Skocz do zawartości

Astronomiczne Wiadomości z Internetu


Rekomendowane odpowiedzi

Problemy z żyroskopem Hubble'a: NASA pracuje nad wznowieniem pracy teleskopu kosmicznego
Autor: admin (2 Grudzień, 2023)
Kosmiczny Teleskop Hubble'a, znany ze swoich niezwykłych odkryć astronomicznych, napotkał niedawno problem z żyroskopem, który zmusił go do przejścia w tryb awaryjny. NASA obecnie pilnie pracuje nad rozwiązaniem problemów i wznowieniem działań naukowych, aby mieć pewność, że Hubble w dalszym ciągu przyczynia się do naszego zrozumienia Wszechświata.
23 listopada Hubble przeszedł w tryb awaryjny po tym, jak jeden z jego trzech żyroskopów podał nieprawidłowe odczyty. Żyroskopy te odgrywają kluczową rolę w określaniu kierunku i prędkości obrotu teleskopu. W trybie awaryjnym prace naukowe są tymczasowo zawieszone, podczas gdy teleskop oczekuje na dalsze instrukcje z Ziemi.
To nie pierwszy raz, gdy Hubble napotyka problem z żyroskopem. Teleskop początkowo przeszedł w tryb awaryjny 19 listopada, ale grupie zadaniowej udało się rozwiązać problem i następnego dnia wznowić obserwacje. Niestety niestabilna praca żyroskopu spowodowała, że 21 listopada po raz kolejny wstrzymano działalność naukową. Po raz kolejny zespołowi udało się przywrócić działanie teleskopu, lecz 23 listopada doszło do kolejnej awarii.
NASA prowadzi obecnie testy, aby lepiej zrozumieć problem żyroskopu i opracować skuteczne rozwiązania. W najgorszym przypadku Hubble mógłby zostać przekonfigurowany tak, aby działał tylko z jednym żyroskopem. Podczas piątego i ostatniego lotu wahadłowca w 2009 roku na statku kosmicznym zainstalowano sześć nowych żyroskopów. Obecnie trzy z tych żyroskopów nadal działają, w tym ten, który oscyluje. Chociaż Hubble został zaprojektowany do współpracy z trzema żyroskopami w celu uzyskania maksymalnej wydajności, w razie potrzeby może kontynuować obserwacje naukowe za pomocą tylko jednego.
Pomimo tych problemów NASA optymistycznie patrzy w przyszłość Hubble'a. Agencja oczekuje, że Hubble będzie nadal dokonywał przełomowych odkryć i współpracował z innymi obserwatoriami, takimi jak Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba. Wystrzelony w 1990 roku Hubble dostarcza nam bezcennej wiedzy o Wszechświecie od ponad trzech dekad.
Kosmiczny Teleskop Hubble'a wystrzelony 24 kwietnia 1990 roku zrewolucjonizował nasze rozumienie kosmosu. Orbitując nad ziemską atmosferą, Hubble unika zniekształceń atmosferycznych i zapewnia wyraźny obraz planet, gwiazd i galaktyk, niektórych oddalonych o ponad 13,4 miliardów lat świetlnych. Jego nieskrępowane obserwacje doprowadziły do licznych odkryć naukowych, kształtujących naszą wiedzę o wszechświecie.
Źródło: NASA
https://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/problemy-z-zyroskopem-hubblea-nasa-pracuje-nad-wznowieniem-pracy-teleskopu-kosmicznego

Problemy z żyroskopem Hubble'a NASA pracuje nad wznowieniem pracy teleskopu kosmicznego.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Misja Dragonfly do Tytana: jest dobra i zła wiadomość
2023-12-01. Radek Kosarzycki
Prace nad przygotowaniem drona Dragonfly, który na początku przyszłej dekady ma spędzić dwa lata w mroźnej (aczkolwiek gęstej) atmosferze Tytana, największego księżyca Saturna, trwają. Co więcej, najnowszy przegląd prac potwierdza, że postępują one zgodnie z planem.
Po ostatnim przeglądzie postępów w przygotowywaniu misji NASA wydała zgodę na rozpoczęcie kolejnej fazy przygotowań. Specjaliści z Laboratorium Fizyki Stosowanej Hopkinsa (JHU APL) w Laurel w stanie Maryland rozpoczną teraz ostatnią fazę rozwoju drona.
Warto tutaj przypomnieć, że na chwilę obecną jest to jedyna amerykańska misja, której zadaniem jest wylądowanie i zbadanie powierzchni lodowego księżyca, pod powierzchnią którego może znajdować się ocean ciekłej wody. Pozostałe księżyce tego typu, takie jak Europa czy Enceladus muszą jeszcze sporo poczekać na swoją kolejkę. Tytan ma wiele innych cech, które sprawiają, że jest on najlepszym celem dla misji tego typu. Jest to jedyny księżyc z atmosferą, i jedyne ciało w Układzie Słonecznym poza Ziemią, na powierzchni którego znajdują się zbiorniki i rzeki wypełnione cieczą. Na Tytanie jednak nie jest to woda, a ciekłe węglowodory. Co więcej, lądowanie na Tytanie jest znacznie prostsze niż na innych księżycach lodowych dzięki jego grawitacji. Jakby nie patrzeć jest to drugi pod względem masy (po Ganimedesie) księżyc w Układzie Słonecznym.
Według NASA atmosfera Tytana — podobnie jak ziemska — składa się z azotu i niewielkiej ilości metanu. Tytan ma również cykl podobny do ziemskiego, podczas którego regularnie dochodzi do opadów z chmur unoszących się w atmosferze.
W tym fascynującym świecie jest jeszcze coś więcej; Uważa się, że powierzchnia Tytana jest bogata w liczne związki organiczne. Można zatem założyć, że dron nie będzie się nudził w trakcie swojej misji na Tytanie. Na jego pokładzie znalazły się kamery, czujniki i liczne próbniki, których zadaniem będzie poszukiwanie związków organicznych i dostarczanie informacji o tym, czy na Tytanie może istnieć życie pozaziemskie.
Misja drona Dragonfly wiąże się z „ekstremalnymi wyzwaniami inżynieryjnymi”, dlatego inżynierowie nie chcą pozostawiać niczego szczęściu. Z tego też powodu w ciągu ostatnich miesięcy przeprowadzono wiele testów analogowych drona jeszcze na powierzchni Ziemi. Przygotowując się do lotów nad powierzchnią Tytana, naukowcy przetestowali systemy naprowadzania, nawigacji i kontroli drona na jednej z kalifornijskich pustyni.
Drona poddano także testom w dużej komorze ciśnieniowej, do której wtłaczano tysiąc litrów ciekłego azotu na godzinę, aby odtworzyć warunki temperatury i ciśnienia panujące w atmosferze Tytana. Test trwał nieprzerwanie 24 godziny. Model wirników drona przetrwał w tych warunkach bez żadnego uszczerbku.
Niestety, jak ostatnio wszystko w NASA, także misja Dragonfly musi mierzyć się z poważnymi ograniczeniami budżetowymi. Start misji pierwotnie zaplanowany był na 2027 rok. Teraz jednak podjęto decyzję o opóźnieniu startu o jeden rok. Aktualnie start misji Dragonfly planowany jest na 2028 rok. Czy faktycznie do tego startu dojdzie, powinniśmy się dowiedzieć w połowie przyszłego roku, kiedy to Rada Zarządzania Programem w NASA po raz kolejny oceni stopień przygotowania misji do startu.
Dragonfly: The Dune Drone
https://www.youtube.com/watch?v=zooO-9TYP3o

https://www.pulskosmosu.pl/2023/12/misja-dragonfly-opozniona/

Misja Dragonfly do Tytana jest dobra i zła wiadomość.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nikt się nie spodziewał, że tam mogą powstawać planety podobne do Ziemi
2023-12-01. Radek Kosarzycki
Astronomowie wciąż starają się zrozumieć procesy powstawania planet w otoczeniu różnych gwiazd. Po drodze jednak dochodzi do zaskakujących odkryć. Teraz na przykład naukowcy odkryli, że planety podobne do Ziemi mogą powstawać w naprawdę ekstremalnym środowisku.
Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba odkrył cząsteczki wody i węgla organicznego w pobliżu masywnej, aktywnej młodej gwiazdy, która znajduje się w odległym obszarze gwiazdotwórczym. Może to wskazywać, że nawet w tak trudnych warunkach mogą powstawać planety podobne do Ziemi. Mało tego, badacze wskazują, że nie ma żadnych przeszkód, aby część z takich planet charakteryzowała się warunkami umożliwiającymi powstawanie życia.
Zespół badaczy z Instytutu Astronomii Maxa Plancka w Heidelbergu w Niemczech skierował potężne 6,5-metrowe zwierciadło Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba w stronę obszaru gwiazdotwórczego znanego jako NGC 6357. Celem obserwacji była analiza środowiska chemicznego otaczającego tworzącą się gromadę gwiazd i sprawdzić, czy na orbitach wokół znajdującej się w niej gwiazd może istnieć życie.
Położona około 5500 lat świetlnych od Ziemi NGC 6357 jest jednym z najbliższych nam obszarów, w którym widzimy formujące się obecnie masywne gwiazdy. Gdy dochodzi do ich zapłonu wewnątrz gęstych obłoków pyłu, zaczynają uderzać one w otaczający je gaz potężnymi rozbłyskami gwiazdowymi i intensywnym promieniowaniem ultrafioletowym, tworząc w swoim sąsiedztwie naprawdę nieprzyjazne, ekstremalne wręcz środowisko. Najnowsze badania jednak wykazały, że dysk protoplanetarny otaczający jedną z gwiazd w tej gromadzie zawiera cząsteczki niezbędne do powstania takiego życia, jakie znamy, tj. woda i dwutlenek węgla.
Wyniki obserwacji były zaskoczeniem. Okazało się bowiem, że nawet w najtrudniejszych i najbardziej wymagających warunkach w galaktyce mogą powstawać kolejne Ziemie. To może nam wiele powiedzieć o tym, ile takich planet może istnieć w przestrzeni kosmicznej.
Dysk planetarny, o którym mowa, oficjalnie oznaczony jako XUE-1, otacza gwiazdę mniej więcej tak dużą jak nasze Słońce. Ale ta gwiazda znajduje się w bezpośrednim otoczeniu znacznie większych i znacznie mniej subtelnych rówieśniczek.
Przed rozmieszczeniem Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba astronomowie mogli zaglądać jedynie do dysków protoplanetarnych znajdujących się znacznie bliżej Ziemi niż XUE-1, co oznacza, że dysk ten jest obecnie najdalszym, jaki kiedykolwiek zbadano z taką szczegółowością. Co więcej, żaden z pobliskich, wcześniej badanych dysków nie występuje w gromadzie zawierającej gwiazdy tak młode lub tak masywne jak te w NGC 6357.
Odkrycia te są dobrą wiadomością dla życia we wszechświecie, ponieważ rozwiewają obawy, że planety potencjalnie nadające się do zamieszkania nie mogą powstawać zbyt blisko bardzo masywnych gwiazd. Wcześniej naukowcy sądzili, że promieniowanie ultrafioletowe wytwarzane przez masywne gwiazdy będzie zakłócać rozkład pyłu i gazu w dyskach planetotwórczych, prawdopodobnie uniemożliwiając powstawanie planet skalistych, takich jak na przykład Ziemia. Gromada NGC 6357 zawiera ponad dziesięć super jasnych i masywnych gwiazd, co sugeruje, że większość materii gromady jest wystawiona na działanie wysokiego poziomu promieniowania UV.
„Jeśli intensywne promieniowanie utrudnia warunki powstawania planet w wewnętrznych obszarach dysków protoplanetarnych, to w NGC 6357 powinniśmy zobaczyć ten efekt” – powiedział Arjan Bik, astronom z Uniwersytetu w Sztokholmie w Szwecji i jeden z autorów opracowania.
Obserwacje Jamesa Webba pokazały, że skład chemiczny dysku XUE-1 nie różni się zbytnio od składu chemicznego dysków znajdujących się w spokojniejszych częściach galaktyki. Co więcej, oprócz wody i dwutlenku węgla JWST wykrył ślady tlenku węgla i acetylenu w wewnętrznym obszarze dysku planetotwórczego, a także pył krzemianowy, który odgrywa ważną rolę w powstawaniu planet.
Naukowcy mają nadzieję dowiedzieć się więcej na temat możliwego istnienia życia w NGC 6357 w przyszłości. Planują skierować słynny teleskop na kolejnych 14 dysków pyłowych znajdujących się w różnych częściach tej „teoretycznie nieprzyjaznej” gromady gwiazd.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/12/ziemie-powstaja-wszedzie-w-galaktyce/

 

Nikt się nie spodziewał, że tam mogą powstawać planety podobne do Ziemi.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sonda Lucy odkryła księżyc planetoidy Dinkinesh. Teraz księżyc dostał własną nazwę
2023-12-01. Radek Kosarzycki
Niewielka planetoida odkryta podczas przelotu sondy Lucy w pobliżu planetoidy Dinkinesh właśnie otrzymała własną nazwę. 27 listopada 2023 roku Międzynarodowa Unia Astronomiczna potwierdziła, że księżyc Dinkinesha od teraz będzie nosił nazwę „Selam” lub ሰላም, co w etiopskim języku amharskim oznacza „pokój”.
To ma sens, jakby nie patrzeć Dinkinesh to etiopska nazwa skamieniałości zwanej „Lucy”. Tak przynajmniej nową nazwę tłumaczy Raphael Marshall z Observatoire de la Côte d’Azur w Nicei we Francji, który jako pierwszy zidentyfikował Dinkinesh jako potencjalny cel misji Lucy. „Wydawało się właściwe, aby satelitę Lucy nazwać na cześć innej skamieniałości, którą nazywa się czasami dzieckiem Lucy”. Za odkrycie Selam w 2000 roku odpowiada Zeresenay Alemseged. Jest to skamieniałość 3-letniej dziewczynki tego samego gatunku co Lucy; chociaż w rzeczywistość owo „dziecko Lucy” żyło ponad 100 000 lat przed Lucy.
Sonda Lucy przeleciała obok Dinkinesh i Selam 1 listopada 2023 r. Chociaż obserwacje poprzedzające spotkanie wskazywały, że w tym układzie dzieje się coś interesującego, zespół ze zdziwieniem odkrył, że Dinkinesh nie tylko ma własnego satelitę, ale także że ów satelita stanowi element układu binarnego kontaktowego, pierwszego zaobserwowanego księżyca binarnego kontaktowego.
Zespół naukowców właśnie zakończył odbieranie danych dotyczących pierwszego spotkania Lucy z planetoidą i nadal je przetwarza. Spotkanie z Dinkineshem zostało dodane do harmonogramu misji zaledwie 10 miesięcy temu. Uznano, że jest to doskonała okazja do przetestowania w locie systemów i instrumentów sondy kosmicznej. Wszystkie systemy spisały się na medal.
Narzędzia i techniki udoskonalone na podstawie danych z tego spotkania pomogą teraz zespołowi lepiej przygotować się na główne cele misji, czyli nigdy wcześniej nie badane planetoidy trojańskie Jowisza. Oprócz zdjęć wykonanych przez kamerę L’LORRI o wysokiej rozdzielczości i kamery śledzące (T2Cam), inne instrumenty naukowe Lucy zebrały również dane, które pomogą naukowcom zrozumieć te zagadkowe planetoidy.
Oczekuje się, że Lucy odwiedzi 9 kolejnych planetoid w ciągu następnej dekady podczas 6 oddzielnych spotkań. Po asyście grawitacyjnej ze strony Ziemi (tak, sonda poleciała do Jowisza, a za rok znowu znajdzie się w pobliżu Ziemi. Jak tu nie kochać mechaniki nieba?) w grudniu 2024 r. sonda powróci do głównego pasa planetoid, gdzie w kwietniu 2025 r. odwiedzi planetoidę Donaldjohanson. Lucy przeleci przez główny pas i dotrze do głównych celów misji, planetoid trojańskich Jowisz, w 2027 roku.
NASA's Lucy Mission Flyby of Asteroid Dinkinesh
https://www.youtube.com/watch?v=tzcosX_HIo4

https://www.pulskosmosu.pl/2023/12/sonda-lucy-odkryla-ksiezyc-dinkinesh-nazwa-selam/

Sonda Lucy odkryła księżyc planetoidy Dinkinesh. Teraz księżyc dostał własną nazwę.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chińscy inżynierowie stworzyli robota produkującego tlen z wody. Przeznaczenie: Mars
2023-12-01. Radek Kosarzycki
Jeżeli człowiek chce wylądować i przetrwać (a w przyszłości zamieszkać) na powierzchni Marsa, to musi mieć zdolność wytwarzania na miejscu wszystkiego, co jest mu potrzebne do życia. Nie sposób bowiem wozić z Ziemi zapasów wody, tlenu i pożywienia, nie mówiąc już o innych rzeczach. Produkcja wody z lodu znajdującego się pod powierzchnią Marsa to jedno. Równie istotne jest jednak produkowanie tlenu niezbędnego do oddychania. Chińscy naukowcy, którzy także zamierzają wysłać ludzi na Marsa, właśnie przetestowali w symulowanym środowisku marsjańskim robota, którego zadaniem będzie produkowanie tlenu z wody znalezionej na Marsie.
Ten swoisty robochemik sterowany algorytmami sztucznej inteligencji jest w stanie sam wydobywać tlen z marsjańskiej wody, bez nadzoru człowieka. To z kolei oznacza, że będzie można go wysłać na Marsa na długo przed misją załogową, aby przygotował zapasy dla marsjańskich astronautów.
Urządzenie zdolne do syntetyzowania użytecznych zasobów z materii dostępnej lokalnie na Marsie zostało szczegółowo opisane w artykule opublikowanym 13 listopada w periodyku Nature.
Zespół inżynierów zbudował mobilnego robota, który automatyzuje cały proces ekstrakcji tlenu z pięciu próbek marsjańskich i marsjańskich meteorytów. W toku badań przetestowano urządzenie także w symulowanym środowisku przypominającym powierzchnię Marsa.
Co jednak najważniejsze w tym urządzeniu to fakt, że sztuczna inteligencja samodzielnie wyszukiwała sposób wytwarzania tlenu z dowolnej podanej jej próbce sprzed czterech milionów możliwych kombinacji. Człowiekowi znalezienie odpowiedniego sposobu zajęłoby ponad 2000 lat. Wystarczy tu powiedzieć, że potrzebowałby dużo tlenu na to, aby w końcu to wymyślić.
„Nasze badanie pokazuje, że zaawansowany chemik wspomagany sztuczną inteligencją może bez interwencji człowieka zsyntetyzować katalizatory procesów OER (reakcja wydzielania tlenu) na Marsie z lokalnych rud” – napisali naukowcy w artykule.
Pierwszym krokiem w ekstrakcji tlenu jest przeniesienie próbek meteoru do robota w celu analizy we w pełni zautomatyzowanym laboratorium. Następnie robot poddaje rudę wstępnej obróbce, usuwając niepożądane zanieczyszczenia i materiały. W kolejnym kroku robochemik wykorzystuje materiały zawarte w meteorycie do wytworzenia katalizatora – w procesie zwanym syntezą katalityczną – który testuje w ramach testów wydajności elektrochemicznej.
Rodzaj katalizatora, który można wyprodukować przy użyciu dostępnych zasobów i który będzie najskuteczniej ekstrahował tlen, może się znacznie różnić, dlatego wybór odpowiedniego z nich jest istotnym krokiem. Tutaj wkracza chemik AI.
Moduł obliczeniowy na pokładzie robota – nazywany „mózgiem obliczeniowym” – łączy algorytmy uczenia maszynowego z modelami teoretycznymi, a następnie analizuje zarówno dane eksperymentalne uzyskane przez robota, jak i ogromnej bazy danych symulacyjnych.
Podczas pracy robot zbiera informacje i wysyła dane eksperymentalne do serwera w chmurze, gdzie mózg obliczeniowy wykorzystuje uczenie maszynowe do wykonywania dziesiątek tysięcy symulacji w celu oszacowania najlepszego sposobu wytwarzania tlenu. Dane te trafiają do modelu sieci neuronowej, który jest optymalizowany na podstawie nowych danych eksperymentalnych pochodzących z robota.
Algorytm identyfikuje najlepszą kombinację materiałów do syntezy najlepszego katalizatora OER, co weryfikuje chemik AI. Następnie robot skrapla tak zoptymalizowany „atrament katalityczny” na próbkę, która wraz z elektrodą służy do produkcji tlenu.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/12/chinski-chemik-ai-tlen-na-marsie/

 

Chińscy inżynierowie stworzyli robota produkującego tlen z wody. Przeznaczenie Mars.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chińczycy wykorzystają dron do zbierania próbek z Marsa. Te próbki potem wystrzelą w kierunku Ziemi
2023-12-01. Radek Kosarzycki
Jeszcze trzy lata temu nikt nie wiedział, czy w ogóle da się latać za pomocą drona nad powierzchnią innej planety niż Ziemia i to na dodatek w zupełnie nowych warunkach atmosferycznych. W 2021 roku jednak dron Ingenuity, jako pierwszy w historii podboju kosmosu wzbił się nad powierzchnię Marsa, a następnie bezpiecznie wylądował. W optymistycznym scenariuszu inżynierowie zakładali, że dron wykona pięć lotów o rosnącym stopniu trudności. Nikt się wtedy nie spodziewał, że dron przeznaczony do realizacji miesięcznej misji niemal trzy lata później nadal będzie latał nad powierzchnią Marsa, wykonując loty rekonesansowe dla łazika Perseverance. Okazało się, że latać na Marsie także potrafimy. Nic dziwnego, że już jakiś czas temu ogłoszono budowę większego drona marsjańskiego, wkrótce w kierunku Tytana poleci dron Dragonfly, który przez dwa lata będzie latał w atmosferze największego księżyca Saturna. Teraz do tego szacownego drona dołącza dron przygotowywany przez ekspertów z Państwa Środka. Będzie on miał szczególnie ważne zadanie.
Dotychczas eksploracja Marsa ograniczała się zasadniczo do orbiterów, lądowników i łazików. Orbitery fantastycznie radzą sobie z pozyskiwaniem danych z całej planety lub danych obejmujących ogromne połacie lądu. Lądowniki świetnie radzą sobie z badaniem szczegółów powierzchni, a nawet analizują materię pokrywającą powierzchnię. Łaziki dodały dodatkowy wymiar, umożliwiając zbadanie większego obszaru w miejscu lądowania. Ich słabą stronę jest natomiast brak możliwości sprawnego pokonywania większych odległości i problemy z przejechaniem przez naprawdę trudny, usiany głazami teren.
Z tego też powodu wraz z łazikiem Perseverance na Marsa wysłano dron Ingenuity. Mówimy tu o naprawdę małym dronie. Jego rozpiętość łopat od czubka do czubka łopat wirnika wynosiła 1,2 m, a całkowita masa to zaledwie 1,8 kg. Mimo że jego zasięg wynosił zaledwie 300 m, udowodniono, że jest on sprawnie poruszać się w bardzo trudnym terenie. Dotąd w trakcie 66 lotów pokonał on już w powietrzu 14,9 kilometrów.
W najnowszym artykule opublikowanym niedawno w Acta Astronautica naukowcy z Harbin Institute of Technology i Chińskiej Akademii Technologii Kosmicznych opisali quadkopter, który miałby polecieć w ciągu najbliższych kilku lat na Marsa. Urządzenie ma jednak dokonać czegoś, czego Ingenuity nie byłby w stanie zrobić. Otóż planowany przez chińskich inżynierów dron byłby w stanie pobrać z powierzchni Marsa próbkę gruntu o masie do 100 g i następnie przetransportować ją do lądownika. To byłoby ogromne osiągnięcie, zważając na fakt, że atmosfera Marsa jest niemal sto razy rzadsza od atmosfery Ziemi, a tym samym siła nośna wytwarzana przez wirniki drona jest znacząco niższa i skutecznie ogranicza udźwig jakiegokolwiek aparatu latającego.
Początkowo próbowano wymyślić inne podejście do tematu. Ostatecznie jednak badacze doszli do wniosku, że wiropłaty są najbardziej wydajną konstrukcją do realizacji takich misji. We wzmiankowanym artykule naukowcy przedstawili szczegółowe schematy konstrukcyjne drona, konfiguracji wirnika, ramienia mechanicznego, technologii obrazowania i systemu awioniki. Opisywany MarsBird V11 jest w tej chwili dopiero na desce kreślarskiej i nie jest jeszcze przeznaczony do żadnej misji, ale wszystko wskazuje na to, że Chiny chcą wykorzystać takie drony do zbierania próbek, które po przetransportowaniu do lądownika zostaną wystrzelone z powierzchni Marsa w kierunku Ziemi. I to byłoby fenomenalne osiągnięcie.

https://www.pulskosmosu.pl/2023/12/chinczycy-wykorzystaja-dron-do-zbierania-probek-z-marsa-te-probki-potem-wystrzela-w-kierunku-ziemi/

Chińczycy wykorzystają dron do zbierania próbek z Marsa. Te próbki potem wystrzelą w kierunku Ziemi.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chiński łazik wykrywa dziwne geometryczne struktury pod powierzchnią Marsa

2023-12-01. Wiktor Piech
Chiński łazik Zhurong znajdujący się na obszarze Utopia Planitia na Marsie zajrzał w głąb Czerwonej Planety. Otrzymane wyniki podpowierzchniowych skanów radarowych wprawiły naukowców w osłupienie.

Łazik Zhurong znajduje się na obszarze Utopia Planitia na Marsie w północnych rejonach planety. Utopia jest wielką misą o średnicy około 3300 km i głębokości dochodzącej do 6 km poniżej marsjańskiego poziomu odniesienia. Według naukowców jest to ogromny basen uderzeniowy.
Co skrywa się pod powierzchnią Marsa?
Naukowcy ujawnili nowe wyniki skanów podpowierzchniowych, które wykazały, że na Marsie na głębokości około 35 metrów występują nieregularne wielokątne kliny. Te tajemnicze obiekty mają średnicę od kilku centymetrów do kilkudziesięciu metrów.
Specjaliści uważają, że te wyjątkowe podziemne struktury powstały wskutek cykli zamarzania i rozmarzania powierzchni Marsa miliardy lat temu. Jednocześnie nie wykluczono, że mogły się one pojawić w wyniku stygnięcia strumieni lawy.
Łazik Zhurong jest nieaktywny od 14 maja 2021 roku, jednakże dostarczył olbrzymią ilość danych, która jest nadal analizowana przez naukowców. Robot wylądował na Czerwonej Planecie 14 maja 2021 roku. Jego misja miała trwać 93 ziemskich dni, jednakże w sumie trwała aż 356,5 dnia.
Naukowcy z Instytutu Geologii i Geofizyki Chińskiej Akademii Nauk stwierdzili, że georadar, w który wyposażony był łazik, jest idealnym uzupełnieniem orbitalnych badań radarowych. Podkreślili także istotność pomiarów in-situ, które mogą ujawnić, co dzieje się pod powierzchnią Marsa (nawet do 100 metrów głębokości).
Badacze stwierdzili, że w trakcie swojego "życia" marsjański robot wykrył szesnaście wielokątnych struktur w odległości około 1,2 km. Sugerują także, że formy te mogły powstać między 3,7 a 2,9 mld lat temu, "prawdopodobnie wraz z ustaniem pradawnego wilgotnego środowiska. Teren paleo-poligonalny, z erozją lub bez niej, został następnie zasypany" przez późniejsze procesy geologiczne.
Stwierdzono także, że po raz pierwszy wykryto wielokątne kliny pod powierzchnią Marsa. Do tej pory tego typu kompleksy dokumentowane były wyłącznie na powierzchni planety.
Jak napisali naukowcy w swoim artykule naukowym: "Możliwa obecność wody i lodu wymagana do procesu zamarzania i rozmrażania w klinach mogła wynikać z migracji wilgoci wywołanej zasysaniem kriogenicznym z podziemnej warstwy wodonośnej na Marsie, opadów śniegu z powietrza lub dyfuzji pary w celu osadzania się lodu w porach".
Wcześniejsze badania bazujące na danych radarowych łazika Zhurong wskazały, że na obszarze Utopia Planitia dochodziło do wielokrotnych powodzi, które odpowiedzialne były za powstanie kilku grubych warstw osadów.
"Struktura podpowierzchniowa z materiałami pokrywającymi zakopany teren paleo-poligonalny sugeruje, że jakiś czas później nastąpiła znacząca transformacja paleoklimatyczna. Kontrast powyżej i poniżej głębokości około 35 metrów reprezentuje zauważalną transformację aktywności wody lub warunków termicznych w starożytnych czasach marsjańskich, co sugeruje, że na niskich i średnich szerokościach geograficznych miał miejsce wstrząs klimatyczny".
Jakie tajemnice skrywają się pod powierzchnią Marsa? (zdjęcie ilustracyjne) /mpfoto71 /123RF/PICSEL

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-chinski-lazik-wykrywa-dziwne-geometryczne-struktury-pod-powi,nId,7183767

Chiński łazik wykrywa dziwne geometryczne struktury pod powierzchnią Marsa.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chińska stacja kosmiczna w pełnej okazałości. To pierwsze takie zdjęcia
2023-12-01
Chińska agencja odpowiedzialna za program załogowych lotów kosmicznych opublikowała zdjęcia przedstawiające państwową stację kosmiczną Tiangong w pełnej okazałości. To pierwsze tego typu fotografie, na których możemy zobaczyć placówkę orbitalną po zakończonej rozbudowie o moduły Wentian i Mengtian w 2022 r.
We wtorek, 28 listopada br. na stronie China Manned Space Agency, czyli chińskiej agencji, zajmującej się programem załogowych lotów kosmicznych, opublikowano zdjęcia państwowej stacji kosmicznej Tiangong (tłum. Niebiański Pałac) w pełnej okazałości. To pierwsze tego typu fotografie, które przedstawiają placówkę orbitalną w konfiguracji z zadokowanym modułem laboratoryjnym Wentian oraz modułem badawczym Mengtian. Segmenty te zostały doczepione do Niebiańskiego Pałacu w 2022 r., natomiast Chiny nie zamierzają zakończyć na nich rozbudowy swojej stacji kosmicznej.
Pomimo publikacji w ostatnich dniach, zdjęcia zostało wykonane znacznie wcześniej, przez załogę misji Shenzhou-16, po odłączeniu się od Tiangonga. Warto również dodać, że fotografia przedstawia kapsułę załogową Shenzhou-17 oraz frachtowiec Tianzhou 6, który w maju br. dostarczył do Niebiańskiego Pałacu niezbędne ubrania, żywność oraz odpowiednie narzędzia do przeprowadzania eksperymentów naukowych. Wymienione statki kosmiczne znajdują się na z przodu i z tyłu środkowego segmentu konstrukcji, czyli modułu Tianhe
Motywem do wybudowania stacji kosmicznej było wykluczenie Chin z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS), głównie z powodu amerykańskich obiekcji wobec bliskich powiązań programów kosmicznych tego państwa z Chińską Armią Ludowo-Wyzwoleńczą, będącą pod kontrolą rządzącej Komunistycznej Partii Chin.
Budowa stacji kosmicznej Tiangong została rozpoczęta od wyniesienia wspomnianego modułu mieszkalnego Tianhe w kwietniu 2021 r. Segment ten został wyposażony w odpowiednie porty dla kapsuł załogowych oraz zaopatrzeniowych statków kosmicznych. Ponadto Tianhe od początku miał być podstawą do rozbudowy o kolejne moduły, w tym o wspomniany Wentian i Mengtian.
Warto przypomnieć również, że Chiny planują rozbudowę swojej stacji kosmicznej z 3 do 6 modułów. Tiangong ważyłby wówczas 180 ton, zaledwie 40 proc. masy ISS. Chińczycy planują również wysłanie w przyszłości teleskopu kosmicznego o nazwie Xuntian. Urządzenie ma być wyposażone w lustro główne o średnicy ponad 2 metrów, oferując zakładane pole widzenia około 300 razy większe od obserwowanego przez Kosmiczny Teleskop Hubble’a. Docelowo Xuntian będzie ulokowany na tej samej orbicie, co Tiangong, zapewniając łatwy dostęp do obsługi technicznej i modernizacyjnej za pośrednictwem modułu Mengtian.
Źródło: Space24.pl / Ars Technica / South China Morning Post / PAP

Fot. China Manned Space Agency

Fot. China Manned Space Agency

Fot. China Manned Space Agency

SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/statki-kosmiczne/chinska-stacja-kosmiczna-w-pelnej-okazalosci-to-pierwsze-takie-zdjecia

Chińska stacja kosmiczna w pełnej okazałości. To pierwsze takie zdjęcia.jpg

Chińska stacja kosmiczna w pełnej okazałości. To pierwsze takie zdjęcia2.jpg

Edytowane przez Paweł Baran
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Katalog Caldwella: C70
2023-12-01. Wiktoria Nowakowska  110 odsłon
O obiekcie:
Caldwell 70 to galaktyka spiralna znajdująca się 6 milionów lat świetlnych od nas w kierunku gwiazdozbioru Rzeźbiarza. Jest jedną z najbliższych kosmicznych sąsiadek Drogi Mlecznej, leży w grupie galaktyk w gwiazdozbiorze Rzeźbiarza. Z wyglądu przypomina galaktykę Trójkąta. Została odkryta przez szkockiego astronoma Jamesa Dunlopa w Australii w 1826 roku. Oprócz niej w grupie Rzeźbiarza znajduje się galaktyka NGC 55, z którą jest prawdopodobnie związana grawitacyjnie.
Podstawowe informacje:
•    Typ obiektu: galaktyka spiralna
•    Numer w katalogu NGC: 300
•    Jasność: 8,1
•    Gwiazdozbiór: Rzeźbiarz
•    Deklinacja: −37° 41′ 04″
•    Rektascensja: 00h 54m 53,5s
•    Rozmiar kątowy:  20,9′ × 13,5′
Jak obserwować:
C70, gdyby była w całości widoczna na niebie, byłaby nieco większa, niż połowa Księżyca w pełni. W Polsce wznosi się zaledwie na 1 stopień nad horyzontem w okresie jesiennym, co czyni ją u nas nieobserwowalną. Dużo lepsze warunki do jej obserwacji będą na niższych szerokościach geograficznych oraz na półkuli południowej podczas tamtejszej wiosny, do czego wystarczy mały teleskop 6-calowy.
Korekta – Maksymilian Celiński, Matylda Kołomyjec
Źródła:
•    science.nasa.gov: NASA Hubble's Caldwell Catalog: Caldwell 70
1 grudnia 2023

•    simbad.u-strasbg.fr: NGC 300 - Galaxy towards a Group of Galaxies
1 grudnia 2023
 Zdjęcie w tle: ESO/Digitized Sky Survey 2
Galaktyka spiralna C70 Źródło: ESO
Źródło: NASA: Image courtesy of Stellarium
https://astronet.pl/wszechswiat/katalog-caldwella/katalog-caldwella-c70/

Katalog Caldwella C70.jpg

Katalog Caldwella C70.2.jpg

Edytowane przez Paweł Baran
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ruszył serwis openSpace z danymi obserwacji Ziemi i kosmosu
2023-12-01.
Centrum Badań Kosmicznych PAN udostępniło w sieci wiele informacji dotyczących przestrzeni międzyplanetarnej i Ziemi. Wśród nich są wyniki z pomiarów z dwóch polskich satelitów i dane z polskiej aparatury kosmicznej.
Centrum Badań Kosmicznych PAN uruchomiło serwis openSpace. Materiały - 950 tysięcy stron danych z niemal 50 lat działalności instytutu - można pobierać bezpłatnie, niezależnie od tego, czy będą wykorzystane do pracy naukowej, czy do celów komercyjnych.
"Wolny i bezpłatny dostęp do wiedzy jest podstawą wszelkiego rozwoju, kołem zamachowym zmian. Właśnie dlatego zdecydowaliśmy się otworzyć dostęp do wyników badań prowadzonych przez naszych naukowców, do danych inżynieryjnych szeregu przyrządów naukowych, jakie zaprojektowaliśmy i wykonaliśmy w CBK PAN na międzynarodowe misje kosmiczne. Na platformie openSPACE umieściliśmy niemal wszystko to, czym zajmowaliśmy się przez 47 lat istnienia Centrum i mamy nadzieję, że w tej zdigitalizowanej formie będzie służyło kolejnym pokoleniom naukowców i inżynierów" – mówi dr hab. inż. Piotr Orleański, dyrektor CBK PAN.
W portalu znalazły się m.in. zbiory danych i wyników z pomiarów z dwóch polskich satelitów naukowych konstelacji BRITE - Lem i Heweliusz - które analizują najjaśniejsze gwiazdy na niebie. Internauci znajdą też na stronie dane z jonogramów, czyli wyników pomiarów jonosfery. Do jej badań wykorzystywane są jonosondy konstruowane w CBK PAN - to jedno z nielicznych miejsc na świecie, gdzie powstaje ta aparatura. Jonogramy pozwalają na obserwacje i prognozowanie pogody kosmicznej, a także przewidywanie nawet z kilkudniowym wyprzedzeniem zakłóceń w radiokomunikacji albo nawigacji satelitarnej.
W serwisie znalazł się również zbiór danych grawimetrycznych, gromadzonych przez Laboratorium Geodynamiczne w Książu i rejestrowanych w Międzynarodowym Centrum Pływów Ziemskich (ICET). Naukowcy z Książa badają m.in. oddziaływanie Księżyca i Słońca na naszą planetę. Portal openSpace zawiera też dane z różnych pomiarów satelitarnych z 70 przyrządów skonstruowanych w Centrum Badań Kosmicznych PAN i dokumentację tej aparatury. Wśród udostępnionych materiałów są również prace naukowe zrealizowane i obronione w CBK PAN, roczne sprawozdania tej instytucji oraz patenty kosmiczne zgłoszone przez Polaków.
Zbiór openSPACE zawiera także obserwacje laserowe sztucznych satelitów prowadzone na potrzeby polskich i międzynarodowych instytucji w Stacji Laserowej Obserwatorium Astrogeodynamicznego CBK PAN w Borówcu pod Poznaniem.
"Prowadzone przez nas obserwacje laserowe polegają na pomiarze czasu przelotu wiązki laserowej, którą wysyłamy w stronę śledzonego obiektu. Aktualnie śledzimy stale ponad 100 obiektów znajdujących się od niskiej orbity ziemskiej (LEO) po średnią orbitę ziemską (NEO)" – wyjaśnia dr Paweł Lejba, kierownik Obserwatorium Astrogeodynamicznego CBK PAN.
Portal może być źródłem informacji dla naukowców z wielu dziedzin, miłośników astronomii, przedsiębiorców i dziennikarzy.
Serwis to projekt Polski Cyfrowej "openSPACE – repozytorium otwartych danych wysokiej wartości z obserwacji Ziemi i kosmosu".(PAP)
Nauka w Polsce
abu/ zan/
Fot. Adobe Stock

https://naukawpolsce.pl/aktualnosci/news%2C99608%2Cruszyl-serwis-openspace-z-danymi-obserwacji-ziemi-i-kosmosu.html

Ruszył serwis openSpace z danymi obserwacji Ziemi i kosmosu.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polska rakieta Perun - narodziny gwiazdy [WIDEO]
2023-12-01.
W najnowszym materiale zaprezentujemy Państwu rakietę suborbitalną Perun, opracowywaną przez gdyńską firmę Space Forest. Perun bowiem, to jeden z flagowych projektów kosmicznych prowadzonych w Polsce.
Perun to największa Polska rakieta suborbitalna i tym samym to jeden z najważniejszych projektów polskiego sektora kosmicznego. Firma SpaceForest, która odpowiada za produkcję systemu, od lat pracuje nad stworzeniem opłacalnej platformy wielokrotnego użytku do badań w środowisku mikrograwitacyjnym.
Za nami dwie oficjalne próby w locie Peruna, które przybliżają firmę do sukcesu, jakim będzie przekroczenie linii Karmana, czyli umownej granicy przestrzeni kosmicznej. Perun może pomóc rozwinąć projekty innych firm z Polski oraz nie tylko, w tym samego Space Forest, które w przyszłości będzie miało szansę opracować rakietę orbitalną.
Opracowanie: Mateusz Mitkow/Wojciech Kaczanowski
Fot. SpaceForest/Defence24.pl

SPACE24
https://www.youtube.com/watch?v=IsDF6V_BVOk

https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/systemy-nosne/polska-rakieta-perun-narodziny-gwiazdy-wideo

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Japoński potwór Mothra na „krańcach” Wszechświata
2023-12-01.
Kaiju takie jak Mothra, czy Godzilla można spotkać nie tylko w japońskich filmach, ale również na „krańcach” Wszechświata, czyli w odległościach kosmologicznych (tzn. odległości mierzone przesunięciem ku czerwieniu z>1). W szczególności Mothrę udało się dostrzec na fotce dopiero po 22 godzinach naświetlania w Teleskopie Webba - wykorzystując zjawisko soczewkowania grawitacyjnego.

1. Nowa dziedzina astronomii - badanie jasnych gwiazd w odległościach kosmologicznych
Odkrycie w 2018 roku przez Teleskop Hubble’a gwiazdy MACS J1149-LS1
(w nazwie gwiazdy LS1 jest skrótem z j.ang. „Lensed Star 1” → „soczewkowana gwiazda 1” → czytaj: soczewkowana gwiazda 1 przez gromadę galaktyk MACS J1149)
– zwanej nieformalnie Ikarem, można uważać za początek nowej dziedziny astronomii polegającej na badaniach jasnych gwiazd w odległościach kosmologicznych, czyli dla z > 1. Było to możliwe tylko dzięki ekstremalnemu wzmocnieniu jasności μ > 1000 (> 7,5 magnitudo) przynajmniej przez krótki czas, które zapewnia soczewkowanie grawitacyjne.
Astronomów zainteresował Ikar, ponieważ pojaśniał więcej niż jedną wielkość gwiazdową w ciągu 2 lat. Tą zmienność interpretuje się jako zjawisko mikrosoczewkowania przez obiekt o masie gwiazdowej, który znajduje się w gromadzie galaktyk MACS J1149 (z=0,5444) - będącej źródłem soczewkowania grawitacyjnego. Na „chwilę” (… liczoną w latach) przecięły się drogi optyczne gwiazdy znajdującej się w tle (tzn. Ikar → z=1,49) i anonimowej gwiazdy w gromadzie galaktyk, będącej źródłem mikrosoczewki grawitacyjnej – powodując obserwowany wzrost jasności Ikara. Po odkryciu Ikara szybko zaobserwowano tą metodą kolejne gwiazdy w odległościach kosmologicznych.
Warto wspomnieć, że odkrycie gwiazdy Ikar doprowadziło do predykcji, że Teleskop Webba powinien odkryć gwiazdy populacji III dla kosmologicznych przesunięć ku czerwieni z > 7 (mniej niż około 700 milionów lat po Wielkim Wybuchu) wykorzystując metodę soczewkowania grawitacyjnego.
Obecnie poszukiwania soczewkowanych gwiazd obejmują duży zakres przesunięć ku czerwieni „z” i uwzględniają obiekty, których jasność nie zmienia się. Jednym z przykładów jest Godzilla, która została dostrzeżona dzięki niezwykłemu wzmocnieniu jasności. Przy z = 2,37 Godzilla miała „potwornie” wielką, obserwowana jasność, bo aż +22 magnitudo w zakresie widzialnym – a więc była w zasięgu skromnych teleskopów na powierzchni Ziemi. „Potworna” natura Godzilli jest połączeniem następujących trzech czynników:
    • jest ekstremalnie jasna (najjaśniejsza znana na obecnie gwiazda ?) i najprawdopodobniej jest w trakcie dużego wybuchu - podobnego do Wielkiego Wybuchu eta Carinae w XIX wieku;
    • jest bardzo blisko kaustyki (w zjawisku soczewkowania grawitacyjnego im bliżej kaustyki lub krzywej krytycznej znajduje się źródło światła, tym większe obserwujemy wzmocnienie jego jasności),
    • jest wzmacniana jasność powyżej kilku tysięcy razy przez względnie dużą, ale niewidoczną substrukturę o masie rzędu 100 milionów mas Słońca (np. mała galaktyka karłowata ?).
Inny przykładem tego typu gwiazdy jest Earendel, która obecnie dzierży tytuł najbardziej odległej gwiazdy jaką kiedykolwiek udało się zaobserwować (z = 6,2). Najprawdopodobniej jest układem podwójnym. Podobnie jak Godzilla, Earendel została odkryta nie dzięki zmianom jasności, ale przez brak widoczności przeciwobrazu w pobliżu krzywej krytycznej dla soczewki grawitacyjnej tworzonej przez gromadę galaktyk.
Według astronomów brak przeciwobrazu wynika z tego, że separacja takiej pary obrazów-przeciwobraz jest mniejsza niż rozdzielczość Teleskopu Hubble’a lub Teleskopu Webba. Oszacowano wzmocnienie jasności dla Earendel na kilka tysięcy razy – co sprawia, że jest to obecnie obiekt o jednej z najbardziej (jeżeli nie najbardziej) wzmocnionych jasności.
Ostatnio odkryto przykłady innych jasnych gwiazd w odległościach kosmologicznych dzięki niezwykłej czułości i rozdzielczości Teleskopu Webba - szczególnie w zakresie promieniowania o długości fali λ > 1 μm, gdzie czerwone nadolbrzymy z przesunięciami ku czerwieni z > 1 są najjaśniejsze. Qyullur jest pierwszym odkrytym czerwonym nadolbrzymem w odległości kosmologicznej (z=2,19).
Więcej informacji na temat jasnych gwiazd obserwowanych w odległościach kosmologicznych można znaleźć również w materiale pt. „Barwy najdalszej znanej nam gwiazdy Earendel wskazują na jej podwójną naturę” - część V.

2. Co oznaczają kolory?
Aby uzyskać poniższe zdjęcie najkrótsze długości fali świetlnej zostały przekodowane na barwę niebieską, najdłuższe – na barwę czerwoną, a pośrednie – na barwę zieloną. Ten szeroki zakres długości fali λ od 0,4 do 5 μm szczególnie żywo prezentuje całe bogactwo galaktyk w polu widzenia.
Na omawianym zdjęciu kolory zostały odwzorowane w następujący sposób:
    • zdjęcia z Teleskopu Hubble’a o średnich długości fali λ=0,435 i 0,606μm → barwa niebieska (w rzeczywistości to ludzkie oko widzi tylko pierwszy kolor jak niebieski, zaś drugi jako pomarańczowy – pozostałe barwy o λ > ~0,8μm są niedostrzegalne),
    • zdjęcia o λ=0,814 / 1,05μm (Teleskop Hubble’a) i λ=0,9μm (Webb) → barwa niebieskozielona,
    • zdjęcia o λ=1,25 / 1,40 / 1,60μm (Teleskop Hubble’a) oraz λ=1,15 i 1,5μm (Webb) → barwa zielona,
    • zdjęcia o λ=2,00 / 2,70μm (Teleskop Webba) → barwa żółta,
    • zdjęcia o λ= 3,56μm (Teleskop Webba) → barwa pomarańczowa,
    • zdjęcia o λ= 4,1 / 4,44μm (Teleskop Webba) → barwa czerwona.
Barwy dają wskazówkę odnośnie odległości do galaktyk - w Teleskopie Hubble’a najlepiej widać najbardziej niebieskie galaktyki, które są względnie niedalekie i często zachodzą w nich intensywne procesy gwiazdotwórcze. Natomiast Teleskop Webba rejestruje bardziej czerwone galaktyki, które najczęściej też są bardziej odległe. Niektóre galaktyki wydają się być bardzo czerwone, ponieważ zawierają znaczne ilości pyłu, który zazwyczaj pochłania najbardziej niebieskie barwy gwiazd.
Ten obraz prezentuje całe bogactwo szczegółów, które są możliwe do dostrzeżenia tylko wtedy, gdy połączy się siłę obu teleskopów kosmicznych.
4. MACS0416 - Gromada Galaktyk Choinka
Oprócz uzyskania przepięknego widoku tej gromady galaktyk, obserwacje z użyciem Teleskopu Webba miały również konkretny cel naukowy – odkrywanie zjawisk przejściowych, czyli ciał niebieskich zmieniających jasność z czasem. W tym celu wykorzystano obserwacje gromady galaktyk MACS0416 w czterech epokach (7 X 2022, 29 XII 2022, 11 I 2023, 10 II 2023r .).
Astronomowie odkryli razem 14 zjawisk przejściowych w tym polu widzenia. W tej liczbie 12 znajduje się w trzech, silnie soczewkowanych grawitacyjnie galaktykach, to są najprawdopodobniej pojedyncze gwiazdy lub wielokrotne układy gwiezdne o ekstremalnie wzmocnionej jasności. Dwa zjawiska przejściowe znajdujące się w galaktykach tła o umiarkowanym wzmocnieniu jasności, to są zapewne supernowe.
Astronom Haojing Yan (University of Missouri, USA) - główny autor publikacji poświęconej obserwacjom tych zjawisk przejściowych, nazwał MACS0416 Gromadą Galaktyk Choinka ze względu na jej wygląd pełny kolorów oraz wszechobecne zjawiska przejściowe.
Zaobserwowanie tak wielu zjawisk przejściowych w okresie zaledwie 4 miesięcy sugeruje, że przy regularnym monitorowaniu Gromady Galaktyk Choinka z pomocą Teleskopu Webba będzie można odkryć wiele podobnych zjawisk o zmiennej jasności.
5. Mothra - gwiazda Kaiju
Pośród rozpoznanych zjawisk przejściowych przez zespół astronomów szczególnie wyróżnia się jeden obiekt znajdujący się w galaktyce, która istniała około 3 miliardy lat po Wielkim Wybuch (z=2,091). Jej jasność jest wzmocniona przynajmniej 4000 razy (tzn. więcej niż 9 magnitudo). Astronomowie nazwali to ciało niebieskie „Mothra”, jako ukłon w stronę jej „potwornej” natury, którą definiują zarówno ekstremalna jasność, jak i ekstremalne wzmocnienie jasności przez soczewkowanie grawitacyjne. Łączy się ona z inną gwiazdą o pseudonimie Godzilla, która została odkryta wcześniej. Zarówno Mothra jak i Godzilla są gigantycznymi potworami znanymi jak kaiju w japońskiej kinomatografii. Ten pierwszy jest gigantycznym owadem – ćmą, a ten drugi - rodzajem prehistorycznego potwora ery mezozoicznej, zmutowanego przez testy z bombą atomową.
Na poniższej ilustracji w panelu po lewej w silnie soczewkowanej galaktyce tła (z=2,091) przez gromadę galaktyk MACS0416 (z=0,396) widać trzy podwójne obrazy obiektów a-a’, b-b’ i c-c’, które są najprawdopodobniej gromadami gwiazdowymi, zaś LS1 występuje samotnie - bez swojego przeciwobrazu. LS1, czyli Mothra znajduje się w odległości zaledwie parseka od kaustyki (przerywana, biała linia – kaustyka jest to krzywa w płaszczyźnie obrazu dla modelu soczewki grawitacyjnej, im bliżej której znajduje się źródło światła, tym większe obserwujemy jego wzmocnienie jasności / powiększenie).
Ciekawe, że Mothra jest widoczna na zdjęciach z Teleskopu Hubble’a około 9 lat wcześniej. Jest to niezwykłe, ponieważ bardzo unikalne położenie jest wymagane pomiędzy gromadą galaktyk na pierwszym planie i gwiazdą w tle, aby uzyskać tak wielkie wzmocnienie jasności gwiazdy. Wzajemne ruchy gwiazdy i gromady galaktyk powinny ostatecznie zlikwidować to dopasowanie.
Obraz LS1 jest widoczny tylko po jednej stronie krzywej krytycznej (j.t. krzywa w płaszczyźnie soczewki grawitacyjnej) już od około 9 lat – co wskazuje na obecność drobnej, dodatkowej zaburzającej soczewki grawitacyjnej. Mikrosoczewkowanie grawitacyjne (soczewkowanie przez obiekt o masie gwiazdy lub brązowego karła) nie może wyjaśnić wcześniejszych obserwacji Mothra przez Teleskop Hubble’a. Bardziej satysfakcjonującym rozwiązaniem wydaje się milisoczewkowanie grawitacyjne, czyli soczewkowanie przez obiekt o masie ~10000  – 1 milion Mʘ. Prawdziwa natura tej „milisoczewki” nie jest znana, np. może to być gromada kulista.
Liczne słabe obiekty zakreślone w purpurowych okręgach to są najprawdopodobniej gromady kuliste lub zwarte pozostałości galaktyczne w gromadzie galaktyk.
Rozkład energii w widmie Mothra pokazany na poniższym rysunku jest zbyt „rozciągnięty” w długości fali λ , by pochodził tylko od jednej gwiazdy. Do pomiarów jasności (czarne kółka z prostokątami błędów) w 11 barwach (λ od 0,435μm do 4,44μm) najlepiej pasują rozkłady energii w widmie masywnych nadolbrzymów o temperaturach efektywnych ~14000K i 5250K.
Podwójna natura Mothry nie jest niczym niezwykłym, ponieważ większość gwiazd masywnych w Drodze Mlecznej jest podwójna. Ocenia się również, że procent gwiazd masywnych rośnie przy niższych metalicznościach.
Opracowanie: Ryszard Biernikowicz

Więcej informacji:

Publikacja naukowa: JWST’s PEARLS: Mothra, a new kaiju star at z = 2.091 extremely magnified by MACS0416, and implications for dark matter models
(arXiv): JWST's PEARLS: Transients in the MACS J0416.1-2403 Field
NASA’s Webb, Hubble Combine to Create Most Colorful View of Universe
Webb and Hubble Unveil Stunning Multicolored Portrait of MACS0416 Galaxy Cluster
Portal Urania:
Badając Gromadę Galaktyk Choinka odkryto 14 nowych zjawisk przejściowych
Barwy najdalszej znanej nam gwiazdy Earendel wskazują na jej podwójną naturę

Źródło: NASA, ESA, RCA
 
Na ilustracji: Obraz gromady galaktyk MACS0416 z powiększonym fragmentem galaktyki tła, która istniała około 3 miliardy lat po Wielkim Wybuchu. W tej galaktyce astronomowie zaobserwowali zjawisko przejściowe lub obiekt, któremu nadali pseudonim „Mothra”. Źródło: NASA, ESA, CSA, STScI, J. Diego (Instituto de Física de Cantabria, Spain), J. D’Silva (U. Western Australia), A. Koekemoer (STScI), J. Summers & R. Windhorst (ASU), and H. Yan (U. Missouri)
Na ilustracji: Widok gromady galaktyk MACS0416 (z=0,396) w zakresie długości fali (kolorów) λ ~0,4–5μm (przekątna obrazu ~22’) uchwycony w zakresie widzialnym przez Teleskop Hubble’a (kamery: AVS i WFC3) oraz w bliskiej podczerwieni przez Teleskop Webba (kamera NIRCam).
W Teleskopie Hubble’a najlepiej widać najbardziej niebieskie galaktyki, które są względnie niedalekie i często zachodzą w nich intensywne procesy gwiazdotwórcze. Natomiast Teleskop Webba rejestruje czerwieńsze galaktyki, które na ogół są bardziej odległe lub zawierają znaczną ilość pyłu. Ten obraz prezentuje całe bogactwo szczegółów, które są możliwe do dostrzeżenia tylko wtedy, gdy połączy się siłę obu teleskopów kosmicznych.
Źródło: NASA, ESA, CSA, STScI, J. Diego (Instituto de Física de Cantabria, Spain), J. D’Silva (U. Western Australia), A. Koekemoer (STScI), J. Summers & R. Windhorst (ASU), and H. Yan (U. Missouri)

3. Porównanie zdjęć gromady galaktyk MACS0416 z teleskopów Hubble’a i Webba
Na ilustracji: Obrazy gromady galaktyk MACS0416 zrobione przez Teleskop Hubble’a w zakresie widzialnym (po lewej) i Teleskop Webba w bliskiej podczerwieni (po prawej) ujawniają inne szczegóły. Na obu zdjęciach widać setki galaktyk. Jednak na zdjęciu z Teleskopu Webba widać galaktyki, które są niewidoczne lub ledwo widoczne na zdjęciu w Hubble’a. Tak jest, ponieważ czułe na podczerwień kamery Teleskopu Webba potrafią zarejestrować światło odległych lub galaktyk z dużą zawartością pyłu, których nie widzi Teleskop Hubble’a. Światło odległych galaktyk jest przesunięte ku czerwieni z powodu rozszerzania się Wszechświat. Teleskop Webba naświetlał zdjęcie przez 22 godziny, natomiast Hubble przez 122 godziny. Źródło: NASA, ESA, CSA, STScI

4. MACS0416 - Gromada Galaktyk Choinka
Na ilustracji: Po lewej - widać powiększony fragment kolorowego zdjęcia otoczenia obiektu Mothra (tutaj oznaczonego jako LS1). Jest to połączenie zdjęć z teleskopów Hubble’a i Webba w 11 barwach w zakresie λ=0,435μm – 4,44μm. Liczne słabe obiekty zakreślone w purpurowych okręgach to są najprawdopodobniej gromady kuliste lub zwarte pozostałości galaktyczne w MACS0416. LS1, czyli Mothra znajduje się zaledwie w odległości parseka od kaustyki (przerywana, biała linia).
Po prawej – wykres jasność vs wskaźnik barwy (jasność ciała niebieskiego w barwie λ~0,9μm vs różnica jasności pomiędzy barwami λ~2,0μm i λ~0,9μm). Czerwone kropki dotyczą gromad kulistych lub zwartych pozostałości galaktycznych na zdjęciu po lewej i na tle MACS0416, a niebieska kropka odpowiada obiektowi LS1, czyli Mothra. LS1 jest jaśniejsza od prawie wszystkich gromad kulistych na wykresie i jest bardziej niebieska niż pobliskie gromady kuliste w polu widzenia.
Źródło: (CC BY 4.0): A&A 679, A31 (2023)

Na ilustracji: Do obserwacyjnego rozkładu energii w widmie Mothra (czarne kółka z prostokątami błędów) najlepiej pasuje model gwiazdowego układu podwójnego – dwa nadolbrzymy o temperaturach efektywnych ~14000K i 5250K. Źródło (CC BY 4.0): A&A 679, A31 (2023)

URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/japonski-potwor-mothra-na-krancach-wszechswiata

Japoński potwór Mothra na krańcach Wszechświata.jpg

Japoński potwór Mothra na krańcach Wszechświata2.jpg

Japoński potwór Mothra na krańcach Wszechświata3.jpg

Japoński potwór Mothra na krańcach Wszechświata4.jpg

Japoński potwór Mothra na krańcach Wszechświata5.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ryugu: meteoryty prawdopodobnym źródłem azotu na wczesnej Ziemi
2023-12-01.
Mikrometeoryty pochodzące z dalekich, lodowych ciał niebieskich w zewnętrznym Układzie Słonecznym mogą być odpowiedzialne za dostarczanie azotu w pobliże Ziemi we wczesnych dniach istnienia Układu Słonecznego.
Związki azotu takie, jak sole amonowe są powszechne w materii powstałej w odległych od Słońca obszarach, ale dowody na ich przenoszenie w okolice orbity Ziemi były do tej pory dość słabo rozpoznane. Jednak niedawne wyniki badań sugerują możliwość, że znacznie większa ilość związków azotu, niż wcześniej uważano, została przetransportowana w pobliże Ziemi, z czasem być może służąc nawet jako budulec dla życia na naszej planecie. Artykuł na ten temat, Influx of nitrogen-rich material from outer Solar System indicated by iron nitride in Ryugu samples, został właśnie opublikowany w czasopiśmie Nature Astronomy.
Podobnie jak inne planetoidy, Ryugu jest małym, skalistym ciałem krążącym wokół Słońca. Sonda kosmiczna Hayabusa 2 Japońskiej Agencji Badań Kosmicznych zbadała Ryugu i przywiozła materiał z jej powierzchni na Ziemię jeszcze w 2020 roku. Przypomnijmy, ta intrygująca planetoida jest niezwykle bogata w węgiel i dotąd uległa silnemu procesowi kosmicznego wietrzenia spowodowanego zderzeniami z mikrometeorytami i ekspozycją na naładowane jony emitowane przez Słońce.
W ramach przeprowadzonych badań naukowcy starali się odkryć poszlaki wskazujące na obecność materiału docierającego w pobliże ziemskiej orbity, gdzie obecnie znajduje się Ryugu, analizując ślady kosmicznego wietrzenia w próbkach z Ryugu. Za pomocą mikroskopu elektronowego stwierdzono, że powierzchnie próbek Ryugu pokryte są drobnymi minerałami złożonymi z żelaza i azotu (Fe4N). Z dotychczasowych badań wynika, że to maleńkie meteoryty (zwane mikrometeorytami), zawierające związki amoniaku, zostały przeniesione z lodowych ciał niebieskich i uległy zderzeniu z Ryugu. – Tego typu zderzenia z mikrometeorytami mogą prowadzić do powstawania azotku żelaza – twierdzi Toru Matsumoto z Uniwersytetu w Kioto, główny autor badania.
Na powierzchni tamtejszego magnetytu zaobserwowano występowanie azotku żelaza, który składa się z atomów żelaza i tlenu. Gdy magnetyt jest wystawiony na działanie warunków kosmicznych, atomy tlenu są uwalniane z jego powierzchni przez napromieniowanie jonami wodoru pochodzącymi ze Słońca (przez wiatr słoneczny) i ogrzewanie spowodowane uderzeniami mikrometeorytów. Procesy te tworzą metaliczne żelazo na powierzchni magnetytu. A to żelazo już łatwo reaguje z amoniakiem, tworząc doskonałe warunki do syntezy azotku żelaza.

Czytaj więcej:
•    Cały artykuł
•    Oryginalna publikacja naukowa: Toru Matsumoto et al, Influx of nitrogen-rich material from the outer Solar System indicated by iron nitride in Ryugu samples, Nature Astronomy (2023)

Źródło: Phys.org
Opracowanie: Elżbieta Kuligowska
Na zdjęciu: Cząstki magnetytu znalezione w próbkach z planetoidy Ryugu. Ziarna magnetytu mają okrągły kształt, ponieważ rosły w wodzie krążącej po planetoidzie. Powierzchnia magnetytu jest bardzo porowata, a cecha ta jest widoczna tylko na powierzchniach narażonych na trudne środowisko kosmiczne. Źródło: KyotoU/Toru Matsumoto
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/ryugu-meteoryty-prawdopodobnym-zrodlem-azotu-na-wczesnej-ziemi-0

Ryugu meteoryty prawdopodobnym źródłem azotu na wczesnej Ziemi.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Webb ujawnia, że skaliste planety mogą tworzyć się w ekstremalnych środowiskach
2023-12-01.
Międzynarodowy zespół astronomów wykorzystał teleskop Webba do pierwszej obserwacji wody i innych cząsteczek w wewnętrznych, skalistych obszarach dysku protoplanetarnego w jednym z najbardziej ekstremalnych środowisk w naszej Galaktyce. Wyniki badań sugerują, że warunki do formowania się planet skalistych, zwykle obserwowane w dyskach w obszarach formowania się gwiazd o niskiej masie, mogą również występować w regionach formowania się gwiazd masywnych. To nie wszystko – okazuje się, że planety mogą powstawać w szerszym zakresie środowisk, niż dotąd uważano.
Są to pierwsze wyniki programu eXtreme UV Environments (XUE) JWST, który koncentruje się na charakterystyce dysków planetotwórczych w masywnych obszarach gwiazdotwórczych. Regiony te są prawdopodobnie charakterystyczne dla środowiska, w którym powstała większość układów planetarnych. Zrozumienie wpływu tego środowiska na formowanie się planet jest ważne, bo pozwala uzyskać wgląd w różnorodność obserwowanych egzoplanet.
Program XUE ma na celu zbadanie piętnastu dysków protoplanetarnych w trzech obszarach Mgławicy Homar (znanej również jako NGC 6357), dużej mgławicy emisyjnej znajdującej się około 5500 lat świetlnych od Ziemi w graniach konstelacji Skorpiona. Jest ona jednym z najmłodszych i najbliższych nam masywnych kompleksów gwiazdotwórczych, mieści też w sobie jedne z najbardziej masywnych gwiazd w naszej Galaktyce.
Masywne gwiazdy są gorętsze, a zatem emitują więcej promieniowania ultrafioletowego. Może ono powodować szybsze rozpraszanie się gazu, przez co oczekiwany czas życia takiego dysku wynosi zaledwie milion lat. Z kolei dzięki teleskopowi Webba astronomowie mogą teraz badać wpływ promieniowania UV na wewnętrzne obszary dysków protoplanetarnych wokół gwiazd takich jak nasze Słońce. JWST jest dziś też jedynym teleskopem o rozdzielczości przestrzennej i czułości umożliwiającej badanie dysków planetotwórczych w obszarach powstawania masywnych gwiazd.
Astronomowie zamierzają scharakteryzować właściwości fizyczne i skład chemiczny skalistych, planetotwórczych dysków w Mgławicy Homar za pomocą spektrometru Webba o średniej rozdzielczości (MRS) instrumentu MIRI. Pierwszy wynik koncentruje się na dysku o nazwie XUE 1, który znajduje się w gromadzie gwiazd Pismis 24. Wysoka rozdzielczość spektralna i zakres MIRI pozwalają na zbadanie składu molekularnego i warunków fizycznych panujących w ciepłym gazie i pyle, w którym tworzą się tam planety skaliste.
Ze względu na położenie XUE 1 w pobliżu kilku masywnych gwiazd w mgławicy NGC6357 naukowcy spodziewają się, że była ona zawsze i stale narażona na wysokie promieniowanie ultrafioletowe. Jednak nawet w tym ekstremalnym środowisku zespół zdołał wykryć szereg cząsteczek, które są typowym budulcem planet skalistych. Co ciekawsze, okazuje się, że wewnętrzny dysk wokół XUE 1 jest niezwykle podobny do tych obecnych w pobliskich obszarach gwiazdotwórczych. Wykryto w nim wodę i inne cząsteczki, takie jak tlenek węgla, dwutlenek węgla, cyjanowodór i acetylen. Jednak odebrana emisja była także słabsza, niż przewidywały niektóre z modeli teoretycznych. Może to sugerować niewielki promień zewnętrznego dysku. Zespół znalazł również mały, częściowo skrystalizowany pył krzemianowy w dysku, uważany za materiał budulcowy planet skalistych.
– Byliśmy zaskoczeni i podekscytowani, ponieważ po raz pierwszy wykryto te cząsteczki w tak ekstremalnych warunkach – mówi Lars Cuijpers z Uniwersytetu Radboud, członek zespołu.
Wyniki te są dobrą wiadomością w kontekście szerszych możliwości formowania się planet skalistych, ponieważ stwierdzono, że warunki panujące w wewnętrznym dysku protoplanetarnym przypominają te, jakie można znaleźć w dobrze już zbadanych dyskach, znajdujących się w pobliskich obszarach gwiazdotwórczych – takich, gdzie tworzą się tylko gwiazdy o niewielkich masach. Sugeruje to, że planety skaliste mogą tworzyć się w znacznie szerszym zakresie kosmicznych środowisk niż wcześniej przypuszczano. Zespół zauważa też, że to dalsze obserwacje prowadzone w ramach programu XUE będą miały kluczowe znaczenie dla ustalenia częstości występowania tych warunków.
– XUE1 pokazuje, że występują tam warunki odpowiednie do formowania planet skalistych, więc następnym krokiem powinno być teraz sprawdzenie, jak powszechne jest to zjawisko – podsumowuje Ramírez-Tannus. – Będziemy obserwować inne dyski w tym samym regionie, aby określić, jak powszechnie te warunki mogą być obserwowane.
Wyniki zostały opublikowane w czasopiśmie The Astrophysical Journal Letters.

Czytaj więcej:
•    María Claudia Ramírez-Tannus et al., XUE: Molecular Inventory in the Inner Region of an Extremely Irradiated Protoplanetary Disk, The Astrophysical Journal Letters (2023)
•    Oryginalny artykuł
 
Na zdjęciu: Ilustracja młodej gwiazdy otoczonej dyskiem protoplanetarnym, w którym formują się planety. Źródło: ESO/L. Calçada
Dysk protoplanetarny XUE 1 (widmo emisyjne MIRI: 13,3-15,5 mikrona). Źródło: ESA

URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/webb-ujawnia-ze-skaliste-planety-moga-tworzyc-sie-w-ekstremalnych-srodowiskach

Webb ujawnia, że skaliste planety mogą tworzyć się w ekstremalnych środowiskach.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Egzoplaneta, która nie powinna istnieć. Układ porównano do Ziemi i Słońca

2023-12-01. Dawid Długosz
Naukowcy odkryli egzoplanetę sklasyfikowaną pod nazwą LHS 3154b, która okazała się bardzo nietypowa. Do tego stopnia, że teoretycznie taka planeta nie powinna w ogóle istnieć. Jest wielka i orbituje wokoło małej gwiazdy. Układ porównano do Ziemi i Słońca. Różnica w wielkościach jest wręcz kolosalna.

To nie pierwszy raz, gdy astronomowie odkryli egzoplanety, które uciekają z obecnie dostępnej wiedzy na temat obcych światów. Do tego stopnia, że istnienie takich obiektów wprawia naukowców w zakłopotanie, bo ci nie są w stanie wyjaśnić możliwości istnienia takich planet. Do nich zalicza się nowe odkrycie w postaci LHS 3154b.
Ta egzoplaneta nie ma prawa istnieć
LHS 3154b to duża egzoplaneta. Nie jest co prawda rekordzistką pod tym względem, bo jest tylko około 13 razy masywniejsza od Ziemi. Badania na obiekcie zostały przeprowadzone m.in. z użyciem Teleskopu Hobby-Eberly'ego w zachodnim Teksasie i dla astronomów nowa planeta stanowi nie lada zagadkę.
Sama egzoplaneta w sobie nie jest dziwna, ale już układ, w którym się uformowała, jest naprawdę zagadkowy. Obiekt orbituje wokoło chłodnej, czerwonej gwiazdy, której masa została oszacowana na 9 razy mniejszą od masy Słońca. System został porównany do Ziemi oraz naszej gwiazdy, co ilustrują poniższe obrazy.

Jak nietrudno zauważyć, proporcje gwiazd i planet są bardzo różne. Nie zachowano jedynie skali dla odległości, ale to ma tutaj mniejsze znaczenie. Astronomowie zachodzą w głowę, jak egzoplaneta wielkości LHS 3154b mogła powstać w towarzystwie tak małej gwiazdy i skąd wziął się dysk protoplanetarny mający w tym przypadku aż tak dużo materii? Odpowiedź na to pytanie pozostaje zagadką.
Kosmos jest pełen dziwnych planet
Ludzkość zaczęła odkrywać egzoplanety trzy dekady temu i do tej pory potwierdzono już kilka tysięcy takich obiektów. Sporo z nich odkrył teleskop TESS należący do NASA. Wśród nich znajduje się sporo planet typu superziemia. Jedna z nich została niedawno odkryta przez toruńskich astronomów. Są też takie, których istnienie ciężko wytłumaczyć.

Dobrym przykładem niewytłumaczalnych planet jest świat sklasyfikowany pod nazwą TOI-1853 b. To również spora egzoplaneta wielkości Neptuna, ale ma zbyt dużą masę (jak na obecną wiedzę). Szacuje się, że cztery razy większą od lodowego olbrzyma z Układu Słonecznego. To oznacza, że nasza wiedza o planetach nie jest jeszcze wystarczająca, ale wraz z kolejnymi dekadami powinna się pogłębiać i będzie to możliwe dzięki kolejnym badaniom.

Wizja artystyczna egzoplanety LHS 3154b /YouTube/abbyminnich /materiał zewnętrzny

Artistic Representation of LHS 3154
https://www.youtube.com/watch?v=eSdZR4zT_UM

Porównanie wielkości Słońca i Ziemi (po lewej) oraz egzoplanety LHS 3154b i jej gwiazdy (po prawej) /The Pennsylvania State University /materiał zewnętrzny

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-egzoplaneta-ktora-nie-powinna-istniec-uklad-porownano-do-zie,nId,7183411

Egzoplaneta, która nie powinna istnieć. Układ porównano do Ziemi i Słońca.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zewnętrzne rejony Układu Słonecznego są dziwne. Ta planeta karłowata jest… miękka.
2023-12-01. Radek Kosarzycki
Planeta karłowata Eris to jeden z tych obiektów Układu Słonecznego, o którym zasadniczo wiemy tyle, że istnieje. Odkrycie szczegółowych danych na jego temat jeszcze przed nami. Teraz jednak naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz opublikowali artykuł naukowy, w którym podjęli się próby zrozumienia struktury wewnętrznej tego fascynującego globu.
Eris to obiekt mniej więcej wielkości Plutona, ale znajdujący się jeszcze 50 proc. dalej od Słońca. Warto tutaj dodać, że to właśnie odkrycie Eris w Pasie Kuipera, daleko za orbitą Neptuna doprowadziło do debaty, której efektem było stworzenie kategorii planet karłowatych i wyrzucenie Plutona ze spisu planet Układu Słonecznego.
Obiektem tym zainteresował się ostatnio Francis Nimmo, planetolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego. W celu dokładniejszego jego poznania Nimmo odwiedził Michaela Browna, odkrywcę Eris. W toku dyskusji okazało się, że nowe, niepublikowane jeszcze dane obserwacyjne zawierają wskazówki, które mogłyby pomóc w określeniu właściwości planety karłowatej. Przez niemal sześć miesięcy badacze wspólnie tworzyli nowe modele Eris, aż w końcu trafili na taki, który możliwie najlepiej pasuje do danych obserwacyjnych.
Najważniejsze informacje wyciągnięte z danych obserwacyjnych są takie, że Eris oraz krążący wokół niej księżyc Dysnomia zawsze zwrócone są do siebie tą samą stroną. Według badaczy dzieje się tak, ponieważ Dysnomia powoduje powstawanie pływów na powierzchni Eris i w ten sposób spowalnia tempo jego rotacji. Oczywiście, o tym już wiedzieliśmy. Problem polegał jednak na tym, że naukowcy nie znali rozmiarów Dysnomii. Teraz jednak, z nowych danych obserwacyjnych badacze byli w stanie oszacować górne ograniczenie masy księżyca, dzięki czemu możliwe było rozpoczęcie jakichkolwiek obliczeń.
Efekt? Opracowany przez badaczy model wskazuje wyraźnie, że Eris jest zaskakująco miękki. Wszystko wskazuje na to, że planeta karłowata posiada skaliste jądro otoczone warstwą lodu. Jądro skaliste zbudowane jest m.in. z pierwiastków radioaktywnych, które generują ciepło. To ciepło musi w jakiś sposób wydostawać się na zewnątrz planety. Cały ten proces sprawia, że lód pozostaje w stałym ruchu. Wychodzi zatem na to, że — jak wskazują badacze — Eris przypomina mniej stały obiekt, a bardziej ser topiony. A pamiętajmy, że mówimy o obiekcie, który aktualnie znajduje się jakieś 7,5 miliarda kilometrów od Słońca, ponad 2 miliardy kilometrów za Plutonem.
Czytaj także: Orbitalny taniec może wspomagać przetrwanie oceanów na lodowych globach
To jednak jeszcze nie koniec. Aktualne pomiary masy Dysnomii zostały wykonane za pomocą sieci Atacama Large Milimeter/submilimeter Array (ALMA) w Chile. Mamy jednak do dyspozycji jedynie górne ograniczenie masy. Gdyby okazało się jednak, że rzeczywista masa księżyca jest mniejsza od tej wartości, oznaczałoby to, że Eris jest jeszcze miększa, niż nam się obecnie wydaje.
Oczywiście dobrze by było przyjrzeć się Eris z bliska. Naukowcy wskazują bowiem, że jeżeli faktycznie Eris jest miękki, to powinien być także stosunkowo gładki, bowiem płynący lód regularnie usuwałby wszystkie struktury znajdujące się na powierzchni.
Jak na razie jednak nie możemy liczyć na sondę kosmiczną, która mogłaby odwiedzić Eris. A nawet gdyby się udało taką wysłać, to w optymistycznym scenariuszu lot do niej zająłby co najmniej 15 lat. Z tego też powodu badacze czekają na moment, w którym planeta przejdzie kilka razy na tle jakichś odległych gwiazd, doprowadzając do zaćmienia. W ten sposób nie zobaczymy co prawda powierzchni planety, ale przynajmniej zobaczymy czy ma regularny kształt. Nieregularny kształt automatycznie wyrzuci powyższe założenia do kosza.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/12/eris-jest-miekki/

 

Zewnętrzne rejony Układu Słonecznego są dziwne. Ta planeta karłowata jest… miękka..jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Migracja międzygalaktyczna jest faktem. Gwiazdy maszerują jedna za drugą
2023-12-01. Radek Kosarzycki
This dazzling infrared image from NASA's Spitzer Space Telescope shows hundreds of thousands of stars crowded into the swirling core of our spiral Milky Way galaxy. In visible-light pictures, this region cannot be seen at all because dust lying between Earth and the galactic center blocks our view. In this false-color picture, old and cool stars are blue, while dust features lit up by blazing hot, massive stars are shown in a reddish hue. Both bright and dark filamentary clouds can be seen, many of which harbor stellar nurseries. The plane of the Milky Way's flat disk is apparent as the main, horizontal band of clouds. The brightest white spot in the middle is the very center of the galaxy, which also marks the site of a supermassive black hole. The region pictured here is immense, with a horizontal span of 890 light-years and a vertical span of 640 light-years. Earth is located 26,000 light-years away, out in one of the Milky Way's spiral arms. Though most of the objects seen in this image are located at the galactic center, the features above and below the galactic plane tend to lie closer to Earth. Scientists are intrigued by the giant lobes of dust extending away from the plane of the galaxy. They believe the lobes may have been formed by winds from massive stars. This image is a mosaic of thousands of short exposures taken by Spitzer's Infrared Array Camera (IRAC), showing emissions from wavelengths of 3.6 microns (blue), 4.5 microns (green), 5.8 microns (orange), and 8.0 microns (red). The entire region was imaged in less than 16 hours.
Ludzkość wciąż znajduje się na etapie próby wysyłania pojedynczych osób na powierzchnię Księżyca i marzy o tym, aby w najbliższej przyszłości wysłać pierwszych ludzi na powierzchnię Marsa. Nie zmienia to jednak faktu, że w przestrzeni kosmicznej dochodzi do migracji na znacznie większą skalę, o której ludzkość nawet nie jest w stanie marzyć. Międzynarodowy zespół astronomów odkrył bowiem dowody na zaskakującą migrację z jednej galaktyki do drugiej. Tak, nie chodzi o ludzi, czy o obcą cywilizację, ale jednak migracja to migracja.
W najnowszym artykule naukowym opublikowanym na łamach periodyku Astronomy & Astrophysics zespół astronomów opisuje gigantyczny i niezwykle słaby strumień gwiazd, które zdają się wylatywać z jednej galaktyki i zmierzać ku drugiej. Dotychczas obserwowaliśmy charakterystyczne strumienie gwiazd przemieszczające się wewnątrz galaktyk, lub też uciekających z galaktyk, ale nigdy nie była to tak ewidentna migracja z jednej galaktyki do drugiej.
Pierwsze obserwacje tej zaskakującej struktury wykonano za pomocą stosunkowo małego 70-centymetrowego teleskopu astronoma Michaela Richa w Kalifornii. Później jednak, wraz z innymi astronomami badacz postanowił wykorzystać do obserwacji tego samego miejsca 4,2 metrowy teleskop Williama Herschela w okolicach La Palmy. Wyniki tych obserwacji zaskoczyły chyba wszystkich. Na zdjęciu wykonanym za pomocą teleskopu badaczom udało się dostrzec cienki strumień gwiazd o długości dziesięciokrotnie większej od średnicy Drogi Mlecznej. Strumień gwiazd o długości miliona lat świetlnych zdaje się unosić w przestrzeni międzygalaktycznej, tak jakby nie był związany z żadną konkretną galaktyką.
Warto zwrócić uwagę, że sam strumień pojawił się w obserwacjach przypadkiem. Naukowcy bowiem zajmowali się badaniem halo gwiezdnego w otoczeniu dużych galaktyk, gdy na zdjęciu zauważyli delikatny, jednak charakterystyczny strumień gwiazd.
Odkrycie Gigantycznego Strumienia Komy było zaskoczeniem, szczególnie dlatego, że jest to stosunkowo delikatna i wrażliwa struktura, którą odnaleziono w nieprzyjaznym środowisku gromady galaktyk, gdzie bezustannie galaktyki przyciągają się do siebie. Od strony teoretycznej jednak naukowcy podejrzewali, że takie przepływy między galaktykami są możliwe i będzie można je obserwować gdy już zostanie uruchomiony Ekstremalnie Wielki Teleskop (ELT), czy też gdy satelita Euclid zacznie przesyłać na Ziemię dane naukowe.
Aktualnie jednak plan jest taki, że za pomocą teleskopów nowej generacji astronomowie będą poszukiwać kolejnych strumieni migrujących gwiazd, ale także dokładniej przyjrzą się strumieniowi, który właśnie udało im się odkryć. Istnieje możliwość, że za pomocą nowych instrumentów będziemy w stanie zaobserwować nawet pojedyncze gwiazdy strumienia i w ten sposób dowiedzieć się czegoś nowego, np. o ciemnej materii, która cały strumień może utrzymywać w całości.
Gromada Coma jest jedną z najlepiej zbadanych gromad galaktyk. Oddalona od nas o 300 milionów lat świetlnych w kierunku gwiazdozbioru Warkocza Bereniki gromada składa się z całych tysięcy galaktyk. W 1933 roku szwajcarski astronom Fritz Zwicky wykazał, że galaktyki w gromadzie poruszają się zbyt szybko, jeśli weźmie się pod uwagę tylko ilość widzialnej materii. To właśnie te badania doprowadziły do wniosku, że w galaktyce musi znajdować się jeszcze nowa, nieznana forma materii, tzw. ciemna materia. Niemal sto lat później poszukiwania informacji o naturze ciemnej materii wciąż trwają.
Źródło: 1
Ciemna linia między galaktykami to strumień migrujących gwiazd. Źródło: William Herschel Telescope/Román et al.

https://www.pulskosmosu.pl/2023/12/strumien-gwiazd-miedzy-galaktykami-w-gromadzie-coma/

Migracja międzygalaktyczna jest faktem. Gwiazdy maszerują jedna za drugą.jpg

Migracja międzygalaktyczna jest faktem. Gwiazdy maszerują jedna za drugą2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Udało się po 50 latach. Naukowcy dostrzegli odległe gwiazdy Strumienia Magellanicznego
2023-12-01. Radek Kosarzycki
Przez prawie pięćdziesiąt lat astronomowie z pustymi rękami poszukiwali gwiazd w rozległej strukturze znanej jako Strumień Magellaniczny, czyli w gigantycznej wstędze gazu, która na nocnym niebie (choć niewidoczna gołym okiem) rozciąga się na blisko 300 średnic księżyca w pełni. Źródłem tej tajemniczej wstegi są Obłoki Magellana, dwie najbliższe nam galaktyki satelitarne Drogi Mlecznej.
Jak się okazuje, cierpliwość popłaca. Po dekadach poszukiwań naukowcom udało się w końcu zidentyfikować pierwsze gwiazdy należące do tego strumienia. Odległość, ruch własny i skład chemiczny trzynastu gwiazd odkrytych przez astronomów z Centrum Astrofizyki Harvard & Smithsonian wskazują, że należą one właśnie do Strumienia Magellanicznego.
Same gwiazdy jednak nie są jedynym odkryciem. Dzięki tym gwiazdom udało się w końcu pewnie określić prawdziwą odległość do Strumienia Magellanicznego. Wszystko wskazuje, że rozciąga się on – z naszej perspektywy — od 150 000 lat świetlnych do 400 000 lat świetlnych od Układu Słonecznego. Odkrycie to otwiera drogę do prób stworzenia mapy i modelu strumienia z niespotykaną dotąd szczegółowością, oferując nowy wgląd w historię i charakterystykę naszej galaktyki oraz jej sąsiadów.
Warto zwrócić tutaj uwagę na fakt, że Obłoki Magellana i sam Strumień dominują przede wszystkim na niebie półkuli południowej. Teraz jednak udało się znaleźć jej dalszą część na niebie północnym. Wiedza pozyskana z tej części strumienia z jednej strony pozwoli astronomom lepiej zrozumieć proces jego powstania, ale także przeszłe i przyszłe interakcji strumienia z Drogą Mleczną.
Wielki i Mały Obłok Magellana to karłowate galaktyki satelitarne Drogi Mlecznej. Widoczne gołym okiem jako rozmyte mgiełki, znane są od czasów starożytnych. Dopiero jednak pojawiły się odpowiednio duże teleskopy w latach siedemdziesiątych, oprócz chmary gwiazd, naukowcy byli w stanie dostrzec gigantyczną chmurę wodoru wyrzuconą z obu galaktyk.
Badania gazu w Strumieniu Magellana wykazały ponadto, że Strumień ma dwa splecione włókna, z których jedno pochodzi z Wielkiego, a drugie z Małego Obłoku Magellana. Cechy te sugerują, że to grawitacja Drogi Mlecznej może być winna wyciągnięcia Strumienia z Obłoków. Jednakże ustalenie, w jaki sposób dokładnie on powstał, pozostaje trudne do ustalenia, częściowo dlatego, że jego przypuszczalny składnik gwiezdny jak dotąd był irytująco niedostrzegalny.
W ciągu ostatniej dekady szczegółowe katalogi obserwacyjne opracowane przez nowe instrumenty – zwłaszcza sondę kosmiczną Gaia – zaczęły obserwować obiekty gwiezdne, które poruszają się na peryferiach Drogi Mlecznej, a wciąż nie miały ustalonego położenia. Dzięki dostępowi do 6,5-metrowego Teleskopu Magellana Baade’a w Obserwatorium Las Campanas w Chile za pośrednictwem CfA i MIT naukowcy podjęli się realizacji projektu polegającego na wykonaniu spektroskopii na 200 odległych gwiazdach Drogi Mlecznej, co po ukończeniu będzie największym tego typu zbiorem.
Analiza spektroskopowa tych obiektów ujawniła zbiór 13 gwiazd o odległościach i prędkościach mieszczących się w zakresie oczekiwanym dla Strumienia Magellanicznego. Co więcej, skład chemiczny gwiazd jest taki sam jak w Obłokach Magellana, na przykład ze względu na wyraźny niedobór cięższych pierwiastków (metali).
Uzyskując solidne pomiary odległości i zasięgu Strumienia Magellanicznego, badacze potwierdzili, że najprawdopodobniej powstał on w wyniku oddziaływania grawitacyjnego Drogi Mlecznej. Badaczom udało się dodatkowo obliczyć ogólną rozkład gazu w Strumieniu z większą dokładnością niż wcześniej. Wskazuje on na to, że Strumień jest w rzeczywistości około dwa razy masywniejszy, niż się powszechnie uważa.
Co ciekawe, aktualnie strumień opada na Drogę Mleczną. To z kolei oznacza świeże dostawy gazu, które z kolei mogą doprowadzić do wzrostu tempa produkcji nowych gwiazd w naszej galaktyce z gazu pochodzącego z Obłoków Magellana. A skoro strumień jest masywniejszy, niż sądzono, to i gwiazd z niego będzie więcej.
Dalsze badania Strumienia powinny również pomóc astronomom dowiedzieć się więcej o historii naszej galaktyki. Skoro bowiem Strumień jest śladem ciągnącym się za Obłokami Magellana, modelowanie ewolucji stosunkowo masywnego Wielkiego Obłoku Magellana za pośrednictwem Strumienia poprawi pomiary rozkładu masy w naszej galaktyce.
Duża część tej masy ma postać ciemnej materii. Lepsze określenie masy naszej galaktyki w jej odległych rejonach pomoże w obliczeniu zawartości zwykłej materii w porównaniu z zawartością ciemnej materii, ograniczając możliwe właściwości tej ostatniej.
Źródło: 1
Zooming on the Large Magellanic Cloud
https://www.youtube.com/watch?v=vpC5nqcgdac

https://www.pulskosmosu.pl/2023/12/odlegle-gwiazdy-strumienia-magellanicznego/

Udało się po 50 latach. Naukowcy dostrzegli odległe gwiazdy Strumienia Magellanicznego.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Elon Musk wysłał w kosmos koreańskiego satelitę szpiegowskiego

2023-12-01. Filip Mielczarek
Firma SpaceX odniosła kolejny sukces na wielkiej drodze swojego rozwoju. Elon Musk wysłał na orbitę szpiegowskiego satelitę należącego do Korei Południowej.

To pierwsza w historii firmy SpaceX tajna misja realizowana dla obcego kraju. Dotychczas Elon Musk wykonywał tajne misje kosmiczne tylko i wyłącznie dla armii USA. Sukces najnowszego przedsięwzięcia jest dowodem na wspaniałe relacje wojskowe i współpracę technologiczną pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Koreą Południową.
Wyniesienie w kosmos koreańskiego satelity szpiegowskiego miało miejsce dzisiaj (01.12) za pomocą rakiety Falcon-9 należącej do firmy SpaceX. Start odbył się z kalifornijskiej bazy Vandenberg. Korea Południowa planuje wystrzelić jeszcze cztery kolejne satelity szpiegowskie do roku 2025.

Amerykanie wysłali w kosmos satelitę Korei Południowej
Jak przyznał Jeon Ha Gyu, rzecznik południowokoreańskiego ministerstwa obrony, jest to jeden z elementów południowokoreańskiego programu zakupów obronnych, które mają na celu rozwinięcie zdolności do monitorowania aktywności militarnej Pjongjangu. Wysłanie instalacji kosmicznych za pomocą firmy SpaceX pozwoliło południowokoreańskiemu MON dokonać ogromnych oszczędności.
Chociaż Korea Południowa posiadania własny system nośny KSLV-2, lub inaczej Nuri, armia wolała w tym przypadku skorzystać z technologii amerykańskich, ze względu na ładowność rakiety Falcon-9. Takie projekty są niezwykle ważne dla Seulu, patrząc przez pryzmat zbrojenia się i rozwoju technologii jądrowych u północnego sąsiada.
Seul ma problem z imperializmem Kim Dzong Una
Niestety, nic nie wiadomo na temat nowego południowokoreańskiego satelity szpiegowskiego, ale nie jest tutaj tajemnicą, że w szczególności, zarówno on, jak i reszta konstelacji, będą obserwowała całe terytorium Korei Północnej oraz wykonywane przez Kim Dzong Una testy jądrowe czy balistyczne.
Przy okazji satelitów szpiegowskich nie można nie wspomnieć, że kilka dni temu także Pjongjang wysłał na orbitę swojego satelitę. Urządzenie miało już dostarczyć dobrej jakości zdjęć zarówno baz wojskowych w Seulu, jak i np. Białego Domu w Waszyngtonie.

Eksperci od spraw militarnych uważają jednak, że to jedno wielkie kłamstwo. Jeden satelita nie jest w stanie wybrać sobie dowolną orbitę i w ciągu kilku godzin obserwować najróżniejsze wybrane obiekty na całej Ziemi. Często tuż po wyniesieniu satelitów szpiegowskich, ich kalibracja może trwać nawet kilka tygodni.

Elon Musk wysłał w kosmos koreańskiego satelitę szpiegowskiego /123RF/PICSEL

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-elon-musk-wyslal-w-kosmos-koreanskiego-satelite-szpiegowskie,nId,7184171

Elon Musk wysłał w kosmos koreańskiego satelitę szpiegowskiego.jpg

Elon Musk wysłał w kosmos koreańskiego satelitę szpiegowskiego2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Długie grudniowe noce będą zjawiskowe. Ursydy, Geminidy i przesilenie
2023-12-01. Sandra Bielecka
Grudzień ma to do siebie, że rozpieszcza nas długimi i ciemnymi nocami. Co będzie można zobaczyć w grudniu 2023 roku na nocnym niebie? Okazuje się, że całkiem sporo. Przed nami przede wszystkim jeden z najpiękniejszych rojów meteorów w roku, Geminidy oraz trochę mniej zjawiskowy, Ursydy. Natomiast w związku z nadchodzącymi świętami, warto przyjrzeć się bliżej Gwieździe Wigilijnej.

Długie grudniowe noce sprzyjają obserwacjom
Koniec roku zbliża się wielkimi krokami, jednak przed nami jeszcze kilka ciekawych wydarzeń astronomicznych, na które warto zwrócić uwagę. W sprzyjających warunkach większość obserwacji możemy prowadzić bez konieczności kupowania drogiego sprzętu. Jednak już zwykła lornetka może wzbogacić nasze doświadczenia związane z obserwacją nieba.   
Grudzień to czas, kiedy dochodzimy do końca okresu, w którym noce stają się coraz dłuższe, a dni coraz krótsze. Większość z nas ubolewa nad brakiem promieni słonecznych w ciągu dnia, jednak amatorzy nocnego nieba na pewno nie będą narzekać, chyba że pogoda da nam się we znaki, a zachmurzenie będzie się długotrwale utrzymywało.  

Maksimum roju Geminidów
Pierwszym rojem meteorów, który będzie widoczny w grudniu, są Geminidy. Jest to rój powstały w wyniku rozpadu planetoidy (3200) Phaethon, która co 1,43 lata zbliża się do Słońca niezwykle blisko i zasila regularnie rój o nowe kosmiczne skały.  
Rój Geminidów widoczny jest od 4 do 17 grudnia, natomiast maksimum przypada na 13-14 grudnia. Jest to jeden z najaktywniejszych i najobfitszych rojów meteorów w roku. Jego radiant znajduje się w okolicy Kastora, czyli jednej z najjaśniejszych gwiazd w gwiazdozbiorze Bliźniąt. W tym roku możemy się spodziewać nawet kilkudziesięciu meteorów na godzinę. Jednak na obserwacje najlepiej wybrać się późną nocą, między 1 a drugą godziną, ponieważ wtedy radiant roju będzie górował nad naszymi głowami.
Maksimum roju Ursydów
W drugiej połowie grudnia czeka nas natomiast maksimum roju Ursydów przypadający na 22-23 grudnia. Rój związany jest z kometą 8P/Tuttle. Jego widoczność rozpoczyna się 17 grudnia, a kończy 26. Radiant roju znajduje się w gwiazdozbiorze małej Niedźwiedzicy nieopodal Gwiazdy Polarnej.  


Nie jest to szczególnie imponujący rój meteorów, zwłaszcza po zjawiskowych Geminidach, jednak w dalszym ciągu warty uwagi. Może stanowić nagrodę pocieszenia dla tych, którzy przegapią pokaz w pierwszej połowie grudnia. Według wskaźników ZHR możemy spodziewać się około 10 zjawisk na godzinę. Co ciekawe, maksimum roju w tym roku przypada w noc przesilenia zimowego.  

Przesilenie zimowe
Co prawda to wydarzenie w kalendarzu astronomicznym zjawiskiem nazwać trudno, to jednak warto o nim wspomnieć. Przesilenie zimowe 2023 roku przypada na 22 grudnia i jest to moment, gdy dni zaczynają się nam wydłużać, a noce w końcu ustępują przed coraz wyżej wstępującym Słońcem. Jest to najkrótszy dzień w roku, będzie on trwał około 8 godzin. Podczas przesilenia Słońce góruje w zenicie w zwrotniku Koziorożca.  
Zachód Słońca tego dnia nastąpi już po godzinie 15. Taki dzień może być dla nas trudny, ponieważ dominująca szara aura i brak promieni słonecznych dadzą nam się we znaki. W wielu kulturach przesilenie zimowe było niezwykle ważnym wydarzeniem. W starożytnym Rzymie obchodzono tego dnia Saturnalia, w Persji natomiast Noc Yalda, czyli dzień narodzin bóstwa Słońca Mitry. Słowianie natomiast w tym czasie świętowali tak zwane Hody, gdzie celebrowano moment zwycięstwa światła nad ciemnością.  
Gwiazda Wigilijna

Co natomiast z tak zwaną „pierwszą gwiazdką" w wigilijny wieczór i gdzie jej szukać na niebie? Pierwszym jasnym punktem na niebie może się jednak okazać nie gwiazda, a planeta! W tym roku właśnie planeta zyska miano Gwiazdy Wigilijnej. Na nocnym niebie 24 grudnia pierwsze na niebie powinny zabłysnąć jasnym blaskiem dwie planety, Jowisz i Saturn. Jednak, jeżeli zachmurzenie nie przykryje nieba, to Jowisz ze swoją jasnością na poziomie -2,6 mag będzie bezkonkurencyjny, widoczny na południowo-wschodnim krańcu nieba.  

Jednak trzeba nadmienić, że w momencie zapadania zmroku obie planety będą jeszcze dosyć nisko nad horyzontem. W przypadku Jowisza będzie to lepsza sytuacja, ponieważ będzie się on wznosił, natomiast Saturn będzie zmierzał ku horyzontowi. Po zapadnięciu zmierzchu na niebie zaczną się pojawiać pierwsze gwiazdy. Jeżeli jesteśmy tradycjonalistami, wtedy będziemy mieć pewność, że możemy zasiadać już do kolacji wigilijnej.  

Grudniu noce są długie i ciemne, co sprzyja prowadzeniu obserwacji /123RF/PICSEL

Warto spojrzeć w niebo w grudniu, będzie na co popatrzeć /123RF/PICSEL

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-dlugie-grudniowe-noce-beda-zjawiskowe-ursydy-geminidy-i-prze,nId,7183813

 

Długie grudniowe noce będą zjawiskowe. Ursydy, Geminidy i przesilenie.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niebo w grudniu 2023 - Gemini(dy), czyli Bliźnięta
2023-12-01.
Udało się! Listopadowe zakrycie Wenus przez Księżyc padło łupem wielu obserwatorów z Polski - zapraszamy na relację. Równo miesiąc po zakryciu powtórki wprawdzie nie będzie, ale rankiem 09 grudnia ujrzymy Księżyc (15%) w efektownym złączeniu z Wenus. Potem Srebrny Glob pobiegnie do nowiu (13 grudnia), a z nieba posypią się Geminidy. Na czystym, bezksiężycowym firmamencie, z ciemnego miejsca możemy dostrzec nawet 120 "spadających gwiazd" w ciągu godziny! Pod tym względem Geminidy są dwukrotnie liczniejsze od osławionych Perseidów. Co ciekawe - ich prędkość jest niemal dwukrotnie mniejsza, więc łatwiej złapać je w locie i… spełnić niejedno życzenie - zwłaszcza na święta Bożego Narodzenia ; ) Jak to zrobić? Tajemnicę ujawnia nasz filmowy kalendarz astronomiczny. Zapraszamy!
Źródłem Geminidów jest kometa, ale nieczynna… Dziś klasyfikowana jest jako planetoida 3200 Phaeton. To ciało o wielkości ok. 5 km krążące wokół Słońca po mocno wydłużonej orbicie. Należy do tzw. grupy Apolla. Są to małe asteroidy poruszające się po orbitach przecinających trajektorię Ziemi. Stworzono dla nich specjalną kategorię zwaną z angielska Near-Earth Objects. Część z nich zalicza się do obiektów potencjalnie zagrażających naszej planecie. Znamy już ponad 2300 takich „kosmicznych pocisków”. W swym punkcie przysłonecznym Phaeton zbliża się do naszej gwiazdy centralnej znacznie bliżej niż Merkury. Ponieważ obiega Słońce raz na rok i 158 dni, zaliczył już mnóstwo takich okrążeń, skutkiem czego jego lodowa materia, z której składają się kometarne głowy i warkocze, zdążyła już wyparować. Zostało gołe skaliste jądro – na tyle nietrwałe i luźno ze sobą związane, że rozsiewa się wzdłuż orbity Phaetona.
Maksimum Geminidów zwykle wypada nocą z 13/14 grudnia, ale w tym roku przewidywane jest na noc następną. Radiant meteorów, czyli miejsce, z którego zdają się rozbiegać po niebie, znajduje się nieopodal Kastora - ciut słabszego ze zodiakalnych Bliźniąt. Kastor jest niebieskawy, a Polluks świeci na złotawo-pomarańczowo. Polluks zaliczany jest do olbrzymów w końcowym etapie życia. Jest prawie 10 razy większy od Słońca i 46 razy odeń jaśniejszy. Z odległości ponad 33 lat świetlnych świeci jako gwiazda pierwszej wielkości. Polluks jest też jedną z największych, najjaśniejszych i najbliższych nam gwiazd, wokół której odkryto planetę. Nazywa się Thestias i jest gazowym olbrzymem o masie ponad 2-krotnie większej od Jowisza. Krąży wokół Polluksa w odległości ponad 1.6 j.a., a tamtejszy rok trwa 1.6 roku ziemskiego.
Z o wiele młodszym Kastorem sytuacja jest o wiele bardziej zagmatwana i wymaga uwagi, by ją zrozumieć. Najpierw w 1715 roku James Bradley i James Pound zaobserwowali, że Kastor nie jest gwiazdą pojedynczą. W 1803 roku William Herschel ogłosił, że dwa widoczne przez teleskop składniki tworzą układ podwójny fizycznie. Niecałe 100 lat później Arystarch Biełopolski odkrył, że składnik B to gwiazda spektroskopowo podwójna, a w 1904 roku Heber Curtis stwierdził to samo w przypadku składnika A. Kastor stał się więc układem poczwórnym. Ale to nie koniec… W 1916 roku Walter Sydney Adams i Alfred Joy odkryli że składnik C, znany też jako YY Geminorum, jest trzecią gwiazdą spektroskopowo podwójną w systemie Kastora, zaś w 1926-ym Hendrik van Gent zauważył, że jest to także gwiazda zmienna zaćmieniowa. I tak oto Kastor stał się układem sześciokrotnym!
Konstelacja Bliźniąt zawiera wiele stosunkowo jasnych i kolorowych gwiazd, a leżąc na skraju zimowego odcinka Drogi Mlecznej obejmuje też liczne obiekty niegwiazdowe. W nogach Bliźniąt możemy znaleźć… małe bliźniaki ; ) Ich blask i barwa są bowiem bardzo zbliżone. Symbolizują przednią i tylną stopę Kastora, stąd ich łacińskie nazwy: Tejat Prior i Tejat Posterior. Przez lornetkę z łatwością zauważymy wyraźnie czerwonawy kolor tych gwiazd. W istocie, są to czerwone olbrzymy ponad sto razy większe i tysiąc razy jaśniejsze od Słońca! Na ziemskim niebie w ich sąsiedztwie kryją się bardzo ciekawe obiekty, jak np. gromady otwarte gwiazd: M35 i NGC 2158. Wizualnie występują tuż obok siebie, choć naprawdę nie są ze sobą powiązane. M35 należy do najjaśniejszych gromad otwartych na firmamencie. W bezksiężycową pogodną noc, z ciemnego miejsca dostrzeżemy ją gołym okiem jako niepozorną mgiełkę. Już przez niewielki teleskop ujrzymy tam kilkadziesiąt gwiazdek. Według szacunków astronomów w rzeczywistości jest ich tam około 500, ale z odległości ponad 2700 lat świetlnych widać tylko te najjaśniejsze. W pobliżu gromady M35 znajduje się NGC 2158. Leży w odległości ok. 16,5 tys. lat świetlnych od nas, więc dostrzec ją można tylko przez duży teleskop. W porównaniu z M35 jest ponad 10 razy starsza, stąd jej światło ma wyraźnie żółtopomarańczowe zabarwienie, gdyż pochodzi głównie ze starych wiekiem gwiazd.
Tyle jesteśmy w stanie wypatrzeć naszymi oczami, ale uzbrojeni w aparaty lub kamery do astrofotografii zarejestrujemy o wiele więcej. Pomiędzy stopami Kastora ujawnia się mgławica Meduza. Katalogowana pod symbolem IC 443 jest pozostałością po supernowej, której wybuch nastąpił między 8000 a 30 000 lat temu. Eksplozja supernowej pozostawiła po sobie bąbel rozgrzanego gazu, który rozszerzając się zderzył się z dużym obłokiem pyłowym. Poniżej, już w granicach gwiazdozbioru Oriona, świeci kolejna mgławica emisyjna - NGC 2174 znana jako Głowa Małpy. W swoim centrum skrywa gromadę młodych gorących gwiazd. Z odległości 6400 lat świetlnych wizualnie zajmuje obszar większy od tarczy Księżyca w pełni. Wszystko to otoczone jest chmurami subtelnie świecącego wodoru i ciemnymi strumieniami międzygwiazdowego pyłu. Piękna okolica!
Właśnie tamtędy podąża obecnie najjaśniejsza z planetoid - Westa. Świeci jak niepozorna gwiazdka na granicy widoczności gołym okiem, ale już przez lornetkę dostrzeżemy ją bez trudu. Jeśli sprzyja nam pogoda, skanujmy obszar nieba na pograniczu Bliźniąt i Oriona, a zauważymy jak Westa w postaci słabego punktu zmienia swoje położenie z wieczora na wieczór. Między 09 a 12 grudnia wędruje pod Głową Małpy, a 15-go jest tuż nad widoczną gołym okiem gwiazdą Chi Orionis. Korzystajmy z okazji póki Księżyc rosnący po nowiu nie zacznie przeszkadzać. 22 grudnia Westa osiąga opozycję, czyli maksimum swego blasku na ziemskim niebie (6.2 mag), ale wtedy Srebrny Glob będzie już mocno świecił. Obok Księżyca znajdzie się Jowisz, który w tym roku odegra rolę Gwiazdy Wigilijnej.
Czystego, rozgwieżdżonego nieba i Wesołych Świąt Bożego Narodzenia!
Piotr Majewski
NIEBO W GRUDNIU 2023 | Gemini(dy), czyli Bliźnięta
https://www.youtube.com/watch?v=uhByfHSJYVk

URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/niebo-w-grudniu-2023-geminidy-czyli-bliznieta

Niebo w grudniu 2023 - Gemini(dy), czyli Bliźnięta.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Program stypendialny dla uczniów Endeavour Scholarship
2023-12-02. Redakcja
Trwa konkurs Endeavour Scholarship dla uczniów w wieku 15-18 lat.
Do 6 grudnia Polska Agencja Kosmiczna przedłużyła termin nadsyłania zgłoszeń do programu stypendialnego Endeavour Scholarship Ala Wordena – Polska Drużyna 2024. Najlepsi z najlepszych – czyli czworo uczniów już w lipcu 2024 r. wyjedzie na tygodniowe szkolenie w renomowanym ośrodku – Space & Rocket Center w Stanach Zjednoczonych.
Program stypendialny Endeavour Scholarship skierowany jest do wszystkich uczniów w wieku 15-18 lat, którzy interesują się kosmosem. A kosmos potrzebuje wielu talentów, dlatego o stypendium mogą się starać zarówno osoby zafascynowane naukami ścisłymi, początkujący naukowcy, ale także artyści, humaniści czy sportowcy. Program otwiera drzwi dla każdego młodego i uzdolnionego w konkretnej dziedzinie ucznia lubiącego kosmos.
Zwycięska czwórka stypendystów będzie wybrana w dwóch równoważnych kategoriach – naukowej i pozanaukowej. Za proces rekrutacji zwycięzców do programu odpowiada Polska Agencja Kosmiczna (POLSA).
Kandydaci do zdobycia stypendium muszą spełniać kilka warunków:
•    na dzień 1.07.2024 r. mieć więcej niż 15, i mniej niż 19 lat;
•    posiadać polskie obywatelstwo
•    interesować się tematyką związaną z kosmosem
•    znać język angielski
•    być w dobrej kondycji fizycznej, aby móc sprostać wyzwaniom podczas Space Camp.
I ETAP – aplikacje należy złożyć przez Formularz na stronie POLSA w nieprzekraczalnym terminie do 6 grudnia (do godziny 24:00). Zadanie polega na nakręceniu dwuminutowego filmu wg kryteriów w danej kategorii, a także napisaniu krótkiej motywacji, dlaczego to właśnie dana osoba ma polecieć do USA.
II ETAP (finał selekcji) – wyłonionych z pierwszego etapu 20 finalistów spotka się w Warszawie w Centrum Nauki Kopernika 15 stycznia 2024 r. Podczas dwóch konkurencji finałowych uczestnicy będą oceniani przez jury pod kątem kreatywności, pracy w grupie, zaradności, krytycznego myślenia, umiejętności rozwiązywania problemów, koncentracji na zadaniu.
Nagrodą jest udział w tygodniowym szkoleniu w renomowanym Centrum Kosmicznym i Rakietowym w Huntsville w stanie Alabama, USA. Ośrodek ten działa od 1982 roku. Dotychczas przeszkolił ponad 900 000 osób, z których kilku zostało astronautami. Stypendium Endeavour, nazwane na cześć Ala Wordena i jego statku kosmicznego, pokrywa wszystkie wydatki za dojazd i tygodniowe, praktyczne szkolenie astronautów w tym ośrodku.
Stypendium Al Worden Endeavour to międzynarodowa inicjatywa zachęcająca młodych ludzi do podjęcia kariery jako naukowców, inżynierów i odkrywców. Inicjatorem programu stypendialnego Endeavour był pułkownik Alfred Merrill Worden – astronauta, pilot modułu dowodzenia Endeavour podczas programu Apollo 15, światowy orędownik edukacji w zakresie nauk ścisłych, technologii, inżynierii i matematyki. Program został powołany w 2019 r. W tym samym roku płk Worden był honorowym gościem MSPO w Kielcach. Podczas swojej wizyty płk Worden przekazał na ręce Prezydenta RP Andrzeja Dudy polską flagę, która znajdowała się na okołoziemskiej orbicie.
Dotychczas w programie wzięli udział uczniowie z USA, Wielkiej Brytanii, Chile, Singapuru, Australii, Bahrajnu, a w 2023 r. z Francji.
Fundatorem stypendiów jest Fundacja Endevour Scholarship ze Stanów Zjednoczonych. Targi Kielce i POLSA odpowiadają za organizację i przebieg procesu rekrutacyjnego młodych stypendystów.
(POLSA)
https://kosmonauta.net/2023/12/program-stypendialny-dla-uczniow-endeavour-scholarship/

Program stypendialny dla uczniów Endeavour Scholarship.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przepiękna protogwiazda w Perseuszu
2023-12-02.
Teleskop Webba ujawnił szczegóły misternej struktury obiektu Herbiga-Haro o numerze 797 (HH 797) w gwiazdozbiorze Perseusza – w tym podwójną naturę wypływów materii!
Obiekty Herbiga-Haro (dalej HH) są jasnymi obszarami otaczającymi rodzące się gwiazdy – nazywane protogwiazdami. HH powstają, gdy wiatry gwiazdowe lub dżety wyrzucone z protogwiazdy utworzą falę uderzeniową, która zderza się z wielką prędkością z otaczającym gazem i pyłem. HH 797, który wyróżnia się w dolnej części tytułowej ilustracji znajduje się blisko otwartej gromady gwiazdowej IC 348 – w pobliżu wschodniej krawędzi kompleksu obłoków molekularnych w gwiazdozbiorze Perseusza. Uważa się, że jasne ciała niebieskie promieniujące w podczerwieni w górnej części ilustracji tytułowej są miejscem powstawania dwóch innych protogwiazd.
Omawiane zdjęcie zostało uchwycone przez kamerę NIRCam współpracującą z Teleskopem Webba. Fotografowanie w podczerwieni jest potężnym narzędziem badawczym rodzących się gwiazd i towarzyszących im wypływów materii, ponieważ gwiazdy w najwcześniejszych etapach powstawania są zawsze zanurzone w materii gazowej i pyłowej, z której się formują. Promieniowanie podczerwone generowane przez wypływy materii z protogwiazd przenika przez przesłaniający gaz i pył – co sprawia, że HH nadają się doskonale do obserwacji przez czułe na podczerwień instrumenty Teleskopu Webba. Cząsteczki wzbudzane w ośrodku turbulentnym – w tym molekuły wodoru i tlenku węgla – emitują promieniowanie podczerwone, które Teleskop Webba potrafi zebrać, aby pokazać strukturę tych wypływów. Kamera NIRCam jest szczególnie predystynowana do obserwacji gorących molekuł (o temperaturach tysięcy stopni C), które są wzbudzane przez fale uderzeniowe.
Przed epoką Teleskopu Webba – obserwując za pomocą teleskopów naziemnych, astronomowie odkryli, że większość związanego z HH 797 chłodnego gazu molekularnego:
    • który oddala się od nas (linie widmowe przesunięte ku czerwieni) – znajduje się w kierunku południowym (na ilustracji tytułowej →  kierunek w prawo - patrz róża wiatrów obok opisywanego zdjęcia na stronie ESA);
    • który zbliża się do nas (linie przesunięte ku niebieskiej części widma) – znajduje się w kierunku północnym (na ilustracji tytułowej → kierunek w lewo).
Astronomowie odkryli również istnienie gradientu, czyli różnicy w prędkościach w poprzek wypływu materii, który dla danej odległości od centralnej protogwiazdy polega na tym, że prędkość materii gazowej w pobliżu wschodniej krawędzi dżetu jest bardziej przesunięta ku niebieskiej części widma w porównaniu do obszaru zachodniej krawędzi dżetu. Do tej pory astronomowie uważali, że jest to efekt rotacji w tym wypływie materii – dżecie.
Dzięki wyższej rozdzielczości zdjęć z Teleskopu Webba astronomowie zauważyli, że to co do tej pory było uważane za pojedynczy wypływ materii z protogwiazdy w rzeczywistości składa się z dwóch, prawie równoległych wypływów ze swoimi indywidualnymi falami uderzeniowymi – co tłumaczy asymetrię w prędkościach ruchu materii gazowej.
Źródło tego wypływu materii (dżetu) w HH 797 znajduje się w małym i ciemnym obszarze – nieco na prawo od środka rozciągłej poziomo na zdjęciu struktury HH 797 (materia w otoczeniu tego źródła świeci na zielonkawo, również wskazuje na to źródło jeden z promieni dyfrakcyjnych pochodzących od jasnej gwiazdy przy prawej krawędzi zdjęcia) i jest dobrze znane z wcześniejszych obserwacji - nie jako pojedyncza, ale jako gwiazda podwójna. Każda z tych gwiazd generuje widowiskowe wypływy materii. Na zdjęciu widać również wypływy materii pochodzące od innych protogwiazd, np. u góry po prawej stronie.

HH 797 znajduje się na niebie zaledwie około 30” (sekund kątowych) na północ od HH 211, którego zdjęcie mogliśmy podziwiać we wrześniu 2023 roku.
Opracowanie: Ryszard Biernikowicz

Więcej informacji:
A prominent protostar in Perseus
Informacje o obiektach Herbiga-Haro na portalu Urania

Źródło: ESA

Na ilustracji: Obraz okolic obiektu Herbig-Haro 797 (HH 797) sfotografowany w bliskiej podczerwieni (8 barw o długościach fali od 1,64 μm do 4,7 μm) przez kamerę NIRCam znajdującą się na pokładzie Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba. W dolnej części jego części widać wąską mgławicę o jaskrawych barwach rozciągającą się poziomo przez cały kadr – z większą różnorodnością po jej prawej stronie. W górnej części zdjęcia widać jasny punkt świecący całą feerią barw we wszystkich kierunkach. Przy prawej krawędzi zdjęcia znajduje się jasna gwiazda oraz kilka słabszych gwiazd w polu widzenia z charakterystycznymi promieniami dyfrakcyjnymi („spajkami”) generowanymi przez optykę Webba. Źródło: ESA/Webb, NASA & CSA, T. Ray (Dublin Institute for Advanced Studies)
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/przepiekna-protogwiazda-w-perseuszu

Przepiękna protogwiazda w Perseuszu.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Webb identyfikuje metan w atmosferze egzoplanety
2023-12-02.
Teleskop Webba zaobserwował egzoplanetę WASP-80 b, gdy przechodziła przed i za swoją gwiazdą macierzystą, co ujawniło widma wskazujące na obecność metanu i pary wodnej w jej atmosferze.

Chociaż do tej pory wykryto parę wodną na kilkunastu planetach, to do niedawna metan – związek chemiczny obfity w atmosferach Jowisza, Saturna, Urana i Neptuna w naszym Układzie Słonecznym – pozostawał nieuchwytny w atmosferach tranzytujących egzoplanet badanych za pomocą spektroskopii kosmicznej. Taylor Bell z Bay Area Environmental Research Institute (BAERI) współpracująca z NASA ARC w Dolinie Krzemowej oraz Luis Welbanks z Arizona State University udzielili więcej informacji na temat znaczenia odkrycia metanu w atmosferach egzoplanet oraz omówili, w jaki sposób obserwacje Webba przyczyniły się do identyfikacji tej długo poszukiwanej cząsteczki. Odkrycia te zostały opublikowane w czasopiśmie Nature.

Planeta WASP-80 b, o temperaturze około 825 kelwinów, należy do tzw. „ciepłych jowiszów”, czyli planet o podobnej wielkości i masie do Jowisza w naszym Układzie Słonecznym, ale charakteryzujących się temperaturą pośrednią pomiędzy gorącymi jowiszami, jak np. HD 209458 b o temperaturze 1450 K – pierwszą odkrytą tranzytującą egzoplanetą, a zimnymi jowiszami, jak Jowisz w naszym Układzie Słonecznym, który ma około 125 K. WASP-80 b okrąża swoją gwiazdę macierzystą (czerwony karzeł) raz na trzy dni i znajduje się 163 lata świetlne od nas w kierunku konstelacji Orła. Z uwagi na bliskie położenie planety względem swojej gwiazdy oraz duże odległości obu obiektów od Ziemi, nie jesteśmy w stanie obserwować jej bezpośrednio, nawet przy użyciu najbardziej zaawansowanych teleskopów, takich jak Webb. Zamiast tego naukowcy badają połączone światło gwiazdy i planety za pomocą metody tranzytu (która posłużyła do odkrycia większości znanych egzoplanet) oraz metody zaćmienia.

Korzystając z metody tranzytu, astronomowie obserwowali układ, gdy planeta przemieszczała się przed swoją gwiazdą z naszej perspektywy, powodując delikatne przygaszenie światła gwiazdy. Można to porównać do sytuacji, gdy ktoś przechodzi przed lampą i światło słabnie. W tym czasie cienki pierścień atmosfery planety wokół granicy dnia i nocy jest oświetlany przez gwiazdę. W przypadku niektórych kolorów światła, w których cząsteczki w atmosferze planety pochłaniają światło, atmosfera wydaje się grubsza i blokuje więcej światła gwiazdy, co prowadzi do głębszego zaćmienia w porównaniu z innymi długościami fal, przy których atmosfera wydaje się przezroczysta. Metoda ta pomaga naukowcom zrozumieć skład atmosfery planety poprzez analizę, które kolory światła są blokowane.

W międzyczasie, wykorzystując metodę zaćmienia, naukowcy obserwowali układ, gdy planeta przechodziła za swoją gwiazdą z naszej perspektywy, powodując kolejny niewielki spadek całkowitego światła, które otrzymujemy. Wszystkie obiekty emitują światło, zwane promieniowaniem cieplnym, którego intensywność i kolor zależą od stopnia nagrzania obiektu. Tuż przed i po zaćmieniu, gorąca strona planety jest skierowana w naszą stronę, a poprzez mierzenie spadku światła podczas zaćmienia, byliśmy w stanie zmierzyć światło podczerwone emitowane przez planetę. W przypadku widm zaćmieniowych absorpcja przez cząsteczki w atmosferze planety zwykle objawia się jako redukcja emitowanego przez planetę światła o określonych długościach fal. Ponadto, ponieważ planeta jest znacznie mniejsza i chłodniejsza niż jej gwiazda macierzysta, głębokość zaćmienia jest znacznie mniejsza niż głębokość tranzytu.

Wstępne obserwacje dokonane przez naukowców musiały zostać przekształcone w tzw. widmo, czyli pomiar pokazujący, ile światła jest blokowane lub emitowane przez atmosferę planety w różnych kolorach (lub długościach fal) światła. Istnieje wiele różnych narzędzi do przekształcania surowych obserwacji w użyteczne widma, dlatego zastosowaliśmy dwa różne podejścia, aby upewnić się, że nasze wyniki są odporne na różne założenia. Następnie zinterpretowaliśmy to widmo przy użyciu dwóch rodzajów modeli, aby przeprowadzić symulację tego, jak wyglądałaby atmosfera planety w tak ekstremalnych warunkach. Pierwszy typ modelu jest w pełni elastyczny i testuje miliony kombinacji obfitości metanu i wody oraz temperatur, aby znaleźć kombinację, która najlepiej pasuje do naszych danych. Drugi typ, zwany „modelem samospójnym”, również bada miliony kombinacji, ale wykorzystuje naszą istniejącą wiedzę z zakresu fizyki i chemii do określenia poziomów metanu i wody, których można się spodziewać. Oba typy modeli prowadzą do tego samego wniosku: ostatecznego wykrycia metanu.

Aby potwierdzić swoje ustalenia, naukowcy skorzystali z solidnych metod statystycznych do oceny prawdopodobieństwa, że wykrycie jest przypadkowym szumem. W dziedzinie naukowej uważa się, że „złotym standardem” jest tzw. „detekcja 5-sigma”, co oznacza, że prawdopodobieństwo, iż detekcja jest wynikiem przypadkowego szumu, wynosi 1 na 1,7 miliona. W międzyczasie wykryliśmy metan przy poziomie 6,1-sigma zarówno w widmach tranzytu, jak i zaćmienia, co daje prawdopodobieństwo fałszywej detekcji na poziomie 1 do 942 milionów w każdej obserwacji. To przekracza „złoty standard” 5-sigma i wzmacnia nasze przekonanie co do obu detekcji.

Dzięki dokładnemu odkryciu, nie tylko udało nam się znaleźć bardzo trudno wykrywalną cząsteczkę, ale także teraz możemy przystąpić do badania, co skład chemiczny mówi nam o narodzinach, rozwoju i ewolucji planety. Na przykład, poprzez pomiar ilości metanu i wody na planecie, jesteśmy w stanie wyciągnąć wnioski na temat stosunku atomów węgla do atomów tlenu. Oczekuje się, że ten stosunek zmienia się w zależności od tego, gdzie i kiedy planety formowały się w swoim układzie. Dlatego badanie stosunku węgla do tlenu może dostarczyć wskazówek co do tego, czy planeta uformowała się blisko swojej gwiazdy, czy dalej, zanim stopniowo przesunęła się do wewnątrz.

Kolejnym powodem, który wzbudza ekscytację w naukowcach w związku z tym odkryciem, jest możliwość porównania planet spoza naszego Układu Słonecznego z tymi, które się w nim znajdują. NASA od dawna wysyła statki kosmiczne do gazowych olbrzymów w naszym Układzie Słonecznym, aby zmierzyć ilość metanu i innych cząsteczek w ich atmosferach. Teraz, dzięki pomiarowi tego samego gazu na egzoplanecie, możemy rozpocząć porównania „jabłko do jabłka” i sprawdzić, czy obserwacje dokonane poza Układem Słonecznym pokrywają się z tym, co obserwujemy wewnątrz niego.

W kontekście przyszłych odkryć za pomocą teleskopu Jamesa Webba, ten wynik pokazuje, że stoimy tuż przed bardziej ekscytującymi odkryciami. Dodatkowe obserwacje za pomocą instrumentów MIRI i NIRCam WASP-80 pozwolą nam zgłębić właściwości atmosfery na różnych długościach fal. Nasze dotychczasowe odkrycia dają nam podstawy do sądzenia, że będziemy w stanie zaobserwować inne cząsteczki bogate w węgiel, takie jak tlenek węgla i dwutlenek węgla, co pozwoli nam uzyskać bardziej kompleksowy obraz warunków panujących w atmosferze planety. Ponadto, w miarę odnajdywania metanu i innych gazów na egzoplanetach, będziemy nadal poszerzać naszą wiedzę na temat działania chemii i fizyki w warunkach odmiennych od tych, które panują na Ziemi, a być może wkrótce także na innych planetach, które przypominać będą nasz dom. Jeden fakt jest pewny – podróż odkrywcza z Kosmicznym Teleskopem Jamesa Webba obfituje w potencjalne niespodzianki.

Opracowanie:
Agnieszka Nowak

Źródło:
•    NASA
•    Urania
Wizja artystyczna ciepłej egzoplanety WASP-80 b, której kolor może wydawać się niebieskawy dla ludzkiego oka ze względu na brak chmur znajdujących się na dużych wysokościach oraz obecność metanu atmosferycznego. Źródło: NASA

https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2023/12/webb-identyfikuje-metan-w-atmosferze.html

 

Webb identyfikuje metan w atmosferze egzoplanety.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W meteorytach odnaleziono cegiełki życia
2023-12-02,
Naukowcy zidentyfikowali wszystkie zasady azotowe DNA i RNA w meteorytach znalezionych na Ziemi.
Zasady azotowe to związki chemiczne wchodzące w skład DNA i RNA. Adenina, guanina, cytozyna i tymina znajdują się w DNA. Z kolei w przypadku RNA tyminę zastępuje uracyl. To właśnie kolejność reszt azotowych koduje informacje o budowie i funkcjonowaniu organizmów żywych na Ziemi. Naukowcy potwierdzili odnalezienie wszystkich zasad azotowych w meteorytach. Odkrycie potwierdza, że cegiełki budujące DNA i RNA występują jedynie na Ziemi.
Naukowcy odnajdują adeninę, guaninę, uracyl oraz inne substancje organiczne w meteorytach od 70 lat. Jednak aż do tej pory nie udało się zidentyfikować i potwierdzić obecności cytozyny i tyminy w skałach, które spadły na Ziemię z kosmosu. Poszukując substancji organicznych w meteorytach badacze przeprowadzili ekstrakcję z wykorzystaniem wody. Nowa metoda jest znacznie bardziej czuła niż techniki stosowane w przeszłości.
Nowa metoda badania meteorytów
Fragmenty meteorytów zostały poddane działaniu zimnej wody. Delikatna technika ekstrakcji pozwoliła na zachowanie substancji organicznych w stanie nienaruszonym. Naukowcy zidentyfikowali kilkanaście organicznych związków chemicznych w tym wszystkie występujące w DNA i RNA zasady azotowe.
Aby wykluczyć, że odnalezione w meteorytach zasady azotowe pochodzą z Ziemi, naukowcy przeprowadzili analizę próbek pobranych w miejscu spadku. Badania wykazały odmienny skład meteorytów i ziemskich próbek. Analiza wykluczyła możliwość zanieczyszczenia próbek meteorytów substancjami pochodzącymi z Ziemi.
Publikacja opisująca przeprowadzone badania i wyniki uzyskane przez naukowców została opublikowana w czasopiśmie "Nature Communications".
źródło: Nature Communications

W meteorytach odnaleziono wszystkie zasady azotowe budujące DNA i RNA. Fot. Shutterstock

TVP NAUKA
https://nauka.tvp.pl/59852980/w-meteorytach-odnaleziono-cegielki-zycia

W meteorytach odnaleziono cegiełki życia.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Największe asteroidy, jakie kiedykolwiek uderzyły w Ziemię

2023-12-02. Sandra Bielecka
Nasza planeta w swojej historii doznała kilku wydarzeń, które dosłownie nią wstrząsnęły. Mowa tutaj o gigantycznych asteroidach, które na zawsze zmieniły naszą Ziemię. Niektóre z nich były tak ogromne, że gdyby uderzyły teraz, oznaczałoby to prawdopodobnie koniec ludzkości.

Potencjalnie niebezpieczne obiekty
Na wstępie warto zaznaczyć, że według NASA jesteśmy bezpieczni przez co najmniej najbliższe 100 lat, jeżeli chodzi o niebezpieczne kosmiczne skały. Chociaż znajdą się wróżbici internetowi, którzy będą twierdzić inaczej, weźmy na przykład pod uwagę historię o tajemniczej planecie Nibiru, która ma zniszczyć nasz świat.  

Potencjalnie niebezpieczne obiekty, to ciała niebieskie, których orbity znajdują się zdecydowanie za blisko orbity Ziemi. Poruszają się wokół Słońca, przecinając orbitę naszej planety. Są to komety bądź asteroidy mierzące co najmniej 150 metrów średnicy, poruszające się w pobliżu Ziemi w odległości nie większej niż 7,48 milionów kilometrów. Potencjalnie stanowią zagrożenie dla naszej planety, mogłyby się zderzyć z Ziemią, powodując ogromne zniszczenia, a nawet zmiany klimatyczne, jak to już bywało w przeszłości.  

Skorupa ziemska jest pełna blizn
Historia Ziemi zachowana jest w jej skorupie, która do dzisiaj nosi ślady po uderzeniach asteroid, nawet tych prehistorycznych. Geolodzy do tej pory odkryli na Ziemi prawie 190 starożytnych kraterów uderzeniowych. Mogłoby być ich zdecydowanie więcej, jednak ewoluująca powierzchnia naszej planety spowodowała, że większość najstarszych śladów po uderzeniach po prostu została zatarta.  
Kratery, o których wiemy, pochodzą jeszcze z czasów, gdy płonące skały bombardowały naszą planetę regularnie. W początkach istnienia Układu Słonecznego, gdy planety kształtowały się, małe skały i ziarna lodu szczepiły się ze sobą, tworząc większe obiekty, tak zwane planetozymalami, by ostatecznie ukształtować planetę. Jednak niektóre z planetyzomali ostatecznie nie ukształtowało się w większy obiekt i krążyły wokół Słońca, uderzając w planety. Obecnie po tych obiektach zostały jedynie skaliste asteroidy i lodowe komety, które wykazują już znacznie spokojniejsze zachowania.  

Układ Słoneczny był kiedyś znacznie bardziej brutalny niż obecnie. Dowody kraterowe wskazują, że przez mniej więcej pierwszy miliard lat historii Układu Słonecznego asteroidy regularnie bombardowały ciała planetarne z niszczycielską szybkością.
Sally Dodson-Robinson, planetolog z Uniwersytetu Delaware.

Największe z asteroid, jakie kiedykolwiek uderzyły w Ziemię i ich kratery
Największym potwierdzonych kraterów uderzeniowych na Ziemi, jest krater Vredefort. Naukowcy oszacowali, że taką niszczycielską moc mogła mieć asteroida o szerokości około 10 kilometrów. Uderzyła na terenie dzisiejszej Republiki Południowej Afryki, około 2 miliardów lat temu, czyli daleko wcześniej niż nastały dinozaury. Jak podaje NASA, w tamtych czasach krater prawdopodobnie mierzył 180 do 300 kilometrów szerokości. Jednak dzisiaj część krateru nie jest widoczna, ponieważ zakryła go młodsza skała.

Drugim co do wielkości kraterem uderzeniowym na Ziemi, jest Chicxulub, który powiązany został z wymieraniem kredowym. Obecnie część krateru znajduje się na terenie Meksyku, część na dnie Zatoki Meksykańskiej. Zrobiła go asteroida o średnicy około 10 kilometrów, 65 milionów lat temu. Nazywana jest również zabójcą dinozaurów. Uderzając w płytką wodę, wyrzuciła prawdopodobnie w niebo ogromne ilości materiału, pyłu i gazu, co spowodowało gwałtowne ochłodzenie klimatu. Uderzenie asteroidy ostatecznie spowodowało śmierć około 70 procent gatunków ziemskich.  
Trzecim co do wielkości jest krater Sudbury, który powstał około 1,8 miliardów lat temu. Brudna, ośnieżona kometa, złożona z lodu i skał uderzyła we współczesną Kanadę, tworząc krater o szerokości około 200 kilometrów. Dzisiaj jest o wiele mniejszy, zasypany przez piach i skały. Tutaj również obiekt, który uderzył, mierzył około 10 kilometrów średnicy. W tym wypadku wydarzenie to przyniosło pewne pozytywne skutki, ponieważ w tym miejscu znaleziono ogromne pokłady niklu.  
Czwartym co do wielkości jest krater Popigaj, znajdujący się w syberyjskiej części Rosji. Ocenia się, że powstał w wyniku uderzenia obiektu o średnicy około 5-8 kilometrów, około 35 milionów lat temu. Co ciekawy, skok ciśnienia wywołany uderzeniem, sprawił, że znajdujący się w ziemi grafit przekształcił się w diamenty. Średnica krateru wynosi obecnie 90 kilometrów.  


Piątym co do wielkości jest krater Acraman znajdujący się na terenie dzisiejszej Australii Południowej. Pierwotnie miał średnicę około 90 kilometrów, powstał około 590 milionów lat temu. Jednak w znacznym stopniu uległ erozji, a w jego centrum obecnie znajduje się sezonowe jezioro.
Jednymi z większych kraterów i bardziej znanych są jeszcze: krater Manicouagan znajdujący się na terytorium dzisiejszej Kanady, krater Morokweng na terenie Republiki Południowej Afryki, krater Kara na terenie Rosji, Beaverhead w USA oraz Tookoonooka w Australii.

Niektóre z tych asteroid były ogromne. /123RF/PICSEL

Zerodowane wypiętrzenie centralne krateru Vredefort. /Júlio Reis /Wikimedia

Jezioro w centralnej części krateru Acraman. /NASA /Wikimedia

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-najwieksze-asteroidy-jakie-kiedykolwiek-uderzyly-w-ziemie,nId,7179207

Największe asteroidy, jakie kiedykolwiek uderzyły w Ziemię.jpg

Największe asteroidy, jakie kiedykolwiek uderzyły w Ziemię2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jaki los czeka Ziemię po spotkaniu z "zagubioną gwiazdą"? W tle katastrofa

2023-12-02. Wiktor Piech
Co by się stało, gdyby gwiazda wielkości naszego Słońca przeleciała niedaleko naszego Układu Słonecznego? Taka sytuacja mogłaby doprowadzić do gigantycznego kataklizmu, część planet zderzyłoby się ze sobą, inne wyleciałyby w kosmos lub zderzyły się ze Słońcem. Scenariusz rodem z filmów science fiction, jednakże naukowcy wskazują, że istnieje cień szansy, że może się on spełnić.

Zarówno filmowcy, jak i naukowcy tworzą liczne teorie, w jaki sposób mógłby wyglądać koniec naszego świata. Teraz powstała kolejna wizja, która tyczy się nie tylko końca Ziemi, lecz końca całego Układu Słonecznego. Naukowcy chcieli dowiedzieć się, w jaki sposób zareagowałaby nasza najbliższa kosmiczna okolica, jeśli w pobliżu pojawiłaby się obca gwiazda, która przywędrowałaby z głębin galaktyki.
Czym są "zabłąkane gwiazdy"?
Jak wskazują astronomowie, gwiazdy są "grawitacyjnie przyczepione" do galaktyki i krążą wokół jej centrum w określonych warunkach. Jednakże w szczególnych przypadkach ciało niebieskie może uwolnić się z takiej uwięzi, np. poprzez oddziaływanie czarnej dziury. Jej działanie mogłoby wyrzucić gwiazdę w przestrzeń kosmiczną, przez co stałaby się tzw. gwiazdą swobodną.


Do tej pory odkryto około 675 gwiazd swobodnych, które zostały wyrzucone w przestrzeń kosmiczną przez oddziaływanie czarnej dziury. Jedna z nich Kappa Cassiopeiae znajduje się w odległości około 4000 lat świetlnych od nas.
Wydawać by się mogło, że pojawienie się takiej gwiazdy w pobliżu naszego Układu Słonecznego jest nieprawdopodobne, aczkolwiek naukowcy uważają, że szanse są większe, niż się tego spodziewamy. Specjaliści obliczyli, że w przedziale miliarda lat istnieje około 1 proc. szans na takie wydarzenie.
"Statystycznie rzecz biorąc, przeloty w pobliżu bliżej niż 100 j.a. [1 j.a. to średnia odległość Ziemi od Słońca - red.], które silnie wpłynęłyby na orbity planet, zdarzają się tylko mniej więcej raz na 100 Gyr [Gyr to miliard lat - red.] w obecnym galaktycznym sąsiedztwie" - wyjaśniają naukowcy.
Bliskie spotkanie naszego Układu Słonecznego z gwiezdnym przybyszem
Naukowcy w swoim ostatnim artykule naukowym rozpatrywali wspomniane niezwykłe kosmiczne spotkanie. W specjalnym modelu w odległości mniejszej niż 100 jednostek astronomicznych od Słońca, umieścili gwiazdę swobodną.

Masa i prędkość tej gwiazdy była dopasowana do właściwości innych podobnych obiektów znajdujących się w naszym sąsiedztwie. W trakcie badań poszczególne elementy były zmieniane, by stworzyć jak najwięcej potencjalnych scenariuszy tego kosmicznego spotkania. W sumie przeprowadzono 12 000 symulacji.

Czy takie odwiedziny kosmicznego przybysza skończyłyby się gigantyczną tragedią? Jak piszą astronomowie: "Jeśli gwiazda przeleci w odległości 100 j.a. od Słońca, nadal istnieje bardzo duża szansa, że wszystkie osiem planet Układu Słonecznego przetrwa". Badacze obliczyli, że na ponad 95 proc. żadna planeta "nie zostanie utracona".
Jednakże co w przypadku pozostałych 5 proc.? W takim przypadku najczęściej "traconą planetą" jest Merkury, który zderza się ze Słońcem. Niektóre symulacje pokazują, że Ziemia może zderzyć się z Wenus lub ze Słońcem. Dochodzi także do wyrzucenia lodowych olbrzymów Urana i Neptuna w mroźną kosmiczną pustkę.
Część symulacji wskazuje, że w naszym Układzie przetrwa tylko Jowisz, inne pokazują, że wszystkie planety zostaną utracone. Wszystko zależy od masy, prędkości i trajektorii gwiezdnego przybysza.

Jednakże w przypadku przetrwania planet w Układzie Słonecznym jest haczyk. Mimo że planety pozostaną w Układzie, to ich orbity mogą się diametralnie różnić od obecnych, przykładowo, niektóre planety mogą zostać strącone na dalekie obrzeża naszego systemu planetarnego.
Jak wyliczyli naukowcy, w katastroficznym scenariuszu może dojść do:
•    Merkury zderza się ze Słońcem (prawdopodobieństwo 2,54%).
•    Mars zderza się ze Słońcem (1,21%)
•    Wenus uderza w inną planetę (1,17%)
•  Uran zostaje wyrzucony (1,06%)
•  Neptun zostaje wyrzucony (0,81%)
•  Merkury uderza w inną planetę (0,80%)
•  Ziemia uderza w inną planetę (0,48%)
•  Saturn zostaje wyrzucony (0,32%)
•  Mars uderza w inną planetę (0,27%)
•  Ziemia zderza się ze Słońcem (0,24%)

Największe szanse na wyrzucenie z systemu ma Uran i Neptun, planety te są najmniej związane grawitacyjnie ze Słońcem. Jednocześnie największe szanse na zderzenie z naszą gwiazdą ma Merkury, który ma najmniejszą masę, jest najbliżej Słońca i jest najbardziej narażony na potencjalne perturbacje.
Z kolei Ziemia ma kilka ścieżek "rozwoju", otóż może wlecieć w Słońce, zderzyć się z inną planetą, lub też może zostać wyrzucona na skraj Układu Słonecznego do Obłoku Oorta (który znajduje się w odległości od 300 do 100 000 j.a. od Słońca). Może również się wydarzyć to, że Księżyc zderzy się z Ziemią.
Jednakże Błękitna Planeta ma jeszcze inną niezwykłą drogę. Otóż może zostać... przejęta przez gwiezdnego przybysza i może powędrować w ślad za nim. Może się tak zadziać w przypadku, gdy gwiazda swobodna będzie miała mniejszą masę od Słońca i będzie poruszać się ze stosunkowo małą prędkością. W tym scenariuszu ze Słońcem zderza się sześć planet, a w Układzie pozostaje wyłącznie Jowisz.

Ziemia może przetrwać kosmiczne spotkanie?
Naukowcy sugerują, że jeśli Ziemia nie zderzyłaby się ze Słońcem, ani nie zostałaby wyrzucona w przestrzeń kosmiczną, to wówczas warunki na niej będą albo cieplejsze, albo chłodniejsze - będzie to zależeć, na jakiej orbicie "wyląduje". Niewykluczone, że po przechwyceniu przez gwiazdę swobodną Ziemia mogłaby nadal w jakimś stopniu podtrzymywać życie, jednakże taki aspekt nie został ujęty w badaniach.

Jednakże w przypadku wyrzucenia Ziemi w kosmos, życie na jej powierzchni nie przetrwałoby zbyt długo (ta kwestia również nie została ujęta w analizach). Do całkowitego zamarznięcia Błękitnej Planety (kiedy zamarzeniu ulega jądro planety) może dojść po około 1 mln lat.
"Pomimo różnorodności potencjalnych ścieżek ewolucyjnych, istnieje duże prawdopodobieństwo, że obecna sytuacja naszego Układu Słonecznego nie ulegnie zmianie" - podsumowują autorzy.

Co się stanie z Ziemią, kiedy „zagubiona gwiazda” odwiedzi Układ Słoneczny? (zdjęcie ilustracyjne) /marselin888 /123RF/PICSEL

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-jaki-los-czeka-ziemie-po-spotkaniu-z-zagubiona-gwiazda-w-tle,nId,7177037

Jaki los czeka Ziemię po spotkaniu z zagubioną gwiazdą W tle katastrofa.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Próbki z planetoidy Ryugu wskazują skąd wziął się na Ziemi azot
2023-12-02. Radek Kosarzycki
Mikrometeoryty pochodzące z lodowych ciał niebieskich na co dzień rezydujących w zewnętrznym Układzie Słonecznym mogą być odpowiedzialne za transport azotu do obszarów bliskich Ziemi w początkach historii Układu Słonecznego. Artykuł wskazujący wyjaśnienie tej zagadki został właśnie opublikowany w periodyku Nature Astronomy.
Związki azotu, takie jak sole amonowe, występują powszechnie w materiale powstającym w regionach odległych od Słońca, ale jak dotąd astronomowie mieli problem ze znalezieniem dowodów na ich transport do wewnętrznych rejonów Układu Słonecznego.
Według członków międzynarodowego zespołu badawczego odpowiedzialnego za opracowanie, w pobliże młodej Ziemi z zewnętrznych rejonów Układu Słonecznego trafiło znacznie więcej związków azotu, niż wcześniej sądzono. Warto tutaj zwrócić uwagę, że związki te mogły stać się elementami składowymi życia na naszej planecie.
Jak większość planetoid, Ryugu to mały, skalisty obiekt krążący wokół Słońca. Japońska sonda kosmiczna Hayabusa2 dokładnie zbadała Ryugu i w 2020 r. sprowadziła na Ziemię próbki materii pobrane z powierzchni planetoidy. Ta intrygująca planetoida jest bogata w węgiel i na przestrzeni eonów doświadczyła znaczących procesów erozji kosmicznej na skutek zderzeń z mikrometeorytami i oddziaływania stałego strumienia jonów ze Słońca przepływających przez cały Układ Słoneczny.
W ramach najnowszego badania naukowcy chcieli odkryć wskazówki dotyczące materiałów docierających w pobliże orbity Ziemi, gdzie obecnie znajduje się Ryugu, poszukując dowodów na wietrzenie kosmiczne w próbkach Ryugu. Za pomocą mikroskopu elektronowego badacze odkryli, że powierzchnie próbek Ryugu są pokryte drobnymi minerałami składającymi się z żelaza i azotu (azotek żelaza: Fe4N).
„Uznaliśmy, że maleńkie meteoryty, tzw. mikrometeoryty, zawierające związki amoniaku pochodzące z lodowych ciał niebieskich zderzały się z Ryugu” – powiedział Toru Matsumoto, główny autor badania i adiunkt na Uniwersytecie w Kioto. „Zderzenia mikrometeorytów wywołują reakcje chemiczne na magnetycie i prowadzą do powstania azotku żelaza”.
Azotek żelaza zaobserwowano na powierzchni magnetytu, który składa się z atomów żelaza i tlenu. Kiedy magnetyt jest wystawiony na działanie środowiska kosmicznego, atomy tlenu są tracone z powierzchni w wyniku napromieniowania jonów wodoru ze słońca (wiatru słonecznego) i ogrzewania w wyniku uderzenia mikrometeorytu. W procesach tych na samej powierzchni magnetytu powstaje metaliczne żelazo, które łatwo reaguje z amoniakiem, tworząc idealne warunki do syntezy azotku żelaza.
Źródło: 1
https://www.pulskosmosu.pl/2023/12/probki-z-planetoidy-ryugu-azot-na-ziemi/

Próbki z planetoidy Ryugu wskazują skąd wziął się na Ziemi azot.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnie w tym roku okazje do obserwacji “spadających gwiazd”
2023-12-03.
W grudniu miłośnicy astronomicznych obserwacji mają okazję do wyglądania ostatnich w tym roku “spadających gwiazd”, czyli rojów meteorów. Wśród nich dominują Geminidy, meteory dość wyjątkowe, bo pochodzą od asteroidy, nie zaś od komety. W okolicach Bożego Narodzenia na niebie można spodziewać się Ursydów.
“Spadające gwiazdy” to meteory, małe ziarenka pędzące z ogromnymi kosmicznymi prędkościami, rzędu kilkudziesięciu kilometrów na sekundę. Z reguły ich źródłem są komety, które przemieszczają się wśród planet, okrążając Słońce. Każda pozostawia po sobie sporo meteorów. Gdy Ziemia wpadnie w taki rój, możemy obserwować “spadające gwiazdy”.
W przypadku Geminidów, które można obserwować między 4 a 17 grudnia, jest nieco inaczej, bo ich źródłem jest asteroida Phaethon. Jak mówi Nauce w Polsce wicedyrektor Planetarium Śląskiego, Damian Jabłeka, w całym roku są tylko dwa roje związane z aktywnością asteroid. Drugim są styczniowe Kwadrantydy.
“Phaethon to asteroida, która wykazuje aktywność kometarną. O ile komety są zmarzniętym lodem i pyłem, to asteroida jest głazem, a mimo tego z jej wnętrza lub powierzchni wydobywają się drobiny, które zostają w przestrzeni kosmicznej” - opisuje Jabłeka.
Nie ma to przełożenia na ich wygląd. Po nocnym niebie przemykają jak inne “spadające gwiazdy”, z prędkością około 35 km/s. Ich maksimum można spodziewać się w nocy z 13 na 14 grudnia. Przy dobrych warunkach pogodowych można spodziewać się nawet 120 meteorów na godzinę. Ich radiant, czyli miejsce, z którego zdają się wyłaniać meteory, znajduje się w gwiazdozbiorze Bliźniąt.
“Gwiazdozbiór ten widać dwie godziny po zachodzie słońca nad wschodnim horyzontem. Towarzyszy nam przez całą noc, aż do wschodu. Geminidy można więc obserwować na całej południowej części nieba. Tak jak z każdymi meteorami, więcej widać ich w drugiej części nocy, nad ranem, choć nie jest to regułą” - opisuje Jabłeka.
Również przez całą noc będą widoczne Ursydy, których radiant znajduje się w gwiazdozbiorze Małej Niedźwiedzicy. Można ich wypatrywać między 17 a 26 grudnia, choć maksimum obserwowane jest w nocy z 22 na 23 grudnia. Jest to jednak rój znacznie skromniejszy, bo notuje się około 10 meteorów na godzinę. Pod względem pochodzenia są bardziej tradycyjne niż Geminidy, bo ich źródłem jest kometa 8P/Tuttle.
Nauka w Polsce
ekr/ bar/
Źródło: Adobe Stock
https://naukawpolsce.pl/aktualnosci/news%2C99542%2Costatnie-w-tym-roku-okazje-do-obserwacji-spadajacych-gwiazd.html

Ostatnie w tym roku okazje do obserwacji spadających gwiazd.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To się nazywa skala! Hubble sfotografował podwójną gromadę galaktyk
2023-12-03. Radek Kosarzycki
Gromady galaktyk to zdecydowanie największe struktury w przestrzeni kosmicznej utrzymywane wspólnie przez grawitację. Najnowsze zdjęcie wykonane za pomocą Kosmicznego Teleskopu Hubble’a przedstawia masywną gromadę jasno świecących galaktyk, po raz pierwszy zidentyfikowaną jako Abell 3192. Podobnie jak wszystkie gromady galaktyk, ta jest wypełniona gorącym gazem, który emituje silne promieniowanie rentgenowskie, i jest otoczona halo niewidzialnej ciemnej materii. Cała ta niewidoczna materia – nie wspominając o wielu galaktykach widocznych na tym zdjęciu – składa się z tak ogromnej masy, że gromada galaktyk zauważalnie zakrzywia wokół siebie czasoprzestrzeń, zamieniając ją w swoistą soczewkę grawitacyjną. Mniejsze galaktyki za gromadą wydają się zniekształcone w długie, wypaczone łuki wokół krawędzi gromady.
Na zdjęciu mamy do czynienia z gromadą galaktyk widocznej w kierunku gwiazdozbioru Erydana. Naukowcom wciąż jednak trudno ustalić jednoznacznie jej odległość od Ziemi. Abell 3192 po raz pierwszy pojawiła się w aktualizacji katalogu gromad galaktyk Abell w 1989 roku (sam katalog prowadzony jest od 1958 roku). W tamtym czasie sądzono, że Abell 3192 to pojedyncza gromada galaktyk znajdująca się w konkretnej odległości od Ziemi.
Jest tylko jeden problem: masa gromady nie skupia się wokół jednego, a wokół dwóch różnych punktów gromady.
Kolejne, dokładniejsze badania wykazało, że pierwotnie pojedyncza gromada w rzeczywistości składa się z dwóch niezależnych od siebie gromad galaktyk. Jedna z nich znajduje się 2,3 miliarda lat świetlnych od Ziemi, a druga ponad dwa razy dalej, w odległości 5,4 miliarda lat świetlnych od nas.
Co ciekawe na powyższym zdjęciu pierwsze skrzypce gra bardziej odległa z obu gromad galaktyk, skatalogowana pod numerem MCS J0358.8-2955 w katalogu Massive Cluster Survey. Dwie największe galaktyki znajdujące się w centrum kadru to także galaktyki należące do dalszej z obu gromad. Natomiast mniejsze galaktyki w ich otoczeniu to mieszanina galaktyk z obu gromad. Masy obu gromad oszacowano na odpowiednio 30 i 120 bilionów mas Słońca.
Swoją drogą warto zwrócić uwagę na jeden fakt. Patrzymy tutaj na mieszaninę galaktyk należących do dwóch odległych gromad galaktyk. Warto jednak pamiętać, że dalsza z nich jest oddalona od pierwszej bardziej, niż pierwsza jest oddalona od nas. To tak tylko dla kontekstu.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/12/dwie-gromady-galaktyk-abell-3192/

 

To się nazywa skala! Hubble sfotografował podwójną gromadę galaktyk.jpg

To się nazywa skala! Hubble sfotografował podwójną gromadę galaktyk2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal 2010-2024