Nie wiem, czy to tyczyło się mojego pytania, ale zadając je nie wiedziałem tego, co wiem teraz. Pewnie długo kręciłbym się w kolko, gdyby nie kilka podanych tutaj sugestii, za które dziękuję. Co do inflacji kosmologicznej, to opisanie, na czym miałoby to polegać jest niezwykle proste i dziwie się, że nikt tutaj tego nie napisał. Może to nazbyt kompromitujące, aby zwyczajnie powiedzieć, że: "Najpierw był wielki wybuch, wszechświat był mały, a potem wielkie ziuuu i wszechświat stał się ogromny."
Mniej, więcej tak, w mojej ocenie wygląda "wielkowybuchowa" konstrukcja, na której stoi cała reszta i której nie neguję. Zgadzam się, że są obiekty oddalone o miliardy lat świetlnych, że wszechświat się rozszerza z prędkością 70km/s/megapersek (trudno byłoby mi pojąć, na czym to polega, gdyby nie blog, do którego link wcześniej podawałem), uznaję horyzont zdarzeń, za którym prędkość rozszerzania się wszechświata w stosunku do miejsca, w którym się znajdujemy staje się większa, niż prędkość światła. To wszystko są fakty.
Odpowiedzią na moje pytanie, w którym chciałem się dowiedzieć, jak do tego doszło, że obiekty we wszechświecie, w tak krótkim czasie zdołały tak bardzo oddalić się od siebie jest to wielkie ziuuu. To, w mojej ocenie podważa teorię wielkiego wybuchu na tyle, że nie mogę traktować jej inaczej, jako tylko teorię.
Z naukowego punktu widzenia nie można wykluczyć istnienia Boga i, jak dotąd nie ma wiarygodnego dowodu, aby udowodnić, że wszechświat, to nie Jego dzieło. Są za to ogromne, racjonalne przesłanki, że wszechświat i życie są dziełem Stwórcy, z czego prawdopodobieństwo samoistnego powstania wszechświata w mojej ocenie jest zerowe. Oczywiście można by było tak samo mówić, że w świetle nauki wieczne i odwieczne istnienie Boga jest zerowe, gdyby nie nieprawdopodobna mądrość w konstrukcji wszechświata, materii i życia, która wskazuje na istnienie Stwórcy.
W zasadzie, może nie bezpośrednio, ale uzyskałem już odpowiedź na moje pytanie.