Skocz do zawartości

Astronomiczne Wiadomości z Internetu


Rekomendowane odpowiedzi

To może być pierwsza egzoplaneta z ciekłą wodą na powierzchni. Zaledwie 50 lat świetlnych stąd
2024-01-12. Radek Kosarzycki
Wszystkie odległości w kosmosie zdają się względne. Jeżeli wyjdziemy od tego, że nasza Galaktyka ma średnicę 100 000 lat świetlnych, to planeta znajdująca się 50 lat świetlnych od nas wydaje się dosłownie rzut beretem od Ziemi. Z drugiej strony najbliższe egzoplanety znajdują się nieco ponad 4 lata świetlne od nas. W tym kontekście 50 lat świetlnych to już całkiem daleko. To zresztą tylko liczby. Z obecną technologią nie dolecimy na odległość ani 50, ani 5, ani 1 roku świetlnego, skoro nawet na Księżyc nie potrafimy dotrzeć bez problemu. Nieistotna jest jednak odległość, jeżeli chodzi o odkrycie planety, która na swojej powierzchni może mieć wodę w stanie ciekłym. Najnowsze badania jednak wskazują, że właśnie 50 lat świetlnych od nas może znajdować się planeta, na której powierzchni jest woda. Więcej, Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba będzie w stanie to potwierdzić.
Planeta, o której mowa — LHS 1140b – krąży w ekosferze małej, słabej gwiazdy zwanej LHS 1140, która leży w gwiazdozbiorze Wieloryba. Egzoplaneta została odkryta w 2017 roku i od tego czasu jest obserwowana przez wielu astronomów za pomocą wielu teleskopów.
W toku obserwacji udało się ustalić, że LHS 1140b jest planetą skalistą o średnicy 1,7 razy większej od średnicy Ziemi. Najnowsza analiza wszystkich dostępnych obserwacji wykazała, że LHS 1140b nie jest wystarczająco gęsta, aby była czysto skalista i musi albo zawierać znacznie więcej wody niż Ziemia, albo posiadać rozległą atmosferę pełną lekkich pierwiastków, takich jak wodór i hel.
Naukowcy nie są jeszcze w stanie stwierdzić, która z tych dwóch opcji jest prawidłowa, ale Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba (JWST) być może ustali to w nadchodzących latach. Jeśli LHS 1140b jest wodnym światem, planeta stanie się celem numer jeden w poszukiwaniu życia poza naszym Układem Słonecznym.
Ponieważ planeta znajduje się w ekosferze swojej gwiazdy, to można się spodziewać, że przynajmniej część znajdującej się na niej wody występuje w stanie ciekłym — przyznają badacze. To niezwykle ekscytujące odkrycie. Jakby nie patrzeć, choć astronomowie odkryli już ponad 5500 egzoplanet, to tylko kilka z nich wydaje się przyjazna dla życia.
Przez lata najbardziej obiecującym celem poszukiwań życia pozasłonecznego był intrygujący układ wokół małej, czerwonej gwiazdy zwanej TRAPPIST-1 oddalony od nas o 40 lat świetlnych. TRAPPIST-1 kryje imponującą kolekcję siedmiu znanych egzoplanet wielkości Ziemi, z których trzy krążą wokół gwiazdy w jej ekosferze. Jednak najnowsze obserwacje przeprowadzone za pomocą JWST przyniosły rozczarowujące wyniki, sugerując, że planety te mogą być całkowicie jałowe, pozbawione atmosfery i wody na powierzchni. Nie ma w tym nic dziwnego. TRAPPIST-1 to czerwony karzeł, który na dodatek jest bardzo aktywny i bezustannie bombarduje swoje planety silnymi rozbłyskami.
LHS 1140 jest gwiazdą znacznie mniej aktywną niż TRAPPIST-1. Mając około 20% wielkości i masy naszego Słońca, LHS 1140 emituje ledwo wystarczającą ilość energii, aby wytworzyć warunki nadające się do zamieszkania w obszarze położonym bliżej jego powierzchni niż Merkury. W rzeczywistości uważa się, że planeta LHS 1140b jest chłodniejsza od Ziemi, mimo że krąży wokół swojej gwiazdy w odległości cztery razy mniejszej niż odległość Słońce-Merkury. Naukowcy są jednak przekonani, że LHS 1140b to jeden z najciekawszych, jeżeli nie najciekawszy układ planetarny dla poszukiwaczy życia pozaziemskiego.
Badacze złożyli wniosek o zbadanie układu LHS 1140 za pomocą JWST w celu sprawdzenia, czy egzoplaneta ma atmosferę pełną wodoru i helu, czy też wydaje się, że jest na niej dużo wody. Jak dotąd jednak nie zaplanowano żadnych konkretnych obserwacji.
„Jeśli w przyszłości uda się potwierdzić, że jest to świat wodny, będziemy mogli stworzyć model klimatu tej planety, aby sprawdzić, czy na powierzchni znajduje się woda w stanie ciekłym” – powiedział Cadieux. „Byłoby to pierwsze pośrednie wykrycie wody w stanie ciekłym na egzoplanecie i byłoby to ekscytujące odkrycie”.
Źródło: 1
Artist’s impression of a trip to the super-Earth exoplanet LHS 1140b
https://www.youtube.com/watch?v=xd3MTEaJ91M

https://www.pulskosmosu.pl/2024/01/lhs-1140b-egzoplaneta-woda/

To może być pierwsza egzoplaneta z ciekłą wodą na powierzchni. Zaledwie 50 lat świetlnych stąd.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wielki Pierścień. Kosmiczna megastruktura podważa teorie dotyczące Wszechświata
2024-01-12. Opracowanie:
Waldemar Stelmach
Pierścień o średnicy 1,3 miliarda lat świetlnych odkryty przez Alexię Lopez z University of Central Lancashire wydaje się zaprzeczać zasadom dotychczasowej wiedzy kosmologicznej - poinformowano podczas 243. zjazdu American Astronomical Society w Nowym Orleanie.
Tak zwany Wielki Pierścień, będący zgrupowaniem galaktyk, ma średnicę około 1,3 miliarda lat świetlnych, co czyni go jedną z największych struktur, jakie kiedykolwiek zaobserwowano. Znajduje się ponad 9 miliardów lat świetlnych od Ziemi i świeci zbyt słabo, aby można go było obserwować gołym okiem. Jednak gdyby był widoczny bezpośrednio, jego średnica na nocnym niebie odpowiadałaby 15 Księżycom w pełni.
Tak duży rozmiar Wielkiego Pierścienia wydaje się przeczyć podstawowemu założeniu kosmologii, zwanemu zasadą kosmologiczną. Zgodnie z nią powyżej pewnej skali przestrzennej Wszechświat jest jednorodny i wygląda identycznie w każdym kierunku.
"Na podstawie obecnych teorii kosmologicznych nie sądziliśmy, że struktury na taką skalę są możliwe - powiedziała cytowana przez dziennik "The Guardian" Alexia Lopez, doktorantka na University of Central Lancashire, która kierowała analizą. - Moglibyśmy spodziewać się może jednej wyjątkowo dużej struktury w całym naszym obserwowalnym Wszechświecie".
Tymczasem Wielki Pierścień jest na rosnącej liście niespodziewanie dużych obiektów. Innym przykładem jest Wielki Łuk, który pojawia się tuż obok Wielkiego Pierścienia i został również odkryty przez Lopez - w 2021 r.  Kosmolodzy oceniają teoretyczny limit wielkości kosmicznych struktur na 1,2 miliarda lat świetlnych, ale Wielki Pierścień i Wielki Łuk, który rozciąga się szacunkowo na 3,3 miliarda lat świetlnych, przekraczają ten limit. Co ciekawe, obie struktury znajdują się w tej samej odległości od Ziemi, w pobliżu gwiazdozbioru Wolarza, co zwiększa prawdopodobieństwo, że są częścią połączonego systemu.
"Te dziwactwa są wciąż zamiatane pod dywan, ale im więcej ich odkryjemy, tym bardziej będziemy musieli stanąć twarzą w twarz z faktem, że być może nasz standardowy model wymaga ponownego przemyślenia - stwierdziła Lopez. - Co najmniej jest niekompletny. Może potrzebujemy nowej kosmologii?"
Wielki Pierścień został odkryty dzięki analizie danych z Sloan Digital Sky Survey (SDSS), katalogu odległych kwazarów. Obiekty te są tak jasne, że można je zobaczyć z odległości miliardów lat świetlnych i zachowują się jak gigantyczne, odległe lampy, oświetlając znajdujące się pomiędzy nimi galaktyki, przez które ich światło przechodzi po drodze i które w przeciwnym razie pozostałyby niewidoczne.
Lopez i współpracownicy wykorzystali kilka różnych algorytmów statystycznych do zidentyfikowania potencjalnych struktur na dużą skalę i tak właśnie wyłonił się Wielki Pierścień. Struktura wygląda jak niemal idealny pierścień na niebie, ale dalsza analiza ujawniła, że ma bardziej kształt cewki, przypominający korkociąg, który jest skierowany w stronę Ziemi.
Kosmolodzy nie są pewni, jaki mechanizm mógł spowodować powstanie tej struktury. Jedną z możliwości jest rodzaj fali akustycznej występującej we wczesnym Wszechświecie, znany jako barionowe oscylacje akustyczne, która mogła dać początek sferycznym powłokom w dzisiejszym układzie galaktyk. Innym wyjaśnieniem jest istnienie kosmicznych strun, hipotetycznych "defektów" w strukturze wszechświata, które mogą powodować "zlepianie się" materii wzdłuż uskoków o dużej skali.
Doktor Jenny Wagner, kosmolog z Bahamas Advanced Study Institute & Conferences, określiła odkrycie jako znaczące. Jej zadaniem  możliwe jest uwzględnienie Wielkiego Pierścienia w ramach zasady kosmologicznej, w zależności od tego, jak zdefiniowano jego granice, ale im więcej takich niepasujących struktur o dużej skali zostanie odkrytych, tym mniej statystycznie prawdopodobny staje się ten pogląd. "Dlatego poszukiwania kolejnych gigantycznych obiektów są tak cenne - stwierdziła. - Osobiście nie zdziwiłbym się, gdybyśmy po przyszłych odkryciach musieli porzucić zasadę kosmologiczną".
Źródło: PAP
Zdj. ilustracyjne /Shutterstock
https://www.rmf24.pl/nauka/news-wielki-pierscien-kosmiczna-megastruktura-podwaza-teorie-doty,nId,7265797#crp_state=1

 

Wielki Pierścień. Kosmiczna megastruktura podważa teorie dotyczące Wszechświata.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na Islandii budzi się kolejny wulkan. Znajduje się pod lodem i kryje kosmiczną tajemnicę
2024-01-12. Piotr Kosiarski
Obserwujemy zauważalny wzrost aktywności wulkanicznej na Islandii. Czy po grudniowym wybuchu Fagradalsfjall nastąpi kolejna erupcja? Wiele wskazuje, że na wyspie właśnie budzi się kolejny wulkan - Grimsvötn.
Islandzkie służby monitorują wzmożoną aktywność wulkanu Grimsvötn, znajdującego się pod największym lodowcem Europy - Vatnajökull. Na powierzchni lodu zaczęły pojawiać się pęknięcia, które mogą świadczyć o zbliżającej się erupcji. Nazwę wulkanu można przetłumaczyć na język polski jako "ponura fala".

Grudniowy wybuch Fagradalsfjall i korytarz magmowy pod miastem
Aktywność wulkaniczna na Islandii jest w ostatnim czasie dynamiczna. W grudniu ubiegłego roku po raz kolejny wybuchł wulkan Fagradalsfjall, który już od kilku lat dostarcza mieszkańcom Islandii i przybywającym na wyspę turystom mocnych wrażeń. Ten najbardziej fotogeniczny, aktywny wulkan na świecie już od 2021 roku słynie ze zjawiskowych strumieni lawy i ognistej poświaty rozświetlającej nocne niebo nad Reykjavikiem.
Ostatniej erupcji Fagradalsfjall towarzyszyła wyjątkowo niebezpieczna sytuacja w położonym na półwyspie Reykjanes mieście Grindavík. W listopadzie ewakuowano z niego mieszkańców, ponieważ przepływająca pod ziemią lawa zaczęła naruszać stabilność gruntu i powodować powstawanie kilkudziesięciometrowych szczelin. W ostatnich dniach aktywność wulkaniczna tego terenu nieco osłabła.
Zbliża się erupcja Grimsvötn? Symptomy sprzed poprzednich wybuchów sugerują, że tak
Aktualnie rośnie aktywność sejsmiczna w okolicy wspomnianego wcześniej wulkanu Grimsvötn. W jego okolicy pojawiły się charakterystyczne, płytkie trzęsienia ziemi, zwiększając prawdopodobieństwo wystąpienia wybuchu. W związku z tym Islandzkie Biuro Meteorologiczne ogłosiło "żółty" poziom alarmowy  - poinformował na platformie "X" Alex Spahn.
Jak informuje IMO, w okolicy wulkanu utworzyły się również szczeliny lodowe oraz "gwałtowny strumień lodowcowy". Jest to zjawisko polegające na zwiększonym przepływie lodu, które może być spowodowane nagłym wzrostem temperatury. Jak donosi agencja AFP, w poprzednich latach właśnie takie strumienie poprzedzały erupcje.
Co Grímsvötn ma wspólnego z wulkanami na Marsie?
Jak się okazuje, Grímsvötn skrywa w sobie niezwykłą tajemnicę. W 2004 roku w wodach sąsiadującego z nim subglacjalnego jeziora (jest ono położone pod lodowcem Vatnajökull i zawdzięcza swoje istnienie ciepłu z wnętrza ziemi), zaobserwowano szczepy wyjątkowych bakterii, które mogą żyć w warunkach bardzo niskiego stężenia tlenu. Takie środowisko może być bardzo podobne do tego, jakie panuje na Marsie. Na jego powierzchni również zaobserwowano ślady aktywności wulkanicznej oraz istnienie lodowców.
Aktywność islandzkich wulkanów jest wyższa niż zwykle
Wybuchy wulkanów to na Islandii częste zjawisko. Wyspa ta znajduje się na szczycie Grzbietu Śródatlantyckiego - potężnego "łańcucha górskiego", ciągnącego się z północy na południe na dnie Atlantyku. Jest to strefa bardzo aktywna wulkanicznie. W efekcie przynajmniej raz na kilka lat dochodzi na Islandii do erupcji. W ostatnich latach aktywność islandzkich wulkanów jest jednak większa niż zwykle. Wskazują na to aż cztery wybuchy wulkanów w przeciągu ostatnich 15 lat. Sugerują one, że erupcji Grímsvötn (który ostatni raz wybuchł w 2011 roku) możemy spodziewać się raz na kilka lat.
Jak będzie wyglądał wybuch Grimsvötn?
Potencjalna erupcja wulkanu Grimsvötn będzie na pewno różnić się od stosunkowo łagodnego wybuchu Fagradalsfjall. Położenie Grimsvötn pod największym lodowcem Europy sprawia, że strumienie lawy będą płynąć pod grubą warstwą lodu, a do atmosfery uwolniona zostanie olbrzymia ilość pary i materiałów piroklastycznych, charakterystycznych dla islandzkich wulkanów podlodowcowych. Innymi słowy erupcja Grimsvötn będzie znacznie bardziej dynamiczna. Może również wpłynąć na ruch lotniczy w Europie, jak było w przypadku erupcji wulkanu Eyjafjallajokull w 2010 roku.
Źródło: Polsat News / Wikipedia / Alex Spahn / X

Autor: Piotr Kosiarski

Rośnie aktywność islandzkiego wulkanu Grimsvötn. Fot. Roger McLassus / Wikimedia Commons / CC BY-SA 3.0
DEON.pl
https://deon.pl/swiat/wiadomosci-ze-swiata/na-islandii-budzi-sie-kolejny-wulkan-znajduje-sie-pod-lodem-i-kryje-kosmiczna-tajemnice,2713685

Na Islandii budzi się kolejny wulkan. Znajduje się pod lodem i kryje kosmiczną tajemnicę.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Program SETI powraca. Naukowcy rozpoczynają prawdziwe szukanie pozaziemskiej inteligencji
2024-01-12. Radek Kosarzycki
Ta informacja musi cieszyć każdego miłośnika science-fiction. Instytut SETI, Narodowe Obserwatorium Radioastronomiczne (NRAO) oraz inicjatywa Breakthrough Listen rozpoczynają nowy program poszukiwania technosygnatur we wszechświecie. Ludzkość zatem wraca do regularnego poszukiwania nie tyle pozaziemskiego życia, ile pozaziemskiej inteligencji.
Nowy projekt nosi nazwę COSMIC („Commensal Open-Source Multimode Interferometer Cluster”), a jego podstawą będzie przeczesywanie nieba za pomocą sieci radioteleskopów VLA w Nowym Meksyku. VLA pojawiła się w filmie Roberta Zemeckisa „Kontakt” z 1997 r. z Jodie Foster w roli głównej, opartym na słynnej powieści Carla Sagana pod tym samym tytułem.
COSMIC sprawia, że naukowcy będą mieli do analizy dramatycznie więcej danych niż obecnie. Podczas gdy w poprzednich projektach SETI udało się zbadać zaledwie kilka tysięcy gwiazd, w ramach projektu COSMIC, sieć radioteleskopów VLA będzie nasłuchiwała setek tysięcy, a potencjalnie milionów układów gwiezdnych na częstotliwościach od 0,75 do 50 GHz jednocześnie. Dzięki temu możliwe będzie przeszukanie 80 proc. całego nieba, czyli kilka rzędów więcej niż wszystkie poprzednie programy SETI razem wzięte.
Czytaj także: Największy radioteleskop na Ziemi poszukuje pozaziemskiej inteligencji
„Obecnie skupiamy się na stworzeniu jednego z największych przeglądów nieba w poszukiwaniu sygnałów technologicznych. W ciągu pierwszych sześciu miesięcy przeanalizowano około 500 000 źródeł” – przekonuje Chenoa Tremblay, naukowiec projektu COSMIC i astronom z Instytutu SETI. Obecnie COSMIC skanuje kosmiczne źródła radiowe z szybkością około 2000 na godzinę.
COSMIC będzie realizowany niejako przy okazji przeglądu nieba VLA Sky Survey (VLASS), który rozpoczął swój trzeci cykl obserwacyjny w styczniu 2023 r. Naukowcy z programu COSMIC otrzymają kopię surowych danych zebranych przez 27-czaszowy układ radioteleskopów. Będą to dane jeszcze sprzed zautomatyzowanego, standardowego przetwarzania danych przez sieć VLA. Dzięki temu naukowcy SETI będą mogli przetwarzać dane w dowolny sposób, także w czasie rzeczywistym.
Ta szybka analiza jest niezwykle ważna. Często bowiem w ramach programu SETI wykrywano interesujące sygnały wąskopasmowe. Problem jednak w tym, że jeżeli naukowcy zauważą je tygodnie czy miesiące później, jest już za późno, aby zrobić dodatkowe obserwacje, czy też choć sprawdzić, czy nie były to zakłócenia na częstotliwościach radiowych wynikające z działalności człowieka na Ziemi lub na orbicie okołoziemskiej.
Mówiąc o szybkich sygnałach, COSMIC ma niezwykle wysoką czułość czasową; jest w stanie wykryć sygnały radiowe trwające zaledwie nanosekundy. Transmisja na odległości międzygwiazdowe nie jest tania: jeśli chodzi o moc wyjściową, zasoby energii potrzebne do utrzymania transmisji dookólnej w ciągu godzin, dni, miesięcy lub lat, którą można wykryć w odległości dziesiątek, a nawet setek lub tysięcy lat świetlnych, są ogromne. Bardziej opłacalne byłoby, gdyby przedstawiciele pozaziemskich cywilizacji wysyłali krótkie nanosekundowe impulsy, które tylko przez ułamek sekundy widoczne są na Ziemi, a następnie podążają w kierunku dalszych układów planetarnych. W przypadku wielu poprzednich poszukiwań radiowych SETI czasy próbkowania nie były wystarczająco krótkie, aby wykryć te impulsy nanosekundowe, a nawet milisekundowe.
Czytaj także: Poszukiwanie pozaziemskiej inteligencji rozszerzone o 20 000 gwiazd
System COSMIC zaprojektowano także z myślą o przyszłości, pozostawiając miejsce na ulepszenia, które pozwolą mu stopniowo maksymalizować szanse na odkrycie interesujących sygnałów. Z czasem będzie można na przykład zwiększyć liczbę celów, które można jednocześnie obserwować, i wprowadzić algorytmy uczenia maszynowego, aby jeszcze dokładniej analizować dane.
Eksperymenty z uczeniem maszynowym prowadzono już wcześniej na danych SETI zebranych przez 100-metrowy radioteleskop Roberta C. Byrda w Obserwatorium Green Bank w Wirginii Zachodniej. Obecnie jednak analiza danych prowadzona jest ręcznie z wykorzystaniem technik statystycznych, a naukowcy lepiej zapoznają się ze sposobem, w jaki system zbiera i prezentuje dane. Gdy będą już pewni, że w pełni rozumieją system, będą mogli wykorzystać w nim uczenie maszynowe.
Naukowcy zwracają uwagę także na to, że projekt może być przy okazji wykorzystany do badania struktur szybkich rozbłysków radiowych czy też poszukiwania kandydatów na ciemną materię aksjonową.
Aby to umożliwić, COSMIC i VLA wykorzystują system oparty na sieci Ethernet, który umożliwi innym eksperymentom proste podłączenie i wykorzystanie mocy obliczeniowej COSMIC. Ta technologia sieci Ethernet jest już stosowana w kilku radioteleskopach, w tym w MeerKAT (który również prowadzi własny eksperyment SETI) w Republice Południowej Afryki i Murchison Wide-field Array w Australii.
Teraz gdy w bazie danych i przeanalizowanych jest już około pół miliona źródeł radiowych, rozpoczyna się największy w historii program poszukiwania obcych.
Szczegóły pierwszych sześciu miesięcy projektu COSMIC opisano w nowym artykule, którego głównym autorem jest Tremblay, opublikowanym 27 grudnia w The Astronomical Journal.
https://www.pulskosmosu.pl/2024/01/seti-powraca/

 

Program SETI powraca. Naukowcy rozpoczynają prawdziwe szukanie pozaziemskiej inteligencji.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Amerykanie opóźniają misję na Księżyc. Przekonują, że Chiny ich nie wyprzedzą
2024-01-12. Radek Kosarzycki
Opóźnienie startu misji Artemis 2 i Artemis 3 to spore rozczarowanie na początku roku. Jakby nie patrzeć w ciągu ostatnich dwóch tygodni wszystkie media zajmujące się relacjonowaniem eksploracji przestrzeni kosmicznej robiły podsumowania 2023 roku i prognozy tego, co nas czeka w tej dziedzinie w zaczynającym się 2024 roku. W każdym z takich podsumowań jednym z najciekawszych punktów był start załogowego lotu wokół Księżyca. Kilka dni temu NASA podcięła skrzydła wszystkich osób podekscytowanych powrotem człowieka w okolice Księżyca. Warto jednak zwrócić uwagę na to, co powiedział Bill Nelson, obecny administrator NASA.
Sytuacja wygląda tak, że amerykański program kosmiczny z roku na roku się opóźnia. Teoretycznie już w 2024 roku astronauci w ramach misji Artemis 3 mieli wylądować na powierzchni Księżyca. Rok 2024 już się rozpoczął, nie mamy lądownika, nie mamy nawet skafandrów kosmicznych dla astronautów, a teraz okazuje się, że nie tylko w tym roku nie wystartuje misja Artemis 3, ale także Artemis 2. Dla porównania Chińczycy kilka lat temu mówili o planach realizacji misji załogowej na Księżyc na początku lat trzydziestych, w kilka miesięcy temu pojawiły się głosy, że do takiej misji mogłoby dojść już w 2028 roku.
Pojawia się zatem pytanie o to, kto jako pierwszy w XXI wieku wyląduje na Księżycu. Spytany o to administrator NASA przekonuje, że w żaden sposób nie obawia się tego, że Chiny wyprzedzą Stany Zjednoczone i jako pierwsze dotną na Księżyc.
To zaskakujące stwierdzenie zważając na fakt, że w ostatnich dwóch latach Bill Nelson wielokrotnie ostrzegał przed zagrożeniem z Dalekiego Wschodu, wskazując na realne ryzyko tego, że Chińczycy dotrą na Księżyc jako pierwsi. Więcej, w wielu wypowiedziach nawet „straszył”, że jeżeli do tego dojdzie, to Chiny zajmą dla siebie miejsca, w których być może chcieliby wylądować Amerykanie i zakażą im tam lądowania.
Teraz jednak Nelson nie wydaje się już wierzyć, że Chiny mogą wygrać „wyścig”. Podczas wtorkowej telekonferencji, podczas której omawiano harmonogram agencji Artemis, szef NASA ogłosił, że agencja planuje obecnie realizację misji Artemis 3 na wrzesień 2026 roku. Oczywiście, jeżeli do takiego lotu by doszło, to z pewnością Amerykanie byliby pierwsi. Pozostaje jedynie pytanie o to, czy taki harmonogram jest realistyczny. Do września 2026 roku pozostało zaledwie 30 miesięcy. W tym czasie musi się wydarzyć jeszcze naprawdę wiele rzeczy.
„Nie obawiam się, że Chiny wylądują przed nami” – powiedział Nelson. „Myślę, że Chiny mają bardzo agresywny plan. Myślę, że chciałyby wylądować przed nami, bo to mogłoby dać im pewien PR-owy sukces. Ale faktem jest, że nie sądzę, aby byli w stanie tego dokonać. Owszem, przyspieszają swój program, ale jeżeli my wylądujemy w 2026 roku, to będziemy pierwsi”.
Aby wysłać tam swoje załogi, chińska agencja kosmiczna planuje przetestować swój nowy statek kosmiczny przeznaczony do lotów załogowych w 2028 lub nawet 2027 roku. Plan wykorzystania dwóch rakiet kosmicznych w celu dotarcia na Księżyc też jest już opracowany. Pierwsza rakieta dostarczy na orbitę statek załogowy, druga załogę. W ten sposób Chiny chcą oszczędzić sobie problemu z tworzeniem gigantycznej rakiety, która zajmie się obiema tymi rzeczami naraz. I ten skrót może im zaoszczędzić kilku lat rozwoju.
Czy zatem Bill Nelson ma rację?
https://www.pulskosmosu.pl/2024/01/nasa-chiny-nie-wyprzedza-usa/

Amerykanie opóźniają misję na Księżyc. Przekonują, że Chiny ich nie wyprzedzą.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rewolucja technologiczna. „Samonapędzająca się” rakieta rozwiąże poważny problem

2024-01-12. Sandra Bielecka
Inżynierowie z Uniwersytetu w Glasgow zaprezentowali pierwszy silnik rakietowy działający na zasadzie autofagii. Wykorzystuje on ciepło odpadowe do topienia i spalania plastikowego kadłuba, wykorzystując go jako paliwo. Mechanizm opiera się na pomyśle opatentowanym już w 1938 roku!

Rewolucyjna rakieta może stać się przyszłością technologii kosmicznych
Sam pomysł samonapędzającej się rakiety nie jest niczym nowym. Zaprezentowany silnik opiera się na pomyśle opatentowanym w 1938 roku. Grupa naukowców z Uniwersytetu w Glasgow przedstawiła swój model silnika rakiety w Amerykańskim Instytucie Aeronautyki i Astronautyki SciTech Forum w Orlando na Florydzie. Silnik rakietowy nazwano Ouroborous-3 na cześć starożytnego egipskiego symbolu węża pożerającego własny ogon.
Koncepcja opatentowana na początku XX wieku daje nadzieję na to, że rakieta tego typu może okazać się najskuteczniejszym sposobem na dotarcie na orbitę. Jednak nie bez powodu do tej pory nie wykorzystywano tego potencjału. „Trudność polega na tym, że jest on bardzo złożony i do niedawna nie było uzasadnienia biznesowego dla małych ładunków, które najlepiej obsługują autofagi” – Mówi Patrick Harkness, profesor technologii eksploracji na Uniwersytecie w Glasgow. Co więcej, rakieta tego typu mogłaby pomóc rozwiązać narastający problem, jakim są śmieci kosmiczne.  

Jak dokładnie działa rakieta wyposażona w tego typu silnik?
Zamiast paliwem silnik napędzany jest własnym „ciałem”, jeżeli można to tak nazwać. Jako element napędowy zastosowano rurki z tworzywa polietylenowego o dużej gęstości, które spalają się z głównymi materiałami pędnymi: ciekłym propanem i tlenem technicznym. Podczas startu rakieta pali plastikowe rurki wprowadzone do komory spalania silnika.  


Dzięki temu, że rakieta wymaga mniej paliwa niż maszyny napędzane w konwencjonalny sposób, na jej pokładzie jest więcej miejsca do przenoszenia ładunków w przestrzeń kosmiczną. Inżynierowie przeprowadzili testy prototypu silnika w ośrodku MachLab w bazie lotniczej Machrihanish.  
Testy rewolucyjnego silnika
Pierwsze testy przeprowadzono już w 2018 roku, jednak najnowsza próba wykazała, że w silniku można zastosować bardziej energetyczne ciekłe paliwa pędne oraz potwierdziła wytrzymałość plastikowego kadłuba. Co więcej, okazało się, że spalanie rakiety można w satysfakcjonujący sposób kontrolować.  

Tego typu rakieta mogłaby być wykorzystywana do bezpośredniego przenoszenia małych nanosatelitów na orbitę. Misje stałyby się tańsze i bardziej ekologiczne ze względu na to, że pochłania siebie, dzięki czemu nie stanie się kolejnym orbitującym kosmicznym śmieciem.

Test silnika Ouroborous-3 /University of Glasgow/ Krzysztof Bzdyk /YouTube


Ouroboros-3 Hybrid Autophage Rocket Engine Test (Composite) - July 14 2023
https://www.youtube.com/watch?v=GL9wODPvtDU

https://geekweek.interia.pl/technologia/news-rewolucja-technologiczna-samonapedzajaca-sie-rakieta-rozwiaz,nId,7265207

Rewolucja technologiczna. Samonapędzająca się rakieta rozwiąże poważny problem.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Japonia wyniosła nowego satelitę. Będzie śledzić Koreę Północną
2024-01-12. Wojciech Kaczanowski
Japonia wyniosła na orbitę okołoziemską nowego satelitę szpiegowskiego IGS Optical 8, którego celem jest obserwacja Ziemi i zbieranie danych wywiadowczych. Nowa jednostka będzie stanowić znaczące wsparcie w śledzeniu działań Korei Północnej.
W piątek, 12 stycznia br. około godziny 5:40 czasu polskiego system nośny H-IIA wyniósł na orbitę synchroniczną ze Słońcem satelitę IGS (Information Gathering Satellite) Optical-8, którego posłuży nie tylko do obserwacji Ziemi w celach cywilnych, ale również do zbierania danych wywiadowczych dla wojska Japonii. Według Reuters, był to 48 lot rakiety od momentu wprowadzenia jej do czynnej służby w 2001 r.
Na moment pisania artykułu nie zostały podane dokładne informacje na temat specyfikacji technicznych satelity. Zagraniczne media dodają, że jednostka zostanie z pewnością wykorzystana do celów szpiegowskich przy wykorzystaniu instrumentów optycznych. Warto dodać, że Japonia posiada również podobne satelity z serii IGS wyposażone w radar, czego przykładem była wyniesiona w styczniu 2023 r. jednostka IGS Radar-7.
Poprzednia jednostka optyczna IGS Optical-7 trafiła na orbitę w 2020 r. Przypomnijmy, że ogniwem zapalnym do rozpoczęcia programu IGS był rok 1988 r., kiedy Korea Północna przeprowadziła próbę rakietową nad terytorium Japonii. Zadaniem tego typu urządzeń jest w głównej mierze ostrzeganie przed takimi zagrożeniami również w dzisiejszych czasach, gdyż Kim Dzong Un jest coraz odważniejszy w swoich próbach rakietowych. Obecnie satelity te przekazują również sygnały ostrzegawcze w przypadku katastrof naturalnych.
Dwustopniowa rakieta H-IIA posiada układ napędowy zasilany mieszanką ciekłego wodoru oraz ciekłego tlenu. W opisywanej misji wzięła udział konfiguracja H2A 202. Trzycyfrowa liczba tej wersji oznacza specyfikację techniczną, którą należy czytać w następujący sposób: pierwsza liczba oznacza liczbę stopni - 2, druga liczbę boosterów zasilanych paliwem ciekłym - 0, a trzecia liczbę boosterów SRB-A zasilanych paliwem stałym - 2.

Źródło: Reuters / Space24.pl

Fot. Mitsubishi Heavy Industries via Twitter

SPACE24
https://space24.pl/satelity/obserwacja-ziemi/japonia-wyniosla-nowego-satelite-bedzie-sledzic-koree-polnocna

 

Japonia wyniosła nowego satelitę. Będzie śledzić Koreę Północną.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Historyczna misja Chin. Sprowadzą próbki z przeciwnej strony Księżyca
2024-01-12. Mateusz Mitkow
Chińska Republika Ludowa może w tym roku ponownie zapisać się na kartach historii za sprawą jednej z nadchodzących misji księżycowych. Państwo Środka planuje pobrać próbki z przeciwnej strony Srebrnego Globu i tym samym stać się pierwszym krajem na świecie, któremu się to udało.
W 2024 r. czeka nas wiele niezwykle ciekawych misji, dzięki którym zwiększymy swoją wiedzę na temat otaczającego nas świata. Jednym z takich przedsięwzięć będzie przygotowywana przez Chiny misja Chang’e 6, która jest kontynuacją księżycowego programu Państwa Środka. Jej celem będzie pobranie próbek badawczych z Księżyca i ich transport na Ziemię. Założenie podobne do poprzedniej misji - Chang’e 5, lecz tym razem materiał zostanie pobrany z nieznanego dotąd obszaru, czyli niewidocznej z Ziemi strony naturalnego satelity Ziemi.
Księżycowe próbki mają pomóc lepiej poznać historię Srebrnego Globu, naszej planety, a także innych ciał niebieskich Układu Słonecznego. Chińska Narodowa Agencja Kosmiczna (CNSA) zaznaczyła, że sonda wyląduje na powierzchni Księżyca już w pierwszej połowie obecnego roku. Z ostatnich aktualizacji mogliśmy dowiedzieć się, że komponenty sondy zostały dostarczone do kosmodromu Wenchang, znajdującego się na wyspie Hajnan w południowych Chinach.
To właśnie z tego miejsca urządzenie o masie 8,2 t zostanie wyniesione w przestrzeń kosmiczną za pomocą systemu nośnego Chang Zheng 5 (tłum. Długi Marsz 5). Obecnie Państwo Środka planuje rozpoczęcie misji Chang’e 6 w maju br. Montaż i testy dostarczonych elementów rozpoczną się w najbliższym czasie. Przypomnijmy, że misja będzie wspierana przez satelitę przekaźnikowego Queqiao-2, który zostanie wyniesiony w najbliższych miesiącach (również z Wenchang) za pomocą rakiety Chang Zheng 8.
Misja Chang’e 6 ma być kamieniem milowym w kwestii badań i nauk o Księżycu. Autonomiczne składniki, które zostaną do niej wykorzystane to wspomniany orbiter przekaźnikowy, lądownik księżycowy, system ucieczkowy i na samym końcu - moduł powrotny z zasobnikiem próbek docelowo zebranych na Księżycu. Projekt odzwierciedla poprzednią misję, czyli Chang’e 5 z 2020 r., dzięki której udało się dostarczyć na Ziemię 1731 gramów materiału księżycowego.
Pozytywne zakończenie misji będzie wielkim sukcesem dla Chin, które będą mogły zbadać materiał właściwie niedostępny dla innych naukowców na świecie. „Wysłanie sondy na drugą stronę i przywiezienie próbek z powrotem wciąż stanowi wyzwanie. W końcu nikt nigdy tego nie próbował” - zaznaczył jeden z inżynierów misji. Zgodnie z planem, Chang’e 6 wyląduje na obszarze największego w całym Układzie Słonecznym krateru tzw. basenu Bieguna Południowego – Aitken (ang. South Pole-Aitken basin). Jego średnica wynosi 2500 km, a głębokość – 13 km.
Naukowcy wierzą, że krater kryje w sobie wiele tajemnic, dzięki którym uzyskamy nowy wgląd w jego historię i skład. Uważa się, że w kraterze SPA dostępny jest materiał spod skorupy naturalnego satelity Ziemi, dlatego lądownik misji podejmie próbę zebrania 2000 gramów materiału, zarówno zaczerpniętego z powierzchni, jak i zebranego za pomocą wiertła.
Warto zaznaczyć, że oprócz Chin, tylko Związkowi Radzieckiemu i Stanom Zjednoczonym udało się sprowadzić księżycowe próbki na Ziemię, jednak żadna z misji nie dotyczyła przeciwnej strony Księżyca. Samo lądowanie na Srebrnym Globie nie należy do najłatwiejszych działań, co mogliśmy zaobserwować przy rosyjskiej misji Łuna-25 oraz japońskiego lądownika Hakuto-R. Doświadczenie Państwa Środka oraz poziom zaawansowania technologicznego kraju wskazuje jednak, że w tym przypadku możemy być spokojniejsi.
Podkreśla się przy tym także międzynarodowy udział, gdyż do misji Chang’e 6 włączono instrumenty naukowe z Francji, Włoch, Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) i Pakistanu. Warto także podkreślić, że próbki zebrane przez chińskie urządzenie będą początkowo dostępne dla naukowców i instytucji z Chin, lecz w późniejszym czasie zostaną otwarte dla międzynarodowych podmiotów badawczych.
Źródło: The Planetary Society, Space News, Space24.pl
Ilustracja: CASC [spacechina.com]

Fot. CNSA

SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/sondy/historyczna-misja-chin-sprowadza-probki-z-przeciwnej-strony-ksiezyca

Historyczna misja Chin. Sprowadzą próbki z przeciwnej strony Księżyca.jpg

Historyczna misja Chin. Sprowadzą próbki z przeciwnej strony Księżyca2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

USA i Chiny w wyścigu o Księżyc. NASA nie obawia się porażki
2024-01-12. Mateusz Mitkow
Kilka dni temu amerykańska agencja kosmiczna NASA poinformowała o opóźnieniu nadchodzących misji Artemis, z których jedna zakłada załogowe lądowanie na powierzchni Srebrnego Globu. Pomimo tego, administrator agencji - Bill Nelson nie obawia się przegranej z Chinami w wyścigu o powrót człowieka na Księżyc.
Stany Zjednoczone oraz Chińska Republika Ludowa rywalizują w nowej odsłonie księżycowego wyścigu. Świat od ponad 50 lat czeka na ponowne załogowe lądowanie na powierzchni naturalnego satelity Ziemi i jedyne kraje, które mogą obecnie tego dokonać to właśnie USA oraz Państwo Środka. Państwa planują dokonać tego w najbliższych latach, choć w ostatnich dniach Amerykanie poinformowali o kolejnych opóźnieniach w swoim programie, których można było się już od pewnego czasu spodziewać.
9 stycznia br. NASA poinformowała, że misja Artemis II zostaje przełożona na 2025 r., z kolei misja zakładająca lądowanie na Księżycu - Artemis III odbędzie się rok później. Wiele osób spodziewało się, że w przypadku Artemis III ciężko będzie utrzymać wcześniej założony termin i także teraz można powiedzieć, że nowa data będzie trudna do utrzymania. Ma to związek m.in. z etapem rozwoju systemu nośnego Starship, lądownika księżycowego Starship HLS (Human Landing System), a także kombinezonów dla astronautów.
Po ogłoszeniu nowego harmonogramu, powrócił temat rywalizacji z Chinami, które planują przed końcem dekady zrealizować pierwszą w historii swojego kraju misję załogową na Księżyc. Biorąc pod uwagę problemy amerykańskiego programu, eksperci z całego świata ponownie debatują nad tym, czy chińscy astronauci (tajkonauci) dotrą na Srebrny Glob zanim uda się tam powrócić Amerykanom. Zapytany o to szef NASA, odpowiedział, że nie spodziewa się takiego obrotu spraw.
”To fakt: bierzemy udział w wyścigu kosmicznym i prawdą jest, że lepiej uważajmy, aby nie dotarli do miejsca na Księżycu pod pozorem badań naukowych. Nie jest też wykluczone, że powiedzą: Nie zbliżaj się, jesteśmy tutaj, to nasze terytorium” - mówił jeszcze w 2023 r. Bill Nelson cytowany przez portal Space News. Podczas konferencji z 9 stycznia br. Bill Nelson podkreślił, że obecnie nie obawia się, że Chinom uda się wylądować na Księżycu przez powrotem USA.
”Myślę, że Chiny mają bardzo agresywny plan. Chcieliby wylądować przed nami, ponieważ mogłoby to dać im pewien przewrót PR-owy. Ale faktem jest, że nie sądzę, by to zrobili. Ogłaszana przez nich data jest coraz wcześniejsza. Ale konkretnie, gdy wylądujemy we wrześniu ’26, będzie to pierwsze lądowanie” - podkreślił szef NASA.
Warto zaznaczyć, że zarówno Stany Zjednoczone, jak i Chiny celują w księżycowy biegun południowy, czyli region uważany za bogaty w zasoby naturalne, przede wszystkim wody w postaci lodu. Państwo Środka planuje przeprowadzenie dwóch startów, które będą transportowały kolejno lądownik oraz statek kosmiczny z tajkonautami na pokładzie. Strategia pozwala Chinom przeskoczyć wyzwanie technologiczne, jakim jest opracowanie systemu nośnego o wystarczającej mocy, aby wykonać taką misję w ramach jednego lotu.
Nie oznacza to jednak, że Chiny całkowicie zrezygnują z planów tego typu rakiety. Przypomnijmy bowiem, że księżycowa strategia tego państwa obejmuje również utworzenie stałej placówki naukowo-badawczej na Srebrnym Globie, do budowy której niezbędny byłby system nośny o znacznie większej mocy. Obecnie najbardziej prawdopodobnymi do tego celu konstrukcjami są Długi Marsz 9 i Długi Marsz 10. Pierwszy wariant będzie dość zbliżony technicznie do rozwijanego obecnie przez SpaceX systemu Starship/Super Heavy. Z kolei drugi, swoją konstrukcją ma być zbliżony do Falcona Heavy.
Biorąc pod uwagę chińskie plany, możliwości tego państwa oraz status prac nad technologiami wymaganymi do amerykańskiej programu, można stwierdzić, że termin załogowego lądowania na Księżycu będzie podobny. Najważniejszym pytaniem jest jednak, któremu narodowi uda się zrealizować ten cel w pierwszej kolejności. Obecnie dla Amerykanów najważniejszą kwestią są prace nad ww. rakietą Starship, która zostanie wykorzystana do misji Artemis III. Za nami jej dwa loty testowe, a w tym roku zobaczymy kolejne.
Źródło: Space News, Space24.pl
Fot. Envato Elements
SPACE24
https://space24.pl/polityka-kosmiczna/swiat/usa-i-chiny-w-wyscigu-o-ksiezyc-nasa-nie-obawia-sie-porazki

 

USA i Chiny w wyścigu o Księżyc. NASA nie obawia się porażki.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ZEA zbuduje śluzę dla Gateway
2024-01-13. Krzysztof Kanawka
Ważny krok i ważny moduł.
Zjednoczone Emiraty Arabskie zbudują moduł-śluzę dla stacji Gateway.
Centrum Mohammed bin Rashid Space Centre (MRSC) ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich (ZEA) poinformowało wraz z NASA w dniu 7 stycznia 2023 o budowie modułu-śluzy dla stacji Gateway.
ZEA ma zbudować moduł-śluzę zarówno dla astronautów jak i szeroko pojętej nauki. Na zaprezentowanych grafikach pierwszej koncepcji można zobaczyć dość duży podłużny moduł. Ten moduł jest na tyle duży, że wewnątrz może się znaleźć kilku astronautów.
Wcześniejsze koncepcje współpracy przy stacji Gateway (przed 2022 rokiem) prezentowały rosyjski moduł-śluzę z kilkoma węzłami. Oczywiście, tego typu współpraca aktualnie nie jest możliwa – zarówno z uwagi na kwestie polityczne (przede wszystkim agresja Rosji na Ukrainę) jak i postępujący upadek rosyjskiego sektora kosmicznego.
Ponadto, w przyszłości astronauta ZEA wejdzie w skład załogi, która poleci na stację Gateway w ramach jednej z późniejszych misji Artemis. Pojawiają się także spekulacje, że jeden z astronautów ZEA wejdzie w skład wyprawy na powierzchnię Księżyca. Jest to całkiem prawdopodobne – podobnie jak udział astronauty z Europy w misji na powierzchnię Srebrnego Globu.
(PFA, NASA)
Grafika ze stycznia 2024, prezentująca wstępną wizję modułu-śluzy dla Gateway / Credits – MRSC

Jedna z wizji stacji LOP-G (Gateway) – grafika z 2019 roku / Credits – NASA

https://kosmonauta.net/2024/01/zea-zbuduje-sluze-dla-gateway/

 

ZEA zbuduje śluzę dla Gateway.jpg

ZEA zbuduje śluzę dla Gateway2.jpg

ZEA zbuduje śluzę dla Gateway3.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

NASA chce wysłać misję do… Proxima Centauri? Wszystko na to wskazuje
2024-01-13. Radek Kosarzycki
Planów wysłania misji kosmicznej do najbliższej nam gwiazdy poza Układem Słonecznym było już wiele. Wszystko zazwyczaj jednak kończy się na etapie koncepcji. Nic w tym w sumie dziwnego, zważając na to, że potencjalna sonda musiałaby pokonać w trakcie swojej misji ponad cztery lata świetlne, a następnie wysłać stamtąd dane na Ziemię. Jakby nie patrzeć, przy wykorzystaniu konwencjonalnych napędów taka podróż trwałaby kilkadziesiąt tysięcy lat. Sonda Voyager 1 wystrzelona w przestrzeń kosmiczną 46 lat temu przemierzyła jak dotąd mniej niż jedną tysięczną tej odległości. Można założyć, że żaden rząd raczej nie byłby przesadnie chętny zapłacić za taką misję.
Zamiast pakować astronautów do ciasnego statku kosmicznego, zespół kierowany przez głównego naukowca startupu Space Initiatives, Marshalla Eubanksa, sugeruje wysłanie całego roju maleńkich sond kosmicznych, które do napędu wykorzystywałyby fotony wystrzeliwane z gigantycznego lasera na powierzchni Ziemi. Jego zespół właśnie uzyskał wsparcie NASA.
Przedstawiona przez Space Initiatives koncepcja została właśnie wybrana do pierwszej fazy tegorocznego programu NASA Innovative Advanced Concepts.
Eubanks wskazuje, że ludzkość obecnie nie ma sposobu na rozpędzenie sondy kosmicznej do prędkości pozwalających pokonać odległość do najbliższej gwiazdy w rozsądnym czasie. Żadna rakieta nie będzie w stanie wyrzucać ze swoich dysz materiału z prędkością 60 000 km/s. Z tego też powodu naukowcy chcą wykorzystać do napędu niezwykle lekki żagiel, który będzie napędzany silnym strumieniem laserowym z Ziemi.
Oczywiście ciśnienie wytwarzane przez same fotony w wiązce laserowej będzie małe, dlatego też, aby można było w ten sposób rozpędzić sondę, musi ona ważyć dosłownie gramy, a nie kilogramy. Co więcej, do skutecznego napędzania całego gąszczu takich sond kosmicznych (nie można wysłać tylko jednej) niezbędne będzie zbudowanie 100-gigawatowego lasera, który nawet w dużych odległościach będzie w stanie skutecznie napędzać żagle kosmiczne.
To kiedy wysyłamy te małe aparaty fotograficzne do najbliższej gwiazdy? Odpowiedź na to pytanie może być niezadowalająca dla wielu, ale przynajmniej może być realistyczna. Badacze wskazują, że na opracowanie sondy potrzeba kilku dziesięcioleci. Potem wystarczy ją wysłać i już po… 2075 roku miniaturowy gąszcz sond wysłanych przez zaawansowaną cywilizację zamieszkującą błękitną planetę krążącą wokół Słońca może dotrzeć w okolice Proximy Centauri.
Trzeba jeszcze ustalić, w jaki sposób tak precyzyjnie sterować sondą, aby przeleciała odpowiednio blisko planety Proxima b, aby mogła wykonać jej zdjęcia, zrobić pomiary widmowe powierzchni i atmosfery i wysłać je na Ziemię. Nie jesteśmy jednak w stanie ustalić precyzyjnie, w którym miejscu na orbicie wokół gwiazdy może znajdować się planeta za 2-3 dekady. Z tego też powodu warto wysłać więcej sond. Szansa na to, że kilka z nich przeleci w pobliżu planety, automatycznie wzrośnie.
No dobrze, to na koniec jeszcze kilka słów pocieszenia. Widzicie w tekście 2075 rok, liczycie w głowie, ile będziecie mieli wtedy lat i zaczynacie się smucić. Te smutki mogą być jednak na wyrost. W artykule opublikowanym w 2017 roku na łamach Dziennika Gazety Prawnej prof. Piotr Szukalski z Uniwersytetu Łódzkiego wskazuje na zbliżającą się eksplozję długowieczności:
„Naukowiec zwrócił uwagę, że znakomicie będzie to widać w przyszłości. Według niego liczba „młodych” dziewięćdziesięciolatków (90-94 lata) w ciągu najbliższych 20 lat ma wzrosnąć o ponad 60 proc. Jeszcze większy wzrost nastąpić ma w przypadku osób w wieku 95+, których przybędzie nawet 3,5-krotnie, a najwięcej przybędzie stulatków, których będzie nawet 4-5-krotnie więcej niż obecnie. W ostatnich dekadach najbardziej widoczny jest właśnie wzrost liczby polskich stulatków. Jeszcze pod koniec lat 70. ub. stulecia w Polsce żyło ich ok. 400, na koniec 2016 r. było już 4,9 tys. stulatków, a z prognoz demograficznych wynika, że za 20 lat będzie ich ok. 21 tys.”
Czy ktoś powiedział, że nie będzie nas w tej grupie? Wystarczy zdrowo żyć i sensownie się odżywiać. Odłóż tego burgera i idź pobiegać.
https://www.pulskosmosu.pl/2024/01/nasa-misja-do-proxima-centauri/

NASA chce wysłać misję do… Proxima Centauri Wszystko na to wskazuje.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Śruby puściły! Naukowcy dostali się do próbek z planetoidy Bennu
2024-01-13. Radek Kosarzycki
Członkowie zespołu kuratorskiego w Johnson Space Center NASA w Houston pomyślnie usunęli dwa elementy mocujące z głowicy próbnika, które uniemożliwiały dotąd dostęp do głównej części materiału pobranego z powierzchni planetoidy Bennu przez sondę OSIRIS-REx.
Obecnie trwają prace nad zakończeniem demontażu mechanizmu pobierania próbek typu Touch-and-Go (TAGSAM) w celu odsłonięcia pozostałych skał i pyłu dostarczonych przez NASA w ramach pierwszej misji poboru próbek z asteroid.
„Nasi inżynierowie i naukowcy przez ostatnie tygodnie niestrudzenie pracowali jednocześnie nad przygotowaniem próbki ponad 70 gramów materii, do którego udało się dostać wcześniej, ale także nad projektowaniem, budową i testami nowych narzędzi, które umożliwiłyby bezpieczne dostanie się do głównej części materii pobranej z Bennu”za kulisami, aby nie tylko przetworzyć ponad 70 gramów materiału, do którego mogliśmy uzyskać dostęp wcześniej, ale także zaprojektować, wyprodukować i przetestować nowe narzędzia, które pozwoliły nam pokonać tę przeszkodę” – powiedziała Eileen Stansbery, szefowa działu ARES w Johnson Space Center.
Pozostała część próbki zbiorczej będzie w pełni widoczna po kilku dodatkowych etapach demontażu, kiedy to specjaliści wykonają zdjęcia próbki w bardzo wysokiej rozdzielczości, gdy znajduje się ona jeszcze w głowicy TAGSAM. Ta część próbki zostanie następnie usunięta i zważona, a zespół będzie w stanie określić całkowitą masę materiału Bennu przechwyconego w trakcie misji.
Inżynierowie wstrzymali demontaż osprzętu głowicy TAGSAM w połowie października po odkryciu, że dwóch z 35 śrub mocujących nie można usunąć za pomocą narzędzi zatwierdzonych do użytku w komorze rękawicowej OSIRIS-REx.
Aby sobie poradzić z tym problemem, trzeba było zaprojektować i wyprodukować dwa nowe, wieloczęściowe narzędzia ułatwiające dalszy demontaż głowicy TAGSAM. Narzędzia te obejmują nowo wykonane na zamówienie klucze wykonane z konkretnego gatunku chirurgicznej, niemagnetycznej stali nierdzewnej; najtwardszego metalu zatwierdzonego do stosowania w czystych komorach rękawicowych.
„Oprócz wyzwania projektowego polegającego na ograniczeniu się do zatwierdzonych materiałów w celu ochrony wartości naukowej próbki planetoidy, te nowe narzędzia musiały również działać w ciasnej przestrzeni komory rękawicowej, ograniczając ich wysokość i masę” – powiedziała dr Nicole Lunning, kuratorka OSIRIS-REx w firmie Johnson.
Przed właściwym usunięciem śrub zespół Johnson Space Center przetestował nowe narzędzia i procedury usuwania w laboratorium próbnym. Po każdym pomyślnym teście inżynierowie zwiększali wartości momentu obrotowego montażu i powtarzali procedury testowe, aż zespół miał pewność, że nowe narzędzia będą w stanie osiągnąć wymagany moment obrotowy, minimalizując jednocześnie ryzyko potencjalnego uszkodzenia głowicy TAGSAM lub jakiegokolwiek zanieczyszczenia próbki.
Pomimo tego, że dotychczas nie było możliwości całkowitego zdemontowania głowicy TAGSAM, członkowie zespołu badawczego zebrali już 70,3 grama materiału z planetoidy z obudowy sprzętu. Warto zwrócić uwagę na to, że celem misji było przywiezienie w ogóle co najmniej 60 gramów materii z planetoidy. Część próbek trafiła już do zespołu naukowców, a część została zamknięta na długie lata i dziesięciolecia do badania instrumentami, które powstaną w przyszłości. Warto zwrócić uwagę na fakt, że część z tych próbek przechowywana będzie w temperaturze pokojowej, a część w -80 stopniach Celsjusza. Najprawdopodobniej wiosną opublikowany zostanie katalog próbek dostępnych dla zespołów naukowych spoza Stanów Zjednoczonych.
https://www.pulskosmosu.pl/2024/01/sruby-puscily-probki-bennu-osiris-rex/

Śruby puściły! Naukowcy dostali się do próbek z planetoidy Bennu.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skąd się biorą szybkie błyski radiowe? Naukowcy analizują cztery źródła
2024-01-13. Radek Kosarzycki
Niezwykle ulotne fale energii z przestrzeni kosmicznej, tzw. szybkie błyski radiowe, od lat stanowią dla naukowców poważną kosmiczną zagadkę. Badanie ich nie należy do rzeczy łatwych: nie dość, że są to błyski niezwykle krótkie, to nie da się przewidzieć, skąd mogą do nas nadlecieć. Międzynarodowy zespół astronomów opublikował właśnie nowy artykuł, w którym opisano interesujące informacje, które mogą wskazywać na to, że to supernowe w największym stopniu przyczyniają się do powstawania źródeł szybkich błysków radiowych.
„Szybkie rozbłyski radiowe to jedna z największych tajemnic astronomii” – przyznaje główny autor opracowania Mohit Bhardwaj, członek kanadyjskiego eksperymentu mapowania intensywności wodoru Fast Radio Burst (CHIME/FRB). „Te niezwykle silne błyski radiowe mogą pokonywać kosmologiczne odległości. W momencie emisji, w ciągu kilku tysięcznych części sekundy źródło FRB emituje więcej energii niż Słońce w ciągu tysiąca lat. Jeszcze bardziej intrygujące jest to, że chociaż uderzają w Ziemię mniej więcej co minutę ze wszystkich stron na niebie, wciąż nie wiemy skąd do nas docierają i co tak naprawdę je emituje.”
Naukowcy zbadali 18 pobliskich źródeł FRB, z których wszystkie były galaktykami spiralnymi lub galaktykami późnego typu. Występowanie galaktyk późnego typu sugeruje, że źródła FRB występują głównie w stosunkowo młodych galaktykach, przy czym źródła prawdopodobnie powstają w wyniku eksplozji supernowych, które wiążą się z kolapsem jądra masywnej gwiazdy.
„Ta praca wskazuje na intrygujący trend. Większość lokalnych FRB prawdopodobnie pochodzi z supernowych z kolapsem jądra” – wskazuje Bridget Andersen, współautorka artykułu „W toku kolejnych badań naszym celem będzie sprawdzenie, czy ten trend utrzyma się w przypadku większej liczby identyfikowanych galaktyk macierzystych”.
Praca ma szczególne znaczenie, ponieważ rok temu, po wykryciu źródła FRB w gromadzie kulistej galaktyki Messier 81 – zawierającej niezwykle starą populację gwiazd – pojawiły się spekulacje, że to właśnie takie źródła mogą dominować w populacji FRB.
Bhardwaj przekonuje, że najnowsze badania nie wspierają tej teorii. Według niego bowiem większość źródeł FRB pochodzi z kolapsu masywnych gwiazd, w których dochodzi do powstania czarnych dziur lub gwiazd neutronowych.
„Przeprowadzając bardziej szczegółowe analizy, mamy nadzieję udoskonalać naszą wiedzę na temat różnorodnych źródeł FRB i potencjalnie odkrywać mechanizmy leżące u podstaw tych kosmicznych zjawisk, rzucając światło na procesy prowadzące do emisji silnych błysków radiowych we wszechświecie”.
Zespół CHIME/FRB podwoił ostatnio katalog znanych powtarzających się FRB i nadal czyni postępy w tej dziedzinie. Najnowszy artykuł dostępny na serwerze preprintów arXiv zostanie opublikowany w periodyku The Astrophysical Journal Letters wskazuje galaktyki macierzyste nowych pobliskich FRB.
Zrozumienie pochodzenia FRB stanowi kluczowe wyzwanie współczesnej astronomii i jak dotąd pozagalaktyczne FRB objawiały się wyłącznie jako zjawiska radiowe. Identyfikując ich źródła, kosmolodzy mogą teraz uzyskać nowy wgląd w ekstremalne środowiska astrofizyczne, które umożliwiają powstawanie tych sygnałów oraz fizyczne mechanizmy za nie odpowiedzialne.
„Zdolność do wskazania galaktyki, z której pochodzi dany szybki błysk radiowy, jest najważniejszym efektem tego badania. Jednak dzięki CHIME możemy zidentyfikować jedynie galaktyki macierzyste najbliższych FRB” – mówi współautor Daniele Michilli z Instytutu Astrofizyki i Badań Kosmicznych. „Budujemy nowe teleskopy CHIME „Outrigger” w Kanadzie i USA. Umożliwią one precyzyjną likalizację wszystkich FRB wykrytych przez CHIME na niebie. To będzie prawdziwa rewolucja w tej dziedzinie”.
Bhardwaj powiedział, że jedna z dominujących hipotez łączących te intensywne rozbłyski fal radiowych z procesami astrofizycznymi dotyczy gwiazd neutronowych. Dodał, że znaczenie tej hipotezy wzrosło w 2020 r., kiedy CHIME/FRB zaobserwował rozbłyski podobne do FRB ze znanej silnie namagnesowanej gwiazdy neutronowej (SGR 1935+2154) w naszej galaktyce, co doprowadziło do identyfikacji magnetarów – młodych, silnie namagnesowanych neutronów gwiazdy – jako prawdopodobnego źródła FRB.
„Bez względu na ich pochodzenie, te krótkie wybuchy są bardzo obiecujące dla badań kosmologicznych” – powiedział Bhardwaj. „Dla każdego FRB możemy oszacować ilość zjonizowanej materii, przez którą przebył sygnał FRB w drodze na Ziemię. To jednoznacznie pozycjonuje FRB jako bardzo obiecującą sondę do badania rozkładu zjonizowanego gazu w przestrzeni kosmicznej”.
https://www.pulskosmosu.pl/2024/01/szybkie-blyski-radiowe-nowe-badania/

Skąd się biorą szybkie błyski radiowe Naukowcy analizują cztery źródła.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Coś dziwnego wysyła potężny tajemniczy sygnał z gromady siedmiu galaktyk

2024-01-13. Wiktor Piech
Za pięcioma planetami, za kilkoma kosmicznymi obłokami kosmicznej materii znajduje się tajemnicze miejsce, z którego pochodzi najpotężniejszy wykryty przez ludzkość szybki błysk radiowy. Według naukowców jego domem jest ściśle powiązana ze sobą, zagadkowa grupa siedmiu galaktyk.

Szybkie błyski radiowe (FRB) są to bardzo krótkie i bardzo silne sygnały radiowe, które docierają do nas z głębin kosmosu. Stanowią one istną zagadkę dla naukowców, ponieważ nie wiadomo, co może być ich źródłem. Co ciekawe, pierwszy taki sygnał odkryto dopiero w 2007 roku. Jak sugerują badacze, potencjalnie ich źródłem mogą być czarne dziury i gwiazdy neutronowe.
Stąd pochodzi tajemniczy potężny kosmiczny sygnał?
Po przeprowadzeniu szczegółowych analiz okazało się, że rozbłysk FRB 20220610A pochodzi z wnętrza gromady składającej się z siedmiu galaktyk. Badacze sugerują, że interakcje między tymi olbrzymimi strukturami mogą mieć znaczenie w powstawaniu tego typu rozbłysków.


Wcześniejsze analizy wykazały, że FRB nie pochodził z najszerzej akceptowanych i sugerowanych źródeł, dlatego też prawdopodobny nowy typ źródła wprowadza astrofizyków w zakłopotanie.
Jak mówi dr Alexa Gordon z Northwestern University: - Bez obrazowania wykonanego przez Hubble’a nadal pozostawałoby tajemnicą, czy ten FRB pochodzi z jednej monolitycznej galaktyki, czy z jakiegoś rodzaju oddziałującego układu. To właśnie tego typu środowiska - te dziwne - prowadzą nas do lepszego zrozumienia tajemnicy FRB.
Początkowe obrazowania pokazywały, że sygnał pochodził z "amorficznej kosmicznej plamy". Jednakże po bliższym przyjrzeniu okazało się, że plama ta składa się z aż siedmiu galaktyk, które są bardzo ciasno "upakowane" - wszystkie mogłyby zmieścić się w naszej Drodze Mlecznej.
Ich bardzo bliska pozycja względem siebie oznacza, że oddziałują one na siebie w pewien określony sposób. Jeżeli w tych galaktykach gwiazdy powstają w krótkich odstępach czasu, to jak sugerują naukowcy, może być to jednym z wyjaśnień tworzenia się tak silnych FRB.

Istnieją pewne oznaki interakcji między członkami grupy. Innymi słowy, mogliby "handlować materiałami" lub być na drodze do połączenia. Te grupy galaktyk, zwane grupami zwartymi, są niezwykle rzadkimi środowiskami we Wszechświecie i są najgęstszymi strukturami w skali galaktyki, jakie znamy - mówi astrofizyk Wen-fai Fong z Northwestern University.
Dodaje: - Mając większą próbkę odległych FRB, możemy rozpocząć badanie ewolucji FRB i ich właściwości macierzystych, łącząc je z bardziej pobliskimi, a być może nawet zacząć identyfikować dziwniejsze populacje - mówi Dong.
Jak stwierdzają naukowcy, wraz z rozwojem coraz nowocześniejszych teleskopów, idzie coraz lepsza rozdzielczość obrazów i bardziej szczegółowe analizy Wszechświata. W ciągu najbliższych lat powinniśmy dowiedzieć się o wiele więcej na temat tych tajemniczych sygnałów pochodzących z głębin kosmosu.
Wyniki badań zostały opublikowane na platformie naukowej pre-print arXiv.

Naukowcy już wiedzą, skąd pochodził najpotężniejszy kosmiczny sygnał. Lokalizacja zaskakuje (zdjęcia ilustracyjne) /paul00paul /123RF/PICSEL

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-cos-dziwnego-wysyla-potezny-tajemniczy-sygnal-z-gromady-sied,nId,7267248

Coś dziwnego wysyła potężny tajemniczy sygnał z gromady siedmiu galaktyk.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Koniec z rakietami kosmicznymi? Przyszłość należy do wind

2024-01-13. Karol Kubak
Angielski architekt ze znanego biura stworzył projekt koncepcyjny windy, która miałaby podróżować między oceanicznym portem kosmicznym a stacją kosmiczną.

Przemysł kosmiczny rozwija się w szybkim tempie, projektowane są nie tylko rakiety, które mają usprawnić eksplorację kosmosu przez człowieka, ale także umożliwić turystykę kosmiczną. Jednak wciąż loty są niezwykle drogie, a rakiety mało wydajne.
Architekt Jordan William Hughes, ze słynnego brytyjskiego studia projektowego Foster + Partners opracował projekt windy kosmicznej Ascensio, która mogłaby przemieszczać się pomiędzy Ziemią a stacją kosmiczną, będąc skuteczniejszą alternatywą dla tradycyjnych podróży kosmicznych.
Brytyjski architekt zaprojektował kosmiczną windę. Ma transportować ludzi i towary na stację kosmiczną
Na podstawie dokładnych badań fizyków i inżynierów Hughes opracował projekt, kładąc nacisk na wydajność. Winda kosmiczna mogłaby działać np. przy wykorzystaniu przechwyconej asteroidy na orbicie geostacjonarnej, która byłaby dobrą przeciwwagą dla oceanicznego portu kosmicznego. Z niej opuszczona zostałaby lina na powierzchnię Ziemi, która umożliwiłaby połączenie portu i stacji.
Następnie niewielkie drony mogłyby rozpocząć wznoszenie się i opadanie transportując po linie ludzi i ładunki na wysokość 26 tysięcy kilometrów. Według architekta winda byłaby znacznie tańszym, wydajniejszym i bezpieczniejszym środkiem transportu w porównaniu z rakietami, które nie dość, że same są drogie w budowie, to jeszcze zużywają ogromne ilości specjalnego paliwa.

Możliwość posiadania przez ludzkość szeregu ciągłych pionowych portali prowadzących w przestrzeń kosmiczną radykalnie zmieniłaby przemysł kosmiczny, czyniąc transport ładunków i turystów kosmicznych znacznie tańszym i bardziej realistycznym.
Powiedział Hughes w rozmowie z serwisem Dezeen
Za swój projekt Jordan William Hughes otrzymał nagrodę za architekturę kosmiczną i innowacyjność Fundacji Jacques’a Rougerie w wysokości 10 tys. euro.
Wygrał nagrodę, ale nie wierzy w szybką realizację projektu
Zazwyczaj, gdy architekt wygra konkurs, wierzy w to, że jego projekt (nawet z pewnymi zmianami) zostanie zrealizowany. W tym przypadku jest nieco inaczej. - Byłby to bardzo kosztowny i bardzo ambitny projekt, nie spodziewam się, że zostanie zrealizowany w ciągu najbliższych 10 lat - przyznał w rozmowie z BBC.
Jest obecnie wiele przeszkód, które trzeba pokonać, takich jak np. wytrzymałość liny, która nie zerwałaby się pod własnym ciężarem, czy zagrożenie dla konstrukcji ze strony licznych śmieci kosmicznych. Wierzy jednak, że podstawowe cechy Ascensio - mobilność, lekkość i bezpieczeństwo - będą charakteryzować windy kosmiczne w przyszłości.

Dziś jest to trochę fantazyjne, ale jestem pewien, że tak się stanie, ponieważ jest to jedyny sposób, w jaki podróże kosmiczne i eksploracja kosmosu faktycznie działają i stają się wydajne.
Podsumował
Źródło: Dezeen, BBC
Wizualizacja kosmicznej windy. /Jordan William Hughes /materiał zewnętrzny

Port kosmiczny na oceanie... /Jordan William Hughes /materiał zewnętrzny

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-koniec-z-rakietami-kosmicznymi-przyszlosc-nalezy-do-wind,nId,7262817

 

Koniec z rakietami kosmicznymi Przyszłość należy do wind.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poszukiwanie par bozonów Higgsa może zmienić fizykę
2024-01-13.
Badania nad zdolnością cząsteczki do łączenia się w pary kwestionują założenia modelu standardowego.
Bozon Higgsa to rodzaj cząstki elementarnej, która została odkryta w 2012 roku dzięki eksperymentowi w Wielkim Zderzaczu Hadronów (LHC). Niekiedy opisywana jako ‘’boska cząstka’’ odpowiada za masę istniejącej materii. Choć od tego przełomowego odkrycia minęło kilka lat, badania nad bozonem Higgsa nie ustają. Naukowcy prowadzący testy w LHC regularnie analizowali właściwości tej niezwykłej cząstki oraz związek z fundamentalnym mechanizmem niezbędnym do generowania masy cząstek elementarnych.
W najnowszych badaniach, fizycy nadzorujący pracę eksperymentu ATLAS – jednego z detektorów LHC - postanowili sprawdzić czy bozon Higgsa może łączyć się sam ze sobą. Zdolność ta przyczyniłaby się do powstania pary bozonu Higgsa (HH) w wysokoenergetycznych zderzeniach proton-proton w LHC. Jest to ponad tysiąc razy rzadsze zjawisko niż wytworzenie pojedynczej cząstki Higgsa. Jeśli pomiar będzie się różnił od wartości przewidywanej przez model standardowy cząstek elementarnych to wszechświat mógłby przejść do stanu o niższej energii. A prawa rządzące interakcjami materii mogłyby przybrać zupełnie inną postać.
Model standardowy jest jedną z najważniejszych teorii współczesnej fizyki i opisuje relacje między cząsteczkami elementarnymi. Najnowsze eksperymenty w LHC z udziałem bozonów Higgsa mogą podważyć przewidywania modelu standardowego.
Zespół fizyków z CERN opublikował wyniki dwóch procesów produkcji HH, które mogłyby zachodzić podczas zderzeń w LHC. Tylko jeden z nich korzystnie przyczynił się do produkcji pary bozonów Higgsa o niskiej masie całkowitej. W modelu standardowym te dwa procesy wzajemnie na siebie oddziałują i tłumią produkcję HH. Gdyby w grę wchodziły nowe prawa fizyki, mogłyby wpłynąć na proces łączenia bozonów Higgsa i zespół pracujący z ATLAS zobaczyłby o wiele więcej par cząstek niż oczekiwano.
Aby precyzyjniej zmierzyć łączenie się bozonów Higgsa i rozpatrzyć, czy jest ono zgodne z przewidywaniami modelu standardowego, potrzeba znacznie więcej informacji. W tym celu planowana modernizacja LHC ma dostarczyć 20 razy większy zestaw danych. Dzięki nowej bazie danych, badacze będą mogli lepiej zaobserwować czy produkcja par bozonów Higgsa jest zgodna z oczekiwaniami modelu standardowego.
źródło: CERN
Cząstki elementarne potrafią zaskoczyć. fot. Shutterstock
Detektor Wielkiego Zderzacza Hadronów fot. Shutterstock
TVP NAUKA
https://nauka.tvp.pl/55948501/poszukiwanie-par-bozonow-higgsa-moze-zmienic-fizyke

 

Poszukiwanie par bozonów Higgsa może zmienić fizykę.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Konkurs rysunkowy Space Art dla dzieci i młodzieży
2024-01-13.
Od 2 stycznia trwa nabór do konkursu Space Art organizowanego corocznie przez Europejskie Stowarzyszenie Edukacji Astronomicznej – EAAE. Prace biorące udział w konkursie można nadsyłać do 31 marca 2024 r.
 
Zasady udziału w konkursie Space Art:
Konkurs Space Art 2024 organizowany jest w trzech kategoriach:
•    dzieci w wieku od 6 do 10 lat,
•    młodzież w wieku od 11 do 14 lat,
•    młodzież w wielu od 15 do 18 lat.
 
1.    Nadesłane prace muszą być wykonane indywidualnie przez uczniów i przesłane przez ich nauczyciela.
2.    Prace artystyczne należy przesyłać w formacie .jpg, .gif lub .png i nie większym niż 1 Mb.
3.    Formularz uczestnictwa w formacie docx (LINK) wypełnia prowadzący i wraz z pracą ucznia przesyła na adres e-mail konkursu ([email protected]) z adresu e-mail nauczyciela. Formularz uczestnictwa można pobrać TUTAJ.
4.    Każdy uczeń może zgłosić do konkursu jedną pracę konkursową.
5.    Nadesłana grafika musi być oryginalnym obrazem poświęconym astronomii lub naukom o kosmosie. Uczniowie powinni w 2-3 zdaniach wyjaśnić, dlaczego wybrali ten obiekt lub zjawisko, co zrobiło na nich wrażenie.
6.    Uczestnicy mogą przesyłać zgłoszenia i prace konkursowe w postaci cyfrowej do dnia 31 marca 2024 r.
7.    Zwycięzcy zostaną wybrani przez jury składające się z członków EAAE.
8.    Decyzja jury zostanie podana do wiadomości publicznej 22 kwietnia 2024 r. w związku z obchodami Dnia Ziemi.
9.    Decyzja jury jest ostateczna i nie przysługuje od niej odwołanie.
10.    Wszyscy uczestnicy otrzymają cyfrowe certyfikaty, które zostaną wysłane na adres e-mail nauczyciela.
Zdobywcy pierwszego, drugiego i trzeciego miejsca oraz wyróżnień w każdej kategorii otrzymają dyplomy i upominki ufundowane przez Europejskie Obserwatorium Południowe (ESO) i EAAE, które zostaną przesłane pocztą na adresy szkół.
 
Więcej informacji:
•    strona konkursu Space Art (link)
•    zasady udziału w konkursie Space Art (link)
 
Dodała: Joanna Molenda-Żakowicz
 
Źródło ilustracji: PxHere
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/konkurs-rysunkowy-space-art-dla-dzieci-i-mlodziezy

Konkurs rysunkowy Space Art dla dzieci i młodzieży.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co tworzy dziwne kręgi radiowe? Naukowcy mają nowe podejrzenia

2024-01-14. Sandra Bielecka
Astronomowie proponują nową wybuchową teorię powstawania dziwnych gigantycznych kręgów radiowych w przestrzeni. Uzyskanie odpowiedzi na to, co tworzy te tajemnicze struktury, pozwoli lepiej zrozumieć ewolucję galaktyk. Nowe badania sugerują, że ich źródłem mogą być potężne wiatry galaktyczne powstające podczas eksplozji masywnych gwiazd.

Dziwne kręgi radiowe (ORC)
Dziwne kręgi radiowe (ORC), to bardzo duże niewyjaśnione obiekty astronomiczne. Są one tak masywne, że w ich centrach znajdują się całe galaktyki. Osiągają masę ponad 50 razy większą niż Droga Mleczna, czyli średnicę około 3 milionów lat świetlnych. Nasza galaktyka ma średnicę 30 kiloparseków, a jeden kiloparsek to 3260 lat świetlnych. Nieparzyste kręgi radiowe osiągają średnicę setek kiloparseków.  
Na ten moment astronomowie odkryli jedynie 11 takich obiektów, a tylko kilka z nich potencjalnie jest ORC, jednak nie zostało to potwierdzone. ORC od czasu odkrycia w 2019 roku wprawiają naukowców w niemałe zakłopotanie. Jednak teraz wysnuto pewną teorię, która sprawia, że dziwne kręgi radiowe stają się odrobinę mniej dziwne. Do tej pory sugerowano, że powstają one w wyniku masywnych kosmicznych zdarzeń. Badania zostały opublikowane w czasopiśmie „Nature”.  

Od momentu odkrycia sprawiają problemy
Po raz pierwszy udało się odkryć ORC za pomocą radioteleskopu SKA Pathfinder zlokalizowanego w Obserwatorium Radioastronomicznym Murchison (MRO). Jest on w stanie skanować duże obszary nieba w poszukiwaniu nawet najsłabszych sygnałów. Dzięki temu naukowcy byli w stanie odkryć niezwykłe obiekty jak dziwne kręgi radiowe. Mimo że są niewyobrażalnie masywne, teleskopy światła widzialnego, podczerwonego, a nawet rentgenowskiego, nie były w stanie ich wykryć, a odkrycie ORC jedynie namnożyło kłopotliwych pytań.  

Zespół naukowców kierowany przez profesor astronomii i astrofizyki, Alison Colin, postanowił przyjrzeć się bliżej tym dziwnym obiektom, a zwłaszcza ORC 4. Jest to pierwszy znany dziwny krąg radiowy obserwowany z półkuli północnej. Do badań wykorzystali Obserwatorium WM Keck na Maunakea na Hawajach. Obserwacje ujawniły obecność ogrzanego, jaśniejszego gazu niż występujący w typowych galaktykach.
Tajemnicze pochodzenie ORC
Coli i jej zespół do tej pory zajmowali się masywnymi galaktykami wybuchowymi, które charakteryzują się dużym tempem powstawania gwiazd. Co więcej, galaktyki mogą napędzać szybko wiejące wiatry. Gwiazdy znajdujące się w jej wnętrzu podczas eksplozji uwalniają gazy do przestrzeni miedzygwiezdnej. Jeżeli wybuchnie ich wystarczająco dużo, gaz uwalnia się z prędkością nawet do 2000 kilometrów na godzinę, tworząc gwałtowne wiatry.   
Aby to zadziałało, potrzebne jest duże natężenie wypływu masy, co oznacza bardzo szybkie wyrzucanie dużej ilości materiału. A otaczający gaz na obrzeżach galaktyki musi mieć niską gęstość. To dwa kluczowe czynniki. Okazuje się, że badane przez nas galaktyki charakteryzują się tak wysokim współczynnikiem wypływu masy. Są rzadkie, ale istnieją. Naprawdę sądzę, że to wskazuje na ORC pochodzące z jakiegoś rodzaju wypływających wiatrów galaktycznych.
Mówi prof. Alison Coli.

Następnie zespół obliczył, że wiatry galaktyczne w obszarze ORC 4 wiały przez 200 milionów lat, nim ustały. Poruszająca się ciągle do przodu fala uderzeniowa niosła ze sobą gaz z galaktyki, tworząc krąg radiowy.
Czyli krótko mówiąc, według tej teorii źródłem ORC są potężne wiatry galaktyczne powstałe w wyniku nakładających się na siebie supernowych. Wydarzenia te trwały łącznie około 750 milionów lat. Dzięki zrozumieniu pochodzenia ORC astronomowie będą mogli zrozumieć, jak te zjawiska wpływają na kształtowanie się galaktyk w czasie.  
Obraz kręgu radiowego Odd ORC J2103-6200 wykonany przez teleskop MeerKAT nałożony na obraz optyczny z przeglądu Dark Energy Survey (2022). /Jayanne English MeerKAT/CC BY-SA 4.0 /Wikimedia

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-co-tworzy-dziwne-kregi-radiowe-naukowcy-maja-nowe-podejrzeni,nId,7260841

Co tworzy dziwne kręgi radiowe Naukowcy mają nowe podejrzenia.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oko homara. Chiny wystrzeliły w kosmos nietypowy teleskop
2024-01-14. Radek Kosarzycki
Sonda Einsteina wyposażona w naprawdę nietypowe oko na wszechświat już wkrótce rozpocznie obserwacje mające na celu rozwiązywanie zagadek dotyczących czarnych dziur, zderzających się gwiazd neutronowych oraz eksplozji supernowych.
Po wystrzeleniu w przestrzeń kosmiczną teleskop Einsteina wkrótce rozpocznie obserwowanie wszechświata w zakresie promieniowania rentgenowskiego. To właśnie w tym pasmie będzie mógł wyraźnie obserwować najbardziej fascynujące i najmniej poznane obiekty w przestrzeni kosmicznej.
Sonda została wystrzelona w przestrzeń kosmiczną na szczycie rakiety Długi marsz 2C z Centrum Startów Kosmicznych Xichang we wtorek, 9 stycznia o godzinie 15:03 czasu lokalnego. Warto tutaj podkreślić, że satelita jest efektem współpracy między Chińską Akademią Nauk, Europejską Agencją Kosmiczną oraz Instytutem Fizyki Pozaziemskiej Maxa Plancka. Celem misji jest identyfikowanie nowych i badanie znanych już źródeł wysokoenergetycznego promieniowania rentgenowskiego.
Celem badań teleskopu będą m.in. szczątki rozszarpanych gwiazd pochłaniane przez czarne dziury, zderzenia masywnych gwiazd neutronowych oraz eksplozje kończące życie masywnych gwiazd. W każdym z tych zderzeń dochodzi do emisji promieniowania rentgenowskiego oraz do procesów fizycznych, których nie da się odtworzyć w laboratoriach na powierzchni Ziemi.
Co do zasady, zdarzenia, które będzie badać teleskop Einsteina, są krótkotrwałe; często pojawiają się na chwilę, potem znikają i nigdy nie pojawiają się ponownie w tym samym miejscu. Aby więc dostrzec te promienie rentgenowskie, teleskop musi mieć dużo szczęścia – w przeciwnym razie musi mieć niezwykle szerokie pole widzenia na wszechświat.
Sonda Einsteina ma to drugie dzięki swoim podstawowym instrumentom. Pierwszy z nich, szerokokątny teleskop rentgenowski (WXT), zapewnia niezwykle szeroki widok na niebo dzięki modułowej konstrukcji inspirowanej budową oka homara. Oczy tych skorupiaków ewoluowały inaczej niż u innych stworzeń i postrzegają światło poprzez odbicie, a nie załamanie.
Dzięki temu homar ma pole widzenia wynoszące 180 stopni. WXT wykorzystuje setki tysięcy kwadratowych włókien, które kierują światło do detektorów, zapewniając sondzie Einsteina wyjątkową możliwość obserwacji prawie jednej dziesiątej sfery niebieskiej nad Ziemią naraz.
Gdy sonda wykryje interesujące lub nieznane źródło promieniowania rentgenowskiego, może następnie przekazać informacje o nim astronomom na całym świecie, którzy będą mogli skierować w jego stronę swoje teleskopy.
Drugim głównym ładunkiem statku kosmicznego jest uzupełniający teleskop rentgenowski, który może przybliżać źródła promieniowania rentgenowskiego zidentyfikowane przez WXT i badać je znacznie bardziej szczegółowo.
Nowy teleskop również zyskuje na popularności dzięki swojemu położeniu na wysokości około 595 kilometrów nad Ziemią. Sonda Einsteina wykona jedno okrążenie Ziemi w około 96 minut i obejrzy prawie całe nocne niebo nad naszą planetą w ciągu zaledwie trzech okrążeń Ziemi.
Teleskop Einsteina dostarczy także danych wyjaśniających fale grawitacyjne wykryte na Ziemi, które powstają w wyniku łączenia się czarnych dziur i gwiazd neutronowych – zderzeń, które powodują również emisję promieni rentgenowskich.
Kiedy masywne instrumenty, takie jak LIGO, rzeczywiście wykrywają te zmarszczki w czasoprzestrzeni, naukowcy nie są obecnie w stanie określić, skąd w przestrzeni pochodzą. Dzięki jednoczesnemu wykryciu rozbłysków promieniowania rentgenowskiego możliwe będzie wskazanie lokalizacji miejsca, w którym doszło do emisji fal grawitacyjnych.
Źródło: ESA
Einstein Probe explained
https://www.youtube.com/watch?v=7xxR0ElncYw

https://www.pulskosmosu.pl/2024/01/oko-homara-teleskop-einsteina/

Oko homara. Chiny wystrzeliły w kosmos nietypowy teleskop.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odkryto pierwszą egzoplanetę zawierającą wodę w stanie ciekłym
Autor: admin (2024-01-14)
Odkrycie wody na powierzchni egzoplanety LHS 1140b, znajdującej się 50 lat świetlnych od Ziemi, jest przełomem w poszukiwaniu życia pozaziemskiego. Ta egzoplaneta, większa od Ziemi, krąży wokół czerwonego karła LHS 1140 w gwiazdozbiorze Wieloryba. Jej położenie w ekosferze, czyli strefie umożliwiającej istnienie wody w stanie ciekłym, czyni ją idealnym kandydatem do dalszych badań.
Badacze, wykorzystując dane z Kosmicznego Teleskopu Hubble'a i innych instrumentów, zauważyli oznaki, które mogą wskazywać na obecność wody na LHS 1140b. Choć istnienie wody w stanie ciekłym na tej planecie nie jest jeszcze potwierdzone, obserwacje sugerują, że może ona posiadać warunki odpowiednie do utrzymania życia, podobne do tych na Ziemi.
To odkrycie otwiera nowe perspektywy w poszukiwaniu planet przypominających Ziemię, a także potencjalnego życia poza naszym systemem słonecznym.
Naukowcy planują wykorzystać Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba, który umożliwi dokładniejsze badanie atmosfery tej egzoplanety, w tym analizę składników chemicznych i temperatury. Dzięki temu możliwe będzie lepsze zrozumienie warunków panujących na LHS 1140b i ocena jej przydatności jako miejsca potencjalnego życia.
Odkrycie wody na LHS 1140b przyczynia się do rozwijającej się dziedziny astronomii egzoplanetarnej, która poszerza nasze zrozumienie Wszechświata i naszego miejsca w nim. Dalsze badania tej i innych egzoplanet mogą doprowadzić do kolejnych znaczących odkryć, które zbliżą nas do odpowiedzi na fundamentalne pytanie: czy jesteśmy sami we Wszechświecie?
Źródło: zmianynaziemi
https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/odkryto-pierwsza-egzoplanete-zawierajaca-wode-w-stanie-cieklym

Odkryto pierwszą egzoplanetę zawierającą wodę w stanie ciekłym.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Duża planetoida minie Ziemię. Jest data i godzina
2024-01-14. Opracowanie:
Waldemar Stelmach
W nocy z wtorku na środę 16 i 17 stycznia naszą planetę minie planetoida (asteroida) o średnicy mniej więcej 100 lub 200 metrów. Odległość do obiektu może wynieść tyle, ile dzieli nas do Księżyca - wskazują dane CNEOS.
Odległość przelotu szacowana jest w pewnym przedziale. W najgorszym przypadku będzie to około 370 tysięcy kilometrów, czyli wielkość porównywalna z odległością do Księżyca. Jest to bezpieczny dystans. Moment przelotu to 16 stycznia o godzinie 23:30 czasu uniwersalnego, z dokładnością do około 2 minut. Asteroida minie nas z prędkością około 14 km/s.
Obiekt nosi tymczasową nazwę (2021 CZ2). W pobliżu naszego kosmicznego domu przelatuje dość często. Jednego obiegu dookoła Słońca dokonuje w około 272 dni.
Należy do grupy planetoidy Aten, czyli obiektów krążących wokół Słońca, których orbity przebiegają zwykle wewnątrz orbity Ziemi. Nazwa grupy pochodzi od planetoidy (2062) Aten. Znanych jest ponad 2,6 tysiąca podobnych ciał.
Na stronie internetowej Centrum ds. Badań Obiektów Bliskich Ziemi (ang. Center for Near Earth Object Studies, w skrócie CNEOS, https://cneos.jpl.nasa.gov/ca/) na bieżąco publikowane są dane dotyczące znanych bliskich przelotów planetoid koło Ziemi. W tabeli znajdziemy zarówno te bardzo bliskie kosmiczne spotkania, porównywalne z dystansem do Księżyca, jak i przeloty w odległościach kilku czy kilkunastu milionów kilometrów. Oprócz przewidywanego momentu przelotu i najmniejszej odległości do obiektu, podawane są też szacowane rozmiary ciała.
Przeglądając tabelę na wspomnianej stronie internetowej można zauważyć, że przeloty asteroid zdarzają się często, przy czym zwykle są to obiekty o niewielkich średnicach kilku czy kilkunastu metrów. Takie o rozmiarach typu pół kilometra lub kilometr zdarzają się zdecydowanie rzadziej.
Warto też mieć na uwadze, że nawet jeśli wskazywane odległości są mniejsze niż dystans do Księżyca, to szanse na uderzenie w Ziemię są bardzo niewielkie. Natomiast czasami się zdarzają, czego przykładem jest choćby meteoryt czelabiński, który rozpadł się w atmosferze w pobliżu rosyjskiego miasta Czelabińsk w 2013 roku. Szacowane rozmiary tego ciała przed wejściem w ziemską atmosferę wynosiły 17-20 metrów.

Źródło: PAP
Zdj. ilustracyjne /Shutterstock
https://www.rmf24.pl/nauka/news-duza-planetoida-minie-ziemie-jest-data-i-godzina,nId,7268812#crp_state=1

Duża planetoida minie Ziemię. Jest data i godzina.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gigantyczna megastruktura we wszechświecie. Nie powinna istnieć
2024-01-14. Radek Kosarzycki
Ten tytuł wygląda jak clickbait, ale nim nie jest. Dosłownie bowiem tak mówią astronomowie. Nasza obecna wiedza kosmologiczna nie jest w stanie wyjaśnić istnienia tak gigantycznego obiektu.
O czym zatem mowa? Jakieś dziewięć miliardów lat świetlnych od Ziemi znajduje się struktura, która przynajmniej wyglądem przypomina monstrualnych rozmiarów pierścień. Owszem, pierścieni różnego rodzaju w kosmosie astronomowie widzą całe mnóstwo, ten jednak jest na tyle duży, że jego istnienie dosłownie powinno być niemożliwe. Potwierdzenie tych obserwacji może podważyć podstawowe elementy naszej wiedzy o wszechświecie.
Ów „Wielki Pierścień” ma średnicę blisko 1,3 miliarda lat świetlnych. To już jest konkretny wycinek całego obserwowalnego wszechświata, którego rozmiary szacuje się na 94 miliardy lat świetlnych. Tutaj wystarczy zaznaczyć dla porównania, że największa znana galaktyka ma 16 milionów lat świetlnych średnicy, więc jest ponad sto razy mniejsza, a przecież mówimy o gigantycznej galaktyce, wszak nasza niemała Droga Mleczna ma „zaledwie” 100 000 lat świetlnych średnicy.
Naukowcy wskazują, że pomimo odległości 9 miliardów lat świetlnych od Ziemi, gdyby ów pierścień był widoczny na nocnym niebie, zajmowałby obszar o średnicy piętnastu średnic Księżyca w pełni.
Na początku stycznia, podczas dorocznego spotkania Amerykańskiego Towarzystwa Astronomicznego naukowcy przedstawili swoje odkrycie, które tym samym dołączyło do wciąż rosnącej listy gigantycznych struktur widocznych we wszechświecie.
Warto tutaj zwrócić uwagę na fakt, że za odkryciem stoją ci sami naukowcy, który zaledwie dwa lata temu odkryli jeszcze większą kosmiczną strukturę, zwaną Wielkim Łukiem. Badacze przyznają, że nasza wiedza kosmologiczna nie jest w stanie wyjaśnić istnienia tak dużych struktur, a już na pewno nie kilku. Tymczasem, oprócz Wielkiego Łuku i nowo odkrytego Wielkiego Pierścienia, jest jeszcze Wielka Ściana Herkulesa-Korona Borealis, czyli supergromada galaktyk o średnicy około 10 miliardów lat świetlnych.
O co jednak tak naprawdę chodzi z tymi megastrukturami? Zasada kosmologiczna mówi, że wszechświat w wielkiej skali jest co do zasady jednorodny. Tym samym, nie powinny istnieć struktury o średnicy większej niż 1,2 miliarda lat świetlnych. Takie formacje po prostu nie powinny mieć w dotychczasowym wszechświecie wystarczającego czasu, aby się uformować. Problem jednak w tym, że teoria teorią, a gigantyczne struktury i tak obserwujemy.
Do odkrycia tajemniczej struktury naukowcy przeczesali informacje o kwazarach zebrane w ramach przeglądu nieba Sloan Digital Sky Survey. To właśnie światło kwazarów pozwoliły astronomom dostrzec odległe i niemal niewidoczne galaktyki. Tak zebrane dane zostały obrobione za pomocą algorytmu statystycznego, który pozwolił ułożyć odkryte galaktyki w potencjalne struktury, takie jak właśnie Wielki Pierścień. Badacze przekonują, że nie jest to żadne złudzenie. Ułożenie galaktyk w gigantyczną strukturę raczej nie jest dziełem przypadku.
Samo to odkrycie nie wystarczy, aby wywrócić do góry nogami nasze rozumienie kosmologii, jaką znamy, ale naukowcy są przekonani, że nie mogą dalej ignorować odkrywanych co chwilę megastruktur i ich wpływu na naszą wiedzę o wszechświecie jako całości.
https://www.pulskosmosu.pl/2024/01/gigantyczna-megastruktura-we-wszechswiecie-nie-powinna-istniec/

 

Gigantyczna megastruktura we wszechświecie. Nie powinna istnieć.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ajajaj! Peregrine miał wylądować miękko na Księżycu, a rozbije się o…
2024-01-14. Radek Kosarzycki
Jak pech to pech! To miał być wspaniały powrót Amerykanów na powierzchnię Księżyca po raz pierwszy od pięćdziesięciu lat. Czasy się zmieniły, sytuacja się zmieniła i w przeciwieństwie do misji z połowy XX wieku, teraz na Księżyc poleciała misja realizowana przez komercyjną firmę prywatną Astrobotic. Niestety, tylko początek lotu wykonany został nienagannie. Krótko po starcie okazało się, że z lądownika Peregrine ucieka paliwo i o lądowaniu na powierzchni Księżyca można zapomnieć. Teraz inżynierowie kontrolujący statek poinformowali, co się może z nim stać w najbliższym czasie.
Konstruktorzy lądownika Peregrine poinformowali w sobotnim oświadczeniu, że wszystko wskazuje na to, że urządzenie, które miało miękko wylądować na powierzchni Księżyca, znajduje się obecnie na kursie kolizyjnym z Ziemią.
Peregrine wystartował w stronę Księżyca 8 stycznia na szczycie rakiety Vulcan wyprodukowanej przez United Launch Alliance. Wkrótce po oddzieleniu się od rakiety doszło jednak do krytycznego wycieku paliwa. Już wtedy konstruktorzy lądownika wiedzieli, że można zapomnieć o planowanej na połowę lutego próbie lądowania na powierzchni Księżyca. Owszem, firma postanowiła wykorzystać każdą możliwą chwilę kontaktu z lądownikiem, uruchamiając w przestrzeni kosmicznej instrumenty, które miały zostać uruchomione dopiero po lądowaniu. W ten sposób można je chociaż przetestować, zbierając wartościowe informacje, które posłużą podczas konstruowania i planowania kolejnych misji. Mimo wszystko jedno jest pewne: lądownik firmy Astrobotic powierzchni Księżyca już nie dotknie.
W oświadczeniu opublikowanym na Twitterze, przedstawiciele firmy poinformowali, że wyciek paliwa utrudnił analizę lotu lądownika zmierzającego w kierunku Księżyca. Wszystko jednak wskazuje na to, że ostatecznie Peregrine wtargnie w ziemską atmosferę, gdzie najprawdopodobniej w całości spłonie, zanim dotrze do powierzchni Ziemi. Wygląda to dosłownie tak, jakby kosmos złożył reklamację na pierwszy prywatny lądownik księżycowy i odesłał nam go z powrotem na Ziemię.
Firma jak na razie nie poinformowała kiedy lądownik mógłby dotrzeć do atmosfery naszej planety. Takie informacje zapewne pojawią się za jakiś czas, gdy sonda będzie już bliżej nas.
Dzisiaj (niedziela, 14 stycznia) lądownik znajduje się niemal 400 000 km od Ziemi, a więc jest już za orbitą Księżyca. Na jego pokładzie znajdują się zarówno eksperymenty dostarczone przez NASA, jak i ładunki komercyjne. Wśród nich znajdują się także ładunki dostarczone przez firmę Celestis oraz Elysium Space, które oferują „pochówki w przestrzeni kosmicznej”.
Po pierwotnym wycieku paliwa, w ostatnich dniach tempo wycieku spadło, co dało szansę naukowcom na wykorzystanie przynajmniej części paliwa na przedłużenie życia urządzenia. Trudno jednak ocenić, jak długo będziemy w stanie utrzymać kontakt z lądownikiem. Więcej informacji firma planuje przekazać opinii publicznej podczas konferencji zaplanowanej na czwartek 18 stycznia
https://www.pulskosmosu.pl/2024/01/peregrine-uderzy-w-ziemie/

 

Ajajaj! Peregrine miał wylądować miękko na Księżycu, a rozbije się o….jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaskakujące. Starship eksplodował podczas drugiego lotu, bo był… za lekki
2024-01-14. Radek Kosarzycki
Cały świat z wypiekami wyczekuje każdego kolejnego startu gigantycznej, 120-metrowej rakiety Starship trzymając kciuki za udane dotarcie Starshipa na rakietę. Jak na razie odbyły się dwa loty, jednak żaden z nich nie dosięgnął orbity okołoziemskiej. Warto jednak pamiętać, że przeprowadzając kolejne testy i wprowadzając kolejne poprawki i prowadząc kolejne testy ostatecznie i tak przyspiesza postęp prac prowadzący do pierwszego udanego lotu orbitalnego. Elon Musk skomentował ostatnio drugi lot rakiety. Powody porażki na pierwszy rzut oka brzmią irracjonalnie. Tylko na pierwszy rzut oka.
Elon przekonuje w swojej wypowiedzi, że to zrzut paliwa doprowadził ostatecznie do eksplozji górnego stopnia rakiety. Więcej, gdyby do tego zrzutu nie doszło, to rakieta mogła mieć realną szansę dotrzeć na orbitę okołoziemską, co byłoby fenomenalnym sukcesem projektu rozwijanego od kilku lat przez SpaceX.
Podczas startu, do którego doszło 18 listopada, już po odłączeniu Starshipa od pierwszego członu rakiety (Super Heavy), Starship kontynuował wznoszenie i znajdował się bardzo blisko znalezienia się na trajektorii lotu suborbitalnego. Niestety, na tym etapie utracono kontakt z rakietą.
Opisując tę sytuację podczas jednego z wydarzeń w Boca Chica w Teksasie, Elon Musk poinformował, że przyczyną eksplozji było wypuszczenie nadmiaru ciekłego tlenu pod koniec pracy silników Starshipa. Co więcej, nadmiar paliwa w zbiornika spowodowany był tym, że na pokładzie rakiety nie znajdował się żaden ładunek. Gdyby na pokładzie znajdował się jakiś ładunek, podczas wznoszenia silniki Raptor zużyłyby więcej paliwa, niepotrzebne byłoby zatem wypuszczanie ciekłego tlenu z rakiety i nie doszłoby do eksplozji. Niestety w trakcie swojej wypowiedzi, Elon nie powiedział, w jaki sposób wypuszczenie ciekłego tlenu doprowadziło do pożaru i eksplozji.
Nie zmienia to faktu, że według szefa SpaceX szansa na to, że uda się dotrzeć na orbitę podczas trzeciego lotu testowego, jest naprawdę wysoka. Wstępnie lot zaplanowany jest na luty 2024 roku. Tym razem jednak SpaceX chce nie tylko dotrzeć na orbitę, ale także uruchomić silnik w przestrzeni kosmicznej ze zbiornika wyrównawczego umieszczonego na szczycie rakiety w celu zejścia z orbity.
W trakcie kolejnego lotu SpaceX planuje także przetestować drzwi ładowni, które będą w przyszłości wykorzystywane do wypuszczania pełnowymiarowych satelitów Starlink V2 na orbitę jeszcze w tym roku.
Starship Starshipem, jednak nie należy zapominać o dobrych i sprawdzonych Falconach 9 i Falconach Heavy. O ile w 2023 roku SpaceX wyniósł na orbitę 96 Falconów, to w obecnym roku firma planuje około 150 lotów, czyli średnio 12 miesięcznie.
https://www.pulskosmosu.pl/2024/01/starship-drugi-lot-testowy-przyczyna-awarii/

Zaskakujące. Starship eksplodował podczas drugiego lotu, bo był… za lekki.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

NASA wybiera projekty dla przyszłych misji. Jednym z celów Proxima Centauri

2024-01-14, Dawid Długosz

NASA wybrała 13 projektów różnych koncepcji przyszłych misji kosmicznych, które otrzymają dodatkowe środki finansowe na rozwój pomysłów. Ich celem są Mars czy Wenus. Jedna z misji zakłada stworzenie sond międzygwiezdnych. Miałyby ona zbadać egzoplanetę znajdującą się w towarzystwie gwiazdy Proxima Centauri.

NASA jest obecnie w trakcie przygotowań do różnych misji kosmicznych. Rok 2024 pod tym względem z pewnością będzie ciekawy. Amerykańska agencja nie zasypia gruszek w popiele i już bierze pod uwagę kolejne przedsięwzięcia, które będą ewentualnie realizowane w przyszłości. Wybrano kilkanaście projektów, które zapowiadają się obiecująco.

NASA wybrała 13 projektów misji w ramach NIAC
Agencja poinformowała o wyborze 13 projektów misji, które wskazano w ramach inicjatywy NIAC (NASA Innovative Advanced Concepts). Na razie nie są to konkretne przedsięwzięcia, które na pewno doczekają się realizacji, a pomysły i plany koncepcyjne, które wybrano dla 1. etapu.
Twórcy każdego z pomysłów wybranego w ramach NIAC otrzymają do 175 tys. dolarów na dalsze prace. Środki te mogą być przeznaczone na dodatkowe badania oraz rozwój technologii dla zaproponowanych koncepcji. Z czasem mogą zostać wybrane w roli misji, które zostaną zrealizowane przez agencję w przyszłości.

 
Odważne misje, jakie NASA podejmuje dla dobra ludzkości, zaczynają się od pomysłu, a NIAC jest odpowiedzialny za inspirowanie wielu z tych pomysłów. Helikopter Ingenuity latający na Marsie i instrumenty na kosmicznych satelitach MarCO mają początki w NIAC, udowadniając, że istnieje droga od kreatywnego pomysłu do sukcesu misji. I chociaż nie wszystkie te koncepcje zostaną zrealizowane, NASA i nasi partnerzy na całym świecie mogą uczyć się na nowych podejściach i ostatecznie skorzystać z opracowanych technologii.

Jim Free, zastępca administratora NASA

Celem jednej z misji egzoplaneta obok gwiazdy Proxima Centauri
Wybrane przez NASA misje skupiają się na badaniach obiektów w Układzie Słonecznym i wśród nich są Mars oraz Wenus. Jeden z pomysłów jest jednak inny i zakłada stworzenie sond międzygwiezdnych, które udałyby się do sąsiedniego układu planetarnego. Celem ma być gwiazda Proxima Centauri, która jest najbliższą Ziemi po Słońcu. Dzieli nas od niej około 4 lat świetlnych. Znajduje się tam najbliższa znana nam egzoplaneta Proxima b, która również miałaby zostać zbadana w ramach misji, która zakłada wykorzystanie całego roju sond zdolnego do przesłania danych na Ziemię z tego układu planetarnego.

Inne misje zakładają pobranie próbek z powierzchni Wenus i dostarczenie ich na Ziemię, co nie będzie prostym zadaniem ze względu na panujące tam warunki. Ciekawym pomysłem jest również dokładniejsze zbadanie Marsa w ramach MAGGIE, gdzie ma zostać wykorzystany specjalny samolot.

Celem jednych z przyszłych misji NASA może być Proxima Centauri i znajdująca się tam egzoplaneta /ESO/M. Kornmesser /materiał zewnętrzny

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-nasa-wybiera-projekty-dla-przyszlych-misji-jednym-z-celow-pr,nId,7260519

NASA wybiera projekty dla przyszłych misji. Jednym z celów Proxima Centauri.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rakiety orbitalne w pierwszej połowie stycznia 2024
2024-01-14.
Pierwsza połowa stycznia 2024 obfitowała w 11 udanych lotów rakiet orbitalnych. Zapraszamy na pierwsze w tym roku rakietowe podsumowanie ostatnich tygodni.

Start dla Indii
2024 rok w startach rakietowych rozpoczęły Indie. Rakieta PSLV wystartowała 1 stycznia z kosmodromu Satish Dhawan i wyniosła na orbitę satelitę badania polaryzacji źródeł promieniowania rentgenowskiego XPoSat.
Na satelicie znajdują się dwa przyrządy naukowe: polarymter POLIX i spektrometr rentgenowski XSPECT. Razem zmierzą polaryzację i spektrum rentgenowskie co najmniej 50 jasnych źródeł rentgenowskich takich jak np. układy podwójne czarnych dziur i gwiazd neutronowych czy aktywne jądra galaktyk. Misja ma potrwać 5 lat.

Pierwsze Starlinki
2 stycznia z kosmodromu Vandenberg odbyła się pierwsza w tym roku misja z satelitami Starlink firmy SpaceX. Rakieta Falcon 9 wystrzeliła na orbitę w misji Starlink 7-9 21 statki. Wyjątkowo w locie wykorzystano całkiem nowy dolny stopień rakiety.
Niektóre (dokładnie 6) z wysłanych w tym locie Starlinków dysponuje specjalnymi terminalami umożliwiającymi bezpośrednią komunikację satelitów z telefonami komórkowymi. Za pomocą tych satelitów zaczną się pierwsze testy usługi, którą SpaceX chce uruchomić w partnerstwie z T-Mobile. Satelity mogłyby uzupełnić zasięg telefoniczny w miejscach gdzie usługi naziemne są niedostępne.
Ovzon idzie we własne satelity
Dzień później, 3 stycznia SpaceX przeprowadził kolejny start, tym razem z wschodniego wybrzeża i kosmodromu Cape Canaveral. Rakieta Falcon 9 wyniosła w tym locie satelitę komunikacyjnego Ovzon 3 szwedzkiej firmy Ovzon.
Ovzon 3 to średniej wielkości satelita telekomunikacyjny zbudowany dla firmy przez Maxar Technologies na bazie platformy SSL-500. Statek ma masę poniżej 2 t i wejdzie docelowo na orbitę stacjonarną. Firma Ovzon do tej pory sprzedawała usługi komunikacji satelitarnej jako pośrednik dla innych sieci satelitarnych. Jej głównym klientem do tej pory był Departament Obrony USA. Teraz przedsiębiorstwo wchodzi w posiadanie własnych dedykowanych satelitów.

Szybka chińska budowa
Pierwszy chiński tegoroczny lot rakietowy odbył się z kosmodromu Jiuquan 5 stycznia. Lekka rakieta na paliwo stałe Kuaizhou 1A wysłała na orbitę zestaw 4 satelitów meteorologicznych Tianmu 1.
Tianmu 1 to małe statki dysponującę aparaturą nasłuchującą sygnały radiowe z satelitów nawigacji. Za pomocą techniki sprawdzającej jak atmosfera ziemska przesłania taki sygnał można wnioskować na temat jej parametrów fizycznych. Budowa chińskiej sieci zaczęła się w 2023 r. i właśnie się skończyła. W 6 lotach wyniesiono 22 statki. Satelity Tianmu 1 były budowane przez podmiot należący do państwowego CASIC, a wszystkie trafiły na orbitę za sprawą rakiet Kuaizhou 1A.

Kolejne Starlinki
7 stycznia wróciliśmy na Florydę, gdzie rakieta Falcon 9 wyniosła w misji „Starlink 6-35” kolejny zestaw 23 statków telekomunikacyjnych Starlink. W misji wykorzystano używany dolny człon Falcona 9 o oznaczeniu B1067, który wcześniej wykonał już 15 udanych lotów. I tym razem wrócił on na Ziemię i wylądował na barce ASOG na Atlantyku.
Udany debiut Vulcana, porażka lądownika księżycowego
8 stycznia miał miejsce pierwszy w tym roku debiut rakietowy. Po wielu latach rozwoju wystartowała z powodzeniem ciężka rakieta nośna Vulcan Centaur należąca do konsorcjum United Launch Alliance. Lot odbył się na kosmodromie Cape Canaveral. W misji debiutowały silniki BE-4 firmy Blue Origin, które zasilają dolny stopień rakiety i korzystają z ciekłego metanu i ciekłego tlenu. Vulcan stał się więc pierwszą amerykańską rakietą zasilaną metanem, która osiągnęła orbitę.
W swojej pierwszej misji Vulcan wyniósł prywatny lądownik księżycowy Peregrine firmy Astrobotic. To pierwsza misja prowadzona w ramach programu NASA Commercial Lunar Payload Services, gdzie amerykańska agencja kosmiczna wykupuje usługę dostarczenia swoich ładunków na powierzchnię Księżyca. Niestety Peregrine doznał awarii napędu w drodze na Księżyc i nie będzie mógł wykonać próby lądowania.

Innowacyjny teleskop z Chin
9 stycznia z kosmodromu Xichang wystrzelono chińską rakietę Długi Marsz 2C z satelitą naukowym Einstein Probe. Einstein Probe to misja Chińskiej Akademii Nauk powstała we współpracy z Europejską Agencją Kosmiczną ESA i Instytutem Plancka.
Sonda jest wyposażona w dwa instrumenty naukowe: teleskop szerokokątny WXT optycznie wzorowany na wzroku homara oraz teleskop Woltera FXT. Oba urządzenia pomogą szukać i badać źródeł promieniowania rentgenowskiego we Wszechświecie. Więcej o misji pisaliśmy w osobnym artykule.

Kuaizhou 1A po raz drugi
11 stycznia z kosmodromu Jiuquan przeprowadzono już drugi w tym roku start rakiety Kuaizhou 1A. Tym razem na pokładzie znalazł się satelita Tianxing-1 02 o tajemniczym przeznaczeniu. Według oficjalnego przekazu statek ma wykonywać eksperymenty związane ze środowiskiem kosmicznym, ale to często stosowany opis przez Chiny dla różnych satelitów o innych zadaniach. Być może o roli statku dowiemy się więcej z czasem.
Największa prywatna chińska rakieta
Tego samego dnia Chiny wykonały kolejny start rakietowy. Był to debiut rakiety Gravity 1 firmy OrienSpace. Lot odbył się ze specjalnie wybudowanego do tego celu statku w pobliżu portu Haiyang.
Gravity 1 to ciekawa konstrukcja o średnim udźwigu. Rakieta składa się z trzech centralnych stopni na paliwo stałe i dodatkowo czterech rakiet, również zasilanych paliwem stałym. Boczny rakiety odpalane są na starcie, a dopiero potem w locie uruchamiany jest centralny stopień. Gravity 1 staje się chińską rakietą komercyjną o największym udźwigu. Jest w stanie wysłać na niską orbitę okołoziemską powyżej 5 t.
W misji wyniesiono trio satelitów Yunyao-1, które mają budować dużą sieć profilującą ziemską atmosferę za pomocą analizy zakryć sygnału radiowego z satelitów nawigacyjnych.

Start Japonii
12 stycznia swój pierwszy lot orbitalny wykonała Japonia. Z kosmodromu Tanegashima wystartowała rakieta H-IIA, wynosząc na orbitę optycznego satelitę zwiadowczego IGS-Optical 8. Wysłany statek to czwarty i ostatni z serii rozpoznawczych satelitów optycznych 3. generacji systemu IGS.
Był to już 48. lot rakiety H-IIA i jeden z jej ostatnich. W planach są jeszcze 2 starty tej rakiety. Japonia przechodzi do użytkowania systemu H-III. Pierwszy lot nowej rakiety w 2023 r. wprawdzie się nie udał, ale już w lutym planowana jest kolejna próba.

Starlinki po raz trzeci
Na koniec trzeci lot z satelitami Starlink w 2024 r. 14 stycznia z bazy Vandenberg na zachodnim wybrzeżu USA wystrzelono rakietę Falcon 9 z misją „Starlink 7-10”. W udanym locie wysłano 23 satelity Starlink. W misji wykorzystano bardzo wysłużony już dolny stopień rakiety Falcon 9, który wykonał wcześniej 17 misji. Człon ponownie po wykonanej pracy wrócił na Ziemię i wylądował na barce OCISLY na Oceanie Spokojnym. W tym locie, tak jak w poprzedniej misji Starlink wysłano satelity z możliwościami bezpośredniej komunikacji z telefonami komórkowymi.
 
 
 
Opracowanie: Rafał Grabiański

Na zdjęciu tytułowym: Rakieta PSLV startująca z satelitą XPoSat. Źródło: ISRO.
Start misji Ovzon 3.

Rakieta Vulcan Centaur przygotowywana do pierwszego lotu. Źródło: ULA.

Start Gravity 1. Źródło: Xinhua.

URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/rakiety-orbitalne-w-pierwszej-polowie-stycznia-2024

Rakiety orbitalne w pierwszej połowie stycznia 2024.jpg

Rakiety orbitalne w pierwszej połowie stycznia 2024,2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tajemniczy sygnał wędrował do nas 8 miliardów lat świetlnych. Wyśledzili nadawcę
2024-01-14. Sandra Bielecka
Jeden z najpotężniejszych sygnałów i najodleglejszych rozbłysków radiowych został po raz pierwszy wykryty w 2022 roku. Od tamtej pory astronomowie próbowali wyśledzić nadawcę, wiedząc jedynie, że sygnał przebył 8 miliardów lat świetlnych, by do nas dotrzeć. Obserwacje naprowadziły naukowców na gigantyczny obiekt, który prawdopodobnie jest grupą galaktyk.
Szybki rozbłysk radiowy FRB 20220610A
Szybkie rozbłyski radiowe (FRB) to krótkotrwałe, trwające zazwyczaj kilka milisekund sygnały radiowe o pochodzeniu pozagalaktycznym. Do tej pory naukowcom nie udało się odkryć, w jaki sposób one powstają. Istnieją jedynie niepotwierdzone hipotezy. Po raz pierwszy FBR odkryto stosunkowo niedawno, bo w 2007 roku i od tego momentu astronomowie obserwują ich setki.
Po raz pierwszy szybki rozbłysk radiowy FRB 20220610A został wykryty 10 czerwca 2022 roku. Jest to jeden z najpotężniejszych i najodleglejszych sygnałów, jaki kiedykolwiek zauważyli astronomowie. Sygnał przebył drogę od swojego źródła do Ziemi, która zajęła mu 8 miliardów lat świetlnych. Dla przypomnienia, światło w próżni w ciągu jednego roku pokonuje 9,46 biliona kilometrów.  

FRB 20220610A trwał krócej niż milisekundę, jednak był czterokrotnie bardziej energetyczny niż jakikolwiek do tej pory sygnał. Według badań opublikowanych w październiku 2023 roku w czasopiśmie „Science” rozbłysk wyzwolił równowartość 30-letniej emisji energetycznej naszego Słońca. FRB są trudne do obserwacji przez to właśnie, że trwają niezwykle krótko.  

Źródło FRB 20220610A
Pomocne w śledzeniu FBR są radioteleskopy. Do prześledzenia drogi tego konkretnego astronomowie użyli radioteleskopu Australian Square Kilometre Pathfinder (ASKAP) zlokalizowanego w Australii Zachodniej oraz Bardzo Dużego Teleskopu Europejskiego Obserwatorium Południowego w Chile. Wyniki tych poszukiwań zostały zaprezentowane we wtorek 9 stycznia podczas 243. Spotkania Amerykańskiego Towarzystwa Astronomicznego w Nowym Orleanie.  
Astronomowie prześledzili całą drogę, jaką przebył ten konkretny FBR, co doprowadziło ich do gigantycznej plamy niebieskiej. Początkowo sądzili, że jest to nieregularna galaktyka bądź grupa trzech oddziałujących na siebie galaktyk. Dzięki zdjęciom wykonanym przez Kosmiczny Teleskop Hubble’a ustalili, że niezwykle energetyczny szybki rozbłysk radiowy pochodzi z grupy co najmniej siedmiu galaktyk. Znajdują się one na tyle blisko siebie, że można by je zmieścić wszystkie w Drodze Mlecznej.  
Pomimo odkrycia setek zdarzeń FRB, tylko część z nich została zlokalizowana w galaktykach macierzystych. W tej małej frakcji tylko kilka pochodziło z gęstego środowiska galaktycznego, ale żadnej nigdy nie widziano w tak zwartej grupie. Zatem miejsce jego narodzin jest naprawdę rzadkie.
Powiedział w oświadczeniu współautor badania Yuxin Vic Dong.

Niezwykłe skupisko galaktyk
Naukowcy przypuszczają, że ciasno upchane galaktyki wchodzą w interakcje, możliwe nawet, że mogą być w trakcie łączenia, co mogłoby być źródłem szybkiego rozbłysku radiowego. Dzięki możliwościom, jakie oferuje Kosmiczny Teleskop Hubble’a, udało się potwierdzić, że rzeczywiście nie jest to jedna monolityczna galaktyka, a grupa galaktyk.  

Jak twierdzi współautor badania Wen-fai Fong, profesor fizyki i astronomii, tak zwarta grupa galaktyk jest wyjątkowa i stanowi przykład „najgęstszej znanej nam struktury w skali galaktyki”. Do tej pory źródła szybkich rozbłysków radiowych wiązano z izolowanymi galaktykami. Jednak z czasem odkryto je także w gromadach kulistych, a teraz w zwartej grupie galaktyk.  

Naukowcy wyśledzili źródło sygnału /123RF/PICSEL

Zdjęcie z Kosmicznego Teleskopu Hubble'a przedstawiające galaktykę macierzystą wyjątkowo potężnego szybkiego rozbłysku radiowego, FRB 20220610A. /NASA, ESA, STScI, Alexa Gordon (Northwestern) /domena publiczna

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-tajemniczy-sygnal-wedrowal-do-nas-8-miliardow-lat-swietlnych,nId,7263002

Tajemniczy sygnał wędrował do nas 8 miliardów lat świetlnych. Wyśledzili nadawcę.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W chmurach Wenus może istnieć życie. Tuż pod naszym nosem
2024-01-14. Radek Kosarzycki
Wenus nie jest przesadnie przyjemnym miejscem. Często mówi się, że jest to siostra Ziemi. Faktycznie planeta ta ma niemal identyczne rozmiary co Ziemia. Jest to także planeta skalista otoczona gęstą atmosferą. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy do czynienia z planetą, na której powierzchni temperatura nie spada poniżej 450 stopni Celsjusza, a ciśnienie na powierzchni jest takie jak na Ziemi kilometr pod wodą. W takich warunkach nie tylko człowiek nie ma czego szukać na powierzchni Ziemi, ale nawet sondy automatyczne poddają się tam w ciągu kilku godzin po lądowaniu. Nie zmienia to jednak faktu, że według badaczy w chmurach Wenus, w pewnym zakresie wysokości nad powierzchnią planety istnieją warunki bardzo sprzyjające życiu i porównywalne z klimatem tropikalnym na Ziemi. Od lat chmury Wenus intrygują badaczy. W najnowszym artykule naukowcy wskazują, że podstawowe składniki życia powinny tam bez problemu przetrwać.
Zespół naukowców pracujących pod kierownictwem prof. Sary Seager przyjrzał się ostatnio aminokwasom — kluczowym dla życia składnikom białek. Naukowcy chcieli się dowiedzieć, jak na takie cząsteczki wpływa bardzo kwaśne środowisko. W toku badań udało się ustalić, że 11 z 20 badanych aminokwasów nie uległo żadnym modyfikacjom. Osiem z pozostałych uległo modyfikacji jedynie w łańcuchach bocznych po spędzeniu czterech tygodni w ekstremalnie wysokim stężeniu kwasu siarkowego. Warto tutaj przypomnieć, że prof. Seager już wcześniej badała stabilność zasad kwasów nukleinowych w kwasie siarkowym. Owe zasady są składnikami tworzącymi łańcuchy DNA i RNA. Także i w tamtych badaniach okazało się, że są one w stanie bez żadnych modyfikacji przetrwać w kwasie siarkowym, który jest głównym składnikiem chmur przykrywających powierzchnię drugiej planety od Słońca.
Wnioski z artykułu? Naukowcy są przekonani, że w toku swoich badań udało im się podważyć powszechne w środowisku naukowców zajmujących się biologią i astrobiologią przekonanie, że organiczne substancje chemiczne są niestabilne w stężonym kwasie siarkowym. Owo przekonanie wynikało z tego, jak bardzo właściwości chemiczne stężonego kwasu siarkowego różnią się od właściwości wody. Teraz jednak okazuje się, że aminokwasy doskonale sobie dają radę w bardzo zakwaszonym środowisku.
Warto tutaj podkreślić, że sama stabilność chemiczna nie oznacza istnienia życia w chmurach Wenus. Nie zmienia to jednak faktu, że szansa na istnienie takiego życia w takiej sytuacji rośnie. Zważając na to, badania sprzed kilku lat, w których naukowcy wykryli potencjalną obecność fosfin w chmurach Wenus, nabierają nowego koloru. Jakby nie patrzeć na powierzchni naszej planety fosfiny wytwarzane są przez formy życia. Pytanie o ich pochodzenie (jeżeli faktycznie istnieją) w chmurach Wenus pozostaje jak na razie bez odpowiedzi.
Nie ma jednak żadnej drogi na skróty. Aby rozstrzygnąć tę kwestię, trzeba się po prostu udać w kierunku Wenus i zbadać jej chmury z bliska, lub wręcz in situ. Od momentu odkrycia potencjalnego sygnału fosfin w chmurach Wenus agencje kosmiczne (a także prywatne firmy) ogłosiły przygotowania do wysłania własnych misji kosmicznych w kierunku Wenery. Pierwszą z nich będzie prywatna misja, która powinna polecieć do Wenus już w przyszłym roku. W kolejnych latach swoje misje wyślą także NASA i ESA.
Wyniki badań zespołu prof. Seager zostały opisane w artykule naukowym zaakaceptowanym do publikacji w czasopiśmie Astrobiology i dostępnym na platformie arXiv.
https://www.pulskosmosu.pl/2024/01/w-chmurach-wenus-moze-istniec-zycie/

W chmurach Wenus może istnieć życie. Tuż pod naszym nosem.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już w czwartek widowiskowa koniunkcja Księżyca z Jowiszem
2024-01-15. Opracowanie:
Urszula Gwiazda
W czwartek wieczorem można będzie na niebie podziwiać ciekawy układ Księżyca i największej planety Układu Słonecznego – Jowisza, które zbliżą się do siebie.
18 stycznia o godzinie 21.10 nastąpi koniunkcja Księżyca z Jowiszem. Będzie je dzielić 2,1 stopnia na niebie.
Jowisz powinien zacząć być dostrzegalny około godziny 16.30, a Księżyc będzie widoczny wcześniej.  Będą znajdować się wysoko nad południowo-wschodnim horyzontem. Zajdą za horyzont około godziny pierwszej w nocy.
Następnego dnia, w piątek 19 stycznia, nastąpi kolejna koniunkcja, tym razem Księżyca z planetą Uran, jednak w tym przypadku potrzebny będzie teleskop, aby obserwować w pełni to zjawisko.
Koniunkcje Księżyca z jasnymi planetami, albo koniunkcje pomiędzy planetami to bardzo widowiskowe zjawiska astronomiczne.
Źródło: RMF24/PAP
Listopadowa pełnia Księżyca nazywana pełnią Mroźnego Księżyca. Zdjęcie ilustracyjne /Piotr Polak /PAP
https://www.rmf24.pl/nauka/news-juz-w-czwartek-widowiskowa-koniunkcja-ksiezyca-z-jowiszem,nId,7270375#crp_state=1

Już w czwartek widowiskowa koniunkcja Księżyca z Jowiszem.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sonda Juno fotografuje szczyty chmur największej planety Układu Słonecznego. Fenomenalne
2024-01-15. Radek Kosarzycki
Ten okres zimowy, w którym Słońce wychodzi zaledwie na kilka godzin dziennie, śnieg powoli znika, z nieba pada na zmianę deszcz i śnieg, a na ulicach i chodnikach pozostaje sól i piach, jest jednym z najbardziej depresyjnych okresów w roku. Dlatego w oczekiwaniu na dłuższe, cieplejsze i suchsze dni na Ziemi, warto spojrzeć na coś znacznie piękniejszego, co niewzruszone od miliardów lat także krąży wokół Słońca, tylko w odległości pięciokrotnie większej niż Ziemia. Mowa tutaj oczywiście o Jowiszu, największej planecie Układu Słonecznego.
Sonda Juno wyprodukowała już wiele pięknych zdjęć Jowisza w trakcie swojej misji. Część z nas mogła się już nawet do nich przyzwyczaić. Jakby nie patrzeć, podczas każdego kolejnego przelotu w pobliżu Jowisza sonda wykonuje zdjęcia chmur planety, i choć na każdym zdjęciu wyglądają one inaczej, to jednak wszystkie są bardzo do siebie podobne. Warto jednak pamiętać, że sonda Juno nie będzie nam dana raz na zawsze i prędzej czy później jej misja się zakończy, a wtedy zatęsknimy za aktualnościami z otoczenia planety.
Wystarczy tutaj przypomnieć ten wspaniały czas kiedy Saturna przez kilkanaście lat z rzędu fotografowała sonda Cassini. Bezustannie na Ziemię docierały nowe zdjęcia planety, jej pierścieni i jej księżyców. Te zdjęcia także były do siebie podobne i czasami nawet nudziły. Misja jednak musiała się prędzej czy później skończyć. Teraz chętnie by się pooglądało nowe zdjęcia z otoczenia drugiej największej planety Układu Słonecznego.
Spieszmy się zatem korzystać ze zdjęć z sondy Juno, bo jej misja się szybko skończy.
Kolejny przelot sondy Juno w pobliżu chmur Jowisza planowany jest na 3 lutego 2024 roku.
A poniżej zawsze warta przypomnienia animacja przedstawiająca przejście Europy oraz Io przechodzących na tle Jowisza. To się nigdy nie nudzi.

NASA’s Juno Spacecraft Flies Past Io and Jupiter, With Music by Vangelis
https://www.youtube.com/watch?v=yJUJmI8YI_E
https://www.pulskosmosu.pl/2024/01/sonda-juno-zdjecia-jowisza/

 

Sonda Juno fotografuje szczyty chmur największej planety Układu Słonecznego. Fenomenalne.jpg

Sonda Juno fotografuje szczyty chmur największej planety Układu Słonecznego. Fenomenalne2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal 2010-2024