Skocz do zawartości

Anna

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    910
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Anna

  1. Anna

    Coś osobistego

    No i teraz niepotrzebnie wyciągacie. Każdy napisał tyle, ile chciał. Nie chcesz - nie pisz. Po co to oburzanie i nakręcanie. To moje życie i udostępnię to, co mi się podoba. Teraz zrobi się wojna lub pyskówka. I nie wiem, czemu zostałam imiennie wywołana. I nawet nie chcę wiedzieć. PS. Nie chcesz, nie pisz i nie zaglądaj tu. Ja z chęcią dowiem się o Was czegoś bliższego.
  2. Ale się nazwałeś.. :D 1. JacekErbel 2. Alien7101 3. polaris 4. Ignisdei 5. Jacek2 6.Thomas 7. kenny 8. Cesar 9. Zimar84 :-) (dla mnie też lepiej wrzesień) 10.Felcia97 (wrzesień, mam dosyć chłodu i opadów a październik bywa zmienny) 11. maquu (może być wrzesień i październik:-) 12. Orome4 (wrzesień) 13.Mirek 14. Paether 15. szdom1 (rezerwacja apartamentu z sauną, basenem oraz tarasem z widokiem na morze) 16. Anna (może się uda, jak nie będzie meczu albo nie zapiszę się na kurs dla przewodników)
  3. A ja myślę, że ten wątek należy zamknąć :P Ciągnie się już jak flaki z olejem.
  4. Anna

    Coś osobistego

    Pisz, pisz, a potem Krzysztof.
  5. Anna

    Coś osobistego

    Ta....Mów do mnie jeszcze. Kobiety w pewnym wieku nie mają ograniczeń ;) Ja jestem brokerem i z tej racji wczytuję się w różne przepisy (fuj) i szukam, gdzie jest postawiony przecinek, bo zmienia on sens całego zapisu. Muszę chodzić na szkolenia z kodeksu cywilnego. Jestem brokerem ubezpieczeniowym i już nie fascynuje mnie ta praca, chociaż jak ubezpieczę coś nietypowego albo mam duże pole negocjacji, to mam satysfakcję z dobrze wykonanej roboty (chociaż i tak ją dobrze wykonuję). Mam psa sznaucera olbrzyma prawie 11-letniego, którego bardzo kocham. Chodzi za mną wszędzie i nie wiem, jak to będzie, gdy go zabraknie. Gdzieś od 10 lat jestem zaangażowana w piłkę nożną - trenowało moich dwóch synów, obecnie jeden - gra w juniorach starszych Bałtyku Gdynia. Chodziłam i chodzę na wszystkie mecze, czasem trzeba dojechać daleko. Wszystkie moje weekendy w sezonie są rozpisane wg terminarza piłkarskiego. W domu zachowuję się jak facet, gdy oglądam coś w TV albo kompie - wrzeszczę wniebogłosy i czasem muszę ... brzydko się wyrażać. Jestem kibicem Realu Madryt i chodzę już 2 lata na mecze Lechii (mam wykupiony karnet). Chodzę sama, bo nikt z moich znajomych tego nie rozumie. Nie wiem, czym się poza tym interesuję. Generalnie lubię historię, ale to raczej na zasadzie zdobywania ciekawostek. Coś mnie napadnie i czytam. Myślę coraz intensywniej, by zostać przewodnikiem po Gdańsku, ale kurs jest bardzo czasochłonny, drogi i egzamin trudny. Może egzaminu bym się nie bała, ale nie mogłabym jeździć na mecze przez pół roku. No i kasa. Może z racji historycznych mam ciągoty do podróżowania, bo lubię poznawać świat i co tam się w nim dzieje. Wprawdzie moich podróży jest niewiele, ale jak ktoś niedawno powiedział - za to są porządne. Z tym, że ja nawet z odwiedzin grobu Grety Garbo potrafiłabym zrobić wyprawę życia ;) Ostatnio rozpracowywałam status prawny Wolnego Miasta Gdańska i rzecz jest naprawdę interesująca. Pogięło też mnie trochę, bo zaczęłam zbierać znaczki zaćmieniowe i tak myślałam, że będę kupować 1-2 na miesiąc. A tu od 23 lutego mam ponad 20 sztuk (lub kompletów) i jeszcze czekam na 7. Niektóre są piękne. Zawsze śmiałam się z filatelistów. Aha, no i skończyłam ekonomikę transportu morskiego na uniwerku gdańskim, a jeszcze wcześniej zdobyłam tytuł stenografa, który do niczego mi się nie przydał. Miałam szybkość 150 znaków na minutę (słów). Na maturze pisałam pracę z polskiego "Obsesja strachu i śmierci w wybranych utworach Ernesta Hemingwaya". Uwielbiam Cirque du Soleil, na których występach byłam 3 razy i w sierpniu idę czwarty raz. Tyle mogę o sobie w skrócie powiedzieć. Resztę przemilczę 8)
  6. Anna

    Coś osobistego

    Teraz Ty, Ekologu, się przedstaw 8)
  7. Hej, astrologu :) Ponieważ być może jest tam "cokolwiek innego", więc nazywamy to osobliwością. A więc wiemy, że jest tam osobliwość. Tak a propos tego zdania to wczoraj gdzieś czytałam, że rozszerzanie się Wszechświata jest być może spowodowane tym, że oddziaływuje na nas inny wszechświat ciągnąc nas do siebie grawitacyjnie. Zasysa nas tak, jak czarna dziura zasysa gwiazdy. I kiedyś do niego wpadniemy.
  8. Cieszę się, że mamy takie samo zdanie. Chociaż dla mnie - powtarzam - w zwykłym patrzeniu nie ma wydźwięku negatywnego i nie ma co się wstydzić, że tylko gapię się jak sroka w kość. I do gapienia się, i do obserwacji wszystko się nadaje, bo to jest tylko narzędzie mniej lub bardziej czułe, zależy do czego. Własną piersią będę bronić czystości nauki 8) PS> Wracaj. Jak wrzuciłam niedawno na fejsa: "Nigdy nie podejmuj decyzji w złości ani nie obiecuj w szczęściu". Amen.
  9. Piotrek, bądź poważny. Wychodzisz w nocy i mówisz "idę zaobserwować istnienie Jowisza?" Co, nie ma go, czy jak? Jeszcze zapisuj i nazajutrz zrób porównanie, bo może zniknął ;) A dlaczego tak nie lubicie tego "przeglądu", oglądania, patrzenia na obiekty? Dla mnie to słowo nie ma żadnego pejoratywnego znaczenia. Widzę tu natomiast rozbujałe ambicje i niemożność im sprostania. "Stargaze" ładne słowo, gdyby tylko je jakoś spolszczyć. Autorowi wątku dziękuję za założenie go, bo od dawna męczy mnie nadużywanie pewnych terminów 8) Choć pewno niewiele to zmieni.
  10. Tak, tak jest poprawniej. Jeżeli jednak nie ma rozróżnienia, to ta dyskusja jest niepotrzebnym szarpaniem. Wszystko jest przeglądem lub wszystko jest obserwacją (choć wydawało mi się, że od umysłów ścisłych można oczekiwać większej precyzji).
  11. Nie ma żadnych różnic w pojmowaniu obserwacji przez wszystkich tu piszących. Wszyscy piszecie o przeglądaniu nieba. I nie ma znaczenia, czy robi się to za pomocą lornetki, teleskopu, gołych oczu czy lupy. Bo to, co odróżnia obserwację od przeglądu to nie są parametry sprzętu, tylko to, co robi się ze zgromadzonym empirycznie materiałem. Obserwacja jest metodą badawczą danego zjawiska. W skrócie - ten, kto przystępuje do obserwacji, określa przedmiot badania i cel, wybiera technikę i narzędzie, ustala, czy będzie to porównanie, czy analiza ilościowa (jakościowa) i w jaki sposób je zapisze. To nie jest "obserwuję M 31", bo z takiego patrzenia jeszcze nic nie wynika. To nie jest "zaobserwowałem dzisiaj 10 eMek i księżyce Jowisza". Zaobserwowałeś? Co obserwowałeś? Jak to zapisałeś? Co zbadałeś w ten sposób? Pamiętasz, Jarku, jak rozmawialiśmy kiedyś na Kudłaczach o wyłapywaniu supernowych? Że jest to żmudna obserwacja każdego wycinka nieba noc w noc w celu znalezienia wybuchu. Tysiące zrobionych fotografii. Przeczesywanie każdego fragmentu i porównywanie. To jest obserwacja. A nie patrzenie na supernową. Nawet przez Hubble'a. Te wszystkie szumne tytuły i posty na forach o obserwacjach... Sami sobie odpowiedzcie, kto takie badania robi. Nie mówię, że wszyscy nie. Ale prawdziwych obserwatorów to na jednej ręce..
  12. Nocleg mamy wyznaczony w hotelu nad jeziorem Jindabyne. Dojazd razem z przerwą na posiłek zajmie nam prawie 6 godzin. Posiłek okazuje się full wypasem w restauracji tajskiej gdzieś po drodze w jakimś mieście. Żarcie jest super. Następny taki wypasiony posiłek będzie chyba dopiero w meksykańskiej knajpie w Cairns, a najlepszy na farmie krokodyli. Jest bardzo późno. Darek przez szybę wypatruje Obłoków Magellana, bo wychodzą gwiazdy. Kierowca jednak nigdzie nie chce się zatrzymać. Jak się okaże, będzie to jedyna w miarę pogodna noc. Darek wpada więc na pomysł, że wszyscy muszą iść w krzaki. Na takie dictum musimy zjechać na pobocze. Wszyscy wyskakują i łaaał..... Wiszą. Nareszcie je widzę. 2 Obłoki Magellana, przedmiot marzeń wszystkich astroamatorów. Widzę je jak ten monitor przed sobą. Krzyża Południa jeszcze nie ma (ale co tam Krzyż, koło niego są ciekawsze rzeczy - potem się okaże), Omega Centauri w ogóle o tej porze jest niewidoczna. I Orion do góry nogami. Nareszcie wiadomo, że jesteśmy w Australii. Tylko Jowisz taki sam. Aż szkoda jechać.. Dojeżdżamy do Jindabyne jakoś przed północą. To jest najlepszy hotel z całej wycieczki. Jeśli kiedyś będziecie jechać pod Górę Kościuszki, to pamiętajcie - Horizon Resort. Idziemy do apartamentów czwórkami. Każda czwórka dostaje 3 piętra. Na dole salon z aneksem kuchennym, na piętrach sypialnie (w sumie dwie), a na półpiętrach dwie wyposażone po uszy łazienki. Wszyscy mamy widok na jezioro. Jest tyle miejsca, że zostawiam swoje rzeczy wszędzie po drodze do sypialni. Ale nie idziemy spać. Wprawdzie 4 osoby chcą zdobywać Kościuszkę i muszą wstać o 2, ale jakoś tak grupkami po kolei wychodzimy na zewnątrz, by zerknąć na to niebo.
  13. Oj tam, czasem tak gadam do siebie.
  14. A to rzeczywiście muszę iść spać.
  15. Nie chciałabym robić z tego czatu, ale może powiesz mi, dlaczego?
  16. Canberrę przejeżdżamy szybko. Miasto zbudowano w latach 1913-27, liczy sobie 350 000 mieszkańców i w tym deszczu wygląda tak sobie. siedziba parlamentu australijskiego Z Canberry mamy 34 km do CDSC. Po drodze nareszcie widzimy całe stado pasących się kangurów, bo Australia bez kangurów to Australia stracona. Jeszcze jakaś rzeczka i jesteśmy przy radioteleskopach. Ta rzeczka wzbudza niepokój kierowcy, bo widać, że poziom jest podniesiony i drzewa nabrzeżne są już zalane. Canberra Deep Space Communication Complex jest jednym z trzech na świecie prowadzonym przez NASA. Pozostałe dwa to Madrid Deep Space Communication Complex i Goldstone Deep Space Communication Complex w Kalifornii. Wszystkie trzy tworzą Deep Space Network. Podobne sieci mają ESA, Rosja, Indie, Japonia i Chiny. Kompleksy liczą sobie po 5 radioteleskopów, z czego największy ma 70 m średnicy (pozostałe 26 i 34 m). My w sumie widzimy z tego miejsca tylko 3. W necie znalazłam fotkę z wysokości całego kompleksu: Deszcz niestety tak zacina, że szybko wracamy do autokaru. Rzeczka podnosi się coraz bardziej i podobno trochę później, a nocowalibyśmy pod radioteleskopami. Jedziemy w Alpy Australijskie, gdzie jest pasmo Gór Śnieżnych z Górą Kościuszki. Gdy wybieraliśmy między Kościuszką a Uluru, niestety Uluru przepadło. Ale okazało się, że wybór Kościuszki był naprawdę niezły.
  17. Bardzo proszę jakiegoś moderatora i podmianę linku do zdjęcia. Chodzi o wywalenie pierwszego kaktusa i wstawienie tego linku : i usunięcie tego postu.
  18. Jest koło południa i do kolejnych radioteleskopów mamy ok. 4 godzin jazdy, więc już w momencie wyjazdu nie wiadomo, czy zdążymy. Po drodze spotyka nas przygoda, która definitywnie przekreśla plany dojazdu na czas. Najpierw pszenica ciągnąca się po horyzont.. ...i owieczki jak z "Ptaków ciernistych krzewów" wędrują razem z autokarem ;) I wtedy okazuje się, że nasz kierowca nie zatankował. Do najbliższej stacji jest 70 km, a my mamy paliwa na 30. Nie jest to pierwsza wpadka naszego kierowcy. Wcześniej twierdził, że platforma widokowa na Sydney Tower to prawie to samo co poziom restauracyjny, potem dziwił się, że chcemy oglądać kawałki Księżyca w CDSC, bo przecież w Olsztynie też leży jakiś, teraz to + brak filmu i źle rozpracowane godziny dojazdu do CDSC. Ale popis dyletanctwa da jutro, kiedy ledwo zdążymy na samolot ::) Poza tym jest sympatyczny. Musimy więc zjechać z głównej drogi na jakieś poboczne i mamy okazję zobaczyć Australię jeszcze bardziej od środka, choć niewątpliwie w sposób powierzchowny. Podczas gdy Darek negocjuje z jakąś farmerką kupno paliwa, niektórzy wychodzą z autokaru. Wieś wygląda jak u nas, tyle że z eukaliptusami. Czyścimy szyby.. ..zaprzyjaźniamy się z psem o 3 nogach.. ..spacerujemy.. ..patrzymy na owce.. Farmerka dzwoni do kogoś, by załatwił kogoś, kto ma cysternę z paliwem. Musimy gdzieś podjechać 500 m i na szczęście się udaje. Chłopak wzbudza sensację z powodu ilości much, które nosi na sobie. Przed 17 wjeżdżamy do Canberry w ulewnym deszczu.
  19. Po wizycie w sklepie idziemy do sali obok na prelekcję. Właściwie miał być film półgodzinny, ale już nie pamiętam, czy czasu mamy za mało, czy wiąże się to z przejściem gdzie indziej. Trochę mi szkoda, bo raz, że płaciliśmy za ten film, a dwa wolałabym obrazki, bo mój angielski nie jest aż tak rewelacyjny, by zrozumieć wszystko, co mówi skądinąd sympatyczny pan, który tu pracuje. Chociaż i tak mam wrażenie, że rozumiem więcej niż na ulicy. W którymś momencie nasz pan bierze piórko - takie kurze - i opuszcza na podłogę. I mówi, że energia wyzwolona podczas upadku tego piórka na ziemię jest większa od energii wszystkich sygnałów odebranych do tej pory przez wszystkie radioteleskopy na Ziemi! I jeszcze mówi, że sam nie wybiera się na zaćmienie do Cairns, będzie w tym czasie w pracy przy radioteleskopie, poczeka na rok 2028, gdy zaćmienie przyjdzie do Parkes ;) No i mamy niewielkie szanse zobaczyć zaćmienie w Cairns, bo tam zawsze wiszą chmury. Potem robimy sobie jeszcze parę zdjęć z radioteleskopem i zmykamy do autokaru. Zdjęć mam dużo. Wszyscy pstrykają, a ja czuję, że moja wyprawa do Australii nabiera realnego sensu. A co tam, daję się objąć. W końcu nie zawsze jakiś naukowiec z Australii ma możliwość obejmowania kobiety z Polski. Teraz jedziemy do Canberra Deep Space Communication Complex. Niestety, jakiś pech spóźnieniowy nad nami wisi, bo tylko pocałujemy klamkę. CDSC jest otwarte do 16. Jedziemy przez Canberrę.
  20. No, już nie pitol. Na pewno jesteś w pierwszej grupie projektantów wg klasyfikacji Ignisa - nie to, co ja - tło dla astronomii ;) Czasami trzeba człowieka pochwalić, żeby mu się więcej chciało.
  21. Pax, panowie, pax. Obrzucanie się epitetami niczego nie zmieni.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal 2010-2024