Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

Co się dzieje na tym Słońcu? Dzisiejsza eksplozja miała milion kilometrów długości
2025-05-13. Radek Kosarzycki
Słońce, nasza najbliższa gwiazda, nieustannie emituje energię, a jego powierzchnia aż wrze od aktywności. Jednym z najbardziej widowiskowych przejawów tej aktywności są włókna słoneczne — rozległe struktury zbudowane z chłodniejszej, gęstszej plazmy, utrzymywane nad fotosferą przez potężne siły pola magnetycznego. Gdy patrzymy na nie na tle jasnej tarczy Słońca, przypominają ciemne, nitkowate smugi. Choć przez wiele dni mogą pozostawać stabilne, w pewnym momencie mogą nagle ulec destabilizacji i eksplodować, wyrzucając materię w przestrzeń kosmiczną w koronalnym wyrzucie masy. Właśnie z takim zdarzeniem mieliśmy do czynienia na Słońcu kilkanaście godzin temu.
Takie erupcje to nie tylko fascynujące zjawiska astrofizyczne. Z uwagi na to, że dochodzi do nich na Słońcu, mogą one bezpośrednio wpływać na Ziemię, powodując burze geomagnetyczne, które zakłócają pracę satelitów, sieci energetycznych i systemów komunikacyjnych. Skala tych burz, klasyfikowana przez NOAA od G1 do G5, może wskazywać na bardzo poważne konsekwencje, jeśli koronalny wyrzut masy skierowany jest w stronę naszej planety.
W nocy z 12 na 13 maja 2025 roku około godziny 2:00 polskiego czasu na Słońcu doszło do wyjątkowo efektownej erupcji. Ogromne włókno słoneczne, rozciągające się na niemal milion kilometrów, oderwało się od powierzchni Słońca, uwalniając potężny pióropusz plazmy. To wydarzenie, uchwycone na fenomenalnych zdjęciach przez obserwatorów pogody kosmicznej, uznawane jest za jedno z najbardziej imponujących zjawisk słonecznych ostatnich miesięcy — zarówno pod względem rozmiarów, jak i wizualnego efektu.
Aby uzmysłowić sobie skalę tej erupcji: średnica Słońca wynosi około 1,4 miliona kilometrów, a samo włókno miało długość odpowiadającą ponad 70% tej wartości. Rozciągało się ono na dystans ponad dwukrotnie większy niż odległość między Ziemią a Księżycem. W porównaniu z naszą planetą, której średnica wynosi zaledwie 12 700 kilometrów, ta erupcja obejmowała obszar niemal 80 razy większy od Ziemi. Warto przy tym pamiętać, że mówimy o zdarzeniu, które trwały zaledwie chwilę.
Rozmiary rozmiarami, jednak wstępne modele wskazują, że wyrzucona ze Słońca materia nie zmierza w kierunku naszej planety. Koronalny wyrzut masy przemieszcza się na północ od płaszczyzny ekliptyki, co oznacza, że Ziemia uniknie jego bezpośredniego wpływu.
Widok był iście spektakularny. Obserwatorzy Słońca na całym świecie porównywali rozległy kształt erupcji do rozpostartych skrzydeł, zwracając uwagę na jej symetryczną i efektowną strukturę. Wielu komentatorów uznało to za najbardziej spektakularne wydarzenie na Słońcu od wielu miesięcy.
To widowiskowe zjawisko przypomina o tym, że aktywność słoneczna jest obecnie na najwyższym poziomie. Jak by nie patrzeć, Słońce właśnie minęło maksimum aktywności w ramach swojego 11-letniego cyklu słonecznego. Nie powinno zatem dziwić, że naukowcy nieustannie monitorują naszą gwiazdę, nie tylko z ciekawości naukowej, ale także w trosce o bezpieczeństwo technologicznej infrastruktury na powierzchni i w otoczeniu Ziemi.
Źródło: X
https://www.chip.pl/2025/05/wielka-brytania-drony-wykrywajace-wrogie-okrety-podwodne

Co się dzieje na tym Słońcu Dzisiejsza eksplozja miała milion kilometrów długości.jpg

Co się dzieje na tym Słońcu Dzisiejsza eksplozja miała milion kilometrów długości2.jpg

Co się dzieje na tym Słońcu Dzisiejsza eksplozja miała milion kilometrów długości3.jpg

Napisano

Rozbłysk klasy X1.2 (13.05.2025)
2025-05-14. Krzysztof Kanawka
Pierwszy rozbłysk klasy X od końca marca 2025!
Po prawie półtora miesiąca niskiej aktywności, Słońce wyemitowało rozbłysk klasy X1.2.
Ostatni rozbłysk klasy X został zanotowany 28 marca 2025 – był to rozbłysk klasy X1.1. Przez kolejne tygodnie aktywność pozostawała na niskim poziomie, jedynie z kilkoma rozbłyskami dolnych stanów klasy M.
W dniu 13 maja 2025 nowo powstała grupa plam o numerze 4086, wyemitowała rozbłysk klasy X1.2 Maksimum tego rozbłysku przypadło na godzinę 17:38 CEST. W momencie emisji rozbłysku grupa 4086 znajdowała się tuż przy zachodnim brzegu tarczy słonecznej. Rozbłysk trwał dość krótko i nie zanotowano większego koronalnego wyrzutu masy.
Warto tu dodać, że rok temu aktywność słoneczna była na znacznie wyższym poziomie. Łącznie w maju 2024 Słońce wyemitowało osiemnaście rozbłysków klasy X.
Aktywność słoneczna jest komentowana w dziale na Polskim Forum Astronautycznym. Polecamy także listę najsilniejszych rozbłysków w tym cyklu słonecznym oraz najsilniejszych rozbłysków w 2022 roku, w 2023 roku, w 2024 roku.
(PFA)
https://kosmonauta.net/2025/05/rozblysk-klasy-x1-2-13-05-2025/

Rozbłysk klasy X1.2 (13.05.2025).jpg

Napisano (edytowane)

Najsilniejszy rozbłysk na Słońcu w tym roku. Zakłócenia komunikacji w Europie
2025-05-14. Radek Kosarzycki
Ewidentnie Słońce, które przecież kilka miesięcy temu najprawdopodobniej przekroczyło punkt maksimum aktywności w swoim 11-letnim cyklu aktywności, nie ma zamiaru powracać do fazy spokojnej. Dopiero co z powierzchni Słońca wyrwało się gigantyczne włókno, które rozciągnęło się na milion kilometrów nad powierzchnię gwiazdy, a dzisiaj mamy do czynienia z potężnym rozbłyskiem najwyższej klasy.
We wtorek, 14 maja, na powierzchni Słońca doszło do gigantycznego rozbłysku. Szybkie pomiary wykazały, że mieliśmy do czynienia z najintensywniejszym rozbłyskiem słonecznym od początku roku. Nie powinno zatem dziwić, że w efekcie pojawiły się zakłócenia łączności radiowej na terytorium Europy, w części Azji i na Bliskim Wschodzie.
Rozbłysk osiągnął szczyt o 10:25 czasu polskiego i został sklasyfikowany jako X2.7. Mamy tutaj zatem do czynienia z rozbłyskiem należącym do najsilniejszej kategorii rozbłysków w pięciostopniowej skali (A, B, C, M, X), w której każda kolejna litera oznacza dziesięciokrotnie większą energię. Pomimo że był to “zaledwie” X2.7, jego skutki były odczuwalne na Ziemi — zakłócił komunikację radiową o wysokiej częstotliwości po tej stronie planety, która skierowana była akurat w stronę Słońca. Naukowcy z amerykańskiej agencji NOAA (National Oceanic and Atmospheric Administration) sklasyfikowało zaburzenia na poziomie R3.
Źródłem rozbłysku był nowo powstały i wysoce aktywny obszar plam słonecznych skatalogowany pod numerem AR4087, znajdujący się obecnie w pobliżu wschodniej krawędzi tarczy słonecznej. Ten region już teraz przyciąga uwagę naukowców — nie tylko ze względu na siłę ostatniego rozbłysku, lecz także z powodu dynamicznej i nieprzewidywalnej natury.
Rozbłysk X2.7 poprzedziły dwa słabsze, lecz wciąż znaczące rozbłyski średniej klasy M: M5.3 i M7.74, które miały miejsce kilka godzin wcześniej. Taka seria wskazuje, że AR4087 może być źródłem dalszych, jeszcze silniejszych zjawisk. Warto tutaj podkreślić, że Słońce obraca się stopniowo wokół własnej osi, a razem z nim plama słoneczna. Choć obecnie znajduje się ona przy wschodniej krawędzi, to w najbliższych dniach będzie kierowała się ku centrum tarczy słonecznej. Gdyby w takiej konfiguracji, doszło do niej do kolejnego rozbłysku, Ziemia odczułaby to znacznie silniej.
Co do zasady, rozbłyski słoneczne emitują intensywne promieniowanie rentgenowskie i ekstremalne ultrafioletowe, które po dotarciu do Ziemi niemal natychmiast jonizują górne warstwy atmosfery. To z kolei prowadzi do zakłóceń w transmisji fal radiowych, szczególnie tych wykorzystywanych w lotnictwie, żegludze oraz przez radioamatorów.
Istnieje również podejrzenie, że rozbłyskowi X2.7 towarzyszył koronalny wyrzut masy (CME). W takiej sytuacji, z atmosfery Słońca wyrwałaby się gigantyczna chmura plazmy i pól magnetycznych. Gdyby taki obłok był skierowany w stronę Ziemi, po pokonaniu 150 milionów kilometrów mógłby dotrzeć do Ziemi i wywołać w jej otoczeniu silną burzę geomagnetyczną, która zagrażałaby satelitom, sieciom energetycznym oraz infrastrukturze nawigacyjnej.
Na szczęście obecne położenie plamy AR4087 sprawia, że Ziemia znajduje się jeszcze poza zasięgiem bezpośredniego uderzenia, choć ta sytuacja może się zmienić w najbliższych dniach. Plama słoneczna AR4087 z każdą godziną coraz bardziej obraca się w kierunku Ziemi. Jeśli utrzyma swój wysoki poziom aktywności, przyszłe rozbłyski mogą mieć dla nas znacznie poważniejsze konsekwencje. Wszystko rozstrzygnie się w ciągu najbliższych dwóch tygodni — tyle bowiem zajmie plamie dotarcie od wschodniej do zachodniej krawędzi Słońca. Po tym czasie grupa plam ponownie schowa się na niewidocznej z Ziemi części Słońca na kolejne dwa tygodnie.
Źródło: NOAA Space Weather Prediction Center GOES 19 satellite
https://www.chip.pl/2025/05/samobiezna-artyleria-nemesis-prezentacja-na-feindef-2025

Najsilniejszy rozbłysk na Słońcu w tym roku. Zakłócenia komunikacji w Europie.jpg

Najsilniejszy rozbłysk na Słońcu w tym roku. Zakłócenia komunikacji w Europie2.jpg

Najsilniejszy rozbłysk na Słońcu w tym roku. Zakłócenia komunikacji w Europie3.gif

Edytowane przez Paweł Baran
Napisano (edytowane)

Pod powierzchnią Marsa coś się kryje. Potwierdzają to wyniki odczytów
2025-05-14. Aleksander Kowal
Mars to druga po naszej własnej najlepiej zbadana planeta w Układzie Słonecznym – a w zasadzie w całym wszechświecie. Oczywiście nie oznacza to, że naukowcy poznali wszystkie jej sekrety. Ich wiedza, na przykład na temat tego, co kryje się pod powierzchnią Czerwonej Planety, wciąż jest bardzo ograniczona. Dzięki pomiarom wykonanym przez sondę InSight eksperci mogli dowiedzieć się o istnieniu czegoś, czego nie widać gołym okiem.
Przedstawiciele NASA wykorzystali na potrzeby swoich ekspertyz dane zgromadzone przez sondę, której misja zakończyła się niemal trzy lata temu. Mimo to w czasie swojej działalności InSight dostarczyła tak wielu danych, że planetolodzy jeszcze przez długi czas będą mogli robić z nich pożytek. A jest z czego, wszak mówimy o projekcie, który dostarczył odczytów opartych na sejsmologii Marsa.
Warto zwrócić uwagę na domniemaną przeszłość Czerwonej Planety. Obecnie jest to rzecz jasna obiekt daleki od wymarzonego z punktu widzenia przetrwania ziemskiego życia. Mimo to podobna sytuacja prawdopodobnie nie utrzymywała się tam od zawsze. Przed setkami milionów bądź miliardami lat Mars mógł być zdecydowanie bardziej przyjaznym miejscem. Gęstsza atmosfera zapewniała ochronę przed promieniowaniem i zapobiegała uciecze cennych pierwiastków. Z kolei bardziej umiarkowane temperatury pozwalały na utrzymanie wody w stanie ciekłym.
Taki fenomen jest charakterystyczny dla planet pozostających w tzw. ekosferach, określanych również mianem stref zamieszkiwalnych swoich gwiazd. Są to obszary, do których dociera wystarczająco wysoka ilość energii, aby woda nie zamarzała, ale przy tym odpowiednio niska, żeby nie doprowadzić do jej odparowania. Idealnym przykładem takiej planety jest Ziemia, choć Mars dawniej również spełniał ten warunek.
Wykonane przez sondę InSight pomiary sugerują, że pod powierzchnią Marsa może znajdować się rozległy ocean
Stąd wzięły się hipotezy wskazujące na możliwość występowania tam życia – przynajmniej mikroskopijnego. Jedną z misji skoncentrowanych na jego poszukiwaniu jest Perseverance, która odbywa się na terenie krateru Jezero, dawniej będącego prawdopodobnie zbiornikiem wodnym. Mimo to, dawniej występujące na Marsie warunki nie oznaczają, iż obecnie jest tak samo. Współcześnie Czerwona Planeta to jałowy i napromieniowany obiekt, w którym ludzie przetrwaliby tylko z odpowiednimi zabezpieczeniami.
Czy wody tam nie ma? W stanie ciekłym, na powierzchni: raczej nie. Ale pod nią może kryć się znacznie więcej. Wykorzystując dane dostarczone przez InSight naukowcy związani z NASA zasugerowali, jakoby pod marsjańskimi równinami mógł znajdować się rozległy zbiornik zawierający ciekłą wodę. Do takich wniosków doprowadziły analizy fal sejsmicznych docierających na głębokość od 5,4 do 8 kilometrów, gdzie wyraźnie zwalniają.
Muszą więc napotykać tam na odmienne środowisko, być może związane z podpowierzchniowym zbiornikiem. Byłoby to zgodne z sugestiami, w myśl których woda dawniej występująca na powierzchni częściowo uciekła w przestrzeń kosmiczną, zamarzła oraz trafiła do marsjańskiej skorupy. Wydaje się, że może ona znajdować się w obrębie porowatych skał, które nasiąknęły wodą niczym gąbka. Tej mogłoby tam być tak wiele, że gdyby wydostała się na powierzchnię, to pokryłaby całą Czerwoną Planetę warstwą oceanu głębokiego na 520 do 780 metrów.
https://www.chip.pl/2025/05/samobiezna-artyleria-nemesis-prezentacja-na-feindef-2025

Pod powierzchnią Marsa coś się kryje. Potwierdzają to wyniki odczytów.jpg

Edytowane przez Paweł Baran
Napisano (edytowane)

Niewidoczna bestia w kosmosie - wędrująca supermasywna czarna dziura przyłapana na połykaniu gwiazdy
2025-05-14. Admin.
Astronomowie dokonali przełomowego odkrycia zaledwie 600 milionów lat świetlnych od Ziemi. Supermasywna czarna dziura, której masa jest około milion razy większa od masy Słońca, ujawniła swoją obecność w spektakularny sposób - rozrywając przelatującą zbyt blisko gwiazdę. Wydarzenie, nazwane AT2024tvd, dostarczyło nie tylko fascynującego pokazu kosmicznej siły, ale także otworzyło nowy rozdział w badaniach nad czarnymi dziurami.
To, co czyni to odkrycie naprawdę wyjątkowym, to nietypowa lokalizacja czarnej dziury. W przeciwieństwie do większości znanych supermasywnych czarnych dziur, które zazwyczaj znajdują się w centrach galaktyk, ta znajduje się na obrzeżach swojej galaktyki macierzystej - około 2600 lat świetlnych od centrum. W sercu tej galaktyki znajduje się inna, jeszcze większa czarna dziura, której masa jest około 100 razy większa.
 Zjawisko, które pozwoliło astronomom wykryć ten kosmiczny obiekt, nazywane jest rozerwaniem pływowym (TDE - Tidal Disruption Event). Gdy nieszczęsna gwiazda zbliżyła się zbyt blisko czarnej dziury, potężne siły grawitacyjne rozerwały ją na strzępy.
Część materii gwiezdnej została wyrzucona w przestrzeń, a reszta utworzyła tzw. dysk akrecyjny wokół czarnej dziury, emitując intensywne promieniowanie w zakresie ultrafioletu i promieni X. Te sygnały zostały zarejestrowane przez szereg teleskopów, w tym Kosmiczny  Teleskop Hubble'a, Obserwatorium Rentgenowskie Chandra oraz radioteleskop NRAO Very Large Array.
Zespół badawczy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, pod kierownictwem Yuhan Yao, doszedł do wniosku, że ta wędrująca czarna dziura została najprawdopodobniej wyrzucona z centrum swojej galaktyki macierzystej. "AT2024tvd jest pierwszym przypadkiem rozerwania pływowego zaobserwowanym poza centrum galaktyki i otwiera możliwość odkrycia całej populacji wędrujących czarnych dziur," stwierdziła badaczka.
Jak taka masywna czarna dziura mogła zostać wyrzucona z centrum galaktyki? Naukowcy rozważają kilka scenariuszy. Jednym z najbardziej prawdopodobnych jest zderzenie galaktyk. Gdy dwie galaktyki łączą się, ich centralne czarne dziury mogą utworzyć układ, w którym jedna z nich zostaje wyrzucona. Inną możliwością jest tzw. oddziaływanie trzech ciał - gdy w centrum galaktyki znajdowały się trzy czarne dziury, chaotyczne interakcje grawitacyjne mogły spowodować, że jedna z nich została wyrzucona na obrzeża.
Odkrycie AT2024tvd ma ogromne znaczenie dla naszego zrozumienia ewolucji galaktyk i czarnych dziur. Do tej pory astronomowie zarejestrowali około 100 przypadków rozerwania pływowego, ale wszystkie one miały miejsce w centrach galaktyk. AT2024tvd jest pierwszym dowodem na to, że takie zjawiska mogą zachodzić również poza centrami galaktycznymi.
Co więcej, odkrycie to może sugerować, że wędrujące czarne dziury są znacznie bardziej powszechne we wszechświecie, niż dotychczas sądzono. Jednak ich wykrycie jest niezwykle trudne - nie emitują one żadnego promieniowania, które mogłoby zostać wykryte przez nasze teleskopy. Jedynym sposobem na ich zaobserwowanie jest właśnie takie dramatyczne wydarzenie jak rozerwanie pływowe.
Astronomowie mają nadzieję, że przyszłe obserwacje podobnych zjawisk pozwolą im lepiej zrozumieć, jak często dochodzi do zderzeń galaktyk i łączenia się czarnych dziur. To z kolei pomoże nam zrozumieć, jak powstają niektóre z najbardziej ekstremalnych, supermasywnych czarnych dziur we wszechświecie.
AT2024tvd może być tylko pierwszym z wielu podobnych odkryć. Gdy nasze instrumenty obserwacyjne stają się coraz bardziej zaawansowane, a metody analizy danych coraz bardziej wyrafinowane, możemy spodziewać się kolejnych rewelacji związanych z tymi tajemniczymi kosmicznymi obiektami.
Źródło: tylkoastronomia
https://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/niewidoczna-bestia-w-kosmosie-wedrujaca-supermasywna-czarna-dziura-przylapana-na

Niewidoczna bestia w kosmosie - wędrująca supermasywna czarna dziura przyłapana na połykaniu gwiazdy.jpg

Edytowane przez Paweł Baran
Napisano (edytowane)

Astronomowie wsłuchują się w muzykę pobliskiej gwiazdy i dokonują zaskakującego odkrycia
2025-05-14.
Analizując subtelne wibracje gwiazd, naukowcy korzystający z Keck Planet Finder odkryli ukryte struktury wewnętrzne, które podważają istniejące od dawna modele.
Astronomowie korzystający z Obserwatorium Kecka na Hawajach wsłuchali się w muzykę pobliskiej gwiazdy, odkrywając niespodzianki, które wstrząsnęły naszym rozumieniem tego, jak działają gwiazdy.

W badaniach wykorzystano najnowocześniejszy instrument Obserwatorium Kecka, Keck Planet Finder (KFP), do wykrycia oscylacji falujących przez gwiazdę. Odkrycia, których wyniki opublikowano 6 maja 2025 roku w The Astrophysical Journal, otwierają nowe okno na wnętrza gwiazd, które kiedyś uważano za zbyt ciche, by je badać.

Gwiezdna symfonia
Chociaż nie możemy ich bezpośrednio usłyszeć na własne uszy, gwiazdy nie są bezgłośne. Podobnie jak instrumenty muzyczne, gwiazdy rezonują z naturalnymi częstotliwościami, które astronomowie mogą usłyszeć za pomocą odpowiednich narzędzi. Ta dziedzina badań – znana jako asterosejsmologia – pozwala naukowcom wykorzystać te częstotliwości do badania wnętrz gwiazd, podobnie jak trzęsienia ziemi pomagają naukowcom poznać wnętrze Ziemi.

Wibracje gwiazdy są jak jej wyjątkowa piosenka – powiedział Yaguang Li, główny autor i naukowiec z Uniwersytetu Hawajskiego w Mānoa. Słuchając tych oscylacji, możemy precyzyjnie określić, jak masywna jest gwiazda, jak duża jest i ile ma lat.

Do tej pory gwiezdne pieśni były rejestrowane głównie z gwiazd gorętszych od Słońca, przy użyciu teleskopów kosmicznych, takich jak Kepler i TESS. Jednak oscylacje HD 219134 – chłodniejszego pomarańczowego karła oddalonego od nas o zaledwie 21 lat świetlnych – są zbyt subtelne, aby można je było wychwycić za pomocą zmian jasności badanych przez teleskopy kosmiczne.

Instrument KPF precyzyjnie mierzy ruch powierzchni gwiazdy w kierunku obserwatora i od niego. Przez cztery kolejne noce zespół wykorzystał KPF do zebrania ponad 2000 wysoce precyzyjnych pomiarów prędkości gwiazdy – co pozwoliło im uchwycić drgania gwiazdy w akcji. Jest to pierwszy asterosejsmiczny wniosek dotyczący wieku i promienia chłodnej gwiazdy przy użyciu KPF.

Szybki tryb odczytu KPF sprawia, że doskonale nadaje się on do wykrywania oscylacji w chłodnych gwiazdach – dodał Li, i jest to jedyny spektrograf na Mauna Kea zdolny do dokonywania tego typu odkryć.

Kapsuła czasu licząca 10 miliardów lat
Wykorzystując oscylacje wykryte w HD 219134, zespół określił jej wiek na 10,2 miliarda lat, czyli ponad dwukrotnie więcej niż wiek naszego Słońca. Czyni ją to jedną z najstarszych gwiazd ciągu głównego, której wiek określono za pomocą asterosejsmologii.

Pomiar ten jest czymś więcej niż tylko ciekawostką – ma on poważne implikacje dla tego, jak rozumiemy starzenie się gwiazd. Astronomowie wykorzystują metodę zwaną gyrochronologią do szacowania wieku gwiazd na podstawie tego, jak szybko one wirują. Młode gwiazdy wirują szybko, ale stopniowo zwalniają, tracąc z czasem moment pędu – podobnie jak wirujące bąki, które w końcu się zatrzymują.

Ale coś ciekawego dzieje się z gwiazdami takimi jak HD 219134: ich spowolnienie wirowania wydaje się zatrzymywać w starszym wieku. Nowy wiek asterosejsmologiczny pozwala naukowcom zakotwiczyć modele na starszym końcu gwiazdowej osi czasu, pomagając naukowcom udoskonalić sposób szacowania wieku niezliczonych innych gwiazd.

To jak znalezienie dawno zaginionego kamertonu do gwiezdnych zegarów – powiedział dr Yaguang Li. Daje nam to punkt odniesienia do kalibracji obrotu gwiazd na przestrzeni miliardów lat.

Puzzle w rozmiarze gwiazdy
Co zaskakujące, zespół odkrył również, że HD 219134 wydaje się mniejsza niż oczekiwano. Podczas gdy inne pomiary przy użyciu interferometrii – techniki, która mierzy rozmiar gwiazdy poprzez obserwację jej za pomocą wielu teleskopów – dały promień o około 4% większy, pomiar asterosejsmologiczny sugeruje bardziej zwartą gwiazdę.

Różnica ta jest zastanawiająca i stanowi wyzwanie dla założeń modelowania gwiazdowego – zwłaszcza w przypadku chłodniejszych gwiazd, takich jak HD 219134. Kwestią otwartą pozostaje, czy rozbieżność ta wynika z nierozpoznanych efektów atmosferycznych, pól magnetycznych, czy też głębszych kwestii związanych z modelowaniem.

Gwiazda HD 219134 nie jest samotna – jest gospodarzem rodziny co najmniej pięciu egzoplanet, w tym dwóch skalistych światów wielkości Ziemi, które tranzytują przed jej tarczą. Dzięki bardzo precyzyjnym pomiarom wielkości gwiazdy, zespół był w stanie doprecyzować rozmiary i gęstość tych planet. Zaktualizowane wartości potwierdzają, że światy te prawdopodobnie mają skład podobny do Ziemi, z solidnymi skalistymi powierzchniami.

Gwiezdne dźwięki i poszukiwanie życia
Instrumenty takie jak Keck Planet Finder umożliwiają pomiary innych gwiazd, takich jak HD 219134, które staną się celem poszukiwań życia na innych planetach w nadchodzących dekadach przy użyciu przyszłych misji NASA, takich jak Habitable Worlds Observatory.

Kiedy znajdziemy życie na innej planecie, będziemy chcieli wiedzieć, jak stare jest to życie – powiedział dr Daniel Huber, współautor artykułu. Wsłuchiwanie się w dźwięki wydawane przez jej gwiazdę da nam odpowiedź.

Opracowanie:
Agnieszka Nowak

Źródło:
•    Obserwatorium Kecka
•    Urania
Wizja artystyczna układu HD 219134. Źródło: W.M. Keck Observatory

https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2025/05/astronomowie-wsuchuja-sie-w-muzyke.html

Astronomowie wsłuchują się w muzykę pobliskiej gwiazdy i dokonują zaskakującego odkrycia.jpg

Edytowane przez Paweł Baran
Napisano (edytowane)

Znamy laureatów VI edycji ogólnopolskiego konkursu "W stronę gwiazd"
2025-05-14,
Konkurs „W stronę gwiazd” to inicjatywa zapoczątkowana w 2019 roku z okazji Światowego Tygodnia Przestrzeni Kosmicznej przez gdańskie centrum nauki Hevelianum. Skierowany jest do uczniów szkół podstawowych i zachęca młodych pasjonatów kosmosu do kreatywnego zgłębiania tematyki eksploracji przestrzeni kosmicznej, w oparciu jednak o konkretną wiedzę.
W dobie dynamicznego rozwoju sektora kosmicznego, w tym powrotu człowieka na Księżyc i misji polskiego astronauty projektowego Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego na Międzynarodową Stację Kosmiczną, konkurs ma na celu zwrócenie uwagi dzieci i młodzieży na możliwość związania swojej przyszłości z sektorem kosmicznym.
Konkurs dzieli się na dwie kategorie:
•    Odkrywca (dla uczniów zerówek i klas 1-4 SP), w której uczestnicy tworzą prace plastyczne na tematy związane z eksperymentami na stacji kosmicznej w nawiązaniu do misji polskiego astronauty, wizją wioski księżycowej lub planowanym powrotem człowieka na Księżyc.
•    Badacz (dla klas 5-8 SP), w której uczniowie przygotowują artykuły projektujące misje kosmiczne, takie jak załogowy lot międzygwiezdny, zasiedlenie innej planety czy jej terraformacja.
 
28 kwietnia 2025 r. odbyła się uroczysta gala finałowa VI edycji Konkursu „W stronę gwiazd”, podczas której poznaliśmy zwycięzców zarówno w kategorii Odkrywca jak i Badacz, a niżej publikujemy listę finalistów wraz z pracami graficznymi w młodszej kategorii.
Nagrodą główną w kategorii Odkrywca jest profesjonalna lornetka astronomiczna, zaś w kategorii Badacz - udział w obozie kosmicznym Junior Space Camp, którego sponsorem jest Analog Astronaut Training Center. Dodatkowymi nagrodami są książki, gry planszowe i gadżety o tematyce astronomicznej ufundowane przez Hevelianum, Polską Agencję Kosmiczną, Grupę wydawniczą Publicat oraz redakcję Uranii.
 
Kategoria ODKRYWCA
I miejsce: Aleksander Aduła-Bartos ze Szkoły Podstawowej Montessori w Gdańsku za pracę, która stanowiła doskonałe połączenie kreatywnych technik, jak i wiedzy merytorycznej dotyczącej życia na Księżycu.
II miejsce: Nikita Kidanov z Zespółu Szkolno-Przedszkolnego nr 12 we Wrocławiu, który w swojej pracy wziął pod uwagę bezpieczeństwo zwierząt w przestrzeni kosmicznej, a także w ciekawy sposób pokazał fazy Księżyca.
III miejsce: Helena Dąbrowska z Podstawowej Szkoły Społecznej Niedźwiednik w Gdańsku za wyjątkową pracę, która pokazuje astronautów jako osoby, które choć daleko od macierzystej Ziemi nadal są ludźmi przeżywającymi głębokie emocje.
Wyróżnienia w tej kategorii otrzymali: Stanisław Grabowski (Niepubliczna szkoła Da Vinci w Koszalinie), Oliwia Góra (Szkoła Podstawowa nr 1 w Żukowie), Julian Gwozdowski (Zespół Szkolno – Przedszkolny nr 13 w Krakowie), Mikołaj Buda (Szkoła Podstawowa nr 43 w Krakowie), Konstanty Zdunikowski (Społeczna Szkoła Integracyjna nr 100 STO w Warszawie), Filomena Tubis-Przybysz (Zespół Szkół nr 129 w Warszawie, Szkoła Podstawowa nr 303 im. Fryderyka Chopina w Warszawie), Filip Szewczyk (Szkoła Podstawowa nr 1 w Rydułtowach), Zofia Cudecka (Ogólnokształcąca Szkoła Muzyczna w Gdańsku), Hanna Gibas (Szkoła Podstawowa nr 1 w Rydułtowach), Liliana Iskierka (Szkoła Podstawowa im. Noblistów Polskich w Luborzycy), Alan Buczak (Szkoła Podstawowa nr 4 w Będzinie), Mateusz Lech (Szkoła Podstawowa nr4 w Będzinie), Julia Fedorowska (Ognisko Pracy Pozaszkolnej nr 3 w Zabrzu).
 
Kategoria BADACZ
I miejsce: Liliana Cieciorko z Open Future International School w Krakowie za pracę pt.: "Życie na Marsie".
II miejsce ex aequo: Julian Kukuła z Bernardyńskiej Szkoły Podstawowej w Łodzi za pracę pt.: „Terraformacja innej planety” oraz Karina Wrona ze Szkoły Podstawowej nr 26 im. Andrzeja Struga w Krakowie za pracę pt.: „Terraformacja Wenus? Marzenia czy rzeczywistość?”
III miejsce: Jędrzej Pogoda z Modern Academy Prywatnej Szkoły Podstawowej Nowoczesnych Technologii i Języków Obcych w Toruniu za „Plan programu przygotowującego do założenia stałej bazy naukowej na księżycu Saturna, Tytanie”.
Wyróżnienia w tej kategorii otrzymali: Piotr Piekarski (Szkoła Podstawowa nr 2 im. Olimpijczyków Polskich w Pile), Kacper Śliwiński (Szkoła podstawowa nr 5 w Olkuszu) oraz Grzegorz Wójciuk (Szkoła Podstawowa nr. 368 im Polskich Olimpijczyków w Warszawie).
 
Wszystkim uczestnikom serdecznie gratulujemy i życzymy dalszego rozwijania swoich kosmicznych pasji!

Więcej informacji:
•    oficjalna strona konkursu W stronę gwiazd
•    gala finałowa VI edycji konkursu
Opracowanie: Magda Maszewska. Źródło: Bogna Pazderska/Hevelianum
 
Na ilustracji: Grafika konkursu W stronę gwiazd. Źródło: Hevelianum
I miejsce w kategorii Odkrywca: Aleksander Aduła-Bartos

II miejsce w kategorii Odkrywca: Nikita Kidanov
 
III miejsce w kategorii Odkrywca: Helena Dąbrowska

URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/znamy-laureatow-vi-edycji-ogolnopolskiego-konkursu-w-strone-gwiazd

Znamy laureatów VI edycji ogólnopolskiego konkursu W stronę gwiazd.jpg

Znamy laureatów VI edycji ogólnopolskiego konkursu W stronę gwiazd2.jpg

Edytowane przez Paweł Baran
Napisano (edytowane)

Naukowcy odkryli, jak starożytni ludzie przetrwali katastrofę kosmiczną sprzed 41 tysięcy lat
2025-05-14.Admin.
Okres sprzed 41 tysięcy lat to jeden z najbardziej dramatycznych momentów w historii ewolucji ludzkości. Ziemia doświadczyła wówczas zaburzenia geomagnetycznego - tak zwanego "zdarzenia Lachampa" - gdy pole magnetyczne naszej planety osłabło dziesięciokrotnie, narażając wszystkie żywe organizmy na bezprecedensowy poziom promieniowania kosmicznego i ultrafioletowego. W tym okresie wyginęła większość megafauny w Australii, a także neandertalczycy w Europie. Co zatem pozwoliło przetrwać wczesnym Homo sapiens?
Nowe badanie przeprowadzone przez naukowców z University of Michigan, opublikowane w prestiżowym czasopiśmie "Science Advances", rzuca światło na tę fascynującą zagadkę. Badacze odkryli, że kluczowym czynnikiem mogło być używanie ochry - czerwonego pigmentu ziemnego, który nie tylko służył jako ozdoba, ale przede wszystkim jako skuteczna ochrona przed zabójczym promieniowaniem ultrafioletowym.
Zdarzenie Lachampa, nazwane tak od miejsca we Francji, gdzie po raz pierwszy odkryto dowody tego fenomenu, było okresem dramatycznego osłabienia ziemskiego pola magnetycznego. Badania wykazały, że podczas tego okresu natężenie pola magnetycznego spadło do zaledwie 0-6% jego dzisiejszej wartości.
"Pole magnetyczne Ziemi prawie zniknęło, otwierając planetę na wysokoenergetyczne cząstki z kosmosu. To był niesamowicie przerażający czas, prawie jak koniec świata" - jak opisują to zjawisko naukowcy badający ten okres.
Konsekwencje były dramatyczne: wzrost promieniowania kosmicznego, silna jonizacja powietrza, poważne zniszczenia warstwy ozonowej i gwałtowny wzrost szkodliwego promieniowania ultrafioletowego. Warunki te okazały się zabójcze dla wielu gatunków, w tym neandertalczyków, którzy nie zdołali się przystosować.
Naukowcy z University of Michigan analizowali globalne zmiany środowiskowe w okresie zdarzenia Lachampa i porównali je ze znaleziskami archeologicznymi z tego samego okresu. To, co odkryli, jest fascynujące: dokładnie w tym czasie w Europie, Afryce i Australii - regionach najbardziej dotkniętych zaburzeniami geomagnetycznymi - rozpowszechniło się używanie ochry, pojawiło się malarstwo naskalne, a ubiór stał się bardziej złożony.
Badacze przeprowadzili eksperymenty, które potwierdziły, że ochra skutecznie blokuje szkodliwe promieniowanie UV. Właściwości ochronne tego pigmentu potwierdzają również dane etnograficzne - współcześnie ochra jest nadal używana jako naturalny filtr przeciwsłoneczny przez niektóre ludy, jak na przykład plemię Himba w Namibii.
To fascynujące odkrycie sugeruje, że wczesni ludzie potrafili adaptować się do ekstremalnych zmian środowiskowych poprzez innowacje kulturowe. Używanie ochry do ochrony skóry mogło być kluczowym czynnikiem, który pozwolił Homo sapiens przetrwać katastrofę, z którą neandertalczycy nie potrafili sobie poradzić.
Co ciekawe, okres zdarzenia Lachampa zbiega się z gwałtownym rozwojem sztuki jaskiniowej i innymi innowacjami kulturowymi. Naukowcy spekulują, że zwiększone promieniowanie ultrafioletowe, szczególnie podczas rozbłysków słonecznych, sprawiło, że jaskinie stały się niezwykle pożądanymi schronieniami.
Powszechny motyw sztuki jaskiniowej w postaci odcisków dłoni w kolorze czerwonej ochry może być bezpośrednio związany z używaniem jej jako ochrony przed promieniowaniem. Ludzie prawdopodobnie pokrywali swoje ciała ochrą przed wyjściem na zewnątrz, a jej ślady pozostawały na ścianach jaskiń, gdy ich dotykali.
Badania wykazały również, że w tym samym okresie strój stał się bardziej złożony, co mogło być kolejną adaptacją mającą na celu ochronę przed zwiększonym promieniowaniem.
Autorzy badania podkreślają, że chociaż dowody są poszlakowe, zbieżność jest zbyt bliska, aby można ją było uznać za przypadek. Zdolność do wykorzystania ochry jako ochrony przeciwsłonecznej mogła dać wczesnym ludziom współczesnym kluczową przewagę ewolucyjną nad neandertalczykami.
Nasz gatunek przetrwał ekstremalnie trudny okres dzięki zdolności do innowacji i adaptacji kulturowej" - twierdzą naukowcy. "To pokazuje, jak ważna w ewolucji człowieka była nie tylko biologia, ale także kultura i umiejętność znajdowania kreatywnych rozwiązań problemów środowiskowych."
Badania nad tym, jak nasi przodkowie radzili sobie z ekstremalnymi zmianami środowiskowymi, mają ważne implikacje dla współczesnych wyzwań związanych ze zmianami klimatycznymi i ochroną przed promieniowaniem UV.
Współczesne filtry przeciwsłoneczne zawierają złożone związki chemiczne, ale zasada działania pozostaje podobna do tej wykorzystywanej przez naszych przodków tysiące lat temu. W dobie rosnącego zainteresowania naturalnymi kosmetykami, starożytne metody ochrony skóry mogą inspirować nowe, bardziej ekologiczne rozwiązania.
Jednocześnie badanie przypomina nam, że zmiany geomagnetyczne, podobne do zdarzenia Lachampa, mogą wydarzyć się ponownie. Obecnie obserwuje się osłabienie ziemskiego pola magnetycznego o około 9% w ciągu ostatnich 170 lat, co może zwiastować kolejne dramatyczne zmiany w przyszłości.
Badania naukowców z University of Michigan nie tylko rzucają światło na fascynującą zagadkę z przeszłości, ale także przypominają nam o niezwykłej zdolności ludzkiego gatunku do adaptacji i przetrwania nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach - zdolności, która może okazać się kluczowa dla naszej przyszłości.
Źródło: zmianynaziemi
https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/naukowcy-odkryli-jak-starozytni-ludzie-przetrwali-katastrofe-kosmiczna-sprzed-41-tysiecy

Naukowcy odkryli, jak starożytni ludzie przetrwali katastrofę kosmiczną sprzed 41 tysięcy lat.jpg

Edytowane przez Paweł Baran
Napisano (edytowane)

Polski astronauta musi poczekać. Start misji Ax-4 przełożony
2025-05-14.KS.
Start misji Ax-4 z Polakiem Sławoszem Uznańskim-Wiśniewskim na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS) odbędzie się 8 czerwca o godzinie 15.11 czasu polskiego (9.11 na Florydzie) – podała w środę firma Axiom Space. Pierwotnie start planowano na 29 maja.
W skład misji wchodzą: Peggy Whitson (USA) – dowódczyni; Sławosz Uznański-Wiśniewski (Polska/ESA) – specjalista; Shubhanshu Shukla (Indie) – pilot oraz Tibor Kapu (Węgry) – specjalista. Astronauci mają spędzić na stacji 14 dni. Będą prowadzić badania związane między innymi z wpływem mikrograwitacji na organizm człowieka, obserwacją Ziemi i paliwami przyszłości.
W ramach polskiej misji IGNIS, na orbicie zostanie przeprowadzonych 13 eksperymentów, które dotyczą między innymi medycyny, biologii, biotechnologii i nauk inżynierskich. Zaplanowano też kilka okresów, podczas których polski astronauta będzie wykonywał połączenia z rodzimymi krótkofalowcami.
Programy edukacyjne
Uznański-Wiśniewski poprowadzi też w kosmosie pokazy, które zostaną nagrane, a potem wykorzystane w ramach programu edukacyjnego. Zajęcia będą dotyczyły między innymi kołyski Newtona w nieważkości (rząd kilku stykających się z sobą jednakowych stalowych kulek, które mogą wykonywać wahania tylko w jednej płaszczyźnie; przyrząd ilustruje zasadę zachowania pędu i energii) i działania prostych układów elektrycznych (np. klucza telegraficznego).
Astronauta zabierze ze sobą na ISS między innymi polskie flagi, w tym naszywkę ze skafandra Mirosława Hermaszewskiego, pamiątki po Marii Skłodowskiej-Curie, mapę z dzieła Mikołaja Kopernika „De revolutionibus orbium coelestium” („O obrotach sfer niebieskich"), bryłkę soli z Wieliczki i kawałek polskiego bursztynu.
Polskie wątki
Na orbitę polecą też manuskrypt mazurka Fryderyka Chopina, trzy wiersze Wisławy Szymborskiej, krajka z regionalnego stroju ziemi łódzkiej z Muzeum Etnograficznego w Warszawie, polskie litery (ą, ć, ę, ł itd.) wydrukowane w 3D oraz emblematy oraz plakat misji.

Misja Ax-4 będzie kolejną komercyjną załogową wyprawą realizowaną przez Axiom Space. Udział w niej Polaka to rezultat umowy podpisanej między Ministerstwem Rozwoju i Technologii a ESA na przygotowanie i przeprowadzenie polskiej misji naukowo-technologicznej IGNIS na ISS. W przygotowaniach bierze udział także Polska Agencja Kosmiczna (POLSA) jako agencja wykonawcza MRiT.
Dr Sławosz Uznański-Wiśniewski będzie drugim Polakiem w kosmosie. Pierwszym był Mirosław Hermaszewski (1941-2022), który w dniach 27 czerwca – 5 lipca 1978 roku, wraz z Piotrem Klimukiem (radziecki kosmonauta narodowości białoruskiej), odbył lot na statku kosmicznym Sojuz 30. W czasie 8-dniowej misji dokonano 126 okrążeń Ziemi.

Sławosz Uznański-Wiśniewski będzie drugim Polakiem w kosmosie (fot. PAP/Radek Pietruszka)
źródło: PAP
https://www.tvp.info/86708721/misja-ax-4-astronauta-slawosz-uznanski-wisniewski-musi-poczekac-jest-nowa-data-lotu

Polski astronauta musi poczekać. Start misji Ax-4 przełożony.jpg

Edytowane przez Paweł Baran
Napisano (edytowane)

X edycja programu stażowego Polish Space Fellowship Program
2025-05-15. Krzysztof Kanawka
Zgłoszenia dla stażystów do 18 maja!
Do 18 maja można nadsyłać zgłoszenia do programu stażowego ZPSK i ARP. Jest to wspaniała szansa na pierwszy krok w karierze w sektorze kosmicznym!
 19 firm czeka na młodych inżynierów i pasjonatów technologii, którzy chcą zdobyć realne doświadczenie w pracy nad projektami przyszłości:
 Dla kogo?
Studenci ostatniego roku studiów inżynierskich, magisterskich;
Absolwenci z tytułem magistra, inżyniera lub magistra inżyniera, którzy ukończyli studia maksymalnie 24 miesiące przed dniem ogłoszenia Konkursu;
Osoby z otwartym przewodem doktorskim.
Jak aplikować?
 Przygotuj swoje CV.
 Wskaż w zgłoszeniu dwie preferowane firmy z listy uczestniczących podmiotów.
 Wyślij aplikację na adres: [email protected] do 18 maja 2025 r.
W tytule wiadomości wpisz: KONKURS O STAŻ, a w nazwie pliku CV: Imię_Nazwisko_Nazwa Firmy_Konkurs_o_Staż.
️ Co oferujemy?
5-miesięczne płatne staże w firmach sektora kosmicznego;
Możliwość zdobycia cennego doświadczenia i zatrudnienia.
 Rekrutacja trwa od 16 kwietnia do 18 maja 2025 r.
 Regulamin Konkursu: https://lnkd.in/dE65nBQB
 Szczegóły i dokumenty konkursowe: https://lnkd.in/eus5iAB
(ZPSK, ARP)
https://kosmonauta.net/2025/05/x-edycja-programu-stazowego-polish-space-fellowship-program/\

X edycja programu stażowego Polish Space Fellowship Program.jpg

Edytowane przez Paweł Baran
Napisano

Tak wygląda Mars w podczerwieni. Zdjęcie zrobiła sonda lecąca do Jowisza
2025-05-15. Radek Kosarzycki
O sondzie Europa Clipper, która rozpoczęła swoją podróż do Jowisza 14 października 2024 r., można by było zapomnieć na kilka najbliższych lat. Według planów aparat dotrze do celu swojej misji, a więc w otoczenie największej planety Układu Słonecznego dopiero w 2030 roku, a więc za pięć lat. Myliłby się jednak ten, kto uważa, że w tym czasie sonda absolutnie nic nie robi. Okazuje się bowiem, że inżynierowie i naukowcy z zespołu misji wykorzystują każdą okazję na to, aby jak najlepiej przygotować się na dotarcie do Jowisza i jego lodowych księżyców.
1 marca 2025 roku sonda zmierzająca do Jowisza przeleciała zaledwie 800 kilometrów nad powierzchnią Marsa. Nie był to jednak jedynie pasywny przelot. Naukowcy postanowili bowiem wykorzystać to wydarzenie do sprawdzenia, jak działają instrumenty zainstalowane na pokładzie sondy.
Opublikowane teraz zdjęcie przedstawia Marsa sfotografowanego za pomocą specjalnej kamery E-THEMIS obserwującej przestrzeń kosmiczną w zakresie podczerwieni.
Przedstawiony tutaj obraz w podczerwieni, później pokolorowany przez naukowców, jest tak naprawdę efektem nałożenia na siebie ponad 1000 pojedynczych zdjęć wykonanych w skali szarości w ciągu 18-minutowego okna, gdy sonda przelatywała zaledwie kilkaset kilometrów nad powierzchnią Marsa.
Wartość naukowa tego spotkania była znacząca. Jak by nie patrzeć, był to pierwszy test kamery termowizyjnej E-THEMIS zaprojektowanej do skanowania zamarzniętej skorupy Europy w poszukiwaniu sygnatur cieplnych wskazujących na aktywność geologiczną. Rejestrując dane w podczerwieni z dobrze zbadanej planety, takiej jak Mars, zespół misji mógł zweryfikować prawidłowość działania kamery, porównując jej pomiary z pomiarami wykonywanymi od 2001 roku przez sondę Mars Odyssey. Naukowcom udało się tak zaprojektować trajektorię przelotu, że Europa Clipper wykonała takie same zdjęcia co Mars Odyssey, aby potem można było je bezpośrednio ze sobą porównać.
Według zespołu misji celem testu było upewnienie się, że nowy instrument działa dokładnie tak, jak oczekiwano. Mars został wybrany specjalnie ze względu na to, jak dobrze znane są temperatury jego powierzchni, co umożliwiło precyzyjną kalibrację E-THEMIS.
Instrument działa poprzez wykrywanie promieniowania podczerwonego, skutecznie umożliwiając naukowcom pomiar zmian temperatury na powierzchni planety. Gdy Europa Clipper dotrze do Jowisza w 2030 roku, kamera rozpocznie poszukiwanie plam ciepła pod lodową skorupą Europy. Takie plamy wskazywałyby miejsca, w których niedawno mogło dochodzić do aktywności geologicznej lub obszary, w których ocean pod powierzchnią księżyca może znajdować się blisko powierzchni.
Powierzchnia Europy jest poprzecinana grzbietami i pęknięciami, o których uważa się, że zostały ukształtowane przez ukryty we wnętrzu księżyca ocean ciekłej wody. Mierząc temperaturę tych struktur, naukowcy mają nadzieję zidentyfikować najbardziej interesujące miejsca na tym fascynującym globie.
Spotkanie z Marsem sonda Europa Clipper ma już za sobą. W 2026 roku przeleci ona w pobliżu Ziemi, aby nabrać prędkości przed ostateczną podróżą w kierunku Jowisza, do którego powinna dotrzeć w kwietniu 2026 roku. Dopiero wtedy rozpocznie się właściwa część misji, w której sonda 49 razy przeleci w pobliżu Europy, fotografując jej powierzchnię i badając to, co znajduje się pod jej lodową skorupą.
Źródło: NASA/JPL-Caltech/ASU

https://www.focus.pl/artykul/rozerwana-ziemia-trzesienie-ziemi-wideo-mjanma

Tak wygląda Mars w podczerwieni. Zdjęcie zrobiła sonda lecąca do Jowisza.jpg

Napisano

Astronomowie zdumieni. Takiego wnętrza Księżyca i Westy nikt się nie spodziewał
2025-05-15. Radek Kosarzycki
Grawitacja to jeden z podstawowych elementów otaczającej nas rzeczywistości. Z jednej strony jej działanie odczuwamy na co dzień i obserwujemy nawet w najdalszych rejonach przestrzeni kosmicznej. Z drugiej strony naukowcy mimo dekad wysiłków wciąż nie są w stanie jej dopasować do świata kwantowego, aby stworzyć ogólną teorię wszystkiego, która mogłaby spójnie tłumaczyć wszechświat w każdej skali. Nie zmienia to jednak faktu, że o grawitacji wiemy sporo, i jesteśmy w stanie wykorzystać ją do tego, aby zajrzeć tam, gdzie w inny sposób nie bylibyśmy w stanie zajrzeć, np. do wnętrza odległych od nas globów różnych rozmiarów.
Zaawansowana analiza grawitacyjna pozwoliła naukowcom z NASA zajrzeć w głąb Księżyca i planetoidy Westy bez konieczności lądowania na ich powierzchni. Dzięki precyzyjnemu śledzeniu ruchu sond kosmicznych udało się stworzyć niezwykle szczegółowe modele grawitacyjne, które ujawniają skład, strukturę i historię ewolucji tych ciał niebieskich.
To nowatorskie podejście opiera się na pomiarach subtelnych zmian w polu grawitacyjnym, jakie powoduje różne rozmieszczenie masy wewnątrz badanego ciała niebieskiego. Wystarczy dokładnie analizować trajektorię sondy poruszającej się wokół planety, planetoidy czy Księżyca, aby wyłuskać z niej informacje o ich wnętrzu. Jak podkreśla Ryan Park z Jet Propulsion Laboratory NASA w Kalifornii, główny autor najnowszych badaniach metoda ta stanowi potężne, nieinwazyjne narzędzie do badania ukrytych struktur w ciałach niebieskich Układu Słonecznego.
Jeden z najnowszych artykułów naukowych opublikowanych na łamach periodyku Nature skupia się na grawitacyjnych badaniach Księżyca. Wykorzystując dane z misji GRAIL (Gravity Recovery and Interior Laboratory), naukowcy stworzyli najdokładniejszą jak dotąd mapę grawitacyjną Srebrnego Globu. W misji tej wykorzystano dwie bliźniacze sondy kosmiczne — Ebb i Flow — które krążyły wokół Księżyca w latach 2011–2012.
Zespół Parka skupił się na deformacjach pływowych — subtelnych odkształceniach powierzchni Księżyca wywoływanych przez przyciąganie grawitacyjne Ziemi. Te drobne zmiany okazały się niezwykle cennym źródłem informacji o głębokich warstwach jego wnętrza. Co ciekawe, analiza wykazała wyraźną asymetrię: bliska Ziemi strona Księżyca, zdominowana przez gładkie równiny bazaltowe (mare), wygina się znacznie bardziej niż jego niewidoczna z Ziemi, dalsza półkula.
Ta różnica w odkształceniach sugeruje odmienne właściwości wewnętrzne po obu stronach globu. Badacze sądzą, że pod widoczną stroną Księżyca zgromadziły się radioaktywne pierwiastki wytwarzające ciepło, co mogło być efektem dawnej aktywności wulkanicznej. Cieplejszy płaszcz w tej części globu sprawia, że skały są bardziej podatne na deformacje grawitacyjne. Odkrycie to stanowi najsilniejszy dotąd dowód na istnienie takich różnic temperaturowych i strukturalnych między półkulami.
Naukowcy wskazują, że dane były dla nich tak dużym zaskoczeniem, że kilkukrotnie na przestrzeni ostatniej dekady musiał weryfikować dane oraz pomiary. Ostatecznie jednak wszystko wskazuje na to, że wewnętrzne ciepło, wynikające z obecności izotopów promieniotwórczych, miało kluczowe znaczenie dla ewolucji geologicznej Księżyca.
W odrębnym, drugim artykule naukowym opublikowanym na łamach periodyku Nature Astronomy, naukowcy skupili się na Weście, jednej z największych planetoid w Pasie Głównym rozciągającym się w połowie drogi między orbitami Marsa i Jowisza. W tym przypadku naukowcy skorzystali z danych z sondy Dawn, która krążyła wokół Westy od połowy 2011 do końca 2012 roku.
Analizując rotację planetoidy oraz drobne fluktuacje w jej ruchu, badacze wyznaczyli moment bezwładności — parametr bardzo czuły na rozmieszczenie masy wewnątrz obiektu. Ku ich zaskoczeniu, Westa nie wykazuje struktury warstwowej, której się spodziewano — typowej dla ciał zróżnicowanych, takich jak planety. Jej wnętrze wydaje się jednolite, co sugeruje, że wewnątrz Westy znajduje się albo bardzo małe żelazne jądro albo nie ma go wcale.
To odkrycie rzuca wyzwanie dotychczasowym teoriom, według których Westa przeszła różnicowanie — proces, w którym cięższe pierwiastki, takie jak żelazo, opadają do środka, tworząc jądro. Możliwe, że planetoida nigdy w pełni się nie zróżnicowała albo że po katastrofalnym zderzeniu masywnego ciała planetarnego „odrodziła się” z mieszaniny szczątków, tracąc swoją wcześniejszą warstwową strukturę.
Zdolność do sondowania wnętrz ciał niebieskich wyłącznie za pomocą analizy ich pól grawitacyjnych — bez konieczności lądowania czy wiercenia — otwiera zupełnie nowe możliwości dla planetologii i eksploracji Układu Słonecznego. Dzięki niej będziemy mogli teraz zaglądać tam, gdzie fizycznie nigdy się nie dostaniemy.
https://www.chip.pl/2025/05/chiny-powrot-do-orbitalnej-broni-fobs

Astronomowie zdumieni. Takiego wnętrza Księżyca i Westy nikt się nie spodziewał.jpg

Napisano

Astronom wykrył sygnały, których nie umie wytłumaczyć. Przeanalizował ponad tysiąc źródeł
2025-05-15. Aleksander Kowal
Naukowcy zajmujący się badaniem wszechświata zdążyli się już przyzwyczaić do tego, że odbierają niemożliwe do wyjaśnienia sygnały. Ale co mają powiedzieć, gdy ich potencjalnych źródeł jest tak wiele, że trudno je dokładnie zliczyć?
Przekonał się o tym naukowiec kontynuujący dziedzictwo badań zapoczątkowanych aż 65 lat temu. Właśnie wtedy Frank Drake przeprowadził pierwsze obserwacje Epsilon Eridani oraz Tau Ceti poświęcone poszukiwaniu potencjalnych oznak życia. Obie te gwiazdy są położone stosunkowo niedaleko od Ziemi i przypominają Słońce, dlatego nie powinno dziwić, iż wzbudziły zainteresowanie badaczy.
Na przestrzeni dekad astronomowie wzięli pod lupę kolejne obiekty i korzystali w związku z tym z coraz bardziej zaawansowanych instrumentów. Najważniejszy przełom – w postaci odnalezienia życia pozaziemskiego – jeszcze nie nastąpił, ale bez wątpienia obecnie mamy na to zdecydowanie większe szanse niż w poprzednim stuleciu.
Poza tym udało się odebrać masę sygnałów o zadziwiającej naturze. Pisze o nich Richard H. Stanton z NASA, który przeanalizował sygnatury związane z ponad 1300 gwiazd przypominających naszą własną. W tak licznym gronie szczególną uwagę ekspertów zwrócił obiekt oddalony o około 100 lat świetlnych od Ziemi. Wyemitował on dwa szybkie impulsy wykazujące zadziwiające podobieństwo do owoców aktywności innej gwiazdy: śledzonej przed czterema laty.
Richard H. Stanton przeanalizował sygnały pochodzące z ponad 1300 gwiazd. Jego szczególną uwagę zwróciła aktywność obiektu oddalonego o około 100 lat świetlnych
Publikacja na ten temat trafiła na łamy Acta Astronautica i wynika z niej, że w centrum zainteresowania Stantona znalazły się nie sygnały radiowe, lecz optyczne. Jak wyjaśnia badacz, jego podejście polega na śledzeniu wybranej gwiazdy przez około godzinę i zliczaniu fotonów z bardzo wysoką rozdzielczością czasową. Zgromadzone dane są później analizowane pod kątem potencjalnych impulsów.
Takowy został zidentyfikowany w przypadku HD 89389, czyli gwiazdy zaliczanej do grona żółto-białych karłów. Jej jasność i masa są nieco wyższe od parametrów Słońca, a wspomniana detekcja obejmowała dwa identyczne impulsy, które wystąpiły w odstępie 4,4 sekundy. Co istotne, nie były one widziane wcześniej, a Stanton chciał zestawić to, co zobaczył ze zjawiskami i zachowaniami spotykanymi na Ziemi, takimi jak wyładowania atmosferyczne czy przeloty samolotów.
Tym sposobem autor powyższych ustaleń uznał, iż ma do czynienia z niespotykanym wcześniej fenomenem. Te “dziwactwa” wynikały z faktu, że gwiazda w bardzo krótkim czasie zyskuje na jasności, następnie ją traci i ponownie zyskuje. Jest to zaskakująco gwałtowne i silne zjawisko. Poza tym zadziwia powtarzalność, ponieważ impulsy są od siebie oddzielone o 1,2 do 4,4 sekundy. Uwagę naukowca związanego z NASA zwróciła też niespotykana powtarzalność sygnałów oraz brak ruchu w pobliżu gwiazdy, który mógłby wyjaśniać zmiany jasności. Z czym więc mamy do czynienia? Jak na razie astronomowie bezradnie rozkładają ręce.
https://www.chip.pl/2025/05/chiny-powrot-do-orbitalnej-broni-fobs

Astronom wykrył sygnały, których nie umie wytłumaczyć. Przeanalizował ponad tysiąc źródeł.jpg

Napisano

Instrument IXPE ujawnia cząstki generujące promienie X w strumieniach czarnej dziury
2025-05-15.
IXPE wykazał, że promieniowanie rentgenowskie w strumieniach blazara BL Lac powstaje przez interakcje elektronów z fotonami. To odkrycie rozwiązuje kluczową zagadkę dotyczącą źródła promieniowania w otoczeniu czarnych dziur.
Blazar BL Lacertae, supermasywna czarna dziura otoczona jasnym dyskiem i strumieniami skierowanymi w Ziemię, zapewnił naukowcom wyjątkową okazję do odpowiedzi na odwieczne pytanie: w jaki sposób generowane jest promieniowanie rentgenowskie w tak ekstremalnych środowiskach?
Należący do NASA IXPE (Imaging X-ray Polarimetry Explorer) współpracował z teleskopami radiowymi i optycznymi w celu znalezienia odpowiedzi. Wyniki, które zostaną opublikowane w czasopiśmie Astrophysical Journal Letters, pokazują, że interakcje między szybko poruszającymi się elektronami i fotonami muszą prowadzić do emisji promieniowania rentgenowskiego.
Naukowcy mieli dwa konkurujące ze sobą  możliwe wyjaśnienia promieniowania rentgenowskiego, jedno z udziałem protonów, a drugie z udziałem elektronów. Każdy z tych mechanizmów miałby inną sygnaturę w polaryzacji światła rentgenowskiego. Polaryzacja to właściwość światła, która opisuje średni kierunek fal elektromagnetycznych składających się na światło.
Jeśli promieniowanie rentgenowskie w strumieniach czarnej dziury jest silnie spolaryzowane, oznaczałoby to, że promieniowanie X jest wytwarzane przez protony wirujące w polu magnetycznym strumieni lub protony oddziałujące z fotonami strumieni. Jeśli promieniowanie rentgenowskie ma niższy stopień polaryzacji, sugerowałoby to, że interakcje elektron-foton prowadzą do produkcji promieniowania X.
IXPE, który wystartował 9 grudnia 2021 roku, jest jedynym obecnie latającym satelitą, który może wykonać taki pomiar polaryzacji.
To była jedna z największych tajemnic dotyczących strumieni supermasywnych czarnych dziur – powiedział Iván Agudo, główny autor pracy i astronom w Instituto de Astrofísica de Andalucía – CSIC w Hiszpanii. A IXPE, z pomocą wielu wspierających teleskopów naziemnych, w końcu dostarczył nam narzędzi do jej rozwiązania.
Astronomowie odkryli, że elektrony muszą być winowajcami w procesie zwanym zjawiskiem Comptona. Zjawisko to ma miejsce, gdy foton traci lub zyskuje energię po interakcji z naładowaną cząstką, zwykle elektronem. W strumieniach supermasywnych czarnych dziur elektrony poruszają się z prędkością bliską prędkości światła. IXPE pomógł naukowcom dowiedzieć się, że w przypadku strumieni blazarów elektrony mają wystarczającą energię, aby rozpraszać fotony światła podczerwonego aż do długości fal rentgenowskich.
BL Lacertae (w skrócie BL Lac) to jeden z pierwszych odkrytych blazarów, pierwotnie uważany za gwiazdę zmienną w konstelacji Jaszczurki. IXPE obserwował BL Lac pod koniec 2023 roku przez siedem dni wraz z kilkoma naziemnymi teleskopami mierzącymi polaryzację optyczną i radiową w tym samym czasie. Chociaż IXPE obserwował BL Lac w przeszłości, ta obserwacja była wyjątkowa. Przypadkowo, podczas obserwacji polaryzacji rentgenowskiej, polaryzacja optyczna BL Lac osiągnęła wysoką wartość: 47,5%.
To nie był tylko najbardziej spolaryzowany blazar w ciągu ostatnich 30 lat, to najbardziej spolaryzowany blazar, jaki kiedykolwiek zaobserwowano! – powiedział Ioannis Liodakis, jeden z głównych autorów pracy i astrofizyk z Instytutu Astrofizyki – FORTH w Grecji.
IXPE stwierdził, że promieniowanie rentgenowskie było znacznie mniej spolaryzowane niż światło optyczne. Zespół nie był w stanie zmierzyć silnego sygnału polaryzacji i ustalił, że promieniowanie rentgenowskie nie może być bardziej spolaryzowane niż 7,6%. Dowiodło to, że elektrony oddziałujące z fotonami poprzez zjawisko Comptona muszą wyjaśniać promieniowanie rentgenowskie.
Fakt, że polaryzacja optyczna była o wiele wyższa niż w promieniowaniu rentgenowskim, można wyjaśnić jedynie efektem Comptona, powiedział Steven Ehlert, naukowiec projektu IXPE I astronom w Marshall Space Flight Center.
IXPE udało się rozwiązać kolejną tajemnicę czarnej dziury – powiedział Enrico Costa, astrofizyk z Istituto di Astrofísica e Planetologia Spaziali w Rzymie. Costa jest jednym z naukowców, którzy wymyślili ten eksperyment i zaproponowali go NASA 10 lat temu, pod kierownictwem Martina Weisskopfa, pierwszego głównego naukowca IXPE. Spolaryzowane widzenie rentgenowskie IXPE rozwiązał kilka długotrwałych zagadek, a ta jest jedną z najważniejszych. W niektórych innych przypadkach wyniki IXPE podważyły utrwalone opinie i otworzyły nowe zagadki, ale tak właśnie działa nauka i z pewnością IXPE robi bardzo dobrą naukę.
Co dalej z badaniami nad blazarami?
Jedną z rzeczy, które będziemy chcieli zrobić, jest próba znalezienia jak największej ich liczby – powiedział Ehlert. Blazary zmieniają się z czasem i są pełne niespodzianek.

Opracowanie:
Agnieszka Nowak
Więcej informacji:
•    NASA’s IXPE Reveals X-ray-Generating Particles in Black Hole Jets
•    High optical to X-ray polarization ratio reveals Compton scattering in BL Lacertae's jet
Źródło: NASA
Na ilustracji: Wizja artystyczna przedstawia centralny region blazara BL Lacertae, supermasywnej czarnej dziury otoczonej jasnym dyskiem i strumieniem skierowanym w stronę Ziemi. Źródło: NASA/Pablo Garcia
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/instrument-ixpe-ujawnia-czastki-generujace-promienie-x-w-strumieniach-czarnej-dziury

Instrument IXPE ujawnia cząstki generujące promienie X w strumieniach czarnej dziury.jpg

Napisano

NICER mapuje szczątki powtarzających się wybuchów rentgenowskich
2025-05-15.
Po raz pierwszy astronomowie zbadali fizyczne środowisko powtarzających się wybuchów rentgenowskich w pobliżu monstrualnej czarnej dziury.
Naukowcy dopiero niedawno natknęli się na tę klasę rozbłysków rentgenowskich, zwanych kwaziperiodycznymi erupcjami (QPE). Układ nazywany przez astronomów Ansky jest ósmym odkrytym źródłem QPE i generuje najbardziej energetyczne wybuchy, jakie do tej pory zaobserwowano. Ansky ujawnia również rekordy pod względem czasu i długości trwania, z erupcjami co około 4,5 dnia, które trwają około 1,5 dnia.
Te QPE są tajemniczymi i niezwykle interesującymi zjawiskami – powiedział Joheen Chakraborty, doktorant w Massachusetts Institute of Technology w Cambridge. Jednym z najbardziej intrygujących aspektów jest ich kwaziperiodyczna natura. Wciąż opracowujemy metodologie i ramy, których potrzebujemy, aby zrozumieć, co powoduje QPE, a niezwykłe właściwości Ansky pomagają nam ulepszyć te narzędzia.
Ansky (oficjalna nazwa ZTF19acnskyy) to wybuch światła widzialnego zaobserwowany w 2019 roku. Znajdował się on w galaktyce oddalonej o około 300 milionów lat świetlnych w konstelacji Panny. Zdarzenie to było pierwszą wskazówką, że może dziać się coś niezwykłego.
Artykuł na temat Ansky został opublikowany 6 maja 2025 roku w czasopiśmie The Astrophysical Journal.
Wiodąca teoria sugeruje, że QPE występują w układach, w których obiekt o stosunkowo niskiej masie przechodzi przez dysk gazu otaczający supermasywną czarną dziurę o masie od setek tysięcy do miliardów razy większą od masy Słońca.
Gdy obiekt o niższej masie przebija się przez dysk, jego przejście wypycha rozszerzające się obłoki gorącego gazu, które obserwujemy jako QPE w promieniowaniu rentgenowskim.
Naukowcy uważają, że kwaziperiodyczność erupcji wynika z faktu, że orbita mniejszego obiektu nie jest idealnie kołowa i z czasem spiralnie zbliża się on do czarnej dziury. Ponadto, ekstremalna grawitacja w pobliżu czarnej dziury zakrzywia strukturę czasoprzestrzeni, zmieniając orbity obiektów tak, że nie zamykają się one w każdym cyklu. Obecny stan wiedzy naukowców sugeruje, że erupcje powtarzają się do momentu zniknięcia dysku lub rozpadu orbitującego obiektu, co może potrwać nawet kilka lat.
Ekstremalne właściwości Ansky mogą wynikać z natury dysku wokół jego supermasywnej czarnej dziury – powiedziała Lorena Hernández-García, astrofizyk z Millennium Nucleus on Transversal Research and Technology to Explore Supermassive Black Holes, Millennium Institute of Astrophysics i University of Valparaíso w Chile. W większości układów QPE supermasywna czarna dziura prawdopodobnie niszczy przechodzącą gwiazdę, tworząc mały dysk bardzo blisko siebie. W przypadku Ansky uważamy, że dysk jest znacznie większy i może obejmować obiekty znajdujące się dalej, tworząc dłuższe okresy czasu, które obserwujemy.
Hernández-García, oprócz bycia współautorką artykułu Chakraborty’ego, kierowała badaniami, które odkryły QPE Ansky, opublikowanymi w kwietniu 2025 roku (pisaliśmy o tym na naszych łamach) w Nature Astronomy i wykorzystujących dane z NICER, obserwatorium Swift i obserwatorium Chandra, a także teleskopu kosmicznego XMM-Newton.
Pozycja NICER na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej pozwoliła na obserwacje Ansky około 16 razy dziennie od maja do lipca 2024 roku. Częstotliwość obserwacji miała kluczowe znaczenie dla wykrycia fluktuacji rentgenowskich, które ujawniły, że Ansky wytwarza QPE.
Zespół Chakraborty’ego wykorzystał dane z NICER i XMM-Newton do mapowania szybkiej ewolucji wyrzuconego materiału napędzającego obserwowane QPE w niespotykanych dotąd szczegółach, badając zmiany intensywności promieniowania rentgenowskiego podczas wzrostu i spadku każdej erupcji.
Naukowcy odkryli, że każde zderzenie spowodowało, że masa o wartości około Jowisza osiągnęła prędkość ekspansji około 15% prędkości światła.
Zdolność teleskopu NICER do częstego obserwowania Ansky ze stacji kosmicznej i jego unikalne możliwości pomiarowe umożliwiły również zespołowi zmierzenie rozmiaru i temperatury mniej więcej kulistego bąbla szczątków w miarę jego rozprzestrzeniania się.
Badania obserwacyjne QPE, takie jak te przeprowadzone przez Chakraborty’ego, odegrają kluczową rolę w przygotowaniu społeczności naukowej do nowej ery astronomii wieloaspektowej, która łączy pomiary z wykorzystaniem światła, cząstek elementarnych i fal czasoprzestrzennych zwanych falami grawitacyjnymi, aby lepiej zrozumieć obiekty i zdarzenia we Wszechświecie.
Jednym z celów przyszłej misji ESA – LISA (Laser Interferometer Space Antenna) jest badanie układów o ekstremalnym stosunku mas – lub układów, w których obiekt o niskiej masie krąży wokół znacznie masywniejszego obiektu, takiego jak Ansky. Układy te powinny emitować fale grawitacyjne, których nie można zaobserwować za pomocą obecnych urządzeń. Badania elektromagnetyczne QPE pomogą ulepszyć modele tych układów przed przewidywanym uruchomieniem LISA w połowie lat 30. XXI wieku.
Zamierzamy obserwować Ansky tak długo, jak to możliwe – powiedział Chakraborty. Wciąż jesteśmy w powijakach, jeśli chodzi o zrozumienie QPE. To bardzo ekscytujący czas, ponieważ tak wiele możemy się nauczyć.
Opracowanie:
Agnieszka Nowak
Więcej informacji:
•    NASA’s NICER Maps Debris From Recurring Cosmic Crashes
•    Rapidly Varying Ionization Features in a Quasi-periodic Eruption: A Homologous Expansion Model for the Spectroscopic Evolution
Źródło: NASA
Na ilustracji: W galaktyce widocznej w centrum zdjęcia znajduje się układ, który astronomowie nazywają Ansky, będący siedliskiem niedawno odkrytych serii kwaziperiodycznych erupcji. Źródło: Sloan Digital Sky Survey
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/nicer-mapuje-szczatki-powtarzajacych-sie-wybuchow-rentgenowskich

NICER mapuje szczątki powtarzających się wybuchów rentgenowskich.jpg

Napisano

Uruchomili silniki na sondzie Voyager 1. Od dwudziestu lat uważano, że nie działają
2025-05-16. Radek Kosarzycki
Rozpoczęty w 1977 roku program dwóch sond kosmicznych Voyager to jedno z największych osiągnięć wczesnej ery kosmicznej. Co więcej, nie mówimy tutaj o historii, bowiem obie sondy nadal przemierzają przestrzeń kosmiczną i nadal przesyłają na Ziemię dane pomiarowe, czego nikt z pewnością pół wieku temu nie planował. Teraz okazuje się, że w ostatnich miesiącach naukowcy pracujący z sondą Voyager 1 dokonali czegoś niezwykłego.
Zespół naukowców z Laboratorium Napędu Odrzutowego (JPL) w niezwykłym wyczynie przywrócił do działania zestaw silników sondy Voyager 1, który pozostawał nieaktywny od 2004 roku. Przez ponad dwie dekady niepracujące silniki były wystawione na pustkę przestrzeni kosmicznej. Okazuje się jednak, że jak coś jest dobrze wykonane, to można to po prostu po dwóch dekadach zdalnie włączyć i się uruchomi. Zważając na fakt, że mówimy o zdalnym włączaniu silników znajdujących się już daleko poza Układem Słonecznym, jest to wprost niewiarygodne osiągnięcie.
Warto tutaj podkreślić, że nie chodziło tu jedynie o włączenie silników dla zasady. Ta spektakularna operacja miała na celu uratowanie kluczowych funkcji sondy kosmicznej, zagrożonych przez zatykający się przewody paliwowe. Ryzyko potęgował fakt, że naukowcy mieli wkrótce utracić kontakt z sondą na wiele miesięcy i wcale nie byli pewni, czy silniki działające dotychczas, po wznowieniu kontaktu będą jeszcze działały prawidłowo. Stawka była zatem niezwykle wysoka.
Wystrzelony w 1977 roku Voyager 1 to najdalej znajdujący się od Ziemi obiekt stworzony przez człowieka — przemierza przestrzeń międzygwiezdną z prędkością około 56 000 kilometrów na godzinę. Utrzymywanie łączności z Ziemią wymaga precyzyjnego kierowania anteny znajdującej się na pokładzie sondy w stronę naszej planety, co jest możliwe dzięki niewielkim silnikom korygującym orientację sondy w przestrzeni. Wśród nich znajdują się także silniki obrotowe, które pozwalają obracać sondę wokół własnej osi, jak gramofonową płytę, aby utrzymywać ją w jednej linii z wybraną gwiazdą odniesienia.
Voyager 1 został wyposażony zarówno w podstawowe, jak i zapasowe silniki obrotowe. Te pierwsze przestały działać po niemal trzydziestu latach w 2004 roku, gdy uległy awarii ich wewnętrzne grzałki. Wówczas uznano, że usterka jest nieodwracalna i do pracy zaprzężono zapasowe silniki, które działają do teraz.
Problem jednak w tym, że z czasem inżynierowie zaczęli dostrzegać oznaki pogarszającego się stanu technicznego zapasowych silników. Nagromadzenie zanieczyszczeń w przewodach paliwowych zwiększa stale ryzyko ich zatkania. Gdyby silniki przestały działać, sonda mogłaby utracić orientację w przestrzeni, co oznaczałoby, że jej antena odwróci się od Ziemi, a my stracimy możliwość odbierania od niej danych. Owszem, sonda nadal leciałaby sobie w przestrzeni kosmicznej, ale z Ziemią już by się nie kontaktowała. W obliczu tego zagrożenia zespół JPL postanowił ponownie przyjrzeć się uszkodzonym, głównym silnikom.
Inżynierowie wysunęli hipotezę, że dwie dekady temu doszło do zmiany położenia przełącznika w obwodzie grzałek. Gdyby udało się przywrócić jego pierwotne ustawienie, grzałki mogłyby ponownie zadziałać, a wraz z nimi – same silniki.
Była to operacja o dużym stopniu ryzyka. Voyager 1 musiał przez cały czas pozostawać precyzyjnie zorientowany względem gwiazdy przewodniej. W razie najmniejszego odchylenia system automatycznie próbowałby skorygować pozycję — właśnie za pomocą nowo aktywowanych silników. Gdyby zostały uruchomione bez wcześniejszego ogrzania, mogłoby dojść do ich uszkodzenia, a nawet eksplozji. Sytuacja wymagała zatem maksymalnej precyzji.
Czasu nie było zbyt wiele, bowiem jedyna antena zdolna usłyszeć sygnały nadawane przez sondy Voyager, czyli 70-metrowa antena Deep Space Station 43 w Canberze, w Australii, od 4 maja 2025 roku miała być wyłączona na czas modernizacji. Tymczasem naukowcy nie mieli pewności, czy przed jej ponownym włączeniem, sonda Voyager 1 nie ulegnie awarii i nie straci prawidłowej orientacji w przestrzeni.
20 marca 2025 roku zespół wysłał polecenie aktywacji grzałek głównych silników. Ze względu na ogromny dystans — ponad 23 miliardy kilometrów — sygnał w jedną stronę pokonuje trasę w ponad 23 godziny. Gdy nadeszła odpowiedź, inżynierowie odczytali natychmiastowy wzrost temperatury grzałek — jednoznaczny dowód na to, że urządzenia ożyły po dwudziestoletnim śnie. Silniki, które przez dwie dekady pozostawały martwe, ponownie zaczęły działać.
I pomyśleć, że pierwotna misja sondy kosmicznej zaplanowana była zaledwie na 5 lat. Tymczasem niemal 50 lat później nadal działa, nadal komunikuje się z Ziemię i nawet jest w stanie uruchomić silniki, które miały 20-letnią przerwę w pracy. Fenomenalne. Warto jednak pamiętać, że przestrzeń kosmiczna jest niewiarygodnie pusta. Naukowcy przekonują, że istnieje spora szansa, iż sondy Voyager nadal będą przemierzać przestrzeń kosmiczną, gdy już nasza galaktyka zderzy się z Galaktyką Andromedy, i gdy Słońce usmaży już Merkurego, Wenus i Ziemię, a ludzkość odejdzie do historii. Pocieszeniem może być zatem fakt, że zawsze pozostaną po nas Voyagery.
https://www.focus.pl/artykul/rozerwana-ziemia-trzesienie-ziemi-wideo-mjanma

Uruchomili silniki na sondzie Voyager 1. Od dwudziestu lat uważano, że nie działają.jpg

Napisano

Napęd jądrowy skróci podróż na Marsa do 45 dni? Rewolucyjny projekt nabiera tempa
2025-05-16. Radek Kosarzycki
W XXI wieku ludzkość chciałaby postawić stopę na powierzchni Marsa. Sondy, orbitery, lądowniki, łaziki, a nawet drony badają powierzchnię Czerwonej Planety już od pół wieku. Wciąż jednak brakuje choćby jednego człowieka, który w końcu dotarłby na Marsa. Problem jednak w tym, że Mars jest daleko i podróż w jedną stronę przy wykorzystaniu konwencjonalnego napędu zajęłaby od 6 do 8 miesięcy. Dopóki naukowcy nie opracują nowego napędu, który znacząco skróci czas podróży do Marsa, szansa na realizację misji załogowej będzie niewielka.
Wszystko jednak wskazuje na to, że zaawansowany napęd jądrowy może wkrótce zrewolucjonizować eksplorację kosmosu. Najnowsze doniesienia wskazują, że jądrowy napęd elektryczny (NEP, Nuclear Electric Propulsion) teoretycznie mógłby skrócić czas podróży z Ziemi do Marsa z siedmiu miesięcy do zaledwie 45 dni. Jeśli się powiedzie, będzie to przełom, który otworzy drogę do szybszych i bardziej elastycznych misji załogowych w odległych rejonach Układu Słonecznego.
Głównym graczem na tym rynku jest firma Space Nuclear Power Corporation, znana także jako SpaceNukes. To właśnie ona została wybrana do realizacji programu badawczego SPAR (Space Power and Propulsion for Agility, Responsiveness, and Resilience), kierowanego przez University of Michigan. Celem całego projektu jest opracowanie napędu nowej generacji, który znajdzie zastosowanie zarówno w misjach cywilnych, jak i wojskowych.
Opracowywany przez SpaceNukes napęd jądrowy wykorzystuje reaktor jądrowy do produkcji energii elektrycznej, która następnie miałaby zasilać wydajny silnik elektryczny. Firma przekonuje, że taki system może być od 5 do 25 razy bardziej wydajny niż jakikolwiek konwencjonalny napęd chemiczny. Oznacza to, że statki kosmiczne wyposażone w napęd tego typu będą mogły nie tylko poruszać się szybciej w przestrzeni kosmicznej, ale nie będą musiały trzymać się ściśle zaplanowanej trajektorii lotu, pilnując ograniczonej liczby manewrów podczas lotu. W takim napędzie paliwa nie zabraknie. W ten sposób astronauci otrzymaliby statek kosmiczny, który mógłby w razie potrzeby dynamicznie zmieniać kurs, przyspieszać i zwalniać w trakcie podróży z Ziemi na Marsa.
Najważniejsze jest jednak to, że aktualnie nie mówimy jedynie o odległej wizji. W 2018 roku firma przeprowadziła udany test KRUSTY (Kilopower Reactor Using Stirling Technology), demonstrując możliwości niewielkiego, modułowego reaktora jądrowego przeznaczonego do długotrwałych misji kosmicznych.
Teraz SpaceNukes skupi się na opracowaniu drugiej generacji tego urządzenia, wykorzystując do tego lepsze materiały i wydajniejszy system chłodzenia. Jak by nie patrzeć, SpaceNukes przekonuje, że jako jedyna firma w ostatnich 50 latach z powodzeniem zaprojektowała, zbudowała i przetestowała nowy typ reaktora jądrowego.
Warto tutaj zwrócić uwagę także na jeszcze jedną firmę: Ad Astra Rocket Company. Firma ta już od kilku lat rozwija silnik VASIMR (Variable Specific Impulse Magnetoplasma Rocket), czyli zmiennoimpulsowy napęd magnetoplazmowy. Silnik ten miałby być zasilany reaktorem jądrowym i teoretycznie mógłby osiągnąć prędkość blisko 198 000 km/h.
W 2024 roku obie firmy — SpaceNukes i Ad Astra — ogłosiły oficjalne partnerstwo, łącząc swoje wysiłki na rzecz stworzenia realnego, szybkiego napędu dla przyszłych statków kosmicznych. Jeśli ich projekt zakończy się sukcesem, podróż człowieka na Czerwoną Planetę może przestać być marzeniem, a stać się realnym planem. Warto jednak pamiętać, że gdy już statek kosmiczny z ludźmi na pokładzie stanie na powierzchni Marsa, dopiero rozpocznie się naprawdę trudna część misji, ale to już zupełnie inna kwestia.
https://www.chip.pl/2025/05/chiny-powrot-do-orbitalnej-broni-fobs

Napęd jądrowy skróci podróż na Marsa do 45 dni Rewolucyjny projekt nabiera tempa.jpg

Napisano

Nowa data startu misji AX-4
2025-05-16. Krzysztof Kanawka

Oficjalne przesunięcie daty startu z 29 maja na 8 czerwca 2025.
Firma Axiom Space poinformowała o opóźnieniu daty startu misji Axiom-4 do 8 czerwca 2025.
Ósmego maja informowaliśmy o możliwym opóźnieniu startu misji Axiom-4 (AX-4), w skład której wchodzi Polak – dr Sławosz Uznański-Wiśniewski. Źródłem informacji była Indyjska Agencja Kosmiczna ISRO, która 6 maja zorganizowała konferencję z udziałem dr Jitendra Singh, który pełni rolę Ministra w Ministerstwie Nauki i Technologii Indii. Wówczas termin startu misji AX-4 został opisany jako “pierwszy tydzień czerwca” z dopiskiem “wstępnie” (ang. tentatively).
Czternastego maja firma Axiom Space oficjalnie poinformowała o przełożeniu startu misji AX-4. Nowa data startu to 8 czerwca 2025 o godzinie 15:11 CEST.
Warto tu przypomnieć, że skład misji AX-4 jest następujący:
1.    Peggy Whitson (USA) – dowódczyni misji,
2.    Sławosz Uznański-Wiśniewski (Polska/ESA) – specjalista misji,
3.    Shubhanshu Shukla (Indie) – pilot misji,
4.    Tibor Kapu (Węgry) – specjalista misji.
Dla Indii lot AX-4 jest ważny, gdyż Shubhanshu Shukla uczestniczy w programie statku załogowego Gaganyaan. Docelowo Indie zamierzają umieścić swoją stację załogową na orbicie (do 2035 roku) a nawet planują wykonać załogową misję księżycową (około 2040 roku).
Z kolei polski astronauta (nazwa misji to IGNIS) na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) wykona 13 eksperymentów technologicznych i naukowych.
Misja AX-4 jest komentowana w wątku na Polskim Forum Astronautycznym.
(POLSA)
Logo misji Polaka na ISS – IGNIS / Credits – POLSA, Sławosz Uznański

https://kosmonauta.net/2025/05/nowa-data-startu-misji-ax-4/

 

Niezwykłe zorze polarne w Układzie Słonecznym. Tego efektownego pokazu nie zobaczysz gołym okiem.jpg

Napisano

Ubezpieczenia kosmiczne – konieczność czy przywilej? [ANALIZA]
2025-05-16. Aleksandra Radomska
Współcześnie ubezpieczenia kosmiczne reprezentują nieodzowny element całego łańcucha wartości globalnego przemysłu kosmicznego. Dzięki nim możliwe jest ograniczenie ryzyka finansowego dla inwestorów i operatorów oraz stabilizacja sektora. W ciągu kilku dekad ubezpieczenia kosmiczne przeszły drogę od eksperymentalnych polis do niezbędnego instrumentu zarządzania ryzykiem w jednej z najbardziej zaawansowanych technologicznie branż.
Wprowadzenie do ubezpieczeń kosmicznych
Geneza ubezpieczeń kosmicznych pochodzi z początków ery kosmicznej, która rozpoczęła się w 1957 roku wraz z wystrzeleniem przez ZSRR pierwszego sztucznego satelity – Sputnika 1. Wówczas, nie istniał rynek komercyjnych usług kosmicznych. W tym okresie nie były one postrzegane jako konieczne, ponieważ państwo przyjmowało na siebie pełną odpowiedzialność prawną i finansową za ryzyka związane ze swoją działalnością. Jednak już wtedy dostrzeżono potencjalne zagrożenia związane z wynoszeniem i rozmieszczaniem obiektów na orbicie okołoziemskiej.
Przełomowym momentem w historii ubezpieczeń kosmicznych był 1965 rok, gdy amerykańska firma Communications Satellite Corporation (COMSAT) podjęła decyzję o wykupieniu pierwszej w historii polisy ubezpieczeniowej dla satelity Early Bird. Jego zadaniem było zapewnienie transmisji telefonicznej i telewizyjnej pomiędzy Ameryką Północą a Europą. Jako prywatny podmiot działający na ówczesnym rynku kosmicznym, COMSAT zainicjował praktykę ubezpieczania obiektów kosmicznej, by ograniczyć koszty związane z nieprzewidywalnymi zdarzeniami podczas misji w przestrzeni pozaziemskiej.
W latach 70. XX wieku ubezpieczenia kosmiczne nadal posiadały marginalne znaczenie. Główną przeszkodą była trudność w precyzyjnej ocenie ryzyka oraz brak odpowiednich danych statystycznych dotyczących niezawodności sprzętu i trajektorii lotu. Dodatkowym czynnikiem był fakt, że wiele systemów rakietowych pozostawało tajnych z uwagi na ich militarne zastosowanie, co uniemożliwiało pełną przejrzystość niezbędną do kalkulacji składek i ryzyka.
Sytuacja zaczęła się zmieniać w latach 80. XX wieku. Wtedy nastąpił wyraźny wzrost udziału sektora prywatnego w przemyśle kosmicznym. Pojawiły się nowe przedsiębiorstwa produkujące satelity i komponenty, a także operatorzy komercyjni. Należeli do nich m. in. Hughes Communications, PanAmSat, SES. Wraz z nimi wzrosło zapotrzebowanie na finansowe zabezpieczenie misji, których koszt był szacowany na setki milionów dolarów amerykańskich. Ubezpieczenia kosmiczne przestały być domeną państw i zaczęły wchodzić do katalogu standardowych ryzyk firm w sektorze kosmicznym.
W latach 90. XX wieku i na początku XXI wieku nastąpiła konsolidacja i profesjonalizacja tego segmentu ubezpieczeniowego. Rozwój reasekuracji pozwolił na rozłożenie ryzyka związanego z misjami na większą liczbę podmiotów. Spowodowało to, że ubezpieczenia kosmiczne stały się  bardziej korzystne finansowo. W tym czasie powstały też instytucje międzynarodowe i fora branżowe zajmujące się analizą ryzyka kosmicznego, wymianą danych technicznych oraz rozwojem wspólnych standardów. Warto wymienić wśród nich: Space Risk Study Group oraz Aerospace Insurance Market.
Współczesny rynek ubezpieczeń kosmicznych to złożona, zglobalizowana struktura. W dobie masowego wynoszenia tysięcy satelitów ubezpieczenia nie tylko zabezpieczają inwestycję. Często stanowią niezbędny warunek uzyskania finansowania od instytucji bankowych i funduszy inwestycyjnych. Pojawiają się także nowe wyzwania, do których trzeba zaliczyć ubezpieczanie lotów suborbitalnych z udziałem turystów, lotów załogowych, eksploracji Księżyca, a także odpowiedzialność za szkody wyrządzone przez śmieci kosmiczne. Jednocześnie rozwija się segment ubezpieczeń parametrycznych, bazujących na danych telemetrycznych i automatycznie aktywowanych warunkach wypłaty.
Ubezpieczenia a obiekty w przestrzeni kosmicznej
Po pomyślnym wyniesieniu obiektu na orbitę, jego dalsze funkcjonowanie wiąże się z szeregiem poważnych ryzyk technicznych, środowiskowych i operacyjnych. Aby zabezpieczyć obiekt znajdujący się już w przestrzeni kosmicznej, operatorzy wybierają ubezpieczenia fazy orbitalnej (ang. In–orbit insurance). Tego rodzaju polisy należą do najbardziej specjalistycznych i kosztownych form ubezpieczeń kosmicznych, lecz są konieczne zwłaszcza w przypadku komercyjnych misji o wysokiej wartości.
Zakres ochrony jaki oferują ubezpieczenia fazy orbitalnej jest niezwykle szeroki i dostosowany do specyfiki danego obiektu oraz jego misji. Podstawowy pakiet obejmuje najczęściej szkody mechaniczne i techniczne, jakie mogą wystąpić w czasie eksploatacji urządzenia. Mogą to być awarie systemu zasilania słonecznego, uszkodzenia anten komunikacyjnych, błędy systemów naprowadzania i orientacji, usterki akumulatorów, pęknięcia strukturalne, problemy z układem termoregulacji. W praktyce każdy z tych elementów może doprowadzić do częściowej lub całkowitej utraty funkcjonalności satelity, prowadząc do kosztownych strat finansowych.
Kolejnym poważnym zagrożeniem są kolizje z innymi aktywnymi i nieaktywnymi obiektami na orbicie okołoziemskiej. Takie ryzyko jest coraz większe, szczególnie na niskiej orbicie okołoziemskiej, gdzie skupione są megakonstelacje satelitarne Starlink i Eutelsat OneWeb. Firmy ubezpieczeniowe korzystają z danych dostarczanych przez wyspecjalizowane agencje śledzące ruchy obiektów orbitalnych, aby ocenić ryzyko i odpowiednio skalkulować składkę ubezpieczeniową.
Inną kategorią ryzyka objętego ubezpieczeniami fazy orbitalnej są mikrometeoroidy i naturalne promieniowanie kosmiczne. Choć są to zjawiska losowe i trudne do przewidzenia, ich wpływ może być katastrofalny. Nawet niewielki fragment skały kosmicznej, poruszający się z prędkością kilkunastu kilometrów na sekundę, może przebić konstrukcję satelity lub uszkodzić jej krytyczne komponenty. Z kolei promieniowanie jonizujące może wpływać na elektronikę pokładową, prowadząc do zakłóceń, które czasem skutkują poważnymi awariami systemów komputerowych.
Ochrona oferowana przez ubezpieczenia fazy orbitalnej może być także rozszerzona o przypadki utraty funkcjonalności. Oznacza to, że satelita pomimo fizycznego znajdowania się w przestrzeni pozaziemskiej nie realizuje już w pełni założonych zadań. Impas ten może dotyczyć nieprzekazywania danych, uszkodzenia systemów komunikacji lub napędu, przez co nie jest w stanie zmienić swojej orientacji lub pozycji. W takich przypadkach firma ubezpieczeniowa wypłaca odszkodowanie proporcjonalne do zakresu utraty funkcji. Czasem stosuje się modele wypłat oparte na poziomie degradacji usług, np.: 30% utraty funkcjonalności = 30% wartości polisy.
Ubezpieczenia fazy orbitalnej mają charakter czasowy i zawierane są zazwyczaj na cały przewidywany okres eksploatacji satelity. W niektórych przypadkach zawiera się je cyklicznie, odnawiając co roku polisę na nowo. Wysokość składki zależy od bardzo wielu czynników m. in.: wartości obiektu, jego przeznaczenia, orbity, lokalizacji geograficznej operatora, parametrów technicznych systemu oraz historii awaryjności producenta sprzętu i rakiety nośnej. Często też pod uwagę brane są wyniki testów kwalifikacyjnych urządzenia lub wcześniejsze doświadczenia misji tego samego typu.
Warto wspomnieć, że w przypadku misji naukowych realizowanych przez agencje rządowe ubezpieczenia fazy orbitalnej nie zawsze są zawierane. Jest to spowodowane  faktem, że niekiedy instytucje państwowe akceptują wystąpienie ryzyka jako część kosztów programu, szczególnie w projektach unikalnych i niepowtarzalnych.
Rynek tych ubezpieczeń stale się rozwija, a wdrażanie nowych technologii, do których należą autonomiczne pojazdy serwisujące satelity (ang. On–orbit servicing), zaczynają zmieniać dotychczasową strukturę ryzyk. Firmy ubezpieczeniowe coraz częściej współpracują z operatorami satelitarnymi nie tylko jako dostawcy ochrony, ale także jako partnerzy w ocenie ryzyk i projektowaniu zrównoważonych, odpornych systemów kosmicznych.
Ubezpieczenia a wynoszenie obiektów z Ziemi
Ubezpieczenia dotyczące wynoszenia ładunków na orbitę okołoziemską (ang. Launch insurance) to podstawa rynku ubezpieczeń kosmicznych. Stanowią one mechanizm zarządzania ryzykiem dla operatorów satelitów, agencji kosmicznych, inwestorów oraz firm zajmujących się produkcją rakiet i satelitów.
Tego typu polisy mają znaczenie dla powodzenia misji i często decydują o możliwości jej realizacji. Jest to spowodowane wymogiem inwestorów i instytucji finansujących projekty kosmiczne w formie zabezpieczenia całego ładunku lub jego części w najbardziej niebezpiecznej fazie przedsięwzięcia, czyli podczas startu i wczesnego lotu.
Ubezpieczenie startu obejmuje zazwyczaj okres od momentu rozpoczęcia operacji startowej, w tym od etapu tankowania rakiety na wyrzutni, aż do umieszczenia ładunku na przewidzianej orbicie. Proces ten może trwać od kilku minut do kilkunastu godzin w zależności od rodzaju misji i wysokości docelowej orbity okołoziemskiej. W przypadku satelitów geostacjonarnych misja kosmiczna może obejmować dodatkowo transfer z orbity przejściowej (ang. Geostationary Transfer Orbit – GTO) na ostateczną orbitę operacyjną. Dla ubezpieczycieli ten etap jest wyjątkowo ryzykowny, gdyż w tej fazie zdarza się najwięcej wypadków i poważnych usterek wskutek działania ekstremalnych sił aerodynamicznych.
Zakres tego rodzaju ubezpieczenia jest niezwykle szeroki i obejmuje szereg scenariuszy. Należą do nich: eksplozja rakiety na wyrzutni, niepowodzenie odpalenia silników, utrata kontroli trajektorii, awaria stopni rakietowych, nieotwarcie osłony ładunku, nieprecyzyjne wyniesienie na orbitę, całkowita utrata kontaktu z ładunkiem. Polisa może być zawarta dla całkowitej wartości ładunku (ang. Full value insurance) lub dla jego części (ang. Partial value insurance), w zależności od potrzeb klienta i dostępnych środków. W przypadku ubezpieczenia częściowego często stosuje się mechanizmy współdzielenia ryzyka między operatora a ubezpieczyciela.
Nieodzowną częścią ubezpieczeń jest precyzyjne zdefiniowanie parametrów sukcesu misji (ang. Mission success criteria). Określają one graniczne wartości trajektorii, prędkości, orientacji przestrzennej oraz dokładności umieszczenia ładunku na orbicie. Odszkodowanie wypłacane jest tylko wtedy, gdy misja nie spełni tych parametrów w sposób zgodny z zapisami umowy. W sytuacji, gdy satelita zostanie umieszczony na orbicie eliptycznej o innej inklinacji niż zakładano, ale operator zdoła przemieścić go we własnym zakresie na właściwą orbitę, ubezpieczyciel może nie uznać roszczenia. Z drugiej strony, jeśli trajektoria odbiega na tyle znacząco, że satelita nie może zostać uruchomiony, wówczas dochodzi do całkowitej straty, co uruchamia pełne odszkodowanie.
Ceny polis ubezpieczeń dotyczących wynoszenia ładunków na orbitę okołoziemską są wysokie i zależą od wielu czynników. Wśród nich uwzględnia się: wartość ładunku, typ rakiety, statystyki niezawodności konkretnego systemu nośnego, lokalizację startu, przewidywane warunki atmosferyczne oraz doświadczenia operatora misji. Warto nadmienić, że dla komercyjnych satelitów geostacjonarnych o wartości 250–300 milionów dolarów, składka ubezpieczeniowa może wynosić 5–20% wartości ładunku. Przedsiębiorstwa takie jak SpaceX, Arianespace, Rocket Lab przedstawiają szczegółowe dane dotyczące poprzednich startów, które są analizowane przez aktuariuszy ubezpieczeniowych pod kątem oceny ryzyka.
W ostatnich latach obserwuje się trend sprzyjający rozwojowi ubezpieczeniom warunkowym (ang. Parametric insurance). Zapewniają one możliwość automatycznego wypłacenia odszkodowania na podstawie osiągnięcia konkretnych parametrów telemetrycznych bez konieczności prowadzenia tradycyjnej likwidacji szkody. Ma to ogromne znaczenie dla operatorów komercyjnych, którzy muszą szybko reagować na zmiany sytuacji i zapewnić ciągłość usług.
Niekontrolowana deorbitacja obiektów na cudzą własność
W miarę wzrostu intensywności eksploracji i eksploatacji przestrzeni kosmicznej rośnie także ryzyko związane z niekontrolowaną deorbitacją. Zasadniczo polega ona na przypadkowym i nieplanowanym powrocie obiektów kosmicznych lub ich fragmentów do atmosfery Ziemi, a następnie ich upadkiem na powierzchnię planety. Chociaż większość takich elementów ulega spaleniu w górnych warstwach atmosfery, to niektóre są w stanie przetrwać ten proces i uderzyć w Ziemię, stwarzając realne zagrożenie dla życia, zdrowia i mienia osób trzecich.
Niekontrolowana deorbitacja zalicza się do kategorii szkód wyrządzonych osobom trzecim, a zatem teoretycznie jest objęta ochroną w ramach specjalistycznych polis odpowiedzialności cywilnej (ang. Third Party Liability – TPL). Tego typu ubezpieczenia pokrywają szkody majątkowe (np. zniszczenie nieruchomości, samochodu, infrastruktury publicznej) oraz szkody osobowe (np.. obrażenia ciała, śmierć) spowodowane przez upadek fragmentów satelitów, rakiet nośnych, członów górnych lub innych komponentów misji kosmicznych. W praktyce odpowiedzialność ta, choć formalnie przypisana państwu, często bywa przenoszona na podmioty prywatne na mocy licencji startowych i kontraktów.
Ubezpieczenia tego rodzaju są bardzo złożone i rzadko występują jako samodzielne produkty. Zazwyczaj stanowią specjalistyczne rozszerzenie ogólnego pakietu ubezpieczeniowego misji. W ich kalkulacji bierze się pod uwagę wiele czynników, takich jak: masa obiektu, trajektoria lotu, orbita docelowa, rodzaj napędu deorbitacyjnego, przewidywana żywotność i procedury „end–of–life” zapobiegające niekontrolowanej deorbitacji. W przypadku satelitów, które nie są wyposażone w systemy aktywnego deorbitowania, ryzyko upadku w sposób nieprzewidywalny jest większe, co wpływa na wysokość składki ubezpieczeniowej.
Kwestia odszkodowań za szkody wyrządzone przez śmieci kosmiczne staje się również coraz bardziej potrzebna w kontekście zmian klimatycznych i urbanizacji. Wraz ze wzrostem liczby ludności oraz zagęszczeniem infrastruktury ryzyko, że fragmenty z orbity uderzą w teren zamieszkały, nie jest już czysto teoretyczne.
Ocenia się, że każdego roku kilkadziesiąt obiektów wielkości przeciętnego samochodu niekontrolowanie wchodzi do atmosfery. W większości przypadków trafiają one do Punktu Nemo, lecz pojedyncze incydenty budzą międzynarodowe obawy, pokazując, że obecny system prawny i ubezpieczeniowy wymaga dalszej modernizacji i standaryzacji.
Dodatkowym aspektem jest także możliwość wprowadzenia przez ubezpieczycieli wymogu posiadania dokumentu zatytułowanego „Space debris mitigation plans” jako warunku objęcia misji ochroną. Coraz częściej firmy ubezpieczeniowe wymagają od klientów przedstawienia szczegółowego planu deorbitacji oraz udowodnienia, że obiekt posiada mechanizmy zmniejszające ryzyko kolizji na orbicie i niekontrolowanego wejścia w atmosferę po zakończeniu eksploatacji. Ma to na celu nie tylko ograniczenie potencjalnych strat ubezpieczeniowych, ale także wspieranie zrównoważonego rozwoju przestrzeni kosmicznej.
Firmy udzielające ubezpieczeń kosmicznych
Jednym z najważniejszych ośrodków działalności ubezpieczeniowej w tym obszarze pozostaje Lloyd’s of London. Umożliwia tworzenie konsorcjów, które podejmują się wspólnego pokrycia ryzyka konkretnych misji. Jednym z wiodących syndykatów działających w ramach Lloyd’s jest Atrium Space Insurance Consortium (ASIC), wyspecjalizowany w produktach dla przemysłu kosmicznego. ASIC współpracuje z najważniejszymi operatorami satelitarnymi, producentami rakiet oraz agencjami rządowymi.
Kolejnym istotnym podmiotem jest AXA XL, będąca częścią globalnego giganta AXA Group. AXA XL dostarcza szeroki katalog ubezpieczeń kosmicznych, obejmujących wynoszenie ładunków, fazę orbitalną i odpowiedzialność cywilną operatorów satelitarnych. Firma współpracuje z producentami satelitów, firmami rakietowymi i klientami rządowymi, tworząc złożone struktury ochrony dostosowane do konkretnego projektu. Jej eksperci regularnie analizują niezawodność konkretnych modeli rakiet, stan środowiska orbitalnego oraz potencjalne zagrożenia związane z przestrzenią kosmiczną.
Munich Re i Swiss Re to dwie największe firmy reasekuracyjne na świecie, które ze względu na swoją skalę działania i kapitał, są w stanie przyjmować na siebie znaczne ryzyko i wspierać innych ubezpieczycieli w oferowaniu ochrony dla największych i najbardziej złożonych misji. Oferują one nie tylko klasyczne produkty ubezpieczeniowe, ale też uczestniczą w projektach badawczo–rozwojowych dotyczących monitorowania ryzyka orbitalnego i rozwoju narzędzi prognostycznych.
Global Aerospace to następne renomowane przedsiębiorstwo specjalizujące się w ubezpieczeniach lotniczych i kosmicznych. Obsługuje tradycyjne misje satelitarne i nowe segmenty rynku, w tym operatorów konstelacji satelitarnych oraz start–upy kosmiczne. Global Aerospace angażuje się w rozwój produktów związanych z ubezpieczeniem dla nowo powstających segmentów rynku, takich jak misje księżycowe oraz turystyka suborbitalna.
Wspólną cechą wszystkich firm ubezpieczających działalność kosmiczną jest konieczność posiadania wyspecjalizowanych zespołów analityków, inżynierów i aktuariuszy. Zespoły te korzystają z danych dostarczanych przez agencje kosmiczne, organizacje monitorujące ruch orbitalny, a także z narzędzi symulacyjnych modelujących kolizje, degradację orbitalną i wpływ promieniowania kosmicznego.
Ubezpieczenia kosmiczne często stanowią niezbędny warunek uzyskania finansowania od instytucji bankowych i funduszy inwestycyjnych.
Autor. Space Systems Command

SPACE24
https://space24.pl/polityka-kosmiczna/swiat/ubezpieczenia-kosmiczne-koniecznosc-czy-przywilej-analiza

 

Ubezpieczenia kosmiczne – konieczność czy przywilej [ANALIZA].jpg

Napisano

Smartfon jako detektor antymaterii. Naukowcy z CERN zaskoczyli świat
2025-05-16. Karol Kubak
Czy zwykła matryca z telefonu może pomóc wykrywać anihilację cząstek? Naukowcy z CERN, w tym Polacy, udowodnili, że tak! Dzięki zmodyfikowanej matrycy CMOS z aparatu smartfona powstał nowy, tańszy i dokładniejszy detektor cząstek. To przełom w badaniach nad antymaterią i grawitacją.
Anihilacja zarejestrowana… smartfonem?
Czy da się badać antymaterię za pomocą technologii z kieszeni? Naukowcy z CERN - w tym także Polacy - udowodnili, że tak. Zespół AEgIS, który zajmuje się badaniem wpływu grawitacji na antymaterię, sięgnął po nietypowe rozwiązanie. Zamiast wielkich i drogich detektorów, postawili na... matryce CMOS z aparatów w smartfonach. Po niewielkich przeróbkach okazały się one niezwykle skuteczne w rejestrowaniu anihilacji - zjawiska, gdy materia spotyka się z antymaterią i obie znikają w błysku energii.
Aparat z telefonu kontra wielki detektor
Każdy, kto robił zdjęcia telefonem, korzysta z matrycy CMOS. To właśnie ona zbiera światło i przekształca je w obraz. Jednak badacze z CERN dostrzegli w niej coś więcej: możliwość śledzenia cząstek elementarnych. I rzeczywiście - po usunięciu kilku "fotograficznych" dodatków, takich jak mikrosoczewki, okazało się, że te matryce mogą działać jak detektory cząstek.
Zaletą jest nie tylko cena (tysiące razy niższa niż w przypadku klasycznych detektorów), ale też niesamowita rozdzielczość. Piksele w aparacie smartfona mają poniżej 1 mikrometra, podczas gdy w profesjonalnych urządzeniach to około 30 mikrometrów. To jakby zamienić szkło powiększające na mikroskop elektronowy. Dzięki temu naukowcy mogą z jeszcze większą precyzją śledzić miejsce, gdzie dochodzi do anihilacji.
Nasz detektor nie tylko działa, ale też pozwala analizować zderzenia na żywo.
Podkreśla prof. Mariusz Piwiński z Instytutu Fizyki UMK, członek zespołu AEgIS
AEgIS zajmuje się jednym z najciekawszych pytań współczesnej fizyki: czy antymateria zachowuje się w polu grawitacyjnym tak samo jak zwykła materia? Czy atomy antywodoru, wypuszczone w próżni, spadają tak samo jak zwykły wodór? Wbrew pozorom, to nie jest takie oczywiste. Na co dzień widzimy, że wodór - lżejszy od powietrza - unosi się w górę. Ale to tylko dlatego, że wypierają go cięższe gazy. W próżni opada - i właśnie to chcą porównać fizycy z zachowaniem antywodoru.
Aby sprawdzić, czy antywodór też spada - i jak bardzo - trzeba dokładnie zmierzyć jego tor lotu. A to oznacza konieczność wykrycia momentu anihilacji z dokładnością do mikrometrów. Tu właśnie przydają się nowatorskie detektory z matryc CMOS. Dzięki nim można precyzyjnie określić miejsce i moment, w którym cząstka antymaterii zderza się z materią i zamienia w energię.
Z telefonu do laboratorium
Choć matryce CMOS nie zostały stworzone do badania antymaterii, technologia ich produkcji - napędzana potrzebą robienia coraz lepszych zdjęć w smartfonach - okazała się idealna. Naukowcy zbudowali z kilkudziesięciu takich matryc większy detektor. Nie tylko działa, ale też daje szansę na zastosowania w kolejnych eksperymentach. Jeśli inne zespoły pójdą tym tropem, możliwe będą mniejsze, tańsze i dokładniejsze detektory.
W projekcie AEgIS udział biorą naukowcy z Politechniki Warszawskiej, Instytutu Fizyki PAN, Uniwersytetu Mikołaja Kopernika i Uniwersytetu Jagiellońskiego. A wszystko to po to, by odpowiedzieć na pytanie: czy antymateria jest taka sama jak materia?
Twój telefon może wykrywać cząstki z kosmosu. Serio! Zdjęcie ilustracyjne123RF/PIKSEL

https://geekweek.interia.pl/nauka/news-smartfon-jako-detektor-antymaterii-naukowcy-z-cern-zaskoczyl,nId,21808574

 

Smartfon jako detektor antymaterii. Naukowcy z CERN zaskoczyli świat.jpg

Napisano

Powstało matematyczne wyjaśnienie biblijnego opisu powstania wszechświata
2025-05-16. Admin.
Czy biblijny opis stworzenia świata jest jedynie piękną metaforą, czy może kryje się w nim głębsza prawda dostępna współczesnej nauce? Najnowsze badania fizyków Paolo Bassaniego i João Magueijo z prestiżowego Cornell University rzucają nowe światło na to fascynujące pytanie.
W swoim przełomowym artykule zatytułowanym „Jak stworzyć wszechświat", naukowcy przedstawili matematyczny model wyjaśniający, w jaki sposób z pierwotnego chaosu mógł wyłonić się uporządkowany kosmos. Co najbardziej zaskakujące, ich odkrycia wykazują uderzające podobieństwo do opisu zawartego w Księdze Rodzaju, gdzie czytamy, że na początku „ziemia była bezładem i pustkowiem".
Kluczem do zrozumienia tej transformacji jest teoria matematyczna znana jako „łańcuch Markowa", opracowana przez rosyjskiego matematyka Andrieja Markowa. Według fizyków, w chaotycznym środowisku początków wszechświata naturalne procesy matematyczne prowadziły do powstawania stabilnych obszarów – swoistych „wysp porządku". To w tych regionach materia mogła nabierać masy, a prawa fizyki stawały się stabilne, umożliwiając powstanie struktur, które ostatecznie doprowadziły do uformowania się gwiazd, planet i galaktyk.
Aby zilustrować ten proces, naukowcy porównują wszechświat do piasku rozsypanego na tekturze, który pod wpływem dźwięków skrzypiec układa się w harmonijne wzory. To porównanie nie jest przypadkowe – nawiązuje do starożytnej idei Pitagorasa, który twierdził, że wszechświat rządzony jest matematyczną harmonią, podobnie jak muzyka. Pitagoras wierzył, że planety w swoim ruchu wytwarzają dźwięki tworzące kosmiczną melodię, niesłyszalną dla ludzkich uszu.
Model Bassaniego i Magueijo czerpie inspirację również z teorii doboru naturalnego Lee Smolina, który proponował, że prawa fizyki ewoluowały w czasie, eliminując niestabilne konfiguracje i faworyzując te, które pozwalają wszechświatowi przetrwać. W tym ujęciu, wszechświat niejako „uczy się" i dostosowuje, aby kontynuować swoje istnienie.
Jednak badania naukowców przynoszą również niepokojące wnioski. Ich model sugeruje, że obecny stan uporządkowania nie jest ostateczny – prawa fizyki mogą nadal ewoluować i zmieniać się w przyszłości. Niektóre obserwacje wskazują, że ten proces już się rozpoczął. Zachowanie bozonu Higgsa, znanego również jako „Boska cząstka", która nadaje masę innym cząstkom elementarnym, wykazuje pewne anomalie sugerujące możliwe zmiany w fundamentalnej strukturze rzeczywistości.
Szczególnie interesująca jest obserwacja Josepha Lykkena, fizyka teoretycznego z Fermilab, że masa bozonu Higgsa wynosząca 126 GeV (gigaelektronowoltów) znajduje się dokładnie na teoretycznej granicy stabilności wszechświata. Jak twierdzi Lykken: „Wszechświat, w którym żyjemy, jest naturalnie niestabilny i w pewnym momencie, za miliardy lat, zniknie."
Badania Bassaniego i Magueijo pokazują, że nauka i wiara nie muszą stać w opozycji – mogą oferować komplementarne spojrzenia na tę samą tajemnicę. Ich praca rzuca nowe światło na odwieczne pytania o początki i przyszłość wszechświata, jednocześnie przypominając nam o kruchości kosmicznego porządku, który często przyjmujemy za pewnik.
Kosmiczne zabawki edukacyjne
Być może najważniejszym pytaniem, jakie pozostaje bez odpowiedzi, jest to metaforycznie ujęte przez naukowców: „Kto naciągnął struny skrzypiec?" Nauka może wyjaśnić, jak działa mechanizm stworzenia, ale pytanie o pierwszą przyczynę – o to, co uruchomiło cały proces – pozostaje w sferze filozofii i wiary.

Źródło: innemedium
https://innemedium.pl/wiadomosc/powstalo-matematyczne-wyjasnienie-biblijnego-opisu-powstania-wszechswiata

Powstało matematyczne wyjaśnienie biblijnego opisu powstania wszechświata.jpg

Powstało matematyczne wyjaśnienie biblijnego opisu powstania wszechświata2.jpg

Napisano

Niezwykłe zorze polarne w Układzie Słonecznym. Tego efektownego pokazu nie zobaczysz gołym okiem
2025-05-16. Aleksander Kowal
Zorza polarna to zjawisko, które występuje w zaskakująco wielu miejscach i z pewnością nie ogranicza się tylko do naszej planety. Obserwacje poświęcone Jowiszowi ujawniły, że mają tam miejsce przepiękne zjawiska, choć do ich uwiecznienia potrzeba nieco specjalistycznych instrumentów.
Gdzie takowe się znajdują? Oczywiście, że na wyposażeniu Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba! Niedawno prezentowaliśmy nowe spojrzenie na słynne Kosmiczny klify, a teraz teleskop, którego naukowa misja rozpoczęła się niemal równo trzy lata temu, zapewnia kolejną okazję do zachwytu.
Tym razem JWST śledził jednak coś znacznie bliższego Ziemi: Jowisza. Ten jest najmasywniejszą planetą w całym Układzie Słonecznym. Nawet gdyby połączyć ze sobą masy wszystkich innych planet orbitujących wokół naszej gwiazdy, to i tak Jowisz wyszedłby z takiego starcia zwycięsko.
Zorze polarne uwiecznione na Jowiszu nie są widoczne gołym okiem. W ich powstawaniu bierze udział tamtejszy księżyc, znany jako Io
Nic więc dziwnego, że wszelkie zachodzące na nim zjawiska są dosłownie jak z innego świata. O ile jednak u nas do śledzenia zorzy polarnej wystarczą oczy (i sporo szczęścia, a najlepiej wyprawa w okolice koła podbiegunowego), tak na Jowiszu potrzeba byłoby też narzędzi pozwalających na obserwacje w ultrafiolecie, podczerwieni i promieniowaniu rentgenowskim.
Teleskop Webba, wraz z innymi, zapewnia takie możliwości, a kluczowe obserwacje odbyły się 25 grudnia 2023 roku. Teraz przyszła natomiast pora na obróbkę powstałych materiałów oraz ich analizę. Wyniki przeprowadzonych ekspertyz zostały zaprezentowane w publikacji zamieszczonej w Nature Communications.

Celem astronomów było śledzenie zórz polarnych występujących na Jowiszu, choć efekt końcowy przekroczył ich najśmielsze oczekiwania. Jak się okazuje, zamiast stopniowych, stosunkowo powolnych zmian, dostrzegli efektowny pokaz świateł zmieniających się w zasadzie co sekundę.
Mimo odmiennego przebiegu takich pokazów świateł, mechanizm stojący za ich powstawaniem wydaje się taki sam, jak na Ziemi. Cząsteczki z zewnątrz docierają do magnetosfery i są przyspieszane w kierunku biegunów, by ostatecznie wejść w interakcje ze składnikami atmosfery. Takie oddziaływania prowadzą do emisji energii, które na naszej planecie można dostrzec gołym okiem.
Sęk w tym, że o ile u nas “cząsteczki z zewnątrz” pochodzą ze Słońca, tak w przypadku Jowisza ich źródłem jest tamtejszy księżyc, znany jako Io. Jak wyjaśniają astronomowie, jednym z istotnych uczestników w przypadku Jowisza jest kation trójwodorowy, czyli naładowany jon składający się z trzech atomów wodoru. Łącząc możliwości technologiczne Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba i Kosmicznego Teleskopu Hubble’a członkowie zespołu badawczego uzyskali wgląd w sytuację. Co ciekawe, na Jowiszu zorze polarne są tak powszechne, że wcale nie trzeba na nie czekać.
Webb Captures Jupiter’s Aurora
https://www.youtube.com/watch?v=U2T8LpD4IiI

https://www.chip.pl/2025/05/zorze-polarne-jowisz-teleskop-webba

Niezwykłe zorze polarne w Układzie Słonecznym. Tego efektownego pokazu nie zobaczysz gołym okiem.jpg

Napisano

Kiedyś to się musiało wydarzyć. Pierwsza widzialna zorza sfotografowana z powierzchni Marsa
2025-05-16. Radek Kosarzycki
Kiedy już za kilka dekad człowiek stanie na powierzchni Marsa, zapewne doceni, jak wspaniałym miejscem jest Ziemia. Owszem, na Marsie mamy także góry i doliny, ale w rzeczywistości jest to planeta diametralnie inna od naszej. Atmosfera jest rzadka i składa się głównie z dwutlenku węgla, niebo jest rdzawoczerwone w ciągu dnia i szaroniebieskie wieczorami, wody w stanie ciekłym też nie uświadczymy. Okazuje się jednak, że podczas burzy geomagnetycznej na Marsie — tak samo jak na Ziemi — występują zorze polarne widoczne w zakresie promieniowania widzialnego.
Takie zorze jako pierwszy w historii dostrzegł w marcu 2024 roku łazik Perseverance. Były to pierwsze w historii zorze widziane z powierzchni innej planety niż Ziemia. To wyjątkowe zjawisko pojawiło się na niebie Marsa po potężnej burzy słonecznej, która wywołała jeden z najsilniejszych rozbłysków słonecznych obecnego cyklu.
Nie zmienia to faktu, że zjawisko zorzy polarnej na Marsie różni się znacząco od tego, które znamy z Ziemi. Nasza planeta jest chroniona przez globalne pole magnetyczne, które kieruje naładowane cząstki słoneczne w okolice biegunów, gdzie zderzają się one z atmosferą, tworząc charakterystyczne zielone łuny. Mars nie posiada jednak pola magnetycznego, przez co jego zorze, a zwłaszcza tzw. zorze SEP (ang. solar energetic particle aurorae), powstają w wyniku bezpośredniego uderzania wysokoenergetycznych cząstek słonecznych w rzadką atmosferę planety, rozświetlając całe niebo subtelną poświatą.

Choć takie zorze obserwowano wcześniej w świetle ultrafioletowym za pomocą orbitera MAVEN, to nigdy wcześniej nie udało się ich uchwycić w świetle widzialnym z powierzchni Czerwonej Planety. Wszystko zmieniło się 15 marca 2024 roku, kiedy Słońce wyemitowało potężny rozbłysk oraz koronalny wyrzut masy (CME) — wyrzucając obłok naładowanych cząstek, które rozpoczęły podróż po całym Układzie Słonecznym.
Burza słoneczna została wykryta przez biuro NASA Moon to Mars Space Weather Analysis Office oraz Community Coordinated Modeling Center (CCMC) w ośrodku Goddarda. Dzięki zaawansowanym modelom numerycznym naukowcy byli w stanie przewidzieć, że CME uderzy w Marsa w ciągu kilku dni. Odpowiednio wcześnie wysłano alert do zespołów naukowych pracujących przy marsjańskich misjach.
Informację o potencjalnych zorzach najpierw odebrali naukowcy z zespołu misji orbitera MAVEN, a następnie także badacze pracujący na danych z łazika Perseverance.
Aby zwiększyć szanse na sukces, naukowcy opracowali symulacje, które pozwoliły ustalić optymalne ustawienia spektrometru SuperCam oraz kamery Mastcam-Z zainstalowanych na pokładzie łazika. Warunkiem koniecznym była jednak odpowiednio silna burza słoneczna — tylko wtedy zorza mogła być wystarczająco jasna, by dało się ją dostrzec z powierzchni planety.
Kilka dni później CME rzeczywiście dotarł do Marsa. Perseverance uchwycił zorzę o długości fali 557,7 nanometra — dokładnie tej samej zielonej barwy, która pojawia się w ziemskich zorzach polarnych. Aby potwierdzić źródło emisji, zespół sięgnął po dane z instrumentu SEP zainstalowanego na pokładzie sondy MAVEN oraz z misji Mars Express. Obie misje potwierdziły zwiększoną aktywność wysokoenergetycznych cząstek słonecznych w czasie obserwacji.
To niezwykłe osiągnięcie było możliwe dzięki precyzyjnej koordynacji wielu zespołów badawczych i misji kosmicznych. Zdaniem naukowców, zorze SEP będą dostrzegalne gołym okiem dla przyszłych — ewentualnych — astronautów na powierzchni Marsa.
NASA podkreśla, że łączenie obserwacji z powierzchni i orbity to skuteczna strategia na rzecz lepszego zrozumienia marsjańskiej rzeczywistości. W miarę zbliżania się do szczytu cyklu słonecznego i planowania przyszłych misji załogowych wiedza o tym, jak burze słoneczne oddziałują na Marsa, będzie miała zasadnicze znaczenie dla bezpieczeństwa astronautów i powodzenia załogowych misji marsjańskich.
https://www.focus.pl/artykul/rozerwana-ziemia-trzesienie-ziemi-wideo-mjanma

Kiedyś to się musiało wydarzyć. Pierwsza widzialna zorza sfotografowana z powierzchni Marsa.jpg

Napisano

W ramach misji IGNIS zdalnie zbadają skupienie astronautów
2025-05-17. Autor:
Grzegorz Jasiński
W ramach kosmicznej misji Axiom-4 i polskiej misji IGNIS dr Sławosz Uznański-Wiśniewski oraz astronauta indyjski -Shubhanshu Shukla - przetestują stworzony przez polską firmę CortiVision interfejs mózg-komputer, oparty na funkcjonalnej spektroskopii w bliskiej podczerwieni (fNIRS). Podczas testów monitorowana będzie aktywność mózgu w dwóch stanach mentalnych: skupieniu i rozluźnieniu. Po raz pierwszy w historii człowiek będzie w kosmosie sterować interfejsem komputera bez użycia mięśni – mówi RMF FM Wojciech Broniatowski, współzałożyciel i prezes CortiVision. Misja Axiom-4 rozpocznie się nie wcześniej, niż 8 czerwca i potrwa około dwóch tygodni. Tę samą aparaturę wykorzysta do swojego testu także węgierski astronauta Tibor Kapu.
Grzegorz Jasiński: To nie jest Państwa pierwsza misja kosmiczna. Przygotowujecie Państwo eksperyment do powrotu na orbitę polskiego astronauty, ale sami już na orbicie byliście?
Wojciech Broniatowski: Nie osobiście. Ale faktycznie jest to trzeci raz, kiedy nasze urządzenie do badania aktywności mózgu będzie działało w mikrograwitacji na niskiej orbicie.
To proszę powiedzieć o tych wcześniejszych misjach.
Pierwszy raz udało nam się wysłać nasze urządzenie w kosmos w 2023 roku w ramach misji Ax-2, która była organizowana przez Amerykanów we współpracy z Arabią Saudyjską. Drugi raz udało nam się to zrobić w styczniu 2024 roku we współpracy ze szwedzką stroną, ze szwedzkimi badaczami. Teraz współpracujemy oczywiście z polskim astronautą, ale też z astronautą indyjskim przy misji Ax4, którą za chwilkę - mam nadzieję - będziemy oglądali. I dla nas jest to taka ciekawa droga, bo w tej pierwszej misji byliśmy jedynie dostawcą sprzętu i od tego czasu przez te dwa lata doszliśmy do poziomu, gdzie mamy własny eksperyment, który mogliśmy dowolnie zaprojektować, astronautów, którzy go wykonają według naszych instrukcji i będziemy wreszcie też pełnym właścicielem danych z tego eksperymentu, żeby móc z nimi swobodnie pracować.
To porozmawiajmy o tym eksperymencie. Marzenie o tym, żeby "ręce wykonały to, co pomyśli głowa", nie jest nam obce i jest w istotnym stopniu częścią naszego człowieczeństwa. A mówiąc poważnie, myśl o tym, by podsłuchiwać mózg i na przykład osobom niepełnosprawnym umożliwić działanie zgodnie z tym, co mózg pomyśli, to jest też marzenie lekarzy, terapeutów. Najbogatszy człowiek świata też założył firmę, która się tym zajmuje. Jaki jest Państwa pomysł?
Myślę, że na początek, pomimo tego wielkiego entuzjazmu związanego z misją i powrotem Polaka w przestrzeń kosmiczną, chciałbym może trochę ostudzić właśnie ten entuzjazm i rozwiać pewne mity. Bo nasz eksperyment faktycznie, mówiąc potocznie, polega na sterowaniu komputerem za pomocą myśli, bez użycia rąk. Natomiast od strony naukowej interfejsy mózg-komputer, czyli takie rozwiązania, które odczytują aktywność mózgu i przekładają, tłumaczą ją na jakąś reakcję komputera czy jakiegoś oprogramowania, to nie jest nowość, to nie jest nasz wymysł. To już od kilkunastu lat, tak naprawdę, od kilkudziesięciu lat nawet ma miejsce w nauce. Czasami o tym słyszymy, bo są bardziej spektakularne sytuacje, gdzie ktoś niepełnosprawny, ktoś sparaliżowany zaczyna sterować wózkiem inwalidzkim, czy zaczyna komunikować się ze światem wyłącznie przez aktywność mózgową. Natomiast to, co jest nowe w tej misji i w naszym eksperymencie, to że po pierwsze my używamy sprzętu, który jest w pełni nieinwazyjny. To jest też różnica wobec tego przykładu, który pan podał, Elona Muska i Neuralinku, który wszczepia w mózg jakiś element urządzenia. Nasze rozwiązanie jest nieinwazyjne i będzie pierwszym w historii ludzkości przykładem wykorzystania go w kosmosie. Za chwilę mogę jeszcze dodać, dlaczego to ma takie znaczenie. Natomiast w dużym uproszczeniu astronauta na orbicie będzie na przemian się skupiał i relaksował. Czyli możemy powiedzieć, że jego mózg będzie przechodził ze stanu dużego skupienia do odpoczynku. Jakbyśmy to przełożyli sobie na wczesne komputery, to możemy powiedzieć, że będziemy przechodzili od zera do jedynki. Dlatego będziemy mówili, że to jest dwustanowy interfejs mózg-komputer. Oprogramowanie, które stworzyliśmy, ma za zadanie rozpoznać, w którym stanie jest astronauta i na tej podstawie poprawnie to zakwalifikować. Czyli inaczej mówiąc, astronauta się skupi, nie będzie używał rąk, a komputer będzie wiedział, że on się skupił. I w naszym eksperymencie w zasadzie na tym się to kończy, bo my chcemy tylko potwierdzić działanie tej technologii, której używamy. Natomiast w przyszłości można by pomyśleć o tym, żeby była dalsza akcja, to znaczy, żeby tę reakcję komputera przetłumaczyć teraz na jakąś akcję związaną z konkretnym zadaniem. Może nie gaszenie światła, albo odpalanie silników rakiety, ale myślę, że to jest do rozbudowania.
"Eksperyment ma dwa cele"
I jak ten komputer dowie się o tym, co dzieje się w mózgu astronauty? Wspomniał Pan o tym - to jest niezwykle ważne - że to jest nieinwazyjne. Jak rozumiem, będzie ktoś musiał mieć coś nałożone na głowę.
Zgadza się. Póki co komputery same nie myślą, więc nie powiedzą nam, żebyśmy się domyślili czegoś. Natomiast astronauta na głowę zakłada urządzenie, które się nazywa spektroskopem bliskiej podczerwieni. To jest taki czepek z czujnikami, które świecą światłem podczerwonym i które sprawdzają, ile jest tlenu w krwi, która przepływa przez mózg. Jeżeli jakiś obszar mózgu ma tego tlenu więcej, bo go więcej potrzebuje, to znaczy, że jest aktywniejszy. I w ten sposób potrafimy, czy komputer jest w stanie odczytać, zmiany tego natlenowania krwi w różnych miejscach. W zasadzie tam, gdzie przyłożymy nasze czujniki. W ten sposób będzie widział, że ta aktywność się zmienia.
Jak rozumiem, to nie jest badanie powierzchniowe. To nie jest badanie powierzchni skóry głowy, tylko to jest badanie trójwymiarowe, które ma jakby zajrzeć w głąb.
Zgadza się. Tutaj mierzymy to, co się dzieje około dwóch centymetrów w głąb czaszki. Właśnie za pośrednictwem bardzo łagodnego światła, które przenika naszą tkankę. Można sobie to zwizualizować, przykładając dłoń do żarówki, tylko nie za blisko, zobaczymy wtedy taką czerwoną poświatę. To znaczy, że też światło tej żarówki przenika naszą tkankę. Podobnie jest u nas, tylko troszkę inne są parametry techniczne.
Jak ten eksperyment będzie przebiegał na orbicie? Ile czasu zajmie? Bo to jest jeden z parametrów, o których mówimy. Wiadomo, czas misji jest ograniczony. Pan już wspomniał o tym, że dwóch astronautów będzie brało udział w tym eksperymencie. Ile czasu im to zajmie?
Sam eksperyment się składa z trzech kroków. To znaczy, mamy pomiar na Ziemi, pomiar na orbicie i pomiar z powrotem. Nasz eksperyment ma dwa cele. O pierwszym już powiedziałem: ze sterowaniem i rozpoznawaniem stanu aktywności mózgowej przez komputer. A drugi cel to jest sprawdzenie w ogóle, czy nasza technologia, spektroskopia bliskiej podczerwieni, nadaje się do pomiarów w kosmosie. Ponieważ ona bazuje na przepływie krwi, na hemodynamice, to w mikrograwitacji może to różnie wyglądać. Dlatego robimy pomiary na Ziemi i w kosmosie, żeby móc te wartości porównać i zobaczyć czy skuteczność tej komunikacji jest taka sama, albo w każdym razie wystarczająco dobra. Wydaje mi się, że eksperyment będzie trwał około 20-30 minut i astronauta przez ten czas najpierw skalibruje urządzenie pod siebie - to będzie powiedzmy połowa czasu - a w drugiej części eksperymentu będzie już sterował tym interfejsem, tak jak to wspomnieliśmy. Będzie wykonywał tak naprawdę dwie czynności, będzie mnożył liczby dwucyfrowe - i to będzie już wymagającym zadaniem, które wprowadzi go w intensywne skupienie - na przemian z odpoczynkiem.
Czy sesje, takie 20-minutowe, będą powtarzane w trakcie tych dwóch tygodni lotu?
Tak, planujemy kilka pomiarów na orbicie, żeby zmniejszyć ryzyko jakiejś anomalii.
"Masa ładunków wysyłanych była dla nas dużym ograniczeniem w ostatnich miesiącach"
Poza tym, no, wiadomo też, że przebywanie na orbicie nieco wpływa na organizm astronauty. Czy spodziewacie się Państwo, że po pierwszych dniach eksperyment może trochę inaczej wyglądać niż po, powiedzmy, 10 dniach? Czy powinien być na to odporny?
I tu przychodzi nam z pomocą doświadczenie z poprzednich misji. Wiemy, że żadne eksperymenty nie są wykonywane na początku po przylocie. Bodajże 2 czy 3 dni i tak muszą minąć, żeby astronauta się zaaklimatyzował na stacji kosmicznej. Generalnie nie powinny wystąpić już po tym czasie jakieś istotne zmiany. Zdarza się, że ze względów pogodowych astronauci na przykład nie mogą wrócić na Ziemię i wówczas misja się wydłuża. Tak było na przykład przy poprzedniej misji.
Tej z udziałem szwedzkiego astronauty.
I tam bodajże 21 dni jednak byli na orbicie, przez co było więcej czasu, żeby dokonać dodatkowych pomiarów.
Wspomniał Pan już o tym, co wynika z tych poprzednich misji, z tych poprzednich testów. Czy jeszcze coś dla Państwa eksperymentu już z tamtych misji wynikło? W oparciu o nie coś zmodyfikowaliście, poprawiliście?
Przy pierwszej misji było dla nas w pewien sposób przełomowe przejście badań bezpieczeństwa we współpracy z NASA. Natomiast druga misja była chyba jeszcze ważniejsza, ponieważ po niej nasze urządzenie zostało już jako permanentne wyposażenie na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej z możliwością wykonywania eksperymentów w przyszłości przez innych astronautów. W tej chwili można powiedzieć, że jesteśmy najbardziej wykorzystywanym produktem na stacji, no może poza jedzeniem. Natomiast poza naszym eksperymentem jest również eksperyment autorstwa Węgrów z udziałem węgierskiego astronauty, który również będzie wykorzystywał nasz spektroskop, ale w połączeniu z wirtualną rzeczywistością. I tam, na zasadzie badania wpływu ruchów i pewnej wyobraźni ruchowej, Węgrzy będą przeprowadzali swój eksperyment w zasadzie niezależnie od nas. Dla nas najważniejsze jest wykonanie tego pierwszego w historii udanego przykładu komunikacji bezmięśniowej w kosmosie oraz potwierdzenie, że ta technologia ma wystarczającą jakość dostarczanych danych, żeby nawiązać i rozbudować ofertę we współpracy z operatorami lotów kosmicznych i umożliwić w przyszłości może komercyjne, a może po prostu częstsze i szerzej dostępne badania aktywności mózgu w kosmosie.
Czy ja dobrze rozumiem, że sprzęt, który jest potrzebny do tego eksperymentu, jest już na orbicie? Czy jeszcze coś Państwo będziecie z tą misją dosyłać? Oczywiście im mniej, tym lepiej, bo każdy kilogram się liczy.
To prawda, masa ładunków wysyłanych była dla nas dużym ograniczeniem w ostatnich miesiącach. Natomiast w tej chwili na orbicie jest jedno nasze urządzenie. My wysyłamy jeszcze dodatkowe, po części, żeby mieć pewność, że to wszystko zadziała i że będziemy mieli scenariusz awaryjny na wypadek jakiś nieprzewidzianych zdarzeń. Natomiast to również zwiększa nam możliwości różnych eksperymentów na orbicie. Każde urządzenie, które wysyłamy, jest już w jakiś sposób skonfigurowane pod konkretne badanie. Głównie chodzi o rozmieszczenie czujników na głowie. Oczywiście można na orbicie je zmienić i to jest duża zaleta. Natomiast trzeba sobie uświadomić, że to jest jak operowanie na elementach wielkości guzika od koszuli na dnie basenu. Więc jeżeli ktoś nie doświadczył mikrograwitacji - a w zasadzie my jej też nie doświadczyliśmy, nie znamy się, więc się wypowiedzmy - i wyobraźmy sobie, że wpadamy do basenu i staramy się na przykład podpisać na kartce na dnie basenu, albo właśnie pozapinać koszulę, czy zawiązać krawat pod wodą. No tam takie może dość oczywiste ruchy nagle okazują się sprawiać jednak trudność. Dlatego ta komunikacja w naszym eksperymencie, która pomija mięśnie, może mieć szczególne zastosowanie właśnie w kosmosie, bo tam to ma sens. Natomiast na Ziemi, mogę też uspokoić gdyby ktoś się bał, że za chwilę będziemy przechodzili w kierunku jakiejś kontroli umysłów, ta komunikacja mózg-komputer jest bardzo wolna. Ona jest bardzo nieefektywna, jeśli byśmy ją porównali do nalewania sobie soku do szklanki na przykład. Generalnie w takich normalnych warunkach będziemy korzystali z innych możliwości komunikacji, w które wyposażyła nas natura.
"Kosmos jest najbardziej ekstremalnym środowiskiem, jakie potrafimy sobie wyobrazić"
Proszę mi powiedzieć, jakie dane zbierzecie i w jaki sposób je otrzymacie? Czy one będą przesyłane w trakcie tych eksperymentów na Ziemię? Czy będą zbierane i otrzymacie je potem, jak jakiś element wróci? Czy cokolwiek z tego, co Państwo wysyłacie, faktycznie będzie wracać, czy po prostu zostanie już na orbicie? Jak to będzie?
Tutaj faktycznie okazuje się, że rzeczywistość nie jest taka piękna. To znaczy po wielu miesiącach prac typowo administracyjnych i biurokratycznych dochodzimy wreszcie do tego etapu, kiedy coś zacznie się dziać od strony naukowej. Dane oczywiście będą nam udostępnione w trakcie, a one są obostrzone szeregiem różnych umów o przetwarzaniu danych, o pracy na danych też medycznych. Ogromną zaletą jest to, że mamy dwóch astronautów, bo to nam daje możliwość publikowania danych.
Bo jest lekka anonimizacja?
Natomiast otrzymamy te dane myślę, że w trakcie misji, żeby też od razu mieć podgląd pod ich jakość i ewentualnie wprowadzić jakieś modyfikacje do protokołu, jeśliby były konieczne. Natomiast te dane są w zasadzie stricte naukowe, to znaczy na ich podstawie końcowo dowiemy się, jaka jest skuteczność tej komunikacji, tzn. na skali procentowej, w ilu przypadkach komputer poprawnie rozpoznał działanie astronauty. Liczymy, że po pierwsze to musi być powyżej wyniku przypadkowości, tutaj ze względu na małą próbkę to jest więcej niż 50 proc. Od razu dodam, że naszym celem jest wynik powyżej 80 proc. i z tego co dotychczas próbowaliśmy, z testów naszych wiemy, że jest to jak najbardziej możliwe. Tym bardziej jesteśmy ciekawi wyników na orbicie.
Wspomniał Pan o tym, że to nie jest wstęp do podsłuchiwania naszego mózgu tu na Ziemi, ale do czegoś na Ziemi te badania też mogą się przydać?
Tak. Kosmos jest najbardziej ekstremalnym środowiskiem, jakie potrafimy sobie wyobrazić. I ścisłe wykorzystanie tego eksperymentu też będzie miało zastosowanie raczej w bardzo specjalistycznych sytuacjach na Ziemi, gdzie wymagana jest jakaś forma monitoringu aktywności mózgowej czy może monitoringu czyjegoś skupienia, kogoś, kto jest odizolowany w trudnych warunkach i na przykład będą dla nas cenne informacje o tym, czy on jest w takim stanie skupienia, który umożliwia mu wykonywanie jakichś bardzo odpowiedzialnych akcji. Może to nie jest najlepszy przykład, ale podam go ze względu na jego jednak wizualne walory. Możemy sobie wyobrazić komandosa, na przykład snajpera, który gdzieś leży na misji. Przez wiele godzin nie może się ruszyć. Musi czekać na bardzo krótki moment, kiedy będzie miał oddać strzał, czy jakąś inną akcję wykonać. I często jest tak - myślę, że każdy z nas tego doświadczył, kto czytał książkę i w pewnym momencie się zorientował, że już nie wie, o czym czyta - że pojawia się moment, kiedy znika nam skupienie, jakaś uważność. W przypadku takiego snajpera, ktoś monitorujący go z drugiego końca świata mógłby odpowiednio wcześniej go uprzedzić o tym, że zbliża się taka jego faza rozluźnienia. Znając jego wzór uwagowy, moglibyśmy powiedzieć, że w tej chwili potrzebuje jakoś się stymulować, wykonać jakieś mentalne ćwiczenie, żeby utrzymać to skupienie. Więc o naszym urządzeniu, już nawet nie tyle stricte w kontekście samego eksperymentu, ale w kontekście zastosowań naukowych i poza naukowych na Ziemi możemy mówić przy okazji monitoringu aktywności mózgowej w warunkach mobilnych. I to jest główna zaleta naszego sprzętu, że on jest mobilny, że może robić pomiary poza laboratorium. Drugi obszar, to możemy wykorzystać to jako urządzenie treningowe, żeby osoby, które pracują na co dzień ze skupieniem, osoby, od których uważności wiele zależy, na przykład piloci, operatorzy numeru 112, osoby, które muszą umieć radzić sobie z utrzymaniem skupienia na najwyższym poziomie i też z kontrolą emocjonalną, żeby używać przede wszystkim tego rozsądku, a nie poddawać się jakimś wydarzeniom chwili. W takich zawodach, w takich profesjach, nasze urządzenie może pomóc wytrenować tę osobę do umiejętności przywoływania skupienia na zawołanie i kontrolowania go.
Od razu przychodzi do głowy na przykład zawód kontrolera lotów.
Jest to też ciekawy przykład, bo tam doskonale rozumiana jest potrzeba wypoczęcia i pełnej sprawności uwagowej takich osób. I jest to załatwiane przez, powiedzmy, organizację dnia takich osób. Podział, ile czasu mogą pracować, ile muszą odpoczywać. I te rzeczy da się w ten sposób rozwiązać, ale nie we wszystkich zawodach. Są miejsca, gdzie tego typu urządzenie sprawdziłoby się lepiej. Jest jeszcze trzeci obszar, gdzie w zasadzie możemy myśleć o naszym urządzeniu. I tu już kłania się zbieranie danych i budowanie na przykład modeli danych dla budowania czegoś, co moglibyśmy nazwać wzorcami uwagowymi i uczenia, czy sztucznej inteligencji, czy różnych algorytmów nakierowanych na lepsze podejmowanie decyzji, czy też na optymalizację treningu uwagowego. To już są zastosowania. Może trochę bardziej abstrakcyjne, ale na pewno przyszłościowe.
Trzymamy kciuki! Czy Państwo będziecie w szczególny sposób utrzymywali swoją uwagę przez cały czas lotu, przez te dwa tygodnie? Czy będziecie obserwować lot tu w Polsce, czy w Stanach Zjednoczonych, gdzieś w jakimś centrum kontroli lotu? Jak to będzie?
Nie jesteśmy dużą firmą. Za sukcesem tego projektu stoi kilkanaście osób i wszyscy planujemy się spotkać przynajmniej na moment startu rakiety. Zobaczymy jeszcze, kiedy to dokładnie będzie. Natomiast później dr Dariusz Zapała, który jest kierownikiem naukowym tego eksperymentu, będzie bezpośrednio współpracował z Europejską Agencją Kosmiczną, z NASA i z astronautami, wspomagając ich w trakcie wykonywania eksperymentu.
Opracowanie:
Karol Żak
Źródło: RMF FM

Dr Dariusz Zapała - współzałożyciel Cortivision i kierownik eksperymentu PhotonGrav i dr Sławosz Uznański - Wiśniewski /Fot. Cortivision /Materiały prasowe

Wojciech Broniatowski - współzałożyciel i prezes Cortivision /Fot. Cortivision /Materiały prasowe

Funkcjonalny spektroskop bliskiej podczerwieni "Photon Cap C20" /Fot. Cortivision /Materiały prasowe

/Fot. Cortivision /Materiały prasowe

Patch eksperymentu PhotonGrav /Cortivision /Materiały prasowe
https://www.rmf24.pl/nauka/news-w-ramach-misji-ignis-zdalnie-zbadaja-skupienie-astronautow,nId,7967057

W ramach misji IGNIS zdalnie zbadają skupienie astronautów.jpg

W ramach misji IGNIS zdalnie zbadają skupienie astronautów2.jpg

W ramach misji IGNIS zdalnie zbadają skupienie astronautów3.jpg

Napisano

Szef ESA z apelem o większe inwestycje. Kto odpowie?
2025-05-17. Wojciech Kaczanowski
Szef Europejskiej Agencji Kosmicznej, Josef Aschbacher, wezwał państwa UE do zwiększenia wydatków na programy kosmiczne. Apel padł na kilka miesięcy przed ministerialnym spotkaniem ESA, na którym państwa członkowskie zadeklarują swój wkład w trzyletni budżet agencji – decyzje te mogą przesądzić o pozycji Europy w globalnym wyścigu kosmicznym.
O obecnej sytuacji na arenie międzynarodowej zwykło się mówić „dynamiczna”, „zmienna”, „napięta” lub „polaryzująca”. Przestrzeń kosmiczna była dotychczas uważana za obszar współpracy państw (do pewnego momentu również Rosji) oraz przemysłu prywatnego. W 2025 r. schemat działania pozostał podobny, natomiast widoczne są zmiany w jego strukturze - nowa rola NASA, która może wymusić na jej partnerach poszukiwanie alternatywnych form współpracy.
Zmiany w księżycowym programie Artemis
Fundamentalne zmiany w NASA miały dotyczyć księżycowego programu Artemis, którego głównym celem jest przywrócenie obecności człowieka na Księżycu i wybudowanie tam stałej placówki badawczej oraz infrastruktury do przyszłych misji na Marsa. Z opublikowanego raportu Biura Zarządzania i Budżetu Białego Domu wynika, że podstawowe technologie Artemis - rakieta SLS, kapsuła Orion oraz stacja Gateway - zostaną wycofane po misji Artemis III w roku 2027.
Ich miejsce zastąpi technologia opracowana przez przemysł prywatny. Szczególna uwaga skupiona jest na rakiecie Starship/Super Heavy oraz jej wersji lądownika Starship HLS. Administracja Trumpa coraz śmielej zerka również w stronę Marsa. Z pewnością swój udział ma w tym Elon Musk, właściciel SpaceX, który wspierał Trumpa w kampanii wyborczej duchem i portfelem. We wspomnianym raporcie przewiduje się „1 miliard dolarów nowych inwestycji w programy skoncentrowane na Marsie”.
Chociaż raport wskazuje tylko kierunki działania administracji Trumpa, szczegółowa propozycja budżetu powinna pojawić się w najbliższych tygodniach. Już teraz widzimy jednak schematy działania mające na celu zmianę roli NASA, o czym może świadczyć planowana redukcja budżetu z około 25 mld USD w 2025 r. do 19 mld USD w kolejnym.
Quo vadis Europo?
To pytanie pojawiło się w nagłówku jednego z artykułów na naszym portalu, dotyczącego przesłuchania Jareda Isaacmana – kandydata na nowego administratora NASA. Teraz bardziej zasadne wydaje się w kontekście działań Europy, mających na celu zmianę pozycji w globalnym wyścigu kosmicznym. Z apelem do państw Starego Kontynentu wystąpił Josef Aschbacher - dyrektor generalny Europejskiej Agencji Kosmicznej.
Aschbacher postuluje o zwiększenie wydatków na programy kosmiczne państw członkowskich agencji. Stwierdził przed Parlamentem Europejskim, że pozycja lidera Europy w niektórych technologiach kosmicznych (nawigacja lub obserwacja Ziemi) to „cud”, na którym nie można jednak polegać.
„Cud” wynika z niewielkich inwestycji państw europejskich w porównaniu do Stanów Zjednoczonych lub Chin. Zmieniająca się rola NASA - głównego partnera ESA - wymusza poszukiwanie alternatywnych form współpracy lub rozpoczęcie działań na rzecz autonomii technologicznej i zdobycie pozycji lidera w poszczególnych obszarach technologii i nauki.
Kluczowe decyzje zostaną podjęte już jesienią podczas Rady Ministerialnej ESA, na którym państwa członkowskie zadeklarują swój wkład w trzyletni budżet agencji. „W tej chwili przygotowuję z państwami członkowskimi propozycję budżetu, która prawdopodobnie przekroczy 20 miliardów na kolejne trzy lata, może nawet trochę więcej, jeśli będę bardzo optymistyczny.” – cytuje portal Spacenews.com.
Nowy budżet byłby zatem o około 18% większy od przyjętych w 2022 r. 16,9 mld euro. To okazja dla Polski, która jak wskazaliśmy w maju, powinna zwiększyć swoją składkę członkowską, umożliwiając tym samym dalszy rozwój polskim przedsiębiorstwom. Ruch wywołałby prawdziwą reakcję łańcuchową - powrót funduszy do firm w ramach kontraktów, powstawanie nowych miejsc pracy, know-how, prestiż na arenie międzynarodowej i budowanie potencjału technologicznego Polski i Europy. Jesienią te sprawy zostaną rozstrzygnięte.

Josef Aschbacher, dyrektor generalny ESA
Autor. ESA

SPACE24
https://space24.pl/polityka-kosmiczna/europa/szef-esa-z-apelem-o-wieksze-inwestycje-kto-odpowie

Szef ESA z apelem o większe inwestycje. Kto odpowie.jpg

Napisano

Relacja z debaty „Ciemność, która chroni - jak sztuczne światło wpływa na przyrodę i człowieka?"
2025-05-17.
16 maja w Celestynowie, w ustanowiony przez UNESCO Międzynarodowy Dzień Światła, odbyła się debata warsztatowa poświęcona problemowi zanieczyszczenia sztucznym światłem. W wydarzeniu, zorganizowanym pod patronatem Rzecznika Praw Obywatelskich, udział wzięli naukowcy, przedstawiciele samorządów, organizacji pozarządowych i mieszkańcy gminy.
W hali sportowej w Celestynowie, zebrali się eksperci z wielu dziedzin – astronomii, biologii, geografii, medycyny, prawa, technik oświetleniowych i urbanistyki – aby wspólnie z lokalną społecznością zastanowić się nad tym, jak ograniczyć negatywne skutki nadmiernej ilości sztucznego światła w środowisku. Wydarzenie odbyło się z inicjatywy Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego – Stacji Obserwacyjnej w Ostrowiku, we współpracy z Fundacją Light Pollution Think Tank, Stowarzyszeniem POLARIS, Programem Ciemne Niebo Polska i Stowarzyszeniem Człowiek Człowiekowi Człowiekiem w partnerstwie z Wójtem Gminy Celestynów.
Spotkanie rozpoczęło się serią wystąpień ekspertów, którzy przybliżyli zjawisko zanieczyszczenia światłem. Monika Sitek (Obserwatorium UW w Ostrowiku) wprowadziła uczestników w tematykę, wyjaśniając, czym dokładnie jest to zjawisko i dlaczego staje się ono coraz poważniejszym problemem. Następnie prof. Krystyna Skwarło-Sońta (Uniwersytet Warszawski) omówiła wpływ sztucznego światła na zdrowie człowieka, zwracając uwagę na zaburzenia rytmu dobowego, problemy ze snem i wzrost ryzyka chorób cywilizacyjnych.
Uzupełnieniem kontekstu wpływu na człowieka był wykład dr Jadwigi Attier (CHU d’Amiens) z Francji, która łącząc się online, podkreśliła medyczne konsekwencje ekspozycji na światło nocą, w tym wpływ na gospodarkę hormonalną, a także przybliżyła, na przykładzie francuskich instytucji, działania profilaktyczne mające na celu ograniczenie negatywnego wpływu światła emitowanego przez ekrany urządzeń elektronicznych, w tym smartfony. Nie zabrakło też głosu przyrodników. Karolina Skorb (Polska Akademia Nauk) opowiedziała o skutkach dla zwierząt, zwłaszcza owadów i ptaków, natomiast prof. Anna Kołton (Uniwersytet Rolniczy w Krakowie) przybliżyła wpływ światła na roślinność – od zaburzeń w kwitnieniu po zmiany w zachowaniu roślin uprawnych.
W kolejnej części spotkania głos zabrali przedstawiciele gmin, które już wdrożyły rozwiązania sprzyjające ochronie ciemnego nieba. Dzielili się oni swoimi doświadczeniami – od modernizacji oświetlenia ulicznego po działania edukacyjne skierowane do mieszkańców. W tej części wystąpienie miał Piotr Nawalkowski (Stowarzyszenie POLARIS-OPP) reprezentujący gminę Sopotnia Wielka na Żywiecczyźnie. Przeczytano także list napisany przez Tomasza Zarasia (Ostoja Ciemnego Nieba w Izdebnie i Chalinie), podsumowujący dotychczasowe działania z zakresu ochrony ciemnego nieba i promocji astroturystyki w wielkopolskiej gminie Sieraków. Następnie zaprezentowane zostały, przez dr. inż. Przemysława Tabakę (Politechnika Łódzka), techniczne niuanse skutków stosowania różnych źródeł światła, w tym przykładowych modeli LED.
Po przerwie rozpoczęła się główna część debaty – warsztat dyskusyjny, moderowany przez redaktora Marcina Wyrwała. Eksperci – wśród których, oprócz wcześniej wymienionych, znaleźli się także przedstawicielki Biura Rzecznika Praw Obywatelskich (Małgorzata Żera i Małgorzata Żmudka-Wyrwał), dr Grzegorz Iwanicki (Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie), dr Sylwester Kołomański (Uniwersytet Wrocławski) oraz Agnieszka Machnowska (Urząd m.st. Warszawy) – wspólnie z mieszkańcami i przedstawicielami instytucji samorządowych analizowali możliwe rozwiązania dla gminy i regionu.
Poruszono m.in. kwestie: wprowadzenia regulacji dotyczących kierunkowego i przygaszanego oświetlenia ulicznego; edukacji społecznej na temat negatywnych skutków zanieczyszczenia światłem; wspierania inicjatyw astroturystycznych, jako alternatywnego źródła dochodów dla gminy; możliwych kroków zapewniających dalszą działalność naukową w Obserwatorium w Ostrowiku; oraz roli instytucji publicznych w egzekwowaniu zasad ochrony ciemnego nieba. Debatę zakończyło przemówienie Witolda Kwiatkowskiego, wójta gminy Celestynów.
Więcej informacji:
•    Zaproszenie na debatę w mediach UW
 
Opracowanie: Grzegorz Iwanicki
Na ilustracji: zdjęcie pamiątkowe uczestników debaty i przedstawicieli gminy Celestynów. Źródło: LPTT
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/relacja-z-debaty-ciemnosc-ktora-chroni-jak-sztuczne-swiatlo-wplywa-na-przyrode-i

Relacja z debaty Ciemność, która chroni jak sztuczne światło wpływa na przyrodę i człowieka.jpg

Napisano

Teleskop Hubble'a namierzył wędrującą masywną czarną dziurę
2025-05-17.
Niczym w filmie science-fiction, astronomowie korzystający z teleskopów NASA odkryli Kosmiczne Szczęki.
W odległości 600 milionów lat świetlnych od nas, w czarnej otchłani pomiędzy gwiazdami, znajduje się niewidzialny potwór, który pochłania każdą bezbronną gwiazdę zmierzającą w jego kierunku. Podstępna czarna dziura zdradziła swoją obecność w nowo zidentyfikowanym zjawisku rozerwania pływowego (TDE), w którym nieszczęsna gwiazda została rozerwana i połknięta w spektakularnym wybuchu promieniowania. Te rozerwania są potężnymi sondami fizyki czarnych dziur, ujawniającymi warunki niezbędne do uruchomienia strumieni i wiatrów, gdy czarna dziura jest w trakcie pochłaniania gwiazdy, i są widoczne jako jasne obiekty przez teleskop.
Nowe TDE, nazwane AT2024tvd, pozwoliło astronomom na zlokalizowanie wędrującej supermasywnej czarnej dziury za pomocą Kosmicznego Teleskopu Hubble’a, wraz z podobnymi obserwacjami z Obserwatorium Rentgenowskiego Chandra i Very Large Array, które również wykazały, że czarna dziura jest odsunięta od centrum galaktyki.
Co zaskakujące, ta czarna dziura o masie miliona mas Słońca nie znajduje się dokładnie w centrum galaktyki macierzystej, gdzie zwykle znajdują się supermasywne czarne dziury, i aktywnie pochłania otaczającą ją materię. Spośród około 100 zdarzeń TDE zarejestrowanych do tej pory przez optyczne przeglądy nieba, jest to pierwszy przypadek zidentyfikowania przesuniętego TDE. Pozostałe są związane z centralnymi czarnymi dziurami galaktyk.
W rzeczywistości w centrum galaktyki macierzystej znajduje się inna supermasywna czarna dziura o masie 100 milionów razy większej niż masa Słońca. Optyczna precyzja Hubble’a pokazuje, że TDE znajdowała się zaledwie 2600 lat świetlnych od masywniejszej czarnej dziury w centrum galaktyki. To zaledwie 1/10 odległości między naszym Słońcem a centralną supermasywną czarną dziurą Drogi Mlecznej.
Większa czarna dziura wyrzuca z siebie energię, gdy gromadzi spadający gaz i jest sklasyfikowana jako aktywne jądro galaktyczne. Co dziwne, te dwie supermasywne czarne dziury współistnieją w tej samej galaktyce, ale nie są ze sobą związane grawitacyjnie jako para. Mniejsza czarna dziura może ostatecznie spiralnie dotrzeć do centrum galaktyki i połączyć się z większą czarną dziurą. Na razie jednak dzieli je zbyt duża odległość, by mogły być związane grawitacyjnie.
Zdarzenie TDE ma miejsce, gdy spadająca gwiazda jest rozciągana przez ogromne siły pływowe czarnej dziury. Rozdrobnione pozostałości gwiazdowe są wciągane na kołową orbitę wokół czarnej dziury. Generuje to wstrząsy i wypływy o wysokich temperaturach, które można zaobserwować w ultrafiolecie i świetle widzialnym.
AT2024tvd jest pierwszym przesuniętym TDE uchwyconym przez optyczne przeglądy nieba i otwiera całą możliwość odkrycia tej nieuchwytnej populacji wędrujących czarnych dziur za pomocą przyszłych przeglądów nieba – powiedział główny autor artykułu Yuhan Yao z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Obecnie teoretycy nie poświęcają zbyt wiele uwagi przesuniętym TDE. Myślę, że to odkrycie zmotywuje naukowców do poszukiwania większej liczby przykładów tego typu zdarzeń.
Błysk w nocy
Czarna dziura pożerająca gwiazdę dała o sobie znać, gdy kilka naziemnych teleskopów do badania nieba zaobserwowało rozbłysk tak jasny jak supernowa. Jednak w przeciwieństwie do supernowej, astronomowie wiedzą, że była to czarna dziura pożerająca gwiazdę, ponieważ rozbłysk był bardzo gorący i wykazywał szerokie linie emisyjne wodoru, helu, węgla, azotu i krzemu. Zwicky Transient Facility w Obserwatorium Palomar, z 1,2-metrowym teleskopem, który co dwa dni bada całe północne niebo, jako pierwszy zaobserwował to zdarzenie.
Zjawiska zaburzeń pływowych są bardzo obiecujące, jeśli chodzi o ujawnienie obecności masywnych czarnych dziur, których w przeciwnym razie nie bylibyśmy w stanie wykryć – powiedział Ryan Chornock, adiunkt na UC Berkeley i członek zespołu ZTF. Teoretycy przewidywali, że populacja masywnych czarnych dziur zlokalizowanych z dala od centrów galaktyk musi istnieć, ale teraz możemy wykorzystać TDE do ich znalezienia.
Rozbłysk był pozornie przesunięty od centrum jasnej masywnej galaktyki skatalogowanej przez Pan-STARRS (Panoramic Survey Telescope and Rapid Response System), Sloan Digital Sky Survey i DESI Legacy Imaging Survey. Aby lepiej określić, że nie znajdował się on w centrum galaktyki, zespół Yao wykorzystał Obserwatorium Chandra, aby potwierdzić, że promieniowanie rentgenowskie z miejsca rozbłysku również było przesunięte.
Potrzeba było rozdzielczości Hubble’a, aby rozstrzygnąć wszelkie wątpliwości. Czułość Hubble’a na światło UV pozwala również na precyzyjne określenie lokalizacji TDE, które jest znacznie bardziej niebieskie niż reszta galaktyki.
Pochodzenie nieznane
Czarna dziura odpowiedzialna za TDE grasuje wewnątrz zgrubienia centralnego masywnej galaktyki. Czarna dziura staje się widoczna co kilkadziesiąt tysięcy lat, gdy czka po przechwyceniu gwiazdy, a następnie znów cichnie, aż pojawi się jej kolejny posiłek.
Jak czarna dziura znalazła się poza centrum? Wcześniejsze badania teoretyczne wykazały, że czarne dziury mogą być wyrzucane z centrów galaktyk z powodu oddziaływań trzech ciał, w których składnik o niższej masie zostaje wyrzucony. Może tak być w tym przypadku, biorąc pod uwagę bliskość ukrytej czarnej dziury do centralnej czarnej dziury. Jeśli czarna dziura przeszła przez potrójną interakcję z dwiema innymi czarnymi dziurami w jądrze galaktyki, może nadal pozostać związana z galaktyką, orbitując wokół regionu centralnego – powiedział Yao.
Alternatywnym wyjaśnieniem jest to, że czarna dziura jest pozostałością po mniejszej galaktyce, która połączyła się z galaktyką macierzystą ponad miliard lat temu. Jeśli tak jest w rzeczywistości, czarna dziura może ostatecznie spiralnie zbliżyć się do centralnej aktywnej czarnej dziury w bardzo odległej przyszłości. Tak więc obecnie astronomowie nie wiedzą, czy ona nadchodzi, czy odchodzi.
Erica Hammerstein, inna badaczka z UC Berkeley, przeanalizowała obrazy Hubble’a w ramach badań, ale nie znalazła żadnych dowodów na połączenie galaktyk w przeszłości. Wyjaśniła jednak: Istnieją już dowody na to, że łączenie się galaktyk zwiększa wskaźniki TDE, ale obecność drugiej czarnej dziury w galaktyce macierzystej AT2024tvd oznacza, że w pewnym momencie w przeszłości tej galaktyki musiało dojść do połączenia.
Specjalizujące się w różnych rodzajach światła obserwatoria, takie jak Hubble i Chandra, współpracują ze sobą, aby wskazać i lepiej zrozumieć ulotne zdarzenia, takie jak to. Przyszłe teleskopy, które również będą zoptymalizowane pod kątem rejestrowania zjawisk przejściowych, takich jak to, obejmują Obserwatorium im. Vera C. Rubin i planowany Teleskop Kosmiczny Roman. Zapewnią one więcej możliwości dalszych obserwacji Hubble’a w celu dokładnego określenia lokalizacji zjawisk przejściowych.
Opracowanie:
Agnieszka Nowak
Więcej informacji:
•    NASA's Hubble Pinpoints Roaming Massive Black Hole
•    A Massive Black Hole 0.8 kpc from the Host Nucleus Revealed by the Offset Tidal Disruption Event AT2024tvd
Źródło: Chandra
Na ilustracji: Zjawisko rozerwania pływowego AT2024tvd. Źródło: Rentgenowskie:/NASA/CXC/Uniwersytet Kalifornii, Berkeley/Y. Yao i współpracownicy; Optyczne/UV: NASA/ESA/STScI/HST; Przetwarzanie obrazu: NASA/STScI/J. DePasquale
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/teleskop-hubblea-namierzyl-wedrujaca-masywna-czarna-dziure

Teleskop Hubble'a namierzył wędrującą masywną czarną dziurę.jpg

Napisano

Wszechświat umrze szybciej niż zakładano. Są dokładne wyliczenia
2025-05-18. Bogdan Stech
Koniec świata nie nastąpi jutro, ale może nadejść dużo szybciej, niż dotąd myśleliśmy. I to nie za sprawą planetoid, supernowych czy galaktycznych katastrof, ale przez promieniowanie Hawkinga. Trzech naukowców z Uniwersytetu Radboud w Nijmegen ogłosiło właśnie, że obliczyli kiedy nastąpi śmierć Wszechświata.
Wyobraź sobie, że zegar tyka nieubłaganie nie tylko dla nas, ale i dla całego kosmosu. Od dawna spekulowano, kiedy ten gigantyczny spektakl dobiegnie końca. Teraz naukowcy obliczyli, że ostatnie gwiezdne pozostałości potrzebują około 1078 lat, aby zniknąć. To znacznie krócej niż poprzednio postulowane 101100 lat.
Naukowcy opublikowali swoje odkrycia w czasopiśmie Journal of Cosmology and Astroarticle Physics.
Wszechświat ma termin ważności
Pomysł, że czarne dziury mogą powoli wyparowywać z powodu promieniowania to nie nowość – tę hipotezę postawił sam Stephen Hawking w 1975 r. Ale zespół trzech badaczy z Holandii – Heino Falcke (ekspert od czarnych dziur), Michael Wondrak (fizyk kwantowy) i Walter van Suijlekom (matematyk) – pokazał, że ten sam mechanizm może działać również na inne obiekty, które mają pole grawitacyjne.
We wcześniejszym artykule wykazali, że także gwiazdy neutronowe czy białe karły mogą wyparować poprzez proces podobny do promieniowania Hawkinga. Po tej publikacji badacze otrzymali wiele pytań od społeczności naukowej i spoza niej na temat tego, jak długo potrwa ten proces. Odpowiedzieli na to pytanie w nowym artykule.
To właśnie białe karły – gęste, wypalone resztki gwiazd podobnych do naszego Słońca – będą ostatnimi latarniami we Wszechświecie. I właśnie one według najnowszych obliczeń Holendrów będą się rozpadać przez ok. 10^78 lat. Tyle czasu zajmie białym karłom - najbardziej trwałym ciałom niebieskim - rozpad pod wpływem promieniowania podobnego do promieniowania Hawkinga.
To ogromna liczba – jedynka z 78 zerami – ale w skali kosmicznej to prawie błyskawica biorąc pod uwagę, że wcześniej naukowcy zakładali, że cały proces potrwa aż do 10^1100 lat.
Tak więc ostateczny koniec wszechświata nastąpi znacznie szybciej, niż oczekiwano, ale na szczęście nadal zajmie to bardzo dużo czasu - mówi główny autor Heino Falcke.
Czas nie jest nieskończony
W 1975 r. Stephen Hawking postawił tezę, która burzyła dotychczasowe fundamenty fizyki. Stwierdził, że wbrew teorii względności z czarnych dziur mogą uciekać cząstki i promieniowanie. Dzieje się to na granicy czarnej dziury, gdzie mogą tworzyć się pary wirtualnych cząstek.
Zanim zdążą się anihilować jedna z nich wpada do czarnej dziury, a druga ucieka. To właśnie to zjawisko nazwano promieniowaniem Hawkinga. Jedną z konsekwencji tak zwanego promieniowania Hawkinga jest to, że czarna dziura bardzo powoli rozpada się na cząsteczki i promieniowanie. Przeczy to teorii względności Alberta Einsteina, która mówi, że czarne dziury mogą tylko rosnąć.
Ku zaskoczeniu badaczy, gwiazdy neutronowe i gwiezdne czarne dziury potrzebują tyle samo czasu, aby się rozpaść, czyli 1067 lat. Było to nieoczekiwane, ponieważ czarne dziury mają silniejsze pole grawitacyjne, co powinno powodować ich szybsze parowanie.
Ale czarne dziury nie mają powierzchni. Pochłaniają część swojego promieniowania, co hamuje ten proces – mówi współautor Michael Wondrak.
Wielka nauka rodzi się z ciekawości
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z modelem promieniowania Hawkinga to Wszechświat zakończy swój żywot nie w potężnym wybuchu, ale w powolnym i cichym wyparowaniu. Gwiazdy znikną jedna po drugiej, pozostaną białe karły, które też z czasem znikną. Cała materia – i my wraz z nią – rozpłynie się w promieniowaniu.
Choć perspektywa końca Wszechświata może wydawać się odległa i abstrakcyjna to odkrycie holenderskich naukowców z pewnością zmusza do refleksji nad naszym miejscem w kosmicznej skali czasu i nad fundamentalnymi prawami fizyki, które nim rządzą.
To fascynująca podróż w głąb teorii, która pokazuje, jak wiele jeszcze pozostaje do odkrycia w otaczającym nas wszechświecie.
https://spidersweb.pl/2025/05/wszechswiat-umrze-znacznie-szybciej-niz-sadzono.html

Wszechświat umrze szybciej niż zakładano. Są dokładne wyliczenia.jpg

Napisano

Odkryto ślady najsilniejszej burzy słonecznej w historii Ziemi   
2025-05-18. Źródło: PAP, phys.org
Międzynarodowy zespół naukowców opisał ekstremalnie silny wzrost radiowęglowy datowany na 12 350 rok przed naszą erą. Według ekspertów jego przyczyną była potężna burza słoneczna, która uderzyła w Ziemię.

Opisana przez badaczy burza słoneczna, która uderzyła w Ziemię ponad 14 tysięcy lat temu, była ich zdaniem najsilniejszą w historii Ziemi. Autorzy odkrycia posłużyli się nowym modelem stworzonym specjalnie do wykrywania śladów słonecznych eksplozji, jakie dotknęły naszą planetę w epokach lodowcowych.
Najsilniejsza burza słoneczna w historii Ziemi   
Opisana przez zespół naukowców burza była o 18 procent mocniejsza niż najsilniejsza dotychczas, słynna burza z 775 roku. - W porównaniu z najpotężniejszym tego typu zdarzeniem z ery nowoczesnych satelitów - burzą cząstek z 2005 roku - starożytne wydarzenie z 12 350 roku przed naszą erą było według naszych szacunków ponad 500 razy silniejsze - powiedziała doktor Kseniia Golubenko z fińskiego Uniwersytetu w Oulu, współautorka publikacji, która ukazała się w czasopiśmie "Earth and Planetary Science Letters".
Inne silne, znane burze słoneczne, które uderzyły w Ziemię, miały miejsce także w roku 994 n.e., 663 p.n.e., 5259 p.n.e. i 7176 p.n.e. Badanych jest też kilka kolejnych, potencjalnych zdarzeń tego typu. Nowy model został zweryfikowany przy użyciu próbek drewna niedawno znalezionych we francuskich Alpach, datowanych na około 14 300 lat.
Ekstremalne uderzenie cząstek słonecznych
Naukowcy przypominają, że burze cząstek słonecznych zdarzają się rzadko, ale kiedy już się pojawią, bombardują Ziemię ogromną ilością cząstek o wysokiej energii. - Dawne zdarzenie z 12 350 roku przed naszą erą jest jedynym znanym ekstremalnym uderzeniem cząstek słonecznych, jakie miało miejsce poza epoką holocenu - zauważyła dr Golubenko. - Nasz nowy model usuwa dotychczasowe ograniczenie badań do holocenu i rozszerza naszą zdolność analizowania danych radiowęglowych nawet dla warunków klimatu glacjalnego - tłumaczyła. Wykorzystana metoda badawcza wykorzystuje zjawisko, w którym burze słonecznych cząstek zwiększają powstawanie niektórych izotopów, takich jak radioaktywny węgiel 14C. To tak zwane zdarzenia Miyake, których nazwa pochodzi od nazwiska japońskiego naukowca - ich odkrywcy. Jak podkreślają naukowcy, pozwalają one dokładnie określić rok działania słonecznych cząstek.
Rozbłysk słoneczny z 13 marca 2023NASA/ESA/SOHO
Autorka/Autor:anw
Źródło: PAP, phys.org
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock
https://tvn24.pl/tvnmeteo/nauka/odkryto-slady-najsilniejszej-burzy-slonecznej-w-historii-ziemi-st8466350

Odkryto ślady najsilniejszej burzy słonecznej w historii Ziemi.jpg

Napisano

Według przepowiedni Stephena Hawkinga za 600 lat Ziemia zmieni się w gorącą kulę jak Wenus
2025-05-18.Admin.
Krótko przed swoją śmiercią w 2018 roku brytyjski fizyk teoretyczny i popularyzator nauki Stephen Hawking przedstawił pesymistyczne prognozy dotyczące przyszłości naszej planety. Jego przewidywania, które wywołały zarówno zainteresowanie jak i kontrowersje w środowisku naukowym, stały się przedmiotem licznych dyskusji również po jego śmierci.
W listopadzie 2017 roku podczas konferencji Tencent WE Summit w Pekinie Hawking wygłosił jedno z najbardziej niepokojących ostrzeżeń dotyczących przyszłości ludzkości. Przedstawił wizję, w której do roku 2600 Ziemia może zamienić się w "kulę ognia" z powodu przeludnienia i nadmiernego zużycia energii.
Do roku 2600 populacja świata będzie tak wysoka, że ludzie będą żyli stłoczeni jak w puszce, a zużycie energii elektrycznej sprawi, że Ziemia rozgrzeje się do czerwoności" – ostrzegał Hawking w swoim wystąpieniu.
Według jego przewidywań, w ciągu najbliższych stuleci temperatura na powierzchni Ziemi może osiągnąć poziom, z którym nawet wysoko rozwinięta cywilizacja nie będzie w stanie sobie poradzić.
Podstawą tej prognozy było kilka czynników, które Hawking uznał za szczególnie niepokojące. Przede wszystkim zwrócił uwagę na tempo wzrostu ludności, które w jego ocenie stanowi poważne zagrożenie. Jak wskazywał, w ciągu jego życia liczba ludzi na Ziemi zwiększyła się czterokrotnie, a przy dalszym tak dynamicznym przyroście naturalnym planet może nie udźwignąć rosnących potrzeb ludzkości.
Drugim istotnym czynnikiem, na który wskazywał brytyjski naukowiec, było rosnące zużycie energii oraz postępujące globalne ocieplenie. Hawking ostrzegał, że wzrost temperatur może doprowadzić do punktu, w którym zmiany klimatyczne staną się nieodwracalne, a Ziemia może zacząć przypominać Wenus – planetę o temperaturze powierzchni sięgającej 250 stopni Celsjusza i atmosferze pełnej kwasu siarkowego.
W związku z tymi zagrożeniami Hawking podkreślał konieczność opracowania możliwości kolonizacji innych planet. Był zdania, że jedynym ratunkiem dla ludzkości jest rozprzestrzenienie się poza Ziemię. "Rozprzestrzenianie się po innych planetach może być jedyną rzeczą, która uratuje nas przed nami samymi. Jestem przekonany, że ludzie muszą opuścić Ziemię" – mówił w 2017 roku na norweskim festiwalu nauki i sztuki.
W ostatnich miesiącach w niektórych mediach pojawiły się doniesienia, jakoby NASA potwierdziła przewidywania Hawkinga. Według tych informacji, specjaliści z amerykańskiej agencji kosmicznej mieli zgodzić się z teorią, że Ziemia jest na drodze do katastrofy środowiskowej, a nierozsądna eksploatacja zasobów naturalnych tylko przyspiesza ten proces.
Jednak w rzeczywistości NASA oficjalnie zdementowała te doniesienia. W odpowiedzi na pytania magazynu Newsweek z października 2024 roku, rzecznik agencji stanowczo zaprzeczył, jakoby NASA potwierdziła przewidywania Hawkinga dotyczące końca świata w 2600 roku. "NASA nie wysunęła takiego twierdzenia. Przez ponad 50 lat NASA badała naszą planetę, dostarczając informacji, które bezpośrednio przynoszą korzyści ludzkości" – stwierdził przedstawiciel agencji.
Choć NASA faktycznie wyraża zaniepokojenie zmianami klimatycznymi i podkreśla, że "skutki zmian klimatycznych spowodowanych przez człowieka zachodzą już teraz i będą się pogarszać, dopóki ludzie dodają gazy cieplarniane do atmosfery", agencja nie popiera konkretnych prognoz dotyczących daty końca świata ani transformacji Ziemi w "kulę ognia".
Warto podkreślić, że chociaż wizje Hawkinga mogą wydawać się alarmistyczne, miały na celu zwrócenie uwagi na realne zagrożenia związane z degradacją środowiska i narastającymi problemami globalnymi. Naukowiec wielokrotnie podkreślał, że ludzkość ma jeszcze czas na podjęcie działań, które mogą odwrócić negatywne trendy.
Dyskusja nad przewidywaniami Hawkinga jest nadal żywa w środowisku naukowym. Część ekspertów podziela jego obawy dotyczące globalnego ocieplenia i przeludnienia, inni wskazują jednak, że prognozy demograficzne sugerują raczej stabilizację liczby ludności na poziomie 10-11 miliardów, a nie nieograniczony wzrost.
Niezależnie od różnic w ocenie skali i tempa zmian, które czekają naszą planetę, przesłanie Hawkinga o konieczności bardziej zrównoważonego gospodarowania zasobami Ziemi oraz rozwijania technologii umożliwiających eksplorację kosmosu pozostaje aktualne i inspiruje zarówno naukowców, jak i decydentów na całym świecie.

Źródło: zmianynaziemi

https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/wedlug-przepowiedni-stephena-hawkinga-za-600-lat-ziemia-zmieni-sie-w-goraca-kule-jak

Według przepowiedni Stephena Hawkinga za 600 lat Ziemia zmieni się w gorącą kulę jak Wenus.jpg

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.