Skocz do zawartości

Astronomiczne Wiadomości z Internetu


Rekomendowane odpowiedzi

Asteroida 2000 em26 przeleciała. Serwis Slooh zakończył przekaz

We wtorek o godz. 3 czasu polskiego asteroida wielkości trzech boisk futbolowych przeleciała niespełna 3 mln kilometrów od Ziemi, w skali astronomicznej w zasadzie musnęła naszą planete. By zostać świadkiem jej przelotu w czasie rzeczywistym - wystarczyło mieć dostęp do internetu.

Asteroida 2000 EM26 o wielkości około 270 m, lecąca z prędkością 12,37 km/s (około 44000 km/h), zbliżyła się do Ziemi około 2.00 GMT (3.00 czasu polskiego). Dystans, jaki ją wtedy dzielił od Błękitnej Planety, to zaledwie 2,7 mln km.

By zostać świadkiem niecodziennego zjawiska nie trzeba ani dysponować lunetą, ani też odwiedzać lokalnego obserwatorium - wystarczy dostęp do internetu. Przekaz nadawany był na żywo przez serwis Slooh, współpracujący z 16 obserwatoriami na całym świecie.

Przekaz i ekspert online

Podczas transmisji każdy zainteresowany mógł zadawać pytania, tagując je w serwisach społecznościowych typu Twitter czy Facebook hashtagami "#asteroid". Odpowiedzi udzielał Bob Berman, jeden z gospodarzy serwisu Slooh.

Obraz był przekazywany przez teleskop znajdujący się na szczycie wulkanu Teide na Kanarach. To najwyższe wzniesienie na jakiejkolwiek atlantyckiej wyspie oraz na całym terenie należącym do Hiszpanii. Dzięki doskonałym warunkom obserwacyjnym powstał tam kompleks astronomiczny.

Bliska i niebezpieczna

Obiekt odkryto 5 marca 2000 roku i zaklasyfikowano go do dwóch grup - tzw. obiektów bliskich Ziemi (Near-Earth Asteroid, w skrócie NEA) oraz obiektów potencjalnie niebezpiecznych (Potentially Hazardous Asteroid, w skrócie PHA).

Choć asteroida będzie blisko, nie grozi nam ani kolizja, ani powtórka z rosyjskiego Czelabińska, nad którym to 15 lutego 2013 roku eksplodował obiekt o średnicy 17 metrów. Przeczytaj pełny raport o deszczu meteorytów nad Uralem

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/asteroida-2000-em26-przeleciala-serwis-slooh-zakonczyl-przekaz,114102,1,0.html

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polska chce mieć własną flotyllę satelitów

W ostatnich dwóch latach wysłaliśmy w kosmos dwa satelity - studenckiego PW-Sat-a i naukowego Lema. Trzeci, Heweliusz, już czeka w blokach startowych, zaś czwarty, PW-Sat2, jest w budowie. W planach jest też duży narodowy satelita obserwacyjny, który wspomógłby m.in. zarządzanie kryzysowe.

 Kosmos to dziedzina strategiczna. Pokazanie, że potrafimy wysłać tam własne urządzenia, jest ważkim argumentem w dyskusji nad tym, czy jesteśmy w stanie jako państwo sięgnąć do najwyższej półki technologicznej wymagającej sporych nakładów, doświadczonych ludzi i infrastruktury - powiedział "Wyborczej" prof. Marek Banaszkiewicz, dyrektor Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk (CBK PAN).

Ta instytucja stoi za budową wszystkich czterech polskich satelitów. - To, co wysyłamy teraz w kosmos, decyduje o naszym przyszłym udziale m.in. w prestiżowych kosmicznych badaniach naukowych i w bardzo dochodowych programach satelitarnej obserwacji Ziemi - twierdzi prof. Banaszkiewicz.

- Satelity umożliwiają dostęp do danych, które mają wpływ na wiele dziedzin, takich jak bezpieczeństwo państwa, zarządzanie kryzysowe czy różne zastosowania związane z teledetekcją. Nie mając własnych satelitów, musimy płacić za pozyskanie tych danych od zewnętrznych operatorów - dodaje Michał Moroz z firmy Kosmonauta.net.

 Z czym do gwiazd?

CBK od lat buduje instrumenty badawcze, które biorą udział w misjach kosmicznych NASA i ESA (Europejskiej Agencji Kosmicznej, do której Polska przystąpiła w 2012 r.). W przestrzeń poleciało ponad 70 polskich przyrządów, które krążą obecnie po orbitach Marsa i Ziemi, badają marsjańską glebę wraz z łazikiem Curiosity czy lecą ku komecie. Jednak własny satelita to zupełnie inna sprawa. Polska przygoda na tym gruncie dopiero się rozpoczęła.

Pierwszego polskiego satelitę wysłali na orbitę członkowie Studenckiego Koła Astronautycznego z Politechniki Warszawskiej (PW), którzy pracowali nad nim od 2004 roku pod okiem inżynierów z CBK PAN. Satelita nosił nazwę PW-Sat i został wystrzelony z kosmodromu w Gujanie Francuskiej 12 lutego 2012 roku. Było to niewielkie urządzenie, tzw. nanosatelita, w kształcie sześcianu o boku długości 10 cm i wadze 1 kg. Należał do stajni CubeSatów, czyli urządzeń budowanych ze standardowych, dostępnych na rynku części, które wykorzystywane są przez uniwersytety na całym świecie. PW-Sat zbudowany został w ramach programu edukacyjnego ESA, a jego misja miała być krótka i treściwa: po znalezieniu się na orbicie miał rozłożyć anteny komunikacyjne i rozwinąć metrowy "ogon" z eksperymentalnymi fotoogniwami.

- Naszym celem było przetestowanie systemu deorbitacji, czyli usuwania niepotrzebnych satelitów. Nie udało nam się jednak przeprowadzić manewru rozłożenia w kosmosie ogona, który przez zwiększenie powierzchni satelity przyspiesza zejście z orbity - powiedział "Wyborczej" Maciej Urbanowicz, koordynator projektu PW-Sat. - Prawdopodobnie zawiódł system łączności, co uniemożliwiło nam przejęcie pełnej kontroli nad wszystkimi podsystemami.

Na problemy z łącznością nałożyły się też te z niedoborem energii. Kiedy satelita przelatywał nad Polską i łączył się z bazą naziemną, znajdował się w cieniu i nie mógł korzystać z paneli słonecznych, czerpał więc energię z baterii pokładowych. W efekcie przestał reagować na komendy.

W tym samym czasie, kiedy studenci z Politechniki Warszawskiej pracowali nad PW-Satem, w CBK PAN inżynierowie budowali dwa własne urządzenia - bliźniacze satelity Lem i Heweliusz. I to Lem jako pierwszy polski satelita miał polecieć w kosmos, a Heweliusza zamierzano tam umieścić do połowy 2013 roku. Tylko że rakiety nośne to kapryśne urządzenia. Lem wskutek różnych komplikacji poleciał w kosmos z rosyjskiego kosmodromu Jasny/Dombarowski dopiero 21 listopada 2013 roku. I ponieważ miał być pierwszy, nazwano go "pierwszym polskim satelitą naukowym". Heweliusz miał wznieść się 29 grudnia 2013 roku wraz z dotychczas bezawaryjną chińską rakietą Chang Zheng 4B, która, jak na złość, właśnie zaliczyła pierwszą awarię, wynosząc brazylijskiego satelitę na Antarktydę zamiast na orbitę. Więc Heweliusz musi poczekać na start jeszcze do maja - do czasu, aż Chińczycy zbadają, co zawiodło w rakiecie.

Budowa Lema i Heweliusza została sfinansowana dzięki największemu w Polsce grantowi badawczemu w dziedzinie astronomii i badań kosmicznych, który wyniósł 14,2 mln zł. Oba satelity wraz z maszynami zbudowanymi w Austrii i Kanadzie wchodzą w skład zespołu sześciu nanosatelitów BRITE (BRIght Target Explorer Constellation). Program ten został wymyślony i opracowany przez mieszkającego w Kanadzie polskiego astronoma prof. Sławomira Rucińskiego z Uniwersytetu w Toronto.

Najmniejszy teleskop

- Lem to pierwszy polski satelita naukowy, bo jako pierwszy bierze udział w programie badawczym. Dotyczy on zmian jasności najjaśniejszych gwiazd - powiedział "Wyborczej" dr Kamil Złoczewski z Planetarium Niebo Kopernika. Dodał, że informacje dotyczące np. konwekcji zachodzącej we wnętrzu najbardziej masywnych gwiazd mogą pomóc naukowcom m.in. usprawnić istniejące już modele fizyczne tych obiektów. - Dane te są analizowane przez naukowców z Centrum Astronomicznego PAN. Program naukowy przewiduje dwa lata działalności urządzenia.

Satelity BRITE mają kształt sześcianu o boku 20 cm i masie 7 kg. Docelowo ma ich być aż sześć, by możliwa była ciągła obserwacja wybranych gwiazd, bez względu na to, po której stronie Ziemi maszyny się znajdują. Wyposażone są w najmniejsze na świecie, kilkucentymetrowe teleskopy, czujniki położenia gwiazd, żyroskopy, system łączności i kamery. Z wierzchu pokryte są panelami słonecznymi. Dane przez nie zebrane są przekazywane do stacji naziemnych w Polsce, Kanadzie i Austrii.

Studenci Politechniki Warszawskiej też nie zasypiają gruszek w popiele i już pracują nad kolejnym satelitą, któremu nadano nazwę PW-Sat2. Ma mieć wagę około 2 kg i wymiary 10 x 10 x 20 cm, będzie więc dwukrotnie większy niż poprzednik. Ma się znaleźć na orbicie przed końcem 2015 roku i wykonać pierwsze polskie zdjęcia Ziemi z kosmosu. Przetestuje zrodzone na PW wynalazki, takie jak czujnik położenia względem Słońca czy system otwierania paneli słonecznych.

 

http://wyborcza.pl/1,75476,15477020,Polska_chce_miec_wlasna_flotylle_satelitow.html

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już milion amatorów bierze udział w badaniach naukowych w sieci Zooniverse!

 

Zaczęło się blisko siedem lat temu od niewielkiego międzynarodowego obywatelskiego projektu badawczego pt. "Galaktyczne Zoo". Dziś Zooniverse skupia miłośników nauki zainteresowanych nie tylko kosmosem, ale i biologią, klimatem, historią, a nawet medycyną. Wielu z nich mieszka w Polsce.

W Walentynki, 14 lutego, liczba zarejestrowanych na całym świecie użytkowników serwisu Zooniverse osiągnęła milion. To oczywiście nie koniec, bo portal ciągle "rośnie". Chwilę temu strona https://www.zooniverse.org pokazywała, że zarejestrowało się już na niej 1 004 680 osób. A nie, przepraszam - już o 25 osób więcej!

Wszystkie biorą udział w kilkudziesięciu obywatelskich projektach badawczych - od astronomii, przez nauki o Ziemi, zoologię, badanie życia starożytnych Greków, po poszukiwanie leków na raka. Dzięki amatorom zawodowi badacze opublikowali już ponad pół setki prac naukowych.

 

A zaczęło się od projektu "Galaktyczne Zoo", w którym ochotnicy mieli pomóc astronomom w klasyfikacji galaktyk widniejących na zdjęciach zrobionych przez automatyczne teleskopy.

Okazuje się, że na świecie jest wielu ludzi, którzy kochają naukę.

Stworzyli oni sieć, która najgęściej oplata USA i Unię Europejską, w tym Polskę. W naszym kraju najbardziej roi się od nich w aglomeracjach poznańskiej, warszawskiej, śląskiej i krakowskiej.

To w dużej mierze zasługa Centrum Fizyki Teoretycznej PAN i New Space Foundation, które w Polsce współpracują z prowadzącym Zooniverse Ciztizen Science Alliance. Polscy partnerzy (szczególnie prof. Lech Mankiewicz z PAN i Jan Pomierny z NSF, założyciel portalu astronomia.pl) doprowadzili do tego, że spora część Zooniverse'u jest dostępna po polsku.

Zobacz, gdzie mieszkają ochotnicy z Zooniverse:

http://community.zooniverse.org/

 http://wyborcza.pl/1,75476,15479432,Juz_milion_amatorow_bierze_udzial_w_badaniach_naukowych.html

 

 

post-31-0-25289900-1392744033.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nowe dowody na istnienie marsjańskiego Oceanu Północnego

Badania geologów z teksaskiego uniwersytetu w Austin potwierdzają, że północne równiny Marsa znajdowały się niegdyś pod wodami ogromnego oceanu. Jakimi dowodami dysponują amerykańscy uczeni?

Naukowcy podejrzewają, że rozległa równina Vastitas Borealis, leżąca od 4 do 5 km poniżej średniej wysokości powierzchni planety, mogła niegdyś stanowić dno potężnego Oceanu Północnego (z łac. Oceanus Borealis). Świadczy o tym charakterystyczna rzeźba terenu - głębokie wąwozy i formacje przypominające linie brzegowe. Hipotezę potwierdzają również chemiczne właściwości marsjańskiego regolitu, czyli warstwy zwietrzałej skały pokrywającej powierzchnię Czerwonej Planety.

Z drugiej strony stanowczo przeczą jej obecne warunki panujące na Marsie. Chodzi przede wszystkim o bardzo niskie temperatury, które praktycznie wykluczają możliwość utrzymywania się wody w stanie ciekłym. Badacze szukający marsjańskiej wody lub jej pozostałości sięgają jednak daleko w przeszłość, kiedy nasz najbliższy sąsiad był miejscem nieco bardziej przyjaznym - cieplejszym i z gęstszą atmosferą.

Ogromne osuwiska skalne

Zupełnie nowe światło na kwestię istnienia marsjańskiego Oceanu Północnego rzucają badania Loreny Moscardelli, geolog z UT Austin (University of Texas at Austin), która dokładnie przyjrzała się ogromnym obszarom równin północnych, pokrytych głazami pokaźnych rozmiarów. Moscardelli sugeruje, że skały znalazły się tam na skutek podwodnych obsunięć ziemi - zjawisk które zaobserwowano również na naszej planecie. Istnienie tych skał potwierdziły zdjęcia wykonane przez aparat HiRISE umieszczony na pokładzie sondy Mars Reconnaissance Orbiter.

"Wiemy, że podwodne osuwiska mogą przenosić naprawdę duże głazy - czasami wielkości domu - na odległość kilkuset kilometrów. Wyobraź sobie osuwisko wielkości stanu Teksas, które ma miejsce głęboko pod wodami oceanu" - wyjaśnia Moscardelli.

Nie wszyscy jednak zgadzają się z hipotezą Moscardelli. Niektórzy naukowcy są zdania, że źródłem głazów równiny północnej są uderzenia meteorytów, ale autorka badań wyklucza taki scenariusz. "To jest możliwe dla wybranych głazów, szczególnie tych, które leżą blisko kraterów. Ale jak wytłumaczyć usłane skałami równiny o powierzchni tysięcy kilometrów kwadratowych i to bez żadnych kraterów? - komentuje Moscardelli.

Dwie linie brzegowe

Naukowcy spierali się również o formacje przypominające dwie linie brzegowe, sfotografowane przez sondę Viking w 1980 roku. Dalsze obserwacje wykazały, że te domniemane wybrzeża są pofalowane, leżą na różnych wysokościach - co poważnie podważyło hipotezę o istnieniu oceanu na Marsie. Dopiero kolejne badania ostatecznie wykazały, że to zniekształcenie można prosto wyjaśnić ruchem wirowym Marsa. Co więcej, północne równiny są niżej niż analogiczne rejony na półkuli południowej, a więc podobnie jak baseny oceaniczne tutaj na Ziemi - czytamy w materiale opublikowanym przez serwis PhysOrg.

"Istnieje wiele hipotez, a my musimy się jeszcze wiele dowiedzieć, zanim będziemy mieć pewność, która z nich jest prawdziwa. Mam opinię na ten temat - wyrobioną na podstawie obserwacji, ale jestem również ostrożna, ponieważ mogę się mylić. Jednak mimo tego wiem, że sprawa jest poważna" - mówi Moscardelli.

Naukowcy mają wiele dowodów na istnienie wody na Marsie. Chodzi nie tylko o dawny Ocean Północny, ale również okresowo pojawiające się formacje, których źródłem może być spływająca w cieplejszych okresach woda. Wszystkie wymagają jednak wielu badań i obserwacji. Zdjęcia wykonywane przez sondy oraz analiza skał dokonywana przez łaziki to wciąż za mało. Wszystkie wątpliwości mogłaby rozwiać załogowa misja na Czerwoną Planetę, ale na tak poważne przedsięwzięcie poczekamy jeszcze dobrych kilkanaście lub kilkadziesiąt lat.

http://nt.interia.pl/raport-kosmos/astronomia/news-nowe-dowody-na-istnienie-marsjanskiego-oceanu-polnocnego,nId,1107801

Marsjański ocean - wizualizacja. Fot. ESA, C. Carreau

/materiały prasowe

Skały na powierzchni Marsa. Fot. Moscardelli 2014

/NASA

post-31-0-56772300-1392796978.jpg

post-31-0-15484500-1392796996.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejne testy statku CST-100. Komercyjne loty coraz bliżej

Boeing i elementy konstrukcyjne statku CST-100 przeszły kolejne etapy przeglądów.

Jak informuje Boeing, Commercial Crew Program (CCP) dokonał w lutym przeglądów projektów sprzętu i testów bezpieczeństwa oprogramowania statku Crew Space Transportation (CST-100), czyli jednego z załogowych komercyjnych statków kosmicznych, którym za kilka lat mają latać Amerykańscy astronauci.

Boeing może pochwalić się pomyślnym przejściem kluczowego przeglądu projektu (CDR) łącznika CST-100 z rakietą Atlas V, tzw. Launch Vehicle Adapter (LVA). CDR potwierdził możliwość wejścia elementu w fazę produkcyjną. Etap oceny przeszedł też równolegle system łączności rakieta-kapsuła, który w razie niebezpieczeństwa inicjuje procedury bezpieczeństwa.

Jak powiedział John Mulholland, menadżer projektu Boeing Commercial Programs, "bezpieczeństwo jest krytycznym elementem CST-100, od deski kreślarskiej aż do wdrażania, i jeszcze dalej".

Oba przeglądy są częścią umowy Commercial Crew Integrated Capability (CCiCap) z NASA, w ramach której powstaje statek. Następne zaplanowane przeglądy odbędą się wiosną (oprogramowanie) i latem (kolejny przegląd CDR całej konstrukcji).

Źródło informacji (Boeing)

Hubert Bartkowiak

 

http://nt.interia.pl/raport-kosmos/misje/news-kolejne-testy-statku-cst-100-komercyjne-loty-coraz-blizej,nId,1107686

 

post-31-0-46462600-1392797122.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Schron w przestrzeni kosmicznej

 W czasie gdy załogowa podróż na Marsa wydaje się być już na wyciągnięcie ręki pozostaje do rozwiązania jeszcze kilka problemów technicznych. Jednym z nich jest promieniowanie kosmiczne, które może być dla człowieka zabójcze dlatego w NASA powstał zespół Radworks, który ma stworzyć kosmiczny "schron".

Na Ziemi przed promieniowaniem tych chroni nas pole magnetyczne naszej planety, atmosfera, a dodatkowo zabezpieczyć jest się bardzo łatwo - wystarczy schować się za warstwą litego ołowiu, złota czy osmu problem jednak tkwi w tym, że raczej nie będziemy w stanie zabrać ze sobą na pokład statku kosmicznego wystarczających ilości tych materiałów dlatego trzeba poszukać innego rozwiązania.

Rozwiązanie stosowane w drodze na Marsa będzie raczej rozwiązaniem tymczasowym - przebywający na pokładzie statku astronauci będą musieli błyskawicznie wykryć zbliżającą się burzę słoneczną i jeśli uda im się to wykonać wystarczająco szybko będą oni mieli pół godziny do godziny na przygotowanie sobie schronienia. W tym celu będą musieli oni przemieścić cały ekwipunek i towary w taki sposób aby przygotować jak największą i najsolidniejszą tarczę chroniącą przed szkodliwym promieniowaniem nawet przez 36 godzin - tyle bowiem burza słoneczna może trwać. A zadaniem Radworks jest opracowanie najlepszego scenariusza na taką ewentualność.

Na razie celem NASA jest przygotowanie astronautów na misję trwającą od 6 do 12 miesięcy jednak pamiętajmy o planach organizacji Mars One, która na Czerwoną planetę chce wysłać "stałych" kolonistów będących jednocześnie uczestnikami największego reality show w historii. Dla nich konieczne będzie opracowanie rozwiązania zdecydowanie trwalszego.

Opuszczenie naszego kosmicznego domu zatem nie będzie łatwe, ale czy z podobnymi problemami nie zmagali się

Źródło: NASA

http://www.geekweek.pl/aktualnosci/18562/schron-w-przestrzeni-kosmicznej

 

post-31-0-83708100-1392797191.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Satelita, który widzi co jesz

Firma Bell Aerospace, której satelity z serii Worldview obecnie dostarczają obrazu do popularnych Map Google i aplikacji Google Earth, w tym roku wystrzelić ma zwrócony w kierunku Ziemi teleskop trzeciej generacji. A ma on być na tyle potężny, że pozwoli dostrzec obiekty o średnicy zaledwie 25 centymetrów.

Satelita Worldview-3, który poruszał się będzie na wysokości 600 kilometrów nad Ziemią z prędkością prawie 29 tysięcy kilometrów na godzinę nie będzie przy tym skupiał się na pojedynczych obiektach - będzie on raczej nagrywał pełny obraz z trasy swego przelotu.

Rozdzielczość pozwalająca zobaczyć 25-centymetrowe obiekty zarezerwowana ma zostać dla amerykańskiej administracji rządowej (to i tak niewiele w porównaniu do wojskowych satelitów, które rzekomo - z oczywistych względów brak tu oficjalnych danych - mają posiadać rozdzielczość pozwalającą dokładnie dostrzec obiekty mniejsze niż 10 centymetrów). Dla zastosowań cywilnych udostępnione zostaną zdjęcia o rozdzielczości umożliwiającej dostrzeżenie obiektów półmetrowych co i tak jest sporym postępem względem obecnie używanego Worldview-2.

Do tego nowy satelita ma umożlwiać podgląd terenu w podczerwieni dzięki czemu możliwe będzie rozróżnienie obiektów sztucznych od naturalnych - dlatego też pochodzące z niego dane łatwiej będzie sprzedać większej ilości firm. Mają one bowiem trafić nie tylko do Google lecz do każdego kto będzie skłonny za nie zapłacić - w tym miejskich planistów czy leśników.

A my będziemy mogli obejrzeć swój dom z orbity w lepszej jakości.

Źródło: Bell Aerospace

http://www.geekweek.pl/aktualnosci/18561/satelita-ktory-widzi-co-jesz

 

post-31-0-45108500-1392797296.jpg

post-31-0-02662600-1392797310_thumb.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obserwatorium zgubiło potężną asteroidę

Astronomowie zgubili asteroidę o wielkości trzech boisk piłkarskich, która tej nocy minęła Ziemię ? donosi Slashgear.

Badacze nocnego nieba chcieli śledzić przelot asteroidy 2000 EM26 przy pomocy teleskopu zlokalizowanego na Pico del Teide, szczycie wulkanicznym Teneryfy - jednej z wysp archipelagu Wysp Kanaryjskich. Obserwacje pokrzyżowały jednak trudne warunki atmosferyczne. Teleskop zamarzł i nie był w stanie podążać za obiektem.

Zgubionej asteroidy wciąż nie udało się odnaleźć. Naukowcy nie chcą się jednak poddać i proszą o pomoc astronomów-amatorów. Gra jest warta świeczki, ponieważ 2000 EM26 rozmiarami odpowiada trzem boiskom piłkarskim, a od Ziemi dzieliła go odległość 1,62 mln mil.

Tym razem 2000 EM26 nie był w stanie zagrozić naszej planecie, ale w przyszłości może się do nas poważnie zbliżyć. Niestety, bez ponownego namierzenia asteroidy, nie uda się przewidzieć, jak blisko znajdzie się podczas następnego przelotu.            

Astronomowie z całego świata starają się namierzać jak najwięcej takich obiektów, aby uniknąć sytuacji, jaka miała miejsce przed rokiem w Rosji. Wyzwaniem są kosmiczne głazy nadlatujące od strony Słońca, ponieważ ich obserwacja  przy pomocy urządzeń zlokalizowanych na Ziemi lub na orbicie jest praktycznie niemożliwa.

NASA wciąż szuka pieniędzy na uruchomienie nowych projektów, dzięki którym uda się wysłać w przestrzeń aparaturę mogącą namierzać asteroidy niewidoczne z Ziemi.

http://nt.interia.pl/raport-kosmos/astronomia/news-obserwatorium-zgubilo-potezna-asteroide,nId,1108393

post-31-0-49520300-1392881764.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jaka przyszłość czeka mikro- i nanosatelity?

Niedawno doszło do publikacji prognozy rozwoju rynku mikro- i nanosatelitów, która przewiduje jeszcze szybszy niż wcześniej zakładano rozwój tego działu produkcji satelitów.

Mikro- i nanosatelity to dynamicznie rozwijający się segment przemysłu kosmicznego. Dziś, dzięki miniaturyzacji elektroniki, dostępie do sprzętu typu COTS (Commercial Off-The-Shelf) produkowanego na całym świecie oraz rozwoju telekomunikacji, możliwe jest budowanie satelitów mniejszych, tańszych i bardziej wydajnych niż jeszcze 20-30 lat temu. Przekłada się to na bardziej powszechny dostęp do danych uzyskanych przez satelity, co oznacza ich obecność na większej ilości rynków (np. indywidualna nawigacja, rolnictwo, transport, ochrona środowiska, systemy ratunkowe itp.).

Nic więc dziwnego, że od kilkunastu lat obserwujemy rosnącą ilość projektowanych, budowanych, testowanych i wreszcie wynoszonych na orbitę małych (100-500 kg), mikro (10-100 kg) i nano (1-10 kg) satelitów. Najpopularniejsze z nich są tzw. formatu CubeSat, często spełniających rolę edukacyjną. Oprócz CubeSatów obserwuje się rosnącą ilość budowanych nieco większych satelitów, np. o masie kilkunastu czy kilkudziesięciu kilogramów

Ile takich satelitów zostanie zbudowanych do 2020 roku? Amerykańska grupa SpaceWorks Enterprise opublikowała wyniki swojej analizy rynkowej dla mikro- i nanosatelitów dla "kategorii wagowej" pomiędzy 1 a 50 kg. Wynik jest dość zaskakujący: pomiędzy 2014 a 2020 rokiem około 2000-2750 mikro- i nanosatelitów o masie pomiędzy 1 a 50 kg zostanie zbudowanych i będzie czekać na lot na orbitę.

Spośród tych ponad dwóch tysięcy satelitów około 650 mikro- i nanosatelitów powinno zostać zbudowanych do końca 2016 roku. Jest to dramatyczny wzrost w ilości budowanych zminiaturyzowanych satelitów w porównani z ostatnimi latami, kiedy to budowano maksymalnie po kilkadziesiąt satelitów. Pod tym względem 2013 rok był przełomowy, gdyż wówczas na orbitę wyniesiono prawie sto mikro- i nanosatelitów.

W segmencie 1-50 kg w najbliższych latach format CubeSat 1 U (<1,33 kg) będzie wciąż najpopularniejszy pośród mikro- i nanosatelitów, jednak większe satelity będą coraz częściej budowane. SpaceWorks Enterprise prognozuje, że najbardziej wzrośnie segment nanosatelitów o masie 6 kg - przewiduje się kilkukrotny wzrost produkcji tego typu satelitów. W segmencie 1-10 kg około 25 proc. wszystkich zbudowanych nanosatelitów będzie właśnie mieć masę około 6 kg.

Ponadto przynajmniej 48 satelitów o masie poniżej 1 kg powinno w międzyczasie także zostać ukończonych i czekać na lot na orbitę. Warto tu jednak zauważyć, że satelity o masie poniżej 1 kg nie były celem prac SpaceWorks Enterprise i jest to jedynie "minimalna spodziewana" wartość.

Tegoroczna prognoza SpaceWorks Enterprise jest 2-3 razy wyższa od zeszłorocznej. Tak duża zmiana ma związek z ogłoszonymi i realizowanymi inicjatywami wykorzystującymi przynajmniej kilka mikro/nanosatelitów oraz zapowiedziami rozpoczęcia projektów z całego świata. Prognoza również sugeruje, że tworzy się rynek dla usługi wynoszenia małych satelitów na orbitę, który może także doświadczyć znacznego rozwoju w najbliższych latach.

Źródło informacji (SWE)

Krzysztof Kanawka

 http://nt.interia.pl/raport-kosmos/misje/news-jaka-przyszlosc-czeka-mikro-i-nanosatelity,nId,1107033

 Przyszłość segmentu mikro- i nanosatelitów maluje się kolorowo

/materiały prasowe

post-31-0-89483100-1392881828.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nowy projekt DARPA pozwoli obserwować Ziemię w wysokiej rozdzielczości

?Amerykańska DARPA rozpoczęła drugą i ostatnią fazę projektu MOIRE, której celem jest zbudowanie dużego orbitalnego systemu optycznego przy jednoczesnej wyraźnej redukcji masy i kosztów. Dzięki MOIRE będzie możliwe stworzenie teleskopu o aperturze aż 20 metrów.

 Mała przestrzeń wewnątrz osłony aerodynamicznej i możliwości nośne dostępnych rakiet często prowadzą do znacznego ograniczenia możliwości wynoszonych satelitów. W szczególności jest to widoczne w przypadku satelitów wyposażonych w optyczne systemy, w tym i tych dokonujących obserwacji Ziemi (ang. Earth Observation, EO). Już w najbliższej przyszłości wymagania stawiane między innymi satelitom EO będą tak wysokie, że systemy optyczne staną się zbyt duże i zbyt ciężkie, by można je było wynosić na orbitę.

Jednym z potencjalnych rozwiązań tego problemu jest projekt MOIRE realizowany przez amerykańską Defense Advanced Research Projects Agency (DARPA). Ten projekt ma na celu stworzenie rozkładanej struktury optycznej, omijającej ograniczenia rakiet nośnych. Projekt MOIRE znajduje się obecnie w swojej drugiej i ostatniej fazie rozwoju. Celem projektu MOIRE jest m.in. zastosowanie lekkich polimerów jako układu optycznego zamiast szklanych soczewek lub luster.

Optyka opracowana w ramach projektu MOIRE opiera się na zjawisku dyfrakcji zamiast tylko skupiania czy odbijania światła. Każda z komórek polimerowej optyki projektu MOIRE jest niczym soczewka Fresnela. Następnie światło jest skupiane na sensorach, które przetwarzają uzyskany sygnał na obraz.

Technologia wypracowana w ramach projektu MOIRE będzie mogła mieć następujący wygląd: cienkie polimerowe membrany optyczne by były rozkładane na orbicie w formie "listków". Dzięki temu możliwe będzie osiągnięcie teleskopu o aperturze rzędu aż 20 metrów. Jest kilka razy więcej od obecnie stosowanych lub projektowanych satelitów EO czy astronomicznych. Poniższe nagranie prezentuje koncepcję działania technologii wypracowanej w ramach projektu MOIRE.

Dotychczas przeprowadzono już udane testy naziemne w ramach projektu MOIRE. Możliwość stosowania satelitów z układem optycznym o aperturze aż 20 metrów może doprowadzić do rewolucyjnych zmian zarówno w tematyce EO jak i przynajmniej części obserwacji astronomicznych.

Źródło informacji (DARPA)

Krzysztof Kanawka

 http://nt.interia.pl/raport-kosmos/misje/news-nowy-projekt-darpa-pozwoli-obserwowac-ziemie-w-wysokiej-rozd,nId,1107685

 

MOIRE pozwoli agencji DARPA na szczegółowe obserwacje naszej planety

/materiały prasowe

 

post-31-0-24651700-1392881924.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skompletowano ostatnie lustro do nowego teleskopu kosmicznego James Webb

Budowa kosmicznego teleskopu James Webb Space Telescope, czyli JWST, to jeden z najdroższych i najważniejszych projektów naukowych jakie są obecnie prowadzone. NASA poinformował właśnie, że przybyły ostatnie trzy lustra potrzebne do jego skompletowania.

Docelowo pokryte warstwą złota lustro ma mieć średnicę 6,5 metra i będzie się składało z 18 składających się sześciokątnych modułów, z których każdy będzie miał własny napęd mechaniczny, pozwalający na stosowanie ich do poprawy ostrości. Teraz wszystkie lustra znajdują się w specjalnym pomieszczeniu o wysokiej czystości, które zostało zorganizowana przez zespół budujący teleskop. Lustra są wykonane z berylu i zostały pokryte warstwą złota. Każde z nich waży 20 kg.

Według planów JWST zastąpi wysłużony teleskop Hubble, który także może pracować w podczerwieni, wybranej jako podstawowe pasmo obserwacji dla JWST. W przeciwieństwie do swojego poprzednika, jednak pozwoli on zebrać siedem razy więcej światła, czyli będzie w stanie zaglądać znacznie głębiej w przestrzeń kosmiczną. Naukowcy obiecują sobie, że JWST będzie w stanie prowadzić obserwacje pojedynczych egzoplanet.

Teleskop miał kosztować 1,6 mld dolarów, ale według różnych szacunków kosztował już 8,8 mld dolarów i potrzebne są kolejne pieniądze a jego dokończenie i skuteczne wyniesienie na orbitę. Na razie planowane jest to w roku 2018. W projekcie uczestnizy nie tylko amerykańska NASA, ale też europejska ESA i kanadyjska CSA.

Urządzenie ma zostać umieszczone w punkcie libracyjnym L2, a nie na ziemskiej orbicie. Poza tym będzie zwrócone względem Słońca zawsze w jeden sposób, co pozwoli na bardziej efektywne wykorzystanie. Ma być chłodzony ciekłym azotem, a to świadczy o tym, że jego żywot w kosmosie może być krószy od słynnego HST.

 

Dodaj ten artykuł do społeczności

http://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/skompletowano-ostatnie-lustro-nowego-teleskopu-kosmicznego-james-webb

James Webb Space Telescope - Źródło: NASA

 

 

 

post-31-0-14331600-1392881986.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prognoza z wyrzutu masy: najnowszy model pokazuje, gdzie pojawią się zorze polarne

Naukowcy stworzyli model przetwarzający wybuchy na Słońcu w precyzyjne mapy pokazujące, gdzie na świecie rozbłyśnie zorza polarna. Dane dostarczane przez orbitujące dookoła Ziemi instrumenty są przetwarzane na dokładne informacje o widzialności, intensywności oraz energii cząsteczek dla każdego punktu na świecie.

Zorza polarna stanowi "efekt uboczny" potężnych wybuchów na Słońcu, wyrzucającym w przestrzeń ogromne ilości materii. Rozbłyski powstają dzięki przepływom energii, gdy wyrzucone przez gwiazdę cząsteczki przenikają ziemską jonosferę około 100 km nad powierzchnią Ziemi.

Eksplozje nazywane jako koronalne wyrzuty masy (z ang. coronal mass ejections, w skrócie CMEs) są dosyć często przez naukowców rejestrowane. Gdy poziom aktywności Słońca jest największy, zjawiska są obserwowane z częstotliwością do kilku dziennie.

Dotychczas rejestrowane podczas eksplozji dane nie pozwalały dokładnie przewidywać wystąpienia zórz. Dzięki naukowej współpracy stworzono teraz model, który pozwala

Prognoza z wybuchu

Na podstawie danych rejestrowanych przez instrumenty podczas eksplozji naukowcy z Centrum Prognozowania Pogody Kosmicznej stworzyli projekt Aurora (z ang. zorza). Model stworzony przez P. Newell'a, (Johns Hopkins, Applied Physics Lab.) we współpracy z naukowcami z NESDIS National Geophysical Data Center (NGDC) przetwarza otrzymywane dane, generując precyzyjne mapy.

Zawarte w nich informacje podzielono na kategorie - widzialność, intensywność oraz ładunek energetyczny całkowity i elektronów. Wszystkie dane są szczegółowo wyliczone dla każdego punktu na globie.

Szybciej i więcej

Skuteczność sprawdzono w środę 19 lutego. Najświeższe uderzenie CMEs odnotowano 19 lutego. Magnetometry i sonda ACE (Advanced Composition Explorer) około 6.00 czasu środkowoeuropejskiego zarejestrowały wzrost prędkości wiatru słonecznego.

I to niemały - cząsteczki poruszały się ponad 100 km/sek szybciej niż normalnie, osiągając prędkość około 520 km/sek. Także gęstość plazmy wzrosła kilkunastokrotnie - zamiast 1-3 protonów na 1 cm sześcienny, urządzenia zarejestrowały około 20 protonów.

Umiarkowanie burzliwie

Dane, jakie zarejestrowały urządzenia, nie są szczególnie imponujące - notowano już wartości znacznie większe. Jednak ukierunkowanie wyrzutu w stronę Ziemi zaowocowało wzrostem aktywności geomagnetycznej i powstała umiarkowanie silna burza magnetyczna, jawiąca się na naszym niebie jako świetlne strumienie rozciągające się na horyzoncie.

Jej intensywność utrzymała się na poziomie 2 w 5-stopniowej skali. Była widoczna do 55 szerokości geograficznej liczonej od biegunów. Gdyby zjawisko wystąpiło kilka godzin wcześniej, prawdopodobnie byłoby dostrzegalna także w Europie Środkowej - również w Polsce. Przeszkodził w tym jednak wschód Słońca.

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/prognoza-z-wyrzutu-masy-najnowszy-model-pokazuje-gdzie-pojawia-sie-zorze-polarne,114258,1,0.html

Źródło: NOAA

Autor: mb/mj

 

 

post-31-0-86709600-1392882052_thumb.jpg

post-31-0-48666000-1392882067_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jasny meteor wtargnął w atmosferę nad Argentyną.

We środę o godzinie 07:45, Jorge Coghlan powiedział usłyszałem ogromny huk, wiele ludzi przestraszyło się, meteoryt rozpadł na mniejsze kawałki, potem powstała fala.

W promieniu czterdziestu kilometrów Wyraźnie słychać było eksplozję meteoru."

 

http://mindalert2013.blogspot.it/2014/02/evento-nello-spazio-event-in-space.html

 

post-31-0-05474400-1392884820.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ziemia odbija coraz mniej promieni słonecznych

Powierzchnia Ziemi staje się coraz ciemniejsza, a wraz z tym zmniejsza się jej zdolność do odbijania promieniowania słonecznego. Ciepło jest pochłaniane przez grunt, co przyspiesza ocieplenie klimatu.

 

Satelity należące do NASA dokonują na bieżąco pomiarów zasięgu i grubości pokrywy śnieżnej w Arktyce od końca lat 70. minionego wieku. W tym czasie letni zasięg pokrywy lodowej zmniejszył się o 40 procent, zaś średnia temperatura powietrza wzrosła o 2 stopnie.

 

Jak wiemy, promienie słoneczne najskuteczniej odbijane są przez bardzo jasne powierzchnie, natomiast w największej skali pochłaniane są przez najciemniejsze powierzchnie.

 

To dlatego podczas upałów, gdy słońce silnie operuje, zalecany jest ubiór w kolorze białym, który odbija promienie słoneczne i nie powoduje nagrzewania się odzieży. Ubiór czarny nagrzewa się najszybciej i powoduje dyskomfort.

 

Ten sam proces obserwowany jest przez satelity meteorologiczne. Im mniej pokrywy lodowej jest w Arktyce, tym mniej powierzchni jest jasnych, i tym więcej ciemnych. Grunt i powierzchnia morza w miejscach, gdzie wcześniej zalegał lód, nagrzewa się, przyspieszając proces ocieplania się klimatu.

 

Albedo, czyli zdolność do odbijania promieni słonecznych, czystego śniegu to aż 80-90 procent. Tymczasem albedo powierzchni morza to 20 procent, a więc jest w stanie pochłaniać 80 procent promieniowania.

 

Od końca lat 70. albedo Arktyki spadło z 52 do 48 procent, a więc o 4 procent. To więcej niż zakładały najbardziej niepokojące prognozy klimatyczne. Co więcej, z biegiem lat albedo zmniejsza się coraz szybciej.

 

Przypomnijmy, że zasięg lodowej pokrywy morskiej w Arktyce zmniejsza się systematycznie od lat 80. ubiegłego wieku. W ciągu ostatnich 30 lat pokrywa lodowa w Arktyce w okresie swojego marcowego maksimum w marcu zmniejszyła się o 1 mln kilometrów kwadratowych, zaś w okresie wrześniowego minimum aż o 4 mln km.

 

W 2012 roku zasięg lodu pobił rekord wszech czasów, gdy we wrześniu wyniósł zaledwie 3,41 mln km kw. W takim tempie okresy letnio-jesienne będą wolne od lodu w ciągu następnych 30 lat. Bieżącej zimy zasięg pokrywy lodowej jest najmniejszy w historii, a to oznacza, że jesteśmy na najlepszej drodze do kolejnych spektakularnych rekordów.

http://www.geekweek.pl/aktualnosci/18577/ziemia-odbija-coraz-mniej-promieni-slonecznych

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najpierw się rozlewa, a potem rozpada. NASA pokazuje, jak wybucha supernowa

Eksplozja supernowej nie przypomina gwałtownie rozciągającej się piłki, kończącej się rozerwaniem gwiazdy. Astronomowie odkryli, że ten proces jest zaburzony, bo fala uderzeniowa wybuchu niemal zamiera i ożywia ją dopiero rozlanie się wewnętrznych obszarów gwiazdy. Rozwiązanie jednej z największych zagadek astronomicznych umożliwił nowoczesny teleskop NuSTAR, który według naukowców jest dokładny jak narzędzie kryminalistyczne.

Umieszczony na satelicie NASA teleskop NuSTAR (Nuclear Spectroscopic Telescope Array) to instrument prowadzący obserwacje wysokoenergetycznego promieniowania rentgenowskiego. Na podstawie jego pomiarów stworzono pierwszą mapę radioaktywnych materiałów w pozostałości po supernowej. Na przykładzie konkretnego obiektu - pozostałości po supernowej oznaczonej jako Cassiopeia A (Cas A) pokazuje ona, jak dokładnie przebiegają ostatnie etapy umierania masywnej gwiazdy.

Zniekształcone serce eksplozji

Gwiazdy to kule gazu, więc można by pomyśleć, że gdy skończy się ich życie i wybuchną, to te eksplozje będą przypominać jednolite piłki rozciągające się z wielką mocą - powiedziała Fiona Harrison, główna badaczka projektu NuSTAR w Kalifornijskim Instytucie Technologicznym (Caltech).

- Nowe wyniki badań pokazują, że serce czy też silnik takiej eksplozji ulega zniekształceniu, prawdopodobnie dlatego, że wewnętrzne obszary dosłownie rozlewają się przed wybuchem - wyjaśniała.

Obiekt Cas A powstał, kiedy masywna gwiazda wybuchła jako supernowa, pozostawiając gęste pozostałości gwiazdy i wyrzucone szczątki gwiezdnej materii. Obserwujemy te obiekty jako jeszcze młode, bo światło tej eksplozji dotarło do Ziemi kilkaset lat temu.

Na tropie radioaktywnych pierwiastków

Eksplozje supernowych "rozsiewają" we Wszechświecie różne pierwiastki, również te, które znamy z codziennego życia i najbliższego otoczenia, jak złoto, wapń czy żelazo. W takich wybuchach kończą życie gwiazdy o masach większych co najmniej osiem razy od masy naszego Słońca - te podobne do niego umierają w mniej gwałtowny sposób. Wysokie temperatury towarzyszące supernowej i cząstki wytworzone w jej eksplozji scalają ze sobą lżejsze pierwiastki.

NuSTAR jest pierwszym teleskopem, który potrafi mapować radioaktywne pierwiastki w pozostałościach supernowej. W przypadku Cas A jest nim izotop 44 tytanu o niestabilnym jądrze powstałym w sercu eksplodującej gwiazdy. Mapa stworzona przez NuSTAR pokazuje skupiska tytanu w centrum obiektu i wskazuje prawdopodobne rozwiązanie zagadki tego, jak dochodzi do śmierci gwiazdy zakończonej wybuchem supernowej.

NuSTAR jak narzędzie śledczych

Kiedy naukowcy przeprowadzili komputerowe symulacje eksplozji supernowej jako zapadnięcia się masywnej gwiazdy, na tych modelach główna fala uderzeniowa wygasała, nie niszcząc ostatecznie umierającego obiektu. Najnowsze badania wyraźnie wskazują, że wybuchająca gwiazda dosłownie się rozlała, co ponownie naładowało energią gasnącą falę uderzeniową, umożliwiając ostateczne rozsadzenie zewnętrznych powłok gwiazdy.

- Dzięki NuSTAR mamy nowe kryminalistyczne narzędzie do prześledzenia eksplozji - opisał obrazowo pracę z tym instrumentem Brian Grefenstette z Caltech, główny autor publikacji w czasopiśmie "Nature" przedstawiającej najnowsze odkrycia naukowców pracujących przy projekcie NuSTAR.

- Wcześniej trudno było zinterpretować to, co się działo w Cas A, bo materiał, który możemy obserwować, świeci w promieniach X tylko kiedy jest rozgrzany. Teraz widzimy go niezależnie od wszystkiego. Uzyskujemy coraz bardziej kompletny obraz tego, co dzieje się w centrum eksplozji - dodał.

Nie wirują przed śmiercią

Sporządzona na podstawie danych z NuSTAR mapa podważa również takie dotychczasowe modele eksplozji supernowych, w których gwiazda szybko wiruje tuż przed swoją śmiercią i wypuszcza wąskie strumienie gazu, które napędzają gwiezdny wybuch. Takie dżety zaobserwowano też wokół Cas A, jednak ne potwierdzono, że to one wywołały eksplozję. NuSTAR nie znalazł tytanu - który naukowcy określają "radioaktywnym popiołem po wybuchu" - na obszarach, gdzie wcześniej zlokalizowano strumienie gazu. Dlatego zdaniem badaczy nie można ich uznać za wyzwalacz eksplozji.

Chociaż Cas A, to pozostałość po gwiieździe, której umieranie rozegrało się na niebie wieki temu, ten obiekt nadal jest intrygujący dla naukowców, którzy będą kontynuować jego badania. - Po to zbudowaliśmy NuSTAR - żeby odkrywać rzeczy, których nie wiedzieliśmy i których nie oczekiwaliśmy, o wysokoenergetycznym Wszechświecie - podsumował Paul Hertz, dyrektor działu astrofizyki NASA.

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/najpierw-sie-rozlewa-a-potem-rozpada-nasa-pokazuje-jak-wybucha-supernowa,114325,1,0.html

Cassiopeia A to pozostałości po supernowej znajdujące się w gwiazdozbiorze Kasjopei

post-31-0-64926700-1392970991_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Astronom: wkrótce na niebie złączenie Księżyca z Saturnem

W nocy z piątku na sobotę dojdzie do złączenia Księżyca i Saturna - poinformował PAP dr hab. Arkadiusz Olech z Centrum Astronomicznego PAN w Warszawie.

"Księżyc na swojej drodze na sferze niebieskiej przesuwa się na tle gwiazd i planet, zakrywając i odkrywając wiele z nich. Zjawiska takie wyglądają najbardziej efektownie, gdy zakrywana gwiazda lub planeta jest jasna, lub gdy mamy do czynienia z bliskim spotkaniem, w którym Księżyc świeci tuż obok danego obiektu" - przypomniał astronom.

 

Do takiego właśnie spotkania dojdzie w nocy z 21 na 22 lutego, kiedy to na odległość tylko 18 minut kątowych od Saturna zbliży się Księżyc w ostatniej kwadrze. "Formalnie oba ciała znajdą się najbliżej siebie 21 lutego o godzinie 23.10 naszego czasu. O tej porze w Polsce oba obiekty znajdują się jeszcze pod horyzontem, dlatego na obserwacje najlepiej wyjść około godziny 1-2 w nocy, kiedy to oba ciała będą świecić 10 stopni nad południowo-wschodnim horyzontem" - dodał naukowiec.

 

Saturn świeci obecnie w konstelacji Wagi i ma jasność 0,5 magnitudo. Jego blask jest więc porównywalny z blaskiem najjaśniejszych gwiazd na niebie.

 

"Chociaż koniunkcja będzie doskonale widoczna gołym okiem, użycie do obserwacji teleskopu pozwoli nam na podziwianie szczegółów powierzchni Srebrnego Globu i Saturna" - radzi dr Olech.

 

PAP - Nauka w Polsce

http://www.naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,399290,astronom-wkrotce-na-niebie-zlaczenie-ksiezyca-z-saturnem.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najdłuższy obiekt w galaktyce: jego ogon ma 37 lat świetlnych

Nigdy nie widzieliśmy obiektu, który poruszałby się tak szybko, a przy tym wysyłał tak długi dżet - informują naukowcy. Dzięki ich wnikliwym analizom udało się odkryć pulsar, czyli szybko obracającą się gwiazdę, która ciągnie za sobą "ogon" długi na 37 lat świetlnych.

Gwiazda IGR J1104-6103 została odkryta przez należącego do Europejskiej Agencji Kosmicznej satelitę INTEGRAL. Naukowcy zaklasyfikowali ją jako pulsar, czyli szybko obracającą się gwiazdę neutronową, która powstała w wyniku eksplozji supernowej (15 tys. lat temu). Według ekspertów, IGR J11014 jest najszybszym znanym pulsarem. Prędkość poruszania się tej gwiazdy szacowana jest na 8 mln km/h.

Najdłuższy "ogon", jaki udało się zaobserwować

Niedawno badaczom udało się również zauważyć, że IGR J1104-6103 ma jeszcze jedną rzadko spotykaną cechę. Ciągnie za sobą dżet (strumień plazmowej materii), którego długość sięga 37 lat świetlnych. Jak dotąd jest to najdłuższy strumień, jaki udało się zaobserwować.

Nigdy nie widzieliśmy obiektu, który poruszałby się tak szybko, a przy tym wysyłał tak długi dżet - powiedziała Lucia Pavan z Uniwersytetu w Genewie, która brała udział w badaniach. - Dla porównania, wysyłany przez IGR J11014-6103 strumień jest prawie 10 razy dłuższy niż odległość od Słońca do gwiazdy najbliższej naszemu Układowi Słonecznemu - dodała.

Zaskoczeni pewną "nową strukturą"

W jaki sposób udało się dokonać tego odkrycia badaczom? Eksperci połączyli obrazy, które zrobione zostały w kilku zakresach długości fali. Następnie na ich podstawie stworzyli zdjęcie, na którym doskonale widać pulsar z dżetem i pozostałość po supernowej (SNR MSH 11-16 A).

Po analizie fotografii naukowców zaskoczyła pewna ciekawa struktura, tzw. "mgławica wiatru pulsara". Jest to kokon wysokoenergetycznych cząstek, który spowija pulsar i prowadzi do powstania śladu podobnego do warkocza komety. Naukowcy strukturę tę nazywają plerionem. Z analizy wynika, że mgławica wiatru pulsara jest prostopadła do kierunku dżetu. Naukowcy zaznaczają, że to bardzo nietypowe, bo zazwyczaj ich kierunki są zgodne.

Winne egzotyczne procesy fizyczne

- Kiedy pulsar porusza się w jedną stronę, a strumień energii w inną, to dostarcza nam wskazówek, że mogą zachodzić jakieś "egzotyczne" procesy fizyczne podczas wybuchów gwiazd - zaznaczył współautor badania Gerd Puehlhofer z Uniwersytetu w Tybindze.

Wyniki badań zostały opublikowane na łamach czasopisma "Astronomy & Astrophysics".

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/najdluzszy-obiekt-w-galaktyce-jego-ogon-ma-37-lat-swietlnych,114389,1,0.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Młodsza towarzyszka Fomalhauta też posiada własny dysk

Jasna gwiazda Fomalhaut posiada spektakularny pyłowy dysk oraz obiega ją przynajmniej jedna planeta. Niedawno odkryto, że gwiazda ta nie jest gwiazdą pojedynczą, ani też podwójną, ale aż potrójną! Co więcej, ostatnio opublikowano badania, które sugerują istnienie małego pyłowego obłoku wokół najmniejszej z nich.

Artykuł przetłumaczył Karol Chęciński.

Jako że Fomalhaut znajduje się zaledwie 25 lat świetlnych od nas, możliwe było dokładne zbadanie struktury orbitującego wokół niego gruzu. Znajdują się tam aż dwa dyski, a ten zewnętrzny porównać można do pasa Kuipera z naszego Układu Słonecznego. Planeta, Fomalhaut b, krąży pomiędzy nimi obydwoma.

Fomalhaut ma masę równą 1,9 mas Słońca. Z powodu stosunkowo małej odległości od Układu Słonecznego, jest ona jedną z najjaśniejszych gwiazd nieba południowego. Jej towarzyszki są jednak o wiele mniejsze. Druga gwiazda ? Fomalhaut B, ma masę równą 0,7 masy Słońca, natomiast trzecia, Fomalhaut C, będąca czerwonym karłem, ma zaledwie 0,2 masy Słońca.

Fomalhaut C jest oddalony od Fomalhaut A na odległość 2,5 roku świetlnego, co w przybliżeniu stanowi połowę dystansu między Słońcem, a najbliższą sąsiednią gwiazdą. Dopiero w październiku zeszłego roku potwierdzono, że jest związana grawitacyjnie z pozostałymi dwoma. "Dysk wokół gwiazdy Fomalhaut C był kompletnym zaskoczeniem" ? stwierdził przewodniczący zespołu badawczego Grant Kennedy z Uniwersytetu Cambridge dla Universe Today. ? "To dopiero drugi system w którym odkryto dyski wokół dwóch oddzielnych gwiazd".

Stosunkowo chłodne cząstki pyłu i lodu są o wiele jaśniejsze w falach długich, co pozwala teleskopom takim jak Kosmiczny Teleskop Herschela wychwycić nadmiar światła podczerwonego. Jednakże Herschel ma znacznie mniejszą rozdzielczość niż teleskop optyczny, więc przestrzenny obraz dysku Fomalhaut C nie był możliwy do uzyskania. Największym osiągnięciem zespołu Kennedy'ego jest stwierdzenie, że dysk ma bardzo niską temperaturę wynoszącą około 24 Kelwiny oraz to, że znajduje się w odległości około 10 jednostek astronomicznych od gwiazdy. Możliwe, że jest on podobny do dysku składnika A: podobnie jasny, eliptyczny i lekko przesunięty względem gwiazdy. Te trzy cechy sugerują, że w układzie tym występują grawitacyjne perturbacje mogące zdestabilizować orbity komet wewnątrz dysków.

Dla badaczy nie jest jasne jak ten układ powstał. Powstanie dysku wokół jednej gwiazdy nie jest niczym zaskakującym, ale drugi wokół towarzyszącej gwiazdy jest czymś wyjątkowym. To dopiero drugi układ gwiazdowy, w którym odkryto dyski wokół dwóch składników. Astronomowie pracują nad nowym mechanizmem, mogącym prowadzić do stworzenia takiego systemu i sądzą, że dalsze badania pyłowego dysk wokół Fomalhauta C mogą dostarczyć wielu pomocnych wskazówek. Następnym krokiem będzie obserwacja systemu przez najbliższe kilka lat, w celu lepszego zbadania jego orbit. Dzięki precyzyjnym wynikom będziemy mogli stwierdzić jak dokładnie oddziałują na siebie składniki układu.

Artykuł donoszący o tych wynikach został opublikowany w tym miesiącu w czasopiśmie "Monthly Notices of Royal Astronomical Society" i można go przeczytać w serwisie
arXiv.

http://news.astronet.pl/7327

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wygraj fragment meteorytu Gao-Guenie!

Portal Astronet.pl serdecznie zaprasza do udziału w konkursie fotograficznym organizowanym przez Instytut Astronomiczny Uniwersytetu Wrocławskiego i Towarzystwo Izerskie!

Wykonaj fotografię w jednej z dwóch kategorii konkursowych i wyślij ją do 31 marca wraz z kartą zgłoszeniową. Wśród nagród jest weekend dla dwóch osób w Stacji Turystycznej ORLE, upominki od dwumiesięcznika Urania oraz fragment (5 gramów) meteorytu Gao-Guenie.

Rok 2013 był rokiem komet. Pomimo spektakularnego rozpadu komety ISON tuż przed peryhelium, nadal możemy obserwować na niebie stosunkowo jasne komety C/2013 R1 (Lovejoy) oraz C/2012 X1 (LINEAR). Jeżeli pasjonujesz się astrofotografią, wykonaj i wyślij fotografię pod tytułem Komety w Górach Izerskich!

Kochasz góry i astronomię, a nie masz teleskopu i sprzętu do astrofotografii? Możesz nadesłać fotografię w kategorii Nocne niebo w krajobrazie Gór Izerskich.

Czekamy na Twoje zgłoszenie! Więcej informacji, kartę zgłoszeniową i regulamin konkursu można znaleźć na stronie Towarzystwa Izerskiego.

http://news.astronet.pl/7326

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Potępienie i piekło" dla Arabów, którzy polecą na Marsa

Skończyły się marzenia Arabów o wyprawie na Czerwoną Planetę. Duchowni przywódcy Zjednoczonych Emiratów Arabskich poinformowali niedawno, że udział w programie Mars One (który zakłada kolonizację Czerwonej Planety) jest oficjalnie zabroniony. Tych, którzy zdecydują się na wyprawę w Kosmos, czeka potępienie i piekło.

Taka podróż, z biletem w jedną stronę, to narażenie życia na niebezpieczeństwo - podała w specjalnym orzeczeniu (fatwie) komisja pod przewodnictwem prof. Faruka Hamady.

Podróż na Marsa jak samobójstwo?

Przedstawiciele komisji na łamach "Khaleej Times", dziennika wydawanego w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, zaznaczyli również, że śmierć osób, które polecą na Marsa, będzie traktowana na równi z samobójstwem popełnionym na Ziemi.

Śmiałków czeka piekło

Według tradycji islamu, życie zostało uświęcone i nikt nie ma prawa go naruszyć. Dlatego samobójstwo jest przez muzułmanów zabronione. Dusze samobójców są potępione, skazane na wieczne cierpienie.

- Życie człowieka nie jest jego własnością. Jest dziełem Boga, a więc samobójstwo jest zabronione zarówno we wszystkich religiach, jak i oczywiście przez prawo - powiedział szejk Mohammed Yusuf, zwierzchnik meczetu Amena.

Jak na razie do kontrowersyjnego programu zgłosiło się około 500 Arabów. Według komisji, wielu śmiałków chce opuścić Ziemię, "żeby uniknąć kary lub sądu ostatecznego".

Za kilka lat uda się skolonizować Czerwoną Planetę?

Mars One to prywatny projekt prowadzony przez holenderskiego przedsiębiorcę, który zakłada kolonizację Czerwonej Planety. Według planu w 2018 roku na orbitę Marsa zostanie wysłany prywatny satelita komunikacyjny. Z kolei w 2025 roku na powierzchni tej planety wylądują cztery osoby. Później, co dwa lata docierać będą tam kolejne grupy astronautów.

otychczas nie udało się wymyślić sposobu, dzięki któremu astronauci mogliby zostać ściągnięci z powrotem na Ziemię, stąd wokół projektu tyle kontrowersji.

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/potepienie-i-pieklo-dla-arabow-ktorzy-poleca-na-marsa,114323,1,0.html

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gigantyczne eksplozje obejmują całą Wenus. Mogą "odessać" jej jonosferę

Naukowcy odkryli ostatnio, że zjawiska kosmicznej pogody, które nie wyrządzają większych szkód Ziemi, w innych miejscach mogą mieć dramatyczne konsekwencje. Gigantyczne eksplozje, nazywane gorącymi anomaliami przepływu, nie przedostają się do wnętrza ziemskiej magnetosfery, natomiast na Wenus są większe niż cała planeta i występują po kilka razy dziennie. Według naukowców może to doprowadzić do odessania jonosfery, czyli jedynej osłony Wenus przed radioaktywnym wiatrem słonecznym.

O tym, jak rozległy i jak częsty jest taki rodzaj kosmicznej pogody, traktuje praca opublikowana w internetowym wydaniu czasopisma "Journal of Geophysical Research". Oparta jest na obserwacjach z należącej do Europejskiej Agencji Kosmicznej sondy Venus Express.

 

One są nie tylko ogromne. Ponieważ Wenus nie ma chroniącego ją pola magnetycznego, gorące anomalie przepływu występują dokładnie na wierzchołku planety i obejmują ją w całości - opisuje Glyn Collinson, naukowiec z Centrum Lotów Kosmicznych Goddarda w NASA i główny autor publikacji.

Gęsta atmosfera, ale bez pola magnetycznego

Sytuacja Wenus nie jest tak dobra jak naszej planety, którą magnetosfera chroni przed wpływem stałego, radioaktywnego słonecznego wiatru. Jałowa, niegościnna siostra planetarna Ziemi ma co prawda atmosferę tak gęstą, że próbujące tam lądować statki zostaną zgniecione w ciągu kilku godzin. Ochrony magnetycznej jednak brakuje.

Naukowcy porównują i analizują właściwości i losy tych dwóch planet. Zastanawiają się, co dokładnie sprawiło, że Ziemia w przeciwieństwie do swojej "siostry" zapewnia warunki sprzyjające rozwojowi życia, a także jaka by była bez pola magnetycznego.

Jonosfera Wenus zniknie?

W przypadku naszej planety gorące anomalie przepływu nie wpływają mocno na obszary wewnątrz "bańki" tworzonej przez magnetosferę. Uwalniają jednak tak potężne dawki energii, że zakrzywiają wiatr słoneczny w swoim bezpośrednim sąsiedztwie, przez co kieruje się on z powrotem do Słońca. W przypadku planety pozbawionej magnetosfery nie jest to możliwe.

Jedyną ochroną Wenus przed wiatrem słonecznym jest zewnętrzna warstwa jej atmosfery nazywana jonosferą. Oddziaływanie wiatru słonecznego i jego blokowanie przez jonosferę tworzy stan względnej równowagi. Jednak dawki energii wyzwalane przez gorące anomalie przepływu ten stan zakłócają. Te oddziaływania są bardzo potężne. Nie tylko obejmują całą planetę, ale mogą też mieć dramatyczne konsekwencje w przyszłości. Według naukowców grożą "odessaniem" jonosfery od planety.

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/gigantyczne-eksplozje-obejmuja-cala-wenus-moga-odessac-jej-jonosfere,114489,1,0.html

 

post-31-0-17511100-1393054232_thumb.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gwiazda Eta Carinae może się szykować do nowej eksplozji

 Masywne gwiazdy są w stanie dosłownie zdewastować swoje otoczenie. zdarzeniom takim towarzyszy zwykle uwolnienie wielu przepływów plazmy i uderzenia promieniowania. Eta Carinae to gwiazda, która jest 100 razy cięższa od Slońca i jaśnieje milion razy bardziej niż nasza gwiazda. Astronomowie zastanawiają się czy wkrótce nie dojdzie do jej eksplozji

Eta Carinae jest jedną z największych i najjaśniejszych gwiazd w naszej galaktyce. Ten dziwny obiekt zdaje się być w stanie pomiędzy stabilnością a gwałtowną eksplozją. Ostatnio coraz więcej zespołów naukowych skłania się do tego, że gwieździe bliżej jest jednak do niestabilności i erupcji.

Warto w tym momencie przypomnieć, że w XIX wieku doszło do dziwnego przypadku, gdy na dwie dekady Eta Carinae stała się niezwykle jasna. Okres ten pozostaje znany jako czas "Wielkiej Erupcji". Do dzisiaj nie wiadomo co się tak naprawdę stało w tym czasie, co spowodowało tak zauważalny wzrost jasności.

 

 

Słynny astronom John Herschel w swych zapiskach ujął, że jasność Eta Carinae w szczycie rozbłysku była równa gwieździe Vega. Wyglądało to tak jak eksplozja supernowej. Okazało się później, że podczas tej erupcji gwiazda wyemitowała masę odpowiadającą masie dziesięciu slońc i o dziwo gwiazda przetrwała ten gwałtowny okres.

Zastanawiające jest to, że w długim okresie czasu rejestrowalno jednak potem powolny wzrost jasności. W 2005 roku odkryto, że Eta Carinae to teraz w rzeczywistości dwie gwiazdy. Duża gwiazda koegzystowała z mniejszą, aż doszło do tego, że jej odległość od większego towarzysza stała się na tyle niewielka, że nastąpił zdecydowany wzrost temperatury.

Wzrost jasności Eta Carinae nastąpił liniowo po 1998 roku. Gwiazda staje się coraz bardziej gorąca, bo właśnie to oznacza fakt, że staje się ona coraz bardziej niebieska. Jednak akurat w tym przypadku może to oznaczać coś innego. Kolor może pochodzić od pyłu, który ulega anihilacji. Pył może powodować absorbcję wywołującą emisję niebieskiego światła.

 

Nie można wykluczyć, że sytuacja jaka istnieje na Eta Carinae wkrótce się zmieni. Bardzo możliwe, że gwiazda stanie się coraz mniej stabilna, co może się skończyć kolejnym okresem rozbłyśnięcia podobym do "Wielkiej Erupcji" z XIX wieku.

Dodaj ten artykuł do społeczności

http://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/gwiazda-eta-carinae-moze-sie-szykowac-nowej-eksplozji

 

post-31-0-27546100-1393054300.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PLATO - europejski łowca egzoplanet

Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) wyśle w przestrzeń sondę, która zajmie się poszukiwaniem planet pozasłonecznych nadających się do zamieszkania ? donosi serwis The Verge.

Sonda PLATO (Planetary Transits and Oscillations of stars) będzie wyposażona w 34 niewielkie teleskopy i aparaty, dzięki którym zarejestruje nawet niewielkie zmiany w jasności gwiazd, czyli oznakę, że w ich pobliżu krąży jakaś planeta. ESA skupi się głównie na obiektach o wielkości Ziemi i większych, które znajdują się ekosferze swoich gwiazd - strefie, która sprzyja powstawaniu lub podtrzymywaniu życia. Na podstawie m.in. aktywności sejsmicznej gwiazd, będzie w stanie określić ich masę, gęstość oraz odległość od słońca.

PLATO poleci w przestrzeń kosmiczną na pokładzie rakiety Sojuz. Jej misja powinna się rozpocząć przed końcem 2024 roku.

http://nt.interia.pl/raport-kosmos/astronomia/news-plato-europejski-lowca-egzoplanet,nId,1110477

ESA będzie szukać planet podobnych do Ziemi

/materiały prasowe

post-31-0-00203900-1393054360.jpg

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kosmiczne czarne wdowy. Z ich partnerów zostaje jedynie pył

Naukowcy NASA zauważyli, że kilka pulsarów - gwiazd neutronowych wysyłających regularnie potężne impulsy - "zmieniło" lub "zgubiło" obiekty na swoich orbitach. Gdy badacze uważnie przyjrzeli się temu zjawisku, okazało się, że zmiany były efektem działania samych pulsarów. Niewielkie, bardzo gęste gwiazdy, zachowywały się jak pająki znane pod nazwą czarna wdowa - pochłaniały materię z orbitujących dookoła obiektów zupełnie je eksterminując.

Gdy gwiazda jest stara, ma dwie drogi po wybuchu - może stać się czarną dziurą lub przeistoczyć w tzw. gwiazdę neutronową. Zmniejsza wtedy swoje rozmiary zagęszczając jednocześnie masę do tego stopnia, że łyżeczka materii neutronowej ważyłaby około 6 miliardów ton.

Mimo niepozornych rozmiarów, gwiazdy neutronowe są w stanie utrzymać na swojej orbicie potężne, kilkunastokrotnie nawet większe ciała niebieskie. To dzięki potężnemu polu grawitacyjnemu, jakie wytwarzają.

Niebezpieczna bliskość

Spośród gwiazd neutronowych są pulsary - gwiazdy wysyłające w regularnych odstępach czasu

Najdłuższy obiekt w galaktyce: jego ogon ma 37 lat świetlnych - 21-02-2014

- Nigdy nie widzieliśmy obiektu, który poruszałby się tak szybko, a przy tym wysyłał tak długi dżet - informują naukowcy. Dzięki ich wnikliwym analizom udało się odkryć pulsar, czyli szybko obracającą się gwiazdę, która ciągnie za sobą "ogon" długi na 37 lat świetlnych.

Niebezpieczna bliskość

Spośród gwiazd neutronowych są pulsary - gwiazdy wysyłające w regularnych odstępach czasu

potężne impulsy promieniowania elektromagnetycznego. Naukowcy obserwujący setki pulsarów zauważyli niedawno, że wśród niektórych znikają ich "towarzysze" orbitujące dookoła małych gwiazd. Okazało się, że winne były... pulsary, które "wciągały" poszczególne ciała niebieskie.

Z pajęczyny do kosmosu

Neutronowe obiekty zachowywały zupełnie jak samice pająków z gatunku Latrodectus mactans. Jeśli po akcie kopulacji mierzący kilka milimetrów osobnik nie odstępuje samicy, ta zwykle go pożera. Dzięki tym zachowaniom pająki są znane pod nazwą czarna wdowa.

Uderzające podobieństwo do tej praktyki w kosmosie sprawiło, że czarnymi wdowami naukowcy zaczęli określać pewną specyficzną grupę gwiazd. To pulsary milisekundowe - gwiazdy neutronowe o rotacji zaledwie 1-10 milisekundy (jedna tysięczna sekundy). Obecnie zidentyfikowano 27 takich obiektów.

Astronomowie podkreślają, że przypomina to upiorny romans - pulsar wiruje z ogromną prędkością generując pole "wysysające" materię orbitującego dookoła obiektu. Planeta szybko "wyparowuje" zostawiając dookoła neutronowej morderczyni chmurę pyłu.

- Czarne gwiazdy przy nich wydają się być niezwykle nudne - podkreśla jeden z naukowców NASA. Natomiast - jak tłumaczy - przyglądanie się losom pulsarów to jak czytanie niezwykłego romansu.

Sztandarowa wdowa

Jeden z pulsarów, figurujący pod nazwą PSR J1311-3430 (w skrócie J1311), jest doskonałym przykładem "kosmicznej czarnej wdowy". Wykonanie jednego obrotu dookoła własnej osi zajmuje J1311 zaledwie 2,5 milisekundy przy masie 2,7 mas Słońca (1 jednostka to ponad 330 tys. razy więcej niż masa Ziemi).

- Nie są to obiekty zbyt przyjazne, choć w gruncie rzeczy są niewielkie - podkreślają naukowcy. Ich niewielkie rozmiary nie powinny nikogo mylić.

Gorąca i zaborcza

Gwiazda J1311 została odnaleziona dzięki orbitującym dookoła niej obiektom. Jeden z nich zainteresował naukowców, ponieważ pomiary wykazywały gorącą, rozgrzaną powierzchnię, podczas gdy druga połowa pozostawała zimna.

To oznaczało dla naukowców jedno - wpływ czarnej wdowy. Pulsar wirując z ogromną prędkością generuje dookoła siebie potężne pole grawitacyjne i wyrzuca ogromne ilości materii. Wirowaniu towarzyszy ogromna temperatura ułatwiająca przepływ materii pobierany przez gwiazdę neutronową. Naukowcy obserwujący obiekt orbitujący dookoła J1311 wykazali, że strona zwrócona "przodem" do pulsara osiąga temperaturę ponad 12 tys. st. C.

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/kosmiczne-czarne-wdowy-z-ich-partnerow-zostaje-jedynie-pyl,114500,1,0.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

List od prof. Macieja Mikołajewskiego.

Drogie Koleżanki, Drodzy Koledzy! Do wszystkich członków i oddziałów
PTMA!

W przyszłym tygodniu będziemy wysyłać pierwszy numer tegoroczny numer
Uranii. W związku z tym przypominam, że podobnie jak w roku ubiegłym
członkowie Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii (PTMA) mają
prawo
do prenumeraty Uranii na rok 2014 za połowę ceny (30 zł) przy wysyłce
na
adres oddziału PTMA, lub w cenie 40 zł przy wysyłce na adres
indywidualny.

Odziały mogą również częściowo lub w całości pokrywać tę kwotę
ze środków
własnych lub uzyskanych od sponsorów. Skarbników lub prezesów
oddziałów
prosimy o rozpropagowanie tej informacji wśród członków i dokonywanie
wpłat na konto PTA/Uranii:

Polskie Towarzystwo Astronomiczne
ul. Bartycka 18
00-716 Warszawa

Nr 44 1160 2202 0000 0000 5530 5241

Z podaniem nazwy oddziału i adresu, którego wpłata dotyczy.

W osobnym e-mailu na adres [email protected] prosimy o wyspecyfikowanie
imiennej listy prenumeratorów z adresem zbiorowym (oddziału) i adresami
indywidualnymi do wysyłki. Dotyczy to również kilku Oddziałów (np.
Kraków), które juz dokonały przelewów.

Do numeru 1/2014 dodajemy prenumeratorom "Kalendarz Astronomiczny 2014" z
piękną astrofotografią - do wyczerpania nakładu, radzimy się
spieszyć!
Zwyczajowo do wysyłek zbiorowych dodajemy promocyjne zeszyty Uranii do
wykorzystania choćby w oddziałowej bibliotece. Oddział, który wykupi
największą ilość prenumerat otrzyma dowolną, wybraną w sklepie
internetowym Uranii
http://sklep.pta.edu.pl/ książkę.

W obliczu zbliżających się rocznic 100-lecia PTMA i 100-lecia Uranii,
chciałbym by powróciła ona do wszystkich członków naszego
stowarzyszenia.
Z astronomicznym pozdrowieniem,

Maciej Mikołajewski/PTMA Grudziądz i PTMA Toruń
(Redaktor Naczelny Uranii)

http://urania.pta.edu.pl/index.php

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słońce rozbłysło "na oczach" satelity. Po raz pierwszy z taką siłą

Pod koniec stycznia satelicie IRIS udało się zarejestrować najsilniejszy - od czasu rozpoczęcia misji - rozbłysk słoneczny. Naukowcy mają nadzieję, że dzięki dostarczonym danym dowiedzą się czegoś więcej na temat aktywności centralnej gwiazdy Układu Słonecznego

Rozbłyski słoneczne to gwałtowne wyrzuty promieni rentgenowskich i strumieni światła w przestrzeń kosmiczną.

28 stycznia należący do NASA satelita IRIS (ang. Interfejs Region Imaging Spectrograph) zarejestrował jeden z takich rozbłysków. Okazało się, że zjawisko to było najsilniejszym wybuchem od momentu rozpoczęcia misji, czyli od lata 2013 roku.

Gdzie skierować IRIS?

IRIS to satelita, któremu nie umknie to, co dzieje się w chromosferze (niskiej warstwie słonecznej atmosfery). Dostarcza on naukowcom szereg wysokiej rozdzielczości obrazów. Niestety IRIS nie jest w stanie w jednej chwili obserwować całego Słońca. Dlatego też eksperci na bieżąco podejmują decyzje o tym, na które fragmenty gwiazdy powinien być on skierowany.

28 stycznia zespół naukowców zauważył pewien aktywny magnetycznie obszar na Słońcu i to właśnie na niego zwrócił satelitę. O godz. 14:40 EST odnotowano umiarkowany rozbłysk, który sklasyfikowano jako M (druga najmocniejsza klasa po klasie X).

Badania słonecznej materii

Dlaczego dane dostarczone przez IRIS są takie istotne? Naukowcy wyjaśniają, że IRIS od początku swojej misji zajmuje się badaniem chromosfery. A według ekspertów właśnie ta warstwa jest odpowiedzialna za regulację przepływu energii i materii, które Słońce wyrzuca w przestrzeń kosmiczną. Badacze od dawna chcą zobaczyć, w jaki sposób zachowuje się słoneczna materia podczas intensywnych wybuchów.

Dzięki znajdującemu się na pokładzie satelity spektrografowi (urządzenie umożliwiające rozdzielenie wiązki światła na poszczególne długości fali), uda się zbadać promienie światła. Spektrograf wskazał naukowcom centrum rozbłysku i dostarczył mnóstwo danych. Na ich podstawie naukowcy będą mogli określić, jak zmienia się temperatura i gęstość przepływającej materii.

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/prognoza,45/slonce-rozblyslo-na-oczach-satelity-po-raz-pierwszy-z-taka-sila,114526,1,0.html

 

post-31-0-56286900-1393181511.jpg

post-31-0-60494300-1393181521.jpg

post-31-0-25652700-1393181533.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uciekająca gwiazda wywołała falę uderzeniową

Jasna niebieska gwiazda w centrum powyższego obrazu to nadolbrzym typu B. Nazywa się ona Kappa Cassiopeiae i znajduje się 4000 lat świetlnych od nas. Jak na gwiazdę w naszej galaktyce jest dosyć duża, bo ma średnicę ponad 57 000 000 km, a to około 41 razy więcej niż Słońce.

Ale to nie tylko jej wielkość jest tym co wyróżnia K Cas. Podczas obserwacji w podczerwieni zidentyfikowano łuk i falę uderzeniową, która powstaje gdy gwiazda porusza się z zawrotną prędkością 1100 km na sekundę. Podróżuje ona bardzo szybko w porównaniu do gwiazd znajdujących się w jej otoczeniu.

Naukowcy podejrzewają, że gwiazdy tego typu zyskują swą niezwykłą prędkość w wyniku wybuchu supernowej w pobliskiej odległości, co może taki obiekt dosłownie wykopać w przestrzeń. Gdy gwiazda taka przyspiesza przez galaktykę tworzy zakrzywiony łuk przed sobą, który wygląda troche jak woda przed dziobem statku. 

Zjawisko to wywołane jest przez zjonizowany blask materii międzygwiezdnej kompresowanej i ogrzewanej przez wiatr gwiezdny emitowany przez taki obiekt jak K Cas. Chociaż na zdjęciu wygląda na to, że materia ta jest dość blisko gwiazdy, to w rzeczywistości fala uderzeniowa znajduje się faktycznie około 4 lat świetlnych się od K Cas, a to tylko nieco mniej niż odległość od Słońca do Proxima Centauri.

 

Chociaż K Cas jest widoczna gołym okiem, jej fali uderzeniowej nie widać bez specjalistycznego sprzętu. Najlepiej prowadzić obserwacje w podczerwieni, tak jak w tym przypadku gdy wykorzystano należący do NASA teleskop kosmiczny Spitzer, który jest specjalnie zaprojektowany do takich obserwacji. 

Niektóre gwiazdy uciekające powodują powstawanie podobnych, a nawet jaśniejszych fal uderzeniowych w formie łuku. Najlepszym przykładem jest zaprezentowana powyżej Zeta Ophiuchi. Tego zjawiska również nie da się zobaczyć w świetle widzialnym. Astrofizycy bardzo chętnie analizują takie fale uderzeniowe, ponieważ jest to okazja do pogłębionych badań obiektów dalekiego kosmosu.

 

Dodaj ten artykuł do społeczności

http://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/uciekajaca-gwiazda-wywolala-fale-uderzeniowa

 

post-31-0-20471200-1393184328_thumb.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Platon odnajdzie nową Ziemię

Teleskopowi Kosmicznemu Kepler udało się odnaleźć kilkaset potwierdzonych planet pozasłonecznych, jednak nadal szukamy tej najważniejszej - kamiennej, znajdującej się w tak zwanej strefie zamieszkania - czyli po prostu drugiej Ziemi. A umożliwić ma to najnowsza misja Europejskiej Agencji Kosmicznej nazwana PLATO (Planetary Transits and Oscillations of Stars).

Jej projekt został ostatnio zatwierdzony przez Komitet ds. Nauki agencji i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to w 2024 roku w punkt libracyjny L2 trafią 34 teleskopy kosmiczne, które będą przeczesywać miliony gwiazd w sposób bardzo zbliżony do Keplera - wykrywając migotanie gwiazd powodowane tranzytem planet przez ich tarczę (spektroskopia astronomiczna pozwala na podstawie światła dochodzącego z takiego tranzytu ustalić wiele szczegółów takich jak skład atmosfery danej egzoplanety) - będą to jednak robić na o wiele większą skalę.

"Platon" wyposażony będzie w aparaty umożliwiające bardzo długą obserwację szerszego fragmentu nieboskłonu dzięki czemu astronomowie z łatwością będą mogli ustalić także masę i rozmiar planety (a dalej, na podstawie tych danych jej gęstość) co da nam odpowiedź na pytanie czy jest to poszukiwana przez nas planeta kamienna.

Ale na tym misja się kończy, bo PLATO ma także badać dokładnie gwiazdy, wokół których egzoplanety orbitują ustalając dokładnie ich masę, średnicę i wiek.

Przed PLATO czekają nas jeszcze dwie duże misje ESA - Solar Orbiter, który ma w 2017 roku zostać wystrzelony w celu dokładnego badania Słońca i wiatru słonecznego z odległości mniejszej niż 50 milionów kilometrów od naszej gwiazdy, oraz Euclid (2020), który z kolei skupić ma się na tajemniczej ciemnej materii i jeszcze bardziej tajemniczej ciemnej energii.

Źródło: ESA

http://www.geekweek.pl/aktualnosci/18606/platon-odnajdzie-nowa-ziemie

 

post-31-0-83535200-1393232841.jpg

post-31-0-96857200-1393232854.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sięgnij do Gwiazd

To film, który opowiada o dziewczynce Sepideh z małego miasteczka konserwatywnym obozie Iranu. Dziewczynka Sepideh, kobiece imię ma pochodzenia perskiego oznacza zarówno rano i wieczorem.
Prawdziwa historia ma miejsce w Saadat Shahr, niedaleko Pasargadae i Persepolis, miasta starożytnej Persji i dziedzictwa, znany jako miasto Iranu astronomicznej danego przez Lokalny klub astronomia, jest również atrakcji kulturalnych.

Film opowiada o trudach i przeżyciach dziewczynki pasjonatki, która jest pasjonatką astronomii.
 

Sepideh - Reaching for the Stars

 

https://www.facebook.com/sepidehfilm

post-31-0-34129700-1393234188_thumb.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)