Skocz do zawartości

Astronomiczne Wiadomości z Internetu


Rekomendowane odpowiedzi

42 lata temu w kosmos poleciał pierwszy wahadłowiec
2023-04-12.
To był początek nowej ery lotów kosmicznych. 12 kwietnia 1981 roku z Przylądka Canaveral w dziewiczą podróż udał się prom kosmiczny Columbia.
Na pokładzie wahadłowca Columbia było dwóch amerykańskich astronautów – dowódca John W. Young i pilot Robert L. Crippen. Start odbył się dokładnie 20 lat po pierwszym locie Jurija Gagarina w kosmos. Prom opuścił wieżę startową w ciągu zaledwie sześciu sekund. Osiem i pół minuty po starcie statek był już na wysokości 118 km n.p.m. Zgodnie z planem, na tej wysokości zostały wyłączone główne silniki. Choć Columbia znajdowała się już w przestrzeni kosmicznej, nie osiągnęła jeszcze swojej docelowej pozycji na orbicie. Po spaleniu silników systemu manewrowania orbitalnego (OMS), wahadłowiec wzniósł się na orbitę okołoziemską, 241 km n.p.m.
Podczas misji STS-1 kosmonauci przeprowadzili dwudniowy lot testowy na niskiej orbicie okołoziemskiej. W ten sposób stali się pierwszymi ludźmi, którzy lecieli statkiem kosmicznym wielokrotnego użytku i pierwszymi astronautami, którzy wznieśli się w kosmos z pomocą rakiet na paliwo stałe.
Jednym z pierwszych zadań kosmonautów było sprawdzenie czy zamontowane chłodnice w drzwiach ładowni promu mogą regulować temperaturę statku. Podczas kontroli kapsuł OMS, kosmonauci zauważyli brak niektórych żaroodpornych płytek systemu ochrony termicznej. Po zgłoszeniu tej kwestii do Centrum Kontroli Misji (MCC), inżynierowie doszli do wniosku, że uszkodzenie płytek nie stanowiło zagrożenia dla powodzenia misji. Young i Crippen przetestowali również powierzchnie sterowe orbitera oraz silniki Systemu Sterowania Reakcyjnego (RCS).
Drugiego dnia, astronauci otrzymali telefon od wiceprezydenta George’a Busha z Białego Domu, który życzył załodze powodzenia w dalszej części misji. Następnie kosmonauci ćwiczyli zakładanie skafandrów ciśnieniowych, aby sprawdzić, jak zachowują się w stanie nieważkości. Przetestowali także ponowne wejście na pokład oraz zamknięcie i otworzenie drzwi ładowni w ramach przygotowań do powrotu na Ziemię kolejnego dnia.
Young i Crippen z powodzeniem zrealizowali wszystkie zaplanowane cele. Misja STS-1 zakończyła się po 54 godzinach. W tym czasie wahadłowiec okrążył Ziemię 36 razy. 14 kwietnia 1981 roku, Young i Crippen bezpiecznie wylądowali w bazie sił powietrznych Edwards w Kalifornii.
Katastrofa wahadłowca
Pierwszy prom kosmiczny spotkał tragiczny koniec. Po 22 latach od pierwszego lotu, Columbia uległa całkowitemu zniszczeniu 1 lutego 2003 roku, podczas powrotu z misji. Do katastrofy doszło zaledwie kilka minut przed planowanym lądowaniem w Centrum Kosmicznym im. Kennedy’ego na Florydzie. Przyczyną było prawdopodobnie oderwanie kawałka piankowej izolacji od zbiornika paliwa, który uszkodził krawędź lewego skrzydła wahadłowca. Katastrofa Columbii była drugą tragedią w historii programu wahadłowców. W 1986 roku prom kosmiczny Challenger eksplodował wkrótce po wystartowaniu. W obu katastrofach zginęło łącznie 14 astronautów.
Z powodu katastrofy Columbii program lotów wahadłowców został zawieszony do 26 lipca 2005 roku. Wtedy w kosmos poleciał prom kosmiczny Discovery podczas 114. misji programu. 8 lipca 2011 roku odbył się ostatni lot wahadłowca. Prom kosmiczny Atlantis wylądował 21 lipca 2011 roku kończąc ostatnią, 135 misję. Tym samym zamknął program załogowych lotów realizowanych za pomocą wahadłowców, rozpoczęty 40 lat temu startem Columbii.
źródło: NASA

Start promu kosmicznego Columbia podczas misji STS-1 fot. NASA

John W. Young i Robert L. Crippen - oficjalne zdjęcie załogi STS-1 fot. NASA

Kadr z telewizyjnego łącza przedstawiający astronautów STS-1 rozmawiających z Georgem H. W. Bushem fot. NASA

STS-1: The First Space Shuttle Mission, April 12-14, 1981
https://www.youtube.com/watch?v=9zu6gReRV98

TVP NAUKA
https://nauka.tvp.pl/56152536/42-lata-temu-w-kosmos-polecial-pierwszy-wahadlowiec

42 lata temu w kosmos poleciał pierwszy wahadłowiec.jpg

42 lata temu w kosmos poleciał pierwszy wahadłowiec2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sonda JUICE rusza na podbój Jowisza. Transmisja startu w TVP Nauka [WIDEO]
2023-04-12.MK.IGGY.
Już 13 kwietnia Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) wyśle w kosmos bezzałogową sondę JUICE, która poleci do Jowisza i zbada jego księżyca. To jedna z największych misji międzyplanetarnych, w której udział biorą polscy naukowcy – mówi dyrektor TVP Nauka Robert Szaj. W czwartek, w dniu startu, TVP Nauka zaprasza widzów do śledzenia tego historycznego wydarzenia na żywo. Relacja bezpośrednio z Europejskiego Portu Kosmicznego w Gujanie Francuskiej rozpocznie się o godz. 14.
Celem misji JUICE są badania Jowisza i kilku jego dużych księżyców – Ganimedesa, Kallisto i Europy.

Pięć fundamentalnych pytań o Jowisza
Europejska Agencja Kosmiczna wskazuje pięć zagadek naukowych, które spróbuje rozwiązać. Można je podsumować następująco:
 Dlaczego księżyc Ganimedes jest tak unikatowy?
• Jak wyglądają księżyce z oceanami?
• W jaki sposób skomplikowane środowisko Jowisza ukształtowało jego księżyce, a także jaki był wpływ księżyców na to środowisko?
• Jaki jest typowy gazowy olbrzym, jak powstał i jak działa?
• Czy w systemie Jowisza istnieje lub istniało życie?
W szerszym spojrzeniu, misja wpisuje się w dwa kluczowe tematy programu Cosmic Vision 2015-2025: jakie są warunki powstawania planet i uformowania się życia, a także: jak funkcjonuje Układ Słoneczny.
Cztery księżyce to te jeszcze „galileuszowe”

Jowisz posiada bardzo wiele księżyców (znanych jest ich już blisko 100), ale wśród nich wyróżniają się cztery, o których istnieniu ludzkość wie od ponad 400 lat, czyli od czasów, gdy Galileusz skierował lunetę w niebo. Z tego powodu zwane są księżycami galileuszowymi. Trzy z nich, Europa, Ganimedes i Kallisto, zostaną zbadane z bliska w ramach misji JUICE. Są to tzw. lodowe księżyce i przypuszcza się, że pod warstwami lodu mogą mieć oceanyPodstawowym celem będą badania Ganimedesa, największego księżyca w Układzie Słonecznym. Ganimedes ma promień blisko 5300 km i jest większy od planety Merkury. Jako jedyny z księżyców w naszym systemie planetarnym posiada własne pole magnetyczne.

„Dlaczego Wielka Czerwona Plama maleje?”
 płynnej wody.
Sonda będzie też badać samego Jowisza i jego otoczenie. Jest tutaj zdefiniowanych sporo celów, a wśród nich badania atmosfery, środowiska magnetycznego, wulkanicznego księżyca Io, pyłowych pierścieni i mniejszych księżyców. Przykładowo naukowcy będą chcieli się dowiedzieć, jak z upływem czasu zmieniają się temperatury, wiatry i chemia górnej warstwy atmosfery Jowisza, a także dlaczego Wielka Czerwona Plama maleje, albo jakie są skutki uderzeń planetoid i komet w atmosferę planety.

Dotarcie do Jowisza nie będzie proste. Po wystrzeleniu z Ziemi, sonda w sierpniu 2024 roku ponownie minie naszą planetę i Księżyc. W sierpniu 2025 roku nastąpi przelot koło Wenus, w sierpniu 2026 roku ponowny przelot koło Ziemi i kolejny w 2029 roku. Wszystko po to, aby uzyskać od planet tzw. asysty grawitacyjne, pozwalające jak najmniejszym kosztem dotrzeć do Jowisza. Dotarcie do Jowisza ma nastąpić w lipcu 2031 roku, czyli za 8 lat.
Transmisja startu sondy JUICE w TVP Nauka

Start sondy ESA Juice zaplanowany jest 13 kwietnia o godzinie 14:15:01 czasu polskiego. Okno startowe pozostanie otwarte przez sekundę. Tak wąski zakres dopuszczalnego czasu startu jest niezwykły w skali misji kosmicznych. Wynika z konieczności wprowadzenia sondy na precyzyjną orbitę. Przelot dokładnie wytyczoną trasą pozwoli na zaoszczędzenie paliwa – wskazuje TVP Nauka.

Już od godz. 14.00 TVP Nauka zaprasza widzów na transmisję tego historycznego wydarzenia bezpośrednio z Europejskiego Portu Kosmicznego w Gujanie Francuskiej.
Polski wkład w historyczną misję ESA

JUICE to pierwsza sonda kosmiczna w historii, która wejdzie na orbitę księżyca innego niż ziemski. Wkład w niektóre elementy misji ma też Polska. W szczególności Centrum Badań Kosmicznych PAN odpowiada za wkład w część naukową, projektowało prototypy instrumentów i wykonywało modele lotne. Firma Astronika Sp. z o.o., projektowała modele kwalifikacyjne i lotne. Z kolei firma Sener Polska Sp. z o.o. wykonała podzespoły wchodzące w skład paneli słonecznych zasilających sondę. Udział wzięły też inne polskie podmioty.
Wystrzelenie sondy nastąpi przy pomocy rakiety nośnej Ariane 5 z Europejskiego Portu Kosmicznego w Gujanie Francuskiej. Będzie to ostatnia sonda ESA wyniesiona w kosmos przy pomocy Ariane 5. Kolejne mają być wystrzeliwane z użyciem nowych rakiet Ariane 6.
Ci, którzy nie ma sondy, mogą zobaczyć Jowisza gołym okiem

Gdyby ktoś chciał zobaczyć na nocnym niebie obiekty będące celem misji, to jest to jak najbardziej możliwe. Jowisza widać gołym okiem, a księżyce galileuszowe można dostrzec już przez niewielki teleskop jako cztery punkty ułożone w jednej linii obok Jowisza. Gdy popatrzeć na nie w kolejnych dniach, wyraźnie widać zmiany ich położenia względem planety.
Planeta w maju zacznie być widoczna nisko nad horyzontem przed wschodem Słońca, a w kolejnych miesiącach warunki jej widoczności zaczną się poprawiać. Jesienią będzie już bardzo dobrze widoczna wieczorami i w dalszej części nocy.
To ostatnia sonda ESA wyniesiona w kosmos przy pomocy rakiety Ariane 5. Zastąpią je nowe rakiety Ariane 6 (fot. ESA)
TVP INFO
https://www.tvp.info/69122158/start-sondy-juice-do-ksiezycow-jowisza-transmisja-na-zywo-w-tvp-nauka-13-kwietnia-gdzie-i-o-ktorej-ogladac-zobacz-wideo

Sonda JUICE rusza na podbój Jowisza. Transmisja startu w TVP Nauka [WIDEO].jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak odległa jest ta galaktyka?
2023-04-12.
W grudniu 2022 roku astronomowie potwierdzili odkrycie jednej z najbardziej odległych galaktyk, jakie kiedykolwiek zaobserwowano. Słaby sygnał radiowy pochwycony przez ALMA rozpoczął swoją podróż do nas, gdy Wszechświat miał mniej niż 360 milionów lat. Jest to niezwykle odległa galaktyka, ale jak daleko jest naprawdę? Odpowiedź jest nieco skomplikowana i zależy od tego, co rozumiemy przez odległość.
Astronomowie nie mogą bezpośrednio zmierzyć odległości galaktyk oddalonych o miliardy lat świetlnych. Zamiast tego mierzy się tak zwane przesunięcie ku czerwieni (z). W tym przypadku zespół zmierzył szczególną długość fali światła emitowanego przez tlen, znaną jako OIII. Kiedy obserwujemy linię emisyjną OIII w laboratorium tu na Ziemi, ma ona długość fali 88 mikrometrów. Linia OIII obserwowana przez ALMA w tej konkretnej galaktyce była znacznie dłuższa, około 1160 mikrometrów. Ponieważ czerwone światło ma większą długość fali niż niebieskie, mówimy, że obserwowana linia OIII jest przesunięta ku czerwieni. Biorąc pod uwagę te dwie liczby, obliczenie z jest łatwe. Jest to po prostu względne przesunięcie ku czerwieni obserwowanego światła, więc z = (1160-88)/88 = 12,2 Im większe z, tym większe przesunięcie ku czerwieni, a z = 12,2 jest największym do tej pory potwierdzonym przesunięciem ku czerwieni galaktyki.

Drugi sposób, w jaki może wystąpić przesunięcie ku czerwieni, to kosmiczna ekspansja. Wszechświat się rozszerza, a to oznacza, że gdy światło podróżuje do nas z odległej galaktyki, jego długość fali jest rozciągana przez rozszerzanie się przestrzeni. Im dłużej światło podróżuje, tym bardziej jest rozciągnięte, a więc tym bardziej jest przesunięte ku czerwieni. Zjawisko to znane jest jako kosmologiczne przesunięcie ku czerwieni. W przypadku odległych galaktyk prawie całe przesunięcie ku czerwieni, które obserwujemy, jest kosmologiczne. W ten sposób wiemy, że galaktyki o wysokim przesunięciu ku czerwieni, takie jak ta, znajdują się bardzo, bardzo daleko.

Ale to wciąż nie mówi nam o konkretnej odległości. Aby to ustalić, musimy przyjrzeć się, jak Wszechświat rozszerza się w czasie. W tej chwili istnieje trochę niepewności co do tempa kosmicznej ekspansji, znanego jako parametr Hubble’a. Obserwacje mikrofalowego promieniowania tła wykonane przez misję Planck dały wartość około 68 (km/s)/Mpc, podczas gdy obserwacje teleskopu Hubble’a i sondy Gaia dały wyższą wartość około 72 (km/s)/Mpc. Im większa wartość tym szybciej Wszechświat się rozszerza i tym bardziej odległe są galaktyki. Jeżeli wybierzemy średnią wartość stałej 70 (km/s)/Mpc, możemy obliczyć rozsądną odległość za pomocą ogólnej teorii względności, ale nawet wtedy nasza odpowiedź będzie zależała od tego, jak zdefiniujemy odległość.

Jedną z definicji byłoby pytanie, jak długo światło podróżowało z galaktyki do nas. Jest to znane jako czas podróży światła i okazuje się, że wynosi około 13,1 miliarda lat. Ponieważ Wszechświat ma około 13,46 miliarda lat (na podstawie wybranego przez nas parametru), oznacza to, że światło opuściło galaktykę, gdy Wszechświat miał około 360 milionów lat. Ta definicja jest przydatna dla astronomów, ponieważ odległe galaktyki mówią nam o wczesnym Wszechświecie. Znajomość miejsca galaktyki w historii jest ważniejsza niż jej odległość.

Skoro światło podróżowało przez 13,1 miliarda lat, czy oznacza to, że galaktyka jest oddalona o 13,1 miliarda lat świetlnych? Nie do końca. Ze względu na kosmiczną ekspansję światło podróżowało znacznie dłużej, niż miałoby to miejsce, gdyby Wszechświat się nie rozszerzał. Galaktyka była bliżej nas, gdy światło zaczęło swoją podróż. O wiele bliżej. Jeżeli obliczymy, jak daleko galaktyka była od nas 13,1 miliarda lat temu, otrzymamy 2,4 miliarda lat świetlnych. Tak więc ta galaktyka znajdowała się zaledwie 2,4 miliarda lat świetlnych od nas, ale Wszechświat rozszerzył się tak bardzo, że jej światło potrzebowało 13,1 miliarda lat świetlnych, aby do nas dotrzeć.

Oczywiście prawdopodobnie chcesz wiedzieć, jak daleko jest teraz galaktyka. Jasne, galaktyka była oddalona od nas o 2,4 miliarda lat świetlnych, ale kiedy światło zaczęło zmierzać w naszą stronę, galaktyka nadal oddalała się od nas z powodu stale powiększającego się Wszechświata. Więc gdzie jest teraz galaktyka? Jeżeli wykonasz obliczenia, okaże się, że galaktyka jest teraz oddalona o około 32 miliardy lat świetlnych. Ale chwileczkę? Jak możemy zobaczyć galaktykę oddaloną o 32 miliardy lat świetlnych, jeżeli Wszechświat ma mniej niż 14 miliardów lat? Odpowiedź brzmi: nie możemy. Widok ALMA na galaktykę pokazuje, jak wyglądała, gdy znajdowała się zaledwie 2,4 miliarda lat świetlnych stąd. Nigdy nie będziemy mogli zobaczyć, jak galaktyka wygląda teraz. Jest ona zbyt daleko, a Wszechświat rozszerza się zbyt szybko, aby to światło mogło do nas dotrzeć. Widzimy jedynie optyczne echo tego, gdzie była i jak wyglądała kiedyś.

Wszystko to jest na tyle dziwne, by zawiązać mózg na supeł. To właśnie dlatego astronomowie skupiają się na przesunięciu ku czerwieni i dlatego zwykle mówimy o tym, ile Wszechświat miał lat, kiedy światło galaktyki rozpoczęło swoją podróż. To wystarczy, aby powiedzieć nam, że galaktyka jest daleko i widziana od dawna. Tak dawno i tak daleko, że jej odległość jest trudna do określenia.

Opracowanie:
Agnieszka Nowak

Źródło:
NRAO

Urania
Galaktyki w Kwintecie Stefana.
Źródło: NASA, ESA, and the Hubble SM4 ERO Team
https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2023/04/jak-odlega-jest-ta-galaktyka.html

Jak odległa jest ta galaktyka.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sztuczna inteligencja bada pierwsze gwiazdy
2023-04-12.
Międzynarodowy zespół wykorzystał sztuczną inteligencję do analizy składu chemicznego najstarszych gwiazd i znalazł wskazówki, że pierwsze gwiazdy we Wszechświecie powstawały w grupach, a nie jako pojedyncze pojedyncze gwiazdy. Teraz zespół zamierza zastosować tę metodę do analizy nowych danych z trwających i planowanych badań obserwacyjnych.
Po Wielkim Wybuchu jedynymi pierwiastkami istniejącymi we Wszechświecie był wodór, hel i lit. Wszystkie pozostałe pierwiastki musiały dopiero zostać wyprodukowane. Większość z nich powstała w wyniku reakcji jądrowych zachodzących w gwiazdach. Niektóre pierwiastki powstały (i wciąż powstają) w wyniku syntezy jądrowej w jądrach gwiazd, a inne, podczas śmierci gwiazd w wyniku eksplozji supernowej. Trzeba pamiętać, że supernowe odgrywają również ważną rolę w rozprzestrzenianiu nowo-utworzonych pierwiastków, które dzięki temu stają się częścią materii budującej następną generację gwiazd, planety i żywe organizmy.
Dla astronomów badających ewolucję Wszechświata szczególnie interesujące są gwiazdy pierwszej generacji, które jako pierwsze wytworzyły pierwiastki cięższe od litu. Jednak gwiazdy pierwszej generacji są trudne do zbadania, ponieważ nigdy nie zaobserwowano ich bezpośrednio. Uważa się, że wszystkie już eksplodowały jako supernowe. Dlatego naukowcy próbują wyciągnąć wnioski na temat właściwości gwiazd pierwszej generacji, badając supernowe pierwszej generacji i to, w jaki sposób wpłynęły one na skład chemiczny gwiazd, które powstały w następnej rundzie.
Uważa się, że gwiazdy skrajnie ubogie w metale (ang. extremely metal-poor stars), które są rzadkie ale obecnie znaleziono ich wystarczająco dużo, aby można je było analizować jako grupę, powstały po pierwszej rundzie wybuchów supernowych. Badając te gwiazdy możemy zatem starać się poznać własności poprzedzających je supernowych, a idąc dalej tym tropem, zbadać gwiazdy, które powstały we Wszechświecie jako pierwsze.
W opisanym badaniu zespół składający się z członków IPMU University of Tokyo/Kavli, National Astronomical Observatory of Japan i University of Hertfordshire zastosował nowatorskie podejście polegające na wykorzystaniu sztucznej inteligencji do interpretacji obfitości pierwiastków w ponad 450 skrajnie ubogich w metal gwiazdach obserwowanych przez teleskopy w tym Teleskop Subaru. Badacze odkryli, że 68% obserwowanych skrajnie ubogich w metale gwiazd ma skład chemiczny, który jest zgodny z wzbogaceniem przez wiele wcześniejszych supernowych.
Spodziewamy się, że aby wyrzuty materii z wielu supernowych zmieszały się w jedną gwiazdę, supernowe te musiały znajdować się w bliskiej odległości. Oznacza to, że w wielu przypadkach gwiazdy pierwszej generacji musiały powstawać razem w gromadach, a nie jako pojedyncze obiekty. Daje to pierwsze ograniczenie ilościowe oparte na obserwacjach rozkładu przestrzennego pierwszych gwiazd.
Teraz zespół ma nadzieję zastosować tę metodę do Big Data z obecnych i przyszłych programów obserwacyjnych, takich jak dane oczekiwane z Prime Focus Spectrograph na Teleskopie Subaru.
Wyniki te zostały opublikowane w pracy Hartwig i in. „Machine Learning Detects Multiplicity of the First Stars in Stellar Archaeology Data” w czasopiśmie The Astrophysical Journal, 22 marca 2023 r.
 
Opracowanie: Joanna Molenda-Żakowicz
 
Na ilustracji: Pozostałości po wybuchu supernowej RCW 86. Źródło: NASA
Na ilustracji: Wyrzuty materii z pierwszych supernowych (cyjanowe, zielone i fioletowe obiekty otoczone chmurami wyrzuconej materii) wzbogacają pierwotny wodór i hel w ciężkie pierwiastki. Gdyby pierwsze gwiazdy narodziły się jako wielokrotne układy gwiezdne, a nie jako pojedyncze pojedyncze gwiazdy, pierwiastki wyrzucone przez różne supernowe zostałyby zmieszane i włączone do następnej generacji gwiazd. Charakterystyczne obfitości chemiczne w takim mechanizmie można dostrzec w składzie chemicznym atmosfer długo żyjących gwiazd. Zespół badaczy zaprogramował algorytm uczenia maszynowego w celu rozróżnienia gwiazd powstałych z wyrzutu materii z pojedynczej supernowej (zaznaczonych na różowo) od gwiazd powstałych z wyrzutów materii z wielu supernowych (zaznaczonych na niebiesko). Źródło: Kavli IPMU

URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/sztuczna-inteligencja-bada-pierwsze-gwiazdy

Sztuczna inteligencja bada pierwsze gwiazdy.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spadające gwiazdy i deszcze meteorów na żądanie. Weselny hit dla najbogatszych?

2023-04-12. Daniel Górecki
Japońska firma ALE Co. podzieliła się szczegółami swojego projektu o nazwie Sky Canvas, którego założeniem jest organizowanie na żądanie pokazów spadających gwiazd i rojów meteorów. Weselne fajerwerki dla najbogatszych?

Roje i deszcze meteorów to jedne z najpiękniejszych zjawisk astronomicznych, jakie można obserwować na niebie, ale jak w przypadku innych wydarzeń naturalnych, nie można ich dostosować do własnego widzimisię. Co więcej, najlepiej oglądać je z daleka od miasta, gdzie niebo jest jak najciemniejsze i w "nieludzkich" godzinach, licząc przy okazji na łaskawość pogody - sporo tych warunków, prawda? A przynajmniej tak było do tej pory, bo japoński startup kosmiczny ALE Co postanowił organizować pokazy spadających gwiazd na żądanie.

Jeden deszcz meteorów na czwartek, proszę!
Jak to ma działać? Firma planuje wysyłanie w kosmos satelitów wyposażonych w kule o średnicy 1 cm, które podczas spalania w atmosferze naśladować będą świecące spadające gwiazdy. Pomysłodawcy tego projektu przekonują, że dzięki temu systemowi są w stanie organizować pokazy na żądanie w dowolnym miejscu na Ziemi, widoczne z obszaru obejmującego 100 km w każdym kierunku. Do tego, fałszywe meteory poruszają się wolniej i świecą dłużej niż ich naturalne odpowiedniki, więc nawet "najwolniejsze" oczy będą mogły je dostrzec.

Przy okazji uspokajają też osoby, które zastanawiają się, czy przypadkiem tego typu "spadające gwiazdy" nie są w stanie wyrządzić komuś krzywdy. Kule są zbyt małe, aby dotrzeć do Ziemi, są uwalniane zbyt wysoko, żeby uderzyć w samoloty i wykonane z materiału podobnego do naturalnych meteorytów, aby doszło do ich spłonięcia w atmosferze - w ten sposób ogranicza się też wpływ projektu na środowisko, obserwacje astronomiczne i zanieczyszczenie przestrzeni kosmicznej.

Co więcej, ALE Co twierdzi, że poza funkcją czysto rozrywkową, Sky Canvas może wspierać badania naukowe, a konkretniej pozwolić naukowcom dowiedzieć się więcej o mezosferze, czyli regionie ziemskiej atmosfery, w którym kule będą płonąć - znajduje się ona zbyt wysoko dla balonów meteorologicznych i samolotów i zbyt nisko dla satelitów, więc jest słabo poznana.
Co warto też podkreślić, firma ALE Co mówi o swoich planach dotyczących sztucznych rojów meteorów już od dziesięciu lat i dotąd nic z tego nie wyszło, ale teraz sprawy ewidentnie nabierają tempa. Startup uzyskał już niezbędne zezwolenia, dwa satelity pełne "sztucznych spadających gwiazd" krążą po orbicie Ziemi, a kolejny dołączy do nich w przyszłym roku, by w 2025 roku zafundować nam pierwszy komercyjny pokaz.
Roje meteorów na żądanie? Japoński startup zapowiada taką technologię, pierwszy pokaz już w 2025 roku /ALE Co. /materiały prasowe

INTERIA
https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-spadajace-gwiazdy-i-deszcze-meteorow-na-zadanie-weselny-hit-,nId,6712604

Spadające gwiazdy i deszcze meteorów na żądanie. Weselny hit dla najbogatszych.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niezwykłe, bo hybrydowe. Dwa zaćmienia Słońca w tym samym czasie

2023-04-12.
Hybrydowe zaćmienie Słońca to nie lada gratka dla entuzjastów astronomii. Spektakularne zjawisko jest bardzo rzadkie, ponieważ łączy w sobie dwa rodzaje zaćmienia – pierścieniowe i całkowite. Będzie można je oglądać 20 kwietnia.

Na czym polega hybrydowe zaćmienie Słońca?
Hybrydowe zaćmienie Słońca łączy w sobie dwa zjawiska – zaćmienie całkowite oraz pierścieniowe. Zdecydowanie częściej pojawiają się one osobno.
Hybrydowe zaćmienie Słońca występuje najrzadziej spośród wszystkich form tego zjawiska (częstość występowania – około 4,8%).
Jak wygląda hybrydowe zaćmienie Słońca? Zjawisko wynika z kulistości naszej planety. To samo zaćmienie, w danym miejscu na kuli ziemskiej jest całkowite, a w innym – pierścieniowe. Obserwatorzy będą mogli oglądać jedno z nich w zależności od lokalizacji, w której będą się znajdować.

W niektórych rejonach będzie widoczne zaćmienie przechodzące najpierw z pierścieniowego w całkowite, a potem znowu w pierścieniowe.
Kiedy będzie miało miejsce najbliższe zaćmienie Słońca? Data tego zjawiska przypada na 20 kwietnia 2023 roku.

Gdzie będzie hybrydowe zaćmienie Słońca?
Niestety, spektakularne hybrydowe zaćmienie Słońca nie będzie widoczne z Polski. Zjawiska będą mogli doświadczyć jedynie mieszkańcy Półwyspu Exmouth w Zachodniej Australii, Timoru Wschodniego oraz Zachodniej Papui. Co istotne, w tych lokalizacjach będzie można obserwować jedynie całkowite zaćmienie Słońca.

Przejście z zaćmienia pierścieniowego do całkowitego i z powrotem do pierścieniowego będzie widoczne jedynie z dwóch lokalizacji umiejscowionych na środku oceanu. Tuż przed i tuż po zjawisku możliwe do zaobserwowania staną się tak zwane perły Baily’ego – jasne punkty, których źródłem jest światło przedostające się pomiędzy nierównymi powierzchniami na brzegu księżyca.
Warto pamiętać, by podczas obserwacji jakiegokolwiek typu zaćmienia Słońca zadbać o właściwe środki ostrożności. Mowa tu o wszelkiego rodzaju sprzęcie chroniącym wzrok przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych.
Hybrydowe zaćmienie Słońca /Anadolu Agency/Contributor /Getty Images

Rare hybrid solar eclipse in April 2023 - Where is it visible?
https://www.youtube.com/watch?v=SLtkvlZYVls

INTERIA
https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-niezwykle-bo-hybrydowe-dwa-zacmienia-slonca-w-tym-samym-czas,nId,6710742

Niezwykłe, bo hybrydowe. Dwa zaćmienia Słońca w tym samym czasie.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Naukowcy z zaskoczeniem odkryli, że Księżyc rdzewieje!
Autor: Anonim (niezweryfikowany) (12 Kwiecień, 2023)
Mars słynie ze swojej specyficznej barwy. Nie bez powodu nazywany jest Czerwoną Planetą - na jej powierzchni obecne jest żelazo, które w połączeniu z wodą i tlenem tworzy hematyt: formę rdzy. Naukowcy byli totalnie zaskoczeni, gdy rdzę odkryli również na powierzchni Księżyca.
W 2008 roku indyjska sonda Chandrayaan-1, wyposażona w instrument Moon Mineralogy Mapper (M3), odkryła lód wodny i wykonała mapę minerałów, obecnych na powierzchni Srebrnego Globu. Shuai Li, główny autor badania z Uniwersytetu Hawajskiego bardzo dokładnie przeanalizował dane przedstawiające obecność wody, która wchodzi w interakcje ze skałami tworząc różnorodne minerały. Instrument M3 wykrył ich widma, które ujawniły, że bieguny Księżyca mają zupełnie inny skład chemiczny od reszty.
Naukowiec postanowił skupić się na biegunowych widmach skał. Chociaż powierzchnia Księżyca jest bardzo bogata w skały zawierające żelazo, badacz odnalazł bliskie dopasowanie do widmowej sygnatury hematytu. Minerał ten jest formą tlenku żelaza, czyli rdzy, która powstaje, gdy żelazo jest wystawione na działanie tlenu i wody. Lecz skoro Księżyc nie zawiera ani tlenu, ani wody w stanie ciekłym, w jaki sposób mógłby rdzewieć?
Zjawisko to może mieć związek z wiatrem słonecznym, który bombarduje Ziemię i Księżyc wodorem. Pierwiastek ten utrudnia tworzenie się hematytu i jest tzw. reduktorem, czyli dodaje elektrony do materiałów, z którymi oddziałuje. Tymczasem żelazo do rdzewienia potrzebuje utleniacza, który usuwa elektrony. Ziemia posiada pole magnetyczne, które chroni ją przed wodorem - w przeciwieństwie do Księżyca.
Aby mieć pewność, że indyjska sonda Chandrayaan-1 faktycznie odkryła hematyt, naukowcy przekazali dane badaczom z laboratorium JPL agencji NASA. Po dokładnej analizie potwierdzono obecność hematytu na biegunach Księżyca. Naukowcy musieli więc ustalić jego pochodzenie, dlatego zaproponowali model, który może wyjaśniać, dlaczego Księżyc rdzewieje.
Badacze z Uniwersytetu Hawajskiego wskazują, że Księżyc nie posiada atmosfery, ale zawiera śladowe ilości tlenu, który pochodzi z Ziemi. Ziemskie pole magnetyczne biegnie za planetą. W 2007 roku japoński orbiter Kaguya odkrył, że tlen z górnych warstw atmosfery Ziemi może przemieszczać się na ogonie magnetyczny, oddalając się od Ziemi na odległość nawet 385 tysięcy kilometrów, czyli aż do Księżyca. Jest to zgodne z danymi z instrumentu M3, które wskazują, że na widocznej stronie Księżyca jest większa ilość hematytu niż na jego drugiej, niewidocznej stronie. Ponadto, Księżyc od miliardów lat oddala się od Ziemi, więc możliwe, że w przeszłości, większe ilości tlenu „przeskoczyły” z jednego ciała niebieskiego na drugie.
Naukowcy twierdzą również, że wodór powinien zapobiegać utlenianiu, jednak ogon magnetyczny Ziemi ma działanie pośredniczące - oprócz przenoszenia tlenu, w pewnych momentach cyklu orbitalnego księżyca może blokować ponad 99% wiatru słonecznego. Trzecia kwestia dotyczy wody. Badacze przypuszczają, że pył, który regularnie bombarduje Księżyc, może uwalniać cząsteczki wody z jego powierzchni i mieszać je z żelazem zawartym w glebie księżycowej. Ciepło powstałe w wyniku tego bombardowania może przyspieszyć utlenianie, a pył również może przenosić cząsteczki wody. W momencie gdy Księżyc jest chroniony przed wiatrem słonecznym i przy obecności tlenu, może nastąpić reakcja chemiczna, wytwarzająca rdzę.
Opracowany model nie daje odpowiedzi na wszystkie pytania, ale z pewnością jest to dobry początek dla zrozumienia reakcji zachodzących na Księżycu. Naukowcy uważają, że model może również wyjaśniać obecność hematytu na innych ciałach niebieskich, pozbawionych tlenu. Przyszłe misje kosmiczne, które planuje zorganizować agencja NASA, pozwolą nam dokładniej zbadać Księżyc i jego przeszłość.
Źródło: Pixabay.com
https://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/naukowcy-z-zaskoczeniem-odkryli-ze-ksiezyc-rdzewieje

Naukowcy z zaskoczeniem odkryli, że Księżyc rdzewieje!.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ziemia ma nowego naturalnego satelitę 2023 FW13
Autor: admin (2023-04-12 12:03)
Astronomowie odkryli nieznaną wcześniej asteroidę krążącą wokół Ziemi. Można ją nazywać nowym tymczasowym satelitą naszej planety albo raczej jej quasi-satelitą.
Asteroida otrzymała nazwę 2023 FW13. Jego średnica wynosi od 10 do 20 metrów. Obiekt został zidentyfikowany dzięki zautomatyzowanemu teleskopowi sieci Pan-STARRS na Hawajach.
Quasi-satelita Ziemi to ciało niebieskie, które porusza się wokół Słońca, podobnie jak Ziemia, ale z pewnego punktu widzenia wydaje się, że krąży ono wokół naszej planety. Quasi-satelita wykonuje taki sam ruch precesyjny jak Księżyc, jednak jego orbita jest bardziej wydłużona i nachylona w stosunku do płaszczyzny orbity Księżyca.
W praktyce oznacza to, że quasi-satelita porusza się po orbicie, która jest nieregularna, a czasami wpada na bliskie orbity Ziemi. Jednym z najbardziej znanych przykładów quasi-satelitów Ziemi jest asteroida 3753 Cruithne, która krąży wokół Słońca, ale ze względu na ruch precesyjny, jej pozycja na niebie wydaje się, że porusza się wokół Ziemi. Jest też 2016 HO3 , małe ciało niebieskie, które zostało odkryte w 2016 roku i również uznane za quasi-satelitę Ziemi. Jest to asteroida o średnicy szacowanej na około 40-100 metrów.
Asteroida 2016 HO3 jest uważana za quasi-satelitę Ziemi, ponieważ jej orbity są zbliżone do orbity Ziemi i poruszają się wraz z nią, jednak jej ruch nie jest tak stabilny, co oznacza, że jej orbita zmienia się z czasem, a ona sama czasami oddala się od Ziemi na znaczne odległości.
Chociaż quasi-satelity Ziemi nie krążą wokół naszej planety w ścisłym znaczeniu, to ich ruchy są na tyle regularne, że mogą być uznawane za ciała, które podobnie jak satelity, pozostają w pobliżu Ziemi przez długi czas.
Jak pokazują symulacje komputerowe, asteroida 2023 FW13 obraca się po wydłużonej orbicie z rezonansem 1:1 względem Ziemi. Przybyła na naszą planetę około 100 roku p.n.e. i przewiduje się, że pozostanie w jej pobliżu do 3700 roku – rekordowo długo jak na asteroidę jako tymczasowego satelitę Ziemi.
Naukowcy planują kontynuować obserwacje do 2023 FW13. Wskazali, że otrzymane dane mogą nie być dokładne. Quasi-satelity są interesującym obiektem badawczym dla astronomów i naukowców zajmujących się zagadnieniami związanymi z ruchem ciał niebieskich w Układzie Słonecznym oraz ich wpływem na Ziemię.

Źródło: ZmianynaZiem

https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/ziemia-ma-nowego-naturalnego-satelite-2023-fw13

Ziemia ma nowego naturalnego satelitę 2023 FW13.jpg

Ziemia ma nowego naturalnego satelitę 2023 FW13.2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uwiecznił jedną z największych zagadek pogody. Na niebie zawisł olbrzymi czerwony okrąg
2023-04-13.
Nikt wcześniej nie wykonał tak spektakularnego zdjęcia zjawiska, które uważane jest za jedną z największych zagadek ziemskiej atmosfery. Włosi fotograf uwiecznił olbrzymiego czerwonego elfa. Czym jest ten fenomen?
Pioruny padające między chmurami i uderzające w ziemię to tylko fragment tego, co dzieje się w atmosferze podczas przechodzenia gwałtownych burz. Dopiero w ostatnich latach zaczęliśmy dokładnie badać te zjawiska, które spędzają sen z powiek naukowcom.
Jednym z nich są elfy, które są emisjami promieniowania świetlnego w czasie niskoczęstotliwościowych zaburzeń atmosfery wywołanych impulsami elektromagnetycznymi. Azot zawarty w atmosferze wzbudzany w wyniku wyładowań elektrycznych zaczyna świecić na czerwono.
Pojawia się wówczas płaski okrąg, który rozciąga się na setki kilometrów w ziemskiej jonosferze. Fotograf Valter Binotto wykonał w ostatnich dniach dotychczas najbardziej spektakularne zdjęcie tego zjawiska.
Uwiecznił odległą o 285 kilometrów burzę, która wyemitowała do wysokich warstw ziemskiej atmosfery przepięknego elfa. Na swoich Instagramie poinformował, że normalna błyskawica przenosi prąd o natężeniu od 10 do 30 kiloamperów, zaś ten piorun był około 10 razy silniejszy niż normalnie.
Źródło: TwojaPogoda.pl
Zjawisko nazywane elfem. Fot. Instagram / Valter Binotto.
https://www.twojapogoda.pl/wiadomosc/2023-04-13/uwiecznil-jedna-z-najwiekszych-zagadek-pogody-na-niebie-zawisl-olbrzymi-czerwony-okrag/

 

Uwiecznił jedną z największych zagadek pogody. Na niebie zawisł olbrzymi czerwony okrąg.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kontakt. "Musimy wyjść poza nasze obecne rozumienie życia"
2023-04-15. Agnieszka
Stradecka
Od wieków ludzkość zadaje sobie pytanie, czy jesteśmy sami we Wszechświecie. Dookoła tego tematu narosło wiele mitów. Dla naukowców poszukiwanie śladów życia w kosmosie to wyzwanie - tym trudniejsze, że wciąż nie dysponujemy wystarczającą wiedzą i technologią, by dokładnie zbadać nawet bliskie zakątki Układu Słonecznego. Badacze mają przy tym świadomość, że "przybysze z innych planet" mogą wyglądać zupełnie inaczej niż w filmach science fiction, a być może wykroczą nawet poza ludzką definicję życia.

Poszukiwanie życia na Marsie zaczyna się od otworu o średnicy pięciu centymetrów, wydrążonego w rdzawej skale. Milimetr po milimetrze wiertło łazika Perseverance wgryza się w twardy grunt. Pojazd cierpliwie wytrzymuje uderzenia ziarenek żwiru, niesionych przez silny wiatr. Gdy warunki pogodowe na to pozwalają, w powietrze wzbija się towarzyszący łazikowi helikopter Ingenuity. Sensory drona obserwują krajobraz Marsa - rozciągające się po horyzont skaliste wzgórza, suche doliny i równiny pokryte czerwonymi falami piasku.
Chociaż miejsce nie wygląda zbyt przyjaźnie, wszystko wskazuje na to, że przed miliardami lat wcale nie było bezkresną pustynią. Dawno temu dnem krateru Jezero płynęła marsjańska rzeka, której osady mogły przetrwać próbę czasu. To właśnie ich odnalezienie jest głównym celem misji Perseverance. Do tej pory łazik zgromadził 18 próbek skał, piasku i atmosfery, a obecnie eksploruje górną część krateru, gdzie może pobrać 20 kolejnych. Naukowcy i pasjonaci kosmosu mają nadzieję, że chociaż jedna z nich kryje w sobie dowód na istnienie życia, które dawno temu rozwijało się na Czerwonej Planecie.
Badaniem potencjalnego życia w przestrzeni kosmicznej zajmuje się gałąź nauki znana jako astrobiologia. Przygląda się ona czynnikom, które umożliwiły powstanie i rozwój procesów życiowych w znanym Wszechświecie oraz sprawdza, czy na innych planetach istnieje lub istniało życie. Astrobiologia to interdyscyplinarna i skomplikowana dziedzina, wykorzystująca najnowsze odkrycia biologii, chemii, fizyki i geologii, a także nauk o kosmosie.
Gdzie może kryć się życie?
W Układzie Słonecznym najczęściej wymienianym kandydatem do znalezienia śladów życia jest nasz kosmiczny sąsiad - Mars. Jak w rozmowie z tvn24.pl opowiadała doktor Lígia Fonseca Coelho z Instytutu Carla Sagana na Uniwersytecie Cornella, na liście tej znajdują się także satelita Jowisza - Europa, Tryton, czyli księżyc Neptuna, oraz dwa księżyce Saturna: Enceladus i Tytan. Ten ostatni jest szczególnie interesujący ze względu na badania nad tzw. dziwnym życiem.
W ten sposób nieformalnie określamy procesy życiowe, które nie są zależne od wody - tłumaczyła. - Tytan to poza Ziemią jedyny obiekt w Układzie Słonecznym, gdzie znajdują się zbiorniki cieczy, ale zamiast wody wypełniają je płynne

Łazik Perseverance i pojemnik z wykonaną przez niego próbką rumoszu skalnego, 31 stycznia 2023 rokuNASA/JPL-Caltech/ASU/MSSS

https://tvn24.pl/premium/kontakt-musimy-wyjsc-poza-nasze-obecne-rozumienie-zycia-6900059

Kontakt. Musimy wyjść poza nasze obecne rozumienie życia.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

IDA, czyli jak chronić niebo przed zanieczyszczeniem świetlnym
2023-04-15. Wiktoria Nowakowska  
Rozgwieżdżone niebo przez wieki inspirowało artystów, filozofów i naukowców w tworzeniu ich prac i dzieł. Jednym z najbardziej znanych obrazów Vincenta van Gogha jest „Gwieździsta Noc” z 1889 roku.
Obecnie w miejscowości Saint-Rémy we Francji, gdzie malował obraz nie widać Drogi Mlecznej. Nie jest to odosobniony przypadek, 1/3 ludzi na całym świecie nigdy nie zobaczy Drogi Mlecznej w miejscu zamieszkania. Zanieczyszczenie świetlne staje się coraz powszechniejsze.
Czym tak naprawdę jest zanieczyszczenie świetlne?
Zanieczyszczeniem świetlnym określamy każdy niekorzystny wpływ lub efekt, który można przypisać sztucznemu światłu w nocy. Powstaje wskutek rozproszenia i odbicia nadmiaru światła w atmosferze, skutecznie zasłaniając widok nocnego nieba. Natomiast sztuczne światło to światło o długości fali od ultrafioletu do bliskiej podczerwieni, które jest spowodowane kierowane lub wykorzystywane przez ludzi w dowolnym celu.
Zanieczyszczenie świetlne jest jednym z głównych skutków rewolucji przemysłowej, podczas której nie patrzono na skuteczność montowanego oświetlenia, a szło się na ilość. Wiele świateł jest nie efektywna, źle ukierunkowana, zbyt jasna lub zwyczajnie niepotrzebna.
Najnowsze dane są przerażające; 83 % światowej populacji żyje pod zanieczyszczonym niebem, a zanieczyszczenie świetlne rośnie dwukrotnie szybciej niż globalny wzrost liczby ludności. W Europie 99% mieszkańców nigdy nie doświadczy naturalnej nocy, a niebo rozjaśnia się o 6,5 % rocznie. Najbardziej rozświetlona, co widać na mapce, jest Holandia.
Składowe oraz skutki zanieczyszczenia świetlnego
Jak większość problemów zanieczyszczenie świetlne składa się z kilku czynników, są to:
•    Blask – nadmierna jasność powodująca dyskomfort wzrokowy, szczególnie niebezpieczna dla kierowców podczas jazdy
•    Poświata – rozjaśnienie nocnego nieba nad obszarami zamieszkałymi
•    Naruszenie świetlne – to światło padające tam, gdzie nie jest zamierzone lub potrzebne, np.: światło z ulicy lub od sąsiada pada na naszą posesję.
•    Zamęt/Nieład- jasne, zagmatwane i nadmierne zgrupowanie źródeł światła, ekstremalnym przypadkiem tego zjawiska jest Times Square.
Niestety skutki zanieczyszczenia świetlnego są bardziej wielopłaszczyznowe, niż myśleliśmy; szkodzi ono nie tylko nam, ludziom (obniża produkcję melatoniny, która wspomaga wiele procesów), ale również zwierzętom. Sztuczne światło prowadzi to trwałych zaburzeń ekosystemów. Miliony zwierząt giną rocznie przez jego wpływ.
Również z czysto ekonomicznego punktu tracimy, marnujemy energię na niepotrzebne oświetlenie, a co za tym idzie pieniądze. Nie obędzie się również bez uwalniania ogromnych ilości dwutlenku węgla, w samych Stanach Zjednoczonych jest to 21 milionów ton rocznie. Aby zrekompensować cały ten dwutlenek węgla, musielibyśmy sadzić co roku 875 milionów drzew.
Strażnik ciemnego nieba — IDA
Największą organizacją, która dba o dziedzictwo nocnego nieba jest International Dark Sky Association, w skrócie IDA. Sami określają swoją wizję jako nocne niebo, wypełnione gwiazdami, które jest celebrowane i chronione na całym świecie jako wspólne dziedzictwo przynoszące korzyści wszystkim żywym istotą. Organizację ma swoją siedzibę w Tucson, Arizona, USA oraz została założona w 1988 roku przez Davida Crawford zawodowego astronoma i Tima Huntera, lekarza i astronoma-amatora. Od tamtego czasu prężnie działa w imieniu ciemnego nocnego nieba.
Główne strategiczne plany działania IDA na obecną dekadę to:
•    Zwiększanie świadomość korzyści płynących z nocy dla wszystkich istot żywych
•    Ochrona ciemnego nieba
•    Zmiana jakości i systemu oświetlenia
•    Wdrożenie skoordynowanych, celowych i skalowalnych działań w celu spowolnienia, zatrzymania i odwrócenia rosnącego tempa zanieczyszczenia światłem.
Jak je wdrażają w życie?
Bez wątpliwości ich najważniejszym działaniem jest utworzenie w 2001 roku wielokrotnie nagradzanego programu International Dark Sky Places. Gwarantuje on 5 kategorii certyfikatów miejsc ciemnego nieba w zależności od warunków do obserwacji oraz oddalenie od ośrodków zanieczyszczenia światła. Jedną z kategorii jest również certyfikat dla prawnie zorganizowanych społeczności, które są zaangażowane w ochronę i edukację o ciemnym niebie.
Według stanu na luty 2023 r. na świecie jest 201 certyfikowanych międzynarodowych miejsc ciemnego nieba. Sam proces certyfikacji jest wieloetapowy i trwa kilka lat. W lutym spotkała nas również spora niespodzianka, bo najbardziej prestiżowy i najwyższy certyfikat dostało pierwsze miejsce w Europie, wyspa Bardsey w północnej Walii.
Nie można również zapomnieć o International Dark Sky Week, w którego trakcie jesteśmy. Przypada on w 2023 r. od 15 do 22 kwietnia. Działa on pod zarządem IDA i odbywa się co roku w czasie kwietniowego nowiu Księżyca. Został stworzony w 2003 przez licealistkę Jennifer Barlow, więc w tym roku obchodzi okrągłą 20 rocznicę.
International Dark Sky Week jak co roku, przygotował program, co możemy zrobić dla ciemnego nieba przez ten tydzień. Jest to między innymi  rewizja oświetlenia domowego, tworzenia stoisk, prezentacji i wydarzeń na temat ochrony nocnego nieba. Najciekawszymi inicjatywami są jednak nocne spacery, polowanie padlinożerców oraz udzielanie się w serwisie GlobeatNight.
Nocne spacery to piesze wycieczki z przewodnikiem, które pokazują, w jaki sposób oświetlenie, które dodajemy do naszych miast, wpływa na sposób, w jaki z nich korzystamy i ogólnie na środowisko.
W ramach polowania padlinożerców mamy w ciągu tygodnia znaleźć jak najwięcej pozycji listy udostępnionej na oficjalnej stronie International Dark Sky Week. Po znalezieniu wszystkim pozycji możemy wypełnić formularz potwierdzający to osiągnięcie, a IDA w nagrodę wyśle nam zestaw naklejek.
Ostatnią propozycję, ale bynajmniej nie najnudniejszą jest pomoc w działaniu portalu Globe at Night. Portal zajmuje się zbieraniem danych o stopniu zanieczyszczenia świetlnego od obserwatorów na całym świecie poprzez wypełnienie prostego formularza. Następnie naukowcy analizują dane i tworząc globalną mapę zanieczyszczenia świetlnego.
Przykład działania Globe at Night doskonale pokazuje, że my również mamy pewną siłę sprawczą i możemy jako miłośnicy astronomii działać w imieniu ciemnego nieba. IDA na swojej stronie i mediach społecznościowych oferuje wiele darmowych materiałów i webinarów oraz zachęca do ich wykorzystywania i promowania idee ciemnego nieba. Miejmy nadzieję, że dzięki naszemu wspólnemu wysiłkowi przyszłe pokolenia będą mogły się cieszyć dziedzictwem nocnego nieba.
Korekta techniczna — Natalia Kowalczyk
Źródła:
•    International Dark-Sky Association
15 kwietnia 2023

•    International Dark Sky Week 2023
15 kwietnia 2023

•    Globe at Night
15 kwietnia 2023

•    NASA: Blue Marble Navigator
15 kwietnia 2023

•    National Geographic: education.nationalgeographic.org; Resource/Light pollution
15 kwietnia 2023

•    Britannica: britannica.com;Science/Environment/light pollution
15 kwietnia 2023
 „Ze swojej strony nic nie wiem z pewnością, ale widok gwiazd sprawia, że śnię.”  – Vincent van Gogh Źródło: Vincent van Gogh
Mapa rozświetlenia Europy dla marca 2022 roku. Źródło: NASA: Blue Marble Navigator
Wszystkie te gatunki cierpią przez nadmierną jasność i ilość sztucznego światła. Źródło: IDA: International Dark Sky Week 2023
. Źródło IDA: Our Work

Światowa mapa międzynarodowych miejsc ciemnego nieba. Źródło: IDA: Find a Dark Sky Place

Źródło: IDA: International Dark Sky Week 2023

Formularz obserwacyjny Globe at Night. Źródło: Portal Globe At Night

https://astronet.pl/autorskie/ida-czyli-jak-chronic-niebo-przed-zanieczyszczeniem-swietlnym/

IDA, czyli jak chronić niebo przed zanieczyszczeniem świetlnym.jpg

IDA, czyli jak chronić niebo przed zanieczyszczeniem świetlnym2.jpg

IDA, czyli jak chronić niebo przed zanieczyszczeniem świetlnym3.jpg

IDA, czyli jak chronić niebo przed zanieczyszczeniem świetlnym4.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hubble znalazł podwójnego kwazara
2023-04-15. Małgorzata Jędruszek
Wczesny Wszechświat był bardzo chaotycznym miejscem, gdzie galaktyki często zderzały się i łączyły ze sobą. Dzięki użyciu Kosmicznego Teleskopu Hubble’a i innych obserwatoriów astronomowie badający takie zjawiska zaobserwowali coś niesamowicie rzadkiego: dwa złączone grawitacyjnie kwazary, znajdujące się w środku dwóch łączących się galaktyk, widoczne w czasie, kiedy Wszechświat miał zaledwie trzy miliardy lat.
Kwazary to olbrzymie, żarłoczne czarne dziury, które podczas pochłaniania wielkich ilości gazu, pyłu i wszystkiego, co znajdzie się w ich okolicy, wyrzucają z siebie potężne ilości energii. Zazwyczaj nie widujemy podwójnych kwazarów w tak wczesnym Wszechświecie.
Mamy coraz więcej dowodów, że duże galaktyki powstają dzięki połączeniu mniejszych. W trakcie takiego procesu w samym środku łączących się galaktyk powinny znaleźć się dwie czarne dziury. Dzięki wykrywaniu par czarnych dziur przed połączeniem dowiemy się więcej o procesie powstawania supermasywnych czarnych dziur i łączeniu galaktyk w młodym Wszechświecie.
Badania wczesnych podwójnych kwazarów dopiero się zaczynają. Najnowsze odkrycie wskazuje, że takie sytuacje mają miejsce, a my mamy już technologię, która może wykryć kwazary oddalone od siebie na odległość mniejszą niż wielkość jednej galaktyki.
To badanie wymagało więcej niż jednego teleskopu. Dzięki dużej wrażliwości instrumentów Hubble’a naukowcy mogli określić, że zaobserwowano faktycznie dwa obiekty, a nie ten sam podwojony przez soczewkę grawitacyjną na pierwszym planie. Dodatkowo Hubble zauważył fale pochodzące z połączenia dwóch galaktyk, których grawitacja deformuje kształt galaktyk tworzących dwa gwiezdne ślady.
Sam Hubble nie wystarczyłby jednak do odkrycia takiego zjawiska. Naukowcy wykorzystali Gaię, aby znaleźć potencjalne podwójne kwazary. Gaia bada położenie, odległość i ruchy ciał niebieskich znajdujących się w naszej okolicy, jednak w najnowszym zastosowaniu użyto jej do badania odległego Wszechświata. Olbrzymia baza danych zebrana przez Gaię może posłużyć do poszukiwania kwazarów poruszających się podobnie do pobliskich gwiazd. Dla Gai kwazary wyglądają jak pojedyncza gwiazda, jednak jej instrumenty mogą dostrzec delikatne różnice w pozycji niektórych obserwowanych przez nią kwazarów. W rzeczywistości nie jest to żaden mierzalny ruch w przestrzeni, a różnica w jasności światła dwóch kwazarów, zależna od ilości materiału wchłoniętego przez czarną dziurę.
Dwa kwazary, które zostały ostatnio zaobserwowane, już od dawna nie istnieją. Przez ostatnich 10 miliardów lat ich galaktyki prawdopodobnie zamieniły się w olbrzymią galaktykę eliptyczną, podobną do tych, które widzimy w bardziej współczesnym Wszechświecie. Same kwazary zamieniły się w ogromną supermasywną czarną dziurę znajdującą się w środku tej galaktyki. M87, galaktyka eliptyczna niedaleko nas, ma w swoim środku czarną dziurę o masie 6,5 miliarda razy większej od naszego Słońca. Możliwe, że czarna dziura tej galaktyki powstała przy łączeniu się kilku galaktyk na przestrzeni ostatnich kilku miliardów lat.
Kosmiczny Teleskop Nancy Grace Roman, który wkrótce zostanie wystrzelony w kosmos, będzie idealny do poszukiwania podwójnych kwazarów. Hubble był używany do zbierania danych o pojedynczych obiektach, natomiast Roman będzie w stanie spojrzeć na 200 razy większy fragment Wszechświata niż Hubble.
Korekta – Dominika Pik
Źródła:
•    Andrea Gianopoulos - Hubble Unexpectedly Finds Double Quasar in Distant Universe
15 kwietnia 2023
Ta wizja artystyczna pokazuje blask dwóch kwazarów znajdujących się we wnętrzu łączących się chaotycznie galaktyk. W takim miejscu, pod wpływem silnego oddziaływania Źródło: NASA, ESA, Joseph Olmsted (STScI)


Na zdjęciu widać kwazary, które istniały kiedy Wszechświat miał zaledwie trzy miliardy lat. Znajdują się w środku dwóch zderzających się ze sobą galaktyk. NASA, ESA, Yu-Ching Chen (UIUC), Hsiang-Chih Hwang (IAS), Nadia Zakamska (JHU), Yue Shen (UIUC)
https://astronet.pl/wszechswiat/hubble-znalazl-podwojnego-kwazara/

Hubble znalazł podwójnego kwazara.jpg

Hubble znalazł podwójnego kwazara2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poczuć się jak na Marsie. Symulacja grawitacji marsjańskiej
2023-04-16/Paulina Kudzia
Wcale nie trzeba być astronautą, aby poczuć, jak organizm ludzki zachowuje się na Marsie. Osoby dotknięte chorobą lokomocyjną doświadczają podobnych objawów, jakie można przeżyć podczas pobytu na Czerwonej Planecie. Poczucie, że otoczenie wiruje w momencie, gdy wcale tak nie jest, czy problemy z chodzeniem nie należą do najprzyjemniejszych uczuć tego świata.
Problemy, z jakimi zmagają się astronauci
Zaburzenia związane ze zmianami wzrokowo-przedsionkowymi, z którymi musi zmagać się astronauta, występują w krytycznych momentach misji, takich jak wejście w stan nieważkości oraz powrót do ziemskiej grawitacji (1G). Zaburzenia te obejmują chorobę lokomocyjną, złudzenia optyczne, zmiany w koordynacji oko-głowa oraz zmiany w równowadze i chodzie po wylądowaniu, zwłaszcza z zamkniętymi oczami. Stwierdzono, że im dłużej astronauta naraża swoje ciało na działanie mikrograwitacji, tym silniejsze będą objawy. Ten scenariusz nie brzmi optymistycznie dla ludzi, którzy w przyszłości staną na Czerwonej Planecie. Plan podróży na Marsa obejmuje kilkumiesięczną podróż w stanie nieważkości (0G) przed wylądowaniem na powierzchni naszego czerwonego sąsiada, gdzie występuje odmienna grawitacja (0,38G), co prezentuje dość duże wyzwanie dla naukowców, aby zbadać dokładnie mechanizmy działania skutków przyszłych misji.
Cele symulacji dezorientacji przestrzennej
Jako że odczuwane przez astronautów skutki nie mogły być tylko i wyłącznie spowodowane wpływem mikrograwitacji na układ mięśniowy i szkieletowy, naukowcy postanowili niezwłocznie zgłębić ten temat. Wysnuto stwierdzenie, że niektóre ze zgłaszanych deficytów są spowodowane oscylopsją, czyli destabilizacją wzroku w przestrzeni, spowodowaną zmniejszeniem zaangażowania w ruchy głowy podczas poruszania się. Oscylopsja automatycznie wiąże się z destabilizacją głowy, a co za tym idzie, zaburzeniem pionowej postawy tułowia, stąd ta hipoteza. Zaburzenia te łączą się również z wpływem stanu nieważkości na narządy otolityczne, odpowiadające za sprawdzanie i wysyłanie do mózgu informacji o tym, w jakiej pozycji względem grawitacji znajduje się nasza głowa. Gdy organizm znajduje się w przestrzeni kosmicznej, narządy te wysyłają nieprawidłowe sygnały dotyczące położenia ciała w przestrzeni, co tłumaczy zaburzenia równowagi.
Badanie konfliktu przedsionkowo–wzrokowego w  środowisku 1G jest niemalże niemożliwe do osiągnięcia, więc naukowcy nie byli w stanie bezpośrednio zbadać zdolności ludzi do chodzenia w grawitacji marsjańskiej.
Do głównych celi tego badania sfinansowanego przez NASA należy zbadanie, w jaki sposób przesadny ruch wizualnego otoczenia wpływa na równowagę dynamiczną w symulowanej marsjańskiej grawitacji oraz symulacja deficytów chodu po locie kosmicznym w celu oceny potencjalnych środków zaradczych.
Poczuć się jak na Marsie
Aby poczuć się jak bohater filmu science fiction wystarczy aktywny system odciążania grawitacyjnego (ARGOS), spacer tandemowy oraz odrobina technologii w postaci wirtualnej rzeczywistości (VR) połączonej z dezorientującą stymulacją optokinetyczną (DOS). Dziesięciu śmiałków, którzy przeszli pozytywnie wszystkie testy medyczne, zostało podpiętych do uprzęży ARGOS, która umożliwia skakanie, chodzenie i bieganie przy odciążeniu od 0% (1G) do 100% (0G) wagi badanej osoby. Dzięki goglom VR stosowanym wraz z zestawem słuchawkowym, badani mogli eksplorować zewnętrzną część ISS (EVA), wewnętrzną część ISS (IVA), patrzeć jak Ziemia obraca się poniżej oraz obserwować gwiazdy na niebie. Symulacja VR ISS w stanie ziemskiej grawitacji przygotowała uczestników badania do testowania wykonywania poleceń w stanie VR + DOS.
DOS składał się ze wzoru szachownicy, który poruszał się przechyłem i odchyleniem w tym samym kierunku i prędkości, co ruchy głowy badanego.
Zastosowanie takiej metody miało na celu wywołać podobne objawy jak te, których doświadczali astronauci, gdy przechylali głowę względem grawitacji po locie kosmicznym.
Ostatnim elementem składowym przeprowadzonego badania był Tandem Walk (pięta jednej stopy dotyka palców drugiej stopy podczas kroku) ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej po podłodze wyłożonej pianką o grubości 10cm.
Nowe środowisko analogowe
Naukowcy zajmujący się tym badaniem po analizie wyników doszli do wniosku, że połączenie piankowej powierzchni, DOS i VR nadaje się do analogowych badań dotyczących skuteczności środków zaradczych. Środki te miałyby na celu zwiększenie wydajności prawidłowego chodzenia po pobycie w kosmosie. System można ulepszyć o stymulację przedsionkową wyzwalaną ruchami głowy, ale to plany na przyszłość. Wymagane są dalsze prace w kierunku ocenienia, czy na to analogowe środowisko można narażać członków załogi oraz należy sprawdzić, czy szkolenie przed lotem lub w trakcie lotu może poprawić wydajność chodu astronautów po locie.
Wyniki pokazały nam, że astronauci po powrocie z misji kosmicznych mogą doświadczać oscylopsji, co przyczynia się do zaburzeń lokomocyjnych. Wyniki jako skutek misji kosmicznych wskazywały również nieregularnej długości, małe kroki oraz brak utrzymywania zamierzonej ścieżki chodu u astronautów. Jednakże wiemy, iż większość z objawów ustaje po czasie, stąd pojawia się trudne pytanie: czy warto opuścić na chwilę naszą planetę i narazić się na poważne skutki, które mogą ustąpić, ale mogą też być obecne w naszym życiu do końca?
Wszystkie zdjęcia pochodzą z artykułu źródłowego
Korekta – Matylda Kołomyjec
Źródła:
•    PubMed Central: Marissa J. Rosenberg, Matthew Koslovsky, Matthew Noyes, Millard F. Reschke, Gilles Clément; Tandem Walk in Simulated Martian Gravity and Visual Environment
16 kwietnia 2023
Uczestniczka badania podczas testów oglądająca uchwyty w wirtualnej rzeczywistości i używająca fizycznych uchwytów do poruszania się po otoczeniu w warunkach symulacji 0G
Po lewej: wirtualna scena środowiska marsjańskiego (VR). Po prawej: wirtualna scena marsjańska z nałożoną warstwą cieniowania stymulacji optokinetycznej (VR + DOS)
Uczestnik badania podczas spaceru tandemowego w warunkach symulacji marsjańskiej grawitacji w asyście 2 operatorów.
https://astronet.pl/autorskie/poczuc-sie-jak-na-marsie-symulacja-grawitacji-marsjanskiej/

Poczuć się jak na Marsie. Symulacja grawitacji marsjańskiej.jpg

Poczuć się jak na Marsie. Symulacja grawitacji marsjańskiej2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chiny chcą mieć bazę na Księżycu. Budowę rozpoczną w ciągu 5 lat

2023-04-16.
Chiny zwiększają tempo w wyścigu o kolonizację Księżyca. Zapowiadają, że już w ciągu 5 lat zaczną budowę swojej własnej bazy na srebrnym globie. Ma to im się udać przez niekonwencjonalny plan – użycia jako budulca księżycowej gleby i potężnych robotów jako konstruktorów.

Gdy za rogiem czeka nas drugi etap programu Artemis, Chiny przypominają światu, że też są mocnym graczem w walce o podbój kosmosu i mają ambitne plany, aby wyprzedzić Amerykanów. Okazuje się, że trzy lata po powrocie człowieka na Księżyc w ramach misji Artemis III, Pekin chce już rozpocząć budowę w pełni funkcjonalnej bazy poza naszą planetą.
Chiny oficjalnie planują rozpocząć budowę bazy na Księżycu w ciągu 5 lat
Jak donosi Reuters, powołując się na chińskie media, Pekin zaczął na poważnie traktować plan kolonizacji Księżyca w tej dekadzie. Z tej okazji ponad 100 naukowców i inżynierów kosmicznych spotkało się na specjalnej konferencji w Wuhan, gdzie miały zostać ustalone plany działania, aby w ciągu 5 lat zacząć budowę bazy na Księżycu.


Według przecieków, na konferencji Chińczycy ustalili, że do budowy bazy wykorzystają glebę księżycową. Ma on stanowić budulec specjalnych cegieł, z których powstaną budynki.

Jeden z chińskich portali, Changjiang Daily, dowiedział się, w jaki sposób Chińczycy chcą produkować te cegły. Powołując się na słowa, eksperta z Chińskiej Akademii Inżynierii, Dinga Lieyuna, który brał udział w konferencji, inżynierzy mają opracować specjalnego robota. Miałby być wysłany na Księżyc wraz z załogą, gdzie rozpocząłby produkcję. Na razie koncepcyjnie nazwano go "Chińskimi Super Murarzem".
Robot ten miałby stworzyć pierwszą księżycową cegłę w 2028 roku podczas chińskiej misji na Księżyc Chang'e-8.
Budowa bazy na Księżycu jest potrzebna do jego długoterminowych eksploracji i z pewnością zostanie zrealizowana w przyszłości
Ding Lieyun

Chińczycy zdają sobie jednak sprawę z trudności i sami twierdzą, że nie da się skonstruować całej bazy w krótkim czasie i być może w tej dekadzie powstanie dopiero jej niewielki zarys. Jak podaje Time na bazie słów inżyniera Yu Dengyun, z China Aerospace Science and Technology Corporation, Chiny w 2025 roku chcą pobrać pierwszą w historii próbki z niewidocznej strony księżyca.
Gleba księżycowa przerobiona na cegły?
Naukowcy od dawna zdają sobie sprawę, że kolonizacja Księżyca będzie wymagała specjalnej inżynierii i architektoniki. Same warunki naszego satelity będą miały duży wpływ na materiał budowlany, który może być niewystarczający nie tylko ze względu na wytrzymałość, ale także logistykę. Trudno sobie wyobrazić prosperującą kolonię, kiedy nawet przystosowane materiały ciągle ściągane byłyby z Ziemi.
Już od wielu lat zastanawiano się nad możliwością użycia gleby na Księżycu, jako lokalnego materiału do tworzenia kosmicznego betonu. Koncepcja powstała jeszcze w latach 80. w USA pod nazwą Lunarcrete. Według założeń kosmiczny beton tworzony byłby z takich samych składników jak ten ziemski. Różnica jest tylko w tym, że zamiast cementu, używa się regolitu, czyli materiału skalnego, którym pokryty jest Księżyc.
Taki sam schemat chcą użyć teraz Chińczycy do tworzenia swoich cegieł, zastępując cement księżycowym regolitem. Dzięki niemu powstały materiał budowlany będzie ergonomiczny i wytrzyma, chociażby wiatry pyłu księżycowego, wzniecane np. przez lądujące statki w bazie.
Niemniej Chińczycy będą niejako pionierami, chcąc na masową skalę wykorzystać glebę księżycową jako materiał budowlany. Obecnie nie wiadomo nawet czy im się to uda w zakładanym czasie.
Jakie właściwości może mieć gleba księżycowa?
Chińczycy w 2020 roku pozyskali do badań próbki gleby księżycowej. Na ich podstawie w maju 2022 roku dowiedli, że gleba ta posiada aktywne związki, które mogą przekształcać dwutlenek węgla w tlen i paliwo. Według przypuszczeń materiał Księżyca może być źródłem energii, która zaspokoi ziemskie zapotrzebowanie na 250 lat.
Do tej pory naukowcy badali także zdatność gleby Księżyca do utrzymywania życia. W tym obszarze ogromne zasługi mają astronauci z NASA, którym nomen omen w maju 2022 roku udało się po raz pierwszy wyhodować na niej roślinę. Stanowi to dowód, że na Księżycu faktycznie jest szansa na uprawy.

Chiny w ciągu 5 lat chcą rozpocząć budowę swojej bazy na Księżycu. Użyją do tego specjalnego materiału /123RF/PICSEL

Chińczycy ze względu na program Artemis stoją przed wyzwaniem przyspieszenia prac nad podbojem kosmosu /@CNSpaceflight /Twitter

Prawdziwe trudności w tworzeniu bazy na Księżycu wynikają nie tyle z potrzeby odpowiedniego materiału, a opracowania dobrej logistyki /123RF/PICSEL

Sam termin "gleba księżycowa" może być trochę mylący, ze względu na fakt, że na księżycu nie ma takiej gleby, jaka jest u nas na Ziemi. Księżyc pokrywa warstwa regolitu, czyli materiału skalnego powstałego w wyniku rozdrobnienia meteorów i narażenia na wiatr słoneczny

Scientists use lunar soil to grow plants
https://www.youtube.com/watch?v=UpG99I3wXKo

INTERIA
https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-chiny-chca-miec-baze-na-ksiezycu-budowe-rozpoczna-w-ciagu-5-,nId,6717195

Chiny chcą mieć bazę na Księżycu. Budowę rozpoczną w ciągu 5 lat.jpg

Chiny chcą mieć bazę na Księżycu. Budowę rozpoczną w ciągu 5 lat2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Uciekająca” czarna dziura zostawia za sobą łańcuch gwiazd

2023-04-16. Sandra Bielecka
Ta niesamowicie duża czarna dziura wielkości 20 milionów Słońc została zaobserwowana przypadkowo przez teleskop Hubble’a. Pędzi z niesamowitą prędkością i zostawia za sobą łańcuch nowonarodzonych gwiazd. Przypuszczalnie stanowi dowód na to, że supermasywne czarne dziury mogą być wyrzucane z galaktyk macierzystych.

Astronomowie zaobserwowali niezwykłe zjawisko, mianowicie supermasywną czarną dziurę, poruszającą się z prędkością pozwalającą na podróż między Ziemią a Księżycem w 14 minut. Zostawia ona po sobie smugę nowonarodzonych gwiazd o długości 200 000 lat świetlnych, co daje średnicę dwukrotnie większą od średnicy naszej drogi mlecznej.

Co więcej, stanowi ona prawdopodobnie dowód na to, że czarne dziury mogą zostać wyrzucone z macierzystych galaktyk, według badań opublikowanych 6 kwietnia. Tworzy ona za sobą kolumnę, która rozciąga się od galaktyki macierzystej, natomiast na najbardziej wysuniętym końcu kolumny znajduje się niezwykle jasne skupisko zjonizowanego tlenu.

To czysty przypadek, że natknęliśmy się na to. Właśnie przeglądałem obraz z Hubble'a i zauważyłem, że mamy małą smugę. Od razu pomyślałem: „och, promień kosmiczny uderza w detektor kamery i powoduje liniowy artefakt obrazowania”. Kiedy wyeliminowaliśmy promienie kosmiczne, zdaliśmy sobie sprawę, że nadal tam są. Nie przypominały niczego, co widzieliśmy wcześniej.

Jak doszło do wyrzutu czarnej dziury
Duże galaktyki mają zazwyczaj w swoich centrach supermasywne czarne dziury, które często wyrzucają strumienie materii z dużą prędkością. Przypominają one smugi światła i nazywa się je dżetami astrofizycznymi. Gdy astronomowie zaobserwowali zjawisko podobne do wyżej opisanego, po jej zbadaniu stwierdzili, że nie posiada ono cech dżetów.

Naukowcy przypuszczają, że zjawisko uciekającej czarnej dziury jest wynikiem prawdopodobnie wielu zderzeń supermasywnych czarnych dziur. Szacuje się, że pierwsze dwie galaktyki prawdopodobnie połączyły się 50 milionów lat temu. Doprowadziło to do tego, że w ich centrum zgromadziły się dwie supermasywne czarne dziury wirujące wokół siebie, tworząc podwójną czarną dziurę. Wtedy pojawiła się trzecia galaktyka ze swoją czarną dziurą. W związku z czym doszło do niestabilnej i chaotycznej konfiguracji, w efekcie której jedna z czarnych dziur została wyrzucona z galaktyki macierzystej. Jednak naukowcy nie są w stanie na razie potwierdzić tej teorii ani oszacować, jak powszechne jest to zjawisko.

Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem, który wyjaśnia wszystko, co widzieliśmy, jest proca spowodowana interakcją trzech ciał. Kiedy trzy ciała o podobnej masie oddziałują grawitacyjnie, interakcja nie prowadzi do stabilnej konfiguracji, ale zwykle do utworzenia układu podwójnego i wyrzucenia trzeciego ciała.

Pędzi z niesamowitą prędkością i zostawia za sobą łańcuch nowonarodzonych gwiazd /NASA, ESA, Leah Hustak (STScI) /domena publiczna

INTERIA
https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-uciekajaca-czarna-dziura-zostawia-za-soba-lancuch-gwiazd,nId,6710588

Uciekająca czarna dziura zostawia za sobą łańcuch gwiazd.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba przypadkowo odkrył nową asteroidę
Autor: admin (16 Kwiecień, 2023)
Wielkość ciała niebieskiego jest porównywalna z rzymskim Koloseum. To najmniejszy obiekt kosmiczny znaleziony przez współczesny teleskop.
Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba nie jest przeznaczony do poszukiwania asteroid, ale to nie znaczy, że ich nie widzi. Jego ostatnim znaleziskiem okazała się mała kosmiczna skała, wcześniej nieznany naukowcom.
Nowa asteroida została zauważona przez przypadek. Stało się to podczas kalibracji jednego z przyrządów Webba – MIRI. Tak nazywa się instrument do badania głębi kosmosu w zakresie średniej podczerwieni. Jest w stanie rozróżnić dłuższe fale światła, których ludzkie oko nie widzi.
Naukowcy oszacowali rozmiar kosmicznej skały, a także dokładnie określili, gdzie się znajduje. Znajduje się w wewnętrznym obszarze głównego pasa planetoid. Jej orbita ma niewielkie nachylenie.
„Nasze wyniki pokazują, że nawet „nieudane” obserwacje Webba mogą być przydatne naukowo. Najważniejsze jest właściwe nastawienie i trochę szczęścia - mówi Thomas Muller, astronom z Instytutu Fizyki Pozaziemskiej. Maksa Plancka w Niemczech. „Niesamowita czułość instrumentów teleskopu pozwoliła zobaczyć ten około 100-metrowy obiekt w odległości ponad 100 milionów kilometrów od nas”.
Przypomnijmy, że najnowszy teleskop Jamesa Webba, wystrzelony w kosmos 25 grudnia 2021 roku, jest wyposażony w wiele instrumentów naukowych do badania obiektów kosmicznych, w tym, kamera bliskiej podczerwieni (kamera bliskiej podczerwieni), urządzenie do pracy w średnim zakresie promieniowania podczerwonego (ang. Mid-Infrared Instrument, MIRI), spektrograf bliskiej podczerwieni (NIRSpec), Fine Guidance Sensor (FGS), a także urządzenie obrazujące w zakresie bliskiej podczerwieni i spektrograf bez szczelin (Near InfraRed Imager and Slitless Spectrograph, NIRISS).
Źródło: AI
JWST
https://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/kosmiczny-teleskop-jamesa-webba-przypadkowo-odkryl-nowa-asteroide

Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba przypadkowo odkrył nową asteroidę.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odkryto dziwne wysokoenergetyczne promienie rentgenowskie pochodzące z Jowisza
Autor: admin (16 Kwiecień, 2023)
Zaobserwowano, że Jowisz emituje promieniowanie rentgenowskie w zakresie fal o wysokiej energii. Pochodzące z zorzy polarnych gigantycznej planety i wykryte przez Kosmiczny Teleskop Kosmiczny NuSTAR X-ray, emisje są najbardziej energetycznym światłem emitowanym z dowolnej planety w Układzie Słonecznym innej niż Ziemia.
Odkrycie może rzucić światło na najpotężniejsze zorze polarne w Układzie Słonecznym i rozwiązać odwieczną zagadkę: dlaczego wspólny statek kosmiczny ESA-NASA Ulysses nie wykrył promieni rentgenowskich Jowisza przez prawie trzy dekady swojej działalności od 1990 do 2009 roku.
 
Zorze Jowisza to absolutnie niesamowite zjawisko. Na obu biegunach planetę otacza permanentna zorza polarna - niewidoczna dla naszych oczu, ale jarząca się jasno w falach ultrafioletowych. Regiony te były również obserwowane przez obserwatoria rentgenowskie Chandra i XMM-Newton emitujące niskoenergetyczne lub „miękkie” promienie rentgenowskie.
Naukowcy sądzili, że muszą istnieć wysokoenergetyczne lub „twarde” promienie rentgenowskie, wykraczające poza to, co te instrumenty mogą wykryć. Więc użyli NuSTAR, aby je znaleźć.
Zorze Jowisza są jednocześnie podobne i niepodobne do tych obserwowanych na Ziemi, które są tworzone przez cząstki pochodzące ze Słońca, zderzające się z polem magnetycznym Ziemi. Naładowane cząstki, takie jak protony i elektrony, przemieszczają się wzdłuż linii pola magnetycznego do biegunów, gdzie uderzają w górną warstwę atmosfery Ziemi i zderzają się z cząsteczkami atmosferycznymi. W wyniku jonizacji tych cząsteczek powstają niesamowite tańczące światła.
Na Jowiszu podstawowy mechanizm jest podobny, ale jest kilka różnic. Dzieje się tak, ponieważ cząstki nie są słoneczne, ale pochodzą z księżyca Jowisza Io, najbardziej wulkanicznego świata w Układzie Słonecznym. Emituje on stale dwutlenek siarki, który w wyniku złożonego oddziaływania grawitacyjnego z planetą natychmiast odparowuje, jonizuje i tworzy wokół gazowego giganta torus plazmy. Cząstki z tego torusa są wysyłane wzdłuż linii pola magnetycznego do biegunów i tak dalej.
Proces ten generuje miękkie promienie rentgenowskie, jak wcześniej odkryto. Odkryto twarde promienie rentgenowskie. Nie było to łatwe do wykrycia, ponieważ wysokoenergetyczne promienie rentgenowskie są w rzeczywistości dość słabe, ale to, jak twierdzą naukowcy, nie wyjaśnia, dlaczego Ulisses nie mógł ich wykryć. Ich zdaniem odpowiedź tkwi w metodzie generowania twardych promieni rentgenowskich.
Gdy elektrony przyspieszają wzdłuż linii pola magnetycznego Jowisza, z dużą prędkością wchodzą w atmosferę planety. Kiedy te elektrony znajdują się w pobliżu jąder atomowych i ich pól elektrycznych, są gwałtownie odchylane i spowalniane. Jednak zgodnie z prawem zachowania energii ich energia kinetyczna musi gdzieś iść, więc jest zamieniana na promieniowanie rentgenowskie.
Wyniki badań opublikowano w czasopiśmie Nature Astronomy.
Źródło: NASA

https://tylkoastronomia.pl/wiadomosc/odkryto-dziwne-wysokoenergetyczne-promienie-rentgenowskie-pochodzace-z-jowisza

 

Odkryto dziwne wysokoenergetyczne promienie rentgenowskie pochodzące z Jowisza.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PIerwsze satelity obserwacyjne z Kenii i Turcji wyniesione na orbitę
2023-04-17. Mateusz Mitkow
W ubiegły weekend (15 kwietnia br.) firma SpaceX wykonała pomyślne wystrzelenie systemu nośnego Falcon 9, który tym razem został wykorzystany do misji Transporter-7. Na jego pokładzie znalazło się wiele ładunków, wśród których przykuwającym uwagę jest pierwszy satelita Kenii oraz Turcji, które posłużą do obserwacji Ziemi. Była to już 24. misja przeprowadzona przez firmę Elona Muska w obecnym roku.
Wielkimi krokami zbliża się najważniejszy moment dla firmy SpaceX, czyli debiut potężnego systemu nośnego Starship. Obecnie start jest planowany na 17 kwietnia br., natomiast w międzyczasie firma Elona Muska przeprowadziła kolejne w tym roku wystrzelenie rakiety Falcon 9 z bazy Sił Kosmicznych Vandenberg. Start misji Transporter-7 odbył się 15 kwietnia o godz. 8:48 czasu polskiego i był już siódmą z dotychczasowych misji zrealizowanych w komercyjnym programie dostaw niskogabarytowych ładunków satelitarnych (SmallSat Rideshare), jaki w swojej ofercie sprzedażowej posiada firma SpaceX. Wystrzelenie zostało wykonane z kilkudniowym opóźnieniem w stosunku do pierwotnego harmonogramu, co było spowodowane niekorzystnymi warunkami pogodowymi.
Faza wynoszenia przebiegła bezproblemowo i tym samym rakieta Falcon 9 umieściła ładunki użyteczne na orbicie synchronicznej ze Słońcem o wysokości ok. 550 km nad powierzchnią Ziemi i nachyleniu 97,5°. Dolny stopień Falcona - B1063 - po wykonaniu swojego zadania wrócił na ląd wykonując kolejne, udane przyziemienie w wyznaczonym miejscu LZ-4 (Landing Zone), znajdującym się w bazie Vandenberg ok. 8 min po starcie. Wcześniej używany był do takich misji, jak np. Sentinel-6, DART oraz mających na celu wyniesienie nowych jednostek satelitarnych sieci Starlink.
Ładunek misji Transporter-7 o łącznej masie ok. 5 t zawierał 51 urządzeń, z których zdecydowanie warty odnotowania jest pierwszy w historii, operacyjny satelita pochodzący z Kenii, którego zadaniem będzie obserwacja Ziemi. Urządzenie o nazwie TAIFA-1 ("jeden naród" w języku suahili) to satelita obserwacyjny o rozmiarze 3U, który został opracowany przez zespół inżynierów z Kenijskiej Agencji Kosmicznej. Według dostępnych informacji, ma on na celu dostarczanie na czas dokładnych danych w różnorodnych dziedzinach, takich jak zarządzanie klęskami żywiołowymi, rolnictwo, monitorowanie środowiska i zarządzanie zasobami naturalnymi. Jak czytamy na stronie producenta, urządzenie jest wyposażone w kamerę optyczną, która wykonuje zdjęcia jednocześnie w trybie multispektralnym i panchromatycznym, co ma pozwolić na działanie w zakresie i poza zakresem światła widzialnego.
Warto podkreślić, że wydarzenie jest dowodem na wyraźny postęp Kenii w zwiększaniu możliwości produkcji satelitów w celu opracowania zastosowań przynoszących korzyści zarówno społeczne oraz gospodarcze i jest przy tym ważnym kamieniem milowym dla rozwijającego się sektora kosmicznego w Republice Kenii. Postrzegane jest to również jako dodatkowy impuls dla narodów afrykańskich do tworzenia nowych innowacji naukowych i rozwoju swoich programów kosmicznych. Przypomnijmy, że pierwszym afrykańskim krajem, który wysłał satelitę w kosmos był Egipt w 1988 r. Jeśli chodzi o Kenię to w 2018 r. wystrzeliła ona swojego pierwszego eksperymentalnego nanosatelitę z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS).
Oprócz wyżej opisanego urządzenia na pokładzie rakiety Falcon 9 znalazły się również ładunki m.in. Norweskiej Agencji Kosmicznej, Kolumbijskich Sił Powietrznych, amerykańskie satelity demonstracyjne i uniwersyteckie, niewielki satelita włoskiej firmy Arca Dynamics, a także inne urządzenia (klasy mikro- i nano-, głównie w formacie Cubesat) międzynarodowych klientów. Na orbitę okołoziemską wyniesiony został także pierwszy wykonany wyłącznie z rodzimych komponentów satelita obserwacyjny Turcji - poinformował prezydencki dyrektoriat ds. komunikacji.
Urządzenie o nazwie IMECE będzie wykorzystywane w sektorach obronnym, zarządzania kryzysowego, ochrony środowiska, rozwoju miejskiego, leśnictwa i rolnictwa. IMECE może robić zdjęcia całego świata - nie tylko Turcji - dzięki elektrooptycznej kamerze o wysokiej rozdzielczości. Przemawiający przy okazji jego wystrzelenia turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan zaznaczył, że "IMECE będzie najbardziej zaawansowanym satelitą obserwacyjnym należącym do Turcji".
Transporter-7, czyli siódma misja z dotychczasowych startów zrealizowanych w komercyjnym programie dostaw niewielkich ładunków satelitarnych - SmallSat Rideshare. Poprzednia misja owego programu została przeprowadzona na początku obecnego roku i zakładała wyniesienie aż 114 ładunków, w tym także satelitów pochodzących z Polski. W obecnym roku powinny odbyć się także kolejne dwie misje w ramach opisywanego programu. Według obecnego kalendarza, kolejnym lotem orbitalnym wykonanym przez rakietę firmy Elona Muska będzie długo wyczekiwany debiut systemu nośnego Starship, którego start zaplanowano na 17 kwietnia br. o godz. 15:00 czasu polskiego z kosmodromu Starbase w Teksasie.

Fot. Spacer

Kenijski satelita Taifa-1
Fot. https://ksa.go.ke/

SPACE24
https://space24.pl/satelity/obserwacja-ziemi/pierwsze-satelity-obserwacyjne-z-kenii-i-turcji-wyniesione-na-orbite

PIerwsze satelity obserwacyjne z Kenii i Turcji wyniesione na orbitę.jpg

PIerwsze satelity obserwacyjne z Kenii i Turcji wyniesione na orbitę2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przełożony start pojazdu Starship - największej rakiety kosmicznej w historii
2023-04-17. Autor:
Grzegorz Jasiński
Firma SpaceX Elona Muska zamierzała dziś po południu wystrzelić największą kosmiczną rakietę w historii. Składa się ona z dwóch części - pojazdu Starship, który jest zarówno rakietą jak i samym pojazdem kosmicznym, a także członu podstawowego, tzw. Super Heavy. Start został wstrzymany ok. 20 minut przed planowanym terminem. Jak podała firma SpaceX, przyczyną były problemy z ciśnieniem, które stwierdzono podczas tankowania paliwa.
Podczas końcowej fazy tankowania ciekłego metanu i ciekłego tlenu pojawił się problem z układem kontroli cieśnienia. Kierownictwo SpaceX postanowiło dokładniej mu się przyjrzeć i przesunąć start - prawdopodobnie o dwa dni. Odliczania nie wstrzymano od razu, ponieważ postanowiono przeprowadzić do końca tankowanie pojazdu. To także element misji wart przetestowania - zwraca uwagę dziennikarz RMF FM Grzegorz Jasiński. Jak zaznacza, problem wydaje się drobny, ale na wszelki dziś zrezygnowano ze startu.
W sumie konstrukcja ma 120 metrów wysokości i siłę ciągu, która dwukrotnie przekracza tę, którą dysponowały rakiety Saturn 5, czy najnowsza SLS, używane w programach księżycowych Apollo i Artemis. Obie części rakiety SpaceX są przeznaczone do odzysku, choć akurat nie podczas tej misji. Tym razem mają spaść do wody.
Co ważne, rakieta nie wejdzie na orbitę okołoziemską. Celem tego eksperymentu jest tylko sprawdzenie, czy taki tandem faktycznie pomyślnie wystartuje.
Założeniem tego testu jest spowodowanie, że najpierw muszą odpalić silniki modułu podstawowego Super Heavy, a po rozłączeniu się silniki pojazdu Starship. Start przygotowany  został w bazie firmy SpaceX w Teksasie. Zaplanowano, że pierwszy człon rakiety po wykonaniu misji spadnie do Zatoki Meksykańskiej. Pojazd Starship ma dolecieć aż w rejon Hawajów na Pacyfiku.
Na przeprowadzenie testu SpaceX uzyskał zgodę Federal Aviation Administration dopiero w miniony piątek.
Srebrzysty, wykonany ze stali nierdzewnej pojazd Starship, który wygląda jak rakieta żywcem wyjęta z dawnych powieści science-fiction, ma być rewolucją w dziedzinie transportu kosmicznego, zarówno ludzi, jak i sprzętu. Jego rozmiary pozwalają na transport wielokrotnie większych ilości ładunku i załóg liczących nawet do stu osób. Celem budowy Starship nie są przy tym misje tylko na niską orbitę Ziemi, z pomocą takiego pojazdu NASA ma dokonać powrotu na Księżyc, a Elon Musk twierdzi, że w przyszłości flotylla takich pojazdów pomoże ludzkości kolonizować planetę Mars.
Firma SpaceX, która z powodzeniem od kilku lat realizuje już towarowe i załogowe misje kosmiczne, zamierza z pomocą tandemu Starship i Super Heavy znacznie poprawić też efektywność misji kosmicznych i obniżyć ich koszty. Obie konstrukcje są projektowane do pionowego lądowania i pełnego odzysku. W dokładnie ten sam sposób Starship ma też lądować na Księżycu i wreszcie na Marsie.
Związane z rozmiarami pojazdu wątpliwości dotyczące ewentualnej stabilności przy lądowaniu na niepewnym gruncie nie zniechęcają konstruktorów SpaceX, którzy dziesiątki razy dowiedli już, że potrafią takie lądowanie odpowiednio zabezpieczyć.
Opracowanie:
Krzysztof Fijałek
Źródło: RMF FM

Przełożony start rakiety Starship (fot. YT/SpaceX)

Starship Flight Test
https://www.youtube.com/watch?v=L5QXreqOrTA

RMF FM
https://www.rmf24.pl/nauka/news-przelozony-start-pojazdu-starship-najwiekszej-rakiety-kosmic,nId,6722687#crp_state=1

Przełożony start pojazdu Starship - największej rakiety kosmicznej w historii.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziwna świecąca spirala ukazała się nad Alaską

2023-04-17. Sandra Bielecka
Mieszkańcy mroźnej Alaski byli ostatnio świadkami niecodziennego zjawiska. Wysoko na niebie pojawiła się dziwna świecąca spirala na tle falującego, zielonego światła. Co więcej, poruszała się z dużą prędkością po niebie.

Fotograf Todd Salat od lat uwiecznia zjawiska pojawiające się na niebie. Często spędza długie godziny na tym, aby uchwycić jak najlepiej pojawiające się zorze polarne. Jednak tym razem udało mu się sfotografować coś więcej. Na zielonym, falującym tle zorzy polarnej ukazała się jasna spirala poruszająca się z dużą prędkością po niebie.
Tajemnicza świecąca spirala


Dzięki temu, że Todd był przygotowany, możemy teraz podziwiać zrobione przez niego niesamowite zdjęcie niecodziennego zjawiska. Nie jest to jednak pierwszy raz, kiedy mieszkańcy Alaski mogli oglądać spiralny pokaz na niebie. I ma to swoje bardzo proste wytłumaczenie.
Otóż kilka godzin przed pojawieniem się wzoru, w Kalifornijskiej Bazie Sił Kosmicznych Vandenberg, firma SpaceX po raz kolejny wystrzeliła swoją rakietę Falcon 9 transportującą dziesiątki satelitów w ramach misji Transporter-7. Podczas misji wyniesione zostało kilkadziesiąt mikrosatelitów oraz cubesatów.

Rakieta SpaceX

Space X po raz pierwszy w tym locie wykorzystała nowy system dyszy silnika MVac w drugim stopniu rakiety. Wiąże się to ze zmniejszeniem kosztów, ułatwieniem produkcji, a co za tym idzie, większą liczbą lotów w ciągu roku.  Po wystartowaniu rakiety, górny stopień Falcona 9 odłączył się i kontynuował podróż na orbitę, podczas gdy pierwszy stopień wrócił bezpiecznie na ziemię.

Gdy górna część zakończyła swoją misję, zaczęła schodzić na Ziemię po spirali. W międzyczasie wypuszczone zostały do atmosfery resztki paliwa, natomiast para wodna zawarta w gazach zamarzła, tworząc maleńkie kryształki odbijające światło. Zjawisko to spotykane jest od lat w związku ze startami rakiet. Co więcej, błękitna spirala tworzy naprawdę oszałamiające widowisko, entuzjaści nocnego nieba z niecierpliwością czekają na kolejne spektakle. W związku z tym, że komercyjne loty kosmiczne staja się coraz powszechniejsze, możemy się spodziewać w niedługim czasie kolejnych świecących kosmicznych spirali.  

Pojawiła się dziwna świecąca spirala na tle falującego, zielonego światła /123RF/PICSEL

INTERIA
https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-dziwna-swiecaca-spirala-ukazala-sie-nad-alaska,nId,6722631

Dziwna świecąca spirala ukazała się nad Alaską.jpg

Dziwna świecąca spirala ukazała się nad Alaską2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako ostatni chodził po Księżycu. Jego notatnik wart fortunę

2023-04-17. Daniel Górecki
Solidny kawałek historii kosmicznych osiągnięć ludzkości, a mianowicie ubrudzona pyłem księżycowym lista kontrolna dowódcy misji Apollo 17, Gene’a Cernana, który jako jedenasty i jednocześnie ostatni człowiek przechadzał się po naszym naturalnym satelicie, została sprzedana za 744 994 USD.

Teoretycznie to tylko mały stary brudny notatnik, ale w rzeczywistości dowód jednego z największych kosmicznych osiągnięć ludzkości, bo mowa o zabrudzonej pyłem księżycowym liście kontrolnej Eugene’a Cernana, amerykańskiego astronauty słowackiego pochodzenia, który brał udział w trzech lotach kosmicznych i jako jedenasty, a zarazem ostatni człowiek, spacerował po powierzchni Księżyca. To właśnie ten dokument, w postaci notatnika przypiętego do nadgarstka skafandra kosmicznego, nosił podczas ostatniej załogowej misji księżycowej Apollo 17.
Ten stary brudny notatnik to dowód naszych kosmicznych osiągnięć
A konkretniej podczas ostatniego z trzech spacerów kosmicznych, tj. z 14 grudnia 1972 roku po dolinie Taurus-Littrow, który trwał 7 godzin i 15 minut i pozostawił na papierze swoje ślady. Zawierał on szczegółową listę zadań do wykonania przez astronautów, notatki sporządzone przez Cernana, mapy obszaru (pierwsze do eksploracji Księżyca) oraz karykatury psów-astronautów umieszczone przez załogę rezerwową (tradycja misji Apollo, która polegała na pozostawianiu niespodzianek dla załogi podstawowej).

Co jednak odróżnia ten 25-stronicowy notatnik od innych, które były na Księżycu, że jak poinformował dom aukcyjny RR Auctions, ktoś zdecydował się zapłacić za niego 744 994 USD (warto przypomnieć, że ta wyjątkowa pamiątka trafia pod młotek drugi raz w ciągu dwóch lat, bo poprzednio została sprzedana w 2021 roku przez ten sam dom aukcyjny)?
Eugene Cernan był świadomy tego, że będzie ostatnim człowiekiem, który postawił stopę na naszym naturalnym satelicie w ramach misji Apollo, więc zanim wszedł na pokład Lunar Module Challenger, przepisał do notatnika tekst z tabliczki księżycowej pozostawionej dla kolejnych misji:
Tutaj człowiek zakończył eksplorację Księżyca, grudzień 1972 r. Niech duch pokoju, w którym przybyliśmy, znajdzie odzwierciedlenie w życiu całej ludzkości (...) To jest nasze upamiętnienie, które będzie tutaj, dopóki ktoś taki jak my, dopóki niektórzy z was, którzy tam jesteście i którzy jesteście obietnicą przyszłości, wróćcie, aby przeczytać ją ponownie i pogłębić eksplorację i znaczenie Apolla.
Przy okazji wygłosił i zapisał też kilka swoich przemyśleń, które były echem słów Neila Armstronga sprzed trzech lat, przypominających, że ludzkość dokonała wielkiego skoku technologicznego i wyrażających nadzieję na pokojową przyszłość:
Kiedy robię ostatni krok człowieka na powierzchni, wracając do domu na jakiś czas - wierzymy, że nie na długo - chciałbym tylko powiedzieć to, co jak wierzę, zapisze historia. To wyzwanie dzisiejszej Ameryki wykuło przeznaczenie człowieka jutra. A gdy opuszczamy Księżyc z Taurus-Littrow, odchodzimy tak, jak przybyliśmy i, jeśli Bóg pozwoli, powrócimy z pokojem i nadzieją dla całej ludzkości. Powodzenia, załoga Apollo 17.

Jako ostatni człowiek chodził po Księżycu. Majątek za notatnik z Apollo 17 /RR Auction (notatnik Apollo 17) /123RF/PICSEL

INTERIA
https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-jako-ostatni-chodzil-po-ksiezycu-jego-notatnik-wart-fortune,nId,6722489

Jako ostatni chodził po Księżycu. Jego notatnik wart fortunę.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdzieś tu leży ponad 100 tys. złotych. Muzeum płaci krocie za meteoryt

2023-04-17. Karolina Majchrzak
Jak cenni mogą być niepozorni przybysze z kosmosu? Okazuje się, że bardzo, bo muzeum z amerykańskiego Maine zaoferowało 25 tys. dolarów nagrody za znalezienie i dostarczenie meteorytu, który w ubiegłym tygodniu spadł gdzieś na granicy amerykańsko-kanadyjskiej.

Meteoryty to nieocenione skarbnice wiedzy. Gotówki też
Jak wyjaśnia Darryl Pitt z Maine Mineral & Gem Museum, meteoryty mogą zawierać bardzo cenne informacje na temat Układu Słonecznego (wystarczy spojrzeć na brytyjski Winchcombe), dlatego naukowcy są zainteresowani ich pozyskiwaniem i analizą. I nie inaczej jest w przypadku meteorytu, który w sobotę, 8 kwietnia przez ponad cztery minuty rozświetlał niebo nad Ameryką Północną.
Co więcej, szczęśliwy znalazca może liczyć na solidny zastrzyk gotówki, bo wspomniane muzeum oferuje 25 tys. nagrody za pierwszy kilogramowy (lub więcej) dostarczony fragment tego meteorytu. Nie oznacza to jednak, że placówka nie zapłaci za mniejsze, po prostu nagroda nie będzie tak wysoka.
Muzeum jest gotowe zapłacić za każdy fragment, bo badacze doskonale zdają sobie sprawę z tego, że znalezienie meteorytu to nie jest prosta sprawa - na całym świecie znajdujemy rocznie 8 do 10 sztuk z setek spadających z nieba - a już szczególnie w takim otoczeniu jak Maine:

Znalezienie meteorytów w lasach Maine. To nie jest najprostsze ze środowisk. Jest to słabo zaludniony obszar, ale nie tak słabo zaludniony jak miejsce, w którym spada większość meteorytów - ocean
wyjaśnia Pitt.

Naukowcy wskazują obszar poszukiwań. Kto pierwszy, ten lepszy
Naukowcy przygotowali jednak dla poszukiwaczy pewne wskazówki, bo ta kula ognia widoczna w biały dzień została wykryta przez radar, co umożliwiło laboratorium NASA Astromaterials Research and Exploration Science (ARES) obliczenie obszaru, gdzie można znaleźć fragmenty meteorytu.
To miasto Calais w stanie Maine, chociaż zdaniem NASA wiatr mógł przenosić mniejsze meteoryty przez granicę do Kanady. A jak poznać, że mamy do czynienia z rzeczonym meteorytem? Muzeum wyjaśnia, że meteoryt będzie wyglądał inaczej niż otaczające skały, a jego zewnętrzna strona prawdopodobnie będzie sczerniała, a ze względu na zawartość żelaza może też być przyciągany przez magnes.
Naukowcy Maine Mineral & Gem Museum pozostają jednak umiarkowanymi optymistami, bo choć już przez samą widoczność za dnia wydarzenie było ich zdaniem znaczące, to w przeszłości oferowali już nagrodę za inny meteoryt, ale poszukiwania okazały się bezowocne. Nie pozostaje więc nic innego, jak tylko życzyć poszukiwaczom powodzenia!


Gdzieś na tym obszarze leży meteoryt o wartości ponad 100 tys. złotych. Poszukiwania ruszają /123RF/PICSEL

INTERIA

https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-gdzies-tu-lezy-ponad-100-tys-zlotych-muzeum-placi-krocie-za-,nId,6716981

Gdzieś tu leży ponad 100 tys. złotych. Muzeum płaci krocie za meteoryt.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Nie)bezpieczni w rozświetlonym świecie, czyli wpływ zanieczyszczenia świetlnego na funkcjonowanie organizmów żywych
2023-04-17. Paulina Kudzia
Większość z nas doświadcza poczucia bezpieczeństwa, kiedy nocą spacerujemy wzdłuż rozświetlonej ulicy po tak oświetlonym chodniku, że można by pomyśleć, że jest środek dnia. Pomimo faktu, iż my czujemy się względnie bezpiecznie, to dla zwierząt sztuczne oświetlenie stanowi śmiertelne zagrożenie.
Od początku istnienia życia na naszej planecie organizmy żywe opierały swój cykl dobowy na przewidywalnym ziemskim rytmie dnia i nocy. Wszystkie te organizmy przystosowane są genetycznie do regularnych cykli dzień/noc. W wielu miejscach na Ziemi prawidłowość tych cykli została całkowicie przerwana przez poświatę stworzoną przez sztuczne oświetlenie, powodując zakłócenie naturalnego rytmu dnia, zachowania i biologii wielu gatunków. Występuje wśród nich podział na stworzenia dzienne i nocne, czyli takie, które w ciągu dnia czuwają a w nocy śpią, bądź takie, które czuwają w nocy, a śpią w ciągu dnia. Skutki sztucznego oświetlenia dla jednego i drugiego rodzaju nieco różnią się od siebie, ale dla obu są tak samo niebezpieczne.
Owady zagrożone apokalipsą
Owady są naszymi sprzymierzeńcami. Zapylają rośliny, są drapieżnikami dla innych uciążliwych dla nas owadów, odgrywają ważne role w procesach glebowych oraz stanowią pokarm dla innych zwierząt czy nawet roślin. Bez nich nasz ekosystem nie byłby w stanie prawidłowo funkcjonować, a jednak ludzie robią wszystko, aby je wyeliminować. Nie zawsze celowo i świadomie, ale jednak zabijanie tej grupy zwierząt jest aktualnym i wciąż zbyt mało nagłośnionym problemem.
Owady są bardzo wrażliwe na sztuczne światło w nocy, które może wpływać na ich rytm dobowy, rytuały godowe i zdolność poruszania się. Sztuczne światło, szczególnie latarnie, są dla owadów fatalne w skutkach. Przyciągają je jak próżnia, z której nie mogą później uciec. Gdy owady zostaną skutecznie uwięzione przez światło, mogą zostać zabite bezpośrednio przez ciepło lampy, mogą krążyć wokół światła, dopóki nie zostaną złapane przez drapieżniki lub mogą zatrzymać się, by odpocząć na ziemi pod światłem, gdzie również zostają ofiarami. Łuna na niebie przypuszczalnie może zakłócać ich migrację. Jednakże pewne jest to, że sztuczne źródła światła zakłócają normalną aktywność, migracje na duże odległości, a nawet mogą przyciągnąć owady, które normalnie nie opuszczają swojego siedliska. Wszystko to wpływa na zmniejszenie ich liczebności, co w przyszłości może spowodować ich globalne wyginięcie. Fakt ten jest szczególnie niepokojący biorąc pod uwagę to, jakie funkcje pełnią w ekosystemie.
Ptaki w śmiertelnym niebezpieczeństwie
Od wielu lat wiadomo, jaki wpływ ma światło na funkcjonowanie ptaków. Zwierzęta te najczęściej polują i migrują nocą w świetle Księżyca i gwiazd. Ptaki wędrowne dostosowują swoje cykle życiowe do cykli sezonowych. Sztuczne oświetlenie może spowodować, że migrują one w nieodpowiednim czasie, co przyczynia się do zaburzeń ich funkcjonowania, rozrodu i rozwoju. Sztuczne światło może również sprawić, że zboczą z kursu w kierunku niebezpiecznych nocnych krajobrazów miast. Miasta z każdym rokiem rozbudowują się coraz bardziej i są coraz bardziej rozświetlone. Co roku miliony ptaków ginie podczas zderzeń z ogromnymi, oświetlonymi budynkami.
Żółwie morskie są w największym niebezpieczeństwie
Środowiskiem naturalnym żółwi morskich są wody oceanów i mórz, jednakże ich młode wykluwają się na plaży. Stamtąd przemieszczają się w kierunku najjaśniejszego obiektu – horyzontu. Nocą wody odbijają naturalny blask Księżyca i gwiazd, co ułatwia młodym żółwiom drogę do ich naturalnego środowiska. Niestety w momencie kiedy w okolicy plaż znajdują się latarnie czy oświetlone drogi, to one są najjaśniejsze i stanowią dla nich cel wędrówki. Sprowadza to na nie śmiertelne niebezpieczeństwo, prowadząc do odwodnienia, narażenia na drapieżniki czy, niestety najczęściej, do potrącenia przez samochody. Co roku miliony żółwi ginie przez skutki zanieczyszczenia świetlnego.
Sami na siebie sprowadzamy zagrożenia
Otyłość, depresja, zaburzenia snu, cukrzyca, nowotwory m.in. piersi. To tylko część skutków, jakich możemy doświadczyć przez zanieczyszczenie światłem. Spowodowane jest to tym, że jak większość żyjących istot na Ziemi wyewoluowaliśmy do życia zgodnie z dobowym rytmem dnia i nocy. Przystosowaliśmy się do tego, że w ciągu dnia czuwamy, a w nocy śpimy, jednakże sztuczne światło zaburza ten cykl.
Sztuczne światło zaburza pracę układu hormonalnego, w tym pracę szyszynki odpowiedzialnej za produkcję melatoniny. Jest to hormon regulujący zegar biologiczny naszego organizmu. Posiada właściwości przeciwutleniające, ułatwia zasypianie, wzmacnia układ odpornościowy, obniża poziom cholesterolu, wspomaga pracę tarczycy, trzustki, jajników, jąder i nadnerczy. Nocna ekspozycja na sztuczne światło upośledza produkcję tego hormonu, co prowadzi do rozregulowania naturalnego cyklu dobowego.
Kolejnym zagrożeniem jest nieodpowiedni dobór oświetlenia wpływający niekorzystnie na nasze cykle. Zalecane jest stosowanie światła o niskiej temperaturze barwowej do oświetlenia wewnętrznego i zewnętrznego. Ich światło jest mniej ostre, tym mniej szkodliwe dla zdrowia. Najbezpieczniejszą opcją są źródła światła ciepłe, o temperaturze barwowej nie wyższej niż 3000K.
Sprowadziliśmy już na siebie ogromne niebezpieczeństwo, ale nie jest za późno, aby postarać się je wyeliminować. Wspólnie sprawmy, by kolejne pokolenia były świadome zagrożeń i mogły uniknąć katastrofalnych skutków.
Korekta – Matylda Kołomyjec
Źródła:
•    darksky.org: Human Health
17 kwietnia 2023

•    darksky.org: Light Pollution Research Shows Humans and Wildlife Can Coexist
17 kwietnia 2023

•    darksky.org: Light Pollution Effects on Wildlife and Ecosystems
17 kwietnia 2023

•    myfwc.com: About Lighting Pollution
17 kwietnia 2023

•    buglife.org.uk: Light Pollution
17 kwietnia 2023
 Długie naświetlanie owada na latarni ulicznej w Meiningen – Niemcy Źródło: buglife.org.uk; Robert Emmerich
Ptaki migrują w świetle Księżyca Źródło: pxhere.com
Wylęgający się żółw morski kieruje się w głąb lądu. Źródło: darksky.org; Blair Witherington
Skala temperatury barwowej Kelvina . Źródło: Wikimedia Commons; Mifsud26,
https://astronet.pl/autorskie/niebezpieczni-w-rozswietlonym-swiecie-czyli-wplyw-zanieczyszczenia-swietlnego-na-funkcjonowanie-organizmow-zywych/

 

(Nie)bezpieczni w rozświetlonym świecie, czyli wpływ zanieczyszczenia świetlnego na funkcjonowanie organizmów żywych.jpg

Nie)bezpieczni w rozświetlonym świecie, czyli wpływ zanieczyszczenia świetlnego na funkcjonowanie organizmów żywych2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

AstroCamera 2023: do końca kwietnia czekamy na najpiękniejsze zdjęcia nieba!
2023-04-17.
Trwa XI edycja międzynarodowego konkursu astrofotograficznego AstroCamera. Hevelianum czeka na zgłoszenia do końca kwietnia 2023 roku.
AstroCamera to coroczny konkurs organizowany przez gdańskie centrum nauki Hevelianum. Dotyczy astrofotografii i jest dedykowany miłośnikom astronomii oraz amatorom fotografowania. Idea Konkursu narodziła się w 2011 roku, który ogłoszony był Rokiem Jana Heweliusza ze względu na jego 400. rocznicę urodzin. Heweliusz, patron Hevelianum, to gdański astronom i artysta, który z wielką pasją i poświęceniem rejestrował w najmniejszych szczegółach tak ważne zjawiska astronomiczne, jak zaćmienia, komety, czy plamy słoneczne. Był też twórcą najdokładniejszych XVII-wiecznych map Księżyca.
Zgłoszenia konkursowe przyjmujemy do 30 kwietnia br. w trzech kategoriach:
•    KATEGORIA I. Obiekty głębokiego nieba – należą do nich m.in. galaktyki, mgławice czy gromady gwiazd
•    KATEGORIA II. Obiekty Układu Słonecznego, takie jak: Słońce, Księżyc, planety, komety i wszystkie zjawiska im towarzyszące
•    KATEGORIA III. Astrokrajobraz – dotyczy wszystkich obiektów i zjawisk na niebie eksponowanych z ziemskim krajobrazem.  
 
Laureatów, jak co roku wybierze  jury, w którego skład wchodzą uznani badacze i popularyzatorzy astronomii, astrofizyki i fotografii. Na zwycięzców czekają nagrody finansowe.
Potencjał i wyobraźnia naszych laureatów zaskakuje nas za każdym razem. Liczymy, że również w tym roku zabierzecie nas w kolejną podróż marzeń.
Dla tych, którzy chcą zacząć swoją przygodę z astrofotografią, przygotowaliśmy też bezpłatny poradnik, w którym znajduje się zbiór niezbędnych porad i informacji, jakie powinien zdobyć każdy początkujący astrofotograf.
Czytaj więcej:
 
•    Formularz zgłoszeniowy i regulamin konkursu
•    Poradnik i więcej informacji
•    Galeria AstroCamery 2022
 
Opracowanie: Magdalena Maszewska
Źródło: Hevelianum
Wyróżnienie – Astrokrajobraz 2022. Łukasz Żak (Polska), Droga Mleczna Bieszczady
URANIA
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/astrocamera-2023-do-konca-kwietnia-czekamy-na-najpiekniejsze-zdjecia-nieba

AstroCamera 2023 do końca kwietnia czekamy na najpiękniejsze zdjęcia nieba!.jpg

AstroCamera 2023 do końca kwietnia czekamy na najpiękniejsze zdjęcia nieba!2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nowy pomiar może zmienić nasze rozumienie Wszechświata
2023-04-17.
Jeżeli chodzi o pomiar tempa rozszerzania się Wszechświata, wynik zależy od tego, z której strony Wszechświata zaczynamy. Ostatnie badania zespołu z EPFL pozwoliły skalibrować najlepsze kosmiczne mierniki z niespotykaną dotąd dokładnością, rzucając nowe światło na to, co jest znane jako napięcie Hubble’a.
Wszechświat rozszerza się – ale jak szybko dokładnie? Odpowiedź wydaje się zależeć od tego, czy oszacujemy tempo ekspansji kosmicznej – określane jako stała Hubble’a, czyli H0 – na podstawie echa Wielkiego Wybuchu (mikrofalowe promieniowanie tła – CMB), czy też zmierzymy H0 bezpośrednio na podstawie dzisiejszych gwiazd i galaktyk. Problem ten, znany jako napięcie Hubble’a, zastanawia astrofizyków i kosmologów na całym świecie.

Badanie przeprowadzone przez grupę naukowców z Stellar Standard Candles and Distances,  kierowaną przez Richarda Andersona w Instytucie Fizyki EPFL, dodaje nowy element do tej układanki. Ich badania, opublikowane w Astronomy & Astrophysics, osiągnęły najdokładniejszą jak dotąd kalibrację gwiazd cefeid – typu gwiazd zmiennych, których jasność zmienia się w określonym czasie – do pomiarów odległości na podstawie danych zebranych przez misję Gaia. Ta nowa kalibracja dodatkowo wzmacnia stałą Hubble’a.

Stała Hubble’a (H0) nosi nazwę od astrofizyka, który wraz z Georgesem Lemaître'em odkrył to zjawisko pod koniec lat 20. XX wieku. Mierzy się ją w kilometrach na sekundę na megaparsek (km/s/Mpc), gdzie 1 Mpc to około 3,26 miliona lat świetlnych.

Najlepszy bezpośredni pomiar H0 wykorzystuje „kosmiczną drabinę odległości”, której pierwszy szczebel jest wyznaczany przez kalibrację absolutnej jasności cefeid, teraz ponownie skalibrowaną przez badanie EPFL. Z kolei cefeidy kalibrują kolejny szczebel drabiny, na którym supernowe – potężne ekspozycje gwiazd u kresu ich życia – śledzą ekspansję samej przestrzeni. Ta drabina odległości, mierzona przy użyciu supernowych, dla zespołu Równania Stanu Ciemnej Energii (Equation of State of dark energy – SH0ES) kierowanego przez Adama Riessa, zdobywcę Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki z 2011 roku, określa H0 na poziomie 73,0 ± 1,0 km/s/Mpc.

Pierwsze promieniowanie po Wielkim Wybuch
H0 można również określić, interpretując CMB – czyli wszechobecne mikrofalowe promieniowanie pozostałe po Wielkim Wybuchu ponad 13 miliardów lat temu. Jednak ta metoda pomiaru „wczesnego Wszechświata” musi zakładać najbardziej szczegółowe fizyczne zrozumienie ewolucji Wszechświata, czyniąc ją zależną od modelu. Satelita Planck dostarczył najbardziej kompletnych danych na temat CMB i zgodnie z tą metodą H0 wynosi 67,4 ± 0,5 km/s/Mpc.

Napięcie Hubble’a odnosi się do tej rozbieżności w wysokości 5,6 km/s/Mpc, w zależności od tego, czy używa się metody CMB (wczesny Wszechświat), czy metody drabiny odległości (późny Wszechświat). Implikacja, przy założeniu, że pomiary wykonywane w obu metodach są poprawne, jest taka, że coś jest nie tak w rozumieniu podstawowych praw fizycznych rządzących Wszechświatem. Oczywiście, ten poważny problem podkreśla, jak istotne jest, aby metody astrofizyków były wiarygodne.

Nowe badanie EPFL jest tak ważne, ponieważ wzmacnia pierwszy szczebel drabiny odległości poprzez poprawę kalibracji cefeid jako znaczników odległości. Rzeczywiście, nowa kalibracja pozwala nam mierzyć odległości astronomiczne z dokładnością do ± 0,9%, a to stanowi silne wsparcie dla pomiarów późnego Wszechświata. Dodatkowo, wyniki uzyskane w EPFL, we współpracy z zespołem SH0ES pomogły udoskonalić pomiary H0, co zaowocowało poprawą precyzji i zwiększenia znaczenia napięcia Hubble’a.

Nasze badanie potwierdza tempo ekspansji 73 km/s/Mpc, ale co ważniejsze, dostarcza również najbardziej precyzyjnych, wiarygodnych kalibracji cefeid jako narzędzi do pomiaru odległości do tej pory – powiedział Anderson. Opracowaliśmy metodę, która wyszukiwała cefeidy należące do gromad gwiazd składających się z kilkuset gwiazd poprzez sprawdzenie, czy gwiazdy poruszają się razem przez Drogę Mleczną. Dzięki tej sztuczce mogliśmy wykorzystać najlepszą wiedzę o pomiarach paralaksy Gaia, jednocześnie korzystając ze wzrostu precyzji zapewnionego przez wiele gwiazd należących do gromad. Pozwoliło nam to przesunąć dokładność paralaksy Gaia do granic możliwości i zapewnia najlepszą podstawę, na której można oprzeć drabinę odległości.

Ponowne rozważenie podstawowych pojęć
Dlaczego różnica zaledwie kilku km/s/Mpc ma znaczenie, biorąc pod uwagę ogromną skalę Wszechświata? Ta rozbieżność ma ogromne znaczenie – powiedział Anderson. Przypuśćmy, że chcesz zbudować tunel, przekopując się po dwóch przeciwległych stronach góry. Jeżeli dobrze zrozumiałeś rodzaj skały i jeżeli twoje obliczenia są prawidłowe, to dwie dziury, które wykopujesz, spotkają się po środku. Ale jeżeli nie, oznacza to, że popełniłeś błąd – albo twoje obliczenia są błędne, albo mylisz się co do rodzaju skały. To właśnie dzieje się ze stałą Hubble’a. Im więcej otrzymamy potwierdzeń, że nasze obliczenia są dokładne, tym bardziej możemy dojść do wniosku, że nasze rozumienie Wszechświata jest błędne, że Wszechświat nie jest taki, jak myśleliśmy.

Rozbieżność ta ma wiele innych implikacji. Stawia pod znakiem zapytania same podstawy, takie jak dokładna natura ciemnej energii, kontinuum czasoprzestrzennego i grawitacji. Oznacza to, że musimy ponownie przemyśleć podstawowe pojęcia, które stanowią fundament naszego ogólnego zrozumienia fizyki – powiedział Anderson.

Badania prowadzone przez jego grupę badawczą wnoszoną również ważny wkład w inne obszary. Ponieważ nasze pomiary są tak precyzyjne, dają nam wgląd w geometrię Drogi Mlecznej – powiedział Mauricio Cruz Reyes, doktorant w grupie badawczej Andersona i główny autor badania. Wysoce dokładna kalibracja, którą opracowaliśmy, pozwoli nam na przykład lepiej określić rozmiar i kształt Drogi Mlecznej jako galaktyki z płaskim dyskiem oraz jej odległość od innych galaktyk. Nasza praca potwierdza również wiarygodność danych z Gaia, porównując je z danymi z innych teleskopów.

Opracowanie:
Agnieszka Nowak

Źródło:
EPFL

Urania
RS Puppis - gwiazda zmienna typu cefeida.
Źródło: Hubble Legacy Archive, NASA, ESA
https://agnieszkaveganowak.blogspot.com/2023/04/nowy-pomiar-moze-zmienic-nasze.html

Nowy pomiar może zmienić nasze rozumienie Wszechświata.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lucy robi pierwsze zdjęcie czterech planetoid trojańskich Jowisza
Autor: admin (2023-04-17)
Stacja międzyplanetarna Lucy nadesłała pierwsze zdjęcia czterech asteroid trojańskich Jowisza, które są jej celami naukowymi.
Badanie przeprowadzono od 25 marca do 27 marca 2023 roku przy użyciu kamery wysokiej rozdzielczości L'LORRI, czas badania wahał się od 2 do 10 godzin, w zależności od okresu rotacji asteroidy. Od lewej do prawej animacja pokazuje ruch planetoid (3548) Eurybat, (15094) Polymela, (11351) Leukus i (21900) Orus na tle gwiazd Drogi Mlecznej.
Stacja międzyplanetarna Lucy to misja NASA, która ma na celu badanie planet mniejszych niż Jowisz, czyli tzw. planet karłowatych, a także ich księżyców. Nazwa misji nawiązuje do słynnej hominidy Lucy, która była kluczowym odkryciem w badaniach nad ewolucją człowieka.
Lucy składa się z orbitera i lądowników, które zostaną wysłane w kierunku kilku obiektów niebieskich, m.in. trojańskich asteroid i planetoid w pasie planetoid między Marsem a Jowiszem. Misja ma na celu zbadanie składu chemicznego i fizycznych właściwości tych obiektów oraz poszukiwanie śladów wody i organicznych związków na ich powierzchni.
Stacja Lucy została wystrzelona w kosmos w 2021 roku i w ciągu 12 lat odwiedzi 10 trojanów Jowisza i dwie asteroidy Pasa Głównego, robiąc im szczegółowe zdjęcia i określając ich właściwości oraz skład. Pozwoli nam to dowiedzieć się więcej o tym, jakie procesy zachodziły we wczesnym Układzie Słonecznym.
Źródło: NASA
https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/lucy-robi-pierwsze-zdjecie-czterech-planetoid-trojanskich-jowisza

Lucy robi pierwsze zdjęcie czterech planetoid trojańskich Jowisza.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Planetoidy NEO w 2023 roku
2023-04-18. Krzysztof Kanawka


Zbiorczy artykuł na temat odkryć i obserwacji planetoid NEO w 2023 roku.
Zapraszamy do podsumowania odkryć i ciekawych badań planetoid bliskich Ziemi (NEO) w 2023 roku. Ten artykuł będzie aktualizowany w miarę pojawiania się nowych informacji oraz nowych odkryć.
Bliskie przeloty w 2023 roku
Poszukiwanie małych i słabych obiektów, których orbita przecina orbitę Ziemi to bardzo ważne zadanie. Najlepszym dowodem na to jest bolid czelabiński – obiekt o średnicy około 18-20 metrów, który 15 lutego 2013 roku wyrządził spore zniszczenia w regionie Czelabińska w Rosji.
Poniższa tabela opisuje bliskie przeloty planetoid i meteoroidów w 2023 roku (stan na 18 kwietnia 2023). Jak na razie, w 2023 roku największym obiektem, który zbliżył się do Ziemi została planetoida 2023 DZ2 o szacowanej średnicy około 55 metrów.
W ostatnich latach ilość odkryć bliskich przelotów wyraźnie wzrosła:
•    w 2022 roku odkryć było 135,
•    w 2021 roku – 149,
•    w 2020 roku – 108,
•    w 2019 roku – 80,
•    w 2018 roku – 73,
•    w 2017 roku – 53,
•    w 2016 roku – 45,
•    w 2015 roku – 24,
•    w 2014 roku – 31.
W ostatnich latach coraz częściej następuje wykrywanie bardzo małych obiektów, o średnicy zaledwie kilku metrów – co na początku poprzedniej dekady było bardzo rzadkie. Ilość odkryć jest ma także związek z rosnącą ilością programów poszukiwawczych, które niezależnie od siebie każdej pogodnej nocy “przeczesują” niebo. Pracy jest dużo, gdyż prawdopodobnie planetoid o średnicy mniejszej od 20 metrów może krążyć w pobliżu Ziemi nawet kilkanaście milionów.
Inne ciekawe badania i odkrycia planetoid w 2022 roku
Początek 2023 roku był bardzo “niemrawy” w odkryciach planetoid. Dopiero 13 stycznia doszło do wykrycia pierwszego obiektu przelatującego w pobliżu Ziemi. Dla porównania – w 2022 roku do 11 stycznia było już 7 odkryć.
2023 AB1: obiekt PHA (potencjalnie niebezpieczny dla Ziemi), odkryty 13 stycznia 2023. Obiekt ma szacowaną średnicę w zakresie od 170 do 250 metrów. Odkrycia dokonali amatorzy Grzegorz Duszanowicz i Jordi Camarasa w ramach amatorskich poszukiwań w Moonbase Obserwatory.

 2023 BU: dość rzadki bardzo bliski przelot meteoroidu, zaledwie ok 3500 km nad powierzchnią Ziemi.

2023 CX1: mały (1 metr) obiekt, wykryty na kilka godzin przed wejściem w atmosferę. Obiekt wszedł w atmosferę nad północną Francją 13 lutego około 04:00 CET. Jest to dopiero siódme takie odkrycie – piąte i szóste nastąpiło w 2022 roku. Meteoryty po spadku 2023 CX1 zostały szybko odnalezione.
2023 DW: planetoida o średnicy około 50 metrów, o niewielkim ryzyku uderzenia w Ziemię 14 lutego 2046 roku. Na dzień 13 marca 2023 ryzyko kolizji z Ziemią wynosi około 1:360. Dalsze obserwacje i wyliczenie orbity prawdopodobnie obniżą to ryzyko. (Na dzień 20 marca 2023 ryzyko impaktu w Ziemię zostało całkowicie wyeliminowane).
2023 DZ2: stosunkowo duża planetoida, która pod koniec marca 2023 zbliżyła się na odległość około 0,44 dystansu do Księżyca.

Zapraszamy do działu małych obiektów w Układzie Słonecznym na Polskim Forum Astronautycznym.
Zapraszamy do podsumowania odkryć w 2022 roku. Zapraszamy także do podsumowania odkryć obiektów NEO i bliskich przelotów w 2021 roku.
(PFA)

Bliskie przeloty w 2023 roku, LD oznacza średnią odległość do Księżyca / Credits – K. Kanawka, kosmonauta.net

Orbita 2023 AB1 / Credits – NASA, JPL

https://kosmonauta.net/2023/04/planetoidy-neo-w-2023-roku/

Planetoidy NEO w 2023 roku.jpg

Planetoidy NEO w 2023 roku2.jpg

Planetoidy NEO w 2023 roku3.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eksperci: naukowcy dopracowują metody wykrywania i śledzenia trajektorii groźnych asteroid
2023-04-18. Marek Matacz
Ryzyko uderzenia groźnej dla cywilizacji asteroidy jest znikome, ale nie można go wykluczyć. Naukowcy dopracowują metody wykrywania i przewidywania trajektorii takich ciał. Powstają też metody ewentualnej obrony - mówią w rozmowie z PAP dr Tomasz Barciński i dr hab. Małgorzata Królikowska-Sołtan z Centrum Badań Kosmicznych PAN.
Dr Tomasz Barciński jest kierownikiem Laboratorium Mechatroniki i Robotyki Satelitarnej w Centrum Badań Kosmicznych PAN. Specjalizuje się w teorii sterowania i mechatronice. Kieruje zespołami pracującymi nad najważniejszymi misjami kosmicznymi z udziałem Polski, w tym budową europejskiego kosmicznego teleskopu rentgenowskiego ATHENA czy sondy Comet Interceptor mającej przechwycić kometę spoza Układu Słonecznego. Pracuje też przy projekcie kosmicznej śmieciarki w programie ESA ClearSpace oraz polskiego satelity obserwacyjnego Eagle Eye.
Dr hab. Małgorzata Królikowska-Sołtan, prof. Centrum Badań Kosmicznych PAN, pracuje w Zakładzie Dynamiki Układu Słonecznego i Planetologii CBK, była kierownik Zakładu. Jej główne zainteresowania to dynamika małych ciał Układu Słonecznego, w tym wpływ niegrawitacyjnych efektów na ich orbity.
Polska Agencja Prasowa: Niedawno w odległości mniejszej niż dystans między Ziemią i Księżycem naszą planetę minęła kilkudziesięciometrowa asteroida. Co jakiś czas pojawiają się doniesienia o zbliżającym się podobnym obiekcie. Jakie jest prawdopodobieństwo, że w ciągu np. stu lat w Ziemię uderzy asteroida, która zagrozi naszej cywilizacji czy zniszczy znaczną część kontynentu?
Dr hab. Małgorzata Królikowska-Sołtan: Odpowiadając krótko: bardzo małe, m.in. dlatego, że im większy obiekt, tym prawdopodobieństwo uderzenia jest mniejsze. Co roku ileś ton drobnych pyłów wnika w atmosferę Ziemi i zostaje w niej "spalone", a także jedna lub kilka brył o rozmiarach kilku – kilkunastu metrów uderza gdzieś w Ziemię. Jednak, ponieważ powierzchnia naszej planety w większości pokryta jest wodą, to często tego nie zauważamy.
PAP: Niebo od dawna jest obserwowane, także pod kątem potencjalnie niebezpiecznych obiektów. Czy jednak wiele takich ciał pozostaje nieznanych?
M.K.S.: Niebo jest systematycznie monitorowane od jakichś 20 lat, dziś robimy to coraz intensywniej i jesteśmy w stanie coraz dalej (wcześniej) dostrzec coraz słabsze, czyli mniejsze obiekty. Istnieje wiele projektów poświęconych ściśle poszukiwaniu obiektów zagrażających Ziemi. Dużych planetoid bliskich Ziemi (powyżej 1 km) dziś odkrywa się kilka rocznie; szacuje się, że dobrze ponad 90 proc. tego typu obiektów już zostało odkrytych. Jednocześnie co roku odkrywamy nadal kilkaset planetoid bliskich Ziemi, większych niż 140 m. Już z tego faktu można wyciągnąć wniosek, że nadal wiele takich obiektów pozostaje nieznanych.
PAP: Jak trudno jest oszacować, czy dany obiekt jest groźny dla Ziemi?
M.K.S.: Fachowiec umie to zrobić, a dziś rutynowo zajmuje się tym NASA, aktualizując stan wiedzy o takich obiektach. Ale problem duży tkwi w tym, że nie wystarczy raz policzyć, aby spać spokojnie. Bo orbita każdej planetoidy stale doznaje perturbacji planetarnych - czyli się zmienia (wszystkie orbity, które gdziekolwiek są podawane, są orbitami chwilowymi - na konkretną datę, tzw. epokę; fachowo się mówi, że są to tzw. orbity oskulacyjne). Umiemy dobrze liczyć numerycznie ruch takich planetoid w naszym Układzie Słonecznym, z uwzględnieniem oddziaływania grawitacyjnego nie tylko pochodzącego od planet, ale i od najmasywniejszych planetoid. Jednak im dłuższy ma być okres przewidywania ruchu danej planetoidy, tym niepewność jej trajektorii rośnie.
PAP: Można to wyjaśnić na przykładzie?
M.K.S.: Na przykład wyobraźmy sobie, że orbitę jakiejś planetoidy znamy dziś bardzo dobrze. Wystarczy jednak, że nasza niepewność minimalnej odległości, z jaką minie ona Ziemię, będzie na poziomie kilkudziesięciu metrów, a już ta różnica może decydować, czy np. za 20 lat ta planetoida uderzy w Ziemię, czy nie. Zdarza się tak, że rachunki pokazują bardzo wąski zakres odległości od Ziemi (w chwili największego zbliżenia planetoidy z Ziemią - PAP), który może skutkować całą serią zderzeń z Ziemią w przyszłości. Mówimy wówczas o zjawisku ‘dziurki od klucza’ (ang. keyhole). Zatem nie wystarczy raz policzyć orbity każdego obiektu i uznać, że jest to planetoida zagrażająca Ziemi - albo też niezagrażająca. Trzeba wszystkie dziś znane obiekty określane jako NEO (obiekty bliskie Ziemi) stale obserwować - zwłaszcza te, o których wiemy, że w przyszłości przejdą w bezpiecznej, ale niewielkiej odległości od Ziemi.
PAP: Ryzyko uderzenia w Ziemię jest niewielkie, ale niezerowe. Czy przy obecnej technologii moglibyśmy się obronić przed groźną asteroidą?
Dr Tomasz Barciński: To zależy między innymi od jej trajektorii, czyli tego, w jaki sposób się porusza. Może lecieć szybciej lub wolniej. Przy większej prędkości trzeba byłoby mocniej odchylić jej lot, a więc użyć większej siły. Ważne są też oddziaływania grawitacyjne, które mogą ułatwiać lub utrudniać zadanie. Może być więc tak, że zmiana toru asteroidy będzie relatywnie łatwa i wystarczy niewielka korekta, a może też pojawić się sytuacja dokładnie odwrotna.
PAP: Czy można założyć, że w prostszych scenariuszach byśmy sobie poradzili?
T.B.: Mielibyśmy szansę. Pokazała to misja DART, która nieznacznie zmieniła tor jednego z ciał w podwójnym układzie asteroid planetoid. W misji tej udało się nieco zmienić orbitę Dimorphosa - księżyca planetoidy Didymos. Wysłana z Ziemi sonda po prostu uderzyła w Dimorphosa i przekazała mu swoją energię swój pęd. Zmiana była na tyle znacząca, że można ją dostrzec z pomocą teleskopów naziemnych. Jeśli podobne ciało zmierzałoby w stronę Ziemi i warunki byłyby dla nas sprzyjające - mielibyśmy więc szansę, by się obronić.
PAP: Jak dokładnie działał próbnik wysłany w misji DART?
T.B.: Aby zmienić tor ciała niebieskiego, trzeba przyłożyć do niego siłę. W programie DART nastąpiło uderzenie w kosmiczne ciało statkiem kosmicznym, który oddał swój pęd – podobnie jak bila uderzająca w inną bilę. Pojazd całkowicie rozbił się na planetoidzie, co oznacza, że praktycznie przekazał jej cały swój pęd. To zderzenie jest dość złożonym procesem, w którym następuje zniszczenie sondy, zniszczenie fragmentu powierzchni planetoidy i wyrzucenie jej fragmentów do tyłu w postaci pióropusza. Mimo to, z pewnością suma pędu planetoidy i sondy kosmicznej przed i po zderzeniu niemal nie zmienia się.
PAP: Jak duża część asteroid może zareagować na działanie tego typu? Co, gdy któraś z nich będzie pokryta grubą warstwą pyłu, albo będzie to dosyć luźny zbiór wielu małych skał?
T.B.: To może być mało intuicyjne, ale wtedy ta metoda też powinna zadziałać. Nie ma dużego znaczenia, jak miękka jest asteroida. Ważne, aby pojazd w całości został na niej rozbity. Wtedy jego pęd zostaje przekazywany uderzanemu ciału. W przypadku ciała w postaci wielu luźno powiązanych z sobą drobin metoda ta również może zadziałać, pod warunkiem tylko, że uderzający pojazd nie przeleci przez atakowany obiekt, tylko się w nim zatrzyma, a zderzenie nie spowoduje rozpadnięcia się tego ciała na kawałki.
PAP: Istnieją jeszcze inne sposoby?
T.B.: Holowanie. Jeden lub kilka statków kosmicznych ląduje wtedy na powierzchni i pcha asteroidę z pomocą napędów rakietowych. Tutaj pojawia się ciekawa możliwość. Otóż w niektórych przypadkach można by wytwarzać paliwo z miejscowego regolitu. Możemy też odrzucać w przeciwnym kierunku sam regolit, korzystając np. z łatwo dostępnej energii słonecznej. Po pierwsze, na zasadzie odrzutu spowoduje to ruch asteroidy - a po drugie, jednocześnie będzie zmniejszało jej masę. To brzmi trochę jak science-fiction, ale podobny wydźwięk miała misja DART, która właśnie zakończyła się sukcesem.
PAP: Wspomniał Pan o energii słonecznej. Czy jej działanie też bezpośrednio nie odchyla niektórych ciał?
T.B.: Są właśnie też takie pomysły, aby kierować na asteroidę skupione światło słoneczne lub laser, i w ten sposób odparowywać materiał z powierzchni. Także w tym przypadku, na zasadzie odrzutu powstanie siła, która asteroidę będzie popychała w przeciwnym kierunku.
PAP: A bardziej drastyczne metody?
T.B.: Można wylądować na asteroidzie, wywiercić w niej dziurę lub kilka i umieścić w nich ładunki, na przykład nuklearne. Potem następuje eksplozja i asteroida się rozpada.
PAP: Czy można przewidzieć skutki takiego zabiegu? Przecież może powstać wiele fragmentów, które być może stworzą jeszcze większe zagrożenie.
T.B.: To prawda, dlatego takie podejście wymaga przeprowadzenia wielu symulacji, w których testuje się różnorodne scenariusze. Uwzględnia się w nich np. cały wachlarz warunków początkowych i sprawdza się możliwe skutki eksplozji.
PAP: Czy budowa asteroidy nie może zaskoczyć naukowców? Jeśli do symulacji wprowadzą niewłaściwe dane, to wynik też będzie nieprawidłowy.
T.B.: To niestety też prawda. Dlatego w tym przypadku czasami mówi się o misjach dwuetapowych. W tego typu projekcie najpierw poleciałby próbnik, który - orbitując wokół asteroidy - dokładnie by ją zbadał, a z pomocą odpowiednich czujników czy impaktora nawet zajrzał pod jej powierzchnię. Pytanie jednak o czas, który mielibyśmy do dyspozycji.
PAP: Które metody najintensywniej się bada?
T.B.: Można wymienić dwie. Pracuje się już nad miękkimi lądowaniami na lekkich ciałach. Były już prowadzone misje demonstracyjne tego rodzaju, jak na przykład lądowanie na planetoidzie Itokawa przez sondę Hayabusa. Druga kategoria to właśnie uderzanie w asteroidę, podobnie jak miało to miejsce w niedawnej misji DART.
Warto wspomnieć o rozwijającym się coraz szybciej kosmicznym górnictwie, w które inwestują już komercyjne firmy i różne instytuty. W głównej mierze nie chodzi w nim nawet o dostęp do surowców z myślą o wykorzystaniu na Ziemi, ale o użycie ich w kosmosie. Mowa na przykład o wodzie, z której można uzyskać paliwo rakietowe. Takie prace też mogą pomóc.
PAP: Wygląda więc na to, że teoretycznie już za kilka dekad będziemy całkiem bezpieczni, nawet gdyby jakiś kosmiczny obiekt zagrażał Ziemi.
T.B.: Metody takie, jak użyty w misji DART impaktor, wymagają dopracowania, inne – dopiero rozwinięcia. Na szczęście żyjemy w bardzo sprzyjającym systemie. Chroni nas ogromny Jowisz – zewnętrzna planeta, która z pomocą swojej potężnej grawitacji działa jak odkurzacz i przyciąga różnorodne kosmiczne skały. Tylko dzięki niemu mogliśmy się rozwinąć jako ludzki gatunek. (PAP)
Nauka w Polsce, Marek Matacz
mat/ zan/
Fot. Adobe Stock
https://naukawpolsce.pl/aktualnosci/news%2C96186%2Ceksperci-naukowcy-dopracowuja-metody-wykrywania-i-sledzenia-trajektorii

Eksperci naukowcy dopracowują metody wykrywania i śledzenia trajektorii groźnych asteroid.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy pierwsza załogowa misja kapsuły Starliner?
2023-04-18. Mateusz Mitkow
Kilka dni temu NASA zaktualizowała informację dotyczące załogowych misji kapsuły CST-100 Starliner. Agencja poinformowała, że start pierwszej oficjalnej misji z załogą na pokładzie przewiduje się najwcześniej na lato 2024 r. Przypomnijmy, że podczas wyprawy demonstracyjnej, która powinna odbyć się w lipcu br. pojazd wykona lot na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS), również z udziałem astronautów NASA. Jeśli misja się powiedzie, będzie to oznaczać gotowość kapsuły do zrealizowania pierwszej wymiany załóg na ISS.
15 kwietnia br. amerykańska agencja kosmiczna NASA podzieliła ze światem nowymi informacjami dotyczącymi pierwszej załogowej misji kapsuły kosmicznej firmy Boeing o nazwie CST-100 Starliner. Pojazd może wyruszyć w załogową podróż w kierunku Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) w lipcu br., natomiast będzie to lot wyłącznie demonstracyjny, w którym udział weźmie dwóch astronautów. NASA poinformowała przy tym, że inauguracyjna misja Starlinera o oznaczeniu Starliner-1 odbędzie się najwcześniej latem 2024 r. NASA poinformowała także, że uczestnikami tej misji będą Scott Tingle (dowódca misji) i Mike Fincke (pilot), a w najbliższych miesiącach poznamy także dwóch kolejnych astronautów, którzy będą pełnić funkcję specjalistów misji.
Przypomnijmy, że zanim do tego dojdzie CST-100 Starliner musi uzyskać oficjalną certyfikację, która będzie oznaczać pełną gotowość operacyjną do realizowania transportu astronautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Potrzebny do tego jest pomyślny lot testowy CTF (Crew Test Flight), który obecnie zaplanowany jest na lipiec br. W ramach tego lotu Starliner przetransportuje dwójkę amerykańskich astronautów (Barry "Butch" Wilmore i Suni Williams) na ISS, którzy spędzą tam osiem dni, po czym wrócą na Ziemię. Pojazd zostanie wystrzelony przy użyciu systemu nośnego Atlas V, należącego do koncernu United Launch Alliance (ULA) z kompleksu LC-41 ulokowanego w Centrum Kosmicznym im. Johna F. Kennedy'ego na Przylądku Canaveral w stanie Floryda. Po udanym locie testowym z astronautami, NASA rozpocznie ostateczny proces certyfikacji omawianej technologii.
Poprzednie misje bezzałogowe miały miejsce w 2019 i 2022 r. Pierwsza z nich w 2019 r. nie została zaliczona do udanych, gdyż mimo udanego wyniesienia kapsuły na orbitę nie zdołała ona jednak dotrzeć do ISS na skutek komplikacji przy wykonywaniu manewru podwyższania orbity. Dwa dni po starcie kapsuła zdołała jednak bezpiecznie wylądować z powrotem na Ziemi, dzięki czemu nie oznaczało to całkowitej porażki. W przypadku drugiej próby, która odbyła się w maju ubiegłego roku poszło już znacznie lepiej, gdyż pojazd zacumował do jednego z modułów ISS i mimo małych opóźnień proces zakończył się powodzeniem. Po pięciu dniach wykonano odłączenie Starlinera od modułu Harmony i tym samym pojazd rozpoczął swoją drogę powrotną w kierunku Ziemi.
Firma Boeing opracowuje Statek kosmiczny CST-100 Starliner w ramach kontraktu z NASA. Pojazd przeszedł przez burzliwy proces rozwoju i testów, ale mimo to, po ostatecznej certyfikacji będzie drugim amerykańskim pojazdem do transportu załóg na ISS, obok pojazdu Crew Dragon od SpaceX. Prace nad powstawaniem statku CST-100 Starliner trwają co najmniej od 2010 r. Pierwotny termin ukończenia systemu (rozwijanego m.in. z udziałem firm Aerojet Rocketdyne oraz Bigelow Aerospace) wskazywano na 2015 r., jednak ze względu na opóźnienia w programie oraz wspomniane niepowodzenie pierwszego bezzałogowego testu, moment ten ulegał kilkukrotne odłożeniu.
Fot. Boeing
SPACE24
https://space24.pl/pojazdy-kosmiczne/statki-kosmiczne/kiedy-pierwsza-zalogowa-misja-kapsuly-starliner

Kiedy pierwsza załogowa misja kapsuły Starliner.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.

© Robert Twarogal 2010-2024