Skocz do zawartości

Astronomiczne Wiadomości z Internetu


Rekomendowane odpowiedzi

Swift zaobserwował nietypowy obiekt

Międzynarodowy zespół naukowców zebrał obserwacje pochodzące m.in. z należącej do NASA misji Swift i przeanalizował niezwykłe źródło promieniowania pochodzące z galaktyki karłowatej Markarian 177 odległej o około 90 milionów lat świetlnych od nas.

Dziwne własności obiektu nazwanego w skrócie SDSS1133 wskazują, że może to być czarna dziura wypchnięta ze swojej macierzystej galaktyki zaraz po połączeniu z inna gigantyczną czarną dziurą. Ale astronomowie wskazują też na alternatywny scenariusz. Źródło promieniowania jest oddalone od centrum galaktyki Mrk 177 o 2600 lat świelnych i może być pozostałością po masywnej gwieździe, która wybuchła, zanim zdążyła dojść do stadium supernowej.

Michael Koss astronom ze Swiss Federal Institute of Technology w Zurychu, autor opublikowanego właśnie artykułu w Monthly Notices of the Royal Astronomical Society, podkreśla, że dotychczas zebrane obserwacje obiektu nie pozwalają na jednoznaczne ocenienie z jakim typem mamy do czynienia w tym przypadku.

Naukowcy zaobserwowali, że jasność w zakresie optycznym i ultrafioloetowym obiektu SDSS1133 nie zmieniła się znacząco w ciągu ostatnich dziesięciu lat, co jest nietypowe dla obserwacji młodych supernowych. Jednak przez ostatnie 6 miesięcy źródło znacząco pojaśniało w zakresie optycznym, a  jeśli ten trend będzie się utrzymywał, to faworyzowany stanie się scenariusz z czarną dziurą. Aby dokonać jeszcze dokładniejszych badań, astronomowie planuje dalsze obserwacje w październiku 2015 roku przy wykorzystaniu Kosmicznego Teleskopu Hubbla.

 

Czymkolwiek jest SDSS1133, jest to obiekt bardzo trwały. Naukowcy byli go w stanie zaobserwować  już ponad 60 lat temu. SDSS1133 był też monitorowany w czerwcu 2013 roku przez bardzo czuły instrument obserwujący w zakresie podczerwonym ? 10-cio metrowy teleskop Keck II na Hawajach. Obserwacje te ujawniły, że rejon emisji SDSS113 ma  mniej niż 40 lat  świetlnych, a  centrum Markariana 177 wskazuje na możliwość powstawania w tym obszarze gwiazd.

 

Naukowcy podejrzewają, że to co zaobserwowali, to następstwo połączenia się dwóch małych galaktyk i ich centralnych czarnych dziur. Zderzenie, czy też połączenie dwóch galaktyk, zaburza ich  kształty, a centralne czarne dziury tworzą układ podwójny związany, aż do momentu, kiedy dwa obiekty nie połączą się całkowicie.

 

Proces łączenia się dwóch czarnych dziur wyzwala duże ilości energii w postaci promieniowania grawitacyjnego. Jest to konsekwencja teorii grawitacji Einsteina. Fale grawitacyjne będą propagowały się  we wszystkich kierunkach oddalając się od swojego źródła. Jeśli układ powstanie z połączenia dwóch identycznych czarnych dziur, to fale emitowane będą symetrycznie we wszystkich kierunkach. Bardziej prawdopodobny jest jednak przypadek, że czarne dziury będą mieć różne masy i spiny, czego konsekwencją jest emisja ukośnych fal grawitacyjnych.

 

A jeśli nie mamy tu do czynienia z czarną dziurą, to SDSS1133 może być nietypową gwiazdą zwaną LBV (ang. Luminous Blue Variable). Gwiazdy takie przechodzą przez stan, gdy wyrzucają duże ilości masy długo przed tym zanim wybuchną. Jeśli ten scenariusz jest prawdziwy, to SDSS1133 byłaby gwiazdą LBV z najdłuższym dotąd zaobserwowanym okresem erupcji.  W takim przypadku zjawisko to, zgodnie z obserwacjami, trwałoby prawie bez przerwy od 1950 do 2001 roku.

 

Niezależnie, czy SDSS1133 jest supermasywną czarną dziurą, czy bardzo rzadką gwiazdą ? zaobserwowane zjawisko wydaje się astronomom jedyne w swoim rodzaju.

 

Oryginalny artykuł: Koss M et al. 2014. SDSS1133: An Unusually Persistent Transient in a Nearby Dwarf Galaxy. Monthly Notices of the Royal Astronomical Society 445 (1): 515-527; doi: 10.1093/mnras/stu1673

Alicja Wierzcholska | Źródło: Science Daily

http://orion.pta.edu.pl/swift-zaobserwowal-nietypowy-obiekt

Obserwacje w zakresie podczerwonym uzyskane przy wykorzystaniu teleskopu Keck II na Hawajach pokazujące obraz galaktyki Markarian 177.

Źródło: W. M. Keck Observatory/M. Koss (ETH Zurich) et al.

 

post-31-0-10468700-1416986629.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kotlet jagnięcy jak Felix Baumgartner. Zobaczcie jego lot do stratosfery

25 kilometrów w pionie pokonał... kotlet jagnięcy. Do stratosfery - tej samej warstwy atmosfery, z której skoczył sławny Felix Baumgartner - sztuka mięsa dotarła za pomocą balonu. Całe zdarzenie zostało nakręcone przez kamerę GoPro.

Pamiętacie Felixa Baumgartnera - człowieka, który w 2012 roku skoczył ze stratosfery? Być może to jego osoba zainspirowała brytyjskiego pisarza Nikesha Shuklę do nietypowej promocji swojej najnowszej powieści - "Meatspace". Otóż Shukla wysłał do stratosfery... kotlet jagnięcy. I to nie byle jaki, bo upieczony w piecu tandoor w pendżabskiej restauracji w Londynie.

? 90-minutowy lot...

Kotlet został przewieziony z Londynu do oddalonych o prawie 200 km wzgórz Cotswolds. Tam przymocowano go do wypełnionego helem balonu stratosferycznego z podłączoną kamerką GoPro.

...i lądowanie 130 km dalej

Balon, kamera oraz kotlet chwilę po osiągnięciu stratosfery eksplodowały. Ich lot na wysokość 25 km trwał 90 minut. Po eksplozji sygnał GPS zanikł, a zainteresowani stracili nadzieję, że odzyskają swoje nagranie. Jednak miesiąc później twórcy filmu znaleźli szczątki kamery na farmie w hrabstwie Dorset, oddalonej o ok. 130 km od miejsca startu.

Źródło: rt.com, www.independent.co.uk

Autor: mab/map

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/kotlet-jagniecy-jak-felix-baumgartner-zobaczcie-jego-lot-do-stratosfery,150697,1,0.html

 

post-31-0-23461400-1416986758_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Astronomiczne autouzupełnianie

Google, najpopularniejsza wyszukiwarka internetowa, oferuje usługę autouzupełniania. Zna ją pewnie 99% internautów. W czasie wpisywania kolejnych liter szukanej frazy wyszukiwarka "podpowiada", wymienia najpopularniejsze hasła zaczynające się od tych liter. Wpiszmy więc coś znajomego...

Zagubiony internauta chce wpisać "astronomia". Po wpisaniu pierwszych pięciu liter najpopularniejszym hasłem staje się... "astromagia". Dopiero na drugim miejscu jest obiekt jego poszukiwań.

Mamy XXI wiek. Powszechne szkolnictwo, rozkwit nauki i techniki, a społeczeństwo bardziej interesuje się magią, przesądami, kabałą, wróżeniem z ręki i innymi bzdurami niż nauką o otaczającym nas, nieskończenie pięknym Wszechświecie...

Czemu się jednak dziwić, skoro gwiazdami nie są teraz Aldebaran, Syriusz i Regulus, tylko Kasia Cichopek, Kim "Polędwica" Kardashian i Dawid Kwiatkowski. Cóż za upadek społeczeństwa...

Dodał: Michał Matraszek

http://news.astronet.pl/7527

 

post-31-0-07065900-1417077913.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lema pierwszy rok w kosmosie

Ponad 5,2 tys. okrążeń Ziemi ma na swoim koncie polski satelita naukowy Lem, który wraz z końcem listopada świętuje rok obecności w przestrzeni kosmicznej. Lem wystartował 21 listopada 2013 r.

W sierpniu 2014 roku w kosmosie dołączył do niego drugi polski satelita - Heweliusz.

 

Jak przypominają naukowcy na stronie internetowej projektu Brite, którego Lem jest elementem, minął rok od startu i rozpoczęcia pracy pierwszego polskiego satelity naukowego Lem na orbicie. "W tym czasie Lem okrążył Ziemię już 5270 razy i przebył dystans ponad 230 milionów kilometrów" - czytamy na stronie projektu.

 

Polski satelita - informują naukowcy - regularnie prowadzi badania obserwacyjne zgodnie z programem ustalonym przez konsorcjum Brite oraz dostarcza dane naukowe do dalszej analizy.

 

Lem, który wystartował na rosyjskiej rakiecie Dniepr wraz z kilkunastoma innymi satelitami, waży niecałe 7 kg i jest sześcianem o boku ok. 20 cm. 19 sierpnia 2014 roku w przestrzeni kosmicznej dołączył do niego drugi polski satelita Heweliusz.

 

Obydwa polskie satelity zbudowano w ramach międzynarodowego programu BRIght Target Explorer Constellation ? BRITE. Pracowali nad nimi specjaliści z Centrum Badań Kosmicznych PAN i Centrum Astronomicznego im. Mikołaja Kopernika PAN.

 

Polskie satelity umieszczone są na orbicie na wysokości 800 km. Wspólnie z dwoma satelitami austriackimi i jednym kanadyjskim przez kilka lat będą prowadziły pomiary 286 najjaśniejszych gwiazd na niebie. Takich badań nie da się precyzyjnie powadzić z Ziemi. Z powodu zakłóceń atmosferycznych, małych zmian jasności nie można zauważyć nawet przez największe teleskopy. Dlatego zdecydowano o umieszczeniu teleskopu na orbicie. Dopiero stąd można wykonywać obserwacje zmian jasności gwiazdy, które są spowodowane jej własnymi drganiami - tzw. oscylacjami.

 

Naukowcy, dzięki danym przesyłanym przez satelity Brite, otrzymają informacje o wewnętrznej budowie gwiazd i o szczegółach procesów fizycznych zachodzących w ich wnętrzu, np. reakcjach termojądrowych, mieszaniu materii, transporcie energii z centrum ku powierzchni przez konwekcję i promieniowanie.

 

Unikatową cechą misji, oprócz skoordynowanej pracy grup satelitów, jest to, że po raz pierwszy w historii misji kosmicznych obserwacje będą prowadzone z równoczesnym użyciem filtrów w dwóch różnych kolorach. Trzy satelity - wśród nich Lem - będą pracowały z niebieskim filtrem na teleskopie, a pozostałe - w tym Heweliusz - z filtrem czerwonym.

 

Satelity powstały we współpracy z Uniwersytetem w Wiedniu, Politechniką w Grazu, Uniwersytetem w Toronto i Uniwersytetem w Montrealu. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przeznaczyło na ich budowę 14,2 mln zł.

 

PAP - Nauka w Polsce

 

ekr/ mrt/

http://www.naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,402835,lema-pierwszy-rok-w-kosmosie.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słynne złote płyty z Voyagera pełne błędów

W 1977 roku wraz w wystrzelonymi przez NASA sondami Voyager, w odmęty kosmosu poleciały słynne złote płyty, które zawierały dźwięki i obrazy charakteryzujące naszą planetę. Są one przeznaczone dla istot pozaziemskich. Problem w tym, że zawierają kardynalne błędy, które zamiast pomóc, mogą utrudnić komunikację z obcymi.

O złotych płytach Voyagera (Voyager Golden Record) było głośno pod koniec ubiegłego stulecia. Wielu miało nadzieję, że koniec pewnej epoki będzie sprzyjać nawiązaniu pierwszego oficjalnego kontaktu z obcą cywilizacją. Dziś wiemy, że tak się nie stało, jednak wtedy myślano zupełnie inaczej, nie do końca poprawnie.

Gdybyśmy dzisiaj otrzymali identyczne płyty od obcych, to większość z nas nie potrafiłaby ich odtworzyć, ponieważ są to typowe płyty do fonografu, poprzednika gramofonu, które bardzo dawno wyszły z użytku. Także dane zapisane na płytach dla wielu byłyby całkowicie niezrozumiałe.

Pomysłodawcami dwugodzinnego nagrania byli Frank Drake (założyciel SETI) i Carl Sagan (popularyzator astronomii). Ten drugi stwierdził niegdyś, że "te statki kosmiczne zostaną odszukane i znajdujące się na nich nagrania odtworzone tylko jeśli we wszechświecie żyją zaawansowane i podróżujące przez kosmos cywilizacje. Jednakże wrzucenie tych butelek z wiadomością do kosmicznego oceanu mówi coś optymistycznego o życiu na tej planecie."

Na płytach zapisano 116 zdjęć i dźwięków zwierząt, ludzi i świata roślinnego. Znalazły się tam również pozdrowienia od mieszkańców Ziemi w 56 językach oraz przemówienie Jimmy'ego Cartera, prezydenta USA, i Kurta Waldheima, sekretarza generalnego ONZ. Jednak tym, co może zaciekawić potencjalnych obcych, jest z pewnością cała wiedza ludzkości w pigułce. Informacje na temat tego, co wiemy o Układzie Słonecznym, planetach, ludzkim DNA, pierwiastkach chemicznych, fizyce, chemii i matematyce.

Jest jedna kilka, ale bardzo poważnych błędów, które mogą zakłócić odbiór naszego świata przez pozaziemską cywilizację. Otóż jedno ze zdjęć zawiera błędnie narysowany atom fosforu, który zamiast pięciu elektronów na swej ostatniej powłoce, ma ich sześć. To może skutkować nieprawidłowym odczytaniem struktury ludzkiego DNA, ukazanej na kolejnych zdjęciach.

Błąd popełniono także w informacji o składzie ziemskiej atmosfery. Jeśli zsumujemy wszystkie liczby wychodzi 101 na 100. Obcy mogą więc uznać, że jesteśmy bardzo słabi z matematyki i chemii, skoro popełniliśmy tak kardynalne błędy.

http://www.geekweek.pl/aktualnosci/21140/slynne-zlote-plyty-z-voyagera-pelne-bledow

Filip Geekowski

 

post-31-0-16149600-1417078138_thumb.jpg

post-31-0-84677200-1417078147.jpg

post-31-0-60953300-1417078156.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czarna piękność droższa od złota. 10 tysięcy dolarów za gram marsjańskiej skały

Wartość skały o nazwie Black Beauty szacowana jest na 10 tys. dolarów za gram. Skała marsjańska jest drugim najstarszym meteorytem z Marsa. Kosmiczny odłamek wystawiony został na aukcję w Nowym Jorku.

? W 2011 roku na Saharze w Maroku został znaleziony marsjański meteoryt, który jest drugim znanym najstarszym meteorytem na Ziemi. Znany jako Black Beuty (Czarna Piękność) powstał około 2,1 mld lat temu na Marsie, podczas okresu amazońskiego (epoka geologiczna Marsa).

Najcenniejszy meteoryt na świecie

Obecnie Black Beauty została wystawiona na akcji Christie?s w Nowym Jorku. Eksperci szacują, że cena osiągnie około 63 tys. dolarów za pięciocentymetrowy okaz. Szacowana wartość za gram wynosi 10 tys. dolarów, co powoduje, że jest droższy od złota.

Nie tylko uroda tego kamienia wpłynęła na jego wartość. Tak wysoka cena spowodowana jest wielkim odkryciem. W składzie kosmicznej skały osadowej została odnaleziona woda, która pochodzi z Marsa. Oznacza to, że meteoryt powstał wskutek reakcji powierzchni czerwonej planety z wodą.

Kolekcjonerzy meteorytów mogą licytować Black Beauty do 25 listopada, a sama oferta aukcji oferuję 30 kosmicznych odłamków, które spadły na Ziemię.

Skaleniowa brejca

Marsjańskie meteoryty są najrzadszymi skałami, jakie można znaleźć na Ziemi. Black Beauty to tak zwana brekcja, czyli skała okruchowa powstała na skutek zlepienia się mniejszych elementów w jeden. W składzie marsjańskiej skały można znaleźć bazalt i pirokseny, które prawdopodobnie pochodzą z aktywności wulkanicznej. Głównym jednak budulcem Czarnej Piękności jest skaleń.

Formalną nazwą Black Beauty jest Northwest Africa 7034.

Źródło: TVN Meteo

Autor: mab/mk

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/czarna-pieknosc-drozsza-od-zlota-10-tysiecy-dolarow-za-gram-marsjanskiej-skaly,150703,1,0.html

 

post-31-0-34830000-1417078292.jpg

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Satelita Swift kończy 10 lat

20. listopada 2004 roku należący do NASA kosmiczny teleskop Swift  został wystrzelony z Przylądka Canaveral na pokładzie rakiety Boeing Delta II. Celem misji było przede wszystkim badanie rozbłysków gamma (GRB),  m. in. by poznać ich dokładną naturę. Rozbłyski gamma to najjaśniejsze eksplozje w całym kosmosie. Większość z nich pojawia się wtedy, gdy masywnej gwieździe kończy się paliwo jądrowe i pod wpływem własnej grawitacji zapada się przemieniając się w czarną dziurę. Czarna dziura następnie powoduje powstanie strug cząstek, tzw. dżetów, które przebijają się przez zewnętrzne otoczki gwiazd z prędkością bliską prędkości światła.

Astronomowie użyli jeden z instrumentów zainstalowanych na pokładzie satelity Swift do stworzenia szczegółowego przeglądu w zakresie ultrafioletowym Dużego i Małego Obłoku Magellana, dwóch najbliższych nam galaktyk. Prawie milion źródeł promieniowania UV zostało zidentyfikowanych, które widoczne są na mozaice 2.200 zdjęć wykonanych przez instrument UVOT (ang. The UltraViolet and Optical Telescope). Aby powstał obraz o wielkości 160-megapikseli potrzebne były obserwacje trwające łącznie 5,4 dnia. Zdjęcia zostały wykonane w zakresie od 160 do 330 nm. Wykonanie obserwacji w tym zakresie możliwe jest tylko przez teleskop znajdujący się poza atmosferą Ziemi, ponieważ ta niemal całkowicie pochłaniane promieniowanie UV. Rozdzielczość kątowa wynosi 2,5 minuty łuku, zaś sam Wielki Obłok Magellana rozciąga się na około 14.000 lat świetlnych.

Podglądanie Wszechświata w zakresie UV pozwala naukowcom na ograniczenie wpływu promieniowania z innych zwykłych gwiazd, takich jak np. Słońce, które w tym zakresie świecą znacznie słabiej. Dzięki temu możliwe staje się badanie bardzo gorących gwiazd oraz obszarów, w których rodzą się nowe gwiazdy. Poza UVOTem nie ma teleskopu, który mógłby wykonać przegląd tak szerokiego pola z tak wysoką rozdzielczością i to w wielu podzakresach promieniowania UV.

Na pokładzie satelity Swift, oprócz instrumentu UVOT, działają również XRT (ang. X-ray Telescope) pracujący w miękkim zakresie rentgenowskim (od 0.3 do 10 keV), a także BAT (ang. Burst Alert Telescope) posiadający szerokie pole widzenia wynoszące 2 steradiany (czyli ok. 15% powierzchni całego nieba) obserwujący w zakresie twardego promieniowania X (od 15 do 150 keV).

Opiekę nad satelitą Swift sprawują głównie Pennsylvania State University wraz z Centrum Lotów Kosmicznych imienia Roberta H. Goddarda, a także instytucje z Wielkiej Brytanii, Włoch oraz Niemiec i Japonii.

Hubert Siejkowski | Źródło: nasa.gov

http://orion.pta.edu.pl/satelita-swift-konczy-10-lat

Mozaika 2.200 zdjęć wykonanych przez satelitę Swift w zakresie UV złożona w jeden obraz przedstawiający Wielki Obłok Magellana.

Źródło: NASA/Swift/S. Immler (Goddard) and M. Siegel (Penn State)

Obraz w dużej rozdzielczości (40MB).

 

post-31-0-33863600-1417246798_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DNA potrafi przeżyć kosmiczną podróż

Krzysiek Dzieliński

Naukowcom z Uniwersytetu w Zurychu udało się ostatnio przeprowadzić eksperyment, którego wynik jest kolejną cegiełką potwierdzającą teorię panspermii. Przyczepili oni do poszycia europejskiej rakiety TEXUS-49 cząsteczki DNA, a materiał genetyczny przeżył podróż w przestrzeń kosmiczną i z powrotem.

Eksperyment nazwany DARE (DNA Atmospheric Re-entry Experiment) miał na celu sprawdzenie wpływu grawitacji na ekspresję genów w ludzkich komórkach, jednak podczas przygotowania do niego naukowcy zaczęli się zastanawiać czy jednocześnie nie można by sprawdzić czy DNA będzie w stanie przeżyć na zewnątrz rakiety.

A zatem do poszycia rakiety przyczepiono niewielkie, dwuniciowe cząsteczki DNA, które bez żadnej osłony opuściły Ziemię i powróciły na powierzchnię, a wynik tego wymyślonego naprędce badania przeszedł najśmielsze oczekiwania. Okazało się, że materiał genetyczny wrócił na Ziemię w nienaruszonym stanie, ale nie to jest najciekawsze - dalej był on bowiem zdolny do reprodukcji.

Mamy zatem mocny dowód na to, że DNA mogło przetrwać kosmiczną podróż w ekstremalnych warunkach, a nawet jeszcze bardziej ekstremalne wejście w ziemską atmosferę. Oczywiście eksperymentalna podróż była bardzo krótka, lecz życie nie musiało na Ziemię wcale wędrować z daleka - niegdyś chociażby Mars mógł nim tętnić.

Biorąc pod uwagę, że na Ziemię w ciągu jednego dnia spada około 100 ton kosmicznego materiału teoria o pozaziemskim pochodzeniu życia wydaje się coraz bardziej prawdopodobna.

A dodatkowo wskazano na pewien problem z bezpieczeństwem kosmicznych lotów. Rakiety i cały sprzęt, który zabierać będziemy ze sobą na inne planety będzie musiał być dokładnie sterylizowany, aby uniknąć przypadkowego przeniesienia ziemskiego życia na inne światy.

Źródło: PLOS ONE

http://www.geekweek.pl/aktualnosci/21158/dna-potrafi-przezyc-kosmiczna-podroz

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Japończycy wyślą swój lądownik w kierunku asteroidy. Już w niedzielę

Misja ma dostarczyć wiedzy naukowcom na temat początków życia i powstania wody

Minęło zaledwie kilkanaście dni od jednego z najważniejszych wydarzeń w dziejach astronomii (lądowania na komecie), a już szykuje się kolejne. 30 listopada z japońskiej wyspy Tanegashima zostanie wystrzelona sonda Hayabusa 2. W 2018 roku wyląduje ona na asteroidzie 1999 JU3. Naukowcy pokładają ogromne nadzieje w misji i wierzą w to, że dzięki niej zwiększy się bezpieczeństwo Ziemi.

Hayabusa 2 to sonda, która została skonstruowana przez Japońską Agencję Badań Kosmicznych (JAXA). Jest następczynią sondy Hayabusa, dzięki której w 2010 roku sprowadzono na Ziemię pierwsze próbki materii planetoidy. Eksperci z JAXA podali już datę początku misji Hayabusa 2. Urządzenie zostanie wystrzelone w Kosmos 30 listopada o godz. 13.24.48 czasu obowiązującego w Japonii (5.24.48 naszego czasu) z Centrum Lotów Kosmicznych Tanegashima.

Wyśle kosmiczne próbki na Ziemię

Zadaniem Hayabusa 2 będzie dotarcie do asteroidy 1999 JU3, wylądowanie na niej, a następnie, za pomocą 10-kilogramowego próbnika MASCOT, zebranie próbek z planetoidy. Jednak, jak podkreślają naukowcy, to będzie tylko część zadania. Kolejnym - bardzo ważnym- etapem stanie się sprowadzenie tych próbek na Ziemię. Według szacunków sonda ma dogonić asteroidę już w 2018 roku, a zebrany materiał dotrze na naszą planetę w 2020 roku.

W czym tkwi sekret planetoidy?

Dlaczego astronomowie z JAXA postanowili wylądować właśnie na 1999 JU3? Jak wyjaśniają, jest to planetoida typu C, która po pierwsze zawiera znacznie więcej materii organicznej niż planetoidy innego typu, a po drugie jest najliczniej reprezentowaną grupą planetoid. Dzięki temu eksperci liczą na nowe wskazówki dotyczące powstania Układu Słonecznego.

"Doskonały okaz" do analizy

Prof. Humberto Campins z Uniwersytetu Centralnej Florydy, który zajmuje się astronomią podkreślił, że wybrana przez JAXA planetoida jest "doskonałym okazem".

- Z naszych analiz wynika, że (asteroida - red.) powinna być bogata w cząsteczki organiczne i minerały uwodnione, pochodzące z początków Układu Słonecznego. Jeśli wszystko się powiedzie, otrzymamy cenne wskazówki na temat powstania wody i życia na Ziemi - zauważył naukowiec.

Ziemia będzie bardziej bezpieczna?

Uczeni mają także nadzieję, że dokładne poznanie obiektów takich jak 1999 JU3 zwiększy bezpieczeństwo naszej planety. Wierzą, że dzięki temu uda się opracować metody "walki" np. z obiektami NEO (ang. Near-Earth Objects) - obiektami bliskimi Ziemi, które mogą być potencjalnym zagrożeniem.

Zobaczcie lądowanie Philae na komecie:

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/japonczycy-wysla-swoj-ladownik-w-kierunku-asteroidy-juz-w-niedziele,151077,1,0.html

 

post-31-0-95242400-1417246979.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tajemnicze pole otacza Ziemię. Jest niczym pole siłowe ze "Star Treka"

 

Naukowcy z University of Colorado Boulder odkryli nieznane dotychczas pole otaczające Ziemię. Chroni nas przed zabójczymi elektronami o wysokiej energii.

Ziemię otacza obszar intensywnego promieniowania, zwany pasami van Allena. Składa się z naładowanych cząstek o wysokich energiach schwytanych przez ziemskie pole magnetyczne. Cząstki te pochodzą z wiatru słonecznego i promieniowania kosmicznego

 

http://wyborcza.pl/1,75476,17048458,Tajemnicze_pole_otacza_Ziemie__Jest_niczym_pole_silowe.html

Ziemia i otaczające ją plazmosfera oraz pasy van Allena (NASA Scientific Visualization Studio)

 

post-31-0-70826100-1417268788.jpg

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jowisz niczym tarcza. Chroni Ziemię przed pędzącymi kometami

Niektórzy astronomowie uważają, że Jowisz chroni naszą planetę przed bombardowaniem ze strony komet. Wszystko za sprawą grawitacji tego gazowego olbrzyma. Jego siła ciążenia jest na tyle duża, że skutecznie przyciąga pędzące komety lub wyrzuca je poza Układ Słoneczny.

Wielu astronomów uważa, że na Ziemi możliwe jest życie dzięki grawitacji Jowisza. To właśnie jego siła ciążenia chroni naszą planetę przed niebezpiecznymi kometami.

Grawitacja Jowisza działa bowiem jak proca, która wręcz odrzuca wiele komet od Układu Słonecznego.

Zdaniem ekspertów, gdyby nie Jowisz, to nasza planeta znacznie częściej znajdowałaby się na kursie kolizyjnym pędzących ciał niebieskich.

Jowisz przyciąga komety

W ostatnich dekadach astronomowie obserwowali komety, które zderzały się z Jowiszem. W 1994 roku kometa Shomaker-Levy 9 uderzyła w powierzchnię tego gazowego olbrzyma, a w 2009 roku naukowcy zobaczyli ciemne rozcięcie na Jowiszu, które mogło powstać właśnie na skutek uderzenia.

Badacze Kosmosu uważają, że to grawitacja Jowisza spowodowała, że w Układzie Słonecznym stworzył się plas planetoid, na obszarze którego poruszają się setki tysięcy małych skał kosmicznych.

Grawitacja największej planety w Układzie Słonecznym

Do innego intrygującego wydarzenia doszło również kilka wieków temu. W 1770 roku kometa Lexell zbliżyła się do Ziemi. Wówczas dystans, jaki dzielił kometę od naszej planety, wynosił milion kilometrów (odległość między Słońcem i Ziemią).

- Kometa trzy lata wcześniej przeleciała blisko Jowisza, który zmienił kurs ciała niebieskiego prosto na Ziemię. Pędzące ciała niebieskie krążyły po orbicie wokół słońca, po czym znów zbliżyły się do Jowisza, którego grawitacja skierowała kometę poza Układ Słoneczny - powiedział były dyrektor Centralnego Biura Telegramów Astronomicznych, które jako pierwsze informuje o wydarzeniach w Kosmosie.

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/swiat,27/jowisz-niczym-tarcza-chroni-ziemie-przed-pedzacymi-kometami,151135,1,0.html

Źródło: earthsky.org

Autor: mab/kt

Ślad na powierzchni Jowisza po uderzeniu komety

 

post-31-0-68727300-1417336819.jpg

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PW-Sat zdeorbitowany!

PW-Sat z dniem 28 października 2014 został usunięty z bazy danych TLE NORAD-u. Tym samym pierwszy polski satelita studencki wykonał swoją misję i najprawdopodobniej dokonał deorbitacji.

Więcej informacji i historyczny zapis trajektorii PW-Sata już niedługo.

http://pw-sat.pl/2014/11/pw-sat-zdeorbitowany/

 

post-31-0-57936900-1417349242_thumb.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prof. Marek Banaszkiewicz prezesem Polskiej Agencji Kosmicznej

Prof. Marek Banaszkiewicz został powołany przez premier Ewę Kopacz na stanowisko prezesa Polskiej Agencji Kosmicznej - poinformowało w piątek PAP Centrum Informacyjne Rządu. Agencja ma przede wszystkim koordynować działania polskiego sektora kosmicznego.

Prof. Banaszkiewicz dotychczas był dyrektorem Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk. Agencja ma się przyczynić do usuwania barier w rozwoju firm i instytucji badawczo-rozwojowych z sektora kosmicznego. Ma koordynować działania sektora, które dziś są rozproszone między różne instytucje i resorty, identyfikować ciekawe i ważne zastosowania, tworzyć własne laboratoria, usprawniać dzielenie się wiedzą itp.

 

Przygotowując odpowiednią ustawę o Agencji rząd wskazywał, że Polska w związku z uczestnictwem w Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) wpłaca do niej kwotę rzędu kilkudziesięciu milionów euro rocznie, natomiast polski sektor kosmiczny, mimo potencjału i chęci, w minimalnym stopniu uczestniczy w programach ESA.

 

Polska przystąpiła do ESA we wrześniu 2012 r. Przez pierwszych pięć lat naszego członkostwa w ESA 45 proc. wynoszącej ok. 20 mln euro rocznej składki będzie wracało do Polski w ramach projektów realizowanych przez polskie firmy. Później to właśnie dzięki Polskiej Agencji Kosmicznej ma nam być łatwiej walczyć o część tych środków.

 

W piątek w Ministerstwie Gospodarki przedstawiciele polskich firm podpisali kontrakty z ESA na realizację w sektorze kosmicznym projektów z dziedziny informatyki, zaawansowanych technologii lotniczych, meteorologii, nawigacji czy aplikacji satelitarnych.

 

Jak zauważył wicepremier Janusz Piechociński, coraz więcej małych, średnich i dużych polskich przedsiębiorstw dołącza do zaawansowanej, wymagającej technologicznie branży kosmicznej, a także lotniczej. "W dużym stopniu dzieje się tak dzięki naszemu członkostwu w ESA" - ocenił.

 

Z kolei wiceminister gospodarki Grażyna Henclewska poinformowała, że w tym roku zakwalifikowano do wdrożenia 28 projektów o wartości ponad 5 mln euro, zgłoszonych przez polskie firmy. "W tym roku otrzymaliśmy więcej propozycji dotyczących rozwijania i wdrażania innowacji kosmicznych. Odnotowaliśmy również, że projekty reprezentują wyższy niż ostatnio poziom gotowości technologicznej" - oceniła Henclewska.(PAP)

 

wkr/ mhr/

http://www.naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,402887,prof-marek-banaszkiewicz-prezesem-polskiej-agencji-kosmicznej.html

Prezes Polskiej Agencji Kosmicznej prof. Marek Banaszkiewicz. Fot. PAP/ Rafał Guz 28.11.2014

 

post-31-0-06200900-1417419397.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niebo w pierwszym tygodniu grudnia 2014 roku

Mapka pokazuje położenie Księżyca i planety Uran w pierwszym tygodniu grudnia 2014 roku (kliknij w miniaturkę, aby powiększyć).

Mapkę wykonano w GIMP-ie (http://www.gimp.org) na podstawie mapek z programu Starry Night (http://www.starrynighteducation.com).

Dodał: Ariel Majcher

Źródło: StarryNight

Zaczął się grudzień, a to oznacza, że już tylko przez 3 tygodnie dzień będzie się skracał, a potem, przez kolejne pół roku, będzie się wydłużał. Ale już od 13 grudnia zacznie przybywać dnia wieczorem. W pierwszym grudniowym tygodniu na niebie dominował będzie Księżyc, którego pełnia przypada w sobotę 6 grudnia. Zanim jednak do niej dojdzie Srebrny Glob w małej odległości minie planetę Uran i gwiazdę Aldebaran. Na wieczornym niebie Mars coraz bardziej zbliża się do Neptuna, a dwie godziny po zachodzie Czerwonej Planety pojawia się na nim Jowisz.

Ostatni miesiąc br. Księżyc zacznie w Rybach i do końca tygodnia odwiedzi jeszcze gwiazdozbiory Barana, Byka, Oriona i Bliźniąt. W poniedziałek 1 grudnia o zmierzchu naturalny satelita Ziemi będzie się znajdował na wysokości ponad 20° nad południowo-wschodnim widnokręgiem, a jego tarcza będzie miała fazę 74%. Trzy godziny później Księżyc będzie już bliski górowania na dwukrotnie większej wysokości. 3,5 stopnia na wschód od niego będzie można odnaleźć planetę Uran. Do zachodu obu ciał niebiańskich (po godzinie 2 następnego dnia) Księżyc zbliży się do Urana na odległość mniejszą, niż 40'. Dobę później tarcza Srebrnego Globu będzie oświetlona w 84%, minie siódmą planetę Układu Słonecznego i będzie oddalona od niej o prawie 11° na północny wschód od niej.

Uran powoli przygotowuje się do zmiany swojego ruchu z wstecznego na prosty i już prawie stoi w miejscu względem okolicznych gwiazd. Planeta świeci obecnie z jasnością +5,8 magnitudo i nadal przebywa nieco ponad 3° prawie dokładnie na południe od gwiazdy ? Psc, której jasność obserwowana to +4,4 wielkości gwiazdowe. To oznacza, że silny już tego wieczora księżycowy blask będzie silnie wpływał na możliwość dostrzeżenia gwiazd i planet wymienionych w tym paragrafie.

W środę 3 grudnia Księżyc zawędruje do gwiazdozbioru Barana, przechodząc na południe od najjaśniejszych gwiazd tej konstelacji. Do tego dnia tarcza Księżyca zwiększy swoją fazę do 91%, zaś wieczorem będzie można go obserwować w odległości od 10 do 12 stopni od gwiazd Hamal, Sheratan i Mesarthim.

Piątek 5 grudnia i sobotę 6 grudnia Księżyc spędzi w gwiazdozbiorze Byka. Jego blask będzie wtedy bliski maksimum, ponieważ s piątek jego faza będzie wynosiła 99%, a w sobotę - 100%. W piątkowy wieczór Księżyc wzejdzie prawie dokładnie o zachodzie Słońca i będzie wtedy się znajdował niecałe 9° na południowy wschód od Plejad oraz jednocześnie trochę ponad 4° na zachód od Hiad i prawie 7° od najjaśniejszego w Byku Aldebarana. Przez całą noc z piątku na sobotę Srebrny Glob będzie się zbliżał do Hiad i Aldebarana, około godziny 2:30 minie on w odległości mniejszej niż 2' (w Łodzi, w Bieszczadach możliwa brzegówka!) gwiazdy ?2 Tauri o jasności obserwowanej +4,8 wielkości gwiazdowej, a nad samym ranem, tuż przed zachodem, zbliży się do Aldebarana na odległość mniejszą, niż 1°. W sobotni wieczór Księżyc w pełni będzie już ponad 6° na wschód od najjaśniejszej gwiazdy Byka.

Mapka pokazuje położenie planet Mars i Neptun w pierwszym tygodniu grudnia 2014 roku (kliknij w miniaturkę, aby powiększyć).

Mapkę wykonano w GIMP-ie (http://www.gimp.org) na podstawie mapek z programu Starry Night (http://www.starrynighteducation.com).

Dodał: Ariel Majcher 

Źródło: StarryNight

Na wieczornym niebie, zanim jeszcze Księżyc wzniesie się wysoko nad horyzont i będzie silnie przeszkadzał swoim blaskiem w obserwacjach, prawie po przeciwnej stronie horyzontu, co naturalny satelita Ziemi, będą świeciły dwie planety Układu Słonecznego. Jaśniejszy Mars, świecący z jasnością +1 magnitudo, przejdzie w tym tygodniu ze Strzelca do Koziorożca, mijając po drodze gromadę kulistą M75. W środę 3 grudnia odległość między tymi ciałami niebiańskimi zmaleje poniżej 20', czyli 2/3 średnicy kątowej Słońca, czy Księżyca, natomiast w niedzielę odległość między nim a Neptunem będzie niewiele większa od 33°. To sporo, ale każdego kolejnego dnia będzie ona coraz mniejsza.

 

Z dostrzeżeniem Czerwonej Planety nie powinno być kłopotu, ponieważ będzie ona najjaśniejszym obiektem naturalnego pochodzenia w tym rejonie nieba i świecący daleko od niej, choć jasno, Księżyc nie będzie bardzo utrudniał obserwacji Marsa. Inaczej będzie w przypadku Neptuna. Ostatnia planeta Układu Słonecznego świeci z jasnością +7,9 magnitudo, czyli niezbyt dużą, a co za tym idzie, będzie ona ginąć w blasku księżycowej tarczy, zwłaszcza pod koniec tygodnia. Neptun zmienił już kierunek swojego ruchu na prosty i zbliża się do gwiazdy &simga; Aquarii. Pod koniec tygodnia odległość między tymi ciałami niebiańskimi spadnie poniżej 50'.

Prawie w tym samym miejscu co Księżyc, tylko kilka godzin później, wschodzi Jowisz, który pokazuje się nad widnokręgiem już przed godziną 22. Największa planeta Układu Słonecznego również bardzo niewiele przesuwa się względem okolicznych gwiazd, ponieważ też przygotowuje się do zmiany kierunku swojego ruchu. Jednak w przeciwieństwie do Urana za kilkanaście dni Jowisz zmieni ruch z prostego na wsteczny i będzie szybko zbliżał się do naszej planety, co spowoduje dość szybki wzrost jego jasności i średnicy kątowej, a dzięki temu łatwiej będzie dostrzec szczegóły na tarczy planety, czy wędrujące po niej księżyce i ich cienie. Obecnie Jowisz przebywa około 7,5 stopnia na północny zachód od Regulusa, czyli najjaśniejszej gwiazdy Lwa, świecącej z jasnością +1,3 wielkości gwiazdowej, a jego blask zwiększył się już do -2,3 wielkości gwiazdowej, przy średnicy tarczy 41".

Noce cą bardzo długie, a Jowisz przez coraz większą część nocy przebywa nad widnokręgiem. Dzięki temu coraz więcej zjawisk w układzie księżyców galileuszowych przypada na czas, kiedy znajdują się one nad horyzontem. W tym tygodniu z terenu Polski będzie można dostrzec następujące zdarzenia:

? 1 grudnia, godz. 6:06 - wejście Io w cień Jowisza (początek zaćmienia),

? 1 grudnia, godz. 23:52 - wejście cienia Europy na tarczę Jowisza,

? 2 grudnia, godz. 2:22 - wejście Europy na tarczę Jowisza,

? 2 grudnia, godz. 2:50 - zejście cienia Europy z tarczy Jowisza,

? 2 grudnia, godz. 3:24 - wejście cienia Io na tarczę Jowisza,

? 2 grudnia, godz. 4:38 - wejście Io na tarczę Jowisza,

? 2 grudnia, godz. 5:18 - zejście Europy z tarczy Jowisza,

? 2 grudnia, godz. 5:44 - zejście cienia Io z tarczy Jowisza,

? 2 grudnia, godz. 6:56 - zejście Io z tarczy Jowisza,

? 3 grudnia, godz. 0:25 - częściowe zakrycie Ganimedesa przez Europę (początek),

? 3 grudnia, godz. 0:33 - częściowe zakrycie Ganimedesa przez Europę (koniec),

? 3 grudnia, godz. 0:34 - wejście Io w cień Jowisza (początek zaćmienia),

? 3 grudnia, godz. 4:08 - wyjście Io zza tarczy Jowisza (koniec zakrycia),

? 3 grudnia, godz. 21:52 - wejście cienia Io na tarczę Jowisza,

? 3 grudnia, godz. 22:12 - częściowe zakrycie Ganimedesa przez Io (początek),

? 3 grudnia, godz. 22:16 - częśćiowe zakrycie Ganimedesa przez Io (koniec),

? 3 grudnia, godz. 23:06- wejście Io na tarczę Jowisza,

? 4 grudnia, godz. 0:00 - wyjście Europy zza tarczy Jowisza (koniec zakrycia),

? 4 grudnia, godz. 0:12 - zejście cienia Io z tarczy Jowisza,

? 4 grudnia, godz. 1:22 - zejście Io z tarczy Jowisza,

? 4 grudnia, godz. 22:14 - wejście cienia Kallisto na tarczę Jowisza,

? 4 grudnia, godz. 22:36 - wyjście Io zza tarczy Jowisza (koniec zakrycia),

? 5 grudnia, godz. 2:20 - minięcie się Io i Kalisto w odległości 2,5" (środki tarcz),

? 5 grudnia, godz. 3:06 - zejście cienia Kallisto z tarczy Jowisza,

? 5 grudnia, godz. 21:03 - od wschodu Jowisza Io, Europa i Kallisto blisko siebie na zachód od tarczy planety,

? 6 grudnia, godz. 3:35 - minięcie się Europy i Kalisto w odległości 1", Io 16" na wschód od tej pary (środki tarcz),

? 6 grudnia, godz. 23:11 - prawie całkowite zakrycie Io przez Ganimedesa (początek),

? 6 grudnia, godz. 23:19 - prawie całkowite zakrycie Io przez Ganimedesa (koniec),

? 7 grudnia, godz. 2:20 - wejście cienia Ganimedesa na tarczę Jowisza,

? 7 grudnia, godz. 6:02 - zejście cienia Ganimedesa z tarczy Jowisza,

? 7 grudnia, godz. 7:04 - wejście Ganimedesa na tarczę Jowisza.

 

Ciekawie będzie zwłaszcza rano 2 grudnia, gdy na tarczy Jowisza będą znajdowały się księżyce Europa (przy zachodniej krawędzi) i Io (przy wschodniej), a prawie dokładnie w połowie drogi między nimi będzie jeszcze cień Io. W nocy ze środy 3 grudnia na czwartek 4 grudnia wieczorem tuż na wschód od jowiszowej tarczy będą znajdowały się Ganimedes z Io (Ganimedes początkowo bliżej tarczy), potem Io wejdzie na tarczę Jowisza, a nieco ponad godzinę później zza tarczy wyjdzie Europa, zastępując Io przy Ganimedesie. W nocy z piątku 5 grudnia na sobotę 6 grudnia 3 księżyce galileuszowe będą blisko siebie na zachód od tarczy planety, potem 2 z nich zleją się w jeden punkt.

Dodał: Ariel Majcher

http://news.astronet.pl/7528

 

post-31-0-34115600-1417503306_thumb.jpg

post-31-0-55241100-1417503313.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spadł prosto z nieba. Miał przynieść fortunę, a zostawił tylko paskudnego siniaka

Piotr Cieśliński

 

Wczoraj minęła 60. rocznica pierwszego udokumentowanego przypadku uderzenia meteorytu w człowieka. Stało się to w miejscowości Sylacauga w stanie Alabama. Kamień z nieba przebił dach domu i skaleczył Ann Hodges.

 

Do dziś jest to chyba największe wydarzenie w dziejach tego małego miasteczka. 30 listopada 1954 roku mniej więcej w porze lunchu jego mieszkańcy zaobserwowali dziwne i niezwykłe zjawiska na niebie. Jedni mówili o świetlnym łuku i kuli ognia, inni widzieli pióropusz białego lub czerwonego dymu, słyszano też odgłosy eksplozji.

 

34-letnia Ann Hodges czuła się tego dnia źle, bolała ją głowa, położyła się więc w salonie na kanapie. Obudził ją huk i ból w lewym biodrze. Kiedy podniosła się przerażona, na podłogę stoczył się czarny kamień wielkości dużego grapefruita. Stojący obok odbiornik radiowy był zmiażdżony, pokój był pełen kurzu, w suficie ziała dziura. Kamienny intruz przebił dach, uderzył w radio i rykoszetem trafił w drzemiącą kobietę.

 

Samolot czy latający spodek?

 

W pierwszej chwili kobieta pomyślała, że to fragment jakiegoś samolotu. Zadzwoniła na policję, która już była zaalarmowana relacjami o eksplozjach i ognistej kuli na niebie. W jej domu szybko zjawił się szef policji, a także burmistrz Sylacauga, a za nimi gapie i dziennikarze, których ściągnęły szybko rozchodzące się plotki. Kiedy mąż Ann Hodges wieczorem wrócił z pracy do domu, ledwo się przepchał przez tłum ludzi, jaki się kłębił na ulicy i przed wejściem do domu.

 

Burmistrz Sylacauga, pani Hodges i szef policji pod dziurą w suficie, którą wybił meteoryt

Głównego sprawcy zamieszania pan Hodges już nie zastał w mieszkaniu. Policja skonfiskowała tajemniczy kamień i przekazała przedstawicielom wojska z pobliskiej bazy sił powietrznych, którzy prawie natychmiast przylecieli helikopterem na miejsce zdarzenia. W tym czasie w Ameryce panowała histeria związana z doniesieniami o niezidentyfikowanych obiektach latających, które widziano w wielu miejscach. Wielu uważało, że to Rosjanie testują superbroń, która ma przenosić ładunki jądrowe.

Ale eksperci Pentagonu niemal natychmiast ustalili, że obiekt, który spadł w Sylacauga, to meteoryt.

Sława nie wyszła na zdrowie

Ann Hodges miała niesamowitego pecha, bo co roku udaje się ludziom zaobserwować na całej kuli ziemskiej upadek tylko kilku meteorytów, więc szansa, by któryś z nich trafił w człowieka, jest niezwykle mała. Ale z drugiej strony miała też niesamowite szczęście, bo lecący z prędkością 200-300 km/godz. kamień jest w stanie zabić, a ona wyszła z tego tylko z paskudnym siniakiem na biodrze. Poza tym pojawiła się nadzieja na zarobek.

Małżeństwo Hodgesów przeżywało chwile sławy - bez przerwy dzwonił telefon z prośbą o wywiad dla gazet i magazynów, no i zjawili się kolekcjonerzy, którzy za meteoryt oferowali całkiem spore kwoty. Przybył także przedstawiciel Smithsonian Institution, który chciał kupić kamień do kolekcji muzeum w Waszyngtonie. Zapowiadało się, że oprócz wielkiego siniaka kamień może przynieść Hodgesom niezłą fortunę. Tym bardziej, że z pomocą prawnika udało się im dość szybko odzyskać kamień od wojska.

Ale pojawił się inny problem. Hodgesowie nie byli właścicielami domu. Wynajmowali go od Birdie Guy, wdowy, która upierała się, że meteoryt należy do niej. Spadł wszak na terenie jej posiadłości, zniszczył dach jej domu. Jej prawnik wyszukał precedensy, które w sądzie powinny przechylić sprawę na jej korzyść.

Prawna batalia trwała prawie dwa lata, w końcu doszło do ugody i kamień pozostał w rękach Hodgesów, ale na ich nieszczęście w tym czasie wygasło zainteresowanie całym zdarzeniem. Nikt już nie chciał kamienia, przynajmniej po cenie, za jaką Hodgesowie chcieli go sprzedać. Przedstawiciel Smithsonian Institution zadowolił się zakupem innego fragmentu meteorytu, który, jak się okazało, w tym samym czasie spadł nieopodal, nikomu nie robiąc krzywdy, i został znaleziony przez czarnoskórego farmera na polnej drodze. Plotki mówią, że ten farmer był - oczywiście oprócz prawników - jedyną osobą, która zarobiła na tym kosmicznym wydarzeniu (mówiono, że stać go było na kupno nowego domu i samochodu).

Hodgesom ta historia nie wyszła na dobre, podobno walnie przyczyniła się do ich rozwodu kilka lat później. Meteoryt wart był fortunę, ale koniec końców nie dostali ani centa. Ann ciężko przeżyła chwile, kiedy na krótko stała się sławna na cały kraj. Miała serdecznie dość roli celebrytki, nie chciała więcej słyszeć o nieszczęsnym kamieniu, który nie spełnił wygórowanych nadziei i w dodatku nie nadawał się do niczego użytecznego (z wyjątkiem przytrzymywania drzwi wejściowych, do czego przez jakiś czas służył). Podarowała więc meteoryt Muzeum Historii Naturalnej w Alabamie, gdzie znajduje się do dziś.

Jak zarobić na dziurze w dachu

Feralnego domu już nie ma, został wiele lat temu rozebrany, choć z pewnością w obecnych zwariowanych czasach wielu kolekcjonerów miałoby także ochotę na fragmenty przedziurawionego dachu. Kiedy niedawno w Szwecji meteoryt spadł na supermarket, dla kolekcjonera z Anglii specjalnie wycięto cały kwadrat dachu z dziurą po meteorycie w środku.

Kilkanaście lat temu miasteczko Park Forest koło Chicago zbombardował deszcz meteorytów i już następnego dnia zjawili się kolekcjonerzy z całego świata, skupujący od mieszkańców kamienie oraz uszkodzone dachówki, potrzaskane szyby, złamane żaluzje okienne i fragmenty podziurawionych ścian.

W roku 1992 w Peekskill koło Nowego Jorku meteoryt spadł na samochód. Auto - chevrolet malibu - sprzedano i do dziś jest atrakcją wielu wystaw i giełd minerałów. Oczywiście z rozbitym bagażnikiem. Podobno zapłacono za nie 100 tys. dol. i wciąż nabiera wartości.

My też mieliśmy swoje hammery - jak w świecie kolekcjonerów nazywa się meteoryty, które spadły i wyrządziły jakieś szkody. Jak gorące bułeczki sprzedały się fragmenty dachu, który kilka lat temu przedziurawił meteoryt w Sołtmanach koło Giżycka.

 

http://wyborcza.pl/1,75476,17059776,Spadl_prosto_z_nieba__Mial_przyniesc_fortune__a_zostawil.html

Siniak po uderzeniu meteorytu na biodrze Ann Hodges (University of Alabama Museum of Natural History)

 

 

post-31-0-96046100-1417503702.jpg

post-31-0-51127100-1417503709.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pole magnetyczne Ziemi słabnie szybciej niż myślano. Nadchodzi przebiegunowanie?

Nasze pole magnetyczne słabnie o 5 procent na każde 10 lat. Naukowcy informują, że to znacznie szybciej, niż dotychczas prognozowano i ich zdaniem takie zmiany magnetosfery zwiastują nadejście przebiegunowania.

? Ziemskie pole magnetyczne generowane jest przez interakcje, jakie zachodzą między rotacją w jądrze naszej planety, a prądami elektrycznymi. Wytwarzane pole tworzy magnetosferę, która działa niczym tarcza i ochrania nas przed niebezpiecznym wiatrem słonecznym. Pole magnetyczne posiada dwa bieguny - północny i południowy. I to dzięki nim możliwa jest nawigacja.

Przebiegunowanie się opóźnia

Naukowcy podkreślają to, że pole magnetyczne Ziemi nie jest stałe i średnio co 450 tys. lat dochodzi do jego przebiegunowania. Oznacza to, że magnetyczny biegun północny "zamienia się miejscem" z magnetycznym biegunem południowym. W zeszłym miesiącu zespół ekspertów z Uniwersytetu Kalifornijskiego zauważył, że ostatnie przebiegunowanie wystąpiło około 786 tys. lat temu i trwało mniej niż 100 lat. A zazwyczaj tego typu zjawiska trwają tysiące lat. Wynika więc z tego, że proces zamiany biegunów naszej planety się opóźnia.

Dowody na przebiegunowanie są widoczne. Można je zaobserwować np. w skałach. Bo gdy stopiona materia skalna zaczyna się chłodzić, pierwiastki metaliczne układają się w kierunki pola. Analizując warstwy skał, geolodzy są w stanie zaobserwować, w którą stronę te pierwiastki są skierowane, a więc mogą przez to określić kierunek pola magnetycznego.

Pole coraz słabsze

Europejska Agencja Kosmiczna stworzyła projekt Swarm. Wykorzystano w nim trzy satelity do badania ziemskiego pola magnetycznego, oceanów oraz wewnętrznej struktury Ziemi. Podczas spotkania naukowców w Kopenhadze (związanego z projektem Swarm) ogłoszono, że magnetosfera słabnie o 5 procent na każde 10 lat. Taka niestabilność może być dowodem na to, że wkrótce nadejdzie przebiegunowanie.

Eksperci podkreślają, że siła pola magnetycznego waha się i jest to jak najbardziej normalne, ale tak spore tempo tych wahań może być znakiem nadchodzącego odwrócenia biegunów. Pole słabnie 10 razy szybciej niż wcześniej przewidywano, a to oznacza, że przebiegunowanie może nadejść znacznie szybciej.

Jakie czekają nas skutki?

Jeśli już bieguny zamienią się miejscami, trzeba będzie zmienić orientację kompasów. To nie jest największy problem ludzkości. Nasuwa się jednak pytanie, co będzie z istotami żywymi? Niektóre zwierzęta wędrowne, takie jak np. żółwie czy ptaki wykorzystują bowiem pole magnetyczne do nawigacji. Odwrócenie pola sprawi, że stracą one swoje umiejętności nawigacyjne.

Innym poważnym kłopotem może być to, że odwrócenie biegunów, które wiąże się z osłabieniem pola magnetycznego sprawi, że zostaniemy pozbawieni silnej tarczy, która chroni nas przed szkodliwym promieniowaniem słonecznym. Istnieje również ryzyko, że pojawią się problemy w sieciach elektroenergetycznych i satelitarnych.

Źródło: IFL Science

Autor: kt/mk

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/pole-magnetyczne-ziemi-slabnie-szybciej-niz-myslano-nadchodzi-przebiegunowanie,151275,1,0.html

 

post-31-0-16244300-1417504307_thumb.jpg

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawdziwy kolor komety 67P na zdjęciu

Krzysiek Dzielińsk

Lądownik Philae obecnie znajduje się w stanie hibernacji, nie znaczy to jednak, że naukowcy obsługujący misję Rosetta nie mają co robić. Ostatnio sondzie udało się wykonac pierwsze kolorowe zdjęcie komety 67P/Czuriumow-Gierasimienko, dzięki czemu w końcu widzimy ją tak jak naprawdę wygląda, a nie w odcieniach szarości.

Fotografia wykonana została z pomocą aparatu OSIRIS, który nie posiada co prawda sensorów koloru, lecz kolor uzyskuje dzięki filtrom umieszczanym przed matrycą, dzięki czemu jest w stanie wyłapać światło o różnej długości fali. Następnie dane te łączone są i uzyskujemy kompozytowy obraz kolorowy, oddający realne barwy komety.

Niestety zdjęcie wyszło nieco rozmazane i nie ma porażającej rozdzielczości, lepsze ma zostać przez ESA udostępnione już 18 grudnia.

Źródło: AGU

http://www.geekweek.pl/aktualnosci/21208/prawdziwy-kolor-komety-67p-na-zdjeciu#

 

post-31-0-70086800-1417591270_thumb.jpg

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tajemnicze wyrównanie osi kwazarów zdradza istnienie potężnej makrostruktury Wszechświata

admin

Europejscy astronomowie, używający teleskopu odkryli, że osie obrotowe kwazarów, czyli odległych galaktyk z supermasywnymi czarnymi dziurami w centrum, są ułożone równolegle do siebie mimo bardzo dużych odległości, które ich od siebie dzielą. Odkrycie to oznacza, że kwazary mogą być częścią potężnej kosmicznej sieci.

Według naukowców, nowe odkrycie przyczyni się do badania natury i pochodzenia promieniowania kosmicznego. Poza tym pozwoli nam to lepiej zrozumieć, jak zbudowany jest wszechświat. Unikalne dane zgromadzono dzięki ogromnemu teleskopowi Very Large Telescope z Chile. Obserwacje prowadziła grupa naukowców z belgijskiego Uniwersytetu Liege.

Liderem zespołu badawczego był dr Damien Hutsemekers. Uczeni analizowali w sumie 93 kwazary. Okazało się, że bez względu na odległość pomiędzy tymi ogromnymi obiektami dochodzi do wyrównania osi obrotu dysków akrecyjnych supermasywnych czarnych dziur znajdujących się w centrum kwazarów.

Mimo, że kwazary są od siebie oddalone niekiedy o miliardy lat świetlnych od siebie, były one zorganizowane w coś w rodzaju międzygwiezdnej struktury. Oczekuje się, że odkrycie to stanie się polem do kolejnych, które pozwolą nam odkryć więcej tajemnic wszechświata.

Wyniki badań belgijskich naukowców opublikowano w czasopiśmie Astronomy & Astrophysics.

Źródło:

http://www.sci-news.com/astronomy/science-alignment-quasar-axes-large-scale-stru...

Dodaj ten artykuł do społeczności

http://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/tajemnicze-wyrownanie-osi-kwazarow-zdradza-istnienie-poteznej-makrostruktury-wszechswiata

 

post-31-0-73990500-1417677274.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kometa Siding Spring może na zawsze zmienić skład chemiczny atmosfery Marsa

NASA opublikowała właśnie wyniki badań, które wskazują na to, że skład chemiczny atmosfery Marsa może się zmienić na zawsze z powodu bardzo bliskiego przelotu komety Siding Spring (C/2013 A1), do czego doszło w październiku 2014. Koma, która omiotła całą planetę pozostawiła po sobie ślady.

Amerykańscy naukowcy doszli do wniosku, że bliski przelot komety doprowadził do powstania wielu deszczów meteorów na Marsie. Na dodatek cząstki wleczonego za jądrem komety pyłu uderzały w górną warstwę atmosfery, co dosłownie zmieniło jej skład chemiczny. NASA dysponuje specjalnym orbiterem MAVEN (Mars Atmosphere and Volatile EvolutioN), który specjalizuje się w analizach gazów atmosferycznych.

NASA twierdzi, że według odczytów pył kometarny zawierał rozmaite metale oraz inne związki chemiczne, które napływały w tak dużej ilości, że prawdopodobnie prowadziło to do pojawienia się na dużych wysokościach specyficznych chmur. Z tego powodu istnieje możliwość trwałych zmian składu chemicznego atmosfery Czerwonej Planety.

Dodaj ten artykuł do społeczności

http://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/kometa-siding-spring-moze-zawsze-zmienic-sklad-chemiczny-atmosfery-marsa

Koncept artystyczny komety Siding Spring (C/2013 A1) - źródło: NASA

Sonda kosmiczna MAVEN - źródło: YouTube

post-31-0-18051700-1417677451.jpg

post-31-0-58051900-1417677462_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Japończycy wystrzelili sondę kosmiczną Hayabusa 2, która ma pobrać próbki asteroidy

Japoński program kosmiczny zanotował kolejny sukces. Rakieta H-IIA F26 wyniosła skutecznie w przestrzeń kosmiczną sondę Hayabusa-2, która została zaprojektowana w celu pobrania próbek asteroidy 1999 JU3. Po około dwóch godzinach lotu pojazd odłączył się.

JAXA informuje, że pojazd jest już w drodze, pracuje normalnie i udało się rozłożyć panele słoneczne, co zawsze jest najtrudniejszym momentem tego typu misji. Hayabusa-2 komunikuje się też z kontrolą lotów. Teraz rozpoczął się czas przelotu, który potrwa do 2018 roku. Potem nastąpi pobranie materiału z komety i powrót próbek mniej więcej w 2020.

Jest to już drugi pojazd z serii Hayabusa. Poprzedni powrócił z próbkami asteroidy Itokawa w 2010 roku. Tamta misja nie była jednak tak bardzo udana i często dochodziło do problemów technicznych. Jednak sukcesem samym w sobie było to, że pojemnik z próbkami wylądował w Australii i był to pierwszy przypadek takiej dostawy na Ziemię materiału z asteroidy.

Cel sondy Hayabusa-2 to asteroida 1999 JU3, która ma około 914 metrów średnicy czyli jest większa od poprzednio eksplorowanej asteroidy Itokawa. Okres obrotu wynosi 7,6 godzin. Przed lądowaniem w powierzchni asteroidy ma być wybity krater. Na pokładzie Hayabusa 2 znajduje się mini łazik, który ma być użyty na powierzchni. Oczywiście nowa japońska sonda kosmiczna ma zaimplementowane wiele udoskonaleń, między innymi nowy silnik jonowy i systemy nawigacyjne oraz komunikacyjne.

Dodaj ten artykuł do społeczności

http://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/japonczycy-wystrzelili-sonde-kosmiczna-hayabusa-2-ktora-ma-pobrac-probki-asteroidy

Porównanie wielkości  - Źródło: JAXA

Źródło  JAXA

 

post-31-0-95927000-1417677633.jpg

post-31-0-93881400-1417677643.jpg

post-31-0-03180600-1417678197.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Laniakea - próba sporządzenia szerszego obrazu sytuacji Drogi Mlecznej

Richard Brent Tully z instytutu astrofizyki, wydziału Uniwersytetu Hawajskiego twierdzi, że jego zespół opracował nowy algorytm pozwalający dokonać ogólnej wizualizacji najbliższego otoczenia Drogi Mlecznej w lokalnym wszechświecie, z punktu widzenia odległego obserwatora.

Galaktyki nie są rozmieszczone czysto losowo w znanym nam wszechświecie. Duże, trójwymiarowe mapy (np. ze "Sloan Digital Sky Survey") obliczają pozycję galaktyki w przestrzeni na podstawie jej przesunięcia w podczerwieni, wynikającego z ekspansji rozszerzającego się wszechświata. Natomiast Tully i jego współpracownicy do obliczeń użyli osobliwego przesunięcia w podczerwieni, związanego z lokalnym krajobrazem grawitacyjnym. Innowacyjność ich obliczeń polega na badaniu w jaki sposób poszczególne, stosunkowo bliskie galaktyki, wpływają na sposób przemieszczania się sąsiednich galaktyk.

Na podstawie nowego algorytmu naukowcy odkryli, że lokalna supergromada rozciąga się na obszarze ponad 500 mln lat świetlnych. Mówiąc o tak dużych strukturach trudno jest ściśle zdefiniować granice określonej supergromady, dlatego że są zmienne w czasie i połączone ze sobą jak włókna. Co najwyżej można naszkicować miejsca zwiększonej gęstości materii, do której przyciągane są mniej masywne struktury, podobnie jak dopływy rzek.

Nazwa supergromady - "Laniakea", w języku hawajskim oznacza "ogromne niebo" i została nadana ku czci polinezyjskich nawigatorów, którzy znani byli z umiejętności przemieszczania się po otwartym oceanie, bez użycia zaawansowanych technologii.

Dodał: Andrzej Żukowsk

Źródło: Universe Today

http://news.astronet.pl/7529

Obraz wygenerowany komputerowo (SDvision DP, CEA/Saclay) przedstawia strukturę lokalnej supergromady, w której znajduje się Droga mleczna (zaznaczona niebieskim kółkiem). Kolory oznaczają gęstość - od barwy czerwonej do niebieskich obszarów najmniejszej gęstości. Białe kropki symbolizują poszczególne galaktyki.

Dodał: Andrzej Żukowski

Źródło: Universe Today

 

post-31-0-47300400-1417677852_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tym statkiem Amerykanie chcą lecieć na Marsa. Dziś jego pierwszy test w kosmosie

 

Po raz pierwszy od przeszło 40 lat - czyli od czasów lotów na Księżyc - załogowy statek kosmiczny poleci dziś dalej niż na niską orbitę okołoziemską. Choć jeszcze bez astronautów na pokładzie.

 

Będzie to test nowego statku NASA, który nazywa się Orion. To nim w ciągu najbliższej dekady Amerykanie polecą na którąś z planetoid, a w latach 30. na Marsa. Ma to być więc pojazd do długich i dalekich podróży w Układzie Słonecznym, przygotowany na zmierzenie się z zabójczym promieniowaniem kosmicznym poza ochronnym kokonem, jaki wysoko nad nami roztacza pole magnetyczne Ziemi.

 

Kosmiczne taksówki, nad którymi pracują teraz Boeing i SpaceX, mają kursować tylko na niską orbitę, ledwie kilkaset kilometrów nad powierzchnię naszej planety. Oriona można za to porównać do dalekobieżnego autokaru. W razie problemu nie będzie mógł szybko wrócić na Ziemię. Będzie musiał zapewnić astronautom warunki do życia przez długie miesiące, a nawet lata (podróż na Marsa i z powrotem ma zabrać ponad półtora roku).

 

Orion ma kształt stożka o zaokrąglonej podstawie - podobnie jak statki Apollo, w których trzech astronautów leciało na Srebrny Glob - ale ma większą średnicę i jest o połowę obszerniejszy. Dlatego na dalekich trasach wygodnie zmieści się w nim ekipa czteroosobowa. A w lotach do stacji orbitalnej zabierze aż sześć osób.

 

Oriona będzie wynosić w kosmos najpotężniejsza rakieta w dziejach, zwana roboczo SLS i projektowana od trzech lat. Wciąż nie jest gotowa i w dzisiejszym teście nie weźmie udziału. Statek zostanie wystrzelony na czubku słabszej rakiety Delta IV.

 

Jak będzie przebiegała ta misja?

 

Cały lot ma trwać 4,5 godziny. W kilka minut po wystrzeleniu z przylądka Canaveral na Florydzie, gdy Orion dotrze na orbitę, zostanie odrzucony tzw. system ucieczki. Składa się on z niewielkiej rakiety, która umożliwia natychmiastowe oddzielenie i odrzucenie kapsuły z astronautami od rakiety nośnej i jej zbiorników paliwa, gdyby tuż po starcie nastąpiła jej awaria. Ten system ewakuacji jest potrzebny w czasie kilku pierwszych minut lotu. Potem już zawadza i gdyby się nie oddzielił, Orion nie mógłby wylądować.

 

Jeśli pierwszy element testu się powiedzie - statek okrąży Ziemię - nastąpi drugi kluczowy moment. Ostatni stopień rakiety nośnej, wciąż doczepiony do kapsuły, rozpędzi ją i oddali od Ziemi na odległość 5,8 tys. km. To 15 razy dalej niż wysokość, na jakiej orbituje Międzynarodowa Stacja Kosmiczna. Od początku lat 70. zeszłego wieku żaden statek załogowy nie oddalił się tak bardzo od naszej planety.

 

Orion przetnie jeden z pasów radiacji Van Allena, czyli obszar intensywnego promieniowania, jaki otacza Ziemię. Krążą tam chmury naładowanych cząstek przechwyconych przez ziemskie pole magnetyczne. Inżynierowie z NASA chcą sprawdzić, czy elektroniczne systemy statku wytrzymają tę nawałnicę, i to dwukrotnie - podczas wznoszenia się i powrotu.

 

Cała kapsuła została naszpikowana czujnikami - jest ich blisko 1,2 tys. i mierzą natężenie promieniowania, temperaturę, przeciążenia. Wszystko po to, by upewnić się, że statek i ludzie, którzy będą w nim siedzieli, komfortowo przetrwają tę przejażdżkę.

 

Najtrudniejszy z technicznego punktu widzenia będzie powrót. Po dwóch okrążeniach wokół Ziemi Orion odrzuci ostatni człon rakiety i już samodzielnie - za pomocą swoich pomocniczych silników - skieruje się w dół i zacznie spadać z coraz większą szybkością. W momencie zetknięcia się z atmosferą będzie pędził 32 tys. km/godz. (to jeszcze nie rekord, statek Apollo 10 wracający z Księżyca miał na liczniku blisko 40 tys. km/godz.).

 

Główną siłę uderzenia w powietrze przejmie owalny spód statku wykonany ze specjalnej osłony, częściowo zbudowanej w podobnej technologii jak poszycie promów kosmicznych. Musi ona wytrzymać temperaturę ponad 2,2 tys. st. C., dwa razy wyższą niż temperatura płynnej lawy. Warstwa powietrza wokół spadającego Oriona zamieni się w rozpaloną plazmę.

 

Kiedy statek wyhamuje do prędkości 500 km/godz., rozwiną się jego spadochrony - najpierw pilotowe, potem trzy główne czasze. Tak wielkie, że mogłyby przykryć boisko. Wszystko po to, by ważąca ponad 20 ton kapsuła łagodnie opadła na powierzchnię Oceanu Spokojnego, skąd wyłowią ją okręty marynarki wojennej USA. Podobnie wodowały statki Apollo.

 

Jeśli test się powiedzie, amerykański program kosmiczny nabierze wiatru w żagle. Ambitny projekt budowy nowej flotylli kosmicznej rozpoczął poprzedni prezydent USA George W. Bush. Obama mocno go zmodyfikował. Wyznaczył NASA nowy cel - lot na planetoidę i Marsa, zamiast - jak chciał jego poprzednik - na Księżyc.

 

Problem są jak zwykle pieniądze. Amerykanie nie są już tak bardzo zainteresowani kosmosem, jak w czasach zimnej wojny i wyścigu z ZSRR. A kosmos wciąż kosztuje krocie. W ciągu 10 lat, odkąd firma Lockheed dostała kontrakt na zbudowanie Oriona, NASA wydała na ten cel 9 mld dol. Wraz z nową rakietą koszty programu mają sięgnąć 30 mld dol. I to zanim Orion wybierze się w swą pierwszą poważną misję pozaziemską.

 

http://wyborcza.pl/1,75476,17073677,Tym_statkiem_Amerykanie_chca_leciec_na_Marsa__Dzis.html

Orion na orbicie okołoziemskiej - wizja artysty. To statek, którym Amerykanie chcą w latach 30. tego wieku polecieć na Marsa (NASA)

 

 

post-31-0-15864700-1417677962_thumb.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

LOFAR odkrywa atomy węgla poza Drogą Mleczną

Międzynarodowy zespół astronomów pod kierownictwem Leah Morabito z Obserwatorium w Lejdzie po raz pierwszy w historii dowiódł występowania największych atomów węgla poza naszą Drogą Mleczną. Posłużył im do tego nowoczesny interferometr radiowy LOFAR. W przyszłości naukowcy będą w stanie zmierzyć temperaturę i gęstość środowiska znalezionych właśnie poza naszą Galaktyką atomów węgla. Mogą mieć one wpływ na formowanie się i ewolucję galaktyk.

Typowe atomy węgla są około pół miliona razy mniejsze od grubości ludzkiego włosa. Mogą być jednak całkiem duże, jeśli występują w zimnym i rzadkim gazie. Wówczas ich najbardziej zewnętrzne elektrony krążą po bardzo odległych od jądra atomowego orbitach. Taki odległy elektron może być także przechwycony przez inny atom z wolną ostatnią powłoką elektronową. Wtedy obserwowana jest charakterystyczna linia spektralna w widmie obłoku gazu. Takie linie są chemicznymi odciskami palców dla różnych atomów, także dla węgla.

Już w roku 1970 naukowcy przewidzieli, że linie spektroskopowe węgla będą możliwe do wykrycia również poza naszą Galaktyką. Jednak na ich pierwsze bezpośrednie zaobserwowanie trzeba było poczekać aż 40 lat. Są one trudne do wykrycia, bowiem jawią się nam jako słabe, gdy gaz, w którym osadzone są atomy węgla, jest zbyt ciepły i gęsty. Jednak w gazie rzadkim i chłodniejszym, który występuje w galaktykach intensywnie produkujących gazdy (tzw. galaktyki typu starburst), można je zaobserwować dużo łatwiej.

Większość współczesnych radioteleskopów pracuje na częstotliwościach radiowych, na których promieniowanie atomów węgla jest nie do wykrycia. Inne z kolei są za mało czułe, by ?zauważyć je? na niskich częstotliwościach (długich falach). Jednak interferometr LOFAR, którego poszczególne elementy rozciągają się z centrum operacyjnego usytuowanego w północnej Holandii na niemal całą Europę, jest z punktu widzenia przeprowadzania takich badań wprost idealny. W pewnym sensie otwiera on całkiem nowe okno radiowe na Wszechświat.

Atomy węgla są więc na pewno obecne w samym sercu galaktyki M82. To wyjątkowa galaktyka, w której w tym samym czasie rodzi się 10 razy więcej gwiazd niż w Drodze Mlecznej. Zimny, rzadki gaz ma silny wpływ na procesy formowania się gwiazd i ogólną ewolucję M82. Od momentu znalezienia tam linii emisyjnej wodoru na fali o długości 21 cm przez holenderskich, amerykańskich i australijskich astronomów naukowcy ciągle poszukiwali sposobów na niezależne, dodatkowe wyznaczenie właściwości tego zimnego gazu, takich jak jego temperatura i gęstość. Zdaniem astronoma Huuba Röttgeringa (Leiden Observatory) sposobność taka już istnieje ? właśnie dzięki nowym obserwacjom linii emisyjnej węgla. Pozwoli to również ? według niego - porównać charakterystyki gazu w M82 z pewnymi przewidywaniami modeli teoretycznych.

 

Cały artykuł: Leah K. Morabito et al., Discovery of Carbon Radio Recombination Lines in M82

Więcej na temat interferometru LOFAR:

http://www.wgigp.uwm.edu.pl/?q=node/301

 

http://www.astron.nl/general/lofar/lofar

 

Źródło: Elżbieta Kuligowska | astronomy.com

http://orion.pta.edu.pl/lofar-odkrywa-atomy-wegla-poza-droga-mleczna

Na zdjęciach: galaktyka ?starburst? M82, porównanie wielkości atomów węgla, i zaobserwowana linia widmowa.

Źródło: NASA/ESA/The Hubble Heritage Team (STScI/AURA)

 

post-31-0-39724600-1417678116.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leszczyna: pieniądze na start agencji kosmicznej są w rezerwach KPRM

W 2015 r. tworzona Polska Agencja Kosmiczna będzie działać w oparciu o pieniądze z rezerw celowych KPRM - poinformowała w czwartek w Sejmie wiceminister finansów Izabela Leszczyna.

Jak wyjaśniła, ustawę, na mocy której tworzy się Polską Agencję Kosmiczną, opublikowano już po przyjęciu przez rząd projektu budżetu na 2015 r., jej przepisy - oprócz jednego, o powołaniu prezesa - wchodzą w życie w lutym. Agencja dopiero się tworzy i w związku z tym nie ma swojego planu finansowego - dodała.

 

Leszczyna przypomniała, że w ustawie o PAK zapisano, że Agencję "tworzy się", co oznacza, że do czasu jej utworzenia koszty przygotować pokrywa KPRM. Co też zapisano w tej ustawie - wskazała.

 

"Do czasu nadania Agencji statutu i stworzenia planu finansowego nie było możliwe precyzyjne zaplanowanie środków, a budżet planuje wydatki precyzyjnie. Dopiero plan finansowy będzie podstawą zaplanowania na kolejny rok - będzie dotacja podmiotowa i być może dotacja celowa na projekty, które Agencja zaplanuje" - wyjaśniała wiceminister. Nie było podstawy prawnej do wydzielenia rezerwy stricte na PAK, a na podstawie zapisów projektu ustawy o Agencji nie dało się stworzyć precyzyjnej rezerwy - dodała.

 

Podkreśliła, że projekt budżetu państwa na 2015 r. zawiera możliwości finansowania zadań, które pojawiły się po jego przyjęciu przez rząd i dotyczy to m.in. finansowania nowych bytów. "Środki są zagwarantowane w rezerwie celowej KPRM pod nazwą rezerwa na zmiany systemowe i niektóre zmiany organizacyjne, w tym nowe zadania" - wskazała wiceminister. Zapewniła, że to obszerna rezerwa, w której działalność Agencji się zmieści.

 

Koszty funkcjonowania Agencji w ustawie o niej oszacowano na 5-10 mln zł rocznie.

 

Polska Agencja Kosmiczna ma realizować zadania w zakresie badania przestrzeni kosmicznej i wykorzystywania tych badań w rozwoju technologii kosmicznych dla celów przemysłowych, obronnych i bezpieczeństwa państwa oraz dla celów nauki.

 

W uzasadnieniu ustawy wskazano, że Polska w związku z uczestnictwem w Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) wpłaca do niej kwotę rzędu kilkudziesięciu milionów euro rocznie, natomiast polski sektor kosmiczny, mimo potencjału i chęci, w minimalnym stopniu uczestniczy w programach ESA. Polska przystąpiła do ESA we wrześniu 2012 r. Przez pierwszych pięć lat naszego członkostwa w ESA 45 proc. wynoszącej ok. 20 mln euro rocznej składki będzie wracało do Polski w ramach projektów realizowanych przez polskie firmy. Później to właśnie PAK ma ułatwiać zdobywanie tych środków.

 

Prezesem Agencji został prof. Marek Banaszkiewicz, wcześniej dyrektor Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk. (PAP)

 

wkr/ jbr/

http://www.naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,402960,leszczyna-pieniadze-na-start-agencji-kosmicznej-sa-w-rezerwach-kprm.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Orion nie wystartował. NASA przekłada rozpoczęcie testów na piątek

NASA musi jeszcze poczekać na rozpoczęcie fazy testowej Oriona. Z powodu silnego wiatru i problemów technicznych bezzałogowy statek kosmiczny nie wystartował zgodnie z planem. Kolejne próby zostaną podjęte w piątek o godz.13.05 naszego czasu.

Pracownicy NASA przez kilka godzin z niecierpliwością oczekiwali na start statku kosmicznego Orion, który miał wznieść się na orbitę okołoziemską 4 grudnia. Z powodu silnego wiatru i problemów technicznych rozpoczęcie fazy testowej przeniesiono na piątek 5 grudnia (13.05 naszego czasu).

Etap ten miał rozpocząć przygotowania do jednej z najważniejszych misji, które podejmuje się w ostatnich latach NASA. Jeśli faza testowa się powiedzie, to po 2030 czterech astronautów będzie mogło stanąć na Marsie.

Przełożony strat

Start miał nastąpić 4 grudnia chwilę po godz. 13 naszego czasu ze Space Launch Complex 37 na terenie Centrum Kosmicznego im. Johna F. Kennedy?ego, kosmodromu zajmującego 567 kilometrów kwadratowych przylądka Canaveral (stan Floryda, USA). Jednak z powodu silnego wiatru naukowcy opóźnili rozpoczęcie fazy testowej. Kiedy wiatr ustał, pojawił się kolejny problem. Zespół techników poinformował, że zawory układu paliwowego silników startowych nie działają prawidłowo. Z tych powodów rozpoczęcie fazy testowej przesunięto o 24 godziny.

Jeśli 5 grudnia uda się Orionowi wystartować, to na orbicie ziemskiej znajdzie się on po 17 minutach od chwili uruchomienia silników rakiety Delta IV Heavy. Rakieta, na grzbiecie której ważący 21 tys. kg Orion wzniesie się na orbitę okołoziemską, wraz z ładunkiem i paliwem waży aż 740 tys. kg. Na Ziemię wróci jednak tylko sama kapsuła, w której w przyszłości znajdowałaby się załoga. Jej waga to jednak "zaledwie" 8600 kg.

Tysiące kilometrów w kilka godzin

Podczas trwającego ogółem 4 godz. i 24 min. lotu naukowcy planują sprawdzić działanie szeregu

instrumentów pokładowych. Statek, dwukrotnie okrążając Ziemię, pokona w sumie dystans 96 600 kilometrów.

Podczas drugiego okrążenia Orion osiągnie wysokość maksymalną, wznosząc się na 5800 kilometrów. Dla porównania - Międzynarodowa Stacja Kosmiczna orbituje na wysokości "zaledwie" 420 kilometrów.

Chwila krytyczna

Pierwsza faza testów ujawni wszelkie braki i ewentualne pomyłki inżynierskie statku wybudowanego za miliony dolarów. Krytyczny jest zwłaszcza manewr polegający na osadzeniu maszyny z powrotem na powierzchni Ziemi. Podczas schodzenia z kilku tysięcy kilometrów Orion rozwinie prędkość 32 tys. km/h, co podniesie temperaturę do 2200 st. Celsjusza.

Jeśli sprawdzi się mający wyhamować kapsułę system otwierających się kolejno spadochronów, a temperatura w kapsule utrzyma się na poziomie bezpiecznym dla człowieka, będzie można rozpocząć przygotowania do kolejnej, tym razem załogowej, fazy testów.

Źródło: NASA

Autor: mb/mk/ja// pw/rp

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/orion-nie-wystartowal-nasa-przeklada-rozpoczecie-testow-na-piatek,151571,1,0.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy statek kosmiczny dalekiego zasięgu od 40 lat oczekuje na wystrzelenie

NASA przygotowuje się systematycznie do eksploracji Marsa. Aby tego dokonać budowany jest nowy statek kosmiczny - Orion. W ciągu najbliższych godzin dojdzie do próbnego lotu tej kapsuły, co umożliwi zebranie ważnych danych, które mogą posłużyć przy udoskonaleniu konstrukcji.

Kapsuła kosmiczna Orion nie jest wersją rozwojową kapsuł Apollo znanych z amerykańskiego programu księżycowego. Jest od nich większa. Może pomieścić 6 astronautów, czyli dwa razy więcej. Oczywiście zmieniła się też technologia i materiały, z których buduje się tak ekstremalne pojazdy.

Podczas planowanej testowej misji, której wystrzelenie dzisiaj opóźniono, kapsuła znajdzie się najdalej 5800 kilometrów nad Ziemią. To ponad dziesięć razy dalej niż typowa orbita Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

Jeśli dane z zamontowanej wewnątrz aparatury będą odpowiednie być może dojdzie do lotu załogowego, a w perspektywie najbliższych lat może dojść do oczekiwanego od tak dawna lotu na Marsa. Zresztą NASA oficjalnie nazywa ten testowy lot pierwszym krokiem w kierunku Marsa.

Podstawowe wyzwanie jakie staje przed tego typu pojazdem to skuteczna ochrona przed promieniowaniem kosmicznym i słonecznym. To właśnie jest czynnikiem największego ryzyka, ponieważ nie ma dobrych sposobów radzenia sobie ze skutkami burzy słonecznej, której komponent dosięgnąłby lecącą w przestrzeni kapsułę. Zanim wsadzi się tam ludzi trzeba być zupełnie pewnym, że kapsuła podtrzyma życie wewnątrz i promieniowanie słoneczne nie spowoduje śmierci astronautów.

Kapsuła Orion jest zaprojektowana tak, aby znosiła wysokie temperatury panujące podczas wchodzenia w atmosferę. Jej kształt przypominający kapsułę z programu Apollo świadczy o tym, że jest on optymalny. Osiąga się wysokie prędkości a na dodatek duża powierzchnia ochronna przy wejściu w atmosferę stanowi dodatkowe zabezpieczenie.

Podczas testu Orion będzie wykorzystywał rakietę nośną Delta 4, o największej mocy startowej z wszystkich rakiet, jakimi dysponują obecnie Amerykanie. Docelowo jednak przy przyszłych misjach planowane jest wykorzystywanie potężnych rakiet typu SLS (Space Launch System). Pierwsze loty testowe odbędą się w 2017 roku, a pierwsza realna data dla misji załogowej to 2021 rok.

Dodaj ten artykuł do społeczności

http://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/pierwszy-statek-kosmiczny-dalekiego-zasiegu-40-lat-oczekuje-wystrzelenie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nasz człowiek na Marsie. Orion będzie w połowie europejski

Tomasz Ulanowski

Amerykanie cieszą się po wczorajszym, udanym pierwszym testowym locie orbitalnym swojej kapsuły załogowej, która w latach 30. zabierze ich na Marsa. Ale prawie na pewno na jej pokładzie będzie wtedy także Europejczyk.

 

Połowa Oriona będzie bowiem zbudowana w Europie. Tzw. moduł serwisowy, który w dalekim kosmosie zapewni czwórce astronautów tlen, wodę i napęd, powstanie w fabrykach europejskiego Airbusa (głównie w Niemczech). Umowę na jego konstrukcję podpisała w połowie listopada... ESA, czyli Europejska Agencja Kosmiczna.

 

Budowa modułu serwisowego w Europie to element wartego 390 mln euro barteru pomiędzy ESA a NASA. Rozliczamy się w ten sposób z Amerykanami (my, bo Polska od niedawna należy do ESA) za ich przyszły wkład w utrzymanie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Europejska część Oriona zostanie prawdopodobnie oparta na konstrukcji bezzałogowego statku transportowego ATV, za pomocą którego ESA od kilku lat wysyła zaopatrzenie do stacji. Moduł serwisowy ma być gotowy do testów w kosmosie w 2017 r.

 

Kapsuła, którą w piątek testowała NASA i którą wyprodukował amerykański Lockheed Martin, to w zasadzie ledwie połowa Oriona. Sama, po oddzieleniu kilku segmentów rakiety nośnej, nie byłaby w stanie ani dolecieć na Marsa, ani po drodze utrzymać przy życiu astronautów.

 

Można więc przypuszczać, że kiedy Orion wyruszy w stronę Czerwonej Planety, znajdzie się w nim miejsce dla astronauty albo astronautki z Europy.

 

Na razie jednak NASA zabiera się za analizę danych przywiezionych wczoraj przez kapsułę załogową Oriona. Po raz pierwszy od blisko 40 lat wysłaliśmy taki statek poza niską orbitę Ziemi (na wysokość kilku tysięcy kilometrów), w okolice, w których panuje bardzo silne promieniowanie. Amerykanie chcą więc dowiedzieć się, jak spisały się tarcze ochronne kapsuły, których zadaniem jest osłona delikatnej aparatury i załogi.

 

W następną misję testową Oriona wyniesie już nowa, ciężka rakieta SLS, którą szykuje NASA. Statek ma wtedy wejść na orbitę wokół Księżyca.

 

http://wyborcza.pl/1,75476,17087546,Nasz_czlowiek_na_Marsie__Orion_bedzie_w_polowie_europejski.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Orion poleciał w kosmos. Najdalej od 40 lat. Ale czy doleci na Marsa?

 

Po raz pierwszy od przeszło 40 lat - czyli od czasów lotów na Księżyc - załogowy statek kosmiczny poleciał dziś dalej niż na niską orbitę okołoziemską. Dziś jeszcze bez astronautów na pokładzie, ale w czwartej dekadzie tego stulecia Orion ma zawieźć ludzi na Marsa.

 

Start Oriona był planowany na czwartek. Niestety, najpierw wiał zbyt silny wiatr, potem pojawiły się problemy z zaworami paliwa. Nim je rozwiązano, zamknęło się tzw. okno startowe, czyli dwuipółgodzinny przedział, w którym statek mógł wystartować, aby trafić na zaplanowaną orbitę. Start przełożono więc o 24 godziny, na piątkowy poranek. W Polsce była to godzina 13.05.

 

Tym razem wystartował o czasie. Cały lot trwał zaledwie 4,5 godziny.

 

Kluczowe momenty misji

 

Kilka minut po wystrzeleniu z przylądka Canaveral na Florydzie, tuż przed tym zanim statek dotarł na orbitę, został odrzucony tzw. system ucieczki. Składa się on z niewielkiej rakiety, która umożliwia natychmiastowe oddzielenie i odrzucenie kapsuły z astronautami od rakiety nośnej i jej zbiorników paliwa, gdyby tuż po starcie nastąpiła jej awaria. Ten system ewakuacji jest potrzebny w czasie kilku pierwszych minut lotu.

 

Separacja systemu ucieczki się powiodła, Orion wszedł na wokółziemską orbitę i okrążył Ziemię. Wtedy nastąpił drugi kluczowy moment. Ostatni stopień rakiety nośnej, wciąż doczepiony do kapsuły, rozpędził ją i oddalił od Ziemi na odległość 5,8 tys. km. To 15 razy dalej niż wysokość, na jakiej orbituje Międzynarodowa Stacja Kosmiczna. Od roku 1972, gdy na Ziemię powróciła ostatnia księżycowa misja Apollo-17, żaden statek załogowy nie oddalił się tak bardzo od naszej planety.

 

Na przełaj przez promieniowanie

 

Orion przeciął jeden z pasów radiacji Van Allena, czyli obszar intensywnego promieniowania, jaki otacza Ziemię. Krążą tam chmury naładowanych cząstek przechwyconych przez ziemskie pole magnetyczne. Inżynierowie z NASA chcieli sprawdzić, czy elektroniczne systemy statku wytrzymają tę nawałnicę, i to dwukrotnie - podczas wznoszenia się i powrotu.

 

Cała kapsuła została naszpikowana czujnikami. Było ich blisko 1,2 tys. - mierzyły natężenie promieniowania, temperaturę, przeciążenia. Wszystko po to, by się upewnić, że statek i ludzie, którzy będą w nim siedzieli, komfortowo przetrwają tę przejażdżkę.

 

Ten etap również przebiegł bez zakłóceń.

 

Najtrudniejszy był powrót

 

Po dwóch okrążeniach wokół Ziemi Orion odrzucił ostatni człon rakiety i już samodzielnie - za pomocą swoich pomocniczych silników - skierował się w dół i zaczął spadać z coraz większą prędkością. W momencie zetknięcia się z atmosferą pędził 32 tys. km na godz.

Z głową w gwiazdach - ORION

 

Główną siłę uderzenia w powietrze przejął owalny spód statku wykonany ze specjalnej osłony, częściowo zbudowanej w podobnej technologii jak poszycie promów kosmicznych. Musiała ona wytrzymać temperaturę ponad 2,2 tys. st. C, dwa razy wyższą niż temperatura płynnej lawy. To dlatego, że przy wchodzeniu w atmosferę z taką prędkością warstwa powietrza wokół spadającego Oriona zamieniła się w rozpaloną plazmę pod wpływem gwałtownego sprężania gazu przez pędzący statek.

 

Kiedy statek wyhamował do prędkości 500 km na godz., rozwinęły się jego spadochrony - najpierw mniejsze pilotowe, potem trzy główne czasze. Tak wielkie, że mogłyby przykryć boisko. Wszystko po to, by ważąca ponad 20 ton kapsuła łagodnie opadła na powierzchnię Oceanu Spokojnego. Wodowała około 1000 km na południowy zachód od San Diego, zaledwie 2 km od miejsca, które zaplanowano przed misją.

 

Wyłowiły ją stamtąd okręty marynarki wojennej USA. Podobnie wodowały statki Apollo w latach 60. i 70 ubiegłego wieku.

 

Załoga okrętu USS Anchorage obserwuje dzisiejsze udane lądowanie Oriona na Pacyfiku:

 

Rakieta jeszcze nie ta

W przyszłości Oriona będzie wynosić w kosmos najpotężniejsza rakieta w dziejach, zwana roboczo SLS i projektowana od trzech lat. Wciąż nie jest gotowa i w dzisiejszym teście nie brała udziału - kapsuła została wystrzelona na czubku słabszej rakiety Delta IV.

Wszystko jednak przebiegło bez zakłóceń i można mieć nadzieję, że amerykański program  kosmiczny nabierze teraz tempa.

Ambitny projekt budowy nowej flotylli kosmicznej, która miała zastąpić promy kosmiczne, rozpoczął poprzedni prezydent USA George W. Bush. Obama mocno zmodyfikował jego plany: wyznaczył NASA nowy cel - lot na planetoidę i Marsa (zamiast jak chciał jego poprzednik - powrót na Księżyc).

 

Ma to być więc pojazd do długich i dalekich podróży w Układzie Słonecznym, przygotowany na zmierzenie się z zabójczym promieniowaniem kosmicznym poza kokonem ochronnym, jaki wysoko nad nami roztacza pole magnetyczne Ziemi. Będzie wehikułem astronautów przez długie miesiące, a nawet lata (podróż na Marsa i z powrotem ma zabrać ponad półtora roku).

 

Kosmiczne taksówki, nad którymi pracują teraz Boeing i SpaceX, mają kursować tylko na niską orbitę, ledwie kilkaset kilometrów nad powierzchnię naszej planety. One są jak biegacze na 400 metrów, podczas gdy Oriona można porównać do maratończyka. Pierwszego takiego długodystansowca od dekad.

 

Czy z tego pieca będzie chleb?

 

To zapewne dlatego dzisiejszy udany test tego statku wywołał niemal euforię w mediach, nie tylko amerykańskich.

 

Komentatorzy podkreślają, że po raz pierwszy od bardzo długiego czasu wystrzeliliśmy załogowy statek dalej niż tylko na niską orbitę wokółziemską. Wprawdzie jeszcze bez ludzi na pokładzie, ale... od czegoś trzeba zacząć. Orion sprawnie wystartował, doleciał 15 razy wyżej niż orbituje Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, po czym wylądował bez szwanku. To niewątpliwy sukces.

 

Tyle że jego misja przypominała do złudzenia misję Apollo-4 z roku 1967 r., która też była bezzałogową, testową misją nowego statku załogowego. Oczywiście, dziś w budowie kapsuły zastosowano nowsze technologie, lotem sterują o niebo potężniejsze komputery, ale wygląd statku, schemat i przebieg misji był prawie dokładnie taki sam. Trudno się pozbyć wrażenia, że to wszystko, czego dziś byliśmy świadkiem, już kiedyś osiągnęliśmy. Blisko 50 lat temu.

 

Pół wieku czekaliśmy na powtórkę!

 

Tę długą przerwę w realizacji kosmicznych marzeń zawdzięczamy po trosze i ekonomii, i polityce. Amerykanie nie są już tak bardzo zainteresowani kosmosem jak w czasach zimnej wojny i wyścigu z ZSRR. A kosmos wciąż kosztuje krocie. W ciągu 10 lat, odkąd firma Lockheed Martin dostała kontrakt na zbudowanie Oriona, NASA wydała na ten cel 9 mld dol. Wraz z nową rakietą koszty programu mają sięgnąć 30 mld dol. I to zanim Orion wybierze się w swą pierwszą poważną misję pozaziemską.

 

Na razie gotowa jest bowiem tylko sama kapsuła. Potrzeba jeszcze modułu serwisowego (w dzisiejszym teście ten moduł był tylko makietą), potężniejszej rakiety (dopiero jest konstruowana), a w dalekim locie na Marsa - dodatkowego wygodnego modułu mieszkalnego (bo Orion jednak jest zbyt ciasny, by można było spędzić w nim więcej niż kilka tygodni życia).

 

Kongres zaś skąpi środków, prace się ślimaczą. Rakieta SLS ma odbyć pierwszy lot za trzy lata, pierwszy testowy lot orbitalny z astronautami na pokładzie planowany jest dopiero na rok 2021 r., a warto pamiętać, że NASA lubi spóźniać wszelkie terminy...

 

Dzisiejszy test się udał, NASA odetchnęła z ulgą, ale wciąż można mieć wątpliwości, czy Orion z astronautami na pokładzie kiedykolwiek wyruszy na Czerwoną Planetę.

 

http://wyborcza.pl/1,75476,17087109,Orion_polecial_w_kosmos__Najdalej_od_40_lat__Ale_czy.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Badanie: kosmos bezpieczniejszy dla astronautów niż sądzono

Kosmos okazał się nieco mniej wrogi człowiekowi niż się pierwotnie wydawało - wykazał międzynarodowy eksperyment. W jego przeprowadzeniu pomagali naukowcy z Instytutu Fizyki Jądrowej PAN, którzy przygotowali detektory rejestrujące dawki kosmicznego promieniowania.

Międzynarodowy eksperyment Matroshka przeprowadziła Europejska Agencja Kosmiczna we współpracy z instytucjami naukowymi Niemiec, Polski, Austrii, Szwecji i Rosji. Był to pierwszy kompleksowy pomiar rzeczywistych dawek promieniowania kosmicznego, które należy do czynników w największym stopniu zagrażających zdrowiu astronautów i silnie ogranicza czas przebywania ludzi w przestrzeni kosmicznej.

 

Dawki promieniowania na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej i w otwartej przestrzeni kosmicznej przez kilka lat rejestrował ludzki fantom, naszpikowany kilkoma tysiącami detektorów, wyprodukowanych m.in. przez Instytut Fizyki Jądrowej PAN (IFJ PAN) w Krakowie. Później naukowcy z krakowskiego IFJ PAN, Niemieckiego Centrum Kosmicznego (DLR) w Kolonii i Politechniki Wiedeńskiej prowadzili żmudną analizę danych zebranych przez detektory.

 

Jak informuje IFJ PAN w przesłanym komunikacie, wyniki eksperymentu wykazały, że podróże na Księżyc czy Marsa byłyby dla astronautów nieco bezpieczniejsze niż się dotychczas wydawało. Niestety, choć pochłonięte dawki promieniowania byłyby mniejsze od oczekiwanych, nadal pozostawałyby ryzykownie duże.

 

?Można powiedzieć, że kosmos okazał się nieco mniej wrogi człowiekowi niż się nam pierwotnie wydawało. Efektywne dawki promieniowania, obliczone na podstawie pomiarów dokonanych naszymi detektorami, były mniejsze niż można było sądzić na podstawie wskazań dozymetrów noszonych przez astronautów? - mówi dr hab. Paweł Bilski z IFJ PAN.

 

Do pomiarów dawek promieniowania użyto odpowiednio zaadaptowanego fantomu medycznego, wykonanego z prawdziwych ludzkich kości zatopionych w tworzywach symulujących tkankę mięśniową i płuca. Pozbawiony nóg manekin był pocięty na 33 plastry grubości 2,5 cm. Wewnątrz plastrów umieszczono aparaturę pomiarową, w tym rurki zawierające zestawy pasywnych detektorów termoluminescencyjnych. W ten sposób w fantomie powstała przestrzenna sieć sześciu tysięcy detektorów, z których połowę wykonano w IFJ PAN.

 

"Tak zaprojektowany eksperyment pozwolił najpierw wyznaczyć przestrzenny rozkład dawki wewnątrz fantomu, następnie dawki pochłonięte w poszczególnych narządach, a w końcu tzw. dawkę efektywną, którą uważa się za najlepszą miarę rzeczywistego narażenia człowieka na promieniowanie" - informuje IFJ PAN w przesłanym komunikacie.

 

Oprócz detektorów wewnętrznych, manekin na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej był ubrany w ponczo z dodatkowymi detektorami. Imitowały one osobiste dozymetry, noszone przez astronautów. Naukowcy mogli więc ustalić, w jakim stopniu dawki promieniowania zarejestrowane przez dozymetry odpowiadają rzeczywistym dawkom pochłoniętym przez ludzi.

 

Podczas eksperymentu, w latach 2004-2009, manekin poddano trzem seriom kilkunastomiesięcznych ekspozycji na promieniowanie kosmiczne. Dwie z nich przeprowadzono wewnątrz rosyjskich modułów stacji kosmicznej, a jedną na zewnątrz, w otwartej przestrzeni kosmicznej. Fantom umieszczono wtedy w obudowie imitującej własności ochronne skafandra kosmicznego. Nigdy wcześniej nie wykonywano pomiarów tego typu.

 

Analiza danych wykazała, że podczas pobytu we wnętrzu stacji dozymetry astronautów podają dawkę promieniowania zawyżoną o ok. 15 proc. w stosunku do rzeczywistej dawki zmierzonej wewnątrz fantomu. Jednak w otwartej przestrzeni kosmicznej dawki zarejestrowane przez dozymetry były ponad 200 proc. większe od faktycznych.

 

?Musimy jednak pamiętać, że pomiary w ramach eksperymentu Matroshka były dokonywane na niskiej orbicie wokółziemskiej, a więc w obrębie ziemskiej magnetosfery, która znacząco redukuje docierającą do nas liczbę cząstek naładowanych. W przestrzeni międzyplanetarnej takiej osłony nie ma" - zauważa dr Bilski.

 

Rozbudowaną analizę danych zebranych w eksperymencie Matroshka przeprowadzono dzięki projektowi Hamlet w ramach 7. Programu Ramowego Unii Europejskiej. Zespół polski był dodatkowo współfinansowany przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

 

PAP - Nauka w Polsce

 

ekr/ agt/

http://www.naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,402950,badanie-kosmos-bezpieczniejszy-dla-astronautow-niz-sadzono.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)