Skocz do zawartości

Astronomiczne Wiadomości z Internetu


Rekomendowane odpowiedzi

Pierwszy lot nowego lądownika księżycowego przesunięty na styczeń 2024 roku
2023-11-06. Radek Kosarzycki
Lądownik księżycowy wielkości ciężarówki załadowany po brzegi ładunkami od NASA ma wystartować w styczniu 2024 r. Taką decyzję ogłosili właśnie przedstawiciele Intuitive Machines, startupu kosmicznego odpowiedzialnego za budowę lądownika.
Firma zdecydowanie nie gra zachowawczo. Celem pierwszej misji jej lądownika jest bowiem niezwykle ambitne lądowanie w pobliżu południowego bieguna Księżyca. Pierwotnie start misji IM-1 zaplanowany był już na listopad, a okno startowe dla misji miało otworzyć się 16 listopada i pozostać otwarte przez kolejne 10 dni.
Zgodnie z najnowszym oświadczeniem firmy, lądownik księżycowy zostanie teraz wystrzelony na pokładzie rakiety Falcon 9 firmy SpaceX podczas długiego okna startowego, które otworzy się 12 stycznia. Start zostanie przeprowadzony z kompleksu startowego 39A w Centrum Kosmicznym im. Kennedy’ego.
Z jednej strony mamy do czynienia z opóźnieniem startu o dwa miesiące. Jeżeli jednak przez to opóźnienie misja zakończy się sukcesem, a nie porażką, to warto jednak wstrzymać się i przygotować wszystko tak, aby szanse były jak największe. Nie ma co się oszukiwać, lądowanie na Księżycu, choć wykonujemy to regularnie od sześciu dekad, nie jest zadaniem łatwym. To z kolei oznacza, że zmiany w harmonogramie misji, czy wprowadzanie zmian jeszcze przed startem, powinno być traktowane jako coś naturalnego w tym sektorze.
Steve Altemus z Intuitive Machines wskazuje na jeszze jeden aspekt, który warto wziąć pod uwagę: „Otrzymanie okna startowego i wymaganych zezwoleń na lot samo w sobie jest sukcesem, a delikatna zmiana harmonogramu misji to naprawdę niewielka cena za możliwość przejścia do historii”.
We wrześniu tego roku firma pomyślnie zakończyła prace nad rozwojem i testowaniem lądownika księżycowego o nazwie Nova-C. Podczas konferencji prasowej 3 października kierownictwo firmy wspomniało o obawach związanych ze zbyt napiętym harmonogramem startów ze stanowiska startowego LC-39A, które mogłoby potencjalnie wpłynąć na harmonogram startów.
Misja musi wystartować z tej platformy, ponieważ jest ona odpowiednio wyposażona do tankowania lądownika metanem i ciekłym tlenem tuż przed startem.
„W przypadku niesprzyjających warunków startu, takich jak zła pogoda, alternatywne rozwiązania zostaną określone na podstawie zaciemnienia Księżyca i kilku innych czynników” – czytamy w komunikacie.
Lądownik księżycowy Nova-C ma masę ok. 675 kilogramów. Nie jest to bynajmniej małe urządzenie. Lądownik ma kształt sześciokątnego cylindra z sześcioma nogami, z którymi łącznie ma około 4 metry wysokości i 1,6 metra szerokości.
W ramach swojej misji Nova-C dostarczy pięć ładunków w ramach programu Commercial Lunar Payload Services (CLPS) realizowanego przez NASA. Wśród ładunków NASA znajdują się laserowy układ retroreflektorów, nawigacyjny lidar dopplerowski, kamery stereofoniczne specjalizujące się w badaniach powierzchni Księżyca oraz demonstrator nawigacji, której celem jest pomoc w pozycjonowaniu autonomicznych statków kosmicznych.
„Ładunki naukowe i technologiczne wysłane na powierzchnię Księżyca w ramach CLPS mają na celu położenie podwalin pod misje załogowe i trwałą obecność człowieka na powierzchni Księżyca” – zauważono w komunikacie.
Zgodnie z oczekiwaniami, Nova-C będzie wyposażony w zaawansowaną kamerę, którą można odłączyć podczas końcowego opadania lądownika, aby robić zdjęcia podczas lądowania na powierzchni Księżyca.
Misja IM-1 ma na celu wylądowanie w pobliżu Malapert A, krateru położonego w pobliżu trudnego terenu w rejonie bieguna południowego.
Na powierzchni Księżyca lądownik będzie działał około dwóch tygodni, po czym wraz z nastaniem księżycowej nocy misja Nova-C ulegnie zakończeniu. Lądownik pełni rolę swego rodzaju zwiadowcy przed załogowym lądowaniem misji Artemis 3, której celem będzie umieszczenie ludzi na południowym biegunie Księżyca do 2025 roku.
Intuitive Machines nie jest jedyną firmą, która bierze udział w wyścigu na Księżyc. Astrobotic planuje wystrzelenie swojego lądownika 24 grudnia na pokładzie debiutującej rakiety Vulcan Centaur należącej do United Launch Alliance (ULA). Jakby nie patrzeć obie misje są istotną częścią przedsięwzięcia NASA CLPS, które stanowi podzbiór większego programu Artemis.
Intuitive Machines IM-1 Mission Animation
https://www.youtube.com/watch?v=Rb_ZjcBdAaw

https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/pierwszy-lot-nova-c-przesuniety-intuitive-machines-im-1/

Pierwszy lot nowego lądownika księżycowego przesunięty na styczeń 2024 roku.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Japońska misja DESTINY+ do dziwacznej planetoidy odłożona w czasie
2023-11-06. Radek Kosarzycki
Wychodzi na to, że jak planują nowe misje kosmiczne to wszyscy, jak opóźniają ich realizację to także wszystko. Tym razem ofiarą opóźnienia padła japońska misja DESTINY+, której celem jest planetoida będąca ciałem macierzystym roju meteorów Geminidy.
Geminidy to jeden z ciekawszych rojów meteorów. Wszystkie okruchy skalne, które podczas maksimum tego roju wpadają w ziemską atmosferę, pochodzą jednak z jednego konkretnego miejsca. To miejsce jednak będzie musiało się uzbroić w cierpliwość i poczekać na swojego pierwszego gościa z Ziemi.
Tym gościem miała być sonda DESTINY+, która po starcie Ziemi miała rozpocząć podróż do planetoidy 3200 Phaethon. Celem misji miało być zbadanie samej planetoidy, jak i pyłu międzyplanetarnego.
Pierwotnie start misji Japońska Agencja Badań Kosmicznych JAXA planowała na 2024 rok. Teraz jednak agencja informacyjna Kyodo News poinformowała, że start został przesunięty na 2025 rok ze względu na problemy z opracowaniem rakiety Epsilon S, która miała wynieść sondę w podróż kosmiczną.
Przesunięcie tak naprawdę wcale nie jest zaskoczeniem. Epsilon S to następca japońskiej rakiety na paliwo stałe. Problem w tym, że silnik rakietowy nowej rakiety eksplodował podczas testów przeprowadzonych w lipcu i to właśnie ten incydent doprowadził do opóźnienia.
Planetoida 3200 Phaethon to bardzo ciekawy obiekt regularnie zbliżający się do Ziemi. Pod wieloma względami obiekt ten przypomina planetoidę. Naukowcy jednak zwracają uwagę, że posiada on kilka cech charakterystycznych dla komet. To sprawia, że jest to zarówno niezwykłe źródło roju meteorów, jak i cel o dużym zainteresowaniu naukowym. Nieregularny fragment skały o szerokości 5 kilometrów zbliżył się do Ziemi na stosunkowo niewielką odległość w 2017 r. Planetoida jest źródłem Geminidów, które co roku w grudniu spadają na ziemską atmosferę.
Sonda kosmiczna DESTINY+ wystartuje z Centrum Kosmicznego Uchinoura. Sonda kosmiczna o masie 480 kilogramów wejdzie najpierw na eliptyczną orbitę okołoziemską. Po oddzieleniu się od rakiety nośnej sonda wykorzysta cztery silniki jonowe oraz asystę grawitacyjną w pobliżu Księżyca, aby wyruszyć w podróż do planetoidy. Za zasilanie sondy w energię elektryczną będą odpowiadały cienkowarstwowe panele słoneczne.
DESTINY+ przeleci obok Phaethona. Podczas przelotu w odległości 500 km z prędkością 119 000 km/h sonda wykorzysta swoje kamery i instrumenty badawcze do przyjrzenia się powierzchni planetoidy. Pierwotnie do przelotu miało dojść w 2029 roku. Teraz jednak można zakładać, że w zależności od konfiguracji orbitalnej trochę się opóźni.
Przelatując w pobliżu planetoidy sonda wykorzysta także zainstalowany na jej pokładzie analizator pyłu opracowany przez specjalistów z niemieckiego DLR. Zadaniem insgtrumentu będzie zbadanie pyłu międzyplanetarnego i międzygwiezdnego. Wyniki tych badań pozwolą naukowcom ocenić, czy pozaziemskie cząsteczki pyłu i znajdujące się na nich związki organiczne mogły — przybywając na Ziemię — odegrać jakąś rolę w powstaniu życia na naszej planecie.
Destiny - Trajectory / Tour
https://www.youtube.com/watch?v=QNkALcuclVA

https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/misja-destiny-opozniona-planetoida-phaethon/

Japońska misja DESTINY+ do dziwacznej planetoidy odłożona w czasie.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten Mars to jednak jest droga sprawa. Kongres mówi, że na wszystko naraz to nie ma kasy
2023-11-06. Radek Kosarzycki
W tym artykule jest jedna dobra i jedna zła wiadomość. Która najpierw? No dobrze, najpierw dobra. Przedstawiciele Izby Reprezentantów chcą w pełni sfinansować program przywiezienia na Ziemię próbek skał z powierzchni Marsa w ramach misji Mars Sample Return. Zła wiadomość natomiast brzmi tak, że kongres chce obciąć finansowanie współpracy przy misji… najbardziej pechowego łazika marsjańskiego w historii.
Według opublikowanego właśnie raportu dołączonego do ustawy o wydatkach na handel i naukę na rok budżetowy 2024 kongres chciałby przeznaczyć na działania NASA 25,366 mld dolarów. Teoretycznie raport miał być gotowy wcześniej, ale jego publikacja ostatecznie została przełożona na później.
Największa różnica między ustawami Izby Reprezentantów i Senatu dotyczy przywiezienia próbek skał z powierzchni Marsa w ramach misji Mars Sample Return (MSR). Ustawa Senatu zapewniła programowi jedynie 300 milionów dolarów, czyli mniej niż jedną trzecią kwoty, o jaką poprosiła NASA, tj. 949,3 miliona dolarów i nakazywała NASA ograniczenie całościowego kosztu misji do wartości maksymalnie 5,3 miliarda dolarów. W przeciwnym razie agencja będzie zmuszona do zmniejszenia zakresu misji, albo do jej całkowitego odwołania.
Izba Reprezentantów przychylniej jednak patrzy na ten projekt i chce sfinansować pełną kwotę, o jaką wnioskuje NASA i jednocześnie zaleca zwrócenie się w 2025 roku o środki niezbędne na wystrzelenie sondy w przestrzeń kosmiczną tak, aby próbki wróciły na Ziemię najpóźniej w 2030 roku.
Problem jednak w tym, że niezależna komisja rewizyjna, która analizowała cały projekt do września tego roku, wskazuje, że ani terminów, ani kwoty nie da się dotrzymać. Program MSR będzie kosztował według ekspertów od 8 do 11 miliardów dolarów. To znacznie więcej niż 5,3 mld dol., na które zgodę chciałby wyrazić Senat.
A co z łazikiem Rosalind Franklin?
Izba Reprezentantów co prawda chce sfinansować przywiezienie próbek z Marsa, ale jednocześnie chce całkowicie zarzucić pomysł współpracy z Europejską Agencją Kosmiczną w ramach projektu łazika Rosalind Franklin. Tego samego, który miał wystartować w kierunku Marsa już kilkukrotnie, a którego start w ubiegłym roku został anulowany ze względu na zerwanie współpracy z rosyjską agencją kosmiczną Roskosmos.
Wsparcie to jest nadal negocjowane, ale prawdopodobnie obejmie silniki sterujące nowej platformy lądowania łazika, urządzenia do ogrzewania radioizotopowego i platformę startową. Propozycja budżetu NASA na rok 2024 nie określa konkretnego finansowania tej współpracy, ale zamiast tego uwzględniła ją w ramach linii programu „Przyszłe misje na Marsa”, która obejmuje również planowanie laboratorium, które miałoby obsługiwać próbki przywiezione na Ziemię w ramach projektu MSR.
Mars Sample Return: Bringing Mars Rock Samples Back to Earth
https://www.youtube.com/watch?v=t9G36CDLzIg

https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/mars-sample-return-rosalind-franklin-finanse/

Ten Mars to jednak jest droga sprawa. Kongres mówi, że na wszystko naraz to nie ma kasy.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łazik Curiosity od 4000 dni bada już krater Gale na Marsie
2023-11-06. Radek Kosarzycki
Cztery tysiące marsjańskich dni po postawieniu kół w kraterze Gale na Marsie dokładnie 5 sierpnia 2012 r. łazik Curiosity w dalszym ciągu prowadzi ekscytujące badania naukowe. Łazik niedawno odwiercił 39. próbkę, a następnie wrzucił sproszkowaną skałę do swojego laboratorium w celu szczegółowej analizy.
Aby zbadać, czy starożytny Mars miał warunki umożliwiające życie jakimkolwiek drobnoustrojom, łazik stopniowo wspinał się na podstawę wysokiej na 5 km góry Sharp, której warstwy powstawały w różnych okresach historii Marsa i stanowią zapis tego, jak klimat planety zmieniał się na miliardów lat.
Najnowszą próbkę pobrano z punktu zwanego „Sequoia” (nazwy wszystkich obecnych celów naukowych misji pochodzą od lokalizacji w kalifornijskiej Sierra Nevada). Naukowcy mają nadzieję, że próbka ujawni więcej informacji na temat ewolucji klimatu i możliwości zamieszkania na Marsie w miarę wzbogacania się tego regionu w siarczany – minerały, które prawdopodobnie powstały w słonej wodzie, która wyparowywała, gdy Mars zaczął wysychać miliardy lat temu. Ostatecznie woda w stanie ciekłym z Marsa zniknęła na dobre.
„Rodzaje minerałów siarczanowych i węglanowych zidentyfikowane przez instrumenty Curiosity w zeszłym roku pomagają nam zrozumieć, jak wyglądał Mars dawno temu. Oczekiwaliśmy tych wyników od dziesięcioleci, a teraz Sequoia powie nam jeszcze więcej” – mówi Ashwin Vasavada, naukowiec zajmujący się projektem Curiosity w Laboratorium Napędów Odrzutowych NASA w południowej Kalifornii.
Odszyfrowanie wskazówek dotyczących starożytnego klimatu Marsa wymaga zdolności detektywistycznych. W najnowszym artykule opublikowanym w periodyku Journal of Geophysical Research: Planets członkowie zespołu wykorzystali dane z instrumentu CheMin zainstalowanego na pokładzie Curiosity, aby odkryć minerał siarczanu magnezu zwany starkeyitem, który jest powiązany ze szczególnie suchym klimatem, takim jak współczesny klimat Marsa.
Zespół uważa, że minerały siarczanowe, które po raz pierwszy utworzyły się w słonej wodzie, która wyparowywała miliardy lat temu, przekształciły się w starkeyit, w miarę dalszego wysychania klimatu do obecnego stanu. Tego typu odkrycia poszerzają wiedzę naukowców na temat powstania dzisiejszego Marsa.
Mimo że od 2012 roku Curiosity przejechał prawie 32 kilometry w przeraźliwie zimnym środowisku skąpanym w pyle i promieniowaniu, nadal ma wiele do zaoferowania. Inżynierowie pracują obecnie nad rozwiązaniem problemu z jednym z głównych „oczu” łazika – lewym aparatem o ogniskowej 34 mm instrumentu masztowego (kamera masztowa). Oprócz dostarczania kolorowych obrazów otoczenia łazika, każda z dwóch kamer Mastcam pomaga naukowcom określić z daleka skład skał na podstawie długości fal światła, czyli widma, które odbija się w różnych kolorach.
W tym celu Mastcam wykorzystuje filtry umieszczone na kole, które obraca się pod obiektywem każdej kamery. Od 19 września koło filtrów lewej kamery utknęło pomiędzy pozycjami filtrów. Inżynierowie w dalszym ciągu starają się stopniowo przesuwać koło filtrów z powrotem do jego standardowego ustawienia.
Jeśli nie uda się go przesunąć do końca, misja będzie opierać się na prawej kamerze masztowej o wyższej rozdzielczości i ogniskowej 100 mm jako głównym systemie obrazowania kolorowego. W rezultacie będzie to miało wpływ na poszukiwania celów naukowych i tras łazika przez zespół: prawa kamera musiałaby wykonać dziewięć razy więcej zdjęć niż lewa, aby objąć ten sam obszar. Zespoły miałyby również obniżoną zdolność obserwacji szczegółowych widm kolorów skał z daleka.
Oprócz prób ponownego wsunięcia filtra, inżynierowie misji w dalszym ciągu uważnie monitorują działanie źródła energii jądrowej łazika i oczekują, że zapewni ono wystarczającą ilość energii do działania przez wiele kolejnych lat. Znaleźli także sposoby na pokonanie wyzwań wynikających ze zużycia układu wierteł łazika i przegubów ramion robota. Aktualizacje oprogramowania naprawiły błędy i dodały także nowe możliwości do Curiosity, ułatwiając łazikowi długie podróże i zmniejszając zużycie kół wynikające z jazdy (wcześniejsze dodanie algorytmu kontroli trakcji pomaga również zmniejszyć zużycie kół podczas jazdy po ostrych skałach). .
Tymczasem zespół przygotowuje się do kilkutygodniowej przerwy w listopadzie. Mars wkrótce zniknie za Słońcem. Plazma słoneczna może wchodzić w interakcję z falami radiowymi, potencjalnie zakłócając wykonywanie poleceń w tym czasie. Inżynierowie opuszczają Curiosity z listą rzeczy do zrobienia od 6 do 28 listopada, po czym komunikacja zostanie bezpiecznie wznowiona.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/curiosity-4000-dni-na-marsie/

Łazik Curiosity od 4000 dni bada już krater Gale na Marsie.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przegapiliście zorzę polarną? Sprawdźcie, czy będzie jeszcze widoczna

2023-11-06. Karol Kubak
W weekend mogliśmy na niebie oglądać niezwykły spektakl zorzy polarnej, która była doskonale widoczna w całej Polsce - od morza po Tatry. Niestety warunki atmosferyczne nie wszędzie były idealne do obserwacji. Czy będzie można ją jeszcze obserwować?

Zorza polarna jest jednym z najbardziej zachwycających zjawisk, jakie możemy zaobserwować na Ziemi. Ludzie podziwiali ją od dawna, ale nie wiedząc, jak powstaje, pierwotnie powodowała lęk. Teraz wiemy, że ma związek z aktywnością Słońca, niemniej jednak wciąż Światła Północy przyciągają wiele osób w wyższe szerokości geograficzne, by oglądać niezwykłe przedstawienie.
Dlaczego w Polsce widać zorzę polarną?
Czasem zdarza się, że intensywność zorzy pozwala na zaobserwowanie jej z terenu Polski. Choć może nie jest tak spektakularna, jak ta na Islandii czy północnej Norwegii, to warto na nią zapolować. Zwłaszcza gdy nie musimy organizować całego zagranicznego wypadu, a jedynie wyjść na dwór (no może czasem wyskoczyć poza miasto, gdzie zanieczyszczenie światła jest mniejsze).

Zasięg występowania zorzy określa się przy użyciu indeksu geomagnetycznego Kp. Jego najniższa wartość Kp0 wskazuje, że zjawisko będzie widoczne jedynie w okolicy bieguna. Przy najwyższych wartościach Kp9+ kolorowe światła będą widoczne z południa Europy. W Polsce zorzę polarną można obserwować, gdy indeks wynosi przynajmniej 6.
Czy będzie dziś widoczna zorza polarna?
Ci, którzy przegapili weekendową zorzę, będą musieli zaczekać na powtórkę tego zjawiska. Prognozy wskazują, że indeks Kp spadnie do 4, co w zasadzie uniemożliwi jej dobrą obserwację z obszaru Polski. Warto jednak śledzić prognozy, dzięki czemu zwiększymy prawdopodobieństwo ponownego zobaczenia tego zachwycającego zjawiska.
Jak sprawdzić, czy będzie zorza?
Astronomia i meteorologia są szalenie ciekawymi dziedzinami nauki, ale poza sprawdzeniem ziemskiej prognozy pogody wiele osób nie wie, jak sprawdzić, czy w nocy będzie widoczna zorza polarna. Na szczęście jest to stosunkowo łatwe, a w mediach społecznościowych jest wiele osób, które na bieżąco monitoruje aktywność słoneczną i informuje o możliwości jej zobaczenia.
Jednym z bardziej popularnych serwisów, gdzie możemy sprawdzić nie tylko indeks Kp, ale także widoczność zorzy polarnej i wiele innych, jest SpaceWeatherLive. Monitorowaniem pogody kosmicznej zajmuje się również IMGW, który publikuje alerty i prognozy wystąpienia zorzy.
W sieci dostępne są również aplikacje, z których najczęściej polecana jest My Aurora Forecast & Alerts. Oprócz monitorowania wielu wskaźników pozwala wykorzystać usługę lokalizacji do precyzyjnego informowania użytkownika o możliwości obserwacji zjawiska w danym miejscu, a nawet powiadomienia w przypadku dobrych warunków.

Zorza polarna w wyższych szerokościach geograficznych /Cheerfully_lost /Pixabay.com

interia
https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-przegapiliscie-zorze-polarna-sprawdzcie-czy-bedzie-jeszcze-w,nId,7132033

Przegapiliście zorzę polarną Sprawdźcie, czy będzie jeszcze widoczna.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vega-C: “autonomiczny marketing”
2023-11-07. Krzysztof Kanawka
Decyzja w sprawie pozyskiwania klientów dla rakiety Vega-C.
Na Space Summit 2023 w Sewilli przedstawiciele Niemiec, Francji i Włoch zadecydowali o “autonomicznym marketingu” dla rakiety Vega-C. Co to oznacza?
Mała Vega, ale niezbyt popularna
Europejska rakieta Vega to mała konstrukcja, która ma odpowiadać na potrzeby wynoszenia małych satelitów na różne orbity. Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) zaakceptowała program rakiety Vega w 1998 roku. Tradycyjnie dla różnych programów kosmicznych nazwa ma swoje rozwinięcie. Vega po włosku to „Vettore Europeo di Generazione Avanzata” (tłum: Europejska Zaawansowana Rakieta Nośna). Przywoływanie włoskiej nazwy jest całkowicie uzasadnione, gdyż to właśnie Włochy są większościowym udziałowcem prac nad rakietą, udział tego kraju to ok. 65%. Ponadto w programie uczestniczą Francja (15%), Hiszpania (6%), Belgia (5.63%), Holandia (3.5%), Szwajcaria (1.34%) i Szwecja (0.8%).
Pierwszy start rakiety Vega nastąpił 13 lutego 2012 roku. Ten lot zakończył się pełnym sukcesem. Warto tu dodać, że w tym locie na orbicie znalazł się pierwszy polski satelita – PW-Sat (który krążył wokół Ziemi do 28 października 2014).
W 2014 roku ESA zaakceptowała prace nad wersją rozwojową rakiety Vega. Rakieta otrzymała oznaczenie Vega-C. Celem prac nad tą rakietą jest uproszenie prac przygotowawczych, ograniczenie ilości toksycznych paliw oraz użycie rakiety P120C (zamiast P80), gdyż ta sama konstrukcja będzie używana jako rakiety pomocnicze przy Ariane 6. Ponadto, górny stopień (dotychczasowa nazwa AVUM), został zastąpiony silniejszym AVUM+.
Do pierwszego startu rakiety Vega-C doszło 13 lipca 2022 roku. Lot przebiegł prawidłowo. Niestety, już drugi lot rakiety Vega-C, z 21 grudnia 2022, zakończył się niepowodzeniem. Wskutek tej awarii oraz kolejnych nieudanych testów naziemnych, w 2023 roku doszło tylko do jednego startu rakiety Vega (w “podstawowej” wersji).
Do października 2023 doszło łącznie do 23 startów rakiety Vega, z czego 3 zakończyły się niepowodzeniem. Z pewnością nie jest to wartość zadowalająca. Od momentu wprowadzenia Vegi do służby zmienił się kształt rynku usług rakietowych i Vega musi konkurować na bardzo trudnym rynku, w którym wiele firm bankrutuje. Najlepszym przykładem z 2023 roku jest Virgin Orbit.
“Autonomiczny marketing”
Na konferencji Space Summit 2023, która odbywa się w Sewilli przedstawiciele Niemiec, Francji i Włoch w trójstronnym porozumieniu ustalili “autonomiczny marketing” dla rakiety Vega-C.
Co to oznacza w praktyce? Firma Avio z Włoch ma teraz prawo do zabiegania o klientów dla rakiety Vega-C niezależnie od Arianespace. Co więcej, rakiety rodziny Vega (czyli “podstawowa” Vega, nowa wersja Vega-C oraz przyszła Vega-E) mają częściej latać.
Jest to ważna kwestia, gdyż dotychczasowo – od lutego 2012 do października 2023 doszło do łącznie 23 startów rakiety Vega. Z kolei Arianespace będzie się skupiać na rakietach rodziny Ariane 6 – większych, zdolnych do wynoszenia cięższych ładunków (a nawet proponowanych pojazdów załogowych).
(ASI)
https://kosmonauta.net/2023/11/vega-c-autonomiczny-marketing/

 

Vega-C autonomiczny marketing.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Satelity zombie wstają z grobów i zaczynają buszować po orbicie
2023-11-07. Radek Kosarzycki
Teoretycznie wydaje się, że orbita okołoziemska jest rozległym obszarem. Nic zatem dziwnego, że bardzo nietypowa jest sytuacja, gdy odnajdujemy dwa satelity lecące bardzo blisko siebie. Od razu pojawiają się podejrzenia w kierunku operatorów jednego z tych satelitów o podglądanie, tudzież podsłuchiwanie aktywności drugiego. W zeszłym roku firma LeoLabs zajmująca się śledzeniem przestrzeni kosmicznej obserwowała dwa rosyjskie satelity wykonujące operacje tego typu. Jak podaje firma, satelity te – Resurs-P3 i Kosmos-2562 – przeprowadziły manewry, które dają wgląd w potencjalne zagrożenia, na jakie mogą natrafić amerykańskie i sojusznicze sondy kosmiczne na niskiej orbicie okołoziemskiej.
Jak wynika z raportu LeoLabs, rosyjski satelita przeznaczony do obserwacji Ziemi Resurs-P3 wykonał w listopadzie 2022 r. duży manewr po latach bezczynności i zbliżył się do rosyjskiego satelity wojskowego Kosmos-2562.
Manewr Resurs-P3 „umieścił go na zupełnie nowej orbicie, którą dzielą rosyjskie zasoby z nieujawnionymi publicznie ładunkami” – stwierdzono w raporcie. „Na podstawie podejść zaobserwowanych przez LeoLabs jest wysoce prawdopodobne, że Kosmos-2562 ma ładunek elektrooptyczny i wykonał zdjęcia Resurs-P3 w wysokiej rozdzielczości”.
„Przed manewrem w dniu 11 listopada 2022 r. zakładano, że Resurs-P3 jest już satelitą nieczynnym. Oznacza to, że rzekome satelity „zombie” mogą wciąż zostać uruchomione i przywrócone do pracy”.
Mimo że nieaktywne satelity nie są prawdopodobnie niebezpieczne, firma stwierdziła, że „ważne jest monitorowanie podejrzanych martwych satelitów pod kątem potencjalnej aktywności, która może stanowić ryzyko”.
Uznawano, że Resurs-P3, wystrzelony w marcu 2016 r., nie działa ze względu na nierozłożenie jednego z paneli słonecznych podczas startu i wczesnych operacji orbitalnych. Kosmos-2562 to rosyjski satelita wojskowy z tajną misją wystrzeloną w październiku 2022 roku.
LeoLabs 10 października 2023 r. wykrył niewielki manewr Resurs-P3, który prawdopodobnie miał pomóc w operacjach utylizacji, i prawdopodobnie zszedł z orbity 17 października. Według LeoLabs Kosmos-2562 znajduje się obecnie na bardzo niskiej orbicie okołoziemskiej. „Jeśli nie zostaną wykonane żadne manewry, wkrótce nastąpi deorbitacja”.
Firma zastosowała techniki uczenia maszynowego do wykrywania i charakteryzowania manewrów satelitów. Działalność obu satelitów została przeanalizowana za pomocą globalnej sieci radarowej i platformy danych w chmurze.
LeoLabs szacuje, że Kosmos-2562 ma czujniki elektrooptyczne do obrazowania ładunków innych satelitów, a także jest w stanie rejestrować sygnały elektroniczne. „Chociaż najbardziej wrażliwe transmisje danych są silnie szyfrowane, zbierając sygnały, przeciwnik może przynajmniej wywnioskować, w jakim paśmie częstotliwości pracuje inny satelita w celu jego skutecznego zakłócania. Seria operacji zaobserwowanych i przeanalizowanych przez LeoLabs pomiędzy Resurs-P3 i Kosmos-2562 stanowi użyteczny wskaźnik tego, do czego zdolny jest potencjalnie wrogi statek kosmiczny.”
Warto zwrócić uwagę na to, że nietypowe manewry rosyjskich satelitów obserwuje nie tylko LeoLabs. W zeszłym miesiącu Slingshot Aerospace, firma zajmująca się analizą danych kosmicznych, ujawniła dane pokazujące, że rosyjski satelita inspektorski wykonuje nietypowe manewry na orbicie geostacjonarnej.
Zdaniem analityków Rosja od lat testuje technologie podlatywania do innych satelitów zarówno na niskiej orbicie okołoziemskiej, jak i geostacjonarnej.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/leolabs-resurs-p3-kosmos-2562-satelity-zombie/

Satelity zombie wstają z grobów i zaczynają buszować po orbicie.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To najodleglejsza supermasywna czarna dziura. Naukowcy wiedzą, jak powstała
2023-11-07. Radek Kosarzycki
Astronomowie za pomocą teleskopów NASA odkryli najdalszą czarną dziurę, jaką kiedykolwiek widziano w promieniowaniu rentgenowskim. Czarna dziura znajduje się na wczesnym etapie wzrostu, jakiego nigdy wcześniej nie obserwowano, a jej masa jest podobna do masy galaktyki macierzystej.
Wynik ten może wyjaśniać, w jaki sposób powstały niektóre z pierwszych supermasywnych czarnych dziur we wszechświecie.
Łącząc dane z Obserwatorium Rentgenowskiego Chandra i Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba, zespół naukowców był w stanie znaleźć charakterystyczną sygnaturę rosnącej czarnej dziury zaledwie 470 milionów lat po Wielkim Wybuchu.
„Potrzebowaliśmy Webba, aby znaleźć tę niezwykle odległą galaktykę, a Chandry, aby znaleźć jej supermasywną czarną dziurę” – powiedział Akos Bogdan z Centrum Astrofizyki | Harvard & Smithsonian (CfA), który jest głównym autorem nowego artykułu opublikowanego na serwerze preprintów arXiv i który ma zostać opublikowany w czasopiśmie Nature Astronomy. „Wykorzystaliśmy do tego także kosmiczne szkło powiększające, które zwiększyło ilość wykrywanego przez nas światła”. Mowa tutaj oczywiście o efekcie soczewkowania grawitacyjnego.
Bogdan wraz ze swoim zespołem odkrył czarną dziurę w galaktyce UHZ1 w kierunku gromady galaktyk Abell 2744, położonej 3,5 miliarda lat świetlnych od Ziemi. Dane Webba ujawniły jednak, że galaktyka jest znacznie dalej niż gromada, w odległości 13,2 miliarda lat świetlnych od Ziemi, kiedy Wszechświat miał zaledwie 3% swojego obecnego wieku.
Trwające dwa tygodnie obserwacje za pomocą Chandry wykazały obecność w tej galaktyce intensywnego, przegrzanego gazu emitującego promieniowanie rentgenowskie – znak rozpoznawczy rosnącej supermasywnej czarnej dziury. Światło z galaktyki i promieniowanie rentgenowskie gazu wokół jej supermasywnej czarnej dziury są powiększane około czterokrotnie przez materię znajdującą się w Abell 2744 (w wyniku soczewkowania grawitacyjnego), wzmacniając sygnał podczerwony wykrywany przez Webba i umożliwiając Chandrze wykrycie słabego źródła promieniowania rentgenowskiego.
Odkrycie to jest ważne dla zrozumienia, w jaki sposób niektóre supermasywne czarne dziury mogły osiągnąć kolosalne masy wkrótce po Wielkim Wybuchu. Czy powstają bezpośrednio w wyniku zapadnięcia się masywnych obłoków gazu, tworząc czarne dziury o masie od około 10 000 do 100 000 słońc? A może pochodzą z eksplozji pierwszych gwiazd, w wyniku których powstają czarne dziury o masie zaledwie od 10 do 100 słońc?
„Istnieją fizyczne ograniczenia dotyczące tego, jak szybko czarne dziury mogą rosnąć po uformowaniu, ale te, które rodzą się bardziej masywne, mają przewagę. To jak sadzenie drzewka, którego wyrośnięcie na pełnowymiarowe drzewo zajmuje mniej czasu niż w przypadku, gdy zaczynamy od posadzenia nasion w ziemi” – mówi Andy Goulding z Uniwersytetu Princeton. Goulding jest współautorem artykułu w Nature Astronomy i głównym autorem nowego artykułu w The Astrophysical Journal Letters, który opisuje odległość i masę galaktyki za pomocą widma Webba.
Zespół Bogdana znalazł mocne dowody na to, że nowo odkryta czarna dziura narodziła się już masywna. Na podstawie jasności i energii promieni rentgenowskich szacuje się, że jej masa mieści się w przedziale od 10 do 100 milionów słońc. Ten zakres mas jest podobny do wszystkich gwiazd w galaktyce, w której występuje, co stanowi wyraźny kontrast w stosunku do czarnych dziur w centrach galaktyk w pobliskim wszechświecie, które zwykle zawierają tylko około jednej dziesiątej procenta masy gwiazd w galaktyce, w której się znajdują.
Duża masa czarnej dziury w młodym wieku, ilość wytwarzanego przez nią promieniowania rentgenowskiego oraz jasność galaktyki wykryta przez Webba, wszystko to zgadza się z teoretycznymi przewidywaniami z 2017 roku autorstwa współautorki Priyamvady Natarajan z Uniwersytetu Yale dla „zaskakująco dużych czarnych dziur”, które powstały bezpośrednio w wyniku zapadnięcia się ogromnej chmury gazu.
„Uważamy, że jest to pierwsze wykrycie „Wielkiej Czarnej Dziury” i najlepszy dotychczas uzyskany dowód na to, że niektóre czarne dziury powstają z masywnych obłoków gazu” – mówi Natarajan. „Po raz pierwszy obserwujemy krótki etap, w którym supermasywna czarna dziura waży mniej więcej tyle, co gwiazdy w jej galaktyce, zanim pozostanie za nimi w tyle”.
Naukowcy planują wykorzystać te i inne wyniki napływające z Webba i połączyć z nimi dane z innych teleskopów, aby stworzyć szerszy obraz wczesnego Wszechświata.
Kosmiczny Teleskop Hubble’a pokazał wcześniej, że światło z odległych galaktyk jest silnie wzmocnione przez materię w gromadzie galaktyk, co stanowi część motywacji opisanych tutaj obserwacji Webba i Chandry.
Quick Look: NASA Telescopes Discover Record-Breaking Black Hole
https://www.youtube.com/watch?v=zgGJY7ZlnSM

https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/to-najodleglejsza-masywna-czarna-dziura/

To najodleglejsza supermasywna czarna dziura. Naukowcy wiedzą, jak powstała.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

TESS odkrywa osiem nowych planet superziemi
2023-11-07. Radek Kosarzycki
Sonda Kepler odkryła większość znanych nam egzoplanet. Jednak jego następca, TESS (Transiting Exoplanet Survey Satellite) bardzo szybko nadrabia zaległości. W najnowszym artykule ogłoszono odkrycie przez TESS kolejnych ośmiu kandydatów na superziemie.
Misja poszukiwania planet przez TESS ma bardziej wyrafinowany cel niż jej poprzedniczka, misja Kepler. TESS został zbudowany specjalnie do wykrywania egzoplanet tranzytujących przed jasnymi gwiazdami w sąsiedztwie Ziemi. Znaleziono już około 400 potwierdzonych egzoplanet, ale istnieje lista egzoplanet oczekujących na potwierdzenie, zawiera już prawie 6000 kandydatów. Istnieją tylko dwa sposoby potwierdzenia wszystkich tych egzoplanet w oczekiwaniu: dalsze obserwacje i metody statystyczne.
To, co oznaczają wszyscy ci niepotwierdzeni kandydaci, to dane. Potencjalne planety ukrywają się w danych TESS i czekają, aż naukowcy potwierdzą ich istnienie.
Projekt Validation of Transiting Exoplanets using Statistical Tools (VaTEST) wykorzystuje narzędzia statystyczne i uczenie maszynowe do przeglądania wszystkich danych TESS w poszukiwaniu nieuchwytnych egzoplanet. W projekcie VaTEST naukowcy są w stanie nie tylko potwierdzać planety, omijając fałszywe alarmy; potrafią także scharakteryzować atmosfery egzoplanet nadające się do dalszych badań.
Zespół naukowców przedstawił swoje wyniki w artykule zatytułowanym „VaTEST III: Validation of 8 Potential Super-Earths from TESS Data”. Artykuł ten został opublikowany w periodyku Publications of the Astronomical Society of Australia i jest obecnie dostępny na serwerze preprintów arXiv. Głównym autorem jest doktor Priyashkumar Mistry, student Uniwersytetu Nowej Południowej Walii w Australii.
Fałszywie pozytywne wyniki są stałym problemem w nauce o egzoplanetach. Kiedy się nad tym zastanowić, łatwo zrozumieć dlaczego. TESS szuka niewielkich spadków światła gwiazd wokół odległych gwiazd, spowodowanych przejściem egzoplanety przed tarczą jej gwiazdy macierzystej. Jeden spadek jasności nie wystarczy; potrzebujemy kilku i muszą one występować regularnie. Ale inne rzeczy mogą dawać fałszywe wrażenie planety w tranzycie, na przykład zaćmienia gwiazd podwójnych. Nawet naturalna zmienność gwiazdy może zaburzać sygnały.
W związku z tym TESS zebrał ogromną ilość danych, które należy przetworzyć, oddzielając fałszywe alarmy od rzeczywistych sygnałów i właśnie tym zajmuje się VaTEST. W tym artykule zespół zweryfikował osiem kolejnych superziemi.
„Zatwierdziliśmy osiem potencjalnych superziemi, korzystając z kombinacji danych z naziemnego teleskopu, zdjęć o wysokiej rozdzielczości i narzędzia do walidacji statystycznej znanego jako TRICERATOPS”
– piszą autorzy.
Badacze nie tylko znaleźli osiem kolejnych superziemi, ale zidentyfikowali sześć z nich, które są doskonałymi kandydatami do dodatkowych badań. „Wśród wszystkich zatwierdzonych planet sześć z nich należy do obszaru zwanego planetami kluczowymi, co czyni je szczególnie interesującymi do badań” – wyjaśniają.
Planeta kluczowa to pomysł mający swoje korzenie w biologii. W biologii gatunek kluczowy to taki, który definiuje cały ekosystem. Świetnym przykładem jest koralowiec w rafach koralowych. Rafy koralowe to odrębny ekosystem zakotwiczony przez koralowce.
W nauce o egzoplanetach planeta kluczowa to planeta, która pomaga wyjaśnić ogólną populację egzoplanet. W szczególności pomaga wyjaśnić różnicę w promieniach, którą widzimy w populacjach egzoplanet. Istnieje niedobór planet o promieniu od 1,5 do 2 promieni Ziemi. Prawdopodobnie jest to spowodowane utratą masy w wyniku fotoodparowywania. Silne promieniowanie gwiazdy, szczególnie w zakresie promieniowania rentgenowskiego i UV (XUV), może z czasem pozbawić planetę atmosfery, prawdopodobnie powodując niedobór tych, które mieszczą się w zakresie od 1,5 do 2 planet o promieniu Ziemi.
„Warto zauważyć, że w naszym Układzie Słonecznym nie ma planet w badanym tutaj zakresie rozmiarów, co sprawia, że ich badania mają kluczowe znaczenie dla uzyskania wglądu w etapy ewolucji między Ziemią a Neptunem” – wyjaśniają autorzy. „Te planety kluczowe odgrywają kluczową rolę w pogłębianiu naszej wiedzy na temat zjawiska doliny promieni wokół gwiazd o małej masie”.
Istnieje inna koncepcja, która odnosi się do superziemi i luki w promieniu. Koncentruje się ona na tym, dlaczego niektóre planety tracą atmosferę i spadają poniżej luki, a dlaczego inne nie. Nazywa się ją „kosmiczną linią brzegową” i jest to statystyczny trend łączący ze sobą egzoplanety.
Kosmiczna linia brzegowa to linia podziału pomiędzy planetami, które zachowały swoje atmosfery, a planetami, które utraciły je w wyniku promieniowania XUV emitowanego przez ich gwiazdy.
„W tym badaniu sprawdzamy osiem egzoplanet za pomocą TESS, naziemnej fotometrii tranzytowej, obrazowania w wysokiej rozdzielczości i narzędzia do walidacji statystycznej” – wyjaśniają autorzy. Naukowcy twierdzą, że aby lepiej je zrozumieć, potrzebne są bardziej precyzyjne pomiary mas, a w przypadku trzech planet takie dokładniejsze pomiary mogą być możliwe do osiągnięcia.
Nie tylko niektóre z tych planet znajdują się w luce promieni, ale dwie z nich nadają się do dalszych badań atmosfery za pomocą JWST i jego potężnych instrumentów. „Odkryliśmy również, że dwie z naszych zatwierdzonych planet, TOI-771b i TOI-4559b, nadają się do spektroskopii transmisyjnej z wykorzystaniem JWST” – piszą autorzy.
Kiedy JWST był projektowany i budowany, naukowcy mieli nadzieję, że będzie w stanie badać atmosfery superziemi. W naszym Układzie Słonecznym nie ma żadnego z tych światów, więc rozszyfrowanie ich atmosfer może pomóc nam zrozumieć, gdzie superziemie mieszczą się w populacji egzoplanet, jak ewoluują i jaki mają związek z luką promieni i kosmiczną linią brzegową.
Zespół przeprowadził symulację atmosfer ośmiu superziemi, a także tego, co JWST prawdopodobnie zobaczy podczas badania atmosfer. Wyniki są intrygujące i wykazują oznaki obecności dwutlenku węgla, wody i, co najbardziej intrygujące, metanu. Metan może być biosygnaturą, chociaż istnieje wiele niepewności. Znalezienie jej w atmosferze dowolnej egzoplanety pomoże naukowcom pełniej zrozumieć jego obecność, niezależnie od tego, czy jest to faktyczna sygnatura biologiczna, czy nie.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/tess-osiem-nowych-superziemi/

TESS odkrywa osiem nowych planet superziemi.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwsze kolorowe zdjęcia z teleskopu Euclid opublikowane
2023-11-07.
ESA zaprezentowała pierwsze kolorowe zdjęcia z Kosmicznego Teleskopu Euclid. Obserwatorium stworzy trójwymiarową mapę Wszechświata oraz zbada sekrety ciemnej materii i energii.
Teleskop Euclid Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) został wystrzelony 1 lipca 2023 roku. Przygotowanie instrumentu, testy i kalibracja trwały 3 miesiące. Pierwsze kolorowe zdjęcia z najnowszego kosmicznego obserwatorium ESA prezentują możliwości największej kamery jaka kiedykolwiek została wyniesiona w przestrzeń kosmiczną. Zadaniem teleskopu Euclid jest mapowanie Wszechświata celem zbadania rozkładu ciemnej materii i ciemnej energii. Faza badawcza misji obserwatorium rozpocznie się na początku 2024 roku, a program ma potrwać 6 lat.
Euclid będzie obserwował liczne gromady galaktyk rozmieszczone w przestrzeni ,,kosmicznej sieci” ciemnej materii, zapewniając w ten sposób trójwymiarowy widok rozkładu ciemnej materii we Wszechświecie. Taka pośrednia obserwacja niewidocznej ciemnej materii pozwoli na stworzenie mapy. Program badawczy umożliwi prześledzenie ewolucji Wszechświata – od drobnych zaburzeń powstałych wkrótce po Wielkim Wybuchu, przez ekspansję, po wielkoskalowe struktury zawierające miliardy galaktyk.
Pierwsze kolorowe zdjęcia z teleskopu Euclid
Gromada galaktyk w Perseuszu

Na zdjęciu można zliczyć ponad tysiąc galaktyk należących do Gromady w Perseuszu i więcej niż 100 tys. dodatkowych galaktyk w tle. Wiele z tych słabych obiektów było wcześniej niewidocznych. Niektóre z nich są tak odległe, że ich światło docierało do nas przez 10 mld lat. Mapując rozmieszczenie i kształty, kosmolodzy będą mogli dowiedzieć się więcej o tym, jak ciemna materia ukształtowała galaktyki i Wszechświat. Gromada Galaktyk w Perseuszu znajduje się 240 mln lat świetlnych od Ziemi.
Galaktyka spiralna IC 342

Kosmiczny Teleskop Euclid ma za zadanie sfotografować tysiące galaktyk takich jak IC 342. Obiekt ten jest podobny do Drogi Mlecznej i zawiera znaczne ilości ciemnej materii. Już pierwsze obserwacje w podczerwieni dostarczyły nowych informacji na temat gwiazd w IC 342. Galaktyka nieregularna NGC 6822

Większość galaktyk we Wszechświecie ma określony kształt i strukturę. Jednak istnieje pewna grupa obiektów, galaktyk nieregularnych, które są zniekształcone na skutek oddziaływań lub zderzeń z innymi galaktykami. Mapowanie struktur takich jak NGC 6822 pozwoli na zbadanie interakcji materii klasycznej i ciemnej materii w trakcie i po zderzeniach galaktyk.
Gromada kulista NGC 6397

Gromada NGC 6397 to jedna z najbliższych nam dużych gromad gwiazd. Znajduje się w odległości 7,8 tys. lat świetlnych od Ziemi. Kształt zawdzięcza oddziaływaniu grawitacyjnemu materii i ciemnej materii, które spaja setki tysięcy gwiazd. Teleskop Kosmiczny Euklid to jedyne kosmiczne obserwatorium, które jest w stanie jednocześnie obserwować wszystkie gwiazdy w dużych gromadach kulistych takich jak NGC 6822.
Mgławica Koński Łeb

Kompleks mgławicowy Koński Łeb znajduje się w Gwiazdozbiorze Oriona. Składa się na niego grupa mgławic ciemnych oraz emisyjnych. Takie obszary, pełne pyłu oraz gorącego gazu, są miejscem narodzin nowych gwiazd. Teleskop Euclid prowadząc obserwacje w podczerwieni umożliwia zajrzenie do wnętrza mgławic pyłowych i prześledzenie procesu formowania się gwiazd i układów planetarnych.
Misja Teleskopu Kosmicznego Euclid
Euclid to europejska misja zbudowana i obsługiwana przez Europejską Agencję Kosmiczną z wkładem NASA. W skład Konsorcjum Euclid wchodzi ponad 2 tys. naukowców z 13 krajów Europy, USA, Kanady oraz Japonii. Głównym wykonawcą projektu są firmy Thales Alenia Space (moduł serwisowy) i Airbus Defence and Sapce (teleskop), a za transport w przestrzeń kosmiczną do punktu równowagowego Lagrange odpowiedzialna była firma SpaceX. Agencja NASA dostarczyła moduły spektrometru i fotometru bliskiej podczerwieni. Cechą wyróżniającą Kosmiczny Teleskop Euclid jest zdolność do szybkiego obrazowania dużych obszarów nieba. Jest to możliwe dzięki konstrukcji zapewniającej szerokie pole widzenia oraz zastosowaniu detektora o dużej powierzchni i rozdzielczości. Główne lustro teleskopu ma średnicę 1,2 m, a główna matryca światłoczuła jest zdolna do wykonywania zdjęć o rozdzielczości600 megapikseli. Rozdzielczość teleskopu jest zbliżona do tej, którą dysponuje Kosmiczny Teleskop Hubble’a, jednak obrazuje on dziesiątki razy większy obszar nieba. Euclid pracuje w zakresie promieniowania od 550 nm (światło zielone) do2 µm (bliska podczerwień). Obrazowanie w podczerwieni pozwala na badanie gwiazd i galaktyk skrytych za pyłem oraz oddalonych miliardy lat świetlnych od Ziemi.  
źródło: ESA
Galaktyka spiralna IC 342 - zdjęcie z Kosmicznego Teleskopu Euclid. Fot. ESA/Euclid/Euclid Consortium/NASA, image processing by J.-C. Cuillandre (CEA Paris-Saclay), G. Anselmi; CC BY-SA 3.0 IGO
Gromada galaktyk w Perseuszu
Gromada galaktyk w Perseuszu. Fot. ESA/Euclid/Euclid Consortium/NASA, image processing by J.-C. Cuillandre (CEA Paris-Saclay), G. Anselmi; CC BY-SA 3.0 IGO
Galaktyka spiralna IC 342
Galaktyka spiralna IC 342. Fot. ESA/Euclid/Euclid Consortium/NASA, image processing by J.-C. Cuillandre (CEA Paris-Saclay), G. Anselmi; CC BY-SA 3.0 IGO
Galaktyka nieregularna NGC 6822
Galaktyka nieregularna NGC 6822. Fot. ESA/Euclid/Euclid Consortium/NASA, image processing by J.-C. Cuillandre (CEA Paris-Saclay), G. Anselmi; CC BY-SA 3.0 IGO
Gromada kulista NGC 6397
Gromada kulista NGC 6397. Fot. ESA/Euclid/Euclid Consortium/NASA, image processing by J.-C. Cuillandre (CEA Paris-Saclay), G. Anselmi; CC BY-SA 3.0 IGO
Mgławica Koński Łeb
Mgławica Koński Łeb. Fot. ESA/Euclid/Euclid Consortium/NASA, image processing by J.-C. Cuillandre (CEA Paris-Saclay), G. Anselmi; CC BY-SA 3.0 IGO
URANIA
https://nauka.tvp.pl/73943985/pierwsze-kolorowe-zdjecia-z-teleskopu-euclid-opublikowane

Pierwsze kolorowe zdjęcia z teleskopu Euclid opublikowane.jpg

Pierwsze kolorowe zdjęcia z teleskopu Euclid opublikowane2.jpg

Pierwsze kolorowe zdjęcia z teleskopu Euclid opublikowane3.jpg

Pierwsze kolorowe zdjęcia z teleskopu Euclid opublikowane4.jpg

Pierwsze kolorowe zdjęcia z teleskopu Euclid opublikowane5.jpg

Pierwsze kolorowe zdjęcia z teleskopu Euclid opublikowane6.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nowe badania pokazują, że kwazary mogą być zakopane w galaktykach macierzystych
2023-11-07.
Nowe badania ujawniają, że kwazary mogą być czasami przesłonięte przez gęste obłoki gazu i pyłu swoich galaktykach macierzystych.

Podważa to dominujący pogląd, że kwazary są przesłonięte jedynie przez torus pyłu w bliskim sąsiedztwie czarnej dziury.

Kwazary są niezwykle jasnymi obiektami zasilanymi przez czarne dziury, które pochłaniają otaczającą je materię. Jednak ich potężne promieniowanie może zostać zablokowane, gdy na drodze między nami a kwazarem pojawiają się gęste obłoki.

Astronomowie od dawna uważali, że ta przesłaniająca materia istnieje tylko w bezpośrednim otoczeniu kwazara, w otaczającym go pyłowym torusie.

Aktualnie zespół naukowców z Uniwersytetu Durham odnalazł dowody sugerujące, że w niektórych przypadkach zaciemnienie w kwazarach jest całkowicie spowodowane przez galaktykę macierzystą, w której kwazar się znajduje.

Korzystając z Atacama Large Millimeter Array (ALMA) w Chile, naukowcy zaobserwowali próbkę kwazarów, które są bardzo zapylone i charakteryzują się intensywnym tempem formowania się gwiazd.

Odkryli oni, że wiele z tych kwazarów jest obecnych w galaktykach o bardzo zwartej strukturze, które są znane jako galaktyki gwiazdotwórcze, o średnicy nie większej niż 3000 lat świetlnych. Galaktyki te mogą tworzyć ponad 1000 gwiazd podobnych do Słońca rocznie.

Aby uformować tak dużą liczbę gwiazd, galaktyka potrzebuje znacznej ilości gazu i pyłu, które stanowią podstawowy materiał budulcowy gwiazd. W takich galaktykach, obłoki gazu i pyłu, które są wywoływane przez szybkie powstawanie gwiazd, mogą się gromadzić i całkowicie przesłaniać kwazar.

Pełne wyniki badań zostały opublikowane w czasopiśmie Monthly Notices of the Royal Astronomical Society (MNRAS). Główna autorka badania Carolina Andonie, doktorantka Centrum Astronomii Pozagalaktycznej na Uniwersytecie Durham, powiedziała: To tak, jakby kwazar był zakopany w swojej galaktyce macierzystej.

W niektórych przypadkach, galaktyka otaczająca jest tak nasycona gazem i pyłem, że nawet promieniowanie rentgenowskie nie jest w stanie się z niej wydostać. Dotychczas uważano, że pyłowy torus wokół czarnej dziury jest jedynym czynnikiem maskującym kwazar przed obserwacją. Teraz jednak wiemy, że cała galaktyka może być zaangażowana w ten proces. To zjawisko występuje tylko wtedy, gdy kwazar przechodzi przez okres intensywnego wzrostu.

Zespół naukowców szacuje, że w przypadku około 10-30% kwazarów o bardzo szybkim tempie formowania się gwiazd, to wyłącznie galaktyka macierzysta odpowiada za przesłanianie kwazara.

Odkrycia te dostarczają nowych informacji na temat związku między wzrostem galaktyk a aktywnością czarnych dziur.

Przesłonięte kwazary mogą stanowić wczesny etap ewolucji, gdy młode galaktyki są obfitujące w zimny gaz i pył, co napędza intensywne tempo formowania się i wzrostu czarnych dziur.

Profesor David Alexander z Uniwersytetu Durham, współautor badania, wyjaśnia, że mamy do czynienia z burzliwą i chaotyczną fazą ewolucji, kiedy gaz i gwiazdy gromadzą się w centrum galaktyki. To jak walka kosmiczna o pożywienie, gdzie mały kwazar jest otulony rodzimym kokonem pyłu.

Odkrycie i odsłonięcie tych ukrytych kwazarów przyczyni się do lepszego zrozumienia związku między galaktykami a supermasywnymi czarnymi dziurami w ich jądrach.

Opracowanie:
Agnieszka Nowak

Źródło:
Uniwersytet Durham

Urania
Wizja artystyczna grubego torusa pyłowego otaczającego supermasywne czarne dziury i dyski akrecyjne. Źródło: Durham University
https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2023/11/nowe-badania-pokazuja-ze-kwazary-moga.html

Nowe badania pokazują, że kwazary mogą być zakopane w galaktykach macierzystych.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak przygotować się do Olimpiady Astronomicznej?
2023-11-07. Redakcja AstroNETu
Chcesz wziąć udział w Olimpiadzie Astronomicznej (OA), ale nie wiesz od czego zacząć? Ten artykuł jest dla Ciebie! Poniżej znajdziesz rady i wskazówki na ten temat.
Autorką artykułu jest Ania Olechowska – zwyciężczyni LXI Olimpiady Astronomicznej i reprezentantka Polski na międzynarodowej Olimpiadzie w Pekinie.
Zbierz materiały
Dobrym początkiem będzie znalezienie źródeł, które pomogą Ci w przygotowaniu do olimpiady. Pierwszą ich kategorią są podręczniki. Pozycją, która wprowadza do wielu astronomicznych zagadnień jest książka Jerzego Kreinera Astronomia z Astrofizyką. Jest napisana w sposób przystępny i zwięzły, a zawiera większość wzorów i faktów, których znajomość będzie niezbędna na olimpiadzie. Pozycja trochę bardziej zaawansowana, którą również sobie cenię to Astronomia Ogólna Eugeniusza Rybki. I o ile nie polecam czytać jej od deski do deski, bo niektóre z rozdziałów mogą przytłoczyć, to jest bardzo przydatna do zgłębienia części tematów – dla mnie była zwłaszcza przy nauce astronomii sferycznej. Kolejnymi źródłami niezbędnymi w rzetelnym przygotowaniu do OA są zbiory zadań. Na początku przygody z olimpiadą dobrym pomysłem będzie skupienie się na tych, gdzie dostępne są także rozwiązania. Moim zdaniem najlepszym wyborem jest tu komplet trzech książek, które wspólnie obejmują wszystkie olimpijskie zadania do roku 2017 włącznie: H. Chrupała, M. T. Szczepański 25 lat olimpiad astronomicznych (z rozwiązaniami), H. Chrupała Zadania olimpiad astronomicznych XXVI–XXXV, Zbiór zadań z olimpiad astronomicznych XXXVI-LX pod redakcją M. Krakowczyka (rozwiązania do części zadań). Polecam także internetowe źródła takie jak seria artykułów Przygotowanie do Olimpiady Astronomicznej na portalu AstroNET czy kącik olimpijczyka czasopisma „Urania – Postępy Astronomii”. Przydatne są również dowolne inne materiały związane z astronomią: książki popularnonaukowe czy programy telewizyjne jak np. Astronarium. Mimo że nie uczą bezpośrednio rozwiązywania zadań olimpijskich, mogą być cennym źródłem wiedzy, a także pozwalają oswoić się z konceptami i słownictwem astronomicznym osobom, które nie miały z nimi wcześniej styczności. Wspomniane pozycje są oczywiście moimi osobistymi wyborami. Więcej sugestii odnoście materiałów znajduje się na stronie olimpiady.
Rób zadania
Gdybym miała odpowiedzieć na pytanie o przygotowanie do OA w dwóch słowach, tak właśnie by one brzmiały. Robienie zadań jest podstawą przygotowania do konkursu i nie sposób tego uniknąć. Systematyczność i pracowitość naprawdę się tu opłacają. Polecam założyć sobie dedykowany zeszyt do spisywania wszystkich rozwiązań. W tym celu warto ponumerować strony zeszytu i w zbiorze zadań, którego używacie zaznaczać, które zadania już zrobiliście i na której stronie znajdziecie jego rozwiązanie, aby móc do niego łatwo wrócić. Ja sama przygotowując się do dwóch kolejnych edycji OA oraz do olimpiady międzynarodowej (IOAA) zapisałam dwa zeszyty rozwiązań, do których później wracałam nawet w trakcie studiów. Warto zapoznać się z programem merytorycznym olimpiady, tak by pokryć rozwiązywanymi zadaniami wszystkie zawarte w nim zagadnienia. Polecam rozwiązywać zadania od początku do końca, tak jak na samym konkursie, łącznie z policzeniem wyników liczbowych. Po pierwsze pozwala to wyłapać ewentualny błąd, jeśli okaże się, że rząd wielkości wyniku nie zgadza się z tym czego byśmy się spodziewali, po drugie sprawne używanie kalkulatora jest istotną umiejętnością, którą warto wyćwiczyć. Zachęcam też do wzięcia udziału w Olimpijskiej Lidze Astronomicznej!
Poszukaj pomocy
Warto skorzystać z pomocy innych jeśli masz taką możliwość. Sprawdź, czy w Twojej szkole nie ma nauczyciela zainteresowanego astronomią lub czy któryś z pozostałych uczniów nie chciałby spróbować swoich sił na olimpiadzie. Jeśli nie uda Ci się znaleźć wsparcia w Twojej szkole, możesz poszukać trochę dalej. Niektóre licea organizują kółka astronomiczne, na które zapraszają również uczniów z innych placówek, może w Twoim mieście uda się znaleźć takie miejsce? Możesz zacząć od sprawdzenia szkół, które były reprezentowane wśród finalistów poprzednich edycji olimpiady. Inną formą może być poszukanie byłego olimpijczyka, które zechciałby udzielić Ci korepetycji. W ramach wspomnianej wcześniej ligi zadaniowej organizowane są comiesięczne omówienia zadań z danego tematu, na które serdecznie zapraszam. Nie należy też zapomnieć o obozach Klubu Astronomicznego Almukantarat, które oferują kurs dedykowany przygotowaniu do OA.
Bierz udział w obserwacjach astronomicznych
Zapoznanie się z niebem, umiejętność używania teleskopu i obrotowej mapki nieba przydadzą się najbardziej podczas finału, na którym co roku pojawia się zadanie pod kopułą planetarium oraz zadanie obserwacyjne. Doświadczenie w obserwacjach może okazać się pomocne także przy rozwiązywaniu zadań teoretycznych na wszystkich etapach. Polecam tutaj korzystać z atlasów nieba, stellarium oraz spróbować zmierzyć się z zadaniami obserwacyjnymi na własną rękę podczas pogodnych nocy.
Zawarte tutaj rady wynikają oczywiście z mojego osobistego doświadczenia z olimpiadą i mogą nie sprawdzić się u wszystkich osób. Ostatecznie ważne jest, aby znaleźć swój własny styl nauki, który jest efektywny i, co równie ważne, sprawia przyjemność i daje satysfakcję.
Korekta – Zofia Lamęcka
Znalazłeś błąd? Masz pytanie?
Napisz do nas na [email protected] lub przy pomocy formularza.
https://astronet.pl/autorskie/oa/jak-przygotowac-sie-do-olimpiady-astronomicznej/

Jak przygotować się do Olimpiady Astronomicznej.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chiny: rakieta Długi Marsz wyniosła tajemniczy ładunek
2023-11-07. Mateusz Mitkow
Chińska Republika Ludowa dopisała sobie kolejny udany start orbitalny w obecnym roku. Tym razem system nośny Długi Marsz 7A wyniósł w przestrzeń kosmiczną ładunek o oznaczeniu TJS-10. Był to przy okazji już 51. start wykonany przez Państwo Środka w 2023 r.
3 listopada o godz. 10:54 czasu pekińskiego (03:54 czasu polskiego) z kosmodromu Wenchang znajdującym się na wyspie Hajnan w południowych Chinach wystartowała rakieta Długi Marsz 7A, która z powodzeniem wyniosła satelitę o nazwie Tongxin Jishu Shiyan Weixing-10 (TJS-10). Dostepne informacje wskazują, że nowe urządzenie jest jednostką Chińskiej Korporacji Nauk Lotniczych i Technologii (China Aerospace Science and Technology Corporation; CASC). Sukces wyniesienia został ogłoszony w ciągu godziny od momentu startu.
Chińskie media opisały, że satelita TJS-10 posłuży „do eksperymentów, związanych z wielopasmową i szybką technologią komunikacyjną, a jego docelową pozycją jest orbita geostacjonarna (GEO) na wysokości 35 786 km nad powierzchnią Ziemi. Z kolei zachodnie media zwracają uwagę na fakt, że nie podano żadnych innych szczegółów na temat wyniesionego urządzenia. Brak informacji może wskazywać, że testowane technologię będą przeznaczone do różnych zastosowań, w tym wojskowych.
Ocenia się, że satelity TSJ służą do rozpoznania sygnałowego i testów wczesnego ostrzegania, gdyż wystrzelony w 2018 r. satelita TJS-3 również został oznaczony jako testowe urządzenie komunikacyjne, lecz w późniejszym czasie zauważono, że zbliżył się i sprawdził satelity należące do innych krajów. Warto w tym kontekście zaznaczyć, że USA również przeprowadza tego typu aktywności na orbicie. W maju br. chińscy badacze podali, że Stany Zjednoczone w ciągu niespełna dwóch lat przeprowadziły kilkanaście misji rozpoznawczych na satelitach Państwa Środka. Podkreślono, że takie działania stanowią poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowej infrastruktury kosmicznej oraz interesów państwowych.
Co więcej, informacje zawarte w tajnych dokumentach CIA, które wyciekły do internetu w kwietniu br. zawierały zapiski, że Chiny obecnie opracowują broń cybernetyczną, która będzie zdolna przejmować kontrolę nad satelitami przeciwnika, czyniąc je bezużytecznymi w czasie wojny. Z dokumentów wynikało, że ChRL rozwija zdolności pozwalające albo przejąć satelity całkowicie, albo zaburzyć ich działanie w kluczowych momentach walk. Dokładniej rzecz ujmując chodzi o uniemożliwienie komunikacji i obezwładnienie m.in. systemów wywiadowczych, obserwacyjnych oraz rozpoznawczych.
Jak wspomniałem na początku artykułu satelitę TJS-10 na orbitę wyniosła jedna z nowej generacji chińskich rakiet, a dokładniej Długi Marsz 7A. Jest to trzystopniowy system o wysokości 60 m, napędzany naftą i ciekły tlenem - posiada średnicę 3,35 metra (segment główny - wyposażony dodatkowo w cztery rakiety boczne). Jest on zdolny do dostarczenia na geostacjonarną orbitę transferową (GTO) do 7 t ładunku. Od pokrewnego wariantu Długi Marsz 7 różni się dodanym trzecim segmentem, bazującym na zmodyfikowanym stopniu rakiety Długi Marsz 3B. System startuje tylko ze wspomnianego kosmodromu Wenchang.
Opisywana misja była już 51. startem chińskiej rakiety w obecnym roku kalendarzowym. Przypomnijmy, że jeszcze na początku roku Państwo Środka zapowiedziało, że w 2023 r. planuje się wykonanie ok. 70 lotów orbitalnych, więc jeśli wierzyć tej zapowiedzi, przed nami naprawdę intensywna końcówka roku. Poprzedni start wykonany pod koniec października br. dotyczył wyniesienia kapsuły z trójką tajkonautów misji Shenzhou-17, którzy w kierunku stacji kosmicznej - Tiangong.
Źródło: Space.com / Space24.pl
Fot. CISA
SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/systemy-nosne/chiny-rakieta-dlugi-marsz-wyniosla-tajemniczy-ladunek

Chiny rakieta Długi Marsz wyniosła tajemniczy ładunek.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy satelita szpiegowski Korei Południowej wkrótce na orbicie
2023-11-07. Mateusz Mitkow
Władze Korei Południowej poinformowały, że trwają przygotowania do wyniesienia na orbitę okołoziemską pierwszego satelity do rozpoznania wojskowego, który został zbudowany w kraju. Jego głównym zadaniem będzie obserwacja aktywności działań prowadzonych przez Koreę Północną. Misja mająca na celu wystrzelenie urządzenia została zaplanowana na koniec bieżącego miesiąca.
Wraz z początkiem bieżącego tygodnia Ministerstwo Obrony Korei Południowej poinformowało media, że już za kilka tygodni na orbitę zostanie wystrzelony, pierwszy w historii tego państwa, krajowy satelita, który posłuży do wojskowego rozpoznania satelitarnego. Jeon Ha Gyu, rzecznik południowokoreańskiego ministerstwa obrony oznajmił, że jednostka wyruszy w kosmos 30 listopada br. na pokładzie systemu nośnego Falcon 9 z kalifornijskiej bazy Vandenberg.
Zgodnie z umową zawartą z firmą SpaceX, która jest operatorem rakiety Falcon 9, Korea Południowa planuje wystrzelić jeszcze cztery kolejne satelity szpiegowskie do 2025 r. Jest to jeden z elementów południowokoreańskiego programu zakupów obronnych, które mają na celu rozwinięcie zdolności do monitorowania aktywności Pjongjangu. Przypomnijmy, że Seul na ten moment nie posiada własnych urządzeń wojskowych na orbicie i jest w tej kwestii zależny od sojuszników, głównie USA. Władze zwracają uwagę na to, że amerykańskie satelity dostarczają obrazy o znacznie lepszej rozdzielczości, natomiast ich praca jest zależna od celów i interesów USA, więc wymaga to stworzenia własnych zdolności w tym zakresie.
Władze w Seulu są zgodne, co do tego, że dzięki nowym satelitom, które będą tworzyć niezależny system monitorowania ruchów przeciwnika z wysokości orbitalnej w czasie niemal rzeczywistym, ogólne możliwości do obrony przed północnokoreańskim zagrożeniem zostaną znacznie wzmocnione. Celem jest stworzenie sieci urządzeń, która ma być częścią systemu wykrywania i niszczenia rakiet balistycznych nadlatujących ze strony Korei Północnej.
Do wyniesienia danej jednostki na orbitę okołoziemską wybrano rakietę od amerykańskiej firmy SpaceX, pomimo posiadania przez Koreę Południową własnego systemu nośnego KSLV-2, lub inaczej Nuri. Rakieta udowodniła w przeszłości swoją skuteczność, natomiast wybór zagranicznego operatora motywowany jest m. in. możliwościami ładowności systemu, a także jego niezawodnością.
Sytuacja na Półwyspie Koreańskim zmusza Seul do wzmożenia zwiększania zdolności mających gwarantować bezpieczeństwo kraju. Sytuacja jest bardzo napięta już wielu lat, ale obecna sytuacja międzynarodowa jeszcze bardziej utrudnia pokój między państwami. Paul Balewajder, analityk Defence24.pl, specjalizujący się w tym regionie, podkreślił w wypowiedzi dla naszej redakcji, że relacje Seulu z Pjongjangiem zawsze były nacechowane pewnym poziomem napięcia od czasu zamrożenia konfliktu na Półwyspie Koreańskim w 1953 r.
”Przez ostatnie lata można było zauważyć znaczące pogorszenie w relacjach, co jest w dużej mierze spowodowane nieprzerwanym rozwojem potencjału nuklearnego przez Północ, oraz szerzej poprzez rywalizację USA i Chin jak i trwającą nadal wojnę na Ukrainie. Wystrzelenie w kosmos satelity szpiegowskiego przez Republikę Korei może doprowadzić do zintensyfikowanych testów balistycznych przez Pjongjang, jak i wystosowaniu nowych gróźb, jednak na tym powinno się to skończyć.” - dodał analityk Defence24.pl.
Warto zauważyć, że Pjongjang również planuje wystrzelić swojego pierwszego satelitę szpiegowskiego, ale w tym przypadku sytuacja jest trochę inna, ponieważ najbliższa próba wyniesienia będzie już trzecim podejściem. W obu poprzednich podejściach starty zakończyły się niepowodzeniem. Wojskowa jednostka satelitarna to jeden z kilku zaawansowanych technologicznie systemów uzbrojenia, które dyktator Korei Północnej Kim Dzong Un zamierza, wbrew rezolucjom ONZ, wprowadzić do swojej armii. Wszystko wskazuje na to, że pomaga mu w tym największy sojusznik, czyli Federacja Rosyjska. W trakcie ostatniej próby rakieta (Chollima-1) wynosząca ładunek spadła do morza u zachodniego wybrzeża Półwyspu Koreańskiego po tym, jak straciła ciąg po rozdzieleniu pierwszego i drugiego stopnia.
Agencja informacyjna Yonhap, powołując się na służbę wywiadowczą Korei Południowej podała, że Korea Północna znajduje się w końcowej fazie przygotowań do wystrzelenia satelity i szanse na powodzenie trzeciej próby ocenia się na duże. Kilka tygodni temu Biały Dom odtajnił informacje wywiadu wraz ze zdjęciami satelitarnymi, które wskazywały na to, iż Korea Północna dokonała co najmniej 10 transferów broni do Rosji od sierpnia i składały się m.in. z ponad miliona pocisków artyleryjskich. Dodano także, że w zamian za wsparcie militarne Pjongjang otrzymuje od Moskwy porady techniczne dotyczące kolejnej próby wystrzelenia wspomnianego satelity.
Fot. Daniel Bernard / Unsplash

Fot. SpaceX

SPACE24
https://space24.pl/satelity/obserwacja-ziemi/pierwszy-satelita-szpiegowski-korei-poludniowej-wkrotce-na-orbicie

Pierwszy satelita szpiegowski Korei Południowej wkrótce na orbicie.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Naukowcy odkrywają tajemnicę wieku marsjańskich meteorytów

2023-11-07. Wiktor Piech
W świecie naukowym istnieje paradoks wieku marsjańskich meteorytów, który polega na tym, że meteoryty, które znalazły się na Ziemi, są zdecydowanie młodsze od powierzchni Czerwonej Planety. Tej zagadki eksperci nie mogli rozwikłać przez dziesięciolecia.

Skały z Marsa można znaleźć na naszej planecie. Na Ziemi znalazły się one m.in. wskutek silnych uderzeń ciał niebieskich o powierzchnię Czerwonej Planety - siła uderzenia była tak duża, że wyrzuciła fragmenty planety w przestrzeń kosmiczną.
Naukowcy, którzy zbierali na Błękitnej Planecie meteoryty z Marsa, stwierdzali, że są one stosunkowo młode, co koliduje z wcześniejszymi ustaleniami, że powierzchnia naszego kosmicznego sąsiada jest bardzo stara.
Jakie tajemnice skrywają marsjańskie meteoryty?
Naukowcy na podstawie gęstości pokrycia kraterami powierzchni Marsa szacują, że jest ona bardzo stara, niektóre fragmenty mogą mieć miliardy lat. Badacze wskazują, że gdyby powierzchnia była młodsza, to byłaby "odświeżana" przez aktywność wulkaniczną, która z kolei doprowadzałaby do niszczenia kraterów. Zatem skoro powierzchnia Marsa jest stara, to meteoryty z Czerwonej Planety też powinny być tak samo stare.


Jednakże dotychczasowe badania wskazywały, że meteoryty z Marsa są zdecydowanie młodsze. W ten sposób powstał paradoks wieku.
We wcześniejszych badaniach eksperci mieli problem w ustaleniu konkretnego wieku meteorytów, co było skutkiem stosowania różnych technik datowania materiału. Zespół naukowców z USA i z Wielkiej Brytanii jeszcze raz przyjrzał się marsjańskim próbkom i ustalił, że faktycznie są one wyjątkowo młode, mają "zaledwie" kilkaset milionów lat. Datowania tych próbek wskazały, że wiele z nich ma mniej niż 200 mln lat.
Określenie dokładnego wieku meteorytów pozwala na odkrycie, jakie procesy geologiczne tworzyły powierzchnię Marsa oraz jak długo skały znajdowały się w przestrzeni kosmicznej.
- Na podstawie pewnych właściwości chemicznych wiemy, że te meteoryty na pewno pochodzą z Marsa. Zostały wyrzucone z Czerwonej Planety w wyniku potężnych uderzeń, tworząc duże kratery. Jednak na Marsie znajdują się dziesiątki tysięcy kraterów uderzeniowych, więc nie wiemy, skąd dokładnie pochodzą meteoryty. Jedną z najlepszych wskazówek, jaką możemy wykorzystać do określenia krateru źródłowego, jest wiek próbek — mówi wulkanolog Ben Cohen z Uniwersytetu w Glasgow.
Na Ziemi do tej pory odnaleziono około 360 skał pochodzących z Marsa, z czego 302 z nich to shergottyty - są to kamienne meteoryty powstałe ze skał bazaltowych, które zostały przeobrażone pod wpływem silnego kosmicznego uderzenia.
Paradoks wieku meteorytów
Naukowcy wskazują, że wyjaśnieniem wyjątkowego wieku meteorytów jest to, że mogą one wszystkie pochodzić z jednego miejsca, lub że uderzenie innego ciała kosmicznego o powierzchnię Marsa było tak silne, że rozgrzało skały do takiego stopnia, że wiek próbek został "wyzerowany".
Eksperci, datując meteoryty, bazowali na metodzie argonowej, która polega na analizie przekształcenia radioaktywnego potasu 39 w argon 39. W nowym artykule naukowym zespół naukowców opracował metodę korygowania zanieczyszczenia argonem z Ziemi i kosmosu.
Nową metodą wydatowali siedem próbek shergottytów. Ich wiek mieścił się w zakresie od 161 milionów do 540 milionów lat.
Jak zasugerowali specjaliści, wyjaśnieniem młodego wieku skał może być częste bombardowanie Marsa. Taki proces miał rozbić starszą powierzchnię, przez co odsłonięciu uległy młodsze skały znajdujące się pod spodem, które z kolei zostały odmłodzone przez aktywność wulkaniczną. Jednocześnie meteoryty te mogą pochodzić z najmłodszych wulkanów na Marsie, które są datowane na wspomniany wcześniej okres.
Część ekspertów sugeruje, że aktywność wulkaniczna nadal może zachodzić na Czerwonej Planecie. Oszacowano także, że każdego roku na powierzchnię tej planety spada około 200 meteorytów, które tworzą kratery o średnicy ponad czterech metrów.

 Wyniki badań zostały opublikowane w czasopiśmie naukowym Earth and Planetary Science Letters.

Naukowcy wyjaśnili paradoks wieku meteorytów z Marsa (zdjęcie ilustracyjne) /annadarcraft /123RF/PICSEL

interia
https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-naukowcy-odkrywaja-tajemnice-wieku-marsjanskich-meteorytow,nId,7132274

Naukowcy odkrywają tajemnicę wieku marsjańskich meteorytów.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dimorphos i Didymos kiedyś były jedną planetoidą. Co się stało?
2023-11-07. Radek Kosarzycki
We wrześniu ubiegłego roku NASA celowo uderzyła sondą kosmiczną DART w powierzchnię planetoidy Dimorphos, kosmiczną skałę o szerokości 160 m krążącą wokół większej planetoidy o nazwie Didymos. Celem misji o nazwie DART (ang. Double Asteroid Redirection Test) było wykazanie zdolności ludzkości do przekierowania niebezpiecznych planetoid z dala od Ziemi. Ta część misji zakończyła się sukcesem przekraczającym wszelkie oczekiwania.
Ale teraz naukowcy dowiadują się więcej o pochodzeniu obu planetoid. Artykuł opublikowany obecnie na serwerze preprintów arXiv, bazujący na danych z uderzenia DART dowodzi, że Dimorphos jest wykonany z tego samego materiału co Didymos i że para planetoid prawdopodobnie pochodzi z jednego ciała.
Uderzenie DART wyrzuciło znaczną chmurę gruzu z powierzchni Dimorphos. Początkowa chmura, złożona z drobnoziarnistego pyłu i substancji gazowej zawierającej śladowe ilości sodu i potasu, szybko się rozprzestrzeniła i oddaliła od układu. Pył i gaz rozproszył się w ciągu kilku minut. Jednak druga chmura cięższych odłamków utrzymywała się przez miesiące. Korzystając z 3-metrowego teleskopu IRTF NASA na Hawajach, zespół badawczy obserwował tę wtórną chmurę szczątków przez tydzień po uderzeniu, obserwując jej ewolucję i rozprzestrzenianie się. Badacze odkryli, że sygnatura spektroskopowa szczątków Dimorphos odpowiada sygnaturze Didymos przed uderzeniem.
Inaczej mówiąc, obie planetoidy zbudowane są z tego samego materiału: krzemianu (związku krzemu i tlenu).
Przed zderzeniem sondy DART z planetoidą tylko ~ 5% światła z systemu pochodziło z Dimorphosa. Planetoida była drastycznie przyćmiona przez swojego większego partnera Didymos, przez co niezwykle trudno było uzyskać wyraźne obserwacje widmowe tej maleńkiej skały. Jednak po uderzeniu cały układ znacznie się pojaśniał, a szczątki w maksymalnym stopniu zapewniły ponad 64% światła docierającego z układu do teleskopów naziemnych. Ta jasna poświata umożliwiła zbadanie składu chmury szczątków Dimorphosa.
Zespół badawczy zauważył, że gruz składał się głównie z cięższego materiału i większych skał, ponieważ wiatr słoneczny szybko wypychał mniejsze ziarna. Wydaje się to kontrastować z materią na powierzchni Didymosa, która według naukowców składa się głównie z małych ziaren – przewidywania, które będzie w stanie potwierdzić nadchodząca misja HERA Europejskiej Agencji Kosmicznej.
Jeśli więc Didymos i Dimorphos są wykonane z tego samego materiału, jak to się stało, że stały się oddzielnymi planetoidami? Najbardziej przekonująca teoria opiera się o model tzw. „zakłócenia rotacyjnego”:
„Planetoidy o średnicach mniejszych niż kilkadziesiąt kilometrów mogą ulegać zniszczeniu, ponieważ ich szybki obrót powoduje naprężenia, którym nie jest w stanie przeciwstawić się ich wytrzymałość wewnętrzna. W efekcie wyrzucone z planetoidy fragmenty czy odłamki trafiają na orbitę i z czasem łączą się w osobnego satelitę” – wyjaśniają naukowcy.
Jako mała, szybko wirująca planetoida, Didymos jest dobrym kandydatem do tego modelu. Prawie na pewno wyrzucił cząstki stałe na orbitę wokół siebie. Ma także geometrię typową dla planetoid podwójnych: kulistą z wybrzuszeniem wokół równika. Ta geometria tylko wzmacnia argumenty za modelem z zakłóceniami obrotowymi.
Dzięki nowym danym zebranym po uderzeniu DART sprawa jest właściwie zamknięta. Fakt, że sygnatura widmowa jest identyczna pomiędzy Didymosem i Dimorphosem, silnie sugeruje, że powstały one jako jedno ciało. Z biegiem czasu szybko wirująca planetoida wyrzuciła na orbitę materię, która następnie zebrała się, tworząc maleńki księżyc zwany Dimorphos. Pozostała tam przez eony, dopóki DART nie przeciął jej orbity i nie nadał jej nowej w wyniku zderzenia.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/dimorphos-i-didymos-kiedys-byly-jedna-planetoida/

Dimorphos i Didymos kiedyś były jedną planetoidą. Co się stało.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Europa rusza na podbój kosmosu. Zapadły nowe decyzje
2023-11-07. Wojciech Kaczanowski
W trwającym wyścigu kosmicznych Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) jest aktywnie uczestniczącym podmiotem, natomiast musi zmagać się z wieloma problemami, aby dorównać liderom - Stanom Zjednoczonym i Chinom. Podczas ostatniego szczytu Space Summit 2023, ministrowie państw członkowskich ESA dyskutowali na temat narastających wyzwań, które obejmują również europejskie zdolności do lotów w kosmos.
W poniedziałek i wtorek, 6-7 listopada br. w Sewilli w Hiszpanii miał miejsce szczyt ministerialny państw członkowskich Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) - Space Summit 2023, podczas którego decydenci politycznie dyskutowali na temat narastających wyzwań i pozycji Europy w globalnym wyścigu kosmicznym. Jak możemy przeczytać w komunikacie ESA, agencja podejmuje zdecydowane kroki w zakresie eksploracji i gwarantując Europie dostęp do przestrzeni kosmicznej, jednocześnie przygotowując zmianę dotychczasowego działania w kierunku bardziej konkurencyjnych rakiet nośnych nowej generacji. Wszelkie projekty mają być prowadzone z myślą o zrównoważonym rozwoju.
Szczególnie interesujące wydają się informacje zawarte na jednej z broszur, która opisuje plany ESA wobec rozwoju europejskich systemów nośnych - Ariane 6, Vega-C i Vega-E, oraz statku kosmicznego o nazwie Space Rider. Agencja zamierza wzmocnić pozycję Europy poprzez, m. in. opracowanie własnych, nowoczesnych zdolności transportowych do, w i z przestrzeni kosmicznej. W pierwszej kolejności, ESA zamierza dokończyć prace rozwojowe systemów Ariane 6 oraz Vega-C.
W przypadku pierwszej rakiety, ESA zakłada możliwość wyniesienia do 21 t ładunku użytecznego na niską orbitę okołoziemską (LEO), aby po 2028 r. i modernizacji Ariane 6 zwiększyć możliwości udźwigu. Planowane jest opracowanie dwóch wersji systemu - Ariane 62 oraz Ariane 64, które różnić się będą liczbą boosterów doczepionych do pierwszego stopnia (odpowiednio 2 i 4). Ciekawą informacją są również przewidywania dotyczące przychodów. Według ESA, program Ariane 6 wygeneruje ponad 185 miliardów EUR przychodów w ciągu 10 lat eksploatacji.
Obecnie rakieta wciąż pozostaje na etapie testów, natomiast zakłada się lot testowy w 2024 r. Jak informuje Financial Times, w ostatnich dniach Francja, Włochy i Niemcy zgodziły się zapewnić 340 mln EUR rocznie dodatkowego finansowania na pokrycie kosztów lotów od 16 do 42 rakiety Ariane 6, które mają wystartować w latach 2027-2029-30
Vega-C to kolejny europejski system nośny, który nie jest obecnie zdolny do lotów orbitalnych w wyniku problemów z silnikiem Zefiro 40. ESA zakłada, że Vega-C zapewnia szeroki zakres misji na orbitę okołoziemską - wynosząc pojedynczy lub wiele ładunków o masie do 2,3 tony podczas jednego lotu. Rakieta powinna wygenerować 14 miliardów EUR przychodów w ciągu 10 lat eksploatacji. System nośny będzie mógł zostać wyposażony w różnego rodzaju adaptery ładunku:
•    Vampire - przeznaczony dla dużych, pojedynczych ładunków;
•    Vespa-C - przeznaczony dla dwóch ładunków o średniej masie;
•    SSMS-C - przeznaczony dla wielu ładunków o niewielkiej masie;
Dodatkowo europejska rakieta będzie wynosić statek kosmiczny Space Rider, przeznaczony dla ładunków, które mają trafić z powrotem na Ziemię. Pojazd umożliwi realizowanie doświadczeń naukowych w warunkach mikrograwitacji, testowanie w kosmosie innowacyjnych technologii, czy realizowanie działań edukacyjnych. Warto podkreślić, że agencja zakłada w przyszłości modernizację rakiety Vega-C do standardu Vega-E, która będzie charakteryzowała się większą wydajnością i niezawodnością.
Przyjęte cele wydają się bardzo ambitne, natomiast wciąż istnieją poważne problemy, które nie zostaną rozwiązane przez przedstawione wyżej ustalenia. Otwartą kwestią pozostaje rywalizacja z mocarstwami kosmicznymi oraz prywatnymi podmiotami w zakresie zdolności transportowych, dostępu do zasobów na Księżycu lub asteroidach. Realizacji projektów jest niezbędna w sytuacji Europy, która nie może pozwolić sobie na kolejne opóźnienia. W przeciwnym razie Stary Kontynent będzie pełnił jedynie rolę junior partnera w relacjach z pozostałymi uczestnikami wyścigu kosmicznego.

Artystyczna wizja rekiety nośnej Vega E. Ilustracja: ESA-Jacky Huart, 2017

Fot. ESA\Flickr

SPACE24
https://space24.pl/polityka-kosmiczna/europa/europa-rusza-na-podboj-kosmosu-zapadly-nowe-decyzje

Europa rusza na podbój kosmosu. Zapadły nowe decyzje.jpg

Europa rusza na podbój kosmosu. Zapadły nowe decyzje2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niebo w listopadzie 2023 roku
2023-11-07. Dominik Sulik
Listopad – przedostatni miesiąc 2023 roku – rozpoczął się na dobre. Mimo nieubłaganie zbliżającej się zimy temperatura jest stosunkowo wysoka, co umożliwia nam prowadzenie długich obserwacji nocnych. W pierwszy dzień miesiąca Słońce znajdowało się nad horyzontem przez 9 godzin i 48 minut. Wschód miał bowiem miejsce o 6:29 a zachód o 16:17. Maksymalna wysokość horyzontalna naszej gwiazdy wynosiła zaledwie 26°. Ostatniego dnia listopada dzień potrwa 8 godzin i 26 minut. Słońce wzejdzie o 7:15 i nad horyzontem będzie przebywać do 15:41. Tego dnia wzniesie się maksymalnie na 19°.
Większą część miesiąca nasza gwiazda spędzi w konstelacji Wagi. W ostatnim tygodniu listopada Słońce „przesunie się” do gwiazdozbioru Skorpiona.
Księżyc
Srebrny Glob rozpoczął miesiąc w gwiazdozbiorze Byka. Jego faza wynosiła wówczas 88% i zbliżała się do ostatniej kwadry. 5 listopada nad ranem dokładnie połowa satelity była oświetlona. Przez kolejne dni Księżyc będzie zbliżał się do Słońca na sferze niebieskiej, by 13 listopada, znajdując się w konstelacji Wagi, wejść w nów. Od tego momentu faza Księżyca będzie rosnąć, by 20 listopada osiągnąć 50% tj. pierwszą kwadrę. Satelita zakończy miesiąc z tarczą niemal w pełni rozświetloną, wejdzie bowiem w pełnię 27.11 późnym wieczorem.
Planety
Merkury przez większą część listopada będzie przebywał blisko Słońca – jego odległość nie przekroczy 20°, co w połączeniu z niedużym nachyleniem ekliptyki do horyzontu nie pozwoli na jego obserwacje. Elongacja Wenus wynosi obecnie ponad 40° i nie spadnie poniżej tej wartości do końca miesiąca. Piekielna planet jest świetnie widoczna nawet kilka godzin przed świtem.
Mars towarzyszy na niebie Słońcu, przez co jego obserwacje nie będą możliwe w najbliższym czasie. Największa planeta Układu Słonecznego – Jowisz wszedł w opozycję 3 listopada. Oznacza to, że gazowy gigant i Słońce znajdowały się naprzeciwko siebie na sferze niebieskiej. Obecnie panują bardzo dobre warunki do długich obserwacji władcy pierścieni (wschód następuje wczesnym wieczorem, zachód natomiast niedługo przed świtem). Jasność Jowisza będzie wynosić ok -2,7 magnitudo. Przez cały miesiąc możemy również podziwiać Saturna, który znajduje się nad horyzontem przez pierwszą połowę nocy. Uran podobnie jak Jowisz wejdzie w tym miesiącu w opozycję. Zjawisko to będzie miało miejsce 13 listopada. Dzięki temu warunki do obserwacji planety za pomocą teleskopu będą wyśmienite. Neptun – zmieni gwiazdozbiór z Ryb na Wodnika 26 listopada. Lodowy gigant będzie gościł nad horyzontem przez większą część nocy.
Deszcze meteorów
W tym miesiącu występują Południowe Taurydy – meteory związane z gwiazdozbiorem Byka. Maksimum roju przypada na 5.11. Można je obserwować od początku listopada do 20 dnia tego miesiąca. Wartość ZHR wynosi zaledwie 5-10. Radiant roju ma kształt owalu rozpiętego na 20° w osi rektascensji i 10° w osi deklinacji. Sprawia to, że meteory te można obserwować niemal ze wszystkich szerokości geograficznych (choć obserwatorom na półkuli północnej będzie łatwiej).
W listopadzie swoje maksimum ma również rój Leonidów – meteorów związanych z konstelacją Lwa. Ich pochodzenie łączy się z kometą 55P/Tempel-Tuttle, która ostatnio dotarła do peryhelium w 1998 roku. Można je obserwować od 6 listopada do końca miesiąca. Maksimum przypada na noc z 17 na 18. Rój ten charakteryzuje się dość małą liczbą meteorów na godzinę tj. 10-15. Ich średnia szybkość wynosi 71 km/s.
Zorza polarna
W pierwszy weekend listopada mieliśmy okazję obserwować z terenów Polski zorzę polarną. Sytuacja ta była wyjątkowa, ponieważ spektakl był widoczny nawet z południowych obszarów naszego kraju. Wszystko to było możliwe dzięki dwóm koronalnym wyrzutom masy na Słońcu, które miały miejsce w nocy 31.10/1.11 oraz 3.11.
Warto tutaj przypomnieć jak powstaje zorza polarna. Na Ziemię stale dociera strumień naładowanych cząstek emitowanych przez naszą gwiazdę. Gdy Słońce wykazuje się większą aktywnością, produkuje więcej takich energetycznych cząstek. Ziemskie pole magnetyczne „wychwytuje” je, kierując wzdłuż linii pola magnetycznego (które łączą ziemskie bieguny magnetyczne). Wskutek tego dochodzi do wzbudzenia atomów w obszarach polarnych, a tym samym ich świecenia.
Dobrym miejscem do śledzenia przyszłych szans na podobne widowiska jest oficjalna strona National Oceanic and Atmospheric Administration, gdzie znajduje się prognoza zórz polarnych na przyszłe 30 minut. Polecamy sprawdzać to miejsce i przygotować się na obserwacje tego fantastycznego zjawiska.
Pozycja Słońca 30.11.2023 o 12:00, wysokość horyzontalna wyniesie 18°.Żródło: Stellarium
Pozycja Wenus 15.11.2023 o 5:00, 1 h 52 min przed wschodem. Żródło: Stellarium
Środek radiantu Tauryd Południowych (na żółto) 5.11.2023 o 22:00. Źródło: Stellarium
Radiant Leonidów (na żółto) 18.11.2023 o 5:00. Źródło: Stellarium
Prognoza zorzy polarnej na 21:00 UTC 6.11.2023. Źródło: Space Weather Prediction Center
https://astronet.pl/na-niebie/niebo-w-listopadzie-2023-roku/

Niebo w listopadzie 2023 roku.jpg

Niebo w listopadzie 2023 roku2.jpg

Niebo w listopadzie 2023 roku3.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1996: katastrofa CZ-3B i Intelsat 708
2023-11-08. Krzysztof Kanawka
Historia tragicznego startu chińskiej rakiety CZ-3B z satelitą Intelsat 708, która wydarzyła się w 1996 roku.
Jednym z najbardziej kontrowersyjnych oraz tragicznych startów rakiet orbitalnych był start CZ-3B z satelitą Intelsat 708 z lutego 1996 roku. Co się wtedy wydarzyło?
Start rakiety CZ-3B z amerykańskim satelitą telekomunikacyjnym to bardzo nietypowe i właśnie od 1996 roku niepraktykowane działanie. Ale na początku lat 90. XX wieku jedna z amerykańskich firm uzyskała zgodę na starty wyprodukowanych przez siebie satelitów właśnie z Chin, o ile szczegółowe zasady dotyczące zakazu dostępu zostaną dochowane.
Intelsat 708 miał być satelitą telekomunikacyjnym operującym z orbity geostacjonarnej. Wyposażony w transpondery na paśmie C i Ku, był na poziomie technologicznym znacznie powyżej ówczesnych możliwości Chin.
Start okazał się być nieudany – bardzo szybko rakieta zboczyła z kursu i uderzyła w zbocze, w pobliżu wioski. Do dziś okoliczności związane z nieudanym startem, ofiarami tego nieudanego startu jak również dostępu do szczątków rakiety i satelity są kontrowersyjne. Na ten temat powstał ciekawy film, który można zobaczyć poniżej.
Od 1996 roku nie wystąpił już żaden start z amerykańskim satelitą za pomocą chińskiej rakiety. Sytuacja prawdopodobnie przez kolejne lata a nawet dekady się nie zmieni. Zarówno Chiny jak i USA niespecjalnie zabiegają o względy w kwestii współpracy w sektorze kosmicznym, preferując swoich partnerów i swoje strefy wpływu.

The Untold Story of the Intelsat 708 Accident
https://www.youtube.com/watch?v=qh8UYkbE55k
Katastrofa CZ-3B z Intelsat 708 na pokładzie / Credits – Dongfang Hour

Long March Rocket Explodes - 長征火箭爆炸 长征火箭爆炸
https://www.youtube.com/watch?v=FBJ9ue6GKek
Nagranie ze startu i katastrofy CZ-3B z 1996 roku

(DH)
https://kosmonauta.net/2023/11/1996-katastrofa-cz-3b-i-intelsat-708/

 

1996 katastrofa CZ-3B i Intelsat 708.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dron Ingenuity wykonał loty na zapas. Teraz przerwa
2023-11-08. Radek Kosarzycki
Przygotowując się do zbliżającej się koniunkcji słonecznej, dron Ingenuity znajdujący się na Marsie wykonał dwa loty, jeden po drugim, aby dobrze ustawić się na przerwę w aktywności.
Dron Ingenuity wykonał właśnie 65. i 66. lot nad powierzchnią Czerwonej Planety. Dwa krótkie skoki pomogły przygotować go na nadchodzącą przerwę, w czasie której przez dwa tygodnie znajdzie się poza zasięgiem centrum kontroli misji znajdującego się na Ziemi.
Lot 65 odbył się 2 listopada. Ważący 1,8 kg Ingenuity utrzymywał się tego dnia w powietrzu przez 48 sekund, pokonując przy tym 7 metrów nad powierzchnią Marsa. Następnie 3 listopada dron wykonał jeszcze krótszy lot: trwał on tylko 23 sekundy i obejmował poziomy ruch na odległość zaledwie 60 cm, jak wynika z dziennika lotów misji. Obydwa loty przebiegły bez żadnych problemów.
„Te dwa krótkie loty ustawiły Ingenuity na nadchodzącą koniunkcję słoneczną na Marsie, kiedy zespoły misyjne wstrzymają wysyłanie poleceń na około 2 tygodnie” – poinformowali przedstawiciele JPL NASA, ośrodka zarządzającego misją Ingenuity na swoim koncie na X.
Ziemia i Mars znajdują się obecnie po przeciwnych stronach Słońca podczas koniunkcji słonecznej Marsa, która zdarza się mniej więcej raz na dwa lata. Co ważne dla badaczy Marsa z NASA, to ustawienie oznacza, że nasza gwiazda blokuje sygnały radiowe przesyłane pomiędzy obiema planetami. Dlatego zespoły zajmujące się misjami marsjańskimi wstrzymują się w tym czasie od dowodzenia swoimi robotami.
„Nie da się przewidzieć, jakie informacje mogą zostać utracone w wyniku interferencji ze strony naładowanych cząstek ze Słońca, a utrata informacji może potencjalnie zagrozić sondzie, łazikowi czy dronowi” – napisali urzędnicy NASA. „Zamiast tego przed koniunkcją inżynierowie wysyłają zapas instrukcji na nadchodzące dwa tygodnie i wstrzymują wszelką komunikację do czasu, aż Mars wyjdzie z drugiej strony Słońca, oddali się od niego na co najmniej 2 stopnie i komunikacja będzie ponownie bezpieczna”.
Ingenuity wylądował w kraterze Jezero o szerokości 45 km na Marsie w lutym 2021 r. wraz z poszukującym życia łazikiem Perseverance.
Głównym celem małego helikoptera było pokazanie, że lot z napędem jest możliwy na Marsie pomimo delikatnej atmosfery planety, która stanowi zaledwie 1% gęstości Ziemi na poziomie morza. Pierwotnie łazik miał wykonać maksymalnie 5 lotów o rosnącej trudności. To zadanie wykonał już wiosną 2021 roku. Od tego czasu jednak Ingenuity kontynuuje swoją misję. Jak na razie udało mu się wykonać 66 lotów, w trakcie których w czasie łącznie 119 minut pokonał ponad 14,5 kilometra nad powierzchnią Marsa.
Zdjęcie wykonane podczas 66. lotu Ingenuity nad powierzchnią Marsa w dniu 3 listopada 2023 r.

https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/dron-ingenuity-lot-65-66-koniunkcja/

 

Dron Ingenuity wykonał loty na zapas. Teraz przerwa.jpg

Dron Ingenuity wykonał loty na zapas. Teraz przerwa2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dron Ingenuity wykonał loty na zapas. Teraz przerwa
2023-11-08. Radek Kosarzycki
Przygotowując się do zbliżającej się koniunkcji słonecznej, dron Ingenuity znajdujący się na Marsie wykonał dwa loty, jeden po drugim, aby dobrze ustawić się na przerwę w aktywności.
Dron Ingenuity wykonał właśnie 65. i 66. lot nad powierzchnią Czerwonej Planety. Dwa krótkie skoki pomogły przygotować go na nadchodzącą przerwę, w czasie której przez dwa tygodnie znajdzie się poza zasięgiem centrum kontroli misji znajdującego się na Ziemi.
Lot 65 odbył się 2 listopada. Ważący 1,8 kg Ingenuity utrzymywał się tego dnia w powietrzu przez 48 sekund, pokonując przy tym 7 metrów nad powierzchnią Marsa. Następnie 3 listopada dron wykonał jeszcze krótszy lot: trwał on tylko 23 sekundy i obejmował poziomy ruch na odległość zaledwie 60 cm, jak wynika z dziennika lotów misji. Obydwa loty przebiegły bez żadnych problemów.
„Te dwa krótkie loty ustawiły Ingenuity na nadchodzącą koniunkcję słoneczną na Marsie, kiedy zespoły misyjne wstrzymają wysyłanie poleceń na około 2 tygodnie” – poinformowali przedstawiciele JPL NASA, ośrodka zarządzającego misją Ingenuity na swoim koncie na X.
Ziemia i Mars znajdują się obecnie po przeciwnych stronach Słońca podczas koniunkcji słonecznej Marsa, która zdarza się mniej więcej raz na dwa lata. Co ważne dla badaczy Marsa z NASA, to ustawienie oznacza, że nasza gwiazda blokuje sygnały radiowe przesyłane pomiędzy obiema planetami. Dlatego zespoły zajmujące się misjami marsjańskimi wstrzymują się w tym czasie od dowodzenia swoimi robotami.
„Nie da się przewidzieć, jakie informacje mogą zostać utracone w wyniku interferencji ze strony naładowanych cząstek ze Słońca, a utrata informacji może potencjalnie zagrozić sondzie, łazikowi czy dronowi” – napisali urzędnicy NASA. „Zamiast tego przed koniunkcją inżynierowie wysyłają zapas instrukcji na nadchodzące dwa tygodnie i wstrzymują wszelką komunikację do czasu, aż Mars wyjdzie z drugiej strony Słońca, oddali się od niego na co najmniej 2 stopnie i komunikacja będzie ponownie bezpieczna”.
Ingenuity wylądował w kraterze Jezero o szerokości 45 km na Marsie w lutym 2021 r. wraz z poszukującym życia łazikiem Perseverance.
Głównym celem małego helikoptera było pokazanie, że lot z napędem jest możliwy na Marsie pomimo delikatnej atmosfery planety, która stanowi zaledwie 1% gęstości Ziemi na poziomie morza. Pierwotnie łazik miał wykonać maksymalnie 5 lotów o rosnącej trudności. To zadanie wykonał już wiosną 2021 roku. Od tego czasu jednak Ingenuity kontynuuje swoją misję. Jak na razie udało mu się wykonać 66 lotów, w trakcie których w czasie łącznie 119 minut pokonał ponad 14,5 kilometra nad powierzchnią Marsa.
Zdjęcie wykonane podczas 66. lotu Ingenuity nad powierzchnią Marsa w dniu 3 listopada 2023 r.

https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/dron-ingenuity-lot-65-66-koniunkcja/

 

Dron Ingenuity wykonał loty na zapas. Teraz przerwa.jpg

Dron Ingenuity wykonał loty na zapas. Teraz przerwa2.jpg

Edytowane przez Paweł Baran
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chińscy astronauci sami wyhodowali warzywa na stacji kosmicznej Tiangong

2023-11-08. Sandra Bielecka
Chińscy astronauci pochwalili się kolejnym sukcesem. Tym razem udało im się wyhodować warzywa na stacji kosmicznej Tiangong. Sałata, pomidorki koktajlowe i inne gatunki już kiełkują w kosmosie, a to dopiero początek. Chiny chcą opracować skuteczne sposoby na wzrost roślin w przestrzeni kosmicznej z myślą o eksploracji głębokiego kosmosu.

Na Tiangong nie brakuje roślin
Chińscy astronauci misji Shenzhou 16 mieli za zadanie wyhodowanie na pokładzie chińskiej stacji kosmicznej Tiangong określonych roślin. Wszystko w ramach przygotowań do przyszłych misji mających na celu eksplorację kosmosu. Zespół Shenzhou 16 przebywał w kosmosie od końca maja do końca października, a ich miejsce zajął najmłodszy w historii zespół, który został wystrzelony w ramach misji Shenzhou 17.  
Trzech astronautów pod dowództwem Jing Haipeng spędziło czas na uprawie warzyw. Już w czerwcu udało im się zebrać pierwsze partie sałaty, a w sierpniu rozpoczęli hodowlę pomidorków koktajlowych i czerwonej cebuli.
Chiny odnoszą sukcesu na polu „kosmicznego rolnictwa”
Oprocz tego, że astronauci opiekują się roślinami na Tiangong, na Ziemi zostały stworzone repliki hodowli w specjalnych warunkach, co umożliwia naukowcom porównanie efektów uzyskanych na obu farmach. Chińskie Centrum Badań i Szkolenia Astronautów śledzi rozbieżności w sposobie wzrostu roślin.  
Działania te prowadzone są w ramach długoterminowego planu mającego na celu umieszczenie człowieka na stałe w kosmosie, w tym podbój Księżyca. O tym, że na Księżycu również udało się wyhodować rośliny, pisaliśmy jakiś czas temu.  
Rośliny umieszczane są w specjalnym urządzeniu służącemu przede wszystkim do kontroli środowiska i podtrzymaniu życia: „Rośliny wyhodowane za pomocą aparatu uprawowego stanowią kluczowy element ECLSS i mogą absorbować dwutlenek węgla z powietrza w celu wytworzenia tlenu w procesie fotosyntezy, a następnie regenerować i oczyszczać wodę w procesie transpiracji” – mówi astronauta Yang Renze.
Chiny planują wysłać swoich astronautów na Księżyc do 2030 roku. Co więcej, chcą zbudować księżycową bazę, a projekt nazwali Międzynarodowa Księżycowa Stacja Badawcza (ILRS). Na tym kosmiczne ambicje się nie kończą. Chińska Narodowa Agencja Kosmiczna ma w planach również załogowe lądowanie na Marsie.  
Jednak są to na ten moment odległe plany. Jak podkreśla argonauta Yang „system hodowli roślin opracowany na Tiangong można zastosować w badaniach głębokiego kosmosu, w tym w naszych załogowych misjach na Księżycu i na Marsie”.   

Stacja kosmiczna Tiangong / zdjęcie ilustracyjne /123RF/PICSEL

interia
https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-chinscy-astronauci-sami-wyhodowali-warzywa-na-stacji-kosmicz,nId,7134362

Chińscy astronauci sami wyhodowali warzywa na stacji kosmicznej Tiangong.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pentagon właśnie wytworzył sztuczną zorzę polarną

2023-11-08. Filip Mielczarek
Amerykańska armia uruchomiła anteny w ośrodku HAARP na Alasce i wytworzyła sztuczną zorzę polarną w celach badawczych. Test wywołał falę kontrowersji na całym świecie.

Program HAARP od wielu lat budzi mnóstwo kontrowersji. Entuzjaści teorii spiskowych uważają, że jest to broń przeznaczona do sterowania umysłami ludzi, wpływania na warunki atmosferyczne czy wywoływania trzęsień ziemi. Tymczasem naukowcy działający w programie HAARP tłumaczą, że celem jest badania najwyższych warstw ziemskiej atmosfery.
Okazuje się, że ośrodek właśnie przeprowadził bardzo dziwne eksperymenty. Celem było wytworzenie sztucznej zorzy polarnej nad Alaską. Testy trwały przez ostatnie kilka dni i miały zakończyć się pełnym sukcesem. Udział w nich brali wybitni eksperci z kilku amerykańskich uniwersytetów, a mianowicie: University of Alaska Fairbanks, Cornell University, University of Colorado Denver, University of Florida i Georgia Institute of Technology.

HAARP wytworzył zorzę polarną nad Alaską
Naukowcy chcieli sprawdzić, jak będzie zachowywała się jonosfera podczas skierowania do niej ogromnych ilości energii wytworzonych przez całą sieć anten HAARP. Chodzi tutaj o 180 anten wysokiej częstotliwości o mocy 3,6 megawata. Jonosfera to obszar ziemskiej atmosfery rozciągający się na wysokości od 50 do 1000 kilometrów nad powierzchnią naszej planety.
Częstotliwości transmisji fal do jonosfery miały się różnić, rozciągając się od 2,8 do 10 megaherców. Co ciekawe, poświata powstała nad całą Alaską, i chociaż miała czerwoną i zieloną barwę oraz była bardzo słabo niewidoczna dla ludzkiego oka, to jednak przy użyciu aparatury okazało się, że jej światło było widoczne nawet w odległości ok. 500 kilometrów od miasta Gakona.

Armia testuje nowe systemy komunikacji
Eksperyment miał potwierdzić, czy tzw. fale plazmowe wzmacniają inne fale o bardzo niskiej częstotliwości, które można wykorzystać do lepszej komunikacji na duże odległości pomiędzy np. obiektami znajdującymi się na Ziemi i instalacjami kosmicznymi. Nie jest tutaj tajemnicą, że głównie program jest związany z armią i ma na celu zapewnienie wojsku nowy poziom stabilnej komunikacji.
Te badania mają też ogromne znacznie z punktu widzenia nadchodzącego wielkimi krokami szczytu aktywności Słońca. Jesienią 2024 roku nasza gwiazda może generować potężne rozbłyski, a w ziemskiej magnetosferze mogą powstawać spektakularne zorze polarne. Intensywne burze magnetyczne mogą zatem stanowić zagrożenie dla satelitów i instalacji energetycznych na Ziemi. Armia USA prowadzi badania, które mają na celu poradzenie sobie z tym problemem.
Chiny też zbudowały swój HAARP dla wojska
Podobne badania prowadzą również Chiny. Ich sieć anten EFL znajduje się 1000 kilometrów na południe od Pekinu, ale dokładna lokalizacja trzymana jest w tajemnicy. Eksperci uważają, że obiekt ma też inne zadanie, niż wykrywać wrogie okręty. Mówi się też o punktowym rozgrzewaniu jonosfery i dzięki temu wpływaniu na trajektorię lotu międzykontynentalnych pocisków balistycznych, które przenoszą broń jądrową. Tego typu instalacja mogłaby szybko i skutecznie zneutralizować nawet najnowszą broń hipersoniczną, nad którą pracują Stany Zjednoczone i Rosja.


Pentagon wytworzył nad Alaską sztuczną zorzę polarną /NASA /materiały prasowe

interia
https://geekweek.interia.pl/meteorologia/news-pentagon-wlasnie-wytworzyl-sztuczna-zorze-polarna,nId,7134800

 

Pentagon właśnie wytworzył sztuczną zorzę polarną.jpg

Pentagon właśnie wytworzył sztuczną zorzę polarną2.jpg

Edytowane przez Paweł Baran
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ogromne obiekty wewnątrz Ziemi mogą pochodzić z innej planety
2023-11-08.
Naukowcy przedstawili nowy model, który może rozwiązać dwie tajemnice tego świata naraz: tę dotyczącą nieba i tę ziemską. Pierwsza z nich od tysiącleci nurtuje wszystkich, od naukowców po ciekawskie dzieci: skąd wziął się Księżyc?
Według najpopularniejszej teorii Księżyc powstał 4,5 miliarda lat temu, gdy niedoszła planeta wielkości Marsa rozbiła się o wciąż jeszcze kształtującą się Ziemię. Ta wielka kolizja między wczesną Ziemią a protoplanetą o nazwie Theia miałaby wyrzucić na orbitę ziemską ogromną ilość szczątków, które utworzyły ostatecznie to, co miało stać się później Księżycem. Tak przynajmniej głosi teoria – mimo dekad poszukiwań naukowcy nie zdołali dotąd znaleźć żadnych dowodów na istnienie Thei.
Nowe badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych i opublikowane w czasopiśmie Nature sugerują teraz, że uczeni mogli po prostu spoglądać w złym kierunku. Około 2900 kilometrów pod powierzchnią Ziemi znajdują się dwie masywne „plamy”, które wprawiają geologów w zakłopotanie już od czasu, gdy fale sejsmiczne ujawniły ich istnienie w latach 80. ubiegłego wieku. Te skupiska materiału mają wielkości kontynentu i leżą na dnie skalistego płaszcza Ziemi w pobliżu jej stopionego jądra. Jedno pod Afryką, a drugie pod Oceanem Spokojnym.
Już wcześniej ustalono, że plamy są znacznie gorętsze i gęstsze niż otaczające je skały, ale niewiele więcej było na ich temat wiadomo. Najnowsze badania wskazują natomiast na to, że tajemnicze obiekty mogą być zakopanymi głęboko pod ziemią reliktami Thei, które przedostały się na Ziemię podczas dawnego zderzenia obu globów.  I od tego czasu ukrywają się w pobliżu jądra naszej planety.
Co więcej, zespół twierdzi, że zderzenie to skutkowało czymś jeszcze poza efektem ubocznym w postaci utworzenia Księżyca. Pozostałości i sam impakt mogły też pomóc Ziemi stać się wyjątkową planetą sprzyjającą życiu – taką, jaką jest do dzisiaj.
Odkrycie plam ma ciekawą historię. Długo szukano pozostałości zderzenia, nim zdano sobie sprawę, że trzeba ich szukać dosłownie pod ziemią. Badania te wymagały także współpracy ekspertów z bardzo odrębnych dziedzin wiedzy na temat kosmosu i geologii – krótko mówiąc, połączenia sił. Dziś uważa się, że gdy Theia uderzała w protoziemię, poruszała się z prędkością ponad 10 kilometrów na sekundę, i właśnie to pozwoliło jej wniknąć bardzo głęboko w dolny płaszcz Ziemi. A gdy stopiony materiał Thei ostygł i zestalił się, jego wysoka zawartość żelaza powodowała, że mógł opadać głębiej długo, aż do granicy płaszcza i jądra. Z biegiem lat nagromadził się tam w dwie oddzielne struktury, obecnie oficjalnie nazywane dużymi prowincjami o niskiej prędkości (LLVP), z których każda jest większa niż sam Księżyc.
Testowanie teorii opartej na wydarzeniach rozgrywających się w tak odległych czasach i tak głęboko pod Ziemią jest jednak niezwykle trudne, a sami autorzy pracy podkreślają, że ich modelowanie nie może być w 100 procentach pewne. Jeśli jednak jest w tym wszystkim sporo prawdy, konsekwencje mogą być ogromne, łącznie z tym, że Ziemia potencjalnie pozostaje jedyną planetą we Wszechświecie zdolną do podtrzymywania życia. Zderzenie z planetą Theia, które uważa się za ostatnie duże zdarzenie akrecyjne w historii Ziemi, znacząco zmieniło jej skład w ciągu zaledwie 24 godzin. Czy właśnie dlatego nasza planeta jest wyjątkowa i znacznie różni się od innych planet skalistych?
Już we wcześniejszych badaniach sugerowano, że Theia mogła przynieść na Ziemię wodę, kluczowy składnik życia. Zaobserwowano też, że tajemnicze plamy wysyłają „pióropusze płaszczowe”, czyli kolumny magmy, w kierunku powierzchni Ziemi, i powiązano je z ewolucją superkontynentów. W każdym razie najprawdopodobniej Theia zostawiła na Ziemi coś, co odegrało ważną rolę w późniejszej ewolucji Ziemi trwającej 4,5 miliarda lat.
Choć wielu uczonych uważa wyniki badań za ważne i interesujące, podkreśla się też fakt, że zagadka powstania Księżyca nie została jeszcze w pełni rozwiązana. Wyniki z pewnością nadają większą wagę hipotezie zderzenia, a także dostarczają wiarygodne wyjaśnienie anomalii obecnych na granicy jądra i płaszcza Ziemi. A pozostałości Thei mogą odpowiadać za procesy na Ziemi trwające do dziś.
Czytaj więcej:
•    Oryginalny artykuł
•    Qian Yuan, Moon-forming impactor as a source of Earth's basal mantle anomalies, Nature (2023)
•    Jak powstał Księżyc? Nowa teoria i dwa zderzenia

Źródło: Phys.org
Opracowanie: Elżbieta Kuligowska
Na ilustracji: Wiele osób wciąż zastanawia się, skąd właściwie wziął się Księżyc. Mogła za to odpowiadać ogromna kolizja, która umieściła części dawnej protoplanety pod... naszymi stopami. Źródło: NASA
Tajemnicze plamy wewnątrz Ziemi mogły powstać po kolizji z Księżycem. Źródło: Nature

URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/ogromne-obiekty-wewnatrz-ziemi-moga-pochodzic-z-innej-planety

Ogromne obiekty wewnątrz Ziemi mogą pochodzić z innej planety.jpg

Ogromne obiekty wewnątrz Ziemi mogą pochodzić z innej planety2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Planetoida Dinkinesh jeszcze ciekawsza, niż się wydawało! Dobra robota, Lucy!
2023-11-08. Radek Kosarzycki
Dopiero co naukowcy chwalili się zaskakującym odkryciem księżyca krążącego wokół planetoidy Dinkinesh, w pobliżu której przeleciała sonda Lucy. Teraz okazuje się, że obiekt ten jest jeszcze ciekawszy, niż się wydawało. Sonda Lucy wciąż przesyła na Ziemię zdjęcia wykonane podczas tego przelotu. Najnowsze zdjęcia, które dopiero dotarły na Ziemię, wskazują na coś całkowicie zaskakującego.
Zespół naukowców analizujący zdjęcia poinformował właśnie, że satelita Dinkinesha, o którego istnieniu dowiedzieliśmy się zaledwie kilka dni temu, jest w rzeczywistości układem podwójnym kontaktowym – to znaczy składa się z dwóch mniejszych obiektów stykających się ze sobą.
Na pierwszych przesłanych w dół zdjęciach Dinkinesha i jego satelity, wykonanych przy największym zbliżeniu, z punktu widzenia Lucy dwa komponenty układu podwójnego kontaktowego leżały jeden za drugim, przez co były niewidoczne. Prawdziwa natura tego obiektu została ujawniona dopiero wtedy, gdy zespół otrzymał dodatkowe zdjęcia wykonane w ciągu kilku minut od spotkania.
„Wydaje się, że układy podwójne kontaktowe są dość powszechne w Układzie Słonecznym” – powiedział John Spencer, zastępca naukowca projektu Lucy z Boulder w Kolorado. „Nie widzieliśmy wielu z bliska i nigdy nie widzieliśmy żadnego krążącego wokół innej planetoidy. Zastanawialiśmy się nad dziwnymi zmianami jasności Dinkinesha, które widzieliśmy podczas podejścia, co dało nam wskazówkę, że Dinkinesh może mieć jakiś księżyc, ale nigdy nie podejrzewaliśmy czegoś tak dziwacznego!”
Głównym celem sondy Lucy jest badanie nigdy wcześniej nieodwiedzonych planetoid trojańskich Jowisza. To pierwsze spotkanie z małą planetoidą z Pasa Głównego zostało dodane do misji dopiero w styczniu 2023 r., głównie po to, aby służyć jako test systemu i poszczególnych instrumentów, który umożliwiają sondzie ciągłe śledzenie i obrazowanie planetoid podczas przelatywania obok nich na dużych wysokościach i przy dużej prędkości. Doskonałe działanie tego układu w przypadku Dinkinesh umożliwiło zespołowi uchwycenie układu z wielu perspektyw, co pozwoliło mu lepiej zrozumieć kształty planetoid i dokonać tego nieoczekiwanego odkrycia.
„To co najmniej zastanawiające” – powiedział Hal Levison, główny badacz Lucy, również z Southwest Research Institute. „Nigdy bym się nie spodziewał, że ten układ będzie tak wyglądał. W szczególności nie rozumiem, dlaczego oba elementy satelity mają podobne rozmiary. Odkrycie tego będzie świetną zabawą dla społeczności naukowej”.
To drugie zdjęcie wykonano około 6 minut po największym zbliżeniu z odległości około 1630 km. Sonda przeleciała około 1500 km pomiędzy wykonaniem obu opublikowanych zdjęć.
Zespół kontynuuje pobieranie i przetwarzanie pozostałych danych o spotkaniu sondy z Dinkinesh. Planetoida i jego satelita to pierwsze dwie z 11 planetoid, które Lucy planuje zbadać w ciągu swojej 12-letniej podróży. Po przeskoczeniu wewnętrznej krawędzi głównego Pasa Planetoid Lucy kieruje się teraz z powrotem w stronę Ziemi, aby uzyskać asystę grawitacyjną w grudniu 2024 r. Ten bliski przelot wypchnie sondę z powrotem przez główny pas planetoid, gdzie w 2025 r. będzie obserwował planetoidę Donaldjohanson, oraz następnie w 2027 r. do planetoid trojańskich.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/ksiezyc-dinkinesh-to-uklad-kontaktowy/

Planetoida Dinkinesh jeszcze ciekawsza, niż się wydawało! Dobra robota, Lucy!.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Włochy nawiązały kosmiczne partnerstwa
2023-11-08. Wojciech Kaczanowski
Włoska Agencja Kosmiczna poinformowała o podpisaniu porozumienia pomiędzy Włochami a Koreą Południową. Umowa ma na celu wzmocnienie współpracy w zakresie opracowywania i wykorzystania nowych technologii, w tym do eksploracji i badania kosmosu, a także obserwacji Ziemi. Kilka dni wcześniej zawarto porozumienie również z Łotwą.
W środę, 8 listopada br. Włoska Agencja Kosmiczna (Agenzia Spaziale Italiana; ASI) poinformowała o podpisanym porozumieniu pomiędzy Włochami a Koreą Południową. Jak możemy przeczytać w komunikacie, memorandum of understanding dotyczy dziedziny nauki i technologii kosmicznych. Dokument podpisali Teodoro Valente, prezes Włoskiej Agencji Kosmicznej oraz Lee Jong-ho, koreański Minister Nauki oraz Technologii Informacyjnych i Komunikacyjnych.
Podpisanie porozumienia miało miejsce podczas spotkania prezydentów obu państw. Według dostępnych informacji, współpraca będzie się odbywać w szczególności przy projektach badania i eksploracji kosmosu, obserwacji Ziemi, z naciskiem na monitorowanie środowiska i zarządzanie klęskami żywiołowymi. Dodatkowo strony mają wspólnie pracować nad technologiami radarowymi z syntetyczną aperturą (SAR), a także nad ułatwieniem wymiany handlowej.
Wydarzenie skomentował prezydent Korei Południowej Yoon Suk Yeol, który jak podaje Reuters, nazwał podpisany dokument „podstawą do współpracy przemysłowej nowej generacji między krajami”. Ponadto portal poinformował, że prezydenci zgodzili się na kooperację w rozwiązywaniu globalnych i regionalnych problemów. „Prezydent Mattarella i ja potwierdziliśmy, że bezpieczeństwo regionu Indo-Pacyfiku i Europy są nierozłączne, a w ramach takiej solidarności postanowiliśmy dalej wzmacniać wzajemną współpracę” - cytuje z kolei Korea JoongAng Daily.
Warto podkreślić, że włosko-koreańskie porozumienie o współpracy kosmicznej to kolejny w ostatnich dniach dokument, w ramach którego Rzym pozyskał nowego partnera w rozwoju nowych technologii i badań naukowych.
Podczas szczytu ministerialnego Space Summit 2023 prezes Włoskiej Agencji Kosmicznej oraz Silvija Reinberga, reprezentująca Ministerstwo Edukacji i Nauki Łotwy podpisali memorandum of understanding, które jak możemy przeczytać w komunikacie, „zapewnia ramy dwustronnej współpracy w dziedzinie działalności kosmicznej do celów pokojowych, mającej na celu identyfikację obszarów wspólnego zainteresowania oraz ułatwienie wymiany informacji i promowanie wspólnych inicjatyw.”
Źródło: Agenzia Spaziale Italiana / Reuters / Korea JoongAng Daily
Fot. Agenzia Spaziale Italiana

Fot. Agenzia Spaziale Italiana

SPACE24
https://space24.pl/polityka-kosmiczna/swiat/wlochy-nawiazaly-kosmiczne-partnerstwa

Włochy nawiązały kosmiczne partnerstwa.jpg

Włochy nawiązały kosmiczne partnerstwa2.jpg

Edytowane przez Paweł Baran
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Misje kosmiczne XX wieku: Program Pioneer
2023-11-08. Marta Siwiec  
Zdjęcie w tle: NASA Ames Resarch Center (NASA-ARC)
Podczas gdy ZSRR za pomocą programu Łuna badał powierzchnię Księżyca, Amerykanie postanowili podnieść poprzeczkę i zbadać więcej niż sam Srebrny Glob. W taki sposób powstał Program Pioneer (1958 – 1978). Zakładał eksplorację Księżyca i planet, m.in.: Wenus, Jowisza czy Saturna, ale również przestrzeni międzyplanetarnej.
Seria badań amerykańskich sond kosmicznych na Księżycu
W trakcie tej serii lotów możemy wyróżnić sondy takie jak: Pioneer 0, 1, 2, 3, 4, 5, P-3, P-31, P-32. Wszystkie misje, prócz Pioneera 4, zakończyły się niepowodzeniem. Sam lot Pioneera 4 jest uważany tylko za częściowy sukces. Udało mu się przelecieć blisko powierzchni Księżyca, żeby zebrać i przesłać niezbędne informacje dotyczące pasów Van Allena, natomiast odległość do powierzchni okazała się niewystarczająca, aby wyzwolić czujniki fotoelektryczne, dzięki, którym mieliśmy uzyskać zdjęcia powierzchni Srebrnego Globu. Mianem sukcesu opisuje się osiągnięcie po raz pierwszy przez amerykański statek kosmiczny odpowiedniej prędkości do opuszczenia Ziemi. Sonda ostatecznie weszła na orbitę heliocentryczną, stając się pierwszą amerykańską sondą, która to zrobiła. Pioneer 4 przebywa po dziś dzień w przestrzeni kosmicznej.
Seria badań pogody międzyplanetarnej
5 lat po ostatnim starcie z serii badań Księżyca, czyli w 1965 roku, Amerykanie skierowali swoje sondy na orbitę heliocentryczną. Do tego wykorzystali Pioneery 6, 7, 8, 9 i E, które wyposażone zostały w aparaturę do pomiarów pola magnetycznego, plazmy słonecznej, promieniowania kosmicznego, propagacji fal radiowych oraz pyłu kosmicznego. Ta seria lotów okazała się być znacznie korzystniejsza od poprzedniej (tylko lot Pioneera E zakończył się niepowodzeniem ze względu na awarię rakiety podczas wynoszenia satelity).
Seria badań Zewnętrznego Układu Słonecznego
W tej serii lotów będziemy mówili o Pionierze 10,11 i H. Wszystko zaczęło się w 1972 roku, kiedy to z przylądka Canaveral na Florydzie za pomocą rakiety Atlas Centaur wyleciał Pioneer 10.
Pioneer 10
Pierwszy statek kosmiczny, który przeleciał przez pas asteroid, minął Jowisza, przy czym zebrał informacje o jego magnetosferze i zrobił zdjęcia jemu i jego księżycom galileuszowym. Sonda, przekraczając orbitę Saturna w lutym 1976 roku, zarejestrowała dane wskazujące, że ogromny ogon magnetyczny Jowisza, o długości prawie 800 milionów kilometrów, pokrył całą odległość między obiema planetami. Statek kosmiczny przekroczył orbitę Neptuna i stał się pierwszym obiektem stworzonym przez człowieka, który wyleciał poza Układ Słoneczny.
Pioneer 10 wysłał na Ziemię swój ostatni sygnał w styczniu 2003 roku z odległości 12,23 miliarda kilometrów.
Pioneer 11
Była to bliźniacza misja Pioneera 10; udało jej się zbliżyć do Jowisza na odległość 3 razy bliższą niż jej poprzednik. Dzięki niej dostaliśmy zdjęcie m.in. widoku na Jowisza od strony jego północnego bieguna, 200 zdjęć księżyców Jowisza i jego Wielkiej Czerwonej Plamy, a także Saturna.
Na pokładzie Pioneera 10 i 11 oraz Voyagera 1 i 2 zostały umieszczone aluminiowe, pokryte lekką warstwą złota tabliczki. Ukazują człowieka na tle statku kosmicznego, lokalizację Ziemi w Układzie Słonecznym czy symbol promieniującego atomu wodoru. Naukowcy zrobili to na wypadek, gdyby statki zostały przechwycone przez inną cywilizację, która potencjalnie mogłaby za nami nawiązać kontakt.
Projekt Wenus
Projekt z programu Pioneer, który polegał na wysłaniu dwóch sond w kierunku Wenus. Należały do niego sondy Pioneer Venus Orbiter (Venus 1) i Pioneer Venus Multiprobe (Venus 2). Zadaniem sondy Orbiter było przebadanie powierzchni i atmosfery Wenus, natomiast zadaniem sondy Multiprobe było umieszczenie czterech małych sond w wenusjańskiej atmosferze. Wszystkie cztery obiekty transmitowały dane przez cały czas opadania na powierzchnię. Tylko jednej z nich udało się przetrwać lądowanie, po którym transmitowała dane z powierzchni przez ponad godzinę. Wszystkie te wydarzenia miały miejsce w 1978 roku.
Projekt Wenus był ostatnim projektem z programu Pioneer. Zdecydowanie poszerzył pulę informacji o kosmosie i planetach, ale również otworzył drzwi dla kolejnych misji kosmicznych.
Korekta – Matylda Kołomyjec
Źródła:
•    nasa.gov: Pioneer 4
8 listopada 2023

•    en.wikipedia: Pioneer 4
8 listopada 2023

•    pl.wikipedia: Pioneer 6
8 listopada 2023

•    pl.wikipedia: Pioneer E
8 listopada 2023

•    nasa.gov: Pioneer 10
8 listopada 2023

•    nasa.gov: Pioneer 11
8 listopada 2023

•    urania.edu.pl: Komunikat dołączony do sond Pioneer
8 listopada 2023

•    en.wikipedia: Pioneer Venus project
8 listopada 2023

•    en.wikipedia: Pioneer program
8 listopada 2023
 Wygląd sondy Pioneer 3 i 4. Źródło:NASA
Na zdjęciu jest przedstawiona sonda Pioneer P-3, podobnie wyglądały sondy P-1, P-30 i P-31: Źródło:NASA
Wygląd sond Pioneer od 6 do 9: Źródło:NASA

Zdjęcie wykonane przez sondę Pioneer 10 przedstawiające Ganimedesa – jeden z lodowych księżyców Jowisza: Źródło: NASA

Zdjęcie Jowisza widziane znad północnego bieguna wykonane przez Pioneer 11: Źródło: NASA Ames

Zdjęcie Saturna wykonane przez Pioneer 11: Źródło: NASA Ames

Płytka dołączona do sond Pionier: Źródło: NASA

Mapa Wenus wykonana przez sondę Orbiter: Źródło: NASA/Ames/U.S. Geological Survey/Massachusetts Institute of Technology

https://astronet.pl/loty-kosmiczne/misje-xx-wieku/misje-kosmiczne-xx-wieku-program-pioneer/

 

Misje kosmiczne XX wieku Program Pioneer.jpg

Misje kosmiczne XX wieku Program Pioneer2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gliwicki i wrocławski satelita na orbicie najwcześniej 11 listopada
2023-11-08.
Zbudowany w Gliwicach satelita Intuition-1, wraz z komputerem pokładowym Antelope oraz wrocławski STORK-7 zostaną wyniesione na orbitę nie wcześniej niż 11 listopada.
Firma KP Labs odpowiedzialna za zaprojektowanie i zbudowanie satelity Intuition-1 poinformowała o nowej, planowanej dacie startu misji. Satelita obserwacyjny i komputer pokładowy Antelope zostaną wprowadzone na orbitę na pokładzie rakiety Falcon 9 firmy SpaceX, w ramach misji Transporter-9 nie wcześniej niż 11 listopada 2023 roku. Wraz z gliwickim satelitą w przestrzeni kosmicznej zostanie umieszczonych kilkadziesiąt mikrosatelitów. Wśród nich będzie też polski satelita obserwacyjny STORK-7, wyposażony w 28 ogniw perowskitowych firmy Saule Technologies. Za skonstruowanie, oprogramowanie, wyniesienie i operację tego satelity na orbicie odpowiada SatRev - wrocławska firma założona w 2016 r., działająca w branży kosmicznej. To pierwszy z polskich podmiotów komercyjnych, które umieściły swoje obiekty na orbicie. Miejscem startu będzie amerykańska Baza Sił Powietrznych Vandenberg w Kalifornii. Wcześniej zapowiadano, że wystrzelenie satelity zaplanowano na godzinę 19.47 polskiego czasu w czwartek 9 listopada. W środę firma KP Labs poinformowała o zmianie terminu.
Misja satelity Intuition-1
Intuition-1 to satelita z instrumentem hiperspektralnym, czyli optycznym, służącym do obserwacji Ziemi. Jego zadaniem jest mapowanie powierzchni planety w celu wykonywania zaprogramowanych funkcji – na przykład znajdowania makroelementów w glebie: potasu, fosforu, magnezu oraz badania pH gleby. Dzięki zastosowanym rozwiązaniom i komputerowi o dużej mocy, wszystkie niezbędne obliczenia będą wykonywane w kosmosie, na pokładzie satelity. Analiza zebranych danych już na orbicie oznacza znacznie mniejsze koszty operacyjne. Przetwarzanie informacji odbywa się z wykorzystaniem sztucznej inteligencji, na której opiera się 80 proc. algorytmów – w efekcie wnioskowanie ma być precyzyjne i samodzielne, a na Ziemię nie trafią olbrzymie ilości zebranych danych, lecz jedynie wyciągnięte na ich podstawie wnioski. Satelita wesprze rozwój w wielu dziedzinach – od rolnictwa poprzez badania środowiska po analizę wylesiania. Dysponuje on jednostką przetwarzania danych Leopard DPU, potrafiącą przetwarzać nawet trzy biliony operacji na sekundę.
 
Docelowo dzięki danym przetwarzanym na pokładzie Intuition-1 będzie można interpretować stan roślin i lasów, tworzyć mapy gleb, prognozować plony, planować zalesianie czy monitorować zmiany w środowisku naturalnym – np. tworząc mapy zanieczyszczenia powietrza, wód i gleby, analizować i zarządzać gospodarką gruntami. Pierwsze dane trafią na Ziemię po kalibracji sprzętu w przestrzeni kosmicznej.
 
Intuition-1 to satelita klasy 6U, w kształcie prostopadłościanu o wymiarach 10x20x30 cm, waży ok. 12 kg. Budowa pochłonęła ok. 20 mln zł, z czego ok. 13 mln zł to dofinansowanie z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
STORK-7 – testy ogniw perwowskitowych na orbicie
Drugi polski satelita, który będzie niebawem wyniesiony na orbitę, to satelita obserwacyjny STORK-7, wyposażony w 28 słonecznych ogniw perowskitowych firmy Saule Technologies. Będzie to pierwsza w historii demonstracja działania perowskitów na orbicie. Za skonstruowanie, oprogramowanie, wyniesienie i operację satelity na orbicie odpowiada firma SatRev.
 
Wrocławski satelita został wyposażony w kamerę, dającą 5 m GSR rozdzielczości na piksel, o łącznej masie 4 kg. W ramach misji będzie można sprawdzić pracę perowskitów w przestrzeni kosmicznej i przekonać się, czy działają tak samo skutecznie jak na powierzchni Ziemi.

Saule Technologies to polska firma, stworzona w 2014 r. przez fizyczkę Olgę Malinkiewicz, rozwijająca technologię ultracienkich drukowanych ogniw perowskitowych. To rozwiązanie fotowoltaiczne pozwala generować energię zarówno ze Słońca, jak i ze sztucznego światła, dlatego może znaleźć wszechstronne zastosowanie. Saule Technologies jest właścicielem pierwszej na świecie linii produkcyjnej ogniw perowskitowych we Wrocławiu. Obecnie spółka pracuje nad komercjalizacją produktu.
źródło: PAP Nauka i Zdrowie

Artystyczna wizja satelity Intuition-1. Fot. KP Labs

TVP NAUKA
https://nauka.tvp.pl/73973596/gliwicki-i-wroclawski-satelita-na-orbicie-najwczesniej-11-listopada

Gliwicki i wrocławski satelita na orbicie najwcześniej 11 listopada.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwa niezwykle jasne obiekty zatańczą na niebie. Pierwszy raz od ponad trzech lat

2023-11-08. Sandra Bielecka
Przed nami pierwsze od ponad trzech lat widoczne z Polski dzienne zakrycie Wenus przez Księżyc. Już 9 listopada warto spojrzeć w niebo, ponieważ będzie miał miejsce niecodzienny spektakl. Mimo że będzie to zjawisko dzienne, to w dalszym ciągu powinno być widoczne przy użyciu niewielkiej pomocy optycznej.

Dzienne zakrycie Wenus przez Księżyc
W czwartek 9 listopada będzie miało miejsce pierwsze od ponad trzech lat zasłonięcie Wenus przez Księżyc widoczne z Polski. Jest to o tyle ciekawe zjawisko, że będzie miało miejsce w dzień, a Księżyc widoczny będzie jako cienki sierp, jednak reszta tarczy zostanie dopełniona światłem popielatym.

Ostatnie zakrycie Wenus przez Księżyc widoczne z Polski miało miejsce w 2020 roku. Tak samo, jak wtedy, będziemy mieli teraz do czynienia ze zjawiskiem dziennym, co za tym idzie, widoczność nie będzie idealna. Należy się liczyć ze znacznymi utrudnieniami, zwłaszcza podczas drugiej części zjawiska, jaką będzie odkrycie Wenus.  

Wenus stanowi jeden z najjaśniejszych punktów na niebie. Jej jasność dochodzi aż do –4,3 mag, co sprawia, że planeta jest najjaśniejszą w Układzie Słonecznym, i trzecim obiektem co do jasności na niebie zaraz po Słońcu i Księżycu. Najlepiej widoczna jest nad ranem, tuż przed wschodem Słońca, stąd też nazywana czasami była Jutrzenką lub Gwiazdą Poranną, mimo że jest planetą.  

Jak i o której oglądać zasłonięcie Wenus przez Księżyc
Jak donosi portal Polski AstroBloger, koniunkcja obu ciał ma być jedną z najpiękniejszych i najbardziej fotogenicznych spośród wszystkich jesiennych koniunkcji. Wenus będzie najlepiej widoczna, nim wstanie Słońce, nad południowo-wschodnim horyzontem, tuż poniżej wąskiego sierpa Księżyca. Warto zaplanować sobie rozpoczęcie obserwacji między 5:30 a 6:00, w zależności od naszego miejsca zamieszkania.  
Na początku jedyne czego potrzebujemy to bezchmurne niebo, na ten moment dodatkowa optyka nie będzie niezbędna. Jednak ze wsparciem zwykłej lornetki na pewno będziemy mogli cieszyć oko dużo wyraźniejszym widokiem, zwłaszcza że obiekty będą na tyle blisko siebie, że powinny zmieścić się we wspólnym polu widzenia.  

Jednak spektakl właściwy rozpocznie się o mniej więcej 10:30. W tym momencie będziemy mieli 20 minut do pełnego zakrycia Wenus przez Księżyc na południowo-zachodnim niebie. Jednak obserwacje będą znacznie utrudnione przez Słońce na wschodzie. Do zakrycia Wenus dojdzie około godziny 10:52 z uwzględnieniem +/- 10 minut różnicy w zależności od obszaru Polski. Wzrok należy skierować na wysokość 30 stopni nad południowo-zachodnim horyzontem.  

Proces zakrywania najjaśniejszej z planet przez Księżyc potrwa około 43 sekund, dlatego trzeba w tej fazie zachować niezwykłą czujność. Następnie Wenus całkowicie zniknie za sierpem i pojawi się po przeciwnej stronie krawędzi po upływie około godziny.
Ta koniunkcja i to zakrycie będą o tyle widowiskowe, że Wenus jest kilka tygodni po osiągnięciu kwadry w drodze ku pełni, w 58-procentowej fazie widoczności. Należy podkreślić, że nasz wzrok będzie wystarczający jedynie przed świtem, później musimy wyposażyć się co najmniej w lornetkę.   
Sierp Księżyca widoczny na nocnym niebie /123RF/PICSEL

interia
https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-dwa-niezwykle-jasne-obiekty-zatancza-na-niebie-pierwszy-raz-,nId,7134256

Dwa niezwykle jasne obiekty zatańczą na niebie. Pierwszy raz od ponad trzech lat.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co skrywają centaury? Naukowcy właśnie wykryli na jednym dwutlenek węgla.
2023-11-08. Radek Kosarzycki
W artykule naukowym opublikowanym 6 listopada w periodyku The Planetary Science Journal zespół naukowców opisał odkrycie za pomocą Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba (JWST) dwutlenku węgla na powierzchni centaura skatalogowanego pod numerem 39P/Oterma. Centaur to małe ciało planetarne krążące pomiędzy Jowiszem a Neptunem i często przecinające orbity jednej lub większej liczby gazowych gigantów w naszym Układzie Słonecznym.
Chociaż żadnego centaura nie sfotografowano z bliska, co do zasady wykazują one wspólnie cechy charakterystyczne zarówno dla komet, jak i planetoid. Tlenek węgla? Owszem, ten związek wykryto już w dwóch centaurach, jednak jak dotąd dwutlenku węgla na obiektach tego typu nie odkrywano. Odkrycie to może nam sporo powiedzieć o wczesnych etapach powstawania całego Układu Słonecznego. Wynika to głównie z faktu, że są to doskonale zachowane obiekty, które przez całe swoje istnienie nie wchodziły przesadnie w interakcje z innymi obiektami, przez co stanowią swoistą kapsułę czasu z początków Układu Słonecznego.
Centaur 39P/Oterma został odkryty 8 kwietnia 1943 roku przez fińską astronomkę, dr Liisi Otermę. Pierwotnie 39P/Oterma była klasyfikowana jako nieaktywna kometa, jednak obecnie porusza się ona po orbicie przypominającej centaura pomiędzy Jowiszem a Saturnem, co oznacza, że nie zbliża się do Słońca, a jej promień wynosi około 2,21 do 2,49 km. Co ważne jest to centaur, u którego rozwija się koma i ogon jak w typowej komecie. Dzięki tej aktywności naukowcy są w stanie wykonać spektroskopię do obserwacji związków chemicznych, z których taki obiekt się składa. A że akurat w trakcie obserwacji 39P/Oterma była aktywna, postanowiono wykorzystać okazję i przyjrzeć jej się dokładnie.
Do badań naukowcy wykorzystali znajdujący się na pokładzie teleskopu Jamesa Webba spektrograf bliskiej podczerwieni (NIRSpec) oraz dane z obserwacji naziemnych wykonanych z Obserwatorium Gemini North i Lowell Discovery Telescope w celu zbadania charakterystyki 39P/Oterma podczas jej przelotu przez peryhelium orbity, czyli punkt orbity najbliższy Słońcu, 5,82 AU od Słońca. Co ciekawe, w momencie odkrycia w 1958 roku peryhelium tego obiektu wynosiło 3,39 AU, potem w. 1983 roku wzrosło do 5,47 AU, a naukowcy spodziewają się, że w 2246 roku będzie to już 6,15 AU. Można powiedzieć, że 39P/Oterma stopniowo oddala się od Słońca.
Po przeanalizowaniu danych z teleskopu Jamesa Webba naukowcy potwierdzili pierwsze wykrycie dwutlenku węgla w jakimkolwiek centaurze i zarazem najmniejszą ilość dwutlenku węgla, jaką kiedykolwiek wykryto w jakimkolwiek centaurze lub komecie. Niejako przy okazji nie wykryto śladów wody ani tlenku węgla, które tradycyjnie wykrywa się w centaurach. Dobrym przykładem jest tutaj 29P/Schwassmann-Wachmann 1 (29P/SW1), który krąży wokół Słońca mniej więcej w tej samej odległości co 39P/Oterma.
Naukowcy wskazują, że przede wszystkim odkrycie to dowodzi tego, że teleskop Jamesa Webba jest w stanie dostrzec niewielką ilość związku chemicznego na niewielkim obiekcie znajdującym się całkiem daleko w Układzie Słonecznym. Co więcej, niezwykle interesująca jest rozbieżność między dwoma pozornie podobnymi obiektami znajdującymi się mniej więcej w tej samej odległości od Słońca. Możliwe, że różnica ta wynika z różnych rozmiarów obu obiektów, z różnej historii ich orbit, z innego składu chemicznego, a może z połączenia wszystkich tych trzech czynników.
https://www.pulskosmosu.pl/2023/11/centaur-39p-oterma-dwutlenek-wegla/

Co skrywają centaury Naukowcy właśnie wykryli na jednym dwutlenek węgla..jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal 2010-2024