Wczorajsza, wieczorna sesja na Przełęczy okazała się być jedną z najbardziej owocnych w moim astrożyciorysie. W ciągu dwóch godzin spędzonych na pierońskim mrozie (-17°C) zgromadziłem naprawdę spory urobek, uzupełniając przy okazji jedną, za to nadzwyczaj istotną i niedającą mi spokojnie zasnąć lukę obserwacyjną. :)
Ale zacznijmy od początku. Niedzielne popołudnie upłynęło na gorączkowym sprawdzaniu prognoz i map satelitarnych. Po sobotniej porażce pogodowej, gdy z miejscówki obserwacyjnej przepędziła mnie mgła, delikatny śnieg i podmuchy lodowatego wiatru, nie liczyłem na wiele. Tymczasem zaskoczenie było ogromne ? cirrus rozpłynął się bez śladu, a wiatr ustał. Pozostawiwszy w dole dymy i smog, mogłem cieszyć się krystalicznie czystym, przejrzystym zimowym nieboskłonem, z kłującymi wręcz w oczy gwiezdnymi iskierkami nad głową. Co więcej, zamglenie wiszące gdzieś nad Białką Tatrzańską skutecznie zniwelowało LP generowane przez oświetlone wściekle stoki narciarskie. Czegóż chcieć więcej?
Tym razem postanowiłem przewietrzyć refraktor 150/750 ? po troszę z wygody i dla oszczędności cennego czasu, ale głównym powodem były Stożek, Qń i Pętla Barnarda. Sesję rozpocząłem około 21 od klasyka, czyli Messiera 42. Co tu dużo mówić ? widok tej mgławicy w szerokim polu i z filtrem OIII na pokładzie każdorazowo wbija mnie w fotel, znaczy krzesełko obserwacyjne. Wszystkie te wąsy, wijące się pasma, domknięta południowa pętla.... Ech, bajka...
Po rozgrzewce w wyciągu wylądował mój ulubiony okular - super plossl Meade 26 mm z kultowej już chyba serii 5000, z wkręconą weń Habetą Lumicona; możliwości tego tandemu nie przestają mnie zadziwiać. Cel: oczywiście IC 434 i Barnard 33. W ubiegłym roku wyłuskałem IC-ka z użyciem orionowskiego UltraBlocka, ale charakterystycznej ciemnej wstawki nie widziałem. Tym razem mogę otrąbić sukces ? filtr mocno osłabił blask Alnitaka, sprawiając, że blada, podłużna smuga wodorowej mgławicy wyskoczyła z tłą niemal natychmiast.
- Co jest, do cholery? - szepnąłem - Przeca Konik nie powinien poddać się ot tak, bez walki?
Wątpliwości nie miałem jednak żadnych ? we właściwym miejscu, tuż poniżej środkowej z trzech ułożonych w rządku gwiazdek o zbliżonej jasności, majaczyła owalna, ciemna i całkiem spora plamka. Kształtu końskiej głowy wprawdzie nie dostrzegłem (do tego trzeba jednak dużego lustra), ale z drugiej strony nie spodziewałem się, że będzie aż tak łatwo. Co więcej, jestem silnie przekonany, że i mniejsza soczewa dałaby radę ? taka 120/600 na przykład. Przy najbliższej okazji nie omieszkam spróbować (Jurku, szykuj swój refraktor!).
Wielce ukontentowany, odbiłem nieco na północy ? wschód, namierzając widoczną już w szukaczu emkę 78. To mgławica refleksyjna, a ponieważ nie chciało mi się ściągać rękawiczek i wykręcać filtra, obiekt został niemożebnie przygaszony, spaskudzony wręcz. ;) Ale przeca to nie on był moim kolejnym celem; domyślacie się pewnie, że postanowiłem zawalczyć z Pętlą Barnarda.
Pętelkę mam już co prawda odhaczoną (poddała się podczas jednej z ubiegłorocznych, zimowych sesji spędzonej z szesnastocalowym Columbusem), niemniej zżerała mnie ciekawość, co może pokazać achromat. Okazało się, że pokazał ni mniej, ni więcej, tylko pazur ? rozległe, szerokie pojaśnienie, zaczynające się gdzieś na wysokości wspomnianego już Alnitaka i zmierzające po delikatnym łuku na północny ? zachód, było nie do przeoczenia. Nieznaczne poruszanie tubusem teleskopu pomogło w upewnieniu się, że widzę dokładnie to, co trzeba, bo różnica w jasności tła nieba w obrębie mgławicy i poza nią była naprawdę spora. Pokuszę się o stwierdzenie, że jasność powierzchniowa najwyraźniej zarysowanej części Pętli nie odbiega znacząco od słabszych rejonów mgławicy Kalifornia (na którą notabene też nie omieszkałem zerknąć podczas tej sesji). NGC 1499 to już całkiem spory obłoczek, ale przy Pętli to pikuś. Udało mi się zidentyfikować ją z całą pewnością, na długości ok. 4-5 stopni (jako punkt odniesienia do tego "pomiaru" przyjąłem dwustopniowe pole widzenia uzyskane z okularem 26 mm). Skanując ten rejon nieba, natknąłem się rzecz jasna na gromadę otwartą NGC 2112; obiekt ten ? przefiltrowany w paśmie H? ? zaprezentował się jednakowoż mało spektakularnie - ot, słaba, mglista plamka.
Zapomniałbym - do zabawy z szerokimi kadrami w Orionie zainspirowało mnie wspaniałe zdjęcie (a w zasadzie mozaika) autorstwa Marcina Paciorka.
źródło: http://astropolis.pl/topic/51928-podniebny-mysliwy/
Wygrana batalia z Konikiem i Pętlą sprawiła, że humor mi dopisywał, ale przecież najlepsze miało dopiero nadejść. Zanim jednak skierowałem teleskop w kierunku dania dnia (czy raczej wieczoru) doszedłem do słusznego skądinąd wniosku, że należy mi się chwila relaksu, zatem zmieniłem okular (tudzież filtr), sadowiąc w kątówce Maxvisiona 24 mm i OIII Lumicona. Relaks ów nazywany bywa Rozetą, a krótki achromat i długoogniskowy, szerokokątny okular to najlepsze możliwe zestawienie, by móc docenić jego uroki. W ten sposób potraktowana, Rozetka odwdzięczyła się, ukazując wewnętrzną strukturę; warto dać jej kilka minut, a wówczas zyskamy sporą szansę na wyłapanie detalu w postaci całkiem sporej ilości pociemnień, szatkujących mgławicę na nieregularne fragmenty. Oh, yeah!
Korzystając z okazji, znaczy filtra "tlenowego", odwiedziłem też starych znajomych - planetarnego Abella 21 w Bliźniętach (mglisty "rogal", całkiem spory i wyraźny) oraz dwie inne, zawieszone nisko nad horyzontem, lecz po przeciwnych stronach nieboskłonu mgławice: NGC 2359, zwaną Hełmem Thora (podziwiając "wypustki" po obu stronach mgławicowego bąbla) i sporą elipsę, czyli NGC 1360 w Piecu.
W tym momencie poczułem dość wyraźnie, że dwie pary wełnianych skarpet i solidne, górskie buty to jednak zbyt mało, by wygrać pojedynek z siarczystym mrozem. Nadejszła zatem wiekopomna chwila, by przemieścić się w kierunku Choinki i Stożka. Ilości podejść do tej paskudy nie zliczę; pamiętam, że próbowałem zarówno przerośniętą lornetą 28x110 (z parką filtrów UHC-s), jak i newtonami 13 i 16" (z UltraBlockiem) ? niestety, każdorazowo bezskutecznie. Owszem, spore pojaśnienie okalające gromadę NGC 2264 bywało dość oczywiste, jednak po charakterystycznym, tak dobrze znanym ze zdjęć pociemnieniu nie było nawet śladu. Trwało to już trzy długie lata, podczas których Stożek spoglądał drwiąco w moim kierunku z okładki "Cosmic Challenge" Harringtona, leżącej na samym wierzchu kupki książek o tematyce astro.
- Za długo, zdecydowanie za długo.... ? pomyślałem ? Teraz albo nigdy!
Jak się okazało, przyszła kryska na matyska. Kryska jest opisana na oprawce jako "Lumicon H-beta USA" i sprawiła, że tym razem to ja mogłem się zaśmiać. :) Z habetą na pokładzie tło nieba momentalnie pociemniało, a słaba, mgławicowa poświata została mocno uwydatniona. Czy było łatwo? Nie, Stożek jest obiektem wyjątkowo trudnym ? bardzo ulotnym, widocznym zerkaniem, a i to nie przez cały czas, zdecydowanie bardziej opornym niż wspomniany wcześniej Barnard 33. Niemniej, pociemnienie ukazało się dokładnie tam, gdzie trzeba ? mianowicie tuż nad czubkiem świątecznego drzewka. Z ciekawości postanowiłem popatrzeć jeszcze z użyciem UltraBlocka; pojaśnienie nadal było (choć mniej wyraźne), pociemnienia ? brak. Marku, gdy już spotkamy się gdzieś pod zimowym, ciemnym niebem Beskidu Niskiego, koniecznie musisz się z nim zmierzyć!
źródło: zasoby własne autora ;)
Skończywszy swe porachunki ze Stożkiem, postanowiłem przyjrzeć się okolicom gwiazdy Meissa (lambda Ori), poszukując śladów subtelnej mgławicy Sh2-264, okalającej gromadę Collinder 69 na kształt ogromnego pierścienia. Można powiedzieć, że się udało, choć to pyrrusowe zwycięstwo ? odbiwszy nieco na zachód od Collinera, zaobserwowałem tylko (a może aż?) delikatne pojaśnienie tła nieba.
Na sam koniec chwyciłem zgrabiałymi z zimna paluchami lornetę 15x70, by pobyć przez chwilę sam na sam z zimowymi klasykami (emek w Woźnicy, Rufie czy Wielkim Psie nie można przecież ot tak, pominąć), po czym, solidnie już zmarznięty, zwinąłem cały majdan i udałem się w kierunku ciepłego kaloryfera i szklaneczki rozgrzewającego burbona. ;)
PS Zima w górach ? nawet taka bezśnieżna ? jest piękna. Kto jechał nocą pustą, wijącą się zakosami drogą, z zawieszonymi nad nią białymi, oszronionymi gałęziami świerków, ten wie, co mam na myśli...