Skocz do zawartości

pguzik

Obserwacje
  • Liczba zawartości

    1 072
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    30

Zawartość dodana przez pguzik

  1. Anno, W pełni podzielam Twoją opinię! Jestem jak najbardziej za wolnym internetem i uważam, że jeśli ktoś coś publikuje w internecie, to dzieli się tym z "resztą świata" i powinien pogodzić się z tym, że inni będą z tego korzystać. Za to w każdym wypadku, kiedy używamy takich publikacji (czy ich fragmentów), powinniśmy wyraźnie zaznaczyć czyj to jest "utwór". Ja też od czasu do czasu zamieszczam na forach wartościowe (mam nadzieję) treści i godzę się z tym, że pojawiają się one później w różnym miejscach w internecie. Godzę się jednak pod tym warunkiem, że moje autorstwo jest tam wyraźnie zaznaczone. Gdy tak nie jest, też jestem zły ;) Ale przecież ja tylko napisałem, że to forum jest publicznie dostępne - pisząc coś na forum podajemy to na tacy każdemu użytkownikowi internetu, nie tylko tym zalogowanym. Mój poprzedni post miał tylko na celu zwrócenie uwagi, na fakt, że taka interpretacja (o "stosunku towarzyskim") ma tu pewien mankament, bo oprócz tego stosunku towarzyskiego jest też upublicznianie informacji dla "ogółu ludzkości", bo przecież nikt nie musi się włamywać, żeby skorzystać z tego, co na forum zostaje umieszczone. Mnie to w żadnym wypadku nie razi, tyle że chyba nikt nie chciałby tu powtórki akcji z mapą umieszczoną na innym forum... Pozdrawiam Piotrek Guzik
  2. Anno, Dobrze, że trafiłaś na ten wątek, bo teraz większość spraw chyba już jest jasna ;) Ode mnie tylko taka drobna uwaga: Forum jest też dostępne z zewnątrz (bez logowania), więc oprócz tego, że czytają je ludzie "w stosunku towarzyskim", czytać to może też każdy, kto tu trafi przez przypadek. Tak więc powoływanie się na ten paragraf może być nieco ryzykowne. Pozdrawiam Piotrek Guzik
  3. Są spore szanse na to, że w grudniu kometa C/2012 S1 (ISON) będzie widoczna gołym okiem. Trzeba jednak pamiętać, że komety są dość mocno nieprzewidywalne i może się okazać, że gołym okiem jej nie zobaczymy. Z drugiej strony w każdej chwili może zostać odkryta kometa, która w stosunkowo niedługim czasie stanie się widoczna gołym okiem.
  4. Wczoraj znów wybrałem się na niezaplanowane wcześniej obserwacje. Tym razem pojechałem na Kudłacze (32 km na południe w linii prostej od centrum Krakowa) z lornetką 10x50 i z 33 cm teleskopem. Na miejscu byłem około 23:15. Niebo było całkiem dobre, choć do ideału brakowało naprawdę dużo. Po północnej stronie nieba łuna od Krakowa połączona z rozjaśnieniem nieba od Słońca była dość jasna i dość uciążliwa. Swoje trzy grosze dodawała też nienajlepsza przejrzystość powietrza. Pomimy tego w okolicach zenitu zasięg gołego oka sięgał 6.8 mag i gołym okiem wyraźnie było widać M 13, a słabo M 92. Obserwacje jak zwykle zacząłem od obiektów popularnych. W tym teleskopie M 57 przy powiększeniu 182x wygląda naprawdę niesamowicie - nie mogłem oderwać od niej wzroku. Również przy M 27, M 17 i M 13 zatrzymałem się nieco dłużej. Po adaptacji wzroku do ciemności postanowiłem przyjrzeć się kilku dostępnym obecnie kometom. Na pierwszy ogień poszła najjaśniejsza obecnie na niebie kometa C/2012 F6 (Lemmon). W lornetce było ją widać już dość słabo - jej jasność oceniłem na 8.9 mag i wyglądała jak niewielki, okrągły, średnioskondensowany obiekt. W teleskopie wyglądała bardziej atrakcyjnie, niemniej jednak ze względu na rozjaśnione w jej okolicy niebo nie byłem już w stanie dostrzec jej warkocza. Za to świeciła ona w całkiem fajnym miejscu - około pół stopnia od jasnej, wyraźnie widocznej w lornetce gromady otwartej NGC 7789. Następnie przyszła kolej na kolejną gasnącą kometę, wiosenny hit - C/2011 L4 (PANSTARRS). Również ta kometa znacząco już osłabła. W lornetce nie była już w ogóle widoczna, a i w teleskopie prezentowała się znacznie gorzej niż w kilka tygodni temu. Co prawda była widoczna dość dobrze, niemniej jednak po warkoczu i antywarkoczu nie było już śladu (mogła się do tego jednak troszkę przyczynić łuna od Krakowa). Tej nocy jej jasność oszacowałem już na 10.8 mag, co oznacza, że od marca osłabła już o ponad 8 mag. Po tych dwóch, nieco jaśniejszych kometach, postanowiłem zapolować jeszcze na coś słabszego. Najpierw wycelowałem teleskop w świecącą wysoko w Łabędziu kometę C/2010 S1 (LINEAR). Kometę tą odkryto już blisko 3 lata temu, ale dopiero w maju tego roku przeszła przez peryhelium odległe od Słońca o blisko 6 AU, czyli poza orbitą Jowisza. Po wycelowaniu teleskopu w okolice, gdzie kometa miała się znajdować, dostrzegłem ją natychmiast, nie znając jej dokładniej pozycji. Przy powiększeniu 182x jej głowa wydawała mi się nieco spłaszczona. Była ona dość niedużym (1') obiektem, a jej jasność oceniłem na 12.8 mag. Na takich obiektach wyraźnie widać przeskok z 20 cm apertury na 33 cm. Ostatnią kometą, na którą zapolowałem tej nocy była kometa C/2012 K1 (PANSTARRS), która jeszcze jest dość daleko od Słońca, ale która w przyszły roku ma spore szanse stać się atrakcyjnym obiektem lornetkowym - w maksimum blasku powinna mieć jasność około 6 mag. Ta kometa była już naprawdę trudnym obiektem. Dostrzegłem ją dopiero od odnalezienia miejsca, w którym się znajdowała. Jej jasność oszacowałem na około 14.5 mag i była niemal na granicy zasięgu. Po kometach wróciłem do DSów. Najpierw odnalazłem parę zapomnianych mgławic w Strzelcu - NGC 6589 i NGC 6595. Obydwie były widoczne natychmiast, choć NGC 6595 była nieco wyraźniejsza. Gdyby nie fakt, że znajdują się one w bardzo "zatłoczonym" obszarze nieba, byłyby pewnie nieco lepiej znane. Korzystając z okazji rzuciłem też okiem na pobliskie wspaniałe M 8 i M 20. Później teleskop skierowałem w zupełnie innym kierunku - wysoko w kierunku gwiazdozbioru Smoka - świecą tam blisko siebie 3 galaktyki o umiarkowanej jasności - NGC 5981, NGC 5982 i NGC 5985 - każda z nich wygląda inaczej. Najjaśniejsza NGC 5985 jest dość duża i niemal okrągła i w moim teleskopie widoczna była całkiem wyraźnie. Druga co do jasności - NGC 5982, choć jest nieco słabsza od NGC 5985, to jest od niej zdecydowanie mniejsza, przez co jest obiektem jeszcze łatwiejszym niż NGC 5985. Ostatnia - NGC 5981 jest skierowana do nas krawędzią, a jej jasność jest na tyle mała (około 13 mag), że była już znacznie trudniejszym obiektem, choć i ona była widoczna bez większych problemów jako wąski, podłużny obiekt. Co ciekawe, galaktyki te znajduja się na niebie na tyle blisko siebie, że wszystkie trzy mieściły się w polu widzenia okularu o powiększenu 182x, który daje mi pole widzenia około 25'. Następnie spojrzałem w kierunku ładnej, jasnej galaktyki spiralnej NGC 7331 w Pegazie. W tym teleskopie wygladała ona niemal jak M31 w lornetce. Przy okazji postanowiłem zerknąć, jak prezentuje się kwintet Stephana. Okazało się, że grupa ta prezentuje się całkiem nieźle. Po krótkim przeglądnięciu pola widzenia, widoczne były 4 galaktyki - NGC 7317, NGC 7318A/B (momentami wydawało mi się, że obiekt ten jest "rozdwojony", ale nie poświęciłem mu zbyt dużo czasu, żeby się co do tego upewnić), NGC 7319 i NGC 7320. Niebo do tego czasu (około 1:20) zaczęło się już rozjaśniac zarówno ze względu na powoli zbliżający się wschód Słońca jak i wschodzący właśnie Księżyc (który dla mnie zresztą dość długo jeszcze skryty był przez pobliską górę). Właśnie wtedy za moimi plecami przeleciał bolid. Był na tyle jasny, że otoczenie zauważalnie się rozjaśniło - przypuszczam, że miał jasność około -6 mag. Szybko się odwróciłem i zauważyłem na niebie piekny, długi na kilkanaście stopni, bardzo jasny zielonożółty ślad, który został po nim w południowej części Smoka i zachodniej części Herkulesa. Gołym okiem ślad ten wyglądał jak jasna, lekko zafalowana linia, za to w lornetce jego widok zapierał dech w piersiach. Jego szerokość wynosiła kilkanaście minut kątowych i cały był mocno "powyginany", a jego jasność powierzchniowa była bardzo niejednorodna. W lornetce "na żywo" widoczny był ruch jego fragmentów, rozwiewanych przez wiatry wiejące w górnych partiach atmosfery. Ślad ten dość szybko tracił na jasności - gołym okiem znaczna jego część przestała być widoczna po czasie około pół minuty, choć najjaśniejszy fragment był na tyle jasny, że jeszcze około 3 minuty później mogłem go dostrzec gołym okiem jako obiekt przypominający rozmiarem i kształtem galaktykę M 31 tylko o zauważalnie mniejszej jasności powierzchniowej. Mniej więcej minutę później fragment ten przestał być też widoczny w lornetce. Później spojrzałem jeszcze na galaktykę NGC 6946 w Cefeuszu. Ze względu na jaśniejące niebo nie była ona zbyt dobrze widoczna, choć w teleskopie widoczne były dwa najjaśniejsze ramiona. Wtedy zdecydowałem, że nie ma sensu obserwować już słabych obiektów i treningowo wycelowałem jeszcze teleskop w mgławice planetarne NGC 6210, NGC 6543, NGC 7008 i NGC 7027, które jak zwykle pomimo jaśniejącego nieba prezentowały się fantastycznie. Pozdrawiam Piotrek Guzik
  5. GraphX, Pięknie opisałeś obserwacje sztucznych satelitów Ziemi. Nad naszymi głowami lata ich mnóstwo. Jedne są większe, inne są mniejsze, jedne są wykonane z materiału bardziej odbijającego światło, inne mniej, jedne są bliżej, inne dalej, stąd ich różnice w jasności. Większość z tych, które widujesz gołym okiem krąży na niskich orbitach (rzędu kilkuset czy nieco ponad 1000 kilometrów nad powierzchnią Ziemi) i zwykle gasną nie dlatego, że się oddalają, ale dlatego, że wchodzą w cień Ziemi. Pozdrawiam Piotrek Guzik
  6. To może i ja się wypowiem, bo z wykształcenia jestem też astronomem. Studia astronomii są naprawdę ciekawe, choć tak jak już tutaj wcześniej pisano, pierwsze dwa lata to w znakomitej większości matematyka i fizyka (15-20 godzin w tygodniu), oprócz tego jest jeszcze angielski, WF i może ze 2 czy 4 godziny tygodniowo astronomii ogólnej a na drugi roku chyba astrofizyki obserwacyjnej. W kolejnych latach astronomii jest już coraz więcej, tyle że nadal w dużej mierze są to przedmioty albo teoretyczne, albo nastawione na analizę danych. W ciągu 5 lat studiów obserwacje prowadziliśmy przez max. kilkanaście godzin. Tak naprawdę praca astronoma to obecnie albo rozważania teoretyczne (z zakresu astrofizyki teoretycznej lub kosmologii) albo analiza danych (astrofizyka obserwacyjna/radioastronomia itp.). Obserwacje to tylko niewielki ułamek pracy astronoma - bo obserwacje to tak naprawdę gromadzenie danych do analizy. Nie muszę tu chyba dodawać, że nie są to obserwacje wizualne. Nie zgodzę się za to z twierdzeniem, że większość z osób, które kończą astronomię, zostaje nauczycielami fizyki/matematyki w szkołach. Szczerze powiedziawszy, wśród moich znajomych nie ma ani jednej takiej osoby. Prawdą jest natomiast, że znakomita większość rezygnuje/odpada przed końcem studiów. Z około 30 osób, które zaczynały razem ze mną, studia ukończyło 6 czy 7. Wśród tych, którzy kończą dużą grupę stanowią osoby kontynuujące nauką astronomii na studiach doktoranckich. Pozostali zostają między innymi programistami, pracownikami instytutów takich jak IMGW, czasem ktoś trafia do branży finansowej (biura maklerskie itp.), inni kontynuują naukę na studiach doktoranckich na innych, zwykle ścisłych kierunkach, niektórzy pewnie zostają nauczycielami, choć ja osobiście nie znam nikogo takiego. Jeśli ktoś decyduje się na kontynuowanie nauki astronomii na studiach doktoranckich, to zwykle jest to ktoś, kto wie że w życiu chce się zajmować właśnie astronomią. Dalsza droga w takim wypadku prowadzi zwykle przez pozycję post-doc'a (po doktoracie), na jakiejś zagranicznej uczelni. Później część zostaje za granicą, inni natomiast wracają do kraju. Wracając do kraju trzeba liczyć się z tym, że miejsc pracy w zawodzie astronoma jest u nas niewiele i czasem zanim uda się do kraju wrócić trzeba przez kilka lat powędrować po zagranicznych instytucjach. Trzeba się też liczyć z tym, że "kokosów" w większości wypadków z takiej pracy nie będzie. Tak więc zawód astronoma jest raczej wskazaniem dla ludzi, którzy są pewni, że astronomia to jest właśnie to, co chcą w życiu robić i którzy są gotowi na pewne wyrzeczenia z tym związane. Pozdrawiam Piotrek Guzik
  7. Podejrzewam, że jeśli cywilizacja "dojrzałaby" do podróży międzygwiezdnych i międzygwiezdnego transportu olbrzymich mas, to pewnie byłaby w stanie bardziej efektywnie pozyskiwać surowce.
  8. Zależy w jaki sposób nawiązałaby taka cywilizacja z nami kontakt ::) Myślisz, że przemierzaliby bezkres galaktyki po to, żeby zagarnąć nasze surowce? Przecież międzygwiazdowy transport wymagałby takich nakładów energetycznych, że nie bardzo by się to opłacało.
  9. Tranox, Chyba miałeś na myśli, że bez dowodów, to są hipotezy, a nie teorie. Natomiast jeśli część z nich jest bardziej prawdopodobna niż inne, to chyba nie wszystkie są równe... Natomiast co do samej czarnej dziury: To też w sumie jest hipoteza. Tak naprawdę, wiele razy w nauce to, co wydawało się oczywiste, okazywało się oczywistym nie być. Doskonałym przykładem jest tu mechanika kwantowa. Gdybyśmy sto lat temu rozmawiali o elektronach, powiedziałbyś pewnie: "to jest po prostu taka mała kuleczka. Tyle." ;)
  10. krokodile1, Jasne komety często miewają więcej niż jeden warkocz. Jednym z ostatnich przykładów jest tu kometa C/2012 F6 (Lemmon). Co do kolorów, to wizualnie są one widoczne jedynie u najjaśniejszych komet. Głowy komet bywają zielone lub żółte, a warkocze białożółte (pyłowe) i niebieskie (gazowe). Pozdrawiam Piotrek Guzik
  11. Trzeba zacząć od tego, że osobliwość, to tylko twór matematyczny. Co tak naprawdę tam się dzieje, tego nie wiemy.
  12. Psotka2013, Ale ja nie krytykowałem tego za mało "techniczny" język, ale za pisanie zupełnej nieprawdy. Przecież nawet tytuł i "myśl przewodnia" tego artykułu to jest nieprawda. Przecież można było coś takiego napisać prostym językiem, ale pisząc prawdę. Skrytykowałem onet, bo akurat artykuł ten pojawił się na onecie i najczęściej właśnie na onecie widzę tego typu bzdury. Pozdrawiam Piotrek Guzik
  13. 8 lipca i 6 sierpnia to chyba nów będzie, a nie pełnia... Na południowych skrawkach Polski noce astronomiczne zapadają przez cały rok - nawet dziś ;)
  14. Te 5 stopni, to obecnie olbrzymia różnica. Przekonałem się o tym jakieś dwa tygodnie temu. Obserwacje zaczynałem około północy, kiedy Słońce było już 16.5 stopnia pod horyzontem. Przez kolejną godzinę Słońce cały czas było 16.5 - 17.0 stopni pod horyzontem i niebo było całkiem niezłe, choć widać było że nie jest idealnie ciemne (po północnej stronie rozjaśnienie było bardzo wyraźne). Później zaczęło się rozjaśniać. Kiedy Słońce znalazło się około 15 stopni pod horyzontem zmiana jasności nieba było już wyraźnie widoczna. Kiedy Słońce było 14 stopni pod horyzontem, wszystkie DSy straciły już bardzo dużo na atrakcyjności (te o małej jasności powierzchniowej w ogóle przestały być widoczne). Po kolejnych kilkunastu minutach, kiedy Słońce było 13 stopni pod horyzontem niebo stało się tak jasne, że obserwacje nawet jasnych DSów straciły sens - wtedy zakończyłem obserwacje. Nad Polskim morzem w tym czasie Słońce nie chowa się już nawet 12 stopni pod horyzont...
  15. Popieram! W tym filmie masz wytłumaczone dokładnie to, o co pytałeś.
  16. Jest tak, jak pisze MrVinquer. Warto jeszcze zauważyć, że technicznie prościej byłoby polecieć w kierunku innym niż na centrum czarnej dziury, co oczywiście sprawiłoby, że "spadanie" od horyzontu zdarzeń na osobliwość trwałoby dłużej.
  17. Widzę, że i tu się pojawiła ta błędna teza. W przypadku czarnej dziury o dużej masie nic takiego by się nie stało nawet po przekroczeniu horyzontu zdarzeń. Proponuję najpierw przeliczyć pewne rzeczy, zanim się napisze coś takiego.
  18. Bzdury piszecie koledzy... Dlaczego niby "przyspieszenie nadane ciału byłoby tak wielkie że w ciągu milisekund/sekund znaleźlibyśmy się przy osobliwości"? Po pierwsze gdyby ktoś znalazł się na horyzoncie zdarzeń czarnej dziury, to nie znalazłby się tam nagle z prędkością równą 0, dlatego nawet gdyby to przyspieszenie było ogromne, "śmiałek" nie spadłby od razu do samego centrum obiektu. Domyślam się jednak, że żaden z Was nie próbował nawet policzyć, jakie jest przyspieszenia grawitacyjne na horyzoncie zdarzeń supermasywnej czarnej dziury. Jeśli weźmiemy do obliczeń czarną dziurę z M87 (szacuje się, że ma ona masę około 6 miliardów mas Słońca), okaże się że jej promień Schwarzschilda, to około 18 miliardów kilometrów. Przyspieszenie grawitacyjne w tamtym miejscu jest znacznie większe niż na powierzchni Ziemi i wynosi około 2560 m/s2, czyli 256 g. Tyle, że w porównaniu do rozmiarów obiektu to naprawdę niewiele. Nawet zakładając, że znaleźlibyśmy się tam nagle z zerową prędkością początkową, okaże się, że po godzinie będziemy dopiero 16 milionów kilometrów pod horyzontem zdarzeń, czy mniej niż 0.1% odległości, która dzieli horyzont zdarzeń od osobliwości... W przypadku jeszcze większych czarnych dziur taka podróż "w nieznane" byłaby jeszcze wolniejsza. Sprawa z obwodem czarnej dziury i wzorem M*18 = L jest banalna. Najpierw wyprowadzono wzór na promień Schwarzschilda. Z tego wzoru obliczono, że wartość ta dla Słońca wynosi około 2.95 kilometra. Obwód obiektu o promieniu 2.95 kilometra, to jakieś 18.5 km - żeby było prościej, zaokrąglono to do 18 km. Jak już pisałem wcześniej, promień Schwarzschilda zależy liniowo od masy, więc jeśli za jednostkę masy przyjmiemy masę Słońca, dostaniemy wzór (przybliżony), taki jak zapisałeś: M*18 = L (bo obwód jest z promieniem też powiązany zależnością liniową). Pozdrawiam Piotrek Guzik
  19. Tranox, Tylko że na wikipedii (to, co pisałeś że nigdy nie uwierzysz ;)) pisali właśnie o supermasywnej czarnej dziurze. A jeśli ktoś się zastanawia, dlaczego właśnie tak jest (że im bardziej masywna czarna dziura tym mniejsze siły pływowe na jej horyzoncie zdarzeń), to sprawa jest dość prosta. Jeśli wyznaczymy sobie odległość horyzontu zdarzeń (z zasady zachowania energii; jako miejsca, gdzie prędkość ucieczki jest równa prędkości światła), otrzymamy zależność liniową tej odległości (promienia Schwarzschilda) od masy czarnej dziury. Z drugiej strony siła grawitacji jest proporcjonalna do odwrotności kwadratu odległości od środka masy (jeśli znajdujemy się na zewnątrz tej masy) i proporcjonalna do masy. Wiedząc o tych dwóch zależnościach (F~M*r-2 i rg~M), zauważymy, że na horyzoncie zdarzeń mamy zależność: Fg~M-1. Czyli innymi słowy, siła grawitacji na horyzoncie zdarzeń jest odwrotnie proporcjonalna do masy czarnej dziury. Siły pływowe wynikają z różnicy w sile grawitacji pomiędzy dwoma punktami (np. pomiędzy siłą grawitacji działająca na naszą rękę, a siłą grawitacji działającą na naszą nogę ;)). Łatwo sobie wyobrazić, że skoro na horyzoncie zdarzeń dużej czarnej dziury siła grawitacji jest mniejsza niż na horyzoncie zdarzeń małej czarnej dziury, a w obydwu wypadkach siła ta ma zanikać wraz z odwrotnością kwadratu odległości od środka czarnej dziury, to i siły pływowe w przypadku większej czarnej dziury będą mniejszej niż w przypadku mniejszej. Pozdrawiam Piotrek Guzik
  20. Tranox, Na jakiej podstawie tak twierdzisz? Wypadałoby to przeliczyć, ale z tego co pamiętam, to siły pływowe w okolicy horyzontu zdarzeń masywnej czarnej dziury wcale nie są duże...
  21. W nocy 12/13 czerwca 2013 wybrałem się na nieplanowane wcześniej obserwacje, w miejsce około 35 km (w linii prostej) na północny wschód od Krakowa. W bardzo dobrych warunkach (zasięg co najmniej 7.0 mag) kometa była widoczna bez trudu w lornetce 10x50. Warkocz i antywarkocz komety były widoczne już dość słabo. Długość warkocza (szerokiego) oceniłem lornetką na 0.3 stopnia, a antywarkocz miał ciągle jeszcze około 0.7 stopnia. Lornetką jasność komety oceniłem na 8.9 mag. W 33 cm teleskopie kometa prezentowała się znacznie lepiej. Zarówno warkocz jak i antywarkocz były widoczne bez większego trudu praktycznie natychmiast po przyłożeniu oka do okularu. Co więcej w teleskopie można było dostrzec, że warkocz rozciąga się aż do antywarkocza - tak jak to było w kwietniu i w pierwszej połowie maja. Teleskopem jasność komety oceniłem na 9.3 mag. Pozdrawiam Piotrek Guzik
  22. W poprzednią noc późnym wieczorem wyjrzałem przez okno i okazało się, że niebo wygląda całkiem nieźle (czyste i przejrzyste). Najpierw wyszedłem na balkon i poszukałem sobie lornetką gwiazd w niewielkiej odległości od Słońca (takie ćwiczenia na wypadek pojawienia się jasnej komety blisko Słońca) - w lornetce bez trudu były widoczne gwiazdy o jasnościach 4 - 5 mag znajdujące się zaledwie 15 - 17 stopni od Słońca (nu Aur, tau Aur i ups Aur). Ze względu na to, że nie ma już u nas nocy astronomicznych, dobrą chwilę zastanawiałem się czy jest sens jechać na obserwacje w takich warunkach, a jeśli tak, to czy jechać z samą lornetką, czy może wziąć też teleskop (Taurus T330). Koniec końców ze względu na to, że w ostatnich miesiącach pogoda nas nie rozpieszczała, postanowiłem jednak dać szansę teleskopowi. Pojechałem w miejsce około 35 km w linii prostej na północny wschód od centrum Krakowa (miejscowość Czuszów), dokładnie tam, gdzie dwa miesiące temu utknąłem w błocie. Tym razem samochód zostawiłem na żwirowej drodze dojazdowej do domów, na której też rozłożyłem teleskop. Obserwacje zacząłem kilka minut po północy. Niebo, choć na północy wyraźnie rozjaśnione, okazało się całkiem niezłe. Wysoko nad horyzontem gołym okiem bez trudu była widoczna nie tylko M13, ale też M92, a zasięg gołego oka był nie mniejszy niż 7.0 mag (nie wyznaczałem go dokładnie, bo szkoda mi było krótkich chwil względnej ciemności). Obserwacje rozpocząłem od komet C/2011 L4 (PANSTARRS) oraz C/2012 F6 (Lemmon). Obydwie były w tych warunkach bez trudu widoczne w lornetce 10x50, a w teleskopie prezentowały się wspaniale. Pierwsza z szerokim warkoczem i wąskim antywarkoczem, druga z bardzo słabymi dwoma warkoczami - szerokim pyłowym i wąskim gazowym, rozdzielonymi ciemniejszą przerwą. Obserwacje komet bardziej szczegółowo opisałem w dedykowanych im wątkach. Po kometach przyszedł czas na DSy. Najpierw na rozgrzewkę przyjrzałem się kilku jasnym obiektom z katalogu Messiera, które w tym (33 cm teleskopie) sprawiają na mnie ogromne wrażenie. Były to M13, M17, M27 i M92 - prezentowały się one jak zwykle, wspaniale. Później postanowiłem zapolować na mgławice planetarne. Tu znów na rozgrzewkę poszła M57, której charakterystyczne położenia zna chyba na pamięć większość aktywnych obserwatorów DSów. W 182x prezentowała się pięknie, a w jej bezpośrednim pobliżu dostrzegłem kilka gwiazd - dane z katalogu UCAC-3 sugerują, że najsłabsze z nich były słabsze od 15.5 mag, nie wiem jednak jak dokładny jest ten katalog. Po M57 przyszła kolej na mniej znane obiekty. Najpierw postanowiłem znaleźć mgławicę planetarną NGC 6891 w Delfinie. Mgławica ta była widoczna bardzo wyraźnie jako malutki (nawet w powiększeniu 182x) okrągły obiekt, który przy patrzeniu wprost znikał, a w jego miejscu pojawiała się gwiazdka. W pobliżu znajduje się też inna jasna mgławica planetarna - NGC 6905. Ta także była widoczna bez problemu, choć jej jasność powierzchniowa była zauważalnie niższa. W powiększeniu 182x wyglądała ona naprawdę interesująco. Na pierwszy rzut oka przypominała osłabioną i nieco pomniejszoną wersję M57, jednak w przeciwieństwie do niej, pierścień miał niejednorodną jasność powierzchniową, a i centralna część wydawała się być nieco bardziej wypełniona. Następnie postanowiłem zapolować na dwie jasne mgławice planetarne w gwiazdozbiorze Łabędzia. Pierwsza z nich - NGC 7008 wyglądała fantastycznie - jest ona nieco większa niż M57 i ma bardzo niejednorodną strukturę, niektórym przypominającą płód, innym ucho, otaczającą dość jasną gwiazdę centralną. Z wszystkich obserwowanych tej nocy obiektów ten chyba spodobał mi się najbardziej. Drugą jasną mgławicą w Łabędziu była NGC 7027 - ta jest na tyle jasna, że było ją widać bez problemu w szukaczu (oczywiście wyglądała w nim zupełnie jak gwiazda). W teleskopie w powiększeniu 50x wyglądała jak lekko rozogniskowana, dość jasna, wyraźnie zielono-niebieska gwiazda. W powiększeniu 182x była malutkim, lekko spłaszczonym, jaśniejszym w środku, zielono-niebieskim obiektem. Kolejną mgławicą, którą postanowiłem znaleźć była NGC 6804 w Orle. Ta miała niezbyt dużą (w porównaniu do poprzednich) jasność powierzchniową, jednak była widoczna bardzo dobrze, jako niemal okrągły, rozmyty obiekt, po jednej stronie dość ostro odcinający się od tła nieba, po drugiej bardziej rozmyty. Na koniec, na rozjaśniającym się niebie zapolowałem jeszcze na trzy mgławice planetarne, których położenie z grubsza znałem (z dokładnością do około 5 stopni), a których nie miałem dziś na mapkach. Były to M76, NGC 6543 i NGC 6210. Każdą z nich udało mi się znaleźć dość szybko i każda z nich prezentowała się całkiem ładnie pomimo dość jasnego już nieba. M76 pokazała bardzo charakterystyczny "podwójny" kształt, NGC 6543 i NGC 6210 były widoczne w szukaczu jak gwiazdy, a w teleskopie świeciły intensywnie zielono (w szczególności NGC 6210). Przez NGC 6543 pięknie przebijała się jasna gwiazda centralna. W międzyczasie zerknąłem także na kilka innych znanych obiektów (m.in. M71, M51 czy mgławicę "Veil"). W trakcie obserwacji zaparowało mi lusterko wtórne, jednak dość szybko udało mi się je odparować, ogrzewając jego boki dłonią. Kiedy już się zbierałem, było już stosunkowo jasno i dopiero wtedy odkryłem, skąd tak wielka wilgoć w powietrzu (na koniec obserwacji cały sprzęt był mokry, tak że np. po futerale z lornetki, czy po pudełkach z okularów spływały krople wody). Okazało się, że dwa pola, obok których obserwowałem niebo były niemal całkowicie zalane - o świcie wyglądały niemal jak jeziora zarastające roślinnością. Obserwacje nieba zawsze łączą się dla mnie także z obcowaniem z przyrodą (choć rzadko o tym wspominam). Tak też było i tym razem. Podczas obserwacji w oddali co jakiś czas podśpiewywał słowik rdzawy, z pól od czasu do czasu pokrzykiwała przepiórka, a o świcie nisko nad polami przeleciała sowa (chyba uszata). Sporadycznie przejeżdżające przez pobliską drogę samochody budziły natomiast cierniówkę śpiąca w krzaku tuż obok mnie - dwa czy trzy razy lekko mnie przestraszyła zaczynając mi tuż za uchem głośno odśpiewywać swoją piosenkę (co ciekawe śpiewała bardzo krótkie - 2-3 sekundowe fragmenty i cichła aż do nadjechania kolejnego samochodu). Pozdrawiam Piotrek Guzik
  23. Po raz kolejny mamy okazję się przekonać, jak mało wiarygodnym źródłem jest onet.pl. Pomijając kwestię tego, że chodzi o meteory, a nie meteoryty, nie ma żadnych obliczeń czy symulacji wskazujących, że czeka nas deszcz meteorów związanych z kometą C/2012 S1 (ISON). Prawdą jest, że wtedy (14-15 stycznia 2014) Ziemia przejdzie blisko orbity komety, jednak przez to miejsce na swojej orbicie kometa przejdzie ponad 70 dni wcześniej i do momentu, gdy Ziemia tam dotrze, zdąży ona przebyć ponad 400 milionów kilometrów. Także większość materiału, który wyprodukuje kometa przechodząc przez to miejsce zdąży bardzo się od niego oddalić. Gdyby kometa C/2012 S1 była kometą okresową, moglibyśmy mimo tego natrafić na jakiś materiał z poprzednich powrotów, tyle że ona okresowa nie jest. Pojawiły się za to symulacje wskazujące, że Ziemia przechodząc przez płaszczyznę orbity tej komety (właśnie 14-15 stycznia 2014) napotka na swojej drodze trochę ekstremalnie drobnego pyłu, którego drobinki będą na tyle małe, że nie wywołają zjawisk meteorów, ale zostaną "zgarnięte" przez naszą atmosferę i przez wiele miesięcy będą powoli opadać i przyczyniać się do zwiększenia intensywności występowania obłoków srebrzystych. A wracając do artykułu z onetu, to prawie każde zdanie jest tam błędne!!! Przyjrzyjmy się im po kolei: Takie zjawisko (deszcz "meteorytów") czeka nas w dniach 14-15 stycznia przyszłego roku, kiedy to Kometa ISON, określana mianem komety stulecia, przetnie orbitę naszej planety. Kometa C/2012 S1 (ISON) nigdy nie przetnie orbity naszej planety, a jedynie przejdzie dość blisko (rzędu miliona czy dwóch milionów kilometrów) niej, co więcej nastąpi to około 1 listopada 2013 roki. Wspomniana wyżej data, jest zbieżna z czasem, kiedy to Ziemia przetnie płaszczyznę orbity komety (nie samą orbitę). Obserwacje od dawna sugerują, że choć kometa C/2012 S1 (ISON) ma szanse stać się spektakularnym obiektem, to wątpliwe jest, aby zasłużyła na miano komety stulecia. To ciało niebieskie jest też najjaśniejszą kometą naszego stulecia i 28 listopada bieżącego roku przejdzie w pobliżu Słońca, natomiast pod koniec grudnia zbliży się na 64 miliony kilometrów do Ziemi. Kometa C/2012 S1 (ISON) nie jest najjaśniejszą kometą naszego stulecia w żadnym sensie - ani w sensie jasności absolutnej, bo tą szacuje się obecnie na około 7 mag, a takich lub jaśniejszych komet pojawia się co roku kilka, ani w sensie jasności obserwowanej, bo na razie ma około 15 mag. Być może pod koniec listopada stanie się na kilka godzin najjaśniejszą kometą obecnego stulecia (które na razie trwa dopiero 13 lat), jednak nie jest to pewne - w 2007 roku kometa C/2006 P1 (McNaught) osiągnęła jasność -6 mag, a obecnie wydaje się, że kometa C/2012 S1 (ISON) w maksimum raczej tej jasności nie przekroczy. Kometa będzie tak jasna, że da się ją dostrzec na niebie gołym okiem, a jej wyjątkową cechą jest bardzo długi warkocz, który pozostawia masę drobin skalnych. To właśnie one po przecięciu się z orbitą naszej planety, spowodują deszcz meteorytów. Na razie kometa nie ma wyjątkowo długiego warkocza, poza tym twierdzenie, że warkocz "pozostawia drobiny skalne" jest co najmniej dziwne. Gdyby nawet jakiekolwiek "drobiny skalne" przecięły się z orbitą naszej planety, to i tak deszczy meteorytów ani meteorów by nie wywołały - musiałyby przecież jeszcze trafić dokładnie w Ziemię, a nie tylko przeciąć jej orbitę. Widząc jak fatalna (to słowo jest tu znacząco za słabe - nie przychodzi mi jednak w tym momencie na myśl żadne lepsze) jest jakość artykułów z działki związanej z kometami, które są umieszczane na onecie, ciężko mi uwierzyć w cokolwiek innego, co oni napiszą. Bo jeśli widzę, że w tematyce, którą znam piszą takie bzdury, to trudno mi uwierzyć w to, że akurat tematy z działki, której nie znam z bliska będą rzetelne! Podsumowując - jeśli kiedykolwiek traficie na jakikolwiek artykuł z zakresu astronomii (i pewnie zresztą dowolnej innej nauki) na onecie, potraktujcie go jako co najwyżej inspirację do poszukania informacji na interesujący Was temat w jakimś rzetelnym źródle. Pozdrawiam Piotrek Guzik
  24. W Krośnie widziałem je w tym roku już w 2 czerwca nad ranem - świeciły nisko nad horyzontem (4-8 stopni) i były dość słabe, za to w lornetce prezentowały się bardzo ładnie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal 2010-2024