Skocz do zawartości

12" – kierunek południe


Rekomendowane odpowiedzi

Siedziałem na ściernisku i patrzyłem na M4 czekając na noc astronomiczną. Północne niebo rozjaśnione było jeszcze od Słońca. Kilka dni temu skoszono tu zboże, wokół wciąż czuć było zapach świeżej słomy. Gromada świeciła słabo, ale tej nocy lepszej miało już nie być, albowiem Skorpion dawno minął południk i zmierzał teraz wzniesieniem pola coraz bardziej na zachód. Mimo to widziałem bez trudu, jak charakterystyczny dla tej gromady słupek gwiazd przecina jej dysk.

Właściwie to zamierzałem obserwować dzień wcześniej, ale gdy zajrzałem do środka teleskopu, przeraził mnie widok lustra i wcale nie chodziło o odbicie, a w zasadzie o jego brak. Lustro główne było okropnie zakurzone, a ponieważ nie miałem destylowanej wody, porzuciłem zamysł obserwacji. Ale 15 sierpnia, dnia Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, niebo było błękitne i wszystko zapowiadało dobrą noc, udałem się więc do miasta po wodę. Umyłem oba lustra, a ze środka tuby wymiotłem pajęczyny, które tkwiły tam od miesięcy. Po takim czasie przypuszczać by można, że sieć jest opuszczona lub rzekomy konstruktor jest ogromnych rozmiarów. Tymczasem ze środka wybiegł niewielki pająk, któremu zupełnie nie przypisywałbym tej roboty. Wyczyściłem jeszcze okulary, jeszcze mała poprawka kolimacji i teleskop był gotów.

Od niebieskiego Czajnika zeszedłem po omacku na południowy zachód. Przebijając się lustrem przez grube warstwy atmosfery, miałem nadzieję odnaleźć choć jedną z dwu gromad otwartych Skorpiona, które tak niezwykle rzadko widuje. Nie minęło dużo czasu, jak wpadłem na luźną grupę jasnych gwiazd. Na pierwszy rzut oka najmocniej wybijały się dwa łuki i para słońc, ostatecznie jednak naliczyłem tam 20-30 światełek. Cała ta konstrukcja, w której rozpoznawałem już gromadę Ptolemeusza, mknie w przestrzeni pokonując każdej sekundy 14 kilometrów i powiadają, że zmierza w kierunku US. Zakładając, że zobaczę M7 następnym razem dokładnie za rok, do tego czasu gromada przemierzy jakieś 441 504 000 kilometrów. Sprawdziłem coś jeszcze. Po raz pierwszy dostrzegłem M7 w nocy 28-29 marca 2014 roku. To 9 lat i 5 miesięcy temu. Jeszcze wtedy gromada była o jakieś 4 139 100 000 kilometrów dalej od Ziemi, niż gdy ją odwiedziłem teraz. Ponad cztery miliardy kilometrów. Podobnie daleko od Ziemi znajduje się Neptun. Jednak sama M7 mierzy jakieś 20 lat świetlnych średnicy, a dystans, jaki przebyła przez prawie 9,5 roku, to odległość, jaką światło pokonuje w około 4 godzin. Cóż, wygląda na to, że M7, przy swoich rozmiarach, przesunęła się zaledwie o ułamek, ba, chyba nawet nie drgnęła. A przynajmniej gdybyśmy przesunęli pluszowego misia o tyle, żeby pokonał względem swojej wielkości taki procent, jaki gromada M7 przez 9,5 lat względem swojego ogromu, nie zauważylibyśmy nawet, aby się poruszył.

Odbiłem na północny zachód w poszukiwaniu M6. Przez chwilę znów błądziłem w niedoskonałej ciemności. Tu i ówdzie mijały mnie słabe słońca. A potem nagle zza kadru wysunęło się wspaniałe skupisko gwiazd o motylim kształcie. Jeśli idzie o teleskop i przedzieranie się przez niebo na tej wysokości, kilka kilometrów od miasta, M7 nie mogła konkurować z M6. Długo patrzyłem na ten rzadki widok, kilkukrotnie doliczając się około sześćdziesięciu gwiazd. Lecz mimo wyraźnego obrazu w okularze, obie gromady pozostawały w zasadzie niewidoczne w szukaczu, zaś poprzedniej nocy również nie odnalazłem żadnego ich śladu przez lornetkę 10x50.

Laguna była ogromna, przecięta ciemniejszą wyrwą gdzieś obok gromady otwartej NGC 6530. Natomiast tuż nad nią M20 z łatwością ukazała wąskie pasma. Oprócz tego widać było również bez większego trudu północną część pyłów spowijających gwiazdę, które na zdjęciach zwykle są niebieskie. W gromadzie M21 zauważyłem ciekawy asteryzm, ale szybko wróciłem do wspaniałej Trójlistnej Koniczyny.

Nie uszedłem dużo wyżej, bo zaraz na północ od okolic Laguny pochłonęło mnie ogromne pole gwiazdowe Messier 24. Z pozoru ta gwiezdna chmura wydaje się obiektem iście nieteleskopowym, ale jako że nikt nie przypisuje nakazów do żadnego obiektu, jeśli idzie o sprzęt, którym winno się obserwować, chętnie kieruję tam teleskop, można bowiem odnieść wrażenie, jak gdyby było się w jakimś lesie gwiazd. Pośród tych wszystkich słońc odnalazłem piękny skarb – NGC 6603. W powiększeniu 107-krotnym, oraz bogatym otoczeniu, wygląda wspaniale, mieniąc się garścią drobnych gwiazd.

Wyszedłem z gwiazdowego lasu, musnąłem M18, po czym wpadłem na uderzająco jasną Omegę, która prezentowała się była nadzwyczaj okazale i łabędzio, a im dłużej się patrzyło, tym mgławica bardziej odsłaniała subtelne, nieregularne struktury w dolnej części, powtarzające się co pewien nieduży odstęp niby formujące się daleko, drobne fale Kelvina-Helmholtza. Patrzyłem przez pewien czas, ale już dłużej nie czekałem, bo kawałek dalej znajduje się mgławica Orzeł.

Dotarłszy do M16 zastałem wyraźną sporych rozmiarów mgławicową chmurę. Przyglądając się długo obłokowi, kątem oka zacząłem słabo dostrzegać ciemniejszy obszar, zaraz przy parze jasnych gwiazd. Ciemniejsza sylwetka pojawiała się wielokrotnie tej nocy, niekiedy przybierając owal, czy na pewien krótki moment kształt wąski a podłużny, ostatecznie pozostając czymś bardzo ulotnym, jak pojawiający się słabo obraz postaci na śnieżącym ekranie czarnobiałego telewizora. Nim opuściłem mgławicę Orzeł, zapamiętałem miejsce pojawiania się ciemniejszego zarysu. 
Po obserwacjach przejrzałem zdjęcia i odkryłem, że tam, gdzie widziałem pociemnienie, znajduje się środkowy z trzech Filarów Stworzenia. Obserwacja ta jednak to zbyt mało, abym mógł tak po prostu powiedzieć, że widziałem kolumny gazów w mgławicy Orzeł. Będę wyczekiwał sposobności, gdy znów skieruję tam teleskop, teraz zaś, po ochłonięciu, uznaję Filary za niedostrzeżone, a pociemnienie owe za coś zupełnie innego.

Gdzieś w pewnym momencie pojawiły się w okularze jakieś małe, broniące się przed rozbiciem gromady kuliste, a potem gruchnęła przed oczami M22. I już bardzo długo tu zostałem, gdyż mimo wspaniałych widoków mgławic, uznałem, że to właśnie Messier 22 jest dziś najlepsza. A im dłużej patrzyłem, tym trudniej mi było oderwać wzrok. Zerkając, miało się wrażenie, że gromada jest w trakcie eksplozji i wylatują z niej gwiazdy na wszystkie strony, zastygając łukowato w przestrzeni. Nie tak daleko na południowy zachód odwiedziłem ulegającą rozbiciu sąsiednią M28.

Później przyszedł czas na moje cele, jednakże zdałem sobie sprawę, że pozostały one jedynie skromnym dodatkiem do sesji, która już trwała, można powiedzieć od chwili, gdy wyrwałem Skorpionowi jego nisko wędrujące gromady gwiazd. Niemniej byłem ciekawy, czy uda mi się zobaczyć jeszcze coś dobrego. Wykierowałem teleskop na gwiazdozbiór Strzały, ponieważ pierwszy z obiektów miał znajdować się blisko M71. I choć nie zobaczyłem nic w miejscu Sh2-84, nie żałuję, bo M71 wyglądała naprawdę wspaniale.
Następny cel z kolei był przy samym Wieszaku. Zerknąwszy szybko na grudkę NGC 6802, przesunąłem się na drugi kraniec Collindera 399 i tuż nad nim, po zaledwie chwili, udało się zobaczyć Sh2-83, bardzo malutką mgławiczkę. Obiekt był dosyć słaby, lecz pewny, wyglądał jak szary okruch i bardzo ucieszył oko. Mgławica dostrzegalna była stosunkowo pewnie w 107x, jeszcze łatwiej w 319x.

Stąd blisko już do Palomara 10, obserwacyjnego extremum, któremu jak dotąd nie podołałem. Świeżo umyte lustro skłoniło mnie do podjęcia kolejnej próby, tym bardziej, że starhopping, choć nie taki banalny, mam w zasadzie wykuty na lata. Pal 10 znów bronił się wszystkimi siłami przed dostrzeżeniem, lecz tym razem chyba byłem najbliżej jak dotąd, o ile można w ogóle tak powiedzieć. Bo być może coś widziałem, jakby słabą, okrągłą poświatę przy gwiazdce. Jednak bardzo trudno mi jest orzec, czy to ślad gromady kulistej, czy złudzenie, coś, co widziałem, ponieważ bardzo chciałem zobaczyć. Pal licho, może innym razem.

Namierzyłem również miejsce Sh2-80, z którą już kiedyś próbowałem się zmierzyć. Poniosłem wtedy porażkę, natomiast teraz... także odnotowuję porażkę. Sprawdziłem później co raportują inni, bardziej doświadczeni obserwatorzy. Lukost opisał, że również nie dostrzegł mgławicy w teleskopie 12" i zakładam, że używał filtrów, zaś Taurus, którym obserwował, pewnikiem ma lepszą optykę niż Synta. Łukasz wyłuskał natomiast Sh2-80 w czternastu calach z filtrem, dodając, że bez filtra nie było widać nic. To wszystko razem mówi mi, że nie miałem szans.

Tymczasem zaniosło mnie w okolice Deneba, gdzie skręciłem do Sh2-112. W miejscu mgławicy dostrzegłem poświatę, której dość ostro odcięta krawędź przecinała gwiazdę.
Później, w gwiazdozbiorze Jaszczurki, odnalazłem gromadę IC 1434, a tuż obok niej klaster gwiazd, który jeszcze do tej chwili nazywałem gromadą bez imienia. Grupa słońc była widoczna całkiem nieźle, spowita jakby lekkim nalotem światła, a jej pozycja odpowiada dokładnie obiektowi o nazwie FSR 342. Po przeciwnej stronie zaś odnalazłem asteryzm Str 59 o kształcie litery U, choć jeśli odjąć dwie słabsze gwiazdy, pozostała grupa o podobnej jasności przypomina laskę albo haczyk.

Porównania do Sh2-112 domagał się Pacman, toteż wycelowałem teleskop w stronę Kassi, namierzyłem odpowiednie gwiazdy i przyłożyłem oko do okularu. Otóż jeśli chodzi o widoczność samą w sobie, jasność, czy też intensywność, NGC 281 jest obiektem wyraźniejszym niż Sh2-112, natomiast nie pamiętając umiejscowienia szczęki Pacmana, nie potrafiłem stwierdzić jednoznacznie, gdzie ona się znajduje. Z kolei detal przy Sh2-112, w postaci ostrzejszego łuku przy gwiazdce, widziałem w zasadzie bez żadnego trudu.

Nagle mój wzrok padł na Strzałę i przypomniałem sobie o M27. Lisek był bardzo wysoko i nie mogłem się temu oprzeć. Widok w okularze, mając dobrze zaadaptowany wzrok, potrafi zaskoczyć i wydaje mi się, że dotyczy to każdego sprzętu. Mgławica tej nocy świeciła bardzo jasno, sprawiała wrażenie bardzo gęstej, była po prostu świetna.

Nade mną górowała Lutnia. Pomyślałem, aby spróbować z IC 1296. Pierścień w mniejszych powiększeniach prezentował się pięknie, niestety prawie natychmiast zaparował okular 4,7mm, w którym to miałem jedyną szansę dostrzec galaktykę. M57 niemal zgasła. Robiło się dość chłodno i mimo że w dzień żar lał się z nieba, rozważałem od pewnego czasu, czy nie pójść do domu po bluzę i długie spodnie. Obyło się jednak bez tego. Gdzieś jeszcze przeleciała Dzika Kaczka M11, na moment pojawiła się wielka Gromada Podwójna, przemknęły jakieś luźne pola gwiazd w Łabędziu i zaświeciła gwiazda Albireo. Dopiero gdy zaniosłem teleskop do domu, przypomniałem sobie, że chciałem jeszcze zobaczyć Saturna.

  • Like 7
  • Thanks 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)