Skocz do zawartości

Astronomiczne Wiadomości z Internetu


Rekomendowane odpowiedzi

Piąta kometa odkryta przez polskiego astronoma
2024-03-07.
Dr Kacper Wierzchoś odkrył nieznaną wcześniej kometę. To już piąty taki obiekt na koncie polskiego astronoma. Obiekt zbliży się do Ziemi i Słońca w 2026 roku.
Dr Wierzchoś zaobserwował nową kometę wykorzystując 1,5-metrowy teleskop w obserwatorium Mt. Lemmon w Stanach Zjednoczonych. Obiekt otrzymał oznaczenie C/2024 E1 (Wierzchos). Kometa zbliży się do Ziemi w 2026 roku i ze względu na stosunkowo niewielką odległość mijania Słońca (0.55 AU - połowa odległości Ziemi od Słońca) może stać się stosunkowo jasnym obiektem na niebie.
 
Kacper Wierzchoś pracuje jako astronom w amerykańskim Mount Lemmon Observatory. Prowadzi obserwacje w ramach projektu Catalina Sky Survey, poszukując komet oraz bliskich planetoid zagrażających Ziemi.
Odkrywca komet i planetoid
P/2022 B1 (Wierzchos) to czwarta kometa odkryta przez tego polskiego astronoma. W październiku 2021 dr Wierzchoś odkrył obiekt P/2021 U1 (Wierzchos), a w kwietniu 2020 roku kometę C/2020 H3 (Wierzchos). Z kolei we wrześniu 2021 odkrył swoją druga kometę - P/2021 R4 (Wierzchos). Czwartą kometą odkrytą przez astronoma jest P/2022 B1 (Wierzchos) zaobserwowana w styczniu 2022 roku.
Na koncie astronoma jest również odkrycie planetoidy 2021 VN22 zaliczanej do obiektów potencjalnie niebezpiecznych dla Ziemi.
Zdjęcie ilustracyjne - kometa C/2020 F3 NEOWISE. Fot. Filip Ogorzelski

Pozycja komety C/2024 E1 (Wierzchos) w styczniu 2026 roku. Fot. The Unoversity of Arizona CSS Orbit View

TVP NAUKA
https://nauka.tvp.pl/76316685/piata-kometa-odkryta-przez-polskiego-astronoma

Piąta kometa odkryta przez polskiego astronoma.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zasłonić słońce. Ekspert o szalonym pomyśle ludzkości
2024-03-07.
Szwajcaria chce pod patronatem ONZ rozpocząć debatę na temat kontrowersyjnych technologii mających na celu osłabienie zmian klimatycznych. Jednym z pomysłów jest ograniczenie ilości światła słonecznego docierającego na Ziemię przez zasłonięcie Słońca. Marcin Jędrych pytał w rozmowie prof. Bogdana Chojnickiego czy jego zdaniem to odpowiedni krok.
Globalne ocieplenie to jeden z głównych problemów świata i jest to problem, który stale się wzmaga. Czy użycie nowoczesnych technologii pozwoli zahamować wzrost temperatur? To jest taka ścieżka, która w zasadzie prowadzi do tego, że cały świat zamieni się w jakiś sztuczny układ. (...) Powinniśmy dbać o to, żeby ten układ funkcjonował według własnych zasad i reguł - powiedział w Radiu RMF24 prof. Bogdan Chojnicki, klimatolog z pracowni bioklimatologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu i członek Koalicji Klimatycznej.
Technika w zasadzie wydaje się możliwa do wykonania - stwierdził prof. Chojnicki, mówiąc o możliwości ograniczenia promieniowania słonecznego.
Klimatolog przypomniał o wybuchu wulkanu Pinatubo na Filipinach w 1991 roku, którego efektem było właśnie przysłonięcie ziemi i w efekcie ograniczenie słonecznego światła. Druga co do wielkości erupcja wulkanu w XX w. wyrzuciła do atmosfery pył wulkaniczny na tyle wysoko, aby zdołał się on rozprzestrzenić nad niemal całą kulę ziemską, zmniejszając tym samym na ponad rok średnią temperaturę Ziemi o pół stopnia Celsjusza.
Jak zakryć Słońce?
Można sobie wyobrazić kilka sposobów - powiedział w rozmowie klimatolog. Pierwszy sposób to to, co się zdarzyło w warunkach, gdy wybuchło Pinatubo, czyli umieszczamy w powietrzu odpowiednią ilość cząsteczek, które odbijają promieniowanie słoneczne w taki sposób, jak maleńkie lusterka - tłumaczył ekspert.
Zdaniem klimatologa inną możliwością jest uczynienie chmur bielszymi, przez co te w większym stopniu będą odbijać promieniowanie słoneczne i blokować energię słoneczną przed dotarciem na powierzchnię Ziemi.
Zwalczanie skutków a nie przyczyn
Prof. Bogdan Chojnicki zaznaczył, że zamiast walczyć z przyczynami rosnącej na Ziemi temperatury próbujemy przeciwdziałać samej temperaturze. Ekspert podkreślał, że takie działania nie rozwiązują problemów emisji gazów cieplarnianych.
Nie rozwiązujemy problemu emisji, (...) tylko wyobrażamy sobie, że można jeszcze dopompować gazów cieplarnianych i naprawić to kolejnym rozsiewaniem substancji, które działają ochładzająco. To jest taka ścieżka, która w zasadzie prowadzi do tego, że cały świat zamieni się w jakiś sztuczny układ. No to chyba nie tędy droga. Raczej powinniśmy dbać o to, żeby ten układ, który jest, funkcjonował według własnych zasad i reguł - stwierdził klimatolog.
Rozmówca zaznaczał, że powinniśmy przede wszystkim zapobiegać a nie leczyć. Zwalczanie skutków globalnego ocieplenia nowymi technologiami wymaga eksploatacji kolejnych źródeł energii, co z kolei będzie prowadzić do dalszej emisji gazów cieplarnianych.
Takie totalne szaleństwo prowadzące do tego, że wyobrażamy sobie, że zbudujemy Ziemię pod pełną kontrolą człowieka. Można to sobie w pewnym sensie wyobrazić, ale z drugiej strony ja nie wiem, czy ci, którzy marzą o takim technicznym świecie, wiedzą, o czym marzą. Filmy science fiction są pełne obrazków ludzi latających w kosmosie, a prawdę mówiąc, pół miliona lat gatunek ludzki istniał w zupełnie innym środowisku i chyba warto o to środowisko zadbać  - powiedział na antenie Radia RMF24 prof. Bogdan Chojnicki.
Ekspert przyznał, że rozwiązania techniczne są często bardzo spektakularne i imponujące - dlatego chętnie się o nich rozmawia.
W zasadzie można wtedy wyobrazić sobie, że żyjemy w pełni kontrolowanym akwarium i chyba nie chcemy tego. (...) Ludzie, którym się wydaje, że technologia nam wszystkim pomoże, naprawdę nie chcą w takim świecie po prostu żyć. To jest świat, który jest pełen uproszczeń, który kończy się tym, że żyjemy w laboratorium - stwierdził klimatolog.
Nie możemy przewidzieć efektów nowych technologii
Rozmówca Marcina Jędrycha podkreślał, że powinniśmy pamiętać o zachowaniu umiaru i dokładnie zastanowić się nad możliwymi długofalowymi skutkami jakie mogą pociągać za sobą zmiany.
Klimat to jest taki system - bo o tym też zapominamy, często myśląc o klimacie jako tylko o czymś, co mierzymy za pomocą chociażby termometru - który opiera się o energię, która przepływa przez ten system, a wewnątrz tego systemu krąży materia. Tak, gdybym mówić o tym troszeczkę inaczej, to jest urządzenie bardzo niestabilne. Krótko mówiąc, dbajmy o stabilność tego urządzenia, a nie próbujmy budować nowych czynników, które mogą oddziaływać, bo tak do końca my też nie możemy przewidzieć skutków - przekonywał ekspert.
Rok 2023 najcieplejszy w historii pomiarów
Gość Radia RMF24 odniósł się także do tegorocznego, rekordowo ciepłego lutego, który jego zdaniem jest potwierdzeniem tendencji występowania coraz wyższych temperatur.
Wiele osób, które jeszcze 20, 30 lat temu uspokajało chociażby faktem, że olbrzymie oceany są w stanie ochłodzić Ziemię, bo to jest taka jedna wielka chłodnica. Chciałbym posłuchać dzisiaj wypowiedzi tych osób, bo zarówno Pacyfik, jak i Atlantyk są bardzo gorące. Prawdę mówiąc przebiły ramkę z tymi parametrami. No a przecież miało być tak dobrze. Oceany miały być panaceum na to globalne ocieplenie - powiedział prof. Bogdan Chojnicki.
Ten luty, (...) to nie jest taki luty jak w 1990 roku - pewnego rodzaju wypadek przy pracy, czyli anomalia, ale on się wpisuje w ogólną tendencję wysokich temperatur na całym świecie. Może przypomnę, że 2023 był najcieplejszym rokiem historii pomiarów, ja bym sugerował większą ostrożność w takim spokojnym myśleniu o tym, że natura wszystko sama rozwiąże - dodał klimatolog.
Nie myślimy długofalowo
Naukowcy od lat ostrzegają przed skutkami ocieplenia klimatu i apelują o działanie w tym zakresie. Mimo tego komunikaty ekspertów badających zmiany klimatyczne nie mobilizują społeczeństwa w wystarczającym stopniu. Zdaniem prof. Chojnickiego myślimy krótkofalowo aby się uspokoić.
Jesteśmy tak zbudowani, że my jednak myślimy troszkę w krótkim dystansie czasowym i to w pewnym sensie nas uspakaja. Do tego mieszkamy w kraju, który jest dość chłodny i każdy podmuch ciepłego powietrza buduje w nas pewnego rodzaju pozytywne wibracje, chociażby wynikające z faktu, że w tym lutym na pewno wszyscy mniej zapłacimy za ogrzewanie naszych domów - stwierdził ekspert. Prof. Chojnicki przekonuje, że warto myśleć o długofalowych efektach naszych działań.
Lato może być bardzo gorące. I te wszystkie zyski chociażby z tego, że spadło dużo deszczu w lutym - możemy o nich zupełnie szybko zapomnieć, bo gorące powietrze po prostu suszy powierzchnię i będziemy mierzyć się w wielu miejscach z niedoborami wody albo rekordowo wysokimi temperaturami. Innymi słowy, starajmy się utrzymać równowagę na naszej planecie, a nie próbujmy się mierzyć z wszystkimi siłami przyrody naraz, będąc przyczyną tych zmian - dodaje klimatolog.
Opracowanie: Jakub Kulig
Zdjęcie ilustracyjne /Shutterstock
https://www.rmf24.pl/radio/news-zaslonic-slonce-ekspert-o-szalonym-pomysle-ludzkosci,nId,7376121#crp_state=1

Zasłonić słońce. Ekspert o szalonym pomyśle ludzkości.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nocne zdjęcie satelitarne Polski ujawnia spore różnice ekonomiczne między województwami
2024-03-08.
Nocne światła miast widoczne z przestrzeni kosmicznej są doskonałym sposobem na porównanie nierówności gospodarczych w Polsce, a te są bardzo duże, i to nawet na obszarach położonych blisko siebie. Dlaczego?
Nocne zdjęcie Polski wykonane przez nowoczesnego satelitę meteorologicznego Suomi NPP, ukazuje bardzo duże skrajności w sztucznym oświetleniu. Oczywiście im większe miasto, tym jaśniejszą wyspę stanowi pośród nocnego mroku pól, nieużytków i lasów.
Najbardziej rozświetlonym miastem w naszym kraju jest Warszawa, zaś obszarem metropolitalnym - konurbacja górnośląska, która w rejonie Krakowa stanowi niemal jedną wielką jasną plamę na mapie nocnego oświetlenia.
Województwa, gdzie takich jasnych punktów jest najwięcej i mają one największe rozmiary, są bogatsze od tych, gdzie rozświetlonych plam jest dużo mniej. Od kiedy wynaleziono elektryczność, dostęp do prądu i światła stał się synonimem zamożności i postępu.
Po ponad stuleciu od zbudowania przez Tomasza Edisona pierwszej sieci elektroenergetycznej na dużą skalę, nadal wiele regionów naszego kraju w nocy pozostaje pogrążonych w ciemnościach. Choć prąd płynie do niemal wszystkich domostw, to jednak mnóstwo lokalnych dróg nadal jest nieoświetlonych.
Plamy światła na nocnej mapie powierzchni Polski ujawniają, gdzie żyje nam się dobrze, a gdzie wciąż jest jeszcze wiele do zrobienia. Największy kontrast z najbardziej oświetlonymi obszarami mamy na Pomorzu, Warmii, Mazurach, Podlasiu, Lubelszczyźnie i Podkarpaciu.
Jak na dłoni ujawnia nam się tzw. ściana wschodnia, gdzie rozwój ekonomiczny czy gospodarczy jest najmniejszy w naszym kraju. W najmniej oświetlonych województwach: warmińsko-mazurskim, podlaskim, lubelskim czy podkarpackim, PKB na mieszkańca w 2016 roku wyniosło 31-32 tysiące złotych
Dla porównania w najbardziej rozświetlonych woj. śląskim sięgnęło 46 tysięcy złotych, w dolnośląskim 50 tysięcy zł, a w mazowieckim aż 72 tysięcy złotych. Między sąsiadującymi ze sobą Mazowszem i Lubelszczyzną, mamy przepaść zarówno w nocnym oświetleniu, jak i gospodarce. PKB na mieszkańca na Mazowszu jest aż o 232 procent wyższe niż na Lubelszczyźnie.
Szersze spojrzenie na nocne oświetlenie całej Europy wskazuje, że ubóstwo energetyczne i gospodarcze wschodniej Polski nie jest zjawiskiem lokalnym, lecz dotyczy znacznych obszarów wschodniej Europy. Wschodnie rubieże Polski są jedynie zachodnim skrajem tej rzeczywistości.
Nie mniej jednak to właśnie nieoświetlone i zapóźnione tereny wschodnich krańców Polski, należą do najpiękniejszych, najmniej naruszonych ludzką ręką zakątków, gdzie poza miastami, na wsi, można się poczuć, jak 100 lat temu, co turyści coraz chętniej i świadomiej doceniają podczas urlopowych wojaży.
Źródło: TwojaPogoda.pl / NASA / Główny Urząd Statystyczny.
Nocne zdjęcie satelitarne Polski. Fot. NASA / Suomi NPP.

Konurbacja katowicka oraz rejon Krakowa, najjaśniejszy obszar w Polsce. Fot. NASA / Suomi NPP.

Warmia, Mazury i Podlasie, najciemniejszy obszar w Polsce. Fot. NASA / Suomi NPP
Zdjęcie satelitarne nocnego oświetlenia w Europie. Fot. NASA / Suomi NPP.

https://www.twojapogoda.pl/wiadomosc/2024-03-08/nocne-zdjecie-satelitarne-polski-ujawnia-spore-roznice-ekonomiczne-miedzy-wojewodztwami/

Nocne zdjęcie satelitarne Polski ujawnia spore różnice ekonomiczne między województwami.jpg

Nocne zdjęcie satelitarne Polski ujawnia spore różnice ekonomiczne między województwami2.jpg

Nocne zdjęcie satelitarne Polski ujawnia spore różnice ekonomiczne między województwami3.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chorzów/ 67. Olimpiada Astronomiczna odbędzie się w weekend w Planetarium Śląskim
2024-03-08.
21 młodych miłośników astronomii weźmie udział w finale 67. Olimpiady Astronomicznej, która rozpocznie się w weekend w Planetarium Śląskim - przekazał w piątek rzecznik placówki Jarosław Juszkiewicz. Laureaci wezmą udział w 17. Międzynarodowej Olimpiadzie z Astronomii i Astrofizyki w Rio de Janeiro.
Organizowana od 1956 roku przez Planetarium Śląskie w Chorzowie ogólnopolska Olimpiada Astronomiczna to jedna z najtrudniejszych i jednocześnie najbardziej prestiżowych rywalizacji uczniów w Polsce.
Pierwszy etap rywalizacji tradycyjnie odbył się drogą korespondencyjną. Wzięło w nim udział ponad 300 uczniów. Do półfinałów, które zorganizowano w Krośnie, Katowicach, Szczecinie, Krakowie, Toruniu, Warszawie oraz Wrocławiu, zakwalifikowało się 60 osób. Wyłoniona grupa finalistów, którzy spotkają się w najbliższy weekend w Chorzowie, liczy 21 osób.
"Przed Olimpijczykami 6 zadań, które będą rozwiązywać w trzech tercjach. Będą to zadania z analizy danych, teoretyczne oraz obserwacyjne. Obserwacje będą prowadzone zarówno pod nocnym niebem, jak również pod kopułą Planetarium – Śląskiego Parku Nauki, które dysponuje jednym z najnowocześniejszych systemów projekcyjnych na świecie" - poinformował w piątek rzecznik Planetarium Jarosław Juszkiewicz.
Zwycięzcy finału 67. Olimpiady Astronomicznej zostaną ogłoszeni w samo południe w niedzielę. Następnie laureaci wezmą udział w Międzynarodowej Olimpiadzie z Astronomii i Astrofizyki, która odbędzie się w sierpniu w Rio de Janeiro.
Podczas gali obecny będzie polski astronauta projektowy ESA Sławosz Uznański, który dodatkowo ogłosi wyniki zainicjowanego przez siebie konkursu "Direction: Space". Konkurs jest inicjatywą skierowaną do studentów i doktorantów z polskich uczelni, która ma na celu inspirowanie młodych ludzi do tworzenia innowacyjnych projektów badawczych, które mogłyby zostać zrealizowane na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS).
Autorzy najlepszych projektów otrzymają opieką mentorską, mikrogrant w wysokości 25 tys. zł na rozwój prototypu eksperymentu, a także możliwość rozwoju koncepcji eksperymentu podczas wyjazdu studyjnego do Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych CERN, Europejskiego Centrum Badań i Technologii Kosmicznych ESA ESTEC i Europejskiego Centrum Astronautów ESA EAC.
"Jestem przekonany, że takie inicjatywy jak +Direction: Space+ są niezwykle potrzebne, żeby wzmocnić wiedzę i umiejętności młodego pokolenia, które ma dzisiaj wielką szansę na rozwijanie swoich pomysłów dzięki naszemu zaangażowaniu w badania Europejskiej Agencji Kosmicznej. Chciałbym, żeby planowana polska misja na ISS stała się prawdziwym katalizatorem dla szybkiego rozwoju polskich technologii i badań naukowych" – podkreślił w informacji prasowej dr Sławosz Uznański, astronauta projektowy ESA, który jako drugi Polak w historii ma szansę polecieć w kosmos.
Polska należy do grupy pięciu krajów założycielskich Międzynarodowej Olimpiady z Astronomii i Astrofizyki (International Olympiad on Astronomy and Astrophysics – IOAA). W poprzednich latach reprezentanci z Polski zajmowali w niej zwykle wysokie miejsca.
Chorzowskie planetarium zyskało nazwę Śląskiego Parku Nauki wraz z otwarciem – po blisko czteroletniej przerwie na rozbudowę i modernizację – w czerwcu 2022 roku. To obecnie największe w Polsce planetarium z ultranowoczesnym, hybrydowym systemem projektorów. (PAP)
Julia Szymańska
jms/ agt/
28.12.2023. Planetarium Śląskiego Parku Nauki w Chorzowie. Fot. PAP/Zbigniew Meissner

https://naukawpolsce.pl/aktualnosci/news%2C101037%2Cchorzow-67-olimpiada-astronomiczna-odbedzie-sie-w-weekend-w-planetarium

Chorzów 67. Olimpiada Astronomiczna odbędzie się w weekend w Planetarium Śląskim.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ambitne plany Blue Origin. Wskazano termin lądowania na Księżycu
2024-03-08. Wojciech Kaczanowski
John Couluris, wiceprezes ds. stałej obecności na Księżycu Blue Origin, w wywiadzie dla amerykańskiego programu „60 Minutes” zapowiedział kilka ciekawych informacji dotyczących partycypacji firmy Jeffa Bezosa w księżycowym programie Artemis, debiutanckiego lotu rakiety nośnej New Glenn oraz lądownika Blue Moon. Couluris odniósł się również do rywalizacji z liderem amerykańskiego rynku kosmicznego - SpaceX.
W amerykańskim sektorze kosmicznym dominującą rolę odgrywa obecnie firma Elona Muska - SpaceX. Uzależnienie się NASA od jednego operatora technologii kosmicznych byłoby zdecydowanym błędem, przed którym chroni nawiązywanie relacji biznesowych z innymi partnerami komercyjnymi. Przykładem jest firma Blue Origin, której wiceprezes John Couluris, zapowiedział w ostatnim czasie ambitne plany dotyczące rakiety New Glenn, lądownika księżycowego oraz programu Artemis.
Edycja programu „60 Minutes” poświęcona była w głównej mierze księżycowemu programowi Artemis oraz firmie Blue Origin. W audycji rozmawiano z reprezentantami amerykańskiej agencji kosmicznej oraz pokazano jedną z fabryk firmy Jeffa Bezosa, w której mogliśmy zobaczyć elementy składowe rakiety nośnej New Glenn. John Couluris zapowiedział, że system nośny będzie wielokrotnego użytku już od pierwszego lotu, który powinien odbyć się w drugiej połowie 2024 r.
Couluris poruszył również kwestię lądownika księżycowego, którego makieta została pokazana w edycji programu. „Ten lądownik… Spodziewamy się wylądować na Księżycu za 12-16 miesięcy od dzisiaj.” - stwierdził wiceprezes w Blue Origin. Według informacji podanych na stronie producenta, debiutancka misja sondy Blue Moon Mark 1 (MK1) ma na celu głównie sprawdzenie wszelkich systemów, tj. silnik BE-7, systemy łączności, awionikę lub system precyzyjnego lądowania. Kolejne loty będą już czysto komercyjne. Docelowo Blue Moon również ma być sondą wielokrotnego użytku.
Pytanie jednak, co z misją załogową? Przypomnijmy, że konkurent Blue Origin - SpaceX - planuje transport astronautów na powierzchnię naturalnego satelity Ziemi przy pomocy lądownika Starship HLS już w ramach misji Artemis III, którą obecnie datuje się na 2027 r. John Couluris powiedział, że razem z NASA planują załogowe lądowanie sondy Blue Moon w misji Artemis V, która zaplanowana jest obecnie na 2029 r.
W porównaniu z firmą SpaceX, Blue Origin jest dopiero na starcie kosmicznego wyścigu, opartego na konkurencji rynkowej. John Couluris uważa jednak, że rywalizacja jest potrzebna dla amerykańskiego sektora. To dzięki niej pojawiają się nowe możliwości oraz innowacje. ”SpaceX dokonał niesamowitych rzeczy, jeśli chodzi o dostęp do przestrzeni kosmicznej. Blue Origin chce zrobić to samo.” - stwierdził Couluris w programie „60 Minutes”.
Przypomnijmy, że w kwietniu 2021 r. NASA wybrała SpaceX do budowy pierwszego załogowego lądownika w ramach programu Artemis. Na tej podstawie Ship, czyli wyższy człon rakiety Starship stanie się pierwszym załogowym pojazdem kosmicznym, który po ponad 50 latach wyląduje na powierzchni Srebrnego Globu.
Wtedy to propozycja firmy Jeffa Bezosa została odrzucona, z czym miliarder nie mógł się pogodzić pozywając NASA o dokonanie wyboru w sposób nieuczciwy, natomiast po kilku miesiącach pozew został wycofany, a NASA ogłosiła potrzebę dostarczenia drugiego pojazdu. Dopiero w maju 2023 r. NASA ogłosiła przyznanie kontraktu o wartości 3,4 mln USD dla Blue Origin. W ramach umowy firma opracuje lądownik Blue Moon, który zostanie wyniesiony przy pomocy wspomnianego systemu New Glenn.
Źródło: CBS News / 60 Minutes / Space24.pl
Wizualizacja lądownika Blue Moon
Autor. Blue Origin

Autor. Blue Origin

SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/statki-kosmiczne/ambitne-plany-blue-origin-wskazano-termin-ladowania-na-ksiezycu

Ambitne plany Blue Origin. Wskazano termin lądowania na Księżycu.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chińska stacja kosmiczna wymagała naprawy
2024-03-08. Mateusz Mitkow
W ostatnich dniach astronauci (w przypadku Chin - tajkonauci) misji Shenzhou-17 musieli poradzić sobie z problemem na pokładzie narodowej stacji kosmicznej „Tiangong”. Konieczna była naprawa jednego z krytycznych elementów placówki, której nie dało się wykonać bez wyjścia w próżnię.
W ubiegłym tygodniu załoga misji Shenzhou-17 potwierdziła, że w ramach drugiego spaceru kosmicznego podczas swojej obecności na stacji Tiangong, dokończono naprawę uszkodzonych paneli słonecznych, znajdujących się na module Tianhe. Krytyczna operacja z zewnętrznej strony chińskiej placówki na orbicie okołoziemskiej to kolejny sukces Państwa Środka z zakresu narodowych zdolności kosmicznych. Źródłem zaistniałej sytuacji były kosmiczne śmieci, które pod koniec ubiegłego roku spowodowały problemy w funkcjonowaniu paneli.
Naprawą zajęli się dowódca misji - pułkownik Tang Hongbo oraz jeden z członków załogi - podpułkownik Jiang Xinlin. Spędzili oni prawie osiem godzin poza orbitującą placówką, dokonując niezbędnych napraw. Przez cały ten czas podpułkownik Tang Shengjie zapewniał wewnętrzne wsparcie operacji. Po powrocie do modułu laboratoryjnego Wentian dowódca potwierdził, że niezwykle ważna aktywność poza pokładem stacji zakończyła się sukcesem.
Należy zaznaczyć, że wymagało to doskonałej kooperacji członków załogi, a także koordynacji z kontrolą naziemną. Do operacji zostało wykorzystane robotyczne ramię stacji Tiangong, co również było kluczowe, aby wykonać naprawy krytycznych elementów w jak najbardziej dokładny sposób. W związku z wydarzeniem, eksperci ponownie zwracają uwagę na podatność elementów modułów stacji kosmicznych na uszkodzenia związane z niewielkimi odłamkami znajdującymi się w przestrzeni okołoziemskiej (z ang. space debris).
Problematyka kosmicznych śmieci jest poruszana w debacie publicznej już od lat, a naukowcy z całego świata pracują nad nowymi technologiami, które byłyby w stanie oczyszczać środowisko kosmiczne z gruzu lub niedziałających już satelitów. Często mówi się o zagrożeniu dla architektury satelitarnej, ale najistotniejszą kwestią jest zagrożenie dla życia załóg znajdujących się na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) oraz opisywanej placówce Tiangong.
Załoga Shenzhou-17 rozpoczęła swoją misję w październiku 2023 r. Wyniesienie w kierunku stacji Tiangong zostało wykonane za pomocą systemu nośnego Chang Zheng 2F (Długi Marsz 2F). Kapsuła z trójką tajkonautów na pokładzie zadokowała do stacji około 6,5 godziny od momentu startu. Ich pobyt na orbicie potrwa do kwietnia br. Jeszcze przed startem agencja kosmiczna Chin wskazywała naprawdę stacji jako jeden z priorytetów nowej załogi. Podkreślono również, że od momentu budowy placówki, kilka obiektów uderzyło w moduły stacji oraz panele słoneczne.

Załoga misji Shenzhou 13 w trakcie pierwszego spaceru kosmicznego Wang Yaping. Fot. Biuro Informacyjne Rady Państwa ChRL [scio.gov.cn]

Autor. China Manned Space Agency

SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/statki-kosmiczne/chinska-stacja-kosmiczna-wymagala-naprawy

Chińska stacja kosmiczna wymagała naprawy.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Duży kosmiczny śmieć z ISS spadnie nieopodal granicy z Polską. Waży 2,6 t

2024-03-08, Dawid Długosz
Wkrótce na Ziemię ma spaść kosmiczny śmieć w postaci zużytych baterii z ISS, których astronauci pozbyli się kilka lat temu. Ładunek o rozmiarach SUV-a wpadnie niedługo w atmosferę Ziemi. Jego ewentualne szczątki mogą spaść na obszarach nieopodal granicy Polski. Gdzie i czy istnieje z tego powodu zagrożenie?

Problem kosmicznych śmieci narasta, czego dobrym przykładem jest niekontrolowane wejście w atmosferę wielkiego satelity należącego do Europejskiej Agencji Kosmicznej o nazwie ERS-2. Statek spadł niedawno na Ziemię i już wkrótce będziemy mieć do czynienia z podobną sytuacją. Tym razem nieopodal granicy naszego kraju.
Baterie z ISS spadną niedaleko granicy Polski
W stronę Ziemi zmierza ładunek wyrzucony z ISS przez astronautów. Są to przestarzałe baterie, których załoga przebywająca na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej pozbyła się w 2021 r. Do tej pory krążyły sobie w kosmosie, ale już wkrótce wpadną w atmosferę naszej planety. Ma to nastąpić jeszcze dziś lub w weekend.

Wspomniane baterie nie są małe. Całość waży około 2,6 t i ma wymiary 4 × 2 × 1,5 m, czyli wielkości samochodu typu SUV. Jest to więc największy ładunek pochodzący z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, który spadnie na Ziemię. Jakby tego było mało, to gdzieś w sąsiedztwie Polski.

Kosmiczny śmieć jest śledzony i wiemy, że spadnie na powierzchnię na terenach sąsiadujących z Polską Niemiec. Dokładny region nie jest jednak znany. Na szczęście nie ma większego zagrożenia.
NASA uspokaja i szacuje zagrożenie na minimalne
NASA wie o tym, że stare baterie z ISS wpadną w atmosferę Ziemi, ale twierdzi, że większego zagrożenia z tego powodu nie ma. Ładunek powinien ulec spaleniu i na powierzchnię mogą spaść ewentualnie bardzo małe fragmenty. Prawdopodobieństwo zagrożenia dla człowieka oszacowano na 0,023 proc. Jest więc minimalne.
Niemieckie Ministerstwo Gospodarki i Klimatu twierdzi, że "obiekt jest ściśle monitorowany" i podjęto decyzje, które mają na celu uruchomić odpowiednie działania w przypadku spadnięcia części baterii na terenach należących do naszego zachodniego sąsiada.

Kosmiczne śmieci coraz większym problemem
Problem kosmicznych śmieci z roku na rok jest coraz większy. Zazwyczaj obiekty wpadające w atmosferę Ziemi ulegają kompletnemu lub niemal całkowitemu spaleniu, ale nie zawsze tak jest. Jakby tego było mało, to czasem tego typu obiekty wpadają w naszą planetę bez kontroli. Dobry przykład stanowi tutaj nie tylko wspomniany wcześnie satelita ESA, ale też części chińskich rakiet.
W zeszłym roku na Ziemię spadł w niekontrolowany sposób duży element chińskiej rakiety Długi Marsz 5B, który ważył aż 23 t. Niemal do końca nie było wiadomo, gdzie upadnie, ale finalnie obyło się bez zagrożenia dla ludzi. Natomiast pod koniec 2023 r. spadł booster rakiety Długi Marsz 3B, który uderzył dosłownie kilka metrów od pewnego domu.

ISS, czyli Międzynarodowa Stacja Kosmiczna. /archangel80889 /123RF/PICSEL

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-duzy-kosmiczny-smiec-z-iss-spadnie-nieopodal-granicy-z-polsk,nId,7377866

Duży kosmiczny śmieć z ISS spadnie nieopodal granicy z Polską. Waży 2,6 t.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Coś dziwnego dzieje się we wnętrzu Jowisza. Tajemnice zdradza wielka plama

2024-03-08. Wiktor Piech
Naukowcy nadal do końca nie wiedzą, co dzieje się we wnętrzu największej planety w naszym Układzie Słonecznym. Teraz dzięki wieloletnim badaniom, specjaliści zaczynają powoli ujawniać sekrety wnętrza Jowisza.

Jowisz jest największą planetą w naszym układzie planetarnym i składa się pod względem masy z około 75 proc. wodoru, 24 proc. helu i 1 proc. innych pierwiastków. W atmosferze można znaleźć śladowe ilości m.in. pary wodnej, metanu, amoniaku, a także węgla, siarki, etanu, czy tlenu.
Planeta posiada gęste jądro, które z kolei otoczone jest ciekłym metalicznym wodorem z dodatkiem helu, dalej jest warstwa zewnętrzna złożona przede wszystkim z wodoru cząsteczkowego - tak wygląda ogólny zarys budowy tego ciała niebieskiego. Niestety naukowcy nadal nie zdołali odkryć większej ilości szczegółów. Dzięki nowym badaniom może się to zmienić.
Osobliwe zachowanie Jowisza
Pole magnetyczne Jowisza jest około 20 razy silniejsze od ziemskiego. Na gazowym gigancie istnieje magnetyczny biegun północny i południowy, co powoduje, że linie pola magnetycznego z tych obszarów łączą się ze sobą.
Naukowcy zauważają, że na równiku Jowisza występuje prawdziwa kosmiczna osobliwość. Notuje się tutaj tzw. Wielką Niebieską Plamę, nazwa pochodzi od kodowania kolorami pól magnetycznych, czerwony dla północy i niebieski dla południa (zatem plama w rzeczywistości nie jest niebieska).
W najnowszych analizach badacze przyjrzeli się dżetowi atmosferycznemu, który był związany z Wielką Niebieską Plamą. Badania ujawniły, że w Plamie zachodzą okresowe zmiany w sile pola magnetycznego. Według wstępnej teorii miało to być związane z przepływem konwekcyjnym, który ma miejsce głęboko w "oceanie" metalicznego wodoru. Jednakże obliczenia wskazują, że zmiana prądów konwekcyjnych trwałaby całe wieki, zaś notowane zmiany są zdecydowanie szybsze.
Dlatego też badacze rozszerzyli swoją koncepcję. Stwierdzili, że wspomniane fluktuacje przypominają fale, które powtarzają się co cztery lata. Obecnie funkcjonują dwie nowe hipotezy, które mogą wyjaśniać to niezwykłe zjawisko.

Pierwsza  mówi, że oscylacje mogą być wytwarzane przez oscylacje wokół osi obrotu planety, zaś druga sugeruje, że odpowiedzialne są za to fale Alfvéna. Są to fale magnetohydrodynamiczne, które są falami poprzecznymi w zjonizowanym gazie, który znajduje się w polu magnetycznym.

Jak piszą naukowcy w swoim artykule naukowym: "Otwiera to drogę do ujawnienia ukrytych aspektów pola magnetycznego w obszarze metalicznego wodoru, a tym samym ograniczenia dynama generującego pole magnetyczne Jowisza".
Wyniki badań zostały opublikowane w międzynarodowym i prestiżowym czasopiśmie naukowym Nature.
Jakie sekrety skrywa wnętrze Jowisza? /pike28 /123RF/PICSEL

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-cos-dziwnego-dzieje-sie-we-wnetrzu-jowisza-tajemnice-zdradza,nId,7378100

Coś dziwnego dzieje się we wnętrzu Jowisza. Tajemnice zdradza wielka plama.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Planetozymale mogą tworzyć się łatwiej niż sądzono
2024-03-08.
Według obliczeń zespołu astrofizyków, elementy budulcowe nowych planet mogą powstawać łatwiej niż wcześniej sądzono.
Nowe planety powstają z wirujących wokół młodych gwiazd obłoków pyłu i gazu. Cząsteczki pyłu w tych dyskach protoplanetarnych stopniowo łączą się w ziarna, a następnie formują planetozymale. Te planetozymale, które mają nawet kilka kilometrów szerokości, mają potencjał stać się podstawą dla nowych światów.
Astronomowie wciąż zastanawiają się, jak dokładnie przebiega każdy z tych etapów. Na przykład, powstawanie planetozymali może mieć miejsce, gdy ziarna pyłu zderzają się i łączą, co jest procesem nazywanym koagulacją.
Innym podejściem jest to, że opór, jaki stawiają ziarna pyłu podczas poruszania się przez dysk protoplanetarny, może powodować skupienie pyłu w luźne grudki, w procesie znanym jako niestabilność strumieniowa. Ryosuke Tominaga z Laboratorium Formowania Gwiazd i Planet RIKEN wyjaśnił, że jeśli te grudki są wystarczająco masywne, planety mogą powstać w wyniku samograwitacyjnego zapadania się grudek.
Aby ocenić względne znaczenie tych dwóch procesów w formowaniu się planet, Tominaga i Hidekazu Tanaka z Uniwersytetu Tohoku w Sendai w Japonii stworzyli model fizyczny do symulacji zachowania ziaren pyłu w dyskach protoplanetarnych.
Na podstawie wcześniejszych symulacji formowania się planet, ich model uwzględniał szereg czynników, takich jak prędkość i lepkość ziaren pyłu. Na przykład, jeśli ziarna zderzają się zbyt szybko, mogą się rozpadać zamiast tworzyć większe ziarna.
Niektóre badania sugerują, że ziarna pyłu nie są tak lepkie i że ich wzrost może być ograniczony przez fragmentację w obszarach powstawania planet ze względu na duże prędkości zderzeń – powiedział Tominaga. Uważa się, że jest to jedna z barier uniemożliwiających wzrost pyłu w kierunku planetozymali.
Model Tominagi i Tanaki oszacował, ile czasu zajmie ziarnom pyłu wzrost w wyniku koagulacji, i porównał to ze skalą czasową zlepiania się w wyniku niestabilności strumienia.
Model wykazał, że oba procesy zachodzą w podobnym tempie. Rzeczywiście, procesy zbrylania i koagulacji pomagają sobie nawzajem szybko postępować, działając jak pętla dodatniego sprzężenia zwrotnego.
Wzrost pyłu zwiększa wydajność zbrylania, podczas gdy silniejsze zbrylanie promuje wzrost pyłu – powiedział Tominaga. Przewiduje się, że to sprzężenie zwrotne sprzyja powstawaniu planet.
Efekt ten dotyczy zarówno ziaren pyłu lodowego, jak i ziaren krzemianowych, które bardziej przypominają piasek.
Obecnie model pozwala na bardzo uproszczone oszacowanie wzrostu pyłu – wyjaśnia Tominaga. Wyraża nadzieję, że będzie mógł przeprowadzić bardziej precyzyjne symulacje numeryczne, aby uzyskać bardziej szczegółowy obraz procesów formowania się planet.
Wyniki badań zostały opublikowane w The Astrophysical Journal.
Opracowanie:
Agnieszka Nowak
Więcej informacji:
•    Dust grains clump together quickly to seed new planets
•    Rapid Dust Growth during Hydrodynamic Clumping due to Streaming Instability
Źródło: RIKEN
Na ilustracji: Wizja artystyczna przedstawiająca młodą gwiazdę otoczoną dyskiem protoplanetarnym, w którym ziarna pyłu gromadzą się, tworząc planetozymale – elementy budulcowe nowych planet. Źródło: ESO/L. Calçada
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/planetozymale-moga-tworzyc-sie-latwiej-niz-sadzono

Planetozymale mogą tworzyć się łatwiej niż sądzono.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taka informacja dla obcych poleci do Jowisza. Sonda Europa Clipper startuje już w październiku
2024-03-09. Radek Kosarzycki
Po wystrzeleniu w październiku należąca do agencji sonda kosmiczna Europa Clipper będzie zawierać wykonaną z wielu warstw płytkę zawierającą ponad 2,6 miliona nazwisk przesłanych przez przedstawicieli cywilizacji zamieszkującej Ziemię.
Zgodnie z wieloletnią tradycją kultywowaną w NASA, także i teraz w przestrzeń kosmiczną poleci specjalna wiadomość dla każdego, kto na swojej drodze spotka sondę kosmiczną Europa Clipper zmierzającą do Jowisza, a szczególnie do Europy, jego księżyca.
Naukowcy od wielu już lat mówią o tym, że pod lodową skorupą Europy skrywa się ocean ciekłej wody zawierający dwa razy więcej wody, niż wszystkie oceany na powierzchni Ziemi. Informacja umieszczona na trójkątnej płytce widocznej na zdjęciu powyżej będzie opisywała ten unikalny związek Europy z naszą planetą.
W samym środku płytki znajduje się rycina przedstawiająca wiersz „In Praice of Mystery: A Poem for Europa” autorstwa Ady Limón wraz z krzemowym chipem zawierającym zapis 2,6 miliona nazwisk przesłanych do NASA przez entuzjastów eksploracji przestrzeni kosmicznej. Mikrochip stanowi centralny element ilustracji przedstawiającej butelkę z wiadomością unoszącą się w układzie Jowisza.
Płytka wykonana z tantalu o wymiarach około 18 na 28 centymetrów zawiera liczne elementy graficzne po obu stronach. Panel skierowany na zewnątrz przedstawia grafikę podkreślającą połączenie Ziemi z Europą. Językoznawcy zebrali nagrania słowa „woda” używanego w 103 językach z rodzin języków z całego świata. Pliki audio zostały przekształcone w kształty fal (wizualne reprezentacje fal dźwiękowych) i wytrawione na płycie. Kształty fal rozchodzą się promieniście od symbolu reprezentującego znak „wody” w amerykańskim języku migowym.
Nawiązując do informacji zapisanej na Złotej Płycie, która poleciała w przestrzeń międzyplanetarną, a później międzygwiezdną na pokładzie sondy Voyager, także tutaj wielowarstwowa przesyłka zamontowana na pokładzie sondy Europa Clipper ma pobudzić wyobraźnię i zaoferować jednoczącą wizję.
„Zawartość i projekt płyty na zewnętrznej osłonie sondy Europa Clipper ma ogromne znaczenie” – mówi Lori Glaze, dyrektor Wydziału Nauk Planetarnych w siedzibie NASA w Waszyngtonie. „Owa płytka łączy w sobie to, co ludzkość ma najlepszego do zaoferowania we wszechświecie – naukę, technologię, edukację, sztukę i matematykę. Przesłanie o związku przez wodę, niezbędną dla wszystkich form życia, jakie znamy, doskonale ilustruje związek Ziemi z tym tajemniczym oceanicznym światem, do którego się właśnie wybieramy.”
W 2030 roku, po przebyciu dystansu 2,6 miliarda kilometrów, Europa Clipper wejdzie na orbitę wokół Jowisza, na której wykona 49 bliskich przelotów w pobliżu Europy. Aby ustalić, czy istnieją warunki, w których może istnieć życie, potężny zestaw instrumentów naukowych statku kosmicznego zbierze dane o oceanie znajdującym się pod powierzchnią Księżyca, ale także o lodowej skorupie, cienkiej atmosferze i otoczeniu kosmicznym.
Obwody elektroniczne wszystkich instrumentów naukowych umieszczona została w masywnej metalowej osłonie zaprojektowanej tak, aby chronić wszystkie obwody przed niezwykle intensywnym promieniowaniem Jowisza. Trójkątna płytka pamiątkowa będzie zdobiła zamknięcie osłony.
Z uwagi na to, że poszukiwanie warunków sprzyjających powstaniu życia poza Ziemią jest jednym z najważniejszych elementów misji, równanie Drake’a zostało również wyryte na płycie – po stronie skierowanej do wewnątrz. Mowa tutaj o równaniu matematycznym opracowanym przez astronoma Franka Drake’a w 1961 roku. Owo równanie służy od tego czasu do szacowania możliwości odkrycia zaawansowanych cywilizacji poza Ziemią.
Ponadto grafika na skierowanej na niewidocznej stronie płytki będzie zawierać odniesienie do częstotliwości radiowych uznawanych za prawdopodobne w komunikacji międzygwiezdnej, symbolizując, w jaki sposób ludzkość wykorzystuje to pasmo radiowe do nasłuchiwania wiadomości z kosmosu. Te szczególne częstotliwości odpowiadają falom radiowym emitowanym w przestrzeni przez składniki wody i są znane przez astronomów jako „dziura wodna”. Na płycie są one przedstawione jako linie emisji radiowej.
Na płytce umieszczono także portret jednego z założycieli nauk planetarnych, Rona Greeleya, którego wczesne wysiłki na rzecz opracowania misji do Europy dwie dekady temu położyły podwaliny pod realizację misji Europa Clipper.
„Włożyliśmy wiele myśli i inspiracji w projekt tej płyty, podobnie jak w samą tę misję” – mówi naukowiec projektu Robert Pappalardo z Jet Propulsion Laboratory NASA w południowej Kalifornii. „To była podróż trwająca dziesięciolecia i nie możemy się doczekać, aby zobaczyć, co Europa Clipper zobaczy pod powierzchnią lodu”.
Po zakończeniu montażu Europa Clipper w JPL sonda zostanie wysłana do Centrum Kosmicznego im. Kennedy’ego na Florydzie, gdzie będzie oczekiwała na start zaplanowany na październik.
NASA’s Design for Message Heading to Jupiter’s Moon Europa
https://www.youtube.com/watch?v=8coGQ9kvBas

Aby usłyszeć dźwięk mówionych języków i zobaczyć znak, przejdź do: go.nasa.gov/MakeWaves.

https://www.pulskosmosu.pl/2024/03/plytka-na-pokladzie-sondy-europa-clipper/

Taka informacja dla obcych poleci do Jowisza. Sonda Europa Clipper startuje już w październiku.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bez tej polskiej firmy niektóre misje kosmiczne nie byłyby możliwe
2024-03-09. Autor:
Grzegorz Jasiński
Nawet, jeśli nigdy nie opuszczą Ziemi, muszą spełnić najwyższe wymagania dotyczące lotu kosmicznego. Mowa o niektórych urządzeniach naziemnego wspomagania (MGSE), w których projektowaniu specjalizuje się firma Sener Polska. Elementy te, potrzebne w procesie budowy i integracji satelitów, biorą też udział w ich testach, prowadzonych jeszcze przed startem. Jak mówią RMF FM Filip Perczyński i Przemysław Rudziński, kierownicy projektu w Sener Polska, te urządzenia podczas testów próżniowych, wibracyjnych czy elektromagnetycznych muszą spełniać takie same wymagania jak testowane satelity. Ale w misji Comet Interceptor, dla której Sener Polska przygotowuje największy dotąd zestaw aż 15 urządzeń MGSE, będzie też polski element, który poleci w kosmos. To mechanizm separacyjny, który umożliwi oddzielenie od sondy jednego z próbników.
Polskie komponenty są kluczowe dla powodzenia misji
Realizowany na zlecenie OHB Italy kontrakt na budowę 15 urządzeń naziemnego wspomagania oraz mechanizmu separacyjnego na potrzeby misji Comet Interceptor, to jeden z najbardziej zaawansowanych technologicznie projektów w historii firmy i rekordowy pod względem liczby elementów.
Pierwsze z nich mają trafić do integratora satelity już w kwietniu 2024 roku. Satelita Comet z mechanizmem separacyjnym na pokładzie wyruszy w podróż w 2029 roku, by jako pierwsza zbadać komety nowoprzybyłe do naszego układu słonecznego.
Za prowadzenie misji, finansowanie jej programu naukowego i wyposażenie jej w narzędzia badawcze odpowiada Europejska Agencja Kosmiczna (ESA). W ramach kontraktu Sener Polska odpowie za cały proces, obejmujący projektowanie, produkcję, montaż oraz przeprowadzenie testów urządzeń.
Co dokładnie projektują Polacy?
Zestaw MGSE tworzony przez inżynierów Sener Polska będzie składał się z piętnastu elementów, takich jak:
•    wielozadaniowy wózek (multi-purpose trolley);
•    kontener do transportu sprzętu kosmicznego (spacecraft transport containter);
•    specjalistyczny podnośnik (vertical lifting device);
•    urządzenie do rozładunku (probes offloading device).
Sprzęty te wezmą udział w przygotowaniach do startu, podczas integracji, testów i transportu sprzętu na pokład statku wynoszącego.
Kontrakt z OHB Italy zakłada również stworzenie modeli lotnych mechanizmu separacyjnego, którego zadaniem będzie uwolnienie umieszczonego na satelicie próbnika PB2, nadanie mu odpowiedniej prędkości liniowej i wprawienie w ruch obrotowy. Dzięki temu próbnik będzie mógł podążać za kometą i prowadzić badania otaczającego ją obłoku gazów i pyłów.
Loty w kosmos to nie tylko rakiety i sprzęt badawczy
Kiedy myślimy o misjach kosmicznych, głównie przywiązujemy wagę do do rakiet, żeby coś wysłać w kosmos, do urządzeń badawczych, żeby coś tam zmierzyć. Tymczasem państwa firma zajmuje się dostarczaniem urządzeń, które tak naprawdę zajmują się czymś innym. One wręcz umożliwiają stworzenie całej misji i jej przetestowanie. Co to za urządzenia?
To są tak zwane MGSE, czyli Mechanical Ground Support Equipment, czyli urządzenia do wsparcia produkcji, montażu, testów satelitów, instrumentów kosmicznych, różnego rodzaju podzespołów, które później zostają wyniesione w kosmos.
Czyli to są takie podnośniki, podstawki, rusztowania? Jak sobie to można wyobrazić?
Określenie MGSE odnosi się do całej gamy różnych urządzeń, mechanizmów - od adapterów, które są czasami zwykłą płytą z otworami, po urządzenia, które muszą podnosić satelitę, zmieniać jego pozycję, muszą wytrzymywać ekstremalne warunki środowiskowe, wibracje, obciążenia. Są to też różnego rodzaju ramy, które umożliwiają montaż poszczególnych urządzeń na satelicie. Do stworzenia jednego satelity produkowanych jest kilkadziesiąt różnych urządzeń MGSE, które są wykorzystywane podczas integracji i testów.
Normalnie każdy satelita jest unikatowy. Ma swoją własną konstrukcję, wielkość, własne parametry i trzeba do niego to wszystko dopasować. Tak, dobrze to rozumiem?
Tak. Większość misji kosmicznych jest dedykowanych. Być może platformy lub części składowe tych platform się powtarzają, ale każda misja ma swoje unikatowe wymagania. Dlatego większość urządzeń musi być dopasowana do tych wymagań.
Państwo też produkujecie dźwig do tego całego urządzenia? Czy to już sobie już agencje NASA czy ESA zapewniają we własnym zakresie?
To naprawdę zależy od definicji dźwigu. Urządzenia, które tworzymy, też mogą być uznawane jako urządzenie do liftingu, czyli do podnoszenia satelity. Jednak nie są to takie dźwigi, jak sobie wyobrażamy. One w większości zmieniają pozycję. Polega to na tym, że mają zapewnić zmianę pozycji satelity, przenieść go z jednego urządzenia na drugie itd. A jeżeli chodzi o dźwigi, które są wykorzystywane do zamontowania satelity już na rakiecie, to oczywiście już jest element hal integracyjnych, w których są montowane, zestawiane rakiety.
Panowie wspomnieli już np. o odporności na drgania. Chciałem dopytać, jakie są generalnie wymagania dotyczące tych naziemnych urządzeń, dotyczące ich trwałości, ale też takie czysto inżynierskie, dotyczące tolerancji czy powtarzalności działania.
Wymagania są bardzo, bardzo duże. Te urządzenia są skomplikowane chociażby przed te wymagania, bo zwykła, prosta płyta z otworami w przypadku, gdy ma być wykorzystywana do produkcji satelitów lub ich testów, zmienia się w bardzo skomplikowany projekt. Wszystko przez to, że musi mieć odpowiednie współczynniki bezpieczeństwa, musi spełniać odpowiednie warunki pod względem częstotliwości drgań własnych. Musi być odporna na wibracje, bo może być wykorzystywana podczas testów wibracyjnych. Zakres temperatur, w których działają takie urządzenia też często jest bardzo duży, bo nawet od -100, czy nawet -190 stopni Celsjusza, czyli temperatury kriogenicznej, do nawet +100 stopni Celsjusza. Przy tym urządzenie musi zachować swoje właściwości. Nie może przy tym wprowadzać dodatkowych naprężeń na testowane urządzenie lub satelitę. Muszą być zachowane odpowiednie dokładności wykonania tych elementów. Tylko przez te wymagania najprostszy projekt jest bardzo skomplikowany.
Musimy sobie uściślić, że te urządzenia nie lecą w kosmos, ale one są wystawione na działanie tych czynników bardzo niskiej, bardzo wysokiej temperatury czy na drgania w związku z tym, że satelita musi na ziemi przejść testy.
Oczywiście. Jak wysyłamy satelitę lub sondę w kosmos, to jego serwis jest praktycznie niemożliwy lub bardzo skomplikowany. Dlatego musimy na Ziemi przetestować to urządzenie w warunkach, w jakich będzie później pracowało. Satelita przechodzi szereg testów, w tym testy termiczne, próżniowe, wibracyjne, elektromagnetyczne.
Obudowa, czy rusztowanie też musi to wszystko znieść.
Część urządzeń tak. Oczywiście nie wszystkie, bo tak jak wspomniałem, tych urządzeń w trakcie produkcji może być kilkadziesiąt. Nie dla każdego z tych urządzeń stawiane są takie same wymagania. Urządzenia, które są używane w trakcie testów np. termicznych, próżniowych to muszą spełniać takie same wymagania jak testowane urządzenie, satelita, instrument. Tak samo muszą wytrzymać czy odpowiednio działać w próżni. Materiały muszą zostać dobrane tak, żeby nie spowodowały uszkodzenia samego instrumentu. Podczas testów próżniowych zachodzi takie zjawisko jak outgasing. Z materiałów ulatniają się pewne związki, które mogą np. uszkodzić instrument optyczny, który jest bardzo wrażliwy na tego typu zanieczyszczenia.
Podczas misji Comet Interceptor, która jest takim państwa najnowszym zamówieniem, będzie jednak element, który w kosmos poleci. To niezwykle ważny element, a dokładnie mechanizm separacyjny. Czy można to rozumieć jako procę, która w odpowiednim miejscu, w odpowiedni sposób wystrzeli urządzenie pomiarowe?
W pewnym sensie tak. Mechanizm separacyjny, który projektujemy w naszej firmie, ma za zadanie odłączenie próbnika Probe B2 od głównego satelity. Mechanizm ten musi być niezawodny, ponieważ w innym przypadku misja naukowa, którą ma ten próbnik wykonać będzie niemożliwa do zrealizowania.
Jak to wygląda? Czy to jest sprężyna? Czytałem, że ten element ma jeszcze wirować, więc też trzeba go tak trochę podkręcić.
Mechanizm separacyjny ma za zadanie wprawić próbnik w ruch liniowy, a także nadać mu prędkość obrotową, aby umożliwić właściwą separację od głównego satelity. Mechanizm ten składa się z dwóch głównych wsporników, które są przymocowane jeden do głównego satelity, drugi do próbnika i między nimi jest zawarty mechanizm podtrzymująco-zwalniający, który w odpowiednim momencie umożliwi separację. Próbnik ten zostanie odłączony i zostanie wprawiony w ruch głównie z pomocą sprężyn.
A jeśli chodzi o ruch obrotowy to tak trochę będzie się poruszał po jakiś szynach zawiniętych, czy trochę jak kula w gwintowanej lufie pistoletu?
Sprężyny, które nadadzą ruch liniowy i obrotowy, będą ustawione pod kątem, aby umożliwić oba tory ruchu jednocześnie.
Na jakim etapie w tej chwili państwo jesteście? Misja ma się rozpocząć w 2029 roku, ale już w tym roku pewne elementy muszą być dostarczone.
Tak, jeśli chodzi o mechanizm separacyjny aktualnie jesteśmy na etapie zamykania części projektowej i następnie przejdziemy do etapu produkcji, a następnie testów modelu kwalifikacyjnego, który przejdzie szereg testów, aby potwierdzić poprawność zaprojektowanego urządzenia.
Kiedy te testy są planowane?
Te testy modelu kwalifikacyjnego planowane są na lato tego roku.
Państwo projektujecie te urządzenia, ale one nie są przez państwa produkowane. Wynajmujecie do tego firmy, ludzi, którzy się na tej produkcji najlepiej znają.
Jeśli chodzi o części strukturalne, to Sener Polska współpracuje z wieloma polskimi firmami, wieloma warsztatami, w których te części są wytwarzane. Tak samo będzie w przypadku mechanizmu separacyjnego dla misji Comet Interceptor, gdzie cała produkcja elementów strukturalnych będzie w Polsce.
Proszę jeszcze powiedzieć o udziale państwa firmy w budowie Ekstremalnie Wielkiego Teleskopu w Europejskim Obserwatorium Południowym. Teleskop powstaje, państwo też budujecie tam pewne urządzenia?
Tak, jeśli chodzi o projekt ELT, Sener Polska był odpowiedzialny za szereg urządzeń naziemnych do testów dla lustra M2, M3 i M5. Między innymi były to kontenery do transportu luster z Hiszpanii do Chile.
Na bardzo dużą wysokość - mówimy o wysokości właściwie 5 tys. metrów.
Tak, zgadza się. Dlatego kontenery musiały być w odpowiedni sposób zaprojektowane, aby umożliwić bezpieczną podróż z Europy do Ameryki Południowej luster, które będą zamontowane na tym teleskopie.
Na jakim etapie to zamówienie jest realizowane?
Aktualnie wszystkie urządzenia zostały już dostarczone do naszego hiszpańskiego oddziału, który jest w tym wypadku naszym klientem i biorą udział w kampanii testowej dla lustra.
To jeszcze na koniec chciałbym zapytać krótko o doświadczenia misji, które już trwają, czyli misji Juice, Euclid. Jakie stamtąd recenzje i reakcje do państwa płyną w odpowiedzi na urządzenia, które wcześniej państwo dostarczyliście?
Doświadczenie zdobyte w przeszłych projektach takich jak Euclid, czy Juice spowodowały bardzo duży wzrost naszych zdolności i dzięki temu jesteśmy w stanie robić teraz znacznie ciekawsze i bardziej skomplikowane rzeczy. Wszystkie urządzenia, które zostały dostarczone w ramach tych projektów, spełniły swoją rolę. Należy również wspomnieć, że we wrześniu 2024 roku odbędzie się start Prova 3 z indyjskiego kosmodromu, gdzie Sener Polska był odpowiedzialny za mechanizmy podtrzymująco-zwalniające i mechanizmy otwierające panelu słonecznego. Będą to pierwsze mechanizmy zaprojektowane, wyprodukowane i przetestowane przez Sener Polska, które znajdą się w przestrzeni kosmicznej.
Trzymamy kciuki za powodzenie tej misji i za kolejne zamówienia serdecznie Panom dziękuję.
Sener Polska to doświadczona firma
Sener Polska buduje elementy MGSE od ponad dekady. Ma w swoim portfolio 13 takich projektów, w tym udział w misji Euclid, ale też  JUICE i Plato.
W warszawskim oddziale Sener powstaje również infrastruktura montażowa dla największego na świecie teleskopu: ELT, budowanym w Europejskim Obserwatorium Południowym w Chile (ESO). Zespół Sener Polska zbudował też między innymi mechanizm dokowania IBDM HCS, który w przyszłości posłuży do połączenia statku kosmicznego ze stacją kosmiczną.
W ramach najnowszego projektu FORUM polscy inżynierowie z Sener zajmą się produkcją czterech urządzeń MGSE, które posłużą do integracji i testów instrumentu optycznego. Mowa tu o:
•    Ramie Integracji Instrumentu (Instrument Integration Frame);
•    Urządzeniu Podnoszącym Instrument (Instrument Lifting Device);
•    Urządzeniu do obsługi testów termiczno-próżniowych (Thermal-Vacuum Fixture);
•    Mechanicznym Adapterze Testowym (Mechanical Test Adapter).
Pierwsza część projektu zakończy się w lipcu, a druga w październiku 2024 roku.
FORUM (Far-infrared Outgoing Radiation Understanding and Monitoring) to dziewiąta misja programu Earth Explorer Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), mająca na celu pomiar promieniowania podczerwonego emitowanego przez Ziemię w obszarze dalekiej podczerwieni.
Zadaniem misji jest zrozumienie efektu cieplarnianego, poprawienie precyzji ocen zmian klimatu i wsparcie decyzji politycznych dotyczących ochrony środowiska.
Źródło: RMF FM
Wizualizacja satelity Comet Interceptor /Rys. OHB Italia /Materiały prasowe
Filip Perczyński – Project Manager Sener Polska /Fot. Sener Polska /Materiały prasowe
Przemysław Rudziński – Project Manager w Sener Polska /Fot. Sener Polska /Materiały prasowe
https://www.rmf24.pl/nauka/news-bez-tej-polskiej-firmy-niektore-misje-kosmiczne-nie-bylyby-m,nId,7375891#crp_state=1

Bez tej polskiej firmy niektóre misje kosmiczne nie byłyby możliwe.jpg

Bez tej polskiej firmy niektóre misje kosmiczne nie byłyby możliwe2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

NASA przygotowuje się do budowy drona o napędzie atomowym, który będzie badał Tytana
Autor: admin (2024-03-09)
Misja NASA o nazwie Dragonfly jest bezprecedensowym projektem mającym na celu zbadanie Tytana, jednego z najbardziej fascynujących księżyców Saturna, za pomocą bezzałogowego drona o napędzie atomowym.
Głównym zadaniem misji jest zbadanie skomplikowanych procesów chemicznych występujących na Tytanie, które mogą dostarczyć cennych informacji na temat prekursorów życia. Tytan, ze swoimi bogatymi zasobami materiałów organicznych i unikalną atmosferą, stanowi idealny cel dla badań naukowych skupiających się na poszukiwaniu warunków sprzyjających powstawaniu życia poza Ziemią.
Począwszy od początku 2023 roku, projekt Dragonfly przeszedł kluczowy etap oceny, umożliwiając zespołowi przejście do fazy C, która obejmuje ostateczne projektowanie i produkcję misji. To ważne osiągnięcie zasygnalizowało, że prace nad stworzeniem zaawansowanego pojazdu, który będzie w stanie explorować bogate w substancje organiczne krajobrazy Tytana, są na dobrej drodze.
W związku z wnioskami o budżet na rok budżetowy 2024, dokonano przeprojektowania misji, co pozwoliło na aktualizację daty gotowości do wystrzelenia na lipiec 2028 roku. Choć oficjalne oszacowanie daty startu planowane jest na połowę 2024 roku, już teraz widać, że NASA oraz zespół misji Dragonfly czynią znaczne postępy w kierunku realizacji tego ambitnego celu. Prace nad projektem będą kontynuowane w Johns Hopkins Applied Physics Laboratory (APL) w Maryland, gdzie powstanie dron wyposażony w zaawansowaną aparaturę badawczą.
Misja Dragonfly skupia się na badaniu materiałów organicznych na Tytanie, które mogły mieć kontakt z ciekłą wodą w przeszłości, co jest kluczowe dla zrozumienia chemii prebiotycznej i ewentualnego powstania życia. Wykorzystanie bezzałogowego pojazdu o napędzie atomowym pozwoli na przełamanie barier w eksploracji odległych ciał niebieskich i dostarczenie unikalnych danych naukowych, których nie bylibyśmy w stanie pozyskać żadnymi innymi metodami.
Dragonfly będzie pierwszą misją NASA ukierunkowaną na bezpośrednie badanie powierzchni świata oceanicznego innego niż Ziemia. To przełomowe przedsięwzięcie ma ogromny potencjał dla rozwoju nauki o kosmosie, pozwalając głębiej zrozumieć procesy chemiczne zachodzące w innych częściach Układu Słonecznego oraz ich możliwe powiązania z formami życia.
Zaangażowanie i wytrwałość zespołu projektowego, pod przewodnictwem głównej badaczki, Elizabeth „Zibi” Turtle z APL, wskazuje na pasję i determinację naukowców do rozwiązywania jednych z największych tajemnic naszego wszechświata. Poprzez wspólną pracę i wykorzystanie zaawansowanej technologii, misja Dragonfly otwiera nowy rozdział w badaniach kosmicznych, dając nadzieję na odkrycie dowodów na istnienie życia poza naszą planetą.
Źródło: NASA
https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/nasa-przygotowuje-sie-do-budowy-drona-o-napedzie-atomowym-ktory-bedzie-badal-tytana

NASA przygotowuje się do budowy drona o napędzie atomowym, który będzie badał Tytana.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chińska wielka księżycowa rakieta wielokrotnego użytku zapowiada nową erę eksploracji
Autor: admin (2024-03-10 07:)
Wielka księżycowa rakieta wielokrotnego użytku, o której mowa w najnowszych doniesieniach, stanowi znaczącą zmianę paradygmatu w eksploracji kosmicznej. Chiny, znane ze swojego technologicznego zaawansowania i ambitnych planów kosmicznych, ujawniły terminy pierwszych lotów ich nowych rakiet.
Przemysł kosmiczny XXI wieku różni się znacząco od tego, co znamy z przeszłości. Różnorodność krajów zaangażowanych w eksplorację kosmosu jest większa niż kiedykolwiek, z nowymi graczami takimi jak Indie, Japonia, Korea Południowa, czy Zjednoczone Emiraty Arabskie, którzy ambitnie wkraczają w przestrzeń kosmiczną. Pomimo tego, kiedy mowa o załogowych lotach na Księżyc, na pierwszym planie pojawiają się tradycyjnie dwie potęgi: Stany Zjednoczone i Chiny.
Program Artemis jest sztandarowym przedsięwzięciem NASA, mającym na celu powrót człowieka na Księżyc. Pierwsza misja programu, Artemis I, mimo iż nie załogowa, zakończyła się sukcesem, prezentując nową rakietę Space Launch System (SLS) oraz kapsułę Orion. Ta misja tylko zwiastuje dalszy ciąg programu, który ma za cel ostateczne lądowanie astronautów na powierzchni Księżyca. Jednak, moment, w którym ludzka stopa ponownie stanie na srebrnym globie, wymaga przejścia przez kolejne wyzwania technologiczne, w szczególności stworzenie zdolnego do lądowania na Księżycu lądownika Starship.
Z drugiej strony mamy Chiny, które intensywnie rozwijają swój program kosmiczny. Doniesienia o planowanych lotach dwóch nowych wielokrotnego użytku rakiet, które mają odbyć się w latach 2025 i 2026, pokazują skalę chińskich ambicji kosmicznych. Rakiety te, nieposiadające jeszcze swoich nazw, są projektowane z myślą o redukcji kosztów misji kosmicznych poprzez ich wielokrotne użytkowanie - krok ewolucyjny względem obecnie wykorzystywanych pojedynczo rakiet.
Warto zaznaczyć, że chińskie plany są równie ambitne, co amerykańskie. Prognoza wysłania chińskich astronautów na Księżyc w roku 2030 jest dowodem na to, że wyścig kosmiczny, choć już nie taki jak za czasów zimnej wojny, nadal trwa. Jest to wyścig, w którym teoretycznie wszyscy mogą wygrać, bowiem postęp w eksploracji kosmosu służy całej ludzkości.
Analizując oba programy, amerykański i chiński, widać, że obydwa stoją przed podobnymi wyzwaniami technologicznymi - od stworzenia wiarygodnych lądowników księżycowych, po zapewnienie bezpieczeństwa załogom na każdym etapie misji. Pomimo różnic w podejściu i strategii, oba kraje podążają w tym samym kierunku, pragnąc zapisać swoje nazwy jako liderów nowej ery eksploracji kosmosu.
Jednakże, poza aspektem technologicznym i politycznym, należy pamiętać, że załogowe loty na Księżyc to również wielka niewiadoma pod kątem wpływu na samych astronautów. Długość pobytu w przestrzeni kosmicznej, warunki na obcym ciele niebieskim, a także powrót na Ziemię, to tylko niektóre z wyzwań związanych z dłuższymi misjami załogowymi.
Ogłoszenie terminów pierwszych lotów chińskich rakiet wielokrotnego użytku to znaczący krok w wyścigu kosmicznym XXI wieku. Wydarzenie to nie tylko podkreśla, jak daleko posunęła się technologia i ambicje kosmiczne, ale także rozpala wyobraźnię o przyszłości, w której ludzkość razem bada kosmos. Jakkolwiek jeden z graczy może formalnie wygrać wyścig o lądowanie na Księżycu, to prawdziwym zwycięzcą jest wspólna wiedza i doświadczenie zdobyte w trakcie tych wypraw.
Źródło: zmianynaziemi
https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/chinska-wielka-ksiezycowa-rakieta-wielokrotnego-uzytku-zapowiada-nowa-ere-eksploracji

Chińska wielka księżycowa rakieta wielokrotnego użytku zapowiada nową erę eksploracji.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pentagon: nie ma dowodów na technologie pozaziemskie
2024-03-09.
Nie ma żadnych dowodów, by władze USA lub firmy były w posiadaniu technologii pozaziemskich - napisał w opublikowanym w piątek raporcie urząd Pentagonu ds. badań nad niewyjaśnionymi zjawiskami powietrznymi AARO. W raporcie zaprzeczono też, by jakiekolwiek rządowe lub akademickie dochodzenie potwierdziło pozaziemskie pochodzenie niewyjaśnionych zjawisk powietrznych.
„AARO nie znalazło żadnych empirycznych dowodów na twierdzenia, że USG (rząd USA-PAP.) i prywatne firmy zajmowały się inżynierią wsteczną technologii pozaziemskiej. AARO ustaliło (…) że twierdzenia dotyczące konkretnych osób, znanych miejsc, technologicznych testów i dokumentów rzekomo związanych z inżynierią wsteczną technologii pozaziemskich są nieprawdziwe” - napisano w konkluzji pierwszej części odtajnionego raportu Biura ds. Wyjaśniania Anomalii we Wszystkich Domenach (AARO) resortu obrony.
Dokument został przedstawiony Kongresowi w ramach uchwalonego przez parlament prawa w reakcji na wystąpienie w Izbie Reprezentantów byłego pracownika AARO Davida Gruscha. Grusch zeznał przed komisją Izby oraz w licznych wywiadach, że rząd USA od dekad ukrywa wiedzę o odkryciu i kontakcie z „nie-ludzkimi istotami” oraz że posiada dostęp do pozaziemskich pojazdów i na ich bazie wraz z prywatnymi firmami odtwarza te technologie.
W raporcie stwierdzono, też, że wbrew twierdzeniom Gruscha i jego partnerów, nie znaleziono żadnych dowodów świadczących o tym, by jakiekolwiek dochodzenie czy badanie potwierdziło pozaziemską naturę niewyjaśnionych zjawisk powietrznych (UAP).
Liczący 63 strony dokument analizuje też wszystkie prowadzone od 1949 r. przedsięwzięcia władz USA w sprawie badań nad UFO, dochodząc do wniosku, że żadne z nich nie znalazło dowodów na istnienie istot pozaziemskich. Analizowane były m.in. badania dotyczące twierdzeń o rozbiciu się latającego spodka w Roswell w Nowym Meksyku.
W jednym wymienionym w raporcie przypadku obserwacji UFO, ustalono, że zaobserwowany obiekt nie był pojazdem pozaziemskim, lecz platformą objętą tajnym programem. W innym rzekomo pozaziemski stop metalu okazał się zwykłym połączeniem magnezu, cynku i bizmutu.
Pentagon ocenił też, że zarzuty, iż władze USA ukrywają technologię pozaziemską przez społeczeństwem i Kongresem, jest wynikiem działań niewielkiej grupy osób, które nie posiadają dowodów na swoje twierdzenia. Z raportu wynika, że chodzi o grupę, która brała udział w programie badań nad UFO pod egidą agencji wywiadu wojskowego DIA.
Program miał zostać zakończony z powodu „obaw” Pentagonu, zaś związane z nim osoby próbowały wskrzesić inny program, dotyczący inżynierii wstecznej i pozyskiwania pozaziemskich technologii, lecz ostatecznie nie został on stworzony, bo ówczesny Departament Bezpieczeństwa Krajowego uznał, że nie ma ku temu podstaw.
Pentagon zapowiedział, że w przyszłości opublikuje drugą część reportu, w której zajmie się m.in. niewyjaśnionymi dotąd przypadkami UAP/UFO.
Pytany w piątek o to, dlaczego Amerykanie powinni wierzyć w zawarte w raporcie zapewnienia, rzecznik Pentagonu gen. Pat Ryder odparł, że dokument jest owocem „rygorystycznego śledztwa”, opartego na dogłębnych przesłuchaniach osób, które miały brać udział w ukrywaniu i prowadzeniu rzekomych programów związanych z technologią pozaziemską.
„Członkowie AARO otrzymali dostęp do najwyższych poziomów wszystkich informacji i żadna z agencji nie zabroniła im dostępu do żadnych informacji, których potrzebowali (…) Oni podeszli do tego bardzo poważnie i podążali za dowodami, gdziekolwiek one prowadziły” - oznajmił Ryder.
Źródło: PAP
 
Autor. DOD/U.S. Navy
SPACE24
https://space24.pl/bezpieczenstwo/zagrozenia-kosmiczne/pentagon-nie-ma-dowodow-na-technologie-pozaziemskie

Pentagon nie ma dowodów na technologie pozaziemskie.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Walka z kosmicznymi śmieciami. Powstał orbitalny odkurzacz
2024-03-09.ŁZ.
Japońska firma przygotowuje się do usuwania kosmicznych śmieci. W drugiej połowie lutego z kosmodromu Mahia na Nowej Zelandii wystartowała rakieta, która wyniosła na orbitę prototyp pierwszego na świecie orbitalnego odkurzacza.
Sztuczny satelita firmy Astroscale, o wadze 150 kilogramów, został wysłany w okolice krążącego wokół Ziemi górnego stopnia japońskiej rakiety H-2A, która w 2009 roku wyniosła satelitę obserwacyjnego Ziemi GOSAT. Wypalony fragment rakiety ma rozmiary autobusu i masę trzech ton.
Odkurzacz obiega Ziemię na wysokości 600 km bez żadnej możliwości zmiany orbity i będzie unosił się tam całymi dekadami. Przez cały ten czas inżynierowie muszą monitorować jego ruch aby odpowiednio dopasowywać orbity wszystkich innych aktywnych satelitów, w które mógłby uderzyć.
Mike Lindsay, dyrektor ds. technologii w firmie Astroscale, poinformował, że satelita zbliżył się do szczątków rakiety na odległość kilku metrów, ocenia jej stan, ustala jak się porusza i jak można ją uchwycić, by bezpiecznie sprowadzić w górne warstwy atmosfery, gdzie spłonąłby.
Praktyczny test
Japoński satelita to pierwszy praktyczny test technologii, pozwalającej na sprowadzenie nieaktywnego obiektu z orbity.
Według danych sztokholmskiego Instytutu Badań nad Pokojem na wysokości od 800 do 1000 km krąży wokół Ziemi około 370 tysięcy rozmaitych odpadów. Ich łączna waga przekracza 9 tysięcy ton.
Firma Astroscale została założona w 2013 roku i ma spółki zależne w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Francji i Izraelu.
źródło: IAR
Sztuczny satelita firmy Astroscale waży 150 kilogramów (fot. mat.pras.)
https://www.tvp.info/76350939/walka-z-kosmicznymi-smieciami-powstal-orbitalny-odkurzacz

Walka z kosmicznymi śmieciami. Powstał orbitalny odkurzacz.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

„Zmiana czasu nas zabija”. W tym roku przejście na czas letni będzie szczególne
2024-03-09.BM.ŁZ.
W Polsce i Europie mamy jeszcze trochę – nomen omen – czasu. Za to Amerykanie już w najbliższą niedzielę przestawiają zegarki na czas letni. To nie tylko stracona godzina (bo wskazówkę przesuwamy „do przodu”, z godziny 2 na 3 nad ranem), ale też: ataki serca, śmiertelne wypadki samochodowe i obniżona produktywność. „Czas letni dosłownie nas zabija” – grzmi prasa za oceanem. Sprawdzamy, dlaczego w ogóle zmieniamy czas na letni i czy w dzisiejszych czasach nadal ma to sens.
Tradycyjnie w naszym regionie czas zimowy obowiązuje od ostatniej niedzieli października do ostatniej niedzieli marca. Większość przyzwyczaiła się już do dorocznego rytuału związanego ze zmianą wskazówek w zegarkach – co nie znaczy, że zaakceptowała.
UE odejdzie od zmiany czasu? Na pewno nie przed 2026 r.
Od lat w Unii Europejskiej trwa debata nad odejściem od tego rozwiązania, a z roku na rok liczba jego przeciwników się powiększa. Już pod koniec 2018 roku pojawił się projekt dyrektywy COM(2018)639, zakładający odejście od dwukrotnych zmian czasu w ciągu roku. Jednak przez pandemię COVID-19 negocjacje utknęły.
A skoro nie było postępów, Komisja Europejska (która ma obowiązek przygotowywać 5-letni harmonogram) przyjęła już plan na lata 2022-2026 nie uwzględniając żadnych zmian w tym zakresie. To oznacza, że w Polsce i innych krajach członkowskich do końca bieżącego harmonogramu żadnych rewolucji nie będzie.
Dlaczego zmieniamy czas na letni?

Pierwotnie czas letni został wymyślony jako sposób na oszczędzanie energii wieczorami. Projekt został potraktowany… bojowo. Jako pierwsi wcielili go w życie Niemcy w czasie I wojny światowej. W ślad za nimi w 1918 roku poszły Stany Zjednoczone, wprowadzając czas letni „w celu oszczędności paliwa służącego do produkcji prądu”.
W Polsce po raz pierwszy obrano tę drogę w 1919 roku, po II wojnie światowej stosowano czas letni tylko okresowo; na stałe pomysł wszedł w życie w 1977 roku i tak pozostaje do dziś.
Rachunki za energię elektryczną
Czy ma to jednak sens – tu zdania są podzielone. Serwis Business Insider zauważa, że amerykański stan Indiana przyjął czas letni dopiero w 2006 roku i okazało się, że zamiast oszczędzać, wydano tam 7 milionów dolarów rocznie za rachunki na energię elektryczną więcej niż przed zmianą.
Są też inne powody: po każdej zmianie czasu na letni szpitale odnotowują skokowy wzrost liczby ataków serca i udarów mózgu – wynika z danych American Medical Association. Lekarze twierdzą, że w pierwsze poniedziałki czasu letniego zgłasza się o 24 procent więcej pacjentów z zawałem serca.
Duże koszty dla organizmu

W Finlandii naukowcy odkryli ośmioprocentowy wzrost liczby udarów niedokrwiennych w ciągu dwóch dni po przestawieniu zegarów.

– Oto jak kruche i podatne jest twoje ciało nawet na jedną godzinę utraconego snu – komentuje ekspert ds. snu Matthew Walker, autor książki „How We Sleep” (tłum.: „Jak sypiamy”), cytowany przez BI.
Nie jest jasne, skąd tak poważne problemy zdrowotne, ale naukowcy podejrzewają, że może to być połączenie: zakłóceń snu, stresu na początku tygodnia pracy i występujących schorzeń. Jedno z badań wykazało, że przechodzenie na czas letni może prowadzić do chwilowego wzrostu liczby samobójstw – z tego samego powodu eksperci wzywają do zaprzestania pracy na nocną zmianę.

Kiedy zmiana czasu na letni? W tym roku dość niespotykana

W Polsce z czasu zimowego na letni przejdziemy w tym roku w nocy z 30 na 31 marca: punktualnie o godzinie 2 przestawimy wskazówki zegarów na godzinę 3.

To będzie dość wyjątkowa i rzadka zmiana – nastąpi bowiem w Niedzielę Wielkanocną. Warto zawczasu wziąć to pod uwagę przy planowaniu rodzinnych spotkań i wyjazdów.
źródło: portal tvp.info, businessinsider.com, portalsamorzadowy.pl
Sprawdź, kiedy w Polsce zmieniamy czas na letni (fot. arch.PAP/W.Pacewicz)
TVP INFO
https://www.tvp.info/76352976/zmiana-czasu-2024-kiedy-przestawiamy-zegarki-na-czas-letni-w-tym-roku-wyjatkowa-zmiana

Zmiana czasu nas zabija. W tym roku przejście na czas letni będzie szczególne.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aktywny region na Słońcu o numerze 3599 zaskakuje naukowców!
Autor: admin (2024-03-09)
Ostatnio zaobserwowano powstanie nowego, dużego obszaru aktywności na Słońcu, który przesuwa się wraz z jego obrotem na widoczną stronę. Obszar aktywny nr 3599 zaskoczył naukowców swoim nagłym wzrostem i transformacją. Czy wygeneruje rozbłyski X?
Rozpoczęło się to 2 marca, gdy pojawiła się mała plamka na skraju kości dysku słonecznego. Wkrótce potem zaczęły zachodzić aktywne procesy, prowadząc do gwałtownego wzrostu obszaru plam i powstawania nowych plamek. W ciągu zaledwie kilku dni obszar ten przekształcił się w jedną spójną grupę, osiągając najwyższy poziom klasyfikacji BETA-GAMMA. Takie zjawiska są niezwykle interesujące, ponieważ zwykle duże obszary aktywne są już widoczne w swojej pełnej formie.
Naukowcy badają proces powstawania tych obszarów, który jest efektem unoszenia się na powierzchnię Słońca strumieni silnego pola magnetycznego generowanego głęboko w jego wnętrzu. Powstające ciemne plamy są wynikiem złożonej struktury tych pól magnetycznych, które gromadzą ogromne ilości energii.
Aktualnie obszar 3599 generuje słabe rozbłyski klasy C, ale istnieje potencjał na wystąpienie bardziej intensywnych wybuchów w przyszłości. Jednakże, ze względu na obecną klasyfikację oraz potrzebę zgromadzenia większej ilości energii, przewiduje się, że duże rozbłyski klasy X wystąpią za około tydzień. Na szczęście obecne prognozy sugerują, że obszar ten nie będzie stanowił zagrożenia dla Ziemi.
Badania nad tym zjawiskiem będą kontynuowane, aby lepiej zrozumieć procesy zachodzące na naszej gwiazdę. Obserwacje przeprowadzane w najbliższych dniach pozwolą określić, jak ewoluowała ta grupa plam i czy przyniesie jakiekolwiek zakłócenia w pole geomagnetyczne Ziemi.
Źródło: NASA/SDO
https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/aktywny-region-na-sloncu-o-numerze-3599-zaskakuje-naukowcow

Aktywny region na Słońcu o numerze 3599 zaskakuje naukowców!.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak burze magnetyczne mogą cofnąć naszą cywilizację do średniowiecza
Autor: admin (2024-03-09)
Współcześnie trudno sobie wyobrazić codzienne życie pozbawione wygód, które dostarcza nam rozwinięta technologia i energii elektrycznej. Komputery, smartfony, pralki czy lodówki – stały się niezbędnymi elementami naszego dnia codziennego, a dostęp do energii elektrycznej jest uznawany za jedno z podstawowych praw człowieka w wielu krajach na całym świecie. Jednak, w obliczu potencjalnego zagrożenia w postaci burz magnetycznych, możliwość utraty dostępu do tych wszystkich urządzeń nie jest jedynie teoretyczną dystopią, lecz bardzo realnym niebezpieczeństwem, na które wskazują eksperci.
Daniel Mediavilla, popularyzator nauki, w materiałach opublikowanych dla hiszpańskiej gazety El Pais, alarmuje, że zbliżający się rok 2024 może być momentem kulminacyjnym w cyklu aktywności naszej gwiazdy – Słońca. Jego przewidywania opierają się na danych naukowych, które sugerują, iż zbliża się okres intensywnych rozbłysków słonecznych. Te astronomiczne zjawiska mają potencjał do zadawania znacznych szkód infrastrukturze technologicznej Ziemi, włączając w to satelity, które są niezbędne do funkcjonowania współczesnych systemów komunikacji.
Mediavilla wyjaśnia, że rozbłyski słoneczne posiadają zdolność zakłócenia działania sieci energetycznych na skalę globalną, co może w efekcie doprowadzić do ich zniszczenia. Skutkiem takiej katastrofy byłoby pogrążenie społeczeństw w ciemności, pozbawienie dostępu do podstawowych dóbr i usług, co faktycznie sprowadziłoby naszą cywilizację do poziomu życia znanego z wieków minionych, zwłaszcza do średniowiecza, gdzie dominujące były technologie oparte na siłach naturalnych.
Co więcej, wspomniane są już odnotowane przypadki takich burz magnetycznych, które miały miejsce w przeszłości. Przykładem może być "wydarzenie Carringtona" z 1859 roku, które zaobserwowano przed erą elektroniki, a mimo to spowodowało poważne uszkodzenia ówczesnej infrastruktury telekomunikacyjnej. Zjawisko to doprowadziło do awarii tysięcy kilometrów linii telegraficznych, co w tamtym czasie było równoznaczne z odcięciem ludzi od źródła informacji i komunikacji na odległość.
Dodatkowe badania, prowadzone przez japońskiego astrofizyka Fusę Miyake, odkryły dowody istnienia superburz słonecznych w przeszłości, które zostały zarejestrowane za pomocą analizy rozbłysków radiowęglowych w drzewach oraz wzrostu zawartości berylu w lodzie. Badania te wskazują, iż Ziemia narażona jest na możliwość występowania tak ekstremalnych zjawisk, które mogą mieć katastrofalne skutki dla naszej cywilizacji.
Naukowiec podkreśla, jak niebezpieczne może być lekceważenie tej kwestii. Ostrzega przed możliwymi konsekwencjami ignorowania sygnałów, które wysyła nam nasze własne Słońce. Wyjaśnia, że wraz ze wzrostem aktywności słonecznej wzrasta także ryzyko wystąpienia poważnych zakłóceń w dostępie do energii elektrycznej i w konsekwencji – do większości dóbr i usług, od których jesteśmy dzisiaj zależni.
Stojąc przed obliczem potencjalnej globalnej katastrofy, społeczeństwa oraz rządy na całym świecie muszą zdawać sobie sprawę z realnego zagrożenia, jakie niosą ze sobą burze magnetyczne. Nawet jeśli szansa na ekstremalne zjawisko jest statystycznie mała, konsekwencje mogą być na tyle poważne, że warto podejmować działania prewencyjne. Obejmowałyby one między innymi budowanie odporności infrastruktury krytycznej, takiej jak sieci energetyczne i telekomunikacyjne, na ewentualne zakłócenia spowodowane działaniem sił natury.
W konkluzji, dane prezentowane przez Danieli Mediavillę oraz innych naukowców rzucają światło na potencjalnie niszczycielskie skutki zjawisk kosmicznych na życie na Ziemi. Dlatego też rozumienie zagrożenia oraz działanie w ramach zapobiegawczym, poprzez fortifikacje infrastruktury technologicznej i rozwijanie systemów wczesnego ostrzegania, mogą być kluczowe dla ochrony naszej cywilizacji przed potencjalnym powrotem do "średniowiecza".
Źródło: zmianynaziemi
https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/jak-burze-magnetyczne-moga-cofnac-nasza-cywilizacje-do-sredniowiecza

Jak burze magnetyczne mogą cofnąć naszą cywilizację do średniowiecza.jpg

Jak burze magnetyczne mogą cofnąć naszą cywilizację do średniowiecza2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

STS-36 – “drugi teleskop Hubble”
2024-03-10. Krzysztof Kanawka
Wahadłowiec nie wyniósł tylko jeden teleskop Hubble!
W lutym 1990 roku prom kosmiczny Atlantis wyniósł satelitę zwiadowczego no oznaczeniu USA-53. Ten satelita wygląda podobnie do teleskopu Hubble.
Jedna z popularnych opinii dotyczących kosmicznego teleskopu Hubble głosi, że to kosmiczne obserwatorium bazuje na platformie amerykańskich satelitów zwiadowczych serii KH-11. W istocie, dostępne grafiki teleskopów KH-11 ukazują satelitę składającego się z dwóch paneli słonecznych oraz długiej “tuby”, która jest częścią układu optycznego. Co więcej, średnica lustra – 2,4 metra – jest taka sama. To czyniło obie konstrukcje gotowe do wyniesienia na orbitę w ładowni promu kosmicznego.
STS-31 – kwiecień 1990
Kosmiczny teleskop Hubble (HST) znalazł się na orbicie w wyniku misji STS-31 promu Discovery w kwietniu 1990 roku. Pilotem promu w trakcie tej misji był Charles Bolden – administrator NASA w latach 2009 – 2017. Od tego czasu – dzięki misjom serwisowym (ostatnia, STS-125, w 2009 roku) funkcjonuje do dziś. Co więcej pojawiają się nawet koncepcje kolejnej misji serwisowej do HST.
STS-36 – luty/marzec 1990
Mniej niż dwa miesiące przed misją STS-31, na orbitę wystartował prom Atlantis do misji STS-36. W ramach tej misji prom kosmiczny wyniósł na orbitę tajny ładunek dla potrzeb amerykańskiego Departamentu Obrony (DoD).
Choć w oficjalnych przekazach nie ma ujawnionego dokładnego ładunku tej misji, uważa się, że prom Atlantis wówczas wyniósł na orbitę jednego z satelitów szpiegowskich serii KH-11. Misja trwała do 4 marca 1990.
Na marginesie warto dodać, że zdolności rozdzielcze teleskopów serii KH-11 zostały ujawnione w 2019 roku przed ówczesnego prezydenta USA.
W latach 70. XX wieku, gdy trwał proces projektowania i budowy promu kosmicznego, zakładano także wykonywanie misji o charakterze “obronnym”. Prom kosmiczny miał m.in. wynosić satelity zwiadowcze. Z czasem (w szczególności po katastrofie promu Challenger) okazało się jednak, że starty wahadłowców są bardzo skomplikowane i amerykańskie kręgi “obronne” zdecydowały się na używanie “tradycyjnych” rakiet. W kolejnych latach i dekadach używało się rakiet serii Titan, Delta IV, Atlas V i wreszcie – Falcon 9 i Falcon Heavy.
HST – obserwacje Wszechświata do dziś
Dzięki obserwacjom HST ludzkość poznała wiele fascynujących tajemnic związanych z naturą naszego Wszechświata czy naszego Układu Słonecznego, między innymi:
•    Poszukiwanie obiektów do przelotu dla sondy New Horizons (spośród których wybrano 2014 MU69),
•    Obserwacje obiektu znajdującego się 13,2 miliardów lat świetlnych od nas,
•    Wieloletnie obserwacje “znikającej” egzoplanety Fomalhaut b,
•    Obserwacje “międzygwiezdnych gości”, którzy odwiedzili nasz Układ Słoneczny,
•    Badanie mgławic, w których zachodzą procesy gwiazdotwórcze (np mgławica M42 w Orionie),
•    Wspieranie misji planetarnych – m.in. detekcja aktywności hydrotermalnej na Enceladusie,
•    Monitorowanie zmian w mgławicy powstałej w wyniku supernowej SN 1987A,
•    Odkrywanie nowych księżyców w naszym Układzie Słonecznym, m.in. Plutona oraz Neptuna,
•    Badanie masywnych galaktyk i ich centrów (w tym M87),
•    Obserwacje gromad kulistych,
(PFA, NASA, W.)
Teleskop Hubble, widziany podczas misji STS-125. Zdjęcie z 19 maja 2009 / Credits – NASA
Space Shuttle STS-36 Highlights
https://www.youtube.com/watch?v=yvpYSM-bYwg
Możliwy wygląd satelitów KH-11 / Credits – Giuseppe De Chiara 1968 , CC BY-SA 3.0
Zdjęcie uszkodzonej wyrzutni po nieudanym starcie z 29 sierpnia 2019 / Credits – Donald Trump
https://kosmonauta.net/2024/03/sts-36-drugi-teleskop-hubble/

STS-36 – drugi teleskop Hubble.jpg

STS-36 – drugi teleskop Hubble2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po raz pierwszy na Księżyc polecą jednocześnie aż trzy łaziki. Mają wspólną misję do wykonania
2024-03-09. Radek Kosarzycki

Wszystkie dotychczasowe misje łazików wysyłanych na inne ciała Układu Słonecznego niż Ziemia obejmowały za każdym razem jedynie jeden łazik. To się jednak już wkrótce zmieni. NASA poinformowała właśnie, że trzy łaziki CADRE zakończyły właśnie testy i są już gotowe do lotu na Księżyc.
Można jednak zadać pytanie: po co komu trzy łaziki naraz? Program Cooperative Autonomous Distributed Robotic Exploration (CADRE) jest programem badania powierzchni Księżyca za pomocą łazików, które na miejscu ściśle ze sobą współpracują.
Zamysł jest taki, aby łaziki CADRE Moon w przyszłości ze sobą współpracowały razem, tworząc mapy powierzchni Księżyca. Niejako przy okazji mogą potwierdzić teorię mówiącą o tym, że zespoły łazików pracujących ze sobą w zespole mogą osiągnąć znacznie więcej, niż jakikolwiek pojedynczy łazik, niezależnie od tego jak zaawansowany i duży będzie.
Testy prowadzone w laboratoriach JPL obejmowały szereg wyzwań, które miały sprawdzić, czy łaziki przetrwają wibracje podczas startu z powierzchni Ziemi oraz lotu z Ziemi na Księżyc. W kolejnej części testów badano także, czy są w stanie one przetrwać w surowych warunkach panujących na powierzchni Księżyca, korzystając jedynie z zasilania energią słoneczną. Obecnie plan przewiduje umieszczenie łazików na pokładzie lądownika księżycowego, który miałby wylądować w regionie Reiner Gamma. To tam po wylądowaniu, przez 14 dni ziemskich (jeden dzień na powierzchni Księżyca) miałyby one przeprowadzać eksperymenty i całkowicie autonomicznie współpracować nad mapą powierzchni Księżyca, wykorzystując przy tym radar penetrujący Ziemię do sprawdzania, co się dzieje pod powierzchnią srebrnego globu.
Jeśli misja łazików CADRE się powiedzie, naukowcy będą chcieli rozpocząć prace nad kolejnymi misjami obejmującymi grupy rozproszonych robotów, które mogłyby wykonywać bardziej zaawansowane pomiary naukowe na większej powierzchni.
Po zakończeniu testów firma Intuitive Machines otrzyma łaziki CADRE do zainstalowania na lądowniku Nova-C, który wystartuje na szczycie rakiety SpaceX Falcon 9 z należącego do NASA Centrum Kosmicznego im. Kennedy’ego na Florydzie.
NASA’s CADRE: Mini Rovers to Explore the Moon as a Team
https://www.youtube.com/watch?v=KQU1VSIPhqo

https://www.pulskosmosu.pl/2024/03/laziki-ksiezycowe-cadre-gotowe-do-lotu/

Po raz pierwszy na Księżyc polecą jednocześnie aż trzy łaziki. Mają wspólną misję do wykonania.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Koniec życia naszej gwiazdy wcale nie musi być końcem. Białe karły mają pewną tajemnicę
2024-03-09. Radek Kosarzycki
Nasze Słońce ma dopiero 5 miliardów lat. Przed nim jeszcze drugie tyle. Nie musimy się martwić zatem o nagły koniec życia naszej gwiazdy. Nas już dawno nie będzie od miliardów lat, gdy w Słońcu dopiero zacznie wyczerpywać się paliwo. Nawet jednak wtedy nasza gwiazda będzie miała przed sobą stadium czerwonego olbrzyma, potem odrzucanie zewnętrznych warstw atmosfery, stadium mgławicy planetarnej i powstanie białego karła, który będzie jedynie cieniem obecnej glorii Słońca. Dotychczas naukowcom wydawało się, że stadium białego karła oznacza zasadniczo śmierć gwiazdy i powolne stygnięcie tego, co po niej pozostało.
Biały karzeł początkowo jest niezwykle gorący, ale z uwagi na brak procesów termojądrowych w jego wnętrzu, powoli stygnie na przestrzeni długich miliardów lat, aż z czasem stanie się czarnym karłem.
Najnowszy artykuł naukowy opublikowany w periodyku naukowym Nature przez astronomów z Uniwersytetu Wiktorii wskazuje na coś, czego dotychczas nie uwzględniano w rozmowach o białych karłach. W swoim projekcie badawczym naukowcy wykorzystali dane z kosmicznego obserwatorium Gaia, które mierzy odległości, prędkości i ruch ponad miliarda gwiazd w Drodze Mlecznej.
Dane z Gai wskazują na coś zaskakującego. Badacze zidentyfikowali całą populację białych karłów, które… nie ochładzają się od ośmiu miliardów lat ze względu na osobliwy proces zachodzący w ich wnętrzu. Naukowcy przyznają, że mechanizm transportu we wnętrzu białego karła jest całkowicie nowym mechanizmem, którego dotąd nie obserwowano w żadnym innym obiekcie kosmicznym.
Powstaje zatem pytanie, czy białe karły są faktycznie martwymi pozostałościami po dawnych gwiazdach podobnych do Słońca. Dotychczas tak uważano ze względu na to, że w ich wnętrzach nie zachodzą już reakcje termojądrowe, a same białe karły jedynie powoli emitują ciepło w przestrzeń kosmiczną, niczym go nie uzupełniając.
Sam proces chłodzenia białego karła to proces, który miał trwać długie miliardy lat. Obiekt taki miałby chłodzić się najpierw w środku tak, że jego wnętrze stopniowo się ochładza i krystalizuje, a następnie to samo dzieje się z jego zewnętrznymi warstwami. Najnowsze odkrycie jednak wskazuje na to, że ten proces nie istnieje.
Badacze zwracają uwagę na fakt, że w trakcie chłodzenia powstają kryształy, które wydostają się na powierzchnię, zamiast zapadać się do wnętrza. Tu pojawia się ciekawa sytuacja. Powstałe we wnętrzu białego karła kryształy unoszą się ku powierzchni, wypychając gęstszą materię do wnętrza białego karła. W ten sposób uwalniana jest energia grawitacyjna, która skutecznie hamuje proces chłodzenia białego karła na całe miliardy lat.
Nie ma jednak co się łudzić, że odkryte przez naukowców zjawisko tłumaczy wszystko. Problem polega na tym, że jedne biały karły hamują proces chłodzenia, a inne nie. Możliwe bowiem, że proces ten dotyczy jedynie białych karłów, które powstały w zderzeniu dwóch białych karłów.
Dotychczas białe karły wykorzystywane były w astronomii, jako wskaźniki wieku. Im chłodniejszy biały karzeł, tym starszy miałby być. Odkrycie procesu hamującego chłodzenie może podważyć wiele dotychczasowych pomiarów.
https://www.pulskosmosu.pl/2024/03/bialy-karzel-ciagle-zyje/

 

Koniec życia naszej gwiazdy wcale nie musi być końcem. Białe karły mają pewną tajemnicę.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To miał być dźwięk wpadającego w atmosferę Ziemi obiektu międzygwiezdnego. Zaskoczenie
2024-03-09. Radek Kosarzycki
W 2014 roku w atmosferę Ziemi wszedł jakiś obiekt z przestrzeni kosmicznej. W tym samym czasie jednocześnie zarejestrowano zjawisko meteoru, oraz fale sejsmiczne, które miałyby wskazywać na dużą prędkość obiektu wskazującą na jego pochodzenie spoza Układu Słonecznego. Nic dziwnego, że naukowcy postanowili rozpocząć poszukiwania obiektu na dnie oceanu.
Każde takie wydarzenie ma w sobie coś fascynującego. Niezależnie od tego jak sceptycznie podchodzimy do kwestii życia we wszechświecie, zawsze tli się nadzieja na to, że tym razem być może znajdziemy jakiś obiekt, który nie będzie pochodzenia ziemskiego i który w żaden sposób nie mógłby powstać w sposób naturalny.
Co więcej, w tym konkretnym przypadku sprzed dekady udało się zarejestrować zagadkowe i niewyjaśnione dotąd fale dźwiękowe, które zdumiały ekspertów, bowiem nie było ich można w prosty sposób wyjaśnić.
Do całego zdarzenia doszło nad zachodnim Pacyfikiem. Jak się teraz okazuje, sygnały sejsmiczne powiązane wcześniej z meteorytem z 2014 roku mogą mieć nieco bardziej przyziemne wyjaśnienie.
Naukowcy poinformowali właśnie, że fale sejsmiczne wiązane dotychczas z meteorytem, a zarejestrowane w stacji sejsmicznej na wyspie Manus w Papui-Nowej Gwinei, nie pochodziły od obiektu międzygwiezdnego wlatującego w atmosferę Ziemi. Ich źródłem była… ciężarówka przejeżdżająca pobliską drogą.
Co więcej, zmiana sygnału w trakcie jego trwania pokrywa się z kierunkiem, w którym prowadzi droga w pobliżu sejsmometru. Badacze zwracają uwagę na to, że istnieją nagrania wielu sygnałów pochodzących od samochodów przejeżdżających w pobliżu sejsmometru oraz tych pochodzących od meteorów i w tym wypadku łatwo wykazać, że zarejestrowany sygnał nie pochodzi od obiektu kosmicznego.
Historia meteorytu z 2014 roku wciąż trwa. Jakby nie patrzeć, w 2023 roku astronom Avi Loeb z Uniwersytetu Harvarda zorganizował nawet wyprawę, która miała na celu zlokalizowanie i wydobycie fragmentu meteorytu. Więcej, po zakończeniu wyprawy Loeb zaprezentował niewielkie drobinki, które według niego są fragmentami meteorytu.
Najnowsze odkrycia rzucają jednak zupełnie inne światło na cały ten projekt. Badacze wskazują, że cokolwiek znalazł Loeb podczas wyprawy, nie jest powiązane z meteorytem z 2014 roku. Dlaczego? Według naukowców Loeb poszukiwał meteorytu w niewłaściwym miejscu, bowiem sam meteoryt wszedł w atmosferę ziemską zupełnie gdzie indziej.
Dostrzeżona wtedy ognista kula przecinająca niebo znajdowała się setki kilometrów od miejsca, w którym swoje poszukiwania prowadziła ekipa Loeba.
„Nie tylko użyli niewłaściwego sygnału, ale szukali w niewłaściwym miejscu” – wspominają autorzy w komunikacie prasowym. Według nich poszukiwania szczątków obserwowanego meteorytu należałoby prowadzić 160 kilometrów dalej.
Jaki więc materiał wydobyto z dna oceanu w pobliżu Pacyfiku? Nowe badanie sugeruje, że mogą to być po prostu małe fragmenty „zwykłych meteorytów”.
https://www.pulskosmosu.pl/2024/03/meteor-czy-ciezarowka/

To miał być dźwięk wpadającego w atmosferę Ziemi obiektu międzygwiezdnego. Zaskoczenie.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pentagon na tropie UFO. USA testuje przenośne sensory
2024-03-10.ML.
Chociaż Pentagon utrzymuje, że nie znaleziono jak dotąd żadnych dowodów na istnienie istot pozaziemskich, to właśnie rozpoczął opracowywanie przenośnych zestawów do wykrywania UFO o nazwie „Gremlin”.
„Nie ma żadnych dowodów, by władze USA lub firmy były w posiadaniu technologii pozaziemskich” – napisał w opublikowanym w piątek raporcie urząd Pentagonu ds. badań nad niewyjaśnionymi zjawiskami powietrznymi AARO. W raporcie zaprzeczono też, by jakiekolwiek rządowe lub akademickie dochodzenie potwierdziło pozaziemskie pochodzenie niewyjaśnionych zjawisk powietrznych.
Dokument został przedstawiony Kongresowi w ramach uchwalonego przez parlament prawa w reakcji na wystąpienie w Izbie Reprezentantów byłego pracownika AARO Davida Gruscha. Grusch zeznał przed komisją Izby oraz w licznych wywiadach, że rząd USA od dekad ukrywa wiedzę o odkryciu i kontakcie z „nie-ludzkimi istotami" oraz że posiada dostęp do pozaziemskich pojazdów i na ich bazie wraz z prywatnymi firmami odtwarza te technologie.
Pentagon ocenił też, że zarzuty, iż władze USA ukrywają technologię pozaziemską przez społeczeństwem i Kongresem, jest wynikiem działań niewielkiej grupy osób, które nie posiadają dowodów na swoje twierdzenia. Z raportu wynika, że chodzi o grupę, która brała udział w programie badań nad UFO pod egidą agencji wywiadu wojskowego DIA.
Program miał zostać zakończony z powodu „obaw” Pentagonu, zaś związane z nim osoby próbowały wskrzesić inny program, dotyczący inżynierii wstecznej i pozyskiwania pozaziemskich technologii, lecz ostatecznie nie został on stworzony, bo ówczesny Departament Bezpieczeństwa Krajowego uznał, że nie ma ku temu podstaw.
Jednocześnie Pentagon rozpoczął prace nad wdrożeniem do armii specjalnej technologii, mającej na celu identyfikację wszelkich obiektów poruszających się w przestrzeni powietrznej. „Gremlin” to przenośne urządzenie, które umieszczone zostało w odpornym futerale. Zawiera specjalne sensory, pozwalające na precyzyjną identyfikację wszystkiego co lata.
Obecnie „Gremlin” testowany jest na poligonie w Teksasie. Jak zapowiedział pełniący obowiązki dyrektora AARO Timothy Phillips, system ma zostać w przyszłości rozmieszony w miejscach, w których pojawia się najwięcej raportów o tajemniczych obiektach.

źródło: PAP, portal tvp.info

Pentagon rozpoczął testy systemu „Gremlin” (fot. Getty Images)

TVP INFO
https://www.tvp.info/76367638/pentagon-testuje-system-gremlin-do-tropienia-sladow-istnienia-ufo

Pentagon na tropie UFO. USA testuje przenośne sensory.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zakończenie Roku Kopernikańskiego
2024-03-10.
Na zakończenie swoich 550. urodzin Kopernik doczekał się mocnego akordu i to także w dosłownym znaczeniu (koncert Leszka Możdżera). Dostojna sala Dworu Artusa w rodzinnym mieście Wielkiego Astronoma widziała niezwykłych gości, takich jak naukowcy z NASA, Uniwersytetu Harvarda, czy laureatka Pokojowej Nagrody Nobla z Liberii. Było między innymi o poszukiwaniu obcych na …Ziemi.
Gdy wydawało się, że przebrzmiały już fanfary licznych wydarzeń upamiętniających ostatni jubileusz Kopernikowski, wtedy wybrzmiał mocny akord Nowych Obrotów – imprezy zorganizowanej w przededniu 551. urodzin Astronoma. Powiedzenie o mocnym akordzie w tym kontekście ma oprócz metaforycznego także dosłowne znaczenie, jako że jednym z wydarzeń „Obrotów” był koncert Leszka Możdżera poprzedzony wykładem prof. Pawła Nurowskiego.
Zakładam, że nazwa projektu „Nowe Obroty” ma nawiązywać do wieloznaczności łacińskiego słowa revolutio oznaczającego obrót, ale także rewolucję. Tak więc można powiedzieć, że wysłuchaliśmy refleksji i przemyśleń najtęższych umysłów na świecie na temat zagadnień o rewolucyjnym wręcz znaczeniu. Takim kopernikańskim przewrotem byłoby znalezienie pozaziemskiego życia, a w szczególności jego inteligentnej formy. Wokół tego zagadnienia obracała się (nomen omen) tematyka imprezy.
17 lutego dr Mary Voytek, egzobiolożka z NASA zreferowała przegląd naszej wiedzy na temat pochodzenia i ewolucji życia ziemskiego i tego, co możemy się spodziewać po jego kosmicznych formach i gdzie można próbować je znaleźć.
Następnego dnia prof. Avi Loeb zaprezentował niestandardowe podejście do tego zagadnienia. Jest on zaangażowany w projekty, które mają na celu szukanie śladów obcych cywilizacji czy pozaziemskiego życia tu na Ziemi lub na jej kosmicznym podwórku. Twierdzi on, że aby dać odpowiedź na pytanie Fermiego „gdzie oni są” nie wystarczy stwierdzić, że nie ma nigdzie śladów ich obecności, ale zacząć konkretne ich poszukiwania. Na Ziemię spadają różne obiekty. Pochodzenie niektórych z nich trudno wyjaśnić, a mogą być one szczątkami urządzeń pozaziemskich. Dlatego jednym z projektów uczonego było zorganizowanie wyprawy morskiej przeszukującej dno w celu znalezienia okruchów nietypowego meteorytu, który spadł wcześniej do Pacyfiku. Jego uwagę przykuwają także trudne do wyjaśnienia cechy Oumuamua - obiektu spoza Układu Słonecznego, który przemknął przez nasze kosmiczne zakątki w 2017 roku.
Dla porządku muszę dodać, że wielu innych naukowców podchodzi ze sceptycyzmem do tych poglądów, przedstawiając inne możliwe wyjaśnienie zagadek „dalekiego wędrowca”. Tak czy inaczej problem poszukiwania życia pozaziemskiego ciągle rozpala naszą wyobraźnię i każe się zastanawiać, w jaki sposób sukces w tej dziedzinie miałby wpływ na nasze społeczeństwo, kulturę, religię i ogólnie cywilizację. W lutowy weekend mieliśmy okazję snucia takich refleksji inspirowani wystąpieniami znamienitych gości.
Więcej:
•    strona internetowa wydarzenia Nowe Obroty
•    profil Instytutu B61 z galerią zdjęć i relacjami z wydarzenia
 
Autor: Iwo Bohr
Opracowanie: Magda Maszewska
Ilustracje: Dr Mary A. Voytek (wyżej) i prof. Avi Loeb (niżej), fot. K35 photo, źródło: Instytut B61
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/zakonczenie-roku-kopernikanskiego

Zakończenie Roku Kopernikańskiego.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybrano najlepsze studenckie projekty kosmiczne
2024-03-10.
Ogłoszono wyniki konkursu Direction: Space dla studentów i doktorantów polskich uczelni. Wygrały projekty GraviTE, HematopoiesISS oraz LASPA. Eksperymenty te mają szansę polecieć w kosmos.
Konkurs Direction: Space został zorganizowany dla studentów i doktorantów polskich uczelni. Ma zainspirować młodych do wymyślenia projektów badawczych do zrealizowania na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmiczne (ISS) na orbicie okołoziemskiej. 10 marca podczas gali finałowej konkursu ogłoszono laureatów. Nagrody wręczył dr Sławosz Uznański, polski astronauta projektowy Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), który jest pomysłodawcą konkursu.
Konkursowe zadanie polegało na przygotowaniu projektu badawczego, który mógłby zostać zrealizowany w warunkach mikrograwitacji na stacji kosmicznej. Ocenie przez jury podlegały: rzetelność naukowa i techniczne przygotowanie eksperymentu, a także organizacja zespołu i zarządzanie projektem, co jest bardzo ważne w sektorze kosmicznym..
Najlepsze drużyny otrzymały dostęp do opieki mentorskiej, mikrogrant w kwocie 26 000 PLN na rozwój prototypu eksperymentu, a także możliwość rozwoju koncepcji projektu podczas wyjazdu studyjnego do Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych CERN, Europejskiego Centrum Badań i Technologii Kosmicznych ESA ESTEC i Europejskiego Centrum Astronautów ESA EAC.
Zwyciężyły trzy projekty: GraviTE od studentów z Akademii Górniczo-Hutniczej, HematopoiesISS od studentów Śląskiego Uniwersytetu Medycznego i Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz LASPA z Politechniki Warszawskiej.
W ramach projektu GraviTE (Gravity-free Tissue Engineering) studenci Koła Naukowego AGH Space Systems chcą zbadać komórki macierzyste osadzonych na polimerowych rusztowaniach w warunkach mikrograwitacji oraz porównać wyniki do mikrograwitacji symulowanej na Ziemi. Hodowla komórkowa będzie prowadzona w bioreaktorze odpowiedzialnym za utrzymywanie odpowiednich warunków, automatyczną wymianę płynów oraz zbieranie danych kontrolnych.
Z kolei projekt HematopoiesISS, przygotowany przez studentów Śląskiego Uniwersytetu Medycznego i Uniwersytetu Jagiellońskiego, próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy po zdrowie można sięgać poza naszą planetę. Studenci i doktoranci kierunku lekarskiego chcieliby zbadać komórki krwiotwórcze szpiku i jaki wpływ na nie będzie miało przebywanie w warunkach mikrograwitacji. Badania będą mogły odpowiedzieć nie tylko na pytania dotyczące wpływu podróży kosmicznych na ciało człowieka, ale również pomogą ulepszyć terapie chorób autoimmunologicznych i nowotworowych, między innymi białaczek czy chłoniaków.
Projekt L(aser) A(mplitude) S(timulated) P(lant) A(griculture) – LASPA, wywodzi się z Politechniki Warszawskiej, od zespołu GrowLight. Polega na zastosowaniu światła laserowego do stymulacji siewek do wzrostu w warunkach mikrograwitacji. Badania nad wpływem różnych długości fal laserowych na późniejszą morfologię roślin i przeżywalność nasion, mają pomóc w rozwoju technologii uprawy roślin w środowisku kosmicznym. Otrzymane wyniki poszerzą zakres wiedzy o warunkach wzrostu w mikrograwitacji, otwierając nowe perspektywy dla przyszłych załogowych misji kosmicznych, gdzie samowystarczalne systemy uprawy roślin odgrywać będą kluczową rolę.
Gala Finałowa konkursu "Direction: Space" odbyła się podczas Tygodnia Kosmicznego w ramach obchodów Europejskiego Miasta Nauki Katowice 2024. Organizatorami konkursu "Direction: Space" są: Fundacji Empiria i Wiedza oraz Fundacja New Space. Konkurs został ogłoszony podczas obchodów Europejskiej Stolicy Młodzieży Lublin 2023 i jest organizowany w partnerstwie z inicjatywą Europejskiej Agencji Kosmicznej Direction Earth/Space, Europejską Organizacją Badań Jądrowych CERN i studiem Science Now. Patronatu honorowego konkursowi udzielili: Prezes Rady Ministrów, Ministerstwo Rozwoju i Technologii, Bank Gospodarstwa Krajowego oraz Polska Agencja Kosmiczna.
Więcej informacji:
•    Poznaliśmy najlepsze studenckie projekty kosmiczne
 
Opracowanie: Krzysztof Czart
Źródło: Space Agency
 
Na zdjęciu:
Direction: Space - zwycięzcy konkursu. Źródło: Space Agency.
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/wybrano-najlepsze-studenckie-projekty-kosmiczne

Wybrano najlepsze studenckie projekty kosmiczne.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyniki 67. Olimpiady Astronomicznej
2024-03-10.
10 marca ogłoszono w Chorzowie wyniki 67. Olimpiady Astronomicznej, organizowanej przez Planetarium – Śląski Park Nauki, przy wsparciu m.in. Uranii i Polskiego Towarzystwa Astronomicznego. Wygrał Piotr Jędrzejczyk z V Liceum Ogólnokształcącego w Krakowie.
Olimpiada Astronomiczna to kilkuetapowe zawody dla uczniów szkół średnich interesujących się astronomią. Finałowa rywalizacja odbywała się w dniach 7-10 marca 2024 r. w planetarium w Chorzowie. W finale uczestniczyło 21 uczniów, którzy rozwiązywali zadania teoretyczne oraz obserwacyjne.
Zwycięzcą został Piotr Jędrzejczyk, uczeń V Liceum Ogólnokształcącego im. Augusta Witkowskiego w Krakowie
Laureaci kolejnych miejsc to:
II Miejsce: Dawid Chudzik – XIV Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Staszica w Warszawie.
III Miejsce: Andrzej Maroń  – XIV Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Staszica w Warszawie.
IV Miejsce - ex-aequo: Michał Jagodziński - XIII Liceum Ogólnokształcące w Szczecinie, Krzysztof Nadulicz – II Liceum Ogólnokształcące im. Księżnej Anny z Sapiehów Jabłonowskiej w Białymstoku.
VI Miejsce - ex-aequo:  Weronika Bednarek - XIII Liceum Ogólnokształcące w Szczecinie, Stanisław Świercz - XIV Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Staszica w Warszawie, Kinga Wysocka – III Liceum Ogólnokształcące z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Marynarki Wojennej RP w Gdyni.
Olimpiada Astronomiczna to najbardziej prestiżowy konkurs dla młodych miłośników astronomii w Polsce. Jest organizowana od 1957 roku.
Piątka laureatów będzie reprezentować nasz kraj podczas 17. Międzynarodowej Olimpiady z Astronomii i Astrofizyki, która odbędzie się Brazylii.
Przypominamy, że w czasopiśmie "Urania - Postępy Astronomii" regularnie publikujemy zadania z minionych edycji olimpiad astronomicznych wraz z przykładowymi rozwiązaniami. W sklepie internetowym Uranii można tez nabyć obszerny zbiór zadań z olimpiad astronomicznych.
Podczas gali finałowej olimpiady, dodatkowo Sławosz Uznański, polski astronauta projektowy ESA, osobiście ogłosił wyniki zainicjowanego przez siebie konkursu Direction: Space na eksperyment naukowy, który zostanie przeprowadzony na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. O wynikach tego konkursu piszemy w osobnym artykule.
Więcej informacji:
•    Strona Olimpiady Astronomicznej
•    Zbiór zadań z olimpiad astronomicznych
•    Prenumerata "Uranii - Postępów Astronomii"
•    Wyniki konkursu Direction: Space
 
Opracowanie: Krzysztof Czart
Źródło: Planetarium - Śląski Park Nauki
 
Na zdjęciu:
Laureaci 67. Olimpiady Astronomicznej. Źródło: Planetarium - Śląski Park Nauki
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/wyniki-67-olimpiady-astronomicznej

Wyniki 67. Olimpiady Astronomicznej.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaproszenie na galę konkursu W stronę gwiazd
2024-03-10.
W imieniu gdańskiego centrum nauki Hevelianum zapraszamy do obejrzenia transmisji z gali finałowej Ogólnopolskiego Konkursu Astronautycznego "W stronę gwiazd".
Na gali ogłoszeni zostaną zwycięzcy konkursu, a także zaprezentowane zostaną ich prace. Po części oficjalnej Hevelianum zaprasza do udziału w specjalnym pokazie astronomicznym.
Dodatkowo na galę zaproszono niezwykłą postać – dr Sławosza Uznańskiego, polskiego naukowca, wybranego we wrześniu 2023 roku do Europejskiego Korpusu Astronautów. Podzieli się on z uczestnikami wydarzenia wiedzą o tym, jak w Polsce zostać astronautą.
Hevelianum będzie gościć również przedstawiciela Polskiej Agencji Kosmicznej, dr hab. inż. Marka Moszyńskiego, profesora Politechniki Gdańskiej, specjalistę w dziedzinie informatyki technicznej, który opowie w jaki jeszcze inny sposób można związać swoją przyszłość zawodową z przestrzenią kosmiczną.
Zwycięzcy i ich nauczyciele zostali zaproszeni do uczestnictwa w gali poprzez platformę Zoom.
Transmisję na żywo będzie można oglądać na kanale YouTube oraz profilu Facebook Hevelianum.
data: 12 marca 2024 r.
godzina: 12:00–12:45
Partnerami konkursu są Analog Astronaut Training Center, Astronarium oraz Urania - Postępy Astronomii.
Patronat honorowy nad konkursem objęli Minister Edukacji i Nauki, Polska Agencja Kosmiczna, Centrum Badań Kosmicznych PAN, Polskie Towarzystwo Astronomiczne oraz Polskie Towarzystwo Miłośników Astronomii.
Sponsorami konkursu są Nicolaus Copernicus Foundation, Wydawnictwo Papilon oraz Wydawnictwo West Pomerania.

Więcej:
•    strona internetowa konkursu W stronę gwiazd

Opracowanie: Magda Maszewska, źródło: Hevelianum
 
Ilustracja: Grafika konkursu "W stronę gwiazd", źródło: Hevelianum
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/zaproszenie-na-gale-konkursu-w-strone-gwiazd

Zaproszenie na galę konkursu W stronę gwiazd.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To już jest tradycja. Pierwszy załogowy lot Starlinera ponownie przełożony
2024-03-10. Radek Kosarzycki
Mało kto już pamięta pierwszy załogowy lot Crew Dragona, statku załogowego zbudowanego przez SpaceX, który zapewnił Stanom Zjednoczonym niezależność w zakresie wynoszenia astronautów na orbitę okołoziemską. Tymczasem drugi statek załogowy rozwijany w ramach tego samego projektu przez konsorcjum, którego liderem jest Boeing, wciąż czeka na swój pierwszy lot załogowy. Teraz dowiadujemy się, że po raz kolejny (nie pamiętam już który) został przeniesiony na późniejszą datę.
Pierwsze bezzałogowe loty Starlinera to już odległa przeszłość. Może i w sumie dobrze, bowiem były to loty bardzo nieudane. Czas mija, astronauci czekają, a ani NASA, ani Boeing wciąż nie są przekonani co do tego, czy CST-100 Starliner jest już gotowy do bezpiecznego wykonania pierwszego lotu załogowego.
Przez ostatnie miesiące pierwszy załogowy lot testowy (CFT, Crew Flight Test) na pokład Międzynarodowej Stacji Kosmicznej planowany był na połowę kwietnia. W piątek, 8 marca pojawiła się informacja, że ten termin jest już nieaktualny.
Jest jednak jedna dobra informacja. Po raz pierwszy powodem opóźnienia jest konflikt harmonogramu lotów na pokład stacji kosmicznej, a nie jakieś niedopatrzenie, usterka Starlinera. Istnieje zatem szansa na to, że faktycznie na początku maja dojdzie do pierwszego lotu załogowego nowego statku kosmicznego.
Statek Starliner z załogą składającą się z Butcha Wilmore’a oraz Suni Williams zostanie wyniesiony na orbitę za pomocą rakiety Atlas V dostarczonej przez United Launch Alliance. Po dotarciu na orbitę astronauci spędzą około dziesięciu dni na pokładzie ISS, a następnie powrócą na Ziemię.
Warto tutaj przypomnieć, że Boeing prace nad Starlinerem rozpoczął już niemal 10 lat temu. W ramach wielomiliardowego kontraktu firma ma zbudować załogowy statek kosmiczny, który będzie woził astronautów na pokład Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Na przestrzeni tej dekady odbyły się dwa loty bezzałogowe, w 2019 i 2022 roku. W trakcie pierwszego lotu statkowi nie udało się dotrzeć do stacji kosmicznej, udało się tego dokonać dopiero w trakcie drugiego lotu w maju 2022 roku.
https://www.pulskosmosu.pl/2024/03/pierwszy-lot-starliner-przelozony/

To już jest tradycja. Pierwszy załogowy lot Starlinera ponownie przełożony.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Webb odkrywa tajemnice pierwotnej galaktyki
2024-03-10.
Dwa zespoły korzystające z JWST zbadały wyjątkowo jasną galaktykę, która istniała, gdy Wszechświat miał zaledwie 430 milionów lat.

Spełniając obietnicę zmiany naszego rozumienia wczesnego Wszechświata, Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba bada galaktyki bliskie zarania dziejów. Jedną z nich jest wyjątkowo jasna galaktyka GN-z11, która istniała, gdy Wszechświat miał zaledwie ułamek swojego obecnego wieku. Początkowo wykryta przez Kosmiczny Teleskop Hubble’a, jest jedną z najmłodszych i najodleglejszych galaktyk, jakie kiedykolwiek zaobserwowano, a także jedną z najbardziej zagadkowych. Dlaczego jest tak jasna? Wygląda na to, że Webb znalazł odpowiedź.

Zespół badający GN-z11 za pomocą Webba znalazł pierwszy wyraźny dowód na to, że galaktyka posiada centralną supermasywną czarną dziurę, która szybko gromadzi materię. Ich odkrycie sprawia, że jest to najbardziej odległa supermasywna czarna dziura, jaką do tej pory zaobserwowano.

Znaleźliśmy niezwykle gęsty gaz, który jest powszechny w pobliżu supermasywnych czarnych dziur akreujących materię – powiedział główny badacz Roberto Maiolino z Laboratorium Cavendisha i Instytutu Kosmologii Kavli na Uniwersytecie Cambridge w Wielkiej Brytanii. Były to pierwsze wyraźne oznaki, że GN-z11 posiada supermasywną czarną dziurę, która pochłania materię.

Korzystając z Webba, zespół znalazł również oznaki zjonizowanych pierwiastków chemicznych zwykle obserwowanych w pobliżu akreujących supermasywnych czarnych dziur. Ponadto odkryto, że galaktyka wyrzuca bardzo silny wiatr. Takie wiatry o dużej prędkości są zwykle napędzane przez procesy związane z energicznie akreującymi supermasywnymi czarnymi dziurami.

Kamera NIRCam Webba ujawniła rozszerzony składnik śledzący galaktykę macierzystą oraz centralne, zwarte źródło, którego kolory są zgodne z barwą dysku akrecyjnego otaczającego czarną dziurę – powiedziała prowadząca badania Hannah Übler, również z Laboratorium Cavendisha i Instytutu Kavli.

Wszystkie te dowody wskazują, że GN-z11 posiada supermasywną czarną dziurę o masie dwóch milionów mas Słońca, która znajduje się w bardzo aktywnej fazie pochłaniania materii i dlatego jest tak jasna.

Drugi zespół, również kierowany przez Maiolino, użył spektrografu NIRSpec Webba do znalezienia gazowego skupiska helu w halo otaczający GN-z11.

Fakt, że nie widzimy niczego poza helem sugeruje, że ta grudka musi być dość dziewicza – powiedział Roberto. Jest to coś, czego oczekiwano w teorii i symulacjach w pobliżu szczególnie masywnych galaktykach z tych epok – że w halo powinny przetrwać kieszenie nieskazitelnego gazu, które mogą zapaść się i utworzyć gromady gwiazd III populacji.

Znalezienie dotychczas niezbadanych gwiazd III populacji – pierwszej generacji gwiazd uformowanych niemal w całości z wodoru i helu – jest jednym z najważniejszych celów współczesnej astrofizyki. Przewiduje się, że gwiazdy te będą bardzo masywne, bardzo jasne i bardzo gorące. Ich znakiem rozpoznawczym będzie obecność zjonizowanego helu i brak pierwiastków chemicznych cięższych od helu.

Formowanie się pierwszych gwiazd i galaktyk oznacza fundamentalną zmianę w historii kosmosu, podczas której Wszechświat ewoluował z ciemnego i stosunkowo prostego stanu do wysoce ustrukturyzowanego i złożonego środowiska, które widzimy dzisiaj.

W przyszłych obserwacjach Webba, Roberto, Hannah i ich zespół zbadają GN-z11 bardziej szczegółowo i mają nadzieję wzmocnić argumenty przemawiające za gwiazdami III populacji, które mogą formować się w halo.

Badania dziewiczego skupiska gazu w halo GN-z11 zostały zaakceptowane do publikacji w czasopiśmie Astronomy and Astrophysics. Wyniki badań czarnej dziury GN-z11 zostały opublikowane w czasopiśmie Nature 17 stycznia 2024 roku.

Opracowanie:
Agnieszka Nowak

Źródło:
•    ESA
•    Urania
Zdjęcie części pola galaktyk GOODS-North. W prawym dolnym rogu powiększenie ukazuje galaktykę GN-z11. Źródło: NASA, ESA, CSA, B. Robertson (UC Santa Cruz), B. Johnson (CfA), S. Tacchella (Cambridge), M. Rieke (University of Arizona), D. Eisenstein (CfA)

https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2024/03/webb-odkrywa-tajemnice-pierwotnej.html

Webb odkrywa tajemnice pierwotnej galaktyki.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

JWST uchwycił koniec formowania się planet
2024-03-10.
Najnowsze badania sugerują, że obserwowany przez JWST dysk protoplanetarny wokół T Cha znajduje się na końcu swojej ewolucji.
Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba (JWST) pomaga naukowcom odkryć, w jaki sposób powstają planety, poprzez lepsze zrozumienie miejsc ich narodzin i dysków protoplanetarnych otaczających młode gwiazdy. W artykule opublikowanym w czasopiśmie Astronomical Journal, zespół naukowców kierowany przez Namana Bajaja z Uniwersytetu Arizony, w tym dr Uma Gorti z Instytutu SETI, po raz pierwszy obrazuje wiatry ze starego dysku protoplanetarnego (wciąż bardzo młodego w stosunku do Słońca), który aktywnie rozprasza zawarty w nim gaz. Dysk był już wcześniej zobrazowany, ale wiatry ze starych dysków nie. Poznanie momentu rozpraszania się gazu jest istotne, ponieważ ogranicza czas, jaki pozostał młodym, powstającym planetom na wykorzystanie gazu z otoczenia.
Odkryciem kluczowym jest obserwacja T Cha, młodej gwiazdy otoczonej przez erodujący dysk, który cechuje się ogromną luką pyłową o promieniu około 30 jednostek astronomicznych. Po raz pierwszy astronomowie uchwycili rozpraszający się gaz (tzw. wiatry) za pomocą czterech linii gazów szlachetnych neonu (Ne) i argonu (Ar), z czego jedna jest pierwszą wykrytą w dysku protoplanetarnym. Obrazy [Ne II] pokazują, że wiatr pochodzi z rozległego obszaru dysku. Zespół naukowców jest również zainteresowany zrozumieniem przebiegu tego procesu, aby lepiej pojąć jego historię i wpływ na nasz Układ Słoneczny.
Wiatry te mogę być napędzane przez wysokoenergetyczne fotony gwiazdowe (światło gwiazdy) lub przez pole magnetyczne, które oplata dysk protoplanetarny – powiedział Naman.
Uma Gorti z Instytutu SETI od dziesięcioleci prowadzi badania nad rozpraszaniem dysków i wraz ze swoim kolegą przewidziała silną emisję argonu, którą wykrył JWST. Jest podekscytowana, że w końcu będzie mogła rozwikłać warunki fizyczne panujące w wietrze, aby zrozumieć, w jaki sposób się on uruchamia.
Układy planetarne, takie jak nasz Układ Słoneczny, wydają się zawierać więcej obiektów skalistych niż bogatych w gaz. Wokół naszego Słońca są to planety wewnętrzne, pas planetoid i pas Kuipera. Jednak naukowcy od dawna wiedzą, że dyski protoplanetarne zaczynają się od 100 razy większej masy w gazie niż w ciałach stałych, co prowadzi do palącego pytania: kiedy i w jaki sposób większość gazu opuszcza dysk/układ?
Na bardzo wczesnych etapach formowania się układu planetarnego, planety łączą się, tworząc wirujący dysk gazu i drobnego pyłu wokół młodej gwiazdy. Cząsteczki te zlepiają się ze sobą, tworząc coraz większe fragmenty zwane planetozymalami. W miarę upływu czasu te planetozymale zderzają się i łączą, ostatecznie formując planety. Rodzaj, rozmiar i lokalizacja planet, które powstają, zależą od ilości dostępnego materiału i czasu, przez jaki pozostaje on w dysku. Wynik formowania się planet zależy zatem od ewolucji i rozproszenia dysku.
Ta sama grupa, w innym artykule przeprowadziła symulacje rozpraszania napędzanego przez fotony gwiazdowe, aby rozróżnić oba zjawiska. Porównali te symulacje z rzeczywistymi obserwacjami i stwierdzili, że rozproszenie przez wysokoenergetyczne fotony gwiazdowe może wyjaśnić obserwacje i dlatego nie można go wykluczyć. Dr Andrew Sellek z Leiden Observatory opisał, jak jednoczesny pomiar wszystkich czterech linii przez JWST okazał się kluczowy dla ustalenia właściwości wiatru i pomógł nam wykazać, że rozpraszane są znaczne ilości gazu. Aby ująć to w kontekście, naukowcy obliczyli, że masa rozpraszająca się każdego roku jest równoważna masie Księżyca!
Linia [Ne II] została po raz pierwszy odkryta w kierunku kilku dysków protoplanetarnych w 2007 roku za pomocą Kosmicznego Teleskopu Spitzera i wkrótce została zidentyfikowana jako znacznik wiatrów przez prowadzącego projekt prof. Pascucci na Uniwersytecie Arizony; zmieniło to wysiłki badawcze skoncentrowane na zrozumieniu rozpraszania gazu w dysku. Odkrycie przestrzennie rozdzielonego [Ne II] i pierwsza detekcja [Ar III] za pomocą JWST może stać się kolejnym krokiem w kierunku zmiany naszego zrozumienia tego procesu.
Po raz pierwszy użyliśmy neonu do badania dysków protoplanetarnych ponad dziesięć lat temu, testując nasze symulacje obliczeniowe w odniesieniu do danych ze Spitzera i nowych obserwacji uzyskanych za pomocą VLT – powiedział prof. Richard Alexander z University of Leicester School of Physics and Astronomy. Wiele się nauczyliśmy, ale te obserwacje nie pozwoliły nam zmierzyć, ile masy tracą dyski. Nowe dane z JWST są spektakularne, a możliwość rozpoznania wiatrów dyskowych na obrazach jest czymś, co nigdy nie wydawało mi się możliwe. Wraz z kolejnymi obserwacjami, JWST pozwoli nam zrozumieć młode układy planetarne jak  nigdy dotąd.
Ponadto zespół odkrył, że wewnętrzny dysk T Cha ewoluuje w bardzo krótkich skalach czasowych rzędu dziesięcioleci. Zaobserwowali, że widmo T Cha z JWST różni się od wcześniejszego widma Spitzera. Według Chengyana Xie z Uniwersytetu Arizony, to niedopasowanie można wyjaśnić małym, asymetrycznym dyskiem wewnętrznym, który stracił część swojej masy w ciągu zaledwie około 17 lat. Wraz z innymi badaniami sugeruje to również, że dysk T Cha znajduje się na końcu swojej ewolucji. Chengyan dodał: Być może będziemy świadkami rozproszenia całej masy pyłu w wewnętrznym dysku T Cha w ciągu naszego życia!
Konsekwencje tych odkryć oferują nowy wgląd w złożone interakcje, które prowadzą do rozproszenia gazu i pyłu, co jest kluczowe dla formowania się planet. Dzięki zrozumieniu mechanizmów stojących za rozpraszaniem dysków, naukowcy mogą lepiej przewidywać czas i środowiska sprzyjające narodzinom planet. Praca zespołu demonstruje potęgę JWST i wyznacza nowe kierunki badań dotyczących dynamiki formowania się planet i ewolucji dysków okołogwiazdowych.
Opracowanie:
Agnieszka Nowak
Więcej informacji:
•    JWST Captures the End of Planet Formation
•    JWST MIRI MRS Observations of T Cha: Discovery of a Spatially Resolved Disk Wind
Źródło: SETI
Na ilustracji: Wizja artystyczna obrazująca gaz rozpraszający się z dysku protoplanetarnego. Źródło: ESO/M. Kornmesser
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/jwst-uchwycil-koniec-formowania-sie-planet

JWST uchwycił koniec formowania się planet.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)