Skocz do zawartości

Astronomiczne Wiadomości z Internetu


Rekomendowane odpowiedzi

Starship wyniesie stację kosmiczną Starlab
2024-02-01. Wojciech Kaczanowski
Spółka Starlab Space zajmująca się budową komercyjnej stacji kosmicznej Starlab poinformowała, że placówka badawcza zostanie wyniesiona przy pomocy Starshipa - największego systemu nośnego, który został stworzony przez człowieka. Operatorem rakiety jest amerykańska firma SpaceX należąca do Elona Muska.
Starlab Space to transatlantycka spółka stworzona przez amerykańską firmę Voyager Space oraz europejski koncern Airbus, w ramach której zostanie zbudowana komercyjna stacja kosmiczna Starlab. Według najnowszych informacji podanych przez strony zaangażowane w projekt, placówka badawcza zostanie wyniesiona na niską orbitę okołoziemską (LEO) przy pomocy systemu Starship/Super Heavy opracowywanego przez firmę Elona Muska - SpaceX.
Starlab ma zostać umieszczony na orbicie w ramach jednego startu. Obecnie nie znamy szczegółowych parametrów technicznych, natomiast oferta stacji kosmicznej została skierowana do międzynarodowych partnerów w celu zapewnienia stałego dostępu do badań w przestrzeni kosmicznej. Starlab, składający się z dwóch modułów (mieszkalno-laboratoryjny i serwisowy), będzie obejmował kilka laboratoriów, w tym do eksperymentów biologicznych i fizycznych, hodowli roślin, itp. Całość stacji to mniej więcej połowa objętości ISS, czyli około 450 m³. Pomieści ona czteroosobową załogę.
Ogłoszenie Starshipa jako docelowy system nośny dla stacji Starlab skomentowali przedstawiciele firm. Dylan Taylor, prezes i dyrektor generalny Voyager Space stwierdził, że za decyzją stoi historia i niezawodność SpaceX. Tom Ochinero, starszy wiceprezes ds. biznesu komercyjnego w firmie Elona Muska wyraził swoje podekscytowanie i dumę z możliwości wspierania stałej obecności człowieka na niskiej orbicie okołoziemskiej.
Starlab cieszy się dużą popularnością wśród międzynarodowych podmiotów z sektora kosmicznego. W ostatnim czasie NASA ogłosiła przekazanie firmie Voyager Space 57,5 mln USD na budowę stacji w ramach programu amerykańskiej agencji kosmicznej - Commercial Low Earth Orbit Destinations (CLD).
W listopadzie 2023 r. Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) ogłosiła z kolei zawarcie porozumienia z z firmami Voyager Space oraz Airbus Defence and Space, w ramach którego strony rozpoczną negocjacje dotyczące użytkowania przez Europejczyków przyszłej stacji kosmicznej Starlab. Znalezienie alternatywy dla Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) jest bowiem niezbędne z uwagi na fakt, że kończy ona swoje funkcjonowanie w okolicach 2030 r.
Prace rozwojowe nad Starshipem trwają już od dłuższego czasu, a pierwszy lot testowy miał miejsce w kwietniu 2023 r. i zakończył się nie do końca tak, jak zakładano. Po dokonaniu rewizji, a następnie wprowadzeniu poprawek i zmian do rakiety oraz platformy startowej, SpaceX przeprowadził drugi testowy lot tego kolosa, który okazał się dużo lepszą próbą. Więcej informacji o Starshipie dostępnych jest tutaj.

Artystyczna wizja stacji kosmicznej Starlab na orbicie okołoziemskiej
Fot. Airbus
SPACE24


https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/statki-kosmiczne/starship-wyniesie-stacje-kosmiczna-starlab

Starship wyniesie stację kosmiczną Starlab.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Astronomowie odkryli 18 czarnych dziur pochłaniających pobliskie gwiazdy
2024-02-01.
Wykrycia te ponad dwukrotnie przewyższają liczbę znanych przypadków zdarzeń rozerwań pływowych w pobliskim Wszechświecie.
Czarne dziury niszczące gwiazdy są wszędzie na niebie, jeżeli tylko wiesz, jak ich szukać. To jeden z wniosków płynących z nowego badania przeprowadzonego przez naukowców z MIT, opublikowanego 29 stycznia 2024 roku w Astrophysical Journal.

Autorzy badania donoszą o odkryciu 18 nowych przypadków rozerwań pływowych (TDE) – ekstremalnych przypadków, w których pobliska gwiazda zostaje przyciągnięta przez pływy do czarnej dziury i rozerwana na strzępy. Gdy czarna dziura ucztuje, wydziela ogromną ilość energii w całym spektrum elektromagnetycznym.

Astronomowie odkryli wcześniejsze zjawiska rozerwań pływowych, poszukując charakterystycznych rozbłysków w paśmie optycznym i rentgenowskim. https://pl.wikipedia.org/wiki/Promieniowanie_rentgenowskie Do tej pory poszukiwania te ujawniły około tuzina przypadków niszczenia gwiazd w pobliskim Wszechświecie. Nowe odkrycia zespołu MIT ponad dwukrotnie powiększają katalog znanych TDE we Wszechświecie.

Naukowcy zauważyli te wcześniej „ukryte” zdarzenia, obserwując je w niekonwencjonalnym paśmie: podczerwieni. Oprócz emitowania błysków optycznych i rentgenowskich, TDE mogą generować promieniowanie podczerwone, szczególnie w „zapylonych” galaktykach, w których centralna czarna dziura jest otoczona galaktycznymi szczątkami. Pył w tych galaktykach zwykle pochłania i przesłania światło optyczne i rentgenowskie, a także wszelkie oznaki TDE w tych pasmach. W trakcie tego procesu pył również się nagrzewa, wytwarzając wykrywalne promieniowanie podczerwone. Zespół odkrył, że emisje w podczerwieni mogą być oznaką rozerwań pływowych.

Patrząc w paśmie podczerwieni, zespół MIT zidentyfikował znacznie więcej TDE w galaktykach, w których takie zdarzenie były wcześniej ukryte. 18 nowych zdarzeń miało miejsce w różnych typach galaktyk, rozrzuconych po całym niebie.

Większość tych źródeł nie jest widoczna w pasmach optycznych – powiedziała główna autorka Megan Masterson, doktorantka w Kavli Institute for Astrophysics and Space Research na MIT. Jeżeli chcesz zrozumieć TDE jako całość i wykorzystać je do badania demografii supermasywnych czarnych dziur, musisz spojrzeć w pasmo podczerwieni.

Skok temperatury
Niedawno zespół odkrył najbliższe do tej pory zdarzenie TDE, analizując obserwacje w podczerwieni. To odkrycie otworzyło nową drogę opartą na podczerwieni, umożliwiając astronomom poszukiwanie aktywnie zasilających się czarnych dziur.

Grupa była zachęcona do poszukiwania kolejnych TDE po pierwszej detekcji. W ramach nowego badania naukowcy przeszukali archiwalne obserwacje wykonane przez NEOWISE, odnowioną wersję teleskopu Wide-field Infrared Survey Explorer. Ten teleskop satelitarny został uruchomiony w 2009 roku i po krótkiej przerwie kontynuował skanowanie całego nieba w poszukiwaniu obiektów przejściowych, czyli krótkich rozbłysków.

Zespół przeanalizował zarchiwizowane obserwacje misji przy użyciu algorytmu opracowanego przez współautora Kishalaya De. Ten algorytm wyłapuje wzorce w emisjach w podczerwieni, które są potencjalnymi sygnałami przejściowych rozbłysków promieniowania podczerwonego. Następnie zespół porównał oznaczone stany przejściowe z katalogiem wszystkich znanych pobliskich galaktyk w promieniu 200 megaparseków, co odpowiada 600 milionom lat świetlnych. Okazało się, że zjawiska przejściowe w podczerwieni można przypisać do około 1000 galaktyk.

Następnie dokonano zbliżenia sygnału każdej galaktyki w podczerwieni, aby określić, czy pochodzi on ze źródła innego niż TDE, takiego jak aktywne jądro galaktyczne lub supernowa. Po wykluczeniu tych możliwości, zespół przeanalizował pozostałe sygnały, poszukując wzorca w podczerwieni charakterystycznego dla TDE – czyli ostrego skoku, po którym następuje stopniowy spadek. Ten wzorzec odzwierciedla proces, w którym czarna dziura, rozrywając gwiazdę, nagle podgrzewa otaczający pył do około 1000 Kelwinów, a następnie stopniowo się ochładza.

Analiza ta ujawniła 18 „czystych” sygnałów rozerwań pływowych. Naukowcy dokonali przeglądu galaktyk, w których znaleziono każde TDE, i zauważyli, że występowały one w różnych układach, w tym w zapylonych galaktykach, na całym niebie.

Gdybyś spojrzał na niebo i zobaczył kilka galaktyk, TDE występowałyby reprezentatywnie we wszystkich z nich – powiedziała Masterson. To nie jest tak, że występują one tylko w jednym typie galaktyk, jak sądzono na podstawie badań optycznych i rentgenowskich.

Teraz możliwe jest spojrzenie przez pył i uzupełnienie spisu pobliskich TDE – powiedział Edo Berger, profesor astronomii na Uniwersytecie Harvarda, który nie był zaangażowany w badania. Szczególnie ekscytującym aspektem tej pracy jest potencjał dalszych badań za pomocą dużych przeglądów w podczerwieni i jestem podekscytowany, aby zobaczyć, jakie odkrycia przyniosą.

Zakurzone rozwiązanie
Odkrycia dokonane przez zespół przyczyniły się do rozwiązania kilku istotnych kwestii związanych z badaniem rozerwań pływowych. Na przykład, przed tymi badaniami astronomowie obserwowali TDE głównie w jednym typie galaktyk – układzie „po-gwiazdotwórczym”, który wcześniej był miejscem intensywnej gwiazdotwórczości, ale od tego czasu się uspokoił. Ten typ galaktyk jest rzadki, i naukowcy zastanawiali się, dlaczego TDE pojawiają się tylko w tych rzadkich układach. Okazuje się, że te układy są również stosunkowo pozbawione pyłu, co sprawia, że emisja optyczna lub rentgenowska TDE jest naturalnie łatwiejsza do wykrycia.

Teraz, patrząc w paśmie podczerwieni, astronomowie są w stanie dostrzec TDE w znacznie większej liczbie galaktyk. Nowe wyniki zespołu pokazują, że czarne dziury mogą pożerać gwiazdy w wielu galaktykach, nie tylko w układach po-gwiazdotwórczych.

Odkrycia te rozwiązują również problem „brakującej energii”. Fizycy teoretycznie przewidywali, że TDE powinny emitować więcej energii niż faktycznie zaobserwowano. Zespół MIT twierdzi jednak, że pył może wyjaśnić tę rozbieżność. Odkryli oni, że jeżeli TDE występuje w zapylonej galaktyce, sam pył może absorbować nie tylko emisje optyczne i rentgenowskie, ale także ekstremalne promieniowanie UV, w ilości odpowiadającej przypuszczalnej „brakującej energii”.

18 nowych detekcji pomaga również astronomom oszacować częstotliwość wystąpienia TDE w danej galaktyce. Po uwzględnieniu nowych TDE z poprzednimi detekcjami, oszacowano, że galaktyka doświadcza rozerwań pływowych raz na 50 000 lat. Częstotliwość ta jest bliższa teoretycznym przewidywaniom fizyków. Wraz z kolejnymi obserwacjami w podczerwieni, zespół ma nadzieję określić częstotliwość występowania TDE i właściwości czarnych dziur, które je napędzają.

Ludzie wymyślili bardzo egzotyczne rozwiązania tych zagadek, a teraz doszliśmy do punktu, w którym możemy je wszystkie rozwiązać – powiedziała Kara. To daje nam pewność, że nie potrzebujemy całej tej egzotycznej fizyki, aby wyjaśnić to, co widzimy. Mamy też lepszą wiedzę na temat mechaniki stojącej za tym, jak gwiazda zostaje rozerwana i pochłonięta przez czarną dziurę. Lepiej rozumiemy te systemy.

Opracowanie:
Agnieszka Nowak

Źródło:
https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2024/02/astronomowie-odkryli-18-czarnych-dziur.html

Astronomowie odkryli 18 czarnych dziur pochłaniających pobliskie gwiazdy.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niebo w lutym 2024 - Księżyc i Plejady
2024-02-01.
Początek lutego A.D. 2024 stwarza nam okazję do ujrzenia światła zodiakalnego. W dobie powszechnego zanieczyszczenia sztucznym światłem jest to szalenie trudne zadanie, ale nie niemożliwe do spełnienia... Czasu mamy niewiele, bo już w drugiej dekadzie miesiąca na wieczorny firmament wraca Księżyc. 11 lutego przed godz. 18:00 podziwiamy jego cienki sierp dopełniony światłem popielatym niewysoko nad zachodnim horyzontem. Warto popatrzeć - tym bardziej, że nasz satelita będzie w tzw. Supernowiu. 16 lutego Księżyc w pierwszej kwadrze dołącza do Plejad. Ok. 22:00 połówka Księżyca znajdzie się zaledwie o pół stopnia kątowego od malowniczej grupki gwiazdek. To będzie prawdziwy hit! O nim opowiada lutowy odcinek naszego filmowego kalendarza astronomicznego - zapraszamy!
Do śledzenia światła zodiakalnego potrzebujemy czystego, bezksiężycowego nieba i ciemnego miejsca do obserwacji w kierunku zachodnim. Ideałem byłoby, gdyby zachodni horyzont był wolny od lamp, latarni czy też łuny pobliskich miejscowości. W pierwszej dekadzie lutego Słońce zachodzi po 16:30. Pół godziny później wysoko na niebie pojawia się Jowisz, zaś po następnych 30 minutach niziutko nad widnokręgiem ukazuje się Saturn - niepozorny, jednak widoczny (przez lornetkę bez trudu). Linia łącząca obie planety wyznacza nam Ekliptykę, czyli płaszczyznę Układu Słonecznego. Zapamiętajmy jej przebieg i poczekajmy do godz. 18:00. Niebo mocno już ciemnieje, zapalają się gwiazdy i wtedy wzdłuż Ekliptyki ujawnia się słaba poświata. Jest ledwo widoczna, ale dostrzegalna. W odróżnieniu od zimowej Drogi Mlecznej ma jednolitą strukturę w postaci stożka, którego podstawę stanowi zachodni horyzont, a wierzchołek sięga błyszczącego Jowisza i leżących jeszcze wyżej Plejad. To właśnie światło zodiakalne. Jest ono efektem rozproszenia promieni słonecznych w drobinach kosmicznego pyłu i gruzu będących pozostałością po narodzinach naszego systemu planetarnego. To, co nie złożyło się na budulec planet, krąży w płaszczyźnie Układu Słonecznego nie tylko w postaci planetoid i mniejszych asteroid, a tej materii jest na tyle dużo, że z powierzchni Ziemi widać ją wieczorami na przedwiosennym niebie. Warto też uwiecznić ją na fotografii. Potrzebujemy jasnego szerokokątnego obiektywu z aparatem unieruchomionym na statywie. Ustawiamy ostrość, czułość na poziomie przynajmniej ISO 1600 i za pomocą wężyka spustowego lub samowyzwalacza uruchamiamy 20-30-sekundową ekspozycję (w zależności od zastanych warunków trzeba poeksperymentować). Efektem będzie zdjęcie, na którym utrwali się światło zodiakalne. Powodzenia!
Czasu mamy niewiele, bo już w drugiej dekadzie miesiąca na wieczorny firmament wraca Księżyc. 11 lutego przed godz. 18:00 podziwiamy jego cienki sierp dopełniony światłem popielatym niewysoko nad zachodnim horyzontem. Warto popatrzeć - tym bardziej, że nasz satelita będzie w tzw. Supernowiu. Jest to przeciwieństwo Superksiężyca, czyli tym razem tarcza Srebrnego Globu jest wizualnie największa nie w pełni, a krótko po nowiu właśnie.
W kolejnych dniach Księżyc stopniowo wspina się po niebie dołączając do planet. 12 lutego po 18:00 z jego pomocą możemy odnaleźć Neptuna - najdalszą i najsłabszą planetę na ziemskim firmamencie. Można go dostrzec dopiero przez lornetkę albo na zdjęciu (wystarczy nawet kilkusekundowa ekspozycja z teleobiektywem); złowienie Neptuna w taki sposób dostarcza naprawdę dużo satysfakcji. 14 lutego nie potrzebujemy już żadnego sprzętu, bo koniunkcję księżycowego rogala z Jowiszem dojrzy każdy - nawet z rozświetlonego centrum miasta. Dzień później znów podziwiamy złączenie rosnącego Księżyca z Jowiszem oraz Uranem. Teoretycznie planeta jest dostrzegalna na granicy widoczności gołym okiem, ale lepiej użyć lornetki. A propos Urana... 24 lutego wieczorem nastąpi jego bliziutkie złączenie (w odległości zaledwie 0.1°) z planetoidą (21) Lutetia. Podaję to jako ciekawostkę, bowiem Lutetia to bardzo słaby obiekt o jasności 13?, a na domiar złego akurat w tym czasie Księżyc będzie świecił w pełni. Nie jestem więc pewien czy nawet duży teleskop pomoże w obserwacjach.
Cofnijmy się o jedną fazę. 16 lutego Księżyc w pierwszej kwadrze dołącza do Plejad - bodaj najbardziej charakterystycznej gromady otwartej gwiazd na ziemskim niebie. Ok. 22:00 połówka Księżyca znajdzie się zaledwie o pół stopnia kątowego od malowniczej grupki gwiazdek. Popatrzmy przez lornetkę, a ujrzymy plastycznie oświetloną powierzchnię Srebrnego Globu, liczne kratery i łańcuchy górskie rzucające długie cienie. Tuż obok księżycowej tarczy świecą Plejady. Wyglądem przypominają miniaturową kopię Wielkiego Wozu. To gwiezdne skupisko, figurujące pod katalogową nazwą M45, jest powiązane ze sobą grawitacyjnie, ma wspólne pochodzenie i wiek. Nie do końca wiadomo w jakiej Plejady leżą od nas odległości; ostatnie dane wskazują na 435 lat świetlnych. Tworzą je gwiazdy młode (liczą sobie - bagatela - "tylko" 100 mln lat) i gorące, stąd wyraźnie niebieskawa ich barwa; dla porównania - nasze Słońce liczy sobie ponad 4,5 mld lat. Plejady to siostry Hiad, a zarazem córki tytana Atlasa i nimfy Plejone. Co ciekawe, w mitologii greckiej Atlas występuje jako pierwszy astronom w dziejach. Cała rodzina zaklęta jest w gwiazdy: oto para Atlas i Plejone prowadzi gromadkę swych córek. Najjaśniejsza nazywa się Alkione. Są otoczone pyłową mgławicą, którą podświetlają nadając jej charakterystycznego niebieskiego koloru. Nie jest ona widoczna gołym okiem; ujawnia się dopiero na zdjęciach, przy czym wystarczy już kilkudziesięciosekundowa ekspozycja, by ją utrwalić. Najjaśniejsza część spowija gwiazdę Merope i od niej właśnie bierze swoją nazwę. Tak naprawdę jest to ogromny kompleks obłoków materii kosmicznej o bogatej strukturze. Wielogodzinne naświetlanie tego obszaru pod niebem wolnym od sztucznych świateł pozwala na ujawnienie jego piękna, czyli... znów mamy astrofotograficzne wyzwanie! Czystego nieba : )
Piotr Majewski
NIEBO W LUTYM 2024 | Księżyc i Plejady
https://www.youtube.com/watch?v=Aedq8DutKOI
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/niebo-w-lutym-2024-ksiezyc-i-plejady

Niebo w lutym 2024 - Księżyc i Plejady.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

72 loty Ingenuity
2024-02-02. Krzysztof Kanawka
Koniec misji marsjańskiego drona Ingenuity.
W styczniu 2024 zakończyła się misja marsjańskiego drona Ingenuity. Zamiast 5 “podskoków” dron wykonał aż 72 loty w cienkiej atmosferze Czerwonej Planety.
Częścią misji łazika Mars 2020 jest dron Ingenuity. Jego pierwszy lot był planowany na początek kwietnia, jednak doszło do pewnego opóźnienia, w trakcie którego inżynierowie z NASA wykonali serię testów i aktualizacji oprogramowania. Wreszcie, na 19 kwietnia 2021 wyznaczono wielki dzień dla Ingenuity. Pierwszy lot w atmosferze Marsa zakończył się sukcesem.
Misja drona Ingenuity miała charakter demonstracji technologii. Dla tego małego helikoptera zaplanowano zaledwie 5 lotów na przestrzeni 30 marsjańskich dni (soli). Łącznie jednak dron wykonał aż 72 loty na przestrzeni ponad 100 dni. Maksymalny czas lotu Ingenuity osiągnął podczas 12 swojego lotu (169,5 sekundy), zaś największy dystans (708,9 metra) dron osiągnął podczas swojego 25 lotu. Najwyższy pułap lotu (24 metry) Ingenuity osiągnął podczas swojego 61 lotu, zaś najwyższą prędkość – 10 metrów na sekundę – ten mały helikopterek osiągnął 3 razy, podczas 62, 68 i 69 lotu.
Niestety, podczas 72 lotu Ingenuity, który wykonano 18 stycznia 2024 roku, doszło do uszkodzenia śmigieł dronu. Z dostępnych informacji wynika, że podczas lądowania śmigła uderzyły w wydmę piaskową, uszkadzając tym samym końcówkę śmigła, wykonaną z włókna węglowego. Z uwagi na delikatne wyważenie systemu napędowego Ingenuity szybko okazało się, że nie będzie już możliwe wykonanie kolejnych lotów tego drona. NASA ogłosiła koniec misji Ingenuity.
To jeszcze nie jest pełne zakończenie misji Ingenuity. NASA planuje jeszcze serię ruchów śmigieł drona. Łazik Perseverance prawdopodobnie nie znajdzie się w pobliżu Ingenuity i będzie kontynuować swoją misję przemierzając krawędź kanionu u brzegu krateru Jezero.
Dokąd dotarł Ingenuity? Ostatecznie dron osiadł blisko ujścia kanionu o nazwie Neretva Vallis. To właśnie woda płynąca przez ten kanion uformowała niegdyś deltę wewnątrz krateru Jezero – pierwszy cel badań łazika Perseverance. Dron zbadał więc “z powietrza” ważną część marsjańskiej przeszłości, tę pochodzącą z czasów, gdy Mars mógł być zdatny do utrzymania życia.
Dane z różnych typów lotów Ingenuity przydadzą się przy planowaniu kolejnych dronów marsjańskich. Ten jeden mały helikopter poszerzył naszą wiedzę o atmosferze Marsa, kraterze Jezero a także o technikach lotów w cienkich atmosferach.
Misja łazika Mars 2020 jest komentowana w wątku na Polskim Forum Astronautycznym
(PFA, NASA)
NASA Science Live: Ingenuity Mars Helicopter Tribute & Legacy
https://www.youtube.com/watch?v=lkZ6jkqPMEc
Pożegnanie z Ingenuity / Credits – NASA

Pozycja łazika Perseverance i drona Ingenuity – stan na dzień 30 stycznia 2024 / Credits – NASA
https://kosmonauta.net/2024/02/72-loty-ingenuity/

72 loty Ingenuity.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odkrycie planety pozasłonecznej z wodą w atmosferze
Autor: admin (2 luty, 2024)
Astronomowie przy użyciu Kosmicznego Teleskopu Hubble'a osiągnęli znaczący sukces w swoich badaniach kosmosu. Odkryli cząsteczki wody w atmosferze niewielkiej egzoplanety o nazwie GJ 9827d, która znajduje się aż 97 lat świetlnych od naszej planety Ziemi. To odkrycie ma ogromne znaczenie, ponieważ po raz pierwszy potwierdza obecność wody poza naszym Układem Słonecznym, co otwiera nowe perspektywy dla dalszych badań nad egzoplanetami.
GJ 9827d jest egzoplanetą, która ma około dwukrotnie większą średnicę niż Ziemia, a co najważniejsze, posiada parę wodną w swojej atmosferze. To wyjątkowa cecha, która może sugerować, że woda nie jest zarezerwowana tylko dla naszej planety, ale może występować także w innych miejscach wszechświata. Warto jednak podkreślić, że warunki na GJ 9827d są skrajnie nieprzyjazne dla życia, ze względu na ekstremalnie wysokie temperatury, które mogą przekraczać 800 stopni Fahrenheita (427 stopni Celsjusza). Takie warunki sprawiają, że istnienie jakiejkolwiek formy życia na tej egzoplanecie jest mało prawdopodobne, ponieważ woda zostaje zamieniona w parę.
Mimo to to odkrycie jest ogromnym przełomem w dziedzinie astronomii, ponieważ po raz pierwszy udało się wykryć obecność wody na tak małej egzoplanecie. Wyniki badań zostały opublikowane w The Astrophysical Journal Letters i zostały bardzo entuzjastycznie przyjęte przez środowisko naukowe. Laura Kreidberg, kierownik katedry fizyki egzoplanet atmosferycznych w Instytucie Astronomii Maxa Plancka, określiła to odkrycie jako przełomowe i wskazała, że zbliża nas to do opisu planet podobnych do Ziemi.
Jednym z kluczowych elementów tego odkrycia jest fakt, że egzoplaneta GJ 9827d znajduje się w odległości 97 lat świetlnych od Ziemi. To oznacza, że badacze mieli okazję zbadać atmosferę tej egzoplanety z użyciem zaawansowanego sprzętu, takiego jak Kosmiczny Teleskop Hubble. To z kolei sugeruje, że istnieje wiele innych egzoplanet poza naszym Układem Słonecznym, które również mogą posiadać wodę w swoich atmosferach.
Bjorn Benneke, profesor w Trottier Institute for Exoplanet Research na Uniwersytecie w Montrealu, podkreśla, że odkrycie to ma ogromne znaczenie dla naszego zrozumienia kosmosu. Wykrycie egzoplanety z atmosferą bogatą w wodę sugeruje, że planety takie mogą istnieć wokół innych gwiazd, co może być kluczowe dla określenia częstości występowania takich planet w naszej galaktyce.
Jednakże, aby dokładniej zrozumieć naturę atmosfery GJ 9827d, naukowcy muszą jeszcze wykonać wiele badań. Nie jest jasne, czy Hubble wykrył ślady pary wodnej w atmosferze bogatej w wodór, czy też planeta posiada atmosferę bogatą w wodę w wyniku odparowania pierwotnej atmosfery wodorowej i helowej przez jej gwiazdę macierzystą. To pytanie pozostaje otwarte i wymaga dalszych badań.
Pierre-Alexis Roy, główny autor badania i doktorant w Instytucie Trottier na Uniwersytecie w Montrealu, wyjaśnia, że ich program obserwacyjny został specjalnie dostosowany do wykrywania pary wodnej w atmosferze GJ 9827d. Zespół jest bardzo podekscytowany każdym wynikiem, ponieważ dostarcza on cennych informacji na temat składu atmosfery tej egzoplanety. To dopiero początek badań, które mogą przynieść jeszcze więcej ciekawych odkryć.
Warto także wspomnieć, że odkrycie egzoplanety GJ 9827d zostało dokonane przez misję NASA Kepler w 2017 roku. Ta misja pozwoliła na obserwację egzoplanety podczas jej tranzytów przez tarczę swojej gwiazdy. Dzięki temu udało się zmierzyć sygnaturę cząsteczek wody w atmosferze planety i potwierdzić obecność wody na GJ 9827d.
Odkrycie cząsteczek wody w atmosferze egzoplanety GJ 9827d jest przełomowym wydarzeniem w dziedzinie astronomii. Choć warunki na tej egzoplanecie są nieprzyjazne dla życia, to jednak otwiera ono nowe możliwości badania innych planet poza naszym Układem Słonecznym i zrozumienia, jakie warunki mogą na nich panować. To również podkreśla znaczenie dalszych badań w poszukiwaniu innych egzoplanet i ich atmosfer. Kluczowym celem jest określenie, czy istnieją światy podobne do Ziemi, gdzie woda może istnieć w ciekłej formie, co byłoby ważnym krokiem w poszukiwaniu potencjalnych miejsc do życia.
Źródło: tylkoastronomia

https://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/odkrycie-planety-pozaslonecznej-z-woda-w-atmosferze

Odkrycie planety pozasłonecznej z wodą w atmosferze.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Geminidy są znacznie starsze, niż sądzono. Tak wskazuje planetoida 3200 Phaethon
2024-02-02 Radek Kosarzycki
Meteoryty spadające na Ziemię w roju Geminidów mogą być 10 razy starsze, niż sądziliśmy, sugerują symulacje ewolucji nietypowej planetoidy Phaethon.
Najnowsze badania wskazują, że to właśnie przypominająca kometę planetoida Phaethon prawdopodobnie rzuciła w stronę Ziemi tysiące fragmentów skalistych, szybko krążąc wokół Słońca 18 000 lat temu – a wkrótce może wyrzucić ich jeszcze więcej.
Nowe badania sugerują, że skały tworzące rój Geminidów, który pojawia się pod koniec każdego roku, mogły narodzić się w wyniku nietypowego zdarzenia, do którego doszło 18 000 lat temu. Gdyby tak faktycznie było, meteoroidy tworzące ów rój okazałyby się dziesięciokrotnie starsze, niż dotychczas szacowano.
Nazwa roju Geminidów pochodzi od konstelacji Bliźniąt – miejsca na niebie, z którego zdają się wyłaniać meteoryty. Ale meteoryty w rzeczywistości pochodzą z 3200 Phaethon, dziwacznej niebieskiej planetoidy, która krąży po eliptycznej orbicie, na której zbliża się co okrążenie do Słońca na odległość zaledwie 0,14 AU (14 proc. odległości Słońce-Ziemia). W tym punkcie swojej orbity Phaethon o średnicy 5,1 km rozwija nietypowy ogon, który sprawia, że przypomina on kometę.
Astronomowie przez lata wierzyli, że ogon składa się z fragmentów skał, które tworzą chmurę pyłu, która z kolei generuje Geminidy. Jednak ostatnie obserwacje przeczą temu, wskazując, że obecne cząstki ogona są tysiąc razy mniejsze niż skały wielkości koralików opadające na Ziemię w ramach roju Geminidów i mogą nawet składać się z odparowanego sodu, a nie pyłu. Dlatego chmura skał odpowiedzialna za Geminidy musiała powstać w dalszej przeszłości. Ale kiedy – i jak?
Jedna z teorii sugeruje, że Phaethon zdeponował fragmenty Geminidów w pobliżu Ziemi około 2000 lat temu, ponieważ wtedy skała zbliżyła się najbliżej Słońca, mówi główny autor badania Hangbin Jo, absolwentka astronomii na Uniwersytecie Narodowym w Seulu w Korei Południowej. Astronomka zauważyła jednak, że gdyby Phaethon wytworzył Geminidy w wyniku aktywności podobnej do komety, planetoida musiałaby zawierać ogromne ilości lodu, aby wyrzucić fragmenty, co według modeli komputerowych jest mało prawdopodobne.
Zamiast tego Jo wraz ze swoim współpracownikiem skupili się na innym mechanizmie: niestabilności rotacyjnej. Jo powiedziała, że w takim procesie promieniowanie słoneczne „popycha” planetoidę, powodując powolne przyspieszenie tempa jej obrotu, tak że miliony lat później będzie wirować wystarczająco szybko, aby siły odśrodkowe mogły pokonać siły grawitacyjne sklejające najmniejsze elementy planetoidy. W przypadku Phaethona taka niestabilność spowodowałaby jego częściową fragmentację, tworząc miliony kawałków – całkiem możliwe, że Geminidy.
Aby przetestować swoją teorię, badacze cofnęli się od dnia dzisiejszego, określając położenie i prędkość Phaethona na przestrzeni ostatnich 100 000 lat. Następnie wybrali dziewięć okresów, każdy o długości 1000 lat, w ramach których symulowali wyrzucanie przez planetoidę kawałków skał.
W tych symulacjach Phaethon modelowano jako kulę o masie 116 bilionów kilogramów, obracającą się wystarczająco szybko, aby oderwało się od niej około 300 000 fragmentów, głównie z równika. Naśladowałoby to zachowanie planetoidy, gdyby promieniowanie słoneczne uczyniło ją niestabilną obrotowo. Następnie badacze prześledzili ścieżki tych odłamków na przestrzeni tysiącleci, biorąc pod uwagę przyciąganie grawitacyjne ze strony wszystkich planet Układu Słonecznego.
Symulacje wykazały, że szybko wirujący Phaethon mógł wyprodukować Geminidy. Po pierwsze, wyniki sugerują, że całkowita masa meteorów wyniesie średnio 10 milionów ton, co jest zgodne z przewidywaniami wykonanymi za pomocą sondy Parker Solar Probe. Co więcej, dwie symulacje niemal dokładnie odwzorowywały trajektorie obserwowanych Geminidów.
W tych modelach utrata masy Phaethona miała miejsce 18 000 lat temu, co doprowadziło badaczy do wniosku, że miało to miejsce najprawdopodobniej wtedy, gdy cząstki odpowiedzialne za powstanie Geminidów zostały wyrzucone z jego powierzchni w przestrzeń kosmiczną. Symulacje wykazały również, że jest to tylko ułamek fragmentów powstałych podczas tego zdarzenia, które łączna grawitacja Wenus i Ziemi skierowała w naszą stronę około 4000 lat temu.
Naukowcy mają nadzieję, że japońska misja DESTINY+, której start zaplanowano na 2025 r., po dotarciu do Phaethona znajdzie dowody na taką niestabilność rotacyjną.
Jo przekonuje, że po utracie masy Phaethon prawdopodobnie zwolnił ze względu na zachowanie momentu pędu. Jednak nowe obserwacje sugerują, że skała kosmiczna znów wiruje szybciej, skracając okres swojej rotacji o 4 milisekundy każdego roku. Oznacza to, że pewnego dnia mogą narodzić się nowe meteoryty – ale to dopiero za kilka milionów lat.
Potentially Hazardous Asteroid (3200) Phaethon: 6 Dec. 2017
https://www.youtube.com/watch?v=NoBnhhgpq5M

Will Asteroid 3200 Phaethon End Most Life on Earth?
https://www.youtube.com/watch?v=2Hl00_IMl5E

https://www.pulskosmosu.pl/2024/02/geminidy-sa-znacznie-starsze-niz-sadzono-tak-wskazuje-planetoida-3200-phaethon/

Geminidy są znacznie starsze, niż sądzono. Tak wskazuje planetoida 3200 Phaethon.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gigantyczna asteroida minie w piątek Ziemię
2024-02-02.ŁZ.
Według przewidywań astronomów w piątek po południu naszą planetę minie kosmiczna skała, która może mieć nawet 480 metrów średnicy. Dane na temat jej przelotu podane są na stronach CNEOS.
2008 OS7 to nazwa planetoidy (asteroidy), z którą nasza planeta będzie mieć bliskie spotkanie o godzinie 15.41 polskiego czasu. Według astronomów możemy jednak spać spokojnie, gdyż odległość przelotu wyniesie 2,8 mln kilometrów.
Planetoida minie nas z prędkością około 18 km/s. Rozmiary ciała szacowane są na od 210 do 480 metrów, a więc jest to względnie rzadki przypadek, w porównaniu do występujących prawie codziennie zbliżeń obiektów o mniejszych średnicach, na przykład kilkunastu metrów.
Planetoida obiega Słońce z okresem około 2,6 roku. Należy do grupy Apolla, czyli grupy planetoid bliskich Ziemi, których orbity przecinają nie tylko orbitę naszej planety, ale także orbitę Wenus, a bywa że i orbitę Merkurego. Nazwa grupy pochodzi od asteroidy (1862) Apollo. Astronomowie znają blisko 19 tysięcy tego rodzaju planetoid.
Obiekty bliskie Ziemi

Ogólnie obiekty zbliżające się do Ziemi (głównie planetoidy) nazywane są „obiektami bliskimi Ziemi”, po angielsku „Near-Earth objects”, w skrócie – NEO. Naukowcy zaliczają do tej grupy takie ciała, których orbity przebiegają bliżej niż 1,3 jednostki astronomicznej od Słońca (jednostka astronomiczna to średnia odległość Ziemi od Słońca, wynosząca około 150 milionów kilometrów).
Znanych jest kilkadziesiąt tysięcy obiektów NEO. Są one odkrywane, katalogowane i śledzone przez dedykowane projekty obserwacyjne. Spośród nich wyróżnia się tak zwane potencjalnie niebezpieczne planetoidy (ang. potentially hazardous asteroids, w skrócie PHA), jako te ciała, które zbliżają się na 0,05 jednostki astronomicznej (19,5 odległości do Księżyca) i mają rozmiary na tyle duże, że wywołałyby katastrofę o skali regionalnej w przypadku uderzenia (rozmiary większe niż 140 metrów).
Planetoida 2008 OS7 należy do grupy tych potencjalnie niebezpiecznych (zbliżenie na 0,019 jednostki astronomicznej).

Informacje o przewidywanych bliskich przelotach planetoid są publicznie dostępne w internecie. Można je śledzić na przykład na stronie internetowej Centrum ds. Badań Obiektów Bliskich Ziemi (ang. Center for near Earth Object Studies, w skrócie CNEOS) pod adresem https://cneos.jpl.nasa.gov/ca/
Źródło: PAP

Obiekt zagraża Ziemi? (fot. NASA)
https://www.tvp.info/75719632/gigantyczna-asteroida-2008-os7-minie-w-piatek-ziemie-nasa

Gigantyczna asteroida minie w piątek Ziemię.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak czarne dziury wystrzeliwują dżety materii? Teleskop Horyzontu Zdarzeń spogląda na 3C 84
2024-02-02. Radek Kosarzycki
W ramach współpracy w ramach Teleskopu Horyzontu Zdarzeń międzynarodowemu zespołowi astronomów udało się niedawno zlokalizować podstawę ewoluującego dżetu plazmy w ultrawysokiej rozdzielczości kątowej.
Zespół naukowców wykorzystał teleskop wielkości Ziemi (EHT) do zbadania struktury magnetycznej w jądrze galaktyki radiowej 3C 84 (Perseusz A), jednej z najbliższych aktywnych supermasywnych czarnych dziur w naszym kosmicznym sąsiedztwie.
Uzyskane w ramach badań wyniki dostarczają nowego wglądu w sposób wystrzeliwania wysokoenergetycznych dżetów, ujawniając, że w tej kosmicznej próbie sił linie pola magnetyczne pokonują grawitację. Wyniki badania opublikowano w czasopiśmie Astronomy & Astrophysics.
Silne źródło radiowe 3C 84, czyli Perseusz A, odpowiada NGC 1275, centralnej galaktyce w gromadzie Perseusza, znajdującej się w odległości 230 milionów lat świetlnych. Znajduje się w niej stosunkowo bliskie nam aktywne jądro galaktyczne. Dzięki tej „niewielkiej odległości” mamy okazję prowadzić szczegółowe badania centralnego źródła w wysokiej rozdzielczości za pomocą Teleskopu Horyzontu Zdarzeń (EHT).
„Oprócz dostarczenia pierwszych zdjęć czarnych dziur, EHT doskonale nadaje się do obserwacji astrofizycznych dżetów plazmy i ich interakcji z silnymi polami magnetycznymi” – mówi Georgios Filippos Paraschos, badacz z Instytutu Radioastronomii Maxa Plancka (MPIfR), który kierował projektem. „Nowe odkrycia dostarczają nowych dowodów na to, że uporządkowane pole magnetyczne rozciąga się w całym rozgrzanym gazie otaczającym czarną dziurę”.
Przełomowe obserwacje poczynione przez EHT pozwalają naukowcom odpowiedzieć na istniejące od dawna pytania dotyczące procesu, w którym czarne dziury akreują materię i wyrzucają potężne dżety, docierające na ogromne odległości poza galaktykami macierzystymi.
W ostatnich latach Teleskop Horyzontu Zdarzeń odsłonił zdjęcia pokazujące kierunek oscylacji światła wokół czarnej dziury M87*. Ta właściwość emitowanego światła, zwana polaryzacją liniową, dostarcza wskazówek na temat podstawowego pola magnetycznego. W szczególności silna polaryzacja liniowa, jak stwierdzono w niniejszym badaniu, wskazuje na silne, dobrze uporządkowane pole magnetyczne w bezpośrednim sąsiedztwie czarnej dziury 3C 84.
Warto zauważyć, że uważa się, że tak potężne pola magnetyczne są siłą napędzającą proces wystrzeliwania takich dżetów plazmy, składających się z materii, która nie została skonsumowana przez czarną dziurę.
„Radiogalaktyka 3C 84 jest szczególnie interesująca ze względu na wyzwania, jakie stwarza w zakresie wykrywania i dokładnego pomiaru polaryzacji światła w pobliżu swojej czarnej dziury” – zauważa Jae-Young Kim, profesor nadzwyczajny astrofizyki na Uniwersytecie Narodowym Kyungpook. „Wyjątkowe możliwości Teleskopu Horyzontu Zdarzeń do penetracji gęstego gazu międzygwiazdowego stanowi przełom w precyzyjnych obserwacjach sąsiedztwa czarnych dziur”.
Takie precyzyjne obserwacje torują drogę do odkrywania i badania innych supermasywnych czarnych dziur, które pozostają ukryte i nieuchwytne dla poprzednich technologii obserwacyjnych.
Najnowsze odkrycia rzucają również światło na sposób, w jaki masa gromadzi się na supermasywnej czarnej dziurze, czyli poprzez adwekcję. Uważa się, że opadająca materia tworzy silnie namagnesowany, tak zwany dysk zatrzymany magnetycznie.
W tym scenariuszu linie pola magnetycznego w dysku akrecyjnym stają się ciasno nawinięte i skręcone, uniemożliwiając efektywne uwalnianie energii magnetycznej. Co więcej, badania sugerują, że czarna dziura 3C 84 szybko się obraca, co faworyzuje związek pomiędzy wystrzeleniem strumienia a spinami dużych czarnych dziur.
Te ekscytujące nowe wyniki były możliwe dzięki zastosowaniu techniki interferometrii wielkobazowej, czyli VLBI, w której kilka teleskopów obserwuje ten sam obiekt na niebie, a następnie łączy zebrane sygnały w celu uzyskania obrazu. W ten sposób pełnią one rolę wirtualnego teleskopu o wielkości odpowiadającej średnicy Ziemi.
„Jesteśmy niezwykle podekscytowani, ponieważ wyniki te stanowią znaczący krok w kierunku zrozumienia galaktyk takich jak 3C 84. Razem z naszymi międzynarodowymi partnerami staramy się ulepszyć możliwości Teleskopu Horyzontu Zdarzeń, aby umożliwić jeszcze bardziej szczegółowy wgląd w powstawanie dżetów wokół czerni dziury” – podsumowuje Anton Zensus, dyrektor MPIfR.
https://www.pulskosmosu.pl/2024/02/teleskop-horyzontu-zdarzen-galaktyka-3c-84/

Jak czarne dziury wystrzeliwują dżety materii Teleskop Horyzontu Zdarzeń spogląda na 3C 84.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

NASA chce jeszcze poruszyć uszkodzonymi łopatami drona Ingenuity. Czy jeszcze raz poleci?
2024-02-02. Radek Kosarzycki
Misja pierwszego w historii marsjańskiego drona Ingenuity dobiegła już końca. Podczas 72. lotu nad powierzchnią Marsa, dron najprawdopodobniej uderzył łopatami swojego wirnika w powierzchnię, co spowodowało zerwanie komunikacji z Ziemią. Po odzyskaniu kontaktu dron przesłał na Ziemię zdjęcia potwierdzające uszkodzenia. Na zorganizowanej później konferencji przedstawiciele NASA poinformowali, że misja drona dobiegła tym samym końca.
Niemal natychmiast pojawiły się pytania o to, dlaczego agencja kosmiczna nie spróbuje polecieć dronem jeszcze raz. Jakby nie patrzeć, skoro i tak ma przestać działać, to równie dobrze może zakończyć swoją misję próbą lotu z uszkodzonymi łopatami.
W najnowszej aktualizacji, naukowcy zespołu Ingenuity poinformowali, że w najbliższym czasie spróbują jeszcze poruszyć uszkodzonymi łopatami, nagrać ich zachowanie, aby możliwie najdokładniej zrozumieć, jakich uszkodzeń dron doświadczył.
W środę (31 stycznia) NASA zorganizowała konferencję na żywo, aby złożyć hołd marsjańskiemu helikopterowi Ingenuity, który podczas ostatniego lotu doznał uszkodzenia wirnika. Podczas transmisji na żywo menedżerowie misji ujawnili, że wszystkie cztery łopaty wirnika Ingenuity zostały uszkodzone podczas ostatniego lądowania na powierzchni Czerwonej Planety.
Teddy Tzanetos, kierownik projektu Ingenuity, powiedział, że NASA i JPL nadal nie są pewne, co spowodowało uszkodzenie końcówek łopat; nie jest jasne, czy moc helikoptera spadła podczas lądowania, powodując niechciany kontakt z ziemią, czy też przypadkowo uderzył w ziemię, powodując chwilowy zanik mocy.
Tzanetos dodał, że NASA i JPL planują teraz powoli obracać łopaty helikoptera i „poruszać” nimi lub regulować ich kąt jednocześnie rejestrując obraz, aby umożliwić zespołowi określenie zakresu uszkodzeń Ingenuity. Tzanetos powiedział jednak, że niezależnie od tego, co pokażą takie zdjęcia, dwuwirnikowy dron odbył swój ostatni lot i wkrótce zakończy swoją misję.
„Takie helikoptery nie są zaprojektowane do latania nawet przy najmniejszym ułamku braku równowagi” – powiedział Tzanetos podczas konferencji.
Tzanetos i Tiffany Morgan, zastępczyni dyrektora programu eksploracji Marsa w NASA nie mogli się nachwalić samego drona. Morgan szczegółowo opisała, jak Ingenuity okazał się cennym towarzyszem łazika Perseverance, z którym bada Marsa od czasu wylądowania 18 lutego 2021 r.
Helikopter został początkowo zaprojektowany do wykonania zaledwie pięciu lotów – jego misja zakończyła się po locie nr 72.
„Nie tylko pomogło nam to w projektowaniu przyszłych misji, ale także pomogło w obecnej misji Perseverance. Dron skanował teren przed łazikiem, pomagając inżynierom w planowaniu najkorzystniejszej trasy po dnie krateru Jezero i wyszukując co ciekawsze skały, do których warto podjechać i dokłaniej je zbadać” – powiedział Morgan.
Dodała, że fakt, że Ingenuity był w stanie latać w rzadkiej marsjańskiej atmosferze i wykonywać tyle lotów, ile to zrobił, jest prawdziwym świadectwem wiedzy specjalistycznej JPL i może stanowić zapowiedź przyszłych misji.
„Zespół NASA JPL nie tylko zademonstrował technologię, ale zademonstrował podejście, które, jeśli zastosujemy je w przyszłości, naprawdę pomoże nam w badaniu innych planet i będzie równie inspirujące i niesamowite, jak Ingenuity” – powiedziała Morgan.
Helikopter znacznie przekroczył oczekiwania agencji, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że został zbudowany z gotowych komponentów do telefonów komórkowych powszechnie dostępnych na rynku.
„Nie moglibyśmy być bardziej dumni i szczęśliwsi z tego, jak poradziło sobie nasze małe dziecko” – powiedziała Tzanetos. „To była misja życia dla nas wszystkich. Chciałem podziękować wszystkim ludziom, którzy poświęcili swoje weekendy i nieprzespane noce. Wszystkim inżynierom, naukowcom zajmującym się aerodynamiką i technikom, którzy ręcznie to stworzyli to wspaniałe urządzenie.”
Morgan dodała, że NASA już planuje użycie przyszłych helikopterów na innych planetach lub ciałach niebieskich, które zostaną zbudowane na bazie Ingenuity i wiedzy zdobytej przez agencję podczas jego misji.
„Naprawdę nie mogę się doczekać przyszłości i tego, co możemy zrobić z następcami Ingenuity” – powiedziała.
Legacy of NASA’s Ingenuity Mars Helicopter
https://www.youtube.com/watch?v=qMbHE_VXI-8&t=68s

#ThanksIngenuity – NASA’s Mars Helicopter Team Says Goodbye
https://www.youtube.com/watch?v=raOA2MX-XLQ

https://www.pulskosmosu.pl/2024/02/ostatnie-zadanie-ingenuity/

NASA chce jeszcze poruszyć uszkodzonymi łopatami drona Ingenuity. Czy jeszcze raz poleci.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kosmos będzie źródłem surowców? Polskie projekty w tym pomogą

2024-02-02. Przemysław Bicki
Pierwszy lot człowieka w kosmos odbył się ponad 60 lat temu. Przez ten czas technologia rozwijała się błyskawicznie, jednak nie można tego samego powiedzieć o podboju kosmosu. Przez wiele lat nie stanęliśmy ponownie na Księżycu, jednak to wszystko ma się zmienić. Pozyskiwanie surowców i minerałów z innych planet to niedaleka przyszłość, a pomóc w tym mają... polscy naukowcy.

Rok 2024 jest rokiem wyjątkowym, bo właśnie niebawem minie 55 lat, odkąd pierwszy człowiek stanął na Księżycu. Miało to miejsce 20 lipca 1969 roku, a szczęśliwcem był Neil Armstrong. Odbyło się to w ramach misji Apollo 11, której urodzony w 1930 roku Armstrong był dowódcą. To wydarzenie miało zapoczątkować podbój kosmosu, a eksperci i nie tylko obstawiali, że w ciągu najbliższych lat na Księżycu powstaną pierwsze bazy, a loty w przestrzeń kosmiczną staną się codziennością.
Wielka walka i długi przestój
Wyścig o podbój kosmosu napędzała zimna wojna i rywalizacja między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim. Niestety wygrana USA zakończyła walkę, a jednocześnie... sam podbój kosmosu. Siłą rzeczy obu krajom spadła motywacja, a zwieńczeniem tego był rok 1972. To właśnie wtedy, 11 grudnia w ramach misji Apollo 17 na Srebrnym Globie wylądowali Eugene A. Cernan, Ronald E. Evans i Harrison H. "Jack" Schmitt. Jak się później okazało, była to ostatnia misja
księżycowa i do dzisiaj żaden człowiek nie postawił tam nogi. Oficjalnie powodem były pieniądze, bo wszystkie starty w ramach programu Apollo kosztowały prawie 26 miliardów dolarów.

Kiedy ludzie wrócą na Księżyc?
Od wielu już lat NASA prowadzi nowy program o nazwie Artemis. Podzielono go na kilka części, a misją, która zabierze ludzi na Księżyc, będzie Artemis III. Po wielu opóźnieniach aktualną datą lądowania jest rok 2026. Na razie trwają przygotowania do lotów bezzałogowych, a także załogowych, ale bez lądowania. Misja to kolejne, gigantyczne koszty, warto wspomnieć, że koszt samego skafandra kosmicznego to... 15 milionów dolarów. Więcej o samej misji możecie przeczytać tutaj.
Kosmos napędza technologię i przynosi zyski
Kosmos i wojny to teoretycznie dwa odległe światy, chyba że mówimy o Star Wars. Jest jednak coś, co łączy oba wątki, a jest to technologia. Zarówno wojny, jak i podbój kosmosu napędzają od dziesięcioleci rozwój nowych technologii. Najpierw są one testowane zarówno na wojnach, jak i w kosmosie, a dopiero później trafiają do ludzi. Jak się okazuje, każda złotówka zainwestowana w kosmos, zwraca się siedmiokrotnie.
Gdyby nie kosmiczne technologie, musielibyśmy pewnie nadal używać papierowych map. I zamiast głosu mówiącego "Kieruj się na południe", usłyszeliby państwo chyba tylko radio. Trzeba by było korzystać z mapy papierowej, ponieważ GPS to efekt wyścigu kosmicznego
-Jarosław Juszkiewicz, dziennikarz naukowy, Planetarium Śląskie, autor kanału "Kieruj się na południe", lektor w Google Maps.

Polska podbije kosmos? Nadzieją nasze programy

Jak wiemy, do tej pory jedynym Polakiem w kosmosie był Mirosław Hermaszewski, a odbyło się to 5 lipca 1978 roku. Następnym Polakiem, który poleci w kosmos będzie najprawdopodobniej Sławosz Uznański. Astronauta ESA jest "szykowany" do lotu w kosmos już w 2024 roku. Pomimo naszej skromnej reprezentacji w kosmosie, Polacy znacząco przyczyniają się do jego eksploracji i podboju. Tylko nasz kraj posiada kilkanaście satelitów.

Jednym z najciekawszych jest Intuition-1, który poleciał w listopadzie 2022 roku w kosmos. Posiada on jeden z najszybszych komputerów przetwarzających dane na orbicie. Satelita sprawdza ilość makroelementów w glebie na Ziemi i przesyła na Ziemię dane już przetworzone. Takiej technologii nie ma żadne państwo - dodaje Jarosław Juszkiewicz.
Oczywiście satelity to nie wszystko, na co możemy sobie pozwolić. Polacy ruszają na podbój Księżyca. We współpracy z Europejską Agencją Kosmiczną szykowany jest program o nazwie "Twardowski. Będzie to satelita, który wykona mapy Księżyca.

Żebyśmy wiedzieli, gdzie na Księżycu są złoża, które w przyszłości możemy wydobywać
-dr Elżbieta Kuligowska, astronom, Obserwatorium Astronomiczne UJ.

Kosmiczna turystyka
Naukowy, a także eksploracyjny podbój kosmosu to nie wszystko. Kolejne firmy przygotowują swoje oferty dla kosmicznych podróżników. Pierwsze takie osoby miały już okazję polecieć w kosmos, a wszystko dzięki takim firmom jak Virgin Galactic, należącej do miliardera Richarda Bransona oraz Blue Origin Jeffa Bezosa. Początkowo cena takiej wycieczki sięgała 20 milionów, ale obecnie można ją zakupić za około 600 tysięcy dolarów.
Co dokładnie wiemy o kosmosie i ile jeszcze pozostało do odkrycia? Te i inne tematy porusza Maciek Dowbor w najnowszym odcinku programu "Nauka, co słychać?", do którego obejrzenia zachęcamy.


https://geekweek.interia.pl/nauka-co-slychac/news-kosmos-bedzie-zrodlem-surowcow-polskie-projekty-w-tym-pomoga,nId,7301044

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zainaugurowano konsorcjum LOFAR ERIC - infrastrukturę dla badań astronomicznych
2024-02-02.
Polska jest jednym z sześciu członków-założycieli konsorcjum na rzecz europejskiej infrastruktury badawczej LOFAR ERIC (Sieć Radiowa Niskiej Częstotliwości), której działanie zainaugurowano 22 stycznia - poinformowało w czwartek Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Największy na świecie system radioteleskopów LOFAR (LOw Frequency ARray) to sieć 52 stacji zlokalizowanych w różnych częściach Europy i połączonych szybkim łączem internetowym. W Polsce zlokalizowane są 3 stacje, 38 działa w Niderlandach, 6 w Niemczech i po jednej w Szwecji, Wielkiej Brytanii, Francji, Irlandii i na Łotwie.
Naukowcy ze wszystkich stacji w 2021 roku stworzyli najdokładniejszą i największą radiową mapę Wszechświata. Mapa pokazuje ponad 4 miliony obiektów, z czego około milion to obiekty nowe, w tym 25 tysięcy czarnych dziur. W obserwacjach wykryto dziesiątki tysięcy galaktyk podobnych do naszej Drogi Mlecznej i położonych nawet na krańcach Wszechświata. W oparciu o dane zawarte na mapie uruchomiono projekt nauki obywatelskiej (ang. citizen science), pomagający w odnajdywaniu nowych czarnych dziur. Projekt nazywa się Radio Galaxy Zoo: LOFAR i został stworzony w dużej mierze przez Polaków.
Infrastruktura do badań radioastronomicznych o niskich częstotliwościach już od dziesięciu lat rewolucjonizuje badania w tej dziedzinie, generując liczne odkrycia i publikacje naukowe. Teraz LOFAR ERIC staje się podmiotem prawnym w całej Unii Europejskiej i planuje znaczącą modernizację infrastruktury, oferując nowoczesne możliwości obserwacji i przetwarzania danych dla społeczności astronomicznej. 22 stycznia 2024 roku oficjalnie uruchomiono LOFAR ERIC (European Research Infrastructure Consortium) podczas pierwszego posiedzenia Rady.
"Infrastruktura będzie służyć astronomom najnowocześniejszymi możliwościami obserwacji i przetwarzania danych: rozległym polem widzenia nieba, bezprecedensową czułością i rozdzielczością obrazu oraz nowatorskimi możliwościami obserwacji w wielu kierunkach jednocześnie" - podano w komunikacie na stronie Ministerstwa Nauki.
LOFAR ERIC zapewni przejrzysty dostęp do wielu usług badawczych, wesprze współpracę naukową i umożliwi realizację innowacyjnych projektów na dużą skalę w różnych dziedzinach nauki. Będą to m.in.: badania właściwości odległego młodego Wszechświata, obserwacje procesów formowania się i ewolucji galaktyk, fizyka pulsarów i przejściowych zjawisk radiowych, natura cząstek kosmicznych o ultrawysokiej energii czy też badanie warunków w ośrodku międzygwiazdowym i struktury kosmicznych pól magnetycznych.
Członkami założycielami konsorcjum LOFAR ERIC (ang. Low Frequency Array European Research Infrastructure Consortium) – oprócz Polski – są Bułgaria, Irlandia, Niderlandy, Niemcy i Włochy. Siedziba Konsorcjum znajduje się w Dwingeloo w Niderlandach, a jej gospodarzem jest Niderlandzki Instytut Radioastronomii. Konsorcjum ERIC jest podmiotem prawnym ustanowionym na mocy decyzji Komisji Europejskiej.
Sieć LOFAR zapoczątkowali w latach 90. XX w. radioastronomowie związani z niderlandzkim instytutem ASTRON. Polscy naukowcy od początku odgrywali istotną rolę w pracach nad rozwojem i konsolidacją systemu.
Formalne nawiązanie współpracy na rzecz udziału Polski w LOFAR nastąpiło w 2007 r. wraz z powołaniem do życia konsorcjum POLFAR obejmującego 9 instytucji. W jego skład weszły: Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie, Uniwersytet Jagielloński w Krakowie, Centrum Badań Kosmicznych PAN w Warszawie, Centrum Astronomiczne im. Mikołaja Kopernika Polskiej Akademii Nauk w Warszawie, Poznańskie Centrum Superkomputerowo–Sieciowe afiliowane przy Instytucie Chemii Bioorganicznej Polskiej Akademii Nauk, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu, Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu, Uniwersytet Szczeciński oraz Uniwersytet Zielonogórski.
Trzy pierwsze instytucje wybudowały w 2015 r. stacje LOFAR: PL-612 w Bałdach (k. Olsztyna), PL-611 w Łazach (k. Krakowa) oraz PL-610 w Borówcu (k. Poznania). W 2016 r. polskie stacje stały się funkcjonalnie częścią systemu LOFAR i rozpoczęły prowadzenie obserwacji radioastronomicznych i monitorowanie przestrzeni kosmicznej w ramach tzw. Kluczowych Projektów Naukowych (ang. Key Science Projects) LOFAR.(PAP)
Nauka w Polsce
kol/ bar/
Fot. Adobe Stock
https://naukawpolsce.pl/aktualnosci/news%2C100469%2Czainaugurowano-konsorcjum-lofar-eric-infrastrukture-dla-badan

Zainaugurowano konsorcjum LOFAR ERIC - infrastrukturę dla badań astronomicznych.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polsko-amerykański startup wyśle dane cyfrowe na Księżyc
2024-02-02.
Polsko-Amerykański startup – Copernic Space ogłosił, że finalizuje kampanię mającą na celu stworzenie cyfrowego rynku do sprzedaży i finansowania zasobów kosmicznych. Firma aktualnie kończy dystrybucję cyfrowej przestrzeni na misję księżycową zaplanowaną na rok 2024. Każdy, kto wykupi lot swojego zbioru danych na pokładzie lądownika – będzie mógł w niej umieścić wszystko, począwszy od kodu DNA, przez zdjęcie, muzykę i inne zasoby cyfrowe.
Rynek usług w sektorze kosmicznych z roku na rok coraz bardziej się demokratyzuje, dając dostęp do technologii i przestrzeni ładunkowej szerszemu gronu inwestorów. Na tym procesie swoją inicjatywę zbudował startup Copernic Space, który w przeszłości sprzedawał fizyczną przestrzeń ładunkową klientom, w modelu realizowanym przez wiele innych podmiotów. Obecnie jednak firma zdecydowała się zainwestować we własny, cyfrowy ładunek księżycowy.
Jak mówi współzałożyciel i CEO Copernic Space, Grant Blaisdell, „Taki model pozwala kontrolować proces biznesowy. Dzięki temu firma może przełamywać bariery dostępności i ekonomiczne, umożliwiając dostęp do rynku kosmicznego zupełnie nowemu segmentowi rynku, a nawet klientom końcowym”.
Zmniejszenie progu wejścia dla każdego zainteresowanego pozwala szerzej pozyskać finansowanie dla kosmicznych projektów, ale także demokratyzując dostęp do sektora kosmicznego, zapewnia uczestniczenie w zyskach z projektów i dostęp do pozyskanych danych eksploracyjnych przestrzeni kosmicznej. Cyfrowe zasoby wysyłane w ładunku księżycowym obejmują muzykę, kod, kolekcje sztuki, dane firmowe, czy zdjęcia i filmy.
Ładunek księżycowy klientów Copernic Space zostanie umieszczony w kapsule opracowanej przez firmę LifeShip z San Francisco, która realizuje obecnie ambitny projekt kolekcjonowania DNA od zainteresowanych użytkowników, mający na celu utworzenie banku danych na Księżycu. Kapsuła ma zostać wystrzelona na pokładzie rakiety SpaceX Falcon 9 jeszcze w tym roku. $$$
To nie pierwsza taka inicjatywa Copernic Space. Jesienią ubiegłego roku firma sprzedała 24 miejsca ładunkowe na testowym locie rakiety Perun firmy SpaceForest. Klienci ładunku Peruna obejmowali start-upy kryptowalutowe, artystów, festiwal muzyczny oraz »Space Barbie« dla inicjatywy charytatywnej na Ukrainie. Jednostopniowa rakieta Perun, wystrzelona z Centrum Szkolenia Sił Powietrznych, osiągnęła wysokość około 10 kilometrów.
Źródło: Space Agency/Maciej Myśliwiec
Fot. NASA
SPACE24
https://space24.pl/nauka-i-edukacja/polsko-amerykanski-startup-wysle-dane-cyfrowe-na-ksiezyc

 

Polsko-amerykański startup wyśle dane cyfrowe na Księżyc.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wahadłowiec Dream Chaser zintegrowany przed debiutem
2024-02-02. Mateusz Mitkow
W bieżącym roku będziemy świadkami wielu demonstracji nowych technologii kosmicznych. Jednym z najciekawszych projektów jest zdecydowanie wahadłowiec firmy Sierra Space - Dream Chaser. W ostatnich dniach został on w pełni zintegrowany z modułem o nazwie Shooting Star, w ramach kampanii testowej przed zbliżającym się pierwszym lotem do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS).
W drugiej połowie 2023 r. amerykańska firma Sierra Space poinformowała o zakończeniu budowy swojego pierwszego wahadłowca Dream Chaser, któremu nadano nazwę „Tenacity”. Kilka dni temu został on po raz pierwszy zintegrowany z modułem ładunkowym „Shooting Star” w ośrodku testowym NASA w Ohio. Jest to element kampanii testowej przed zbliżającym się debiutem nowego samolotu kosmicznego. Teraz technologie czekają kolejne testy wibracyjne. Ten etap przygotowań ma zostać zakończony w ciągu najbliższych dni.
W następnej kolejności Dream Chaser przejdzie testy symulujące trudne warunki przebywania na orbicie. Są to ostatnie kroki przed wysłaniem wahadłowca na Florydę w celu wystrzelenia do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) w ramach bezzałogowego lotu demonstracyjnego. Zdaniem inżynierów, debiutancka misja powinna się rozpocząć jeszcze w pierwszej połowie obecnego roku. Przypomnijmy, że do wyniesienia promu na orbitę, zostanie wykorzystany system nośny Vulcan Centaur firmy United Launch Alliance (ULA). Pojazd ma spędzić na orbicie około 80 dni.
Opisywany wahadłowiec będzie trzecim i ostatnim statkiem kosmicznym zakontraktowanym przez NASA do transportu ładunków cargo na ISS, w ramach kontaktu Commercial Resupply Services 2 (CRS-2). Oprócz niego, takie loty będą realizowane również przez kapsułę Dragon firmy SpaceX oraz Cygnus od Northrop Grumman. „Kończymy lata rozwoju, lata ciężkiej pracy, lata rozwiązywania naprawdę trudnych wyzwań inżynieryjnych. […] Jesteśmy podekscytowani, że w tym roku rozpoczynamy misje dla NASA” - skomentował Tom Vice, dyrektor generalny Sierra Space.
Z dostępnych informacji przekazanych przez firmę Sierra Space, wynika, że Dream Chaser o nazwie ”Tenacity” będzie używany podczas pierwszych czterech lotów (z siedmiu zakontraktowanych) podczas prac nad kolejnym samolotem kosmicznym o nazwie „Reverence”. Oczekuje się, że kolejne wersje owego pojazdu będą mogły transportować ludzi do ISS oraz wykonywać niejawne loty związane z bezpieczeństwem narodowym.
Sierra Space planuje zbudować flotę nawet 15 pojazdów Dream Chaser do 2030 r. Poza przewozem zaopatrzenia i pasażerów do ISS w zamyśle jest także wykorzystanie ich w misjach transportowych do przyszłej stacji kosmicznej Orbital Reef. Prom jest zbudowany z myślą o wielokrotnym użytku. Będzie on powracał na Ziemię, lądując na historycznym lądowisku NASA Shuttle Landing Facility w Kennedy Space Center na Florydzie. Co ciekawe, Tom Vice wspomniał także, że prowadzone są rozmowy z Japonią, aby prom mógł rozpoczynać swoje misje i lądować w tym kraju.
Źródło: Sierra Space/Spaceflight Now/Space24.pl
SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/statki-kosmiczne/wahadlowiec-dream-chaser-zintegrowany-przed-debiutem

Wahadłowiec Dream Chaser zintegrowany przed debiutem.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

USA: ostatnia prosta do lotu na Księżyc. Oto lądownik Nova-C
2024-02-02. Wojciech Kaczanowski
Amerykańska firma Intuitive Machines znajduje się na ostatniej prostej, aby wystrzelić swój lądownik Nova-C w ramach misji księżycowej IM-1. W ostatnim czasie urządzenie zostało zintegrowane z adapterem ładunku oraz zamknięte w owiewce rakiety nośnej Falcon 9.
W 2023 r. rozpoczętych zostało 5 misji, których celem było przyziemienie na naturalnym satelicie Ziemi. Loty realizowały podmioty państwowe oraz prywatne ze Stanów Zjednoczonych, Rosji, Indii oraz dwukrotnie Japonii, natomiast tylko dwie misje zakończyły się sukcesem. Już w lutym 2024 r. zostanie wystrzelony pierwszy w tym roku lądownik w ramach prywatnej misji IM-1, realizowanej przez amerykańską firmę Intuitive Machines.
Z najnowszych informacji wynika, że lądownik Nova-C (zwany inaczej Odyseuszem) został zintegrowany z adapterem ładunku, a następnie zamknięty w owiewce 31 stycznia br. „Kiedy nasze połączone zespoły zamknęły dwie połówki owiewki, po raz ostatni na Ziemi widziałem lądownik księżycowy” – stwierdził cytowany przez portal Space.com Trent Martin, wiceprezes ds. systemów kosmicznych w firmie Intuitive Machines.
Amerykański lądownik zostanie wyniesiony przy pomocy systemu nośnego Falcon 9, opracowanego przez firmę Elona Muska - SpaceX. Rakieta jest obecnie najbardziej niezawodną technologią do transportu ładunku w przestrzeń kosmiczną, a jej starty są przeprowadzane nawet kilka razy w tygodniu. Warto zauważyć, że start misji IM-1 miał odbyć się już w listopadzie 2023 r. oraz styczniu br., natomiast plany zostały zmienione, m. in. ze względu na warunki pogodowe.
Nova-C to lądownik księżycowy mierzący około 3 m, który na swoim pokładzie będzie przewoził instrumenty klientów prywatnych oraz NASA, w ramach programu Commercial Lunar Payload Services (CLPS). Wśród technologii amerykańskiej agencji kosmicznej warto wymienić:
•    ROLSES (Radio Obeservations of the Lunarsurface Photoelectron Sheath) - opracowane przez Centrum Lotów Kosmicznych imienia Roberta H. Goddarda urządzenie o masie 13,1 kg, które ma na celu m. in. przeprowadzenie pomiarów radiowych środowiska księżycowego;
•    SCALPSS (Stereo Cameras for Lunar Plume-Surface Studies) - opracowane przez Centrum Badawcze Langley urządzenie o masie do 6 kg, którego zadaniem będzie pozyskanie video i obrazów podczas interakcji lądownika i powierzchni naturalnego satelity Ziemi. Wyniki mają zostać wykorzystane przy opracowywaniu kolejnych pojazdów księżycowych i marsjańskich;
Przypomnijmy, że w styczniu br. niepowodzeniem zakończyła się misja amerykańskiej firmy Astrobotic, która wystrzeliła swój księżycowy lądownik Peregrine. Niestety sonda doznała wycieku paliwa, przez co nie była w stanie dolecieć do Srebrnego Globu. Peregrine spłonął w ziemskiej atmosferze.

Fot. Intuitive Machines
SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/sondy/usa-ostatnia-prosta-do-lotu-na-ksiezyc-oto-ladownik-nova-c

USA ostatnia prosta do lotu na Księżyc. Oto lądownik Nova-C.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polacy odnaleźli fragmenty niezwykle rzadkiego meteorytu
2024-02-02.
Polacy odnaleźli fragmenty meteorytu, który pod koniec stycznia pojawił się nocą nad Berlinem. Wstępne badania wskazują, że obiekt należy do Aubrytów – niezwykle rzadkiej grupy meteorytów.
Planetoida 2024 BX1 została odkryta przez węgierskiego miłośnika astronomii Krisztiána Sárneczkiego zaledwie na 3 godziny przed wejściem w ziemską atmosferę. Obserwator zidentyfikował tor lotu obiektu i poinformował, że wejdzie w ziemską atmosferę na zachód od stolicy Niemiec. Obiekt miał średnicę około 1 metra. Planetoida eksplodowała w atmosferze, a ognista kula widoczna była nie tylko w Niemczech, ale również w Polsce i Czechach. Fragmenty kosmicznej skały zostały odnalezione przez zespoły z Niemiec i Polski. Wstępna ocena wskazuje na to, że meteoryt należy do bardzo rzadkiej grupy Aubrytów.

 W momencie odkrycia planetoida 2024 BX 1 miała pozorną jasność 32,8 mag, co czyni ją jedną z najsłabszych planetoid, jakie kiedykolwiek odkryto.

Odłamki meteorytu odnalezione przez niemieckich poszukiwaczy mają masę 5,3 i 3,1 gramów. Dwa największe fragmenty 2024 BX1 odnalezione przez Polaków są znacznie większe i ważą odpowiednio 170 i 225 gramów.
Wstępna analiza odnalezionych fragmentów oraz trajektorii planetoidy 2024 BX1 wskazuje, że meteoryt zaliczany jest do grupy Aubrytów. Aubryty to meteoryty typu kamiennego są ubogie w wapń, a głównym składnikiem jest enstatyt i diopsyd. W Aubrytach występują też małe ilości oliwinu i plagioklazu. Aubryty są bardzo rzadko znajdowane. Mają często jasną skorupę obtopieniową i są bardzo kruche. Pochodzą najprawdopodobniej z planetoidy (3103) Eger, która ma średnicę około 1,5 km i okrąża Słońce w odległości o połowę większej niż Ziemia. Innymi obiektami, z których mogą pochodzić Aubryty są planetoidy z rodziny Nysa lub planeta Merkury. Aubryty to rzadkie meteoryty, stanowiące zaledwie około 1% wszystkich znalezionych meteorytów.
W wywiadzie dla TVP Nauka proces szukania oraz znaczenie odnalezienia meteorytu opisuje Filip Nikodem – członek polskiej ekipy poszukiwawczej spadku 2024 BX1.
W wywiadzie dla TVP Nauka proces szukania oraz znaczenie odnalezienia meteorytu opisuje Filip Nikodem – członek polskiej ekipy poszukiwawczej spadku 2024 BX1.
Dlaczego szukamy meteorytów?

- Po pierwsze jest to fantastyczna przygoda - znaleźć kawałek planetoidy z Kosmosu, która przez miliony lub miliardy lat krążyła gdzieś po Układzie Słonecznym i potem spada na Ziemię. To niezwykłe odnaleźć taki meteoryt i trzymać go w ręku. Jest to bardzo rzadki materiał na naszej planecie. Jest również bardzo cennym materiałem do badań, który dostarcza nam wielu informacji o tym jak kształtował się Układ Słoneczny, planety i planetoidy.

Jak wygląda proces poszukiwania meteorytów?

- Zazwyczaj szuka się meteorytów, które spadły na Ziemię wiele tysięcy lat temu. Można je znaleźć na pustyniach, wyschniętych jeziorach solnych w USA, pustyniach lodowych Antarktydy, ale i również w Europie. Inaczej szuka się świeżych spadków, które spadły tygodnie czy nawet dni temu wcześniej.

- Sam przelot meteoroidu (meteor, który wpadł w atmosferę – przyp. redaktora) jest często widoczny i bardzo spektakularny. Ma postać bolidu - tak zwanej spadającej gwiazdy. Często taki meteoroid rejestrują kamery rozmieszczone w całej Europie połączone w sieć obserwacyjną. Na podstawie obserwacji naukowcy obliczają trajektorię i możliwe miejsce upadku. Publikowane są mapy z obszarami, na których spodziewane jest odnalezienie fragmentów. Następnie zjeżdżają się poszukiwacze, zorganizowane grupy wysłane przez instytucje naukowe i muzea. Wtedy wszyscy razem starają się odnaleźć fragmenty meteorytu. Narzędziem wykorzystywanym w poszukiwaniu meteorytów jest nieuzbrojone sprawne oko i podstawowa wiedza z zakresu wyglądu meteorytów. Przeczesuje się obszar po obszarze w zależności od możliwości.
Czy czas odnalezienia meteorytu ma znaczenie? Jak erozja wpływa na meteoryty?
 
- Czas odnalezienia meteorytu ma znaczenie, szczególnie pod względami naukowymi. W meteorytach znajdują się nietrwale izotopy (szczególne warianty pierwiastków chemicznych – przyp. redaktora), które świadczą o warunkach panujących w Kosmosie i pochodzeniu meteorytu. Im szybciej meteoryt dostarczymy do badań tym wyniki są bardziej szczegółowe i wnoszą większą wartość naukową. W przestrzeni kosmicznej nie ma wody w stanie ciekłym, a na powierzchni Ziemi panują zupełnie inne warunki i woda jest obecna w znacznych ilościach. Wahania temperatury oraz woda są czynnikami powodującymi, że żelazo zawarte w meteorytach zaczyna rdzewieć (metale utleniają się – przyp. redaktora). Mróz oraz inne warunki atmosferyczne sprawiają, ze meteoryt może zacząć się kruszyć i rozpadać na mniejsze kawałki co jeszcze przyspiesza utlenianie i erozję. Taki utleniony i pokruszony meteoryt trudniej też odszukać.
 
Czego możemy się dowiedzieć z analizy meteorytu?
 
- Możemy się dowiedzieć skąd pochodzi meteoryt - co jest jego ciałem macierzystym, z czego jest zbudowany. Możemy wyliczyć orbitę, po której poruszał się obiekt w przestrzeni kosmicznej.

- Meteoryty dzielą się na różne typy. Meteoryty żelazne, kamienne, żelazno-kamienne, chondryty o dużej i małej zawartości żelaza. Meteoryty są klasyfikowane również na podstawie zawartości innych pierwiastków i charakterystyk. Badając meteoryty możemy się dużo dowiedzieć na temat mineralogii i chemii w Kosmosie – warunkach panujących na planetach i planetoidach macierzystych.
Jaki obiekt może być ciałem macierzystym meteorytu, który udało się odnaleźć?

- Meteoryt, który spadł pod Berlinem jest z dużym prawdopodobieństwem Aubrytem. Do tej pory meteorytów tego typu znaleziono na Ziemi bardzo niewiele. Aubryty bardzo przypominają skały ziemskie - meteoryt pochodzi więc pierwotnie z bardzo dużego ciała. Ale dokładne źródło pochodzenia wciąż jest duża zagadką. Meteoroid, którego fragmenty odnaleźliśmy został zauważony jeszcze w przestrzeni kosmicznej. Trajektoria małej planetoidy została poznana zanim weszła ona w ziemską atmosferę i spadała na Ziemię. Na podstawie obliczonej orbity być może uda się ustalić ciało macierzyste, z którego pochodzi planetoida. Wszystkie elementy układanki można będzie teraz połączyć.

- Jednym z możliwych ciał macierzystych planetoidy jest duża planetoida Westa. Jednak nie jest to pewne.

- Około 60 lat temu odkryto inną planetoidę o orbicie podobnej do 2024 BX i te dwa obiekty mogą mieć wspólne pochodzenie. Jeśli uda się to potwierdzić będziemy mieli więcej wskazówek,aby wytypować pochodzenie planetoidy. Prawdopodobnie ciało macierzyste znajduje się gdzieś pomiędzy orbitami Marsa i Jowisza.
źródło: TVP Nauka

Polski zespół poszukiwaczy, który odnalazł fragmenty meteorytu 2024 BX1. Fot. Andrzej Owczarek

Fragment odnalezionego meteorytu 2024 BX1. Fot. Andrzej Owczarek

Fragment odnalezionego meteorytu 2024 BX1. Fot. Kryspin Kmieciak

All Known Asteroids in the Solar System (1999-2018)
https://www.youtube.com/watch?v=vfvo-Ujb_qk
TVP NAUKA

https://nauka.tvp.pl/75725008/polacy-odnalezli-fragmenty-niezwykle-rzadkiego-meteorytu

Polacy odnaleźli fragmenty niezwykle rzadkiego meteorytu.jpg

Polacy odnaleźli fragmenty niezwykle rzadkiego meteorytu2.jpg

Polacy odnaleźli fragmenty niezwykle rzadkiego meteorytu3.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odkrycie superziemi w strefie złotowłosej
2024-02-02.
Odkryto superziemię w ekosferze czerwonego karła oddalonego o zaledwie 137 lat świetlnych od nas. W układzie może się znajdować druga planeta wielkości Ziemi.
Większa planeta, o nazwie TOI-715 b, ma około półtora razy większy rozmiar niż Ziemia i krąży w „konserwatywnej” ekosferze wokół swojej gwiazdy macierzystej. Ekosfera to pas wokół gwiazdy, w którym panują odpowiednie warunki do istnienia wody w stanie ciekłym na powierzchni planety. Aby jednak woda mogła wystąpić na powierzchni, konieczne jest zaistnienie kilku innych czynników, w tym odpowiedniej atmosfery. Pomimo tego, że konserwatywna strefa złotowłosej stawia TOI-715 b w korzystnej pozycji, przynajmniej według dotychczasowych przybliżonych pomiarów, istnieje możliwość, że mniejsza planeta mogłaby być tylko nieznacznie większa od Ziemi i znajdować się wewnątrz konserwatywnej ekosfery.

Astronomowie otwierają zupełnie nowy rozdział w badaniu egzoplanet – planet poza naszym Układem Słonecznym. Najnowocześniejsze instrumenty kosmiczne, w tym te zainstalowane na pokładzie Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba, zostały zaprojektowane nie tylko do wykrywania tych odległych światów, lecz także do odkrywania ich właściwości. Badania te obejmują analizę składu atmosfer egzoplanet, co może dostarczyć istotnych wskazówek na temat potencjalnej obecności życia.

Ostatnio odkryta superziemia TOI-715 b może pojawić się w idealnym momencie. Gwiazdą macierzystą tej planety jest czerwony karzeł, mniejszy i chłodniejszy od naszego Słońca. Wiadomo, że wiele takich gwiazd posiada małe, skaliste światy, co czyni je obecnie najlepszym miejscem do poszukiwania planet nadających się do zamieszkania. Planety te krążą po znacznie bliższych orbitach niż planety wokół gwiazd podobnych do Słońca, ale ze względu na mniejsze rozmiary i niższą temperaturę czerwonych karłów, planety mogą znajdować się bliżej i wciąż pozostawać w ekosferze gwiazdy. Krótsze orbity oznaczają również, że planety te, które przechodzą przed tarczami swoich gwiazd – obserwowane przez nasze kosmiczne teleskopy – robią to znacznie częściej. W przypadku planety b jest to raz na 19 dni, czyli rok na tym obcym świecie. Dlatego tranzytujące planety mogą być łatwiej wykrywane i częściej obserwowane. Satelita TESS (Transiting Exoplanet Survey Satellite) odkrył nową planetę i od momentu swojego uruchomienia w 2018 roku poszerzył bazę danych astronomów dotyczącą egzoplanet w ekosferach. Obserwowanie takich tranzytów dla planet o wielkości Ziemi wokół gwiazd podobnych do Słońca (i oczekiwanie przez ziemski rok, czyli 365 dni, aby uchwycić kolejny tranzyt) wykracza poza możliwości istniejących teleskopów kosmicznych.

Planeta TOI-175 b dołącza do listy planet znajdujących się w ekosferze, które mogą być dokładniej zbadane przez teleskop Jamesa Webba, być może nawet pod kątem oznak obecności atmosfery. Dużo będzie zależeć od innych cech planety, takich jak jej masa i to, czy można ją sklasyfikować jako „świat wodny”. W przypadku planety o tej właściwości, jej ewentualna atmosfera jest bardziej widoczna i znacznie łatwiejsza do wykrycia niż w przypadku masywniejszego, gęstszego i bardziej suchego świata, który prawdopodobnie ma mniej widoczną atmosferę bliżej powierzchni.

Jeżeli ewentualna druga planeta wielkości Ziemi w układzie również zostanie potwierdzona, stanie się ona najmniejszą planetą ekosfery odkrytą do tej pory przez TESS. Odkrycie przekroczyło również wczesne oczekiwania TESS, znajdując świat wielkości Ziemi w strefie złotowłosej.

Zespół opublikował wyniki swoich badań w Monthly Notices of the Royal Astronomical Society.

Opracowanie:
Agnieszka Nowak

Źródło:
•    NASA
•    Urania
Ilustracja pokazuje, w jaki sposób planeta TOI-175 b, superziemia w ekosferze wokół swojej gwiazdy, może wyglądać dla pobliskiego obserwatora.
Źródło: NASA/JPL-Caltech

https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2024/02/jwst-odkrywa-superziemie-w-strefie.html

Odkrycie superziemi w strefie złotowłosej.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ta galaktyka nie powinna istnieć (według naszej wiedzy). Skąd się zatem wzięła?
2024-02-03. Radek Kosarzycki
Astronomowie z Uniwersytetu Stanowego w Arizonie przeglądając dane obserwacyjne z Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba, zupełnie przypadkiem odkryli galaktykę karłowatą, której zobaczenia nikt się nie spodziewał. Nie była ona także głównym celem obserwacji.
Galaktyki to gigantyczne zbiory gwiazd, planet, obłoków pyłu i gazu oraz ciemnej materii, połączone ze sobą grawitacją. Galaktyki karłowate są najliczniejszymi galaktykami we wszechświecie i z definicji są małe i mają niską jasność. Mają zwykle mniej niż 100 milionów gwiazd, podczas gdy na przykład Droga Mleczna, nasza galaktyka ma prawie 200 miliardów gwiazd.
Niedawne obserwacje galaktyk karłowatych w ramach programu szacowania obfitości „ultra-rozproszonych galaktyk” pozostających poza zasięgiem poprzednich dużych badań spektroskopowych sugerują, że nasza wiedza na temat populacji galaktyk karłowatych może być niekompletna.
W nowo opublikowanym artykule naukowym zespół kierowany przez prof. Carletona i jego zespół początkowo przyglądał się gromadzie galaktyk w ramach projektu JWST Prime Extragalactic Areas for Reionization and Lensing Science (PEARLS).
Tak się złożyło, że na niektórych zdjęciach wykonanych za pomocą Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba pojawiła się galaktyka karłowata PEARLSDG. To wcale nie był cel obserwacji. Była to po prostu galaktyka, którą dostrzeżono tylko trochę dalej od głównego pola obserwacyjnego, w obszarze przestrzeni, w którym naukowcy nie spodziewali się niczego zobaczyć. Wyniki obserwacji opublikowano w periodyku Astrophysical Journal Letters.
PEARLSDG nie miała typowych cech galaktyki karłowatej, jakich można by było się spodziewać. Nie oddziałuje z pobliską galaktyką, ale nie tworzy też nowych gwiazd. Jak się okazuje, jest to interesujący przypadek izolowanej galaktyki karłowatej.
„Tego typu izolowane, spokojne galaktyki karłowate tak naprawdę nie były wcześniej widziane, z wyjątkiem stosunkowo nielicznych przypadków. Biorąc pod uwagę nasze obecne zrozumienie ewolucji galaktyk, tak naprawdę nie oczekuje się ich istnienia, więc fakt, że widzimy ten obiekt, pomaga nam ulepszyć nasze teorie powstawania galaktyk” – powiedział Carleton. „Zasadniczo galaktyki karłowate, które istnieją samodzielnie, w dalszym ciągu tworzą nowe gwiazdy”.
Do tej pory wiedza astronomów na temat ewolucji galaktyk wskazywała na izolowaną galaktykę, w której nadal powstają młode gwiazdy lub która wchodzi w interakcję z masywniejszą galaktyką towarzyszącą. Teoria ta nie miała zastosowania do PEARLSDG, która przedstawia starą populację gwiazd, która nie tworzy nowych gwiazd i utrzymuje się z dala od wszystkich innych galaktyk.
Kolejną niespodzianką jest to, że na zdjęciach wykonanych przez zespół JWST można zaobserwować pojedyncze gwiazdy. Gwiazdy te są jaśniejsze na falach rejestrowanych przez JWST; jest to jedna z najdalszych galaktyk, w których możemy zobaczyć te gwiazdy tak szczegółowo. Jasność tych gwiazd pozwala astronomom zmierzyć ich odległość — 98 milionów lat świetlnych.
Kamera NIRCam zainstalowana na pokładzie JWST charakteryzuje się bardzo wysoką rozdzielczością kątową i czułością, co pozwala zespołowi identyfikować pojedyncze gwiazdy w tej odległej galaktyce. Co ważne, identyfikacja konkretnych gwiazd na obrazie dostarczyła kluczowej wskazówki co do odległości do niej — gwiazdy te mają określoną jasność absolutną, więc mierząc ich pozorną jasność za pomocą JWST, zespół był w stanie określić, jak daleko się od nas znajdują. Okazuje się, że gwiazdy te były jednymi z najdalszych obserwowanych gwiazd tego typu.
Wszystkie archiwalne dane obrazowe, zaobserwowane w zakresie fal ultrafioletowych, optycznych i podczerwonych, zebrano w celu zbadania koloru PEARLSDG. Nowo powstałe gwiazdy mają specyficzną sygnaturę kolorystyczną, więc brak takiej sygnatury wykorzystano do wykazania, że PEARLSDG nie tworzy nowych gwiazd.
Spektrograf DeVeneya na Teleskopie Lowell Discovery rozkłada światło obiektów astronomicznych na odrębne składniki, umożliwiając astronomom szczegółowe badanie ich właściwości. Na przykład specyficzne przesunięcie długości fali zaobserwowane w danych spektroskopowych koduje informację o ruchu PEARLSDG, wykorzystując efekt Dopplera. Było to kluczem do pokazania, że PEARLSDG nie jest powiązana z żadną inną galaktyką i jest naprawdę odizolowana.
Ponadto określone cechy widma silnie wskazują na obecność młodych gwiazd, więc brak tych cech dodatkowo potwierdził podejrzenia o braku młodych gwiazd w danych fotograficznych.
Można zatem powiedzieć, że to odkrycie zmienia wiedzę astronomów na temat powstawania i ewolucji galaktyk. Sugeruje to możliwość, że wiele izolowanych, spokojnych galaktyk czeka jeszcze w ukryciu na odkrycie. Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba być może tego właśnie dokona.
Źródło: 1
https://www.pulskosmosu.pl/2024/02/pearlsdg-izolowana-galaktyka-karlowata/

Ta galaktyka nie powinna istnieć (według naszej wiedzy). Skąd się zatem wzięła.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cosmic Challenge: Pathfinder/AI
2024-02-03. Redakcja
Ciekawy konkurs dla uczniów szkół ponadpodstawowych.
Do 20 marca 2024 można przesyłać zgłoszenia do I etapu programu “Cosmic Challenge: Pathfinder/AI”, skierowana do uczniów szkół ponadpodstawowych.
Fundacja „SpaceShip” ogłosiła właśnie kolejną edycję interdyscyplinarnego programu edukacyjnego związanego z Kosmosem – „Cosmic Challenge, którego głównymi celami są m.in. promocja edukacji w zakresie STEM, integracja wiedzy nt. Kosmosu z przedmiotami matematyczno-przyrodniczymi, rozwój kreatywności i innowacyjności wśród dzieci i młodzieży, promocja praktycznego wykorzystania wiedzy integrującej różne obszary/ przedmioty oraz rozwijanie umiejętności rozwiązywania złożonych problemów.
Najnowsza edycja programu, nazwana „Cosmic Challenge: Pathfinder/ AI” realizowana jest w Partnerstwie Strategicznym ze światowym liderem w zakresie danych satelitarnych, wykorzystującym technologię SAR (Synthetic Aperture Radar) – firmą ICEYE.
Edycja „Cosmic Challange: Pathfinder/ AI” skierowana jest do uczniów szkół ponadpodstawowych z całej Polski. W ramach I etapu tej edycji programu zespoły zainteresowane udziałem w programie (składające się z dwóch uczestników – uczniów szkół ponadpodstawowych) i jednego dorosłego Mentora/Opiekuna, będą miały przygotować pracę pisemną nt. „Biznesowe wykorzystanie danych satelitarnych z użyciem AI”.
Prace w ramach I etapu można przesyłać w okresie 01.02.2024 r. – 20.03.2024 r. Najlepsze zespoły zostaną zaproszone na Finał, podczas którego Jury złożone m.in. z przedstawicieli firmy ICEYE, Polskiej Agencji Kosmicznej, EUSPA, PSPA i „SpaceShip” wybierze zwyciezców tej edycji programu, którzy w nagrodę odbędą wizytę w ośrodku Europejskiej Agencji Kosmicznej – ESRIN(Centre for Earth Observation), znajdującym się we Frascati, we Włoszech. Zespoły, które zajmą miejsca 1-3 zostaną dodatkowo zaproszone do polskiego oddziału firmy ICEYE, znajdującego się w Warszawie.
Partnerami tej edycji programu są EUSPA (European Union Agency for the Space Programme), Polish Space Professionals Association, ThinkHackR, Krakowski Park Technologiczny, Instytucją Wspierającą jest Uniwersytet Marii Curie Skłodowskiej, Patronami są Polska Agencja Kosmiczna, Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk, Ambasada Włoch w Warszawie, SPACE4GEO, Polskie Towarzystwo Astrobiologiczne, a Patronami Medialnymi: Space24, Astronomia24, Kosmonauta.net i AstroNET.
Więcej informacji na temat tej edycji programu (w tym regulamin) znajduje się na stronie:
(SpaceShip)
https://kosmonauta.net/2024/02/cosmic-challenge-pathfinder-ai/

Cosmic Challenge Pathfinder AI.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trwa rekrutacja na międzynarodowe studia kosmiczne w Bremie i w Gdańsku
2024-02-02.
Politechnika Gdańska we współpracy z Hochschule Bremen w Niemczech prowadzi rekrutację na międzynarodowy kierunek Engineering and Management of Space Systems (EMSS). Jest to już czwarta edycja tego kierunku studiów. Przedmioty będą prowadzone w języku angielskim. Brema i Gdańsk to miasta partnerskie zajmujące się technologiami kosmicznymi.
Jeszcze tylko kilka dni, tj. do wtorku 7 lutego br., prowadzona będzie rekrutacja na polsko-niemieckie interdyscyplinarne studia Engineering and Management of Space Systems, które będą prowadzone w języku angielskim w Gdańsku i w Bremie.
Jest to już czwarta edycja tych studiów. Pierwszy pilotażowy program został uruchomiony w kwietniu 2021 r.
Spotkanie informacyjne odbyło się 2 lutego o 14:00. Więcej informacji, w tym telefon kontaktowy do opiekuna studiów, można znaleźć pod linkiem.
Polsko-niemieckie interdyscyplinarne studia Engineering and Management of Space Systems powstały z konieczności połączenia sił w kształceniu nowych kadr dla szybko zmieniającego się sektora kosmicznego.
Politechnika Gdańska nawiązała współpracę z Hochschule Bremen w Niemczech w celu stworzenia międzynarodowych studiów. Są to magisterskie studia czterosemestralne, w całości prowadzone w języku angielskim, przez nauczycieli akademickich Politechniki Gdańskiej, Hochschule Bremen, a także Uniwersytetu Gdańskiego, Uniwersytetu Morskiego w Gdyni, Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni oraz specjalistów z sektora kosmicznego.
Ze strony polskiej opiekunem studiów jest dr inż. Marek Chodnicki z Wydziału Inżynierii Mechanicznej i Okrętownictwa wspierany przez prof. Zbigniewa Łubniewskiego z Wydziału Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki. Ze strony niemieckiej za program odpowiedzialna jest prof. Jasminka Matevska z Wydziału Elektrotechniki i Informatyki.
Pierwszy semestr studiów odbędzie się stacjonarnie w Gdańsku. Natomiast semestr drugi będzie miał miejsce w Hohschule Bremen w Niemczech. Absolwenci otrzymają dwa dyplomy: dyplom Politechniki Gdańskiej z kierunku „Technologie kosmiczne i satelitarne” oraz dyplom Hochschule Bremen z wybranego kierunku tj. „Aerospace Technology”, „Computer Science” lub „Electronics Engineering”.
Kandydatami, którzy mogą aplikować do programu są absolwenci uczelni posiadający tytułu licencjata lub inżyniera oraz spełniający kryteria przyjęcia obu uczelni. Studenci są rekrutowani oddzielnie przez obie instytucje w odpowiednich dziedzinach studiów: „Aerospace Technology”, „Computer Science” lub „Electronics Engineering w HSB, czy „Technologie Kosmiczne i Satelitarne” na Politechnice Gdańskiej. Uczelnia, która prowadziła rekrutację studentów, staje się dla nich Uczelnią Macierzystą.
Program studiów wsparła dr inż. Anna Chrobry. Jest ona współautorem programu tego kierunku oraz doradczynią metodyczną. Doktor Chrobry jest głęboko przekonana, że połączenie sił w kierunku kształcenia przyszłych kadr kosmicznych na terenie całej Europy ma kluczowe znaczenie dla dalszego rozwoju sektora kosmicznego. Dlatego też wspiera współpracę Gdańska i Bremy oraz pracuje nad utworzeniem polsko-niemieckiego kierunku interdyscyplinarnych studiów Engineering and Management of Space Systems (EMSS).
Początki kierunku EMSS w Gdańsku sięgają roku 2017, kiedy to trzy polskie uczelnie z Gdańska i Gdyni połączyły swoje siły, aby uruchomić międzyuczelniane studia magisterskie na kierunku Technologie kosmiczne i satelitarne.
Obecnie w województwie pomorskim działa ponad 20 firm z sektora kosmiczno-satelitarnego: m.in.:Flextronics International Poland, Boeing Jeppesen Poland, Lufthansa Systems Poland, OPEGIEKA, Blue Dot Solutions, Space Forest, SiGarden, Syderal, Squadron, czy ABM Space.
Natomiast w Bremie znajdują się kosmiczne firmy i instytucje tj. Airbus Defence and Space, OHB, DSI, DLR, których pracownicy będą prowadzić zajęcia ze studentami. Dodatkowo studenci będą mieli możliwość zwiedzać te firmy i zapoznawać się z ich projektami.
Rania Kout, absolwentka studiów EMSS, która obecnie odbywa staż w zakresie inżynierii systemów, potwierdza, że zainteresowanie systemami kosmicznymi zawdzięcza m. in.  wystąpieniom ekspertów pracujących w przemyśle kosmicznym. Ponadto wizyty w firmach z sektora kosmicznego są bardzo inspirujące i właśnie dzięki nim marzenie, aby pracować w przemyśle kosmicznym, wydaje się trochę bardziej osiągalne.
Dr Anna Chrobry jako studentka odwiedziła kosmiczny oddział firmy Airbus. I właśnie ta wizyta zainspirowała ją do pracy w przemyśle kosmicznym. Dlatego dziś, jako pracownik Airbus Defence and Space, chętnie gości studentów studiów EMSS. Warto przypomnieć, że w Airbus Defence and Space w Bremie w ramach misji ARTEMIS budowany jest statek ORION MPCV-ESM.
Na zdjęciach:
1) Studenci EMSS przy modelu statku #Orion w czasie wizyty w placówce Airbus właśnie w #Bremen, gdzie powstaje European Service Module #EMS Oriona, kluczowy element Programu #Artemis; foto udostępniła Anna Chrobry, PhD)
2) Zaloga Artemis 2 z wizyta w Bremen 27.09.2023,  (Copyright Airbus)
Więcej informacji na stronie Politechniki Gdańskiej i Hochschule Bremen.
Źródło: dr Anna Chrobry, Politechnika Gdańska
Opracował: Paweł Z. Grochowalski
Studenci EMSS przy modelu statku Orion

Zaloga Artemis 2

URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/trwa-rekrutacja-na-miedzynarodowe-studia-kosmiczne-w-bremie-i-w-gdansku

Trwa rekrutacja na międzynarodowe studia kosmiczne w Bremie i w Gdańsku.jpg

Trwa rekrutacja na międzynarodowe studia kosmiczne w Bremie i w Gdańsku2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Otwarcie planetarium w Grodzisku Mazowieckim
2024-02-03.

W niedzielę 4 lutego 2024 w Centrum Aktywizacji i Integracji Społecznej w Grodzisku Mazowieckim odbędzie się oficjalne otwarcie planetarium. Wydarzenie przewidziane zostało na sześć godzin i jest dostępne za darmo dla wszystkich chętnych. Nowoczesna sala multimedialna Kopernik – planetarium uzupełni ofertę Obserwatorium Astronomicznego otwartego we wrześniu 2022 r.
Już w najbliższą niedzielę, tj. 4 lutego 2024 r. w Centrum Aktywizacji i Integracji Społecznej (CAIIS) w Grodzisku Mazowieckim przy ul. Sportowej 29 odbędzie się otwarcie planetarium, a dokładnie to nowoczesnej sali multimedialnej Kopernik. Jest to poszerzenie oferty edukacyjnej popularyzującej astronomię oraz badania kosmiczne dla mieszkańców miasta i gminy Grodzisk Mazowiecki.
Nowoczesne Obserwatorium Astronomiczne z tarasem widokowym w mieście Grodzisk Mazowiecki zostało oddane do użytku 10 września 2022 r. Pisaliśmy o tym wydarzeniu w Uranii. Oddanie do użytku planetarium jest dokończeniem pierwotnego zadania, ponieważ od początku obiekt znajdujący się na dachu hali sportowej CAIIS miał pełnić funkcję zarówno obserwatorium, jak i planetarium. Widać to w oficjalnej nazwie obiektu: Planetarium i Obserwatorium Astronomiczne w Grodzisku Mazowieckim.
Otwarcie planetarium rozpocznie się o godzinie 14:00. Cała impreza przewidziana została na 6 godzin. Organizatorzy przygotowali wiele atrakcji, w tym:
•     zwiedzanie nowej sali edukacyjnej Kopernik;
•     mini-seanse kina sferycznego;
•     Marsjańska Astrościanka ze strojami z NASA;
•     warsztaty astronomiczne z Polskim Towarzystwem Miłośników Astronomii;
•     kosmiczne dmuchańce;
•     oglądanie mikroświata z DELTA Optical;
•     zwiedzanie kopuły astronomicznej;
•     planety pneumatyczne: Mars oraz Jowisz – symulacja warunków panujących na tych planetach;
•     „Ufoludkowo mi”, czyli malowanie buziek;
•     warsztaty z Grodziski Klub Astronomiczny;
•     fotościanka „I Ty możesz zostać Astrogwiazdą”;
•     znajdź swój kierunek, czyli zajęcia z terenoznawstwa z harcerzami z 17 HDT „Ognik”;
•     kosmiczne długopisy 3D od Biblioteki Publicznej Gminy Grodzisk Mazowiecki.
Na otwarcie planetarium ma być obecny prezes Polskiej Agencji Kosmicznej POLSA Grzegorz Wrochna.
LINK do wydarzenia.
Link do filmu promującego otwarcie:

Wydarzenie jest objęte patronatem honorowym Polskiej Agencji Kosmicznej POLSA Patronat medialny nad wydarzeniem sprawuje m.in. Urania - Postępy Astronomii.
Zdjęcia: Budynek Planetarium i Obserwatorium Astronomicznego w Grodzisku Mazowieckim z tarasem widokowym na dachu hali sportowo-widowiskowej w dzień i w nocy
Źródło: UM Grodzisk Mazowiecki, grodzisknews.pl, grodzisksport.pl,
Paweł Z. Grochowalski
Budynek PIOA w Grodzisku Mazowieckim
PIOA Grodzisk Mazowiecki nocą
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/otwarcie-planetarium-w-grodzisku-mazowieckim

Otwarcie planetarium w Grodzisku Mazowieckim.jpg

Otwarcie planetarium w Grodzisku Mazowieckim2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nowa powłoka szklana może pomóc w walce z globalnym ociepleniem
2024-02-03 Amelia Lenarcik  158 odsłon
Ocieplenie klimatu jest istotnym problemem na Ziemi, dlatego naukowcy szukają sposobów, by mu zapobiec. Badacze stworzyli nową odbijającą powłokę ceramiczną, która może zapobiec przegrzewaniu się Ziemi. Powłoka składa się ze szkła i cząsteczek tlenku glinu, a w użytkowaniu bardzo przypomina zwyczajną farbę. Badania wykazały, że odbija do 99% promieniowania słonecznego z powrotem w stronę kosmosu.
Ziemia ochładza się, wypromieniowując ciepło w kosmos. Powłoka ceramiczna może przyspieszyć ten proces, odbijając światło słoneczne i emitując długofalowe promieniowanie podczerwone w okno atmosferyczne. Jest to zakres spektralny promieniowania elektromagnetycznego, które może przejść przez ziemską atmosferę i ponownie uciec w kosmos bez podnoszenia jej temperatury.
Farba ta jest bardzo trwała, ponieważ wytrzymuje temperatury nawet do 1000°C oraz jest odporna na wodę i ogień, może się utrzymać nawet przez 30 lat. Można nią malować powierzchnie takie jak dachy budynków oraz drogi i jest obiecującym sposobem na obniżenie temperatury na całej Ziemi.
Korekta – Dominika Pik
Źródła:
•    space.com: Sharmila Kuthunur; 'Cooling glass' could fight climate change by reflecting solar radiation back into space
Zdjęcie w tle: NASA Johnson
9 stycznia 2024

https://astronet.pl/uklad-sloneczny/nowa-powloka-szklana-moze-pomoc-w-walce-z-globalnym-ociepleniem/

Nowa powłoka szklana może pomóc w walce z globalnym ociepleniem.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

NASA opracowuje drogę ucieczki dla astronautów misji Artemis. W razie, gdyby coś poszło nie tak

2024-02-03. Sandra Bielecka
Powrót człowieka na Księżyc zbliża się wielkimi krokami. Opracowywane są nowe systemy mające na celu ułatwienie zadania. Jednak w razie, gdyby coś poszło nie tak, priorytetem jest zdrowie astronautów. W tym celu NASA opracowuje specjalny system koszy awaryjnych. Jak one będą działały?

Przygotowania do misji Artemis
NASA przygotowuje się do jednego z najbardziej wymagających przedsięwzięć związanych z lotami w kosmos. Mowa tutaj o załogowej misji na Księżyc i powrocie ludzi na Srebrny Glob po przeszło 50 latach. Jest to nie lada wyzwanie nie tylko pod względem technologicznym, ale również logistycznym. Najważniejsze natomiast jest to, aby wszyscy astronauci wrócili cali i zdrowi do domu.   

W Kennedy Space Center NASA opracowywane są systemy naziemnej kontroli potrzebne do przetwarzania wszelkich danych i wystrzeliwania rakiet oraz statków kosmicznych na potrzeby misji NASA Artemis. W ramach przygotowań do załogowej misji zespoły pracujące w programie EGS (Exploration Ground Systems) rozpoczęły instalację czterech koszy ewakuacji awaryjnej.  

System ewakuacji awaryjnej
Podczas startu rakiety może dojść do nieprzewidzianych sytuacji, które stanowią bardzo duże zagrożenie dla zdrowia i życia załogi. W związku z czym NASA opracowała system awaryjnej ewakuacji astronautów. W przypadku sytuacji zagrażającej życiu załogi podczas odliczania do startu, zainstalowane na platformie kosze, działające podobnie jak gondole w wyciągach narciarskich, przeniosą członków załogi na bezpieczną odległość, skąd następnie odbiorą ich pojazdy ratunkowe.  

Kosze są aktualnie instalowane. Następnie zostanę poddane testom. W tym celu personel umieści zbiorniki na wodę w różnym stopniu napełnienia, by imitować różne ciężary pasażerów. Jeżeli pierwsze testy się powiodą, będzie można przeprowadzić symulację sytuacji awaryjnej już z udziałem załogi Artemis II. Pozwoli to przećwiczyć trasę ewakuacji.  
Najważniejsze jest zdrowie astronautów
NASA kieruje się przede wszystkim bezpieczeństwem swoich astronautów. Niedopuszczalne jest, aby w jakikolwiek sposób misja zagrażała zdrowiu bądź życiu załogi. Oczywiście w tego typu misjach ciężko dać gwarancję bezpieczeństwa, jednak można starać się zminimalizować ryzyko.  

Artemis II to pierwsza załogowa misja na Księżyc od czasów Apollo 17. Jednak najwcześniej możemy się spodziewać postawienia ponownie stopy przez człowieka na Srebrnym Globie w 2026 roku. Jim Free, zastępca administratora NASA, podczas konferencji prasowej podkreślił, że najważniejsze jest zagwarantowanie astronautom bezpieczeństwa: „bezpieczeństwo jest naszym priorytetem” – powiedział.  

Specjalna klatka ewakuacyjna NASA /NASA/Isaac Watson /domena publiczna

Kosze działają podobnie jak gondole w wyciągach narciarskich /NASA/Isaac Watson /domena publiczna

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-nasa-opracowuje-droge-ucieczki-dla-astronautow-misji-artemis,nId,7303488

NASA opracowuje drogę ucieczki dla astronautów misji Artemis. W razie, gdyby coś poszło nie tak.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kosmiczny wyścig – książka-petarda o prawdziwych “gwiezdnych wojnach”
2024-02-03. Aleksandra Stanisławska
Elektryzujący wyścig o wysłanie pierwszego człowieka w kosmos. ZSRR i USA nie przebierają w środkach, naginając rzeczywistość ponad wszelkie granice. Książka trzyma w napięciu, choć przecież znamy wynik tych zmagań. To zasługa świetnej, wręcz filmowej narracji i gigantycznej pracy badawczej autora “Kosmicznego wyścigu”, Stephena Walkera.
Artykuł jest elementem płatnej współpracy z Wydawnictwem Poznańskim
Lot Gagarina zmienił wszystko. Dla Rosjan okazał się największym osiągnięciem “gwiezdnych wojen”. Amerykanom przyniósł wizerunkową klęskę, a w efekcie popchnął ich na Księżyc – byle tylko przyćmić sukces ZSRR. Tę historię większość z nas już zna. Tak więc tym większą sztuką jest opisanie jej w taki sposób, żeby wbijała w fotel i wywoływała gęsią skórkę. A to właśnie udało się Stephenowi Walkerowi w książce “Kosmiczny wyścig. Zdumiewająca historia pierwszego człowieka, który opuścił Ziemię”.
Na początek wyznanie. Uwielbiam wszystko, co jest związane z historią podboju kosmosu. Czytuję książki na ten temat, namiętnie oglądam serie dokumentalne o NASA, a także filmy takie jak “Apollo 13” czy seriale w nurcie “co by było, gdyby”, z “For All Mankind” na czele. W sumie więc moje spojrzenie na książkę Walkera jest nieco skrzywione. Tym niemniej, po ten tytuł – jak sądzę – będą najczęściej sięgać ludzie z kosmiczną obsesją podobną mojej, a wiem, że jest ich wielu. Tak więc najprawdopodobniej dobrze zrozumieją mój zachwyt nad tą książką.
Filmowiec dokumentalista
Żeby podejść do niej właściwie, warto uświadomić sobie na początku, kim jest jej autor. Stephen Walker jest z wykształcenia historykiem. Jest autorem kilku książek non fiction, a oprócz tego, a może przede wszystkim, jest filmowcem. Wyreżyserował lub wyprodukował około 30 tytułów. Jego specjalnością są filmy dokumentalne, za które zebrał liczne nagrody, w tym tak prestiżowe jak BAFTA (nagroda Brytyjskiej Akademii Sztuk Filmowych i Telewizyjnych) i Emmy (amerykańska nagroda honorująca osiągnięcia przemysłu telewizyjnego). Ważne jest więc to, że facet umie dobrze opowiadać historie, a ponadto solidnie je podbudowuje źródłami. I to są dwie kluczowe dla nas kwestie, na których zasadza się sukces książki popularnonaukowej.
Tym, co czuć na każdej stronie “Kosmicznego wyścigu”, jest solidna praca włożona w udokumentowanie wszystkich opisanych tu zdarzeń. Z tego powodu osoby mniej zainteresowane tematem (czy one sięgają po takie książki?..) mogą czuć się trochę przytłoczone dużą liczbą szczegółów. Dla mnie jest to zaletą. Faktem jest, że bibliografia i przypisy w “Kosmicznym wyścigu” przyprawiają o zawrót głowy: zajmują aż 50 stron. Oprócz odnośników do mnóstwa dokumentów, pamiętników, artykułów i książek jest tam wymienionych kilkadziesiąt wywiadów, które autor wraz ze współpracownikami przeprowadził w Rosji i Stanach Zjednoczonych, wypytując naocznych świadków o przebieg wielu zdarzeń.
Równoległe historie
Walker nie skupia się wyłącznie na locie Gagarina i długich przygotowaniach do niego. W tle widzimy szerszy obraz, czyli zarys pierwszych kilkudziesięciu lat rozwoju radzieckiego programu kosmicznego, wspieranego przez potężną machinę propagandową. Tutaj była przestrzeń tylko na sukcesy, a – liczne przecież – porażki zostały głęboko zakopane w archiwach. Odtajnienie wielu z nich nastąpiło długo po upadku ZSRR.
Z drugiej strony Walker pokazuje amerykański program lotów załogowych. Jego główni architekci znajdują się na widelcu opinii publicznej, która z uwagą i krytycyzmem śledzi ich każdy sukces i niepowodzenie. Gene Kranz, najsłynniejszy chyba kierownik kontroli lotów NASA, zatytułował swoją książkę na ten temat “Porażka nie wchodzi w grę”, co tylko w części oddaje ogromną presję, pod jaką znajdowali się ludzie tworzący amerykański program lotów kosmicznych.  
Można powiedzieć, że narracja radziecka była odbiciem amerykańskiej – tyle, że w krzywym zwierciadle. Wspólne dla obu rywalizujących ze sobą stron było ogromne tempo prac i gigantyczne naciski władz na osiągnięcie szybkich wyników. Początkowo dobrą passę mieli Rosjanie. W 1957 roku wysłali w kosmos pierwszego sztucznego satelitę, Sputnik. Następnie, w tym samym roku, lot kosmiczny odbyło pierwsze żywe stworzenie, suczka Łajka (która z kosmosu nie wróciła). W 1960 roku na orbitę poleciały i z niej wróciły żywe dwie kolejne suczki, Biełka i Striełka. Zwieńczeniem fali sukcesów był lot Jurija Gagarina 12 kwietnia 1961 roku, podczas którego Rosjanin wykonał niepełne okrążenie po orbicie Ziemi.
To był gigantyczny cios dla Amerykanów, którzy nad swoim programem kosmicznym również pracowali z wytężeniem. Z wielką pompą ogłosili The Mercury Seven, czyli grupę przyszłych astronautów biorących udział w programie Mercury, których prezentowano jak supermenów. Zanim jednak zostali wysłani w kosmos, na orbicie znalazł się Gagarin, skromny Rosjanin, o którym nikt wcześniej nie słyszał. To zmusiło Amerykanów do szybkich, nerwowych reakcji, często na granicy ryzyka i praw fizyki. Reszta jest historią.
“Kosmiczny wyścig” to kawał solidnej, trzymającej w napięciu literatury popularnonaukowej. Warto po niego sięgnąć, nawet jeśli nie kręci Was program lotów kosmicznych, bo to po prostu dobra książka.
Fot. Crazy Nauka

Jurij Gagarin. Fot. ITU Pictures / Flickr

Tytuł: “Kosmiczny wyścig. Zdumiewająca historia pierwszego człowieka, który opuścił Ziemię”
Autor: Stephen Walker
Wydawca: Wydawnictwo Poznańskie
https://www.crazynauka.pl/kosmiczny-wyscig-ksiazka-petarda-o-prawdziwych-gwiezdnych-wojnach/

 

Kosmiczny wyścig – książka-petarda o prawdziwych gwiezdnych wojnach.jpg

Kosmiczny wyścig – książka-petarda o prawdziwych gwiezdnych wojnach2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwie nowe książki autorki bestselerów pod patronatem Uranii
2024-02-03.
Nareszcie tłumaczenia na język polski doczekały się dwie najnowsze książki Davy Sobel, sławnej amerykańskiej popularyzatorki nauki, wieloletniej redaktorki naukowej New York Timesa, autorki Córki Galileusza, Czy jest tam kto? i W poszukiwaniu szerokości geograficznej.  
 
Doskonalsze niebo to opowieść o wydarzeniach towarzyszących narodzinom jednego z najbardziej rewolucyjnych dzieł w historii ludzkości, De revolutionibus Mikołaja Kopernika. Doskonale udokumentowanej narracji historycznej towarzyszy niezwykły utwór sceniczny, opisujący hipotetyczne wydarzenia towarzyszące wizycie we Fromborku i Lubawie „nieproszonego gościa”, oskarżonego później o homoseksualizm, Jerzego Joachima Retyka.
Szklany Wszechświat to historia początków emancypacji w nauce. Grupa młodych uzdolnionych i pracowitych kobiet zatrudnionych w początkach XX w. w Obserwatorium Harvarda tworzy tam podwaliny pod zupełnie nową dziedzinę badań – astrofizykę. Możemy tu prześledzić losy najsławniejszych z nich, Henrietty Swan Leavitt, Anny Jump Cannon, Cecylii Payne-Gaposchkin i innych. Te historie to niemal gotowy scenariusz filmowy.

Wszystkie książki do nabycia w księgarni Uranii.

Dava Sobel w Astronarium: Księgi Kopernika (odc. 81)
 
Więcej:
•    Sklep internetowy Uranii
 
Opracowanie: Magda Maszewska
Ilustracje: Doskonalsze niebo (wyżej), Szklany Wszechświat (pośrodku), Dava Sobel, fot. Astronarium (niżej).
URANIA

https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/dwie-nowe-ksiazki-autorki-bestselerow-pod-patronatem-uranii-0

Dwie nowe książki autorki bestselerów pod patronatem Uranii.jpg

Dwie nowe książki autorki bestselerów pod patronatem Uranii2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ALMA dostrzega cień wypływu molekularnego z kwazara, gdy Wszechświat miał mniej niż miliard lat
2024-02-03.
Teoretyczne przewidywania zostały potwierdzone odkryciem wypływu gazu molekularnego z kwazara, gdy Wszechświat miał mniej niż miliard lat.
Kwazary są zwartymi obszarami zasilanymi przez supermasywne czarne dziury znajdujące się w centrach masywnych galaktyk. Charakteryzują się one niezwykłą jasnością i punktowym wyglądem przypominającym gwiazdy. Ponadto, znajdują się one w niezwykle dalekiej odległości od Ziemi. Ze względu na swoją odległość i jasność, umożliwiają one obserwację warunków panujących we wczesnym Wszechświecie, gdy miał on mniej niż miliard lat.
Zespół naukowców, którym kierują adiunkt Dragan Salak z Uniwersytetu Hokkaido, adiunkt Takuya Hashimoto z Uniwersytetu Tsukuba i profesor Akio Inoue z Uniwersytetu Waseda odkrył pierwsze dowody na tłumienie formowania się gwiazd napędzane wypływem gazu molekularnego w galaktyce macierzystej kwazara we wczesnym Wszechświecie. Ich odkrycia, oparte na obserwacjach przeprowadzonych za pomocą Atacama Large Millimeter/submillimeter Array (ALMA) w Chile, zostały opublikowane w The Astrophysical Journal.
Gaz molekularny odgrywa kluczową rolę w procesie formowania się gwiazd. Jego wszechobecność i wysokie stężenie w galaktyce jako głównego paliwa prowadzi do powstawania ogromnej liczby gwiazd. Jednak wypływy molekularne, które wyrzucają ten gaz w przestrzeń międzygalaktyczną szybciej niż może on być zużyty przez procesy gwiazdotwórcze, skutecznie hamują powstawanie gwiazd w galaktykach, w których znajdują się kwazary.
Prace teoretyczne sugerują, że wypływy gazu molekularnego odgrywają ważną rolę w formowaniu się i ewolucji galaktyk od wczesnego wieku, ponieważ mogą regulować powstawanie gwiazd – powiedział Salak. Kwazary są szczególnie energetycznymi źródłami, więc spodziewaliśmy się, że mogą być w stanie generować silne wypływy.
Zaobserwowany przez naukowców kwazar J2054-0005 charakteryzuje się bardzo dużym przesunięciem ku czerwieni, co wskazuje na szybkie oddalanie się tego obiektu od Ziemi. Według Hashimoto, jest to jeden z najjaśniejszych kwazarów we wczesnym Wszechświecie, co czyni go doskonałym kandydatem do badań silnych wypływów. Naukowcy wykorzystali teleskop ALMA do obserwacji wypływu gazu molekularnego z tego kwazara. Dzięki swojej czułości i możliwości wykrywania wypływów gazu molekularnego we wczesnym Wszechświecie, ALMA odegrała kluczową rolę w tym badaniu.
Mówiąc o zastosowanej metodzie badawczej, Salak skomentował: Wypływający gaz molekularny (OH) został odkryty poprzez absorpcję. Oznacza to, że nie obserwowaliśmy bezpośrednio promieniowania mikrofalowego pochodzącego od cząsteczek OH; zamiast tego obserwowaliśmy promieniowanie emitowane przez jasny kwazar, a absorpcja oznacza, że cząsteczki OH pochłaniały część promieniowania z kwazara. Było to jak ujawnienie obecności gazu poprzez zobaczenie „cienia” rzucanego przez niego przed źródłem światła.
Wyniki tego badania stanowią pierwszy mocny dowód na istnienie silnych wypływów gazu molekularnego z galaktyk macierzystych kwazarów oraz ich wpływ na ewolucję galaktyk we wczesnym Wszechświecie. Gaz molekularny jest niezwykle istotnym składnikiem galaktyk, ponieważ stanowi paliwo niezbędne do formowania się gwiazd – podsumował Salak. Nasze odkrycia ukazują, że kwazary są zdolne hamować procesy powstawania gwiazd w swoich galaktykach macierzystych poprzez wyrzucanie gazu molekularnego w przestrzeń międzygalaktyczną.
Opracowanie:
Agnieszka Nowak
Więcej informacji:
•    Gas on the run – ALMA spots the shadow of a molecular outflow from a quasar when the Universe was less than one billion years old
•    Molecular Outflow in the Reionization-epoch Quasar J2054-0005 Revealed by OH 119 μm Observations
Źródło: Hokkaido University
Na ilustracji: Wizja artystyczna wypływu gazu molekularnego z kwazara J2054-0005. Źródło: ALMA (ESO/NAOJ/NRAO)
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/alma-dostrzega-cien-wyplywu-molekularnego-z-kwazara-gdy-wszechswiat-mial-mniej-niz

 

ALMA dostrzega cień wypływu molekularnego z kwazara, gdy Wszechświat miał mniej niż miliard lat.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Księżycowy reaktor jądrowy coraz bliżej. NASA zakończyła kolejną fazę
2024-02-03. Radek Kosarzycki
Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, reaktor mógłby zostać uruchomiony i zasilać instalacje na powierzchni Srebrnego Globu już na początku lat trzydziestych. Tak, tego wieku.
NASA kończy fazę projektową projektu mającego na celu opracowanie koncepcji małego reaktora jądrowego, który mógłby zasilać przyszłą bazę księżycową w energię elektryczną. Celem projektu Fission Surface Power jest opracowanie bezpiecznych, czystych i niezawodnych źródeł energii na Księżycu, gdzie każda noc trwa około 14,5 ziemskich dni. Taki system zasilania mógłby odegrać dużą rolę w programie agencji Artemis, w ramach którego ludzie mają wrócić na powierzchnię Księżyca, tym razem na stałe.
NASA i Departament Energii USA ogłosiły kontrakty z trzema firmami – Lockheed Martin, Westinghouse i IX (wspólne przedsięwzięcie Intuitive Machines i X-Energy) – na pierwszą fazę w 2022 roku.
Wszystkie trzy konsorcja otrzymały zadanie przedstawienia wstępnego projektu reaktora i podsystemów, szacunkowych kosztów i harmonogramu rozwoju, który mógłby utorować drogę do zapewnienia ciągłej obecności człowieka na powierzchni Księżyca przez co najmniej 10 lat.
„Księżycowa noc stanowi wyzwanie z technicznego punktu widzenia, dlatego posiadanie źródła energii, takiego jak reaktor jądrowy, który działa niezależnie od Słońca, umożliwia długoterminowe badania i wysiłki naukowe na Księżycu” – przekonywała 31 stycznia w oświadczeniu Trudy Kortes, dyrektor programowy misji demonstracyjnych technologii w Dyrekcji Misji Technologii Kosmicznych NASA.
Reaktor może być szczególnie przydatny na południowym biegunie Księżyca, gdzie uważa się, że w trwale zacienionych kraterach uwięziony jest lód wodny i inne substancje lotne.
Następnie NASA planuje przedłużenie kontraktów na fazę pierwszą, aby udoskonalić kierunek projektu na fazę drugą, która obejmuje ostateczny projekt reaktora na potrzeby demonstracji na Księżycu. Oczekuje się, że otwarty nabór na etap 2 zostanie otwarty w 2025 r.
Jak przekonują menedżerowie projektu, wszystkie trzy firmy przekazują olbrzymie ilości informacji. Przetworzenie wszystkich projektów zajmie trochę czasu. Ostatecznie jednak na podstawie tej analizy naukowcy będą decydowali o wymaganiach dotyczących projektu, który generowałby najniższe ryzyko w przyszłości. NASA przekonuje, że po fazie 2 docelową datą dostarczenia reaktora na platformę startową w podróż na Księżyc są wczesne lata trzydzieste XXI wieku.
Agencja określiła wymagania dla 40-kilowatowego reaktora wykorzystującego nisko wzbogacony uran i ważącego nie więcej niż sześć ton. Poza pewnymi ograniczeniami agencja zapewniła elastyczność, umożliwiając firmom stosowanie kreatywnego i różnorodnego podejścia do projektu technicznego.
Plan dotyczący reaktora jest jednym z szeregu nowych planów nuklearnych dotyczących przestrzeni kosmicznej, obejmującym wystrzelenie statku kosmicznego o napędzie atomowym o nazwie DRACO na początku 2026 roku.
https://www.pulskosmosu.pl/2024/02/reaktor-jadrowy-na-ksiezycu-coraz-blizej/

Księżycowy reaktor jądrowy coraz bliżej. NASA zakończyła kolejną fazę.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co za zbieg okoliczności. Astronomowie przyjrzeli się gwieździe, a ta eksplodowała 150 dni później
2024-02-03. Radek Kosarzycki
Jeżeli myślimy o gwieździe, która znajduje się pod koniec swojego życia i „lada dzień” eksploduje jako supernowa, myślimy najczęściej o Betelgezie. Nic dziwnego, skoro astronomowie cały czas wskazują, że gwiazda ta bardzo szybko zbliża się do swojego końca. Problem jednak w tym, że nie jesteśmy pewni, czy ten koniec nadejdzie za tydzień, za 10 000 lat, czy może za milion lat. W skali kosmicznej bardzo ciężko ustalić zbliżającą się datę śmierci. Zawsze jednak można liczyć na łut szczęścia.
Tak też było w przypadku nietypowej gwiazdy, którą astronomowie obserwowali w 2023 roku. Powodem obserwacji nie było jednak poszukiwanie przyszłej supernowej. Po prostu w ramach przeglądu nieba astronomowie zauważyli, że jedna z gwiazd znajdujących się w polu widzenia zachowuje się dość nietypowo — obiekt sklasyfikowano jako zjawisko przejściowe o niskiej jasności. Jasność gwiazdy bowiem zmieniała się w sposób chaotyczny, choć zdecydowanie inny i mniej dramatyczny niż w przypadku nowej czy supernowej. Od momentu zauważenia tejże gwiazdy, była ona śledzona i obserwowana przez wiele zespołów naukowych. Nie lada zaskoczeniem było, gdy w 2023 roku astronomowie zauważyli, że gwiazda eksplodowała jako supernowa wskutek zapadnięcia się jądra (ang. core collapse supernova), po tym jak w jej jądrze skończyło się paliwo do napędzania procesów fuzji termojądrowej.
Ostatnie dane obserwacyjne na temat gwiazdy zebrano zaledwie 150 dni przed końcem życia gwiazdy. Supernową skatalogowano pod numerem SN 2023fyq.
„Obserwowana jasność wzrasta wykładniczo w ostatnich tygodniach, podczas gdy gwiazda utrzymuje prawie stały promień fotosferyczny” – napisali autorzy w artykule, który oczekuje na recenzję. „Te obserwacje SN 2023fyq i ostatnich chwil przodka podkreślają, że gwiazdy, które mają eksplodować jako CCSNe, mogą podlegać ekstremalnym niestabilnościom na krótko przed ich ostatecznym końcem”.
Do eksplozji doszło w galaktyce spiralnej NGC 4388, która znajduje się w stosunkowo bliskiej nam Gromadzie w Pannie. Chociaż nie ma pewności co do dokładnej odległości tej galaktyki (około 56,7 milionów lat świetlnych stąd), jej względna bliskość sprawia, że jest to dobre miejsce na złapanie takiej gwiazdy tuż przed eksplozją.
To odkrycie jest ważne dla naszego zrozumienia tego, czego oczekujemy od gwiazd przechodzących w stadium supernowej. Gwiazda, która stała się SN 2023fyq, nie zachowywała się spokojnie, a potem nagle eksplodowała. Wręcz przeciwnie, w ostatnich momentach swojego życia przechodziła zmiany prowadzące do supernowej.
„Analiza takich gwiazd zwykle przeprowadzana jest po eksplozji, poprzez przeszukiwanie zdjęć archiwalnych i pomiar właściwości fotometrycznych przypuszczalnego progenitora eksplozji. Chociaż ten obszar astronomii zjawisk przejściowych jest wciąż w powijakach, konsekwencje wykrycia nietypowej aktywności takiej gwiazdy są ogromne. Wskazują one bowiem na to, że gwiazdy pod koniec swojego życia nie znajdują się w stanie równowagi i mogą nie pasować do standardowego modelu ewolucji gwiazd. SN 2023fyq i podobne obiekty przejściowe wskazują wyraźnie, że wygląd przodka supernowej przed samą eksplozją jest nietrywialny i bez dokładnego jego zbadania może dawać mylące wyniki w badaniach progenitorów supernowych” – podsumowują autorzy.
https://www.pulskosmosu.pl/2024/02/obserwacje-gwiazdy-przed-eksplozja-sn-2023fyq/

Co za zbieg okoliczności. Astronomowie przyjrzeli się gwieździe, a ta eksplodowała 150 dni później.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Marsonauci będą mieli problem. Te bakterie doskonale będą się czuły na Czerwonej Planecie
2024-02-03. Radek Kosarzycki
Ludzkość naprawdę nie ma lekko w tej przestrzeni kosmicznej. Zasadniczo jak na chwilę obecną, dobrze opanowaliśmy latanie na orbitę okołoziemską. Niby to już kosmos, ale jednak stacja kosmiczna znajduje się cały czas jedynie 400 kilometrów od powierzchni Ziemi. Na Księżyc udało nam się polecieć już ponad pół wieku temu, a mimo tego teraz wciąż jest to niesamowicie trudne i kosztowne. Owszem, ludzkość łakomie spogląda w stronę Czerwonej Planety, ale trzeźwo myślący ludzie (nie Elon Musk) wiedzą aż za dobrze, że człowiek poleci tam zapewne najwcześniej w drugiej połowie XXI wieku. Teraz się okazuje, że nawet kiedy już dojdziemy do tego etapu i nie tylko polecimy, ale też wylądujemy na powierzchni Marsa, przywieziemy ze sobą poważne problemy.
Zespół naukowców poinformował właśnie, że wiele bakterii, które człowiek przywiezie z Ziemi na Marsa na powierzchni swojego ciała, nie tylko przetrwa trudne warunki panujące na tej nieprzyjaznej ludziom planecie, ale wręcz będzie się tam czuło i rozwijało wręcz doskonale.
Niedawne eksperymenty odsłoniły cztery powszechnie występujące drobnoustroje chorobotwórcze w symulowanym środowisku przypominającym Marsa, z brakiem wody, niskim ciśnieniem atmosferycznym, śmiercionośnym promieniowaniem ultrafioletowym i toksycznymi solami. Jak podają naukowcy w styczniowym wydaniu periodyku Astrobiology, bakterie pozostawały przy życiu przez różne okresy czasu, a w niektórych przypadkach nawet rosły i mnożyły się w imitacji marsjańskiego piachu.
Wnioski płynące z odkrycia będą miały wpływ na zdrowie astronautów i wysiłki mające na celu zapobieganie skażeniu innych światów. Podkreślają również fakt, że „bakterie to naprawdę odporne małe stworzenia, które potrafią przetrwać wiele rzeczy i dlatego istnieją na Ziemi od miliardów lat” – mówi Samantha Waters, mikrobiolog z Mercer University w Atlancie w stanie Georgia.
Wcześniej badacze próbujący zrozumieć przeżywalność drobnoustrojów na Marsie skupiali się głównie na organizmach ekstremofilnych — żyjących w miejscach na Ziemi narażonych na duże promieniowanie, sól, wahania temperatury i suchość. Jednak w 2020 roku zespół naukowców odkrył, że kilka gatunków bakterii żyjących na ludzkim ciele lub w jego wnętrzu było w stanie rosnąć w podłożu przypominającym warunki ubogie w składniki odżywcze panujące w meteorytach.
To sprawiło, że niektórzy badacze zaczęli się zastanawiać, jak takie bakterie poradzą sobie w bezlitosnym środowisku Marsa. Aby się teo dowiedzieć, badacze umieścili kolonie Burkholderia cepacia, Klebsiella pneumoniae, Pseudomonas aeruginosa oraz Serratia marcescens w pudełku z symulowanymi warunkami marsjańskimi i regolitem, czyli regolitem podobnym do tego, który pokrywa powierzchnię Marsa. Te cztery rodzaje drobnoustrojów zwykle żyją na nas lub w nas. Problem w tym, że w niesprzyjających warunkach mogą stać się chorobotwórcze.
Założenie było takie, że regolit zapewne będzie miał trujący wpływ na komórki i skutecznie ograniczy ich wzrost. Okazało się jednak w toku badań, że jest dokładnie odwrotnie, szczególnie w przypadku bakterii P. aeruginosa, które rozrastały się przez całe 21 dni.
Badacze próbują teraz dowiedzieć się, w jaki sposób drobnoustroje przetrwały. Być może w zakamarkach regolitu bakteriom udało się znaleźć małe oazy z wystarczającą ilością wody, składników odżywczych i ochroną przed śmiercionośnym promieniowaniem UV. Naukowcy są również zainteresowani ustaleniem, w jaki sposób ludzki układ odpornościowy – który podczas lotów kosmicznych ma tendencję do stresu i rozregulowania – zareaguje na bakterie, które przeszły przez takie cierpienia.
Wyniki badań wskazują wyraźnie, że załogi przyszłych misji marsjańskich powinny zabrać ze sobą na Marsa mnóstwo antybiotyków, aby uporać się z bakteriami chorobotwórczymi, które przetrwały i być może ulegną mutacjom na powierzchni Marsa, a następnie ponownie nas zakażają. A ponieważ nie chcemy, aby poszukiwania życia na Marsie przypadkowo nie skończyło się pomyłką i wzięciem ziemskiej zmutowanej bakterii za rodziną dla Marsa, wypadałoby część powierzchni Marsa zamknąć dla ludzi i wysyłać tam tylko sterylne łaziki i roboty, a nie pełnych bakterii i mikroorganizmów ludzi. Zważając jednak na to, jak szybko idzie nam rozwój technologii pozwalających wysłanie ludzi na Marsa, możemy być spokojni. Jeszcze przez wiele lat żaden człowiek się tam nie pojawi.
https://www.pulskosmosu.pl/2024/02/bakterie-na-marsie/

Marsonauci będą mieli problem. Te bakterie doskonale będą się czuły na Czerwonej Planecie.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do Ziemi zbliża się duża planetoida. Przyleci, poleci, zero stresu
2024-02-03. Radek Kosarzycki
W niedzielę, 4 lutego planetoida 2011 MD zbliży się do Ziemi najbliżej. Choć nie będzie tego widać gołym okiem, asteroida przeleci 15 000 000 km od Ziemi — znacznie bliżej niż planetoidy należące do Pasa Głównego i mniej niż 10% odległości Ziemi od najbliższej planety, Marsa.
Opisana przez NASA jako „planetoida bliska Ziemi” okrąża Słońce co 396 dni. Jej orbita zbliża się do orbity Ziemi na odległość 0,001 AU, czyli faktycznie obiekt ten raz w roku muska orbitę Ziemi.
Planetoida 2011 MD po raz kolejny zbliży się do Ziemi w sierpniu tego roku. Po raz pierwszy została odkryta przez parę automatycznych teleskopów w Nowym Meksyku, które skanują niebo w poszukiwaniu planetoid bliskich Ziemi.
Dr Minjae Kim z Uniwersytetu w Warwick, powiedziała: „2011 MD to jedna z kilku planetoid, które według przewidywań w tym roku zbliżą się do Ziemi. Warto także zwrócić uwagę na planetoidę 2020 BX12, która przeleci blisko Ziemi 19 lutego. Z kolei 2022 YO1 odwiedzi nas w grudniu 2024 r., kiedy to zbliży się do nas na odległość rzędu 0,014 AU.
Jak wspomniałem jednak w tytule, nie ma tutaj żadnego zagrożenia dla Ziemi. Dotyczy to zarówno tej, jak i wszystkich innych znanych planetoid, które będą zbliżały się do nas w najbliższych stu latach. Dotyczy to także takich słynnych obiektów jak Apophis, planetoida o średnicy 350 metrów, która w piątek trzynastego kwietnia 2029 roku zbliży się do nas na zaledwie 30 000 kilometrów. Także ten obiekt nie stanowi dla nas żadnego zagrożenia.
„Chociaż prawdopodobieństwo bezpośredniego uderzenia w ląd jest jeszcze mniejsze niż prawdopodobieństwo uderzenia w Ziemię ze względu na rozległe oceany, potencjalne uderzenie planetoidy pozostaje poważnym problemem. NASA w dalszym ciągu odkrywa i śledzi planetoidy, a celem jest zakończenie przeglądu wszystkich znaczących NEO (obiektów zbliżających się do Ziemi). Zakończona kilka lat temu misja DART (Double Asteroid Redirection Test) odegrała istotną rolę w zademonstrowaniu naszej zdolności do namierzania i zmieniania orbity planetoidy poprzez uderzenie w nią impaktorem poruszającym się z dużą prędkością.
„DART pokazał, że dysponuje technologią i wiedzą niezbędną do odchylenia toru lotu planetoidy. W rezultacie znacznie zmniejsza to obawy dotyczące potencjalnych zagrożeń ze strony planetoid.”
Planetoidy można wykrywać zarówno na zdjęciach rejestrowanych w świetle widzialnym, jak i w podczerwieni, ponieważ przemieszczają się po niebie względem nieruchomych gwiazd. Najpopularniejszą metodą wykrywania planetoid są teleskopy optyczne. Wychwytują one światło odbite od planetoidy. Gdy planetoidy poruszają się na tle gwiazd stałych, można je rozpoznać po ich ruchu po niebie. Niektóre teleskopy są przeznaczone do wykrywania światła podczerwonego, czyli promieniowania cieplnego emitowanego przez obiekty kosmiczne. Teleskopy na podczerwień są szczególnie przydatne do wykrywania ciemnych planetoid, które nie odbijają zbyt wiele światła widzialnego, ale emitują promieniowanie podczerwone.
Analizując orbitę i wymiary planetoidy za pomocą teleskopów na podczerwień oraz poznając jej skład w świetle widzialnym, naukowcy mogą określić prawdopodobieństwo uderzenia i oszacować masę takiego obiektu. Ocena ta ma kluczowe znaczenie w ocenie potencjalnych zagrożeń i opracowaniu strategii skierowania tych kosmicznych skał ze ścieżki ku Ziemi, czego przykładem są misje takie jak DART.
https://www.pulskosmosu.pl/2024/02/planetoida-2011-md-blisko-ziemi/

Do Ziemi zbliża się duża planetoida. Przyleci, poleci, zero stresu.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odkryli wiele przerażających zjawisk w kosmosie. Ich skala zaskakuje

2024-02-04. Marcin Jabłoński
Astronomowie z MIT w krótkim czasie odkryli niezwykle dużo przypadków rozerwania gwiazd przez czarne dziury w zjawisku nazywanym rozerwaniem pływowym gwiazdy (TDE). Ich badania burzą dotychczasową wiedzę na temat jednego z najstraszniejszych zjawisk w kosmosie.

Rozerwanie pływowe gwiazdy to jedno z najbardziej fascynujących, jak i przerażających zjawisk w kosmosie. Ma miejsce, gdy gwiazda jest na tyle blisko czarnej dziury, że wpadnie w sidła jej siły grawitacyjnej. Przyciągając do siebie gwiazdę, czarna dziura zaczyna ją pożerać i rozrywać.
Ten niezwykły pokaz siły czarnej dziury generuje ogromne ilości energii w całym spektrum elektromagnetycznym. Do tej pory astronomowie za ich pomocą wyszukiwali przypadki TDE, głównie skupiając się na skanowaniu ich w paśmie optycznym i rentgenowskim. Pozwoliło to zidentyfikować łącznie 12 przypadków TDE w znanym nam wszechświecie.
Jednak grupa naukowców z MIT (Massachusetts Institute of Technology) postanowiła wykorzystać inną technologię do wynajdywania przypadków rozerwania gwiazd: podczerwień. Naukowcy odkryli, że TDE nagrzewa także pył i galaktyczny gruz, który często przysłania widok optyczny czy rentgenowski.
Zastosowanie podczerwieni sprawiło, że w krótkim czasie naukowcy zidentyfikowali więcej TDE niż do tej pory zrobił to cały świat astronomii. Seria kilku badań odsłoniła w nieodległych galaktykach aż 18 śladów "żerowania" czarnych dziur na gwiazdach. Niektóre z nich były tuż pod naszymi nosami.
Jak znaleźć TDE?
Swoje pierwsze TDE naukowcy z MIT znaleźli niejako przypadkiem, właśnie za pomocą obserwacji w podczerwieni. Zauważając efektywność tej technologii, postanowili wykorzystać ją do dalszych badań. Sięgnęli do archiwum obserwacji teleskopu NEOWISE, który poszukiwał "transjentów" lub krótkich wybuchów w podczerwieni.
Za pomocą opracowanego algorytmu udało im się przefiltrować wszystkie galaktyki w odległości 600 milionów lat świetlnych od Drogi Mlecznej. W nich znaleźli 1000, które miały ślady możliwych wybuchów energii TDE. Odkryli 18 zjawisk, które występują w wielu tzw. galaktykach pyłowych, które rozciągają się po widzianym przez nas niebie.

Gdybyś spojrzał w niebo i zobaczył kilka galaktyk, TDE występowałyby reprezentatywnie we wszystkich z nich
podsumował główny autor badań Megan Masterson
Przerażające zjawisko kosmosu częstsze niż myśleliśmy
Badanie naukowców z MIT udowadnia, że rozerwaniem pływowe gwiazdy jest powszechniejsze, niż nam się wydawało. Wcześniej TDE obserwowano głównie w jednym typie galaktyk - systemie "post-gwiazdowym", który wcześniej był fabryką gwiazdotwórczą, ale u swego kresu się uspokoił.

Układy te są stosunkowo pozbawione pyłu, co sprawia, że emisja optyczna lub rentgenowska TDE jest naturalnie łatwiejsza do wykrycia. Astronomowie dowiedli więc, że czarne dziury mogą pożerać gwiazdy w wielu galaktykach.
Po uwzględnieniu nowych TDE z poprzednimi szacuje się, że galaktyka doświadcza zaburzeń pływowych raz na 50 000 lat. Częstotliwość ta jest bliższa teoretycznym przewidywaniom fizyków. Dzięki większej liczbie obserwacji w podczerwieni zespół ma nadzieję określić tempo TDE i właściwości czarnych dziur, które je napędzają.
Badanie opublikowano w czasopiśmie The Astrophysical Journal.
Astronomowie odkryli zaskakującą tajemnicę wszechświata /@ToughSf /Twitter

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-odkryli-wiele-przerazajacych-zjawisk-w-kosmosie-ich-skala-za,nId,7301441

Odkryli wiele przerażających zjawisk w kosmosie. Ich skala zaskakuje.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal 2010-2024