, gdzie mogę się oddać bez reszty gonitwom za tymi wszyskimi eM-kami i CR-kami i NGC-kami, tak że na samo pisanie nie zostaje już wiele czasu W końcu doszedłem do wniosku, że jak nie teraz to nigdy, wszak opisywanie tego co się widziało jest dla mnie prawie tak samo wartościowe co same obserwacje. Więc jak to szło?... A jakoś tak, że o 2355 wylajzłem na szybki przegląd nieba (zakończony oczywiście nad ranem ). Konkretniej zależało mi na obserwacji obiektów z Tarczy i Strzelca. Na pierwszy ogień poszła "Dzika Kaczka" - M11 znajdująca się ciut poniżej i w lewo od ? Scu. Poczyniłem też szkic tejże gromady lecz nie jestem w stanie pochwalić się nim w tej chwili, gdyż nad jeziorkiem nie mam skanera. Sama M11 jest bardzo wdzięcznym obiektem lornetkowym. Patrząc na nią po prawej stronie pola widzenia dostrzegłem ładny łańcuszek gwiazd (HIP 91880; HIP 91751 i HIP 91728), który zaprowadził mnie do gwiazd epsilon i delta Tarczy. Te zaś od następnego zaobserwowanego przez mnie obiektu dzieli tylko okruszek przestrzeni w polu widzenia Nikonki. Messier 26 widoczna była zerkaniem i zdaje mi się, że momentami widziałem ją także na wprost. Najpiękniejsze widoki czekały mnie troszeczkę niżej w Strzelcu. Widok chmury gwiazd, dosłownie tak jak piszę - CHMURY GWIAZD... urzeka jak nic a gdy dodać do tego, że w tejże chmurze co chwilę w polu widzenia wyskakuje jakaś gromada, nieważne eMka czy nie eMka to nie trzeba już chyba więcej, by wyrazić moje odczucia przy obserwacjach tego rejonu. Człowiek chciał już wyjmować szkicownik i przybory, które jeszcze nie zdążyły odsapnąć po uwiecznianiu Dzikiej Kaczki, ale jak? Jak się za to zabrać? Przecie zbyt wiele tych świetlnych punktów by je ot tak umieścić w szkicu. Całe wakacje by mi to chyba zajęło. Zresztą nie mogłem oderwać oczu od okularów Nikonki. Mógłbym tak tylko siedzieć i patrzeć aż po sam świt (a przynajmniej dopóty dopóki Strzelec nad horyzontem). Więc tak leciałem z lornetką przez to mrowie. M17 i w dół: M18, M24, M25, M23. Wszystkie wyskakiwały jak na zawołanie. Z M21 i M20 był mały problem i nie mogę z czystym sumieniem pochwalić się ich wyłuskaniem. Za to Messier 8 - mgławica Laguna sama wskoczyła w pole widzenia i doprawdy jest to jeden z ładniejszych obiektów, które dotąd przez lornetkę widziałem. Postanowiłem sobie, że w miarę możliwości będę się poświęcał szkicowaniu, ale serio. Będąc tutaj - w Tarczy i Strzelcu ciężko jest wyciągnąć ręce po sprzęt rysowniczy, kiedy lepiej zaangażować je do trzymania lornetki i łowienia kolejnych gromad gwiazd. Całkowicie poświęciłem się obserwacjom. Dosłownie wkleiłem się w Nikonkę i błogo dałem się ponieść prawie po sam świt... W międzyczasie spojrzałem też w stronę Księżyca, gdzie byłem w stanie wyłowić parę kraterów umiejscowionych wzdłuż linii terminatora. Właśnie w tamej chwili wpadłem na pomysł sprawdzenia ile jestem w stanie wyciągnąć z lornetki 10x50 przy obserwacjach Munia, co czynię w tej chwili i opisuję to w innym wątku naszego forum. Dziękuję i pozdrawiam wszystkich astrozakręconych.
  16. Może działo się to pod koniec lutego, może pod koniec marca, a może to tylko zlepek z wielu obserwacji. Pamiętam jednak, że niezwykły widok rozchodzących się chmur przed zawieszonym niebotycznie daleko Messierem 35, wraz z wierną towarzyszką - NGC 2158, w trzystopniowym polu Tereski* czekał na mnie 27 lutego. Kiedy dość niespodziewanie okazuje się, że będzie kawał czystego nieba nad głową, próżno szukać lepszych kadrów do naładowania akumulatorów niż przy lewej stopie Kastora. Toteż niemal automatycznie wycelowałem lornety właśnie tam, jak tylko nieboskłon zaczął się klarować. Dziwny to zakątek Bliźniąt - choć sztandarowy, zupełnie niereprezentatywny. W porównaniu do reszty gwiazdozbioru jest jak wybitny, acz jednorazowy wyczyn przeciętnego sportowca. Choć w konstelacji ciekawych obiektów nie brakuje, największe wspaniałości - przynajmniej z punktu widzenia lorneciarza - zebrały się właśnie tutaj, na kilkunastu stopniach kwadratowych. Gapię się więc w Messiera 35, jakbym nigdy nie dał rady ogarnąć trzech tuzinów jego gwiazd, mimo odwiedzania gromady podczas każdej nocy, kiedy tylko jest widoczna. Nie przestaję się gapić, bo to obiekt doskonały - widać i zróżnicowanie jasności gwiazd, widać ich różne podgrupki, widać mnóstwo diamentowego pyłu w tle. Zdaje się to wszystko sugerować ogłupiałym oczom i mózgowi interpretującego jasne punkty na swój prostacki, ziemski sposób (jaśniejsze, więc bliższe, słabsze, więc dalsze), że gromada jest sferyczna, a poszczególne gwiazdy zdają się na tej mini-sferze leżeć. Mini w skali kosmicznej, oczywiście - 24 lata świetlne to nie byle jaki rozmiar. Mogłoby się wydawać, że do pełni szczęścia brakuje M-trzydziestce-piątce jakiegoś przejasnego giganta - ale to może właśnie dzięki brakowi takich fajerwerków, gromada jest jak lekki szkic na niebie, i choć wyrazista - jednak nieprzegadana. Stopa Kastora z jego bogactwem obiektów (źródło: Photopic Sky Survey) Ale być może wymienione zalety wizualne nie stanowiłyby o mocy oddziaływania M35, gdyby nie szerszy kontekst. Bez leżącej sześciokrotnie dalej NGC 2158, widok M35 byłby równie niekompletny, jak niegdyś uśmiech Pablita bez prawej górnej czwórki... NGC-ka zdaje się być karzełkiem przy gigancie, choć to tylko pozory. Gdyby obie gromady zamienić miejscami, różnice w jasności byłyby znacznie większe, niż obserwujemy obecnie: NGC 2158 świeciłaby blaskiem 3,8mag, zaś M35 byłaby obiektem o jasności ok. 10mag **. Oglądana z odległości 850 parseków, NGC 2158 byłaby też o wiele bardziej efektowna ze względu na znacznie większą ilość składników (dość powiedzieć, że NGC-ka była w latach 50-tych rozważana do przekatalogowania na gromadę kulistą; kto zaś obserwował zmagania w konkursie Robercia na ostatnim zlocie w Odernem, być może pamięta, że gromada ta została ?okrzyknięta? kulistą). Z dwóch leżących nieopodal - i w sumie nietrudnych - gromadek, czy raczej węzełków gwiazd, wyłapuję tego wieczoru tylko IC 2157, ale przyglądam się im podczas kolejnego okna pogodowego, miesiąc później. Oba IC-ki (tym drugim jest IC 2156) wyglądają na pierwszy rzut oka jak bliźniacze pojaśnienia, lecz po chwili widać zarówno większą jasność gromady ?południowej? (IC 2157), jak i gwieździstą naturę obu obiektów. Potem przeskakuję na chwilę do NGC 2129, która zawsze była dla mnie fenomenem Tabeli Wimmera. Jak się tam znalazła, skoro wypadły inne, znacznie jaśniejsze i wyraźniejsze obiekty? W lornecie to przecież bardzo słabe pojaśnienie przy parce gwiazd. Cóż, wszystko rozbija się o użyty sprzęt. W pięciocalowym SCT-ku i przy powiększeniach powyżej 50x, NGC 2129 faktycznie może być całkiem urokliwa. Dla lorneciarza to jednak tylko mało znacząca ciekawostka. Co tu robią staroweneckie druki? Co innego taka mało znana gromada Collinder 89 - chyba najpiękniejsza towarzyszka M35, idealnie dopełniająca szeroki kadr lornetki 10x50. Na wciąż bogatym i jasnym tle, blisko północno-wschodniego brzegu Drogi Mlecznej, widać sześć jasnych gwiazd, układających się w przełamaną półnutę rodem ze staroweneckich druków. Do tego trochę drobnicy, którą można równie dobrze dopisać do klastra, co jego wizualnego otoczenia. Interstellarum mówi, że do gromady zalicza się południowy kwartet gwiazd (czyli dolna część półnuty) wraz z niewielkiem łukiem słabszych słońc tuż na południe od niego. Wzrok natomiast mówi swoje - że rdzeń gromady to cała szóstka 7- i 8-magowych słońc, łukowaty asteryzm na południu, plus cały szeroki, esowaty wzór (najlepiej widoczny w 22x85), który spina wszystkie grupy gwiazd. Aladin podpowiada, że może być coś w tym spojrzeniu, a ja niespecjalnie przejmuję się, czy grupa gwiazd, którą widzę jest grupą rzeczywistą czy tylko umowną. Widok wart jest dłuższego wpatrywania, a w tym wszystkim nie chodzi przecież o badania, a odzyskanie spokojniejszego, głębszego oddechu i dystansu do spraw bieżących. Podczas innego wieczoru, dopatruję się w tym wzorze widoku uroczej, cartoonowej kałamarnicy. Nie zapominam też o pyłowym otoczeniu Messiera 35. Wyłapuję flankujące gromadę od zachodu przepylenia mogące być peryferiami TMC-1, najbliższego nam dużego obłoku molekularnego. Udaje mi się też wyzerkać południowe rubieża sporej mgławicy LDN 1560, przesłaniające Drogę Mleczną tuż na wschód od M35. Owa ciemnotka jest częścią potężnej wstęgi pyłowej ciągnącej się na przestrzeni dobrych 10° - od M37 po IC443. Cała smuga jest najłatwiejsza do wyłapania w lornetkach szerokokątnych, a więc bardzo przydają się goszczące u mnie 7x50 i fenomenalna 8x42. Innego śladu tego regionu gwiazdotwórczego, przecinającego okolice stopy Kastora (a więc LDN-ów 1564-65-66, leżących w bezpośrednim sąsiedztwie Cr89 czy mgławicy IC 443), dostrzec się nie udało. ... Chwilę potem - a może miesiąc później? - przeskakuję do pozostałych gromad w konstelacji. Pierwszą w kolejce (z lenistwa pewnie) jest NGC 2420, której położenie jest łatwe do zapamiętania i nie wymaga posiłkowania się atlasem. Klaster jest ujęty między dwiema parami niezbyt wybitnych słońc (w 22x85 są one oczywiste, ale w 10x50 wyraźnie widzę tylko dwie gwiazdy, trzecią ledwo, a czwartą - z najwyższym trudem), przez co przypomina nieco miniaturkę Róży Karoliny. Tereska wydobywa najlepszy widok obiektu tej nocy - zresztą, tę gromadę zapamiętałem jako idealny cel dla dużych lornet. Powiększenie 20-krotne zdaje się tu być przyzwoitym minimum, a 30-krotne i większe są mile widziane. 22x85 pokazuje mglistą, choć i lekko ziarnistą zbitkę. Gromada nie powala jasnością, ale jest wystarczająco wyraźna, by prezentować się naprawdę pięknie. NGC 2420 (źródło: Aladin) Przeskakuję dobre 9° na północny zachód, do NGC 2331. Ten klaster, choć spory kątowo, składa się z bardzo słabych gwiazd. W 22x85 pokazuje się ich więcej, jednak wolę widok z 10x50, która nieco wyraźniej wycina gromadę z dość ubogiego w gwiazdy tła. Cóż, nie zawsze spory kątowo obiekt będzie efektowny i wyrazisty. Kompletnie inna okazuje się za to leżąca kolejne 5° na zachód NGC 2266. Pod tym bardzo niepozornie wyglądającym, żółtym kółeczkiem na mapie kryje się jeden z piękniejszych klejnotów Bliźniąt. Gromadka wizualnie styka się swoim południowym krańcem z 9-magową gwiazdą, tworząc uroczy, kometopodobny widok. Od gwiazdy-jądra blask rozszerza się wachlarzem ku górze, a jedna czy dwie gwiazdy w obrębie pojaśnienia sugerują momentami ziarnistość gromady (w 22x85). 10x50 pokazuje NGC 2266 jako jednorodną, trójkątną mgiełkę (obiekt, choć mały i nieprzesadnie jasny - 9,5mag - nie sprawia większych trudności małej lornetce). Obok cudowności przy stopie Kastora, widok tej gromady jest jednym z najpiękniejszych podczas tej sesji. NGC 2266 (źródło: Aladin) Nieco z kronikarskiego obowiązku, łapię, lub raczej - walczę dłuższą chwilę z NGC 2304. Gdyby ująć jej nielornetkowe piękno w dwóch słowach, byłyby nimi ?diabelstwo? i ?paskuda?. Małe to, niewyraźne, zmuszające obserwatora do bardzo uważnego zerkania. Czy ta gromada nie wie, że miałem ciężki dzień w pracy? Zdecydowanie łatwiejsza jest NGC 2395, która powinna chyba mieć przydomek ?Nagroda pocieszenia? (i ma to zdecydowanie związek z pobliskim Abellem 21). Jak na nagrodę pocieszenia przystało, nie wpada w oko od razu (choć wyraźna) i niespecjalnie chce się do niej wracać. Pobliskiej NGC 2355 nie łapię - nie przez sklerozę, a błędne wzięcie węzełka gwiazd za ową gromadę. Obiekt ląduje więc na liście ?do pilnego wyłapania?. ... Znów jest koniec lutego, a ja, zamknąwszy temat młodzieńczych gromad, przeskakuję na drugi biegun cyklu życia gwiazd - do mgławic planetarnych. Zaczynam od Eskimosa (NGC 2392), na którego nalot jest stosunkowo prosty: od jasnego Wasata (? Geminorum), przez charakterystyczny łuk gwiazd przeskakuję do parki gwiazd, z których tylko jedna jeszcze żyje. W 22x85, NGC 2392 jest przewyraźna - pięknie widać jej bladoniebieski, niegwiazdowy kolor, a zerkaniem mgławica zdaje się nienaturalnie pęcznieć. Zdradza wszelkie cechy lornetkowej planetarki - zanika przy patrzeniu na wprost (mówiąc inaczej: mruga), pokazuje wyraźne rozmiary kątowe (już w powiększeniu 10-krotnym jest ?rozmytą gwiazdką?) i kolor niepodobny do barw okolicznych gwiazd. Nie mam problemu z wyłapaniem słabej (10,5mag) gwiazdy centralnej. I znów gapię się jak nienormalny na zwykły, zdawałoby się, puchaty punkt na niebie, ba - nawet nie odczuwam niedosytu z powodu braku jakiegokolwiek detalu. Wystarczy piękny, szeroki kadr (cóż za marnotrawstwo - trzy stopnie pola dla obiektu o rozmiarze 45 sekund kątowych!). Pozostałe dwie planetarki są prawdziwym skaraniem boskim (ang: pain in the ass). Próbuję sił z Abellem 21 - pamiętam, że w 16x70 był trudnym obiektem, ale jednak potwierdzonym. Uważny star-hopping szybko przyprowadza mnie na właściwe miejsce, ale poza kilkoma zwidami, nie wyzerkuję niczego, co pozwoli mi powiedzieć, że widziałem Dwudziestkę-Jedynkę tej nocy. Umyka mi dobre dziesięć minut okna pogodowego, ale przynajmniej mam poczucie, że zrobiłem, co mogłem. Miesiąc później, podczas jednej z marcowych nocy jest niewiele lepiej - 22x85, wsparta parą filtrów UHC-E, pokazuje cholernie ulotne pojaśnienie widoczne przez 10% czasu, raz nawet miga mi niewielki łuk (we właściwej orientacji). Niemniej - całość bez satysfakcji. Po wyjęciu filtrów, widzę więcej gwiazd w kadrze, ale ani śladu pojaśnień. Gdzie ta nagroda pocieszenia? No tak, w kadrze, z prawej u góry... Chwilę po nierównej walce z Abellem, jedyne lutowe okno pogodowe się zamyka. Nie szkodzi, i tak nie miałbym już sił na zmagania z NGC 2371-2. Wystarczy mi wspomnienie z Odernego. Gdyby jednak ktoś pytał - tak, jest ona do wyłapania w 22x85, ale trzeba się zaopatrzyć w dobre mapki albo mieć pod ręką towarzysza-obserwatora z kilku(nasto)calowym teleskopem. Bliźnięta pod koniec sesji (źródło: Photopic Sky Survey + bazgroły własne) Odrywam się od lornet. Niebo w ciągu paru minut pokrywają smugi i kłęby chmur średniego piętra, a przebijające się przez nie konstelacje wyglądają szczególnie malowniczo. Lew wyszedł w końcu znad lasu, Niedźwiedzica wisi dokładnie w zenicie, a Byk chyli rogi coraz bardziej ku dołowi. Oddycham powoli, nie odrywając wzroku od świetlnych punkcików nad głową. Przykładam jeszcze na chwilę Fujinona do oczu. Ostatnią lukę w chmurach wykorzystuję na zerknięcie na Messiera 35 wraz z NGC 2158 i Collinderem 89. Mówiłem już, że to ładuje baterie? ----------------------- * TS Marine 22x85 ** jasność obserwowana M35 to 5,3mag , zaś w przypadku NGC 2158 - 8,6mag. Podane przybliżone wyliczenie uwzględnia też różnice w ekstynkcji międzygwiazdowej.
  17. Podczas tej wędrówki nasze spojrzenie będzie się oddalać od płaszczyzny dysku Drogi Mlecznej i równika galaktycznego w kierunku północnego bieguna galaktyki. Przejdziemy z obszaru, w którym widać wiele gromad otwartych, pojedynczych gwiazd i mgławic, w stronę odsłoniętych głębin wszechświata. Stopniowo coraz mniej będzie obiektów z naszej galaktyki a coraz więcej innych ?wysp wszechświata?, jak kiedyś określano galaktyki. Zobaczymy także wiele kolorowych gwiazd, często w parach o kontrastowych odcieniach lub wewnątrz barwnych asteryzmów. Niebo wiosenne z obiektami Caldwella Źródło:http://astropixels.com/caldwell/spring.html Za Bliźniętami i Jednorożcem pełzną dwa wodne stwory. Zwarty, niemal kwadratowy Rak znajduje się na południowy wschód od mitycznych braci bliźniaków ? jasnych gwiazd Kastora i Polluksa. Podłużna Hydra ma głowę leżącą jeszcze niżej na południu, pod Rakiem, a rozciąga się daleko na południowy wschód pod Lwem i Panną. W gwiazdozbiorze Raka znajduje się wymarzony obiekt do obserwacji przez każdą lornetkę. To gromada otwarta M44, znana jako Żłóbek (Praesepe) a u anglosasów jako Beehive (Ul). Pod wiejskim niebem zobaczymy M44 już gołym okiem, jednak bez rozdziału na poszczególne gwiazdy. Dopiero lornetka ukaże rozległą grupę gwiazd. Szukajmy jej przedłużając trzykrotnie odcinek łączący białego Kastora z pomarańczowym Polluksem na południowy wschód (w dół i w lewo). Ujrzymy gromadę gwiazd całkiem odmienną od innych. Na obszarze 1,5° średnia lornetka pozwoli zobaczyć nawet 70 gwiazd jaśniejszych niż 10mag. Są dość równomiernie rozłożone, mają zbliżoną jasność i wyraźnie ?cieplejszą? barwę niż zimne, białe Plejady (M45). Wynika to z różnicy wieku obu gromad ? Żłóbek jest dziesięć razy starszy od Plejad i liczy sobie 700 milionów lat. Część jego gwiazd zdążyła już przekształcić się w czerwone olbrzymy. M44 ma taki sam wiek i kierunek ruchu jak Hiady (Mel 25). Przypuszczalnie gromady te mają wspólne pochodzenie. Symetrycznie wokół Żłóbka rozmieszczone są 3 gwiazdy o jasności ok. 4-4,5mag. Dwie z nich, ? i ? są czerwonymi olbrzymami typu widmowego K. Mieszczą się w polu widzenia każdej lornetki, gdyż leżą 2° od centrum M44 i 3° nawzajem od siebie. Najniżej, na południu, jest pomarańczowa gwiazda ? Cnc zwana Asellus Australis ? Osioł Południowy. Powyżej gromady jest biały Osioł Północny (Asellus Borealis) ? ? Cnc (typ widmowy A0 III). Pomarańczowa ? Cnc nie ma nazwy własnej, chociaż ja bym ją nazwał Osłem Zachodnim. Na przedłużeniu linii łączącej Żłóbek z Osłem Południowym, 7° na południe, zobaczymy biało-pomarańczową parę ? i 60 Cnc w odległości mniejszej niż 1° od siebie. Tuż obok 60 Cnc, 1° na zachód od niej leży gromada otwarta M67. Znacznie ustępuje Żłóbkowi wielkością i jasnością (ma ok. 7mag i 30? średnicy), jednak w dużych lornetkach ukaże kilka najjaśniejszych gwiazd na tle świetlnej plamy. Przez teleskop można zobaczyć dziesiątki gęsto upakowanych gwiazd 9-12mag i poświatę setek słabszych. M67 jest jedną z najstarszych gromad otwartych. Jej wiek szacuje się obecnie na 4 miliardy lat, choć starsze źródła mówią nawet o 10 miliardach. Południowo-zachodnie ?odnóże? Raka stanowi pomarańczowa gwiazda Altarf ? ? Cnc (3,50mag, typ widmowy K4 III). Mieści się w odległości 10° od M44 i tyleż samo od Procjona (? CMi), na wschód od niego. Jednak najbliżej od ? Cnc jest do gwiazdozbioru Hydry. Głowa morskiego potwora rozmieszczona jest poniżej ? i ? Cnc na obszarze 3°x 5°. Znajdują się tam dwie gwiazdy o jasności ok. 3,5mag, trzy ok. 4,5mag i dodatkowe osiem powyżej 7mag. Razem tworzą owalny asteryzm najlepiej wyglądający w lornetce o niewielkim powiększeniu i szerokim polu widzenia, obejmującym wszystkie zgromadzone gwiazdy. Przez lornetkę o polu widzenia ponad 6° zauważymy jak głowa przechodzi na wschodnim skraju w szyję. Większość gwiazd tej grupy jest pomarańczowa lub czerwona, co dodaje urody widokowi. Jeśli powędrujemy na południowy wschód wzdłuż łańcucha tworzącego powyginane ciało Hydry, po 15° natrafimy na najjaśniejszą gwiazdę tego gwiazdozbioru ? Alfard, ? Hya. Jest ona jasna i wyraźnie pomarańczowa (1,99 mag, typ widmowy K3 III). Przy braku innych jasnych gwiazd w tej okolicy nieba wygląda bardzo intrygująco ? wprost przyciąga wzrok, gdy wyłania się zza horyzontu poprzedzając Regulusa (? Leo). W poszukiwaniu kolorowych gwiazd przenieśmy się teraz na północ, ponad Raka i towarzyszącą mu od wschodu szyję Lwa. Jakieś 10° nad lwim karkiem i 20° nad Regulusem szukajmy dość jasnej (3,14mag i 3,82mag) pomarańczowo-białej pary gwiazd leżących 3° jedna nad drugą. Ta południowa, niższa, to najjaśniejsza gwiazda Rysia, ? Lyn, czerwony olbrzym typu widmowego K6 III. Wyższa i nieco słabsza to 38 Lyn, typu A1 V. 10° na północny wschód od ? Lyn a 15° pod ?tylnym kołem? Wielkiego Wozu (Merak, ? UMa) leży następna spektakularna, czerwono-biała para gwiazd odległych od siebie poniżej 2°. Należy do Wielkiej Niedźwiedzicy i stanowi stopę zachodniej z tylnych nóg zwierza. Dolna z pary, czyli południowa, intensywnie czerwona gwiazda nosi nazwę Tania Australis (? UMa, 3,06mag, typ widmowy M0 III), zaś biała północna ? Tania Borealis (? UMa, 3,45mag, A1 V). Podobnie rozmieszczoną lecz pomarańczową parę znajdziemy pod ?przednim kołem? Wielkiego Wozu (? UMa, Phekda lub Phad) natomiast nieco ponad 10° nad ?ledźwiami? Lwa (? Leo, Zosma). Para ta jest tylną wschodnią ?niedźwiedzią łapą?. Jej niższy, południowy składnik to Alula Australis (? UMa, 3,79mag, G0 V), zaś północny ? Alula Borealis (3,49mag, K0 IV). Wymienione trzy pary zamykają między sobą niewielki gwiazdozbiór Małego Lwa. Znów znajdziemy w nim ciekawe, barwne asteryzmy. Charakterystyczny jest sierpowaty układ trzech pomarańczowych gwiazd znajdujący się 6° na zachód od Alula Borealis. Północna, najjaśniejsza z nich to 46 LMi ? Praecipua (Główna lub Szczególna). Dwie pozostałe gwiazdy tego ciasnego (1°) asteryzmu należą do Wielkiej Niedźwiedzicy. Ciekawostką jest, że Praecipua nie nosi oznaczenia alfa Małego Lwa, choć gwiazda oznaczona jako beta występuje w tym gwiazdozbiorze. 6° na zachód od nich szukajmy trapezu z pięciu gwiazd (białej, pomarańczowej, kremowej, oraz ciasnej pary pomarańczowo-czerwonej) na powierzchni ok. 15?x20?. Intensywnie czerwona gwiazda to zmienna UU LMi typu widmowego M6 III, o niewielkiej amplitudzie zmienności (6,89-7,03mag). Na zachodnim skraju Małego Lwa, już w pobliżu Rysia ? 3° na wschód od pary ? i 38 Lyn ? znów jest ciekawy asteryzm. To rozciągnięty na 3° łańcuch dziesięciu nierównomiernie rozłożonych gwiazd 5 do 7,5mag z których tylko jedna jest czysto biała a pozostałe pomarańczowe lub żółtawe. Tuż poniżej jest skraj gwiazdozbioru Lwa. Jego najłatwiej rozpoznawalny fragment to tzw. Sierp Lwa, rozpoczynający się najjaśniejszą gwiazdą ? Leo ? Regulus w południowej części (rękojeść Sierpa) i rozciągający na 15° w górę (na północ), gdzie tworzy charakterystyczny, głęboki półksiężyc. Regulus, niebieski podolbrzym o jasności 1,36mag, typu widmowego B8 IVn, leży niemal idealnie na ekliptyce. Dzięki temu często zdarzają się jego spektakularne zbliżenia (koniunkcje) z Księżycem i planetami wędrującymi wzdłuż ekliptyki. Z Regulusem pięknie kontrastuje barwą Algieba (? Leo), podwójny układ pomarańczowych gwiazd typu widmowego K i G oddalonych od siebie tylko o 4,3?, posiadających łączną jasność 2,01mag. Algiebie towarzyszy w odległości 20? kremowa 40 Leo (4,78mag, F6 IV). Leżąca 3,5° na północ Adhafera (? Leo, 3,43mag, F0 IIa) też nie jest samotna. Ma dwie towarzyszki ok. 6mag i trzecią 7,5mag w odległości do 0,5°. Wszystkie są żółtawe, typów widmowych F lub G. Zagięty na południowy zachód szpic sierpa stanowi ? Leo (Asad Australis). 3° na zachód od niego jest pomarańczowa ? Leo (4,32mag, K4,5 III). Pomimo stosunkowo niewielkiej jasności posiada nazwę własną Alterf. W zarysie sylwetki Lwa stanowi jego dolną szczękę lub bródkę. Warto ją rozpoznać, gdyż 1,5° na południe od niej znajduję się galaktyka NGC 2903. Jest to jeden z najjaśniejszych obiektów pominiętych przez Messiera w jego katalogu. Dzięki korzystnemu położeniu na nieboskłonie, jasności (9,0mag) i rozmiarom (12?x5,6?), dość łatwo jest dostrzec go przez lornetkę. Galaktykę widać jako owalną plamkę rozciągniętą w pionie. Pod wiejskim niebem zobaczenie jej przez lornetkę 10x50 mm nie powinno stanowić problemu. Przyjrzyjmy się teraz korpusowi Lwa rozciągniętemu 20° na wschód od Sierpa. Około 15° od Algieby (? Leo) znajdziemy białą Zosmę (? Leo, 2,56mag, typ widmowy A4 V), z pomarańczową 72 Leo 3° ponad nią. 5° poniżej czyli na południe od Zosmy widać ? Leo ? Chertan lub Chort (3,33mag, A2 V). Pod tą białą gwiazdą rozciąga się na południe układ słabszych gwiazd stanowiących tylną łapę Lwa. Natomiast 5° na wschód od ? Leo odnajdziemy lwi ogon a właściwie jego nasadę ? ? Leo czyli Denebolę (2,14mag, A3 V), w parze ze słabszą (ok. 6mag) gwiazdą 20? poniżej. Denebola jest ważnym punktem orientacyjnym dla obfitych w galaktyki obszarów gwiazdozbioru Panny i Warkocza Bereniki. Gromadę Melotte 111 stanowiącą rdzeń Warkocza można zresztą traktować jako kitę na lwim ogonie. Jednak drogowskazem do najciekawszego układu galaktyk w samym Lwie jest Chertan, ? Leo, czyli lwie podbrzusze. 2° poniżej niego, wokół gwiazdy ok. 7mag stanowiącej lewy dolny (południowy) narożnik małego prostokątnego trójkąta gwiezdnego znajduje się Tryplet Lwa ? sławny układ 3 jasnych galaktyk. Dwie z nich noszą w katalogu Messiera numery 65 i 66, trzecia to NGC 3628. Najjaśniejsza i najłatwiejsza do zauważenia jest M66 (jasność 9mag, rozmiary 8,7?x4,4?). Znajdziemy ją niecałe 0,5° na południowy wschód (poniżej i w lewo) od wspomnianej centralnej gwiazdy. Pod wiejskim niebem dostrzeżenie jej nie stanowi specjalnej trudności. Po prawo od niej a bezpośrednio pod gwiazdką-drogowskazem jest nieco słabsza i bardziej wydłużona M65 (9,3mag, 10?x3,3?). Widywałem ją przez lornetkę 12x50. Prawdziwym wyzwaniem dla lornetkowego obserwatora jest NGC 3628 znajdująca się 0,5° powyżej. Tworzy ona z towarzyszkami trójkąt prostokątny na powierzchni nie większej niż tarcza Księżyca. Jest jeszcze słabsza i bardzo wydłużona (9,5mag, 15?x4?). Podane przeze mnie rozmiary są większe niż najjaśniejsze, środkowe części galaktyk widoczne w lornetce. Naprowadzajmy lornetkę wielokrotnie na podejrzany obszar starając się dostrzec niemal poziomą smużkę światła ponad i po lewo (północny wschód) od wiodącej gwiazdy. Dostrzeżenie tej galaktyki w lornetce 70 mm lub mniejszej wymaga naprawdę dobrych warunków ? ciemnego miejsca z dala od miast oraz bardzo czystego nieba a także sporo cierpliwości. Jest jednak możliwe, o czym sam się przekonałem kilkakrotnie. Jeśli nie uda się jej zobaczyć ? spróbujmy przy następnej okazji. Dostrzeżenie galaktyk odległych o 35 milionów lat świetlnych warte jest takiego wysiłku. We Lwie znajduję się jeszcze jeden układ jasnych galaktyk, nazywany niekiedy drugim trypletem: M95, M96 i M105. Jest nieco trudniejszy do odnalezienia, jednak jego dwie składowe galaktyki, choć kątowo mniejsze, mają jasność wystarczającą do zauważenia przez średnią lornetkę. Zaobserwowanie trzeciej wymaga dużej lornety. Punktem orientacyjnym dla układu jest pomarańczowa gwiazda 52 Leo (5,49mag, K0 III). Znajduje się ona w ? odległości pomiędzy Regulusem a ? Leo, czyli ok. 10° na wschód od Regulusa. Gdy namierzymy 52 Leo, wypatrzmy łańcuszek 4 słabszych gwiazd ciągnący się 1,5° w dół (na południe). 20? po lewo od jego ostatniej gwiazdy jest niemal okrągła plamka galaktyki M105 (9,3mag, 5?x4?). Niecały stopień pod nią można wypatrzyć podobnie wyglądającą M96. Pół stopnia na zachód leży słabsza i kątowo nieco mniejsza galaktyka M95 (9,7mag). To już nie są żarty, dostrzeżenie jej i odróżnienie od słabej gwiazdy wymaga nie tylko sporej lornetki lecz także powiększenia ok. 15x. W otoczeniu M105 znajduje się szereg słabszych galaktyk będących w zasięgu lornet 100 mm i oczywiście średnich teleskopów. Cała grupa jest w odległości 38 milionów lat świetlnych od Ziemi. Wróćmy w to miejsce, gdy nabierzemy doświadczenia i będziemy dysponować większym sprzętem. Zdobyta orientacja na niebie pomoże nam wtedy sięgnąć po jeszcze odleglejsze ?wyspy wszechświata?.
  18. Nie doceniamy Księżyca. Wydaje nam się pospolity, łatwo dostępny, nieciekawy. Wyobrażamy sobie, że tylko duży teleskop ukaże na nim interesujące szczegóły. Wystarczy jednak o zmierzchu wystawić lornetkę ze statywem na balkon lub podwórko by nagle zmienić zdanie. Zamiast świecącej tarczki widzimy pomarańczowy sierp lub kulę z plamami mórz i kraterów. Lornetka o powiększeniu 7-10x pokaże Księżyc wraz z otoczeniem w szerokim polu widzenia. Przy lekko zachmurzonym niebie widać jak bliskie, ziemskie obłoki przepływają przed odległym ciałem niebieskim zawieszonym w przestrzeni. Czasem tworzy się wokół niego tęczowo opalizujący wieniec. Czerwona barwa wschodzącej tarczy zmienia się stopniowo w żółtą, potem sinawo białą, taką ?księżycową?. Powiększenie 12x ukazuje już nie tylko największe kratery, lecz sporo innych szczegółów. Wyłaniają się i rosną łańcuchy górskie. Przy powiększeniu 15x można poszukać trudniejszych obiektów. Powiększenie 20x wywoła okrzyk zachwytu u każdego patrzącego po raz pierwszy. Wielki glob usiany misami kraterów, graniami gór i płaszczyznami mórz wisi nad naszą głową a my nawet o tym nie wiedzieliśmy. Teminator ? granica między częścią oświetloną a zacienioną wędruje poprzez tarczę. Dzięki bocznemu oświetleniu i cieniom rzucanym przez wzniesienia, teren w jego pobliżu jest najciekawszy do obserwacji. W kolejne wieczory w pobliżu terminatora pojawiają się nowe szczegóły a te obserwowane poprzednio spłaszczają się i znikają. Niekiedy poza terminatorem daje się dostrzec zarys zacienionej części tarczy. To światło popielate pochodzące od Ziemi. Czasem na popielatej części tarczy da się wypatrzyć zarysy mórz lub kraterów. Linia terminatora jest piłkowana. Nawet już poza nią świecą wierzchołki gór i skarpy kraterów. Na samych krańcach sierpa przybierają one postać łańcuszka świateł na czarnym tle. W okolicach pełni rzeźba terenu księżycowego ulega spłaszczeniu. Teraz główną rolę odgrywają barwy i odcienie powierzchni. Widać ciemne plamy mórz i jasne kratery z okalającymi układami promieni. Barwy wschodzącej tarczy są szczególnie wyraźne i szybko ewoluują w miarę wspinania się na nieboskłon. Pełnia jest okresem raczej wrażeń estetycznych niż obserwacji obiektów. W obserwacjach Księżyca potrzebna będzie czytelna mapa. Bardzo pomocne są także zestawienia obiektów widocznych w poszczególne noce cyklu księżycowego. Jakie obiekty zdołamy wypatrzyć, zależy od powiększenia lornetki, doświadczenia i cierpliwości obserwatora. Apertura sprzętu odgrywa mniejszą rolę, światła jest aż za dużo. Dobrze jest obserwować o zmierzchu lub o świcie, gdy kontrast jasności nie jest zbyt wielki i blask nie razi w oczy. Obserwacje w dzień są mniej skuteczne, bo rzeźba powierzchni jest zatarta i widać mało szczegółów. Jednak białawy, zwiewny obraz ma specyficzny urok i warto na niego od czasu do czasu popatrzeć na różnej wysokości nad horyzontem i w różne dni cyklu. Warto też próbować wychwycić podążający za zachodzącym Słońcem wąziutki rąbek sierpa w pierwszym i drugim dniu po nowiu. W późniejszych dniach najłatwiej rozpoznawać morza księżycowe. Trzeba je umieć nazwać, bo względem nich umiejscawia się mniejsze obiekty. Już wtedy pojawiają się pierwsze wyzwania ? wychwycenie mórz znajdujących się na skraju tarczy, jak Morze Skrajne (Mare Marginis), M. Smytha (M. Smythii) czy M. Wschodnie (M. Orientale). Zatoki mórz bywają łatwe do rozpoznania, jak Zatoka Tęczy (Sinus Iridum). Inne jednak są mniej znane, niewielkie i możliwe do zauważenia tylko w pojedyncze dni cyklu, jak Z. Miłości (S. Amoris) czy Z. Sukcesu (S. Successus). Na pozornie gładkiej powierzchni księżycowych mórz da się wypatrzyć dość subtelne linie. Na początku II kwadry, gdy warunki oświetleniowe są najkorzystniejsze, na obszarze Morza Jasności (M. Serenitatis) delikatnie rysuje się Wężowy Grzbiet (Serpentine Ridge). To system skarp ułożonych na kształt niedoskonałej sinusoidy, Istnieją także nizinne obszary zwane jeziorami i bagnami, wszystkie w zasięgu średnich lornetek a jednak rzadko obserwowane. Warto je odnaleźć na mapie a potem poszukiwać podczas obserwacji. Tylko pozornie jest to takie proste. Największe wrażenie w lornetowym obrazie Księżyca robią jednak wielkie łańcuchy górskie. Gdy terminator je przekracza, widać piłę poszarpanych grani i szczyty rzucające długie cienia na przyległy teren. Wierzchołki poza terminatorem chwytają blask słoneczny i świecą zawieszone w ciemności. Nie wszystkie góry mają postać łańcuchów. Karpaty leżące na północny zachód od centralnego krateru Kopernik są widoczne jako masyw górski. Góry Teneryfa (Montes Teneriffe) to zbiorowisko szczytów wyrastających z dna na północy M. Deszczow (M. Imbrium). Bardziej na południowy wschód można wypatrzyć pojedyncze góry Pico i Piton. Między bardzo jasnym kraterem Arystach i towarzyszącym mu ciemnym Herodotem widać potężny wał wraz z enigmatyczną, zagiętą Doliną Schroetera. Doliny księżycowe są rzadkimi i niełatwymi obiektami. Oprócz wspomnianej powyżej Dol. Schroetera (Vallis Schröteri) poszukajmy po przeciwnej, południowo wschodniej stronie tarczy innej wielkiej doliny ? Rheita. W rzeczywistości jest to łańcuch zlewających się kraterów. Trudniejszą doliną jest Dol. Alpejska (V. Alpes), wymagająca powiększenia przynajmniej 15x. Jej idealnie prosta kreska przecina poprzecznie łańcuch Alp niedaleko krateru Platon. To właśnie kratery są najliczniejszymi i najbardziej charakterystycznymi obiektami księżycowymi. Pochodzą z różnych okresów i znacznie różnią się od siebie. Te stare, często zatarte i zauważalne tylko w określone dni są też największymi. Tak naprawdę to księżycowe morza z otaczającymi górami też są zalanymi lawą superkraterami powstałymi w wyniku najstarszych gigantycznych katastrof. Popatrzmy na M. Wilgoci (M. Humorum) ? okrągłe, z zachowanymi fragmentami skarp na obwodzie. Także półkolista Zatoka Tęczy z Górami Jura to przecież połówka gigantycznego krateru. Inne naprawdę wielkie kratery znajdziemy na obwodzie tarczy, zarówno na południowym zachodzie (Humboldt i Petavius) jak i wschodzie (Bailly i Schickard). Szukajmy ich wieczorem na początku pierwszej i pod koniec drugiej kwadry. Bardziej znane olbrzymy na południu, Clavius i Maginus, są od nich dwa razy mniejsze. Niektóre kratery mają podobnie jak morza ciemne, gładkie dno wylane lawą. Pokazowym przykładem jest Platon na samym północnym skraju Morza Deszczów. Jednak w większości kraterów dno nie było zalane lawą i w wielu zachowało się centralne wzniesienie ? góra a niekiedy masyw złożony z kilku wierzchołków. Przy odpowiednim oświetleniu w pobliżu terminatora utwory te widać przez lornetkę w młodych dużych kraterach jak Kopernik, Tycho czy Theophillus. Niekiedy, gdy duży krater jest przecięty terminatorem, świecący wierzchołek i sierp krawędzi wiszą już poza oświetloną resztą tarczy. Większe lornetki pokażą, że wewnętrzne ściany kraterów nie są gładkie, lecz widać na nich karby tarasów. I wreszcie to, co intryguje najbardziej. W okolicach pełni widać biegun południowy Księżyca z siecią południków. Przynajmniej tak dla mnie wygląda krater Tycho ze swoimi promieniami obejmującymi pół tarczy. Znacznie krótsze promienie Kopernika i Keplera widać jako, zwężające się ku końcom wypustki, co przypomina ośmiornicę rozciągniętą na piasku lub mikroskopowe zdjęcie komórki nerwowej. Niezbyt duży krater Proclus na skraju Morza Przesileń widać przez wiele dni cyklu jako trójramienną gwiazdę. Z białego Arystacha wyrasta ku południowemu zachodowi pojedyncza biała linia promienia. Spośród wielkich uskoków księżycowego gruntu, średnie i duże lornetki ukażą Prostą Ścianę (Rupes Recta). Jeśli wyczekamy na odpowiedni dzień, zobaczymy linię oddzielającą powierzchnię jaśniejszą od ciemniejszej między niewielkimi kraterami Thebit i Birt na wschodnim skraju Morza Chmur (M. Nubium). Obiekt ten raz rozpoznany staje się łatwy do znalezienia, jednak pierwszy raz może nastręczać nieco trudności. Najbardziej chyba egzotyczny obiekt na Księżycu, Reiner Gamma, jest łatwy do znalezienia. Ta jasna plama leży na przedłużeniu linii Kopernik-Kepler, za niewielkim kraterem Reiner. Nie jest to ani krater ani inna formacja wypukła czy wklęsła. Od otoczenia różni się jasnością - zdolnością odbijania światła (albedo), dzięki czemu jest tak dobrze widoczna. Wykazuje ponadto wyraźne właściwości magnetyczne - wytwarza całkiem silne i rozległe pole, "rozganiające" wiatr słoneczny. Istnieją przypuszczenia, że obiekt ten, podobnie jak kilka zbliżonych, powstał w wyniku zaburzeń sejsmicznych wywołanych potężnym impaktem dokładnie po przeciwnej stronie księżycowego globu. W przypadku Reiner Gamma po przeciwnej stronie Księżyca znajduje się gigantyczny krater Ciołkowski. Gdy znajdziemy tę formację niedługo przed pełnią, pomyślmy, ile to jeszcze innych tajemniczych obiektów i krajobrazów godnych zobaczenia kryje ten nasz poczciwy satelita, często tak lekceważony a nawet przeklinany przez astroamatorów. A oto niedrogie, łatwo dostępne i godne polecenia ?pomoce naukowe? do obserwacji naszego satelity: http://teleskopy.pl/product_info.php?products_id=2308&gclid=CNy05tyqk88CFWF5cgodX3kNvA https://sklep.pta.edu.pl/ksiazki/139-atlas-księżyca.html http://www.shopatsky.com/sky-and-telescope-field-map-of-the-moon Słowniczek łacińskich nazw formacji terenowych Dorsa - grzbiet Lactus ? jezioro Mare ? morze Mons (Montes) ? góra (góry) Palus ? bagno Rupes ? ściana Rima ? wąwóz, rów Sinus ? zatoka Vallis - dolina
  19. Ogórków chcesz Waść? krzyknął, oto masz ogórki... Sezon ogórkowy w pełni. Oznacza to także brak nowych tematów na forum. Więc wzorem Księdza Robaka okładającego węzłowatym sznurem Hrabiego, który próbował zakraść się w celach - hm - obserwacyjnych do ogródka Zosi, ja także dokładam nadmiernie ciekawym: Źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/Pan_Tadeusz?uselang=pl Obserwator z lornetką bywa posądzany o brzydki zwyczaj podglądania sąsiadek. Oszczercy mają trochę racji, chociaż zależy nam na odmiennych wdziękach, niż podpowiada ich bujna wyobraźnia. Jest coś takiego w naturze człowieka, że najbardziej pociągają go rzeczy trudno dostępne i tajemnicze. Dla astroamatora są to galaktyki ? już nawet nie obce światy, lecz niemal wszechświaty a w każdym razie wyspy Wszechświata odległe o miliony lat świetlnych. Są tak daleko, że ludzkość nigdy ich nie osiągnie. Jednak wiedzę o nich można zdobywać dzięki informacjom, jakie niesie promieniowanie elektromagnetyczne a głównie światło. Czy lornetka jest wystarczającym instrumentem, by uszczknąć część sekretów, zebrać pradawne fotony nadlatujące z otchłani czasoprzestrzeni i przekształcić je w obraz? Może to wydawać się mało realne, ale spróbujmy. Zaczniemy oczywiście od sąsiadek. Wielka Galaktyka w Andromedzie (M31) znajduje się w odległości 2,52 miliona lat świetlnych. Ustalono to parę lat temu dzięki obserwacjom podwójnego układu zaćmieniowego gwiazd. Przedtem uważano, że odległość wynosi około 2,9 miliona lat świetlnych. Większość źródeł określa łączną jasność M31 na ok. 3,4 mag. Jednak starannie opracowana polska monografia w Wikipedii podaje wartość 4,36 mag, powołując się na Nasa/Impac-Extragalactic Database. Tak czy inaczej, M31 da się zobaczyć gołym okiem na wiejskim niebie. Ciekawe, co nam ukaże lornetka. Ukazać może całkiem sporo. Już z miasta, praktycznie przez każdą lornetkę zobaczymy mgliste, nieco owalne jądro galaktyki o średnicy kątowej ok. 0,5°. Jeśli dobrze osłonimy wzrok przed miejskimi światłami i pozwolimy mu przyzwyczaić się do ciemności, jądro urośnie i mamy szanse wypatrzyć ślady większej struktury na jego skrajach. Natomiast pod wiejskim niebem dobra lornetka ukaże oprócz jasnego jądra wielkości niemal 1° także słabsze obszary dysku galaktyki. Obraz może rozciągać się ukośnie nawet na ponad 3°. Zwróćmy uwagę na górny, północno-zachodni skraj dysku. Jest on wyraźniej odcięty od tła niż skraj dolny. To krawędź spiralnego ramienia galaktyki. Przez dużą lornetę i w dobrych warunkach obserwacyjnych możliwe jest wypatrzenie ponad ciemnym pasmem delikatnego pojaśnienia kolejnego ramienia spiralnego, bardziej oddalonego od jądra. Byłby to spory sukces obserwacyjny, dlatego warto próbować. Przecież każda noc jest inna a przejrzystość powietrza różnić się może bardzo znacznie. M31 w szkicu Krzysztofa Rajdy Żródło: http://astropolis.pl/topic/35198-szkicowy-katalog-messiera/ Łatwiej będzie dostrzec dwie eliptyczne galaktyki satelitarne. Nieco podłużnej plamki M110, czasem zaznaczanej na mapach nieba jako NGC 205 (jasność 8,1 mag, całkowite rozmiary kątowe 19?x12?), szukajmy 0,5° ponad jądrem M31. Galaktyka M32 (także 8,1 mag), położona przy dolnym, północnym skraju jądra, jest niemal okrągła i wyraźniejsza ? ma większą jasność powierzchniową. Jest jednak mniejsza, ma wymiary 8?x6? i przy powiększeniu 7-10x wymaga nieco wysiłku dla odróżnienia od słabej gwiazdy. Dysponując statywem lub innym sprzętem stabilizującym lornetkę z pewnością poradzimy sobie z tym, jeśli nie patrzeniem na wprost, to zerkaniem. Druga pod względem jasności i rozmiarów na nieboskłonie jest galaktyka M33 w gwiazdozbiorze Trójkąta. Tak jak M31 najłatwiej odszukać 7° ponad czerwoną gwiazdą Mirach (? And), na linii z białą ? And i tuż obok ? And, tak M33 znajdziemy w identycznej odległości lecz poniżej ? And, 7° na południowy wschód od niej, zaś 4° na zachód od najjaśniejszej gwiazdy Trójkąta, białej ? Tri (Metallah). Pomimo całkowitej jasności 5,7 mag galaktyka wcale nie jest taka łatwa do zobaczenia, chociaż pod naprawdę ciemnym niebem jest to jeszcze możliwe gołym okiem. Trudność wynika z dużej powierzchni obiektu, wyraźnie większej od tarczy Księżyca, oraz z braku wyodrębnionego jądra. Jasność powierzchniowa jest więc niewielka. Przez lornetkę można jednak zauważyć, że obraz rozciąga się nieco bardziej w pionie niż w poziomie. W ramionach spiralnych M33 występują wielkie obszary aktywności gwiazdotwórczej, w tym rozległe mgławice emisyjne. Dzięki temu w dużych lornetkach można doszukiwać się zarysu ramion. Może kiedyś zobaczymy je wyraźniej, gdy trafimy na wspaniałe miejsce obserwacyjne gdzieś w Bieszczadach czy na Mazurach i przydarzy się ?noc cudów? z idealnie przejrzystym powietrzem. M33 także jest galaktyką z najbliższego kosmicznego sąsiedztwa ? leży w odległości ?zaledwie? 3 milionów lat świetlnych. Zbliża się do Galaktyki Andromedy, z którą łączy ją smuga wodoru. Zapewne galaktyki te już kiedyś mijały się w przestrzeni i nadal odbywają wspólny kosmiczny taniec. Z kolei M31 i Droga Mleczna wręcz spadają na siebie z prędkością 100 km/s. Jak się niedawno okazało, mają one zbliżoną masę, choć M31 zawiera więcej gwiazd (nawet bilion, czyli 10 do potęgi 12), zaś Droga Mleczna więcej ciemnej materii. M33 jest mniejsza i lżejsza, niejako zdominowana przez swe potężne towarzyszki, nie ma też galaktyk satelitarnych. M31 ma ich co najmniej 14, z których dwie wspomnieliśmy. Całe towarzystwo jest związane grawitacyjnie i nie rozbiega się wraz z ekspansją Wszechświata, tworząc niewielką gromadę galaktyk noszącą nazwę Grupy Lokalnej. Dotychczas poznano ponad pięćdziesiąt galaktyk, głównie karłowatych, wchodzących w jej skład. Gdy na początku XX wieku rozpoczęto spektroskopowe badanie światła galaktyk, czy jak wówczas mówiono ? mgławic spiralnych, nasze najbliższe sąsiadki zacierały obraz rozbiegającego się Wszechświata. Amerykanin Vesto Slipher po raz pierwszy użył spektroskopii do pomiaru prędkości radialnej ?mgławic spiralnych? i wykrył, że część z nich się oddala, w tym M104 (Sombrero), jednak niektóre zbliżają się do nas, np. M31. Dalszy ciąg tej historii związany jest z obserwatorium na Mount Wilson i budową teleskopów 60 cali (ważący 860 kg blank na zwierciadło zafundował synowi przemysłowiec William Hale) oraz 100 cali (głównym fundatorem był John D. Hooker), a przede wszystkim z siłą napędową tych przedsięwzięć, pomysłodawcą i dyrektorem obserwatorium, którym był George Ellery Hale. Transport lustra 100? Żródło: https://en.wikipedia.org/wiki/Mount_Wilson_Observatory Jednym z pracowników został trzydziestoletni doktor z Chicago Edwin Hubble. Kontynuował on obserwacje odległych obiektów z użyciem największych ówczesnych teleskopów, prowadząc między innymi badania spektroskopowe. Szczególnie pomocna była w tym inna barwna postać ? Milton Humason, człowiek bez wyższego wykształcenia, poganiacz mułów zatrudniony podczas budowy obserwatorium, później jego nocny dozorca, na koniec pracownik naukowy. Powszechnie lubiany, jedno zajęcie ponoć kontynuował cały czas ? wytwarzał napój wyskokowy na potrzeby własne i kolegów. Nielegalna produkcja była całkiem bezpieczna, ponieważ w okolicznych lasach występowały kuguary (inaczej pumy). Obecność tych wielkich kotów skutecznie powstrzymywała stróżów prawa od nadgorliwości. Humason nazywał nawet swój wynalazek ?panther juice?, czyli w wolnym tłumaczeniu ?panterówka?. Nie gorszmy się, był to okres prohibicji a przesiadujący na odosobnionym szczycie górskim astronomowie musieli jakoś radzić sobie po godzinach pracy. Kuguar Żródło: http://animalwall.xyz/beautiful-big-cat-couguar-animals-puma-kuguar-gornyy-lev-koshka-7445-wallpapers/ Humason słynął z pracowitości i dokładności. Wyspecjalizował się w fotografii i rejestracji widm słabych obiektów. Sporządził 620 spektrogramów odległych galaktyk i określił ich prędkość radialną a ściślej przesunięcie światła ku czerwieni (poczerwienienie). Pozwoliło to Hubble?owi nie tylko potwierdzić przeczucia Sliphera co do natury ?mgławic spiralnych?, lecz także postawić tezę o ekspansji Wszechświata. Trzeba było do tego fantazji oraz przebojowości sportowca i żołnierza ? Hubble w młodości uprawiał boks i inne sporty a potem służył w wojsku podczas I Wojny Światowej. Samemu Albertowi Einsteinowi nie starczyło odwagi, chociaż równania jego ogólnej teorii względności wskazywały na ekspansję. Wielkie teleskopy na Mount Wilson sięgały oczywiście daleko poza Lokalną Grupę Galaktyk. Nasz skromny sprzęt też nie jest bez szans. Jeśli odnajdziemy na nieboskłonie Wielki Wóz i przedłużymy o drugie tyle, 10° na północny zachód linię łączącą gwiazdę ? UMa (Phecda) z ? UMa (Dubhe), trafimy na ?zagłębie galaktyczne? - grupę M81. Owalna tarcza głównej galaktyki w grupie (M81, Galaktyka Bodego) ma rozmiary 25?x10? i jasność 6,9 mag. Część widoczna przez lornetkę jest zwarta, przypomina piłkę do rugby. Ramiona spiralne są jasne i ciasno zwinięte, powiększając obraz także jasnego jądra. Odległość do M81 szacowano na 11,8 miliona lat świetlnych. Jednak z badania gwiazdy supernowej, obserwowanej w 2003 r. wyliczono odległość mniejszą ? 8,5 miliona lat świetlnych. Ocena odległości galaktyk jest obciążona znaczną niepewnością nawet w przypadku obiektów stosunkowo bliskich, nie mówiąc o tych naprawdę odległych. Ważnym krokiem w kierunku poprawienia pomiarów było niedawne (2013 r.) dokładne określenie odległości do Wielkiego Obłoku Magellana. W wyniku badań ośmiu gwiazd podwójnych zaćmieniowych określono tę odległość na 162 980 lat świetlnych, z dokładnością do 2%. Galaktyka M82, którą zobaczymy niecały stopień na północ, też jest dobrze widoczna przez większość lornetek. Ma wprawdzie mniejszą jasność (8,3 mag), jednak przy rozmiarach kątowych 9?x5? jej jasność powierzchniowa jest znaczna. Ze względu na wydłużony kształt zwana jest Cygarem. Obserwujemy ją ?z boku?, niemal w płaszczyźnie dysku. Określana jest jako galaktyka nieregularna, jednak niedawno wykryto w niej ślady zniekształconej struktury spiralnej. M81 i M82 oddziałują na siebie grawitacyjnie generując siły pływowe. Prowadzi to do zagęszczeń materii i wzmożonej aktywności gwiazdotwórczej oraz dużej jasności obu galaktyk wskutek obecności młodych gorących gwiazd. Także nieregularna budowa M82, dobrze widoczna na zdjęciach, jest skutkiem oddziaływania większej siostry. Najjaśniejszej parze towarzyszą słabsze galaktyki. Posiadacze dużych lornetek mogą próbować dostrzec NGC 3077 pół stopnia na wschód od M81. Dane na temat jej jasności różnią się znacznie - od 9,8 mag aż do 10,6 mag. Ta ostatnia wartość wydaje się jednak mało prawdopodobna, ponieważ galaktykę zobaczyć można przez lornetkę o średnicy obiektywów 70 mm. NGC 3077 ma wielkość kątową 5,5?x4,7?, jednak z powodu jasnego jądra może wydawać się mniejsza. Także jest zniekształcona przez siły pływowe sąsiadek. Z kolei NGC 2976 ma rozmiary 5?x2,8? i nieznacznie mniejszą jasność całkowitą. Nie jest to zauważalne przy obserwacjach, galaktyka też daje się wyłowić przez lornetkę 15x70. Szukajmy niewielkiej plamki 1,5° na południowy zachód od Galaktyki Bodego. Kolejna galaktyka, NGC 2985, dostępna jedynie dla dużych lornet i trudna do odróżnienia od gwiazdy, znajduje się 3° ponad Galaktyką Bodego i 0,5° na wschód od ucha Wielkiej Niedźwiedzicy ? białej gwiazdy 27 UMa o jasności 4,5 mag. Cała grupa M81 liczy przynajmniej 34 galaktyki i oddala się od Grupy Lokalnej, na co wskazują przesunięcia ku czerwieni w ich świetle i prędkości radialne względem centrum Drogi Mlecznej. Na peryferiach grupy M81 leży jeszcze jeden okazały obiekt. Tak jak poprzednio łaskotaliśmy Wielką Niedźwiedzicę za uszkiem, teraz odszukajmy jej nos ? żółtawą gwiazdę o nazwie Muscida (? UMa) i jasności ok. 3, 3 mag. Siedem stopni na północny zachód od Muscidy, w dość pustym obszarze znajdującym się już w gwiazdozbiorze Żyrafy znajdziemy grupę ośmiu gwiazd ok. 7 - 8 mag na powierzchni 1°x2°. Otoczona wianuszkiem gwiazd znajduje się tam galaktyka NGC 2403. Przez średnią lornetkę zobaczymy ją jako dość równomiernie świecącą owalną plamkę 10?x5?. Większy sprzęt ukaże obiekt o rozmiarach 20?x10? a spory teleskop pozwoli nawet wyśledzić szczegóły struktury spiralnej. Także w gwiazdozbiorze Żyrafy mamy szanse znaleźć galaktykę IC 342, leżącą w podobnej odległości jak poprzednie, jednak należącą już do innej grupy. Edwin Hubble przypuszczał nawet, że jest ona naszą sąsiadką z Grupy Lokalnej, jednak obecnie zaliczana jest do grupy galaktyk określanych jako IC 342/Maffei. Szukajmy jej w zachodniej części gwiazdozbioru graniczącej z Kasjopeją, w połowie odległości między białą gwiazdą ? Cam i pomarańczową BE Cam, ok. 2,5° od każdej z nich. Galaktyka ma jasność widomą 9,1 mag i średnicę kątową ok. 20?. Przesłania ją gaz i pył galaktyczny, bo znajduje się na nieboskłonie blisko płaszczyzny dysku Drogo Mlecznej. Przez lornetkę 10x50 lub większą mamy jednak szanse dostrzec pod czystym, ciemnym niebem chociaż jej rdzeń a być może także kolisty zarys dysku. Lato nie jest dobrą porą na obserwacje kolejnej sąsiadki. Lepszy do tego byłby wrzesień lub październik. Poniżej kwadratu Pegaza widoczna będzie najjaśniejsza gwiazda w Wielorybie ? ? Cet czyli Deneb Kaitos a pod nią skraj gwiazdozbioru Rzeźbiarza. Trzy stopnie pod ? Cet znajduje się trójkątny asteryzm na powierzchni jednego stopnia, 2° pod nim następny podobny trójkąt. Jeszcze 1° na południowy zachód (w dół i w prawo) świeci obiekt nie do przegapienia. To konkurentka Galaktyki Andromedy, czyli NGC 253, nazywana Galaktyką Rzeźbiarza lub Srebrną Monetą. Ze swą jasnością 7,1 mag, rozmiarami 22?x6? lecz niskim dla nas położeniem na nieboskłonie jest równie ciekawa, co rzadko obserwowana. Widać ją nieźle nawet w lornetce 8x42. Lornetka 15x56 ukazuje ukośną, podłużną plamę, w dolnej, południowo-zachodniej części zwężoną przez pas pyłu. NGC 253 jest dominującą galaktyką w grupie galaktyk w Rzeźbiarzu. Do grupy tej należy także pobliska choć mniej okazała NGC 247. Różne źródła określają jej jasność na 9,2 do 9,9 mag. Przez większe lornetki można próbować dostrzec jej rdzeń 2° pod ? Cet zaś 1° nad wspomnianymi trójkątami z gwiazd. Grupa w Rzeźbiarzu należy do najbliższych Drodze Mlecznej i wraz z grupami opisanymi poprzednio oraz Grupą Lokalną stanowiła kiedyś jedną większą gromadę galaktyk. Jak się okazuje, podglądanie sąsiadek może być zajęciem całkiem pouczającym. Ludzkość przekonała się o tym dopiero kilkadziesiąt lat temu. Jesteśmy w takiej szczęśliwej sytuacji, że już za kilkaset złotych możemy kupić sprzęt sięgający odległości milionów lat świetlnych. Jeśli trafi się pogodny wieczór, nie wahajmy się więc go użyć, by zobaczyć, jak wyglądały nasze piękne sąsiadki w czasach, gdy ludzi na Ziemi jeszcze nie było. Żródło: http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/nocne-niebo-w-swietle-galaktyki-andromedy,158072,1,0.html
  20. Stary już jestem. Chęci nie te. Siły nie te. To skandal, żeby na sześć pogodnych nocy wykorzystać ledwie dwie, z czego jedną na macanie sprzętu. Ale powrót po białonocnej przerwie rządzi się w końcu swoimi prawami, parę pierwszych godzin trzeba przecież poświęcić na sprawdzenie, czy optyka wciąż przepuszcza światło, czy aby M39 nie przesunęła się trochę w bok, czy Plejady się nie rozpierzchły, czy Welon nie rozpłynął się ostatecznie w nicości... Sesja w nocy z 4/5 września była dość osobliwa - Księżyc zachodził po godzinie pierwszej, więc w zasadzie miałem do dyspozycji dwie godziny ciemnego nieba zanim Słońce miało zacząć dawać znać o swej obecności na wschodzie. W planach miałem Liska, a dokładniej kilka wyraźnych - przynajmniej na zdjęciach - ciemnych mgławic. Niestety, Lisek był już ledwie 40° nad horyzontem, więc można było zapomnieć o skutecznym łowieniu i identyfikowaniu ciemnotek. Kilka ciemniejszych obszarów bez wątpienia wypatrzyłem, ale poza tym niewielkim, choć w sumie dość ważnym rekonesansem, nic więcej nie ugrałem. Stwierdziłem natomiast, że mógłbym dla odmiany poszukać pojaśnień zamiast pociemnień. Uzbrojony w niepozorny zeszycik "Objects in the Heavens", zacząłem przeczesywanie gwiazdozbioru. Używałem głównie swojego Ultraska 15x70, głównie z potrzeby polepszenia zasięgu, gdyż - jak wspomniałem - Lisek był już niezbyt wysoko. Mapka części gwiazdozbioru Liska, na żółto zaznaczone obiekty wspomniane w relacji. Skoro przy okazji ciemnotek kręciłem się w okolicy Wieszaka (Cr 399), to i stamtąd zacząłem dalsze skakanie, w miarę upływu czasu kierując się na wschód. Warunki nie pozwalały na łapanie NGC 6802 przy wschodnim krańcu Cr 399, zresztą ta gromada padła już parę razy moim łupem, lecz w znacznie lepszych warunkach. W zasadzie miałem zacząć na spokojnie od duetu NGC 6820/6823, ale skoro kręciłem się przy alfie Vulpeculae, zadałem sobie niewielki trud, by wyzerkać kilka słońc uroczej NGC 6800, leżącej jakieś pół stopnia na północny zachód od gwiazdy. Gromada ta nie prezentowała się tak pięknie, jak potrafi, ale cieszyłem się, że w tych nie najlepszych warunkach cokolwiek raczyło wyskoczyć z tła. Natomiast pobliskiej gromadzie Stock 1 nie poświęciłem czasu praktycznie wcale - mam ten obiekt opatrzony, więc raczej był dla mnie jednym z drogowskazów w rekonesansie pyłowym niż celem na sesję. Przeskoczyłem więc parę stopni w lewo (na wschód), do gromady otwartej NGC 6823, leżącej na tle mgławicy NGC 6820. Kilka - kilkanaście gwiazd gromady nieśmiało wyszło z tła, mgławica w tych warunkach była chyba raczej złudzeniem (wspomagając się dwoma UltraBlockami coś niby wyszło, ale to nie jest to, co może być). Czasem zastanawiam się, czy gdyby tłem dla obu obiektów nie było tak bogate pole gwiazdowe, to czy ta parka nie byłaby znacznie chętniej odwiedzanym miejscem - w końcu jasna gromada z mgławica w tle zwykle generuje spory ruch. Kolejny mały skok na wschód i kolejny mały klejnocik - gromada otwarta NGC 6830. Mała, urocza, bardzo zwarta, o regularnym kształcie - i dość jasna. Jednak przez swoje położenie na bogatym w gwiazdy tle, można ją dość łatwo przeoczyć. Kolejny skok na wschód ? i oczywiście w oko wpadły Hantle (M27) ? obiekt, który cieszy oko w każdym powiększeniu (ostatnio najbardziej lubię go oglądać w 10-krotnym). Oczywiście ogryzkowaty kształt był wyraźny, nie mogłem też oprzeć się wrażeniu, że obiekt nie jest całkowicie szary, a ma delikatne zabarwienie niebieskawo-zielonkawe. Może to wyobraźnia dodawała ten kolorek (szczególnie w tych warunkach); miałem też wrażenie, że ów efekt jest ciut bardziej widoczny w lornetach o większej źrenicy wyjściowej. Niewielkie powiększenie w przypadku tego obiektu według mnie działa na jego korzyść ? dzięki temu można łatwiej sobie wyobrazić, że w stosunkowo nieodległej przeszłości w tym miejscu była sobie zupełnie zwyczajna gwiazda. I tak samo oczyma wyobraźni czasem wodzę wzrokiem po okolicznych słońcach i zastanawiam się, które z nich odrzuci zewnętrzne fatałaszki jako kolejne, wzorem M27. Do tej pory atlas był w zasadzie zbędny. Ale przyszła kolej na parkę NGC 6882/6885, która miała być główną atrakcją wieczoru ? w końcu ta całkiem jasna gromada jest jedną z tych, których do tej pory nie widziałem (choć coś mi świta, że na zlocie w Jodłowie w 2011 wyłapałem ją, podczas radosnego czesania lisiego futra). Polowaniu na tę parę obiektów towarzyszyła mała niepewność ? czy w tych warunkach uda się dostrzec dwie gromady przyklejone do siebie i czy spora różnica w jasności obiektów pozwoli na oddzielne zidentyfikowanie obu gromad? Po podziwianiu Hantli w mniejszych powerach, przesiadłem się znów na dwururkę większego kalibru ? kilka małych skoków i obiekty były w polu widzenia. Jaśniejsza z gromad (6885) od razu uderzyła po oczach. Grupa kilkunastu dość jasnych gwiazd, całkiem spora, z jedną wybijającą się (20 Vul). Gromada nie sprawia wrażenia tak jasnej, jak można się spodziewać po podawanej wartości - 6,0mag. Zdaje się, że 20 Vulpeculae zawyża znacząco jasność całości (lecz czegóż można spodziewać się po chytrym lisie, jeśli nie podstępu?). Niemniej, to skupisko gwiazd było bardzo łatwym i oczywistym celem, także w mniejszych lornetach trzymanych luzem w łapie. Natomiast okazało się, że NGC 6882 była również bardzo dobrze widoczna. Widać ją było jako małą (znacznie mniejszą od sąsiadki) grupkę kilku gwiazd o zbliżonej jasności, wklejoną w północno-zachodni kraniec większego klastra. Doczytałem, że nie jest do końca jasne, czy NGC 6882 jest częścią NGC 6885 czy też nie. W każdym razie, wizualnie nie miałem problemów z przypisaniem widocznych gwiazd do numeru katalogowego. W mniejszych lornetach widok nie był tak piękny jak w 15x70, ale również cieszył oczy. Mniejszy z klastrów nie dał się wyłapać od razu, ale po chwili jego obecność w 10x50 była ewidentna w postaci delikatnej, nie do końca jednorodnej mgiełki. Ostatnim nowym celem na liście była gromada otwarta Roslund 4. Wystartowałem od trójkąta gwiazd 18, 19 i 20 Vulpeculae. Właściwe namierzenie, która z okolicznych 5-magowych gwiazd jest tą, która wyznacza moją linię szukania gromady zajęło mi trochę czasu. Ostatecznie z pomocą przyszedł mi mały czworobok 7-8-magowych słońc leżący obok parki nieco jaśniejszych gwiazd, już chyba w gwiazdozbiorze Łabędzia. Upewniwszy się, że kadr jest właściwy, zacząłem zerkaniem szukać jakiegoś pojaśnienia. Po ledwie paru sekundach pojawiło się słabe maleństwo, jednolita plamka światła o rozmiarach około 4?. I nie wiem czemu, ale ten widok sprawił mi najwięcej chyba satysfakcji tej nocy. Chyba po prostu lubię takie ulotne duszki. Mniejszymi lornetami nie próbowałem niczego tam łapać, ale w dobrą noc ten obiekt z pewnością jest w zasięgu 10x50. Tradycyjnie też zerknąłem na przepiękną, kipiącą gwiazdami NGC 6940, którą chyba najłatwiej "odkryć" przy okazji szukania Veila. Jednak przy okazji tej sesji nie zatrzymałem się jakoś dłużej na tym widoku (jako, że go bardzo dobrze znam). Z pewnością przynajmniej tyle, co opisałem można wyciągnąć pod dobrym niebem przez 10x50 jeśli zaczniemy łapać Liska wyżej nad horyzontem. Nie mam wątpliwości, że wrócę do tego obszaru także pod lepszym niebem, żeby wycisnąć maksimum przy pomocy lornet, które mam ? tylko czy znajdę w sobie chęć na łowienie pojaśnień, skoro tyle pięknych ciemnych chmur się tam kłębi? Autor zdjęcia: Loki. Źródło: http://astropolis.pl/topic/41900-vdb-126-wieszak-m27-ngc-6820-i-6823-i-czego-jeszcze-dusza-zapragnie/
  21. Jak to jest z tymi obserwacjami podczas białych nocy? Czy warto cisnąć ile się da, czy może jednak odpuścić wszystko? Nic nie musieć, nic nie planować i dać się porwać niebu, nie dbając o jakikolwiek plan, listę obiektów... i najzwyczajniej w świecie delektować się kosmosem. Po ostatniej relacji Janka nie mam wątpliwości, że to idealna taktyka na białe noce. Szczególnie łatwa do zrealizowania, jeśli masz przy oczach lornetkę, dwoje oczu naturalnie otwarte, głowę zwróconą w tym samym kierunku, gdzie leży obserwowany obiekt... Jak do tego dodać zestaw świetnych lornetek o tak bajecznej transmisji, że nie czuć i nie widać, że patrzysz przez ładnych parę warstw szkła, kosmos pochłania cię bez reszty. I czy nie o to właśnie chodzi? Zapraszam na Astronoce do pełnej lektury tej pięknej relacji - http://astronoce.pl/obserwacje.php?id=190
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)