Skocz do zawartości

Damian P.

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    815
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    22

Zawartość dodana przez Damian P.

  1. Z pewnością nieźle sprawdziłaby się do poszukiwań szczególnie w Łabędziu i Orle, ale i na Kruka oraz Gołębia pewnie warto zerknąć. Zaś na dalekich wycieczkach nie można zapomnieć o Żurawiu, Pawiu, czy Tukanie. Jeśli chodzi o przykłady z naszego kraju, niezły kontrast powinna dać przy M11 czy M16 (czasem też i M17). Pewne rezultaty niektórzy być może odniosą w obserwacji mgławicy Mewa, czy (przeglądając wspomnianego Łabędzia) w dostrzeżeniu samego Pelikana.
  2. Mapa w necie podaje dla tej miejscówki całe 151m n.p.m.
  3. System rozwalony. Wk….ł mnie Koń. Porozrzucane strzępy gwiazdy. Supernowa dostrzeżona w roku 1054. 07h 18m 30s, –13° 13′ 30″ System za chwilę ulegnie zniszczeniu. Proszę zachować ostrożność. … Postaram się streszczać, jak umiem, a że nie umiem, wrzucę jakieś fotki dla odwrócenia uwagi. Teleskop zapakowany do wyjazdu. Niebo się robi, lustro świeżo umyte, kolimacja poprawiona, to i oczy niechaj witamin dostaną, a nuż magów jakich wyczarują. Zachód niedługo przed wyjazdem. 07.03.24, 17.06. Już prawie u celu, jadąc długą polną trasą pośród bezkresnych pól, minąłem w pewnym momencie niewielkie ognisko niedaleko od drogi, lecz nie mignęły mi żadne inne ślady człowieka, jakby ktoś rozpalił ogień i odszedł. Kilkaset metrów dalej zawróciłem i zatrzymałem się zaraz przed krzakiem, który miał zasłonić malutki płomyk. Na miejscówce był Wielki Pies i Orion i co najmniej trzy zające, na szczęście udało się zwolnić i dwa uszły cało, trzeci zaś okazał się być bardzo daleko, dalej niż każdy zając na Ziemi. Kometa 12P Pons-Brooks już w lornetce 10x50 ukazała wąski warkocz, skierowany mniej więcej w przeciwną stronę niż droga do Alpheratz. W teleskopie zdawała się razić oko. W środku dało się dojrzeć maleńkie jądro, a warkocz zrobił się grubszy i większy. Później zdenerwował mnie Koń. Nie wiem, czy oszukał, czy co, jednak proszę sobie wystawić taką oto sytuację: człowiek pamięta z grubsza, gdzie jest Koń i jak wygląda, lecz mimo to przypomina sobie dokładnie położenie gwiazdek, łba, oraz przebieg krawędzi mgławicy podświetlającej. Już umie, gdzie jest, ale drukuje dla pewności mapkę, bierze ze sobą jabłko i jedzie. Konia nie ma, a gwiazdy są jakieś inne. Po długich minutach dezorientacji, wreszcie podświetla słabym czerwonym światłem mapę, patrzy i wraca do teleskopu. Konia nie ma, a gwiazdy wciąż nie te. Co, do jasnej?! Po długim czasie szukania jeszcze nawet nie celu, a miejsca, prawie można usłyszeć chichot ukrytego gdzieś w pobliżu Konia. Odpuszczam. I nie mam zamiaru pisać żadnej relacji! A jednak później, mimo incydentu, zdecydowałem, że spróbuję napisać cokolwiek, bo to, co pokazał mi w trakcie kolejnych godzin filtr OIII, umieszczony w moim 12” teleskopie, sprawiło, że zapomniałem szybko o przykrościach. A teraz naprawdę już przejdę do konkretów. Po nieudanej próbie odnalezienia Końskiego Łba, którego namierzyłem prawidłowo kolejnej nocy, co opiszę dalej, zabrałem się za mgławicę Sharpless 2-240 alias Simeis 147. Udało się dość szybko dostrzec poświatę w miejscu grupki gwiazd, ale z uwagi na same gwiazdy, pozostałem nieco dłużej przy fragmencie A. Nagle okryłem, że jedną z innych gwiazd przecina pewien świetlisty wąs. Tuż obok znalazłem gwiazdę porównawczą i nie było wątpliwości, że wąs jest prawdziwy. Później udałem się w inne miejsce ogromnego obszaru rozwianych strzępów gwiazdy, chcąc dostrzec kawałek oznaczony literką C. Tego wieczoru byłem jeszcze nie dość przygotowany, więc połączę ów opis z podejściem następnego wieczoru, kiedy to miałem większe już rozeznanie. Potwierdziłem szybko fragment A i ruszyłem do C. Po długim wypatrywaniu mogłem orzec jedno: wzdłuż wijącego się pasma przypominającego poniekąd mgławicę, niefortunnie przebiega również szlak różnej wielkości słońc, co nakazało zachować ostrożność. Niemniej, gdyby nie gwiazdy, byłbym chyba gotów uznać, że widzę jak rozlewa się tam mglista wąska rzeka światła, przypominająca gruby kabel, który w pewnym miejscu rozwarstwia się na dwa cieniutkie języki, z których jeden zakręca na północ, drugi zaś pozostaje jedynie widoczny na mapie. Jednakże subtelność potencjalnych włókien i obecność gwiazd, które jakby piły z rzeki materię pozostałą po resztkach przodka, ostatecznie przekonała mnie, że nie ma co być łapczywym i trzeba zadowolić się póki co kawałkiem A. Później udało mi się wyłowić z blasku μ Orionis mgławicę Abell 12. Z początku nie mogłem jej zobaczyć, ponieważ nie sądziłem, że jest aż tak blisko gwiazdy. Sukces przyniosło zwiększanie powiększenia. Wyglądało to bardzo ciekawie, jak gdyby Abell 12 uformował się z samego blasku gwiazdy i powoli zaczął z niej wyłazić. Im większe powiększenie stosowałem, tym bardziej wyrośnięte ucho Mu Orionis oddalało się od niej, by w końcu stać się w zasadzie osobnym obiektem o gęstym świetle. Bardzo ciekawie zaprezentowała się z filtrem OIII mgławica M42. Powszechnie wiadomo, że obiekt jest piękny w każdym sprzęcie i bez filtrów, jednak z filtrem jest nieco inny. A przyznam, że chyba podoba mi się nawet bardziej, choć wiem, że powodem może być to, iż jest to widok nowy, odmienny od tego, który dobrze znam. A jaka była różnica? Zauważyłem, że część po zachodniej stronie, która wygląda zwykle jak pewien płaszcz, czy rozpostarte skrzydło, jest większa i rozleglejsza, natomiast to cienkie i dobrze zarysowane skrzydło wschodnie wydaje się mieć jakby inny kontrast, jak również pewne zmiany, którym nie przyjrzałem się zanadto, można było dostrzec w okolicy centrum. Innego wieczoru z kolei zwróciłem uwagę, że bez trudu widać całą dolną pętle mgławicy domykającą się od południa, co bez filtra nigdy nie było tak oczywiste i zwykle bardziej subtelne, i co widziałem jak dotąd najlepiej jedynie raz w lornetce 15x70, dawno temu w lesie. Pomijając szmaragdowe gwiazdy, jestem pozytywnie zaskoczony Wielką Mgławicą Oriona z OIII. Nie jestem pewien, ale chyba gasił on M43, ponieważ pewnego razu, po wyjęciu filtra, zwróciłem mocniej uwagę na jej obecność. Na polach bielały kałuże. Raz coś zarechotało od południowego zachodu, jednak najczęściej odzywały się ptaki lub zwierzęta, których głosów dobrze nie znam. Odrzuciłem już myśl o tym, że jeśli ktoś był przy tamtym ognisku, zechce mnie odwiedzić. Może zobaczywszy samochód, który zawrócił przy końcu drogi i zatrzymał się gasząc światła, sam uznał, że lepiej będzie odejść. Później przypomniała mi się Niewidzialna forteca, 19 tom Thorgala. Thorgal po stracie konia przemierzał rozległe pustkowia i zobaczył w oddali małe światełko ogniska. Gdy zbliżył się, zobaczył, że ktoś siedzi przy ogniu. Była to stara kobieta o imieniu Alayin, która przywitała przybysza słowami: Bądź pozdrowiony, dziecię gwiazd! A gdy Thorgal zapytał, kim jest i dlaczego go tak nazwała, odparła: czyż nie przyszedłeś do mnie w noc usianą gwiazdami? Czy tam, pośrodku pustych pól, siedziała stara Alayin? Nie wiem, ale bez wątpienia przyjechałem tu w noc usianą gwiazdami. W pewnym momencie skierowałem się na Małego Psa, od którego już tylko rzut beretem do mgławicy Abell 21 w Bliźniętach. Jednak po dotarciu na miejsce, mając wkręcony filtr, początkowo nic nie mogłem zobaczyć. Po chwili stało się jasne, że coś zaparowało. Nie wiem na ile to wina wody na polach, czy rowu przy drodze, ale w końcu stanąłem przed wlotem tuby, objąłem dłońmi lusterko wtórne i ogrzewałem je tak przez kilka minut, następnie wróciłem do Abella 21. I teraz się zaczęło. Zaczął trzaskać system. Obwody zasyczały, coś potarło o ścianki balonu szorstkimi paluchami niby kocim językiem. Z ciemności wyłonił się Abell 21, który z każdą minutą nabierał kształtów i stawał się coraz piękniejszy i gładszy. Nie będę opisywał kształtu, po prostu powiem, że im dłużej patrzyłem, tym coraz bardziej przypominał Abella 21 ze zdjęć, choć należy tu pamiętać o subtelności wizualnych obrazów. System mocno się nadwerężył. Pomiędzy Głową Hydry a gwiazdą Acubens, odnalazłem wzór gwiazd do złudzenia przypominający mały domek Cefeusza. W zasadzie od razu dostrzegłem blask Abella 31 wokół jednego z pięciu słońc. Był oczywisty, jednak trudno było dostrzec jakieś szczegóły i pozostałem przy samej poświacie. Jednym z moich ulubionych obiektów nie tylko pod kątem obserwacji, ale również jeśli idzie o teorię, czy aspekt historyczny, jest mgławica Krab. Zawsze cieszę się, że mogę ją widzieć na żywo. Już wcześniej spojrzawszy na M1 bez filtra, uznałem, że nie jest jednolitą, owalną plamą, ale brzegi ma nieznacznie nadszarpnięte. Pięknie prezentowała się również podwójna w pobliżu. Lecz teraz odszukałem Kraba z filtrem i po spojrzeniu w okular doznałem takiego zaskoczenia, że wyrwało mi się jakieś słowo, choć nie pamiętam już jakie. Dość powiedzieć, że w jednej chwili rozwarłem oczy ze zdziwienia. Na mgławicy było teraz wyraźnie widać jakiś świecący kosmyk, nie na obrzeżach, a wewnątrz. Filtr zadziałał tutaj wyraźnie mocno i zobaczyłem Kraba tak, jakby ktoś podmienił mi teleskop na większy. System zaczął dymić. Nie tak dawno temu składałem wizytę w lornetce 10x50 mgławicy Spirograf (IC 418), więc pamiętałem dobrze jej lokalizację. Po chwili odnalazłem teleskopem pewien diament na wschód od uszu Zająca i już miałem mgławicę w okularze. Jednak małe powiększenia nie dały pewności, czy aby nic nie pomyliłem i dopiero w 319x zobaczyłem jasno, że to musi być Spirograf, ponieważ tarcza urosła do niewielkiej zamglonej piłeczki, raczej bez szczegółów. Startując od Syriusza, ale tak, by nie razić oczu, próbowałem dotrzeć do mgławicy Hełm Thora. Najpierw jednak szukałem bez filtra i nie wiem czy znów coś parowało, czy nie, ale miałem kłopot, by ją namierzyć. Niejednokrotnie szedłem tą samą drogą, mijając gromadę Karoliny, wreszcie znalazłem słaby obłok, który pojaśniał zaraz i już widziałem okrągły zarys z wypustką. Później wsadziłem filtr OIII i ponownie namierzyłem Hełm Thora. WTF?! System uległ zniszczeniu. … Byłem wstrząśnięty tym, co zobaczyłem. Mgławica mocno pojaśniała i zobaczyłem, że z Hełmu wystają nie jeden już, a dwa długie pióropusze. Drugi, północny, był słabszy, ale oczywisty. Już teraz wspomnę, że następnego wieczoru przyjrzałem się dokładniej i zobaczyłem nie dwa, a trzy! Trzecia wypustka, czy raczej słabiutkie i trudne do określenia podłużne pojaśnienie, dało się dostrzec zerkaniem po przeciwnej stronie. Sam bąbel gazu był pięknie widoczny, a w pewnym miejscu od północy widać było wyraźnie malutki jasny skrawek. Lecz tak, dla posiadaczy filtrów, którzy już znają wiele obiektów, moje opisy mogą wydać się przesadzone, wyolbrzymione, z kolei dla początkujących, którzy nie widzieli jeszcze zbyt wiele, brzmienie może być wręcz krzywdzące, bo ten i ów skieruje w przyszłości swój teleskop na niektóre cele i może doznać rozczarowania. Więc powiadam, to są moje subiektywne odczucia i jestem tyleż zaskoczony, co szczęśliwy z połowu, zwyczajnie takiej różnicy się nie spodziewałem. Widok Hełmu Thora przypominał poniekąd ten z fotografii, czarno białej rzecz jasna, lecz nie takiej znowu najsłabszej. Astronomik OIII znacząco rozwinął skrzydła mojej Synty, zaś różnicę w zastosowaniu filtra zobaczyłem ponownie, gdy go wykręciłem; NGC 2359 mocno przygasła i choć nadal była obiektem bardzo przyjemnym, znikły jej słabsze detale. Być może winienem wspomnieć coś o warunkach. Zasięgu gołego oka nie sprawdzałem, wiem jednak, że na trzy wieczory, szczególnie za drugim i trzecim razem przyglądałem się światłu zodiakalnemu i około godziny 19 było ono największą łuną na miejscówce. Wówczas pochylony w lewo klin światła sięgał co najmniej do gromady Plejad, czyli 45-50 stopni nad horyzontem. Co do źródeł sztucznych, oczywiście widoczne były łuny z każdej strony, jednak nie były aż tak duże, z kolei jeśli idzie o źródła bezpośrednie, pierwszej nocy były nimi bardzo odległe czerwone wieże i jedno dalekie światełko z jakiegoś podwórka (lub okna). Następnego wieczoru na horyzoncie pojawiło się dość silne, podwójne światło jakiegoś halogenu na dalekim podwórku i choć nie wpływało ono raczej na niebo, to musiałem zasłonić je samochodem, żeby chronić adaptację oczu. Do pieca dołożyłem kierując teleskop na gromadę NGC 1893 w Woźnicy, powiązaną z mgławicą IC410. I tu doznałem ogromnego zaskoczenia. Nie byłem nawet pewien, czy filtr w tym przypadku zadziała, ale zadziałał fenomenalnie. W okularze wylazł wyraźny kłąb mgławicowy, który przechodził podłużną chmurą gdzieś przez gromadę. Widoczna również była malutka mgławica Simeis 130, znana bardziej jako jedna z dwu Kijanek. Znalazłem ją nie pamiętając nawet dokładnie położenia, ale okazało się prawidłowe. Pamiętając jednak, że ową Kijankę dostrzegłem kiedyś bez filtra, wykręciłem zaraz OIII i zerknąłem ponownie. IC 410 bardzo mocno przygasła, choć nadal można było ją zobaczyć, jednak odniosłem wrażenie, że Kijanka wciąż jest co najmniej tak samo widoczna albo lepiej. Będę tam jeszcze wracał, gdy trochę ochłonę, bo teraz każdy obiekt jest jak nowy i nie przypatruje mu się szczegółowo. Być może uda się także złowić drugą Kijankę (Simeis 129). Byłem ciekaw mgławicy planetarnej NGC 2438 na tle gromady M46. Z filtrem wyglądała ona bardzo pięknie, choć pięknie ją również pamiętałem i bez filtra. Jednak tym razem zauważyłem znaczną różnicę. Okrągły dysk mgławicy z ciemnym środkiem wyraźnie świecił mocniej z jednej strony, w szczególności krawędź na obrzeżach bańki. Po wyjęciu filtra mgławica zauważalnie przygasła na rzecz gromady gwiazd. Wreszcie po wielu obietnicach samemu sobie i gdy stopy całkowicie zdrętwiały, zarządziłem upragnioną przerwę. Włączyłem silnik, a gdy zaczęło lecieć ciepłe powietrze, oparłszy stopy o kratki nawiewu, jadłem chleb i popijałem herbatę z termosa. Po przerwie dorwałem mgławicę Jones Emberson 1. Wydaje mi się, że najpierw dostrzegłem ją z trudem bez filtra, ale przestałem w końcu się wysilać i załadowałem magiczny krążek, który z łatwością wyłowił Pereka and Kohoutka jakby z głębokości oceanu pod sam wierzch. Znów miałem kłopoty z parowaniem okularów, ale w chwilach dobrych, bez trudu widać było zarys mgławicy. W środku nocy pojawił się Kruk, który przyniósł planetarkę NGC 4361. Nie wiem na ile to sugestia tego, że wcześniej o niej czytałem, ale mimo nieostrego widoku, odniosłem wrażenie, że jest podobna do noża blendera z czterema ostrzami. Następnie wyjąłem filtr i odnalazłem Antenki (lub Czułki), mianowicie zderzające się galaktyki NGC 4038 i NGC 4039, znane również jako Arp 244. Krótsze spojrzenie pozwoliło zobaczyć jeden niewielki, mglisty obiekt. Gromada Melotte 111 zawędrowała już bardzo wysoko, toteż nie mogłem oprzeć się pokusie i zobaczyłem galaktykę Igłę (NGC 4565). Najpiękniej wyglądała tym razem w powiększeniu 107x, gdzie, zerkając, ostre boki niczym szpikulce wbijały się w ciemne niebo, a pogrubione centrum przecinała ciemna krecha. Gwiazdowa dróżka obok zaprowadziła mnie do widocznej bez trudu NGC 4562. Nim jeszcze namierzyłem Igłę, w okolicy trafiłem na ładną gwiazdkę podwójną, ale która to była, nie wiem. Wzeszło i Sombrero. Znów więc teleskop celował nisko i zaraz już ją miałem. Próbowałem dostrzec ciemny pas materii w okolicy zgrubienia M104, co udało mi się przy powiększeniu 214x, a objawiło się to tym, że zaraz za centrum, po pewnej przerwie, ulotnie pojawiała się część „dolna”, jakby oderwana od galaktyki, co zdradzało, że pomiędzy tym kawałkiem a dyskiem głównym jest ciemny pas. Pentax 7mm rozgromił Wielką Gromadę Herkulesa. Czułem, że robi się późno, ale dłuższa obecność Kruka na niebie podpowiadała, że będę mógł zaraz podejść do mgławicy Abell 35 w Hydrze. Zerknąłem na wydrukowane mapki. Czerwone światło było nikłe, a mapy zbyt mało kontrastowe, ale udało się je odczytać. Wspomnę jeszcze, że to moje pierwsze obserwacje w życiu, kiedy mam okazję zobaczyć, jak to jest korzystać z map i latarki na dworze. Tego wieczoru posiłkowałem się jeszcze wydrukami przy B33, Simeis 147 i galaktykach Antenki. Wkrótce skierowałem raz jeszcze teleskop nisko na południe. Chwilami wydawało się, że widzę coś w pewnym trójkącie z gwiazd, który nakłada się częściowo na planetarną, ale trudno było się upewnić. W domu zrozumiałem, że sama mgławica jest większa niż tamten trójkąt, niemniej jednak w jego okolicy wypadają pewne smugi, widoczne na zdjęciach Abella 35. Stopy znów zdrętwiały. Nie licząc przerwy na herbatę, sterczałem tutaj od godziny 19, a teraz było grubo po 1 w nocy. Trząsłem się z zimna, a gwiazdki oblazły nawet teleskop. Zrobiłem jeszcze kilka zdjęć telefonem, ale czas był wracać. Odrośnik na szukacz dał radę. Zenit o 1.34. Chciałem zrobić zdjęcie z drugiej strony, ale rów z wodą powstrzymał mnie od przeprawiania się na tamto pole, więc zadowoliłem się widokiem na północ. Następnego wieczoru obiecałem sobie, że posiedzę na miejscówce trochę krócej. Ponownie zrobiłem zdjęcie zachodu niedługo przed wyjazdem. 08.03.24, 17.15. Już wiedziałem, gdzie popełniałem tak głupi błąd, chcąc odszukać Końską głowę. Zabawne jak czasem człowieka coś może zaślepić (na przykład gwiazdy). Tym razem dokładnie odnalazłem gwiazdki i miejsce mgławicy Barnard 33. Po upływających minutach bardzo opornie zaczęła wyłaniać się długa nieostra krawędź mgławicy IC 434. Z czasem stawała się coraz lepiej widoczna, w końcu uznałem, że jest tam niezaprzeczalnie i tyle, a przemierzając ją teleskopem, widać było, jak dzieli pole okularu na część ciemniejszą i jaśniejszą. Jednak Koń stał w cieniu, jakby chciał, abym go nie dostrzegł. W istocie nie wiem, czy go widziałem, czy sobie wyobrażałem. Patrzyłem wiele minut, zerkałem, i wiele razy stwierdzić mogłem, że jest tam nikły zarys jakiejś sylwetki, dosłownie jakby ktoś naprawdę stał tuż poza granicą światła. Lecz trudno czasem oddzielić widok od pragnienia widoku. Filtr OIII wsadziłem z ciekawości, ale nie pomógł, a chyba nawet przeszkodził, choć wydawało się, że całkowicie IC 434 nie wygasił. Później zająłem się dokładniej mgławicą Simeis 147, ale już to opisałem wcześniej, jak również wspominałem o powrocie do wspaniałego Hełmu Thora. Nim jednak ponownie dotarłem do NGC 2359, skręciłem z drogi na południe i znalazłem bez trudu wyraźny kłębek mgławicy Sharpless 2-301. Od jednej z dwu gwiazd Rufy zjechałem do mgławicy Sh2-311 (NGC 2467). I tu znów filtr mnie uradował, mgławica bowiem ukazała się jako obiekt niezwykle wdzięczny. Patrzyłem na okrągławą sporą bańkę, na której tle bez trudu dostrzec można było różne miejsca jaśniejsze i ciemniejsze. Po wyjęciu filtra mgławica mocno się zmieniła i pozostała po niej trochę mniejsza poświata, na pierwszy rzut oka bez szczegółu. Zaraz wróciłem do jasnego drogowskazu Rufy i wpadłem na gromadę M93, która wyglądała wspaniale. Przepiękny widok również miałem przy gromadzie NGC 2362, zarówno na wprost jak i zerkaniem. Nie pożałowałem także ponownego opuszczenia Drogi Mlecznej i namierzenia M81 oraz M82, które stały w okolicy zenitu. Każda pokazała świetny detal; M81 jasne jądro ze sporym dyskiem i łatwo dostrzegalnym, odrębnym pojaśnieniem ramienia spiralnego na krawędzi po lewej, z kolei M82 różne przerwy i pociemnienia wzdłuż dysku. Przy M81 zwracała na siebie uwagę urodą gwiazdka podwójna. Na miejscówce odezwały się żurawie, które krzyczały to od zachodu, to od północy, to znów od południa, były chyba wszędzie dokoła. Pamiętam jak kilka lat temu byłem tu w dzień, badając miejscówkę i widziałem nie raz ich sejmik. Oprócz żurawi słyszałem teraz również dzikie kaczki lub gęsi, a może to i to. Było około 22, porobiłem jeszcze trochę zdjęć, a potem ruszyłem do domu jedząc po drodze ciastka. Jeszcze krótko o trzecim wieczorze, podczas którego towarzyszyła mi koleżanka. Ja nie miałem żadnych planów, więc pokazywałem jej różne znane obiekty, uparcie chcąc wmówić, że bez żadnej teorii, świadomości, i jako takiego pojęcia skali oraz odległości, dla niej to nie robi różnicy, niż gdyby ktoś jej pokazał brud na szybie. Jednak broniła się, że jej się to podoba i że nigdy by nie zobaczyła czegoś takiego normalnie. Dostrzegła w lornetce warkocz komety 12P Pons-Brooks, a w teleskopie udało jej się również odgadnąć, na której godzinie jest. Przy mgławicy Oriona uznała, że można na siłę dopatrzeć się zielonkawego centrum, jednak określiła to jako złudzenie przypominające klisze fotograficzną. Ogólnie większość obiektów sprawiało jej normalną trudność, z jaką musi liczyć się osoba, która nie obserwuje nieba. I tak oto Hełm Thora bez filtra zobaczyła dopiero po dłuższym wyjaśnieniu i instrukcji, a dopiero z filtrem uznała, że „no, teraz to tak, widać wyraźnie”. O ile M82 widziała łatwo, to tyle Igłę, czy NGC 4244, dostrzegła dopiero po chwili. To pokazuje nie tylko jak wzrok potrafi się różnić, ale także jak subtelne są niektóre obiekty głębokiego nieba, szczególnie gdy spojrzy ktoś, kto nie obserwuje Kosmosu. Jednak gromada Messier 3, pomimo trochę niskiego jeszcze położenia, zrobiła na niej wrażenie (ach, te niezawodne kuliste). Na koniec spojrzeliśmy na oślepiającego Jowisza, który poraził wzrok, lecz był już nisko i pokazał jedynie dwa główne pasy, trzy zaś z jego Księżyców tworzyły trójkąt. Gdy odjeżdżaliśmy, w pewnym momencie drogą przed nami zaczął biec jenot, choć w świetle samochodu widzieliśmy głównie uciekającą, tłustą, włochatą dupę.
  4. Przyglądałem się przez ostatnie trzy wieczory M42, a dzisiaj dodatkowo zabrałem na obserwację koleżankę. Odludzie, obserwacje z wstępną lub dobrą adaptacją wzroku do otoczenia, teleskop 12", okular 25mm. Ogólnie można było na siłę uznać, że centrum jest bardzo nieznacznie zielonkawe, taki minimalny zafarb, ale na ile to realne odczucie, nie wiem. Gdy pokazałem M42 koleżance, nie mówiąc jej wcześniej nic o kolorze, sama niczego takiego nie powiedziała. Potem zapytałem ją o ewentualny kolor, ale nie mówiłem jaka to miałaby być barwa. Opowiedziała, że jeśli już, to może środkowa część jest bardzo delikatnie zielonkawa, ale zaznaczyła, że to chyba złudzenie, podobne jak na kliszy fotograficznej, czy coś takiego.
  5. A czemu mydło, a nie płyn do naczyń?
  6. No, trochę to trwało, ale przyszedł czas na mgławicę Simeis 147. Chciałem zdążyć jeszcze tej zimy, więc skoro pogoda dopisała, nie było co zwlekać. Już nie muszę wypisywać raportów z niechlubnych usiłowań dostrzeżenia takich obiektów bez filtra. Podszedłem do mgławicy dwa razy, przedwczoraj i wczoraj. Teleskop 12" plus OIII. Rezultat: wyłapany na sto procent mały kosmyk przy fragmencie A i chyba fragment ogólny, gdzie jest grupka gwiazd, oraz być może fragment C. Malutki kosmyk, który widać było podczas obu wieczorów, zaznaczyłem poniżej kółkiem zielonym. Jest on przy gwiazdce 10.7mag, natomiast gwiazda obok, o podobnej jasności, to jest 10.5mag, nie generowała nic podobnego, a bynajmniej nie takiej wielkości i kształtu. Zaraz obok jest grupka gwiazd, która w zasadzie przypomina literę Y lub krzyż i którą zaznaczyłem kółkiem żółtym. Tutaj było widać ogólnie pewne dość oczywiste rozjaśnienie, czy poświatę, ale jako że jestem trochę nieufny (lub brak dostatecznego doświadczenia), nie wiem, czy należy to przypisać mgławicy, gwiazdom, czy obydwu źródłom. Jeśli chodzi o fragment C, tu znowu jest pewien ciąg różnej wielkości gwiazd, niefortunnie przebiegający akurat w miejscu wijącego się pasma mgławicy. Gdyby nie te gwiazdy, powiedziałbym, że raczej widziałem długą wstęgę lekkiej poświaty. Ale niektóre inne gwiazdy, czy ciaśniejsze grupki w losowych miejscach, również miewały pewne zamglenia, stąd moja ostrożność. W pewnym momencie, gdy dokładniej zapoznałem się z położeniem fragmentu na mapie, odnosiłem wrażenie, że oprócz poświaty głównej, którą zaznaczyłem żółtymi łukami, mogę dostrzec (lub sobie wyobrazić) również jedno z rozwarstwionych włókien, które zawija się półkoliście i odbija w inną stronę (również zaznaczone na żółto). Najbardziej jednak wypatrywałem kawałka oznaczonego zielonym kółkiem, który wydawał mi się najłatwiejszy i tym samym w okularze sprawiał najbardziej zaufane światło. Oczywiście poruszałem teleskopem i przecinałem cel, w tym przypadku szczególnie prostopadle. Z uwagi na łatwiejsze położenie, próbowałem również dostrzec kawałek zaraz pod gwiazdą 6.45mag, zaznaczony czerwonym kółkiem, ale tutaj nie dostrzegałem zupełnie nic. Łukaszu (Lukost), po podejściu do tej mgławicy, tym bardziej chylę czoła Twojemu doświadczeniu, oraz że wyłapałeś aż tyle. Obiekt jest bardzo wymagający. Muszę jeszcze wspomnieć, że jeśli chodzi o większą źrenice wyjściową, wciąż dysponuje jedynie okularem kitowym 25mm. W tym roku planuję nabyć coś lepszego, o ciut większej źrenicy.
  7. Pusto pod tym obiektem, więc donoszę, że wczoraj upolowałem Jones Emberson 1 w mojej dwunastce. Miałem trochę kłopotów z parowaniem okularów, ale w momentach mniej kłopotliwych, z filtrem OIII widać było bez trudu okrągławy zarys mgławicy, która miała jakieś jaśniejsze jedno lub dwa miejsca. Zgadzam się z tym, co napisał Łukasz: Krawędzie mgławicy są dość "miękko" i delikatnie zarysowane. Najpierw jednak w kierunku Rysia skierowałem teleskop bez filtra i byłem bardzo blisko pewności, że widzę jakiś ślad mgławicy, jednak mimo tego samego położenia co z filtrem, trudno było się upewnić, bo walczyłem również z parowaniem. Na okolicznych polach widać było sporo kałuż, a przy drodze, na której stałem, jest rów.
  8. Damian P.

    12P/Pons-Brooks

    Ja również dorwałem w końcu tę kometę w teleskopie. Najpierw jednak skierowałem w nią Nikona 10x50, w którym natychmiast zobaczyłem warkocz. Był on skierowany mniej więcej w przeciwną stronę niż kierunek do gwiazdy Alpheratz. W 12" teleskopie kometa była uderzająco jasna, szczególnie w okularze 25mm. Gęsta, puchata kula z gwiazdopodobnym jądrem. Warkocz również był dość dobrze widoczny. Był to początek obserwacji, kiedy dopiero zjawiłem się na miejscówce i wzrok nie był jeszcze dość dobrze zaadaptowany, ale próbowałem zobaczyć kometę gołym okiem. Chwilami wydawało mi się, że ją widać, na prawo od gwiazdy 5,75mag, ale zaraz pod kometą była również gwiazda 6.20mag, i teraz już nie mam pewności, czy widziałem gwiazdę, czy kometę, a szkoda mi było trochę czasu i odpuściłem dokładniejsze rozpatrywanie. A później, gdy wzrok był lepiej zaadaptowany, kometa była już znacznie niżej.
  9. Spotkanie właśnie się odbyło, a właściwie już kilka godzin temu. Wielkie dzięki za przypomnienie szczególnie o Abellu 21 – zrobił na mnie bardzo duże wrażenie, o czym wspomnę w relacji, a jak nie uda się nic skleić, to w wątku obiektu tygodnia. Jeśli chodzi o Abella 31, dostrzeżony z łatwością, ucieszył oko, choć tutaj już było ciężko dopatrzeć się jakichś szczegółów. Jak uda mi się za bardzo nie rozpisywać, to wrzucę kolejne wrażenia😉 Co do Abelli, ja z uwagi na brak filtra nie brałem się za bardzo za ten katalog wcześniej, ale niektóre są stosunkowo łatwe i udało mi się kiedyś zobaczyć bez filtra w mojej dwunastce np. Abella 2, 82 i 4. O ile dwójka była chyba w miarę łatwa, to już 82 i 4 nie dały sobie tak od razu pojechać i musiałem podchodzić ze trzy razy do każdego, ale numer 4 za ostatnim podejściem okazał się bardzo łaskawy, choć mam zapisane, że przejrzystość była wtedy bardzo dobra. Z kolei 82 stawiał mocny opór. Zapisałem oba na listę, ale zdążyłem zaplanować tylko Abella 35. Mimo że byłem na miejscówce już od 19, udało mi się doczekać do wzejścia mgławicy na dogodną wysokość, niestety nie mogę powiedzieć, że ją zaliczyłem. Coś tam może było, ale obserwacja mocno niepewna. Nie przygotowałem się też dostatecznie i w domu dopiero zobaczyłem, że mgławica przede wszystkim jest większa niż wpisany w nią częściowo trójkąt gwiazd, a ja skupiłem się wyłącznie na tym trójkącie. I jeżeli coś widziałem, to było to dokładnie w nim, czyli tam, gdzie Abell ma na zdjęciach takie jakby dwie smugi.
  10. O, chętnie je sprawdzę przy najbliższej okazji, a być może uda się już jutro. Numer 21 nawet brałem pod uwagę w sobotę, ale zająłem się chyba zbyt mocno pilnowaniem radarów chmur niż samym planowaniem😄
  11. Niebo w sobotę przyszło o godzinie 22, więc było za późno na 12P/Pons-Brooks w 12 calach, a Orion pokazał mi już tylko... plecy. Jednak Hydra dopiero przetaczała się przez południk, co jak wiadomo, zajmuje jej trochę czasu. Rozstawiłem się za domem i skierowałem Syntę na gromady Woźnicy. Zrazu odkryłem, że z nową redukcją okulary ostrzą dopiero poza wyciągiem i zrezygnowany ruszyłem do domu, kiedy nagle mnie olśniło. Po chwili wracałem już ze starą redukcją, a właściwie przedłużką 2", do której nie wkręcał się filtr. W niedostatecznej ciemności umieściłem w wyciągu najpierw starą, a potem nową, ustawiłem M38 i oto gwiazdy skurczyły się w stado punkcików. Była tam NGC 1907. Szybkie spojrzenie na M36, M37, i ruszyłem po dwie planetarki Bliźniąt. Eskimos pokazywał tarczę już w 60x. Na wprost właściwie znikała, ale za to bardzo dobrze widać było gwiazdę centralną. Zwiększanie powiększenia przez 107x, następnie 214x, aż do 319x skutkowało tym, że mgławica coraz lepiej widoczna była także na wprost, co brałem za skutek jej rosnącej twarzy; patrząc na gwiazdę centralną, NGC 2392 była już na tyle duża, że tarczę niejako widziałem odrobinę zerkaniem i rzeczywiście bezpośrednio patrząc, najwyraźniej było ją widać w 319x. A już zerkając dalej od mgławicy, widziałem, że Eskimos miał na sobie dwa ubranka; wewnętrzne i zewnętrzne. Drugą planetarką była NGC 2371, mgławica Cukierek, która w 60-krotnym powiększeniu przedstawiała się trochę jak dwa malutkie, pełne ogniwa łańcuszka. Duże powiększenia pokazały wyraźnie dwa oddzielne fragmenty, z których jeden był zauważalnie jaśniejszy, drugi z kolei chyba bardziej rozległy. Po pewnym czasie zorientowałem się, że pomiędzy nimi świeci coś jeszcze, co było zapewne gwiazdą centralną. Sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem małe pudełko. W środku tkwił krążek, od którego odbijały się gwiazdy, niczym w lustrze jeziora. Astronomik OIII jest w zasadzie moim pierwszym jakimkolwiek filtrem (nie licząc księżycowego). Niestety pierwszy cel, NGC 2371, okazał się chyba nietrafiony, bo sprawdziwszy wszystkie powiększenia, uznałem, że mgławica jest widoczna słabiej niż bez filtra. Lecz Eskimos nie przygasł, właściwie to szybko odniosłem wrażenie, że jest nawet jaśniejszy. Większe powiększenia potwierdziły tylko, że coś tu zaczęło działać, ponieważ zewnętrzna gruba szczecina wydawała się teraz bardziej kontrastowa i wyraźniejsza, odniosłem ponadto wrażenie, że w środkowej części pojawiały się jakieś nieregularności. Co pewien czas oglądałem się na południe, jednak nim ruszyłem w stronę Hydry, skorzystałem z wkręconego filtra i namierzyłem mgławicę Sowę (M97), która przechodziła w okolicy zenitu. Jasna była to Sowa, a powiększenie 107x zdradzało już dość pewnie, że w środku czają się jakieś nieregularne kształty, zaś obrzeża mgławicy zachowywały się dziwacznie, jak gdyby rozchodziły się, to znowu nakładały na siebie, niby dwa obrazy, które nie mogą złączyć się w jeden. Samą mgławicę mocno przygasił dopiero okular 7mm. Przy M97 zwróciłem także szczególną uwagę, że gwiazdy z filtrem, gdy patrzeć na wprost, są intensywnie zielonkawe. Wykręciłem filtr i zaraz schodziłem na coraz niższe powiększenia, lecz niemal od razu zauważyłem, że Sowa jest słabsza i ciemniejsza. Ponownie obejrzałem się na południe i uznałem, że już czas. Chciałem odnaleźć w Hydrze pewną okrągłą bańkę, która miała mi ostatecznie odpowiedzieć na pytanie, co kupiłem? Najpierw zaczaiłem się w miejscu mgławicy Abell 33 bez filtra. Powiększenia 60x i 107x nie ujawniły nic, ale winienem wspomnieć, iż odniosłem wrażenie, że tło w tym miejscu nieznacznie się rozjaśnia, jednak było to tak ulotne, że trudno zaprzeczyć autosugestii. Wkręciłem filtr, wsadziłem okular 25mm i od razu wiedziałem o co chodzi. Wytrzymałem tylko chwilkę, a potem oderwałem oko od okularu i wykrzyknąłem przekleństwo radości w ciemność zachodniego nieba, gdzieś nad małym laskiem. Tuż przy gwieździe pojawiło się szare kółko. Czasem niemal pełne, wypełnione w środku światłem, innym razem bardziej zarys koła. Jednak nie było absolutnie żadnych wątpliwości, że patrzę na okrągłą bańkę Abella 33. Powiększenie 107x okazało się zdecydowanie gorsze. Co prawda mgławica była dostrzegalna, ale gdybym nie wiedział, że tam jest, raczej bym ją przeoczył. Wróciłem do 25mm, w którym była oczywista. To był pierwszy, naprawdę interesujący mnie test i jestem bardzo pozytywnie zaskoczony, jak łatwe to było zadanie z OIII. Dopiero podczas pisania relacji odkryłem, że już kiedyś próbowałem dostrzec Abella 33 (bez filtra), podobno pod lepszym niebem (zakładając zbliżoną przejrzystość), lecz i tak nie byłem pewien obecności mgławicy. Mając jeszcze filtr w wyciągu, skierowałem się na M101. Dawno tam nie byłem i gdyby nie to, że galaktyka była widoczna dość łatwo w szukaczu, chyba szybko odpuściłbym poszukiwania. W okularze zorientowałem się, gdzie jest centrum, a po chwili dostrzegłem kilka pojaśnień w pobliżu, jednak po wyjęciu filtra różnica była drastyczna, obraz mocno się rozjaśnił, jądro rozrosło, a regiony HII okazały jakby również nieco łatwiej dostrzegalne (musiałbym to jednak porównać dokładniej). Schowałem filtr i namierzyłem M51, która już w szukaczu zapowiadała dobry widok. I taki był, M51 pięknie pokazała, dlaczego nazywa się Wir. Przyjemnie było ją oglądać tej nocy szczególnie w 214-krotnym powiększeniu. Triplet Lwa zaś jeszcze bardziej przypomniał mi, że oprócz filtra także i Pentax ciągle ma swoje pierwsze światło, bo widziałem przez niego jeszcze tyle co nic. A słynne lwie galaktyki, za którymi jakoś nieszczególnie przepadałem, wyglądały wspaniale w tym okularze, który dał najlepszy widok i najlepsza jasność tła (czy może kontrast). NGC 4565 prezentowała się bardzo dobrze, choć z mojego podwórka powinienem ją obserwować nieco później, kiedy jest "dalej od miasta". Przez chwilę szukałem Herkulesa, w końcu zobaczyłem, że ukrywa się za orzechem, więc namierzyłem M3, która była odsłonięta. Potem wycelowałem w Woźnicę, nisko nad drzewami lasku, bo dobre tam było niebo, i pokręciłem się trochę po gromadzie NGC 1893 oraz przy IC 417. Chciałem się zwijać, ale mój wzrok padł na Regulusa. Ile to już prób? No dobra, tylko zerknę. Ku zaskoczeniu, tym razem byłem niemal pewien, że odnalazłem okrągławe, sporych rozmiarów pojaśnienie, które nie było duchem Alfy Leo. Zapamiętałem to miejsce i dość dobrze zgadza się ono ze zdjęciami. Tylko jakoś brak jeszcze kropki nad i, ale coś mi się wydaje, że nareszcie ustrzeliłem celnie tę galaktykę i pozostało ją dobić. Tylko następnym razem muszę być ostrożniejszy i zrobić nalot tak, żeby Regulus nie zdążył nadpsuć adaptacji wzroku. Wracając do testu filtra, obiekt, jaki spontanicznie wybrałem, potwierdził bardzo szybko, że powinienem był już dawno kupić OIII. Obserwując mgławicę Abell 33, przypomniało mi się, że jest to podobno jeden z łatwiejszych celów w tym katalogu. Co prawda była oczywista i łatwa, ale wciąż nie grzeszyła jasnością, w skutek czego niemal przełknąłem ślinę na myśl o innych z listy Abella, ukrytych w kosmosie bańkach.
  12. Oczywiście, że samo źródło, czyli M42, jest niezmienne, a przynajmniej pozornie się dla nas nie zmienia. Zawsze gdy kierujemy tam sprzęt, jest w niej tyle samo tlenu, czy innych pierwiastków, zawsze ma swoje obszary zielone, czerwone itp. Ale na to, czy je widzimy i jak widzimy, składa się chyba sporo rzeczy, z których właśnie może być trudno wskazać główne, jako przyczyny dla większości. Jest ogólna opinia, że kolory łatwiej dostrzec w większych teleskopach i w lepszych warunkach. Ale pojawiają się opisy również i z małych teleskopów i w warunkach pozostawiających do życzenia. Pytanie, czy są to te same i takie same kolory? Bo jeśli chodzi o obserwatorów, to wzrok każdego może się różnić i prawdopodobnie różnice są niekiedy duże, począwszy od wrażliwości receptorów każdego człowieka, poprzez stan (powiedzmy z uwagi na wiek), a skończywszy na dbałości, zmęczeniu, czy samej diecie. A kiedy weźmiemy jeszcze podczas samych obserwacji pod uwagę stopień widzenia mezopowego i jego wpływ na pobudzanie odpowiednich czopków u danej osoby, to u każdego z widzeniem kolorów może nie być tak samo. Osobiście skłaniam się jak na razie ku temu, że jeśli chodzi o kolory pochodzące od mgławicy, jednak bardziej warto skierować na M42 duży teleskop w bardzo dobrych warunkach niż mały teleskop w słabych, lub świecąc sobie latarkami po oczach😅 Co nie zmienia faktu, że może być ciekawie trochę poeksperymentować.
  13. Erik, wydaje mi się, że nie ma co mieszać planet z mgławicami. Tutaj sprawa jest oczywista chyba da większości osób i cudów raczej nie ma. A w przypadku planet i gwiazd, ciekawostką może być lepsza widoczność ich barw z dodatkowym oświetleniem np. na podwórku. Osobiście jednak nigdy tego jakoś nie sprawdzałem. Sprawa przy mgławicach nie jest jednak już chyba tak oczywista, w szczególności, że wzrok i oczy znacząco mogą się różnić u każdego obserwatora. Ponadto problemem może być ustalenie, czy widzimy prawdziwy kolor, czy jakieś zafałszowane barwy przez mózg. Znalazłem również taką ciekawostkę: podobno większość osób, które zgłasza kolory przy M27, podaje je dokładnie odwrotnie niż pokazują to zdjęcia. Tam, gdzie na zdjęciach jest zielony, widzą w teleskopie czerwień, a tam gdzie mgławica jest czerwona, podają, że widzieli zielony. Nie chcę już szukać informacji, jak mózg to wypełnia, ale chodzi mi o to, że to może być dodatkowym kłopotem w upewnieniu się, co do prawdziwości. Przy M42 raportów jest tak wiele, że najlepiej chyba doświadczać samemu i sprawdzać. Ogólnie sporo osób istotnie pisze, że większa apertura tutaj pomaga, ale znalazłem również głosy, gdzie ktoś widział więcej kolorów w bardzo dobrych warunkach przez 14,5" niż w gorszych warunkach przez 42". Ktoś również napisał, że raz, podczas idealnych warunków, widział przez 6" taką M42 (z kolorami), jakiej później nigdy już nie widział przez 20". W M42 jednak większość zgłasza zielony, co zgadza się z tym, że oczy łatwiej wykrywają zieleń w słabszym oświetleniu. Czerwony również się pojawia, ale chyba znacznie rzadziej. A czy jest prawdziwy, czy mózg go wykrywa, ale jakoś przetwarza, może warto konfrontować ze zdjęciami mgławicy po obserwacji. Jeszcze odnośnie jasności powierzchniowej; mówi się, że apertura nie ma na nią wpływu. Ale podobno może pomóc nie tyle dla całego obiektu, ile w przypadku jakiegoś małego jego kawałka, który akurat ma dużą jasność powierzchniową. Pewnie teraz się ośmieszę, ale zachodzę w głowę, co to jest to EP? Jak możesz, to rozwiń skrót, myślę, że będzie łatwiej również dla początkujących, którzy będą to czytali🙂 Nie wiem jakie powiększenia dokładnie masz na myśli, ale osobiście zwykle miałem lepsze kolory planetarek w 60x niż w większych powiększeniach.
  14. Właśnie jedną z rzeczy, którą zauważyłem, że jest zgodna w większości opisów, to duża źrenica wyjściowa.
  15. Ja od wczoraj naczytałem się również sporo różnych wypowiedzi i raportów, co prawda też wertowałem między innymi trzy tematy na CN, ale akurat wszystkie inne, więc jak odetchnę, to może zerknę na te, które podlinkowałeś. Generalnie niby jakieś wnioski można powyciągać – niektóre wypowiedzi pokrywają się z innymi, niektóre są całkiem odmienne – jednak sprawy kolorów chyba tak do końca nie da się rozstrzygnąć, a prawda może mieć niejedno oblicze. Dzisiaj nawet znalazłem post, w którym, ktoś opisał podobny test do mojego, więc przytoczę (wyżęte z tłumaczenia google). Obserwator wpatrywał się w M42. Widział zieleń, a wokół zieleni, pomiędzy nią a szarymi zewnętrznymi częściami, dostrzegał ledwo ślady pomarańczowego. Później gość zaczął wpatrywać się w żarówkę przez 10 sekund i wrócił do teleskopu. Początkowo, jak podaje, widział na siatkówce widok "sztucznej żarówki", ale potem widok go zaskoczył. Podobno cała mgławica, gdy patrzyło się na nią bezpośrednio, była zielona. Jednak, gdy patrzył zerkaniem, co prawda było więcej szczegółów, ale wszystko było szare. To by nawet zgadzało się z tym, o czym wspomniał Panasmaras. Jak później podaje ten obserwator, po pewnym czasie pomarańczowy w końcu powrócił na krawędzie, podobnie jak szary. Ale zerkaniem nadal było szaro, choć jak wspomniał, odnosił wrażenie, że nie była całkiem szara, ale przypominała bardzo blady błękit, jak niebo nad horyzontem. Gdzieś przeczytałem także wzmiankę o planetach, które mogą dać lepszy kolor, gdy obserwuje się je w jasnych warunkach, czy z jakimiś światłami obok, co z kolei pasowałoby do wypowiedzi Polarisa (tej o kolorach gwiazd, nie o drugim po siatkówce miejscu zagęszczeniu czopków).
  16. Zaciekawił mnie wczoraj Twój post. Na tyle, że zacząłem szukać różnych informacji i przekopywać się przez raporty innych obserwatorów. A dzisiaj akurat pogoda troszkę pozwoliła na pierwsze testy pod tym kątem. Gdy wyniosłem teleskop, śmiejąc się w głos z tego, co zamierzam, i żartując, że za chwilę będę sobie oglądał M42 w kolorze, niebo nie było jeszcze całkiem ciemne. To nie miało jednak aż takiego znaczenia, bo robiłem i tak absurdalne rzeczy; zapalałem co chwilę latarkę, telefon, gapiłem się na świecący kwadrat okna w kuchni, a nawet wszedłem do domu i wyszedłem, oczywiście zapalając po drodze światło w sieni i gasząc. Jak można się domyślić, M42 nie była królową wielkości i głównie świeciła w okolicy centrum. Ale już po pierwszym spojrzeniu w okular, zacząłem śmiać się jeszcze bardziej, choć nie był to już do końca ten sam śmiech, ponieważ miałem dość silne wrażenie, że mgławica jest... bardzo subtelnie zielonkawa. Gapiłem się jednym okiem w okular, a drugim w światło z okna kuchni, ale wciąż odnosiłem wrażenie, że mgławica jest nieco zielona. Wkurzyło mnie to. Walnąłem sobie latarką prosto w oczy. M42 momentalnie się skurczyła na chwilę, podobnie jak ślimak chowa rogi, jednak wrażenie bardzo leciutkiej zieleni nie znikło. Okej, nie twierdzę, że to był naprawdę kolor, ponieważ było to odczucie dość subtelne, jednak nie mogłem też jednoznacznie stwierdzić, że na pewno tego leciutkiego koloru nie ma. Może mózg podświadomie jakoś to przygotował. A jeśli była lekko zielona, możliwe, że to było złudzenie, jak napisałem osobiście kilka postów wyżej w odpowiedzi dla Shuwar. Jednak będę przy okazji jeszcze sprawdzał, czy to się powtórzy. Złudzenie czy nie, przyznaję, że temat mnie na chwilę od wczoraj pochłonął i raportów o zieloności mgławicy znalazłem mnóstwo. A sprawa, jak się okazuje, jest nieco bardziej złożona, ponieważ nie dość, że jest sporo rzeczy z tym związanych, to jeszcze same postrzeganie barw może być rzeczą trochę indywidualną, w szczególności przy widzeniu mezopowym, gdzie można na przykład ulec zjawisku Purkiniego. Osobiście skłaniam się jak na razie ku temu, że to wrażenie, to było raczej jakieś zafałszowanie barwy, ponieważ kiedy obserwowałem zawsze M42 w dobrych warunkach i z lepiej zaadaptowanym wzrokiem, zwykle była ona szara. Może kiedyś odnosiłem raz jakieś wrażenie kolorów, ale nie mam pewności i musiałbym poszukać, czy gdzieś o tym wspominałem. Z drugiej strony, M42 jest na tyle jasna, że pod ciemnym niebem prawdopodobnie psuje adaptację oka, tym samym mogąc pobudzić odpowiednie czopki. Jednak wiele osób podaje, że nie widziało koloru nawet w 16" teleskopie, z kolei niektórzy raportują kolor w mniejszej aperturze. Zastanawiam się również nad samym opisem tego koloru; czy cała mgławica widoczna w danej chwili jest jakby zielonkawa, czy tylko pewien fragment. Bo u mnie było wrażenie, że całość, co przemawia do mnie bardziej za złudzeniem. A jeśli ktoś widzi i opisuje poszczególne fragmenty, a czasem i kolory, co chyba częściej się spotyka z raportami dotyczącymi dobrych warunków, przemawia jakoś jednak za prawdziwymi kolorami mgławicy.
  17. Noo, jak w okolicy pełni opadła szczęka, to strach myśleć, co się stanie podczas nowiu (wypadnie?). A tak poważniej, po pierwsze zapoluj na M42, jak na niebie nie będzie Księżyca. Teraz będzie wstawał coraz później, więc po zapadnięciu zmroku można będzie przed jego wschodem próbować. Po drugie, pamiętaj o adaptacji wzroku do ciemności. Zaczaj się tam, gdzie w zasięgu wzroku nie będzie bezpośrednio widać lamp i świateł domów i nie używaj telefonu. Po kilkunastu minutach w ciemności, będzie największy skok przyzwyczajenia oczu (jeśli chodzi o szybką różnicę), ale to dopiero początek i wzrok może adaptować się nawet godzinę i dłużej. Jedno spojrzenie w telefon i tracisz w jednej chwili cenną adaptację. Jeśli wydawało Ci się, że mgławice dostępne są jedynie w astrofotografii, to poprzeglądaj w necie szkice z różnych teleskopów i lornetek, oraz poczytaj jakieś opisy obserwacji innych ludzi. Oprócz M42 na niebie jest tysiące obiektów. Te najjaśniejsze z reguły są spisane w katalogu Messiera, ale nie tylko, bo i wiele obiektów NGC bywa podobnie jasnych lub jaśniejszych i ciekawszych. Szkice teleskopowe znajdziesz sobie sam, ale celowo chcę tutaj zalinkować przykłady widoków, jakie można zobaczyć już w lornetkach. Zerknij w ten link. Szczególnie polecam zobaczyć M8. No i ten błękitny kolor w mgławicy, to na pewno było złudzenie. Co prawda można zobaczyć w M42 kolory, ale potrzeba do tego ciemnego nieba, braku Księżyca na niebie i raczej większego teleskopu. Odnośnie Plejad, można dostrzec tam mgławicę Merope, ale to bardzo trudny obiekt jak na początek obserwacji, więc nawet jeśli skierowałbyś tam teleskop czy lornetkę w bezksiężycową noc, wcale nie byłoby dziwne, gdybyś napisał, że wciąż niczego tam nie ma. A Plejady wraz z mgławicą Merope znajdziesz także w powyższym linku z widokami z lornetek. W obserwacjach obiektów DS, brak Księżyca na niebie to podstawa. Można oczywiście patrzeć jak jest mały i gdzieś za plecami, ale najlepiej jak jest pod horyzontem. Wszelkie latarnie, okna domów, światła samochodów i telefony, wymiatają skutecznie obiekty z nieba (a łysol to taka naturalna latarnia). Dlatego ludzie, którzy mieszkają w dużych miastach, nie widzą prawie w nocy gwiazd.
  18. U mnie w sumie jest trochę podobnie z tym odchyleniem patrząc z góry, ale wydaje mi się, że tu już wina może po części leżeć w samym uchwycie łapiącym okular. Tylko jak próbuję naprostować cały adapter z telefonem, to jeszcze bardziej ucieka mi pole widzenia, które i tak ledwo łapie (lub prawie). Odnośnie luzu przy szynie oddalającej telefon od okularu, u mnie był chyba ten sam problem co w filmie. Wymieniłem śrubkę na dłuższą, dokręciłem nieco mocniej i w miejscu tej szyny jest teraz znacznie sztywniej (ale regulacja chodzi już troszkę ciężko). Ale czy pomogło to na całe odchylenie telefonu, hmm... sam nie wiem:) Cóż, pozostaje tylko coś zrobić, żeby łapało mi całe pole widzenia i tyle.
  19. Chyba znalazłem rozwiązanie problemu luźnej szyny w adapterze, która powoduje ugięcia. Okazuje się, że inni również mieli podobny kłopot, jak na przykład pan z filmiku na youtube pod tym linkiem. Swój problem omawia dokładnie od 12.20 minuty filmu. Z tego, co zrozumiałem po włączeniu tłumaczenia tekstu, skontaktował on się z Celestronem, który polecił mu zapoznanie się z jakąś bardziej szczegółową instrukcją, której nie ma w zestawie. Instrukcja ta znajduje się tutaj. W skrócie, wyjaśnia on, że trzeba dokręcić bardzo delikatnie śrubki, które popychają pewien klin dociskający szynę. Zdaje się, że jedna ze śrubek okazała się zbyt krótka i musiał ją zastąpić dłuższą, niemniej procedura zdaje się pomagać i, jak widać na filmie, adapter się usztywnia. Trzeba jednak zachować ostrożność ze względu na materiał oraz nie przesadzić, aby nie zablokować regulacji, która będzie chodziła pewnie trochę ciężej. No i ze względu na gwarancję, więc jest z tym zabiegiem pewne ryzyko. Przyznam szczerze, że już na początku przyglądałem się tym śrubkom, ale pomyślałem, że nic tam się na zrobić. Być może i u mnie jest jedna za krótka.
  20. Sebastian.M, dzięki za odpowiedź. Mój tel. w etui, czyli tak, jak go wsadzałem do adaptera, ma około 80mm, a bez 76,68mm. Spróbuję jeszcze bez etui, jeśli złapię obraz, to zawsze będzie to jakaś opcja, chociaż wolałbym, żeby siedział sobie w "ubranku", więc pewnie pokombinuję z jakąś wkładką przy uchwycie okularu. Co do odchyłu, to być może jest jak piszesz i tak jest zbudowany. Szyny są plastikowe, więc może po prostu zbyt wiele od nich wymagam. Ogólnie, mimo tej nieosiowości, obraz wydaje się łapać normalnie, choć ciekawi mnie, czy ma ona jakiś wpływ (na przykład na ostrość). Jeśli nie ma, to chyba pozostanie zapomnieć o sprawie. Wczoraj przyjrzałem się adapterowi skrupulatnie i raczej trudno, żeby miał jakąś wadę. Szkoda tylko, że nie ma jeszcze jakiejś regulacji do korygowania tego ugięcia pod wpływem wagi, albo po prostu ta część, po której chodzi wspomniana szyna, nie jest już zrobiona pod odpowiednim kątem, minimalnie ostrym, który prostuje się po włożeniu tel. PS Zauważyłem, że na tej dolnej półeczce, na której "stoi" tel., jest trochę miejsca na grubsze telefony. Jak na razie, z takich szybkich sposobów na wyprostowanie aparatu względem okularu, wsadziłem z tyłu na dole, za plecy telefonu, trochę tekturki z pudełka na próbę, i wydaje się to pomagać, telefon dużo lepiej jest ustawiony względem okularu. Trzeba tylko uważać, żeby nie dać za grubo, żeby nie wypadał z uchwytu, oraz za wysoko, żeby cały się nie odchylał, a jedynie na dole. Edit: Jam napisał: "Być może zamiast "poduszki" czy czegoś w rodzaju "półksiężyca", kitowiec będzie dostawał jakieś ubranko, które go pogrubi." Właśnie dopiero teraz zainteresowałem się bliżej pewnymi dodatkami, które były razem z adapterem, czyli dwoma okrągłymi nakładkami. Wcześniej myślałem, że służą do czegoś innego, ale wygląda na to, że to są właśnie swego rodzaju "pogrubiające ubranka" na wąskie okulary🙃 I rzeczywiście jedna pasuje na kitowca 25mm, chociaż na razie, po sprawdzeniu w domu, nie jestem pewien, czy wystarczy.
  21. Mam dwa pytania do posiadaczy, oraz byłych posiadaczy, NexYZ. Przyszedł dzisiaj do mnie taki adapter z Delty i jestem po pierwszych testach. Urządzenie wydaje się bardzo fajne, a co najlepsze ma wygodną regulację w trzech osiach. Jednak zauważyłem, że telefon, a co za tym idzie aparat, nie jest ustawiony osiowo i równo względem okularu. Ugięcie powstaje na szynie, która odpowiada za zbliżanie i oddalanie telefonu od okularu; jest tam w zasadzie pewien luz. Nie wydaje się, aby coś trzeba było dokręcić, ale może się mylę? Więc pytanie, czy to normalne w tym uchwycie ( może mogę jakoś to poprawić?), czy może trafił mi się jakiś wadliwy egzemplarz? Pierwsze zdjęcie pokazuje położenie telefonu względem okularu, czyli wspomnianą nieosiowość. Nie robiłem już dodatkowego zdjęcia, ale gdy uniesie się odrobinę ręką telefon na wspomnianym "luzie", można go ustawić równo, a co za tym idzie, lepiej dopasować obraz. Na drugim zdjęciu zaznaczyłem miejsce, gdzie tworzy się luz i ugięcie. Drugą sprawą, o którą chciałem zapytać, jest trochę za krótka regulacja położenia w osi "prawo-lewo" czy też poziomej (za pomocą tego bardziej schowanego pokrętła) na okularze kitowym 25mm. Później sprawdzałem ES 14mm i tutaj regulacja wydaje się łapać pole okularu, choć zapas w drugą stronę jest dosyć malutki (ale jest). Nie sprawdzałem innych okularów, bo kitowca też będę pewnie używał często. W związku z tym, że nic chyba już nie da się tam wyregulować, bo regulacja blokuje się na śrubkach, jedyne co mi przychodzi do głowy to to, że mój telefon jest zły, bo ma aparaty położone centralnie, a nie na boku. Edit: coby nie tworzyć postu pod postem. Posiedziałem trochę nad adapterem i jeśli chodzi o drugą sprawę, czyli minimalny brak regulacji dla kitowca 25mm (i być może innych wąskich okularów) z moim telefonem, mam już pomysł jak to rozwiązać. Nie chcę grzebać przy regulacji, ani zabezpieczeniu, o które blokują się śrubki, więc pozostało zerknąć na miejsce, gdzie uchwyt łapie okular. I tak sobie wymyśliłem, że zrobię coś w rodzaju poduszki dystansowej, którą będę umieszczał z jednej strony okularu przy uchwycie. "Przesunie" ona okular kawałek w bok, co pozwoli sięgnąć regulacji swobodnie do pola widzenia. Być może zamiast "poduszki" czy czegoś w rodzaju "półksiężyca", kitowiec będzie dostawał jakieś ubranko, które go pogrubi.
  22. Damian P.

    Brak pogody

    Ja również nie jestem fanem Księżyca i kiedy tylko jest okazja, to go obrażam, zwłaszcza im bliżej pełni, której chmury zadziwiająco jakby nie lubiły, ale muszę przyznać, że dziś, po raz pierwszy odkąd mam teleskop, Księżyc zmiażdżył mnie detalem w 319-krotnym powiększeniu. Początkowo chyba nie liczyłem się z wychłodzeniem lustra, bo pewne miejsca widoczne były, jakby Księżyc wpadał w wibracje. Nie miałem pewności, czy widzę omamy, czy próbują pojawić się jakieś szczegóły i obraz nie był zadowalający także w mniejszych powiększeniach. Potem obserwowałem trochę Jowisza i sporo czasu gromadę Trapez, jednak gdy wróciłem po jakimś czasie do Księżyca, po prostu byłem zdumiony.
  23. Zacytuję sam siebie, ale właśnie mam teleskop na dworze i widziałem niedawno bardzo wyraźnie oba składniki E i F. Były widoczne na tyle doskonale, że poleciałem do domu sprawdzić położenie innych, słabszych składników, niestety one będą już chyba wymagały lepszego zasięgu podczas ciemniejszych nocy.
  24. Wczoraj popatrzyłem trochę na Księżyc przez teleskop i lornetkę 10x50. W lornetce dodatkową atrakcją było towarzystwo Plejad, jednak przez teleskop udało się zrobić Księżycowi kilka fotek telefonem oraz nagrać krótki filmik. Muszę sobie kupić uchwyt do telefonu na takie proste zdjęcia, bo musiałem trzymać go w ręku. Złapałem również nieudolnie gwiazdkę HIP 17776, która po chwili zniknęła w słabym świetle popielatym, a po pewnym czasie wyłoniła się zza oświetlonej tarczy Księżyca. Synta 12" (107x). 60x. Wspomniana gwiazda. Jeszcze takie dwa kadry z filmiku.
  25. Damian P.

    Brak pogody

    Udało się. Chmura przeszła i wyniosłem nie tylko dobsona, ale cały teleskop. Rzeczywiście, świetny widok w 10x50, u mnie czasem z lekkimi wąsami chmur. W teleskopie Plejady były już trochę za daleko na jedno pole, jednak Warkocz Alcyone, przyćmiony blaskiem, dało się zobaczyć z kawałkiem Księżyca. Trafiłem nawet przypadkiem na zakrycie jakiejś gwiazdki, a po około 20 minutach na odkrycie, jak się okazało chyba tej samej: HIP 17776.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)