Skocz do zawartości

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'pokochaj' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Obserwujemy Wszechświat
    • Astronomia dla początkujących
    • Co obserwujemy?
    • Czym obserwujemy?
  • Utrwalamy Wszechświat
    • Astrofotografia
    • Astroszkice
    • Foto-obserwacje czyli EAA
  • Zaplecze sprzętowe
    • ATM
    • Sprzęt do foto
    • Testy i recenzje
    • Moje domowe obserwatorium
  • Astronomia teoretyczna i badanie kosmosu
    • Astronomia ogólna
    • Astriculus
    • Astronautyka
  • Astrospołeczność
    • Zloty astromiłośnicze
    • Konkursy FA
    • Sprawy techniczne F.A.
    • Astro-giełda
    • Serwisy i media partnerskie

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


MSN


Website URL


ICQ


Yahoo


Jabber


Skype


Zamieszkały


Interests


Miejsce zamieszkania

Znaleziono 1 wynik

  1. Chociaż lornetki cieszą się całkiem sporą popularnością - z pewnością większą niż możnaby sądzić po sprzęcie tak niewielkiego kalibru - mam wrażenie, że gdzieś w tyłach głów obserwatorów siedzi myśl, że bez teleskopu wiele się traci. Uporczywie utrzymujące się święte przekonanie, że lornetka pozwoli zaledwie na rekonesans, na przegląd, ale w zasadzie wartości obserwacyjnych nie wniesie wcale lub w najlepszym razie - niewiele. Źródeł takiego myślenia nie musimy szukać daleko. Po prostu - obserwator sięgający po lornetkę czuje na samym starcie kilka ograniczeń. Pierwszym jest apertura, choć w tej kwestii można liczyć na pewną wyrozumiałość - bo raczej nie winimy małego sprzętu za to, że jest mały. W końcu chodzi o mobilność, lekkość, kompaktowość. Z premedytacją utnę w tym miejscu aspekt powierzchni zbiorczej i zasięgu, który za nią idzie - szczególnie, że dylemat ten jest aktualny również dla kogoś, kto wybiera między jednym teleskopem a drugim. Skupię się za to na innym ważnym parametrze, który często nie daje spokoju sięgającym po lornetkę - na jednym, stałym, małym powiększeniu. Z czego się bierze ten niedosyt, wręcz - głód wyższych powiększeń? Z chęci przyjrzenia się czemuś z bliska? Doszukania się detalu? Bez wątpienia. Ale w wielu przypadkach - szczególnie gdy dobsoniarza niechcący uszczęśliwimy lornetą - niedosyt wyniknie prawdopodobnie z najzwyklejszego przyzwyczajenia do oglądania kosmosu w większej skali. Sam pamiętam swoje rozczarowanie, kiedy po raz pierwszy, w podwarszawskich Sikorach, Janko pokazał mi duet M81-M82 w swoim Oberwerku Ultra 15x70. Cóż - skłamałbym, gdybym powiedział, że te maleństwa zrobiły na mnie jakieś większe wrażenie. Po jaką cholerę miałem je oglądać w powiększeniu 15-krotnym, skoro tuż obok stały teleskopy 8- i 10-calowe, w których można było spróbować powiększeń kilka-kilkanaście razy wyższych? Podczas tamtej sesji Janko był osamotniony w swoim lornetkowym zachwycie, a my - z Sawesem i Perkułą - cieszyliśmy się widokami dawanymi przez nasze newtony. Ale o tym, że mała skala ma równie dużo do zaoferowania miałem się przekonać już w przeciągu kolejnych kilkunastu godzin. Zanim się rozstaliśmy w środku nocy, Janko dał mi zapowiedziany wcześniej prezent - a była nim lornetka Delta Optical Everest 12x60. Skąd taki upominek? Pewnego razu wygadałem się, że moja lidletka zaliczyła fatalny dla niej upadek i - chociaż głównie obserwowałem wtedy swoją Syntą 8? - od tego czasu na obserwacjach trochę brakowało mi lornetki. Janko nie wahał się ani chwili i od razu zapowiedział, że jeśli tylko się zjawię, będzie miał dla mnie lornetkę. Piękny gest! Tak jak pamiętam sesję w Sikorach, tak pamiętam też kolejny wieczór, kiedy nastąpił zwrot w tę drugą stronę. Wracając z Warszawy, miałem zahaczyć o rodzinną Bydgoszcz. W samym środku Puszczy Bydgoskiej, całkiem skutecznie wycinającej światła Bydgoszczy i Torunia (przynajmniej w zenicie) zatrzymałem się, by zerknąć na niebo przez swój nowy sprzęt. Kipiąca Droga Mleczna oszołomiła mnie całkowicie! Kłęby gwiezdnych obłoków, setki jaśniejszych i słabszych słońc, gromady otwarte wręcz bijące po oczach - tak, dokładnie tego mi brakowało w okresie, kiedy miałem do dyspozycji jedynie teleskop. Wtedy dostałem przez łeb jednym, oczywistym stwierdzeniem - Droga Mleczna nie jest przecież zbiorem obiektów, które oglądamy jeden po drugim jak slajdy. Droga Mleczna jest kipiącą rzeką światła, w której znajdziemy gromady, asocjacje, gwiezdne żłobki, ciemne pasma i globule skrywające protogwiazdy, a także rozrzucone tu i ówdzie pozostałości gwiazd, które zakończyły swój żywot tysiące lat temu. Galaktyka jest jak plecionka, gdzie każdy jej element pięknie się komponuje z innym, gdzie zachodzą na siebie plany, gdzie możemy doświadczyć widoków dających pojęcie o jej strukturze! O strukturze, której nie mamy szans zobaczyć, ?teleportując? się między obiektami - bo przecież w teleskopie najazd na obiekt najczęściej jest niezależny od tego, co wyszukiwało się chwilę wcześniej. Na domiar tego wszystkiego, obiekty te są oglądane w powiększeniach skutecznie izolujących je z ich kontekstu przestrzennego. To była bardzo ważna lekcja - że małe powiększenie pokazuje coś, czego nie zobaczysz, stosując wyższe. Postaram się to pokazać w dalszej części na konkretnych przykładach. Małe powiększenia pozwalają też docenić piękno - bo tego przecież często szukamy - obiektów bliskich. Tak bliskich, że dla teleskopów zwyczajnie niewidzialnych. Pierwszymi, które mam na myśli, są stosunkowo nieodległe i - co za tym często idzie - rozległe kątowo gromady otwarte. Czy Hiady są gromadą dla obserwatora? Teoretycznie - tak. W praktyce - raczej nie. Wiemy, że są związane grawitacyjnie, ale rzadko kierujemy na nie swoje instrumenty optyczne, bo zwykle nie widzimy nic ponad kilka jasnych składników na tle czarnej pustki kosmosu. Jedynie małe powiększenia - 7-10-krotne - pozwalają cieszyć się ich widokiem w nie mniejszym stopniu, w jakim zwykle cieszymy się widząc Plejady czy inną jasną gromadę. Ale o ile Hiady są znane, o tyle duża część rozległych gromad w ogóle nie figuruje w niektórych atlasach nieba. Na próżno będziesz szukał w popularnym Pocket Sky Atlas klastrów takich jak Collindery 65 i 464 (odpowiednio - na pograniczu Byka i Oriona oraz w Żyrafie), Roslund 5 czy Ruprecht 173 w Łabędziu. Ba, nawet Melotte 111 w Warkoczu Bereniki jest pominięta. A jeśli macie na końcu języka kąśliwą uwagę o zbyt egzotycznych katalogach, to zapytam - kto z Was obcował z dyskretnym urokiem NGC 2184, tak łatwej w lornetce 10x50? Jeśli ktoś powie: ?takich obiektów nie żal pomijać, w końcu zbyt wiele to one nie pokazują? - odpowiem: Racja - nie pokazują. Przynajmniej do czasu, kiedy przesiadasz się na powiększenia rzędu 7-10x. Wtedy okazuje się, że spoglądamy na naprawdę piękny i efektowny obiekt. Drugą grupą obiektów wymagających niskich powiększeń są asocjacje gwiazdowe - rejony, w których można znaleźć młode gwiazdy powstałe z tego samego obłoku molekularnego i z grubsza - w tym samym czasie. Te skupiska słońc nie są jednak związane ze sobą grawitacyjnie na tyle mocno, żebyśmy mówili o gromadzie gwiazd. Ich wzajemne przyciąganie nieustannie słabnie i w niedługim czasie (w skali kosmicznej) o ich wspólnym pochodzeniu nie będzie już mówić bliskie wzajemne położenie na nieboskłonie, a jedynie ich skład chemiczny i ruch względem innych gwiazd. Ponadto nie będą wtedy już tak efektownymi rejonami, gdyż najmasywniejsze, najjaśniejsze składniki zdążą wybuchnąć jako supernowe lub zakończą żywot w mniej spektakularny sposób. Niektóre asocjacje są równie efektowne jak najpiękniejsze gromady otwarte. Zwykle obserwujemy je jako regiony na niebie pełne niebieskich olbrzymów, skupionych na stosunkowo niewielkiej przestrzeni. Część z nich zmieści się w 6- czy 7-stopniowym polu widzenia lornetki, część będzie wymagała przeskanowania większego obszaru. I choć nie wszystkie asocjacje mają w sobie tyle uroku co perełki w rodzaju Melotte 20 czy Collinder 70, warto je obserwować i zwyczajnie uświadomić sobie ich mnogość na nocnym niebie. W ten sposób łatwo utrwalimy sobie, że nie tylko mgławice emisyjne i młode gromady oznaczają nowe gwiazdy w naszej Galaktyce. Co więcej, to idealne rejony dla bardzo niedocenianych lornetek 7x50 - a to właśnie dzięki takim skromnym parametrom można odkryć bardzo pouczające widoki o sporej wartości estetycznej. Trzecią grupą obiektów oczywistych w małych powiększeniach, a pomijanych w większych, są ciemne mgławice. Chociaż wiele z nich jest również w zasięgu węższego pola teleskopów, to jednak dopiero w szerokich kadrach lornetek tak mocno dają znać o swojej obecności, wręcz - wszędobylskości. Ze względu na swoje potężne rozmiary, sięgające czasem kilkudziesięciu czy nawet kilkuset lat świetlnych, a także relatywnie małej do nich odległości, najbardziej efektowne pasma pyłowe naszej Galaktyki mogą rozciągać się na niebie nawet na kilka stopni! Dodatkowo, są to obiekty ?lubiące? duży margines pola wokół siebie - bo dopiero na jasnym, dominującym w kadrze tle, stają się oczywiste - i bardzo często hipnotyzująco piękne. Podobnie też jak asocjacje, wnoszą bardzo dużo do świadomości obserwatora z zakresu składu, wyglądu i ewolucji Drogi Mlecznej. A od strony już czysto estetycznej - biorąc pod uwagę bogactwo tła, z którego można te obiekty wyłuskać, ciemne mgławice często łapią się do najpiękniejszych i najbogatszych kadrów, jakie tylko są do znalezienia na nieboskłonie. ... Tymczasem przejdźmy do kolejnej rzeczy, która uwiera obserwatora - do stałego powiększenia. Ale? czy to musi uwierać? Moim zdaniem - nie. Pamiętajcie, że to, czy brak możliwości zmiany powiększenia jest wadą czy atutem, zależy od tego, co macie w głowach. Moim zdaniem, to może być realna zaleta. Jakim cudem? Oglądając kosmos w jednym powiększeniu można w prosty sposób doświadczyć jego skali. Mam tu zarówno na myśli całość, jak i wielkość poszczególnych elementów. Obserwując niebo przez dłuższy czas w powiększeniu 10x można realnie doświadczyć, co to znaczy bliska gromada/galaktyka, a co oznacza odległa. Widząc kilka drobnych węzłów gwiazd łatwo uzmysłowić sobie, że faktycznie zaglądamy głęboko w inne ramię Galaktyki, że oglądamy to samo, co na przykład w regionie Woźnicy-Bliźniąt, ale ze znacznie większego dystansu. To daje dodatkowe odczucie zarówno przestrzeni, jak i struktury. Podobnie sprawa się ma z galaktykami - te bliższe są znacząco większe kątowo, dalsze są czasem niczym więcej, jak tylko bladymi przecinkami na niebie. Owszem, obserwator dysponujący teleskopem również to widzi, ale czy zmienność powiększenia nie wpływa czasem na zatarcie się pewnego subiektywnego odczucia skali? Na rozmycie naszego osobistego wzorca z S?vres? Uważam, że w sporej części tak. Na przykładzie swojego doświadczenia i tego, co widzę u kolegów obserwatorów, skłaniam się ku twierdzeniu, że niewielu szuka tej skali globalnie, niewielu umiejscawia widoki z okularu w konkretnej przestrzeni, na mapie Galaktyki w swojej głowie. Tymczasem jestem przekonany, że taka mapa tworzy się w zasadzie sama u bardziej świadomego lornetkowca, jako naturalna pochodna tego, że obserwujemy wszystko w jednym powiększeniu. Być może ktoś z Was powie, że teleskopem również można podobnie poczuć przestrzeń. Można, ale odczucia będą inne, moim zdaniem płytsze z prostego powodu - naturalność ruchu głową z lornetką przed oczami, połączona z obuocznym patrzeniem, daje identyczne czucie przestrzeni, jakiego doświadczamy na co dzień. Nic się nie zmienia poza zasięgiem i powiększeniem. Teleskop, szczególnie ten z kątówką czy ukośnie ustawionym lustrem wtórnym, najzwyczajniej nie zadziała tak mocno. W pewnej ilości przypadków pokaże wzajemną skalę czy przestrzeń, ale nie zadziała w naszej głowie na relacje między obiektami na tyle mocno, by utworzyć mapę. Gdzieś z tyłu głowy kołacze mi pewien dość specyficzny i może nieco przerysowany przypadek. Jeden z moich przyjaciół jest amatorem gromad otwartych. Czasem odnosiłem wrażenie, że tak dobiera do nich takie powiększenie, żeby wypełniały podobne pole widzenia okularu. Zwykł w klastrach dopatrywać się wzorów, mini-asteryzmów, zarysów ludzi, zwierząt czy przedmiotów. Mówił do mnie wiele razy: - A co ty tam widzisz w tych lornetkach? Przecież wszystkie gromady wyglądają w nich tak samo! Tak samo, czyli - jeśli dobrze interpretuję - w żadnej z nich nie doszukam się ani cech szczególnych, ani jakichkolwiek asteryzmów czy zarysów. Tymczasem za sprawą tej przyjemnej zabawy w szukanie skojarzeń we wzorach tworzonych przez słońca w klastrach, mam wrażenie, że ów przyjaciel pozbawiał się odczucia skali i dystansu. Koniec końców, oglądał przecież te gromady najczęściej w tych samych dla swego oka rozmiarach kątowych! Jak więc odczuć dystans do obiektów, skoro oko wszystkie widzi takimi samymi? Swoją drogą, czy nie macie podobnie podczas obserwacji gromad kulistych? Tak dobrać powiększenie, żeby zajmowała odpowiedni procent pola widzenia? Powiększać aż do rozbicia? Czy przez to jesteście w stanie z pamięci rzucić nazwami, które z gromad są większe, a które z tych mniejszych? Czy przypadkiem trochę się to Wam nie zlewa? Podobnie - jak odczuć kontekst gromady, skoro dobieramy powiększenie na sam obiekt? Czy naprawdę wystarcza nam, wizualowcom, sama wiedza o tym, czy obiekt leży w gęstym ramieniu galaktycznym czy też gdzieś na uboczu? Czy nie warto tego doświadczyć? Po prostu zobaczyć? Spróbujcie! ... Ćwiczenia praktyczne Jeśli macie lornetkę powiększającą 7-15-krotnie, spróbujcie wykonać parę ćwiczeń praktycznych - a nuż odkryjecie w widokach lornetkowych coś więcej niż tylko możliwość zrobienia rekonesansu przed skierowaniem w cel ?prawdziwego? teleskopu. 1. Spójrzcie na Chichotki, czyli Gromadę Podwójną w Perseuszu. Spróbujcie sobie wyobrazić ich rozmiary i odległość do nich. Skonfrontujcie ich wygląd z wiedzą, że te spore klastry, każdy o średnicy około 60-70 lś, są oddalone od nas o ponad 7,5 tys. lś. Spójrzcie teraz kawałek na północ, na gromadę Stock 2. Jest ona dużo większa kątowo, choć jej rzeczywiste rozmiary są o połowę mniejsze od każdej z Chichotek. Widzimy ją tak dużą, gdyż leży niemal ośmiokrotnie bliżej Słońca. Spójrzcie, jaką ogromną moc promieniowania muszą mieć bliźniaczki z Ramienia Perseusza, skoro świecą dużo mocniej niż obiekt położony o marne 300 parseków od nas. Ale to nie wszystko. Spójrzcie, jak za tą dość bliską nam gromadą (St2) odcinają się pasma pyłowe z naszego ramienia - zobaczycie je jako znacznie ciemniejsze tło, jakby coś wypruło z Drogi Mlecznej słabsze gwiazdy i poświatę tła, którą tworzą odległe słońca. Jakie widoki skrywają te ciemne obłoki? Czy za nimi jest jeszcze jakaś gromada, leżąca nieopodal NGC 869/884 w Ramieniu Perseusza? A może pył przesłania perełkę w rodzaju NGC 2158, leżącą jeszcze dalej, w Ramieniu Zewnętrznym? Widząc takie cuda niebieskie, warto uruchomić wyobraźnię. Wszystkie mapki pochodzą z Toshimi Taki's Star Atlas ... 2. Spójrzcie na gromadę M52. Pewnie znajdziecie ją z łatwością, ale stwierdzicie, że widać niewiele. Ot, jasna plamka światła, ale gdzie jej rozbicie? W zasadzie brak ziarnistości nie pozwala nawet odczuć, że to gromada gwiazd. Ale nie przejmujcie się. Choć to tak jasny klejnot, leży po prostu daleko, kilka* tysięcy lat świetlnych dalej. Teraz przeskanujcie uważnie i powoli niebo w kierunku gwiazdy Caph, ? Kasjopei. Widzicie kilka drobnych węzłów gwiazd? Ta okolica roi się od maleństw w rodzaju NGC 7788 czy drobnicy z katalogów King czy Berkeley. To jeszcze bardziej odległe obiekty. Czy to nie dzięki byciu skazanym na jedno, niewielkie powiększenie, nie odkrywamy tej pięknej, galaktycznej perspektywy? Przejedźmy teraz jeszcze odrobinę na południe, zbaczając nieco na zachód. Doszliśmy do NGC 7789 - w porównaniu do poprzedniczek, ta jest spora! Uważny obserwator pod dobrym niebem zauważy ziarnistość tej gromady, chociaż jej najmasywniejsze gwiazdy dawno już zgasły. Wielkość gromady na niebie jest tak znaczna właśnie dzięki temu, że obiekt jest stosunkowo nieodległy. NGC 7789 nie należy co prawda do Ramienia Oriona, ale również nie leży w Ramieniu Perseusza. Leży gdzieś pomiędzy wspomnianymi ramionami, nie narażona na bliższe spotkania z masywnymi gwiazdami, których grawitacja mogłaby znacząco przyczynić się do rozdarcia gromady i rozpierzchnięcia jej słońc. Jest to jedna z odpowiedzi na pytanie, dlaczego najstarsze klastry zwykle znajdujemy na uboczu. Spójrzcie - rozmiar i ziarnistość okazała się być pochodną dystansu. Wróćcie jeszcze raz nieco na północ od gwiazdy Caph, wróćcie powoli poprzez całą drobnicę kingów i berkeleyów? do Messiera 52. Jakby tego było mało, czyż nie oczywiste są różnice w jasności tła? Czyż nie widać wyraźnie, gdzie znajdują się skupiska międzygwiezdnych pyłów, a gdzie patrzymy przez czyste ?okienka?? Na sam ten rejon można patrzeć długo, bez śladu znudzenia - jaka piękna galaktyczna perspektywa! *szacunki wahają się między 3 a 7 tys. lś. ... 3. Skierujcie lornetkę ku kwartetowi zimowych gromad w Woźnicy - M37, M36, M38 i NGC 1907. Wszystkie oglądamy z mniej więcej tej samej odległości, z jednym wyjątkiem - M38 leży bliżej nas o jakiś tysiąc lat świetlnych. Porównajmy więc trójcę będącą nieco w tle. M37 jest najstarszą z gromad. Wyłuskanie lornetką poszczególnych składników wymaga albo co najmniej średniej dwururki albo bardzo dobrego nieba. Mrowie gwiazd, które wyjdzie z mgiełki, będzie dość jednorodne (za wyjątkiem najjaśniejszego składnika gromady, gwiazdy typu B9 o jasności 9,2 magnitudo). Oglądamy gromadę, w której niemal wszystkie najjaśniejsze gwiazdy zdążyły już zakończyć swój żywot. Przejdź teraz do M36 i zauważ, jak łatwo wyskakują z tła jej poszczególne składniki (w zależności od sprzętu i nieba, powinieneś ich widzieć kilka bądź kilkanaście). Ta gromada jest znacznie młodsza, liczy sobie około 20 mln lat (wobec 300 mln lat poprzedniczki!) więc jej latarnie typu O i B będą świecić bardzo wyraźnie. To dlatego - mimo podobnego dystansu - nie masz zapewne trudności z dostrzeżeniem poszczególnych składników M36. Zobacz, jak łatwo można porównać oba klastry, zaledwie jednym, szybkim, intuicyjnym skokiem. I sprawdź też, jak niewielki ruch lornetką wystarcza, aby porównać oba te obiekty z NGC 1907 i M38. Możliwość takiego bezpośredniego porównania, czasem nawet dwóch obiektów w jednym polu widzenia, jest naprawdę nie do przecenienia! ... 4. Spójrzcie na gromadę otwartą Collinder 463 w Kasjopei. Ten niezwykle atrakcyjny obiekt jest jednocześnie jednym z remediów na chęć zobaczenia ?więcej i bliżej?. Czyli...? Czyli - jeśli nie możecie zmienić powiększenia, znajdźcie większy obiekt! Dotrzeć do Cr 463 nie jest łatwo, ale to właśnie dzięki niewielkiemu powiększeniu lornetki, nawigacja w to egzotyczne miejsce wcale nie jest taka trudna! Jeśli tam trafiliście - przypatrzcie się temu klejnotowi. Spodziewaliście się znaleźć taką perełkę tak daleko poza obserwacyjnym mainstreamem? To jest jeden z tych obiektów, gdzie zmiana sprzętu na teleskop naprawdę nie da nic - bo uzyskane minimalne powiększenie będzie wciąż zbyt wysokie, aby dać zapas na odrobinę tła wokół gromady. Zresztą, czy w tym przypadku naprawdę byłoby widać o tyle więcej? Chyba jednak nie. ... 5. Spójrzcie na Melotte 20 w Perseuszu. Tak, złośliwy jestem - oto kolejny obiekt o sporych rozmiarach kątowych. Ale tutaj chodzi o jeszcze inną grupę wspaniałości nocnego nieba - o asocjacje, o których pisałem wcześniej. Potrzebujemy tutaj szerokiego pola, użyjmy więc lornetki o powiększeniu 7-10-krotnym. Już taki niewielki sprzęt pozwoli na spokojne studiowanie kolorów gwiazd (osobiście uwielbiam wyłapywać gwiazdy o barwach pomarańczowej i czerwonej, które pięknie kontrastują z niebieskimi latarniami). Jeśli mimo wszystko brakuje Wam zasięgu, spróbujcie swych sił używając lornetki 10x70 - uzyskacie maksymalny zasięg dla tego obiektu przy jednoczesnym zadbaniu o szerokie pole widzenia. I, podobnie jak w przypadku Cr 463, wzmacnianie powiększenia nic nie da - poza oglądaniem pustych przestrzeni między jasnymi gwiazdami. A jeśli uważacie, że takich perełek, jak Mel 20 jest niewiele, to zerknijcie chociażby na asocjację Lac OB1. ? Podsumowanie Mam cichą nadzieję, że ta skromna próba unaocznienia korzyści z oglądania kosmosu w małej skali i jednym powiększeniu, odczaruje nieco lornetki z ich rzekomych ułomności. Jeśli udało mi się to chociaż w niewielkim stopniu, bardzo się ucieszę. Oczywiście nie nakłaniam nikogo z Was do porzucenia większych luster czy ulubionych teleskopów. Mam przecież świadomość tego, że osobiste preferencje mają kolosalne znaczenie. Za to gorąco zachęcam, byście czasem spojrzeli na kosmos z innej perspektywy. Nie musicie układać sobie na papierowych mapach obrazu Drogi Mlecznej - warto się podeprzeć tym, co można zobaczyć. W końcu wizualowcy lubią nie tylko wiedzieć, ale i widzieć - na tym w końcu polega przyjemność obserwacji wizualnych. Nie musicie więc wyobrażać sobie, że gdzieś w kosmosie, parę tysięcy lat świetlnych dalej od jądra Galaktyki, biegnie zakrzywiona ścieżka Ramienia Perseusza - przecież tak pięknie widać je w małym powiększeniu! Nie musicie zawsze doczytywać wielu informacji o obiekcie - czasem jego cechy wraz z możliwością szybkiego i bezpośredniego porównania potrafią powiedzieć zadziwiająco dużo. Pamiętajcie, że dzięki temu możecie się sprawdzić nie tylko jako podglądacze-stargazers, ale jako obserwatorzy-observers! I choć nie odkrywacie żadnej nowej karty nauk astronomicznych, możecie w wymiarze jednostkowym poczuć się jak najprawdziwsi okrywcy, możecie posmakować tego dreszczyku, który towarzyszył astronomom-obserwatorom wizualnym dziesiątki lat temu. Czasem zgadniecie, czasem się pomylicie. Ostatecznie wszystko jest do sprawdzenia przy komputerze lub w książce, kiedy z powrotem zamienicie się z dziewiętnastowiecznych obserwatorów w wizualowców XXI wieku. Ale bez wątpienia wyrobicie u siebie większą wrażliwość na detal, i to taki, który może coś mówić o obiekcie. I staniecie się lepszymi obserwatorami. To jak będzie z tymi lornetkami i ich niewielkim, stałym powiększeniem? Spróbujecie?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.