Skocz do zawartości

Astronomiczne Wiadomości z Internetu


Rekomendowane odpowiedzi

Zjawiska na listopadowym niebie. Leonidy, Taurydy i zasłonięta Wenus!

2023-11-01. Sandra Bielecka
Listopad zapowiada się naprawdę ciekawie dla fanów obserwacji astronomicznych. Mimo że wieczory stają się naprawdę chłodne, to jednocześnie będą coraz dłuższe. Warto poświęcić trochę czasu w listopadzie na obserwację zasłonięcia Wenus przez Księżyc oraz maksimum dwóch rojów meteorów, Północnych Taurydów i Leonidów.

Listopadowe niebo sprzyja obserwacjom planet
Listopad mimo mroźnych nocy jest świetnym miesiącem do obserwacji gwiazd i planet. Nie ma już gryzących i denerwujących owadów, a niebo jest ciemniejsze. Jest to świetny czas na prowadzenie obserwacji planet. 1-2 listopada Jowisz osiągnie najbliższy punkt Ziemi, natomiast 3 listopada planeta będzie się znajdowała naprzeciwko Słońca na naszym niebie, pięknie oświetlona. Konkluzja jest taka, że Jowisz będzie największy i najjaśniejszy.
Przy pomocy lornetki bądź teleskopu warto zwrócić uwagę na Saturna, ponieważ każdy przy minimalnym powiększeniu 30x może obserwować jego słynne pierścienie. Jednak wisienką na torcie będzie dzienne zasłonięcie Wenus przez Księżyc 9 listopada.

Dzienne zasłonięcie Wenus przez Księżyc
9 listopada będzie miało miejsce pierwsze od trzech lat zakrycie Wenus przez Księżyc widoczne z Polski. Mimo że będzie to zjawisko dzienne, co odbije się znacznie na widoczności, to jednak warto poświęcić chwilę na obserwację tego rzadkiego zjawiska. Wstępem do zasłonięcia, będzie koniunkcja tych dwóch ciał niebieskich widoczna tuż przed świtem.
Księżyc w tym momencie będzie oświetlony w zaledwie 17 procentach, jednak będzie dopełniony światłem popielatym. Do zakrycia dojdzie około godziny 10:52 +/- 10 minut w zależności od miejsca prowadzenia obserwacji. Zjawisko będzie widoczne na wysokości 30 stopni nad południowo-zachodnim horyzontem. Cały proces nasuwania się Księżyca na Wenus potrwa około 43 sekund, po czym najjaśniejsza z planet zniknie za Srebrnym Globem i pozostanie w ukryciu ponad godzinę, by następnie wyłonić się po przeciwnej krawędzi.

Maksimum Północnych Taurydów
Północne Taurydy to rój meteorów, którego aktywność rozpoczyna się 20 października i trwa do 10 grudnia. Maksimum aktywności roju przypada na 12 listopada. Powstanie tego roju związane jest z planetoidą 2004 TG10.

Nie jest to najbardziej aktywny rój jesiennego nocnego nieba, obfitość roju wynosi 5 meteorów na godzinę, jednak jest to świetny wstęp do tego, aby przygotować się na nieco bardziej widowiskowy „deszcz meteorów”, maksimum Leonidów.
Maksimum Leonidów
Leonidy to coroczny rój meteorów, którego aktywność rozpoczyna się 10, a kończy 23 listopada. Maksimum przypada na 17-18 dzień miesiąca. Jest to najszybszy znany rój meteorów, dzięki czemu tworzy spektakularne „deszcze meteorów”.  


Meteoroidy w ziemskiej atmosferze osiągają prędkość nawet 72 km/s. Rój ten związany jest z 55P/Tempel-Tuttle, kometą okresową należącą do grupy komet typu Halleya. Przybliża się do Słońca co 33 lata, a wyrzucony podczas zbliżenia materiał rok rocznie gwarantuje nam na jesień niezapominanie widowisko. Będziemy mogli obserwować od 10 do 15 meteorów na godzinę.

Pełnia Bobrowego Księżyca
Pełnia Bobrowego Księżyca bądź Mroźnego Księżyca przypada na 27 listopada. Ta pełnia nazywana jest „Bobrowa”, czy Księżycem „Bobra”, ponieważ w tym okresie bobry zaczynają gromadzić zapasy żywności i przygotowywać się na nadchodzącą zimę. Nazwa ta funkcjonuje zwłaszcza wśród mieszkańców Ameryki Północnej.


Listopadowa pełnia u nas raczej nazywana jest Mroźnym Księżycem, ponieważ w listopadzie doświadczamy pierwszym poważnych mrozów, a pełnia ta zwiastuje nadejście zimy.

W listopadzie będzie można obserwować wiele ciekawych zjawisk... /123RF/PICSEL

Deszcze meteorów w listopadzie. Kiedy oglądać roje spadających gwiazd? /123RF/PICSEL

interia
https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-zjawiska-na-listopadowym-niebie-leonidy-taurydy-i-zaslonieta,nId,7120702

Zjawiska na listopadowym niebie. Leonidy, Taurydy i zasłonięta Wenus!.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zidentyfikowano ważną rolę atmosfery ziemskiej w powstawaniu burz geomagnetycznych
Autor: admin (2023-11-01)
Kiedy myślimy o niewidzialnych siłach wpływających na naszą planetę, często nasze umysły przyciągają obce technologie, duchy czy inne zjawiska paranormalne. Jednak jednym z najbardziej tajemniczych i rzadko omawianych aspektów jest rola jonosfery w rozwoju burz geomagnetycznych. Nowe, fascynujące badania naukowców z Japonii i Stanów Zjednoczonych dostarczają nam przerażających dowodów na to, że ta cienka warstwa górnej atmosfery Ziemi może odgrywać znacznie większą rolę w kosmicznych katastrofach, niż wcześniej sądzono.
Burza geomagnetyczna G4 z 7-8 września 2017 roku była jednym z najpotężniejszych zdarzeń tego typu, jakie miały miejsce w ostatnich latach. Powstała w wyniku potężnego rozbłysku słonecznego dnia wcześniej. To wydarzenie dało naukowcom wyjątkową okazję do głębokiego badania tego zjawiska i zrozumienia, jakie siły napędzają te kosmiczne kataklizmy.
Odkryto, że podczas tej niesamowitej burzy, plazma z jonosfery całkowicie zastąpiła plazmę pochodzącą ze Słońca. Takie zjawisko wskazuje na to, że burze geomagnetyczne powodują znaczący odpływ jonów z jonosfery Ziemi. Co więcej, świadczy to o tym, że plazma jonosferyczna może się szybko rozprzestrzeniać po całej magnetosferze. To odkrycie nie tylko rzuca nowe światło na procesy zachodzące podczas burz geomagnetycznych, ale także ma ogromne implikacje dla naszej cywilizacji.
Kiedy jony z jonosfery zaczynają odgrywać dominującą rolę podczas tych burz, generują one oscylacje elektromagnetyczne, które mają potencjał do zakłócania lub nawet niszczenia elektroniki. W epoce, w której polegamy na technologii w niemal każdym aspekcie naszego życia - od komunikacji po zdrowie - takie zjawisko może być prawdziwą kosmiczną katastrofą.
Jednym z największych wyzwań, przed jakimi stoją dzisiejsi naukowcy, jest zrozumienie, jak i dlaczego jony z jonosfery są tak aktywnie zaangażowane w te procesy. Jakie siły powodują, że te cząstki z górnych warstw atmosfery uciekają do magnetosfery, kiedy plazma słoneczna zderza się z naszym polem magnetycznym? Odpowiedź na to pytanie mogłaby dostarczyć klucza do zrozumienia, jak przewidywać i chronić się przed potencjalnie katastrofalnymi skutkami tych burz w przyszłości.
Ostatecznie, to odkrycie podkreśla fascynujący, choć często przeoczany, aspekt naszego wszechświata - rolę, jaką odgrywa jonosfera w dynamice Ziemi i jej oddziaływaniu z kosmicznym otoczeniem. W miarę jak technologia staje się coraz bardziej zaawansowana i zintegrowana z naszym codziennym życiem, zrozumienie tej delikatnej równowagi pomiędzy naszym środowiskiem a kosmicznymi siłami staje się nie tylko naukowym priorytetem, ale także kwestią przetrwania.
W czasach, gdy ludzkość patrzy w gwiazdy z nadzieją na ekspansję i odkrywanie nowych światów, nie możemy zapominać o tajemnicach ukrytych tuż nad naszymi głowami. Jonosfera, cienki warkocz gazu i cząstek unoszący się nad nami, jest kluczem do zrozumienia, jak nasza planeta oddziałuje z otaczającą ją kosmiczną przestrzenią i jak możemy chronić się przed potencjalnie katastrofalnymi skutkami tych oddziaływań.

Źródło: zmianynaziemi.pl

https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/zidentyfikowano-wazna-role-atmosfery-ziemskiej-w-powstawaniu-burz-geomagnetycznych

Zidentyfikowano ważną rolę atmosfery ziemskiej w powstawaniu burz geomagnetycznych.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Planetoidy NEO w 2023 roku
2023-11-01. Krzysztof Kanawka
Zbiorczy artykuł na temat odkryć i obserwacji planetoid NEO w 2023 roku.
Zapraszamy do podsumowania odkryć i ciekawych badań planetoid bliskich Ziemi (NEO) w 2023 roku. Ten artykuł będzie aktualizowany w miarę pojawiania się nowych informacji oraz nowych odkryć.
Bliskie przeloty w 2023 roku
Poszukiwanie małych i słabych obiektów, których orbita przecina orbitę Ziemi to bardzo ważne zadanie. Najlepszym dowodem na to jest bolid czelabiński – obiekt o średnicy około 18-20 metrów, który 15 lutego 2013 roku wyrządził spore zniszczenia w regionie Czelabińska w Rosji.
Poniższa tabela opisuje bliskie przeloty planetoid i meteoroidów w 2023 roku (stan na 1 listopada 2023). Jak na razie, w 2023 roku największym obiektem, który zbliżył się do Ziemi została planetoida 2023 DZ2 o szacowanej średnicy około 55 metrów.
W ostatnich latach ilość odkryć bliskich przelotów wyraźnie wzrosła:
•    w 2022 roku odkryć było 135,
•    w 2021 roku – 149,
•    w 2020 roku – 108,
•    w 2019 roku – 80,
•    w 2018 roku – 73,
•    w 2017 roku – 53,
•    w 2016 roku – 45,
•    w 2015 roku – 24,
•    w 2014 roku – 31.
W ostatnich latach coraz częściej następuje wykrywanie bardzo małych obiektów, o średnicy zaledwie kilku metrów – co na początku poprzedniej dekady było bardzo rzadkie. Ilość odkryć jest ma także związek z rosnącą ilością programów poszukiwawczych, które niezależnie od siebie każdej pogodnej nocy “przeczesują” niebo. Pracy jest dużo, gdyż prawdopodobnie planetoid o średnicy mniejszej od 20 metrów może krążyć w pobliżu Ziemi nawet kilkanaście milionów.
Inne ciekawe badania i odkrycia planetoid w 2022 roku
Początek 2023 roku był bardzo “niemrawy” w odkryciach planetoid. Dopiero 13 stycznia doszło do wykrycia pierwszego obiektu przelatującego w pobliżu Ziemi. Dla porównania – w 2022 roku do 11 stycznia było już 7 odkryć.
2023 AB1: obiekt PHA (potencjalnie niebezpieczny dla Ziemi), odkryty 13 stycznia 2023. Obiekt ma szacowaną średnicę w zakresie od 170 do 250 metrów. Odkrycia dokonali amatorzy Grzegorz Duszanowicz i Jordi Camarasa w ramach amatorskich poszukiwań w Moonbase Obserwatory.
2023 BU: dość rzadki bardzo bliski przelot meteoroidu, zaledwie ok 3500 km nad powierzchnią Ziemi.
2023 CX1: mały (1 metr) obiekt, wykryty na kilka godzin przed wejściem w atmosferę. Obiekt wszedł w atmosferę nad północną Francją 13 lutego około 04:00 CET. Jest to dopiero siódme takie odkrycie – piąte i szóste nastąpiło w 2022 roku. Meteoryty po spadku 2023 CX1 zostały szybko odnalezione.
2023 DW: planetoida o średnicy około 50 metrów, o niewielkim ryzyku uderzenia w Ziemię 14 lutego 2046 roku. Na dzień 13 marca 2023 ryzyko kolizji z Ziemią wynosi około 1:360. Dalsze obserwacje i wyliczenie orbity prawdopodobnie obniżą to ryzyko. (Na dzień 20 marca 2023 ryzyko impaktu w Ziemię zostało całkowicie wyeliminowane).
2023 DZ2: stosunkowo duża planetoida, która pod koniec marca 2023 zbliżyła się na odległość około 0,44 dystansu do Księżyca.
Uderzenie małego obiektu w Jowisza: z dala od Ziemi także udaje się zaobserwować aktywność w wykonaniu planetoid lub komet. 28 sierpnia 2023 około godziny 18:45 CEST mały obiekt wszedł w atmosferę Jowisza.
Zapraszamy do działu małych obiektów w Układzie Słonecznym na Polskim Forum Astronautycznym.
Zapraszamy do podsumowania odkryć w 2022 roku. Zapraszamy także do podsumowania odkryć obiektów NEO i bliskich przelotów w 2021 roku.
(PFA)
Bliskie przeloty w 2023 roku, LD oznacza średnią odległość do Księżyca / Credits – K. Kanawka, kosmonauta.net

Orbita 2023 AB1 / Credits – NASA, JPL

https://kosmonauta.net/2023/11/planetoidy-neo-w-2023-roku/

Planetoidy NEO w 2023 roku.jpg

Planetoidy NEO w 2023 roku2.jpg

Planetoidy NEO w 2023 roku3.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wspaniały układ z czterema egzoplanetami. Trzy z nich mają już wyrok śmierci
2023-11-01. Radek Kosarzycki
Pięćdziesiąt siedem lat świetlnych od Ziemi znajduje się gwiazda, wokół której krążą cztery planety. Gdybyśmy planowali kiedyś je odwiedzić, to musimy się streszczać z pracami nad technologiami pozwalającymi przemieszczać się na odległości kilku, kilkudziesięciu lat świetlnych. Nie ma bowiem zbyt dużo czasu. Za około miliard lat, gwiazda centralna tego układu planetarnego zacznie się powiększać i przedjdzie w stadium czerwonego olbrzyma, a wtedy z czterech planet, może pozostać tylko jedna.
Oczywiście za chwilę ktoś oburzony powie, że w miliard lat to ludzkość, a właściwie gatunek, który z niej wyewoluuje (i nie będzie przypominał swojego odległego i prymitywnego przodka), będzie w stanie już latać do innych gromad galaktyk, a nie do najbliższych gwiazd. Jasne, tak zazwyczaj mówią eksperci wychowani na literaturze i filmach science-fiction, w których lecąc jednoosobowym kosmicznym ścigaczem skręca się wolant, aby zakręcić wokół tej czy innej gwiazdy i zmylić napastnika. Problem w tym, że rzeczywistość oparta nie na fantazji i wyobraźni, a na fizyce wygląda inaczej. Możliwe, że do wynalezienia sposobu podróży międzygwiezdnych faktycznie trzeba będzie miliarda lat, a być może okaże się, że załogowe misje międzygwiezdne są po prostu niemożliwe. Na razie jest to kwestia otwarta.
Wracając jednak do opisywanego układu planetarnego, którego centrum stanowi gwiazda podobna do Słońca. Tym układem jest Rho Coronae Borealis. Gwiazda pod względem masy, promienia i jasności bardzo przypomina naszą towarzyszkę znajdującą się 150 milionów kilometrów od Ziemi. Różnica między tymi gwiazdami jest inna: o ile Słońce ma 5 miliardów lat i 5 miliardów spalania wodoru jeszcze przed sobą, o tyle Rho Coronae Borealis jest dwa razy starsza i powoli zbliża się do punktu, w którym ze starości zacznie puchnąć przechodząc w stadium czerwonego olbrzyma.
W najnowszym artykule opublikowanym na serwerze preprintów arXiv Stephen R. Kane z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside zastanawia się nad tym, co się stanie z czterema egzoplanetami znajdującymi się w ekosferze gwiazdy, która właśnie staje się czerwonym olbrzymem.Nowy artykuł opublikowany na serwerze przeddruku arXiv i zaakceptowany do publikacji w The Astrophysical Journal przedstawia te wyniki i zadaje kilka pytań na temat tego, co dzieje się z egzoplanetami w ekosferze gwiazdy, gdy gwiazda staje się czerwonym olbrzymem.
Korzystając z dostępnych modeli ewolucji gwiazd, badacz postanowił stworzyć prognozę dla gwiazdy i jej planet. Za 1-1,5 miliarda lat gwiazda opuści ciąg głównym (na którym obecnie znajduje się Słońce) i zacznie znacząco zwiększać swoje rozmiary. Aby uzmysłowić sobie jak bardzo powiększają się gwiazdy na tym etapie wystarczy wskazać, że gwiazdy tego typu mają na ciągu głównym średnicę 1-2 mln km, a w fazie czerwonego olbrzyma mogą osiągnąć średnicę rzędu miliarda kilometrów. Tu wzmianka – tak właśnie będzie z naszym Słońcem, które przechodząc na ten etap ewolucji prawdopodobnie zniszczy wszystkie swoje planety skaliste. Ale w sumie co nas to interesuje, skoro dojdzie do tego dopiero za 5-7 miliardów lat. Ważne, że nie za naszego życia, a po nas choćby potop… tak przynajmniej myśli wielu moich czytelników, którzy piszą w komentarzach „za miliardy lat, no już się boję”.
Ale to nie o Słońcu miało być. Rho Coronae Borealis posiada cztery planety o czarujących nazwach: b, c, d oraz – zgadliście – d. Trzy z nich: e, b oraz c znajdują się najbliżej gwiazdy, więc to one będą miały przechlapane.
Planety te różnią się od siebie masą. Najmniejsza z nich ma masę superziemi, największa Jowisza. Co jednak ważne, wszystkie znajdują się znacznie bliżej swojej gwiazdy niż Ziemia do Słońca, a dwie najbardziej wewnętrzne planety znajdują się w odległości mniejszej od odległości Słońce-Merkury. No i w tym cały problem. Nawet Ziemia będzie miała przegwizdane, gdy Słońce zacznie się powiększać, a tutaj wszystkie planety są tak ciasno upakowane, że wszystkie mogą przepaść.
To znaczy, być może jedna z nich przetrwa. Z badań bowiem wynika, że e, b i c znajdują się w najgorszym położeniu. Rho CrB może całkowicie pochłonąć te trzy planety.
Pochłonięcie planet przez rozszerzającą się gwiazdę może mieć różne skutki w zależności od ogólnej architektury układu. Planety mogą potrzebować dziesięcioleci, aby spiralnie zbliżyć się do gwiazdy. Po drodze mogą zostać zniszczone przez odparowanie. Mogą również zostać zniszczone przez zakłócenia pływowe, gdy osiągną granicę Roche’a. W takim przypadku zwiększają masę gwiazdy, powodując jej jeszcze większe puchnięcie.
Według niektórych badań, w przypadku planet o masach mniejszych od Jowisza i znajdujących się od 3 do 5 jednostek astronomicznych od gwiazdy ich los jest przesądzony. Nie ma ucieczki. Ale dla innych, pomimo tragicznych okoliczności, może istnieć jeszcze jakieś wyjście.
Czasami, jak pokazują modele naukowe, planety zaczynają oddziaływać ze sobą grawitacyjnie na różne sposoby, gdy gwiazda puchnie. W miarę rozszerzania się gwiazdy traci ona także masę. Powoduje to efekty pływowe w układzie, a w niektórych przypadkach może wprowadzić planety w rezonans oraz oddalić je od gwiazdy. Jest więc potencjalna droga ucieczki. Trudno jednak z tak dużym wyprzedzeniem określić, co dokładnie może się wydarzyć.
Dla niektórych planet istnieje możliwa droga ucieczki, ale te same interakcje pływowe, które mogą uratować planetę, mogą również działać przeciwko niej. Interakcje mogą również skierować planetę do wewnątrz, w kierunku gwiazdy, przez co ulegnie ona jeszcze szybszemu zniszczeniu. Naukowcy aktywnie próbują zrozumieć cały ten proces, obserwując gwiazdy opuszczające ciąg główny.
Aby zrozumieć, co może się wydarzyć w układzie Rho CrB, Kane spróbował określić przyszłą masę, jasność i promień gwiazdy. Naukowiec nakreślił także zmiany, jakie będą udziałem gwiazdy, oraz zmiany położenia wszystkich czterech egzoplanet.
Czy takie prognozy mogą coś nam powiedzieć o przyszłości układu?
„Chociaż wszystkie planety wejdą w atmosferę gwiazdową Rho CrB, ich indywidualne prognozy znacznie się różnią” – wyjaśnia Kane.
Planeta e, najbardziej wewnętrzna planeta, prawdopodobnie jest planetą ziemską. Ta ulegnie zniszczeniu jako pierwsza i prawdopodobnie całkowicie wyparuje w atmosferze gwiazdy..
Planeta b jest najmasywniejsza ze wszystkich czterech i ma prawie 350 mas Ziemi. Jest masywniejsza od Jowisza, a gdy wejdzie w rozszerzającą się atmosferę gwiazdy, opór spowoduje, że zacznie poruszać się po spirali stopniowo hamując i zbliżać się do gwiazdy.
Los planety b może wpłynąć na los planety c. Jeśli materia planety b spowoduje, że gwiazda wystarczająco spęcznieje, może to przyspieszyć zniszczenie planety c w wyniku jej pochłonięcia. Rozrastanie się gwiazdy może przyspieszyć także zniszczenie planety d przez pochłonięcie.
Obie planety c i d mają masy mniej więcej Neptuna i prawdopodobnie stracą swoją masę w wyniku parowania krążąc po spirali w kierunku gwiazdy.
Niestety w modelowaniu nie uwzględniono dynamiki orbitalnej. Jest jednak możliwe, że jedna planeta uchroni się przed całym tym chaosem. Planeta d to jedyny świat z szansą na ucieczkę. „Nasz model nie uwzględnił ponadto wpływu dynamiki orbity, która może spowodować, że planeta d będzie migrować dalej na zewnątrz i prawdopodobnie ucieknie przed gwiazdą” – pisze Kane. Jeśli tak się stanie, ma szansę przetrwać znacznie dłużej, być może w nowo powstałej ekosferze.
Jest to możliwe, ale w tym przypadku mało prawdopodobne. „Ponieważ wewnętrzne planety Rho CrB zostaną pochłonięte przed fazą AGB następującą po fazie czerwonego olbrzyma, jest mało prawdopodobne, aby dynamika orbity odegrała główną rolę w układzie podczas i po utracie masy przez gwiazdę.
Nie ma sposobu, aby dowiedzieć się co na pewno stanie się w tym układzie. Ale astrofizycy są zajęci obserwowaniem innych układów planetarnych w poszukiwaniu wskazówek. Jak dotąd nie ma zbyt wielu zauważalnych dowodów na pochłonięcie, ale to nie znaczy, że tak się nie dzieje.
„Jak dotąd dowody obserwacyjne na sygnatury pochłonięć planet pozostają stosunkowo skąpe, co sugeruje, że albo scenariusze pochłonięć są rzadsze, niż oczekiwano, albo też wykrycie sygnatur jest trudniejsze, niż przewidywano” – stwierdza autor artykułu.
Możliwe, że w ekosferze gwiazdy znajdują się inne planety, które wciąż nie zostały odkryte. Jeśli tak, mogą przetrwać gwiezdną ewolucję po wewnętrznej stronie wewnętrznej krawędzi ekosfery podczas fazy RGB/AGB. Problem w tym, że wtedy gwiazda będzie już tylko białym karłem, a planety – jeżeli przetrwają – znajdą się bardzo daleko za nową ekosferą białego karła, która będzie umiejscowiona znacznie bliżej.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/rho-coronae-borealis-i-cztery-planety/

Wspaniały układ z czterema egzoplanetami. Trzy z nich mają już wyrok śmierci.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czarna dziura w naszej galaktyce wiruje w zawrotnym tempie. Szybciej właściwie się nie da
2023-11-01. Radek Kosarzycki
Co do zasady wszystko we wszechświecie się kręci. Niestety nie wokół nas, ale wciąż — wszystko się kręci. Gwiazdy wirują, planety wirują, Uran się toczy po orbicie, planetoidy bezustannie się obracają wokół swoich osi, no i w końcu czarne dziury, choć ciężko to zobaczyć – także wirują.
Co można powiedzieć o wirowaniu? Przede wszystkim można ustalić prędkość tego wirowania. Co ciekawe, czarna dziura w centrum naszej galaktyki nie tylko wiruje, ale wiruje z niemal maksymalną prędkością.
W przypadku obiektów takich jak Ziemia maksymalna prędkość obrotu jest określona przez grawitację powierzchniową. Ciężar, jaki odczuwamy, stojąc na Ziemi, nie wynika wyłącznie z przyciągania grawitacyjnego Ziemi.
Grawitacja ciągnie nas w stronę centrum naszego świata, ale obrót Ziemi ma również tendencję do wyrzucania nas na zewnątrz, z dala od Ziemi. Ta siła „odśrodkowa” jest niewielka, ale oznacza, że ciężar ciała na równiku jest nieco mniejszy niż na biegunie północnym lub południowym.
W naszej 24-godzinnej dobie różnica masy między równikiem a biegunem wynosi zaledwie 0,3%. Faktycznie, jak pojedziemy na biegun, nie odczujemy, że grawitacja nas nagle wyraźniej przytłacza. Spójrzmy jednak na Saturna. Ten gazowy olbrzym wykonuje pełen obrót wokół własnej osi w ciągu zaledwie 10 godzin. To oznacza, że różnica między równikiem a biegunem wynosi już 19 procent.
Teraz wyobraźcie sobie planetę wirującą tak szybko, że różnica wynosi 100%. W tym momencie przyciąganie grawitacyjne planety i jej siła odśrodkowa na równiku ustaną. Co by się stało, gdyby prędkość rotacji wzrosła. Nagle kamienie leżące w okolicy równika zaczęłyby się odrywać od powierzchni i ulatywać w przestrzeń kosmiczną, a gdyby prędkość wzrosła bardziej mogłoby dojść do rozerwania samej planety.
W przypadku czarnych dziur sytuacja wygląda nieco inaczej. Czarne dziury nie są obiektami posiadającymi fizyczną powierzchnię. Nie są wykonane z materiału, który mógłby się rozpaść. Ale nadal mają maksymalną prędkość rotacji.
Czarne dziury charakteryzują się ogromną grawitacją, która zniekształca przestrzeń i czas wokół nich. Horyzont zdarzeń czarnej dziury wyznacza granicę, zza której nie ma powrotu na zewnątrz. Wciąż jednak nie jest to powierzchnia fizyczna.
Rotacja czarnej dziury również nie jest definiowana przez spin masy fizycznej, ale raczej przez skręcenie czasoprzestrzeni wokół czarnej dziury. Kiedy obiekty takie jak Ziemia wirują, bardzo nieznacznie zakrzywiają przestrzeń wokół siebie. Jest to tzw. wleczenie czasoprzestrzeni.
Wirowanie czarnej dziury jest definiowane przez efekt wleczenia czasoprzestrzeni. Czarne dziury wirują bez fizycznej rotacji materii, są po prostu skręconą strukturą czasoprzestrzeni. Oznacza to, że istnieje górna granica tego wirowania ze względu na nieodłączne właściwości przestrzeni i czasu.
W równaniach ogólnej teorii względności Einsteina spin czarnej dziury jest mierzony wielkością znaną jako a, gdzie a musi mieścić się w przedziale od zera do jeden. Jeśli czarna dziura nie ma spinu, to a = 0, a jeśli wiruje z maksymalną dopuszczalną prędkością to a = 1.
To właśnie ten fakt doprowadził badaczy do próby zbadania rotacji supermasywnej czarnej dziury znajdującej się w centrum naszej galaktyki. Aby tego dokonać badacze wykonali obserwacje SgrA* w zakresie radiowym i rentgenowskim i na podstawie wyników tych obserwacji określili jej spin.
Z powodu wleczenia czasoprzestrzeni w pobliżu czarnej dziury widma światła pochodzącego z pobliskiej materii są zniekształcone. Obserwując intensywność światła przy różnych długościach fal, zespół był w stanie oszacować prędkość rotacji.
Okazało się, że wartość a dla naszej czarnej dziury mieści się w przedziale od 0,84 do 0,96, co oznacza, że obraca się ona wprost niewiarygodnie szybko. W górnym zakresie szacowanej rotacji obracałby się z niemal maksymalną prędkością.
Jest to nawet więcej niż parametr spinu czarnej dziury w M87, gdzie a szacuje się na pomiędzy 0,89 a 0,91. A wszystkim wydawało się, że supermasywna czarna dziura w centrum naszej galaktyki jest taaaka spokojna. Nic z tego.
Zooming into Sagittarius A*
https://www.youtube.com/watch?v=DRCD-zx5QFA

https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/tempo-rotacji-supermasywnej-czarnej-dziury-sgr-a/

Czarna dziura w naszej galaktyce wiruje w zawrotnym tempie. Szybciej właściwie się nie da.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nadmuchiwane habitaty na powierzchni Księżyca. Czy to na pewno dobry pomysł?
2023-11-01. Radek Kosarzycki
Co roku organizowany przez NASA konkurs Breakthrough, Innovative, and Game-Changing (BIG) Idea Challenge zaprasza studentów-innowatorów do tworzenia i demonstrowania koncepcji, które mogą przynieść korzyści przyszłym załogowym misjom na Księżyc i dalej. Tegorocznym tematem przewodnim są „Nadmuchiwane komponenty misji księżycowych”, które mogłyby znacznie zmniejszyć masę i objętość ładunków wysyłanych na Księżyc.
Ma to kluczowe znaczenie dla programu Artemis, ponieważ zapewnia on astronautom powrót na Księżyc po raz pierwszy od ery programu Apollo, który zakończył się ponad pięćdziesiąt lat temu. Zmniejszy także koszty wysyłania ładunków na Księżyc, Marsa i do innych miejsc w Układzie Słonecznym.
Konkurs BIG Idea Challenge jest sponsorowany przez Dyrekcję Misji Technologii Kosmicznych (STMD) NASA w ramach wspólnego programu Game Changing Development (GCD). W ramach wyzwania zespoły składające się z 5–25 studentów i ich doradców wydziałowych złożą swoje propozycje, a do dalszego rozwoju zostanie wybranych od pięciu do ośmiu finalistów.
Pomimo dziesięcioleci wzrostu i rozwoju największym wyzwaniem związanym z wysyłaniem załogowych misji w przestrzeń kosmiczną pozostają ograniczenia objętości i masy. Czy ci się to podoba, czy nie, starty nadal podlegają równaniom rakietowym, w których większe ładunki wymagają większej ilości paliwa, aby uwolnić się z okowów ziemskiej grawitacji. To z kolei oznacza większe rakiety z cięższymi zbiornikami paliwa i tak dalej. W związku z tym dużych konstrukcji nie można umieszczać na powierzchni Księżyca ani Marsa bez budowy skomplikowanych systemów wysyłania ładunków i montażu na miejscu.
NASA zbadała wiele rozwiązań tego problemu, które obejmują wykorzystanie lokalnych zasobów do tworzenia materiałów budowlanych i zaspokajania potrzeb astronautów – czyli wykorzystanie zasobów in-situ (ISRU). Ma to tę zaletę, że zmniejsza ilość ładunków, które astronauci będą musieli zabrać ze sobą, jednocześnie zmniejszając zależność od misji zaopatrzeniowych. Innym rozwiązaniem jest wysyłanie dużych, nadmuchiwanych systemów, które mają niską masę i można je szczelnie upakować w osłonach ładunku. Po dotarciu do miejsca przeznaczenia i napompowaniu możnaje rozłożyć, osiągając wielokrotnie większą objętość.
Oprócz zaawansowanych tkanin i wewnętrznego usztywnienia, nadmuchiwane systemy mogą stworzyć solidną bazę i osłonę przed trudnymi warunkami panującymi w przestrzeni kosmicznej. Taki jest cel konkursu BIG Idea Challenge 2024, w ramach którego zespoły na szczeblu uniwersyteckim mają za zadanie zaprojektować bazy zawierające nadmuchiwane elementy. Obejmują one wieże, suwnice i anteny, a także robotykę miękką, siłowniki, złącza, mechanizmy rozmieszczania, śluzy powietrzne i tymczasowe schronienia. Niki Werkheiser, dyrektor ds. dojrzewania technologii w STMD NASA, powiedziała w niedawnym komunikacie prasowym NASA:
„To wyzwanie jest szczególnie ekscytujące, ponieważ wymaga nieszablonowego myślenia na etapie projektowania i inżynierii, które będą wymagane do włączenia nadmuchiwanych komponentów do misji kosmicznych. Wykorzystanie imponującej kreatywności wykazanej przez biorące udział w konkursie zespoły może zapewnić naprawdę nowatorskie rozwiązania dla przyszłą eksplorację kosmosu.”
Finaliści zostaną wybrani przez panel złożony ze specjalistów NASA i ekspertów branżowych, którzy ocenią propozycję i pakiet wideo zawierający scenariusze misji z wykorzystaniem systemów nadmuchiwanych. Wybrane od pięciu do ośmiu zespołów otrzymają stypendium w wysokości od 50 000 do 150 000 dolarów, obejmujące wydatki na sprzęt, materiały, sprzęt testowy, oprogramowanie itp. Zespoły spędzą następne dziewięć miesięcy na dalszym opracowywaniu, udoskonalaniu i testowaniu swoich propozycji oraz przygotowywaniu 15–20-stronicowy opis techniczny zawierający szczegółowe informacje na temat wyników. Jesienią przyszłego roku odbędzie się coroczne BIG Idea Forum, podczas którego uczestnicy zostaną poproszeni o zaprezentowanie swoich koncepcji w celu przeglądu projektu technicznego.
Obejmie to demonstracje weryfikacyjne koncepcji w analogowych środowiskach testowych symulujących warunki księżycowe.
Tegoroczny konkurs stanowi uzupełnienie konkursu Lunar Forge Challenge 2023, w ramach którego studenci studiów licencjackich i magisterskich otrzymali aż do 180 000 dolarów na zaprojektowanie, rozwój i demonstrację technologii, które umożliwią produkcję infrastruktury księżycowej z metali pochodzących z ISRU. Te i inne technologie będą miały kluczowe znaczenie dla misji Artemis i długoterminowych celów, jakie NASA, inne agencje i partnerzy handlowi mają na celu utworzenie stałej infrastruktury na Księżycu. Oprócz wspierania eksploracji Księżyca, badań i prawdopodobnie osadnictwa, wysiłki te umożliwią przyszłe misje na Marsa i dalej.
Strona konkursu: http://bigidea.nianet.org/
NASA's BIG Idea Challenge
https://www.youtube.com/watch?v=jN7l2zOz8eM

https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/nadmuchiwane-habitaty-ksiezycowe/

Nadmuchiwane habitaty na powierzchni Księżyca. Czy to na pewno dobry pomysł.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sąsiedzi planety wskazują wyraźnie, czy może na niej istnieć życie. Zawsze badaj otoczenie
2023-11-01. Radek Kosarzycki
Biorąc pod uwagę tysiące znanych egzoplanet i dziesiątki tysięcy, które prawdopodobnie zostaną odkryte w nadchodzących dziesięcioleciach, odkrycie planety, na której istnieje życie, może być tylko kwestią czasu. Tak wskazuje rozsądek. Problem w tym, że wcale nie jest tak łatwo tego dowieść. Do tej pory skupiano się na obserwacji składu atmosfer egzoplanet i poszukiwaniu w nich biosygnatur, które wskazywałyby na obecność życia.
Problem jednak w tym, że wiele cząsteczek wytwarzanych przez życie na Ziemi może również powstać w procesach geologicznych. Najnowsze badania dowodzą, że lepszym podejściem byłoby porównywanie składu atmosfery potencjalnie nadającego się do zamieszkania świata ze składem atmosfery innych planet w tym samym układzie planetarnym.
Ponieważ planety powstają w dysku szczątków młodej gwiazdy, ich skład będzie na ogół podobny. Ze względu na migrację niektórych cząsteczek, takich jak lód wodny, planety zewnętrzne mogą mieć nieco inny skład niż planety wewnętrzne, ale ogólnie ich skład jest zbliżony. W najnowszym artykule opublikowanym na serwerze preprintów arXiv astronomowie przyjrzeli się obfitości węgla atmosferycznego na różnych egzoplanetach.
Węgiel jest nie tylko podstawowym pierwiastkiem życia na Ziemi, ale także łatwo wchłaniany jest przez wodę i może być wiązany geologicznie w skałach. Pomysł jest taki, że jeśli egzoplaneta znajduje się w potencjalnej ekosferze gwiazdy i zawiera znacznie mniej węgla atmosferycznego niż podobne światy w swoim układzie, jest to silny wskaźnik obecności wody i życia organicznego.
Weźmy na przykład nasz Układ Słoneczny. Ziemia, Wenus i Mars znajdują się mniej więcej w zamieszkałej strefie Słońca, ale zarówno Wenus, jak i Mars mają atmosfery składające się głównie z dwutlenku węgla. W przeciwieństwie do nich, atmosfera Ziemi składa się głównie z azotu i tlenu oraz tylko ułamka procenta dwutlenku węgla. Zawartość węgla w atmosferze Ziemi tak radykalnie różni się od zawartości węgla na Wenus i Marsie, że wyróżnia się jako prawdopodobnie zamieszkały świat.
W ramach demonstracji zespół przyjrzał się, jak mogłoby to działać w przypadku układu gwiezdnego Trappist-1. To czerwony karzeł z siedmioma znanymi planetami mniej więcej wielkości Ziemi. Trzy z tych światów mieszczą się w strefie potencjalnie nadającej się do zamieszkania, więc jest to doskonały przypadek testowy do porównywania światów. Bazując na możliwościach Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba (JWST), powinien on być w stanie wykryć poziom dwutlenku węgla w atmosferach planet układu Trappist-1. Autorzy szacują, że wystarczyłoby około dziesięciu wyraźnych tranzytów świata trapistów, aby ustalić, czy któraś z nich ma obniżony poziom CO2. Jeśli jeden z potencjalnie nadających się do zamieszkania światów w tym układzie ma mniejszą zawartość tlenu, byłby dobrym kandydatem do dalszych badań.
Autorzy zwracają uwagę, że samo zmniejszenie poziomu dwutlenku węgla nie musi wcale nic oznaczać. Chociaż duże oceany i obecność życia zmniejszyłyby zawartość węgla w atmosferze, istnieją także inne powody takiego stanu rzeczy. Niektóre skały mogą na przykład absorbować ogromne ilości węgla. Ponadto, ponieważ planety układu TRAPPIST-1 mogą być zablokowane pływowo, ciemna strona planet może stać się wystarczająco zimna, aby zamrozić CO2, usuwając go w ten sposób z atmosfery. Istnieją również sposoby, w jakie życie mogłoby istnieć na świecie, na którym węgla będzie równie dużo co na innych planetach.
Ta metoda z pewnością nie jest metodą potwierdzającą istnienie życia gdziekolwiek, ale może wskazać światy warte szczegółowego zbadania. Tak jak wczesne obserwacje egzoplanet rozpoczynały się od znalezienia planet kandydujących, które później zostały potwierdzone, tak JWST mógł znaleźć kandydujące globy, na których mogłoby istnieć życie, wskazując nam gdzie szukać tych, na których życie faktycznie istnieje.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/szukasz-zycia-sprawdz-planetarnych-sasiadow/

Sąsiedzi planety wskazują wyraźnie, czy może na niej istnieć życie. Zawsze badaj otoczenie.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sonda kosmiczna Lucy przeleci dzisiaj w pobliżu planetoidy Dinkinesh
2023-11-01. Radek Kosarzycki
Sonda kosmiczna Lucy jest na dobrej drodze do pierwszego spotkania z planetoidą Dinkinesh. Zespół nawigacji optycznej sondy Lucy potwierdził, że najnowszy manewr korekty trajektorii przeprowadzony 29 września dokładnie ustawił sondę na kursie przelotu obok małej planetoidy z pasa głównego. Oczekuje się, że sonda przeleci około 425 km od niej o godzinie 17:54 polskiego czasu.
28 października zespół wysłał w kierunku sondy kosmicznej ostatnią aktualizację zawierającą pakiet danych o względnym położeniu sondy kosmicznej i planetoidy. Ten zbiór danych jest na tyle precyzyjny, że był w stanie poprowadzić sondę w kierunku planetoidy przez ostatnie 800 000 kilometrów.
Na około godzinę przed najbliższym podejściem, gdy sonda znajdzie się w odległości około 16 000 km od planetoidy, Lucy rozpocznie aktywne monitorowanie pozycji Dinkinesha za pomocą systemu śledzenia, chociaż ze względu na niewielkie rozmiary Dinkinesha nie oczekuje się, że znajdzie planetoidę zaledwie na kilka minut przed najbliższym podejściem.
System ten autonomicznie zmieni orientację sondy tak, aby utrzymać małą planetoidę w polu widzenia instrumentów naukowych, gdy Lucy będzie zbliżała się do niej z prędkością około 16 000 km/h. Będzie to pierwsze użycie tego systemu śledzenia, a przelot ma na celu przede wszystkim przetestowanie systemu w rzeczywistych warunkach lotu kosmicznego.
Gdy Lucy zbliży się do Dinkinesh 1 listopada, sonda obróci się do pozycji umożliwiającej ciągłe śledzenie planetoidy. Spowoduje to odsunięcie anteny o dużym wzmocnieniu od Ziemi, przez co sonda nie będzie w stanie komunikować się z Ziemią do czasu zakończenia całej sekwencji spotkania z Dinkinesh i ponownego obrócenia się w kierunku Ziemi. Zdjęcia oraz inne dane naukowe i inżynieryjne z przelotu zostaną przesłane na Ziemię w ciągu najbliższych tygodni.
NASA's Lucy Mission Flyby of Asteroid Dinkinesh
https://www.youtube.com/watch?v=tzcosX_HIo4

https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/sonda-kosmiczna-lucy-przelot-dinkinesh/

Sonda kosmiczna Lucy przeleci dzisiaj w pobliżu planetoidy Dinkinesh.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sonda Juno odkrywa związki organiczne i sole na powierzchni Ganimedesa
2023-11-01. Radek Kosarzycki
Dane zebrane przez misję Juno NASA wskazują, że słona przeszłość może wypływać na powierzchnię największego księżyca Jowisza i zarazem największego księżyca w Układzie Słonecznym.
Sonda Juno zaobserwowała sole mineralne i związki organiczne na powierzchni Ganimedesa. Dane potrzebne do tego odkrycia zebrał spektrometr Jovian InfraRed Auroral Mapper (JIRAM) znajdujący się na pokładzie sondy podczas bliskiego przelotu w pobliżu księżyca.
Odkrycia, które mogą pomóc naukowcom lepiej zrozumieć pochodzenie Ganimedesa i skład jego głębin oceanicznych, opublikowano 30 października w periodyku Nature Astronomy.
Większy od planety Merkury, Ganimedes jest największym z księżyców Jowisza i od dawna cieszy się dużym zainteresowaniem naukowców ze względu na rozległy wewnętrzny ocean wody ukryty pod jego lodową skorupą. Poprzednie obserwacje spektroskopowe wykonane przez sondę kosmiczną Galileo i Kosmiczny Teleskop Hubble’a, a także Bardzo Duży Teleskop (VLT) Europejskiego Obserwatorium Południowego (ESO) wskazywały na obecność soli i związków organicznych, ale rozdzielczość przestrzenna tych obserwacji była zbyt niska, aby dokonać jednoznacznych ustaleń.
7 czerwca 2021 roku Juno przeleciała nad Ganimedesem na wysokości 1046 kilometrów. Krótko po największym zbliżeniu do księżyca instrument JIRAM zarejestrował obrazy i widma w podczerwieni powierzchni Księżyca.
Zbudowany przez Włoską Agencję Kosmiczną (Agenzia Spaziale Italiana), JIRAM został zaprojektowany do rejestrowania światła podczerwonego, które wyłania się z głębi Jowisza, badając warstwę atmosferyczną na głębokości od 50 do 70 kilometrów (30 do 45 mil) poniżej szczyty chmur gazowego olbrzyma. Instrument wykorzystano także do uzyskania wglądu w teren księżyców Io, Europy, Ganimedesa i Kallisto, czyli tak zwanych księżyców galileuszowych.
Dane JIRAM dotyczące Ganimedesa uzyskane podczas przelotu osiągnęły niespotykaną dotąd w spektroskopii w podczerwieni rozdzielczość przestrzenną – wyższą niż 1 kilometr na piksel. Dzięki niemu naukowcom z programu misji Juno udało się wykryć i przeanalizować unikalne cechy widmowe materiałów niebędących lodem wodnym, w tym uwodnionego chlorku sodu, chlorku amonu, wodorowęglanu sodu i prawdopodobnie aldehydów alifatycznych.
„Obecność soli amoniakalnych sugeruje, że Ganimedes mógł zgromadzić materiały wystarczająco zimne, aby podczas ich powstawania mógł skroplić się amoniak” – powiedział Federico Tosi, współbadacz Juno z włoskiego Narodowego Instytutu Astrofizyki w Rzymie i główny autor artykułu. „Sole węglanowe mogą być pozostałością lodów bogatych w dwutlenek węgla”.
Poprzednie modelowanie pola magnetycznego Ganimedesa wykazało, że obszar równikowy Księżyca, do około 40 stopni szerokości geograficznej, jest osłonięty przed energetycznym bombardowaniem elektronami i ciężkimi jonami wytwarzanymi przez pole magnetyczne Jowisza. Powszechnie wiadomo, że obecność takich strumieni cząstek ma negatywny wpływ na sole i substancje organiczne.
Podczas przelotu w czerwcu 2021 r. JIRAM objął wąski zakres szerokości geograficznych (od 10 stopni na północ do 30 stopni na północ) i szerszy zakres długości geograficznych (od minus 35 stopni na wschód do 40 stopni na wschód) na półkuli zwróconej w stronę Jowisza.
„Najwięcej soli i substancji organicznych odkryliśmy na ciemnych i jasnych terenach na szerokościach geograficznych chronionych przez pole magnetyczne” – powiedział Scott Bolton, główny badacz Juno z Southwest Research Institute w San Antonio. „To sugeruje, że widzimy pozostałości solanki z głębin oceanicznych, która dotarła na powierzchnię tego zamarzniętego świata”.
Ganimedes nie jest jedynym jowiszowym światem, w pobliżu którego przeleciała sonda Juno. Europa, która w swoim wnętrzu kryje globalny ocean, także była obiektem badań za pomocą instrumentów Juno, najpierw w październiku 2021 r., a następnie we wrześniu 2022 r. Teraz z kolei sonda odwiedziła Io i zrobi to ponownie 30 grudnia, przelatując w odległości zaledwie 1500 km od jego powierzchni.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/sonda-juno-zwiazki-organiczne-ganimedes/

Sonda Juno odkrywa związki organiczne i sole na powierzchni Ganimedesa.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gazowe olbrzymy utrudniają powstawanie życia na egzoplanetach
2023-11-01. Radek Kosarzycki
Gazowe olbrzymy, z jednej strony mogą chronić życie na innych planetach swojego układu planetarnego, a z drugiej strony – jak się okazuje – mogą uniemożliwiać powstawanie życia na planetach skalistych w swoim otoczeniu. Nowe badania pokazują, że w niektórych układach planetarnych olbrzymy mają tendencję do wyrzucania mniejszych planet z orbit i sieją prawdziwe spustoszenie w ich klimacie.
Jowisz, zdecydowanie największa planeta w naszym Układzie Słonecznym, odgrywa ważną rolę ochronną. Jego silne pole grawitacyjne odbija komety i planetoidy, które w przeciwnym razie mogłyby uderzyć w Ziemię. Okazuje się jednak, że takie same gazowe olbrzymy w innych częściach wszechświata niekoniecznie chronią życie na swoich mniejszych, skalistych planetach sąsiednich.
Artykuł opublikowany w periodyku Astronomical Journal szczegółowo opisuje, w jaki sposób przyciąganie masywnych planet w pobliskim układzie planetarnym prawdopodobnie doprowadzi do wyrzucenia skalistych planet z orbit w tzw. ekosferze gwiazdy. Strefę tę definiuje się jako zakres odległości od gwiazdy, w których jest wystarczająco ciepło, aby na powierzchni planety mogła istnieć woda w stanie ciekłym, umożliwiając tym samym życie, przynajmniej takie, jakie znamy.
W przeciwieństwie do większości innych znanych układów planetarnych cztery planety olbrzymie w układzie HD 141399 znajdują się dalej od swoich gwiazd. To sprawia, że jest to dobry model do porównań z naszym Układem Słonecznym, gdzie Jowisz i Saturn również są stosunkowo daleko od Słońca.
„To tak, jakby cztery Jowisze zachowywały się jak prawdziwi siewcy chaosuy, wytrącając wszystko z równowagi” – powiedział Stephen Kane, astrofizyk z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside i autor artykułu.
Biorąc pod uwagę dane o planetach układu, Kane przeprowadził wiele symulacji komputerowych, aby zrozumieć wpływ tych czterech gigantów na cały układ. W szczególności chciał przyjrzeć się ekosferze w tym układzie i sprawdzić, czy Ziemia mogłaby pozostać tam na stabilnej orbicie.
„Odpowiedź brzmi tak, ale jest to bardzo mało prawdopodobne. Istnieje tylko kilka wybranych obszarów, w których przyciąganie grawitacyjne olbrzymów nie wytrąciłoby skalistej planety z orbity i nie wyrzuciło jej poza ekosferę” – powiedział Kane.
Podczas gdy artykuł wskazuje, że gazowe olbrzymy poza strefą zamieszkiwalną niszczą szanse na życie, drugi, powiązany artykuł pokazuje, jak jedna duża planeta w środku ekostrefy miałaby podobny efekt.
Drugi artykuł, opublikowany również w periodyku Astronomical Journal, dotyczy układu gwiazd znajdującego się zaledwie 30 lat świetlnych od Ziemi, zwanego GJ 357. Zważając na to, że nasza galaktyka ma średnicę 100 000 lat świetlnych, to jest to naprawdę nasze bezpośrednie otoczenie.
Wcześniejsze badania wykazały, że planeta w tym układzie, nazwana GJ 357 d, znajduje się w ekosferze tego układu, a jej masa jest około sześciokrotnie większa od masy Ziemi. Jednak w artykule zatytułowanym „Agent of Chaos” Kane pokazuje, że jej masa jest prawdopodobnie znacznie większa.
„Możliwe, że GJ 357 d ma masę aż 10 mas Ziemi, co oznacza, że prawdopodobnie nie jest planetą ziemską, więc nie mogłoby na niej istnieć życie” – powiedział Kane. „A przynajmniej nie może tam być życia takiego, jakie znamy”.
W drugiej części artykułu autorzy wykazują, że jeśli planeta jest znacznie większa, niż wcześniej sądzono, z pewnością zapobiegnie to możliwości istnienia większej liczby planet podobnych do Ziemi w ekosferze obok niej.
Chociaż w ekosferze tego układu znajduje się również kilka wybranych miejsc, w których mogłaby potencjalnie znajdować się Ziemia, ich orbity wokół gwiazdy byłyby wysoce eliptyczne. „Innymi słowy, orbity wytworzyłyby na tych planetach szalony klimat” – powiedział Kane. „Ten artykuł jest tak naprawdę ostrzeżeniem, że gdy znajdziemy planety w strefie zamieszkiwalnej, nie należy zakładać, że są one automatycznie przyjazne dla życia”.
Ostatecznie te dwa artykuły pokazują, jak rzadko zdarza się znaleźć odpowiedni zestaw okoliczności do powstania życia w innym miejscu we wszechświecie. „Nasza praca daje nam więcej powodów do wdzięczności za szczególną konfigurację planet w naszym Układzie Słonecznym” – powiedział Kane.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/gazowe-olbrzymy-a-planety-skaliste-trudne-relacje/

Gazowe olbrzymy utrudniają powstawanie życia na egzoplanetach.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kosmiczny teleskop IXPE przygląda się historycznej supernowej SN 1006
2023-11-01. Radek Kosarzycki
Teleskop IXPE (Imaging X-ray Polarimetry Explorer) wykonał pierwsze zdjęcia pozostałości po supernowej SN 1006 w spolaryzowanym promieniowaniu rentgenowskim. Nowe wyniki poszerzają wiedzę naukowców na temat związku między polami magnetycznymi a przepływem cząstek o wysokiej energii powstałych w wyniku eksplozji gwiazdy.
„Pola magnetyczne są niezwykle trudne do zmierzenia, ale IXPE zapewnia nam skuteczny sposób ich badania” – powiedział dr Ping Zhou, astrofizyk z Uniwersytetu Nanjing w Jiangsu w Chinach i główny autor nowego artykułu opublikowanego w periodyku Astrophysical Journal. „Teraz widzimy, że pola magnetyczne SN 1006 są turbulentne, ale mają też zorganizowany kierunek”.
Położona około 6500 lat świetlnych od Ziemi, w gwiazdozbiorze Wilka, SN 1006 to wszystko, co pozostało po gigantycznej eksplozji, do której doszło albo w wyniku połączenia dwóch białych karłów, albo gdy biały karzeł ukradł zbyt dużo masy od gwiazdy mu towarzyszącej. Po raz pierwszy dostrzeżona wiosną 1006 roku n.e. przez obserwatorów z Chin, Japonii, Europy i świata arabskiego, jej światło było widoczne gołym okiem przez co najmniej trzy lata. Współcześni astronomowie nadal uważają to za najjaśniejsze wydarzenie na nocnym niebie w pisanej historii.
Odkąd rozpoczęły się współczesne obserwacje, badacze zidentyfikowali dziwną podwójną strukturę pozostałości, wyraźnie różniącą się od innych, zaokrąglonych pozostałości po supernowych. Ma również jasne „odnogi” lub krawędzie rozpoznawalne w pasmach rentgenowskich i gamma.
„Pozostałości supernowej widoczne w bliskim sąsiedztwie, jasne w promieniowaniu rentgenowskim, takie jak SN 1006, idealnie nadają się do pomiarów wykonywanych za pomocą IXPE, biorąc pod uwagę połączenie zdolności IXPE do obserwowania polaryzacji promieniowania rentgenowskiego z możliwością przestrzennego rozdzielenia obszarów emisji” – mówi Douglas Swartz z Centrum Lotów Kosmicznych Marshalla w Huntsville w Alabamie. „Ta zintegrowana zdolność jest niezbędna do lokalizowania obszarów przyspieszania promieni kosmicznych”.
Poprzednie obserwacje rentgenowskie SN 1006 dostarczyły pierwszego dowodu na to, że pozostałości po supernowych mogą radykalnie przyspieszać elektrony i pomogły zidentyfikować szybko rozszerzające się mgławice wokół wybuchających gwiazd jako miejsce narodzin wysokoenergetycznych promieni kosmicznych, które mogą przemieszczać się z prędkością bliską prędkości światła.
Naukowcy przypuszczali, że unikalna struktura SN 1006 jest powiązana z orientacją jej pola magnetycznego i wysunęli teorię, że fale uderzeniowe supernowych na północnym wschodzie i południowym zachodzie poruszają się w kierunku zgodnym z polem magnetycznym i skuteczniej przyspieszają cząstki o wysokiej energii.
Nowe odkrycia IXPE pomogły potwierdzić te teorie – przekonuje dr Yi-Jung Yang, astrofizyk wysokich energii na Uniwersytecie w Hongkongu i współautor artykułu.
„Właściwości polaryzacyjne uzyskane z naszej analizy spektralno-polarymetrycznej wyjątkowo dobrze pokrywają się z wynikami innych metod i obserwatoriów rentgenowskich, podkreślając niezawodność i duże możliwości IXPE. Po raz pierwszy możemy mapować struktury pola magnetycznego pozostałości supernowych przy wyższych energiach ze zwiększoną szczegółowością i dokładnością, co pozwala nam lepiej zrozumieć procesy powodujące przyspieszenie tych cząstek” – mówi Yang.
Naukowcy twierdzą, że wyniki dowodzą związku między polami magnetycznymi a wypływem wysokoenergetycznych cząstek. Jak wynika z ustaleń IXPE, pola magnetyczne w powłoce SN 1006 są nieco zdezorganizowane, mimo to nadal mają preferowaną orientację. Gdy fala uderzeniowa z pierwotnej eksplozji przechodzi przez otaczający ją gaz, pola magnetyczne ustawiają się wzdłuż kierunku fali uderzeniowej. Naładowane cząstki są uwięzione przez pola magnetyczne wokół pierwotnego punktu wybuchu, gdzie szybko są przyspieszane. Z kolei pędzące cząstki o wysokiej energii przekazują energię, aby pola magnetyczne były silne i turbulentne.
Od wystrzelenia w grudniu 2021 r. IXPE obserwował trzy pozostałości supernowych – Cassiopeia A, Tycho i obecnie SN 1006 – wspomagając naukowców w pełniejszym zrozumieniu pochodzenia i procesów pól magnetycznych otaczających te zjawiska.
Naukowcy byli zaskoczeni, gdy odkryli, że SN 1006 jest bardziej spolaryzowana niż pozostałe dwie pozostałości po supernowych, ale wszystkie trzy wykazują pola magnetyczne zorientowane w taki sposób, że są skierowane na zewnątrz od środka eksplozji. W miarę dalszej eksploracji danych IXPE badacze zmieniają swoją wiedzę o przyspieszaniu cząstek w takich ekstremalnych obiektach jak ten.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/teleskop-ixpe-pozostalosc-supernowej-sn-1006/

Kosmiczny teleskop IXPE przygląda się historycznej supernowej SN 1006.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Misje kosmiczne XX wieku: Program Łuna
2023-11-01. Marta Siwiec
Prowadzony przez ZSRR program Łuna zakładał 24 bezzałogowe misje sond, których głównym zadaniem było sfotografować niewidoczną dla nas półkulę Księżyca, wylądować na jego powierzchni i przeprowadzić analizę gruntu. Cała misja przypada na lata 1958-1976, z czego możemy podzielić je na 3 okresy.
1. Okres: 1958-1960 r.
Zadaniami, które przewidziano na pierwszy etap misji były uderzenie o powierzchnię Księżyca i sfotografowanie jego niewidocznej półkuli. Podczas tego etapu wykorzystano sondy Łunę 1, 2 i 3, należące do typów generacji E-1, E-2 i E-3. Pierwsza z nich po osiągnięciu II prędkości kosmicznej oddzieliła się od trzeciego członu rakiety (Łuny 8K72) i rozpoczęła samodzielny lot. W ślad za nią podążał człon rakiety w przesunięciu czasowym około 30 min. Problemem okazał się układ kontroli lotu, przez co Łuna 1 nie dotarła na powierzchnię Srebrnego Globu.
Sowieci chcieli za wszelką cenę pozostawić po sobie znak na Księżycu i dlatego stworzyli kule składające się z małych, pięciokątnych plakietek. Po uderzeniu w Księżyc kule miały się rozpaść i rozrzucić małe elementy po jego powierzchni. Tego typu kule zostały umieszczone na sondzie Łuna 2, ale jej zderzenie z powierzchnią naszego satelity było zbyt mocne, w związku z czym kule się doszczętnie zniszczyły.
Misja Łuna 3 wypadała znacznie lepiej od swoich poprzedników, bo to dzięki niej dostaliśmy 29 fotografii niewidocznej strony Księżyca.
2. Okres: 1963–1968 r.
Podczas tego etapu naukowcy skupili się na produkcji sond o generacji E-6. Tym, co je różniło od poprzednich, była zmiana sposobu lądowania z twardego na miękkie. Do ich obowiązków należało również zrobienie i przesłanie fotografii „Księcia Nocy”.
W trakcie tego okresu w misji uczestniczyło 11 sond: od sondy Łuna 4 do sondy Łuna 14. To właśnie tej ostatniej zawdzięczamy przetestowanie systemów komunikacji radiowej, które miały być użyte w przyszłych misjach.
Przez to, że sondy one prawie 4-krotnie większe od należących do poprzedniej generacji, były one wynoszone przez rakiety typu Mołnia 8K78 i Mołnia 8K78M. Ich droga na Księżyc również się trochę zmieniła w porównaniu z poprzednikami. Najpierw wchodziły na niską orbitę okołoziemską, skąd zapłon górnego stopnia rakiety nośnej kierował je ku Księżycowi. W trakcie lotu mogły one dokonywać korekt swojej trajektorii.
3. Okres: 1969–1976 r.
Czas sond generacji typu E-8-5.
Po roku 1969 nastąpił przełom w programie: powstały pierwsze prace dotyczące projektu księżycowych pojazdów samobieżnych. Łunochody 1 i 2, bo tak brzmiała ich nazwa, miały za zadanie zbadać miejsce na lądowanie załogowego lądownika ŁK, posłużyć jako radiolatarnia dla tego lądownika oraz dokonać jego dokładnych oględzin z zewnątrz. Co do zadań sond, zmieniło się jedynie tyle, że ich głównym zadaniem było zebranie próbek księżycowego gruntu.
W trakcie misji Łuna 15 Rosjanie ścigali się z Amerykanami o pierwszeństwo w dostarczeniu próbek księżycowych na Ziemię. Równolegle z programem Łuny, USA zajmowało się programem Apollo. Start misji Łuny 15 zaplanowany był na 13 lipca 1969 roku, dlatego Rosjanie mieliby jeszcze szanse na objęcie prowadzenia w tym wyścigu, gdyby nie katastrofa – sonda rozbiła się na Morzu Przesileń. Co ciekawe misja ta była pierwszą, w której rozpoczęto współpracę miedzy ZSRR a USA (Związek Radziecki udostępnił Amerykanom plan lotu misji Łuna 15, by nie dopuścić do możliwości kolizji z Apollo 11).
Po zakończonym programie misji Apollo, entuzjazm do wysyłania sond opadł. Sonda Łuna 24 była ostatnią i przywiozła ze sobą spore próbki powierzchni Srebrnego Globu. Zrobiła to za pomocą swojego wiertła, wbijając się w podłoże na głębokość 2,25 metra, uzyskując 170,1 g próbek. Planowana była również Łuna 25, która miała znaleźć się z Łunachodem 3 na Księżycu. Pomimo zbudowania pojazdu, misja nie doszła do skutku, za to do dziś możemy podziwiać pojazd w muzeum Instytutu Ławoczkina w podmoskiewskich Chimkach.
Korekta – Matylda Kołomyjec
Źródła:
•    Urania.edu.pl: Tomasz A. Miś; Inaczej spełnione Marzenie. Łuna 1
1 listopada 2023

•    Urania.edu.pl: Tomasz A. Miś; Księżyc odznaczony medalami. Łuna 2
1 listopada 2023

•    Urania.edu.pl: Tomasz A. Miś; Czarodziejka z niewidocznego Księżyca. Łuna 3
1 listopada 2023

•    Urania.edu.pl: Tomasz A. Miś; Księżycowy „kwiat”. Łuna 4
1 listopada 2023

•    Urania.edu.pl: Tomasz A. Miś; Ścigając Apollo 11. Łuna 15
1 listopada 2023

•    Urania.edu.pl: Tomasz A. Miś; Łabędzi śpiew. Łuna 24
1 listopada 2023

•    Urania.edu.pl: Tomasz A. Miś; Niespełniona nadzieja. Łuna 25
1 listopada 2023

•    Pl.wikipedia.org: Program Łuna
1 listopada 2023
 Sonda Łuna 1Źródło: nssdc.gsfc.nasa.gov
Kule pamiątkowe umieszczone na pokładzie Łuny 2 Źródło: galacticjourney.dreamwidth.org

Jedno z 29 zdjęć przesłanych przez sondę „Łuna 3” podczas wykonywania misji Źródło: Soviet Moon Images

Model Łuna 4 generacji E-6. Źródło: astronautix.com; Andy Salmon

Sonda Łuna 16. Źródło nssdc.gsfc.nasa.gov

Widok odjeżdżającego Łunachodu 2. Źródło: mentallandscape.com

https://astronet.pl/loty-kosmiczne/misje-xx-wieku/misje-kosmiczne-xx-wieku-program-luna/

Misje kosmiczne XX wieku Program Łuna.jpg

Misje kosmiczne XX wieku Program Łuna2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kosmiczna szansa dla młodych. Wyślij swój projekt na ISS
2023-11-01.
Od lekarstw na raka po mechanizmy dla górnictwa kosmicznego – te eksperymenty polskich badaczy już wkrótce mogą zostać przeprowadzone w kosmosie. To jednak nie jedyna szansa na wysłanie swojego pomysłu w kosmos. Nadal trwa konkurs Direction: Space, do którego wciąż mogą zgłaszać się studenci i doktoranci różnych kierunków – także tych na co dzień nie kojarzących się z kosmosem.
Polska Agencja Kosmiczna (POLSA) opublikowała wstępną listę eksperymentów do przeprowadzenia na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej podczas polskiej misji kosmicznej. Aż 8 spośród 18 finałowych projektów zostało zgłoszonych przez uniwersytety z całego kraju. Naukowcy chcą m.in. testować mechanizmy dla górnictwa kosmicznego, sprawdzać skuteczność lekarstw zwalczających komórki rakowe w stanie nieważkości i badać nanomateriały na potrzeby misji kosmicznych.
Polski lot w kosmos został oficjalnie potwierdzony kilka miesięcy temu. Dzięki temu, jak mówi prezes POLSA, Prof. Grzegorz Wrochna: „(…) polscy naukowcy i inżynierowie uzyskają dostęp do tego olbrzymiego laboratorium kosmicznego, oferującego warunki jakich nie sposób osiągnąć na Ziemi”.
Nabór pomysłów zorganizowany przez Europejską Agencję Kosmiczną i Polską Agencję Kosmiczną we współpracy z Ministerstwem Rozwoju i Technologii pokazał, jak wiele firm i instytucji naukowych jest chętnych, żeby skorzystać z kosmicznego laboratorium, jakim jest Międzynarodowa Stacja Kosmiczna. „Spodziewaliśmy się dużego zainteresowania naborem, ale liczba i dojrzałość nadesłanych propozycji pozytywnie nas zaskoczyła” – podkreśla Grzegorz Wrochna. Blisko połowa wszystkich eksperymentów zakwalifikowanych do finału zgłoszona została przez polskie uniwersytety.
„Ogromnie się cieszę, że młodzi ludzie interesują się potencjałem, jaki daje obecność ludzi w kosmosie. Chcemy, żeby polski lot w kosmos był tylko początkiem. Dlatego już teraz chciałbym zaprosić studentów i doktorantów wszystkich kierunków do zgłaszania kolejnych eksperymentów, które w przyszłości mogą zostać wykonane na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej” – mówił Sławosz Uznański, astronauta projektowy ESA, który jako drugi Polak w historii ma szansę polecieć w kosmos.
Aby ułatwić młodym osobom rozpoczęcie kariery w branży kosmicznej, Sławosz Uznański zainicjował konkurs Direction: Space. To konkurs, w którym studenci I, II i III stopnia studiów mogą wygrać granty na rozwój swoich projektów badawczych pod okiem wybitnych ekspertów, a nawet przetestować swoje rozwiązania w trakcie wizyty studyjnej w CERN i ośrodkach Europejskiej Agencji Kosmicznej. Studenci mogą zgłaszać propozycje eksperymentów z takich obszarów jak biologia i biotechnologia, badania środowiskowe, edukacja, psychologia człowieka, fizyka oraz rozwój nowych technologii.
Zgłoszenia można składać do 10 listopada 2023 roku.
Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS)
Fot. NASA/Flickr

SPACE24
https://space24.pl/nauka-i-edukacja/kosmiczna-szansa-dla-mlodych-wyslij-swoj-projekt-na-iss

Kosmiczna szansa dla młodych. Wyślij swój projekt na ISS.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pavimentum Copernicanum zostało otwarte w Brzesku
2023-11-01.
W sobotę 28 października 2023 r w miejscowości Brzesko, niedaleko Bochni, miało miejsce uroczyste otwarcie Pavimentum Copernicanum – platformy edukacji astronomicznej i geodezyjnej. Jest to pierwsza taka na świecie rekonstrukcja platformy obserwacyjnej, jaką Mikołaj Kopernik wzniósł we Fromborku w 1513 roku.
Ponieważ w roku 2023 obchodzimy 550-lecie urodzin Mikołaja Kopernika, a harcerze z Brzeska mają dodatkowo 50-lecie przyjęcia polskiego astronoma za swojego patrona, więc należało obie te rocznice uczcić w wyjątkowy sposób. I zrobiono to stawiając oryginalny pomnik ku czci Mikołaja Kopernika.
Pomysł Pavimentum Copernicanum narodził się w głowie geodety Mariusza Meusa „Pana Południka”, krakowianina, który na co dzień pracuje na Zamku Królewskim na Wawelu; przez kilka lat mieszkał w Brzesku, miejscowości położonej niedaleko Bochni w województwie małopolskim i chciał podarować temu miastu coś wyjątkowego. Drugim pomysłodawcą projektu jest phm. Bartłomiej Turleja, komendant Hufca ZHP Brzesko im. Mikołaja Kopernika, który całym sercem zaangażował się w realizację tego pomysłu.
Oryginalne pavimentum Mikołaja Kopernika znajdowało się we Fromborku. Niestety nie zachowało się do dziś, nie odnaleziono żadnych jego reliktów i nawet nie znamy jego dokładnej lokalizacji… A to doskonały powód, aby je wskrzesić.
Wyjątkowy pomnik ku czci Mikołaja Kopernika – „pomnik Kopernika bez Kopernika", jak opisuje go przewrotnie Mariusz Meus – powstał w Brzesku pod nazwą „Pavimentum Copernicanum”, jest niezwykłą inicjatywą, ponieważ stanowi symboliczną kontynuację dzieła polskiego astronoma. Każda osoba, która znajdzie się na Pavimentum Copernicanym, aby obserwować niebo, może poczuć się niemal jak Kopernik, który oglądał gwiazdy z użyciem instrumentów astronomicznych.
Pomnik „Pavimentum Copernicanum” stanął na skwerze Jana Burlikowskiego, przy Regionalnym Centrum Kulturalno-Bibliotecznym w Brzesku. Symboliczną rekonstrukcję podestu obserwacyjnego Kopernika stanowi płyta edukacyjna o wymiarach 3,82 na 3,82 metra (czyli 13 stóp rzymskich; jak 13 miesięcy księżycowych dawnych kalendarzy i 13[!] znaków zodiaku) na wysokim na 45 cm (1,5 stopy krakowskiej) fundamencie, na którą można wejść po trzech stopniach. Jest to więc obiekt przepełniony nieoczywistą symboliką. Według historyków oryginalne pavimentum było jednak prostszą budowlą o pragmatycznym przeznaczeniu: było też większe i otoczone dodatkowo nasypem ziemnym, aby astronom nie spadł z podwyższenia w czasie nocnych obserwacji.
W samym centrum płyty znajduje się medalion w kształcie Słońca, wykonany ze stali nierdzewnej oraz mosiądzu przez firmę WaterJet; podobnie jak mniejsze, stalowe medaliony planet, umieszczone na okręgach wyżłobionych w płycie orbit. Wewnętrzna część płyty wykonana jest z jasnego, „słonecznego” granitu, jako symbol przestrzeni układu słonecznego, rozświetlanego przez Słońce, zaś jego granicę stanowi pierścień 365 mosiężnych bolców, które reprezentują liczbę dni w roku, tworząc symboliczną sferę gwiazd stałych z modelu Kopernika. Poza nią, płyta wykonana jest z czarnego granitu – o wymownej nazwie „Star galaxy” – z mieniącymi się kryształkami, jako symbol rozgwieżdżonych przestrzeni galaktyki i całego Kosmosu.
W nawierzchni płyty edukacyjnej pavimentum jest przedstawiony model heliocentrycznego Układu Słonecznego, wzięty z kart „De Revolutionibus” – z planetami ustawionymi tak, jak w dniu narodzin Kopernika (19 luty 1473). Środkiem płyty biegnie linia południka lokalnego, a jego fragment – zawierający się wewnątrz sfery gwiazd stałych – ma długość 3,092 metra, czyli dokładnie 0,1″ kątowej łuku południka we Fromborku. Medalion słońca jest też znakiem geodezyjnego punktu pomiarowego, o współrzędnych 49° 58' 11,1273'' N oraz 20° 36' 31,8296'' E, co geodeci ustalili pomiarami satelitarnymi GNSS, możliwymi dzięki rewolucji heliocentrycznej właśnie.
Budowa Pomnika Mikołaja Kopernika „Pavimentum Copernicanum” trwała ponad rok. Platforma pod dokładną nazwą „Pavimentum Copernicanum w Brzesku – platforma edukacji astronomicznej i geodezyjnej” powstała w ramach konkursu edukacyjnego „Małopolska! Postaw na edukację”. Koszt Pavimentum to 68,5 tys. zł, z kwotą dofinansowania 52 tys. zł; łączny koszt całego projektu wyniósł około 100 tys. zł.
W sobotę 28 października br. miało miejsce uroczyste otwarcie pomnika. Z tej okazji Mariusz Meus napisał na profilu „Honorowy Południk Krakowski”:  
Exegi monumentum*... mogę rzec. PavimentumCopernicanum uroczyście odsłoniliśmy 28 października 2023 jako najniezwyklejszy pomnik Mikołaja Kopernika na świecie! Jestem dumny z sukcesu tego projektu i powstania obiektu łączącego astronomię z geodezją w tak subtelny sposób. Realizacja tego pomysłu akurat w Brzesku jest też swoistym podziękowaniem dla tego miasta, gdzie przez kilka lat przyszło mi mieszkać; a teraz mogłem podarować mu wyjątkowy prezent...
*"wybudowałem pomnik (trwalszy niż ze spiżu)" –  to pierwszy wers ody Horacego [dop. red.]
.
Koniec budowy i uroczyste odsłonięcie Pavimentum są dopiero początkiem projektu edukacyjnego, ponieważ jego uczestnicy, w tym Mariusz Meus „Pan Południk”, Hufiec ZHP Brzesko im. Mikołaja Kopernika oraz Polskie Towarzystwo Miłośników Astronomii i Stowarzyszenie Geodetów Polskich, zamierzają regularnie organizować w tym miejscu wydarzenia astronomiczne i geodezyjne skierowane w szczególności do uczniów szkół podstawowych i średnich. Dodatkowo w przygotowaniu są materiały edukacyjne o pavimentum, jego bogatym i złożonym znaczeniu oraz historii powstania, która sama w sobie zasługuje na opisanie.
Źródło: Honorowy Południk Krakowski, Bochnianin.pl, Informator Brzeski, WaterJet, Brzesko. Nasze Miasto, Hufiec ZHP Brzesko,
Paweł Z. Grochowalski
Mariusz Meus i pomnik Kopernika w Brzesku

Słońce i Ziemia na pavimentum_0

Ziemia i Ksieżyc w pavimentum

Mikołaj Kopernik z harcerzami

Pierwsze obserwacje z Brzeska

Pavimentum w Brzesku prawy profil_0

Słońce w centrum pavimentum

URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/pavimentum-copernicanum-zostalo-otwarte-w-brzesku-0

Pavimentum Copernicanum zostało otwarte w Brzesku.jpg

Pavimentum Copernicanum zostało otwarte w Brzesku2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wpływ olbrzymich planet na warunki życia w innych układach słonecznych: czy stanowią zagrożenie?
2023-11-01.
Gazowe olbrzymy mogą być agentami chaosu, wpływając na życie na  sąsiadujących z nimi planetach wokół innych gwiazd. Nowe badania wykazują, że w niektórych układach planetarnych olbrzymy te często wyrzucają mniejsze planety z ich orbit, co prowadzi do zakłóceń w klimacie i potencjalnej utraty atmosfery.
Jowisz, bezsprzecznie największa planeta w naszym Układzie Słonecznym, pełni kluczową rolę w ochronie naszego systemu. Dzięki swojemu potężnemu polu grawitacyjnemu, Jowisz odbija kierujące się w stronę Ziemi komety i planetoidy, co z kolei przyczynia się do stworzenia stabilnego środowiska sprzyjającego życiu. Niemniej jednak gazowe olbrzymy w innych zakątkach kosmosu nie zawsze spełniają tę samą rolę ochronną dla swoich mniejszych, skalistych towarzyszy.

Nowy artykuł w czasopiśmie Astronomical Journal szczegółowo opisuje, jak przyciąganie masywnych planet w układzie gwiazdowym może wyrzucić podobne do Ziemi sąsiadujące planety poza „strefę nadającą się do zamieszkania”. Strefa ta to zakres odległości od gwiazdy, w której panują odpowiednie warunki termiczne, umożliwiające istnienie ciekłej wody na powierzchni planety – kluczowego czynnika dla życia.

W odróżnieniu od większości innych znanych układów planetarnych, cztery olbrzymy w HD 141399 są umieszczone w większej odległości od swojej gwiazdy. Daje to unikalną możliwość porównania tego układu z naszym Układem Słonecznym, w którym Jowisz i Saturn również znajdują się stosunkowo daleko od Słońca.

To tak, jakby mieli cztery Jowisze działające jak kule, które wszystko rozwalają – powiedział Stephen Kane, astrofizyk z UC Riverside i autor artykułu w czasopiśmie.

Biorąc pod uwagę dostępne dane na temat planet w tym układzie, Kane przeprowadził szereg symulacji komputerowych, aby zbadać wpływ czterech olbrzymów. Jego szczególnym zainteresowaniem było zbadanie ekosfery w tym układzie planetarnym oraz sprawdzenie, czy Ziemia mogłaby utrzymać stabilną orbitę w tej strefie.

Odpowiedź brzmi: tak, ale jest to bardzo mało prawdopodobne. Istnieje tylko kilka wyjątkowych obszarów, w których oddziaływanie grawitacyjne olbrzymów nie spowodowałoby wyrzucenia skalistej planety z orbity i nie sprowadziłoby jej poza ekosferę – powiedział Kane.

Ten artykuł pokazuje, że gazowe olbrzymy poza ekosferą negatywnie wpływają na szanse na życie. Jednakże, drugi powiązany artykuł przedstawia, jak obecność jednej dużej planety wewnątrz ekosfery może mieć podobny efekt.

Drugi artykuł, również opublikowany w czasopiśmie Astronomical Journal, dotyczy układu gwiezdnego oddalonego od Ziemi o zaledwie 30 lat świetlnych, zwanego GJ 357. Dla porównania, średnica Galaktyki szacowana jest na 100 000 lat świetlnych, więc układ ten zdecydowanie znajduje się w naszym sąsiedztwie – powiedział Kane.

Wcześniejsze badania wykazały, że egzoplaneta w tym układzie, nazwana GJ 357 d, znajduje się w ekosferze i ma masę około sześciokrotnie większą od masy Ziemi. Jednak w artykule zatytułowanym „Agent od Chaos” Kane pokazuje, że masa ta jest prawdopodobnie znacznie większa.

Możliwe, że GJ 357 d ma masę aż 10 mas Ziemi, co oznacza, że prawdopodobnie nie jest planetą ziemską, więc nie mogłoby na niej istnieć życie – powiedział Kane. A przynajmniej nie byłaby w stanie gościć życia, jakie znamy.

W drugiej części artykułu Kane i Tera Fetherolf, doktorantka nauk planetarnych z UCR, przedstawiają wniosek, że kiedy planeta jest znacznie większa niż wcześniej przypuszczano, uniemożliwia to większej liczbie planet podobnych do Ziemi pozostanie w strefie nadającej się do zamieszkania.

Chociaż istnieją pewne wybrane obszary w ekosferze tego układu, w których potencjalnie Ziemia mogłaby istnieć, ich orbity byłby wysoce eliptyczne wokół gwiazdy. Innymi słowy, orbity te prowadziłyby do skrajnych warunków klimatycznych na tych planetach – powiedział Kane. Ten artykuł stanowi ostrzeżenie, że znalezienie planet w ekosferze nie oznacza automatycznie, że są one odpowiednie do życia.

Ostatecznie te dwa artykuły demonstrują, jak rzadko spotyka się odpowiednie warunki do istnienia życia w innych miejscach we Wszechświecie. Nasza praca daje nam większą aprecjację dla wyjątkowej konfiguracji planet, którą mamy w naszym Układzie Słonecznym – powiedział Kane.

Opracowanie:
Agnieszka Nowak

Więcej informacji:
UC Riverside

Surrounded by Giants: Habitable Zone Stability Within the HD 141399 System

GJ 357 d: Potentially Habitable World or Agent of Chaos?

URANIA
https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2023/11/wpyw-olbrzymich-planet-na-warunki-zycia.html

Wpływ olbrzymich planet na warunki życia w innych układach słonecznych czy stanowią zagrożenie.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obecność substancji organicznych na Ganimedesie potwierdzona
2023-10-31.
Obserwacje sondy NASA Juno potwierdziły obecność soli i substancji organicznych na powierzchni Ganimedesa - księżyca Jowisza. Pochodzą z podpowierzchniowego oceanu.
Sonda Juno NASA zaobserwowała sole mineralne i związki organiczne na powierzchni największego księżyca Jowisza - Ganimedesa. Dane zostały zebrane przez spektrometr Jovian InfraRed Auroral Mapper (JIRAM) znajdujący się na pokładzie Juno. Podczas bliskiego przelotu w pobliżu lodowego księżyca udało się uzyskać obrazy o rozdzielczości pozwalającej na zbadanie składu powierzchni na różnych szerokościach geograficznych.

Odkrycie soli mineralnych i substancji organicznych pomoże zrozumieć pochodzenie Ganimedesa i skład jego oceanu podpowierzchniowego. Wyniki badań na podstawie danych zebranych przez sondę Juno zostały opublikowane 30 października 2023 roku w ,,Nature Astronomy’’.

Ganimedes to lodowy księżyc większy od Merkurego. Posiada własne pole magnetyczne oraz cienką atmosferę. Od dawna cieszy się dużym zainteresowaniem naukowców ze względu na rozległy wewnętrzny ocean  ukryty pod lodową skorupą. Poprzednie obserwacje spektroskopowe wykonane przez sondę kosmiczną Galileo i Kosmiczny Teleskop Hubble'a, a także Bardzo Duży Teleskop (VLT) Europejskiego Obserwatorium Południowego (ESO) wskazywały na obecność soli i substancji organicznych, ale rozdzielczość przestrzenna tych obserwacji była zbyt niska, aby dokonać ustaleń.
Najdokładniejsze obserwacje w historii
7 czerwca 2021 roku sonda Juno przeleciała nad Ganimedesem na wysokości 1046 kilometrów. Krótko po największym zbliżeniu, instrument JIRAM zarejestrował obrazy i widma w podczerwieni skorupy Księżyca. Zbudowany przez Włoską Agencję Kosmiczną Agenzia Spaziale Italiana, JIRAM został zaprojektowany do przechwytywania światła podczerwonego pochodzącego z głębi Jowisza, badając warstwę atmosferyczną na głębokości od 50 do 70 kilometrów poniżej szczytów chmur planety. Ale instrument JIRAM został również wykorzystany do uzyskania wglądu w księżyce Io, Europę, Ganimedesa i Kallisto.

Dane JIRAM dotyczące Ganimedesa uzyskane podczas przelotu osiągnęły niespotykaną dotąd w spektroskopii w podczerwieni rozdzielczość przestrzenną – większą niż 1 kilometr na piksel. Dzięki temu naukowcom z projektu Juno udało się wykryć i przeanalizować unikalne cechy widmowe materiałów niebędących lodem wodnym, w tym uwodnionego chlorku sodu, chlorku amonu, wodorowęglanu sodu i prawdopodobnie aldehydów alifatycznych.

Największe stężenie substancji organicznych i złożonych soli zostało wykryte w pobliżu równika księżyca. Regiony te chronione są przez pole magnetyczne Ganimedesa. W pobliżu biegunów promieniowanie pochodzące od Jowisza jest silniejsze co prowadzi do rozpadu złożonych substancji takich jak związki organiczne.
źródło: NASA

Ganimedes - największy księżyc w Układzie Słonecznym. Fot. NASA/JPL/DLR

Ganimedes sfotografowany przez sondę Juno. Fot. NASA/JPL-Caltech/SwRI/MISS

TVP NAUKA
https://nauka.tvp.pl/73800324/obecnosc-substancji-organicznych-na-ganimedesie-potwierdzona

Obecność substancji organicznych na Ganimedesie potwierdzona.jpg

  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niebo w listopadzie 2023 - zakrycie Księżyca przez Wenus
2023-11-01.
Listopad A.D. 2023 na niebie zaczyna się od mocnego uderzenia! Mocnego uderzenia blasku Jowisza, który już trzeciego dnia miesiąca osiąga opozycję. Nad ranem pojawia się jednak obiekt, który detronizuje go pod tym względem. To oczywiście Wenus, wciąż królująca na porannym firmamencie. 09 listopada przed 06:00 planeta znajduje się w bliskim złączeniu z sierpem Księżyca. Ale to nie koniec spektaklu... Kilka godzin później dochodzi do dziennego zakrycia Wenus przez Księżyc. To jeden z hitów Roku Kopernika na niebie! Jak się przygotować do obserwacji i jak śledzić nie tylko to zjawisko radzi nasz filmowy kalendarz astronomiczny. Zapraszamy!
Jowisza oglądamy już krótko po zachodzie Słońca jako wyraźnie świecący punkt nisko nad wschodnim horyzontem. Po zapadnięciu ciemności planeta wznosi się już wyżej na tle gwiazdozbioru Barana. Ok. 19:30 błyszczy wspaniale blaskiem -2.9 mag. zdecydowanie górując nad innymi obiektami w sąsiedztwie m.in. Byka i Plejad.
Przez cały listopad Jowisz króluje na nocnym niebie, a towarzyszy mu Uran - kolejna planeta, która w tym miesiącu notuje opozycję (13.11.). Odnajdziemy go mniej więcej w połowie drogi między Jowiszem a Plejadami. Uran wygląda jak słabiutka gwiazdka na granicy widoczności gołym okiem - i rzeczywiście: w bezksiężycową noc z ciemnego miejsca, na czystym niebie możemy dostrzec Urana bez użycia sprzętu optycznego. Można też zrobić zdjęcie aparatem unieruchomionym na statywie i uzbrojonym w światłosilny obiektyw. Już kilku- kilkunastosekundowa ekspozycja pozwala na utrwalenie Urana na fotografii. Bez trudu też odnajdziemy go przez lornetkę, ale by ujrzeć turkusową tarczkę planety, potrzebujemy już solidnego teleskopu o średnicy zwierciadła przynajmniej 20-30 cm i ok 100-krotnym powiększeniu obrazu.
Takie parametry sprzętowe zapewnią nam widok szczegółów tarczy Jowisza. Przy dobrym seeingu dostrzeżemy pasma chmur w jowiszowej atmosferze i Wielką Czerwoną Plamę, która w ostatnich latach zdaje się słabnąć. Jowiszowi towarzyszą też cztery jego najjaśniejsze księżyce, zwane galileuszowymi. Oglądamy je jako sznur wyraźnych punkcików po obu stronach planety.
Znacznie lepsze warunki do obserwacji ma sonda Juno, od 2016 roku krążąca wokół Jowisza. 07 września br. próbnik wykonał zdjęcie, które obiegło Internet wzbudzając niemałą sensację. Kamerze Juno ukazała się bowiem... ludzka twarz namalowana przez chmury w atmosferze planety. Niesamowity widok powstał wzdłuż linii terminatora, oddzielającej noc od dnia. Z cienia wyłoniła się niezwykle plastyczna (za sprawą ukośnie padających promieni słonecznych) i zarazem zniekształcona twarz przypominająca słynne dzieło „Krzyk” Edvarda Muncha. Zjawisko to fachowo nazywa się pareidolia. Polega ono na tym, że w zbiorze przypadkowych szczegółów dopatrujemy się znanych nam kształtów. Bardzo często dzieje się tak kiedy patrzymy na chmury płynące po ziemskim niebie. Tym razem oglądamy kotłujące się jowiszowe burze.
Oko na Jowisza ma też Teleskop Kosmiczny Jamesa Webba. Jego ostatnie odkrycie to szybki prąd strumieniowy o szerokości ponad 4800 kilometrów pędzący nad równikiem planety, 40 km powyżej zasadniczych warstw jego chmur. Porusza się on z prędkością około 515 km/h, czyli jest dwukrotnie silniejszy niż najbardziej katastrofalne huragany na Ziemi. Porównując wiatry obserwowane przez Teleskop Webba w stratosferze Jowisza z wiatrami obserwowanymi przez teleskop Hubble'a w głębszych warstwach atmosfery, zespół badaczy zmierzył jak szybko te wiatry zmieniają się wraz z wysokością i wytwarzają tzw. uskoki powietrzne. Jeśli zachowanie nowo odkrytego prądu jest zgodne ze wzorcem klimatycznym Jowisza, możemy spodziewać się, że znacznie się on zmieniać w ciągu najbliższych 2-4 lat. Czas pokaże... Tymczasem patrzmy na największą planetę Układu Słonecznego gołym okiem i cieszmy się jej niezwykłym blaskiem.
Nad ranem pojawia się jednak obiekt, który detronizuje Jowisza pod tym względem. To oczywiście Wenus, wciąż królująca na porannym firmamencie. 09 listopada przed 06:00 Wenus znajduje się w bliskim złączeniu z sierpem Księżyca (16%) dopełnionym światłem popielatym. Fantastyczny widok! Ale to nie koniec spektaklu... Po wschodzie Słońca Wenus wprawdzie znika nam z oczu, jednak Księżyc wciąż powinien być widoczny. Skierujmy nań lornetkę, a przekonamy się, że tuż obok jest także Wenus w postaci wyraźnego punktu. Tak! Najjaśniejsza planeta na ziemskim niebie jest dostrzegalna również za dnia. Z godziny na godzinę obserwujemy jak Wenus zbliża się do księżycowego sierpa, by ok. 10:55 zniknąć za jego krawędzią. W przeciwieństwie do gwiazd nie znika jednak od razu, w okamgnieniu, lecz gaśnie stopniowo. Wynika to z faktu, że oglądana już nie przez lornetkę, lecz przez teleskop Wenus nie jest punktem, ale tarczą, a dodatkowo planetę spowija otoczka gęstej atmosfery. W efekcie zniknięcie Wenus za Srebrnym Globem trwa kilkadziesiąt sekund. Podobnie jest z odkryciem, które następuje ok. 12:10. Dokładne momenty dla wybranych miast w Polsce podaje nasza filmowa tabela. Warunkiem powodzenia obserwacji jest czyste niebo. Obecność choćby cienkich Cirrusów może zrujnować nasze plany. Powodzenia!
Piotr Majewski
NIEBO W LISTOPADZIE 2023 | Zakrycie Wenus przez Księżyc
https://www.youtube.com/watch?v=_b3FAzkWDoM

URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/niebo-w-listopadzie-2023-zakrycie-ksiezyca-przez-wenus

Niebo w listopadzie 2023 - zakrycie Księżyca przez Wenus.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Początek misji Psyche na Psyche
2023-11-02. Krzysztof Kanawka
Udany początek misji Psyche, której celem jest planetoida 16 Psyche.
W dniu 13 października 2023 za pomocą rakiety Falcon Heavy ku planetoidzie 16 Psyche została skierowana sonda Psyche. Dotarcie do celu powinno nastąpić w sierpniu 2029 roku.
Rakieta Falcon Heavy wzniosła się w dniu 13 października 2023 o godzinie 16:19 CEST z wyrzutni LC-39A na Florydzie. Było to pierwsze wykorzystanie rakiety Falcon Heavy do misji bezzałogowej poza bezpośrednie otoczenie Ziemi (jeśli nie liczyć Tesli Roadster, wysłanej na eliptyczną orbitę przekraczającą orbitę Marsa). Był to jednocześnie ósmy start rakiety Falcon Heavy, ale pierwszy w kontrakcie dla NASA.
Po skończonej pracy człony poboczne wylądowały na lądowiskach LZ-1 i LZ-2. Główny człon rakiety nie został odzyskany.
Na szczycie rakiety Falcon Heavy znalazła się sonda Psyche. Misja Psyche została zatwierdzona przez NASA na początku 2017 roku. Celem misji Psyche jest zbadanie planetoidy 16 Psyche, która jest metalicznym obiektem (lub ściślej – obiektem o dużym udziale metali).
Sonda Psyche docelowo ma wejść na orbitę wokół 16 Psyche. Stanie się to w sierpniu 2029 roku.
Polecamy nasz artykuł o mało znanych obiektach Układu Słonecznego. Planetoida 16 Psyche jest jednym z takich obiektów.
Polecamy wątek dotyczący misji Psyche na Polskim Forum Astronautycznym.
(NASA)
Psyche Launches to a Metal Asteroid (Official NASA Broadcast)
https://www.youtube.com/watch?v=npIDMxrzm_o
Start misji Psyche / Credits – NASA

Trajektoria lotu sondy Psyche / Credits – NASA, JPL-Caltech

https://kosmonauta.net/2023/11/poczatek-misji-psyche-na-psyche/

Początek misji Psyche na Psyche.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uran

Ważne odkrycie na Uranie. Naukowcy dokonali analizy danych

Od kilkudziesięciu już lat wiadomo, że na Uranie występują zorze ultrafioletowe, prawdopodobnie z elementami promieniowania rentgenowskiego. Naukowcy podejrzewali jednak, że na planecie tej można zaobserwować także zorze podczerwone.

 

Ostatnio naukowcy postanowili powrócić do analizy dokumentów przygotowanych w 2006 r. przez amerykańskie Obserwatorium Kecka na Hawajach, które prowadziło 6-godzinne obserwacje Uranu.

 

Uczeni postanowili poszukać śladów obecności konkretnej cząstki — zjonizowanego trójatomowego wodoru, który jest przydatny w pomiarze stopnia gorąca i zimna. Analiza wykazała, że gęstość cząstki wzrosła, ale nie zmieniła się temperatura atmosfery planety. Naukowcy potwierdzili też wzrost jonizacji górnych warstw atmosfery, co jest charakterystycznym zjawiskiem towarzyszącym zorzy podczerwonej.

https://wiadomosci.onet.pl/swiat/naukowcy-rozwiazali-zagadke-urana-wazne-odkrycie-na-temat-planety/vy5qr14?utm_source=livebar&utm_campaign=newsy_sg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sonda Lucy przeleciała w pobliżu Dinkinesh. Znalazła tam… drugą planetoidę!
2023-11-02. Radek Kosarzycki
Zaledwie dwa dni temu, 1 listopada, amerykańska sonda kosmiczna Lucy przeleciała obok nie tylko swojej pierwszej planetoidy, ale także dwóch pierwszych. Pierwsze zdjęcia przesłane przez Lucy ujawniają, że mała planetoida Dinkinesh z Pasa Głównego jest w rzeczywistości planetoidą podwójną.
„Dinkinesh naprawdę zasłużyła na swoją nazwę; jest dosłownie cudowna” – stwierdził Hal Levison, główny badacz misji sondy Lucy odnosząc się do znaczenia słowa Dinkinesh w języku amharskim – „cudowne”. „Kiedy Lucy została pierwotnie wybrana do lotu, planowaliśmy przelecieć obok siedmiu planetoid. Po dodaniu Dinkinesha, dwóch księżyców trojańskich, a teraz tego księżyca, liczba ta wzrosła do 11.
Na kilka tygodni przed spotkaniem sondy z Dinkinesh zespół Lucy zastanawiał się, czy Dinkinesh może być układem podwójnym, biorąc pod uwagę, jak instrumenty Lucy rejestrowały zmianę jasności planetoidy w czasie. Pierwsze obrazy z tego spotkania rozwiały wszelkie wątpliwości. Dinkinesh jest ciasnym układem podwójnym. Na podstawie wstępnej analizy pierwszych dostępnych zdjęć zespół szacuje, że większy obiekt ma w najszerszym miejscu około 790 m, zaś mniejszy około 220 m.
To spotkanie posłużyło przede wszystkim jako test sondy, ze szczególnym naciskiem na testowanie systemu umożliwiającego Lucy autonomiczne śledzenie planetoidy przelatującej z prędkością 25 000 km/h.
„To niesamowita seria zdjęć. Dowodzą one, że system śledzenia działał zgodnie z oczekiwaniami, nawet wtedy gdy przestrzeń kosmiczna postanowiła przedstawić nam cel trudniejszy, niż się spodziewaliśmy” – mówi Tom Kennedy, inżynier ds. nawigacji i nawigacji w Lockheed Martin w Littleton w Kolorado. „Symulowanie, testowanie i ćwiczenie to jedno. Zupełnie inną rzeczą jest zobaczyć, jak to wszystko się dzieje naprawdę.
Chociaż to spotkanie miało charakter testu inżynieryjnego, naukowcy z zespołu z podekscytowaniem przeglądają dane, aby uzyskać wgląd w naturę małych planetoid.
„Wiedzieliśmy, że będzie to najmniejsza planetoida z pasa głównego, jaką kiedykolwiek widziano z bliska” – powiedział Keith Noll, naukowiec projektu Lucy z Centrum Lotów Kosmicznych Goddard należącego do NASA w Greenbelt w stanie Maryland. „Fakt, że mamy tu dwie planetoidy, sprawia, że jest to jeszcze bardziej ekscytujące. Pod pewnymi względami planetoidy te przypominają bliski Ziemi układ podwójny planetoid Didymos i Dimorphos obserwowanych przez DART, ale istnieje kilka naprawdę interesujących różnic, które będziemy badać.”
Pobranie pozostałych danych o spotkaniu z sondy zajmie zespołowi teraz nawet tydzień. Zespół wykorzysta te dane do oceny zachowania sondy podczas spotkania i przygotowania się do kolejnego zbliżenia planetoidy. Następnym obiektem na liście jest planetoida głównego pasa Donaldjohanson, w 2025 r. Lucy będzie wtedy dobrze przygotowana do spotkania z głównymi celami misji, czyli planetoidami trojańskimi Jowisza, do których dotrze już w 2027 r.

https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/lucy-dinkinesh-to-planetoida-podwojna/

Sonda Lucy przeleciała w pobliżu Dinkinesh. Znalazła tam… drugą planetoidę!2.jpg

Sonda Lucy przeleciała w pobliżu Dinkinesh. Znalazła tam… drugą planetoidę!3.gif

Sonda Lucy przeleciała w pobliżu Dinkinesh. Znalazła tam… drugą planetoidę!.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lądownik Chandrayaan-3 pozostawił ślad na powierzchni Księżyca. Widać go z orbity
2023-11-02. Radek Kosarzycki
23 sierpnia 2023 r. Indie zrobiły to, co wcześniej zrobiły tylko trzy inne kraje: dokonały udanego miękkiego lądowania na Księżycu.
Miliony ludzi na powierzchni Ziemi obserwowały należący do Indyjskiej Organizacji Badań Kosmicznych (ISRO) lądownik Chandrayaan-3, podczas lądowania na powierzchni Księżyca, a następnie realizował swoją misję trwającą cały księżycowy dzień. Mało kto wtedy wiedział, że z orbity wokół Księżyca działania Chandrayaana-3 na powierzchni obserwował jego dumny poprzednik – sonda Chandrayaan-2. Za pomocą swoich kamer sonda uchwyciła miejsce lądowania lądownika Vikram w okolicach bieguna Księżyca.
Wydaje się, że zdjęcia z orbitera Chandrayaan-2 uchwyciły swoistą „aureolę”, ogromną chmurę księżycowego pyłu w kształcie pierścienia, którą silniki najnowszego lądownika wybiły z powierzchni gruntu, gdy zbliżał się do lądowania.
Zdjęcia Chandrayaan-2 pokazują skalę tego wydarzenia: gdy lądownik Chandryaan-3 wylądował, jego silniki rozproszyły księżycowy regolit, czyli pył księżycowy znajdujący się bezpośrednio pod dyszami wylotowymi silników hamujących lądownika. W nowym badaniu naukowcy szacują, że podczas lądowania z powierzchni Księżyca poderwało się około 2,06 ton księżycowego regolitu, aby potem opaść na obszarze 108,4 metrów kwadratowych.
Naukowcy zauważyli halo na podstawie różnic we współczynniku odbicia w nowo naruszonych górnych warstwach pyłu księżycowego, czyli epiregolitu. „Utrata spójności epiregolitu i w konsekwencji odsłonięcie podpowierzchniowego regolitu mogło skutkować zwiększonym rozpraszaniem fotometrycznym, a tym samym anomalią odbicia wokół lądownika” – piszą autorzy nowego artykułu na temat wyrzucanego regolitu.
Chandrayaan-2 wystartował z Centrum Kosmicznego Satish Dhawan w południowych Indiach 22 lipca 2019 r. i wszedł na orbitę księżycową 19 sierpnia. Celem misji było umieszczenie lądownika i łazika w pobliżu południowego obszaru polarnego Księżyca, czego nigdy wcześniej nie robiono.
Niestety, kiedy lądownik rozpoczął opadanie w dniu 6 września 2019 r., kontrola naziemna ISRO straciła z nim kontakt, gdy znajdował się zaledwie 2,1 km nad powierzchnią Księżyca, i nigdy już go nie przywróciła.
Niemniej jednak orbiter Chandrayaan-2 nadal działa normalnie, tworząc mapy powierzchni Księżyca i wykonując jej zdjęcia w wysokiej rozdzielczości.
Prawie cztery lata później Chandrayaan-3 wystartował z tego samego kosmodromu z tą samą misją: umieścić lądownik i łazik w południowym regionie Księżyca. 23 sierpnia 2023 r. ISRO przeprowadziło pierwsze udane lądowanie w pobliżu południowego bieguna Księżyca.
Tylko trzy kraje lądowały wcześniej na Księżycu miękko: Stany Zjednoczone, Związek Radziecki i Chiny. Ale wkrótce powinno nastąpić więcej miękkich lądowań; NASA sfinansowała kilka misji robotycznych w ramach wsparcia swojego programu podróży na Księżyc Artemis, a część z nich może wylądować już w 2024 r. Japońska firma ispace podjęła już próbę wylądowania robota na Księżycu i Rosja zapewnia świat, że wkrótce powróci po nieudanej próbie lądowania misji Łuna-25, która rozbiła się w sierpniu 2023 r.
Wyniki badań materii wyrzuconej z powierzchni Księżyca przez Chandrayaan-3 zostało opublikowane 26 października w czasopiśmie Journal of the Indian Society of Remote Sensing.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/ladownik-chandrayaan-3-pozostawil-slad-na-powierzchni-ksiezyca/

Lądownik Chandrayaan-3 pozostawił ślad na powierzchni Księżyca. Widać go z orbity2.jpg

Lądownik Chandrayaan-3 pozostawił ślad na powierzchni Księżyca. Widać go z orbity.jpg

Lądownik Chandrayaan-3 pozostawił ślad na powierzchni Księżyca. Widać go z orbity3.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak może z kosmosu wyglądać… wejście do bazy załogowej na Marsie. Szału nie ma
2023-11-02. Radek Kosarzycki
Prędzej czy później chcielibyśmy wysłać ludzi na powierzchnię Czerwonej Planety. W XXI stuleciu zasadniczo poza Księżycem i Marsem i tak nigdzie nie polecimy, więc warto się skupić na badaniu tego, co teoretycznie jest możliwe. Wypadałoby zatem poszukać domu dla astronautów, którzy dotrą za jakiś czas na powierzchnię Czerwonej Planety.
Powierzchnia Marsa nie jest przesadnie przyjaznym miejscem dla ludzi. Pomijając już skład chemiczny atmosfery, czyli wszechobecny dwutlenek węgla, oraz temperatury sięgające w ciągu dnia maksymalnie 0 stopni Celsjusza, no i w końcu ciśnienie sto razy rzadsze od ziemskiego, to na dodatek mamy tutaj do czynienia z olbrzymią ilością szkodliwego promieniowania docierającego do powierzchni planety. Siłą rzeczy, kiedy atmosfera jest rzadka, a pole magnetyczne właściwie nie istnieje, to przebywanie na powierzchni bez żadnej osłony nie jest przesadnie rozsądnym podejściem.
Oczywiście na Marsa można wysłać odpowiednie habitaty, zbudować je nawet na miejscu z regolitu i za pomocą robotów, ale to będzie wymagało kolosalnego rozwoju technologii, zarówno budowy takich schronów, jak i ich transportu na Marsa. Z tego też powodu dużym zainteresowaniem naukowców cieszą się występujące już na Marsie rury i komory lawowe pod powierzchnią, które można wykorzystać jako skuteczną ochronę przed promieniowaniem. (Od razu na myśl przychodzą ludzie-krety, wyłażący ze swoich marsjańskich nor). Choć w obecnym stanie, który można określić jako stan surowy otwarty, nie są one zachęcające wizualnie, to jednak zapewniają ochronę przed promieniowaniem, wahaniami temperatury i meteorytami. Warto zatem je rozważyć, jako lokalizację potencjalnej bazy marsjańskiej.
Wulkany to najbardziej oczywiste i największe przejawy aktywności wulkanicznej planety. W rzeczywistości większość tego, co tworzy wulkan, dzieje się głęboko pod ziemią. To samo dotyczy zarówno Ziemi, jak i Marsa.
Wulkan powstaje, gdy magma, popiół i gazy wydobywają się z komory magmowej znajdującej się pod powierzchnią planety (albo księżyca, w przypadku Io.) Nie można przeoczyć samego wulkanu, który wznosi się wysoko nad powierzchnią i wyrzuca popiół wysoko do atmosfery. Ale to, co ukryte, dzieje się pod ziemią.
Aktywność wulkaniczna może przenieść ogromną ilość płynnej skały, popychając ją i tworząc wzajemnie połączoną sieć rur i komór lawowych. Lawa może odpłynąć, pozostawiając po sobą pustą jaskinię lub rurę. Czasami dach takiej komory zapada się, tworząc tzw. świetlik. Jest ich wiele na Księżycu, gdzie już dawno temu przykuły uwagę wszystkich. Świetlik może w niektórych przypadkach zapewnić łatwy dostęp do podziemnych schronień.
Mars też je ma, a sonda Mars Reconnaissance Orbiter (MRO) właśnie wykonała zdjęcie jednego z nich za pomocą kamery HiRISE.
Znajduje się w regionie Hefajstos Fossae w rejonie Utopia Planitia na Marsie. Hefajstos Fossae to system kanałów i koryt. Jest połączony z pobliskim centrum wulkanicznym Elysium, a stopiona woda z pobliskiego krateru uderzeniowego również mogła pomóc w jego powstaniu.
Rury lawowe mogą rozwiązać jedną z przeszkód stojących przed załogową eksploracją Marsa. Średnie promieniowanie na powierzchni Marsa jest 40 do 50 razy silniejsze niż na Ziemi, ale gruba warstwa skalna nad głową może zapewnić przed nim skuteczną ochronę. Na Marsie występują również gwałtowne wahania temperatur od 20°C do -152°C. Siedlisko o kontrolowanej temperaturze, buforowane przez całą górną warstwę skalną, mogłoby skutecznie chronić astronautów i sprzęt przed tymi wahaniami.
Istnieje wiele pomysłów na wykorzystanie tego typu struktur. Chiny opracowują plany eksploracji księżycowych rur lawowych, a nawet zbudowania w nich bazy. Zatem zanim dotrzemy na Marsa, będziemy już mieli technologię i będziemy lepiej przygotowani do wykorzystania rur lawowych na swoją korzyść.
Obecnie eksploracja Marsa skupia się na jednym wielkim pytaniu: czy na Marsie kiedykolwiek istniało życie? Dlatego nasze misje kierują się do miejsc, w których moglibyśmy znaleźć dowody na to życie. Łazik Curiosity znajduje się w kraterze Gale, Perserverance w kraterze Jezero, a nadchodzący europejski łazik Rosalind Franklin wyląduje w Oxia Planum.
Żadna z naszych misji nie ma jak na razie na celu eksploracji rur lawowych. Ale pewnego dnia je odkryjemy, a ten w Hefajstos Fossae może być dobrym miejscem na początek. Kto wie, być może tam znajdzie się baza nr 1.
Mars

Źródło: HIRISE

https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/baza-na-marsie/

Tak może z kosmosu wyglądać… wejście do bazy załogowej na Marsie. Szału nie ma.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po Słońcu pozostanie jedynie biały karzeł. Czy on też może sprzyjać życiu?
2023-11-02. Radek Kosarzycki
I po przeczytaniu takiego tytułu, z pewnością jakiś komentator przywoła prawo nagłówków Betteridge’a bez czytania artykułu. Trudno, taki los. Jeżeli jednak ów komentator pofatyguje się do artykułu, to z pewnością swój komentarz szybko usunie, bowiem sprawa wcale nie jest taka prosta i odpowiedź na pytanie zadane w tytule nie musi być przecząca.
Białych karłów ci u nas pod dostatkiem. Każda gwiazda o masie zbliżonej do Słońca zakończy swoje życie, najpierw wchodząc w fazę czerwonego olbrzyma, w której znacząco powiększy swoje rozmiary, a następnie rozwieje swoje zewnętrzne otoczki, tworząc na chwilę, kosmiczną chwilę, przepiękną mgławicę planetarną, pozostawiając w miejscu gwiazdy jedynie białego karła.
Kiedy obserwujemy inne białe karły, dostrzegamy, że wiele z nich otoczonych jest dyskami gruzowymi. Owe dyski zbudowane są z pozostałości po planetach, które kiedyś krążyły wokół gwiazdy, po której pozostał jedynie biały karzeł. Jak dotąd udało się odkryć jedynie jedną planetę o masie Jowisza, która krążyła wokół białego karła.
Czy zatem istnieje więcej planet krążących wokół białych karłów? Czy wokół takich obiektów mogą istnieć planety podobne do Ziemi?
Białe karły to obiekty o masie mniej więcej Słońca i rozmiarach zbliżonych do Ziemi. Mamy zatem do czynienia z obiektami niezwykle gęstymi, które emitują jedynie zgromadzone w swoim wnętrzu ciepło. Skoro jednak jest tu jakieś ciepło, to oznacza to, że biały karły także muszą mieć ekosferę, w której na potencjalnych planetach może istnieć woda w stanie ciekłym.
Astronomowie są prawie pewni, że większość gwiazd ma planety. Ale planety te są w niebezpieczeństwie, gdy krążą wokół gwiazdy, która opuszcza ciąg główny i staje się czerwonym olbrzymem. Proces ten mówiąc najprościej sieje spustoszenie na planetach, pochłaniając niektóre z nich i rozrywając inne na skutek oddziaływań pływowych. Niektóre białe karły są otoczone dyskami odłamków i mogą to być jedynie pozostałości po planetach, które krążyły wokół gwiazdy, kiedy ona wciąż znajdowała się na ciągu głównym.
W 2020 roku badacze ogłosili odkrycie nienaruszonej planety wśród dysku odłamków w ekosferze wokół białego karła WD1054-226. Jeśli jest jeden, prawie na pewno gdzieś tam są inne planety tego typu. Dlaczego ich nie znaleźliśmy? Czy fakt, że pierwszą znalezioną przez nas planetą jest planeta o masie Jowisza, oznacza, że populacja egzoplanet w układach białych karłów jest przez nie zdominowana?
Najnowszy artykuł opublikowany na serwerze preprint arXiv opisuje kwestię egzoplanet krążących wokół białych karłów i zadaje pytanie, dlaczego skaliste planety wokół białych karłów wydają się rzadkością.
Białe karły są obiektami długowiecznymi i niezwykle stabilnymi. Zatem mimo że ich ekosfery są znacznie mniejsze niż strefa wokół gwiazdy takiej jak nasze Słońce, nadal istnieją. Teoretycznie na planetach w tych ekosferach mogłoby istnieć życie.
Jedyna nienaruszona planeta wokół białego karła, o której wiemy na pewno, została odkryta przez należącą do NASA sondę kosmiczną TESS i jest to naprawdę imponująca planeta: 13,8 masy Jowisza.
Biorąc pod uwagę względny niedobór planet-olbrzymów w porównaniu z planetami ziemskimi, na co wskazują zarówno dane demograficzne egzoplanet, jak i symulacje teoretyczne, jest to być może nieco zaskakujące – wyjaśniają autorzy opracowania.
To stwierdzenie może brzmieć zaskakująco dla czytelników. Szybkie spojrzenie na katalog egzoplanet NASA pokazuje, że jest 5535 potwierdzonych egzoplanet; 1898 z nich jest podobnych do Neptuna, a 1756 z nich to gazowe olbrzymy. Tylko 1675 z nich to superziemie, a zaledwie 199 to planety ziemskie. Stwierdzenie autora, że planet o małych promieniach jest więcej niż planet o dużych promieniach, wydaje się z tego punktu widzenia zdumiewające. Problem w tym, że to, co udało nam się odkryć, w żaden sposób nie odzwierciedla, tego co w przestrzeni kosmicznej może się znajdować. Każda metoda wykrywania planet ma swój błąd selekcji.
WD 1856 b może być jedyną potwierdzoną planetą białego karła, ale są też inni kandydaci, a większość z nich to także planety o masie Jowisza lub większej.
Dla Kippinga niepokojące są konsekwencje odkrycia masywnego gazowego giganta wokół białego karła. „Implikowana hipoteza jest taka, że tranzytujące planety skaliste są w pobliżu białych karłów rzadkoscią” – czytamy w artykule.
Istnieje wiele dowodów na istnienie małych planet typu ziemskiego wokół białych karłów. Ale dowody znajdują się w dyskach składających się ze skalistych szczątków zniszczonych planet typu ziemskiego. Oznacza to, że te planety gdzieś tam są, ale pojawia się pytanie, czy w strefach zamieszkiwalnych istnieją jakieś, które nie uległy zniszczeniu?
Tego nie jesteśmy w stanie ustalić tak naprawdę. Jak dotąd udało się odkryć tylko jedną planetę krążącą wokół białego karła. Jedna planeta nie powie nam nic o tym, jakie planety najczęściej krążą w takich układach. Sytuacja jest mniej więcej taka, jak z poszukiwaniem życia w kosmosie. Do momentu kiedy znamy tylko jedną planetę z życiem we wszechświecie, to nie jesteśmy w stanie nic powiedzieć o częstotliwości występowania życia we wszechświecie. Taki los, trzeba szukać dalej.
Kipping obliczył, że prawdopodobieństwo, że pierwsza odkryta planeta krążąca wokół białego karła będzie planetą masywną, wynosi 0,37%. Jest to niezwykle rzadkie, ale niekoniecznie prowadzi do jakichkolwiek wiarygodnych wniosków. „To z pewnością interesujące” – pisze Kipping – „ale wcale nie przytłaczające – w historii astronomii nieprawdopodobne zdarzenia zdarzały się wielokrotnie”miały i będą miały miejsce”.
Więc dokąd nas to prowadzi? Wykryliśmy jedną planetę krążącą wokół białego karła (WD) i jest to masywny gazowy olbrzym, ale wokół WD mamy wiele dysków odłamków skalistych, które musiały pochodzić z planet ziemskich. Gdzie to prowadzi do hipotezy, że małe skaliste planety wokół WD są rzadkie?
Może to tylko jedna z tych rzeczy, które choć interesujące, mogą prowadzić jedynie do niedokładnych wniosków. Jak to często bywa, potrzebujemy więcej danych. „Z pewnością byłoby przedwczesne przerywanie bieżących i przyszłych wysiłków mających na celu poszukiwanie planet typu ziemskiego wokół WD”.
Nauka o egzoplanetach białych karłów jest dopiero w powijakach. Ale jest nadzieja, ponieważ WD są tak stabilne i długotrwałe. Podobnie jak ich ekosfery.
Białe karły są wyjątkowe wśród gwiazd, ponieważ ich promień jest taki sam jak promień Ziemi. Są mniejsze od innych gwiazd, co może ułatwić wykrywanie krążących wokół nich planet wielkości Ziemi. Może także ułatwić badania atmosfery, w tym potencjalne wykrywanie sygnatur biologicznych, które mogą być trudniejsze w przypadku planet krążących wokół znacznie większych gwiazd.
Hipotezę Kippinga, że planety typu ziemskiego są rzadkością wokół WD, można łatwo przetestować. Ukierunkowane poszukiwania bez wątpienia zaczną ujawniać prawdziwą populację planet krążących wokół białych karłów.
Jeśli wokół białych karłów odkryjemy więcej światów podobnych do Ziemi, otworzy się nowa droga dla życia i większy potencjał do przetrwania życia we wszechświecie.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/planety-krazace-wokol-bialych-karlow/

 

Po Słońcu pozostanie jedynie biały karzeł. Czy on też może sprzyjać życiu.jpg

Edytowane przez Paweł Baran
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj kolejny lot Virgin Galactic. Tym razem na granicę kosmosu poleci człowiek odpowiedzialny za Plutona
2023-11-02. Radek Kosarzycki
Pisanie o kolejnych turystycznych lotach kosmicznych jakiś czas temu straciło sens. Przez dłuższy czas jedynych turystów wynosił Blue Origin. Ze względu jednak na awarię podczas jednego lotu bezzałogowego, loty realizowane za pomocą rakiety New Shepard zostały wstrzymane i jak na razie nie zanosi się na ich wznowienie. Wtedy jednak jak feniks z popiołów na rynek wróciła forma Virgin Galactic.
Jak się okazuje, był to skuteczny powrót. Dzisiejszy lot jest już lotem jubileuszowym. Virgin Galactic od pół roku regularnie co miesiąc wysyła kolejne załogi w kierunku „prawie” kosmosu.
Misja Galactic 05 wystartowała dzisiaj o godzinie 16:00 z portu kosmicznego Spaceport America w Nowym Meksyku. Na pokładzie rakietowego samolotu kosmicznego (bo chyba najlepiej tak to nazwać) VSS Unity znalazło się troje turystów kosmicznych. W trakcie lotu główną atrakcją jest okazja do doświadczenia kilku minut stanu mikrograwitacji niemalże na granicy przestrzeni kosmicznej.
Z informacji przekazanej kilka dni temu przez Virgin Galactic dowiedzieliśmy się, że jedną z osób, które dzisiaj niemalże dotkną przestrzeni kosmicznej, jest osoba doskonale znana w sektorze badań kosmicznych.
Tą osobą jest planetolog Alan Stern z Southwest Research Institute (SwRI) w Boulder w stanie Kolorado. Jego nazwisko kojarzone jest przede wszystkim z programem misji sondy New Horizons, która w 2006 roku wystartowała w kierunku Plutona, a obecnie wciąż przemierza Pas Kuipera. Stern jest przez te wszystkie lata głównym badaczem misji New Horizons. Można nawet powiedzieć, że to on jest odpowiedzialny za niemal całą naszą obecną wiedzę o Plutonie.
Cała trójka turystów kosmicznych rozpoczęła dzisiaj swój lot na pokładzie VSS Unity podczepionego do samolotu matki – VMS Eve. Na wysokości 15 000 metrów, VSS został uwolniony, odpalił swój silnik rakietowy i rozpoczął wznoszenie w kierunku przestrzeni kosmicznej.
Co się wydarzyło później, można zobaczyć na tweetach publikowanych przez Virgin Galactic w mediach społecznościowych.
Moment odłączenia VSS Unity od VMS Eve:
https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/dzisiaj-kolejny-lot-virgin-galactic-galactic-05/

Dzisiaj kolejny lot Virgin Galactic. Tym razem na granicę kosmosu poleci człowiek odpowiedzialny za Plutona.jpg

Dzisiaj kolejny lot Virgin Galactic. Tym razem na granicę kosmosu poleci człowiek odpowiedzialny za Plutona2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

SpaceX wyniesie na orbitę polskiego satelitę SatRev z perowskitami
2023-11-02. Radek Kosarzycki
Ogniwa perowskitowe po raz pierwszy w historii będą testowane na orbicie. Wyposażony w perowskity satelita obserwacyjny STORK-7 za kilka dni zostanie wysłany przez rakietę Falcon 9, należącą do SpaceX Elona Muska.
W najbliższych dniach w przestrzeni kosmicznej pojawi się polski satelita obserwacyjny STORK-7, który został wyposażony w 28 ogniw perowskitowych firmy Saule Technologies. Satelita będzie wyniesiony przy pomocy rakiety Falcon 9, firmy SpaceX, w ramach misji Transporter 9. Będzie to pierwsza w historii demonstracja działania perowskitów na orbicie. Za skonstruowanie, oprogramowanie, wyniesienie i operację satelity na orbicie odpowiada firma SatRev.
– Nasz nowy satelita został wyposażony w kamerę dającą 5 m GSR rozdzielczości na piksel, o łącznej masie 4 kg. Przełomową technologią, którą zintegrujemy z satelitą po raz pierwszy, będą ogniwa perowskitowe pochodzące z firmy Saule Technologies. Chcemy sprawdzić pracę perowskitów w przestrzeni kosmicznej i przekonać się, czy są tak samo skutecznym przekaźnikiem energii jak na Ziemi – tłumaczy Grzegorz Zwoliński, Prezes Zarządu SatRev S.A. – Wierzę, że ta misja potwierdzi odporność ogniw perowskitowych Saule Technologies na promieniowanie kosmiczne, co wykazały już badania w laboratorium. To idealne źródło zasilania w kosmosie z wielu powodów. Ogniwa perowskitowe są znacznie lżejsze od ogniw tradycyjnych, co jest niezwykle istotne, biorąc pod uwagę koszt transportu każego kilograma na orbitę. Są elastyczne, więc można je upakować w niewielkiej przestrzeni. Z kolei dzięki temu, że są drukowane cyfrowo, mogą przybierać dowolne kształty. To oznacza, że można w maksymalnym stopniu wykorzystać dostępne powierzchnie do wytwarzania prądu –komentuje Olga Malinkiewicz, CEO Saule Technologies.
– Po raz pierwszy w historii mamy okazję przekonać się, czy ogniwa perowskitowe zadziałają na orbicie. Jeśli testy wypadną pomyślnie, otworzy się przed tą technologią zupełnie nowy i jakże ciekawy obszar eksploatacji! Cieszę się, że Columbus, jako największy udziałowiec Saule Technologies, może wspierać tak przełomowe projekty – dodaje Dawid Zieliński, Prezes Columbus Energy S.A., członek Rady Nadzorczej Saule Technologies S.A.
Podczas misji ogniwa perowskitowe Saule Technologies będą cały czas monitorowane. Pomiary prądu, natężenia światła słonecznego i temperatury, przesyłane sukcesywnie do stacji naziemnych, pozwolą na analizę pracy ogniw w czasie rzeczywistym. Jak uważa Vivek Babu, dyrektor ds. astronautyki w Saule Technologies, ta misja toruje drogę ultratanim rozwiązaniom energetycznym w przemyśle kosmicznym.
Przypomnijmy, że w 2021 r. firmy SatRev, Saule Technologies oraz Columbus Energy miały okazję współpracować przy okazji projektu o nazwie Misja Andromeda. Wówczas dwa polskie satelity: STORK-4 oraz STORK-5 Marta, zostały wyniesione na orbitę przy pomocy rakiety nośnej Virgin Orbit, LauncherOne. Satelity zbierały multispektralne obrazy i dane średniej rozdzielczości dla klientów z branży rolniczej i energetycznej w Polsce i USA. Oba satelity zakończyły swoje misje w bieżącym roku, dostarczając cennych informacji, dzięki którym SatRev może doskonalić swoją technologię.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/spacex-wyniesie-stork-7-i-perowskity/

SpaceX wyniesie na orbitę polskiego satelitę SatRev z perowskitami.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Starship coraz bliżej drugiego lotu testowego. Bliżej, ale nie blisko
2023-11-02. Radek Kosarzycki
Choć Elon Musk przekonywał po pierwszym locie Starshipa, że będzie gotowy do startu w ciągu maksymalnie trzech miesięcy, to nikt nie mówił ile będzie musiał czekać na zezwolenie na ponowne uruchomienie silników pod swoją megarakietą. I tak sobie czekamy.
Teoretycznie entuzjaści podboju kosmosu powinni się cieszyć. Najnowsze informacje wskazują, że jesteśmy o jeden istotny krok bliżej drugiego testowego lotu orbitalnego zestawu Starship Super Heavy. Federalna Administracja Lotnictwa ogłosiła dwa dni temu, że zakończyła już przegląd bezpieczeństwa Starshipa, w ramach którego oceniano ryzyko, jakie start stanowi dla zdrowia i mienia.
Nie zmienia to jednak faktu, że zanim SpaceX wyjdzie z FAA z dokumentem pozwalającym na drugi start rakiety, musi się zakończyć jeszcze jeden przegląd, tj. przegląd wpływu na środowisko naturalne.
„W ramach przeglądu środowiskowego FAA konsultuje się z US Fish and Wildlife Service (USFWS) w sprawie zaktualizowanej oceny biologicznej na podstawie ustawy o gatunkach zagrożonych. FAA i USFWS muszą zakończyć te konsultacje przed wydaniem licencji na drugi start rakiety.”
Starship to największa i najpotężniejsza rakieta, jaką kiedykolwiek zbudowano. Składa się z dwóch elementów w pełni nadających się do ponownego użycia — superciężkiego pierwszego członu i górnego stopnia statku kosmicznego — które po złożeniu w całość mają 122 metry wysokości.
Do tej pory pełnowymiarowa rakieta odbyła tylko jeden lot, do którego doszło 20 kwietnia.
W ramach misji planowano wysłanie górnego stopnia rakiety w lot suborbitalny, który miałby być zakończony wodowaniem w Pacyfiku u wybrzeży Hawajów po wykonaniu 3/4 okrążenia wokół Ziemi. Wkrótce po starcie Starship doświadczył kilku problemów, w tym braku separacji stopnia górnego od dolnego. W rezultacie pojazd został celowo zdetonowany nad Zatoką Meksykańską.
FAA wkrótce potem wszczęła dochodzenie w sprawie wypadku, które zakończyło się 8 września. Agencja podkreśliła jednak wówczas, że potrzeba więcej pracy, zanim SpaceX będzie mogła otrzymać licencję na drugi start rakiety.
„SpaceX musi wdrożyć wszystkie działania naprawcze, które mają wpływ na bezpieczeństwo publiczne oraz wystąpić do FAA o modyfikację licencji, która uwzględnia wszystkie wymogi dotyczące bezpieczeństwa, ochrony środowiska i inne obowiązujące wymogi prawne, i otrzymać ją przed kolejnym wystrzeleniem statku Starship” – napisała wówczas agencja.
Trwający przegląd wpływu na środowisko koncentruje się na potencjalnym wpływie systemu zalania wodą stanowiska startowego, który SpaceX zainstalował po kwietniowym locie.
Nowy system ma na celu ochronę platformy przed niszczycielską mocą 33 silników Raptor Super Heavy, które można było zobaczyć 20 kwietnia: Raptory wydrążyły potężny krater pod rakietą, wyrzucając w powietrze tony gruzu betonowego, który następnie spadł na ziemię w promieniu kilku kilometrów.
Powinniśmy spodziewać się, że Starship wystartuje w lot stosunkowo wkrótce po zakończeniu przeglądu środowiskowego, pod warunkiem, że wszystko pójdzie dobrze. Według Elona Muska sam Starship jest już gotowy do lotu i czeka tylko na zezwolenie.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/koniec-przegladu-faa-starship-wciaz-bez-zezwolenia-na-start/

Starship coraz bliżej drugiego lotu testowego. Bliżej, ale nie blisko.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

OSIRIS-REx to już przeszłość. Pora przyzwyczaić się do nazwy OSIRIS-APEX
2023-11-02. Radek Kosarzycki
Po siedmiu latach spędzonych w kosmosie i przebyciu ponad 11 miliardów kilometrów sonda OSIRIS-REx pomyślnie zebrała i dostarczyła na Ziemię próbki materii z powierzchni jednej z planetoid zbliżających się regularnie do Ziemi. Tym razem jednak misja sondy na tym się nie skończyła.
Zamiast tego NASA postanowiła przedłużyć misję kierowaną przez inżynierów z Uniwersytetu w Arizonie. Dzięki temu sonda już znajdująca się w przestrzeni kosmicznej posłuży do zbadania innej planetoidy bliskiej Ziemi. Nie będzie to jednak tylko jakaś planetoida – będzie to już legendarna planetoida Apophis, która kilkanaście lat temu, w momencie jej odkrycia, nastraszyła środowisko astronomów. Misję sondy przemianowano na OSIRIS-APEX, skrót od OSIRIS-APophis EXplorer. Opis misji opublikowano w periodyku The Planetary Science Journal.
Dwadzieścia minut po zrzuceniu próbki 100 000 km nad ziemską atmosferą 24 września sonda kosmiczna uruchomiła silniki, aby uniknąć wejścia w ziemską atmosferę i zamiast tego skierować się na spotkanie z Apophisem za 5,5 roku – zaraz po tym, jak Apophis sam zbliży się do Ziemi. Trajektoria lotu na najbliższe lata obejmuje trzy asysty grawitacyjne w pobliżu Ziemi i kilka niezwykle bliskich okrążeń wokół Słońca.
Czytaj także: OSIRIS-APEX: nowa misja kosmiczna realizowana przez starą sondę
Do 2 kwietnia 2029 roku kamery zainstalowane na pokładzie sondy zaczną zbierać dane w miarę zbliżania się planetoidy. Apophis będzie również uważnie obserwowana przez teleskopy naziemne. Jednak w kilka godzin po bliskim spotkaniu Apophis pojawi się na niebie zbyt blisko Słońca, aby można było go obserwować za pomocą ziemskich teleskopów optycznych. Oznacza to, że wszelkie zmiany wywołane bliskim spotkaniem będą najlepiej widoczne z pokładu sond kosmicznych.
Sonda OSIRIS-APEX dogoni planetoidę 13 kwietnia 2029 r., gdy przeleci ona zaledwie 32 000 km nad powierzchnią Ziemi. Następnie naukowcy spędzą następne 18 miesięcy na szczegółowym badaniu tej gigantycznej skały. W planie jest także wzruszenie materii na powierzchni planetoidy, aby zobaczyć co znajduje się pod jej powierzchnią.
Czytaj także: Naukowcy przygotowują się do przelotu Apophis w pobliżu Ziemi
Jak wskazuje autor opracowania „kiedy planetoidę Apophis odkryto w 2004 r., istniała obawa, że uderzy ona w Ziemię w 2029 r. To ryzyko wyeliminowano dopiero po kilku latach. Potem pojawiła się kolejna obawa, że uderzy w Ziemię dokładnie siedem lat później, w 2036 r. ale obserwacje połączone z modelowaniem pokazują obecnie, że Apophis nie stanowi zagrożenia przez co najmniej następne sto lat. Mimo to Apophis pozostał w psychice wszystkich naukowców, którzy badają te zjawiska. Chociaż nie będzie to miało na nas żadnego wpływu, to przelot w 2029 roku jest naprawdę bardzo bliski”.
Apophis to skalista planetoida o szerokości 340 metrów zbudowana z materiałów krzemianowych i niklowo-żelazowych, które różnią się od asteroid typu C, takich jak pierwszy cel OSIRIS-REx – planetoida Bennu bogata przede wszystkim w węgiel.
Czytaj także: Szansa uderzenia w Ziemię planetoidy Apophis to 1 na 100 000
Apophis prawdopodobnie powstał w wyniku zderzenia ciała macierzystego w Pasie Planetoid, które wyrzuciło je w stronę sąsiedztwa Ziemi. Planetoida przeleci bliżej niż niektóre satelity krążące wokół Ziemi w odległości stanowiącej zaledwie jedną dziesiątą odległości do Księżyca. Jest to najbliższe zbliżenie planetoidy tej wielkości we współczesnej historii i będzie widoczne gołym okiem na półkuli wschodniej.
Planetoida tej wielkości zbliżająca się tak blisko Ziemi jest zjawiskiem rzadkim i zdarza się mniej więcej raz na 7500 lat. Nic zatem dziwnego, że choć w ramach misji rozważano odwiedzenie innych celów, nawet Wenus, wybrano ostatecznie Apophis, ponieważ był to jedyny obiekt, z którym statek kosmiczny mógł się blisko spotkać. Bliskie podejście pozwala naukowcom badać interakcje z siłami grawitacyjnymi Ziemi, w szczególności siłami pływowymi, które mogą zakłócać jej powierzchnię i ujawniać, co kryje się pod spodem.
„Apophis zbliża się na tyle blisko, że spodziewamy się wykazać pewną aktywność na jego powierzchni podczas przelotu” – wskazuje Dani DellaGiustina. „Mogą wystąpić osuwiska lub wyrzuty cząstek, które utworzą ogon przypominający kometę. Bliskie podejście jest wspaniałym naturalnym eksperymentem.
„Wiemy, że siły pływowe i gromadzenie się gruzu to podstawowe procesy, które mogą odegrać rolę w powstawaniu planet. Mogą one dostarczyć informacji, w jaki sposób przeszliśmy od szczątków wczesnego Układu Słonecznego do planet w pełni rozwiniętych. W tej chwili najprawdopodobniej domyślamy się, że że Apophis to w istocie kupa gruzu.”
Cele naukowe misji opierają się na wiedzy o Apophis pozyskanej z obserwacji naziemnych, doświadczeniach zespołu misji do Bennu i aktualnych danych dotyczących innych planetoid typu S. Zespół ma nadzieję ostatecznie poznać ewolucję i charakterystykę planetoidy, w tym wytrzymałość, porowatość i gęstość materii tworzącej Apophis. Wszystko, czego się dowiedzą, może pomóc w badaniach nad obroną planetarną, zwłaszcza że większość potencjalnie niebezpiecznych planetoid to także planetoidy typu S, takie jak Apophis.
Planetoidy są głównymi ciałami macierzystymi meteorytów, ale zwykle obserwuje się je z tak dużej odległości, że pojawiają się jedynie jako punkty świetlne na niebie, które niewiele ujawniają na temat ich globalnych właściwości lub zmienności powierzchni.
Instrumenty naukowe statku kosmicznego OSIRIS zostały specjalnie zaprojektowane, aby połączyć naszą wiedzę na temat meteorytów z ich macierzystymi planetoidami poprzez umieszczanie meteorytów w kontekście naszej wiedzy pozyskiwanej u źródła, w planetoidach krążących wokół Słońca.
OSIRIS APEX
https://www.youtube.com/watch?v=yARqfrnlF5E

https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/osiris-apex-misja-do-planetoidy-apophis/

 

OSIRIS-REx to już przeszłość. Pora przyzwyczaić się do nazwy OSIRIS-APEX.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwie soczewki grawitacyjne w jednej linii jako telefon międzygalaktyczny?
2023-11-02. Radek Kosarzycki
Czy da się dostrzec na nocnym niebie obiekty, które są tak odległe, że biorąc pod uwagę ich jasność asbolutną, powinny pozostać dla nas niewidzialne ze względu na dzielącą je od nas odległość? Okazuje się, że tak. Tutaj astronomom z pomocą przychodzi fascynujące od lat zjawisko soczewkowania grawitacyjnego. Jeżeli między nami a bardzo odległym obiektem znajdzie się masywny obiekt, np. galaktyka, czy też gromada galaktyk, to jej grawitacja może skupić na nas promienie światła biegnące od obiektu znajdującego się za nią, w ten sposób umożliwiając nam zobaczenie tego, co w przeciwnym razie pozostawałoby poza naszym zasięgiem. Można powiedzieć, że na swój sposób wszechświat daje nam swój własny teleskop, w którym jednym z soczewek jest galaktyka?
Skoro jednak takich soczewek obserwujemy całkiem sporo, prędzej czy później ktoś musiał zadać następujące pytanie: Co by było, gdyby w jednej linii ułożyły się dwie, albo trzy, albo więcej soczewek grawitacyjnych? Czy w takim przypadku może powstać swoisty most, który na przykład umożliwiałby komunikację między odległymi regionami wszechświata? Takie pytanie zadał sobie w najnowszym artykule fizyk teoretyczny Viktor T. Toth.
W swojej ogólnej teorii względności Albert Einstein opisuje, jak obecność materii może zniekształcać otaczającą ją przestrzeń. Nie ma tu nic dziwnego, wszak sondy także zbliżając się do masywnych planet ulegają ich grawitacji, zmieniają kierunek lotu oraz prędkość. Promienie światła przelatujące w pobliżu masywnego obiektu, np. gromady galaktyk, przemieszczają się w zakrzywionej przestrzeni, przez co zmieniają kierunek lotu. Pierwsza soczewka grawitacyjna tego typu została zaobserwowana w 1979 roku przez Dennisa Walsha, Boba Carswella i Raya Weymanna za pomocą 2,1-metrowego teleskopu w Obserwatorium Kitt Peak. Od tego czasu jednak minęło już sporo czasu, a soczewek odkryto już całe mnóstwo.
W artykule Totha opublikowanym na serwerze preprintów arXiv bada on możliwość wystąpienia sytuacji, w której wiele soczewek grawitacyjnych może zapewnić dodatkowe wzmocnienie światła, tworząc pomost komunikacyjny między odległymi cywilizacjami.
W konwencjonalnej soczewce grawitacyjnej duża masa – na przykład gromada galaktyk – znajduje się pomiędzy bardziej odległym obiektem a Ziemią. Gdy światło przemieszcza się z odległego obiektu, jest załamywane wokół gromady galaktyk, zapewniając astronomom na Ziemi efekt soczewkowania, umożliwiając im badanie rozkładu materii w gromadzie soczewkującej, ale także obserwację bardziej odległego obiektu. Toth proponuje, że podobnie jak konwencjonalny teleskop wykorzystujący wiele soczewek, wielokrotna soczewka grawitacyjna może zapewnić jeszcze większe wzmocnienie niż pojedyncza.
Toth w swojej pracy przeanalizował kombinacje wielu soczewek grawitacyjnych różnymi metodami, skupiając swoją uwagę na układzie dwóch soczewek (tzw. moście soczewek grawitacyjnych), który jest ustawiony wzdłuż centralnej osi układu. Badania wykazały jednak, że układ taki nie ma żadnej przewagi nad układem z pojedynczą soczewką. Techniki mapowania fotonów także nie wykazały jakiejkolwiek zalety dwóch soczewek.
Zastosowanie falowej teorii światła do tego samego układu dwóch soczewek ujawniło te same wyniki, ale wykorzystanie grafiki komputerowej do śledzenia promieni (którego nie można wykorzystać do oszacowania wzmocnienia) może pomóc w uwydatnieniu cech wizualnych, których inne techniki nie byłyby w stanie uzyskać. Stosując to podejście, zasugerowano, że układ dwóch soczewek wytworzyłby dwa koncentryczne pierścienie Einsteina; jednakże byłyby one bardzo trudne do wykrycia w rzeczywistości.
Podsumowując, choć koncepcja była fascynująca, zwłaszcza możliwość wykorzystania mostu z soczewek do komunikacji z odległymi cywilizacjami, to rzeczywistość rozczarowała. Tak, mogą istnieć podwójne soczewki grawitacyjne, ale jak wykazuje autor w swoim artykule, jest mało prawdopodobne, że będziemy w stanie je wykryć, a nawet jeżeli to się uda, to nie przyniesie nam to żadnych dodatkowych korzyści.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/dwie-soczewki-grawitacyjne-w-jednej-linii/

Dwie soczewki grawitacyjne w jednej linii jako telefon międzygalaktyczny.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obiektów międzygwiazdowych ci u nas pod dostatkiem. Vera Rubin będzie odkrywać je na pęczki
2023-11-02. Radek Kosarzycki
Astronomowie odkryli jak dotąd dwa obiekty międzygwiazdowe: 'Oumuamua oraz 2I/Borisov. Ale w dowolnym momencie przez Układ Słoneczny mogą przechodzić tysiące takich obiektów. Według najnowszego artykułu nadchodzący Teleskop Very Rubin będzie fantastycznym narzędziem do polowania na obiekty tego typu i będzie w stanie wykryć do 70 obiektów rocznie pochodzących z innych układów gwiezdnych.
Obserwatorium Very Rubin to naziemny teleskop położony wysoko w chilijskich Andach. Oczekuje się, że pierwsze światło ujrzy około 2025 roku, choć trzeba pamiętać, że termin ten był już kilkakrotnie przesuwany. Znajdujący się w obserwatorium 8,4-metrowy teleskop Simonyi Survey Telescope będzie wykonywał zdjęcia nieba przy użyciu kamery o najwyższej rozdzielczości na świecie, tj. 3200 megapikseli, wyposażonego w największy na świecie obiektyw typu rybie oko. Kamera ta jest mniej więcej wielkości małego samochodu i waży prawie 2800 kg. Mimo swojej masy, teleskop ten szybko się porusza i będzie w stanie co kilka nocy skanować całe niebo widoczne na półkuli południowej.
Jednym z głównych projektów Obserwatorium Rubin jest przegląd Legacy Survey of Space and Time (LSST), którego realizacja ma trwać co najmniej 10 lat. Naukowcy spodziewają się, że w ramach tego projektu zgromadzone zostaną dane na temat ponad 5 milionów obiektów z Pasa Planetoid, 300 000 trojanów Jowisza, 100 000 obiektów bliskich Ziemi i ponad 40 000 obiektów z Pasa Kuipera. Ponieważ Rubin będzie w stanie co kilka dni tworzyć mapy widocznego nocnego nieba, wiele z tych obiektów będzie obserwowanych setki razy.
Dzięki wielokrotnym obserwacjom teleskop stworzy ogromną bazę danych do obliczania położenia i orbit wszystkich tych obiektów. Oczekuje się, że dzięki tym wszystkim danym i mapom Rubin będzie w stanie wykryć słabe obiekty międzygwiazdowe, a te szybkie ISO (ang. interstellar objects) powinny wyróżniać się spośród wszystkich innych obiektów. Zasadniczo LSST będzie w stanie uchwycić widok poklatkowy obiektów międzygwiazdowych podczas ich szybkich podróży przez nasz Układ Słoneczny.
Od różnych astronomów napływały różne szacunki i przewidywania dotyczące tego, ile obiektów międzygwiazdowych Rubin będzie w stanie wykryć. Jedne szacunki mówiły o pięciu rocznie, inne o siedmiu, a jeszcze inne o 21.
Najnowszy artykuł naukowy właśnie opublikowany na portalu preprintów arXiv sugeruje, że LSST może co roku znajdować do 70 obiektów międzygwiazdowych. „Roczne tempo, z jakim LSST powinno odkrywać obiekty międzygwiazdowe podobne do Oumuamua, waha się w przedziale 0–70” – piszą astronomowie Dusan Marceta i Darryl Z. Seligman.
Marceta, profesor na Uniwersytecie w Belgradzie, powiedziała, że wraz ze swoim zespołem opracowała metodę generowania populacji planetoid międzygwiazdowych, a następnie wykorzystała algorytm OIF do oceny, ile z tych obiektów można wykryć za pomocą LSST w różnych warunkach.
„Biorąc pod uwagę nieograniczoną naturę populacji obiektów międzygwiazdowych, rozważyliśmy szeroki zakres możliwości parametrów krytycznych” – powiedział. „Obejmowało to rozkład wielkości, zakres albedo (zdolności do odbijania padającego na nie światła) i ich zakładane ruchy w przestrzeni międzygwiazdowej. Biorąc pod uwagę wszystkie te czynniki, uzyskaliśmy zakres 0–70 obiektów rocznie”.
Zakłada się, że faktycznie istnieje co najmniej tyle obiektów międzygwiazdowych. Marceta powiedział, że przyjęli gęstość liczbową wynoszącą 0,1 obiektu na sześcienną jednostkę astronomiczną, co wynika z wykrycia 'Oumuamua, „które pozostaje wysoce niepewne, podobnie jak inne parametry związane z tą populacją” – powiedział.
Jednakże, ponieważ ISO poruszają się niezwykle szybko, mogą być trudniejsze do wykrycia za pomocą Obserwatorium Rubin.
Powodem, jest efekt, który pojawia się, gdy szybko poruszający się obiekt znajduje się w polu widzenia teleskopu. Aby wzbudzić piksel na matrycy CCD, musi na nim wylądować pewna liczba fotonów w czasie ekspozycji (który w naszych symulacjach wynosi 15 sekund). W przypadku obiektów nieruchomych, takich jak gwiazdy, wszystkie fotony w czasie ekspozycji trafiają w ten sam obszar CCD. Jednakże w przypadku obiektu, który zmienia swoje położenie w czasie naświetlania, fotony podczas ruchu padają na różne piksele. To może powodować trudności w obserwowaniu wyjątkowo szybkich ISO.
Marceta przekonuje, że nawet jeśli całkowita liczba fotonów może wystarczyć do pobudzenia piksela, jeśli zostaną one rozmieszczone na dużej liczbie pikseli, możliwe jest, że żaden z pikseli nie otrzyma wystarczającej ilości fotonów, aby przekroczyć szum tła.
Chociaż detekcja rozmytego obrazu na obrazach LSST może ułatwić łączenie obiektów w orbity, co może skutkować odkryciem nowego ISO, sama utrata śladu jest w rzeczywistości przeszkodą. Zmniejsza jasność obiektu i może zepchnąć go poniżej granicy wykrywalności.
Marceta i Seligman mają jednak nadzieję, że Rubin i LSST wszystko zmienią.
„Możliwe, że gęstość obiektów podobnych do Oumuamua jest wyższa niż obecnie szacowana, ze względu na dużą część obiektów międzygwiazdowych, których obecnie nie można wykryć z powodu ich szybkiego przemieszczania się po nocnym niebie” – piszą.
Im więcej ich znajdziemy, tym lepiej, ponieważ niektóre z nich znajdą się na idealnej trajektorii dla międzygwiezdnej misji przechwytującej. Poznanie szczegółów obiektów z innych układów planetarnych może zasadniczo zmienić nasz pogląd na wszechświat i nasze w nim miejsce.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/obiekty-miedzygwiazdowe-obserwatorium-very-rubin/

Obiektów międzygwiazdowych ci u nas pod dostatkiem. Vera Rubin będzie odkrywać je na pęczki.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Amatorzy dostrzegli zbliżającą się asteroidę. Profesjonaliści przeoczyli?

2023-11-02. Sandra Bielecka
Astronomowie amatorzy odkryli na zdjęciach udostępnionych w ramach programu Catalina Sky Survey pewien niepokojący szczegół. Podejrzanie wyglądająca smuga okazała się asteroidą na tyle dużą, by wyrządzić rozległe szkody, jeżeli trafiłaby w miasto.

Amatorzy odkryli do tej pory nieznaną asteroidę blisko Ziemi
Czterech ochotników, którzy działają w ramach projektu Catalina Sky Survey, zgłosiło podejrzanie wyglądającą smugę zidentyfikowaną na zdjęciach fragmentu nieba. Pod wpływem tego sygnału zespół profesjonalistów niezwłocznie zaczął badać sprawę. Okazało się, że jest to nieznana asteroida poruszająca się blisko Ziemi.  

Mimo że odkryta przez amatorów astronomów asteroida nie zagraża naszej planecie, to w dalszym ciągu bardzo ważne jest, aby na czas rozpoznawać tego typu obiekty. Zwłaszcza jeżeli zbliżają się w naszą stronę. Takich obiektów w naszym Układzie Słonecznym może być naprawdę dużo, dlatego powstał finansowany przez NASA projekt Catalina Sky Survey. Odkrycia dokonali HN DiRuscio, X. Liao, V. Gonano i E. Chaghafi.

Catalina Sky Survey
Catalina Sky Survey to projekt finansowany przez NASA wspierany przez Program Obserwacji Obiektów Blisko Ziemi (NEOO) pod przewodnictwem Biura Koordynacji Obrony Planetarnej (PDCO). Ma on na celu zaangażowanie astronomów amatorów z całego świata w odkrywanie i śledzenie obiektów bliskich Ziemi.  
Projekt CSS poświęcony jest wykryciu i skatalogowaniu jak największej liczby obiektów bliskich Ziemi, większych niż 140 metrów, z których niektóre klasyfikuje się jako potencjalnie niebezpieczne obiekty. Tego typu skał jest w przestrzeni na tyle dużo, że sami profesjonalni naukowcy nie są w stanie wszystkich zauważyć.  
Obiekt 2023 TW
Nowo odkryty obiekt został oznaczony jako 2023 TW. Jak podaje NASA, ma średnicę około 50 metrów, co za tym idzie, nie jest wystarczająco duża, aby spowodować wyginięcie dinozaurów, ale trafiając w miasto, wyrządziłaby niemałe szkody. Jednak bardzo szybko okazało się, że odkryta asteroida nie znajduje się na kursie kolizyjnym z Ziemią.

2023 TW minęła naszą planetę 9 października w odległości 615 000 kilometrów, czyli nieco mniej niż dwukrotność odległości Księżyca. Co ciekawe, kilka dni później znacznie bliżej Ziemi przeleciała kolejna asteroida 2023 TV3, odkryta już przez profesjonalny zepsuł. Znalazła się 9 razy bliżej nas niż 2023 TW.  
Mimo że większość z tych odkrytych obiektów nie stwarza realnego zagrożenia dla naszej planety, to NASA uważa, że warto kontynuować polowania na zbłąkane kosmiczne skały. Nawet jeżeli nie ma szans na zderzenie z Ziemią, to odkrycia te mogą być niezwykle przydatne w celach statystycznych lub gdyby okazało się, że któraś z nich posiada jakieś niezwykłe cechy.  

Astronomowie amatorzy pomogli znaleźć obiekt /123RF/PICSEL

interia
https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-amatorzy-dostrzegli-zblizajaca-sie-asteroide-profesjonalisci,nId,7124598

 

Amatorzy dostrzegli zbliżającą się asteroidę. Profesjonaliści przeoczyli.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal 2010-2024