Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

Czy grozi nam kosmiczna katastrofa? Słynna kometa zmierza ku Ziemi
2024-06-20.
Naukowcy z całego świata bacznie obserwują kometę C/2023 A3 Tsuchinshan-ATLAS, która w 2024 roku niebezpiecznie zbliży się do naszej planety. Choć szanse na kolizję są niewielkie, to jednak istnieją. Czy grozi nam kosmiczna katastrofa? Sprawdzamy, jakie są najnowsze prognozy dotyczące trajektorii lotu tego fascynującego obiektu.
Skąd pochodzi kometa C/2023 A3 Tsuchinshan-ATLAS?
To kosmiczna „świeżynka”, która została odkryta 22 lutego 2023 roku przez system teleskopów ATLAS (Asteroid Terrestrial-impact Last Alert System) w Południowej Afryce. Początkowo sądzono, że jest to asteroida, jednak dalsze obserwacje wykazały, że obiekt posiada charakterystyczną komę i warkocz, typowe dla komet.
Naukowcy ustalili, że C/2023 A3 Tsuchinshan-ATLAS przybywa do nas z Obłoku Oorta: sferycznej chmury składającej się z miliardów komet, otaczającej Układ Słoneczny. Oznacza to, że jest to jej pierwsza wizyta w pobliżu Słońca. Takie „nowe” komety często zaskakują astronomów swoim zachowaniem, ponieważ zawierają dużo lotnych substancji, które pod wpływem ciepła gwałtownie sublimują.
Czy kometa C/2023 A3 Tsuchinshan-ATLAS uderzy w Ziemię?
Według aktualnych obliczeń kometa C/2023 A3 Tsuchinshan-ATLAS zbliży się do Słońca 27 września 2024 roku na odległość zaledwie 58 milionów kilometrów, czyli mniej więcej tyle, ile wynosi średnia odległość Merkurego od naszej gwiazdy. Dwa tygodnie później, 12 października, przeleci w pobliżu Ziemi, w odległości około 71 milionów kilometrów.
Choć może się wydawać, że to bezpieczny dystans, naukowcy nie wykluczają możliwości zderzenia. Szacuje się, że prawdopodobieństwo kolizji wynosi około 1 do 560. To niewiele, ale wystarczająco dużo, by wzbudzić czujność specjalistów z agencji kosmicznych. NASA umieściła nawet C/2023 A3 Tsuchinshan-ATLAS na liście obiektów potencjalnie niebezpiecznych dla naszej planety.
Jakie byłyby skutki uderzenia C/2023 A3 Tsuchinshan-ATLAS w Ziemię?
Średnica tej komety to około dwóch kilometrów. Choć w skali kosmicznej to niewiele, uderzenie takiego obiektu w naszą planetę miałoby katastrofalne skutki. Wyzwoloną wtedy energię można by przyrównać do siły wybuchu tysięcy bomb atomowych.
Zderzenie spowodowałoby potężne trzęsienia ziemi, tsunami i pożary na ogromną skalę. W atmosferę zostałyby wyrzucone miliardy ton pyłu, przesłaniając Słońce na wiele miesięcy, być może i lat. Nastąpiłaby tzw. impaktowa zima, prowadząca do załamania globalnego ekosystemu. Naukowcy szacują, że w wyniku takiej katastrofy mogłaby wyginąć nawet połowa populacji ludzkiej.
Niebezpieczne może być też późniejsze „zderzenie się” naszej planety z ogonem komety. Może to doprowadzić do globalnych zaburzeń w systemach łączności czy nawet do radykalnej zmiany warunków pogodowych na całej Ziemi. Co gorsza, takiego scenariusza nie można wykluczyć!
Zobacz też: Jak zakończy się życie na Ziemi? Oto trzy potencjalne scenariusze.
Astronomowie bardzo uważnie obserwują C/2023 A3 Tsuchinshan-ATLAS, by w razie potrzeby podjąć odpowiednie działania. Ludzkość dysponuje już technologiami, które potencjalnie mogłyby zmienić tor lotu niebezpiecznego obiektu, choć jak na razie nie zostały one przetestowane w praktyce. Miejmy nadzieję, że nigdy nie będziemy musieli z nich skorzystać.
Źródło: NASA / NYpost.com / opracowanie własne.
Fot. Pixabay
https://www.twojapogoda.pl/wiadomosc/2024-06-20/czy-grozi-nam-kosmiczna-katastrofa-slynna-kometa-zmierza-ku-ziemi/

Czy grozi nam kosmiczna katastrofa Słynna kometa zmierza ku Ziemi.jpg

Napisano

Planetoidy NEO w 2024 roku
2024-06-20. Krzysztof Kanawka
Zbiorczy artykuł na temat odkryć i obserwacji planetoid NEO w 2024 roku.
Zapraszamy do podsumowania odkryć i ciekawych badań planetoid bliskich Ziemi (NEO) w 2024 roku. Ten artykuł będzie aktualizowany w miarę pojawiania się nowych informacji oraz nowych odkryć.
Bliskie przeloty w 2024 roku
Poszukiwanie małych i słabych obiektów, których orbita przecina orbitę Ziemi to bardzo ważne zadanie. Najlepszym dowodem na to jest bolid czelabiński – obiekt o średnicy około 18-20 metrów, który 15 lutego 2013 roku wyrządził spore zniszczenia w regionie Czelabińska w Rosji.
Poniższa tabela opisuje bliskie przeloty planetoid i meteoroidów w 2024 roku (stan na 20 czerwca 2024). Jak na razie, w 2024 roku największym obiektem, który zbliżył się do Ziemi, jest planetoida o oznaczeniu 2024 MK, o szacowanej średnicy około 165 metrów.
W ciągu dekady ilość odkryć obiektów przelatujących w pobliżu Ziemi wyraźnie wzrosła:
•    w 2023 roku odkryć było 113,
•    w 2022 roku – 135,
•    w 2021 roku – 149,
•    w 2020 roku – 108,
•    w 2019 roku – 80,
•    w 2018 roku – 73,
•    w 2017 roku – 53,
•    w 2016 roku – 45,
•    w 2015 roku – 24,
•    w 2014 roku – 31.
W ostatnich latach coraz częściej następuje wykrywanie bardzo małych obiektów, o średnicy zaledwie kilku metrów – co na początku poprzedniej dekady było bardzo rzadkie. Ilość odkryć jest ma także związek z rosnącą ilością programów poszukiwawczych, które niezależnie od siebie każdej pogodnej nocy “przeczesują” niebo. Pracy jest dużo, gdyż prawdopodobnie planetoid o średnicy mniejszej od 20 metrów może krążyć w pobliżu Ziemi nawet kilkanaście milionów.
Inne ciekawe badania i odkrycia planetoid w 2024 roku
2024 AA, 2024 AB i 2024 AC – trzy pierwsze planetoidy odkryte w 2024 roku to obiekty NEO.
2024 BX1: mały meteoroid o średnicy około jednego metra, wykryty na kilka godzin przed wejściem w atmosferę Ziemi. Odkrycie nastąpiło w dniu 20 stycznia za pomocą węgierskiego Konkoly Observatory przez Krisztián Sárneczky. Wejście w atmosferę Ziemi nastąpiło 21 stycznia około 01:30 CET nad Niemcami. Poniższa animacja prezentuje trajektorię podejścia 2024 BX1 do Ziemi.
Jest to dopiero ósme takie odkrycie. Oto lista odkryć, które nastąpiły, zanim jeszcze mały obiekt wszedł w atmosferę Ziemi:
•    2008 TC3 (nad Sudanem)
•    2014 AA (nad Atlantykiem)
•    2018 LA (nad Botswaną)
•    2019 MO (okolice Puerto Rico)
•    2022 EB5 (okolice Islandii)
•    2022 WJ1 (w pobliżu granicy USA/Kanada)
•    2023 CX1 (spadek i odzyskane meteoryty, Francja)
•    2024 BX1 (nad Niemcami)
2024 GJ2: mały obiekt odkryty na 2 dni przed przelotem. Pole grawitacyjne Ziemi mocno zmieniło trajektorię tego meteoroidu.
2024 JV8: przez chwilę uważany za “drugi księżyc Ziemi”, ale szybko okazało się, że jest to górny stopień rakiety Falcon 9 po misji IM-1.
2024 MK: największa od ponad dekady planetoida, która zbliżyła się na dystans mniejszy niż średnia odległość do Księżyca (przelot 29 czerwca 2024).
Zapraszamy do działu małych obiektów w Układzie Słonecznym na Polskim Forum Astronautycznym.
Zapraszamy do podsumowania odkryć w 2023 roku. Zapraszamy do podsumowania odkryć w 2022 roku. Zapraszamy także do podsumowania odkryć obiektów NEO i bliskich przelotów w 2021 roku.
(PFA)
https://kosmonauta.net/2024/06/planetoidy-neo-w-2024-roku/

Planetoidy NEO w 2024 roku.jpg

Planetoidy NEO w 2024 roku2.jpg

Napisano

Bliski przelot 2024 MK (29.06.2024)
2024-06-20. Krzysztof Kanawka
Duży obiekt – przelot 29 czerwca.
W dnii 29 czerwca do Ziemi zbliży się planetoida o oznaczeniu 2024 MK. Jest to dość rzadki przelot, gdyż planetoida ma szacowaną średnicę nawet 290 metrów!
Planetoida 2024 MK została odkryta 16 czerwca 2024 przez południowoafrykańskie obserwatorium ATLAS–SAAO. W momencie odkrycia planetoida znajdowała się w odległości około 10,1 mln kilometrów od Ziemi. Po odkryciu udało się także znaleźć wcześniejsze obserwacje tego obiektu z maja 2024 z teleskopu Pan-STARRS na Hawajach. Te obserwacje pozwoliły na bardziej precyzyjne ustalenie orbity 2024 MK.
Szybkie wyliczenia wykazały, że 29 czerwca ten obiekt zbliży się do Ziemi na małą odległość. W momencie pisania tego artykułu (20 czerwca 2024) wyliczenia wskazują, że 2024 MK zbliży się na odległość około 0,77 średniego dystansu do Księżyca w dniu 29 czerwca.
Szacowana średnia 2024 MK to około 130-290 metrów, przy czym najbardziej prawdopodobna wartość to około 170 metrów. Tego typu obiekt, gdyby wszedł w kurs kolizyjny z Ziemię, mógłby wyrządzić duże regionalne szkody. W przypadku planetoidy kamiennej, już sam krater po uderzeniu mógłby mieć średnicę nawet 3 km, zaś w promieniu ok 35 km doszłoby do zniszczenia budynków.
Przeloty tak dużych obiektów jak 2024 MK są stosunkowo rzadkie. W 2020 roku, już po bliskim przelocie, odkryto planetoidę o oznaczeniu 2020 LD, o średnicy około 100 metrów. Z kolei w styczniu 2018 roku odkryto planetoidę o oznaczeniu 2018 AH, o średnicy około 100 metrów. 2024 MK jest prawdopodobnie większa od 2020 LD i 2018 AH. Poprzedni większy obiekt przeleciał w pobliżu Ziemi trzynaście lat temu. W 2011 roku doszło do przelotu planetoidy 2005 YU55, a wcześniej wykryty przelot średnicy kilkuset metrów nastąpił w 1976 roku, kiedy to planetoida 2010 XC15 przeleciała w odległości 300 tysięcy kilometrów od Ziemi. Co ciekawe, wówczas planetoida pozostała niewykryta – odkryto ją dopiero w 2010 roku i analiza orbity wskazała, że doszło do przelotu w 1976 roku. Średnica 2010 XC15 wynosi około 200 metrów.
W trakcie przelotu planetoida 2024 MK prawdopodobnie będzie obserwowana zarówno optycznie jak i radarowo. Możliwe będzie prawdopodobnie wyznaczenie kształtu oraz rzeczywistych rozmiarów 2024 MK.
(JPL, H.)
https://kosmonauta.net/2024/06/bliski-przelot-2024-mk-29-06-2024/

 

Bliski przelot 2024 MK (29.06.2024).jpg

Napisano

Jasny Anioł. Perseverance dotarł w nowe miejsce na Marsie

2024-06-20. Dawid Długosz
Perseverance przebywa na Marsie od ponad trzech lat i łazik dotarł w nowy region Czerwonej Planety o nazwie Jasny Anioł. Znajdują się tutaj formacje skalne przypominające popcorn. Naukowcy nie mają złudzeń i jest to kolejny dowód na to, że na Marsie musiała występować woda.

NASA wylądowała łazikiem Perseverance na Marsie ponad trzy lata temu. Pojazd przemierza Czerwoną Planetę od ponad tysiąca dni i dotarł w nowe miejsce. Pożegnał się z obszarem o nazwie Mount Washburn i teraz będzie eksplorował nowy region. To Jasny Anioł, do którego maszyna dojechała w trakcie 1175 soli (dnia marsjańskiego) misji.

Perseverance w obszarze Marsa o nazwie Biały Anioł
Jasny Anioł to bardzo ciekawe miejsce w pobliżu lokalizacji, gdzie kilka lat temu wylądował łazik Perseverance. Jest to część kanału rzecznego wpływającego do krateru Jezero. Tak więc z naukowego punktu widzenia jest to bardzo ciekawy obszar.
Teren ten pokryty jest jasnymi formacjami skalnymi. Naukowcy podejrzewają, że są to starożytne osady wypełniające kanał lub znacznie starsze skały, które zostały odsłonięte przez rzekę.
Formacje skalne jak popcorn potwierdzają istnienie wody
Obszar jest wypełniony formacjami skalnymi, które przypominają popcorn. Łazik Perseverance uchwycił je na zdjęciu 10 czerwca. Uczeni twierdzą, że jest to kolejny dowód na to, że w tym miejscu Marsa na powierzchni musiała znajdować się woda. Świadczą o tym widoczne minerały.
Droga do Białego Anioła nie była prosta. Specjaliści z NASA, którzy odpowiadają za misję łazika, twierdzą, że wcześniej pojazd przejeżdżał ponad 100 metrów dziennie. Potem trzeba było pokonywać odcinki o długości kilkudziesięciu metrów. Podróż utrudniły pola wyścielone głazami. To sprawiło, że Perseverance nie był w stanie jechać za daleko na funkcji autopilota, co zresztą było zamierzone, bo bezpieczeństwo misji za miliardy dolarów stanowi priorytet.

Warto dodać, że łazik Perseverance zbliża się do końca czwartego etapu badań naukowych, które zaplanowała dla misji NASA. W tym czasie poszukiwał skał węglanowych i oliwinu, które znajdują się po wewnętrznej stronie krawędzi krateru Jezero. Natomiast w Jasnym Aniele liczono na znalezienie innych skał.
NASA skieruje łazika Perseverance w nowe miejsce
Maszyna po zakończeniu eksploracji obecnego obszaru uda się do kolejnej lokalizacji. Perseverance zostanie skierowany przez NASA na południe, gdzie pokona Neretva Vallis i dotrze do Serpentine Rapids.
Jasny Anioł. Perseverance dotarł w nowe miejsce na Marsie. /NASA /materiały prasowe

Jasny Anioł na zdjęciu, które łazik Perseverance zrobił 6 czerwca 2024 r. /NASA/JPL-Caltech /materiał zewnętrzny

Formacje skalne na Marsie przypominające popcorn. /NASA/JPL-Caltech /materiał zewnętrzny

https://geekweek.interia.pl/nauka/news-jasny-aniol-perseverance-dotarl-w-nowe-miejsce-na-marsie,nId,7586326

Jasny Anioł. Perseverance dotarł w nowe miejsce na Marsie.jpg

Jasny Anioł. Perseverance dotarł w nowe miejsce na Marsie2.jpg

Napisano

Polska chmura obliczeniowa wspiera flagowy europejski projekt Destination Earth
2024-06-21. Redakcja
Początek projektu Destination Earth.
Dziesiątego czerwca wystartował unijny system Destination Earth, którego celem jest modelowanie i monitorowanie naszej planety oraz symulowanie zjawisk naturalnych z niespotykaną dotąd dokładnością.
CloudFerro, polski dostawca usług chmurowych, dostarcza kluczowy element systemu – Data Lake – ogromne repozytorium danych, które jest podstawą systemu Destination Earth, zarządzanego przez Europejską Organizację Eksploatacji Satelitów Meteorologicznych EUMETSAT.
Wielochmurowe repozytorium Data Lake ma stworzyć bazę do federacji różnych przestrzeni danych, zapewniając skalowalność oraz usługi przetwarzania i przechowywania w chmurze obliczeniowej w pobliżu danych systemu Destination Earth.
Destination Earth (DestinE) to sztandarowa inicjatywa Komisji Europejskiej realizowana wraz z jej organizacjami partnerskimi – EUMETSAT, Europejską Organizacją Eksploatacji Satelitów Meteorologicznych, ESA, Europejską Agencją Kosmiczną i ECMWF, Europejskim Centrum Prognoz Średnioterminowych. Jej długofalowym celem jest opracowanie cyfrowej repliki Ziemi, która umożliwi modelowanie wszystkich elementów systemu Ziemi z niespotykaną dotąd dokładnością. Posłuży ona do monitorowania zjawisk naturalnych i skutków działań człowieka, przewidywania zjawisk pogodowych i klimatycznych, a także do testowania scenariuszy dla bardziej zrównoważonego rozwoju naszej planety. System został oficjalnie uruchomiony 10 czerwca podczas wydarzenia Grand Opening w Kajaani w Finlandii.
System DestinE składa się z trzech kluczowych elementów: platformy Core Service Platform obsługiwanej przez ESA, Cyfrowych Bliźniaków Ziemi (Digital Twins) zarządzanych przez ECMWF, oraz repozytorium DestinE Data Lake zarządzanego przez EUMETSAT. To właśnie Data Lake stanowi kluczowy element całego systemu Destination Earth. Oparte na wielochmurowej infrastrukturze repozytorium zostało zaprojektowane w celu zapewnienia płynnego dostępu do wszystkich danych zawartych w portfolio danych Destination Earth.  Będzie ono dostępne z dużej liczby zewnętrznych przestrzeni danych (data spaces), Cyfrowych Bliźniaków i aplikacji znajdujących się na platformie DestinE Core Service Platform, niezależnie od typu i lokalizacji danych. Oprócz danych pochodzących z Cyfrowych Bliźniaków, w Data Lake będą także przechowywane dane z własnych systemów satelitarnych obserwacji Ziemi EUMETSAT, dane pochodzące z misji ESA, europejskich satelitów Copernicus Sentinel, dane ECMWF i inne dane pochodzące od wybranych europejskich dostawców.
Środowisko chmurowe Data Lake, dostarczane i obsługiwane przez polskie CloudFerro, jest przeznaczone do przechowywania ponad kilkudziesięciu PB danych. Będą one przechowywane w prywatnych chmurach obliczeniowych zlokalizowanych w centrach danych w całej Europie: Kajaani w Finlandii, Bolonii we Włoszech, Barcelonie w Hiszpanii, Darmstadt w Niemczech, oraz w lokalizacji centralnej w Warszawie. W tych lokalizacjach znajdują się również potężne superkomputery zbudowane w ramach programu EuroHPC, które biorą udział w modelowaniu cyfrowym, zapewniając ogromną moc obliczeniową niezbędną do tego typu przetworzeń. Superkomputery HPC będą przetwarzać modele  stworzone w ramach komponentu Cyfrowych Bliźniaków, a wyniki tych analiz będą przekazywane do repozytorium Data Lake.  
EUMETSAT zlecił firmie CloudFerro jako głównemu wykonawcy koordynację projektu Data Lake i dostarczenie infrastruktury chmurowej (w modelu IaaS Infrastruktura-jako-Usługa i PaaS Platforma-jako-Usługa), która obejmuje ponad 60 petabajtów pamięci masowej i ponad 23 500 procesorów (CPU). W ramach projektu, firma dostarcza również usługi przetwarzania dużych zbiorów danych, w tym przetwarzania rozproszonego i przepływów pracy, a także usługi utrzymania i wsparcia.
CloudFerro współpracuje z dwoma europejskimi partnerami – CS Group, który odpowiada za obszar dostępu do zgromadzonych danych, oraz EODC, który jest odpowiedzialny za przetwarzanie wielkich zbiorów danych. W projekcie Data Lake wdrożono też zharmonizowany dostęp do danych (HDA), aby uprościć wyszukiwanie danych i dostęp do dwóch Cyfrowych Bliźniaków zarządzanych przez ECMWF („Extreme Weather” i „Climate Change Adaptation”), do zewnętrznych sfederowanych przestrzeni danych umożliwiających wykorzystanie wielu publicznych źródeł danych wspieranych przez UE, oraz do danych generowanych przez użytkowników.
Inicjatywa Desintation Earth jest częścią programu Komisji Europejskiej „Cyfrowa Europa”. Jest również wspierana przez program finansowania nauki „Horyzont Europa” oraz inne europejskie i krajowe inicjatywy w dziedzinie badań naukowych i innowacji. Na chwilę obecną system adresowany jest do użytkowników z sektora publicznego, a w przyszłości, będzie służyć również naukowcom, badaczom, sektorowi prywatnemu i ogółowi społeczeństwa. Pełne wdrożenie systemu ma nastąpić w ciągu 7-10 lat.
(CF)
https://kosmonauta.net/2024/06/polska-chmura-obliczeniowa-wspiera-flagowy-europejski-projekt-destination-earth/

Polska chmura obliczeniowa wspiera flagowy europejski projekt Destination Earth.jpg

Napisano

Żyjemy w najlepszym z możliwych światów. Oto dlaczego warto obejrzeć serial "Mroczna materia
2024-06-21. Rafał Gdak
Żyjemy w najlepszym z możliwych światów” – twierdził Gottfried Leibniz, a serial „Mroczna materia” mógłby być niezłym uzasadnieniem tej hipotezy, choć jednocześnie jest jej zaprzeczeniem.
Żyjemy w najlepszym z możliwych światów” – twierdził Gottfried Leibniz, a serial „Mroczna materia” mógłby być niezłym uzasadnieniem tej hipotezy, choć jednocześnie jest jej zaprzeczeniem.
"Mroczna materia" – gdy fizyka, filozofia i popkultura spotykają się w jednym serialu
…a w zasadzie w książce, bo powieść Blake’a Croucha została wydana w 2016 r. Widz i czytelnik otrzymują historię Jasona Dessena, fizyka, który stworzył skrzynię pozwalającą osiągnąć stan superpozycji kwantowej. Już w stanowiącym punkt wyjścia założeniu fabularnym doświadczamy głośnego zgrzytu, bo stan superpozycji nie dotyczy w znanej nam fizyce obiektów makroskopowych.
Pomysłem na rozwiązanie tego problemu jest specjalna substancja psychoaktywna zmieniająca fizjologię mózgu – w zależności od tego jak spojrzymy na ten wytrych, może on wydawać się obiecujący bądź wydumany. Jeżeli przymkniemy oko na wspomniane "niemożliwości", możemy świetnie się bawić, a jednocześnie zastanowić za wzmiankowanym na początku Leibnizem, czy żyjemy w najlepszym z możliwych światów.
Bohaterowie serialu za pośrednictwem skrzyni i farmaceutyku przenoszą się do długiego korytarza, na którym znajduje się niepoliczalna ilość drzwi. Stają w obliczu multiwersum z nieskończonymi możliwościami. Każda decyzja i zmiana w układzie, wpływa tu na rozszczepienie rzeczywistości.
I tak, Jason Dessen 1 został porwany przez Jasona Dessena 2 i przeniesiony siłą do świata tego drugiego. W poszukiwaniu drzwi do własnej rzeczywistości, odwiedza światy, w których najdrobniejsza różnica może powodować nieprzewidywalne konsekwencje. Dlatego oglądamy wraz z nim postapokaliptyczne krajobrazy po wojnie, zlodowaceniu czy potopie przypominającym biblijny. Multiwersum serialu zawiera wszelkie możliwe światy, zarówno w szokującym tego słowa znaczeniu, jak i takie po drobnych korektach.
Nie będę jednak opowiadał całej fabuły, bo nie jest to recenzja serialu, a jedynie przyczynek do postawienia kilku pytań.
Czy multiwersum jest możliwe?
Zwolennicy teorii multiwersum czy bardziej po polsku – wieloświata utrzymują, że ma zakorzenienie w mechanice kwantowej. Zakłada ona, że wszechświat składa się z niezliczonych odgałęzień gdzie wydarza się wszystko, co tylko mogło się kiedykolwiek wydarzyć. W zależności od sposobu rozpatrywania tego zagadnienia możemy mieć do czynienia zarówno z wszechświatami, w których obowiązują te same prawa fizyki, jak i takimi, które je łamią.
Na przeciwnym biegunie są naukowcy tacy, jak chociażby Sabine Hossenfelder, która wskazuje na podstawową wadę koncepcji wieloświata, czyli jej niefalsyfikowalność. Zgodnie z obowiązującym paradygmatem takie teorie nie mogą być traktowane w sposób naukowy. Warto poczynić tu ważne rozróżnienie, na które zwraca uwagę Hossenfelder: otóż teoria multiwersum nie jest nienaukowa, tylko anaukowa – czyli nie poddaje się jej empirycznej weryfikacji. Tym samym wykazuje podobieństwo do wierzeń religijnych, w których istnienia i nieistnienia bóstwa nie możemy potwierdzić jak i zaprzeczyć dostępnymi metodami.
Naukowczyni uważa ponadto, że choć modele matematyczne stojące za koncepcją wieloświata, mogą być spójne, to powyżej opisany brak możliwości ich empirycznego potwierdzenia stanowi istotną przeszkodę w ich przyjęciu.
Dobra teoria naukowa, a do takiej należy chociażby ogólna teoria względności Alberta Einsteina, zyskuje potwierdzenie za pomocą obserwacji i eksperymentów. Już w 1919 r. Arthur Eddington, korzystając ze zjawiska zaćmienia Słońca zmierzył odchylenie światła gwiazd przechodzącego w pobliżu Słońca, co było zgodne z OTW. Innym potwierdzeniem empirycznym jest precesja, czyli zmiana kierunku osi obrotu Merkurego. Jednym z najbardziej sensacyjnych dowodów na poprawność przewidywań Einsteina są również zaobserwowane po raz pierwszy w 2015 r. fale grawitacyjne.
Sabine Hossenfelder zauważa, że koncepcja wieloświata może być bardzo stymulująca intelektualnie, ale nie można nazywać jej faktem naukowym.
Wieloświat jako eksperyment myślowy
Zapewne zdarzyło wam się zauważyć, że wystarczyłoby wprowadzić w życiu drobną zmianę, by potoczyło się ono inaczej. Jedna z takich refleksji doprowadziła mnie do wniosku, że wystarczyłby lepszy nauczyciel matematyki w szkole, by moje rozumienie świata było pełniejsze. To abstrakcyjny przykład, więc podam lepszy. Wyobraziłem sobie, że dostałem się do innej szkoły, co skutkowało odmiennym środowiskiem, w którym wzrastałem i socjalizowałem się. Już ta zmienna wystarczyłaby, żeby nić mojego życia „powędrowała” w zupełnie nieprzewidywalnym kierunku. Spotkałbym innych ludzi, nawiązałbym inne relacje, doświadczyłbym innych wymagań, co mogłoby skutkować tym, że zdobyłbym odmienne wykształcenie i związał się z inną osobą. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że nie pisałbym dziś tego tekstu, gdyby wydarzyło się w moim życiu to, co opisuję powyżej.
Na początku wspomniałem niemieckiego filozofa, Gottfrieda Wilhelma Leibniza, który w swoim dziele "Teodycea. O dobroci Boga, wolności człowieka i pochodzeniu zła" argumentował, że świat, w którym żyjemy jest najlepszym z możliwych. Leibniz tłumaczył w ten sposób między innymi pochodzenie zła, uznając, że wszechmocny, wszechwiedzący i wszechdobry bóg, nie mógł stworzyć lepszego świata.
Jego argumenty opierały się na założeniu, że bóg posiadający powyższe, atrybuty musiał stworzyć najlepszy możliwy wariant rzeczywistości. Podobny sposób argumentowania znajdujemy zresztą we wcześniejszych „Medytacjach o pierwszej filozofii” Kartezjusza. Choć dotyczy on zupełnie innego zagadnienia, to zakłada, że doskonały bóg nie może być zwodzicielem i nie pozwoliłby, by nasze zmysły i rozum nas oszukiwały (przy pewnym zbiorze założeń). Pozwoliło to Kartezjuszowi uzasadnić pewność ludzkiego poznania.
Leibniz nie zakładał oczywiście, że istnieje wiele światów. Wręcz przeciwnie, wychodząc z opisanych tu założeń dowodził, że istnieje jeden, ale za to doskonały świat. Inaczej było w przypadku zmarłego w 2001 r. amerykańskiego filozofa Davida K. Lewisa, który sformułował teorię modalnego realizmu. Zgodnie z nią każdy możliwy świat istnieje tak samo rzeczywiście, jak ten który zamieszkujemy. W tej koncepcji – w przeciwieństwie do serialowego multiwersum – poszczególne światy są od siebie odizolowane i nie występuje interakcja między nimi. Innym ciekawym założeniem jest indywidualność – byty, które istnieją w jednym świecie, nie występują w innym.
Wieloświat? Na co to komu potrzebne
Serial „Mroczna materia” oprócz typowo rozrywkowego waloru dostarcza widzom pożywki do refleksji nad tym, w jaki sposób funkcjonujemy w świecie. Choć koncepcja multiwersum jest dyskusyjna czy nawet - jak twierdzi Sabine Hossenfelder - anaukowa, to ma walor eksperymentalny. Rzecz jasna mam na myśli eksperyment myślowy, który możemy przeprowadzić na bazie naszego życia, by ustalić, jak bardzo zdeterminowani jesteśmy zarówno przez czynniki zewnętrzne jak i nasze własne decyzje.
Obce światy, które kolejno odwiedza główny bohater, nie tylko bywają niebezpieczne, ale również pozbawiają go tożsamości. Choć rzeczywistość, w której pierwotnie żył, nie była idealna, to był w nią wrośnięty za pośrednictwem odniesień do osób, wydarzeń i rzeczy. W każdym innym świecie - a odwiedził też idylliczne Chicago, w którym króluje empatia, a technologia służy ludziom, a nie wielkim korporacjom - czuł się obcy, wyrwany z kontekstu i pozbawiony korzeni. W tym znaczeniu świat, w którym zamieszkiwał, był najlepszym możliwym, jakby to ujął Leibniz.
Choćby dlatego warto obejrzeć serial dostępny na Apple TV+, pokazuje bowiem, że nasz bunt przeciwko zastanej rzeczywistości nie przyniesie niczego poza frustracją, a naszym życiowym zadaniem jest zamieszkiwanie tego kawałka Ziemi, w którym przyszło nam żyć. Polecam!
https://spidersweb.pl/2024/06/mroczna-materia-wieloswiat.html

 

Żyjemy w najlepszym z możliwych światów. Oto dlaczego warto obejrzeć serial Mroczna materia.jpg

Napisano

Naukowcy odkryli we wczesnym Wszechświecie więcej galaktyk podobnych do Drogi Mlecznej
2024-06-21.
Zespół naukowców zagląda w przeszłość i odkrywa nowe wskazówki dotyczące wczesnego Wszechświata i wyglądu galaktyk sprzed miliardów lat.

W nowych badaniach naukowcy z Uniwersytetu Missouri odkryli, że galaktyki spiralne były bardziej powszechne we wczesnym Wszechświecie niż dotychczas sądzono.

Naukowcy wcześniej uważali, że większość galaktyk spiralnych powstała około 6-7 miliardów lat po uformowaniu się Wszechświata – powiedział Yicheng Guo, profesor nadzwyczajny na Wydziale Fizyki i Astronomii UM i współautor pracy. Jednak nasze badania pokazują, że galaktyki spiralne były powszechne już 2 miliardy lat po Wielkim Wybuchu. Oznacza to, że formowanie się galaktyk następowało szybciej niż wcześniej sądziliśmy.

Odkrycie to może pomóc naukowcom lepiej zrozumieć, w jaki sposób galaktyki spiralne, takie jak nasza macierzysta Droga Mleczna, formowały się w czasie.

Wiedza o tym, kiedy galaktyki spiralne uformowały się we Wszechświecie, jest popularnym pytaniem w astronomii, ponieważ pomaga nam zrozumieć ewolucję i historię kosmosu – powiedziała Vicki Kuhn, doktorantka na Wydziale Fizyki i Astronomii UM, która kierowała badaniami. Istnieje wiele teoretycznych koncepcji na temat tego, jak powstają ramiona spiralne, ale mechanizmy formowania mogą się różnić w zależności od typu galaktyk spiralnych. Te nowe informacje pomagają nam lepiej dopasować fizyczne właściwości galaktyk do teorii – tworząc bardziej kompleksową kosmiczną oś czasu.

Korzystając z najnowszych zdjęć z Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba (JWST), naukowcy odkryli, że prawie 30% galaktyk ma strukturę spiralną około 2 miliardy lat po uformowaniu się Wszechświata. Odkrycie to stanowi znaczącą aktualizację historii powstania Wszechświata, którą wcześniej opisywano przy użyciu danych z Kosmicznego Teleskopu Hubble’a.

Badania odległych galaktyk za pomocą JWST daje Guo, Kuhn i innym naukowcom możliwość rozwiązania kosmicznej zagadki poprzez określenie znaczenia każdej wskazówki.

Korzystanie z zaawansowanych instrumentów, takich jak JWST, pozwala nam badać bardziej odległe galaktyki z większą szczegółowością niż kiedykolwiek wcześniej – powiedział Guo. Ramiona spiralne galaktyk są podstawową cechą wykorzystywaną przez astronomów do kategoryzowania galaktyk i zrozumienia, w jaki sposób formują się one w czasie. Chociaż wciąż mamy wiele pytań dotyczących przeszłości Wszechświata, analiza tych danych pomaga nam odkrywać dodatkowe wskazówki i pogłębia nasze zrozumienie fizyki, która ukształtowała naturę naszego Wszechświata.

Opracowanie:
Agnieszka Nowak

Źródło:
•    University of Missouri
•    Urania
Niektóre z galaktyk spiralnych badanych przez naukowców biorących udział w badaniu. Zdjęcie dzięki uprzejmości Vicki Kuhn
https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2024/06/naukowcy-odkryli-we-wczesnym.html

Naukowcy odkryli we wczesnym Wszechświecie więcej galaktyk podobnych do Drogi Mlecznej.jpg

Napisano

W marsjańskiej dolinie znaleziono duże zasoby metali
2024-06-21.
Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) poinformowała, że w dolinie Mawrth Vallis można znaleźć duże ilości żelaza, magnezu i aluminium. To dane z sondy ExoMars Trace Gas Orbiter (TGO).
Mars to świat żelaza, dlatego nazywany jest Czerwoną Planetą - przypomnieli specjaliści z ESA. Jego powierzchnia obfituje w tlenki żelaza i zawierające ten pierwiastek minerały. Jednak kamery działające w różnych pasmach elektromagnetycznych promieni widzą dużo więcej niż ludzkie oko. Należy do nich instrument Colour and Stereo Surface Imaging System (CaSSIS) działający na pokładzie krążącej wokół Marsa sondy ExoMars Trace Gas Orbiter.
W dolinie Mawrth Vallis urządzenie wykryło w dużych ilościach także inne niż żelazo metale. Na dostarczonych obrazach widać strefy zawierające także glinę bogatą w magnez i warstwy obfitujące w aluminium. Dolina Mawrth Vallis to region, który interesuje planetologów z różnych przyczyn. Kiedyś płynęła tędy woda i m.in. dlatego wybrano ten obszar jako miejsce docelowe budowanego łazika ExoMars Rosalind Franklin, który ma stanowić uzupełnienie dla orbitera.
Jego zadanie to m.in. poszukiwanie śladów życia. Warto przypomnieć, że krążący po orbicie TGO bada powierzchnię Marsa już od ponad sześciu lat. Dostarczył w tym czasie szczegółowe zdjęcia m.in. formacji wulkanicznych, ogromnych wydm czy tzw. pyłowych diabłów – rozciągających się nawet na kilka kilometrów i unoszących pył powietrznych wirów.
Orbiter TGO to jeden ze składników pierwszej fazy misji ExoMars, które dotarły na orbitę Czerwonej Planety w październiku 2016 r. Drugim składnikiem był lądownik Schiaparelli, któremu nie udało się miękko wylądować na Czerwonej Planecie i tym samym uległ zniszczeniu. Nastąpiło to w efekcie usterki systemu nawigacyjnego lądownika, który błędnie odczytał wysokość podczas schodzenia na powierzchnię.
Warto zaznaczyć, że w pracach nad kamerą CaSSIS, znajdującą się na pokładzie sondy ExoMars Trace Gas Orbiter, wzięli udział inżynierowie z Centrum Badań Kosmicznych PAN, zaproszeni do współpracy przez badaczy z Uniwersytetu w Bernie (Szwajcaria). Nie można pominąć również polskiej spółki Creotech Instruments S.A., która działając na zlecenie CBK PAN, przeprowadziła montaż elementów systemu zasilania kamery.

Autor. ESA

Źródło PAP/ SPACE24

SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/sondy/w-marsjanskiej-dolinie-znaleziono-duze-zasoby-metali

W marsjańskiej dolinie znaleziono duże zasoby metali.jpg

Napisano

Saturn ma spory problem. Naukowcy odkryli ogromną nierównowagę

2024-06-21. Dawid Długosz
Saturn to gazowy olbrzym, z którym jest pewien problem. Naukowcy doszukali się w archiwalnych danych z sondy Cassini ogromnej nierównowagi w bilansie energetycznym planety. Obejmują one pory roku Saturna i związane są z jego wydłużającą się orbitą, która jest inna od ziemskiej.

Saturn to jedna z największych planet w całym Układzie Słonecznym, która była dokładnie badana z wykorzystaniem sondy Cassini wysłanej przed laty przez NASA. Naukowcy doszukali się w zebranych danych ogromnych anomalii i postanowili przyjrzeć się temu dokładniej. Analiza nie pozostawia złudzeń.

Saturn ma ogromną nierównowagę bilansu energetycznego
Zacznijmy od tego, że planety w naszym układzie (ale w przypadku egzoplanet jest podobnie) otrzymują energię od Słońca, ale też ją wypromieniowują i dochodzi do strat w wyniku promieniowania cieplnego. W przypadku Saturna doszukano się jednak sporych anomalii, do których dochodzi w zależności od pór roku.
To pierwszy przypadek zaobserwowania globalnej nierównowagi w bilansie energetycznym w skalach pór roku na gazowym olbrzymie.
komentuje Liming Li, profesor z Uniwersytetu w Houston

Saturn w zależności od sezonowości wykazuje aż 16 proc. różnice w globalnym deficycie promieniowania w górnej części atmosfery. Wskazują na to dane, które sonda Cassini zbierała przez blisko dwie dekady. Wspomniane anomalie mają jednak wytłumaczenie i jest to związane z nieregularną orbitą.
Przyczyną "problemów" Saturna orbita planety
Saturn nie porusza się wokoło Słońca na orbicie, którą przemierza Ziemia. W przypadku naszej planety jest ona zbliżona do okręgu. Jednak gazowy olbrzym ma pod tym względem spore wahania. Różnica pomiędzy największy zbliżeniem a oddaleniem od gwiazdy to aż 20 proc.
Dodajmy jeszcze do tego, że Saturn znajduje się znacznie dalej od Słońca w porównaniu do Ziemi. To wszystko sprawia, że gazowy olbrzym w skali własnego roku absorbuje różne ilości energii.
Naukowcy twierdzą, że to zjawisko może mieć również bezpośredni wpływ na gwałtowne burze, które występują na planecie. Przybierają one ogromne rozmiary, przy których nasze huragany wypadają wręcz blado i niepozornie.

Podobnie może być w przypadku Urana
Zespół badaczy kierowany przez Li uważa, że z podobnym zjawiskiem możemy mieć do czynienia także w przypadku Urana. Ta planeta jest bardzo specyficzna, bo ma m.in. inne nachylenie do ekliptyki. Ponadto wyróżnia się też nietypowo przebiegającą orbitą i znajduje się jeszcze dalej od Słońca w porównaniu do Saturna.
Oczywiście na potwierdzenie tych przypuszczeń potrzebne są badania, a do tego odpowiednie dane, których nie ma. W planach NASA jest misja związana z tą planetę i możliwe, że dzięki sondzie w przyszłości poznamy więcej szczegółów.
Saturn ma spory problem. Naukowcy odkryli ogromną nierównowagę. /materiały prasowe

Sonda Cassini, która badała Saturna przez wiele lat. /NASA/JPL-Caltech /materiały prasowe

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-saturn-ma-spory-problem-naukowcy-odkryli-ogromna-nierownowag,nId,7588613

Saturn ma spory problem. Naukowcy odkryli ogromną nierównowagę.jpg

Napisano

Misje kosmiczne XX wieku: Program Salut
2024-06-21. Milena Nowak
Program Salut jest uważany za początek ery stacji kosmicznych. To właśnie te inżynieryjne cuda pozwoliły na częstsze i dłuższe loty na orbitę okołoziemską. W ciągu całego projektu, trwającego w latach 1971-1986, zbudowano w sumie dziewięć stacji, przy czym na sześciu z nich gościli astronauci. Wystrzelenie pierwszej stacji było jedną z astronautycznych inicjatyw, w której to Sowieci, a nie Amerykanie, wiedli prym – pierwsza amerykańska stacja kosmiczna, Skylab, została umieszczona na orbicie dopiero dwa lata później.
Salut 1
19 kwietnia 1971 roku wystrzelono na orbitę pierwszą stację kosmiczną w dziejach ludzkości – Salut 1. Na korpusie stacji napisane było jednak co innego – nieznana światu nazwa Zaria. Do dziś nie wiadomo, co skłoniło Sowietów do zmiany nazwy stacji. Przypuszcza się, że głównym powodem było uniknięcie potencjalnych niejasności w komunikacji –  Zaria była również sygnałem wywoławczym głównej naziemnej stacji kontroli na Krymie. Poza tym, samo słowo Salut oznacza fajerwerki, a fakt, że data wystrzelenia stacji niemal pokrywała się z debiutanckim lotem Gagarina tworzył dodatkową sprzyjającą okoliczność do zmiany nazwy.
23 kwietnia nastąpił start pierwszej załogowej misji na stację. Niestety, z powodu nadmiernego ruchu bocznego statku dokowanie nie przebiegło pomyślnie. Dlatego też je przerwano i choć zastanawiano się nad przeprowadzeniem kolejnego, to z powodu paliwa zużytego ponad normę postanowiono nie ryzykować.
Początkowy plan misji zakładał około trzydziestodniowy pobyt na stacji, powrót do statku Sojuz i lądowanie w świetle dziennym. Tym razem z powodu zaistniałych problemów lądowanie musiało odbyć się w nocy, co oznaczało brak możliwości manualnego sterowania. Dlatego też pilot musiał wpierw ustawić odpowiednią orientację statku, a dalej polegać na sterowaniu automatycznym. Proces zakończył się sukcesem i było to pierwsze nocne lądowanie w historii sowieckich misji kosmicznych.
Kolejnej misji, Sojuz 11, sukcesem nazwać nie można. Pierwszym poważnym zagrożeniem był pożar konsoli sprzętu naukowego. Tym razem astronauci z pomocą kontroli lotów uporali się z zaistniałym problemem – przełączono się na układ zasilania rezerwowego i aktywowano filtry powietrza.
Choć w trakcie misji załoga skutecznie stawiała czoła zaistniałym problemom, to na samym końcu przedsięwzięcia pojawiła się trudność, której nie podołali. W trakcie procedury lądowania kapsuła rozhermetyzowała się. Astronauci z powodu ograniczonego miejsca nie mieli na sobie skafandrów, więc spadek ciśnienia sprawił, że cała trójka zmarła.
Począwszy od tamtego tragicznego wydarzenia inżynierowie kładli większy nacisk na bezpieczeństwo. Między innymi opracowano nowy skafander Sokół-K, oparty na projektach dla pilotów wojskowych. Obowiązek noszenia skafandra jak i dodanie dodatkowych systemów podtrzymywania życia do już ciasnego modułu wpłynęło na możliwą liczebność załogi – zamiast trzech osób, mieściły się dwie.
Salut 2
29 lipca 1972 roku podjęto próbę wystrzelenia drugiej stacji – Salut 2 (DOS-2). Rakieta Proton, na czubku której znajdowała się owa stacja, nie dotarła na orbitę, dlatego też misja nigdy nie została publicznie ogłoszona. Potem wysłano kolejną stację Salut 2 na orbitę, jednak po dwóch tygodniach w kosmosie rozhermetyzowała się.
Start dziewiętnastotonowego laboratorium DOS-3 (Kosmos 557) odbył się 11 maja 1973 roku, zaledwie kilka dni przed amerykańskim Skylabem. Była to pierwsza poważna modernizacja oryginalnego projektu Salut. Głównym mankamentem projektu był brak możliwości poruszania panelami słonecznymi, przez co cała stacja musiała odpowiednio wirować, by nakierować owe panele w kierunku Słońca. Powodowało to m.in. zwiększone zużycie paliwa. Nowy, ulepszony projekt zakładał umieszczenie trzech paneli wokoło korpusu stacji, z których każdy wyposażono w autonomiczne mechanizmy obrotowe.
Jednak i ten okazał się nieudany – przez błąd systemów kontroli lotu stacja nigdy nie zdołała osiągnąć zamierzonej orbity. Jako, że obiekt został uchwycony przez zachodni radar, Sowieci, ochrzciwszy go mianem Kosmos 557, rozpoczęli manewr ponownego wejścia w ziemską atmosferę i spalenia stacji.
Salut 3
25 czerwca 1974 roku wystrzelono kolejną stację Salut 3, znaną również jako Almaz. Almaz był ściśle tajnym wojskowym projektem, rozwijanym od początku lat sześćdziesiątych. Stacja ta posiadała działo zdolne wystrzelić do 2600 pocisków na minutę. Zostało ono przetestowane pod koniec działalności stacji, gdy w środku nie było już załogi. Był to jedyny znany uzbrojony statek kosmiczny, jaki kiedykolwiek latał.
Oprócz tego stacja była wyposażona w kamery oraz teleskop Agat-1. Sprzęt optyczny służył do obserwowania poszczególnych miejsc na Ziemi, głównie w celach militarnych. Jako drugorzędne cele obrano badanie zanieczyszczenia wody czy też procesu formowania się lodu.
Tylko jednej z trzech załóg, Sojuzowi 14, udało się wejść na pokład stacji, gdzie w sumie spędzili ponad 15 dni, orbitując przy tym Ziemię 255 razy. Mając do dyspozycji 90 m³ objętości, mogli swobodnie dryfować po stacji, co było niemożliwe w osiem razy mniejszej kapsule Sojuz 7K-T.
Salut 4
26 grudnia 1976 roku wystrzelono kolejną stację, Salut 4. Była ona kopią stacji DOS-3, jednak w przeciwieństwie do poprzedniczki, ten projekt okazał się sukcesem. W sumie trzy załogi leciały w kierunku stacji, z czego dwóm udało się wejść na pokład. Jedna z nich, Sojuz 18, przebywała na stacji 63 dni. Stanowiło to istotny krok naprzód co do badań nad realiami dłuższego przebywania w przestrzeni kosmicznej i wpływem spartańskich warunków kosmicznego habitatu na organizm.
Oprócz załogowych lotów na okres trzech miesięcy zadokowano pustą kapsułę Sojuz 20, udowadniając tym samym, że system statek-stacja może być bezpieczny na orbicie przez jeszcze dłuższy czas. 2 lutego 1977 stację deorbitowano, a dwa dni później została spalona w ziemskiej atmosferze.
Salut 5
Salut 5 była kolejną edycją stacji Almaz. Znajdowała się na orbicie przez 412 dni – przez ten czas przebyła ponad 240 mln kilometrów. Pierwotnie planowano cztery misje do stacji, lecz ostatecznie pomyślnie przebiegły tylko dwie z nich. Jedna z dwóch nieudanych została awaryjnie przerwana z powodu uszkodzonego czujnika – w trakcie dokowania wykrył on niemający miejsca ruch boczny. Choć problem został rozwiązany, to w międzyczasie zostało zużyte zbyt wiele paliwa, dlatego misję należało zakończyć. Do niepowodzenia drugiego lotu również przyczynił się brak paliwa, tym razem w stacji Sojuz 5. Nie można było w żaden sposób jej zatankować, dlatego też zadecydowano o deorbitacji stacji i anulowaniu misji.
Salut 6
Salut 6 była pierwszą stacją drugiej generacji, tj. przystosowaną do prawdziwie długoterminowych lotów. Przede wszystkim różniło ją to, że posiadała dwa porty dokujące zamiast jednego. Znacznie ułatwiło to proces wymiany załóg – wcześniej, by kolejna załoga mogła wejść na pokład, ta obecna musiała wpierw opuścić stację. W sumie Salut 6 odwiedziło sześć załóg mających przebywać tam dłużej oraz dziesięć wpadających na krótko, w tym polski kosmonauta Mirosław Hermaszewski.
Hermaszewski odwiedził stację wraz z Piotrem Klimukiem w ramach radzieckiego programu Interkosmos. Interkosmos był programem, którego celem było zaangażowanie państw-satelit Związku Radzieckiego w kosmonautykę, szerząc przy tym propagandę. Misja Polaka, Sojuz 30, rozpoczęła się 27 czerwca 1978 roku, a zakończyła się osiem dni później. W trakcie debiutanckiego lotu Polak wykonał kilka eksperymentów naukowych, m.in. badał zachowanie kryształów ze związku telluru, kadmu i rtęci w stanie nieważkości.
Stację wyposażono w nowy układ napędowy i główny instrument naukowy — wielospektralny teleskop BST-1M. Co więcej, stworzono bezzałogowy statek kosmiczny Progress, który miał zaopatrywać załogę przebywającą na stacji we wszelkie środki niezbędne do życia – powietrze, wodę, odzież czy pożywienie. Obecność statku miała również pozytywny wpływ na żywotność stacji – dostarczano w nim narzędzia niezbędne do eksperymentów i napraw.
Stacja Salut 6 była ogromnym sukcesem, szczególnie w świetle wczesnej historii programu, naznaczonej przez porażkę misji Sojuz 11 oraz trzech wystrzelonych stacji, które szybko stały się niezdatne do użytku. Kolejnym kontrastem był czas i ilość nieudanych misji. Podczas gdy wcześniej załogi nierzadko musiały awaryjnie wracać na Ziemię albo dokowały na maksymalnie kilka tygodni, to w przypadku Salut 6 tylko dwie z szesnastu misji były nieudane, a na stacji zazwyczaj przebywali stali rezydenci.
Salut 7
Salut 7, wystrzelona w kwietniu 1982 roku, była pierwszą w historii programu Salut stacją modułową. Poprzednio budowano tzw. stacje monolityczne, czyli składające się z jednego segmentu. Moduły nazywane Heavy Cosmos nie były jednak pełnoprawnymi modułami, a wariantami statku kosmicznego TSK, służącego wcześniej do zaopatrywania dawnej stacji Almaz.
Stacja była podobna pod względem wyposażenia i możliwości do poprzedniczki Salut 6, gdyż była ona jej zapasową stacją. Różniła się tym, że została lepiej wyposażona – można by powiedzieć, że słowo przetrwanie zostało zamienione w słowo komfort. Projekt architektki Galiny Balashovej obejmował m.in. montaż 20 rolet z oknami oraz umiejscowienie lodówki. Sufit Salut 7 był biały, lewa ściana jasnozielona, a prawa beżowa; motyw ten jest kontynuowany w innych pojazdach: Mirze, Buranie oraz Sojuzu.
11 lutego 1985 roku utracono kontakt z niezamieszkaną w tamtym czasie stacją. Zaczęła dryfować i wykonywać nieregularne ruchy na orbicie, co zagrażało bezpieczeństwu – dwudziestotonowy kawał metalu mógł w końcu spaść na Ziemię, być może trafiając w zamieszkany kawałek lądu. Rosyjska agencja kosmiczna natychmiast zwołała misję naprawczą i wyznaczyła Władimira Dżanibekowa oraz Wiktora Savinycha jako załogę. Wydarzenie to stanowi główny wątek rosyjskiego filmu Salut 7 z 2017 roku.
Dotychczas piloci, dokując do stacji, korzystali z automatycznych systemów, jednak tym razem bezwładna, rotująca we wszystkich trzech osiach stacja uniemożliwiła ich użycie. Dlatego załoga oszacowała bliskość stacji za pomocą dalmierzy laserowych, a Dzhanibekov musiał pilotować statkiem tak, by dopasować się do rotacji stacji. W końcu astronauci połączyli się ze stacją i potwierdzili, że instalacja elektryczna przestała działać. Ubrawszy się w zimową odzież, weszli na pokład stacji w celu przeprowadzenia napraw. Okazało się, że usterką był czujnik elektryczny, który określał, kiedy akumulatory wymagają ładowania.
Stacja kosmiczna Salut 7 była pierwszym załogowym statkiem kosmicznym, który wystrzelił satelitę – małego Iskrę 2. Było to zrobione głównie po to, by Amerykanie nie byli pierwsi – Sowieci nie chcieli, by ich konkurenci wcześniej wystrzelili satelitę z jednego z ich promów kosmicznych.
Kosmiczna przeprowadzka
Zwieńczenie programu Salut stanowiła misja Sojuz T-15. Była to zarówno pierwsza misja do Mira, jak i ostatnia do Salut 7. Przez presję, by pierwsza misja do stacji Mir odbyła się przed 27. Kongresem Partii Komunistycznej, nie można było użyć nowszych, będących jeszcze w etapie projektów statków. Dlatego Leonid Kizim oraz Władimir Sołowjow musieli nieco bardziej wysilić się w trakcie dokowania – kapsuła Sojuz T, w przeciwieństwie do Mira, nie była wyposażona w system naprowadzający Kurs, a w jego starszy odpowiednik. Dlatego załoga musiała ręcznie manewrować wokół stacji, podobnie jak we wspomnianej naprawczej misji Władimira Dżanibekowa oraz Wiktora Savinycha.
Astronauci na Mirze spędzili 55 dni, gdzie głównie testowali działanie stacji. W tym czasie amerykańscy urzędnicy oskarżali ZSRR o przeprowadzanie eksperymentów wojskowych na pokładzie Mira. Miało to w sobie pewien paradoks – nazwa stacji, Mir, oznacza pokój.
Przygotowawszy rzeczy osobiste i rośliny, załoga wyruszyła na kolejną część misji, tym razem na Salucie 7. Po przybyciu załoga przeprowadziła dwa spacery kosmiczne i zebrała próbki materiałów oraz wyniki eksperymentów, kończąc tym samym pracę poprzedniej załogi.
Załoga zdjęła z Salut 7 sprzęt o łącznej masie od 350 kg do 400 kg, by zabrać go z powrotem na Mir. Tam spędzili ostatnie 20 dni misji, prowadząc obserwacje Ziemi.
Nieoczekiwana aktywność słoneczna sprawiła, że rozpad orbity stacji Salut 7 został przyśpieszony i ostatecznie stacja weszła w ziemską atmosferę w sposób niekontrolowany. Niektóre szczątki stacji spadły na teren Argentyny; na szczęście obyło się bez ofiar śmiertelnych.
Źródła:
•    russianspaceweb.com: DOS-3: Skylab's challenger
16 czerwca 2024

•    en.wikipedia.org: Almaz
15 czerwca 2024

•    en.wikipedia.org: Salyut 5
14 czerwca 2024

•    en.wikipedia.org: Salyut programme
16 czerwca 2024

•    astronautix.com; Mark Wade: Soyuz 7K-T
20 czerwca 2024

•    en.wikipedia.org: Salyut_6
19 czerwca 2024

•    en.wikipedia.org: Salyut_7
19 czerwca 2024

•    en.wikipedia.org: Soyuz_T-15
19 czerwca 2024
 Naziemne testy procedury dokowania. Źródło: Roskosmos
Znaczek stworzony ku pamięci załogi tragicznej misji Sojuz 11. Źródło: freestampcatalogue

Rysunek stacji kosmicznej Salut 5. Źródło: NASA

Stacja kosmiczna Salut 7 sfotografowana przez załogę Sojuz T-13 tuż przed dokowaniem, 25 września 1985. Źródło: Wikimedia Commons

Szczątki Salut 7 na terenie Argentyny, 1991 rok. Źródło: Carloszelayeta

https://astronet.pl/loty-kosmiczne/misje-xx-wieku/misje-kosmiczne-xx-wieku-program-salut/

Misje kosmiczne XX wieku Program Salut.jpg

Misje kosmiczne XX wieku Program Salut2.jpg

Napisano

To się nazywa wizja! Ten napęd mógłby rozpędzić statek rozmiarów Jowisza do prędkości relatywistycznych
2024-06-21. Radek Kosarzycki
Już za kilka lat ludzkość wróci na ścieżkę załogowego podboju kosmosu. Oto po ponad pięćdziesięciu latach ludzie znów wylądują na powierzchni Księżyca. Tym razem jednak w planach jest budowa baz księżycowych, w których astronauci będą przebywać tygodniami, a nawet miesiącami. To istotny krok na drodze do wypuszczenia się dalej w przestrzeń kosmiczną. Jakby nie patrzeć, w ciągu kilku najbliższych dekad ludzkość ma po raz pierwszy stanąć na powierzchni Marsa stając się tym samym cywilizacją multiplanetarną. To określenie jest jednak bardzo na wyrost.
Problem z podróżami na inne planety jest jeden: w Układzie Słonecznym Mars jest jedyną planetą, na której może wylądować i egzystować człowiek. Dwie pozostałe skaliste planety, czyli Merkury i Wenus to światy niezwykle nieprzyjazne dla człowieka i jakiegokolwiek innego życia, gdzie temperatury w ciągu dnia znacząco przekraczają 400 stopni Celsjusza.
Aby zatem znaleźć inną planetę niż Mars, na której człowiek mógłby wylądować, trzeba spojrzeć poza Układ Słoneczny, w otoczenie innych gwiazd. Problem jednak w tym, że najbliższa planeta skalista poza Układem Słonecznym (Proxima b krążąca wokół gwiazdy Proxima Centauri) znajduje się 4,2 roku świetlnego od Ziemi.
Zakładając nawet, że najkrótsza trajektoria lotu między Ziemią i Marsem oraz Ziemią i Proximą b jest linią prostą, to do Marsa mamy 54 600 000 km, a do Proximy b mamy 39 735 000 000 000 kilometrów. Różnica jest zatem ogromna.
Aby uświadomić sobie, o jakich odległościach mówimy w przypadku podróży do najbliższych egzoplanet, warto odwołać się do czasu, jaki trzeba poświęcić, aby do nich dolecieć. Wszystkie obecne plany lotów załogowych na Marsa, przy założeniu lotu w optymalnej konfiguracji Słońce-Mars-Ziemia zakładają podróż na Marsa trwającą około ośmiu miesięcy.
Dla porównania, jeżeli założymy, że statek załogowy będzie w stanie osiągnąć prędkość, jaką niedawno osiągnęła sonda kosmiczna Parker Solar Probe, najszybsza w historii sonda, jaką kiedykolwiek człowiek wysłał w przestrzeń kosmiczną, to lot do Proximy b zająłby jakieś 7700 lat.
Warto tutaj podkreślić, że mówimy jedynie o podróży do najbliższej nam gwiazdy, która znajduje się zaledwie 4 lata świetlne od Ziemi (średnica naszej galaktyki to 100 000 lat świetlnych, a do Galaktyki Andromedy odległość to 2 500 000 lat świetlnych).
Powyższe dane wskazują na jedno: nie będzie prawdziwego przełomu w podróżach międzyplanetarnych i międzygwiezdnych, jeżeli nie stworzymy napędu pozwalającego nam poruszać się ze znacznie większymi prędkościami niż obecnie. Klasyczne rakiety na paliwo chemiczne nam tego z pewnością nie uniemożliwią.
Naukowcy jednak nie przestają poszukiwać pomysłów na to, jak można byłoby przyspieszyć sondy lub statki kosmiczne do prędkości relatywistycznych, czyli stanowiących znaczący ułamek prędkości światła i trzeba przyznać, że niektóre z tych pomysłów są naprawdę oryginalne.
Jednym z ciekawszych pomysłów jest napęd zaproponowany przez prof. Davida Kippinga z Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku. Tutaj należy zrobić zastrzeżenie, że nie jest to pomysł, który będziemy w stanie wdrożyć w życie anni w najbliższych stuleciach ani zapewne tysiącleciach. Niezależnie jednak od tego, jest to niezwykle interesujące studium tego, do czego można wykorzystać obiekty znajdujące się już w przestrzeni kosmicznej.
Badacz zwraca tutaj uwagę na to, że wysyłając sondy kosmiczne chociażby do zewnętrznych rejonów Układu Słonecznego naukowcy od dawna korzystają z asyst grawitacyjnych. Sondy lecące do Jowisza czy Saturna, zanim rozpoczną lot do zewnętrznych rejonów układu, najczęściej raz czy kilka razy przelatują w pobliżu Ziemi lub Wenus okradając je z niewielkiej ilości energii kinetycznej, dzięki czemu są w stanie nabrać prędkości niezbędnej do szybkiego przelotu do celu swojej misji.
Kipping zwraca uwagę, że teoretycznie w ten sam sposób można wykorzystać układy podwójne w przestrzeni kosmicznej, w których dwie gwiazdy, dwie gwiazdy neutronowe, czy też dwie czarne dziury krążą wokół wspólnego środka masy bardzo blisko siebie. Takie obiekty mają wprost niewiarygodną ilość energii rotacyjnej. Badacz wskazuje, że obiekty takie mogą posłużyć za prawdziwy napęd międzygwiezdny.
Według pomysłu Kippinga możnaby było w kierunku układu dwóch czarnych dziur wysłać wiązkę promieniowania elektromagnetycznego, która przeleciałaby tuż w pobliżu horyzontu zdarzeń jednej z czarnych dziur i po jej okrążeniu, wróciłaby z powrotem do źródła (statku kosmicznego). Jeżeli układ byłby tak ustawiony, że wiązka fotonów wracałaby do nas od czarnej dziury zmierzającej w naszym kierunku, to miałaby ona więcej energii niż wiązka wysłana z pokładu statku. Za jej pomocą można by było wykorzystać energię czarnej dziury do rozpędzenia statku do prędkości relatywistycznych.
Czytaj także: Napęd warp i reaktory zasilane antymaterią – fikcja czy realny cel inżynierów?
Warto tutaj zwrócić uwagę na fakt, że napędem byłyby masywne czarne dziury. To z kolei oznacza, że nawet gdyby statek kosmiczny był ogromny, miałby masę — powiedzmy — Jowisza, to wciąż byłby on w stanie rozpędzić się w ten sposób do prędkości relatywistycznych.
Na pierwszy rzut oka powyższy pomysł brzmi, jak wyciągnięty rodem z filmów science fiction. Naukowcy jednak wskazują, że taki napęd widzieliśmy już nie raz. Jakby nie patrzeć, na przestrzeni lat badacze odkrywali gwiazdy przemierzające naszą galaktykę z prędkościami rzędu 30-100 tysięcy kilometrów na sekundę. Takie gwiazdy bardzo często wystrzeliwane są z takimi prędkościami z bezpośredniego otoczenia czarnych dziur, a więc nawet masywniejsze od Jowisza obiekty potrafią się odpowiednio rozpędzić w otoczeniu czarnej dziury.
Oczywiście pomysł pozostanie na razie jedynie co najwyżej intrygującym przykładem gimnastyki umysłu. Jakby nie patrzeć, nawet gdybyśmy już wiedzieli, jak skorzystać z takiego napędu (a nie wiemy), to wciąż musielibyśmy najpierw znaleźć w naszym otoczeniu taką podwójną czarną dziurę, a następnie do niej dotrzeć, a więc wracamy do punktu wyjścia, bowiem z pewnością taki układ znajduje się znacznie dalej niż najbliższa nam gwiazda.
Warto jednak zwrócić uwagę, że istnieje możliwość, że jakaś odległa cywilizacja, znacznie bardziej zaawansowana od nas już z takiego czarnodziurowego napędu już korzysta. Z tego też powodu naukowcy obecnie sprawdzają, jakie sygnały z przestrzeni kosmicznej mogłyby zdradzać obecność takich statków w przestrzeni międzygwiezdnej. Jakby nie patrzeć, nawet gdybyśmy sami nie mogli takiego statku wysłać, wiedza o tym, że ktoś tam, gdzieś już z takiego napędu korzysta, dodałaby nam wiary w to, że jest to możliwe i mamy jeszcze wiele odkryć przed sobą.
https://www.chip.pl/2024/06/niemieckie-czolgi-leopard-1-skyranger-35

To się nazywa wizja! Ten napęd mógłby rozpędzić statek rozmiarów Jowisza do prędkości relatywistycznych.jpg

Napisano

Pierwszy polski satelita radarowy. Zawarto ważne porozumienie [RELACJA]
2024-06-21. Mateusz Mitkow
Polska spółka kosmiczna Eycore zaprezentowała swojego pierwszego satelitę do radarowego obrazowania geoprzestrzennego ziemi SAR (Synthetic Aperture Radar), którego wyniesienie zaplanowane jest na czwarty kwartał 2025 r. W trakcie konferencji firma Eycore oraz Creotech Instruments podpisały również list intencyjny o współpracy przy projektowaniu i budowie platform satelitarnych wyposażonych w instrumenty radarowe SAR. Pierwszym efektem kooperacji ma być satelita radarowy Seagull, którego wyniesienie jest planowane na 2026 r.
Radary z syntetyczną aperturą (SAR) to przełomowa technologia, która pozwala na obserwację powierzchni Ziemi w trybie ciągłym, niezależnie od warunków pogodowych i pory dnia. Umożliwiają prowadzenie obrazowania również w nocy i w warunkach dużego zachmurzenia czy zadymienia, co odróżnia je zasadniczo od instrumentów optycznych.Ma to ogromne znaczenie zważywszy na fakt, że 70 proc. powierzchni Ziemi jest zawsze przykryte chmurami. Polska jest jednym z krajów leżących na terenach, które przez większą część roku są przesłonięte chmurami i niedostępne dla instrumentów optycznych umieszczonych na orbicie okołoziemskiej.
19 czerwca br. w Warszawie polska firma z branży kosmicznej o nazwie Eycore zaprezentowała swojego pierwszego satelitę, wyposażonego w radar z syntetyczną aperturą (SAR). Firma planuje wynieść ww. satelitę Eycore-1 na niską orbitę okołoziemską w czwartym kwartale 2025 r. Wyniesienie zostanie zrealizowane za pomocą rakiety Falcon 9 firmy SpaceX. Z przekazanych informacji wynika, że satelita powstanie przy wykorzystaniu platformy satelitarnej dostarczonej przez renomowanego, europejskiego producenta.
”Wychodzimy z cienia. Chcemy się pochwalić tym, czym zajmowaliśmy się przez ostatnie dwa lata. Radar z syntetyczną aperturą, który opracowaliśmy, jest efektem polskiej myśli technicznej – pracy, wiedzy i doświadczenia naszych inżynierów” - podkreślił dr Maciej Klemm, współzałożyciel i prezes zarządu Eycore.
Zaznaczył też, że obrazowanie radarowe jest obecnie kluczową zdolnością dla zapewnienia bezpieczeństwa Polski. „W przypadku naszego kraju niebo jest zachmurzone przez większość czasu w roku. Technologia SAR naszej firmy pozwoli na obserwacje w dowolnych warunkach pogodowych oraz w nocy” - dodał Maciej Klemm.
Prezes firmy Eycore podkreślił również, że obecne prace skupiają się na opracowywaniu i komercjalizacji sensora radarowego, który będzie mógł zostać umieszczony na dowolnej platformie satelitarnej. „Jesteśmy na etapie, w którym udało nam się zbudować pełnoskalowy model satelitarnego sensora SAR, potwierdzić jego prawidłowe funkcjonowanie poprzez próby obrazowania a do września br. chcemy zakończyć jego formalną kwalifikację . Do końca 2024 r. zostanie zbudowany model lotny naszego satelity co pozwoli nam formalnie osiągnąć TRL8. W kolejnym kroku radar zostanie zintegrowany z platformą satelitarną oraz wyniesiony na orbitę, co obecnie planujemy osiągnąć w czwartym kwartale 2025 r.” - opisał dr Maciej Klemm.
Rozpoznanie satelitarne z wykorzystaniem technologii radarowych jest również niezwykle ważne dla Wojska Polskiego. Podkreślił to podczas konferencji Tomasz Kusowski, współzałożyciel i wiceprezes firmy Eycore: „Każda armia świata w realizacji swoich zadań od zarania bazuje na posiadanej wiedzy o przeciwniku, jego składzie, potencjale, manewrach czy rozmieszczeniu. Polska ze swoim położeniem geograficznym tym bardziej powinna zadbać o wyposażenie sił zbrojnych w najlepsze narzędzia do rozpoznania i wsparcia planowania działań. Dzisiaj jednymi z najlepszych do tego typu narzędzi są bez wątpienia satelity do rozpoznania geoprzestrzennego”
”Własna konstelacja satelitów SAR ze wszystkimi swoimi zaletami czyli niezależność od warunków pogodowych i pory dnia zapewni dostęp do danych wtedy kiedy nasze wojsko będzie ich potrzebować. posiadając natomiast aktualne dane możemy dzielić się nimi ze wszystkimi sojusznikami w regionie, zagrożonymi z tego samego źródła co Polska. W obecnej sytuacji międzynarodowej takie zdolności są szczególnie potrzebne. Od ponad dwóch lat za nasza granicą toczy się wojna, zatem niezbędny jest dostęp do niezależnych, polskich danych obrazowania geoprzestrzennego SAR” – zaznaczył Tomasz Kusowski.
Jesteśmy w stanie dostarczać technologie najwyższej jakości dla Wojska Polskiego. Teraz koncentrujemy się na rozwoju i komercjalizacji, ponieważ wiemy, jakie są braki w obecnie użytkowanych satelitach SAR. Walczymy o polski rynek. Chcemy wesprzeć polski rząd oraz wojsko i mamy nadzieję, że już niedługo będziemy mieć taką możliwość” – dodał.
Ambitne plany spółki Eycore są związane z dużą wiedzą oraz doświadczeniem założycieli firmy Advanced Protection Systems (APS) – największego polskiego producenta systemów antydronowych oraz sensorów radarowych. Dr Maciej Klemm pełni funkcję prezesa w obu firmach. Eycore założył wspólnie z partnerami z APS – dr Radosławem Piesiewiczem oraz Tomaszem Kusowskim.
”Skupiamy się na opracowaniu światowej klasy produktów. Istniejące już produkty na rynku są w porównaniu do rozwiązań wojskowych, można powiedzieć, relatywnie proste. Jesteśmy zatem dopiero na początku wyścigu opracowywania zaawansowanych, w pełni funkcjonalnych i zarazem komercyjnych satelitów SAR. Jako specjaliści od radarów obraliśmy pewne cele i już teraz pracujemy nad kolejnymi projektami, również we współpracy z innymi podmiotami” - zapowiedział prezes Eycore.
W tym kontekście głos zabrał dr Jakub Bochiński, zastępca dyrektora ds. produktów kosmicznych w Creotech Instruments S.A. Zapowiedział on kooperacje obu podmiotów w zakresie stworzenia polskiego mikrosatelity SAR opartego na platformie satelitarnej HyperSat. Co ciekawe, spółki rozpoczęły wspólne działania w tym zakresie już w 2021 r. Przedstawiciel firmy Creotech Instruments podkreślił, że zarówno własność intelektualna, jak i linia produkcyjna są w całości polskie.
Podczas prezentacji zapowiedziano, że pierwszy w pełni operacyjny satelita radarowy oparty na platformie HyperSat będzie gotowy do wyniesienia na orbitę okołoziemską w 2026 r. „Jest to przełomowy projekt dla Polski” - zaznaczył Jakub Bochiński. „Do tej pory była to można powiedzieć tajna współpraca, ale teraz możemy to oficjalne powiedzieć. Wraz z firmą Creotech chcemy oferować polskiemu rządowi oraz wojsku w pełni polskie satelity radarowe” - dodał prezes firmy Eycore.
Z dostępnych informacji wynika zatem, że prowadzone są obecnie dwa projekty satelitów. Pierwszy to Eycore-1 realizowany przez firmę Eycore oraz europejskiego partnera. Drugi natomiast powstanie w ramach programu Seagull, we współpracy z Creotech Instruments.
W dłuższej perspektywie możliwe jest, aby spółki stworzyły wspólną konstelację hybrydową, czyli składającą się z jednostek radarowych oraz optoelektronicznych. Jako przykład podano układ składający się z łącznie 12 jednostek, co miałoby umożliwić osiągnięcie czasu rewizyty nad krajami Europy Środkowo-Wschodniej poniżej 10 godzin niezależenie od warunków pogodowych oraz pory dnia. „To nie jest projekt przyszłości, bowiem tego rodzaju misje hybrydowe opracowujemy już dzisiaj” - zaznaczył zastępca dyrektora ds. produktów kosmicznych Creotech Instruments S.A.
Nie ma wątpliwości, że zaprezentowane plany mogą być interesujące dla Wojska Polskiego, a także klientów cywilnych. Już teraz polska armia korzysta z systemu antydronowego siostrzanej dla Eycore spółki APS, umożliwiającego wykrywanie, śledzenie, klasyfikację oraz neutralizację małych obiektów latających SKYctrl, a firma Creotech Instruments realizuje wojskowe programy satelitarne, dla których odbiorcą końcowym jest wojsko, takie jak MikroGlob czy PIAST. Dla obu spółek projekt Seagull to kolejne wyzwanie, które znacząco rozwinie kompetencje i know-how polskich firm.
Warto pamiętać, że oprócz zastosowań wojskowych obrazowanie radarowe przy użyciu technologii SAR znajduje zastosowanie również w takich dziedzinach jak: rolnictwo, klimat, leśnictwo, obronność, infrastruktura. Szczególnie przydatne okazuje się w obserwowaniu skutków zmian klimatycznych, przewidywaniu katastrof naturalnych i monitorowaniu ich przebiegu oraz oceny skutków, planowaniu wydobycia surowców naturalnych, kontroli i planowaniu zagospodarowania przestrzennego
MATERIAŁ SPONSOROWANY
Autor. Eycore

Od lewej Tomasz Kusowski wiceprezes firmy Eycore, dr Maciej Klemm prezes firmy Eycore oraz Jacek Kosiec wiceprezes zarządu Creotech Instruments S.A.
Autor. Eycore

Autor. W. Kaczanowski/Space24.pl

Od lewej Tomasz Kusowski wiceprezes firmy Eycore, dr Maciej Klemm prezes firmy Eycore oraz Jacek Kosiec wiceprezes zarządu Creotech Instruments S.A.
Autor. Eycore

SPACE24
https://space24.pl/przemysl/sektor-krajowy/pierwszy-polski-satelita-radarowy-zawarto-wazne-porozumienie-relacja

Pierwszy polski satelita radarowy. Zawarto ważne porozumienie [RELACJA].jpg

Pierwszy polski satelita radarowy. Zawarto ważne porozumienie [RELACJA]2.jpg

Napisano

Kosmiczne problemy Boeinga. Astronauci nie mogą wrócić na Ziemię
2024-06-21.PR.
Problemy techniczne Starlinera wymusiły na NASA przesunięcie o blisko dwa tygodnie powrót na ziemie dwójki astronautów. Chodzi głównie o kilka niedziałających silników i wyciek helu.
Statek kosmiczny Boeinga z astronautami Butchem Wilmorem i Suni Williams wystartował 5 czerwca i zadokował do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) następnego dnia. Astronauci mieli zostać w kosmosie do 14 czerwca, ale NASA zdecydowała o przedłużeniu ich misji co najmniej do 26 czerwca.
Według Euronews ma to związek z problemami technicznymi Starlinera. Ma chodzić o kłopoty z silnikami oraz wyciekami helu.
Chcemy dać naszym zespołom trochę więcej czasu na przyjrzenie się danym, przeprowadzenie analiz i upewnienie się, że jesteśmy naprawdę gotowi do powrotu do domu – wyjaśniał Steve Stich, kierownik programu NASA Commercial Crew Program.
Stich zwrócił uwagę, że 5 z 28 silników Starlinera zawiodło podczas ostatniej fazy spotkania z ISS 6 czerwca, choć cztery z nich ostatecznie wróciły do pracy.
Kapsuła kosmiczna XXI wieku
 
Statek kosmiczny Boeing Crew Space Transportation (CST)-100 Starliner został opracowywany we współpracy z NASA Commercial Crew Program. Został zaprojektowany tak, aby pomieścić siedmiu pasażerów lub mix załogi i ładunku podczas misji na niską orbitę okołoziemską.
W przypadku misji serwisowych NASA na Międzynarodową Stację Kosmiczną będzie przewoził do czterech członków załogi i prowadził badania naukowe.
NASA zleciła prywatnym firmom, Boeingowi i SpaceX Elona Muska, opracowanie i wyprodukowanie pojazdu do transportu astronautów na ISS oraz ze stacji kosmicznej na Ziemię. Statki Dragon SpaceX pomyślnie wykonują loty orbitalne już od 2020 roku.
Seria awarii Starlinera
 
Starliner wystartował w czerwcu po dwóch wcześniejszych nieudanych próbach. 6 maja lot został odwołany z powodu problemów z zaworem rakietowym, a następnie po wycieku helu w układzie napędowym kapsuły. Kolejna próba, podjęta 1 czerwca, także była niepomyślna. Tym razem awarii uległ sekwenser startu naziemnego.
Pierwszy start Starlinera w 2019 roku, jeszcze bez załogi, zakończył się niepowodzeniem, bowiem kapsuła weszła na niewłaściwą orbitę i nie dotarła do ISS. W efekcie lot musiał zostać powtórzony. Później wykryto serię kolejnych usterek technicznych.
źródło: portal tvp.info

Misja Starlinera wydłużyła się o prawie dwa tygodnie (fot. NASA)

https://www.tvp.info/78758247/problemy-techniczne-uwiezily-astronautow-w-kosmosie

Kosmiczne problemy Boeinga. Astronauci nie mogą wrócić na Ziemię.jpg

Napisano

Przełom w fizyce? Światło może mieć masę, naukowcy podali konkretną liczbę

2024-06-23. Karol Kubak
W szkole uczyli nas, że światło może zachowywać się jak fala lub jak pojedyncze cząsteczki - fotony. Ale czy pędząc z taką prędkością, mogą w ogóle mieć jakąś masę? Naukowcy właśnie ustalili jej górną granicę.

Fotony najczęściej opisuje się jako pozbawione masy cząsteczki, które przemierzają czasoprzestrzeń ze stałą prędkością, nie mogąc w próżni ani przyspieszyć, ani zwolnić. Ta stała prędkość pociąga za sobą brak masy i nie ma dowodów, że jest inaczej. Nie ma jednak całkowitej pewności, że fotony są pozbawione masy.
Ile mogą ważyć fotony? Naukowcy znają górną granicę
Badając pulsujące gwiazdy rozproszone po całej Drodze Mlecznej, a także tajemnicze sygnały radiowe z innych galaktyk naukowcy z Uniwersytetu Nauki i Inżynierii w Syczuanie, Chińskiej Akademii Nauk i Uniwersytetu w Nanjinga ustalili, że pojedynczy foton nie może być cięższy niż 9,52 × 10^-46 kilograma (0,000000000000000000000000000000000000000000000952 kg).
To niewielka granica, ale już samo odkrycie, że światło ma jakąkolwiek masę, znacząco wpłynęłoby na interpretację otaczającego nas wszechświata i rozumienie fizyki. Można powiedzieć nawet dobitniej, niezerowa masa miałaby poważne konsekwencje. Byłoby to sprzeczne ze szczególną teorią względności Einsteina i teorią elektromagnetyczną Maxwella, prowadziło do powstania nowej fizyki i odpowiedzi na wiele nurtujących naukowy świat pytań, a jednocześnie pojawiłoby się mnóstwo nowych.
Gdyby foton rzeczywiście miał masę?
Musiałby być niezwykle mały, aby nie miał większego wpływu na wygląd obserwowanego Wszechświata. A to oznacza, że w zasadzie nie dysponujemy odpowiednimi narzędziami, aby go bezpośrednio zmierzyć. Dlatego naukowcy posiłkują się pomiarami pośrednimi, które na ten moment pozwalają ustalić górną granicę hipotetycznej masy. Właśnie tego dokonała grupa chińskich naukowców.
Badanie pulsarów odbywało się przy użyciu radioteleskopów. Właściwość, która interesowała badaczy, znana jest jako miara dyspersji, jedna z kluczowych cech pulsarów i szybkich rozbłysków radiowych. Odnosi się do tego, jak mocno pulsująca wiązka fali radiowej rozpraszana jest przez wolne elektrony pomiędzy nami a źródłem światła.
Jeżeli fotony mają masę, na ich rozprzestrzenianie się w przestrzeni niepróżniowej wypełnionej plazmą będzie miała wpływ zarówno masa, jak i wolne elektrony w plazmie. To prowadziłoby do opóźnienia czasu proporcjonalnie do masy fotonu. Dalsze obliczenia pozwalają obliczyć, jakie opóźnienie może powodować hipotetyczna masa fotonu.
Trzeba jednak zauważyć, że liczba 9,52 × 10^-46 kilograma nie oznacza, że foton ma masę. Oznacza jedynie, że gdyby istniała, należy jej szukać poniżej tej granicy. Czy jest szansa, że niebawem poznamy odpowiedź na to pytanie? Prawdopodobnie nie. Naukowcy, publikując badanie w czasopiśmie The Astrophysical Journal wykazali, że istnieje obecnie potrzeba stosowania wysoce precyzyjnych radioteleskopów, a badania w najbliższej przyszłości będą polegały na uzyskiwaniu coraz dokładniejszych danych i kolejnym zawężaniu pomiarów.

Źródło: sciencealert.com

Pulsar to rodzaj gwiazdy neutronowej emitującej regularne impulsy światła /123RF/PICSEL

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-przelom-w-fizyce-swiatlo-moze-miec-mase-naukowcy-podali-konk,nId,7581997

Przełom w fizyce Światło może mieć masę, naukowcy podali konkretną liczbę.jpg

Napisano

Satelita wystrzelony w kosmos. Zbada tajemnicze rozbłyski we Wszechświecie [WIDEO]
2024-06-22.MK.
Chiny i Francja wystrzeliły w przestrzeń kosmiczną satelitę do badania rozbłysków gamma, najjaśniejszych źródeł promieniowania elektromagnetycznego we wszechświecie.
Francusko-chińska satelita Space Variable Objects Monitor (SVOM) z czterema instrumentami została wyniesiona na pokładzie chińskiej rakiety z prowincji Syczuan w południowo-zachodniej części Chin.
Projekt jest efektem współpracy między francuskimi i chińskimi agencjami kosmicznymi, a także innymi grupami naukowymi i technicznymi z obu krajów.
Kosmiczne informacje

Rozbłyski gamma to nagłe wzrosty natężenia promieniowania gamma, pojawiające się w jakiejś części nieba. Promienie niosą ze sobą ślady obłoków gazu i galaktyk, przez które przechodzą podczas swojej podróży przez kosmos, dlatego obserwacja i badania przynoszą cenne dane dla lepszego zrozumienia historii i ewolucji wszechświata.
Francusko-chińska sonda kosmiczna została wystrzelona w kosmos (fot. Jiang Qiming/China News Service/VCG via Getty Images)

https://www.tvp.info/78766978/kosmiczny-projekt-francji-i-chin-satelita-wystrzelona-w-kosmos

Satelita wystrzelony w kosmos. Zbada tajemnicze rozbłyski we Wszechświecie [WIDEO].jpg

Napisano

Pierwsza mapa wypływów z pobliskiego kwazara I Zwicky 1
2024-06-22
Astronomowie z Holandii po raz pierwszy zmapowali wypływ z jednego z najbliższych kwazarów – I Zwicky 1.
Kwazary to jasne jądra galaktyk zasilane przez supermasywną czarną dziurę znajdującą się w ich centrum. Zespół badał wypływ gazu w I Zwicky 1, aby zmapować jego system obłoków wydmuchiwanych z prędkością od dziesiątek do tysięcy kilometrów na sekundę. Wyniki zostały opublikowane w czasopiśmie Astronomy & Astrophysics.

Większość galaktyk, w tym nasza Droga Mleczna, posiada w swoim centrum supermasywną czarną dziurę. Zazwyczaj ważą one miliony mas Słońca. Wiele z nich czai się w czerni kosmosu, niewiele zdradzając. Niektóre z nich mają jednak w pobliżu duże pokłady materii, którą mogą się żywić. To sprawia, że ich sąsiedztwo staje się świetlistą latarnią, przyćmiewającą całą galaktykę macierzystą. Biorąc pod uwagę odległość od Ziemi, te aktywne jądra galaktyczne wyglądają jak jasne kropki, podobnie jak gwiazdy Drogi Mlecznej. Z tego powodu zostały one historycznie sklasyfikowane jako obiekty kwazi-gwiazdowe (kwazary).

Większość kwazarów znajduje się w odległym, wczesnym Wszechświecie, ale I Zwicky 1 jest stosunkowo blisko, w odległości mniejszej niż miliard lat świetlnych od Ziemi. Zapewnia to astronomom dogodne laboratorium do badania ekstremalnych warunków panujących w kwazarach. Zespół astronomów kierowany przez Annę Juráňovą (SRON), po raz pierwszy zmapował jego wypływy. Korzystając z Kosmicznego Teleskopu Hubble’a odkryli oni właściwości czterech wypływów obłoków zjonizowanego gazu, wydmuchiwanych z prędkościami 60, 280, 1950 i 2900 km/s.

I Zwicky 1 jest bardzo wyjątkowy pod względem swoich właściwości, powiedziała Juráňova. Inne kwazary mają podobne wypływy, ale w tym przypadku wszystko jest po prostu właściwe. Nasz kąt patrzenia, szerokość linii w widmie i tak dalej. To pozwala nam zagłębić się w jego procesy. Stworzyliśmy globalny obraz ruchów zjonizowanego gazu w kwazarze, co jest rzadkością.

Zespół odkrył, że jeden z wypływów został uwięziony w cieniu innego. Wynika to z silnego promieniowania kwazara, które wypycha obłoki na zewnątrz i z dala od czarnej dziury. Jony pierwiastków takich jak azot, tlen, węgiel w obłokach gazu pochłaniają światło ultrafioletowe kwazara i w konsekwencji zostają wypychane. I Zwicky 1 jest najbliższym kwazarem oferującym konkretne dowody na działanie tego mechanizmu.

Środowisko wokół I Zwicky 1 wydaje się bardziej dynamiczne niż to, które astronomowie często obserwują wokół pobliskich supermasywnych czarnych dziur. Juráňova powiedziała: Nasze dane sugerują, że znacznie więcej gazu jest unoszone i wydmuchiwane z dysku wokół czarnej dziury. Ten wygląd przybliża nas do odkrycia sposobu, w jaki te supermasywne czarne dziury rosną i oddziałują z otoczeniem.

Opracowanie:
Agnieszka Nowak

Źródło:
•    SRON
    Urania
Wizja artystyczna wypływów z kwazara. Źródło: ESO/M. Kornmesser
https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2024/06/pierwsza-mapa-wypywow-z-pobliskiego.html

Pierwsza mapa wypływów z pobliskiego kwazara I Zwicky 1.jpg

Napisano

Czy bliski wybuch supernowej może nam zagrozić? Naukowcy odpowiadają

2024-06-22. Wiktor Piech
Atmosfera Ziemi dawała schronienie życiu przez setki milionów lat. Dzięki niej życie mogło wyewoluować do takiej formy, którą znamy. Dzięki niej powstaliśmy także my. Jednakże przez ten parasol ochronny może przedrzeć się wyjątkowo silna wiązka promieniowania pochodząca z kosmicznej eksplozji.

Ziemia chroniona jest m.in. przez ozonosferę, która jest bardzo istotnym elementem w systemie broniącym życia. Warstwa ta chroni nas przed promieniowaniem ultrafioletowym, które jest szkodliwe dla organizmów żywych, blokuje około 99 proc. promieniowania UV pochodzącego ze Słońca. Naszą planetę ochrania również magnetosfera, która strzeże życie przed działaniem wiatru słonecznego i promieniowania kosmicznego.
Supernowa, czyli zagrożenie płynące z kosmosu
Supernowa jest rodzajem kosmicznej eksplozji gwiazdy, podczas której z ogromną siłą wyrzucana jest w przestrzeń niemal cała materia tego ciała kosmicznego. Często do Ziemi dociera energia tego wybuchu w postaci wysokoenergetycznego promieniowania kosmicznego.
Jak podają naukowcy, co około 1 milion lat masywna gwiazda eksploduje w odległości około 100 parseków (czyli 326 lat świetlnych) od nas. Trzeba jednocześnie dodać, że Błękitna Planeta i cały nasz Układ Słoneczny znajduje się w tzw. Bąblu Lokalnym. Jest to obszar przestrzeni kosmicznej o małej gęstości materii międzygwiazdowej. Rozciąga się on na co najmniej 300 lat świetlnych i powstał wskutek wybuchów supernowych, które miały miejsce w ostatnich kilku milionów lat - eksplozje dosłownie wymioty materię z naszego kosmicznego sąsiedztwa i trwale zapisały się w ziemskich minerałach i osadach.

Bardzo silne promieniowanie kosmiczne i rozbłyski gamma mogą również "przetrzeć" warstwę ozonową naszej planety, przez co wzmożone promieniowanie UV dotrze do powierzchni Ziemi. Może to potencjalnie zagrażać życiu na naszej planecie.
Badacze w swoim najnowszym artykule skorelowali eksplozje supernowej z wymieraniem, które miało miejsce w późnym dewonie około 370 mln lat temu. Naukowcy odnaleźli zarodniki roślin z tego okresu, które były wręcz wypalone przez UV. Ponadto spadek różnorodności biologicznej Ziemi zaczął się zaznaczać na około 300 000 lat przed wspomnianym wymieraniem, co astronomowie wiążą z wystąpieniem kilku innych potencjalnych supernowych.
W ozonosferze cała nadzieja. Nowe badania uspokajają
Nowe badania wskazują także, że warstwa ozonowa naszej planety jest bardziej odporna, niż nam się wcześniej wydawało. Szacuje się, że ozonosfera przetrzyma uderzenie 100 razy większego promieniowania z pobliskiej (oddalonej o 100 parseków) supernowej. W takim przypadku "zubożenie ozonosfery" wyniosłoby "zaledwie" 10 proc. w stosunku do całej Ziemi.
"Chociaż zmiany ozonu są znaczące, jest mało prawdopodobne, aby takie zmiany ozonu miały poważny wpływ na biosferę, zwłaszcza że większość utraty ozonu ma miejsce na dużych szerokościach geograficznych" - piszą autorzy badań.
Jednocześnie specjaliści wskazują, że wówczas doszłoby także do globalnego ochłodzenia, lecz "nie w niebezpiecznym stopniu". Badacze dodają: "Zmiany te, choć istotne pod względem klimatycznym, są porównywalne z kontrastem między dziewiczą atmosferą przedindustrialną a zanieczyszczoną atmosferą współczesną".
Ponadto wskazują, że "Nasze badanie nie bierze pod uwagę bezpośrednich zagrożeń dla zdrowia ludzi i zwierząt wynikających z narażenia na podwyższone promieniowanie jonizujące. Ogólnie rzecz biorąc, odkryliśmy, że jest mało prawdopodobne, aby pobliskie supernowe spowodowały masowe wymieranie na Ziemi".

"Dochodzimy do wniosku, że atmosfera i pole geomagnetyczne naszej planety skutecznie chronią biosferę przed skutkami pobliskiej supernowej, które umożliwiło ewolucję życia na lądzie w ciągu ostatnich setek milionów lat" - podsumowują astronomowie.
Wyniki badań zostały opublikowane w czasopiśmie naukowym Communications Earth & Environment.

Co może nam przynieść wybuch supernowej? /ammatar /123RF/PICSEL

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-czy-bliski-wybuch-supernowej-moze-nam-zagrozic-naukowcy-odpo,nId,7584271

Czy bliski wybuch supernowej może nam zagrozić Naukowcy odpowiadają.jpg

Napisano

Dziwne obiekty na powierzchni Marsa. Naukowcy próbują wyjaśnić, skąd się tam wzięły
2024-06-22. Aleksander Kowal
Łazik Perseverance kontynuuje swoją misję polegającą na eksploracji Czerwonej Planety. Niedawno jego niezwykła podróż doprowadziła ten sześciokołowy pojazd do znalezienia zagadkowych struktur pokrywających powierzchnię Marsa.
Jednym z aspektów nadzorowanego przez NASA przedsięwzięcia jest poszukiwanie dowodów na występowanie potencjalnego życia na czwartej planecie od Słońca. O ile obecnie taki scenariusz jest mało prawdopodobny (a jeśli już, to zapewne odejmowałby mikroorganizmy) tak niewykluczone, iż w przeszłości sytuacja wyglądała zgoła odmiennie.
Najnowsze znalezisko dokonane przez Perseverance dotyczy nietypowych skał. Ich istnienie wydaje się dowodem na to, że dawniej na Marsie woda mogła występować w dużych ilościach. Biorąc pod uwagę fakt, iż mowa o kraterze Jezero, uznawanym za potencjalny dawny zbiornik wypełniony wodą, taki scenariusz ma spore prawdopodobieństwo realizacji.
Łazik znajduje się obecnie w obrębie formacji Bright Angel, dawniej stanowiącej najpewniej fragment koryta rzeki wpływającego do współczesnego krateru. Szczególną uwagę naukowców związanych z misją zwróciły jasne skały. Dotarcie do nich nie było jednak łatwe, a oddelegowany do tego celu pojazd – o ile wcześniej poruszał się tempie ponad stu metrów dziennie – teraz przemierzał co najwyżej kilkadziesiąt.
Jak wyjaśniają przedstawiciele NASA, przejazd umożliwił śledzenie koryta dawnej rzeki skierowanego na północ. Chodziło o znalezienie miejsca, w którym ukształtowanie terenu byłoby na tyle korzystne, aby łazik mógł tamtędy przejechać do jasnych skał. Ważna była też obecność niezbyt stromego zjazdu po drugiej stronie. W pewnym momencie udało się zlokalizować dogodny obszar.
Łazik Perseverance poszukuje na powierzchni Marsa dowodów na to, że na Czerwonej Planecie mogło kiedyś występować życie
Tym sposobem podróż do celu mogła zostać przyspieszona o kilka tygodni. Gra okazała się warta świeczki, gdyż Perseverance dotarł do skał, jakich do tej pory niemal nie spotykano na Czerwonej Planecie. Struktury te mają formę gęsto ułożonych kul i licznych grzbietów, których ustawienie wskazuje na udział wody w transporcie minerałów osadzających się w tym miejscu.
Wiadomo, iż podobne formacje tworzą się na Ziemi w obszarach bogatych w wodę, dlatego można założyć, że podobny scenariusz miał miejsce na Marsie. W przyszłości naukowcy będą chcieli poznać skład chemiczny tych skał. W oparciu o listę wykrytych tam minerałów będą mogli lepiej zrozumieć okoliczności, w jakich doszło do ich powstania. W tym celu Perseverance odparuje napotkane próbki i przeanalizuje powstałą chmurę z wykorzystaniem instrument SuperCam.
Jeśli okaże się, że wyniki są w jakiś sposób zaskakujące bądź istotne, to zostanie podjęta decyzja co do ewentualnego zebrania próbek w celu dostarczenia ich na Ziemię. Tutaj badacze będą mogli przeprowadzić zdecydowanie bardziej szczegółowe analizy laboratoryjne. Zanim tak się jednak stanie musi zostać przeprowadzona misja polegająca na przekazaniu zgromadzonych materiałów i zwróceniu ich na naszą własną planetę.
https://www.chip.pl/2024/06/rewolucja-w-polskim-cieplownictwie

 

Dziwne obiekty na powierzchni Marsa. Naukowcy próbują wyjaśnić, skąd się tam wzięły.jpg

Napisano

Jak działa teleskop?
2024-06-22. Gabriela Manczyk
Jak to się dzieje, że patrząc przez okular teleskopu stojącego w naszym ogródku jesteśmy w stanie zobaczyć odległe galaktyki?  W tym artykule zajmiemy się podstawami działania teleskopu.
Zadaniem teleskopu jest zbieranie światła lecącego do nas z odległych obiektów i skupianie go, tak aby trafiło bezpośrednio do naszych oczu. Narzędziami skupiającymi dla nas światło są lustra lub soczewki. Rozmiar użytej przez nas soczewki lub lustra determinuje, jak dużo światła możemy zebrać, a tym samym jaki obiekt możemy dostrzec.
Soczewka czy lustro?
Czym zatem różnią się soczewki od luster? Okazuje się, że niezwykle łatwo jest się zorientować, które z nich znajduje się w naszym domowym teleskopie. Rozróżniamy dwa rodzaje teleskopów: refraktory (teleskopy soczewkowe) oraz teleskopy zwierciadlane.
Refraktory
Refraktory, czyli teleskopy soczewkowe, działają na podobnej zasadzie do naszych okularów. Soczewka skupiająca zagina przechodzące przez nią światło. Światło to jest zbierane i zależnie od jej  parametrów, obserwowany obraz będzie mieć różny rozmiar, dostosowany do możliwości obserwacyjnych naszego oka.
Refraktor składa się z dwóch szklanych soczewek pełniących rolę obiektywu i okularu. Soczewka obiektywu łapie światło i skupia je. Zależnie od odległości od ogniska, w której umieścimy drugą soczewkę, obraz będzie pomniejszony bądź powiększony. Ta druga soczewka ma za zadanie „prostować” wiązkę światła, aby znów była równoległa, zanim trafi do naszego oka.
Możemy dokładniej prześledzić drogę światła w wyżej opisywanym refraktorze. Na powyższej ilustracji, patrząc od lewej, widzimy promienie światła wpadające do soczewki skupiającej pod pewnym kątem alfa. Promienie światła są zaginane przez soczewkę, przecinając się w punkcie, który determinuje wysokość obrazu naszego obiektu, wewnątrz refraktora. Obraz po przejściu przez okular jest oznaczony fioletową strzałką. Następnie promienie światła przechodzą przez kolejną soczewkę skupiającą i trafiają do naszego oka. Wiedząc, że powiększenie obiektu jest ilorazem ogniskowej obiektywu i okularu, możemy wywnioskować, że aby otrzymać maksymalne powiększenie, potrzebujemy jak największej ogniskowej obiektywu i jak najmniejszej ogniskowej okularu.
Większość teleskopów, które możecie mieć w swoim ogródku, są to zapewne właśnie refraktory. Nie nadają się one jednak do obserwacji kosmicznych. Aby zaobserwować dalekie obiekty, znajdujące się tysiące lat świetlnych od Ziemi, potrzebowalibyśmy niezwykle dużych i ciężkich soczewek, które niestety trudno wynieść w kosmos.
Teleskopy zwierciadlane
Teleskopy zwierciadlane doskonale nadają się do użytku w kosmosie. Duże zwierciadła mogą być wykonane tak, aby były cieńsze i lżejsze niż soczewki tych samych rozmiarów. Wszystkie lustra teleskopowe są projektowane na podstawie paraboloidy – wersji 3D znanej paraboli, obróconej wokół własnego środka. Kształt lustra tworzy się, zależnie od tego co ma badać, na podstawie fragmentu takiej paraboloidy. W teleskopach zwierciadlanych chcemy mieć jak największą powierzchnię zbierającą (zwierciadła), która będzie określać, jak ciemne obiekty możemy dostrzec.
Wyróżniamy kilka rodzajów teleskopów zwierciadlanych. Podział zależy głównie od ich budowy wewnętrznej i rozlokowania soczewek. Przykładowo, poniżej mamy schematycznie porównaną budowę teleskopów Newtona i Cassegraina:
W teleskopie Cassegraina mamy duże paraboliczne zwierciadło, oraz drugie mniejsze, hiperboliczne, od którego światło odbite trafia do ogniska.
W teleskopie Newtona światło przelatuje przez całą długość teleskopu. Finalnie odbija się od lustra głównego o parabolicznym kształcie. Lustro główne ma za zadanie skupić światło i przekierować je w stronę drugiego, płaskiego lustra, nachylonego pod kątem 45 stopni względem głównego.
Wady optyczne
Nasze metody obserwacji wciąż jednak pozostawiają wiele do życzenia. Podczas obserwacji nocnego nieba musimy wziąć pod uwagę techniczne niedogodności, które możemy napotkać. Najczęściej występującymi wadami optycznymi są aberracja sferyczna i chromatyczna.
Aberracja chromatyczna jest konsekwencją faktu, że współczynnik załamania światła zależy od długości fali. Jeżeli na soczewkę będzie padała wiązka światła, która jest mieszanką kilku kolorów, nie będą one miały tego samego punktu skupienia. W konsekwencji obraz może wyglądać na rozmyty, możemy też zaobserwować kolorową otoczkę wokół obserwowanego obiektu. Ta aberracja jest dobrze korygowana w przypadku apochromatów czy achromatów, które składają się z układów wielu soczewek.
Natomiast aberracja sferyczna występuje, kiedy promienie światła wchodzące do soczewki skupiają się w innych punktach po przejściu przez nią. Promienie światła przechodzące przez soczewkę dalej od jej osi optycznej są mniej załamywane niż te przechodzące bliżej. Innymi słowy, wiązka równoległych promieni świetlnych wpadających do teleskopu może nie skupić się w jednym punkcie za soczewką, przez co trudniej uzyskać ostry obraz.promienie przecinają się w miejscu oznaczonym zieloną linią, co psuje ostrość finalnego obrazu.
Jaki teleskop wybrać?
Podsumowując, to jaki teleskop wybierzemy, zależy głównie od obiektów, które zamierzamy nim obserwować. Jeżeli chcemy obserwować odległe ciemne obiekty głębokiego nieba, to lepszym wyborem będzie reflektor. Nie występuje w nim również aberracja chromatyczna, za to problemem może być obstrukcja centralna. Ponadto obraz w nich uzyskany jest mniej wyraźny niż w teleskopach soczewkowych, a sam teleskop jest bardziej podatny na zabrudzenia. Największym problemem refraktora jest za to cena – soczewki i dobrej jakości szkło jest bardzo drogie. Jeśli jednak zainwestujemy w dobrej jakości sprzęt, możemy liczyć na dobry kontrast i dużą odporność.
Więcej o tym, jaki teleskop wybrać w kolejnym, dedykowanym artykule serii.
Korekta – Zofia Lamęcka
Źródła:
•    Budowa teleskopu
20 czerwca 2024

•    Telescopes 101
20 czerwca 2024

•    What is spherical aberration
21 czerwca 2024

•    What is chromatic aberration
21 czerwca 2024

•    Telescopes
21 czerwca 2024
 Źródło: Zofia Lamęcka via Wikimedia Commons

Źródło: Zofia Lamęcka via Wikimedia Commons

Źródło: Magnus Manske via Wikimedia Commons

Źródło: ArtMechanic via Wikimedia Commons

Źródło: Bob Mellish via Wikimedia Commons

Na tej ilustracji środkowa linia symbolizuje oś optyczną. Im bliżej czarnej linii czerwone promienie światła wpadają do soczewki, tym większy kąt ich załamania. W konsekwencji tego, nie wszystkie promienie przecinają się w tym samym punkcie, co psuje ostrość finalnego obrazu. Źródło: Wikimedia Commons

https://astronet.pl/obserwacje/poradnik/jak-dziala-teleskop/

Jak działa teleskop.jpg

Jak działa teleskop2.jpg

Jak działa teleskop3.jpg

Napisano

Cyberbezpieczeństwo satelitów w przestrzeni kosmicznej [ANALIZA]
2024-06-22. Aleksandra Radomska
Rozwój nowoczesnych technologii kosmicznych, w tym sztucznych satelitów, sprzyja nie tylko rozwojowi nauki i biznesu, ale także generuje powstawanie nowych źródeł zagrożeń dla ich bezpiecznego funkcjonowania. Należą do nich również zagrożenia pochodzące z przestrzeni cybernetycznej, które są w stanie zakłócić właściwą pracę tych urządzeń technicznych, a nawet doprowadzić do ich fizycznej destrukcji. W jaki sposób przebiega zakłócanie pracy satelitów i jakie konsekwencje niosą za sobą te intencjonalne działania?
Satelity a cyberprzestrzeń
Współcześnie satelity rozmieszczone na orbicie okołoziemskiej pełnią zróżnicowane funkcje zarówno w obszarze cywilnym jak i wojskowym, ponieważ najczęściej klasyfikowane są one jako technologie podwójnego zastosowania (ang. dual use). Jednak sama ich obecność w przestrzeni kosmicznej jest niewystarczająca, aby generowały one wartości dodane dla dedykowanych zastosowań. Muszą również posiadać zdolność do komunikowania się z komponentami naziemnymi, przesyłając do nich niezbędne informacje w relacji kosmos–Ziemia.
W tym celu wykorzystuje się łączność radiową działającą w uproszczeniu na zasadzie propagacji określonego pasma fal elektromagnetycznych. Ponadto satelity pracują w oparciu o odpowiednie oprogramowanie zapewniające wydajność w ich funkcjonowaniu, umożliwiające gromadzenie i przechowywanie danych przed przesłaniem ich do naziemnych centrów. Z tego powodu są szczególnie narażone na zagrożenia cybernetyczne oraz zagrożenia informacyjne. Charakteryzują się one unikatowymi własnościami, za pomocą których mogą świadomie oddziaływać jednocześnie na dwa środowiska, w tym na przestrzeń cybernetyczną i przestrzeń kosmiczną.
Należy podkreślić, że cyberprzestrzeń w 2016 roku została uznana za czwartą domenę walki przez państwa członkowskie Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego, a kosmos niedługo później – w 2019 roku. Z racji braku wyznaczonych granic oraz fizycznego środowiska przestrzeń cybernetyczna może przenikać przez pozostałe domeny walki, umożliwiając prowadzenie działań hybrydowych. Zagrożenia pochodzące z cyberprzestrzeni i godzące w bezpieczeństwo satelitów są relatywnie proste do wywołania, lecz cechują się możliwością wyrządzenia bardzo poważnych skutków.
Zagrożenia cybernetyczne w przestrzeni kosmicznej
Zagrożenia cybernetyczne określa się jako działalność związaną z użytkowaniem różnorodnych sieci, systemów oraz innych środków teleinformatycznych, zwłaszcza Internetu, za pośrednictwem których dąży się do wywierania pożądanego wpływu na jednostki i grupy społeczne. Oznacza to, że nie wywierają one destruktywnego wpływu na funkcjonowanie urządzeń technicznych, lecz wykorzystują sieci i systemy teleinformatyczne do oddziaływania na świadomość społeczną. Przyjmowane są różne podziały zagrożeń cybernetycznych, lecz w ogólnym ujęciu można wyróżnić wśród nich:
•    zagrożenia nietechniczne – nazywane również zamiennie zagrożeniami społecznymi. Dotyczą zjawisk zachodzących w relacjach pomiędzy uczestnikami danej społeczności wirtualnej. Mogą również uwzględniać ich sposób postępowania, a w skrajnych okolicznościach stanowić działalność przestępczą. Należą do nich m. in. cyberstalking (złośliwe dręczenie jednostki lub grup w Internecie), flaming (działania zmierzające do wywołania konfliktu w konkretnej, wirtualnej grupie społecznej), trollowanie (celowe zachowania użytkownika mające na celu prześmiewcze przedstawienie pewnej sytuacji bądź osoby w mediach społecznościowych);
•    zagrożenia techniczne – są ukierunkowane na zakłócanie funkcjonowania systemów i sieci komputerowych. Zaliczają się do nich m. in. rozpowszechnianie wirusów, robaków (szkodliwe oprogramowanie, które za pośrednictwem sieci komputerowej atakuje i uszkadza kanały informacyjne), Kruegerware oraz Kruegerapps (złośliwe oprogramowanie i aplikacje posiadające zdolność do samoistnego powracania nawet w przypadku usunięcia ich źródła), hacking, spyware (oprogramowanie szpiegujące przeznaczone do śledzenia informacji przetwarzanych przez instytucje), konie trojańskie, DoS (atak sieciowy oparty na wykorzystywaniu luk systemowych, powodujący jego całkowite zawieszenie), phishing, a także vishing (rodzaj działalności przestępczej, w której za pomocą telefonii internetowej oszuści podszywają się pod instytucje finansowe).
Nietechniczne i techniczne zagrożenia cybernetyczne nie znajdują szerokiego zastosowania podczas prowadzenia przedsięwzięć militarnych w przestrzeni kosmicznej przez siły zbrojne, ponieważ nie stwarzają one znaczących możliwości operacyjnego wykorzystania. Jednakże zagrożenia te bezsprzecznie stanowią poważne wyzwanie wobec konieczności opracowania środków ochronnych w ramach rozwoju bezpieczeństwa w cyberprzestrzeni. W tym przypadku istnieje ryzyko zakłócania pracy satelitów przez grupy hakerskie, które mogą być nielegalnie najmowane przez państwa w celu osiągnięcia własnych interesów w kosmosie.
Za przykład może posłużyć Fancy Bear. Ich działalność wspierana jest przez Główny Zarząd Wywiadowczy Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Celami ich ataków są głównie instytucje rządowe, jednostki wojskowe, departamenty odpowiedzialne za bezpieczeństwo i obronność, należące zwłaszcza do państw Kaukazu Południowego oraz państwa członkowskie NATO. Ponadto grupa hakerska Fancy Bear promuje interesy rosyjskiego rządu, dążąc do zapewnienia przewagi podczas różnorodnych wydarzeń międzynarodowych.
Zagrożenia informacyjne w przestrzeni kosmicznej
Zagrożenia informacyjne należy rozpatrywać w kategorii walki informacyjnej, za pośrednictwem której można doprowadzić do fizycznego uszkodzenia infrastruktury urządzeń technicznych. Kolegium Szefów Sztabów Połączonych Stanów Zjednoczonych Ameryki sprecyzowało ją jako świadome i zaplanowane działania podjęte celem osiągnięcia przewagi w domenie informacyjnej dzięki wywieraniu określonego rodzaju wpływu na zasób informacji zgromadzonych przez przeciwnika, przetwarzane przez niego dane, wykorzystywane systemy i sieci telekomunikacyjne w aspekcie operacji sił zbrojnych. Może ona obejmować działania ofensywne i defensywne. W związku z tym, koncentrują się one na poniższych typach działalności:
walka informacyjno–psychologiczna (ang. information–psychological warfare) – rodzaj oddziaływania defensywnego. Ukierunkowane jest przede wszystkim na personel sił zbrojnych i ludność cywilną, które odbywa się w sposób ciągły w warunkach pokojowych celem osiągnięcia założonego efektu psychologicznego;
•    walka informacyjno–technologiczna (ang. information–technology warfare) – rodzaj oddziaływania ofensywnego na systemy techniczne, które odbierają, gromadzą, przetwarzają i przekazują informacje prowadzone w warunkach konfliktu zbrojnego.
W ramach walki informacyjno–technologicznej wyodrębnia się walkę radioelektroniczną. Odnosi się ona do pasywnych i aktywnych przedsięwzięć informacyjnych podejmowanych przez siły zbrojne w poszczególnych domenach walki w celu wywarcia określonego efektu tego oddziaływania na przeciwnika bądź pozyskania większego zasobu informacji. Do współczesnych i najczęściej stosowanych technik radioelektronicznych zalicza się zagłuszanie (ang. jamming) oraz zafałszowanie (ang. spoofing) sygnału transmitowanego przez urządzenia techniczne. Techniki te ingerują w propagację fal elektromagnetycznych, stopniowo wygaszając ich transmisję lub modulując częstotliwość nadawania.
Przebieg zakłócania pracy satelitów na orbicie okołoziemskiej – zagłuszanie
W przestrzeni kosmicznej można wyróżnić dwa, podstawowe źródła interferencji fal radiowych: nieintencjonalne, czyli naturalne, które powstają wskutek zaburzeń zachodzących w jonosferze, szumów antropogennych i zmian pogody kosmicznej (aktywności Słońca) oraz intencjonalne, oznaczające zamierzony akt skierowania energii elektromagnetycznej na źródło transmisji radiowej w celu jej zakłócenia. Funkcjonowanie infrastruktury technicznej, w tym aktywów kosmicznych, polega na zamkniętym obiegu informacji odbywającej się za pośrednictwem propagacji fal elektromagnetycznych pomiędzy poszczególnymi komponentami. Docierający do nich sygnał musi pokonać wymiary, takie jak: ląd, morze, przestrzeń powietrzna i kosmiczna. Wówczas może zostać zlokalizowany i przechwycony.
Zagłuszanie opiera się na zastosowaniu urządzeń zagłuszających (ang. jammers), transmitujących sygnał interferencyjny zawierający się w danym paśmie częstotliwości nadawanym przez segment kosmiczny, użytkownika lub naziemny. Doprowadza on do zakłócenia bądź całkowitego wygaszenia transmisji. Obecnie urządzenia zagłuszające są łatwo dostępne na rynku zarówno dla użytkowników cywilnych jak i na potrzeby sił zbrojnych. Względem wojskowych zagłuszaczy należy podkreślić, iż posiadają one dalszy zasięg oddziaływania, większą masę oraz moc zakłóceniową. Zagłuszanie, w przeciwieństwie do zafałszowania, może zostać wykryte w stosunkowo krótkim czasie od podjęcia ataku na aktywa kosmiczne.
Przebieg zakłócania pracy satelitów na orbicie okołoziemskiej – zafałszowanie
Zafałszowanie sygnału jest bardziej złożonym procesem od zagłuszania. Polega on na zdemodulowaniu wycinka lub całego sygnału nadawanego w określonym paśmie częstotliwości fal elektromagnetycznych. Standardowy przebieg fałszowania transmisji radiowej składa się z trzech etapów. W pierwszym z nich nadawany jest nieprawdziwy sygnał zawierający się w identycznym zakresie częstotliwości, co sygnał prawdziwy. Następnie, zostaje on stopniowo zwiększany, wymuszając na urządzeniu dostrojenie się do nowego pasma radiowego. W efekcie, doprowadza do sukcesywnego wygaszania jego właściwego funkcjonowania.
Podobnie jak w przypadku zagłuszania, do przeprowadzenia zafałszowania sygnału stosuje się dedykowane urządzenia techniczne obsługiwane przez operatora (ang. spoofer). Wykrycie tego zjawiska może odbywać się w drodze prowadzenia nieprzerwanej kontroli nad parametrami, obserwacji zachodzących w nich zmian, a także dokonanie analizy kierunków nadejścia sygnału fałszującego. Działanie polegające na zafałszowaniu transmisji elektromagnetycznej sygnału odbieranego, przetwarzanego i wysyłanego przez urządzenia radiotechniczne funkcjonujące w zaszyfrowanych pasmach częstotliwości, a także użytkowane wyłącznie przez siły zbrojne określa się mianem „meaconingu”.
Należy mieć na uwadze, iż zagrożenia informacyjne, w szczególności walka radioelektroniczna z użyciem technik zagłuszania i zafałszowania sygnału aktywów kosmicznych, mogą być podstawą do osiągnięcia przewagi podczas kreowania potencjału militarnego w kosmosie.
Zapobieganie zakłócaniu satelitów w przestrzeni kosmicznej
Obecnie nie istnieje żadna sprawdzona metoda dedykowana przeciwdziałaniu zakłócania aktywów w przestrzeni kosmicznej w zakresie walki radioelektronicznej. Satelity podwójnego zastosowania posiadają szyfrowane pasmo częstotliwości używane przez siły zbrojne w celach operacyjnych. Wobec tego istnieje niewielkie ryzyko zagłuszania lub zafałszowania tego sygnału bez wyspecjalizowanych urządzeń zagłuszających o bardzo dużej mocy oraz masie, które najczęściej nie są powszechnie eksploatowane przez cywilów. Nie mniej, pasmo częstotliwości przeznaczone do eksploatacji w sektorze pozamilitarnym jest znacznie bardziej podatne na zakłócenia radioelektroniczne.
Co więcej, bez względu na cel ataku radioelektronicznego intencjonalne działania tego rodzaju charakteryzują się bardzo wysokim stopniem nieprzewidywalności, a do czasu ich wykrycia mogą zostać poczynione znaczące szkody. Przyszłościowym rozwiązaniem ukierunkowanym na podniesienie poziomu bezpieczeństwa łączności i komunikacji w przestrzeni kosmicznej może okazać się wdrożenie komunikacji optycznej.
Autor. Eutelsat/ESA [esa.int]

SPACE24
https://space24.pl/bezpieczenstwo/technologie-wojskowe/cyberbezpieczenstwo-satelitow-w-przestrzeni-kosmicznej-analiza

Cyberbezpieczeństwo satelitów w przestrzeni kosmicznej [ANALIZA].jpg

Napisano

Polska udziałowcem koncernu Airbus?
2024-06-22. Krzysztof Kanawka
Wicepremier Polski otrzymuje memorandum dotyczące udziałów w koncernie Airbus.
Różne źródła medialne informują, że Polsce zaoferowano pozyskanie udziałów w europejskim koncernie lotniczo-kosmicznym Airbus.
Airbus to największy koncern lotniczy w Europie i jeden z dwóch najważniejszych graczy na europejskim rynku kosmicznym. Koncern jest obecny w Polsce, przede wszystkim w dziale lotniczym, ale także przez lata prowadził projekty w sektorze kosmicznym, m.in. w ramach polskiej składki do Europejskiej Agencji Kosmicznej. Polska jest aktualnie na etapie pozyskania dwóch satelitów rozpoznawczych od koncernu Airbus. Dotychczas Polska nie była udziałowcem koncernu Airbus.
W drugiej połowie czerwca 2024 pojawiły się doniesienia medialne, że koncern Airbus przesłał do Rządu Polski propozycję zacieśnienia współpracy. Propozycja dotarła m.in. do wicepremiera – Pana Władysława Kosiniaka-Kamysza. Te doniesienia wskazują m.in.,  że Airbus proponuje, by Polska objęła część udziałów tego koncernu. Co więcej, z doniesień wynika, że w efekcie polscy dostawcy by byli częściej w łańcuchu dostaw koncernu Airbus.
Co ciekawe, pojawiły się także zaprzeczenia oraz sugestie, że propozycje, którą otrzymał wicepremier bardziej dotyczy kwestii wojskowych niż inwestycji w cały koncern.
Więcej informacji na temat możliwego zacieśnienia współpracy z koncernem Airbus może się pojawić we wrześniu, już po sezonie urlopowym.
(I, X, GW)
https://kosmonauta.net/2024/06/polska-udzialowcem-koncernu-airbus/

Polska udziałowcem koncernu Airbus.jpg

Napisano

Rozpędzona gwiazda przemierza Drogę Mleczną. Niesamowita prędkość

2024-06-23. Dawid Długosz
Droga Mleczna ma całe mnóstwo gwiazd i większość z nich ma w galaktyce własne miejsce. Tymczasem naukowcy dostrzegli rozpędzony obiekt tego typu, który bardzo szybko się przemieszcza. Hiperszybka gwiazda przemierza galaktykę 1,5 razy szybciej od prędkości dźwięku!

Wspomniana gwiazda została sklasyfikowana pod nazwą CWISE J124909+362116.0 (J1249+36) i została odkryta przez wolontariuszy, którzy biorą udział w projekcie Backyard Worlds: Planet 9, gdzie są badane dane zebrane przez teleskop Wide-field Infrared Survey Explorer (WISE) należący do NASA. Obiekt jest z pewnością nietypowy oraz bardzo ciekawy.
Gwiazda przemierza Drogę Mleczną z niesamowitą prędkością
Odkryta gwiazda to obiekt, który przemieszcza się w Drodze Mlecznej z niesamowitą prędkością sięgającą 2,1 mln km/h! To ponad 1,5 tys. razy szybciej w porównaniu do prędkości dźwięku.
Jest to również prędkość trzy razy większa od Słońca poruszającego się na orbicie wokoło serca galaktyki. Astrofizycy twierdzą, że taki rozpęd może sprawić, że gwiazda nawet opuści Drogę Mleczną, z której zostanie wyrzucona.

Znaleziona gwiazda należy do rzadkości
CWISE J124909+362116.0 (J1249+36) to wyjątkowa gwiazda nie tylko ze względu na wspomnianą prędkość. Obiekt należy do najstarszych typów gwiazd występujących w Drodze Mlecznej. To podkarzeł typu L, który jest bardzo rzadki i ma małą masę oraz niewielką temperaturę. Zebrane dane połączono z modelami do badań tego typu obiektów i uzyskano bardzo ciekawe wyniki.
stwierdził Adam Burgasse, profesor astronomii i astrofizyki z San Diego

Rozwiązania zagadki są dwa
Rodzi się jednak pytanie: co skłoniło obiekt do takiej ucieczki? Naukowcy podejrzewają dwa rozwiązania. Pierwszym jest wcześniejsza obecność białego karła, czyli "martwej gwiazdy", która dała towarzyszowi "kopniaka" w wyniku supernowej. Drugi scenariusz zakłada rozpoczęcie szybkiej wędrówki w gromadzie kulistej, gdzie mogło dojść do spotkania z układem podwójnym czarnych dziur.
Jak było w rzeczywistości, to tego zapewne już się nie dowiemy. W każdym razie jeden z dwóch wyżej wspomnianych scenariuszy wydaje się być najprawdopodobniejszy. Dodatkowe odpowiedzi być może uda się udzielić na podstawie składu chemicznego, którego ustalenie będzie kolejnym etapem badań prowadzonych przez zespół profesora.

Rozpędzona gwiazda przemierza Drogę Mleczną. Niesamowita prędkość. /materiały prasowe

Gromada kulista ciasno upakowanych gwiazd, gdzie mogą występować układy podwójne czarnych dziur. /NASA, ESA, ESA/Hubble, Roger Cohen (RU) /materiał zewnętrzny

https://geekweek.interia.pl/nauka/news-rozpedzona-gwiazda-przemierza-droge-mleczna-niesamowita-pred,nId,7582051

Rozpędzona gwiazda przemierza Drogę Mleczną. Niesamowita prędkość.jpg

Napisano

Srebrna łuna zalała niebo nad Polską
2024-06-24. Źródło: Kontakt 24, tvnmeteo.pl

Obłoki srebrzyste były widoczne w poniedziałkową noc nad Polską. Chociaż w części kraju w obserwacjach przeszkadzały chmury, niektórym Reporterom 24 udało się uchwycić to piękne zjawisko. Materiały otrzymaliśmy na Kontakt 24.
W nocy z niedzieli na poniedziałek nad Polską widoczne były obłoki srebrzyste. Nie we wszystkich regionach aura umożliwiała obserwacje - w północno-wschodniej Polsce niebo zasnuły chmury. Doskonałe warunki panowały natomiast w południowej części kraju, co zachęciło Reporterów 24 do spojrzenia w niebo i uwiecznienia tego efektownego zjawiska.
Obłoki srebrzyste w Waszych obiektywach
Na Kontakt 24 otrzymaliśmy piękne zdjęcia zjawiska z woj. śląskiego i małopolskiego.
Jak powstają obłoki srebrzyste
Geneza obłoków srebrzystych nie została do końca określona. Prawdopodobnie powstają one z powodu obladzania cząstek pyłu kosmicznego lub wodnych pozostałości po przelotach meteorów. Odbijają one światło słoneczne, tworząc charakterystyczne łuny w kolorze srebra.
Największe szanse na dostrzeżenie obłoków będziemy mieć, gdy wybierzemy się w mniej zaludnione obszary. Wtedy obserwacje nie będą zakłócane przez światła miejskie, oświetlenia domów czy billboardy. Warto również zadbać o to, aby widoku nie przysłaniały drzewa czy inne elementy krajobrazu. Chmury są widoczne gołym okiem.
Autorka/Autor:as
Źródło: Kontakt 24, tvnmeteo.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Pestka/ Kontakt 24
https://tvn24.pl/tvnmeteo/polska/obloki-srebrzyste-srebrna-luna-zalala-niebo-nad-polska-st7976285

Srebrna łuna zalała niebo nad Polską.jpg

Napisano

Mgławica Kraba zaskoczyła składem. W rozwiązaniu tej zagadki pomógł teleskop Webba
2024-06-24. Aleksander Kowal
Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba pomógł astronomom w zrozumieniu, co mogło wydarzyć się w obrębie Mgławicy Kraba w całkiem niedalekiej przeszłości.
Świadkami tych wydarzeń byli średniowieczni mieszkańcy Ziemi. W 1054 roku odnotowano widoczną gołym okiem eksplozję związaną z supernową. Przez długi czas panowało przekonanie, iż wybuch nastąpił na skutek zapadnięcia rdzenia gwiazdy składającego się z tlenu, neonu i magnezu. Teraz jednak pojawił się nowy trop: naukowcy sugerują, jakoby rdzeń tego obiektu był wypełniony żelazem.
Odległość dzieląca wspomnianą mgławicę od naszej planety to około 6300 lat świetlnych. I choć oficjalnie zidentyfikowano ją dopiero w XVIII wieku, to średniowieczne zapiski pochodzące od chińskich i arabskich astronomów pozwalają sądzić, że wybuch supernowej miał miejsce właśnie w Krabie. Jako że gwiazda stojąca za całym zamieszaniem miała przypuszczalnie od 8 do 10 mas Słońca, to wygenerowana eksplozja najprawdopodobniej nie należała do szczególnie silnych.
Mgławica Kraba znajduje się około 6300 lat świetlnych od Ziemi. W 1054 roku prawdopodobnie dostrzeżono supernową związaną z tym obiektem
Skąd w ogóle wzięły się takie ustalenia? Badacze opierają się na szybkości rozszerzania obłoku powstałego na skutek eksplozji. Jego ekspansja zachodzi w tempie około 1500 kilometrów na sekundę. Gdyby supernowa była silniejsza, to niemal na pewno chmura materii wyrzuconej w wyniku wybuchu przemieszczałaby się znacznie szybciej. Mimo to naukowcy mieli więcej problemów.
Aby rozwikłać zagadkę członkowie zespołu badawczego wykorzystali instrument MIRI obrazujący w średniej podczerwieni oraz NIRCam prowadzący obserwacje w bliskiej podczerwieni. Oba te narzędzia znajdują się na wyposażeniu Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba i wykazały, że gwiazda stojąca za wybuchem supernowej mogła być bardziej rozwinięta niż przypuszczano. W jej jądrze miałoby się też znajdować żelazo.
Wysoka czułość obserwacji oferowana przez należący do NASA teleskop sprawia, iż możliwe jest dostrzeżenie linii emisyjnych poszczególnych pierwiastków, takich jak żelazo i nikiel. Jednocześnie autorzy badań podkreślają, że dane pochodzą z dwóch relatywnie małych obszarów Mgławicy Kraba, dlatego należy wstrzymać się z szalonymi wnioskami. Bardziej miarodajne informacje powinny pojawić się po wykonaniu analiz obejmujących ten region na całej jego długości.
https://www.chip.pl/2024/06/chiny-unikalny-lotniskowiec-fujian-gabaryty

 

Mgławica Kraba zaskoczyła składem. W rozwiązaniu tej zagadki pomógł teleskop Webba.jpg

Napisano

Śledzenie samotnej małomasywnej gwiazdy, która przemieszcza się przez Drogę Mleczną
2024-06-24.
Nowo odkryty podkarzeł typu L odbywa niezwykłą podróż przez naszą Galaktykę.
Może się wydawać, że Słońce jest nieruchome, podczas gdy planety na jego orbicie się poruszają, ale w rzeczywistości Słońce krąży przez Drogę Mleczną z imponującą prędkością około 220 km/s. Jakkolwiek szybkie może się to wydawać, kiedy odkryto słabą czerwoną gwiazdę przecinającą niebo w zauważalnie szybkim tempie, naukowcy zwrócili na to uwagę.
Dzięki wysiłkom obywatelskiego projektu naukowego o nazwie Backyard Worlds: Planet 9 oraz zespołu astronomów z całych Stanów Zjednoczonych, w Drodze Mlecznej odkryto rzadką gwiazdę, podkarła typu L o hiperprędkości. Co więcej, gwiazda ta może znajdować się na trajektorii, która sprawi, że całkowicie opuści Drogę Mleczną. Badania, prowadzone przez profesora astronomii i astrofizyki Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego Adama Burgassera, zostały zaprezentowane na konferencji prasowej podczas 224. krajowego spotkania Amerykańskiego Towarzystwa Astronomicznego (AAS) w Madison w stanie Wisconsin.
Gwiazda o wdzięcznej nazwie CWISE J124909+362116.0 (w skrócie J1249+36) została po raz pierwszy zauważona przez ponad 80 000 wolontariuszy uczestniczących w projekcie Backyard Worlds: Planet 9, którzy przeczesują ogromne ilości danych zebranych w ciągu ostatnich 14 lat przez misję Wide-field Infrared Survey Explorer (WISE). Projekt ten wykorzystuje niezwykłe zdolności ludzi, którzy są ewolucyjnie zaprogramowani do poszukiwania wzorców i dostrzegania anomalii w sposób, który nie ma sobie równych w technologii komputerowej. Ochotnicy oznaczają poruszające się obiekty w plikach danych, a gdy wystarczająca liczba ochotników oznaczy ten sam obiekt, astronomowie badają sprawę.
J1249+36 natychmiast wyróżniła się ze względu na prędkość, z jaką porusza się po niebie, wstępnie szacowaną na około 600 km/s. Przy tej prędkości gwiazda jest wystarczająco szybka, aby uciec przed grawitacją Drogi Mlecznej, co czyni ją potencjalną gwiazdą o hiperprędkości.
Aby lepiej zrozumieć naturę tego obiektu, Burgasser zwrócił się do Obserwatorium M.W. Keck na Maunakea na Hawajach, aby zmierzyć jej widmo w podczerwieni. Dane te ujawniły, że obiekt był rzadkim podkarłem typu L – klasą gwiazd o niskiej masie i temperaturze. Podkarły reprezentują najstarsze gwiazdy w Drodze Mlecznej.
Wgląd w skład J1249+36 był możliwy dzięki nowemu zestawowi modeli atmosfery stworzonemu przez absolwenta UC San Diego Romana Gerasimova, który współpracował z naukowcem UC LEADS Efrainem Alvarado III w celu wygenerowania modeli specjalnie dostosowanych do badania podkarłów typu L. To było ekscytujące zobaczyć, że nasze modele były w stanie dokładnie dopasować się do obserwowanego widma – powiedział Alvarado.
Dane spektralne, wraz z danymi obrazowymi z kilku naziemnych teleskopów, pozwoliły zespołowi dokładnie zmierzyć pozycję i prędkość J1249+36 w przestrzeni, a tym samym przewidzieć jej orbitę w Drodze Mlecznej. W tym miejscu źródło stało się bardzo interesujące, ponieważ jego prędkość i trajektoria pokazały, że porusza się wystarczająco szybko, aby potencjalnie uciec z Drogi Mlecznej – stwierdził Burgasser.
Co dało kopa tej gwieździe?
Naukowcy skupili się na dwóch możliwych scenariuszach wyjaśniających niezwykłą trajektorię J1249+36. W pierwszym scenariuszu, J1249+36 była pierwotnie małomasywnym towarzyszem białego karła. Białe karły to pozostałości po gwiazdach, które wyczerpały swoje paliwo jądrowe i wygasły. Gdy gwiezdny towarzysz znajduje się na bardzo bliskiej orbicie z białym karłem, może przenosić masę, powodując okresowe wybuchy zwane nowymi. Jeżeli biały karzeł zgromadzi zbyt dużo masy, może zapaść się i eksplodować jako supernowa.
W tego rodzaju supernowej biały karzeł ulega całkowitemu zniszczeniu, więc jego towarzysz zostaje uwolniony i odlatuje z prędkością orbitalną, z jaką poruszał się pierwotnie, a także z niewielkim kopnięciem spowodowanym wybuchem supernowej – powiedział Burgasser. Nasze obliczenia pokazują, że ten scenariusz działa. Jednak białego karła już tam nie ma, a pozostałości po eksplozji, która prawdopodobnie miała miejsce kilka milionów lat temu, już się rozproszyły, więc nie mamy ostatecznego dowodu na to, że to jest jego pochodzenie.
W drugim scenariuszu, J1249+36 była pierwotnie członkiem gromady kulistej, ciasno związanego skupiska gwiazd, natychmiast rozpoznawalnego dzięki wyraźnemu kulistemu kształtowi. Przewiduje się, że centra tych gromad zawierają czarne dziury o szerokim zakresie mas. Te czarne dziury mogą również tworzyć układy podwójne, a takie sytuacje okazują się być świetnymi katapultami dla wszelkich gwiazd, które znajdą się zbyt blisko nich.
Kiedy gwiazda napotyka czarną dziurę w układzie podwójnym, złożona dynamika interakcji trzech ciał może wyrzucić tę gwiazdę z gromady kulistej – wyjaśnił Kyle Kremer, nowy adiunkt na Wydziale Astronomii i Astrofizyki Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego. Kremer przeprowadził serię symulacji i odkrył, że w rzadkich przypadkach tego rodzaju interakcje mogą wyrzucić małomasywnego podkarła z gromady kulistej na trajektorię podobną do tej zaobserwowanej dla J1249+36.
To dowód słuszności koncepcji - powiedział Kremer - ale tak naprawdę nie wiemy, z jakiej gromady kulistej pochodzi ta gwiazda. Śledzenie J1249+36 w czasie umieszcza ją w bardzo zatłoczonej części nieba, która może skrywać nieodkryte gromady.
Burgasser powiedział, że aby ustalić, czy któryś z tych scenariuszy lub inny mechanizm może wyjaśnić trajektorię J1249+36, zespół ma nadzieję dokładniej przyjrzeć się jej składowi pierwiastkowemu. Na przykład, gdy biały karzeł eksploduje, tworzy ciężkie pierwiastki, które mogły „zanieczyścić” atmosferę J1249+36 podczas ucieczki. Gwiazdy w gromadach kulistych i galaktykach satelitarnych Drogi Mlecznej również mają wyraźne wzorce obfitości, które mogą ujawnić pochodzenie J1249+36.
Zasadniczo szukamy chemicznego odcisku palca, który wskazałby, z jakiego systemu pochodzi ta gwiazda – powiedział Gerasimov, którego praca nad modelowaniem umożliwiła mu zmierzenie obfitości pierwiastków chłodnych gwiazd w kilku gromadach kulistych.
Niezależnie od tego, czy szybka podróż J1249+36 była spowodowana przez supernową, przypadkowym spotkaniem z czarną dziurą w układzie podwójnym, czy też innym scenariuszem, jej odkrycie stanowi nową okazję dla astronomów, aby dowiedzieć się więcej o historii i dynamice Drogi Mlecznej.
Opracowanie:
Agnieszka Nowak
Więcej informacji:
•    Lone Star State: Tracking a Low-Mass Star as it Speeds Across the Milky Way
Źródło: UC San Diego
Na ilustracji: Symulacja hipotetycznej pary białego karła J1249+36 kończy się eksplozją białego karła w supernową. Źródło: Adam Makarenko / W.M. Keck Observatory
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/sledzenie-samotnej-malomasywnej-gwiazdy-ktora-przemieszcza-sie-przez-droge-mleczna

Śledzenie samotnej małomasywnej gwiazdy, która przemieszcza się przez Drogę Mleczną.jpg

Napisano

Finał European Rover Challenge już we wrześniu w Krakowie
2024-06-24.
Tegoroczna, dziesiąta, edycja European Rover Challenge odbędzie się w dniach 6–8 września na terenie Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Dzięki transmisji na żywo w mediach społecznościowych oraz na stronie internetowej wydarzenia, rywalizację drużyn i wystąpienia prelegentów będzie mogła oglądać publiczność z całego świata. 27 zespołów studenckich z 12 krajów zmierzy się w 5 konkurencjach na 900 m2 symulowanej marsjańskiej powierzchni, stworzonej na wzór Valles Marineris – jednego z największych kanionów w Układzie Słonecznym.
Aby zakwalifikować się do udziału finaliści musieli wyjść z grupy 69 drużyn biorących udział w eliminacjach, reprezentujących obydwie Ameryki, Afrykę, Azję, Europę oraz Australię. Na terenie Akademii Górniczo-Hutniczej spotkają się tylko te zespoły, których dokumentacja techniczna łazika została oceniona najwyżej. Ostatecznie w finale międzynarodowych zawodów zobaczymy reprezentantów aż 12 krajów, w tym m.in. drużyny z Hiszpanii, Danii, Wielkiej Brytanii, Serbii, Szwajcarii i Grecji, z czego aż 6 zespołów z Polski.
W trakcie dziesiątej edycji European Rover Challenge zawodnicy zmierzą się w pięciu konkurencjach sprawdzających ich umiejętności w zakresie nawigacji, oznaczania i pobierania próbek gleby, a także testujących sprawność technologiczną samych łazików. Areną ich zmagań będzie stworzony specjalnie na tę okazję Marsyard o powierzchni około 900 m2, wzorowany na fragmencie powierzchni Czerwonej Planety o nazwie Valles Marineris – jednym z największych kanionów w Układzie Słonecznym.
- Na zawodników czekać będą strome klify, skomplikowany w nawigacji labirynt przesmyków oraz liczne pułapki związane z osuwiskami, formami polodowcowymi a nawet niewielkimi wulkanami – wymienia Dr Anna Łosiak, geolożka planetarna, główna projektantka toru marsjańskiego ERC.
Zawody łazików marsjańskich to jedna z wielu atrakcji, które czekają na odwiedzających wrześniowe wydarzenie w Krakowie. Równolegle z zawodami będzie odbywać się konferencja naukowa, podczas której będzie można posłuchać specjalistów ze światowych agencji i firm kosmicznych, którzy między innymi opowiedzą o przyszłości eksploracji kosmicznej, planach osadnictwa na Marsie i Księżycu, oraz pokażą, jak technologie kosmiczne wpływają na codzienne życie na Ziemi. Na głównej scenie wystąpią m.in.:
 
•    Shelli Brunswick – futurystka, autorka licznych artykułów i ceniona mówczyni, której doświadczenie sięga wysokich pozycji w Siłach Powietrznych USA oraz amerykańskiej Fundacji Kosmicznej „Space Foundation”;
•    Joe Cassady – dyrektor ds. Kosmicznych Programów Cywilnych w L3Harris z ponad czterema amerykańskimi patentami na technologię napędu elektrycznego (EP). Wiceprezes Electric Rocket Propulsion Society, zasiadający w wielu grupach doradczych NASA;
•    Janet Ivey-Duensing – dyrektorka generalna Janet’s Planet Inc., dyrektorka ds. edukacji w Explore Mars i członkini zarządu doradczego Cosmic Girls Foundation. Jest szanowaną postacią w dziedzinie edukacji kosmicznej, angażującą się w inspirowanie kolejnego pokolenia odkrywców kosmosu i kobiet w nauce.
Wydarzenie będzie również miejscem spotkań dla przedstawicieli biznesu i inwestorów zainteresowanych branżą kosmiczną. Dzięki partnerstwu z Europejską Agencją ds. Programu Kosmicznego (EUSPA), podczas ERC zostanie zorganizowane jedno z ośmiu w Europie spotkań CASSINI Matchmaking. Dzięki temu, startupy we wczesnej fazie rozwoju otrzymają wsparcie w przygotowaniu do spotkań z inwestorami i korporacjami, co zwiększy ich zdolność do przyciągania finansowania kapitałowego i nawiązywania partnerstw.
Na wszystkie osoby, które odwiedzą teren AGH podczas wrześniowych zawodów czekać będzie także strefa wystawców i atrakcji, dostępnych bezpłatnie i przygotowanych z myślą o wszystkich, niezależnie od wieku.
Program wydarzenia oraz transmisja są dostępne na stronie organizatora.
Więcej informacji o wydarzeniu i zespołach biorących udział w zawodach znajduje się na stronie internetowej.
Głównym organizatorem wydarzenia jest Europejska Fundacja Kosmiczna – organizacja non-profit, wspierająca inicjatywy stawiające na pierwszym miejscu przyszłość nowego pokolenia, opartą na naukach STEAM i technologiach kosmicznych. Współorganizatorem i gospodarzem jest Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie. Wydarzenie zostało objęte patronatem honorowym Ministra Edukacji, Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), Międzynarodowej Federacji Astronautycznej (IAF), Wicemarszałka Województwa Małopolskiego oraz Związku Pracodawców Sektora Kosmicznego. Projekt finansowany jest ze środków budżetu państwa, przyznanych przez Ministra Edukacji i Nauki w ramach Programu „Społeczna odpowiedzialność nauki II”.
Do grona Partnerów dołączyli już: CASSINI Matchmaking, Konsulat Generalny USA w Krakowie, Mars Society Polska, Stowarzyszenie Polskich Profesjonalistów Sektora Kosmicznego (PSPA), MathWorks, JoinThe.Space, 3Dconnexion, Pyramid Games, Pokojowy Patrol, Fundacja Spaceship oraz Centrum Business in Małopolska.
Patroni medialni projektu to: RMF, My Company Polska, Space24.pl, LoveKrakow.pl, Kosmonauta.net, Astrofaza, Urania - Postępy Astronomii, Polska Fundacja Fantastyki Naukowej.
Źródło: Europejska Fundacja Kosmiczna
Opracował: Paweł Z. Grochowalski
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/final-european-rover-challenge-juz-we-wrzesniu-w-krakowie

Finał European Rover Challenge już we wrześniu w Krakowie.jpg

Napisano

Polski satelita i globalna współpraca. Sukcesy spółki Thorium Space
2024-06-24. Wojciech Kaczanowski
Gościem najnowszego wydania programu „Skaner Space24” jest Paweł Rymaszewski, Prezes polskiej firmy Thorium Space. Tematem rozmowy są ostatnie osiągnięcia spółki, udział w projektach międzynarodowych oraz współczesne wymagania pola walki w zakresie łączności i komunikacji satelitarnej. Ponadto Paweł Rymaszewski opowiada o aspektach technicznych przyszłego, polskiego satelity telekomunikacyjnego SmallGeo.
Najnowsza edycja programu „Skaner Space24” poświęcona została łączności i komunikacji satelitarnej, a gościem w studiu był Paweł Rymaszewski, Prezes polskiej spółki Thorium Space. Wśród tematów rozmowy znalazły się ostatnie osiągnięcia firmy, tj. terminale satelitarne AURORA oraz AURORA PRO, program terminala satelitarnego w pasmach Ku/Ka w ramach programu Perun oraz rozwiązania do systemów bezzałogowych.
Paweł Rymaszewski opowiedział również o aspektach technicznych przyszłego, polskiego satelity telekomunikacyjnego SmallGeo oraz o nowej współpracy z grecką spółką Hellas SAT. Przypomnijmy, że podpisane niedawno MoU dotyczy rozwoju i budowy elastycznego, w pełni cyfrowo definiowalnego systemu telekomunikacyjnego w paśmie Ku/Ka (Satellite Communication Flexible Payload), umieszczonego na nowej misji satelitarnej Hellas Sat.
Materiał sponsorowany
Gościem w programie "Skaner Space24" był Paweł Rymaszewski, Prezes polskiej spółki Thorium Space działającej w obszarze łączności i komunikacji satelitarnej.
Autor. Space24.pl

SPACE24
https://space24.pl/przemysl/sektor-krajowy/polski-satelita-i-globalna-wspolpraca-sukcesy-spolki-thorium-space

Polski satelita i globalna współpraca. Sukcesy spółki Thorium Space.jpg

Napisano

Chiny konsekwentnie realizują swój kosmiczny plan
2024-06-24.

Chiny wylądowały właśnie na ciemnej stronie Księżyca i pobrały tam próbki, które wracają na Ziemię. Stało się to w czasie, gdy lądowniki z Japonii i USA napotkały na poważne kłopoty - skomentował dla PAP ekspert dr Michał Moroz. Ocenił, że Chiny konsekwentnie realizują swój kosmiczny plan.
Dr Michał Moroz, specjalista w dziedzinie technologii kosmicznych i satelitarnych, uważa, że sukcesu Chin można było się spodziewać, biorąc pod uwagę ich wcześniejsze osiągnięcia.
„Udane lądowanie na ciemnej stronie Księżyca i pobranie próbek, które wracają na Ziemię, to konsekwencja wcześniejszych działań. Program Chang’e trwa już przecież ponad dekadę. Chiny skrupulatnie realizują swój plan – najpierw wysłały orbitery, potem łaziki, a teraz - w trzeciej fazie - przywożą próbki na Ziemię z ciemnej strony Księżyca. Wcześniej zdobyły próbki z jasnej strony. W planach jest wysłanie astronautów do 2030 roku” – wyjaśnił dr Moroz.
Chińscy astronauci mogą w niedalekiej przyszłości stanąć na Srebrnym Globie – uważa ekspert. „Wydaje się, że to wykonalne, mimo że organizacja misji załogowej jest nieporównanie trudniejsza niż wysłanie nawet dużego lądownika bez ludzi. Potrzebnych więc będzie jeszcze wiele testów i kolejnych misji. Lot załogowy będzie w dużym stopniu decydował o wizerunku Chin, więc nie mogą sobie pozwolić na katastrofę” – ocenił.
Niedawno w sieci pojawiła się też wizualizacja chińskiej bazy, przypominającej małe miasteczko, która miałaby powstać na Księżycu. To jednak raczej wizja odległej przyszłości – uznał specjalista. „Taka baza na pewno nie powstanie w latach 30., choć Chiny testują różne potrzebne do tego technologie, takie jak druk 3d wykorzystujący miejscowe materiały. Do takiego „miasteczka” jeszcze jednak daleka droga. Do tego potrzebne byłyby m.in. setki lotów z Ziemi” – skomentował dr Moroz.
Według niego Chiny raczej w niedługiej perspektywie nie prześcigną też Stanów Zjednoczonych. „Chiny nie mają jeszcze gotowej odpowiednio potężnej rakiety, żeby wysłać ludzi na Księżyc. Z drugiej strony nie do końca wiemy, jaki jest stan chińskiej technologii. USA są pod tym względem dużo bardziej transparentne. Wiadomo, z czym mają problemy a z czym nie. Amerykanie przetestowali już swój statek w locie wokół Księżyca w misji z wykorzystaniem nowej rakiety SLS, choć mają problemy z lądownikami i skafandrami” – zwrócił uwagę dr Moroz.
Przypomniał o potencjalnych korzyściach z ewentualnej kolonizacji Księżyca. „Po pierwsze oznacza ona pokazanie politycznej siły i tego, jak technologicznie zaawansowany jest kraj. Zyskuje się poparcie świata. Ważne są też kwestie praktyczne. Na samym Księżycu występuje Hel-3 – izotop, który będzie bardzo przydatny do produkcji energii po rezygnacji z paliw kopalnych” - opisał.
”Odpowiednio duża infrastruktura na Księżycu z czasem umożliwi konstrukcję w przestrzeni różnych dużych struktur, na przykład potężnych ogniw słonecznych, które mogłyby przesyłać energię na Ziemię. Orbita Księżyca stanie się także stacją, z której będą startowały dalsze loty, w tym do asteroid bogatych w różne cenne pierwiastki. To jednak kwestia dalekiej przyszłości.” – dodał.
Dodał, że dzisiaj nawet pobranie niewielkich próbek asteroidy, planetoidy czy komety zajmuje co najmniej kilka lat. „Wiele firm liczy na szybkie zwroty inwestycji, tymczasem miną dekady, zanim będzie można komercyjnie eksploatować te ciała. Baza na Księżycu to jednak brama do dalszej drogi” - zaznaczył.
Kluczową rolę odgrywa jednak aspekt militarny – podkreślił specjalista. „W Chinach cały program kosmiczny ma tak naprawdę charakter wojskowy. Nawet cywilne zastosowania mają odniesienia militarne. Kraj ten ma własny system nawigacji satelitarnej, satelity szpiegowskie, przeznaczone do nasłuchu elektronicznego, monitorujące miasta i inne tereny. Wymieniać można długo. Jednak nie tylko w Chinach tak się dzieje. Podobnie postępuje USA, Japonia czy Europa. Różne technologie mają możliwość podwójnego zastosowania – cywilnego i militarnego” - zaznaczył dr Moroz.
”Wielu ludziom może się wydawać, że technologie kosmiczne mają związek głównie z badaniami naukowymi, ponieważ wiele mówi się o marsjańskich łazikach, sondach wysyłanych do innych planet, asteroid czy komet, czy też właśnie o badaniach Księżyca. To jednak tylko ok. 10 proc. wszystkich działań. Większość sektora kosmicznego to różnego rodzaju usługi, które w dodatku są bezpośrednio powiązane z wojskowością” – dodał.
W kosmosie rośnie rywalizacja między Państwami; dzisiaj o współpracę jest dużo trudniej niż przed dekadą – ocenił ekspert. „Mamy do czynienia z ogromną rywalizacją i utrudnianiem współpracy między państwami. Na przykład Europejska Agencja Kosmiczna jeszcze dekadę temu liczyła na wspólne loty na chińską stację orbitalną. Prowadzono nawet wspólne treningi. Teraz to już niemożliwe. W USA każda forma współpracy z Chinami w kosmosie musi zostać zatwierdzona przez Kongres, więc podejmuje się ją tylko w drobnych sprawach; np. NASA prosi o dane na temat orbit sond okrążających Marsa, aby nie doszło do kolizji z próbnikami amerykańskimi” – wyjaśnił.
Zachód, Rosja i Chiny to niejedyni gracze, jeśli chodzi o eksplorację kosmosu – zwrócił uwagę dr Moroz. „Świat się mocno zmienia, jeśli chodzi o wykorzystanie przestrzeni. Programy kosmiczne rozwijają kolejne kraje. Wiele dzieje się np. na Bliskim Wchodzie, w Indiach, Brazylii. Dawny podział Rosja kontra USA jest już dawno nieaktualny” – podkreślił.
Dr Michał Moroz jest arabistą oraz specjalistą technologii kosmicznych i satelitarnych. Ukończył m.in. podyplomowe studia kosmiczne na Międzynarodowym Uniwersytecie Kosmicznym ISU w Montrealu. Był współtwórcą serwisu Kosmonauta.net i współzałożycielem spółki Blue Dot Solutions. Prowadził liczne projekty dla Europejskiej Agencji Kosmicznej, współpracował z Polską Agencją Kosmiczną nad wykorzystaniem danych satelitarnych. We Flamandzkim Instytucie Badań Technologicznych VITO w Belgii kieruje projektami przetwarzania danych satelitarnych dotyczących roślinnej wegetacji i klimatu.

Flaga Chin została rozwieszona przy sondzie po wylądowaniu na niewidocznej stronie Księżyca w ramach misji Chang'e 6
Autor. CNSA

Chiński lądownik na Księżycu w ramach misji Chang'e 6.
Autor. CNSA

Źródło: PAP

SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/sondy/chiny-konsekwentnie-realizuja-swoj-kosmiczny-plan

Chiny konsekwentnie realizują swój kosmiczny plan.jpg

Napisano

Start chińsko-francuskiej misji. Część rakiety spadła na obszar zaludniony
2024-06-24. Mateusz Mitkow
Chińska Republika Ludowa wyniosła nowego satelitę do badania rozbłysków gamma, który powstał we współpracy z Francją. W wyniku startu część rakiety Chang Zheng 2C (Długi Marsz) spadła na teren zaludniony, co wywołało panikę wśród mieszkańców. Na ten moment nie odnotowano ofiar.
22 czerwca Chiny przeprowadziły swój 29. lot orbitalny w obecnym roku kalendarzowym. Tym razem z kosmodromu Xichang za pomocą systemu nośnego Chang Zheng 2C na orbitę został wyniesiony chińsko-francuski teleskop rentgenowski, przeznaczonym do badania rozbłysków gamma w przestrzeni kosmicznej. SVOM (Space Variable Objects Monitor) został opracowany przez Chińską Narodową Administrację Kosmiczną (CNSA) oraz Francuską Agencję Kosmiczną (CNES).
Chińsko-francuski projekt ma pomóc naukowcom m.in. kompleksowo zmierzyć naturę promieniowania elektromagnetycznego rozbłysków gamma (trwających od poniżej sekundy do kilku minut), co może umożliwić dostarczenie odpowiedzi na kluczowe pytania nurtujące astrofizyków, dotyczących m.in. śmierci masywnych gwiazd czy narodzin czarnych dziur. Teleskop do swoich obserwacji będzie wykorzystywał dwa ładunki naukowe opracowane przez Francję i dwa przez Chiny.
Potwierdzenie pomyślnego umieszczenia opisywanego ładunku w przestrzeni kosmicznej zostało przysłonięte wydarzeniami, które miały miejsce na lądzie, bowiem część chińskiej rakiety wykorzystanej do tej misji spadła na teren zaludniony. Nagrania z tego zdarzenia szybko obiegły świat i możemy na nich ujrzeć spadający człon pierwszego stopnia systemu oraz panikę miejscowej ludności, która próbuje się schronić przed niebezpieczeństwem. Na ten moment nie odnotowano ofiar śmiertelnych.
Warto zwrócić uwagę, że chiński system nośny Chang Zheng 2C jest napędzany silnie toksyczną mieszanka paliwa rakietowego - dimetylohydrazyny UDMH oraz tlenku azotu (N2O2) jako utleniacza. Na powyższym wideo wyraźnie widać resztki materiału pędnego, które uwalniają się z segmentu, opadającego na obszary mieszkalne. Należy zaznaczyć, że kontakt ze wspomnianą mieszanką paliwową jest szkodliwy dla ludzi, dlatego pomimo braku ofiar, skutki wdychania takich oparów mogą okazać się bardzo poważne dla zdrowia.
W związku z wydarzeniem ponownie zwrócono uwagę na kwestie bezpieczeństwa realizowanych przez Chiny wystrzeleń rodzimych rakiet nośnych. To nie jest pierwszy raz, gdy ludność zamieszkująca pobliskie tereny od platformy startowej jest zagrożona. Dobrym przykładem jest sytuacja z grudnia 2023 r., kiedy to człon rakiety Chang Zeng 3B spadł zaledwie metry od jednego z domów. Chiny wciąż posiadają większość swoich kosmodromów wgłąb lądu i wygląda na to, że w najbliższym czasie nie ulegnie to zmianie.
Jeszcze w 2022 r. amerykańska agencja kosmiczna NASA napiętnowała Chiny za nieprzestrzeganie standardów odpowiedzialnego postępowania w przestrzeni kosmicznej dotyczącej ich „kosmicznych śmieci”. Uczyniła to po tym, jak szczątki rakiety nośnej Długi Marsz 5B spadły do Oceanu Indyjskiego w pobliżu Malediwów. Minęło od tego czasu wiele miesięcy, a w tej kwestii nie za wiele się zmieniło.
Chińska Republika Ludowa planuje zrealizować 100 lotów orbitalnych w 2024 r., dlatego bardzo możliwe, że jeszcze nieraz w najbliższych miesiącach będziemy świadkami podobnych sytuacji. Jak na razie obyło się bez ofiar śmiertelnych, ale w przypadku takiego postępowania ze strony władz - jest to tylko kwestia czasu.

Autor. CNSA

SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/systemy-nosne/start-chinsko-francuskiej-misji-czesc-rakiety-spadla-na-obszar-zaludniony

Start chińsko-francuskiej misji. Część rakiety spadła na obszar zaludniony.jpg

Napisano

NASA pozwana za kosmiczny śmieć. Żądają odszkodowania

2024-06-24. Karolina Majchrzak
Amerykańska rodzina, której dom został uszkodzony przez fragment kosmicznego śmiecia, zdecydowała się pozwać NASA. Czy to koniec bezkarności agencji kosmicznych i prywatnych firm, które narażają nas na potencjalne zagrożenie?

Coraz więcej misji kosmicznych różnego typu organizowanych przez agencje kosmiczne z całego świata i prywatne przedsiębiorstwa oznacza coraz więcej kosmicznych śmieci, z których część lubi sobie czasem spaść z powrotem na ziemię. I chociaż firmy wciąż pracują nad systemami wielokrotnego użytku, czego najlepszym przykładem jest SpaceX, to większość rakiet wciąż jest jednorazowa i jeśli po drodze nie spłoną w atmosferze, ich części mogą spaść nam na głowy.
Szczególnym zagrożeniem są zaś chińskie rakiety, jak Długi Marsz 5B, bo jak wspominał przy jednej z takich okazji astronom Jonathan McDowell z Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics, chińska agencja kosmiczna niechętnie dzieli się informacjami o ich lotach z resztą świata, a jej rakiety - pomimo ogromnych postępów kosmicznych tego kraju - wciąż nie korzystają z rozwiązań pozwalających na kontrolowane sprowadzenie choćby części fragmentów na Ziemię.
Kosmiczny śmieć przebił ich dach. Żądają odszkodowania
Tym razem problemy ma jednak amerykańska agencja, bo właściciele domu, którego dach w marcu przebił ważący 700 gramów fragment kosmicznego śmiecia, a konkretniej palety ładunkowej zawierającej zużyte baterie, wyrzuconej z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej w 2021 roku (ta zamiast ulec po drodze całkowitej dezintegracji, przetrwała kosmiczną podróż), zdecydowali się ją pozwać.
Amerykańska rodzina żąda ponad 80 tys. dolarów odszkodowania, które mają zrekompensować nie tylko zniszczenia, ale i poniesiony stres. Jak wyjaśniają prawnicy, w czasie wydarzenia w domu przebywał syn właściciela, Alejandro Otero i choć tym razem nikomu nic się nie stało, to gdyby ważący tyle kosmiczny śmieć uderzyć kogoś na ulicy, mogłoby to skończyć się tragicznie.

Świat czeka na reakcję NASA
NASA ma teraz sześć miesięcy na ustosunkowanie się do pozwu, a jej reakcja będzie zdaniem kancelarii prawniczej Cranfill Sumner z pewnością szeroko komentowana, bo może stanowić precedens dla sposobu rozpatrywania przyszłych roszczeń tego typu.
Moi klienci domagają się odpowiedniego odszkodowania równoważącego stres i wpływ, jaki to wydarzenie wywarło na ich życie. Są wdzięczni, że nikt nie odniósł obrażeń fizycznych w wyniku tego incydentu, ale sytuacja grożąca wypadkiem, taka jak ta, mogła być katastrofalna. Możliwe, że doszłoby do poważnych obrażeń lub śmierci
powiedziała prawniczka Mica Nguyen Worthy.

Jeden z kosmicznych śmieci spadających na ziemię, widoczny jako "kula ognia" nad Kalifornią /Pexels/Roberto Nickson/Casey B./American Meteor Society /Pexels.com

https://geekweek.interia.pl/nauka/news-nasa-pozwana-za-kosmiczny-smiec-zadaja-odszkodowania,nId,7594230

NASA pozwana za kosmiczny śmieć. Żądają odszkodowania.jpg

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.