Skocz do zawartości

Astronomiczne Wiadomości z Internetu


Rekomendowane odpowiedzi

Marsjańskie łaziki będą łazić po Starachowicach

2018-09-11

W najbliższy piątek w Starachowicach rozpocznie się największy na świecie konkurs łazików marsjańskich, czyli European Rover Challenge. Weźmie w nim udział ponad 40 drużyn z sześciu kontynentów. Na specjalnie przygotowanej trasie, wykonane przez nie łaziki bedą wykonywać zadania przypominające rzeczywistą misję marsjańską, pokonywać przeszkody, pobierać próbki gruntu, prowadzić symulowane naprawy. Wszystko to na oczach publiczności. Na czym dokładnie zawoidy polegają i w czym są lepsze od poprzednich opowiadają RMF FM pomysłodawca i organizator imprezy, Łukasz Wilczyński z Europejskiej Fundacji Kosmicznej i jeden z sądziów, Kamil Grassman z firmy Sener Polska...
Grzegorz Jasiński: Dzień dobry panowie. To już czwarta edycja European Rover Challenge. Czwarta, czyli impreza się sprawdza. Czym ta edycja będzie się różniła od poprzednich?

Łukasz Wilczyński: Zdecydowanie jakością, dlatego, że w tym roku mamy znacznie więcej drużyn i mamy drużyny z Europy, czyli można powiedzieć, że ruszyła się też u nas Europa. Nowością jest to, że pojawiają się drużyny profesjonalne. Od tej edycji zaczynamy ligę pro, bo do tej pory mieliśmy tylko zawodników studenckich. Wprowadzamy również zawody dla publiczności po to, żeby nie tylko można było patrzeć na łaziki, ale także te roboty wypróbować samemu. Istotna jest też jakość jury, dlatego, że w tym roku bardzo dużo mamy jurorów. Ponad 15, i to są jurorzy naprawdę z najwyższej półki, z firm sektora kosmicznego, co nas bardzo cieszy, które dołączyły do grona organizatorów, jurorów, no i zawodnicy dzięki temu mają troszeczkę wyżej postawioną poprzeczkę.
Czym będą się różniły zawody dla profesjonalistów i dla studentów?
ŁW: Zawody dla studentów generalnie mniej się różnią od tego, co było w zeszłych latach. Może Kamil powie więcej o wymaganiach ze strony jurora, natomiast dla profesjonalistów wprowadzamy na razie tak zwany field truck, czyli testy polowe. Na razie chcemy, żeby oni przejechali, przetestowali swoje platformy i żeby mogli porozmawiać z zaproszonymi gośćmi, między innymi szefem działu robotyki Europejskiej Agencji Kosmicznej, szefową zaawansowanych technologii, z jedną z największych firm sektora kosmicznego, czy właśnie szefami, założycielami największych organizacji kosmicznych na świecie.
Jak rozumiem, studenci też będą mogli się z nimi konsultować, będą mogli poradzić się, co to znaczy ze studenta stać się profesjonalistą, jeśli chodzi o tworzenie robotów marsjańskich.
Kamil Grossman: Oczywiście ze tak. Studenci będą mogli po pierwsze poprosić o opinię, przedyskutować swoje pomysły z osobami, tak jak pan tutaj Łukasz powiedział, z samej elity przemysłu kosmicznego. Również są organizowane warsztaty, na sam koniec ERC, w których to kilka kluczowych osób w przemyśle kosmicznym będzie wygłaszało swoje wykłady na temat aktualnych trendów jeśli chodzi o przemysł kosmiczny i tego jak w rzeczywistości tak naprawdę wygląda prowadzenie projektów kosmicznych.
To są atrakcje dla uczestników, a co przewidujemy dla widzów?
ŁW: Dla widzów przewidujemy szereg atrakcji zorganizowanych przez ponad trzydziestu wystawców, również spotkania z gośćmi specjalnymi. W piątek czternastego wydarzenie otworzy astronauta Tim Peake. To jest jedyny brytyjski astronauta, słuchaczom może być również znany, jako autor książki "Zapytaj astronautę". Wszystkich też serdecznie zapraszamy, żeby w piątek przyjść i zapytać astronautę o to,  jak jest na stacji kosmicznej i w jaki sposób te misje kosmiczne w przyszłości będą się odbywały. Będą również zawody, jak wspomniałem, dla publiczności. Tutaj będą zawody zarówno dla starszych, organizowane na specjalnych łazikach, jak i dla najmłodszych, czyli będzie można też zaszczepić tę pasje do robotyki również od najmłodszych lat.
Ile osób będzie mogło w nich uczestniczyć?
ŁW: Generalnie przez trzy dni spodziewamy się ponad trzydziestu tysięcy ludzi. Zawody będą czynne od 10:00 do 17:00 codziennie przez 3 dni od 14 do 16 września.
A jak wiele osób będzie mogło faktycznie pokierować tymi  demonstracyjnymi łazikami?
ŁW: Jeżeli chodzi o demonstracyjne łaziki, to na stoisku mamy cztery sztuki, więc tak naprawdę naraz, myślę, że cztery osoby w ciągu kilkunastu minut będą mogły brać udział i przetestować, sprawdzić swoje możliwości na specjalnie zrobionym torze.
Doświadczenia poprzednich edycji pewnie sugerują, co będzie cieszyło się największą popularnością.
ŁW: Jak zwykle łaziki marsjańskie, jak zwykle zmagania na torze. W tym roku niespodzianką jest to, że będzie można je obserwować w dwóch miejscach, nie tylko w jednym. Tradycyjnie oczywiście przygotowujemy ten tor marsjański, specjalnie sypany, budowany już w Starachowicach, w muzeum Przyrody i Techniki. Natomiast oprócz tego, przy konstrukcji Wielkiego Pieca, takiego zabytkowego, który tam jest, będzie jeszcze jedna z konkurencji. Tam rozgrywana będzie bardzo widowiskowa konkurencja, czyli naprawa zepsutego reaktora. Chcieliśmy podzielić to tak, żeby publiczność mogła podejść i zobaczyć łaziki w akcji na własne oczy w dwóch rożnych miejscach.
To ja teraz mam pytanie do jednego z sędziów. Jak się zostaje sędzią w zawodach łazików marsjańskich?
KG: Musze powiedzieć, że zostałem zaproszony i dano mi ten zaszczyt bycia jurorem w konkursie ERC. Ja osobiście od kilkunastu lat już działam w przemyśle kosmicznym, w ramach firmy Sener, gdzie realizujemy różnego rodzaju misje kosmiczne, jak misja ExoMars, czyli misje związaną z budową i wysłaniem tego europejskiego łazika kosmicznego. Angażujemy się też w inne misje i projekty, takie jak Atena, misja również realizowana przez Europejską Agencję Kosmiczną, której celem jest wysłanie na orbitę ogromnego teleskopu tak, aby szukać życia tak naprawdę poza naszą planetą.
Czym te zawody, które państwo organizujecie, różnią się od choćby zawodów amerykańskich na pustyni Utah. Tutaj mamy oczywiście sztuczny tor, ale czy w zasadach dotyczących samych łazików też są jakieś konkretne różnice?
ŁW: Generalnie różnimy się ideą. Dlatego, że faktycznie wyrośliśmy z tamtych zawodów, byliśmy spin-offem zawodów amerykańskich. W tej chwili jesteśmy więksi i zdecydowanie bardziej prestiżowi od URC. Dlaczego? Dlatego, że my od samego początku postawiliśmy na popularyzacje tej wiedzy. U nas każdy może wejść na ten obiekt, podejść do toru, zobaczyć go. Tymczasem w Utah, gdzie są rozgrywane zawody amerykańskie nie ma żadnej publiczności, nikt nie widzi, co tam się dzieje, poza zawodnikami. Druga rzecz to oczywiście wystawcy i stale uzupełniana oferta dla publiczności, żeby każdy mógł poznać, czy porozmawiać z gośćmi specjalnymi. To jest następna różnica. Natomiast jeżeli chodzi o sam regulamin, my idziemy do przodu, to znaczy generalnie widzę, że amerykańskie zawody zaczynają teraz podążać za nami. Wprowadziliśmy więcej zadań autonomicznych. Trochę inaczej punktujemy. Dajemy punktacje cząstkową, czyli zawodnicy na bieżąco mogą sprawdzać na jakiej pozycji się znajdują. No i generalnie mamy sztab jurorów, tak jak tutaj pan Kamil Grassman. Dajemy do dyspozycji osoby, które naprawdę wiedzą, na czym polega sektor kosmiczny. I być może będą ich przyszłymi pracodawcami.
Łaziki muszą spełnić szereg bardzo precyzyjnych reguł. Od zasilania przez rozmiary  wreszcie po sposób komunikacji z drużyną.
KG: Tak dokładnie. Łaziki, które będziemy mieli możliwość oglądania podczas ERC, oprócz tego, że mają pewne wymagania co do maksymalnych wymiarów, masy, muszą posiadać swój własny układ zasilania, jak i również układ bezpieczeństwa. Musimy mieć możliwość zatrzymania łazika w bezpieczny sposób.  Łaziki muszą również wykonywać pewne bardzo skomplikowane czynności manipulacyjne, więc każdy łazik z reguły wyposażony jest w manipulator, czyli w robot, w ramię robotyczne, przy pomocy którego drużyna może w sposób teleoperacji wykonywać pewne czynności. Tutaj pan Łukasz też wspomniał, że staramy się, aby tak naprawdę studenci szli krok dalej i implementowali w tych łazikach autonomię tak, aby łazik mógł wykonywać pewne czynności samodzielnie, bez udziału tak operatora. Myślę, że to jest ogromny skok do przodu.
ŁW: Ja dodam, jeśli można, że widzowie będą oczywiście widzieć, jak łaziki konkurują, natomiast zawodnicy nie, tutaj absolutnie warunki przypominają sterowanie łazikiem na Marsie. Drużyna nie widzi robota. Widzi tylko to, co widzi kamerka robota.
Czy jest opóźnienie?
ŁW: Nie, nie wprowadzamy tutaj opóźnienia. Na razie pracujemy nad tym, żeby perfekcyjnie wykonywali zadania. Natomiast w przyszłych latach rozmawiamy z naszym partnerem, Austriackim Forum Kosmicznym, które ma specjalne centrum sterowania misją, żeby można było tamtędy puścić sygnał, ale jeszcze nie w tej edycji.
Proszę mi powiedzieć o poszczególnych konkurencjach, bo jak rozumiem łaziki mają generalnie robić to, co prawdziwe łaziki na Marsie by robiły, poza oczywiście lądowaniem no i ewentualnym opuszczeniem powierzchni czerwonej planety. Czyli poruszają się, zbierają próbki, magazynują je. To są poszczególne osobne konkurencje.
KG: Tak, łaziki muszą pokonać określony tor przeszkód, muszą też wykonywać pewne operacje. Z pomocą manipulatora muszą włączać przyciski, wyłączać, przeprowadzać jakieś symulacje, naprawy urządzeń, na przykład wspomnianego reaktora. To szereg czynności, podzielonych oczywiście na kategorie, które drużyny muszą przejść, by zdobywać punkty i osiągnąć sukces.
ŁW: Do tego wprowadzamy też zarządzanie ryzykiem. Jedna z konkurencji to jest ślepa nawigacja w sytuacji, gdy kamera przestanie działać. Wtedy trzeba wyznaczyć trajektorię łazika z pomocą ostatniej znanej pozycji, nie stosując nawigacji GPS, której na Marsie przecież nie ma. Przygotowujemy uczestników do tego, by w momencie utracenia wizji, łączności z łazikiem, mogli przekazać mu komendy. Tu najbardziej sprawdzają się te zadania autonomiczne...
Na ile drużyna może poprawić coś w trakcie zawodów, w przerwie miedzy konkurencjami?
KG: W przerwach między konkurencjami drużyna może usprawniać swojego robota, poprawiać go, poprawiać choćby algorytmy sterowania. Idea jest taka, by z każdą edycja konkursu, z każdą rundą drużyny dochodziły do jeszcze lepszych rezultatów i rozwijały się. Z punktu widzenia jurorów, czy ogólniej całego przemysłu kosmicznego, który będzie oglądał poczynania drużyn, to niebywała okazja, by wyłonić spośród tych wszystkich studentów, najbardziej zdolnych, ambitnych, a potem zaprosić ich by wsparli przemysł kosmiczny i dalej się w tym kierunku rozwijali.
Na ile ważne jest to, jak łazik poradzi sobie z realizacją samych zadań, a na ile istotne jest to, jak został zaprojektowany, jakie metody, jakie chwyty tam zastosowano? Czy to też ma wpływ na ocenę?
KG: Oczywiście innowacyjność rozwiązań wprowadzanych do łazików jest oceniana. Drużyny muszą przygotować dokumentację projektową, która jest oglądana i oceniana przez jurorów, tak jak dokumentacja, którą się dostarcza przy realizacji kosmicznych projektów. To są przeglądy, w których my jurorzy dajemy komentarze, dotyczące wszystkich rozwiązań, użytych do budowy łazika. Chodzi o to, by drużyny mogły te komentarze wcielić w życie i w kolejnej edycji poprawić ewentualne błędy.
ŁW: To ocenianie dokumentacji trwało już od początku roku. To co będzie w najbliższy weekend w Starachowicach, to będą finały. Natomiast cała ocena dokumentacji jest już za nami. Drużyny ciężko pracowały i współpracowały z jurorami, te komentarze zwrotne otrzymywały praktycznie przez całe półrocze. Dostosowywały się przy tym do tego, czego jurorzy wymagają, tak jak to jest w sektorze kosmicznym, gdzie nie od razu przychodzi się z gotową konstrukcją.
Niektóre zespoły pojawiają się już kolejny raz. Czy mogą startować z modelami rozwojowymi z poprzednich edycji, które zostały zmodyfikowane poprawione, czy muszą przygotowywać zupełnie nową platformę?
KG: Jak najbardziej mogą wykorzystywać swoje poprzednie prototypy, swoje poprzednie modele i je udoskonalać. Widać, że są drużyny od kilku lat uczestniczące w tego typu konkursach, widać też po jakości konstrukcji i pomysłach, które zostały tam wykorzystane, że te drużyny bardzo się rozwijają i zbliżają ku rozwiązaniem, które są w rzeczywistości stosowane , w przemyśle kosmicznym, w łazikach kosmicznych wysyłanych na inne planety.
ŁW: Zmiany można wyraźnie zauważyć. Ja mam przyjemność obserwować te łaziki polskie od mniej więcej 10-ciu lat, kiedy po raz pierwszy wysłaliśmy łazik na konkurs amerykański. Pamiętamy Magmę, Skarabeusza, tam na początku były kółka od wózków dziecięcych, gumki od cewników medycznych jako zawieszenie. Na Mars Festiwal tutaj w Krakowie był łazik skonstruowany z rurek PCV. Zmiana jest absolutna, tutaj widać gotowe platformy wycinane w formach 3D, albo drukowane w drukarkach 3D, one są coraz bardziej profesjonalne. Po raz kolejny gościmy Roberta Zubrina z Mars Society, który już nie może doczekać się szczególnie manipulatorów. Bardzo na przykład zaintrygował go manipulator drużyny z Politechniki Świętokrzyskiej, w formie takiego składanego węża. Te pomysły drużyn są naprawdę bardzo ciekawe i bardzo interesują ekspertów.
Grzegorz Jasiński

https://www.rmf24.pl/nauka/news-marsjanskie-laziki-beda-lazic-po-starachowicach,nId,2629862

Marsjańskie łaziki będą łazić po Starachowicach.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Misja kosmiczna Dawn zbliża się do końca
2018-09-11

 
Po 11 latach amerykańska misja kosmiczna Dawn - do planetoidy Westa i planety karłowatej Ceres dobiega końca. NASA przewiduje, że za około miesiąc lub dwa sonda utraci możliwość kontaktu z Ziemią. Nie uderzy jednak w planetę karłowatą Ceres, wokół której obecnie krąży.
Sonda kosmiczna Dawn została wystrzelona przez NASA z Cape Canaveral Air Force Station na Florydzie we wrześniu 2007 roku przy pomocy rakiety Delta II-Heavy. Jej podstawowym zadaniem było zbadanie z bliska (z orbity) planetoidy Westa i planety karłowatej Ceres. Zanim jednak dotarła do głównego pasa planetoid, przeleciała w pobliżu Marsa, aby uzyskać tzw. asystę grawitacyjną od tej planety. W latach 2011-2012 krążyła wokół planetoidy Westa. Potem w 2015 r. dotarła na orbitę wokół Ceres i znajduje się na niej do tej pory.
Misja sondy kosmicznej Dawn była przedłużana dwukrotnie. Pierwotnie planowany okres misji zakończył się 30 czerwca 2016 r., a z kolei od 19 października 2017 r. trwa poszerzony okres misji.
Dawn to jedyna sonda kosmiczna, która krążyła wokół ciała w pasie planetoid. A na dodatek jedyna, która krążyła po orbitach wokół dwóch obiektów w układzie planetarnym innych niż Ziemia.
W ramach misji używano silnika jonowego (a oprócz tego ?tradycyjnych? silników rakietowych potrzebujących hydrazyny). Pojęcie silnika jonowego jest znane czytelnikom i widzom literatury oraz filmów science-fiction, chociaż sama idea pojawiła się w technice już na początku XX wieku, a pierwszy działający testowy silnik jonowy uruchomiono w laboratorium NASA w 1959 r. To właśnie dzięki temu rodzajowi silnika było możliwe wejście na orbitę dwóch obiektów. Wcześniejsze misje kosmiczne, których zadaniem były badania wielu obiektów, musiały ograniczyć się jedynie do przelotów obok tych ciał (np. sondy Voyager), wchodząc jedynie na orbitę wokół docelowego ciała. Silnik jonowy wytwarza ciąg przyspieszając jony w wyniku oddziaływań elektromagnetycznych. Inne sondy kosmiczne, które korzystały z silnika jonowego to np. japońska Hayabusa, czy europejska SMART-1.
Sonda Dawn dostarczyła zdjęć kraterów, kanionów, gór i innych struktur na powierzchniach badanych ciał, a także wiele innych danych naukowych. Na Ceres można dzięki niej zobaczyć kriowulkany oraz tajemnicze jasne plany, które później okazały się prawdopodobnymi złożami soli powstałymi na skutek odsłonięcia ciekłych warstw z wnętrza Ceres. Wyniki badań sugerują, że Ceres mogła kiedyś mieć płynne oceany, a być może nawet obecnie pod powierzchnią występują ciekłe obszary. Pokazały także, że część rejonów Ceres była aktywna geologicznie względnie niedawno (w geologicznej skali czasu). Na Ceres znaleziono też organiczne cząsteczki (np. w rejonie krateru Ernutet).
W przypadku Westy okazało się, że jej północna półkula doświadczyła w swojej historii więcej upadków dużych obiektów, niż się spodziewano. Sugeruje to, że w początkowych czasach Układu Słonecznego w pasie planetoid było więcej dużych obiektów niż się zakłada.
Dodatkowo okazało się, że pomimo tego, iż Westa jest uznawana za planetoidę, a nie planetę karłowatą, to posiada bardzo zróżnicowane tereny na powierzchni i zachodziły na niej procesy podobne do tych, jakie zachodzą na planetach. Dane z sondy Dawn pokazały, iż góra znajdująca się w centrum wielkiego krateru Rheasilvia (mającego około 500 km średnicy, czyli 90 proc. średnicy samej Westy), ma wysokość dwukrotnie większą niż Mt. Everest na Ziemi. Znaleziono także kaniony, które mogą rywalizować pod względem rozmiarów z Wielkim Kanionem Kolorado w Ameryce Północnej.
Aktualnie sonda nadal krąży wokół Ceres. Jej obecna orbita przebiega w taki sposób, iż prawie raz dziennie przelatuje zaledwie 35 kilometrów nad powierzchnią obiektu ? to jedynie około trzy razy wyżej niż pułap lotu samolotów pasażerskich na Ziemi. Sonda Dawn będzie jeszcze przez najbliższe tygodnie zbierać dane naukowe, aż do momentu, gdy wyczerpią jej się zapasy paliwa (hydrazyny) potrzebnego dla silników kontrolujących ustawienie sondy w przestrzeni. Gdy to nastąpi, nie będzie w stanie komunikować się z Ziemią i tym samym jej misja zakończy misję.
Jednocześnie naukowcy i inżynierowie misji zapewniają, że sonda nie uderzy w Ceres, a przynajmniej nie nastąpi to w najbliższej przyszłości. W przeciwieństwie do misji Cassini, w której sonda celowo została skierowana w atmosferę Saturna, aby tam ulec zniszczeniu, Dawn pozostanie na orbicie. A ponieważ Ceres nie ma atmosfery, to może tam krążyć długo. Obliczenia wskazują, że nie spadnie na jej powierzchnię przez co najmniej 20 lat, a zapewne nie nastąpi to także przez kolejne dziesięciolecia.
Marc Rayman z NASA Jet Propulsion Laboratory w Pasadenie (USA, Kalifornia), który kierował zespołem w trakcie misji i wejścia na finalną orbitę, wskazuje, że po zakończeniu projektu sondę Dawn będzie można traktować jako ?kosmiczny pomnik ludzkiej kreatywności i pomysłowości?. (PAP)
cza/ ekr/

http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news%2C30904%2Cmisja-kosmiczna-dawn-zbliza-sie-do-konca.htm

Misja kosmiczna Dawn zbliża się do końca.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ALMA: dokładny zapis wzrostu młodych gwiazd
Wysłane przez kuligowska w 2018-09-11

Nie tylko dzieci rosną szybko - stwierdzenie to jest prawdziwe również w przypadku gwiazd. Niedawno rozwój takich dziecięcych gwiazd zwanych zwykle przez astronomów protogwiazdami zarejestrowany został z dużą szczegółowością na falach podczerwonych.
Najmłodsze gwiazdy należące do tak zwanej klasy 0 (zerowej) mają mniej niż 300 tysięcy lat. Protogwiazdy te rosną najszybciej na wcześniejszych etapach swego życia - podobnie jak ludzkie dzieci. Ale oznacza to, że na podobieństwo zbyt zajętych rodziców astronomowie tracą wówczas wiele cennych momentów z ich wzrostu.
Dzięki technikom badań ultradźwiękowych rodzice mogą usłyszeć bicie serca nie narodzonego jeszcze dziecka. Nieco podobnie jest z rodzącymi się dopiero gwiazdami. Celem zarejestrowania tych krytycznych etapów ich ewolucji astrofizycy używają jednak nie ultrasonografów, a teleskopów milimetrowych i submilimetrowych - obserwujących obiekty kosmiczne w średniej i bliskiej podczerwieni.
Szybki, wczesny rozwój protogwiazd klasy 0 został dokładniej zbadany przez międzynarodowy zespół pod kierownictwem Dr. Yusuke Aso z Academia Sinica Institute of Astronomy and Astrophysics na Tajwanie. Zaobserwowano trzy takie gwiazdy z pomocą sieci interferometrycznej ALMA (Atacama Large Millimeter/submillimeter Array). Naukowcy przeanalizowali wczesne stadia ewolucji tych protogwiazd w wielu aspektach. Okazało się, że istnieją w tym przypadku co najmniej cztery ważne wskaźniki ewolucyjne: (1) rozrost dysku pyłowego do odległości około 100 jednostek astronomicznych, (2) poszerzenie kąta wypływu materii z rodzącej się gwiazdy (3) desorpcja (przemiana fizyczna polegająca na uwalnianiu cząsteczek, atomów lub jonów z powierzchni lub ciała) tlenku węgla (CO) z lodowych ziaren w wyniku wzrostu temperatury oraz (4) osłabienie tzw. szoku akrecyjnego. Wszystkie te znalezione niedawno czynniki są zgodne z teoretycznymi przewidywaniami dla młodych protogwiazd.
Praca ta pokazuje również, jak ważne są w astrofizyce badania wykonywane właśnie na falach milimetrowych. Odkrycie było możliwe dzięki wysokiej rozdzielczości przestrzennej sieci radioteleskopów ALMA, różnicującej morfologię obiektów w bardzo małych skalach i pozwalającej na wykrywanie najsłabszych linii molekularnych emitowanych z zimnych regionów Wszechświata.

Czytaj więcej:
?    Praca naukowa ?The Distinct Evolutionary Nature of Two Class 0 Protostars in Serpens Main SMM4?, Aso et al.
?    Cały artykuł

Źródło: ALMA
Na zdjęciu: Gromada gwiazd Serpens Main w bliskiej podczerwieni. We wstawce widzimy położenie w niej dwóch badanych protogwiazd klasy 0 -  SMM4A i SMM4B. Zdjęcie wykonano na długości fali 1,3 mm. Źródło: ESO/ALMA(ESO/NAOJ/NRAO)/Aso et al.
http://www.urania.edu.pl/wiadomosci/alma-dokladny-zapis-wzrostu-mlodych-gwiazd-4633.html

 

ALMA dokładny zapis wzrostu młodych gwiazd.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Białoruska Narodowa Akademia Nauk: Człowiek jest potomkiem przybyszów z kosmosu
2018-09-11. łz, ak

Teoria ewolucji to tylko mit? Tak uważa kanclerz białoruskiej Narodowej Akademii Nauk Piotr Wiciaź. Jest przekonany, że ludzie są potomkami przedstawicieli pozaziemskiej cywilizacji, którzy niegdyś odwiedzili naszą planetę.
Prof. Wiciaź podzielił się swoimi poglądami z uczestnikami XXXI Międzynarodowego Kongresu Stowarzyszenia Uczestników Lotów Kosmicznych w Mińsku. ? Skąd wziął się człowiek na Ziemi? Wielu mówi o tym, że jesteśmy przesiedleńcami, że człowiek przybył z kosmosu. Wierzę w to, że jakakolwiek byłaby selekcja, jakkolwiek nie przejawiłaby się ewolucja, to dziś nie widzimy dowodów tego, że człowiek pochodzi od małpy ? oznajmił białoruski naukowiec.

Telewizja Biełsat wskazuje, że akademik radził również uczestnikom forum, aby przyjrzeć się starożytnym malowidłom naskalnym, które potwierdzają te przemyślenia. ? Na wielu z nich narysowano rakiety i kosmonautów. Skąd się oni wzięli? A to, że archeolodzy znajdują dziś ślady człowieka o zupełnie innych rozmiarach? Skąd to się wzięło? Dlatego, że coś jest. Nie mamy dowodów, ale taka hipoteza istnieje. Jest całkiem możliwa ? przekonywał.

Zdaniem 82-letniego specjalisty w dziedzinie nowych materiałów, technologii i budowy maszyn, słuszność hipotezy może potwierdzić lądowanie człowieka na innej planecie oraz jej kolonizacja.

XXXI Międzynarodowy Kongres Stowarzyszenia Uczestników Lotów Kosmicznych trwa w Mińsku od niedzieli i zakończy się 15 września. Bierze w nim udział około 90 kosmonautów i astronautów z 19 krajów świata ? m.in. z Rosji, USA, Chin, Austrii, Holandii, Niemiec i Szwecji.
źródło: TV Biełsat
https://www.tvp.info/38935544/bialoruska-narodowa-akademia-nauk-czlowiek-jest-potomkiem-przybyszow-z-kosmosu

Białoruska Narodowa Akademia Nauk Człowiek jest potomkiem przybyszów z kosmosu.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miniwahadłowiec Dream Chaser jednak będzie dostarczał towary na pokład ISS
2018-09-11.
Od dawna było cicho o miniwahadłowcu o nazwie Dream Chaser, który miał dostarczać astronautów na pokład Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. SNC jednak nadrobiła zaległości nowym filmem.
Firma Sierra Nevada Corporation, podobnie jak USAF, ogromny potencjał widzi w mini-wahadłowcach. Chodzi tutaj o bardzo ciekawy projekt o nazwie Dream Chaser. Już w przyszłym roku maszyna będzie zdolna do wynoszenia ładunków na orbitę. Niestety, jakiś czas temu firma nie otrzymała pozwolenia NASA na transport w kosmos astronautów.
Nie zniechęciło jednak jej do kontynuowania prac. W lipcu 2017 roku spółka podpisała kontrakt na pierwsze dwa bezzałogowe starty z United Launch Alliance. Maszyna w kosmos poleci na rakiecie Atlas V. W ostatnich dwóch latach, Dream Chasera przeszedł pomyślne eksperymenty poprzedzające pierwszy lot i lądowanie na pasie startowym 22L, na którym kiedyś lądowały wahadłowce kosmiczne. Miniwahadłowiec wykonał również udany test podnoszenia na helikopterze, testy holowania oraz kołowania.
Firma Sierra Nevada Corporation poinformowała, że docelowo powstaną dwie wersje Dream Chasera. Jedna będzie przystosowana do wynoszenia na orbitę ładunków, a druga do transportu astronautów. Na pokładzie będzie mogło się znaleźć do siedmiu astronautów lub do 5500 kilogramów ładunku. Pojazd ma być wielokrotnego użytku i obsłużyć 15 misji.
Projektem miniwahadłowca zainteresowana jest również Organizacja Narodów Zjednoczonych, która chce pomóc wszystkim krajom rozwijającym się (w tym także Polsce!) na zaistnienie w kosmosie. Przedstawiciele organizacji uważają, że najważniejsze są badania prowadzone w warunkach mniejszej grawitacji, czyli takie, jakie wykonuje się np. na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
ONZ planuje zdobyć finansowanie do wynajęcia mini-wahadłowca Dream Chaser od Sierra Nevada Corporation (SNC), dzięki któremu będzie można takie eksperymenty wykonywać w kosmosie. Start pojazdu z najróżniejszymi badaniami, z wielu krajów świata przewidziany jest na rok 2021.
Sierra Nevada już zdobyła kontrakt na dostawę surowców do ISS do roku 2024. Jej pojazdy mogą latać zarówno z załogą, jak i autonomicznie. Według planu ONZ, kraje uczestniczące w projekcie będą musiały wnieść opłatę za badania, jednak nie mają to być duże kwoty, gdyż organizacja dopłaci do nich z własnych oraz zdobytych funduszy.
Szybki rozwój prywatnego sektora przemysłu kosmicznego bardzo cieszy, ponieważ oznacza to, że duża konkurencja pozwoli znacznie szybciej, częściej i taniej wysyłać w kosmos instalacje, dzięki którym będziemy mogli wnikliwiej eksplorować obce światy.
To bardzo ważne, gdyż misje kosmiczne pozwalają nam odkrywać największe tajemnice Wszechświata, a także i nas samych. Kto wie, może odpowiedzi na odwieczne pytania dotyczące ludzkości, a mianowicie kim jesteśmy, skąd pochodzimy i dokąd dążymy jest tuż za rogiem?!
Źródło: GeekWeek.pl/Sierra Nevada Corporation / Fot. Sierra Nevada Corporation
http://www.geekweek.pl/news/2018-09-11/miniwahadlowiec-dream-chaser-jednak-bedzie-dostarczal-towary-na-poklad-iss/

 

Miniwahadłowiec Dream Chaser jednak będzie dostarczał towary na pokład ISS.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego supernowoczesny Teleskop Einsteina nie powstanie w Wałbrzychu?
2018-09-11. Redakcja WNMS
Teleskop Einsteina może być jedną z najważniejszych instalacji do badania fal grawitacyjnych na świecie. Trwają poszukiwania miejsca pod budowę tego urządzenia. Jednym z rozważanych miejsc są okolice zamku Książ w Wałbrzychu. Szanse jednak są małe ? mówi astrofizyk prof. Tomasz Bulik.
Europejscy astrofizycy skupieni wokół European Gravitational Observatory szukają miejsca pod budowę Teleskopu Einsteina (ET). Byłoby to jedno z najważniejszych obserwatoriów fal grawitacyjnych na świecie. ?Po odkryciu fal grawitacyjnych i ubiegłorocznej Nagrodzie Nobla w tym zakresie, ta idea nabrała wiatru w żagle? ? mówi astrofizyk prof. Tomasz Bulik z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego.
Prof. Bulik prowadził w różnych miejscach Europy badania sejsmiczne. Szukał optymalnego miejsca pod budowę Teleskopu Einsteina. Za pomocą niezwykle czułych sensorów sprawdzał, gdzie warunki sejsmiczne są najbardziej korzystne. Nawet bowiem nieodczuwalne maleńkie drgania ziemi będą zakłócać odczyty fal grawitacyjnych. Astrofizyk prowadził badania m.in. na Sardynii, w Pirenejach, na Węgrzech i w podziemnym laboratorium geofizycznym pod zamkiem Książ w Wałbrzychu.
Gdyby brać pod uwagę same kryteria geofizyczne, fizyczne, to południowo-zachodnia Polska jest świetnym rejonem na budowę Teleskopu Einsteina. To jednak nie wystarczy. z reguły znacznie ważniejsze są pieniądze, jakie jest w stanie zaoferować gospodarz takiego przedsięwzięcia
? mówi naukowiec.
A koszt budowy Teleskopu Einsteina będzie dość spory ? wynieść ma ok. 1,5 mld euro. Państwo goszczące obserwatorium nie musi jednak wyłożyć całej tej kwoty. Przy budowie tak wielkiej aparatury zwykle bowiem wiele krajów dzieli się kosztami, aby móc tam wspólnie prowadzić badania.
Aby jednak brać udział w rywalizacji o to, kto wybuduje obserwatorium, Polska musiałaby pokazać, że zainwestuje w aparaturę naukową kwotę rzędu kilkuset mln euro. A szanse na to są raczej małe
? zakłada prof. Bulik.
Ponieważ dotąd nasz kraj nie wykazał takiego zainteresowania, dwa główne rozważane teraz miejsca pod budowę Teleskopu Einsteina to południowa Holandia (na granicy Belgii i Niemiec, wspólna propozycja trzech krajów) i włoska Sardynia. To tamte obszary walczyć będą o to, by przyciągnąć wraz z budową Teleskopu Einsteina wielkie inwestycje, rozwój przemysłu najnowszych technologii oraz wybitnych naukowców i inżynierów z całej Europy.
Prof. Bulik precyzuje, że Teleskop Einsteina nie będzie urządzeniem optycznym skierowanym w niebo. ?To laboratorium będzie się znajdować pod ziemią. Na planie trójkąta mielibyśmy tam trzy podziemne liczące po 10 km długości tunele, a w nich umieszczone trzy inteferometry ? podobne do urządzeń naziemnych takich jak VIRGO czy LIGO? ? opowiada.
Zadaniem ET będzie rejestrowanie fal grawitacyjnych, a więc zniekształceń w czasoprzestrzeni. A takie zniekształcenia powstają na Ziemi, kiedy przez naszą planetę przebiegają fale grawitacyjne wzbudzone podczas wielkich wydarzeń w kosmosie ? np. połączenia czarnych dziur czy gwiazd neutronowych.
Teleskop Einsteina ma być 100 razy czulszy niż obecne detektory fal grawitacyjnych ? amerykańskie LIGO i europejskie Virgo. To oznacza, że ET obserwować może zderzenia gwiazd neutronowych 100 razy dalszych niż jesteśmy w stanie wykrywać teraz. A w astronomii umiejętność podglądania zdarzeń zachodzących bardzo daleko oznacza możliwość zaglądania w przeszłość. Bo sygnał z bardzo odległych obiektów potrzebuje np. wielu miliardów lat, żeby do nas dotrzeć.
?Dzięki Teleskopowi Einsteina moglibyśmy więc obserwować koalescencje (łączenie się) czarnych dziur, do których dochodziło w czasach powstawania pierwszych gwiazd? ? powiedział. A pierwsze gwiazdy zaczęły powstawać 180 mln lat po Wielkim Wybuchu, a więc 13,6 mld lat temu. To nie wszystko. ?Moglibyśmy zobaczyć też koalescencje gwiazd neutronowych, do których dochodziło przez 80 proc. historii wszechświata (ostatnie 11 mld lat). Moglibyśmy też sprawdzić, gdzie są granice ogólnej teorii względności? ? wymienia.
?Dzięki ET byłaby też szansa wykrycia pierwotnego tła fal grawitacyjnych pochodzącego z czasów inflacji. A wtedy moglibyśmy zobaczyć stan wszechświata zaledwie 10^-30 sekundy po Wielkim Wybuchu. To byłby ogromny krok naprzód w badaniach astrofizycznych! A żeby go wykonać, potrzebujemy 1,5 mld euro? ? uśmiecha się prof. Bulik.
Astrofizyk wyjaśnia, że w podziemiach zamku Książ w Wałbrzychu jest sieć korytarzy o długości 200 metrów. ?Te sztolnie zbudowano w czasach nazistowskich, pewnie kosztem życia wielu ludzi. Po wojnie teren został przejęty przez wojsko i ono przekazało teren Instytutowi Geofizyki PAN. Nie zostało to jednak ugruntowane w księgach wieczystych. Dlatego władze Wałbrzycha postanowiły, że przejmą obszar od instytutu i utworzą tam trasę turystyczną? ? opowiada prof. Bulik. Dodaje jednak, że na razie trasy nie otworzono. W podziemiach zamku Książ ciągle jeszcze prowadzone są eksperymenty ? m.in. dotyczące grawitacji i sejsmiki.
Źródło: Ludwika Tomala ? naukawpolsce.pap.pl
http://weneedmore.space/dlaczego-supernowoczesny-teleskop-einsteina-nie-powstanie-w-walbrzychu/

Dlaczego supernowoczesny Teleskop Einsteina nie powstanie w Wałbrzychu.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do wygrania są teleskopy z autografami astronautów
Wysłane przez czart w 2018-09-11
Międzynarodowa Unia Astronomiczna (IAU), UNAWE oraz SSVI ogłaszają konkurs związany z projektem "100 godzin astronomii 2.0" szykowanym na styczeń przyszłego roku. Do wygrania są teleskopy z autografami astronautów. Konkurs ma zachęcić do przyłączenia się do akcji organizowanych w ramach IAU100, czyli stulecia IAU.
Międzynarodowa Unia Astronomiczna (IAU) zachęca miłośników astronomii, zawodowych astronomów, nauczycieli, planetaria, centra nauki oraz rózne inne osoby i podmioty do zorganizowaniaw okresie od 18 do 20 stycznia 2019 r. astronomicznych pikników oraz innych wydarzeń związanych z astronomią. Byłyby one częścią ogólnoświatowej akcji "100 Hours of Astronomy 2.0" ("100 godzin astronomii 2.0") - jednego z projektów w ramach obchodów IAU100, czyli stulecia odkryć astronomicznych od momentu powstania Międzynarodowej Unii Astronomicznej w 1919 roku.
W ramach ogłoszonego kilka dni temu konkursu każdy może zgłosić swoją aplikację i spróbować wygrać jeden z 10 teleskopów z autografami astronautów. Teleskop ten można potem wykorzystać np. w trakcie wydarzeń organizowanych w ramach "100 godzin astronomii 2.0". Na nagrody przewidziano teleskopy Bresser 90/900 ze specjalnymi montażami opracowanymi dla belgijskiego projektu SSVI.
Aby wziąć udział w konkursie należy przesłać do organizatorów tekst opisujący jak i gdzie użyjemy teleskopu do zainspirowania astronomią zaniedbanych dzieci (maksymalnie 300 słów). Termin nadsyłania zgłoszeń mija 5 października 2018 r. Należy wskazać do ilu dzieci lub nauczycieli planujemy dotrzeć oraz czy mamy dostępną pomoc techniczną w kwestii budynku, użytkowania i utrzymania teleskopu. Zgłoszenia należy nadsyłać przy pomocy specjalnego formularza.
Konkurs jest otwarty dla wszystkich krajów. Należy zwrócić uwagę, iż teleskopy powinny być przeznaczone do celów edukacyjnych i popularnonaukowych, a nie do indywidualnego użytku. Dana osoba/grupa może zgłosić tylko jedną aplikację. Wyniki zostaną ogłoszone pod koniec października 2018 r. Zwycięskie osoby/grupy zostaną poproszone o przesłanie zdjęć dokumentujących wykorzystanie teleskopu.
Więcej informacji:
?    Ogłoszenie o konkursie
?    Formularz zgłoszeniowy do konkursu
?    100 Hours of Astronomy 2.0
?    IAU100 - globalne projekty na sto lat Międzynarodowej Unii Astronomicznej
 
Źródło: IAU100
Na zdjęciu:
Jeden z astropikników zorganizowanych przez Sterren Schitteren voor Iedereen (SSVI) w Belgii. Źródło: SSVI.
http://www.urania.edu.pl/konkursy/wygrania-sa-teleskopy-autografami-astronautow-04637.html

Do wygrania są teleskopy z autografami astronautów.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do Ziemi dociera z gigantyczną prędkością
burza słoneczna

2018-09-11
W koronie słonecznej, czyli najbardziej zewnętrznej części atmosfery naszej dziennej gwiazdy, kilka dni temu zrobiła się dziura, co spowodowało burzę słoneczną. To oznacza, że czeka nas burza geomagnetyczna, czyli nagłe i silne zmiany pola magnetycznego Ziemi.
Amerykańska Narodowa Administracja do spraw Oceanu i Atmosfery (NOAA) właśnie poinformowała o burzy geomagnetycznej drugiego stopnia w pięciostopniowej rosnącej skali. Jak pokazuje stopień, jaki nadano zjawisku, nie będzie ono bardzo silne. Niemniej jednak z prędkością kilkuset kilometrów na sekundę zmierza na nas strumień silnie naładowanej plazmy zdolnej do deformowania pola magnetycznego Ziemi.
Burza geomagnetyczna, wpływając na GPS, może skutkować potrzebą korygowania kursów statków kosmicznych przez kontrole lotów. Jej spektakularnym efektem powinna być zorza polarna. Aktualne dane sugerują, że zaobserwują ją jednak wyłącznie osoby znajdujące się na wysokich szerokościach geograficznych, a więc w okolicach biegunów.
Jak powstaje burza geomagnetyczna
Ponieważ zbliżamy się do minimum słonecznej aktywności, czyli okresu, w którym Słońce jest "spokojne", mamy rzadziej do czynienia z gwałtownymi zjawiskami dotyczącymi naszej dziennej gwiazdy. Jednym z takich zjawisk są właśnie dziury koronalne. To ciemniejsze obszary w koronie słonecznej, ponad biegunami Słońca, z polem magnetycznym otwartym na tyle, by wiatr słoneczny wydobywał się z nich z dużą łatwością. Jeżeli dziura koronalna jest zwrócona w stronę Ziemi (tak jak ta, która powstała 7-8 września) to wiatr słoneczny dociera do nas, powodując zakłocenia.
Najsilniejsza burzą geomagnetyczną, jaka rozszalała się nad Ziemią, była ta z września 1859 roku. Zjawisko zwane efektem Carringtona wywołało zorzę polarną widzianą aż na Kubie, Hawajach, w Meksyku i we Włoszech, podczas gdy zazwyczaj widziana jest ona jedynie w pobliżu biegunów magnetycznych Ziemi. Zorza polarna, która rozbłysła nad Górami Skalistymi, była tak jasna, że obudziła poszukiwaczy złota, którzy byli przekonani, że jest już rano. Burza spowodowała też spustoszenie w prymitywnej jeszcze instalacji elektrycznej w Europie i Ameryce Północnej, powodując pożary na stacjach telegraficznych.
Źródło: sciencealert.com
Autor: map/rp
https://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/do-ziemi-dociera-z-gigantyczna-predkoscia-burza-sloneczna,272981,1,0.html

Do Ziemi dociera z gigantyczną prędkością.jpg

Do Ziemi dociera z gigantyczną prędkością2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeloty 2018 RE2, 2018 RR1 oraz 2018 RW (03-08.09.2018)
2018-09-11. Krzysztof Kanawka
Pomiędzy trzecim a ósmym września doszło do przelotu kolejnych trzech małych obiektów w pobliżu Ziemi. Obiekty otrzymaly oznaczenia 2018 RE2, 2018 RR1 i 2018 RW.
W poprzednich dwóch artykułach opisaliśmy przeloty 2018 RS (05.09.2018) i 2018 RC (09.09.2018). Pomiędzy 8 a 10 września pojawiły się informacje o trzech kolejnych przelotach meteoroidów. Obiekty otrzymały oznaczenia: 2018 RE2, 2018 RR1 i 2018 RW.
Przelot meteoroidu 2018 RR1 nastąpił 3 września 2018, z maksymalnym zbliżeniem około godziny 23:50 CEST. W tym momencie meteoroid 2018 RR1 znalazł się w odległości około 361 tysięcy kilometrów od Ziemi, co odpowiada około 0,94 średniego dystansu do Księżyca. Średnicę 2018 RR1 wyznaczono na około 6 metrów. Jest to zbyt mały obiekt, by mógł zaszkodzić powierzchni Ziemi, choć pewne fragmenty z pewnością by mogły przetrwać przejście przez atmosferę.
Przelot 2018 RE2 nastąpił trzy dni później, 6 września 2018, z maksymalnym zbliżeniem około godziny 12:00 CEST. W tym momencie meteoroid obiekt znalazł się w odległości około 169 tysięcy kilometrów od Ziemi, co z kolei odpowiada około 0,44 średniego dystansu do Księżyca. Średnicę meteoroidu wyznaczono na około 3 metry. Również jest to zbyt mały obiekt, by mógł zaszkodzić powierzchni Ziemi.
Do trzeciego przelotu, meteoroidu o oznaczeniu 2018 RW, doszło 8 września 2018, z maksymalnym zbliżeniem około godziny 23:00 CEST. W tym momencie meteoroid 2018 RW znalazł się w odległości około 381 tysięcy kilometrów od Ziemi, czyli około 0,99 średniego dystansu do Księżyca. Średnica 2018 RE2 została wyznaczona na około 7 metrów. Tutaj pewne fragmenty meteoroidu również mogłyby przetrwać przejście przez atmosferę.
Łącznie na początku września doszło do pięciu (wykrytych) przelotów planetoid lub meteoroidów. Prawdopodobnie te ostatnie przeloty zostały wykryte ponieważ noc na półkuli północnej Ziemi jest już długa. Pozwala to na przeprowadzanie obserwacji astronomicznych, w tym projektów poszukujących planet bliskich Ziemi, w których uczestniczą także przez obserwatoria znajdujące się na północnej półkuli Ziemi. Zwykle w okresie letnim dla północnej półkuli wyraźnie spada ilość odkryć.
Jest to przynajmniej 41, 42 i 43 wykryty bliski przelot planetoidy lub meteoroidu w 2018 roku. W 2017 roku takich wykrytych przelotów było 53. W 2016 roku wykryto przynajmniej 45 bliskich przelotów, w 2015 roku takich odkryć było 24, a w 2014 roku 31. Z roku na rok ilość odkryć rośnie, co jest dowodem na postęp w technikach obserwacyjnych oraz w ilości programów poszukiwawczych, które niezależnie od siebie każdej pogodnej nocy ?przeczesują? niebo. Pracy jest dużo, gdyż prawdopodobnie planetoid o średnicy mniejszej od 20 metrów może krążyć w pobliżu Ziemi nawet kilkanaście milionów.
Ten rok obfituje w bliskie przeloty większych planetoid obok Ziemi. Pierwszym bliskim przelotem w 2018 roku było zbliżenie dużej planetoidy 2018 AH. Ten obiekt ma średnicę około stu metrów, a jego wykrycie nastąpiło dopiero po przelocie obok Ziemi. Z kolei 15 kwietnia doszło do przelotu planetoidy 2018 GE3 o średnicy około 70 metrów. Miesiąc później, 15 maja również doszło do bliskiego przelotu planetoidy 2010 WC9 o średnicy około 70 metrów. Na początku czerwca doszło do wykrycia meteoroidu 2018 LA, który zaledwie kilka godzin później wszedł w atmosferę.
(HT)
https://kosmonauta.net/2018/09/bliski-przelot-2018-rw-08-09-2018/

Przeloty 2018 RE2, 2018 RR1 oraz 2018 RW (03-08.09.2018).jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Luksemburg otwiera agencję kosmiczną
2018-09-12. Krzysztof Kanawka

Dwunastego września oficjalną działalność rozpoczęła agencja kosmiczna Luksemburga.
W ostatnich latach obserwujemy rosnące zainteresowanie Luksemburga w sektorze kosmicznym. Ma to częściowy związek z już doświadczeniami tego państwa w przemyśle kosmicznym, tworzącymi się nowymi niszami oraz obecnością różnych środowisk inwestycyjnych.
12 września 2018 roku Luksemburg oficjalnie otworzył swoją agencję kosmiczną. Zadaniem tej agencji będzie koordynacja różnych działań w branży kosmicznej ? od edukacji, poprzez współpracę z kręgami rządowymi, po wsparcie nowo powstałych spółek. Agencja kosmiczna została utworzona dzięki działaniom luksemburskiego Ministerstwa Gospodarki.
Od 2016 roku Luksemburg mocno interesuje się rozwijaniem sektora górnictwa kosmicznego. Wówczas kraj deklarował przeznaczyć dwieście milionów Euro na wspomnianą inicjatywę SpaceResources.lu ? specjalny fundusz wspierający rozwój górnictwa kosmicznego. Luksemburg również zainwestował w dwie główne firmy z tego wschodzącego sektora, Planetary Resources oraz Deep Space Industries (choć aktualnie te firmy doświadczają pewnych problemów).
Trzydzieści lat temu Luksemburg mocno zabiegał o powstający wówczas rynek telekomunikacji satelitarnej. W ten sposób powstał między innymi SES, jeden z najważniejszych globalnych operatorów satelitów komunikacyjnych.
Do czasu rozwinięcia się przynoszącego zyski sektora górnictwa kosmicznego miną zapewne jeszcze 2-3 dekady i jeszcze wiele spółek będzie próbowało rozwijać swoje możliwości w tej dziedzinie. Większe szanse powodzenia będą miały raczej te podmioty, które będą powstawać w dalszej przyszłości.
(G ? LU)
https://kosmonauta.net/2018/09/luksemburg-otwiera-agencje-kosmiczna/

Luksemburg otwiera agencję kosmiczną.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Neil deGrasse Tyson ma pomysł na zadania dla Sił Kosmicznych USA

2018-09-12

Od momentu, gdy Donald Trump zadecydował o stworzeniu specjalnej jednostki Sił Kosmicznych USA, specjaliści zastanawiają się, czym będą się one zajmowały. Pewien pomysł ma Neil deGrasse Tyson, słynny astrofizyk i popularyzator nauki.


Siły Kosmiczne USA (US Space Force) to nowo tworzona jednostka w obrębie amerykańskiej armii. Jej powstanie nie powinno dziwić, bo kiedyś taki oddział już istniał.

Neil deGrasse Tyson uważa, że utworzenie takiej jednostki nie jest złym pomysłem, pod warunkiem, że będzie ona działać ku chwale ludzkości. Ochrona Ziemi przed asteroidami i sprzątanie kosmicznych śmieci to tylko niektóre z planowanych zadań.

- Chciałbym zobaczyć, jak można posprzątać kosmiczne śmierci. W pewnym sensie chciałbym też zobaczyć, jak można obronić Ziemie przed uderzeniami asteroid. Założę się, że gdyby dinozaury miały program kosmiczny, nadal by panowały na Ziemi, a nas by tu nie było - powiedział Tyson.

NASA poważnie skanuje niebo w poszukiwaniu zagubionych asteroid i komet, które potencjalnie mogą zagrażać Ziemi. Włączenie Sił Kosmicznych do tego projektu zwiększyłoby szanse na opracowanie skutecznych metod ochronnych Ziemi. Podobnie jest z kosmicznymi śmieciami, które orbitując wokół naszej planety zagrażają działającym satelitom i astronautom przebywającym na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.


https://nt.interia.pl/raporty/raport-kosmos/ziemia/news-neil-degrasse-tyson-ma-pomysl-na-zadania-dla-sil-kosmicznych,nId,2629759

Neil deGrasse Tyson ma pomysł na zadania dla Sił Kosmicznych USA .jpg

Neil deGrasse Tyson ma pomysł na zadania dla Sił Kosmicznych USA 2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

FORS2 fotografuje szczegóły galaktyki spiralnej NGC 3981
Napisany przez Radek Kosarzycki dnia 12/09/2018
FORS2, instrument zainstalowany na pokładzie Bardzo Dużego Teleskopu (VLT) wykonał obserwacje spiralnej galaktyki NGC 3981 fotografując ją w całej jej wspaniałości. Zdjęcie wykonano w ramach programu ESO Cosmic Gems Programme, który wykorzystuje rzadkie sytuacje, w których warunki obserwacyjne nie pozwalają na zbieranie wartościowych danych naukowych. Zamiast oczekiwać na poprawę warunków, naukowcy realizujący program wykorzystują wtedy teleskopy ESO do wykonywania zdjęć najbardziej zachwycających obiektów południowego nieba.
To wspaniałe zdjęcie przedstawia olśniewającą galaktykę spiralną NGC 3981 unoszącą się w atramentowej czerni przestrzeni kosmicznej. Galaktyka ta, znajdująca się w gwiazdozbiorze Pucharu (Crater) została sfotografowana w maju 2018 roku za pomocą instrumentu FORS2 (FOcal Reduces and low dispersion Spectrograph 2) zainstalowanego na VLT.
FORS2 zainstalowano na teleskopie UT1 (Antu). Jest to instrument, który wyróżnia się swoją wszechstronnością na tle innych instrumentów instalowanych na teleskopach VLT. Może on obserwować wiele różnych obiektów astronomicznych w różnych zakresach promieniowania ? dzięki temu możliwe jest tworzenie tak wspaniałych zdjęć jak powyżej.
Bardzo czuły odbiornik FORS2 odkrywa przed nami ramiona spiralne NGC 3981 usiane rozległymi strumieniami pyłu i regionami gwiazdotwórczymi oraz wyraźny dysk wypełniony gorącymi, młodymi gwiazdami. Galaktyka jest nachylona względem Ziemi, dzięki czemu astronomowie mogą zajrzeć do samego jej serca i obserwować jej jasne centrum ? wyjątkowo energetyczny region zawierający supermasywną czarną dziurę. Na zdjęciu także widać zewnętrzną spiralną strukturę NGC 3981, której część wydaje się wyciągnięta nieco na zewnątrz galaktyki, prawdopodobnie wskutek grawitacyjnego oddziaływania podczas dawnego zbliżenia do innej galaktyki.
NGC 3981  posiada wielu galaktycznych sąsiadów. Znajdująca się w odległości 65 milionów lat świetlnych od Ziemi galaktyka stanowi element grupy NGC 4038, która zawiera także dobrze znane oddziałujące ze sobą Galaktyki Czułki. Owa grupa z kolei stanowi element większego Obłoku w Pucharze, który jest mniejszym elementem Supergromady w Pannie, kolosalnego zbioru galaktyk, w którym znajduje się także Droga Mleczna.
NGC 3981 nie jest jedynym interesującym elementem tego zdjęcia. Oprócz kilku gwiazd pierwszego planu, należących do naszej galaktyki, FORS2 uchwycił także losową planetoidę widoczną tutaj jako słaba linia w górnej części kadru. Ta przypadkowa planetoida zupełnie przypadkiem dobrze ilustruje proces wykorzystywany do tworzenia takich zdjęć ? widzimy tu trzy różne ekspozycje w niebieskim, zielonym i czerwonym filtrze.
Zdjęcie zostało wykonane w ramach programu ESO Cosmic Gems Programme, w ramach którego wykonywane są zdjęcia interesujących, intrygujących oraz wizualnie atrakcyjnych obiektów kosmicznych. W ramach programu wykorzystuje się czas obserwacyjny w tych okresach, w których warunki pogodowe uniemożliwiają wykonywanie obserwacji naukowych.
Źródło: ESO
https://www.pulskosmosu.pl/2018/09/12/fors2-fotografuje-szczegoly-galaktyki-spiralnej-ngc-3981/

FORS2 fotografuje szczegóły galaktyki spiralnej NGC 3981.jpg

FORS2 fotografuje szczegóły galaktyki spiralnej NGC 3981.2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Astronomowie zaobserwowali narodziny nowej gwiazdy w eksplozji supernowej
Napisany przez Radek Kosarzycki dnia 12/09/2018
Eksplozje gwiazd znane jako supernowe mogą być tak jasne, że przyćmiewają blaskiem swoje galaktyki macierzyste. Po wybuchu stopniowo gasną na przestrzeni miesięcy czy lat. Czasami gazowe pozostałości po eksplozji uderzają w pełen wodoru gaz międzygwiezdny na chwilę jeszcze raz zwiększając jasność ? ale czy mogą one utrzymać swoją jasność bez żadnego zewnętrznego czynnika?
Tak uważa Dan Milisavljevic, adiunkt na Uniwersytecie Purdue, według którego takie zjawisko zaobserwowano sześć lat po eksplozji SN 2012au.
?Dotąd nie obserwowaliśmy, aby eksplozja tego typu, w tak długiej skali czasowej, pozostawała widoczna bez oddziaływania z gazem wodorowym odrzuconym przez gwiazdę jeszcze przed eksplozją. Jednak w tym przypadku nie mamy wzrostu jasności wodoru w danych ? coś innego rozświetla ten obiekt?.
Gdy eksplodują masywne gwiazdy, ich wnętrza zapadają się grawitacyjnie do punktu, w którym wszystkie tworzące go cząstki stają się neutronami. Jeżeli powstała w ten sposób gwiazda neutronowa posiada pole magnetyczne i rotuje wystarczająco szybko, może powstać mgławica wiatru pulsarowego.
Najprawdopodobniej tak właśnie stało się w przypadku SN 2012au ? wskazują naukowcy w nowym artykule opublikowanym w periodyku Astrophysical Journal Letters.
?Wiemy, że w eksplozjach supernowych powstają tego typu szybko rotujące gwiazdy neutronowe, ale nigdy wcześniej nie udało się uzyskać bezpośrednich dowodów tego procesu w tak unikalnej skali czasowej? mówi Milisavljevic. ?To kluczowy moment, w którym mgławica wiatru pulsarowego jest wystarczająco jasna, aby niczym żarówka podświetlać zewnętrzne warstwy rozerwanej gwiazdy?.
SN 2012au już wcześniej uznana została za nietypową ? wręcz dziwną. Choć eksplozja nie była wystarczająco jasna, aby zostać uznaną za ?superjasną? supernową, to była wyjątkowo energetyczna i długotrwała.
Milisavljevic przewiduje, że jeżeli badacze będą dalej monitorowali ekstremalnie jasne supernowe, z pewnością dostrzegą podobne procesy.
?Jeżeli faktycznie w centrum rozerwanej gwiazdy powstaje mgławica wiatru pulsarowego lub magnetarowego, może ona od wewnątrz wypychać, a nawet przyspieszać gaz? dodaje. ?Jeżeli powrócimy do niektórych z tych eksplozji po kilku latach i wykonamy dokładne pomiary, może się okazać, że zobaczymy bogaty w tlen gaz uciekający z miejsca eksplozji z jeszcze większą prędkością niż po eksplozji?.
Superjasne supernowe są gorącym tematem w astronomii zjawisk krótkotrwałych. To potencjalne źródła fal grawitacyjnych i miejsca narodzin czarnych dziur. Astronomowie uważają, że mogą wiązać się one z innymi rodzajami eksplozji ? rozbłyskami promieniowania gamma oraz szybkimi błyskami radiowymi. Badacze starają się poznać fundamentalne prawa fizyczne stojące za nimi, jednak z uwagi na rzadkość występowania trudno je obserwować.
Dopiero teleskopy kolejnej generacji, tzw. ekstremalnie duże teleskopy, będą miały możliwość przyjrzenia się im w szczegółach.
?To fundamentalne procesy we wszechświecie. Nie byłoby  nas tutaj teraz, gdyby nie dochodziło do eksplozji supernowych. Wiele z pierwiastków kluczowych dla życia pochodzi właśnie z takich eksplozji ? wapń w naszych kościach, tlen, którym oddychamy, żelazo w naszej krwi ? wydaje mi się, że dla nas ? jako mieszkańców wszechświata ? istotne jest zrozumienie tego procesu?.
Źródło: Purdue University
https://www.pulskosmosu.pl/2018/09/12/astronomowie-zaobserwowali-narodziny-nowej-gwiazdy-w-eksplozji-supernowej/

 

Astronomowie zaobserwowali narodziny nowej gwiazdy w eksplozji supernowej.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Konkurs Popularyzator Nauki: na zgłoszenia czekamy do 15 października
2018-09-12. Ludwika Tomala
Twoją pasją jest nauka i dzielisz się tą pasją z innymi? Zgłoś się do konkursu Popularyzator Nauki! Do 15 października czekamy na zgłoszenia osób, zespołów i instytucji, które stawiają przed sobą ważne zadanie: promowanie nauki.
To już 14. edycja konkursu organizowanego przez portal Nauka w Polsce oraz Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Na zgłoszenia czekamy do 15 października 2018 r. Spośród wszystkich zgłoszeń kapituła wybierze laureata Nagrody Głównej. To najbardziej prestiżowe w konkursie wyróżnienie przyznane zostanie osobie, zespołowi albo instytucji, która promuje naukę wyjątkowo twórczo i skutecznie. Przyznane też będą nagrody w kategoriach: Naukowiec, Animator, Zespół, Instytucja oraz Media.
Są przeróżne pomysły na popularyzację nauki. Niektórzy prowadzą niezapomniane zajęcia czy wykłady dla dzieci czy seniorów. Inni mają świetne pomysły na projekty popularnonaukowe albo są organizatorami akcji i wydarzeń o nauce kierowanych dla otwartej publiczności. Są też i tacy, którzy przyciągają fanów nauki, tworząc popularnonaukowe blogi albo vlogi. Kolejną grupą są eksperci, którzy chętnie zabierają głos w mediach i rzetelnie prezentują stanowisko nauki w różnych kwestiach. Są wreszcie tacy, którzy tworzą popularnonaukowe czasopisma, filmy, programy czy piszą fascynujące książki o nauce.
My, organizatorzy konkursu Popularyzator Nauki - wiemy, jak ważna jest praca takich osób, zespołów czy instytucji. Dlatego od 2005 r. co roku wybieramy najciekawsze i najlepsze działania popularyzujące w Polsce naukę, a popularyzatorów prezentujemy naszym czytelnikom.
Zwycięzcy zostaną przedstawieni podczas finałowej gali w styczniu, kiedy otrzymają tytuł Popularyzatora Nauki oraz statuetkę. Już wcześniej jednak czytelnicy portalu Nauka w Polsce będą się mogli zapoznać z sylwetkami wszystkich finalistów (zwykle są to po trzy kandydatury w każdej kategorii). O każdym finaliście przygotowujemy bowiem artykuł, aby informacje o ciekawych działaniach popularyzatorskich docierały do szerokiego grona zainteresowanych.
W tym roku w regulaminie jest nowość: w konkursie mogą ponownie brać udział nasi laureaci z poprzednich edycji. Zgłoszone działania popularyzatorskie nie mogą być związane z przyznaną już wcześniej nagrodą.
Kandydatów oceni Kapituła, złożona z popularyzatorów nauki, przedstawicieli środowiska naukowego, Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz serwisu Nauka w Polsce.
W kategorii Naukowiec rywalizować mogą osoby co najmniej ze stopniem doktora, będące np. pracownikami naukowymi albo nauczycielami akademickimi. Jak zwykle w tej kategorii przyjmowane będą zgłoszenia naukowców, którzy popularyzują naukę wśród osób niezwiązanych z ich dziedziną.
Z kolei w kategorii Animator mogą się zgłaszać osoby niemające stopnia doktora. Do rywalizacji w tej kategorii zaproszeni są więc m.in. studenci, doktoranci, pracownicy administracyjni uczelni czy osoby niezwiązane z instytucjami naukowymi.
W kategorii Zespół szansę na tytuł Popularyzatora Nauki zyskają grupy osób wspólnie popularyzujących naukę, które niekoniecznie identyfikują się z jedną, określoną placówką. Mogą to być np. osoby realizujące wspólnie projekty popularnonaukowe albo zespoły działające ponad granicami administracyjnymi instytucji naukowych. Mogą to być również koła naukowe albo grupy znajomych czy internautów, wspólnie promujących naukę.
Kategoria Instytucja powstała z myślą o instytucjach naukowych, pozanaukowych oraz przedsiębiorstwach. Dzięki niej osiągnięciami w promocji nauki będą mogły się pochwalić np. instytuty badawcze, jednostki uczelni, konsorcja, organizacje pozarządowe, centra nauki czy firmy.
O nagrodę w kategorii Media mogą z kolei zawalczyć dziennikarze, media czy redakcje. W tej grupie kandydować mogą też internauci tworzący przekazy popularnonaukowe - np. blogerzy, youtuberzy czy twórcy fanpejdżów i stron internetowych.
Kandydaci do konkursu mogą się zgłaszać sami, ale mogą również być zgłoszeni przez swoich przedstawicieli lub nawet fanów (jednak za pisemną zgodą zgłaszanego). Formularz zgłoszeniowy znajduje się na stronie serwisu PAP - Nauka w Polsce.
Jak co roku przy okazji konkursu redakcja PAP - Nauka w Polsce przyzna pozaregulaminowe Wyróżnienie im. red. Tomasza Trzcińskiego za wzorcową politykę informacyjną. W tej kategorii zgłoszenia nie są przyjmowane; laureata wskaże redakcja.
Organizowany od 2005 r. Popularyzator Nauki jest najstarszym i najbardziej prestiżowym w Polsce konkursem, w którym nagradzani są uczeni, ludzie mediów, instytucje oraz społecznicy, których pasją jest dzielenie się wiedzą i odsłanianie tajemnic współczesnej nauki w przystępny sposób.
Wśród laureatów konkursu są m.in.: filozof przyrody ks. prof. Michał Heller, neurobiolog prof. Jerzy Vetulani, autor telewizyjnych programów Wiktor Niedzicki, dziennikarz Tomasz Rożek, popularyzator astronomii Karol Wójcicki, twórcy portalu "Nauka o klimacie", a także instytucje takie jak Centrum Nauki Kopernik, Polska Akademia Dzieci czy Instytut Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego.
Formularz można znaleźć na stronie http://www.naukawpolsce.pap.pl/popularyzator-nauki/, pliki niezbędne do zgłoszenia do konkursu znajdują się również pod tekstem w formie załączników. Ewentualne pytania związane z konkursem można kierować na adres: [email protected].
PAP - Nauka w Polsce
lt/ zan/
Załączniki
?    Regulamin Konkursu Popularyzator Nauki 2018216.92 KB
?    Zgoda uczestnika 198.66 KB
?    Nagrodzeni w Konkursie Popularyzator Nauki51 KB
http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news%2C30937%2Ckonkurs-popularyzator-nauki-na-zgloszenia-czekamy-do-15-pazdziernika.html

Konkurs Popularyzator Nauki na zgłoszenia czekamy do 15 października.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Relacja z obozu astronomicznego dla licealistów
2018-09-12. Redakcja AstroNETu
W Załęczu Wielkim po raz kolejny odbył się obóz dla licealistów organizowany przez Klub Astronomiczny ?Almukantarat?.
W ciągu dwóch tygodni, między 29 lipca a 12 sierpnia, uczestnicy mieli możliwość pogłębienia swojej wiedzy nie tylko w zakresie astronomii. Oprócz zajęć ściśle astronomicznych, fizycznych i matematycznych odbywały się także wykłady związane z informatyką, chemią bądź biologią.
Tradycyjnie uczestnikom towarzyszyło również jedno z najważniejszych wydarzeń obozowych ? sesja referatowa. Wszyscy obecni zaprezentowali referaty na bardzo wysokim poziomie, po czym dwunastu najlepszych przeszło do finału. Tegorocznymi zwycięzcami zostali Paweł Sieczak, Bartłomiej Lewandowski i Jan Nowosielski.
Poza sesją referatową uczestnicy mogli spróbować swoich sił w licznych konkursach i zawodach, na przykład ?Pocisku? (bazującym na międzynarodowych zawodach matematycznych ?Nabój?) oraz Obozowej Olimpiadzie Astronomicznej. W tym roku do wyboru było ich aż 14!
Jedną z najciekawszych części tegorocznego obozu były wykłady gości. Jako pierwsza obóz odwiedziła profesor Dorota Gondek-Rosińska ? członek zespołu Virgo-Polgraw. Opowiedziała ona o projektach VIRGO i LIGO oraz swoim udziale w odkryciu fal grawitacyjnych.
Kolejnymi gośćmi byli dr Agata Kołodziejczyk i Matt Harasymczuk, którzy pracują nad symulacją misji kosmicznej ? projektem Lunares. Jest to jedyny w Polsce (jeden z zaledwie pięciu na świecie) habitat symulujący warunki marsjańskie. Mieści się on pod Piłą i służy jako ośrodek szkoleniowy dla astronautów z całego świata. Odbywają się w nim także liczne badania związane z przetrwaniem organizmów żywych w przestrzeni kosmicznej, o których to uczestnicy mieli szansę usłyszeć w trakcie wykładu.
Ostatnimi gośćmi byli Robert Kamiński i Kévin Almeida Cheminant, naukowcy z projektu CREDO. Zajmują się oni poszukiwaniem i badaniem źródeł promieniowania kosmicznego. Dzięki temu, że zostali oni z nami przez dłuższy czas, uczestnicy mieli szansę wysłuchać wielu z ich wykładów, także w języku angielskim.
Obóz tradycyjnie zakończył się ogniskiem, na którym wszystkim zwycięzcom zostały wręczone nagrody. Uczestnicy aż do rana w radosnej atmosferze śpiewali przy blasku ognia.
Artykuł napisała Nadia Malowana.
https://news.astronet.pl/index.php/2018/09/12/relacja-z-obozu-astronomicznego-dla-licealistow-3/

Relacja z obozu astronomicznego dla licealistów.jpg

Relacja z obozu astronomicznego dla licealistów2.jpg

Relacja z obozu astronomicznego dla licealistów3.jpg

Relacja z obozu astronomicznego dla licealistów4.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

KE przedstawiła projekt ws. zniesienia zmiany czasu. Ostatni raz w przyszłym roku
2018-09-12.
oprac. Radosław Rosiejka

Zgodnie z projektem przepisów autorstwa Komisji Europejskiej ostatni raz do obowiązkowej zmiany czasu doszłoby 31 marca 2019 r. Państwa Unii Europejskiej mogłyby wybrać czy stosują czas zimowy, czy letni.
KE przedstawiła w środę projekt przepisów w sprawie zniesienia zmian. Chodzi o zmianę dyrektywy dotyczącą czasu letniego, która harmonizuje datę czas jego wprowadzenia we wszystkich państwach członkowskich UE. Komisja zapewnia, że zmiany będą skoordynowane, aby nie zaszkodzić funkcjonowaniu rynku wewnętrznego. Mogłoby do tego dojść, gdyby część państw zrezygnowała ze zmian czasu, a inne nie.
KE chce, aby do ostatniej obowiązkowej zmiany czasu na letni doszło w niedzielę 31 marca 2019 r. Każde z państw UE miałoby zdecydować czy chce stosować czas zimowy, czy letni. Jeśli kraj wybrałby czas zimowy to ostatniej zmiany czasu dokonałby w niedzielę 27 października 2019 r. Po tej dacie zmiany czasu byłyby już niemożliwe.
Przewodniczący KE Jean-Claude Juncker w orędziu przed PE o stanie UE stwierdził, że "wyborcy UE nie będą zadowoleni, jeśli dwa razy w roku trzeba będzie zmieniać czas z zimowego na letni i odwrotnie".
Jednak projekt KE nie oznacza, że zniesienie zmiany czasu jest już przesądzone. Na to zgodę muszą wydać państwa UE oraz Parlament Europejski.
Pomysł KE związany jest z wynikami unijnej ankiety, w której wzięło udział 4,6 mln osób, a 84 proc. z nich chce zniesienia zmiany czasu.
Zmiana czasu w Europie
Pomysł na wprowadzenie zmiany czasu sięga I wojny światowej. Wówczas w Niemczech podjęto decyzję o wprowadzeniu systemu zmiany czasu dwa razy w roku. Na początku XX wieku prąd wykorzystywany był głównie do oświetlania fabryk i mieszkań, a zmiana czasu pozwalała dłużej cieszyć światłem dziennym oraz zaoszczędzić na produkcji energii elektrycznej i żarówkach.
Teraz nie ma to jednak znaczenia. Światło w wielu biurowcach i firmach włączone jest przez cały czas, a w domach korzystamy z żarówek energooszczędnych. Zmiana czasu wiąże się z problemami na kolei, gdzie pociągi niejednokrotnie muszą stać przez godzinę. W trakcie zmiany czasu cierpią też użytkownicy bankowości internetowej, w której dochodzi do specjalnych przerw technicznych.
https://wiadomosci.wp.pl/ke-przedstawila-projekt-ws-zniesienia-zmiany-czasu-ostatni-raz-w-przyszlym-roku-6294558661502593a

KE przedstawiła projekt ws. zniesienia zmiany czasu. Ostatni raz w przyszłym roku.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Precz z cenzurą Internetu?. Protesty pod siedzibą PO ws. ACTA 2
2018-09-12. rt, mnie
Przeciwko dyrektywie o prawie autorskim dotyczącym internetu, tzw. ACTA 2, za którym zagłosowali europosłowie Platformy Obywatelskiej, protestowali uczestnicy demonstracji pod siedzibą PO przy ul. Wiejskiej. Zdaniem protestujących ACTA 2.0 ogranicza wolność internautów.
Pod siedzibą Platformy Obywatelskiej zebrali się protestujący przeciwko przyjętej przez Parlament Europejski dyrektywie o prawie autorskim dotyczącym internetu, tzw. ACTA 2. Najpierw przez pół godziny milczeli, a następnie wykrzykiwali hasła, m.in.: ?Precz z cenzurą Internetu?, ?Nie dla ACTA 2.0? oraz ?(PO)wolny Internet?. O takiej też treści trzymali transparenty.

Jak wyjaśnił Jan Strzeżek ze stowarzyszenia Młoda Prawica, ?zebraliśmy się, żeby zaprotestować przeciwko głosowaniu posłów PO, którzy w europarlamencie, będąc bardziej wierni swojej frakcji, zagłosowali przeciwko wolności?.
Jego zdaniem europosłowie Platformy ?nie tylko ograniczyli wolność internautów, ale też zagłosowali za podwyższeniem podatków, bo dyrektywa ACTA 2.0 podwyższa także podatki polskim przedsiębiorcom poprzez tzw. podatek linkowy?.

Cyberdyktatura

Zdaniem innego uczestnika zgromadzenia ACTA 2 ?wprowadza nas w czasy cyberdyktatury i ogranicza wolność słowa?. ? Platformo, protestujemy przeciwko waszym nikczemnym czynom, przeciwko nikczemności, jaką jest cenzura ? mówił jeden z uczestników, zwracając się do polityków PO.

? Nasi ojcowie walczyli przeciwko cenzurze, dlaczego teraz wy lekką ręką, w imię pieniędzy, pozbawiacie nas wolności? ? powiedział. Dodał, że politycy PO ?powinni się wstydzić?.

Parlament Europejski poparł projekt dyrektywy o prawie autorskim dotyczącym internetu, tzw. ACTA 2. Było to drugie podejście do projektu dyrektywy o prawie autorskim. Na początku lipca europosłowie odrzucili stanowisko komisji prawnej PE, teraz propozycja uzyskała większość. Deputowani zgłosili ponad 250 poprawek.
Nowa dyrektywa, która ma zmienić zasady publikowania i monitorowania treści w internecie, wzbudza wiele kontrowersji. Przeciwnicy tych regulacji ostrzegają przed ?cenzurą w Internecie? i końcem wolności w sieci, zwolennicy wskazują, że zmiana prawa jest konieczna, by chronić twórców i dostosować przepisy do rzeczywistości.
źródło: PAP
https://www.tvp.info/38969936/precz-z-cenzura-internetu-protesty-pod-siedziba-po-ws-acta-2

Precz z cenzurą Internetu Protesty pod siedzibą PO ws. ACTA 2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ACTA 2 przyjęte! Parlament Europejski przegłosował cenzurę w Internecie
2018-09-13
Przeciwnicy ACTA 2, kontrowersyjnej dyrektywy UE w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym, przegrali wczoraj bitwę, ale jeszcze nie wojnę, o wolność słowa i niezależność Internetu.
Parlament Europejski przegłosował kontrowersyjną ustawę. Za wprowadzeniem zmian opowiedziało się 438 europarlamentarzystów, przeciwko głosowało 226, a 39 wstrzymało się od głosu. Co ciekawe, Europosłowie z Platformy Obywatelskiej zagłosowali za wprowadzeniem ACTA 2, tymczasem przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości i Partii Wolność zagłosowali przeciwko.
UE przewiduje powstanie specjalnych, automatycznych i inteligentnych systemów moderacji treści prasowych i komentarzy. Miałyby one oceniać publikacje pod względem zgodności z prawem i blokować skróty artykułów czy linki przed publikacjami na serwisach społecznościowych czy informacyjnych.
Dodatkowo osoby, które chcą linki do takich publikacji zamieszczać w serwisach w sieci czy ich skróty, będą musiały zapytać o zgodę autora, a nawet wnieść opłatę. Przyjęta wczoraj ustawa nie będzie dotyczyła m.in. Wikipedii.
To rzeczywistość nie do pomyślenia dla wydawców, którzy, chociaż w założeniu UE będą mogli kontrolować rozpowszechnianie się w Internecie swoich publikacji i zarabiać na nich więcej, to jednak realnie ich treści znacząco ograniczą swój zasięg, bo zwyczajnie nikt nie będzie chciał płacić za coś, co dotychczas było za darmo.
Dla wielu małych wydawców, czyli blogów i małych serwisów, nowe prawo będzie oznaczało koniec działalności. Możecie się więc przygotować na fakt, że wiele lubianych i często odwiedzanych przez Was stron zniknie z globalnej sieci, a ich rolę przejmą giganci, którzy będą szerzyli taką prawdę, za jaką ktoś/władza im zapłaci.
Podobnie stanie się z popularnymi w sieci memami czy komentarzami. Jako że są one przez władze UE odbierane jako mowa nienawiści, to po wprowadzeniu nowego prawa znikną bezpamiętnie. Jeśli chodzi o komentarze, to na właścicieli serwisów zostaną nałożone restrykcje związane z jeszcze wnikliwszą cenzurą dokonywaną z pomocą algorytmów sztucznej inteligencji.
W rzeczywistości właściciele serwisów po prostu przejdą na systemy komentarzy takie jak np. facebookowe (jaki i my mamy od niedawna), czyli niedostępne dla wszystkich tych, którzy nie mają konta na Facebooku czy podatne na inwigilacje służb i koncernów, lub po prostu wyłączą całkowicie możliwość komentowania publikacji, co doprowadzi do cenzury i braku wolności słowa.
Organizacje walczące o wolność sieci ostrzegają, że artykuł 11. i 13. nowych przepisów UE poważnie zaszkodzi internetowemu biznesowi, przepływowi informacji i wolności wypowiedzi. Niektórzy biją nawet na alarm, że nowe prawo zostało przygotowane specjalnie pod niemieckie koncerny medialne, które teraz będą mogły pozbyć się konkurencji, kontrolować europejską przestrzeń globalnej sieci i serwować taką wizję rzeczywistości, jaką sobie tylko zapragną.
Na szczęście to jeszcze nie koniec wojny o ACTA 2. Teraz dojdzie do trójstronnych rozmów pomiędzy Komisją Europejską, Parlamentem Europejskim, a krajami członkowskimi. Europarlamentarzyści zdecydują o ostatecznej formie ACTA 2 na wiosnę przyszłego roku. Wówczas kraje członkowskie będą zmuszone opracować swoje przepisy prawne w myśl nowej dyrektywy.
Przedstawiciele polskich serwisów dzielących się linkami do treści, takich jak m.in. Wykop, chcą rozmawiać z rządem i wspólnie wypracować kompromis, który pozwoli jak najbardziej złagodzić wejście w życie ACTA 2 i zmianę Internetu w jedną wielka cenzurę.
Źródło: GeekWeek.pl / Fot. Twitter
http://www.geekweek.pl/news/2018-09-13/acta-2-przyjete-parlament-europejski-przeglosowal-cenzure-w-internecie/

ACTA 2 przyjęte! Parlament Europejski przegłosował cenzurę w Internecie.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dodałem, ponieważ Astronomiczne Wiadomości z Internetu polegają na szukaniu wiadomości astronomicznych w całym Internecie, więc jeśli nic się nie zmieni, w tej sprawie AWI mogą być zamknięte, nie z mojej winy. I tak większość wiadomości gdzie pisze o prawach autorskich nie dodaję, większości tylko część, objęty może być zakazem cały Internet, no cóż pożyjemy zobaczymy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sztuczna inteligencja wykrywa tajemnicze błyski FRB. ?Mogą pochodzić od Obcych?
2018-09-13
Niedawno astronomowie wykryli kolejne tajemnicze szybkie błyski radiowe, których istota wciąż nie została wyjaśniona. Teraz do ich poszukiwań została wykorzystana sztuczna inteligencja.
Wielu naukowców uważa, że błyski FRB są próbami nawiązania z nami kontaktu przez obce cywilizacje. Pomimo faktu, że o ich istnieniu wiemy od 17 lat, to wciąż nie znamy ich źródła. Po raz pierwszy błysk udało się zarejestrować w 2001 roku. Chociaż trwał on przez milisekundy, to jego energia była porównywalna z energią produkowaną przez Słońce w ciągu miesiąca.
Od lat trwają badania nad próbą wyjaśnienia źródła i istoty tych zagadkowych zjawisk, ale wciąż jesteśmy daleko od poznania prawdy. W tej chwili uważa się, że mogą to być, sygnały generowane przez czarne dziury, implozje pulsarów, zderzenia gwiazd neutronowych lub magnetarów, a nawet efekt podróży Obcych po kosmosie lub jedna z metod nawiązania przez nich kontaktu z innymi cywilizacjami.
Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley postanowili wykorzystać technologie sztucznej inteligencji do wyszukiwania błysków FRB na podstawie tych zarejestrowanych dotychczas. W ciągu trwającego 5 godzin eksperymentu, udało się zidentyfikować aż 72 nowe szybkie błyski radiowe z jednego źródła oddalonego od Ziemi o 3 miliardy lat świetlnych, zwiększając ich liczbę do aż 300.
Astronomowie uważają, że z pomocą sztucznej inteligencji uda się im szybciej i sprawniej wykrywać te tajemnicze sygnały i w końcu określić ich źródło. Jeśli dowiemy się o nich więcej, być może rozwikłamy jedną z wielkich zagadek obecnej astronomii.
Przypomnijmy, że w ubiegłym miesiącu wykryto 30 błysków FRB, które trwały po zaledwie 2 milisekundy. Jednak to wystarczyło, aby natychmiast zostały on uznane przez astronomów za unikalne, gdyż cechują się sporo niższą częstotliwością od zarejestrowanych do tej pory. Większość z nich miała po 580 MHz, a dziesiątki nam znanych mają po 700-900 Mhz. Najnowsze błyski FRB zostały zarejestrowane przez nowiutki radioteleskop CHIME (Canadian Hydrogen Intensity Mapping Experiment) znajdujący się w Kanadzie.
Źródło: GeekWeek.pl/UC Berkeley / Fot. NASA
http://www.geekweek.pl/news/2018-09-13/sztuczna-inteligencja-wykrywa-tajemnicze-blyski-frb-moga-pochodzic-od-obcych/

Sztuczna inteligencja wykrywa tajemnicze błyski FRB. Mogą pochodzić od Obcych.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Huragan Florence z ISS
2018-09-13. Krzysztof Kanawka
Astronauci Alexander Gerst oraz Richard Arnold sfotografowali 12 września potężny huragan Florence, zmierzający w kierunku wschodniego wybrzeża USA.
Aktualnie na północnym Atlantyku znajdują się cztery duże ośrodki burzowe. Są to: huragan Florence, który 14 września uderzy we wschodnie wybrzeże USA, sztorm tropikalny Isaac, który zbliża się do Morza Karaibskiego, huragan Helene, który bardzo szybko się rozbudował u zachodniego wybrzeża Afryki oraz znacznie bardziej na północ sztorm ?sub-tropikalny? Joyce. Ponadto, nad Zatoką Meksykańską przebywa kompleks burzowy, który w ciągu najbliższych 48 godzin może zamienić się w depresję tropikalną.
Z tych ośrodków burzowych najbardziej niebezpieczny jest huragan Florence. Ten huragan, obecnie kategorii trzeciej w skali Saffir?Simpson zbliża się do wschodniego wybrzeża USA, gdzie rozpoczęła się ewakuacja najbardziej zagrożonych terenów. Huragan uderzy w ląd w piątek (14 września) i przez następne 24 godziny będzie przebywać blisko wybrzeża atlantyckiego. Może to przynieść duże szkody materialne.
Astronauci Alexander Gerst oraz  Richard Arnold sfotografowali 12 września huragan Florence z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Na zdjęciach widać m.in. bardzo wyraźną strukturę oka huraganu, otoczonego ?ścianą? chmur tego ośrodka tropikalnego.
W kolejnych dniach możliwe będzie zaobserwowanie uderzenia i skutków tego uderzenia w ląd przez ten huragan. Obserwacje w większości będą wykonywane przez satelity obserwacji Ziemi, m.in. z europejskiego systemu Copernicus czy satelitów meteorologicznych z orbity geostacjonarnej (GEO), a na dodatek przez astronautów z pokładu ISS.
Zdjęcia Alexandra Gersta w wysokiej rozdzielczości można zobaczyć na jego koncie serwisu Flickr.
(AG)
https://kosmonauta.net/2018/09/huragan-florence-z-iss/

Huragan Florence z ISS.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Głodujące czarne dziury migotają silniej
Wysłane przez kuligowska w 2018-09-14
Naukowcy odkryli, że tempo opadania materii na czarną dziurę w procesie akrecji jest jedynym czynnikiem, od jakiego zależy ilość światła emitowanego przez jądra aktywnych galaktyk.
Czarne dziury są z natury trudne do bezpośredniego zbadania. Światło nie może uciec przed grawitacją tych masywnych obiektów, więc trzeba je obserwować całkiem innymi metodami. Nowe badania wykonane przez zespół astronomów z Chile ujawnił teraz coś, co było niejasne już od dawna: ilość światła emitowanego przez czarne dziury zależy od jednej i najprawdopodobniej tylko od jednej rzeczy: tempa, w jakim materia jest pochłaniana przez daną czarną dziurę.
Praca na ten temat ukazała się z początkiem września w Astrophysical Journal. Jej autorzy podjęli próbę określenia fizycznych mechanizmów, jakie kryją się za obserwowaną zmiennością supermasywnych czarnych dziur rezydujących w centrach aktywnych jąder galaktycznych. Dziury te "żywią się" okoliczną materią galaktyki, którą zasysają w procesie akrecji. Posiadają dyski akrecyjne zbudowane z opadającego na nie wówczas po torach spiralnych materiału, stopniowo kierującego się bardziej do wewnątrz. Ponad horyzontem zdarzeń dyski te świecą bardzo jasno, ponieważ zasysana materia ogrzewa się w nich silnie na skutek tarcia. Emitowane jest wtedy nie tylko światło, ale i znacznie bardziej energetyczne promieniowanie rentgenowskie.
Takie dyski akrecyjne cechuje też zmienność jasności, a astronomowie nie są do końca pewni, z czego ona wynika. Zmienność przejawia się między innymi zmieniającą się ilością emitowanego przez niego światła. Naukowcy z Chile połączyli ze sobą dane z przeglądów SDSS (Sloan Digital Sky Survey) i QUEST-La Silla AGN Variability Survey celem zbadania zależności pomiędzy parametrami fizycznymi dla około dwóch tysięcy galaktyk aktywnych (AGN-ów). Badano parametry takie jak zmienność optyczna, masa, tempo akrecji i tempo wzrostu czarnych dziur.
Wnioski z tych analiz zaskoczyły samych autorów pracy. Zdaniem głównej autorki Pauli Sánchez-Sáez w przeciwieństwie do wcześniejszych założeń jedyną istotną własnością fizyczną tłumaczącą obserwowaną zmienność jasności AGN-ów jest tempo akrecji materii na supermasywne czarne dziury w ich centrach. Wyniki te rzucają wyzwanie starym paradygmatom, według których amplituda zmienności aktywnych galaktyk zależeć miała głównie od ich jasności. Zakładano wcześniej, że jaśniejsze obiekty tego typu są silniej zmienne od tych słabiej świecących. Tymczasem w toku omawianych badań odkryto, że to właśnie tempo zasilania czarnej dziury nowym materiałem stanowi jedyny istotny czynnik determinujący tą zmienność - niezależnie od ogólnej jasności galaktyki.
Warto dodać, że w przeszłości trudno było dokładnie zmierzyć masy poszczególnych czarnych dziur, a tym samym związane z nimi współczynniki akrecji. Tylko dzięki nowszym danym dostarczonym przez duże przeglądy astronomowie są dziś w stanie poprawnie pod względem statystycznym testować tego rodzaju założenia teoretyczne.
Co więcej, badanie ujawniło jeszcze inny związek: czarne dziury akreujące najmniej materii są najbardziej zmienne. Z naukowego punktu widzenia amplituda zmienności jest zatem odwrotnie proporcjonalna do tempa akrecji. Te wstępne badania oparte są jednak na informacjach z przeglądu QUERS-LA Silla AGN Variability Survey, obejmującego okres około pięciu lat obserwacji. Teraz naukowcy zamierzają przeprowadzić jeszcze bardziej szczegółową analizę zmienności aktywnych galaktyk - z użyciem dużo większej ilości danych. W tym celu będą musieli poczekać na przyszłe wielkie przeglądy nieba, takie jak zaplanowany na rok 2013 Large Synoptic Survey Telescope.
 
Czytaj więcej:
?    Cały artykuł
?    
?    ryginalna publikacja
 
Na zdjęciu: Artystyczna wizja Teleskopu Hubble'a w aktywnej galaktyce Arp 220, w której centrum znajduje się supermasywna czarna dziura.
Źródło: NASA/JPL-Caltech
http://www.urania.edu.pl/wiadomosci/glodujace-czarne-dziury-migotaja-silniej-4634.html
Bliski przelot 2018 RJ3 (07.09.2018)

Głodujące czarne dziury migotają silniej.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wraca dyskusja o tym, czy Pluton zasługuje, by być planetą
2018-09-13
Decyzja o usunięciu Plutona z grona planet, podjęta przez Międzynarodową Unię Astronomiczną w 2006 roku, była niewłaściwa - sugeruje grupa amerykańskich naukowców, którzy publikują na ten temat w internetowej wersji czasopisma ?Icarus?.
W roku 2006 podczas kongresu Międzynarodowej Unii Astronomicznej w Pradze ogół astronomów podjął decyzję o ustanowieniu definicji planety w Układzie Słonecznym, która pozbawiła Plutona statusu planety. Od tamtej pory uznaje się, że w naszym systemie planetarnym jest osiem planet, a nie dziewięć. Sam Pluton trafił do nowej kategorii nazwanej planetami karłowatymi, a później dołączyło do niego jeszcze kilka obiektów krążących poza orbitą Neptuna oraz Ceres z głównego pasa planetoid.
Spór naukowców o status Plutona i podjęta decyzja miały związek z odkrywaniem coraz liczniejszych obiektów poza orbitą Neptuna. Niektóre z nich mają rozmiary porównywalne z Plutonem. Przy czym orbita Plutona w przeważającej swojej części również przebiega poza orbitą Neptuna.
Nie wszyscy zgadzają się z decyzją sprzed 12 lat. Philip Metzger z University of Central Florida, Mark Sykes z Planetary Science Institute, Alan Stern z Southwest Research Institute oraz Kirby Runyon z Johns Hopkins University Applied Physics Laboratory opublikowali w środę w czasopiśmie "Icarus" artykuł z argumentami za Plutonem jako planetą.
Autorzy przekonują, że kluczowe w przypadku Plutona kryterium, przyjęte w definicji planety, właściwie nie występuje w publikacjach naukowych. Chodzi o wyczyszczenie okolic swojej orbity z innych obiektów podobnej wielkości ? a tego warunku Pluton nie spełnia. Autorzy artykułu przeanalizowali literaturę naukową z ostatnich 200 lat i znaleźli tylko jedną publikację (z 1802 roku!), która używała tego warunku przy klasyfikowaniu planet.
Philip Metzger wskazuje, iż księżyc Saturna ? Tytan oraz księżyc Jowisza ? Europa, były nazywane planetami przez naukowców zajmujących się tymi zagadnieniami od czasów Galileusza.
"Definicja zastosowana przez IAU mówi, iż fundamentalny obiekt w naukach planetarnych, planeta, został zdefiniowany w oparciu o koncepcję, której nikt nie używał w badaniach naukowych" argumentuje Metzger, cytowany na stronie University of Central Florida (https://today.ucf.edu/pluto-planet-research/).
Naukowiec dodaje, iż znalazł ponad 100 najnowszych przykładów naukowców zajmujących się planetami, którzy używają słowa "planeta" w sposób niezgodny z definicją Międzynarodowej Unii Astronomicznej.
W artykule można również wyczytać, iż prawdziwe rozróżnienie pomiędzy planetami a innymi ciałami niebieskimi, takimi jak planetoidy, nastąpiło w literaturze w latach 50. ubiegłego wieku. Gerard Kuiper opublikował wówczas artykuł, w którym rozróżnienie to oparł o sposób, w jaki obiekty te się uformowały.
Według Metzgera definicja planety powinna być oparta o wewnętrzne własności ciała, a nie o coś, co się może zmienić, jak dynamika orbity planetarnej. Naukowiec proponuje, aby definicja bazowała na tym, czy obiekt jest wystarczająco duży, aby jego grawitacja umożliwiła wytworzenie kulistego kształtu.
"Nie jest to tylko arbitralna definicja. Okazuje się, że to bardzo ważny etap w ewolucji ciała planetarnego, ponieważ najwyraźniej wtedy, gdy to następuje, zaczynają się aktywne procesy geologiczne" mówi naukowiec.
"Pluton jest bardziej dynamiczny i żywy niż Mars. To jedyna planeta, która ma bardziej złożoną geologię niż Ziemia, posiada podpowierzchniowy ocean, wielowarstwową atmosferę, składniki organiczne, dowody na istnienie dawnych jezior oraz kilka księżyców" ? uważa Metzer.
Pluton został odkryty w 1930 roku przez amerykańskiego astronoma Clyde?a Tombaugha. Obiega Słońce co 247 lat i 248 dni. Ma średnicę około 2370 km. Posiada pięć naturalnych satelitów (Charon, Nix, Hydra, Kerberos, Styx). Do roku 2006 Pluton był uznawany za dziewiątą planetę Układu Słonecznego. (PAP)
cza/ zan/
http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news%2C30940%2Cwraca-dyskusja-o-tym-czy-pluton-zasluguje-byc-planeta.html
2018-09-13. Krzysztof Kanawka
Siódmego września nastąpił bliski przelot meteoroidu 2018 RJ3. Minimalny dystans wyniósł 169 tysięcy kilometrów.
Moment przelotu  meteoroidu 2018 RJ3 nastąpił 7 września z maksymalnym zbliżeniem około 23:30 CEST. W tym momencie ten obiekt znalazł się w odległości około 169 tysięcy kilometrów od Ziemi. Odpowiada to 0,44 średniego dystansu do Księżyca.
Średnicę 2018 RJ3 wyznaczono na 8 metrów. Jest to obiekt znacznie mniejszy od bolidu czelabińskiego, którego średnicę oszacowano na 17-20 metrów. Podczas wejścia 2018RJ3 w atmosferę obiekt prawdopodobnie w większej części by spłonął, choć z pewnością małe fragmenty byłyby w stanie dotrzeć do powierzchni Ziemi w postaci meteorytów.
Jest to przynajmniej 44 wykryty bliski przelot planetoidy lub meteoroidu w 2018 roku. W 2017 roku takich wykrytych przelotów było 53. W 2016 roku wykryto przynajmniej 45 bliskich przelotów, w 2015 roku takich odkryć było 24, a w 2014 roku 31. Z roku na rok ilość odkryć rośnie, co jest dowodem na postęp w technikach obserwacyjnych oraz w ilości programów poszukiwawczych, które niezależnie od siebie każdej pogodnej nocy ?przeczesują? niebo. Pracy jest dużo, gdyż prawdopodobnie planetoid o średnicy mniejszej od 20 metrów może krążyć w pobliżu Ziemi nawet kilkanaście milionów.
Ten rok obfituje w bliskie przeloty większych planetoid obok Ziemi. Pierwszym bliskim przelotem w 2018 roku było zbliżenie dużej planetoidy 2018 AH. Ten obiekt ma średnicę około stu metrów, a jego wykrycie nastąpiło dopiero po przelocie obok Ziemi. Z kolei 15 kwietnia doszło do przelotu planetoidy 2018 GE3 o średnicy około 70 metrów. Miesiąc później, 15 maja również doszło do bliskiego przelotu planetoidy 2010 WC9 o średnicy około 70 metrów. Na początku czerwca doszło do wykrycia meteoroidu 2018 LA, który zaledwie kilka godzin wszedł w atmosferę.
(HT)
https://kosmonauta.net/2018/09/bliski-przelot-2018-rj3-07-09-2018/

Wraca dyskusja o tym, czy Pluton zasługuje, by być planetą.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łazikowanie na punkty

2018-09-13

W piątek w Starachowicach rozpoczyna się 4. edycja największych na świecie zawodów łazików marsjańskich European Rover Challenge. Po roku przygotowań, projektowania, budowania i doskonalenia łazików, 40 ekip z sześciu kontynentów będzie miało okazję sprawdzić je w szeregu zadań, symulujących prawdziwą misję na Czerwoną Planetę. O zasadach rywalizacji, wymaganiach, wyzwaniach i punktacji tych zawodów mówi RMF FM jedna z sędziów, Krystyna Macioszek, programista pokładowy z firmy GMV Innovating Solutions. Jak zapewnia, ekipy będą miały przez te trzy dni bardzo dużo pracy, bo modyfikacje łazików trzeba wprowadzać na bieżąco.

Grzegorz Jasiński: Porozmawiajmy o konkretnych zadaniach, które łaziki wykonują i o tym co z punktu widzenia sędziów jest przy tym ich wykonywaniu istotne.
Krystyna Macioszek: Jest kilka podstawowych zadań. Jednym z nich jest zadanie naukowe, które wymaga od łazików pobrania próbek gruntu. Jest ściśle określona ich minimalna ilość, warunki, w jakich mają być przekazane do kontenerów, które podczas prawdziwej misji wróciłyby na Ziemię. Natomiast w warunkach konkursu, zawodów, trafiają w ręce sędziów. Co jest ważne w tym zadaniu? Próbki te powinny zostać pobrane z różnych warstw geologicznych. Dlaczego? Ponieważ na Marsie, czy jakimkolwiek innym ciele niebieskim, staramy się zebrać informacje z różnej głębokości. Próbki nie mogą być w żaden sposób skażone, na przykład poprzez kontakt z środowiskiem zewnętrznym. Dodatkowe punkty przyznajemy więc, jeśli próbka jest zbierana i od razu pakowana do pojemnika, który potem nie jest już otwierany, tylko dowożony do sędziów.

Państwo, po otrzymaniu próbek, na przykład ważycie je, aby sprawdzić, czy jest określona masa danej próbki?
Tak. Zaraz po dostarczeniu ważymy je i sprawdzamy, czy spełniają postawione warunki.
Łaziki jeżdżą po jakimś torze przeszkód?
Jest jedno zadanie, które wymaga od łazików poruszania się po danym terenie, od punktu do punktu. Mają wyznaczony również trudniejszy cel, do którego powinny dotrzeć. Zawodnicy, przed rozpoczęciem konkursu, nie mają informacji dotyczących wyglądu terenu. Ma to odzwierciedlenie w faktycznej misji kosmicznej. Gdyby łazik poleciał na Marsa, mielibyśmy bardzo ograniczone informacje na temat warunków, powierzchni, tego co tam zastanie, gdzie będzie się poruszał. Ograniczeniem jest również prędkość poruszania się łazika. Nie może być zbyt szybki z racji właśnie warunków panujących na Czerwonej Planecie.
Załogi obsługujące również nie mają możliwości wcześniejszego obejrzenia trasy, ponieważ to nie miałoby sensu.
Tak, dokładnie. Poza tym poruszanie się łazika powinno być autonomiczne. Nie może być tak, że operator będzie nim sterował za pomocą joysticka. Łazik ma wytyczone współrzędne punktów, do których ma się dostać i ma się w nich po prostu pojawić.
Co istotne, nie korzysta się oczywiście z GPS-u, ponieważ na Marsie GPS-u nie ma. Nawigacja odbywa się innymi metodami. Jakimi?
Mogą być różne rozwiązania. Jednym z nich jest monitorowanie położenia łazika poprzez monitorowanie jego ruchu. Tak, jak w rowerze zliczamy, ile przejechaliśmy kilometrów. Są czujniki, które mówią, w jakim kierunku porusza się dany łazik, w związku z tym akcelerometry są w stanie powiedzieć, ile łazik przebył. W ten sposób, na bieżąco ustala się jego pozycję. Tak, jakby X, Y, Z na danym terenie.
Wszyscy wiemy o tym, że w naszych smartfonach są chociażby akcelerometry na tyle dobrze oprogramowane, że podglądają nasze życie, często dokładniej, niż nawet byśmy chcieli. Wiedzą o nas wszystko, ile kroków robimy, jak jesteśmy aktywni i tak dalej. Czy zawodnicy mogą np. użyć smartfona, jako elementu takiego czujnika w swoich łazikach, czy muszą to zupełnie innymi metodami skonstruować?
Teoretycznie jest możliwe użycie gotowych rozwiązań, które są dostępne na rynku, które są tanie i sprawdzone. Tak, jest to możliwe.
A czy więcej dostaje się punktów, jeśli to urządzenie jest bardziej wyrafinowane, bardziej skomplikowane, czy właśnie takie najprostsze a równocześnie dające szanse, że nie zawiedzie?
Nie ma specjalnej punktacji za samodzielne zaprojektowanie swojego własnego akcelerometru. W szczególności dlatego, że tak naprawdę cenione jest używanie sprawdzonych rozwiązań, które są niskobudżetowe. Do tego aktualnie dąży również przemysł kosmiczny, żeby używać sprawdzonych rozwiązań, a nie z każdą misją projektować na nowo jakieś skomplikowane urządzenia.
Nowym elementem w tegorocznym konkursie jest misja polegająca na naprawie reaktora. Jeśli zechciałaby nam Pani opowiedzieć, na czym to ma polegać?
Zakładamy, że kiedyś, już docelowo na Marsie czy na Księżycu, będziemy mieli habitaty, środowiska, gdzie będą mieszkać ludzie, gdzie będzie już cała infrastruktura, budynki, urządzenia. Gdy coś się zepsuje, to roboty, łaziki winny być w stanie pomóc ludziom dokonać naprawy. Dla człowieka włożenie, czy wyjęcie wtyczki, włączenie bądź wyłączenie urządzenia jest bardzo proste. Dla maszyny nie. Chodzi o to, by taki łazik był w stanie choćby podejść i nacisnąć guzik z odpowiednią siłą, nie za małą, nie za dużą, by potrafił wyjąć wtyczkę z gniazdka i włożyć ją z powrotem. To wydaje się wręcz banalne dla człowieka a dla robota już niekoniecznie.
I co w tym reaktorze będą musiały łaziki zrobić?
Właśnie to, o czym mówiłam. Na przykład przełączenie jakichś przekaźników, czy włączenie guzika lub włożenie lub wyjęcie z gniazdka zasilania.
Proszę mi powiedzieć, z pani doświadczenia: Taki łazik może mieć swoje mocne i słabsze strony. Jak rozumiem, jego na przykład mocną stroną może być ta część jezdna, nieco słabszą manipulator, może oprogramowanie, które orientuje go w przestrzeni. Czy sukces tego łazika polega na tym, żeby mieć jakiś element, który jest wyjątkowo dobry i bije w jednej konkurencji wszystkich, czy jednak trzeba dbać o to, żeby we wszystkich konkurencjach i na wszystkich etapach trzymać równy, w miarę wysoki poziom?
Łazik nie jest łatwym urządzeniem. Jest to skomplikowany, zintegrowany system wielu podsystemów. Nie jest tak, że jeden podsystem jest czymś najważniejszym. Niektóre podsystemy, owszem, są ważniejsze. Choćby podsystem zasilania. Jeśli on nawali, to tracimy łazika. Łaziki powinny się charakteryzować dosyć dużą autonomią, by nie wymagały od operatorów ciągłych komend, gdzie pójść, co zrobić. Powinny być w stanie jak najwięcej zadań, najlepiej wszystko, wykonać samodzielnie. Autonomiczność łazika to jest coś, co jest dla nas bardzo ważne w tych zawodach. Oczywiście manipulator jest potrzebny do konkretnych celów. Bez niego nie wykona się niektórych zadań. Istotne jest też oprogramowanie, zasilanie. Komunikacja również jest istotna, bo choć łazik powinien być autonomiczny, komunikaty początkowe, choćby sygnał rozpoczęcia zawodów, czy skończenia zadania, muszą mu być przekazane przez operatorów. Jeśli to się popsuje, cała misja stoi pod znakiem zapytania.
Proszę mi powiedzieć coś o punktacji. Jak rozumiem, są punkty za wykonanie zadania ale czy są też punkty za styl, w jakim zostało wykonane. Za szybkość, za to, jak płynnie zostało wykonane, czy liczy się tak czysto utylitarnie, jeśli łazik da radę, to jest ok.
Najważniejsze punkty są - tak, jak pan powiedział - utylitarne. To znaczy, czy zadanie jest wykonane i czy mieści się w ramach wymagań. Wymagania na przykład takie, jak właśnie masa zebranych próbek, czy łazik nie przekracza danej prędkości, z jaką dokładnością wykonuje poszczególne zadanie. Te oceny są dokładnie określone, mieszczą się w danych ramach i dość łatwo określić, czy zostały wykonane czy nie. Jest jednak na przykład dodatkowa nagroda dla zespołu, który podczas całych zawodów wykaże się bardzo dużą efektywnością. Jest to dość obiektywna ocena, którą przyznają sędziowie. Staramy się o to, co tak naprawdę powinno być cechą każdych zawodów. O obiektywizm. O to, by te zadania były oceniane według bardzo ściśle określonych, sprecyzowanych kryteriów.
Jak w każdych zawodach, są wygrani, są przegrani. Ci przegrani mogą na przykład uważać, że może przegrali niezasłużenie. Jaki jest system takiej ogólnej kontroli i upewnienia się, że nikt nie może mieć zastrzeżeń co do jasności kryteriów i potem, że ocena jest poprawna? Czy wszystko to jest rejestrowane, czy nie macie państwo takich problemów i generalnie jest taka atmosfera ogólnej zgody? Jak to wygląda w praktyce?
Ja po raz pierwszy będę sędzią zatem nie wiem, jak było na minionych zawodach. Ostatnie słowo jest zawsze dla sędziów. To jest w regulaminie jasno powiedziane. Jeżeli zapadnie ostateczna decyzja, nie ma szans na odwołanie. Są karty, na których spisuje się punkty. Gdy jest zaproponowana punktacja za dane zadanie, zespoły mogą zgłosić jakieś zastrzeżenia, jeśli je mają. Natomiast jeżeli już ostatecznie wszyscy się zgodzili i karty zostały podpisane to nie ma już odwołania.
A jedno zadanie, wykonywane przez jeden łazik, ocenia jeden sędzia, czy jest na przykład trójka, czy jak jest to zorganizowane?
Szczerze mówiąc, tego dowiem się na zawodach, jak wszystko będzie wyglądało w szczegółach.
Proszę mi powiedzieć jeszcze na koniec, czego pani oczekuje, czego się pani spodziewa jako fachowiec w tej dziedzinie? Co by panią zachwyciło?
Sama, jako studentka startowałam w różnych takich konkursach i projektach. Z doświadczenia wiem, że jedną z najcięższych rzeczy dla studentów jest samo zorganizowanie się. Nie same merytoryczne problemy, które tak naprawdę, prędzej czy później najczęściej są rozwiązane, ponieważ w tych zawodach, jako w czymś, co jest dodatkowe, poza studiami, biorą udział ludzie, którzy są bardzo doświadczeni, inteligentni, którzy prędzej czy później sobie z tym poradzą. Natomiast organizacja czegoś takiego, stworzenie całego zespołu, który jest zgrany, w którym wiadomo, kto jest za co odpowiedzialny, tak by ogarnąć cały system, by to razem działało, nie jest proste. Jest potrzebna osoba, która tym wszystkim zarządza. Według mnie, jest to jeden z najcięższych problemów dla studenckich zespołów. To jest też między innymi powód, dla którego też duży nacisk kładziemy na tworzenie prawidłowej dokumentacji. To, co bym chciała zobaczyć tak naprawdę, to grupy studentów, które potrafią wspólnie, razem pracować i rozwiązywać te problemy. To nie jest tak, że zbudowali łazik, zrealizują zadania i koniec. Te problemy na sto procent pojawią się jeszcze w trakcie zawodów. Trzeba będzie jeszcze jakoś rozwiązać na ostatnią chwilę pewnie jakieś drobne problemy. Fajnie jest zobaczyć zgrane zespoły, które razem pracowały przez cały rok, na pewno poznały się dobrze i potrafią podejść do pewnych problemów, szukać jakichś rozwiązań. A przede wszystkim najważniejsza jest tutaj dobra zabawa.
(ph)
Grzegorz Jasiński

https://www.rmf24.pl/nauka/news-lazikowanie-na-punkty,nId,2630586

Łazikowanie na punkty.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bliski przelot 2018 RJ3 (07.09.2018)
2018-09-13. Krzysztof Kanawka
Siódmego września nastąpił bliski przelot meteoroidu 2018 RJ3. Minimalny dystans wyniósł 169 tysięcy kilometrów.
Moment przelotu  meteoroidu 2018 RJ3 nastąpił 7 września z maksymalnym zbliżeniem około 23:30 CEST. W tym momencie ten obiekt znalazł się w odległości około 169 tysięcy kilometrów od Ziemi. Odpowiada to 0,44 średniego dystansu do Księżyca.
Średnicę 2018 RJ3 wyznaczono na 8 metrów. Jest to obiekt znacznie mniejszy od bolidu czelabińskiego, którego średnicę oszacowano na 17-20 metrów. Podczas wejścia 2018RJ3 w atmosferę obiekt prawdopodobnie w większej części by spłonął, choć z pewnością małe fragmenty byłyby w stanie dotrzeć do powierzchni Ziemi w postaci meteorytów.
Jest to przynajmniej 44 wykryty bliski przelot planetoidy lub meteoroidu w 2018 roku. W 2017 roku takich wykrytych przelotów było 53. W 2016 roku wykryto przynajmniej 45 bliskich przelotów, w 2015 roku takich odkryć było 24, a w 2014 roku 31. Z roku na rok ilość odkryć rośnie, co jest dowodem na postęp w technikach obserwacyjnych oraz w ilości programów poszukiwawczych, które niezależnie od siebie każdej pogodnej nocy ?przeczesują? niebo. Pracy jest dużo, gdyż prawdopodobnie planetoid o średnicy mniejszej od 20 metrów może krążyć w pobliżu Ziemi nawet kilkanaście milionów.
Ten rok obfituje w bliskie przeloty większych planetoid obok Ziemi. Pierwszym bliskim przelotem w 2018 roku było zbliżenie dużej planetoidy 2018 AH. Ten obiekt ma średnicę około stu metrów, a jego wykrycie nastąpiło dopiero po przelocie obok Ziemi. Z kolei 15 kwietnia doszło do przelotu planetoidy 2018 GE3 o średnicy około 70 metrów. Miesiąc później, 15 maja również doszło do bliskiego przelotu planetoidy 2010 WC9 o średnicy około 70 metrów. Na początku czerwca doszło do wykrycia meteoroidu 2018 LA, który zaledwie kilka godzin wszedł w atmosferę.
(HT)
https://kosmonauta.net/2018/09/bliski-przelot-2018-rj3-07-09-2018/

Bliski przelot 2018 RJ3 (07.09.2018).jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Astronomowie badają tajemnicę ustawania procesów gwiazdotwórczych w galaktykach
Napisany przez Radek Kosarzycki dnia 13/09/2018
Galaktyki takie jak nasza Droga Mleczna są fabrykami wykorzystującymi grawitację do tworzenia nowych gwiazd z gazowego wodoru cząsteczkowego.
?Droga Mleczna zamienia gaz w gwiazdy w tempie średnio jednej masy Słońca rocznie? mówi Gregory Rudnick, profesor fizyki i astronomii na University of Kansas. ?Galaktyka wypełniona jest gazem, a mimo o wciąż otrzymujemy nowe zapasy gazu napływające do nas spoza galaktyki. Ów gaz opada do wnętrza galaktyki pod wpływem grawitacji, z czasem przekształcając się w gwiazdy, a część tego gazu z kolei wywiewana jest na zewnątrz w przestrzeń międzygalaktyczną.
Jednak w niektórych galaktykach ustały procesy tworzenia nowych gwiazd i astronomowie usilnie starają się dowiedzieć dlaczego.
?Obserwujemy mnóstwo galaktyk, w których nie powstają nowe gwiazdy? mówi Rudnick. ?Z jakiegoś powodu nie ma w nich wystarczająco dużo gazu, aby można było go przekształcić w nowe gwiazdy. Pytanie zatem dlaczego tak jest. Dlaczego niektóre galaktyki wyłączają procesy gwiazdotwórcze? Gdy taka galaktyka się >wyłączy< to pozostaje tylko z tymi gwiazdami, które już ma, ale nowych nie tworzy?.
Kluczem do rozwiązania tej zagadki może być osobliwa nowa klasa galaktyk oddalonych od nas o jakieś sześć miliardów lat świetlnych, charakteryzujących się intensywnym wywiewaniem gazu z wnętrza galaktyk. Rudnick wraz z naukowcami z innych ośrodków w USA w ramach nowego grantu National Science Foundation postanowił zbadać te galaktyki, aby dowiedzieć się dlaczego w niektórych galaktykach nie ma już gazu, który można by było spożytkować do tworzenia nowych gwiazd.
Częścią procesu badawczego jest przeanalizowanie konwencjonalnych sposobów wyjaśniania powodów ustawania procesów gwiazdotwórczych.
?Jednym ze sposobów, w jaki galaktyka może zaprzestać tworzenia nowych gwiazd, jest gwałtowne pozbycie się nadmiarów gazu za pomocą aktywnego jądra galaktycznego? mówi Rudnick. ?Każda galaktyka, włącznie z naszą, posiada w swoim centrum supermasywną czarną dziurę. Gdy gaz opada na czarną dziurę, tuż przed tym jak w nią wpadnie, niesamowicie się rozgrzewa, a emitowana przez niego energia może wywiać pozostałą część gazu z galaktyki. Teoria ta jest przyjmowana, bowiem jest to mechanizm na tyle energetyczny, że faktycznie może pozbyć się resztek gazu z galaktyki?.
Niemniej jednak, w 2007 roku zespół astronomów odkrył grupę ?samotłumiących się? galaktyk, w których procesy gwiazdotwórcze ustały z jakiegoś innego powodu. Rudnick z czasem dołączył do tego zespołu i zajął się wieloletnim badaniem tych galaktyk.
?Nasze badania wskazują, że tego typu galaktyki wywiewają gaz z prędkością tysięcy kilometrów na sekundę ? to ponad 3500 razy szybciej niż prędkość samolotu odrzutowego ? ale nie ma tam żadnych śladów opadania gazu na czarną dziurę? mówi badacz z KU. ?Powstaje zatem pytanie, czy procesy związane z czarną dziurą są konieczne do skutecznego wywiewania gazu, czy też istnieje jakiś niezależny mechanizm. W tym momencie uświadamiasz sobie ?Zaraz, zaraz, wszechświat nie jest taki prosty?. W tej chwili możemy dowiedzieć się nowych i ciekawych informacji o ewolucji galaktyk?.
Dzięki lepszym zdjęciom galaktyk wykonanym za pomocą Kosmicznego Teleskopu Hubble?a, Rudnick wraz ze współpracownikami uświadomił sobie, że gaz może być wywiewany z galaktyk za pomocą skoncentrowanego promieniowania samych gwiazd wypełniających galaktyki, bez konieczności wspomagania energią gazu opadającego na czarną dziurę.
?Dzięki HST, te mgliste kropki, które widzieliśmy w naszych teleskopach naziemnych nagle ukazywały nam cechy wskazujące na zderzenia galaktyk ? wokół nich znajdowaliśmy liczne strumienie gwiazd. Co najbardziej zaskakujące, same galaktyki były niewiarygodnie kompaktowe? mówi Rudnick. ?Wszystkie gwiazdy i cały gaz w Drodze Mlecznej rozłożony jest na obszarze o średnicy 100 000 lat świetlnych, co oznacza, że aby dostać się z jednego końca galaktyki na drugi, światło potrzebuje 100 000 lat. Galaktyki, o których mówimy, które masą dorównują Drodze Mlecznej, wyglądają tak, jakby większość swojej masy miały wciśnięte w obszar o średnicy 1000 lat świetlnych. Są masywne, ale są niesamowicie gęste. Zaczęliśmy zastanawiać się zatem czy jeżeli takie galaktyki są tak skoncentrowane, że promieniowanie wszystkich gwiazd tworzących te galaktyki upakowane jest w tak mały obszar, to nie jest ono na tyle intensywne, aby samodzielnie wypchnąć gaz z wnętrza galaktyki?.
Gwiazdy emitują cząstki światła (fotony), które uderzają w cząstki gazu delikatnie je popychając. Jeżeli suma wielu tych lekkich pchnięć jest wystarczająco duża, to samo promieniowanie może wypchnąć gaz z galaktyki z niewiarygodnie wysokimi prędkościami.
?Gdybyśmy ścisnęli całą Drogę Mleczną w wystarczająco mały obszar na przykład wskutek łączenia galaktyk, miliardy gwiazd nagle znalazłyby się bardzo blisko siebie. W takiej sytuacji ogromne ilości promieniowania wypełnią niewielką przestrzeń i będą w stanie wypchnąć cały gaz z galaktyki, nie potrzebując do tego wsparcia gazu opadającego na czarną dziurę?.
Prace wykonane w ramach grantu NSF umożliwią dalsze obserwacje i badania tej klasy galaktyk. Rudnick wraz ze swoimi współpracownikami planuje badanie galaktyk w możliwie najszerszym zakresie promieniowania, wykorzystując do tego teleskopy takie jak Chandra, Keck czy ALMA.
?Jak często takie galaktyki same wygaszają procesy gwiazdotwórcze?? pyta. ?Czy galaktyka naprawdę jest w stanie pozbyć się całego wypełniającego ją gazu ? czy też obserwujemy bardzo szybkie, ale niewielkie strumienie??
Rudnick jest współautorem nowego artykułu opublikowanego w periodyku Astrophysical Journal, w którym za pomocą ALMA obserwowano wnętrze takiej galaktyki, przyglądając się najgęstszemu, najzimniejszemu gazowi ? temu, z którego formują się gwiazdy. W artykule autorzy pytają ?Jakie mamy dowody na wywiewanie właśnie tego gazu??
Wraz ze współautorami Rudnick odkrył, że owa galaktyka jest kompaktową pozostałością po gwałtownym połączeniu dwóch galaktyk. Ta ?pozostałość po procesie łączenia? charakteryzuje się niezwykle silnymi wiatrami gęstego gazu cząsteczkowego przy jednoczesnym braku śladów aktywnego jądra galaktycznego. Badacze chcieli zatem sprawdzić jak szybko ów gęsty gaz jest wypychany z galaktyki.
?ALMA rejestruje promieniowanie o większej długości fali niż promieniowanie widzialne. Okazuje się, że cząsteczki tlenku węgla w tym gazie emitują promieniowanie, które można dostrzec za pomocą teleskopu z Ziemi. Większość gazu stanowi wodór, ale akurat wodór ciężko obserwować z Ziemi, dlatego skupiliśmy się na gazach śladowych. Tlenek węgla na swój sposób pokazuje nam gdzie znajduje się trudny do obserwowania wodór cząsteczkowy. Wykorzystaliśmy obserwatorium ALMA do wykrycia tlenku węgla, który pozwolił na oszacowanie całkowitej ilości gazu cząsteczkowego. Odkryliśmy, że ten gaz, który stanowi większość gazu w galaktyce, oddala się od centrum galaktyki z prędkością 1000 kilometrów na sekundę. To materiał, z którego powstają gwiazdy, i jest on szybko i skutecznie wywiewany z galaktyki?.
Źródło: University of Kansas
https://www.pulskosmosu.pl/2018/09/13/astronomowie-badaja-tajemnice-ustawania-procesow-gwiazdotworczych-w-galaktykach/

 

Astronomowie badają tajemnicę ustawania procesów gwiazdotwórczych w galaktykach.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doświadczenie Michelsona-Morleya
2018-09-13. Redakcja AstroNETu
Doświadczenie przeprowadzone przez Michelsona miało na celu empiryczne potwierdzenie teorii eteru. Na czym owo doświadczenie polegało oraz co poszło nie tak, skoro dziś eter w fizyce i astronomii pełni funkcję wyłącznie historyczną?
Pod koniec XIX wieku uważano, że fale elektromagnetyczne, tak samo jak reszta dotychczas znanych fal, musi posiadać sprężysty ośrodek, w którym będzie się rozchodzić. I tak jak dźwięk rozchodzi się między innymi w powietrzu, uznano, że fale elektromagnetyczne rozchodzą się w eterze. W takim wypadku statyczny eter wypełniający cały znany wszechświat można wyobrazić sobie jako kratki w zeszycie oraz potraktować jak ?punkt odniesienia? przy wyznaczaniu prędkości ciał.
James Clerk Maxwell zaproponował doświadczenie, w którym za pomocą pomiaru prędkości światła o różnych porach dnia i roku możliwe byłoby obliczenie prędkości Ziemi względem Wszechświata, lecz nie wierzył, by kiedykolwiek technologia na to pozwoliła.
Pomysł udoskonalił amerykański fizyk Albert Michelson, który zorientował się, że wystarczy porównać prędkość światła w różnych kierunkach. W 1881 roku skonstruował interferometr Michelsona, który dzielił wiązkę światła na dwie wiązki, które po pokonaniu identycznej odległości w zupełnie innych kierunkach, odbijały się od zwierciadeł i wracały do przyrządzenia by interferować. Michelson jeszcze przed doświadczeniem policzył, że zmiana w prążkach interferencyjnych powinna być dobrze widoczna przy jakimkolwiek obrocie interferometrem, a także z upływem czasu, ponieważ Ziemia sama się obraca.
Michelson, ku swojemu zdziwieniu, nie zauważył żadnego ruchu prążków interferencyjnych. Po opublikowaniu wyników większość naukowców nie wierzyła w prawdziwość doświadczenia, ponieważ za bardzo uderzało to w model praktycznie ?ukończonej fizyki?. Albert Michelson nie poddał się i nie zgodził na zamiatanie pod dywan doświadczenia, które ?nie pasuje? do stworzonej fizyki. Wraz z Edwardem Morleyem skonstruował nową aparaturę z dziesięciokrotnie dłuższą drogą do pokonania dla wiązki światła. Cały układ pływał w korytach wypełnionych rtęcią, by zapobiec nawet najmniejszym drganiom. W ten sposób w 1887 roku dokonano drugiego doświadczenia, które powtarzane wielokrotnie nigdy nie dało żadnego ruchu prążków.
Takich dowodów nie dało się dłużej ignorować, więc zaczęły powstawać tezy wyjaśniające wynik doświadczenia. Początkowo popularna była teza, że jednakowa prędkość światła w różnych kierunkach wynikła z niezwykłego szczęścia, ponieważ ruch własny układu słonecznego oraz obiegowy i obrotowy ruch Ziemi tak się dopasowały, że w chwili eksperymentu Ziemia stała w miejscu. Jednak częste powtarzanie doświadczenia szybko obaliło tę tezę. Wielu sympatyków zebrała również teoria o wleczeniu eteru za materią, jednakże została obalona obserwacyjnie.
Najbardziej zgadzająca się z obserwacjami teoria została zaproponowana niezależnie przez Irlandzkiego fizyka Fitzgeralda oraz Hendrika Lorentza. Holenderski naukowiec udoskonalił transformację Galileusza o niewielkie zmiany (transformacja Lorentza), wyjaśniające wynik doświadczenia Michelsona-Morleya, by uratować konającą teorię eteru. Ironicznie był to gwóźdź do trumny, ponieważ teoria eteru Lorentza została częściowo wykorzystana przy tworzeniu nowej teorii przez Alberta Einsteina, szczególnej teorii względności. Według STW niemożliwe jest zaobserwowanie eteru i wraz z sukcesami teorii Einsteina ? eter na zawsze stał się widmem przeszłości.
Doświadczenie Michelsona-Morleya odniosło całkowicie odwrotny skutek od zamierzonego. Doprowadziło również do powstania szczególnej i ogólnej teorii względności, i wraz z katastrofą w nadfiolecie obaliło mit o ?ukończonej fizyce?. Na liście najpiękniejszych eksperymentów fizyki według historyka nauki Roberta P. Crease?a doświadczenie Michelsona-Morleya znajduje się na 16. miejscu.
Artykuł napisał Szymon Ryszkowski.
https://news.astronet.pl/index.php/2018/09/13/doswiadczenie-michelsona-morleya/

 

Doświadczenie Michelsona-Morleya.jpg

Doświadczenie Michelsona-Morleya2.jpg

Doświadczenie Michelsona-Morleya3.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fale magnetyczne tworzą chaos w obłokach gwiazdotwórczych
2018-09-13. Autor. Agnieszka Nowak
Nowe badania Stelli Offner z University of Texas w Austin pokazują, że fale magnetyczne są ważnym czynnikiem napędzającym powstawanie nowych gwiazd w ogromnych obłokach gwiazdotwórczych. Jej badania nowe rzucają światło na procesy, które są odpowiedzialne za ustalanie właściwości gwiazd, co z kolei wpływa na formowanie się planet krążących wokół nich, a ostatecznie na ewentualne życie na tych planetach.
Offner wykorzystała superkomputer do modelowania wielu procesów zachodzących wewnątrz obłoku, w którym formują się gwiazdy, starając się określić, jakie procesy prowadzą do danych efektów.

Obłoki gwiazdotwórcze są gwałtownymi miejscami. To ekstremalne środowisko, w którym różne rodzaje fizyki występują równocześnie, włącznie z grawitacją i turbulencjami, a także promieniowaniem i wiatrami pochodzącymi od formujących się gwiazd (gwiezdne sprzężenie zwrotne). Podstawowe pytanie brzmi: dlaczego ruchy w tych obłokach są tak gwałtowne?

Niektórzy astronomowie przypisują obserwowane ruchy zapaści grawitacyjnej, podczas gdy inni turbulencjom i gwiezdnemu sprzężeniu zwrotnemu. Offner chciała przetestować te teorie i zbadać, w jaki sposób gwiazdy kształtują środowisko, w którym powstają, ale jest praktycznie niemożliwym, aby wykorzystać obserwacje teleskopowe tych obłoków do oddzielenia wpływu różnych procesów w nich zachodzących. Dlatego właśnie potrzebne są modele komputerowe.

Po tym jak Offner porównała model obłoku posiadające grawitację, pola magnetyczne i gwiazdy, zauważyła dodatkowe ruchy. Jej modele pokazały, że wiatry gwiazdowe wchodzą w interakcję z polem magnetycznym obłoku wytwarzając energię i wpływając na gaz na znacznie większych odległościach, niż wcześniej sądzono.

Następnym krokiem Offner będzie badanie tego procesu na większą skalę, zarówno w czasie jak i przestrzeni. Jej obecne badania koncentrowały się na jednym obszarze w obrębie obłoków gwiazdotwórczych. Przyszłe zbadają wpływ pól magnetycznych informacji zwrotnej na skalach większych, niż pojedynczy obłok.

Opracowanie:
Agnieszka Nowak

Źródło:
Obserwatorium McDonalda

Urania
https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2018/09/fale-magnetyczne-tworza-chaos-w-obokach.html

Fale magnetyczne tworzą chaos w obłokach gwiazdotwórczych.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Astronauta Europejskiej Agencji Kosmicznej z wizytą w Polsce
2018-09-13.
400 konstruktorów robotów marsjańskich, spotkanie z brytyjskim astronautą i strefa pokazów naukowo-technologicznych wypełniona wykładami, prezentacjami i warsztatami. Najbliższy weekend zapowiada się kosmicznie, a to wszystko za sprawą European Rover Challenge ? międzynarodowych zawodów robotycznych, które odbędą się w dniach 14-16 września br., w Muzeum Przyrody i Techniki w Starachowicach.
Przygotowania terenu pod tę największą na świecie imprezę robotyczno-kosmiczną osiągnęły punkt kulminacyjny. Od poniedziałku formowane jest pole marsjańskie, które przez trzy dni stanie się głównym polem zmagań drużyn biorących udział w zawodach. Przywieźliśmy ponad 250 ton ziemi, pochodzącej w całości z naszego regionu. Swój czerwony kolor zawdzięcza dużej zawartości tlenku żelaza, w przyrodzie występującego pod nazwą hematyt, który w województwie świętokrzyskim był wydobywany już od ery paleolitu. Co najważniejsze zaś w kontekście ERC jest to ziemia pod względem nie tylko kolorystycznym, ale i geologicznym zbliżona do tej, która występuje na Marsie ? opowiada Łukasz Wilczyński, prezes Europejskiej Fundacji Kosmicznej, pomysłodawca i organizator ERC.

Emocjonująca rywalizacja
Przed zespołami, które przyjadą na European Rover Challenge z całego świata czekać będą cztery terenowe konkurencje, oparte o tzw. ?roadmapy?, czyli dokumenty strategiczne przyszłych misji robotycznych NASA i ESA. Ich celem jest kompleksowe pokazanie możliwości stworzonego robota marsjańskiego i jego zdalnej nawigacji. Zadania są tak skonstruowane, by wyeliminować czynnik szczęścia i promować te projekty, które są w stanie działać w sposób stały i powtarzalny:
1.    Science task ? przy użyciu dowolnej techniki robot marsjański ma pobrać z głębszych warstw Mars Yardu próbkę gleby i odpowiednio ją zabezpieczyć tak, by nadawała się do późniejszego badania;
2. Maintenance task ? zadanie rozgrywające się nie na polu marsjańskim, a w jego bliskim sąsiedztwie (w tym roku będzie to teren tuż obok zabytkowego XIX wiecznego pieca hutniczego). Zespoły muszą pokonać robotem marsjańskim wyznaczoną trasę do celu, jakim jest maszyna, przy której należy wykonać sekwencję kilku operacji, w tym: przełączanie włączników do właściwych pozycji, pomiar parametrów elektrycznych, obserwacja panelów kontrolnych;
3. Collection task ? w tym zadaniu robot musi pokonać trudną drogę, dotrzeć na z góry wyznaczone miejsce, znaleźć przedmiot o wadze max. 300g, który został tam ukryty, podnieść go za pomocą chwytaka i przewieźć w docelowe miejsce;
4. Traverse task (ślepa nawigacja) ? na terenie Mars Yardu ustawionych zostanie kilkanaście znaczników z QR kodami. Zadaniem zespołu jest dotarcie robotem w wyznaczone na mapie miejsca. Członkowie drużyny nie mogą w nawigacji posługiwać się widokiem z kamery robota, jedyne czym dysponują, to mapa terenu;
5. Presentation task ? drużyny mają określony czas na to, by zaprezentować podczas prezentacji swój zespół, poszczególne etapy powstawania projektu oraz największe wyzwania, na które napotkano podczas konstrukcji robota. Członkowie zespołu muszą też być przygotowani na ewentualne pytania jurorów.

Konkurencje terenowe są otwarte dla publiczności, każdy więc będzie miał szansę z bliska śledzić widowiskowe oraz pełne emocji zmagania drużyn na polu marsjańskim i kibicować swoim faworytom.
Spotkaj astronautę ESA
Emocji nie zabraknie również podczas ceremonii otwarcia zawodów, na której pojawi się ? specjalnie na te okazję przylatujący do Polski Tim Peake ? pierwszy brytyjski astronauta, który pracował na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Tego samego dnia weźmie on udział w otwartym spotkaniu dla publiczności ERC, podczas którego opowie o swojej pracy w ośrodku szkolenia astronautów ESA. Spotkanie będzie tłumaczone na język polski. Dodatkowo, odwiedzający międzynarodowe zawody robotyczne będą mieli okazję wygrać bestseller autorstwa Tima Peake?a pod tytułem Zapytaj astronautę, z autografem autora.

Spróbuj swoich sił w nawigacji robotem
European Rover Challenge to przede wszystkim zawody dla zespołów akademickich, ale od tego roku organizatorzy wprowadzają również konkurencje dla publiczności. Uczestnicy sterując zdalnie małym robotem ziemskim będą musieli pokonać tor z przeszkodami. Pozwoli im to choć na chwilę doświadczyć emocji, które na co dzień towarzyszą drużynom rywalizującym na polu marsjańskim ? przekonuje Łukasz Wilczyński. Konkurencja dla publiczności będzie prowadzona z wykorzystaniem Turtle Rover ? kompaktowych łazików ziemskich, kierowanych za pomocą specjalnej platformy. Dodatkowo, dzieci będą mogły spróbować swoich sił w slalomie oraz meczu w piłkę z użyciem Skribotów ? małych robotów edukacyjnych, a także założyć skafander i wziąć udział w rozgrywkach organizowanych przez Austriackie Forum Kosmiczne.
Program pełen atrakcji
Ważną częścią tegorocznego European Rover Challenge będzie Strefa Pokazów Naukowo-Technologicznych, której program wypełniony jest pokazami, warsztatami, wykładami i prezentacjami przybliżającymi kosmos i pokazującymi korzyści z jego eksploracji. Na odwiedzających ERC czekać będą m.in. dr Robert Zubrin ? założyciel Mars Society oraz Artemis Westenberg ? dyrektor Explore Marc Inc. ze swoimi wykładami; prezentacje robotów wyścigowych, warsztaty budowania rakiet kosmicznych, a także wystawa MARS 2030 ? projekt mieszkalnej bazy kosmicznej, do której będzie można wejść i poczuć się jak prawdziwy astronauta. Listę atrakcji dopełnią pokazy samoparkującego samochodu, loty na symulatorze dronów i prezentacje okularów VR.

Czwarta edycja European Rover Challenge odbędzie się w dniach 14-16 września w Muzeum Przyrody i Techniki w Starachowicach. Wstęp bezpłatny. Szczegółowy program wydarzenia i godziny otwarcia na stronie roverchallenge.eu.
Informacja prasowa: planetpr.pl
https://www.astronomia24.com/news.php?readmore=818

Astronauta Europejskiej Agencji Kosmicznej z wizytą w Polsce.jpg

Astronauta Europejskiej Agencji Kosmicznej z wizytą w Polsce2.jpg

Astronauta Europejskiej Agencji Kosmicznej z wizytą w Polsce3.jpg

Astronauta Europejskiej Agencji Kosmicznej z wizytą w Polsce4.jpg

Astronauta Europejskiej Agencji Kosmicznej z wizytą w Polsce5.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Czeka was istny koszmar". Ogrom huraganu na zdjęciach ze stacji kosmicznej
2018-09-13.
Huragan Florence przeraża swoim ogromem. Zdjęcia, jakie wykonał niemiecki astronauta Alexander Gerst z wysokości ponad 400 kilometrów nad Ziemią, zapierają dech w piersi.
Uważaj, Ameryko! - napisał na portalu Twitter Alexander Gerst, który w lipcu dołączył do załogi Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Zamieścił na portalu społecznościowym zdjęcia potężnego huraganu Florence. Ten niemiecki astronauta ma bardzo ważne przesłanie dla Amerykanów, mieszkających w rejonie huraganu Florence. - Ja nie żartuję, czeka was istny koszmar - przestrzegł.
Uderzy w nocy
Huragan Florence jest już coraz bliżej południowo-wschodnich wybrzeży USA. Według Narodowego Centrum do spraw Huraganów, ma uderzyć w wybrzeże o godzinie 2 w nocy z czwartku na piątek (w Polsce będzie wtedy godzina 8 rano w piątek).
Jak napisał Gerst, Florence jest ogromny - ma szerokość ponad 800 kilometrów, dlatego też udało się go uchwycić jedynie za pomocą szerokokątnego obiektywu, jaki znajduje się na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
Gerst zrobił to zdjęcie, kiedy wraz z Międzynarodową Stacją Kosmiczną przelatywał nad okiem huraganu:
Gerst skierował też swój potężny aparat prosto na oko huraganu:
Patrzyliście kiedyś wprost oka huraganu czwartej kategorii? - napisał Gerst na Twitterze.
A tak wygląda oko cyklonu z bliska:
Zdjęcia Florence wykonał także inny astronauta - Ricky Arnold z NASA. Powiedział, że będzie myślami z tymi, których żywioł zaatakuje.
Poniższe zdjęcie prezentuje obrzeża huraganu, niedaleko Cape Hatteras w Karolinie Północnej - tam, gdzie huragan może uderzyć:
Ricky Arnold śledzi ścieżkę huraganu od kilku dni. Tak wyglądał Florence w poniedziałek:
Jeżeli mieszkacie na zagrożonym terenie, czekamy na Wasze relacje:
E-mail: [email protected]
Telefon: + 48 22 324 24 24
Nr sms/mms: +48 516 4444 24
Źródło: sciencealert.com
Autor: dd/aw
https://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/swiat,27/czeka-was-istny-koszmar-ogrom-huraganu-na-zdjeciach-ze-stacji-kosmicznej,273271,1,0.html

Czeka was istny koszmar. Ogrom huraganu na zdjęciach ze stacji kosmicznej.jpg

Czeka was istny koszmar. Ogrom huraganu na zdjęciach ze stacji kosmicznej2.jpg

Czeka was istny koszmar. Ogrom huraganu na zdjęciach ze stacji kosmicznej3.jpg

Czeka was istny koszmar. Ogrom huraganu na zdjęciach ze stacji kosmicznej4.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)