Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

Niezwykłe podobieństwo dwóch czarnych dziur. Astronomowie odkryli uniwersalny wzorzec
2024-12-09. Marcin Powęska
W centrum Drogi Mlecznej znajduje się czarna dziura Sagittarius A*, która zachowuje się w nietypowy sposób. Wiele wskazuje, że powinna generować potężne dżety, których… nie obserwujemy. Jak to możliwe?
Sagittarius A*, supermasywna czarna dziura w centrum naszej galaktyki, od lat fascynuje naukowców. Dzięki badaniom prowadzonym przez współpracę Teleskop Horyzontu Zdarzeń (EHT) dokonano kolejnego przełomu: udało się zaobserwować silne, uporządkowane pola magnetyczne w jej otoczeniu. To odkrycie nie tylko rzuca nowe światło na naturę czarnych dziur, ale także wskazuje na pewne uniwersalne mechanizmy działania tych kosmicznych gigantów. Szczegóły opublikowano w czasopiśmie The Astrophysical Journal Letters.
“Nasza” czarna dziura bez dżetów
W 2022 r. świat obiegło pierwsze zdjęcie Sagittarius A*, wykonane przez Teleskop Horyzontu Zdarzeń. Ta czarna dziura, znajdująca się około 27 tysięcy lat świetlnych od Ziemi, jest ponad tysiąc razy mniejsza i mniej masywna od znanej czarnej dziury w galaktyce M87*. Mimo tych różnic, struktury ich pól magnetycznych okazują się zaskakująco podobne.
Nowe obrazy Sagittarius A*, wykonane w świetle spolaryzowanym, pokazują wirujące pola magnetyczne w gorącej plazmie otaczającej horyzont zdarzeń. Te magnetyczne “linie siły” są kluczowe dla procesów akrecji – czyli wciągania materii przez czarną dziurę – oraz ewentualnego wyrzutu dżetów, strumieni wysokoenergetycznej materii wystrzeliwanej w przestrzeń kosmiczną.
Dr Sara Issaoun, astrofizyk z Smithsonian Astrophysical Observatory, mówi:
To, co widzimy, to silne, skręcone i uporządkowane pola magnetyczne blisko czarnej dziury w centrum Drogi Mlecznej. Podobieństwo między strukturą pól magnetycznych w Sagittarius A* i M87* sugeruje, że te procesy mogą być uniwersalne dla wszystkich supermasywnych czarnych dziur.
Czarne dziury odgrywają kluczową rolę w ewolucji galaktyk. To one wpływają na przepływ materii i energii w ich centralnych regionach. W przypadku Sagittarius A*, nowe dane wskazują, że pola magnetyczne mogą tłumić lub wręcz kontrolować formowanie dżetów.
W przypadku M87*, silne pola magnetyczne pozwalają czarnej dziurze na wyrzucanie potężnych dżetów, które oddziałują z otoczeniem, wpływając na rozkład gazu i gwiazd w galaktyce. Jednak Sagittarius A* nie wykazuje wyraźnych oznak takich aktywności. Czy to kwestia masy, rotacji, czy może dynamiki akrecji? Odpowiedzi na te pytania mogą zrewolucjonizować nasze rozumienie tych kosmicznych obiektów.
Światło spolaryzowane, które oscyluje w określonym kierunku, pozwala astronomom zajrzeć głębiej w struktury otaczające czarne dziury. W przypadku Sagittarius A* obserwacje w świetle spolaryzowanym umożliwiły precyzyjne mapowanie pól magnetycznych w plazmie otaczającej horyzont zdarzeń.
Dr Angelo Ricarte, współautor projektu i badacz z Harvard Black Hole Initiative, wyjaśnia:
Obrazy w świetle spolaryzowanym dostarczają nam bezpośrednich informacji o strukturze i sile pól magnetycznych, które przenikają przepływ gazu wokół czarnej dziury. To z kolei pozwala nam lepiej zrozumieć procesy fizyczne zachodzące podczas akrecji i emisji energii.
Obserwacje Sagittarius A* stanowią dopiero początek. Wprowadzenie nowych teleskopów, zwiększenie przepustowości i zastosowanie wielu częstotliwości obserwacji pozwoli na jeszcze dokładniejsze obrazowanie. W ciągu następnej dekady planowane są technologie umożliwiające tworzenie dynamicznych “filmów” przedstawiających zmieniające się procesy w czasie rzeczywistym w otoczeniu czarnych dziur. Kolejnym krokiem ma być rozwinięcie projektu Next-Generation EHT, który wprowadzi nowe radioteleskopy i umożliwi obserwacje w kosmosie, co pozwoli na uzyskanie niespotykanej dotąd rozdzielczości obrazów. Dzięki kolejnym obserwacjom Sagittarius A* naukowcy mają nadzieję rozwikłać zagadkę brakujących dżetów i lepiej zrozumieć dynamikę pól magnetycznych.
Czarna dziura Sagittarius A* /Fot. EHT

Widziane w świetle spolaryzowanym czarne dziury M87* i SgrA* wskazują naukowców, że obie mają podobną strukturę pola magnetycznego. To sugeruje, że procesy fizyczne rządzące sposobem, w jaki czarna dziura zasila i wystrzeliwuje dżet, mogą być uniwersalnymi cechami /Fot. EHT

https://www.chip.pl/2024/12/czarna-dziura-sagittarius-a-dziwne-zachowanie

Niezwykłe podobieństwo dwóch czarnych dziur. Astronomowie odkryli uniwersalny wzorzec.jpg

Napisano

Teleskop Hubble'a ujawnia najjaśniejszy kwazar we Wszechświecie
2024-12-09.Admin.
Przełomowe odkrycie  astronomów:  Teleskop Hubble'a po raz pierwszy dostarczył szczegółowych informacji na temat jednego z najjaśniejszych obiektów we Wszechświecie - kwazara 3C 273. Wyniki badań, opublikowane w czasopiśmie Astronomy & Astrophysics, rzucają nowe światło na te fascynujące kosmiczne fenomeny.
Kwazary to aktywne jądra galaktyczne, których jasność przewyższa łączną jasność wszystkich gwiazd w macierzystej galaktyce. Ich niezwykła świetlistość jest efektem pochłaniania materii przez supermasywne czarne dziury znajdujące się w ich centrum. Pierwszy odkryty kwazar, 3C 273, położony jest 2,5 miliarda lat świetlnych od Ziemi i został zidentyfikowany już w 1963 roku przez astronoma Maartena Schmidta.
Dzięki Teleskopowi Hubble'a naukowcy mogli po raz pierwszy przyjrzeć się tej kosmicznej osobliwości z niespotykaną dotąd szczegółowością. Udało im się ustalić, że promieniowanie uciekające z centrum kwazara (tzw. dżet) rozciąga się na ponad 300 tysięcy lat świetlnych. Analiza wykazała również, że cząstki w strumieniu przyspieszają w miarę oddalania się od czarnej dziury.
"Hubble pozwolił nam zobaczyć szczegóły, które wcześniej były nieobserwowalne" - podkreślił Bing Ren, główny badacz w Obserwatorium na Lazurowym Wybrzeżu. Naukowcy mają nadzieję, że dalsze badania z wykorzystaniem Teleskopu Jamesa Webba, skupiające się na podczerwonym widmie kwazara, dostarczą nowych, kluczowych informacji na temat tych fascynujących obiektów.
Kwazary, występujące w liczbie co najmniej miliona na niebie, pozostają przedmiotem intensywnych badań astronomicznych. Ich obserwacja ma kluczowe znaczenie dla zrozumienia ewolucji galaktyk i czarnych dziur. Najnowsze odkrycia Teleskopu Hubble'a to ważny krok w zgłębianiu tajemnic tych kosmicznych fenomenów.
Źródło: tylkoastronomia
https://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/teleskop-hubblea-ujawnia-najjasniejszy-kwazar-we-wszechswiecie

Teleskop Hubble'a ujawnia najjaśniejszy kwazar we Wszechświecie.jpg

Napisano

Niesamowite odkrycie komety pasa głównego w Układzie Słonecznym
2024-12-09.Admin.
Świat nauki obiegła niesamowita wiadomość - pracownicy Instytutu  Nauk Planetarnych, korzystając z potężnego teleskopu Magellan Baade w Chile, potwierdzili istnienie nieznanej dotąd komety pasa głównego. Ten niezwykły obiekt, nazwany 456P/PANSTARRS, stał się 14. kometą pasa głównego zidentyfikowaną przez naukowców.
Komety pasa głównego to niezwykłe obiekty, które wykazują cechy charakterystyczne dla komet, takie jak ogony, ale znajdują się w pasie asteroid pomiędzy orbitami Marsa a Jowisza, a nie w zimnym zewnętrznym Układzie Słonecznym, gdzie zwykle występują komety. Pierwsza taka kometa została odkryta w 2006 roku, a od tego czasu naukowcy systematycznie poszerzają naszą wiedzę na temat tych fascynujących ciał niebieskich.
Odkrycie 456P/PANSTARRS to efekt wytężonej pracy zespołu planetologów pod kierownictwem Henry'ego Hsieha. Naukowcy po raz pierwszy zaobserwowali ten obiekt 3 października 2024 roku, wykorzystując potężny teleskop Magellan Baade. Następnie 26 października potwierdzili jego istnienie, obserwując go za pomocą teleskopu Lowell Discovery w Stanach Zjednoczonych.
Okazuje się, że 456P/PANSTARRS to nie tylko aktywna asteroida, jak początkowo sądzono, ale prawdziwa kometa pasa głównego. Jej aktywność, przejawiająca się w postaci ogona, jest stała i powtarza się za każdym razem, gdy obiekt zbliża się do Słońca. Naukowcy tłumaczą to parowaniem lodu z powierzchni komety, które unosi ze sobą pył, tworząc charakterystyczny ogon.
Odkrycie to jest niezwykle istotne dla naszego zrozumienia Układu Słonecznego. Komety pasa głównego, choć rzadkie, dostarczają cennych informacji na temat historii i ewolucji naszego kosmicznego sąsiedztwa. Dzięki zaawansowanej technologii teleskopowej naukowcy mogą coraz częściej identyfikować te niezwykłe obiekty, poszerzając naszą wiedzę o Układzie Słonecznym.
Odkrycie 456P/PANSTARRS to kolejny dowód na to, że Układ Słoneczny wciąż kryje w sobie wiele tajemnic, a naukowcy nieustannie pracują nad ich rozwiązaniem. Być może w przyszłości kolejne komety pasa głównego zostaną odkryte, dostarczając nam jeszcze więcej fascynujących informacji na temat naszego kosmicznego domu.

Źródło: tylkoastronomia
https://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/niesamowite-odkrycie-komety-pasa-glownego-w-ukladzie-slonecznym

Niesamowite odkrycie komety pasa głównego w Układzie Słonecznym.jpg

Napisano

To odkrycie pomoże skuteczniej chronić Ziemię
2024-12-09. Autor:
Grzegorz Jasiński
Astronomowie z Massachusetts Institute of Technology odkryli najmniejsze planetoidy, jakie kiedykolwiek udało się zaobserwować w tzw. głównym pasie, między orbitami Marsa i Jowisza. Na łamach czasopisma "Nature" opisali metodę pozwalającą obserwować w tym rejonie Układu Słonecznego kosmiczne skały o rozmiarach zaledwie 10 metrów. W głównym pasie planetoid krążą miliony obiektów, do tej pory byliśmy w stanie obserwować takie, których rozmiary nie były mniejsze od kilometra. Nowa metoda pomoże śledzić kosmiczne skały, które mogłyby w przyszłości wejść na trajektorię bliską Ziemi i doprowadzić do katastrofalnych skutków. Autorzy pracy zidentyfikowali 138 obiektów o rozmiarach od porównywalnych z autobusem do przypominających stadion.
Ocenia się, że planetoida, która zgładziła dinozaury, miała około 10 kilometrów średnicy. To mniej więcej tyle, co szerokość dzielnicy dużego miasta. Tak masywny obiekt uderza w Ziemię rzadko, raz na 100-500 milionów lat.
Inaczej jest w przypadku znacznie mniejszych planetoid, o rozmiarach autobusu, które mogą uderzać w Ziemię nawet do kilka lat. Takie "dekametrowe" kosmiczne skały łatwiej opuszczają pas planetoid, migrują i mogą stać się obiektami przelatującymi blisko Ziemi. Jeśli wpadną w ziemską atmosferę, mogą doprowadzić do wybuchu i powstania fali uderzeniowej na miarę tej, która w 1908 roku podczas katastrofy tunguskiej powaliła duży obszar lasu na Syberii, czy w 2013 roku doprowadziła do zniszczeń w Czelabińsku na Uralu. Nowe metody obserwacji takich skał, pomogą skuteczniej przewidywać takie zdarzenia.
Autorzy pracy przewidują, że ich metoda może być wykorzystana do identyfikacji i śledzenia planetoid, które z dużym prawdopodobieństwem mogą zbliżyć się do Ziemi. Byliśmy w stanie wykrywać obiekty o rozmiarach do 10 metrów na trajektorii bliskiej Ziemi, gdy są naprawdę blisko - mówi pierwszy autor pracy Artem Burdanov z MIT Department of Earth, Atmospheric and Planetary Sciences. Teraz mamy sposób dostrzegania tych kosmicznych skał ze znacznie większej odległości. To pozwala na bardziej precyzyjne śledzenie ich orbit, co jest kluczowe dla obrony planetarnej - dodaje.
Współautorzy badania, Julien de Wit i Richard Binzel z MIT, na co dzień zajmują się poszukiwaniami i badaniami tzw. egzoplanet, światów poza Układem Słonecznym, które mogą być zamieszkiwalne. Są częścią grupy, która w 2016 roku odkryła system planetarny wokół TRAPPIST-1, gwiazdy oddalonej o około 40 lat świetlnych od Ziemi. Korzystając z teleskopu Transiting Planets and Planetismals Small Telescope (TRAPPIST) w Chile, zespół potwierdził, że wokół tej gwiazdy krążą skaliste planety wielkości Ziemi, z których kilka znajduje się w strefie zamieszkiwalnej, czyli takiej, gdzie temperatura umożliwia istnienie wody w postaci ciekłej.
Od czasów tego odkrycia naukowcy skierowali na ten układ wiele teleskopów, rejestrujących różne długości fal. W trakcie badań zmierzających do lepszego opisu tych planet i poszukiwania ewentualnych śladów życia muszą się jednak na bieżąco borykać z problemem zakłócających obraz gazów pyłów i kosmicznych skał, które widać "po drodze". Teraz zdali sobie sprawę, że ten "szum" można wykorzystać do poszukiwań małych planetoid. Dla większości astronomów planetoidy są postrzegane jako zakłócenie, bo przechodzą przez pole widzenia i zaburzają dane - tłumaczy de Wit. Można jednak spróbować ponownie przesiać dane z poszukiwań egzoplanet i sprawdzić, czy nie widać tam planetoid na naszym własnym Układzie Słonecznym.
De Wit i Burdanov zastosowali opracowaną jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku metodę przetwarzania obrazów "shift and stack", która polega na przesuwaniu i układaniu wielu obrazów tego samego pola widzenia, by sprawdzić, czy jakieś słabe obiekty nie wyłonią się z szumu. Przy użyciu nowoczesnych procesorów graficznych (GPU), które mogą przetwarzać ogromną ilość danych obrazowych z dużą prędkością, przeanalizowano dane z najpotężniejszego obecnie obserwatorium na świecie - Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba. JWST jest szczególnie czuły na podczerwień, co - jak się okazało - sprzyja wykrywaniu kosmicznych skał właśnie w głównym pasie planetoid. Analiza ponad 10 tys. obrazów układu TRAPPIST-1 pozwoliło odkryć 138 planetoid o średnicy kilkudziesięciu metrów. Kilka z nich - jak podejrzewają autorzy pracy - może w przyszłości wejść na trajektorię bliską Ziemi.
Myśleliśmy, że wykryjemy tylko kilka nowych obiektów, ale wykryliśmy znacznie więcej niż się spodziewaliśmy, zwłaszcza małych - mówi de Wit. To znak, że badamy nową grupę, w której wiele małych obiektów powstaje przez serię kolizji. To całkowicie nowy, niezbadany obszar badań, w którym możemy się znaleźć dzięki nowoczesnym technologiom. Dobry przykład tego, co możemy zrobić, gdy nieco inaczej popatrzymy na dane - dodaje Burdanov.
Teleskop Kosmiczny Jamesa Webba przy okazji badań planet pozasłonecznych pomógł obserwować małe planetoidy /rys. Ella Maru /Materiały prasowe
https://www.rmf24.pl/nauka/news-to-odkrycie-pomoze-skuteczniej-chronic-ziemie,nId,7872151#crp_state=1

To odkrycie pomoże skuteczniej chronić Ziemię.jpg

Napisano

Nowa planeta w układzie Kepler-51 odkryta za pomocą Teleskopu Webba
2024-12-09.
Niezwykły układ trzech planet ma co najmniej jeszcze jedną planetę, ujawnioną przez jej grawitacyjne oddziaływanie na pozostałe planety.
Zgodnie z nowymi badaniami przeprowadzonymi przez naukowców z Penn State University i Osaka University, niezwykły układ planetarny z trzema znanymi egzoplanetami o bardzo niskiej gęstości niezwykle „puszystymi” ma co najmniej jeszcze jedną planetę. Zespół badawczy postanowił zbadać Kepler-51 d, trzecią planetę w układzie Kepler-51, za pomocą Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba, ale prawie przegapił swoją szansę, gdy planeta niespodziewanie przeszła przed swoją gwiazdą dwie godziny wcześniej niż przewidywały modele. Po przeanalizowaniu nowych i archiwalnych danych z różnych teleskopów kosmicznych i naziemnych, naukowcy odkryli, że najlepszym wyjaśnieniem jest obecność czwartej planety, której przyciąganie grawitacyjne wpływa na orbity innych planet w układzie.
Odkrycie nowej planety zostało szczegółowo opisane w artykule opublikowanym 3 grudnia 2024 roku w czasopiśmie Astronomical Journal.
Puszyste planety są bardzo nietypowe, ponieważ mają bardzo niską masę i niską gęstość – powiedziała Jessica Libby-Roberts, pracownik naukowy Centrum Egzoplanet i Światów nadających się do zamieszkania w Penn State University i współautorka artykułu. Trzy znane wcześniej planety, które krążą wokół gwiazdy Kepler-51, mają wielkość Saturna, ale masę zaledwie kilka raz większą niż masa Ziemi, co skutkuje gęstością przypominającą watę cukrową. Sądzimy, że mają one maleńkie jądra i ogromne atmosfery z wodoru i helu, ale jak powstały te dziwne planety i jak to się stało, że ich atmosfery nie zostały zdmuchnięte przez intensywne promieniowanie ich młodej gwiazdy, pozostaje tajemnicą. Planowaliśmy wykorzystać JWST do zbadania jednej z tych planet, aby pomóc odpowiedzieć na te pytania, ale teraz musimy wyjaśnić czwartą planetę o niskiej masie w układzie.
Kiedy planeta przechodzi przed swoją gwiazdą (tranzyt) względem obserwatora z Ziemi, blokuje część światła z gwiazdy, powodując niewielki spadek jej jasności. Czas trwania i wielkość tego spadku dostarcza wskazówek na temat wielkości planety i innych jej właściwości. Planety tranzytują po zakończeniu orbity wokół własnej gwiazdy, ale czasami tranzytują kilka minut wcześniej lub później, ponieważ oddziałuje na nie grawitacja innych planet w układzie. Te drobne różnice znane są jako wahania czasu tranzytu i są wbudowane w modele astronomów, aby umożliwić im dokładne przewidywanie, kiedy planety będą tranzytować.
Naukowcy stwierdzili, że nie mają powodu, by sądzić, że model trzech planet układu Kepler-51 był niedokładny i z powodzeniem wykorzystali ten model do przewidzenia czasu tranzytu Kepler-51 b w maju 2023 roku, a następnie za pomocą Apache Point Observatory (APO) zaobserwowali go zgodnie z przewidywaniami.
Próbowaliśmy również użyć teleskopu Penn State Davey Lab do obserwacji tranzytu Kepler-51 d w 2022 roku, ale chmury przesłoniły nam widok dokładnie w momencie, gdy przewidywano rozpoczęcie tranzytu – powiedziała Libby-Roberts. Możliwe, że wtedy dowiedzieliśmy się, że coś jest nie tak, ale nie mieliśmy powodu podejrzewać, że Kepler-51 d nie będzie tranzytował zgodnie z oczekiwaniami, kiedy planowaliśmy obserwować go za pomocą JWST.
Model trzech planet opracowany przez zespół przewidywał, że Kepler-51 d będzie tranzytował około godziny 2:00 czasu EDT w czerwcu 2023 roku, a naukowcy przygotowali się do obserwacji tego zdarzenia zarówno za pomocą JWST, jak i APO.
Na szczęście rozpoczęliśmy obserwacje kilka godzin wcześniej, aby ustalić punkt odniesienia, ponieważ nadeszła godzina 2, potem 3, a my wciąż nie zaobserwowaliśmy zmian jasności gwiazdy za pomocą APO – powiedziała Libby-Roberts. Po gorączkowym ponownym uruchomieniu naszych modeli i przeanalizowaniu danych odkryliśmy niewielki spadek jasności gwiazdy natychmiast po rozpoczęciu obserwacji za pomocą APO, co okazało się początkiem tranzytu dwie godziny wcześniej, co znacznie wykracza poza 15-minutowe okno niepewności z naszych modeli!
Kiedy naukowcy przeanalizowali nowe dane APO i JWST, potwierdzili, że udało im się uchwycić tranzyt Kepler-51 d, choć znacznie wcześniej niż oczekiwano.
Byliśmy naprawdę zaskoczeni wczesnym pojawieniem się Kepler-51 d i żadne dostrajanie modelu trzech planet nie mogło wyjaśnić tak dużej rozbieżności – powiedział Kento Masuda, profesor nadzwyczajny nauk o Ziemi i kosmosie na Uniwersytecie w Osace i współautor artykułu. Dopiero dodanie czwartej planety wyjaśniło tę różnicę. To pierwsza planeta odkryta na podstawie zmian czasu tranzytu przy użyciu JWST.
Aby pomóc wyjaśnić, co dzieje się w układzie Kepler-51, zespół badawczy ponownie przeanalizował poprzednie dane tranzytowe z teleskopu Keplera i satelity Transiting Exoplanet Survey Satellite (TESS). Przeprowadzili również nowe obserwacje planet wewnętrznych w układzie, w tym za pomocą Kosmicznego Teleskopu Hubble’a i teleskopu Obserwatorium Palomar Kalifornijskiego Instytutu Technologicznego, a także uzyskali dane archiwalne z kilku teleskopów naziemnych. Ponieważ nowa planeta, Kepler-51 e, nie została jeszcze zaobserwowana jako tranzytująca – być może dlatego, że może nie przechodzić w linii widzenia między swoją gwiazdą a Ziemią – naukowcy zauważyli, jak ważne było uzyskanie jak największej liczby danych w celu wsparcia ich nowych modeli.
Przeprowadziliśmy tak zwane „brutalne wyszukiwanie”, testując wiele różnych kombinacji właściwości planet, aby znaleźć model czterech planet, który wyjaśnia wszystkie dane tranzytowe zebrane w ciągu 14 lat – powiedział Masuda. Odkryliśmy, że sygnał jest najlepiej wyjaśniony, jeżeli Kepler-51 e ma masę podobną do pozostałych trzech planet i podąża po dość kołowej orbicie trwającej około 264 dni – coś, czego spodziewaliśmy się, bazując na innych układach planetarnych. Inne możliwe rozwiązania, które znaleźliśmy, obejmują bardziej masywną planetę na szerszej orbicie, choć uważamy, że są one mniej prawdopodobne.
Uwzględnienie czwartej planety i dostosowanie modeli zmienia również oczekiwane masy innych planet w układzie. Według naukowców ma to wpływ na inne wnioskowane właściwości tych planet i informuje o tym, jak mogły się one uformować. Chociaż trzy wewnętrzne planety są nieco bardziej masywne niż wcześniej sądzono, nadal klasyfikują się jako bardzo puszyste. Nie jest jednak jasne, czy Kepler-51 e jest również taką planetą, ponieważ naukowcy nie zaobserwowali tranzytu Kepler-51 e, a zatem nie mogą obliczyć jej promienia ani gęstości.
Puszyste planety są dość rzadkie, a kiedy się pojawiają, są zazwyczaj jedynymi w układzie planetarnym – powiedziała Libby-Roberts. Jeżeli próba wyjaśnienia, w jaki sposób trzy puszyste planety uformowały się w jednym układzie, nie była wystarczającym wyzwaniem, teraz musimy wyjaśnić czwartą planetę, niezależnie od tego, czy jest puchata, czy nie. Nie możemy też wykluczyć dodatkowych planet w układzie.
Ponieważ naukowcy uważają, że Kepler-51 e ma orbitę trwającą 264 dni, stwierdzili, że potrzebny jest dodatkowy czas obserwacji, aby uzyskać lepszy obraz wpływu jego grawitacji – lub grawitacji dodatkowych planet – na trzy wewnętrzne planety w układzie.
Kepler-51 e ma nieco większą orbitę niż Wenus i znajduje się wewnątrz ekosfery gwiazdy, więc poza tą odległością może dziać się znacznie więcej, jeżeli poświęcimy czas na poszukiwania – powiedziała Libby-Roberts. Dalsze przyglądanie się zmianom czasu tranzytu może pomóc nam odkryć planety, które znajdują się z dala od swoich gwiazd i może pomóc w naszych poszukiwaniach planet, które potencjalnie mogłyby podtrzymywać życie.
Naukowcy analizują obecnie pozostałe dane z JWST, które mogą dostarczyć informacji na temat atmosfery Kepler-51 d. Twierdzą oni, że badanie składu i innych właściwości wewnętrznych trzech planet może również poprawić zrozumienie, w jaki sposób powstały niezwykłe planety o bardzo niskiej gęstości.
Opracowanie:
Agnieszka Nowak
Więcej informacji:
•    New planet in Kepler-51 system discovered using James Webb Space Telescope
•    A Fourth Planet in the Kepler-51 System Revealed by Transit Timing Variations
Źródło: PSU
Na ilustracji: Wizja artystyczna bardzo puszystych planet w układzie Kepler-51. Źródło: NASA, ESA, and L. Hustak, J. Olmsted, D. Player and F. Summers (STScI)
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/nowa-planeta-w-ukladzie-kepler-51-odkryta-za-pomoca-teleskopu-webba

Nowa planeta w układzie Kepler-51 odkryta za pomocą Teleskopu Webba.jpg

Napisano

Zielona błyskawica na Jowiszu. Nowa burza na gazowym olbrzymie jest większa od Ziemi!
2024-12-10. Radek Kosarzycki
Powierzchnia największej planety Układu Słonecznego fascynuje naukowców oraz szeroką opinię publiczną od stuleci. Zdecydowanie najciekawszym obiektem na powierzchni planety, a właściwie w widocznych z Ziemi górnych warstwach jej chmur — wszak to gazowy olbrzym — jest Wielka Czerwona Plama, czyli gigantyczny antycyklon istniejący już od co najmniej 200 lat. Myliłby się jednak ten, kto uważa, że powierzchnia Jowisza się nie zmienia.
Cyklony i antycyklony zwykle znajdują się na granicy między kolejnymi pasami widocznymi na Jowiszu w zakresie promieniowania widzialnego. Teraz jednak naukowcy informują, iż udało się zaobserwować dwie nowe potężne burze wirujące w południowym pasie równikowym.
Mowa tutaj o burzach charakteryzujących się jasnymi, białymi chmurami oraz wyraźnymi, zielonymi błyskawicami. Dotychczasowe obserwacje tych struktur wskazują na to, że owe nowe burze mogą istotnie wpłynąć na południowy pas równikowy. Jak na razie nie wiadomo, jak istotny będzie to wpływ, ale już teraz badacze dopuszczają możliwość, że jego czerwonobrązowa, bardzo charakterystyczna barwa ulegnie rozmyciu, przez co sam pas może na jakiś czas całkowicie zniknąć z powierzchni planety.
Za najnowsze zdjęcia Jowisza i znajdujących się na nim nowych burz odpowiedzialny jest astrofotograf Michael Karrer, który uchwycił te fascynujące struktury ze swojego podwórka w Austrii. Astronomowie jednak już teraz potwierdzają obecność nowych formacji na Jowiszu i przyznają, że nie pojawiają się one zbyt często. Ostatnie takie lokalne burze obserwowane były w latach 2016-17.
Pierwsze analizy wskazują, że owe cyklony mogą sięgać do 100 kilometrów pod szczyty chmur. Nie zmienia to faktu, że ich rozmiary są naprawdę imponujące i teoretycznie w każdej z nich zmieściłaby się Ziemia.
Mimo tego owe burze nie dorównują pod wieloma względami Wielkiej Czerwonej Plamie. O ile bowiem ta jest w stanie przetrwać całe stulecia, o tyle mniejsze burze stosunkowo szybko ulegają rozproszeniu, a ich barwa rozpływa się po całym pasie, w którym się znajdują. Tak jest i w tym przypadku, bowiem na zdjęciach opublikowanych przez Karrera krawędzie obu burz nie są już wyraźne i można powiedzieć, że powoli „wylewają” się do południowego pasa równikowego.
Warto tutaj przypomnieć, że pas ten ma już w swojej przeszłości okresy, w których całkowicie znikał z powierzchni Jowisza. Po raz ostatni nie był on widoczny od 1973 do 1991 roku. Czy tak też będzie i tym razem? Jak na razie nie wiadomo.
Uchwycone przez fotografa zielone błyskawice w obszarze nowych burz, mogą wydawać się dla nas bardzo nietypowe. Ich wyjaśnienie jest jednak stosunkowo proste. Błyskawice widoczne na Ziemi są niebieskie, co wynika z obecności pary wodnej w naszej atmosferze. Za zielony kolor błyskawic na Jowiszu odpowiada tam jedynie obecność amoniaku.
Astronomom i miłośnikom astronomii pozostaje zatem obserwować największą planetę Układu Słonecznego i monitorować rozwój sytuacji. Nie wiadomo bowiem, jak długo jeszcze będziemy mogli obserwować nowe burze i jaki ostatecznie będą one miały wpływ na wygląd tej fascynującej planety.
https://www.chip.pl/2024/12/jowisz-nowe-biale-burze

Zielona błyskawica na Jowiszu. Nowa burza na gazowym olbrzymie jest większa od Ziemi!.jpg

Napisano

Zaobserwowano dwa uderzenia asteroid w Księżyc jednej nocy
2024-12-10. Admin.
W nocy z 8 grudnia 2024 roku japoński astronom Daichi Fujii stał się świadkiem niezwykłego zjawiska astronomicznego, które może zmienić nasze postrzeganie zagrożeń kosmicznych. Podczas rutynowej obserwacji nieba, wykorzystując zaawansowany sprzęt do nagrywania z wysoką prędkością, zarejestrował nie jedno, ale aż dwa uderzenia meteoroidów w powierzchnię Księżyca.
Fujii, który pełni funkcję kuratora Muzeum Miejskiego w Hiratsuce, prowadził obserwacje przy użyciu specjalistycznego sprzętu rejestrującego obraz z imponującą prędkością 620 klatek na sekundę. Pierwsze uderzenie zostało zarejestrowane o godzinie 19:41 czasu lokalnego, kiedy to jasny błysk rozświetlił księżycową powierzchnię. Zaledwie kilka godzin później, o 22:38, astronomowi udało się uchwycić drugie uderzenie, czyniąc tę noc wyjątkową w historii obserwacji astronomicznych.
To, co czyni te obserwacje jeszcze bardziej fascynującymi, jest fakt, że na Księżycu nie występuje atmosfera, która mogłaby chronić jego powierzchnię przed uderzeniami kosmicznych skał. Na Ziemi większość meteoroidów spala się w atmosferze, tworząc zjawisko meteorów, potocznie zwanych "spadającymi gwiazdami". Na Księżycu sytuacja jest zupełnie inna - każde uderzenie meteoroidu bezpośrednio uderza w powierzchnię, generując błysk widoczny nawet z Ziemi.
Co więcej, seria obserwacji Fujiiego nie ogranicza się tylko do tej jednej nocy. W dniach poprzedzających to wydarzenie, japoński astronom potwierdził dwa inne uderzenia: jedno 6 grudnia około godziny 17:26, a drugie 7 grudnia o 18:03 czasu lokalnego. Ta niezwykła częstotliwość zderzeń skłania naukowców do głębszej analizy aktywności meteoroidów w przestrzeni okołoziemskiej.
Znaczenie tych obserwacji wykracza daleko poza czysto naukową ciekawość. W kontekście planowanych misji księżycowych i potencjalnego ustanowienia stałych baz na powierzchni naszego naturalnego satelity, zrozumienie częstotliwości i intensywności takich uderzeń staje się kluczowe dla bezpieczeństwa przyszłych misji załogowych. Każde takie zderzenie dostarcza cennych informacji o rozkładzie i charakterystyce małych ciał w Układzie Słonecznym.
Warto przypomnieć, że Fujii ma już na swoim koncie inne znaczące obserwacje tego typu zjawisk. 23 lutego 2023 roku udało mu się zarejestrować szczególnie spektakularne uderzenie meteoroidu w powierzchnię Księżyca, które wywołało błysk trwający ponad sekundę - co w skali takich zjawisk jest wynikiem niezwykłym.
Te najnowsze obserwacje pokazują, że przestrzeń kosmiczna wokół Ziemi jest znacznie bardziej aktywna, niż mogłoby się wydawać przeciętnemu obserwatorowi. Każde takie uderzenie przypomina nam o dynamicznej naturze naszego kosmicznego sąsiedztwa i potrzebie ciągłego monitorowania przestrzeni okołoziemskiej.
Dzięki zaawansowanym technologiom i oddanym astronomom, takim jak Daichi Fujii, nasza wiedza o tych fascynujących zjawiskach stale się poszerza, przyczyniając się do lepszego zrozumienia kosmicznych zagrożeń i możliwości ich przewidywania w przyszłości.

Źródło: Daichi Furii

https://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/zaobserwowano-dwa-uderzenia-asteroid-w-ksiezyc-jednej-nocy

Zaobserwowano dwa uderzenia asteroid w Księżyc jednej nocy.jpg

Napisano

Rozbłysk klasy X2.2 z grupy 3912 (08.12.2024)
2024-12-10. Krzysztof Kanawka
Pierwszy rozbłysk klasy X od ponad miesiąca!
Ósmego grudnia grupa plam o numerze 3912 wyemitowała rozbłysk klasy X2.2. Był to pierwszy rozbłysk tej klasy od ponad miesiąca.
Aktywny początek jesieni 2024
Początek października 2024 to czas podwyższonej aktywności słonecznej. Pierwszego października grupa 3842 wyemitowała rozbłysk klasy X7.1 – wówczas drugi najsilniejszy rozbłysk w całym cyklu. Dosłownie “chwilę później”, trzeciego października ta sama grupa 3842 wyemitowała rozbłysk X9.0 – najsilniejszy w obecnym cyklu słonecznym. Prawie tydzień później, dziewiątego października grupa 3848 wyemitowała rozbłysk klasy X1.8, z którego wybita plazma w postaci CME wywołała potężne zorze polarne na Ziemi. Następnie, 24 października zanotowano rozbłysk klasy X3.3, zaś już dwa tygodnie później, 6 listopada Słońce wyemitowało rozbłysk klasy X2.3.
Spadek aktywności aż do grudnia
Przez resztę listopada 2024 aktywność pozostawała na znacznie niższym poziomie. Jedynie 9 listopada zanotowano rozbłysk klasy M9.4, po czym notowano jedynie dolne stany klasy M. Choć na Słońcu notowano wiele grup plam, żadna z nich nie była “skłonna” do silniejszego rozbłysku.
Sytuacja zmieniła się 8 grudnia, gdy dość niespodziewanie obszar aktywny o numerze 3912 wyemitował rozbłysk klasy X2.2 z maksimum o godzinie 10:06 CET. W momencie emisji rozbłysku grupa 3912 znajdowała się już dość blisko zachodniej krawędzi tarczy słonecznej i towarzyszący koronalny wyrzut masy (CME) nie był skierowany ku Ziemi.
Aktualnie jest przerwa techniczna w dostępie do danych z satelity SDO, spowodowane poważną awarią serwerów. Powrót do regularnych obserwacji SDO nastąpi prawdopodobnie dopiero w styczniu 2025.
Warto tu zauważyć, że dotychczas większość rozbłysków oraz rozbudowanych plam znajdowała się na południowej półkuli Słońca. Północna półkula powinna “nadgonić” w swej aktywności, co notowano już kilka razy w poprzednich cyklach. Zwykle oznacza to drugie maksimum aktywności słonecznej w danym cyklu. Tak też zanotowano m.in. w poprzednim cyklu aktywności słonecznej.
Poprzedni cykl aktywności słonecznej z dwoma maksimami / Credits – SWPC
Aktywność słoneczna jest komentowana w dziale na Polskim Forum Astronautycznym. Polecamy także listę najsilniejszych rozbłysków w tym cyklu słonecznym oraz najsilniejszych rozbłysków w 2022 roku, w 2023 roku.
(PFA)
Poprzedni cykl aktywności słonecznej z dwoma maksimami / Credits – SWPC

https://kosmonauta.net/2024/12/rozblysk-klasy-x2-2-z-grupy-3912-08-12-2024/

Rozbłysk klasy X2.2 z grupy 3912 (08.12.2024).jpg

Napisano

Ostatni deszcz meteorów w tym roku. Kiedy oglądać Geminidy?
2024-12-10.  
Filip Koziarek
Już w najbliższy weekend z naszego kraju będzie można zaobserwować deszcz Geminidów. To prawdziwa gratka dla miłośników astronomii oraz dla każdego, kto lubi czasem spojrzeć w niebo. Jak i gdzie najlepiej podziwiać ten kosmiczny spektakl? I jakie przeszkody mogą utrudnić obserwacje meteorów w grudniu?
Geminidy to jeden z najbardziej spektakularnych rojów meteorów, który można podziwiać na nocnym niebie. W przeciwieństwie do większości tego typu zjawisk, Geminidy nie pochodzą z komety, lecz z planetoidy 3200 Phaeton. Planetoida ta krąży wokół Słońca w cyklu około 1,4 roku, a jej orbita przecina drogę Ziemi, co pozwala nam regularnie obserwować to niezwykłe widowisko.
Meteory z roju Geminidów zawierają śladowe ilości metali (m.in. sodu i wapnia), które wykorzystywane są w produkcji fajerwerków. Obecność tych substancji nadaje im różnorodne barwy - czerwone, zielone, żółte, a nawet niebieskie. Przy odpowiednich warunkach można więc liczyć na widowiskowe barwne smugi rozświetlające zimowe niebo.
Kiedy oglądać Geminidy w 2024 roku?
Najlepszy czas na obserwację to noc z 13 na 14 grudnia 2024 roku, kiedy rój osiągnie swoje maksimum. W tym czasie będzie można dostrzec nawet 130–150 spadających gwiazd na godzinę.
Rój widoczny jest na niebie jednak już od 4 grudnia, a jego aktywność potrwa do 20 grudnia. Miejsce na niebie, z którego najczęściej będą się wyłaniać meteory, to gwiazdozbiór Bliźniąt (łac. Gemini), znajdujący się w pobliżu jasnej gwiazdy Kastor. Aby go odnaleźć, wystarczy skierować wzrok lekko na lewo i powyżej pasa Oriona.
Jak przygotować się do obserwacji z Polski?
Geminidy są widoczne gołym okiem, ale aby cieszyć się pełnią wrażeń, warto udać się z dala od jasnych świateł miejskich. Zanieczyszczenie świetlne skutecznie ogranicza możliwości podziwiania tego kosmicznego widowiska. Idealnym miejscem są tzw. parki nocnego nieba, znajdujące się m.in. w Bieszczadach czy Izerach, warunki obserwacyjne są tam jednymi z najlepszych w Polsce.
Ogromne znaczenie ma oczywiście także pogoda, przy zachmurzonym niebie niestety nie zobaczymy Geminidów, ale plany obserwacji może pokrzyżować także Księżyc.
Zimny Księżyc utrudni obserwacje?
Chodzi o grudniową pełnię Księżyca, nazywaną często Zimnym Księżycem. Pełnia nastąpi 15 grudnia, ale już 14 grudnia Księżyc osiągnie 99 proc. swojej jasności, co utrudni dostrzeżenie meteorów podczas szczytu ich występowania. Najlepszym momentem na podziwianie Geminidów będzie więc wczesny wieczór, zanim Księżyc wzejdzie wysoko.

Czeka nas ostatni w 2024 roku naprawdę imponujący deszcz meteorów123RF/PICSEL

https://geekweek.interia.pl/kosmos/news-ostatni-deszcz-meteorow-w-tym-roku-kiedy-ogladac-geminidy,nId,20355538

Ostatni deszcz meteorów w tym roku. Kiedy oglądać Geminidy.jpg

Napisano

Badali coś innego, a znaleźli ponad 100 nowych asteroid
2024-12-10. Dawid Długosz
Układ Słoneczny ma mnóstwo asteroid, ale ludzkość cały czas odkrywa nowe. Tak się w przypadku pasa głównego pomiędzy Marsem a Jowiszem. Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba pozwolił zidentyfikować ponad 100 nowych skał tego typu. Niektóre asteroidy są naprawdę wielkie i rozmiarami przypominają stadiony.
Układ Słoneczny wypełniają liczne asteroidy. W samym pasie głównym, który znajduje się pomiędzy planetami Mars i Jowisz, są ich miliony. Jak nietrudno się domyślić, do tej pory nie udało się zidentyfikować wszystkich z nich i ciągle odkrywane są nowe. Tak stało się w przypadku 138 nowych obiektów, które znaleziono przy okazji prowadzeniach innych badań.
138 nowych asteroid w pasie Układu Słonecznego
Asteroidy w Układzie Słonecznym są naprawdę liczne i niektóre z nich są obiektami bliskimi Ziemi. Część z tych skał pochodzi z pasa głównego za Marsem. Specjaliści z MIT znaleźli nowych sposób na wykrywanie tego typu obiektów. Podczas prowadzenia innych obserwacji udało się zidentyfikować 138 nowych.
Są to tak zwane asteroidy dekametralne, których średnicę szacuje się na kilkadziesiąt metrów. Mają one rozmiary od autobusu po stadion. Dzięki ostatnim wysiłkom naukowców udało się zidentyfikować ponad 100 takich nowych obiektów, choć w porównaniu do tych znanych już z pasa, są one całkiem małe.
Byliśmy w stanie wykryć obiekty bliskie Ziemi o rozmiarze do 10 metrów, gdy były naprawdę blisko planety. Teraz mamy sposób na wykrywanie tych małych asteroid, gdy są znacznie dalej, dzięki czemu możemy dokładniej śledzić orbitę, co jest kluczowe dla obrony planety.
Asteroidy odkryte podczas badania egzoplanet
Warto dodać, że odkrycie nowych asteroid to tak naprawdę efekt uboczny innych badań prowadzonych przez naukowców. Dotyczyły one układu TRAPPIST-1, który znajduje się kilkadziesiąt lat świetlnych od nas i ma kilka znanych egzoplanet. Skierowano tam teleskopy, którym to jednak widok był przesłaniany przez pył, gaz oraz właśnie kosmiczne skały.
Naukowcy postanowili przyjrzeć się tym skałom, które znalazły się pomiędzy badanymi egzoplanetami oraz Ziemią i okazało się, że są to asteroidy znajdujące się w pasie głównym Układu Słonecznego. W trakcie badań wykorzystano dane z Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba, który dzięki instrumentom do obrazowania w podczerwieni świetnie nadaje się do lokalizowania takich obiektów.
Zadanie nie było jednak proste, bo analizie poddano 10 tys. zdjęć systemu TRAPPIST-1, które przechwycił Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba. Ponadto potrzeba do tego było specjalnej techniki i dużej mocy obliczeniowej.
Odkrycie pokazuje, że główny pas asteroid w rzeczywistości może być bardzo zasobny w tego typu obiekty. Te znalezione teraz są w rzeczywistości jednymi z najmniejszych, które udało się tam dostrzec.
Układ Słoneczny i ponad 100 nowych asteroid. Badali coś innego.123RF/PICSEL

https://geekweek.interia.pl/nauka/news-badali-cos-innego-a-znalezli-ponad-100-nowych-asteroid,nId,20355547

Badali coś innego, a znaleźli ponad 100 nowych asteroid.jpg

Napisano

Dowody na istnienie pierwotnych czarnych dziur mogą ukrywać się na planetach
2024-12-10.
Badania teoretyczne sugerują, że małe czarne dziury, które narodziły się we wczesnym Wszechświecie, mogły pozostawić po sobie puste planetoidy i mikroskopijne tunele.
Wyobrażając sobie formowanie się czarnych dziur, prawdopodobnie wyobrazimy sobie masywną gwiazdę, której kończy się paliwo i która zapada się w sobie. Jednak chaotyczne warunki panujące we wczesnym Wszechświecie mogły również umożliwić powstanie wielu małych czarnych dziur na długo przed pojawieniem się pierwszych gwiazd.
Te pierwotne czarne dziury są teoretyzowane od dziesięcioleci i mogą być nawet nieuchwytną ciemną materią, materią, która stanowi 85% całkowitej masy Wszechświata.
Mimo to nigdy nie zaobserwowano żadnej pierwotnej czarnej dziury.
Nowe badania współprowadzone przez Uniwersytet w Buffalo proponują myślenie zarówno w dużej, jak i małej skali, aby potwierdzić ich istnienie, sugerując, że ich sygnatury mogą być bardzo duże – puste planetoidy w kosmosie – lub maleńkie – mikroskopijne tunele w codziennych materiałach występujących na Ziemi, takich jak skały, metale i szkło.
Badania teoretyczne, których wyniki opublikowano w grudniowym numerze Physics of the Dark Universe i są już dostępne online, zakładają, że pierwotna czarna dziura uwięziona w dużym skalistym obiekcie w kosmosie pochłonęłaby jego płynne jądro i pozostawiła je puste. Alternatywnie, szybsza pierwotna czarna dziura mogłaby pozostawić po sobie proste tunele na tyle duże, że byłyby widoczne pod mikroskopem, gdyby przechodziły przez stały materiał, w tym materiał znajdujący się tutaj, na Ziemi.
Szanse na znalezienie tych sygnatur są niewielkie, ale ich poszukiwanie nie wymagałoby dużych zasobów, a potencjalna korzyść, pierwszy dowód na istnienie pierwotnej czarnej dziury byłaby ogromna – powiedział współautor badania, dr Dejan Stojkovic, profesor fizyki w UB College of Arts and Science. Musimy myśleć nieszablonowo, ponieważ to, co zostało zrobione wcześniej w celu znalezienia pierwotnych czarnych dziur, nie zadziałało.
W badaniach obliczono, jak duża może być pusta planetoida bez zapadnięcia się w siebie, a także prawdopodobieństwo przejścia pierwotnej czarnej dziury przez obiekt na Ziemi.
Ze względu na tak duże szanse, skupiliśmy się na solidnych śladach, które istnieją od tysięcy, milionów, a nawet miliardów lat – powiedział współautor dr De-Chang Dai z National Dong Hwa University i Case Western Reserve University.
Puste obiekty nie mogą być większe niż 1/10 Ziemi
Gdy Wszechświat gwałtownie rozszerzał się po Wielkim Wybuchu, obszary przestrzeni mogły być gęstsze niż ich otoczenie, powodując ich zapadanie się i tworzenie pierwotnych czarnych dziur.
Pierwotne czarne dziury miałyby znacznie mniejszą masę niż gwiazdowe czarne dziury utworzone później przez umierające gwiazdy, ale nadal byłyby niezwykle gęste, jak masa góry zagęszczona do obszaru wielkości atomu.
Stojkovic, który wcześniej zaproponował, gdzie można znaleźć teoretyczne tunele czasoprzestrzenne, zastanawiał się, czy pierwotna czarna dziura kiedykolwiek została uwięziona na planecie, księżycu lub planetoidzie, podczas lub po ich uformowaniu.
Jeżeli obiekt ma płynne jądro centralne, wówczas przechwycona pierwotna czarna dziura może wchłonąć płynne jądro, którego gęstość jest wyższa niż gęstość zewnętrznej warstwy stałej – powiedział Stojkovic.
Pierwotna czarna dziura może następnie uciec z obiektu, jeżeli ten zostanie uderzony przez planetoidę, pozostawiając jedynie pustą skorupę.
Ale czy taka skorupa byłaby wystarczająco silna, aby się utrzymać, czy też po prostu zapadłaby się pod własnym ciężarem? Porównując wytrzymałość naturalnych materiałów, takich jak granit i żelazo, z napięciem powierzchniowym i gęstością powierzchniową, naukowcy obliczyli, że taki wydrążony obiekt mógłby mieć nie więcej niż 1/10 promienia Ziemi, czyli byłby bardziej małym ciałem niż planetą właściwą.
Jeżeli będzie to większe ciało, to się zapadnie – powiedział Stojkovic.
Te puste obiekty mogą być wykrywalne za pomocą teleskopów. Masę, a tym samym gęstość, można określić badając orbitę obiektu.
Jeżeli gęstość obiektu jest zbyt niska w stosunku do jego rozmiaru, jest to dobra wskazówka, że jest on pusty – powiedział Stojkovic.
Przedmioty codziennego użytku mogą być detektorami czarnych dziur
W przypadku obiektów bez ciekłego jądra, pierwotne czarne dziury mogą po prostu przejść i pozostawić po sobie prosty tunel, sugerują badania. Na przykład, pierwotna czarna dziura o masie 1022 gramów pozostawiłaby po sobie tunel o grubości 0,1 mikrona.
Duża płyta z metalu lub innego materiału mogłaby służyć jako skuteczny detektor czarnych dziur, monitorowana pod kątem nagłego pojawienia się tych tuneli, ale Stojkovic twierdzi, że większe szanse miałoby poszukiwanie istniejących tuneli w bardzo starych materiałach – od budynków liczących setki lat po skały liczące miliardy lat.
Mimo to, nawet zakładając, że ciemna materia rzeczywiście składa się z pierwotnych czarnych dziur, obliczyli, że prawdopodobieństwo przejścia pierwotnej czarnej dziury przez miliardletni głaz wynosi 0,000001.
Tak więc prawdopodobieństwo, że pierwotna czarna dziura przejdzie przez ciebie w ciągu twojego życia jest co najmniej niewielka. Nawet gdyby tak się stało, prawdopodobnie byś tego nie zauważył.
W przeciwieństwie do skały, ludzka tkanka ma niewielkie naprężenie, więc pierwotna czarna dziura nie rozerwie jej na strzępy. I choć energia kinetyczna pierwotnej czarnej dziury może być ogromna, nie może ona uwolnić dużej jej części podczas zderzenia, ponieważ porusza się bardzo szybko.
Jeżeli pocisk porusza się w ośrodku szybciej niż prędkość dźwięku, struktura molekularna ośrodka nie ma czasu na reakcję – powiedział Stojkovic. Rzuć kamieniem w okno, prawdopodobnie się roztrzaska. Jeżeli strzelisz w okno z pistoletu, prawdopodobnie zostanie tylko dziura.
Potrzebne są nowe ramy teoretyczne
Jak twierdzi Stojkovic, takie teoretyczne badania mają kluczowe znaczenie, gdyż wiele koncepcji fizycznych, które kiedyś wydawały się nieprawdopodobne, obecnie uważa się za prawdopodobne.
Stojkovic dodaje, że dziedzina ta boryka się obecnie z kilkoma poważnymi problemami, wśród których jest ciemna materia. Jej ostatnie duże rewolucje – mechanika kwantowa i ogólna teoria względności – mają już sto lat.
Najmądrzejsi ludzie na świecie pracują nad tymi problemami od 80 lat i jeszcze ich nie rozwiązali – powiedział. Nie potrzebujemy prostego rozszerzenia istniejących modeli. Prawdopodobnie potrzebujemy zupełnie nowych ram.
Opracowanie:
Agnieszka Nowak
Więcej informacji:
•    Evidence of primordial black holes may be hiding in planets, or even everyday objects here on Earth
•    Searching for small primordial black holes in planets, asteroids and here on Earth
Źródło: Uniwersytet w Buffalo
Na ilustracji: Ilustracja małych pierwotnych czarnych dziur. W rzeczywistości takie małe czarne dziury miałyby trudności z utworzeniem dysków akrecyjnych, które czynią je widocznymi tutaj. Źródło: NASA
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/dowody-na-istnienie-pierwotnych-czarnych-dziur-moga-ukrywac-sie-na-planetach

Dowody na istnienie pierwotnych czarnych dziur mogą ukrywać się na planetach.jpg

Napisano

Iran wyniósł nowy ładunek na orbitę. "Największy w historii kraju"
2024-12-10. Mateusz Mitkow
Iran pomyślnie przeprowadził kolejny lot orbitalny, dokonując tym samym postępu w swoim programie kosmicznym. Tym razem było to szczególne wydarzenie, gdyż na orbitę został wyniesiony największy ładunek w historii kraju.
6 grudnia br. Iran wykonał start rodzimej rakiety nośnej o nazwie Simorgh (tłum. „Feniks”). Start odbył się z platformy startowej na terenie Centrum Kosmicznego im. Imama Chomeiniego w północnej prowincji Semnan. Było to szczególne wydarzenie dla Iranu, ze względu na łączną masę wyniesionego ładunku, która osiągnęła rekordowy dla kraju wynik. Było to łącznie ok. 300 kg.
Z dostępnych informacji wynika, że w ramach opisywanej misji Iran wysłał na orbitę nanosatelitę telekomunikacyjnego Fakhr-1, który został zbudowany na potrzeby Ministerstwa Obrony, a także satelitę badawczego. Szczegóły na temat tej jednostki nie zostały jednak ujawnione. Do wyniesienia ładunków został wykorzystany dodatkowy górny stopień o nazwie Saman-1. Służy on do przenoszenia satelitów z orbity 400 km na wyższe orbity. Jego oficjalna prezentacja odbyła się już w 2017 r.
Dla Iranu było to historyczne wydarzenie, lecz podczas gdy irańskie media chwalą start jako „kamień milowy dla irańskiego sektora kosmicznego”, niektórzy analitycy na Zachodzie pozostają sceptyczni, co do tego osiągnięcia. Ich zdaniem start służy jedynie dalszemu rozwojowi programów broni jądrowej i pocisków balistycznych.
Wystrzelenie rakiety Simorgh zbiegło się z ogłoszeniem dyrektora generalnego Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) Rafaela Grossiego. Stwierdził on, że Iran „drastycznie” zwiększył swoje zapasy wzbogaconego uranu. Jego zdaniem możliwości Iranu zbliżają się również poziomu pozwalającego na produkcję broni jądrowej.
Rakieta Simorgh
Irański system nośny Simorgh to dwustopniowa rakieta (z opcjonalnym trzecim) zasilana paliwem ciekłym. Mierzy ona około 26 metrów i została opracowana przez Ministerstwo Obrony i Logistyki Sił Zbrojnych Iranu (Ministry of Defense for Armed Forces Logistics – MODAFL ) na podstawie rakiety Safir, czyli pierwszego irańskiego pojazdu nośnego. Do tej pory opisywano, że system jest w stanie wynosić do 400 kg ładunku na niską orbitę okołoziemską (LEO).
W przypadku ostatniego startu wyższą orbitę (410 km) udało się osiągnąć dzięki wspomnianemu stopniu Saman-1. Został on opracowany przez Irańskie Centrum Badań Kosmicznych i oficjalnie zaprezentowany już w 2017 r. Segment ten jest napędzany przez jednostkę napędową Arash-24 na paliwo stałe. Otwarte źródła opisują, że stopień jest w stanie przenosić satelity z orbity o wysokości 400 km nad Ziemią na orbitę do nawet 7000 km.
Warto zauważyć, że ostatni lot rakiety Simorgh odbył się prawie rok temu, bowiem w styczniu 2024 r. Wtedy to rakieta wyniosła na orbitę trzy satelity. Był to ważący 32 kg satelita o nazwie Mahda oraz ważące po niespełna 10 kg Kayhan 2 i Hatef-1. Państwowa telewizja w Iranie podała, że ładunki są przeznaczone do „testowania podsystemów satelitarnych” oraz do misji badawczych i telekomunikacyjnych. Pierwszy lot rakiety Simorgh odbył się w 2017 r. i zakończył się niepowodzeniem.
Rozwój zdolności kosmicznych Iranu
Iran rozpoczął swój program kosmiczny w 2004 r. i jest jednym z 24 członków-założycieli Komitetu ONZ ds. Pokojowego Wykorzystania Przestrzeni Kosmicznej, który został utworzony jeszcze w 1959 r. Władze kraju twierdzą, że jego działalność w przestrzeni kosmicznej ma charakter cywilny i pokojowy, a nie wojskowy.
Inaczej oceniają to władze krajów z Zachodu. W ocenie amerykańskich służb wywiadowczych rozwój rakiet przenoszących satelity, „skraca harmonogram” opracowania przez Iran międzykontynentalnego pocisku balistycznego zdolnego do przenoszenia głowicy jądrowej. Dla przykładu, rakieta Simorgh wykorzystuje technologie irańskiego pocisku balistycznego średniego zasięgu Shabab 3.
Warto zauważyć, że w ostatnich latach irański program kosmiczny zanotował znaczne postępy. Widać to przede wszystkim po udanych lotach orbitalnych, które udało się wykonać w ciągu kończącego się już roku 2024. Iranowi udało się w tym czasie przeprowadzić cztery udane starty swoich rodzimych rakiet, co na ten moment jest takim samym wynikiem, jak w przypadku Indii oraz Japonii.
Debiut rakiety nośnej Iranu o nazwie Simorgh w 2017 r.
Autor. Wikimedia

Stopień rakietowy Saman-1
Autor. Wikimedia

SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/systemy-nosne/iran-wyniosl-nowy-ladunek-na-orbite-najwiekszy-w-historii-kraju

Iran wyniósł nowy ładunek na orbitę. Największy w historii kraju.jpg

Iran wyniósł nowy ładunek na orbitę. Największy w historii kraju2.jpg

Napisano

Polscy studenci ze wsparciem lidera branży zbrojeniowej
2024-12-10. Mateusz Mitkow
Co roku polscy studenci zaznaczają swoją obecność na świecie poprzez różnego rodzaju aktywności, w tym sukcesy na międzynarodowych zawodach. Jednym z takich przykładów jest zespół PUT Rocketlab, który specjalizuje się w budowie rakiet badawczych. W tym roku działalność tego zespołu została dostrzeżona przez jedną z największych firm zbrojeniowych na świecie. Tym samym PUT Rocketlab zyskało cenne wsparcie do dalszego rozwoju.
PUT Rocketlab to studencki zespół działający przy Politechnice Poznańskiej. Jest to przykład wyjątkowego połączenia pasji, wiedzy i innowacyjności, które z sukcesem wpisują się w najbardziej wymagające standardy branży kosmicznej. Ich osiągnięcia to kolejny dowód na to, że młodzi inżynierowie, szczególnie z Polski, mogą brać czynny udział w kształtowaniu przyszłości technologii na poziomie światowym.
Rakiety, które przynoszą sukcesy
Rakiety serii HEXA to flagowy projekt PUT Rocketlab, będący symbolem ich zdolności projektowych i technologicznych. Warto zauważyć, że już teraz wyróżniają się one na arenie międzynarodowej, bowiem zdobyły liczne nagrody i uznanie w różnych konkursach. Dla przykładu, podczas międzynarodowych zawodów Spaceport America Cup rakiety z serii HEXA dwukrotnie zapewniły drużynie zwycięstwo w prestiżowej kategorii 30K SRAD Hybrid/Liquid – w 2021 i 2023 roku.
Dodatkowo, w 2021 roku, podczas zdalnej wersji zawodów, jury przyznało zespołowi PUT Rocketlab nagrodę za najlepiej sporządzony raport techniczny – Jim Furfaro Award for Technical Excellence. Dzięki zaawansowanemu podejściu do konstrukcji i doskonałym osiągom, HEXA stała się wizytówką zespołu, umacniając ich pozycję wśród światowych liderów akademickich w dziedzinie technologii rakietowych.
Turbopompa – Projekt na granicy możliwości
PUT Rocketlab realizuje również inne projekty. Jednym z najbardziej ambitnych z nich jestturbopompa. Jak opisał zespół, jest to „technologiczne wyzwanie wymagające najwyższej precyzji, interdyscyplinarnej wiedzy oraz zaawansowanych narzędzi inżynierskich”. Jest także unikatem na skalę globalną, gdyż według dostępnych informacji, to pierwsza na świecie, tak zaawansowana technicznie konstrukcja, zaprojektowana i przetestowana przez studentów!
Z przekazanych informacji wynika, że aktualnie urządzenie jest gotowe i znajduje się w samym centrum szeroko zakrojonej kampanii testowej. „Pierwsza seria testów, przeprowadzona na prototypie turbopompy, zakończyła się sukcesem. Pozwoliła zweryfikować zgodność wyników z analizami CFD oraz sprawdzić efektywność działania kluczowych komponentów turbopompy.” - informuje zespół PUT Rocketlab.
Projektowo turbopompa ma osiągnąć prędkość obrotową rzędu 56 tysięcy obrotów na minutę, a jej rdzeniem jest turbina akcyjna, zintegrowana na jednym wale z pompą. Turbina ta, zasilana jest gorącym gazem pochodzącym z zewnętrznego gazogeneratora, co generuje moment obrotowy napędzający pompę. Warto podkreślić, że opisywana turbopompa, choć nadal w fazie rozwoju, jest nie tylko ambitnym projektem, ale również kamieniem milowym dla działalności zespołu PUT Rocketlab.
Współpraca z Lockheed Martin
W tym roku Lockheed Martin, dostrzegł w zespole potencjał i tym samym firma zdecydowała się zostać jednym ze sponsorów. Umowa została zawarta podczas tegorocznej edycji targów MSPO w Kielcach. Kwoty oraz inne szczegóły zawartej umowy między stronami pozostają niejawne. Takie wsparcie od jednego z liderów branży zbrojeniowej może przekształcić ambitne wizje zespołu w przełomowe osiągnięcia.
Opisywane informacje dowodzą, że pasja, kreatywność i przede wszystkim zaawansowane projekty zespołu PUT Rocketlab szybko zwróciły na siebie uwagę m.in. korporacji, która od lat wyznacza kierunki rozwoju światowych technologii branży zbrojeniowej. Można zatem stwierdzić, że jest to dopiero początek ambitnej działalności zespołu i warto śledzić jego poczynania. W imieniu redakcji Space24,pl serdecznie do tego zachęcamy!
Źródło i więcej informacji: PUT Rocketlab
Autor. PUT Rocketlab

Autor. PUT Rocketlab

SPACE24
https://space24.pl/nauka-i-edukacja/polscy-studenci-ze-wsparciem-lidera-branzy-zbrojeniowej

Polscy studenci ze wsparciem lidera branży zbrojeniowej.jpg

Polscy studenci ze wsparciem lidera branży zbrojeniowej2.jpg

Napisano

Pływające roboty od NASA. Testy przed misją na księżyc Jowisza
2024-12-10. Wojciech Kaczanowski
NASA przeprowadziła test prototypów pływających robotów, które mogłyby zostać wykorzystane w misjach poszukiwania oznak życia na księżycu Jowisza - Europa. Jednocześnie trwa misja Europa Clipper, która zbada obiekt z perspektywy kilkudziesięciu kilometrów nad powierzchnią.
Woda jest często uznawana jako niezbędny element do życia. Tak się składa, że na jednym z księżyców Jowisza są jej całe oceany, przykryte jednak warstwą lodu o grubości kilku kilometrów. To duże wyzwanie dla naukowców NASA, ale jeśli istnieje prawdopodobieństwo do znalezienia oznak życia, taka misja jest konieczna.
NASA pracuje nad pływającymi robotami
W ostatnich tygodniach inżynierowie NASA przeprowadzili test prototypów pływających robotów, które pewnego dnia mogłyby zanurzyć się w głębi oceanu na księżycu Jowisza i rozpocząć poszukiwania oznak życia. Próba miała miejsce w 23-metrowym basenie w Caltech w Pasadenie.
Roboty zostały opracowane w ramach projektu SWIM (Sensing With Independent Micro-swimmers), który zakłada wypuszczenie roju robotów o wielkości telefonu komórkowego. Najnowsze wersje powstały przy pomocy druku 3D z tanim układem napędowym i elektroniką.
W przypadku ewentualnych przeszkód testerzy zadbali o odpowiednie zabezpieczenie, czyli żyłkę wędkarską. Inżynierowie NASA ocenili test pozytywnie - robot poradził sobie z większością zadań.
Misja na księżyc Jowisza
Wypuszczenie pływających dronów pod powierzchnią lodu na Europie to jednak końcowa faza całego projektu eksploracji. Obecnie w drodze do celu znajduje się należąca do NASA sonda Europa Clipper, która ma przed sobą trzy cele naukowe: zbadanie pokrywy lodowej Europy, oceanu znajdującego się pod nią oraz lepsze zrozumienie geologii księżyca Jowisza.
Dotarcie na orbitę Jowisza zostało zaplanowane na kwiecień 2030 r. W celu odpowiedzenia na pytanie, czy pod lodem mogą istnieć warunki do życia, sonda NASA wykona około 50 przelotów wokół księżyca, na wysokości nawet 25 km!
Jeśli Europa Clipper znajdzie coś interesującego, NASA może podjąć decyzję o wysłaniu tam robotów. Wówczas pojawi się pytanie, jak tam dotrzeć i przebić się przez grubą pokrywę lodu. Odpowiedzią jest wysłanie lądownika z technologią opracowywaną przez NASA Jet Propulsion Laboratory (JPL) jako projekt PRIME (Probe using Radioisotopes for Icy Moons Exploration).
PRIME to sonda zasilana energią jądrową, która po wypuszczeniu z lądownika przewierci się oraz częściowo stopi grubą pokrywę lodu, pozostając cały czas podłączona za pomocą kabla komunikacyjnego do swojej „matki”. Po pokonaniu przeszkody, sonda wypuści wspomniany rój pływających robotów. Wizualizacja jest widoczna poniżej.
„Europa jest ciekawa, bo to pierwszy księżyc, gdzie odkryliśmy ocean pod powierzchnią wody. Odkrycia dokonała sonda Galileo, która zajmuje specjalne miejsce w moim sercu, bo to był pierwszy statek kosmiczny, nad którym pracowałem. To chyba mój ulubiony projekt też z bardzo prywatnego powodu.” - powiedział w wywiadzie dla naszej redakcji Artur Chmielewski z NASA JPL.
Link do całej rozmowy dostępny jest TUTAJ.
Inżynierowie NASA testowali pływające roboty, które być może zbadają księżyc Jowisza - Europę.
Autor. NASA/JPL-Caltech

Autor. NASA/JPL-Caltech

SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/sondy/plywajace-roboty-od-nasa-testy-przed-misja-na-ksiezyc-jowisza

Pływające roboty od NASA. Testy przed misją na księżyc Jowisza.jpg

Napisano

A co to takiego? Dowody na odkrycie nietypowej cząstki antymaterii w CERN. Nigdy wcześniej jej nie widzieliśmy.
2024-12-10. Marcin Powęska
Antycząstki mogą być kluczem do zrozumienia prawdziwej natury Wszechświata i poznania pierwotnych sił, które ukształtowały go tuż po Wielkim Wybuchu. Eksperyment przeprowadzony w CERN przyniósł przełomowe dowody na istnienie jednej z najbardziej egzotycznych form antymaterii, rzucając nowe światło na procesy formowania się cząstek w ekstremalnych warunkach.
W ramach eksperymentu ALICE naukowcy z CERN dokonali przełomowego odkrycia – po raz pierwszy zaobserwowali istnienie antyhiperhelu 4, czyli antymateriowego odpowiednika jądra hiperhelu. Jest to najcięższe znane dotąd antymateriowe hiperjądro odkryte w historii eksperymentów Wielkiego Zderzacza Hadronów (LHC), co pozwala lepiej zrozumieć procesy, które miały miejsce we wczesnym Wszechświecie. Szczegóły opisano w pracy opublikowanej na serwerze preprintów arXiv.
W CERN odkryto nieuchwytne antycząstki
ALICE przeprowadził pomiary na podstawie danych uzyskanych podczas kolizji jonów ołowiu w 2018 r., kiedy energia każdego napotkanego protonu lub neutronu osiągała wartość 5,02 TeV (teraelektronowolta). W tak ekstremalnych warunkach możliwe jest stworzenie warunków zbliżonych do sytuacji we Wszechświecie około milionowej części sekundy po Wielkim Wybuchu, co umożliwia produkcję zarówno materii, jak i antymaterii w formie hiperjąder i ich antyodpowiedników.
Hiperjądra to egzotyczne jądra atomowe, które różnią się od typowych jąder obecnością hiperonu – cząstki zawierającej co najmniej jeden kwark dziwny. Standardowe jądra atomowe składają się z protonów i neutronów, natomiast w hiperjądrach neutrony lub protony są zastąpione przez hiperony. Hiperony, takie jak lambda, sigma czy ksi są nietrwałe i rozpadają się w krótkim czasie, dlatego hiperjądra są wyjątkowo rzadkie i trudne do zaobserwowania.
Naukowcy wykorzystali nowoczesne metody, w tym techniki uczenia maszynowego, które przewyższają tradycyjne metody wyszukiwania hiperjąder. Dzięki tym zaawansowanym algorytmom, zespół ALICE był w stanie skutecznie zidentyfikować sygnały dla różnych form hiperjąder – takich jak hiperwodór 4, hiperhel 4 – oraz ich odpowiedników z antymaterii: antyhiperwodór 4 i antyhiperhel 4.
W szczegółowych analizach, ALICE wykrył antyhiperhel 4 z wartością 3,5 odchyleń standardowych, a także antyhiperwodór 4 z wartością 4,5 odchyleń standardowych. Dzięki temu naukowcy uzyskali dowody na istnienie najbardziej złożonych form antymaterii w eksperymencie na LHC do tej pory.
Podczas eksperymentu ALICE zmierzył także ilości produkcji i masy tych hiperjąder. Wyniki były zgodne z przewidywaniami modelu statystycznej hadronizacji, który opisuje proces tworzenia hadronów w warunkach kolizji ciężkich jonów. Pomiar produkcji materii i antymaterii wykazał także, że stosunek ilości produkcji antyhiperhelu do hiperhelu oraz antyhiperwodoru do hiperwodoru jest bliski wartości 1, co sugeruje równoczesne tworzenie materii i antymaterii w eksperymentalnych warunkach.
Odkrycie to ma ogromne znaczenie dla badań nad asymetrią materii i antymaterii w kosmosie. Wciąż nie wiadomo, dlaczego w dzisiejszym Wszechświecie dominuje materia, podczas gdy antymateria jest znacznie rzadsza. Wyniki eksperymentu ALICE dostarczają cennych informacji, które pozwalają lepiej zrozumieć procesy formowania materii w plazmie kwarkowo-gluonowej i dynamikę interakcji między kwarkami i gluonami w warunkach skrajnych temperatur i gęstości.
LHC – zdjęcie poglądowe /Fot. CERN

Ilustracja produkcji antyhiperhelu 4 (stan związany dwóch antyprotonów, antyneutronu i antylambdy) w zderzeniach ołów–ołów /Fot. CERN

https://www.chip.pl/2024/12/japonia-test-pocisku-ssm-typ-12

A co to takiego Dowody na odkrycie nietypowej cząstki antymaterii w CERN. Nigdy wcześniej jej nie widzieliśmy..jpg

Napisano

Transformacja obserwacji Ziemi przy wykorzystaniu globalnych embeddingów AI
2024-12-11 Redakcja
Pierwszy globalny zestaw embeddingów AI dla tematyki EO.
Firma CloudFerro, dostawca największej polskiej chmury obliczeniowej, we współpracy z Φ-lab, laboratorium badawczym Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), wprowadza pierwszy globalny zbiór danych embeddingów AI, dla obserwacji Ziemi (EO). Ta przełomowa publikacja łączy zaawansowaną sztuczną inteligencję z ogromnymi zbiorami danych satelitarnych, tworząc precyzyjne i skalowalne narzędzie analityczne. Społeczność AI może wykorzystywać globalne embeddingi dla EO w swoich badaniach i tworzeniu aplikacji.
Embeddingi zyskują coraz większe znaczenie w obserwacji Ziemi, oferując szeroki wachlarz zastosowań dla profesjonalistów zajmujących się tą dziedziną. Mogą być wykorzystywane przez naukowców zajmujących się teledetekcją, analityków GIS oraz badaczy środowiska pracujących ze zobrazowaniami satelitarnymi i danymi geoprzestrzennymi.
„Sposób wykorzystania danych obserwacji Ziemi (EO) zmieni się diametralnie dzięki szerokiej dostępności embeddingów opartych na pełnych archiwach danych z Sentineli. Prototyp, który stworzyliśmy, to pierwszy krok w kierunku zrozumienia wartości, jaką wnosi to rozwiązanie” – powiedział Mikołaj Czerkawski z ESA Φ-lab, który kierował rozwojem MajorTOM oraz współpracą techniczną z CloudFerro. „Poprzez rozwój i udostępnienie projektu w modelu open-source pokazujemy, jak programy takie jak Copernicus, które oparte są na otwartych danych, mogą po raz kolejny przynieść wyjątkowe korzyści szerszej społeczności” – dodaje.
Czym są embeddingi i jak działają?
Embeddingi przekształcają złożone dane, takie jak obrazy czy dokumenty, w reprezentacje numeryczne. Ta ustrukturyzowana forma zachowuje relacje i znaczenie semantyczne w danych, co pozwala modelom AI przetwarzać i analizować je z wyjątkową świadomością kontekstu i precyzją. Dzięki temu algorytmy są w stanie wykrywać wzorce, podobieństwa i powiązania, które w innym przypadku byłyby trudne do zauważenia.
„Jesteśmy dumni, że możemy być w czołówce takich innowacji i realizować ten ambitny projekt z ekspertami AI z ESA Φ-lab. Embedingi danych Sentinel wygenerowane za pomocą Major TOM i hostowane na naszej platformie CREODIAS przyniosą nowe możliwości społeczności geoprzestrzennej, udostępniając globalnie wysokiej jakości dane gotowe do przetworzeń AI” – powiedział Jędrzej Bojanowski, Data Science Manager z CloudFerro. „Ta współpraca podkreśla nasze zaangażowanie i wkład w rewolucję AI i wprowadzenie jej do ekosystemu danych EO, w tym danych Copernicus” – dodaje.
Embeddingi przekształcają surowe dane w formę, którą można łatwo interpretować, umożliwiając modelom AI wyciąganie głębszych wniosków. Dzięki temu podejściu możliwa jest bardziej precyzyjna analiza oraz postęp w takich obszarach, jak uczenie maszynowe, zrozumienie języka naturalnego i wizja komputerowa. Embeddingi stanowią fundament skalowalnych i wszechstronnych rozwiązań AI, otwierając nowe możliwości w szerokim zakresie zastosowań, od modelowania predykcyjnego po zaawansowane systemy wspomagania decyzji.
„Projekt ten jest przykładem, jak ESA wspiera wysiłki na rzecz wzmacniania pozycji europejskich podmiotów w tej dziedzinie” – powiedziała Anna Burzykowska, Copernicus Innovation Officer w Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA). „Zależy nam na dalszej współpracy z naszymi partnerami z sektora kosmicznego i nauki oraz na wytrwałej pracy nad budową kluczowych podstaw niezbędnych do rozwoju tej technologii w Europie, zwłaszcza w kontekście programu Copernicus” – dodaje.
Technologia w sercu projektu
Projekt wykorzystuje infrastrukturę chmurową przyspieszaną przez GPU, udostępnioną przez CloudFerro na platformie CREODIAS, co pozwoliło na szybkie i wydajne przetwarzanie ogromnych zbiorów danych. Dzięki współpracy z Φ-lab ESA zaimplementowano zaawansowane modele wizji komputerowej, takie jak DINOv2, SigLIP i SSL4EO, które stanowią fundament rozwiązań AI w dziedzinie EO.
W projekcie przetworzono ponad 62 TB surowych danych satelitarnych z programu Copernicus, generując ponad 170 milionów embeddingów. Proces ten pozwolił skondensować 9,368 bilionów pikseli do 1 TB zoptymalizowanych danych, które są teraz łatwe do analizy i integracji w modelach AI.
Sherlock – inteligentne wsparcie dla analizy danych
W ramach rozwijania swojego portfolio technologicznego, CloudFerro wprowadziło także platformę Sherlock, która udostępnia zaawansowane modele Generatywnej AI, takie jak Bielik 11B v2.3 Instruct i Llama 3.1 70B. Sherlock umożliwia zaawansowaną analizę tekstów i wyszukiwanie semantyczne, a także oferuje wsparcie w budowie modeli predykcyjnych, działając w bezpiecznym środowisku chmurowym. Dzięki temu platforma wspiera implementację AI w sektorach regulowanych, takich jak administracja czy bankowość, jednocześnie udostępniając zaawansowane technologie AI mniejszym organizacjom bez konieczności inwestycji w infrastrukturę IT i zarządzania nią.
Wyzwania przyszłości
W kolejnych etapach projektu zespół będzie testować wydajność embeddingów w takich zadaniach, jak wykrywanie wzorców czy tworzenie modeli predykcyjnych. Planowane są także prace nad nowymi modelami bazowymi, takimi jak MMEarth i DeCUR, w celu dalszego zwiększenia możliwości analitycznych EO.
Więcej informacji znajduje się na stronie CloudFerro:
https://cloudferro.com/pl/ai/globalne-embeddingi-ai-w-obserwacji-ziemi/
(CF)
https://kosmonauta.net/2024/12/transformacja-obserwacji-ziemi-przy-wykorzystaniu-globalnych-embeddingow-ai/

Transformacja obserwacji Ziemi przy wykorzystaniu globalnych embeddingów AI.jpg

Napisano

Coś tajemniczego w ciemności. Dżet z czarnej dziury uderza w niewidoczny obiekt w przestrzeni kosmicznej
2024-12-11. Radek Kosarzycki
Kiedy na supermasywną czarną dziurę opada za dużo materii naraz, część wpada za horyzont zdarzeń, a część kieruje się wzdłuż linii pola magnetycznego ku biegunom czarnej dziury, skąd z prędkością bliską prędkości światła wyrzucana jest w formie dżeta na setki, a nawet tysiące lat świetlnych w przestrzeń międzygalaktyczną. Jak się jednak okazuje, czasami taki dżet może natrafić na coś na swojej drodze.
Zespół naukowców analizujący dane z kosmicznego obserwatorium rentgenowskiego Chandra odkrył w przestrzeni kosmicznej właśnie taki przypadek. Silny dżet emitowany z otoczenia potężnej czarnej dziury uderza w coś na swojej drodze. Najciekawsze jednak w tym wszystkim jest to, że nie wiadomo, czym jest ta przeszkoda.
Galaktyką, która napotyka nieoczekiwane problemy jest galaktyka Centaurus A znajdująca się zaledwie 12 milionów lat świetlnych od Ziemi. To właśnie dobrze już znana supermasywna czarna dziura znajdująca się w jej sercu emituje rozległe dżety materii w przestrzeń międzygalaktyczną.
Opublikowany właśnie obraz dżetu przedstawia zarówno niskoenergetyczne promieniowanie rentgenowskie (różowy), średnioenergetyczne (fioletowy), jak i wysokoenergetyczne promieniowanie energetyczne (niebieski).
W ramach najnowszego projektu badawczego naukowcy przyjrzeli się dżetowi znacznie uważniej niż wcześniej. Najdokładniejsze obrazy wykonane w zakresie rentgenowskie pozwoliły naukowcom dostrzec coś intrygującego: emisję w kształcie litery V, która ma swoje źródło z jasnym źródłem promieniowania rentgenowskiego. Nigdy wcześniej tego szczegółu naukowcy nie widzieli.
Ów tajemniczy punkt skatalogowany pod numerem C4 znajduje się bardzo blisko ścieżki, którą przemieszczają się wysokoenergetyczne cząstki dżetu emitowanego przez supermasywną czarną dziurę w centrum galaktyki Centaurus A. Wstępne pomiary wskazują, że ramiona tejże litery V mają długość co najmniej 700 lat świetlnych.
Powstaje zatem pytanie o naturę tego obiektu. Choć naukowcy mają swoje podejrzenia, to samego obiektu, w który dżet materii z Cen A uderza, nie jesteśmy w stanie dostrzec, bowiem znajduje się od nas po prostu za daleko. Nawet największe obecnie teleskopy nie są w stanie go zidentyfikować.
Można jednak spekulować, że w strumień materii z otoczenia odległej czarnej dziury zaplątała się masywna gwiazda, lub nawet układ podwójny. W takim przypadku mówilibyśmy o emisji promieniowania rentgenowskiego w procesie zderzania się cząstek strumienia ze strumieniem wiatru emitowanego przez gwiazdę.
Niewiadomych jest tu jednak nieco więcej. Naukowcy wciąż mają bowiem problem z wyjaśnieniem kształtu rzeczonej litery V. O ile jedno z ramion litery można by było wytłumaczyć opływaniem gwiazdy przez strumień cząstek tworzących dżet z czarnej dziury, o tyle drugie ramię widoczne jest pod takim kątem względem strumienia, że ciężko go na chwilę obecną wyjaśnić.
O ile astronomowie już wcześniej dostrzegali masywne gwiazdy stojące na drodze tego konkretnego dżetu, to jeszcze nigdy nie widzieli w zakresie rentgenowskim tak wyraźnej formacji w kształcie litery V. Co ciekawe, jak na razie tylko obserwatorium rentgenowskie Chandra jest w stanie dostrzec tę strukturę. Żaden inny teleskop na Ziemi, ani w przestrzeni kosmicznej nie ma takich możliwości. To ważna informacja, która powinna dotrzeć do naukowców i polityków, którzy od jakiegoś czasu suflują temat ograniczenia finansowania dla sędziwego już obserwatorium.
Źródło: NASA/CXC/SAO/N. Wolk
https://www.chip.pl/2024/12/prototyp-rosyjskiego-mysliwc-su-57-sekret-silnika

Napisano

Coś tajemniczego w ciemności. Dżet z czarnej dziury uderza w niewidoczny obiekt w przestrzeni kosmicznej
2024-12-11. Radek Kosarzycki
Kiedy na supermasywną czarną dziurę opada za dużo materii naraz, część wpada za horyzont zdarzeń, a część kieruje się wzdłuż linii pola magnetycznego ku biegunom czarnej dziury, skąd z prędkością bliską prędkości światła wyrzucana jest w formie dżeta na setki, a nawet tysiące lat świetlnych w przestrzeń międzygalaktyczną. Jak się jednak okazuje, czasami taki dżet może natrafić na coś na swojej drodze.
Zespół naukowców analizujący dane z kosmicznego obserwatorium rentgenowskiego Chandra odkrył w przestrzeni kosmicznej właśnie taki przypadek. Silny dżet emitowany z otoczenia potężnej czarnej dziury uderza w coś na swojej drodze. Najciekawsze jednak w tym wszystkim jest to, że nie wiadomo, czym jest ta przeszkoda.
Galaktyką, która napotyka nieoczekiwane problemy jest galaktyka Centaurus A znajdująca się zaledwie 12 milionów lat świetlnych od Ziemi. To właśnie dobrze już znana supermasywna czarna dziura znajdująca się w jej sercu emituje rozległe dżety materii w przestrzeń międzygalaktyczną.
Opublikowany właśnie obraz dżetu przedstawia zarówno niskoenergetyczne promieniowanie rentgenowskie (różowy), średnioenergetyczne (fioletowy), jak i wysokoenergetyczne promieniowanie energetyczne (niebieski).
W ramach najnowszego projektu badawczego naukowcy przyjrzeli się dżetowi znacznie uważniej niż wcześniej. Najdokładniejsze obrazy wykonane w zakresie rentgenowskie pozwoliły naukowcom dostrzec coś intrygującego: emisję w kształcie litery V, która ma swoje źródło z jasnym źródłem promieniowania rentgenowskiego. Nigdy wcześniej tego szczegółu naukowcy nie widzieli.
Ów tajemniczy punkt skatalogowany pod numerem C4 znajduje się bardzo blisko ścieżki, którą przemieszczają się wysokoenergetyczne cząstki dżetu emitowanego przez supermasywną czarną dziurę w centrum galaktyki Centaurus A. Wstępne pomiary wskazują, że ramiona tejże litery V mają długość co najmniej 700 lat świetlnych.
Powstaje zatem pytanie o naturę tego obiektu. Choć naukowcy mają swoje podejrzenia, to samego obiektu, w który dżet materii z Cen A uderza, nie jesteśmy w stanie dostrzec, bowiem znajduje się od nas po prostu za daleko. Nawet największe obecnie teleskopy nie są w stanie go zidentyfikować.
Można jednak spekulować, że w strumień materii z otoczenia odległej czarnej dziury zaplątała się masywna gwiazda, lub nawet układ podwójny. W takim przypadku mówilibyśmy o emisji promieniowania rentgenowskiego w procesie zderzania się cząstek strumienia ze strumieniem wiatru emitowanego przez gwiazdę.
Niewiadomych jest tu jednak nieco więcej. Naukowcy wciąż mają bowiem problem z wyjaśnieniem kształtu rzeczonej litery V. O ile jedno z ramion litery można by było wytłumaczyć opływaniem gwiazdy przez strumień cząstek tworzących dżet z czarnej dziury, o tyle drugie ramię widoczne jest pod takim kątem względem strumienia, że ciężko go na chwilę obecną wyjaśnić.
O ile astronomowie już wcześniej dostrzegali masywne gwiazdy stojące na drodze tego konkretnego dżetu, to jeszcze nigdy nie widzieli w zakresie rentgenowskim tak wyraźnej formacji w kształcie litery V. Co ciekawe, jak na razie tylko obserwatorium rentgenowskie Chandra jest w stanie dostrzec tę strukturę. Żaden inny teleskop na Ziemi, ani w przestrzeni kosmicznej nie ma takich możliwości. To ważna informacja, która powinna dotrzeć do naukowców i polityków, którzy od jakiegoś czasu suflują temat ograniczenia finansowania dla sędziwego już obserwatorium.
Źródło: NASA/CXC/SAO/N. Wolk
https://www.chip.pl/2024/12/prototyp-rosyjskiego-mysliwc-su-57-sekret-silnika

Napisano

Relacja z Seminarium Jesiennego dla Starszych
2024-12-12. Malwina Lewera
Poznań miasto doznań, koziołków i rogala świętomarcińskiego. Właśnie tego mogliśmy doświadczyć podczas seminarium jesiennego Klubu Astronomicznego Almukantarat w dniach 14-18 listopada 2024 roku.
Spotkanie rozpoczęło się na dworcu Poznań Główny. Z niego ruszyliśmy ku Schronisku Młodzieżowemu zlokalizowanemu przy szkole podstawowej nr 26, gdzie po zameldowaniu się w pokojach gwarnie przystąpiliśmy do świeczkowiska powitalnego. Wyczekując następnego dnia, po zapoznaniu się z harmonogramem sesji referatowej wszyscy udaliśmy się do łóżek.
O wczesną pobudkę zadbał Piotr Łubis, który melodyjnym głosem zbudził wszystkich uczestników. Plan dnia zapowiadał się niezwykle ciekawie. Wizytę rozpoczęliśmy w Poznańskim Towarzystwie Przyjaciół Nauk, gdzie mogliśmy oglądać niezwykle drogocenne i wartościowe księgi astronomiczne, w tym pierwsze wydanie Mikołaja Kopernika „O obrotach sfer niebieskich”. Po krótkim zwiedzaniu udaliśmy się na sesję referatową, której przewodnim tematem była „Historia Astronomii”. Potem nastał czas na przerwę obiadową, na którą tłumnie wyruszyliśmy tramwajem. Kolejna atrakcja czekała na nas na Poznańskim Rynku, tuż przy ulicy Świętego Marcina, gdzie mogliśmy poznać tajniki wyrobu rogala świętomarcińskiego, a nawet sami spróbować tego wyrobu. Później nastał czas wolny i mogliśmy pozwiedzać miasto samodzielnie. Wieczorem wszyscy udaliśmy się na kolację do bursy. Legendy głoszą, że późniejsze śpiewanki nie miały końca.
Kolejny dzień zapowiadał się niezwykle intensywnie. Już na starcie mieliśmy przed sobą półgodzinną wędrówkę do poznańskiego obserwatorium astronomicznego. Na miejscu niezwykle miły personel przywitał nas wycieczką po okolicznym „Układzie Słonecznym”. Planety stworzone z wielką dbałością o szczegóły przez poznańskich miłośników astronomii były ciekawym dodatkiem do spotkania. Niedługo później udaliśmy się na kilkugodzinną sesję, podczas której mogliśmy nawet obejrzeć podziemia obserwatorium. Aż do wieczora byliśmy hojnie goszczeni przez opiekunów obiektu, którzy przedstawili nam historię tego fascynującego miejsca. Kiedy nadszedł czas powrotu, błądząc ulicami Poznania i podśpiewując głośno pod nosem, znów wróciliśmy do bursy, gdzie na zgłodniałych czekała pizza, a później wieczorne gry i zabawy.
Przedostatni dzień był równie ciekawy. Tuż po śniadaniu chętne osoby mogły udać się na niedzielną Eucharystię, natomiast resztę czekała ekscytująca wyprawa do Starego Zoo. Obiekt ten, choć nie tak aktywny jak w przeszłości, nadal gości pod swoim dachem wiele gatunków zwierząt. Dla spragnionych przygód znalazła się nawet okazja odwiedzenia pawilonu zwierząt zmiennocieplnych, która obfitowała w egzotyczne stworzenia. Wtem po skończonej wędrówce poszliśmy na niedzielny obiad, gdzie od razu po skończonym posiłku czekało na nas Centrum Szyfrów Enigma. Pod koniec dnia odbyło się świeczkowisko pożegnalne, które wyłoniło zwycięzców sesji referatowej:
•    I miejsce: Anna Grzesiak – Mechanizm z Antykithiry
•    II miejsce: Zuzanna Jurek – Astronomia arabska i muzułmańska w średniowieczu oraz starożytności
•    III miejsce: Gracjan Nagórski – Historia teorii heliocentrycznej i finał kopernikański
•    IV miejsce: Olga Górna – Gwiazdy zmienne, czyli krótka historia Henrietty Swan Leavitt
Dodatkowo nagrodę od uczestników dostał Jakub Bartkowiak za referat Teoria heliocentryczna vs Kościół – spór między nauką a religią w XVII wieku.
Nie zabrakło też wyróżnień, które dostali Maria Nicewicz, Aleksandra Wajs i Jakub Bartkowiak
Tak oto seminarium jesienne dla starszych dobiegło końca w poniedziałek, gdy uczestnicy mogli bezpiecznie wrócić do domów.
Korekta – Matylda Kołomyjec
https://astronet.pl/wydarzenia/almukantarat/relacja-z-seminarium-jesiennego-dla-starszych/

Relacja z Seminarium Jesiennego dla Starszych.jpg

Relacja z Seminarium Jesiennego dla Starszych2.jpg

Napisano

Polityka kosmiczna NATO w dobie „drugiego wyścigu kosmicznego"
2024-12-12. Aleksandra Radomska
Sposób prowadzenia różnorodnych działań w domenie kosmicznej jest utożsamiany głównie z przedsięwzięciami w sferze militarnej i niemilitarnej podejmowanej przez aktorów państwowych. Warto zauważyć, że mogą być one wytyczane, a także realizowane przez podmioty niepaństwowe, do których należy zaliczyć NATO.
Utworzenie polityki kosmicznej Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (ang.North Atlantic Treaty Organization – NATO) wynikało z dynamicznie zmieniającego się środowiska bezpieczeństwa międzynarodowego. Wówczas, dostrzeżono znaczenie przestrzeni kosmicznej dla strategii obronnej kreowanej przez Sojusz. Wraz z postępem technologicznym, kosmos stał się kluczowym obszarem wspierającym działania w tradycyjnych domenach, takich jak ląd, morze, przestrzeń powietrzna i cybernetyczna.
Doprowadziło to do uznania go za piątą domenę operacyjną w grudniu 2019 r. W nawiązaniu do tych działań, NATO wystosowało odpowiedź na rosnącą zależność zrzeszonych państw członkowskich od systemów kosmicznych. Wynikała ona z potrzeby ochrony ich infrastruktury przed zagrożeniami, w tym cyberatakami i szkodliwymi działaniami państw, głównie Rosji i Chin. Kraje te doskonaliły technologie przeciwsatelitarne (ang.Anti–satellite Weapon – ASAT) oraz inne zdolności militarne ograniczające swobodę działania w przestrzeni kosmicznej.
Kluczowe czynniki przyjęcia polityki kosmicznej
Rosnąca zależność od technologii kosmicznych – rozpatrywana w kategorii aktywności państw członkowskich Paktu Północnoatlantyckiego, które korzystają z systemów satelitarnych. Główne obszary eksploatacyjne to: nawigacja, łączność, wczesne ostrzeganie przed atakami rakietowymi oraz monitorowanie środowiska. Więcej niż połowa z ponad 3000 aktywnych satelitów na orbicie należy do członków NATO lub firm położonych i zarejestrowanych na ich terytoriach.
Zagrożenia dla systemów kosmicznych – rozumiane jako kontynuacja opracowywania przez potencjalnych przeciwników zdolności do kinetycznego i niekinetycznego rażenia aktywów kosmicznych. Może ono odbywać się za pośrednictwem środków, takich jak broń ASAT, radioelektroniczne zakłócanie sygnałów i cyberataki. Działania te stwarzały realne ryzyko dla bezpieczeństwa NATO oraz jego członków. Utrata dostępu do systemów kosmicznych mogłaby poważnie wpłynąć na zdolność Sojuszu do prowadzenia operacji wojskowych.
Współpraca i interoperacyjność – dotycząca państw członkowskich, które dysponują różnorodnymi zdolnościami kosmicznymi. Z kolei Organizacja Traktatu Północnoatlantyckiego stanowi forum umożliwiające koordynację, wymianę danych i zwiększenie interoperacyjności w zakresie wykorzystania przestrzeni kosmicznej.
Przestrzeń kosmiczna jako pole działań operacyjnych – rozważana w kontekście obszaru działań operacyjnych. Pozwoliło to na bardziej skoordynowane podejście do integracji zdolności kosmicznych z innymi domenami obrony i odstraszania NATO.
Dodatkowo, Sojusz Północnoatlantycki podjął kilka ważnych kroków, które przyczyniły się do dalszego planowania i przyjęcia założeń polityki kosmicznej. Po pierwsze, ważnym wydarzeniem było ustanowienie Centrum Kosmicznego NATO (ang.NATO Space Centre) w 2020 roku. Znajduje się ono w bazie Ramstein w Niemczech. Centrum to wspiera koordynację działań kosmicznych, analizuje potencjalne zagrożenia oraz integruje dane z systemów kosmicznych państw członkowskich w celu wsparcia dowodzenia i działań taktycznych.
Po drugie, na szczycie w Brukseli w 2021 roku uznano, że ataki na systemy kosmiczne mogą stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa Sojuszu. Stwarza to możliwość zastosowania artykułu 5. Traktatu Północnoatlantyckiego w przypadku takich incydentów. Oficjalna deklaracja w tym zakresie ustosunkowana względem domeny kosmicznej uczyniła z niej pełnoprawny wymiar walki zbrojnej.
Po trzecie, wzrost świadomości sytuacyjnej w kosmosie oraz budowanie wspólnych zdolności umożliwia lepsze rozumienie środowiska kosmicznego i zarządzanie ryzykiem. Należy zaliczyć do nich inicjatywę Strategic Space Situational Awareness System (3SAS). Sprzyja ona integracji kosmosu w ramach strategii NATO.
Funkcje domeny kosmicznej w strategii obronnej NATO
Organizacja Traktatu Północnoatlantyckiego postrzega przestrzeń kosmiczną jako kluczowy element nowoczesnych operacji wojskowych i bezpieczeństwa. Kosmos, po uznaniu za piąty wymiar działań operacyjnych, zapoczątkował integrację zdolności kosmicznych z operacjami lądowymi, morskimi, powietrznymi i cybernetycznymi. Po tym fakcie, NATO przyjęło Overarching Space Policy, która definiuje zasady działania Sojuszu w przestrzeni kosmicznej oraz zakres współpracy między państwami członkowskimi.
Fundament polityki kosmicznej został oparty na czterech głównych celach strategicznych. Pierwszym z nich jest integracja działań kosmicznych w głównych zadaniach NATO. Został on uwzględniony, ponieważ zauważono krytyczną funkcję kosmosu w komunikacji, monitoringu, nawigacji i ostrzeganiu o zagrożeniach. Drugim celem jest utworzenie platformy wymiany informacji. Sojusz promuje wymianę doświadczeń i informacji wywiadowczych między państwami członkowskimi.
Trzecim celem strategicznym jest zapewnienie wsparcia operacyjnego. NATO koordynuje wykorzystanie zasobów kosmicznych do wspierania działań w innych domenach operacyjnych. Wśród nich można wymienić monitorowanie trajektorii lotu rakietowych pocisków balistycznych (ang.Ballistic Missile – BM). Ostatnim czwartym celem jest promowanie interoperacyjności w domenie kosmicznej. W tym aspekcie kluczowe znaczenie ma kompatybilność systemów kosmicznych państw członkowskich, co zwiększa efektywność wspólnych operacji.
Najważniejsze inicjatywy i programy tworzące politykę kosmiczną NATO
Alliance Persistent Surveillance from Space (APSS) – jego celem jest zbudowanie wspólnej platformy wywiadowczej dla NATO. Wykorzystuje ona dane pochodzące z satelitów państw członkowskich i sektorów prywatnych. Umożliwia to lepsze monitorowanie sytuacji operacyjnej oraz szybsze podejmowanie decyzji. Program wykorzystuje zaawansowane technologie analityczne do przekształcania surowych danych w użyteczne informacje. Dane te wspierają operacje NATO w czasie rzeczywistym, od monitorowania ruchów wojsk po wykrywanie potencjalnych zagrożeń.
Obecnie, alians zrzesza 17 krajów członkowskich, w tym m. in. Stany Zjednoczone, Polskę, Niemcy, Francję, Włochy i Turcję. Projekt zarządzany jest przez NATO Communications and Information Agency, która odpowiada za architekturę techniczną programu. W 2023 roku Luksemburg sfinansował pierwszą, pilotażową fazę projektu, co umożliwiło NATO przetestowanie skuteczności integracji danych satelitarnych w scenariuszach operacyjnych.
NATO Space Symposium – jest to platforma wymiany wiedzy i doświadczeń w zakresie działań kosmicznych. Gromadzi ona przedstawicieli wojskowych, przemysłu, nauki i polityki w celu podjęcia dyskusji o najnowszych wyzwaniach i innowacjach w przestrzeni kosmicznej. Sympozjum umożliwia dialog między NATO a sektorem prywatnym, co pomaga w rozwijaniu nowoczesnych technologii kosmicznych.
Współpraca z sektorem prywatnym – za jego pośrednictwem Sojusz dąży do bliskiej współpracy z sektorem komercyjnym, by zwiększać zdolności technologiczne i infrastrukturalne. Kluczowe obszary tej współpracy skupione są na dwóch rodzajach działalności. Po pierwsze, jest to eksploatacja satelitów komercyjnych w celu uzyskania dostępu do danych. Stanowi to rozwiązanie bardziej opłacalne niż budowa własnych konstelacji satelitarnych.
Po drugie, nawiązywanie partnerstw technologicznych. NATO angażuje przemysł w ćwiczenia wojskowe, aby testować i rozwijać technologie kosmiczne. Wynikiem podjętych przedsięwzięć w obu omówionych obszarach jest wirtualna konstelacja satelitów Aquila. Inicjatywę wspiera 19 państw członkowskich. Tworzy ona sieć narodowych i komercyjnych satelitów obserwacyjnych, dostarczających dane wywiadowcze w czasie rzeczywistym.
Reakcja na zagrożenia kosmiczne – współcześnie Sojusz monitoruje rozwój środków ASAT, które są zdolne doprowadzić do fizycznej destrukcji aktywów kosmicznych. Oprócz zagrożeń o charakterze kinetycznym warto zwrócić uwagę na działania hybrydowe wymierzone przeciwko infrastrukturze obiektów kosmicznych.
Mogą one odnosić się do szeroko rozumianego wykorzystania cyberprzestrzeni. NATO opracowuje procedury reagowania na incydenty w przestrzeni kosmicznej, które mogą być interpretowane jako ataki objęte artykułem 5. Traktatu Północnoatlantyckiego. W ramach mechanizmów obronnych  podejmowany jest szereg inicjatyw na rzecz wzmocnienia zdolności obronnych infrastruktury kosmicznej.
Szkolenia i ćwiczenia – planowane z uwzględnieniem domeny kosmicznej są kluczowe dla budowania zdolności Sojuszu. NATO regularnie organizuje symulacje konfliktów, które zakładają wykorzystanie i ochronę aktywów kosmicznych.
Kosmiczne jednostki organizacyjne NATO
W strukturze organizacyjnej Paktu Północnoatlantyckiego zostały powołane jednostki odpowiedzialne za realizację polityki kosmicznej. Pełnią one wyspecjalizowane funkcje w obszarze koordynacji, obrony oraz wsparcia operacji kosmicznych. Należą do nich:
Centrum Kosmiczne NATO – wspomniana już jednostka Paktu Północnoatlantyckiego została założona w 2020 roku. Znajduje się ona w Allied Air Command w Ramstein, Niemcy. Stanowi kluczowy ośrodek koordynacji działań kosmicznych Sojuszu, działając jako kluczowy węzeł analizy i koordynacji działań w przestrzeni kosmicznej. Centrum zapewnia świadomość sytuacyjną, oceniając aktywność w kosmosie, w tym ruchy satelitów i potencjalne zagrożenia, takie jak szczątki orbitalne. Wspiera także działania operacyjne NATO m. in. w zakresie komunikacji i wczesnego ostrzegania przed zagrożeniami balistycznymi.
Działalność jednostki ułatwia dostęp do zasobów kosmicznych dla dowódców NATO i wspiera procesy decyzyjne na wszystkich poziomach, od taktycznego po strategiczny. W ramach współpracy międzynarodowej ułatwia wymianę informacji między państwami członkowskimi, z sektorem prywatnym i organizacjami międzynarodowymi. Współcześnie, sieć kontaktów budują eksperci z USA, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Hiszpanii i Holandii. Oczekuje się, że w przyszłości dołączą specjaliści z innych krajów NATO.
Centrum Eksperckie ds. Przestrzeni Kosmicznej (ang.NATO Space Centre of Excellence) – utworzone w Tuluzie, Francja. Wspiera ono rozwój innowacji oraz szkolenia w zakresie operacji kosmicznych. Odbywa się ono poprzez badania i rozwój, ponieważ jednostka ta angażuje się w prace nad nowymi technologiami kosmicznymi i ich zastosowaniem w misjach wojskowych oraz cywilnych.
Co więcej, inicjuje organizację szkoleń oraz wymianę doświadczeń dotyczących wykorzystania zasobów kosmicznych, w tym satelitów. Centrum uczestniczy również w procesie integracji domeny kosmicznej w operacyjnym planowaniu NATO.
NATO Communications and Information Agency (NCIA) – jest odpowiedzialna za zapewnienie spójności w zakresie satelitarnych technologii komunikacyjnych i informacyjnych w NATO. Jako część szerokiej sieci technologicznej Sojuszu, NCIA zarządza projektami związanymi z komunikacją satelitarną, w tym z systemami wczesnego ostrzegania, monitorowania i łączności w przestrzeni kosmicznej.
Agencja współpracuje z innymi jednostkami, do których zaliczają się NATO Communications and Information Systems (NCI), oraz organizacjami cywilnymi, w celu zapewnienia bezpieczeństwa i efektywności infrastruktury kosmicznej.
Allied Command Transformation (ACT) – jest odpowiedzialne za rozwijanie nowych koncepcji i strategii w odpowiedzi na zmieniające się wyzwania, w tym te związane z przestrzenią kosmiczną. ACT przewiduje w swoich planach coraz większą rolę technologii kosmicznych, uwzględniając m. in. zagrożenia związane z atakami na satelity oraz cyberbezpieczeństwo w przestrzeni kosmicznej.
Organizuje również ćwiczenia, które integrują technologie kosmiczne w kontekście wojskowym, przygotowując sojuszników do działań kosmicznych. Część tych ćwiczeń skupia się na scenariuszach, które uwzględniają cyberzagrożenia i zakłócenia w działaniu satelitów.
NATO Airborne Early Warning and Control (NAEW&C) – jest kluczowym elementem wczesnego ostrzegania w NATO, a jego operacje bazują na wykorzystaniu satelitów do monitorowania przestrzeni powietrznej i kosmicznej. Systemy radarowe i satelitarne wykorzystywane przez NAEW&C pozwalają na detekcję zagrożeń.
Jednostka ta współpracuje z partnerami NATO, takimi jak UE i innymi organizacjami międzynarodowymi. Ma to zapewnić pełną zdolność wczesnego ostrzegania w kontekście zagrożeń związanych z przestrzenią kosmiczną, w tym monitorowania potencjalnych ataków na satelity.
Space Operations Centre (SpOC) – jest jednym z kluczowych organów odpowiedzialnych za obronę i monitorowanie przestrzeni kosmicznej w NATO. Jego zadaniem jest analiza i ocena sytuacji w przestrzeni kosmicznej, kontrolowanie satelitów oraz wykrywanie i reagowanie na zagrożenia. Do najczęstszych z nich zaliczają się: kolizje satelitów, zakłócenia sygnałów satelitarnych, militarne działania w przestrzeni kosmicznej.
SpOC ściśle współpracuje z organizacjami międzynarodowymi, w tym z Europejską Agencją Kosmiczną (ang.European Space Agency – ESA), z narodowymi agencjami kosmicznymi państw członkowskich NATO oraz sojuszniczymi siłami zbrojnymi.
NATO Science and Technology Organization (STO) – wspiera rozwój technologii i badań związanych z przestrzenią kosmiczną, w tym rozwoju nowych systemów satelitarnych, monitorowania kosmosu oraz ochrony satelitów przed zagrożeniami. Jest odpowiedzialne za promowanie innowacji w zakresie obrony kosmicznej, takich jak opracowywanie nowych narzędzi do detekcji i neutralizacji zagrożeń kosmicznych.
STO współpracuje z ośrodkami badawczo–rozwojowymi, uczelniami oraz przemysłem, aby tworzyć nowe rozwiązania technologiczne, które mogą być zastosowane w cywilnych i wojskowych operacjach kosmicznych.
NATO Cooperative Cyber Defence Centre of Excellence (CCDCOE) – odgrywa ważną rolę w ochronie infrastruktury kosmicznej NATO przed zagrożeniami cybernetycznymi. W miarę jak coraz więcej zasobów wojskowych i cywilnych staje się zależnych od satelitów, obrona przed atakami cybernetycznymi wymaga specjalistycznej wiedzy i narzędzi.
Kierunki rozwoju polityki kosmicznej NATO
Współcześnie, Pakt Północnoatlantycki skupia wysiłki na próbach integracji przestrzeni kosmicznej w celu realizacji zadań tej organizacji. W jej ramach przede wszystkim należy wspomnieć o kolektywnej obronie. NATO traktuje domenę kosmiczną jako integralną część swojej strategii odstraszania i obrony. Dzięki satelitom wczesnego ostrzegania możliwe jest wykrywanie potencjalnych zagrożeń. Dodatkowo, systemy satelitarne umożliwiają precyzyjną koordynację działań wojskowych oraz synchronizację operacji w czasie rzeczywistym.
Istotną kwestię stanowi również zarządzanie kryzysowe. W obszarach dotkniętych konfliktami lub katastrofami naturalnymi dane satelitarne dostarczają krytycznych informacji na temat sytuacji terenowej. NATO wykorzystuje takie dane do planowania misji humanitarnych, operacji ewakuacyjnych oraz reagowania na zagrożenia asymetryczne.
Co więcej, integracja kosmosu wpływa na bezpieczeństwo kooperacyjne. Rozwój współpracy z partnerami zewnętrznymi, takimi jak Australia, Japonia czy kraje ASEAN, umożliwia zwiększenie globalnego zasięgu działań. Partnerstwa te obejmują wymianę technologii, współpracę w zakresie monitorowania przestrzeni kosmicznej oraz wspólne ćwiczenia operacyjne.
Innym ważnym kierunkiem rozwijania strategii obronnej NATO jest doskonalenie świadomości sytuacyjnej działań militarnych w operacyjnej domenie kosmicznej (ang.Space Domain Awareness – SDA). Koncentruje się ona na monitorowaniu zagrożeń, analizie danych z wielu źródeł oraz koordynacji międzynarodowej. Całokształt tych przedsięwzięć ma na celu nie tylko podniesienie poziomu bezpieczeństwa kosmicznego, ale także przyczynienie się do doskonalenia nowych zdolności opartych na przewadze informacyjnej.
Równie istotne jest wzmacnianie interoperacyjności i kompatybilności systemów kosmicznych. W tym aspekcie kluczowe jest tworzenie wspólnych zasad i protokołów technicznych, które pozwalają na pełną interoperacyjność systemów satelitarnych, w tym nawigacyjnych, komunikacyjnych i obserwacyjnych. Zapoznanie z nimi personelu oraz przećwiczenie w symulowanych warunkach operacyjnych jest możliwe podczas dedykowanych szkoleń.
Nie można zapomnieć o stopniowym budowaniu odporności na zagrożenia i kreowanie zdolności obronnych. W tym celu NATO wspiera rozwój systemów redundancji np. kilku niezależnych źródeł danych GPS w celu minimalizowania skutków potencjalnych zakłóceń. Decydująca w tym zakresie jest również współpraca z sektorem prywatnym i państwami członkowskimi. Pozwala ona na wprowadzenie lepszych zabezpieczeń, zarówno fizycznych, jak i cybernetycznych, dla infrastruktury kosmicznej.
Trzeba nadmienić o inwestycjach NATO w nowe technologie, które mają za zadanie utrzymać przewagę technologiczną. Wiodącym kierunkiem jest sztuczna inteligencja wykorzystywana do przetwarzania dużych ilości danych kosmicznych, w tym automatycznego wykrywania zagrożeń. Sojusz dostrzega także potencjał w technologiach nanosatelitarnych.
Rozwój niewielkich satelitów buduje zdolności do wykonywania zadań w warunkach bojowych, takich jak zakłócanie systemów komunikacyjnych przeciwnika. Przyszłe technologie tego rodzaju prawdopodobnie będą bazować na rozwiązaniach optycznych charakteryzujących się wysoką odpornością na tradycyjne zakłócenia radioelektroniczne.
Szczyt NATO w Waszyngtonie (2024).
Autor. NATO North Atlantic Treaty Organization/Flickr/CC BY-NC-ND 2.0

SPACE24
https://space24.pl/polityka-kosmiczna/swiat/polityka-kosmiczna-nato-w-dobie-drugiego-wyscigu-kosmicznego

Polityka kosmiczna NATO w dobie drugiego wyścigu kosmicznego.jpg

Napisano

Rakieta New Glenn "gotowa do startu w tym roku"
2024-12-12. Wojciech Kaczanowski
Należąca do miliardera Jeffa Bezosa firma Blue Origin poinformowała o gotowości ładunku, który zostanie wyniesiony w ramach debiutu rakiety New Glenn. W oczekiwaniu na zgodę administracyjną do lotu, Blue Origin twierdzi, że system nośny mógłby wystartować jeszcze w tym roku.
Informacja o gotowości do startu jeszcze w tym roku pojawiła się w komunikacie prasowym firmy, opublikowanym 9 grudnia br. Misja NG-1 ma na celu wyniesienia demonstratora technologii Blue Ring Pathfinder, wielofunkcyjnej platformy, która ma usprawnić szeroko pojętą logistykę kosmiczną. Firma Jeffa Bezosa wciąż jednak nie przeprowadziła kluczowego testu przed startem.
New Glenn czeka na zgodę do lotu
Stwierdzenie „gotowy do startu w tym roku” zostało pozostawione bez sprecyzowanego harmonogramu. Blue Origin podjęło się szeregu testów, w tym tankowania paliwa, natomiast kluczowym wciąż pozostaje uruchomienie 7 silników BE-4 w dolnym stopniu rakiety w ramach próby statycznej. Po udanym teście statycznym inżynierowe planują zamontowanie owiewki z ładunkiem z resztą New Glenna.
Do przeprowadzenia startu niezbędna pozostaje również zgoda wydawana przez Federalną Administrację Lotnictwa (FAA), której Blue Origin wciąż nie otrzymało (stan na 10 grudnia 2024 r.). „Jesteśmy bardzo, bardzo blisko” - tłumaczył podczas jednej z konferencji Jeff Bezos.
New Glenn to dwustopniowa rakieta z możliwością wykorzystania pierwszego segmentu w kolejnych misjach. Rakieta będzie mierzyć ponad 98 metrów wysokości i będzie zabierać ze sobą 45 t ładunku na niską orbitę okołoziemską (LEO) oraz 13,5 t na geostacjonarną orbitę transferową.
Misja będzie obserwowane przez amerykańskie wojsko
Duże nadzieje w projekt pokładają także Siły Kosmiczne USA (USSF), które chciałyby włączyć nowy system do wojskowego programu National Security Space Launch (NSSL). Jego celem jest zapewnienie stałego dostępu do przestrzeni kosmicznej dla krytycznych misji bezpieczeństwa narodowego. To właśnie dlatego debiut będzie pierwszym lotem certyfikacyjnym do NSSL.
Wojsko zwróci również uwagę na demonstrator przyszłej platformy Blue Ring, której projekt jest częściowo finansowany Defense Innovation Unit (DIU), czyli jednostkę Pentagonu ds. innowacji w dziedzinie obronności.
Z dostępnych informacji wynika, że Blue Ring z 13 portami dokującymi będzie w stanie obsługiwać ładunki użyteczne o masie do 3 t, zapewniając usługi, tj. tankowanie, transport na wyższe orbity, przesył danych oraz inne działania związane z logistyką i wsparciem misji.
Na zdjęciu widoczne są owiewka rakiety New Glenn oraz demonstrator technologii modułu Blue Ring Pathfinder.
Autor. Blue Origin

SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/systemy-nosne/rakieta-new-glenn-gotowa-do-startu-w-tym-roku

Rakieta New Glenn gotowa do startu w tym roku.jpg

Napisano

Astronomowie mierzą elektrony kosmiczne przy najwyższych dotychczas energiach
2024-12-12.
Pulsar znajdujący się w odległości kilku tysięcy lat świetlnych od Ziemi mógł przyspieszyć elektrony i protony do ekstremalnych energii mierzonych obecnie przez Obserwatorium H.E.S.S.
Pięć teleskopów współpracy H.E.S.S. w Namibii jest wykorzystywanych do badania promieniowania kosmicznego, zwłaszcza promieniowania gamma. Na podstawie danych z dziesięciu lat obserwacji naukowcom udało się wykryć kosmiczne elektrony i pozytony o niespotykanej dotąd energii ponad dziesięciu teraelektronowoltów (1 TeV odpowiada 1012 elektronowoltom). Ponieważ naładowane cząstki są odchylane we wszystkich kierunkach przez pola magnetyczne w naszym kosmicznym sąsiedztwie, trudno jest określić ich pochodzenie. Tym razem jednak wyjątkowa jakość zmierzonego widma energii cząstek aż do najwyższych wartości energii otwiera nowe możliwości: naukowcy podejrzewają, że źródłem może być pulsar, który może znajdować się nie dalej niż kilka tysięcy lat świetlnych od nas.
Wszechświat jest gospodarzem ekstremalnych środowisk, od najniższych temperatur po najbardziej energetyczne źródła. Ekstremalne obiekty, takie jak pozostałości po supernowych, pulsary czy aktywne jądra galaktyk, wytwarzają naładowane cząstki i promieniowanie gamma o energiach znacznie przekraczających te osiągane w procesach termicznych, takich jak fuzje jądrowe w gwiazdach.
Podczas gdy emitowane promienie gamma przemierzają przestrzeń kosmiczną bez zakłóceń, naładowane cząstki – promieniowanie kosmiczne – są odchylane przez wszechobecne we Wszechświecie pola magnetyczne i docierają do Ziemi izotropowo ze wszystkich kierunków. Oznacza to, że naukowcy nie mogą bezpośrednio wydedukować pochodzenia promieniowania. Ponadto naładowane cząstki tracą energię w wyniku interakcji ze światłem i polami magnetycznymi. Straty te są szczególnie silne w przypadku najbardziej energetycznych elektronów i pozytonów (dodatnio naładowanych antycząstek elektronu) o energiach powyżej teraelektronowolta. Kiedy instrumenty na Ziemi mierzą naładowane cząstki kosmiczne o tak wysokich energiach, oznacza to, że nie mogły one podróżować daleko. Wskazuje to na istnienie potężnych naturalnych akceleratorów cząstek w pobliżu naszego Układu Słonecznego.
Załamanie widma ujawnia pochodzenie
W nowej analizie naukowcy ze współpracy H.E.S.S. po raz pierwszy zawęzili źródło pochodzenia tych kosmicznych cząstek. Punktem wyjścia analizy jest pomiar widma promieni kosmicznych, tj. rozkładu energii mierzonych elektronów i pozytonów. Analiza opiera się na dziesięcioletnich obserwacjach, co gwarantuje wysoką jakość danych. Zintegrowane widmo elektronów rozciąga się  do kilkudziesięciu teraelektronowoltów. Nasz pomiar nie tylko dostarcza danych w kluczowym i wcześniej niezbadanym zakresie energii, wpływając na nasze zrozumienie lokalnego sąsiedztwa, ale także prawdopodobnie pozostanie punktem odniesienia na nadchodzące lata – powiedział Werner Hofmann z Instytutu Fizyki Jądrowej Maxa Plancka w Heidelbergu. W widmie, które charakteryzuje się stosunkowo małymi słupkami błędów przy energiach TeV, uderzające jest wyraźne załamanie przy około jednym teraelektronowolcie. Zarówno powyżej, jak i poniżej tego załamania, widmo podąża za prawem potęgowym bez żadnych dalszych anomalii.
Przemierzając Galaktykę
Aby dowiedzieć się, jaki proces astrofizyczny przyspieszył elektrony do tak wysokich energii i jakie jest pochodzenie załamania, naukowcy porównali te dane z przewidywaniami modelu. Kandydatami na źródła są pulsary, które są gwiezdnymi pozostałościami z silnymi polami magnetycznymi. Niektóre pulsary wydmuchują wiatr naładowanych cząstek do swojego otoczenia, a magnetyczny front uderzeniowy tego wiatru może być miejscem, w którym cząstki doświadczają wzmocnienia. To samo dotyczy fotonów uderzeniowych pozostałości po supernowych. Modele komputerowe pokazują, że elektrony przyspieszone w ten sposób podróżują w kosmos z określonym rozkładem energii. Modele te śledzą elektrony i pozytony poruszające się w Drodze Mlecznej i obliczają, jak zmienia się ich energia, gdy wchodzą w interakcje z polami magnetycznymi i światłem w Drodze Mlecznej. W procesie tym cząstki tracą tak dużo energii, że ich pierwotne widmo elektromagnetyczne ulega zniekształceniu. Na ostatnim etapie astrofizycy próbują dopasować swój model do danych, aby dowiedzieć się więcej o naturze źródeł astrofizycznych.
Ale jaki obiekt wyrzucił w przestrzeń kosmiczną elektrony, które zostały zmierzone przez teleskopy? Widmo cząstek o energiach poniżej jednego TeV składa się prawdopodobnie z elektronów i pozytonów pochodzących z różnych pulsarów lub pozostałości po supernowych. Przy wyższych energiach wyłania się jednak inny obraz: widmo energii gwałtownie spada do około jednego TeV. Potwierdzają to również modele badające cząstki przyspieszane przez źródła astronomiczne i ich dyfuzję przez galaktyczne pole magnetyczne. To przejście przy jednym teraelektronowolcie jest szczególnie wyraźne i wyjątkowo ostre. To ważny wynik, ponieważ możemy stwierdzić, że zmierzone elektrony najprawdopodobniej pochodzą z bardzo niewielu źródeł w pobliżu naszego własnego Układu Słonecznego, maksymalnie z odległości kilku tysięcy lat świetlnych – powiedziała Kathrin Egberts z Uniwersytetu w Poczdamie. Odległość ta jest stosunkowo niewielka w porównaniu z rozmiarem Drogi Mlecznej. Źródła znajdujące się w różnych odległościach znacznie rozmyły by to załamanie – dodała Egberts. Według Wernera Hofmanna, nawet pojedynczy pulsar może być odpowiedzialny za widmo elektronów przy wysokich energiach. Nie jest jednak jasne, który to pulsar. Ponieważ źródło musi znajdować się bardzo blisko, w grę wchodzi tylko kilka pulsarów.
Opracowanie:
Agnieszka Nowak
Więcej informacji:
•    Astronomers measure electrons from space at record energies
•    High-Statistics Measurement of the Cosmic-Ray Electron Spectrum with H.E.S.S
Źródło: MPG
Na ilustracji: Wizja artystyczna wirującego pulsara z silnym polem magnetycznym owijającym się wokół niego. Chmury naładowanych cząstek poruszają się wzdłuż linii pola, a ich promienie gamma są emitowane jak światło latarni morskiej przez pola magnetyczne. Źródło: NASA/Goddard Space Flight Center Conceptual Image Lab
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/astronomowie-mierza-elektrony-kosmiczne-przy-najwyzszych-dotychczas-energiach

 

Astronomowie mierzą elektrony kosmiczne przy najwyższych dotychczas energiach.jpg

Napisano

NASA uchwyciła niezwykły dżet z czarnej dziury
2024-12-12. Dawid Długosz
NASA zdołała uchwycić niezwykły dżet z supermasywnej czarnej dziury, który znajduje się w nieodległej galaktyce Centaurus A. Ogromne strumienie plazmy, które znalazły się w przestrzeni międzygalaktycznej, uderzyły w tajemniczy obiekt. Następnie został on rozerwany. Co to było?
Supermasywne czarne dziury, znajdujące się w centrach galaktyk, potrafią emitować naprawdę ogromne dżety. NASA zdołała w zakresie promieni X uchwycić zjawisko, którego źródłem był znajdujący się całkiem blisko Drogi Mlecznej obiekt o nazwie Centaurus A. Do czego tam doszło?
Ogromny dżet z czarnej dziury trafił w tajemniczy obiekt
Ogromne dżety z supermasywnej czarnej dziury Centaurusa A zostały wyrzucone w przestrzeń międzygalaktyczną i udało się uchwycić je w postaci emisji X. W trakcie wyrzutu doszło do kolizji. Strumienie rozpędzonej plazmy uderzyły w tajemniczy obiekt i doprowadziły do jego zniszczenia. Naukowcy skupili się na jasnym, punktowym źródle emisji.
NASA nie wie, co to mogło być, choć są pewne podejrzenia związane z masywną gwiazdą. Wydarzenie nazwano C4 i potrzebne będą dokładniejsze obserwacje. Jedno jest jednak pewne. Żadne inne strumienie plazmy z galaktyki Centaurus A nie mają takiej emisji promieni X, które przybrały tutaj kształt litery V o długości około 700 lat świetlnych. Wyniki obserwacji opublikowano na łamach The Astrophysical Journal.
Centaurus A to osobliwa galaktyka
Centaurus A jest galaktyką, która znajduje się całkiem niedaleko Drogi Mlecznej. To osobliwy obiekt oddalony od nas o 12 mln lat świetlnych, który jest dosyć dziwny. Świadczy o tym m.in. obecność bardzo wielu galaktyk karłowatych uporządkowanych wokół płaszczyzny galaktycznej.
Ponadto supermasywna czarna dziura znajdująca się w centrum galaktyki Centaurus A jest bardzo aktywna. Do tego stopnia, że wyrzucane strumienie plazmy tworzą w przestrzeni międzygalaktycznej wielkie płaty emisji radiowej.
Dla astronomów Centaurus A jest nieocenionym obiektem badań związanych z galaktykami, co wynika głównie z jego bliskości. W ten sposób można śledzić zachodzące tam zmiany. Naukowcy wykorzystali do obserwacji tego obiektu teleskop kosmiczny Chandra należący do NASA, który pracuje w zakresie promieni rentgenowskich. Został on wyniesiony przez wahadłowiec Columbia w lipcu 1999 r. (podczas misji STS-93). Obserwatorium znajduje się w kosmosie od ponad 25 lat i do tej pory dostarczyło mnóstwo cennych informacji o wszechświecie.

NASA uchwyciła niezwykły dżet z czarnej dziury. "Tajemniczy obiekt".materiały prasowe

Zdarzenie C4 uchwycone przez teleskop Chandra należący do NASA. Rozpędzone dżety pochodzą z supermasywnej czarnej dziury galaktyki Centarus A.NASA/CXC/SAO/D. Bogensberger et al.materiały prasowe

https://geekweek.interia.pl/nauka/news-nasa-uchwycila-niezwykly-dzet-z-czarnej-dziury,nId,20355699

NASA uchwyciła niezwykły dżet z czarnej dziury.jpg

Napisano

Teleskop Webba ujawnia szokującą prawdę: W Układzie Słonecznym jest o wiele więcej zabójczych asteroid!
2024-12-12. Admin.
Przełomowe odkrycie dokonane przez międzynarodowy zespół  astronomów rzuca nowe światło na populację asteroid w naszym Układzie Słonecznym. Wykorzystując archiwalne dane z Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba, naukowcy odkryli, że liczba małych asteroid w głównym pasie między Marsem a Jowiszem jest ponad dziesięciokrotnie większa, niż dotychczas przypuszczano. To odkrycie może zmusić nas do przemyślenia naszego rozumienia zagrożeń związanych z potencjalnymi uderzeniami w Ziemię.
Zespół kierowany przez Artema Burdanova z prestiżowego Massachusetts Institute of Technology (MIT) zastosował zaawansowaną metodę analizy zwaną "shift-and-stack", która pozwoliła na wykrycie obiektów o rozmiarach od zaledwie 10 do 500 metrów. To absolutny rekord w historii obserwacji astronomicznych - nigdy wcześniej nie udało się zaobserwować tak małych obiektów z tak znacznej odległości.
Co szczególnie intrygujące, odkrycie to było w pewnym sensie przypadkowe. Naukowcy analizowali dane zebrane pierwotnie w celu badania planet krążących wokół gwiazdy TRAPPIST-1. Podczas długich, ośmiogodzinnych obserwacji tego samego fragmentu nieba, teleskop Webba zarejestrował również ruch niewielkich asteroid. Wykorzystując potężne procesory graficzne, zespół przeprowadził kompleksową analizę tych danych, co doprowadziło do identyfikacji 138 wcześniej nieznanych asteroid oraz potwierdzenia obecności ośmiu już znanych obiektów.
 Teleskop Webba okazał się wyjątkowo skuteczny w wykrywaniu asteroid dzięki swoim czułym detektorom podczerwieni. W przeciwieństwie do obserwacji w świetle widzialnym, gdzie jasność asteroidy zależy głównie od jej zdolności do odbijania światła słonecznego, obserwacje w podczerwieni pozwalają na dokładniejsze określenie rzeczywistych rozmiarów tych obiektów. Niepewność pomiaru wynosi zaledwie 10-20%, podczas gdy w przypadku obserwacji w świetle widzialnym może sięgać nawet rzędu wielkości.
To odkrycie ma poważne implikacje dla naszego bezpieczeństwa. Podczas gdy większe asteroidy w głównym pasie zwykle pozostają na stabilnych orbitach, te mniejsze są bardziej podatne na zaburzenia grawitacyjne. Mogą one zostać wytrącone ze swoich orbit i wejść do wewnętrznej części Układu Słonecznego, potencjalnie stając się zagrożeniem dla Ziemi. Znacznie większa liczba tych obiektów niż wcześniej szacowano może wpłynąć na obliczenia częstotliwości potencjalnych uderzeń w naszą planetę.
Profesor Richard Binzel z MIT podkreśla, że te odkrycia wypełniają istotną lukę w naszej wiedzy, pozwalając lepiej śledzić źródła meteorytów i większych potencjalnie niebezpiecznych asteroid w pobliżu Ziemi. Co więcej, naukowcy przewidują, że w istniejących danych z teleskopu Webba może kryć się jeszcze tysiące podobnych małych asteroid czekających na odkrycie.
To przełomowe badanie nie tylko zmienia nasze rozumienie populacji asteroid w Układzie Słonecznym, ale także pokazuje, jak wielką wartość może mieć ponowna analiza istniejących danych astronomicznych przy użyciu nowych metod obliczeniowych. Odkrycie to otwiera nowe możliwości dla szczegółowego mapowania populacji małych ciał niebieskich, co może mieć kluczowe znaczenie dla przyszłych misji kosmicznych

Źródło: tylkoastronomia

https://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/teleskop-webba-ujawnia-szokujaca-prawde-w-ukladzie-slonecznym-jest-o-wiele-wiecej

Teleskop Webba ujawnia szokującą prawdę W Układzie Słonecznym jest o wiele więcej zabójczych asteroid!.jpg

Napisano

Coś zakłóciło działanie Układu Słonecznego. Naukowcy wskazują na przelatujący obiekt
2024-12-12. Aleksander Kowal
Nie jest tajemnicą, że na Układ Słoneczny mogą być wywierane wpływy z zewnątrz, wszak wszystko we wszechświecie jest w pewnym stopniu powiązane ze sobą pod względem grawitacyjnym. Mimo to ustalenia dotyczące orbit, po których poruszają się planety krążące wokół Słońca, okazują się wyjątkowo dziwne.
Zdaniem autorów ostatnich badań sprawcą całego zamieszania był obiekt, który przeleciał przez Układ Słoneczny w odległej przeszłości. Ciało to miałoby mieć od 2 do 50 mas Jowisza, czyli – mówiąc krótko – było prawdziwym gigantem. Wystarczy wspomnieć, iż nasz gazowy olbrzym jest masywniejszy od wszystkich pozostałych planet Układu Słonecznego razem wziętych.
Zespół prowadzony przez Garetta Browna z Uniwersytetu w Toronto miał niełatwe zadanie, wszak chodziło o rekonstrukcję wydarzeń mających miejsce przed milionami, w zasadzie miliardami lat.  Właśnie wtedy, w odległej przeszłości, obiekty tworzące nasz układ rodziły się z wirującego dysku gazu i pyłu. Taka chmura otaczała wyjątkowo młode i rozgrzane Słońce. Zachodzące wtedy procesy raz na zawsze ukształtowały Układ Słoneczny.
Ale wszystko wskazuje na to, że goście z zewnątrz również mieli w tym swój udział. I to być może większy, niż ktokolwiek by się spodziewał. W centrum zainteresowania członków zespołu badawczego znalazły się migracje na orbitach planetarnych. Zachodzące wtedy oddziaływania grawitacyjne przekładały się na istotne zmiany w ekscentryczności i nachyleniu. W niektórych przypadkach najprawdopodobniej dochodziło nawet do wyrzucania protoplanet z Układu Słonecznego. Dodajmy do tego wpływ grawitacji Słońca, a uzyskamy obraz dość chaotycznej sytuacji.
Zdaniem naukowców obiekt pozasłoneczny o wysokiej masie mógł mieć istotny wpływ na kształtowanie orbit planet Układu Słonecznego. Takie ciało byłoby od 2 do 50 razy masywniejsze od Jowisza
To, że Układ Słoneczny jest odwiedzany przez obiekty pochodzące spoza jego granic, stało się pewne w 2017 roku, gdy odkryto Oumuamua. Jego nietypowa ścieżka, wydłużony kształt oraz niepasująca do naszego układu prędkość sprawiły, że błyskawicznie pojawiły się teorie o pozasłonecznym pochodzeniu. Obecnie astronomowie są przekonani, że takich ciał jest zdecydowanie więcej i każdego roku trafiają do Układu Słonecznego.
To z kolei pozwala zrozumieć, jakim sposobem podobny obiekt – o odpowiednio wysokiej masie – mógłby wpłynąć na ścieżki orbitalne młodych planet krążących wokół Słońca. Takie ciało musiałoby być wyjątkowo masywne, bo od 2 do 50 razy masywniejsze od Słońca. W peryhelium ten pozasłoneczny gość znajdowałby się w odległości mniejszej niż 20 jednostek astronomicznych od Słońca. I choć szacowana szansa na realizację przytoczonego scenariusza wynosi tylko 1 na 100, to i tak jest on zdecydowanie bardziej prawdopodobny od pozostałych dotychczas rozpatrywanych. Mówiąc krótko: to najbardziej realna teoria dotycząca ukształtowania orbit planet w Układzie Słonecznym.
https://www.chip.pl/2024/12/pozasloneczny-obiekt-uklad-sloneczny-orbity

Coś zakłóciło działanie Układu Słonecznego. Naukowcy wskazują na przelatujący obiekt.jpg

Napisano

NASA wie już, dlaczego marsjański helikopter uległ katastrofie
2024-12-12. Filip Koziarek
Pierwszy lot Ingenuity na Marsie był historycznym momentem otwierającym nowy rozdział w eksploracji kosmosu. Zbudowany jako demonstracja technologiczna helikopter miał wykonać pięć testowych lotów, a ostatecznie jego licznik zatrzymał się na liczbie 72, kiedy to 18 stycznia 2024 roku, doszło do awarii, która na zawsze uziemiła ten niezwykły pojazd. Co dokładnie poszło nie tak?
Lot numer 72 miał być krótki i rutynowy. Ingenuity miał wznieść się na wysokość 12 metrów, zawisnąć, wykonać kilka zdjęć i bezpiecznie wylądować. Początek przebiegał zgodnie z planem – dane z helikoptera wskazują, że wzniósł się, zawisł i rozpoczął opadanie po 19 sekundach. Jednak po 32 sekundach lotu Ingenuity dotknął powierzchni Marsa z niekontrolowaną prędkością. W efekcie uderzenia helikopter przewrócił się, a wszystkie cztery łopaty wirnika zostały złamane.
Zdjęcia przesłane kilka dni później ujawniły, że jedna z łopat została całkowicie oderwana, co spowodowało nadmierne wibracje układu wirnika i drastyczny wzrost zapotrzebowania na energię. W rezultacie Ingenuity stracił komunikację.
Co doprowadziło do awarii śmigłowca?
Analiza awarii była wyjątkowo trudna. Brak „czarnej skrzynki” i odległość ponad 160 milionów kilometrów od Ziemi zmusiły inżynierów do polegania na bardzo ograniczonych danych. Jak wyjaśnił Håvard Grip z NASA Jet Propulsion Laboratory, problemem okazał się brak wystarczająco “chropowatej” tekstury powierzchni, którą system nawigacyjny helikoptera mógłby wykorzystać do śledzenia swojej pozycji.
Podczas pierwszych lotów Ingenuity poruszał się nad terenami płaskimi, ale pełnymi kamieni i innych wyraźnych cech, które umożliwiały precyzyjne nawigowanie. W przypadku lotu 72 helikopter znajdował się w regionie kratera Jezero, gdzie dominowały strome, niemal pozbawione szczegółów wydmy. Brak wizualnych punktów odniesienia sprawił, że system nawigacyjny nie był w stanie określić prędkości poziomej, co doprowadziło do twardego lądowania.
Mimo wszystko Ingenuity odniósł niezwykły sukces
Misja helikoptera Ingenuity, mimo nagłego zakończenia, jest jednym z największych sukcesów w historii eksploracji Marsa. Helikopter zaprojektowany jako demonstracja technologiczna znacznie przekroczył oczekiwania i dostarczył niezwykle cennych danych, które już teraz wpływają na rozwój przyszłych misji na Marsa.
Ingenuity wciąż utrzymuje komunikację z łazikiem Perseverance, przekazując dane dotyczące pogody. Dzięki bogactwu danych zebranych przez helikopter obecnie opracowywany jest także jego cięższy wariant, który miałby za zadanie przenosić bardziej zaawansowane instrumenty naukowe i eksplorować niedostępne dla łazików tereny Czerwonej Planety.
Nowy helikopter miałby być około 20 razy cięższy i przy tym zdolny do przenoszenia kilku kilogramów sprzętu naukowego oraz autonomicznego przebywania dystansu do 3 kilometrów w ciągu jednego dnia. To dość imponująca perspektywa, gdyż najdłuższy lot Ingenuity miał długość nieco ponad 700 metrów.
Teddy Tzanetos, kierownik projektu Ingenuity, podkreśla, że sukces pierwszego marsjańskiego helikoptera był sporą rewolucją, gdyż pokazał, że możliwe jest oparcie misji na Marsa na niedrogich, komercyjnych podzespołach – w Ingenuity używano procesorów wykorzystywanych w smartfonach.

Wiadomo już co doprowadziło do rozbicia się helikoptera Ingenuity NASA/JPL-Caltechmateriały prasowe

https://geekweek.interia.pl/kosmos/news-nasa-wie-juz-dlaczego-marsjanski-helikopter-ulegl-katastrofi,nId,20355700

NASA wie już, dlaczego marsjański helikopter uległ katastrofie.jpg

Napisano

Z kosmosu nadejdzie globalny potop. Gigantyczna ulewa potrwa nawet setki lat
2024-12-13.
Gdyby w Księżyc uderzyła pokryta lodem planetoida, to jej szczątki opadające do ziemskiej atmosfery, spowodowałyby ciągłe opady deszczu, trwające nawet kilkaset lat. Dla nas oznaczałoby to globalną powódź i koniec znanego nam świata.
Życie na Ziemi może wyginąć na dziesiątki różnych sposobów. Sama ludzkość ma wpływ na tylko kilka z nich. Jedną z takich możliwości jest oczywiście wojna jądrowa, która mogłaby doprowadzić do skażenia i zaciemnienia atmosfery, i w efekcie wymazania istot żywych z powierzchni ziemi.
Jednak o tyle o ile możemy temu zapobiec, są żywioły z którymi walczyć nie możemy. Jednym z nich jest planetoida lub kometa, która prędzej czy później uderzy, jeśli nie w Ziemię, to w Księżyc.
Wokół Ziemi utworzy się olbrzymi pierścień
Namiastkę takiej kosmicznej kolizji mieliśmy latem 2013 roku. Nieduży obiekt uderzył w naszego naturalnego satelitę z takim impetem, że stworzył nowy krater. Gdyby obiekt był wielokrotnie większy, mógłby odłamać część Księżyca.
Jednak nawet mniejsze planetoidy są w stanie doprowadzić do kataklizmu, z którego człowiek nie potrafiłby wyjść obronną ręką. Kolizja takiego obiektu, o średnicy 1,5 tysiąca kilometrów, z Księżycem, spowodowałaby jego rozpad na miliony, a nawet miliardy drobnych bryłek lodowych, które utworzyłyby wokół ziemskiej orbity dysk akrecyjny, podobny do tego, który oplata Saturna.
Siła grawitacji ściągałaby materię coraz bliżej Ziemi, aż wreszcie zaczęłaby ona wchodzić w atmosferę. Tam lodowe bryły ulegałyby roztopieniu i w formie nieustającego, niezwykle obfitego deszczu lub śniegu, spadałyby na powierzchnię ziemi przez setki lat.
W ciągu pierwszych 12 miesięcy od rozpoczęcia się opadów deszczu, poziom światowych oceanów podniósłby się o 20 metrów. Pierwszą stolicą, która znalazłaby się pod wodą, byłby Amsterdam, z resztą podobnie jak większa część terytorium Holandii. Później woda wdarłaby się do Kopenhagi i Londynu.
Polska zatonęłaby we wszechoceanie
Na świecie zniknęłoby państwo-miasto Singapur oraz rajskie Malediwy. W toni oceanu pogrążyłoby się również Tokio, najgęściej zaludniony obszar metropolitalny naszej planety, zamieszkiwany przez 38 milionów ludzi (tyle ludzi mieszka w całej Polsce).
W naszym kraju ocean pochłaniałby miasta od północy w kierunku południowym. Najpierw, w ciągu zaledwie roku, we wszechoceanie zniknęłyby Szczecin i Trójmiasto, potem w ciągu 4 lat Bydgoszcz, Toruń i Poznań, jeszcze później, po 5 latach, Warszawa, następnie w szóstym roku Wrocław, a po 12 latach Katowice i Kraków.
Polacy zmuszeni byliby uciekać w góry, a im wyżej, tym lepiej. Dopiero po 43 latach na Równi Krupowej w Zakopanem można byłoby utworzyć nadmorską plażę, po równo 100 latach pod wodą zniknąłby szczyt Kasprowego Wierchu, a po 125 latach Rysy, najwyższy punkt Polski.
Ostatnią dużą europejską stolicą, która znalazłaby się pod wodą, byłby Madryt. Miasto jest położone na wysokości 667 metrów nad poziomem morza. To zapewne byłaby jedna z ostatnich ostoi Europejczyków po 33 latach od rozpoczęcia się kosmicznej ulewy.
Jeszcze wyżej znajduje się niewielkie państewko Andora, położone na stokach Pirenejów, na granicy Hiszpanii i Francji. Stolica tego państwa sięga wysokości 1023 metrów i ostawałaby się oceanowi przez 50 lat.
Musielibyśmy uciekać coraz wyżej
W tym samym czasie zniknęłyby czubki najwyższych drapaczy chmur. Po 112 latach potop sięgnąłby Mexico City, jednego z najgęściej zaludnionych miast na świecie.
Tymczasem ostatnim dużym miastem na świecie, które zostałoby ostatecznie zatopione po 182 latach, byłoby La Paz, stolica Boliwii w Ameryce Południowej. Miasto położone jest na wysokości aż 3640 metrów.
Po 250 latach poziom światowych mórz byłby wyższy od bieżącego o 5 kilometrów. To właśnie wtedy woda wdarłaby się do obecnie najwyżej położonego miasta na naszej planecie. Jest nim La Rinconada, położona w Peru w Ameryce Południowej, na wysokości 5 tysięcy metrów.
Na samym końcu w ziemską atmosferę zaczęłyby wchodzić coraz to większe lodowe bryły, a poziom wody podnosiłby się jeszcze szybciej. W ciągu 320 lat wszechocean zakryłby szczyt Mount Everestu, najwyższej góry świata, tym samym zabierając nam ostatni suchy ląd.
Krajobrazy naszej planety wyglądałyby iście nieziemsko. Wszystkie lądy znalazłyby się pod wodami wszechoceanu. Ludzkość mogłaby przetrwać tylko wówczas, gdyby zbudowała wodne miasta, od tak prostych, jak to widzieliśmy w filmie "Wodny świat" z Kevinem Costnerem, aż po najbardziej nowoczesne, niczym połączenie Star Treka z legendarną Atlantydą.
Źródło: TwojaPogoda.pl
W piątym roku trwania ulewy w oceanie zalana zostanie Warszawa. Fot. Microsoft.

Artystyczna wizja planetoidy zmierzającej w kierunku Nowego Jorku. Fot. Pixabay.

Tokio, największy obszar metropolitalny świata, zamieszkiwany przez 38 milionów ludzi. Fot. Pixabay.

Tak wyglądałoby Zakopane, gdyby woda podeszła pod Równię Krupową. Fot. Google Earth.

Mexico City, jedno z najgęściej zaludnionych miast świata. Fot. Pixabay.

La Paz w Boliwii, najwyżej położona stolica na świecie. Fot. Pixabay.

La Rinconada w Peru, najwyżej położone miasto na świecie. Fot. Wikipedia.

Tak będzie wyglądać Atlantyda przyszłości? Fot. Pxhere.

https://www.twojapogoda.pl/wiadomosc/2024-12-13/z-kosmosu-nadejdzie-globalny-potop-gigantyczna-ulewa-potrwa-nawet-setki-lat/

Z kosmosu nadejdzie globalny potop. Gigantyczna ulewa potrwa nawet setki lat.jpg

Z kosmosu nadejdzie globalny potop. Gigantyczna ulewa potrwa nawet setki lat2.jpg

Z kosmosu nadejdzie globalny potop. Gigantyczna ulewa potrwa nawet setki lat3.jpg

Z kosmosu nadejdzie globalny potop. Gigantyczna ulewa potrwa nawet setki lat4.jpg

Z kosmosu nadejdzie globalny potop. Gigantyczna ulewa potrwa nawet setki lat5.jpg

Napisano

Anomalie izotopów plutonu na lodowcach półkuli południowej
2024-12-13. Redakcja
Różnice w stężeniach plutonu pomiędzy półkulami.
Wyniki najnowszych badań prowadzonych przez naukowców z Instytutu Fizyki Jądrowej Polskiej Akademii Nauk w Krakowie rzucają nowe światło na procesy akumulacji izotopów plutonu na lodowcach półkuli południowej. Analizy próbek kriokonitu – osadu gromadzącego się na lodowcach – ujawniają nie tylko różnice w stężeniach między półkulami, ale także wskazują na niespotykane wcześniej anomalie izotopowe, mogące mieć związek z takimi katastrofami jak upadek sondy kosmicznej Mars-96.
Lodowce górskie nie tylko dodają krajobrazowi majestatycznego uroku, ale także pełnią ważną rolę w dostarczaniu słodkiej wody. Ich topnienie, spowodowane globalnym ociepleniem, niesie jednak poważne konsekwencje, od podnoszenia poziomu mórz po zmniejszanie zasobów wodnych kluczowych dla produkcji energii w elektrowniach wodnych. Dodatkowo, uwalniane z lodu radionuklidy oraz inne zanieczyszczenia mogą migrować do pobliskich ekosystemów, gdzie akumulują się i wpływają na łańcuch troficzny.
Radioaktywne pierwiastki są obecne w środowisku zarówno wskutek naturalnych procesów, jak i działalności człowieka. Sztuczne radionuklidy, takie jak pluton, trafiły do środowiska głównie podczas prób jądrowych, awarii reaktorów oraz w wyniku wypadków satelitów i sond kosmicznych zawierających radioaktywne źródła energii. Substancje te, rozprzestrzeniane głównie przez atmosferę, kumulują się w różnych ekosystemach, w tym na lodowcach, gdzie gromadzą się w postaci ciemnych osadów zwanych kriokonitami. Typowy dołek kriokonitowy ma nie więcej niż kilkadziesiąt centymetrów średnicy i głębokości. Na jego dnie zalega osad, który jest wynikiem nagromadzenia materii organicznej i zanieczyszczeń: radionuklidów, metali ciężkich, pestycydów, mikroplastiku bądź antybiotyków. Osad ten stanowi potencjalne zagrożenie dla lokalnych ekosystemów.
Najnowsze badania, przeprowadzone w Instytucie Fizyki Jądrowej Polskiej Akademii Nauk (IFJ PAN) w Krakowie z użyciem nowatorskich metod spektrometrii masowej, pozwoliły stworzyć bazę danych dla izotopów plutonu 238, 239, 240Pu w lodowcach półkuli północnej i południowej. Przeanalizowane próbki kriokonitu pochodziły z 49 lodowców w dziewięciu regionach świata, w tym z Arktyki, Alp, Himalajów i Antarktydy. Materiał był zbierany przez międzynarodowy zespół badawczy w latach 2000-2020, a prace sfinansowano z projektu Narodowego Centrum Nauki.
„Są to pierwsze na tak szeroką skalę analizy zawartości plutonu w próbkach kriokonitu”, podkreśla dr hab. inż. Edyta Łokas (IFJ PAN), inicjatorka i koordynatorka badań oraz główna autorka publikacji w czasopiśmie „Science of the Total Environment”.
Wyniki badań dostarczyły naukowcom unikatowych informacji na temat akumulacji, dystrybucji i źródeł izotopów plutonu w lodowcach. Stężenia aktywności plutonu 239+240Pu okazały się być znacznie wyższe na półkuli północnej niż na półkuli południowej, co odzwierciedla nierównomierną między półkulami depozycję plutonu pochodzącego z testów broni jądrowej. Na półkuli północnej najwyższe stężenia występują w Skandynawii i Alpach. W przypadku plutonu 238Pu nie stwierdzono istotnych różnic między półkulami. Kriokonit z półkuli południowej charakteryzuje się dużą heterogenicznością zarówno pod względem aktywności, jak i stosunków masowych plutonu.
Po raz pierwszy zaobserwowano niespotykane w literaturze stosunki izotopów 238Pu/239+240Pu w kriokonitach lodowca Exploradores w Patagonii. Hipoteza badaczy sugeruje, że nadmiar 238Pu może być związany z upadkiem rosyjskiej sondy kosmicznej Mars-96, która zatonęła w oceanie w pobliżu wybrzeży Chile w 1996 roku. Sonda zawierała generator z plutonem 238Pu, co może tłumaczyć podwyższone stężenia tego izotopu na pobliskim lodowcu. Wyniki badań są pierwszymi tego typu obserwacjami pokazującymi anomalie stosunków izotopowych plutonu na półkuli południowej. Próbki kriokonitu z lodowców Ameryki Południowej wykazywały ponadto stosunki masowe izotopów 240Pu/239Pu znacznie różniące się od wartości literaturowych, co wskazuje, że dominujące źródło plutonu było związane z niskimi testami jądrowymi w obrębie Polinezji Francuskiej.
“Obserwowane przez nas stężenia aktywności plutonu w kriokonicie są – szczególnie na półkuli północnej – rzędy wielkości wyższe niż w innych matrycach środowiskowych stosowanych do monitorowania środowiska, takich jak porosty, mchy, gleby i osady. Jednocześnie nasze odkrycia podkreślają znaczenie kriokonitu w akumulacji zanieczyszczeń radioaktywnych, które potencjalnie mogą stanowić zagrożenie dla otaczającej fauny i flory, a jednocześnie pozwalają śledzić rozprzestrzenianie się tych zanieczyszczeń”, mówi dr Łokas.
Grupa naukowców z IFJ PAN kontynuuje swoje prace. Kolejne badania, realizowane we współpracy z krakowską Akademią Górniczo-Hutniczą, zaplanowano na czapie lodowej Jostedalsbreen w Norwegii. Wyprawa, która odbyła się w sierpniu 2024 roku, miała na celu dalsze zrozumienie źródeł i procesów akumulacji zanieczyszczeń w lodowcach.
(IFJ)
https://kosmonauta.net/2024/12/anomalie-izotopow-plutonu-na-lodowcach-polkuli-poludniowej/

Anomalie izotopów plutonu na lodowcach półkuli południowej.jpg

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.