Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

Kosmos w 2025 roku: czego oczekiwać?
2025-01-13. Zofia Lamęcka  
W 2024 roku w kosmosie zdecydowanie było co oglądać. Był to rok wielu pierwszych, historycznych wydarzeń: mogliśmy podziwiać złapanie przez SpaceX boostera Super Heavy czy pierwszy komercyjny spacer kosmiczny Polaris Dawn. Chinom udało się sprowadzić na Ziemię próbki z niewidocznej strony Księżyca podczas misji Chang’e 6, a Amerykanie wystrzelili sondę Europa Clipper, aby zbadać jeden z satelitów Jowisza. Na mniejszą skalę, ale sukcesy odnieśli też nasi rodacy: POLSA wysłała swojego pierwszego satelitę EagleEye, a linię Kármána przekroczyła pierwsza polska rakieta ILR-33 BURSZTYN 2K.
Rok 2025 zapowiada się równie interesująco.
Nowe testy i rakiety
Dopiero co podziwialiśmy złapanie przez SpaceX rakiety nośnej w powietrzu podczas piątego lotu testowego. W tym roku spodziewamy się kolejnych testów najpotężniejszej rakiety w historii: SpaceX ogłosiło, że w 2025 roku planuje 25 startów Starshipa, aby przygotować się do lądowania astronautów na Księżycu. Prawdopodobnie firma Elona Muska będzie próbować złapać drugi stopień po tym jak okrąży on Ziemię i powróci na stanowisko w Teksasie.
Ale SpaceX to nie jedyna ma ambitne plany na ten rok. Zadebiutować ma wreszcie rakieta Neutron. Nowozelandzka firma regularnie wynosi na orbitę satelity na pokładzie niewielkiego Electrona, do którego być może dołączy już niedługo znacznie większy Neutron.
Poza SpaceX i Rocket Lab warto śledzić też amerykańskie przedsiębiorstwo Sierra Space. Dream Chaser, mały wahadłowiec, po opóźnieniach w 2024 roku, ma po raz pierwszy zawieźć ładunek na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Samolot kosmiczny trafił już do Kennedy Space Center, więc od startu niewiele już nas dzieli. Planowo ma to mieć miejsce w maju 2025 roku.
Wystrzelenie stacji Haven-1
Po ogłoszeniu pewnej deorbitacji ISS NASA nie planuje budowy kolejnej stacji kosmicznej na orbicie okołoziemskiej. Budową następnej placówki badawczej zajmują się obecnie intensywnie Chiny, oraz prywatne firmy z sektora kosmicznego. Blue Origin wraz ze Sierra Space projektują stację Orbital Reef, a Voyager Space i Arbus planują stację Starlab. Niezależnie budową zajęła się firma Axiom Space, której projekt Haven-1 już w tym roku ma znaleźć się na orbicie.
Haven-1 będzie pierwszą w historii komercyjną stacją kosmiczną. Ma zostać wystrzelona pod koniec 2025 roku na rakiecie Falcon 9. Pomieści ona do 4 astronautów na okres około 30 dni i będzie skierowana jest do użytku przez firmy prywatne, oraz agencje kosmiczne. Haven-1 będzie podtrzymywała życie astronautom, zawierała laboratorium do badań nad mikrograwitacją i kopułę do oglądania Ziemi z orbity, oraz będzie zapewniać internet ze Starlinków.
Zaćmienie Słońca widoczne z Polski
W 2025 roku czekają nas dwa zaćmienia. Pierwsze, 29 marca, będzie widoczne w naszym kraju. Jego maksymalna faza w Warszawie wyniesie 16%, a na zachodzie Polski do 26%. Z Warszawy Księżyc na tarczy Słońca będzie widoczny około 11:50 a 13:05, z maksymalną fazą o 12:28. Dokładnie przebieg zjawiska w wybranej lokalizacji można prześledzić na stronie www.timeanddate.com/eclipse.
Obserwatorium im. Very C. Rubin
W tym roku otworzy się obserwatorium Very C. Rubin, które ma zrewolucjonizować wiele dziedzin astronomii. Zamiast skupiać się na odległych obiektach, co trzy dni jego główne lustro o średnicy 8,4 metra będzie rejestrować zmiany na całym niebie. Obserwatorium zostało wyposażone w największą kamerę, jaką kiedykolwiek zbudowano. Sama konstrukcja jest na tyle zwrotna, że może zmieniać pozycję co zaledwie 5 sekund. Porównując stale obrazy z poprzednimi, teleskop może znajdywać zmiany w położeniu czy jasności, oraz monitorować obiekty, które pojawiły się lub zniknęły – komety, asteroidy czy supernowe. Poza tym, jednym z głównych celi projektu będzie badanie ciemnej energii i ciemnej materii.
Axiom 4 – Sławosz Uznański na ISS
Na wiosnę tego roku zaplanowana jest misja Axiom 4, która dostarczy czwórkę astronautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną. W składzie załogi znajdzie się Sławosz Uznański – drugi w historii, po Mirosławie Hermaszewskim, polski astronauta. Spędzi on na ISS 14 dni. W tym czasie będzie prowadzić badania naukowe w warunkach mikrograwitacji. Więcej szczegółów o planach badań i misji można znaleźć w dedykowanym artykule o IGNIS.
Tianwen-2
Tym razem Chiny, zamiast podbijać Księżyc czy Marsa, skupią się na małych ciałach niebieskich. Tianwen-2 będzie łączoną misją sample return, które przeanalizuje aż dwa obiekty. Najpierw zbliży się do pobliskiej planetoidy 469219 Kamoʻoalewa, której obserwacje teledetekcją przeprowadzi z orbity. Następnie wyląduje na asteroidzie, z której pobierze 100 gramów regolitu. Dodatkowo, aby prowadzić dalsze obserwacje, zostanie tam wypuszczony nano-orbiter i nano-lander.
Po przebadaniu asteroidy Tianwen-2 powróci na Ziemię, aby zrzucić pobrane próbki powierzchni i wykonać asystę grawitacyjną. Ten manewr będzie użyty, aby dotrzeć do drugiego celu misji: 311P/PANSTARRS. Jest to odkryta w 2013 roku asteroida, którą Chińczycy będę badać podczas misji przez co najmniej rok.
Sam start misji planowany jest na maj 2025 roku. Sonda zostanie wystrzelona na rakiecie Long March 3B i dotrze do planetoidy 469219 Kamoʻoalewa w 2026 roku. Po roku, w 2027, opuści orbitę pierwszej planetoidy, aby w 2034 dotrzeć do 311P/PANSTARRS. W czasie oczekiwania na wyniki Chiny planują wysłać kolejną, trzecią już misję, Tianwen-3 typu sample return na Marsa.
SPHEREx
Nazwa SPHEREx to z angielskiego akronim Spectro-Photometer for the History of the Universe, Epoch of Reionization, and Ices Explorer. Ta dość długa nazwa projektu dobrze wyjaśnia, czym będzie się zajmować. SPHEREx to kolejny amerykański projekt teleskopu kosmicznego, który tym razem ma na celu:
•    badanie początków wszechświata, przede wszystkim fazy inflacji
•    badanie początków i ewolucji galaktyk
•    badanie powstawania systemów planetarnych
Obecnie zaplanowana data startu to 27 lutego.
Eksploracja Księżyca
Poza Chinami i Stanami swoją cegiełkę do eksploracji kosmosu planują dołożyć Japończycy. Hakuto-R “Resilience”, który w najbliższych dniach ma zostać wysłany na Księżyc, wypuści mini łazik Tenacious i pobierze próbki regolitu.
Razem z Hakuto, rakieta Falcon 9 wyniesie Blue Ghost od amerykańskiej Firefly Aerospace. We współpracy z NASA dostarczy on dziesięć instrumentów badawczych, które mają pogłębić naszą wiedzę przed przyszłymi misjami załogowymi jak Artemis III.
NASA w przygotowaniach do ponownego postawienia stopy na Księżycu, realizuje program Commercial Lunar Payload Services (CLPS), w ramach którego zatrudnia firmy prywatne do transportu ładunków. Jedną z firm, z którą współpracuje jest wyżej wspomniana Firefly AeroSpace. To jednak nie koniec. Również jeszcze w pierwszym kwartale 2025 roku swój start ma mieć druga misja księżycowa Intuitive Machines. Najważniejszym zadaniem będzie eksperyment PRIME-1 (Polar Resources Ice-Mining Experiment-1), w którym firma podejmie próbę dostania się wiertłem do lodu pod powierzchnią.
Ambitne plany snuje też Jeff Bezos, który mówi o wysłaniu lądownika Blue Moon na Księżyc. Tutaj jednak szczegóły i daty nie są znane. Czy uda mu się rzeczywiście wysłać lądownik jeszcze w tym roku? Czas pokaże.
Jak widać w przemyśle kosmicznym i badaniach będzie się działo. Co chwilę planowany jest kolejna misja czy test i ciężko pozostać na bieżąco. O wszystkim jednak będziecie mogli dowiedzieć się na Astronecie.
Źródła:
•    Science.org: The science stories likely to make the biggest headlines in 2025
10 stycznia 2025

•    Stellarium
•    The New York Times: Big Rockets, a Big Telescope and Big Changes in Space Await in 2025
11 stycznia 2025

•    VASTspace.com: Haven-1
10 stycznia 2025

•    Wikipedia.org: Tianwen-2
13 stycznia 2025

•    Wikipedia.org: IM-2
13 stycznia 2025

•    Blue Origin: Blue Moon
13 stycznia 2025

•    JPL.NASA.GOV: SPHEREx
13 stycznia 2025

•    Wikipedia.org: Tianwen-2
13 stycznia 2025
 Zdjęcie w tle: Zofia Lamęcka
Wizualizacja Dream Chaser dokującego do ISS. Źródło: Sierra Nevada Space Systems

Wizualizacja Haven-1 z zadokowanym Dragonem. Źródło: NASA
Mapa zaćmienia 29 marca. Źródło: Ekkehard Domning via Wikimedia Commons

Obserwatorium Very C. Rubin w Chile. Źródło: Rubin Observatory/NOIRLab/NSF/AU

Członkowie misji; od lewej: Peggy Whitson, Shubhanshu Shukla, Sławosz Uznański i Tibor Kapu. . ŹródłoAxiom Space

Wizualizacja SPHEREx. Źródło: NASA/JPL

Lądownik Nova-C od Intuitive Machines. Źródło: NASA Marshall Space Flight Center / Intuitive Machines

https://astronet.pl/badania/kosmos-w-2025-roku-czego-oczekiwac/

Kosmos w 2025 roku czego oczekiwać.jpg

Kosmos w 2025 roku czego oczekiwać2.jpg

Kosmos w 2025 roku czego oczekiwać3.jpg

Napisano

NASA ponownie opóźniła powrót załogi Starlinera
2025-01-13. Mateusz Mitkow
Załoga kapsuły Starliner w dalszym ciągu oczekuje na możliwość powrotu z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Z dostępnych informacji wynika, że astronauci będą musieli ponownie uzbroić się w cierpliwość. NASA poinformowała o nowym terminie lotu powrotnego.
6 czerwca ubiegłego roku kapsuła Starliner zadokowała do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Pomimo tego, że statek wrócił na Ziemię, jego załoga w dalszym ciągu pozostaje na orbitującej placówce, cierpliwie oczekując na powrót. Powodem sytuacji są problemy techniczne, których doświadcz Kolejne opóźnienia
NASA planowała ściągnąć swoich astronautów w lutym 2025 r. na pokładzie statku kosmicznego Dragon od firmy SpaceX w ramach misji Crew-9. Będzie to kolejna z rutynowych lotów astronautów na ISS, jednak w tym wypadku poleci dwóch członków załogi, aby w drodze powrotnej kapsuła była w stanie zabrać ze sobą astronautów misji Starlinera.
Sytuacja spowodowała, że Butch Wilmore i Suni William zamiast kilkudniowej misji muszą przebywać na stacji kosmicznej już od ponad pół roku. Ich pobyt nie dobiega jednak końca, gdyż niedawno amerykańska agencja kosmiczna ogłosiła opóźnienie rozpoczęcia misji Crew-10. Decyzja powoduje, że załoga kapsuły Starliner będzie mogła wrócić na Ziemię najwcześniej pod koniec marca lub dopiero w kwietniu br.
Załoga misji Crew-9, która zadokowała do ISS we wrześniu 2024 r. nie może powrócić wraz z astronautami kapsuły Starliner dopóki kolejna z misji (Crew-10) nie przybędzie na stacje. Tym razem powodem opóźnienia są prac, która firma SpaceX musi dokończyć przed lotem nowej kapsuły. NASA podkreśliła, że kolejne opóźnienie nie stanowi zagrożenia dla astronautów.
yła nowa kapsuła Boeinga w trakcie lotu na ISS.
„Stacja niedawno otrzymała dwa loty zaopatrzeniowe w listopadzie i jest dobrze zaopatrzona we wszystko, czego potrzebuje załoga, w tym żywność, wodę, ubrania i tlen” - czytamy w oficjalnym komunikacie NASA. Agencja opisała, że załoga misji Crew-9 skupia się na dokończeniu badań na pokładzie ISS i przygotowuje się do nadchodzących spacerów kosmicznych. Z kolei astronauci misji Crew-10 kontynuują swoje szkolenie.
W kwestii przygotowania statku Dragon głos zabrał Steve Stich, kierownik programu Commercial Crew Program w NASA. „Produkcja, montaż, testowanie i ostateczna integracja nowego statku kosmicznego to żmudne przedsięwzięcie, które wymaga dużej uwagi na szczegóły […] Doceniamy ciężką pracę zespołu SpaceX nad rozbudową floty statków Dragon na potrzeby naszych misji oraz elastyczność programu stacji i załóg ekspedycyjnych, gdy wspólnie pracujemy nad przygotowaniem nowej kapsuły do lotu” - opisał.
O Starlinerze
Przypomnijmy, że kapsuła wraz z załogą na pokładzie została z powodzeniem wyniesiona w przestrzeń kosmiczną 5 czerwca br. z przylądka Canaveral za pomocą systemu nośnego Atlas V firmy United Launch Alliance. Oprócz astronautów Starliner transportował na ISS ok. 360 kg ładunku. Podczas tego lotu lotu doszło do wycieku helu, a awarii uległo pięć z 28 silników. Tuż przed dokowaniem astronautom udało się uruchomić dwa z nich.
Pierwszy lot Starlinera (bezzałogowy) miał miejsce w 2019 r. Zakończył się niepowodzeniem, bowiem kapsuła weszła na niewłaściwą orbitę i nie dotarła do ISS, ale zdołała bezpiecznie wrócić na Ziemię. Test musiał zostać powtórzony. Podczas drugiej próby wykryto serię kolejnych usterek technicznych, głównie związanych z systemem spadochronowym. Dochodzenie w tej sprawie było złożone i długotrwałe, a pandemia na początku 2020 r. jeszcze bardziej opóźniła harmonogram.
Firma Boeing opracowała kapsułę CST-100 Starliner w ramach kontraktu z NASA. Pojazd przeszedł przez burzliwy proces rozwoju i testów. Boeing oraz NASA oczekiwały, że po ostatecznej certyfikacji będzie obok pojazdu Crew Dragon od SpaceX drugim amerykańskim statkiem do transportu załóg na ISS. Przez problemy techniczne w trakcie misji załogowej będzie to jednak niezwykle trudne. Prace nad technologią trwają co najmniej od 2010 r.
Kapsuła Starliner zadokowana do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej
Autor. NASA
Autor. NASA
SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/statki-kosmiczne/nasa-ponownie-opoznila-powrot-zalogi-starlinera

NASA ponownie opóźniła powrót załogi Starlinera.jpg

Napisano

PAN chce stworzyć placówkę w USA. „Koszty będą duże”
2025-01-13.AK.
Polska Akademia Nauk chce stworzyć w Stanach Zjednoczonych placówkę, która miałaby pełnić rolę „ośrodka dyplomacji naukowej”. W 2025 r. PAN wróci do rozmów z decydentami na temat jego utworzenia – zapowiadają władze akademii.
Polska Akademia Nauk posiada obecnie sześć zagranicznych placówek naukowych – w Paryżu, Wiedniu, Rzymie, Berlinie, Brukseli i Kijowie. Do zadań stacji należy promowanie osiągnięć polskiej nauki za granicą, nawiązywanie kontaktów z zagranicznymi partnerami oraz ułatwianie współpracy akademickiej.
Kilka lat temu, za kadencji prezesa prof. Michała Kleibera, pojawił się pomysł utworzenia kolejnej takiej placówki: w Stanach Zjednoczonych – przypomniał w rozmowie z PAP prezes PAN, prof. Marek Konarzewski.
Ideę utworzenia tej stacji przypomniała podczas październikowego Zgromadzenia Ogólnego PAN w Warszawie wiceprezes akademii prof. Mirosława Ostrowska. Poproszona przez dziennikarzy o dodatkowe informacje na temat tych planów podkreśliła, że aktywność międzynarodowa jest ustawowym obowiązkiem akademii. – Stacje zagraniczne pełnią rolę „ambasad naukowych”, służących polskiemu środowisku naukowemu, a ich lokalizacja jest w dużej mierze odzwierciedleniem uwarunkowań historycznych – zauważyła.
Dodała, że PAN dąży do rozszerzenia aktywności międzynarodowej. – Mamy też świadomość, że obecnie niemal we wszystkich dyscyplinach naukowych wiodą prym badacze z USA. Stany Zjednoczone są też liderem, jeśli chodzi o wydatki na badania i rozwój (R&D) oraz innowacyjność. Polskie środowisko naukowe powinno być tam reprezentowane na poziomie instytucjonalnym, wspierającym intensyfikację i rozwój polsko-amerykańskiej współpracy naukowej – przekazała wiceprezes
Możliwość aktywnej, profesjonalnej i stałej działalności naszego przedstawicielstwa w Stanach wymiernie się do tego przyczyni. Jesteśmy gotowi podjąć konkretne kroki w tej sprawie. Na obecnym etapie kluczowe pozostaje pozyskanie środków na utworzenie i funkcjonowanie takiej placówki, co w obecnej sytuacji nauki w Polsce jest niezwykle trudnym zadaniem. Mamy jednak nadzieję, że z czasem uda nam się pozyskać przychylność decydentów do tej idei – dodała.
„Tam bije serce globalnej nauki”
 
Prezes PAN zaznaczył, że temat był wiele razy poruszany z decydentami, ale nie doszło do konkretyzacji projektu. – W tym roku wrócimy do tych rozmów. Głównymi partnerami będą tu Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego i Ministerstwo Spraw Zagranicznych, być może również inne resorty, jeśli będą chciały nas wesprzeć np. w kwestii współpracy technologicznej z USA. Istotność kwestii, o której rozmawiamy, jest tak duża, że chcemy mieć poparcie ze strony nadzorującego PAN premiera i jego kancelarii – skomentował prof. Konarzewski.
Nasza obecność instytucjonalna w USA jest bardzo potrzebna. To tam bije serce globalnej nauki – dodał.
„Koszty będą duże”

Prezes przyznał, że koszty stworzenia nowej placówki „będą duże”. – Będziemy musieli prosić premiera o zwiększenie naszego budżetu – powiedział.
Zastrzegł jednak, że „korzyści będą wielokrotne”, a nową stację trzeba traktować jako inwestycję. – Żyjemy w trudnych czasach i współpraca ze Stanami Zjednoczonymi w zakresie technologii wojskowych podwójnego zastosowania czy np. energetycznych zapewne będzie rosła. Obecność na miejscu jest czymś, co powinno przynieść nam realne efekty finansowe – podkreślił prof. Konarzewski.
Prezes PAN zapytany, czy fizyczne istnienie zagranicznej placówki faktycznie oznacza różnicę – w czasach komunikacji internetowej i masowej migracji naukowców pomiędzy krajami – zwrócił uwagę, że mimo silnie rozwiniętych możliwości związanych z porozumiewaniem się przez sieć wszystkie kraje nadal utrzymują służby dyplomatyczne. – Sprawy ważne ustala się w rozmowach bezpośrednich. Żaden internet i „Teamsy” tego nie zastąpią. Zagraniczną stację PAN trzeba traktować jako część dyplomacji - dyplomacji naukowej. A ta potrafi być bardzo skuteczna – zaznaczył.
Jesteśmy chyba jedynym w UE krajem, który nie posiada przedstawicielstwa naukowo-technologicznego w USA. To zaniedbanie, które trzeba nadrobić – dodał.
Dwie możliwe lokalizacje
Placówka, o którą będzie zabiegać PAN, ma stanowić „reprezentację całego polskiego środowiska naukowego”, gdyż akademia chce ją prowadzić we współpracy z partnerami uczelnianymi – zapowiedział prof. Konarzewski.
Powiedział też o dwóch możliwych „dobrych lokalizacjach”: na wybrzeżu wschodnim (gdzie funkcjonują bardzo silne placówki naukowe, np. w Bostonie) i zachodnim, w rejonie Kalifornii.
Na znaczenie zagranicznych ośrodków dla promowania idei związanych z danym krajem wskazuje m.in. historyk prof. Norman Davies. Według niego studenci uczelni zachodnich w czasie studiów nie słyszą o polskiej historii czy kulturze. – Rządy polskie dbają przede wszystkim o wsparcie dla Polonii. Oczywiście ona jest ważna, ale to kropla w oceanie. Tymczasem dziś 99 proc. studentów w USA czy w Wielkiej Brytanii nie słyszało nic o Polsce w ciągu całych studiów. Nic. Ani jednej godziny, ani jednego wykładu. A potem słychać narzekanie, że w amerykańskich mediach ciągle powtarzają o „Polish concentration camps”. To tego konsekwencja – mówił Davies w styczniowym wywiadzie dla portalu i.pl.
Upowszechnianiu wiedzy na temat Polski i „budowaniu świadomości” sprzyjałoby np. obsadzanie etatów na zagranicznych uczelniach przez polskich naukowców czy tworzenie specjalnych instytutów. Prof. Davies przypomniał, że np. instytut ukraiński na Harvardzie został ufundowany przez diasporę ukraińską mieszkającą w Kanadzie.
Niezależnie od tego doprowadzili oni do utworzenia Instytutu Studiów Ukraińskich w Edmonton, który ma za cel promowanie studiów ukraińskich na uniwersytetach kanadyjskich, ale pomaga też w rozwoju infrastruktury edukacyjnej, tworzeniu i kolportażu podręczników, itd. Polacy tego nie mają, a przecież Polonia jest większa niż emigracja ukraińska. Większa, ale dużo mniej skuteczna. Na uniwersytetach ani w szkołach nie istnieją żadne struktury wspierające ten obszar – zauważył brytyjski historyk.    
Polska Akademia Nauk chce stworzyć placówkę naukową w USA (fot. Andrzej Bogacz / Forum)
źródło: PAP
https://www.tvp.info/84502112/polska-akademia-nauk-chce-stworzyc-placowke-naukowa-w-usa

PAN chce stworzyć placówkę w USA. Koszty będą duże.jpg

Napisano

Debiut rakiety New Glenn. Blue Origin odwołało próbę startu
2025-01-13. Mateusz Mitkow
Nowy system nośny firmy Blue Origin jednak nie zaliczył długo wyczekiwanego debiutu. W trakcie swojego pierwszego loty rakieta New Glenn miała wynieść na orbitę ładunek, a dolny stopień systemu miał podjąć próbę lądowania na oceanicznej barce. Start został przełożony z powodu problemów technicznych.
13 lipca br. w godzinach porannych czasu polskiego, firma Blue Origin starała się przeprowadzić pierwszy lot swojej nowej rakiety o nazwie New Glenn. Spółka kosmiczna należąca do Jeffa Bezosa od wielu lat przygotowywała się do tego momentu. Niestety należy ponownie uzbroić się w cierpliwość, gdyż debiut został odwołany z przyczyn technicznych.
Więcej szczegółów
Start miał zostać wykonany o godz. 7:00 czasu polskiego z przylądka Canaveral (Floryda). Pierwotnie miało do tego dojść już 10 stycznia, lecz plany pokrzyżowały warunki atmosferyczne. Firma Blue Origin ponownie nie wykorzystała swojego okna startowego.
„Rezygnujemy z dzisiejszej próby startu, aby rozwiązać problem z podsystemem pojazdu” - napisano w komunikacie. Obecnie nie jest znana nowa data kolejnej próby. Z pewnością była to trudna decyzja, ale takie sytuacje są zupełnie normalne przy debiutach.
Celem pierwszej misji rakiety New Glenn jest wyniesienie w kosmos demonstratora technologii Blue Ring Pathfinder. Jest to prototyp wielofunkcyjnej platformy, która w niedalekiej przyszłości ma usprawnić szeroko pojętą logistykę kosmiczną. Jeśli wszystko przebiegnie zgodnie z planem, pierwszy stopień systemu ma powrócić na Ziemię, lądując na oceanicznej barce o nazwie Jacklyn.
W przyszłości system zostanie wykorzystany m.in. do wyniesienia lądownika księżycowego Blue Moon oraz pomoże w budowie stacji kosmicznej Orbital Reef.
Duże nadzieje w projekt pokładają także Siły Kosmiczne USA, które chciałyby włączyć nowy system do wojskowego programu National Security Space Launch (NSSL). Jego celem jest zapewnienie stałego dostępu do przestrzeni kosmicznej dla krytycznych misji bezpieczeństwa narodowego.
New Glenn to dwustopniowa rakieta z możliwością wykorzystania pierwszego segmentu w kolejnych misjach. Rakieta mierzy ponad 98 metrów i ma być w stanie zabierać ze sobą do 45 t ładunku na niską orbitę okołoziemską (LEO) oraz do 13,5 t na geostacjonarną orbitę transferową. To lepsze możliwości w porównaniu do takich rakiet jak Falcon 9 czy Falcon Heavy od SpaceX.
Rakieta od Blue Origin wyróżnia się także owiewką o średnicy 7 metrów. Szerokość została dostosowana do misji zakładających wyniesienie dużych ładunków na orbitę. Obecnie nie ma na rynku rakiety, która oferowałaby taki rozmiar ładowni.
Warto także zauważyć, że w dolnym segmencie znajduje się siedem silników BE-4 zasilanych mieszanką skroplonego gazu ziemnego (LNG) oraz ciekłego tlenu. Górny stopień natomiast napędza para jednostek BE-3U na ciekły wodór i ciekły tlen.
Zew historii
Prace nad rakietą New Glenn trwają od ponad dekady. Nowy system nośny firmy Blue Origin został nazwany na cześć astronauty Johna Glenna, czyli pierwszego Amerykanina, który wziął udział w locie orbitalnym. Projekt od początku wyróżniał się wysokim i jednocześnie stabilnym finansowaniem, ze względu na to, że założycielem i właścicielem spółki jest Jeff Bezos.
Od samego początku działalności Blue Origin (2000 r.) jej celem jest budowa tanich, odzyskiwalnych rakiet nośnych. Należy zauważyć, że New Glenn jest pierwszą rakietą orbitalną firmy Bezosa, co stawia ją w zupełnie nowej pozycji na rynku. Do tej pory firma Blue Origin wykonywała jedynie komercyjne loty w kosmos, przy użyciu suborbitalnego systemu nośnego New Shepard (jej pierwszy lot odbył się w 2015 r.).

Autor. Blue Origin

SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/systemy-nosne/blue-origin-odwolalo-probe-startu-rakiety-new-glenn

Debiut rakiety New Glenn. Blue Origin odwołało próbę startu.jpg

Napisano

Chiny wystrzeliły rakietę z morza. Satelity już na orbicie
2025-01-14. Wojciech Kaczanowski
Chiny przeprowadził udany start rakiety z platformy morskiej, w ramach którego na orbitę trafiło 10 satelitów nawigacyjnych dla prywatnej firmy. To drugi start Chin w 2025 r.
Rakieta Jielong-3 wystartowała z platformy morskiej wybrzeży miasta Haiyang, we wschodniej prowincji Shandong w nocy z 12 na 13 stycznia 2025 r. czasu polskiego. Celem misji było wyniesienie na niską orbitę okołoziemską (LEO) 10 satelitów Microcentispace-01 dla firmy Future Navigation.
Satelity wesprą chiński odpowiednik GPS
Future Navigation pracuje nad konstelacją około 190 satelitów na LEO, które mają wspierać system GNSS (Global Navigation Satellite Systems), w tym chiński system BeiDou, aby zapewnić bardziej precyzyjny sygnał. Obecnie system nawigacji satelitarnej Państwa Środka składa się z kilkudziesięciu satelitów rozmieszczonych na średniej (MEO) i geostacjonarnej orbicie okołoziemskiej (GEO).
Pierwsze satelity do chińskiej konstelacji zostały wystrzelone już w 2000 r. w ramach budowy systemu Beidou-1. Rozwinięciem sieci był Beidou-2, który początkowo objął swoimi usługami obszar Azji i Pacyfiku. Dopiero w 2015 r. na orbitę trafiły pierwsze jednostki trzeciej generacji, czyli Beidou-3.
Chińska sieć stanowi poważną konkurencję dla amerykańskiego systemu GPS czy europejskiego Galileo. Nie można zapominać także o rosyjskim systemie GLONASS. W 2022 r. przywódcy Chin oraz Rosji podpisali porozumienie w celu zapewnienia komplementarności systemów nawigacyjnych - rosyjskiego GLONASS i chińskiego BeiDou.
Wyniesienie satelitów było drugim startem Chin w 2025 r.
Jielong-3 to czterostopniowa rakieta nośna na paliwo stałe, nad którą kontrolę sprawuje China Rocket - komercyjne ramię Chińskiej Korporacji Nauk Lotniczych i Technologii (CASC, China Aerospace Science and Technology Corporation). System o wysokości 31 m i masie startowej 140 t jest w stanie wynieść na orbitę synchroniczną ze Słońcem (SSO) około 1,5 t ładunku.
Wyniesienie satelitów dla Future Navigation było 2 startem chińskiej rakiety w 2025 r. Państwo Środka planuje pobić ubiegłoroczny rekord 68 lotów orbitalnych. Pomóc w tym mają rakiety opracowywane przez ośrodki państwowe, np. z serii Długi Marsz, oraz firmy prywatne.
W 2025 r. zobaczymy debiuty CZ-8A (Długi Marsz 8A) oraz CZ-12A. Oprócz wyżej wymienionych systemów, w 2025 r. powinniśmy być świadkami debiutów takich rakiet, jak Pallas-1 i Ceres-2 od Galactic Energy, a także Nebula-1 od Deep Blue Aerospace, Kinetica-2 firmy CAS Space oraz Hyperbola-3 od iSpace. Więcej informacji na temat rakietowych planów Chin na 2025 r. dostępnych jest TUTAJ.
Start rakiety Jielong-3 z platformy morskiej.
Autor. CASC
SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/systemy-nosne/chiny-wystrzelily-rakiete-z-morza-satelity-juz-na-orbicie

Chiny wystrzeliły rakietę z morza. Satelity już na orbicie.jpg

Napisano

Zmiana na szczycie ISRO. Nowy lider w przełomowym momencie
2025-01-14. Wojciech Kaczanowski
Zmiana na stanowisku szefa Indyjskiej Organizacji Badań Kosmiczny (ISRO). V. Narayanana obejmie funkcje w przełomowym momencie, gdy Indie intensyfikują swoją działania nad misjami Księżycowymi i krajową stacją kosmiczną.
Od 2022 r. stanowisko szefa ISRO pełnił S. Somanath, za którego kadencji zostały zrealizowane historyczne misje kosmiczne Indii. Szczególnie ważną była Chandrayaan-3, w ramach której lądownik Vikram z łazikiem Pragyan przyziemili na powierzchni Księżyca.
Indie, jako czwarty kraj dołączyły do elitarnego grona państw, którym udało się wylądować na naturalnym satelicie Ziemi. Wówczas osiągnięciem tym mogły pochwalić się Stany Zjednoczone, Chiny oraz Rosja. Najnowszym członkiem pozostaje Japonia.
Kim jest nowy szef ISRO?
Zagraniczne media donoszą, że V. Narayanana dołączył do Indyjskiej Organizacji Badań Kosmicznych w 1984 r., a przez swoich kolegów po fachu jest opisywany jako „dobroduszny, ale „rygorystyczny” naukowiec z doświadczeniem w załatwianiu różnych spraw”.
V. Narayanana posiada doktorat z inżynierii aerospace, a przez lata pracy w ISRO przysłużył się rozwojowi sektora kosmicznego poprzez udział w projektach rakiet nośnych, tj. Polar Satellite Launch Vehicle (PSLV) lub Launch Vehicle Mark-3 (LVM3).
Ostatnia z wymienionych rakiet wyniosła w 2019 r. misję Chandrayaan-2, której celem było bezzałogowe lądowanie na Księżycu. Ponad dziesięć minut po planowanym czasie posadzenia sondy Vikram na Księżycu - ówczesny szef agencji kosmicznej ISRO, Kailasavadivoo Sivan potwierdził, że kontakt z lądownikiem został utracony. Vikram rozbił się o powierzchnię.
Chociaż V. Narayanana nie był bezpośrednio zaangażowany w misję Chandrayaan-2, brał czynny udział w analizie sytuacji po jej nieudanym zakończeniu. Stojąc na czele Krajowego Komitetu Ekspertów powołanego w celu zbadania przyczyn twardego lądowania udało się wskazać przyczyny i wymagane działania naprawcze, a następnie zaimplementować do wspomnianej misji Chandrayaan-3.
Zmiana kierowcy w rozpędzonym pojeździe
Roszada na najwyższym stanowisku ISRO następuje w przełomowym momencie dla Indii. W 2025 r. Indie planują podwoić liczbę startów rakiet nośnych, przeprowadzając aż 10 misji. Również w tym roku będziemy świadkami pierwszej misji testowej w ramach indyjskiego programu załogowych lotów kosmicznych Gaganyaan. Rakieta HLVM-3 wyniesie kapsułę, w której zamiast astronauty znajdzie się humanoid „Vyommitra”.
Program Gaganyaan ma być początkiem do trwałej obecności indyjskich astronautów w kosmosie. W przeciągu kilku lat od udanej demonstracji możliwości pojazdu Gaganyaan, Indie planują rozpocząć budowę narodowej stacji orbitalnej o nazwie Bharatiya Antariksha Station. Pierwszy moduł powinien zostać wyniesiony w 2028 r.
W 2027 r. Indie planują zrealizować czwartą misję na Księżyc z serii Chandrayaan. Tym razem naukowcy spróbują pobrać próbki badawcze oraz przetransportować je na Ziemię. Oprócz rozwoju nauki Chandrayaan przygotowuje Indie do pierwszego w historii tego państwa załogowego lądowania na Księżycu. W tym przypadku ISRO celuje w 2040 r.
Do realizacji powyższych projektów niezbędny będzie niezależny dostęp do orbity. W tym celu ISRO pracują nad ciężką rakietą nośną Next-Generation Launch Vehicle (NGLV). Przewiduje się, że rakieta będzie gotowa do pierwszego lotu na przełomie 2030 i 2031 r. Więcej na ten temat można przeczytać TUTAJ.
Tutaj do akcji wkracza nowy szef ISRO, który pracuje jeszcze jako dyrektor Centrum Systemów Napędów Ciekłych (ang. Liquid Propulsion Systems Centre). Ośrodek pracuje m. in. nad projektem rakiety NGLV. Stanowisko szefa ISRO obejmie w połowie stycznia 2025 r.
Flaga Indii
Autor. Pixabay
Model rakiety NGLV na Międzynarodowym Kongresie Astronautycznym 2024 w Mediolanie.
Autor. M. Mitkow/Space24.pl
SPACE24
https://space24.pl/polityka-kosmiczna/swiat/zmiana-na-szczycie-isro-nowy-lider-w-przelomowym-momencie

Zmiana na szczycie ISRO. Nowy lider w przełomowym momencie.jpg

Napisano

Satelita polskich naukowców poleciał w kosmos. „Bezcenne doświadczenie”
2025-01-14.ŁZ.
Rakieta nośna Falcon 9 została wystrzelona z bazy Vandenberg w Kalifornii, wynosząc na orbitę 131 ładunków, wśród których znalazł się najmniejszy polski satelita, HYPE, stworzony przez studentów Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.
Lot rozpoczął się we wtorek około godziny 20 czasu polskiego. Separacja pierwszego członu rakiety przebiegła prawidłowo, po czym wylądował on w bazie SpaceX LZ-4 (Landing Zone 4). Wystrzelenie rakiety można było oglądać online.
HYPE to pierwszy satelita w pełni stworzony przez studentów, jak również najmniejszy zbudowany do tej pory w Polsce – poinformowali przedstawiciele uczelni. Opracowany został w ramach Koła Naukowego SatLab AGH we współpracy z Centrum Technologii Kosmicznych AGH. Urządzenie jest satelitą standardu PocketQube o wymiarach 5x5x5 cm.
Jak wyjaśnił Jan Rosa, członek zarządu koła SatLab AGH, HYPE ma być wyniesiony na orbitę na wysokość 525 km, gdzie rozpocznie swoją pionierską misję; na orbicie docelowej znajdzie się w środę, a w ciągu 5-10 dni zostanie oddzielony od reszty statku D-Orbit i wyrzucony z kapsuły w przestrzeń kosmiczną.
Po oddaleniu się od pozostałych satelitów rozpocznie się sekwencja rozłożenia, która będzie polegała na zwolnieniu mechanizmu zabezpieczającego anteny i selfie sticka. Wtedy zaczynamy procedurę nawiązywania komunikacji i uruchomienia podsystemów – wskazał Rosa.
Misja HYPE: światło, wulkany, lasy
Według niego, konstruktorzy z AGH opracowali urządzenie o licznych możliwościach technologicznych i edukacyjnych. Posiada ono miniaturowy spektrometr umożliwiający obserwację Ziemi. Pozwoli to na ocenę zanieczyszczenia światłem, pyłami wulkanicznymi, a także obserwację degradacji obszarów leśnych.
Wykrywanie emisji gazów i pyłów da możliwość modelowania wpływu aktywności wulkanicznej na środowisko oraz zdrowie ludzi. Obserwacje degradacji lasów mogą pomóc monitorować wylesianie, a także oceniać skuteczność działań ochronnych. Dane z HYPE mogą zostać wykorzystane w ramach projektów badawczych, posłużyć do nauki metod analizy danych przestrzennych i spektroskopii.
Dzięki tym badaniom studenci zdobędą bezcenne doświadczenie w projektowaniu oraz realizacji misji kosmicznych” – zaznaczyli twórcy.
Promocja polskiej nauki

W ramach misji HYPE wykorzysta również miniaturową kamerę zamontowaną na składanym ramieniu. Kamera będzie skierowana na wyświetlacz satelity, na którym będą pojawiały się grafiki przesłane ze stacji naziemnej. Ten element misji ma na celu promocję polskich osiągnięć technologicznych oraz popularyzację nauki i technologii kosmicznych. Misja HYPE ma być inspiracją dla młodego pokolenia, zachęcając uczniów i studentów do podejmowania wyzwań w dziedzinach nauk ścisłych i technicznych oraz rozwijania pasji związanych z eksploracją kosmosu.
Do monitorowania trajektorii nanosatelity HYPE i stałej z nim komunikacji na orbicie posłuży specjalna antena, którą pod koniec grudnia zainstalowano na dachu Centrum Technologii Kosmicznych AGH.
Wśród 131 ładunków wystrzelonych w ramach misji Transporter-12 był również między innymi norweski satelita NorSat-4 do śledzenia ruchu statków wzdłuż wybrzeży północnej Europy.
Rakieta nośna Falcon 9 zabrała w kosmos polskiego satelitę (fot. AGH/Bill Ingalls/NASA via Getty Images)
źródło: PAP
https://www.tvp.info/84525458/satelita-hype-z-agh-polecial-w-kosmos-rakieta-falcon-9-zabrala-nanosatelite-kosmiczna-misja-dotyczy-min-wulkanow

Satelita polskich naukowców poleciał w kosmos. Bezcenne doświadczenie.jpg

  • Like 1
Napisano

Satelita stworzony przez studentów AGH leci na orbitę
2025-01-14. Redakcja
Start rakiety Falcon 9 z polskim akcentem!
14 stycznia na orbitę poleci najmniejszy polski satelita HYPE, opracowany przez studentów Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, działających w ramach Koła Naukowego SatLab AGH we współpracy z Centrum Technologii Kosmicznych AGH.
HYPE jest satelitą standardu PocketQube o wymiarach 5 x 5 x 5 cm. To pierwszy satelita w pełni stworzony przez studentów, jak również najmniejszy zbudowany do tej pory w Polsce. Cały proces projektowania i montażu HYPE został przeprowadzony przez młodych naukowców z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Wymagało to ogromnego zaangażowania, pokonywania licznych wyzwań technicznych i umożliwiło studentom zdobycie unikalnego doświadczenia z zakresu kosmonautyki oraz inżynierii satelitarnej.
Wystrzelenie jest zaplanowane na 14 stycznia 2025 roku z Centrum Kosmicznego Vandenberg w Kalifornii w Stanach Zjednoczonych. Najmniejszy polski satelita wyruszy w ramach misji Falcon 9 Transporter-12. HYPE zostanie wyniesiony na orbitę na wysokość 525 km, gdzie rozpocznie swoją pionierską misję.
– Już jutro satelita znajdzie się na orbicie docelowej. W ciągu 5-10 dni HYPE zostanie oddzielony od reszty statku D-Orbit i wyrzucony z kapsuły w przestrzeń kosmiczną. Po oddaleniu się od pozostałych satelitów rozpocznie się sekwencja rozłożenia, która będzie polegała na zwolnieniu mechanizmu zabezpieczającego anteny i selfie sticka. Wtedy zaczynamy procedurę nawiązywania komunikacji i uruchomienia podsystemów – mówi Jan Rosa, członek zarządu koła SatLab AGH.
Młodzi inżynierowie opracowali urządzenie o licznych możliwościach technologicznych i edukacyjnych. Posiada ono miniaturowy spektrometr umożliwiający obserwację Ziemi. Pozwoli to na ocenę zanieczyszczenia światłem, pyłami wulkanicznymi, a także obserwację degradacji obszarów leśnych. Wykrywanie emisji gazów i pyłów umożliwi modelowanie wpływu aktywności wulkanicznej na środowisko oraz zdrowie ludzi. Obserwacje degradacji lasów mogą pomóc monitorować wylesianie, a także oceniać skuteczność działań ochronnych. Dane z HYPE mogą zostać wykorzystane w ramach projektów badawczych, posłużyć do nauki metod analizy danych przestrzennych
i spektroskopii. Dzięki tym badaniom studenci zdobędą bezcenne doświadczenie w projektowaniu oraz realizacji misji kosmicznych.
W ramach misji HYPE wykorzysta również miniaturową kamerę zamontowaną na składanym ramieniu. Kamera będzie skierowana na wyświetlacz satelity, na którym będą pojawiały się grafiki przesłane ze stacji naziemnej. Ten element misji ma na celu promocję polskich osiągnięć technologicznych oraz popularyzację nauki i technologii kosmicznych. Misja HYPE ma być inspiracją dla młodego pokolenia, zachęcając uczniów i studentów do podejmowania wyzwań w dziedzinach nauk ścisłych i technicznych oraz rozwijania pasji związanych z eksploracją kosmosu.
– Cel był bardzo ambitny. Opieraliśmy się na własnej wiedzy, testach, licznych materiałach naukowych czy konsultacjach. Tworzenie HYPE to piękna przygoda, która pokazała, jak dzięki determinacji w krótkim czasie można zdobyć niesamowite nakłady wiedzy i doświadczenia. Ukończenie tego projektu nie byłoby możliwe bez pracy zespołowej wielu ambitnych i zaangażowanych młodych osób – mówi Paweł Rapta, jeden z twórców satelity.
Ostatnie miesiące były dla naukowców z KN SatLab AGH czasem intensywnych przygotowań, szkoleń oraz wymiany wiedzy wśród członków, jak również tworzenia niezbędnej infrastruktury i zaplecza technicznego na uczelni. Pod koniec grudnia zainstalowano na dachu Centrum Technologii Kosmicznych AGH antenę, która będzie w stanie precyzyjnie monitorować trajektorię nanosatelity HYPE i umożliwi stałą komunikację z obiektem na orbicie. Nowy nabytek uczelni zapewni w przyszłości kontakt z satelitami, które będą realizowane w ramach kolejnych projektów.
– W przyszłości planujemy wyposażenie laboratorium w rentgen do sprawdzania elektroniki i konstrukcji oraz pomieszczenie typu clean room służące do budowania komponentów i ich integracji. Naszym kolejnym projektem jest satelita większego formantu – standardu CubeSat, który będzie miał za zadanie monitorowanie powierzchni Ziemi w wielu częstotliwościach światła oraz testowanie eksperymentalnego modułu komunikacji laserowej. Będzie to pierwszy taki moduł stworzony w Polsce. Zawierać będzie Payload biologiczny, który będzie badał wpływ promieniowania kosmicznego. Projekt ma dostarczać polskim instytucjom danych satelitarnych z kamery hiperspektralnej – wyjaśnia Jan Rosa, członek zarządu koła.
Zachęcamy do śledzenia w godzinach wieczornych relacji na żywo ze startu na kanale na YouTube SpaceX i dalszych losów satelity w mediach społecznościowych KN SatLab AGH:
https://www.instagram.com/satlab_agh/
https://www.facebook.com/satlab.agh/
(AGH)
https://kosmonauta.net/2025/01/satelita-stworzony-przez-studentow-agh-leci-na-orbite/

 

Satelita stworzony przez studentów AGH leci na orbitę.jpg

  • Like 1
Napisano

Sonda BepiColombo przesłała na Ziemię nowe zdjęcia Merkurego. To jej ostatni przelot w pobliżu tej planety
2025-01-14. Radek Kosarzycki
Sonda kosmiczna BepiColombo Europejskiej Agencji Kosmicznej właśnie ukończyła szósty przelot obok Merkurego, rejestrując niesamowite nowe obrazy powierzchni planety. Misja, realizowana we współpracy z Japońską Agencją Eksploracji Aerokosmicznej (JAXA), wykorzystuje te przeloty, aby stopniowo dostosować swoją trajektorię i zwolnić na tyle, aby grawitacja Merkurego mogła przechwycić sondę na orbitę już podczas następnego spotkania w 2026 roku.
Chociaż sondy kosmiczne często wykorzystują grawitację planet do zmiany swojego kursu, to znacznie rzadziej wykonują te manewry wokół planety docelowej. BepiColombo maksymalnie wykorzystuje właśnie takie bliskie podejścia, gromadząc cenne dane i rejestrując niesamowite obrazy jeszcze przed rozpoczęciem swojej głównej misji.
Merkury, najmniejsza planeta w naszym Układzie Słonecznym, to świat ekstremów. Wypalona przez Słońce, temperatura jego powierzchni może osiągnąć zabójcze 472°C w ciągu dnia i spaść do -200°C w nocy. Jest to zatem surowe środowisko, które – jeżeli dodamy do tego bliskość Merkurego do Słońca – sprawia, że jest to planeta naprawdę trudna do zbadania. Jak dotąd tylko dwie misje, Mariner 10 i Messenger, odwiedziły Merkurego.
BepiColombo, wyposażony w dwa orbitery (jeden z ESA i jeden z JAXA), jest gotowy zrewolucjonizować nasze zrozumienie tej zagadkowej planety. Ostatni przelot pozwolił kamerom monitorującym sondy (M-CAM) na uchwycenie szczegółowych obrazów powierzchni Merkurego z odległości zaledwie kilkuset kilometrów.
Jedno z najbardziej uderzających zdjęć przedstawia terminator Merkurego, linię dzielącą dzienną i nocną stronę planety. Ta perspektywa pozwoliła BepiColombo zajrzeć do stale zacienionych kraterów na biegunie północnym Merkurego, regionów, które pozostają niesamowicie zimne pomimo bliskości planety do Słońca. Naukowcy uważają, że te kratery, w tym Prokofiewa, Kandinsky’ego, Tolkiena i Gordimera, mogą zawierać zamarznięty lód wodny.
Inny urzekający obraz ukazuje Borealis Planitia, rozległą równinę wulkaniczną utworzoną miliardy lat temu, gdy powierzchnie zalały strumienie lawy. Na zdjęciu widać dowody na ten dawny wulkanizm: gładkie równiny, grzbiety zmarszczek (powstałe w wyniku stygnięcia i kurczenia się lawy) oraz pozostałości kraterów, które były częściowo wypełnione lawą. Na zdjęciu widać również basen Caloris, ogromny krater uderzeniowy o średnicy 1500 km.
Trzecie zdjęcie pokazuje zarówno cechy wulkaniczne, jak i uderzeniowe. Wyróżnia się na nim Nathair Facula, jasny region powstały w wyniku największej eksplozji wulkanicznej Merkurego. To wydarzenie wulkaniczne wyrzuciło lawę na odległość ponad 150 km od centralnego otworu. Dla kontrastu zdjęcie pokazuje również znacznie młodszy krater Fonteyn, będący przypomnieniem trwających uderzeń, które wciąż kształtują powierzchnię Merkurego.
Te nowe zdjęcia dają kuszący wgląd w to, co nastąpi, gdy BepiColombo wejdzie na swoją orbitę wokół Merkurego w 2026 roku. Misja obiecuje odkryć sekrety tej fascynującej planety, rzucając światło na jej historię geologiczną, skład i pole magnetyczne. Dane zebrane przez BepiColombo pomogą naukowcom zrozumieć nie tylko Merkurego, ale także powstawanie i ewolucję naszego Układu Słonecznego jako całości.
https://www.pulskosmosu.pl/2025/01/sonda-bepicolombo-ostatni-przelot/

Sonda BepiColombo przesłała na Ziemię nowe zdjęcia Merkurego. To jej ostatni przelot w pobliżu tej planety.jpg

Sonda BepiColombo przesłała na Ziemię nowe zdjęcia Merkurego. To jej ostatni przelot w pobliżu tej planety2.jpg

Sonda BepiColombo przesłała na Ziemię nowe zdjęcia Merkurego. To jej ostatni przelot w pobliżu tej planety3.jpg

Sonda BepiColombo przesłała na Ziemię nowe zdjęcia Merkurego. To jej ostatni przelot w pobliżu tej planety4.jpg

Napisano

Trwa 3. edycja konkursu astrofotograficznego Klubu Astronomicznego Almukantarat
2025-01-14. Anna Wizerkaniuk
Trwa 3. edycja konkursu astrofotograficznego organizowanego przez Klub Astronomiczny Almukantarat.
W konkursie może wziąć udział każdy, kto prześle pracę konkursową – fotografię, której tematyką jest astronomia. Wymagane jest, by fotografia obejmowała w kadrze przynajmniej jeden obiekt astronomiczny. Prace będą oceniane w trzech kategoriach:
•    astrofotografia smartfonem,
•    kosmiczne krajobrazy,
•    klasyczna astrofotografia.
Szczegóły dotyczące konkursu oraz sposobu nadesłania prac konkursowych znajdują się na stronie konkursu almukantarat.pl/konkurs-astrofoto.
Prace można przesyłać na adres mailowy [email protected] do 30 marca 2025 r. do godziny 23:59:59.
Laureaci konkursu otrzymają nagrody rzeczowe związane z astronomią oraz pokrycie pierwszej transzy kosztu uczestnictwa w Obozie Astronomicznym Almukantaratu w 2025 r. – dot. uczestników, którzy w roku szkolnym 2024/2025 uczęszczają do 8 klasy szkoły podstawowej, 1, 2, lub 3 klasy szkoły średniej lub 4 klasy technikum.
Sponsorem konkursu jest sklep Teleskopy.pl, który pomaga ufundować sprzęt astronomiczny dla Laureatów konkursu.
Klub Astronomiczny Almukantarat
https://astronet.pl/wydarzenia/trwa-3-edycja-konkursu-astrofotograficznego-klubu-astronomicznego-almukantarat/

 

Trwa 3. edycja konkursu astrofotograficznego Klubu Astronomicznego Almukantarat.jpg

Napisano

DEC uchwyciła iskrzące galaktyki Gromady Antlia
2025-01-14.
Tysiące iskrzących galaktyk ujawnionych na nowym, bardzo głębokim zdjęciu DECam przedstawiającym Gromadę Antlia.
Dark Energy Camera dostarcza obraz iskrzącego krajobrazu galaktyki. Ten bardzo głęboki widok Gromady Antlia ujawnia spektakularny wachlarz typów galaktyk wśród setek, które tworzą jej populację.

Gromady galaktyk to jedne z największych znanych struktur we Wszechświecie. Obecne modele sugerują, że te masywne struktury tworzą się jako skupiska ciemnej materii, a galaktyki, które tworzą się w ich obrębie, są przyciągane przez grawitację, tworząc grupy dziesiątek galaktyk, które z kolei łączą się, tworząc gromady liczące setki, a nawet tysiące. Jedną z takich grup jest Gromada Antlia (Abell S636), znajdująca się około 130 milionów lat świetlnych od Ziemi w kierunku konstelacji Pompy.

To zdjęcie zostało wykonane za pomocą 570-megapikselowej kamery DECam, zamontowanej na 4-metrowym teleskopie NSF w Cerro Tololo Inter-American Observatory w Chile, w ramach projektu NSF NOIRLab. Obejmuje ono tylko część z 230 galaktyk, które jak dotąd tworzyły gromadę Antlia, a także tysiące galaktyk tła. Bardzo głęboki widok DECam pokazuje różnorodność typów galaktyk w gromadzie i poza nią z niesamowitą szczegółowością.

W ciągu ostatnich 20 lat kilka programów NOIRLab przyczyniło się do obserwacji gromady Antlia. Naukowcy z Chile używali zarówno teleskopu Blanco, jak i teleskopu Gemini South do badania gromady w ramach projektu Antlia Cluster Project. W ostatnich latach naukowcy badali gromadę za pomocą obserwatoriów kosmicznych i naziemnych. Te połączone wysiłki ujawniły dynamiczną menażerię rzadszych typów galaktyk w gromadzie.

Gromada Antlia jest zdominowana przez dwie masywne galaktyki eliptyczne – NGC 3268 (w środku) i NGC 3258 (w prawym dolnym rogu). Te centralne galaktyki otoczone są przez szereg słabych galaktyk karłowatych. W oparciu o obserwacje rentgenowskie, które ujawniły „sznur” gromad kulistych wzdłuż obszaru szczytowego światła między nimi, naukowcy uważają, że te dwie galaktyki są w trakcie łączenia się,. Może to być dowód na to, że gromada Antlia to tak naprawdę dwie mniejsze gromady, które się łączą.

Gromada jest bogata w galaktyki soczewkowate – rodzaj galaktyk dyskowych, które mają niewielką ilość materii międzygwiazdowej, a tym samym niewielką ilość formujących się gwiazd – a także zawiera kilka galaktyk nieregularnych. W gromadzie znaleziono wiele rzadszych galaktyk karłowatych o niskiej jasności, w tym skrajnie zwarte galaktyki karłowate, zwarte galaktyki eliptyczne i niebieskie zwarte galaktyki karłowate. Gromada może również zawierać karłowate galaktyki sferoidalne i podtyp skrajnie rozproszonych galaktyk, choć do ich potwierdzenia potrzebne są dalsze badania.

Wiele z tych typów galaktyk zostało zidentyfikowanych dopiero w ciągu ostatnich kilku dekad ze względu na postęp w sprzęcie obserwacyjnym i technikach analizy danych, które mogą lepiej uchwycić niską jasność i stosunkowo mniejsze rozmiary tych galaktyk. Ocena typów galaktyk pozwala astronomom na wykreślenie drobnych szczegółów ewolucji galaktyk, a niektóre galaktyki bogate w ciemną materię zapewniają astronomom dalsze możliwości zrozumienia tej tajemniczej substancji, która stanowi 25% Wszechświata.

Rozwój większych i bardziej czułych kamer, takich jak DECam, pozwala astronomom dostrzec słabsze szczegóły tych superstruktur, takie jak rozproszone światło pomiędzy galaktykami gromady, które jest połączeniem światła wewnątrz gromady – słabego blasku gwiazd wyrzuconych w pole grawitacyjne gromady przez ruch oddziałujących galaktyk – oraz wyblakłego światła z pobliskiej pozostałości po supernowej Antlia, odkrytej w 2002 roku.

Nadchodzący przegląd Legacy Survey of Space and Time prowadzony przez obserwatorium NSF–DOE Vera C. Rubin będzie pierwszym badaniem astronomicznym, które dostarczy naukowcom danych niezbędnych do wykrycia światła wewnątrzgromadowego w tysiącach gromad galaktyk, co pozwoli na odkrycie wskazówek dotyczących rozmieszczenia ciemnej materii wokół gromad galaktyk i historii ewolucji Wszechświata na dużą skalę.

Opracowanie:
Agnieszka Nowak

Źródło:
•    NOIRLab
•    Urania
Gromada Antlia (Abell S636). Źródło: Dark Energy Survey/DOE/FNAL/DECam/CTIO/NOIRLab/NSF/AURA.
Obróbka zdjęcia: R. Colombari & M. Zamani (NSF NOIRLab)
https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2025/01/dec-uchwycia-iskrzace-galaktyki-gromady.html

DEC uchwyciła iskrzące galaktyki Gromady Antlia.jpg

Napisano

Księżyc mógł mieć pierścienie jak Saturn! Nowe badania zaskakują naukowców
2025-01-14. Admin/
Czy można sobie wyobrazić nocne niebo, na którym nasz Księżyc otoczony jest systemem pierścieni podobnym do tych, które zdobią Saturna? Najnowsze badania sugerują, że taki widok mógł być rzeczywistością w przeszłości naszego Układu Słonecznego.
Naukowcy przeprowadzili przełomowe symulacje komputerowe, które wykazały, że księżyce w naszym Układzie Słonecznym nie tylko mogły posiadać pierścienie, ale systemy te mogłyby pozostać stabilne przez nawet milion lat, pomimo grawitacyjnych wpływów innych ciał niebieskich. To odkrycie pogłębia tajemnicę dlaczego dziś żaden z ponad 300 znanych księżyców nie posiada pierścieni.
Mario Sucerquia z Uniwersytetu Grenoble Alpes we Francji wraz z zespołem przeprowadził szczegółowe badania, analizując pięć różnych układów księżyc-planeta, w tym układ Ziemia-Księżyc. Wyniki zaskoczyły samych badaczy - symulacje wykazały, że nasz Księżyc miał aż 95% szans na utrzymanie stabilnego systemu pierścieni.
"Nie spodziewaliśmy się, że księżyce w tak nieprzyjaznym grawitacyjnie środowisku, z wieloma innymi księżycami i planetami zakłócającymi ich pierścienie, będą w stanie utrzymać stabilność," przyznał Sucerquia. Co więcej, te pozornie niekorzystne warunki mogłyby przyczynić się do powstania jeszcze piękniejszych struktur, podobnych do tych obserwowanych w pierścieniach Saturna, takich jak przerwy i fale.
Dlaczego więc dziś nie obserwujemy pierścieni wokół księżyców? Naukowcy sugerują kilka możliwych wyjaśnień. Jednym z nich jest wpływ czynników pozagrawitacyjnych, takich jak promieniowanie słoneczne i naładowane cząstki z pól magnetycznych planet macierzystych, które mogły doprowadzić do rozpadu pierścieni.
Jednak nie wszyscy badacze zgadzają się z tymi wnioskami. Matthew Tiscareno z Instytutu SETI wskazuje na inną możliwość - wolna rotacja większości księżyców (podobna do tej, jaką nasz Księżyc wykonuje wokół Ziemi, pokazując nam zawsze tę samą stronę) mogła w długim okresie doprowadzić do rozpadu pierścieni. Cząstki tworzące pierścienie, orbitując znacznie szybciej niż obracający się księżyc, ostatecznie mogły uderzyć w jego powierzchnię.
To odkrycie jest szczególnie interesujące w kontekście tego, co wiemy o pierścieniach w naszym Układzie Słonecznym. Nie tylko Saturn, ale wszystkie zewnętrzne planety posiadają pierścienie, a niedawne obserwacje wykazały ich obecność nawet wokół niektórych centaurów - asteroid znajdujących się poza orbitą Jowisza.
Badanie to otwiera nowe perspektywy w zrozumieniu ewolucji układów planetarnych i pokazuje, jak złożone mogą być interakcje grawitacyjne w kosmosie. Być może w przyszłości, dzięki bardziej zaawansowanym technologiom, będziemy w stanie odkryć więcej szczegółów na temat dawnych systemów pierścieni księżyców.

Źródło: tylkoastronomia
https://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/ksiezyc-mogl-miec-pierscienie-jak-saturn-nowe-badania-zaskakuja-naukowcow

Księżyc mógł mieć pierścienie jak Saturn! Nowe badania zaskakują naukowców.jpg

Napisano

Prawie dwieście lat temu Słońce zmieniło swój kolor. Wreszcie poznaliśmy rozwiązanie zagadki
2025-01-14. Aleksander Kowal
Nawet z obecnymi możliwościami technologicznymi zapewne nieźle byśmy się zdziwili, gdyby Słońce nagle zyskało… niebieski kolor. Co dopiero musieli pomyśleć mieszkańcy naszej planety sprzed prawie dwustu lat?
Cała historia miała swój początek latem 1831 roku, kiedy to obserwatorzy zwrócili uwagę na wyraźną zmianę koloru nieba. Nie byłoby to większym problemem, gdyby nie fakt, że do powierzchni Ziemi zaczęło docierać zdecydowanie mniej promieniowania słonecznego. Ograniczony dopływ światła sprawił, że średnie temperatury spadły, a niemal cały świat pogrążył się w klęsce głodu.
Kiedy niemiecki kompozytor, Felix Mendelssohn-Bartholdy – przy akompaniamencie którego zapewne co najmniej raz w życiu opuszczaliście kościół – podróżował w okresie letnim przez Alpy, opisywał pogodę typową dla zimy. Temperatury były znacznie niższe od zwykle spotykanych, a niektóre z okolicznych szczytów pokrył śnieg. Krótkie, ale nad wyraz intensywne ochłodzenie trwało około dwóch lat. Średnie temperatury panujące wtedy na Ziemi spadły o około 1 stopień Celsjusza.
Wielką niewiadomą pozostawało to, dlaczego w ogóle doszło do ówczesnych wydarzeń. Ich konsekwencje miały globalny charakter, podobnie zresztą jak opisy wskazujące na zadziwiające kolory nieba. Słońce – zamiast zwykle spotykanego żółtego koloru – stawało się niebieskie, fioletowe i zielone. Doniesienia o występowaniu takiego fenomenu docierały między innymi z Azji, Europy czy Ameryki Północnej.
XIX-wieczne relacje z całego świata opisywały, jak Słońce zmieniło swój kolor, a temperatury panujące na Ziemi wyraźnie spadły
Z czasem pojawiły się sugestie, jakoby sprawcą całego zamieszania był bliżej niezidentyfikowany wulkan. Powstały za sprawą jego emisji pył i gaz miałyby trafić do atmosfery, ograniczając dopływ światła słonecznego do powierzchni naszej planety oraz zmieniając kolor samego nieba. Wśród podejrzanych wymieniano między innymi Babuyan Claro na Filipinach czy Ferdinandea w pobliżu Sycylii. Teraz wiemy jednak, że XIX-wieczny kataklizm nastąpił w zupełnie innej części świata.
Za przełomem w sprawie stoją przedstawiciele University of St Andrews w Szkocji. Jak sugerują, problemy z produkcją żywności, zmiana koloru nieba oraz wyraźny spadek globalnych temperatur miały swoje źródło w obrębie kaldery Zavaritskii. Ta znajduje się na wyspie Simushir, która stanowi część Wysp Kurylskich na Morzu Ochockim. Relatywnie oddalony od cywilizacji obiekt pozostał więc niezauważony przy samej erupcji, ale już jej skutki były odczuwane przez miliony ludzi.
Do uzyskania odpowiedzi na kluczowe pytania w tej sprawie doprowadziły wyniki analiz rdzeni lodowych. Tego typu próbki mogą zawierać informacje na temat stężeń różnego rodzaju substancji w atmosferze. Biorąc pod uwagę tego typu chemiczne odciski palców, członkowie zespołu badawczego porównali je z fragmentami zebranymi w okolicach kaldery Zavaritskii. W ten sposób zyskali pewność, że w okresie wiosenno-letnim 1831 roku doszło tam do erupcji, która na co najmniej dwa lata poważnie zmieniła życie ludzi na całym świecie.
https://www.chip.pl/2025/01/chiny-potezna-wysokoenergetyczna-bron-mikrofalowa

Prawie dwieście lat temu Słońce zmieniło swój kolor. Wreszcie poznaliśmy rozwiązanie zagadki.jpg

Napisano

Posłuchaj rozbłysków słonecznych z ostatnich trzech lat. Tak brzmi nasze Słońce
2025-01-14. Radek Kosarzycki
Europejska Agencja Kosmiczna we współpracy z NASA stworzyła fascynujący film, który ukazuje trzy lata aktywności słonecznej w formie symfonii dźwięków i obrazów. To innowacyjne podejście pozwala zanurzyć się w aktywności słonecznej także tym, których bardziej przekonuje dźwięk niż obraz.
Podstawą do stworzenia filmu są dane zbierane przez sondę kosmiczną Solar Orbiter wyposażoną w zaawansowane instrumenty do obserwacji Słońca. Jeden z tych instrumentów, Spectrometer/Telescope for Imaging X-rays (STIX), rejestruje lokalizację i intensywność rozbłysków słonecznych, które są nagłymi wybuchami energii i promieniowania na tarczy słonecznej. Rozbłyski te są przedstawione na animacji jako niebieskie okręgi, których rozmiar odpowiada sile emisji promieni rentgenowskich.
Rozbłyski słoneczne występują, gdy energia magnetyczna zgromadzona w atmosferze słońca zostaje nagle uwolniona. Energia ta może przyspieszyć naładowane cząstki do prędkości bliskiej prędkości światła, wywołując szeroką paletę skutków na Ziemi – od zorzy polarnej po zakłócenia komunikacji radiowej i awarie sieci energetycznych.
Częstotliwość i intensywność rozbłysków słonecznych wzrasta, gdy słońce zbliża się do maksimum słonecznego, szczytu 11-letniego cyklu aktywności. Na nagraniu ten wzrost częstotliwości także jest widoczny, bowiem liczba niebieskich okręgów bezustannie rośnie. Warto tutaj przypomnieć, że aktualnie Słońce znajduje się w okresie maksimum aktywności, dzięki czemu okazji do obserwowania zórz polarnych wywoływanych przez rozbłyski i koronalne wyrzuty masy jest obecnie najwięcej od wielu lat.
Na filmie widać także dane z Extreme Ultraviolet Imager (EUI), który rejestruje obrazy zewnętrznej atmosfery słońca, znanej jako korona. Korona na nagraniu widoczna jest w kolorze żółtym. Można nawet powiedzieć, że jest tłem dla tarczy słonecznej, na której dochodzi do rozbłysków.
Co jednak najciekawsze, nagranie wzbogacone jest o warstwę dźwiękową. Charakterystyczny szum słyszalny w tle intensyfikuje się wraz ze zbliżaniem się sondy do Słońca i cichnie, gdy sonda się od Słońca oddala. Ten efekt jest rzeczywisty w tym względzie, że orbita sondy Solar Orbiter nie jest idealnie kołowa, przez co sonda co pół roku zbliża się do Słońca, a następnie od niego oddala.
Połączenie elementów wizualnych i słuchowych w filmie tworzy iście wciągające doświadczenie i zupełnie nowy sposób doświadczania aktywności słonecznej. Sonifikacja rozbłysków słonecznych, stworzona przez Klausa Nielsena, stanowi zupełnie nowy sposób interpretacji danych obserwacyjnych.
Ten innowacyjny projekt nie tylko zapewnia fascynujący wgląd w zachowanie słońca, ale także podkreśla znaczenie zrozumienia aktywności słonecznej i jej potencjalnego wpływu na Ziemię. Ponieważ coraz bardziej polegamy na technologii, kluczowe staje się monitorowanie i przewidywanie zjawisk pogody kosmicznej, takich jak rozbłyski słoneczne, które mimo odległości 150 milionów kilometrów dzielących nas od Słońca, mogą powodować awarie i uszkodzenia technologii na powierzchni Ziemi.
See and hear three years of solar fireworks

https://www.youtube.com/watch?v=XYXAdXf5gWU

https://www.chip.pl/2025/01/chiny-potezna-wysokoenergetyczna-bron-mikrofalowa

Posłuchaj rozbłysków słonecznych z ostatnich trzech lat. Tak brzmi nasze Słońce.jpg

Napisano

Planetoidy NEO w 2025 roku
2025-01-14. Krzysztof Kanawka
Zbiorczy artykuł na temat odkryć i obserwacji planetoid NEO w 2025 roku.
Zapraszamy do podsumowania odkryć i ciekawych badań planetoid bliskich Ziemi (NEO) w 2025 roku. Ten artykuł będzie aktualizowany w miarę pojawiania się nowych informacji oraz nowych odkryć.
Bliskie przeloty w 2025 roku
Poszukiwanie małych i słabych obiektów, których orbita przecina orbitę Ziemi to bardzo ważne zadanie. Najlepszym dowodem na to jest bolid czelabiński – obiekt o średnicy około 18-20 metrów, który 15 lutego 2013 roku wyrządził spore zniszczenia w regionie Czelabińska w Rosji.
Poniższa tabela opisuje bliskie przeloty planetoid i meteoroidów w 2024 roku (stan na 14 stycznia 2025). Jak na razie, w 2025 roku największym obiektem, który zbliżył się do Ziemi, jest planetoida o oznaczeniu 2025 AZ3, o średnicy około 22 metrów.
W ciągu dekady ilość odkryć obiektów przelatujących w pobliżu Ziemi wyraźnie wzrosła:
•    w 2024 roku odkryć było 151
•    w 2023 roku – 113,
•    w 2022 roku – 135,
•    w 2021 roku – 149,
•    w 2020 roku – 108,
•    w 2019 roku – 80,
•    w 2018 roku – 73,
•    w 2017 roku – 53,
•    w 2016 roku – 45,
•    w 2015 roku – 24,
•    w 2014 roku – 31.
W ostatnich latach coraz częściej następuje wykrywanie bardzo małych obiektów, o średnicy zaledwie kilku metrów – co na początku poprzedniej dekady było bardzo rzadkie. Ilość odkryć jest ma także związek z rosnącą ilością programów poszukiwawczych, które niezależnie od siebie każdej pogodnej nocy “przeczesują” niebo. Pracy jest dużo, gdyż prawdopodobnie planetoid o średnicy mniejszej od 20 metrów może krążyć w pobliżu Ziemi nawet kilkanaście milionów.
Inne ciekawe badania i odkrycia planetoid w 2024 roku
Mały meteoryt w Polsce? Już 3 stycznia 2025 w północno-zachodniej Polsce mógł spaść mały meteoryt.
Zapraszamy do działu małych obiektów w Układzie Słonecznym na Polskim Forum Astronautycznym.
Zapraszamy do podsumowania odkryć w 2024 roku. Zapraszamy do podsumowania odkryć w 2023 roku. Zapraszamy do podsumowania odkryć w 2022 roku. Zapraszamy także do podsumowania odkryć obiektów NEO i bliskich przelotów w 2021 roku.
(PFA)
Bliskie przeloty w 2025 roku, LD oznacza średnią odległość do Księżyca / Credits – K. Kanawka, kosmonauta.net
Probable fall of a small meteorite in north-western Poland - 03/01/2025, 22:22:11 UT
https://www.youtube.com/watch?v=pM2nDfqdj4c
Bolid nad północno-zachodnią Polską – 3 stycznia 2025 / Credits – Skytinel

https://kosmonauta.net/2025/01/planetoidy-neo-w-2025-roku/

Planetoidy NEO w 2025 roku.jpg

Planetoidy NEO w 2025 roku2.jpg

Napisano

Kometa jasna jak Wenus. Pokaże nam się po 160 tys. lat
2025-01-14. Dawid Długosz
Kometa C/2024 G3 (Atlas) znajduje się obecnie bardzo blisko Słońca. Już wkrótce będzie ją można oglądać także z Ziemi. Obiekt pochodzi z Obłoku Oorta, a więc odległego obszaru w Układzie Słonecznym. Kometa C/2024 G3 (Atlas) może stać się nawet tak jasna jak Wenus. Czy zobaczymy ją także w Polsce?
Jesień zeszłego roku zapewniła nam na niebie zjawiskową kometę C/2023 A3 Tsuchinshan-ATLAS, którą można było oglądać także w Polsce. W październiku internet został wręcz zalany zdjęciami i filmami tego obiektu. Przed nami możliwość zaobserwowania kolejnej komety, którą odkryto zaledwie niespełna rok temu. Jest nią obiekt sklasyfikowany pod nazwą C/2024 G3 (Atlas).
Kometa C/2024 G3 (Atlas) jasna jak Wenus
C/2024 G3 (Atlas) to obiekt odkryty 5 kwietnia 2024 r. Udało się go odnaleźć z wykorzystaniem systemu ATLAS (Asteroid Terrestrial-impact Last Alert System). Jest to kometa nieokresowa oraz ekstremalnie jasna. To oznacza, że na nocnym niebie może pod tym względem być porównywalna z Wenus. Jak dobrze wiemy, pobliska planeta jest jednym z najjaśniejszych punktów na ziemskim niebie.
Kometa C/2024 G3 (ATLAS) wywodzi się z Obłoku Oorta, czyli rubieży Układu Słonecznego. Gdy ją odkryto, to znajdowała się około 4,38 jednostki astronomicznej od nas. Jedna z nich określa średnią odległość Ziemi od Słońca i jest to niespełna 150 mln km. Jej jasność wynosiła wtedy około 19 magnitudo.
Obecnie obiekt znajduje się dosyć blisko Słońca. To nie tylko utrudnia obserwacje z Ziemi, ale też wystawia kometę na zagrożenie. Pamiętajmy, że C/2024 G3 (ATLAS) jest w dużym stopniu zbudowana z lodu. Promienie słoneczne sprawiają, że ulega on topieniu i m.in. dzięki temu mamy okazję podziwiać charakterystyczny warkocz ciągnący się za kometą.
Kometa C/2024 G3 (ATLAS) ma minąć Słońce w odległości zaledwie około 13 mln km. To ponad 10 razy bliżej niż orbita Ziemi. Jak nietrudno się domyślić, obiekt zostanie wystawiony na trudne warunki i dlatego określa się go jako "sungrazer". To oznacza, że gwiazda Układu Słonecznego może go doprowadzić do dezintegracji.
Czy kometa C/2024 G3 (Atlas) będzie widoczna z Polski?
Cóż… odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Prawdopodobieństwo jest dosyć niewielkie, ale nie można tego zupełnie wykluczyć. Tym razem kometa ma być lepiej widoczna na południowej półkuli naszego globu. W kraju warunki mogą być niewystarczające.
Jeśli jednak jasność komety wzrośnie do ponad -3,5 magnitudo, to istnieje szansa na zobaczenie jej z Polski. Obserwacje utrudnia niska odległość kątowa od gwiazdy Układu Słonecznego. Jeśli szansa na dostrzeżenie się pojawi, to najpewniej tuż przed wschodem lub po zachodzie Słońca.
Obiekt jest śledzony z wykorzystaniem koronografu SOHO. Ponadto 11 stycznia kometa została uchwycona z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Zdjęcie zrobił astronauta NASA Don Pettit, który niejednokrotnie zdołał zarejestrować na ISS niesamowite widoki.
W ramach ciekawostki warto dodać, że kometa C/2024 G3 (Atlas) pojawia się niezwykle rzadko. Następuje to raz na 160 tys. lat!
Kometa C/2024 G3 (Atlas) jasna jak Wenus. Pokaże nam się po 160 tys. lat.123RF/PICSEL
https://geekweek.interia.pl/nauka/news-kometa-jasna-jak-wenus-pokaze-nam-sie-po-160-tys-lat,nId,20944425

Kometa jasna jak Wenus. Pokaże nam się po 160 tys. lat.jpg

Napisano

Noce spadających gwiazd 2025. Kiedy deszcz meteorów?
2025-01-15. Oprac.: Justyna Nachman
Zjawisko spadających gwiazd od wieków fascynuje ludzi na całym świecie. W 2025 roku miłośnicy astronomii będą mieli okazję podziwiać liczne deszcze meteorów, które każdego roku zdobią nocne niebo. W artykule wyjaśniamy, czym naprawdę są spadające gwiazdy, jakie roje meteorów będą widoczne w 2025 roku oraz jak najlepiej przygotować się do obserwacji tego niezwykłego spektaklu.
Spadające gwiazdy, czyli co?
Popularne określenie "spadające gwiazdy" może być mylące, ponieważ widoczne na nocnym niebie obiekty nie są faktycznie gwiazdami, ani nie spadają w dosłownym tego słowa znaczeniu. To popularne i niezwykle widowiskowe zjawisko, to nic innego jak meteory, czyli ślad świetlny, pozostawiony przez spalające się w atmosferze ziemskiej ciało niebieskie.
Kiedy mówimy o deszczu meteorów, mamy na myśli szczególne zdarzenie w ciągu roku, kiedy to przez ziemską atmosferę przez godzinę przelatuje min. 100 meteorów pochodzących z jednego roju. Opisany deszcz można zaobserwować jedynie przy odpowiednich warunkach obserwacyjnych, takich jak:
•  Widoczność graniczna (LM): co najmniej 6,5 mag;

Radiant w zenicie: punkt na niebie, z którego zdają się wypływać meteory, musi znajdować się w najwyższym punkcie.
Pierwsze wzmianki o deszczach meteorów pochodzą z czasów starożytnych. Już w 687 roku p.n.e. chińscy kronikarze z dynastii Zhou odnotowali to fascynujące zjawisko, co świadczy o tym, że budziło zainteresowanie już tysiące lat temu.
Czym różni się meteor od meteorytu?
Meteor to widoczny na niebie ślad świetlny, powstający wskutek spalania meteoroidu wpadającego w atmosferę Ziemi. Zjawisko to jest efektem reakcji uwalnianych z meteoroidu gazów, z rozgrzanymi cząsteczkami atmosfery.
Meteoroid to drobina materii kosmicznej, mniejsza od planetoidy, która porusza się wokół Słońca. Może mieć średnicę od 0,1 mm do 10 metrów. Natomiast meteoryt to meteoroid, który nie uległ spaleniu w atmosferze i dotarł do powierzchni Ziemi.
Ciekawostką jest to, że codziennie przez atmosferę Ziemi przechodzi od 100 do 1000 ton materii kosmicznej. Choć większość z niej spala się w atmosferze, meteoroidy mogą stanowić zagrożenie dla stacji kosmicznej ISS i satelitów.
Różnica między deszczem a rojem meteorów
Rój meteorów to zbiór drobin kosmicznej materii, które po wejściu w ziemską atmosferę tworzą meteory. Wszystkie te cząstki zdają się pochodzić z jednego punktu na niebie, zwanego radiantem. Natomiast deszcz meteorów jest bardziej intensywną formą roju meteorów, gdy na godzinę można zaobserwować min. 100 meteorów.
Roje meteorów są zjawiskiem cyklicznym, związanym z orbitami komet i planetoid. Dzięki temu można je oglądać w podobnym czasie na przestrzeni lat. Ich nazwy pochodzą od gwiazdozbiorów, w których znajduje się radiant. Na przykład Perseidy, jeden z najpopularniejszych rojów meteorów, mają radiant w gwiazdozbiorze Perseusza.
Czy każdy rój meteorów powoduje ich deszcz?
Nie wszystkie roje meteorów prowadzą do spektakularnych deszczy. Oto niektóre z najbardziej znanych rojów, które mogą stanowić źródło deszczu meteorów:
Kwadrantydy: są aktywne na początku roku, najczęściej w pierwszej połowie stycznia. Ich radiant znajduje się na styku gwiazdozbiorów Wolarza, Herkulesa i Smoka. Są średniej prędkości (41 km/s), a ich aktywność jest gwałtowna i krótkotrwała.
Lirydy: szczyt ich aktywności przypada zazwyczaj na kwiecień. Ich radiant ulokowany jest w konstelacji Lutni. Są szybkie (49 km/s) i znane z pierwszych zapisów historycznych o rojach meteorów.
Eta Akwarydy: pojawiają się od połowy kwietnia do końca maja. Ich nazwa pochodzi od gwiazdy Eta Aquarii, która znajduje się w gwiazdozbiorze Wodnika. Powstały na skutek przelotu komety Halleya. Najciekawsze widowisko można obserwować ok. 2:00 nad ranem. Wówczas meteory "wystrzeliwują w górę". Meteory mają długie smugi, przez co daje się je łatwo zauważyć. Poruszają się z prędkością ok. 66 km/s.
Perseidy: najbardziej są aktywne na przełomie lipca i sierpnia. To jeden z najbardziej regularnych i popularnych rojów, wywodzący się z komety 2099P/Swift-Tuttle. Jego radiant przebiega przez trzy gwiazdozbiory: Kasjopei, Perseusza i Żyrafy, ale maksimum aktywności ma miejsce przy jednej z gwiazd z konstelacji Perseusza. Jest obserwowany już od ponad 2000 lat. Często mówi się o nim również "łzy św. Wawrzyńca".
Drakonidy: pojawiają się na niebie co roku, na początku października. Ich nazwa wywodzi się od gwiazdozbioru Smoka, w którym znajduje się radiant tego roju. Stanowią pozostałość po komecie 21P/Giacobini-Zinner, przez co wzmożona aktywność tych meteorów występuje w latach, gdy zbliżałaby się ona do Słońca.
Orionidy: pojawiają się między początkiem października a początkiem listopada. Ich radiant znajduje się na pograniczu gwiazdozbiorów Oriona i Bliźniąt. Są związane z kometą Halleya. Prędkość roju to ok. 66 km/s, najlepiej obserwować je w drugiej połowie nocy, od 3:00 aż do świtu.
Leonidy: szczyt ich aktywności przypada na listopad. To najszybsze meteory (72 km/s) pochodzące z komety 55P/Tempel-Tuttle. Jego nazwa pochodzi od podwójnej gwiazdy Gamma Leonis, w pobliżu której znajduje się jego radiant.
Geminidy: to ostatnie z tego typu zjawisk w roku, ponieważ geminidy są widoczne w grudniu. Rój ten jest związany z planetoidą 3200 Phaeton, są widoczne w grudniowe noce, a ich radiant znajduje się w gwiazdozbiorze Bliźniąt.
Deszcze meteorów w 2025 roku. Kiedy będą spadające gwiazdy?
W 2025 roku wielokrotnie będzie można podziwiać deszcze meteorów. Przedstawiamy konkretne daty, które będą najbardziej sprzyjały nocnym obserwacjom spadających gwiazd.

•    Spadające gwiazdy w styczniu 2025
Pierwszym deszczem meteorów w 2025 r. będą Kwadrantydy. Ich aktywność będzie widoczna od 1 do 5 stycznia. Natomiast jej szczyt przypada na 3 stycznia. W ciągu godziny będzie można zaobserwować na nocnym niebie ok. 120 spadających gwiazd.

•    Meteory w kwietniu i maju 2025
Od 15 do 28 kwietnia 2025 roku można obserwować Lirydy. Maksimum ich aktywności przypada natomiast na 22 kwietnia. Na niebie będzie można zaobserwować ok. dwudziestu spadających gwiazd na godzinę.
Od 19 kwietnia do 28 maja 2025 r. spadające gwiazdy ponownie zagoszczą na nocnym niebie. Będą to Eta Akwarydy. Szczyt ich aktywności przypada na 6 maja, będzie można wówczas zaobserwować ok. 60 spadających gwiazd w ciągu godziny.
•    Spadające gwiazdy letniego nieba w 2025
Na nocnym letnim niebie spadające gwiazdy pojawią się dwukrotnie. 28 lipca 2025 r. będą to Delta Akwarydy, częstotliwość ich występowania to ok. 20 obiektów na godzinę.
Perseidy to jeden z najsłynniejszych rojów meteorów. Jest on aktywny na niebie od 17 lipca do 24 sierpnia 2025 r. Szczyt jego aktywności przypada na 12 sierpnia, można wówczas zaobserwować ponad 100 spadających gwiazd na godzinę. Obserwacje najlepiej rozpocząć w okolicach północy.

•    Noce spadających gwiazd w październiku 2025
Kolejny nocny spektakl odbędzie się od 6 do 10 października 2025 r. Na niebie pojawią się wówczas Drakonidy. Spadające gwiazdy osiągną maksimum aktywności 8 października. Częstotliwość, z jaką będą się pojawiać jest niezwykle zmienna i trudna do oszacowania.

•    Deszcze spadających meteorów 2025 w listopadzie
W listopadzie 2025 r., warto poszukać na niebie Leonidów. Będą widoczne na niebie od 14 do 21 listopada 2025 roku. Maksimum aktywności osiągną 17 listopada.
•    Ostatnie noce spadających gwiazd w 2025 roku
Ostatni deszcz meteorów w 2025 r. będzie miał miejsce w grudniu. Będzie on widoczny od 7 do 17 grudnia, a szczyt jego aktywności będzie miał miejsce 14 grudnia. Częstotliwość pojawiania się ciał niebieskich jest porównywalna z rojem Perseidów. 14 grudnia będzie można zaobserwować ponad 120 spadających gwiazd na godzinę.
Jak przygotować się do oglądania deszczu meteorów?
Przed rozpoczęciem obserwacji spadających gwiazd, warto odpowiednio się przygotować. Należy sprawdzić prognozę pogody, aby upewnić się, że warunki będą sprzyjające. Duże zachmurzenie lub pełnia księżyca mogą znacząco utrudnić podziwianie nocnego nieba.
Dobrze jest wybrać miejsce, którego niebo nie będzie zanieczyszczone światłem lamp. Do obserwacji deszczu meteorów najlepiej sprawdzą się lokalizacje oddalone od jakichkolwiek miejscowości. Warto zadbać wówczas o przyzwyczajenie oczu do ciemności poprzez noszenie okularów przeciwsłonecznych przez kilkanaście minut przed obserwacją. Dzięki temu wzrok stanie się bardziej wrażliwy na subtelne zjawiska na nocnym niebie.
Kwadrantydy to pierwszy w roku deszcz meteorów123RF/PICSEL

 


https://geekweek.interia.pl/kosmos/news-noce-spadajacych-gwiazd-2025-kiedy-deszcz-meteorow,nId,20357311

Noce spadających gwiazd 2025. Kiedy deszcz meteorów.jpg

Napisano

Naukowcy uchwycili pochodzenie szybkich błysków radiowych
2025-01-15.
Ulotny kosmiczny fajerwerk najprawdopodobniej wyłonił się z burzliwej magnetosfery otaczającej odległą gwiazdę neutronową.
Szybkie błyski radiowe (FRB) to krótkie i błyszczące eksplozje fal radiowych emitowanych przez niezwykle zwarte obiekty, takie jak gwiazdy neutronowe i prawdopodobnie czarne dziury. Te ulotne fajerwerki trwają zaledwie jedną tysięczną sekundy i mogą nieść ze sobą ogromną ilość energii – wystarczającą do krótkotrwałego przyćmienia całych galaktyk.
Od czasu odkrycia pierwszego FRB w 2007 roku, astronomowie wykryli tysiące szybkich błysków radiowych, których lokalizacja sięga od naszej własnej Galaktyki do odległości nawet 8 miliardów lat świetlnych. Dokładny sposób, w jaki te kosmiczne rozbłyski są uruchamiane, jest wysoce kwestionowaną niewiadomą.
Teraz astronomowie z MIT ustalili pochodzenie co najmniej jednego szybkiego błysku radiowego przy użyciu nowej techniki, która może zrobić to samo dla innych FRB. W swoich nowych badaniach, których wyniki opublikowano 1 stycznia 2025 roku w czasopiśmie Nature, zespół skupił się na FRB 20221022A – wcześniej odkrytym szybkim błysku radiowym, który został wykryty w galaktyce oddalonej o około 200 milionów lat świetlnych.
Zespół skupił się na określeniu dokładnej lokalizacji sygnału radiowego, analizując jego „scyntylację”, podobną do migotania gwiazdy na nocnym niebie. Naukowcy zbadali zmiany jasności FRB i ustalili, że rozbłysk musiał pochodzić z bezpośredniego sąsiedztwa jego źródła, a nie znacznie dalej, jak przewidywały niektóre modele.
Zespół szacuje, że FRB 20221022A eksplodował z regionu, który znajduje się bardzo blisko wirującej gwiazdy neutronowej, w odległości maksymalnie 10 000 kilometrów. To mniej niż odległość między Nowym Jorkiem a Singapurem. W tak bliskiej odległości rozbłysk prawdopodobnie wyłonił się z magnetosfery gwiazdy neutronowej – silnie namagnesowanego regionu bezpośrednio otaczającego skrajnie zwartą gwiazdę.
Odkrycia zespołu dostarczają pierwszych niezbitych dowodów na to, że szybki błysk radiowy może pochodzić z magnetosfery silnie magnetycznego środowiska bezpośrednio otaczającego niezwykle zwarty obiekt.
W tych środowiskach gwiazd neutronowych pola magnetyczne są naprawdę na granicy tego, co Wszechświat może wytworzyć – powiedziała główna autorka Kenzie Nimmo, pracownik naukowy w Instytucie Astrofizyki i Badań Kosmicznych Kavliego w MIT. Toczy się wiele dyskusji na temat tego, czy ta jasna emisja radiowa mogłaby w ogóle wydostać się z tej ekstremalnej plazmy.
Wokół tych silnie magnetycznych gwiazd neutronowych, znanych również jako magnetary, atomy nie mogą istnieć – zostałyby po prostu rozerwane przez pola magnetyczne – powiedział Kiyoshi Masui, profesor nadzwyczajny fizyki na MIT. Ekscytujące jest to, że odkryliśmy, że energia zmagazynowana w tych polach magnetycznych, w pobliżu źródła, jest skręcana i modyfikowana w taki sposób, że może być uwalniana jako fale radiowe, które możemy widzieć przez pół Wszechświata.
Rozmiar błysku
Wykrywanie szybkich błysków radiowych wzrosło w ostatnich latach dzięki kanadyjskiemu eksperymentowi mapowania intensywności wodoru (Canadian Hydrogen Intensity Mapping Experiment – CHIME). Układ radioteleskopu składa się z czterech dużych, stacjonarnych odbiorników, z których każdy ma kształt pół-rury, które są dostrojone do wykrywania emisji radiowych w zakresie, który jest bardzo czuły na szybkie błyski radiowe.
Od 2020 roku CHIME wykrył tysiące FRB z całego Wszechświata. Podczas gdy naukowcy ogólnie zgadzają się, że błyski pochodzą z niezwykle zwartych obiektów, dokładna fizyka napędzająca FRB jest niejasna. Niektóre modele przewidują, że szybkie błyski radiowe powinny pochodzić z turbulentnej magnetosfery bezpośrednio otaczającej zwarty obiekt, podczas gdy inni przewidują, że błyski powinny mieć znacznie dalsze pochodzenie, będące częścią fali uderzeniowej, która rozprzestrzenia się z dala od centralnego obiektu.
Aby rozróżnić te dwa scenariusze i określić, gdzie powstają FRB, zespół wziął pod uwagę scyntylację - efekt, który występuje, gdy światło małego jasnego źródła, takiego jak gwiazda, przechodzi przez jakiś obiekt, taki jak gaz galaktyki. Gdy światło gwiazdy przechodzi przez gaz, zakrzywia się w sposób, który sprawia, że dla odległego obserwatora wydaje się, jakby gwiazda migotała. Im mniejszy lub bardziej oddalony jest obiekt, tym bardziej mruga. Światło z większych lub bliższych obiektów, takich jak planety w naszym Układzie Słonecznym, ulega mniejszemu ugięciu i dlatego nie wydaje się migotać.
Zespół doszedł do wniosku, że jeżeli uda im się oszacować stopień, w jakim FRB scyntyluje, mogą określić względny rozmiar regionu, z którego pochodzi FRB. Im mniejszy obszar, tym bliżej źródła znajduje się rozbłysk i tym bardziej prawdopodobne jest, że pochodzi on z magnetycznie turbulentnego środowiska. Im większy region, tym dalej znajdowałby się rozbłysk, co potwierdza tezę, że FRB pochodzą z odległych fal uderzeniowych.
Mrugający wzór
Aby przetestować swój pomysł, naukowcy przyjrzeli się FRB 20221022A, szybkiemu błyskowi radiowemu, który został wykryty przez CHIME w 2022 roku. Sygnał trwał około dwóch milisekund i jest stosunkowo typowym FRB pod względem jasności. Współpracownicy zespołu z McGill University odkryli jednak, że FRB 20221022A wykazywał jedną wyjątkową właściwość: światło z rozbłysku było silnie spolaryzowane, a kąt jest interpretowany jako dowód na to, że miejsce emisji FRB rotuje – właściwość wcześniej obserwowana w pulsarach, które są silnie namagnesowanymi, wirującymi gwiazdami neutronowymi.
Zaobserwowanie podobnej polaryzacji w szybkich błyskach radiowych było pierwszym tego typu odkryciem, sugerującym, że sygnał mógł powstać w bliskim sąsiedztwie gwiazdy neutronowej.
Zespół MIT zdał sobie sprawę, że jeśli FRB 20221022A powstał w pobliżu gwiazdy neutronowej, powinien być w stanie to udowodnić za pomocą scyntylacji.
W swoich nowych badaniach Nimmo i jej koledzy przeanalizowali dane z CHIME i zaobserwowali gwałtowne zmiany jasności, które sygnalizowały scyntylację – innymi słowy, FRB migotał. Potwierdzili, że gdzieś pomiędzy teleskopem a FRB znajduje się gaz, który zakrzywia i filtruje fale radiowe. Następnie zespół ustalił, gdzie może znajdować się ten gaz, potwierdzając, że gaz w galaktyce macierzystej FRB był odpowiedzialny za część obserwowanej scyntylacji. Gaz ten działał jak naturalna soczewka, umożliwiając naukowcom przybliżenie miejsca FRB i ustalenie, że błysk pochodzi z niezwykle małego regionu, którego szerokość szacuje się na około 10 000 kilometrów.
Oznacza to, że FRB prawdopodobnie znajduje się w odległości setek tysięcy kilometrów od źródła – powiedziała Nimmo. To bardzo blisko. Dla porównania, gdyby sygnał pochodził z fali uderzeniowej, spodziewalibyśmy się, że będzie on oddalony o dziesiątki milionów kilometrów i nie zaobserwowaliśmy żadnej scyntylacji.
Powiększenie regionu o długości 10 000 kilometrów z odległości 200 milionów lat świetlnych jest jak możliwość zmierzenia szerokości helisy DNA, która ma około 2 nanometrów szerokości, na powierzchni Księżyca – powiedział Masui. W grę wchodzi niesamowity zakres skali.
Wyniki zespołu, w połączeniu z ustaleniami zespołu McGill, wykluczają możliwość, że FRB 20221022A wyłonił się z obrzeży zwartego obiektu. Zamiast tego badania po raz pierwszy dowodzą, że szybkie błyski radiowe mogą pochodzić z bardzo bliskiej odległości od gwiazdy neutronowej, w wysoce chaotycznym środowisku magnetycznym.
Te błyski zawsze mają miejsce, a CHIME wykrywa ich kilka dziennie – powiedział Mausi. Może istnieć duża różnorodność w sposobie i miejscu ich wystąpienia, a ta technika scyntylacyjna będzie naprawdę przydatna w pomaganiu w rozwikłaniu różnych zjawisk fizycznych, które napędzają te błyski.
Wzór prześledzony przez kąt polaryzacji był tak uderzająco podobny do tego widzianego z pulsarów w naszej własnej Galaktyce, że początkowo istniały pewne obawy, że źródło nie było w rzeczywistości FRB, ale będzie sklasyfikowanym pulsarem - powiedział Ryan Mckinven, współautor badania z McGill University. Na szczęście obawy te zostały rozwiązane dzięki danym zebranym z teleskopu optycznego, które potwierdziły, że FRB pochodzi z galaktyki oddalonej o miliony lat świetlnych.
Polarymetria jest jednym z niewielu narzędzi, które mamy do badania tych odległych źródeł – wyjaśnił Mckinven. Wynik ten prawdopodobnie zainspiruje dalsze badania podobnych zachowań w innych FRB i skłoni do teoretycznych wysiłków w celu pogodzenia różnic w ich spolaryzowanych sygnałach.
Opracowanie:
Agnieszka Nowak
Więcej informacji:
•    MIT scientists pin down the origins of a fast radio burst
•    Magnetospheric origin of a fast radio burst constrained using scintillation
Źródło: MIT
Na ilustracji: Wizja artystyczna gwiazdy neutronowej emitującej wiązkę radiową z wnętrza swojego środowiska magnetycznego. Źródło: Daniel Liévano, edytowane przez MIT News
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/naukowcy-uchwycili-pochodzenie-szybkich-blyskow-radiowych

Naukowcy uchwycili pochodzenie szybkich błysków radiowych.jpg

Napisano

Niesamowita fala w kosmosie. Większa niż cały Układ Słoneczny
2025-01-15. Dawid Długosz
Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba uchwycił ciekawe zjawisko. To kolosalna fala pyłu gwiezdnego, której rozmiary są ogromne. Pod tym względem przyćmiewa ona cały Układ Słoneczny. Źródłem zjawiska jest układ podwójny Wolfa–Rayeta WR 140. Obserwacje z użyciem JWST pokazały, że pierścienie ulegają rozszerzeniu.
Kosmos jest pełen niesamowitych zjawisk. Zachodzą tam procesy, które naukowcy dopiero poznają. Dlatego m.in. zbudowano Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba, który umożliwia obrazowanie w podczerwieni i uzyskanie nowych spostrzeżeń na temat procesów astrofizycznych.
Kolosalna fala pyłu gwiezdnego obserwowana przez Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba
W gwiazdozbiorze Łabędzia około 5 tys. lat świetlnych od nas znajduje się układ podwójny Wolfa-Rayeta o nazwie WR 140. Są tam dwa obiekty, których wiatry gwiazdowe regularnie się zderzają. Naukowcy postanowili dokładniej zgłębić ten układ. W tym celu wykorzystano Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba.
JWST wykorzystano do obserwacji WR 140 już wcześniej. 14 miesięcy później astronomowie postanowili skorzystać z możliwości potężnego obserwatorium do przeprowadzenia kolejnych analiz. Tam czekała na nich niemała niespodzianka.
Fala pyłu gwiezdnego przyćmiewa cały Układ Słoneczny
Obserwacje z wykorzystaniem Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba wykazały, że po niecałych dwóch latach pierścienie pyłu bogatego w węgiel uległy rozszerzeniu. Do tego stopnia, że przyćmiewają cały Układ Słoneczny.
Teleskop potwierdził, że te otoczki pyłowe są prawdziwe, a jego dane pokazały również, że pierścienie poruszają się na zewnątrz ze stałą prędkością, ujawniając widoczne zmiany w niezwykle krótkich okresach czasu
powiedziała Emma Lieb, główna autorka nowego artykułu i doktorantka na Uniwersytecie w Denver w Kolorado.
Pył ten oddala się od gwiazd z prędkością około 2600 km//s, czyli około 1 proc. prędkości światła. Powstają one co około osiem lat i pozostają widoczne przez kilka miesięcy.
Jesteśmy przyzwyczajeni do myślenia o wydarzeniach w kosmosie zachodzących powoli, przez miliony lub miliardy lat. W tym układzie obserwatorium pokazuje, że otoczki pyłu rozszerzają się z roku na rok
komentuje Jennifer Hoffman, współautorka badań i profesor na Uniwersytecie w Denver
Astronomowie znają także inne układy, które wytwarzają podobne pierścienie. Jednak WR 140 wyróżnia się na tle pozostałych. Według uczonych badany system wygeneruje w ciągu najbliższych kilkuset tys. lat dziesiątki tys. takich otoczek.

Kolosalna fala pyłu gwiezdnego. Większa niż Układ Słoneczny.NASA/ESA/CSA/STScI/JPL-Caltechmateriał zewnętrzny

Stars’ orbits in Wolf-Rayet 140 (Visualisation)
https://www.youtube.com/watch?v=Xd3-aaUFCyE

https://geekweek.interia.pl/nauka/news-niesamowita-fala-w-kosmosie-wieksza-niz-caly-uklad-sloneczny,nId,20944588

Napisano

Fenomenalne zdjęcie z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Lepszego chyba nigdy nie wykonano
2025-01-15. Radek Kosarzycki
Zdjęcia wykonane z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, przedstawiające znajdującą się 400 kilometrów niżej Ziemię i względnie jej horyzont stały się już powszechnym elementem popkultury i, cóż… nie robią chyba już na nikim wrażenia. Są jednak takie zdjęcia, które mimo tego całego bogactwa, wciąż potrafią się wyróżnić i wywołać zachwyt.
Jedno z takich zdjęć wykonał astronauta Don Pettit. Trzeba przyznać, że jest to zdecydowanie jedno z najlepszych, jeżeli nie najlepsze zdjęcie wykonane przez człowieka z pokładu orbitalnego laboratorium. Jak wiele innych, także i to zdjęcie przedstawia Ziemię oraz fragmenty stacji kosmicznej. Całość tworzy naprawdę fascynujący i niezwykle dynamiczny obraz wirującej Ziemi, która mknie przez przestrzeń kosmiczną na swojej drodze wokół Słońca z prędkością 8 km/s.
Jeżeli dokładniej przyjrzymy się temu kadrowi, dostrzeżemy na nim także pas Drogi Mlecznej, światło zodiakalne, smugę pozostawioną przez przelatującego satelitę konstelacji Starlink (te to wszędzie muszą się wepchnąć), a nawet emisję grupy hydroksylowej na granicy między atmosferą ziemską i przestrzenią kosmiczną.
Warto tutaj zwrócić uwagę na jeden istotny fakt uchwycony na zdjęciu. Płaszczyzna światła zodiakalnego jest nachylona względem płaszczyzny naszej galaktyki. Światło zodiakalne to delikatna poświata spowodowana odbijaniem światła słonecznego przez ziarna pyłu międzyplanetarnego znajdującego się w płaszczyźnie Układu Słonecznego. Można z tego wywnioskować, że Układ Słoneczny pędzi przez galaktykę pod pewnym kątem.
Astrofotografowie gremialnie przyznają, że może to być najlepsze zdjęcie wykonane kiedykolwiek przez astronautę znajdującego się na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, a trzeba pamiętać, że to kosmiczne laboratorium jest bezustannie zamieszkane przez ludzi od 2001 roku. Jest to zatem nie lada wyczyn.
Zwykle wykonywane zdjęcia wyglądają nieco inaczej. Astronauci bowiem starają się uchwycić jakiś rozpoznawalny fragment Ziemi, przez co nie chcą skupiać się na gwiazdach widocznych w tle za Ziemią. Tutaj dla odmiany mamy autor skupia się właśnie na gwiazdach, wydłużając czas naświetlania. W efekcie to gwiazdy — choć w tle — grają tutaj pierwsze skrzypce. Tymczasem światła miast na powierzchni Ziemi uległy rozmyciu i rozciągnięciu wskutek rotacji naszej planety wokół własnej osi.
Warto tutaj zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt. Nie tylko Ziemia pozostaje w ruchu na tym zdjęciu. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna okrąża całą Ziemię w ciągu zaledwie 93 minut. To z kolei oznacza, że aby wykonać zdjęcie punktowych gwiazd znajdujących się w tle, astronauta musiał skompensować ruch stacji kosmicznej. W tym celu Pettit stworzył własny mechanizm śledzenia położenia gwiazd. Dzięki niemu możliwe było otwarcie migawki na wiele sekund bez ryzyka zamiany punktowych gwiazd w świetlne smugi na tle nieba. Pracy przy tym zapewne było sporo, ale dla takiego efektu, z pewnością się opłacało.

Źródło: instagram/astro_pettit
https://www.chip.pl/2025/01/marynarka-wojenna-usa-koncepcja-niszczyciela-ddgx

Fenomenalne zdjęcie z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Lepszego chyba nigdy nie wykonano.jpg

Napisano

Księżycowa ofensywa. Kto wygra kosmiczny wyścig w 2025 roku?
2025-01-15. Dawid Długosz
Rok 2025 przyniesie nam różne misje, których celem jest Księżyc. Już za dwa lata na Srebrny Glob mogą powrócić ludzie. Zanim to jednak nastąpi, to najpierw odbędą się inne misje księżycowe. Wśród nich są prywatne przedsięwzięcia, podczas których zostaną wysłane różne lądowniki. Również z eksperymentami NASA.
Po programie Apollo Księżyc został trochę zapomniany. To jednak uległo dużej zmianie w ciągu kilku ostatnich lat. Nie inaczej będzie w roku 2025, gdy na Srebrny Glob polecą różne misje. Co to za przedsięwzięcia?
Prywatne lądowniki Ispace i Firefly Aerospace
Już 15 stycznia odbędzie się start rakiety Falcon 9 firmy SpaceX, która wyniesie w kosmos dwa prywatne lądowniki księżycowe. Są to Blue Ghost Firefly Aerospace oraz Resilience Japończyków z Ispace.
(Commercial Lunar Payload Services), którego celem jest wykorzystanie sektora prywatnego do dostarczenia na Srebrny Glob systemów oraz eksperymentów dla amerykańskiej agencji.
Lądownik Blue Ghost dostarczy na Księżyc ładunki agencji NASA. Są to różne instrumenty naukowe czy nowy system łączności, który w przyszłości ma obsługiwać połączenia Srebrnego Globu z Ziemią.
Natomiast Resilience to nowy lądownik firmy Ispace. Bazuje on na projekcie Hakuto-R, który w zeszłym roku zaliczył fiasko i nie udało się nim wylądować na Księżycu. W nowej wersji wprowadzono zmiany, które mają pozwolić osiągnąć ten cel. Maszyna dostarczy na Srebrny Glob mały łazik, który wyposażono w instrumenty naukowe.
Intuitive Machines wraca na Księżyc
W lutym 2025 r. odbędzie się inna prywatna misja, której celem jest Księżyc. Przygotowuje ją firma Intuitive Machines, która w zeszłym roku umieściła na powierzchni Srebrnego Globu lądownik Odysseus. Teraz czas na kolejną maszynę typu Nova-C, którą nazwano Athena.
Ta misja również odbywa się w ramach programu CLPS. Athena ma wylądować w pobliżu bieguna południowego Srebrnego Globu i dostarczy tam ładunki dla NASA. Wśród nich są Polar Resources Ice Mining Experiment 1, który ma pozwolić na szukanie lodu czy Lunar Trailblazer, czyli satelita mający wykrywać wodę z orbity.
Nowy lądownik księżycowy dla NASA
NASA w roli lądownika księżycowego dla misji Artemis 3, która ma być powrotem ludzi na Srebrny Glob, wybrała Starshipa firmy SpaceX. W przygotowaniu jest także druga maszyna o nazwie Blue Moon. To lądownik opracowany przez Blue Origin.

Blue Moon nie jest jeszcze gotowy i nie poleci w tym roku na Księżyc, ale Blue Origin chce niedługo przetestować rozwiązania, które potem wykorzysta w tej maszynie. Dlatego stworzono testową platformę Pathfinder, która znajduje się już w ładowni wielkiej rakiety New Glenn. Jej pierwszy lot miał odbyć się w poniedziałek, ale został odwołany. Nową datą startu jest 16 stycznia.
W 2025 roku na Księżyc mogą polecieć inne misje
W planach są także inne misje, które mogą odbyć się jeszcze w tym roku. Dla przykładu Intuitive Machines może jesienią zrealizować przedsięwzięcie o nazwie IM-3. Kolejnej próby lądowania może podjąć się także Astrobotic Technology, którego maszyna Peregrine nie dotarła w 2024 r. na Srebrny Glob w wyniku usterki.
Są też pewne przypuszczenia, że SpaceX może w tym roku podjąć się pierwszej próby wysłania na Księżyc statku Starship. Nie ma jednak pewności, że obecny postęp prac nad wielką rakietą to umożliwi.

Misje na Księżyc w 2025 roku. Srebrny Glob nie tylko celem NASA.Firefly Aerospacemateriały prasowe

Lądownik Blue Ghost firmy Firefly Aerospace, który dostarczy na Księżyc ładunki NASA.Firefly Aerospacemateriały prasowe

Lądownik księżycowy Resilience firmy Ispace.ISpacemateriały prasowe


Zdjęcie Ziemi zrobione przez lądownik Odysseus firmy Intuitive Machines w 2024 r.Intuitive Machinesmateriały prasowe


Grafika prezentująca załogową wersję lądownika Blue Moon / Fot.– Blue Originmateriały prasowe

https://geekweek.interia.pl/nauka/news-ksiezycowa-ofensywa-kto-wygra-kosmiczny-wyscig-w-2025-roku,nId,20944498

Księżycowa ofensywa. Kto wygra kosmiczny wyścig w 2025 roku.jpg

Księżycowa ofensywa. Kto wygra kosmiczny wyścig w 2025 roku2.jpg

Napisano

ICEYE poszerza swoją konstelację. Nowe satelity trafiły na orbitę
2025-01-15.
W ramach misji Transporter-12 na orbitę trafiły nowe satelity fińsko-polskiej spółki kosmicznej ICEYE. Wyniesienie jednostek poszerza możliwości obserwowania Ziemi przez ICEYE i klientów firmy. Jest to jednocześnie druga misja na potrzeby spółki Space42.
14 stycznia 2025 r. firma SpaceX zrealizowała misję Transporter-12. W ramach lotu na orbitę poleciało ponad 130 nowych satelitów. Wśród nich znalazły się cztery jednostki radarowe (SAR) firmy ICEYE. Wyniesiono je z bazy Sił Kosmicznych USA w Vanderberg w Kalifornii na pokładzie rakiety Falcon 9. Udało się nawiązać łączność ze wszystkimi satelitami od ICEYE, a obecnie trwają rutynowe testy systemów.
Rozbudowa konstelacji
Wliczając opisywany start, od 2018 r. ICEYE wyniósł na orbitę łącznie 44 satelity zarówno na potrzeby swojej konstelacji, jak i dla klientów. Firma obecnie wystrzeliwuje wyłącznie satelity o najwyższej dostępnej na rynku rozdzielczości 25 cm. „Od tego roku planujemy umieszczać na orbicie ponad 20 nowych satelitów rocznie” - poinformowała firma w swoim komunikacie.
Nowe satelity realizują komercyjne zadania dla ICEYE i dla konkretnych klientów. Zostały wyprodukowane przez ICEYE w Finlandii i przez ICEYE US w Stanach Zjednoczonych. Wśród nich znajduje się drugi satelita wyprodukowany przez ICEYE dla Space42 – działającej globalnie spółki SpaceTech z siedzibą w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, która wykorzystuje technologie SI. Satelita dla Space42 został wystrzelony w ramach wcześniej ogłoszonego przez tę firmę programu obserwacji Ziemi z kosmosu.
„Dzięki dynamicznemu i efektywnemu rozwijaniu konstelacji umacniamy pozycję lidera w dziedzinie obserwacji Ziemi. Rewolucyjne satelity ICEYE wyróżnia przełomowa kombinacja – są jednocześnie małe i mają wysoką wydajność, którą oferujemy klientom jako jedyna firma na rynku.” - podkreślił Rafał Modrzewski, CEO i współzałożyciel ICEYE.
„Wszyscy jesteśmy zaangażowani w to, by być zaufanym partnerem dla rządów i firm na całym świecie. Dzisiejsze ogłoszenie to również okazja do świętowania wystrzelenia drugiego satelity ICEYE dla Space42. Z niecierpliwością czekamy na dalszą współpracę przy ich misjach i wspieranie rozwoju kosmicznego potencjału ZEA” – dodał Modrzewski.
Wydarzenie skomentował również Hasan Al Hosani, CEO Bayanat Smart Solutions, Space42. „Nasz satelita Foresight-2 umocnił pozycję ZEA jako globalnego lidera w satelitarnej obserwacji Ziemi, a także wzmocnił nasze możliwości operacyjne na różnych orbitach. Dzięki konstelacji SAR rozwijamy lokalne kompetencje w produkcji satelitów, jednocześnie zwiększając zdolność kraju do reagowania na sytuacje kryzysowe. To pozwala nam dostarczać maksymalną wartość klientom w regionie i poza nim.” - zaznaczył Hasan Al Hosani.
Lider na rynku
Warto zauważyć, że nowe satelity powiększają już w tej chwili największą na świecie konstelację satelitów SAR należącą do ICEYE. Jednostki wyposażone w radary z syntetyczną aperturą są w stanie wykonać zobrazowanie dowolnej lokalizacji na powierzchni Ziemi, w dowolnych warunkach środowiskowo-pogodowych, zarówno w dzień, jak i w nocy.
Dane SAR dostarczają precyzyjne informacje o sytuacji na powierzchni planety na potrzeby klientów rządowych i komercyjnych w niemal rzeczywistym czasie. W ramach poprzedniego wystrzelenia w grudniu 2024 r. do konstelacji zostały dodane dwa satelity. W poprzednim roku ICEYE umieścił na orbicie łącznie dziewięć nowych urządzeń.
Źródło: ICEYE/Space24.pl
Autor. SpaceX

SPACE24
https://space24.pl/przemysl/sektor-krajowy/iceye-poszerza-swoja-konstelacje-nowe-satelity-trafily-na-orbite

ICEYE poszerza swoją konstelację. Nowe satelity trafiły na orbitę.jpg

Napisano

Lądowniki USA i Japonii zmierzają na Księżyc. Udany start Falcona 9
2025-01-15. Wojciech Kaczanowski
W drogę na Księżyc wyruszyły dwa prywatne lądowniki - Blue Ghost od amerykańskiego Firefly Aerospace oraz Resilience od japońskiego ispace. Sondy zostały jednocześnie wyniesione przez rakietę Falcon 9, dla której była to pierwsza tego typu misja.
W ostatnich latach byliśmy świadkami kilku prób lądowania na Księżycu, których podejmowały się podmioty publiczne i prywatne. Szczególnie istotne dla rozwoju przemysłu są sukcesy tych ostatnich. Pierwszą, prywatną sondą, której udało się zdobyć Srebrny Glob była Nova-C od firmy Intuitive Machines.
Nie minął rok od spełnienia amerykańskich marzeń, aby obserwować starty kolejnych misji na Księżyc. W środę, 15 stycznia 2025 r. rakieta Falcon 9 wyniosła w przestrzeń kosmiczną jednocześnie dwa lądowniki: Blue Ghost od Firefly Aerospace oraz Resilience od japońskiej ispace. Był to pierwszy tego typu lot Falcona 9.

 Blue Ghost pierwszy podejmie się lądowania na Księżycu
Blue Ghost to system transportowy dla eksperymentów i technologii, które mają trafić na powierzchnię Srebrnego Globu w ramach programu NASA Commercial Lunar Payload Services (CLPS).
Lądownik o wysokości 2 m i średnicy 3,5 m, który będzie w stanie dostarczyć na powierzchnię Księżyca do 150 kg. Firefly Aerospace oferuje łącznie ponad 10 m2 przestrzeni na różnego rodzaju ładunki, w tym łaziki. Podróż zajmie około 45 dni.
Druga próba japońskiego lądownika
O ile dla Blue Ghost jest to debiut, Resilience to… platforma „po przejściach”. Lądownik wyruszył w pierwszą podróż na Księżyc w 2023 r., natomiast rozbił się w końcowej fazie misji. Przyczyną był błąd w oprogramowaniu, na podstawie którego komputer zignorował informację o wysokości 5 km od powierzchni Księżyca. Lądownik z prędkością około 100 m/s uderzył o powierzchnię.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki zdobytemu doświadczeniu ispace wprowadziło ulepszenia w elementach konstrukcyjnych i oprogramowaniu. W celu zaoszczędzenia paliwa lądownik o masie około 1 tony obejmie jednak inną trajektorię lotu.
Misja będzie zatem znacząco dłuższa od Blue Ghost. Ispace zakłada, że najdłuższa odległość między lądownikiem a Ziemią wyniesie około 1 mln km. Po udanym przyziemieniu w pobliżu Mare Frigoris (pol.Morze Zimna) Resilience wypuści mały łazik Tenacious, który pobierze próbkę regolitu.
Misje na Księżyc w 2025 r.
W 2025 r. w podróż na naturalnego satelitę Ziemi wyruszy jeszcze kilka lądowników od prywatnych firm. Jednym z nich ponownie będzie Nova-C od Intuitive Machines. Kluczowym zadaniem będzie przeprowadzenie eksperymentu Polar Resources Ice-Mining Experiment-1 (PRIME-1), w ramach którego wiertło TRIDENT podejmie próbę przedostania się do lodu, który ma znajdować się pod powierzchnią.
Kolejnym lądownikiem ma być Griffin od amerykańskiej firmy Astrobotic, który dostarczy ładunki na Księżyc w ramach wspomnianego programu NASA CLPS. Pasjonaci eksploracji kosmosu liczą również na start sondy Blue Moon od Blue Origin.
Ta ostatnia została wybrana do międzynarodowego programu Artemis, którego celem jest przywrócenie obecności człowieka na Srebrnym Globie i ustanowienie tam stałej placówki badawczej. Więcej informacji o planowanych misjach jest dostępnych TUTAJ.
Lądownik Blue Ghost zamknięty w owiewce rakiety Falcon 9.
Autor. Firefly Aerospace via X

Wizualizacja księżycowego lądownika Blue Ghost od firmy Firefly Aerospace.
Autor. Firefly Aerospace

Wizualizacja lądownika Hakuto-R na Księżycu
Autor. Ispace

SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/sondy/ladowniki-usa-i-japonii-zmierzaja-na-ksiezyc-udany-start-falcona-9

Lądowniki USA i Japonii zmierzają na Księżyc. Udany start Falcona 9.jpg

Lądowniki USA i Japonii zmierzają na Księżyc. Udany start Falcona 92.jpg

Napisano

Gaia zakończyła swoją spektakularną misję. Dane będą analizowane jeszcze przez dekady
2025-01-15. Radek Kosarzycki
Po 11 latach nieprzerwanej pracy w kosmosie sonda Gaia, należąca do Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), zakończyła skanowanie nieba. W tym czasie zebrała ponad 3 miliardy obserwacji dotyczących około 2 miliardów gwiazd i innych obiektów, rewolucjonizując nasze rozumienie Drogi Mlecznej i otaczającego Wszechświata. W projekt zaangażowani byli także polscy naukowcy z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego.
Z powodu wyczerpania paliwa Gaia nie może już kontynuować obserwacji na orbicie. W nadchodzących tygodniach odbędą się testy technologiczne, po których sonda zostanie skierowana na tzw. „orbitę emerytalną”.
– Zakończenie zbierania danych to powód do świętowania. Misja przekroczyła wszelkie oczekiwania, działając prawie dwa razy dłużej, niż zakładano i dostarczając więcej odkryć niż Teleskopy Kosmiczne Hubble’a i Webba razem wzięte – podkreśla prof. Carole Mundell, dyrektorka ds. naukowych ESA.
Mapa Drogi Mlecznej
Gaia monitorowała kluczowe właściwości gwiazd i innych obiektów kosmicznych, takie jak pozycje, ruchy, zmiany jasności czy skład chemiczny, tworząc najbardziej szczegółową mapę Drogi Mlecznej. Dzięki temu możliwe było badanie jej struktury, w tym rotacji centralnego pasa galaktyki, wygięcia dysku i rozmieszczenia pyłu międzygwiezdnego.
Maszyna do odkryć
Gaia nie tylko analizowała historię Drogi Mlecznej, ale także odkryła liczne obiekty, od planetoid w Układzie Słonecznym po kwazary i masywne galaktyki. Wśród jej odkryć znalazła się czarna dziura o masie 33 razy większej od Słońca, znajdująca się w gwiazdozbiorze Orła, w odległości poniżej 2 tys. lat świetlnych od Ziemi.
Wkład polskich naukowców
Naukowcy z Obserwatorium Astronomicznego UW, w tym prof. Łukasz Wyrzykowski i dr Milena Ratajczak, mieli kluczowy wkład w sukces misji. Prof. Wyrzykowski współtworzył system Gaia Alerts, który wykrywał tymczasowe zjawiska kosmiczne, a dr Ratajczak badała dane o układach podwójnych z czarnymi dziurami. Polacy przyczynili się również do rozwoju badań społecznościowych, angażując amatorów astronomii w klasyfikację danych.
Przyszłość danych Gaia
Choć misja zakończyła zbieranie danych, ich analiza potrwa jeszcze wiele lat. W 2026 roku planowane jest czwarte wydanie danych (Gaia DR4), obejmujące około 500 TB informacji. Nowe dane umożliwią odkrycie kolejnych planet pozasłonecznych, gwiazd podwójnych i czarnych dziur.
Plan emerytalny sondy
Po zakończeniu testów Gaia zostanie umieszczona na orbicie heliocentrycznej, z dala od Ziemi. Sonda zostanie ostatecznie wyłączona 27 marca 2025 roku. W ramach testów stanie się jasnym obiektem na niebie, widocznym nawet przez mniejsze teleskopy. Miłośnicy astronomii będą zatem mieli okazję do jej obserwacji.
https://www.pulskosmosu.pl/2025/01/gaia-koniec-misji/

Gaia zakończyła swoją spektakularną misję. Dane będą analizowane jeszcze przez dekady.jpg

Napisano

Międzynarodowy zespół naukowców ujawnia. We wnętrzu Ziemi znajduje się coś nietypowego
2025-01-15. Aleksander Kowal
Poznawanie wewnętrznej struktury naszej planety nie jest łatwe. Jednym ze sposobów to umożliwiających jest analiza rozchodzenia się fal pochodzących z centralnego punktu Ziemi. Międzynarodowy zespół zajmujący się tą sprawą ogłosił niedawno zaskakujące informacje wynikające z zastosowanej metodologii.
O szczegółach przedstawiciele Politechniki Federalnej w Zurychu oraz California Institute of Technology piszą na łamach Scientific Reports. Kluczowym wnioskiem wyciągniętym na podstawie przeprowadzonych analiz było to, że pod powierzchnią naszej planety znajduje się sporo obiektów, których… nie powinno tam być.
Bardzo istotną rolę w ostatnich dokonaniach geologów odegrał superkomputer Piz Daint, którego imponujące moce obliczeniowe zostały wykorzystane do przetwarzania danych z różnego rodzaju fal towarzyszących trzęsieniom ziemi. W takich okolicznościach powstało coś, co można określić mianem geologicznej mapy dolnego płaszcza naszej planety.
Wykryte struktury przywodzą nieco na myśl pozostałości płyt tektonicznych. Na tle otoczenia wyróżnia je niższa temperatura oraz wyższa gęstość. Co więcej, znajdują się daleko od tzw. stref subdukcji, w których w nieodległej i znanej przeszłości zachodziłaby aktywność. Z tego względu trudno jest określić, w jakich okolicznościach mogły powstać takie struktury.
Niezidentyfikowane obiekty wykryte na podstawie analizy rozchodzących się pod powierzchnią naszej planety fal wyróżniają się na tle otoczenia temperaturą i gęstością
To z kolei sugeruje, że wyjaśnienie opierające się na zjawisku subdukcji tektonicznej niekoniecznie może zostać uznane za najbardziej realne. Poza tym warto mieć na uwadze pewien potencjalnie kluczowy aspekt. Fale wykorzystane na potrzeby modelowania były badane pod kątem prędkości, z jaką się przemieszczają. Z pominięciem innych ich właściwości mogło więc dojść do sytuacji, w której geolodzy nie zyskali kompletnego obrazu sytuacji.
Aby mieć pewność, że tak się stanie, będą teraz chcieli obliczyć poszczególne parametry materiałowe, które prowadziłyby do powstawania zaobserwowanych fal. W myśl jednego z proponowanych scenariuszy chodzi o materiał zawierający wysokie stężenia krzemionki, pochodzący sprzed nawet 4 miliardów lat. Alternatywny wariant zakłada natomiast udział stref, w których bogate w żelazo skały gromadzą się na skutek ruchów płaszcza postępujących na przestrzeni miliardów lat.
https://www.chip.pl/2025/01/marynarka-wojenna-usa-koncepcja-niszczyciela-ddgx

Międzynarodowy zespół naukowców ujawnia. We wnętrzu Ziemi znajduje się coś nietypowego.jpg

Napisano

Słynna kometa zawraca w kierunku Ziemi. Poprzednio zapowiadała wielkie kataklizmy
2025-01-16.
Kometa Halleya, jedna z najbardziej znanych komet krótkookresowych, zaczęła zawracać w kierunku Ziemi. Związane są z nią przerażające kataklizmy. Wiemy, kiedy dokładnie możemy się ich spodziewać.
Dawniej spektakularne komety były uważane za zwiastun nadchodzących kataklizmów. Gdy lud szykował się na rychły koniec świata, to uczeni traktowali te przesądy z przymrużeniem oka, jednak tylko do czasu.
Kometa Halleya wraca w stronę Ziemi
Badacze z Obserwatorium Lamont-Dohertin na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku dowiedli właśnie, że Kometa Halleya jest pod tym względem wyjątkowa, bo jej pojawienie się na niebie w 536 roku skończyło się śmiercią wielu milionów ludzi.
Kometa Halleya otrzymała swą nazwę na cześć angielskiego astronoma Edmonda Halleya, który trafnie przewidział jej powrót w 1758 roku. Ostatni raz jego kometa przelatywała w pobliżu Ziemi w 1986 roku. Od tego czasu oddalała się, aż 9 grudnia 2023 roku, kiedy znalazła się najdalej od nas.
Obecnie zaczęła wracać w kierunku Słońca. Jako, że przylatuje co każde 75-80 lat, to ponownie zobaczymy ją na niebie we wrześniu 2061 roku. Jakich klęsk powinniśmy się wtedy spodziewać? Być może podobnych do tych sprzed 1500 lat.
Erupcja wulkanu i ochłodzenie klimatu
Badania rdzeni lodowych sugerują, że w roku 536 pojawienie się bardzo jasnej komety Halleya zbiegło się w czasie z potężną erupcją wulkaniczną, która wyrzuciła w powietrze olbrzymie ilości wulkanicznego pyłu.
Jednak to był zaledwie początek całej serii plag, która spadła na ludzkość. Kometa pozostawiła za sobą kosmiczny gruz, który zaczął wchodzić w ziemską atmosferę w postaci meteorów. Początkowo piękny spektakl, skończył się upadkiem meteorytu.
Szeroka na co najmniej 600 metrów kosmiczna skała uderzyła z takim impetem, że rozprowadziła równomiernie po ziemskiej atmosferze pył, który przyćmił Słońce i sprawił, że średnia temperatura powietrza spadła na globie o 3 stopnie.
Nagłe ochłodzenie klimatu prowadziło do nieurodzaju na polach uprawnych, a w efekcie także powszechnego głodu. Ludzie byli słabi i bardziej podatni na choroby. Kilka lat później wybuchła jedna z największych epidemii w dziejach ludzkości.
Dżuma Justyniana, która rozpoczęła się w 541 roku, ostatecznie pochłonęła życie aż 100 milionów ludzi, co oznacza, że wyginęła nawet połowa mieszkańców Europy. W szczytowym okresie zaraza zabijała codziennie nawet 10 tysięcy mieszkańców Konstantynopola (Stambułu).
Źródło: TwojaPogoda.pl / Science.
Kometa Halleya wraca w kierunku Ziemi. Fot. Pixabay

Kometa Halleya widziana w 1910 roku. Fot. Edward Emerson Barnard.

https://www.twojapogoda.pl/wiadomosc/2025-01-16/slynna-kometa-zawraca-w-kierunku-ziemi-poprzednio-zapowiadala-wielkie-kataklizmy/

 

Słynna kometa zawraca w kierunku Ziemi. Poprzednio zapowiadała wielkie kataklizmy.jpg

Napisano

Coś niewidzialnego czai się w centrum Drogi Mlecznej. Niespodziewane informacje o jądrach galaktyk
2025-01-16. Aleksander Kowal
W myśl nowej teorii popartej wynikami modelowania naukowcy doszli do wniosku, że w sercu naszej galaktyki mogą znajdować się duże ilości tzw. rozmytej materii. Oznaczałoby to, że jądra galaktyk mają inny od zakładanego skład.
Nie jest niczym zaskakującym, że większa część masy występującej we wszechświecie najwyraźniej jest powiązana z materią, której nie możemy dostrzec gołym okiem. To właśnie stąd wzięła się koncepcja ciemnej materii. Problem polega na tym, że na jej istnienie wskazują jedynie interakcje grawitacyjne z widzialną materia. Innych dowodów brak, przez co astrofizycy mają twardy orzech do zgryzienia.
Poza tym hipoteza ciemnej materii złożonej z cząstek, które nie oddziałują ze światem, ma problem z wyjaśnieniem stosunkowo niskich gęstości jąder galaktyk. Modele sugerowałyby raczej odwrotny scenariusz, w którym występująca tam gęstość jest wysoka. Jak to zrozumieć? Być może cząstki ciemnej materii są wyjątkowo lekkie. Chodzi o wartości miliardy razy mniejsze od najlżejszej cząstki znanej nauce, czyli neutrina.
I to właśnie takie hipotetyczne cząstki miałyby tworzyć wspomnianą rozmytą materię. Szczegóły nowej koncepcji zostały zaprezentowane w artykule mającym formie preprintu. Autorzy publikacji opisują, że badane przez nich cząstki (a w zasadzie wyobrażane sobie) mają na tyle niskie masy, że ich natura fal kwantowych przejawia się dopiero w skalach makroskopowych czy wręcz galaktycznych. W takich okolicznościach miałyby istnieć ogromne skupiska niewidzialnej materii.
Wyniki symulacji sugerują, jakoby w centrum Drogi Mlecznej oraz innych galaktyk mogła znajdować się tzw. rozmyta ciemna materia
Tym sposobem mówilibyśmy o strukturach mających rozmiary liczone w tysiącach lat świetlnych. Mimo to nadal miałyby niskie masy ze względu na właściwości tworzących je cząstek. Wyobraźmy sobie scenariusz, w którym odpowiadają one za większą część masy galaktyk, tworząc ich jądra, ale jednocześnie nie generując zbyt wysokich gęstości.
Oczywiście taka materia nie byłaby jedyną, czego najlepszym dowodem jesteśmy my sami – złożeni z widzialnej materii. Takowa może okazać się kluczem do zrozumienia istotny jej niewidzialnego odpowiednika. Do uzyskania odpowiedzi na najważniejsze pytania potrzeba informacji na temat interakcji między widzialną i niewidzialną materią. W ramach modelowania autorzy ostatnich badań stworzyli symulację, w której występowała wysoka zawartość rozmytej materii oraz niższa materii mającej postać gazu.
Symulacje poświęcone przebiegowi ewolucji obu tych składników wykazały, iż relatywnie szybko rozmyta ciemna materia skupiła się w centrum. Gaz zaczął z czasem się z nią mieszać, przez co powstała gwiazda określana mianem fermionowo-bozonowej. Taki obiekt miałby nawet 10 000 lat świetlnych średnicy i byłby w zasadzie niewidoczny dla ludzkiego oka. Uzyskany rezultat mógłby pokrywać się z przewidywaniami dotyczącymi jąder galaktyk, dlatego będzie potrzeba dodatkowych symulacji, aby porównać przewidywania z rzeczywistą sytuacją.
https://www.chip.pl/2025/01/chiny-pociski-hipersoniczne-cl-20-bulki-na-parze

Coś niewidzialnego czai się w centrum Drogi Mlecznej. Niespodziewane informacje o jądrach galaktyk.jpg

Napisano

Odkryto planetę, która ma atmosferę o składzie podobnym jak Ziemia
2025-01-16. Admin.
W przełomowym odkryciu dokonanym przy pomocy Kosmicznego  Teleskopu Webba (JWST), naukowcy natrafili na fascynującą planetę WASP-166 b, której atmosfera zawiera te same kluczowe składniki co ziemska. To odkrycie może zmienić nasze postrzeganie możliwości istnienia warunków podobnych do ziemskich w odległym kosmosie.
WASP-166 b, sklasyfikowana jako "super-Neptun", znajduje się w odległości 368 lat świetlnych od Ziemi. Planeta ta jest prawdziwym gigantem w porównaniu do naszego globu - jej masa jest 32 razy większa niż masa Ziemi, a rozmiarowo przewyższa naszą planetę siedmiokrotnie. Jednak to nie jej rozmiary są najbardziej intrygujące, lecz skład jej atmosfery.
Dzięki zaawansowanym instrumentom teleskopu Webba, astronomowie wykryli w atmosferze planety znaczące ilości wody i dwutlenku węgla - związków chemicznych kluczowych dla życia, jakie znamy. Co więcej, badania wykazały obecność śladowych ilości amoniaku oraz zachmurzenie, co jeszcze bardziej upodabnia ją do ziemskiej atmosfery. Atmosfera zawiera również gazy takie jak hel i wodór, a jej metaliczność została określona na poziomie 1,57.
Szczególnie interesujący jest stosunek węgla do tlenu na WASP-166 b, który wynosi 0,282. To wartość niższa nie tylko w porównaniu do gwiazdy macierzystej planety (0,41), ale również znacząco mniejsza niż w przypadku naszego Słońca (0,55). Ta różnica może mieć istotne znaczenie dla zrozumienia procesów formowania się planet i ich atmosfer.
Jednak mimo tych podobieństw, WASP-166 b jest światem skrajnie nieprzyjaznym dla życia, jakie znamy. Planeta znajduje się zaledwie 0,067 jednostki astronomicznej od swojej gwiazdy macierzystej - to niezwykle blisko w porównaniu do odległości Ziemi od Słońca. W rezultacie temperatura na jej powierzchni osiąga niewyobrażalne 1000 stopni Celsjusza, co skutecznie wyklucza możliwość istnienia znanych nam form życia.
Cały układ planetarny WASP-166 jest stosunkowo młody - jego wiek szacuje się na 2,1 miliarda lat. Gwiazda centralna przewyższa nasze Słońce zarówno masą, jak i rozmiarem o około 20 procent. Ze względu na bliską odległość od swojej gwiazdy, WASP-166 b wykonuje pełny obieg w zaledwie 5,44 dnia ziemskiego.
To odkrycie stanowi kolejny krok w zrozumieniu różnorodności światów znajdujących się poza naszym Układem Słonecznym. Mimo że WASP-166 b nie jest kandydatem na planetę zdatną do zamieszkania, obecność wody i dwutlenku węgla w jej atmosferze dostarcza cennych informacji o procesach formowania się planet i ewolucji ich atmosfer.
 Źródło: tylkoastronomia
https://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/odkryto-planete-ktora-ma-atmosfere-o-skladzie-podobnym-jak-ziemia

Odkryto planetę, która ma atmosferę o składzie podobnym jak Ziemia.jpg

Napisano

Skarbnica niewidocznych gwiazd poza „Smoczym Łukiem”
2025-01-16.
Międzynarodowy zespół astronomów wykonał zdjęcia 44 pojedynczych gwiazd w galaktyce tak odległej, że ich światło pochodzi z czasów, gdy Wszechświat miał zaledwie połowę swojego obecnego wieku.
Spoglądanie do połowy obserwowalnego Wszechświata i oczekiwanie zobaczenia pojedynczych gwiazd jest w astronomii uważane za niewarte zachodu, trochę jak podnoszenie lornetki na Księżyc w nadziei na dostrzeżenie pojedynczych ziaren pyłu wewnątrz jego kraterów. Jednak dzięki kosmicznemu dziwactwu natury, międzynarodowy zespół astronomów właśnie tego dokonał.

Korzystając z Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba, Fengwu Sun z Center for Astrophysics | Harvard & Smithsonian (CfA) i jego zespół zaobserwowali galaktykę znajdującą się prawie 6,5 miliarda lat świetlnych od Ziemi, w czasie, gdy Wszechświat miał połowę swojego obecnego wieku. W tej odległej galaktyce zespół zidentyfikował 44 pojedyncze gwiazdy, widoczne dzięki efektowi znanemu jako soczewkowanie grawitacyjne i dużej mocy zbierania światła przez JWST.

Opublikowane w czasopiśmie Nature Astronomy odkrycie stanowi rekordowe osiągnięcie – największą liczbę pojedynczych gwiazd wykrytych w odległym Wszechświecie. Zapewnia również sposób na zbadanie jednej z największych tajemnic Wszechświata – ciemnej materii.

To przełomowe odkrycie po raz pierwszy pokazuje, że badania dużej liczby pojedynczych gwizd w odległej galaktyce jest możliwe – powiedział Sun, współautor pracy. Podczas gdy poprzednie badania za pomocą Kosmicznego Teleskopu Hubble’a znalazły około siedmiu gwiazd, teraz mamy możliwość zbadania gwiazd, które wcześniej były poza naszymi możliwościami. Co ważne, obserwacja większej liczby pojedynczych gwiazd pomoże nam również lepiej zrozumieć ciemną materię w płaszczyźnie soczewkowania tych galaktyk i gwiazd, czego nie mogliśmy zrobić z zaledwie garstką pojedynczych gwiazd obserwowanych wcześniej.

Sun z CfA znalazł tę skarbnicę gwiazd podczas przeglądania zdjęć JWST galaktyki znanej jako Smoczy Łuk, znajdującej się wzdłuż linii widzenia z Ziemi za masywną gromadą galaktyk zwaną Abell 370. Ze względu na efekt soczewkowania grawitacyjnego, Abell 370 rozciąga charakterystyczną spiralę Smoczego Łuku w wydłużony kształt – jak sala luster o kosmicznych proporcjach.

Zespół badawczy dokładnie przeanalizował kolory każdej z gwiazd wewnątrz Smoczego Łuku i odkrył, że wiele z nich to czerwone nadolbrzymy, podobne do Betelgezy w konstelacji Oriona, która znajduje się w końcowej fazie swojej ewolucji. Kontrastuje to z wcześniejszymi odkryciami, w których zidentyfikowano głównie błękitne nadolbrzymy podobne do Rigela i Deneba, które są jednymi z najjaśniejszych gwiazd na nocnym niebie. Według naukowców, ta różnica w typach gwiazd podkreśla również wyjątkową moc obserwacji JWST w podczerwieni, która może ujawnić gwiazdy o niższych temperaturach.

Kiedy odkryliśmy te pojedyncze gwiazdy, w rzeczywistości szukaliśmy galaktyki tła, która jest soczewkowana przez galaktyki w tej masywnej gromadzie – powiedział Sun. Ale kiedy przetworzyliśmy dane, zdaliśmy sobie sprawę, że było tam coś, co wyglądało na wiele pojedynczych punktów gwiazdowych. To było ekscytujące odkrycie, ponieważ po raz pierwszy byliśmy w stanie zobaczyć tak wiele pojedynczych gwiazd tak daleko.

Sun, w szczególności, jest podekscytowany kolejną okazją do zbadania tych czerwonych nadolbrzymów. Wiemy więcej o czerwonych nadolbrzymach w naszym lokalnym galaktycznym sąsiedztwie, ponieważ są one bliżej i możemy robić lepsze zdjęcia i widma, a czasem nawet rozpoznawać gwiazdy. Możemy wykorzystać wiedzę zdobytą podczas badania czerwonych nadolbrzymów w lokalnym Wszechświecie, aby zinterpretować, co dzieje się z nimi dalej w tak wczesnym okresie formowania się galaktyk w przyszłych badaniach.

Większość galaktyk, w tym Droga Mleczna, zawiera dziesiątki miliardów gwiazd. W pobliskich galaktykach, takich jak Galaktyka Andromedy, astronomowie mogą obserwować gwiazdy jedna po drugiej. Jednak w galaktykach odległych o miliardy lat świetlnych gwiazdy wydają się być zlepione ze sobą, ponieważ ich światło musi przebyć miliardy lat świetlnych, zanim dotrze do nas, co od dawna stanowi wyzwanie dla naukowców badających proces formowania się i ewolucji galaktyk.

Dla nas galaktyki, które są bardzo odległe, zwykle wyglądają jak rozproszona, rozmyta plama – powiedział główny autor badania Yoshinobu Fudamoto, adiunkt na Uniwersytecie Chiba w Japonii. Ale w rzeczywistości te plamy składają się z wielu, wielu pojedynczych gwiazd. Po prostu nie możemy ich dostrzec za pomocą naszych teleskopów.

Ostatnie postępy w astronomii otworzyły nowe możliwości dzięki wykorzystaniu soczewkowania grawitacyjnego – naturalnego efektu powiększenia spowodowanego silnymi polami grawitacyjnymi masywnych obiektów. Zgodnie z przewidywaniami Alberta Einsteina, soczewki grawitacyjne mogą wzmacniać światło odległych gwiazd o setki, a nawet tysiące razy, czyniąc je wykrywalnymi za pomocą czułych instrumentów, takich jak JWST.

Odkrycia te zazwyczaj ograniczały się do zaledwie jednej lub dwóch gwiazd na galaktykę – powiedział Fudamoto. Aby badać populacje gwiazd w statystycznie znaczący sposób, potrzebujemy znacznie więcej obserwacji pojedynczych gwiazd.

Oczekuje się, że przyszłe obserwacje JWST uchwycą więcej powiększonych gwiazd w galaktyce Smoczy Łuk. Wysiłki te mogą doprowadzić do szczegółowych badań setek gwiazd w odległych galaktykach. Co więcej, obserwacje pojedynczych gwiazd mogą zapewnić wgląd w strukturę soczewek grawitacyjnych, a nawet rzucić światło na nieuchwytną naturę ciemnej materii.

Opracowanie:
Agnieszka Nowak

Źródło:
•    CfA
•    Urania
Na tym powiększonym fragmencie zdjęcia galaktyki Abell 370, galaktyka macierzysta, w której odkryto 44 gwiazdy, pojawia się kilkakrotnie: na normalnym zdjęciu (po lewej) oraz na zniekształconym obrazie wyglądającym jak rozciągnięta smuga światła. Źródło: NASA

https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2025/01/skarbnica-niewidocznych-gwiazd-poza.html

Skarbnica niewidocznych gwiazd poza Smoczym Łukiem.jpg

Napisano

Polscy naukowcy odkrywają Drogę Mleczną na nowo. Sukces misji Gaia
2025-01-16.HD.
Po 11 latach pracy w przestrzeni kosmicznej sonda kosmiczna Gaia, należąca do Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), zakończyła skanowanie nieba. Ten obiekt zrewolucjonizował dotychczasową wiedzę na temat Drogi Mlecznej. Swój znaczący udział mieli tu naukowcy z Polski.
Uniwersytet Warszawski przekazał, że sondzie kosmicznej Gaia kończy się paliwo, w związku z czym nie może kontynuować obserwacji nieba. W najbliższych tygodniach odbędą się testy technologiczne, po zakończeniu których Gaia zostanie skierowana na tzw. „orbitę emerytalną”.
Misja sondy kosmicznej Gaia

Gaia monitorowała pozycje, odległości, ruchy, zmiany jasności, skład chemiczny i wiele innych cech gwiazd oraz innych kosmicznych obiektów, obserwując je wielokrotnie swoimi instrumentami. Sondzie udało się zrealizować misję, gdyż stworzyła największą i najdokładniejszą mapę Drogi Mlecznej. To przełomowe odkrycie, gdyż zarejestrowany obraz ukazuje naszą galaktykę w zupełnie inny sposób, niż pozwalały na to dotychczasowe naukowe osiągnięcia.
Sonda ma unikatową zdolność wykrywania minimalnych ruchów par obiektów niebieskich krążących blisko siebie i dokonała wielu odkryć wcześniej ukrytych towarzyszy krążących wokół jasnych gwiazd. Wśród nowych odkryć znajdą się też nowe czarne dziury wykryte w układach podwójnych z gwiazdą lub powodujące soczewkowanie grawitacyjne.
Sukces satelity Gaia

Astronomowie z Obserwatorium Astronomicznego UW są zaangażowani w pracę nad misją Gaia od wielu lat. Prof. Łukasz Wyrzykowski rozpoczął ją jeszcze w 2008 roku jako pracownik Instytutu Astronomii Uniwersytetu w Cambridge. Tam współtworzył system Gaia Alerts, który wykrywa zjawiska tymczasowe, takie jak wybuchy supernowych, nagłe pojaśnienia gwiazd czy ich zniknięcia.
Chociaż kończymy okres obserwacji naukowych, to mamy co świętować. Sukces misji przekroczył nasze najśmielsze oczekiwania. Satelita działał niemal dwukrotnie dłużej, niż pierwotnie planowano i dostarczył więcej odkryć naukowych niż Teleskopy Kosmiczne Hubble’a i Webba razem wzięte – mówi prof. Carole Mundell, dyrektorka ds. naukowych ESA.
Co jeszcze udało się odkryć satelicie?

Dr Milena Ratajczak dołączyła do zespołu Gaia w 2022 roku. Zajmuje się analizą danych fotometrycznych, w szczególności układów podwójnych, gdzie gwiazda występuje w parze z czarną dziurą. Zespół Gaia do tej pory opublikował już trzy takie układy z czarnymi dziurami, w tym najbliższą Ziemi czarną dziurę Gaia BH1 w odległości 1,5 tys. lat świetlnych.
Gaia kończy skanować niebo, ale dane zebrane przez misję analizowane będą jeszcze przez wiele lat. Spodziewamy się, że te obserwacje doprowadzą do kolejnych przełomowych odkryć, w tym do odkrycia kolejnych zaskakujących układów z czarnymi dziurami – dodaje dr Ratajczak.

Droga Mleczna ujęta przez sondę Gaia (fot. The European Space Agency’s Milky Way)
źródło: UW, portal TVP.Info
https://www.tvp.info/84546160/niezwykle-odkrycie-naukowcow-takiej-drogi-mlecznej-jeszcze-nie-znalismy

Polscy naukowcy odkrywają Drogę Mleczną na nowo. Sukces misji Gaia.jpg

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.