Skocz do zawartości

Astronomiczne Wiadomości z Internetu


Rekomendowane odpowiedzi

Najstarszy kryształ świata

 

Okazuje się, że Ziemia ostygła tuż po swoich narodzinach, stwarzając tym samym warunki do narodzin życia. Naukowcy znaleźli kawałek skały pochodzący sprzed aż 4,4 mld lat!

A ponieważ historia Układu Słonecznego i naszej planety sięga blisko 4,56 mld lat wstecz, to jak łatwo policzyć - suchą stopą można było na niej stanąć już 160 mln lat później. A właściwie co najmniej wtedy, bo kto wie, może kiedyś uczeni znajdą jeszcze starsze okruchy skalne?

 Znaleziska dokonał międzynarodowy zespół geofizyków pracujący pod kierunkiem prof. Johna Valleya z Uniwersytetu Wisconsin w Madison. Pracę na ten temat naukowcy publikują w najnowszym wydaniu tygodnika "Nature Geoscience".

Prof. Valley specjalizuje się w badaniu cyrkonów, najstarszych kryształów znajdowanych na Ziemi. Ten ostatni leżał w paśmie górskim Jack Hills w zachodniej Australii i na razie nie znamy starszego okrucha skalnego od niego.

Zdaniem uczonego odkrycie wzmacnia teorię, że po swych gorących narodzinach Ziemia wcześnie się wychłodziła. I że na jej powierzchni oprócz skał powstałych z zastygłej magmy mogła dość szybko pojawić się woda w stanie ciekłym. - Nasza planeta mogła mieć hydrosferę już 4,3 mld lat temu - mówi prof. Valley. - A zaraz potem życie.

Badanie początków istnienia naszej planety jest bardzo trudne, bo naukowcom brakuje tropów. Pierwsze skały, które powstały w jej gorącym wnętrzu, dawno zostały już z powrotem przemielone. Kilka lat temu uczeni znaleźli w Kanadzie skały, których wiek datowali na nawet 4 mld lat. Dalej jednak trudno sięgnąć wzrokiem. Pozostają cyrkony, czyli niewielkie kryształy, które są najstarszymi okruchami mineralnymi znajdowanymi na Ziemi.

Te trudności sprawiają, że uczeni ciągle stawiają tylko hipotezy na temat tego, jak na naszej planecie narodziło się życie. Nie są po prostu w stanie odtworzyć jej pierwotnego klimatu i warunków panujących w atmosferze i hydrosferze. Najstarsze ślady życia pochodzą sprzed niecałych 4 mld lat. Wiemy też, że dopiero blisko 700 mln lat temu organizmy urosły do takich rozmiarów, że moglibyśmy zobaczyć je gołym okiem. Ale dlaczego stało się to dopiero i akurat wtedy?

 

http://wyborcza.pl/1,75476,15518444,Najstarszy_krysztal_swiata.html

 

Mający 4,4 mld lat kryształ cyrkonu z zachodniej Australii (Fot. HANDOUT)

 

 

post-31-0-60361300-1393262921_thumb.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Przerwany test Oriona

 

NASA musiała przerwać testy statku Orion z przyczyn technicznych.

 

NASA musiała zawiesić testy odzyskiwania kapsuły Orion, które od wtorku odbywały się u brzegów Kalifornii. Ćwiczenia odbywały się wewnątrz okrętu desantowego USS San Diego. przy współpracy z Marynarką Wojenną USA. Zespoły zajmujące się odzyskiwaniem kapsuły napotkały problemy z linami mocującymi kapsułę we wnętrzu okrętu. "Ćwiczenia odwołano a opracowaniem dalszym kroków zajęli się inżynierowie". Ćwiczenia i testy trwały od wtorku i miały zakończyć się w piątek.

Agencji udało się osiągnąć większość zakładanych celów ćwiczeń symulujących wodowanie kapsuły w oceanie. Sprawdzono metody odzyskiwania spadochronów czy też komunikacji między Houston a zespołami na pokładzie.

Pierwszy bezzałogowy lot Oriona planowany jest na ten rok.

http://nt.interia.pl/technauka/news-przerwany-test-oriona,nId,1111232

Testowa kapsuła Orion w hangarze USS San Diego.

/NASA

 

post-31-0-78491100-1393262988.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny GPS na orbicie

W nocy z 20 na 21 lutego z kosmodromu Cape Canaveral wystartowała rakieta Delta-4M+. Wyniesiony na orbitę został satelita nawigacji satelitarnej Navstar 2F-5

 

Start nastąpił o godzinie 2:59 (CET). Operatorem lotu Delty 4 była spółka United Launch Alliance. Navstar zastąpi wysłużonego satelitę systemu GPS wystrzelonego w 1997 roku. Amerykańskie Siły Powietrzne sukcesywnie wymieniają wysłużone satelity nawigacji satelitarnej. W tym roku (maj i lipiec) wystrzelone zostaną jeszcze kolejne dwa Navstary. Najstarszy obecnie satelita konstelacji służy już od 23 lat.

Trzy godziny po starcie satelita Navstar 2F-5 został umieszczony na orbicie docelowej o parametrach 20459 na 20459 km oraz inklinacji 55 stopni. W skład konstelacji GPS wchodzi 31 pracujących satelitów oraz 5 zapasowych.

Był to ósmy start kosmiczny w 2014 roku. Kolejnym będzie lot japońskiej rakiety H-2A z kosmodromu Tangashima z obserwatorium GPM.

http://nt.interia.pl/technauka/news-kolejny-gps-na-orbicie,nId,1111230

Start Delty 4 z satelitą Navstar 2F-5.

/materiały prasowe

 

post-31-0-33114500-1393263060.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz Curiosity jeździ po Marsie tyłem

Zmiana. Do tej pory marsjański łazik Curiosity jeździł normalnie, ale od kilku dni kazano mu jeździć tyłem. Wszystko z powodu uszkodzeń kół. Ostatnie tygodnie Curiosity spędził pokonując trudny obszar ? zamiast gładkiej ziemi (marsa?) trafił na fragment, gdzie leży sporo fragmentów ostrych skał.

O takie na Marsie nietrudno, bo szczątkowa atmosfera sprawia, że na planecie praktycznie nie ma erozji i kamienie nie stają się z czasem lekko zaokrąglone. Przejazd przez ostre skały skończył się dla aluminiowych kół Curiosity uszkodzeniami ? autoportretach zrobionych przez robota wyraźnie widać dziury i rysy.

Na szczęście to nic poważnego, bo już w czasie testów na Ziemi zaobserwowano takie uszkodzenia i spodziewano się ich na Czerwonej Planecie. Zaczęły się jednak pojawiać szybciej i są głębsze, niż oczekiwano.

Dlatego wdrożono procedurę, która była już wcześniej zaplanowano ? kazano Curiosity jeździć tyłem. Dzięki temu koła będą się zużywały równomiernie i łazik dłużej pozostanie sprawny. Dzięki zdjęciom z orbity planety zaplanowano nową trasę, która wiedzie przez łagodniejszy teren i Curiosity już nią podąża.

Tu widać pierwszy fragment trasy pokonanej tyłem ? wyraźnie widoczna jest metrowa wydma, przez którą przedarł się łazik:

http://www.crazynauka.pl/curiosity-jezdzi-marsie-tylem/

Wydma, którą Curiosity pokonał tyłem, by ominąć ostre skały. Fot. NASA

post-31-0-99486200-1393312439_thumb.jpg

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hawking kontra czarna dziura

Jeśli Stephen Hawking ma rację, to czarne dziury nie są wcale takie czarne, jak je malują. Niedawna praca słynnego astrofizyka narobiła sporego zamieszania.

Rozmowa z prof. Włodzimierzem Kluźniakiem, astrofizykiem z Centrum Astronomicznego im. Mikołaja Kopernika PAN w Warszawie. W przyszłą sobotę w "Physical Review Letters" ukaże się praca, w której prof. Kluźniak, Marek Abramowicz i Jean-Pierre Lasota podważają istnienie "ścian ognia" (firewalls) wokół czarnych dziur. Te kosmiczne twory pobudzają wyobraźnię naukowców, są wylęgarnią paradoksów, których rozwiązanie może doprowadzić do rewolucji w fizyce.

PIOTR CIEŚLIŃSKI: Czy może tak być, że nasz Wszechświat znajduje się we wnętrzu czarnej dziury?

PROF. WŁODZIMIERZ KLUŹNIAK: Jeśli jest to wirująca czarna dziura, tzw. dziura Kerra, to można sobie wewnątrz niej wyobrazić życie. Choć to raczej nie byłby nasz świat.

Dlaczego?

- Bo, po pierwsze, każda czarna dziura zawiera osobliwość, miejsce o nieskończonej gęstości materii i temperaturze, a my żadnego śladu osobliwości nie widzimy. Po drugie, nasz Wszechświat jako całość raczej się nie obraca, nie widać żadnej osi obrotu. W czarnej dziurze, która nie wiruje, wszystkie trajektorie swobodne - takie jak np. orbita Ziemi wokół Słońca - kończą się, i to dość szybko, w osobliwości. A nasz Wszechświat istnieje już dosyć długo, a do osobliwości nie wpadliśmy i na to się nie zanosi, więc myślę, że jednak nie żyjemy wewnątrz czarnej dziury.

 Poza tym niedawno Stephen Hawking powiedział, że czarnych dziur nie ma.

- On miał na myśli to, że czarne dziury nie istnieją w takiej matematycznej postaci, jak to sobie wyobrażaliśmy. Jego zdaniem obszar zamknięty pod horyzontem czarnej dziury może się skomunikować z naszym światem.

Ale przecież jak coś tam wpadnie, to na zawsze. Nic, nawet światło nie może się wydostać spoza horyzontu czarnej dziury. Dlatego jest czarna.

- Jeśli Hawking ma rację, to nie jest absolutnie czarna. Jej horyzont nie jest dany na zawsze.

Co to znaczy?

- Zależy, jak to rozumieć. W jednej interpretacji horyzont się nie tworzy, w innej - po pewnym czasie znika. Praca Hawkinga jest bardzo krótka i nie zawiera żadnych równań, nie wiem, na ile jest oparta na jego domysłach, a na ile na ścisłym rachunku.

W każdym razie on twierdzi, że gdy patrzymy na czarną dziurę z zewnątrz, to ona przypomina klasyczną czarną dziurę, taką jak w rozwiązaniu Kerra [Roy Kerr to nowozelandzki fizyk, który w 1963 r. znalazł rozwiązanie równania Einsteina opisujące wirujące czarne dziury]. Na pozór więc mamy przed sobą zwykłą czarną dziurę - jedna z nich tkwi zapewne w centrum naszej Galaktyki.

Ale pod horyzontem czasoprzestrzeń już nie jest taka, jak przewiduje ścisłe rozwiązanie równań Einsteina, mamy tam do czynienia z jakimś procesem chaotycznym. Jeśli dobrze rozumiem Hawkinga, on twierdzi, że czarna dziura nigdy się w pełni nie uformuje, a w przyszłości jej horyzont w ogóle zniknie. W ten sposób informacja, która jest zamknięta pod horyzontem, może się kiedyś wydostać, co by rozwiązywało znany od lat paradoks.

Jaka informacja i jaki paradoks?

- Informacja o tym, z czego powstała czarna dziura i co do niej wpadło. Według mechaniki kwantowej taka informacja nie może nigdy zniknąć.

Hawking jednak przez długi czas tym się nie przejmował. Uważał, że czarne dziury niszczą informację, niejako drwią sobie z mechaniki kwantowej, nawet założył się o to ze znanym fizykiem Johnem Preskillem.

Wkrótce jednak ukazało się kilka prac, a zwłaszcza bardzo matematyczna praca Juana Maldaceny, oparta na głębokiej znajomości najnowszej fizyki, które przekonały świat fizyków, a także samego Hawkinga, że Wszechświat da się opisać za pomocą czystego stanu kwantowego. A jego ewolucja podlega prawom kwantowym, a więc cokolwiek się dzieje z informacją, to nie może ona ginąć. Jeżeli wpadła pod horyzont czarnej dziury, to musi się później wydostać.

Jeszcze 20 lat temu wydawało się, że ten problem został rozwiązany. Leonard Susskind ze współpracownikami zasugerował w 1993 r., że informacja o tym, co pochłonęła czarna dziura, wydobywa się wraz z promieniowaniem Hawkinga.

A więc coś się jednak wydostaje z czarnej dziury?

- Ściśle rzecz biorąc, promieniowanie Hawkinga pochodzi z bliskiego otoczenia czarnej dziury. Próżnia w rozumieniu współczesnej fizyki nie jest pusta. Jest morzem wirtualnych par cząstka - antycząstka, które wyłaniają się z niebytu na bardzo małą chwilę, po czym anihilują i znikają.

[Krótka historia geniuszu - przeczytaj w magazynie Świątecznym o Stephenie Hawkingu]

Hawking na początku lat 70. zeszłego wieku wymyślił, że gdy taka para pojawi się blisko horyzontu czarnej dziury, to jedna z cząstek może wpaść do jej wnętrza. Wtedy osierocona cząstka z pary nie ma już z czym anihilować i nie znika. Pojawia się jako już rzeczywista, a nie wirtualna cząstka, ma energię, którą zyskuje kosztem czarnej dziury. Ponieważ takie procesy zachodzą stale, z okolic horyzontu czarnej dziury emitowany jest strumień cząstek zwany promieniowaniem Hawkinga, a czarna dziura stopniowo traci energię i ulega odchudzeniu. W końcu - jak przewidywał Hawking - powinna całkowicie zniknąć.

Tak naprawdę to z tego się bierze paradoks informacyjny. Gdyby bowiem czarna dziura nie emitowała promieniowania i nie znikała, to informacja mogłaby sobie w niej tkwić do końca świata. Po prostu nie mielibyśmy do niej dostępu, byłaby złożona w wiecznym sejfie, do którego nie możemy zajrzeć. Problem pojawia się wtedy, gdy czarna dziura znika, a wraz z nią informacja o jej zawartości. Mechanika kwantowa na to nie pozwala.

Susskind wyliczył, że informacja może uciekać jakoś zakodowana w promieniowaniu Hawkinga, to wysłane we wczesnych etapach rozwoju czarnej dziury byłoby "splątane" z promieniowaniem wysyłanym w końcowych etapach jej rozwoju. Takie "splątanie kwantowe" różnych stanów jest faktem - efekty związane z jego pojawianiem się mierzone są dziś w laboratoriach.

Czyli z promieniowania Hawkinga można odczytać, co znajduje się w czarnej dziurze?

- To nie jest jasne. Informacja może być zakodowana w sposób trudny do odszyfrowania. Ale dla fizyków jest ważne, że co do zasady informacja nie ginie, tylko jakoś uwalnia się z kurczącej się czarnej dziury.

To problem mamy rozwiązany.

- Tak myślano. Aż w zeszłym roku ukazała się praca zespołu Josepha Polchinskiego, gdzie pokazano, że ten sposób poradzenia sobie z paradoksem rodzi nowy paradoks. Bo żeby w kwantach promieniowania Hawkinga zakodować informację, trzeba je splątać. Najpierw jednak musi być rozerwane ich wcześniejsze splątanie, a taki proces dezorganizacji wyzwala entropię, czyli ciepło. To byłaby niewiarygodnie potężna energia, wyzwolona bardzo blisko horyzontu.

Jednym słowem, jeśli informacja miałaby się wydobywać w ten sposób, jak to wymyślił Susskind - w postaci promieniowania Hawkinga - to wokół czarnej dziury powstałaby potężna zapora ogniowa.

Czarna dziura świeciłaby oślepiającym białym płomieniem?

- Nie jest dla mnie jasne, czy ogień byłby na zewnątrz, czy wewnątrz horyzontu. Jedno jest pewne - to by zupełnie zmieniało klasyczny obraz czarnych dziur. Byłoby to sprzeczne z podstawą teorii grawitacji, tzw. zasadą równoważności.

We wszystkich popularnych opracowaniach można przeczytać, że wpadający do czarnej dziury astronauta nie zauważy i nie poczuje niczego szczególnego, gdy będzie przekraczać horyzont. Z teorii Einsteina wynika, że nic go nie ostrzeże, że wkracza do obszaru bez powrotu. Jeśli zaś istnieją ściany ognia, to nie tylko to zauważy, ale i mocno poczuje - momentalnie spopieli go potężny żar.

Jak rozumiem, w pracy, która ma być wydrukowana w przyszłą sobotę w "Physical Review Letters", której autorem jest pan oraz prof. Marek Abramowicz i Jean-Pierre Lasota, podważacie istnienie ścian ognia?

- Taka zapora ogniowa ma ogromną energię, która - zgodnie z wzorem Einsteina - jest równoważna pewnej masie. Policzyliśmy więc, jaki jest grawitacyjny wpływ tej energii na otoczenie. Po dość prostych rachunkach, które są całkowicie niekontrowersyjne, pokazaliśmy, że gęsta ściana ognia jest możliwa tylko dla mikroskopowych czarnych dziur. A jeśli takie ogniowe powłoki istnieją w prawdziwych kosmicznych dziurach, to ich gęstość musi być bardzo niewielka.

Co z tego wynika?

- Zapory ogniowe nie są możliwe, czyli to nie jest dobry sposób na rozwiązanie paradoksu związanego ze znikaniem informacji w czarnych dziurach. Teoretycy muszą więc szukać dalej.

Może więc to Hawking ma rację, mówiąc, że czarne dziury nie są w pełni takie, jak to wynika z teorii Einsteina?

- To nie byłoby zaskakujące. Paradoksy najpewniej biorą się stąd, że usiłujemy opisać realne czarne dziury za pomocą teorii, o której wiemy, że jest w pewnym sensie niepoprawna, przybliżona. Nie znamy w tej chwili kwantowej teorii grawitacji [patrz niżej], teoria Einsteina nie jest teorią kwantową.

 

I myślę, że Hawking to właśnie sugeruje - że w prawdziwej teorii grawitacji, która bez wątpienia będzie musiała uwzględniać prawa mechaniki kwantowej, horyzont czarnej dziury istnieje tylko przez pewien czas, a potem się otwiera.

Ale niektórzy proponują też inne wyjaśnienia. Może gdy poznamy ostateczną teorię, to okaże się, że nie ma promieniowania Hawkinga, a więc czarne dziury wcale nie znikają? Albo że czarna dziura nie znika bez śladu - pozostawia po sobie coś, co zawiera utraconą informację.

Czy to nie przypomina sytuacji z końca XIX w., gdy fizykom wydawało się, że już wszystko wyjaśnili i tylko kilka małych chmurek jest na horyzoncie, np. kwestia promieniowania ciała doskonale czarnego? Te chmurki potem zmieniły się w burzę, która zatrzęsła całym gmachem fizyki.

- To trafna uwaga. Mechanika kwantowa opisuje cały świat, więc powinna opisywać też grawitację i czarne dziury. Ale z tym jest problem, a jego oznaką jest właśnie paradoks informacyjny, który Hawking odkrył w 1976 r., jak i późniejsze bezskuteczne próby jego rozwiązania. Wydaje się, że gmach fizyki zaczyna się rysować.

 http://wyborcza.pl/1,75476,15520138,Hawking_kontra_czarna_dziura.html

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Największy meteoryt w historii obserwacji uderzył w Księżyc

Wieczorem 11 września 2013 roku, hiszpańscy astronomowie byli świadkami niezwykle jasnego i długo trwającego rozbłysku na powierzchni Księżyca. Jego jasność osiągnęła znaczącą wartość a zjawisko trwało aż 8 sekund.

Okazało się, że Hiszpanie zobaczyli moment, gdy na Księżyc spadł spory meteoryt. Specjaliści mieli spore szczęście, że udało im się zaobserwować tak znaczące zjawisko praktycznie na żywo. Ze wstępnych ustaleń wynika, że był to obiekt wielkości małego samochodu, który spadł w obszarze zwanym Mare Nubium i pozostawił po sobie krater wielkości 40 metrów.

Uczeni z projektu obserwacyjnego MIDAS na stałe wykorzystują dwa teleskopy w Hiszpanii, które prowadzą obserwacje Księżyca. To właśnie dzięki nim zarejestrowano coś, co okazało się efektem upadku potężnego meteorytu. Naukowcy szacują, że siła eksplozji, która miała miejsce w Mare Nubium wyniosła około 15,6 ton trotylu.

Spadł tam meteoryt, który ważył około 450 kilogramów i miał wielkość od 1,4 do 0,6 m. Z pomiarów wynika, że rozmiar powstałego krateru może wynosić od 47 do 56 metrów. Według autorów, ciało niebieskie, które tam upadło mogło należeć do roju meteorów, Perseidów.

Poprzednie takie zdarzenie zostało zarejestrowane przez NASA w maju 2013 roku. Obiekt, który wtedy spadł ważył około 40 kilogramów. Jego uderzenie spowodowało eksplozję o energii odpowiadającej 5 tonom trotylu.

Dodaj ten artykuł do społeczności

http://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/najwiekszy-meteoryt-w-historii-obserwacji-uderzyl-w-ksiezyc

Miejsca zanotowanych kolizji meteorytów z Ksieżycem - źródło; NASA

post-31-0-23849600-1393400106.jpg

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak wygląda Ziemia widziana z Marsa

Jasna, prawie biała kropka na nocnym niebie Czerwonej Planety. Taką oglądał ją amerykański łazik Curiosity (i Marsjanie oczywiście). Taką zobaczą ją astronauci, którzy kiedyś wylądują na czwartej planecie Układu Słonecznego.

Jeśli dobrze się przyjrzeć, do czego trzeba lekko powiększyć fotografię, to pod Ziemią dostrzeżemy jeszcze Księżyc. Nasza planeta świeci na marsjańskim niebie jaśniej niż jakakolwiek gwiazda. Podobnie zresztą jak pomarańczowawy Mars, kiedy widać go u nas.

 

Należący do NASA łazik Curiosity pstryknął to zdjęcie 80 minut po zachodzie słońca, 31 stycznia, w 529. marsjańską dobę swojego pobytu na Czerwonej Planecie (wylądował na niej 6 sierpnia 2012 r.). Doba na Marsie jest o blisko 40 minut dłuższa niż u nas. Za to tamtejszy rok z uwagi na większy promień orbity, po której nasz sąsiad obiega Słońce, jest blisko dwa razy dłuższy niż nasz. Kiedy Curiosity fotografował daleką Ziemię, dzieliło go od niej 160 mln km.

Sześciokołowy łazik, który wymiarami i masą przypomina niewielki samochód osobowy, szuka na Marsie informacji o jego dawnym klimacie i śladów życia. Ponieważ coraz więcej dowodów wskazuje na to, że Czerwona Planeta miała kiedyś gęstszą atmosferę (dzisiaj jest ona sto razy cieńsza niż nasza) i płynęła po niej woda, uczeni sądzą, że było na niej też życie.

Jeśli ktoś chciałby popatrzeć na Marsa (i np. poszukać jego słynnych "kanałów"), to nad ranem widać go ładnie na południowym niebie.

 http://wyborcza.pl/1,75476,15523020,Tak_wyglada_Ziemia_widziana_z_Marsa.html

post-31-0-93317700-1393400163.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uporczywa plama na Słońcu: znowu rozbłysła i to jak potężnie! [WIDEO]

 Właśnie się wyłania zza krawędzi tarczy słonecznej, nazywa się AR1990. To weteranka. Wykonuje już trzeci obrót wraz ze Słońcem, za każdym pokazuje się nieco inna, ale nie znika. Dziś w nocy targnął nią kolejny rozbłysk - jeden z najsilniejszych w całym obecnym cyklu słonecznym.

Rzadko zdarza się, aby plamę słoneczną można było oglądać tak długo. AR1990 to już jej trzecia nazwa - plama dostaje bowiem nową nazwę za każdym razem, gdy wraz z gwiazdą wykona pełne okrążenie i znowu się pokaże po widocznej stronie Słońca. Poprzednio nazywała się AR1967, a jeszcze wcześniej AR1944. I za każdym razem było o niej głośno. Na początku stycznia po silnym rozbłysku wyrzuciła w stronę Ziemi obłok miliardów ton plazmy.

 

Hej, to znowu ja!

AR1990 nie ma już pokaźnych rozmiarów (choć w poprzednich wcieleniach była niezłym kolosem), ale trzeba przyznać, że powraca w wielkim stylu. Ledwo zbliżyła się do "krawędzi" tarczy naszej gwiazdy, a już na dzień dobry pochwaliła się jednym z najsilniejszych rozbłysków obecnego cyklu słonecznego. Krótko przed godz. 2 w nocy sonda Solar Dynamics Observatory zarejestrowała na Słońcu rekordową w tym roku emisję promieniowania ultrafioletowego. Astronomowie określili siłę rozbłysku na X4.9 - to był trzeci najsilniejszy rozbłysk w obecnie trwającym cyklu słonecznym.

 

Ten cykl nie obfitował w takie wydarzenia, rozbłysków klasy X było zaledwie kilka, zdecydowanie mniej niż podczas innych maksimów aktywności słonecznej. A szkoda, bo bywają one świetną okazją do polowania na zorze polarne, nawet na niższych szerokościach geograficznych, czyli w Polsce.

Tym razem flara oraz koronalny wyrzut masy, który pojawił się krótko po niej, nie były skierowane w stronę Ziemi, więc miłośnicy astronomii w Polsce nie powinni się spodziewać spektakularnych zórz polarnych. Jeśli w ogóle się pojawią, to raczej tradycyjnie w okolicach podbiegunowych.

Aktywność AR1990 w ciągu ostatnich dni może sugerować, że plama nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i warto przyglądać się jej uważnie. Będzie widoczna na tarczy Słońca jeszcze przez około 12 dni. Później zniknie z pola widzenia i raczej trudno oczekiwać, aby ukazała się nam po raz kolejny.

Plama gigant

Po raz pierwszy plama AR1990 pojawiła się na początku stycznia. Wtedy nosiła nazwę AR1944. Uwagę całego świata przykuła rozmiarami. Była tak duża, że używając odpowiednich filtrów, można było ją dostrzec bez trudu gołym okiem (ale uwaga, nie wolno bez odpowiedniego filtra patrzyć bezpośrednio na Słońce!). W rzeczywistości była zlepkiem ok. 60 mniejszych plam.

Takie duże plamy pojawiają się na tarczy Słońca średnio raz na kilkanaście miesięcy. Czasem w sprzyjających warunkach (gęsta mgła, smog, odpowiednia warstwa chmur) tego typu plamy giganty można obserwować bez żadnych zabezpieczeń, choć nie jest to całkiem rozsądne. Zapiski historyczne nawet z IV wieku p.n.e. informują o tym, że starożytni Chińczycy obserwowali plamy przez takie "naturalne filtry". W nowożytnej historii astronomii za pierwszego obserwatora plam słonecznych uważa się Galileusza - wykorzystywał on w tym celu prostą lunetę i tzw. metodę rzutowania obrazu gwiazdy na ekran.

AR1944 po pełnym obrocie naszej gwiazdy powróciła na początku lutego jako plama AR1967. Wtedy również była widoczna gołym, jej rozmiary szacowano na ok. 200 tys. km - to wielokrotnie więcej niż średnica Ziemi. W kolejnym wcieleniu, które możemy od dziś obserwować, plama nie jest już tak duża. Warto się jej jednak uważnie przyglądać - ten aktywny obszar może nas jeszcze zaskoczyć.

 http://wyborcza.pl/1,75476,15523769,Uporczywa_plama_na_Sloncu__znowu_rozblysla_i_to_jak.html

 

 

post-31-0-93262700-1393400227_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bliski przelot planetoidy 2014 DK10

Naukowcy właśnie odkryli, że 21 lutego doszło do bliskiego przelotu planetoidy 2014 DK10. Minimalny dystans pomiędzy Ziemią a planetoidą wyniósł około 261 tysięcy kilometrów.


 

Minimalny dystans pomiędzy Ziemią a planetoidą 2014 DK10 wyniósł około 261 tysięcy kilometrów.

/AFP

Moment największego zbliżenia nastąpił 21 lutego około godziny 12:26 CET. Dystans pomiędzy Ziemią a 2014 DK10 wyniósł wtedy około 261 tysięcy kilometrów. Odpowiada to około dwóm trzecim odległości Ziemi do Księżyca.
 
Średnica planetoidy została wyznaczona na około 9 metrów. Dla porównania, meteoryt czelabiński, który 15 lutego 2013 roku rozpadł się nad Rosją był dwa razy większy. Jest to pierwszy wykryty bliski przelot planetoidy od 10 stycznia. Na początku tego roku wykryto pięć przelotów, z których jeden wszedł w atmosferę naszej planety.

http://nt.interia.pl/technauka/news-bliski-przelot-planetoidy-2014-dk10,nId,1112772

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Einstein pracował nad bardzo ciekawą teorią

Teoria Wielkiego Wybuchu powstała w latach 20. ubiegłego wieku, gdy Edwin Hubble i inni wielcy astronomowie odkryli, że galaktyki oddalają się od siebie z ogromnymi prędkościami, co jednoznacznie wskazuje na rozszerzanie się Wszechświata.

 

Albert Einstein, pomimo tego, że zgadzał się z jej założeniami, podczas swojej podróży do Kalifornii w 1931 roku przygotował notatkę, w której rozmyślał nad inną historią powstania Wszechświata. Co ciekawe, jego rozważania łudząco przypominały teorię, którą 20 lat później przedstawił Fred Hoyle.

Einstein w notatce napisał "Aby gęstość pozostała bez zmian, muszą pojawiać się nowe cząstki". Pomimo tego, iż manuskrypt od dawna znajdował się w Archiwach Einsteina w Jerozolimie, dopiero teraz naukowcy zrozumieli, że nie jest częścią innej, znanej teorii, lecz zupełnie nowej.

 

Fred Hoyle uważał, że materia pojawiła się spontanicznie i nie nastąpiło to w wyniku Wielkiego Wybuchu. Swoje założenia oparł on na ogólnej teorii względności Einsteina, dzięki czemu była ona spójna i wiarygodna.

 

Jednak świat naukowy obalił ją, zresztą podobnie jak Einstein, który w swojej notatce z 1931 roku dokonał licznych skreśleń, a następnie ostatecznie porzucił myśl o powstałym z niczego Wszechświecie. 

 

Cormac O'Raifeartaigh z Waterford Institute of Technology i Simon Mitton z University of Cambridge zauważyli, że gdyby Hoyle wówczas dysponował manuskryptem Einsteina, nigdy by nie wyszedłby z teorią, jakoby materia pojawiła się spontanicznie i nie nastąpiło to przy udziale Wielkiego Wybuchu.

http://www.geekweek.pl/aktualnosci/18636/einstein-pracowal-nad-bardzo-ciekawa-teoria

post-31-0-90250200-1393513745.jpg

post-31-0-29797700-1393513758_thumb.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kosmiczni ogrodnicy wyżywią przyszłe misje

Jedni kupują i sprzedają działki na Księżycu, a drudzy pracują nad kosmicznymi szklarniami, w których mogłyby być hodowane warzywa i owoce.

 

Takie właśnie plany ma Gene Giacomelli z University of Arizona i Phil Sadler z Sadler Machine, którzy poważnie rozmyślają nad wyżywieniem przyszłych misji załogowych.

 

Naukowcy chcą zbudować szklarnie na Srebrnym Globie, a później także na Czerwonej Planecie po to, by urozmaicić jadłospis przyszłym kolonizatorom.

 

Zaprojektowali oni szklarnię o długości 5,5 metra, która bynajmniej nie będzie postawiona na powierzchni tak, jak to ma miejsce na naszej planecie, tylko pod nią.

 

Wszystko dlatego, by wyjątkowo szkodliwe promieniowanie kosmiczne nie zniszczyło plantacji. Dlatego też drogocenne nasiona będą umieszczone w kopertach, a następnie obsadzone pożywkami mineralnymi.

Natomiast warzywa będą pobierały dwutlenek węgla wydychany przez astronautów, życiodajną wodę poprzez filtrację ludzkiego moczu, a promienie słoneczne docierały będą do nich przez wiązki światłowodów.

 

Jak zapowiadają naukowcy, jeśli takie rozwiązanie sprawdzi się, ich następnym celem będzie Mars, a jak wszyscy wiemy, planeta ta budzi coraz to większe emocje i spędza sen z powiek naukowców odpowiedzialnych za przyszłe misje załogowe.

 

Jak myślicie, jak będą smakować takie kosmicznie przysmaki? Otóż, tak naprawdę nie ma to znaczenia, kolonizatorzy bowiem będą musieli polubić ich smak oraz zapach, gdyż jak się nie będzie mogło mieć tego, co się chce, to trzeba będzie polubić to, co się ma.

http://www.geekweek.pl/aktualnosci/18637/kosmiczni-ogrodnicy-wyzywia-przyszle-misje

 

 

 

post-31-0-95717900-1393513827.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kepler odkrył 715 nowych, unikalnych światów

Na początku lat 90. ubiegłego wieku polski naukowiec Aleksander Wolszczan, odkrył pierwsze planety znajdujące się poza naszym Układem Słonecznym. Dzisiaj znamy ich już ponad 1,5 tysiąca i wciąż odkrywamy kolejne. Szacuje się, że w samej Drodze Mlecznej może być ich nawet 100 miliardów.

Tymczasem NASA właśnie poinformowała o odkryciu 715 kolejnych, obiegających 305 gwiazd. 94 procent egzoplanet jest mniejszych od Neptuna, ale wielokrotnie większych od Ziemi. Odkrycie zawdzięczać można kosmicznemu teleskopowi o nazwie Kepler, który od 2009 roku skanuje kosmos w poszukiwaniu odległych światów.

Jego celem są wszelkie planety znajdujące się w obcych układach słonecznych, obiegających nieznane nam gwiazdy, na których może istnieć życie. Naukowcy nie ukrywają, że najbardziej interesują ich planety, które obiegają swoją macierzystą gwiazdę w odległości zbliżonej do układu Ziemia-Słońca, aby temperatura była sprzyjająca powstawaniu życia w ziemskiej formie.

Pośród 715 nowych planet tylko 4 wykazują właściwości zbliżone do ziemskich, przede wszystkim są "tylko" 2,5 raza większe od Ziemi. Oczywiście nie dysponujemy obecnie technologią, która pozwoli nam rozwiać wszelkie wątpliwości, dlatego znaki zapytania pozostaną z nami jeszcze długo.

Bez wątpienia 2014 rok jest już rekordowy w temacie odkrywania egzoplanet, co bardzo emocjonuje świat naukowy. Kepler przez ostatnich kilka lat skanował ponad 150 tysięcy gwiazd wokół których krąży co najmniej 3,6 tysiąca planet. Obecnie trwa ich identyfikacja i niewykluczone, że niebawem naukowcy ogłoszą odkrycie kolejnej porcji egzoplanet, na których może istnieć życie.

http://www.geekweek.pl/aktualnosci/18640/kepler-odkryl-715-nowych-unikalnych-swiatow

 

post-31-0-47019000-1393513883.jpg

post-31-0-98903600-1393513890.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nadaj nazwę tysiącom kraterów na Marsie

Jeśli macie w planach chęć zamieszkać na Czerwonej Planecie, a chcecie by ukochane przez Was miejsce nosiło Waszą nazwę, to właśnie teraz możecie to uczynić.

Towarzystwo Uwingu, zajmujące się popularyzacją wiedzy o kosmosie, udostępniło bowiem, na swojej stronie internetowej, możliwość nadania nazwy setkom tysięcy marsjańskich kraterów. Możecie zrobić to tutaj.

Ceny wahają się od kilku do kilku tysięcy dolarów, w zależności od wielkości i usytuowania krateru. Nazwy nadane poszczególnym obiektom staną się oficjalnymi używanymi przez NASA i znajdą się na mapach Marsa, a szczęśliwcy mogą liczyć na potwierdzający to certyfikat.

Dzięki temu bardzo ciekawemu pomysłowi Uwingu, każdy z nas już teraz będzie mógł mieć swoje miejsce na Czerwonej Planecie, która już niedługo zostanie skolonizowana.

http://www.geekweek.pl/aktualnosci/18651/nadaj-nazwe-tysiacom-kraterow-na-marsie

post-31-0-25236200-1393575196.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polacy wskazują na dziury w teorii o czarnych dziurach

Istnienie zapór ogniowych - które według pewnych teorii miałyby istnieć wokół czarnych dziur - jest właściwie wykluczane przez teorię grawitacji Einsteina - uważają badacze z Centrum Astronomicznego im. Mikołaja Kopernika PAN w Warszawie

Wyniki badań profesorów Marka Abramowicza, Włodzimierza Kluźniaka i Jeana Pierre'a Lasoty-Hirszowicza z Centrum Astronomicznego im. Mikołaja Kopernika PAN w Warszawie ukazały się 28 lutego w czasopiśmie "Physical Review Letters". O badaniach poinformowano w komunikacie na stronie CAMK.

 

Niektóre teorie sugerowały, że wokół czarnych dziur istnieją zapory ogniowe, które unicestwiać miałyby wszystkich obserwatorów, którzy do dziury by wpadali. Jak jednak pokazali badacze z CAMK, takie zapory ogniowe mogą istnieć jedynie wokół mikroskopijnych czarnych dziur o masie mniejszej niż masa Plancka (dwadzieścia mikrogramów), a nie wokół masywniejszych czarnych dziur.

 

Teoria zapór ogniowych miała wyjaśniać paradoks informacji w czarnych dziurach. Paradoks ten wynika ze sprzeczności pomiędzy mechaniką kwantową, gwarantującą, że (dla czystych stanów) żadna informacja nie ginie, a ogólną teorią względności, przewidującą istnienie czarnych dziur, w których informacja jest tracona na zawsze.

 

Przez ostatnie dwadzieścia lat sądzono, że paradoks ten można rozwiązać - spodziewano się, że informacja wydostaje się z czarnej dziury w postaci subtelnych korelacji występujących w promieniowaniu Hawkinga. Niedawno wskazano jednak, że takie wyjaśnienie prowadzi do nowych problemów i zasugerowano istnienie wokół czarnych dziur zapór ogniowych.

 

"Promieniowanie Hawkinga, emitowane we wczesnych fazach ewolucji czarnej dziury miałoby być splątane kwantowo-mechanicznie z promieniowaniem emitowanym później. Jednocześnie byłoby też splątane z promieniowaniem wpadającym do czarnej dziury. Jak się okazuje, obserwator wpadający do czarnej dziury miałby wtedy za dużo informacji" - informują przedstawiciele CAMK.

 

Jako sposób rozwiązania tego problemu proponowano rozplątanie stanów promieniowania wychodzącego z czarnej dziury i promieniowania wpadającego do niej. To z kolei prowadzi do powstania w pobliżu horyzontu klasycznej czarnej dziury ściany ognia o gęstości równej gęstości Plancka, w której obserwator zostaje unicestwiony.

 

Badacze z CAMK wyliczyli jednak, że istnienie takich zapór ogniowych w większych czarnych dziurach byłoby niezgodne z teorią grawitacji Einsteina. A z tego wynika, że fizycy powinni szukać innego wytłumaczenia dla paradoksu informacyjnego.

 

Szczegóły na stronie CAMK: https://www.camk.edu.pl/archiwum/2014/02/26/einstein-guarantees-safe-passage-through-black-hole-horizon/

 

PAP - Nauka w Polsce

http://www.naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,399389,polacy-wskazuja-na-dziury-w-teorii-o-czarnych-dziurach.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piękne zjawisko na niebie o poranku na Waszych zdjęciach

Dzisiaj rano, ten kto spojrzał na niebo, był świadkiem niezwykle malowniczego spotkania Księżyca z planetą Wenus. Oba ciała niebieskie wyjątkowo się do siebie zbliżyły. Zobaczcie jak to wyglądało.

Księżyc spotyka się z Wenus niemal każdego miesiąca, ale rzadko kiedy zbliża się od niej aż tak bardzo. Planeta, nazywana jutrzenką, pięknie prezentuje się na porannym niebie, zwłaszcza jeśli w pobliżu niej znajduje się, zbliżający się do nowiu, Księżyc w postaci rogalika.

Księżyc pojawił się dzisiaj o poranku na niebie południowo-wschodnim mniej więcej godzinę przed wschodem Słońca. Wenus znajdowała się nieco w górę i na lewo od księżycowej tarczy.

Obserwacje najlepiej prowadzić było między godziną 5:30 a 6:00, w miejscu, gdzie nie przeszkadzały zabudowania. Wszyscy ci, którzy mieli przy sobie aparat fotograficzny, mogli wykonać naprawdę ciekawe zdjęcia. Kolejne spotkanie Księżyca i Wenus za miesiąc, ale już nie tak spektakularne. Źródło:

http://www.twojapogoda.pl/wiadomosci/113348,piekne-zjawisko-na-niebie-o-poranku-na-waszych-zdjeciach

post-31-0-93798500-1393575311.jpg

post-31-0-93517300-1393575323.jpg

post-31-0-54177100-1393575335.txt

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zorza polarna tańczyła w nocy na polskim niebie

W nocy od Irlandii i Szkocji przez Danię i Polskę po Skandynawię, była widoczna zorza polarna. Niecodzienne zjawisko mieniło się w kolorze czerwonym i zielonym, jednocześnie zachwycając i trwożąc obserwatorów.

Od kilku tygodni aktywność słoneczna zwiększała się. Było więc pewne, że prędzej czy później efekty tego zjawiska odczujemy na Ziemi. We wtorek (25.02) na skraju lewej strony słonecznej tarczy doszło do największego od 2 lat rozbłysku klasy X5.

Z kompleksu plam o numerze 1990 nastąpił koronalny wyrzut materii, który zaczął się przemieszczać z zawrotną prędkością 2,5 miliona kilometrów na godzinę... więcej o tym

Choć wyrzut nie był skierowany bezpośrednio w stronę Ziemi, to jednak, wbrew wcześniejszym prognozom naukowców, część materii w postaci wiatru słonecznego, dotarła do naszej planety, wnikając w bieguny magnetyczne.

Burza geomagnetyczna rozpoczęła się wczoraj o godzinie 17:45 czasu polskiego i trwała do późnej nocy. Indeks wskazujący na intensywność burzy osiągnął poziom drugi (G2), co oznaczało, że zorza polarna była widoczna na niebie nad wieloma krajami środkowej, północnej i północno-zachodniej Europy.

Zielono-czerwone wstęgi tańczyły nad północnym horyzontem m.in. nad Irlandią, Szkocją, Danią, krajami skandynawskimi oraz nad Polską. U nas czerwona łuna była widoczna od godzin wieczornych tam, gdzie niebo było pogodne, a więc głównie na zachodnim i środkowym Pomorzu oraz Warmii i Mazurach.

W pozostałych regionach północnej części kraju ujrzenie niecodziennego zjawiska uniemożliwiały niskie chmury warstwowe. Niestety tym razem burza magnetyczna nie była dość silna, aby kolorową zorzę polarną można było ujrzeć również w południowych dzielnicach naszego kraju.

Byłoby to możliwe, gdyby indeks intensywności burzy geomagnetycznej osiągnął poziom trzeci (G3), co zdarza się bardzo rzadko, ledwie kilka razy na cykl 11-letni. Kompleks plam 1990 systematycznie przemieszcza się wraz z ruchem obrotowym Słońca w kierunku centralnej części słonecznej tarczy.

Za kilka dni interesujący nas obszar będzie tym samym zwrócony bezpośrednio w kierunku naszej planety. Jeśli wówczas dojdzie do dużej eksplozji, to tym razem wiatr słoneczny pełen naładowanych cząstek może poczynić spore problemy, ale też zapewnić zorzę polarną tym razem w całej Polsce, a nawet w krajach położonych na południe.

Przy największych eksplozjach zdarzały się problemy z łącznością, a także uszkodzenia sieci energetycznej, szwankowały też satelity. Śledźmy więc zarówno to, co dzieje się na Słońcu i na Ziemi, bo tego typu spektakle, co tej nocy, mogą się jeszcze powtarzać. Poniżej najnowsze zdjęcia zorzy polarnej.

http://www.twojapogoda.pl/wiadomosci/113357,zorza-polarna-tanczyla-w-nocy-na-polskim-niebie

post-31-0-60507800-1393575414.jpg

post-31-0-47267700-1393575432.jpg

post-31-0-38476400-1393575458.jpg

post-31-0-63510600-1393575481.jpg

post-31-0-25115900-1393575506.jpg

post-31-0-78619400-1393575522.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spore ilości węgla i mikroskopijne tunele dowodem na istnienie życia na Marsie?

Naukowcy z NASA twierdzą, że odkryli dowody na to, że na Marsie występowało życie. Są to bogate w węgiel fragmenty skał, a także niewielkie tunele, które mogły zostać wydrążone przez żywe organizmy.

Niedawno naukowcy z NASA przeanalizowali skład i budowę meteorytu oznaczonego jako Yamato 000593. Według ekspertów skała ta pochodzi z powierzchni Czerwonej Planety i około 10 tys. lat temu "wylądowała" na Antarktydzie.

Dowody na istnienie życia?

Meteoryt od dawna intrygował naukowców, a po serii badań okazało się dla nich jeszcze ciekawszy, bo może być on dowodem na to, że na Marsie istniało życie.

W skale znaleziono bowiem wiele mikroskopijnych tuneli i bogate w węgiel sferule (kule hematytu). Dlaczego to odkrycie jest takie ważne? Specjaliści wyjaśniają, że tunele w skałach są prawdopodobnie efektem działalności niewielkich żywych organizmów. Z kolei węgiel to jeden z pierwiastków niezbędnych do życia.

Marsjańskie skały podobne do ziemskich

Mimo, że wyniki badań nie są bezsprzecznym dowodem na istnienie życia na Marsie, to naukowcy twierdzą, że w skałach zawarte jest "coś naprawdę specjalnego"

- Nie możemy wykluczyć, że fragmenty bogate w węgiel są wytworem mechanizmów abiotycznych (nieożywionych - red.), jednak tekstura i skład skały są podobne do skał występujących na Ziemi, które powstały w wyniku działania czynników biotycznych. Oznacza to, że marsjańskie struktury również mogły powstać w wyniku takich działań - zaznaczają eksperci.

Nie wszyscy naukowcy są aż tak entuzjastycznie nastawieni wobec najnowszych wyników, dlatego zespół badawczy planuje kontynuować i rozszerzyć badania 13,5 kilogramowego meteorytu Yamato 000593.

Dotychczas wszystkie wyniki analiz zostały opublikowane na łamach czasopisma "Astrobiology".

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/spore-ilosci-wegla-i-mikroskopijne-tunele-dowodem-na-istnienie-zycia-na-marsie,114864,1,0.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Amerykanie i Japończycy sprawdzą z kosmosu, gdzie pada

Z kosmodromu w Tanegashimie wystartował wczoraj amerykańsko-japoński satelita GPM Core Observatory. To 4-tonowe kosmiczne obserwatorium do pomiaru opadów deszczu i śniegu. Kosztowało blisko miliard dolarów.

Z wysokości 407 km satelita będzie miał "na oku" pas globu rozciągający się pomiędzy 65 st. szerokości geograficznej północnej i południowej. Czyli za pomocą swoich radarów (pracujących na długościach radiowych i mikrofalowych) z częstotliwością 2-3 godzin będzie obserwował obszar Ziemi znajdujący się pomiędzy oboma kołami podbiegunowymi. Dołączy do innych satelitów misji GPM (Global Precipitation Measurement - globalne pomiary opadów) wysłanych wcześniej przez agencje kosmiczne z USA, Europy i Indii.

Po co szukać z orbity opadów deszczu i śniegu na Ziemi?

 Po to, żeby wiedzieć więcej o obiegu wody na naszej planecie. Jesteśmy przecież zależni od dostępu do wody pitnej, a stanowi ona ledwie 3 proc. wszystkich zasobów wody na Ziemi (reszta to słony ocean). Z tych 3 proc. tylko odrobina płynie w rzekach czy jeziorach albo pada z nieba. Prawie cała słodka woda na naszej planecie jest zamrożona w lądolodach Antarktydy i Grenlandii.

Na dodatek nawet jeśli pada ona z nieba pod postacią deszczu albo śniegu, to jest przy tym bardzo kapryśna. Często opadów jest stanowczo za mało albo stanowczo za dużo. Dlatego wiele rejonów Ziemi dotykają klęski żywiołowe - powodzie bądź susze.

Satelity misji GPM mają nam pomóc w zrozumieniu tych wszystkich zjawisk i przyczynić się do bardziej dokładnych prognoz opadów.

 http://wyborcza.pl/1,75476,15541316,Amerykanie_i_Japonczycy_sprawdza_z_kosmosu__gdzie.html

post-31-0-40597500-1393603633.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczorajsze czerwone niebo nad Polską to była zorza polarna!

 "Prawie całe niebo miało wyraźną czerwoną poświatę, po około 25 min zaczęły pojawiać się wyraźne słupy świetlne, a ich dynamika była niesamowita" - opowiada miłośnik astronomii Jacek Drążkowski, który ostatniej nocy obserwował zorzę kilka kilometrów na północ od Lidzbarka Warmińskiego.

Zorza polarna jest w naszym kraju taką samą abstrakcją jak niedźwiedzie polarne. Z tą różnicą, że białe niedźwiedzie raczej do nas z północy nie wędrują - a zorzy się zdarza. Tak było wczorajszej nocy.

 

http://wyborcza.pl/1,75476,15541871,Wczorajsze_czerwone_niebo_nad_Polska_to_byla_zorza.html

Zorza nad północną Polską (Fot. Jacek Drążkowski)

post-31-0-25405200-1393603703.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sonda kosmiczna Rosetta dotarła w okolice Saturna

Sonda kosmiczna Rosetta, z urządzeniami opracowanymi przez Polaków, dotarła już w okolice Saturna. Lądownik Rosetty ma osiąść na pędzącej przez kosmos komecie, co zaplanowano na koniec 2014 roku - informuje Ministerstwo Gospodarki.

Kometa nosi nazwę 67P/Churyumov-Gerasimenko (czyt. Czuriumow-Gierasimienko). Większość czasu spędza daleko od Słońca jako "brudna kula śniegu" - zlepek lodu i skał. Gdy zbliża się do Słońca, lotne substancje zaczynają odparowywać z jądra, wysyłając fontanny cząstek pyłu. Wokół jądra powstaje otoczka, zwana komą. Formuje się także najbardziej charakterystyczna cecha komety - warkocz.

Komety to najmniej jak dotąd poznane obiekty w Układzie Słonecznym, a zderzenie tego ciała niebieskiego z Ziemią byłoby katastrofą na gigantyczną skalę. Naukowcy liczą, że wiedza, jaką uzyskają podczas misji Rosetty, pozwoli lepiej zabezpieczyć naszą planetę przed uderzeniem podobnego ciała niebieskiego.

By zgłębić wiedzę o tym obiekcie, w listopadzie 2014 roku lądownik Rosetty, noszący nazwę Philae, ma osiąść na skalnym jądrze komety o wymiarach 3 na 5 kilometrów.

Urządzenia lądownika zbadają właściwości wnętrza komety, jej temperaturę, pole grawitacyjne, masę, kształt i najbliższe otoczenie. Na Ziemię mają też być przesłane tysiące zdjęć komety.

Podczas osadzania lądownika Philae na komecie kluczową rolę odegra polski instrument kosmiczny - MUPUS. Jest to wielozadaniowy przyrząd do pomiarów własności fizycznych jądra komety zbudowany przez Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk.

MUPUS to jedno z najważniejszych i najbardziej zaawansowanych technologicznie urządzeń, w jakie wyposażona jest Rosetta. Posiada termometry, sensor na podczerwień i akcelerometr. Składa się także z dwóch harpunów, które za pomocą młotka wbiją się w kometę i utrzymają lądownik Rosetty na powierzchni, mimo nikłej grawitacji. MUPUS waży ok. 1,5 kg i wykorzystuje zaledwie 3 W mocy - czytamy w komunikacie resortu gospodarki.

Zakończenie misji planowane jest na grudzień 2015 roku.

Rosetta rozpoczęła podróż ku komecie 67P/Churyumov-Gerasimenko 2 marca 2004 roku. Od tamtej pory sonda pokonała skomplikowaną trasę, trzykrotnie przelatując w pobliżu Ziemi, a raz koło Marsa, aby uzyskać odpowiednią prędkość w celu podróży w dalsze rejony Układu Słonecznego. Po drodze minęła jeszcze dwie planetoidy: Steins w 2008 roku i Lutetię w 2010 roku.

Po tych manewrach, w 2011 roku wydano sondzie polecenie przejścia w stan hibernacji i w tym trybie oddaliła się na 800 milionów kilometrów od Słońca, w pobliże orbity Jowisza. Tak daleko od Słońca intensywność zasilającego baterie pokładowe światła słonecznego jest bardzo mała - stąd właśnie konieczność trwającej 957 dni hibernacji.

20 stycznia 2014 roku Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) z sukcesem przeprowadziła operację wybudzania sondy z hibernacji. Sonda otrzymała z Ziemi polecenie zatrzymania wirowego ruchu, w który została wprawiona, by utrzymać kurs. Następnie ustawiła się tak, by jej panele słoneczne zaczęły czerpać energię ze Słońca.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,18032,title,Sonda-kosmiczna-Rosetta-dotarla-w-okolice-Saturna,wid,16440927,wiadomosc.html

fot. bis.gov.uk

 

 

 

 

 

post-31-0-12742200-1393663808.jpeg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dostał się nam najlepszy ze wszechświatów

Nasz Wszechświat tak jak ludzie ma kilka liczb, które określają jego naturę, temperaturę, wiek, witalność, a nawet... płodność. Oto najważniejsze z jego parametrów życiowych w kolejności, w której uświadamialiśmy sobie ich wagę i znaczenie

Wzrost, waga, wiek, obwód biustu, klatki, bioder czy kołnierzyka, ciśnienie krwi, poziom cukru - to parametry, które nie tylko nas opisują, ale niekiedy pozwalają nawet przewidzieć naszą przyszłość. Nasz Wszechświat też ma kilka takich liczb, które go określają. Jeszcze nie wszystkie udało się dokładnie poznać. Oto najważniejsze parametry życiowe Wszechświata.

"Naprawdę interesuje mnie, czy Bóg, stwarzając świat, miał jakikolwiek wybór" - zastanawiał się Albert Einstein. Okazuje się, że nawet drobna zmiana w wartościach stałych fizycznych lub w prawach natury sprawiłaby, że powstałby świat albo pusty, albo znikający w ułamku sekundy, a już na pewno nieprzyjazny dla życia. Przykłady?

Gdyby siły jądrowe zespalające w jądrach atomowych protony i neutrony były odrobinę słabsze, Wszechświat wypełniałby jedynie wodór. Jądra cięższych pierwiastków - tlenu lub węgla - nigdy by nie powstały. I nie powstałoby życie, jakie znamy. Ale gdyby siły jądrowe były silniejsze, to w pierwszych minutach po Wielkim Wybuchu cały wodór zamieniłby się w hel. I życia też by nie było.

Gdyby grawitacja działała mocniej, tworzyłyby się gwiazdy o wiele większe od Słońca. Tak duże gwiazdy szybko się spalają. Umierają w gwałtownym wybuchu supernowej, zmiatając w podmuchu eksplozji całe swe otoczenie i nie pozostawiając dość czasu ani na wykształcenie się planet, ani na powstanie wokół nich życia. Z kolei gdyby grawitacja była słabsza, niż jest, zmalałaby liczba supernowych. Tymczasem wybuchy supernowych rozsiewają w przestrzeni międzygwiezdnej pierwiastki cięższe od wodoru i helu, które są budulcem planet i organizmów.

Jeśliby więc zestaw stałych fizycznych był nieco inny, to być może powstałyby jakieś światy istniejące dłużej niż ułamek sekundy, ale niemal na pewno nie byłoby w nich istot, które mogłyby je podziwiać. Wybierając wszystkie parametry stałych fizycznych na chybił trafił, szansa, że "zrobi się" kosmos, w którym mogłyby zaistnieć - nie, wcale jeszcze nie ludzie - przynajmniej gwiazdy, to 1 do 10^229 [10 do potęgi 229, a więc liczba, która w zapisie dziesiętnym po 1 ma aż 229 zer!].

Jak to się więc stało, że mamy takie niewiarygodne wręcz szczęście? Amerykański fizyk Lee Smolin uważa, że to wynik kosmicznego doboru naturalnego, czegoś na kształt Darwinowskiej teorii ewolucji. Gwiazdy, zapadając się, tworzą czarne dziury. Materia, która tam wpada, zostaje ściśnięta do stanu ogromnej gęstości, takiej samej, jaka charakteryzowała na samym początku nasz Wszechświat. I tam w środku dochodzi z czasem do podobnej eksplozji, jaka zdarzyła się u zarania naszych dziejów i zapoczątkowała nasz kosmos, pączkuje nowy wszechświat, rodzą się nowe gwiazdy i planety.

 Wszechświat zrodzony z czarnej dziury różni się od macierzystego - podobnie jak my jesteśmy inni od naszych rodziców. W każdym potomnym wszechświecie kluczowe stałe fizyki będą więc nieco inne. Znakomita większość światów nie odniesie jednak sukcesu reprodukcyjnego. Będą takie, w których w ogóle nie narodzą się gwiazdy, a także czarne dziury - a więc bezpotomne. To ślepa ścieżka ewolucji kosmicznej.

Ale będą też takie, w których własności cząstek i spajających je sił dostroją się prawie idealnie - tak że narodzą się gwiazdy, a z nich liczne czarne dziury i nowe wszechświaty. Ta ścieżka ewolucji wygra. Tylko takie wszechświaty zdominują multiwersum. W nich też szansa na rozwój cywilizacji podobnej do naszej jest największa.

Jeśli Smolin ma rację, to nie mieliśmy większego wyboru. Żyjemy w typowym wszechświecie. Najlepszym z możliwych. I o najlepszych z możliwych parametrach.

 Pozwala określić siłę przyciągania grawitacyjnego dwóch mas. Pojawia się w prawie ciążenia sformułowanym przez Izaaka Newtona, a później - w ogólnej teorii względności Einsteina.

W 1665 roku Londyn i okolice opanowała epidemia dżumy. Zamknięto uniwersytet w Cambridge, a studenci i pracownicy rozjechali się na wieś, żeby uniknąć zarazy. Sielskie otoczenie sprzyjało eksplozji energii twórczej Newtona, a obfitość sadów i spadających jabłek mogła być inspiracją dla fizyka, który właśnie w latach 1666-68 osiągnął decydujące wyniki w analizie matematycznej, optyce i mechanice oraz opracował podstawy grawitacji. Samą stałą wyznaczył Henry Cavendish, badając, z jaką siłą przyciągają się dwie ołowiane kulki.

Ostatnich parę pomiarów wprawiło fizyków w konfuzję, bo wartość stałej grawitacji okazała się większa niż w poprzednich eksperymentach. Czy oznacza to, że stała grawitacji może zmieniać się w czasie? Tego nie jesteśmy pewni. Z pewnością jednak zmiany stałej grawitacji nie usprawiedliwiają waszego przybierania na wadze.

 Niemałym zaskoczeniem dla ludzi było odkrycie w wiekach średnich, że błysk wystrzału z armaty zauważyć się dało na chwilę wcześniej, zanim uszy rozrywał towarzyszący mu huk. Oznaczało to, że dźwięk rozchodzi się ze skończoną prędkością (w końcu kiedy mówimy do siebie, słyszymy się od razu, a nie po chwili, nieprawdaż?). Że podobne ograniczenie może dotyczyć prędkości światła, podejrzewał już Galileusz, ale wszystkie próby pomiaru spełzały na niczym. Galileusz wraz z pomocnikiem wychodzili za miasto na odległe wzgórza, dawali sobie sygnały świetlne odsłaniając i zasłaniając trzymane latarnie. Jedyny wniosek, do jakiego doszli, był taki, że albo światło jest bardzo szybkie, albo ich refleks dość ospały. Albo jedno i drugie.

Żeby dokonać pomiaru, trzeba było prowadzić obserwacje na dużo dłuższym odcinku niż "odległość między wzgórzami". Kosmicznie długim. W 1676 roku, obserwując zaćmienia księżyca Jowisza, Duńczyk Ole Romer stwierdził, że światło przebywa 13 tys. km w mniej niż sekundę. Sto lat później angielski astronom James Bradley oszacował prędkość światła na 301 tys. km na sekundę.

 Gdyby wszystkie nasze osiągnięcia naukowe miały być zagubione i zapomniane, gdyby cała wiedza, jaką gromadzimy, miała zostać stracona przy zagładzie cywilizacji i moglibyśmy przekazać tylko jedno zdanie następnym pokoleniom, co powinniśmy zachować? "Uważam, że najcenniejsza jest myśl, że cała materia zbudowana jest z atomów, małych obiektów, które pozostają bezustannie w ruchu" - powiedział Richard Feynman. Atomy poszczególnych pierwiastków różnią się masą i budową (składają się z większej lub mniejszej liczby elektronów, protonów i neutronów). Łącząc się ze sobą wiązaniami chemicznymi, atomy tworzą cząsteczki budujące wszelkie znane nam substancje. Ile cząsteczek mieści się - dajmy na to - w szklance wody? Albo w hauście powietrza?

Byłoby ogromnie niepraktyczne liczyć te cząsteczki tak, jak zliczamy jabłka lub stoły - czyli na sztuki. Ba, nawet jajka kupowało się przecież kiedyś na tuziny (12 sztuk) lub kopy (60 sztuk). Odpowiednikiem chemicznej "kopy" jest liczba Avogadra - 6,02214129 x 10^23, czyli nieco ponad 602 tryliardy sztuk, nazwana na cześć włoskiego chemika Amadeo Avogadro, który postawił hipotezę, że przy tym samym ciśnieniu i temperaturze, w danej objętości gazów mieści się ta sama liczba cząsteczek, niezależnie od tego, z jakim gazem mamy do czynienia.

8,3144621 J/(mol K) - stała gazowa

W XVII wieku zaczęto badania własności trzech stanów skupienia materii - ciał stałych, ciekłych i gazowych (stan czwarty - plazma - był jeszcze pieśnią przyszłości). Odkryto zależność między ciśnieniem a objętością gazu, a potem - między objętością i temperaturą. Nie były to bynajmniej badania prowadzone w zaciszu wygodnych laboratoriów. Badając magnetyzm, ciśnienie, temperaturę i wilgotność powietrza, chemik francuski Joseph Louis Gay-Lussac wzleciał balonem na 7016 m, bijąc rekord, który utrzymał się przez ponad pół wieku. M.in. dzięki jego przebojowości wiemy, że temperatura proporcjonalna jest do iloczynu ciśnienia i objętości, a współczynnik proporcjonalności to właśnie stała gazowa.

- 273,15 st. C, czyli zero Kelwinów. Zero absolutne. Bezwzględne

 Najniższa możliwa temperatura we Wszechświecie, minimum energii, bezruch. Wyznaczona w 1848 roku przez Lorda Kelvina na podstawie teoretycznych obliczeń temperatury kryształu doskonałego, w którym ustały wszelkie drgania tworzących go cząsteczek.

Choć na co dzień tak o sobie nie myślimy, to jednak jesteśmy stworzeniami miłującymi chłód. Zamieszkujemy obszary o temperaturze dość zbliżonej do najniższych, a nie najwyższych możliwych do osiągnięcia w kosmosie. Naszemu ciału (36,6 st. C) bliżej do chłodu absolutnego niż żaru gwiazd. Najwyższą temperaturę powietrza odnotowano na Ziemi w Dolinie Śmierci. Było to "zaledwie 56,7 st. C" (zaledwie 329,85 st. powyżej zera bezwzględnego). Najniższe temperatury panują na Antarktydzie - 10 sierpnia 2010 roku w tamtejszych górach było -92,3 st. C. Temperatura powierzchni dużych gwiazd jest o 50 tys. stopni wyższa.

Spowalniając atomy za pomocą laserów, umiemy chłodzić układy atomów do temperatury zaledwie o kilka milionowych stopnia przekraczających zero bezwzględne.

 1,3806488x10^-23 J/K - stała Boltzmanna

 

Odpowiada za pecha, bałagan i za to, że co było, nie wróci i szaty rozdzierać próżno. Poruszaniem się po przestrzeni rządzi grawitacja - to ona sprawia, że położona na zboczu góry piłka turla się zawsze w dół, nie na szczyt. A co powoduje, że w czasie podróżować możemy tylko w jedną stronę - w przyszłość? Czy czas ma swoją grawitację ściągającą nas tylko w jedną stronę? Dlaczego setki razy rozlewa się mleko, ale nigdy nie zdarzyło się, żeby ktoś zaobserwował proces odwrotny - by mleczna kałuża posprzątała się do szklanki?

Skoro każde z praw mechaniki opisujące ruch cząsteczek jest symetryczne, jeśli idzie o czas, dlaczego więc sam czas ma wyróżniony jeden kierunek? Ta zagadka związana jest z pojęciem energii cieplnej, nieporządku i ze sposobem, w jaki rozpraszana jest energia. Ze wszystkich ścieżek życia Wszechświat wybiera te, które są najbardziej prawdopodobne, czyli mogą się zrealizować na jak najwięcej sposobów.

To dlatego, jeśli coś może pójść źle, to pójdzie! (Pójść dobrze może na tylko jeden, wskazany sposób, a fatalnych scenariuszy są całe setki). To dlatego trudniej o porządek niż o chaos (jest tylko jedno właściwe uporządkowanie i setki metod na zrobienie bałaganu). Stała Boltzmanna ujmuje ilościowo tę zależność.

6,62606957 x 10^-34 Js - stała Plancka

 

Jeśli idea mówiąca o tym, że materii nie można dzielić w nieskończoność i że jej najmniejszymi składnikami są atomy i cząsteczki, jest - jak deklarował znakomity fizyk Richard Feynman - najważniejszym osiągnięciem ludzkości, cóż powiedzieć o teorii kwantów? Hipotezę, zgodnie z którą podobna zasada, jaka dotyczy materii, obowiązuje też energię, wysnuł Max Planck. Najmniejsze "pakunki energii", nazwane kwantami, są proporcjonalne do stałej h, zwanej na jego cześć stałą Plancka.

Teorii kwantów zawdzięczamy lasery, komputery, smartfony, urządzenia do obrazowania magnetycznego, wszelkie elektroniczne zabawki oraz... niewiarygodne poszerzenie wyobraźni, bo świat kwantów rządzi się prawami całkowicie odmiennymi od naszych intuicji. Dziś dopiero zaczynamy się oswajać z myślą, że to, co dotąd było tylko domeną fantastyki - teleportacja, wszechświaty równoległe - jest równie realne jak bułka z parówką, którą zjadamy na śniadanie.

 3x10^30 kg, czyli 1,44 masy Słońca. Granica Chandrasekhara; maksymalna masa białego karła

 Skąd się biorą pierwiastki we Wszechświecie? Te najprostsze, najlżejsze powstały dawno temu, tuż po Wielkim Wybuchu. Cięższe produkowane są w kosmicznych fabrykach - gwiazdach. Pierwiastki cięższe od węgla powstają podczas wybuchów supernowych - eksplozji gigantycznych gwiazd. To rzadkie, spektakularne i jakże potrzebne zjawiska - bez nich nie byłoby świata, jaki znamy - życie jest wprawdzie oparte na węglu, ale potrzebuje całej masy innych pierwiastków.

Los gwiazdy jest wyznaczony przez jej masę. Niewielkie gwiazdy, podobne Słońcu, prowadzą stosunkowo spokojne życie (stosunkowo, bo przecież za miliardy lat nasze Słońce rozedmie się i pochłonie najbliższe planety, w tym Ziemię). Gwiazdy nieco większe od Słońca staną się białymi karłami, gorącymi, niewielkimi, które powoli ostygną i umrą. Im większa jest masa białego karła, tym silniej zapada się on pod działaniem własnej grawitacji i tym staje się mniejszy. Jeśli jądro wypalonej gwiazdy przekroczy 1,44 masy Słońca (granicę Chandrasekhara), karzeł wybuchnie jako supernowa i stanie się gwiazdą neutronową, albo skończy jako czarna dziura.

 74,3 (km/s)/Mpc - stała Hubble'a

 

Edwin Hubble - dzięki niemu wiemy, że Wszechświat się rozszerza

Jeśli Wszechświat urodził się podczas Wielkiego Wybuchu, a nie trwał niezmienny od zawsze, to jak dawno temu miało miejsce to zdarzenie? I jak zdążył urosnąć świat od tamtego czasu? Amerykański astronom Edwin Hubble zauważył, że wszystkie galaktyki oddalają się od nas tym szybciej, im dalej się znajdują. Współczynnik proporcjonalności tempa ucieczki to właśnie stała Hubble'a.

Stała Hubble'a nie jest w zasadzie stałą, bo... zmienia się w miarę starzenia się Wszechświata. Jest miarą jego wieku (dokładnie - odwrotnością wieku).

 Promień Schwarzschilda, czyli czy żyjemy w środku czarnej dziury?

 

Idea czarnej dziury, obiektu, który jest tak gęsto upakowany materią, że ściąga do swego wnętrza wszystko, nawet światło, znana była już w XVIII wieku. Istnienie takich masywnych ciał rozważali wówczas angielski geolog John Michell oraz francuski matematyk Pierre Simon de Laplace. W XIX wieku idea upadła, bo światło uważano za falę niepodlegającą grawitacji. Dopiero w 1905 roku Einstein wrócił do rozważania wpływu grawitacji na światło. Kopia pracy Einsteina poświęconej ogólnej teorii względności dotarła na front rosyjski w czasie I wojny światowej, gdzie w jednostce artyleryjskiej służył niemiecki fizyk i astronom Karl Schwarzschild. W samym środku wojennej zawieruchy udało mu się znaleźć niezwykle eleganckie rozwiązania równań Einsteina i określił rozmiary kuli, do której należy ścisnąć daną masę, by otrzymać czarną dziurę. Promień tej kuli nazywamy dziś jego imieniem. Powszechne wyobrażenie każe nam uważać czarne dziury za obiekty niewielkie i bardzo gęste. Faktycznie, promień Schwarzschilda dla Ziemi wynosi zaledwie 1 cm (żeby Ziemia miała zostać czarną dziurą, trzeba by ją ścisnąć do objętości mniejszej niż rozmiary piłeczki tenisowej!). Ale można sobie wyobrazić również bardzo wielkie czarne dziury. Gdyby masę naszej galaktyki rozłożyć równomiernie wewnątrz jej promienia Schwarzschilda, otrzymalibyśmy czarną dziurę o gęstości równej zaledwie 0,0002 gęstości ziemskiej atmosfery.

 

Między 0,98 a 1,1. OMEGA. Bliżej ciągle nie znana

Aleksander Friedmann - wykazał, że Wszechświat jednorodnie wypełniony materią musi się zmieniać

 Podejrzewamy, w jaki sposób mógł się narodzić Wszechświat i zgadujemy - chyba dość dokładnie - ile ma lat. A jaka czeka go przyszłość? Ile jeszcze będzie trwać? Kiedy nadejdzie jego koniec?

Jeśli początkowy Wielki Wybuch nadał materii dość impetu, galaktyki będą się od siebie wciąż oddalać i oddalać, w nieskończoność. Jeśli impetu im nie starczy, zaczną zwalniać, zwalniać, zatrzymają się, a potem ich ruch się odwróci, i pod wpływem grawitacji będą zbliżać się do siebie, aż pod koniec czasu nastąpi Wielka Zapaść - proces odwrotny do Wielkiego Wybuchu. Który ze scenariuszy się ziści? To zależy od masy (oraz energii, która jest zgodnie z wzorem Einsteina przeliczalna na masę) całego Wszechświata. Wystarczy, by średnio na każdy metr sześcienny przestrzeni przypadała masa równa masie pięciu atomów wodoru, by doszło do Wielkiej Zapaści. Stosunek całkowitej masy Wszechświata do masy minimalnej ilości materii wystarczającej do odwrócenia rozszerzania określamy parametrem omega. jeśli jest ona mniejsza od jedynki, nasz świat będzie się rozszerzał w nieskończoność, jeśli większa - skurczy się i zapadnie.

Niestety, na razie najdokładniejsze pomiary pozwalają szacować wartość omegi pomiędzy 0,98 a 1,1. Przeznaczenie jest okryte tajemnicą.

 http://wyborcza.pl/1,75476,15538783,Dostal_sie_nam_najlepszy_ze_wszechswiatow.html

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kosmiczne wpadki i awarie. Utonięcie we własnym skafandrze i upadek on-line

Awarie i usterki potrafią być niebezpieczne na Ziemi, a co dopiero w kosmosie. Przekonał się o tym m.in astronauta Luca Parmitano, któremu podczas jednego z kosmicznych spacerów do kasku zaczęła napływać woda. Choć śmierć przez utonięcie w kosmosie brzmi absurdalnie, szansa na tragiczny finał była ogromna. O awariach i wpadkach w kosmosie opowiada Karol Wójcicki.

W kosmosie o kłopoty nietrudno. Praca setki kilometrów nad powierzchnią planety to ogromne ryzyko, a każdy - nawet najmniejszy błąd - może astronautę kosztować życie.

Jak rybka w akwarium

Zaledwie kilka miesięcy temu przekonał się o tym przebywający na ISS (Międzynarodowa Stacja Kosmiczna) Włoch Luca Parmitano, któremu dane było przekonać się jak czują się rybki w akwarium.

- Kiedy jednak myślę o sposobach, w jakich można zginąć w kosmosie, to utonięcie, tj. utopienie się jest chyba ostatnią rzeczą, jaka przyszłaby mi do głowy - przyznaje Karol Wójcicki.

- Jednak szansa na utopienie się we własnym skafandrze była całkiem realna - zaznacza z pełną powagą przywołując groźnie wyglądającą usterkę. W lipcu ubiegłego roku w skafandrze jednego z astronautów pojawiło się około pół litra wody co wymusiło natychmiastowe przerwanie wyjścia i powrót do stacji.

Kłopoty większe i mniejsze

To nie pierwsza tego typu usterka - sprzęt w kosmosie potrafi być kapryśny i sprawiać kłopoty, a kłopoty ze skafandrem nie są w zasadzie niczym nowym.

W 1965 roku kiedy doszło do pierwszego spaceru w otwartą przestrzeń kosmiczną (wykonał go Aleksiej Archipowicz Leonow - przyp. red.) i gdy mężczyzna oddalił się około 5 metrów od statku jego skafander nagle... opuchł. Przybrał takie rozmiary, że Rosjanin nie był w stanie przecisnąć się

przez właz z powrotem do środka.

Tam sytuacja była o wiele bardziej niebezpieczna, ponieważ Leonow był sam podczas spaceru kosmicznego, gdy pojawił się bardzo poważny problem - tlen się kończy, trzeba wracać, a do statku nie można wejść - zaznaczył Wójcicki. Leonow wtedy ręcznie spuścił ciśnienie ze skafandra, i jak podkreśla Wójcicki "tętno skakało mu do niesamowitych wartości" ze strachu.

Śmiercionośna panika

Choć sytuacja brzmi zabawnie, była śmiertelnie poważna. W skafandrze ruchy są wyjątkowo ograniczone, a panika jest reakcją wręcz zakazaną. - Astronauta nie może pozwolić sobie na strach - podkreśla Wójcicki. Dla niego panika zwykle jest równoznaczna ze śmiercią, bo traci zdolność do trzeźwej oceny sytuacji.

- W lotach kosmicznych najsłabszym ogniwem zawsze jest człowiek, nie żadna uszczelka, zębatka, czy cokolwiek innego - podkreśla. - Jest kapryśny, potrzebuje mieć odpowiednią temperaturę, musi mieć wodę, jedzenie i musi być szczęśliwy 300 kilometrów nad powierzchnią Ziemi - wyjaśnia.

Precyzyjnie chaotyczne lądowanie

Historia kosmicznych podbojów ma także i mniej groźne, ale niezwykle zabawne historie. Jedną z nich jest spektakularny powrót sondy Genesis transmitowany na żywo dla milionów ciekawskich, wyniesioną na orbitę w 2001 roku.

- Sonda wracała 10 lat temu (8 września 2004 roku) po bardzo precyzyjnej misji zbierania cząsteczek wiatru słonecznego. Miała być przechwycona przez śmigłowiec jeszcze podczas opadania na spadochronach - wyjaśnia Wójcicki. Miała być przechwycona na podobieństwo sond szpiegowskich. Plan zupełnie nie wypalił - wskutek ludzkiego błędu, czyli złego zamontowania czujników, sonda Genesis nie wystrzeliła w odpowiednim momencie spadochronów.

- Skończyło się wbiciem na pół metra w ziemię, co oglądał cały świat na żywo - przypomina ze śmiechem Wójcicki, przyznając że to jego ulubiona "kosmiczna wpadka". - Ze specjalnych kolektorów miano wyciągać delikatne cząsteczki wiatru słonecznego, a zamiast tego wygrzebywano piach - precyzuje.

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/kosmiczne-wpadki-i-awarie-utoniecie-we-wlasnym-skafandrze-i-upadek-on-line,115088,1,0.html

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łódź widziana z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej

Nocna Łódź widziana z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, a więc z odległości 400 km. Na dole po lewej widać Pabianice, na górze ? Zgierz. Po prawej od niego możecie zobaczyć świetlny ?X? ? to największy w Polsce węzeł autostradowy Stryków.

Zdjęcie zrobiono w kwietniu 2012 roku, ale dziś Europejska Agencja Kosmiczna opublikowała je na swojej stronie.

Łódź sfotografowana z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Fot. ESA/NASA

http://www.crazynauka.pl/lodz-widziana-miedzynarodowej-stacji-kosmicznej/

 

post-31-0-93295400-1393701620_thumb.jpg

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odnaleziono wodę na planecie gorętszej niż Merkury

Na planecie Boötis b ? jednym z najbardziej ekstremalnych ze znanych nam światów ? odkryto ślady wody.

Ogromna planeta Boötis b znajduje się w gwiazdozbiorze Wolarza - dobrze widocznej z Ziemi gromadzie gwiazd nieba północnego. Masa tego obiektu przekracza masę Jowisza - największej planety Układu Słonecznego - ponad ośmiokrotnie. To jednak nie wszystko, ponieważ ów gigant znajduje się 7 razy bliżej swojej gwiazdy, niż Merkury Słońca.

Warunki panujące na Boötis b musza być iście piekielne, ale mimo tego naukowcy odkryli w jego atmosferze ślady wody w postaci pary wodnej. - Nasze odkrycie jest bardzo ważne, ponieważ pomaga nam zrozumieć, w jaki sposób egzotyczne i ekstremalnie gorące planety wielkości Jowisza powstają i ewoluują. Pokazuje również skuteczność nowej techniki, która wykrywa promieniowanie podczerwone w atmosferach tych planet - powiedział Chad Bender, jeden z autorów badań.  

Dzięki nowym metodom badań naukowcy będą w stanie odnaleźć ślady wody na obiektach, których do tej pory nie brano pod uwagę lub takich, gdzie nie stwierdzono jej śladów.

http://nt.interia.pl/raport-kosmos/astronomia/news-odnaleziono-wode-na-planecie-goretszej-niz-merkury,nId,1113963

Woda może istnieć nawet w najbardziej nieprzyjaznych miejsach

/NASA

post-31-0-41260700-1393748768.jpg

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Para kolidujących galaktyk na zdjęciach z teleskopu Chandra

Obiekt kosmiczny znany jako VV340 (inaczej Arp 302) to para powiązanych grawitacyjnie galaktyk, które można znaleźć w gwiazdozbiorze Wolarza. Jest to modelowy przykład kolidujących galaktyk, taki sam los czeka Drogę Mleczną i Galaktykę Andromedy.

VV340 znajduje się 450 milionów lat świetlnych od Ziemi i jeszcze przez wiele milionów lat nie dojdzie tam do ostatecznej kolizji. Głównie z tego powodu uczeni analizują tę kolizję we wszystkich możliwych widmach promieniowania elektromagnetycznego.

 Obiekt ten jest klasyfikowany jako bardzo jasny w promieniowaniu podczerwonym nazywa się to w nomenklaturze astronomicznej LIRG (Luminous Infrared Galaxy). Z danych pozyskanych dzięki prowadzącemu obserwacje w tym paśmie teleskopu Spitzer wynika, że większość z emisji podczerwieni pochodzi z galaktyki zwróconej do nas krawędzią

Do pracy zaprzęgnięto też teleskop kosmiczny Chandra prowadzący obserwacje w promieniowani rentgenowskim. Odkrył on, że w tej krawędziowej galaktyce znajduje się spora supermasywna czarna dziura.

Zaskakująco dobrze obiekt VV340 wygląda w paśmie widzialnym widma światła. Zdjęcia z teleskopu kosmicznego Hubble'a wskazują na to, że we wspomnianej galaktyce zachodzą liczne procesy gwiazdotwórcze.

http://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/para-kolidujacych-galaktyk-zdjeciach-teleskopu-chandra

Dodaj ten artykuł do społeczności

VV340 - teleskop Chandra X-Rays - źródło; NASA

VV340 w świetle widzialnym - teleskop HST - źródło; NASA

post-31-0-64635800-1393832384_thumb.jpg

post-31-0-23231000-1393832408_thumb.jpg

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miłosna podróż statkiem kosmicznym

Tuż po zakończeniu uroczystości ślubnych, para młoda wsiada do statku kosmicznego i leci na orbitę. Następnie od statku oddziela się kapsuła i nowożeńcy w stanie nieważkości rozkoszują się magiczną atmosferą, zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz kapsuły, spadając przy tym do oceanu.

Taką wizję miesiąca miodowego ma Yelken Octuri, projektant na co dzień pracujący dla Airbusa, a po pracy marzący o kosmicznych doznaniach, niekoniecznie w samolotach. Jego projekt niezwykłego statku kosmicznego o nazwie HornyMoon, pewnie jeszcze długo nie doczeka się realizacji.

Jednak podobno marzenia się spełniają i zapewne właśnie na to liczy Yelken. Chociaż projekt pewnie spodobałby się również wielu parom, które szukają czegoś naprawdę wyjątkowego. Tymczasem pozostaje mu projektowanie kosmicznych wnętrz do największych "podniebnych ptaków", jakie kiedykolwiek zbudowano.

http://www.geekweek.pl/aktualnosci/2352/milosna-podroz-statkiem-kosmicznym

post-31-0-48957400-1393832480.jpg

post-31-0-49578100-1393832491.jpg

post-31-0-37238500-1393832505.jpg

post-31-0-14616700-1393832524.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polacy uczestniczą w misji sondy Rosetta

Sonda kosmiczna Rosetta, z urządzeniami opracowanymi przez Polaków, dotarła już w okolice Saturna. Lądownik Rosetty ma osiąść na pędzącej przez kosmos komecie, co zaplanowano na koniec 2014 roku ? informuje Ministerstwo Gospodarki.

Kometa nosi nazwę 67P/Churyumov-Gerasimenko (czyt. Czuriumow-Gierasimienko). Większość czasu spędza daleko od Słońca jako ?brudna kula śniegu? ? zlepek lodu i skał. Gdy zbliża się do Słońca, lotne substancje zaczynają odparowywać z jądra, wysyłając fontanny cząstek pyłu. Wokół jądra powstaje otoczka, zwana komą. Formuje się także najbardziej charakterystyczna cecha komety ? warkocz.

 

Komety to najmniej jak dotąd poznane obiekty w Układzie Słonecznym, a zderzenie tego ciała niebieskiego z Ziemią byłoby katastrofą na gigantyczną skalę. Naukowcy liczą, że wiedza, jaką uzyskają podczas misji Rosetty, pozwoli lepiej zabezpieczyć naszą planetę przed uderzeniem podobnego ciała niebieskiego.

 

By zgłębić wiedzę o tym obiekcie, w listopadzie 2014 roku lądownik Rosetty, noszący nazwę Philae, ma osiąść na skalnym jądrze komety o wymiarach 3 na 5 kilometrów.

 

Urządzenia lądownika zbadają właściwości wnętrza komety, jej temperaturę, pole grawitacyjne, masę, kształt i najbliższe otoczenie. Na Ziemię mają też być przesłane tysiące zdjęć komety.

 

Podczas osadzania lądownika Philae na komecie kluczową rolę odegra polski instrument kosmiczny - MUPUS. Jest to wielozadaniowy przyrząd do pomiarów własności fizycznych jądra komety zbudowany przez Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk.

 

MUPUS to jedno z najważniejszych i najbardziej zaawansowanych technologicznie urządzeń, w jakie wyposażona jest Rosetta. Posiada termometry, sensor na podczerwień i akcelerometr. Składa się także z dwóch harpunów, które za pomocą młotka wbiją się w kometę i utrzymają lądownik Rosetty na powierzchni, mimo nikłej grawitacji. MUPUS waży ok. 1,5 kg i wykorzystuje zaledwie 3 W mocy ? czytamy w komunikacie resortu gospodarki.

 

Zakończenie misji planowane jest na grudzień 2015 roku.

 

Rosetta rozpoczęła podróż ku komecie 67P/Churyumov-Gerasimenko 2 marca 2004 roku. Od tamtej pory sonda pokonała skomplikowaną trasę, trzykrotnie przelatując w pobliżu Ziemi, a raz koło Marsa, aby uzyskać odpowiednią prędkość w celu podróży w dalsze rejony Układu Słonecznego. Po drodze minęła jeszcze dwie planetoidy: Steins w 2008 roku i Lutetię w 2010 roku.

 

Po tych manewrach, w 2011 roku wydano sondzie polecenie przejścia w stan hibernacji i w tym trybie oddaliła się na 800 milionów kilometrów od Słońca, w pobliże orbity Jowisza. Tak daleko od Słońca intensywność zasilającego baterie pokładowe światła słonecznego jest bardzo mała ? stąd właśnie konieczność trwającej 957 dni hibernacji.

 

20 stycznia 2014 roku Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) z sukcesem przeprowadziła operację wybudzania sondy z hibernacji. Sonda otrzymała z Ziemi polecenie zatrzymania wirowego ruchu, w który została wprawiona, by utrzymać kurs. Następnie ustawiła się tak, by jej panele słoneczne zaczęły czerpać energię ze Słońca.

 

PAP - Nauka w Polsce

http://www.naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,399416,polacy-uczestnicza-w-misji-sondy-rosetta.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Naukowcy odnaleźli cząstkę, która tworzy ciemną materię?

Specjaliści od astrofizyki twierdzą, że odnaleźli kolejny ślad istnienia ciemnej materii. W mijającym tygodniu naukowcy poinformowali, że odkryli pewien rodzaj cząsteczek elementarnych zwanych sterylnymi neutrinami. Dlaczego to takie ważne? Według ekspertów to właśnie ten konkretny rodzaj neutrin odpowiada za "zaginioną" ciemną materię.

Pod koniec tygodnia zespół naukowców z Uniwersytetu w Lejdzie (Holandia) pod kierownictwem astrofizyka dr. Alexey'a Boyarsky poinformował, że najprawdopodobniej odkrył ślady czarnej materii.

Niezależnie prowadzone badania, a wynik ten sam

Uczeni ogłosili, że udało im się odnaleźć "neutrino sterylne", czyli hipotetyczną cząstkę elementarną, która - według teorii - tworzy ciemną materię. Kilka dni wcześniej, podobny sygnał zgłosiła grupa badaczy z Uniwersytetu Harvarda. Oba zespoły ekspertów przeprowadziły badania niezależnie od siebie i otrzymały taki sam wynik.

"Skok" w widmie kluczem do rozwiązania zagadki ciemnej materii

Naukowcy przeanalizowali dane dotyczące widm (obrazów promieniowania rozłożonego na poszczególne częstotliwości, długości lub energie fali) pojedynczych galaktyk i ich gromad. Po analizie zauważyli, że w widmie promieniowania rentgenowskiego gromady galaktyk znajdującej się w konstelacji Perseusza zaznacza się niewielki skok. Badacze nie ukrywali zaskoczenia tą zmianą, bo jak wyjaśniają "skok ten znajduje się w częstotliwości, w której nie dochodzi do przejścia atomowego (zmiany stanu energetycznego danego atomu - red.)". A co za tym idzie, nietypowa zmiana w widmie to ciemna materia.

Taki sam "skok" naukowcy odnotowali w wielu innych widmach promieniowania galaktyk.

Badania będą trwały

Według astrofizyków, opisywany "skok" w widmie to nic innego jak efekt nowego rodzaju neutrin, zwane "sterylnym". Określenie nie jest przypadkowe. Między neutrinem sterylnym, a pozostałymi neutrinami nie powstają żadne interakcje. Najważniejsze jednak jest to, że naukowcy zdobyli kolejną wiedzę o tych cząsteczkach. Wiedzą już, że neutrino sterylne ma masę, a to może świadczyć o tym, że odpowiada za "zaginioną" ciemną materię.

Pierwsze ślady istnienia ciemnej materii w Kosmosie znaleziono ponad 80 lat temu. Nadal jednak istnieje wiele pytań dotyczących tego zjawiska. Naukowcy będą kontynuować badania i dalej poszukiwać dowodów na istnienie ciemnej materii.

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/naukowcy-odnalezli-czastke-ktora-tworzy-ciemna-materie,115132,1,0.html

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzecia księżycowa noc Yutu i Chang'e 3

Rozpoczęła się trzecia księżycowa noc dla chińskiego łazika Yutu i lądownika Chang'e 3. Jest dość prawdopodobne, że tym razem Yutu nie rady przetrzymać nadchodzących dwóch tygodni.

Chińska misja Chang'e 3 jest pierwszym miękkim lądowaniem na Srebrnym Globie od 1976 roku. Do lądowania Chang'e 3 doszło 14 lutego 2013 roku o godzinie 14:11 CET. Lądownik Chang'e 3 został wyposażony w łazik Yutu, który zaledwie kilka godzin po lądowaniu znalazł się na powierzchni Srebrnego Globu i rozpoczął swoją jazdę.

 Pierwszy księżycowy dzień dla Chang'e 3 i Yutu przebiegł bez problemów. Pod koniec drugiego księżycowego dnia misji (styczeń), pojawiły się doniesienia o możliwych problemach technicznych łazika Yutu. Niestety, chińskie oficjalne źródła nie przekazały zbyt wiele szczegółów, aczkolwiek problem z łazikiem prawdopodobnie wystąpił przy systemie paneli słonecznych, które są zakrywane na czas zimnej księżycowej nocy. Problemy techniczne miały mieć związek ze "skomplikowanym środowiskiem powierzchni Księżyca", choć nie podano dokładnej specyfikacji tych problemów.

Trzeci dzień księżycowy rozpoczął się dla Chang'e 3 11 lutego. Tego dnia łazik Yutu się nie odezwał. Dopiero 12 lutego Yutu nadał sygnał do kontroli misji i rozpoczęło się określenie stanu technicznego, w jakim łazik się wówczas znajdował. Przez następne dziesięć dni chińska kontrola misji starała się zrozumień i naprawić problem w łaziku, ale ze szczątkowych dostępnych informacji wynika, że w większości lub w całości ten problem nie został rozwiązany.

W sobotę, 22 lutego, rozpoczęła się trzecia księżycowa noc dla Chang'e 3 i Yutu. Przez najbliższe dwa tygodnie łazik i lądownik będą przebywać w ciemnościach i bardzo niskiej temperaturze, sięgającej minus 150 stopni Celsjusza. Jest możliwe, że tej nocy Yutu już nie przetrwa. Z kolei lądownik Chang'e 3 jest w dobrym stanie technicznym i wypełnia swoją misję.

Niezależnie czy Yutu przetrwa trzecią noc na powierzchni Srebrnego Globu czy też nie, już teraz można uznać misję Chang'e 3 i Yutu za duży sukces. Jest to pierwsze i od razu udane miękkie lądowanie na Księżycu od 1976 roku. Jest to także wyznacznik rosnącego doświadczenia Chin w technologiach kosmicznych i ambitnych celów programu kosmicznego tego państwa.

 http://nt.interia.pl/technauka/news-trzecia-ksiezycowa-noc-yutu-i-chang-e-3,nId,1115125

 

Dni Yutu i Chang'e 3 są policzone.

/materiały prasowe

post-31-0-08604600-1394013649.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bliski przelot planetoidy 2014 DX110

5 marca dojdzie do bliskiego przelotu planetoidy 2014 DX110. Minimalny dystans pomiędzy Ziemią a planetoidą wyniesie około 350 tysięcy kilometrów.

 Moment największego zbliżenia planetoidy 2014 DX110 nastąpi 5 marca około godziny 22:06 CET. Dystans pomiędzy Ziemią a 2014 DX110 wyniesie wtedy około 350 tysięcy kilometrów. Odpowiada to około 0,91 odległości pomiędzy Ziemią a Księżycem. Średnica planetoidy została wyznaczona na około 23 metrów. Dla porównania, meteoryt czelabiński, który 15 lutego 2013 roku rozpadł się nad Rosją miał średnicę 17-20 metrów.  2014 DX110 jest zatem nieco większym obiektem. 

 Jest to pierwszy wykryty bliski przelot planetoidy od 21 lutego. Wcześniej, na początku tego roku wykryto pięć przelotów, z których jeden wszedł w atmosferę naszej planety. Prawdopodobnie jednak przynajmniej kilka przelotów "umknęło" detekcji. W szczególności mowa tutaj o planetoidach, które przeleciały blisko Ziemi od strony dziennej, czyli w obszarach nieba niedostępnych dla naziemnych obserwatoriów astronomicznych.


 

http://nt.interia.pl/technauka/news-bliski-przelot-planetoidy-2014-dx110,nId,1115237

Minimalny dystans pomiędzy Ziemią a planetoidą 2014 DX110 wyniesie około 350 tysięcy km.

post-31-0-18600600-1394013721.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   1 użytkownik

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)