Skocz do zawartości

Astronomiczne Wiadomości z Internetu


Rekomendowane odpowiedzi

Pędzimy przez galaktykę z prędkością prawie miliona kilometrów na godzinę. Układ Słoneczny opuszcza obłok, do którego trafił tysiące lat temu
2023-02-22, Radek Kosarzycki REDAKTOR
Nie daj sobie wmówić, że nie polecisz w kosmos. Już jesteś w kosmosie i, co więcej, prujesz przez niego z ogromną prędkością. Owszem, siedząc na Ziemi trudno w to uwierzyć, wszak pęd kosmicznego wiatru nie rozwiewa nam włosów i nie czujemy jak wchodzimy w zakręty. To jednak tylko szczegół. Co więcej, przed nami zmiana otoczenia.
Zastanówmy się, gdzie tak naprawdę się znajdujemy. Czy czytając to zdanie jesteś dokładnie tam, gdzie byłeś w momencie otwierania tego tekstu, czy jesteś już zupełnie gdzie indziej? Odpowiedź wydaje się oczywista, bowiem nadal siedzisz na tym samym krześle, przed tym samym komputerem (mniej prawdopodobne) lub stoisz w miejscu i czytasz ten tekst na smartfonie (bardziej prawdopodobne).

To jednak tylko nasze przywiązanie do naszego bezpośredniego otoczenia sprawia to mylne wrażenie. Rzeczywistość jest jednak dużo ciekawsza. Ziemia (wraz z nami na niej) znajduje się w odległości około 150 milionów kilometrów od Słońca. W ciągu roku wykonuje ona pełen obieg wokół naszej gwiazdy dziennej. Matematyka ze szkoły podstawowej pozwala wyliczyć, że w takim razie Ziemia w ciągu roku pokonuje około miliarda kilometrów. Jeżeli podzielimy tę liczbę na 365 dni, to okaże się, że w ciągu 24 godzin Ziemia zmienia położenie na orbicie o niemal 2,6 mln km. To z kolei aż 107 000 km na godzinę, a to oznacza, że w ciągu minuty przemieszczamy się na orbicie o niemal 2 000 kilometrów.
To jednak nie wszystko. Ziemia, Słońce i cała reszta Układu Słonecznego porusza się przecież wokół centrum Drogi Mlecznej. Tutaj mówimy już o zupełnie innych prędkościach i przedziałach czasu. Jako Układ Słoneczny wykonujemy jedno okrążenie wokół centrum galaktyki raz na 230 milionów lat (ziemskich). Średnia prędkość Układu Słonecznego w tym przypadku to 828 000 km/h, czyli aż 230 km/s. W każdej sekundzie przemieszczamy się o 230 km względem centrum galaktyki.

Zważając na powyższe, dobrze, że mamy ochronę naszej atmosfery przed pędem Ziemi wokół Słońca i że mamy ochronę heliosfery w pogoni wokół środka galaktyki.
W czym porusza się Układ Słoneczny.
Oczywiście cały Układ Słoneczny porusza się w przestrzeni międzygwiezdnej, tak samo zresztą, jak Ziemia porusza się w przestrzeni międzyplanetarnej, a Droga Mleczna w przestrzeni międzygalaktycznej. Błędem jest jednak myślenie, że ta cała przestrzeń między planetami, księżycami i gwiazdami to pustka. Jest wręcz dokładnie odwrotnie. Naukowcy szacują, że tylko 4 proc. materii takiej, jaką znamy, tzw. materii barionowej skupione jest w gwiazdach i planetach. Cała reszta, aż 96 proc. materii barionowej wypełnia właśnie tę pozorną pustkę między tymi obiektami.
To, co mamy w zwyczaju uważać za pustkę, próżnię kosmiczną w rzeczywistości jest pełne różnych cząstek i - co ważne - jest niejednorodne. Nic zatem dziwnego, że naukowcy postanowili ustalić nasze miejsce w przestrzeni kosmicznej i zobaczyć dokąd zmierzamy. Wyniki tych badań są zaskakujące. Układ Słoneczny, którego granice oznaczmy granicami heliosfery (regionu, w którym dominuje wiatr słoneczny, tj. stały strumień cząstek emitowanych przez Słońce w każdym kierunku) znajduje się w swoistej bańce. Co jednak ciekawe, właśnie zbliżamy się do granicy tej bańki i wkrótce wyjdziemy z niej całkowicie i wpłyniemy - my jako Układ Słoneczny - w zupełnie inny region przestrzeni międzygwiezdnej.
O tym, co znajduje się w przestrzeni międzygwiezdnej poza heliosferą wiemy dzięki sondom kosmicznym takim jak Voyager 1 i Voyager 2, które po ponad czterech dekadach lotu wydostały się z Układu Słonecznego, dotarły w przestrzeń międzygwiezdną i do dzisiaj przesyłają stamtąd wartościowe choć ograniczone dane.
Niemniej jednak już w 1992 roku naukowcy z Francji odkryli, że poza Układem Słonecznym nie ma jednorodnej przestrzeni międzygwiezdnej, a raczej mniejsze i większe bąble, swoiste obłoki, z których każdy nieco różni się od pozostałych. Układ Słoneczny znajduje się w tzw. Lokalnym Obłoku Międzygwiazdowym o średnicy około 30 lat świetlnych. Obserwacje wykonane za pomocą Kosmicznego Teleskopu Hubble’a pozwoliły ustalić, że wlecieliśmy do obłoku jakieś 60 000 lat temu, przemierzyliśmy jego większość i za 2000 lat wylecimy z niego. Następny na naszej drodze jest Obłok G. Można śmiało powiedzieć, biorąc pod uwagę skalę kosmiczną, że właściwie obecnie jesteśmy na wylocie. Czymże bowiem są dwa tysiące lat. Nawet na Ziemi znamy z nazwiska niektórych ludzi, którzy żyli 2000 lat temu.
Z czym wiąże się taka zmiana?
Z jednej strony zasadniczo nie powinniśmy się niczego przesadnie obawiać, bowiem Obłok G charakteryzuje się podobną gęstością co nasz Lokalny Obłok Międzygwiazdowy. Z drugiej strony, naukowcy nie są pewni co się dzieje na granicy obu obłoków. Na to przyjdzie jeszcze poczekać naszym potomkom.
Załóżmy jednak, że granica między oboma obłokami będzie charakteryzowała się większą gęstością materii. Owa materia będzie silniej naciskała na naszą heliosferę, co z kolei może doprowadzić do tego, że do wnętrza Układu Słonecznego przez jakiś czas będzie wpadało więcej wysokoenergetycznego promieniowania kosmicznego. To byłby z pewnością poważny problem. Wysokoenergetyczne promieniowanie galaktyczne może mieć negatywny wpływ nie tylko na klimat naszej planety, ale także na częstsze występowanie mutacji genetycznych u organizmów żywych. Oczywiście może być dokładnie odwrotnie: wylatujemy z jednego bąbla, wpadamy w większą pustkę i z niej wlatujemy do drugiego bąbla. W tym przypadku heliosfera mogłaby się wręcz powiększyć.
To wszystko są fascynujące tematy, jednak niezwykle trudne do badania z wnętrza Układu Słonecznego. To dokładnie tak, jak gdybyśmy badali powietrze na Ziemi siedząc głęboko pod wodą. Ciężko z takiego miejsca wykonywać pomiary tego, co się dzieje nad powierzchnią wody.
Naukowcy już teraz planują misje sond kosmicznych, które mogłyby wystartować z Ziemi i lecąc najszybciej jak się da, wylecieć z Układu Słonecznego, przegonić sondy Voyager i oddalić się tak daleko, jak tylko się da, aby stamtąd badać przestrzeń międzygwiezdną. Nawet jeżeli misja takiej sondy zostanie zatwierdzona i otrzyma finansowanie, nie ma co liczyć na jej start wcześniej niż w połowie następnej dekady, a i lot do granic Układu Słonecznego musiałby jej zająć co najmniej kilkanaście lat. Zanim sonda przegoniłaby nadal przecież oddalające się od nas sondy Voyager minęłoby jeszcze kilka dekad.

Można zatem zakładać, że nowe informacje o przestrzeni międzygwiezdnej poznalibyśmy w okolicach lat osiemdziesiątych XXI wieku. No cóż. Wyobraźmy sobie, że pod koniec XXI wieku naukowcy otrzymaliby zdjęcie przedstawiające kształt heliosfery, naszego prawdziwego domu w przestrzeni kosmicznej. Już dzisiaj im zazdroszczę.
What After Voyager 1 And 2? Interstellar Probe Mission!
https://www.youtube.com/watch?v=nWAZcWGwYrM

https://spidersweb.pl/2023/02/uklad-sloneczny-lokalny-oblok-miedzygwiazdowy.html

 

Pędzimy przez galaktykę z prędkością prawie miliona kilometrów na godzinę. Układ Słoneczny opuszcza obłok, do którego trafił tysiące lat temu.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzy meteoryty w trzy dni
2023-02-22. Krzysztof Kanawka

Ziemia na celowniku małych obiektów Układu Słonecznego.
W dniach 13-15 lutego 2023 w różnych miejscach Ziemi uderzyły meteoryty, które udało się szybko znaleźć!
Trzynastego lutego 2023 roku nad północną Francją wszedł w atmosferę obiekt o oznaczeniu 2023 CX1. Ten meteoroid/bolid został wykryty na kilka godzin przed wejściem w atmosferę. Jest to dopiero siódme takie odkrycie (obiektu przed wejściem w atmosferę Ziemi).
Zaledwie dwa dni później udało się znaleźć pierwszy fragment meteorytu powstałego od 2023 CX1. Do 21 lutego łącznie udało się odkryć 8 fragmentów w północnej Francji.
Czternastego lutego nad Włochami w atmosferę wszedł kolejny mały obiekt. Upadek nastąpił w pobliżu miasteczka Matera w południowych Włoszech, około 35 km na północny zachód od miasta Tarent. Tym razem nie nastąpiło odkrycie obiektu jeszcze w przestrzeni kosmicznej. Meteoryt uderzył w budynek, w płytki na balkonie. Dzięki temu szybko jego fragmenty zostały zlokalizowane i zebrane. Do 21 lutego udało się łącznie zebrać 12 “głównych” kawałków meteorytu oraz kilkadziesiąt mniejszych.
Wreszcie, piętnastego lutego doszło do spadku meteorytu w pobliżu miasta McAllen, znajdującego się w południowym Teksasie, dość blisko granicy pomiędzy USA a Meksykiem. Ten obiekt także nie został wykryty przed wejściem w atmosferę. Masa tego obiektu została wyliczona na około 450 – 500 kg przed fragmentacją. 18 lutego udało się odnaleźć pierwszy meteoryt pochodzący od tego spadku.

Zapraszamy do podsumowania odkryć w 2022 roku. Zapraszamy także do podsumowania odkryć obiektów NEO i bliskich przelotów w 2021 roku.
(IMO)
Fragmenty “walentynkowego meteorytu” z 14 lutego 2023 z Włoch / Credits – PRISMA/INAF
 Pierwszy wykryty fragment meteorytu z okolic McAllen / Credits – Robert Ward

https://kosmonauta.net/2023/02/trzy-meteoryty-w-trzy-dni/

 

Trzy meteoryty w trzy dni.jpg

Trzy meteoryty w trzy dni2.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widowiskowa koniunkcja trzech najjaśniejszych obiektów nocnego nieba
2023-02-22. Andrzej
22 oraz 23 lutego obserwatorów nieba i fanów astrofotografii czeka widowiskowy spektakl. Tuż po zachodzie Słońca przez około 2,5 godziny będziemy mogli zaobserwować koniunkcje trzech najjaśniejszych obiektów nocnego nieba. W towarzystwie Księżyca znajdującego się zaledwie dwa dni po nowiu znajdzie się Wenus oraz Jowisz. Bliskie spotkanie tak jasnych ciał niebieskich sprawi, że będziemy mogli obserwować jedno z najładniejszych złączeń w 2023 roku.
Obserwacje koniunkcji będziemy mogli rozpocząć tuż po zachodzie Słońca. Zjawisko w całości będzie widoczne na zachodnim horyzoncie nieba. Idealnym miejscem do prowadzenia obserwacji będzie duża łąka lub polana, na której nie będą nam przeszkadzać wysokie drzewa oraz budynki. Zjawisko będziemy mogli podziwiać do około godziny 19:30. Warto zaznaczyć, że dobre warunki do obserwacji Jowisza i Wenus będą panować do około połowy marca. Do 2 marca każdego wieczoru będziemy mogli obserwować jak oba obiekty zbliżają się do siebie.

Obecnie Jowisz świeci jasnością obserwowaną -2,0 magnitudo. Aktualna jasność obserwowana Wenus wynosi -3,9 magnitudo. Złączenie dwóch jasnych planet na niebie w towarzystwie Księżyca sprawi, że nadchodząca koniunkcja będzie doskonałą okazją do wykonania fantastycznych zdjęć. Życzymy wszystkim obserwatorom bezchmurnego nieba i koniecznie zachęcamy do obserwacji. Tak wspaniałego zjawiska nie można przegapić.
Zachęcamy również wszystkich obserwatorów nieba do wysyłania własnych fotografii wykonanych podczas samodzielnych obserwacji. Za pomocą formularza (Wymaga rejestracji) zamieszczonego na naszej platformie możecie w łatwy sposób załadować dowolny plik z własnego komputera. Przed wysłaniem zalecamy podpisanie zdjęcia (data, miejsce, konfiguracja sprzętu, nazwa uwiecznionego obiektu). Każde oczywiście docenimy i zamieścimy na łamach naszego serwisu. Wiemy, że możemy na Was liczyć! Do naszej galerii wysłaliście już ponad 2400 astronomicznych zdjęć. Dziękujemy!

Koniunkcja trzech najjaśniejszych obiektów nocnego nieba.
22.02.2023 r. godz. 18:00 czasu polskiego.

Koniunkcja trzech najjaśniejszych obiektów nocnego nieba.
22.02.2023 r. godz. 18:00 czasu polskiego.

Koniunkcja trzech najjaśniejszych obiektów nocnego nieba.
23.02.2023 r. godz. 18:00 czasu polskiego.

Źródło: astronomia24.com

https://www.astronomia24.com/news.php?readmore=1285

 

Widowiskowa koniunkcja trzech najjaśniejszych obiektów nocnego nieba.jpg

Widowiskowa koniunkcja trzech najjaśniejszych obiektów nocnego nieba2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zamarznięty ocean pod powierzchnią Charona
2023-02-22. Franek Badziak
Lodowy wulkanizm Charona, największego księżyca Plutona, w tym rozległe pęknięcia w jego lodowej powierzchni, mogą być spowodowane aktywnością zamarzniętego wodnego oceanu pod nią.
Jak sugerują nowe modele, kiedy wewnętrzny ocean Charona zamarzł, mógł tym samym utworzyć głębokie, długie zagłębienia wzdłuż jego środkowej części. Może to sugerować, że zewnętrzna powłoka tego księżyca była cieńsza niż dotychczas przewidywano. Model implikuje również, że występowanie tzw. kriowulkanów, wybuchających lodem, wodą i innymi materiałami, jest mniej prawdopodobne na północnej półkuli tego księżyca.
Pierwszą wzmiankę o lodowych cechach geologicznych Charona opublikowano w 2015 roku, kiedy to sonda New Horizons NASA przeleciała blisko Charona i Plutona. Cechy te były szokiem dla naukowców, gdyż dotychczas wierzono, iż księżyc ten jest bezwładną lodową kulą. Od tamtego czasu, zespół kierowany przez naukowców z Southwest Research Institute (SwRI) analizuje dane z tej sondy, próbując odkryć przyczynę i dokładne mechanizmy rządzące tymi cechami geologicznymi.
Jak mówi Alyssa Rhoden, członkini zespołu z SwRI i ekspertka w temacie lodowych księżyców, „Połączenie interpretacji geologicznych i modeli ewolucji termo-orbitalnej sugeruje, że Charon miał podpowierzchniowy płynny ocean, który ostatecznie zamarzł.” Dodaje także, że zamarzaniu takiego oceanu towarzyszy zwiększenie jego objętości. To z kolei powoduje ogromne naprężenia w jego zewnętrznej lodowej skorupie, a także zwiększa ciśnienie w jeszcze płynnej wodzie poniżej. Podejrzewano, że właśnie to było przyczyną wielkich szczelin w powierzchni Charona i jego aktywności kriowulkanicznej.
Aby odkryć pochodzenie wspomnianych szczelin, Rhoden modelowała komputerowo ewolucję skorupy lodowej Charona. Gdy ocean pod nią zamarzał, rozpychał ją, tworząc szpary. Oceany uwzględnionych w symulacjach składały się z wody, amoniaku i ich kombinacji. Pomimo faktu, że amoniak może działać jako środek przeciw zamarzaniu, Rhoden stwierdziła, że te wariacje w składzie oceanu nie mają znaczącego wpływu na wyniki symulacji.
Jak wskazały symulacje, kiedy ocean rozszerzał się, nie tylko powodował pęknięcia przechodzące przez całą skorupę, ale także zwiększając ciśnienie pozostałej wody i resztek cieplejszego lodu, wyrzucał je wszystkie w gwałtownych erupcjach. Właśnie to spowodowało wątpliwości, co do słuszności dotychczasowych teorii dotyczących budowy Charona. Według nich, księżyc ten miał zbyt grubą warstwę lodową, aby rozszerzanie się wewnętrznych oceanów mogło spowodować takie pęknięcia. Co więcej, jak wskazał model zespołu z SwRI, nie wszystkie pęknięcia sięgają aż do warstwy oceanicznej, co dodatkowo wskazuje na niepoprawność dotychczasowych modeli tego księżyca.
Dalsze badania Charona będą prowadzone i potencjalnie mogą wskazać wiele innych niespodziewanych właściwości. Ewentualnego potwierdzenia lub obalenia tych teorii możemy się spodziewać dopiero po bliskich przelotach sond względem tego księżyca lub po niezapowiadanych, acz niewykluczonych, misjach próbników w te rejony.
Źródła:
Robert Lea, "Cracks on Pluto's moon Charon may be evidence of a frozen subsurface ocean"
22 lutego 2023
 Zestawienie zdjęć Plutona i Charona, wykonanych przez sondę New Horizons. NASA/JHUAPL/SwRI
Zdjęcie Charona, największego z księżyców Plutona, wykonane 13 lipca 2015 roku przez sondę “New Horizons” z odległości 466 tysięcy kilometrów. Źródło: NASA
Charon wraz z zaznaczonym obszarem kanionu. Źródło: NASA
https://astronet.pl/uklad-sloneczny/zamarzniety-ocean-pod-powierzchnia-charona/

 

Zamarznięty ocean pod powierzchnią Charona.jpg

Zamarznięty ocean pod powierzchnią Charona2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uznański: kosmos jest otwarty dla każdego [WYWIAD]
2023-02-22. Mateusz Mitkow
"W Polsce nie uświadamiamy sobie jeszcze jak ogromną częścią gospodarki jest rozwój technologii kosmicznych (...) Mamy duży potencjał inżynierski, którego nie wykorzystujemy. Ludzie wyjeżdżają, aby budować technologie za granicą. Myślę jednak, że mamy szansę, aby stworzyć do tego odpowiednie warunki w naszym kraju." – mówił w wywiadzie dla Space24.pl dr Sławosz Uznański, rezerwowy astronauta Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA).
Mateusz Mitkow, Space24.pl: Zacznijmy od tego jak w ogóle to się stało, że zgłosiłeś się do rekrutacji Europejskiej Agencji Kosmicznej. Co Cię do tego skłoniło i czy taka idea, że chciałbyś zostać astronautą pojawiła się u ciebie już w dzieciństwie?
Dr Sławosz Uznański, rezerwowy astronauta Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA): Na pewno, to było marzenie małego chłopca. Konsekwentnie dążyłem do jego realizacji. Jestem absolwentem uczelni technicznych, a kończąc studia projektowałem systemy elektroniczne. Pracę doktorską pisałem na temat budowania technologii elektronicznych i kosmicznych. Po studiach rozwijałem swoją karierę zawodową i cierpliwie czekałem na rekrutację. Wiedziałem, że jak tylko ESA ogłosi nabór, będę aplikował.
A jak wyglądał proces rekrutacyjny i czy był on bardzo wymagający? Jaki był dla ciebie najtrudniejszy moment w trakcie tej rekrutacji, kiedy pomyślałeś, że może być ciężko, aby osiągnąć to co Ci się udało?
Proces był długi, trudny i trwał półtora roku. Aplikowało ponad 22 tysiące kandydatów, a zostało wybranych 17 osób. Zaczęło się od przygotowania listu motywacyjnego, CV, wypełnienia wielu formularzy i przeprowadzenia badań medycznych. Sama optymalizacja tych dokumentów zajęła mi kilkadziesiąt godzin. Tyle bowiem trwało wybranie przykładów z życia, które najlepiej będą ilustrowały moje kompetencje. Rekrutacja była pięcioetapowa, a każdy z nich odbywał się w różnych miejscach Europy. Do drugiego etapu kandydatów zaproszono do Hamburga. Odbyły się tam testy percepcyjne, czyli jak przetwarzamy informacje z otaczającego nas świata, jaka jest nasza pamięć wzrokowa, słuchowa, koordynacja ruchowa. Sprawdzana była także wiedza z zakresu matematyki fizyki, a także języka angielskiego. Do tego dochodziły także ćwiczenia na symulatorach lotów.
Trzecim etapem były testy psychologiczne i komunikacyjne, które sprawdzały, jak się komunikujemy w grupie, jak reagujemy w stresujących sytuacjach i w momencie zagrożenia życia. Największym wyzwaniem był czas w jakim musieliśmy zrealizować zlecone zadania. Kolejnym, czwartym etapem były testy medyczne, tak więc w zeszłym roku swój urlop spędziłem w szpitalu na badaniach.
Ostatni etap, to dwie rozmowy kwalifikacyjne. Pierwsza z nich to trudny test sprawdzający jak reagujemy w sytuacjach gdy musimy np. odpowiadać na skomplikowane i niewygodne pytania dotyczące bądź to sfery osobistej, bądź zagadnień co do których nie mamy odpowiedniej wiedzy. Komisja oceniała w ten sposób jak tę wiedzę budujemy i jak analizujemy pozyskane informacje, by finalnie dojść do rozwiązania.Druga rozmowa i zarazem ostatni punkt całej rekrutacji, czyli taka „wisienka na torcie", to spotkanie z udziałem dyrektora generalnego Europejskiej Agencji Kosmicznej, z dyrektorem załogowych lotów kosmicznych, a także z dyrektorem europejskiego centrum szkolenia astronautów i dyrektorem zasobów ludzkich. To był etap powiedziałabym bardziej polityczny, dotyczył ESA jako instytucji – jej roli i pozycji, czy chociażby budowania relacji w Europie. Całość procesu rekrutacyjnego zakończyła się wraz z ogłoszeniem wyników 23 listopada ubiegłego roku.
Jak dobrze wiemy jesteś inżynierem, który od wielu lat pracuje w ośrodku badawczym CERN. Czy doświadczenie zdobyte tam pomogło Ci w dostaniu się do ESA i czy obecne obowiązki bardzo kolidują z tym, czym musisz zajmować się właśnie w CERN?
Nie będę ukrywał, że staram się wydłużyć dobę. Od listopada ubiegłego roku doszły mi nowe obowiązki związane z ESA i są dość wymagające czasowo. Jednak moim podstawowym miejscem pracy jest CERN, gdzie buduję systemy elektroniczne, systemy kontroli, jak również jestem członkiem zespołu operacyjnego akceleratorów.
Team operacyjny w CERNie pracuje na zmianę 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Staramy się wykorzystać infrastrukturę praktycznie do granic możliwości, aby zoptymalizować jak najwięcej danych naukowych i przekazać je do ośrodków naukowych z którymi współpracujemy. Praca astronauty na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, wiadomo, są to długie godziny pracy nad rozbudowaną infrastrukturą naukową i w dodatku unikalną, gdzie trzeba posiąść ogromną wiedzę z zakresu funkcjonowania różnych systemów np. podtrzymania życia, kontroli lotów czy zasilania, a także dotyczących eksperymentów naukowych. Również w tym kontekście moja praca obecnie jest podobna i moje kompetencje mogą być wprost przeniesione na pracę astronauty.
Dużo ludzi zastanawia się, co tak naprawdę oznacza określenie „rezerwowy astronauta" i jakie warunki musiałby zostać teraz spełnione, aby faktycznie aktywowali Cię do misji?
Chciałbym być w składzie podstawowym, ale to zależy m.in. od tego czy nasz kraj będzie miał wolę i cel, by posiadać reprezentanta w składzie podstawowym astronautów, a także od nakładów finansowych. Trzeba jednak wyraźnie podkreślić, mówiąc o finansach, że taki wydatek jest niczym innym jak inwestycją technologiczną Polski.
Wszyscy widzimy, że zastosowania technologii kosmicznej bardzo szybko się rozwijają i to jest dochodowy biznes. Jego wartość globalna szacowana jest na ok. 450 miliardów USD. W przypadku Europy, możemy mówić o ok. 160 - 180 miliardów EUR. Każdy udział w tym „kosmicznym torcie" byłby ogromnym przychodem dla Polski. Jednak obecnie jest to dla nas jeszcze nieosiągalne. Powodem jest zbyt niska składka jaką odprowadzamy do Europejskiej Agencji Kosmicznej. Jej zwiększenie jest niezbędne dla rozwoju polskiego przemysłu kosmicznego. ESA stosuje zasadę zwrotu geograficznego, czyli ile dany kraj wpłaca do budżetu ESA, tyle do gospodarki danego państwa wraca. W przypadku Polski zwrot wynosi ok. 96% naszej kontrybucji. Wyższa składka oznaczałaby więc, że do sektora kosmicznego, który dopiero raczkuje i rozwija się wróciłyby większe niż obecnie pieniądze.
Czy wybór Ciebie do misji miałby duży wpływ ogólnie na rozwój polskiego sektora kosmicznego?
Zdecydowanie tak, natomiast mogę powtórzyć - warunkiem jest większe finansowanie ze strony polskiej. Mamy duży potencjał inżynierski, którego nie wykorzystujemy. Ludzie wyjeżdżają, aby budować technologie za granicą. Myślę jednak, że mamy szansę, aby stworzyć do tego odpowiednie warunki w naszym kraju - abyśmy byli producentem technologii, którą możemy sprzedawać za granicę. Wszyscy najwięksi tego świata mają świadomość, że to bardzo dochodowa i perspektywiczna część gospodarki. W zeszłym miesiącu uczestniczyłem w Międzynarodowym Forum Ekonomicznym w szwajcarskim Davos, gdzie technologia kosmiczna i infrastruktura kosmiczna były jednym z pięciu wiodących tematów tego wydarzenia, to o czymś świadczy, prawda?
W Polsce nie uświadamiamy sobie jeszcze jak ogromną częścią gospodarki jest rozwój technologii kosmicznych. Trzeba pamiętać, że mają one wpływ na nasze codzienne życie. Wszyscy używamy technologii kosmicznych, czasami nawet nie będąc tego świadomym - począwszy od meteorologii, po komunikację z bliskimi, a nawet zwykłą podróż do pracy, używając przy tym Google Maps czy GPS, żeby dowiedzieć się jakie jest natężenie ruchu. Tak więc impakt technologii kosmicznych na nasze życie jest ogromny. Dobrze jednak, abyśmy jako Polska mogli te technologie dostarczać, zamiast zawsze je kupować. Niewątpliwie rozwijamy się jako kraj, ale pytanie czy tempo w jakim to robimy jest wystarczające, aby inne rynki nam zwyczajnie nie uciekły. Do tego jest potrzebne właśnie strukturalne finansowanie.
Jak oceniasz szanse dla innych naukowców z Polski w kwestii dostania podobnej możliwości czy też wzięcia udziału w projektach realizowanych przez ESA?
Wrócę raz jeszcze do finansowania. Aby mieć możliwość realizowania zamówień publicznych z ESA, a tym samym budować i rozwijać technologię w Polsce, musimy mieć dostęp do takich zleceń. Jest on definiowany przez wspominany zwrot geograficzny, inaczej mówiąc - mamy tyle dostępu, ile wpłacamy składki. Z drugiej strony, mamy ogromny potencjał i polskie firmy chcą kontrybuować. Są w Polsce podmioty gospodarcze które chcą sprzedawać autorskie rozwiązania technologiczne, a Europa Zachodnia jest nimi zainteresowana. Nie ma więc na co czekać, należy budować strategię finansowania. Dzięki temu pieniądze będą wracały do sektora prywatnego, a ten będzie się rozwijał dużo bardziej dynamicznie. Widzę w tym wszystkim także swoją rolę – przede wszystkim jako ambasadora technologii kosmicznych, który dopinguje i wspiera budowę sektora kosmicznego w Polsce.
Mamy w Polsce bardzo zdolnych ludzi. Już teraz budują np. łaziki marsjańskie i wygrywają międzynarodowe konkursy. Jest więc realne, aby wkroczyli na światową scenę kosmiczną – przynajmniej tę jej część, która specjalizuje się w budowie technologii robotycznych, czy do serwisowania systemów na orbicie. Ten rynek w latach '30 tego wieku, czyli za 10 - 15 lat będzie wart miliardy USD. Aby jednak potencjał ludzki rozwinąć, musimy stworzyć odpowiednie warunki, aby zdolni ludzie mogli rozwijać kompetencje. Muszą mieć szansę pracować na miejscu – w Polsce w ciekawych i nowoczesnych miejscach, gdzie będą mieli styczność z zaawansowaną technologią. A jak to zrobić? Poprzez to strukturalne, publiczne finansowanie, ale również poprzez strukturę Europejskiej Agencji Kosmicznej, która jest naszym naturalnym partnerem.
Jaką masz radę dla młodych osób, które planują kiedyś zostać astronautami ESA? Czy polskie uczelnie zapewniają obecnie odpowiedni poziom edukacji, aby w ogóle o tym myśleć?
Lubię spotykać się z młodymi ludźmi i pytanie o to jakie studia wybrać, jak budować ścieżkę kariery, pada bardzo często. „Drzwi do kosmosu" otwarte są dla wielu różnych specjalizacji np. geologii, górnictwa, inżynierii, medycyny, a także botaniki i chemii. Po pierwsze, kluczowe jest, by wyspecjalizować się w określonej dziedzinie. Warto wybrać dobrą uczelnię, ale oczywiście największą pracę do wykonania i tak ma sam kandydat. To on musi określoną wiedzę posiąść i posiadać kompetencje na międzynarodowym poziomie. Po drugie, trzeba być ciekawym świata, uczyć się, być otwartym na wiedzę - niekoniecznie ze swojej specjalizacji, rozwijać się w różnych dziedzinach. Myślę, że to są dwa kluczowe elementy.
Twoim prywatnym zdaniem, które z obecnych projektów ESA wydają się najbardziej fascynujące, interesujące?
Mam kilka takich projektów, które mnie fascynują i są mi bliskie. Jako pierwszy wymienię Lunar Gateway i program Artemis. Wracamy na Księżyc, jednak tym razem nie będzie to misja eksploracyjna. Chcemy być tam długotrwale obecni – przede wszystkim technologicznie, a także móc patrzeć dalej, w stronę Marsa. Wiemy, że powstanie nowa stacja kosmiczna na orbicie wokół Srebrnego Globu, która będzie platformą technologiczną z możliwością długoterminowego podtrzymania życia poza niską orbitą okołoziemską. Projekt ten fascynuje bardzo dużą część społeczeństwa międzynarodowego i mam nadzieję, że również w Polsce jest widoczny.
Kolejna misja nazywa się Vigil. Jest to sonda obserwujący Słońce, na którym jak wiadomo występują dynamiczne zjawiska np. wybuchy. Bezpośrednio oddziałują one na Ziemię, a ich skutki mogą być bardzo niebezpieczne. Mieliśmy taką sytuację w 1989 r., kiedy jedna prowincja Kanady została pozbawiona elektryczności, gdyż wybuch słoneczny spowodował awarię sieci energetycznej, jak również awarie w wielu satelitów telekomunikacyjnych meteorologicznych, etc. Infrastruktura na Ziemi jest niezwykle podatna na takie efekty, dlatego misja Vigil będzie systemem ostrzegania przed podobnymi zdarzeniami. Dodatkowo, projekt jest bardzo ciekawy technologicznie, ponieważ to jest jedna z pierwszych misji z wbudowanym systemem sztucznej inteligencji. Będzie on analizował dane i wysyłał alerty na Ziemię w czasie znacząco krótszym (nawet o kilka dni) niż w przeszłości. To ogromny postęp.
Trzecim interesującym projektem kosmicznym jest Solaris - będący elementem programu technologicznego GSTP - który dotyczy generacji energii elektrycznej z paneli słonecznych na orbicie i przekazywaniem jej na Ziemię. Namacalnie przekonaliśmy się już o tym, że mamy do czynienia z kryzysem energetycznym. Jako Europa - pod względem energetycznym - jesteśmy zależni od węgla i gazu z Rosji. Natomiast już dziś możemy budować technologię generującą energię elektryczną z paneli słonecznych na orbicie. Oczywiście trzeba jeszcze rozwiązać kilka istotnych wyzwań towarzyszących procesowi związanych np. z przesyłaniem energii na ziemię, ponieważ mamy do czynienia ze zjawiskiem chociażby tłumienności atmosfery. Należy więc traktować tę misję długofalowo, w grę wchodzą raczej lata trzydzieste obecnego wieku. Myślę jednak, że dla Polski niezależność energetyczna jest bardzo interesującym zagadnieniem i dlatego powinniśmy uważnie obserwować rozwój tego projektu.
I ostatnie pytanie. Wymarzona misja, czyli jaka?
Jeden z elementów Międzynarodowej Stacji Kosmicznej – a dokładnie AMS (ang. Alpha Magnetic Spectrometer) czeka upgrade. Operacja będzie polegała na zainstalowaniu nowej części detektora. Jest to zaplanowane na 2025/26 r., choć jak wiadomo misje kosmiczne często są przesuwane w czasie. Pracuję w CERNie nad bardzo zbliżonymi technologiami, dlatego myślę, że byłbym idealnym kandydatem do tej misji.
Dziękuję za rozmowę.
Fot. T.Głowacki/Defence24.pl/POLSA

Fot. Polska Agencja Kosmiczna via Twitter

Sławosz Uznański, rezerwowy astronauta ESA
Fot. POLSA

Ilustracja: NASA [nasa.gov]

SPACE24
https://space24.pl/nauka-i-edukacja/uznanski-kosmos-jest-otwarty-dla-kazdego-wywiad

Uznański kosmos jest otwarty dla każdego [WYWIAD].jpg

Uznański kosmos jest otwarty dla każdego [WYWIAD]2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nowa data startu misji SpaceX na ISS
2023-02-22.
Ze względu na konieczność przeprowadzenia dodatkowej inspekcji technicznej zdecydowano o przesunięciu startu misji NASA SpaceX Crew-6 o dobę. Rakieta Falcon wystartuje 27 lutego.
Podczas telekonferencji medialnej we wtorek, 21 lutego, w Kennedy Space Center na Florydzie, przedstawiona została aktualizacja planu misji Crew-6 na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS). W skład załogi wchodzą astronauci NASA – dowódca misji Stephen Browen i pilot Warren Hoburg, astronauta ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich Sultan Alneyadim oraz kosmonauta Roscosmos Andrei Fiediajew. Będzie to szósta misja załogowa na ISS realizowana z wykorzystaniem statku załogowego Dragon firmy SpaceX w ramach programu Commercial Crew. Start zaplanowano 27 lutego na godzinę 7:45 czasu polskiego.
Jak obserwować Międzynarodową Stację Kosmiczną i statek Dragon?
Najlepsze warunki do obserwowania stacji ISS i statku SpaceX Dragon wystąpią nad ranem, 28 lutego. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna okrążająca Ziemię na wysokości około 420 km z prędkością 7 kilometrów na sekundę widoczna jest na niebie jako poruszający się z dużą szybkością punkt. Jasność ISS będzie zbliżona do blasku najjaśniejszych gwiazd i planet takich jak Jowisz czy Wenus.

28 lutego z terenu Polski widoczne będą dwa przeloty ISS. Pierwszy z nich rozpocznie się o godzinie 3:25 i potrwa około 1,5 minuty. Podczas drugiego, jaśniejszego przelotu stacja pojawi się nad zachodnim horyzontem o godzinie 4:58 i pozostanie widoczna przez 6 minut. To właśnie podczas drugiego przelotu nadarzy się najlepsza okazja do obserwowania statku SpaceX Dragon, który będzie poruszał się na niebie w niewielkiej odległości od Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

Dokładne czasy trwania przelotów i wysokość ISS na niebie zawarte są w poniższej tabeli.
Tabela przedstawia precyzyjne czasy i pozycje dla obserwatorów z Warszawy i okolic. W celu uzyskania danych dla innych lokalizacji można wykorzystać kalkulator na stronie Heavens-Above lub komputerowe planetarium Stellarium.

Transmisja z przygotowań do startu oraz dokowania statku Crew Dragon Endeavour do ISS dostępna będzie na YouTube NASA, internetowej telewizji NASA TV jak i na kanale YouTube SpaceX.
Załoga misji Crew-6. Fot. NASA/Kim Shiflett

Przeloty ISS widoczne z terenu Polski. Godziny dla Warszawy i okolic. Źródło: Heavens-Above.com
NASA's SpaceX Crew-6 Mission Launches to the Space Station (Official NASA Broadcast)
https://www.youtube.com/watch?v=WY5R_0Qf_WM

źródło: NASA

TVP NAUKA
https://nauka.tvp.pl/66504301/nowa-data-startu-misji-spacex-na-iss

Nowa data startu misji SpaceX na ISS.jpg

Nowa data startu misji SpaceX na ISS2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzęsienia ziemi pomagają zbadać jądro naszej planety
2023-02-22.
Na podstawie badań trzęsień ziemi naukowcy określili kształt i skład jądra Ziemi. Jądro w kształcie kuli tworzy żelazo i nikiel.
Przez kilka dziesięcioleci posiadane przez naukowców dowody sugerowały, że jądro stałe naszej planety budują odrębne warstwy. Właściwości tych warstw pozostawały tajemnicą. Naukowcy chcieli dowiedzieć się więcej. Po trzęsieniu ziemi fale rozchodzą się tam i z powrotem poprzez centrum Ziemi. Okazało się, że dzięki badaniom fal ujawniono nowe szczegóły struktury jądra. Zrobili to naukowcy z Narodowego Uniwersytetu w Canberze w Australii.
Jakie jest jądro Ziemi?
Badacze wykorzystali różnorakie sejsmometry, aby zbadać jak fale sejsmiczne przechodzą przez jądro. Okazało się, że po trzęsieniach ziemi nasza planeta zachowuje się jak dzwon. I dzieje się tak nie tyle przez godziny, co dni. W celu wykrycia tych wahań, badacze zarejestrowali fale w miejscu trzęsienia ziemi oraz po stronie przeciwnej, czyli tam, gdzie mogą dotrzeć wskutek wstrząsu, czyli na powierzchni. Okazało się, że fale zachowują się jak piłeczka ping-ponga, która porusza się tam i z powrotem z jednej strony planety do drugiej. Zabiera to około 20 minut. Takich zdarzeń jest około pięciu po każdym trzęsieniu ziemi.
Każde trzęsienie ziemi ma określoną siłę. Fale powstałe wskutek zdarzenia z czasem słabną po tym, jak przechodzą przez jądro Ziemi. Na tej podstawie naukowcy zbudowali obraz jądra naszej planety. Okazuje się, że jego średnica może liczyć aż 650 kilometrów. Fale rozchodzą się inaczej w jego wnętrzu. Te przechodzące przez najbardziej wewnętrzną część jądra zwalniały w jednym kierunku. Te przechodzące przez warstwę zewnętrzną - w przeciwnym. To oznacza, że kryształy żelaza, które dominują w warstwie wewnętrznej jądra są zorganizowane w inny sposób niż w części zewnętrznej.
Jakie znaczenie ma badanie fal?
Naukowcy wskazują, że badanie oferuje możliwość pomiarów części Ziemi będącej bardzo niedostępną. To wymaga rejestracji fal na dużych odległościach i o słabym nasileniu. Potrzebne jest też wzmocnienie odchyleń fal w celu pomiaru prędkości na dużych głębokościach we wnętrzu Ziemi. Ta technika nie jest powszechnie stosowana w geofizyce, choć jest wykorzystywana do eksploatacji minerałów. Pozwala lepiej zrozumieć w jaki sposób formowało się jądro Ziemi. A był to proces mający miejsce pomiędzy 600 milionów a 1,5 miliarda lat temu.
źródło: "Nature"

Ilustracja Ziemi. Fot. Getty Images

TVP NAUKA
https://nauka.tvp.pl/66500305/trzesienia-ziemi-pomagaja-zbadac-jadro-naszej-planety

Trzęsienia ziemi pomagają zbadać jądro naszej planety.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niektórzy posłowie chcą, abyśmy na stałe zostali w czasie zimowym. „To najgorsze rozwiązanie”
2023-02-23.
Za miesiąc ponownie zmienimy czas z zimowego na letni, ale czy ostatni raz? Są posłowie, którzy mają odwrotne zdanie niż większość społeczeństwa i chcą, abyśmy na stałe zostali w czasie zimowym. To najgorsze rozwiązanie. Dlaczego?
W nocy z 25 na 26 marca szykuje się kolejna zmiana czasu, tym razem z zimowego na letni. Chyba wszyscy mamy już dość dwukrotnego w ciągu roku przestawiania wskazówek zegarków o godzinę wprzód i w tył. Czy jest szansa, że już tego więcej nie zrobimy?
Do sejmowej zamrażarki trafił kolejny poselski projekt ustawy o zmianie ustawy o czasie urzędowym w naszym kraju. Zaprezentowała go dość egzotyczna koalicja posłów z Konfederacji, Koalicji Obywatelskiej, Lewicy oraz Prawa i Sprawiedliwości.
Tłumaczą oni, że najlepiej, abyśmy na stałe pozostali w czasie zimowym. W uzasadnieniu czytamy, że czas letni wprowadzony zimą odbierałby godzinę snu, w szczególności dzieciom. Z ustawy dowiadujemy się też, że czas letni nie przynosi żadnych korzyści gospodarczych, natomiast dwa razy w roku zaburza zarówno gospodarkę (zwłaszcza transport), jak i działanie organizmów ludzi i zwierząt.
Co więcej, posłowie twierdzą, że czas letni na ziemiach polskich wprowadził Adolf Hitler, potem PZPR, a na końcu Unia Europejska, która teraz z tego pomysłu się wycofuje. Niestety, z powodu pandemii prace nad zaprzestaniem zmiany czasu wstrzymano do odwołania.
Zdanie grupy posłów jest dość niezwykłe, ponieważ dotychczas wszelkie badania opinii publicznej wskazywały jednoznacznie, że chcemy, aby na stałe obowiązywał czas letni. W Polsce opowiedziało się za tym niemal 80 procent respondentów. Posłowie stoją wobec społeczeństwa w kontrze, i to nie pierwszy raz.
W Sejmowej zamrażarce leży też inny podobny projekt, tym razem złożony przez posłów Polskiego Stronnictwa Ludowego, którzy chcieli na stałe pozostawić Polskę w czasie letnim. Prace wstrzymano, również z powodu pandemii.
Zdecydowanie najlepszym rozwiązaniem byłoby pozostanie na stałe w czasie letnim. Czas zimowy przez cały rok to najgorsze możliwe rozwiązanie.
Czas letni przez cały rok
W czasie letnim zimą otrzymalibyśmy dodatkową godzinę dnia po południu. Na północnym wschodzie kraju, gdzie dzień kończy się wtedy najszybciej, bo już o godzinie 15:05, zmrok zapadłaby godzinę później, po 16:00. Na południowym zachodzie, gdzie z kolei Słońce zachodzi zimą najpóźniej, jasno byłoby jeszcze nawet krótko po godzinie 17:00.
Zyskalibyśmy dodatkową godzinę na zrobienie zakupów, odebranie dzieci ze szkoły czy też załatwienie spraw jeszcze w świetle dziennym, bez przymusu chodzenia po nocy. To właśnie rozwiązanie najczęściej wskazywali Polacy, decydując się na pozostanie w czasie letnim.
Problem może się pojawić jedynie o poranku, ponieważ Słońce wstawałoby godzinę później niż obecnie w okresie zimowym. Na południowym wschodzie jasno robiłoby się dopiero około 8:00, zaś na północnym zachodzie około 8:45.
Niektórzy twierdzą, że dzieci musiałyby zmierzać do szkoły jeszcze w ciemnościach, ale przecież obecnie często wracają do domu, gdy jest już po zmroku, o zajęciach pozalekcyjnych nie wspominając. Argument ten okazał się niewystarczający i dotyczący jedynie niewielkiej rzeszy uczniów.
Wolimy zmierzać do pracy w ciemnościach aniżeli z niej wracać do domu. Godzina dnia po południu większości z nas wynagradza przedłużające się ciemności o poranku, gdy tak naprawdę światła słonecznego nie potrzebujemy.
Czas zimowy przez cały rok
A jak wyglądałoby pozostanie na stałe w czasie zimowym? Wydaje się, że gdybyśmy w marcu nie przesunęli wskazówki godzinę wprzód, nic niedobrego by się nie stało, ale tylko pozornie. Z biegiem tygodni problem stałby się widoczny. Otóż w najdłuższe dni w roku, które przypadają na czas wakacji i letnich urlopów, dzień rozpoczynałby się o godzinę wcześniej niż dotychczas.
Na północno-wschodnich krańcach naszego kraju, gdzie Słońce wschodzi wówczas najwcześniej, następowałoby to już przed godziną 3:00, a jasno robiłoby się około 2:30. Większość z nas do pracy wychodzi między 5:00 a 8:00, więc wcześniejszy o godzinę wschód Słońca raczej nikomu by się nie przydał.
Każdy z nas zauważyłby natomiast wcześniejszy zachód Słońca. Latem, gdy chcemy, aby dzień trwał jak najdłużej, byłby on krótszy o całą godzinę, na rzecz zmarnowanej godziny dnia nad ranem.
W ten sposób mieszkańcy południowo-wschodnich regionów, gdzie dzień kończy się najszybciej, żegnaliby Słońce nie o 20:45, lecz już o 19:45. Pół godziny później byłoby ciemno. Odebrana godzina letniego dnia byłaby dla wielu z nas bolesna. Ograniczałaby bowiem naszą aktywność poza domem.
Tymczasem zimą żadnych zmian byśmy nie odczuli, Słońce wstawałoby i chowało się za horyzontem w tym czasie, jak ma to miejsce obecnie, a przecież chcielibyśmy wydłużyć sobie dzień, aby ciemności nie zapadały zanim nie wyjedziemy z pracy lub szkoły i zanim nie dotrzemy do domu.
Dlatego też dla przeciętnego Kowalskiego czas zimowy, obowiązujący przez cały rok, to kiepskie rozwiązanie. O wiele korzystniejsze będzie pozostanie na stałe w czasie letnim, co powyżej szczegółowo wytłumaczyliśmy.
Pomysł wojenny
Zmiana czasu podobnie jak większość wynalazków pierwszy raz została zastosowana na wojnie. W Niemczech i w Austro-Węgrzech podczas pierwszej wojny światowej, 30 kwietnia 1916 roku, przesunięto wskazówki zegara o godzinę w przód, a 1 października 1916 roku o godzinę w tył.
2 lata później czas letni wprowadzono również na Wyspach Brytyjskich oraz w USA. Obecnie co pół roku wskazówki przestawiają mieszkańcy prawie wszystkich większych krajów na świecie, ale co ciekawe nie dzieje się to wszędzie w tym samym czasie.
Każdy kraj zmienia czas o godzinie 2:00 lub 3:00 swojego czasu lokalnego, a więc jeszcze przez całą następną dobę mogą pojawiać się pewne niedogodności związane ze strefami czasowymi.
W Polsce czas zmieniano okresowo od 20-lecia międzywojennego, ale od 1977 roku robimy to już stale. W ostatnich latach coraz więcej krajów wycofuje się ze zmian czasu. Wśród nich znalazła się m.in. Rosja, która od 2014 roku pozostała na dobre w czasie zimowym.
Źródło: TwojaPogoda.pl
Fot. Pixabay.

https://www.twojapogoda.pl/wiadomosc/2023-02-21/dnia-przybywa-blyskawicznie-ile-zyskalismy-go-przez-2-miesiace-bedziesz-bardzo-zaskoczony/

 

Niektórzy posłowie chcą, abyśmy na stałe zostali w czasie zimowym. To najgorsze rozwiązanie.jpg

Niektórzy posłowie chcą, abyśmy na stałe zostali w czasie zimowym. To najgorsze rozwiązanie2.jpg

Niektórzy posłowie chcą, abyśmy na stałe zostali w czasie zimowym. To najgorsze rozwiązanie3.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Płoną lasy w argentyńskim Parku Narodowym Ibera - zdjęcia z satelity Landsat 9
2023-02-23. Piotr
Satelita Landsat 9 zarejestrował na zdjęciach pożary szalejące w północno-wschodniej Argentynie. Obszar nimi dotknięty jest bardzo istotny dla naszej planety i obejmuje szeroko pojętą dziką przyrodę. Jest to jednocześnie oficjalny Park Narodowy Iberá, który zamieszkują rzadkie gatunki zwierząt takich jak jaguary, kapibary i mrówkojady. Jest to park, który realizuje program „ponownego zdziczenia”, a więc przywrócenia stanu pierwotnego poprzez osadzenie na nim gatunków zwierząt wypędzonych chociażby przez działania człowieka.
Smutny obraz płonących terenów dzikiej przyrody zarejestrował dobrze znany Wam satelita Landsat 9. Misja Landsat realizowana jest przez NASA oraz United States Geological Survey. Jej celem jest gromadzenie obrazów Ziemi i wykorzystanie ich w rolnictwie, edukacji, biznesie, nauce oraz dla celów rządowych. Materiały gromadzone przez satelity Landsat wykorzystywane są ponadto do śledzenia skutków klęsk żywiołowych takich jak powodzie, pożary, susze, wybuchy wulkanów. Ponadto mają też ogromne znaczenie dla ludzkości, a więc obrazują skutki działań ludzi wpływających na Ziemię.

Zdjęcia wykonano 19 lutego 2023 roku i prezentują dym generowany przez pożary w północno-zachodniej części Parku Narodowego Iberá. Sztucznie barwione zdjęcie ułatwia odróżnienie niespalonych obszarów roślinnych (zieleń) od niedawno spalonych krajobrazów (brąz).
Park Narodowy Iberá to chroniony obszar obejmujący 1370 kilometrów kwadratowych terenów podmokłych i trawiastych utworzony w 2018 r. z gruntów nabytych przez grupy ochrony przyrody, a następnie przekazanych rządowi Argentyny.
Ten obszar Argentyny nie jest obcy pożarom. W ubiegłym roku w regionie Corrientes i okolicznych prowincjach spłonęło ponad 520 000 hektarów. Nie ulega jednak wątpliwości, że w 2022 r. i jak dotąd w 2023 r. aktywność pożarów w regionie była niezwykle wysoka.

Chociaż pochodzenie pożarów nie jest oczywiste, to wśród najbardziej prawdopodobnych przyczyn wskazuje się przedłużającą się suszę i wysokie temperatury. 13 lutego argentyńska Narodowa Służba Meteorologiczna wydała ostrzeżenia przed wysokimi temperaturami - w niektórych częściach środkowej i północnej Argentyny temperatura osiągnęła około 40°C. Brak deszczu przyczynił się także do dramatycznie mniejszych plony pszenicy, soi i innych upraw. Według naukowców WWA to spowodowane przez człowieka zmiany klimatu sprawiły, że ostatnie ekstremalne temperatury w regionie są aktualnie 60 razy bardziej prawdopodobne do wystąpienia.
Landsat 9 to satelita obserwacyjny Ziemi wystrzelony 27 września 2021 r. i posiada podobne zadania do poprzednika Landsat 8. Duża część wyposażenia tych satelitów jest taka sama lub zaktualizowana do nowszej wersji.
Zdjęcia wykonano 19 lutego 2023 roku i prezentują dym generowany przez pożary w północno-zachodniej części Parku Narodowego Iberá, fot. Landsat 9 - OLI-2
W niektórych częściach środkowej i północnej Argentyny temperatura osiągnęła około 40°C, 19 lutego 2023 r, fot. Landsat 9 - OLI-2

Sztucznie barwione zdjęcie ułatwia odróżnienie niespalonych obszarów roślinnych (zieleń) od niedawno spalonych krajobrazów (brąz)19 lutego 2023 r, fot. Landsat 9 - OLI-2
https://www.astronomia24.com/news.php?readmore=1286

Płoną lasy w argentyńskim Parku Narodowym Ibera - zdjęcia z satelity Landsat 9.jpg

Płoną lasy w argentyńskim Parku Narodowym Ibera - zdjęcia z satelity Landsat 9.2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prof. Benz: astronomia jest nadal popularna, bo przemawia do szerokiego odbiorcy
2023-02-23.
Astronomia jest ciągle popularna wśród laików, bo do obserwacji nieba nie potrzeba wiele. Jednak ze względu na kryzys gospodarczy, spowodowany m.in. przez pandemię, nauki podstawowe, w tym astronomię, mogą czekać chudsze lata – ocenił prof. Willy Benz w rozmowie z PAP.
Szwajcarski astrofizyk prof. Willy Benz zasiada w zarządzie Międzynarodowej Unii Astronomicznej (International Astronomical Union), pełni funkcję prezydenta elekta. Ta największa organizacja astronomiczna na świecie istnieje od 1919 r. W jej skład wchodzi ponad 80 krajów i ponad 13 tys. indywidualnych członków. Prof. Benz był gościem Światowego Kongresu Kopernikańskiego, który odbywał się od niedzieli do wtorku w Toruniu.
PAP zapytała naukowca, czy w jego ocenie astronomia jest nadal popularna wśród szerokiego odbiorcy.
"Astronomia jest popularna, bo do obserwacji nieba nie potrzeba wiele. Wychodzisz na zewnątrz, patrzysz do góry i widzisz niebo – gwiazdy, planety nawet gołym okiem, bo nie potrzebujesz teleskopu" – zwrócił uwagę.
"To jest coś, co przemawia do szerokiego odbiorcy. Każdy może przecież to zrobić. Nie trzeba być badaczem, nie trzeba mieć dużych instrumentów. Możesz oglądać niebo gołym okiem lub z pomocą małego teleskopu czy lornetki" – wskazał.
Dlatego, w jego ocenie, astronomowie mają łatwiej, jeśli chodzi o popularyzację swoich badań. "Zupełnie inaczej jest w przypadku fizyki cząstek elementarnych, gdzie potrzeba np. akceleratora (by je wykryć – PAP)" – zwrócił uwagę.
Prof. Benz powiedział, że astronomia jest wdzięcznym tematem do tego, aby zachęcać młode pokolenie, dzieci do zajęcia się naukami podstawowymi. Zwrócił również uwagę na to, że astronomia wyzwala wielkie pytania: gdzie jest nasze miejsce w Wszechświecie, czy ludzie i życie na Ziemi to coś wyjątkowego?
"To dziedzina, która przyciąga uwagę bardzo szybko wielu ludzi, bo każdy może mieć na ten temat swoje własne zdanie" – dodał.
Zapytany, czy zauważył zmniejszenie nakładów na astronomię, powiedział: "Nie widziałem znaków wskazujących na to". Zwrócił jednak uwagę na problem walki o stan ekonomii po pandemii na całym świecie.
"Myślę, że cięcia w nauce, w wielu jej domenach, dopiero są zaczynają" – ocenił. Powiedział, że skutki kryzysu dopiero staną się odczuwalne dla naukowców, bo państwa zadłużyły się, aby np. wspierać budżet i przyjdzie pora, by te długi spłacać.
Współczesna astronomia wymaga olbrzymich nakładów. Jak je uzasadnić? "Uważam, że nauki podstawowe przyczyniają się do postępu" – stwierdził naukowiec. I dodał, że społeczeństwa z większą wiedzą są po prostu bogatsze.
Przyznał, że astronomowie chcieliby mieć jeszcze potężniejsze teleskopy i urządzenia, ale ten głód potrzeb jest ciągły, a większe środki są zawsze mile widziane.
"Mamy jednak współpracę międzynarodową właśnie po to, aby budować duże instrumenty" – zauważył astrofizyk. Wskazał na przykład na projekt budowy Extremely Large Telescope (ELT), czyli Ekstremalnie Wielkiego Teleskopu.
Ze średnicą zwierciadła ponad 39 metrów będzie to największy teleskop optyczny świata. Polska jest zaangażowana w budowę tego teleskopu przyszłości finansowo, ponosząc część kosztów budowy. Ale polski wkład to nie tylko finanse. Nasze instytuty naukowe zaangażowane są w konsorcjum budujące spektrograf wysokiej rozdzielczości ANDES dla Ekstremalnie Wielkiego Teleskopu. Z kolei kontrakty przemysłowe przy budowie ELT są realizowane przez podmioty z naszego kraju.
Prof. Benz przypomniał, że urządzenie ma być oddane do użytku w 2028 r.
"Uruchomienie nowych instrumentów zawsze wiodło do odkryć, często niespodziewanych" – zauważył. W jego ocenie podobnie może być i z ELT, bo jego średnica jest kilkukrotnie większa od podobnych urządzeń używanych do tej pory.
Wspomniał też o Kosmicznym Teleskopie Jamesa Webba należącym do NASA. Zwrócił jednak uwagę na to, że wiele krajów partycypowało w tym przedsięwzięciu.
"Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba kosztował 10 mld dolarów, ale działa tak dobrze, że niemal wszyscy zapomnieli, ile kosztował" – zakończył prof. Benz.(PAP)
Autor: Szymon Zdziebłowski
szz/ joz/
Toruń, 20.02.2023. Astrofizyk prof. Willy Benz podczas Światowego Kongresu Kopernikańskiego w Toruniu. Fot. PAP/Tytus Żmijewski
https://naukawpolsce.pl/aktualnosci/news%2C95442%2Cprof-benz-astronomia-jest-nadal-popularna-bo-przemawia-do-szerokiego

Prof. Benz astronomia jest nadal popularna, bo przemawia do szerokiego odbiorcy.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prof. Bożena Czerny wygłosi Wykład im. Aleksandra Jabłońskiego
2023-02-23.
Co kwazary mówią nam o ciemnej energii - ten temat prof. Bożena Czerny przedstawi podczas prestiżowego Wykładu im. Aleksandra Jabłońskiego w Instytucie Fizyki UMK w Toruniu. Wykład odbędzie się online.
Uroczyste Wykłady im. Aleksandra Jabłońskiego organizowane są raz w roku przez Wydział Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej UMK w Toruniu. Do tej pory odbyło się ich 35, a tegoroczny będzie 36.
Wydarzenie odbędzie 23 lutego 2023 r. godz. 17.15. Wykład będzie dostępny za pomocą platformy Webex. Wykład był wcześniej zapowiadany w sali wykładowej w Instytutu Fizyki UMK, ale z uwagi na chorobę prelegentki odbędzie się w wersji online.
Wykład pt. "Co kwazary mówią nam o ciemnej energii" wygłosi prof. dr hab. Bożena Jadwiga Czerny z Centrum Fizyki Teoretycznej PAN. Zajmuje się m.in. badaniami kwazarów i aktywnych jąder galaktyk.
Oto treść zapowiedzi wykładu:
Wszechświat rozszerza się. Co więcej, jak pokazują obserwacje gwiazd supernowych, to rozszerzanie się przyspiesza,. Początkowo wydawało się, że za to przyspieszenie odpowiada stała kosmologiczna, której koncept wprowadził jeszcze Albert Einstein. Tak powstał standardowy model Wszechświata, który wyjaśnia wiele zjawisk jak powstawanie helu, czy później powstawanie galaktyk. Ostatnie pomiary wydają się jednak wskazywać na pewne problemy modelu, które być może wymagają zamiany koncepcji stałej kosmologicznej na coś ogólniejszego o nazwie ciemna energia, co może zmieniać się w czasie. Ewentualne potwierdzenie tych niezgodności wymaga dokładnych pomiarów tempa ekspansji Wszechświata z wykorzystaniem różnych metod pomiaru dla większej pewności. Jedną z takich metod jest pomiar zmienności aktywnych jąder galaktyk. Ich najjaśniejsi przedstawiciele - kwazary - są widoczni także z odległości większych niż gwiazdy supernowe. W trakcie wykładu zostanie przedstawiona metoda takich badań, najnowsze wyniki w tym zakresie oraz oczekiwania.
Bożena Czerny ukończyła studia z fizyki na Uniwersytecie Warszawskim. Doktorat z astrofizyki uzyskała w 1984 roku, habilitację w 1989 roku, a tytuł profesorski w 1996 roku. Przez długi czas pracowała w Centrum Astronomicznym im. Mikołaja Kopernika PAN w Warszawie, a od 2015 roku jest pracownikiem Centrum Fizyki Teoretycznej PAN w Warszawie.
W 2022 roku jako pierwsza Polka otrzymała nagrodę Europejskiego Towarzystwa Astronomicznego im. Lodewijka Woltjera za wkład w zrozumienie fizyki dysków akrecyjnych i obszarów powstawania szerokich linii emisyjnych w aktywnych jądrach galaktyk oraz badania nad ograniczeniami własności modelu kosmologicznego i ciemną energią.
Również w 2022 roku otrzymała Statuetkę Uranii. Wyróżnienia te zostały przyznane z okazji 100-lecia czasopisma osobom szczególnie zasłużonym dla "Uranii". „Urania” w obecnej formule przejęła formę „Postępów Astronomii”, którą w 1991 roku stworzyła właśnie prof. Czerny
Aleksander Jabłoński (1898-1980) to patron toruńskich fizyków. Był pierwszym profesorem fizyki, organizatorem badań i nauczania fizyki na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika. Wykłady im. Aleksandra Jabłońskiego są dorocznym świętem Wydziału Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej. Odbywają się od roku 1988 w urodziny Jabłońskiego.
Więcej informacji:
•    Wykład na platformie Webex
•    XXXVI Wykład im. Aleksandra Jabłońskiego
 
Opracowanie: Krzysztof Czart
Źródło: UMK
Plakat XXXVI Wykładu im. Aleksandra Jabłońskiego w dniu 23.02.2023 r. Źródło: UMK.
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/prof-bozena-czerny-wyglosi-wyklad-aleksandra-jablonskiego

Prof. Bożena Czerny wygłosi Wykład im. Aleksandra Jabłońskiego.jpg

Prof. Bożena Czerny wygłosi Wykład im. Aleksandra Jabłońskiego2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Habitat w AGH – kosmiczne symulacje w sercu polskiej uczelni
2023-02-23.
W Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie powstaje habitat. To wyspecjalizowane laboratorium umożliwi prowadzenie symulacji misji kosmicznych. Zlokalizowane w nowopowstającej siedzibie Centrum Technologii Kosmicznych miejsce będzie służyć rozwojowi oraz szkoleniu przyszłych kadr dla sektora inżynierii kosmicznej. Będzie też pierwszym na polskich uczelniach laboratorium, w którym studenci będą w praktyce testować rozwiązania w warunkach zbliżonych do misji księżycowych i marsjańskich.
W symulatorze bazy kosmicznej będą testowane m.in. nowe materiały do budowy baz kosmicznych, rozwiązania z obszaru nawigacji, telekomunikacji czy inżynierii biomedycznej. Jak wskazuje dr Agata Kołodziejczyk, współtwórczyni laboratoriom, a także twórczyni dwóch dotychczasowych habitatów w Polsce, pracująca na co dzień w Centrum Technologii Kosmicznych, habitat będzie poligonem doświadczalnym dla wszelkich badań, jakie zaprojektują studenci. Badane będą zatem także relacje i kwestie społeczne, dynamika grupy, sposoby podejmowania przez jednostki decyzji, podział ról i zadań.
Habitat będzie nakierowany na badanie sprzętu wykorzystywanego w misjach kosmicznych, w tym komponentów pokładowych z wykorzystaniem sztucznej inteligencji, ale także na przykład rozwiązań stosowanych do oczyszczania wody czy odprowadzania nieczystości. W bezpiecznych warunkach laboratoryjnych analizowane będą reakcje na sytuacje stresogenne, stymulacje nowymi bodźcami dźwiękowymi i wizualnymi, sposoby adaptacji do nowych, nieznanych warunków czy odcięcie od światła dziennego. Niezwykle wartościowa będzie także możliwość testowania nowych materiałów czy np. skafandrów kosmicznych i sprzętu wykorzystywanego w prawdziwych misjach. Dodatkowym elementem sprawdzanym w habitacie będzie umiejętność radzenia sobie przez uczestników z limitami w dostępie do energii, wody czy innych niezbędnych zasobów.
Wyposażenie i układ architektoniczny przestrzeni habitatu będą zmuszały uczestników misji do aktywności i działań w odmiennym niż na Ziemi układzie. Część zadań będzie możliwa do wykonania wyłącznie w pozycji głową w dół, co pozwoli symulować napływ krwi do głowy, jaki ma miejsce w stanie nieważkości. Aby lepiej odwzorować przestrzeń przystosowaną do braku grawitacji, habitat będzie wyposażony w podsufitowe drabiny, podwieszane przejścia czy wąskie tunele, które mają nawiązywać do warunków panujących na statkach kosmicznych.
W obiekcie zlokalizowane zostanie Centrum Kontroli Misji (Mission Control Room), w którym pracownicy i studenci Centrum Technologii Kosmicznych będą mogli nadzorować misje "wysłanych" przez AGH satelitów. Mission Control Room będzie także miejscem, w którym w sposób stały będzie można monitorować prace i aktywności podejmowane przez analogowych astronautów w habitacie. Osobny zespół kontrolujący będzie sprawdzał i monitorował m.in. rytm biologiczny uczestników oraz parametry związane z ich kondycją fizyczną i psychiczną. Aby możliwie wiernie odtworzyć warunki panujące na prawdziwej misji habitat AGH będzie podzielony na kilka oddzielnych sekcji, w której studenci będą spać, prowadzić badania, wieść życie codzienne - analogicznie jak na prawdziwej misji. Blisko 100 m2 habitatu będzie odciętych od światła słonecznego, a cała powierzchnia podzielona będzie na moduły: laboratoryjny, kuchenny, higieniczny, sypialny czy gimnastyczny.
Przeciętny planowany czas trwania misji to 7 dni, choć przewidywane są także dłuższe projekty. W tym czasie 6 uczestników będzie równocześnie prowadzić prace i badania w habitacie.
Dla studentów i naukowców z AGH biorących udział w symulacjach czas spędzony na takiej praktycznej edukacji będzie także okazją do zbierania materiałów do późniejszych publikacji czy rozwijania własnych projektów. – Dzięki stworzeniu od podstaw habitatu poszerzamy także naszą uczelnianą ofertę, z której z pewnością będą chcieli skorzystać naukowcy z całego świata, czy uczelnie zrzeszone w UNIVERSEH (przyp. UNIVERSEH – Europejski Uniwersytet Kosmiczny dla Ziemi i Ludzkości, projekt zrzeszający uczelnie z Europu, które zajmują się rozwijaniem badań i kształceniem z obszaru inżynierii kosmicznej). Warto pamiętać, że branża space rozwija się niezwykle dynamicznie, a możliwość odbycia analogowej misji kosmicznej jest dla naukowców nie tylko ciekawostką, ale przede wszystkim niezwykłym przywilejem oraz możliwością sprawdzenia tego, nad czym pracują w laboratoriach od lat. Habitat w AGH będzie także przykładem całkiem nowego modelu edukacji poprzez praktykę, i do tego pierwszym tego typu laboratorium na polskich uczelniach - podkreśla dr Kołodziejczyk.
Uczestnicy analogowych misji kosmicznych zdobędą w ten sposób cenne doświadczenie, które może przydać się im później w pracy w jednostkach związanych z rozbudową sektora kosmicznego, w tym m.in. w Europejskiej Agencji Kosmicznej, NASA czy innych największych laboratoriach świata typu CERN. W pierwszej kolejności z możliwości wzięcia udziału w symulacji misji kosmicznej będą mogli skorzystać studenci i pracownicy AGH działający aktywnie w kołach naukowych zajmujących się tematyką okołokosmiczną oraz studiujący nauki pokrewne. Nowy budynek Centrum Technologii Kosmicznych oddany będzie do użytku początkiem 2024 roku.
Polska jest unikalnym na skalę europejską krajem pod względem dostępnych laboratoriów, w których można symulować misje kosmiczne. W tej chwili aktywnie działają aż dwa habitaty. Laboratorium Lunares mieści się na północy Polski, a drugi to Analog Astronaut Training Center koło Krakowa, którego właścicielem jest dr Agata Kołodziejczyk, neurobiolożka, astrobiolożka, pomysłodawczyni i realizatorka powstania analogowych baz do symulacji misji kosmicznych w Polsce. Dr Kołodziejczyk pracowała wcześniej m.in. w Europejskiej Agencji Kosmicznej, jest członkinią zarządu World Research Center i dyrektorką Advanced Concepts w prywatnej agencji kosmicznej The Valles Marineris. Jest też autorką publikacji edukacyjnych i naukowych na temat biologii kosmicznej i neurobiologii.
 
Czytaj więcej:
•    Podcast popularnonaukowy na kanale Bunkier nauki (przez AGH w Krakowie): dr Agata Kołodziejczyk opowiada m.in. o habitatach oraz szansach dla ludzkości związanych z eksploracją kosmosu
•    Wakacje na marsie
•    Ukazała się książka dr Agaty Kołodziejczyk pt. „Kosmos w praktyce”
 
Źródło: CTK AGH  
Na zdjęciach: To wyspecjalizowane laboratorium umożliwi prowadzenie symulacji misji kosmicznych_wizualizacja_Centrum Technologii Kosmicznych AGH w Krakowie. Źródło: AGH
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/habitat-w-agh-kosmiczne-symulacje-w-sercu-kampusu-uczelni

Habitat w AGH – kosmiczne symulacje w sercu polskiej uczelni.jpg

Habitat w AGH – kosmiczne symulacje w sercu polskiej uczelni2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mieszkańcy Księżyca będą rolnikami. Mamy dla nich dwie wiadomości
2023-02-23.
Bogdan Stech
REDAKTOR
 Prędzej czy później osadnicy na Księżycu będą musieli zostać rolnikami. Problemem będzie jednak dostarczenie tam ziemi i nawozów. Wyniesienie w kosmos każdego kilograma ładunku kosztuje fortunę. Nowy projekt Europejskiej Agencji Kosmicznej ma opracować technologię, która pozwoli przetworzyć księżycową glebę w nawóz dla roślin.
Dla kolonistów Księżyca mamy dwie informacje. Dobra jest taka, że analiza próbek księżycowych, które w przeszłości wróciły na Ziemię, wykazała, że poza związkami azotu są w niej minerały niezbędne do wzrostu roślin. Zła wiadomość jest taka, że księżycowa gleba, czyli regolit, to sproszkowana skała, która w kontakcie z wodą staje się bardzo gęsta. Uniemożliwia to lub bardzo utrudnia kiełkowanie roślin i rozwój ich korzeni.
Uprawa hydroponiczna oferuje praktyczną alternatywę. Ten rodzaj uprawy roślin polega na zasilaniu korzeni bezpośrednio i ciągle wodą bogatą w składniki odżywcze, bez potrzeby stosowania gleby. W ten sposób rolnicy na Ziemi uprawiają już na masową skalę pomidory, ogórki i inne rośliny.
Nawóz z Księżyca
A co z księżycową glebą? Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) pracuje nad nawozem, który ma być otrzymywany właśnie z księżycowego pyłu. Chodzi o ekstrakcję składników mineralnych z regolitu.
ESA przedstawiła nawet wizualizację takiej kosmicznej fabryki. Po lewej stronie widać obszar gdzie mechanicznie sortowany i mielony będzie regolit. W module centralnym odbywać będzie się bardziej zaawansowana obróbka, takiej jak ługowanie. Na końcu wyekstrahowane składniki odżywcze byłyby rozpuszczane w wodzie i pompowane do ogrodu hydroponicznego.
Ta praca ma zasadnicze znaczenie dla przyszłej długoterminowej eksploracji Księżyca. Trwała obecność na Księżycu, będzie wymagała wykorzystania lokalnych zasobów i uzyskania dostępu do składników nawozów obecnych w księżycowym regolicie
- komentuje inżynier ds. materiałów i procesów ESA Małgorzata Hołyńska.
Co ciekawe, Solsys Mining, norweska firma, która zajmuje się przygotowaniem ludzi do eksploracji Kosmosu, i pracująca z ESA nad tym projektem, uprawiała już fasolę przy użyciu symulowanego księżycowego regolitu jako źródła składników odżywczych. Z powodzeniem.
Ogniwa słoneczne z księżycowego pyłu
To nie jedyny w ostatnim czasie pomysł na wykorzystanie regolitu. Aby długoterminowa obecność na Księżycu była opłacalna, potrzebujemy dużej ilości energii elektrycznej. Produkcja energii słonecznej wyłącznie przy użyciu zasobów księżycowych jest jednym z najwyższych priorytetów NASA przy planowaniu rozwoju infrastruktury Księżyc-Mars.
Dzisiaj wiemy już, że możemy tworzyć systemy zasilania na Księżycu bezpośrednio z materiałów, które istnieją wszędzie na jego powierzchni, bez specjalnych substancji sprowadzanych z Ziemi.
Taką technologię opracowała firma Blue Origin. Proces odbywający się w temperaturze 1600 stopni Celsjusza oczyszcza krzem do ponad 99,999 proc. Ten poziom czystości jest wymagany do stworzenia wydajnych ogniw słonecznych.
W surowym księżycowym środowisku normalne panele słoneczne przetrwałyby góra kilka dni. Dlatego Blue Origin wykorzystuje produkty uboczne technologii do wytwarzania specjalnych szkieł, które umożliwiają pracę ogniw słonecznych przez ponad dekadę.
Ponieważ technologia ta pozwala wytwarzać ogniwa słoneczne przy zerowej emisji dwutlenku węgla, bez użycia wody i bez toksycznych składników lub innych chemikaliów, ma ogromny potencjał, aby bezpośrednio przynieść korzyści Ziemi.
Projekt powstał jako pomysł zgłoszony za pośrednictwem Open Space Innovation Platform ESA w celu poszukiwania obiecujących nowych pomysłów na badania kosmiczne. Obecnie jest finansowany z elementu Discovery w ramach podstawowych działań ESA .
Wizja księżycowej fabryki nawozów.

Tak wyglądają ogniwa słoneczne wykonane z księżycowych skał.

Wizja księżycowej elektrowni.

https://spidersweb.pl/2023/02/mieszkancy-ksiezyca-beda-rolnikami.html

Mieszkańcy Księżyca będą rolnikami. Mamy dla nich dwie wiadomości.jpg

Mieszkańcy Księżyca będą rolnikami. Mamy dla nich dwie wiadomości2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łaziki marsjańskie nie potrafią znaleźć śladów życia nawet na Ziemi. O tych na Marsie możemy zapomnieć
2023-02-23. Radek Kosarzycki REDAKTOR
Kiedy pod koniec lat dziewięćdziesiątych XX wieku na Marsie lądował Sojourner, pierwszy łazik marsjański, miłośnicy astronomii wiedzieli, że oto na powierzchni planety stanęło pierwsze mobilne laboratorium, które może się przemieszczać w poszukiwaniu śladów obecności wody, a być może nawet obecnego i przeszłego życia. Od tego czasu na Marsa poleciały jeszcze większe od niego łaziki Spirit i Opportunity i znacznie większe Curiosity i Perseverance. Są to najwyższej klasy mobilne laboratoria zdolne do badania składu chemicznego gleby i poszukiwania tzw. biosygnatur. Gdzie zatem jest to życie?
To, że jesteśmy w stanie na Marsa wysłać tak zaawansowane urządzenia, jak napędzane generatorami radioizotopowymi laboratoria wielkości samochodu dostawczego, zdolne do pokonywania dziesiątek kilometrów po powierzchni planety, to prawdziwy cud. Oto roboty z Ziemi regularnie najeżdżają Czerwoną Planetę, a następnie buszują po jej powierzchni przez długie lata, a nawet dekady.
Smuci jednak w tym kontekście fakt, że jak dotąd mimo wyrafinowanych instrumentów nie odkryły one żadnych śladów obecności życia na Marsie. Wiadomo, że każdy - naukowiec czy nienaukowiec - liczył na to, że znajdziemy tam, jeżeli nie małe żyjątka, to chociaż mikroorganizmy, które różniłyby się diametralnie od tych, które znamy z powierzchni naszej planety. Tymczasem lata płyną, a na Marsie o życiu nawet nikt nie wspomina.
Czyżby zatem planeta ta była całkowicie pozbawioną życia kupą piachu i skał? Czy naprawdę najbardziej żyjącymi obiektami istniejącymi w całej trwającej 4,5 miliarda lat historii Marsa są łaziki wysłane tam z Ziemi?
Odpowiedzi na to pytanie nie ma, ale jest jednak coś, co daje nadzieję na to, że nie wszystko stracone i odkrycie życia na Marsie - przeszłego lub obecnego - może wciąż być przed nami.
Łaziki marsjańskie nie potrafią znaleźć życia nawet na Ziemi.
W najnowszym artykule naukowym opublikowanym w periodyku Nature Communications badacze postanowili zbadać zdolność odkrywania życia przez instrumenty zainstalowane w tym celu na pokładzie łazików marsjańskich. Trzeba przyznać, że wyniki tych eksperymentów są zaskakujące. Do badań wykorzystano próbki pobrane z dna wyschniętej delty rzecznej na pustyni Atacama w Chile. Owszem, obecnie jest to miejsce naprawdę nieprzyjazne dla życia, ale wciąż powinno kipieć życiem w porównaniu do czegokolwiek, co znajdziemy na powierzchni Marsa.
Analiza próbek za pomocą symulowanych wersji instrumentów znajdujących się na pokładzie łazika Curiosity oraz przygotowywanego do lotu łazika Rosalind Franklin wskazała, że żaden z tych instrumentów nie wykryłby konkretnych związków organicznych pochodzenia biologicznego. Mamy zatem problem - łazik wysyłany na Marsa w poszukiwaniu życia, nie odkryłby życia nawet w niektórych miejscach na Ziemi. Powstaje zatem pytanie, w jaki sposób te same instrumenty mają znaleźć ślady życia na Marsie i to takie pochodzące sprzed milionów lat.
Jeżeli odczuwacie teraz zawód, to spójrzcie na to w inny sposób. Gdyby łaziki z łatwością odkrywały życie na pustyni Atacama, a na Marsie nie widziałyby nic, to byłby to faktycznie dowód na to, że Mars to tylko sucha, bezduszna kula piachu. Skoro jednak łaziki nie widzą życia ani na Marsie, ani na Ziemi, to… życie na Marsie wciąż może istnieć, może wręcz siedzieć na samym łaziku, choć on nie jest w stanie go wykryć. To oznacza jedno: o tym, czy życie na Marsie jest dowiemy się więcej dopiero wtedy, kiedy pobrane przez łazik Perseverance próbki przylecą na Ziemię i trafią do dużych, specjalnie do tego przygotowanych laboratoriów. Być może czeka nas jednak jakieś zaskoczenie.
https://spidersweb.pl/2023/02/slepe-laziki-marsjanskie.html

 

Łaziki marsjańskie nie potrafią znaleźć śladów życia nawet na Ziemi. O tych na Marsie możemy zapomnieć.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W środku szklanej kuli polecisz do stratosfery. Japończycy mają świetny pomysł na loty (prawie) w kosmos
2023-02-23. Radek Kosarzycki REDAKTOR
Mówi się, że jeżeli człowiek nie poleci na wysokość co najmniej stu kilometrów, to żaden z niego astronauta i w kosmosie nie był, nic nie widział. Od strony umownej definicji granicy kosmosu jest to prawda. Tak zwana linia Karmana znajdująca się na tej właśnie wysokości uważana jest międzynarodowo za taką granicę. Czy jednak na tej wysokości znajduje się punkt, po przekroczeniu którego zmienia się spojrzenie na świat? Oczywiście nie. Jakby nie patrzeć, jest to tylko umowna granica.
Nie jest bowiem tak, że na wysokości 99 kilometrów spoglądając na horyzont widzimy prostą kreskę, a kilometr wyżej nagle zobaczymy krzywiznę Ziemi. Analogicznie nie jest też tak, że poniżej linii Karmana oddychamy powietrzem, a powyżej znajdujemy się w próżni przestrzeni kosmicznej. Zresztą jak już wspominałem gdzie indziej, ta próżnia to wcale nie próżnia.
Przypomnijcie sobie ostatni raz kiedy lecieliście samolotem pasażerskim. Pamiętacie ile czasu trzeba było, aby schodząc z wysokości przelotowej zejść tak nisko, aby od góry dotknąć chmur? Jeżeli akurat nie lecieliście w cumulonimbusach, które faktycznie mogą sięgać bardzo wysoko (nawet wyżej niż na przeciętnej wysokości przelotowej samolotu pasażerskiego), to istnieje duża szansa, że podczas zniżania trzeba było kilkudziesięciu minut, aby dotrzeć z wysokości 10 kilometrów na wysokość, na której samolot zanurza się od góry w chmury.
Odrzutowy samolot pasażerski zazwyczaj większą część trasy pokonuje na wysokości 9-12 kilometrów. Już na tej wysokości, obserwując powierzchnię Ziemi z góry zyskujemy nowe spojrzenie na wszystko, co dzieje się na powierzchni. Im wyżej polecimy, tym widok ten stanie się bardziej przejmujący i skłaniający do refleksji. Na wysokości 100 kilometrów z pewnością jest on unikalny, ale czy pomiędzy 10 a 100 kilometrów nie ma miejsca na coś jeszcze?
Wyobraźcie sobie, że nie jesteście miliarderami i nie macie do wyrzucenia kilku, kilkudziesięciu milionów dolarów na krótki lot w kosmos. Wierzę, że uda wam się to sobie wyobrazić. Znajdujecie zatem firmę, która podobne wrażenia zapewni wam za ułamek tej ceny, powiedzmy kilkadziesiąt, kilkaset tysięcy dolarów. Tak, tak, wiem. To wciąż bardzo dużo pieniędzy. Ale spójrzcie na to z innej strony: już wkrótce tyle będzie trzeba wydać na przeciętny samochód osobowy.
Taką firmą może być startup stworzony przez Keisuke Iwaya z Japonii. Jego plan jest stosunkowo prosty: wyprawa na wysokość 25 kilometrów w dwuosobowej, niemal całkowicie przeszklonej kapsule podczepionej do balona. W środku kapsuły są jedynie dwa wygodne fotele, z których będzie można podziwiać powierzchnię Ziemi, bezkres nieba i delikatny - aczkolwiek wystarczająco wyraźny - zarys krzywizny Ziemi.
Oczywiście zwolennicy teorii płaskiej Ziemi z pewnością uznają, że krzywizna ta wynika z tego jak szkło kapsuły wypacza rzeczywistość, ale nie oszukujmy się, kogo w ogóle obchodzi co oni myślą. Nie nasz cyrk, nie nasze małpy.
Warto tutaj zauważyć, że pierwsze loty testowe planowane są już za kilka miesięcy i będą realizowane nad terytorium Japonii. Pierwsze bilety będą kosztowały ok. 180 tyś. dol., ale firma przekonuje, że z czasem koszt spadnie do „jedynie” kilkudziesięciu tysięcy dolarów. Co za to można dostać? Podróż balonem na wysokość 25 kilometrów potrwa około dwóch godzin. Można tam podziwiać świat i kosmos przez kolejną godzinę, a następnie przez kolejną godzinę bezpiecznie wrócić na powierzchnię Ziemi.
Zważając na to, że lot rakietą firmy Blue Origin na wysokość 105 km od momentu startu do lądowania trwa ok. 10 minut, to japońska oferta wydaje się całkiem atrakcyjna. Owszem, nie doświadczymy podczas tego lotu stanu nieważkości, ale co sobie pooglądamy to nasze.
https://spidersweb.pl/2023/02/szklana-kula-w-kosmos.html

W środku szklanej kuli polecisz do stratosfery. Japończycy mają świetny pomysł na loty (prawie) w kosmos.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zrobił selfie z balonem na wysokości 21 km. To zdjęcie przejdzie do historii
2023-02-23. Bogdan Stech REDAKTOR
Niesamowite i zapierające dech w piersiach zdjęcie zrobił sobie z balonem podejrzewanym o szpiegowstwo pilot amerykańskiego samolotu U-2. Spotkanie i fotografia przejdą do historii lotnictwa.
Balon, który przeleciał na początku lutego 2023 r. nad terytorium USA, po czym został zestrzelony przez amerykański myśliwiec F-22, wzbudził niemałą sensację na całym świecie.

Przedstawiciele rządu USA potwierdzili, że co najmniej dwa samoloty rozpoznawcze U-2S Dragon Lady zostały użyte do zebrania danych na temat balonu, gdy znajdował się on nad środkowym zachodem Stanów Zjednoczonych. Pułap, jaki mogą osiągać samoloty U-2S, przekracza 21 km, co pozwoliło pilotowi na obserwację balonu ze stosunkowo bliskiej odległości, w tym z góry.
Aparatura elektroniczna na pokładzie samolotu mogła zagłuszać lub monitorować emisje radiowe z balonu, także transmisje danych skierowane w górę, w kierunku satelitów komunikacyjnych.

Pilot jednego z U-2 wykazał się poczuciem humoru i zrobił sobie selfie z balonem. Na zdjęciu widać też cień samolotu. Zauważycie go na powłoce balonu. Widać też, że U-2S znajduje się znacznie wyżej nad balonem.
Skąd pochodził balon. Początkowo w świat poszła narracja, że przelatujące nad Stanami Zjednoczonymi i Kanadą balony należą do Chin. 16 lutego prezydent Joe Biden, stwierdził, że trzy balony nie były ani chińskie, ani szpiegowskie, lecz należały do prywatnych firm realizujących misje badawcze. Trudno zatem przypisać stuprocentowo "narodowość" rzeczonemu obiektowi, który sfotografował pilot.
Lockheed U-2, nazywany Dragon Lady, to amerykański jednosilnikowy samolot rozpoznawczy przeznaczony do lotów na dużych wysokościach. Znajduje się na wyposażeniu Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych (USAF), a wcześniej Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA). Samolot umożliwia gromadzenie danych wywiadowczych w dzień i w nocy, na dużej wysokości (maksymalny pułap 21 300 metrów) w każdych warunkach pogodowych .
Pierwszy lot U-2 odbył się w 1955 r. Podczas zimnej wojny samolot latał nad Związkiem Radzieckim , Chinami, Wietnamem i Kubą. W 1960 r. Gary Powers został zestrzelony w U-2C nad Związkiem Radzieckim pociskiem ziemia-powietrze. Major Rudolf Anderson Jr. został zestrzelony w U-2 podczas kryzysu kubańskiego w 1962 r.
U-2 brały udział w konfliktach w Afganistanie i Iraku oraz wspierały kilka międzynarodowych operacji NATO. U-2 był również używany do badań naukowych. U-2 jest jednym z nielicznych typów samolotów, które służyłą w USAF przez ponad 50 lat, obok Boeing B-52, Boeing KC-135, Lockheed C-130 i Lockheed C-5. Najnowsze modele (w tym U-2S) weszły do służby w latach 80 ubiegłego wieku, a najnowszy model U-2S przeszedł modernizację w 2012 r.

U-2S nad balonem

Samolot U-2


https://spidersweb.pl/2023/02/selfie-z-balonem-szpiegowskim.html

Zrobił selfie z balonem na wysokości 21 km. To zdjęcie przejdzie do historii.jpg

Zrobił selfie z balonem na wysokości 21 km. To zdjęcie przejdzie do historii2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Naukowcy z Europy i Chin przygotowują wspólną misję
2023-02-23. Wojciech Kaczanowski
W ostatnim czasie naukowcy z Europejskiego Centrum Badań i Technologii Kosmicznych (ESTEC) przeprowadzili wspólnie z badaczami z Chińskiej Akademii Nauk (CAS) serię testów polegających na integracji urządzenia SMILE z adapterem ładunku użytecznego dla systemu nośnego Vega-C. Według obecnych planów, start misji mającej na celu wyniesienie na orbitę omawianego satelity odbędzie się w kwietniu 2025 r.
W lutym br. zespół naukowców z Europejskiego Centrum Badań i Technologii Kosmicznych (ESTEC), który jest jednym z oddziałów ESA z siedzibą w holenderskim Noordwijk, przeprowadził wspólnie z badaczami z Chińskiej Akademii Nauk (CAS) serię testów integracyjnych satelity SMILE z adapterem ładunku użytecznego dla rakiety Vega-C. To pierwszy raz, kiedy chiński zespół przeprowadził takie testy w jednej z oddziałów ESA.
W ramach badań naukowcy zajęli się w dwukrotnym testem dokowania satelity do adaptera ładunku użytecznego, separacją oraz testem zderzenia, sprawdzającym wytrzymałość urządzenia. Wynik testu zweryfikował tym samym dopasowanie satelity SMILE z systemem nośnym od firmy Arianespace oraz niezawodność mechanizmu separacji. Warto zauważyć, że oprócz naukowców z ESA oraz CAS, w testach uczestniczyli także inżynierowie firm Arianespace oraz Airbus.
Zgodnie z dalszymi planami rozwojowymi, zespół specjalistów z Chin i Europy uda się na kolejne testy w kwietniu tego roku do Hiszpanii, a także do Niemiec w maju i wrześniu. Według najnowszych informacji podanych przez chińską stronę projektu, misja SMILE powinna wyruszyć w kwietniu 2025 r. i potrwać trzy lata.
Solar wind Magnetosphere Ionosphere Link Explorer (SMILE) to wspólna misja naukowa Chińskiej Akademii Nauk (CAS) i Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), która będzie badać środowisko magnetyczne Ziemi (magnetosferę) w skali globalnej. Pozwoli naukowcom na pełniejsze zrozumienie interakcji Słońce-Ziemia, a zrobi to przez obserwowanie przepływu naładowanych cząstek wyrzucanych ze Słońca w przestrzeń międzyplanetarną (wiatr słoneczny) i badanie ich interakcji z przestrzenią wokół naszej planety.
Misja została wybrana w 2015 roku spośród 13 wspólnych propozycji chińsko-europejskich. SMILE pierwotnie celował w start na rakiecie Vega-C z europejskiego kosmodromu w Kourou w 2021 roku, ale napotkał na swojej drodze szereg opóźnień. Realizowany projekt naukowy może być jednym z kilku w ramach współpracy pomiędzy ESA i CAS. Z dostępnych informacji wynika, że chińskie zespoły naukowców rozpoczęły badania nad niektórymi propozycjami, w tym nad misją Discovering the Sky at the Longest Wavelength (DSL), która zakłada wysłanie zestawu 10 małych satelitów na orbitę księżycową, używając Srebrnego Globu jako osłony przed zakłóceniami z Ziemi do badania słabych sygnałów z wczesnego Wszechświata.
Warto jednak zaznaczyć, że w ostatnim czasie byliśmy świadkami osłabnięcia współpracy na linii ESA-Chiny w domenie kosmicznej. W ostatnim czasie w Paryżu miała miejsce konferencja prasowa przedstawicieli Europejskiej Agencji Kosmicznej. W trakcie wydarzenia Josef Aschbacher, dyrektor generalny ESA, oświadczył, że Agencja nie ma obecnie środków, ani politycznej woli na uczestniczenie przy projekcie chińskiej stacji kosmicznej Tiangong i nie wyśle na nią swoich astronautów. Pomimo tego jednak, ESA kontynuuje współpracę w ramach niektórych projektów naukowych.
Fot. National Space Science Center, CAS
Fot. National Space Science Center, CAS

SPACE24
https://space24.pl/nauka-i-edukacja/naukowcy-z-europy-i-chin-przygotowuja-wspolna-misje

Naukowcy z Europy i Chin przygotowują wspólną misję.jpg

Naukowcy z Europy i Chin przygotowują wspólną misję2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Radar NASA uchwycił szczegółowy obraz nietypowej, podłużnej asteroidy
2023-02-23. Franek Badziak
Asteroida (2011 AG5) o wyjątkowo wydłużonym kształcie została uchwycona przez Radar Planetarny NASA. Dnia 3 lutego bieżącego roku asteroida ta znajdowała się w odległości ponad 1.78 miliona kilometra od Ziemi (1.2 odległości Ziemia- Słońca). W czasie tego przelotu, naukowcy z Jet Propulsion Laboratory dokonali pomiarów, które pozwoliły im oszacować jej prędkość, rotację i rozmiar. Stwierdzili także, że nie ma ryzyka, aby 2011 AG5 weszła w kolizję z naszą planetą.
Względnie nieduża odległość dała naukowcom NASA pierwszą szansę, aby szczegółowo przyjrzeć się tej asteroidzie, odkąd została odkryta w 2011 roku. Jak się okazało, dzięki 70-cio metrowej antenie Goldston Solar System Radar w ośrodku Deep Space Network w Kaliforni, obiekt ten ma 500 metrów długości i około 150 metrów szerokości – rozmiar porównywalny z nowojorskimi wieżowcami.
Jak mówi Lance Benner, główny naukowiec z Jet Propulsion Laboratory, który pomógł poprowadzić badania 2011 AG5, “Spośród 1 040 obiektów w pobliżu Ziemi, zaobserwowanych przez radar planetarny [Goldston], ten ma najbardziej podłużny kształt.” Wskazuje to niewątpliwie na nietypowość tej asteroidy.
Obserwacje przy użyciu radaru Goldstone miały miejsce od 29 stycznia do 4 lutego – uchwyciły wtedy również szereg innych detali. Nie tylko asteroida ta ma pewne wklęśnięcie na jednej z dwóch półkul, lecz cechuje się także niejednorodnym układem kolorów. Jej delikatnie jaśniejsze i ciemniejsze obszary mogą wskazywać na różnice w jej składzie mineralnym. Co ciekawe, gdyby 2011 AG5 została zaobserwowana ludzkim okiem, zdawałaby się czarna niczym węgiel. Obserwacje z tego teleskopu potwierdziły także wolne tempo rotacji tej asteroidy – okres jej obrotu wynosi 9 godzin.
Poza lepszym zrozumieniem wyglądu zewnętrznego tej asteroidy, radar Goldstone pomógł naukowcom w Centrum Badań Obiektów Blisko Ziemii NASA (Center for Near Earth Object Studies (CNEOS) oszacować orbitę 2011 AG5. Okazało się, że jest ona eliptyczna, a okres jej obiegu wokół Słońca to około 621 dni. Ponadto, oszacowano, że najbliżej Ziemi asteroida znajdzie się w 2040 roku, kiedy to jej odległość do naszej planety wyniesie około 1.1 miliona kilometrów (ponad trzykrotnie większa odległość od dystansu między Ziemią a Księżycem) – nie ma się więc czego obawiać.
Źródła:
Ian J. O’Neill, "NASA’s Planetary Radar Captures Detailed View of Oblong Asteroid"
23 lutego 2023
Sześć obrazów asteroidy 2011 AG5, uzyskanych dzięki radarowi planetarnemu NASA. Jest to obiekt o najbardziej wydłużonym kształcie zaobserwowany dotychczas tą metodą.
https://astronet.pl/uklad-sloneczny/radar-nasa-uchwycil-szczegolowy-obraz-nietypowej-podluznej-asteroidy/

Radar NASA uchwycił szczegółowy obraz nietypowej, podłużnej asteroidy.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba odkrywa detale Gromady Pandora
2023-02-23. Amelia Staszczyk  
Astronomowie ujawnili najnowszy obraz głębokiego nieba wykonany przez Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba, zawierający niedostrzeżone dotąd szczegóły w rejonie kosmosu zwanym Gromadą Pandora (inaczej Abell 2744). Widok z Webba ukazuje trzy gromady galaktyk zbliżające się do siebie, aby utworzyć supergromadę. Łączna masa tych gromad tworzy silną soczewkę grawitacyjną – naturalny efekt powiększający. Wykorzystując gromadę jak soczewkę powiększającą, możemy prowadzić obserwacje odległych galaktyk wczesnego Wszechświata.
Dotychczas tylko centrum Gromady Pandora było szczegółowo badane przez Kosmiczny Teleskop Hubble’a. Mając do czynienia z wydajnymi przyrządami do podczerwieni oraz szerokim, mozaikowym widokiem na liczne soczewki grawitacyjne, celem astronomów było osiągnięcie równowagi między szerokością i głębią, która przesunie granicę kosmologii i badań ewolucji galaktyk.
„Starożytny mit o Pandorze traktuje o ludzkiej ciekawości i odkryciach, które czynią przeszłość różną od przyszłości, co uważam za trafne nawiązanie do nowego spojrzenia na Wszechświat, które umożliwia Webb, w tym na samą Gromadę Pandora” – powiedziała Rachel Bezanson, astronom na Uniwersytecie w Pittsburghu, kierownik naukowy programu UNCOVER (ang. Ultradeep NIRSpec and NIRCam ObserVations before the Epoch of Reionization) badającego wspomniany wyżej region.
„Gdy ujęcia Gromady Pandora po raz pierwszy zostały dostarczone przez Webba, prawdę mówiąc, byliśmy zdumieni” – powiedziała Bezanson – „Widocznych było tak wiele szczegółów pierwszoplanowej gromady, jak również tych odległych, poddanych soczewkowaniu galaktyk. Zatraciłam się w tym obrazie. Webb przekroczył nasze oczekiwania”
Nowy widok na Gromadę Pandora to złożenie czterech zdjęć, które tworzą panoramiczny obraz, ukazujący niemal 50 tys. źródeł bliskiej podczerwieni. Oprócz powiększania soczewkowanie grawitacyjne powoduje również zniekształcenie wyglądu odległych galaktyk, dlatego znacznie różnią się one od tych na pierwszym planie. Soczewkujące gromady galaktyk są tak masywne, że zakrzywiają one przestrzeń samą w sobie na tyle, aby światło przechodzące przez tą przestrzeń też doznało zakrzywienia.
W obrębie soczewki grawitacyjnej po lewej u dołu zdjęcia,Webb uchwycił setki odległych galaktyk poddanych soczewkowaniu, które wyglądają jak wyblakłe, zakrzywione linie. Po powiększeniu, w tym rejonie ujawnia się ich coraz więcej. Nigdy nie zostały one uchwycone przez Kosmiczny Teleskop Hubble’a.
„Gromada Pandora taka, jaka została sfotografowana przez Webba, ukazuje nam lepsze obrazy od tych które kiedykolwiek wcześniej zaobserwowaliśmy” – powiedział Labbe – „Moją pierwszą reakcją na zdjęcie było uznanie go za tak piękne, że wyglądało na symulacje formowania się galaktyk. Musieliśmy przypomnieć sobie, że to autentyczne dane i pracujemy już w nowej erze astronomii”
Zespół projektu UNCOVER użył NIRCam, aby uchwycić gromadę przy 4 do 6 godzinnej ekspozycji i całkowitym czasie obserwacji wynoszącym 30 godzin. Następny krok to skrupulatne przejrzenie danych obrazowych i wybranie galaktyk do dalszych obserwacji przez NIRSpec. Dostarczą one precyzyjnych pomiarów odległości oraz innych szczegółowych informacji o strukturze galaktyk-soczewek, które rzucą nowe światło na gromadzenie się galaktyk we wczesnym Wszechświecie oraz ich ewolucję. Zespół UNCOVER przewiduje wykonanie ich latem 2023 roku.
Do dnia dzisiejszego wszystkie dane fotometryczne NIRCam zostały upublicznione, aby inni astronomowie zapoznali się z nimi i zaplanowali swoje własne badania naukowe oparte na danych z Teleskopu Webba.
„Dokładamy wszelkich starań, aby pomóc społeczności astronomicznej jak najlepiej wykorzystywać dane z Webba” – powiedział Gabriel Brammer z instytutu badawczego Cosmic Dawn Center Uniwersytetu Kopenhaskiego, współtwórca UNCOVER – „To tylko początek wszystkich niesamowitych, nadchodzących odkryć dokonanych dzięki Webbowi”
Ujęcia mozaiek i katalog źródeł na temat Gromady Pandora (Abell 2744) dostarczone przez UNCOVER zestawiają ze sobą ogólnodostępne dane Teleskopu Hubble’a oraz fotometrię Webba z trzech wczesnych programów obserwacyjnych: JWST-GO-2561, JWST-DD-ERS-1324 i JWST-DD-2756.
Korekta – Matylda Kołomyjec
Źródła:
nasa.gov: Jamie Adkins; NASA’s Webb Uncovers New Details in Pandora’s Cluster
23 lutego 2023
Astronomowie szacują, iż na powyższym zdjęciu, wykonanym przez JWST, ukazanych jest blisko 50 tys. źródeł bliskiej podczerwieni. Wyemitowane przez nie światło pokonało różne odległości aż do detektorów teleskopu. Oddaje to bezmiar kosmosu. Źródło: NASA, ESA, CSA, Ivo Labbe (Swinburne), Rachel Bezanson (University of Pittsburgh) IMAGE PROCESSING: Alyssa Pagan (STScI)


https://astronet.pl/wszechswiat/kosmiczny-teleskop-jamesa-webba-odkrywa-detale-gromady-pandora/

 

Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba odkrywa detale Gromady Pandora.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odkryli galaktyki, które nie powinny istnieć
2023-02-23.
Astronomowie analizujący dane z Teleskopu Jamesa Webba odnaleźli niezwykle masywne galaktyki w młodym Wszechświecie. Odkrycie zmusza do zmiany modeli kosmologicznych.
Analizując pierwszy pakiet danych obserwacyjnych z Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba astronomowie zaobserwowali niezwykłe galaktyki. Obiekty te powstały około 600 milionów lat po Wielkim Wybuchu. Wszechświat miał wtedy około 3% swojego obecnego wieku. Ich masa zbliżona jest do masy Drogi Mlecznej. Według powszechnie wykorzystywanych modeli, gwiazdy i gromady gwiazd powstały w pierwszych 400 milionach lat istnienia Kosmosu, ale dopiero znacznie później uformowały się z nich masywne galaktyki. Odkrycie jest sprzeczne z obecnymi modelami kosmologicznymi i może zmusić astronomów do napisania historii Wszechświata na nowo.

Analiza światła odkrytych galaktyk wykazała, że znajdują się w nich duże ilości dojrzałych, masywnych gwiazd. Z kolei masa gwiazd jest około 100 razy większa niż przewidywano odnaleźć w młodym Wszechświecie.
,, Po raz pierwszy zajrzeliśmy do bardzo wczesnego Wszechświata i nie mieliśmy pojęcia, co znajdziemy.
Joel Leja, Uniwersytet Penn State
- Okazuje się, że znaleźliśmy coś tak nieoczekiwanego, że faktycznie tworzy problemy dla nauki. Poddaje w wątpliwość cały obraz formowania się wczesnych galaktyk - dodaje Joel Leja. Wyniki badań astronomów zostały opublikowane w czasopiśmie ,,Nature” 22 lutego 2023 roku.
Nie można wykluczyć, że galaktyki i gwiazdy zaobserwowane przez astronomów są w rzeczywistości czymś innym niż się wydaje. Gwiazdy we wczesnym Wszechświecie mogły emitować światło o innej charakterystyce w związku z brakiem ciężkich pierwiastków w składzie. Obiekty te mogą być również przysłonięte przez supermasywne czarne dziury, co zakłóca pomiar masy.
,, Odkrycie, że formowanie się masywnych galaktyk zaczęło się bardzo wcześnie w historii Wszechświata, wywraca do góry nogami to, co wielu z nas uważało za ustaloną wiedzę.
Joel Leja, Uniwersytet Penn State
Joel Leja wyjaśnia, że galaktyki odkryte przez zespół są tak masywne, że są niezgodne z 99% modelami kosmologicznymi. Uwzględnienie tak dużej ilości masy wymagałoby albo zmiany modeli ewolucji Wszechświata, albo rewizji naukowego rozumienia formowania się galaktyk. Astronom komentuje, że każdy scenariusz wymaga fundamentalnej zmiany w naszym rozumieniu tego, jak formował się Kosmos.

Zdjęcia, które umożliwiły odkrycie niezwykłych galaktyk, zostały wykonane przez kamerę Near Infrared Camera (NIRCam) Teleskopu Jamesa Webba w ramach programu Cosmic Evolution Early Release Science (CEERS). Astronomowie planują przeprowadzenie dokładnych badań obiektów z wykorzystaniem spektroskopu Webba. Badanie to pozwoli na dokładniejsze określenie składu i wieku gwiazd w galaktykach, a także zweryfikowanie odległości w jakiej się od nas znajdują.
źródło: "Nature" "phys.org" "space.com"
Zaobserwowane masywne galaktyki w młodym Wszechświecie. Fot. NASA, ESA, CSA, I. LABIE
TVP INFO
https://nauka.tvp.pl/66530827/odkryli-galaktyki-ktore-nie-powinny-istniec

Odkryli galaktyki, które nie powinny istnieć.jpg

Edytowane przez Paweł Baran
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kosmos „przeprogramowuje” ludzki mózg
2023-02-23.ŁZ.MNIE.
Mózgi astronautów, którzy dłuższy czas przebywają w kosmosie, ulegają „przeprogramowaniu”. Pojawiają się zmiany w połączeniach nerwowych – ustalili naukowcy z Uniwersytetu w Antwerpii w Belgii. Badanie zlecono na potrzeby projektu Europejskiej Agencji Kosmicznej i rosyjskiej agencji Roskosmos – informuje TVP Nauka.
Ewolucyjnie człowiek jest stworzony do życia w polu grawitacyjnym Ziemi. Brak grawitacji wpływa na ciało i mózg.
Już wcześniej było wiadomo, że podczas długotrwałego przebywania w kosmosie następuje utrata gęstości kości czy masy mięśniowej. Pobyt poza Ziemią może także wywołać niedokrwistość – wskazuje TVP Nauka.
Nowe badanie naukowców rzuca nieco więcej światła na zachowanie mózgu podczas lotu kosmicznego trwającego średnio 172 dni. Polegało na zbadaniu mózgów kosmonautów za pomocą dyfuzyjnego rezonansu magnetycznego, który wykorzystuje w obrazowaniu ruchy cząsteczek wody w przestrzeni zewnątrzkomórkowej.
Badania wykonywano przed lotem, zaraz po powrocie na Ziemię oraz siedem miesięcy po zakończeniu lotu.
Odnaleziono zmiany w połączeniach komórek nerwowych w kilku obszarach odpowiadających za ruch. Obszary motoryczne to ośrodki inicjujące ruch – w stanie nieważkości mózg musi się dostosować do zmienionego otoczenia ze względu na inne działania ruchowe podejmowane przez astronautę.
Mózg jest „przeprogramowywany” – tłumaczy dr Andrei Doroshin z Uniwersytetu Drexel.
Naukowcy wskazują, że zmiany były widoczne nawet siedem miesięcy po powrocie na Ziemię. Co więcej, ujawniają, że zmiany w mózgu zachodzą w komorach graniczących z ciałem modzelowatym, częścią łączącą obie półkule.
Ustalono, że komory, w których występuje płyn, na skutek przebywania w kosmosie rozszerzają się. Jest to wywoływane przez przesunięcia sąsiadującej tkanki nerwowej.
Zmienia się więc kształt w mózgu, a nie, jak początkowo sądzono, następują zmiany strukturalne.
TVP Nauka zwraca uwagę, że badanie uświadamia potrzebę zrozumienia jaki wpływ na ciało człowieka ma lot kosmiczny. To można osiągnąć przez długotrwałe badania wpływu stanu nieważkości na mózg.
Na razie nie wiadomo, jednak jakie rezultaty przyniosą – oceniono. Mózg jest plastycznym organem, który potrafi się dostosowywać zarówno budową jak i funkcją w ciągu całego życia. Wcześniejsze badania dowodziły, że podczas pobytu w kosmosie zmienia się zarówno struktura jak i działanie mózgu.
Lot kosmiczny ma wpływ na ciało człowieka (fot. ESA)
TVP INFO
https://www.tvp.info/66528175/nauka-biologia-kosmos-przeprogramowuje-ludzki-mozg-naukowcy-z-uniwersytetu-w-antwerpii-w-belgii

Kosmos przeprogramowuje ludzki mózg.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Katalog Caldwella: C21
2023-02-24. Amelia Staszczyk
O obiekcie:
C21 to nieregularna galaktyka karłowata oddalona o 12,5 miliona lat świetlnych od Ziemi. Procesy formowania się w niej gwiazd są tak rozległe i intensywne, że astronomowie nazywają ją galaktyką gwiazdotwórczą. Obiekt odkrył astronom William Herschel w 1788 roku. Caldwell 21 rozciąga się na blisko 20 tys. lat świetlnych w przestrzeni kosmicznej – ta zdumiewająca odległość stanowi jedynie piątą część średnicy naszej Galaktyki.
O ile formowanie się gwiazd zazwyczaj ogranicza się do gęstych regionów w pobliżu centrum, w przypadku C21 aktywność gwiazdotwórcza sięga aż do krańców galaktyki. Możliwe, że procesy te spowodowane kolizją z inną galaktyką, może nawet kilkoma. Z racji, iż jest ona na tyle blisko, że może być szczegółowo obserwowana, Caldwell 21 umożliwia wnikliwe zbadanie czynników, które kształtowały galaktyki we wczesnym Wszechświecie.
Masywne gwiazdy żyją krócej, ponieważ szybko spalają swoje paliwo nuklearne. Gdy wyczerpuje się paliwo, umierają w gwałtownej eksplozji. Gwiazdy o średniej masie, takie jak Słońce, żyją około 10 miliardów lat i ich kres jest o wiele mniej drastyczny – stopniowo wyrzucają swoje zewnętrzne warstwy gazu, które następnie tworzą mgławicę.
Zaawansowana Kamera Przeglądowa Teleskopu Hubble’a uchwyciła C21 w świetle widzialnym oraz w podczerwieni. Te obserwacje pomagają astronomom lepiej zrozumieć historię formowania się gwiazd w galaktykach gwiazdotwórczych, w której znaczącą rolę zdają się odgrywać interakcje z innymi galaktykami.
Podstawowe informacje:
•    Typ obiektu: galaktyka nieregularna
•    Numer w katalogu NGC: 4449
•    Jasność: +9,4 m
•    Gwiazdozbiór: Psy Gończe
•    Deklinacja: +44° 05′ 36″
•    Rektascensja: 12h 28m 11s
•    Rozmiar kątowy: 6,2′ × 4,4′
•    Promień: 10 000 ly
Jak obserwować?
Najlepszymi miesiącami na obserwacje z półkuli północnej są marzec, kwiecień i maj. Obserwatorzy na półkuli południowej mogą znaleźć C21 jesienią, tuż nad północnym horyzontem.
Przez lornetkę galaktykę widać, co najwyżej jako małe, rozproszone światło. Obiekt jest całkiem łatwy do zaobserwowania przez teleskop, widoczny jest jako światło o niecodziennym, kwadratowym kształcie z zauważalnym jasnym centrum. Użycie większego teleskopu jest szczególnie satysfakcjonujące, ponieważ galaktyka ukazuje się jako skomplikowany wzór z jasnych węzłów.
Źródła:
•    NASA: Caldwell 21
24 lutego 2023

•    freestarcharts: NGC 4449 - Irregular Galaxy
24 lutego 2023
 To pełne gwiazd ujęcie z HST przedstawia zachodzący chaotyczny proces ewolucji gwiazd w obrębie galaktyki. W rejonach o różowym kolorze powstają nowe gwiazdy, a w tych o niebieskim – znajdują się dynamiczne, młode, masywne gwiazdy. Źródło: NASA, ESA, A. Aloisi (STScI/ESA), and the Hubble Heritage (STScI/AURA)-ESA/Hubble Collaboration

Położenie C21 na mapie nieba. Źródło: Freestarcharts
https://astronet.pl/wszechswiat/katalog-caldwella/katalog-caldwella-c21/

Katalog Caldwella C21.jpg

Katalog Caldwella C21.2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rok inwazji Rosji na Ukrainie. Domena kosmiczna w dobie wojny [KOMENTARZ]
2023-02-24. Mateusz Mitkow
24 lutego 2022 rozpoczęła się inwazja Federacji Rosyjskiej na Ukrainie, która miała zakończyć się w przeciągu kilku dni. Władze w Moskwie muszą być jednak niepocieszone, gdyż nasi wschodni sąsiedzi każdego dnia dzielnie odpierają tę militarną agresję, która tak naprawdę trwa od 2014 r. Nie ma wątpliwości co do tego, że znaczną rolę w tym konflikcie odegrała domena kosmiczna, która w przypadku odpowiedniego wykorzystania znacząco ułatwia działania na polu bitwy.
Od 24 lutego 2022 r. ukraińskie wojska bronią swoich ziem przed rosyjskimi atakami. Według początkowych planów Rosji, "specjalna operacja wojskowa" miała doprowadzić do upadku Kijowa w przeciągu kilku dniu od jej rozpoczęcia. Była to swego rodzaju zniewaga siły ukraińskich wojsk oraz sojuszu państw zachodnich, które od samego początku ruszyły z pomocą dla naszych wschodnich sąsiadów nakładając na Rosję liczne sankcje, które w dalszym ciągu utrudniają napastnikom zdobywanie określonych celów oraz powodują utrudnienia w realizacji międzynarodowych projektów oraz w codziennym życiu społeczeństwu rosyjskiemu. Do tego, państwa wspierające Ukrainę zaczęły dzielić się swoimi technologiami, które w znacznym stopniu ułatwiają prowadzenie działań obronnych.
Rosyjskie działania militarne prowadzone na terenie Ukrainy toczą się na wielu płaszczyznach, na lądzie oraz w powietrzu, w konwencjonalny, a także niekonwencjonalny sposób, tak jak to przystało na wojnę hybrydową. Od samego początku niezwykle istotną rolę w tej wojnie odgrywa wywiad satelitarny, który dostarcza cennych danych w postaci zobrazowań oraz ułatwia komunikacje czy też nawigację. Dla przykładu, zdjęcia wykonywane przez satelity od firmy Maxar Technologies dostarczają danych m.in. z zakresu ruchów wojsk przeciwnika, czy też skalę zniszczeń w danym miejscu. Jeszcze przed rozpoczęciem wojny można było zaobserwować, dzięki zdjęciom wykonanym przez Maxar, koncentracje rosyjskich wojsk przy granicy z Ukrainą, co także pozwoliło na lepsze przygotowanie się do zaistniałej sytuacji.
W późniejszym czasie i właściwie na co dzień, urządzenia znajdujące się na orbicie pomagają obserwować, to co dzieje się w krytycznych obszarach, natomiast trzeba pamiętać, że są to zdolności zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie. Rosja ma w swoim użytku wiele jednostek obrazujących, które zapewne są wspierane także przez chińskie satelity, które mogą spoglądać w dowolny rejon na Ziemi. Dane obrazowe wysokiej rozdzielczości od różnych firm są integralną częścią mapowania, planowania i wsparcia operacyjnego, pomagając dzięki temu użytkownikom końcowym podejmować szybsze i lepsze decyzje oraz oszczędzać życie ludzkie, zasoby oraz czas.
Oczywiście obie strony starają się także zakłócać, zagłuszać i zniekształcać sygnał systemów satelitarnych, co ma później wpływać na pozyskiwane dane zarówno obserwacyjne, jak i komunikacyjne oraz nawigacyjne. Przez to np. w przypadku lotnictwa piloci mogą mieć trudności w określeniu dokładnej pozycji statku powietrznego. Ponadto dość groźnym problemem może być niemożność poprawnego ustalenia wysokości samolotu. Zauważono także niepoprawne działanie urządzeń pokładowych poszczególnych pojazdów. Dzięki wykorzystaniu GPS udało się także Ukrainie namierzyć wiele kluczowych rosyjskich celów. Rosyjska armia i powiązani z nią hakerzy od samego początku wojny próbują negatywnie wpłynąć na przesyłany na Ziemię sygnał satelitarny, co zostało odnotowane także przez SpaceX, które zapewnia Ukrainie korzystanie z internetu wojsku i cywilom poprzez dostęp do sieci Starlink.
Starlinki odegrały dużą rolę w trakcie trwającej inwazji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Rosyjskie wojska skoncentrowały swoją uwagę na zniszczenie komunikacji pomiędzy żołnierzami ukraińskimi, natomiast anteny od SpaceX pozwoliły na utrzymywanie stałego kontaktu. Zgodnie ze słowami wicepremiera Fedorowa, Ukraina od czasu rozpoczęcia inwazji otrzymała około 22 tysiące anten Starlink - z czego prawie połowę zakupiła Polska. Urządzenia są zasilane prądem, który może być dostarczony z generatorów lub nawet powerbanków.
W kwietniu ubiegłego roku SpaceX poinformowało, że doświadczyło próby rosyjskiego ataku radioelektronicznego na swoje satelity wspierające Ukrainę. Celem najpewniej było dążenie do zablokowania usług świadczonych przez firmę Elona Muska dla ukraińskich użytkowników, w tym Sił Zbrojnych Ukrainy. Atak został na szczęście odparty, a dodatkowo przedstawiciel Pentagonu pochwalił szybką reakcję SpaceX, dodając, że tego typu zachowanie powinno być wzorem do naśladowania dla amerykańskiego wojska. Jest to kolejny przykład tego, że systemy satelitarne są coraz to bardziej częstym celem dla nieprzyjaznych działań, gdyż ich neutralizacja może zrodzić przewagę w konflikcie zbrojnym, co w dużym stopniu pokazuje nam obecna wojna.
Rosja uważała, że rozpoczęcie "specjalnej operacji" szybko przyniesie osiągnięcie zaplanowanych celów, nie wpływając przy tym na projekty realizowane z międzynarodowymi podmiotami, lecz okazało się, że przyniosło to więcej strat niż korzyści, tym bardziej biorąc pod uwagę rosyjski program kosmiczny, który został pozbawiony zachodnich części i rozwiązań technologicznych. Sankcje nałożone przez kraje Zachodu spowodowały także zerwanie istotnych projektów, jak np. realizowany z Europejską Agencją Kosmiczną program ExoMars, który miał na celu zbadanie Czerwonej Planety pod kątem śladów życia.
Pod koniec ubiegłego roku z kosmodromu Bajkonur miała wystartować rakieta Proton-M z lądownikiem Kazaczok oraz łazikiem marsjańskim Rosalind Franklin, jednak w związku z przestrzeganiem nałożonych sankcji na Federacje Rosyjską ESA uznała misję ExoMars za niemożliwą do przeprowadzenia i upoważniła ona dyrektora generalnego agencji Josefa Aschbachera do zawieszenia tegoż programu. zdecydowano o rezygnacji ze współpracy przy trzech misjach księżycowych: Łuna 25, Łuna 26 i Łuna 27. Projekty te nie będą mogły korzystać ze sprzętu ESA.
Wracając jednak do wykorzystywania domeny kosmicznej w celu osiągania przewagi na polu bitwy należy przypomnieć słowa Vladimiria Taftaia, prezesa Państwowej Agencji Kosmicznej Ukrainy (SSAU), który w zeszłym roku w wywiadzie dla Space24.pl oznajmił, że w ostatnich latach udało się Ukrainie wybudować system urządzeń rozmieszczonych w różnych częściach kraju, przystosowany do wykonywania ważnych zadań w zakresie monitorowania i kontrolowania sytuacji w przestrzeni kosmicznej. Dodał on także, że Ukraina dysponuje doświadczonymi kadrami, więc jest gotowa by współpracować na tym polu z zagranicznymi partnerami, co bardzo dobrze pokazują ostatnie miesiące.
Podsumowując, wojna na Ukrainie jasno wskazuje na kluczową rolę domeny kosmicznej w dzisiejszych czasach. Rosja nie spodziewała się takiego oporu ze strony naszych wschodnich sąsiadów, lecz okazali się oni po prostu na to przygotowani, gdyż trzeba pamiętać, że wojna w Donbasie, od której tak naprawdę się wszystko zaczęło miała swoje rozpoczęcie już w 2014 r. Dodatkowo mając po swojej stronie kraje dysponujące rozwiniętą infrastrukturą orbitalną, która zapewnia zdolność pozyskiwania informacji ze znacznej wysokości, można przewidzieć wrogie działania i w porę opracować potrzebne rozwiązania. Międzynarodowa współpraca, by pomóc Ukrainie przeciwstawić się Rosji przynosi oczekiwane skutki, co widać po obszarach, jakie są zdobywane przez siły agresora. Technologie kosmiczne są niezbędne w tym zakresie mimo, że wiele osób dalej nie zdaje sobie z tego sprawy. Przez to rywalizacja w kosmosie zaostrza się, a udział satelitów w tej domenie będzie dalej rósł.
Liderem w domenie kosmicznej wciąż pozostają Stany Zjednoczone oraz prywatne firmy wywodzące się z tego państwa. Liczącymi się rywalami pozostają Chiny, które otwarcie i publicznie mówią, że zamierzają do 2045 r. być światowym liderem w przestrzeni kosmicznej. Natomiast jeśli chodzi o Rosję, to sankcje, zarówno te nałożone w 2014 r., jak i w tym roku, tak jak wspominałem, znacząco uderzyły w możliwości jej sektora kosmicznego i jego rozwój został spowolniony.

Fot. Maxar Technologies

Grafika ilustracyjna z podstrony spółki Airbus dot. satelitów Pléiades Neo.
Fot. Airbus/James Vaughan

Na zdjęciu mer Kijowa Witalij Kliczko ze swoim bratem Wołodymyrem, na tle sprzętu Starlink.
Fot. SSSCIP Ukraine (@dsszzi)/Twitter
Fot. Sztab Generalny Ukrainy/Facebook

SPACE24
https://space24.pl/bezpieczenstwo/technologie-wojskowe/rok-inwazji-rosji-na-ukrainie-domena-kosmiczna-w-dobie-wojny-komentarz

Rok inwazji Rosji na Ukrainie. Domena kosmiczna w dobie wojny [KOMENTARZ]2.jpg

Rok inwazji Rosji na Ukrainie. Domena kosmiczna w dobie wojny [KOMENTARZ].jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ta rakieta pochodzi z drukarki. W marcu rusza na podbój kosmosu
2023-02-24. Maciej Gajewski REDAKTOR
Terran 1 jest pierwszą w historii rakietą wyprodukowaną za pomocą drukarki 3D. Jej pierwszy lot zaplanowany jest już na przyszły miesiąc. To potencjalnie ważny krok na drodze do tego, aby podróże kosmiczne stały się istotnie tańsze.
Relativity Space na dziś nie ma takiego kapitału, jak kierowany przez Elona Muska i bardzo rozpoznawalny SpaceX. Mająca swoją siedzibę w Kalifornii firma ma jednak duże ambicje. Przede wszystkim ma jednak pojazd, który może doprowadzić do istotnej redukcji kosztów podróży kosmicznej.
Rakieta Terran 1 niedługo weźmie udział w swojej pierwszej misji kosmicznej. Owa misja otrzymała nazwę GLHF, co jest żartobliwym odniesieniem do skrótowca powszechnie używanego w środowisku głównie komputerowych graczy (good luck, have fun). Start rakiety z przylądka Canaveral wyznaczono na 8 marca na 19:00.
Rakieta prosto z drukarki 3D. Powodzenia, Terran 1!
Terran 1 to dwuczłonowa rakieta jednorazowego użytku. Relativity Space nie zamierza więc replikować kierunku, jaki obrał SpaceX - a więc opracowania rakiet wielokrotnego użytku. Zamiast tego firma skupiła się na tym, by jej pojazd był szczególnie tani w produkcji, przy zachowaniu wszelkich koniecznych wymagań.
Zdecydowano się na zastosowanie druku 3D, co tym samym czyni Terran 1 największym obiektem pochodzącym z drukarki 3D. Rakieta ma średnicę niespełna 2,3 m i długość 33,5 m. Jej pierwszy człon wyposażony jest w dziewięć silników Aeon, drugi zaś napędzany będzie przez pojedynczy silnik Aecon Vac.
Licząc po masie, 85 proc. Terran 1 pochodzi z drukarki 3D, przy czym Relativity Space twierdzi, że już wie, jak zwiększyć ten współczynnik do 95 proc. Transmisja z misji GLHF, której jedynym celem jest osiągnięcie orbity okołoziemskiej, będzie transmitowana na YouTube.
Relativity Space nie podaje dokładnych kosztów produkcji Terrana 1. Twierdzi jednak, że jest w stanie dostarczyć gotową rakietę w 60 dni od zamówienia. I to przy założeniu, że proces technologiczny zaczyna się od zera, a więc od nieobrobionych surowców. Amerykańska agencja kosmiczna jest już zainteresowana współpracą z Relativity Space. Na próbę, zamówiła wystrzelenie jednego satelity na orbitę.
Firma w przyszłości zamierza też rywalizować ze SpaceX na polu rakiet wielokrotnego użytku. Terran R to jednak nieco odleglejsza przyszłość, planowana na, wstępnie, 2024 r.
https://spidersweb.pl/2023/02/rakieta-druk-3d-terran-1.html

Ta rakieta pochodzi z drukarki. W marcu rusza na podbój kosmosu.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Projekt CARMENES zwiększa liczbę znanych egzoplanet w sąsiedztwie Słońca
2023-02-24.
Upubliczniono 20 000 obserwacji, które doprowadziły do odkrycia 59 planet w sąsiedztwie Układu Słonecznego. Badanie prowadzone przez hiszpańskie i niemieckie instytucje jest opublikowane w czasopiśmie Astronomy & Astrophysics.
Projekt CARMENES opublikował właśnie dane z około 20 000 obserwacji wykonanych w latach 2016-2020 dla próbki 362 pobliskich karłów typu M. Projekt wykorzystuje instrument CARMENES, spektrograf optyczny i podczerwony, znajdujący się w Obserwatorium Calar Alto, który ma na celu znalezienie egzoplanet podobnych do Ziemi (skalistych i umiarkowanych) znajdujących się w ekosferze swojej gwiazdy, czyli mających możliwość posiadania na swojej powierzchni wody w stanie ciekłym.

Praca opublikowana w Astronomy & Astrophysics jest setnym artykułem konsorcjum CARMENES, co pokazuje, jak udany jest projekt w dostarczaniu informacji o podobnych do Ziemi egzoplanetach i ich gwiazdach. Od momentu rozpoczęcia działalności CARMENES przeanalizował ponownie 17 znanych planet oraz odkrył i potwierdził 59 nowych planet w pobliżu naszego Układu Słonecznego, z których kilkanaście jest potencjalnie zdatnych do zamieszkania – wyjaśnia Ignasi Ribas, dyrektor Institut d'Estudis Espacials de Catalunya (IEEC) i pierwszy autor tej niedawno opublikowanej pracy.

CARMENES zaobserwował prawie połowę wszystkich pobliskich karłów typu M (część z nich można obserwować tylko z półkuli południowej) i podwoił liczbę znanych egzoplanet wokół nich. Ponadto uzyskane widma dostarczają niezwykle cennych informacji m.in. o atmosferach gwiazd i ich planet. Należy mieć nadzieję, że wraz z publikacją tego pierwszego dużego zbioru danych społeczność naukowa przeanalizuje je i będzie w stanie dalej zwiększać swój dorobek naukowy. Projekt CARMENES będzie kontynuował obecną serię obserwacji do końca 2023 roku.

Opracowanie:
Agnieszka Nowak

Źródło:
IAC

Urania
Wizja artystyczna układu planet wokół gwiazdy. Źródło: Gabriel Pérez Díaz (IAC)

https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2023/02/projekt-carmenes-zwieksza-liczbe.html

Projekt CARMENES zwiększa liczbę znanych egzoplanet w sąsiedztwie Słońca.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chiński łazik marsjański unieruchomiony. Czy to koniec misji?
2023-02-24.
Marsjańska sonda NASA sfotografowała chiński łazik z orbity. Urządzenie nie przemieściło się od wielu miesięcy. Zhurong najprawdopodobniej nie przetrwał zimy na Czerwonej Planecie.
Chiński łazik Zhurong wszedł w planowaną hibernację w maju 2022 roku, aby przetrwać ciemną i mroźną marsjańską zimę, ponieważ łazik polega na energii słonecznej do wytwarzania energii i ogrzewania. Kontrolerzy misji z Chińskiej Narodowej Administracji Kosmicznej (CNSA) zaplanowali ponowne uruchomienie pojazdu w grudniu, gdy na Marsie rozpoczęła się wiosna. Do tej pory CNSA nie potwierdziła wznowienia misji Zhurong. Wykorzystując orbiter NASA Mars Reconnaissance Orbiter (MRO) naukowcy z University of Arizona wykazali, że chińskie urządzenie nie przemieściło się od 7 września 2022 roku.

W styczniu chińscy naukowcy poinformowali, że łazik nie nawiązał jeszcze ponownie łączności z kontrolą misji. Istnieje wiele powodów, dla których łazik może pozostawać w stanie hibernacji. Pył mógł gromadzić się na panelach słonecznych Zhuronga, zmniejszając ich wydajność. A dane z łazika NASA Perseverance sugerują, że Mars jest wciąż dość zimny – potencjalnie poniżej poziomów operacyjnych Zhuronga. Aby chińskie urządzenie obudziło się z hibernacji, musi osiągnąć temperaturę co najmniej minus 15 stopni Celsjusza i generować nie mniej niż 140 watów energii.

Łazik pomyślnie zakończył swoją pierwotną misję, która miała trwać trzy miesiące i przetrwał na Marsie ponad rok.
źródło: "space.com"
TVP NAUKA
https://nauka.tvp.pl/66563253/chinski-lazik-marsjanski-unieruchomiony-czy-to-koniec-misji

Chiński łazik marsjański unieruchomiony. Czy to koniec misji.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zastępczy statek Sojuz wystrzelony na ISS
2023-02-24.
W nocy 24 lutego z kosmodromu Bajkonur wystrzelony został pusty statek Sojuz MS-23. Umożliwi bezpieczny powrót załogi ISS na Ziemię.
Inżynierowie Roscosmos ustalili, że statek kosmiczny Sojuz MS-22 zadokowany do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) nie jest zdolny do bezpiecznego przetransportowania astronautów na Ziemię. Wyciek chłodziwa ma wpływ na integralność urządzenia. Sojuz MS-22 powróci na Ziemię bez załogi, a na jego miejsce zadokuje nowy statek Sojuz MS-23. W nocy 24 lutego 2023 roku o godzinie 1:24 czasu polskiego odbył się udany start pojazdu.

Dokowanie statku Sojuz MS-23 do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) zaplanowano na 25 lutego 2023 roku. Zapewni bezpieczny środek transportu dla załogi - kosmonautów Siergieja Prokopjewa i Dmitrija Petelina oraz astronauty NASA Franka Rubio.

Start statku Sojuz MS-23 zaplanowany był początkowo na jesień 2023 roku. Nieoczekiwane uszkodzenie Sojuza MS-22 spowodowane najprawdopodobniej przez mikrometeoroid doprowadziło do przesunięcia misji. Na pokładzie nowego statku nie ma załogi a jedynie około 500 kilogramów zaopatrzenia.

W przypadku nagłej konieczności opuszczenia stacji ISS z uszkodzonego statku Sojuz MS-22 wciąż może korzystać dwójka astronautów. Zredukowana załoga (dwie osoby zamiast trzech) w mniejszym stopniu przegrzewa statek, którego system chłodniczy jest uszkodzony. Trzeci astronauta mógłby skorzystać z zapasowego miejsca w statku SpaceX Crew-5 zadokowanego do ISS.
źródło: NASA
Start statku Sojuz MS-23. Fot. NASA TV
TVP NAUKA
https://nauka.tvp.pl/66561107/zastepczy-statek-sojuz-wystrzelony-na-iss

Zastępczy statek Sojuz wystrzelony na ISS.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wenus jak młoda Ziemia. Jak ochładza się planeta?
2023-02-24.
Aktywność geologiczna na Wenus jest zbliżona do tej, jaka występowała na Ziemi miliardy lat temu. Informacji dostarczyły dane sprzed 30 lat.
Pomimo podobnego składu i rozmiarów, Ziemia i Wenus są zupełnie innymi światami. Wysokie stężenie dwutlenku węgla i innych gazów wywołuje intensywny efekt cieplarniany i sprawia, że Wenus jest najgorętszą planetą Układu Słonecznego. Panują tam temperatury dochodzące do 470 stopni Celsjusza. Na drugiej planecie od Słońca padają deszcze z kwasu siarkowego, a ciśnienie atmosferyczne jest zbliżone do panującego około kilometr pod powierzchnią oceanu. Ziemia i Wenus to skaliste planety o zbliżonej wielkości i składzie chemicznym skał, więc powinny tracić swoje wewnętrzne ciepło do przestrzeni kosmicznej mniej więcej w tym samym tempie. Sposób, w jaki Ziemia traci ciepło, jest dobrze znany, ale mechanizm przepływu ciepła na Wenus pozostaje tajemnicą. Badanie, w którym wykorzystano dane sprzed trzydziestu lat z misji Magellan NASA, rzuciło światło na sposób, w jaki ochładza się Wenus. Planeta może tracić ciepło w wyniku aktywności geologicznej w regionach zwanych koronami, gdzie aktywność tektoniczna jest zbliżona do tej na wczesnej Ziemi.

Ziemia ma gorące jądro, które ogrzewa otaczający je płaszcz. Przenosi on ciepło dalej do zewnętrznej warstwy skalistej planety, czyli litosfery. Energia jest następnie odprowadzana przez atmosferę i do przestrzeni kosmicznej. W ten sposób planeta stygnie. To konwekcja płaszcza, czyli przepływy ciepła, napędzają procesy tektoniczne na powierzchni. Powoduje to ruch płyt kontynentalnych, a w konsekwencji wypiętrzenia gór, powstawanie rowów i trzęsienia ziemi. Wenus nie ma płyt tektonicznych, więc sposób w jaki planeta traci ciepło i jakie procesy kształtują jej powierzchnię pozostaje zagadką.

Analizując archiwalne dane z sondy NASA Magellan, naukowcy przyjrzeli się kołowym formacjom geologicznym Wenus zwanymi koronami. Badanie wykazało, że korony zwykle znajdują się tam, gdzie litosfera planety jest najcieńsza i najbardziej aktywna.
,, Przez tak długi czas tkwiliśmy w przekonaniu, że litosfera Wenus jest w stagnacji i gęsta, ale rzeczywistość okazała się inna.
Suzanne Smrekar, NASA JPL
Cienka litosfera w miejscach występowania koron pozwala na ucieczkę większej ilości energii z wnętrza planety. Tam, gdzie jest zwiększony przepływ ciepła pod powierzchnią występuje zwiększona aktywność wulkaniczna. Korony prawdopodobnie ujawniają miejsca, w których aktywna geologia kształtuje dziś powierzchnię Wenus.

Naukowcy skupili się na 65 wcześniej niezbadanych koronach o średnicy do kilkuset kilometrów. Aby obliczyć grubość otaczającej je litosfery, zmierzyli głębokość rowów i grzbietów wokół każdej korony. Odkryli, że grzbiety są rozmieszczone bliżej siebie w obszarach, w których litosfera jest bardziej elastyczna. Stosując komputerowy model wyginania się elastycznej litosfery, ustalili, że warstwa ta wokół każdej korony ma średnio około 11 kilometrów grubości – znacznie mniej niż sugerowały poprzednie badania. W tych regionach litosfery przepływ ciepła jest większy niż średnia ziemska, co sugeruje, że korony są geologicznie aktywne.
,, Chociaż Wenus nie ma tektoniki podobnej do ziemskiej, wydaje się, że te obszary cienkiej litosfery pozwalają na ucieczkę znacznych ilości ciepła
Suzanne Smrekar, NASA JPL
W przypadku aktywnej tektonicznie planety, takiej jak Ziemia, kratery uderzeniowe meteorytów są usuwane przez ruch płyt kontynentalnych, erozję i pokrywane przez stopioną skałę z wulkanów. Jeśli Wenus nie ma aktywności tektonicznej i regularnych zmian geologicznych podobnych do Ziemi, powinna być pokryta starymi kraterami. Ale licząc liczbę kraterów wenusjańskich, naukowcy szacują, że powierzchnia jest stosunkowo młoda. Ostatnie badania sugerują, że młodzieńczy wygląd powierzchni Wenus jest prawdopodobnie spowodowany aktywnością wulkaniczną, która napędza regionalne odnawianie się powierzchni. Odkrycie to potwierdzają nowe badania wskazujące na wyższy przepływ ciepła w obszarach koron.
,, Wenus zapewnia okno w przeszłość, które pomaga nam lepiej zrozumieć, jak Ziemia mogła wyglądać ponad 2,5 miliarda lat temu.
Suzanne Smrekar, NASA JPL
Więcej sekretów Wenus pomoże odkryć misja Venus Emissivity, Radioscience, InSAR, Topography, And Spectroscopy (VERITAS). Sonda, która zostanie wystrzelona w ciągu dekady, wykorzysta najnowocześniejszy radar z syntetyczną aperturą do tworzenia trójwymiarowych map globalnych oraz spektrometr bliskiej podczerwieni, aby dowiedzieć się, z czego zbudowana jest powierzchnia drugiej planety od Słońca. VERITAS zmierzy również pole grawitacyjne planety, aby określić strukturę wnętrza Wenus.
źródło: NASA
Udostępnij na Facebooku

Artystyczna wizja powierzchni Wenus. Fot. NASA/JPL-Caltech/Peter Rubin

Wenusjańska formacja geologiczna zwana koroną. Fot. NASA/JPL-Caltech
TVP NAUKA
https://nauka.tvp.pl/66565368/wenus-jak-mloda-ziemia-jak-ochladza-sie-planeta

Wenus jak młoda Ziemia. Jak ochładza się planeta.jpg

Wenus jak młoda Ziemia. Jak ochładza się planeta2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prof. Krzysztof Górski członkiem Rady Naukowej TVP Nauka
2023-02-24.
Prof. Krzysztof Górski został członkiem Rady Naukowej TVP Nauka. Powołanie podpisane przez prezesa zarządu Telewizji Polskiej Mateusza Matyszkowicza wręczył Dyrektor TVP Nauka Robert Szaj.
Profesor dr hab. Krzysztof Górski to polski astrofizyk na stałe pracujący w Jet Propulsion Laboratory, California Institute of Technology (CalTech). Jest absolwentem Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz Uniwersytetu Warszawskiego. Jako członek zespołu naukowego misji satelity Planck jest laureatem zespołowych nagród NASA za 2010, 2011 i 2014 rok oraz Gruber Cosmology Prize (2018). W 2011 roku otrzymał NASA Exceptional Achievement Medal, w 2019 roku NASA Exceptional Technology Achievement Medal. W 2020 roku został laureatem nagrody Fundacji na rzecz Nauki Polskiej w obszarze nauk matematyczno-fizycznych i inżynierskich za opracowanie i wdrożenie metodologii analizy map promieniowania reliktowego, kluczowych dla poznania wczesnych etapów ewolucji Wszechświata.

W ostatnim czasie organizował I Światowy Kongres Kopernikański. Na jego zaproszenie do Polski przybyło kilkudziesięciu najwybitniejszych naukowców na świecie, w tym pięciu laureatów Nagrody Nobla. Podczas Kongresu, 19 lutego 2023 roku został powołany na stanowisko Sekretarza Generalnego Akademii Kopernikańskiej.

W swojej pracy naukowej profesor dr hab. Krzysztof Górski koncentruje się na kosmologii obserwacyjnej, wielkoskalowej strukturze Wszechświata i mechanizmie powstawania galaktyk a także badaniach mikrofalowego promieniowania tła.
Dyrektor TVP Nauka Robert Szaj i prof. Krzysztof Górski
TVP NAUKA
https://nauka.tvp.pl/66571457/prof-krzysztof-gorski-czlonkiem-rady-naukowej-tvp-nauka

Prof. Krzysztof Górski członkiem Rady Naukowej TVP Nauka.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Noc spadających gwiazd. Dziś pokaz Delta Leonidów [WIDEO]
2023-02-24. ŁZ.KAS.
W nocy z piątku na sobotę będziemy świadkami maksimum roju meteorów o nazwie Delta Leonidy. Ich aktywność jest określana jako średnia, ale i tak są zaliczane do ciekawszych i wartych uwagi – informuje TVP3 Wrocław.
Delta Leonidy będą widoczne na naszym niebie do połowy marca, ale maksimum roju przypada na dzisiejszą noc. Będzie można zobaczyć niewiele, bo około 5 meteorów na godzinę. Mimo to warto spróbować, bo Delta Leonidy są stosunkowo wolne, a przez to dość łatwe do obserwowania.
Tak zwane spadające gwiazdy najlepiej oglądać w miejscach zaciemnionych, np. parkach albo jeszcze lepiej wyjechać za miasto. Jeśli ktoś prześpi Delta Leonidy, to kolejna taka okazja do obserwacji nieba nastąpi już na przełomie marca i kwietnia, kiedy maksimum osiągną Wirginidy.
źródło: TVP3 Wrocław
TVP INFO
https://www.tvp.info/66562044/noc-spadajacych-gwiazd-dzis-pokaz-delta-leonidow

Noc spadających gwiazd. Dziś pokaz Delta Leonidów [WIDEO].jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal * forumastronomiczne.pl * (2010-2023)