Skocz do zawartości

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'apm 25x100' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Obserwujemy Wszechświat
    • Astronomia dla początkujących
    • Co obserwujemy?
    • Czym obserwujemy?
  • Utrwalamy Wszechświat
    • Astrofotografia
    • Astroszkice
  • Zaplecze sprzętowe
    • ATM
    • Sprzęt do foto
    • Testy i recenzje
    • Moje domowe obserwatorium
  • Astronomia teoretyczna i badanie kosmosu
    • Astronomia ogólna
    • Astriculus
    • Astronautyka
  • Astrospołeczność
    • Zloty astromiłośnicze
    • Konkursy FA
    • Sprawy techniczne F.A.
    • Astro-giełda
    • Serwisy i media partnerskie

Kalendarze

  • Kalendarz

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


MSN


Website URL


ICQ


Yahoo


Jabber


Skype


Zamieszkały


Interests


Miejsce zamieszkania

Znaleziono 20 wyników

  1. Data obserwacji: 08.09.2023 Miejsce obserwacji: Folwark Sulejewo Lornetki: APM 10x50 ED, APM 25x100 ED https://nieboprzezlornetke.pl/w-pogoni-za-kometa-c-2023-p1-nishimura-lornetka-astronomia/ Budzik o 4 nad ranem to nic przyjemnego, ale czego się nie robi dla komety, której zapewne już więcej nie ujrzymy za naszego życia. C/2023 P1 (Nishimura) została odkryta zaledwie miesiąc temu, a już możemy cieszyć nią oko. Do obserwacji zmotywował mnie kolega z drugiego końca Polski, za co mu jeszcze raz dziękuję - inaczej chyba przespałbym bardzo wąskie okienko, w którym dane jest nam oglądać ten obiekt. Skoro kometa w lornecie APM 40x110 ED wygląda bardzo dobrze to i w 25x100 nie może być źle. Obserwacje rozpocząłem na przydomowym polu chwilę po godzinie 4, jednak już wtedy wiedziałem, że będzie bardzo ciężko. Po stronie wschodniej mam na horyzoncie całe miasto z wielką łuną świetlną. Spojrzałem na szybko przez lornetkę APM 10x50 ED w stronę wschodzącego Lwa i z trudem dostrzegłem gwiazdę Epsilon Leo. To nie mogło się udać. Było jeszcze ciemno, spojrzałem na zegarek i szybka myśl: teraz albo nigdy. Wsiadłem w auto i pojechałem na wschodnie obrzeża miasta, aby mieć dostęp do lepszego nieba. Nie tym razem, tutaj kolejna niespodzianka - nowe oświetlenie, którego jeszcze przed wakacjami nie było. Czas gonił, kometa wznosiła się coraz wyżej, ale z nią niestety również nasza dzienna gwiazda. Byłem zaledwie 15 min drogi autem od sprawdzonej miejscówki, ale ryzyko było dość spore - nie wiedziałem ile dokładnie będzie mnie kosztować kolejna strata czasu. Poranna Wenus towarzyszyła mi podczas całej drogi, a gdy dotarłem na Folwark okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Horyzont wyglądał tak jak powinien. Rozstawiłem sprzęt i wycelowałem lornetką APM 10x50 w stronę głowy Lwa. Moim oczom od razu ukazał się trochę zielony, może nawet cyjankowy punkt. Był bardzo wyraźny i charakterystyczny. Szybko spojrzałem na mapę nieba co tylko potwierdziło moją identyfikację. Miałem kometę Nishimura na widelcu. Wyglądała niczym niewielka mgławica planetarna. Niby punkt, a jednak troszkę rozmyty na krańcach z wyraźnym kolorystycznym zafarbem. O warkoczu można było zapomnieć, nie to powiększenie. Ucieszony widokiem przesiadłem się na lornetę APM 25x100 ED na statywie i tam już było ciekawie. Kometa pokazała delikatny, bardzo cienki, a zarazem wyraźny warkocz skierowany do góry. Był on krótki, lecz zerkaniem, czy też przesuwaniem lornetką stawał się jeszcze bardziej widoczny. Kometa miała jasne centrum, była po prostu dobrze widoczna. Widok dość nietypowy, ostatnio przyzwyczaiłem się, że komety były raczej rozmazaną mgiełką na skraju widoczności (pomijając Neowise), ale tym razem było inaczej. Nie trzeba było się domyślać jej widoku, była niewielka, ale zwarta, w pewien sposób wyjątkowa. Syciłem się tym widokiem przez dobre 15 minut, aż chwilę przed godziną 5 dostrzegłem nadchodzący świt. W międzyczasie pojawiło się kilka malutkich cirrusów i to dokładnie w miejscu komety. Można powiedzieć, że rzutem na taśmę zdążyłem z obserwacjami. Na zakończenie spojrzałem jeszcze na idealnie widoczną fazę Wenus, M42 w Orionie i wysoko położone Plejady - dość nietypowy widok jak na letnią sesję. Poranne obserwacje na Folwarku w samotności to dla mnie zupełna nowość. Odkrycie, które konsumowałem z wielką przyjemnością. Kometa, Wenus, Księżyc, Plejady i Orion przy akompaniamencie nocnych zwierzaków oraz szelestu spadających na trawę żołędzi (a może kasztanów?). Moment, dla którego warto było tak wcześnie wstać. Do tego ta cisza nadchodzącego dnia, która nagle przerodziła się w przepiękny wrześniowy świt. Leć kometo, leć, do zobaczenia za kilkaset lat. Do następnego razu! Pozdrawiam!
  2. Część I: Przybycie W czwartek o 14:15 wyruszyliśmy z @SQ3TLE pociągiem z Krakowa, o 15:30 obejrzeliśmy lot Starshipa okraszony pokazem fajerwerków, a po 8 godzinach jazdy urozmaiconej przygotowywaniem listy obiektów i obserwacją chmur dotarliśmy do Choszczna, skąd odebrał nas @TheJohnny22. Już w drodze do Zatomia niebo wyglądało niesamowicie. Gwiazdy lśniły ostro nad drzewami i nawet przez szybę samochodu widać było cały ich ogrom, który pół godziny później pod drzwiami Pyrlandii powiększył swoją liczebność kilkukrotnie. Wrzuciliśmy rzeczy do pokoju i wróciliśmy na zewnątrz, by przywitać się z towarzystwem urzędującym zarówno przed Pyrlandią, jak i na polu obserwacyjnym. Przy okazji, w tym pierwszym miejscu zerknęliśmy przez 12” @dariusa na jakąś galaktykę z wiosennych zbiorów Lwa i Panny, zaś w tym drugim @krzysztof G. w 16” pokazał nam kilka galaktyk w Sekstancie oraz Raku. Ten krótki wstęp do obserwacji sprawił, że trochę zmarzliśmy, dlatego ponownie udaliśmy się do Pyry, by przyszykować swój arsenał przeciwko zimnu. Wyposażeni w mnóstwo warstw ubrań i grzałki w butach zgarnęliśmy APM 25x100 z atlasem i ponownie wyszliśmy na pole obserwacyjne. Część II: Dmuchawce na niebie Kto by się spodziewał. Mimo przygotowanej w pociągu listy obserwacyjnej nie mogłam powstrzymać się od krążenia lornetą pośród ogromu gwiazd, szczególnie tych okupujących wiosenną, można by powiedzieć bardziej ubogą część nieboskłonu. Ta ubogość jednak tutaj przerodziła się dla mnie w bogactwo, zatomska noc pokazała bowiem ten rejon firmamentu w sposób niespotykany dla kogoś pochodzącego spod nieba podmiejskiego, a od lat mieszkającego w centrum Krakowa. W lornecie pośród tej wielkiej liczby gwiazd co jakiś czas ukazywały się bardzo delikatne mgiełki, rozwiane nasiona dmuchawca – galaktyki znajdujące się tak daleko, że w zasadzie stanowiące tło dla gwiazd naszego kosmicznego podwórka. Śledząc je, przemknęłam wzdłuż Łańcucha Markariana, przeczesałam Warkocz Bereniki, po czym zatrzymałam się na M53 i słabszej NGC 5053. Zdążyłam skierować się w okolice Lwa, gdy podszedł do mnie @Piotr K. z maleńką lornetką w stylu oczu wyraka wykonaną z telekonwerterów Nikona, którą tuż przed zlotem zarezerwowałam u niego na Forum. Ledwie przez nią spojrzałam i już wiedziałam, że ją biorę! Moim oczom ukazała się jeszcze większa ilość gwiazd wypełniająca szerokie pole widzenia. Natychmiast przypomniały mi się opisy obserwacji takimi dwururkami, w których zaczytywałam się lata temu, i dokładnie to co opisywały, przeżywałam w tamtym momencie. Czułam się, jakby moje oczy stały się nagle znacznie bardziej wrażliwe na światło i w efekcie zasięg gwiazdowy gołym okiem się powiększył. Gołym okiem, bo właśnie takie wrażenie naturalności i swobody jak przy patrzeniu gołym okiem towarzyszyło obserwacjom przez ten instrument. A to wszystko trwało tylko chwilę, bo po moich okrzykach zachwytu wszyscy zgromadzeni wokół też chcieli spróbować. Podczas gdy inni zajmowali się maleńką lornetką, ja przez swoją APM spojrzałam na wyraźniejszy niż zwykle Triplet Lwa oraz pobliską NGC 3596, z którą walczyłam wielokrotnie pod swoim przydomowym niebem, na którym zawsze mi umykała. Tym razem się udało. Filip i Janek również zaaprobowali widok pierwszych trzech nasionek dmuchawca, czego niestety, z uwagi na różnicę wzrostu, nie mógł zrobić @Virus. W międzyczasie zawołali nas do 16-calowego teleskopu na oglądanie ukazującej nieregularności galaktyki NGC 4559, a chwilę później w tej części pola obserwacyjnego pojawił się wątek gwiazdozbioru Żyrafy i odnajdywania go na niebie okraszony machaniem zielonym laserem (ku nie uciesze fociarzy). Zainspirowało mnie to do odnalezienia Kaskady Kemble’a, której lornetowy widok urzekł wszystkich zebranych, z kolei 16” zostało za moją sugestią skierowane na IC 342, o której zobaczeniu marzyło mi się już od dawna. W pierwszej chwili w polu widzenia zobaczyłam tylko gwiazdy, ale zaraz zostałam poinstruowana czego mogę się spodziewać. Po chwili zerkania faktycznie mojej źrenicy ukazało się gwiazdopodobne, rozmywające się na zewnątrz centrum obiektu, a im dłużej patrzyłam, tym większy obszar pokrywało. Kolejnymi celami teleskopu były galaktyki NGC 1961 i 1569 oraz planetarka NGC 1501, zaś lornety – M81 z M82 i NGC 3077 oraz NGC 2403. Po nich Filip oraz ekipa od 16-calowego Newtona zwinęli się do spania, a ja z Jankiem obserwowaliśmy dalej. Wycelowałam APM na Arp 85 i zachwyciłam się. Widywałam ją w różnych teleskopach, ale nie spodziewałam się takiego widoku tych obiektów w tej lornetce – obie galaktyki były wyraźnie widoczne, przy czym centrum M51 otaczała mgiełka o nieregularnej jasności – nie odważyłabym się chyba powiedzieć, że widziałam tam jakieś spiralne struktury, ale widok naprawdę był niesamowity. Przeniosłam pole widzenia dwururki ku wspinającemu się Łabędziu, po którym posnułam się też oczami wyraka, pokazałam Jankowi i @Charon_Xowi Albireo, zerknęłam na Wschodniego Veila i pokrążyłam nisko po Orle, gdzie coś już wisiało na niebie. Lorneta też zaczęła parować, a ponieważ noc astronomiczna kończyła się za niecałe pół godziny, nie było zbyt dużego sensu iść po grzałki. Zrobiliśmy z Jankiem jeszcze krótki obchód pośród fociarzy, którzy gdzieniegdzie wciąż trwali na polu obserwacyjnym, i zwinęliśmy się do ciepłej Pyrlandii. Część III: Słońce i Księżyc Główną atrakcją dziennego nieba było oczywiście Słońce, do którego obserwacji przed Pyrlandią podeszło kilka różnych instrumentów jak dariusowe 12” na Dobsonie, lorneta kątowa @Panasmarasa czy Lunt i Coronado. Nie wiem niestety czyje było Coronado, ale charonowy Lunt zdobył chyba najwięcej uwagi – co prawda ominęły mnie czwartkowe widoki ogromnej protuberancji, ale i bez niej piątkowy widok Słońca powodował opad szczęki. Niedługo po 19 panasmarasowa lornetka pokazała nam Słońce kryjące się między gałęziami drzew, a półtorej godziny później – ekstremalnie wąski sierp młodego Księżyca wiszący tuż nad tymi samymi gałęziami. Po jego zachodzie tę część nieba zdominowały Wenus i Mars, które zbliżając się powoli do horyzontu wraz z pokrywającymi nieboskłon cirrusami, zapowiadały nadchodzące obserwacje. Część IV: Cudowny instrument Tej nocy zaczęło się, że tak powiem, delikatnie. Ot w polu widzenia APM lądowały przeróżne klasyki, od M44 i M67, przez M81 z sąsiadkami, po M13, które pokazywałam Filipowi i @Zieluowi. Po około godzinie poszliśmy się zagrzać przy ognisku, potem Filip udał się spać, a ja wróciłam na pole obserwacyjne, by zapolować na nasionka dmuchawca rozwiane między gwiazdami. Akurat potwierdzałam widoczność NGC 3596, której widoku pierwszy raz uświadczyłam noc wcześniej, gdy akurat podszedł do mnie @Paweł Sz. z lornetą analogiczną do mojej, za to ze szkłami ED. Porównaliśmy obie dwururki na tych samych obiektach i zgodnie stwierdziliśmy, że nocą w zasadzie nie widać między nimi różnicy. Po tym Paweł upolował Igłę NGC 4565, a ja wycelowałam pole widzenia kolejno w NGC 3655 i NGC 3646. Ta ostatnia okazała się być dość trudnym obiektem, zarówno dla mnie, jak i dla Pawła. Przez M64 udałam się do bardzo ładnej NGC 4725, następnie do upolowanej wcześniej przez Pawła Igły oraz wyżej do NGC 4559, a potem znów niżej do NGC 4494 i jeszcze wyżej do skupiska kilku nasionek widocznych w jednym polu widzenia: NGC 4283 i 4278 (sklejonych w jeden świetlisty punkt) wraz z NGC 4274 oraz NGC 4314, a także do pobliskiej NGC 4150, która okazała się być znacznie trudniejsza od poprzedniczek. Jakoś wtedy Paweł przyniósł swoją APM 10X50 ED uzbrojoną w, jeśli dobrze zanotowałam, filtry Orion UltraBlock. Na pierwszy ogień poszła Ameryka Północna (jeszcze nigdy nie widziałam jej tak wyraźnie), a następne były Serce i Dusza – kolejne obiekty, o których obserwacji marzyłam od dawna. I oto stanęłam przy lornetce z filtrami i zobaczyłam – podłużną i wyraźniejszą Duszę oraz wnętrze Serca owinięte wokół gromady Melotte 15, wspaniałe! Wraz z Jankiem i Zielem obejrzeliśmy też wyraźnie zarysowanego Pacmana, a ja posnułam się jeszcze wzdłuż Łabędzia. Po pięknych widokach, które rozgrzały moje serce i duszę, sama poszłam ogrzać ręce i nogi do Pyrlandii. Z trudem wyrwałam się z tego ciepła jakiś czas później, ale zdecydowanie było warto. Wkraczając na pole obserwacyjne po tej przerwie, usłyszałam słowa „bino Stana”, które ujęły mnie całkowicie i sprawiły, że zostałam w tym miejscu do końca nocy astronomicznej. Lorneta ta, którą opiewał już zarówno @polaris w swojej relacji, jak i Paweł i inni w wątku zlotowym, powaliła swoimi widokami wszystkich i myślę, że nie tylko w mojej głowie stała się wymarzonym instrumentem docelowym. Pole widzenia tak głębokie i szerokie, że można by się w nim utopić, gwiazdy tak ostre, że można by się o nie zranić, widoki tak zapierające, że można by zapomnieć, by wziąć kolejny oddech. Każdy obiekt, który pojawiał się w polu tej lornety, onieśmielał, stawiał w cieniu jakikolwiek inny obraz z jakiegokolwiek innego instrumentu, który pamiętało się jako „najlepszy”. Chichoty przytłaczające bogactwem i przestrzennością, Veil Wschodni w postaci wysadzanej diamentami wstęgi, niesamowicie puchate E Barnarda. Iskrząca się delikatnie Róża Karoliny pośród gwiazd Kasjopei, skondensowana, ale zarazem niezwykle subtelna. Rozpływająca się w przestrzeni M27 kontrastująca z ostrymi słońcami wokół i niedaleka M71 stanowiąca skupisko takich słońc migoczące przy jaśniejszych i jakby położonych bliżej gwiazdach Strzały. I wszystko to, co było pomiędzy. Każdy fragment firmamentu w tym instrumencie niezmiennie zachwycał. @stan67 zaczął zwijać swoje cudo, gdy wschodnie niebo przestało być całkiem ciemne. Część V: Gubię się Około 20 sobotniego wieczoru oczy i instrumenty wielu zlotowiczów skierowały się na sierp Księżyca przyozdobiony w światło popielate oraz Wenus w kwadrze. SCT 8” @jolo pokazał nam cienki sierp Merkurego, zaś ja i Polaris uświadczyliśmy dodatkowo dość jasnego i długiego Liryda o pomarańczowym zabarwieniu mknącego przez Bliźnięta. Kiedy zrobiło się już znacznie ciemniej, rozstawiłam lornetę koło wspomnianego SCT Łukasza i wspólnie z Jankiem zaczęliśmy oglądanie. U Jolo najpierw zagościły podwójne Kastor i 19 Lyn, a następnie Eskimos, który w zasadzie został mi przedstawiony jako zagadka – miałam spojrzeć w okular i powiedzieć co to za obiekt (zgadłam). 😄 Na moją prośbę SCT zostało skierowane na wiszące już ekstremalnie nisko M46 i M47 i możecie wierzyć lub nie, ale w takich warunkach udało nam się wyłapać NGC 2438 – planetarkę w tej pierwszej gromadzie! W międzyczasie w mojej lornecie przewinęły się po kolei gromady Woźnicy i Bliźniąt, a chwilę później u Jolo – Duch Jowisza i mnóstwo galaktyk we Lwie. Do oglądania dołączyli Filip i Zielu. W SCT wylądował kolejny ogrom nasion dmuchawca. Żeby nie zasypywać Was numerami wspomnę tylko o widoku, który najbardziej zapadł mi w pamięć – galaktykach z wnętrza Łańcucha Markariana zebranych w jednym polu widzenia: M84, M86, NGC 4388 oraz NGC 4387. Piękne! Swoje galaktyki w lornecie wyłapuję też ja, m.in. wyraźne NGC 2683, NGC 3607 i 3608 czy wyskakujące zerkaniem NGC 3681, 3684 i 3686. Po północy robimy półtoragodzinną przerwę na grzanie się w Pyrze – Filip i Janek idą spać, ja i Zielu wracamy na pole. Jest bardzo zimno, ale niebo zachwyca. Biorę się za wiosenne jeszcze obiekty – wyłapuję NGC 5600 w Wolarzu i upewniam się kilka razy, że na pewno ją widzę. Zachwycam się Mini Sombrero (NGC 5746) i M5, wyzerkuję niewielką NGC 5921 i trochę upartą NGC 5962. Ups, to już chyba lato. Przenoszę się ku M27 i M71 i analizuję piękne ciemnotki wokół. W polu widzenia usianym mrocznymi sylwetkami zauważam skrzącą się delikatnie, ale też nie tak nieśmiało NGC 6830. Przepiękna, ale pobliska NGC 6823 okazuje się być jeszcze ładniejsza – sznureczek diamentów, na końcu którego jest zawieszona, tworzy przepiękny detal w tym gwieździsto-pyłowym rejonie nieba. Cudowna. Wyżej zahaczam o większą i luźniejszą gromadę Ro 2, zaraz potem jest Stock 1 i bardzo delikatna NGC 6800. Gubię się wśród cudów Łabędzia, a w swojej zgubie przypadkiem trafiam na NGC 7063. Tu wszędzie lecą zachwyty. Natrafiam na cielsko Ameryki Północnej i zaraz gubię się znowu. Zauważam kolejny punkt orientacyjny – M39, a niedaleko odkrywam NGC 7082, która bardzo przypomina mi woźnicowego Kota z Cheshire. Zagłębiam się w okolice Kokonu obfite w przepiękne ciemne mgławice i gubię się po raz kolejny. Na chwilę odnajduję się przy NGC 7243. Lacerta, Cefeusz. Trafiam na Gwiazdę Granat o przepięknej, ciepłej barwie i trzęsę się z zimna. Identyfikuję Barnardy 169, 170, 171 i gubię się raz jeszcze. Krążę po Cefeuszu z zachwytem nad tym pylistym regionem nieba. Przemieszczam się ku Kasjopei i z powrotem do Cefeusza, i jeszcze dalej na południe. Docieram do horyzontu. Biorę oczy wyraka i powtarzam tę podróż wzdłuż naszego nasionka dmuchawca. Trzęsę się z zimna. Przychodzi Jolo zwinąć swój setup, przez chwilę grzeje mi ręce suszarką. Zerkam znów przez oczy. Wschodni horyzont zaczyna jaśnieć. Mam nadzieję, że wybaczycie mi, że ta relacja pojawia się tak późno, to przez pisanie magisterki, niemniej mam nadzieję, że tekst Wam się spodoba, zwłaszcza, że dawno nie pisałam relacji i chyba trochę wyszłam z wprawy. 😁 Dziękuję Wam raz jeszcze za zlot i do zobaczenia (mam nadzieję) jesienią, a jeśli się nie uda, to kolejnej wiosny!
  3. 27/28.12.2022 Wieczorem pierwszy raz od dawna zobaczyłam gwiazdy na niebie. Lśniące zimowe klejnoty połyskiwały pośród przesuwających się kłaków nocnego stratocumulusa. Orion, Byk, oba Psy, Jednorożec, Bliźnięta. Pośród chmur i gwiazd, z pomocą starego, poczciwego Nikona 10x50, wyłapałam M42 i M78, ale na coś więcej musiałam jeszcze poczekać. Około 3 spojrzałam przez kuchenne okno i zobaczyłam, że nad górami majaczą jakieś punkty, których lepsze przystosowanie wzroku do ciemności chwilę później ujawniło mi jeszcze więcej. Usprzątnęłam trochę rozłożone rzeczy do malowania i poszłam po lornetę. Rozstawiłam się w swoim standardowym miejscu w kuchni, jako że okołoświąteczne przeziębienie i wiejący halny nie zachęcały do wyjścia, i zaczęłam snuć się po wczesnowiosennych już o tej godzinie gwiazdozbiorach. Zimowe gwiazdy ledwo wychylały się zza ściany, więc w pełni zajęłam się wiosną. Przesuwałam pole widzenia APM pośród gwiazd, wychwytując co jakiś czas kłębki galaktyk, ale tylko tych jaśniejszych – nie miałam szczególnej ochoty poświęcać się ledwo wyskakującym z tła pojaśnieniom, wolałam raczej tak o popłynąć wraz z tymi odległymi kropkami i lornetką. W swojej podróży przez nieboskłon trafiłam na na cały Triplet Lwa, pozachwycałam się gwiazdami z pogranicza Lwa i Panny ze szczególnym uwzględnieniem żółto-niebieskiej Σ1540, popodziwiałam NGC 3521 rzucającą się łatwo w pole widzenia. Dla porównania przefrunęłam ku Sombrero, dumnie i spokojnie zawieszonej pośrodku asteryzmu Szczęki, uroczo prezentującej się jako niemal pozioma igiełka okryta owalnym halo. Uwielbiam tę galaktykę odkąd w wieku 9 lat zobaczyłam jej zdjęcie z Teleskopu Hubble’a, była też jednym z pierwszych obiektów, na które skierowałam świeżo zakupiony GSO 10” w 2015 roku. Gdy ją obserwuję, zawsze przypomina mi się tamten majowy wieczór, kiedy babcia pomogła mi wynieść nowy nabytek w postaci wspomnianego teleskopu na balkon, a potem pokazałam jej m.in. Saturna i właśnie M104. Szkoda, że nie mogę już tego babci przypomnieć… W osnowie sentymentów pomknęłam dalej przez niebo. Zahaczyłam o pobliskie Gwiezdne Wrota, obkrążyłam całego Kruka, w jego wnętrzu wyzerkałam planetarkę NGC 4361, a następnie ustawiłam się w południowo-zachodniej części tegoż gwiazdozbioru. Po chwili ruszam w dół. Czyniąc star hopping od ε Crv ku Alchibie (α Crv), przechodzę w Interstellarum z karty nr 69 do 81, a potem 82. Obkrążam południowe rejony Hydry tuż nad Beskidem Małym, zachwycając się intensywnością gwiazd nisko nad lasem – jak na tę porę roku w tej części Polski taka przejrzystość nieba jest rzadkością, ale najwyraźniej halny przewiał wszystkie zanieczyszczenia. W zachwycie nad kolejnymi układami słońc, których chyba jeszcze nigdy nie odwiedzałam, spoglądam w okolice NGC 3621, choć jej samej nie wyłapuję na granicy drzew. Mijam β Hya, zawijam w górę do 6 Crv i odbijam w okolice M68, która wyraźnie pokazuje się pośród dosyć jasnych gwiazd. Idę dalej w dół i ku wschodowi, ku gwiazdrom, które w Interstellarum nie mają oznaczenia, a które rozsypane zostały na granicy Hydry i… Centaura. Tak, uwielbiam to – snucie się tuż nad lasem i wyłapywanie odległych słońc wyłaniających się spośród drzew, szczególnie gdy należą do tak południowego gwiazdozbioru i wywołują tyle marzeń! Obym kiedyś zobaczyła tego Centaura w całości! Sunąc dalej na wschód, trafiam wreszcie na bardzo charakterystyczny układ gwiazd zwiastujący najbardziej na południe wysuniętą galaktykę katalogu Messiera. Ale jeszcze jej nie widzę, jeszcze jest za drzewami. Ziemia obraca się powoli, a wraz z nią widoczne na niebie obiekty - ja w tym czasie zaliczam przerwę z zakrytymi oczami na wstawanie mamy do pracy. Po kilkunastu minutach wracam do obserwacji i od razu wyłapuję wyraźne pojaśnienie znane jako M83, i to w jednym polu widzenia z granicą lasu! Może nawet trochę nieregularne jest to pojaśnienie? Wraz z M83 nad górami pojawia się więcej gwiazd Centaura. Poruszam się ze spokojem pomiędzy nimi. Krążę wokół deklinacji -34° tuż nad Przełęczą Biadasowską, kiedy niebo nagle przestaje być czarne i szybko staje się coraz bardziej granatowe. Ustawiam telefon do pamiątkowego zdjęcia nieba i zerkam ostatni raz na te nisko położone gwiazdy. Cudowne! 28/29.12.2022 Tym razem za obserwacje wzięłam się około 23, choć już wcześniej wieczorem zerkałam trochę na Księżyc, Jowisza czy Plejady i Hiady. Swoją drogą – wiecie, że firanka przed obiektywami lornetki działa trochę jak siatka dyfrakcyjna? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, a tego „odkrycia” dokonałam przypadkiem, spójrzcie zresztą sami! W każdym razie, na początek przejrzałam szybko zimowe klasyki Oriona i dwóch Psów, a potem otwarłam atlas i powtórzyłam całą trasę zwracając większą uwagę na detale. Zaczęłam od okolic M42, wyłapując pobliskie NGC 1973, 1975 i 1977 (Mgławica Biegnący Człowiek) oraz gromady NGC 1980 i 1981. Płomienia okupującego niebo nieopodal nie wyłapałam – odblask na szybie od Alnitaka wypadał akurat w miejscu, gdzie powinna być mgławica – udałam się więc wyżej, ku M78 i pobliskiej NGC 2071. Przez niebo zaczęły przewijać się pojedyncze ale spore chmury, więc przesunęłam się bliżej horyzontu, schodząc w dół od M41 ku Cr 121. Złapałam też coś, co Interstellarum określa jako AIJ0700.4-2746 – to oznaczenie sprawiło, że zaczęłam wątpić w to, co ujrzałam. 😄 Dalej, tuż nad lasem, wychwyciłam Cr 140 i Cr 135, i już chciałam udać się ku kolejnym gromadom, ale nagle zaczęło robić się coraz ciemniej i bardziej mętnie. To chmury zdominowały niebo, nadszedł czas kończyć, niestety wcześniej, niż się spodziewałam. Ustawiłam jeszcze telefon, by udokumentować zajmujące niebo chmurwie, które okazało się być całkiem efektowne, szczególnie w formie wideo – mój telefon oprócz zdjęć z czasem naświetlania 4 minuty, składa też króciutkie timelapsy. Złożyłam je w jeden filmik, spójrzcie jak ciekawie zachowywały się te chmury! YouCut_20221229_220402770.mp4 (nie wstawiło się to może najpiękniej, chyba lepiej będzie wyglądać na telefonie albo w zwężonym oknie przeglądarki, też sam filmik nie jest za dobry jakościowo, to w końcu telefon, niemniej chciałam Wam te chmury pokazać 😄)
  4. 02.09.2022, Folwark Sulejewo Wakacje przeminęły dość szybko. Niestety sezon nie był najlepszy jeśli chodzi o obserwacje. Pogoda była kapryśna, a jak już były warunki to zazwyczaj nie zgrywały się z innymi planami. Jeszcze dwa lata temu nasze lokalne pole zachwycało co chwilę nowych obserwatorów. Bywały momenty, że co sesję pojawiał się ktoś niezapowiedziany z planami na kolejne miesiące. Czas pokazał, że hobby przetrwało tylko u nielicznych. Mimo wszystko mam nadzieję, że jeszcze nie raz przywitamy w Sulejewie osoby spragnione sięgnięcia gwiazd. Początek września zaoferował nam wyborne niebo, dzięki czemu na Folwarku zawitał stały skład obserwacyjny z najróżniejszym sprzętem. Dla mnie była to okazja do odkurzenia lornety po dłuższej nieobecności. Minusem był fakt, że nie posiadałem tej nocy SkySafari ani żadnego innego atlasu, także mogłem zapomnieć o nietypowych obiektach i skupiłem się na samych klasykach polegając na własnej pamięci. Zacząłem od okolic konstelacji Orła i gromady Dzika Kaczka M11. W lornecie APM 25x100 ED prezentowała się bardzo wyraźnie, rozbita na składniki, a im dłużej się wpatrywałem tym więcej pojedynczych gwiazdek udawało mi się wyłapać. Kaczka migotała w szerokim gwiezdnym polu, a zaraz obok w tej samej konstelacji Tarczy udało mi się dostrzec niewielką gromadę otwartą M26. Cofnąłem się do wyższych obszarów i gwiazdy Altair. Zaraz obok wyłapałem ciemną mgławicę E, czyli Barnard 142 i Barnard 143. Widok nie był spektakularny, ale jednak ciemny obszar był widoczny. Potem Lutnia i Double Double, gdzie niestety dostrzegłem tylko dwie główne gwiazdy. Epsilony w pełnej klasie były poza możliwościami tej nocy. Za to pierścionek M57, wyglądał jak już bardzo fajnie. Niewielki obwarzanek prezentował się bardzo przyzwoicie z widocznym ciemniejszym środkiem. Odbiłem do Andromedy przecinając po drodze Łabędzia, gdzie dostrzegłem bez problemu wschodnią część Veila. Galaktyka Andromedy M31 miała tej nocy zdecydowanie swój dzień. Przepięknie prezentowała się w polu widzenia razem z M110 i delikatną M32, którą łatwo w lornetce pomylić z gwiazdą, czy też niewielką gromadą kulistą. Nieco niżej odnalazłem jeszcze Galaktykę Trójkąta M33, po czym skierowałem obiektywy w stronę Perseusza. Gromada otwarta M34 jak zawsze w lornecie 25x100 ukazała liczne składniki. Zaraz obok widoczna również NGC 1342 - już bardziej delikatna i mniejsza. Klasyk nad klasykami to oczywiście Gromada Podwójna w Perseuszu nad którą rozczulałem się dobre 15 minut. Widziana już tyle razy, a ciągle zachwyca. Potem przeskok do M103 w Kasjopei i M52. Będąc w tej okolicy należy konieczne odwiedzić subtelną Różę Karoliny. Ta zawieszona pośród gwiazd gromada otwarta NGC 7789 to pokaz delikatności w postaci setek rozsypanych gwiezdnych kryształków. Na pierwszy rzut oka w niewielkiej lornetce przypomina chmurkę, jednak przy użyciu parametru 25x100 szybko zauważymy, że to po prostu niezliczone pojedyncze gwiazdy. Nim się obejrzałem Plejady błyszczały już dość wysoko. Dopiero co znikały po zimie za horyzontem, a teraz iskrzą znów na nocnym niebie zwiastując nadchodzący chłód. Na zakończenie sesji skorzystałem z lornetki APM 10x50 ED, którą uzbroiłem w dwa filtry Orion UltraBlock. Tej nocy pokazały pazur. Cały kompleks Veila w Łabędziu był widoczny od razu na wprost. Veil wschodni, fragment Trójkąta Pickeringa i Veil zachodni jako delikatna smuga nachodząca na gwiazdę 52 Cyg. W niewielkim powiększeniu całość widoczna w jednym polu widzenia, co robi wrażenie. Następnie przerzuciłem się na mgławice Serce i Dusza. Również widoczne, ale to już zupełnie inny widok niż w przypadku Veila. Tutaj to szerokie i rozległe pojaśnienia, które zajmują spory kawałek nieba. Serce było bardzo delikatne, niczym zawieszona ledwo widzialna chmura. Dusza natomiast lepiej widoczna, rozciąga się jako charakterystyczny owalny kształt po skosie przez większy fragment pola widzenia. Przemierzając te okolice z lornetką 10x50 z filtrami nie sposób przeoczyć tych mgławic. Charakterystyczne nietypowe pojaśnienia rzucają się od razu w oczy. Nim się obejrzałem część osób zaczęła się pakować kończąc obserwacje. Nie ukrywam, że i mi brakło sił, więc też zacząłem składać statyw z lornetką. Sesja zaliczona, choć szkoda że wyłącznie z klasykami. Z drugiej strony może to i dobrze. Warto od czasu do czasu poskakać lornetką bez wyzwań i większego celu. Najważniejsze, by mieć po prostu nocne niebo na wyciągnięcie ręki przez dłuższą chwilę. Do następnego razu! Pozdrawiam, Paweł : - )
  5. 27.07.2022, Folwark Sulejewo Końcówka lipca minęła wyjątkowo pozytywnie. Trzy sesje obserwacyjne w niewielkich odstępach, przy czym ostatnia z nich nadzwyczaj dobra. Po pierwsze dlatego, że na Folwarku była widoczna Droga Mleczna w jakości jakiej jeszcze nigdy nie widziałem. Po drugie udało mi się w pełnej klasie dostrzec nisko położone gromady otwarte M6 i M7. A po trzecie - zaliczyłem Crescenta w 10x50 z filtrami. Ale wróćmy do początku. Prognozy na środę były bardzo obiecujące. Obserwacje w tygodniu mają niestety tą wadę, że niewiele osób może sobie na nie pozwolić. W Sulejewie pojawiłem się jako ostatni, na miejscu był już Thomas i Acidtea. Po spojrzeniu w górę od razu zauważyłem, że jest lepiej niż poprzednio. Przejrzystość była prawie idealna, do tego po horyzont czysto bez grama chmur. Czym prędzej wycelowałem lornetą w stronę Strzelca i odbiłem do M7. Rozległa gromada otwarta, zwana także Gromadą Ptolemeusza, którą rok wcześniej zaliczyłem w 28x110 pod średnim niebem. Tym razem użyłem lornety APM 25x100 ED i z niedowierzaniem patrzyłem na to skupisko gwiazd. Jedyne co ograniczało jakość obrazu to po prostu niskie położenie obiektu. Na innej szerokości geograficznej widok jest zapewne bogatszy w składniki. Mimo to widoczne gwiazdy były lśniące, wyraźne i ostre jak szpilki. Obrazem podzieliłem się z pozostałymi osobami na miejscu, po czym stwierdziliśmy, że gromada swoim układem mocno przypomina miniaturową wersję konstelacji Łabędzia, a w środku można dostrzec jeszcze malutki Krzyż Południa, czyli łącznie dwie konstelacje w jednej gromadzie. Ze względu na swoje położenie obiekt z każdą chwilą zbliżał się do linii horyzontu, aż po kilku minutach w jednym polu widzenia mogłem zaobserwować pobliską ścianę lasu z gromadą M7 w tle - widok niesamowity. Przestrzenność i efekt 3D dla jakiego warto posiadać dużą lornetę. Po chwili odbiłem do M6, kolejnej gromady otwartej, ale już nie tak dużej. Tutaj również widok nieskazitelny. Gromada prezentowała swoje główne składniki na wyciągnięcie ręki, ale pomimo wdzięcznej nazwy jaką posiada - Gromada Motyl - swoim kształtem nie przypominała mi żadnego latającego owada. Warunki tej nocy były wyśmienite. Pokreślę to raz jeszcze - po sam horyzont nie było widać żadnych chmur, nawet wiszących zazwyczaj w tym miejscu cirrusów tworzących kołderkę. Nie zwlekając ani chwili dłużej skierowałem się w stronę gromady kulistej M4 w Skorpionie. Gromada dość spora, dobrze widoczna. Następnie M80 i kilka gwiazd z podwójną Ro Ophuci na czele. Była też gwiazda wielokrotna Jabbach i układ podwójny Acrab. Same skarby w tej okolicy. Udało się także zaliczyć gromady otwarte M62 i M19 w pobliżu. Potem przeskoczyłem do konstelacji Orła, gdzie udało mi się wyłapać słynną ciemną Mgławicę E, czyli Barnard 142 i Barnard 143. Następnie był Veil wschodni bez filtrów, podwójna Albireo i kolejno M39, NGC 7086, NGC 7209. Nagle pole widzenia przecięła mi dość spora ciemna mgławica Barnard 168. Przyznam szczerze, że wolę ten obiekt w mniejszej lornetce. W 25x100 po prostu nie mieści się w polu widzenia. Nie mniej jednak mgławica ta jest bardzo dobrze widoczna, niczym ciemna wstęga na sporym kawałku nocnego nieba. Mgławica Kokon IC 5146 powiedziała pas - więcej w tym rejonie nie zobaczysz. Przeskoczyłem do kolejnych klasyków, trochę zapomnianych przeze mnie w tym sezonie. Mowa o konstelacji Herkulesa i M13, czy też M92. Dwie gromady kuliste stanowiące prosty cel dla każdego początkującego. W dużej lornecie Gromada Herkulesa M13 jest już pokaźnym obiektem, można dostrzec rozbicie gromady na krawędziach. Skoro o zapomnianych obiektach mowa, to przyszedł czas, aby odwiedzić jeszcze inne perełki. M51 - Galaktyka Wir widoczna jako pojaśnienie, przy której można było zauważyć także NGC 5195. M101 - Galaktyka Wiatraczek, rozległa plama, nie tak oczywista, mniej kontrastowa, ale rzucająca się od razu w oczy w tym rejonie nieba, nie sposób jej pomylić. M32 - Gromada Andromedy wypełniała w 25x100 spory obszar pola widzenia. Była bardzo jasna, wręcz świecąca. Szczerze to już nie pamiętam kiedy się jej przyglądałem przez dłuższy czas. W międzyczasie był jeszcze szereg obiektów w Strzelcu. Nie będę się już rozpisywał nad każdym z nich jak w poprzedniej relacji, jedyne co warto zaznaczyć to fakt, że przy M8, M20, M17 i M16 widoczna była mgławicowa mgiełka. O ile przy Mgławicy Laguna to nic niezwykłego, tak przy Mgławicy Orzeł konieczne są już naprawdę dobre warunki, żeby zobaczyć bez filtrów coś więcej niż kilka gwiazd. Tak właśnie było tej nocy. Obserwacje z APM 25x100 ED zakończyłem na obiektach położonych zdecydowanie bliżej i to w sensie dosłownym. Najpierw kometa C/2017 K2, a potem planety - Jowisz i Saturn. Przy pierwszej z nich ładnie widoczne księżyce galileuszowe Kallisto, Io, Europa i Ganimedes, natomiast przy drugiej poza pierścieniami można było dostrzec wyraźnie księżyce Tytan, Rhea i chyba nieco dalej Japetus. Nim się obejrzałem było po północy. Spojrzałem na Drogę Mleczną, która była wręcz poszarpana na różne obszary, w pewnych miejscach ciemniejsza, w innych jaśniejsza. Niektóre fragmenty były wręcz wyrwane od głównej wstęgi, inne poprzecinane wyraźnymi ciemnymi pasami. Widok niecodzienny. Tak kontrastowej letniej Drogi Mlecznej na Folwarku jeszcze nie widziałem, kto wie czy w ogóle kiedykolwiek i gdziekolwiek indziej. Spojrzałem nieuzbrojonym okiem w stronę Łabędzia i przy Deneb od razu rzucił mi się jasny fragment przecięty ciemniejszym małym paskiem. Nie dowierzając zacząłem podejrzewać, że być może to widoczna Mgławica Ameryka Północna. Chwilę później leżałem już oparty na aucie z lornetką APM 10x50 uzbrojoną w filtry Orion UltraBlock i delektowałem się w odpowiednim powiększeniu mgławicą Ameryka NGC 7000. Tak, była widoczna gołym okiem. Tak, w lornetce wyglądała jak wielka chmura, bardzo kontrastowa. Kształt Zatoki Meksykańskiej świetnie rzucał się w oczy, filtry robiły tutaj robotę wyciągając z nieba wszystko co najlepsze. Pelikan również majaczył. Chwilę później przeskok do Veila. Widoczny fragment wschodni, zachodni i Trójkąt Pickeringa. Tutaj bez niespodzianek, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi - spodziewałem się właśnie takiego widoku. Wyzwaniem tej nocy był zupełnie inny obiekt. Malutka Mgławica Crescent, czy też Rożek NGC 6888. Najpierw spojrzenie na dokładne rozmieszczenie gwiazd w SkySafari i polowanie rozpoczęte. Już po chwili w oczy rzuciła mi się delikatna plamka, dość owalna, raczej nie półksiężyc w takiej skali. Zlewała się w jedną całość na tle kilku gwiazdek położonych obok siebie układających się w kształt rombu. Szczerze to sam się zdziwiłem, że ją ujrzałem. Zakładałem raczej, że to niemożliwe dla lornetki 10x50, jednak odpowiednie warunki i filtry wiele pomogły. Na zakończenie rzuciłem okiem jeszcze na Mgławicę Pacman oraz Serce i Dusza. Kolejny letni sezon tylko potwierdził, że obiekty te są w zasięgu dobrej niewielkiej lornetki z filtrami. Obserwacje w środku tygodnia okazały się nadzwyczaj owocne, szczególnie jeśli chodzi o walory estetyczne w postaci Drogi Mlecznej. Widok, który zapadł w pamięci na dobre i który stał się nowym odnośnikiem co do oceny jakości nieba. Po takiej sesji obserwacyjnej wymagania niebezpiecznie wzrastają, żeby nie powiedzieć - w mieście zanika chęć do wyciągania sprzętu. Z jednej strony to niebezpieczne, ale z drugiej motywujące. Nie ma lepszego bodźca, aby na obserwacje jeździć po prostu pod ciemne niebo. Wtedy to i nawet bez sprzętu będzie na co popatrzeć. Do następnego razu! Pozdrawiam, Paweł : - ) ps. jeśli przeczytałeś wpis zostaw jakąś reakcję lub komentarz - to naprawdę motywuje do pisania kolejnych relacji ? Z góry dziękuję!
  6. Trzecie obserwacje w tym roku, w końcu. Szaleństwo, nie ma co. Akurat tak się trafiło, że pierwszy raz od kilku miesięcy wróciłam do domu na dłużej i od razu trafiła się pogodna noc, i to pogodna nie byle jak, bo dawno nie widziałam w Inwałdzie takiego nieba. A może po prostu tak dawno mnie tu nie było, że zapomniałam jak normalnie ono wygląda? W każdym razie mimo przeziębienia, które męczyło mnie od kilku dni ciągłym kaszlem i bólem gardła, nie zastanawiałam się czy iść i po prostu to zrobiłam. Jakoś koło północy wyszłam przed dom i już po pierwszym zadarciu głowy ku górze ugięłam się przytłoczona ilością gwiazd. Ostatni raz niebo inne niż z okolic Krakowa/Kalisza widziałam jakoś we wrześniu zeszłego roku i naprawdę zdążyłam zapomnieć jak ładne potrafi być to inwałdzkie. A dziś było ładne wybitnie ? nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałam tyle gwiazd migoczących tuż nad górami. Droga Mleczna jaśniejąca w zenicie ciągnęła się aż do Przełęczy Biadasowskiej pomiędzy Wapiennicą a Czubami, gdzie nisko wisiał Strzelec buchający ze swojego czajniczka parą złożoną z blasku tysięcy odległych słońc. Wyglądało to niesamowicie, a jednocześnie trochę abstrakcyjnie ? naprawdę nie spodziewałam się takiego widoku nad moim domem, praktycznie na skraju Śląska i jakieś 50 m od rozświetlonej latarniami drogi krajowej nr 52. Złapałam APM, wcelowałam w niebo tuż nad wspomnianą przełęczą i zaczęłam przesuwać się między gwiazdami, aż trafiłam do M8 jaśniejącej tuż nad krzewem białego jaśminu. Pobliska M22 wisiała nieco wyżej, bardziej spuchnięta i masywniejsza od kulek nieba północnego. Przesuwałam się powoli (no, tak naprawdę to nie, za bardzo chciałam zobaczyć wszystko na raz) wzdłuż smugi Galaktyki, a pośród rozległych, rozgwieżdżonych pól coraz wyraźniej zaczęły zaznaczać się smoliste kłęby ciemnych mgławic. W niektórych z nich rozpoznałam nawet kształty znane z obserwacji pod mniej zaświetlonym niebem, szczególnie pyły zlokalizowane w okolicy M11. W miarę jak pięłam się po siatce współrzędnych, zmieniał się mój odbiór tego co widzę. Bliżej horyzontu mniej gwiazd wybijało się w jakiś szczególny sposób, zaś zdecydowaną większość pola widzenia wypełniało delikatne mrowienie gwiazdek budujących naszą Galaktykę. Im wyżej jednak spoglądałam, tym więcej słońc wyskakiwało z tła, by w rejonie rządzonym przez Łabędzia całkiem przyćmić ten drobny maczek. Tam to się po prostu gotowało od srebrzystych diamentów upakowanych ciasno koło siebie, a czasem pojawiała się też jakaś gratka w postaci przykładowo M27, która wydawała się wręcz wypalać oczy swym blaskiem. Krążyłam tak po całym niebie, trafiając po drodze na różne obiekty głębokiego nieba, między innymi na poczciwą M57. I w tym miejscu chciałabym się podzielić jedną obserwacją, czy może raczej wrażeniem, a mianowicie wspomniany Pierścionek w lornecie wydawał się wyskakiwać spomiędzy gwiazd, wisieć zdecydowanie bliżej niż one, zaś taka M13 wywoływała całkiem przeciwne odczucie, wyglądała jakby stanowiła tło dla położonych bliżej słońc, rozmywając się przy tym w przestrzeni kosmicznej. Ciekawe. Z innych obiektów ? popodziwiałam Chichoty obsypujące mieniącym się makiem nieboskłon, zawiesiłam oko na E.T., który zwrócił moją uwagę, gdy przebywałam w Kasjopei, odnalazłam Ducha skrywającego się w blasku Miracha, odwiedziłam soczystą Andromedę i wpadłam do pobliskiej M33 pokazującej sporo nieregularności, a także zabawiłam się z oboma Veilami ? spodziewałam się dostrzec tylko część wschodnią, ale i Miotła Wiedźmy zamigotała kilkukrotnie w blasku 52 Cyg. Trochę czasu poświęciłam też na Helixa, nie wiem dlaczego, ale coś mnie tknęło, by pośród jesiennych gwiazdozbiorów poszukać akurat jego ? poszło bardzo łatwo, ale pomogło delikatne trząchanie lornetką. Były też lodowe Plejady na sam koniec nocy astronomicznej. I planety! I Kiwi ocierający się o nogi, kilka meteorów, mnóstwo przelatujących satek i samolot, który wyłonił się znad lasu porastającego Przykaźń i zmylił mnie przez chwilę swoją jasnością. I muzyka w słuchawkach, i tańczenie pod tym rozgwieżdżonym niebem z czerwoną latarką w ręce! PXL_20220725_235439883.NIGHT.mp4 Bardzo dużą część tej nocy poświęciłam na po prostu spoglądanie w niebo tak o, gołym okiem. Było piękne. I piękne było patrzenie na nie w ten sposób, bez pędu za jego konkretnymi obiektami, dostrzeżenie go jako całość. Jeszcze na sam koniec przypomniało mi się o Księżycu. Pobiegłam więc w górę ogrodu, tam gdzie powinien być widoczny między drzewami, i oto ujrzałam. Cieniutki sierp, który dopiero co musiał wzejść nad horyzont, wisiał tuż nad domami, przyozdobiony bardzo subtelnym światłem popielatym i obtulony delikatną warstwą chmur. Wróciłam po lornetkę i poświęciłam mu kilkanaście minut. Mleczna smuga gwiazd nade mną wyraźnie zbladła ? świt żeglarski stawał się coraz jaśniejszy. Zwinęłam się do domu. Ps W czasie tej nocy zdążyły przewalić się przez niebo cienkie chmury, miałam też okazję poprosić sąsiada o zgaszenie światła, które nieopatrznie pozostawił skierowane w moją stronę. Do pełni doświadczeń obserwacyjnych brakowało jedynie postraszenia przez dziki? Choć kot szeleszczący w liściach wziął mnie z zaskoczenia w pewnym momencie ?
  7. 22.07.2022, Folwark Sulejewo Minęły zaledwie trzy dni od ostatnich obserwacji i znów odwiedziłem Folwark, gdzie potwierdziła się po raz kolejny zasada, że im gorsze prognozy tym lepsze warunki. Lipiec, ciepły bezchmurny wieczór, do tego piątek i to bez Księżyca. Burzliwa dyskusja kilka godzin wcześniej na "chat" o nadciągającym zachmurzeniu przerodziła się w ?trudne sprawy?, przez co kilka osób zrezygnowało z przyjazdu i finalnie na polu zjawiliśmy się tylko w trzy osoby - Michał, Thomas i ja. Efekt był taki, że mieliśmy chyba jedne z najlepszych warunków od kilku miesięcy. Kto nie był, może tylko żałować. Tym razem tak jak poprzednio rozstawiliśmy się w dolnej części pola, gdzie jest jeszcze więcej miejsca, a do tego o wiele ciemniej. Nie widać świateł pobliskich wiosek, dzięki czemu nad głowami jeszcze wyraźniej rozciąga się Droga Mleczna. Melodią tej nocy były rytmy z pobliskich Manieczek, gdzie ze słynnego (chyba tymczasowo reaktywowanego) klubu Ekwador mogliśmy usłyszeć znany okrzyk ?Jaaazdaaa!?. Nie powiem sam się zdziwiłem, gdyż był to debiut takich klimatów na Folwarku. W rytmie bitów czym prędzej rozstawiłem APM 25x100 ED i od razu wycelowałem w Strzelca, który tej nocy był dobrze widoczny gołym okiem. Gromada M22 wleciała idealnie w pole widzenia. Ogromna, rozbita na obrzeżach. Po takim rozpoczęciu już wiedziałem, że zapowiadają się dobre obserwacje. Przeskok do Mgławicy Laguna M8 i kolejne pozytywne zaskoczenie. Widoczny zarys mgławicy o sporych rozmiarach. Widok, o którym podczas ostatniej sesji mogłem tylko pomarzyć. Wyżej M20, potem M24, M18 i M17, czyli Mgławica Omega, czy też Swan, gdzie charakterystyczny ?łabędź? wybijał się z tła. Wyraźny kształt, widoczny na wprost. Wyżej Mgławica Orzeł M16. Tutaj ku mojemu zdziwieniu również widoczny delikatny zarys mgławicy w lornecie APM 25x100 ED. Zazwyczaj widać same gwiazdki bez otoczki, tym razem przejrzystość znakomita, dzięki czemu efekt gwarantowany. Następnie chwilowy powrót do M25 i przeskok do kilku słabizn - NGC 6604 i NGC 6625. Obiekty niewielkie, raczej potraktowane jako ciekawostka. Przyszedł czas na jaśniejsze obiekty w konstelacji Tarczy. Na start gromada M26, potem NGC 6712 i M11 Dzika Kaczka. Jak zawsze rozbita w delikatne malutkie składniki w APM 25x100 ED pod warunkiem, że mamy do dyspozycji ciemne niebo. Po klasykach razem z Michałem cofnęliśmy się do Strzelca w dolne regiony konstelacji. Najpierw M54 - widoczna bardzo delikatne, potem M70 - tutaj już o wiele gorzej, majaczące ?coś? na skraju możliwości jeśli chodzi o obserwacje. M69 niestety nie udało się zobaczyć. Była zdecydowanie za nisko i wszystko zlewało się z niebem. Lecimy do Wężownika i kolejno M107, M10, M12, a przy okazji wyłapujemy kometę. Dziś widoczna jako niewielka plamka, warunki zdecydowanie lepsze niż ostatnio. Potem jeszcze rajd przez IC 4665, urokliwą planetarkę NGC 6572 i moje dwie ulubione gromady otwarte w tym regionie nieba - NGC 6633 i IC 4756. Szybki przeskok do konstelacji Strzały, gdzie w centrum czekała już M71. Tej nocy prezentowała się wyraźnie, można było dostrzec pojedyncze maleńkie gwiazdki, niczym rozsypane ziarenka piasku. Wyżej rozległa Mgławica Hantle M27 w Lisku. Tradycyjnie w 25x100 widok jak z niewielkiego teleskopu. Ta mgławica planetarna jest jednym z piękniejszych obiektów tego typu dla dużych lornet. Spojrzenie na gwiazdozbiór Lutni i Mgławica Pierścień M57. Zawieszona malutka kulka z ciemniejszym środkiem pośród gwiazd. Widok jak zawsze urzekający. Wycelowałem jeszcze w Veila, a w zasadzie w jego wschodnią część. Już bez filtrów mgławica była widoczna dość wyraźnie, charakterystyczny kształt rozciągał się przez spory obszar pola widzenia. Przyszła pora na APM 10x50 ED z filtrami. O ile ostatnia sesja dała średnie rezultaty, tak tej nocy można było poczuć satysfakcję. Ameryka Północna w Łabędziu kipiała ciemniejszymi i jaśniejszymi obszarami. Widok, o jakim bez filtrów można zapomnieć. Veil wschodni bardzo dobrze widoczny, wyraźny, mgławica lekko poszarpana, a zaraz obok widoczne pojaśnienie będące Trójkątem Pickeringa. Niestety Veila zachodniego nie udało mi się zobaczyć. ?Miotła wiedźmy? musi poczekać na sierpniowe ciemniejsze noce. Obserwacje obserwacjami, ale nagle Thomas z bagażnika wyciągnął blachę sernika i tak oto mieliśmy pauzę operacyjną. Zajadając się słodkościami czekaliśmy nadal na chmury, które ?podobno? nadciągały z zachodu. Nic z tych rzeczy. W międzyczasie ustrzeliłem z telefonu Drogę Mleczną, padło kilka żartów i chyba przez przypadek wypłoszyliśmy jakiegoś dzika, który najwyraźniej chciał nam zawinąć kawałek ciasta domowej roboty. Po krótkim nocnym deserze wróciliśmy do obserwacji nieba, gdzie przywitał nas wschód Księżyca. Co to był za widok. Wznoszący się rogal pośród drzew dał nam wrażenie, jakbyśmy byli co najmniej na jakiejś sawannie w Afryce, brakowało tylko lamparta na drzewie. Widok w EDku 80 z nasadką bino po prostu wgniatał w ziemię. Thomas do końca sesji męczył jeszcze Jowisza i Saturna, które miały co pokazać. Atmosfera nawet nie drgnęła. Obraz stabilny, po prostu żyleta. Można było zachwycać się godzinami, taki seeing to jak wygrana w loterii. Na koniec przez dłuższy czas obserwowałem lornetką APM 10x50 ED, ale już bez filtrów. Skakałem po klasykach, ale jednocześnie urozmaiciłem sobie obserwacje, porównując te same obiekty w lornetce Nikon Action VII CF 10x50 (która jest w zasadzie tym samym co Nikon Aculon 10x50). Widok w APM był bardziej ?czysty?, kontrastowy. Dla przykładu w Chichotkach można było zauważyć więcej gwiazd, które nie dość, że były bardziej ostre, to po prostu miały wyraźną kolorystykę. Widok w Nikonie był tak jakby matowy, brakowało kontrastu, ostrości i ogólnej estetyki. Patrząc jednak na ceny obydwu lornetek nie ma się co dziwić - każda oferuje zupełnie inną jakość. Noc trwała w najlepsze, ale zmęczenie zaczynało wygrywać. Jedno oko odmawiało posłuszeństwa zamykając się samoistnie, co było wystarczającym znakiem, że trzeba kończyć. I tak oto zaliczyliśmy jedną z najcieplejszych wakacyjnych nocy w absolutnie rewelacyjnych warunkach na Folwarku. Wybiła godzina 3, czas spać. Do następnego razu! Pozdrawiam, Paweł : - ) ps. jeśli przeczytałeś wpis zostaw jakąś reakcję lub komentarz - to naprawdę motywuje do pisania kolejnych relacji ?
  8. 19.07.2022, Folwark Sulejewo Sezon urlopowy w pełni, jedni na wakacjach, drudzy przed, a jeszcze inni - w tym ja - już po. Minął miesiąc od ostatnich obserwacji, także przyszedł czas by odkurzyć sprzęt. Białe noce odchodzą w niepamięć i nocne niebo staje się coraz ciemniejsze. Pomimo obiecujących prognoz, tego wieczoru przez cały czas wysoko tliły się cirrusy, które skutecznie ograniczały nam przejrzystość. Na polu pojawiłem się około godziny 23, gdzie czekał już Thomas, Michał i Amigo. Każdy z innym sprzętem, dzięki czemu znów można było oglądać te same obiekty w różnych konfiguracjach. Zaczęliśmy od komety C/2017 K2 zlokalizowanej w Wężowniku. Pomimo wielu prób nie udało mi się jej dostrzec w APM 25x100 ED. To tylko potwierdziło, że tej nocy mamy kiepskie warunki. Po tak nieudanym starcie przeskoczyłem do Strzelca zaliczając kolejno M22, M28, M8, M20, M24, M25, M18, M17, M16 i dalej M11 w Tarczy. Plejada znakomitych obiektów, lecz niestety tej nocy niezbyt urzekających. Potem wróciłem znów do Wężownika, by złapać kilka gromad, po czym przeskoczyłem na drugą stronę nieba do Kasjopei. Nie była to noc dedykowana pod słabe mgiełki, także przez dłuższą chwilę delektowałem się widokiem Gromady Podwójnej w Perseuszu, a potem Stock 2 zlokalizowanej zaraz obok. W międzyczasie przeleciała ISS, którą udało mi się śledzić w lornecie - tutaj widok był o wiele lepszy niż w 28x110, szkła ED spisały się lepiej. Można było zobaczyć charakterystyczny kształt stacji z panelami po bokach, aberracja była znikoma. Następnie przez dobrą godzinę przeglądałem dość sporo najróżniejszych jasnych klasyków, po czym sięgnąłem po lornetkę APM 10x50 ED. Swój debiut miały w końcu adaptery razem z filtrami Orion UltraBlock 2? montowane od strony obiektywów w APM 10x50 ED. Jeszcze rok temu używałem lornetki Delta Optical Extreme 10x50 ED, która ma wbudowane gwinty na filtry, ale od strony okularów co skutecznie zniechęcało do obserwacji. Po pierwsze ze względu na ?szuranie? rzęsami po filtrach, a po drugie ze względu na spore odblaski widoczne nawet na ciemnym polu, gdzie praktycznie nie ma żadnego światła. Teraz postawiłem na komfort. Po wkręceniu filtrów spojrzałem w stronę Łabędzia i na pierwszy rzut poszła Mgławica Ameryka Północna. Wycięta z tła bardzo dobrze, widoczny zarys zatoki, który zauważyłby nawet początkujący obserwator. Widok charakterystyczny, wyraźny. Potem był Veil wschodni, równie zauważalny, ale nie tego efektu oczekiwałem - czas poczekać na lepsze warunki. Na zakończenie spojrzałem jeszcze na Mgławicę Pacman NGC 281, która była także do dostrzeżenia bez problemów. Filtry dały radę, ale tak jak napisałem - trzeba poczekać na lepsze warunki, aby zobaczyć co potrafią. Dobrze pamiętam widoki z obserwacji rok wcześniej i do nich tej nocy było bardzo daleko. Nie minęło sporo czasu, a przywitał nas wschodzący Księżyc, którego podziwialiśmy w każdym ze sprzętów. Od Newtona 8?, poprzez EDka 80 z nasadką bino i kończąc na lornetce Levenhuk 15x70 od Michała, która również tej nocy miała swój debiut na Folwarku. Co ciekawe pozytywnie mnie zaskoczyła. Swoją budową mocno przypominała lornetkę SkyMaster PRO 15x70. Mostek wykonany był tutaj nie z plastiku, ale z aluminium. Muszle regulowane jak w Nikon EX 10x50, a wyczernienie w tubusach wykonane starannie przy użyciu pewnego materiału przypominającego welur. Finalny wniosek jest taki, że lornetka daje przyzwoite widoki jeśli chodzi o stosunek ceny do oferowanej jakości. Skoro pojawił się już Księżyc to rzuciliśmy się jeszcze na planety. Jowisz i Saturn prezentowały się przyzwoicie. Być może cirrus zapewnił nam jakiś filtr gasząc delikatnie ich blask, ale dając za to stabilność obrazu. Najpierw wycelowałem za pomocą APM 25x100 ED w Saturna, gdzie bardzo ładnie prezentowały się pierścienie wyraźnie odcięte od samej planety. Jowisz natomiast ukazał jeden z pasów, podczas gdy drugi delikatnie majaczył. Muszę przyznać, że widok był praktycznie taki sam jak w APM 28x110 (jeśli chodzi o powiększenie), którą miałem rok wcześniej. Szczegółowych detali raczej nie zobaczymy używając lornety, ale o standardy w postaci pierścieni, czy pasów bardzo łatwo. Tego dnia na widoku mieliśmy również Wielką Czerwoną Plamę, która w teleskopach była dość wyraźna i również cieszyła oko. Obserwacje zakończyliśmy dość szybko. Raz że środek tygodnia, a dwa że warunki na DSy były niestety dość kiepskie. Na plus debiut filtrów w APM 10x50 ED i planet w APM 25x100 ED. Kolejne cenne doświadczenie zdobyte. Do następnego razu! Pozdrawiam, Paweł : - )
  9. 21.06.2022, Folwark Sulejewo Noc Kupały, czyli najkrótsza noc w roku i kilku śmiałków pod sulejewskim niebem. Długo nikogo nie trzeba było namawiać. Pomimo dość jasnego nieba wakacyjne obserwacje mają swój klimat, którego na próżno szukać podczas innej pory roku. Zanim dojechałem na miejsce całą drogę towarzyszyły mi snujące się na północy obłoki srebrzyste. No dobra, zaskoczyła mnie jeszcze sarna, która leniwie spoglądała z pobocza, ale całe szczęście zrezygnowała z tej niebezpiecznej przeprawy. Na miejscu był już Thomas, który za swoją frekwencję powinien dawno dostać medal, a także Polaris, który podziwiał pokaz przelatujących Starlinków w okolicy konstelacji Orła. Chwilę później staliśmy już po drugiej stronie pola i wpatrywaliśmy się w obłoki srebrzyste, które w Orionie 2x54 ukazały swoją nietuzinkową strukturę. Samotne drzewa na krańcach horyzontu dodawały klimatu tworząc kadr, na którym jeszcze dwa lata temu podziwialiśmy kometę Neowise. Dziś to jednak to nie ona była atrakcją wieczoru. Tej nocy wypatrywaliśmy C/2017 K2 (Panstarrs), która przemierzała konstelację Wężownika. Zanim rozstawiliśmy sprzęt było już na tyle ciemno, że kometa stanowiła prosty cel do odszukania. Była bardzo dobrze widoczna zarówno w większym powiększeniu 10? Newtona, jak i szerszym polu lornety 25x100. Zlokalizowana obok gromada IC 4665 wypełniała kadr po lewej stronie, natomiast po prawej widoczna była jasna gwiazda Cebalrai. Sama kometa była raczej puszystą kulką, bez widocznego warkocza, czy też wyraźnego jądra. Bardziej przypominała typową gromadę kulistą widzianą w lornecie, no ale jednak widoczna bez konieczności zerkania, od razu na wprost. Dzięki swojemu położeniu tej nocy widok komety zostanie w pamięci już na lata, bo trzeba przyznać - towarzystwo z naszej perspektywy miała wyborowe. Po krótkim skakaniu po pobliskich gromadach typu NGC 6572, NGC 6633, czy też M107, M10 i M12 w okolicy przyszedł czas na wynurzającego się Strzelca. Był już dość wysoko, a horyzont w tym miejscu w nienajgorszej jakości. Na przywitanie zaliczyłem gromadę kulistą M28, a potem olbrzymią gromadę M22, która znakomicie pokazała swoją ziarnistość na obrzeżach, można by rzec że została poniekąd rozbita niczym bank przez APM 25x100 ED. Następnie były klasyki zaczynając od M8, czyli Mgławicy Laguna z widoczną mgiełką między gwiazdami. Widok, na który po zimowym Orionie czeka się z utęsknieniem. Jak dla mnie jest to najlepszy obiekt letniego nieba - znakomicie widoczny, o pokaźnych rozmiarach, z charakterystycznym kształtem, a do tego możliwy do zaobserwowania już w niewielkiej lornetce. Po Lagunie od razu przeskok do Trójlistnej Koniczyny M20, która również nie sprawiała problemów w lornecie, ale dopiero z filtrem UHC Astronomik w 8? u Polarisa był zauważalny jej charakterystyczny podział na ?płatki?. Pozostając przy ośmiu calach nie sposób zapomnieć o Mgławicy Omega M17, która w połączeniu z tym samym filtrem ukazała całą swoją strukturę - widok zapadający w pamięć. M17 i M16 w APM 25x100 również były bardzo dobrze widoczne, ale już w innej perspektywie i powiększeniu. Należy zaznaczyć, że Mgławica Orzeł to już widok bardziej przypominający gromadę otwartą niż mgławicę. Potem były jeszcze m. in. takie obiekty jak M18, M24, czy też M25. Wisienką na torcie była świetnie widoczna gromada otwarta Dzika Kaczka, czyli klasyk w postaci M11 w gwiazdozbiorze Tarczy. Po nocnym przeglądzie nieba z APM 25x100 ED postanowiłem jeszcze na koniec sesji usiąść wygodnie w turystycznym fotelu na środku pola. Trzymając w dłoniach lekkiego Oriona 2x54 skanowałem obszar za obszarem w Drodze Mlecznej. Tak się złożyło, że miałem ze sobą dwie sztuki 2? filtrów Orion UltraBlock i specjalne adaptery, dzięki którym mogłem je zamontować w tej niewielkiej lornetce. Po założeniu filtrów Mgławica Ameryka Północna od razu nabrała kontrastu pokazując swoje jaśniejsze i ciemniejsze obszary. Niestety Veila nie udało mi się dostrzec, może następnym razem. Widok z filtrami jest jednak dość ciemny i nieco ogranicza pole widzenia - ich użycie tutaj proponuję uznać za ciekawostkę - można, ale inwestycja typowo w tym celu raczej nie ma sensu. Dalsze obserwacje prowadziłem już bez filtrów. Dopiero wtedy widoki zaczęły być wręcz poetyckie. Największe wrażenie zrobiła na mnie chmura gwiazd w konstelacji Strzelca, czyli M24. Była widoczna dosłownie jako chmura, duża i wyraźna, niemożliwa do zobaczenia w takiej formie zarówno gołym okiem, jak i w jakimkolwiek innym sprzęcie. Do tego zawieszona obok Mgławica Laguna, widoczna jako jasne, oczywiste pojaśnienie. Teraz wyobraźcie sobie w jednym polu widzenia całą konstelację Strzelca z jasnymi gwiazdami na wyciągnięcie ręki, do tego dużą M24 zaraz powyżej, a na około niewielkie pojaśnienia od M8 po M16. Jeśli dodamy do tego jeszcze widok horyzontu z odcinającą ścianą lasu mamy gotowy przepis na pejzaż. Takie widoku zapewnia właśnie Orion 2x54 pod ciemnym niebem. Nim się obejrzałem była już prawie godzina druga w nocy i zaczęła się środa. Najkrótsza noc w roku pokazała, że może być jedną z lepszych. Pomimo dość niskiej temperatury jak na czerwiec obserwacje minęły w pożądanym klimacie. Starlinki, obłoki srebrzyste, kometa, mgławice w Strzelcu, a na zakończenie wschodzący Saturn. Do tego wszechobecne dźwięki natury letniej nocy? O tak! Do następnego razu! Pozdrawiam, Paweł : - )
  10. 02.06.2022, Mosina Idealna bezchmurna wakacyjna noc. Do tego bez spuchniętego Księżyca. Szkoda tylko, że akurat w czwartek przez co ilość chętnych na wycieczkę na pobliski Folwark spadła do zera. Nie pozostało mi nic innego jak rozpakować auto i rozstawić się pod domem. Na zachodnim niebie czekał już opadający nad horyzontem księżycowy sierp, który zmierzał powoli do okolic pierwszej kwadry. Widok w lornecie 25x100 był bajeczny. Linia terminatora przebiegała przez zachodnią krawędź Morza Przesileń nadając widokowi niesamowity trójwymiar. Nieco wyżej bogato ozdobiony cieniami krater Cleomedes ukazał swoją ciekawą strukturę, a jeszcze dalej okolicę zdobiły dwa kratery: Burckhardt i Geminus. Księżyc w lornecie to pokaz przestrzenności. To nie studiowanie poszczególnych formacji, a widok z perspektywą na całość. Jeśli dodamy do tego przelatującą od czasu do czasu niewielką chmurkę muskającą naszego satelitę to mamy gwarantowany spektakl emocji, któremu dać upust może nieplanowane ?o ja pier#*&@!?. Tak było i w tym przypadku : - ) (widok Księżyca przez lornetkę APM 25x100 ED - zdjęcie zrobione telefonem przez przyłożenie do okularu lornetki) Kiedy nasyciłem się już widokiem Księżyca skierowałem lornetę na drugą stronę nieba. Wędrowałem od klasyka do klasyka, ale najdłużej penetrowałem okolice Skorpiona. Podczas tych obserwacji zwycięzcą okazała się gwiazda potrójna Ro Ophiuchi, która tak naprawdę znajduje się jeszcze w granicach konstelacji Wężownika. Widok w lornecie znakomity, bardzo dobrze widoczne trzy składniki, rozdzielone w sposób oczywisty. Warunki miejskie pozwoliły mi tylko pomarzyć o dostrzeżeniu znajdującej się tutaj Mgławicy Ro Ophiuchi. Wisienką na torcie był debiut nowego nabytku jakim jest lornetka Orion 2x54. Nad tego typu wynalazkiem zastanawiałem się dość długo. Do finalnej decyzji zmotywował mnie wątek na forum i sporo pozytywnych opinii na Cloudy Nights. Orion w końcu ujrzał nocne niebo i pozwolił mi skanować konstelację za konstelacją. Jeśli macie do dyspozycji nieprzeciętne niebo to powiem jedno - warto. Naprawdę warto mieć pod ręką taki instrument optyczny, bo ilość gwiazd w tak szerokim polu robi wrażenie. Większość niewielkich konstelacji mieści się z zapasem w polu widzenia. Spoglądałem na Lutnię, która wraz z Wegą i innymi gwiazdami niedostrzegalnymi gołym okiem po prostu iskrzyła, był też Łabędź z bogatymi fragmentami Drogi Mlecznej, lecz największe wrażenie zrobił na mnie gwiazdozbiór Skorpiona. Jego widoczny fragment pod względem wielkości idealnie wpasował się w pole widzenia. To tylko i aż powiększenie 2x. Niewiele i tak wiele, by móc na nowo i w zupełnie inny sposób obserwować nocne niebo. Rzecz jasna Orion 2x54 nie pokaże subtelnych DSów, czy też nie rozdzieli gwiazd podwójnych. Pokaże za to konstelacje w szerokim ujęciu pełnym niezliczonych gwiazd o jakim lornetka typu 7-10x może tylko pomarzyć. Oriona zdążyłem już uzbroić w adaptery i filtry by podziwiać Amerykę z Pelikanem, ale na takie widoki muszę jeszcze chwilę poczekać, aż znów uda się dotrzeć na pobliski Folwark. Do następnego razu! Pozdrawiam, Paweł : - )
  11. Wieczorem 2 października przez niebo przewalało się trochę chmur, ale prognozy wskazywały na możliwość obserwacji. @Mareg odebrał mnie, Filipa i lornetę z Borku Fałęckiego w Krakowie, a po drodze okazało się, że od kilku dni nie działają latarnie uliczne w Mogilanach, co było kolejną wskazówką, że ta noc może być naprawdę ciekawa. Po przyjeździe zaczęliśmy od planet i lornetek (Nikon EX 7x35, Vortex Viper 8x42, BGSz 2.3x40). Wenus wisiała już za nisko, ale Jowisz i Saturn dopiero zaczynały być widoczne, wznosząc się na południowo wschodnim niebie. Po zaprzęgnięciu do pracy Taurusa 12? i ED 80 mm okazało się, że seeing jest paskudny, ale im wyżej wspinały się gazowe giganty, tym stawał się on coraz bardziej stabilny. Zwłaszcza po kolacji, którą ugościła nas żona Marka, zauważalna była spora zmiana wspomnianego parametru ? Saturn prezentował pas równikowy i przerwę Cassiniego przez jakieś 50% czasu, zaś cień rzucany przez planetę na jej pasy nadawał całemu widokowi trójwymiarowości, której nie powstydziłaby się lornetka. Złapało się też sporo księżyców ?Władcy Pierścieni?. Jowisz pokazał kilka pasów i trochę nieregularności. A potem były już DSy. Veil w zestawie Taurus + platforma paralaktyczna + Pentax XW 30 mm + Lumicon O-III 3 gen. prezentował się rewelacyjnie. Już pomijając niezwykle skomplikowane i rozgałęziające się fraktalnie części zachodnią i wschodnią, wylazło całkiem sporo kłaków pomiędzy nimi a Trójkątem Pickeringa. Aaale, z okularem APM XWA 20 mm 100° było jeszcze lepiej! Ciemniejsze tło lepiej uwydatniło struktury tej pozostałości po supernowej, a kłaków wylazło jeszcze więcej ? posiłkując się poniższą mapką, którą zapisałam kiedyś z wątku Pawła ustaliliśmy, że na pewno mamy NGC 6979 i 6974, E, A, J, I, D. Być może było tego więcej, jednak widok był tak absorbujący, że nie zapisywałam tego na bieżąco. Nawiasem mówiąc, wszystkie notatki z tej nocy sporządziłam między kolejnymi obiektami albo w przerwach na dogrzanie się. Na Kompleks Veila spojrzałam też swoją wierną APM 25x100 ? jak zwykle pokazała mi część wschodnią mieniącą się niczym delikatny łańcuszek zawieszony na szyi. Zachodnia część mignęła mi chyba tylko przez chwilę. W Taurusie kolejnym celem był Crescent. Marek trochę musiał się posiłować z odpowiednią konfiguracją osprzętu, ale ostatecznie O-III z okularem APM 20 mm pokazały nam ładne i nieregularne ? z jaśniejszą dolną częścią. Ciekawie było zobaczyć ten obiekt po raz pierwszy od wielu lat. M57 w 25x100 jawiła się jako maleńkie, zielonkawe kółeczko unoszące się między gwiazdami, za to w 12? była potężna i warstwowa. M27 w lornecie była mglistym ogryzkiem pośród wielu diamentów, zaś w Newtonie ukazywała swój centralny brylant. Helix w Taurusie prezentował się niczym czarnobiałe i nieco rozmyte zdjęcie. W mojej APM dostrzegłam go ledwo, ale ruszając lornetą byłam w stanie stwierdzić ten fakt na pewno. Oj warunki w rejonie Ślimaka nie powalały, zresztą większość czasu po firmamencie przewalały się cienkie chmury, a my tylko celowaliśmy w dziury pomiędzy nimi. Taurusowi Mgławica Mrugająca pokazała na wprost obtulony dwoma warstwami gazu żarzący się rdzeń dawnego słońca, pozbywając się przy tym cechy, od której wzięła się jej nazwa ? w tym powiększeniu (kilkaset razy) nie potrafiła już zamrugać. Największa sąsiadka naszej galaktyki, M31, pochwaliła się dwoma ciemnymi pasmami i parą towarzyszek, jednak to mniejsza M33 wywarła na nas potężniejsze wrażenie ? wielka, i choć początkowo bardzo słaba z uwagi na sunące cirrusy, potem pokazała swój urok i jeden z obłoków wodoru ? prawdopodobnie NGC 604, choć początkowo myśleliśmy, że to NGC 592. A obłok ten przepiękny i rozmyty jaśniał w kilkusetkrotnym powiększeniu w pobliżu drobnej gwiazdki lśniącej na tle galaktyki. O ile sama M33 w tym powiększeniu była już niezbyt widoczna, to jej centrum wciąż świeciło. Po wymienieniu okularu na dłuższy i zastosowaniu Oriona Ultrablock, mieliśmy wrażenie spiralnej struktury, galaktyka była zakręcona w dobrą stronę, więc to chyba to. W czasie, gdy ja i Marek dywagowaliśmy nad opisanymi wyżej celami i ich subtelnymi detalami, Filip zajął się ED 80 i ćwiczył metodę star hoppingu ? podawałam mu nazwę jakiegoś obiektu, a on próbował ustawić na niego teleskop. Dzięki temu uraczyliśmy nasze oczy pięknymi kolorami soczystej żółci i głębokiego błękitu Albireo, a także widokami Epsilonów Lutni, ? Cygni oraz M15. Z Filipem znaleźliśmy też chwilę, by nasycić się szerokimi polami markowych lornetek ? szczególne wrażenie zrobił na nas wspomniany Vortex Viper, a jeszcze większe ? jego cena ? ponad 2000 zł za taką lornetkę to trochę za dużo na studencką kieszeń, ale trzeba mu oddać ? lekki jest i daje piękne widoki. Zrobiło się nam zimno, jednak przed przerwą na ciepłą herbatę wypaliliśmy jeszcze nasze siatkówki Jowiszem. O Bohrze! Wielka Czerwona Plama była cudowna, brzoskwiniowa, odcięta jaśniejszą obwódką od pasa w ciemniejszym, bardziej czerwonobrązowym kolorze, który nawiasem mówiąc sam w sobie miał nieregularną strukturę. Drugi pas równikowy równie piękny, w trochę jaśniejszym odcieniu rdzawego brązu, także przyozdobiony niewielką burzą. Między nimi ? mnóstwo jasnych barw budujących skomplikowaną strukturę wokół równika największej planety. Bliżej biegunów ? ogrom warstw poskładanych z cieniutkich paseczków ułożonych jeden przy drugim. Cudowności! I tutaj może pozachwycam się jeszcze przez chwilę barwami obrazów ukazywanych przez EDka ? wielokrotnie słyszałam ochy i achy na ten temat, ale dopiero tej nocy zobaczyłam i uwierzyłam. Albireo było przepiękne, jednak to, jak pokazał planety, to po prostu mistrzostwo. Podczas gdy odcienie w Newtonie wydawały się wyblakłe i prześwietlone, w ED ociekały wręcz soczystością. Były tak wyraźne! Po powrocie zaczęliśmy od NGC 7331, zarówno w APM, jak i w Taurusie, jednak w obu zaprezentowała się dość podobnie ? ot długa i cienka mgiełka. Marek spróbował zasadzić się na Kwintet Stephana w 12?, ale zakończyło się to klęską ? na pocieszenie była NGC 7217, która sama wpadła mi w oczy w dużej dwururce. Gdzieś po drodze Filip wymiękł i wrócił do grzania się w domu, biedny, zaś ja wyczaiłam jeszcze Gwiazdę Granat. Zasadniczo chyba pierwszy raz ją widziałam, w sumie trochę wstyd, ale jakoś nigdy nie było mi po drodze z Cefeuszem ? zawsze kiedy raczyłam się nim zainteresować, wisiał na niebie za wysoko, by obyło się bez bólu szyi. Wracając jednak do samej gwiazdy ? była piękna i intensywnie pomarańczowa. A potem miała miejsce chyba najlepsza część całej nocy! Snowball Nebula w 430x! Tyle struktur kotłowało się w jej wnętrzu. Jaśniejsze niteczki przecinały ciemniejsze komory, a wszystko było skąpane w niebieskawym odcieniu. NGC 7027! Lekko prostokątna i o nieregularnej jasności. Z wcięciem w jednej z krótszych krawędzi i prostopadle do niego w dwóch trzecich dłuższego boku przecięta całkowicie. Bardzo ciekawa. A potem numerek niżej - NGC 7026 położona bardzo blisko gwiazdki, maleńka, na wprost jednolita, zaś zerkaniem jakby złożona z dwóch części oddzielonych przerwą, część położona bliżej gwiazdki wydawała się jaśniejsza. Dalej NGC 7008, bardzo urocza bladzizna ulokowana w sąsiedztwie dwóch słońc. Byłam przekonana, że ma jakąś strukturę w swoim wnętrzu, jednak nie potrafiłam określić co konkretnie tam widzę. Marek spróbował dołożyć do niej O-III, ale poskutkowało to jedynie obrazem cyt. ?ciemnym jak w dupie/jak z zaślepką?, więc skończyło się na wymianie okularu na dłuższy, dzięki czemu wyraźniej widoczny stał się kształt mgławicy ? jaśniejszy ?pół-owal? od strony gwiazdek, reszta obiektu słabsza, bardzo delikatna. Dla odmiany od planetarek wzięliśmy się za Kraba ? z O-III pokazał w swoim wnętrzu sporo farfocli, zwłaszcza w dłuższym okularze zerkaniem można było dopatrzeć się włóknistych pojaśnień i ciemniejszych komórek pomiędzy nimi. Jasne Plejady otoczone były poświatą, która przy Merope wyglądała na obciętą z jednej strony i jednocześnie rozmywającą się dalej z drugiej. M42. O ja pierdziele. Powiększenia 300x i 430x. Ależ skomplikowane rzeczy dzieją się w jej centrum ? siateczka jaśniejszych struktur przeplata się z ciemnymi mgławicami. Ależ trudno to opisać! W trochę mniejszym powiększeniu jej dwa ramiona oplatają się wokół, tworząc zamkniętą strukturę! Niesamowite! Do tego widoku trzeba było aż zawołać Filipa wegetującego w cieple domu, jego też to kupiło. To naprawdę najlepsza M42 w moim życiu, po 5 latach od tamtego szkicu z GSO 10? i dotychczasowej najlepszej wersji tego obiektu w mojej głowie. Nieziemska. Z ciekawości przyłożyłam swojego Piksela do wyciągu Taurusa, "coś" się nawet złapało. Trudno było pozbierać się po tym widoku, ale w końcu zdołaliśmy oderwać teleskop od drugiej najjaśniejszej mgławicy ziemskiego nieba, by następnie skierować go dalej na wschód, do NGC 2392, która w dużym powiększeniu wykazywała wyraźnie warstwową budowę ? najjaśniejszy obszar znajdował się w środku, zaś wokół niego rozciągała się podwójna otoczka, słabsza w zewnętrznej części. Przy zerkaniu wydawało mi się, że wewnątrz wspomnianego środka wichrowały się jakieś kolejne pojaśnienia. A dalej ? Kocie Oko, ależ z niej jasna franca, i to mimo zalegania nisko w krakowskiej łunie. Zerkaniem wyraźnie ukazała pojaśnienia w swojej strukturze, wyglądała jak kwiatuszek z duża liczbą płatków, widoczne były też te ?dzyndzelki? na obu jej końcach. Wsadziliśmy jeszcze w wyciąg dłuższy okular, żeby spróbować złapać jej halo (btw dzięki za tamten szkic @Erik68). W tych warunkach nieszczególnie spodziewaliśmy się sukcesu, ale kurczę! Zerkaniem ukazało się pojaśnienie wokół oka, i to bardziej podobne do okręgu niż koła ? jego zewnętrzna część była najjaśniejsza. Oboje potwierdziliśmy ten sam widok, więc chyba się udało! Należy oczywiście oddać, że zastosowaliśmy tutaj filtr O-III. Tym niespodziewanym sukcesem zakończyliśmy DSową przygodę tamtej nocy. Na koniec oglądaliśmy jeszcze wąski sierp Księżyca, który wzniósł się ponad horyzont już jakiś czas wcześniej. Po 4 wróciliśmy z Filipem do akademika. I pomijając krótki okienny epizod z końca grudnia to były jak na razie moje ostatnie obserwacje. Trzymajcie kciuki, żeby się to prędko zmieniło! Ps W tytule przezornie pojawia się "część I", bo choć drugich obserwacji jeszcze nie było, to jest jakaś szansa na powtórkę. ?
  12. 8/9.09.2021 - Noc Zimowego Nieba Jest około 1:30. Na polu zimno i wilgotno, więc zostaję w domu, ale ponieważ nie mam ochoty na jesienne niebo zza kuchennego okna, przenoszę się pod okno w izbie z widokiem na wschód. Wprawdzie jest tam jakaś łuna od kościoła i tych wszystkich inwałdzkich parków miniatur, ale są też piękne i jasne zimowe gwiazdozbiory, które później wznoszą się już zbyt wysoko, by dostrzec je z kuchni. Rozstawiam APM 25x100 i zaczynam od pięknych i jasnych Plejad, ale zaraz otwieram Interstellarum, żeby rozejrzeć się za czymś konkretnym. Kryształowa Kula brzmi dobrze. Celuję w Do 14, kieruję się po paru gwiazdach na północ i do trafiam do celu ? NGC 1514 od razu widać, jest jaśniejsza od części okolicznych słońc i zachowuje się trochę jak Mgławica Mrugająca, mam też wrażenie niebieskawego odcienia. Przemieszczam się do kolejnego obiektu? i dobra. Możecie mi głowę ukręcić, ale jestem pewna, że widziałam NGC 1579. Nie udało mi się znaleźć jaką ma jasność, ale zerkaniem na pewno wyskoczyła! Jak są te trzy gwiazdy w Perseuszu, 56, 55 Per i ?533, a potem na północny wschód idą w podobnych odstępach podobnej jasności inne gwiazdy, to miedzy trzecią a czwartą z nich, bliżej tej trzeciej i lekko na południe od linii je łączącej widziałam rozmyte pojaśnienie. Upewniałam się kilka razy i za każdym razem ona tam była! Schodzę na chwilę w okolice Hiad nim zdążą schować się za świerk i na wschód od nich napotykam sporą i ładną gromadę NGC 1647. Niżej, przy tarczy Oriona, odnajduję zabawnie wyglądającą, jakby przedzieloną na pół NGC 1662. Z pobliską eNGieeCką o numerze o jeden wyższym jest już trochę gorzej, ale nic dziwnego ? po sprawdzeniu okazało się, że ma ponad 14 mag... Dalej zaliczam przepiękną wielokrotną Sh 49, w której wyłapuję 3 składniki ? pierwszy jest biały, ale z nutką żółci, chociaż może być ona złudzeniem z uwagi na niebieskiego towarzysza. Do tego trzeci składnik ? bladziutki, nieśmiały i delikatny, niestety nie zapisałam jaki dostrzegłam w nim odcień. Niemniej, bardzo piękna gromadka. A propos gromad, zahaczam jeszcze o NGC 1817 i 1807. Przy ? Tau Krab od razu wpada w oko. Z NGC 2026 jest trochę gorzej w obfitym roju gwiazd, ale w końcu identyfikuję, które należą do gromady. Wyżej znajduję nałożone na siebie NGC 1746 i 1750, i chyba także 1758. Przenoszę się do Woźnicy, bo zaraz ucieknie nad okno. Och, ile tam jest gwiazd! Wpierw podziwiam okolice Kapelli, po czym przechodzę ku ? Aur i pobliskiej NGC 1664. Krążę po całym gwiazdozbiorze. Jest cudowny! Przesuwam pole widzenia od ? Aur do ? i ? Aur, między dwoma ostatnimi zauważam strzałkę ułożoną z gwiazd, o, Cr 62 jest jej fragmentem. Niedaleko łapię zagubioną pośród gwiazd i drobną NGC 1857, a kawałek dalej, blisko układu słońc przypominającego ?L?, sięgam po NGC 1778. Niżej wiszą ASCC 15 i wychylająca się zza diafragmy potężna M38! W pobliżu przytula się NGC 1907. Ale tu jest tłoczno! Nieopodal skrzy się mniejsza, ale za to bardziej skondensowana M36. O, chyba mam NGC 1931 (albo St 9), coś tam definitywnie jest, ale nie wiem co. Och, pole widzenia przecina meteor! Potężna Mel 31, to jest coś! Obok kotłują się Teu 89, Do. 18 i NGC 1893. Liczyłam trochę na IC 410, ale nic tam nie wypatrzyłam. Na Płonącą Gwiazdę (IC 405) też chyba nie ma co liczyć, jedyne co tam widzę to zmniejszona liczba gwiazd. Do IC 417 zapewne też trzeba filtra i ciemniejszego nieba, ale przynajmniej na gromadę St 8 wystarczy to co mam. Zsuwam się jeszcze w rejon Oriona i Bliźniąt. Piękna NGC 2169 i okolice 69 Ori, Głowy Małpy niestety nie dostrzegam. Oj czuję się już zmęczona i oczy mi się kleją, ale łapię jeszcze NGC 2281. W kwestii galaktyk NGC 2344 i 2537 nie mam pewności, coś mi mignęło w obu przypadkach, ale podchodzę do tego sceptycznie. Jest po 4, kończę. 9/10.09.2021 Północ, miejscówka jak ostatniej nocy, zaczynam obserwacje. Startuję przy ? Per i pobliskiej gromadce St 23. Niestety w kierunku Mgławicy Serce widzę już tylko górną ramę okna, zmierzam więc w inną stronę ? piękna kaskada Kemble?a nie mieści się w polu widzenia. A na jej terenie ? NGC 1502. O, i chyba wyzerkuję NGC 1501, ledwo, ale coś tam było! Wędruję w dół. Okolice serca Perseusza są takie cudowne i bogate! Krążę po okolicy. Hm, jeśli ?446 należy do gromady NGC 1444, to mogę uznać, że ją widziałam. Zdaje się, że widzę też drobną mgiełkę gromady NGC 1496, zaś za rogiem (diafragmą) czai się potężne cielsko Barnarda 9! Wracam do poprzednich rejonów. Mieszczące się razem w polu widzenia gromady NGC 1528 i 1545 dobitnie ukazują różnice między sobą ? ta druga wydaje się być mniej liczba od pierwszej, ale jednocześnie jej gwiazdy świecą jaśniej i wyraźniej. Przywodzi to na myśl parę M46 i 47. W pobliżu z ciekawości zerkam na okolice mgławicy NGC 1491 i przyznam, że nie wiem co myśleć ? niby widziałam zerkaniem jakieś rozmydlenie tworzące kąt prosty z gwiazdami ? i 43 Per, ale może po prostu jakaś gwiazdka mnie zmyliła? Nieco poniżej wyłapuję jeszcze lekko mrowiącą NGC 1513 i wracam do świecącego i kipiącego serca Perseusza, czyli Mel 20. W pobliżu łapię pięknie ulokowaną przy jaśniejszych gwiazdach i delikatną NGC 1245, a potem niepozorną ASCC 11. Tam, gdzie chciałam się skierować w następnym kroku, była już ściana, więc musiałam zawrócić. W ten sposób spotkałam się z NCG 1342 i, o matko! Ale ona jest piękna! Stingray Cluster! Totalnie wygląda jak płaszczka! Jestem zakochana! Po wielu minutach odsuwam wreszcie oczy od okularów i widoku Płaszczki, i spoglądam w stronę Woźnicy. O, a co to za jasna gwiazda? Ta która się porusza i właśnie zaczęła przygasać? 1:05, zapamiętuję i dzwonię do Filipa. Myślałam, że to może któryś z pozostałych Iridium, ale sprawdził i w sumie nie wiadomo co to było. Po tym wydarzeniu zrobiłam sobie krótką przerwę na przenosiny do kuchni ? za oknem w pokoju zaczęły mi się już przewijać obiekty przerabiane poprzedniej nocy... Krążę po niebie z BGSz i Nikonem, po czym celuję APM we wpadającą od razu w oczy M77. Bez problemu wyzerkuję też sąsiednią NGC 1055. Nie udaje się z NGC 1073 i chyba też 1016, ale za to dość łatwo pojawia się NGC 1052, podobnie NGC 1084 (pominę kilka porażek po drodze). Nie wiem, czy przez chwilę nie mignęła mi NGC 945, zaś jeśli chodzi o kupkę galaktyk zwaną HCG 16 czy też Arp 318, to coś mi tam wyskoczyło, ale nie wiem co konkretnie. ? Zaliczam kilka nieudanych prób w okolicy Rigela, po czym udaje mi się z NGC 1788, nie spodziewałam się, że będzie tak jasna! Kręcę się jeszcze po orionowych klasykach, i wracam jeszcze na chwilę do izby, do UMy. Jest po 3:00. Widzę piękne M81 i 82, dalej NGC 2787 ukazuje się dość szybko i pewnie. Wow! NGC 2403 sama wpada w pole widzenia! Wydaje się też trochę nieregularna, ale może to być wina gwiazdki, która na jej tle widnieje w Interstellarum. Łapię jeszcze NGC 2959 i nie tak małą NGC 2976, którą akurat centralnie przecina meteor. Jest 4:18, powoli robi się jasno. Zmykam do spania. 10/11.09.2021 - Noc Wątpliwości Kolejna noc obserwacji z izby, tym razem zabieram się do tego jeszcze wcześniej niż poprzednio ? przed północą. Zaczynam od ostatnio na nowo ukochanej przeze mnie M33. Znowu tyle nieregularności i pojaśnień widocznych w jej wnętrzu, i to mimo kiepskiego wciąż przystosowania wzroku do ciemności. Okolice Serca i Duszy są już nad sufitem, więc kieruję się trochę niżej, wciąż zostając jednak w okolicy Chichot. Zgarniam St 2 i ASCC 8, NGC 957, ASCC 9 i Tr 2, i w końcu same Chichoty. Meteor przelatuje w polu widzenia. Niżej, do serca Perseusza. Chyba mam NGC 1161, z 1169 się nie udaje. M34. Wygląda jakby jej bardziej skondensowany środek był otoczony kółeczkiem z gwiazd. NGC 891. Oj długo nie mogłam wypatrzeć tej igły, ale w końcu coś mi tam zerkaniem wyskoczyło. Nie wiem czemu sprawiła mi tyle trudności. Na szczęście NGC 1023 dla odmiany jest widoczna od razu, urocza, podłużna i przytulona do gwiazdek. Hm, czy to możliwe, że wymęczyłam IC 239? Eee, chyba nie? A NGC 1058, to ona czy jakaś gwiazdka? NGC 925 coś mi nie chce się pokazać, za to NGC 890 jest mniej uparta. Ale zaraz, przecież NGC 925 jest spora i chyba po prostu jawi się jako takie lekkie pojaśnienie, o teraz chyba jednak ją widzę! NGC 978 i NGC 1060 znowu sprawiają, że zastanawiam się czy to ta galaktyka, czy gwiazdka? Oj chyba zbyt nieufnie podchodzę do galaktyk z lornety. Oj czuć kiedy wchodzi się w rewiry Barnarda 4, oj mglisto jest w tej okolicy. Chwila, Interstellarum tę samą ciemną chmurę oznacza numerem 4 z jednej strony, a 1 z drugiej, o co chodzi? No w każdym razie jakieś czarno cielsko tam zalega. Hm, NGC 1333 serio jest taka łatwa? Jakaś gwiazdka, jakaś taka mglista. Ah, pamiętam, jak wszyscy focili ją na zlocie rok temu? Ale bym sobie pojechała na taki zlot! Ale wracając? Łapię słońca należące do niejakiej Al-Teu 9. O, i chyba także coś z IC 348. Za to Al-Teu 10 zachowuje się jak normalna gromada, jest z nią o wiele łatwiej i pokazuje więcej gwiazdek. Przenoszę się w okolice Umy i od razu celuję w NGC 2403. Oczarowała mnie wczoraj ta galaktyka. Znowu się przenoszę, tym razem do kuchni, i zasadzam się na NGC 63 w Rybach. Długo nic nie widzę i nie widzę, i nie widzę, ale zamykam oczy, rozciągam szyję i oddycham. Otwieram nagle oczy i coś miga. Powtarzam procedurę i znów coś miga. Czy to znaczy, że ją widziałam? Tę samą metodę powtarzam przy NGC 95, tutaj jestem jeszcze pewniejsza, że coś tam kryje się za zasłoną ciemności. O! Tyle wypatrywania i chyba jest NGC 200, możliwe, że też NGC 198. NGC 194! Ta to na pewno mignęła mi 2 czy 3 razy, gdy intensywnie pochłaniałam wzrokiem pobliską gwiazdkę! Z IC 1613 próbuję dla zabawy, ale nie łudzę się, że coś zobaczę, sądząc po rozmiarze to nie ta jasność powierzchniowa, nie ten kaliber. Za to czy istnieje szansa, że mignęła mi NGC 428? Albo 547? Skaczę na chwilę w górę, by złapać NGC 524, nim ta schowa się za ścianą. Udaje mi się też wyzerkać pobliską NGC 502. Po powrocie NGC 488 wyskakuje bardzo szybko i pewnie, piękniutka! Kilka pobliskich galaktyczek nie chce mi się pokazać, dopiero NGC 520 idzie dosyć szybko. Na koniec biorę się jeszcze za NGC 936, jest widoczna od razu! Potem bawię się jeszcze chwilę telefonem i próbuję porobić jakieś ?zdjęcia?. Trochę z głupoty a trochę z ciekawości przykładam mojego Piksela do okularu lornety wcelowanej w M42. Kurde, nie spodziewałam się, że wyjdzie z kolorkami! ?
  13. Moje niewyspanie nawarstwiało się już od kilku dni. W prawdzie to studenckie odespałam jeszcze w czwartek, ale potem przyszło drapanie pisanek w piątek do późna i w sobotę z rana święconka, co poskutkowało parugodzinną drzemką wieczorem, po której nie chciało mi się spać, więc dotrzymałam już do tej 6 rano, żeby obejrzeć rezurekcję. Następnie jeszcze atak alergii i wiercąca się na łóżku piętrowym siostra zadbały by sen z soboty na niedzielę trwał od godziny 9 do 12:50. Potem odwiedziny u rodziny, powrót koło 21 i pogodne niebo. Cóż mogłam zrobić? Przed północą wyszłam przed dom. Zerknęłam trochę gołym okiem, posnułam się odrobinę z APM 25x100 po Lwie, Pannie i okolicach, natrafiłam na kilka galaktycznych mgiełek, zahaczyłam o kilka klasyków jak Sombrero, M13, gromady Raka czy Hiady z pobliskim Marsem. Widok niektórych wywołał potrzebę odnotowania w notatniku paru więcej słów opisu ? o M13 wspomniałam, że wygląda jak ciapka postawiona miękkim pędzlem w jakimś programie graficznym, a o M44 i M67 zbiorczo i prosto: ?zachwycające?. Zaraz potem jednak rozbudowałam lekko ten przymiotnik dodając, że ta pierwsza nie mieściła się w polu widzenia i jej gwiazdy cechowało niezwykle wręcz trójwymiarowe rozmieszczenie, zaś drugą chwaląc za piękny kształt ? prezentowała się jako trójkątnawa drobnica usypana z gwiezdnego pyłu, okraszona ?wisienkami na torcie? w postaci jaśniejszych słońc. To chyba pierwszy raz, gdy uważniej przyjrzałam się tym dwóm obiektom w dużej lornetce. Nie zapomniałam także i o BGSZ 2.3x40 połykającej w pole widzenia całe gwiazdozbiory ? tu zwłaszcza Melotte 111 przypadła mi do gustu. Wiatr przybierał na sile obniżając temperaturę odczuwalną, w dodatku nieswojo wył pośród zabudowy wsi leżącej u podnóży najniższego pasma Beskidów. Jako człowiek obdarzony zerową zdolnością znoszenia temperatur poniżej 20*C (niegodną wręcz wnuczki Sybiraczki) zdecydowałam się zająć stanowisko w moim standardowym obserwacyjnym centrum dowodzenia ? kuchni. Na miejscu musiałam jeszcze odczekać ze zgaszeniem wszystkich świateł aż mama pójdzie spać i punktualnie o 1:00 rozsiadłam się wygodnie przy lornecie pod oknem. Arktur, Kapelusz Napoleona. NGC 5490A. Czy to możliwe, ze ją wypatrzyłam? Tak. Czy ją wypatrzyłam? Wydaje mi się że tak, ale pozostawię to do powtórzenia. Niewyspanie i jeszcze niepełne przystosowanie wzroku do ciemności sprawiły, że identyczne pytania zadałam sobie jeszcze przy kilku galaktykach Wolarza. Wyłamała się dopiero NGC 5701 leżąca już w granicach Panny? Moje zmęczenie ożywiły zaś NGC 5566 i 5560. Pojawiły się w zasadzie od niechcenia na peryferiach pola widzenia mych oczu i to w momencie, gdy akurat patrzyłam na coś innego ? dwie rozmyte, maleńkie plamki światła blisko siebie. O! A to ciekawe! Zaskoczyło mnie! Super! Jestem mega zachwycona! Takie słowa moglibyście usłyszeć, gdybyście byli Kiwim, który akurat wtedy drzemał na mojej walizce w salonie obok. NGC 5576 i 5574 podobnie wyskoczyły łatwo, i choć minimalnie mniej ochoczo od poprzedniczek, zarejestrowałam je na pewno. Zeskoczyłam troszkę niżej do Mini Sombrero. Uh, czuję, że jestem zmęczona. Okolice 110 Vir i M5, NGC 5846 - bardzo cacy ? ładna, wyraźna, zerkaniem wyskakuje obok chyba też NGC 5850. NGC 5831 chyba jednak nie, za to NGC 5838 momentami tak. I plamka w postaci NGC 5813. O, rozdzieliłam błękitną ?1904. I zaliczyłam porażkę w postaci NGC 5921 ? dostrzegłam niewielką gwiazdkę w miejscu gdzie powinna być, lub też tuż obok, ale to tylko gwiazdka. Zaraz jednak przesunęłam się odrobinę w dół, do majestatycznej M5. Tu nie trzeba było się niczego dopatrywać. A potem wykonałam skok do cudownej M4! Uwielbiam! Ognisty Antares tuż obok. Przypomina mi się odwzorowanie tego rejonu na jednym z moich obrazów ? oddaje dokładnie co czuję i widzę, gdy zaglądam lornetą w tę okolicę. Zaczynam sunąć przez wznoszącą się coraz wyżej Drogę Mleczną. M8 zachwyca, mimo że jest tuż nad górami ? migocące od seeingu gwiazdki dodają jej niesamowicie dużo uroku, zaś sama mgiełka mgławicy jest podzielona na części jak w widoku z Chorwacji, z tym że całość jest delikatniejsza. Laguna jest dla mnie czymś w rodzaju letniego odpowiednika M42 ? często wracam do niej w trakcie sesji obserwacyjnej, za każdym razem dumając z podziwem nad jej wyglądem. Niezależnie od instrumentów. Powtórzę się ? uwielbiam. Ohoho! Pomyślałam o M22 i udałam się z polem widzenia w miejsce gdzie powinna być, ale zobaczyłam tylko kilka gwiazdek w okolicy 24 i 25 Sgr, które właśnie zaczęły prześwitywać między drzewami porastającymi Ostry Wierch. Szybko zerknęłam do Interstellarum czy to na pewno ten rejon Strzelca, wróciłam do lornety, a tu M22 właśnie zaczęła wyłaniać się zza lasu! Piękna kulka prześwituje pomiędzy roślinnością, sunie majestatycznie, wznosząc się coraz wyżej. Wow! Kiedyś już wspominałam, że lubię oglądać gwiazdy szorujące tuż nad górami ? czy to w APM, czy w BGSZ, jest w tym coś magicznego, spotkanie dwóch światów, Ziemi z Niebem, bliskiego z dalekim. Kontrast. Kontekst. Kwintesencja lornetki. Piękna Droga Mleczna. Zwykle bardzo lubię wracać do M17, a przynajmniej odkąd mam APM, ale tym razem więcej mojej uwagi przykuły Obłok Gwiazd Strzelca i M11, a raczej ich otoczenie. Zwykle nie poświęcałam zbyt dużo uwagi ciemnym mgławicom ze swojego domu ? to niebo nie jest takie dobre ? ale tym razem jakoś tak mimowolnie te mroczne sylwetki gdzieś mi tam zamigotały i udało mi się dostrzec kilka ?znajomych twarzy?, z którymi mogłam zapoznać się w lepszych warunkach świetlnych. Wróciłam tuż nad horyzont zarysowany falistą linią przez Ostry Wierch, Przykraźń, Wapiennicę i Czuby, by znów spotkać odległe słońca wynurzające się zza ich wierzchołków, tym razem jednak z celem konkretniejszym, niż tylko podziwianie tego przedziwnego zestawienia. Otóż jeszcze zanim obejrzałam wschód M22 pomyślałam, ze chciałabym zobaczyć M6 nad górami. Wtedy była jeszcze pod horyzontem, ale teraz oto nastąpił moment chwały, bo właśnie nad lasem porastającym Przykraźń dostrzegłam kilka gwiazdek układających się w niezwykle charakterystyczny kształt. M6 rozpoznam wszędzie ? zaczytując się za młodu w jednej z książek niesamowicie zachwyciłam się tą gromadą, pięknym motylem. Jej zdjęcie tam zamieszczone mam wryte bardzo głęboko w świadomości, a wiążą się z nim piękne skojarzenia i wspomnienia z początków odkrywania tej pasji. Rozgadałam się, a tymczasem M6 delikatnie wyłaniała się zza odległych drzew. I co z tego, że na pierwszym planie przeszkadzały kable biegnące do pobliskiej latarni, one mnie w ogóle nie interesowały. Liczyłam się tylko ja, góry i motyl. Niebo na południowym wschodzie stawało się coraz bardziej rozświetlone przez czający się za pasmem Beskidów Księżyc, zaś to w kierunku wschodnim zmieniało barwę na coraz bardziej granatową na znak wznoszącego się ku początku dnia słońca. Już w zasadzie miałam iść spać, gdy coś mnie podkusiło, by jeszcze raz spojrzeć przez kuchenne okno. Pobiegłam ponownie po lornetę. Księżyc, jako największy z obserwacyjnych klasyków, postanowił właśnie wyłonić się zza gór. Majestatycznie piękny, srebrzysty rogal. ______________________________________________________________________ Po tych obserwacjach znowu nie odespałam, i jeszcze zamiast iść spać normalnie, stwierdziłam, że napiszę tę relację. I napisałam. I skończyłam o 4 nad ranem, więc wybaczcie, jeśli jest trochę mniej składna czy zjadliwa niż zwykle. ? Uh, teraz będę mogła nareszcie udać się w objęcia Morfeusza. Dobranoc.
  14. Przeczytałam przed chwilą wątek lukosta odnośnie zwijania się Forum i przypomniałam sobie, że mam taki nie do końca astronomiczny szkic z końca lutego - szkic przedstawia oczywiście Księżyc, ale powstał nie do końca wg sztuki - zaczęłam go przy lornecie na polu, ale dopieszczony został w domu na podstawie zrobionej telefonem fotki - wyjaśnienie tego jest takie, że zbierała mnie "grypa", a na zewnątrz najcieplej nie było. Miałam go zaprezentować jeszcze na początku marca razem z krótkim opisem drobnych obserwacji prowadzonych z mojego standardowego zimowego obserwacyjnego centrum dowodzenia (kuchni), ale potem okazało się, że grypowe objawy większości domowników to tak naprawdę covid, a babcia trafiła do szpitala i zmarła 2 dni później... I jakoś tak o tym wszystkim zapomniałam, aż do teraz. Szkic może nie jest jakiś wybitny, ale miałam wtedy ochotę go narysować, a to gwoli ścisłości i dokumentacji na Forum trzeba pokazać. Jeszcze co do tych wspomnianych drobnych obserwacji, poniżej dorzucam to, co mniej więcej co zapisałam w notatniku (bez jakiejś większej korekty, brak mi niestety na to obecnie czasu i weny): 21/22.02.2021 Smog, mgła, kuchenna szyba, Księżyc świecił większość nocy. O 4 rano zaczęłam obserwacje. Na południu nad Beskidem królują Skorpion i Wężownik. Już poomiatałam wstępnie ten region z pomocą APM, a z ??? nawet więcej, na chwilę jeszcze wyskoczyłam z nią na pole. Zachwyt, cudowności! A z większych konkretów z większej dwururki: Przy Antaresie - piękniutka M 4, mój pierwszy DS tego roku. Łapnęła się też M 80, choć tu w okolicy wszystko dosyć blade, ale raz, że nisko, a dwa - no mgła. M 9 i NGC 6356 poniżej Sabika w Wężowniku bardzo ładnie wyglądają razem w polu widzenia - takie dwie delikatnie puchate kulki. [krucafuks, przyszła mama i zaświeciła światło w niedalekim pokoju] Nad Sabikiem - planetarka NGC 6309 - widoczna od razu, zachowuje się trochę (bardzo) jak Mgławica Mrugająca, mam wrażenie lekko zielonawoniebieskiego zabarwienia. Starhopping bardzo łatwy, a może raczej banalny. Ogółem - naprawdę przyjemny obiekt, zwłaszcza na rozładowanie frustracji, bo ktoś przed chwilą światło oświecił. Swoją drogą blisko jest ładniutka gwiazda podwójna, drugi składnik barszo delikatny, drobny i maleńki, zwłaszcza w porównaniu z większą siostrą, która zdecydowanie mocniej rozlewa swój blask wkoło. ? Ser i jej okolica są przepiękne, kolorowe i sprawiają trójwymiarowe wrażenie o intensywności podobnej, jaką odczuwam przy obserwacjach ? i ? Cyg. Nawiasem mówiąc ciekawe i ładne są też ? Oph i ? Ser. Powędrowałam jeszcze trochę po rejonie Tarczy i Strzelca, ledwo dostrzegłam szurające jeszcze po wierzchołkach gór M 8 i M 22, ale za to ładnie prezentowały się chociażby M 16, 17 i 11. Zaczęło robić się coraz jaśniej, cóż, uroki zbliżającej się powoli równonocy. Zwinęłam się do spania.
  15. Jest 14.10.2018 r., godz. 0:33. Siedzę teraz w kuchni, urządziłam sobie przerwę w obserwacjach, bo zimno się zrobiło bardzo. No więc pomyślałam, że skoro już się tu grzeję, to opiszę co zobaczyłam do tej pory i jakie są moje wrażenia. Ta lornetka jest wspaniała, to wiem na pewno. Ale jakby opisać te obserwacje? Hmm, one takie nietypowe jakieś? Znaczy, zaczęły się normalnie ? wyszłam z garażu z lornetą (zaraz, czyli nie całkiem normalnie, bo zwykle to tata wynosił teleskop przed dom), skierowałam oczy ku niebu i, pomimo mgły, zaczęłam zachwycać się się tym, co widzę. Dobrze było zobaczyć tyle gwiazd po ostatnich kilkunastu dniach spędzonych w rozświetlonym Krakowie. Ustawiłam lornetę tam, gdzie kiedyś urzędował GSO i wycelowałam ją w wiszące na wschodzie Plejady, które pięknie wypełniły mi pole widzenia swym orzeźwiającym błękitnym blaskiem. Potem skierowałam się ku innym klasykom klasyków, to znaczy Chichotom, M57 (prawdę mówiąc nie spodziewałam się, że dostrzegę ją jako tarczkę), M81 i M82, M31 i tak dalej? Ale zaraz, czemu nie napiszę niczego więcej o tych obiektach? Przecież to byłoby wspaniałe porównanie z tym, co widywałam w teleskopie? Tyle że? Patrząc na nie czułam się jakoś nieswojo, nie wiem jak to opisać, miałam wrażenie ogromnego dyskomfortu. Stałam tak pośród ciemności nocy i w którymś momencie dotarła do mnie jedna rzecz. Czemu skaczę po niebie od obiektu od obiektu, co mi z tego? Przecież to lornetka, a nie teleskop, hej! Co ja robię?! Odsunęłam się na chwilę od okularów, rzuciłam spojrzenie w górę, a potem znów podeszłam do lornetki. Jeszcze raz skierowałam dwururkę na jedną z najbardziej znanych perełek. W M27 zawsze zachwycał mnie ten kontrast między delikatną, rozmytą i puszystą mgławicą a otaczającymi ją, ostrymi jak szkliste igiełki, gwiazdami. Tak było i tym razem. Ta napuchnięta mgiełka była niesamowita w tak szerokim kontekście otoczenia. Wokół niej z każdą chwilą pojawiało się coraz więcej gwiazd przyciągających moją uwagę bardziej i bardziej. Zaczęłam przesuwać powoli pole widzenia lornetki. Pośród ciemnego, lecz jednocześnie obficie urozmaiconego skrzącymi drobinkami tła nieba, poczęłam zauważać przeróżne skupiska tych błyskotek. Większe, mniejsze, jedne trochę rozmyte, inne zdecydowane i wyraźniejsze. Co jakiś czas zmieniałam odrobinę swoje położenie pośród gwiazd, odkrywając nowe obszary na nieboskłonie i znajdując w nich kolejne klastry. Obserwowałam je uważnie wyłapując kolejne świecące szpileczki pojawiające się czasem jakby znikąd. Nie mogłam się przy tym nadziwić trójwymiarowości tych wszystkich widoków. Część gwiazd wydawała się być tak bardzo bardzo daleko, jakby znajdowały się na samiutkim krańcu Wszechświata, a tuż obok nich lśniły inne, wyskakujące z przestrzeni, jak gdyby chciały wlecieć prosto do lornetki. To było takie cudowne! Dopatrywałam się w nich różnych kształtów i skojarzeń ? odnalazłam między innymi sarenkę, sowę, okulary oraz literki ?H? i ?W?. Nie mam pojęcia, które z tych skupisk były gromadami gwiazd czy asteryzmami, a które tylko przypadkowo ułożyły się w taki sposób, by tej nocy przyciągnąć uwagę jednej istotki na jakiejś malutkiej planecie. W zasadzie nie obchodziło mnie to. Najważniejsze, że tam były. Tworzyły razem cudownie spójną całość. Dopełniały się wzajemnie, idealnie pasując każda do każdej. W ciągu jakichś dwóch godzin przeczesałam w ten sposób obszar od Liska do Cefeusza, a zakończyłam na Gwieździe Polarnej, kiedy to spostrzegłam jak bardzo zdrętwiały mi z zimna dłonie i postanowiłam o przerwie w kuchni. Jednak zanim przejdę dalej, muszę wspomnieć o jednej jeszcze rzeczy. Wędrując sobie przez niebo, trafiłam na omikron i omegę Łabędzia, i och, po prostu ja pierdziele! Wydawały się być tak blisko, jak gdyby zawisły gdzieś ponad Ziemią! Wokół nich z każdą chwilą wyskakiwały kolejne i kolejne drobniutkie gwiazdeczki. To dziwne, ale w tamtym momencie się wzruszyłam. Ze łzami w oczach stałam wpatrzona w te płonące wspaniałymi kolorami diamenty. W ten sposób upłynęło mi kilkanaście minut. Nie mam pojęcia z czego wynikała tak gwałtowna reakcja na ten widok, ale wiem, że chyba znalazłam jeden ze swoich ulubionych obiektów na niebie? Ale wracając. Opisywana na początku przerwa na ciepłą herbatkę zaskutkowała powyższym opisem, a zakończyła się o 1:06, kiedy to znowu wyszłam na pole. Tym razem swoją podróż rozpoczęłam od imponująco rozwijającej swoje ramiona M42, by potem uczynić podobnie jak w pierwszej części nocy. I tak sunąc między gwiazdami trafiałam czasem na znajome mi obiekty, jak M78, ale moją uwagę przyciągały głównie same otaczające je błyskotki. Analizując je powoli, dotarłam aż do Woźnicy, gdzie czekały na mnie jej jasne gromady. Każdej z nich przyglądałam się uważnie, rozkładając ją na czynniki pierwsze i starając się wyciągnąć z niej jak najwięcej. Przeczesując dalej nieboskłon kawałek po kawałeczku, zatrzymałam się na Kasjopei. To tam, pomimo przecierania co jakiś czas obiektywów szmatką, gwiazdy wciąż na nowo przywdziewały sukienki z rozmytego mgliście światła. Było po 3, kiedy zdecydowałam się wrócić do domu. Byłam przemarznięta i śpiąca, ale jakże szczęśliwa. Dziwne okazały się te obserwacje, jakieś takie inne. Ale cudowne. Dobranoc. [Wiem, że kilka osób bardzo czekało na tę relację, a ja nie wplotłam tu prawie żadnych opisów konkretnych obiektów. Musicie mi to wybaczyć, ale po prostu tym razem tak jakoś czułam to wszystko... inaczej. Myślę, że następnym razem będzie już bardziej szczegółowo. ]
  16. Jeszcze w marcu przeszła mi przez głowę myśl, że kurczę, dawno żadnej relacji nie pisałam. Może i ostatnia miała 17 stron, ale to było w sierpniu? A nawet wrześniu. A teraz siedzę w domu, więc niebo o jakości 4 w skali Bortle?a mam każdej nocy ? not great, not terrible. I niby trzeba się uczyć, ale wstawać za wcześnie nie muszę, bo tak szczęśliwie się złożyło, że większość zajęć wypada w godzinach późniejszych niż 12 w południe. No i nawet już trochę obserwowałam, więc jest co opisywać. Nooo, tyle, że trzeba jeszcze to ubrać w słowa, a ponieważ nie wiadomo ile będziemy wszyscy siedzieć w zamknięciu, na końcu może się okazać, że pobiję swój poprzedni rekord długości teksu. A potem przypomniał mi się świetny opis Damiana P. Po północy i jego genialna formuła. Nie no, aż tak streścić się chyba nie potrafię, za bardzo lubię gadanie i zdania po kilka linijek, ale to jest jakaś myśl, żeby nie upychać na siłę wszystkich obiektów. Może coś z tego będzie. A potem przyszedł maj, a ja po namalowaniu kolejnego obrazu, zrobieniu jakiegoś zadania i braku chęci na kolejne, przypomniałam sobie, że chyba nie wpisałam wszystkiego w notatki obserwacyjne. I tak mi się jakoś przypomniało? *W tym miejscu możecie podziękować Orange i beznadziejnemu internetowi u Filipa w domu, gdyż gdyby ten jakkolwiek działał, grałabym właśnie z nim w Minecrafta, a nie pisała wstęp do relacji.* (audycja zawierała lokowanie produktu) (Drobna uwaga co do numeracji ? 11/12 marca 2020 r. była pierwszą nocą po zamknięciu AGH i jednocześnie moją pierwszą spędzoną w domu) 13/14 marca 2020 r. ? noc trzecia Lorneta została zniesiona z mojej szafy do pokoju gościnnego. Wieczorem chwilę zerknęłam z kuchni przez okno, widziałam Duch Jowisz, nie jestem pewna czy wyzerkałam NGC 3115. Pokazałam trochę gwiazd siostrze, podobały jej się, mimo że nie oglądała żadnego konkretnego obiektu. 14/15 marca 2020 r. ? noc czwarta Odsłaniając okno, w pierwszej chwili ujrzałam błysk. To chyba nie Iridium, może jakiś meteor stacjonarny. Jest około godziny dwudziestej pierwszej. Od alergii spuchły mi oczy, a mama przyszła właśnie do mojego ciepłego, domowego stanowiska obserwacyjnego, czyli kuchni, i zaświeciła światło. Super. Trochę jej pojęczałam. Poszła. Nie zdążyłam jeszcze całkiem przystosować wzroku do ciemności po tym niespodziewanym incydencie, gdy przyszła znowu. A potem jeszcze tata. Idę na pole. Swoją drogą to pierwsze konkretniejsze obserwacje w tym roku kalendarzowym (sic!). Pierwsze jakiekolwiek były wczoraj? Wybornie. Te dzisiejsze, nie licząc zaokiennej rozgrzewki w postaci Tripletu Lwa, rozpoczęły się od porażki w postaci NGC 3596, na szczęście jednak kolejne galaktyki - NGC 3593, 3640 i 3521 okazały się łatwiejsze do odnalezienia. Szczególnie ta ostatnia raczej sama zdążyła mnie znaleźć i wskoczyła w pole widzenia nieźle mnie zaskakując. Piękna, jasna, wyraźna. Owalna mniej więcej w osi N-S, z zaznaczonym jądrem. W ładnym otoczeniu gwiazdowym, starhopping banalny. Normalnie obiekt tygodnia jak się patrzy, szkoda tylko, ze Panasmaras ubiegł mnie z tym o jakieś trzy lata. Cel naprawdę przepiękny, obiekt sesji! Spojrzałam jeszcze na kilka galaktyk jak NGC 3115 czy Sombrero, przegrałam z IC 651 o ciekawym otoczeniu przywodzącym na myśl miniaturkę gwiazdozbioru Skorpiona. A potem musiałam przerwać, bo okulary lornety za każdym przyłożeniem oczu parowały, a w dodatku chyba odmroziłam sobie palce. 15/16 marca 2020 r. ? noc piąta Kolejna noc, kolejne obserwacje. Dziś wkraczam w prawdziwy świat galaktyk. Zaczynam delikatnie ? NGC 3810 we Lwie poddaje się dość łatwo, co do NGC 3872 mam 70% pewności. NGC 4168 pozostaje schowana wobec APM 25x100, co jednak wynagradza mi rzucająca się w oczy, jasna i długa NGC 4216 (the Silver Streak Galaxy). Kilka następnych kosmicznych wysp znów mi umyka, dostrzegłam za to trzy eMki (98, 99 i 100) oraz dwie eNGieeCki ? 4379 i delikatną 4262. Czas na Łańcuch Markariana. Witają mnie M 88 i 91 wiszące u jego bram, wyzerkuję NGC 4474, choć nie NGC 4459. Numery 4477 i 4473 same wpadają mi oczy, podobnie, nomen omen, Galaktyki Oczy (NGC 4458 i 4461). Są też 4458 i 4461, potężne M 86 i 84 oraz podłużna, okupująca pod nimi niebo NGC 4388. Odbijam chwilę po NGC 4267 i już mam rezygnować, ale wyskakuje! Jest! Wracam. M 87 sama wpada w pole widzenia, a wcześniej? NGC 4371 też wyskakuje sama, tak o, od niechcenia. Rewelacja! Przy wspomnianej M 87 łapię NGC 4478 ? po chwili czekania, ale dość wyraźna, lepiej widoczna przy wodzeniu wzrokiem po polu widzenia. Idę dalej? No i ściana. Ale za to jakie mam przystosowanie wzroku do ciemności. ? szybka, losowa myśl w głowie. Więc w lewo. Prócz oczywistej M 58 prędko znajduję NGC 4564 i Bliźnięta Syjamskie (NGC 4567 i 4568). Mam eMki o kolejnych dwóch numerach. Niżej. W mapkach szczegółowych w Interstellarum przechodzę z D2 na D3. Mam NGC 4608 i 4596 ? ta druga jest trochę wyraźniejsza. Jest NGC 4578. Uhu! Piękna M 49, jakie z niej jest bydle! Dalej szybko wpadające w oczy moje przyszłe Obiekty Tygodnia. Ała. Kręgosłup coraz bardziej boli od tego wyginania się (klęczę w kuchni przy lornetce i wyginam się z tych kolan na ile okno pozwoli wypatrzeć). Jestem już na dość wysokiej deklinacji i rezygnuję z dalszego wspinania się po siatce współrzędnych ?zamiast tego zdobywam NGC 4365. I NGC 4339. W prawo. Ściana. W lewo. Jest NGC 4570. No dobra, to było minimalnie wyżej, ale teraz już w dół. Charakterystyczny heksagon z gwiazd? I NGC 4580 zaskakująco szybko wyskakuje z tła nieba. I niżej. Jeden trójkąt z gwiazd, dwie gwiazdki blisko siebie. Nad nimi ? NGC 4527. Pod nimi ? NGC 4536. Plecy dalej bolą. Pomijam znów tę samą deklinację. W dół. Teraz zaczynam od Spiki ? ale daje po oczach. Mam NGC 4856, 4727, ale nie 4902 i 4728. Już prawie nic nie dostrzegam, a tu się okazuje, że Księżyc właśnie wschodzi? Ale i tak było pięknie, jak to ktoś kiedyś ujął, pogalaktyczyłam! 18/19 marca 2020 r. ? noc ósma Jakoś tak już po pierwszej naszło mnie, by sprawdzić jak z pogodą ? wcześniej niebo było dosyć mętne, ale okazało się, że teraz jest już cacy, więc rozsiadłam się wygodnie w swoim miejscu w kuchni. Za oknem królowały już okolice Wagi i nawet Antares zaczął wychylać się akurat zza Ostrego Wierchu. Na początek, żeby stopniowo przystosować się do ciemności, wcelowałam lornetą losowo w niebo, jak się okazało w okolice pięknie lśniącej Zubenelgenubi (?1 i ?2 Lib). Pokrążyłam trochę po okolicy i już zaczęłam buszować w dół, kiedy przypomniałam sobie o Galaktyce Południowy Wiatraczek ? Messier 83 ? jednej z kilku eMek, których po 7 latach obserwacji wciąż mi jakimś cudem brakuje. Szybko udałam się w jej kierunku, aż trafiam na jakąś ciemną sylwetkę. Cyprys. Samiutki jego czubek, a za nim ? mój cel. Uparłam się. Podniosłam lornetę do pozycji stojącej ? hmm, wciąż trochę brakuje. Dobra, to inaczej. Przesunęłam statyw w lewo, najbardziej jak się da, aż do stojącej w tym miejscu rogówki. Sama wtuliłam się tuż obok. Patrzę - jest! Widzę rejon galaktyki. Chwila zerkania i mam ją! Ginąca w ekstynkcji atmosferycznej i łunie od latarni ulicznej przy drodze krajowej, ale jest! Mgiełka, widzę ją! Dobra, ale wróćmy do czegoś normalnego, tzn. do czegoś w dogodniejszym miejscu niż ekstynkcja, łuna i krzaki. Już zaczęłam kierować się z powrotem do Wagi, ale jakoś tak w ostatnim momencie zmieniłam zdanie względem napisanego wyżej stwierdzenia i pomyślałam, że zahaczę o Centaura. Trochę pooglądałam szorującego tuż nad pasmem Beskidu Małego gwiazdowia i w końcu udałam się na spotkanie wyżej położonym regionom nieboskłonu. Mini Sombrero już ostatnio wpadło mi w oko na kartach Interstellarum, a teraz stało się to też w rzeczywistości. Urocza galaktyczka przytulała się do jednej z gwiazdek w sąsiedztwie 108 Vir ? ta druga troszkę przeszkadzała swym blaskiem, ale nie obdzierała z uroku jawiącego się jako skoncentrowana pionowa kreseczka obiektu. Godzina 3:32! Właśnie próbowałam wypatrzeć NGC 5713 i 5691, kiedy w pole widzenia lornety wpadł meteor ? powolny, z kierunku NE na SW, skrzył lekko zielonym odcieniem, zostawiając za sobą lśniącą niczym brokat smużkę, po czym zgasł. Całość trwała ok. 1 sekundy. Cudeńko! Hmm, ale eNGieeCek chyba nie wypatrzyłam? Upolowałam jeszcze kilka galaktyk kierując się w prawo, aż natrafiłam na ścianę. Zawróciłam w przeciwnym kierunku i nagle ? FRU! Znowu jasny meteor w polu widzenia, ze wschodu na zachód. Po obejrzeniu jeszcze kilku kosmicznych wysp posnułam się po okolicy Węża, zachwycając się pięknie skrzącymi słońcami. Szczególnie urzekł mnie sznureczek gwiazd między ? Ser a NGC 6017, nadawałby się na obiekt tygodnia? Może kiedyś. Wyżej trafiłam na IC 4593 (Białooki Groszek, nawiasem mówiąc, przeurocza nazwa) ? mimo braku charakterystycznego dla planetarek zabarwienia, łatwo rozpoznać naturę tego obiektu ? zachowuje się trochę jak Mgławica Mrugająca. Nieopodal znajduje się równie urocza gromada otwarta Hrr 7, w dodatku całkiem spora ? zajmuje większość pola widzenia APM 25x100, a wygląda niczym powyginany łańcuszek z gwiazd. Spojrzałam jeszcze na M 107 i zaczęłam zbierać się do spania ? wszakże była prawie 4, a i niebo wydawało się już jakieś takie nijakie. 27/28 marca 2020 r. ? noc szesnasta Wieczorem ładnie był widoczny Księżyc ze światłem popielatym, a niedaleko także Wenus, Plejady, do tego leciała ISS. Jakiś czas później obejrzałam też przelot starlinków, pierwszy raz od maja zeszłego roku. Po całkowitym zapadnięciu zmroku zdecydowałam się na obserwacje pozakuchenne ? przed domem. Moim głównym celem było dalsze nadrabianie zaległości ? tym razem padło na M 52. Tak wiem. W.S.T.Y.D. Znaczy, ja ją pewnie widziałam, problem polega na tym, że nie mam tego nigdzie zanotowanego w swoim obserwacyjnym notesie, więc nie mogę oficjalnie uznać, że ją zobaczyłam. Dlatego właśnie skierowałam dwururkę do przyczajonej nisko nad północnym horyzontem Kasjopei. I pyk. Oficjalnie zaliczona. Piękny maczek o wyraźnych granicach z jedną szczególnie wybijającą się gwiazdką. Kolejne kilka eMek miałam do zaliczenia w Wielkiej Niedźwiedzicy, ale ta obecnie okupowała zenit ? dziękuję takie akrobacje przy lornetce, zaczekam na okazję, gdy ta będzie niżej. Podregulowałam statyw, wzięłam krzesło z garażu i rozsiadając się wygodnie najpierw zaliczyłam kilka klasyków pokroju Tripletu Lwa, zatrzymałam się na Vindemiatrix i odbiłam w prawo do naszyjnika z gwiazd, pod którym skryła się NGC 4698. Powyżej mimowolnie z tła wyskoczyły M 60 i NGC 4638, trochę bardziej pomęczyłam się z NGC 4660, ale w końcu i ona wylazła. Zdawało mi się też, że obok eMki wylazła NGC 4647. Wyżej zachwyciła mnie podwójna ?1678 ? łatwa do rozdzielenia z wrażeniem zielonkawości, zwłaszcza jaśniejszego składnika. W jednym polu widzenia zmieściła się jeszcze NGC 4689, którą wreszcie wyzerkałam. Akompaniują jej stosunkowo jasne gwiazdy swoją drogą, bardzo ładna okolica. Niedaleko jest jeszcze kilka galaktyk, w tym wąska NGC 4710, która mignęła mi tylko przez chwilę, ale jestem tego pewna na 100 procent! Udałam się ku Wolarzowi, jednak z trudem cokolwiek wyzerkiwałam. Po odsunięciu się od okularów zreflektowałam się, że to na południową część nieba coraz odważniej zaczęły wkraczać cirrusy. Było kilkanaście minut po północy. Potem jeszcze telefonem zrobiłam kilka zdjęć malowanych światłem, które mogliście zobaczyć tutaj. _____________________ W dzień naszło mnie jeszcze na dzienne obserwacje Wenus z tatą, o czym pisałam tutaj. 3/4 kwietnia 2020 r. ? noc dwudziesta trzecia Przejście Wenus na tle Plejad ? piękna sprawa, którą postanowiłam utrwalić na szkicu, o czym też pisałam już na forum. 11/12 kwietnia 2020 r. ? noc trzydziesta pierwsza Miałam troszkę poobserwować, ale skończyło się na tym, że wyszłam na pole i gołym okiem podziwiałam niebo, wspomagając się czasem maleńką BGSZ 2.3x40. Uspokajające. Moją obecność na zewnątrz domu szybko wyczuł krążący w okolicy Kiwi, który postanowił mi towarzyszyć, goniąc po pobliskiej tui. Około pierwszej, już z domu, zerkając przez okno trafiłam akurat na wschód Księżyca. Wzięłam szybko lornetkę, by spojrzeć, jak jego tarcza wysuwa się powoli spomiędzy drzew porastających Beskidy. Jeszcze bardziej uspokajający widok. 9/10 maja 2020 r. ? noc pięćdziesiąta dziewiąta Tym razem jestem jakieś 2 stopnie bardziej na północ. Kalisz. Tata zlitował się i w dobie pandemii i siedzenia w domach zawiózł mnie i doręczył do rąk własnych Filipa. Już pierwszego wieczoru udało się trochę razem poobserwować Wenus ? rozstawiliśmy moją APM 25x100 i filipową Syntę 6? (konkretnie SW 150/750) z kitowymi okularami 10 mm i 25 mm. Bardzo ładny sierpik, wciąż jeszcze widoczny niedługo po zachodzie Słońca, nawet bez filtra polaryzacyjnego i nawet w lornecie. Podzieliliśmy się tym widokiem z rodzicami i siostrą Filipa. 12/13 maja 2020 r. ? noc sześćdziesiąta druga W nocy na chwilę wyszliśmy na obserwacje ? na chwilę, ponieważ szybko naprostowało nas lecące z północnego zachodu mleko. Chyba jedynie M 101 udało się nam zobaczyć, swoją drogą ? kolejny obiekt z serii W.S.T.Y.D. w moim wydaniu. Nie wiem jak mogłam jej wcześniej nie upolować. W 6 calach i w tych warunkach pogodowych (+na obrzeżach Kalisza, więc mimo wszystko z większym zaświetleniem niż u mnie) jawiła się jako rozległa, blada paćka. Oprócz tego widzieliśmy kilka ładnych satek lecących po niebie, bardzo ładne (!) chmury ? zacnie wyglądały te sunące cirrusy w łunie od miasta, trochę taka zorza dla ubogich (a może syndrom sztokholmski). No i spojrzeliśmy też na Jowisza i Saturna, seeing zabijał, ale momentami na tym pierwszym nawet dwa pasy szło wypatrzeć. A, może jeszcze dodam, że to wszystko na oko, bo Filip nie ma szukacza w teleskopie. 17/18 maja 2020 r. ? noc sześćdziesiąta siódma Tym razem wyposażyliśmy się w szukacz, a konkretniej szukacz laserowy, a konkretniej ? Filip wydrukował na Prusie uchwyt, do którego przytwierdziliśmy mój zielony laser. Na polu (albo raczej na dworze, to już nie Małopolska) zainicjowałam protokół W.S.T.Y.D. Pora to wreszcie zakończyć. Na rozgrzewkę - powtórka z wczoraj - M 101. Muszę przyznać, że mimo posiadania szukacza, dziś miałam z nią o wiele większy problem niż ostatnim razem. W ogóle wyszłam chyba z wprawy operowania teleskopem - 1.5 roku lornetkowania robi swoje? A pomyśleć, że kiedyś umiałam śledzić Dobsonem 10? Międzynarodową Stację Kosmiczną, i to nawet gnającą w okolicach zenitu? I jeszcze rok temu nazywali mnie na zlocie ?żywe go to?... W każdym razie kolejnym obiektem na liście wstydu była M 40. Przy niej także początkowo nie mogłam się zorientować, ale w końcu ją znaleźliśmy, nawiasem mówiąc, Filip oficjalnie został moim stojaczkiem na Interstellarum. Dobra, został jeszcze jeden, a może raczej jedna, M 102. Powolutku, gwiazdka po gwiazdce, ale w końcu dotarliśmy do igłowatej i bardzo wyraźnej galaktyki - z racji na ten drugi epitet bardzo spodobała się Filipowi. A ja? Właśnie oficjalnie, z dokumentacją, dobiłam wszystkich eMek, po prawie 7 latach od rozpoczęcia regularnych obserwacji i od założenia notatnika na zapiski z tychże (w którym swoją drogą już się kończy miejsce). Stojaczkowi na atlas pokazałam jeszcze M 81 i M 82, M 51, M 57, M 27, no i M 13, ta ostatnia to dopiero się mu spodobała. Ale najlepsza i tak była ISS, którą oglądaliśmy w teleskopie zmieniając się co chwilę i pomagając sobie w celowaniem w jej kierunku. Piękna! Ładnie widoczne panele, obrót, zmiana odległości. Cudeńko! O, i jeszcze Filip zobaczyć przypadkiem jedno z ostatnich Iridium z piękną flarą, co mi nie było dane od dobrych paru lat. Ale było fajnie! 21/22 maja 2020 r. ? noc siedemdziesiąta pierwsza Nie ma to jak romantyczne kolimowanie razem teleskopu i wymienianie silnika w Prusie (drukarka 3D) - pierwsze robiłam ja, drugie Filip, tuż obok. A potem oglądanie koniunkcji Wenus i Merkurego - o obu planet udało się dostrzec fazę, choć w przypadku tej najbliższej Słońcu potrzebny był okular 10 mm. Mieliśmy jeszcze trochę poobserwować w nocy, ale niebo zasnuło się cienką kurtyną, a my? otworzyliśmy wino.
  17. Dzisiaj szybko - jestem właśnie w drodze do Krakowa, gdzie czeka mnie ciąg dalszy nauki do kilku zbliżających się kolokwiów. Wczoraj po kilku godzinach rozwiązywania równań różniczkowych i liczenia całek postanowiłam zrobić sobie przerwę, podczas której urządziłam sobie ekspresowe obserwacje i wykonałam poniższy szkic. Swoją drogą, gdy go skończyłam już zaczęłam rozglądać się na pobliskimi galaktykami, ale niebo samo dopilnowało, bym szła się dalej uczyć - przyszły chmury... I wersja surowa
  18. Ale mi się chciało obserwować! Od jakiegoś miesiąca ciągło mnie do tego niemiłosiernie, wielokrotnie bardziej niż zwykle, ale tu ani czasu, ani pogody... Kiedy przyjechałam na weekend do domu, nie myślałam, że będzie inaczej, zwłaszcza, że u podnóża Beskidu Małego o tej porze roku przez większość czasu utrzymuje się biaława, nieprzezroczysta kołderka i nie zawsze nawet wiadomo, czy to smog, czy zwykła mgła. Wczoraj przez cały dzień nie byłam w stanie stwierdzić, czy nad tą warstwą trującej pierzyny jest czyste niebo, czy kolejna pokrywa z chmur - dopiero, gdy w drodze do rodziny wyjechaliśmy gdzieś na wyżej położone tereny, mogłam dostrzec głęboki błękit wieczornego firmamentu przystrojony w przepiękną koniunkcję Jowisza i Wenus. To była piękna zapowiedź nocy. Gdy po 22 wróciłam do Inwałdu, okazało się, że dziwna mgła trochę zelżała i widać gwiazdy. Śliczne, zimowe. Chciało mi się szkicować, nawet bardziej niż tylko patrzeć. Miałam na to ogromną ochotę od dawna, więc nawet bez zastanowienia od razu oprócz lornety przyniosłam ze sobą kartkę i ołówki. Zagwozdkę za to miałam nad obiektem, który mogłabym uwiecznić - zanim ostatecznie zdecydowałam się co wybrać, przejrzałam kilka klasyków, parę pomniejszych gromad otwartych... A co w końcu naszkicowałam, możecie zobaczyć poniżej. A tu wersja "surowa".
  19. (Uprzedzam, że relacja jest długa, dlatego umieszczam ją również w pdfie, jeśli ktoś woli taki format niebo chorwackie.pdf ) Kiedy przychodzi napisać relację, chyba zawsze najtrudniej jest zacząć. Przed takim właśnie problemem stanęłam pewnego wieczoru, kiedy to niebo nad chorwackim wybrzeżem przyodziało się cienkimi chmurkami, a powietrze gwałtownie poruszane wiatrem spływającym znad Gór Dynarskich stało się o wiele bardziej nieprzezroczyste w porównaniu z wcześniejszymi nocami. W prawdzie zamysł na formułę tego opisu pojawił się w mojej głowie niemal od razu po pierwszym zatopieniu się w tutejsze niebo, jednak teraz siedząc na balkonie i patrząc na przebijające się przez mętną atmosferę gwiazdy z trudem próbowałam sklecić jakoś słowa w początek tego mojego zachwytu, który napawa mnie na myśl o tym, co już widziałam i co jeszcze zobaczę. (...) I Dalej niż zawsze. (18)19/20.08.2019 Już w drodze do Chorwacji, gdzieś na terenach Węgier, zaczęłam zwracać uwagę na odrobinę wyższe położenie Strzelca i Skorpiona. Przez lorneteczkę BGSZ namierzyłam M 8, widziałam też słup księżycowy oraz księżyc poboczny, raz ukradkiem mignął mi meteor, a nad ranem ukazały mi się Plejady z Orionem. (?) Siedzę właśnie na balkonie, jest punkt 20:30. Jest jeszcze całkiem jasno, Słońce schowało się dopiero na niecałe 8° poniżej widnokręgu, jednak pierwsze światła już zaczęły uwidaczniać się na ciemniejącym niebie. Przede mną, na wysokość niemal 24°, wznosi się majestatycznie Jowisz, niedaleko pomarańczowym blaskiem zaczyna jaśnieć Antares, jakoś dziwnie daleko od linii widnokręgu. Saturn osiąga właśnie dwudziesty pierwszy stopień elewacji. Wow! W oczekiwaniu na noc astronomiczną kieruję dużą lornetę ku planetom. Jowisz, jako niezwykle wyraźna i ostra kulka w akompaniamencie swoich księżyców prezentuje dwa pasy, które dostrzegam bez problemu. Saturn. O ja cię! Jeszcze nie widziałam, żeby pierścienie z takim zdecydowaniem wyróżniały się od samej planety. Podobnie jak przy poprzedniku urzeka mnie ostrość widzianego obrazu. Na lewo i poniżej zauważam Tytana, a niżej jakąś gwiazdkę, jak się potem okazało, tylko gwiazdkę, a nie kolejny z księżyców gazowego olbrzyma. Nie jest jeszcze zupełnie ciemno, ale coraz to nowsze słońca pojawiające się na niebie sprawiają, że nie mogę dłużej wytrzymać. Najpierw przez BGSZ przeczesuję Strzelca i Skorpiona, zwłaszcza upewniam się, że w przypadku tego drugiego widzę cały odwłok ponad horyzontem. Oooo! Biorę laser i siedzącym obok rodzicom pokazuję kontury gwiazdozbioru objaśniając, których jego części z Polski nie uświadczymy przez najbliższe kilka tysięcy lat. Chwytam APM i na granatowym jeszcze niebie odnajduję piękną parkę ?1 i ?2 Sco, a następnie zjeżdżam do trójki ?1, ?2, ?3 Sco, by powyżej ujrzeć klaster kształtem kojarzący mi się z M 29, a noszący oznaczenie NGC 6231 (?Baby Scorpion?). Wędrując dalej w dół mijam jakieś gwiazdki tuż przy horyzoncie, niektóre z nich chyba nawet należą do Węgielnicy! Nagle zawracam w górę. W pole widzenia, wyraźnie jak chyba nigdy w Polsce, wpada mi M 4. Robi się już niemal całkiem ciemno. Mama rzuca z boku, że chce coś zobaczyć. -Spoko. Odnajduję M 7, by za chwilę jej ją pokazać. Wooooo! Ale wielka! Nie wiem czy kiedykolwiek w ogóle widziałam tę gromadę na żywo, chyba nie i na pewno nie spodziewałam się, że jest taka duża! Wypełnia całe pole widzenia, taaki ogrom gwiazd! Wyżej ? M 6, Gromada Motyl, którą jako słabiznę wyłapałam kiedyś koło domu niemal szorującą po wierzchołkach gór, tutaj w końcu wygląda tak, jak się nazywa! Jej kształt (dokładnie zapamiętany ze zdjęcia z książki ?Astronomia. Przewodnik po Wszechświecie.?, która prowadziła mnie na początku obserwacyjnych przygód dziesięć lat temu) przywołał te wszystkie marzenia małej Oli, która chciała zobaczyć takiego pięknego kosmicznego motyla na własne oczy. A teraz właśnie to wszystko się spełniło. Chcąc pokazać mamie Lagunę udaję się w kierunku Strzelca, a po drodze zahaczam o M 22? a właściwie to ona zahacza o mnie! Bo jak tu nie zwrócić uwagi na duże, jasne, kuliste coś, co przelatuje przez pole widzenia? No nie da się, w takich sytuacjach człowiek zaraz reflektuje się, że coś przegapił i zawraca. I ja też zawróciłam, by zawiesić oko na rozłożystej gromadzie kulistej dumnie rozświetlającej ramię łucznika. Odwiedziłam jeszcze M 28, by po wszystkim zaprezentować mamie Messier 8, który, jako moja ulubiona mgławica dyfuzyjna tego gwiazdozbioru, wywołał u mnie kolejny już dzisiaj okrzyk brzmiący mniej więcej ?OoooooOOOooo!?. Jeszcze nigdy nie ukazała mi się tak pięknie jak dzisiaj, mimo że miałam okazję widzieć ją na ciemniejszym niebie. No właśnie. Jakie tu w ogóle są warunki? Teraz mogę określić, bo oto zrobiło się zupełnie ciemno. Zaczynam dostrzegać zarysy Drogi Mlecznej. Zaraz, zarysy? Ona na pierwszy rzut oka po oderwaniu tegoż od okularu wygląda lepiej niż na moim przydomowym niebie. Jest bardzo wyraźna, jej centrum jawi się niczym rozświetlony obłok, kolejne delikatniejsze rozrastają się wzdłuż dysku naszej Galaktyki. Czuję się przytłoczona ogromem tego wszystkiego, w głowie mam milion myśli na raz. Gdzie skierować wzrok? Gołym okiem czy przez którąś z lornetek? Jak ja się zdecyduję na jakieś obiekty? No przecież tego jest za dużo! Ogarniające mnie uczucie było jakoś dziwnie odmienne od przytłoczenia przez po prostu ciemne niebo, jak w Zatomiu czy w Bieszczadach. Tego przytłoczenia nie wywoływało małe zaświetlenie, lecz fakt, że pierwszy raz w życiu widzę te rejony sfery niebieskiej! Przecież tutaj Skorpion jest CAŁY ponad horyzontem! I Strzelec! Nad horyzont wznosi się część Centaura i gwiazdy należące do Węgielnicy! A w obrębie tego wszystkiego skrywa się mnóstwo obiektów, których jeszcze nigdy nie widziałam, i których, jeśli nie zobaczę tutaj, nie będę miała okazji obserwować przez bardzo długi czas. I faktycznie, tutaj zanieczyszczenie światłem jest większe niż w Bieszczadach czy Zatomiu ? trochę lamp świeci mi za plecami, a jedna upierdliwa od dołu z wschodniego kierunku, ale od tych pierwszych jestem osłonięta budynkiem, a przed drugą mogę skryć się, rozkładając się w odpowiednim miejscu balkonu. A poza tym niebo wciąż jest tu ciemniejsze niż w rodzinnym Inwałdzie, zwłaszcza w kierunku południowym. Tym pełnym ogromu gwiazd, których blask był dla mnie jak dotąd niedostępny. I to jest jednocześnie zachwycające i przytłaczające. Nie tylko ja, ale także rodzice zachwycili się tym niebem do tego stopnia, że komentując jego uroki tata zawołał moją siostrę, która na oświadczenie, że widzi właśnie światło galaktyki, w której się znajduje, wyraziła ogromne zadziwienie. By to zadziwienie jeszcze pobudzić, pokazałam Madzi, a przy okazji tacie też, to, co wcześniej oglądała mama, a potem wcelowałam gdzieś losowo w Drogę Mleczną? Widok zachwycił nie tylko mnie. Całe pole widzenia lornety kipiało obfitością. Światło tysięcy gwiazd zlane ze sobą, tworząc piękne struktury lśniące diamentowym pyłem wylewało się na mnie z okularów. Spomiędzy nich wyzierały ciemne struktury wżerające się w te puchate rozgwieżdżone łąki, przyciskając je swoimi cielskami do nieboskłonu i nadając trójwymiarowości całemu widokowi. Niesamowite! I tak patrząc w ten cudowny obrazek, przeczesując te zdobne kosmiczne mozaiki, doczekałam do wschodu Księżyca, który po godzinie 22 zakończył na tę noc moją ucztę. Próba uchwycenia Canonem tamtejszego nieba. Nic nadzwyczajnego, ale pierwszy raz udało mi się zarejestrować obłoki naszej Galaktyki na zdjęciu. II Centrum. 20/21.08.2019 Jest już niemal całkiem ciemno, właśnie wróciliśmy do domu (?). Z balkonu już na pierwszy rzut oka widać, że przejrzystość powietrza poprawiła się względem poprzedniej nocy, zauważyli to nawet rodzice. Gwiazdy mienią się bardzo intensywnie, o, w Wężowniku właśnie błysnął meteor! Czas zacząć obserwacje. Chcąc zawalczyć z pokusą bezładnego rzucenia się w wir bogactwa Galaktyki otwarłam Interstellarum. Rozpoczęłam od wcelowania lornety w kierunku ? Sco, by od niej wyruszyć na północny wschód. Nie udało mi się wypatrzeć małej kulki NGC 6256, więc udałam się do delikatnie zlewającej się ze sobą pobliskiej grupki gwiazd ? NGC 6281. Spróbowałam dobrać się do planetarki NGC 6302 i podejrzewam, że pewnie ją widziałam, ale nie mam pojęcia pod postacią której gwiazdki się skryła. (?) Leżąca na samiutkim końcu odwłoku Skorpiona Shaula (? Sco) oraz sąsiednia ? Sco wyglądają cudownie w jednym polu widzenia, a w pobliżu znajduje się delikatna Cr 338. Nieco wyżej w oczy rzuca się ? no, może trochę za dużo powiedziane ?rzuca się?, ale idzie ją dostrzec bez problemu ? uroczo lśniąca mgiełeczka zawieszona tuż nad dwoma małymi słońcami. To gromada NGC 6400. Przy kolejnym obiekcie krzyknęłam coś w stylu ?Whoaaaaaa! Aaale zaaacne!?, oto bowiem wcelowałam w niesamowicie piękną parkę, kojarzącą mi się z NGC 404 skrytą w blasku Miracha. W tym przypadku gwiazdą jest pomarańczowy olbrzym G Sco, a zamiast galaktyki mamy jaśniejącą srebrzystym światłem gromadę kulistą, tak kontrastową do ogniście płonącej towarzyszki. Ah, zapomniałabym, ta kulka to NGC 6441 (wg Interstellarum także Silver Nugget Cluster). Jestem zachwycona i swoją drogą chyba właśnie znalazłam kandydata na odcinek OT... Przesuwam pole widzenia ku górze. A co my tu mamy! Poznaną już wczoraj Messier 7, a wokół niej całe mnóstwo rozmaitości w postaci zarówno jasnych, jak i ciemnych struktur. Te drugie atlas określa jako Barnard 283, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że to wszystko? Tymczasem chyba udało mi się wyzerkać kulkę NGC 6453 usytuowaną na nieboskłonie w obrębie Gromady Ptolemeusza. Dalej celuję w M6, zahaczając obok o klastry skatalogowane jako NGC 6383 oraz Tr 28. Z przeciwnej strony Motyla bez problemu dostrzegam skupisko słońc składających się na następną gromadę ? NGC 6416 ładnie prezentującą się w polu widzenia z większą sąsiadką. Jeszcze wyżej, ale wciąż mogąc zmieścić w granicach diafragmy poprzednią dwójkę, zauważam delikatne gwiazdeczki kolejnego klastra ? NGC 6425. Dalej, to już niemal Strzelec, w oczy wpada NGC 6451, tutaj też tło nieba wydaje się bardziej jaśnieć blaskiem Galaktyki. Obok widnieje gromadka Bas 5, wokół dostrzegam trochę ciemnych obszarów. Wyżej ? Ru 134, w prawo ? Ru 131, po obu stronach tej ostatniej ? Cr 347 i Cr 351, a wszystko to skrzące się niczym śnieg filigranowe obłoczki. Przesuwam się jeszcze odrobinę na zachód. Zygzakowato ułożone, niezbyt jasne gwiazdki stają się teraz moim drogowskazem, wystarczy tylko pociągnąć linie między odpowiednimi z nich aż się skrzyżują i oto widzę, mam je w samiutkim środku pola widzenia. Niepozorne, zarówno w potężnej lornecie, jak i w malutkiej BGSZ, a gołym okiem to już w ogóle. Chociaż gołym okiem można dostrzec, że wokół gromadzi się wiele galaktycznych obłoków, pojaśnień, pociemnień. Ale ono samo niepozorne. Centrum Drogi Mlecznej. Nierozróżnialny na niebie umowny punkt, zaznaczony w atlasach gdzieś pośród gwiazd Strzelca, blisko granicy z Wężownikiem i Skorpionem. Niczym niewyróżniający się. Ale pomimo tego wszystkiego świadomość na co właśnie kieruję wzrok nie pozwala mi oderwać się od okularów. Gdzieś tam, za chmurami zimnego wodoru i rojem gorących gwiazd kryje się najpotężniejszy olbrzym w całej galaktyce, Sagittarius A*. Niby nic takiego, patrzenie na kilka niepozornych gwiazdek. A jednak coś niesamowitego. (?) Godzina 22:42, niebo robi się jakieś wyblakłe, pewnie Księżyc już przekroczył linię horyzontu i czai się za górami. Droga Mleczna staje się coraz słabiej dostrzegalna, ale ja próbuję na sam koniec uszczknąć jeszcze choć trochę jej bogactwa. Tak udaje mi się zobaczyć kulkę NGC 6522, z planetarką NGC 6563 nie jest już tak kolorowo? O, właśnie Srebrny Glob wyłonił się zza krawędzi Dynarów. Chyba czas iść spać. III Śladami galaktycznego halo. 22/23.08.2019 Po jednej dobie przerwy, kiedy to niebo było otulone cienką pierzyną, nadeszły kolejne obserwacje. Ostatnim razem skończyłam na NGC 6522 okupującej nieboskłon w pobliżu Alnasi ? ? Sgr, toteż dzisiaj od niej właśnie zaczynam. Po jej namierzeniu zsuwam się polem widzenia w dół, gdzie może nie udaje mi się wyzerkać NGC 6558, ale za to wypatruję inną kulkę ? zanurzoną w cielsku Barnarda 305 NGC 6569. Wracam w okolice Alnasi, w sumie bez żadnego konkretnego powodu, ot tak, trochę z głupoty i nagle dostrzegam nowy, zwarty blask ? to NGC 6528, gromada kulista zlokalizowana bardzo blisko obiektu z otwarcia dzisiejszej sesji. Obracam lornetę w lewo, by poniżej ? Sgr namierzyć jaśniejącą delikatnie w pylistym otoczeniu NGC 6624. Skoro już jakoś tak lecę po kulkach, to może zerknę na te w Skorpionie, póki ten wznosi się wysoko. Jak myślę, tak robię i po wcelowaniu w Antaresa zaczynam od największej kątowo w tej okolicy gromady-matki, czyli M 4, by ? w przeciwieństwie do pierwszej nocy tutaj ? poświęcić jej więcej uwagi. Obiekt, za którym nigdy nie przepadałam ? zawsze ledwo go wyłapywałam mimo ogromnego symbolu na mapach nieba ? teraz jawił mi się jako wyrazisty i zwracający na siebie uwagę. Zerkaniem wydawał się jeszcze rozleglejszy, a kaszka, z której był zbudowany, wykazywała w swojej strukturze pojedyncze gwiazdki. Chyba zacznę lubić się z tą gromadą. Wyżej mam M 80, gromadę-dziecko, lecz jakże urokliwe jest to dziecko, delikatne (?), ulokowane w urozmaiconym kilkudziesięcioma słońcami otoczeniu. Wędruję dalej do Wężownika i jego M 127, pięknej, wręcz uwodzicielskiej. Szybuję jeszcze wyżej, skaczę po kolejnych gwiazdkach do jasno określonego celu, by w pewnej chwili krzyknąć. Ooo! To M 10! Uuu! M 12! Obie prześwietne, duże, bogate, puchate i bardzo podobne. Bliźniaczki, o! Jeszcze następnie namierzam ulotną NGC 6366. I mam M 14! Jakkolwiek trudno w to uwierzyć, według moich notatek właśnie widzę ją świadomie pierwszy raz. Jakoś tak wyszło? Oh! Wracam w dół (i do normalnej pozycji przy lornecie wygodnie siadając na krzesełku) do M 19, gdzie urzeka mnie szczególnie otoczenie eMki ? dostrzegam w nim pięć sznureczków z gwiazd w mniej więcej podobnej odległości od gromady, całkiem regularnie ułożonych. Co ciekawe podobne odbieram rewiry M 62, z tym, że w przypadku tejże gwiazdki te są o wiele słabsze. Niedaleko namierzam trzy eNGieeCe o numerach 6293, 6304 oraz 6316. Czuję, że zaczynam się spieszyć. Tu jest jeszcze tyle do zobaczenia ? Ale coś mnie woła z czeluści gwiazdozbioru Strzelca? Przerzucam kartkę w Interstellarum o jedną do tyłu, na arkusz numer 78 i zaczynam od Messier 22. Cóż to jest za bydle! W moim odczuciu prezentuje się lepiej niż M 13 w GSO 10? wyposażonym w okular 30 mm. Noż kurde! Ona jest cała porozbijana na pojedyncze światełka, widzę jak wyciąga nimi macki w kosmiczną otchłań. A ta otchłań wcale nie jest taka pusta, wręcz przeciwnie, mrowi ogromem maleńkich punkcików, których pojawia się coraz więcej z każdą kolejną chwilą, każdym kolejnym omieceniem wzrokiem pola widzenia. I całe to tło jest nierównomiernie upstrzone gwiazdkami. A sama gromada! To jest dopiero statek-matka, M 4 to przy niej maluszek. Ciekawe jakie odczucia na temat M 22 miałabym po spojrzeniu na 47 Tucanae lub ? Centauri (?). Blisko wypatruję NGC 6642, przy okazji zahaczając o ?gwiazdkę? nie będącą nią w rzeczywistości ? planetarkę NGC 6629. Dalej namierzam M 28 i bezproblemowo zauważam NGC 6638 po przeciwnej stronie ? Sgr. Spoglądam do atlasu, gdzie na mapach widzę jakieś gromady kuliste pozaznaczane pomiędzy mgławicami Strzelca, ale im przyjrzę się przy okazji. W tym momencie woła mnie coś innego. Moimi celami zostają kolejno M 54, M 70 i M 69. Z całej trójki najwyraźniejsza i największa jest ta pierwsza, dwie pozostałe na pierwszy rzut oka sprawiają wręcz gwiazdowe wrażenie i dopiero po chwili ujawniają swoją prawdziwą naturę. W międzyczasie namierzam jeszcze NGC 6652, o wiele bardziej ulotną od poprzedniczek. A dalej, szaleństwo! Proszę państwa, oto NGC 6723, Chandelier Cluster. Jeszcze w Strzelcu, lecz gwiazdy nieśmiało jaśniejące poniżej to już obszar panowania Korony Południowej. I mimo, że w ciągu ostatnich nocy odnotowywałam już niżej położone obiekty, świadomość tego co widzę ? słońca należące do gwiazdozbioru, którego wcześniej nigdy nie obserwowałam ? nadaje jeszcze większej niezwykłości temu widokowi. (?) Na M 55 trafiłam przypadkiem, przeczesując nie najjaśniejsze gwiazdy wschodniej części Sagittariusa. Jest duża i masywna, ale też nieszczególnie jasna, niemniej jednak zerkaniem odnoszę wrażenie niejednolitości jej struktury oraz delikatnego mrowienia. Nieubłaganie zbliża się wschód Księżyca, a ja dopiero teraz zauważam jak bardzo dysk naszej Galaktyki przewędrował na zachodnie niebo podczas moich dotychczasowych obserwacji. Chcąc do końca wykorzystać tę noc, postanawiam odbyć wędrówkę na wschód. Rozpoczynam ją od podwójnej porażki ? nie mogę poradzić sobie z NGC 6818 i NGC 6822 ? by następnie pocieszyć się wspaniałym widokiem dwóch najjaśniejszych gwiazd Koziorożca, Algedi i Dabih. Tej pierwszej towarzyszy niezwiązana z nią fizycznie i nieposiadająca swojego imienia sąsiadka, druga natomiast jest prawdziwą gwiazdą podwójną (a w rzeczywistości nawet wielokrotną) tworzoną przez pięknie kontrastujące składniki ? jaśniejszy żółtopomarańczowy oraz słabszy o niebieskawej barwie. Wszystkie one otoczone są przez kolejne błyskotki o różnych jasnościach i odcieniach. Cóż za piękny widok dla lornetki! Odnajduję jeszcze M 30 i? właśnie dwa budynki dalej ktoś włącza na balkonie lampę walącą żółtym światłem idealnie w moim kierunku i wywiesza sobie pranie. Kruca fuks, ludzie, jest godzina 23! Bez przystosowania wzroku do ciemności, chyba tylko dla samej zasady, namierzam jeszcze M 72 i zieloną NGC 7009. Idę spać. A lampa dalej świeci. IV Między tym, co wszyscy znają. 25/26, 26/27.08.2019 Wkrótce po zachodzie słońca, podobnie w czasie ostatnich nocy, zerwał się silny wiatr (?). Szczęśliwie tym razem odbyło się to bez akompaniamentu nieproszonych gości na niebie, no ? prawie ? trochę tego cienkiego chmurwia zaległo nisko nad horyzontem. Nie przeszkadza to jednak zupełnie moim najbliższym planom, oto bowiem wymyśliłam, że w końcu poświęcę więcej czasu pięknym, jasnym i wszystkim dobrze znanym eMkom, które tutaj przecież zajmują wyższe elewacje, a oprócz tego, przesuwając się wzdłuż płaszczyzny Galaktyki, zwrócę wzrok także na to co mniejsze i skryte w blasku wielkich celebrytek. Moja lorneta chyba wiedziała na co się dziś szykuję ? pierwszy obiekt pojawił się w polu widzenia sam z siebie zaraz po rozstawieniu sprzętu, jeszcze zanim zdążyłam w cokolwiek intencjonalnie wcelować. W ten sposób zaczęłam od Gromady Ptolemeusza, by następnie przejść do Motyla, a potem przeskoczyć obadane już wcześniej klastry zlokalizowane w pobliżu Centrum, trafiając do nieśmiało migoczącej NGC 6565, która bez problemu dała mi się namierzyć i, niby jaśniejąca zerkaniem gwiazdka, znikała po spojrzeniu weń na wprost. (?) Wyżej rozpoznaję NGC 6553 ? delikatną, dość jednolitą kuleczkę wiszącą niczym pomponik wśród tła nierównomiernie rozświetlonego obłokami Drogi Mlecznej. Niecały stopień dalej lokuje się inna gromada kulista ? NGC 6544. Wydaje się odrobinę rozleglejsza i o wiele bardziej rozmyta od poprzedniczki, mniej skupiona, ale podobnie jednolita. Wspaniale prezentują się razem w polu widzenia lornety, dodatkowo urozmaicone wspomnianym mozaikowym blaskiem odległych świateł! Ktoś mógłby rzec ? Niepozorne! ? ale właśnie ta niepozorność składa się w tym przypadku na całe piękno oglądanego widoku ? analizując ten obszar minuta po minucie dostrzega się kolejne diamenty rozproszone wszędzie dookoła, z każdą chwilą jest ich więcej. I wtedy zauważa się, że oprócz dwóch siostrzyczek w pięknym otoczeniu, towarzyszy nam coś jeszcze. Oto bowiem, zza diafragmy wyziera następne cudeńko, chce się nawet powiedzieć ? POTĘŻNE CUDZISKO! Messier 8! I tu mogłabym wiele opisywać? Ale zamiast tego po prostu Wam pokażę. Ostatecznie podjęłam się próby ubrania w słowa obrazu, który dziś rozłożył mnie wielokrotnie mocniej niż pierwszej nocy. W przerwach między poszczególnymi ruchami ołówka w notatniku umieszczałam kolejne epitety. Trójwymiarowa! Jasna! Ogromna! Cała poprzecinana ciemnymi mgławicami! Gromadka w jej sercu ? niesamowita! Bez filtra O-III, a niemal jak z nim! (?) Już chyba niczym dzisiaj nie zachwycę się tak jak nią. W czasie, gdy szkicowałam zadzwonił Filip, który między normalną rozmową co jakiś czas wysłuchiwał moich zachwytów i opisów kolejnych obiektów. M 20 podzielonej na dwa płaty i pięknie komponującej się z powyższą M 21, która jednak po uprzednim obiekcie wydaje się być jakaś taka trochę niemrawa. Gromadek rozrzuconych w okolicy ? Cr 367, delikatnej NGC 6546, większej ASCC 93, drobnej vdB 113 i filigranowej NGC 6583. Ulotnej NGC 6568, która skrzy się, przywodząc na myśl niebiańskie płótno pomarszczone przez kogoś w tym właśnie miejscu tak, by widniejące na niej słońca mieniły się jeszcze intensywniej. Planetarki o wdzięcznym imieniu Czerwony Pająk (NGC 6537), która zaskoczyła mnie swoją wyraźnością. Lśniącej i migocącej M23, pełnej zarówno diamentów wyskakujących na pierwszy plan, jak i tych skrzących się nieśmiało w tle. A potem to, co zalegało tuż przy horyzoncie, postanowiło wznieść się ku górze. Dokończę jutro. (?) Dziś niebo chyba jest trochę lepsze niż wczoraj, lecz wiatr wciąż niemiłosiernie dmie w kierunku morza, tuż przy horyzoncie też coś zalega. (?) Przeczesałam już niebo od Kasjopei do Skorpiona przez BGSZ, a teraz zasiadam do APM. Zaczynam od Laguny, porównuję jeszcze raz dla pewności z wczorajszym szkicem i robię powtórkę z ostatniej nocy, odnajdując dodatkowo Ru 139. I chyba mignęła mi NGC 6506. Z akcentem na chyba. Nie wiem czemu, ale nie mogę sobie z tym obiektem poradzić, ciągle mam wrażenie, że widzę go odrobinę na prawo od miejsca zaznaczonego w atlasie. Mam też dwie inne zagwozdki w postaci mgławic o numerach NGC 6526 oraz 6559. Ta pierwsza, według Interstellarum wznosi się niecałe pół stopnia nad Laguną, druga ? gdzieś w południowej części Cr 367. Do tego co widzę podchodzę sceptycznie, jednak niezmiennie mam wrażenie, że dostrzegam jakieś pojaśnienia, ruszam lornetą, a one fruwają w polu widzenia zgodnie z resztą firmamentu. Odsuwam oczy od okularów, przykładam znów i dalej to samo. W dodatku późniejszy risercz w Internecie, twierdzi, że NGC 6526 to w rzeczywistości fragment M 8 (?). Na chwilę odskakuję w prawo od głównego szlaku, by ustrzelić gromadę kulistą NGC 6469. Jej okolice wyglądają o wiele mroczniej w porównaniu z rozgwieżdżonymi łąkami otaczającymi poprzednie obiekty. Czuję się, jakby niebo zasnuło się czymś ciężkim. Jeszcze ciemniej okazuje się być wokół bardziej na zachód położonej NGC 6369. Ale czemuż tu się dziwić, skoro ta planetarka piastuje swoje miejsce w obrębie potężnej Mgławicy Fajka? Kolosa, który nie zmieści się nawet w polu widzenia lornetki 10x50, a co dopiero takiej 25x100? W tym instrumencie dostrzegam ją jedynie w postaci czarnej wyrwy w niebie, otchłani, w której bardzo mało gwiazd znalazło swą ostoję? Wracam znów tam, gdzie tło jaśnieje mnóstwem srebrzystych punkcików i po przyjrzeniu się Cr 371 przesuwam lornetę delikatnie ku górze, lecz to na co trafiam wcale takie delikatne nie jest. Wręcz przeciwnie! Oto bowiem zanurzam się w obfitości M 24, znanej też jako Mały Obłok Gwiezdny Strzelca, uf! Czy Wam też nie wydaje się, że ta nazwa jest zbyt toporna? Wielokrotnie bardziej trafia do mnie wersja angielska ? Small Sagittarius Star Cloud (?). Po odbiciu w bok bezproblemowo wyzerkuję kulkę NGC 6440, nie mogę jednak poradzić sobie z sąsiednią mgławicą planetarną NGC 6445. Nie wiem co myśleć o NGC 6507, czy mogę uznać ją za zaliczoną, jeśli dojrzałam jedynie dwie najjaśniejsze gwiazdki? A może w ogóle nie trafiłam? Odnajduję za to NGC 6554, 6561, i chyba 6603, a dalej także M 18 i NGC 6596, by wreszcie dotrzeć do Omegi. Ale ta Omega nie jest jeszcze końcem mojej podróży. Przyglądam się uważnie wyraźnemu łabędziowi otulonemu delikatną poświatą, która u jego podstawy zanika, ukazując silny kontrast z otoczeniem. W miejscu tym zauważam małą grupkę gwiazd. Cały Messier 17 mieści się w polu widzenia z dwoma uprzednio wymienionymi gromadami, tworząc bardzo ładny kadr. Zawracam jeszcze na chwilę do przepięknej M 25, ponad nią doświadczam uroków NGC 6645 stanowiącej zachodni koniec sznureczka gwiazd, z którym tworzy niby brelok, spoglądam na łatwo gubiącą się pośród tła NGC 6605. A kolejna jest już M 16. I tutaj muszę przyznać, że jej widok akurat mnie rozczarował. Tak jak zawsze bardzo ją lubiłam, tak tym razem chyba po prostu spodziewałam się czegoś więcej niż tylko gromady gwiazd z rozpościerającą się wokół, niewyraźną mgiełką. A może Orzełek zwyczajnie potrzebuje filtra? Tego nie wiem. Wyżej udaje mi się wypatrzeć NGC 6639 (myślałam, że będzie trudniej) oraz NGC 6625, nie udaje mi się z NGC 6631. Nie zważając na obiekty pomijane po drodze, rzucam się ku zachwycającej M 11 w otoczeniu ciemnych struktur, ale tymi zajmę się dopiero jutro. Na razie podziwiam widok gromady, którą, sama nie wiem dlaczego, zwykle bagatelizowałam jeszcze kilka lat temu. Wracam, by nadrobić to, co mnie ominęło przed chwilą ? NGC 6664, jasną M 26, NGC 6712 i NGC 6628, z której wyłuskaniem z gwiezdnego tła na początku musiałam się trochę namordować, ale po wszystkim okazała się całkiem łatwa. Wyżej zdobywam jeszcze planetarkę o numerze 6751 w katalogu NGC. Odpływam trochę, by zlokalizować NGC 6774, 6737, 6716 oraz Cr 394. Pierwszy raz świadomie oglądam M 75 (sic!). A o tym co było dalej opowiem kiedy indziej. (?) V Szlakami pana Barnarda. 27/28.08.2019 Mimo, że tej nocy miało nastąpić moje spotkanie z panem Edwardem i jego katalogiem, obserwacje zaczęłam od czegoś zupełnie innego. Oto bowiem, uzupełniając wieczorem spis obiektów ?zaliczonych? zreflektowałam się, że nie ma w nim M 9. Przetrzebiłam swój notatnik, nigdzie jednak nie znalazłam zapisków na temat tej gromady kulistej. A więc ustawiam się na gwieździe o intrygującym imieniu Sabik (? Oph) i? Łapię lornetę w locie! Uh, ale zawał! Coś się musiało obluzować, a może niewystarczająco dokręciłam gałkę w statywie? Musiałam dać sobie chwilę, żeby ręce przestały drżeć. Ustawiam się jeszcze raz. Zjeżdżam w dół i odnajduję zagubioną wcześniej kulkę. Przy okazji namierzam dwa sąsiednie obiekty o podobnej naturze, każdy z osobna mieszczący się z eMką w polu widzenia. To NGC 6342 i 6356. Trochę wyżej wyzerkuję niepozorną ?gwiazdkę?, w postaci której skrywa się NGC 6309. Dobra. Czas na ciemne mgławice. I w tym momencie czuję, jak coś na mnie kapie. Fiks Kanada! Klimatyzator, przy którym urządziłam sobie punkt obserwacyjny, postanowił mnie podlać? Odsuwam się trochę tak, by żaden z jego elementów nie znajdował się nade mną. To jeszcze raz. Podróż po ciemnych strukturach zaczynam od okolic M 7, ponad którą ciemnieje poznane mi już wcześniej cielsko B 283, nie prezentujące się jednak szczególnie efektownie ? ot rozlewający się na obszarze zbliżonym do wspomnianej gromady brak gwiazd. Nie zauważam B 278 i 275, a przy Motylu nie mam pewności czy faktycznie dostrzegam B 286 i 287. W rejonie LDN 1758 i B 292 po prostu widzę ciemność. Wyżej jest już lepiej. Odnajduję LDN 1788, który jednak w rzeczywistości wydaje się mieć bardziej rozbudowaną strukturę niż wskazywałyby na to rysunki w atlasie. Podobne odczucia towarzyszą mi przy B 289, pięknej i ciemnej wyrwie rozrywającej blask Galaktyki ponad 2 stopnie na wschód od jej centrum. Wokół budują się kolejne mroczne struktury, niestety Interstellarum milczy na ten temat. Blisko Alnasi lokalizuję rozległego Barnarda 295 chyba najwyraźniej odcinającego się od tła w północnozachodniej części. Nie rozpoznaję B 305 wokół NGC 6569, jedynie mogę stwierdzić zmniejszoną liczność gwiazd w tej okolicy. Gdy zmierzając po Barnarda 86 mijam kolejne czarne wyspy na morzu gwiazd, boli mnie, że w atlasie nie ma o nich ani słowa. (?) B 86, kropla czarnego atramentu, która upadła tuż obok świateł gromadki 6520. Z niemal identycznymi rozmiarami jak ona przywodzi na myśl obrazy rodem z fantasy. Są jak dwie siostry, dobra i zła, królowa światła i pani ciemności, splecione razem w tańcu między gwiazdami Galaktyki. Spośród ogromu bezimiennych mgławic, które zarejestrowałam, Interstellarum podał mi B 90 oraz B 299, jednak moją uwagę najbardziej zwróciła plama usytuowana na prawo od tej ostatniej, a powyżej B 86. Ogromna M 8 pozwala mi zobaczyć, jak B 296, 88 i 89 rozdzierają ją na trzy jasne płaty skąpane w blasku otaczającego ją światła. Zniewolona niezwykłym widokiem muszę dać sobie trochę czasu, by przejść do M 21, która trochę bardziej nieśmiało, ale również dzieli się ze mną swoją ciemną składową w postaci B 85. Znowu tyle mrocznych sylwetek pojawia się wokół. Mam B 91! Okolice M 24. Ale tu dzieją się cuda! Nie mogąc zmieścić tego kolosa w APM po kolei staram się analizować strukturę jego i otaczających go mozaik. Chyba najbardziej rzucają się w oczy dwie czarne chmury gaszące gwiazdy w północnowschodniej krawędzi Obłoku Strzelca ? B 92 i 93. Trochę mniej nieprzezroczyste, ale wciąż dobrze widoczne są B 307 w północnej części M 24 oraz rozłożysty, przypominający szczypce B 304, zaciskający się między słońcami wzdłuż płaszczyzny Drogi Mlecznej. Jego lewy fragment wcinając się od zachodu w Obłok Gwiazd wyraźniej niż reszta mgławicy wybijał się z bogatego otoczenia. Gdy stając oko w oko (a właściwie obiektywy w pył) z ciemnym cielskiem po przeciwnej stronie M 24 zdaję sobie sprawę, że w Interstellarum ktoś zupełnie olał to miejsce, nie wytrzymuję. Chwytam telefon, na którym szczęśliwie wcześniej włączyłam czerwony filtr i zaczynam przeczesywać folder z mapkami nieba. Gdzieś tu musi być. Jest! Mapka, którą Panasmaras zamieścił kiedyś na Forum. Dzięki niej dowiaduję się, iż imię jego LDN 322, a chwilę później mogę określić, że dwa drobniejsze okazy powyżej noszą w katalogu LDN numery 332 oraz 336. W okolicy dopatruję się B 311, B 312 i B 367, w międzyczasie nie radząc sobie z B 301 oraz B 313. (?) Wokół Omegi znowu rozpoczyna się chmara ciemnotek, których brak w atlasie, ale nie mam już siły się na to denerwować. Zamiast tego po prostu podziwiam roztaczające się przede mną struktury utkane z nieprzezroczystego pyłu, który skrywając w sobie młode gwiazdy jest jednocześnie miejscem ich narodzin. Wreszcie natrafiam na znane wyspy pośród bezimiennego oceanu. Barnard 95. Barnard 97. Ogromne cielsko bez wyraźnych krawędzi. Nie odróżniam B 94 ani B 96, podobnie B 100 i 101, mam też problem z B 314, chociaż możliwe, że identyfikuję jego górne granice? A potem wkraczam na tereny niezwykłe. Oto bowiem, po przekroczeniu ? Sct dostrzegam, że królestwo światła skupione wokół M 26 ma tu swoje krańce, za którymi rozpoczyna się panowanie mroku w postaci Barnarda 103. Jak dotąd podchodziłam do niego tylko od strony Dzikiej Kaczki, dlatego dzisiejsza podróż w jego rewiry zaowocowała całkiem innym spojrzeniem na tę mgławicę, która faluje pośród gwiazd niczym czarny, połyskujący materiał, na którym padające nań światło maluje obszary o zróżnicowanej jasności. Widzę jego wschodnią i zachodnią krawędź, z czego za tą drugą roztacza się kolejny, tym razem bezimienny, ciemny płat. Przesuwając się dalej wzdłuż umownej linii wyznaczającej kształt gwiazdozbioru Tarczy docieram do mojego Obiektu Tygodnia. Ponad M 11 rozkładającą się niczym wachlarz wyłaniają się kolejne królestwa cieni. Największe z nich to mroczny półksiężyc znany jako B 111, który wypełnia całe pole widzenia APM. Jego rozbudowana powierzchnia wykazuje zróżnicowanie w jasności czy może raczej ciemności. Kilkukrotnie zdaje mi się, że jedną z tych plam, którymi jest naznaczony, może być B 110, lecz nie umiem stwierdzić tego jednoznacznie. Całkiem pewnie identyfikuję za to dwie gromadki ? NGC 6704 oraz Bas 1. Nie udaje mi się dostrzec B 104, ale po drugiej stronie półksiężyca dostrzegam B 119a ? nie oddzielam od niego B 117a, za to zauważam B 119. Ten ostatni Barnard stanowi preludium do całej chmary niewielkich wysepek, których nie jestem w stanie klarownie pooddzielać od siebie. Pozostaję przy podziwianiu ich marmurkowej struktury. Przy M 11 namierzam jej kosmiczny cień w postaci B 112, obok dostrzegam cały sznureczek złożony z B 115, 116, 114, 117 i 118, momentami zdaje mi się, że widzę B 108. Leżąca ponad tym wszystkim LDN 582 okazuje się nie być tak łatwa do zidentyfikowania jak mogłoby się wydawać po rysunku w atlasie. Przeciwnie sprawa ma się z B 113. Nie wiem co myśleć w przypadku oznaczonej na mapach szarym kwadracikiem B 134 ? w jej miejscu ukazuje mi się dużo ciemności. Wokół 12 Aql kotłują się drobne B 127, 129 i 130. Nie widzę B 327. Uh. Nie widzę B 128-131, 132 i 135. Czyżbym zrobiła się już zbyt śpiąca? Odpowiedź nadchodzi po spojrzeniu w niebo gołym okiem. To rysujący się na firmamencie galaktyczny dysk odpłynął już daleko na zachód, gdzie odległa łuna świateł unosząca się z naprzeciwległej wyspy zaczęła osłabiać jego widoczność. Chyba zrobię sobie przerwę. A potem czas na jesień. (?) VI U wrót jesieni. 26/27, 27/28, 28/29.08.2019 Pierwszy raz do królestwa jesieni zawinęłam na koniec przygody skupionej wokół gromad kulistych, jednak podróż ta okazała się być tak krótka, że zdołałam zawszeć ją w kilku zdaniach w części III. Drugi raz zapuściłam się tutaj 27 sierpnia nad ranem i również nie zabawiłam na długo? Po zabawach z bogactwami jasnych obiektów dysku Drogi Mlecznej coś bardzo nie chciało, by galaktyki skryte pośród gwiazd Koziorożca i Ryby Południowej zbyt łatwo poddały się mojemu wzrokowi. Tej nocy bowiem odnalazłam tylko jedną ? NGC 7507, w dodatku świecącą na tle Rzeźbiarza. Udało mi się za to z kilkoma obiektami o zgoła innej naturze ? za drugim razem ujawniła mi się Perła ? NGC 6818 ? mgławica planetarna leżąca jeszcze w granicach Strzelca. Nie, nie dostrzegłam sąsiedniej Galaktyki Barnarda, niby coś mignęło zerkaniem, ale nawet tego mignięcia nie jestem pewna (?). Namierzyłam też gromady Al 10, Str 40, Blanco 1 oraz asteryzm M 73, a potem jeszcze jedną planetarkę ? Helixa, którego wcześniej jeszcze nigdy nie ustrzeliłam własnoręcznie, a którego znałam jedynie dzięki Alice sprawnie znajdującemu go na zeszłorocznym zlocie w Zatomiu. Cóż to jest za delikatna, lecz jednocześnie łatwa w zidentyfikowaniu mgławica, zadziwiająco ogromna i o zdecydowanie niejednolitej jasności powierzchniowej. Niczym gruby okrąg, z którego próbuje mi umknąć jego prawa część (?). A potem poszłam spać, ale mimo usilnych chęci nie mogę sobie już przypomnieć dlaczego. Ale powiedziałam sobie, że jeszcze tu wrócę i się poprawię. (?) Powróciłam następnej nocy. Gdy pod wpływem ruchu obrotowego naszej planety wydostałam się spod mrocznego panowania Barnardów, postanowiłam ruszyć ku wschodowi, wcześniej jednak pozwalając sobie na krótką przerwę. Gdy wróciłam, niemal od razu udało mi się odnaleźć galaktykę NGC 6903, która nie chciała mi się dać złapać poprzednim razem. Zaczyna się dobrze. A nawet bardzo dobrze! Aaaaaaaaale meteor! I to nie byle jaki meteor! Oooooo! Może nie najjaśniejszy, lecz imponujący długością ? lecąc na południowy wschód przecina kilkadziesiąt stopni nieba, za nic mając sobie granice gwiazdozbiorów Orła, Koziorożca i Ryby Południowej. Sekundę po tym, jak odsunęłam się od okularów i spojrzałam przed siebie. Kurde! No zaczęło się zadziwiająco dobrze! Myśl tę szybko weryfikuje niepowodzenie w przypadku NGC 6907, IC 5193 oraz parki NGC 7173 ? 7176, gdzie w przypadku tych ostatnich coś niby wyzerkałam, ale to chyba prędzej było jakaś słabiutkie słońce ulokowane akurat w zbliżonym miejscu co one. Tak mi się przynajmniej wydaje? Swoją drogą pobliska część Ryby Południowej bardzo mi się podoba! Sąsiedztwo ?, ? oraz ? PsA tworzy coś na kształt greckiej litery ?, która mieni się barwnym światłem budujących ją gwiazd. Jednak nie ma źle ? odnajduję NGC 7793. Hm, spodziewałam się czegoś mniejszego, ale nie narzekam. Obok zdobywam Str 88, a potem sunąc między gwiazdami Rzeźbiarza namierzam coś. Nawet całkiem duże, jednolicie jasne i plackowate coś okazuje się być gromadą kulistą znaną jako NGC 288. (?) Srebrna Moneta mnie zachwyca. Bardzo duża, długa, jaśniejsza w części południowozachodniej i w centrum widocznego owalu, z tym że ten najbardziej świetlisty fragment jej środka jest jakby przesunięty trochę we wspomnianym kierunku, w tym miejscu galaktyka ma też minimalnie większą grubość. Prawdziwe cudeńko, nie mogę się napatrzeć! Nie myślałam, że tak pięknie zaprezentuje się w lornecie, zaskoczył mnie zwłaszcza jej rozmiar, chyba zbyt dawno na nią nie patrzyłam. Gdyby nie to, że chcę jeszcze namierzyć więcej obiektów pewnie już bym ją szkicowała? Muszę przyznać, że gdy po NGC 253 przesunęłam pole widzenia na NGC 247 spodziewałam się większych fajerwerków, a tu klops. Owszem, jest duża, ale bardziej delikatna i mimo wszystko mniej efektowna od poprzedniczki. Chociaż w takim razie co powiedzieć o tej całej drobnicy rozsianej wokół, którą po prostu mogę uznać za zaliczoną bądź też nie? Eh, może po prostu trudno znaleźć w tej okolicy galaktykę dorównującą Monecie. Innym zaskoczeniem, tym razem pozytywnym, okazała się być NGC 246. Nie sądziłam, że ta planetarka okaże się tak zdecydowanie wpadająca w oczy i duża! I ma niejednolitą, jakby grudkowato rozłożoną jasność. Piękna! Pierwszy raz ją widzę i naprawdę bardzo mi się podoba. Krążąc po okolicy trafiam na piękną ? Cet o żółtokremowym blasku, gromadkę NGC 7826 oraz jeszcze inną kosmiczną wyspę ? NGC 720, by zaraz znów pogodzić się z kilkoma kolejnymi galaktycznymi porażkami, głównie w obrębie Wieloryba i Erydanu. Namierzam jeszcze dwie planetarki - NGC 1535 w tym ostatnim gwiazdozbiorze i IC 418 w konstelacji Zająca, kiedy reflektuję się, że po niebie przelatuje coraz więcej stosunkowo jasnych satelitów, a ono samo zaczyna zmieniać barwę z czarnej na granatową. Chwytam BGSZ, by błądząc po niebie uchwycić ostatnie odległe światła dzisiejszej nocy, które należą już bardziej do zimy niż jesieni. Czynność powtarzam z APM, a potem podziwiam piękny wschód cienkiego Księżyca przyozdobionego światłem popielatym, który w akompaniamencie drobnych gwiazdek wokół i niewielkiej chmurki poniżej wychyla się zza Dynarów. Jest magicznie. Kolejna noc nie zaczęła się kolorowo, a pogoda szybko zweryfikowała moje plany. Kilkanaście minut po rozpoczęciu szkicowania M 7 zasłoniły ją chmury, więc udałam się wyżej ? do M 22, gdzie sytuacja za chwilę się powtórzyła z tą jedną różnicą, że teraz niemal cały nieboskłon zasłonił się nieprzezroczystą kurtyną. Sprawdzam prognozy. Za parę godzin ma się poprawić. Dobra, czekam do pierwszej. Jestem zmęczona, spałam niecałe 4 godziny, potem na plaży przedrzemałam jedną, a jeszcze potem parę spędziłam na pływaniu i nurkowaniu, ale wszystko wskazuje na to, że kolejnej nocy pogoda już na nic nie pozwoli. A jeszcze kolejnej będę w drodze do Polski. O 1:24 chmury rozpływają się, przynajmniej częściowo. Przed przystąpieniem do jesiennych galaktyk spędzam trochę czasu w okolicach Orła, w zasadzie namierzając każdy rodzaj obiektu jaki mogę. Z ciemnych mgławic obserwuję oczywiście słynne ?E? Barnarda, LDNy 688 i 673 oraz Barnarda 340. Nieopodal LDN 669 przy ? Aql lokalizuję jakąś ciemną mgławicę, której kontury znajduję w atlasie, ale bez podpisu? W międzyczasie pole widzenia lornety przecinają mi dwa meteory, a ja zachwycam się ogromem gwiazd świecących w tle tego wszystkiego. Łapię trochę pobliskich gromad otwartych i kulistych oraz 3 planetarki (?). Wieloryb! Najpierw bardzo szybko w oczy wpada mi NGC 584, potem obok pojawia się również NGC 596. Łapię NGC 1084 i niedaleką NGC 1052, o dziwo nie wyskakuje mi, mimo że jaśniejsza od tej drugiej, NGC 1022. Łatwo idzie mi z NGC 936, potem w okolicy masywnej i jasnej M 77 odnajduję jeszcze kilka kosmicznych wysp. (?) Między NGC 488 a NGC 1302 nie wychodzi mi z kilkoma galaktykami, jedynie planetarka NGC 1306 poddaje się moim oczom. A później spostrzegam, że na niebo znów wkradła się cienka kurtyna. Udaje mi się jeszcze dotrwać do przelotu ISS, którego fragment rejestruję nawet niewyraźnie telefonem, by potem na kolejne cztery godziny zatopić się w błogim śnie. VII Walka. 29/30.08.2019 Zgodnie z wcześniejszymi prognozami ostatnia noc w Chorwacji nie zapowiada się kolorowo. Większość południowego nieba, zwłaszcza bliżej horyzontu, jest pokryta zlewającą się ze sobą ławicą drobniejszych chmurek, dlatego próbuję zawalczyć z tym, co czai się ponad nimi. W ten sposób trafiam w objęcia Wężownika, który raczy mnie przepięknymi gromadami odległych słońc, a ja w każdej odnajduję coś znajomego. Rozkładająca swoje ramiona IC 4665 nieodparcie kojarzy mi się ze ?zwichniętym H? gwiazdozbioru Herkulesa, delikatna Cr 350 przywodzi mi na myśl Kaskadę Kemble?a, ale najbardziej zachwyca mnie NGC 6633. Bogata, nieco podłużna, kształtem przypomina wysoki kozaczek. Albo Włochy! O tak, to jest dobre porównanie. Jak się potem okazuje, jeszcze większe wrażenie robi na mnie IC 4756. Ile ona zawiera drobniusieńkich gwiazdek jak igiełki powbijanych w płótno nieboskłonu! Większych, mniejszych, wyskakujących spośród reszty i tych bardziej skrytych. Pomyśleć, że dopiero teraz widzę ją pierwszy raz. Zdecydowanie obiekt wieczoru! (?) Między kilkoma innymi klastrami gwiazd moją uwagę przykuwają dwa układy podwójne. 61 Oph stanowi parę słońc o niemal identycznej jasności i białej barwie, podobnie zresztą jak ? Ser, której oba składniki również są białe i świecą z prawie jednakową siłą. Znajdowanie kolejnych obiektów przestaje sprawiać przyjemność, gdy jestem zmuszona zerkać na nie zza cienkiej zasłony kropelek wody zawieszonych kilka kilometrów nade mną. Jakoś 15 minut przed północą odrywam się od walk z użyciem lornety i rozsiadam się na krześle, w międzyczasie ustawiając telefon na zdjęcie nieba, by skontrolować czy jest sens dalszych obserwacji. Sensu nie ma. Gapię się na porozrzucane po niebie gwiazdy, które podobnie jak ja toczą właśnie bitwę z chmurami, ale które w przeciwieństwie do mnie nie muszą jednocześnie przeciwstawiać się coraz większemu zmęczeniu. Patrzę jak trudzą się, by choć odrobina ich blasku przebiła się przez otulającą je coraz bardziej kołderkę. A czy ja przegrałam już swoją walkę? Z pogodą chyba tak. Bo o ile gwiazdy wciąż mogą próbować wysyłać fotony przez tę zasłonę, cóż mi po tym wątłym świetle? Z zachodu nadchodzi kolejna warstwa mglistej peleryny, tym razem o wiele masywniejsza i bardziej nieprzezroczysta. Tylko pojedyncze słońca dostają przywilej pozostania widocznymi. I Saturn. A co z drugim przeciwnikiem? Gdzieś z tyłu mojej głowy dalej trwa starcie z ogromnym zmęczeniem, które z nocy na noc narastało, gdy do kolejnej doby dorzucałam następne godziny z deficytem snu, pływaniem i wspinaniem się po stromych schodach prowadzących z plaży do domu. Z jednej strony prawie zasypiam, ale z drugiej coś nie pozwala mi oderwać się od widoku coraz bardziej zasnutego nieboskłonu. Niech to wszystko się wreszcie zasunie, bym z czystym sumieniem mogła iść spać. Chwytam BGSZ i kieruję ją tuż nad południowy horyzont, ze złudną nadzieją na wyłapanie jeszcze jakiejś pojedynczej gwiazdy. Nic z tego, nie zobaczę tam nic ani tej nocy, ani przez całe mnóstwo kolejnych. Jutro przemieszczę się na północ, by z równoleżnika o szerokości 43°24?41? N znaleźć się na swoich 49°51?45? N, a część sfery niebieskiej, na którą właśnie spoglądam, zostanie zasłonięta przez naszą planetę. Sześć stopni, dwadzieścia siedem minut i trzydzieści sześć sekund różnicy. I tyle więcej nieba wznoszącego się ponad widnokrąg. I tyle więcej gwiazd, tyle więcej obiektów, które chciałoby się zobaczyć. A to jest ostatnia noc tutaj, noc pełna chmur. Nie powinnam narzekać ? wykonałam tyle obserwacji na raz w miejscu, które akurat tata obrał jako cel tegorocznych wakacji bez parcia na aspekt astronomiczny. Ponad setka nowych obiektów i całe mnóstwo znanych już wcześniej, lecz teraz dostrzeżonych w zupełnie innej odsłonie. I tyle zachwytu. I zobaczenie wreszcie całego Skorpiona i Strzelca. I pojedyncze gwiazdy należące do Węgielnicy. Nie mam na co narzekać, ale człowiek jednak z natury jest pazerny. Zawsze chciałby więcej. 34 minuty po północy, 30 sierpnia 2019 r. Chmury wygrały już niemal zupełnie, a ja w końcu idę spać. Dobranoc niebo, dobranoc prawie sześć i pół stopnia więcej sfery niebieskiej. Do zobaczenia kiedyś tam, może nawet jeszcze bliżej równika. Dobranoc. Najniżej położonym obiektem głębokiego nieba, który świadomie obserwowałam, była NGC 6231 o deklinacji -41°49?27? dostrzeżona pierwszej nocy. Wiem, że mogłabym stąd sięgnąć dalej na południe, niestety przejrzystość nisko nad horyzontem pozwalała jedynie na wypatrzenie jaśniejszych gwiazd. Ale dla mnie i to było czymś niezwykłym.
  20. Mając w końcu trochę wolnego, mogłam ponadrabiać zaległości z ostatnich paru miesięcy. Od przedwczoraj padło kilkadziesiąt obiektów (część z nich wielokrotnie), głównie gromady w rejonie Rufy i Wielkiego Psa oraz trochę galaktyk w okolicach Panny. Ciekawym doświadczeniem było dla mnie wyłapywanie tych właśnie kosmicznych wysp w lornecie - przyzwyczajona do 10-calowego lustra i silniejszych powiększeń łapię dopiero wyczucie w wyzerkiwaniu drobnych mgiełek w prawie 3-stopniowym polu widzenia dwururki, jak na razie z różnym skutkiem. Warunki nie były wymarzone, a to głównie za sprawą gromadzących się w przyziemnej warstwie atmosfery zanieczyszczeń, zasilanych dodatkowo przez kominy okolicznych domostw (nawiasem mówiąc, jak czasem taki zakopcił to się tworzyło coś na kształt niewielkiej chmury, zazwyczaj zmierzającej w rejon nieba, który akurat mnie interesował ), jednak nie narzekam i ostatnie noce zaliczam do udanych. Myślałam trochę czy by nie napisać jakiejś relacyjki, ale przyznam, że nie miałam szczególnego pomysłu ni weny, a że nie ma co kombinować na siłę, tym razem prezentuję Wam trzy szkice. Nie przedstawiają w prawdzie jakichś bardzo oryginalnych obiektów, powstały jednak, gdy pod wpływem widoku w okularach doznawałam potrzeby uwiecznienia tego co widzę i podzielenia się tym z innymi. Standardowo - rysowałam ołówkami o najróżniejszych twardościach, DSy w negatywie, Księżyc w pozytywie. Potem zdjęcia szkiców poddałam obróbce w programie graficznym. Polegała ona na odwróceniu kolorów w przypadku szkiców w negatywie, delikatnym wyrównaniu tła i wyciągnięciu jego ciemnego koloru (sam negatyw ze zdjęcia często jest po prostu szary). W przypadku mgławicy pozwoliłam sobie zastosować na niej lekkie rozmycie, by całość wyglądała bardziej naturalnie. Przyznam, że szkicowanie przy lornetce jest o wiele wygodniejsze niż przy teleskopie - mogę dowolnie dopasować wysokość dwururki na statywie, by siedząc wygodnie opartą na krzesełku mieć ją na wysokości oczu. Najwięcej czasu poświęciłam na rysowanie gromad otwartych, ale jednocześnie z tego szkicu jestem najbardziej zadowolona. Aaa, nie napisałam nawet jeszcze jakie konkretnie obiekty uwieczniłam, ale może po prostu sami spójrzcie A jak wygląda taki szkic w stanie surowym, dopiero co powstały przy obserwacji? Przyznam Wam, że jak tak czasem patrzę, to takie w ogóle nie ruszone niczym szkice podobają mi się najbardziej i to mimo, że czasem są w negatywie, mają jakiś urok w sobie, nawet jeśli gorzej odwzorowują prawdziwy widok
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)