-
Liczba zawartości
32 153 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
64
Ostatnia wygrana Paweł Baran w dniu 2 Marca
Użytkownicy przyznają Paweł Baran punkty reputacji!
O Paweł Baran
- Urodziny 20.06.1975
Profile Information
-
Płeć
Mężczyzna
-
Zamieszkały
PRZYSIETNICA . PTMA Warszawa
Converted
-
Miejsce zamieszkania
PRZYSIETNICA
Paweł Baran's Achievements
-
Sektor kosmiczny 18-31 marca 2024 2024-03-18. Redakcja Koniec marca 2024 w sektorze kosmicznym. Zapraszam tu taj: https://kosmonauta.net/2024/03/sektor-kosmiczny-18-31-marca-2024/
-
Słońce spłatało nam figla. Dzień zrównał się z nocą kilka dni wcześniej. Co to oznacza? 2024-03-18. Dlaczego dzień zrównał się z nocą kilka dni przed początkiem astronomicznej wiosny i dlaczego topić Marzannę będziemy dzień później? Tę skomplikowaną zagadkę spróbujemy wyjaśnić prostym językiem. Na ten dzień niektórzy czekali przez ostatnie pół roku, gdy tylko rozpoczęła się zima. W środę (20.03) o godzinie 4:06 rozpocznie się astronomiczna wiosna. Nastąpi to w momencie, gdy Słońce znajdzie się w tak zwanym punkcie Barana, czyli w punkcie równonocy wiosennej. W okolicach początku astronomicznej wiosny dnia przybywa najszybciej, o całe 4 minuty na dobę. Ziemia na swej orbicie oddala się od Słońca o około 40 tysięcy kilometrów każdego dnia. Zrównanie dnia z nocą Nie w pierwszy dzień astronomicznej wiosny, lecz kilka dni wcześniej, a dokładniej w niedzielę (17.03), dzień i noc zrównały się ze sobą. Czyżby równonoc wiosenna przyszła w tym roku wcześniej? Nic bardziej mylnego, żadnego kataklizmu z tego powodu nie musimy się obawiać. Mimo, że potocznie mówi się, że dzień i noc trwają dokładnie tyle samo godzin w pierwszy dzień astronomicznej wiosny, to jednak rzeczywistość płata nam figla. Wszystko z powodu zjawisk optycznych zachodzących w ziemskiej atmosferze. Promienie słoneczne, wchodzące w atmosferę, ulegają ugięciu, przez co Słońce podczas wschodu lub zachodu widzimy zdeformowane, przypominające naleśnik, babeczkę, pączka lub grzyb atomowy. Zjawisko to nazywane jest refrakcją astronomiczną. Na jego skutek, gdy nasza dzienna gwiazda znajduje się nisko nad horyzontem, jest widoczna nieco dłużej, aniżeli normalnie powinna. Te dodatkowe 2-3 minuty wystarczą, aby równonoc nadeszła o kilka dni wcześniej. W niedzielę (17.03) dzień trwał 12 godzin. Z kolei noc z niedzieli na poniedziałek (17/18.03) była o 4 minuty krótsza od dnia. Dlaczego jednak do 24 godzin brakuje kilku minut? Ponieważ noc z niedzieli na poniedziałek (18/19.03) była krótsza od niedzieli (18.03), zaś ta była dłuższa od kolejnej nocy. Dzięki temu biorąc pod uwagę ubiegłą dobę, tych brakujących kilka minut przeszło na rzecz poniedziałku (18.03). Tym razem dzień zaczął być dłuższy od nocy przed równonocą wiosenną, jednak pół roku temu było odwrotnie. Wówczas noc zaczęła być dłuższa nie od dnia 23 września, a więc w pierwszy dzień astronomicznej jesieni, lecz dopiero 26 września, czyli 3 dni później. Nie są to duże różnice, ale jednak na tle całego roku dzień trwa nieco dłużej od nocy. Wiosna przyszła o dzień za wcześnie? Wiemy, że w przyrodzie nic nie stoi w miejscu. Ziemia obraca się wokół własnej osi, obiega Słońce, które z kolei również wykonuje ruch wirowy i obiega środek Drogi Mlecznej. Dzięki tym zmianom mamy dzień i noc oraz pory roku. Z pewnością każdy z nas zauważył, że ludowe przysłowia dotyczące zjawisk astronomicznych i pogodowych zawierają błędy. Odpowiadały one bowiem sytuacji w swoich czasach, lecz z biegiem lat wszystko uległo zmianom, a nasze powiedzenia pozostały niezmienne. Tak jest na przykład z najdłuższym dniem w roku, który w czasach biblijnych przypadał na dzień św. Jana Chrzciciela, obchodzony 24 czerwca. Do dzisiaj się to zmieniło i najdłuższy dzień, będący jednocześnie pierwszym dniem astronomicznego lata, przypada na 21 czerwca. Jeśli obecnie jest obchodzony 3 dni wcześniej niż 2 tysiące lat temu, to czy w przyszłości będzie jeszcze wcześniejszy? Oczywiście. W 1987 roku po raz ostatni astronomiczne lato rozpoczęło się 22 czerwca. Obecnie zaczyna się 21 czerwca, ale i to się zmieni. Od 2020 roku lato witamy również 20 czerwca, początkowo na przemian z 21 czerwca. Podobnie jest z astronomicznym początkiem wiosny, który 13 lat temu po raz ostatni był obchodzony 21 marca. Od 2012 roku początek kalendarzowej wiosny nie pokrywa się już z jej astronomicznym początkiem. Oznacza to, że Marzannę topić będziemy zgodnie z kalendarzem w czwartek (21.03), zaś oficjalnie powitamy wiosnę 20 marca. Kolejna zmiana czeka nas w 2048 roku, kiedy astronomiczna wiosna rozpocznie się już 19 marca, a więc 2 dni wcześniej niż obecna kalendarzowa. Wszystko wróci do normy dopiero 21 marca 2102 roku, czyli za 80 lat. Słońce, Ziemia i... kalendarz Dlaczego daty astronomicznych pór roku będą coraz wcześniejsze? Ponieważ wpływ ma na to ruch obiegowy Ziemi wokół Słońca i nachylenie osi ziemskiej do płaszczyzny orbity tego ruchu. Podstawą wyznaczenia dat zmian astronomicznych pór roku jest górowanie Słońca w zenicie nad równikiem bądź zwrotnikami. Nie bez znaczenia jest też, wciąż pozostawiająca wiele do życzenia, metoda liczenia czasu w formie kalendarza. Z tego powodu co 100 lat zmuszeni jesteśmy pomijać zwyczajowy „przestępny dzień”, mimo iż dodajemy go co każde 4 lata. W efekcie w 2000 roku musielibyśmy dodać dwa dni przestępne, ale dodaliśmy tylko jeden. Dla bardziej wtajemniczonych wyjaśniamy, że mimo iż lata 1700, 1800 i 1900 (a także w przyszłości 2100, 2200 i 2300) według rytmu 4-letniego powinny być przestępne, to przestępne nie są. Jednakże rok 2000 (podobnie jak 1600 i 2400) był rokiem przestępnym, a to oznacza, że dzień 29 lutego zwyczajowo w nim wystąpił. W ten sposób w okresie 400 lat mamy 303 lata zwykłe i 97 lat przestępnych, co daje nam łącznie 146097 dni i średnią długość roku rzędu 365.2425 dnia, czyli bardzo bliską rzeczywistej długości roku zwrotnikowego, która wynosi 365.2422 dnia. Błąd wynosi więc tylko 0.0003 dnia na rok, co oznacza, że błąd jednego dnia narośnie po dopiero 3333 latach! A gdybyśmy jednak nie pominęli w cyklu 400-letnim tych 3 lat przestępnych w latach takich jak 1700, 1800, 1900 (czy też w przyszłości w latach 2100, 2200 i 2300)? To błąd jednego dnia narósłby już po 128 latach, a to właśnie przytrafiło się starożytnym, kiedy to w ciągu kilku wieków równonoc wiosenna przesunęła się z 25 marca, w czasach Cezara, na 20 marca obecnie. Dodajmy na koniec, że kwitnąca pora roku potrwa jak zwykle do dnia przesilenia letniego, a więc tym razem do 20 czerwca do godziny 22:50. Źródło: TwojaPogoda.pl Dzień właśnie zrównał się z nocą. Fot. Pixabay. Słońce za sprawą refrakcji przybiera dziwaczny kształt. Fot. TwojaPogoda.pl https://www.twojapogoda.pl/wiadomosc/2024-03-18/slonce-splatalo-nam-figla-dzien-zrownal-sie-z-noca-kilka-dni-wczesniej-co-to-oznacza/
-
Planetoidy NEO w 2024 roku 2024-03-17. Krzysztof Kanawka Zbiorczy artykuł na temat odkryć i obserwacji planetoid NEO w 2024 roku. Zapraszamy do podsumowania odkryć i ciekawych badań planetoid bliskich Ziemi (NEO) w 2024 roku. Ten artykuł będzie aktualizowany w miarę pojawiania się nowych informacji oraz nowych odkryć. Bliskie przeloty w 2024 roku Poszukiwanie małych i słabych obiektów, których orbita przecina orbitę Ziemi to bardzo ważne zadanie. Najlepszym dowodem na to jest bolid czelabiński – obiekt o średnicy około 18-20 metrów, który 15 lutego 2013 roku wyrządził spore zniszczenia w regionie Czelabińska w Rosji. Poniższa tabela opisuje bliskie przeloty planetoid i meteoroidów w 2024 roku (stan na 17 marca 2024). Jak na razie, w 2024 roku największym obiektem, który zbliżył się do Ziemi, jest planetoida o oznaczeniu 2024 BJ, o szacowanej średnicy około 21 metrów. W ciągu dekady ilość odkryć obiektów przelatujących w pobliżu Ziemi wyraźnie wzrosła: • w 2023 roku odkryć było 113, • w 2022 roku – 135, • w 2021 roku – 149, • w 2020 roku – 108, • w 2019 roku – 80, • w 2018 roku – 73, • w 2017 roku – 53, • w 2016 roku – 45, • w 2015 roku – 24, • w 2014 roku – 31. W ostatnich latach coraz częściej następuje wykrywanie bardzo małych obiektów, o średnicy zaledwie kilku metrów – co na początku poprzedniej dekady było bardzo rzadkie. Ilość odkryć jest ma także związek z rosnącą ilością programów poszukiwawczych, które niezależnie od siebie każdej pogodnej nocy “przeczesują” niebo. Pracy jest dużo, gdyż prawdopodobnie planetoid o średnicy mniejszej od 20 metrów może krążyć w pobliżu Ziemi nawet kilkanaście milionów. Inne ciekawe badania i odkrycia planetoid w 2024 roku 2024 AA, 2024 AB i 2024 AC – trzy pierwsze planetoidy odkryte w 2024 roku to obiekty NEO. 2024 BX1: mały meteoroid o średnicy około jednego metra, wykryty na kilka godzin przed wejściem w atmosferę Ziemi. Odkrycie nastąpiło w dniu 20 stycznia za pomocą węgierskiego Konkoly Observatory przez Krisztián Sárneczky. Wejście w atmosferę Ziemi nastąpiło 21 stycznia około 01:30 CET nad Niemcami. Poniższa animacja prezentuje trajektorię podejścia 2024 BX1 do Ziemi. Jest to dopiero ósme takie odkrycie. Oto lista odkryć, które nastąpiły, zanim jeszcze mały obiekt wszedł w atmosferę Ziemi: • 2008 TC3 (nad Sudanem) • 2014 AA (nad Atlantykiem) • 2018 LA (nad Botswaną) • 2019 MO (okolice Puerto Rico) • 2022 EB5 (okolice Islandii) • 2022 WJ1 (w pobliżu granicy USA/Kanada) • 2023 CX1 (spadek i odzyskane meteoryty, Francja) • 2024 BX1 (nad Niemcami) Zapraszamy do działu małych obiektów w Układzie Słonecznym na Polskim Forum Astronautycznym. Zapraszamy do podsumowania odkryć w 2023 roku. Zapraszamy do podsumowania odkryć w 2022 roku. Zapraszamy także do podsumowania odkryć obiektów NEO i bliskich przelotów w 2021 roku. (PFA) Bliskie przeloty w 2024 roku, LD oznacza średnią odległość do Księżyca / Credits – K. Kanawka, kosmonauta.net Poniższe nagranie prezentuje wejście 2024 BX1 w atmosferę (kamera z Lipska). https://kosmonauta.net/2024/03/planetoidy-neo-w-2024-roku/
-
Mars ma ogromny wulkan. Skrywał się tam przez dziesiątki lat 2024-03-17. Dawid Długosz Mars wydaje się być dosyć dobrze zbadaną planetą, ale okazuje się, że skrywa przed nami jeszcze wiele tajemnic. Dobrym dowodem na potwierdzenie tej tezy jest ogromny wulkan położony w okolicy równika. Struktura jest wielka, bo rozciąga się na aż kilkaset kilometrów i ma wysokość ponad 9 km. Mars to planeta, która ma największy wulkan w całym Układzie Słonecznym. Mowa o Olympus Mons, który jest trzy razy wyższy od Mount Everest i rozpościera się na powierzchni zbliżonej wielkościowo do Polski. Okazuje się, że przez lata Czerwona Planeta skrywała przed naukowcami inną strukturę tego typu, która również jest ogromna. Mars ma ukryty wulkan, który jest ogromny Naukowcy znaleźli na Czerwonej Planecie kolejny, ogromny wulkan, o czym poinformowano w trakcie wydarzenia 55. Lunar and Planetary Science Conference. Struktura znajduje się na południe od równika Marsa we wschodniej części Noctis Labyrinthus i na zachód od systemu kanionów Valles Marineris. Wulkan nazwany roboczo Noctis jest ogromny, bo ma wysokość około 9 km i rozciąga się na obszarze o szerokości aż 450 km. Naukowcy twierdzą, że niegdyś musiał być bardzo aktywny i to sprawiło, że ma tak wielkie rozmiary. Przy okazji u jego podnóży doszukano się czegoś jeszcze. Naukowcy twierdzą, że na południowo-wschodniej części prawdopodobnie znajduje się wodny lodowiec. Natomiast na jego górze kiedyś miało być jezioro. Ten rejon Marsa znany jest z tego, że zawiera wiele uwodnionych minerałów, które powstały w różnych momentach jego historii. Od długiego czasu podejrzewano działanie w tym względzie wulkanów. Znalezienie wulkanu w tym miejscu może więc nie być aż tak zaskakujące. W pewnym sensie duży wulkan jest długo poszukiwanym śladem. Sourabh Shubham z Uniwersytetu w Maryland Warto tam szukać śladów pradawnego życia Badacze dodają, że w okolicy ogromnego wulkanu znajdują się liczne osady wulkaniczne, które zajmują powierzchnię około 5 tys. km kwadratowych. Ponadto doszukano się różnych zmian, które są efektem zachodzących tam procesów erozyjnych oraz lodowcowych. Dlatego według naukowców okolice wulkanu Noctis są dobrym miejscem dla przyszłych misji na Marsa, gdzie można szukać oznak pradawnego życia oraz dokładniej przyjrzeć się zmianom geologicznym zachodzącym na Czerwonej Planecie. Kto wie, a może z czasem wyląduje tam kolejny łazik, który dostarczy nam o tym obszarze znacznie więcej cennych informacji oraz danych? Jest to możliwe, ale konkretnych planów na razie nie ma. Mars ma ogromny wulkan. /123RF/PICSEL \ Lokalizacja nowego wulkanu na Marsie (Interpretacja geologiczna i opisy - Pascal Lee i Sourabh Shubham 2024) /NASA/USGS Mars globe /materiał zewnętrzny Nowy wulkan Noctis (fot.: NASA Mars Global Surveyor (MGS) Mars Orbiter Laser Altimeter (MOLA); Interpretacja geologiczna i opisy - Pascal Lee i Sourabh Shubham 2024). /NASA /materiał zewnętrzny https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-mars-ma-ogromny-wulkan-skrywal-sie-tam-przez-dziesiatki-lat,nId,7391686
-
Największa znana galaktyka we wczesnym Wszechświecie 2024-03-17. Szczegółowe zdjęcia jednej z pierwszych galaktyk pokazują, że wzrost we wczesnym Wszechświecie był znacznie szybszy niż początkowo sądzono. Udane uruchomienie Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba (JWST), następcy Kosmicznego Teleskopu Hubble’a, przesunęło granice tego, co możemy zobaczyć. Obserwacje wkraczają obecnie w pierwsze 500 milionów lat po Wielkim Wybuchu, kiedy Wszechświat miał mniej niż 5% swojego obecnego wieku. Z perspektywy ludzkiej, ten okres umieszcza Wszechświat we wczesnej fazie rozwoju, podobnej do niemowlęcia. Jednak galaktyki, które obserwujemy, z pewnością nie są niemowlęce. Nowe obserwacje ujawniają, że istnieją galaktyki bardziej masywne i dojrzałe niż wcześniej oczekiwano w tak wczesnym okresie. To z kolei pomaga nam w rewizji naszego zrozumienia procesu formowania się i ewolucji galaktyk. Międzynarodowy zespół badawczy przeprowadził niedawno bezprecedensowo szczegółowe obserwacje jednej z najwcześniejszych znanych galaktyk – nazwanej Gz9p3, które zostały opublikowane w Nature Astronomy. Jej nazwa pochodzi od współpracy Glass (nazwa międzynarodowego zespołu badawczego) i faktu, że galaktyka ma przesunięcie ku czerwieni z=9,3, gdzie przesunięcie to jest jednym ze sposobów opisania odległości od obiektu – stąd G i z9p3. Zaledwie kilka lat temu Gz9p3 pojawiła się jako pojedynczy punkt światła widziany przez HST. Jednak dzięki wykorzystaniu JWST mogliśmy obserwować ten obiekt w stanie, w jakim znajdował się 510 milionów lat po Wielkim Wybuchu, około 13 miliardów lat temu. Odkryliśmy, że Gz9p3 była znacznie bardziej masywna i dojrzała niż oczekiwano dla tak młodego Wszechświata, posiadając już kilka miliardów gwiazd. Bez wątpienia, najmasywniejszy obiekt potwierdzony w tym czasie został obliczony jako 10 razy masywniejszy niż jakakolwiek inna znaleziona galaktyka na tak wczesnym etapie istnienia Wszechświata. Łącznie wyniki te sugerują, że aby galaktyka osiągnęła taki rozmiar, gwiazdy musiałyby rozwijać się znacznie szybciej i wydajniej, niż początkowo sądzono. Najodleglejsze połączenie galaktyk we wczesnym Wszechświecie Gz9p3 jest nie tylko masywna, ale jej złożony kształt natychmiast identyfikuje ją jako jedną z najwcześniejszych galaktyk, jakie kiedykolwiek zaobserwowano. Obraz JWST galaktyki pokazuje morfologię typową dla dwóch oddziałujących galaktyk. Fuzja jeszcze się nie zakończyła, ponieważ wciąż widzimy dwa składniki. Kiedy dwa masywne obiekty łączą się w ten sposób, skutecznie wyrzucają część materii w tym procesie. Tak więc ta wyrzucona materia sugeruje, że to, co zespół zaobserwował, jest jednym z najodleglejszych połączeń, jakie kiedykolwiek zaobserwowano. Następnie ich badanie sięgnęło głębiej, aby opisać populację gwiazd tworzących łączące się galaktyki. Korzystając z JWST, byli w stanie zbadać widmo galaktyki, rozszczepiając światło w taki sam sposób, w jaki pryzmat rozszczepia białe światło na tęczę. W przypadku korzystania wyłącznie z obrazowania, większość badań tych bardzo odległych obiektów pokazuje tylko bardzo młode gwiazdy, ponieważ młodsze gwiazdy są jaśniejsze, a zatem ich światło dominuje w danych obrazowych. Na przykład, młoda jasna populacja powstała w wyniku połączenia galaktyk, licząca mniej niż kilka milionów lat, przyćmiewa starszą populację liczącą już ponad 100 milionów lat. Wykorzystując technikę spektroskopii możemy uzyskać tak szczegółowe obserwacje, że możliwe jest rozróżnienie tych dwóch populacji. Nowe modele wczesnego Wszechświata Niezwykle dojrzała populacja starszych gwiazd nie była przewidywana, biorąc pod uwagę, jak szybko musiałyby powstać gwiazdy, aby osiągnąć tak zaawansowany wiek kosmiczny. Dzięki szczegółowej spektroskopii jesteśmy w stanie zauważyć subtelne cechy starych gwiazd, które wskazują, że ich liczba jest większa, niż sądziliśmy. Określone pierwiastki wykryte w widmie (w tym krzem, węgiel i żelazo) ujawniają, że ta starsza populacja gwiazd musi istnieć, aby wzbogacić galaktykę w obfitość związków chemicznych. Zaskakujący jest nie tylko rozmiar galaktyk, ale także szybkość, z jaką osiągnęły one tak dojrzały chemicznie stan. Te obserwacje dostarczają dowodów na szybkie, wydajne gromadzenie się gwiazd i metali bezpośrednio po Wielkim Wybuchu, co wiąże się z trwającymi zderzeniami galaktyk, co wskazuje, że masywne galaktyki z kilkoma miliardami gwiazd istniały wcześniej, niż sądzono. Samotne galaktyki budują swoją populację gwiazd in situ ze swoich skończonych zbiorników gazu, jednak może to być powolny sposób wzrostu galaktyk. Interakcje między galaktykami mogą przyciągać nowe strumienie nieskazitelnego gazu, zapewniając paliwo do szybkiego formowania się gwiazd, a fuzje zapewniają jeszcze bardziej przyspieszony kanał gromadzenia i wzrostu masy. Największe galaktyki we współczesnym Wszechświecie mają za sobą historię fuzji, w tym nasza własna Droga Mleczna, która urosła do obecnych rozmiarów w wyniku kolejnych połączeń z mniejszymi galaktykami. Te obserwacje Gz9p3 pokazują, że galaktyki były w stanie gromadzić masę we wczesnym Wszechświecie poprzez fuzję, z wydajnością formowania gwiazd wyższą niż się spodziewano. Ta i inne obserwacje za pomocą JWST powodują, że astrofizycy dostosowują swoje modelowanie wczesnych lat Wszechświata. Nasza kosmologia niekoniecznie jest błędna, ale nasze rozumienie tego, jak szybko formowały się galaktyki, prawdopodobnie jest, ponieważ są one bardziej masywne, niż kiedykolwiek sądziliśmy, że jest to możliwe. Te nowe wyniki pojawiają się w odpowiednim momencie, gdy zbliżamy się do dwuletniego okresu obserwacji naukowych prowadzonych za pomocą JWST. Wraz ze wzrostem całkowitej liczby obserwowanych galaktyk, astronomowie badający wczesny Wszechświat przechodzą z fazy odkryć do okresu, w którym dysponujemy wystarczająco dużymi próbkami, aby rozpocząć budowanie i udoskonalanie nowych modeli. Nigdy nie było bardziej ekscytującego czasu, aby zrozumieć tajemnice wczesnego Wszechświata. Opracowanie: Agnieszka Nowak Źródło: • Uniwersytet Melbourne • Urania Gz9p3, najjaśniejsza znana łącząca się galaktyka w ciągu pierwszych 500 milionów lat istnienia Wszechświata. Źródło: JWST https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2024/03/najwieksza-znana-galaktyka-we-wczesnym.html
-
Gigantyczne działo wystrzeli samoloty w kosmos. Imponujący plan Chińczyków 2024-03-17.PSZL. Chiny planują stworzenie ogromnych rozmiarów działa, które pozwoli na wystrzeliwanie samolotów hipersonicznych w przestrzeń kosmiczną – informuje serwis South China Morning Post. „Za podstawę całego przedsięwzięcia należy uznać elektromagnetyczny pas startowy, dzięki któremu można rozpędzić wystrzeliwany pojazd do prędkości 1,6 Macha. Kiedy już do tego dojdzie, taki samolot uruchomi swoje silniki, trafiając w przestrzeń kosmiczną z prędkością siedmiokrotnie wyższą od prędkości dźwięku. Sam pojazd jest przy tym równie imponujących rozmiarów, co wspomniany pas, ponieważ waży około 50 ton i ma długość większą od Boeinga 737” – opisuje inicjatywę portal focus.pl. „W realizacji założeń programu bierze udział firma CASIC będąca gigantem branży lotniczej i obronnej. To właśnie dzięki tej firmie powstał obiekt o długości 2 kilometrów, gdzie prowadzone są testy w warunkach niskiego podciśnienia” – czytamy. Imponująca prędkość „Na tym torze testowym obiekty są rozpędzane do prędkości bliskiej prędkości dźwięku. I choć próg 1000 km/h brzmi imponująco, to w kolejnych latach naukowcy chcieliby wydłużyć tor testowy, by osiągnąć wartości rzędu 5000 km/h” – podaje portal. W Stanach Zjednoczonych pierwsze podobne eksperymenty prowadzono już w latach 90. ubiegłego wieku. Zostały one jednak przerwane ze względu na brak funduszy. źródło: focus.pl, South China Morning Post (fot. VCG via Getty Images, zdjęcie ilustracyjne) TVP INFO https://www.tvp.info/76481949/gigantyczne-dzialo-wystrzeli-samoloty-w-kosmos-imponujacy-plan-chinczykow
-
Polski astronauta przygotowuje się do misji na ISS. Kiedy wystartuje? 2024-03-17. Sandra Bielecka Sławosz Uznański, polski astronauta, który jeszcze w tym roku ma polecieć na Międzynarodową Stację Kosmiczną, prężnie przygotowuje się do misji. Na swoich mediach społecznościowych dzieli się rewelacjami z ćwiczeń przed czekającym go wyzwaniem. Między innymi tłumaczy, jak spać w warunkach mikrograwitacji. Sławosz Uznański leci na ISS Astronauta Sławosz Uznański, jako drugi Polak w historii ma polecieć w kosmos. Pierwszym naszym rodakiem, który odbył lot w kosmos, był Mirosław Hermaszewski, który niestety zmarł w 2022 roku. Dlatego też kolejna osoba z naszego kraju, która ma odbyć taką podróż, wzbudza tyle pozytywnych emocji. Sławosz Uznański na swoich mediach społecznościowych prowadzi cykl #edu dotyczący ciekawostek związanych z pracą astronauty oraz przechodzonych przed misją ćwiczeń. W najnowszym poście dzieli się informacjami na temat tego, jak wygląda życie astronauty w warunkach mikrograwitacji. Dokładniej chodzi o sposób, w jaki śpi się na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Nasz astronauta poleci w kosmos prawdopodobnie już w sierpniu. Warunki mikrograwitacji są wyzwaniem dla człowieka Myśląc o misjach kosmicznych, zapewne nie zastanawiamy się o bardziej przyziemnych rzeczach, które w warunkach mikrograwitacji mogą wyglądać trochę inaczej niż na Ziemi. W ciągu dnia astronauci mają wiele obowiązków związanych z funkcjonowaniem Międzynarodowej Stacji Kosmicznej praz z prowadzonymi przez załogę badaniami. Jednak po wielu godzinach pracy zawsze przychodzi czas na sen. Jak to wygląda w kosmosie? Sławosz Uznański opisuje warunki, w jakich śpią, co do złudzenia przypomina sposób, w jaki sypiają nietoperze, czyli wszystko staje na głowie. W poście możemy przeczytać, że każdy astronauta znajdujący się na pokładzie ISS ma do swojej dyspozycji „jednoosobową zamykaną kajutę”. W związku z tym, że w warunkach mikrograwitacji nie ma większego znaczenia, gdzie jest góra, a gdzie dół, czasami „niektórzy astronauci śpią de facto do góry nogami” – czytamy dalej. Śpimy pionowo w specjalnych śpiworach przyczepionych do ściany. Przywiązujemy się pasami, żeby nie dryfować po całej kabinie, bo groziłoby to obrażeniami. W mikrograwitacji w trakcie snu ciało rzeczywiście odpoczywa, nic nie cierpnie, nic nie uciska. Odpoczywamy dosłownie w locie. Pisze Uznański. Polak na ISS będzie prowadził „eksperymenty technologiczne” Sławosz Uznański będzie przede wszystkim zajmował się przeprowadzaniem eksperymentów zatwierdzonych przez Europejską Agencję Kosmiczną, będą to również projekty zgłoszone przez polskie placówki naukowe. Dzięki udziałowi Polaka mamy okazję przeprowadzić badania, których realizacja wymaga specjalnych warunków, w tym wypadku chodzi o mikrograwitację. Ma przede wszystkim skupić się na eksperymentach technologicznych. Będą to między innymi testy innowacyjnych technologii krajowych firm oraz realizacja programu edukacyjnego skierowanego do uczniów. Polski astronauta Sławosz Uznański /Cezary Pecold / Forum /Agencja FORUM https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-polski-astronauta-przygotowuje-sie-do-misji-na-iss-kiedy-wys,nId,7385473
-
Oferują obiad z widokiem na... Ziemię! Ma być kosmicznie pyszny 2024-03-17. Paula Drechsler Firma SpaceVIP, która zajmuje się turystyką kosmiczną, wprowadza do swojej oferty zupełnie nowe doświadczenie - posiłek przygotowany przez szefa kuchni z gwiazdką Michelin, spożywany podczas obserwacji wschodu słońca nad krzywizną Ziemi. W tym celu przedsiębiorstwo nawiązało współpracę z duńskim szefem kuchni Rasmusem Munkiem, który projektuje iście "kosmiczne" menu. Zainteresowanie lotami przerosło oczekiwania przedsiębiorców. Turystyka kosmiczna to jedna z tych form podróżowania, które wciąż dostępne są wyłącznie dla osób z bardzo zasobnymi portfelami. Takie doświadczenia w przestworzach kosztują bowiem fortunę. Mimo ograniczonego dostępu do tego typu usług wiele specjalizujących się w nich firm nie ustaje w wymyślaniu ciekawych pozycji do swojej oferty. SpaceVIP wpadł na przykład na pomysł zorganizowania wykwintnego posiłku z widokiem na Ziemię. Zjedz obiad w przestworzach. SpaceVIP zorganizuje specjalną wyprawę Jak by to było polecieć w kosmos i zjeść pyszny posiłek z gwiazdką Michelin podczas obserwowania wschodu słońca nad Ziemią? Poniekąd przekonać się mogą o tym chętni, którzy są skłonni zapłacić za podobną sposobność gigantyczną sumę. Firma SpaceVIP postanowiła bowiem wprowadzić do swojej oferty specjalną opcję właśnie w postaci raczenia się smakołykami na pokładzie kapsuły, która zostanie wyniesiona na 30 km nad poziomem morza. Za granicę pomiędzy ziemską atmosferą a przestrzenią kosmiczną przyjmuje się natomiast wysokość 100 km nad powierzchnią globu. Na takim pułapie przebiega umowna linia Kármána. Ściśle wytyczonej granicy między przestrzenią powietrzną a przestrzenią kosmiczną tak naprawdę jednak nie ma. Fizycy przyjmują tutaj ok. 80-100 km, a podróż ze SpaceVIP to osiągnięcie pułapu stratosfery. Taka odległość od Ziemi umożliwia już jednak podziwianie słońca wstającego nad jej krzywizną. - Z radością ogłaszamy, że SpaceVIP będzie gospodarzem pierwszego stratosferycznego posiłku z szefem kuchni Michelin Rasmusem Munkiem z restauracji Alchemist na pokładzie Neptuna firmy Space Perspective, pierwszej na świecie kapsuły kosmicznej neutralnej węglowo - podała firma na Instagramie. Kosmicznie smaczny posiłek i kosmiczne ceny za lot. Oferta SpaceVIP tylko dla bogaczy Pomysł SpaceVIP to pierwsza taka okazja w historii, ale skorzystać będą mogli z niej tylko najbogatsi. Koszt to bowiem prawie 500 tys. dolarów od osoby. W cenie jest przelot, posiłek inspirowany wszechświatem i oglądanie wschodu słońca, a także szyte na miarę skafandry. Odkrywcy wznoszą się na 30 tys. metrów nad poziomem morza, gdzie będą jeść, oglądając wschód słońca nad krzywizną Ziemi. Każdy pasażer będzie ubrany przez francuski dom mody Ogier w stylizacje szyte na wymiar - informuje firma. Dochód z wyprawy ma zostać przekazany na szczytny cel. Środki mają być skierowane do The Space Prize, w celu wspierania równości płci w nauce i technologii. "Wspieramy kobiety w udziale w rozwijającej się gospodarce kosmicznej. Space Prize Challenge daje im możliwość rozpoczęcia kariery w kosmosie", pisze o sobie organizacja. Dziesiątki zainteresowanych lotem ze SpaceVIP. Kusi jedzenie inspirowane kosmosem Kapsuła ma pomieścić sześciu gości, a pierwszy rejs z oferowanym na pokładzie wykwintnym posiłkiem odbędzie się w przyszłym roku. Loty testowe rozpoczną się natomiast już niedługo, w przyszłym miesiącu. Firma twierdzi, że zainteresowanie nowym doświadczeniem przeszło ich oczekiwania. - Pojawiły się już dziesiątki zakwalifikowanych uczestników, którzy wyrazili ogromne zainteresowanie tym doświadczeniem - powiedział Bloombergowi założyciel SpaceVIP, Roman Chiporukha. Natomiast szef kuchni i współwłaściciel restauracji Michelin - Alchemist w Kopenhadze powiedział Bloombergowi, że projektowany przez niego posiłek, które zostanie zaserwowany na pokładzie chętnym, nawiązuje do przestrzeni kosmicznej. Menu ma być tematyczne i inspirowane m.in. aerożelami oraz innymi atrybutami kojarzonymi z podróżami w kosmos. SpaceVIP twierdzi ponadto, że to zaledwie początek nowych pomysłów do ich oferty. To pierwsza z serii wypraw we współpracy z najlepszymi specjalistami, której celem jest wykorzystanie mocy podróży pozaziemskich do podniesienia ludzkiej świadomości i promowania powszechnej wiedzy o kosmosie - powiedział Roman Chiporukha, założyciel SpaceVIP. Kapsuła Neptune z balonem kosmicznym SpaceBalloon ma wystartować pod koniec 2025 roku z Kennedy Space Center na Florydzie. "Kapsuła statku kosmicznego Neptune pozostaje przymocowana do SpaceBalloon przez cały lot od startu do wodowania, zapewniając płynnie bezpieczny i delikatny lot", zapewnia Space Perspective. Firma zajmująca się turystyką kosmiczną wprowadza do oferty nowe doświadczenie - wykwintny posiłek z widokiem na Ziemię. Zdj. ilustracyjne. /123RF/PICSEL /123RF/PICSEL Już niedługo chętni będą mogli polecieć w kapsule nad Ziemię, by skosztować smakołyków od szefa kuchni Michelin. /SpaceVIP, joinspacevip /Instagram Chętni wyruszą na sześć godzin na wysokość trzy razy wyższą niż w przypadku standardowego samolotu pasażerskiego. /SpaceVIP, Space Perspective /materiały prasowe https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-oferuja-obiad-z-widokiem-na-ziemie-ma-byc-kosmicznie-pyszny,nId,7395414
-
Rosnące znaczenie Polski w przemyśle kosmicznym. Mamy się czym pochwalić! 2024-03-17. Sandra Bielecka Przemysł kosmiczny i technologie wykorzystywane podczas tego typu misji kojarzą się wielu z nas z USA, NASA i Elonem Muskiem. Jednak Polska też może się pochwalić na tym polu nie lada osiągnięciami. Co więcej, polskie firmy i przedsiębiorstwa w sektorze technologii kosmicznych doceniane są na przykład przez Europejską Agencję Kosmiczną i nie tylko. Polskie podmioty zaczynają stawać się godną konkurencją dla zagranicznych, biorąc udział w przełomowych misjach i dokładając cegiełkę do rozwoju światowej technologii kosmicznej. Polacy biorą udział w ważnych misjach, tworząc podwaliny do dalszej eksploracji kosmosu Cudze chwalicie, swego nie znacie, można by rzecz, ponieważ polski sektor kosmiczny prężnie się rozwija i zyskuje coraz większe uznanie na arenie międzynarodowej. Firma SpaceForest może pochwalić się osiągnięciami związanymi z rakietą Perun, która stanowi jeden z flagowych projektów kosmicznych obecnie prowadzonych w Polsce. W czerwcu zeszłego roku pisaliśmy o tym, że rakieta Perun polskiej firmy SpaceForest wykonała pomyślnie lot testowy, wznosząc się na wysokość 22 kilometrów. W listopadzie w ramach misji Transporter-9 firma SpaceX, której dyrektorem generalnym jest Elon Musk, wysłała na pokładzie Falcona 9 satelitę z Gliwic. Satelita Intuition-1 to urządzenie, którego zadaniem jest między innymi gromadzenie i analiza danych na potrzeby rolnictwa, gospodarki leśnej oraz ochrony środowiska. Zbudowany został przez gliwicką firmę KP Labs, która znana jest przede wszystkim z dostarczania nowoczesnych rozwiązań na potrzeby przedsięwzięć kosmicznych. udział również polskie podmioty, jest związany eksploracją Księżyca i kosmicznym górnictwem. W listopadzie zeszłego roku Europejska Agencja Kosmiczna zatwierdziła projekt Twardowski. Zakłada on współpracę między polskimi podmiotami i zagranicznymi firmami, jednak kluczowe realizacje celów mają zostać utrzymane po stronie Polski. Projekt Twardowski to pierwszy od 20 lat tak duży wkład Polski w europejski rozwój przemysłu kosmicznego. Polskie firmy odegrają kluczową rolę w drugim tego rodzaju projekcie realizowanym przez Unie Europejską. W ramach misji polskie konsorcjum na czele z firmą Creotech Instruments zaprojektuje misję mającą na celu zmapowanie Księżyca dla przyszłych misji załogowych na Srebrny Glob. Dzięki temu będzie można w przyszłości skutecznie wydobywać i przetwarzać minerały i surowce naturalne. Kolejna polska firma, PIAP Space, konstruuje ramię robotyczne, które posłuży do eksploracji Księżyca w przyszłych misjach. Urządzenie zostanie zamontowane na lądowniku należącym do Europejskiej Agencji Kosmicznej. Zadaniem ramienia robotycznego będzie przede wszystkim przenoszenie ładunków. Polska firma zaangażowana jest w misję w ramach projektu Argonaut. Zakłada ona zaprojektowanie lądownika księżycowego, który pomoże wykonać roboty niezbędne do budowy baz księżycowych w przyszłości. Jedną z najbardziej znamiennych misji, w której wzięły udział również polskie podmioty, była misja ESA Euclid. Przełomowa sonda została wystrzelona 1 lipca 2023 roku, a jej głównym celem jest badanie ciemnej energii i ciemnej materii. Polska również ma swój wkład w budowę sondy. Inżynierowie z Sener Polska zaprojektowali, wykonali i przetestowali mechanizmy niezbędne do bezpiecznego montażu ogromnej sondy. Misja ma trwać sześć lat z możliwością ewentualnego jej przedłużenia w zależności od ilości gazu użytego do napędu. Warto również podkreślić fakt, że najprawdopodobniej już w tym roku na jesień, polski astronauta, Sławosz Uznański poleci na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Będzie się tam zajmował między innymi projektami naukowymi i eksperymentami zaproponowanymi przez polskich naukowców i placówki badawcze, które zostały przyjęte do realizacji przez POLSĘ i Europejską Agencję Kosmiczną. SENER Polska stworzy dla Europejskiej Agencji Kosmicznej największy zestaw MGSE w swojej historii Mechanical Ground Support Equipment (MGSE) to specjalistyczne urządzenia naziemne, których rolą jest wspieranie i nadzorowanie misji kosmicznych. Odbywa się to od momentu przygotowań na Ziemi, aż po prowadzenie i zakończenie misji w przestrzeni kosmicznej. Są to urządzenia niezbędne do prowadzenia misji między innymi pod względem logistycznym i technicznym. Są to takie urządzenia jak adaptery do testów, kontenery, stabilizujące stelaże, urządzenia transportowe, które odznaczają się nie tylko imponującymi rozmiarami, ale i wagą przekraczającą nawet kilkanaście ton. Bez tych urządzeń misje nie mogłyby zostać przeprowadzone, ponieważ umożliwiają testy, transport oraz montaż sprzętu kosmicznego. Dzięki temu identyfikacja potencjalnych problemów oraz optymalizacja sprzętu odbywają się jeszcze przed rozpoczęciem misji. Często skupiamy się na zaawansowanych technologicznie mechanizmach, które wysyłane są w kosmos, ale równie istotne są te pełniące rolę wsparcia podczas wszelakich operacji naziemnych. Wymagające procedury testowe, precyzyjna integracja sprzętu kosmicznego i satelity czy zadbanie o bezpieczny transport delikatnych części, zarówno na terenie hal produkcyjnych, jak i pomiędzy różnymi lokalizacjami testowymi oraz integracyjnymi na całym świecie. Wszystko to przekłada się na późniejsze działanie satelitów i znajdujących się na nich instrumentów w przestrzeni kosmicznej, minimalizuje ryzyko i ewentualne straty. Mówi Jakub Pierzchała, Business Development Manager w polskim oddziale Sener. Polskie urządzenia MGSE doceniane są na świecie Firma Sener Polska od 10 lat pracuje nad doskonaleniem urządzeń, stale budując swoje kompetencje na polu inżynierii kosmicznej. Zaczynając od produkcji pojedynczych komponentów, z czasem zyskali tak duże uznanie, by aktualnie realizować największe w swojej historii zamówienie dla Europejskiej Agencji Kosmicznej. Sener Polska bierze udział w misji FORUM (Far-infrared Outgoing Radiation Understanding and Monitoring) programu Earth Explorer Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA). Ma ona na celu pomiar promieniowania podczerwonego emitowanego przez Ziemię w obszarze dalekiej podczerwieni. Głównym założeniem misji jest zrozumienie efektu cieplarnianego oraz zebranie danych niezbędnych do dokonania precyzyjnej oceny zmian klimatu, co pozwoli wesprzeć decyzje światowych rządów w sprawie przeciwdziałaniu tych zmian. W projekcie FORUM Sener Polska współpracuje między innymi z CBK PAN. Jako podwykonawca Centrum Badań Kosmicznych PAN odpowiedzialne jest za analizę systemu termicznego i projekt Urządzenia do obsługi testów termiczno-próżniowych (Thermal-Vacuum Fixture). Natomiast lokalni dostawcy odpowiedzialni są za obróbkę i spawanie części niezbędnych do budowy urządzeń. W kontekście misji FORUM urządzenia MGSE są niezwykle ważne, odgrywając kluczową rolę w dostosowaniu całego sprzętu do wymagających i zaawansowanych standardów, które narzucane są przez OHB oraz ESA. Dostosowaliśmy mechanizmy do poziomu ISO-5, standardu dotyczącego czystości powietrza, który narzuca bardzo surowe wymagania odnośnie do ilości mikroskopijnych cząstek, takich jak kurz czy pył, które mogą być obecne w powietrzu. W praktyce, utrzymanie takiej czystości oznacza minimalizację potencjalnych zanieczyszczeń, co jest kluczowe w skomplikowanych procesach pomiarowych i uzyskaniu najwyższej jakości danych. Podkreśla Przemysław Rudziński, Project Manager projektu FORUM w polskim oddziale Sener. MGSE kluczową specjalizacją polskiego sektora kosmicznego Urządzenia MGSE są kluczowe dla powodzenia misji. Niezbędne są również przy dbaniu o bezpieczeństwo misji jeszcze przed jej startem. Dzięki nim inżynierowie są w stanie wyeliminować wszelkie usterki jeszcze na Ziemi. Ogranicza to ryzyko niepowodzenia misji oraz zaburzeń w prowadzonych badaniach. Wiele z tych urządzeń powstaje właśnie w naszym kraju. Polscy inżynierowie, w tym ci pracujący dla Sener Polska, pracowali przy takich projektach jak misja Euclid ESA. Teraz firma Sener Polska pracuje nad kolejnym gigantycznym projektem, w ramach którego ma zostać dostarczonych zestaw 15 urządzeń MGSE do zaplanowanej na 2029 rok misji Comet Interceptor. W ramach misji Comet Interceptor badane będą komety i inne obiekty znajdujące się w Układzie Słonecznym. Jak czytamy na stronie Centrum Badań Kosmicznych PAN, w misji mają wziąć udział trzy sondy nazwane roboczo „A”, „B1” i „B2”. Mają one trafić w 2028 roku na orbitę tymczasową, by czekać tam na odpowiedni obiekt do przeprowadzenia badań. Konkretniej chodzi o zbadanie tak zwanej „świeżej” komety. Od ich odkrycia do zbliżenia się do Słońca mija czasami zaledwie kilka miesięcy, co za tym idzie, sprzęt musi już czekać w gotowości do działania. Autorzy projektu zaproponowali rozwiązanie do tej pory niepraktykowane. Sonda zostanie „zaparkowana” w przestrzeni kosmicznej, by tam spokojnie czekać na odpowiedni obiekt. Polski sektor kosmiczny rozwija się niezwykle dynamicznie Oprócz urządzeń MGSE aktualnie polski sektor kosmiczny skupia się na obszarach aplikacji i przetwarzania danych satelitarnych. Według Przemysława Rudzińskiego, Projekt Managera w Sener Polska: “Polski sektor kosmiczny obecnie skupia się między innymi na obszarach aplikacji i przetwarzania danych satelitarnych, bezpieczeństwa kosmicznego, elektroniki i komunikacji satelitarnej, mechanizmów, struktur i robotyki kosmicznej, instrumentów i systemów satelitarnych oraz systemów wynoszenia. W ciągu ostatniej dekady Polacy zrealizowali w ramach ESA około pięciuset projektów, których wartość szacowana jest nawet na 115 milionów euro”. W tym roku polski astronauta wyruszy na ISS /123RF/PICSEL SpaceX/ Falcon 9 /materiały prasowe Sławosz Uznański ma 39 lat. Może być drugim Polakiem w kosmosie. /Paweł Wodzyński /East News Teleskop kosmiczny Euclid /ESA. Acknowledgement: Work performed by ATG under contract for ESA., CC BY-SA 3.0 IGO /materiały prasowe https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-rosnace-znaczenie-polski-w-przemysle-kosmicznym-mamy-sie-czy,nId,7383662
-
Wiosenny powrót Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) nad wieczorne polskie niebo 2024-03-17. Andrzej Już 20 marca będziemy mogli cieszyć się powrotem wiosny, a co za tym idzie bardziej sprzyjającymi temperaturami, które z całą pewnością będą usprawniać obserwacje wieczornego nieba. Warto więc wykorzystać ten czas m.in. na obserwacje Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) nad polskim niebem. O tym, że przeloty stacji (ISS) są bardzo widowiskowe nie musimy chyba nikogo przekonywać. Cieszyć swój wzrok tą popularną wśród miłośników astronomii atrakcją będziemy mogli od 13 do 31 marca. Wyobraźmy sobie, że nagle nad naszym domem przelatuje olbrzymi statek kosmiczny, szeroki niczym boisko do piłki nożnej, zbudowany z ogniw słonecznych. Ten niesamowity obiekt pojawia się niemal codziennie na nocnym niebie i możemy obserwować go bez większego wysiłku nieuzbrojonym okiem. Stacja jest na tyle duża, a jej moduły baterii słonecznych odbijają tyle światła słonecznego, że jest widoczna z Ziemi jako bardzo jasny obiekt poruszający się po niebie z jasnością nawet do -5,8 magnitudo podczas perygeum przy 100% oświetleniu. Przy obecnych danych dostępnych w internecie oraz możliwości śledzenia położenia stacji na żywo jesteśmy w stanie przewidzieć pojawienie się jej na nocnym niebie z dokładnością do kilkunastu sekund. Poniżej przedstawiamy widoczne przeloty stacji (ISS) na najbliższe dni. Przypominamy również o możliwości śledzenia aktualnego położenia stacji na naszym portalu. W zależności od naszej lokalizacji, różnica w pojawieniu się stacji (ISS) na niebie może wynieść +/- 5 minut od danych zamieszczonych w tabeli. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) fot. NASA Dane przelotów zostały wygenerowane przez portal heavens-above.com Astronomia24 https://www.astronomia24.com/news.php?readmore=1367
-
Naukowcy twierdzą, że satelity płonące w atmosferze mogą zaszkodzić ziemskiemu polu magnetycznemu Autor: tallinn (2024-03-17) Konstelacje satelitów komunikacyjnych, takich jak sieć Starlink, oprócz oczywistych problemów w obserwacjach astronomicznych i śmieci orbitalnych, mogą stwarzać także inne, jeszcze nieznane zagrożenia. Zdaniem amerykańskiej fizyk i kandydatki nauki z Uniwersytetu Islandzkiego, Sierra Solter-Hunt, cząstki metali z satelitów spalające się w atmosferze mogą w przyszłości mieć katastrofalny wpływ na pole magnetyczne Ziemi z wieloma nieprzyjemnymi konsekwencjami. Każdego dnia około 50 ton skał z kosmosu wyparowuje do atmosfery planety. Pozostawiają po sobie 450 kg zjonizowanego pyłu (w wyniku interakcji ze zjonizowanymi gazami w powietrzu). Zanieczyszczenie to reprezentują głównie minerały, podczas gdy jeden satelita Starlink drugiej generacji to 800 kg praktycznie czystego metalu. Kiedy satelita płonie, do atmosfery wyrzucane są metale przewodzące i ich tlenki. Pył przewodzący może potencjalnie stworzyć warunki do awarii i w najbardziej krytycznym przypadku po prostu wpływać na pole magnetyczne Ziemi, aż do jego zniszczenia. W swojej pracy Sierra Salter-Hunt bada taki pył, który nazywa pyłem plazmowym. Napisana przez nią praca nie została jeszcze zrecenzowana i jest dostępna wyłącznie w witrynie arXiv jako przeddruk. Naukowcy, którzy się z nią spotkali, uważają wnioski jej koleżanki za przesadzone, choć dostrzegają także potrzebę dyskusji na ten temat. Oczywiste jest, że jeśli zostanie rozmieszczona pełnowymiarowa konstelacja Starlink złożona z 42 tysięcy satelitów (nie mówiąc już o innych), na Ziemię będą spadać codziennie dziesiątki urządzeń. Ilość drobnego pyłu metalicznego w atmosferze zacznie rosnąć w imponującym tempie. Objętość przewodzącej zawiesiny w atmosferze może szybko konkurować z pasami radiacyjnymi wokół Ziemi. Naukowca szczególnie niepokoi utrata stabilności warstwy ozonowej, która chroni życie na Ziemi przed promieniowaniem ultrafioletowym Słońca. Nawiasem mówiąc, już wcześniej w recenzowanych czasopismach publikowano już prace dotyczące destrukcyjnego wpływu spalania aluminium z satelitów w atmosferze na warstwę ozonową. Zagrożenie, co warto zauważyć, nie jest wcale iluzoryczne. W zeszłym roku NASA przeprowadziła badania stratosfery i górnych warstw atmosfery, które wykazały obecność ponad 20 metali i minerałów, których nie ma w meteorytach. Przynoszą je tam spadające i płonące satelity. Może to bezpośrednio wpłynąć na klimat planety, na przykład poprzez zmniejszenie nasłonecznienia lub przyspieszenie opadów. Zdecydowanie nie można odkładać tej kwestii na później i przynajmniej należy ją teraz omówić. Źródło: kadr z Youtube https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/naukowcy-twierdza-ze-satelity-plonace-w-atmosferze-moga-zaszkodzic-ziemskiemu-polu
-
Misje kosmiczne XX wieku: Program Gemini 2024-03-17. Milena Nowak Program Gemini, realizowany w latach 1963-1966, był kolejnym kamieniem milowym w wyścigu na Księżyc. Początkowo miał nosić nazwę Mercury Mark II, w nawiązaniu do poprzedniego projektu Mercury, tylko, że z dodaną rzymską dwójką, bo w nowych misjach zakładano loty dwuosobowe. Jednak ostatecznie wybrano nazwę Gemini – inspirację stanowiła konstelacja Bliźniąt. Głównym celem programu było wyćwiczenie czynności nieodzownych do przeprowadzenia udanego lotu na Księżyc: dokowania na orbicie, wytrzymywania w nieważkiej kapsule przez około dwa tygodnie, a także wykrywania potencjalnych problemów i niedociągnięć, póki jeszcze był na to czas. Najważniejsze osiągnięcia programu obejmują udane spotkania orbitalne, pierwszy w historii astronautyki USA spacer kosmiczny oraz znaczne zwiększenie precyzji manewrów orbitalnych. Nowy program, nowi astronauci Na potrzeby programu Gemini zrekrutowano dziewięciu nowych śmiałków, a potem jeszcze czternastu, myśląc przyszłościowo o programie Apollo. Nowa dziewiątka, tak jak Siódemka Mercurego, w procesie rekrutacji musiała przejść rygorystyczną serię badań, zarówno psychologicznych, jak i fizycznych. Nowi kosmiczni bohaterowie również cieszyli się zainteresowaniem mediów, choć nie w tak dużym stopniu, ale podobnie jak poprzednicy mieli podpisany kontrakt z magazynem Life. Opiewał on na tę samą kwotę – 500 000 dolarów rocznie – do równego podziału między całą dziewiątkę; wcześniej tę samą kwotą dzieliła się siódemka, więc nowicjusze nie byli tak zmobilizowani do udzielenia wywiadów jak poprzednicy. „Ostatnia Czternastka”, wśród której figurowały takie nazwiska jak Collins i Aldrin, znała się lepiej od poprzedników na kwestiach techniczno-naukowych, ale za to miała mniej doświadczenia jako piloci. Nowi astronauci byli też nieco młodsi od swoich poprzedników. Kapsuła jak na pilota przystało Kapsuła użyta w programie Gemini szybko otrzymała miano Gusmobile – drugi Amerykanin w kosmosie, Vigil Ivan „Gus” Grissom, był bardzo zaangażowany w jej projekt i budowę. Jako, że był pilotem, zależało mu na stworzeniu statku dla pilota z prawdziwego zdarzenia. Podczas gdy ten użyty w programie Mercury spotykał się z wyśmiewaniem ze strony lotników niezaangażowanych w wyścig kosmiczny, kapsułę Gemini traktowano z dużo większą powagą. Przede wszystkim pilot mógł nią w pełni sterować we wszystkich osiach; rola naziemnej kontroli lotów ograniczała się do aktualizowania danych komputerowych. Mój pojazd kosmiczny Gemini był orbitalnym odpowiednikiem samolotu myśliwskiego, […] moim ulubionym statkiem powietrznym. – Walter Schirra, jeden z Siódemki Mercurego Mimo ulepszeń, statek Gemini, podobnie jak Mercury, był ciasny – na jednego astronautę przypadał 1 m³ przestrzeni. Zachował również stożkowaty kształt aerodynamiczny podobny do poprzednika. Całkowita długość statku wynosiła 5,6 metrów, a średnica w najszerszym miejscu – 3 metry. Składał się z dwóch modułów – załogowego i silnikowego. W dziobie modułu załogowego znajdowały się spadochrony oraz radar. Między sekcją dziobową a kabiną załogi zamontowano zbiorniki paliwa wraz z utleniaczem oraz osiem silników korygujących orientację statku podczas wchodzenia w atmosferę. W kabinie znajdowały się fotele, prymitywny komputer pokładowy oraz inne instrumenty niezbędne do sterowania kapsułą. W module silnikowym umiejscowiono m.in. cztery silniki na paliwo stałe oraz systemy podtrzymywania życia. 100% udanych startów W 1961 roku firma Glenn L. Martin zaproponowała NASA, by w nowym programie kosmicznym jako rakiety użyć ich pocisku balistycznego, Titan II. Inżynierowie przystali na tę propozycję, jako że Titan II była mocniejsza niż pozostałe rakiety, do jakich NASA ówcześnie miała dostęp. W maju 1963 Titan borykał się z problemem – na skutek niestabilnego spalania w silniku siła ciągu ulegała zmianie, przez co cała konstrukcja oscylowała. Drgania nie stanowiłyby przeszkody w lotach bezzałogowych, aczkolwiek dla astronauty lot w wibrującym statku byłby groźny dla zdrowia. USAF rozpoczęło prace nad niezbędnymi poprawkami. Ich tempo nie zadowalało NASA; wszyscy w agencji spieszyli się, by sprostać celowi wyznaczonemu przez Kennedy’ego – wysłać człowieka na Srebrny Glob do końca dekady. W pewnym momencie mieli nawet zrezygnować ze współpracy i użyć rakiety Von Brauna, Saturna I. Wkrótce jednak USAF wprowadziło niezbędne ulepszenia – m.in. dodało rury ciśnieniowe w przewodach utleniacza – dzięki czemu Titan był gotowy do lotu. Nowa dwustopniowa rakieta miała niemal 33 m wysokości oraz 3 m średnicy. Pierwszy człon napędzany był przez dwa silniki o łącznej sile ciągu 195 ton, a drugi przez jeden silnik o ciągu 45 ton. Te parametry pozwalały na wyniesienie do 3600 kg ładunku na LEO. Przez cały okres działania rakiety wystartowała ona 12 razy, a każdy z tych lotów należał do udanych. Loty bezzałogowe Przed oczekiwanymi lotami z astronautami na pokładzie musiały odbyć się loty próbne – Gemini 1 oraz Gemini 2. Ta pierwsza, Gemini 1, była misją orbitalną, która miała na celu przetestowanie sprawności rakiety oraz jej integralności z kapsułą. Pozostałe cele obejmowały: pomiary osiągów rakiety, zmierzenie precyzji wejścia na orbitę, a także test systemu wykrywania usterek. Obserwacje oraz pomiary trwały zgodnie z planem 4 godziny i 50 minut. Po tym czasie kapsuła okrążała Ziemię jeszcze ponad 3 dni, zanim, również zgodnie z planem, spłonęła w atmosferze. Misja Gemini 2 była natomiast suborbitalna i skupiała się na sprawdzeniu trwałości osłony termicznej oraz systemów statku Gemini. Lot trwał nieco ponad 18 minut i tym razem odzyskano kapsułę; dziś można ją zobaczyć na wystawie w muzeum na przylądku Canaveral. Incydent z kanapką z wołowiną Na początku 1964 roku ogłoszono składy załóg Gemini 3: pierwotnej i zapasowej. Jako, że u Alana Sheparda, członka załogi pierwotnej i pierwszego Amerykanina w kosmosie, zdiagnozowano chorobę Ménière’a, to tej drugiej załodze – Walter’owi Schirrze oraz John’owi Youngowi – przyszło lecieć w kosmos w ramach tej misji. Była to pierwsza wieloosobowa misja kosmiczna USA, ale nie na świecie – tu znowu wiedli prym Sowieci, którzy kilka miesięcy wcześniej wysłali w kosmos trzech astronautów. Co ciekawe, Gemini 3 była jedyną misją w programie, w której kapsuła miała swoją nazwę. Gus Grissom, zainspirowawszy się musicalem Niezatapialna Molly Brown, zasugerował, by nazwać statek The Molly Brown. Było to nawiązaniem do jego debiutanckiej misji, w trakcie której jego kapsuła zatonęła. NASA z początku uznała, że nazwa jest dla agencji ośmieszająca, jednak po usłyszeniu kolejnej propozycji – Titanic – zgodziła się na tę pierwszą nazwę. Mimo naukowego podejścia, w środowisku astronautów i inżynierów NASA nie brakowało przesądów. Przed pięciogodzinną misją astronauci zostali tradycjonalnie obudzeni przez Deke’a Slaytona, by następnie zjeść śniadanie złożone z jajek i steka (to samo jadł Shepard przed swoim debiutanckim lotem, z którego wrócił żywy). Jednakże najwyraźniej astronauci nie byli najedzeni – niedługo po starcie zjedli po kilka kęsów kanapki z wołowiną, którą nieopierzony Young przemycił w kieszeni skafandra. Kontrola lotów nakazała schowanie kanapki – w stanie nieważkości dryfujące okruchy mogły zniszczyć układy elektroniczne kapsuły. Po powrocie na Ziemię załoga dostała reprymendę i zaczęto uświadamiać nowe załogi przed negatywnymi konsekwencjami niepożądanych zachowań. Poza opisanym incydentem lot był udany – zrealizowano podstawowe cele misji z wyjątkiem jednego. Z sukcesem zmieniono parametry orbity i przetestowano możliwości kapsuły; nie udało się natomiast precyzyjnie ustawić kąta natarcia statku podczas wejścia w atmosferę. Poza tym, zrezygnowano z wykonania jednego z trzech eksperymentów naukowych, a pozostałe wykonano częściowo. Amerykański Orzeł Kolejna misja, Gemini 4, była już dłuższa niż poprzednie – trwała 4 dni. Czas ten pozwalał na przetestowanie, jak ludzki organizm odnajduje się w kosmicznych warunkach przez dłuższy czas. Najważniejszym kamieniem milowym misji był pierwszy w historii USA spacer kosmiczny. Podczas spaceru kapsuła Eda White’a oraz Jamesa McDivitta miała utrzymywać stałą odległość – 6 metrów – względem drugiego stopnia rakiety Titan II, by za pomocą pistoletu odrzutowego White mógł się do niego przedostać. Niestety nie udało się dokonać ostatniego założenia, jednak pozostałe elementy EVA uznano za sukces. Spacer White’a trwał 20 minut. Podczas niego astronauta podziwiał piękno naszej planety, dryfując w otchłani kosmosu. Był tak zachwycony, że ciężko go było namówić, by wrócił na pokład. Mimo, że NASA zabroniła nadawania misji kryptonimów, załoga na pamiątkę tego wydarzenia ochrzciła misję American Eagle, czyli Amerykański Orzeł. Kosmiczne rendezvous Dzięki innowacji, jaką było zasilanie statków ogniwami paliwowymi, misje począwszy od Gemini 5 trwały dłużej, bo aż do 2 tygodni. Pierwszym czternastodniowym lotem był Gemini 7, z Frankiem Bormanem oraz Jamesem Lovellem na pokładzie. Podczas misji przeprowadzono aż 20 eksperymentów naukowych – więcej, niż podczas jakiejkolwiek innej. Jednak najważniejszym osiągnięciem misji było spotkanie orbitalne ze statkiem Gemini 6A, na pokładzie którego znajdowali się Walter Schirra oraz Thomas Stafford. W szczytowym momencie obydwie kapsuły zbliżyły się na odległość 30 cm, co wymagało nie lada precyzji. Inną istotną kwestią było utrzymywanie higieny – nietrudno domyślić się, że siedząc dwa tygodnie w ciasnej puszce bez okien łatwo o zaniedbanie tej kwestii. Aby uniknąć gromadzenia się płatów skórnych wewnątrz kabiny, astronauci myli włosy szamponem przeciwłupierzowym codziennie przez 2 tygodnie poprzedzające misję, a wyleciawszy w kosmos, zdjęli skafandry ciśnieniowe, by ich skóra mogła zachować lepsze nawilżenie. Mimo starań, podjęte kroki nie rozwiązały problemu braku higieny w kosmosie. Po wodowaniu dwaj z trzech nurków zabezpieczających kapsułę otworzywszy właz, zwymiotowało. Pierwsze dokowanie z Ageną Agena była statkiem kosmicznym bez załogi, który był wykorzystywany do ćwiczeń dokowania w programie Gemini, począwszy od misji Gemini 8. Statek ten wystrzelano zwykle kilka godzin przed startem misji załogowej, by mógł dolecieć na założone parametry orbity i tam czekać na załogę. Podczas misji Gemini 8 przeprowadzono pierwsze dokowanie z Ageną. Po namierzeniu statku i zbliżeniu się na odległość 46 metrów, załoga przez pół godziny obserwowała obiekt, by upewnić się, że nie uległ żadnym uszkodzeniom podczas startu. Gdy astronauci otrzymali przyzwolenie na dokowanie, Armstrong zaczął zbliżać się do Ageny z prędkością 8 centymetrów na sekundę; proces dokowania przebiegł pomyślnie. Po dokowaniu niespodziewanie pojawił się poważny problem. Gdy astronauci znajdowali się poza zasięgiem komunikacji z kontrolą lotów, połączone ze sobą statki zaczęły się obracać. Nie znając przyczyny zaistniałej sytuacji, piloci zdecydowali na wszelki wypadek odłączyć się od Ageny. Wbrew intencjom sprawiło to, że zaczęli wirować jeszcze szybciej. Mimo tego, iż prędkość dochodziła już do jednego obrotu na sekundę i astronauci byli bliscy utraty przytomności, Armstrong z zimną krwią znalazł przyczynę. Okazało się, że silnik numer 8, który odpowiadał za regulację nachylenia osi pionowej, zaciął się w położeniu włączonym. Cały proces hamowania wirowania trwał 30 minut, a podczas niego zużyto 75 procent paliwa. Z tego powodu dla bezpieczeństwa załogi kontrola zadecydowała o awaryjnym wodowaniu kapsuły. Neil Armstrong, mający tendencję do umniejszania wagi problemów, skwitował przebieg misji następującymi słowami: Była to nietrywialna sytuacja. Dalszy ciąg programu Kolejne loty odbywały się regularnie, co dwa miesiące. Przez ten czas zainteresowanie prasy lotami kosmicznymi zdążyło osłabnąć – przestrzeń kosmiczna nie wydawała się publice już tak obca i pełna niebezpieczeństw, jak za czasu programu Mercury. Ostatnie cztery loty obejmowały doskonalenie takich elementów jak: spotkania orbitalne, dokowania oraz spacery kosmiczne. Podczas gdy dokowania i spotkania szły książkowo, każdy z kosmicznych spacerowiczów, prócz Aldrina, zmagał się z mnogością problemów. Za większością z nich stała trzecia zasada dynamiki Newtona, nazywana akcja-reakcja. Utrudniała ona poruszanie się i dotykanie czegokolwiek w przestrzeni kosmicznej. Poza tym, praca w dwudziestojednowarstwowym skafandrze kosmicznym stanowiła nie lada wyzwanie dla młodych śmiałków. Sam Eugene Cernan z załogi Gemini 9 porównał sztywność skafandra do zardzewiałej zbroi – podczas EVA jego tętno dochodziło do 195 uderzeń na minutę, a w wyniku wyczerpania podczas czterodniowej misji schudł sześć kilogramów. Spacer podczas misji Gemini 10 również nie należał do najłatwiejszych – Collins po wykonaniu zaledwie kilku z powierzonych mu zadań utknął między kapsułą Gemini a Ageną. Wydostawszy się z niefortunnej pozycji, zaplątał się w piętnastometrowy przewód łączący go ze statkiem. W wyniku tejże niefortunnej serii zdarzeń spacer Collinsa został przerwany zaledwie po 39 minutach. Misja Gemini 11 nie przyniosła większych postępów w zakresie poruszania się poza statkiem. Zaplanowany dwugodzinny spacer Dicka Gordona, mimo jego dobrego przygotowania, trwał jedynie 44 minuty. Astronauta całkowicie wyczerpany i oślepiony własnym potem dostał rozkaz powrotu do wnętrza statku. Pod jednym względem wspomniana misja wyprzedziła pozostałe – za sprawą pierwszego czynnego satelity komunikacyjnego, Telstara 1, widzowie z osiemnastu krajów mogli na żywo oglądać start Titana II. Przygotowanie do spaceru kosmicznego Gemini 12 i sam spacer zostały wykonane o wiele bardziej profesjonalnie. Wyciągnięto wnioski z poprzednich EVA (Extravehicular activity, czyli określenie spaceru kosmicznego), co pozwoliło na dopracowanie treningów. Rewolucją było ćwiczenie spacerów w basenie – warunki, jakie panują pod wodą najbardziej przypominają poruszanie się w nieważkości. Aldrin podczas lotu odbył aż trzy spacery trwające łącznie pięć i pół godziny, co znacznie przewyższyło wyniki jego prekursorów. Podczas wspomnianych spacerów zamontował kamerę na boku statku, przeprowadził eksperyment na temat mikrometeorytów, wykonał kilka fotografii, a także zajmował się innymi, relatywnie nieskomplikowanymi manualnymi zadaniami. Główny cel misji Gemini 12 został osiągnięty – udowodniono, że w stanie nieważkości da się pracować w sposób bezpieczny i efektywny. Podczas misji przeprowadzono większość z planowanych celów drugoplanowych, w tym eksperymentów naukowych. Między innymi badano, jak rozwija się kijanka żaby w warunkach zerowej grawitacji, a także wykonano szereg fotografii nieba. Nie udało się natomiast zmienić orbity na wyższą z powodu problemów z silnikiem. Podsumowanie Program Gemini był ogromnym sukcesem NASA – każda z misji zrealizowała zarówno swój główny cel, jak i większość tych drugoplanowych. Misje, poza drobnymi wyjątkami, przebiegały podręcznikowo. Wszystko to stanowiło fundament sukcesu programu Apollo. Źródła: • en.wikipedia.org: Project Gemini 23 grudnia 2023 • smithsonianmag.com; D.C. Agle: Flying the Gusmobile 23 grudnia 2023 • astronautix.com; Mark Wade: Titan II GLV 23 grudnia 2023 • popsci.com: Why Did NASA Choose an Untested Missile to Launch Gemini? 27 grudnia 2023 • en.wikipedia.org: Gemini 1 27 grudnia 2023 • en.wikipedia.org: Gemini 2 27 grudnia 2023 • en.wikipedia.org: Gemini 3 27 grudnia 2023 • nasa.gov: Gemini IV 30 grudnia 2023 • nasa.gov: Gemini V 30 grudnia 2023 • nasa.gov: Gemini VII 30 grudnia 2023 • nasa.gov: Gemini VIII 30 grudnia 2023 • nasa.gov: Gemini IX 30 grudnia 2023 • nasa.gov: Gemini X 30 grudnia 2023 • nasa.gov: Gemini XI 30 grudnia 2023 • nasa.gov: Gemini XII 30 grudnia 2023 Zdjęcie w tle: NASA Logo programu Gemini. Źródło: NASA Kontrola lotów w Houston. Źródło: NASA Źródło: Wikimedia Commons Start rakiety Titan II, 23 marca 1965 roku. Źródło: Wikimedia Commons Kapsuła Gemini 2 na wystawie w muzeum na przylądku Canaveral. Źródło: Wikimedia Commons Astronauci Gemini 3 (od lewej): John Young oraz Gus Grissom. Źródło: Wikimedia Commons Śniadanie poprzedzające misję Gemini 7. Przy stole siedzą (zgodnie z ruchem wskazówek zegara): James A. Lovell Jr., Walter M. Schirra Jr., Donald K. Slayton, Virgil I. Grissom, Charles Conrad Jr., Frank Borman. Źródło: NASA Ed White podczas spaceru kosmicznego, 3 czerwca 1965 roku: NASA via Wikimedia Commons Widok na Agenę z pokładu Gemini 8. Źródło: Wikimedia Commons Edwin Aldrin na spacerze kosmicznym, 12 listopada 1966 roku. Źródło: NASA https://astronet.pl/loty-kosmiczne/misje-xx-wieku/misje-kosmiczne-xx-wieku-program-gemini/
-
Rogata kometa 12P/Pons-Brooks po 70 latach odwiedzi ponownie Ziemię 2024-03-16. Sandra Bielecka Mimo że do najbliższego podejścia komety do Ziemi pozostało jeszcze trochę czasu, to w swojej drodze ku Słońcu jest ona widoczna na naszym niebie. Wystarczy dobra lornetka bądź teleskop, by cieszyć się jej widokiem. Astronomowie przewidują, że 2 czerwca 2024 roku znajdzie się najbliżej Ziemi, jednak z Polski będzie wtedy niewidoczna. Rogata kometa coraz bliżej Co prawda najbliższe podejście komety 12P/Pons-Brooks do Ziemi ma nastąpić dopiero w czerwcu, to od jakiegoś czasu możemy ją zaobserwować nad Polską. Jeszcze jest dosyć słaba, dlatego też potrzebujemy odpowiedniego sprzętu do tego, by móc ją zauważyć. Jednak najciekawszy czas jej widoczności dopiero przed nami. 12P/Pons-Brooks to kometa okresowa, która powraca do Słońca co 71 lat. Dlatego też w tym roku mamy niepowtarzalną okazję do tego, by móc ją zaobserwować nawet nieuzbrojonym okiem! Jej szczytowa jasność będzie wynosiła nawet około 4,4 mag, więc jeśli warunki pogodowe będą sprzyjające to lornetka czy teleskop będą tylko dodatkiem do obserwacji. Ostatnio kometa 12P/Pons-Brooks była widoczna w 1954 roku. Jak obserwować? Przede wszystkim musimy zaopatrzyć się w lornetkę bądź teleskop, by móc w ogóle ją dostrzec na nocnym niebie. Jest niezwykle aktywnym obiektem, a swój przydomek zawdzięcza strumieniom pyłu i gazu, które układają się wokół jądra w charakterystyczne rogi. Widoczna jest najlepiej wieczorem około godziny 19. Dostrzec ją można aktualnie w okolicy Galaktyki Andromedy M31. Na ten moment jej jasność czyni ją widoczną przez lornetkę. Jej ogon jednak uwidacznia się jedynie na zdjęciach. Jak donosi Polski AstroBloger: „na przełomie pierwszego i drugiego tygodnia marca kometa przemknie zaledwie 10 stopni nad galaktyką Andromedy”. Wypatrywać jej należy około 25 stopni nad horyzontem. Co więcej, aktualnie możemy się cieszyć bezksiężycowymi nocami, co sprzyja prowadzeniom obserwacji. Warto zwrócić uwagę na kometę już podczas pierwszych dni kwietnia, ponieważ wtedy nastąpi peryhelium. Co za tym idzie, kometa rozbłyśnie i może osiągnąć jasność 5 mag. i będzie stawała się prawdopodobnie coraz jaśniejsza. 10 kwietnia nastąpi koniunkcja 12P/Pons-Brooks z Księżycem, Jowiszem i Uranem. Przed nami najciekawszy okres obserwacji komety, ponieważ podczas najbliższego podejścia do Ziemi nie będzie ona widoczna z Polski. Ponowne spotkanie z Ziemią Obecnie „rogata” kometa pędzi w kierunku Słońca. Jej okres obiegu wynosi 71 lat, a biorąc pod uwagę fakt, że jest jedną z najjaśniejszych znanych komet okresowych, czeka nas wspaniałe widowisko. 12P/Pons-Brooks została odkryta w 1812 roku przez Jean-Louisa Ponsa, a następnie w 1883 roku przez Williama Roberta Brooksa. Najbliższe podejście do Ziemi nastąpi 2 czerwca 2024 roku. Kometa C/2020 F8 (SWAN)/ zdjęcie poglądowe /materiały prasowe Kometa 12P/Pons-Brooks - widoczność od lutego do kwietnia 2024 nad Polską https://www.youtube.com/watch?v=UJH3rz6HbF8 https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-rogata-kometa-12p-pons-brooks-po-70-latach-odwiedzi-ponownie,nId,7383235
-
Jak powstaje promieniowanie kosmiczne? 2024-03-16. Iga Świętorecka 300 odsłon Ziemia jest stale bombardowana przez tajemnicze cząstki o ogromnej energii. Pochodzą one z głębi kosmosu i poruszają się z prędkościami bliskimi prędkości światła. Zjawisko to nazywane jest promieniowaniem kosmicznym, a mechanizm jego powstawania już od ponad 100 lat stanowi dla naukowców zagadkę. Czym jest promieniowanie kosmiczne? Promieniowanie kosmiczne to strumienie wysokoenergetycznych cząstek, pochodzących z odległych części kosmosu. Zostały one odkryte na początku dwudziestego wieku, a określenie „promieniowanie kosmiczne” wprowadził fizyk Robert Millikan w 1925 roku. Zdecydowana większość cząstek promieniowania kosmicznego jest blokowana przez ziemską magnetosferę i atmosferę, jednak jest ich ogromna ilość. Każdego dnia więc biliony z nich docierają do powierzchni Ziemi. Ponad 90% cząstek stanowią jądra wodoru, czyli pojedyncze protony, 9% to jądra helu, a pozostały 1% stanowią jądra ciężkich pierwiastków. Składają się one z hadronów (protonów i neutronów), które zbudowane są z cząstek elementarnych zwanych kwarkami. W skład promieniowania kosmicznego wchodzą także elektrony i pozytrony, a niektórzy uwzględniają także fotony i neutrina. W jaki sposób promienie kosmiczne uzyskują energię? Aby móc poruszać się z prędkościami bliskimi prędkości światła, cząstki promieniowania kosmicznego muszą posiadać mnóstwo energii. Wszechświat potrafi nadać im energię wynoszącą nawet do 1020eV, podczas gdy wybudowane przez człowieka akceleratory, takie jak Wielki Zderzacz Hadronów w CERN, są w stanie osiągnąć co najwyżej 1013eV. Naukowcy wciąż próbują zrozumieć, w jaki sposób promienie kosmiczne uzyskują tak olbrzymią energię. Jedna z hipotez na ten temat głosi, że gdy pędząca cząstka uderza w poruszający się z dużo mniejszą prędkością ośrodek, powstaje turbulentne pole magnetyczne. Może ono działać jak kosmiczny akcelerator cząstek i w odpowiednich warunkach posiadać ogromną moc. Osiągnięcie takich warunków jest możliwe podczas supernowej, czyli wybuchu następującego po śmierci masywnej gwiazdy. Jej zewnętrzne warstwy są wówczas wyrzucane z ogromną prędkością, a następnie uderzają w ośrodek międzygwiazdowy, czyli poruszające się wolno obłoki gazu. W ten sposób cząstki mogą uzyskać energię ok. 109-1012 eV. Supernowe stanowią możliwe źródło promieniowania kosmicznego pochodzącego z Drogi Mlecznej, lecz cząstki o wyższych energiach rzędu 1020 eV muszą z całą pewnością pochodzić z innych galaktyk. Jednym z możliwych źródeł takich cząstek są aktywne jądra galaktyk AGN, w których znajdują się supermasywne czarne dziury o masach miliony lub miliardy razy większych od masy Słońca. Są one otoczone materią, którą stopniowo się żywią, zasilając tym samym jądra galaktyk. Materia ta wiruje pod wpływem ogromnego wpływu grawitacyjnego i świeci jaśniej od otaczających ją gwiazd. Materia, która nie jest doprowadzana do centralnej części czarnej dziury, może zostać skierowana na jej bieguny, skąd zostaje wyrzucona w postaci strumieni materii z prędkością bliską prędkości światła. Kiedy taka wypluta materia uderzy w materię międzygwiazdową, mogą powstać promienie kosmiczne o olbrzymiej energii. Jeszcze innym źródłem promieniowania kosmicznego mogą być takie galaktyki, w których proces formowania się gwiazd zachodzi wyjątkowo szybko, czemu towarzyszą rozbłyski gamma. Dlaczego badanie promieniowania kosmicznego jest trudne? Skoro powstawanie promieniowania kosmicznego towarzyszy najbardziej gwałtownym i spektakularnym wydarzeniom we Wszechświecie, dlaczego naukowcy mają problemy z badaniem jego źródeł? Jednym z powodów jest fakt, że zdecydowana większość cząstek promieniowania kosmicznego posiada ładunek elektryczny. To powoduje, że mają one zdolność oddziaływania z polem magnetycznym. Podczas swej długiej podróży promienie kosmiczne wielokrotnie poddawane są działaniu takiego pola, przez co zmieniają kierunek ruchu. To czyni odtworzenie przebytej przez nie drogi niemal niemożliwym. Istnieje jednak inny, pośredni sposób, aby poznać pochodzenie cząstek promieniowania kosmicznego. Gdy promienie kosmiczne wchodzą w interakcję z gazem, powstają fotony i neutrony. Są to neutralne cząstki, które przemierzają Wszechświat bez żadnych przeszkód. Zamiast więc bezpośrednio badać promienie kosmiczne, można badać wyprodukowane przez nie neutralne cząstki. Być może stworzenie dokładnych modeli 3D opartych na wynikach pomiarów neutrin i fotonów wyemitowanych w wyniku interakcji promieniowania kosmicznego z gazem pozwoliłoby w przyszłości zrozumieć pochodzenie promieni kosmicznych. Korekta – Zofia Lamęcka Źródła: • space.com 17 lutego 2024 Zdjęcie w tle: Webb Space Telescope Ziemia bombardowana przez cząstki promieniowania kosmicznego. Źródło: Robert Lea/ NASA Ilustracja przedstawiająca artystyczną wizję wybuchu z rozbłyskami gamma. NASA/GSFC through Wikimedia Commons https://astronet.pl/wszechswiat/jak-powstaje-promieniowanie-kosmiczne/
-
Polska technologia zastąpi łaziki na Księżycu? 2024-03-16. Polscy inżynierowie stworzyli mechanizm nogi skoczka księżycowego. Robot, powstający na zlecenie Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), ma stanowić alternatywę dla łazików, które nie zawsze radzą sobie w trudnym terenie Księżyca. Polska firma Astronika przedstawiła w środę w Centrum Badań i Technologii Kosmicznych Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA-ESTEC) w Noordwijk (Holandia) ukończony mechanizm nogi skoczka księżycowego - podano w czwartek w komunikacie prasowym. Polacy na zlecenie ESA pracują nad zrobotyzowanym pojazdem, który mógłby wyręczać łaziki. Te tradycyjnie wykorzystywane na Księżycu maszyny nie zawsze radzą sobie w tamtejszym nierównym terenie, pokrytym regolitem (luźną warstwą skał i pyłu). W księżycowych górach, które często stanowią dla łazików barierę nie do pokonania, skoczek będzie mógł swobodnie się poruszać. A właśnie regiony górzyste satelity najbardziej interesują teraz naukowców badających m.in. przeszłość Układu Słonecznego i zasoby złóż naturalnych. W pierwszej fazie projektu polscy inżynierowie zaprojektowali, wykonali i przetestowali nogi skoczka. To kluczowy element dla działania całego robota. Po udanej prezentacji w Centrum Badań i Technologii Kosmicznych firma Astronika liczy, że projekt będzie kontynuowany, a ESA zleci jej wykonanie pełnego modelu maszyny, która miałaby być wykorzystywana podczas misji księżycowych. Zapotrzebowanie na podobne roboty będzie z pewnością wzrastać – już wiadomo, że w najbliższej dekadzie na Księżyc, Marsa i asteroidy tylko NASA, ESA i Chińska Narodowa Agencja Kosmiczna chcą wysłać przynajmniej kilkanaście lądowników. Podobne plany mają też inne kraje i prywatne firmy. Opracowana przez Polaków technologia to rozwiązanie wielu problemów, z jakimi spotykały się dotychczasowe misje kosmiczne podczas lądowań na ciałach niebieskich. Lądowniki przewracały się albo grzęzły w trudnym terenie. Testowane wcześniej roboty skaczące innych producentów sprawdzały się jedynie w warunkach mikrograwitacji (miały niską energię skoku), nie mogłyby więc skutecznie przemieszczać się na Księżycu albo Marsie. Inne maszyny były budowane jako wieloczłonowe konstrukcje kroczące, zużywające dużo energii w krótkim czasie – a to skraca czas operacyjny i ogranicza eksplorację większego terenu. Polski skoczek waży mniej niż 10 kg i jest efektywny energetycznie. Jego twórcy zapewniają, że na Księżycu może skakać na wysokość nawet powyżej 3 m. „Nasze rozwiązanie wykorzystuje koncepcję odpychania się od powierzchni za pomocą lekkich nóg – tak jak robi to konik polny. Skoczek zaprojektowany do grawitacji księżycowej jest łatwo skalowalny także do mniejszych grawitacji. Nasza konstrukcja bazuje na prostocie i wytrzymałości przy bardzo małym poborze mocy” – mówi cytowany w komunikacie inżynier mechanik Łukasz Wiśniewski, kierownik Podczas misji księżycowej zadaniem skoczka mogą być m.in.: określanie składu pyłu księżycowego, prowadzenie pomiarów spektrometrycznych, fotografowanie lądownika-matki z różnych perspektyw oraz analizowanie nośności powierzchni. Wyposażony w kamery skaczący robot może również badać właściwości mechaniczne regolitu. Wiedza na temat księżycowej gleby ma kluczowe znaczenie m.in. dla prac nad przemieszczaniem się pojazdów i ludzi po powierzchni naszego satelity i budowaniem tam ewentualnych baz. Zdobywanie takich informacji dzięki stosunkowo niedrogiemu narzędziu, jakim będzie skoczek, może wpłynąć na zmniejszenie kosztów przyszłych misji kosmicznych. To, jak księżycowy robot będzie ostatecznie wyglądał, okaże się w kolejnych fazach projektu. Twórcy skoczka zakładają połączenie w maszynie kół i skaczących nóg: koło będzie umieszczone na nodze, a ta umożliwi robotowi wybicie się ponad powierzchnię gruntu za pomocą urządzenia, które zostało właśnie zaprezentowane w Centrum Badań i Technologii Kosmicznych ESA. „Dotychczas większość misji eksploracyjnych planowanych było bardzo zachowawczo. Łaziki i lądowniki wysyłano tylko na stosunkowo płaski, bezpieczny teren, który niestety daje informację naukową tylko na temat najświeższej historii ciała niebieskiego. A i tak często maszyny te lądowały w nieprzewidzianie trudnych warunkach albo przewracały się i stawały się powoli bezużyteczne” – mówi Łukasz Wiśniewski. Dodaje, że dużo ciekawsze jest kierowanie instrumentów naukowych w tereny trudno dostępne, np. na klify i skały albo w kaniony. W takich formacjach widać bowiem przekroje skał tworzących ciało niebieskie. „Nikt jednak nie odważy się wysłać łazika wartego kilkaset milionów euro w potencjalnie samobójczą misję. Mały robot skaczący jest stosunkowo niedrogi i łatwo go zabrać na pokład. Jest niczym sprytny i pomocny skaut, który może wykonać zwiad w ryzykownym terenie, zanim wjedzie tam łazik” – tłumaczy szef projektu. Jego zdaniem wykorzystanie skoczka zwiększa bezpieczeństwo i naukową wartość misji – choćby dzięki zdobywaniu informacji o właściwościach mechanicznych powierzchni Księżyca. „Jeżeli skoczek gdzieś ugrzęźnie, to nie szkodzi. Takie właśnie jest jego zadanie, aby dotrzeć tam, gdzie jeszcze nikt nie próbował i wykonać pionierskie pomiary. Jednocześnie misja nie utraci zdolności wykonania swoich głównych celów za pomocą lądownika matki albo łazika” – uważa Wiśniewski. Polacy należą do pionierów w rozwoju tej technologii, która może okazać się przełomowa w sposobie eksploracji ciał niebieskich. Prace nad stworzeniem skoczka zostały sfinansowane przez Europejską Agencję Kosmiczną w ramach programu PLIIS (Polish Industry Incentive Scheme) we współpracy z Centrum Badań Kosmicznych PAN. Projekt był możliwy dzięki współdziałaniu polskiego sektora kosmicznego, Ministerstwa Rozwoju i Technologii oraz Polskiej Agencji Kosmicznej. Źródło:: PAP Autor. ESA SPACE24 https://space24.pl/przemysl/sektor-krajowy/polska-technologia-zastapi-laziki-na-ksiezycu