Skocz do zawartości

Ekipa Samyang Aurora Expedition


Paweł Baran

Rekomendowane odpowiedzi

Wszystko co dobre szybko się kończy. Do historii można już zaliczyć wyjazd 9-cio osobowej grupy pasjonatów fotografii za koło podbiegunowe, którego celem było uwiecznienie na zdjęciach tak pięknego i ulotnego zjawiska jakim jest zorza polarna.

Pomysł tego przedsięwzięcia narodził się 9 listopada 2012 r. na drugim oficjalnym spotkaniu członków katowickiego oddziału Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii. Wbrew początkowym obawom sucha teoria i plany zaczęły w szybkim tempie nabierać realnych kształtów. Celem wyprawy zostało obrane norweskie miasto Troms?. To największe miasto północnej Norwegii i jednocześnie siódmy największy ośrodek kraju, w tym również stolica regionu Troms. Miejscowość nazywana jest Paryżem północy i Wrotami do Arktyki. Jest ona najczęściej odwiedzanym europejskim skrawkiem ziemi wśród miłośników obserwacji zórz. Leżące 350 km za kołem podbiegunowym Troms? charakteryzuje się wbrew pozorom łagodnym klimatem, a to za sprawą oddziaływania ciepłego Prądu Zatokowego.

Wystarczyło jedno spotkanie aby ustalić przewoźnika i trasę przelotu oraz zarezerwować kamping. W dobie internetu i telefonów komórkowych nie stanowi to większego problemu. Aby skorelować rozkład lotów z możliwościami zakwaterowania na docelowym kampingu termin ekspedycji ustalono na dni od 17 do 21 stycznia 2013 r.

W ramach przygotowań do wyjazdu patronatem sprzętowym objął nas generalny dystrybutor obiektywów marki Samyang, wyposażając ekipę wyjazdową w 12 sztuk jasnych obiektywów stałoogniskowych. Tego typu obiektywy są wręcz niezbędne do utrwalenia ulotnej i relatywnie ciemnej - z fotograficznego punktu widzenia - zorzy polarnej. Różnorodność zaś ogniskowych powoduje, że zdjęcia powinny się różnić formą przekazu, stwarzając jednocześnie okazję do ciekawych porównań i testów.

Patronat naukowy zapewniło nam Planetarium i Obserwatorium Astronomiczne w Chorzowie. Patronat medialny sprawowała Telewizja Silesia, czasopismo "Urania - Postępy Astronomii" oraz AstroJaWil. W tej materii wspierało nas również Radio Fest, gdzie na antenie mogliśmy zapoznać słuchaczy z naszymi planami wyjazdowym. Patronatem honorowym z kolei objęła wyprawę Prezydent Miasta Ruda Śląska - pani Grażyna Dziedzic.

post-36-13769987897_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 stycznia "Samyang Aurora Expedition" stała się faktem. Wczesnym rankiem wyruszyliśmy w drogę. Start miał miejsce na krakowskim lotnisku Balice. Po dwóch godzinach lotu liniami Norwegian i pokonaniu ok. 1200 km wylądowaliśmy bezpiecznie w Oslo. Po czterogodzinnej przerwie następny lot, tym razem bezpośrednio do Troms?. Kolejne 1200 km i niecałe dwie godziny w powietrzu. Lądowanie tym razem nie należało do łagodnych, nawałnica śnieżna sprawiła iż samolotem rzucało na wszystkie strony. Z duszą na ramieniu opuściliśmy pokład maszyny. Przed lotniskiem czekał na uczestników wyprawy busik, którym po pół godzince szaleńczej jazdy po oblodzonych norweskich drogach dotarliśmy do celu.

post-36-137699878993_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy poranek na norweskiej ziemi upłynął pod znakiem poznawania okolicy i testowania obiektywów. Sporym zaskoczeniem okazała się dla nas długość dnia - dzień, a w zasadzie szarówka trwała od godziny 10.00 do mniej więcej 14.00, reszta doby tonęła już w ciemnościach. Apetyt na zorzę skutecznie niwelowała aura - niebo pławiło się w chmurach raz po raz skrapiając nas przelotnymi opadami deszczu, temperatura oscylowała wokół +5 stopni Celsjusza, było cieplej niż w Polsce. Tej nocy zorzy niestety nie zobaczyliśmy.

W sobotę, drugiego dnia pobytu, postanowiliśmy zwiedzić położone 30 km od naszej miejscówki Troms?. W czasie jazdy autobusem naszym oczom ukazuje się przepiękny widok. Skalisty brzeg fiordu, sina tafla wody, ośnieżone góry po jego drugiej stronie, surowość natury poprzeplatana ciepłem maleńkich drewnianych domków w pastelowych kolorach zieleni, bordo, ciepłej szarości czy bieli robiły niesamowite wrażenie. Po półgodzinnej jeździe wysiadamy przed słynnym mostem i wędrujemy w bajkowej scenerii niczym z baśni Andersena.

post-36-137699879018_thumb.jpg

post-36-137699879026_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wspomniane już wcześniej skandynawskie drewniane domki z lampkami w każdym z okien, brak firanek lub ich namiastka, ciepłe jasne wnętrza tworzą niepowtarzalny klimat. Padający gęsty śnieg dopełnia całości, a do świątecznej atmosfery brakuje jedynie zapachu grzanego wina i pierników. Czuć oddech Skandynawii. Dla osób odwiedzających cieplejsze kraje może to być szok, jednakże bardzo przyjemny szok. Zupełne przeciwieństwo południa. Przepraszam - jest jedna cecha wspólna. Mieszkańcy Norwegii są bardzo otwarci i z dużym luzem podchodzą do życia, zupełnie bez pośpiechu, niczym Grecy czy inne południowe nacje.

Kierujemy się zatem w stronę mostu. Spędzamy na nim chyba z godzinę fotografując, filmując i nie wiadomo co jeszcze. Idąc dalej w stronę centrum zanurzamy się ponownie w gąszcz bajkowych uliczek oświetlonych klimatycznymi lampkami, oprószonych świeżym śniegiem, wrażenie robią ustawione przed wejściami do sklepów gigantyczne latarenki ze świecami. Widać tutaj kult światła, jest to niesamowite. Cóż, mają go tutaj tak mało, nie ma więc się co dziwić. Latarenki, czy to w oknach, czy przed sklepami, czy na skwerach i placach tworzą magiczny, wręcz świąteczny nastrój. Potęguje go niestabilność aury, w czasie minuty z bezchmurnej pogody potrafi się wywiązać śnieżna zawierucha.

Cóż, pora wracać do kampingu. Nasz autobus pędzi z prędkością 100 km/h po krętych oblodzonych drogach. Nie na darmo kierowca autobusu wymusza na nas zapięcie pasów. Z autobusu wysiadamy z podniesionym ciśnieniem, za to pełni wrażeń i emocji.

Po trudach całodziennej wycieczki do Tromso nadszedł czas na odpoczynek. Wieczór poświęciliśmy na komentowanie i kopiowanie zdjęć zrobionych na wypadzie do centrum miasta. Pogoda wieczorową porą nie zapowiadała się ciekawie, co chwilkę zrywała się śnieżna zawierucha przeplatana momentami ciszy. Pomiędzy chmurami czasami dawało się zauważyć czyste rozgwieżdżone niebo. Postanowiliśmy zrobić okresowe dyżury, co chwilkę ktoś wychodził na zewnątrz zerknąć w niebo, niestety, bez powodzenia... Prognozy dawały jednakże cień nadziei.

post-36-137699879042_thumb.jpg

post-36-137699879052_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po jakimś czasie wpadł mi do głowy pomysł aby czysto teoretycznie przygotować się na obserwacje zorzy, to znaczy skompletować sprzęt, ubrać się jak na obserwacje i wyjść przed domek aby na sucho poćwiczyć ustawianie ekspozycji i zobaczyć jak sprawdzi się wdzianko na mrozie. Okutałem się więc w ubranie, chociaż nie było zbyt zimno, około -2 stopnie, statyw na ramię i w drogę. Stąpając ostrożnie aby nie zaliczyć poślizgu na ścieżce spoglądałem uważnie pod nogi. Przeszedłem parę kroków, podniosłem wzrok do góry i... moim oczom ukazała się przepiękna zorza! Myślałem że śnię, wrażenie było niesamowite, pierwszy raz widziałem ją na oczy i wiedząc że to zorza nie dowierzałem sam sobie.

Stawiam aparat na statywie i strzelam na ślepo pierwszą fotkę. Jest! Zorza!!! Zorza!!! W kampingu zawrzało niczym w ulu. Jedni przez drugich ubierając się w pędzie zgarniali sprzęt jak popadło i wybiegali w pośpiechu przed domek.Jest! Jeeest! Przepiękna. Wlepiamy oczy w niebo i wyławiamy zielonkawe smugi pojawiające się tu i ówdzież, delikatne i zmysłowe, szybko rozpływające się niczym mgła. Strzelamy pierwsze fotki. Udało się!

post-36-13769987907_thumb.jpg

post-36-137699879113_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Focimy ile sił w aparatach, poklatkowo, normalnie i jak tylko się da. Po chwili czas na ostudzenie emocji. Nadeszła śnieżna zawierucha. Wracamy pod zadaszenie domku. Ale to nie koniec.

Śnieżyca po chwili zanika a niebo się czyści. Wracamy na stanowiska i... zostajemy świadkami przepięknego koncertu jaki dała nam aurora.

W tej sytuacji świetnie sprawdziła się możliwość wypróbowania różnych obiektywów marki Samyang, każdy sobie dobrał to co mu odpowiadało najlepiej i dzięki temu udało nam się ustrzelić mnóstwo rewelacyjnych zdjęć w różnych konfiguracjach sprzętowych. Tu należą się podziękowania naszemu sponsorowi sprzętowemu wyprawy - firmie Delta - bez niej nie mielibyśmy takiej możliwości. Arsenał szkieł obejmował 12 obiektywów, po 6 dla Canona i Nikona. W każdym komplecie zgościło "rybie oko" 8 mm /f3.5, po dwa obiektywy 14 mm /f2.8 i 24 mm /f1.4 oraz jeden 35 mm f/1.4. Uczestnicy wyprawy dysponowali dziesięcioma lustrzankami (5x Canon i 5x Nikon), trzema kompaktami (z funkcją filmowania Full HD), jedną kamerą FullHD i kamerką GoPro Hero 2.

post-36-137699879155_thumb.jpg

post-36-137699879164_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Euforia trwała do godziny 02.20, wtedy aktywność zorzy spadła i praktycznie można było skończyć fotografowanie. Podekscytowani wróciliśmy do domku i jeszcze długo dzieliliśmy się wrażeniami. Plonem tej jakże owocnej nocki było wykonanie kilku tysięcy zdjęć przez uczestników wyprawy. Analizując później wykresy aktywności geomagnetycznej okazało się, że trafiliśmy na miesięczne maksimum aktywności. Do tego chwila czystego nieba - to się nazywa mieć szczęście!

Zmęczeni nocnym polowaniem na zorzę obudziliśmy się wpółprzytomni przed godziną 9.00. Na dworze panował zmrok. Zwlekamy się z łóżek i patrzymy za okno. Niebo wygląda na bezchmurne. Super! Może pojedziemy do Tromso? To okazja na zrobienie ładnych fotek!

Analiza rozkładu jazdy studzi jednak nasz zapał. Toż to niedziela, ostatni autobus odjechał przed chwileczką, następny jest w okolicach 14.00. Wycieczka odpada. Postanawiamy wykorzystać pogodę do przetestowania obiektywów fotografując naturę wokół pola kempingowego, w końcu jesteśmy na brzegu przepięknego fiordu.

Po śniadaniu ubieramy się cieplutko i wychodzimy ze sprzętem na zewnątrz. Bezchmurne niebo spowodowało spadek temperatury do -8 stopni. Mróz szczypie w policzki, słychać trzaski zmrożonej kry. Robi się widno, a Słońce, mimo iż nie wychodzi zza horyzontu, zaczyna ładnie oświetlać ośnieżone szczyty gór.

Przepiękny to widok. Eksperymentujemy z różnymi obiektywami Samyanga aby w pełni oddać urok chwili. Co niektórzy śmiałkowie fotografują przez parę godzin, wręcz do cna wykorzystując ostatnie padające fotony przed zapadnięciem zmroku.

post-36-137699879192_thumb.jpg

post-36-137699879201_thumb.jpg

post-36-137699879208_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sesja zaliczona, a my po zabieramy się za pakowanie. Wszakże jutro jest wyjazd. Jedna rzecz zostaje jednak na miejscu - sprzęt fotograficzny musi być w pełnej gotowości, mamy jeszcze chrapkę na zorzę. Prognozy są jednak bezlitosne. I się sprawdzają. Wieczorem niebo zasnuwa się chmurami i zaczyna padać śnieg. Starym zwyczajem robimy dyżury, nadzieja przecież umiera ostatnia. Około 23.00 wychodzimy ze sprzętem aby przywołać zorzę. Rozstawiamy statywy, aparaty w gotowości, czekamy... Niestety, niebo szczelnie zasnute chmurami tym razem nie chciało nam pokazać polarnego spektaklu. Około północy zrezygnowani wracamy do domku.

W poniedziałkowy poranek o godzinie 4.00 zrywamy się na równe nogi. Jeden myje zęby, drugi parzy herbatę, trzeci pakuje ostatnie drobiazgi do torby. Panuje totalny rozgardiasz. Trzeba się spieszyć bo na godzinę 4.30 mamy zamówiony transport na lotnisko. I rzeczywiście, zaledwie 20 minut po naszej pobudce podjeżdża pod domek busik.

W tumanach śniegu pakujemy nasze tobołki do bagażnika. Pogoda znowu spłatała figla, zerwała się śnieżyca, zimny wiatr miota białe płatki na wszystkie strony. Ruszamy w drogę. Busik mknie po ośnieżonej drodze brzegiem fiordu z prędkością 100 km/h. To nie pierwszy już pokaz brawury (a może umiejętności?) norweskich kierowców. Z duszą na ramieniu po niecałych 30 minutach jazdy docieramy do celu, ostatnie kilometry pokonując siecią podziemnych tuneli poprzecinanych rondami.

post-36-137699879214_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O godzinie 5.00 meldujemy się na lotnisku. Do wylotu pozostało 1,5h. Czekamy na odprawę bagażową, ale na stanowisku Norwegiana nie ma jeszcze obsługi. Norwedzy mają czas, iście południowe podejście do życia. Po pół godzince obsługa się jednak pojawia, nadajemy bagaż i przechodzimy kontrolę osobistą. Teraz tylko przejście do bramki i oczekiwanie na boarding. Parę minut po 6.00 pakujemy się na pokład samolotu. Godzina 6.30 - boarding zakończony. Powinniśmy startować. Nic się jednak nie dzieje. O co chodzi? Po paru minutach kapitan informuje nas o opóźnieniu startu z powodu oblodzenia płyty lotnika. Służby lotniskowe usilnie pracują nad przywróceniem jej funkcjonalności. Następną informację mamy otrzymać za pół godziny. Atmosfera gęstnieje i zaczyna się nerwówka. Kapitan, który okazał się być Polakiem, informuje nas o kolejnym przełożeniu startu. Co będzie dalej ma się okazać za 45 minut. Stewardesy zaczynają rozwozić darmowe napoje. Dociera do nas informacja o zamknięciu portu lotniczego w Balicach.

post-36-137699879224_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaczyna się robić gorąco. Jeśli nie wylecimy zaraz z Tromso możemy nie zdążyć na nasz drugi samolot w Oslo. I pytanie czy dotrzemy do domu? Kapitan ogłasza kolejną przerwę. Nerwówka sięga zenitu. W końcu otrzymujemy informację że coś drgnęło i kołujemy na stanowisko do odladzania samolotu. Potem kołowanie na pas startowy i po 3 godzinach opóźnienia wreszcie startujemy. Przeciążenie wbija nas w fotele. Samolot ostro zadziera dziób do góry. Skrzydła przechylają maszynę to w jedną, to w drugą stronę, zupełnie tak samo jak w czasie lądowania. Całym kadłubem wstrząsają konwulsje, przedzieramy się przez warstwę chmur. To wszystko jest zapewne spowodowane warunkami geofizycznymi, lotnisko jest położone na wyspie pośród fiordu. Góry, woda, różnice temperatur i ciśnienia, wszystko to ma wpływ na zachowanie samolotu. Po przebiciu warstwy chmur sytuacja się uspokaja, a my po jakimś czasie mamy okazję po raz pierwszy od paru dni zobaczyć słoneczko. Pięknie się prezentowało na tle lazurowego nieba, na dole zaś pulchne chmurki zbijały się w biały kobierzec. Sielanka. Jest tylko jedno ale. Co z samolotem z Oslo do Krakowa? Poczeka? Kapitan informuje iż dopiero za jakiś czas sytuacja się wyjaśni. Super, grozi nam więc być może nocka w Norwegii? Bo zdążyć o czasie na drugi samolot nie mamy szans. Po pół godzince dochodzą nas słuchy że lot z Oslo jest również opóźniony. Zapala się iskierka nadziei, ale to nic pewnego. Po kolejnych kilkudziesięciu minutach kapitan informuje, iż pasażerowie lecący do Krakowa i trzech innych miast mają zapewniony transport. Samolot na nich poczeka. Spada nam kamień z serca. Przygotowujemy się do lądowania. Obsługa prosi pasażerów lecących dalej do Krakowa o opuszczenie samolotu w pierwszej kolejności. Samolot gładko siada na płycie lotniska, a nasza ekipa w pędzie ewakuuje się z pokładu. Biegniemy jakimś skrótem wyznaczonym przez żółte taśmy pomiędzy zakamarkami portu lotniczego wprost do drugiej bramki. Tam tylko odczyt biletu i rękawem wskakujemy do następnego samolotu.

W samolocie niewiele ludzi, startujemy już gładko, właśnie minęło południe. Na szczęście lecimy jak po sznurku, za oknem czyste niebo.

Około 13.30 zaczynamy pomału podchodzić do lądowania. Samolot obniża pułap a my zanurzamy się w gęstych chmurach. Nic nie widać. Trwa to dłuższą chwilę, czuć obniżanie wysokości, chmury nie dają jednak za wygraną. Kiedy będzie widać ląd? Na szczęście samolot bez żadnych zbędnych manewrów podchodzi do lądowania. W ostatniej chwili wyłania się płyta krakowskiego lotniska. Pilot pewnym ruchem sadza maszynę na pasie. Klasa sama w sobie. Kamień (a właściwie głaz) spada nam z serc. Minęła godzina 14.00. Jesteśmy w domu.

post-36-137699879232_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)