Skocz do zawartości

Astronomiczne Wiadomości z Internetu


Rekomendowane odpowiedzi

Czy NASA ukrywa, że niebo na Marsie jest błękitne?

 

atacama2-210cx158.jpg

 

Czy NASA ukrywa przed nami prawdziwy, błękitny kolor marsjańskiego nieba? Dlaczego kolejne łaziki pokazują nam jego pomarańczową barwę? Czy tylko zdjęcie pochodzące z sondy Viking-1 z 1976 roku jest prawdziwe?

Jedna z głośnych teorii spiskowych krążących po internecie dotyczy koloru nieba na Marsie. Wszystko zaczęło się w 1976 roku, kiedy na Czerwonej Planecie wylądowała sonda o nazwie Viking-1.
Ludzkość po raz pierwszy mogła ujrzeć krajobraz innej planety. Już pierwsze zdjęcie, dużego kamienia, zaciekawiło społeczność międzynarodową. Jednak uwagę wcale nie skupiła powierzchnia ziemi, lecz niebo, a dokładniej jego barwa. W zależności od zastosowanych filtrów niebo było ciemnoniebieskie lub też ciemnozielone.
 
Na żadnej fotografii nie pojawiła się barwa z którą mamy do czynienia od czasu kolejnych marsjańskich sond. Najpierw lądownik Pathfinder, potem łaziki Spirit i Opportunity i wreszcie Phoenix zawsze pokazywały nam pomarańczowe niebo.
Naukowcy z NASA zawsze tłumaczyli, że to skutek panowania na Marsie ciągłych burz piaskowych. Efekt ma być taki sam, jak na Ziemi podczas tego zjawiska, a więc pomarańczowo-czerwony odcień.
Jednak internautów tłumaczenia ze strony NASA w żadnym razie nie przekonywały. Sądzi się, że również zdjęcia pochodzące z łazika Curiosity są fałszowane, a dokładniej barwione tak, aby pokazywać, że niebo na Marsie jest pomarańczowe.
 
Co według teorii spiskowych miała być ukrywać NASA? Błękit, taki sam jak na Ziemi, abyśmy nie pomyśleli, że warunki panujące na Marsie są znacznie bardziej sprzyjające życiu niż może się nam to wydawać.
Aby rozwiać wszelkie wątpliwości na temat tej teorii, postanowiliśmy zapytać eksperta, dr Jacka Szubiakowskiego, fizyka i dyrektora Olsztyńskiego Planetarium i Obserwatorium Astronomicznego. Oto co nam powiedział:
Smoluchowski i niezależnie Einstein wyjaśnili, że błękit nieba zawdzięczamy zjawisku rozpraszania światła na fluktuacjach molekuł tworzących nasza atmosferę, głownie O2 i N2. Jest to tzw. rozpraszanie Rayleigha.
Dotyczy ono bardzo małych centrów rozpraszających i prawdopodobieństwo rozpraszania światła jest odwrotnie proporcjonalne do 4 potęgi długości fali. Czyli światło niebieskie rozprasza się bardziej niż czerwone.
Dlatego też Słońce wydane się nam żółtawe, a o wschodzie i zachodzie wręcz czerwone, gdyż jego promienie przechodzą przez grubszą warstwę atmosfery. Jeżeli popatrzymy na chmury, to są one białe, ponieważ drobne kropelki wody, które je tworzą, są znacznie większe niż wspomniane wcześniej molekuły.
 
Mechanizm tego typu rozpraszania światła jest inny i nosi on też odmienna nazwę. Jest to rozpraszanie Miego. Natężenie światła rozproszonego nie zależy w tym przypadku od długości fali, i chmury wydają się białe.
Na Marsie powinny występować również te dwa zjawiska. Ponieważ atmosfera jest bardziej rzadka błękit nieba powinien być ciemniejszy, taki jak jest widoczny z pokładu wysoko lecącego samolotu. Rozpraszanie Miego następuje tam raczej nie na drobinach wody, bo atmosfera jest wybitnie sucha, ale na drobinach pyłu.
Brunatna barwa pyłu powoduje, że rozproszone światło jest czerwonawe. Ten ostatni efekt dominuje zwłaszcza w okresie burz pyłowych. Przy długotrwałej bezwietrznej pogodzie niebo powinno być bardziej niebieskie - powiedział nam dr Jacek Szubiakowski z OPiOA.
Tymczasem zdjęcia z łazików Spirit i Opportunity wyjaśniły nam, że najczęściej niebieską barwę marsjańskie niebo przyjmuje o wschodzie i zachodzie słońca. Na Ziemi jest dokładnie przeciwnie, bo za dnia mamy błękit, a gdy słońce chowa się za horyzont niebo mieni się intensywną czerwienią.
 
Dzięki temu niemal codziennie przez kilka chwil możemy się poczuć tak, jakbyśmy podziwiali marsjańskie niebo. Poniżej zdjęcia z Marsa wykonane przez różne sondy na przestrzeni kilkudziesięciu lat.
 
image1.pngaa.png
Zdjęcie Marsa z sondy Viking-1.
 
22072-004-5d4f9f04.jpg
Zdjęcie Marsa z sondy Pathfinder.
 
marssurface.jpg
Zdjęcie Marsa z sondy Pathfinder.
 
th-630-nasa-mars-rover-spirit-630w-620x3
Zdjęcie Marsa z sondy Spirit.
 
mars.png
Zdjęcie Marsa z sondy Spirit.
 
0524-mars-phoenix-lander_full_600.jpg
Zdjęcie Marsa z sondy Phoenix.
 
image2_04.png
Zdjęcie Marsa z sondy Curiosity.
 
Źródło: TwojaPogoda.pl

"...co lepiej działa na wyobraźnie niż to, czego nie widać, nie słychać, a zabija?..."

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W jaki sposób zrobić takie fotografie?

 

Fotograficzne triki sprawiają, że to, co jest nierealne, staje się rzeczywistością. Toczenie Księżyca czy obejmowanie Słońca to fajna zabawa, którą sprawić może sobie każdy z nas. Ale jak się za to zabrać?

 

Takie zdjęcia, jakie możecie zobaczyć poniżej, może wykonać każdy, wystarczy tylko aparat fotograficzny, model, Księżyc i Słońce, no i oczywiście nasza pomysłowość.
Najbardziej wdzięcznym obiektem jest Księżyc, zwłaszcza w pełni. Wystarczy tylko krótko przed wschodem Słońca lub chwilę po zachodzie Słońca wybrać się w plener z aparatem fotograficznym.
Osoba będąca modelem powinna się wyposażyć w niezbędne eksponaty, jakie tylko przyjdą nam do głowy.
Fotograf powinien znajdować w większej odległości od modela tak, aby Księżyc miał odpowiednią wielkość, w zależności od tego, co chcemy uwiecznić.
Możemy obejmować Księżyc, ubrać go w ramkę, złapać na lasso, zmienić go w lampę lub udawać, że go toczymy lub nim podrzucamy.
Warto zastosować dłuższy czas naświetlania, wówczas kolory będą pełniejsze, ale pamiętajmy, że model musi pozostać przez ten czas w całkowitym bezruchu, chyba, że naszym założeniem jest rozmycie postaci.
 
Warto spróbować, a jeśli już coś z tego ciekawego wyjdzie, to wysyłajcie swoje fotki na: [email protected] i podzielcie się nimi z innymi czytelnikami, może to ich zainspiruje.
 
538893_338408202915537_1835191676_n-620x
 
Źródło: TwojaPogoda.pl
  • Like 1

"...co lepiej działa na wyobraźnie niż to, czego nie widać, nie słychać, a zabija?..."

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Astronom: Księżyc spotyka się z Aldebaranem

W nocy z piątku na sobotę dojdzie do koniunkcji Księżyca z najjaśniejszą gwiazdą z konstelacji Byka - poinformował PAP dr hab. Arkadiusz Olech z Centrum Astronomicznego PAN w Warszawie.

Jak przypomniał astronom, jedną z najjaśniejszych gwiazd, które na swej drodze po ekliptyce może napotkać Księżyc jest Aldebaran - najjaśniejsza gwiazda z konstelacji Byka. Jego blask wynosi aż +0.85 magnitudo.

 

Aldebaran - wyjaśnił naukowiec- to tak naprawdę układ podwójny oddalony od nas o 65 lat świetlnych. Jego większy składnik to czerwony olbrzym około 50 razy większy od Słońca. Czerwoną barwę Aldebarana widać bez problemów gołym okiem.

 

W nocy z 7 na 8 marca, niespełna dwa stopnie od Aldebarana znajdzie się Księżyc w pierwszej kwadrze. "Na obserwacje najlepiej wyjść w okolicach godziny 22-23 naszego czasu. Wtedy oba ciała znajdziemy na wysokości około 20 stopni nad zachodnim horyzontem" - zapowiedział dr Olech.

 

Jego zdaniem do obserwacji warto użyć lornetki lub lunety o powiększeniu 15-20 razy i polu widzenia 3-4 stopni. "Dzięki temu w jednym polu zobaczymy usianą kraterami powierzchnię Srebrnego Globu, czerwonego Aldebarana i sporo słabszych gwiazd należących do bliskiej gromady otwartej o nazwie Hiady" - opisuje astronom.

 

PAP - Nauka w Polsce

http://www.naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,399505,astronom-ksiezyc-spotyka-sie-z-aldebaranem.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

NASA chce wylądować na księżycu Europa

Europa - lodowy księżyc Jowisza może być miejscem, gdzie znajduje się podlodowy ocean. Naukowcy sądzą, że może tam się znajdować życie. Wyprawa na Europę byłaby więc też wyprawą w poszukiwaniu pozaziemskiego życia.

Księżyc Europa jest pokryty lodową skorupą, ale istnieje podejrzenie, że skrywa pod lodem ciekłą wodę, w której może się znajdować życie. Podobnie na Ziemi są akweny takie jak Jezioro Wostok na Antarktydzie, gdzie istnieje woda w stanie ciekłym odizolowana od naszej atmosfery przez miliony lat. Ostatnio Rosjanie zdołali dowiercić się do wody tego jeziora subglacjalnego, a to oznacza, że jest technologia, która umożliwi nam przetopienie się przez pokrywę lodową i wpuszczenie pod lód drona, który mógłby poszukać tam form życia.

Jeśli wszystko pójdzie dobrze do 2025 roku uda sie wylądować na tym księżycu. Wyzwania są dużo większe, ponieważ pobliski Jowisz jest silnym źródłem promieniowania magnetycznego, co skutecznie zakłóca działanie urządzeń pokładowych. Dlatego przy takich misjach urządzenia pokładowe muszą być specjalnie konstruowane co podraża koszty.

Pod oceanem znajduje się prawdopodobnie warstwa wulkaniczna potęgowana grawitacją Jowisza. To  sprawia, że są tam jeszcze lepsze warunki dla rozwoju życia. Największą przeszkodą stojącą na drodze tego projektu, poza technologią, będzie finansowanie tego projektu, ponieważ przewiduje się wydanie 15 miliardów dolarów. Na dokończenie misji na Europie potrzeba znacznie więcej, być może nawet dziesiątki miliardów dolarów.

Dodaj ten artykuł do społeczności

http://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/nasa-chce-wyladowac-ksiezycu-europa

Hipotetyczne warstwy Europy - źródło wikipedia commons

Wyobrażenie artystyczne powierzchni księżyca Europa - Źródło: NASA/JPL-Caltec

 

post-31-0-98240000-1394266977.jpg

post-31-0-15825900-1394267002.jpg

post-31-0-52337300-1394267025.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kosmiczna winda bez poziomu 0

Wszystkie projekty kosmicznych wind zakładają, że ?parter? będzie znajdował się na Ziemi. Autorzy najnowszej koncepcji widzą to jednak inaczej.

Wynoszenie ładunków w przestrzeń kosmiczną jest niezwykle kosztowne - za 1 kilogram trzeba zapłacić około 25 tys. dol. Nic dziwnego, że agencje kosmiczne i firmy sektora prywatnego starają się znaleźć tańszą alternatywę. Jedną z nich są kosmiczne samoloty wielokrotnego użytku - startujące i lądujące samodzielnie z lotniska.

Z biegiem lat zaczęły pojawiać się odważniejsze wizje, a wśród nich - kosmiczne windy. Są to gigantyczne konstrukcje, których podstawa znajduje się na Ziemi, a wierzchołek na orbicie geostacjonarnej.

Ostatnio pojawiła się jednak nieco inna koncepcja kosmicznej windy, która różni się od dotychczasowych projektów brakiem parteru lub - innymi słowy - poziomu zero leżącego na Ziemi.

Zamiast tego konstrukcja zaczynałaby się około 150 km ponad naszymi głowami, a więc nieco powyżej umownej granicy kosmosu. Do tego punktu można w miarę swobodnie wynosić ładunek przy pomocy odpowiednich maszyn. Dalszy etap podróży, zakończony na orbicie geostacjonarnej około 40 tys. km nad powierzchnią Ziemi, byłby czystą formalnością. Wierzchołek windy znajdowałby się jednak znacznie dalej, aby zapewnić konstrukcji stabilność i zabezpieczyć przed runięciem z powrotem na Ziemię.

Choć mamy do czynienia z absolutnie nierealną propozycją, to dzięki niej na pewno udałoby się mocno zredukować koszt wynoszenia w przestrzeń ładunków.

http://nt.interia.pl/raport-kosmos/ziemia/news-kosmiczna-winda-bez-poziomu-0,nId,1353162

post-31-0-84648700-1394267099.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Amerykanie wprowadzają "straż sąsiedzką" na orbitę okołoziemską

Amerykańskie siły powietrze planują wysłać dwa statki kosmiczne do nadzorowania ruchu na orbicie geostacjonarnej.

 Generał sił powietrznych USA William Shelton, dowódca sił kosmicznych USAF, przedstawił projekt dozoru orbity geostacjonarnej. Określany jako "straż sąsiedzka", zespół dwóch satelitów umieszczonych na wysokich orbitach okołoziemskich miałby monitorować ruch i statki na orbicie geostacjonarnej.

Utajniony do tej pory program Geosynchronous Space Situational Awareness Program, GSSAP, ma również pomóc monitorować kosmiczne śmieci - obecnie podstawowe zagrożenie dla satelitów wojskowych i cywilnych. Możliwości obserwacyjne radarów naziemnych i ze statków na niskich orbitach są bowiem ograniczone w stosunku do satelitów geostacjonarnych. Siły powietrzne dysponują na przykład satelitą Space Based Space Surveillance, SBSS, z teleskopem optycznym do obserwacji satelitów geostacjonarnych, ale SBSS sam krąży na orbicie LEO, czyli dziesiątki tysięcy kilometrów od obserwowanych celów.

- GSSAP znacząco usprawni śledzenie obiektów kosmicznych, nie tylko w celu unikania zderzeń, ale także w celu wykrywania zagrożeń. Gdy inne kraje skłaniają się do inwestowania w systemy zdolne uszkadzać nasze satelity, my inwestujemy w środki bezpieczeństwa kosmicznego, takie jak GSSAP, które wprost zapewnią bezpieczeństwo działania i ochronę naszych statków kosmicznych, a pośrednio dadzą nam narzędzia, które sprawią, że agresywne działania staną się nieefektywne - powiedział Shelton.

Według opublikowanych informacji o projekcie, głównym wykonawcą satelitów jest Orbital Sciences Corp. Nie podano budżetu projektu ani specyfikacji satelitów. Statki mają pracować na orbitach bliskich orbicie geostacjonarnej. Zapewni im to "czysty, niezakłócony punkt obserwacyjny satelitów geosynchronicznych, bez ograniczeń towarzyszącym systemom naziemnym, jak atmosfera czy warunki pogodowe".

Generał przypomniał, że na orbicie geostacjonarnej znajdują się kluczowe dla sił zbrojnych USA satelity, takie jak AEHF (łączność taktyczna i strategiczna) i SBIRS (system detekcji w podczerwieni). Wojsko w warunkach bojowych nie może sobie pozwolić na utratę żadnego z satelitów tych systemów. Statki GSSAP będą więc prawdopodobnie dryfowały na orbicie zbliżonej do GEO, mijając z czasem satelity na orbicie geostacjonarnej, i w czasie ich obserwacji będą mogły wyznaczać dokładnie elementy orbity i optycznie kontrolować ich przeznaczenie.

Według Sheltona pierwszy statek GSSAP zostanie wyniesiony rakietą Delta IV pod koniec 2014 roku. W manifeście startowym start ten do tej pory opisany był jako "Air Force Space Command 4". Generał zdradził też, że start miał się odbyć w lutym, ale został przełożony. Przyczyny nie podano. Drugi statek ma trafić na orbitę w 2016 roku. Statkami będą operowali żołnierze z 50. Skrzydła Kosmicznego z bazy sił powietrznych Schriever.

Wyniesieniu GSSAP-1 ma towarzyszyć mniejszy satelita ANGELS (Automated Navigation and Guidance Experiment for Local Space). Mikrosatelity ANGELS również mają za zadanie wykrywać, śledzić i identyfikować inne statki kosmiczne. Ich producentem jest także OSC, a oparte są o wcześniejszą eksperymentalną misję XSS-11. Za pomocą nowych akcelerometrów i algorytmów, opracowanych przez NASA, mają wykorzystywać sygnały GPS do precyzyjnej kontroli położenia w bliskim sąsiedztwie innych satelitów. Działanie satelitów będzie się jednak ograniczało jedynie do okolic górnego stopnia rakiety nośnej Delta IV.

Źródło informacji (SFN, USAF)

Hubert Bartkowiak

http://nt.interia.pl/raport-kosmos/misje/news-amerykanie-wprowadzaja-straz-sasiedzka-na-orbite-okoloziemsk,nId,1352862

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Każdy czerwony karzeł ma co najmniej jedną planetę

Najnowsze badania sugerują, że każdy czerwony karzeł jest okrążany przez co najmniej jedną planetę ? czytamy na łamach serwisu PhysOrg. Oznacza to, że wszechświat pełny jest ciał niebieskich podobnych do Ziemi. Skąd taki wniosek?

Naukowcy z Wielkiej Brytanii i Chile postanowili przyjrzeć się ośmiu nowo odkrytym planetom pozasłonecznym. Okazało się, że wszystkie okrążają czerwone karły, a aż trzy z nich znajdują się w ekosferze (strefa warunków sprzyjających powstaniu życia) gwiazd. Teoretycznie może istnieć na nich nie tylko woda w stanie ciekłym, ale nawet życie.

Takich planet jest mnóstwo. Mamy dokładnie 25 proc. szans na znalezienie ich w sąsiedztwie każdego nowo odkrytego czerwonego karła, a te stanowią blisko 75 proc. wszystkich gwiazd we wszechświecie.

Powyższe wnioski wysnuto na podstawie analizy danych zgromadzonych przez dwa potężne narzędzia - HARPS i UVES. Oba zajmują się poszukiwaniem planet i należą do Europejskiego Obserwatorium Południowego.

Nowo odkryte planety krążą wokół gwiazd oddalonych od Ziemi o 15-80 lat świetlnych. Ich okresy orbitalne wynoszą od dwóch tygodni do dziewięciu lat, co oznacza, że od swoich gwiazd dzieli je odległość od 0,05 do 4 razy większa, niż Ziemię od Słońca.

http://nt.interia.pl/raport-kosmos/astronomia/news-kazdy-czerwony-karzel-ma-co-najmniej-jedna-planete,nId,1352402

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od Wielkiego Wybuchu do współczesności

Historia Wszechświata i powstania życia na Ziemi spędza sen z powiek naukowców. Bezustannie prowadzone są badania, które małymi kroczkami zbliżają nas do poznania tej wielkiej, liczącej kilkanaście miliardów lat tajemnicy.

Najświeższe odkrycia, podparte naukowymi faktami, będziecie mogli poznać za chwilę dzięki bardzo ciekawemu dokumentowi, który przygotowany został dla History Channel.

Opowiada on o historii Wszechświata, począwszy od Wielkiego Wybuchu przez formowanie się gwiazd i planet oraz powstanie życia na Ziemi po rozwój naszej cywilizacji.

Pomimo tego, iż wiele zagadek wciąż jeszcze czeka na nasze rozwiązanie, świat naukowy potrafi odpowiedzieć już na najważniejsze pytania, które mogą uświadomić nam, jak to wszystko wyglądało w rzeczywistości. Miłego oglądania.

http://www.geekweek.pl/aktualnosci/18717/od-wielkiego-wybuchu-do-wspolczesnosci

 

 

post-31-0-34601400-1394353918.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To przez ciemną materię wyginęły dinozaury?

Ciemna materia mogła doprowadzić do wyginięcia dinozaurów ok. 66 mln lat temu. Taką hipotezę wysnuli naukowcy z Harvardu, mimo że współczesna nauka wciąż nie ma jednoznacznych dowodów na to, że ciemna materia faktycznie istnieje.

Chociaż sekwencja zdarzeń łączących ciemną materię z wyginięciem dinozaurów lub chociaż intensywniejszą aktywnością komet w okolicach Ziemi, wciąż jest wątpliwa, to jej potencjalne znaczenie mogłoby odmienić współczesną naukę. Jej prawdziwość połączyłaby dwa duże, otwarte pytania: o tożsamość ciemnej materii i istnienie wzoru na bombardowanie naszej planety przez komety. Ewentualny udział ciemnej materii w zagładzie życia 70 proc. gatunków zamieszkujących Ziemię w czasach panowania dinozaurów, nadaje jej również wyjątkowo zabójczego, niemal mitycznego znaczenia.

Dyski ciemnej materii

Ciemna materia nie emituje i nie odbija promieniowania elektromagnetycznego, jej istnienie zdradzają jedynie wywierane przez nią efekty grawitacyjne. Według obliczeń teoretyków, ciemna materia to ok. 27 proc. bilansu masy-energii wszechświata, obok materii widzialnej i dominującej ciemnej energii. Niedawno Lisa Randall i Matthew Reece z Uniwersytetu Harvarda stworzyli hipotetyczny model, który sugeruje, że cienkie i niewidoczne dyski ciemnej materii unoszą się obok gromad galaktyk.

Ponieważ Układ Słoneczny orbituje wokół centrum naszej galaktyki, unosi się cyklicznie w górę i w dół, mniej więcej co 70 mln lat. Oznacza to, że Słońce i otaczające ją planety przechodzą przez płytę ciemnej materii raz na 35 mln lat. Naukowcy z Harvardu zauważyli, że wspomniana cykliczność nakłada się ze zwiększoną aktywnością komet w okolicach Ziemi, które w historii naszej planety odnotowywano właśnie co 35 mln lat. Mimo iż powstałe po uderzeniach różnych ciał niebieskich w naszą planetę kratery nie zawierają wzoru jednoznacznie rozwiewającego wątpliwości, dwójka astrofizyków zaczęła zastanawiać się czy istnieje związek między "deszczami komet" a przejściami przez płyty ciemnej materii.

Pierwsze, co wykazali Randall i Reece to, że gdy następuje przejście przez dysk ciemnej materii, wywierane jest silniejsze oddziaływanie grawitacyjne na Układ Słoneczny. Takie działanie może pobudzać Obłok Oorta, w którym znajdują się lodowe i pyłowe drobiny samoistnie formujące się w komety. Dobrym przykładem była słynna kometa ISON, która w ubiegłym roku spektakularnie zakończyła swój żywot rozerwana na drobiny przez Słońce. Wybudzone ze stanu "uśpienia" komety bombardują Układ Słoneczny, a niektóre mogą trafiać w Ziemię.

Po drugie, naukowcy przebadali, które z ziemskich kraterów o średnicy większej niż 20 km powstały w ciągu ostatnich 250 mln lat. Porównując ich wiek z 35-milionowym cyklem oscylacji Układu Słonecznego, okazało się, że w wielu przypadkach częstość uderzeń komet w naszą planetę i ich siła były skorelowane z przejściem przez dysk ciemnej materii. Były jednak okresy, w których takiej aktywności nie odnotowano. Generalnie jednak wyciągnięto wniosek, że ciemna materia wzmaga aktywność komet w naszym kosmicznym sąsiedztwie.

Ciemna materia-zabójca?

Czy można zatem stwierdzić, że to ciemna materia zabiła dinozaury? Powstanie 180-kilometrowego krateru Chicxulub, który jest powszechnie uważany za pozostałość po obiekcie, który doprowadził do zagłady 70 proc. organizmów żywych na naszej planecie, nie do końca pokrywa się czasowo z przejściem Układu Słonecznego przez dysk ciemnej materii. Randall przekonuje jednak, że nadal jest możliwe, że to kometa wzbudzona podczas wspomnianego przejścia mogła doprowadzić do wyginięcia dinozaurów. Całość komplikuje fakt, że tak naprawdę wciąż nie wiadomo czy 66 mln lat temu w Ziemię uderzyła asteroida czy kometa.

- Myślę, że zawsze warto poszukiwać alternatywnych hipotez w celu dociekania do prawdy. Trzeba być jednak ostrożnym, bo częstotliwość uderzeń komet w naszą planetę wcale nie potwierdza, że wywołują je przejścia przez dyski ciemnej materii - powiedział Luigi Foschini z Obserwatorium Astronomicznego Brera w Mediolanie.

Być może odpowiedzi na kilka pytań już wkrótce dostarczy nam sonda Gaia, która ma sporządzić najdokładniejsze trójwymiarowe mapy Drogi Mlecznej.

http://nt.interia.pl/raport-kosmos/astronomia/news-to-przez-ciemna-materie-wyginely-dinozaury,nId,1353980

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kosmiczny debiut. Japończyk dowodzi załogą ISS

Dobiega końca 38. ekspedycja na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. We wtorek po 166 dniach spędzonych w kosmosie na Ziemię wrócą kosmonauci Oleg Kotow i Siergiej Riazański oraz astronauta Mike Hopkins. W niedzielę nastąpiło uroczyste przekazanie dowództwa ISS.

Hopkins, Kotow i Riazański odlecą Sojuzem w nocy z poniedziałku na wtorek. Po trzech godzinach lotu (we wtorek około godz. 9:24 lokalnego czasu) mają wylądować w rejonie miasta Jezkazgan w Kazachstanie.

Pierwszy Japończyk

Wraz z ich odlotem skończy się 38., a rozpocznie 39 ekspedycja. Na pokładzie stacji zostaną astronauta z NASA Rick Mastracchio, kosmonauta Michaił Tiurin oraz pierwszy w historii ISS astronauta japońskiej agencji kosmicznej JAXA Koichi Wakata. Ten ostatni zaliczy jeszcze jeden kosmiczny debiut, bo właśnie on podczas niedzielnej ceremonii przejął dowodzenie załogą od Olega Kotowa. Ta trójka przyleciała na stację na początku listopada i pozostanie na niej do połowy maja.

Dwa tygodnie we trójkę

Do sześciu osób załoga powiększy się ponownie 25 marca. Wtedy mają  do niej dołączyć Amerykanin Steve Swanson oraz Rosjanie Aleksandr Skworcow i Oleg Artemiew. Na razie przechodzą jeszcze ostatnie testy, badani i przygotowania w Centrum Szkolenia Kosmonautów im. Gagarina w rosyjskim Gwiezdnym Miasteczku.

Źródło: NASA

Autor: js/ja

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/kosmiczny-debiut-japonczyk-dowodzi-zaloga-iss,115802,1,0.html

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Udany test silników rakiety Falcon 9 przed misją CRS-3

Firma SpaceX przeprowadziła udany test silników pierwszego stopnia rakiety Falcon 9 v1.1 przed misją CRS-3. Start tej wyprawy jest planowany na 16 marca.

 

16 marca, powinno dojść do startu trzeciej regularnej bezzałogowej wyprawy zaopatrzeniowej firmy SpaceX. Oznaczenie tej misji to CRS-3. Celem wyprawy CRS-3 jest Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS). Na pokładzie rakiety Falcon 9 v1.1 znajdzie się kapsuła Dragon z 1580 kg ładunku, prawie dwa razy więcej niż podczas poprzednich misji zaopatrzeniowych. Tym ładunkiem są m.in. trzy lodówki/zamrażarki dla celów naukowych oraz zapasowy amerykański skafander kosmiczny.  

Ponadto, wewnątrz Dragona znajdzie się także osiem zminiaturyzowanych satelitów standardu CubeSat. Spośród nich wyróżnia się KickSat, zawierający kilkadziesiąt ?subsatelitów?, które zostaną uwolnione na orbicie. Ich czas pracy jest szacowany na nie więcej niż sześć tygodni, po czym spłoną w atmosferze. Poniższa animacja prezentuje proces uwalniania tych ?subsatelitów?.

8 marca, przeprowadzono udany test silników pierwszego stopnia rakiety Falcon 9 v1.1. Zbiorniki rakiety zostały wypełnione paliwem oraz utleniaczem wedle procedur z dnia startu. Ponadto, przeprowadzono odliczanie do startu w takim samym trybie jaki zostanie użyty w dniu startu misji CRS-3. Test przebiegł prawidłowo ? silniki pierwszego stopnia na chwilę zostały odpalone, osiągnęły pełny ciąg startowy i następnie zostały wyłączone. Uzyskane podczas tego odpalenia dane pozwoliły na weryfikację parametrów pracy silników pierwszego stopnia rakiety Falcon 9 v1.1. Kilka godzin po teście wydano oświadczenie ? próbne odpalenie silników przebiegło prawidłowo.

 

Warto tu dodać, że nadchodzący start rakiety Falcon 9 v1.1 będzie szczególny. Ten egzemplarz rakiety Falcon 9 v 1.1 zostanie wyposażony w nogi służące do powrotu pierwszego stopnia na ziemię. Tym razem firma SpaceX przeprowadzi test ?miękkiego wodowania? dolnego stopnia Falcona 9. Będzie to krok ku odzyskaniu dolnego stopnia rakiety.

 

Start misji CRS-3 zaplanowano na 16 marca na godzinę 09:41 CET.

http://nt.interia.pl/technauka/news-udany-test-silnikow-rakiety-falcon-9-przed-misja-crs-3,nId,1354949

 Przeprowadzono test silników pierwszego stopnia rakiety Falcon 9 v1.1 przed misją CRS-3.

/materiały prasowe

post-31-0-77838400-1394522581_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Naukowcy wyjaśnili tajemnicę Shergottów

Naukowcy wiedzą, skąd na Ziemi wzięły się skały pochodzenia marsjańskiego. Odpowiedź na to pytanie przytacza serwis Space.

Na Ziemi znaleziono ponad 100 meteorytów pochodzenia marsjańskiego. Na podstawie analizy ich składu chemicznego, jak również badań prowadzonych przez sondy Mars Reconnaissance Orbiter oraz Mars Express, naukowcy doszli do wniosku, że przywędrowały na Ziemię w następstwie zderzenia z powierzchnią Marsa potężnej asteroidy.

W okolicach równika Czerwonej Planety znajduje się krater Mojave, którego średnica ma blisko 55 km. Naukowcy przebadali znajdujące się w nim skały i porównali je z Shergottami - odnajdywanymi na Ziemi meteorytami pochodzenia marsjańskiego - nazwa pochodzi od miasta Shergahti w Indiach, w pobliżu którego znaleziono pierwszy odłamek. Okazało się, że ich skład jest bardzo zbliżony.

http://nt.interia.pl/raport-kosmos/astronomia/news-naukowcy-wyjasnili-tajemnice-shergottow,nId,1355145

 Krater Mojave

/NASA

post-31-0-15986900-1394522648.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Astronom: dobre warunki do obserwacji Marsa

W marcu i kwietniu panują bardzo dobre warunki do obserwacji Marsa - poinformował PAP dr hab. Arkadiusz Olech z Centrum Astronomicznego PAN w Warszawie.

Jak przypomniał naukowiec, Mars jest najbliższą nam planetą zewnętrzną. Krąży po eliptycznej orbicie o wielkiej półosi wynoszącej 228 mln km, a jego odległość od Ziemi zmienia się od niespełna 56 mln km do ponad 400 mln km. Przez to rozmiary tarczy Czerwonej Planety zmieniają się od 25 sekund do 4 sekund łuku, a jej jasność od -3 do 1,5 magnitudo (co oznacza, że planeta w maksimum blasku jest 15 razy jaśniejsza od najjaśniejszych gwiazd na niebie, a w minimum jest od nich 4 razy słabsza).

 

"Najlepsze warunki do obserwacji planety występują podczas opozycji, czyli w momencie, gdy Słońce, Ziemia i Mars ustawią się prawie w jednej linii. Mars, nie dość, że jest wtedy blisko Ziemi, to jeszcze świeci dokładnie po przeciwnej stronie nieba niż Słońce. Opozycja od opozycji może się jednak różnić, że względu na eliptyczność orbit Ziemi i Marsa" - zauważył astronom.

 

Jak wyjaśnił, podczas wielkich opozycji, kiedy Czerwona Planeta zbliża się na dystans niespełna 56 mln km, świeci ona z maksymalną jasnością, a jej duże rozmiary kątowe pozwalają na obserwacje szczegółów jej powierzchni.

 

"Ostatnio w wielkiej opozycji (w odległości 55,758 mln km) Mars znajdował się 27 sierpnia 2003 roku i była to wyjątkowo korzystna opozycja. Na następną tak dobrą przyjdzie nam czekać do roku 2287. Kolejna wielka opozycja wystąpi jednak wcześniej, bo 27 lipca 2018 roku" - dodał dr Olech.

 

Oprócz wielkich opozycji, co dwa lata, zdarzają się zwykłe opozycje. Do następnej dojdzie 8 kwietnia 2014 roku. Czerwona Planeta będzie się wtedy znajdować w odległości niespełna 93 mln km od Ziemi.

 

"To powoduje, że marzec i kwiecień są bardzo dobrym czasem do obserwacji Marsa. Obecnie planeta świeci w konstelacji Panny, niedaleko najjaśniejszej gwizdy tego gwiazdozbioru, czyli Spiki. Blask Czerwonej Planety wynosi aż -0.7 magnitudo i wciąż rośnie. Pod koniec marca wyniesie -1.3 magnitudo, a w samej opozycji -1.5 magnitudo, co uczyni ją jaśniejszą od najjaśniejszej gwiazdy nieba, czyli Syriusza" - opisał naukowiec.

 

Zdaniem dr. Olech na obserwacje Marsa najlepiej wyjść trochę po północy. "Planeta będzie wtedy górować na wysokości około 30 stopni nad południowym horyzontem. Trudno ją będzie pomylić z czymś innym, bo będzie bardzo jasna i będzie miała wyraźną czerwoną barwę" - opisał.

 

PAP - Nauka w Polsce

http://www.naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,399544,astronom-dobre-warunki-do-obserwacji-marsa.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Naukowcy NASA mają nowy pomysł na to, jak tworzy się planeta

Naukowcy NASA ogłosili nową teorię dotyczącą powstawania ciał niebieskich i zaproponowali wyjaśnienie nurtującej środowisko naukowe zagadki dotyczącej różnic emisji fal podczerwieni jaką wykazały już w 1980 ROKU obserwujące je satelity. Choć ich teoria brzmi zawile, planują wykorzystać sieć potężnych teleskopów naziemnych współpracujących jako interferometry by udowodnić swoją rację.

Ciała niebieskie powstają w wyniku zbijania się masy pyłu i gazu, wirujących w postaci dysku dookoła powiększającego się obiektu. Im większa staje się planeta lub gwiazda, tym silniejszym polem grawitacyjnym dysponuje, "czyszcząc" okolice dookoła z wszelkiej materii.

Zagadki i nowe teorie

Podczas tego procesu sondy rejestrują ogromne ilości ciepła i światła widzialnego, które emituje rosnący obiekt. W 1980 pierwszy satelita stworzony do badania promieniowania podczerwonego (Infrared Astronomical Satellite, w skrócie IRAS) wykazał, że niektóre obiekty emitują jednak większe ilości promieniowania w podczerwieni niż naukowcy się po nich spodziewali.

Badacze analizowali dziesiątki danych z innych teleskopów, kompletując coraz więcej informacji o otaczających nowe planety chmurach gazu i pyłu, które uznano za źródło emitowanej podczerwieni.

Czynniki konieczne

Po przeanalizowaniu dziesiątek informacji, jakie spłynęły do komputerów naukowców NASA sformułowano teorię, że za "nadwyżkę" rejestrowanej przez IRAS podczerwieni jest odpowiedzialny nie tylko dysk materii, otaczający obiekty. Autorem tego założenia jest Neal Turner z centrum badawczego NASA w Pasadenie w Kalifornii.

By młoda gwiazda lub planeta emitowała dodatkowe ilości musi być spełnione kilka warunków. Jednym z nich jest obecność gorącego, gazowego halo dookoła obiektu i dysku materii.

Pochłania ono światło widzialne emitowane przez tworzące się ciało niebieskie i emituje je w postaci promieniowania rejestrowanego w podczerwieni. Całe zjawisko jest efektem wpływu pola magnetycznego, dzięki któremu zachodzi zjawisko zapadania się gazu i pyłu w dysku i dzięki któremu rodzi się gwiazda.

Będą wypatrywać dowodów

Naukowcy postanowili przez najbliższe kilka lat przyglądać się obiektom, które charakteryzują się silną emisją fal w podczerwieni. Planują wykorzystać w tym celu sieć potężnych teleskopów naziemnych współpracujących ze sobą jako interferometry.

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/naukowcy-nasa-maja-nowy-pomysl-na-to-jak-tworzy-sie-planeta,115826,1,0.html

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Red Dragon - propozycja misji marsjańskiej

Na zakończonej w zeszłym tygodniu 2014 Aerospace Conference przedstawiono wyniki studium wykorzystania kapsuły Dragon do sprowadzenia próbek z Marsa na Ziemię. Misja nazywa się Red Dragon - Czerwony Smok.
Studium zostało przeprowadzone w centrum NASA w Ames. Sama idea wykorzystania kapsuły firmy SpaceX pojawiła się już w 2011 roku, ale dopiero teraz przedstawiono możliwość wykorzystania jej do misji typu sample-return.

 Start kapusuły na pokładzie rakiety Falcon Heavy mógłby odbyć się najwcześniej w 2022 roku. Autorzy projektu podali, iż Czerwony Smok mogłby umieścić na powierzchni Marsa do dwóch ton ładunku użytecznego. Jest to ponad dwa razy więcej niż masa łazika Curiosity. Co ciekawe kapsuła nie lądowałaby przy pomocy spadochronów, lecz wykorzystałaby system silników SuperDraco, rozwijanych na potrzeby załogowej wersji Dragona.

 

Na pokładzie Czerwonego Smoka znajdowałby się cały szereg aparatury naukowej, m.in wiertło do pobrania próbek podpowierzchniowych, czy mechanizm do odebrania ładunku zebranego przez zapowiedzianą na 2020 rok misję łazika marsjańskiego. Próbki zostałby wysłane w kierunku Ziemi przy pomocy rakiety powrotnej umieszczonej wewnątrz Dragona. Ładunek zostałby odebrany po kilku miesiącach lotu z wysokiej orbity okołoziemskiej, przy pomocy kolejnej misji kapsuły Dragon.

Twórcy studium zaznaczają, iż ten projekt jest relatywnie tani do przeprowadzenia. Marsjańska misja typu sample-return od dekad rozbudzała wyobraźnie uczonych. Największym problemem były zawsze koszty, poprzednie propozycje przekraczały wielomilardowy budżet i już na poziomie planowania skazywały misje na niepowodzenie.

Trzeba zaznaczyć, że w tej chwili Red Dragon jest tylko studium na papierze. Jeżeli misja rzeczywiście miałaby zostać zrealizowana, konieczne będzie rozpoczęcie zaawansowanych prac projektowych w ciągu najbliższego roku-dwóch. Jednocześnie można założyć, że SpaceX mógłby być zainteresowany przeprowadzeniem takiej misji. Udane lądowanie kapsuły Dragon na powierzchni Marsa wpisuje się w dalekosiężne plany kolonizacji Czerwonej Planety, wielokrotnie już zapowiadane przez Elona Muska.

http://nt.interia.pl/technauka/news-red-dragon-propozycja-misji-marsjanskiej,nId,1355540

Udane lądowanie kapsuły Dragon na powierchni Marsa wpisuje się w dalekosiężne plany kolonizacji Czerwonej Planety.

/materiały prasowe


 

post-31-0-39378100-1394553871.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czeka nas spektakularny "deszcz meteorów"

 

3 lutego 2004 roku w ramach Projektu Poszukiwania Planetoid Bliskich Ziemi im. Lincolna (LINEAR), odkryto kolejną kometę. Nadano jej nazwę 209P/LINEAR.

 

Obiekt obiega Słońce w ciągu nieco ponad 5 lat. Po 10 latach od odkrycia, możemy stać się świadkami niezwykłego wydarzenia. Naukowcy prognozują bowiem, że Ziemia wejdzie w strumień drobnego materiału skalnego pozostawionego przez kometę w latach 1803-1924.

 

Drobne kamyki zaczną wchodzić w atmosferę naszej planety 24 maja nad ranem czasu polskiego. Według pierwszych szacunków miałby to być największy deszcz meteorów od wielu lat. Jednak z biegiem kolejnych analiz przewidywana liczba meteorów, które będzie można zaobserwować w ciągu jednej godziny nie powinna przekraczać pół tysiąca. To i tak bardzo dużo.

 

Jeśli owe prognozy się potwierdzą, to możemy mieć do czynienia z największą ilością "spadających gwiazd" przynajmniej na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat.

 

Nadal nie można wykluczyć, że meteorów będzie dużo więcej niż się przewiduje, dlatego obserwacje są jak najbardziej potrzebne. Polecamy zarezerwować sobie na obserwację drugą połowę nocy z 23 na 24 maja, aby w żadnym razie nie przegapić spektaklu.

 

Gdzie szukać meteorów? Wystarczy spojrzeć wysoko na niebo północne. Tam bez problemu odnajdziemy gwiazdę polarną, będącą najjaśniejszą gwiazdą Małego Wozu (Małej Niedźwiedzicy), a następnie znajdujący się poniżej niej gwiazdozbiór Żyrafy.

 

To właśnie w nim znajdować się powinien radiant, czyli miejsce skąd będą "wylatywać" meteory. Jeśli już przygotujemy się do obserwacji, to pozostaje jedynie trzymać kciuki za sprzyjającą pogodę, a z tą niestety bywa różnie.

 

Dodajmy, że kometa 209P/LINEAR zbliża się obecnie w kierunku Słońca. Najbliżej naszej dziennej gwiazdy znajdzie się 6 maja. Natomiast 29 maja zbliży się na najmniejszą odległość od Ziemi, która wyniesie nieco ponad 8 milionów kilometrów.

 

To na tyle daleko, aby obiekt nie stanowił dla nas żadnego zagrożenia. Jednak nawet jeśli sama kometa groźna nie będzie, to pozostałości po niej jak najbardziej. Na szczęście naukowcy uspokajają, że 209P/LINEAR nie pozostawiła po sobie tak dużych brył, jak bolid, który eksplodował nad Czelabińskiem w Rosji.

http://www.geekweek.pl/aktualnosci/18746/czeka-nas-spektakularny-deszcz-meteorow

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zorza jakiej jeszcze nie widzieliście

Filmy poklatkowe ostatnio robią furorę. Tym razem dwaj norwescy fotografowie postanowili ukazać w tej technologii piękno zorzy polarnej. Nigdy nie widzieliście czegoś równie zachwycającego.

Dwaj norwescy fotografowie, postanowili wykorzystać kolejne wybuchy na Słońcu i docieranie do ziemskich biegunów magnetycznych wiatru słonecznego, aby uwiecznić na filmie zorzę polarną.

Kolorowa wstęga tańcząca w nocy nad Norwegią była tak piękna, że artyści uwiecznili ją w technologii poklatkowej.

Dzięki temu taniec zorzy zwiększył tempo i na filmie możemy zobaczyć jej urodę w krótkim czasie. Dodatkowo ujęcia zostały wzbogacone o ruch kamery po torze, co z kolei sprawia, że krajobraz nie jest statyczny.

Fotograf Terje Sorgjerd na miejsce uwiecznienia zjawiska wybrał Park Narodowy ?vre Pasvik niedaleko Kirkenes, na północno-wschodnim krańcu Norwegii, tuż przy granicy z Rosją. Natomiast Ole Christian Salomonsen rejestrował zorzę w okolicach Troms?.

W najbliższym czasie będziemy mieć szansę na podziwianie kolejnych zórz polarnych, ponieważ w lewej części słonecznej tarczy pojawiła się cała gromada plam, które za kilka dni dotrą do środkowej części tarczy i wyemitują wiatr słoneczny w kierunku Ziemi.

http://www.twojapogoda.pl/wiadomosci/108340,zorza-jakiej-jeszcze-nie-widzieliscie

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polski satelita Heweliusz wystartuje w lipcu 2014

Polski satelita Heweliusz poleci w kosmos w lipcu 2014 roku ? podano na stronie Europejskiej Agencji Kosmicznej.

? Dokładna data jest jeszcze ustalana ze stroną chińską, która ma wynieść satelitę na orbitę ? powiedział Crazy Nauce Tomasz Zawistowski z Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk (CBK PAN).

Polski satelita naukowy Heweliusz miał wystartować 29 grudnia 2013 roku, blisko miesiąc po swoim bracie-bliźniaku Lemie. Pech chciał, że na krótko przed tym terminem dotychczas bezawaryjna chińska rakieta Chang Zheng 4B, która miała wynieść w kosmos Heweliusza, właśnie zaliczyła swoją pierwszą wpadkę, wynosząc brazylijskiego satelitę na Antarktydę zamiast na orbitę. Tak więc Heweliuszowi pozostało czekać na swoją kolej na zatłoczonym kosmodromie Taiyuan ? do czasu, aż Chińczycy zbadają, co zawiodło w rakiecie. Wraz z Heweliuszem ma ona wynieść w lipcu jeszcze jednego satelitę.

Heweliusz i Lem to niemal identyczne nanosatelity w kształcie sześcianu o boku 20 cm i masie 7 kg. Należą, wraz z maszynami zbudowanymi w Austrii i Kanadzie, do zespołu sześciu satelitów BRITE (BRIght Target Explorer Constellation). Ich misją jest zbieranie danych na temat wewnętrznej budowy 286 wybranych gwiazd naszej galaktyki, w tym badanie zmian ich jasności. Naukowcy będą mogli dzięki temu poznać szczegóły dotyczące procesów fizycznych zachodzących w ich wnętrzu, np. reakcji termojądrowych, mieszania materii czy transportu energii z centrum ku powierzchni przez konwekcję i promieniowanie.

Na pokładzie sześciu satelitów znajdują się najmniejsze na świecie, kilkucentymetrowe teleskopy, czujniki położenia gwiazd, żyroskopy, system łączności i kamery. Jednak Heweliusz wyróżnia się na tle pozostałych maszyn.

- Zmniejszyliśmy masę i rozmiary teleskopu Heweliusza, którego światłoczuła matryca została dodatkowo wyposażona w osłonę przeciw promieniowaniu kosmicznemu. Teleskop posiada czerwony filtr umożliwiający obserwację zimnych, czerwonych gwiazd ? mówi Tomasz Zawistowski, koordynator projektu BRITE-PL. Dodaje, że satelita niesie swój polski ładunek technologiczny. ? W jego skład wchodzi miniaturowy wysięgnik, który może służyć jako antena  do badania plazmy, układ zasilania, urządzenie do kontrolowanego odbezpieczenia ładunku, układ do pomiaru promieniowania, elastyczne ogniwo słoneczne oraz radionadajnik umożliwiający śledzenie satelity przez radioamatorów z Ziemi ? mówi specjalista z CBK PAN.

Heweliusz, podobnie jak Lem, będzie krążył na wysokości 800 km nad Ziemią. Odbiorem danych przesyłanych przez wszystkie satelity z programu BRITE zajmują się stacje naziemne w Polsce, Austrii i Kanadzie. W naszym kraju odpowiedzialne jest za to Centrum Astronomiczne im. Mikołaja Kopernika. Program naukowy przewiduje dwa lata działalności satelitów.

Pozytywne wieści płyną od wystrzelonego 21 listopada 2013 roku satelity Lem, który do połowy stycznia 2014 roku okrążył Ziemię już ponad 1000 razy, wykonał trzy testowe zdjęcia oraz ustabilizował swój ruch po orbicie. Wszystkie podsystemy Lema zostały już sprawdzone i od początku lutego rozpoczęły się testy trybów operacyjnych.

Zbudowanie Lema i Heweliusza kosztowało 14,2 mln zł. Mimo, że to tylko 1/600 kosztu Teleskopu Kosmicznego Hubble?a, to od 1989 roku nie było w Polsce większego grantu badawczego w dziedzinie astronomii i badań kosmicznych.

A satelitów już wkrótce Polska będzie miała znacznie więcej, co wynika z przyjętego przez rząd 6 marca 2014 roku ?Krajowego Planu Rozwoju Sektora Kosmicznego w Polsce na lata 2014-2020?. Budowanie niewielkich satelitów przez polski przemysł ? głównie na użytek administracji publicznej ? zostało uznane za priorytet tego programu. Najbliższym celem jest skonstruowanie satelity obserwacyjnego, który ma służyć m.in. bezpieczeństwu kraju. Ma on być wspólną inwestycją Ministerstwa Obrony Narodowej, Ministerstwa Cyfryzacji i Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Maszyna ma się znaleźć na orbicie najpóźniej w 2021 roku, a koszt jej budowy oszacowano na 700 mln zł.

Ten artykuł ukazał się również na stronie Centrum Nauki Kopernik

http://www.crazynauka.pl/polski-satelita-heweliusz-wystartuje-lipcu-2014/

 

 

post-31-0-01131100-1394554013_thumb.jpg

post-31-0-36218600-1394554029_thumb.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pogoda przeszkadzała, ale Sojuz wylądował

Załoga Międzynarodowej Stacji Kosmicznej już na Ziemi. Dwaj Rosjanie i Amerykanin bezpiecznie wylądowali w kapsule rosyjskiego statku Sojuz w Kazachstanie. Ze względu na trudne warunki pogodowe większość badań i ceremonia powitalna zamiast jak zwykle bezpośrednio na miejscu lądowania odbyła się w pobliskim mieście.

Lądowanie miało być początkowo przesunięte o jeden dzień ze względu na trudne warunki atmosferyczne. Ostatecznie władze rosyjskie zadecydowały, że odbędzie się planowo. Kapsuła z Olegiem Kotowem, Siergiejem Riazańskim i Mikiem Hopkinsem wylądowała o godz. 4:24 naszego czasu.

Pogoda wymusiła szybki odjazd

Pogoda wymusiła jednak ograniczenie procedur przeprowadzane zwykle na miejscu tuż po wylądowaniu. Ograniczona przez mgły widzialność uniemożliwiła dojazd ekipy medycznej z odległego o 150 km Jezkazganu. W związku z tym zdecydowano, by nie rozstawiać nadmuchiwanego namiotu, w którym astronauci przechodzą pierwsze po powrocie z orbity rutynowe badania. Zamiast tego zrobiono im skrócone testy, a zaraz po nich przewieziono helikopterem do pobliskiej miejscowości Karaganda, gdzie odbyła się też zwyczajowa ceremonia powitalna.

"Spacerowali" z ogniem olimpijskim

Rosjanie i Amerykanin spędzili na orbicie 6 miesięcy. Kotow i Riazanski w listopadzie ubiegłego roku po raz pierwszy w historii wyszli w przestrzeń kosmiczną z ogniem olimpijskim. Na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej zostało jeszcze trzech członków załogi, którzy wrócą na Ziemię w maju. Ta trójka to: astronauta z NASA Rick Mastracchio, Rosjanin Michaił Tiurin oraz Japończyk Koichi Wakata - pierwszy członek załogi ISS i pierwszy jej dowódca pochodzący z Kraju Kwitnącej Wiśni.

Trzej astronauci wrócili z ISS na Ziemię (PAP/EPA)

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/pogoda-przeszkadzala-ale-sojuz-wyladowal,115963,1,0.html

post-31-0-92436900-1394652050.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lawa z wulkanu oddalonego o tysiąc kilometrów pomoże zrozumieć topografię Marsa

Sonda Mars Express sfotografowała równinę Daedalia, której obecny wygląd to efekt aktywności dwóch wulkanów. Jednym z nich jest widoczny na zdjęciu Mistretta, a drugim - Arsia Mons, którego lawa rozlała się przeszło 1000 kilometrów od krateru. Dzięki analizie zdjęć tego obszaru naukowcy Europejskiej Agencji Kosmicznej są w stanie lepiej zrozumieć procesy, jakie zachodzą na Czerwonej Planecie i kształtują jej obecny wygląd.

Należąca do Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) sonda Mars Express 28 listopada 2013 wykonała zdjęcie obszaru znanego jako równia Daedalia.

Kadr, na którym skupili się naukowcy, przedstawia dwie "fale", zalewające równinę Daedalia, leżącą na obrzeżach wulkanicznego łańcucha Tharsis Montes. Pasmo nieaktywnych od około 4,6 miliarda lat temu wulkanów leży na wyżynie od której wzięła się ich nazwa - Tharsis.

Lata w kolorach

Widoczna po lewej stronie błękitna fala jest strumieniem lawy pochodzącej z oddalonego o około 1000 kilometrów wulkanu Arsia Mons. To najdalej na południe wysunięty wulkan z całego łańcucha Tharsis Montes złożonego z 4 wulkanów tarczowych.

Natomiast w  prawej części obrazu znajdują się trzy kratery powstałe w wyniku kolizji kosmicznej skały z powierzchnią Marsa, nad którymi wznosi się wulkan Mistretta.

Największy z kraterów ma ponad 16 kilometrów średnicy. Wyraźnie widać, po dodaniu sztucznych kolorów, różnicę między "starszą", oznaczoną na niebiesko i fioletowo oraz "młodszą" lawą, "pokolorowaną" na odcienie różu i czerwieni.

Faktura zdradzi wiek

Badacze zwracają uwagę również na różnice w strukturze obu formacji - starsza lawa jest gładsza, a granica między jej końcem a terenem równiny jest subtelna. Zauważalne są także długie linie, tzw. korytarze lawowe, jakie powstają w wyniku "zapadnięcia" się lawy w korytarze podziemne.

Z kolei młodsza lawa jest zdecydowanie mniej wygładzona - jej powierzchnia jest nierówna, widoczne są liczne nierówności i "grudy" powstałe w wyniku "oblepiania" przez lawę zalegających w okolicy skał.

Wiedza z obrazu

Uzyskane zdjęcia pomogą naukowcom w lepszym zrozumieniu historii aktywności wulkanicznej Marsa. Dzięki badanom różnic między poszczególnymi terenami, które powstawały w wyniku zalewania przez lawę z okolicznych wulkanów, naukowcy mają nadzieję na lepsze zrozumienie procesów kształtujących obecną topografię planet.

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/lawa-z-wulkanu-oddalonego-o-tysiac-kilometrow-pomoze-zrozumiec-topografie-marsa,115904,1,0.html

post-31-0-41651500-1394652122.jpg

post-31-0-87581300-1394652146.jpg

post-31-0-29496900-1394652170.jpg

post-31-0-11715000-1394652192.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nazwij marsjański krater, czyli kolejna próba wyłudzenia ogromnych pieniędzy

Międzynarodowa Unia Astronomiczna (IAU) przypomina, że tylko ona ma prawo do nadawania nazw ciałom niebieskim oraz znajdującym się na nich obiektom. Jest to odpowiedź na ofertę firmy Uwingu.

26 lutego bieżącego roku Uwingu wystartował z ofertą, która umożliwia nadanie nazwy jednemu z 500 tys. marsjańskich kraterów. Wszystko odbywa się oczywiście za odpowiednią opłatą, która jest uzależniona od wielkości obiektu - za najmniejszy zapłacimy 5 dol. a za największe nawet 2,5 tys. Łatwo policzyć, że w ten sposób można zarobić co najmniej 2,5 mln dol.

Pomysł nie jest świeży. Podobne pojawiały się w niedalekiej przeszłości już kilka razy i dotyczyły nazewnictwa nowo odkrywanych egzoplanet. Zresztą, jedna z takich inicjatyw wyszła spod skrzydeł właśnie Uwingu.

Zawsze jednak głos zabierała IAU przestrzegając, że tylko ona ma prawo do nazywania ciał niebieskich oraz występujących na nich obiektów. Wszystko co pochodzi z innego źródła jest nieważne i nie będzie uznawane przez środowisko naukowe.

Uwingu tłumaczy, że nie stara się tworzyć oficjalnych nazw, a jedynie swoją alternatywną mapę Marsa. Na stronie internetowej firmy nie ma jednak takiej informacji.

http://nt.interia.pl/raport-kosmos/astronomia/news-nazwij-marsjanski-krater-czyli-kolejna-proba-wyludzenia-ogro,nId,1356515

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiadomo, co zbadają bliźniakom w kosmosie

Amerykańska Agencja Kosmiczna (NASA) zdradziła szczegóły eksperymentu, w którym po raz pierwszy w historii weźmie udział dwóch astronautów-bliźniaków.

Bracia to 50-cio letni Scott i Mark Kelly. Jednojajowi bliźniacy. Wezmą udział w misji NASA, która ma badać wpływ przebywania w przestrzeni kosmicznej na organizm załogi. Na razie załogi Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS), ale wyniki doświadczeń będą brane pod uwagę podczas planowania ewentualnej podróży ludzi na Marsa lub do asteroidy.

Bliźniacy od lat są zawodowymi astronautami. O ich udziale w misji, która ma rozpocząć się w przyszłym roku pisaliśmy w "Gazecie Wyborczej" (Bliźniacy w kosmosie).

 Wtedy jednak rozpisywano dopiero konkurs na pomysły, co w kosmosie można zbadać braciom Kelly. A raczej jednemu z nich - na stację kosmiczną poleci bowiem tylko Scott. Jego brat zostanie na Ziemi i będzie stanowił jednoosobową grupę kontrolną. Ale za to jaką!

Bliźniacy mają w końcu to samo DNA. Badanie zmian, jakie mogą zajść w genach Scotta podczas rocznej (rekordowej) obecności na stacji mogą być fascynujące.

NASA poinformowała, że wybranych zostało 10 eksperymentów. Pomimo, że specjalny program Agencji (Human Research Program) od lat prowadzi badania nad wpływem przestrzeni kosmicznej na zdrowie ludzi, to misja z udziałem bliźniaków ma ukazać subtelne różnice i zmiany, jakie mogą się pojawić u człowieka w trakcie przybywania w kosmosie. Takie, których dotychczas nie analizowano. Te zmiany, choć niewielkie, mogą mieć duże znaczenie dla zdrowia astronautów.

- To unikalna możliwość, by przeprowadzić zupełnie nowy rodzaj badań - mówi Craig Kundrot, szef Human Research Program. I dodaje: - Możemy przez rok badać dwie pod względem genetycznym niemal takie same osoby, ale przebywające w tak odmiennych warunkach. Jak na nich wpłyną?

Badania będą podzielone na cztery kategorie: analizy związane z fizjologią, zachowaniem się, badania ludzkiego mikrobiomu (składu zamieszkujących nas mikroorganizmów) oraz doświadczenia na poziomie molekularnym.

 W ramach pierwszej grupy badań uczeni skupią się na tym, w jaki sposób środowisko przestrzeni kosmicznej może indukować zmiany w narządach takich jak serce, mięśnie, mózg. Jednocześnie będą prowadzone eksperymenty behawioralne - te pomogą określić wpływ przebywania na ISS na postrzeganie, rozumowanie, podejmowanie decyzji i zachowanie uwagi u astronauty.

Badania mikrobiologiczne skoncentrują się na wpływie "kosmicznej" diety i innych czynników środowiskowych na florę bakteryjną jelit Scotta.

Na końcu uczeni zabiorą się za badania molekularne. Będą testować, w jaki sposób pracują geny (są włączane lub wyłączane) w przestrzeni kosmicznej i na Ziemi. Czy materiał genetyczny jest regulowany inaczej pod wpływem promieniowania kosmicznego, mikrograwitacji lub zamknięcie na ograniczonej przestrzeni stacji? I jak to przekłada się na produkcję poszczególnych białek w ciele astronauty? Te ostanie badania pozwolą lepiej zrozumieć związki pomiędzy tym, co mamy wrodzone, a tym co jest nabyte. I nad rolą tych relacji.

Planujący doświadczenia naukowcy zdają sobie sprawę, że eksperyment z udziałem zaledwie jednej pary bliźniąt to mało, by stawiać ostateczne tezy, ale innych bliźniąt do takich badań nie ma. Scott i Mark Kelly będą więc królikami doświadczalnymi - mają wskazać dalszy kierunek badań.

- Ten pilotażowy projekt wprowadza doświadczenia nad ludzką fizjologią w XXI wiek - podsumował plany NASA Graham Scott, szef zespołu, który pomaga NASA przygotowywać naukowe eksperymenty.

 

http://wyborcza.pl/1,75476,15612800,Wiadomo__co_zbadaja_blizniakom_w_kosmosie.html

Scott Kelly (po lewej) był pilotem promu kosmicznego Discovery (w 1999r) i pilotem-dowódcą promu Endeavour (2007 r.). W 2010 roku spędził pół roku na ISS dostarczony tam przez rakietę Sojuz. Mark Kelly ma na swoim koncie aż cztery loty promem: 2001 był pilotem... (Fot. Rob Navias ASSOCIATED PRESS)

post-31-0-76749400-1394696639.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Strumienie plazmy chronią Ziemię przed wiatrem słonecznym

Pole magnetyczne chroni Ziemię przed wiatrem słonecznym, co z kolei umożliwia istnienie życia na naszej planecie. Teraz naukowcy z NASA i MIT odkryli "rzekę" plazmy stanowiącą dodatkową tarczę przed kosmicznymi zagrożeniami.

Ziemska magnetosfera jest stosunkowo słaba, ale rozciągając się z wnętrza naszej planety w otaczającą ją przestrzeń kosmiczną, stanowi dobre zabezpieczenie przed wiatrem słonecznym. Strumień naładowanych cząstek pochodzących z naszej gwiazdy może spowodować duże szkody na Ziemi, o czym łatwo się przekonać podczas bardziej intensywnych burz słonecznych.

W procesie magnetycznej rekoneksji, ziemskie pole magnetyczne może zetknąć się z polem magnetycznym Słońca. Podczas tzw. Flux Transfer Event, średnio raz na 8 minut pole magnetyczne Słońca spycha ziemskie pole magnetyczne. W efekcie tego zjawiska powstaje ogromny cylinder, którym cząstki wiatru słonecznego mogą przedostawać się na Ziemię, głównie w okolice biegunów.

W tym samym czasie dochodzi do innego zjawiska, które nie pozwala wysłanym ze Słońca cząsteczkom dokonać spustoszenia naszej planety. Struktura na kształt pióropusza niskoenergetycznej plazmy, rozpościerającego się wzdłuż linii pola magnetycznego Ziemi, znacznie zwalnia magnetyczną rekoneksję i osłabia jej działanie. W praktyce oznacza to, że przez większą część burzy słonecznej, to właśnie strumienie plazmy chronią nas przed śmiercionośnym działaniem wiatru słonecznego.

http://nt.interia.pl/raport-kosmos/ziemia/news-strumienie-plazmy-chronia-ziemie-przed-wiatrem-slonecznym,nId,1356062

Burze słoneczne potrafią być gwałtowne. Przed ich wpływem chroni nas strumień plazmy

/NASA

post-31-0-27880300-1394696709.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nasz wszechświat to tylko hologram

Czy jest możliwe, aby nasz wszechświat był tylko hologramem generowanym przez inne, położone znacznie "głębiej" uniwersum? Grupa japońskich naukowców na łamach prestiżowego magazynu "Nature" przedstawiła dowód na to, że wszystko, co nas otacza, może być tylko projekcją.

Matematyka, na której opiera się funkcjonowanie naszego wszechświata, rządzi się niezmiennymi, stałymi w czasie i przestrzeni zasadami. Takie sama obowiązywały ludzi pierwotnych, takie same pozostaną przez kolejne tysiące lat. Ta stałość niektórych przeraża. Jedna z naukowych teorii głosi, że żyjemy wewnątrz skomplikowanej symulacji i systematycznie odkrywamy fragmenty kodu, według którego owa symulacja funkcjonuje. Krótko mówiąc: niektórzy wierzą, że żyjemy w prawdziwym Matriksie. I nawet udało im się to udowodnić matematycznie.

Pomysł, że żyjemy wewnątrz symulacji, nie jest aż tak bardzo abstrakcyjny, jak by się mogło wydawać. Ludzkość przecież często stara się symulować wszechświaty, np. odtwarzając to, co dzieje się w jądrze atomu. Teoria o wszechświecie jako hologramie jest znacznie bardziej złożona i nie chodzi w niej jedynie o semantykę.

W 1997 r. Juan Maldacena, argentyński fizyk, stworzył nową interpretację zasady holograficznej, która zakłada, że wszechświat może być w rzeczywistości dwuwymiarową strukturą informacyjną wpisaną na tzw. horyzont kosmologiczny. Nie wszechświaty, a tworzące je struktury mają być prawdziwym "sednem rzeczywistości", jak nazwał to sam Maldacena.

Zwolennicy tej hipotezy postulują, że jej potwierdzenie wyjaśniałoby wiele zagadnień, których naukowcy dziś nie potrafią rozwiązać, a związanych m.in. z czarnymi dziurami czy teorią strun. Co więcej, potwierdzenie zasady holograficznej w rozumieniu kosmologicznym byłoby bardzo wygodne dla współczesnej fizyki. Hipoteza ta połączyłaby bowiem fizykę kwantową z teorią względności Einsteina. Niestety, do tej pory brakowało jakichkolwiek dowodów na jej potwierdzenie.

Aby zdobyć dowody na holograficzną naturę naszego wszechświata, Instytut Maxa Plancka zbudował GEO600, czyli spektakularny detektor fal grawitacyjnych. Ma on wykryć tajemniczy szum grawitacyjny, który według zasady holograficznej pochodzi z granic czasoprzestrzeni. Tam zarówno czas jak i przestrzeń przestają stanowić kontinuum, a w konsekwencji rozpadają się na niezależne od siebie ziarna. Właśnie to ma być jednym z głównych argumentów przemawiających za tym, że kosmos to w rzeczywistości gigantyczny hologram.

Niedawno zespół naukowców z japońskiego Uniwersytetu Ibaraki, pod kierownictwem Yoshifumi Hyakatake, dokonał kolejnego odkrycia, które uwiarygodnia zasadę holograficzną. Wyniki zostały opublikowane w grudniu 2013 r. w "Nature" i spotkały się z dużą przychylnością środowiska naukowego.

Japończycy pracują nad problemem wszechświata holograficznego od dawna i opublikowali na ten temat już wiele artykułów. Dwa najnowsze są szczególnie interesujące. 

Pierwszy opisuje językiem matematyki wewnętrzną energię czarnej dziury, pozycję jej horyzontu zdarzeń, entropię i inne właściwości wynikające z teorii strun oraz oddziaływań tzw. wirtualnych cząstek, które samoistnie pojawiają się i znikają. Mówiąc w skrócie: przedstawia to, co teoretycznie powinno dziać się w czarnej dziurze.

Drugi z artykułów opisuje hipotetyczne prawa rządzące we wszechświecie o mniejszej liczbie wymiarów, który jest pozbawiony grawitacji. Co ciekawe, obliczenia te pasują do siebie, uzupełniają się, co sugeruje, że jeden ze wszechświatów może być hologramem emitowanym przez drugi.

"Zespół Hyakutake potwierdził w sposób matematyczny coś, czego byliśmy pewni, ale wciąż traktowaliśmy jako założenie. Japończycy udowodnili, że termodynamika niektórych czarnych dziur może być efektem oddziaływania kosmosu o niższej liczbie wymiarów" - stwierdził Leonard Suskind, fizyk ze Uniwersytetu Stanforda, jeden z twórców zasady holograficznej.

Obliczenia Hyakutake dotyczą kosmosu o dziesięciu wymiarach, zbudowanych z 8-wymiarowej sfery i niższych wymiarów - jednego pozbawionego grawitacji oraz drugiego - wypełnionego wspomnianymi wcześniej cząstkami wirtualnymi. Nie oznacza to jednak, że nasz wszechświat nie może być holograficzną projekcją innego uniwersum, którego istnienie pozwoliłoby rozwiązać wszystkie tajemnice kosmologii przy użyciu praw fizyki kwantowej.

http://nt.interia.pl/raport-kosmos/astronomia/news-nasz-wszechswiat-to-tylko-hologram,nId,1356712

Czy nasz wszechświat to tylko hologram? Nie można tego wykluczyć...

/?123RF/PICSEL

 

post-31-0-85982800-1394696774.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

RMF 24: Olbrzymia gwiazda wygląda, jak... fistaszek

Należący do Europejskiego Obserwatorium Południowego (ESO) teleskop VLT pomógł astronomom odkryć jedną z największych znanych gwiazd. Żółty nadolbrzym HR 5171 A okazał się przy tym częścią układu podwójnego, którego mniejszy składnik jest tak blisko, że stykają się i tworzą kształt przypominający gigantyczny orzeszek ziemny. Odkryty obiekt jest jedną z 10 największych znanych gwiazd, ma średnicę 1300 razy większą od Słońca i świeci około miliona razy jaśniej.

Astronomowie wykorzystali technikę zwaną interferometrią, by połączyć światło zebrane przez kilka indywidualnych teleskopów, tworząc w praktyce gigantyczny teleskop o rozmiarach do 140 metrów. Nowe wyniki okazały się na tyle interesujące, że zespół przeanalizował inne obserwacje z ostatnich 60 lat, by sprawdzić jak gwiazda zachowywała się w przeszłości. Okazało się, że obserwujemy ją w fazie szybkiej ewolucji, w ciągu w ciągu ostatnich 40 lat wyraźnie zwiększa się i jednocześnie ochładza.

 

Żółte nadolbrzymy są bardzo rzadkie, w naszej galaktyce znamy ich jedynie kilkanaście - najbardziej znanym przykładem jest Rho Cassiopeiae. Obiekty te należą do największych i najjaśniejszych znanych gwiazd. Znajdują się w takim stadium swojego życia, że są niestabilne i gwałtownie się zmieniają. Z tego powodu wyrzucają na zewnątrz materię i tworzą wokół siebie wielkie, rozciągnięte atmosfery. Mimo dużej odległości, sięgającej prawie 12 000 lat świetlnych, przy dobrych warunkach obserwacyjnych HR 5171 A można dostrzec w gwiazdozbiorze Centaura nawet gołym okiem.

Analiza danych z innych obserwatoriów pozwoliła prześledzić zmiany jasności gwiazdy. To pokazało, że mamy do czynienia z układem podwójnym zaćmieniowym, w którym mniejszy składnik przechodzi przed lub za większym. W tym przypadku większa gwiazda jest okrążana przez mniejszą towarzyszkę w ciągu 1300 dni. Mniejszy składnik jest nieznacznie gorętszy, temperatura jego powierzchni wynosi 5000 stopni Celsjusza.

Jak podkreśla Olivier Chesneau z Observatoire de la Côte d?Azur w Nicei, mniejsza gwiazda układu ma duże znaczenie, gdyż może wpływać na los HR 5171 A, zrywając na przykład zewnętrzne warstwy gwiazdy i modyfikując jej ewolucję.

http://nt.interia.pl/technauka/news-rmf-24-olbrzymia-gwiazda-wyglada-jak-fistaszek,nId,1357115

 

Żółty nadolbrzym r HR 5171 okazał się gwiazdą podwójną Fot. ESO

/materiały prasowe

 

post-31-0-94579800-1394735452.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tajemnicza Planeta X najprawdopodobniej nie istnieje

?Po 5 latach ciężkiej pracy, teleskop WISE nie znalazł żadnego śladu tajemniczej Planety X, która miałaby znajdować się w dalekich zakamarkach Układu Słonecznego.

Planeta X to hipotetyczna, dziewiąta planeta w Układzie Słonecznym, znajdująca się dalej od Słońca niż Neptun. Koncepcja jej istnienia powstała w konsekwencji obserwacji zaburzeń ruchu Urana i Neptuna, które miałoby powodować nieznane ciało niebieskie. Część astronomów twierdziła, że obiekt musi znajdować się w odległości ok. 50 j.a. od Słońca, gdyż właśnie tam jest pas pustej przestrzeni.

Wiele jednak wskazuje na to, że Planeta X nie istnieje. Działający w podczerwieni teleskop WISE (Wide-field Infrared Survey Explorer) dostrzegł ponad 3500 nowych gwiazd, ale tajemniczego obiektu nie odnalazł.

Niedawne obliczenia sugerują, że Planeta X powinna mieć masę ok. 30-70 proc. Ziemi i średnicę 10-15 tys. km. Powinna znajdować się ona w odległości 100-170 j.a. od Słońca, choć istnieją teorie o gazowym olbrzymie (do 4 mas Jowisza) znajdującym się w Obłoku Oorta, w odległości 10-30 tys. j.a. od naszej gwiazdy.

Gdyby Planeta X faktycznie by istniała, to teleskop WISE na pewno by ją znalazł. Przez 5 lat pracy urządzenie to zebrało zdjęcia wielu ciał niebieskich, a wśród nich nie było nic, co można by uznać za Planetę X.

Szanse na to, że Planeta X nie istnieje drastycznie wzrosły, chociaż może być to dobrą wiadomością, gdyż obiekt ten miał wytrącać ze swoich orbit komety i duże meteoryty, a następnie kierować je w stronę naszej planety.

http://nt.interia.pl/raport-kosmos/astronomia/news-tajemnicza-planeta-x-najprawdopodobniej-nie-istnieje,nId,1357350

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cała prawda o Księżycu na jednym filmie

Na jednym filmie, przygotowanym przez ekspertów z Goddard Space Flight Center, poznajemy trzy zjawiska, dzięki którym widok Księżyca z biegiem nocy zmienia się. Musicie to zobaczyć.

 

2,5-minutowy materiał powstawał przez rok i oczywiście opublikowany jest w znacznym przyspieszeniu, ponieważ tylko wtedy widoczne są zachodzące zmiany na jego tarczy.

 

Pierwszym zjawiskiem jest faza Księżyca, która określa oglądaną z Ziemi część oświetloną przez Słońce. Mamy nów (Księżyc niewidoczny), pełnię (widoczna cała tarcza) oraz dwie kwadry (oświetlona połowa tarczy).

 

Słońce zawsze oświetla tylko połowę Księżyca, a więc obserwujemy zarówno jasną, jak i ciemną część jego tarczy pod różnymi kątami, w zależności od położenia Ziemi, Księżyca i Słońca względem siebie.

Drugim zjawiskiem jest "kołysanie się" Księżyca. Nazywa się to fachowo "libracją", która sprawia, że poszczególne elementy powierzchni Srebrnego Globu przemieszczają się okresowo względem środka i brzegu księżycowej tarczy. Libracja pozwala dostrzec kawałek niewidocznej zwykle z Ziemi strony Księżyca, a dokładnie 9 procent jej powierzchni. To niewiele, ale jednak.

 

Trzecim zjawiskiem jest powiększanie się i zmniejszanie średnicy księżycowej tarczy. To efekt tego, że księżycowa orbita nie jest idealnie okrągła, lecz eliptyczna. To sprawia, że raz Srebrny Glob znajduje się bliżej, a raz dalej od Ziemi, a wszystko to w ciągu każdego miesiąca.

 

Różnica między najdalszym a najbliższym położeniem Księżyca wobec Ziemi wynosi średnio 50 tysięcy kilometrów. Różnica w wielkości księżycowej tarczy jest widoczna gołym okiem. Owe trzy zjawiska sprawiają, że widok Księżyca chyba nigdy nam się nie znudzi.

http://www.geekweek.pl/aktualnosci/18768/cala-prawda-o-ksiezycu-na-jednym-filmie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tęczowe kręgi na Wenus. Zobacz pierwszą kosmiczną glorię

Charakterystyczną tęczową poświatę w atmosferze Wenus udało się zarejestrować sondzie kosmicznej Venus Express. To pierwszy przypadek zjawiska glorii uchwyconego poza naszą planetą. Jego obserwacja pozwoliła naukowcom lepiej poznać atmosferę "planetarnej siostry" Ziemi.

Tęczowa poświata na Wenus to rodzaj glorii, czyli zjawiska optycznego utworzonego przez światło przechodzące przez chmurę kropelek cieczy o podobnych rozmiarach. Powstaje ona, kiedy światło odbija się od kulistych cząsteczek takiej chmury w tym samym kierunku, z którego pada. W ten sposób tworzy się pierścień światła widoczny tylko gdy obserwator (w tym przypadku statek kosmiczny) znajduje się bezpośrednio między centrum glorii a słońcem.

Chmury kwasu siarkowego

Tak właśnie działo się, kiedy należąca do Europejskiej Agencji kosmicznej sonda Venus Express obserwowała Wenus i znalazła się w odpowiedniej pozycji, żeby uchwycić ten spektakularny widok. - Nigdy dotąd nie udało się zaobserwować pełnej glorii w środowisku pozaziemskim - podkreślił Wojciech Markiewicz, badacz z Instytutu Maxa Plancka.

To nie tylko historyczne, pierwsze zdjęcie takiego zjawiska występującego w kosmosie daleko od naszej planety. Okazuje się, że pomogło też naukowcom potwierdzić pewne przypuszczenia. Już wcześniej uważali, że atmosfera Wenus zawiera kropelki bogate w kwas siarkowy. Badania sondy Venus Express pozwoliły na lepsze scharakteryzowanie tych kropelek.

Tajemniczy absorber

Z obserwacji wynika, że mają one około 1,2 mikrometra średnicy, co w przybliżeniu odpowiada 1/50 szerokości ludzkiego włosa. Różnice w jasności pierścieni obserwowanej glorii sugerują natomiast, że chmury kropelek nie składają się tylko z mieszanki kwasu siarkowego z wodą, ale muszą się w nich znajdować również inne związki chemiczne.

Jedno z możliwych wyjaśnień jest takie, że za widoczne w ultrafiolecie zaciemnienia w szczytach wenusjańskich chmur odpowiada "absorber UV", nieznany składnik atmosfery, który badacze starają się zidentyfikować od lat.

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/teczowe-kregi-na-wenus-zobacz-pierwsza-kosmiczna-glorie,116264,1,0.html

 

Źródło: popsci.com, ESA

Autor: js/map

post-31-0-59816900-1394782670.jpg

post-31-0-61178500-1394782678_thumb.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

NASA szuka geniusza, który ocali ludzkość przed katastrofą. Dostanie 35 tys. dolarów

Amerykańska agencja kosmiczna ogłosiła konkurs, w którym udział może wziąć każdy chętny, a zwycięzca jako nagrodę główną otrzymuje 35 tys. dolarów i świadomość, że jego projekt może kiedyś ocalić ludzkość przed scenariuszem jaki spotkał dinozaury. Żeby wygrać, trzeba "tylko" stworzyć niezawodny algorytm, który bezbłędnie znajdzie i rozpozna kosmiczne obiekty o kursie kolizyjnym z Ziemią.

Konkurs pt. Asteroid Grand Challenge (Wielki Turniej Asteroid) powstał z inicjatywy Białego Domu, przy współpracy NASA i firmy Planet Resources Inc. oraz zaangażowaniu kilku amerykańskich uniwersytetów. Pierwszy etap rozgrywek rusza 17 marca i potrwa do sierpnia b.r. pod hasłem "Asteroid Data Hunter".

Wyzwanie polega na udoskonaleniu istniejących algorytmów obsługujących amerykański program badawczy Catalina Sky Syrvey (CSS), który od kwietnia 1998 roku przegląda niebo w poszukiwaniu komet i planetoid. Kieruje nim Steve Larson z Obserwatorium Stewarda przy Uniwersytecie Arizony. Podczas tzw. przeglądu nieba w latach 1973-2012 badacze odkryli aż 18 759 planetoid.

Doskonalenie doskonałego

Zwycięski algorytm musi charakteryzować się znacznie większą czułością detekcji przy jednoczesnym mniejszym marginesie błędu, ignorował błędne pomiary i w chwili wykrycia zagrożenia - uruchamiał alarm we wszystkich placówkach, które mogłyby podjąć się skutecznej interwencji w celu zbawienia ludzkości, fauny i flory zamieszkującej Błękitną Planetę.

Słowem - prościzna, za którą można w dodatku odebrać czek na kwotę 35 tys. dolarów i sławę "potencjalnego zbawiciela". Trzeba jedynie dysponować większym IQ niż wszyscy naukowcy agencji razem wzięci plus wszyscy biorący udział w rozgrywkach.

600 tys. pomysłów na sekundę

Ilość danych, jakie algorytm musi przetwarzać - nierzadko zestawiając je ze sobą i obliczając jednocześnie dziesiątki innych - stanowi wyzwanie samo w sobie. Zaproponowane wzory muszą uwzględniać długą listę zmiennych, podczas gdy każdy błąd w ułamkach sekund może spotęgować się do absurdalnych rozmiarów.

Badacze NASA przy współpracy z informatykami Uniwersytetu Harvarda udostępnili obecnie stosowane modele na platformie internetowej TopCoder. Została stworzona do obsługiwania jednocześnie nawet 600 tys. użytkowników dokonujących modyfikacji w czasie rzeczywistym obecnie stosowanych algorytmów w celu nadpisania swoich poprawek.

Źródło: NASA

Autor: mb/rp

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/nasa-szuka-geniusza-ktory-ocali-ludzkosc-przed-katastrofa-dostanie-35-tys-dolarow,116204,1,0.html

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Platforma Zooniverse dowodzi, że Polacy kochają naukę

Plat­for­ma Zoo­ni­ver­se, dzię­ki ol­brzy­miej ak­tyw­no­ści in­ter­nau­tów, zna­czą­co wpły­wa na roz­wój nauki. A co dla nas naj­waż­niej­sze - dzie­je się to przy znacz­nym udzia­le Po­la­ków. Mo­że­my być dumni: nasi ro­da­cy są jed­ny­mi z naj­bar­dziej ak­tyw­nych użyt­kow­ni­ków por­ta­lu.

"Zooniverse to w miejsce, gdzie realizowane są największe, najpopularniejsze i najefektywniejsze obywatelskie projekty naukowe w internecie. Nasze aktualne projekty zebrane są na tej stronie, jednak w przygotowaniu jest wiele kolejnych. Jeśli jesteś tu nowy, najlepiej zacznij od zagłębienia się w jeden, wybrany projekt" - czytamy na zooniverse.org.

Na platformie Zooniverse przeprowadzane są projekty tzw. nauki obywatelskiej. Jak czytamy na stronie kopernik.org.pl, użytkownicy udowadniają, że "komputery wciąż nie są w stanie w pełni zastąpić człowieka". Dzięki pasjonatom nauki, dowiadujemy się coraz więcej nt. galaktyki, dawnych zwierząt czy zmieniającej się na przestrzeni wieków pogody.

"Projekt Galaxy Zoo (pierwszy projekt platformy Zooniverse - przyp.red.) nie tylko zdobył ogromną popularność, ale przyniósł również unikalne efekty naukowe - od indywidualnych, przypadkowych odkryć po wyniki oparte na klasyfikacjach dokonanych przez użytkowników strony. I właśnie to dążenie do uzyskania realnych wyników naukowych - tak aby nasi użytkownicy mieli pewność, że nie marnują swojego czasu - leży u podstaw wszystkich naszych działań" - piszą inicjatorzy projektu.

Aktywność internautów znacząco pomaga w pracy naukowcom.

? Naukowcy dzięki posiadanej wiedzy myślą trochę na skróty, natomiast internauci nie wiedzą, jaka powinna być odpowiedź, dlatego w tym przypadku ich obserwacje są bardziej trafne ? powiedział podczas audycji "Homo Science" w radiu TOK FM prof. Lech Mankiewicz, dyrektor Centrum Fizyki Teoretycznej PAN i jeden z koordynatorów platformy Zooniverse w Polsce.

? Najciekawsze jest jednak to, że wśród wielu narodowości obecnych na tej platformie to właśnie Polacy są jedną z najaktywniejszych. Aż 10-15 proc. wszystkich logujących się codziennie na platformie Zooniverse stanowią nasi rodacy ? mówi prof. Mankiewicz. ? Polacy kochają naukę, co wiemy nie tylko dzięki projektowi Zooniverse, ale też dzięki internetowym transmisjom zaćmień Słońca czy kolejkom ustawiającym się przed Centrum Nauki Kopernik ? dodaje.

(jsch)

http://wiadomosci.onet.pl/nauka/platforma-zooniverse-dowodzi-ze-polacy-kochaja-nauke/bctqq

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)