Skocz do zawartości

Ranking użytkowników

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 26.03.2024 uwzględniając wszystkie miejsca

  1. 15.02.2024 Wychodząc wieczorem do Żabki, na południowo-zachodnim niebie dostrzegłam kilka najjaśniejszych gwiazd i Księżyc wiszący kilka stopni od Jowisza. Widok ten przypomniał mi o zasłyszanej gdzieś ostatnio informacji o zbliżeniu naszego naturalnego satelity z Uranem. W zasadzie od razu po powrocie z Żabki zgarnęłam lornetę i wyszłam na balkon, gdzie, standardowo, temu co na niebie towarzyszyły moje dwie ulubione latarnie, pomiędzy którymi akurat wisiał Jowisz. To właśnie ku niemu wpierw skierowałam swój wzrok. Mym oczom ukazała się kremowa perła przyodziana trzema drobnymi diamentami, dwoma z lewej i jednym z prawej strony, zaś na jej powierzchni subtelnie rysowały się dwa pasy i… jakaś skaza? Na niemalże środku jowiszowej tarczy znajdowała się malutka, ciemna kropka, której nie widziałam bardzo wyraźnie, ale jednocześnie byłam stuprocentowo pewna, że ona tam jest. Nie może być! Serce zabiło mi mocnej, a ręka niemal natychmiast sięgnęła po telefon by sprawdzić aktualne ułożenie księżyców galileuszowych. Odpowiedź nadeszła szybko - oto centrum tarczy Jowisza zdobił cień najbardziej aktywnego geologicznie obiektu naszego Układu Słonecznego - Io. Sam księżyc niemalże kończył już swój tranzyt, jednak w zasadzie wciąż był wizualnie przyklejony do macierzystej planety, przez co w moim 25-krotnym powiększeniu był od niej nieoddzielalny. Właśnie pierwszy raz w życiu zobaczyłam tranzyt cienia księżyca Jowisza na jego tarczy. W sposób niezaplanowany, z zaskoczenia, a do tego nie w teleskopie, tylko w lornetce 25x100. Ja nawet nie spodziewałam się, że to zjawisko jest możliwe do dostrzeżenia w takim instrumencie! Naprawdę, czekałam na ten moment bardzo długo. Nie zliczę ile razy probowałam trafić na taki tranzyt w zamierzchłych już trochę czasach, gdy miałam jeszcze GSO. Zawsze coś stawało na przeszkodzie, a tu? Proszę. W lornecie, z Jowiszem wiszącym centralnie między dwoma świecącymi w moją stronę latarniami. Ironiczne. Naprawdę dawno nic mnie tak nie ucieszyło. Na oglądaniu tego widoku spędziłam kilkanaście minut. Gdy trochę ochłonęłam, przesunęłam lornetę wyżej - ku Księżycowi. Poświęciłam mu chwilę, po czym w SkySafari sprawdziłam dokładną lokalizację Urana. Wykonałam do niego prosty star hopping i zobaczyłam, dokładnie tak jak się spodziewałam, gwiazdkę. Próbowałam dopatrzeć się w niej jakiegoś zielonkawo-niebieskawego odcienia, lecz nic z tego. Uran wyglądał po prostu jak zwykła gwiazdka. Ale za to w sposób świadomy zobaczyłam go po raz drugi w życiu, po naprawdę wielu latach. Tyle było z obiektów Układu Słonecznego, które mogłam zobaczyć ze swojej miejscówki, jednak postanowiłam rozejrzeć się po niebie trochę dłużej i mimo ogromnego poziomu zanieczyszczenia światłem, ujarzmić kilka DSów. Wbrew temu, czego można by się spodziewać po widoku gołym okiem, lorneta była nawet w stanie ukazać jakieś gwiazdy. Chwilę pokrążyłam z jej pomocą po zubożałej Kasjopei, a w drodze do Perseusza odwiedziłam Chichoty. Nie były tak liczne i bogate jak spod ciemniejszego nieba, nie lśniły tak hipnotyzująco jak zwykle, ale i tak były piękne, i w sumie nawet nie było ich tak mało, jak się spodziewałam. Nawet pozbawione tego błysku w oku i lekko jakby zmatowiałe - zachwycały. Przesnułam się przez Perseusza i okolice Woźnicy, po czym przeniosłam się nieco w bok balkonu z lornetą, by spomiędzy gałęzi pobliskiej robinii akacjowej wypatrzeć M41. Wisząca poniżej Syriusza gromada wyglądała biednie, bardzo subtelnie prześwitując przez krakowską łunę, lecz jej dostrzeżenie i tak mnie ucieszyło. Mam bardzo ciepłe wspomnienia sprzed lat zawiązane z tym obiektem. Znowu zmieniłam nieco miejsce, tym razem przesuwając się na przeciwny koniec balkonu, by pośród gałęzi tego samego drzewa odnaleźć M42. Na krakowskim niebie widziałam ją już kilka razy, jednak wciąż nie mogę przyzwyczaić się do jej widoku w tych warunkach - wszystko poza centralną częścią ginie w jasnym tle nieba, pozbawiając obiekt jego subtelności. Tak zanieczyszczenie światłem obdziera z pełni piękna najjaśniejszą mgławicę polskiego nieba. Po tym widoku zwinęłam się do środka. Przyznam, że te obserwacje mnie usatysfakcjonowały, mimo że były krótkie, niezbyt ambitne, no i w zdecydowanie niewymarzonych warunkach. Co ten brak normalnych obserwacji ze mną robi. No ale cóż, trzeba doceniać to, co się ma, a ja doceniam zwłaszcza ten tranzyt. 🙂 Pośród tej drobnej relacji widzicie parę zdjęć z telefonu przyłożonego do lornety cykniętych w ramach pamiątki. No i pierwsze z nich pokazuje w jak świetnych warunkach obserwowałam.
    2 punkty
  2. A to mój z tamtego tygodnia. MAK 127 plus ASI 120mm mini
    1 punkt
  3. Cześć, musiałem wrócić do M42 z ekspozycjami 30sek. To "coś" z lewej strony fotki to oczywiście nie mgławica, tylko refleksy od pobliskiej latarni ulicznej. W ogóle dzisiaj zdecydowanie nie było warunków.. ale zabawy co niemiara! Obrazek to stos 20 klatek po 30 sek gain100 z filtrem UV/IR cut.
    1 punkt
  4. Poczekajcie proszę jeszcze chwilę, może mi się uda jakoś ogarnąć bieżące sprawy, i jednak damy radę przyjechać z Jarkiem J. Sorrki za zamieszanie, sprawy się dzieją dosłownie w locie. Ale z tego co wiem Noth tak czy siak odpuszcza :(
    1 punkt
  5. A ten pryzmat dwucalowy to wydaje mi się że szkoda pieniędzy lepiej kupić mniejszą wersję z przylotem 34 mm jeśli to ma być sprzęt planetarny
    1 punkt
  6. Ja trochę tak zrobiłem że wybrałem uniwersalny dla mnie okular do maka 150 achro120 i N10/F5. I jest to właśnie Pentax w10. W tym przedziale cenowym to są już drobne niuanse które decydują o wyborze okularów dlaczego Pentax o bardziej pasuje mi pole 70 stopni niż 62 które dają delity. Wcześniej miałem różne vikseny slv lv nlv, czy esy 82. Dla mnie osobiście Pentax to takie oczko wyżej od Bader Morfeusza choć ciągle mam 12,5 mm i jestem z niego zadowolony. Tak naprawdę w tym segmencie cenowym to są tak drobne niuanse które jednym mogą spasować a drugim nie jak na przykład barwa obraz, wygoda z uzytkowania uczy ostrość na skraju pola. Dla mnie priorytetem był wygodny ER jak i ostrość w pentaxie w centrum pola porównywalnym z orto. Pamiętam że przez pewien czas miałem Morfeusza 6,5 pentaxa 7 celestrona xl7 i jakiś orto 7 najlepszy obraz najbardziej ostry był w orciaku potem Pentax minimalnie słabiej Morfeusz a na końcu celestron Xcel. Ogólnie został Pentax xw7 i orciak.
    1 punkt
  7. Tak, gdyby nie księżyc to efekt byłby już wow..... Też ją wczoraj łapałem w 10x50, ehhhh kurczę tak bardzo brakowało nieba czarnego jak smoła.
    1 punkt
  8. Sam widzisz, że dopiero 10 osób opłaciło zlot na 6 dni przed zamknięciem listy. Patrząc historycznie jak to było na pewno będzie wolne miejsce
    1 punkt
  9. Co prawda pełnia była dziś ok 8.00 rano ale dopiero wieczorem o 21.00 udało mi się ustrzelić Łysego. Widać, że od prawej górnej krawędzi już trosze ubyło. Fot. Seestar S50
    1 punkt
  10. Wszyscy mają kometę... Mam i ja 😉 Z pogodą ostatnio bardzo ciężko, więc jak tylko pojawiło się okienko pogodowe 8 marca postanowiłem pojechać na punkt obserwacyjny na pole pod Grunz. Warunki były dobre. Wręcz wyśmienite. Zabrałem na ten wypad nowy montaż... I niestety walka z jego ustawieniem zjadła sporo czasu przez co jak już ustawiłem robienie zdjęć to kometa była już dość nisko. Stack I obróbka jedynie w DSS. Stack na kometę i gwiazdy oraz zabawa krzywymi.
    1 punkt
  11. Cześć, dzisiaj pierwsze światło zestawu EAA. Księżyc 75% i to On był oczywistym pierwszym celem. Kamerka skonfigurowana do EAA ale avi dał całkiem fajny wynik. Jak to zwykle bywa.. same problemy podczas sesji (padł akumulator) 😉 Pierwsze koty za płoty..no i fajna M42 i słabe jesze Alnitak i "płomień". EAA to jest sposób na DS z mojego nieba -Bortle 6 Pozdrawiam
    1 punkt
  12. Zgadzam się w pełni, poza tym, że jakość obrazu nie jest absolutnie najważniejsza 😉 Miałem ostatnio okazję popatrzeć na niebo wszystkimi moimi lornetkami, bo porównywałem swój najnowszy nabytek 10x56 z 8x42, 16x56 i 25x100. 8x32 i 7x35 nawet nie brałem. 3 pierwsze z ręki. Oczywiście im większe powiększenie, tym lepiej widać szczegóły, to nie ma co pisać. Tutaj bardzo ważna jest granica 10x. Każda 6-8x zda egzamin, bo drgania małe. 10x daje już dużo denerwujących zygzaków. Tutaj zaczyna się liczyć sposób trzymania (dachówki są lepsze dla mnie) i osadzenie okularu na oczodole. Podpieram lornetkę na kości brwiowej i to daje naprawdę znaczącą poprawę stabilności. Dzięki temu mogę chwilę wytrzymać nawet z 16x56 i wyłapać trochę szczegółów. Nie mniej 16x to już statyw i koniec. Z racji drgań i pola widzenia należy też przyjąć, że lornetki 6-8x są do przeglądu nieba, czyli można płynąć jednym ciągiem po niebie trzymając w rękach. Natomiast 16x i więcej, to już są do celowania. Trzeba wiedzieć gdzie celować, bo beztroskie czesanie nieba z lornetką na statywie ( o rękach zapomnij) to już udręka dla szyi i pleców. A co z 10x? Dla mnie osobiście są tylko do krótkiego przeglądu. Jak się ręce zmęczą, to obraz lata okropnie. Tutaj ważny jest chwyt i podpora na oczach. Czy lornetka może dawać więcej i mniej radości pomijając samą jakość obrazu? Tak! O podparciu na oczodołach już pisałem. Kolejna ważna sprawa, to "mroczki", czyli z ang blackouty. Nagłe pociemnienia, jak oko nie trafi idealnie w ognisko lornetki. Są lornetki, w których ciężko to wyłapać i te są wspaniałe. Jednak są też takie, że trudno jest się wcelować i kiedy skanujemy niebo, delikatnie ruszajac lornetką i oczami, te mroczki nagle pojawiają się. I to jest niefajne, wręcz uprzykrza cały odbiór. Ten problem tyczy się głównie dachówek i na szczęście niewielu modeli. Są jeszcze deformacje obrazu, kiedy przesuwamy się po niebie. Tak mam z Aculonem 7x35. Lornetka fajna, z wielkim polem i nawet fajnymi gwiazdkami (jak za tę cenę) ale męczy mnie w niej efekt kuli - gwiazdy nie przesuwają się idealnie po prostej, lecz po lekkim łuku. Co ciekawe za dnia aż tak bardzo to nie przeszkadza i w sklepie można to przeoczyć. Reasumując, idź do sklepu, spotkaj się z kimś w okolicy i popatrz przez kilka lornetek. Sam zobaczysz jak różnie jest z odbiorem obrazu i jak leżą przy oczach. Mam lornetkę 8x42, która nie zapiera dechu w piersiach, jak 16x56 czy 25x100, ale najbardziej ją lubię, bo jest najwygodniejsza, ma wielkie pole widzenia i taką łatwość patrzenia, że to po prostu sam relaks. Natomiast 10x56, pomimo, że gwiazdki lepsze, punktowe, to takiej przyjemności już nie daje. Kiedyś też szukałem taniej lornetki i pamiętam jaką przepaść obrazu miała tania Lidletka za 100zł, a taki Olympus DSP I za 260 zł (chyba już ich nie produkują). Akurat przy tanich jest największy rozstrzał jakościowy i można się mocno zdziwić różnicami w obrazie.
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal 2010-2024