Skocz do zawartości

Astronomiczne Wiadomości z Internetu


Rekomendowane odpowiedzi

"Zrozumieć uniwersalne zasady życia, by skuteczniej szukać go poza Ziemią"

2019-05-22.

Jeśli zrozumiemy, co to jest życie, na poziomie abstrakcyjnym będziemy w stanie odróżnić życie od tego, co życiem nie jest, będziemy mogli skuteczniej szukać go poza Ziemią - mówi RMF FM Paul Davies gość Copernicus Festival. Słynny fizyk i astrobiolog wygłosi dziś o 20 w Krakowie wykład "Informacja i język życia". Temat wykładu jest nieprzypadkowy, to właśnie ?Język? jest tematem szóstej edycji Copernicus Festival. W rozmowie z Grzegorzem Jasińskim i Bogdanem Zalewskim Davies mówi też o szansach na to, że nie jesteśmy sami we wszechświecie, o podróżach w czasie i o tym, że głośny obiekt Oumuamua ? raczej nie był statkiem obcej cywilizacji.


Paul Davies, kosmolog, fizyk, astrobiolog, laureat Nagrody Templetona, zaangażowany od wielu lat w poszukiwania życia pozaziemskiego, autor bestsellerowych książek popularnonaukowych, jest pierwszym z wybitnych gości, którzy wygłoszą podczas tegorocznego Copernicus Festival swoje wykłady. Do niedzieli usłyszeć będzie można jeszcze wybitnego filozofa Charlesa Taylora, lingwistę Daniela Everetta, Elżbietę Tabakowską, zajmująca się językoznawstwem kognitywnym i badacza kultury języka - Jerzego Bralczyka. Ich wykłady będzie można śledzić na miejscu w Krakowie, ale też na żywo w transmisjach internetowych.


Grzegorz Jasiński: Czy zaskakuje pana fakt, że znamy już tysiące planet pozasłonecznych, ale nie zauważyliśmy jeszcze żadnej, która byłaby dopasowana do potrzeb życia, jakie znamy? A może jeszcze nie dość dużo o nich wiemy?
Paul Davies: Nie, to nie jest niespodzianka. Myślę, że wszyscy spodziewaliśmy się, że te planety tam są, nie mieliśmy tylko odpowiednich metod, by je odkryć. To się zmieniło w ciągu ostatnich 20 lat. Ja osobiście wierzyłem zawsze, że jest wiele planet, podobnie większość astronomów. Problem z planetami podobnymi do Ziemi jest taki, że nawet przy naszej obecnej technologii, bardzo trudno je znaleźć, są małe i zwykle dość odległe od swoich gwiazd. Niełatwo je odkryć, ale jestem przekonany, że są liczne, niektóre szacunki wskazują, że w samej naszej galaktyce może być ich nawet miliard. Oczywiście samo to, że planeta przypomina na Ziemię nie znaczy, że może mieć życie. Jest wielka różnica między planetą, która nadaje się do zamieszkania, a planetą, która jest faktycznie zamieszkała. Do tego, by planeta, która może podtrzymać życie była faktycznie zamieszkała, świat nieożywiony musi się zmienić w ożywiony. Życie musi się tam pojawić. Nie wiemy, jak do tego doszło na Ziemi i nie wiemy, co musi się wydarzyć, by doszło do tego gdzieś indziej. Nawet jeśli więc są gdzieś tam miliardy podobnych do Ziemi planet, nie oznacza to, że to życie się tam pojawi. Znalezienie na nich życia może być niezwykle trudne.
Bogdan Zalewski: W pana książce "Upiorna cisza. Czy jesteśmy sami we wszechświecie?" czytamy, że mądrze jest podejmować jakąkolwiek dyskusję na temat obcych cywilizacji z bardzo dużą szczyptą soli, sporą dawką sceptycyzmu. A pan - osobiście, nieoficjalnie - wierzy w jakieś formy życia, obce istoty poza Ziemią?
Jestem uczonym, więc to, w co wierzę, czy nie wierzę, jest zupełnie nieistotne. Chodzi o dowody, a my do tej pory nie mamy dowodów na jakiekolwiek życie pozaziemskie, a co dopiero inteligentne życie. Jest szansa na życie gdzie indziej w Układzie Słonecznym, z bardzo prostego powodu. Nie dlatego, że mogłoby się pojawić jakoś niezależnie od naszego, ale dlatego, że wskutek uderzeń komet i planetoid skały z Ziemi mogłyby zostać wyrzucone w przestrzeń. I to mogłoby przenosić mikroorganizmy żyjące na tych skałach na inne planety, szczególnie na Marsa. Myślę, iż jest przez to duża szansa, że kiedyś istniało, a może wciąż istnieje życie na Marsie. Nie musi to oznaczać, że ono tam właśnie się zaczęło. Możliwe, że życie narodziło się w całym Układzie Słonecznym tylko raz, a potem rozprzestrzeniło się w różne jego miejsca.          
B.Z.: Mottem pańskiej książki "Upiorna cisza" jest cytat z Arthura C. Clarke'a, pisarza science fiction, pisarza naukowego i futurysty: "Czasami myślę, że jesteśmy sami we wszechświecie, innym razem, że nie jesteśmy. W każdym z tych przypadków jest to dla mnie szokujące". Moim zdaniem fiasko poszukiwań życia pozaziemskiego, fakt, że w rzeczywistości jesteśmy sami w całym Kosmosie, nie są przerażające. A jaki jest pana  punkt widzenia?
Osobiście byłbym bardzo przygnębiony ideą, że tylko na Ziemi istnieje życie. Wydaje mi się, że wszechświat, który ma jakiś sens lub cel to wszechświat, w którym kwitnie życie. Lubię myśleć, że życie jest głęboko wbudowane w strukturę wszechświata w sposób fundamentalny, że to nie jest tylko przypadek, że to jest coś, co pojawia się mniej lub bardziej automatycznie w miarę rozwoju wszechświata. Jednak to jest tylko odczucie, nie jest to naukowa teoria. W tej chwili po prostu nikt z nas nie wie, czy życie jest tylko dziwnym wypadkiem, który zrodził się jedyny raz we wszechświecie, w wyniku zadziwiającej reakcji chemicznej, do której dochodzi tylko jeden raz w całym kosmosie, albo też, że jest jakaś głębsza życiowa zasada wbudowana w naturę rzeczy. Mam nadzieję, że ta ostatnia wersja jest prawdziwa. Ale jako naukowiec nie mogę twierdzić, że tę zasadę odkryliśmy.
GJ: Niektórzy uważają, że my możemy być przykładem pradawnego życia, że życie w innych rejonach wszechświata może być znacznie młodsze i nie miało jeszcze dość czasu, by się naprawdę rozwinąć. Inni przypuszczają, że może jednak, gdzieś tam jest życie znacznie bardziej zaawansowane, jakaś cywilizacja. A może ta cywilizacja czeka na to, by się ujawnić, aż będziemy na to gotowi. W ramach programu SETI zajmuje się pan takimi przygotowaniami, dyskutuje pan, co powinniśmy zrobić jeśli odbierzemy taki sygnał...
Jednym z najbardziej ekscytujących aspektów poszukiwań życia poza Ziemią jest nasłuchiwanie życia inteligentnego w ramach programu SETI, Search for Extraterrestrial Intelligence. Zaangażowałem się  w to przedsięwzięcie jeszcze w czasach studenckich, wywołuje ono duże emocje. To także bardzo trudny projekt. Jeśli faktycznie w naszej lub innej galaktyce jest jakaś cywilizacja, jak mielibyśmy się o tym dowiedzieć, w jaki sposób nawiązać kontakt, czego byśmy szukali. Od 50-60 lat główną metodą prowadzenia takich poszukiwań było nasłuchiwanie sygnałów radiowych. Jeśli przemiatamy niebo z pomocą radioteleskopów, moglibyśmy odebrać jakiś sygnał pozaziemskiej cywilizacji. Do tej pory żaden taki sygnał do nas nie dotarł, ale wielu ludzi zastanawia się, co by się stało, gdybyśmy faktycznie coś takiego zarejestrowali, jak zmieniłoby to nasze społeczeństwa, naszą naukę, religie, czy filozofię. To oczywiste, że wpłynęłoby to na nas w bardzo głęboki sposób. Jeśli chodzi o to, jak powinniśmy zareagować, są dwie opinie. Jedni uważają, że kontakt z obcą cywilizacją mógłby doprowadzić do tak poważnych przemian, że powinniśmy być bardzo ostrożni co do tego, jak odpowiedzieć. Inni nie widzą żadnego problemu w tym, że komunikaty wysyłane w kosmos przez ludzkość mogą być odebrane przez obcą inteligentną cywilizację. Ja osobiście w tym, że my ogłaszamy nasze istnienie, naszą obecność, nie widzę specjalnego ryzyka. Ale powtarzam, do tej pory nie mamy żadnych, najmniejszych dowodów na istnienie życia poza Ziemią, a przejście od życia do inteligentnego życia, to także wielki skok. Może być tak, że we wszechświecie, który możemy obserwować nie ma żadnego życia poza naszym, może być tak, że jest wiele przykładów życia, ale na poziomie mikroorganizmów. Ja osobiście mam nadzieję, że jest życie na wielu etapach rozwoju, w tym w postaci zaawansowanych cywilizacji, także zdecydowanie bardziej rozwiniętych od naszej, a my jesteśmy gdzieś na pośrednim etapie. Przy czym wszystko to na razie stanowi science-fiction. W tej chwili nie mamy nic do pokazania.
BZ: Porozmawiajmy o czasie, ale nie w sposób filozoficzny. Pomówmy o rocznicy, bo w 2020 roku SETI będzie obchodziło oficjalnie swoje sześćdziesięciolecie, co wydaje się - tak jak w pańskiej książce - dobrym czasem na podsumowanie. Co mógłby pan powiedzieć o efektach tego międzynarodowego programu badawczego znanego jako Poszukiwania Pozaziemskiej Inteligencji?
W ciągu ostatnich kilku lat fortuna tego programu nieco się odwróciła. Yuri Milner, który jest biznesmenem z Kalifornii, przekazał bardzo dużą sumę na udoskonalenie programu nasłuchiwania kosmosu. Dał sto milionów dolarów bezpośrednio na obecne prace SETI, ale przeznaczył też dodatkowe pieniądze na rozwój innych sposobów poszukiwania pozaziemskiego życia. Myślę, że jest za wcześnie, aby powiedzieć, jak wiele z powodu tego finansowego zastrzyku się zmieni. Z pewnością dobrze mieć dodatkowe fundusze. Ci z nas, którzy zaangażowali się w program zwany Breakthrough Listen, poczuliśmy, że musimy zrobić coś więcej niż tylko używać radioteleskopów. I rzeczywiście trwają poszukiwania oprócz sygnałów radiowych także sygnałów laserowych. Myślę, że musimy jeszcze bardziej poszerzyć zakres poszukiwań, aby szukać wszelkich śladów obcych technologii, jakiejkolwiek technologii innej niż ludzka, gdziekolwiek by ona nie była. Ponieważ obca cywilizacja, która może mieć miliony lub nawet setki milionów lat, byłaby dla nas kompletnie niezrozumiała. Nie mamy pojęcia, jak się manifestuje. Tak naprawdę nie wiemy, czego szukać. Arthur C. Clark, o którym dyskutowaliśmy przed paroma chwilami, powiedział, że naprawdę zaawansowana technologia byłaby dla nas nie do odróżnienia od magii. Więc kiedy spojrzymy na wszechświat, możemy zobaczyć coś, co wydaje się magiczne i może być znakiem takiej technologii. Problem w tym, w jaki sposób tego szukać, jak szukać takiej magii.
GJ: Mieliśmy ostatnio gościa spoza Układu Słonecznego, obiekt nazwany Oumuamua, niektórzy twierdzili, że to mógł być jakiś statek kosmiczny obcej cywilizacji, inni uważali, że to niemożliwe. Co pan sądzi?
Karl Sagan powiedział kiedyś, że nadzwyczajne twierdzenia wymagają nadzwyczajnych dowodów. Nie ma nic, co świadczyłoby o tym, że ten obiekt jest czymś więcej, niż kosmiczną skałą, która dotarła do Układu Słonecznego z innego układu gwiezdnego. Takie wizyty były oczekiwane od dawna, komety badano od setek lat i astronomowie zastanawiali się, dlaczego nie obserwują takich, które nadlatują spoza Układu Słonecznego. Tym razem to nie była kometa, ale planetoida, w sumie obiekt dość podobny i wcale nie niespodziewany. Jedyne, co w nim było niezwykłego to wydłużony, przypominający cygaro kształt, ale to daleko za mało, by uznać to za statek kosmiczny obcych. Spodziewam się, że teraz, kiedy lepiej potrafimy obserwować takie obiekty, będziemy ich wykrywać znacznie więcej...
GJ: Zdaniem niektórych, jeśli chcemy skutecznie poszukiwać życia poza Ziemią, powinniśmy wcześniej dobrze zrozumieć życie na Ziemi. To dotyczy pana najnowszych zainteresowań, napisał pan o tym książkę, to temat pana wykładu w Krakowie...
Rozmawiamy o życiu na Ziemi i życiu, które mogłoby istnieć gdzie indziej, używając słowa życie, choć przecież nie do końca wiemy, co ono oznacza, nie mamy jego definicji. Kiedy patrzę na organizmy żywe, wydają mi się one niemal magiczne. Wiemy, że są zbudowane ze zwykłych atomów i cząsteczek, na tym poziomie to fizyka, ale poziom całego organizmu to już magia. Nie bardzo wiemy wciąż, jak ten świat biologii i świat fizyki połączyć. Musimy lepiej zrozumieć, jak te dwa aspekty otaczającego nas świata do siebie pasują. Mam wrażenie, że w ciągu ostatnich kilku lat pojawiły się pewne przebłyski zrozumienia. I ma to wiele wspólnego z naturą informacji. Nie chodzi o taką codzienną informację, na poziomie choćby rozkładu jazdy pociągów, ale o informację jako koncepcję abstrakcyjną, która może wniknąć w prawa fizyki.
Fizycy postrzegają informację jako realną fizyczną zmienną, która może wpłynąć na nasz świat realny. W biologii widzimy działanie informacji na bieżąco, choćby w DNA, pełnym informacji. Geny tworzą całe sieci we wnętrzu komórek i w tych sieciach informacja aż buzuje. Komórki z kolei wysyłają sygnały do siebie nawzajem. Organizmy też mogą się ze sobą komunikować, choćby mrówki odejmują niektóre decyzje kolektywnie. Ludzie z kolei opracowują gigantyczną ilość informacji w swoich głowach, tworzą związki społeczne, komunikując się przekazują informacje. Wszystko to można rozszerzyć na skalę całej planety, która jest opleciona sieciami przekazującymi informację, w tym siecią World Wide Web. Tak, że informacja jest w biologii powszechna i łączy ze sobą świat żyjący i nieożywiony. My wciąż próbujemy się zorientować, jakie rządzą tym prawa. Jeśli je zrozumiemy, będziemy w stanie odróżnić życie od tego, co życiem nie jest. I wtedy będziemy mogli skuteczniej szukać życia poza Ziemią, nie oglądając się tylko na życie w postaci, jaką znamy. Jeśli zrozumiemy czym jest życie, na poziomie fundamentalnie abstrakcyjnym, możemy stworzyć definicję niezależną od konkretnych przykładów, od rzeczywistych materiałów, z których my jesteśmy zbudowani. Potrzebujemy tego, zanim zaczniemy szukać gdzie indziej.
?  BZ: Zmieńmy jeszcze na chwilę temat. W książce "O czasie. Niedokończona rewolucja Einsteina" postawił pan pytanie: "Podróż w czasie. Fakt czy fantazja?". Czy jest to możliwe, a może czy to będzie możliwe, że będziemy mogli odwiedzić przeszłość lub przyszłość?
Odwiedzamy już przyszłość. Kwestia podróży do przyszłości to już - jak to się mówi - sprawa załatwiona. Wiemy, jak to robić od 1905 roku, kiedy wyjaśnił nam to Einstein. Tak więc jest to bardzo proste, musisz tylko odpowiednio szybko się poruszać. W teorii względności, na której opierają się idee przestrzeni i czasu, miernik, za pomocą którego oceniasz tę szybkość, to prędkość światła. Jeśli poruszasz się tak szybko, że jest to bliskie prędkości światła, możesz zakrzywić czas, albo być przedmiotem zakrzywienia czasu, które może być ogromne. Nie ma wątpliwości, że czas może być zniekształcony przez ruch, ponieważ można to bezpośrednio zmierzyć.
Gdy czuły zegar umieścisz w samolocie i udasz się w lot dookoła świata, a następnie porównasz wskazania  z zegarem pozostawionym na Ziemi, pojawi się wymierna różnica. Czas również szybciej upływa na dachu niż biegnie w piwnicy, i w tym wypadku także możesz zmierzyć różnicę. Jest to szczególnie dramatyczne, gdy umieszczasz zegar w kosmosie i porównujesz z tym, co pokazuje zegar na Ziemi. Różnice są ważne nie tylko dla fizyków, ale także dla taksówkarzy, ponieważ nasz Globalny System Pozycjonowania (GPS) zależy od tego, jaki jest ten efekt zakrzywienia czasoprzestrzeni. Jest on brany pod uwagę. Więc to jest teraz kwestia praktycznej inżynierii. To nam mówi, że jeśli prędkość może spowalniać czas, jesteś w stanie udać się w podróż do przyszłości. Jednak, prędkość, z jaką ludzie są zdolni - by tak rzec - podróżować w przyszłość jest mierzona w nanosekundach.
Więc rzeczywiście nie jest przygoda w stylu doktora Who, postaci z serialu Science Fiction. Jednak, gdybyś był w stanie zbliżyć się do prędkości światła, mógłbyś przeskoczyć całe lata do przyszłości, przyszłości na Ziemi. Więc jeśli zadasz pytanie, ile czasu zajmie dotarcie do trzeciego tysiąclecia, pomyślisz, że będzie to kolejne prawie tysiąc lat. Jednak to jest prawda, kiedy siedzisz tutaj. Natomiast jeśli wsiadłbyś do rakiety kosmicznej i zaczął podróżować z szybkością bliską prędkości światła, trafiłbyś do roku trzytysięcznego - powiedzmy - w ciągu jednego roku. Jeśli miałbyś wystarczająco dużo pieniędzy i podróżował szybciej niż obecnie. To jak daleko w przyszłość możemy podróżować nie jest więc kwestią fizyki, ale inżynierii i ekonomii. Powrót do przeszłości to zupełnie inna propozycja. Nic w teorii względności Einsteina, która daje nam najlepsze pojęcie o naturze przestrzeni i czasu, nie zabrania cofania się w czasie. Jednak budzi to paradoksy. Na przykład, kiedy powracasz i zmieniasz coś w historii, to co ta zmiana robi z teraźniejszością? Niektóre z tych paradoksów są bardzo trudne do rozwiązania, ale tak naprawdę żaden z nich nie zabrania absolutnie podróży w przeszłość. Na przykład, gdybym chciał cofnąć się o sto lat po to, aby podjąć próbę zabicia mojej babci, kiedy była młodą dziewczyną, z pewnością byłoby to zabronione, bo inaczej nigdy bym nie zaistniał. Tak więc nie mógłbym udać się w taką podróż. Ale łatwo jest na to odpowiedzieć. Prawa fizyki uniemożliwiają mi zabicie mojej babci. Oczywiście możesz powiedzieć: czy to nie znaczy, że nie mamy wolnej woli? Cóż, to dokładnie to samo, gdybym zapragnął chodzić po suficie. Nie mogę tego zrobić. Prawa fizyki mi to uniemożliwiają. Jednak to nie znaczy, że nie mam wolnej woli.
Tak więc w taki sam sposób postrzegam paradoksy podróży w czasie. To znaczy, że istnieją prawa fizyki, które implikują konieczność spójnej tożsamości. Dotyczy to każdej historii, którą próbujesz stworzyć, a która jest związana z powrotem do przeszłości. Więc ten paradoks jest wykluczony, ale nie dla wszystkich gałęzi fizyki. Niektórzy uważają, że fizyka kwantowa uniemożliwiałby nam rzeczywiste podróżowanie w czasie. Jednak żadna z tych kwestii nie jest rozstrzygnięta. Sprawa jest całkowicie otwarta.
Podsumowując, podróże w przyszłość są dla nas możliwe. Podróżowanie w przeszłość też nie wydaje się pozostawać poza naszymi możliwościami, ale trudno sobie wyobrazić, jak byśmy mieli to osiągnąć. I może się na końcu okazać, że jeśli wystarczająco dobrze poznamy fizykę, odkryjemy, że jest to rzeczywiście niemożliwe.
Autorzy:
Bogdan Zalewski,
Grzegorz Jasiński

Źródło RMF


https://www.rmf24.pl/nauka/news-zrozumiec-uniwersalne-zasady-zycia-by-skuteczniej-szukac-go-,nId,3004334

Zrozumieć uniwersalne zasady życia, by skuteczniej szukać go poza Ziemią.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gowin: branżę kosmiczną chcielibyśmy rozwijać zdecydowanie szybciej
2019-05-22.
Branża kosmiczna to jedna z tych branż, które chcielibyśmy w najbliższych latach, jako państwo, zdecydowanie szybciej rozwijać ? podkreślił w środę w Poznaniu wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin.
Wicepremier wziął udział w otarciu unikatowego w skali kraju, profesjonalnego obserwatorium astronomicznego SkyLab na Politechnice Poznańskiej.
Obserwatorium będzie służyło m.in. do monitorowania śmieci kosmicznych, które są jednym z głównych zagrożeń dla satelitów. Jak tłumaczył rektor Politechniki Poznańskiej prof. Tomasz Łodygowski, dzięki umieszczonym w SkyLab urządzeniom kosmiczne śmieci można będzie na bieżąco monitorować.
Infrastruktura laboratorium obejmuje dwa stanowiska. Jedno z nich wyposażone jest w teleskop o średnicy 0,5 m z akcesoriami niezbędnymi do prowadzenia obserwacji celów astronomicznych i satelitarnych, włączając śmieci kosmiczne. Teleskop charakteryzuje się niezwykłą dokładnością - pozwala zaobserwować obiekt wielkości piksela z odległości jednego kilometra. Aparatura znajduje się w kopule astronomicznej na dachu hali laboratoryjnej na kampusie Piotrowo Politechniki Poznańskiej.
?Polska gospodarka od 30 lat rozwija się w tempie imponującym. Także w ostatnich paru latach jesteśmy liderem w Unii Europejskiej jeżeli chodzi o tempo rozwoju gospodarczego. Wszyscy mamy świadomość, że dalekosiężny wzrost polskiej gospodarki wymaga jej unowocześnienia. Mówiąc krótko ? wymaga zbudowania pomostu między gospodarką a nauką. Dzisiaj jesteśmy uczestnikami wydarzenia, które ma bardzo duże znaczenie dla badań naukowych. To wydarzenia ma znaczenie także gospodarcze? ? podkreślił w trakcie uroczystości otwarcia obserwatorium wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin.
Jak dodał, ?branża kosmiczna to jest jedna z tych branż, które chcielibyśmy w najbliższych latach, jako państwo, zdecydowanie szybciej rozwijać". "Mamy tu już pierwsze osiągnięcia, a oczywiście podstawą tych osiągnięć jest niezwykle wysoki, światowy poziom polskiej astronomii? ? zaznaczył.
Wicepremier wskazał, że unikatowość projektu Politechniki Poznańskiej wynika także z dwóch dodatkowych kwestii. ?Po pierwsze te badania astronomiczne, dzięki panu profesorowi i jego współpracownikom, znajdą praktyczne zastosowanie, czyli mamy tutaj do czynienia z połączeniem badań podstawowych i badań stosowanych? ? tłumaczył.
?Po drugie, to niezwykle nowoczesne laboratorium, co jest w Polsce rzadkością, nie zostało po prostu zakupione zagranicą, ono w dużej mierze zostało skonstruowane przez naukowców Politechniki Poznańskiej. To jest kolejny dowód na wysoki poziom nauki uprawianej zarówno tutaj na Politechnice, jak i na innych czołowych polskich uczelniach? ? dodał Gowin.
Szef obserwatorium SkyLab prof. Krzysztof Kozłowski podkreślił, że poznańskie urządzenie zostanie włączone do sieci SST, czyli ?będzie pracowało w systemie teleskopów na świecie - to jest okno na świat?. ?Jako młody człowiek nie zdawałem sobie sprawy, nie wyobrażałem sobie nawet tego, że w Polsce będzie rozwijana astronomia, będą rozwijane teleskopy, będą rozwijane manipulatory satelitarne. Natomiast to się stało faktem, sektor kosmiczny rozwija się w Polsce? ? dodał.
Otwarcie obserwatorium zbiegło się z obchodami 100-lecia Politechniki Poznańskiej. Rektor uczelni prof. Tomasz Łodygowski wskazał, że ?to jest bardzo symboliczne wydarzenie?.
?Początki naszej uczelni były bardzo trudne, nie mieliśmy przecież żadnej kadry akademickiej, ta kadra musiała się dopiero zbudować. A teraz po 100 latach jesteśmy właściwie na takim poziomie, że robimy rzeczy, które są zupełnie unikalne w Polsce. Zbudowanie tego laboratorium to nie jest może największy nasz wyczyn, ale oczywiście cieszy nas, że akurat tego dnia mogliśmy je otworzyć? ? powiedział.
Łodygowski dodał, że obserwatorium służyć będzie do obserwacji zarówno satelitów, jak i innych obiektów astronomicznych, w tym śmieci kosmicznych, których jest obecnie ok. 20 tys.
?Śmieci kosmiczne to jest bardzo duże zagrożenie dla satelitów. Mówimy o tym potocznie śmieci, ale to nie są takie śmieci jak obierki od ziemniaków, tylko obiekty o masie od ok. 10 kg do obiektów wielkości autobusów (?) Można sprawdzać, kiedy one ewentualnie spadną, gdzie, kiedy wejdą w atmosferę? ? zaznaczył.
Główne uroczystości 100-lecia Politechniki Poznańskiej, z udziałem prezydenta RP Andrzeja Dudy, odbędą się w środę po południu.
Początki wyższego szkolnictwa technicznego w Poznaniu sięgają roku 1919, kiedy to Naczelna Rada Ludowa powołała Państwową Wyższą Szkołę Budowy Maszyn. Regularne zajęcia z niewielką początkowo liczbą studentów rozpoczęły się 1 września 1919 roku. Zanim doszło do pierwszego absolutorium obniżono jednak status szkoły usuwając z jej nazwy przymiotnik ?wyższa?. Natychmiast też rozpoczęły się starania o przywrócenie tej rangi.
Dopiero jesienią 1929 roku nadano jej nowy statut i przemianowano na Państwową Wyższą Szkołę Budowy Maszyn i Elektrotechniki. W takim kształcie Szkoła działała do wybuchu II wojny światowej, a jej mury opuściło 716 absolwentów. W roku 1937 ministerstwo formalnie wyraziło zgodę na powstanie w Poznaniu politechniki, ale II wojna światowa faktycznie przekreśliła te plany. Po jej zakończeniu działalność Szkoły reaktywowano już w roku 1945 przekształcając ją w Szkołę Inżynierską. Równocześnie kontynuowano starania o ustanowienie w Poznaniu pełnoprawnej akademickiej uczelni technicznej.
Przełomowym okazał się rok 1955, kiedy Szkoła Inżynierska w Poznaniu zarządzeniem ministra szkolnictwa wyższego została przekształcona w Politechnikę Poznańską. Obecnie Politechnika Poznańska jest dziesięciowydziałową szkołą wyższą, prowadzącą łącznie ponad 30 kierunków studiów. Na uczelni kształci się ponad 17 tys. studentów studiów I i II stopnia, studiów doktoranckich oraz studiów podyplomowych.
PAP - Nauka w Polsce,  Anna Jowsa
ajw/ ekr/
http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news%2C77195%2Cgowin-branze-kosmiczna-chcielibysmy-rozwijac-zdecydowanie-szybciej.html

Gowin branżę kosmiczną chcielibyśmy rozwijać zdecydowanie szybciej.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy człowiek wyląduje na Księżycu w 2024 roku? Nowe szczegóły planów NASA
2019-05-22.
26 marca br. wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Mike Pence ogłosił, że celem administracji Donalda Trumpa będzie przeprowadzenie załogowego lądowania na Księżycu do 2024 roku. Od tego czasu NASA przekształca opracowane do tej pory plany na lądowanie w 2028 roku, a duża liczba widocznych już teraz przeszkód każe poddać w wątpliwość możliwość realizacji tego przedsięwzięcia.
Po oficjalnym przyspieszeniu załogowego programu księżycowego USA, eksperci związani z branżą kosmiczną oczekiwali poprawek do budżetu, które Kongresowi ma zaproponować Biały Dom. Szacowano, że aby zrealizować lądowanie człowieka już w 2024 roku potrzebne będzie dodatkowych 6-8 mld dolarów rocznie. W maju wreszcie ogłoszono propozycję poprawki na 2020 rok - wzrost o 1,6 mld dolarów. Jak podkreślał administrator NASA Jim Brindenstine - te pieniądze wystarczą na początek, ale z każdym kolejnym rokiem potrzeba będzie większego zastrzyku pieniędzy. Co istotne, poprawka nie spowodowała cięć w innych sektorach działalności NASA. Ograniczony został tylko program wokółksiężycowej stacji orbitalnej Gateway, która ma stanowić miejsce wypadów astronautów na Srebrny Glob. Stacja ta ma do 2024 roku składać się z absolutnego minimum - dwóch modułów.
Jak ma wyglądać plan ponownego lądowania człowieka na Księżycu?
O wstępnym harmonogramie pisaliśmy już przy okazji ogłoszenia przyspieszonego programu księżycowego.
Za trzon programu załogowego odpowiadają rozwijane już od dekady systemy: superciężka rakieta nośna SLS, budowana przez firmy Boeing, Lockheed Martin, ULA i Aerojet Rocketdyne oraz kapsuła załogowa NASA przystosowana do lotów w głęboką przestrzeń kosmiczną Orion, budowana przez firmę Lockheed Martin.
Pierwszy bezzałogowy test rakiety SLS ze statkiem Orion miał odbyć się w 2020 roku. Jednak już od jakiegoś czasu wiadomo, że będzie bardzo trudno ukończyć do tego czasu budowę i testy rakiety. Jeśli jednak uda się rozwiązać wszystkie trudności to już pod koniec przyszłego roku zostanie przeprowadzona misja EM-1 (obecnie już raczej nazywana Artemis-1). Dwa lata później do Oriona po raz pierwszy wsiądą astronauci. Wybiorą się w podróż wokół Księżyca w ramach misji Artemis-2. W tym samym roku na orbitę wokół Księżyca za pomocą komercyjnej rakiety zostanie wysłany moduł elektryczno-napędowy (PPE) stacji Gateway. W 2023 roku na komercyjnej rakiecie poleci moduł mieszkalny stacji oraz duża eksploracyjna misja z łazikiem. Rok później przeprowadzona zostanie misja Artemis-3. Najpierw za pomocą trzech komercyjnych rakiet do stacji Gateway zostanie wysłany trzyczęściowy lądownik księżycowy, a następnie na misję poleci statek Orion z załogą, która przesiądzie się na stacji do lądownika i wykona pierwsze lądowanie na naszym naturalnym satelicie od prawie 60 lat.
Harmonogram powrotu na Księżyc postulowany przez NASA
?    2019 - komercyjne dostarczenie ładunków na powierzchnię Księżyca
?    2020 - misja bezzałogowa Artemis-1
?    2022 - misja załogowa Artemis-2
?    2022 - dostarczenie pierwszego modułu stacji Lunar Gateway (PPE)
?    2023 - duże bezzałogowe misje eksploracyjne na powierzchni Księżyca
?    2024 - lądowanie człowieka na Księżycu w ramach misji Artemis-3
Wiele rzeczy musi ułożyć się po myśli agencji NASA, by plan ten mógł być zrealizowany. Przedstawmy poniżej kilka największych problemów z jakimi trzeba się zmierzyć.
Rakieta SLS
Ogromna rakieta SLS miała być prosta w budowie - korzystanie z dziedzictwa wahadłowców (składa się bowiem z tych samych silników w dolnym stopniu, tych samych członów bocznych na paliwo stałe) miało przyspieszyć jej rozwój i budowę. Niestety tak się nie stało. W pewnym momencie pojawiły się nawet plany przeprowadzenia debiutanckiego lotu rakiety wraz z załogą na pokładzie. Te pomysły zostały jednak porzucone. Analizowano też możliwości wykorzystania komercyjnych rakiet celem przeprowadzenia pierwszej misji ze statkiem Orion. Analizy wykazały jednak, że realizacja takiego planu trwałaby dłużej niż przewidywane opóźnienia w dostarczeniu pierwszego egzemplarza SLS.
NASA stara się usprawnić pracę nad pierwszą rakietą SLS, tak by była gotowa na lot w 2020 roku. Analizowane są zmiany w logistyce, sposobie integracji rakiety, wykonywane optymalizacje. Człon główny rakiety jest już prawie ukończony, teraz rozstrzyga się czy zostaną przeprowadzone integracyjne testy działania wszystkich silników na hamowni i, jeśli zostaną przeprowadzone, to w jakiej formie.
Kolejnym problemem jest zatrzymanie rozwoju powiększonej wersji rakiety tzw. Block 1B. W założeniach agencji rakieta z całkowicie nowym górnym stopniem EUS będzie potrzebna, by wykonać misje załogowe do Księżyca z potrzebnym zaopatrzeniem logistycznym. W budżecie proponowanym na 2020 rok te pieniądze zniknęły. Boeing skupia się na ukończeniu podstawowej wersji rakiety. Czy można jednak spodziewać się, że po tylu latach opóźnień kolejne egzemplarze systemu zostaną dostarczone na czas, na loty w 2022 roku i 2024 roku?
Polityka
Kolejną przeszkodą jest polityka i budżet. Potrzebne jest duże zwiększenie nakładów dla NASA z około 20 mld dolarów rocznie do nawet 28 mld. O uzyskanie międzypartyjnego porozumienia w Kongresie i Senacie będzie trudno, zważywszy na fakt, że dodatkowe pieniądze na 2020 rok dla NASA mają pochodzić z nadwyżki funduszu Pell Grant Reserve - pieniędzy na studia dla biedniejszej młodzieży. Termin 2024 zbiega się też z potencjalnym zakończeniem drugiej kadencji prezydenta Trumpa. Ciężko więc będzie o apolityczność całego przedsięwzięcia.
Lądownik
Najwięcej wysiłku kosztować jednak będzie zaprojektowanie, budowa i testy nowego załogowego lądownika księżycowego. Wszak NASA nie robiła tego przez ostatnich 60 lat! Lądownik ma składać się z trzech części: moduł transferowy do przemieszczenia lądownika ze stacji Gateway na orbitę wokół Księżyca, moduł zniżania do transferu załogi na powierzchnię oraz moduł powrotny do bezpośredniego powrotu na stację Gateway po wykonanej misji. NASA miała zająć się wykonaniem modułu powrotnego, dostosowanego do goszczenia załogi. Pozostałe dwa moduły miały zostać zbudowane przez firmy, które wygrają stosowny konkurs.
Przetarg na propozycje lądowników był ogłoszony przed końcem 2018 roku. Firmy mogły wysłać swoje projekty do 25 marca br. Po ogłoszeniu przyspieszonego programu księżycowego NASA zmieniła jednak zdanie i postanowiła ogłosić również konkurs na moduł powrotny, by w końcu zapowiedzieć, że trzy stopnie lądownika będą wykonane przez jedną firmę.
Oprócz lądownika trzeba będzie przygotować odpowiednie skafandry do wyjścia na powierzchnię. Firmy potencjalnie zainteresowane przygotowaniem tych systemów nieoficjalnie mówią, że by plan 2024 doszedł do skutku prace nad tą infrastrukturą muszą być rozpoczęte jak najszybciej.
Co się dzieje teraz?
Choć opóźnione, to w zaawansowanej fazie są prace nad rakietą SLS. Dzięki usprawnionemu harmonogramowi do końca 2019 roku firma Boeing powinna oddać główny człon rakiety. Jeszcze nie zdecydowano czy człon zostanie wtedy przetransportowany do Stennis Space Center celem integracyjnych testów silnika czy popłynie od razu do Cape Canaveral na Florydzie, gdzie przejdzie testy i integrację z pozostałymi komponentami.
NASA stara się też przesunąć część potrzebnej certyfikacji z misji EM-1 do załogowej misji EM-2. To pozwoliłoby zrealizować plan pierwszego lotu rakiety SLS jeszcze w 2020 roku, jeśli ta będzie gotowa.
Na ukończeniu jest też budowa drugiego egzemplarza statku Orion, przeznaczonego do misji EM-1. Już prawie ukończono testy pojedynczych modułów i trwają przygotowania do integracji. Latem br. statek powinien polecieć z Kennedy Space Center na Florydzie do Plum Brook Station w Ohio, gdzie przez cztery miesiące będą przeprowadzane testy środowiskowe (symulacje warunków kosmicznych) w komorze próżniowej.
16 maja agencja ogłosiła wybór 11 firm, które mają przeprowadzić badania i stworzyć prototypy załogowych lądowników. Trwają już testy prototypów modułów mieszkalnych stacji Gateway. W przedsięwzięciu bierze udział 5 firm. W przeciągu najbliższych kilku dni powinien też zostać ogłoszony zwycięzca przetargu na wykonanie pierwszego komercyjnego lądowania na powierzchni Księżyca z ładunkami NASA do końca 2019 roku. O konkursie informowaliśmy przed kilkoma miesiącami. Niebawem powinien też zostać ogłoszony wykonawca pierwszego modułu stacji Gateway - czyli modułu napędowego i zasilania PPE.
Podsumowanie
Bardzo dużo sprzyjających okoliczności musi nastąpić, by ambitny plan wylądowania człowieka na Księżycu w 2024 roku doszedł do skutku. Eksperci mają jednak nadzieję, że skrócony harmonogram nie wpłynie na bezpieczeństwo i nie upolityczni agencji. Nawet jeśli do 2024 roku ludzka stopa nie stanie ponownie na Księżycu, to jest nadzieja, że stanie się to wcześniej niż początkowo planowano, czyli być może już w 2026 roku - taka data najczęsciej pojawia się wśród komentatorów polityki kosmicznej USA.
Na podstawie: NASA, Arstechnica, Space Review, NASASpaceflight
Opracował: Rafał Grabiański
Więcej informacji:
?    artykuł podsumowujący ostatnie nieoficjalne informacje na temat planów NASA
?    strona NASA poświęcona planom księżycowym
?    felieton Jeffa Fousta ze Space Review, podsumowujący plany NASA
 
Zdjęcie tytułowe: Widoczna strona Księżyca w pierwszej kwadrze. Źródło: NASA.
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/czy-czlowiek-wyladuje-na-ksiezycu-w-2024-roku-nowe-szczegoly-planow-nasa

Czy człowiek wyląduje na Księżycu w 2024 roku Nowe szczegóły planów NASA.jpg

Czy człowiek wyląduje na Księżycu w 2024 roku Nowe szczegóły planów NASA2.jpg

Czy człowiek wyląduje na Księżycu w 2024 roku Nowe szczegóły planów NASA3.jpg

Czy człowiek wyląduje na Księżycu w 2024 roku Nowe szczegóły planów NASA4.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Księżyc zderzył się kiedyś z planetą karłowatą?

2019-05-22.

Od lat 60. XX wieku wiemy, że niewidoczna z Ziemi strona Księżyca jest zupełnie inna od tej, którą obserwujemy na nocnym niebie. Nie chodzi tylko o wygląd. Inny jest także skład i grubość skorupy Srebrnego Globu. Może być to spowodowane kolizją, do której doszło dawno temu.

Nowe potencjalne wyjaśnienie tej asymetrii zostało przedstawione przez międzynarodowy zespół naukowców. Uczeni twierdzą, że na widocznej z Ziemi stronie Księżyca doszło do kolizji z planetą karłowatą, co doprowadziło do wyrzucenia dużych ilości materiałów na orbitę, zanim opadły one na niewidoczną stronę. Hipotezę opisano w "Journal of Geophysical Research: Planets".

Naukowcy przeprowadzili 360 symulacji i wybrali scenariusz, który najlepiej wyjaśnia obserwacje misji NASA Gravity Recovery and Interior Laboratory (GRAIL) z 2012 r. Zakłada on kolizję Księżyca z obiektem o średnicy ok. 780 km, nieznacznie mniejszym od największego ciała w pasie asteroid, czyli planetą karłowatą Ceres. Obiekt ten musiał uderzyć w Srebrny Glob z prędkością 6,25 km/s. Jest to około 1/4 prędkości meteorytu wchodzącego w ziemską atmosferę.

Tego typu kolizja mogła doprowadzić do przerzucenia 5-10 km materii na drugą stronę Księżyca. Mogłoby to wyjaśniać dodatkową warstwę skorupy wykrytą podczas misji GRAIL, a także różnice składu ziemskiej i księżycowej skorupy. Nie wiadomo, kiedy mogło dojść do opisanej kolizji.

https://nt.interia.pl/raporty/raport-kosmos/astronomia/news-ksiezyc-zderzyl-sie-kiedys-z-planeta-karlowata,nId,3004323

Księżyc zderzył się kiedyś z planetą karłowatą.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Start PSLV z RISAT-2B (22.05.2019)
2019-05-22. Krzysztof Kanawka

Dwudziestego drugiego maja rakieta PSLV wyniosła na orbitę satelitę RISAT-2B.
Do startu rakiety PSLV doszło 22 maja 2019 o godzinie 02:00 CEST. Start odbył się z kosmodromu Sriharikota w Indiach. W tym starcie wykorzystano rakietę PSLV w wersji CA. Na pokładzie rakiety znalazł się satelita RISAT-2B. Lot przebiegł prawidłowo i RISAT-2B znalazł się na orbicie o wysokości około 555 km i nachyleniu 37 stopni.
RISAT-2B to indyjski satelita radarowych obserwacji Ziemi. Satelita ma masę startową około 620 kg. Przez następne pięć lat RISAT-2B ma wykonywać obserwacje naszej planety na paśmie X.
RISAT-2B jest wynikiem technologicznej współpracy pomiędzy Indiami a Izraelem. Satelita częściowo bazuje na izraelskich satelitach TECSAR (Ofeq 8 i Ofeq 10).
(NSF, PFA, Gz)
https://kosmonauta.net/2019/05/start-pslv-z-risat-2b-22-05-2019/

Start PSLV z RISAT-2B (22.05.2019).jpg

Start PSLV z RISAT-2B (22.05.2019)2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyraźna zmiana Wielkiej Czerwonej Plamy
2019-05-22. Krzysztof Kanawka
Najnowsze obrazy Wielkiej Czerwonej Plamy ukazują nowy kształt tego potężnego kompleksu na Jowiszu.
Wielka Czerwona Plama (WCP) to największy huragan w Układzie Słonecznym. WCP istnieje już przynajmniej od początku XIX wieku, choć niektóre dawne zapiski astronomiczne sugerują, że ten huragan był mocno rozbudowany nawet w XVII wieku.
Od lat 30. zeszłego wieku astronomowie raportują kurczenie się WCP. Pod koniec XIX wieku średnica tego huraganu sięgały 41 tysięcy kilometrów w najszerszym przekroju. W 1979 roku było to ?zaledwie? 23 tysiące kilometrów. Półtorej dekady później, w 1995 roku, kosmiczny teleskop Hubble (HST) zmierzył średnicę WCP ? było to już 21 tysięcy kilometrów. Pod koniec zeszłej dekady, w 2009 roku, średnica WCP wynosiła tylko 18 tysięcy kilometrów. Natomiast w 2014 roku średnica WCP wyniosła zaledwie 16,5 tysiąca kilometrów.
W lipcu 2017 roku sonda Juno wykonała przelot nad WCP.  Sonda wówczas przeleciała ponad centralną częścią tej formacji na wysokości około 9000 kilometrów. W trakcie przelotu wszystkie instrumenty badawcze sondy prowadziły obserwacje, poszerzając naszą wiedzę o tym huraganie. Wyniki z przelotu, wzbogacone o obserwacje z dalszych odległości, przedstawiono w grudniu 2017.
Wyraźna zmiana kształtu WCP
W maju 2019 roku doszło do wyraźnej zmiany kształtu WCP. Zauważono ciemne ramię na północ od centrum WCP. Pomiędzy tym ramieniem a centrum WCP można zauważyć jaśniejszą przestrzeń. Wygląda to jak gdyby w WCP zaczął występować nowy proces. Podobne ramiona obserwowano już wcześniej, ale na znacznie mniejszą skalę.
W tej chwili nie wiadomo, czy to ramię może mieć związek z postępującym kurczeniem się WCP, czy też jest epizodycznym wydarzeniem. W najbliższych tygodniach Jowisz będzie przebywać w dogodnej pozycji do długoterminowych obserwacji, zatem prawdopodobnie pojawi się znacznie więcej zdjęć. Jest też prawdopodobne, że WCP będzie obserwowana nie tylko przez amatorów, ale także przez duże obserwatoria astronomiczne.
Jak na razie nie jest znany mechanizm ani przyczyny kurczenia się WCP. Nie wiadomo też, czy to kurczenie się nie zatrzyma, choć niektórzy naukowcy uważają, że ten proces będzie trwać aż do zniknięcia tego huraganu.
Glenn Orton, jeden z głównych naukowców misji Juno, uważa, że WCP będzie nadal się kurczyć. W przeciągu dziesięciu lub dwudziestu lat WCP stanie się bardziej ?okrągła? niż ?owalna?. W ciągu kilku kolejnych lat doszłoby do szybkiego skurczenia się pozostałości WCP aż do wchłonięcia przez któryś z pasów chmur Jowisza.
(S, AW)
https://kosmonauta.net/2019/05/wyrazna-zmiana-wielkiej-czerwonej-plamy/

Wyraźna zmiana Wielkiej Czerwonej Plamy.jpg

Wyraźna zmiana Wielkiej Czerwonej Plamy2.jpg

Wyraźna zmiana Wielkiej Czerwonej Plamy3.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polscy naukowcy zginęli w wypadku na Spitsbergenie
2019-05-22.
Z przykrością informujemy, że na Spitsbergenie doszło do wypadku, w wyniku którego zginęło dwoje pracowników Instytutu Geofizyki Polskiej Akademii Nauk ? Anna Górska oraz Michał Sawicki.
Ania i Michał byli zimownikami podczas 41. Wyprawy Polarnej Instytutu Geofizyki Polskiej Akademii Nauk. Opuścili stację badawczą w Hornsundzie w piątek (17 maja 2019 roku). Zgodnie z planem mieli wrócić w niedzielę rano, ale tak się nie stało ? załoga Stacji rozpoczęła ich poszukiwania. Ciała odnaleziono kilka godzin później, w trudno dostępnym obszarze lawinowym pod górą Kamkrona, na wschód od Stacji. Spadli kilkaset metrów w dół ze stromej góry.
Anna Górska w wyprawie pełniła rolę meteorologa. Do jej zadań należało bieżące monitorowanie zjawisk atmosferycznych nad Hornsundem. Wielokrotnie brała udział w projektach badawczych na temat mikrodynamiki chmur, zróżnicowania czasowo-przestrzennego wymuszenia radiacyjnego nad Polską oraz analizy pól prędkości i dyspersji kropel w obłoku chmurowym w warunkach laboratoryjnych.
Michał Sawicki ? geofizyk, magnetyk, sejsmolog. W ekspedycji polarnej brał udział po raz piąty. Sprawował pieczę nad laboratorium jonosferycznym, ściśle współpracując z Centrum Prognoz Heliogeofizycznych CBK PAN. Swoim doświadczeniem polarnym chętnie służył innym zimownikom, którzy biorą udział w Wyprawie po raz pierwszy."
Polska Stacja Polarna Hornsund im. Stanisława Siedleckiego została otwarta w 1957 roku. W 1978 roku, po okresie przejściowym, w trakcie którego miało miejsce kilka wypraw sezonowych, wyruszyła całoroczna ekspedycja, która zapoczątkowała nieprzerwane jak dotąd użytkowanie Stacji, zarówno przez kolejne wyprawy całoroczne, jak i zespoły prowadzące badania tylko w okresie letnim. Powrót aktualnie przebywających w Stacji uczestników 41. Wyprawy planowany jest na lipiec 2019 r.
Foto: Od lewej: Wiktor Sawicki (mechanik), Arkadiusz Piwowarczyk (meteorolog), Michał Sawicki (geofizyk), Tomasz Kopeć (informatyk), Kamil Ziemba (geodeta), Anna Górska (meteorolog), Katarzyna Stachniak (meteorolog), Teresa Biernacka (hydrochemik), Mateusz Piotrowski (konserwator), Piotr Zagórski (kierownik wyprawy), Michał Niedbalski (oceanograf, zastępca kierownika).
Źródło: Instytut Geofizyki PAN
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/polscy-naukowcy-zgineli-w-wypadku-na-spitsbergenie

Polscy naukowcy zginęli w wypadku na Spitsbergenie.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gwiezdny taniec z dramatycznym zakończeniem
2019-05-23. Radek Kosarzycki

Astronomowie z Uniwersytetu w Bonn wraz ze swoimi współpracownikami z Moskwy zidentyfikowali nietypowy obiekt na niebie. Najprawdopodobniej jest to produkt fuzji dwóch gwiazd, które zakończyły swoje życie dawno temu. Po miliardach lat krążenia wokół wspólnego środka masy, te tak zwane białe karły złączyły się ze sobą i wróciły do żywych. W bliskiej przyszłości, ich życie może czekać prawdziwy, huczny koniec. Wyniki badań opublikowano w periodyku Nature.
Wyjątkowo rzadko występujący produkt połączenia dwóch obiektów został odkryty przez naukowców z Uniwersytetu Moskiewskiego. Na zdjęciach wykonanych przez satelitę WISE (Wide-Field Infrared Survey Explorer) badacze odkryli mgławicę gazową z bardzo jasną gwiazdą w samym centrum. Co ciekawe, mgławica emitowała niemal wyłącznie promieniowanie podczerwone i prawie nic w pasmie widzialnym. ?Nasi koledzy z Moskwy uświadomili sobie, że to dowód na nietypowy sposób powstania obserwowanego obiektu? tłumaczy dr Gtz Grafener z Argelander Institute for Astronomy na Uniwersytecie w Bonn.
W Bonn widmo promieniowania emitowanego przez mgławicę i jej gwiazdę centralną zostało poddane analizie. W ten sposób, badacze z AIfA byli w stanie wykazać, że ów enigmatyczny obiekt niebieski nie zawiera ani wodoru ani helu ? to charakerystyczna cecha wnętrza białych karłów. Gwiazdy takie jak nasze słońce generują swoją energię w procesie spalania wodoru. Gdy wszystkie zapasy wodoru zostaną wyczerpane, gwiazdy zaczynają spalać hel. Niemniej jednak, gwiazdy takie nie są w stanie produkować cięższych pierwiastków ? ich masa jest niewystarczająca do wytworzenia wystarczająco wysokich temperatur. Gdy cały hel zostanie zużyty, procesy spalania ustają, a gwiazdy stygną zamieniając się z czasem w tak zwane białe karły.
Zazwyczaj ich życie dobiega końca w tym momencie. Tak jednak nie było w przypadku J005311 ? tak naukowcy wyzwali swoje nowe odkrycie w gwiazdozbiorze Kasjopei, 10 000 lat świetlnych od Ziemi. ?Przypuszczamy, że dwa białe karły powstały tam blisko siebie wiele miliardów lat temu? tłumaczy prof. Norbert Langer z AIfA. ?Krążyły wokół siebie emitując egzotyczne zaburzenia czasoprzestrzeni, tak zwane fale grawitacyjne?. W procesie tym stopniowo traciły energię, a odległość między nimi coraz bardziej malała, aż doszło do połączenia obu obiektów.
Po połączeniu ich całkowita masa była wystarczająca do tworzenia pierwiastków cięższych od wodoru i helu. Gwiezdny piec zaczął pracować ponownie. ?Takie zdarzenia są wyjątkowo rzadkie? mówi Grafener. ?W naszej galaktyce jest zapewne kilka takich obiektów, a nam się udało odkryć jeden z nich?.
To niesamowity łut szczęścia. Niemniej jednak badacze przekonani są co do swojej interpretacji. Po pierwsze, gwiazda w centrum mgławicy świeci 40 000 razy jaśniej niż słońce, dużo jaśniej niż jakikolwiek inny pojedynczy biały karzeł. Dodatkowo widmo wskazuje, że J005311 emituje wyjątkowo silny wiatr gwiezdny ? strumień materii emitowany z powierzchni gwiazdy. Do napędu wiatru służy promieniowanie generowane w procesie spalania. Przy prędkości 16 000 kilometrów na sekundę, wiatry emitowane przez J005311 są tak silne, czynnik ten nie wystarczy do wyjaśnienia takiej prędkości. Niemniej jednak złączone białe karły najprawdopodobniej posiadają bardzo silne rotujące pole magnetyczne. ?Nasze symulacje wskazują, że to pole działa niczym turbina, która dodatkowo przyspiesza wiatr gwiezdny? dodaje Grafener.
Niestety, nowe życie J005311 nie będzie zbyt długie. W ciągu zaledwie kilku tysięcy lat gwiazda zamieni wszystkie pierwiastki w żelazo i znowu zgaśnie. Z uwagi na to, że w złączeniu masa obiektu wzrosła powyżej granicy 1,4 masy Słońca, gwiazdę czeka wyjątkowy los. Gwiazda zapadnie się pod wpływem własnej grawitacji. Jednocześnie elektrony i protony tworzące jej masę połączą się w neutrony. Powstała w ten sposób gwiazda neutronowa będzie miała znacznie mniejsze rozmiary, zaledwie kilka kilometrów średnicy, jednocześnie będzie masywniejsza od całego Układu Słonecznego.
J005311 nie odejdzie jednak po cichu. Zapadanie pod wpływem grawitacji doprowadzi do eksplozji supernowej.
Źródło: University of Bonn
https://www.pulskosmosu.pl/2019/05/22/gwiezdny-taniec-z-dramatycznym-zakonczeniem/

 

Gwiezdny taniec z dramatycznym zakończeniem.jpg

Gwiezdny taniec z dramatycznym zakończeniem2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teleskop na dnie morza poluje na neutrina

2019-05-23.
 
Naukowcy budują teleskop nowej generacji w bardzo nietypowej lokalizacji: na dnie Morza Śródziemnego. Nie będzie on jednak szukał odległych gwiazd lub galaktyk, a polował na neutrina uznawane za jedne z najbardziej nieuchwytnych cząstek we wszechświecie.


Neutrina to cząstki elementarne obdarzone zerowym ładunkiem elektrycznym oraz bliską zera masę spoczynkową. Są o tyle niezwykłe, że mogą przechodzić przez wszystkie obiekty zbudowane z widzialnej materii i nie wywoływać żadnej interakcji. Dlatego konieczna jest budowa inteligentnych detektorów do ich wyłapywania - takich jak Cubic Kilometre Neutrino Telescope (KM3NeT).

- Neutrina bardzo rzadko wchodzą w interakcje, jednak gdy neutrino uderza w wodę, generuje wiązkę światła, którą teleskop KM3NeT jest w stanie wykryć. Podwodny teleskop jest bombardowany przez miliony różnych cząstek, ale tylko neutrina są w stanie przejść przez Ziemię i dotrzeć do detektora - powiedział dr Clancy James z Curtin Institute of Radio Astronomy i International Center for Radio Astronomy Research (ICRAR) w Australii.

KM3NeT jest obecnie budowany w dwóch lokalizacjach z potencjalnym rozszerzeniem na trzecie miejsce. Jedna z lokalizacji znajduje się u wybrzeży Riwiery Francuskiej i będzie głównie badać "lokalne" neutrina, a druga detektor znajduje się u wybrzeży Sycylii i przyjrzy się wysokoenergetycznym neutrinom pochodzącym w eksplozji supernowych, fuzji gwiazd neutronowych i innych egzotycznych zjawisk astronomicznych.

Pierwsza faza budowy teleskopu polega na umieszczeniu 30 jednostek detekcyjnych na dnie morza, z których każda to połączone 18 detektorów. Instrumenty te mogą rejestrować błyski światła wytwarzane przez neutrina wchodzące w interakcje z wodą morską. Pomimo że budowa KM3NeT wciąż trwa, detektory już zbierają dane.


https://nt.interia.pl/raporty/raport-kosmos/misje/news-teleskop-na-dnie-morza-poluje-na-neutrina,nId,3004388

Teleskop na dnie morza poluje na neutrina.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zoom peryskopowy. Co to takiego?

2019-05-23
Choć zoom peryskopowy trafił do smartfonów stosunkowo niedawno, to jednak zasada jego działania jest już całkiem dobrze znana. Peryskop, o którym słyszeli zapewne wszyscy miłośnicy militariów, jest wszak urządzeniem nienowym. Swoje zastosowanie znalazł najpierw w przemyśle wojskowym, a stamtąd trafił następnie okrężną drogą do fotografii mobilnej.

 Peryskop? A co to takiego?
Na początek kilka słów o tym, czym właściwie jest sam peryskop. To, mówiąc najkrócej, przyrząd optyczny pozwalający na oglądanie obiektów znajdujących się poza polem widzenia obserwatora. Jest to możliwe za sprawą jego pozornie nieskomplikowanej konstrukcji, opartej na systemie luster i soczewek umieszczonych w obudowie złożonej z okienka (to tu wpadają promienie świetlne), tubusu (obudowy z pryzmatami i soczewkami) oraz okularu (to tutaj przykłada swe oko obserwator). Poziome promienie świetlne wpadają najpierw do okienka, skąd kierowane są potem pionowo w dół rury peryskopu, gdzie zostają następnie odbite przez lustro lub pryzmat, by trafić w końcu (znów poziomo) do oczu obserwatora.
Peryskop, którego prototyp opracował w XVII w. Jan Heweliusz, był przez wieki stałym elementem wyposażenia okrętów podwodnych. Pozwalał bowiem na obserwację powierzchni morza i całego widnokręgu bez konieczności wynurzania jednostki pływającej. Konstrukcja peryskopów zmieniała się oczywiście wraz z rozwojem optyki. Lustra zastępowano pryzmatami, a peryskopy tradycyjne wypierane były przez peryskopy składane lub wysuwane.
W obiegu pojawiły się również ich wyspecjalizowane odmiany, takie jak peryskopy wachtowe czy nocne, stworzone do pracy w kiepskich warunkach oświetleniowych (jeszcze inny rodzaj peryskopu - peryskop odwracalny pozwalający na obserwację dookolną bez konieczności odwracania głowy - opracował tymczasem polski inżynier Rudolf Gundlach). Mimo wielu udoskonaleń, sama zasada działania peryskopu pozostała jednak przez dekady właściwie niezmieniona.
Peryskop w fotografii mobilnej
Największym ograniczeniem teleobiektywów montowanych dotąd w smartfonach były przede wszystkim technologia i prawa fizyki. Jest jasne, że bez radykalnego zwiększania rozmiaru współczesnych telefonów komórkowych niemożliwe byłoby osiągnięcie ponaddwukrotnego (a w najlepszym razie ponadtrzykrotnego) zbliżenia optycznego.
Obraz możemy przecież powiększać bezstratnie tylko za pomocą soczewek, a te - jak wiadomo - nie należą zwykle do najmniejszych. Gdybyśmy więc chcieli zmieścić w naszym smartfonie układ optyczny znany choćby z aparatu kompaktowego lub klasycznej lustrzanki, musielibyśmy się pogodzić ze znacznym zwiększeniem jego rozmiarów. Czy oznacza to, że przez ograniczenia, jakie nakładają na nią prawa fizyki, współczesna fotografia mobilna zdążyła już zabrnąć w ślepy zaułek? Niekoniecznie.
Rozwiązaniem okazał się bowiem obiektyw w układzie peryskopowym, który - jak się zdaje - otwiera przed fotografią mobilną zupełnie nowe perspektywy, dając jej szansę wyjścia z dotychczasowego impasu. Tegoroczny flagowiec Huawei  P30 Pro to telefon wyposażony w innowacyjny peryskopowy zoom. Umożliwia wykonanie zdjęć w niespotykanym dotąd zbliżeniu, przy użyciu 10-krotnego zoomu hybrydowego lub 50-krotnego zoomu cyfrowego. W nowym, poczwórnym aparacie modelu P30 Pro, stworzonym we współpracy z Leica, znajduje się też superczuły sensor, który zapewnia wysoką jakość zdjęć i filmów wideo wykonanych w słabym świetle, nawet w nocy.
Zamontowany w nim teleobiektyw działa na tej samej zasadzie, co klasyczny peryskop: promienie świetlne wpadające do okna aparatu załamywane są najpierw pod kątem 90 stopni przez wewnętrzny pryzmat, a następnie przechodzą przez soczewki powiększające, które kierują je wreszcie na matrycę światłoczułą. Dzięki takiemu rozwiązaniu, inżynierom Huawei udało się opracować 8-megapikselowy obiektyw peryskopowy zapewniający pięciokrotne, bezstratne przybliżenie obserwowanego obrazu (to ekwiwalent aż 125-milimetrowej ogniskowej!).
Stosując taką konstrukcję, projektanci modelu P30 Pro zdołali zachować jego kompaktowe wymiary (grubość urządzenia wynosi raptem 8,41 mm) i niewielką wagę (nieprzekraczającą 200 g), nie poświęcając przy tym jakości zdjęć wykonywanych za pomocą teleobiektywu.
Fotograficzny cudotwórca?
Zastosowanie obiektywu w układzie peryskopowym sprawia, iż Huawei P30 Pro jest urządzeniem, z którym - przynajmniej na papierze - nie może się obecnie równać żaden inny, konkurencyjny flagowiec. Sprawdźmy jednak, jak omawiany tu pięciokrotny, bezstratny zoom spisuje się na co dzień i czy wszystkie dotyczące go deklaracje producenta są w stanie przetrwać konfrontację z rzeczywistością.
Najlepsza okazja, by zweryfikować jego możliwości, nadarza się podczas redakcyjnego wyjazdu do Wrocławia, gdzie udaje nam się wjechać na dach jednej z galerii handlowych. Roztacza się z niej widok na ulicę Klemensa Janickiego i jej przedłużenie - ulicę Wincentego Kraińskiego (ciąg obu ulic liczy ok. 350 m). Pierwsze zdjęcie robimy bez zbliżenia, głównym, 40-megapiskelowym obiektywem telefonu:
Drugie zdjęcie robimy za pomocą peryskopowego teleobiektywu (zbliżenie jest więc pięciokrotne i bezstratne):

 
Trzecie zdjęcie wykonujemy sięgając po dziesięciokrotny zoom hybrydowy. W tym trybie moduł fotograficzny Huawei P30 Pro łączy z sobą obrazy pochodzące ze wszystkich obiektywów, scalając je w jeden, ostry i wyraźny kadr. Gdybyśmy nie wiedzieli, że w przypadku przybliżenia hybrydowego do akcji wkracza już oprogramowanie smartfonu, moglibyśmy się nawet nie domyślić, że nie zostało ono wykonane tradycyjnym teleobiektywem. Owszem, drobne spadki jakości są widoczne w kilku miejscach, ale nie zapominajmy, że zdjęcie zrobiliśmy za pomocą telefonu, a nie lunety:

 
Trzeba przyznać, że jak na zbliżenie będące efektem współpracy wszystkich obiektywów telefonu (tudzież połączenia zoomu optycznego z cyfrowym), jakość i szczegółowość powyższego zdjęcia jest po prostu imponująca.
Z dachu wspomnianej galerii handlowej udaje nam się zrobić jeszcze kilka interesujących zdjęć. Tym razem w kadrze umieszczamy ukończony w 2016 r. budynek OVO Wrocław - jeden z najsłynniejszych przykładów stylu blob w naszym kraju. Kompleks fotografujemy za pomocą obiektywu szerokokątnego wyposażonego 20-megapikselowy obiektyw o jasności f/2.2, aparatu głównego i teleobiektywu. Na pierwszy ogień idzie "szeroki kąt":
Zaraz potem sięgamy po główny, nieco "węższy" obiektyw telefonu:

 Na koniec postanawiamy zaprzęgnąć do pracy obiektyw peryskopowy. Przyznajemy - ilość detali (szyldy, tablice rejestracyjne, refleksy świetlne, łączenia płyt pokrywających elewację OVO Wrocław), które zdołał uchwycić teleobiektyw Huawei P30 Pro, po prostu wprawia nas w osłupienie:

Kolejną serię zdjęć wykonujemy z kolei z tarasu widokowego umiejscowionego na szczycie wrocławskiej Archikatedry św. Jana Chrzciciela. Tym razem sprawdzamy, jak będą wyglądały fotografie panoramy miasta wykonane za pomocą obiektywu szerokokątnego, głównego oraz peryskopowego i ile detali uda nam się zmieścić w poszczególnych kadrach. Najpierw zdjęcie z "szerokiego kąta":
Kolejne zdjęcie robimy już za pomocą głównego aparatu telefonu:
Ostatnie zdjęcie robimy natomiast za pomocą teleobiektywu:

To zdjęcie robi na nas chyba największe wrażenie. Przedstawia bowiem budynki (położone nad rozwidleniem Odry, przy zbiegu ulicy Piaskowej i Grodzkiej; na pierwszej fotografii widnieją nieco po lewej stronie, niemal na linii horyzontu), które w obiektywie szerokokątnym zdawały się zaledwie majaczyć. Tutaj wszystko jest ostre i wręcz nabite detalami.
Obiektyw peryskopowy robi robotę
Po tym, co zobaczyliśmy na zdjęciach, przyznajemy bez zbędnej gadaniny: peryskopowy teleobiektyw Huawei P30 Pro robi znakomite i bardzo szczegółowe fotografie. Nie jest to już wyłącznie konstrukcja, która mogłaby zastępować nasz aparat (czy nawet lustrzankę) wyłącznie w sytuacjach awaryjnych, lecz sprzęt, który można z sobą śmiało zabrać nawet w długą i forsowną podróż.
Moduł fotograficzny Huawei P30 Pro to konstrukcja prawdziwie uniwersalna i wielozadaniowa. Testy, którym poddaliśmy redakcyjny egzemplarz, nie pozostawiają jednocześnie wątpliwości, że sprawdzi się on w każdej sytuacji - zarówno wtedy, gdy zechcemy sfotografować niewidoczne gołym okiem detale daleko położonych obiektów, jak i wtedy, gdy będziemy robić zdjęcia portretowe bądź nocne.
Na koniec wypada jeszcze tylko zaznaczyć, że wszystkie zdjęcia opublikowane w niniejszym artykule zrobiliśmy telefonem Huawei P30 Pro. Co ważne, fotografując nie korzystaliśmy ze statywu czy innych form stabilizacji telefonu. Zdjęcia robiliśmy wyłącznie "z ręki", korzystając jedynie od czasu do czasu z funkcji głosowej aktywacji spustu migawki.

Artykuł powstał we współpracy z firmą Huawei

https://nt.interia.pl/news-zoom-peryskopowy-co-to-takiego,nId,3006145

Zoom peryskopowy. Co to takiego.jpg

Zoom peryskopowy. Co to takiego2.jpg

Zoom peryskopowy. Co to takiego3.jpg

Zoom peryskopowy. Co to takiego4.jpg

Zoom peryskopowy. Co to takiego5.jpg

Zoom peryskopowy. Co to takiego6.jpg

Zoom peryskopowy. Co to takiego7.jpg

Zoom peryskopowy. Co to takiego8.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Otwarcie nowego oddziału CBK PAN
2019-05-23. Redakcja
22 maja 2019 w Zielonej Górze nastąpiło uroczyste otwarcie nowego oddziału Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk (CBK PAN). Placówka, zlokalizowana na terenie Parku Naukowo-Technologicznego Uniwersytetu Zielonogórskiego, skupi się na badaniach z zakresu robotyki kosmicznej.
Nowy oddział CBK PAN będzie siedzibą Laboratorium Dynamiki Manipulatorów Satelitarnych, wyodrębnionego z warszawskiego Laboratorium Mechatroniki i Robotyki w CBK PAN. Oddział zajmie się m.in. projektowaniem manipulatorów dla satelitów i pojazdów planetarnych. Prace obejmą zagadnienia z teorii sterowania manipulatorami, projektowania sterowników manipulatorów, wykorzystania metod wizyjnych do sterowania manipulatorami i robotami kosmicznymi. Nowatorskie konstrukcje będą testowane w specjalnym basenie, który pozwoli inżynierom symulować warunki mikrograwitacji.
Otworzenie nowego Laboratorium to konsekwencja dynamicznego rozwoju CBK PAN. Nowa placówka została formalnie powołana do życia 29 marca br., na mocy umowy zawartej między Urzędem Marszałkowskim Województwa Lubuskiego a Polską Akademią Nauk. W planowanym na środę uroczystym zainicjowaniu działalności oddziału udział weźmie Wiceprezes Polskiej Akademii Nauk, prof. Romuald Zabielski, Dyrektor CBK PAN prof. Iwona Stanisławska, Kierownik Laboratorium Dynamiki Manipulatorów Satelitarnych, prof. Marek Banaszkiewicz, oraz Prorektor Uniwersytetu Zielonogórskiego, prof. Wojciech Strzyżewski.
Powstanie oddziału CBK PAN w regionie lubuskim jest także częścią aktywnych działań Marszałka Województwa Lubuskiego, które zmierzają do podniesienia innowacyjności województwa. Technologie kosmiczne są wpisane w strategię rozwoju regionu, czego konkretnym odzwierciedleniem jest powstający w Zielonej Górze Park Technologii Kosmicznych. CBK PAN jest partnerem w także w tym przedsięwzięciu. Park ma być gotowy do końca 2021 roku, a jego budowa kosztować będzie 60 milionów złotych.
Robotyka kosmiczna to pierwszy krok w działalności zielonogórskiego oddziału CBK PAN. W dalszej perspektywie aktywność naukowców zostanie rozszerzona o systemy nawigacji satelitarnej (GNSS), satelitarne obserwacje Ziemi, czy tematykę bezpieczeństwa na orbicie i zagrożeń związanych z przestrzenią kosmiczną (space situational awareness). Pracami nowotworzonego ośrodka pokieruje prof. Marek Banaszkiewicz, w przeszłości pełniący rolę dyrektora Centrum Badań Kosmicznych PAN oraz prezesa Polskiej Agencji Kosmicznej.
Zielona Góra to nie pierwszy oddział Centrum Badań Kosmicznych PAN, najważniejszej i najbardziej zasłużonej dla badań kosmicznych jednostki naukowej w Polsce. Choć instytut swoją główną siedzibę ma w Warszawie, część naukowców Centrum na stałe pracuje we Wrocławiu (Zakład Fizyki Słońca) oraz w Borówcu koło Poznania (Obserwatorium Astrogeodynamiczne). Opracowane i zbudowane przez CBK PAN instrumenty stale pracują także m.in. w podziemiach zamku w Książu, w polskiej stacji polarnej na Svalbardzie (Arktyka), jak również na kilkunastu satelitach i sondach kosmicznych, badających najbliższe otoczenie Ziemi i ciała Układu Słonecznego ? od Słońca po krańce heliosfery.
(CBK PAN)
https://kosmonauta.net/2019/05/otwarcie-nowego-oddzialu-cbk-pan/

Otwarcie nowego oddziału CBK PAN.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nieudany start CZ-4C (23.05.2019)
2019-05-23. Krzysztof Kanawka
Dwudziestego trzeciego maja doszło do prawdopodobnie nieudanego startu rakiety CZ-4C z wojskowym satelitą Yaogan-33. (Zaktualizowane!)
Aktualizacja (23.05.2019, 15:55 CEST) ? Chiny oficjalnie potwierdziły nieudany start. W tym locie zawiódł trzeci stopień CZ-4C.
o startu rakiety CZ-4C doszło 25 maja około godziny 00:45 lub 00:53 CEST. Start odbył się z kosmodromu Taiyuan. Zdjęcia wykonane przez obserwatoriów potwierdzają, że start odbył się w terminie.
Na pokładzie tej rakiety znajdował się satelita Yaogan-33. Przeznaczenie tego satelity jest wojskowe. Z tego powodu Chiny nie dostarczyły wielu informacji o starcie. Wiadomo jednak było, że rakieta miała wynieść satelitę na orbitę o wysokiej inklinacji.
Kilkadziesiąt minut po starcie pojawiły się doniesienia, że ten lot zakończył się niepowodzeniem. Z dostępnych informacji nie wynika, w którym momencie rakieta zawiodła, choć pojawiły się spekulacje związane z nietypowym wyglądem smugi gazów wylotowych rakiety. Może ona sugerować nieprawidłową pracę pierwszego lub drugiego stopnia rakiety.
Zwykle Chiny około 30-60 minut po starcie publikują ogłoszenie o udanym locie rakiety ? nawet dla lotów wojskowych (ogłaszanych oczywiście jako cywilne i naukowe). Tak tym razem nie nastąpiło, co zdaje się potwierdzać, że start zakończył się niepowodzeniem.
Ten nieudany start może mieć duży wpływ na kolejne rakiety serii CZ-4. Na ten rok zaplanowano łącznie dziesięć startów tej rodziny rakiet. Jest możliwe, że te starty zostaną opóźnione do przyszłego roku.
(NSF, PFA)
https://kosmonauta.net/2019/05/nieudany-start-cz-4c-23-05-2019/

Nieudany start CZ-4C (23.05.2019).jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozpoczęcie konkursu o staż ARP S.A. i ZPSK
2019-05-23.
W dniu 22 maja 2019 r. wystartował I etap konkursu o staż w ramach projektu ?Rozwój kadr sektora kosmicznego?. Jest to już IV edycja konkursu organizowanego przez Agencję Rozwoju Przemysłu oraz Związek Pracodawców Sektora Kosmicznego.
Technologie kosmiczne mają coraz większy wpływ na rozwój gospodarki światowej. Od momentu przystąpienia Polski do Europejskiej Agencji Kosmicznej w roku 2012 sektor kosmiczny w naszym kraju rozwija się bardzo dynamiczne. I jak każdy segment gospodarki ?high tech? potrzebuje wysoko wykwalifikowanej kadry.
W 2016 roku Agencja Rozwoju Przemysłu S.A., realizując misję wspierania innowacji oraz wychodząc naprzeciw niniejszej potrzebie, zainicjowała program stażowy w ramach projektu ?Rozwój kadr sektora kosmicznego?. Do tej pory odbyły się trzy edycje konkursu (2016, 2017, 2018), które cieszyły się ogromnym pozwodzeniem wśród studentów i absolwentów uczelni.  Wszystkie poprzednie edycje odniosły duży sukces, zwłaszcza w kontekście pozyskiwania talentów do podmiotów tworzących polski sektor kosmiczny.
W związku z sukcesem poprzednich edycji ARP S.A. wspólnie ze Związkiem Pracodawców Sektora Kosmicznego (ZPSK) postanowili uruchomić kolejną, IV odsłonę konkursu. Wybrane zostanie w niej 15 firm i instytucji naukowych, w których odbędą się staże.
Konkurs składa się z dwóch etapów. Etap I przeznaczony jest dla firm i instytucji zrzeszonych w ZPSK. Organizatorzy zapraszają te podmioty i zachęcają je do zgłaszania swoich kandydatur w dniach 22? 31 maja 2019 r. do godziny 17.00 poprzez wypełnienie formularza, który znajduje się w załączniku i wysłanie go na adres e-mail:  [email protected].
O wyborze firm będzie decydowała kolejność zgłoszeń.
W II etapie konkursu będzie miał miejsce wybór jego uczestników ? studentów oraz absolwentów. Dokładna data rozpoczęcia tego etapu zostanie podana przez organizatorów w dniu 3 czerwca br.
Natomiast rozpoczęcie staży planowane jest na wrzesień br.
Więcej informacji oraz regulamin na stronie Związku Pracodawców Sektora Kosmicznego.
 
Paweł Z. Grochowalski
Źródło: ZPSK
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/rozpoczecie-konkursu-o-staz-arp-sa-i-zpsk

Rozpoczęcie konkursu o staż ARP S.A. i ZPSK.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mija termin zgłoszeń do Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci - szansa m.in. na sfinansowanie udziału w obozach astronomicznych
2019-05-23.
Krajowy Fundusz na rzecz Dzieci prowadzi 37. już rekrutację stypendystów - młodych naukowców i twórców z całej Polski. Termin nadsyłania nowych wniosków mija 31 maja, a więc za tydzień. Stypendia KFnrD to m.in okazja na zdobycie finansowania na wyjazdy na obozy astronomiczne - z tej formy dofinansowania w ubiegłych latach skorzystało np. kilkoro laureatów ESO Astronomy Camp.
Do programu Funduszu mogą zgłaszać się uczennice i uczniowie o zainteresowaniach naukowych, literackich i technicznych, a także - uzdolnieniach plastycznych i muzycznych (instrumentaliści). W rekrutacji na nadchodzący rok szkolny biorą udział również aktualni stypendyści (z wyjątkiem maturzystów).
Fundusz zapewnia swoim stypendystom bezpłatny udział w zajęciach prowadzonych przez pracowników wyższych uczelni i instytutów Polskiej Akademii Nauk, obozach naukowych, stażach badawczych, seminariach. Organizuje warsztaty wielodyscyplinarne, muzyczne i plastyczne, koncerty i wystawy. Pomaga też finansowo w realizacji działań służących rozwojowi, np. w udziale w muzycznych kursach mistrzowskich i konkursach międzynarodowych, zakupie sprzętu laboratoryjnego.
Fundusz bardzo zachęca wszystkich nauczycieli, edukatorów i popularyzatorów nauki, żeby przekazali informację o ofercie Funduszu uczniom, którzy mogą skorzystać z takich zajęć, ich rodzicom i opiekunom. Szczególnie wartościowe są zgłoszenia uczniów spoza dużych miast, którzy w swoim otoczeniu nie mają podobnej oferty.
- Nasz program od wielu lat prowadzimy z myślą o młodych ludziach, którzy chcą rozwijać zainteresowania i zdolności, pracując nad naprawdę trudnymi zagadnieniami i mierząc się z prawdziwymi problemami naukowymi - podkreśla Maria Mach, dyrektor biura KFnrD i dawna stypendystka.
- Właśnie dlatego dajemy naszym podopiecznym dostęp do laboratoriów, bibliotek i archiwów, możliwość podejmowania pracy badawczej pod kierunkiem znakomitych specjalistów, koncertowania, wystawiania prac plastycznych i udziału w warsztatach prowadzonych przez wybitnych artystów.
Krajowy Fundusz na rzecz Dzieci istnieje od 1981 roku i ma status organizacji pożytku publicznego (KRS 44710). W tym roku szkolnym ma pod opieką 533 uczennic i uczniów z całej Polski, w tym: 349 nastolatków o zainteresowaniach naukowych i literackich, 154 młodych muzyków i 30 zdolnych plastyków. Mimo, że znacznie więcej zgłoszeń napływa z dobrych szkół w dużych miastach, rokrocznie około 40% osób zakwalifikowanych do programu pochodzi z małych miejscowości.
Dodatkowe informacje o programie i zgłoszeniach na stronie: fundusz.org/rekrutacja
Więcej informacji:
?    Krajowy Fundusz na rzecz Dzieci (KFnrD)
?    Strona o rekrutacji do KFnrD
 
(jest to komunikat KFnrD z drobnymi zmianami redakcyjnymi)
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/mija-termin-zgloszen-do-krajowego-funduszu-na-rzecz-dzieci

Mija termin zgłoszeń do Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci - szansa m.in. na sfinansowanie udziału w obozach astronomicznych.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzy egzokomety krążące wokół Beta Pictoris
2019-05-23. Radek Kosarzycki
W zaledwie rok po wyniesieniu w przestrzeń satelity TESS, dane z teleskopu pozwoliły na odkrycie trzech pierwszych komet krążących wokół pobliskiej gwiazdy Beta Pictoris. Głównym zadaniem TESS jest poszukiwanie egzoplanet ? planet krążących wokół innych gwiazd. Rozpoznanie sygnału pochodzącego od dużo mniejszych egzokomet w porównaniu do planet wymaga analizy precyzyjnych krzywych zmian blasku, które możemy teraz uzyskiwać korzystając z wyjątkowych zdolności nowego teleskopu kosmicznego.
Sebastian Zieba, student należący do zespołu Konstanze Zwiztza na Uniwersytecie w Innsbrucku odkrył sygnał egzokomet badając uzyskane za pomocą TESS w marcu tego roku krzywe blasku gwiazdy Beta Pictoris. ?Dane wskazują znaczący spadek intensywności światła obserwowanej gwiazdy. Takie zmiany, dzięki pociemnieniu obiektu na orbicie gwiazdy, można przypisać komecie? mówi Zieba.
Astrophysics. Trzy podobne układy egzokomet odkryto niedawno wokół innych gwiazd w danych z kosmicznego teleskopu Kepler. Badacze wskazują, że egzokomety częściej występują wokół młodych gwiazd. ?Kosmiczny Teleskop Kepler skupiał się na starszych gwiazdach podobnych do Słońca, na stosunkowo niewielkim wycinku nieba. TESS natomiast obserwuje gwiazdy na całym niebie, wraz z młodymi gwiazdami. Dlatego też spodziewamy się kolejnych odkryć tego typu? mówi Konstanze Zwintz. W swojej pracy naukowej Zwintz skupia się na młodych gwiazdach i postrzegana jest za międzynarodowego eksperta w dziedzinie astrosejsmologii.
Dr Grant Kennedy z Wydziału Fizyki na Uniwersytecie w Warwick pomagał w pracach nad modelowaniem i interpretacją danych: ?To odkrycie jest naprawdę ważne dla nauki o kometach spoza Układu Słonecznego. Beta Pictoris uważana była za gwiazdę, która może posiadać komety, już od ponad trzech dekad w oparciu o badania przeprowadzone inną metodą. Dane z TESS dostarczyły niezależnych dowodów na ich istnienie. Naszym celem jest szukanie podobnych sygnatur w otoczeniach innych gwiazd, a to odkrycie potwierdza, że TESS doskonale sobie z tym radzi?.
Odkrycie egzokomet wokół Beta Pictoris już w 1999 roku przewidziało trzech astrofizyków: Alain Lecavelier des Etangs, Alfred Vidal-Madjar oraz Roger Ferlet. ?Wraz z kolegami z Lejdy i Warwick, możemy teraz oficjalnie potwierdzić ich teorię? mówią Zieba i Zwintz. Naukowcy spodziewają się odkrycia wielu innych komet i planetoid w tym rejonie. ?W przyszłości chcielibyśmy dowiedzieć się jak często występują komety i jak ich liczba maleje wraz z wiekiem gwiazdy. Informacje tego typu są ważne, bowiem analizując komety krążące wokół młodej gwiazdy, możemy dowiedzieć się wiele o historii naszego własnego układu planetarnego?.
W przyszłości badacze chcą zająć się badaniem składu chemicznego egzokomet, na przykład pod kątem zawartości w nich wody. Same komety są dużo mniejsze od egzoplanet, ale pozostawiają za sobą bardzo długie ogony, które mogą rozciągać się na wiele milionów kilometrów. To co my widzimy to nie jest samo jądro komety, ale materia wywiana z jego powierzchni i przemieszczająca się za nim. Dlatego też dane z TESS nie mówią nam nic o rozmiarach komet, ponieważ ogon pyłowy może być bardzo rozległy i rzadki, albo mniejszy i gęsty. W obu przypadkach mielibyśmy dokładnie taką samą krzywą blasku? tłumaczy Zwintz.
Źródło: University of Innsbruck
https://www.pulskosmosu.pl/2019/05/23/trzy-egzokomety-krazace-wokol-beta-pictoris/

 

Trzy egzokomety krążące wokół Beta Pictoris.jpg

Trzy egzokomety krążące wokół Beta Pictoris2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy na Wenus kiedyś mogło istnieć życie?
2019-05-23. Radek Kosarzycki

Choć obecnie Wenus jest bardzo nieprzyjazną do życia planetą z temperaturami przy powierzchni dochodzącymi do 480 stopni Celsjusza, dowody geologiczne wspierane przez modele komputerowe wskazują, że miliardy lat temu mogło tam być znacznie chłodniej, a na powierzchni mógł istnieć ocean wody.
Nie tylko temperatura i żrąca atmosfera odróżniają obecną Wenus od Ziemi. Wenus bardzo wolno obraca się wokół własnej osi ? jeden dzień na Wenus trwa 243 ziemskie dni. Niemniej jednak miliardy lat temu planeta mogła obracać się znacznie szybciej, co także mogłoby sprawiać, że planeta bardziej sprzyjałaby życiu.
Oddziaływania pływowe hamują tempo rotacji planety poprzez oddziaływania prądów z morskim podłożem. Obecnie na Ziemi, takie zmiany wydłużają długość dnia na naszej planecie o 20 sekund na każdy milion lat. Najnowsze badania przeprowadzone przez Mattiasa Greena z Uniwersytetu w Bangor i jego współpracowników z NASA i Uniwersytetu w Waszyngtonie pozwoliły oszacować tempo tego hamowania na dawnej Wenus. badacze wykazali, że oddziaływania pływowe w wenusjańskim oceanie mogły być na tyle silne, że wydłużały tempo rotacji Wenus o kilkadziesiąt ziemskich dni na każdy milion lat. To wskazuje, że hamulec pływowy mógł spowolnić tempo rotacji planety do jej obecnego stanu w ciągu 10-50 milionów lat, sprawiając przy tym, że planeta przestała sprzyjać istnieniu na niej życia w tym samym czasie.
Dr Green dodaje: ?Nasze prace wskazują jak ważne mogą być pływy podczas odtwarzania tempa rotacji planety, nawet jeżeli ocean istniał na niej przez kilkaset milionów la oraz jak ważne są do tego, aby powstało na niej życie.
Źródło: Bangor University
https://www.pulskosmosu.pl/2019/05/23/czy-na-wenus-kiedys-moglo-istniec-zycie/

Czy na Wenus kiedyś mogło istnieć życie.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odkryto 18 nowych planet podobnych do Ziemi
2019-05-23. MP. KF
18 planet o rozmiarach podobnych do Ziemi odkryli naukowcy na podstawie zarejestrowanych danych pochodzących z Kosmicznego Teleskopu Keplera, które zostały opisane na łamach pisma ?Astronomy & Astrophysics?. Jedna z planet znajduje się w ekosferze, czyli w takiej odległości od gwiazdy, która pozwala na rozwój życia.
Jak dotąd, znanych jest ok. 4 tys. planet orbitujących wokół gwiazd innych niż Słońce. Jednak 96 proc. z nich jest dużo większych od Ziemi. Wiele z nich przypomina ogromnego Jowisza. Wynika to m.in. z tego, że większe planety jest łatwiej wykryć, a mniejsze często mogą być pomijane.

Tymczasem to właśnie nieduże, podobne do Ziemi planety są miejscami, na których ewentualnie mogłoby rozwinąć się życie.

Odkrycie to, jest wynikiem ponownej analizy danych dostarczonych przez Kosmiczny Teleskop Keplera. Teleskop do tej pory pozwolił na wykrycie ponad 2600 planet.

Autorzy nowej publikacji opracowali nowy algorytm, który pozwala na dokładniejszą analizę dostarczonych przez teleskop danych. Z jego pomocą badacze przeanalizowali pochodzące z drugiej fazy działania teleskopu dane dotyczące 517 gwiazd, wokół których znaleziono planety.

?Nasz algorytm pozwala na uzyskanie bardziej realistycznego obrazu populacji obecnych w kosmosie egzoplanet. Ta metoda to duży krok naprzód, szczególnie, jeśli chodzi o poszukiwania planet podobnych do Ziemi? ? twierdzi jeden z autorów odkrycia Michael Hippke.
Tylko jedna planeta z 18 nowo odkrytych stanowi wyjątek. Okrąża ona macierzystego czerwonego karła prawdopodobnie w odległości pozwalającej na utrzymanie ciekłej wody i ewentualny rozwój życia.

Naukowcy liczą na znalezienie kolejnych, jak szacują, nawet 100 podobnych do Ziemi planet w czasie planowanej analizy danych pochodzących z pierwszej fazy misji Teleskopu Keplera.

Nowe algorytmy mogą się też przydać w kolejnych misjach.

źródło: PAP
https://www.tvp.info/42760193/odkryto-18-nowych-planet-podobnych-do-ziemi

Odkryto 18 nowych planet podobnych do Ziemi.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zobacz 12 nowych, niesamowitych obłoków, których darmo było dotąd szukać w Atlasie Chmur
2019-05-24

Mijają 2 lata od oficjalnej publikacji zaktualizowanego po wielu latach Międzynarodowego Atlasu Chmur, w którym znalazło się 12 chmur, które dotąd nie zostały jeszcze opisane, nie miały też swoich nazw. Niektóre zaobserwowano po raz pierwszy całkiem niedawno. Zobaczcie na zdjęciach jakie są piękne.
W 2005 roku Witta Priester w regionie Canterbury w Nowej Zelandii, sfotografowała zadziwiającą chmurę, której darmo było szukać w Międzynarodowym Atlasie Chmur. Serwisy społecznościowe zawrzały, bo nie brakowało opinii, że zdjęcie "podkręcono" w Photoshopie.
Jednak rok później Jane Wiggins podobną chmurę uwieczniła nad Cedar Rapids w stanie Iowa w USA. Wieści o kolejnych zdjęciach zaczęły napływać z różnych stron, zarówno z USA, jak i świata. Widywano je także nad Polską, m.in. w sierpniu 2011 roku nad Warszawą, w lipcu 2012 roku nad Poznaniem oraz kwietniu 2015 i we wrześniu 2016 roku nad Łodzią.
Wówczas było już jasne, że zagadkowe zjawisko nie jest mistyfikacją. Tematem zainteresował się Gavin Pretor-Pinney, założyciel Towarzystwa Oceny Chmur. Postanowił on wprowadzić zmiany w oficjalnej klasyfikacji chmur, ale nie było to wcale proste.
Jako że chmura przypominała wzburzone i falujące morze, zdecydowano się na nazwę Undulatus Asperatus, która na łamach Atlasu Chmur została skrócona do Asperitas. Ta odmiana dotyczy chmur Altocumulus i Stratocumulus.
Jednak nie tylko chmury Asperitas dołączyły do nowego Międzynarodowego Atlasu Chmur wydanego w 2017 roku przez Światową Organizację Meteorologiczną (WMO), najbardziej prestiżową tego typu publikację. Znalazły się tam jeszcze inne gatunki i odmiany chmur, niektóre widywano od zawsze, ale dotąd pozostawały bez nazwy.
Volutus to gatunek niskiej, poziomej, pojedynczej chmury w kształcie rurki, która zazwyczaj toczy się wokół osi poziomej. Wcześniej nazywana była potocznie "chmurą rotorową". Chmura ta zazwyczaj towarzyszy chmurom Stratocumulus i rzadziej Altocumulus. Z wyglądu przypomina chmurę szelfową, towarzyszącą burzy, jednak nie ma z nią nic wspólnego. Najczęściej można ją obserwować w rejonie wybrzeży, z największym natężeniem w północnej Australii, gdzie zwie się ją "poranną Glorią"
Fluctus to chmury, które przypominają fale na niebie. Po raz pierwszy opisali to zjawisko pod koniec dziewiętnastego wieku Lord Kelvin i Hermann von Helmholtz. Stąd też dotychczas mówiono o nich chmury Kelvina-Helmholtza. Obłoki te powstają, gdy przepływ poszczególnych warstw powietrza zostaje zakłócony przez przeszkodę, np. wzniesienia.
Cavum to chmura w chmurze, potocznie nazywana wcześniej dziurkaczem. Dziura ma kolisty lub owalny kształt, w zależności od kąta obserwacji. Obłoki te muszą być silnie wychłodzone, a więc temperatura w nich musi przekraczać minus 30 stopni, a przy tym kropelki wody nie mogą zamarzać. Proces ten nazywamy przechłodzeniem cieczy.
Dochodzi do niego, gdy w atmosferze nie ma gwałtownych ruchów powietrza i jest ono czyste, nie ma więc też drobin, choćby kurzu, na których kropelki mogłyby osiąść i zamarznąć. Taki spokój może zostać przerwany przez samolot pozostawiający za sobą spaliny. Wówczas wchodzą one w kontakt z przechłodzonymi kroplami wody, które natychmiast zamarzają tworząc kryształki lodu.
Te pod wpływem ciężaru zaczynają opadać, ale nie docierają do powierzchni ziemi, ponieważ przy wysokiej temperaturze wyparowują. Tworzą one charakterystyczne koliste lub eliptyczne dziury najczęściej w chmurach Altocumulus lub Cirrocumulus, a wewnątrz tych dziur rodzi się chmura cirrus, zbudowana z miniaturowych kryształków lodu, które często opadają w postaci firany.
Murus, Cauda i Flumen to zjawiska, które pojawiają się wraz z tornadem klinowym, nazywanym też wielolejowym. Tornado tego typu jest równie szerokie, co wysokie i najczęściej osiąga najwyższe kategorie w skali intensywności. Chmura stropowa niemal ciągnąca się po ziemi, którą rotuje i może być źródłem tornad, nazwana została Murus, a jej ogon to Cauda. Z kolei Flumen to chmura, która tworzy się w strumieniu powietrza płynącym w kierunku superkomórki burzowej.

 Cataractagenitus to chmura, która występuje w pobliżu rozległych wodospadów, nazywana potocznie bryzą. Gdy woda spada, tworzy się prąd zstępujący, który jest kompensowany przez ruchy wznoszące powietrza.

Flammagenitus to chmura powstającą z ognisk masywnych pożarów lasów lub kraterów wulkanicznych podczas erupcji. Najczęściej tworzą one chmurę Cumulus, nazywaną wcześniej potocznie Pyrocumulusem. Na skutek intensywnej konwekcji chmura kłębiasta może się przeobrażać w rozbudowana chmurę deszczowo-burzową Cumulonimbus, a co za tym idzie, przynosić deszcze i błyskawice, wzniecające nowe ogniska pożarów.

Homogenitus to chmura będąca skutkiem działalności człowieka, a dokładniej emisją pary wodnej i niewielkich ilości pyłu zawieszonego np. z kominów elektrociepłowni. Najczęściej przeistaczają się one w chmury kłębiaste Cumulus.
Silvagenitus to chmury, które spotkacie w lasach, szczególnie górskich, gdzie nad drzewami unosi się para wodna na skutek parowania liści, igiełek i kory drzewnej.
Homomutatus to krzyżujące się ze sobą smugi kondensacyjne pozostawiane przez przelatujące samoloty. Przy silnym wietrze mogą się one rozprzestrzeniać nawet na całe niebo.
Niezmienne pozostaje 11 głównych rodzajów chmur, do których dołącza się odpowiednie gatunki, odmiany i wreszcie zjawiska towarzyszące. Wszystkie nazwy są zapisywane po łacinie i mogą mieć nawet więcej niż 5 członów.
Źródło: TwojaPogoda.pl / WMO / Międzynarodowy Atlas Chmur.
https://www.twojapogoda.pl/wiadomosc/2019-05-24/zobacz-12-nowych-niesamowitych-oblokow-ktorych-darmo-bylo-dotad-szukac-w-atlasie-chmur/

Zobacz 12 nowych, niesamowitych obłoków, których darmo było dotąd szukać w Atlasie Chmur.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Potwierdzono istnienie wulkanów pod powierzchnią Ziemi

2019-5-24.

Naukowcy po raz pierwszy odkryli dowody potwierdzające, że głęboko pod powierzchnią Ziemi mogą tworzyć się wulkany.

Mezosfera to warstwa we wnętrzu Ziemi położona między astenosferą a barysferą na głębokości ok. 350 km do 2900 km. Odznacza się ciągłym wzrostem prędkości fal sejsmicznych z głębokością. W wyniku panującego w obrębie mezosfery wysokiego ciśnienia, w pobliżu jej dolnej granicy, półpłynny materiał skalny osiąga bardzo dużą gęstość i zaczyna krystalizować.

Najnowsze badania wykazały, że w mezosferze mogą tworzyć się wulkany.

Naukowcy od dawna wiedzieli, że wulkany pojawiają się, gdy płyty tektoniczne na wierzchu płaszcza Ziemi się ścierają tworząc gorące punkty. Do tej pory nie było pewności, że wulkany mogą powstawać także w mezosferze.

- Znaleźliśmy nowy sposób tworzenia wulkanów. Po raz pierwszy mamy wyraźne dowody, że wulkany mogą tworzyć się w mezosferze, głęboko pod powierzchnią Ziemi - powiedział prof. Esteban Gazel z Uniwersytetu Cornell, jeden z autorów badań.

Naukowcy dokonali odkrycia badając próbkę rdzenia o długości 790 m, która została wywiercona na Bermudach w 1972 r. Oczekiwano, że analizy wykażą, że Bermudy powstały z płaszcza w podobny sposób co Hawaje. Ale okazało się coś innego.

Wydaje się, że to szczególne miejsce w mezosferze - położonej głęboko pod Oceanem Atlantyckim - zostało częściowo stworzone w wyniku subdukcji podczas tworzenia superkontynentu Pangea. Około 30 mln lat temu zaburzenie w mezosferze ukierunkowało magmę w stronę powierzchni Ziemi. Ta z kolei utworzyła obecnie uśpiony wulkan pod Oceanem Atlantyckim, który odpowiada za powstanie Bermudów.

Teraz, gdy już wiadomo, że zakłócenia w mezosferze mogą prowadzić do powstawania wulkanów, naukowcy prawdopodobnie będą poszukiwać innych przykładów tego zjawiska.

 
https://nt.interia.pl/technauka/news-potwierdzono-istnienie-wulkanow-pod-powierzchnia-ziemi,nId,3006106

Potwierdzono istnienie wulkanów pod powierzchnią Ziemi.jpg

Potwierdzono istnienie wulkanów pod powierzchnią Ziemi2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ulatniające się dyski protoplanetarne
2019-05-24. Redakcja AstroNETu
Wokół młodych gwiazd tworzą się pyłowe obłoki nazywane dyskami protoplanetarnymi. To właśnie z tych dysków formują się planety. Dyski nie istnieją przez cały czas życia gwiazdy, ponieważ są na tyle gęste, że ich materia opada powoli na gwiazdę. Dodatkowo, promieniowanie centralnej gwiazdy podgrzewa je i rozprasza, aż nie pozostanie z nich nic z wyjątkiem kilku planet. Czas potrzebny na ulotnienie się dysku informuje naukowców o tym, jak długo przebiega proces powstawania planet.
Znikanie dysków protoplanetarnych może być jednak przyspieszane przez jeszcze jeden szczególny proces. Gwiazdy mają tendencję do tworzenia grup i w gęstych skupiskach mogą wywierać wpływ na dyski otaczające najbliższych sąsiadów. Największy wpływ mają masywne gwiazdy wytwarzające olbrzymie ilości promieniowania UV. Energia fotonów tego promieniowania jest w stanie nadać materii dysku protoplanetarnego przyspieszenie i doprowadzić do jej rozproszenia. Proces ten został nazwany fotoparowaniem. Astronomowie przez długi czas zastanawiali się, jak różne środowiska kosmiczne wpływają na ewolucję dysków protoplanetarnych. Autorzy pracy poświęconej fotoparowaniu poszli inną drogą. Postanowili sprawdzić, co dyski protoplanetarne są nam w stanie powiedzieć o środowisku, w którym się znalazły.
W swojej pracy naukowcy skupili się na grupie gwiazd Cygnus OB2. Zaczęli od stworzenia symulacji, pozwalającej na śledzenie ruchu pojedynczego ciała. Przy dobraniu odpowiednich parametrów udało się odtworzyć obserwowalnego Cygnusa OB2 i przeanalizować jego ewolucję. Grupa zawiera kilka bardzo masywnych gwiazd, wytwarzających olbrzymie ilości promieniowania. W początkowej fazie to promieniowanie usuwa resztki gazu, zmniejszając studnię potencjału całej grupy. Dzięki temu szybkie gwiazdy są w stanie z niej uciec.
Oprócz ruchu gwiazd symulacja śledzi ewolucję dysków protoplanetarnych wokół nich. Przeanalizowano zależność liczby zachowanych dysków od natężenia promieniowania w miejscu ich występowania. Okazało się, że uzyskane wartości pasowały do obserwowanych tylko dla wysokich wartości UV. Nie jest to zaskakujące, bo w symulacji pominięto efekt fotoparowania wywoływany przez gwiazdy centralne dysków.
Ponadto symulacja pozwoliła oszacować początkową masę grupy. Według modelu, Cygnus OB2 uformował się z materii o masie około 80 tysięcy Słońc, a następnie stracił 75% masy w postaci ulatniającego się gazu.
Astronomowie zbadali również związek pomiędzy masą dysków protoplanetarnych, a masą ich gwiazd centralnych. Okazało się, że istnieje widoczny związek pomiędzy tymi dwoma wartościami. Nie jest zaskakujące, że bardziej masywne gwiazdy są w stanie utrzymać wokół siebie bardziej masywne dyski. Interesujące jest natomiast to, że ta relacja jest bardziej widoczna dla miejsc o silnym promieniowaniu UV. Naukowcy twierdzą, że siła zewnętrznego fotoparowania zależy od masy centralnej gwiazdy dysku. Wokół mniejszych gwiazd energia fotonów może łatwiej i szybciej rozproszyć materię dysku, uwypuklając związek między masą dysku, a masą gwiazdy. Oznacza to, że dyski protoplanetarne w środowisku o dużym natężeniu UV różnią się od dysków w innych środowiskach.
Z badania wynika, że można prześledzić historię grupy gwiazd na podstawie położenia i prędkości składników oraz badaniu ich dysków protoplanetarnych. Dzięki przeanalizowaniu związku pomiędzy masą dysku, a masą gwiazdy można określić natężenie promieniowania UV w przeszłości. Autorzy pracy podkreślają jednak, że zarówno zewnętrzne fotoparowanie jak i opadanie gęstego pyłu na gwiazdę zmniejsza masę dysku, dlatego czasem trudno określić, które zjawisko miało większy wpływ na ulotnienie się dysku. Pomimo tego badania pokazują, że promieniowanie UV może odcisnąć ślad na dyskach protoplanetarnych. Co to oznacza dla procesu formowania się planet? Przede wszystkim to, że duże natężenie UV zmniejsza ilość dostępnej materii i utrudnia lub uniemożliwia przeprowadzenie tego procesu.
Artykuł napisał Radosław Kubiś.
Source : astrobites

https://news.astronet.pl/index.php/2019/05/24/ulatniajace-sie-dyski-protoplanetarne/

Ulatniające się dyski protoplanetarne.jpg

Ulatniające się dyski protoplanetarne2.jpg

Ulatniające się dyski protoplanetarne3.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jasny meteor rozświetlił niebo nad Melbourne
Autor: tallinn (2019-05-24)
Meteor rozświetlił niebo w całej Australii Południowej. Całe nocne niebo przybrało na chwilę kolor jaskrawej pomarańczy, gdy biała, żółtawa kula przecinała horyzont.
Pokaz świetlny oszołomił obserwatorów w Australii. Zachwyceni widzowie opowiadają obiekt, że ?nie był tak jasny jak Wenus, ale jaśniejszy niż Jowisz?. Obiekt spłonął na wysokości co najmniej 80 km i wszedł w atmosferę z prędkością 11 km/s.
Do zdarzenia doszło późnym wieczorem 21 maja około 23.15 czasu lokalnego. Spektakularne zjawisko można było obserwować w stanach Południowej Australii i Wiktorii, w tym w dużych miastach, na przykład w Adelajdzie i w Melbourne. Jasny błysk rozświetlił niebo, a spontaniczny pokaz uwieńczony został silnym hukiem eksplozji.
Naukowcy mówią nawet o małej asteroidzie, ale nie są zgodni w tej kwestii. Nie potrafią na razie jednoznacznie stwierdzić, czy fragmenty ciała niebieskiego dotarły do powierzchni Ziemi, czy też całkowicie spłonęły w atmosferze, donosi Australian Broadcasting Corporation. Ten sam obiekt obserwowali również prawdopodobnie mieszkańcy Korei Południowej. Jest wiele doniesień z tego kraju.
https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/jasny-meteor-rozswietlil-niebo-nad-melbourne

 

 

Jasny meteor rozświetlił niebo nad Melbourne.jpg

Jasny meteor rozświetlił niebo nad Melbourne2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Apollo 10 ? 50 lat temu
2019-05-24. Krzysztof Kanawka
Mija właśnie 50 lat od misji Apollo 10 ? ?ostatniego testu? przed historycznym lądowaniem człowieka na Srebrnym Globie.
Celem misji Apollo 10 było przetestowanie lądownika księżycowego oraz procedur lądowania na Srebrnym Globie. Misja Apollo 10 odbywała się w dniach 18 ? 26 maja 1969, z czego w dniach 21 ? 24 maja 1969 statek Apollo oraz lądownik LM przebywał na orbicie Księżyca. Misja zakończyła się sukcesem i otworzyła drogę do załogowego lądowania, które nastąpiło w lipcu 1969 roku.
Ponadto, oprócz testów lądownika księżycowego, w trakcie misji Apollo 10 wykonano setki zdjęć Srebrnego Globu. Te zdjęcia posłużyły do dokładnego planowania kolejnych misji programu Apollo, w szczególności etapu lądowania na Księżycu. Dzięki temu udało się m.in. ograniczyć wielkość elipsy lądowania dla misji Apollo 11.
Misja Apollo 10 wykonała w około 70% zakładane cele fotograficzne na tę wyprawę. Udało się m.in. uzyskać dużą ilość fotografii drugiej strony Księżyca, w tym obszarów, które dotychczas były niewystarczająco dobrze sfotografowane.
W trakcie tej misji lądownik LM zbliżył się do powierzchni Księżyca na minimalną odległość 15,6 km. Nie wszystko jednak przebiegło w tej misji planowo ? przykładowo doszło do nieoczekiwanego obrotu części powrotnej lądownika LM po separacji członów. Późniejsza analiza wykazała, że było bardzo blisko do utraty kontroli nad tym segmentem lądownika, co w konsekwencji doprowadziłoby do uderzenia w powierzchnię Księżyca i śmierci dwóch astronautów.
Z załogi misji Apollo 10 żyje dziś tylko Thomas Stafford ? dowódca misji. John Young zmarł w 2018 roku, zaś Eugene Cernan odszedł w 2017 roku.
(NASA)
https://kosmonauta.net/2019/05/apollo-10-50-lat-temu/

Apollo 10 ? 50 lat temu.jpg

Apollo 10 ? 50 lat temu2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwsza paczka Starlink na orbicie
2019-05-24. Krzysztof Kanawka

Dwudziestego czwartego maja firma SpaceX z sukcesem umieściła 60 satelitów konstelacji Starlink na orbicie.
Do startu rakiety Falcon 9 z satelitami Starlink doszło 24 maja o godzinie 04:30 CEST. Start nastąpił z wyrzutni LC-40 na przylądku Canaveral. Lot rakiety Falcon 9 przebiegł prawidłowo i satelity Starlink znalazły się na odpowiedniej orbicie wstępnej o nachyleniu około 53 stopni. Po skończonej pracy pierwszy stopień udanie wylądował na platformie morskiej.
Z reguły starty rakiety Falcon 9 wywołują duże zainteresowanie z uwagi na lądowanie pierwszego stopnia po wykonanej pracy. Tym razem fakt udanego lądowania wydaje się być na drugim planie ? na pierwszym zaś był ładunek tego lotu.
W tym starcie na pokładzie rakiety Falcon 9 znalazło się aż 60 satelitów konstelacji Starlink. Był to pierwszy start dla Starlink ? konstelacji, którą firma SpaceX chce szybko zbudować i zacząć oferować usługi telekomunikacyjne. Ten start był jednocześnie najcięższym dotychczasowym ładunkiem dla Falcona 9 (łączna masa startowa ponad 13 ton) oraz największą liczbą satelitów wyniesionych w jednym starcie przez firmę SpaceX (60).
Co ciekawe, wszystkie satelity Starlink zostały uwolnione w jednym momencie, co jest dość nietypowe. Zwykle podczas startów z wieloma satelitami następuje stopniowe (albo też ?jednostajne? w dłuższym okresie czasu) uwalnianie satelitów. W tym przypadku wszystkie satelity jednocześnie opuściły górny stopień Falcona 9, po czym powoli zaczęły się od siebie oddalać.
Na tym nie koniec ciekawostek związanych z satelitami Starlink. Górny stopień Falcona 9 umieścił te satelity na wstępnej orbicie o wysokości około 440 km. Około pięć i pół godziny po starcie każdy z satelitów Starlink uruchomił swój silnik jonowy typu Halla (napędzany kryptonem) i rozpoczął podwyższanie orbity. Docelowo satelity mają operować z wysokości 550 km.
Łącznie SpaceX ma zamiar użyć trzech ?powłok? dla swojej konstelacji: około 7500 satelitów ma operować na niskiej orbicie o wysokości około 340 km, 1600 na orbicie o wysokości około 550 km i 2900 na orbicie o wysokości 1150 km. Niektóre środowiska naukowe branży kosmicznej uważają, że ta ostatnia ?powłoka? może być bardzo niebezpieczna z uwagi na swoją dużą wysokość oraz obecność innych ?kosmicznych śmieci?. W tej kwestii z pewnością niebawem będą musiały zostać wprowadzone regulacje, gdyż nie tylko SpaceX ma zamiar zbudować swoje ?mega konstelacje? satelitarne.
Dwa kolejne starty konstelacji Starlink są planowane jeszcze na ten rok.
Start tej ?paczki? satelitów Starlink jest komentowany w wątku na Polskim Forum Astronautycznym.
(PFA, S-X)
https://kosmonauta.net/2019/05/pierwsza-paczka-starlink-na-orbicie/

Pierwsza paczka Starlink na orbicie.jpg

Pierwsza paczka Starlink na orbicie2.jpg

Pierwsza paczka Starlink na orbicie3.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Filipiny o krok od własnej agencji kosmicznej
2019-05-25. Krzysztof Kanawka
Senat Filipin uchwalił ustawę, która ma wzmocnić branżę kosmiczną tego państwa. Oznacza to m.in. stworzenie agencji kosmicznej.
Filipiny to państwo aktywne w branży kosmicznej od lat 60. XX wieku. Pierwszy satelita tego państwa to Agila-1/Palapa B2-P, który został pozyskany od indonezyjskiego operatora po kilku latach prac na orbicie. W 1997 roku na orbicie znalazł się satelita telekomunikacyjny Agila 2. W 2016 i 2018 roku na orbicie znalazły się trzy małe filipińskie satelity.
W ostatnich latach obserwujemy wzrost zainteresowania sektorem kosmicznym na całym świecie. W Azji ? głównie z uwagi na rywalizację pomiędzy Chinami, Indiami, Japonią, Koreą Południową i innymi państwami ? obserwujemy tzw. ?azjatycki wyścig kosmiczny?. Efektem tego ?wyścigu? są nowe satelity, próby współpracy m.in. z Europą, a także ? zwiększone powiązania pomiędzy branżą kosmiczną a wojskiem. Przykładowo, Filipiny są stroną w sporze na Morzu Południowochińskim.
W maju 2019 senat Filipin uchwalił ustawię, która ma wzmocnić branżę kosmiczną tego państwa. Oznacza to m.in. stworzenie agencji kosmicznej oraz zwiększenie wydatków związanych z sektorem kosmicznym. Wzmocnienie ma dotyczyć zarówno cywilnych jak i wojskowych form wykorzystana branży kosmicznej. Wstępny budżet na kosmos tego państwa to wartość około 15 milionów EUR.
(PS, FBAZ)
https://kosmonauta.net/2019/05/filipiny-o-krok-od-wlasnej-agencji-kosmicznej/

Filipiny o krok od własnej agencji kosmicznej.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Satelity SpaceX widoczne na polskim niebie
2019-05-25. MIES.TO
Niecodzienny widok można było zaobserwować w piątek, około godz. 23:40. Na niebie nad Warszawą można było dostrzec przelatujące jasne punkty, ustawione w linii prostej. Jak się wydaje, była to grupa satelitów umieszczonych na orbicie Ziemi przez amerykańską firmę SpaceX. Zdjęcie otrzymaliśmy od naszego czytelnika Kamila na platformę TWOJE INFO.
Przelot był widoczny ok. 50 sekund ? poinformował pan Kamil.

SpaceX umieściła w piątek w nocy na orbicie Ziemi 60 niewielkich satelitów, za pośrednictwem których świadczone będą usługi dostępu do szybkiego Internetu w każdym miejscu na Ziemi. Może to być szczególnie użyteczne w miejscach, gdzie obecnie dostęp do sieci nie jest możliwy lub jest mocno ograniczony.

Cała konstelacja satelitów będzie nosić nazwę Starlink i w pierwszym etapie ma składać się z 1,8 tys. takich urządzeń.

Satelity wyniosła rakieta wielokrotnego użytku Falcon 9. Zostały uwolnione na wysokości ok. 440 km i mają za pomocą własnego napędu podnieść swoją orbitę do 550 km.

Docelowo w kosmosie ma się znaleźć prawie 12 tysięcy satelitów. Umieszczenie konstelacji na niskiej orbicie okołoziemskiej (LEO) pozwoli na znaczące zmniejszenie opóźnień w porównaniu do istniejącego internetu satelitarnego, który wykorzystuje satelity na orbicie geostacjonarnej (GEO), znajdujące się ponad 35 tysięcy kilometrów nad powierzchnią Ziemi.
źródło: Twoje Info, spacex.com.pl
https://www.tvp.info/42786866/satelity-spacex-widoczne-na-polskim-niebie

 

Satelity SpaceX widoczne na polskim niebie.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ziemia zmieniła się w wielką kulę śnieżną. Zaczęło się od olbrzymich pęknięć skorupy ziemskiej
2019-05-25
700 milionów lat temu doszło do wyjątkowego zjawiska. Ziemia zmieniła się w wielką kulę śniegu. Lód pokrył cały glob na wysokość ponad kilometra. Teraz pojawiła się interesująca teoria, która wyjaśnia, jak i dlaczego do tego doszło.
Ziemia w swej historii doświadczała zarówno olbrzymich ociepleń, jak i ochłodzeń, miliony lat przed tym, gdy po ziemi zaczął stąpać człowiek. Niektóre z nich były tak olbrzymie, że do dziś spędzają sen z powiek naukowcom.
Pod koniec prekambru, a więc około 700 milionów lat temu, miało miejsce jedno z takich niezwykłych zdarzeń, a mianowicie globalne zlodowacenie. Lądolód nie pokrył jedynie obszarów położonych w strefie umiarkowanej, lecz sięgnął równika.
Przez kilkaset tysięcy lat, a może nawet milion, cała nasza planeta była skuta lodem o grubości przeszło kilometra. Teoria tzw. Ziemi-Śnieżki powstała w latach 90. ubiegłego wieku. Kolejne badania geologiczne potwierdziły, że to nie teoria, lecz fakt, bo ślady lodu znaleziono we wszystkich osadach lądowych.
Na Ziemi istniał wówczas superkontynent Rodinia, w większości położony na równiku. Jego całkowite pokrycie lodem ukazywało skalę tego zlodowacenia. Naukowcy z Uniwersytetu Teksańskiego sugerują, że mogło to być związane z płytami tektonicznymi, a dokładniej z rozpadem Rodinii.
W przeszłości kontynenty na przemian łączyły się ze sobą i rozdzielały. Dziś mamy osiem kontynentów, ale w dalekiej przyszłości połączą się one tworząc jeden olbrzymi. Litosfera nie jest zwartą skorupą. Wiemy, że wciąż pęka, formują się płyty, które albo oddalają się od siebie, albo też na siebie nacierają.
W wyniku tych gwałtownych, ale bardzo powolnych procesów, objawiających się w postaci trzęsień ziemi, wybuchów wulkanów i powstania łańcuchów górskich, ma miejsce wędrówka kontynentów.
Badacze twierdzą, że Rodinia zaczęła się dzielić na mniejsze kontynenty nie podczas zlodowacenia, lecz krótko przed nim, co może wskazywać na to, że to właśnie ruchy tektoniczne mogły wyzwolić ochłodzenie planety.
Jak do tego doszło? Najprawdopodobniej za sprawą aktywności wulkanicznej. Częste i silne erupcje spowodowały emisję olbrzymich ilości popiołów, które na lata odcinały dopływ promieni słonecznych do powierzchni ziemi.
Najpierw lodu zaczęło przybywać w strefach polarnych, a następnie w strefach umiarkowanych. Nie zdarzyło się to z roku na rok, lecz z biegiem setek, a nawet tysięcy lat. Gdy lodowce przekroczyły 30 stopni szerokości geograficznej rozpoczęła się reakcja łańcuchowa.
Naukowcy wyliczyli, że przy tak dużym pokryciu lodem obszaru Ziemi, ilość energii słonecznej odbijanej przez lodowiec przewyższyła ilość energii pochłanianej, co skończyło się zlodowaceniem całej planety.
Podobny mechanizm może zadziałać również w przyszłości. Nadmierna emisja dwutlenku węgla, spowodowana działalnością człowieka, podnosi temperaturę globalną, a co za tym idzie, roztapia lodowce, które powodują odprężenia w skałach, trzęsienia ziemi i przesuwanie się płyt tektonicznych.
Te z kolei wywołują wybuchy wulkanów i emisje dużych ilości popiołów, które, podobnie jak 700 milionów lat temu, mogą znacząco ochłodzić klimat na Ziemi. Dotychczas wydawało się, że nie może się to stać jutro, ani za naszego życia, lecz za wiele wiele lat. Jednak nie można wykluczyć, że proces ten może przebieg znacznie szybciej.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Science Daily.
https://www.twojapogoda.pl/wiadomosc/2019-05-25/ziemia-zmienila-sie-w-wielka-kule-sniezna-zaczelo-sie-od-olbrzymich-pekniec-skorupy-ziemskiej/

Ziemia zmieniła się w wielką kulę śnieżną. Zaczęło się od olbrzymich pęknięć skorupy ziemskiej.jpg

Ziemia zmieniła się w wielką kulę śnieżną. Zaczęło się od olbrzymich pęknięć skorupy ziemskiej2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ogromna planetoida z własnym księżycem zbliża się do naszej planety
2019-05-25.
Już za kilka dni na fanów astronomii czeka nie lada atrakcja, bo naszą planetę będzie mijać wyjątkowa planetoida z własnym księżycem, poruszająca się z prędkością ponad 77 tysięcy kilometrów na godzinę.
Tak naprawdę mamy do czynienia z planetoidą podwójną, czyli ciałem niebieskim składającym się z dwóch związanych ze sobą siłami grawitacyjnymi planetoid o porównywalnych rozmiarach - jeśli któryś ze składników układu jest znacznie mniejszy od drugiego, to określamy go mianem księżyca. Z takim właśnie przypadkiem mamy do czynienia u 1999 KW4, który ma blisko milę szerokości i posiada księżyc. Planetoida została odkryta 20 lat temu, ale jak informuje CBS News, to właśnie 27 maja tego roku znajdzie się w najbliższej zanotowanej odległości od Ziemi.
Las Cumbres Observatory (LCO) dodaje, że 1999 KW4 jest delikatnie spłaszczona na biegunach i posiada grzbiet górski wzdłuż równika, co nadaje jej wygląd orzecha włoskiego. Co więcej, 1999 KW4 jest sklasyfikowana jako potencjalnie niebezpieczny obiekt (PHO), czyli ciało niebieskie o średnicy co najmniej 150 metrów, poruszające się wokół Słońca po orbitach przecinających orbitę Ziemi lub znajdujących się w jej pobliżu, mogące się z nią zderzyć.
Tym razem będziemy jednak bezpieczni, bo 1999 KW4 zbliży się do nas na odległość ok. 5 milionów kilometrów, co jest odległością 13 razy większą niż ta dzieląca naszą planetę i Księżyc. Tak czy inaczej, planetoida jest główną bohaterką tegorocznej kampanii International Asteroid Warning Network (IAWN), która będzie testować naszą zdolność do scharakteryzowania i przygotowania się na uderzenie różnych potencjalnie niebezpiecznych obiektów.
Profesjonalne obserwacje będzie prowadzić m.in. Arecibo Observatory w Puerto Rico, gdzie znajduje się największy na świecie teleskop radiowy, a celem jest choćby poprawienie znanego obecnie modelu planetoidy w zakresie jej kształtu czy właściwości powierzchni (można tego dokonać właśnie przez wysłanie do planetoidy sygnału radiowego i zmierzenie odbijających się fal). Astronomowie-amatorzy również mogą podjąć próbę obserwacji 1999 KW4, pod warunkiem, że posiadają teleskop o średnicy co najmniej 8 cali - planetoida będzie wyglądać jak wolno spadająca gwiazda. Zdecydowanie łatwiej będzie jednak w maju 2036 roku, kiedy to planetoida jeszcze bardziej zbliży się do Ziemi.
Źródło: GeekWeek.pl/geek.com

https://www.geekweek.pl/news/2019-05-25/ogromna-planetoida-z-wlasnym-ksiezycem-zbliza-sie-do-ziemi/

 

 

Ogromna planetoida z własnym księżycem zbliża się do naszej planety.jpg

Ogromna planetoida z własnym księżycem zbliża się do naszej planety2.jpg

Ogromna planetoida z własnym księżycem zbliża się do naszej planety3.jpg

Ogromna planetoida z własnym księżycem zbliża się do naszej planety4.jpg

Ogromna planetoida z własnym księżycem zbliża się do naszej planety5.jpg

Ogromna planetoida z własnym księżycem zbliża się do naszej planety6.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Otwarto nowy oddział CBK PAN w Zielonej Górze
2019-05-25.
22 maja 2019 w Zielonej Górze nastąpiło uroczyste otwarcie nowego oddziału Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk (CBK PAN). Placówka, zlokalizowana na terenie Parku Naukowo-Technologicznego Uniwersytetu Zielonogórskiego, skupi się na badaniach z zakresu robotyki kosmicznej.
Nowy oddział CBK PAN będzie siedzibą Laboratorium Dynamiki Manipulatorów Satelitarnych, wyodrębnionego z warszawskiego Laboratorium Mechatroniki i Robotyki w CBK PAN. Oddział zajmie się m.in. projektowaniem manipulatorów dla satelitów i pojazdów planetarnych. Prace obejmą zagadnienia z teorii sterowania manipulatorami, projektowania sterowników manipulatorów, wykorzystania metod wizyjnych do sterowania manipulatorami i robotami kosmicznymi. Nowatorskie konstrukcje będą testowane w specjalnym basenie, który pozwoli inżynierom symulować warunki mikrograwitacji.
Otworzenie nowego Laboratorium to konsekwencja dynamicznego rozwoju CBK PAN. Nowa placówka została formalnie powołana do życia 29 marca br., na mocy umowy zawartej między Urzędem Marszałkowskim Województwa Lubuskiego a Polską Akademią Nauk. W uroczystym zainicjowaniu działalności oddziału udział wziął Wiceprezes Polskiej Akademii Nauk, prof. Romuald Zabielski, Dyrektor CBK PAN prof. Iwona Stanisławska, Kierownik Laboratorium Dynamiki Manipulatorów Satelitarnych, prof. Marek Banaszkiewicz, oraz Prorektor Uniwersytetu Zielonogórskiego, prof. Wojciech Strzyżewski.
Powstanie oddziału CBK PAN w regionie lubuskim jest także częścią aktywnych działań Marszałka Województwa Lubuskiego, które zmierzają do podniesienia innowacyjności województwa. Technologie kosmiczne są wpisane w strategię rozwoju regionu, czego konkretnym odzwierciedleniem jest powstający w Zielonej Górze Park Technologii Kosmicznych. CBK PAN jest partnerem w także w tym przedsięwzięciu. Park ma być gotowy do końca 2021 roku, a jego budowa kosztować będzie 60 milionów złotych.
Robotyka kosmiczna to pierwszy krok w działalności zielonogórskiego oddziału CBK PAN. W dalszej perspektywie aktywność naukowców zostanie rozszerzona o systemy nawigacji satelitarnej (GNSS), satelitarne obserwacje Ziemi, czy tematykę bezpieczeństwa na orbicie i zagrożeń związanych z przestrzenią kosmiczną (space situational awareness). Pracami nowotworzonego ośrodka pokieruje prof. Marek Banaszkiewicz, w przeszłości pełniący rolę dyrektora Centrum Badań Kosmicznych PAN oraz prezesa Polskiej Agencji Kosmicznej.
Zielona Góra to nie pierwszy oddział Centrum Badań Kosmicznych PAN, najważniejszej i najbardziej zasłużonej dla badań kosmicznych jednostki naukowej w Polsce. Choć instytut swoją główną siedzibę ma w Warszawie, część naukowców Centrum na stałe pracuje we Wrocławiu (Zakład Fizyki Słońca) oraz w Borówcu koło Poznania (Obserwatorium Astrogeodynamiczne). Opracowane i zbudowane przez CBK PAN instrumenty stale pracują także m.in. w podziemiach zamku w Książu, w polskiej stacji polarnej na Svalbardzie (Arktyka), jak również na kilkunastu satelitach i sondach kosmicznych, badających najbliższe otoczenie Ziemi i ciała Układu Słonecznego ? od Słońca po krańce heliosfery.
 
Czytaj więcej:
?    10 rocznica wspólnych badań CBK PAN i IRA NANU
?    Strona CBK PAN
?    Otwarto oddział CBK PAN w Zielonej Górze (Space24)
 
Źródło: Sekretarz Naukowy CBK PAN
Na zdjęciu: Otwarcie nowego oddziału CBK PAN. Źródło: Krzysztof Kubasiewicz/lubuskie.pl
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/otwarto-nowy-oddzial-cbk-pan-w-zielonej-gorze

Otwarto nowy oddział CBK PAN w Zielonej Górze.jpg

Otwarto nowy oddział CBK PAN w Zielonej Górze2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wstępny plan programu Artemis
2019-05-25. Krzysztof Kanawka
NASA zaprezentowała bardzo wstępny plan programu Artemis, którego celem jest dotarcie człowieka na powierzchnię Księżyca już w 2024 roku.
Dwudziestego szóstego marca administracja Białego Domu nakreśliła nowy cel dla NASA: powrót człowieka na Księżyc przed końcem 2024 roku.
W maju NASA oficjalnie nazwała ten program powrotu na Księżyc ? wybrano nazwę ?Artemis?.
Aktualnie trwają ?negocjacje? oraz dyskusje pomiędzy NASA a różnymi środowiskami politycznymi w USA. NASA stara się zdobyć większy budżet, który pozwoli na wykonanie programu Artemis. Pierwsza znana wartość to dodatkowe 1,6 miliarda dolarów na rok fiskalny 2020. Dalszych wartości jeszcze nie podano, ale jest pewne, że na kolejne lata potrzebne będą znacznie większe dodatkowe fundusze.
W międzyczasie NASA zaprezentowała bardzo wstępny plan programu Artemis do 2024 i 2028 roku. Program zakłada między innymi takie działania:
?    już od 2019 roku rozpoczęcie współpracy z komercyjnymi podmiotami w kwestii bezzałogowych lotów na powierzchnię Srebrnego Globu,
?    pierwszy lot rakiety SLS (misja EM-1) jeszcze przed końcem 2020 roku,
?    misja EM-2 w 2022 roku,
?    również w 2022 roku dostarczenie pierwszych komponentów eksploracji księżycowej,
?    na 2023 rok NASA proponuje zaawansowane możliwości bezzałogowej eksploracji na Księżycu, które można zinterpretować jako duży łazik księżycowy,
?    w 2024 roku w trzech lotach rakiet komercyjnych złożony by został załogowy lądownik księżycowy, zaś za pomocą rakiety SLS w kierunku Księżyca poleciała by kapsuła MPCV Orion oraz ?logistyka powierzchniowa?,
?    do 2028 roku średnio co rok odbywało by się lądowanie ludzi na Księżycu,
?    elementem wielokrotnego użytku by był moduł załogowy/powrotny, który wracałby do stacji LOP-G.
Warto tu dodać, że nazwa ?EM? została ostatnio zastąpiona nazwą ?Artemis? ? misja EM-1 nosi teraz nazwę Artemis 1.
Łącznie przewiduje się 37 startów rakiet komercyjnych i SLS do 2028 roku. Co ciekawe, program Artemis w tej wstępnej wizji nie zakłada przeprowadzenia misji w stylu Apollo 10, czyli testu całego lądownika przed rzeczywistym lądowaniem na Księżycu. Oczywiście, możliwe, że takie testy by zostały wykonane na mniejszą skalę wcześniej (np. dzięki Międzynarodowej Stacji Kosmicznej ISS) i nie zostały zaprezentowane na udostępnionej grafice NASA. Jest jednak możliwe, że misja Artemis 3 / EM-3 będzie właśnie takim testem zanim dojdzie do lądowania na Księżycu.
Dwudziestego trzeciego maja NASA wybrała firmę Maxar (wcześniej SSL) na wykonawcę modułu Power and Propulsion Element (PPE). Firma ma duże doświadczenie m.in. w budowie dużych satelitów telekomunikacyjnych operujących na orbicie geostacjonarnej. Wydaje się zatem, że budowa PPE leży w kompetencjach Maxar. PPE ma mieć zainstalowaną moc 50 kW i korzystać z napędu elektrycznego (SEP, typ napędu jonowego).
Wydaje się, że wyraźne skorzystanie z komercyjnych producentów to dobry krok. Niedawno firma Blue Origin zaprezentowała lądownik o nazwie Blue Moon, który w wersji rozwojowej ma być w stanie doprowadzić astronautów na powierzchnię Srebrnego Globu. Można zakładać, że inna firma będzie zainteresowana zbudowaniem modułu załogowego dla lądownika księżycowego.
(NASA, PFA)
https://kosmonauta.net/2019/05/wstepny-plan-programu-artemis/

Wstępny plan programu Artemis.jpg

Wstępny plan programu Artemis2.jpg

Wstępny plan programu Artemis3.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jasno świecąca linia nad Polską. Spójrzcie w niebo!

2019-05-25.

Niecodzienny widok można było dostrzec w piątek na polskim niebie - była to konstelacja kilkudziesięciu satelitów lecących w jednej linii prostej. Dla tych, co przegapili tę "kosmiczną atrakcję" mamy dobrą wiadomość - szykuje się powtórka z rozrywki.
O niewidzianej nigdy wcześniej, rozświetlającej wczoraj wieczorem niebo, linii informowali internauci.
Jak wyjaśnia na Facebooku "Z głową w gwiazdach", to niespotykane zjawisko, to nic innego jak konstelacja kilkudziesięciu satelitów lecących w jednej linii prostej.

To Starlink - zalążek olbrzymiej sieci firmy SpaceX (docelowo 12 000 satelitów!) zapewniającej bezprzewodowy internet na całej planecie - poinformowano.

"Z głową w gwiazdach" informuje, że dziś szykują się kolejne trzy przeloty konstelacji Starlink na naszym niebie. Kiedy dokładnie?

Pomiędzy 22:38 a 22:47 przelot będzie najlepiej widoczny z południowej Polski. Mieszkańcy centralnej dostrzegą go ok. 30 stopni nad południowym horyzontem. Pomiędzy 00:15 a 00:24 przelot będzie znakomicie widoczny w całym kraju. W centralnej Polsce przelot przez zenit. Pomiędzy 01:52 a 02:01 przelot znakomicie widoczny w całym kraju. W centralnej Polsce przelot przez zenit - czytamy.
Warto podkreślić, że satelity są doskonale widoczne gołym okiem, jednak na obserwacje najlepiej wybrać miejsce bez lamp ulicznych.
Opracowanie:
Malwina Zaborowska


https://www.rmf24.pl/nauka/news-jasno-swiecaca-linia-nad-polska-spojrzcie-w-niebo,nId,3009728

Jasno świecąca linia nad Polską. Spójrzcie w niebo.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)