Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

Wszystkie oczy zwrócone na Wenus. Naukowcy odkryli aktywność na jej powierzchni
2024-05-27. Radek Kosarzycki
Wenus, druga planeta od Słońca pod wieloma względami przypomina naszą planetę do tego stopnia, że mówi się o niej, iż jest bliźniaczką ziemi. Nie zmienia to jednak faktu, że te dwie planety dzieli znacznie więcej, niż łączy. Analizując dane z sondy, która badała Wenus jeszcze w XX wieku, naukowcy odkryli jedną rzecz, która wbrew oczekiwaniom może łączyć te dwie planety.
Wenus rozmiarami naturalnie przypomina Ziemię. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to planeta pozbawiona jakiejkolwiek tektoniki płyt i otoczona gęstą atmosferą, w której mamy do czynienia z ekstremalnym efektem cieplarnianym. Z tego też powodu cała planeta przykryta jest gęstymi chmurami, a na powierzchni panuje temperatura ponad 420 stopni Celsjusza i ciśnienie sto razy wyższe niż na powierzchni Ziemi. Jakby tego było mało, z chmur ku powierzchni pada kwas siarkowy. Nazwać powierzchnię Wenus prawdziwym piekłem, to jak nic nie mówić.
Okazuje się jednak, że wbrew pozorom Wenus nie jest taka martwa, jakby mogło się wydawać. W najnowszym artykule naukowym, którego autorzy oparli się na danych zebranych na początku lat dziewięćdziesiątych przez sondę Magellan krążącą wokół Wenus, możemy przeczytać, że tuż pod powierzchnią Wenus wciąż może płynąć gorąca magma wulkaniczna. Więcej, autorzy podejrzewają, że bliźniaczka Ziemi może być aktywna wulkanicznie także i teraz.
Naukowcy wskazują, że w danych zebranych przez sondę Magellan widać zmiany na powierzchni planety, które najlepiej wyjaśnia aktywność wulkaniczna.
To wbrew pozorom niezwykle ważna informacja. Nieuwzględnianie aktywności wulkanicznej na powierzchni w analizie budowy atmosfery drugiej planety od Słońca, czy w modelach klimatycznych musi siłą rzeczy prowadzić do błędnego postrzegania tej planety przez naukowców. Jeżeli — jak wskazują badacze — aktywność wulkaniczna na Wenus nie tylko istnieje, ale jest powszechna na całej planecie, to całkowicie zmieni to analizy mające na celu ustalić, jak wyglądała planeta w swojej młodości oraz czy na którymkolwiek etapie swojej ewolucji umożliwiała istnienie życia.
Wenus może być domem dla mikroorganizmów?
Badacze wskazują także na jeszcze jeden aspekt tego odkrycia. Zaledwie kilka lat temu, w 2020 roku inny zespół badaczy poinformował o odkryciu fosfin w atmosferze Wenus. Z uwagi na to, że fosfiny — tam, gdzie zostały odkryte — nie są w stanie przetrwać zbyt długo, naukowcy uznali, że w chmurach Wenus musi istnieć życie, które te fosfiny produkuje. Teraz natomiast trzeba będzie sprawdzić, czy aktywność wulkaniczna nie może odpowiadać za ten nietypowy i przypisany jakiejś formie życia sygnał.
Naukowcy wskazują, że wulkany na Wenus mogą charakteryzować się aktywnością zbliżoną do aktywności wulkanów na powierzchni Ziemi na przestrzeni ostatnich 180 milionów lat. To znacznie więcej, niż kiedykolwiek podejrzewano.
Czy ślady aktywności wulkanicznej dostrzeżone przez sondę Magellan nie mogą pochodzić z przeszłości?
Tu się robi szczególnie ciekawie. Sonda Magellan obserwowała powierzchnię Wenus za pomocą radarów. W dwóch miejscach na powierzchni planety, nad którymi sonda przelatywała w trakcie swojej misji wielokrotnie, dostrzeżono zmiany odbicia radarowego między kolejnymi przelotami. Według autorów najnowszego opracowania oznacza to, że gdy Magellan krążył wokół Wenus, po zboczach jej wulkanów spływała lawa.
Zapewne byśmy rozwiązali ten problem już dekady temu. Problem jednak w tym, że w kierunku Wenus ludzkość wysłała znacznie mniej sond — o lądownikach nie wspominając — niż na Księżyc, Marsa, do Jowisza i Saturna. Stąd i danych pomiarowych i obserwacyjnych mamy jak na lekarstwo.
Z tego też powodu, mimo tego, że misja Magellana zakończyła się dokładnie 30 lat temu, zebrane przez nią dane nadal stanowią najlepszy zestaw informacji o „bliźniaczce Ziemi” i naukowcy nadal te dane analizują, starając się wyciągnąć z nich nowe informacje.
W 2023 roku naukowcy zauważyli, że w ciągu kilku miesięcy 1991 roku ściana jednego z wulkanów zmieniła kształt, co mogło wskazywać na jakąś formę aktywności wulkanicznej. Teraz inny zespół naukowców odkrył zmiany zachodzące na przestrzeni miesięcy na zboczu wulkanu Sif Mons oraz na nizinie wulkanicznej Niobe Planitia.
Szczegółowa analiza tych zmian pozwoliła ustalić, że nie zostały one spowodowane niczym innym niż aktywność wulkaniczna. Ewidentnie w miejscach tych doszło do wypływu lawy. Szacunki wskazują, że z Sif Mons wydobywa się rocznie nawet 25 km sześciennych lawy, a na Niobe Planitia ta wartość rośnie do niemal 38 kilometrów sześciennych.
Trzeba przyznać, że to fascynujące odkrycie. Naukowcy bowiem podejrzewają teraz, że na Wenus może dochodzić obecnie nawet do kilku erupcji wulkanicznych rocznie. To wprost fascynujące. Tym bardziej powinien nas cieszyć fakt, że wkrótce w kierunku Wenus poleci nie jedna, nie dwie, a cała armada sond kosmicznych. Być może będą one w stanie powiedzieć nam o tych wulkanach znacznie więcej.
Sulcanese Video Venus1
https://www.youtube.com/watch?v=h1BmNjzg41Q
https://www.chip.pl/2024/05/usa-japonia-wyjatkowy-pocisk-gpi

 

Wszystkie oczy zwrócone na Wenus. Naukowcy odkryli aktywność na jej powierzchni.jpg

Napisano

Wciąż krążąca po orbicie naszej planety Tesla Roadster może rozbić się o Ziemię
Autor: admin (2024-05-27)
Mało kto o tym pamięta, ale sześć lat temu ekscentryczny miliarder Elon Musk wysłał w przestrzeń kosmiczną swój własny samochód. Ten wyjątkowy pojazd, który do dziś niezmordowanie przemierza kosmos, stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli nowej ery w podboju przestrzeni kosmicznej.
Samochód Elona Muska, Tesla Roadster, został wystrzelony w przestrzeń kosmiczną w lutym 2018 roku na szczycie rakiety Falcon Heavy. Był to pierwszy w historii orbitalny lot tej potężnej rakiety. W sektorze kosmicznym przyjęło się, że przy pierwszym locie testowym nowej rakiety nie umieszcza się faktycznego ładunku, który miałby trafić na orbitę.
Zamiast tego używa się tzw. "ładunku zastępczego", którym często bywa betonowy blok. Jednak SpaceX, firma Elona Muska, postanowiła zrobić coś zupełnie wyjątkowego - zamiast standardowego ładunku, na pokładzie rakiety umieszczono należącą wcześniej do samego Muska Teslę Roadster.
Było to prawdziwe marketingowe arcydzieło. Zwykły start nowej rakiety zamienił się w prawdziwe widowisko, w którym po starcie na obserwatorów czekały jeszcze dodatkowe atrakcje - otwarcie osłony ładunku i obraz z kamery zainstalowanej na masce samochodu, przesyłany na żywo na Ziemię. Widok "astronauty" siedzącego za kierownicą samochodu znajdującego się w przestrzeni kosmicznej, z oddalającą się w tle Ziemią, był prawdziwie nieziemski.
Fakt, że na wyświetlaczu radia w samochodzie widoczny był napis "Don't panic", a z głośników leciał utwór "Space Oddity" Davida Bowiego, sprawił, że wydarzenie to przeszło do annałów wciąż raczkującego marketingu kosmicznego.
 Mimo początkowego zainteresowania, z czasem powoli zaczęliśmy zapominać o tej kosmicznej Tesli. Jednak samochód Elona Muska nadal przemieszcza się w przestrzeni kosmicznej po eliptycznej orbicie przecinającej orbity Ziemi i Marsa. Wszystko wskazuje, że na przestrzeni ostatnich sześciu lat czterokrotnie okrążył już Słońce, swobodnie wirując wokół własnej osi.
To oczywiście rodzi pytanie - czy istnieje ryzyko, że ta kosmiczna Tesla uderzy w jedną z planet, a konkretnie w Ziemię? Wbrew pozorom, kierowca tej "kosmicznej" Tesli może spokojnie kontynuować swoją podróż. Owszem, ryzyko zderzenia z Ziemią istnieje, ale jest praktycznie pomijalne w najbliższym czasie. Naukowcy, przyglądając się trajektorii lotu Tesli, potraktowali ją dokładnie tak samo jak planetoidy zbliżające się do Ziemi, a dla których regularnie wykonuje się analizy i szacuje możliwość kolizji.
Według tych analiz, samochód Elona Muska odwiedzi Ziemię już (w skali kosmicznej) w 2047 roku, ale przeleci wtedy w odległości około 5 milionów kilometrów od naszej planety, więc ryzyko zdarzenia przy tym przelocie jest znikome. Co będzie w dalszej przyszłości? Tego nie sposób ocenić, bowiem długoterminowe prognozowanie trajektorii lotu ciał niebieskich w Układzie Słonecznym jest niezwykle trudne. Powtarzające się przeloty w pobliżu Marsa i Ziemi wprowadzą nieprzewidywalne obecnie zmiany do trajektorii lotu Tesli.
Jednak naukowcy przeprowadzili symulacje komputerowe, na podstawie których określili statystyczne prawdopodobieństwo zderzenia z planetami Układu Słonecznego. Wynika z nich, że szansa na uderzenie Tesli w Ziemię wynosi 22 procent, a szansa kolizji z Wenus czy ze Słońcem - 12 procent.
Choć jest to duże prawdopodobieństwo, to należy pamiętać, że dotyczy ono skali milionów lat. Póki co zatem ludzkość nie powinna przejmować się ryzykiem wejścia czerwonego roadstera w atmosferę ziemską. Znacznie lepiej skupić się na zapewnieniu istnienia życia na Ziemi do czasu, kiedy faktycznie do tego zderzenia dojdzie.
Źródło: kadr z Youtube
https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/wciaz-krazaca-po-orbicie-naszej-planety-tesla-roadster-moze-rozbic-sie-o-ziemie

Wciąż krążąca po orbicie naszej planety Tesla Roadster może rozbić się o Ziemię.jpg

Napisano

Ognisty bolid rozbłysnął na niebie nad Singapurem
Autor: admin (2024-05-27)
Ognisty meteor rozświetlił niebo na wschodzie Singapuru. Mieszkańcy tego państwa miasta, jeśli akurat tego wieczoru 24 maja spoglądali w kierunku pełni księżyca, mogli zauważyć coś jeszcze - jasny bolid przemieszczający się na niebie.
Jasny błysk na niebie został zauważony około godziny 23:47 na wschodzie Singapuru. Kilku obserwatorom udało się nawet uwiecznić to zjawisko na nagraniach.
Co ciekawe meteor to nie jest rzadkie zjawisko i dość często się zdarza. Wystarczy mieć szczęście i znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Bolid to nic innego jak meteor, który jest na tyle duży, że można go zaobserwować na rozległym obszarze.
Meteory to w zasadzie skały, które wpadają w atmosferę Ziemi. Czasami, ze względu na tarcie, ciśnienie i reakcje chemiczne z gazami atmosferycznymi, skały nagrzewają się i promieniują energią, tworząc piękne świetlne widowiska, które możemy obserwować z ziemi.
Choć bolidy zwykle nie przetrwają nienaruszone przejścia przez atmosferę, to czasami ich fragmenty udaje się odnaleźć na ziemi - wyjaśnia NASA.
Źródło: kadr z Youtube
https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/ognisty-bolid-rozblysnal-na-niebie-nad-singapurem

 

Ognisty bolid rozbłysnął na niebie nad Singapurem.jpg

Napisano

Rakieta Korei Północnej wybuchła po starcie. Nowy satelita utracony
2024-05-27.
Korea Płn. wystrzeliła „niezidentyfikowany pocisk” - przekazała armia Korei Płd. w poniedziałek, kilka godzin po tym, gdy Pjongjang poinformował Japonię, że przygotowuje się do wystrzelenia drugiego satelity szpiegowskiego. Lot rakiety zakończył się niepowodzeniem, co potwierdziła południowokoreańska agencja KCNA.
„Korea Północna wystrzeliła niezidentyfikowany pocisk w kierunku południowym” nad Morzem Żółtym - poinformowało późnym wieczorem południowokoreańskie Kolegium Połączonych Szefów Sztabów. W Japonii poprzez system wczesnego ostrzegania J-Alert powiadomiono mieszkańców prefektury Okinawa, że Korea Północna wystrzeliła pocisk rakietowy.
Na nagraniu zarejestrowanym około godziny 21.45 czasu lokalnego (15.45 w Polsce) przez japońskiego nadawcę NHK za pomocą kamer umieszczonych w mieście Donggang, widać pomarańczową, świecącą kropkę, z której po krótkim czasie zaczynają wydobywać się gwałtownie płomienie, po czym następuje eksplozja.
Cytowany przez NHK urzędnik wojskowy stwierdził, że rakieta zniknęła z radarów, co oznacza, że jej wystrzelenie zakończyło się niepowodzeniem. Państwowa północnokoreańska agencja prasowa KCNA potwierdziła te informacje mniej więcej dwie godziny później.
”Wystrzelenie nowej rakiety nośnej satelity nie powiodło się, ponieważ eksplodowała ona w powietrzu podczas pierwszej fazy lotu” z powodu problemów związanych z silnikiem na paliwo ciekłe - wyjaśnił zastępca dyrektora generalnego Północnokoreańskiej Narodowej Administracja Technologii Lotniczych i Kosmicznych cytowany w depeszy opublikowanej przez KCNA.
Szef japońskiego resortu obrony Minoru Kihara przekazał, że rząd w Tokio skierował notę protestacyjną do władz w Pjongjangu, w której potępił „w najostrzejszy sposób” poniedziałkowe działania Północy. Do próby rakietowej doszło kilka godzin po tym, gdy Korea Północna powiadomiła rano Japonię o planie wystrzelenia rakiety przenoszącej satelitę przed 4 czerwca, co postawiło region w stan wysokiej gotowości.
Przed południem czas lokalnego w Seulu (godziny poranne w Polsce) po zakończonym trójstronnym spotkaniu prezydenta Korei Południowej Jun Suk Jeola, premiera Chin Li Qianga i premiera Japonii Fumio Kishidy w Seulu, Jun i Kishida wezwali reżim w Pjongjangu do zaniechania planu wystrzelenia satelity. Zwrócili uwagę, że takie działania stanowi naruszenie sankcji Rady Bezpieczeństwa ONZ.
Wystrzelenie nowego satelity Korei Północnej miało odbyć się już 15 kwietnia br., jednak z nieznanych przyczyn start rakiety Chollima-1 został odwołany. Zdaniem urzędników wojskowych Korei Południowej, decyzja zapadła w związku z potrzebą dokonania ulepszeń technicznych. Południowokoreańska agencja Yonhap, że start został przesunięty również z uwagi na wizyty „dużej liczby” rosyjskich ekspertów, którzy niedawno odwiedzili Koreę Płn.
Stwierdzono również, że Pjongjang przeprowadził więcej testów silników niż oczekiwano, aby „prawdopodobnie spełnić wysokie standardy” Rosjan. Pjongjang po raz ostatni wystrzelił satelitę zwiadowczego w listopadzie i od tego czasu zapowiedział, że planuje wystrzelić jeszcze trzy w tym roku.
Źródło: PAP

Autor. KCNA

SPACE24
https://space24.pl/satelity/obserwacja-ziemi/rakieta-korei-polnocnej-wybuchla-po-starcie-nowy-satelita-utracony

Rakieta Korei Północnej wybuchła po starcie. Nowy satelita utracony.jpg

Napisano

Bezpieczeństwo w kosmosie według Rosji. Oto program Drogi Mlecznej
2024-05-27. Wojciech Kaczanowski
Rosyjska agencja kosmiczna Roskosmos zapowiedziała utworzenie międzynarodowej platformy informacyjnej do monitorowania przestrzeni kosmicznej w ramach szerszego programu Milky Way. Do współpracy zostały zaproszone inne państwa, w szczególności z formatu BRICS. Milky Way zakłada również wyniesienie satelitów badających obszar bliski Ziemi, a wystrzelenie pierwszego z nich zaplanowano na 2027 r.
Przestrzeń kosmiczna, a w szczególności w pobliżu Ziemi stają się coraz bardziej zatłoczone. Szacuje się, że na orbitach okołoziemskich znajduje się obecnie kilka tysięcy satelitów. Tego typu sytuacja jest motywem do rozpoczęcia krajowych lub międzynarodowych programów monitorowania przestrzeni kosmicznej. Przykładem jest rosyjski projekt Milky Way, który częściowo powinien rozpocząć się do końca tego roku.
Milky Way (tłum. Droga Mleczna) to program, o którym mogliśmy usłyszeć już kilka lat temu. Według informacji podanych przez TASS, powołujący się na przedstawicieli rosyjskiej agencji Roskosmos, projekt zakłada budowę zautomatyzowanego systemu, który obejmowałby dane pochodzące z teleskopów naziemnych oraz specjalnych satelitów to monitorowania przestrzeni kosmicznej.
Docelowo w skład Milky Way wejdzie 65 sensorów naziemnych, natomiast TASS nie poinformował o obecnym ich stanie. Z informacji pochodzących z 2020 r. wynika, że Rosja dysponowała wówczas 36 instrumentami. W przypadku satelitów, Roskosmos planuje wystrzelenie pierwszej jednostki do 2027 r.
Informacje na temat programu pozostają jednak dość ograniczone. Przykładowo nieznany pozostaje koszt projektu. Z informacji podanych przez źródła rosyjskie w 2022 r. wynika, że cały system Milky Way będzie kosztował 2 mld USD. Obecnie szacunki te mogą być niedokładne z uwagi na szalejącą inflację oraz sankcje gospodarcze, dotykające również sektor kosmiczny.
Milky Way jest skierowany do społeczności międzynarodowej, szczególnie do państw z formatu BRICS. „W przyszłości taka platforma mogłaby stać się ogniwem wymiany informacji między naszymi krajami. Wysłaliśmy projekt protokołu do krajów BRICS i zaproponowaliśmy powołanie wspólnej grupy roboczej i opracowanie planu działania – mapy prac” - powiedział przedstawiciel Roskosmosu, cytowany przez TASS.
Ważnymi partnerami programu z pewnością mogłyby być Chiny oraz Indie, który z każdym rokiem odnotowują znaczący postęp w rozwoju swojego sektora kosmicznego. Pomoc byłaby znacząca dl Rosjan, którzy obecnie zmagają się z wieloma problemami, które są skutkiem rozpoczęcia inwazji na Ukrainę w lutym 2022 r.
Warto również zauważyć, że Milky Way ma charakter cywilny, gdyż głównym celem jest monitorowanie zatłoczenia na orbitach okołoziemskich lub kosmicznych śmieci. Z drugiej strony niewykluczone jest, że satelity wysłane w przyszłości przez Roskosmos będą stanowiły uzupełnienie zdolności wywiadowczych państwa.

Kosmiczne śmieci w pobliżu Ziemi.
Autor. ESA

SPACE24
https://space24.pl/bezpieczenstwo/technologie-wojskowe/bezpieczenstwo-w-kosmosie-wedlug-rosji-oto-program-drogi-mlecznej

Bezpieczeństwo w kosmosie według Rosji. Oto program Drogi Mlecznej.jpg

Napisano

Rosja skutecznie zakłóca sieć Starlink na Ukrainie
2024-05-27.
Wraz z nową ofensywą Rosja zaczęła skutecznie zakłócać działanie Starlinków na Ukrainie; łączność internetowa, jaką zapewniają, dawała do tej pory siłom ukraińskim gwarancję sprawnej komunikacji i przewagę technologiczną - pisze w piątek „New York Times”.
Według ukraińskiego ministra transformacji Mychajły Fedorowa, który udzielił wywiadu nowojorskiemu dziennikowi, wszystko wskazuje na to, że wróg wykorzystuje w tym celu nową, bardziej zaawansowaną technologię. Rosjanie „testują różne mechanizmy, aby zakłócić jakość połączeń przez Starlinki, ponieważ wiedzą, że jest ona dla nas niezwykle ważna” - dodał minister.
Firma Elona Muska nie odpowiedziała na prośbę dziennika o skomentowanie tych problemów. System Starlink od pierwszych dni rosyjskiej inwazji odgrywa niezwykle ważną rolę w komunikacji na ukraińskim polu walki, jest wykorzystywany do sterowania dronami, które pełnią funkcję zarówno broni, jak i instrumentów wywiadu wojskowego - wyjaśnia „NYT”.
Ostatnie ataki sił rosyjskich na Starlinki po raz pierwszy doprowadziły do zawieszenia systemu na dużą skalę. Jeśli wróg będzie je skutecznie kontynuować, to może to oznaczać dużą zmianę taktyczną, a zarazem stanowić dowód, że słabą stroną ukraińskiej obrony jest poleganie na jednym tylko systemie komunikacji satelitarnej, dostarczanym przez firmę Muska - pisze dziennik.
Zważywszy, że USA i rządy innych krajów posługują się tym systemem, to zakłócanie jego sygnału przez Rosjan rodzi poważniejsze pytanie o to, czy Starlink jest odporny na atak zaawansowanego technologicznie wroga - podkreśla nowojorska gazeta. Tymczasem na froncie jeden z dowódców ukraińskich oddziałów walczących dronami, który posługuje się pseudonimem Ajax, powiedział dziennikowi: ”Przegrywamy walkę elektroniczną”.
Kari Bingen, była ekspertka amerykańskiego ministerstwa obrony ds. wojny elektronicznej, a obecnie dyrektor programu ds. bezpieczeństwa w think tanku Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS), wyjaśnia, że sygnał Starlinków i innych satelitów komunikacyjnych może być zakłócony przez bardzo silną częstotliwość radiową. Zazwyczaj fale emitowane są ze specjalnych pojazdów wojskowych wyposażonych w wysokie wieże.
„NYT” ocenia, że system Starlink dał Muskowi zbyt dużą władzę i możliwość wpływania na przebieg wojny, ponieważ to on kontroluje, gdzie łączność jest dostępna, i może ją przerwać, jeśli tak postanowi. W pewnych sytuacjach ukraińscy dowódcy zwracali się bezpośrednio do miliardera, by włączył sygnał Starlinków podczas operacji wojskowej, a Musk nie zawsze reagował na te prośby. Czasem rząd USA włączał się w negocjacje w tej sprawie.
Eksperci ostrzegają, że Ukraina w zbyt dużym stopniu zależna jest w niezwykle ważnej kwestii od jednej firmy, w dodatku „zarządzanej przez osobę tak nieprzewidywalną jak Musk”. To się jednak raczej nie zmieni, bo nie ma zbyt wielu alternatyw - podsumowuje dziennik.
Przypomnijmy, że Rosjanie również starają się korzystać z terminali sieci Starlink. Przez ostatnie miesiące SpaceX, rząd Ukrainy oraz Pentagon wspólnymi siłami starli się zapobiec tym działaniom. 9 maja br. amerykański Departament Obrony poinformował, że udało się uniemożliwić nieuprawnionemu korzystaniu przez rosyjskie wojsko z terminali internetowych Starlink.
„Jak dotąd skutecznie przeciwstawialiśmy się rosyjskiemu wykorzystaniu, ale jestem pewien, że Rosja będzie w dalszym ciągu próbować znaleźć sposoby wykorzystania Starlink i innych komercyjnych systemów komunikacji” – powiedział John Plumb, szefa działu polityki kosmicznej Departamentu Obrony USA.

Autor. Ross Helen/Envato Elements

Źródło PAP

SPACE24
https://space24.pl/bezpieczenstwo/technologie-wojskowe/rosja-skutecznie-zakloca-siec-starlink-na-ukrainie

Rosja skutecznie zakłóca sieć Starlink na Ukrainie.jpg

Napisano

Pamięć kwantowa, jakiej jeszcze nie było. Naukowcy dokonali dwóch niezwykłych wyczynów za jednym razem
2024-05-28. Aleksander Kowal
Przedstawiciele Uniwersytetu w Manchesterze przeprowadzili badania poświęcone materiałowi 2D. Chcieli wykorzystać go w formie pamięci kwantowej, a teraz opisują swoje dokonania.
Opis ten znalazł się w artykule zamieszczonym na łamach Nature Materials. Członkowie zespołu badawczego, jak wyjaśniają, utworzyli pamięć kwantową, która działała nawet w temperaturze pokojowej. To wielkie ułatwienie względem dotychczasowych dokonań, ponieważ zazwyczaj potrzebne było utrzymywanie wartości bliskich zeru absolutnemu. Takim mianem określa się najniższą temperaturę występującą we wszechświecie.
A mówimy przecież o materiale, którego grubość wynosi zaledwie kilka atomów. Jest nim heksagonalny azotek boru, a w zasadzie występujące w nim defekty. Szczeliny te, z pozoru mało pożądane, mogą oferować szereg praktycznych zastosowań. Chodzi między innymi o projektowanie czujników kwantowych czy sieci kwantowych.
Jedna z autorek badania, Carmen Gilardoni, wyjaśnia, że zapisanie stanu kwantowego na spinie elektronów prowadzi do sytuacji, w której informacja będzie przechowywana przez około jedną milionową sekundy. Z punktu widzenia człowieka to oczywiście bardzo krótki okres, w którym nawet nie zdążylibyśmy mrugnąć okiem. W kwantowym świecie realia są jednak zgoła odmienne.
Pamięć kwantowa w materiale 2D, którą opracowali naukowcy z Uniwersytetu w Manchesterze, funkcjonuje nawet w temperaturze pokojowej
Poza brakiem wymogów temperaturowych, istotny jest zarazem brak konieczności stosowania dużych magnesów, aby utrzymać przechowywanie stanu kwantowego spinu. Z jednej strony mamy więc możliwość działania w warunkach dalekich od zera absolutnego, osiągalnych bez jakiegokolwiek sprzętu, z drugiej natomiast nawet pod względem magnetycznym wymagania nie są wielkie.
Poszczególne warstwy heksagonalnego azotku boru trzymają się razem za sprawą sił molekularnych wbudowanych w sam materiał. Z kolei wspomniane defekty mogą powstawać podczas syntezy lub przetwarzania tego dwuwymiarowego materiału. To właśnie w tych szczelinach znajdują się swego rodzaju kieszenie, w których mogą być przechowywane elektrony.
Naukowcy z Wielkiej Brytanii nie ograniczyli się jedynie do śledzenia elektronów w tych defektach. Dodatkowo byli w stanie nimi manipulować przy pomocy światła, czego nigdy przedtem nie robiono w temperaturze pokojowej. Pomimo bardzo krótkiego trwania pożądanego stanu, naukowcy widzą wielki potencjał w tej technologii i zamierzają sprawić, że przechowywanie stanów kwantowych potrwa dłużej.
Celem na najbliższą przyszłość będzie przekroczenie granicy jednej milionowej sekundy. Poza tym naukowcy będą chcieli zwiększyć niezawodność defektów oraz jakość emitowanego światła. Potencjalne czujniki będą mogły posłużyć do wykonywania niezwykle precyzyjnych pomiarów dotyczących zjawisk zachodzących we wszechświecie czy projektowania sieci kwantowych zapewniających szybką i bezpieczną komunikację. Zakres zastosowań będzie więc szeroki i wykroczy daleko poza Ziemię.
https://www.chip.pl/2024/05/rosja-kontra-usa-bron-zagluszarki-ukraina

Pamięć kwantowa, jakiej jeszcze nie było. Naukowcy dokonali dwóch niezwykłych wyczynów za jednym razem.jpg

Napisano

Nadchodzą nowe zorze polarne. Sonda Solar Orbiter odkrywa tajemnice wiatru słonecznego
2024-05-28. Radek Kosarzycki
Na powierzchni Ziemi tego nie jesteśmy w stanie odczuć, ale Ziemia, tak jak i wszystkie inne planety Układu Słonecznego bezustannie bombardowane są przez emitowany przez Słońce strumień wysokoenergetycznych cząstek znany także jako wiatr słoneczny. Obszar zdominowany przez wiatr słoneczny a obejmujący cały Układ Słoneczny znany jest jako heliosfera.
Naukowcy analizujący wiatr słoneczny zauważają od lat, że czasami dociera strumień cząstek poruszających się z mniejszą, a czasami z większą prędkością. O ile jednak jesteśmy w stanie mierzyć wiatr słoneczny w otoczeniu Ziemi, to wciąż mamy problem z ustaleniem, w jaki sposób tak naprawdę on powstaje na powierzchni Słońca. Co więcej, badacze od dawna chcą poznać odpowiedź na pytanie o to, w jaki sposób powstaje szybki wiatr słoneczny, a w jaki wolny.
Aby jednak spróbować odpowiedzieć na to pytanie, trzeba by było przyjrzeć się strumieniowi w miejscu, w którym on powstaje. Z tego też powodu kilka lat temu w kierunku Słońca poleciała sonda Solar Orbiter, która miała przyjrzeć się procesowi formowania wiatru słonecznego bezpośrednio na miejscu, w atmosferze Słońca. Tylko tam można jednoznacznie ustalić, skąd się biorą cząstki, które wypełniają całą przestrzeń międzyplanetarną w naszym układzie planetarnym.
Sonda Solar Orbiter wyposażona jest w 10 instrumentów naukowych, z których część jest w stanie fotografować powierzchnię Słońca z bliska, a część jest w stanie rejestrować wiatr słoneczny w bezpośrednim otoczeniu sondy. Połączenie danych z tych dwóch rodzajów instrumentów może pozwolić odpowiedzieć na pytanie o naturę wiatru słonecznego.
Przeglądając dane pomiarowe zebrane za pomocą instrumentów sondy Solar Orbiter, naukowcy zidentyfikowali strumienie wiatru słonecznego o różniących się od siebie prędkościach. Następnie strumienie te zostały powiązane z obszarami w niższej warstwie atmosfery Słońca, które były widoczne dla instrumentów sondy w czasie wykonywania pomiarów prędkości wiatru słonecznego.
Skąd się bierze wolny i szybki wiatr słoneczny?
Powierzchnia Słońca nie jest gładką powierzchnią. Poza bezustannie bulgoczącą powierzchnią, w niższych warstwach atmosfery słonecznej można zobaczyć liczne pętle, w których plazma układa się wzdłuż linii pola magnetycznego. Czasami owe linie mają dwa końce zanurzone w powierzchni Słońca, a czasami te pętle są rozerwane i jeden koniec zanurzony jest w powierzchni Słońca, a drugi wystaje w kierunku przestrzeni kosmicznej.
Wyniki obserwacji wskazują, że szybki strumień wiatru słonecznego ma swoje źródło właśnie w takich otwartych pętlach magnetycznych. Naukowcy nawet porównują je do swoistych autostrad, którymi plazma ucieka z dużą prędkością w przestrzeń międzyplanetarną.
Wolny wiatr słoneczny ma natomiast źródło w gorętszych obszarach, w których pętle magnetyczne są zamknięte. To tutaj czasami dochodzi do zerwania tych pętli, a następnie do ich ponownego połączenia, tzw. rekoneksji magnetycznej. To właśnie tutaj swoje źródło ma wolny wiatr słoneczny. Gdyby nie fakt, że sonda Solar Orbiter znajdująca się w bezpośrednim otoczeniu Słońca może łączyć ze sobą pomiary wykonywane w swoim bezpośrednim otoczeniu oraz obserwacje powierzchni Słońca wykonywane z pokładu sondy, tego związku nigdy byśmy nie poznali.
Słońce przechodzi właśnie przez maksimum swojej aktywności w 11-letnim cyklu aktywności i będzie o sobie przypominało w najbliższych dniach.
Na początku maja na powierzchni Słońca utworzyła się potężna grupa plam słonecznych oznaczona numerem AR3664 widoczna na zdjęciu tytułowym. Wyemitowane przez nią w ciągu kilku dni rozbłyski oraz koronalne wyrzuty masy sprawiły, że 10 maja 2024 roku ludzkość miała okazję zobaczyć na dużym obszarze Ziemi zorze polarnych, jakich nie było na Ziemi nawet od 500 lat. Kilka dni później grupa plam słonecznych schowała się za zachodnią krawędzią Słońca.
Teraz jednak naukowcy wskazują, że zaledwie za kilka dni, wraz z obrotem Słońca wokół własnej osi, AR 3664 ponownie zwróci się w stronę Ziemi. Jeżeli grupa wygląda tak samo jak pół miesiąca temu, możemy spodziewać się, że po raz kolejny jej aktywność doprowadzi do pojawienia się zórz polarnych na obszarach, na których na co dzień one nie występują.
Wiadomo, że przez ostatnie dwa tygodnie grupa plam, choć nie była widoczna z Ziemi, nie próżnowała. Naukowcy wskazują, że wspomniana wyżej sonda Solar Orbiter zaobserwowała 20 maja wyemitowany przez AR 3664 rozbłysk o sile X12, najsilniejszy rozbłysk od września 2017 roku.
Kiedy zatem powinniśmy się spodziewać powtórki z rozrywki? Naukowcy wskazują, że 6 czerwca grupa AR3664 będzie ponownie skierowana w stronę Ziemi. Dokładnie wtedy, gdy Księżyc będzie w nowiu, a więc nie będzie przeszkadzał w obserwacjach ewentualnej zorzy polarnej. Czy jednak ostatecznie dojdzie do spektakularnej burzy geomagnetycznej? Odpowiedź na to pytanie poznamy dopiero na początku czerwca. Warto jednak wypatrywać komunikatów na ten temat.

The Sun seen by the Solar Orbiter at closest approach (4K UHD)
https://www.youtube.com/watch?v=L00J3hZCdFs

https://www.chip.pl/2024/05/rosja-kontra-usa-bron-zagluszarki-ukraina

Jest szansa na powrót zorzy polarnej do Polski. Wiemy, kiedy się jej spodziewać.jpg

Napisano

Jest szansa na powrót zorzy polarnej do Polski. Wiemy, kiedy się jej spodziewać
2024-05-28. Źródło: Live Science, Z głową w gwiazdach, tvnmeteo.pl


Zorze polarne mogą powrócić w czerwcu na nasze niebo. Aktywny region słoneczny AR3664, odpowiedzialny za silną burzę magnetyczną z początku maja, już wkrótce znów zwróci się w stronę Ziemi. Co istotne, w obserwacjach pomoże nam także Księżyc.
9 maja Słońce wyemitowało szereg silnych rozbłysków, którym towarzyszyły koronalne wyrzuty masy (CME), czyli ogromne obłoki namagnetyzowanej plazmy. Ich głównym źródłem był skierowany w stronę Ziemi region słoneczny AR3664. Dzięki jego aktywności między 10 a 12 maja niebo nad Polską rozświetliły zorze polarne, a światła północy widoczne były nawet stosunkowo niedaleko równika.
Słońce wykonuje pełen obrót dookoła własnej osi w 27 ziemskich dni, co oznacza, że AR3664 na pewien czas zniknął nam z oczu. Nie oznacza to jednak, że zebrało mu się na lenistwo - 20 maja wyemitował najsilniejszy jak do tej pory rozbłysk klasy X12, zaobserwowany przez sondę Solar Orbiter. Teraz gigantyczna plama na Słońcu znów powoli zwraca się w stronę Ziemi.
Kiedy spojrzeć w niebo?
Jak poinformował Karol Wójcicki, popularyzator astronomii, autor bloga "Z głową w gwiazdach", coraz lepiej widoczny z Ziemi AR3664 w poniedziałek wyemitował rozbłysk klasy X2.9. Jego aktualne położenie właściwie wyklucza powstanie poważniejszych burz geomagnetycznych, ale utrzymująca się aktywność dobrze rokuje. "AR3664 powraca! I od razu wali X2.9! Teraz jeszcze w bok, niegroźnie. Ale za tydzień? Nie mogę się doczekać!" - przekazał w mediach społecznościowych.
Co istotne, AR3664 będzie zwrócony w stronę Ziemi w momencie, gdy Księżyc jest bardzo blisko nowiu - dojdzie do niego w czwartek 6 czerwca. Oznacza to, że w obserwacjach nie będzie przeszkadzało odbite światło Księżyca. Warto zachować czujność także kilka nocy przed i po tej dacie, ponieważ przy odrobinie szczęścia czeka nas kilkudniowy spektakl. Oczywiście aktywność regionu AR3664 jest wysoce nieregularna. Może się okazać, że nie wyemituje on wystarczająco silnego rozbłysku, by wywołać zorze polarne widoczne w Polsce.
Jak tłumaczyła w rozmowie z tvnmeteo.pl Helena Ciechowska z Centrum Badań Kosmicznych PAN, nasza gwiazda prawdopodobnie wchodzi w maksimum cyklu słonecznego. Wtedy na jej powierzchni pojawiają się szczególnie aktywne regiony związane z powstawaniem rozbłysków słonecznych i CME, a co za tym idzie, zwiększają się szanse na wystąpienie silnych burz geomagnetycznych.
Autorka/Autor:as
Źródło: Live Science, Z głową w gwiazdach, tvnmeteo.pl
Źródło zdjęcia głównego: Jurand/ Kontakt 24
https://tvn24.pl/tvnmeteo/nauka/jest-szansa-na-powrot-zorzy-polarnej-do-polski-wiemy-kiedy-sie-jej-spodziewac-st7937664

Jest szansa na powrót zorzy polarnej do Polski. Wiemy, kiedy się jej spodziewać.jpg

Napisano

Statek kosmiczny Starship jest gotowy do kolejnego historycznego lotu
Autor: admin (2024-05-28)
Fani kosmonautyki z całego świata wyczekują kolejnego lotu największej rakiety, którą kiedykolwiek stworzył człowiek - systemu nośnego Starship/SuperHeavy. Firma SpaceX właśnie pomyślnie przeprowadziła kluczowy test przed zbliżającą się próbą.
20 maja br. SpaceX wykonało test WDR (Wet Dress Rehearsal), który jest traktowany jako próba generalna przed oficjalnym lotem. Przebieg testu był bardzo zbliżony do rzeczywistego startu - obejmował tankowanie, sprawdzenie wszystkich systemów naziemnych oraz ogólny przegląd rakiety, z pominięciem jedynie włączenia silników.
Jak informuje SpaceX, testy zakończyły się sukcesem, a co za tym idzie - w pełni zintegrowana rakieta jest gotowa do zbliżającej się próby. Przypomnijmy, że system nośny Starship/SuperHeavy składa się z potężnego pierwszego stopnia Super Heavy oraz statku kosmicznego Starship/Ship na górnym stopniu. W przypadku nadchodzącej misji IFT-4 wykorzystane zostaną Booster 11 oraz Ship 29.
"Udany test WDR oznacza, że IFT-4 może odbyć się za około 2 tygodnie" - zapowiedział Elon Musk na X.
Głównym celem tej próby będzie sprawdzenie, czy górny stopień rakiety (Ship 29) przetrwa ponowne wejście w ziemską atmosferę i bezpiecznie wpadnie do oceanu.
Przypomnijmy, że podczas trzeciego lotu testowego w marcu br. nie udało się tego osiągnąć. Jednak całość była i tak historycznym sukcesem, ponieważ zrealizowano szereg innych kluczowych celów, w tym demonstrację transferu paliwa w przestrzeni kosmicznej. Separacja stopni również przebiegła bez problemów, a infrastruktura startowa nie ucierpiała. Problemy zaczęły się dopiero w momencie powrotu obu segmentów w kierunku oceanu, gdzie miało dojść do kontrolowanego wodowania.
Mimo to, SpaceX pokazało wtedy ogromny postęp w projekcie Starship/SuperHeavy oraz imponujące możliwości tej rakiety. Przed nami zapewne równie ekscytujący lot, który jeszcze bardziej przybliży firmę do uzyskania pełnej operacyjności systemu.
Warto również wspomnieć, że wraz z początkiem 2024 r. Elon Musk ogłosił, iż trwają prace nad nową, jeszcze większą wersją Starshipa - modelem V3. Ten system ma mierzyć aż 140-150 metrów wysokości, co stanowi kolejny krok milowy w rozwoju gigantycznej rakiety. Jak na razie, dobrze znana nam wersja Starship/SuperHeavy ma około 120 metrów.
Tymczasem, w piątek 24 maja, na platformie X (dawniej Twitter) Elon Musk poinformował, że czwarty lot testowy systemu Starship/SuperHeavy odbędzie się za około 10 dni! To oznacza, że fani kosmonautyki mogą szykować się na kolejne historyczne wydarzenie.
https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/statek-kosmiczny-starship-jest-gotowy-do-kolejnego-historycznego-lotu

Statek kosmiczny Starship jest gotowy do kolejnego historycznego lotu.jpg

Napisano

Czeka nas przełom w fizyce? Naukowiec twierdzi, że dysponujemy niezbędnym sprzętem

2024-05-28. Karol Kubak
Promieniowanie Hawkinga jest jednym z zagadnień fizyki, nad którym pracują współcześni naukowcy. Dotychczas nikomu nie udało się go zaobserwować, ale francuski naukowiec uważa, że może być zaobserwowane przy użyciu... istniejących na Ziemi teleskopów.

Chyba nie ma osoby, która nie słyszałaby o jednym z najsłynniejszych fizyków XX i XXI wieku - Stephenie Hawkingu. Zajmował się nie tylko badaniem kosmosu, ale także popularyzacją nauki poprzez pisanie książek.
Ten wybitny naukowiec w 1974 roku stwierdził, że czarne dziury powinny nie tylko pochłaniać promieniowanie, ale także je emitować. Tak zwane promieniowanie Hawkinga nie zostało jeszcze zaobserwowane, ale grupa europejskich badaczy odkryła, że powinno być ono obserwowalne za pomocą istniejących teleskopów, które są w stanie wykryć cząstki światła o bardzo wysokiej energii.

Zagadkowe promieniowanie mogą wykryć teleskopy na Ziemi
Gdy dwie masywne czarne dziury zderzą się i połączą lub gdy stanie się tak z gwiazdą neutronową i czarną dziurą, zostają wyemitowane fale grawitacyjne, tj. falowanie w strukturze czasoprzestrzeni, które przemieszcza się na zewnątrz, często na grafikach wygląda niczym zmarszczki na wodzie po rzuceniu kamieniem. Niektóre z tych fal docierają do Ziemi miliony, a nawet miliardy lat później.
Wspomniane zderzenia emitują również pewną liczbę "kawałków czarnych dziur", mniejszych czarnych dziur o masach rzędu asteroidy, powstałych w niezwykle silnym polu grawitacyjnym wokół połączenia. W całym procesie generowane są również rozbłyski promieniowania gamma.
Zespół naukowców wykorzystał kod open source o nazwie BlackHawk, który oblicza widma parowania Hawkinga dla dowolnego rozkładu czarnych dziur do wykazania, że promieniowanie Hawkinga z fragmentów czarnych dziur tworzy rozbłyski promieniowania gamma, które mają charakterystyczny "odcisk palca".

Promieniowanie to może być wykryte przez teleskopy Czerenkowa - naziemne czasze antenowe, które mogą wykrywać wysokoenergetyczne fotony (promieniowanie gamma) w zakresie energii od 50 GeV (gigaelektronowoltów, czyli miliardów elektronowoltów) do 50 TeV (teraelektronowoltów, biliona elektronowoltów).
Obecnie istnieją cztery takie teleskopy: High Energy Stereoscopic System (HESS) w Namibii, Major Atmospheric Gamma Imaging Telescopes Czerenkowa (MAGIC) na jednej z Wysp Kanaryjskich, Pierwszy Teleskop Czzerenkowa G-APD (FACT), na wyspie La Palma w archipelagu Kanaryjskim oraz Very Energetic Radiation Imaging Telescope Array System (VERITAS) w Arizonie. Chociaż każdy z nich wykorzystuje inną technologię, wszystkie mogą wykryć fotony Czerenkowa w zakresie energii GeV-TeV.

Odkrycie promieniowania Hawkinga rzuciłoby nowe światło na badanie czarnych dziur, w tym tworzenie się fragmentów czarnych dziur i tworzenie cząstek o energiach wyższych niż można osiągnąć na Ziemi.

Zaskoczeniem było odkrycie, że kawałki czarnej dziury mogą promieniować powyżej możliwości detekcji obecnych wysokoenergetycznych teleskopów Czerenkowa na Ziemi.
Powiedział Giacomo Cacciapaglia, główny autor z Université Lyon Claude Bernard 1 w Lyonie we Francji.

Francuski naukowiec zauważył również, że bezpośrednie wykrycie promieniowania Hawkinga z kawałków czarnych dziur byłoby pierwszym dowodem na kwantowe zachowanie czarnych dziur. - Jeśli proponowany sygnał zostanie zaobserwowany, będziemy musieli zakwestionować obecną wiedzę o naturze czarnych dziur - dodał.
Aby nie poprzestać na teorii, w planach jest teraz skontaktowanie się z grupami eksperymentalnymi i wykorzystanie zebranych danych do poszukiwania promieniowania Hawkinga.
Badania zostały opublikowane na serwerze preprintów arXiv.
Czy naukowcom uda się uchwycić promieniowanie Hawkinga? /123RF/PICSEL

Wizja artystyczna obserwatorium z teleskopami Czerenkowa /G. Pérez, IAC/CC BY-SA 3.0 DEED (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.en) /Wikimedia

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-czeka-nas-przelom-w-fizyce-naukowiec-twierdzi-ze-dysponujemy,nId,7539274

Czeka nas przełom w fizyce Naukowiec twierdzi, że dysponujemy niezbędnym sprzętem.jpg

Napisano

Elon Musk rozważa kosmiczną inwestycję w Indonezji
2024-05-28. Wojciech Kaczanowski
Amerykański gigant technologiczny SpaceX uruchomił usługę internetu satelitarnego Starlink w Indonezji. W inauguracji wziął udział sam właściciel firmy - Elon Musk. Z doniesień medialnych wynika, że władze państwa zachęcały miliardera do nowych inwestycji w Indonezji, w tym budowy platformy startowej dla rakiet orbitalnych.
W ostatnim czasie wizytę na Bali w Indonezji złożył Elon Musk - miliarder i właściciel firm, tj. SpaceX oraz Tesla. Spotkanie z władzami państwa było inauguracją świadczenia usług internetu satelitarnego Starlink. Umożliwi to mieszkańcom dostęp do informacji ze świata, a także pomoże organom państwa w usprawnieniu usług w sektorach edukacji, zdrowia oraz gospodarki wodnej.
„Naprawdę ważne jest, aby podkreślić znaczenie łączności internetowej oraz tego, jak bardzo może ona zmienić i uratować życie” - powiedział Elon Musk, cytowany przez CNBC, lokalnym mediom. „A jeśli masz towary i usługi, które chcesz sprzedać światu, a nawet jeśli znajdujesz się w odległej wiosce, możesz to teraz zrobić za pomocą połączenia internetowego.” - dodał miliarder.
Nowe możliwości inwestycyjne
Z doniesień medialnych wynika, że działalność sieci Starlink może nie być jedyną inwestycją Elona Muska w Indonezji. Władze państwa złożyły również propozycję budowy na ich terytorium fabryki akumulatorów do samochodów elektrycznych Tesla oraz kompletnych pojazdów w przyszłości. Oprócz branży motoryzacyjnej pojawiają się doniesienia o potencjalnym centrum sztucznej inteligencji.
Oprócz wyżej wymienionych ofert, władze Indonezji złożyły również propozycję budowy platformy startowej dla rakiet orbitalnych. Za potencjalne miejsce inwestycji uznawana jest wyspa Biak w indonezyjskiej prowincji Papua. Położenie geograficzne wydaje się idealne dla tego typu przedsięwzięcia.
Rakieta wynosząca ładunek w przestrzeń kosmiczną po starcie kieruje się na wschód - zgodnie z ruchem obrotowym Ziemi. Wschodnie wybrzeże wyspy Biak ma dostęp do Oceanu Spokojnego, dlatego części systemu nośnego mogłyby lądować w wodzie lub na specjalnie przystosowanej barce, bez zagrożenia dla okolicznych mieszkańców.
Biak znajduje się ponadto stopień poniżej równika, co ma znaczenie w przypadku wymaganej prędkości. Startując z równika prędkość liniowa spowodowana ruchem orbitalnym Ziemi wynosi ponad 1600 km/h i zmniejsza się w stronę biegunów naszej planety. W przypadku budowy platformy startowej na Biak, cecha ta ma duże znaczenie.
Mieszkańcy protestują
Propozycja budowy platformy startowej w Indonezji pojawiła się już kilka lat temu, natomiast spotkała się z protestem lokalnych mieszkańców. Na przełomie 2020 i 2021 r. prezydent Indonezji Joko Widodo złożył ofertę Muskowi, która według polityka „przyniosłaby pozytywne skutki gospodarcze” dla wyspy.
Zupełnie odmiennego zdania pozostawali wówczas wyspiarze, którzy twierdzili, że inwestycja spowoduje wylesienie i zniszczenie ekosystemu na Biak.
„Ten port kosmiczny będzie nas kosztować nasze tradycyjne tereny łowieckie, niszcząc przyrodę, od której zależy nasz sposób życia. Jeśli jednak zaprotestujemy, zostaniemy natychmiast aresztowani” - powiedział cytowany przez The Guardian Manfun Sroyer, ówczesny wódz plemienny na Biak.
Wszystko w rękach Muska
Przyszłość kolejnych inwestycji Elona Muska w Indonezji pozostaje nieznana. Z wypowiedzi władz państwa wynika, że oferty zostały przedłożone miliarderowi, który rozważy je, a następnie podejmie decyzję. Pomysł platformy startowej wydaje się interesującym rozwiązaniem, natomiast istnieje dużo przeszkód do jego realizacji.
Kluczowe wydaje się pytanie, czy tego typu inwestycja w obecnym stanie rozwoju SpaceX jest konieczna. Przy tak korzystnej współpracy z NASA i amerykańskim rządem, projektem największej rakiety na świecie Starship/Super Heavy, itd. budowa infrastruktury naziemnej dla rakiet w Indonezji ma raczej niewielkie znaczenie. Miliarder lubi jednak zaskakiwać.
Elon Musk rozważa inwestycję w Indonezji
Autor. Daniel Oberhaus, https://en.wikipedia.org/wiki/File:Elon_Musk_at_a_Press_Conference.jpg

SPACE24
https://space24.pl/przemysl/rynek-globalny/elon-musk-rozwaza-kosmiczna-inwestycje-w-indonezji

Elon Musk rozważa kosmiczną inwestycję w Indonezji.jpg

Napisano

Rakieta Electron wyniosła nowego satelitę NASA. Pomoże badać efekt cieplarniany
2024-05-28. Mateusz Mitkow
25 maja br. system nośny Electron firmy Rocket Lab wyniósł na orbitę okołoziemską nowego satelitę amerykańskiej agencji kosmicznej NASA. Jest to pierwsza z dwóch planowanych jednostek, które mają badać ilość ciepła, emitowanego w przestrzeń kosmiczną z obszarów Arktyki i Antarktydy.
Kilka dni temu amerykańska firma Rocket Lab przeprowadziła udany start swojej flagowej rakiety o nazwie Electron. Wydarzenie miało miejsce 25 maja br. na terenie bazy w Mahia w Nowej Zelandii. Na pokładzie systemu nośnego znalazł się pierwszy z dwóch planowanych satelitów do obserwacji Ziemi, który został opracowany przez NASA w ramach misji naukowej PREFIRE (Polar Radiant Energy in the Far-InfraRed Experiment). Amerykańska agencja kosmiczna potwierdziła pomyślne umieszczenie satelity na orbicie.
Rakieta Electron wyniesie niedługo także drugiego z satelitów PREFIRE. Dokładna startu nie została jeszcze ogłoszona, ale Rocket Lab twierdzi, że dojdzie do tego w ciągu trzech najbliższych tygodni. Obie jednostki mają rozmiar 6U (20 cm × 10 cm × 34,05 cm), więc są one zaliczane do grupy CubeSatów. Ich głównym celem będzie pomoc w precyzyjnym przewidywaniu, w jaki sposób kryzys klimatyczny ma wpływ na poziom mórz, zmienność pogody czy grubość pokrywy śnieżnej i lodowej.
Jednostki zostały wyposażone w termiczne spektrometry podczerwieni, co ma sprawić, że opracowywane dzięki pozyskiwanym w ten sposób danym modele klimatyczne będą dokładniejsze. „Pomoże to zrozumieć lepiej zrozumieć, jak zmieni się system naszej planety w nadchodzących latach” - podkreśliła Karen St. Germain, dyrektor działu nauk o Ziemi NASA.
Naukowcy podkreślają wagę opisywanej misji. Pomoże ona lepiej zrozumieć efekt cieplarniany, występujący w rejonach polarnych, a w szczególności w jaki sposób chmury, para wodna i inne elementy atmosfery ziemskiej zatrzymują ciepło i powstrzymują je przed promieniowaniem w przestrzeń kosmiczną. To niezwykle ważne biorąc pod uwagę, że temperatura na Arktyce wzrosła ponad 2,5 razy szybciej niż reszta planety, licząc od lat 70. XX w.
Jak tłumaczą badacze, obszary tropikalne Ziemi pochłaniają dużo energii ze Słońca. Prądy powietrzne i oceaniczne przenoszą ją w stronę biegunów, skąd ciepło promieniuje w przestrzeń kosmiczną. NASA poinformowała, że znaczna część tego ciepła pochodzi z fal dalekiej podczerwieni, które nigdy nie były systematycznie mierzone. „Czegoś takiego nigdy nie robiono systematycznie z orbity” - podkreśla również firma Rocket Lab. Satelity będą zbierać informacje z określonych obszarów w odstępie kilku godzin.
Warto zwrócić uwagę, że opisywana misja to już 48. lot orbitalny rakiety Electron w historii jej użytkowania oraz 6. w obecnym roku. W 2024 r. firma Rocket Lab spodziewała się zrealizować ponad 20 wystrzeleń Electrona, w tym dwa w suborbitalnej wersji HASTE, lecz ze względu na opóźnienia po stronie klientów nie uda się tego dokonać.
W firmie trwają pracę nad odzyskiwaniem pierwszego stopnia tejże rakiety, aby była ona wielokrotnego użytku. Jednocześnie trwają pracę nad zupełnie nowym systemem nośnym o nazwie Neutron. Ma on mierzyć ponad 40 m i dysponować możliwością wynoszenia do 13 t ładunku na niską orbitę okołoziemska (LEO), a także do 1,5 t na Wenus czy Marsa. Debiut nowej rakiety jest planowany na 2025 r.
Źródło: PAP/NASA/Space24.pl
Autor. Rocket Lab

SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/systemy-nosne/rakieta-electron-wyniosla-nowego-satelite-nasa-pomoze-badac-efekt-cieplarniany

Rakieta Electron wyniosła nowego satelitę NASA. Pomoże badać efekt cieplarniany.jpg

Napisano

Technologie satelitarne w zarządzaniu kryzysowym (27-28.05.2024)
2024-05-29. Krzysztof Kanawka
Podsumowanie konferencji, która odbyła się w dniach 27-28 maja w Gdańsku.
W dniach 27 – 28 maja 2024 w Gdańsku odbyła się konferencja “Technologie satelitarne w zarządzaniu kryzysowym”.
Dane satelitarne mają duże znaczenie tam, gdzie wskutek działalności człowieka lub kataklizmów naturalnych dostęp do “tradycyjnej” infrastruktury jest niemożliwy. Ponadto, możliwości satelitarnego obrazowania Ziemi pozwalają na przewidywanie oraz monitoring rozwoju sytuacji kryzysowej.
W ostatnich miesiącach, w wyniku rosyjskiej agresji na Ukrainę wzrosło wyraźnie zapotrzebowanie na wsparcie technikami i technologiami satelitarnymi w zarządzaniu kryzysowym. Sytuacja uległa zmianie także w Polsce, m.in. wskutek powszechnemu zagłuszaniu sygnałów GNSS, które są regularnie rejestrowane od końca zeszłego roku.
W dniach 27-28 maja 2024 w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku odbyła się konferencja pt “Technologie satelitarne w zarządzaniu kryzysowym”. Konferencja została zorganizowana przez Polską Agencję Kosmiczną POLSA przy współpracy z Gdańską Agencją Rozwoju Gospodarczego, Urzędem Marszałkowskim Województwa Pomorskiego oraz przy wsparciu Agencji Unii Europejskiej ds. Programu Kosmicznego (EUSPA). Do Gdańska zjechało się ponad 250 przedstawicieli sektora kosmicznego, resortów związanych z bezpieczeństwem państwa, interesariuszy oraz przedstawicieli lokalnych władz. Nie zabrakło także przedstawicieli agencji POLSA, EDA oraz EUSPA.
Podczas drugiego dnia konferencji zaprezentowały się także firmy z sektora kosmicznego, które oferują rozwiązania oparte o telekomunikację, GNSS, obserwacje Ziemi jak również proponujące alternatywne rozwiązania dla “tradycyjnych” technik satelitarnych. Tego dnia na sesji dotyczącej europejskiego programu Cassini wystąpił także przedstawiciel Blue Dot Solutions.
(POLSA)

Konferencja TECHNOLOGIE SATELITARNE W ZARZĄDZANIU KRYZYSOWYM - dzień 1 (27.05.2024)
https://www.youtube.com/watch?v=ZRMH-h9pCT4
Dzień pierwszy konferencji / Credits – POLSA

Konferencja TECHNOLOGIE SATELITARNE W ZARZĄDZANIU KRYZYSOWYM - dzień 2 (28.05.2024)
https://www.youtube.com/watch?v=tKqOAOUM_pA
Drugi dzień konferencji / Credits – POLSA

https://kosmonauta.net/2024/05/technologie-satelitarne-w-zarzadzaniu-kryzysowym-27-28-05-2024/

Technologie satelitarne w zarządzaniu kryzysowym (27-28.05.2024).jpg

Napisano

Satelita z... magnolii. „Niezwykle cenny krok”
2024-05-29.ŁZ.
Japońscy naukowcy skonstruowali pierwszego na świecie drewnianego satelitę. Niewielki obiekt w kształcie sześcianu zostanie wysłany w przestrzeń kosmiczną najpewniej we wrześniu na pokładzie rakiety firmy SpaceX wystrzelonej ze Stanów Zjednoczonych – podała agencja Kyodo.
LignoSat to efekt czterech lat pracy badaczy z Uniwersytetu w Kioto oraz tokijskiej firmy Sumitomo działającej w branży drzewnej. Nazwa to połączenie łacińskiego wyrazu „ligno” oznaczającego drewno oraz skrótu wyrazu „satelita”.
Zdaniem naukowców drewniane satelity są bardziej przyjazne dla środowiska, gdy spalają się po ponownym wejściu w atmosferę ziemską. Konwencjonalne satelity zbudowane w znacznej mierze z aluminium mogą zostawiać cząstki tlenku glinu, które niekorzystnie wpływają na pogodę czy komunikację.
Najnowsze osiągnięcie jest „niezwykle cennym krokiem zarówno dla przemysłu kosmicznego, jak i drzewnego” – oceniły we wspólnym komunikacie Uniwersytet w Kioto i firma Sumitomo. Podkreślono, że projekt pomoże „otwierać nowe możliwości wykorzystania drewna, który jest zasobem odnawialnym”.
LignoSat to 10-centymetrowy sześcian wykonany z paneli z drewna magnoliowego o grubości od 4 do 5,5 milimetra, z ramą częściowo wykonaną z aluminium. Ma panele słoneczne i waży około 1 kilogram.
Tradycyjna japońska technika
Naukowcy chwalą się, że zbudowany jest w oparciu o tradycyjną japońską technikę, która nie wymaga stosowania żadnych śrub ani materiałów klejących. Badania potwierdziły jego trwałość nawet w trudnych warunkach kosmicznych.
Chcielibyśmy w przyszłości stworzyć satelitę, łącznie z częścią podłoża elektronicznego (zawartą w środku), w całości wykonaną z drewna” – powiedział Takao Doi, astronauta pełniący funkcję profesora programowego na Uniwersytecie w Kioto.
Satelita zostanie przekazany Japońskiej Agencji Badań Kosmicznych 4 czerwca. Najpewniej we wrześniu rakieta firmy SpaceX zabierze go na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Około miesiąc później zostanie wypuszczony w przestrzeń kosmiczną. Naukowcy chcą zbadać potencjał drewna poprzez analizę danych przesłanych z nowatorskiego satelity.
LignoSat zostanie wypuszczony w przestrzeń kosmiczną około miesiąc po dotarciu do laboratorium na orbicie. Zespół planuje zbadać potencjał drewna poprzez analizę danych przesłanych z nowatorskiego urządzenia.
LignoSat ma polecieć w kosmos we wrześniu (fot. Uniwersytet w Kioto, Pexels)
źródło: Kyodo
https://www.tvp.info/77797871/satelita-z-drewna-magnolii-japonia-lignosat-poleci-w-kosmos-rakieta-spacex

Satelita z... magnolii. Niezwykle cenny krok.jpg

Napisano

Nagrał spotkanie z UFO. Ekspert twierdzi, że film jest prawdziwy

2024-05-29. Paula Drechsler
Nastolatek opublikował w serwisie YouTube nagranie z rzekomego spotkania obcych. Scott Roder, który zeznawał jako ekspert w niektórych z najgłośniejszych spraw karnych na świecie, przeanalizował nagranie o UFO i stwierdził, że jest ono autentyczne. "Te istoty... są prawdziwe", powiedział Roder.

Scott Roder jest ekspertem ds. rekonstrukcji miejsc zbrodni i kluczowym członkiem zespołu Evidence Room, firmy, która świadczy usługi rekonstrukcji miejsca zbrodni, które można wykorzystać jako dowód prawny lub kryminalistyczny podczas procesu.
Podczas swojego niedawnego wystąpienia w podcaście "Extraterrestrial Reality" z Jimem Quirkiem, Roder omówił pewien przypadek nagrania ze spotkania z UFO. Stwierdził, że film ukazuje prawdziwą sytuację i nie doszło do manipulacji nagraniem. Roder uważa, że zidentyfikował "co najmniej dwie istoty", które "używają jakiegoś urządzenia maskującego" i "zakłócają zdolność kamery do rejestrowania obrazu".

Spotkanie z UFO. Film pokazuje prawdziwą sytuację?
W 2023 roku w Las Vegas policja odnotowała szybko poruszające się po niebie jasne światło, które zdawało się lecieć wprost na spotkanie z Ziemią. Kamery policyjne nagrały coś, co po prostu przypomina meteor. Niewyjaśnione zjawisko spowodowało jednak, że policja wszczęła dochodzenie.
Dodatkowo niedługo później do komendy napłynęło zgłoszenie. Mieszkańcy jednego z okolicznych domów twierdzili, że w ich ogrodzie pojawili się obcy. 8News Now podawało wówczas, że zgłaszający mówił o czymś, co spadło z nieba i o dwóch poruszających się po podwórku "postaciach, które nie są ludźmi". Jeden z mieszkańców tej posesji, nastoletni Angel Kenmore, opublikował w serwisie YouTube film, na którym pokazuje urywki nagrań i relacjonuje wydarzenie. Rok od zajścia głos na ten temat zabrał ekspert Scott Roder, który powiedział, że jego zdaniem nagranie nie jest sfałszowane.
Kenmore twierdzi, że obcy spacerowali mu po podwórku za domem
W filmie Kenmore opowiada o spotkaniu, o tym, jak wyglądały istoty (wysokie, szczupłe, z dużymi oczami i ustami) i o śladach, jakie pozostawili obcy (okrąg na ziemi), pokazuje fragmenty nagrań i wyjaśnia, że w sprawę zaangażowała się policja. Na filmie tak naprawdę trudno cokolwiek zobaczyć, jakość nagrań jest słaba, urywki są krótkie i nie ma ewidentnego dowodu na obecność kosmitów w tym miejscu. Nie jest to film pokazujący obcego w pełnej krasie. Jednak według eksperta ds. rekonstrukcji miejsc zbrodni, który jest wyspecjalizowany w analizowaniu nagrań i fotografii, sprawa jest oczywista - nagranie pokazuje co najmniej dwie istoty pozaziemskie.

Zastosowałem te same zasady, które stosowałbym przy każdym dochodzeniu w sprawie zabójstwa - powiedział Roder, który zeznawał w sprawach takich jak proces Oscara Pistoriusa. - To, co zobaczyliśmy na tym konkretnym nagraniu, potwierdza kilka rzeczy. Że te istoty... są prawdziwe. Że są tam. To nie jest fałszywe. To nie jest oszustwo - przytacza wypowiedź Rodera "New York Post".

Ekspert o nagraniu z UFO: "Te istoty są prawdziwe. Są tam"
Doświadczony analityk spowolnił nagranie tak, aby dokładnie przyjrzeć się każdej klatce i twierdzi, że widać na filmie m.in. "głowę otoczoną dymem". Roder orzekł, że jest to "jakiś rodzaj urządzenia maskującego". Ekspert zanegował ponadto jakoby pojawienie się dwóch stworzeń na filmie było tylko złudzeniem optycznym, co sugerowało wiele osób, które obejrzały film Kenmore'a.

Chcę to wszystko, co udało nam się ustalić, ujawnić do ogólnej oceny. OK? Każdy, kto ma dyplom z fotografii, jest biegłym i wykwalifikowanym ekspertem w analizie wideo, tak jak ja, każdy, kto ma tytuł magistra lub wyższy w edukacji z zakresu analizy wideo, edycji wideo, fotografii, tworzenia filmów, animacji komputerowej i tak dalej i tak dalej. No już, sprawdźcie to - cytuje zachętę Rodera "Newsweek". - Chętnie wysłucham, co mają do powiedzenia na ten temat inni specjaliści z branży - skwitował ekspert.

Film z relacją z rzekomego spotkania z UFO ma ponad milion wyświetleń. Ekspert twierdzi, że sytuacja jest prawdziwa. Zdj. ilustracyjne. /123RF/PICSEL

Mysterious UFO captured on Las Vegas police officer's bodycam
https://www.youtube.com/watch?v=yho-_O2vtN0

Vegas alien video shows at least 2 ‘beings’ using ‘cloaking’ device: ‘opening it up to peer review’
https://www.youtube.com/watch?v=N3zsxeRFUO8

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-nagral-spotkanie-z-ufo-ekspert-twierdzi-ze-film-jest-prawdzi,nId,7541083

Nagrał spotkanie z UFO. Ekspert twierdzi, że film jest prawdziwy.jpg

Napisano

Planetoidy NEO w 2024 roku
2024-05-30. Krzysztof Kanawka
Zbiorczy artykuł na temat odkryć i obserwacji planetoid NEO w 2024 roku.
Zapraszamy do podsumowania odkryć i ciekawych badań planetoid bliskich Ziemi (NEO) w 2024 roku. Ten artykuł będzie aktualizowany w miarę pojawiania się nowych informacji oraz nowych odkryć.
Bliskie przeloty w 2024 roku
Poszukiwanie małych i słabych obiektów, których orbita przecina orbitę Ziemi to bardzo ważne zadanie. Najlepszym dowodem na to jest bolid czelabiński – obiekt o średnicy około 18-20 metrów, który 15 lutego 2013 roku wyrządził spore zniszczenia w regionie Czelabińska w Rosji.
Poniższa tabela opisuje bliskie przeloty planetoid i meteoroidów w 2024 roku (stan na 30 maja 2024). Jak na razie, w 2024 roku największym obiektem, który zbliżył się do Ziemi, jest planetoida o oznaczeniu 2024 HT1, o szacowanej średnicy około 44 metrów.
W ciągu dekady ilość odkryć obiektów przelatujących w pobliżu Ziemi wyraźnie wzrosła:
•    w 2023 roku odkryć było 113,
•    w 2022 roku – 135,
•    w 2021 roku – 149,
•    w 2020 roku – 108,
•    w 2019 roku – 80,
•    w 2018 roku – 73,
•    w 2017 roku – 53,
•    w 2016 roku – 45,
•    w 2015 roku – 24,
•    w 2014 roku – 31.
W ostatnich latach coraz częściej następuje wykrywanie bardzo małych obiektów, o średnicy zaledwie kilku metrów – co na początku poprzedniej dekady było bardzo rzadkie. Ilość odkryć jest ma także związek z rosnącą ilością programów poszukiwawczych, które niezależnie od siebie każdej pogodnej nocy “przeczesują” niebo. Pracy jest dużo, gdyż prawdopodobnie planetoid o średnicy mniejszej od 20 metrów może krążyć w pobliżu Ziemi nawet kilkanaście milionów.
Inne ciekawe badania i odkrycia planetoid w 2024 roku
2024 AA, 2024 AB i 2024 AC – trzy pierwsze planetoidy odkryte w 2024 roku to obiekty NEO.
2024 BX1: mały meteoroid o średnicy około jednego metra, wykryty na kilka godzin przed wejściem w atmosferę Ziemi. Odkrycie nastąpiło w dniu 20 stycznia za pomocą węgierskiego Konkoly Observatory przez Krisztián Sárneczky. Wejście w atmosferę Ziemi nastąpiło 21 stycznia około 01:30 CET nad Niemcami. Poniższa animacja prezentuje trajektorię podejścia 2024 BX1 do Ziemi.
Jest to dopiero ósme takie odkrycie. Oto lista odkryć, które nastąpiły, zanim jeszcze mały obiekt wszedł w atmosferę Ziemi:
•    2008 TC3 (nad Sudanem)
•    2014 AA (nad Atlantykiem)
•    2018 LA (nad Botswaną)
•    2019 MO (okolice Puerto Rico)
•    2022 EB5 (okolice Islandii)
•    2022 WJ1 (w pobliżu granicy USA/Kanada)
•    2023 CX1 (spadek i odzyskane meteoryty, Francja)
•    2024 BX1 (nad Niemcami)
2024 GJ2: mały obiekt odkryty na 2 dni przed przelotem. Pole grawitacyjne Ziemi mocno zmieniło trajektorię tego meteoroidu.
2024 JV8: przez chwilę uważany za “drugi księżyc Ziemi”, ale szybko okazało się, że jest to górny stopień rakiety Falcon 9 po misji IM-1.
Zapraszamy do podsumowania odkryć w 2023 roku. Zapraszamy do podsumowania odkryć w 2022 roku. Zapraszamy także do podsumowania odkryć obiektów NEO i bliskich przelotów w 2021 roku.
(PFA)
Bliskie przeloty w 2024 roku, LD oznacza średnią odległość do Księżyca / Credits – K. Kanawka, kosmonauta.net

Poniższe nagranie prezentuje wejście 2024 BX1 w atmosferę (kamera z Lipska).
https://kosmonauta.net/2024/05/planetoidy-neo-w-2024-roku/

 

Planetoidy NEO w 2024 roku.jpg

Planetoidy NEO w 2024 roku2.jpg

Planetoidy NEO w 2024 roku3.jpg

Napisano

Rekordowe rozbłyski w maju 2024
2024-05-30. Krzysztof Kanawka
Podsumowanie wysokiej aktywności słonecznej w maju 2024.
Pierwsza połowa maja 2024 roku okazała się być rekordowa pod względem aktywności słonecznej. Łącznie Słońce w tym miesiącu wyemitowało osiemnaście rozbłysków najbardziej energetycznej klasy X.
Podwyższona aktywność słoneczna rozpoczęła się 3 maja. Tego dnia grupa o numerze 3663 wyemitowała rozbłysk klasy X1.6. Był to wówczas trzydziesty w ogóle rozbłysk klasy X od początku aktualnego cyklu aktywności słonecznej. Piątego maja grupa 3663 wyemitowała rozbłyski X1.3 i X1.2. Szóstego maja ta sama grupa wyemitowała rozbłysk klasy X4.5. Był to wówczas trzeci względem mocy rozbłysk w całym cyklu.
Powyżej opisane rozbłyski były dopiero wstępem do prawdziwej kanonady, która nastąpiła w dniach 8 – 15 maja. W dniu 8 maja 2024 Słońce łącznie wyemitowało aż trzy rozbłyski klasy X (każdy X1.0).
W dniach 9 – 11 maja 2024 Słońce wyemitowało pięć rozbłysków klasy X, a wśród nich X5.8 – wówczas drugi najsilniejszy rozbłysk w tym cyklu. Na Ziemi obserwowano w dniach 11 i 12 maja rozległe zorze polarne. Te zjawiska były obserwowane nawet w regionach, gdzie poprzedni raz zorze polarne widziano w 1989 roku, albo i… w 1859 roku, jako efekt słynnych rozbłysków Carringtona.
W dniach 13-14 maja grupa 3664 zaczęła znikać za zachodnią krawędzią tarczy słonecznej. Mimo to aktywność tej grupy nie ustała. Notowane były nadal rozbłyski klasy X (trzy rozbłyski tej klasy w dniu 14 maja). Najsilniejszy z nich nastąpił 14 maja 2024 z maksimum o godzinie 18:51 CEST. Był to rozbłysk klasy X8.7. W momencie emisji większość grupy 3664 znajdowała się już za zachodnią krawędzią tarczy słonecznej – oznacza to, że rozbłysk mógł być jeszcze bardziej potężny.
Na tym nie zakończyły się „fajerwerki” od grupy 3664. W dniu 15 maja, “daleko za krawędzią” ta grupa wyemitowała rozbłysk klasy X3.4 z maksimum o godzinie 10:37 CEST.
Moc rozbłysk na pierwszy rzut oka nie wydaje się być wysoka. Jednakże, moc rozbłysku była mierzona z perspektywy Ziemi. Tymczasem, 15 maja grupa 3664 znajdowała się już około 24 godziny za krawędzią tarczy słonecznej. Bezpośrednie obserwacje tego rozbłysku wykonała z kolei sonda Solar Orbiter. Z tych pomiarów wynika, ze ten rozbłysk był w zakresie od X4 nawet aż do X19, z prawdopodobną wartością około X9. Oznacza to, że ten rozbłysk mógł być najsilniejszym w tym cyklu i być może nawet silniejszy od rozbłysku X9.3 z 6 września 2017.
Również 15 maja doszło do rozbłysku klasy X2.9 z obszaru, który wówczas znajdował się jeszcze za wschodnią krawędzią tarczy słonecznej. Ten obszar aktywny otrzymał 16 maja oznaczenie 3685. Na tym zakończyła się nie notowana przynajmniej od 2005 roku seria silnych rozbłysków na Słońcu.
Łącznie w poprzednim cyklu słonecznym było 48 rozbłysków klasy X. Wraz z rozbłyskiem X2.9 z 15 maja liczba rozbłysków klasy X w obecnym cyklu wyrównała ten wynik. Jest to wyraźny dowód na rosnącą aktywność słoneczną. Maksimum obecnego cyklu powinno nastąpić na przełomie 2024 i 2025 roku – kolejna „seria rozbłysków” jest prawdopodobna.
Grupa 3664 powróciła 27 maja w pobliże widocznej z Ziemi tarczy słonecznej. Tego też dnia, jeszcze za krawędzią tarczy, grupa 3664 wyemitowała rozbłysk X2.8 (notowany z Ziemi, z uwagi na przesłonięcie rozbłysku wartość mogła być wyższa). Dzień później grupa otrzymała numer 3697, ale jej rozmiary są wyraźnie mniejsze niż w połowie maja.
Na tym nie skończyły się silniejsze rozbłyski z grupy 3697. W dniu 29 maja ta grupa wyemitowała rozbłysk klasy X1.4. Łącznie zatem Słońce w tym cyklu wyemitowało już 50. rozbłysków klasy X!
Aktywność słoneczna jest komentowana w dziale na Polskim Forum Astronautycznym. Polecamy także listę najsilniejszych rozbłysków w tym cyklu słonecznym oraz najsilniejszych rozbłysków w 2022 roku, w 2023 roku.
(PFA)
Solar activity on the 8th of May 2024
https://www.youtube.com/watch?v=DDk8Uic8wYk
Aktywność słoneczna w dniu 8 maja 2024 – obraz z AIA 131 sondy SDO / Credits – NASA, SDO
Major X8.7 Solar Flare + M4.4 Eruption (5/14/2024) - SolarHam.com
https://www.youtube.com/watch?v=JJezUdh3YGs
Rozbłysk klasy X8.7 z 14 maja 2024 / Credits – NASA, SDO, SolarHam
Powrót “starej grupy” 3664 – rozbłysk X2.8 z 27 maja 2024 / Credits – NASA, SDO
https://kosmonauta.net/2024/05/rekordowe-rozblyski-w-maju-2024/

Rekordowe rozbłyski w maju 2024.jpg

Rekordowe rozbłyski w maju 2024.2.jpg

Rekordowe rozbłyski w maju 2024.3.gif

Napisano

Naukowcy wskazują na tajemnicze promieniowanie. To historyczny dowód na temat czarnych dziur
2024-05-30. Aleksander Kowal
Tak przynajmniej twierdzą autorzy publikacji mającej obecnie formę preprintu. Jest ona dostępna w bazie danych serwisu arXiv, a stojący za nią naukowcy: Giacomo Cacciapaglia, Stefan Hohenegger i Francesco Sannino, zwrócili uwagę na fragmenty wyrzucane przez czarne dziury. Jak przekonują, taki obiekt może stanowić potwierdzenie, iż promieniowanie Hawkinga da się zarejestrować.
Kluczem do rozwikłania zagadki wydają się fuzje czarnych dziur. Powstające w takich okolicznościach sygnały, zwane falami grawitacyjnymi, zostały po raz pierwszy zarejestrowane w 2015 roku przez obserwatorium LIGO. Poza czarnymi dziurami źródłem fal grawitacyjnych mogą być również gwiazdy neutronowe wchodzące ze sobą w interakcje generujące ogromne ilości energii.
Promieniowanie Hawkinga zostało opisane w 1974 roku. Słynny naukowiec twierdził, że miałoby ono pochodzić z czarnych dziur
Według badaczy stojących za najnowszymi ustaleniami w tej sprawie, to właśnie w momencie fuzji czarnych dziur pojawiają się idealne warunki ku powstawaniu promieniowania Hawkinga. Te okna czasowe nie trwają długo, dlatego naukowcy musieliby mieć wiele szczęścia, aby dostrzec taki proces. W teorii w momencie łączenia w przestrzeń kosmiczną powinny trafiać niewielkich rozmiarów “strzępki”. I to one miałyby zapewniać okazję do wykrycia promieniowania Hawkinga.
Owe fragmenty powinny w teorii wytwarzać promieniowanie gamma zawierające wysokoenergetyczne fotony. Takie rozbłyski gamma powinny więc mieć w sobie swego rodzaju sygnatury wskazujące na udział promieniowania Hawkinga. Powinno dać się je wykryć z wykorzystaniem teleskopów opartych na technice obrazowania atmosferycznych błysków promieniowania Czerenkowa.
Jednym z takowych jest obserwatorium HAWC (High-Altitude Water Cherenkov), które pozwala wykryć fotony w zakresie od 100 GeV do 100 TeV. Mimo to obserwacja tych miniaturowych czarnych dziur będzie wielkim wyzwaniem, ponieważ pod względem rozmiarów miałyby one przypominać planetoidy. Biorąc pod uwagę fakt, iż mówimy o obiektach pochłaniających światło, ich detekcja nie będzie należała do łatwych. Ale ile tak naprawdę wiemy o czarnych dziurach? To intrygujące pytanie, w szczególności w kontekście ostatnich hipotez o tym, że takowe mogą… w ogóle nie istnieć.
https://www.chip.pl/2024/05/korea-polnocna-balony-rozwoj-l-sam

Naukowcy wskazują na tajemnicze promieniowanie. To historyczny dowód na temat czarnych dziur.jpg

Napisano

Prezes ICEYE: możemy być światowym liderem w globalnej obserwacji Ziemi [WYWIAD]
2024-05-29. Mateusz Mitkow
„Polak potrafi, więc musimy dołożyć wszelkich starań, abyśmy za te 10 lat mogli być dumni, że firma z polskiego sektora kosmicznego została liderem w zakresie globalnych usług obserwacji Ziemi. […] Przygotowaliśmy wspólnie ofertę dla Wojska Polskiego, która jest na poziomie światowym, nawet nieco lepszym” – mówił w wywiadzie dla Space24.pl Rafał Modrzewski, prezes i współzałożyciel firmy ICEYE.
Rafał Modrzewski to prezes i współzałożyciel firmy kosmicznej ICEYE. Spółka została założona w 2014 r. we współpracy z fińskim wspólnikiem i specjalizuje się w radarowej obserwacji Ziemi. Obecnie ICEYE posiada największą flotę mikrosatelitów radarowych na świecie. Technologia spółki jest wykorzystywana na Ukrainie, a także przez innych zagranicznych klientów w tym Departament Obrony USA, a także rządy i branże komercyjne, takie jak ubezpieczenia, reagowanie na klęski żywiołowe i usuwanie ich skutków, bezpieczeństwo, monitoring morski i finanse. Jak udało się osiągnąć taki sukces? Czy Wojsko Polskie zamierza skorzystać z oferowanej od lat technologii? Jakie są plany spółki na najbliższe lata? W poszukiwaniu odpowiedzi zapraszamy serdecznie do poniższego wywiadu.
Mateusz Mitkow, redaktor prowadzący Space24: Zacznijmy od początku - jak doszło do tego, że postanowiłeś założyć firmę kosmiczną? Wiązałeś swoją przyszłość z tą branżą już od najmłodszych lat?
Rafał Modrzewski, prezes i współzałożyciel firmy ICEYE: Nie myślałem o swojej własnej firmie, ale od zawsze chciałem prowadzić projekty technologiczne, związać swoje życie z produkcją wysokiej technologii, którą można rozprowadzać. Zainteresowanie samym kosmosem też było u mnie widoczne od dziecka, np. zamiast kupować sobie gry na Game Boya wolałem zainwestować w teleskop. Dopiero w liceum zaczął rodzić się w mojej głowie pomysł, aby rzeczywiście stworzyć kiedyś firmę, bo wydawało mi się to bardzo kreatywne, ale myśląc o działalności kosmicznej wydawało mi się to na tamten moment niemożliwe.
Następnie poszedłem na studia na Politechnikę Warszawską, a kolejnym ważnym krokiem był wyjazd do Finlandii i tam dopiero włączyłem się w światowy trend i międzynarodową grupę ludzi, którzy budują małe satelity. Spędziłem tam 2 lata pracując przy małych satelitach i w pewnym momencie zaczęliśmy między sobą w zespole rozmawiać, że może faktycznie przydałoby się stworzyć firmę. Moje doświadczenie w budowaniu małych satelitów, studia z elektroniki, dołączenie do projektu satelitarnego, chęć założenia firmy technologicznej, czas rynkowy to wszystko się skumulowało i tak doszło do założenia ICEYE.
Tworząc firmę założyliśmy, że będziemy budowali małe satelity, dlatego że cała rewolucja technologiczna, która w tym momencie występowała, uświadomiła świat, że sposób w jaki do tej pory budowano takie urządzenia już nie ma sensu. Da się to robić szybciej, sprawniej, taniej i są one mniejsze. Nie był to jeszcze konkretny plan biznesowy, więc zastanawialiśmy się, co konkretnie można zrobić. Wpadliśmy na pomysł analizy gór lodowych w Arktyce i stąd też wzięła się nazwa ICEYE.
Chcieliśmy, aby nasze serwisy były wykorzystywane przez różnego rodzaju firmy, które mają problem z jakimikolwiek aktywnościami w Arktyce, a także w kwestii zmian klimatu. Skupialiśmy się na tym, że lód jest kluczowym zagrożeniem. Zaczęliśmy analizować czym powinien wyróżniać się nasz produkt, aby takie analizy dostarczać. Uznaliśmy, że podstawą są niezawodność oraz niezależność od warunków pogodowych czy czasu dnia. Aby mieć pewność, że informacje będą dostarczane przez cały czas, musieliśmy opracować satelity radarowe. Dlaczego radar? Bo analiza potrzeb klienta nakierowała nas wtedy do wyboru odpowiedniego instrumentu.
Firma ICEYE osiągnęła duży sukces, można śmiało powiedzieć na skalę globalną. Jak udało się to zrobić?
Ciężko tak naprawdę stwierdzić co było tym kluczem. W firmie zwracamy uwagę na kilka rzeczy, np. żeby zespół, który został zatrudniony na początku powstawania firmy do zaprojektowania pierwszego satelity radarowego miał bardzo mało doświadczenia w budowie satelity radarowego. Ktoś może się zastanawiać, dlaczego, ale chodziło nam o to, aby nie mieli oni żadnych preferencji na temat tego, jak powinien taki satelita wyglądać. Chcieliśmy wystartować z tzw. czystej karty, żeby nikt nie przywiązywał się do tego, w jakiś sposób było to robione kiedyś. Zatrudniliśmy zespół międzynarodowy, obecnie mamy w firmie ponad 60 różnych narodowości, a pierwsze kilka osób, które zatrudniliśmy było z różnych krajów. Chcieliśmy zgromadzić duży zasób wiedzy, różnych sposobów rozwiązywania problemów.
Mieliśmy też dużo zaparcia, bo to nie jest tak, że wszystko nam się zawsze udawało. Często brakowało nam ludzi do pracy, funduszy, technologie się psuły, klienci odchodzili, ale pomimo wielu przeciwności pozostawaliśmy w grze i zawzięcie parliśmy do przodu. Głównymi kamieniami milowymi naszej działalności było przede wszystkim zdobycie pierwszego finansowania, w tym wypadku od rządu fińskiego, następnie podpisanie pierwszego kontraktu, wystrzelenie pierwszego satelity, pozyskanie poważnego dofinansowania międzynarodowego, a potem to już kwestia nabywania kolejnych klientów.
Co ciekawe, pierwsze dofinansowanie, które dostaliśmy to było 5 tys. euro. Za tę sumę udało się pojechać na konferencję i kupić parę książek (śmiech). Uzyskaliśmy za to dość wiedzy, żeby napisać aplikację za 50 tys. euro. Mały krokami zyskiwaliśmy kolejne fundusze, a teraz to już sumy wielomilionowe. Zawsze skupiamy się na teraźniejszości i na kroku, który musimy podjąć w tym momencie, jak z 5 tys. zrobić 50 tys. i jak z 50 tys. zrobić 100 tys.
W Polsce ludzie często debatują nad tym, czy ICEYE to firma fińska, polska czy fińsko-polska. Jaka forma jest twoim zdaniem najbardziej odpowiednia?
To nie jest tylko firma fińska i ciężko powiedzieć, żeby to była firma tylko i wyłącznie polska, bo prowadzimy działalność nie tylko w Polsce, nie tylko Polacy są jej częścią i nie posiada wyłącznie polskiego kapitału. Nasze biura są m.in. w Polsce, Finlandii, Grecji, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Stanach Zjednoczonych, więc wszystko sprowadza się do tego, że jest to firma międzynarodowa. Ja zawsze zwracam uwagę, na to, że powstała ona na podstawie wdwóch founderów – jeden został wyedukowany w Finlandii, a drugi w Polsce.
Powinniśmy być z tego dumni, a nie robić problem.
To dziwne, ale często musimy bronić tego, że technologie produkowane przez Polaków, mogą być dobre, konkurencyjne, nawet lepsze niż amerykańskie. Dla mnie fascynujące jest to, że gdy przyszło do rozmów nt. tego, jakich satelitów potrzebuje Polska, czy może amerykańskich, francuskich czy polskich to pojawiło się dużo głosów z taką zakorzenioną wątpliwością, że te polskie satelity mogą być jakkolwiek dobre.
Przez ostatnie lata na rynku pojawiło się kilka innych podmiotów oferujących podobne usługi, jak np. firma Capella Space. Jak oceniacie siebie na tle konkurencji? Co was wyróżnia?
Jesteśmy obecnie światowym liderem w tym zakresie. Nasza konstelacja jest największa, jeśli chodzi o satelity radarowe, bo wystrzeliliśmy ich ponad 30. Z kolei takie firmy, jak Capella Space mają obecnie bodajże 5 jednostek. Mamy też więcej ludzi, bo zatrudniamy ponad 700 osób, w Capelli jest to pewnie ok. 200 osób. Capella Space, Umbra oraz IQPS stanowią dla nas konkurencję w kontekście radarowej obserwacji Ziemi o wysokiej częstotliwości, ale tak jak mówię, nasze możliwości są o wiele większe.
Trzeba zwrócić uwagę, że oferujemy trochę inne technologie, bo te firmy wybrały reflektor, a my używamy aktywnego szyku antenowego, więc to zupełnie inne podejście technologiczne. Ciężko się z tym kłócić, ale nasze rozwiązanie jest bardziej zaawansowane. Wyścig cały czas trwa, ale to nas to motywuje.
Warto też zwrócić uwagę, że ponad 50% wszystkich zdjęć satelitarnych które są obecnie wykonywane nad Ukrainą to właśnie obrazy z satelitów ICEYE. Jesteśmy tam głównym dostarczycielem informacji. Współpracujemy w tym zakresie także z NATO. To my otrzymujemy ich więcej niż nasza konkurencja. To ewenement na skalę światową, a powodem jest to, że nasz produkt jest po prostu na chwilę obecną lepszy od innych.
Wspomniałeś o wojnie na Ukrainie. Konflikt ten udowodnił nam jak bardzo potrzebne są satelity radarowe dla bezpieczeństwa. Wasza technologia również jest tam wykorzystywana. Jakie wnioski wyciągacie w kontekście zdobycia tego niezwykle cennego doświadczenia?
Wnioski są jasne i to nie są tylko moje wnioski. Era zbierania informacji systemami powietrznymi się kończy. Zaczyna się era zbierania informacji wyłącznie systemami kosmicznymi. Dość jasnym wnioskiem jest też to, że systemem do tego podstawowym będą duże, rozporoszone konstelacje satelitów radarowych. Jeżeli chodzi o pozyskiwanie informacji z kosmosu, nie robimy już obserwacji kilka razy na dzień tylko 20, 30, a nawet 40 razy. Systemy optyczne również są przydatne, ale już na zawsze podstawą pozostanie radar, bo pozwala on na obserwacje niezależnie od warunków pogodowych czy czasu dnia. To kluczowe dla Polski, bo nasze niebo jest przeważnie zachmurzone w ciągu roku.
Patrząc z innej perspektywy. Do tej pory sprzedaliśmy siedem satelitów radarowych Zjednoczonym Emiratom Arabskim. Nie ma tam zbyt dużo chmur w ciągu roku, a jednak kupują radary, bo obserwacja również w nocy jest niezbędna przede wszystkim dla operacji wojskowych, a tylko radar widzi w nocy. Zarówno w ZEA, USA, Japonii, Korei Południowej, Wielkiej Brytanii, jakby wszyscy doszli do tego samego wniosku – duże systemy radarowe łączą w sobie globalny zasięg, wysoką częstotliwość i niezawodność w wykonaniu zdjęcia.
Te trzy atrybuty są kluczowe, żeby zyskać odpowiednie zdolności. My to pokazaliśmy na Ukrainie, udowodniliśmy, że jesteś w stanie wykorzystywać systemy satelitarne do operacji taktycznych. Ludzie zdali sobie sprawę, że wykorzystujemy je już nie tylko, aby zbudować obraz pola walki, tylko żeby dokonać analizy ruchu obiektów tu i teraz.
Nasz system satelitarny istniał już przed wojną. Mieliśmy wtedy ok. 10 jednostek na orbicie i byliśmy w stanie pokazać, że posiadanie takiej sieci pozwala dostarczać informacje z taką częstotliwością i prędkością, żeby decyzje na poziomie taktycznym były odpowiednio wykonywane.. Dużym pokazem naszych możliwości jest udział ICEYE w ćwiczeniach NATO, w tym na poziomie centrum dowodzenia. Jest zatem jasne, że wojsko potrzebuje systemów radarowych.
Można zatem powiedzieć, że posiadanie takich satelitów przez Polską armię byłoby dużym wzmocnieniem naszego potencjału obronnego. W ubiegłym roku ogłosiliście współpracę z PGZ oraz WZŁ 1, która ma na celu stworzenie segmentu naziemnego do odbierania danych z satelitów SAR. Czy jest to wystarczające, aby korzystać w pełni z możliwości, które od lat proponujecie armii?
Ja bym nie powiedział, że byłoby to wzmocnienie, a raczej jest to niezbędne dla armii. Projekt z PGZ oraz WZŁ nr 1 to opcja wystarczająca na dzisiaj, ale nie na zawsze. To ważny pierwszy krok, przygotowaliśmy wspólnie ofertę dla Wojska Polskiego, która jest na poziomie światowym, nawet nieco lepszym, bo my nigdzie indziej nie oferowaliśmy takiego rozwiązania o tych możliwościach. Od początku plan był taki, żeby w pierwszej kolejności skorzystało Wojsko Polskie, ale chcieliśmy także stworzyć konkurencyjny produkt na światowym rynku wojskowym. Siły Zbrojne RP byłyby pierwszym użytkownikiem tego segmentu naziemnego, który w dłuższej perspektywie mógłby być oferowany każdemu, kto korzysta z naszej sieci lub je zakupi.
PGZ buduje część naziemną, my oferujemy jednostki satelitarne, powiem więcej, niezależną konstelację satelitarną dla Polski. Później chcemy z PGZ oferować to na całym świecie. Z naszego punktu widzenia jesteśmy gotowi, kluczowa decyzja pozostaje po stronie klienta. Czekamy na nią, wszystko jest gotowe, ale bez zgody nie jesteśmy w stanie przejść do fazy produkcyjnej. Jeśli ostatecznie władze zdecydują się zaakceptować naszą ofertę to jesteśmy w stanie wyprodukować i wynieść pierwsze satelity w terminie do 12 miesięcy od dnia zawarcia umowy. Najlepiej dla naszego bezpieczeństwa, aby stało się to jak najszybciej.
Procesy decyzyjne trwają, rozumiemy to, ale nasza technologia nie jest oferowana dla polskiej armii od ubiegłego roku. Od wielu lat staramy się, aby Polacy mieli swoje satelity radarowe. W 2022 r. zakupiono satelity z Francji. Nie dość, że tylko dwa, są one większe, droższe i zostaną wyniesione być może dopiero w 2027 r., więc długo poczekamy. W dodatku są to satelity optyczne. Nie mówię, że trzeba było kupić satelity od nas, ale po prostu dużo małych z radarem SAR i przede wszystkim taniej.
Warto zaznaczyć, że my jako Polska, nasz przemysł kosmiczno-obronny mamy przed sobą kluczowy moment. Produkt, który oferujemy z PGZ jest naprawdę konkurencyjny pod względem globalnym i dodatkowo każdy go chce, bo pojawił się na to rynek. Mamy wielką szansę, żeby stać się nie importerem, a eksporterem produktów zbrojeniowych, które są wysoko zaawansowane technologicznie. To trzeba wykorzystać.
Kluczowe jest, aby Polska dostosowała też swoją politykę zagraniczną, bo możemy robić różne rzeczy, ale inwestowanie w technologie przyszłości, w dodatku w sektorze obronności, jest w stanie wprowadzić nasz kraj na zupełnie inne tory polityczne. Przed nami wybory europejskie, będziemy musieli wybrać Komisarza, moim zdaniem powinien on być z obszaru Defence&Space. To mogłoby wytworzyć synergię polskiego przemysłu zbrojeniowego i europejskich środków finansowych.
Obronność to nie jedyny obszar, w którym wasze satelity znajdują zastosowanie. W czym jeszcze mogą okazać się kluczowe?
Na dzisiaj mamy cały zestaw produktów związanych z katastrofami naturalnymi – powodzie, pożary, huragany, tsunami czy wybuchy wulkanów. W tym wszystkim nasze satelita są bardzo użyteczne również dla wsparcia cywilnego. Sprzedajemy usługi też m.in. instytucjom ubezpieczeniowym, bankom oraz inwestorom, bo to też nie jest tak, że potrzeba na obrazy radarowe jest tylko w momencie wystąpienia katastrofy. W przypadku takiego zagrożenia, jeśli jesteśmy w stanie posiąść informacje nt. skali katastrofy to szybkość i skuteczność reakcji jest znacznie większa.
Tak samo dzieje się, jeśli chodzi przykładowo o połów ryb czy zmiany, które występują na morzach. Nasze usługi sprawdzają się również w Brazylii, gdzie możemy mieć dokładne informacje nt. nielegalnej wycinki drzew, czy wypalaniu puszczy amazońskiej. Wszystko w dzisiejszym świcie opiera się na informacji. Pozyskiwanie ich za pomocą satelitów to obecnie w wielu przypadkach najszybsza metoda. Obserwujemy morza, lasy, a nawet kopalnie. Teraz widzimy tylko czubek góry lodowej, tego w czym jeszcze satelity SAR mogą nam pomóc.
Jesteście podmiotem, który stanowi element polskiego przemysłu kosmicznego. Czy odczuwacie wsparcie od polskich władz w zakresie rozwoju, czy może jednak wiele kwestii jest utrudnionych?
Nie odczuwamy, że ktoś aktywnie stara się nam przeszkadzać, ale też nie odczuwamy, że ktoś stara się nam aktywnie pomagać. Wsparcie mogłoby być zdecydowanie większe i musimy o tym głośno mówić i zdawać sobie z tego sprawę. Kontrakty dla polskich firm kosmicznych, nie tylko dla ICEYE, ale również innych podmiotów to coś, co naprawdę by nam pomogło, napędziło przemysł jeszcze bardziej. Tak jak wcześniej mówiłem, mieliśmy do wydania 500 mln EUR i kupiliśmy satelity z Francji, a te fundusze mogły iść do polskiego przemysłu.
Tak się buduje przemysł, tak go budują Amerykanie czy Japończycy. Zawsze w pierwszej kolejności patrzy się na to, czy jesteśmy w stanie kupić coś lokalnie, bo to zostaje i buduje nasze kompetencje, które potem są konkurencyjne międzynarodowo. Dlatego dobrze, aby tego wsparcia było więcej, aby było one systematycznie zwiększane, bo to wyjdzie tylko i wyłącznie na plus dla Polski.
Co twoim zdaniem jest potrzebne, aby przemysł kosmiczny w Polsce rozwijał się jeszcze bardziej i żeby inne firmy także mogły osiągać sukcesy na skalę globalną?
Kontrakty. Podstawą są lokalne kontrakty. Musimy sobie zdać sprawę, że bez nich nie będzie rozwoju. Po pierwsze jest klient, który pomaga w wybudowaniu lepszego produktu. Jak nie ma klienta to nie ma też produktu. Jeśli jest kontrakt to jest też przychód, a jest on lepszy niż np. grant, bo daje firmie wzrost wartości. Równie ważne w przypadku kontraktu lokalnego jest możliwość pokazania klientowi zewnętrznemu, że my sami używamy danego produktu. Jeśli nie używamy go lokalnie to zagraniczni klienci pytają, dlaczego. Kluczem do budowania przemysłu, nie tylko kosmicznego, są kontrakty.
Przyglądam się sektorowi kosmicznemu również w Polsce. Muszę powiedzieć, że obecnie nie mamy za dużo firm, które są konkurencyjne międzynarodowo. Ich jedynym potencjalnym klientem jest Polska. To nie tyczy się tylko naszego kraju, ale musimy sobie zdać sprawę, że wybudowanie międzynarodowo konkurencyjnej firmy kosmicznej to nie jest zadanie na pół roku i pół miliona. Polscy inżynierowie są fantastyczni, więc są w stanie robić to samo co inni, ale musimy zmniejszyć problem potencjału kapitałowego. Najwięksi gracze nie stworzyli firmy za 50 dolarów [śmiech].
Ważne jest też, aby znaleźć swoją niszę, w której dana firma będzie się wyróżniać, ale w przypadku budowania światowych liderów powinniśmy skupić się na jednym podmiocie i starać się rozwijać wszystko co możliwe wokół tej działalności np. produkować dobrej jakości części metalowe czy wyróżniającej się jakości optykę.
Inwestujmy w nowe technologie i może znajdziemy jakąś kolejną niszę, która jeszcze się nie rozwinęła, bo z kosmosem trochę jest tak, że trzeba być pierwszym. Jak nie jest się pierwszym to trzeba nadganiać i naprawdę bardzo trudno jest to zrobić, np. w kontekście optycznej obserwacji Ziemi, gdzie rynek jest już zdominowany przez takie firmy jak Maxar, Planet czy BlackSky. Można nie być pierwszym, kiedy zakładasz działalność przykładowo w USA, bo wsparcie tam jest o wiele większe, ale w późniejszym czasie i tak będzie ciężko się przebić, jeśli nie masz nic, co wyróżnia twój produkt na tle konkurencji.
Skoro wspomniałeś o rozwoju to jakie są plany ICEYE na bieżący rok, a także patrząc długoterminowo?
W tym roku skupiamy się na wystrzeleniu 13 nowych satelitów i wypełnieniu wszystkich kontraktów, które mamy z klientami, a jest ich naprawdę sporo. Rozwijamy też nowy tryb zobrazowania, dokładniej Dwell Fine, który już teraz jest bardzo mocno wykorzystywany na Ukrainie, jak i również przez Stany Zjednoczone. Jeśli chodzi o kolejne lata, to naszym głównym celem jest, aby firma ICEYE w przeciągu najbliższej dekady stała się globalnym liderem na rynku obserwacji Ziemi, już nie tylko radarowo, ale patrząc ogólnie. Osobiście uważam, że ostatecznie zostanie maksymalnie trzech graczy na rynku międzynarodowym, podobnie jak teraz w przypadku komunikacji satelitarnej, gdzie karty rozdaje SpaceX ze swoim Starlinkiem oraz OneWeb.
Jeżeli tak się stanie, to Polska ma ogromną szanse mieć swojego gracza w tej grupie. Polak potrafi, więc musimy dołożyć wszelkich starań, abyśmy za te 10 lat mogli być dumni, że firma z polskiego sektora kosmicznego została liderem w zakresie globalnych usług obserwacji Ziemi. W Polsce problemem jest od zawsze brak dofinansowania na różnego rodzaju projekty technologiczne, a to one pozwolą nam budować liderów na skalę światową. Czas skupić się na rozwoju.
Dziękuje za rozmowę.
MATERIAŁ SPONSOROWANY
Autor. M. Jackiewicz/Defence24.pl

Fot. ICEYE

Autor. ICEYE

Autor. ICEYE

Autor. Defence24.pl

ICEYE radar satellite image from the Singapore trait, taken on 26 January 2019. The image shows various vessels around the International Airport of Changi, Singapore, and its surrounding areas.
Autor. ICEYE

SPACE24
https://space24.pl/satelity/obserwacja-ziemi/prezes-iceye-mozemy-byc-swiatowym-liderem-w-globalnej-obserwacji-ziemi-wywiad

Prezes ICEYE możemy być światowym liderem w globalnej obserwacji Ziemi [WYWIAD].jpg

Prezes ICEYE możemy być światowym liderem w globalnej obserwacji Ziemi [WYWIAD]2.jpg

Prezes ICEYE możemy być światowym liderem w globalnej obserwacji Ziemi [WYWIAD]3.jpg

Napisano

Chiny i megakonstelacja satelitów. Konkurencja dla SpaceX?
2024-05-30. Wojciech Kaczanowski
Chińska firma LandSpace złożyła dokument do Międzynarodowego Związku Teleinformatycznego, w którym powiadamia o planowanej budowie konstelacji składającej się z 10 tysięcy satelitów telekomunikacyjnych o nazwie HONGHU-3. W przyszłości projekt może stanowić poważną konkurencję dla obecnego lidera tej gałęzi rynku - SpaceX.
Światowym liderem pod względem telekomunikacyjnych usług satelitarnych pozostaje amerykańska firma SpaceX należąca do Elona Muska. Amerykański gigant technologiczny z powodzeniem rozwija konstelację Starlink, która obecnie liczy ponad 5000 aktywnych satelitów na orbicie okołoziemskiej. Z najnowszych informacji wynika, że SpaceX w przyszłości może mieć poważną konkurencję.
Landspace to chińska firma prywatna, która zasłynęła m. in. dzięki udanej misji rakiety Zhuque-2, która była pierwszym systemem nośnym w historii,zasilanym mieszanką ciekłego metanu i ciekłego tlenu. Tego typu paliwo stosowane jest w rakietach wielokrotnego użytku z uwagi na mniejsze zanieczyszczenie jednostek napędowych oraz lepszych osiągów.
Jak wynika z informacji podanych przez portal Spacenews.com, 24 maja br. Międzynarodowy Związek Teleinformatyczny zarejestrował wniosek Landspace dotyczący planowanej budowy megakonstelacji satelitów telekomunikacyjnych, składającej się z 10 tys. jednostek na 160 płaszczyznach orbitalnych. Obecnie nie wiemy, kiedy rozpoczną się prace nad nową infrastrukturą.
Program HONGHU-3 to trzeci projekt w Chinach, który zakłada budowę megakonstelacji składającej się z ponad 10 tys. satelitów. Przykładem jest Guowang, który zakłada wysłanie na niską orbitę okołoziemską (LEO) blisko 13 tys. satelitów stanowiących docelowo konkurencję dla Starlinków. Program jest obecnie testowany przez inżynierów, a jego szczegóły opisywaliśmy szerzej na łamach naszego portalu w lutym 2023 r..
Drugim projektem jest G60 rozwijana przez firmę Shanghai Spacecom Satellite Technology. W tym przypadku megakonstelacja ma docelowo obejmować 12 tys. satelitów, z których pierwsze 108 jednostek powinno zostać wystrzelonych w kolejnych miesiącach.
Sukces chińskich projektów megakonstelacji w przyszłości może stanowić poważną konkurencję dla obecnego lidera rynku - SpaceX. Warto jednak zauważyć, że amerykański gigant technologiczny nie spoczywa na laurach i docelowo planuje rozwinąć konstelację Starlink do ponad 40 tys. jednostek.
Landspace zapowiedziało również opracowanie rakiety nowej generacji - Zhuque-3. Według danych podanych przez portal branżowy, dwustopniowy system będzie miał 4,5 m średnicy, całkowitą długość 76,6 m i masę startową około 660 t. W rakiecie znajdzie się dziewięć silników Tianque-12B, dzięki którym Landspace będzie mógł wynieść na LEO do 21 t ładunku. Pierwszy lot Zhuque-3 ma odbyć lot już w 2025 r.
Źródło: Spacenews.com / Międzynarodowy Związek Teleinformatyczny
Start chińskiej rakiety Zhuque-2 w grudniu 2023 r.
Autor. Landspace

SPACE24
https://space24.pl/satelity/komunikacja/chiny-i-megakonstelacja-satelitow-konkurencja-dla-spacex

 

Chiny i megakonstelacja satelitów. Konkurencja dla SpaceX.jpg

Napisano

Teleskopy JEDI będą obserwowały Słońce
2024-05-30.
NASA zapowiedziała budowę kosmicznego instrumentu do obserwacji korony słonecznej. Joint EUV coronal Diagnostic Investigation (JEDI) znajdzie się na pokładzie budowanego przez ESA kosmicznego obserwatorium Słońca Vigil.
Amerykańska Agencja Kosmiczna zdecydowała o budowie instrumentu, który z pomocą dwóch teleskopów będzie przyglądały się aktywności korony słonecznej, a konkretnie jej środkowej części. To właśnie w koronie dochodzi do powstawania wiatru słonecznego i różnych, w tym gwałtownych zdarzeń decydujących o kosmicznej pogodzie, takich jak erupcje koronalne.
Teleskopy Joint EUV coronal Diagnostic Investigation (JEDI) będą obserwowały Słońce w zakresie dalekiego ultrafioletu. Pasmo to jest niewidzialne dla oka, ale niesie mnóstwo informacji o zachowaniu gwiazdy.
JEDI ma być częścią europejskiego obserwatorium Vigil, które ma zostać wyniesione w przestrzeń w 2031 roku i umieszczone w 5. punkcie Lagrange’a w układzie Ziemia-Słońce. Punkt ten, podobnie jak 4 punkt Lagrange’a, można znaleźć w ten sposób, że z Ziemią i Słońcem tworzy on trójkąt równoboczny.
Znajduje się on na orbicie, po której Ziemia okrąża Słońce, 60 stopni za naszą planetą. Punkt cechuje się tym, że umieszczony w nim instrument naturalnie zachowuje swoją pozycję, a ponadto miejsce to umożliwi obserwację Słońca z nowego kąta.
„Prowadzone przez JEDI obserwacje pomogą nam powiązać zjawiska dostrzegane na powierzchni Słońca z tym, co można zmierzyć w jego atmosferze, w koronie” – wyjaśnia Nicola Fox z głównej siedziby NASA.
„W połączeniu z wyjątkowo ostrymi obrazami dostarczanymi przez Vigil umożliwi nam nowe zrozumienie tego, co napędza kosmiczną pogodę. To z kolei pomoże nam udoskonalić system ostrzegania przed jej groźnymi zjawiskami, które mogą zaszkodzić satelitom, ludziom w kosmosie, a także Ziemi” – dodaje.
Autor. NASA/SDO
Źródło: PAP
SPACE24
https://space24.pl/nauka-i-edukacja/teleskopy-jedi-beda-obserwowaly-slonce

Teleskopy JEDI będą obserwowały Słońce.jpg

Napisano

Pierwsze takie pomiary w wykonaniu fizyków. Chodzi o radioaktywną cząstkę
2024-05-30. Aleksander Kowal
Fizycy jądrowi z MIT przeprowadzili eksperymenty poświęcone precyzyjnym pomiarom dotyczącym monoflourku radu. W swojej publikacji wyjaśniają teraz, z jakich narzędzi skorzystali w celu realizacji wybranego zadania.
Artykuł ten ukazał się na łamach Nature Physics, a jego autorzy opisują kombinację metod służących do wychwytywania jonów ze specjalistycznymi układami laserowymi. Takie połączenie pozwoliło im osiągnąć wyznaczony cel, tj. zmierzyć strukturę kwantową monoflourku radu w prawdziwych szczegółach.
Działania te odbywały się w ramach projektu CRIS (Collinear Resonance Ionization Spectrscopic) w ośrodku SOLDE na terenie Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych. Dzięki przyjętemu podejściu członkowie zespołu badawczego byli w stanie mapować poziomy energii monofluorku radu z wysoką czułością. Poza tym udało im się określić schemat chłodzenia laserowego w celu spowolnienia i uwięzienia tej cząsteczki.
Poczynione postępy powinny okazać się bardzo przydatne dla naukowców związanych z innymi projektami, prowadzonymi między innymi we wspomnianym CERN czy FRIB w Stanach Zjednoczonych. Sami zainteresowani mówią o możliwości przekroczenia dotychczasowych granic w badaniach jąder atomowych i poznawaniu tajemnic podstawowych symetrii występujących w naturze.
Prowadzone na terenie CERN pomiary były poświęcone monofluorkowi radu. Zebrane informacje powinny pomóc w badaniach związanych z materią i antymaterią
Przytoczona metoda oparta na chłodzeniu laserowym wykorzystuje wiązkę lasera do spowalniania i zatrzymywania atomów oraz cząsteczek. Po wykazaniu jej skuteczności w dotychczasowych eksperymentach, zdecydowanie wzrosło prawdopodobieństwo zastosowania podobnego podejścia w kolejnych eksperymentach mających na celu chłodzenie laserowe i wychwytywanie cząsteczek monofluorku radu.
Teoretyczne przewidywania fizyków sugerowały, że cząstki zawierające ciężkie jądra w kształcie gruszki, na przykład rad, powinny być wrażliwe na właściwości elektrosłabe jądrowe i fizykę wykraczającą poza model standardowy. Z tego względu mogą odegrać ważną rolę w badaniach poświęconych wyjaśnianiu asymetrii materii i antymaterii we wszechświecie.
Ta ostatnia kwestia jest naprawdę fascynująca, ponieważ materia i antymateria najprawdopodobniej wzajemnie się anihilują. Zdaniem naukowców zajmujących się poznawaniem przeszłości wszechświata, gdy wszechświat był bardzo młody, czyli w pierwszych ułamkach sekundy po Wielkim Wybuchu, zaczęły się pojawiać i znikać pary w postaci cząstek i antycząstek. Ale skoro materia i antymateria są tworzone i niszczone, to czy wszechświat nie powinien zawierać jedynie resztki energii?
https://www.chip.pl/2024/05/ukraina-atakowanie-terytorium-rosji-decyzja

 

Pierwsze takie pomiary w wykonaniu fizyków. Chodzi o radioaktywną cząstkę.jpg

Napisano

Naukowcy zaglądają do wnętrza taonium. To wrota do mechaniki kwantowej
2024-05-30. Radek Kosarzycki
Na lekcjach chemii w szkole uczymy się, że najprostszym atomem we wszechświecie jest atom wodoru składający się z posiadającego strukturę protonu oraz nieposiadającego wewnętrznej struktury elektronu. Można powiedzieć: prościej się już nie da. Rzeczywistość jest jednak inna. Wraz z rozwojem naszej wiedzy o naturze materii, która nas otacza i z której jesteśmy zbudowani, naukowcy odkryli atomy jeszcze prostsze od atomu wodoru. Teraz okazuje się, że wiemy już jak jednego z nich poszukać.
Już w połowie XX wieku naukowcy odkryli, że oprócz klasycznych atomów istnieją także takie, które składają się jedynie z pozbawionych struktury elektronów, mionów, taonów i odpowiadających im antycząstek. Składowe elementy takich atomów związane są ze sobą jedynie oddziaływaniami elektromagnetycznymi. W ciągu zaledwie kilku lat naukowcom udało się odkryć pozytonium, czyli stan związany elektronu i pozytonu oraz mionium — stan związany elektronu i antymionu. Od tego czasu jednak, przez ponad sześć dekad badaczom nie udało się znaleźć żadnego innego atomu egzotycznego, jak nazywa się takie twory. Nie zmienia to jednak faktu, że badacze podejrzewają, iż możliwe będzie odkrycie nowych atomów tego typu w promieniach kosmicznych, czy też w akceleratorach cząstek.
W najnowszej pracy naukowcy przekonują, że jesteśmy u progu odkrycia nowego atomu egzotycznego składającego się z taonu i antytaonu.
Skala wyzwania stojącego przed badaczami starającymi się odkryć taki atom taonium jest jednak przeogromna.
Promień Bohra takiego atomu wynosi zaledwie 30,4 femtometrów, czyli zaledwie 0,057 proc. promienia Bohra atomu wodoru.
Z drugiej jednak strony odkrycie i zidentyfikowanie atomu taonium, właśnie dzięki jego rozmiarom umożliwiłoby testowanie podstawowych praw mechaniki kwantowej w najmniejszej skali. Badacze wskazują, że byłoby to otwarcie wrót do badania materii w najmniejszej skali.
W swojej pracy opublikowanej w periodyku Science Bulletin naukowcy opisali nowy sposób poszukiwania taonium. Do znalezienia takiego atomu egzotycznego konieczne byłoby przyjrzenie się procesowi wytwarzania par taonów w zderzeniu elektronu i pozytonu.
Naukowcy przekonują, że dane z takich eksperymentów mogłyby dostarczyć także innych wartościowych informacji. Wszystko bowiem wskazuje na to, że możliwe byłoby określenie masy leptonu tau z dokładnością do 1 kiloelektronowolta, czyli z dokładnością niemal stukrotnie większą od wszystkich obecnych eksperymentów tego typu. To niezwykle cenne dane dla wszystkich fizyków zajmujących się testowaniem teorii elektrosłabych uwzględnionych w Modelu Standardowym.
Na odkrycie taonium być może wcale nie będziemy musieli czekać tak długo, jak się wydaje. Jakby nie patrzeć, zarówno w Chinach, jak i w Rosji powstają specjalne laboratoria, których zadaniem będzie poszukiwanie najmniejszych i najcięższych atomów egzotycznych utrzymywanych przez oddziaływania elektromagnetyczne. Szacunki wskazują, że po uruchomieniu tych obiektów, taonium powinno dać się odkryć w ciągu roku.
https://www.chip.pl/2024/05/ukraina-atakowanie-terytorium-rosji-decyzja

Naukowcy zaglądają do wnętrza taonium. To wrota do mechaniki kwantowej.jpg

Napisano

W czasie zaćmienia Słońca pojawiły się zagadkowe obiekty. Widać je na nagraniu
2024-05-30. Aleksander Kowal
Na początku kwietnia mieszkańcy Ameryki Północnej mieli wyjątkową okazję do podziwiania całkowitego zaćmienia Słońca. Jeden z YouTuberów śledzących ówczesne wydarzenia nagrał coś bardzo dziwnego.
Autorem nagrania jest Destin Sandlin, który wyjaśnia, że 8 kwietnia prowadził obserwacje naszej gwiazdy oraz Księżyca. Jego położenie sprawiło, że w pewnym momencie tarcza Słońca została kompletnie zasłonięta. Jak przyznaje, po zaćmieniu postanowił przejrzeć uwieczniony materiał i dostrzegł tajemnicze obiekty widoczne na niebie.
Sam zainteresowany nie ukrywa, że ma kłopot z identyfikacją sprawców całego zamieszania. Według niego mógł to być na przykład robak, samolot bądź satelita. O ile jeden taki przykład można byłoby uznać za dzieło przypadku, tak drugi zmotywował Sandlina do skontaktowania się z astronomami. Jeden z nich, Jonathan McDowell, dość szybko uznał, że uwiecznione obiekty przemieszczały się zbyt szybko, aby można je było uznać za satelity. Kierował się ku wyjaśnieniu wskazującemu na robaki, choć zanim udzielił ostatecznej odpowiedzi przeprowadził proste obliczenia.
Używając Słońca jako punktu odniesienia i zakładając, że cel znajdował się na wysokości około 500 kilometrów – co odpowiadałoby pułapowi typowych satelitów zlokalizowanych na niskiej orbicie okołoziemskiej – jego prędkość pokrywałaby się z tą charakterystyczną dla tamtejszych obiektów. Istotnym aspektem śledztwa było też porównanie nagrania Sandlina z filmami autorstwa innych świadków zaćmienia.
Jeden z okolicznych YoutTuberów nagrał ten sam widok znajdując się około 30 metrów dalej. Nagrania przycięto i ustawiono tak, aby cele nakładały się na siebie. I choć nie udało się tego w pełni osiągnąć, to i tak dostarczyło to kilku cennych informacji. Z jednej strony obiekty były bowiem podobne pod względem prędkości i kierunku, z drugiej natomiast dało się zauważyć istotną różnicę.
Dwa tajemnicze obiekty zostały uchwycone na nagraniu, które powstało w dniu całkowitego zaćmienia Słońca, 8 kwietnia tego roku
Jeden z celów okazał się ustawiony bardziej z prawej strony, a dodatkowe wątpliwości wzbudziła kwestia oświetlenia. Jak wyjaśnia Marco Langbroek z Uniwersytetu Technologicznego w Delft, w pozycji zaćmionego Słońca kąt fazowy satelitów wynosi 180 stopni. W efekcie spoglądając na nie, powinniśmy zobaczyć… ciemność, ponieważ nie będą oświetlone.
Istnieje niewielka szansa, że domniemane satelity zostały oświetlone światłem odbitym od Ziemi, choć taki scenariusz jest nieszczególnie prawdopodobny. Z tego względu warto pokusić się o alternatywne wyjaśnienia. Jedno z nich bierze pod uwagę udział meteorytów bądź śmieci kosmicznych. Takowe mogłyby wytwarzać własne światło na skutek tarcia pojawiającego się w konsekwencji przelotu przez atmosferę. Poza tym wyjaśniałoby to relatywnie wysoką prędkość, z jaką przemieszczały się nagrane ciała.

I Accidentally Photographed Something Unknown During the Eclipse - Smarter Every Day 298
https://www.youtube.com/watch?v=bQF51mqzrY4

https://www.chip.pl/2024/05/ukraina-atakowanie-terytorium-rosji-decyzja

W czasie zaćmienia Słońca pojawiły się zagadkowe obiekty. Widać je na nagraniu.jpg

Napisano

Niebo w czerwcu 2024 roku
2024-05-30. Zofia Lamecka
Zbliżamy się do miesiąca wyznaczającego połowę roku. Czerwiec to miesiąc, gdy noce są najkrótsze, co nie sprzyja obserwacjom astronomicznym. Jednak również w czerwcu, czego możemy wypatrywać wielu ciekawych obiektów na nocnym niebie.
Pierwszy czerwcowy dzień rozpoczniemy o godzinie 4:20, kiedy to Słońce wzejdzie ponad horyzont. Będzie on trwać blisko 17 godzin, do czasu gdy Słońce schowa się ponownie około 21:00.Trudno jednak w czerwcu mówić o nocy, gdyż w tym miesiącu mamy same białe noce, czyli Słońce nie zachodzi 18° poniżej horyzontu. W czwartek, 20 czerwca będzie przesilenie letnie, czyli moment, gdy Słońce góruje najwyżej na półkuli północnej (a w zenicie na zwrotniku Raka). Od tego czasu noce powoli zaczną się wydłużać, a sezon na obserwacje zacznie powracać.
Księżyc
Najlepsze warunki do obserwacji będą przez pierwsze dwa tygodnie miesiąca: przez pierwszych kilka dni zaobserwujemy malejący sierp, następnie nów 6 czerwca, a odtąd Księżyc zacznie rosnąć, dochodząc do pierwszej kwadry 14 czerwca. W tym roku pełnia blisko pokryje nam się z najdłuższym dniem.
Planety
Około trzecie czerwca aż sześć planet (Merkury, Mars, Jowisz, Saturn, Uran i Neptun) ustawi się w jednej linii na porannym niebie. Jednak nie wszystkie będą proste do dostrzeżenia.
Czwartego czerwca będziemy mogli podziwiać bliskie zbliżenie Merkurego i Jowisza. Planety będą odległe od siebie o zaledwie 7 minut łuku, co jest ich najbliższym zbliżeniem aż do 2059 roku. Niestety koniunkcja nie będzie prosta do zaobserwowania, gdyż planety będą się wtedy znajdować blisko Słońca. warto jednak spróbować swoich sił wypatrując ich tuż przed wschodem w konstelacji Byka na północnym wschodzie.
•    Merkury – słabo widoczny.
•    Wenus – niewidoczna. Będzie się znajdować najdalej 2° od Słońca.
•    Mars – widoczny nad ranem na wschodzie. Na początku czerwca wychodzi ponad horyzont około 2:40 i jest widoczny aż do wschodu Słońca. Z biegiem dni Marsa będzie można obserwować coraz wcześniej; 30 czerwca wychodzi zza horyzontu o 1:30. Jego jasność przez cały miesiąc wynosi blisko 1 mag.
•    Jowisz – widoczny. Na początku miesiąca wschodzi po 4 rano na chwilę przed Słońcem. Pod koniec widoczny będzie już od drugiej rano. Jego jasność wyniesie około -1,85 mag. Cały czas znajduje się w gwiazdozbiorze Byka.
•    Saturn – widoczny. Na początku miesiąca wschodzi przed drugą, a pod koniec już przed północą. Jego jasność wyniesie średnio 1,1 mag.  
•    Uran – widoczny. Blisko pierwszego czerwca znajduję tuż ponad Merkurym. Z biegiem dni coraz bardziej będzie się od niego oddalać i zbliżać się do Marsa. Jego wschód z biegiem dni przesunie się z około 3:30 na 1:40. Jasność wyniesie około 5,83 mag.
Roje meteorów
Wartym uwagi czerwcowym rojem meteorów są Arietydy. To najsilniejszy rój, który widać za dnia. Jego maksimum wypada między 7-8 czerwca, a radiant znajduje się w Baranie. ZHR Arietydów wynosi około 60 na radarze, ale tylko średnio jeden jest widoczny gołym okiem.
Komety
W czerwcu kometą z największym potencjałem obserwacyjnym jest 13P/Olbers. To kometa odkryta ponad 200 lat temu o okresie orbitalnym 69,2 lat. Znajdzie się ona w peryhelium swojej orbity 30 czerwca, a jej jasność wyniesie wtedy około 7,48 mag. Będzie widoczna wówczas w gwiazdozbiorze Rysia.
Obłoki srebrzyste
Na początku czerwca rozpoczyna się sezon obserwacji na obłoki srebrzyste. To rzadkie chmury widoczne na szerokościach geograficznych między 50° a 65° w trakcie astronomicznego zmierzchu, gdy Słońce znajduje się między 6° a 16° pod horyzontem. Są zazwyczaj bezbarwne lub błękitnawe. Przyjmują różnorodne kształty: pasm, falujących fal czy wirów. Są wypatrywanym obiektem zdjęć wielu astrofotografów.
Obłoki srebrzyste widoczne w czerwcu nad Słowacją.
Źródła:
•    wikipedia.org: Arietydy
30 maja 2024

•    Stellarium
•    SunEarthTools.com
30 maja 2024
 Ułożenie planet 3 czerwca. Od lewej widać Jowisza zlanego z Merkurym, Urana, Marsa i Saturna. Pomiędzy Marsem i Saturnem znajduje się również niewidoczny Neptun. Stellarium
Obłoki srebrzyste widoczne w czerwcu nad Słowacją. Źródło: Petr Brož via Wikimedia Commons

https://astronet.pl/obserwacje/na-niebie/niebo-w-czerwcu-2024-roku/

Niebo w czerwcu 2024 roku.jpg

Niebo w czerwcu 2024 roku2.jpg

Napisano

NASA wybrała polskie zdjęcie do Astronomy Picture of the Day
2024-05-30.
Zdjęcie wykonane przez polskiego astrofotografa, Marcina Rosadzińskiego, znalazło się w Astronomy Picture of the Day. I to po raz drugi! Prowadzony przez NASA serwis, w skrócie zwany APOD, to najbardziej prestiżowe miejsce publikowania prac astrofotografów.
NASA opublikowała zdjęcie 29 maja 2024 r. Przedstawia Drogę Mleczną nad schodami, które wydają się prowadzić do niej. To już druga taka nagroda od NASA dla Marcina Rosadzińskiego. Poprzednio jego zdjęcie opublikowano 18 lipca 2023 roku. Wtedy sfotografował Drogę Mleczną nad Obserwatorum La Palma.
Oto opis zdjęcia zaczerpnięty ze strony APOD:
Co się stanie, jeśli wejdziesz po tych schodach do Drogi Mlecznej? Zanim odpowiemy na to pytanie, przyjrzyjmy się pięknemu niebu, które można tu zobaczyć. Najbardziej rzuca się w oczy wielki łuk galaktyki Drogi Mlecznej, pasmo będące centralnym dyskiem naszej galaktyki, które jest w rzeczywistości proste, ale tutaj zniekształcone przez szerokokątny, złożony obraz. Widać wiele gwiazd znajdujących się znacznie bliżej nas, na tle Drogi Mlecznej, w tym jasną białą gwiazdę tuż poniżej łuku gwiezdnego - to Altair, oraz jaskrawą niebieską gwiazdę powyżej - Wegę. Powietrze świeci na zielono po lewej stronie, tuż nad żółtym pokładem chmur. Prezentowane zdjęcie zostało wykonane w zeszłym miesiącu na portugalskiej wyspie Madera na północnym Oceanie Atlantyckim. A co czekałoby nas po dotarciu na szczyt tych schodów i podziwianiu niesamowitego nieba? Najprawdopodobniej zejście po schodach po drugiej stronie.
 
Wykonanie zdjęcia
Jak mówi Marcin Rosadziński, zdjęcie wykonał 15 kwietnia 2024 roku na portugalskiej Maderze, w jednym z najpiękniejszych punktów widokowych na wyspie, o nazwie Pedra Rija, który leży na bardzo trudnym szlaku górskim między dwoma najwyższymi szczytami na wyspie, czyli Pico do Areeiro (1818 m n.p.m.) oraz Pico Ruivo (1862 m n.p.m.).  
Polski astrofotograf zdradza, że wykonanie nagrodzonego przez NASA zdjęcia było okupione jego największym jak dotąd wysiłkiem fizycznym.
Samo dostanie się na miejsce to odcinek około 1,5 km. Niby nie dużo, ale z 10 kg plecakiem perspektywa zmienia się drastycznie, a po nieprzespanej nocy powrót z tego miejsca na parking w okolicach szczytu Pico do Areeiro, gdzie idzie się prawie cały czas pod górę, to było zabójcze wyzwanie - opowiada.
Dodaje, że ze względów pogodowych był w tym miejscu w nocy dwa razy.
To zdjęcie planowałem jeszcze przed przyjazdem na Maderę. Oczywiście po przybyciu na wyspę odwiedziłem ten przepiękny punkt widokowy za dnia, żeby wszystko posprawdzać i upewnić się, że aplikacja której używam do planowania takich zdjęć, pokazywała wszystko prawidłowo. Okazało się że wszystko się zgadza więc teraz potrzebna była tylko dobra pogoda - kontynuuje Rosadziński.
Samo zdjęcie to panorama składająca się z 7 paneli nieba i 7 paneli pierwszego planu. Każdy panel nieba to 2x25 sekundy przy ISO 1600. W przypadku pierwszego planu są to pojedyncze klatki, każda naświetlana po 3 minuty przy ISO 1600. Do wykonania zdjęcia Polak użył modyfikowanego pod kątem astrofotografii Canona 6D oraz obiektywu Samyang 24 mm 1.4 (f/2.8).
 
Spróbuj swoich sił w astrofotografii
Rosadziński zachęca do spróbowania swoich sił w astrofotografii: Do astrofotografii krajobrazowej nie jest potrzebny drogi i wyszukany sprzęt. Wystarczy zwykła lustrzanka cyfrowa i jasny szerokokątny obiektyw. Oczywiście przy dłuższych czasach ekspozycji potrzebne będzie urządzenie sprawiające, że gwiazdki na niebie będą wciąż nie poruszone, ale na początek można robić zdjęcia bez tego urządzenia, na krótszych czasach ekspozycji, a wyższym ISO.
Do zajęcia się astrofotografią nie trzeba być zawodowym fotografem. Marcin Rosadziński na co dzień pracuje w międzynarodowej firmie zajmującej się transformacjami biznesowymi. Astrofotografia to jego hobby, którym zajmuje się od 3 lat. Mieszka w miejscowości Modlniczka na obrzeżach Krakowa.
Osobiście uwielbiam astrofotografię krajobrazową za to, że przez połączenie przepięknych obiektów na niebie z unikalnym pierwszym planem można stworzyć coś absolutnie wyjątkowego czego jeszcze nikt wcześniej przed nami nie stworzył - mówi Rosadziński.
APOD i jego polska wersja
Serwis Astronomy Picture of the Day (APOD) jest prowadzony przez NASA od 1995 roku. Ma też inne wersje językowe niż angielską. Na przykład opisy wszystkich zdjęć tłumaczone są codziennie na język polski. Koordynuje to Tomasz Kundera z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, przy wsparciu Polskiego Towarzystwa Astronomicznego oraz Uranii. Polska wersja Astronomy Picture of the Day ma adres APOD.pl.
W Polsce od wielu lat organizowany jest także międzynarodowy konkurs astrofotografii AstroCamera. Prowadzi go Hevelianum, a zdjęcia nadsyłają astrofotografowie z całego świata. Urania jest co roku patronem konkursu.
Odcinek Astronarium o astrofotografii:
Więcej informacji:
•    Strona APOD ze zdjęciem pt. "Stairway to the Milky Way"
•    Polska strona APOD ze zdjęciem pt. "Schody do Drogi Mlecznej"
•    Strona APOD ze zdjęciem pt. "Milky Way above La Palma Observatory"
•    Polska strona APOD ze zdjęciem pt. "Droga Mleczna nad Obserwatorium La Palma"
•    Strona Marcina Rosadzińskiego na Instagramie
•    Strona Marcina Rosadzińskiego na Facebooku
•    Konkurs astrofotografii AstroCamera
•    Odcinek Astronarium o astrofotografii
 
Opracowanie: Krzysztof Czart
Źródło: APOD
 
Na zdjęciu:
Droga Mleczna widoczna na Maderze nad punktem widokowym Pedra Rija. Fot.: Marcin Rosadziński.
 Poprzednie zdjęcie autorstwa Marcina Rosadzińskiego wyróżnione przez NASA jako Astronomy Picture of the Day. Przedstawia Drogę Mleczną nad Obserwatorium Roque de los Muchachos na La Palmie (zobacz pełen opis w APOD.pl). Fot. Marcin Rosadziński.
Astrofotografia - Astronarium odc. 69
https://www.youtube.com/watch?v=BtRPyopAKCQ
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/nasa-wybrala-polskie-zdjecie-do-astronomy-picture-day

 

NASA wybrała polskie zdjęcie do Astronomy Picture of the Day.jpg

Napisano

Ekstremalnie Wielki Teleskop na nowym zdjęciu. W tle Droga Mleczna

2024-05-31. Dawid Długosz
Ekstremalnie Wielki Teleskop jest obecnie największym tego typu obserwatorium, jakie budujemy. Postęp prac nad ELT możemy zobaczyć na nowym zdjęciu, które udostępniło ESO. Fotografia jest bardzo spektakularna, bo przy okazji udało się na niej uchwycić Drogę Mleczną, czyli naszą galaktykę.

Ekstremalnie Wielki Teleskop to potężne obserwatorium, które ESO (Europejskie Obserwatorium Południowe) stawia na pustyni Atakama w Chile. Udostępniono nowe zdjęcie z placu budowy na górze Cerro Armazones, gdzie powstaje konstrukcja. Fotografia przykuwa wzrok.
Ekstremalnie Wielki Teleskop na zdjęciu z Drogą Mleczną
Zdjęcie udostępnione przez ESO ukazuje postęp prac nad ELT. Na fotografii zrobionej z wnętrza stalowej kopuły widać jej ukończony szkielet, który z czasem zostanie pokryty specjalnymi panelami. W tle można dostrzec nocne niebo oraz Drogę Mleczną, co wygląda z pewnością zjawiskowo. Z czasem Ekstremalnie Wielki Teleskop "spojrzy" na nią i zacznie dostarczać cenne dane naukowe.

Konstrukcja ELT jest naprawdę spora. Jej wysokość to 80 m. Natomiast szerokość to 88 m. Widoczny na zdjęciu szkielet zostanie pokryty panelami. Kopuła ma składać się z różnych warstw, w tym z izolacji termicznej oraz aluminiowej blachy umieszczonej po zewnętrznej stronie. Poniżej krótki materiał, gdzie można zobaczyć plac budowy.

Wspomniana kopuła ma m.in. chronić delikatne instrumenty Ekstremalnie Wielkiego Teleskopu za dnia, gdy warunki na pustyni Atakama są niesprzyjające. Panują tu wysokie temperatury. ELT otrzyma specjalną osłonę, która ma być odsłaniana nocą i wtedy będą prowadzone obserwacje.

Dzięki temu powietrze wewnątrz kopuły będzie miało taką samą temperaturę, co środowisko zewnętrzne, minimalizując turbulencje, które w przeciwnym razie mogłyby zamazać obrazy rejestrowane przez ELT.
wyjaśnia w oświadczeniu ESO


ESO chce uruchomić ELT za kilka lat
Jeśli budowa pójdzie zgodnie z planem, to Ekstremalnie Wielki Teleskop zostanie oddany do użytku naukowców w 2028 r.

Ekstremalnie Wielki Teleskop na nowym zdjęciu. W tle Droga Mleczna. /B. Häußler/ESO /materiały prasowe
https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-ekstremalnie-wielki-teleskop-na-nowym-zdjeciu-w-tle-droga-ml,nId,7541244

Ekstremalnie Wielki Teleskop na nowym zdjęciu. W tle Droga Mleczna.jpg

Napisano

To planety regulują aktywność na powierzchni Słońca. Naukowcy odkryli coś zaskakującego
2024-05-31. Radek Kosarzycki
Zmiany aktywności na powierzchni Słońca są dużo bardziej złożone, niż mogło się wydawać. Najczęściej, szczególnie teraz, mówi się w tym kontekście o jego jedenastoletnim cyklu aktywności. Rzadziej jednak mówi się o tym, skąd on tak naprawdę się bierze.
W swojej najnowszej pracy naukowcy z Centrum Helmholtza w Dreznie wskazują, że przynajmniej w części cykl ten można wyjaśnić oddziaływaniem grawitacyjnym ze strony planet takich jak Wenus, Ziemia oraz Jowisz.
Nie jest to bynajmniej nowa teoria, jednak dotychczas była uważana za zbyt kontrowersyjną. Problem jednak w tym, że jak wskazują badacze, interakcje grawitacyjne ze strony planet zbyt dobrze synchronizują się z aktywnością we wnętrzu Słońca, aby mogło to być przypadkiem.
Można jednak w tym momencie zapytać o to, co ma wnętrze Słońca do jego aktywności na powierzchni. Prawda jest jednak taka, że to właśnie głęboko pod powierzchnią zachodzą procesy napędzające aktywność na powierzchni. Nie zmienia to jednak faktu, że czynniki zewnętrzne, w tym także krążące wokół Słońca planety mogą ten cykl modyfikować.
Heliofizycy wskazują, że 11-letni cykl aktywności Słońca w dużej mierze jest generowany przez dynamo we wnętrzu gwiazdy. Przyciąganie grawitacyjne ze strony planet okrążających Słońce w różnym tempie stabilizuje cały ten cykl i ustala jego długość na 11,07 lat.
Naukowcy obserwujący Słońce bezustannie obserwują dzięki temu okresy, w których liczba plam i rozbłysków na powierzchni Słońca stopniowo spada, aby po kilku latach spadków osiągnąć minimum aktywności. Wtedy zmiany te się odwracają i przez kilka lat liczba plam na Słońcu rośnie, pojawiają się coraz liczniejsze rozbłyski i koronalne wyrzuty masy, aż Słońce osiągnie maksimum swojej aktywności, bieguny gwiazdy zamienią się miejscami i ponownie rozpocznie się proces zmniejszania aktywności na Słońcu.
Gdzie tu miejsce dla planet?
Tak się składa, że co 11,07 lat, w okolicach minimum aktywności słonecznej Wenus, Ziemia i Jowisz ustawiają się w jednej linii, dzięki czemu przez krótki czas w tym samym kierunku przyciągają Słońce. Owszem, jest to niewielki wpływ na gwiazdę, która jakby nie patrzeć odpowiada za 99,96 proc. masy całego Układu Słonecznego, ale naukowcy są przekonani, że w ten sposób planety regulują czas trwania cyklu aktywności słonecznej.
Teraz jednak naukowcy odkryli coś, co utwierdza ich w przekonaniu, że faktycznie planety regulują aktywność na Słońcu.
Tym czymś są gigantyczne fale wirowe na powierzchni Słońca, zwane także falami Rossby’ego. Nie jest to nic nowego. Dokładnie takie same fale regulują układy ciśnienia w atmosferze Ziemi. Problem w tym, że fale tego typu na Słońcu zobaczyliśmy po raz pierwszy dopiero niedawno.
W toku obliczeń fizycy ustalili, ile potrzeba energii do zsynchronizowania wewnętrznego dynama słonecznego z cyklem planetarnym. Okazało się, że fale Rossby’ego mogą taką ilość energii przenieść.
Szczegółowe obserwacje wykazały również, że wcale nie trzeba ustawiać w jednej linii wszystkich trzech planet, aby doprowadzić do powstania fal Rossby’ego. Są je bowiem w stanie aktywować ustawiające się w jednej linii dowolne dwie z tych trzech planet, co zdarza się znacznie częściej.
Analiza takich ustawień wykazała, że właśnie takie ustawienia dwóch z trzech planet zaskakująco pokrywają się z występowaniem, słabszego od cyklu Schwabe’a, cyklu Riegera, który trwa zwykle od 150 do 160 dni.
Naukowcy wciąż mają świadomość, że planety, nawet wszystkie trzy, gdy ustawią się w jednej linii, z jednej strony Słońca generują niezwykle słabe przyciąganie grawitacyjne na Słońce. Nie zmienia to jednak faktu, że każde takie ustawienie pojawia się dokładnie w okolicy minimum aktywności słonecznej. Z tego też powodu szansa na to, że ta korelacja jest wynikiem przypadku, jest naprawdę mała.
https://www.chip.pl/2024/05/aktywnosc-sloneczna-a-planety

To planety regulują aktywność na powierzchni Słońca. Naukowcy odkryli coś zaskakującego.jpg

Napisano

Tajemniczy otwór na Marsie. Naukowcy próbują wyjaśnić, dokąd prowadzi
2024-05-31. Aleksander Kowal
Nawet na Ziemi można znaleźć liczne dziury, których pochodzenie stanowi zagadkę, a co dopiero powiedzieć o planecie, która jest oddalona od naszej o ponad 200 milionów kilometrów? To właśnie na Marsie naukowcy dostrzegli pewien otwór, o którym wiedzą bardzo niewiele.
Został on zauważony na zdjęciach wykonanych przez instrument HiRISE zamontowany na pokładzie sondy Mars Reconnaisance Orbiter krążącej wokół Czerwonej Planety. Bez możliwości fizycznego sprawdzenia, co skrywa ten obiekt, badacze muszą popuścić wodze wyobraźni i połączyć to z pewnymi faktami na temat Marsa.
Podstawowym wyjaśnieniem przychodzącym do głowy w związku z tym otworem jest obecność tzw. jaskiń lawowych. Tego typu struktury występują zarówno na Ziemi, jak i poza jej granicami. Ich istnienie udowodniono już na Księżycu i Marsie, a inżynierowie planowanych załogowych misji skierowanych na te obiekty sugerują, że takie jaskinie mogłyby stanowić naturalne schronienie dla kolonizatorów.
W przypadku tytułowego otworu wiadomo, iż jego średnica wynosi kilka metrów. Jest zlokalizowany w regionie Arsia Mons będącym gigantycznych rozmiarów, uśpionym wulkanem. Ale skoro w przeszłości miała tam miejsce aktywność wulkaniczna, to z pewnością zwiększa to szanse na występowanie w tych okolicach jaskiń lawowych. Widoczny na powierzchni otwór mógłby prowadzić do jednej z takowych.
W myśl jednej z teorii zagadkowy otwór na powierzchni Marsa mógłby być wejściem prowadzącym do tzw. jaskini lawowej
Możliwość wykorzystania tego typu struktur na potrzeby kolonizacji Srebrnego Globu bądź Czerwonej Planety sprawia, że poświęcone im badania są niezwykle istotne. Księżycowe jaskinie lawowe są poznane zdecydowanie lepiej, a panujące w nich warunki mogą nastrajać pozytywnie. Wystarczy wspomnieć, iż panujące w środku temperatury mogą wynosić nawet 17 stopni Celsjusza, a do tego dochodzi naturalne zabezpieczenie przez promieniowaniem czy mikrometeorytami.
Co więcej, jako że marsjańska grawitacja jest zdecydowanie słabsza od ziemskiej, to w teorii powinny tam powstawać znacznie większe jaskinie. Niestety, ich eksploracja będzie bardzo wymagającym zadaniem. Trudno bowiem wyobrazić sobie sprzęt, który mógłby zostać dostosowany do eksploracji tak wymagającego środowiska. Ale jeśli ludzkość na poważnie myśli o zamieszkaniu na Czerwonej Planecie, to wcześniej czy później będzie trzeba przeprowadzić takie badania.
https://www.chip.pl/2024/06/chiny-okret-desantowy-typ-076

Tajemniczy otwór na Marsie. Naukowcy próbują wyjaśnić, dokąd prowadzi.jpg

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.