Ranking użytkowników
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 27.03.2024 uwzględniając wszystkie miejsca
-
To ja też złapałem 12P/Pons-Brooks za rogi😄 Rozstawiłem lornetkę na polu, żeby popatrzeć chwilę przed Księżycem na kilka obiektów i skusiłem się uwiecznić kometę. Rogów co prawda już dawno nie ma, ale na trochę dłużej naświetlanych fotkach znalazłem odrobinę warkocza (oczywiście kosztem rozciągniętych gwiazd). Lornetka 10x50 plus telefon.5 punktów
-
4 punkty
-
4 punkty
-
Odkrecilem celę z meniskiem, bo latwo sie to robi. Srednica wewnetrzna tuby to 110mm. LG tak na oko po po milimetrze z kazdej strony ma luzu ( chociaz moze i mniej), to ma gdzies 108mm. Wieczorem sprobuje zmierzyc dokladniej.3 punkty
-
Dzięki ! Ale jak już sobie tak dyskutujemy o szczegółach, to pasuje wspomnieć, że menisk w Makach ugina promienie "na zewnątrz", więc aby zachować aperturę menisku, lustro główne musi być trochę większe od menisku. W przeciwnym razie rzeczywista apertura jest mniejsza niż menisk. Więc aby dokładnie określić obstrukcję, trzeba znać też aperturę lustra głównego. No i jeśli lustro jest większe, dobrze byłoby być pewnym, że to lustro łapie całe światło z menisku...3 punkty
-
Wszystkie te "prawdziwe orto" mają pola ~42*, podczas gdy "oszukany orto" BCO ma 52* i to robi sporą różnicę. Osobiście wolałbym większe pole, bo w Maku f/14 z 33-procentową obstrukcją wg mnie jest mało prawdopodobne, aby było widać różnicę pomiędzy BCO a jakimś "prawdziwym orto". Poza tym BCO 10 jest bardzo dobrze zrobiony ze względu na rozpraszanie światła, przez tą dodatkową tuleję w środku. Mam wrażenie, że pod względem kontroli rozpraszania światła BCO 6 i 10 mogą być nawet lepsze niż Taki Abbe, które takich tulejek nie mają. Od niedawna jestem w stanie porównać BCO 6 do Taka Abbe 6, więc jest tylko kwestią czasu, kiedy zrobię taki teścik.3 punkty
-
3 punkty
-
3 punkty
-
Jeszcze odnosnie wygody orciaków czy innych podobnych . Jednym z okularów jakie posiadam jest powiem nie skromnie świetny UO ortho 9 mm o tzw. budowie "volcano top" . Od pierwszej obserwacji zostałem oczarowany tym prostym zabiegiem producenta i uwazam ta za genialnie proste i skuteczne rozwiazanie . Taka budowa sprawia ,ze rzesy mają gdzie się "podziać " a my mozemy wygodnie przyłozyć oko . Okular jest genialnie wygodny i wyobrazam sobie wygodne uzytkowanie kazdej ogniskowej o takiej budowie . wrzucam link dla zobrazowania Ortho Collection - taking shape - Discussions - Eyepieces - Stargazers Lounge JSC chyba kiedys tez podkreślał własnie ten aspekt2 punkty
-
Tak tylko w kwestii formalnej bez żadnego trybu 😉 On ma chyba troche mniejsza obstrukcje. Menisk przedni ma 100mm, a napylone lusterko 30mm ( no moze 30.05mm).2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
Tu jest wątek na AP na temat APM UFF 30/70 i ES 30/82. Wcześniej czy później wielu z nas przerabia podobny temat. Żeby sprawdzić czy źrenica 6 mm ma u mnie sens, najpierw kupiłem do f/5 niedrogiego Plössla 32 mm Baadera. Pole małe, ale transmisja i ostrość super, Jak zobaczyłem co daje taka źrenica, zwłaszcza z filtrem O III, kupiłem Pentaxa XW 30, bo ES 30 przeraził mnie gabarytami i ciężarem. Dziś rozważyłbym także tego APMa UFF 30, bo widziałem na własne oczy, że całkiem dobrze radzi sobie w f/5. XW 30 pewnie lepiej, ale ponad dwa razy większy kosztem.1 punkt
-
Dla mnie wygodny jest nawet 4mm Orciak. Niemniej jednak nie ma ani parowania, ani probelmow z utrzymaniem ER ( ktorego de facto nie ma, bo z kazdej odleglosci mozna w niego patrzec), ani z nieosiowym patrzeniem. Mozna w niego patrzec pod dowolnym katem.1 punkt
-
Juz pisałem Ci gdzieś wyzej , BCO 10 uwazam zupełnie wygodny okular . Parowanie ? Hmm no bez grzałek na mrozie łatwo o to i z większym ER , ale w " normalnych " warunkach nie sprawia mi problemów . Vixen slv ? Hmm takie rozterki były by uzasadnione gdybysmy mowili o ogniskowej 6 mm , a tak to po co Ci ciut ale jednak słabszy , "miększy " olkular dwa razy drozszy dla samego tylko ER czy tej przyznam wygodnej regulowanej muszli ? wg mnie bez sensu1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
15.02.2024 Wychodząc wieczorem do Żabki, na południowo-zachodnim niebie dostrzegłam kilka najjaśniejszych gwiazd i Księżyc wiszący kilka stopni od Jowisza. Widok ten przypomniał mi o zasłyszanej gdzieś ostatnio informacji o zbliżeniu naszego naturalnego satelity z Uranem. W zasadzie od razu po powrocie z Żabki zgarnęłam lornetę i wyszłam na balkon, gdzie, standardowo, temu co na niebie towarzyszyły moje dwie ulubione latarnie, pomiędzy którymi akurat wisiał Jowisz. To właśnie ku niemu wpierw skierowałam swój wzrok. Mym oczom ukazała się kremowa perła przyodziana trzema drobnymi diamentami, dwoma z lewej i jednym z prawej strony, zaś na jej powierzchni subtelnie rysowały się dwa pasy i… jakaś skaza? Na niemalże środku jowiszowej tarczy znajdowała się malutka, ciemna kropka, której nie widziałam bardzo wyraźnie, ale jednocześnie byłam stuprocentowo pewna, że ona tam jest. Nie może być! Serce zabiło mi mocnej, a ręka niemal natychmiast sięgnęła po telefon by sprawdzić aktualne ułożenie księżyców galileuszowych. Odpowiedź nadeszła szybko - oto centrum tarczy Jowisza zdobił cień najbardziej aktywnego geologicznie obiektu naszego Układu Słonecznego - Io. Sam księżyc niemalże kończył już swój tranzyt, jednak w zasadzie wciąż był wizualnie przyklejony do macierzystej planety, przez co w moim 25-krotnym powiększeniu był od niej nieoddzielalny. Właśnie pierwszy raz w życiu zobaczyłam tranzyt cienia księżyca Jowisza na jego tarczy. W sposób niezaplanowany, z zaskoczenia, a do tego nie w teleskopie, tylko w lornetce 25x100. Ja nawet nie spodziewałam się, że to zjawisko jest możliwe do dostrzeżenia w takim instrumencie! Naprawdę, czekałam na ten moment bardzo długo. Nie zliczę ile razy probowałam trafić na taki tranzyt w zamierzchłych już trochę czasach, gdy miałam jeszcze GSO. Zawsze coś stawało na przeszkodzie, a tu? Proszę. W lornecie, z Jowiszem wiszącym centralnie między dwoma świecącymi w moją stronę latarniami. Ironiczne. Naprawdę dawno nic mnie tak nie ucieszyło. Na oglądaniu tego widoku spędziłam kilkanaście minut. Gdy trochę ochłonęłam, przesunęłam lornetę wyżej - ku Księżycowi. Poświęciłam mu chwilę, po czym w SkySafari sprawdziłam dokładną lokalizację Urana. Wykonałam do niego prosty star hopping i zobaczyłam, dokładnie tak jak się spodziewałam, gwiazdkę. Próbowałam dopatrzeć się w niej jakiegoś zielonkawo-niebieskawego odcienia, lecz nic z tego. Uran wyglądał po prostu jak zwykła gwiazdka. Ale za to w sposób świadomy zobaczyłam go po raz drugi w życiu, po naprawdę wielu latach. Tyle było z obiektów Układu Słonecznego, które mogłam zobaczyć ze swojej miejscówki, jednak postanowiłam rozejrzeć się po niebie trochę dłużej i mimo ogromnego poziomu zanieczyszczenia światłem, ujarzmić kilka DSów. Wbrew temu, czego można by się spodziewać po widoku gołym okiem, lorneta była nawet w stanie ukazać jakieś gwiazdy. Chwilę pokrążyłam z jej pomocą po zubożałej Kasjopei, a w drodze do Perseusza odwiedziłam Chichoty. Nie były tak liczne i bogate jak spod ciemniejszego nieba, nie lśniły tak hipnotyzująco jak zwykle, ale i tak były piękne, i w sumie nawet nie było ich tak mało, jak się spodziewałam. Nawet pozbawione tego błysku w oku i lekko jakby zmatowiałe - zachwycały. Przesnułam się przez Perseusza i okolice Woźnicy, po czym przeniosłam się nieco w bok balkonu z lornetą, by spomiędzy gałęzi pobliskiej robinii akacjowej wypatrzeć M41. Wisząca poniżej Syriusza gromada wyglądała biednie, bardzo subtelnie prześwitując przez krakowską łunę, lecz jej dostrzeżenie i tak mnie ucieszyło. Mam bardzo ciepłe wspomnienia sprzed lat zawiązane z tym obiektem. Znowu zmieniłam nieco miejsce, tym razem przesuwając się na przeciwny koniec balkonu, by pośród gałęzi tego samego drzewa odnaleźć M42. Na krakowskim niebie widziałam ją już kilka razy, jednak wciąż nie mogę przyzwyczaić się do jej widoku w tych warunkach - wszystko poza centralną częścią ginie w jasnym tle nieba, pozbawiając obiekt jego subtelności. Tak zanieczyszczenie światłem obdziera z pełni piękna najjaśniejszą mgławicę polskiego nieba. Po tym widoku zwinęłam się do środka. Przyznam, że te obserwacje mnie usatysfakcjonowały, mimo że były krótkie, niezbyt ambitne, no i w zdecydowanie niewymarzonych warunkach. Co ten brak normalnych obserwacji ze mną robi. No ale cóż, trzeba doceniać to, co się ma, a ja doceniam zwłaszcza ten tranzyt. 🙂 Pośród tej drobnej relacji widzicie parę zdjęć z telefonu przyłożonego do lornety cykniętych w ramach pamiątki. No i pierwsze z nich pokazuje w jak świetnych warunkach obserwowałam.1 punkt
-
1 punkt